Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-05-2014, 21:45   #1
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
[Mass Effect] - Część Pierwsza: Najemnicy

W roku 2148 badacze odkryli na Marsie pozostałości starożytnej pozaziemskiej cywilizacji. Owe artefakty ujawniły zdumiewające nowe technologie, które pozwoliły podróżować do najdalszych gwiazd. Podstawą tej niesamowitej technologii była siła kontrolująca strukturę przestrzeni i czasu. Nazwali ją największym odkryciem w historii ludzkości. Galaktyczne cywilizacje nazywają ją jednak efektem masy.




Wieża Cytadeli. Prywatne Kwatery Rady.

Turianin, salarianin oraz asari stali na balkonie jednego z apartamentów w wieży rady. Z tarasu rozpościerał się widok na znajdujące się poniżej nich prezydium, a w oddali rozwarte ramiona cytadeli ciągnęły się kilometrami ukazując zatłoczone okręgi. No, ukazywałyby gdyby nie ciągły sztuczny dzień w prezydium. Ów trójka jednak nie podziwiała majestatycznego widoku jaki się przed nimi rozpościerał, miast tego byli zajęci gorączkową wymianą zdań na bardzo ważny w tej chwili temat. Trójka obecna na balkonie nigdy nie rozmawiała na nieważkie tematy, powodem był ich status najważniejszych osób w przestrzeni cytadeli.
- Nie możemy sobie pozwolić na otwarty konflikt z Terminusem! - powiedziała w proteście radna asari, Tevos - Nasza flota nie ma wystarczających zasobów na takie działania, rozciąganie naszych już szczupłych zasobów na granice Terminusa doprowadzi do chaosu wewnątrz naszej przestrzeni. -
Radny Valern, który do tej pory w ciszy i spokoju słuchał argumentów Tevos i Sparatusa, przemówił wreszcie ze spokojnym tonem.
- Raporty są jasne i czytelne. Terminu już SZYKUJE SIĘ DO WOJNY - Valern podkreślił ostatnie słowa wymawiając je wolniej i głośniej - nam pozostaje do ustalenia ,czy zamierzmy powstrzymać ich przed, czy po tym jak nas zaatakują. -
- To absurd - oburzyła się asari- nie możemy wszczynać konfliktów o kilka nowych statków w ich flocie. -
- Wszczynaliśmy wojny ze znacznie mniejszych pobudek Tevos, nie zapominajmy o Shanxi - zauważył Sparatus - ludzie nigdy nam tego nie zapomną. -
- Tamten konflikt mógł skończyć się dla nas znacznie gorzej, gdyby nie sprawne i szybkie akcje dyplomatyczne, o których właśnie mówię. - zripostowała radna Tevos.
Asari i turianin przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy. Taki stan rzeczy był dla nich normalny, przez lata pracy razem nauczyli się, że ich dyskusje w końcu dochodzą do punktu krytycznego, wtedy najlepiej zatrzymać się na chwilę i posłuchać trzeciej opinii. Dzisiaj tym głosem rozsądku miał być salarianin, z resztą nie pierwszy raz.
- Możliwe, że batarianie zbroją się z powodu ekspansji ludzi. Ich ambasador wspominał coś o kolonizacji planet na granicy Terminusa, a nawet wewnątrz systemu. - Salarianin wtrącił szybko widząc, że jest to jedna z tych krytycznych chwil narady.
Sparatus pierwszy raz usłyszał tę informacje więc jego reakcja była gwałtowna, nie przykładał on jednak zbytniej uwagi do tego co mówili mu ludzcy ambasadorowie, więc była to wyłącznie jego wina.
- Oczywiście! Czemu mnie to nie dziwi. Zawsze gdy w galaktyce dzieje się coś złego, ludzie są w to zaangażowani.
- Nie przesadzaj Sparatusie, - Tevos próbowała uspokoić turianina - to młoda rasa, która jeszcze szuka swojego miejsca.
Trójka radnych przeniosła rozmowę z balkonu do apartamentu, który zajmował Valern.
