Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-07-2013, 18:55   #1
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
[Cp 2020] - "Psychosquad"

Noc była parna i gorąca. Pogoda przez ostatnie dni była niezmienna i napawało to zebranych na placu żołnierzy poważnymi wątpliwościami. Jeżeli w mieście średnia temperatura wynosiła 38 stopni, to co czeka ich w kolumbijskiej dżungli.
Stojący nieopodal wojskowy Harrier był właśnie ładowany niezbędnym sprzętem. Do dyspozycji grupy uderzeniowej oddano jednoosobowego mecha z pokaźnym arsenałem broni zaczepnej. Robot pokryty był grubą warstwą kevlarowej osłony wzmocnionej dodatkowo tytanem. Wedle firmowego opisu doskonale nadał się do działań frontowych we wszystkich rodzajach terenu.
A także najnowszy model Humvee, który dopiero co zszedł z taśmy produkcyjnej. Wszystko oraz sporo ciężkiej broni i amunicji zostało zapakowane do kontenerów.

Gdy wszystko było gotowe, zebrani w hangarze członkowie Psychosquadu mieli ostatnią odprawę.
- Witam wszystkich - rzekł kierujący akcją pułkownik Lumster - Za półgodziny planowany jest wasz odlot. Proszę o sprawdzenie podręcznej broni i wyposażenia. Lot potrwa około dwóch godzin, więc na miejscu będziecie około północy miejscowego czasu. Według planu pilot ma was wysadzić około ośmiu mil od bazy Gizajewa. Wyładujecie sprzęt i przygotujecie się do akcji. To jak to zrobicie pozostawiam już wam. Przypominam, że akcja jest tajna i ma zostać przeprowadzona szybko i sprawnie. Wszelka łączność z nami jest zawieszona i można ją podjąć tylko w razie ostatecznej konieczności lub w momencie ukończenia misji. Tutaj macie materiały dotyczące bazy i jej plany. Nie jest tego dużo, ale mam nadzieję, że wam to wystarczy. Bądźcie gotowi na wszystko, gdyż nie wiemy do końca, co ten szaleniec tam ma. Przypominam, ze priorytetem jest schwytanie Gizajewa oraz odzyskanie skradzionych przez niego danych. Tym w głównej mierze zajmie się pan Endo Matsukami. - pułkownik wskazał dłonią stojącego obok Japończyka ubranego w garnitur - Ma on prawo wydawania wam rozkazów, więc proszę mieć to na uwadze. Czy są jakieś pytania? Jeśli nie to zapraszam na pokład.

Silniki Harriera zawyły przeciągle, a z dysz wyleciało rozgrzane do czerwoności powietrze. Po kilku chwilach samolot zaczął unosić się powoli pionowo w górę. Gdy osiągnął on odpowiedni pułap, pilot zwiększył moc i przekręcił dysze we właściwym kierunku. Samolot z gwałtownym przyspieszeniem poleciał w kierunku kolumbijskiej dżungli.

- Mówi pilot - rozległo się w głośnikach - Za trzy minuty będziemy nad celem. Proszę przygotować się do lądowania.
Samolot zmniejszył prędkość i zaczął powoli obniżać lot. Przez niewielkie bulaje widać było już ciągnąć się po horyzont soczyście, zieloną dżunglę, gdzieniegdzie poprzecinaną błękitnymi wstęgami rzek.
Nagle ciszę na pokładzie przerwał jakiś dziwny świst. Po chwili kolejny. Coś nagle wstrząsnęło samolotem i słychać było głośny huk eksplozji, gdzieś na ogonie. W następnej sekundzie kolejny wybuch miał miejsce na dziobie. Samolot zaczął gwałtownie tracić wysokość, aby w ciągu zaledwie kilku sekund zacząć pikować. Systemy alarmowe zaczęły wyć, a pasy bezpieczeństwa zostały dociśnięte do granic możliwości.
Wśród przeraźliwego huku i trzasku pękających części kadłuba samolot leciał prawie pionowo w dół.

Uderzenie o ziemię praktycznie rozłamało samolot na pół. Odłamki kadłuba poleciały we wszystkich kierunkach w promieniu kilkuset metrów. Harrier zderzył się z płaskim wzgórzem przełamując się na pół. Przednia część osiadła na szczycie, a tylna runęła w dół wzgórza.
Nowoczesne systemy bezpieczeństwa zagwarantowały przeżycie załogi, jaki i doborowej drużynie Psychosquadu. Nadal jednak istniało zagrożenie wybuchem paliwa, nie było więc zbyt wiele czasu na ucieczkę z miejsca katastrofy.

Ciała grupy uderzeniowej leżały porozrzucane wokół wraku. Siła uderzenia była tak duża, że po zatknięciu z ziemią wyrzuciło ich w górę na kilka metrów.
Upadek z takiej wysokości nie należał do najprzyjemniejszych.

Jason Crook, Mordecai Eagels
Leżeli tuź obok siebie pod wielkim drzewem, którego nawet nie potrafili nazwać. Kilka metrów dalej leżał ciężki plecak z wyposażeniem, a jeszcze dalej ich broń.
Poza drobnymi stłuczeniami i zadrapaniami nie mieli większych obrażeń, a przynajmniej tak się w tej chwili wydawało. Przy takim upadku zawsze przecież mógł nastąpić jakiś krwotok wewnętrzny, czy inne chujstwo.
Pierwszy ocknął się Eagels i to on zauważył, że na drzewie nad nimi coś się porusza. Nie widział dokładnie to było, ale to coś raczej nie wyglądało na zwierze.

