Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-06-2013, 15:02   #11
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Ostateczne upokorzenie

Tego dnia Henry po lekcjach ponownie odwiedził placówkę badawczą. Tym razem jednak jego celem było dowiedzieć się co się stało z jego zwiadowcą, więc zamiast wejść do środka, zaczął okrążać budynek, aż w końcu znalazł salę w której poprzedniego dnia pracowała Geenie. Przycupnął za jednym z okien i ostrożnie zajrzał do środka. Spróbował też skontaktować się ze swoim robotem za pomocą PSI, by ustalić jego położenie.
Zerkając do środka Henry dojrzał samą Geenie. Wciąż była w swoim pomieszczeniu. Tym razem jednak nieco mniej aktywna.
Owcza hybryda spała naprzeciw jakiejś doniczki. Jej głowa spokojnie leżała na stole.
Rozglądając się dalej po pełnej biologicznych próbek sali, Henry ujrzał jej dziwaczne czarne stworzenie, z jego dronem przywiązanym do kabla. Partner Geenie bawił się szpiegiem Henriego jakby to było jojo.
- Ten przeklęty zwierzak - warknął pod nosem naukowiec, unosząc do góry zaciśniętą ze złości pięść. - Traktować mój niezwykle wyrafinowany wynalazek jak zwykłą zabawkę. Niewybaczalne!
Henry wyprostował się i odchrząknął, po czym wyciągnął przed siebie otwartą dłoń.
- Sezamie, otwórz się! - rozkazał, gdy w sterowanym elektronicznie oknie coś kliknęło i otworzyło się przed nim na oścież. Naukowiec zaś przeszedł przez nie bezszelestnie i skradając się zaczął podchodzić coraz bliżej dziwacznego stworzenia. - Kici kici. Dobry zwierzaczek. Oddaj mi to, dobrze? To jest dla mnie bardzo ważne.
Stworzenie słysząc Henriego odwróciło się do niego. Zamrugało dwukrotnie po czym wystawiło jęzor.
Szybkim ruchem czarny stwór złapał ogonem za szklankę wody i ustawił ją nad głową śpiącej Geenie, jak gdyby grożąc naukowcowi, że może ją w każdej chwili obudzić.
- Nie! Tylko nie to! - zawołał Henry z przerażeniem w oczach, po czym złożył ręce w błagalnym geście. - Proszę, zrobię wszystko, tylko oddaj mi tą kulkę.
Stworzenie zmrużyło oczy gdy w jego umyśle zaczęły rodzić się jakieś diabelskie plany.
Ostatecznie wskazał na karton przy ścianie. Gdy Henry zerknął w tamtą stronę, spostrzegł w nim sporo damskich ubrań.
- Chyba sobie żarty robisz - stwierdził naukowiec, mierząc wzrokiem pudło. - Nie ma mowy żebym...
Nagle Henry poczuł jak na moment staje mu serce. Obrócił powoli głowę drżącą niczym nienaoliwiony mechanizm i spojrzał z powrotem na zwierzaka ze strachem.
- Nie mów mi... że to... jej... ubrania - wydukał, spoglądając na śpiącą dziewczynę. - Jeśli się dowie, że ich chociaż dotknąłem, to jestem martwy. Miej litość!
Stworzenie uśmiechnęło się diabelnie szeroko po czym przytaknęło ruchem głowy...torsu...głowotorsu. Twarzotorsu?
Jeżeli rasizm wywodził się z przekonania, że czarna skóra to skóra diabła, to stworzenie mogło być tego największym dowodem.
Henry przełknął głośno ślinę i rozejrzał się po sali nerwowo szukając jakiegoś miejsca w którym mógłby się schować w razie gdyby kujonka się obudziła.
Sala miała kształt prostokąta. W prawym rogu znajdowały się drzwi. Naprzeciw nich była ściana z oknem, przez które wszedł. Dalej, w lewym rogu pomieszczenia znajdowało się kilka kotar. Zapewne rozłożonych aby zrobić ciemnię. Nie wszystkim eksperymentom pomaga światło.
O ile było tu sporo umeblowania z blatami, to stół pod który można by wleźć był tylko jeden i spała na nim Geenie.
Jakkolwiek jednak spora liczba kartonów też była jakąś opcją. Można zwyczajnie się za nimi położyć a może dziewczyna nie podejdzie dość blisko by go ujrzeć...
Naukowiec westchnął, po czym ostrożnie zaczął zbliżać się do pudła. Policzył w głowie do dziesięciu i odwracając wzrok sięgnął do środka dłonią, szukając czegoś co mógł łatwo na siebie nałożyć i jednocześnie nie wyglądać zbyt idiotycznie. W końcu musiał tylko udobruchać zwierzaka i zmyć się stąd tak szybko jak potrafił.
Szybko spostrzegł, że ubrania były ładnie posegregowane. Bielizna, suknie, topy. Wszystko miało swoje miejsce w pudle. Najprościej byłoby chyba nałożyć coś jednoczęściowego? Jednak w tym wypadku miał tylko różową suknię-piżamę. To tak jakby definiował właśnie wygląd ucieleśnienia wstydu jakim zaraz zostanie.
Młody mężczyzna dłońmi drżącymi niczym w febrze wziął do rąk suknię i uniósł wysoko. Wciągnął mocno powietrze i powtarzał sobie w głowie, że prawdziwy naukowiec nie zatrzyma się przed niczym i przejdzie nawet po trupach aby osiągnąć swój cel. Obawiał się tylko, że w tym konkretnym przypadku trupem może okazać się on sam.
Henry odłożył na bok różową sukienkę, a jego ciałem wstrząsały ciarki gdy zdejmował swój ukochany kitel i który zdezintegrował jednym kliknięciem na panelu CMU. Teraz zaś wiedział, że przyszedł czas by zrobił najbardziej upokarzającą rzecz w swoim. To było gorsze nawet niż moment w którym został wyrzucony z uczelni. Wtedy mógł chociaż zachować prostą twarz i odwrócić uwagę znajomych kilkoma żartami. Teraz jednak mimo iż nikt go nie widział, czuł jak jego policzki robią się czerwone gdy wsuwał na siebie sukienkę niczym skazaniec idący na szubienicę. Po chwili która zdawała się być wiecznością odwrócił się w końcu z powrotem do zwierzaka z wymalowanym na twarzy wstydem i pięściami zaciśniętymi tak mocno że aż pobielały mu kłykcie..
- No, zadowolony? - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Czy teraz oddasz mi moją własność?
W jednym momencie woda spadła na głowę Geenie, a stworzenie zaczęło podskakiwać jak szalone, chichocząc co niemiara.
- Jab! - w swoiście rozpaczliwym głosie jęknęła Geenie unosząc się z stołu i łapiąc za głowę. - Wełna mi się skołtu...ni...- gdy dojrzała Henriego zamrugała delikatnie. Zapadła niezręczna chwila. A może po prostu trzy, najdokładniej odczute w życiu Henriego, sekundy.
Naukowiec wstrzymał oddech. Zareagował odruchowo, wystukując kilka klawiszy na swym podręcznym komputerku, po czym nagle kulka trzymana przez zwierzaka ożyła i zaczęła się rozkładać. Wyszły z niej cztery pająkowate nogi, a w środku pozostała niewielka kamerka, a może jakieś inne urządzenie?


Robocik wierzgał przez chwilę nóżkami wciąż zawieszony na kablu, gdy jego elektroniczne oko obróciło się w kierunku szafki z różnokolorowymi chemicznymi odczynnikami i wystrzeliło w jej stronę cienki czerwony promień, który natychmiast potłókł kilka z próbek, co miało za zadanie odwrócić uwagę Geenie. Henry zaś w tym czasie z nienaturalną wręcz prędkością jednym ruchem zrzucił z siebie różową sukienkę i popędził w stronę wyjścia, gdy robocik oddał następny strzał w przytrzymujący go kabel i dla odmiany ruszył w stronę okna przez które zamierzał uciec.
-ZBOCZENIEC! - wrzasnęła Geenie, gdy nagle zrobiło się gorąco.
Po pomieszczeniu zaczął rozchodzić się dym, a szafka na której stały chemikalia zapłonęła. Dziewczyna-owca nie wiedząc co ma robić patrzyła to na ogień, to na Henriego, to znów na ogień, to wtem na miejsce w którym Henry był pół sekundy temu.
Przynajmniej chłopakowi udało się uciec razem z robotem. Pytaniem było: co teraz?
Naukowiec miał tylko jedno wyjście i nie było ono delikatnie mówiąc najlepszym na jakie liczył, jednak radykalne sytuacje popychają człowieka do radykalnych działań. Henry widząc co się dzieje zmienił kierunek swojego biegu i zamiast jak pierwotnie planował uciec na korytarz, pojawił się tuż za dziewczyną.
- Manewr #073 - mruknął do komputerka na swoim przedramieniu, a chwilę później w jego dłoni zmaterializował się kawałek tkaniny, którym zakrył nos i usta Geenie. Wiedział, że zaraz włączą się zraszacze, więc pożar nie był wielkim problemem. Nie mógł jednak pozwolić by prawda o tym czego dokonał wyszła na jaw. Chusteczka nasączona chloroformem powinna skutecznie uciszyć dziewczynę, a przy odrobinie szczęście gdy się obudzi nie będzie już pamiętała owego zdarzenia lub uzna je za zwykły sen.
Geenie się wierzgała, uderzała nogą w stopę Henriego i próbowała sięgnąć rośliny, przed którą wcześniej spała, jak gdyby to miało jej pomóc. Jednakże po zaledwie kilku sekundach rozbrzmiał alarm. Woda zaczęła lecieć z sufitu, stworzenie młodej profesor ugryzło w prawą kostkę Henriego, wywołując mały jęk bólu, a drzwi do pomieszczenie uchyliły się.
Ktoś usłyszał alarm i postanowił wejść na pomoc.
Henry prędko schował chustkę do kieszeni, po czym wziął mutantkę na ręce i z przerażoną miną zaczął kuśtykać w stronę drzwi ze zwierzątkiem wciąż przyczepionym do kostki. Na całe szczęście nie potrafiło ono mówić, gdyż inaczej chłopak byłby w prawdziwych tarapatach. Teraz jednak miał okazję żeby wyjść z sytuacji w jednym kawałku.
- Pożar! - krzyknął nadzwyczaj zdesperowanym głosem. - Przyślijcie pomoc! Dziewczyna straciła przytomność!


Drzwi otworzyła czarnowłosa kobieta średniego wzrostu. Miała na sobie specyficzny strój, przypominający kombinezon ochronny. Cechował ją tatuaż - kwiatek pod prawym okiem.
- Matko jedyna. Zanieś ją pędem do pokoju lekarskiego. Ja zajmę się pokojem. - poprosiła kobieta. Wyglądała na zadbaną, ale coś sugerowało Henriemu, że nie jest wcale uczniem. Między innymi mogła być to plakietka "nauczyciel".
- Nie, proszę tam nie wchodzić! - zawołał Henry, gdy wybiegł z pomieszczenia i przystanął na moment obok nauczycielki. - Zapaliły się substancje chemiczne. Zaraz może nastąpić większa eksplozja. Lepiej niech nikt nie wchodzi do środka dopóki nie wyłączą się zraszacze.
Ostrzeżenie naukowca brzmiało niezwykle poważnie, a twarz wyrażała szczerą troskę. Nie czekając jednak na odpowiedź popędził korytarzem i pytając o drogę kilka miniętych po drodze osób szybko znalazł drogę do gabinetu lekarskiego.
W tym czasie bot znajdujący się bezpiecznie na zewnątrz zdążył usadowić się na jednej z niższych gałęzi pobliskiego drzewa i obserwował przez okno sali laboratoryjnej czy drzwi się zamkną, czy też ktoś jednak zamierzał wejść do środka mimo ostrzeżenia Henrego.
Henry biegł ile sił w nogach. Jego android stał uważnie na baczności. Wszystko wydawało się iść dobrze.
Niestety nauczycielka natychmiastowo weszła do pomieszczenia Geenie. Poruszała się wewnątrz półprzezroczystej, prostokątnej figury. Swoistego zabezpieczenia z Psi.
Kobieta rozglądała się po pomieszczeniu uważnie, przyglądając się głównie resztce pożaru, która po chwili sama zniknęła.
Mason zaś wpadł do pokoju pielęgniarki, która okazała się być androidem.


Był to robot o niebieskich włosach, grubych blachach i uroczej twarzy. Gdy tylko zobaczyła pacjentkę na rękach Henriego, otworzyła mini-komputer w swoim ramieniu, który wystrzelił holograficznym wyświetlaczem.
- Jak pomóc? - zapytała metalicznym głosem.
- Utrata przytomności wskutek szoku - stwierdził Henry, wskazując wzrokiem na trzymaną w rękach dziewczynę. Wiedział że nie ma sensu silić się na uprzejmości w rozmowie z androidem, więc postanowił od razu przejść do rzeczy. - Żadnych uszkodzeń ciała. Gdzie mam ją położyć?
Otwartą dłonią Android wskazał na łóżko. - Proszę ją położyć i wyjść. - poinstruował Henriego. - Spokojnie, zrobią co w mojej mocy. - zapewniał mężczyznę.
- Właściwie to ja też jestem pacjentem - rzekł naukowiec, podwijając nogawkę spodni, by odsłonić kolistą ranę na kostce po ugryzieniu rzędem ostrych ząbków. - Jej zwierzątko zdenerwowało się widząc pożar i trochę mnie pogryzło. Nic poważnego, wątpię czy ma wściekliznę, ale mimo wszystko sądzę że powinno się zdezynfekować i opatrzyć ranę.
- Proszę usiąść. Środki dezynfekcyjne są w szafce pod ścianą. Może się pan obsłużyć samemu lub poczekać na moją pomoc. - odparł Android, po czym zaczął skanować leżącą na łóżku dziewczynę, nadając jej priorytet wyższy niż doktorowi.
- Dam sobie radę - odpowiedział Henry, podchodząc do szafki. Zwlekał jednak długo z opatrzeniem rany, chcąc zobaczyć reakcję Geenie po jej obudzeniu. Nigdy przedtem nikogo nie odurzał, wiedział jednak że dziewczyna powinna się obudzić najdalej po kilkunastu minutach.
Rosjanka zapukała dwa razy w drzwi i przeszłą przez próg. Rozejrzała się dookoła, od razu wyłapała Henry’ego i jakąś dziewczynę która miała wiele wspólnego z owcą. Naukowcowi posłała tylko jadowite spojrzenie, po czym usiadła na najbliższym krzesełku. Ktoś potrzebował pomocy bardziej od niej samej więc mogła chwilę zaczekać
- Wyglądają paskudnie - oznajmił Henry, podchodząc do Nikity ze środkami dezynfekującymi i opatrunkiem. - Te rany na plecach. Ciebie też zaatakowało jakieś zwierzę?
Chłopak przyglądał się przez chwilę dziewczynie, wyraźnie coś rozważając. W końcu jednak westchnął z rezygnacją i odezwał się do Nikity:
- Może ja się tym zajmę? Jestem naukowcem, umiem opatrywać rany.
- NIE DOTYKAJ MNIE! - Wrzasnęła Rosjanka, zaciskając pięści.
- Już dobrze, nie denerwuj się - rzekł ze spokojem chłopak, siadając na krześle z dala od dziewczyny. - W takim razie zajmę się swoimi obrażeniami. Nie jestem w nastroju na kłótnie.
Chłopak usiadł na krześle z dala od Nikity i zaczął z ociąganiem opatrywać ranę kostce. Wyglądał przy tym na mocno przybitego i co chwila spoglądał na dziewczynę leżącą w łóżku.
- Czy w laboratorium znajdował się chloroform? - zapytał Android przyglądając się holograficznemu ekranowi. Odwrócił się on w stronę Henriego. Ten zaś zauważył, że za plecami androida Geenie powoli otwiera oczy.
Andorid dojrzał również Nikitę. - Dzień dobry. W czym mogę pomóc?
- Możliwe - potwierdził naukowiec, a na widok otwierających się oczu mutantki wstał z krzesła i podszedł do niej z rękami złożonymi za plecami. Mimo iż starał się tego nie okazywać, to czuł się okropnie z powodu tego co zrobił. - Nic ci nie jest? - zapytał spokojnym głosem, gdy stanął nad łóżkiem Geenie.
Wołałaby chyba wypić szklankę kwasu i zagryźć żyletkami niż dać się opatrzyć temu szajbusowi. Cholera jedna wie co takiemu w głowie siedzi.
- Rany cięte na plecach, niezbyt głębokie mogę poczekać dopóki nie zajmiesz się tą dziewczyną. - Jakoś pomacała się po ranie i spojrzała na dłoń na której była odrobinka niebieskiej cieczy.
- Niee. - zabeczała na swój sposób Geenie. Spoglądając rozkojarzenie na Henriego. Mason był pewien, że dochodzenie do pełnej świadomości zajmie jej chwilę.
- Proszę leżeć, a będzie dobrze.- rzekła do Geenie po czym spojrzała na Henriego. - Proszę wyjść. - aby równie mechanicznie spojrzeć na Nikitę. - Proszę zdjąć koszulę.
To była jego szansa. Henry wiedział, że musi zasiać w głowie dziewczyny bardziej realistyczną wersję wydarzeń. W ten sposób dopisze sobie to czego nie pamięta, a jeśli nawet później przypomni sobie tą surrealistyczną scenę z nim w różowej sukience, to z pewnością uzna ją za majaki.
- W sali naukowej wybuchł pożar. Wydaje mi się że twoje zwierzątko majstrowało coś przy probówkach gdy spałaś. Wybacz, że nie zdążyłem go powstrzymać - wyjaśnił na prędce ze speszoną miną, po czym podrapał się za głową. - Przyszedłem bo chciałem z tobą porozmawiać o dołączeniu do kółka naukowego, a wyszło na to że musiałem cię ratować. Pechowy dzień, co nie?
Naukowiec chciał kontynuować, jednak widząc natarczywe spojrzenie androida stwierdził, że lepiej będzie czym prędzej opuścić pokój.
- Pogadamy gdy dojdziesz do siebie - dodał jeszcze otwierając drzwi gabinetu - Do zobaczenia.
Kravchenko poczekała aż ten opuści pomieszczenie, dopiero wtedy ściągnęła bluzkę by pokazać jakich doznała obrażeń.
- To nic wielkiego, ale wolałabym nie krwawić. - Rzuciła uśmiechając się niemrawo.
Za wychodzącym Henrym padło jedno zasadnicze pytanie.
- Skąd miałeś...kod do drzwi?
Andorid szybko podszedł do Nikity. - Proszę się nie ruszać. - rzekł, aby za pomocą wacika i płynu odkażającego zacząć oczyszczać ranę. Lekko to piekło. - Cóż ci się stało? - spytał android.
Gdy Henry wyszedł w sali, spostrzegł na swoim komputerze, że jego bot właśnie obserwuje jak nauczycielka przygląda się z zastanowieniem różowej kuchni, mając na ramieniu zwierzątko należące do Geenie.
- Cóż, pomagałam zejść z drzewa pewnej kocicy. Trzymała się tak mocno że... no właśnie widać. - Wzruszyła ramionami. Była pewna że posądzą ją o jakąś bójkę czy coś.
- Długo to zajmie? Musze jeszcze klub odwiedzić. - Dorzuciła po chwili.
Podczas tej przemowy Android zaczął owijać ją bandażem. Zaledwie po chwili usłyszała. - Powinno być dobrze. - machina machiną, ale pielęgniarka szkolna była dość dobrze zaprogramowana. Jedyne o co mogła martwić się Nikita to fakt, że bandaż nieco obniżał jej proporcje. - Proszę na przyszłość uważać. Zawsze łatwiej przynieść drabinę, niż ryzykować upadkiem z drzewa.
- *Da, spasiba* - Podziękowała androidowi w ojczystym języku i opuściła salę, uprzednio oczywiście zakładając bluzkę. Zamierzała zameldować w swym sukcesie do Meer’a, więc tam się udała.
Henrego na moment zamurowało. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zwierzę puściło go zaraz po tym jak opuścił pokój Geenie.
- Ten cholerny pchlarz - wycedził z irytacją w głosie. - To wszystko przez niego! Jak tylko go dorwę, to pożałuje że się urodził... Czy też wylazł ze swojego słoja.
Chłopak postanowił jednak zostać i wytłumaczyć dziewczynie wszystkie szczegóły gdy tylko opuści gabinet pielęgniarski. Poza tym ktoś mógł chcieć z nim porozmawiać o całym zajściu, więc dobrze jeśli będą go mogli łatwo znaleźć. Im szybciej wszystko się wyklaruje tym mniejsza szansa, że ktoś go przyłapie. Pomięta suknia nie była wielkim dowodem. Woda powinna była zmyć jego zapach i odciski palców. Pozostało mu jedynie powtórzyć zmyśloną historyjkę każdemu kto go o to zapyta, a kłamstwo powtórzone tysiąc razy stanie się w końcu prawdą. Lub przynajmniej na to liczył Henry. Wpatrując się w monitor swojego CMU nie zauważył nawet mijającej go Nikity. Zresztą w tym momencie w ogóle go ona nie interesowała. Miał dużo ważniejsze sprawy na głowie niż jakaś przewrażliwiona dziewczyna.
Jednak w pewnym momencie jego rozmyślania przerwało pikanie komputera, a na dole ekranu dojrzał migający napisa: "Incoming transmission from: Lazy Assistant". Henry rozejrzał się nerwowo po korytarzu, aczkolwiek mimo iż nikogo nie dostrzegł stwierdził że bezpieczniej będzie schować się w kantorku znajdującym się tuż za rogiem. Co prawda drzwi były zabezpieczone zamkiem elektronicznym, który jednak nie okazał się wielkim wyzwaniem dla szalonego naukowca. Chłopak upewnił się że w środku nie ma żadnych kamer ani pluskw, po czym usiadł na jednym z licznych pudeł wypełniających pomieszczenie niewiele większego od schowka na miotły. Nacisnął migającą na dotykowym ekranie zieloną słuchawkę, a pokoik natychmiast rozświetliła poświata trójwymiarowego hologramu.