Apartament składał się z dość małej sypialni, oraz salonu połączonego z kuchnią przy czym ta ostatnia została przerobiona według życzenia radnego na sporej rozmiarów biblioteczkę. Salon do którego teraz zmierzali radni służył salarianinowi jako gabinet do przyjmowania ambasadorów, oraz innych dygnitarzy, ale przede wszystkim jako centrum komunikacji z salariańskimi siłami. W tym z jego legendarnymi informatorami.
Stwierdzić, że salarianie mają dobrych szpiegów to tak jakby powiedzieć, że kroganie lubią się bić. Duże niedopowiedzenie. Salariańskie oddziały do zadań specjalnych, w skrócie OZS (STG), to zdaniem niektórych najlepsi szpiedzy w całej galaktyce. Mówi się, że OZS wie o tym, że Krogański watażka puści wiatry, zanim ten jeszcze poczuje mrowienie w dupie. Oczywiście są też tacy, którzy uważają, że są to zwykłe przechwałki salarian, ale jest to opinia nielicznych osób, które pracują dla Handlarza Cienia.
Radni rozsiedli się na dwóch czarnych skórzanych sofach, które znajdowały się w centralnej części gabinetu. Przed nimi znajdował się okrągły stół do komunikacji holograficznej, w tej chwili urządzenie świeciło lekkim błękitnym blaskiem. Dwa filary światła musiały być zapalone na ścianie w dalszej części pomieszczenia przy biblioteczce dla radnych Tevos i Sparatusa by w ogóle byli oni w stanie jakoś nawigować w apartamencie radnego Valerna i odnaleźć drogę do salonu. Radny Valern źle reagował na ciągłe, sztuczne światło dnia w prezydium i w swoim apartamencie ograniczał jego ilość żaluzjami, oraz delikatnym oświetleniem wnętrza. Nie była to jego prywatna przypadłość, ale coś z czym borykał się każdy salarianin, który spędzał większość życia w prezydium. Ograniczone oświetlenie nie przeszkadzało ani asari ani turianinowi, zdążyli się już oni przyzwyczaić do warunków panujących u salariańskiego radnego dzięki częstym wizytom. Sparatus chciał się nawet raz założyć, że przeszedłby całą drogę od drzwi wejściowych aż do balkonu w całkowicie zaciemnionym pomieszczeniu nie potrącając ani jednej rzeczy. Do tej pory nie miał okazji tego sprawdzić.
- Ludzie rozpoczęli ten konflikt, niech oni go skończą, - Sparatus kontynuował, gdy cała trójka zasiadła na swoich miejscach - dlaczego w ogóle mamy się mieszać do ich wojny?
- Ich wojny to nasze wojny. Nie zapominaj Sparatusie, że zaraz po naszej flocie, ludzkie przymierze dysponuje największą liczbą statków. Mówimy tu o pojedynczym gatunku, który od całkiem niedawna zaczął korzystać z przekaźników masy. - Odpowiedziała mu Tevos.
- Tak. Ludzie mają do odegrania w galaktyce znacznie większą rolę, niż nam się do tej pory wydawało. Ich historia, technologia, rozwój oraz liczebność mogą okazać się dla nas błogosławieństwem. - Wtrącił szybko Valern.
- Lub klątwą. - Odpowiedział turianin.
- Sparatusie! - skarciła go asari - Jak możesz coś takiego insynuować. Ludzie to nasi sojusznicy. Sam fakt, że w ciągu kilku dekad udało im się ustanowić ambasadę jest imponujący.
- Udało? Czy może wymusili ją na nas swoją liczbą? Poza tym nie twierdzę, że ludzie są źli, ale już kiedyś mieliśmy sojusznika na którym za bardzo polegaliśmy w kryzysowej sytuacji. Sojusznika, który tak jak ludzie był silny, szybko się rozmnażał i rozwijał i spójrzcie jak się to dla nas skończyło.
Sparatus tym razem nie uniósł się tak jak zazwyczaj gdy wspominał krogan, czy ludzi.
Salariański radny szybko sprawdził coś na swoim omni-kluczu.