Kayla Simonds, Samuel Beckett
Beckett nie miał szczęścia. Nie dość, że wylądował tuż nad krawędzią stromej przepaści, to jeszcze od pasa w dół został przygnieciony ciężką częścią kadłuba samolotu. Było jasne, że o własnych siłach się stąd nie wydostanie.
Kayla także do szczęśliwców nie należała, ale ona przynajmniej miała swobodę ruchów. Tak się wydawało do czasu, gdy zauważyła, zarośla po jej prawej stronie ruszają się i coś skrada się w jej kierunku.
Na domiar złego tuż przy linii krzaków leżał ich dowódca, porucznik Derek Shiftline. Sądząc po kałuży krwi w jakiej leżał, jego stan był raczej ciężki.

Ben Baxter
Baxter wisiał wysoko nad ziemią. Jego plecak zaplątał się w gałęzie i trzymał go w uwięzi. Poza zadrapaniami na twarzy nie miał innych obrażeń. Rozejrzał się wokół i zdumieniem ujrzał leżącego pod nim Takanori Matsuda, pracownik ZetaTechu, który miał im pomagać w tej misji. Wyglądał jakby spał, ale bardziej prawdopodobne było to, że był nieprzytomny.
Tymczasem zbliżał się do niego sporych rozmiarów mechaniczny pająk, który niewątpliwie był dziełem doktora Gizajewa.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 15-07-2013 o 09:05.
Pinhead jest offline  
Stary 15-07-2013, 10:50   #2
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
~Zawsze mus się coś spierdolić ~ - Pomyślał sentencjonalnie. Rozejrzał się w około.


Siedział na drzewie niedaleko był blaszak a obok leżał Heretycki netrunner. Najchętniej zadźgałby zawszańca, ale rozkazy kazały go chronić, po za tym był potrzebny żeby dopaść grubszą rybę w postaci profesorka



, ~Którego też nie pozwolą mi zabić! Ciekawe czy uwierzyliby jakbym powiedział, że stawiał opór? Zresztą nieważne trzeba powstrzymać to, co tu robi ~



Westchnął i odciął się od plecaka za pomocą noża, potem chwycił się za gałęzie i spróbował w miarę cicho wylądować obok nieprzytomnego Korposa.



Z jego tężyzną zejście z drzewa nie powinno stanowić to problemu, gorzej będzie, jeżeli chodzi o zachowanie ciszy i krycie się przed robotem. Nie był za dobry w skradaniu się i niewiele wiedział o tych złomach



Walka z pajęczakiem za pomocą noża i pistoletu mogłaby być ciekawa, ale priorytetem teraz było utrzymanie przy życiu człowieka ZataTechu, więc nie miał czasu na przyjemności. Schował nóż z powrotem do pochwy wziął gościa na ręce i zaczął biec zygzakiem w kierunku dżungli starając się jak najszybciej schować za linią drzew



Większość, osób wzięłoby komputerowca na barana i biegło na, wprost ale Ben wychodził z założenia, że mechaniczny pajęczak może mieć jakieś działko, którym zastrzeliłby biedaka. Lepiej, więc osłonić VIPa własnym ciałem i biec tak a nie inaczej żeby utrudnić przeciwnikowi celowanie



Cucić gościa zacznie dopiero, gdy upewni się, że są w miarę bezpieczni, bo teraz zacząłby się niepotrzebnie rzucać utrudniając ucieczkę
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 16-07-2013 o 14:42.
Brilchan jest offline  
Stary 15-07-2013, 17:31   #3
 
JaTuTylkoNaChwilę's Avatar
 
Reputacja: 1 JaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnieJaTuTylkoNaChwilę jest jak niezastąpione światło przewodnie
Mordecai cicho sapnął. Ja pierdolę... Niby pomodlił się przed startem, niby należał do psyhosquadu, niby akcja była sponsorowana przez korporację, a mimo tych wszystkich boskich i ludzkich protektorów coś się rąbnęło. Czytał wcześniejsze dane, które udało się zebrać agencji na temat Gizbajewa i jego potencjalnego schronienia, jednak nic nie przygotowało go na broń mogącą zestrzeliwać samoloty. Stary wariat się postarał... Przez chwilę nawet jego optymizm przygasł. Ale co tam! Przechodziło się przez gorsze bagno. Kilku fanatyków wierzących w maszyny nie przeszkodzi tryumfalnemu marszowi do awansu, kasy i opcjonalnie ręki koleżanki z wydziału, Lizy!

Jakiś ruch na drzewie przykuł uwagę ogłuszonego Mordecaia. Nie kontaktował zbytnio co się stało. Pamiętał, że lecieli, coś wybuchło, a potem... Plama. Ciemna, choć powoli rozjaśniająca się i zaczynająca przypominać drzewo. Potem coś jeszcze. W końcu wyszkolenie wzięło górę nad otumanieniem i ręka powoli zaczęła przesuwać się w stronę kabury na biodrze. Mordecai ruszał powoli ręką, nie chcąc by coś zorientowało się, że jest przytomny. Po schwyceniu chropowatej i jakże uspokajającej mętlik w głowie rękojeści pistoletu, wyszarpnął broń z kabury i posłał trzy kulki w stronę potencjalnego przeciwnika.