W centrum znajdowała się fioletowowłosa dziewczyna otoczona tuzinem komputerowych ekranów wyświetlających zarówno strony internetowe, jak i okna z liniami kodów. W ciemno można było założyć że pasją asystentki Henrego była informatyka.
- Widzę, że zdążyłaś się zadomowić - stwierdził Mason.
- Henry, do czego był ci potrzebny chloroform? - zapytała Juliet z przejętą miną. - Nie mów mi tylko że porwałeś jakąś dziewczynę po to żeby...
- Haha, dobrze żarty - przerwał jej z powagą naukowiec. - Oczywiście, tak jak od początku przypuszczałem, jakiś agent próbował sabotować moje plany. Musiałem go uciszyć i wyciągnąć z niego wszystko co wie.
Informatyczka przewróciła oczami.
- A tak na serio?
- Bardzo dobrze, moja asystentko! - zawołał Henry, wskazując palcem na hologram. - To był test twoich zdolności dedukcyjnych! Tak naprawdę byłem na sekretnej misji by wydobyć z komputera dyrektora informacje o broni masowej zagłady która...
- Ekhem - Juliet przerwała Henremu głośnym chrząknięciem i przyszpiliła go przeszywającym wzrokiem. Temu natomiast z twarzy powoli zszedł uśmiech i zwiesił głowę tak że opadające włosy zakryły jego twarz.
- Odurzyłem dziewczynę, bo zobaczyła mnie w sukience - rzekł morowym głosem.
- Co zrobiłeś? - zapytała Juliet i przez moment siedziała z otwartymi ustami, po czym niespodziewanie wybuchła salwą śmiechu tak głośną, że Mason musiał aż ściszyć głośnik by nikt na zewnątrz ich nie usłyszał. Prawie minutę zajęło jej dojście do siebie, nim była w stanie z powrotem kontynuować rozmowę.
- Skończyłaś? - zapytał Henry z wyraźnym zniecierpliwieniem. - Skąd wiedziałaś, że tym razem nie kłamałem?
- Nikt nie wymyśla tak idiotycznych kłamstw, więc to musiała być prawda - stwierdziła asystentka, ocierając łzy cieknące z oczu, gdy nagle ktoś w domu Henrego zawołał:
- Czy mogę zjeść tą potrawkę z kurczaka!?
Juliet obróciła się na krześle i odkrzyknęła:
- Pewnie, i tak jest ohydna!
- Czy to był Bill? - zapytał Henry. - Co on tu robi i czemu dajesz mu moje jedzenie?
Dziewczyna obróciła się ponownie i wzruszyła ramionami.
- Zanim wrócisz i tak całe zdąży się przeterminować. Mówił że chciał cię odwiedzić nim wyślą cię do akademii, ale widać nie zdążył dojechać na czas.
- Hej braciszku! - głos powoli się zbliżał, aż w końcu w zasięgu kamery holograficznej znalazła sie wielka machająca łapa, a zaraz potem wyłoniła się reszta ciała.


- Sorki, że się spóźniłem, ale byłem na konwencie w Californi i tak jakby zapomniałem o tobie - rzekł przepraszającym tonem.
Billy Mason był o rok starszym bratem Henrego i znacznie mniej uzdolnionym. Skończył szkołę zawodową i obecnie był mechanikiem pojazdowym. To od niego Henry dostawał większość części które wykorzystywał w swoich wynalazkach.
- Dawno żeśmy się nie widzieli - stwierdził zawstydzony.
- Nic nie szkodzi - odpowiedział mu Henry.
- Słyszałeś co on zrobił? - wypaliła niespodziewanie Juliet, odwracając się do Billa. - Odurzył dziewczynę, bo ta zobaczyła go w sukience.
Po kolejnej burzy śmiechu brat Henrego usiadł na drugim obrotowym krześle przy jednym z monitorów i zapytał:
- Macie tu jakieś gry?
- Sprawdź w folderze "Stymulacja neuronowa mózgu za pośrednictwem oprogramowania rozrywkowego" - odpowiedziała mu Juliet.
- Nie wiedziałem, ze foldery mogą mieć tyle znaków.
- Nie chcesz wiedzieć jak nazwał swój folder z por...
Tym razem to Henry odchrząknął przerywając swojej asystentce. Postanowił opowiedzieć dwójce szczegóły całego zajścia, zaś gdy skończył Bill nie odrywając wzroku od monitora na którym widniała jakaś gra wyścigowa rzekł do niego bez cienia współczucia:
- Jesteś okropną osobą. Życzę ci żebyś zgnił za kratkami, ty potworze.
- Czy ty aby nie przesadzasz? - żachnęła się Juliet. - Mówisz o swoim bracie.
- Od dzisiaj nie mam brata - odpowiedział Bill tym samym bezlitosnym głosem.
- Zignoruj go - poinstruował asystentkę Henry. - Ten nerd ma fioła na punkcie mutantek. Naczytał się za dużo tych chińskich komiksów.
- To są japońskie mangi - oświadczył Bill. - A ja jestem otaku.
- I jesteś z tego dumny? - zapytał naukowiec.
- Nie rozmawiam z tobą dopóki jej nie przeprosisz.
- A niby jak mam to zrobić nie przyznając się do winy?
- To już twój problem.
Po chwili niezręcznego milczenia Juliet postanowiła zadać swojemu przełożonemu dość rzeczowe pytanie:
- Czy dziewczynie nic nie jest?
- Zabrałem ją do pielęgniarki. Właśnie dochodzi do siebie - odpowiedział Henry.
- Cóż, masz szczęście że znajdowaliście się w laboratorium biologicznym - oznajmiła informatyczka i po chwili przeglądania internetu dodała. - Chloroform powstaje w procesie chlorowania metanu, więc dość łatwo wytworzyć go przez pomyłkę w trakcie eksperymentów ze związkami organicznymi. Przynajmniej przez to nie powinieneś mieć problemów.
- Dobrze wiedzieć - odetchnął z ulga naukowiec.
- Następnym razem po prostu wejdź przez drzwi i poproś o robota. Oszczędzisz wszystkim zamieszania i nerwów - pouczyła go Juliet. - A na razie upewnij się że sprawa nie wyjdzie na jaw, bo mógłbyś mieć przez to niemałe kłopoty.
- Wiem o tym - odpowiedział z powagą Henry. - Muszę wracać przed gabinet lekarski. Android medyczny powinien ją niedługo wypuścić. Będziemy w kontakcie.
Asystentka przytaknęła i rozłączyła się, a chłopak wstał z pudła, ostrożnie uchylił drzwi kantorka i upewniwszy się że nikt go nie podsłuchiwał, wyszedł i wrócił na swoje miejsce pod drzwiami gabinetu.
Gdy ledwo się pod nimi znalazł od razu dojrzał Geenie idącą spokojnie korytarzem, będącą właściwie na jego krańcu. Niewiele brakowało a przegapił by ją w całości.
- Hej, Geenie! - zawołał Henry, ruszając pędem za dziewczyną aż w końcu po krótkim biegu się z nią zrównał. - Już wszystko z tobą dobrze? Nawet nie wiesz jak się cieszę! Może postawię ci dzisiaj śniadanie, a potem pomogę posprzątać cały ten bajzel? - zaoferował jej z szerokim przyjaznym uśmiechem. - Musiałaś wczoraj naprawdę ciężko pracować. Spałaś tak mocno że nawet nie usłyszałaś mojego pukania i wołania. Słyszałem jak ze środka dochodziły jakieś postukiwania, ale nikt nie odpowiadał, więc użyłem pewnej sztuczki żeby otworzyć drzwi. Bałem się, że mógł się zdarzyć jakiś wypadek.
Geenie patrzyła na Henriego. Miała dość zamulony, zaspany wyraz twarzy.
- Nie drzyj japy baranie. I kim jesteś? - jęknęła drapiąc się po głowie. Wtedy też i Henriemu lekko się zamotało w nozdrzach. Był to nietypowy, specyficzny zapach. Nieco słodkawy choć przypominający płyn do dezynfekcji. Chloroform. - I nie podchodź. - dorzuciła Geenie, a naukowiec zdał sobie sprawę, że ten zapach wychodzi z jej ciała, jak gdyby był jej naturalnym odorem.
- Henry Mason - przedstawił się naukowiec, cofając się o krok gdy na ekranie CMU pojawiło się ostrzeżenie o groźnej substancji wraz z jej wzorem chemicznym i opisem właściwości. Zauważył też że nie ma na sobie swojego zwyczajowego kitla, więc prędko wystukał na CMU odpowiednią kombinację by ponownie go zmaterializować i zarzucić na siebie. Wciąż jednak szedł niedaleko dziewczyny. - Spotkaliśmy się wczoraj... i dzisiaj. Jaka jest ostatnia rzecz którą pamiętasz?
- Co? Ktoś mi wodę na łeb wylał. I pamiętam, że kogoś...zaraz- dziewczyna natychmiast się zatrzymała i spojrzała agresywnie na Henriego. - O cholerę ci chodzi pierwszaku? - zapytała dość agresywnie. - Wpieprzasz się do laboratorium dzień przed otwarciem, wpieprzasz się do mojego mieszkania dzień później i jeszcze pytasz o jakieś brednie. - dziewczyna była zła. Bardzo. Złapała nawet Masona za kołnierz. - Jesteś jakimś stalkerem!? - spytała odpychając go na ścianę. - Idź w cholerę. - mruknęła ruszając dalej.
Naukowiec zacmokał z dezaprobatą, poprawiając swój kitel.
- Uparta jak sam diabeł - stwierdził, odprowadzając wzrokiem odchodzącą Geenie. Zaraz potem sprawdził ponownie wizję swojego bota, by dowiedzieć się jak wygląda sytuacja w sali należącej do dziewczyny. Sam ruszył też powoli z powrotem do ośrodka naukowego z zamiarem obejrzenia reszty sal badawczych i odnalezienia siedziby klubu naukowego. Modlił się przy tym w duchu by nie był to pokój Geenie, gdyż wiedział, że wspomnienia tego dnia będą go dręczyć jeszcze przez wiele najbliższych tygodni.
Wedle bota, pokój Geenie był pusty. Różowa suknia znaleziona przez nauczycielkę wisiała na oknie, schnąc po 'deszczu' a samo pomieszczenie wydawało się już suche. Najprawdopodobniej ktoś natychmiastowo wyczyścił pomieszczenie.
Klasa klubu naukowego znajdowała się mniej-więcej w środku budynku. Była to wielka sala badawcza z mnóstwem przyrządów i wielkich stołów do pracy. Była jednak niestety pusta. Na jednym z stołów widniała kartka "zaraz wracam".
Henremu nie pozostało więc nic innego jak poczekać przed salą. Czuł że jego ciało nie byłoby już w stanie znieść więcej wrażeń tego dnia. Wyglądało na to, że wszystkie dowody w sprawie incydentu zostały zabezpieczone i teraz sprawy szły już własnym torem na który nie miał wpływu. Mimo to postanowił nie zaprzestawać szpiegowania swojej potencjalnej rywalki. Robocik zaczął szybko przebierać nóżkami po gałęzi, zbliżając się do pnia w którym szybko znalazł niewielką dziuplę z widokiem na pokój geniuszki. Chwilę potem bezpiecznie się w niej usadowił i ponownie powrócił do swojej złożonej formy pod postacią metalowej kulki, pozostając w trybie czuwania.
Chwilę później, nauczycielka którą wcześniej Henry spotkał w pokoju Geenie pojawiła się na korytarzu i podeszła do niego.
- Oh, znowu pan. Dziękuję za pomoc. - uśmiechnęła się miło do Masona. Wydawała się być dość spokojną i dobroduszną kobietą. - Zainteresowany kółkiem naukowym? - spytała. - Zapraszam do środka. - po chwili otworzyła drzwi aby wejść do sali. Gdy Henry przyjrzał się dokładniej, zobaczył, że na końcu korytarza czekał ktoś jeszcze. Jakaś postać zaczajona przyglądała się dwójce zza rogu.
- Jak najbardziej - naukowiec odpowiedział nauczycielce uśmiechem. - Proszę tylko chwilkę poczekać. Muszę skoczyć do toalety.
Gdy kobieta weszła do sali Henry rozejrzał się dookoła i pogwizdując zaczął iść w kierunku pomieszczenia z napisem WC, jednak w pewnym momencie zmienił kierunek, by z nadludzką prędkością opuścić korytarz. Biegnąc okrężną drogą chwilę później pojawił się za podglądaczem i postukał go palcem w ramię.
- Szukasz kogoś? - zapytał z poważną miną.
A chwilę później Henry masował się w policzek opierając się o ścianę. Chyba nic mu nie wypadło.
Osoba którą spotkał była dość dobra w sztukach walki. Chyba nawet take-won-do, bo jaka inna sztuka uczy rozdawania liści za pośrednictwem nogi?
- Ah! Przepraszam....proszę mnie nie straszyć... - gdy spojrzał w górę, Mason dostrzegł osobę równie przerażoną co i w słodki sposób przejętą. Osobą tą był Tanu. Delikatnie i nieco zwierzęco wyglądająca postać z jego klasy. - Etoo...pomóc ci? - padło pytanie gdy postać wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Nie... trzeba... - naukowiec podniósł się z ziemi. Widział jeszcze przez moment gwiazdki przed oczami, jednak udało mu się utrzymać równowagę. - To ja przepraszam. Wziąłem cię za śledzącego mnie agenta, ale zapomniałem że ten tak łatwo nie dałby się przyłapać.
Henry bacznie zlustrował osobnika od stóp do głów. Wcześniej był zbyt zaabsorbowany by przyjrzeć mu się w klasie. Czyżby kolejny mutant? W tej szkole aż się od nich roiło!
- Też interesuje cię dołączenie do kółka naukowego? - zapytał Mason nagle zaciekawiony osobnikiem, czy też może raczej nowym okazem. - Przypominam sobie że miałaś podobne zainteresowania co ja.
- Eh...tak. Dużo ludzi jest w klasie? - padło pytanie a oczy Tanu podróżowały z lewej na prawą a nigdy na Henriego. - Jak nie to możemy iść....Jak tak to wpadnę potem... - zasugerowała.
- Jest tylko opiekunka - rzekł Henry, przewracając oczami. - Jesteś nad wyraz płochliwa jak na kogoś kto zamierza zostać super-żołnierzem. Czy to jakaś twoja zwierzęca cecha?
Naukowiec oparł delikatnie dłonie na plecach dziewczyny i zaczął ją pchać w stronę sali. Widać nie zamierzał pozwolić jej uciec. Nie chciał też jednak dostać znowu po twarzy, więc tym razem był gotowy by w razie niebezpieczeństwa wykonać unik.
- Nie mógłbym spać po nocach gdybyś przeze mnie się wycofała. Co ty na to żebyśmy zostali przyjaciółmi? - zaproponował pogodnym głosem, aczkolwiek unoszące się w uśmieszku kąciki ust których naturalnie Tanu nie mogła widzieć zdradzały jego bardziej niecne zamiary.
- Ah? Eh? Dobrze. - zgodziła się Tanu odskakując od siły pchającej ją po podłodze i wchodząc do klasy.
Nauczycielka siedziała w pomieszczeniu popijając kawę i przeglądając wczorajszą gazetę. Nie wyglądała na specjalnie pochłoniętą niczym istotnym.
- Witajcie. Przysyła was Geenie czy sami zainteresowaliście się kółkiem? - spytała, nie odwracając wzroku od tekstu.
- To ona zajmuje się rekrutacją? - zainteresował się Henry również wchodząc do sali i zamykając za sobą drzwi. - Mnie raczej próbowała zniechęcić. Ale się jej nie dałem. Nic nie powstrzyma prawdziwego głodu wiedzy!
- Jak komuś się udają wszystkie projekty i ma klucze do każdej klasy to nie sądzę aby ktoś z innego powo...pff. - Nauczycielka zakrztusiła się kawą, oblewając swoją gazetę. Po chwili nagłym obrotem skierowała się w stronę dwójki. A raczej Henriego. Tanu znajdował się tuż za nim bardzo dokładnie z punktu widoku nauczycielki ukryty. - Świetnie, więc chcesz zrobić własny oddział w klubie? Biologia czy mechanika? - jej postawa zmieniła się dość radykalnie a szeroki uśmiech dodał jej nieco energii w porównaniu z poprzednią postawą.
Henrego nieco zdziwiło zachowanie nauczycielki, jednak szybko odzyskał rezon i biorąc się pod boki oświadczył: - Ależ oczywiście że chcę! Po cóż innego bym tu przybył? Moja specjalność to robotyka. Już ja pokażę tej egocentrycznej, zarozumiałej, niewdzięcznej geniuszce z kim ośmieliła się zadrzeć! - naukowca chyba poniosła chwila, gdyż na moment wybuchnął opętańczym śmiechem, który wszakże szybko opanował.
- Więc? Kiedy mogę zaczynać? - zapytał z pewnym siebie uśmiechem.
- Jak tylko mi coś wypełnisz i przyniesiesz projekt. - odparła nauczycielka szybko podchodząc do biurka i wyjmując z niego mały dokument, który podała Henriemu. Tanu w moment zaczęła zaglądać przez ramię naukowca. Po tym jak wyszła z konta w którym zastanawiała się, czemu Mason się śmiał.
Dokument prosił o takie nazwy jak "nazwa wydziału" "specjalność" "lista członków" i "lider oddziału". Poza tym, był to głównie regulamin. Jak się okazuje szkoła nie bierze odpowiedzialności za szkody zaistniałe podczas pracy ale zarazem zrzuca koszty za uszkodzenia na uczniów, o ile tylko ktoś będzie w stanie udowodnić im, że byli za coś winni. - Aby zacząć pracę nad projektem musisz mi udokumentować opis tego, co chciałbyś opracować z jakimiś wstępnymi założeniami. - objaśniła nauczycielka wracając na swoje miejsce.
Henry zręcznym ruchem wyciągnął z kieszeni kitla czerwony długopis i od razu wpisał siebie jako lidera oddziału, jako nazwę wydziału wpisując: "<wstaw: długa i wyszukana nazwa nie mająca kompletnie żadnego sensu>".
- Rozumiem, że ty też się wpisujesz? - zapytał Tanu, odwracając się do niej by wcisnąć jej do rąk kartkę wraz z długopisem. Uśmiechał się przy tym szeroko, ukazując jej swoje nienaganne uzębienie.
- Oh. Ok. - odparła równie pasywnie co poprzednio, po czym położyła kartkę na stole i dopisała swoje imię, aby następnie podać ją nauczycielce. - Co prawda nie mam pomysłów nad czym możemy pracować. - przyznała Tanu.
- Nie przejmuj się, szczegółami zajmę się ja. Dam ci znać gdy będę miał gotowy projekt. Wtedy pomożesz mi go skonstruować - poinstruował naukowiec swoją podopieczną i ruszył w stronę wyjścia. - A teraz pomóż mi znaleźć więcej członków. Musimy mieć co najmniej tylu co Geenie. W końcu nie możemy z nią przegrać. Ku świetlanej przyszłości! - Henry zawołał rześkim głosem, wychodząc na korytarz. Resztę dnia spędził przeszukując resztę sal badawczych w poszukiwaniu ludzi chcących się zapisać do jego wydziału. Niektórych próbował przekonać swoją gadaniną (“Czy rozważałeś kiedyś perspektywy jakie może ci dać współpraca z kimś kto niebawem zostanie światowej klasy pionierem w dziedzinie robotyki? Nie? W takim razie spróbuj i się przekonaj! Gwarantuję ci że nie pożałujesz!”), innych maskotką wydziału której rolę odgrywała Tanu (“Sami spójrzcie! Prawda że jest przeurocza? I dobrze zgadliście, to bynajmniej nie jest przebranie!”), a jeszcze innych wizją zdetronizowania pompatycznej geniuszki, która zapewne przez ponad dwa lata zdążyła sobie narobić więcej wrogów niż tylko jedną opiekunkę kółka naukowego. Krótko mówiąc - był gotowy wykorzystać wszystkie asy jakie tylko miał na swoim podorędziu.
Z smutkiem jednak nie znalazł nikogo...
Nie licząc potwornego zawstydzenia Tanu, misja zwiększenia laboratorium zakończyła się głównie zdobycie oficjalnego miana wariata i dziwaka dla Henriego, parę osób mruczało coś o Geenie posyłając go w diabli, a raz była nawet scena, gdzie ktoś chciał uwolnić Tanu od jarzma zwariowanego naukowca. Chyba jedynym jej problemem był fakt, że Tanu zniknęła zaraz na początku tego wydarzenia.
Szczęście w nieszczęściu Henry mógł zawsze liczyć na pomoc swojej asystentki za pośrednictwem komunikatora...