- Ludzie to inna kwestia. Mniej agresywni to po pierwsze - wtrącił Valern - zbyt duża różnorodność genetyczna to druga kwestia. Według naszych badań powtórzenie genofagium na ich gatunku to rzecz praktycznie niemożliwa.
- I niemoralna! - poprawiła go lekko oburzona Tevos.- Skupmy się jednak na głównym celu tego spotkania. Batariańska ekspansja.
- Zbrojna interwencja floty jest wykluczona, - Sparatus podsumował punkt do, którego udało im się już wspólnie dojść.- nie rozważaliśmy jeszcze posłania Widma.
- Wysoce nierozsądne posunięcie - ponownie wtrącił Valarn - pojedyncze Widmo nie osiągnie wymaganych wyników. Poza tym Widma, mimo braku procedur, czy ograniczeń, Widma moją swój specyficzny...- tu salariański radny zatrzymał się na chwilę próbując znaleźć odpowiednie słowo. Wreszcie przypomniał sobie to czego szukał, słowa którego znaczenie niedawno wytłumaczył mu ziemski ambasador - ...styl. Widma są też utożsamiane z tą Radą i ewentualna porażka mogła by mieć skutek znacznie daleki od zamierzonego. -
- Co w takim razie sugerujesz Valarn? - Zapytała go Tevos.
- Terminus pełen jest wolnych strzelców. Nawet duża i dobrze zorganizowana grupa nie przykuwałaby w tym rejonie zbytniej uwagi. -
- No pięknie! To co teraz będziemy powierzać losy galaktyki bandzie najemników? - Sparatus oburzył się samą tą sugestią - Biorąc pod uwagę cały potencjał militarny jaki ma do swoje dyspozycji Rada, chcemy wynając zwykłych zbirów? Może jeszcze wyślemy tam ludzi? - dorzucił typowy dla siebie sarkastyczny żart.
- To jest całkiem dobry pomysł - odpowiedziała Tevos traktując jego sugestie całkowicie poważnie.
Valarn spojrzał na nią pytająco, a chwilę później dorzucił pytanie - Wysłanie najemników, czy ludzi? -
- Oba. - Odpowiedziała z uśmiechem asari.
- Stanowczo protestuje. Taka grupa będzie całkowicie poza kontrolą tej Rady. Wyślijmy z nimi chociaż jedno widmo. Może Saren? - Sparatus próbował opanować sytuacje, która powoli zmieniała się przed jego oczami z obrad rady w farsę na galaktyczną skalę. - Ma dobre wyniki. -
- Arterius jest zbyt rozpoznawalny - rozpoczął Valern.- Poza tym jego wyniki, choć niekwestionowane pozostawiają wiele do życzenia w kwestii metod. -
- I nie ukrywa on swojej niechęci do ludzi, których współpraca będzie kluczowa w tym zadaniu - Dorzuciła Tevos.
Salarianin spojrzał ponownie na omni-klucz. - Z resztą Saren jest teraz nieosiągalny. Jego ostatnie raporty wspominały coś o odkryciu olbrzymiego statku o niespotykanej dotąd sygnaturze energetycznej. -
- Tak więc rada jest zgodna, że najlepszym rozwiązaniem sytuacji w Terminusie będzie wysłanie tam bandy najemników? - Sparatus zapytał z niechęcią.
- Sparatusie. Rada jest zgodna tylko jeśli ty też to popierasz. - Odpowiedziała asari.
- Nadal jednak uważam, że przydałby się wśród nich ktoś od nas. -
- Chyba mam odpowiedniego kandydata - odpowiedział salarianin.
Valern przesłał plik z dossie na klucze Sparatusa i Tevos ich prywatnym kanałem, te zamigotały jasno po odebraniu transferu. Przez, krótką chwilę cała trójka wczytywała się w salariański plik.
- Ma wyniki. - zauważył Sparatus. - Jestem za. -
- I doświadczenie. - dodała Tevos. - Ja też jestem za. -
Tevos wstała z sofy i machając ręką z omni-kluczem włączyła olbrzymi ekran w gabinecie salariańskiego radnego.