Następnym krokiem byłoby odskoczenie w stronę nieprzytomnego kompana w wciągnięcie go za jakąś osłonę.
 
JaTuTylkoNaChwilę jest offline  
Stary 17-07-2013, 18:12   #4
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
TYDZIEŃ WCZEŚNIEJ


Miasto. Moloch industrialnej ery u szczytu rozwoju. Dom dla pracowników korporacji i teren grabieży elementu mieszkającego poniżej drapaczy chmur. Słodki dom. Chicago.
Oddział psychoskładu wbiegał po schodach kamienicy. Pięciu ciężko uzbrojonych żołnierzy korporacji miało rozkaz oczyścić budynek z elementów. Nie pasujących do wizji korporacji. Cyberpsycholi.
Psychoskład zatrzymał się na pół piętrze, między trzecim a czwartym poziomem. Dowódca dał znak swoim ludziom, ci ustawili się na pozycji. Psychoskład ruszył do przodu. Nagle z drzwi na korytarzu wyszedł białowłosy kolos trzymający karabin Gatlinga, za nim ciągnęła się taśma z nabojami. Kolos był ubrany w pancerz a jego twarz zasłaniała maska spawalnicza. Grad kul przetoczył się przez korytarz przecinając piętro. Kule przechodziły przez drzwi i ściany, po drodze zabijając i raniąc cywilów chowających się w swoich sześcianach. Seria z Gatlinga złapała również oddział Psychoskładu. Dwóch pierwszych żołnierzy idących korytarzem nawet nie miało szans by się schować, ich ciała zostały podziurawione jak sitko. Nawet ich wzmacniane pancerze z górnej półki nie powstrzymały lawiny śmiercionośnych, zapalających pocisków.
Kryjąc się przed kulami dowódca nadał przez radio.
- Tu Echo 7. Wymagane wsparcie w sektorze 34. Centrala słyszycie mnie.
Delikatny choć pewny kobiecy głos odpowiedział na jego żądanie.
- Echo 7 wysyłam wsparcie.
Dowódca psychoskładu rzucił na korytarz parę granatów odłamkowych i wycofał się z pozostałymi mu, dwoma, żołnierzami.
Granaty przetoczyły się korytarzem i wylądowały tuż pod stopami kolosa.
Wybuch był tak duży że cała kamienica zatrzęsła się w posadach a na piętrze powstała wyrwa w ścianie ukazując zniszczony korytarz.
Białowłosy olbrzym leżał na końcu korytarza, jego pancerz był popękany.
Przez otwór w ścianie korytarza w stronę kamiennicy zbliżały się odgłosy syren.
Kolos podniósł się i chwycił broń. Psychol nadał strzelał w stronę schodów.

Na dachu na przeciwnego budynku postać ubrana w czarny pancerz typu Metal Gear właśnie dobiegła do krawędzi dachu. Postać była mężczyzną, wysokim i silnie zbudowanym, choć nie tak jak kolos z Gatlingiem.
Kobiecy głos z mikronadajnika rozległ się w uchu Jasona.
- Agencie Crook. Echo 7 wymaga wsparcia.
Jason znał ten głos. Kimiko została jego oczami i uszami na dzielnicę korporacji od kiedy przyleciała za nim do miasta.
- Przyjąłem. Jestem na pozycji.
Solos wyciągnął łuk, nie używał on celownika a mimo to strzała wystrzelona z łuku poniosła przymocowaną do niej stalową linę tuż nad wyrwę w kamienicy z ostrzeliwanym psychoskładem.
Jason spojrzał na drugą stronę. Podgląd termiczny w jego cyberoku pokazywał że psychoskład wciąż żyje, kryjąc się nisko na schodach.
Duża emisja ciepła zbliżała się powoli w stronę dziury a ciągły ostrzał z gatlinga zakłócał wizje.
Crook wyciągnął kolejną strzałę. Używając przybliżenia Jason poczekał aż kolos znalazł się w lini strzału a gdy to nadeszło wystrzelił.
Strzała miała na sobie mały ładunek kinetyczny, który uderzył w bok psychola, powyżej miednicy. Wybuch wrzucił go do kubika mieszkalnego przebijając nim ścianę.
Jason użył łuku by przedostać się na drugą stronę. Crook przejechał na stalowej lince prosto do wnętrza kamienicy. Solos ledwo wylądował gdy olbrzym wyszedł z mieszkania. Nie trzymał on już gatlinga a jego zbroja nie nadawał się do niczego. Białowłosy kolos zrzucił pancerz, pod nim było widać liczne cyberwszczepy i protezy. Kolos ruszył do przodu w szarży.
Jason zrobił unik przed uderzeniem z góry, odskoczył do tyłu a następnie uderzył kolanem w szczęka przeciwnika. Uderzenie było silne. Normalny człowiek leżał by już na ziemie ze złamaną żuchwom ale kolos uśmiechnął się tylko i zaczął atakować rękami. Jego mięśnie były jakby napompowane, jego szybkość też była większa, cyberwszepy i narkotyki dawały mu kopa. Crook unikał kolejnych uderzeń obserwując ruchy przeciwnika i otoczenie powoli wycofując się w stronę wyrwy w kamienicy.
''Duży skurczybyk. Nie mogę go ciągle unikać.'' Pomyślał Jason i wtedy właśnie dostrzegł szanse. Jedna z rur była pęknięta i wydobywała się z niej rozgrzana para. Crook prześliznął się pod ciosem kolosa i chwilę później skierował strumień gorącej pary w jego stronę. Kolos zrobił dwa kroki w tył. Jason kopnął kolosa z rozbiegu. Pierwszy kop trafił w głowę na chwilę ogłuszając go. Ten stracił równowagę tuż nad krawędzią. Drugi kopniak był wymierzony w klatkę piersiową. To wystarczyło. Kolos wyleciał przez wyrwę i poleciał cztery piętra w dół.
Radiowóz z dwoma gliniarzami zajechał pod kamienice, ci akurat zdążyli wysiąść gdy białowłosy kolos zwalił się na ich wóz z nieba, miażdząc auto swoim ciężarem.
Funkcjonariusze wyciagneli broń ale cyberpsychol się nie ruszał.
- Cel zneutralizowano. Echo 7 poprowadzi funkcjonariuszy.- Głos Kimiko ponownie rozległ się w uchu Crooka. - Jason. Szefostwo chcę cię widzieć. Wracaj do centrali.