* * *

Tej nocy Henry widocznie nie zważając na swe liczne porażki spał o dziwo lepiej niż przez ostatnich wiele miesięcy. Z ust rozdziawionych w szerokim uśmiechu ściekały mu strużki śliny, a jego ciche chrapanie przerywały co jakiś czas urywane chichoty. Bez wątpienia śniło mu się coś przyjemnego. Jedynie brak charakterystycznego wybrzuszenia na pościeli sugerował że nie był to typowy miły sen. Oczami wyobraźni naukowiec widział siebie siedzącego w pierwszym rzędzie auli, czekającego na ogłoszenie werdyktu, gdy nagle wszystkie światła skierowane zostały na niego, a stojący na mównicy dyrektor Ao ogłosił, że zdobywcą tytułu Geniusza Roku zostaje nie kto inny jak Dr. Ignatius! Rozległy się gromkie brawa, a rozpromieniony Henry powstał ze swojego miejsca i z dumą wkroczył na scenę, by wymienić z dyrektorem uścisk dłoni oraz otrzymać złotą statuetkę. Potem zaś naukowiec sam stanął na mównicy i z satysfakcją obrzucił pogardliwym spojrzeniem kipiącą ze złości Geenie, która również siedziała w pierwszym rzędzie, tak że nie mogła nigdzie uciec przed jego tryumfującym wzrokiem.
- To dla mnie wielki honor i zaszczyt otrzymać szansę zostania chlubą tej jakże zacnej placówki - przemówił dumnie. - Po pierwsze chciałbym podziękować całemu mojemu zespołowi, jak i nauczycielom. Jednak to że zaszedłem tak daleko zawdzięczam jednej szczególnej osobie, która od samego początku była moją inspiracją i przez cały czas dawała mi motywację do działania.
Przez tłum przelała się fala szeptów, a dziewczyna-owca wierciła się niebezpiecznie na swoim siedzeniu. Po chwili Henry nie mogąc dłużej trzymać wszystkich w niepewności zawołał gromkim głosem:
- Mówię oczywiście Geenie Geit, która pokazała mi jak być prawdziwym liderem. Dzięki jej niezłomnej sile woli która niezmiennie pchała mnie naprzód, nie zatrzymałem się ani na moment nawet w najcięższych chwilach i zawsze będę jej za to dozgonnie wdzięczny.
Naukowiec odłożywszy z namaszczeniem złotą statuetkę pierwszy zaczął klaskać, a zaraz potem dołączył do niego tłum uczniów i nauczycieli. W tym momencie twarz Geenie zrobiła się aż purpurowa ze złości i zacisnąwszy dłonie na oparciach swego siedzenia zaczęła jednocześnie dygotać na całym ciele w niemej furii. Resztę przemówienia Henrego stanowił wyłącznie jego szalony śmiech, zagłuszany niekończącymi się oklaskami.
 

Ostatnio edytowane przez Tropby : 26-10-2013 o 18:50.
Tropby jest offline  
Stary 19-06-2013, 19:53   #12
 
Felix's Avatar
 
Reputacja: 1 Felix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodzeFelix jest na bardzo dobrej drodze
Najwyższy czas był na poranną gimnastykę, w pierwszej chwili chciał poćwiczyć na sali, lecz ładna pogoda za oknem pokrzyżowała te plany. Wyszedł przed szkołę i pokręcił się po pobliskim parku szukając dobrego miejsca. Wszedł na trawę zdejmując buty i płaszcz którym ciągle się okrywał tak że został bosy w luźnych spodniach i tunice która nie ograniczała ruchów.
Jak zazwyczaj zaczął od Qi-gong z elementami Tai-Chi w ramach rozciągnięcia mięśni i energii. Po pół godzinie mógł skończyć i zająć się czym innym.
Skoro miała zostać ich czwórka z pewnością rywalizacja będzie spora. Jeszcze dwa lata temu zacząłby od sparodiowania się z innymi uczniami i poznaniu potencjalnych wrogów. Walczyć nie miał ochoty, lecz z pewnością dojdzie niebawem do jakiś starć.
Fi zdecydował się przejść po wyspie i poszukać jakiś ciekawych klubów. Liczył że znajdzie coś co w jakimś stopniu będzie dla niego przydatne. Może jakiś klub zorientowany na kontrolę Ki... znaczy Psi. Wciąż nie mógł się przestawić na tutejsze określanie energii.
Tak więc swoje kroki skierował ku tablicy ogłoszeń, o ile taką znajdzie. Liczył że będzie coś na ten kształt w okolicy wejścia do szkoły.
Faktycznie takowa się znalazła.
Niestety Fi zawiódł się jej zawartością. Klubów o PSI nie było. Na liście znajdowała się wyłącznie oferta korepetycji z zakresu psioniki u Yokiego.
Idąc dalej listą, w szkole mieli klub naukowy, klub lekkoatletyki, klub walk, klub pomocy charytatywnej oraz klub net-surferów. Lista była dosyć mała, przez co łatwo było się nią zawieść. Choć przypominając sobie słowa Yokiego, szkoła pozwala na zakładanie własnych zgromadzeń. To zawsze było jakieś rozwiązanie dla młodego mutanta.
Fi westchnął rozczarowany. Z całej listy nic nawet nie mógł brać pod uwagę. Nauką się nie interesował, tak samo jak lekkoatletyką. Nie chciał walczyć bez powodu, dla zwykłej rozrywki, to zbyt poważna sprawa. Pomoc charytatywna i net-serferowie? Nie zahaczały nawet o jego zainteresowania. Na pewno zapiszę się na Psionikę u Yokiego, jeśli zorganizowanie własnego klubu będzie zbyt skomplikowane to odpuści sobie i wstąpi do lekkoatletów. Przynajmniej zachowa kondycję.
Sprawdził więc gdzie się zapisać na korepetycje, i ruszył gdzie trzeba drążąc w pamięci czy wstąpienie do klubu było obowiązkowe. Tak czy inaczej warto było chociaż zorientować się w procedurze rejestrowania nowego klubu. Wtedy jakby porażony prądem spiął się, a uśmiech zaiskrzył na jego twarzy. Klub oznaczał pokój klubowy, własny teren, gdzie mógł by się udać w wolnej chwili. Perspektywa była kusząca, ruszył więc dalej swobodnym kocim krokiem.
Aby zapisać się na korki musiał znaleźć Yokiego i osobiście mu o tym powiedzieć.
Nie było to większym problemem. Fi szybko znalazł swoją drogę do pokoju nauczycielskiego. W środku siedziała spora część kadry. Wychowawca szybko rozpoznał swojego ucznia.
- Fi o ile się nie mylę? - spytał Yoki wstając od stołu i wychodząc z pokoju, aby zamknąć do niego drzwi. - W czym mogę pomóc?
-Profesorze- Fi przywitał się tradycyjnym, staromodnym ukłonem – Chciałem zapisać się na korepetycje z Psi
Cóż, jakieś pojęcie o Ki posiadał, nie wątpił że na korepetycjach pozna to zagadnienie od zupełnie nowej strony. Zamierzał rozwijać to co było jego atutem i nie przepuścił by sobie możliwości udoskonalenia swoich technik.
- Cóż, korepetycje są głównie dla osób które nie dają sobie rady z ich rozwojem. Ale nie ma problemu. Wystarczy, że przyjdziesz do mojej klasy po lekcjach. To ta sama klasa w której mieliśmy godzinę wychowawczą. - wyjaśnił Yoki. - Skąd takie chęci?
- Poznawałem Ki w zupełnie innym systemie. Mogę nie znać terminologii lub innych rzeczy które tu uznawane są za podstawowe. Poza tym podstaw nigdy za wiele, zawsze warto je utrwalać. Podstawowa technika wykonana perfekcyjnie, często jest skuteczniejsza niż średnio wykonana zaawansowana technika
Fi był wyraźnie zadowolony z wygłoszonej przez siebie myśli. Zaczekał jeszcze chwile by się upewnić czy Profesor nie chciał zapytać o coś jeszcze. Jeśli nie ukłonił się, pożegnał i ruszył w kierunku swojego pokoju. Jeśli chciał założyć klub trzeba było się przygotować, ustalić czym dokładnie będą się zajmować i kogo zaprosić.
 
Felix jest offline  
Stary 19-06-2013, 22:02   #13
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Sala gimnastsyczna
Kolejne uderzenia miarowo rozcinały powietrze. Najróżniejsze kopnięcia zdawały się to zwalniać, to przyśpieszać, tylko po to, by wytracić wirtualnego przeciwnika z równowagi. Ot, zwyczajna rozgrzewka, próba rozgrzania swych mięśni do poziomu, w którym możliwe jest jakiekolwiek faktyczne działanie.
- Ktoś chętny na jakiś sparing? - blondyn przemówił, gdy jego nogi zrobiły przerwę w tym jakże dziwnym tańcu.
Nieopodal worek treningowy był brutalnie okładany łokciami i kolanami, ot zwyczajnie Nikita sobie ćwiczyła. Ciosy były tak silne że worek podskakiwał co raz. Kątem oka spojrzała na Soeki’ego.
- Na jakich zasadach? - mruknęła kopiąc w wór.
- All-out - blondyn odparł krótko, rozciągając swe ręce.
- Przepraszam że zrobię ci krzywdę... - Uśmiechnęła się demonicznie. Oczywistą rzeczą było że nie zamierzała poważnie uszkodzić chłopaka. Poprawiła swoje czerwone rękawice bez palców i stanęła na przeciw kolegi z klasy.
- Uznaj to za możliwość zrewanżowania się za wczoraj - odparł nieco zmieszany chłopak, który przypomniał sobie wręcz szaleńczą złość wygłodniałej, sowieckiej wilczycy.
Piąstki Nikity uderzyły jedna o drugą, a ona sama podskoczyła dwa razy w miejscu. Po tym od razu wystartowała w stronę blondyna, z zamiarem kopnięcia go w szczękę. Fakt że zaświeci mu majtkami zignorowała albo nie była tego świadoma.
- Zdajecie sobie sprawę, że na froncie rzadko walczy się jeden na jednego? - rzucił w ich stronę Borys, który wisiał głową w dół na drążku, robiąc brzuszki w powietrzu. - Zresztą tak zwany All-out chyba nie jest wskazany, skoro tylko 4 osoby z całej placówki mają zdać szkołę. Lepiej chyba zostawić jakieś asy w rękawie? -dodał w rytmiczny sposób wykonując kolejne ćwiczenia, gdy pot spływał po jego gołym w tym momencie torsie.
- Wiele osób twierdzi, że tylko przekraczając limity jesteś w stanie rozwinąć swe ciało - blondyn przemówił, odskakując o niecały metr w tył. Jego ręce uniosły się w gardzie, zaś prawa noga wystąpiła do przodu, ot zwyczajna postawa, w której zmniejsza się narażony na ciosy obszar.
- Inni, że to najszybszy sposób - dodał, zaś przed jego oczyma pojawiło się kilka biało-czarnych pasków, ot, zwyczajne... zakłócenia, czy raczej efekt poprzednich zdarzeń.
- Skup się! - Rzuciła Nikita, opuszczając nogę. Wystawiła przed siebie ręce, które krążyły w cyrkulacyjnych ruchach. Palce zaciskały się i rozluźniały co parę sekund, do tego wykonywała małe skoki z lewej do prawej. Może to bardziej przypominało jakiś taniec godowy, ale zamiary rosjanki były złowieszcze. Małymi krokami zbliżała się do Soeki’ego, by nagle grzmotnąć z obrotu łokciem w losowe miejsce na twarzy.
- Nie gilaj - najwyraźniej przedziwna taktyka Nikity miała dużo sensu, bowiem ciężko było przy niej zachowywać się w jakikolwiek sposób zbliżony do powagi. Śmiech trwał, przynajmniej do momentu, w którym blondyn nie wyleciał w powietrze. Mimo kilku kropli krwi, które spływały po rozciętym łuku brwiowym, podejrzany o skłonności samobójcze wylądował miękko.
Yami doskoczył do partnerki, wykonując szybkie kopnięcie na wysokość jej głowy. Z natury wysokie kopnięcia są unikane, są bowiem zbyt destruktywne, zaś gdy dodać do tego PSI - ataki tego typu przeważnie kończą walkę, może właśnie dlatego Soeki zamierzał wykorzystać ewentualny unik na swoją korzyść. Za pomocą momentum kopnięcia zamierzał wybić się w powietrze i wykonując kilka obrotów wokół własnej osi - zaatakować drugim kopnięciem.
Widząc nadchodzące kopnięcie odchyliła się odrobinę w tył by wziąć zamach ręką. Celowała w nogę blondyna by zbić nadchodzące uderzenie, do tego jej ręką zawibrowała. Mogło to być znakiem ostrzegawczym że właśnie ma zamiar wykorzystać swoje wszczepy. Mała piąstka, pozornie niegroźna grzmotnęła w piszczel chłopaka zbijając cios.
Oba uderzenia wywołały niemalże falę uderzeniową, każda z nich zetknęła się ze sobą z hukiem na chwile przed faktycznym zetknięciem się ciał. Powietrze gwałtownie uciekało z jakże niebezpiecznego miejsca, dając całkiem przyjemne wrażenie nie tylko dla walczących, ale i obserwatorów.
Siła dwóch technik została praktycznie zanegowana, a Yami instynktownie odskoczył, tworząc coś będącego namiastką dystansu.
Dziewczyna była zdumiona siłą ataku kolegi z klasy.
- Więc to jest to całe PSI? Nieźle! - Klasnęła w dłonie uradowana, szczerząc kły jak jakieś zwierze. - Przez moment myślałam że mogę ci krzywdę zrobić. Wygląda na to że to w dwie strony działa. - Kręgi w jej karku chrupnęły cicho, gdy wygięła głowę w bok.
- To chyba jakiś pokręcony efekt ewolucji - Soeki stwierdził nieco zakłopotany. Nie wykonał jednak jego standardowego tiku nerwowego - ciągle trzymał gardę. - W sumie sam nie wiem jak to działa, ale jest fajnie - dodał, zaś niepewność została zmyta przez uśmiech.
Nikita odpowiedziała szczerym uśmiechem i z tym samym wyrazem twarzy zaszarżowała na blondyna. Jej plan był prosty i możnaby pomyśleć banalny, mianowicie chciała wpaść w niego całym swym ciałem i przyszpilić go do podłogi. Wcale nie szczędziła do tego siły.
Yami tylko uśmiechnął się szeroko.
Noga blondyna monentalnie znalazła się wysoko ponad jego głową, tylko po to, by gwałtownie upaść na ziemię. Kopnięcia tego typu przeważnie kończą sparingi...
Przeważnie... Nikita jednak nie była byle jakim przeciwnikiem. Jej Combat HUD od razu wychwycił zagrożenie, zgrabnym odskokiem uniknęła spadającego młota.
Jeśli obserwatorzy mieli jakiekolwiek pojęcie o walce, to wiedzieli że jakakolwiek podobna do tej, często kończy się śmiercią jednej ze stron. Może właśnie dlatego do tego typu pojedynku bardziej pasowała im dzicz, która nagle zaczynała pojawiać się w ich wyobraźni?
Głośne uderzenie przemknęło przez okolicę, uderzając jednak tylko w ziemię.