- Przejdźmy do kolejnego punktu narady. Ludzki ambasador ciągle naciska na to byśmy przyjęli jednego z nich na Widmo - rozpoczęła Tevos.
- To absurd. Ludzie nie są jeszcze na to gotowi! - krzyknął Sparatus.
- Zobaczmy może najpierw ich kandydata, a dopiero potem go oceniajmy. - Zakończyła spokojnie asari wpisując coś na swoim kluczu.
Na jednym z ekranów pojawił się profil wspomnianego człowieka z olbrzymim zdjęciem całej jego sylwetki na osobnym ekranie obok.
- Ale oni paskudni - Rzucił nagle turianin.
Dla niego wszyscy ludzie wyglądali tak samo, byli brzydcy na tych swoich niezgrabnych nogach z miękkimi brzuchami i ich łatwo łamiącymi się kośćmi, a do tego futro. Wszędzie mieli futro.
- Ich wygląd jest tu bez znaczenia Sparatusie. -
Rada kontynuowała spotkanie.
Tymczasem...

Eldreon Drougan, Sur'Kesh, Siedziba Główna OZS

Gdzieś nad pokrytej gęstą dżunglą i rzekami planetą, niewielki pojazd szybko zbliżał się do miejsca przeznaczenia tnąc gęstą i wilgotną atmosferą salariańskiego świata. W kabinie pilota prócz dwóch salarian trzymających stery stał jeszcze jeden. Ten salarianin, w przeciwieństwie do ubranych w mundury pilotów, miał na sobie pełen lekki pancerz, a na plecach i przy pasie przyczepiona była do niego broń najnowszej generacji. Zabawki OZS z górnej półki.
- Kwatera Główna tu transporter QW-512. Jak mnie słyszycie? - Zapytał pilot.
- Słyszymy cię głośno i wyraźnie. - Odpowiedział głos z konsoli sterowniczej.
- Proszę o zgodę na lądowanie. Mamy na pokładzie oficera wywiadu. - Kontynuował pilot.
- Wiemy QW-512. Przekażcie mu, że dowódca chce go widzieć zaraz po wylądowaniu. Siadajcie na zachodnim lądowisku QW-512, ktoś jeszcze tam na was czeka. -
- Przyjąłem, bez odbioru. - Zakończył pilot.
Eldreon Drougan właśnie wrócił z Układów Terminusa, a już miał się zgłosić do głównego dowództwa by złożyć raport z nieudanej misji. Szczegóły tej porażki nie były istotne, ważne było to, że do tak haniebnego zaniedbania doprowadził wysoki rangą oficer OZS. Na szczęście dla Eldreona dowództwo wie już, że nie był to ten oficer. Nie mniej porażka ta na pewno odbije się na jego aktach jak i na przyszłych misjach.
Eldreon czekał już w do połowy otwartych drzwiach transportera gdy ten jeszcze znajdował się w powietrzu, a gdy statek dotknął ziemi, salarianin wyskoczył z niego niczym żaba z wody, by pospieszyć na spotkanie ze swoim przełożonym. Zaraz pojawił się przy nim inni salarianin, miał na sobie jedynie lekki pancerz podobny do tego noszonego przez Drougana, drugi salarianin był od niego trochę młodszy i zapewne młodszy stopniem.
- Komandorze. - Zasalutował młody żołnierz. - Jestem porucznik Kirrahe i będę pana nowym łącznikowym. -
- Chyba zostaliście źle poinformowani Kirrahe, jestem zwykłym porucznikiem jak wy. - Odpowiedział skromnie Eldreon.
- Nie według moich danych. - Kirrahe usmiechnał się lekko, chwilę później dwójka żołnierzy była już w drodzę do biura dowódcy STG, pułkownik Esheel.