TRZY DNI PÓŹNIEJ

Jason Crook wyszedł z siedziby Zetatechu w cywilnym ubraniu. Po spotkaniu z przedstawicielami korporacji Jason nie był pewien co myśleć. Czemu Arasaki wspomagał działania innej korporacji w ujęciu Gizajeva, czemu Zetatech nie używał do tego własnych ludzi? Najemni solosi to nie najwierniejszy pies. Jason przypomniał sobie stare powiedzenie.
''Pies co dwóm panom służy umiera z głodu.'' Jason przeszedł obok budki z kebabami, na myśl o zdychaniu z głodu sam postanowił coś zjeść. Crook wszedł na chwilę. Znał te miejsce, odwiedzał je po służbie dość często, od kilku lat był stałym gościem.
Kilka godzin później Jason nadal rozmawiał z właścicielem jadłodajni. Nic szczególnego. Crook nie poruszał tematów związanych z pracą. Amir. Właściciel. Nie wiedział nawet czym Jason dokładnie się zajmuję prócz tego że Jason kilka razy wspomniał że płaci mu Arasaki za ochronę. Nie przeszkadzało to jednak obydwu panom by zaprzyjaźnić się przez lata. Jason uratował kiedyś lokal Amira przed gangiem żądającym haraczu. Jakie zdziwienie pojawiło się na twarzach cyber zbirów na kilka chwil przed tym jak Crook połamał im kończyny i obił pyski.
Jason siedział u Amira aż do zamknięcia w końcu Crook wrócił do swojego apartamentu.
Mieszkanie ulokowane w dzielnicy korporacyjnej było na trzydziestym trzecim piętrze wieżowca wybudowanego przez korporacje Arasaki dla jej pracowników. Cały budynek był zaawansowaną fortecą technologi wyposażona w najlepsze zabawki prosto z Tokyo. Jason wysiadł z windy i podszedł do drzwi z numerem 3302, przyłożył palec do skanera odcisków zamocowanego poniżej klamki i pchnął drzwi. Chwilę później był już w środku.

Apartament był w surowym stanie. Właściciel musiał w nim spędzać niewiele czasu. Jedynie kilka pojedyńczych książek na półce oraz gotowe prepaki obiadowe w lodówce W centrum salonu znajdowała się katana, którą Jason przywiózł ze sobą z Japonii. Kuchnie od salonu oddzielał prosty drewniany bar. Sypialnia znajdowała się za przesuwanymi drzwiami. Crook przeszedł obok miecza i wyszedł na balkon.
Solos obserwował miasto poniżej, upał nadal trwał więc sen nie był opcją tej nocy. Jak każdej nocy już od kilkunastu lat. Wspomnienia. Tyle wspomnień. Wszystkie o tym czego stracił bo nie był dość dobry.
Po prawie godzinnej walce z myślami Jason wrócił do środka i rozpoczął ćwiczenia.

DZIEŃ DZIESIEJSZY

Jason przyjechał do bazy po zmroku. Motor, którym się tam dostał był starym ropo żernym potworem firmy Victory. Jason zaparkował motor i przeszedł do hangaru gdzie zebrali się już członkowie jego przyszłego składu.
Crook nie był zachwycony pomysłem pracy w grupie, w końcu jego profesją było Solo, nie Duo czy Team. Rozkazy Arasaki były jednak jednoznaczne i Jason, choć niechętnie, był zmuszony by ich przestrzegać.
Odprawa z pułkownikiem Lumsterem poszła sprawnie. Uwagę Jasona przykuł pan Endo Matsukami. Człowiek Zetatechu.
Po zakończonej odprawie Jason przeszedł do Haviera. Cały jego ekwipunek znajdował się w skrzyni oznaczonej logiem Arasaki. Skrzynia była wzmacniana i używana do transportu ekwipunku na pole bitwy. Według specjalistów z Tokyo ekwipunek w niej zamknięty mógł przetrwać upadek z wysokości kilku kilometrów a jedynym zniszczeniem będą zadrapania na pudełku. Skrzynie wylądowała na pokładzie więc Crook też to zrobił
Jason wsiadł na pokład samolotu, lot przebiegał bez problemu więc Solos wykorzystał ten czas by się wyspać. Ludzie o jego profesji i tak nie byli zbyt rozmowni, a teraz stanowili oni większą cześć transportu.