Kilka mrugnięć oczu obserwatorów było potrzebne, by zdać sobie sprawę, że ciągle znajdują się na terenie szkoły, a zawodnicy są czymś w rodzaju znajomych z klasy, nie zaś faktycznymi wrogami. Czar prysł, niemalże tak samo, jak teoretyczna dziura w podłożu, zdawało się jednak, że w prawdziwym starciu właśnie taki byłby koniec tej sytuacji...
Nie mniej jednak sala była niewzruszona, Soeki zaś rozbawiony.
- Nieźle - skomplementował.
Jej zdumienie tym atakiem nie trwało jednak długo, zamierzała wykorzystać opuszczoną gardę Soeki’ego. Była dostatecznie blisko by go dopaść, złapać w pasie i rzucić nim przez biodro. Kiedy już leżał Nikita podskoczyła i wylądowała na nim tyłkiem, by następnie zacząć go brutalnie... łaskotać.
- Mówiłeś żebym nie gilała, to pewnie twój słaby punkt! - Z radosnym uśmiechem, który tak rzadko pojawiał się na jej ślicznej twarzy, zaczęła bezlitośnie łaskotać blondyna po torsie.
Borys obserwował walkę z drążka, który teraz zamiast do ćwiczenia brzucha, pozwalał mu na wykonywanie serii podciągnięć. Sapnął kilka razy, gdy ciężar jego ciała, wzmocniony przez dwa doczepione do nóg ciężarki po raz kolejny zmierzył się z grawitacją.
- Lepiej nie przesadzajcie... łaskotki to już atak poniżej pasa. -stwierdził wesoło by w końcu opaść ciężko na ziemię.
-Gyahahaa - najróżniejsze dźwięki, które zapewne miały coś wspólnego ze śmiechem wydobywały się z ust blondyna. - Kyahaha - nieustająca salwa śmiechu dominowała całe pomieszczenie.
- Poddaję się, zrobię wszystko - blondyn odklepał, zaś ze słów wydobywających się wraz z nieprzerawnym wręcz śmiechem ciężko było zrozumieć cokolwiek.
- Powiedz “wygrałaś Nikita sensei!” - Zaniosła się śmiechem nie przerywając tej okrutnej czynności.
- Wygrałaś, Nikita-sensei - odparł przegrany.
Dziewczyna kiwnęła głową na znak że przyjmuję poddanie się przeciwnika i zeszła z niego. Zaraz po tym wyciągnęła do niego dłoń by pomóc mu wstać.
- Jesteś całkiem niezły. - Pochwaliła blondyna.
- Dziękuję - odparł krótko. Jego opuszczony wcześniej wzrok uniósł się w kierunku sowietki. - Ty również - dodał.
Każda kobieta lubi słuchać komplementów, a Nikita wcale nie była wyjątkiem od reguły. Jej dłoń powędrowała ku jednemu z wielu kosmyków włosów na głowie. Kręcąc “loczka” rzekła.
- Tak sądzisz? Znaczy mi chodziło, że jesteś niezły w walce... nie że wyglądasz nieźle... znaczy... jesteś przystoj... yyy... ehehe... Dobry sparing to był! - Zaczęła się mieszać, a po wyrazie jej twarzy łatwo można było zgadnąć że jest zawstydzona.
- Dziękuję - Soeki odpowiedział krótko. - Naprawdę dziękuję - dodał po chwili ze szczerym uśmiechem na ustach. Nie był do końca pewien czemu, ale z tego właśnie tytułu czuł się dobrze.
 
Zajcu jest offline  
Stary 19-06-2013, 22:05   #14
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Po udanym i dość satysfakcjonującym sparingu, wydarzyła się trochę niezręczna sytuacja. Rosjanka pośpiesznie opuściła salę gimnastyczną, ale jeszcze nie wiedziała dokąd się udać. Wizja siedzenia w pokoju i patrzenia w ścianę, lub co gorsza na Claudette nie wydawała się ciekawa. W szkole bez przerwy mawiają o jakiś klubach, więc Nikita postanowiła znaleźć taki dla siebie. Jakąś dobrą chwilę zajęło jej odnalezienie listy klubów. Przewertowała wzrokiem wszystkie dostępne, jednak na jednym zawiesiła wzrok na dłużej.
- O!... To jest ciekawe. - Znając już numer klasy w jakim znajduje się klub, niezbyt szybkim lecz stanowczym krokiem skierowała się w jego stronę.

Wesoło pobiegła do sali klubowej owej grupy pracy charytatywnej.
Była to zwykła klasa. Przez zwykła mając tu na myśli ogromna i pełna przestrzeni, równie co klasa od PSI.
Jednakże ku zdziwieniu dziewczyny, na ten moment znajdowały się tu tylko dwie osoby.

Pierwszą z nich był blondyn, którego dziewczyna poznała w klasie. Jan Kowalski. Polak bodajże.
- Yo. - mruknął do dziewczyny, siedząc na stolę i majtając nogami.

Drugą osobą był młody chłopak podobny do Nikity z twarzy. Był dość wysoki, nosił niebieskie ubranie....A no tak.
- Oh? - drugi z zgromadzonych zdziwił się. - Nikita? Miło mi. - przywitał się z szczerym uśmiechem. To był Meer. Jej brat.

- Meer?! co ty tu... - Uśmiechnęła się szeroko, dopadając do niego i ściskając mocno. Aż podniosłą go nieco w górę.
- Ile to lat minęło braciszku? - Zapytała nadal nie chcąc go puścić.

- Odrobina.- przyznał Meer bez większych emocji, poprawiając koszulę. - Miło widzieć, że wybrałaś sensowną przyszłość. Wojsko potrzebuje więcej ludzi. - ucieszył się Meer. - Cóż, w czym mogę ci pomóc? - spytał.

NIkita podskoczyła dwa razy w miejscu, podekscytowana.
- Chce się zapisać do tego klubu. - Rzekła radośnie szczerząc zęby. Jej uśmiech jednak nieco zmarkotniał gdy rozejrzała się dookoła. - Niewiele tu jest osób prawda? - Uniosła brew.

- Ah, z tobą już nie tak mało. Jeżeli znajdziemy jeszcze czwartą przed końcem miesiąca, to nawet nam zgromadzenia nie rozwiążą. - wyjaśnił Meer nieco zmartwiony po czym podszedł do biurka i wyjął z niego małą opaskę. - Klub jest prosty. Mamy wynajęty numer, 995, ktokolwiek pod niego zadzwoni trafi na jednego z nas. To są telefony.- podał Nikicie do ręki przepaskę. - Naszym zadaniem jest pomagać ludziom w pracach na mieście i w wypadku problemów na terenie szkoły.

- A za sukces w zleceniu Meer stawia bułki. - dodał wesoło Jacek, wchodząc w dyskusję.
- Tak, dostaniesz bułkę jak się będziesz dobrze sprawował.

- Na samych bułkach nie urośniesz Jacku. - Skomentowała na swój sposób sytuację z uśmiechem. Opaskę założyła na nadgarstek i oglądnęła ją z każdej strony.

- Więc ktoś dzwoni, pada na mnie, idę na miejsce, pomagam? *Harasho* - Potwierdziła swoimi słowami to co usłyszała. - Więc muszę znaleźć jeszcze kogoś? - Zapytała.

- Tak. Potrzebujemy jeszcze jednej osoby w klubie, aby móc pełnoprawnie funkcjonować. - odparł spokojnie Meer. W tym samym czasie Jacek przyglądał się Nikicie niby to sfochowany, niby to zażenowany, szepcąc pod nosem "ale chleb jest dobry".

- [i]Ogólnie rzecz biorąc, spotykamy się tutaj raz w tygodniu, z uwagi, że nasza praca wymaga wyłącznie posiadania przy sobie opasek komunikacyjnych.

Nikita poskrobała się po policzku, w myślach szukając osoby która mogłaby się zgodzić. Borys wspominał o klubu bokserskim, Soeki jakoś nie kojarzył się jej ze słowem “charytatywnie”. Dziwaka w kitlu, nawet by tu nie chciała. Claudette pewnie jeszcze by ją wyśmiała. Fi praktycznie nie zna, choć warto go przy następnej okazji zapytać.

- Tch... nie znam zbyt dużo osób. Ile mamy czasu żeby znaleźć kogoś? - Presja jaką jest mała ilość czasu może by pomogła Nikicie, albo i zaszkodziła.

- Mamy cały miesiąc. - mruknął Jacek wzruszając ramionami.

Wtedy opaski zgromadzonych zadzwoniły. Ktoś wzywał na pomoc. - Kto bierze pierwszą akcję w tym roku? - zapytał Meer.

Pięść Nikity uderzyła w jej otwartą dłoń. - JA! - W jej oczach zapłonęły ogniki, choć sama nie widziała czego może się spodziewać.

Meer wcisnął napis "call" na opasce Nikity w ramach instruktarzu.
- Etoo...W parku by się ktoś przydał. Ten tego. Czekam. - padło z komunikatora.
- Kojarzę ten głos. - mruknął Jacek, a i Nikicie zdawało się, że dzisiaj już go gdzieś słyszała.
- Park szkolny nie jest daleko. - wzruszył ramionami Meer. - Powodzenia.
- Podziel się potem bułką.

Dziewczyna wystawiła kciuk w górę, z szerokim uśmiechem rzekła
- To długo nie potrwa. Jacek dostaniesz całą, jak mi się uda. - Nie zwlekając chwili dłużej, pośpiesznym krokiem skierowała się do parku. Głos rzeczywiście zdawał się znajomy, nie mogła się już doczekać pierwszego zadania.

Park znajdował się przed szkołą. Nie był zbyt wielki.
Dziewczyna biegała od jednego końca do drugiego szukając osoby mogącej być nadawcą wiadomości. W końcu do jej uszu doszło pojękiwanie. Skierowała się ku jego źródłu aby dojrzeć drzewo pod ławką, mniej więcej w centrum małego parku. Dźwięk wydawał się dochodzić z drzewa.

Zaintrygowana dochodzącymi dźwiękami zbliżyła się pod koronę drzewa, patrząc ku górze.
- Ktoś tutaj prosił o pomoc? Halo? - rzuciła podniesionym głosem, czekając na odpowiedź.

- Nyaah, tutaj. - doszedł jęk z drzewa. Gdy Nikita spojrzała na górę dostrzegła Namakemono. Dziewczynę z jej klasy. Siedziała sobie dość zrelaksowana na drzewie. - Tego..widziałam pożar od strony kompleksu badawczego, więc chcę się stąd wynieść, póki bezpiecznie. Pomóż mi zejść. - mruknęła do Nikity drapiąc się za uchem.

Nikita nie dała po sobie poznać w żaden sposób że jest rozbawiona tą sytuacją. W poważną miną przemówiła.
- Wolisz żebym tam weszła i zeskoczyła z tobą, czy może ty zeskoczysz, a ja cię złapię? - Po tym pytaniu, jakby coś do niej dotarło. Uniosła brwi pytając ponownie.
- Jaki pożar?! -

- Dym zaczął wyłazić z jednego okna. I ja nigdzie nie skaczę. - odparła usiłując nie patrzeć w dół. - Ani sama ani z tobą.

Kravchenko westchnęła głęboko. - Wytrzymaj chwilę zaraz tam będę. - po tych słowach Rosjanka zaczęła powoli wdrapywać się na drzewo. Wiele lat minęło odkąd skakała po drzewach, ale jako tako z wprawy nie wyszła, po paru chwilach była już przy koleżance z klasy.

- Uwieś mi się na szyi, powoli zejdziemy. - Powiedziała, co jakiś czas zerkając pod siebie.

Dziewczyna zamrugała kilka razy po czym przytaknęła. - Okej.

Gdy Namakemono zawiesiła się na szyi Nikity, ta poczuła kilka rzeczy. Przede wszystkim, gilgotki powodowane zetknięciem kociego ucha z jej własnym. Po drugie, dwie miękkie poduszki na jej plecach, a po trzecie...Ostry, przeszywający ból spowodowany wbiciem się czegoś niesamowicie ostrego w jej ciało.

No tak, koty mają pazurki. Taka ich natura.

- GHH! Mogłabyś, schować pazury?! - Wystękała, powoli kierując się w dół. Jako że tym razem miała pasażera schodziła uważnie, zawsze mając oparcie na przynajmniej trzech kończynach. Im bliżej do celu jakim była, po prostu gleba, tym plecy Nikity zaczęły jeszcze poważniej sączyć niebieska krew, ale niezłomnie zbliżała się do końca. Po kilku minutach katuszy Nikita i Namakemono już były na twardym podłożu. Rosjanka jednak syczała z bólu trzymając się za plecy. Nie widziała jak poważne są rany, więc odwróciła się plecami do Kocicy.
- *Twajuu* Jak to wygląda? - wyjęczała.

- Hmm. - Namakemono przyjrzała się nieco zmrużonymi oczyma plecom Nikity, aż w końcu odparła. - Nyah, bo ja wiem? Normalnie. - wypowiedź była dość...prosta. Dziewczyna obróciła się na pięcie i chowając ręce do kieszeni poszła w swoją stronę. - Dzięki itd. Idę na rybkę do kantyny szkolnej.

Żyłka na czole Nikity zapulsowała “Oby ci ość w gardle stanęła mała kurwo” przeszło jej przez myśl. Co jak co jednak wykonała zadanie, więc postanowiła o tym zameldować w “HQ”. Choć najpierw chyba powinna odwiedzić pielęgniarkę, bo trochę z niej kapało.

***

Dziewczyna z nowymi ranami nawet nie pukała do sali, po prostu weszła do środka.

- Udało mi się! - Wyprężyła się dumnie, a bandaże złowieszczo umniejszyły jej kobiecych walorów.

- Dobra robota. - pogratulował Nikicie Jacek, zajadając się bułką która pewnie miała należeć właśnie do niej.

Jak się teraz zastanowić, nawet taka symboliczna nagroda byłaby przyjemna, zwłaszcza po ignorancji z strony kocicy, która zostawiła ją na lodzie. - O co chodziło? - zapytał polak.

W tym samym czasie Meer siedział przy jednej z ławek i przeglądał jakieś kartki, organizując pracę na potem. - Mamy sporo zleceń z miasta, proszono nas aby znaleźć ludzi do pracy dorywczej. Albo samemu się zatrudnić. - poinformował ją Meer.

Nikita klapnęła sobie na jednym ze stolików, patrząc w sufit przemówiła.

- Ta kocica z naszej klasy wlazła na drzewo i nie mogła zejść. W procesie ściągania jej stamtąd pochlastała mi plecy. Niewdzięczna... - Ugryzła się w język, gdy chciała już użyć jakiegoś brzydkiego wyrazu.
- Słuchaj Meer. Może chciałbyś gdzieś wyskoczyć do miasta? Muszą tu mieć jakieś arcade’y. - Zaproponowała.

- Ne, ne. Dzięki za bułkę. - cieszył się chłopak. - Lubię cię. Masz chłopaka? - zapytał bezceremonialnie.

W tym samym czasie Meer odłożył papiery na bok niezbyt przejęty kowalskim. - Właściwie nie chce ktoś z was zarobić pieniędzy? Praca to zawsze jakaś opcja. - rzucił chłopak. - Salony gier są w centrum. Aczkolwiek to mało produktywny sposób spędzania czasu.

- Proszę bardzo... i nie, nie mam chłopaka. - Odpowiedziała Jackowi, zdumiona jego bezpośrednią wypowiedzią.
- Zawsze byłeś bystry *brat*, ale czasem trzeba się wyluzować! - Krokiem pijanej baletnicy, podeszła do biurka Meera. - A jakie to prace są? - Oparła się łokciami o blat buirka, podpierając podbródek splecionymi palcami.

- Ehh...W herbaciarni, w jakimś brudnym barze...chyba wyrzucę tą ulotkę. Oraz mamy jeszcze prośbę o pomoc przy wyprowadzaniu zwierząt. - wyliczył Meer układając ulotki przed Nikitą. Jacek zaś podszedł do dwójki i rozerwał swoją bułkę na pół. Podając jej nieco mniejszą część Nikicie. - A chcesz mieć? - spytał z szerokim i głupim uśmiechem.

Trzeba przyznać że Jacek miał jaja by tak bez ceregieli zapytać o to Nikitę. Lecz zamiast agresywnej odpowiedzi, postanowiła zrobić coś innego. Wzięła od niego połowę bułki, pożerając ją natychmiast, następnie przemówiła do kolegi z klasy.
- Hmm, jak znajdziesz dwie osoby do naszego klubu... tooooooo - Przeciągnęła ostatnie słowo by teatralnie rozglądnąć się po pomieszczeniu.
- Się zastanowię. - Uśmiechnęła się opierając dłonie na biodrach. Zaraz po tym zwróciła się do brata. - O jakie zwierzęta chodzi? Jakieś mantykory?! - Podskoczyła podekscytowana.