Esheel była stara, nie znaczyło to jednak, że była słaba. Ta kobieta spędziła przeszłe 30 lat swojego życia na wspinaniu się po stopniach kariery, z czego przez ostatnie cztery piastowała ona urząd dowódcy OZS. Niektórzy z jej bliższych współpracowników plotkowali czasem, że marzy jej się o wiele wyższe stanowisko, ambasador w cytadeli, a może nawet i radnej. Motywy jakie stały za pułkownik Esheel nie były istotne, wart uwagi był jednak fakt, że była ona gotowa do czynów dość Makiawelistycznych. Esheel miała status Dalatrass, głowy rodziny, jednak po przejęciu stanowiska jako dowódca OZS został jej dany stopień pułkownika. Dalatrass jednak nie była jednak typem żołnierza, jak na to była zbyt zimna, wyrachowana i polityczna.
Podczas gdy Eldreon Drougan i porucznik Kirrahe wdrapywali się po wielkich schodach prowadzących do biura Esheel, Kirrahe rzucił podczas ich wspinaczki, że jednym z powodów dla, których pułkownik chciała zostać dowódcą OZS mogła być możliwość znalezienia się na ich szczycie.
Gdy wreszcie dotarli oni na szczyt asystent Esheel już na nich czekał przy wejściu. Jeśli ktoś myśli, że salarianie mówią, pracują i żyją jak wiewiórki na kofeinie to asystent Esheel musiał chyba brać do tego jeszcze jakieś stymulanty lub inne substancje pobudzające. Nawet koliber powiedziałby 'cholera!, ale on zapierdziela'.
- PorucznikuKomandorze. NazywamsięSoldin. DalatrassjużnawasCzeka. - Słowa wylały się jednym ledwo zrozumiałym ciągiem z ust asystenta, który wskazał im w geście uprzejmości drzwi.
Przed drzwiami do gabinetu Esheel, porucznik Kirrahe zatrzymał na chwilę Eldreona by zamienić z nim kilka ostatnich słów.
- Spokojnie Komandorze. Gdyby chcieliby pana udupić to nie wspominaliby o awansie. -
- Obyście mieli rację Kirrahe. - Odpowiedział Drougan.
- Grunt to się trzymać. -
Eldreon wszedł do gabinetu Dalatrass Esheel. Ta siedząc przed swoim biurkiem właśnie kończyła rozmowę przez holokomunikator.
- Zrozumiałam. Właśnie wszedł. Zaraz go wprowadzę. -
Dalatrass Esheel wyłączyła konsolę i zwróciła się do stojącego przed nią żołnierza.
- Poruczniku Drougan, na wstępie gratuluję awansu. Proszę siadać. - Esheel wskazała na fikuśne krzesło znajdujące się po drugiej stronie biurka. - Mamy wiele do omówienia. -
Natomiast w zupełnie innym końcu Drogi Mlecznej...
-->kont. w gdocu

Mirax Low, Omega, Górne Zaświaty

Kolejka do zaświatów jak zwykle była długa i jak zwykle pełna rożnej maści gości. Przed wejściem do lokalu jakiś młody szczeniak, który myślał, że jest kimś bo właśnie kupił swój pierwszy M-3 i jeszcze nikt nie obił mu mordy, próbował przebić się przez stojących na drzwiach dwóch krogan.
- Musisz mnie wpuścić. Aria na pewno będzie chciała... - Tłumaczył się młody człowiek.
- Powiedziałem spierdalaj! - Krogan miał w dupie jego tłumaczenia i już zaczynał go wkurwiać też szczeniak.
- ...widzieć. - Nagle potężną piąchą jebnął gówniarza prosto w brzuch.
- Aghhh. - Dzieciak jęknął z bólu. - Pożałujesz tego. -
Młodziak już sięgał po swoje nowe używane M-3 gdy zatrzymała go jakaś ręka z boku.
- Co ty? - Zapytał zaskoczony niedoszły strzelec.
- Ratuje Ci życie. - Odpowiedział trochę starszy od człowiek. - Spójrz na niego - tu nieznajomy wskazał na Krogana. - myślisz, że zwykły Predator go zatrzyma? Zamiast wejść do zaświatów naprawdę do nich trafisz. -
- Może masz racje. - odpowiedział młodziak. - nie warto umierać dla tej suki Arii. Dzięki wielkie panie... -
- Mów mi Low. - Uśmiechnął się nieznajomy.