Gdzieś nad dżunglą Kolumbii Jasona nie obudził nawet komunikat pilota o zbliżającej się strefie lądowania.
To co wydarzyło się potem było jak grom z jasnego nieba. Grom który trafił prosto w ich Haviera. Samolot trząsł się jak dziki koń, ogień zaś buchał z obu dwóch jego końców. Silniki skwierczały, alarmy wyły a Jason widział jak Havier szalejący wokół własnej osi w powietrzu powoli zbliża się do korony drzew.
Jason stracił przytomność w momencie uderzenia. Obudziły go strzały.
''Pistolet. Trzy kule.'' Jason otworzył oczy. Spojrzał na stojącego nad nim towarzysza podróży trzymającego w ręce pistolet. Jason przełączył kolejno tryby w cyberoku by zobaczyć do czego strzelał jego kompan. Na razie nic.
Jason wziął głęboki wdech. Efekt zamroczenia po katastrofie odszedł w niepamięć odgłosy dżungli dobiegły jego uszu.
Jason rozejrzał się ponownie, obok złomu z samolotu niedaleko od nich leżał jakiś ekwipunek oraz jego skrzynia z logiem Arasaki. Korzystając z tego że Mordecai osłania go, Jason ruszył biegiem w stronę skrzyni by również dobyć broni.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 17-07-2013 o 22:16.
Baird jest offline  
Stary 17-07-2013, 18:52   #5
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację

Błysk

Wojskowy, pozbawiony oznaczeń świadczących o przynależności do jakiejkolwiek armii hangar. Wszędzie krzątały się osoby z personelu naziemnego, piloci, a także szykujący się na akcję agenci.

Obserwował siebie samego, jakby stał gdzieś obok. Sprawdzał zapięcia, poprawiał mocowanie pasków. Wypchany sprzętem wojskowy plecak i pancerz pokryte były nieregularnymi plamami i smugami - od jasnej zieleni, przez jej ciemniejszą barwę po kilka odcieni brązu o różnej intensywności. Idealny kamuflaż na akcję w kolumbijskiej dżungli. Na krótko ostrzyżoną głowę nałożył nylonowy hełm upstrzony podobnym maskującym wzorem i zapiął pasek pod brodą.

Błysk.

Pobliska eksplozja go ogłuszyła. Wszystko wokół niemal całkowicie ucichło, jakby przykryte puchową pierzyną. Ryk silników, buzzery sygnałów alarmowych i krzyki agentów dobiegały jakby zza ściany. Przez błękitną, zimną poświatę gogli ukazujących aktualną sytuację polityczną na świecie, wydarzenia gospodarcze i skróty podsumowań kolejnych konfliktów zbrojnych przedarła się czerwień pulsujących lampek alarmowych. Spadali. W uszach wzmagał się wizg towarzyszący pikującemu w dół transportowcowi.

Błysk.

Na czas transportu broń długą, plecaki i zapasy złożyli w skrzyniach. Do przedziału transportowego wchodzili wyłącznie z bronią krótką i osobistymi duperelami nie przeszkadzającymi w czasie podróży. Usiadł na pierwszym wolnym miejscu i zapiął pasy bezpieczeństwa. Rozejrzał się, patrząc na obecnych podczas odprawy agentów. Według skąpych informacji, z jakimi zapoznał się przed podpisaniem kontraktu, większość, a może nawet wszyscy poza Beckettem byli członkami policyjnych jednostek specjalnych do zwalczania cyberpsycholi. C-SWAT. Psychosquad. Połowa była pewnie takimi samymi świrami jak ci, których tropili. W końcu to nie była praca dla normalnych ludzi. Założył gogle TV i włączył jakiś serwis informacyjny. Starał się zrelaksować przed rozpoczęciem akcji. Tak jak zawsze. Jak w armii...


Błysk.

Leżał na ziemi. Wokół pachniało parującą wilgocią ziemią, zgnilizną i czymś jeszcze. Filtry nosowe działały bez zarzutu, a dane z analizatora chemicznego pojawiły się na wyświetlaczu cyberoka. Poza typowymi substancjami w powietrzu mieszały się również opary paliwa. W dużych ilościach.

Spróbował się poruszyć, ale coś przygniatało mu nogi. Spojrzał na spory kawał kadłuba - mimo wysiłków nie udało mu się tego złomu poruszyć. Chyba nie miał nic złamanego - edytor bólu skutecznie wyeliminował bodźce tego typu, ale powinno być dobrze. Był na akcji. Był agentem. Był żołnierzem. I nie miał, kurwa, czasu na pierdolone kontuzje!

- Fuck! - syknięciem przez zęby skomentował nieprzytomnego dowódcę. Zauważył jeszcze jedyną w oddziale dziewczynę. Jak ona się nazywała? Simonds. Kayla Simonds.