- Nie, chodzi o psy. - objaśnił Meer podsuwając przed twarz Nikity ulotkę. Płacili po 50 kredytów za dzień. - Wystarczy z nimi pospacerować kilka godzin, zamiast właściciela. Nic trudnego...Gdzie jest Jacek?
Polaka faktycznie już nie było.

- Łał... on naprawde jest nieco... nierozgarnięty. Aż mi głupio. - Potarła się po karku, zdumiona tym jakie to było efektowne. Przeniosła uwagę na Meera.
- To dziwne... ludzie mają psy i płacą innym żeby z nimi wychodzić? To nie jest jakby integralna część posiadania zwierzaka? - Stwierdziła, po czym machnęła ręką. - Poczekam na inne propozycję. - po tych słowach usiadła sobie na jakimś biurku, przyglądając się bratu. Bardzo urósł od ostatniego czasu gdy się widzieli. Przez moment odpłynęła w wspomnienia.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 22-06-2013, 14:03   #15
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Młody Rosjanin od razu po zakończeniu lekcji organizacyjnej, skierował swoje kroki w kierunku gabinetu zarządcy tej placówki. Wolał załatwić to od razu, zwłaszcza, że jego wysoko rozwinięte poczucie obowiązku, nie pozwalało mu, żyć ze świadomością, że osoba wyższej rangi musi na niego czekać. Już po chwili knykcie jego potężnej pięści stuknęły kilka razy w drzwi gabinetu niebiesko włosego dyrektora
-Proszę wejść. - padło zza drzwi.
Borys delikatnie pchnął drzwi, które bez najmniejszego skrzypnięcia otworzyły się, odsłaniając tym samym gabinet, szefa całej placówki. Chłopak stanął w drzwiach i zasalutował płynnym ruchem, oczy wbijając gdzieś ponad lewe ramie rozmówcy.
- Borys Jankovic klasa IB, ponoć chciał mnie Pan widzieć, sir.- wyrecytował bez mrugnięcia okiem, czy chwili na oddech.
- Tak. Witaj. - uśmiechając się Ao wskazał krzesło naprzeciw jego biórka. - Proszę, usiądź. Powiedz, jak podoba ci się szkoła?
Borys posłusznie zajął miejsce, a jego potężne ramiona spoczęły na kolanach, gdy spojrzał na dyrektora. - Póki co jestem tu za krótko by znaleźć, jej poważne wady czy tez niezwykłe zalety, ale na pierwszy rzut oka wygląda n a bardzo przyjemne miejsce. -odparł po czym z lekkim uśmieszkiem dodał. - Podoba mi się dyscyplina oraz to, że klasy nie są za duże.
- Im mniejsza klasa tym łatwiej skupić się na szczególnych walorach ucznia. - powiedział Ao wyciągając z szafki książkę. - O ile się nie mylę, powinieneś już być zapoznany z nowym projektem wojskowym? Jak się domyślasz, jesteś Rosyjskim faworytem. Pytanie czy podoba ci się idea przyszłości super-żołnierza. - Jednym ruchem dyrektor otworzył książkę. W środku, zamiast tekstu, znajdowała się butelka wódki i dwa kieliszki. - Napijemy się?
- Tutaj raczej nie ma znaczenia, czy mi się podoba ten pomysł czy nie. -zauważył Borys, wpatrując się w dyrektora placówki.- Zgodziłem się na ten zabieg, by móc zapewnić godne życie mojemu ojcu, teraz już nie ma odwrotu. Jeżeli nie zostanę jednym z szesnastu, zapewne wrócę do laboratoium jako królik doświadczalny, gdzie prędzej czy później zginę jak moi poprzednicy. Wole jednak żyć jako super-żołnierz, niż być martwa krewetką. -zakończył z lekkim uśmiechem, po czym przeniósł wzrok na zestaw małego alkoholika. - Nie wypada odmawiać przełożonym, ale z całym szacunkiem, staram się ograniczać alkohol, ze względu na swoja bokserska karierę. -odparł dyplomatycznie.
- Szczytnie. - uśmiechnął się Blue. - Jednak wydajesz się nie być świadom swoich praw. Nikt nie ma prawa zmusić cię do zostania królikiem doświadczalnym. Interesuje cię boks? Zostań bokserem! Z swoimi predyspozycjami nie powinieneś mieć problemów. - zauważył dyrektor nalewając obydwu po kieliszku. - Pamiętaj, że masz takie same prawa jak inni ludzie. Gdyby ktoś wykazywał inaczej, biegnij do mnie lub mojego syna. To nie Rosja, to strefa pod twardym nadzorem unii.
- O ile gdzieś w dokumentach które podpisałem nie jest napisane inaczej, albo w takich na których widnieje mój podpis, mimo że nigdy na oczy ich nie widziałem. -stwierdził wesoło chłopak. - Zresztą praca jako “bohater” wydaje się być zawodem trwalszym od boksu, to drugie zawsze można traktować jako hobby. -zauważył i podrapał się lekko po brodzie. - Tylko po to chciał się Pan ze mną spotkać? - zapytał zaciekawiony tym, czy dyrektor szkoły tak przejmuje się swymi podopiecznymi, czy może jest w tej rozmowie jeszcze drugie dno.
- Wszyscy członkowie twojej operacji zmarli. Gdy dojdzie co do czego, możesz się zgłosić do Uni o ochronę prawną i wycofanie z projektu. - wyjaśnił Ao po czym opróżnił kieliszek. - Zawołałem cię głównie po to aby cię poznać. Pamiętaj, szkoła jest dla ciebie i będzie cię wspierać. Gdybyś miał jakieś problemy albo potrzebował coś załatwić, możesz się do mnie zgłaszać. Gabinet jest zawsze otwarty.
Borys opróżnił kieliszek wraz z niebieskim diabłem, wzdychając głośno gdy piekący trunek spłynął po jego gardle. - Dziękuje Panie dyrektorze za tą propozycję, na pewno będę o niej pamiętał. Jednak niech Pan pamięta, że my Rosjanie nie lubimy prosić o pomoc. -zakończył z wesołych śmiechem, od którego zadrżały jego czółki. - Mam jedno pytanie, Pana syn stwierdził że ma mnie tutaj pilnować. Tłumaczył to tym iż ma się upewnić że nie obleję klas Psi i innych przedmiotów ze względu na swoje... cóż specyficzne umiejętności... -mówiąc to Boprys zmarszczył delikatnie brwi.- Ale czy w przypadku gdy tylko 16 osób może, ukończyć projekt, taka protekcja nie będzie nieuczciwa w stosunku do nich?
- W żadnym wypadku. Jeżeli chodzi o samo PSI to około 2% uczniów nie posiada możliwości użytkowania z niego. Do tego jest u nas liczna ilość mutantów i cyborgów. Spójrz na to innym przykładem: czy to nieuczciwe zwalniać anemika z sztuk walki jeżeli potrafi on użyć ośmiu zakrzywień jednocześnie? - Ao uśmiechną się nieco. - Nie jesteś jedyną specyficzną postacią, a teorię i tak musisz zaliczyć. Tego ci nie odpuszczę.
- Patrząc na to w ten sposób, nie mogę się nie zgodzić.-przytaknął Borys, po czym odruchowo przygładził włosy. - Panie dyrektorze, czy te szesnaście osób naprawdę ma być tylko na pokaz, czy może szykuje się coś na co świat chce być po cichu przygotowany? -zadał dręczące go od zajęć pytanie.
Dyrektor milczał przez chwilę, po czym jego wielka ręka znów sięgnęła po butelkę. Ostrożnie napełnił kieliszki, zastanawiając się nad czymś.
- Cóż...najbardziej mnie martwi to, że nie mam pojęcia. Unia jest odpowiedzialna za te reformy i projekty. - odparł ciężkim głosem Ao. - Jednak...Około dwóch miesięcy temu miasto Nuuk, stolica Grenlandii zostało...Zresztą. Jutro macie wycieczkę do Nuuk, wieczorem. Chcemy zapoznać uczniów z tą sceną nim wpadnie tam ekipa sprzątająca. Będziesz wiedział tyle o moich obawach co ja sam, gdy tylko zobaczysz to miejsce.
- A co jeżeli te “obawy” dalej tam siedzą? -zapytał podejrzliwie Borys. - Jeżeli był to atak terorystyczny, to pewnie wiedzą że Unia tam kogoś wyśle. Może nie chodziło o Greenlandie... która jest mało efektywnym celem ataku, a właśnie by kogoś zainteresować tym miejscem? -zapytał Rosjanin, delikatnie kręcąc przezroczystym płynem w kieliszku. - Mój ojciec zawsze mówi by patrzeć nie tam gdzie wszyscy, a tam gdzie nikt aktualnie tego nie robi.
- Ah, to wiesz coś więcej ode mnie, kadecie? - mruknął Oni odchylając się w tył. - Uwierz mi, gdyby coś wskazywało na niebezpieczeństwo nie wysyłał bym tam całych klas. W końcu to na mnie spoczywa odpowiedzialność za was.
- Tak ma Pan rację, przepraszam za tą nietaktowna sugestię. -stwierdził Borys wyuczoną wojskową formułką, po czym opróżnił kieliszek. - W takim razie, chyba nie będę już zajmował Panu czasu. -zauważył powoli odsuwając krzesło.
- Ah. Miłego dnia. - pożegnał się z łagodnym uśmiechem dyrektor.

~*~
Człowiek krewetka, powoli szedł w stronę sali treningowej, gdzie ponoć często można było spotkać, odpowiedzialnego za kluby sztuk walk osobnika. Z przewieszonymi przez ramię rękawicami bokserskimi, oraz z ręcznikiem, lekko zroszonym potem po treningu, otworzył drzwi do pomieszczenia i rozejrzał się w poszukiwaniu kogoś, kto wyglądał na szefa tego miejsca.


- Reakcja! - Borys usłyszał wrzask po czym przed jego twarzą zatrzymała się czyjaś pięść.
Była to postać kobiety. Ubranej w zielone kimono, z czerwonym szalem oplatującym jej szyję. Na nadgarstkach miała metalowe ochraniacze, na pewno nie za lekkie. Przy bliższym spojrzeniu nie wyglądała jednak aż tak młodo. Swoje średniej długości czarne włosy miała spięte gumką z tyłu głowy.
Borys odruchowo przesunął się kilka kroków w tył, gdy tylko jego mózg zarejestrował obecność pięści, zaś wolna rękę uniósł w bokserskiej gardzie. Chłopak uśmiechnął się lekko, na widok wojowniczej kobiety - brakowało mu wśród tylu ułożonych osób tej jednej energicznej i dzikiej, lecz w granicach zdrowego rozsądku, którego jego koleżanka Nikita na ten przykład nie zachowywała.
- Jestem Borys Jankovic, jak zgaduje by zapisać się do klubu bokserskiego muszę się zgłosić do Ciebie Pani... -chłopak zawiesił głos by dać kobiecie mozliwość przedstawienia się.
- Nail Bangetsu. - przedstawiła się, stając prosto i opierając rękę na biodrze. - Jestem nauczycielką sztuk walki. Tutaj mają miejsce wszystkie sparingi uczniów, więc nie jesteś w błędzie. - uśmiechnęła się dziewczyna. - Boks też się tu odbywa. Mamy już jednego boksera.
Borys poprawił rękawice na swym ramieniu i wyprostował się, swoja potęzną dłoń układając na karku. - Przynajmniej będzie z kim ćwiczyć. -powiedział wesoło, po czym zapytał. - Musze odbyć jakiś testowy sparing, czy zapisać może się każdy?
- Oczywiście, że każdy. To tylko klub szkolny. - odparła nauczycielka. Dopiero teraz przypatrując się jej, Borys dostrzegł wielką bliznę na twarzy w kształcie litery X, dokładnie ukrytą pod grubą warstwą makijażu. - Sala jest nawet otwarta cały czas. Aczkolwiek, jeżeli dostaniesz kontuzji to nie pozwolę ci na udział w sparingu, dopóki nie wyzdrowiejesz. - ostrzegła Borysa. - Od dawna się boksujesz?
- Kilka lat będzie, wygrałem kiedyś nawet międzynarodowe szkolne zawody. -stwierdził wesoło, wchodząc do sali. Zbyt długo nie przypatrywał się bliźnie, nie chciał urazić nauczycielki.- Ale z tym jeszcze poważnie nie trenowałem. -dodał wskazując na swoje krewetcze ramiona. - A co do kontuzji proszę się nie martwić, wiem kiedy nie mogę pozwolić sobie na trening.
Sala była ogromna, wyłożona materacami. Nie było tutaj żadnego sprzętu do treningu fizycznego, w końcu siłownia była tuż za Borysem w korytarzu. Znajdowały się tutaj jednak dwa ringi, Kilkanaście worków treningowych i kilka ławeczek na których można odpoczywać.
- W takim razie miłej zabawy.- uśmiechnęła się dziewczyna.
Jeden z worków treningowych odleciał na bok, odsunęła go męska dłoń. - Siema. - doszło uszu Borysa. Arnold Brown. Przyjaciel Rosjanina był od niego szybszy, musiał ćwiczyć już od jakiejś chwili.
Borys uśmiechnął się szeroko widząc postać czarnowłosego amerykanina. Brown był niższy od Borysa i o wiele szczuplejszy, wyglądał niczym cień rosjanina, jednak jak wiadomo i wytwory światła potrafią być groźne.
- Hej Arnold. -powitał swego internetowego znajomego unosząc w górę dłoń. Spojrzał na obijany przez niego worek, oraz na błyszczące od potu mięśnie, albo mu się zdawało albo jego znajomy trochę “przypakował” od ich ostatniego spotkania.
- Jak leci? -zapytał nakładając rękawice na swe poteżne dłonie.
- Całkiem płynnie. - odpowiedział uradowany Arnold. - Klasy są małe, zajęć niewiele, a siłownia darmowa. Czego więcej pragnąć? - humor naprawdę dopisywał Amerykaninowi. - A co u ciebie? How's going?
- Po za tym, że przydzielili mi prywatny rzep przy ogonie, to równie dobrze. -zaśmiał się mężczyzna, po czym uścisnął mocno swego znajomego, którego tyle lat nie widział w realnym świecie. - Widzę, że trening Ci służy. -pochwalił Arnolda po czym zerknął na ring. - Może sprawdzimy, jak pójdzie nam rundka lub dwie?-zaproponował podekscytowany możliwością, walki z dawnym kompanem.
Arnold uśmiechnął się. - Nie mam nic przeciw.
- Pamiętajcie aby bić się ostrożnie. Gdy ktoś zacznie mocniej krwawić, od razu przerwa. - poinstruowała ich Nail natychmiastowo, gdy poznała ich zamiary.
Bez większego zmartwienie Arnold wszedł na ring, rozciągając po drodze ramiona.
Borys ułożył dłoń na gumowej linie, która odzielała ring od reszty świata, po czym zgrabnie wskoczył do środka. Gdy tylko jego stopy wylądowały na macie, odbił sie od niej kilka razy, ustawiając gardę tuż przed swoją twarzą, opuścił delikatnie ramiona i przygarbił sie lekko.
- Może nam Pani dać znak do startu? -zapytał z błyskiem w oku.
Nail podeszła nieco bliżej i uniosła dłoń w górę a Arnold podniósł gardę.
- Trzy, dwa...jeden...WALCZCIE! - wrzasnęła nauczycielka opuszczając dłoń prędkim ruchem.
Borys z szerokim uśmiechem odbił się stopami od maty, ruszając na Arnolda. Skoro mieli powalczyć tylko kilka rundek, nie było sensu bawić się defensywnie. Człowiek krewetka, zacisnął pięść ukrytą w czerwonej rękawicy, skręcając ciało w prawa stronę. Jego włosy zafalowały, gdy niczym sprężyna, ponownie sie wyprostował, posyłając potężny prawy sierpowy w stronę Arnolda.
Arnold przygotowany, płynnie odskoczył o minimalną odległość, ledwo odrywając się od ringu. Jego ruchy były płynne, wprawne. Chłopak zatoczył się z lewej i wyprowadził uderzenie w stronę Borysa, który łatwo się zasłonił. - Awansowałeś do rangi rosyjskiego owada? - zapytał z uśmieszkiem. - Ładna garda.
- Bardziej owoców morza. –odparł wesoło Rusek i wyprowadził kilka szybkich ciosów. Arnold jednak jak za dawnych czasów był o wiele szybszy niż masywny Borys, zgrabnymi ruchami wymijał kolejne pięści.
Po trzech rundach, dalej nie zapowiadało się aby któryś z nich przejął wyraźne prowadzenie. Co prawda Amerykanin wyprowadził o wiele więcej celnych ciosów, jednak ich moc była o wiele słabsza niż potężne uderzenia, które sporadycznie docierały do ciała Browna, miotając nim niemal po ringu.
- Na dziś starczy! –stwierdził w końcu Arnold, pocierając obity bok, na którym przed chwilą odcisnęła się pięść Borysa. – Będziemy mieli dużo czasu by jeszcze powalczyć. –dodał zeskakując z ringu.