Kilka chwil później gdy chłopak odszedł Mirax podszedł do kroganina przy drzwiach.
- Wiesz, że mogłem go rozjebać. - Ochroniarz zapytał szeroko się uśmiechając.
- I właśnie dlatego go zatrzymałem. - Odpowiedział nonszalancko Mirax.
- Nigdy cię nie zrozumiem. Z jednej strony rozpierdalasz wszystkich jak leci, z drugiej strony zatrzymujesz się by uratować takie nic nie warte coś. -
- On był coś wart. -
- Ta? Skąd to wiesz? - Zapytał zaintrygowany kroganin.
- Był gotów ci dokopać. - Mirax odpowiedział wyciągając papierosa i zapalając go swoim bardzo starą, pozłacaną zapalniczką.
- Tu się zgodzę. Jaj młodzikowi nie brakowało. - odparł kroganin uśmiechając się jeszcze szerzej niż wcześniej, teraz prezentując rząd idealnie żółtych kłów. - Wiesz, że Aria chce cię widzieć? - powiedział po chwili poważniejąc.
- Wiem. - Odparł Mirax, pociągając kolejnego już bucha. - Dlatego tu jestem. - Dodał.
- Uważaj. Z tego co widziałem, nie jest dzisiaj w humorze. - Kroganin rzucił jeszcze poważniejszym tonem.
- Czy ona kiedykolwiek jest w humorze? - Mirax uśmiechnął się, wyrzucił niedopałek na ziemię i wszedł do środka.
Idąc długim korytarzem do Górnych Zaświatów Mirax Low zobaczył jak grupa batarian stoi na środku korytarza uzbrojona w średnie pancerze typu Najemnik i karabiny szturmowe Groza.
- Nikt nie przejdzie. Rozkaz Balika. -
Mirax stanął gdy batarianie podnieśli broń, nie dlatego, że ci zaczęli do niego celować, to akurat było bez znaczenia, nie, Mirax Low zatrzymał się bo za chuj nie mógł sobie przypomnieć kim kurwa jest ów Balik. Imię brzmiało znajomo, ale nie dość by się liczył. W końcu założył, że musi być to kolejny z licznych i często ginących przywódców jednego z tak wielu gangów na omedze i pewnie ów Balik własnie ma audiencje u Arii.
Omega jest prostym miejscem pełnym prostych ludzi i przez to zasady życia na niej również są proste. Pierwszą z nich, którą każdy mieszkaniec miasta musi brać całkiem na serio jest ''Nie pierdol z Arią'', trochę mniej znaną zasadą jest ''Nie pozwól Arii na siebie czekać.'' Mimo iż banda uzbrojonych batarian jest groźna, za nimi czekała na Miraxa o wiele groźniejsza osoba.
- Powiedziałem nikt nie przejdzie! - Dowódca batarian próbował uderzyć Miraxa kolbą karabinu w twarz gdy ten zrobił kilka kroków w przód, ale Zastój, którego ten użył się z batarianinem nie zgodził.
- Spierdalać. - Powiedział spokojnie Low do batarianina uwięzionego w polu siłowym. - Rozkaz Arii. -
Do tej pory twardy dowódca batarian zapewne w tej chwili srał w gacie ze strachu, z resztą tak jak i jego pozostali towarzysze. Nie trzeba było im dwa razy powtarzać i niedługo po tym korytarz był już czysty od batarian.
Mirax przeszedł koło baru wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z barmanką sygnalizując, że wróci do niej za moment i podszedł do jednych z dwóch schodów prowadzących do loży Arii. Przed wejściem na nie zatrzymał go kolejny ochroniarz, tym razem turianin.
- Musisz poczekać chwilę Low. Aria ma gościa.- Powiedział ochroniarz.
- Widziałem. Jego batariańscy chłopcy właśnie wyszli. Ważny to on nie jest. -
- Mniej ważny niż by chciał. Ty oczywiście nie wspólnego z ich wyjściem nie miałeś? - Zapytał turianin.
- Oczywiście, że nie. No może tylko wskazałem im drzwi. - Mirax wyszczerzył zęby.