- Simonds! - niemal zaryczał w mikrokomunikator, chcąc zwrócić jej uwagę. - Simonds! To ja, Thorn - użył swojego pseudonimu - Sprawdź co z dowódcą i pomóż mi z tym żelastwem z łaski swojej! - z przyzwyczajenia wydał dyspozycję. - Potrzebuję twojej pomocy. - Poprawił się.

- Będę cię osłaniał. - zaproponował i spojrzał uważnie w miejsce, w które wpatrzona była dziewczyna. LowLite wzmacniał obraz ułatwiając przejrzenie półmroku panującego pod koronami rozłożystych drzew. Dłonie chronione skórzanymi rękawiczkami bez palców, niemal bez udziału świadomości zaczęły dokręcać krótkie korpusy nowoczesnych tłumików do bliźniaczych automatycznych Glocków kaliber 10mm. Końce wystających z kolby powiększonych, trzydziestonabojowych magazynków starym zwyczajem oznaczone były kolorową taśmą izolacyjną. Niebieska oznaczała magazynek wypełnionych pociskami pełnopłaszczowymi, czerwona - przebijającymi pancerz.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 18-07-2013, 23:30   #6
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Jak to "w teren"? - odrzuciła broniąc się od decyzji przełożonego - Przecież to wbrew kontraktowi!

Siedziała niecierpliwie na fotelu przed biurkiem dowódcy. Ten stał do niej tyłem z ręką w kieszeni, patrzył się przez rozwierane szpary żaluzji okna skierowanego na brudne i niebezpieczne miasto.

- Nick, odezwij się do cholery! Powiedz coś! Przecież tak nie można! Powiedz komendantowi, żeby zmienił zdanie! - zwróciła się do trzeciej osoby obecnej w biurze.

Drugi stopniem po komendancie siedział rozłożony na fotelu po lewej stronie. Na skraju biurka bawił się długopisem. Zmieszana twarz sygnalizowała, że sytuacja dla niego jest niezręczna, oraz że jest zobowiązany do jej przeprowadzenia.

- Jeśli mówisz o kontrakcie... - odezwał się spokojnie - Wiemy, że masz wszczepy. Celowo je ukrywałaś przed nami.

Ugodzona w czuły punkt uciekła wzrokiem w kąt pomieszczenia. Zaciskając zęby wielokrotnie chciała się odezwać, czy też nawet wybuchnąć. Ucichła przeciskając powietrze przez wzburzone emocje trzymane jeszcze jakimś cudem w klatce.

- Wiesz, co tutaj robimy z takimi - Rzucił stanowczo starając się zatuszować tlące współczucie przed starszym stopniem - To są warunki, które nie podlegają dyskusji. Masz wybór - Zakończył doskonale wiedząc, że była to dla niej sytuacja bez wyjścia.

Rozumiejąc to, bez odpowiedzi nagle wybiła się z fotela wprawiając go w obroty. Szybkim nerwowym krokiem podeszła do drzwi, chwyciła za klamkę i szarpnęła otwierając drzwi z siłą, która została odbita przy maksymalnym wychyleniu zawiasów. Wyszła zostawiając po sobie cichnący dżwięk obcasów.

- I co z nią robimy? - Odezwał się Nick wpatrując się w niezamknięte drzwi.

- Nie dam im innego człowieka. Na taką grubą rybę trzeba armii, albo atomówki. Oni wysyłają jeden oddział - skwitował komendant z ironią w głosie - A tak, dobrze się składa.

- Śledzenie jej jest cholernie trudne. Kobieta ma oczy dookoła głowy. Wiesz, że ma regularne sesje od dwóch i pól roku?

Komendant odwrócił głowę z podniesioną brwią w kierunku Nicka, jakby potrzebując wzroku do potwierdzenia tej wiadomości.

- Myślisz, że wytrzyma? Sam widziałeś jej reakcje.

- Jak pęknie to squad będzie już na miejscu - Odpowiedział komendant nieśmieszącym go żartem, kierując się w stronę drzwi - Dajemy im ją. Powiedz, że jest specem od wszczepów.

Drzwi zostały zamknięte przez komendanta, fotel zatrzymany przez Nicka.

- Ta... - Odparł w zmieszanym zamyśleniu kończąc zabawę długopisem.

* * *

Świst, huk, wybuch, dociśnięcie pasów, skulenie się, panicznie szybki oddech, szamotanina, przeraźliwie głośny hałas, czerń, cisza. Bolesne, duszące przebudzenie.

Ocknęła się będąc ledwie przytomna z wstrząsu i oszołomienia. Z trudem przełykała powietrze. Jedno rozejrzenie się wystarczyło, by ocenić sytuację jako niezwykle opłakaną. Wczesny atak w sumie był do przewidzenia. Zaufanie do organizatorów akcji jednak nie opłaciło się wcale. W takim miejscu chciała się schować za jakimś rozerwanym płatem metalu. Czekać, aż ktoś ją stamtąd wyciągnie. Jednak przekorny los postawił ją w dokładnie przeciwnej sytuacji.