~*~

Reszta dnia minęła chłopakowi spokojnie, pochodził trochę po budynku szkolnym jak i całej wyspie, zapoznając się z terenem. Spędził też trochę czasu na zabawie ze swym pupilem, który niczym włochaty kauczuk odbijał się po całym pokoju, z wywalonym na zewnątrz ozorem.
Zaś kiedy chłopak szykował się już do snu, nie wiedział że w piwnicy budynku rozmowę skończyły właśnie dwie dziwaczne persony, po których zostało tam tylko łabędzie pióro oraz echo klawiszy przenośnego komputera…
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 22-06-2013, 17:16   #16
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Pokrywa drzwi zatańczyła delikatnie, jakby miarowe uderzenia pełniące najzwyczajniejszą w świecie rolę pukania, były pałeczką dyrygenta, do której faktura zdawała się nadawać odpowiednią kompozycję.
- Dzień dobry - rozległo się jescze chwilę przed tym, nim blondyn wszedł do pomieszczenia.
- Witaj. Proszę, usiądź.
W pomieszczeniu zastał starszą kobietę o długich, blond włosach oraz wielu bliznach na ciele. Była ubrana dość elegancko w drogą suknię. Paliła spokojnie cygaro. - Jak masz na imię i w czym mogę ci pomóc, chłopcze?
- Soeki Yami - przedstawił się nieco zawstydzony swoją koniecznością wizyty w tym miejscu blondyn.
- Miałem się tutaj zgłosić - dodał po chwili.
- Ah. - kobieta wyprostowała się w krześle. - Proszę się nie przejmować. Chcę tylko z tobą odrobinę porozmawiać. Możesz mi opowiedzieć o tym, co zaszło wczoraj? - poprosiła uśmiechając się przyjacielsko.
- Skoczyłem z dachu - najwyraźniej osobnik, który miał zostać przywrócony do przysłowiowego pionu, nie widział niczego złego w swoich działaniach.
Śmiech chłopaka przemknął przez salę. Najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego, jak głupio to brzmi.
- Po prostu tak było szybciej - dodał, wcale nie polepszając swej pozycji.
- Oh? Jaka była twoja dokładna intencja w wykonaniu tak ryzykownego skoku? - spytała przyglądając się chłopakowi uważnie.
- On nie był ryzykowny - chłopak uparcie pozostawał przy swoim.
- Rozumiem. - przytaknęła pedagog po czym zaciągnęła się cygarem i wypuściła dym w stronę okna. - Jednak w takim razie dlaczego twój kolega próbował cię przed nim powstrzymać? - spytała.
- To pytanie powinno mieć chyba innego adresata - westchnął.
- Matt Forte najwyraźniej nie jest przystosowany do tego, że ktoś wykorzystuje PSI - w tym momencie nastąpiła jakże krótka przerwa na oddech. - Jego negacja tego typu zdolności zdaje się przeszkadzać mu w poprawnym rozumowaniu.
Kobieta przechyliła lekko głowę przyglądając się Soekiemu.
- W takim razie jesteś pewny, że twoje zachowanie było poprawne? Jeżeli jego percepcja jest zła, nie byłoby poprawniejszym wyprowadzić go z błędu? - spytała Pedagog. - Wedle moich informacji Matt nie pojawił się dzisiaj w szkole. Wiesz może co mogłoby być tego powodem? - spytała spokojnie chłopaka. - Jeżeli twoje zachowanie nie miało w sobie złych intencji, jestem pewna, że nie potrzebujesz mojej pomocy. Aczkolwiek...Prosiłabym abyś nie wykonywał więcej niepotrzebnych popisów na terenie szkoły. PSI jest czymś co trzeba ćwiczyć aby opanować. Nie chcesz chyba tworzyć złego przykładu dla swoich rówieśników? Nie daj boże jeszcze coś by się stało...
- Jeśli coś by się stało, wiedzieli by że nie należy eksperymentować - postawa roszczeniowa //God jaki smarkacz// chłopca zdawała się nie tracić na wartości, wręcz przeciwnie, narastać.
- A biorąc pod uwagę, że nic mi nie jest, chyba tylko zachęciłem ich do opanowania PSI? - odparł rozbawiony. W jego umyśle wyglądało to jako sytuacja “win-win”.
Nieco dymu powędrowało z ust pedagog
- W rzeczywistości większość uczniów podejrzewa u ciebie skłonności samobójcze...gdybyś miał z tym jakieś nieprzyjemności, pamiętaj, że możesz tutaj przyjść po pomoc. - odpowiedziała Soekiemu kobieta. - Twoja postawa wydaje się być wyjątkowo asocjalna. Powinieneś spoglądać na ludzi mniej rzeczowo. Nie wszystko współgra z najprostszą logiką. Na razie jesteś wolny, aczkolwiek będę obserwować twoje zachowanie. - ostrzegła Yamiego.
- Aye, aye. - mruknął tylko, odwracając się na pięcie. Udał się w sobie tylko znanym kierunku.
 
Zajcu jest offline  
Stary 22-06-2013, 20:35   #17
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
3/05/2222
Klasa numer siedem
8:00

Yoki spokojnie odczytywał listę obecności, a jego głos niósł się po całej klasie. Ilość wolnej przestrzeni na swój sposób przytłaczała, nawet gdy klasa była w komplecie. Nieobecny dnia wczorajszego uczeń, Matt Forte, raczył tym razem pojawić się w klasie. Zapełniło to całe jedno krzesło więcej.
Wychowawca wstał spokojnie, podchodząc do tablicy, aby zapisać na niej temat.
Jego ręka spokojnym ruchami wytworzyła napis "Źródło PSI".
- Tak więc, dzisiaj zajmiemy się omawianiem skąd pochodzi PSI. - ogłosił oczywiste odwracając się w stronę uczniów. - Przedtem jedno małe ogłoszenie. Po tej lekcji Nikita Kravchenko ma zgłosić się do dyrekcji. Matt Forte do pedagog. I jeszcze...klub pomocy prosił przekazać, że w razie problemów powinniście dzwonić pod numer dziewięć, dziewięć, pięć. Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział. - Skończywszy tą krótką przemowę, nauczyciel odstawił kredę, której zapomniał się pozbyć. Szybkimi krokami przeniósł się przed komputer.
- Na początek puszczę wam krótki film. Proszę oglądać uważnie, to się może pojawić podczas sprawdzianu. - poinformował Yoki, wybierając nagranie.
Holograficzne wideo rozpoczęło się na tablicy.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Eim4cpBmShA[/MEDIA]
- To by było na tyle. - mruknął Yoki wyłączając nagranie. - Zgodnie z badaniami doktora Steela, źródłem PSI był właśnie szyszynka. Obszar odpowiedzialny również za nasze sny, produkując melatoninę. Między dwudziestym a dwudziestym pierwszym wiekiem, zdolności PSI stopniowo zanikały z powodu działalności chloru na przełomie pokoleń. Dopiero w okresie kilka pokoleń po jego wycofaniu z rynku, zdolności te zaczęły pojawiać się ponownie. W wyniku mutacji szyszynki, ludzie potrafią zostać "esperami" posiadaczami bardziej kompleksowych form PSI, poza trzema kategoriami. Teraz małe pytanie do wasz. - Yoki przerwał na moment przyglądając się wszystkim po kolei. - Czy pamiętacie pierwsze momenty, gdy odkryliście u siebie PSI?
 
Fiath jest offline  
Stary 24-06-2013, 12:52   #18
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Lekcja PSI


“Wizyta u dyrektora? Za co?” Przeszło przez myśl Rosjanki. Po obejrzeniu dziwnego filmiku zaprezentowanego przez wychowawcę, jakoś nie specjalnie zainteresował ją temat PSI. Pytanie nauczyciela nie tyle co zignorowała, co “pominęła”. Nie potrafiła posługiwać się PSI więc, nigdy nie miała pierwszego razu użycia tego zjawiska.
Borys natomiast dobrze pamiętał kiedy pierwszy raz w jego ciele obudziło się Psi. Jednak jego moc różniła się w pewnym sensie od ogólnego pojęcia tego zjawiska. On nie odkrył swych pokładów potencjału, wtłoczono mu je i nadano im formę która miała zadowolić tych którzy go badali.
- Ja pamiętam. -odparł krótko po uniesieniu ręki. - Jednak z tego co się orientuje moje zdolności kontroli Psi jak najbardziej odbiegają od tych powszechnie znanych. -dodał jeszcze, a długopisem nabazgrał coś na marginesie swego zeszytu, od tak by zając czymś ręce.
- Ah, mutacja szyszynki, rozumiem? - spytał Yoki poprawiając okulary, które, co może być istotne do zanotowania, znów nosił nawet w klasie. Z rogu klasy dało się słyszeć ziew.
- Też jestem esperem. - wyznał Matt, przeciągajć się w krześle. Niektórzy już co prawda o tym wiedzieli. - Żadna rewelka.
- Tak, myślę, że mutacja to dobre słowo. Mam zademonstrować? -zapytał Borys, wyuczonym już tonem zwracania się do osób wyższych w hierarchi.
- Myślę, że demonstracje nie są zbyt istotne. - stwierdził po krótkim namyśle Yoki, bawiąc się wąsem. Przez chwilę spoglądał w stronę Tanu, unikającej z jakiegoś powodu jego wzroku. W końcu rozejrzał się po pozostałych, zastanawiając się, czy ktoś miał jakieś istotniejsze opowiastki o rozwoju PSI po raz pierwszy.
Ja też pamiętam. Fi podniósł rękę i wstał by zabrać głos [i]Od dziecka wykonywałem ćwiczenia pobudzające Psi, pierwszy raz poczułem ją jak miałem siedem lat. Poczułem wtedy mrowienie przebiegające po ręce.

Yoki przytaknął Fi z uśmiechem.
- PSI jest intrygującą materią. Wydostaje się z naszego mózgu aby następnie rozprzestrzeniać się po ciele i słuchać poleceń myślowych. Energia PSI jest przewodzona podobnie do prądu, tylko...zupełnie odwrotnie. - zaśmiał się lekko Yoki drapiąc się w tył głowy. - O ile porusza się podobnie, o tyle przewodzi ją wyłącznie materia organiczna. Da się użyć PSI na przedmiotach metalowych, choć wymaga to więcej wysiłku. Mimo tych właściwości, z samej natury bliżej jej do fali świetlnej. W częstotliwości nieuchwytnej dla oka. - wszyscy byli w stanie zaobserwować dziwny zwyczaj Yokiego. Gdy mówił dłuższe wypowiedzi, chodził w kółko. - Częstym pytaniem jest, czy PSI jest źródłem snów czy może sny są źródłem PSI. Oba te elementy zależne od szyszynki. Jak sądzicie? - spytał klasę podnosząc brew.

Fi nie zrozumiał wszystkiego co Yoki powiedział, mówił szybko i używał słów do których Fi nie przywykł. Musiał chwile się zastanowić nad tym jaka jest natura fali świetlnej, a wówczas profesor już kończył wypowiedź. Odzyskał wątek przy kolejnym pytaniu. Mrukną pod nosem zastanawiając się na głos.
-O szyszynce nie wiele wiem, tym bardziej pierwsze słyszę by pochodziły z niej sny. A czy Psi nie pochodzi z tan-tian?
O teorii Fi nie wiedział praktycznie nic. Tego też oczekiwał, wiedział jak wykorzystywać tę moc. Pojmował ją na swój sposób, bardziej czuł niż rozumiał. Korepetycje z pewnością się przydadzą. Pozostało mu rozejrzeć się po pozostałych i nadstawić uszu.
- Jest wiele kultur które przypisują PSI najróżniejsze źródła, zazwyczaj religijne. Jednakże z naukowego punktu widzenia, tylko odpowiedź "szyszynka" jest poprawna. - odparł Yoki na pytanie Tanu.
- Nie jestem do końca pewien, co ma zapewnić nam ta wiedza. - zauważył blondyn. - Może i nie jest to zbyt poprawny pogląd, jednak uczono mnie - tu Yami zrobił przerwę, jakby chciał przypomnieć sobie dokładnie nauki jednego z poświęconych mu nauczycieli.
- O tym, że wykorzystanie PSI zależy w sporej mierze od wyobraźni. Nie ważne jest więc to, jak wytłumaczymy sobie istnienie tego, co pozwala nam wykorzystywać energię, tak długo jak będzie to dla nas intuicyjne, nie wymagające dłuższego zastanawiania się.

Yoki wzruszył ramionami.
- Ja ci w tym nie pomogę. To moja praca. Ponad połowa materiału jakiego zostaniecie nauczeni w szkole jest zbędna. Z drugiej strony, jeżeli chcesz pogłębiać swoje specjalizacje w PSI bądź prowadzić w ich temacie naukowe badania, teoria tego typu może być dość istotna. Zadaniem szkoły jest nauczyć was odrobiny wszystkiego, abyście sami drążyli te tematy, które was zaabsorbują. - pouczył Soekiego Borei.

Nikita uniosła dłoń, a gdy dopuszczono ją do głosu zapytała.
- Ja nie potrafię uzywać PSI, czy to oznacza że automatycznie obleje jakiś sprawdzian? - uniosła brew patrząc na wychowawcę.
- Musisz to zaraportować do dyrekcji. - odprał Yoki. - Wtedy twoja ewaluacja PSI będzie dotyczyła wyłącznie wiedzy teoretycznej.
Rosjanka skinęła głową na znak zrouzmienia.
- W takim razie... - Borys zaczął gdy jego ręka opadła w dół. - ...mam nadzieje, że dyrektor przekazał Panu iż z racji mych predyspozycji, dotyczy mnie tylko materiał teoretyczny?

- Jestem tego świadom. - Yoki poprawił okulary. - Tak więc wracając. Szyszynka jest źródłem waszego PSI, jest to moc jak najbardziej biologiczna i możliwe, że niektóre zwierzęta też ją posiadają. Tłumaczy to instynkty przetrwania. Użytkownicy PSI powinni unikać obrażeń w tył głowy. Nie chcecie mieć urazu mózgu który mógłby wpłynąć na wasze zdolności... - podjął Borei.
Temat był krótki a przeznaczenia na niego dwóch godzin wyraźnie nie pomagało wychowawcy, który wciąż próbował znaleźć kolejne sposoby na powtórzenie tego samego. Bo w końcu co innego miał mówić...?


Nikita & *Papa*


Dziewczyna była niemal pewna, że ktoś musiał nagadać o bijatyce z Cluadette, dyrekcji. Odrobinę poddenerwowana stanęła przed drzwiami do gabinetu, biorąc głęboki wdech, zapukała dwa razy w drzwi.
- Proszę wejść. - padła odpowiedź z wewnątrz. Był to donośny głos choć na swój sposób Nikita go kojarzyła.
W środku znajdował się Ao Oni. Olbrzymi niebieskowłosy mężczyzna przyglądał się Nikicie z uśmiechem. - Kojarzysz jeszcze swojego tatę? - spytał prostując się w krześle. - Chodź, usiądź.
To było naprawde miłe uczucie, zobaczyć się z ojcem po tak długim czasie, z niemrawym uśmiechem zbliżyła się do biurka, siadając na przeciw Ojca.
- Zrobiłam coś *papa*? - Zwiesiła nieco wzrok, jakby unikając kontaktu wzrokowego z Ao.
- Tak. - stwierdził krótko Ao przytakując głową i krzyżując ramiona na piersi, tylko po to, aby zaraz znów rozszerzyć je w pozie na jezusa. - Zapomniałaś przywitać ojca! Mam cię zapraszać do gabinetu abyś mi dzień dobry powiedziała? - zaśmiał się Ao. - Jak ci się podoba szkoła?
- Szkoła jest...niesamowita! - uniosła ręce entuzjastycznie, ale fakt że pare razy była bliska eksplozji całkowicie pominęła. - Poza tym myślałam że jesteś zajęty, więc...no... - Potarła się po karku, szczerząc ząbki w uśmiechu.
- Słyszałem, że zapisałaś się do kółka pomocy. To szczytne z twojej strony. - pochwalił ją Ao. - Będąc szczerym mam do ciebie jednak małą sprawę. - uśmiechnął się lekko ojciec. - Widzisz, dostaliśmy projekt do prototypu pewnego nowego uzbrojenia. - mówiąc to położył na biurku kilka papierów dla wglądu Nikity. - Muszę wytyczyć kogoś do ich testowania.
Zagłębiając się w treść, Nikita szybko odkryła o co konkretniej chodzi. Nowy egzoszkielet średniej klasy oraz "Cannonscythe" cokolwiek to znaczy. Wydawało się to być dość skomplikowanym i wyspecjalizowanym uzbrojeniem.
- Whoa... brzmi... kozacko... - Z zaciekawieniem przeglądała papiery. - Kiedy to dostanę? - z zacieszem na twarzy, podskoczyła delikatnie na krześle. Wtedy coś jakby się jej przypomniało.
-*Papa* są tu prowadzone zajęcia z PSI, którego nie dość że do końca nie rozumiem, to nie potrafię się tym posługiwać. Dostanę jakieś zwolnienie? - Nikita zastosowała okrutne zagranie, w stylu “cielęcych ocząt”.
- Na lekcjach musisz być. - stwierdził bez zastanowienia Ao odwracając wzrok od Nikity. - Aczkolwiek nie będziesz mieć ewaluacji praktycznej. Jeżeli podpiszesz te papiery sprzęt możesz odebrać z laboratoriów szkolnych. - uśmiechnął się Oni.
Dziewczyna bez zastanowienia, podpisała się w odpowiednich miejscach. Choćby to był cyrograf dla takiego sprzętu może coś tam zaryzykować.
- Spóźniony prezent na gwiazdkę już mam! - Zatarła rączki, po czym podniosła się z krzesła, obchodząc biurko dyrektora. Uściskała mocno ojca. - Dzięki! -
- Hahaha! Nie ma za co. - ucieszył się ojciec. - I pamiętaj, że gdybyś jeszcze czegoś potrzebowała, to tatuś zawsze jest w biurze.
Gdy już się odkleiła od ojca, spoważniała nieco.
- Tato... nie jestem przekonana co do tej całej wycieczki, czy to aby nie za wcześnie? - oparła dłoń na biodrze.
- Za dwa dni wpadnie tam ekipa sprzątająca i już nie będzie czego zwiedzać. - skomentował Ao - Wyślę z wami starszych uczniów, nie powinno się nic stać. - stwierdził spokojnie. - Im szybciej przędziecie przez ten małych "chrzest" tym lepiej.
- Dla niektórych to może być za dużo. - Posmętniała, wyobrażając sobie co można tam zobaczyć. Jednak Nikita już zdążyła być zahartowana przez matkę, czy tego chciała czy nie.
- Ale skoro uważasz że będzie dobrze, to nie powinnam tego kwestionować. Wybacz. - zwiesiła nieco głowę.
- Każdy ma prawo wątpić. - pocieszył ją Ao. - Lepiej abyście wpadli w szok teraz, niż gdy sytuacja będzie krytyczna. - spostrzegł Oni.
Nikita zacisnęła piąstkę i oparął dłoń na mizernym bicepsie.
- Dam z siebie wszystko! Jeszcze raz dzięki tato. - Rzekła dumnie, szczerząc ząbki w uśmiechu. Nie chciała już wiecej zabierac jego cennego czasu, skierowała się w stronę drzwi. Jednak zatrzymała się tuż przed nimi, zadając jeszcze ostatnie pytanie.
- Jakiej odżywki do włosów używasz? - uśmiechnęła się głupio.
- Dove. - odparł natychmiastowo ojciec. - Powinnaś dostać na mieście. Jak ci będzie brakować kredytów to nie bój się pytać.
- Dobrze widzieć, trzymaj się *Papa* - Pomachała wesoło ojcu, opuszczając gabinet. Jak tylko minęła próg uśmiechnęła się do siebie szeroko. Miło było się z nim spotkać po takim czasie. Teraz to udała się do laboratoriów po swoje nowe zabawki. Nie mogła się doczekać kiedy położy na nich swoje ręce.

Nikita & *Brat*

Podczas zajęc LTW przekonała się jak “kozacką” jak to zwykła określać rzeczy które się jej podobają, bronią okazała się pneumatyczna katana. Samo Iaido też ją niezwykle zaciekawiło, a doszły ją słuchy że pewna osoba bardzo dobrze posługuje się takim orężem. Do pokoju klubowego weszła bez pukania, i nie zastała w środku nikogo.

