02-06-2013, 15:36 | #1 |
Reputacja: 1 | [CyberCore]Secound Layer CyberCore W ciemnej chacie o drewnianej podłodze, na starym i zniszczonym stole siedział mężczyzna.Layer 02: Desired Error Jego włosy były siwe, jego ubiór poniszczony a jego oczy błędne. Przyglądał się z zamyśleniem deskom w podłodze. Od czasu do czasu zaciągał się papierosem. Dzień wydawał się niezwykle...spokojny. I nudny. Nie było nic czym mógłby się na dłuższą metę zająć. W końcu wszystkie jego zabawki zdechły. Może kwiaty? Mógłby spróbować bawić się nimi. Ale ten wstrętny zapach... Zdecydowanie kwiatów było wiele w jego otoczeniu. Gdzie by nie spojrzał znajdował kolejne doniczki. Zaczęło go to irytować. Nagle do jego uszu doszedł dźwięk skrzypienia. Uniósł nieco wzrok aby spojrzeć na schody na końcu izby. - Ah...Charlotte... Deski skrzypiały pod nogami kobiety w średnim wieku. Jej zimne oczy zmuszały nawet oszalałe spojrzenie mężczyzny do zmiany kierunku obserwacji. Staruszek poprawił swój poniszczony kitel lekarski i mruknął. - Zrobiłabyś coś z nim. Nie ma tu nawet jak chodzić. Kobieta podążyła za wzrokiem mężczyzny aby dojrzeć siedzącego w cieniu czarnowłosego mutanta. Podszedł on z zmęczonym spojrzeniem i pokazał dwójce swoje znalezisko. W jego dłoniach leżał mały robak. - To karaluch. Wyrzuć to. - poprosił naukowiec. Adresat zareagował natychmiastowo, zwyczajnie upuszczając karalucha. - ...Hypnos...zrób ogród zmarłym. - mruknęła kobieta stanowczym choć pozbawionym zaangażowania głosem. Po chwili mutant najzwyczajniej zniknął. - Czy on przypadkiem nie miał na imię..."Mulch" - spytał ostrożnie spoglądając na kobietę. Natychmiastowo poczuł się ukarany przez jej spojrzenie. - Gdzie jest głupiec? - Czekamy. - Dobrze. Niepewny siebie mężczyzna podrapał się po karku. I będą czekać. Długo. Tak zwrotnicze elementy w historii mają miejsce rzadko. I są równie szybkie, co mrugnięcie oka. 1/05/2222 Latająca wyspa akademii wojskowej imienia Mobiusa 17:00 Rzędy młodych kadetów stały jeden za drugim w idealnych odstępach i największą dokładnością. Mały popis przyszłych żołnierzy, który w zasadzie nie miał większego znaczenia. Członkowie kadry nauczycielskie szli spokojnie ścieżką między środkowymi rzędami. Było tu ponad tysiąc osób. W tym zaledwie ponad dwustu stanowiło nowych rekrutów. Liczba osób przyjmowanych do wojska unii malała z roku na rok. Ostatni atak terrorystyczny miał miejsce jakieś dwa miesiące temu. Z ziemi zniknęła cała Grenlandia. Mimo to wszyscy twierdzą, że to nowe zagrożenie zniknie nim obecny rocznik ukończy wszystkie trzy klasy aby odebrać dyplom. Ao nie podzielał jednak opinii polityków. Prędzej czy później wojsko może być potrzebne. W końcu dostał się przed drzwi do budynku akademii. Odwrócił się w stronę kadetów których dopiero co minął. Spojrzał to na lewo to na prawo, aby przyjrzeć się reszcie kadry nauczycielskiej. Chyba tylko on tutaj był w złym humorze. Nie wyspał się. Nie jego problem. - Do hymnu! - padł rozkaz. Wszyscy jednym tchem wciągnęli powietrze, aby zacząć śpiew. Singing the song of hearts upon all our lips Melodia powoli ucichła. Stan uniesienia panował jeszcze przez chwilę. W końcu się zdecydował.At last we sail away freely to the light To keep the promise I made so long ago To meet with you once again on the journey of my life Although we do not share the same motherland We will be the same in our hearts As we live under the reign of our noble union We will be sharing the same name~ My dear friends, you shall not forget That we're all together as we stand right now As all our hearts gather in this royal land Bear the pride deep in your soul We shall sing this song again Gloria O Gloria Gloria O Gloria Wystąpił krok w przód i pochylił się, zarzucając swoim płaszczem. Spojrzał na wszystkich ostrym wzrokiem uśmiechając się gdy wiatr targał jego błękitnymi włosami w nieładzie. Był wysoki, dobrze zbudowany i budził swoją obecnością pewną groźną wręcz aurę. - Witam wszystkich kadetów w jednej z czterech akademii wojskowych unii zjednoczonych narodów ziemi. Zwłaszcza nowych kadetów nie do końca świadomych, że przez najbliższe trzy lata przejdą pasjonującą przemianę, zostając oficjalnymi żołnierzami. Jakkolwiek jednak, droga po dyplom chorążego będzie długa i ciężka. Dla nieświadomych, nazywam się Ao Oni i jestem kierownikiem tej placówki... Przemowy. Miały miejsce każdego roku w każdej szkole, niezależnie od nauczanego przedmiotu. Niezależnie również od tego kto je wygłaszał i tak zawsze były nudne. Bez wyjątku. Młodzi kadeci wytrwale spoglądali przed siebie stojąc na baczność przed drzwiami olbrzymiej akademii. Czas mijał nieubłaganie a wszyscy chcieli po prostu się rozejść. - Jutro klasy pierwsze zapoznają się z swoimi wychowawcami. Właściwa nauka będzie miała miejsce dopiero pojutrze. Zalecane jest zapoznanie się z ośrodkiem oraz organizowanymi przez nauczycieli klubami, bądź nawet założenie własnego. Przypominam, że od godziny dwudziestej pierwszej wychodzenie z dormitoriów jest zabronione. Zarazem odwiedzanie mieszkań płci przeciwnej nie ma prawa mieć miejsca. To by było na tyle, rozejść się. W końcu. Koniec przemowy. - Życzę wam miłej nauki w akademii wojskowej imienia Augusta Ferdynanda Mobiusa. - dorzucił Ao na pożegnanie, mimowolnie masując się po brodzie. Bo w końcu kto lubił naukę? Kadra nauczycielska wykonała majestatyczny zwrot i udała się w stronę szkoły. Gdy tylko zniknęli w jej wnętrzu wszyscy się rozluźnili. |