Wyczołgała się siłą spod zalegających na niej śmieci. Popychana do akcji przez Thorna nie mogła przeczekać wszystkiego w miejscu. Skierowała się do dowódcy. Niemalże na czworakach doczłapała się mężczyzny. Widok takiej ilości krwi zjeżył ciało już i tak ciężkie do opanowania w takiej sytuacji. Z duszonym przeciągłym jękiem przełamywała się, by go dotknąć i sprawdzić jego stan podstawowymi metodami.

- Milo, Jax, gdzie jesteście? - mówiła cały czas cicho do siebie.

Potrzebowała swoich dronów natychmiast. Potrzebowała, by wydostały się ze skrzyń. Potrzebowała swojego plecaka narzędziowego, potrzebowała swojej rękawicy automatycznej. Przy sobie nie miała nic. Jedynie świecące się na niebiesko oczy i środki uszu, jako znak komunikacji ze swoimi robotami.
 
Proxy jest offline  
Stary 19-07-2013, 15:29   #7
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Dżungla o tej porze przypominała jakiś mistyczny las, rodem z psychodelicznych filmów z lat 80-tych. Przesycona snującymi się oparami, dziwnymi dźwiękami i aurą totalnego zagrożenia. Dla ludzi z oddziału Psychosquadu był to teren praktycznie obcy. Tylko nieliczni z nich mieli doświadczenie w działaniu w tego typu środowisku. Ich naturalnym terenem było industrialne, megapolis z siecią krętych, ciasnych ulic, wysokich budynków i sznurów sunących samochodów.
Mówi się, że miasto to betonowa dżungla, jednak doświadczenie w walkach na ulicach miast ma niewielkie tylko przełożenie na działania w zalesionym, pełnym nieznanych zjawisk lesie.
Plan zakładał działania ofensywne na terenie bazy Gizajewa, a więc czymś co było miastem w miniaturze. Przez dżunglę mieli tylko przemknąć w opancerzonym pojeździe i tyle. Teraz okazywało się, że katastrofa zmusiła ich do wywalczenia sobie pozycji w tym z natury wrogim dla człowieka terenie.

Jason Crook, Mordecai Eagels
Eagels szybko powrócił do pełni zmysłów. Szok po katastrofie minął szybko, a wpływ na to miało zarówno wieloletnie doświadczenie, jak i bodźce, które dotarły do jego zmysłów. Coś wisiało nad nimi, coś co na pewno zagrażało ich bezpieczeństwu. Mordecai wysunął powoli pistolet z kabury i posłał w stronę niewidocznego nadal przeciwnika trzy strzały. Zamierzał też zadbać o życie swego kompana i przesunąć go pod pobliską skałę, ale nie zdążył tego zrobić. Crook bowiem odzyskał świadomość i jak oparzony ruszył w stronę skrzyni z ciężkim sprzętem.
Zdążył pokonać tylko połowę dystansu, gdy na wysokim, chromowanym kontenerze wylądowało coś co było cybernetyczną wersję zmutowanego owada. Robot z metalicznym trzaskiem osiadł na skrzyni, a z jego odwłoka zaczęły się wysuwać dwa maszynowe działka.
Solosi mieli tylko ułamek sekundy, by zareagować.


Inicjatywa:
Eagels
robot
Crook


Kayla Simonds, Samuel Beckett
W postępowanie Kayli wdarła się panika. Bez swoich nieodłącznych dronów czuła się, jak bez ręki. Wezwanie jakie wysłała pozostało jednak bez odpowiedzi. Nie napawało to optymizmem na najbliższe minuty. Szybkie sprawdzenie stanu dowódcy potwierdził tylko przypuszczenia, jakie miała czołgając się w jego stronę. Jakiś odłamek kadłuba samolotu rozciął mu tętnicę udową i chłop dosłownie wykrwawiał się na jej oczach. Przez to wszystko zapomniała i o słowach Thorne’a i o niebezpieczeństwie, jakie zbliżało się w jej stronę.

Beckett nadal leżał przygnieciony przez ciężki płat kadłuba. Może, gdyby miał więcej czasu i coś do podważenia, to by mu się udało wypełznąć o właśnych siłach. Niestety czas był teraz deficytowym towarem.
Uruchomienie funkcji cyberoka pozwoliło mu szybko zlokalizować wroga. Okazały się nim trzy małe roboty, wielkości niedużego kundla. Przypominały cybernetyczną wersję skorpionów.Na swoich sześciu hydraulicznych odnóżach poruszały się z niewiarygodną szybkością. Becket zapewne zacząłby do nich z miejsca strzelać, ale na linii strzały była i Kayla i dowódca oddziału.
Na domiar złego kilkadziesiąt metrów po prawej stronie usłyszał trzy szybkie strzały z krótkiej broni. Wyglądało na to, że i inni członkowie oddziału zostali natychmiast zaatakowani przez wytwory Gizajewa. To wróżyło bardzo poważne kłopoty.