- *Twaju* gdzie on jest? - skrzywiła się natychmiastowo opuszczając pokój. Błądziła po szkole, pytając czasem starsze roczniki o miejsce pobytu Meer’a. Albo nie wiedzieli, albo mieli ciekawsze rzeczy do roboty niż rozmowa z pierwszoklasistką. W końcu ktoś jej powiedział by zajrzała do jego pokoju. Nikita pacnęła się w czoło... oczywiście, dlaczgo sama na to nie wpadła? Nie zwlekając nawet sekundy, poszło prosto do niego. Stając tuż przed drzwiami, zapukała trzykrotnie.
- Proszę.- padło polecenie z środka.
Meer faktycznie siedział w swoim pokoju. Przeglądał jakieś papiery siedząc w pokoju identycznym do tego, który posiadała Nikita. - Cześć Niki. W czym pomóc? - spytał uśmiechając się do siostry.
- Meer, słyszałam że bardzo dobrze ogarniasz tę pnue..pneue...pne-u-matyczną katanę. Ile w tym prawdy? - Wyszczerzyła się podchodząc parę kroków do niego. Widać że każdą wolną chwile poświęcał na gmeranie w papierach.
- Sama prawda. - zaśmiał się Meer. - Ostrza to moja specjalność bojowa. A co, pomóc w czymś? - spytał odrywając się na moment od dokumentów.
- Chciałabym się tego nauczyć. Dzisiaj miałam praktykę z tą bronią *twajjuuu* taka niesamowita! Znasz też to całe Iaido? Czy jakoś tak. - Zapytała, wymachują nieistniejącą kataną, tak jak robiła to na lekcji.
- Iaido służy do statycznej obrony oraz rozpoczynania pojedynku. - wyjaśnił Meer. - Cała katana nie opiera się na samym Iaido. - zaśmiał się. - Jeżeli chodzi o pneumatyki to są one bronią lekką, ale nieprzystosowaną do użytku w parze z inną bronią ręczną. - chłopak podrapał się pod okiem. - To zabawka bardziej dla użytkowników psi...musiałabyś ją jakoś dostosować do swoich predyspozycji jako cyborga.
Nikita poskrobała się po brodzie.
- Nie do końca pojmuję... jak mogłabym dostosować coś pod siebie, skoro niemal wymaga PSI? - Jej twarz zrzędła trochę. - *Kurva* - Zaklęła cicho w ojczystym języku. - Jesteś mądry, poradź mi coś *brat* proszę. - Złożyła dłonie jak do modlitwy, zbliżając się do Meer’a, naruszyła jego przestrzeń osobistą.
- Hahaha. - Meer podszedł do Nikity i klepnął ją w głowę, aby pogłaskać ją po włosach. - Właśnie o to chodzi. Musiałabyś dostosować siebie pod psi albo ją pod cyborga. Zgłoś się do kogoś w kole naukowym aby przerobił ci ją. Na pewno jajogłowi coś wymyślą. - stwierdził jak gdyby zapominając, że sam do jajogłowych teoretycznie należy.
Jej oczęta o srebrnych tęczówkach błysnęły.
- Psi to dla mnie abstrakcja, a o katanie robionej pod cyborga nawet nie słyszałam. Hyy! - Westchnęła uświadamiając coś sobie. - Będę pierwszym cyborgiem posługującym się kataną?! Mało tego katana robiona podemnie! Hihii - Zaczęła podskakiwać w miejscu jak kauczuk niezwykle podekscytowana.
- Wyślę ci na mail plany, które opracuje. Powiesz mi czy to się może udać w ogóle.... albo nie od razu zaniose to do jajogłowych, oni są od tego żeby rzeczy się udawały prawda? - Przeskakiwała z nogi na nogę, cały czas się ciesząc jak głupia.
- Tak prawda. - odpowiedział Meer masując się po czole i zapewne zastanawiając, jak można dojść do założenia, że żaden cyborg nie posiada katany robionej na zamówienie. Lub się nią nie posługiwał. Pozostawił to jednak bez komentarza.
-*Harasho* dzięki za pomoc, i spodziewaj się że będę wpadać na korepetycje. Chyba spuścisz siostrze 100% ceny za naukę co nie? - Zamrugała oczkami robiąc słodką minę.
- Ehh...i tak nie biorę pieniędzy za korki. - spostrzegł Meer. - Dużo techniki nie ma w broni białej, ale zobaczymy co z tego wyjdzie. - uspokoił Nikitę uśmiechając się.
Ta zaś momentalnie wyściskała go, unosząc odrobinę w górę. Może troszke za mocno ale jak tylko się zorientowała przestała natychmiast. - Dzięki! Trzymaj się! - Z tymi słowami skierowała się w stronę drzwi
 
__________________
"My common sense is tingling..."

Ostatnio edytowane przez Deadpool : 24-06-2013 o 12:55.
Deadpool jest offline  
Stary 24-06-2013, 14:59   #19
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Lekcja technologii wojskowej.

LTW, czy też "lekcje technologii wojskowej" miały miejsce na sali treningowej. Nie tej, w której toczą się walki, ale jak się okazuje, tej pod nią. W piwnicy.
Pod salą w której wczoraj miał miejsce trening klubu sztuk walk, znajdowała się bardzo zmechanizowana, rozbudowana sala pełna świecących się paneli oraz z dużą cholograficzną areną do symulacji walk.
Były to zajęcia prowadzone przez Nail Bangetsu, której skąpy styl ubioru nieco przeszkadzał chłopakom w skupieniu. Szczegulnie Jackowi. Oraz Namakemono. Choć ślina z ust tej mutantki mogła wychodzić również z faktu, że ta praktycznie spała i nie wydawała się być zbyt skupiona na czymkolwiek.
- Oy, witajcie wszyscy! - zakrzyknęła unosząc dłonie i pokazując nimi całą salę. - Podczas technologii wojskowej będziecie się uczyć o ekwipunku, który jest powrzechnie dostępny dla żołnierzy jak i was, kadetów. Zarazem będziecie odbywali z nim wasze pierwsze praktyki. - Nauczycielka podniosła z ziemi miecz, konkretniej katanę. Wszyscy dostali takie w łapę przed lekcją. - Ktokolwiek używał kiedyś takiej broni?
Jej budowa była nieco inna niż zwykle. Posiadała całkiem złożony mechanizm z spustem, do tego miecz był łańcuchem złączony z pochwą, choć owy łańcuch można było zdjąć jednym ruchem ręki.
Jej wymiary były średnie. 65 centymetrów. Nieco dłuższa niż krótsze modele, ale daleko jej do dłuższych rozmiarów katan.
Potężna dłoń Borysa uniosła się w górę, gdy chłopak obejrzał podsunięty mu miecz. - Czy konieczne jest używanie broni na zajęciach? Czy jeżeli ktoś woli może z niej zrezygnować? Niezbyt się znam na jej używaniu i jeszcze bym kogoś pociął... albo siebie. -stwierdził szczerze po czym dodał. - Zresztą uważam iż bez niej mój potencjał bojowy będzie wyższy.
Fi przytaknął mu skinieniem głowy, miał podobne odczucia do Borysa. Zawsze uczył się polegać na sobie, nie na broni.
-Ja też wolałbym zrezygnować z broni. Poradzę sobie bez niej równie dobrze, jeśli nie lepiej
- Podczas pełnienia obowiązków, jak najbardziej. - przytaknęła Nail krzyżując ręce na piersi. - Podczas moich zajęć? Nie. Uczymy się tu o broni wojskowej, więc przynajmniej kilka razy machniesz mi tu kataną, czy tego chcesz czy nie! - Bangetsu była żywą postacią, jej ton głosu często się zmieniał i rzadko cichnął. Dużo częściej stawał się głośniejszy. - Z powodu szerokich możliwości zastosowania PSI do obrony przed prostą kulą, używanie broni białej staje się coraz bardziej użyteczne w wojsku. Musisz mieć to na uwadzę. - spostrzegła.
Wzruszył ramionami. To była jej sala i ona tu rządziła, nie pozwalała o tym zapomnieć. Jeśli chciała by machał kataną, to pomacha. Przyjrzał się katanie i chwycił pewniej. Nie sądził by się kiedyś do niej przekonał, lecz może nauczy się lepiej przed nią bronić.
- Pamiętajcie, że wszechstronność wcale nie jest taka zła - Soeki wtrącił się widząc przedstawioną im broń. Co prawda nie było to nic, co szczególnie go interesowało, nie zmieniało to jednak faktu, że posiadanie chociaż podstawowej wiedzy o danych stylach walki pozwalało na znacznie lepszą ochronę przed nimi, a co za tym idzie - na rozwinięcie samego siebie.
- Świetne podejście. - skomentowała ucieszona inicjatywą Soekiego Bangetsu. - Na każdej lekcji poznacie inną broń. Dzisiaj jest to katana pneumatyczna. - mówiąc to nauczycielka pokazała swoją katanę tak, aby wszyscy widzieli jej spust. - Jest ona zaprojektowana tak aby...
To było wręcz zbyt clitche. Słowa te przerwał jej nagły wyskok ostrza, które zatoczyło się przy twarzach wszystkich, szczęśliwie odcinając tylko kilka kosmyków Nikity.
Gdy wszyscy spojrzeli na źródło ataku, zobaczyli leżącą na ziemi Namakemono, która patrzyła się niby to naćpana w sufit. Dziewczyna przysnęła oparta na katanie. Przypadkiem musiała wcisnąć spust. - Mogę już iść do domu? - mruknęła.
- W każdej chwili, ale nie zapomnij oddać legitymacji do sekretariatu. - skomentowała ostro Bangetsu, po raz kolejny akcentując jak bardzo nikomu nie popuści. - Katana pneumatyczna została stworzona z myślą o technikach iaido. Wciśnięcie spustu wypycha katanę z wielką siłą, pozwalając na natychmiastowe i potężne cięcie gdy tylko przeciwnik się do nas zbliży. Należy jednak uważać, aby nie zerwać sobie mięśnia. Proszę stanąć w niewielkich odległościach i zacząć ćwiczyć. I nie ściągajcie zabezpieczenia. - mówiąc to zabujała łańcuchem łączącym broń z pochwą. - Nie chcę aby ktoś mi strzelił ostrzem w łeb.
Nikita z szokiem zaczęła dotykać swych włosów, po czym spojrzała na podłogę widząc swoje włosy. Właśnie sobie wyobraziła jak katana wystrzeliwuje z pochwy, a Rosjanka łapie ją w idealnym momencie ucinając ucho tej kocicy.
W każdym razie bez szemrania zaczęła ćwiczyć wymachy. To nie do końca był jej rodzaj broni, ale zaczęło się jej to nawet podobać.
Soeki szybko zaadoptował jedną z powierzanych uczniom broni. Kilkukrotnie porzucił ją, jakby chciał ustalić wagę przedmiotu, który ma stać się tymczasową bronią. Łańcuch pneumatycznego ostrza, którego siła została udowodniona kosztem fryzury wygłodniałej, syberyjskiej wilczycy była czymś, co trzeba szanować, został odpięty. Co prawda, nim instruktor zdąży wytknąć Soekiemu głupotę, ten przymknie zabezpieczenie raz jeszcze, tym razem tak, by ostrze zostało przymocowane na wysokości jego pasa.
Dopiero wtedy Yami zechciał ustawić się bokiem , ustawiając lewą nogę nieco do przodu. Położył prawą rękę na rękojeści, gładząc broń lekko, jakby chcąc oddać jej odpowiedni hołd. Lewa dłoń znalazła się zaś na pochwie ostrza. Blondyn spróbował wykonać Iai.
Claudette zarechotała cicho widząc co się stało Rosjance.
- Parę kłaków nie zrobi ci różnicy... i tak są sztuczne! - Rzuciła do Nikity powstrzymując się od salwy śmiechu, jakoś nie specjalnie przejęta ćwiczeniami, jej wymachy były anemiczne. Kravchenko możnaby powiedzieć zignorowała zaczepkę, jednak w wewnątrz już zaczęła się gotować. Katana raz po raz, wystrzeliwała z pochwy, a Nikita ucinała głowę wyobrażonemu przeciwnikowi... z twarzą Claudette.
- Nie są sztuczne... - Burknęła pod nosem oburzona sowietka.
Nail przytaknęła oglądając co się dzieje. Klasa wydawała się dość uzdolniona.
Soeki wprawiał ją pod wrażenie, Nikita była dość skuteczna, Claudette trochę rzucało na boki przy wystrzale. Młody Polak też jakoś sobie radził, łapiąc jelec dopiero moment po wystrzale katany. Matt Forte zdawał się nie być zbyt zaabsorbowany lekcją. Wyraźnie uczył się już korzystać z tej broni.
Namakemono zaś leżała pod ścianą ignorując wszystko i wszystkich. Od czasu do czasu, gdy Nail spoglądała na nią nieco groźniej, dziewczyna wykonywała pojedyncze iaito.
Fi wyraźnie nie był w swoim żywiole, wyglądał jak kot siłą wrzucony do wody,a jego wyraz twarzy był dość wymowny. pierwszych kilkanaście uderzeń wykonał porządnie i solidnie, pilnując pozycji i kontrolując silę uderzenie, widać było że gdzieś już zetkną się z tym tematem, zaraz jednak zrezygnował i usiadł pod ścianą. Położył sobie katanę na kolanach. Widać nie chciał ćwiczyć z innymi. Medytując obserwował innych i ich style walki, techniki.
Borys przez dłuższy moment stał jak debil patrząc się na broń. W końcu jego potężne dłonie zacisnęły się na rękojeści miecza, a on niewprawnie począł wymachiwać nim, niczym dziecko które otrzymało patyk.
- O wiele lepiej czuje się używając pięści... -mruknął niezadowolony.
- Wiem co masz na myśli. - mruknęła pochmurnie Namakemono przyglądając się swoim paznokciom, a raczej pazurom. Robiła to właściwie po każdym wymachu.
- Da. Nie po to dałem się przerobić na krewetkę, by teraz polegać na żelastwie... przed którym i tak nie muszę uczyć się bronić. -zakończył dość enigmatycznie.
- Czasem lepiej nie polegać na własnej ręce - Yami zaśmiał się głośno, by po chwili wykonać kolejne powtórzenie Iai. Próbował sobie wyobrazić, co Mr. Love mógłby powiedzieć na temat tego właśnie typu broni, oraz tego, jak mozna ją wykorzystać. Fale nie tyle wierszowanego, co raczej wyjątkowo słabo zarapowawnego tekstu wpływały do jego umysłu.
Nikita parsknęła śmiechem, mało nie wypuszczając katany podczas wymachu. Claudette zaś marudziła - *Mondieu* Nie lubię tej wykałaczki. - rzuciła patrząc na broń. Jej specjalnością były rękawice z pazurami.
- Wciśnij spust, jelec chwyć iaito-style slash. Nikt na drodze nie stanie, wszystkich zaraz złamie, iaito-style slash. Pneumatic style cut. - osobliwa rymowanka padła zza pleców uczniów. Gdy się odwrócili dojrzeli tam ubranego na niebiesko karła, który w sumie wyglądał dość młodo. Jak typowy przedstawiciel gimbazy. - Yo.
- Witam, Sensei - Soeki zwrócił się do odzianego w charakterystyczny dla niemalże wymarłej, prymitywnej subkultury afroamerykanów sposób. Uśmiechnął się w kierunku Mr.Love.
Henry również nie był zadowolony z odbywanego treningu. Przez dłuższy czas po prostu przyglądał się ostrzu z dziwną miną, spoglądając co jakiś czas na pozostałych kolegów z klasy. W końcu zdecydował się wyprowadzić kilka niepewnych machnięć bronią, które sprawiły że na moment stracił równowagę i niemal się wywrócił. Po dłuższym czasie jedyne co udało mu się z grubsza opanować to obsługa pneumatycznego mechanizm i w połowie lekcji potrafił już nawet wykonać to tzw. "Iai" bez przeszywającego bólu w nadgarstku.
- Dobrze ci idzie - zauważył naukowiec spoglądając na Yamiego, swojego współlokatora na którego do tej pory nie zwracał większej uwagi. - Trochę za ciężka broń jak dla mnie, ale podoba mi się zastosowanie technologii w tak prymitywnym narzędziu. Może wymyślę jeszcze jakiś sposób na jego ulepszenie?
- Soeki chyba urodził się z kataną. - Wzruszyła ramionami Nikita, uśmiechając się. Odzianemu w błękit osobnikowi, rzuciła tylko dziwaczne spojrzenie. Najzwyczajniej zdążyła przywyknąć do “unikatowych” osobistości w tej szkole.
- Może to niezbyt rozsądne - blondyn zwrócił się do swojego kolegi z pokoju - Jednak PSI pomaga nawet w działaniu tego właśnie typu - stwierdził nieco ciszej. - Bez niego prawdopodobnie wybiłbym sobie bark przy pierwszym powtórzeniu - dodał wyraźnie rozbawiony tym stwierdzeniem.
- A jeśli chodzi o katanę, to może geny przodków? - Yami próbował zanegować komplement.
- Każdy jest geniuszem w jakiejś dziedzinie - rzekł Henry, a gdy jego katana wystrzeliła ponownie z pochwy, ten zachwiał się i wyrżnął głową w ścianę, opadając na ziemię z wielkim guzem nad potylicą. - Choć ta najwyraźniej nie jest moją.
Sowietka kątem oka dojrzałą jak wyrżnął Henry, pokręciła głową i schowała katanę, po czym zbliżyła się do niego wyciągając dłoń.
- Wybacz za tamto u pielegniarki...zły dzień był. - Wzruszyła ramionami uśmiechając się delikatnie.
- Mój też był nie najlepszy - odwzajemnił uśmiech Henry, chwytając jednocześnie za dłoń dziewczyny. - Tylko następnym razem się tak nie drzyj bo naprawdę pomyślą że jestem szalony.
- Przestań gadać o szpiegach i innych takich, to pomoże. - Zarechotała Nikita.
- Nic ci się nie stało? - spytała Nail spoglądając na Henriego. - Ah. Oto nasz gość z północnej wyspy akademickiej. - ogłosiła Bangetsu klaszcząc głośno i zwracając uwagę na nieco zignorowanego, ubranego na niebiesko osobnika. - Jest dość wszechstronnie utalentowany.
- Dzieciaki nie skupiać się na sobie, ćwiczycie broń. Takie jest zadanie wasze. - pouczył wszystkich podchodząc do nauczycielki.
- Myślisz, że żartowałem? - naukowiec posłał Rosjance wymowne spojrzenie, po czym nagle sobie o czymś przypomniał. - A właśnie, jesteś cyborgiem, prawda? Jeśli chcesz żebym zajrzał ci do środka i coś pousprawniał to daj znać. Choć nie twierdzę że wszystko będzie za darmo.
- Zajrzał... do środka?! - Nikita uniosła brew. - Zdajesz sobie sprawę jak to zabrzmiało? - Zapytała jakby chciała się upewnić czy Henry wie co mówi, dopiero potem wykona ewentualną akcję.
- Nie byłbyś pierwszy który w niej grzebał. - Wyszczerzyła się Claudette. Nie zaprzepaści żadnej okazji by coś dociąć rosjance.
- Co masz na myśli? - wyraźnie zdziwił się naukowiec. - Jestem poważnym naukowcem! Chyba nie sądzisz, że ktoś taki jak ja byłby zainteresowany tylko twoim ciałem?
Powieka Nikity zadrgała.
- Tylko... co... - Starała sie zachować spokój, ale nie do końca jej to wychodziło. Kompletnie nie wiedziała jak ma odpowiedzieć. - Jak to tylko!? - oparła dłonie na biodrach, przeszywając spojrzeniem naukowca na wylot.
- Może chce cie brać w wszczepy.- padł komentarz zamulonym głosem, gdy opierając się na katanie Namakemono zatrzymała się dość blisko Nikity. Kroków nadchodzącej kocicy nikt nie słyszał. Choć nie było to zbyt dziwne.
Henry odchrząknął jakby w ogóle nie przeczuwał że właśnie znalazł się między młotem a kowadłem.
- W laboratorium nasze stosunki są czysto naukowe - odpowiedział jakby to była największa na świecie oczywistość. - Tam nie obchodzi mnie nic poza zdobywaniem wiedzy.
- To laboratorium biologiczne, czy chodzi ci o budowę jej protez? - uśmiechnęła się głupio kocica, kiwając się na katanie.
- Moją specjalnością jest robotyka - oświadczył z dumą Henry. - Więc sądzę że cyborg byłby dobrym obiektem do badań, które mogą nam przynieść obopulne korzyści.
Nikita dokładnie sobie przypomniała jak wyglądały badania, w roli głównej z jej matką.
- Nie dam się pokroić... nie... - Fuknęła, ponownie wracając do wymachów.
- Nie zrobię ci niczego na co sama nie wyrazisz zgody - uspokoił ją naukowiec. - To była tylko oferta, więc niczym nie musisz się przejmować. I tak mam póki co ważniejsze rzeczy do roboty.
- Skoro się na tym znasz... może kiedyś zgłoszę się do ciebie o jakieś ulepszenie. - Powietrze przecięła wystrzelona z pochwy katana, pomimo że to nie była jej ulubiona bron chciała nabrać wprawy w używaniu jej.
- Tyle wygrać Henry... - Wyszczerzyła się głupio Claudette, klepiąc naukowca po plecach.
- Nie wiem o czym mówisz - rzekł chłopak z poważną miną. - Ale jeśli ty też jesteś cyborgiem, to możesz uznać że do ciebie również skierowana jest moja oferta.
Po chwili Henry również postanowił wrócić do ćwiczeń, jednak wciąż szło mu prawdopodobnie najgorzej ze wszystkich w klasie. Nie żeby mu to przeszkadzało... w końcu był szalonym naukowcem, a zaniedbywanie ćwiczeń fizycznych było niemal wpisane w charakterystykę jego zawodu.
- Ne...opracuj mi generator kocimiętki... - mruknęła Namakemono a jej zamuloną wypowiedź przerwał trzask. Tym razem, wystrzelona przypadkiem katana uderzyła ją prosto w podbródek, posyłając kocicę na ziemię i odbierając jej przytomność. Ostrze wbiło się w ziemię gdzieś koło Henriego i Claudette.
O dziwo Nail ani jej gość nie zainteresowali się tym. Dwójka nauczycieli dyskutowała o czymś w koncie sali, nie interesując się specjalnie uczniami.
Claudette wybuchła śmiechem i na propozycję Henrego i na to co stało się Namekemono. Zwróciła się do naukowca.
- Po ulepszenia udam się tylko i wyłącznie do Pani Aurory. Do pięt jej nie dorastasz w tej dziedzinie. - Nikita zaś widząc co się stało dobiegła do kocicy. Wyglądała na nieprzytomną, klepnęła ja parę razy dłonią w twarz.
- Pani Nail! - Krzykneła do nauczycielki.
- Jeszcze się zdziwisz - odparł hardo nuakowiec do Francuzki, przypatrując się przez moment Nikicie. - Za rok przekonamy się która z was będzie lepsza.
Widać Henry lubił wyzwania i tym razem również postanowił rzucić rękawicę. Kolejna rywalka do pokonania? Co to dla niego! Już niebawem cały świat przekona się kto tu jest prawdziwym geniuszem!
Bangetsu odwróciła się do Nikity i jak porażona podbiegła do kocicy. Przyklękła przy niej przykładając ucho do ust. Po chwili wstała wzruszając ramionami - Oddycha. - następnie wróciła do swojego gościa, nic sobie z dziewczyny nie robiąc.
- Henry, nie że cię zniechęcam. Ale wątpie czy dasz radę konkurować z matką... - Na swój sposób ostrzegła Mason’a. - Ona opracowała ten...umm... “model” cyborga jakim jestem ja i Claudette. - Dodała nie przerywając wymachów.
Soeki, który nagle wyrósł znikąd przy kocicy, przykucnął tuż przy jej ciele. Jego palce wykonały głośny, choć niezbyt bolesny pstryczek prosto w jej czoło. Ot, zwyczajny sposób sprawdzenia nie tego, czy osobnik jest bezbronny, lecz raczej, czy jest w stanie odzyskać przytomność w reakcji na bodźce.
- Sensei, nie powinniśmy się nią... zająć? - Yami zapytał, najwyraźniej zakłopotany całym zjawiskiem.
W odpowiedzi obiekt zainteresowania chłopaka otworzył lekko usta, z których kącika zaczęła spływać ślina. Soeki dostrzegł, że jej zęby wyglądają na niezwykle ostre. Porównywalne były do kociego uzębienia.
Mr.Love nie dosłyszał pytania chłopaka. Właściwie, nie wydawało się, aby przyszedł tutaj do uczniów w ogóle.
- Henry, jeśli chcesz się wymigać, chyba powinieneś wziąć z niej przykład - blondyn zaśmiał się głośno.
- Niki, tobie bym to odradzał - dodał po chwili, ciągle rozbawiony. - Chociaż pewnej osóbce z pewnością chciałabyś takie “wolne” załatwić, prawda? - Yami zapytał.
- Nawet nie wiesz jak bardzo... - Uśmiechnęła sie demonicznie, zerkając na francuskę. Claudette zaś burknęła. - Możesz próbować... - po tych słowach strzeliła karkiem.
- Runda druga? - Warknęła Nikita, kątem oka spoglądając na nauczycielkę gruchającą sobie z Mr.Love. - Tym razem wbiję cię w ziemie. - Mówiąc to odłożyła katanę na bok.
- Pff... dawaj *chienne* - Wyglądało na to że przyjęła wyzwanie czarnowłosa.
- Już raz was chyba prosiłem o pochamowanie emocji? -westchnął Borys, który podszedł do nieprzytomnej, czy też spiącej kocicy i chwyciwszy ją za kołnierz, uniósł w górę niczym piórko, by usadzić dziewczynę pod ścianą. - Lepiej by nikt się o nią nie potknął. -stwierdził rosjanin, po czym spojrzał na kłucące się dziewczyny. - Na lekcjach powinna panować jako taka dyscyplina, a jeżeli macie nadmiar energii to po zajęciach chętnie moge sobie z wami sparing urządzić. -przestrzegł, czy może zaproponował bokser, po czym strzelił karkiem i wrócił do machania mieczem. Mimo że niezbyt mu się to podobało, nie miał zamiaru łamać poleceń nauczycielki.
- Przestań się wpieprzać krewetko! - Pokręciła pięścią Claudette. - Ciebie pierwszego mogę załatwić. - Tą samą pięścią uderzyła w drugą otwartą.
- Odwal sie od niego. - Mruknęła groźnie Nikita.
- No tak zapomniałam... sowieci się razem trzymają. Walneliście już sobie po flaszcze na śniadanie?! - Francuska najwyraźniej nie była wcale mniej agresywna od Nikity.
Czółki Borysa drgnęły lekko, po czym skierowały się na młodą francuskę, a on uśmiechnął się delikatnie w zaczepny sposób. - Jak już mówiłem... po lekcjach możesz spróbować. -odparł swym grubym głosem, a jego skóra na policzkach zadrgała lekko, jak gdyby coś kotłowało się pod nią próbując przebić się na wolność. - Jednak ostrzegam, że kobieta czy nie, przeciwnik to przeciwnik. -dodał wesoło, a bulgotanie uspokoił osie jak gdyby nigdy nic.
- To nawet lepiej... po lekcjach mogę cię nawet skrzywdzić. - Claudette stanęła na przeciw Borysa. - Jak się nie pojawisz to znaczy że stchórzyłeś sowieto. - Pomimo że była od niego wiele niższa, patrzyła na niego jakby z góry. Nikita nie wiedziała co ma dodać, choć widok sklepanej przez Borysa Claudette wydawał się całkiem przyjemny w wyobrażeniach.
- Borys... tylko uważaj. - Rzekła do kolegi z klasy Nikki.
- Zawsze myślałem, że francuzi to spokojny naród. Ale skoro tak to możemy trochę poćwiczyć. -zaśmiał się mężczyzna puszczając Claudette prowokacyjne oko, po czym wrócił do wymachiwania kawałkiem metalu, zwanym kataną.
Nauczycielka była wyjątkowo niezainteresowana przebiegiem lekcji i pracą uczniów. W końcu po upływie dobrych dwóch godzin zgarnęła wszystkich aby posłać ich do domu. I kazać komuś wyciągnąć Namakemono won z klasy, bo musi ją zamknąć.
Jakikolwiek był cel wizyty ubranego na niebiesko rapera, ominął on uszy uczniów.
 