Inicjatywa
Becket
Kayla
roboty


Ben Baxter
Baxter szybko odnalazł się w nowej sytuacji. Błyskawicznie zeskoczył na ziemię i ruszył ratować zagrożone życie Matsudy. Wziął go na ręce i natychmiast zaczął biec zygzakiem w stronę pobliskich drzew. Wbrew temu, czego się spodziewał nie padły żadne strzały ze strony robota. Dopiero, gdy on i pracownik korporacji znaleźli się za rozłożystym pniem egzotycznego drzewa, Baxter usłyszał jakieś odległe strzały. Poza tym wokół panowała cisza, przerywana jedynie charakterystycznymi dźwiękami pełnej życia dżungli. Nagłe zniknięcie robota jednak wcale nie napawało optymizmem.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 19-07-2013 o 15:51.
Pinhead jest offline  
Stary 19-07-2013, 16:52   #8
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Ben był niesamowicie wkurzony, ~Miałem walczyć z pierd... blaszakami a nie niańczyć jeb... Korposów! ~ - Pomyślał

Kiedy, już zyskał pewność, co do bezpieczeństwa strzelił Japońca z liścia. Nie za mocno, ale tyle żeby go ocucić


-Wstawaj, "mycho" Korporacyjna! Koniec słodkich snów. Samolot się rozbił, goni nas robot! Potrzebuje żebyś uruchomił te swoje komputery mózgowe i powiedział mi, co z resztą grupy uderzeniowej - syknął do budzącego się Japońca

Nie mogła to być przyjemna pobudka, pochylał się nad nim wyraźnie wściekły, łysy umięśniony olbrzym cały pokryty tatuażami. Nosił białą bluzkę bez rękawów i wojskowe spodnie Khaki z wypchanymi kieszeniami

Jakby, tego było mało po skończeniu wypowiedzi wyjął z kabury pistolet odbezpieczył go i rozejrzał się zaniepokojony

Taa..., Nie sprawiał przyjaznego wrażenia.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 19-07-2013 o 21:33. Powód: Poprawka w nazwie spodni :P nie noszę takich to nie wiedziałem xD
Brilchan jest offline  
Stary 19-07-2013, 17:28   #9
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Japończyk ocknął się i nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na Baxtera. Powoli wstał opierając się o drzewa. Przez kilka chwil zbierał się w sobie, aby w końcu uruchomić jakiś panel na swoim przedramieniu. Po kilkunastu sekundach milczenia, powiedział w końcu.
- Wygląda na to, że coś tutaj zakłóca komunikację. Nie mogę się z nimi połączyć.
Japończyk nacisnął jakiś kolejny przycisk i przed Benem pojawiła się holograficzna mapa terenu.


Nie mieli łatwego zadania. W skutek katastrofy zostali rozrzuceni w promieniu kilkuset metrów w całkowicie nieznanym terenie i na dodatek praktycznie bez łączności.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 19-07-2013, 18:24   #10
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Baxter skinął jedynie głową, nienawidził samemu, podejmować decyzji.


Jego problemy emocjonalne sprawiały, że był zbyt impulsywny żeby dowodzić. Leki, wojskowy rygor oraz sztuki walki pozwoliły mu częściowo nad tym zapanować.

Parafrazując powiedzonko określające zachowywaniu spokoju w ciężkich sytuacjach mianem "zimnej krwi:, można było o nim powiedzieć, że miał krew zimniejszą niż niejeden generał.

Wolał żeby decyzje podejmował za niego ktoś lepszy w tych kwestiach wtedy nie musiał się nad niczym zastanawiać i po prostu zajmował się młocką

Niestety, tym razem nie miał takiego luksus. Wymoczkowaty informatyk miał jeszcze mniejsze kwalifikacje niż Solos. Olbrzym podrapał się po głowie i w końcu zdecydował

- Dobra, najpierw idziemy w kierunku skrzyni 2, bo jest w miarę blisko potem przedrzemy się na skos do "Niebieskich." - Powiedział, jakby z niechęcą


Wstydził się, że jak mięczak leci po ekwipunek. Nie lubił używać nowoczesnej broni i najchętniej rozwalałby roboty i psycholi za pomocą dzidy, pięści czy kamieni ewentualnie noży i mieczy

Nie mógł jednak pozwolić sobie na taką ekstrawagancje, kiedy trzeba ochraniać VIPa.

Wolałby, po prostu iść do "Żółtych". Pamiętał, że Eagels modlił się przed wylotem, czym bardzo sobie u Sama zaplusował nawet, jeżeli nie należał do Bractwa.

Szkolenie podpowiadało mu, że specjalistka od wszczepów jest ważniejsza dla powodzenia misji, nawet jeżeli potępiał jej zawód. Musiał, więc darować sobie własne animozje i postępować zgodnie z chłodną kalkulacją

Pocieszało go to że Becket wydawał się jakimś wojskowym, więc współpracowałoby się z nimi w miarę znośnie. Nawet, jeżeli nosił jakieś kretyńskie techno - okularki


- Dobra, ruszamy. Trzymaj się na wyciągnięcie ręki ode mnie to w razie, czego cię osłonie - rozkazał, po czym ruszył starając się wypośrodkować tempo, tak żeby kablarz za nim nadążył, ale żeby jednocześnie nie wlekli się za mocno.

Jakby, miał problemy to złapię go za chabety i pomoże mu pokonać jakieś wertep czy korzeń, korciło go żeby wziąć kitajca na plecy by przyspieszyć ten nieszczęsny pochód, ale nie zrobił tego, bo musiał zachować swobodę ruchów aby odpierać ataki
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 19-07-2013 o 22:08. Powód: za dużo powtórzeń a to "Dobra" to chyba mu zostawie jako tick :)
Brilchan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172