Zajcu jest offline  
Stary 24-06-2013, 16:44   #20
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Gdy zajęcia dobiegły końca chłopak zgodnie z niepisaną umową, stawił się w sali treningowej, odziany jedynie w krótkie spodenki i koszulkę bez rękawów. Po krótkim namyśle stwierdził jednak, że górna część garderoby nie będzie mu zbytnio potrzeba, więc po chwili zaprezentował światu swój umięśniony tors, a palce jego dłoni splotły się, gdy począł rozgrzewać nadgarstki.

Francuska była już na miejscu, rozciągając się przed walką. Widząc Borysa puściła mu jadowite spojrzenie. Ubrana była całkiem podobnie do Borysa, z tym że jakby był to bardziej damski ubiór. Koszulka bez ramiączek, koloru bieli i czarne szorty. Na stopach miała jakieś tenisówki.

- A twoja dziewczyna gdzie? Nie przyjdzie oglądać? - Rzekła szyderczo, podnosząc się.

- Nie wiem czy będzie to widok warty oglądania. -stwierdził wesoło bokser i uśmiechnął się lekko, gdy skóra na jego ciele poczęła drżeć. W sumie od dłuższego czasu chciał to przetestować, a nie miał jeszcze ku temu okazji, tak więc ta walka była bardziej efektem ciekawości niżeli urażonej dumy. Z cichymi pyknięciami, na skórze mężczyzny, poczęły pojawiać się czarne płytki, które łączyły się ze sobą w coś na kształt pancerza. Po chwili już całe ciało, Borysa zmieniło barwę na czarną, a on spojrzał na dziewczynę swoim zmienionym obliczem.




- To zaczynamy? -zapytał gdy jego szczęka poruszała się powoli, wydając potężny zgrzyt przy każdym ruchu, a on niczym potężny ociężały golem przestąpił jeden krok w stronę dziewczyny, francuskiego pochodzenia.

- Aya.... jak dobrze że wzięłam ze sobą otwieracze do puszek! - Uśmiechnęła się diabelnie wskazując wzrokiem na swoje wibrujące pięści. Postąpiła tylko jeden krok, by nagle wystrzelić skokiem do Borysa, jeszcze w powietrzy wykonała obrót dookoła siebie, chcąc uderzyć pięścią na odlew w nowe oblicze Rosjanina.

Borys stojąc w miejscu wzrokiem począł wodzić za nadlatująca pięścią, która po chwili gruchnęła z metalicznym brzdękiem w jego twarz. Jego głowa przechyliła się delikatnie w bok, jednak uśmiech nie zszedł z niej nawet na chwilę. - Oj, uważaj by się nie połamać. -odparł, gdy jego zbroja niczym żywa istota, zabłyszczała lekceważąco nawet nienaruszona. Dłoń chłopaka z prędkością żółwia poczęła unosić się w górę by złapać dłoń Francuzki, która chyba musiałaby stać nieruchomo by tak wolny chwyt jej dosięgnął. Borys po prostu chciał sprawdzić wytrzymałość pancerza królów, siłę skorupy niepozornego żyjąta...


… zwanego królem tasmańskich wód. Krab Tasmański, stworzenie które żyło na głębokościach zmuszających jego pancerz do niesamowitego rozwoju. Skorupa tego stworzenia, przepełniona była włóknami węglowymi, które swoją strukturą przypominały diament. Minerał który za nic miał sobie ciśnienie, czy tez uderzenia.

- To była próba słodziaku. - Zadrwiła Claudette czując się zbyt pewnie, nawet nie próbowała unikać, tylko cofnęła obie pięści w tył, a te tym razem zawibrowały złowrogo. Ze zwykłych uderzeń Borys drwił, więc pomyślała że wszczepy troszkę ostudzą jego pewność. Obie piąstki poszybowały w stronę torsu wielkoluda.

Ataki gruchnęły o tors młodzieńca, który mimo swego pancerza poczuł uderzenie od którego zgiął się lekko. Jednak królem nazywało się tych którzy potrafili zachowywać spokój i dostojność w każdej sytuacji. Dla tego jego ręka dalej kontynuowała swoja podróż, a pewność Claudette, sprawiła że czarne palce oplotły przegub jej prawicy. Borys zaś począł zaciskać dłonie ze swoją destruktywną siłą, niczym krab który w końcu pochwycił intruza.

Bez skutecznie usiłowała wyzwolić się z mocarnego uścisku Borysa jednak bez skutecznie. Facet miał ręce jak imadła hudrauliczne. - No proszę...- Stęknęła nadal się szarpiąc.

- Co ja teraz zrobię? - Rzuciła jakby mało przejmowała się swoją pozycją. Taki duży osobnik pewnie miał problemy z utrzymaniem równowagi, więc z całej siły wszczepów kopnęła go w kolano.

Noga borysa ponownie metalicznie szczęknęła... a noga poczęła z wolna się uginać. Chłopak był teraz niczym żywa forteca, wolny i niemal nie do zatrzymania. Jego druga ręka niczym ślimak poczęła ruszać w stronę brody, ciągle trzymanej dziewczyny. - Uważaj... -powiedział powoli, niczym żółw wybudzony z drzemki... i nagle czarny pancerz zniknął z jego ciała, a powróciła normalna sylwetka wyszczerzonego Borysa. Poskutkowało tym, że powolna dotychczas dłoń, w swej kreweciej postaci wystrzeliła prosto w podbródek dziewczyny, która Jankovic na wszelki wypadek puścił.

De Noirceur nie spodziewała się tak szybkiej przemiany, dostała takiego kuksańca że odrzuciło ją parę dobrych metrów w tył. Jednak na jej twarzy nie pojawiła się żadna większa oznaka obrażeń. Rozmasowała podbródek z szyderczym usmieszkiem.

- Nie tylko ty jesteś twardy *imbécile* -

- Czyli nie muszę się ograniczać? -zapytał Borys i dla demonstracji gruchnął pięścią w worek treningowy, który pękł od siły ciosu. - Krewetka modliszkowa to stworzenie o sile ramion porównywalnym do wystrzału pistoletu, jednak ona jest trochę mniejsza niż ja. -wytłumaczył wesoło Borys, po czym przyjął gardę bokserska i podskoczył parę razy w miejscu. - Druga runda. -zaprosił francuzkę Jankovic.

Żyłka na czole Claudette zapulsowałą. - Zgniotę cię!! - Tak jak przedtem jej ręce zawibrowały, do tego jeszcze jej nogi. Nie minął nawet ułamek sekundy, a już rzuciła się do szaleńczego biegu, by nagle zatrzymać się tuż przed Borysem. Dzikim wrzaskiem zamierzała posłać go podbródkowym w powietrze. Taki był plan a jak wyjdzie ma się dopiero przekonać.

Borys uskoczył jednak w bok, pięści były wszak jego specjalnością. Zatoczył się z lewej by uderzyć w bok dziewczyny, ale w ostatnim momencie skręcił ciało w zupełnie odwrotnym kierunku, by to prawy sierpowy, poszybował na spotkanie z ciałem kobiety.

Piącha została pochwycona przez dwie mniejsze które nalażały do francuski.

- No no... silnyś... - Wycedziła próbując utrzymać łapę Borysa. Nagle obróciła się by rzucić szarpnięciem obu rąk olbrzymem o podłogę.

Borys jak gdyby tylko na to czekał, bowiem obrócił się w tą samą stronę co kobieta, druga ręką obejmując ją w pasie niczym w tańcu. - Dobrze tańczysz. -zaśmiał się, pacnął jedna z czółek w czoło dziewczyny... po czym wyrwał rękę z jej uścisku i odwrócił się z wesołym uśmiechem. - Runda druga skończona, na dziś starczy. -stwierdził jak gdyby nigdy nic i chwycił w dłoń swoją koszulkę.

- E?! Co jak?! Jak druga runda, ej! Jeszcze moge walczyć! - Niczym oburzona damulka wyprostowała ręce wzdłuż ciała unosząc barki. Z taką posturą zbliżyła się do olbrzyma.

- Dlaczego?! - Tupnęła w podłogę. Jej piąstki były zaciśnięte i zgięte w nadgarstku ku zewnętrznej strony dłoni.

- Chodzimy do jednej klasy, dalsza walka mogłaby tylko sprawić że zrobilibyśmy sobie nawzajem krzywdę. A jak mówiłem chciałem Ci tylko pomóc rozładować energię.- stwierdził zarzucając koszulkę na ramię. - Następnym razem możemy iść na kawę o ile taki sposób ci nie pasuje.- dodał wesoło.

Claudette ochłonęła, ale przekrzywiła nieco głowę w bok, ciekawie przyglądając się Borysowi, jakby go oceniała wzrokowo.

- Zapraszasz mnie na kawę? Jesteś pierwszym facetem w tej szkole który to zrobił bez jąkania się. - Zaśmiała się cicho. - Dobrze... tylko wybierz jakiś ładny lokal - Przeczesała włosy, po czym krokiem modelki skierowała się ku wyjścia z sali gimnastycznej.
Borys uśmiechnął się i lekko pokręcił głową... kobiety jednak były bardzo proste. Chłopak skierował się do swojego pokoju, by tam obmyć się i przyszykować do odlotu do Grenlandi.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172