- Skąd u ciebie ta niechęć do batarian? - Zmienił temat osiłek Arii.
- Nie niechęć. Po prostu mała arachnofobia. -
- Ta...- Turianin odwrócił głowę gdy kątem oka zauważył na nich ruch. - O chyba skończyli. Możesz wejść. -
Turianin przepuścił Lowa, a ten w kilku szybkich krokach znalazł się na górze schodów przed obliczem Arii.
Aria T'Loak, jak sama twierdzi "Ona jestem Omegą!" I jest to w dużym stopniu prawda. Na Omedze nic nie ma prawa się wydarzyć bez wiedzy i pozwolenia Arii, a biada temu kto spróbuje ja wykiwać lub jeszcze gorzej. Sięgnąć po tron Omegi.
- Mirax Low. - Powidziała zimno Aria widząc stojącego przed nią człowieka. - Powiedz mi, jak Ci się uśmiecha wizja zarobienia 40.000 kredytów i rozpierdolenia kilku batarian?
W tym samym czasie w innym końcu Omegi...
-->kont. w gdocu.

Diana Landros, Omega, Dystrykt Gozu

Grupa trzech ludzi w niebieskich zbrojach szła ciemną alejką w dystrykcie takim jak inne na Omedze, brudnym, ciasnym i pełnym przemocy. Tym co wyróżniało Gozu od innych części Omegi było niewielkie biuro prywatnego detektywa, który niedawno wprowadził się tu z ''lepszej'' części stacji. Akurat przed tym biurem przechodziła właśnie wspomniana grupa.
- Dlaczego się tu tłuczemy? - Jeden z ludzi zapytał lidera ich grupy idącego przodem.
- Szukamy niebieskiej dziewczyny. Szef chce ją mieć, ponoć jest ważna. - Odpowiedział lider.
- Szef chce ją żywą? - Zapytał drugi.
- Szef nie chce jej martwej. - Odpowiedział lider.
Rzeczą której ludzie nie wiedzieli był fakt, że niebieskie dziewczyny to nie tylko asari, ludzie nie wiedzieli także, że obiekt ich poszukiwań znajdował się bliżej niż myśleli, dokładniej to tuż nad ich głowami.
Trzymając się przewodów zawieszonych pod sufitem młoda drellka walczyła z całych sił by nie wydać z siebie żadnego pisku. Oczywiście mogłaby walczyć, ale rana jaką dostała gdy wcześniej miała nieprzyjemność z pozostałymi Słońcami nadal jej dokuczała, najgorsze jednak było to, że nie miała pod ręką ani kropli medi-gelu.
Gdy ludzie wreszcie ruszyli dalej korytarzem Diana Landros puściła się przewodów i dzięki swoim wrodzonym umiejętnością wylądowała delikatnie i bezszelestnie jak kot. Diana spojrzała na rozcięcie jakie pozostawiło jej Omni-ostrze wspomnianego szefa.
Kilka lat temu pewna bliska Dianie osoba zginęła z ręki człowieka pracującego dla Cerberusa. Od tamtej pory Diana ciągle szukała tego, który odebrał jej szczęście i miłość, jakiś czas temu udało jej się znaleźć informatora, który miał ją wreszcie doprowadzić do mordercy ów informator nazywał się Randall Enzo. Człowiek Cerberusa. Oczywiście Diana nie miała o tym pojęcia gdy Randall zaproponował spotkanie. To co wydarzyło się później było potworne, a Dianie ledwo udało się ujść z życiem. Enzo zasadził się na nią w dystrykcie Kima, dziewczyna miała przyjść sama do jednego z apartamentów w dystrykcie gdyż jak utrzymywał Randall
- Przeciwnik może być blisko i lepiej będzie unikać spotkania na widoku. - Każdy starszy zawodnik już po tych słowach wiedziałby, że coś tu śmierdzi jednak Diana nie miała tak bogatego doświadczenia. Do tej pory. Ludzie Randalla wyskoczyli na nią ze wszystkich stron. Dziewczynie w porę udało się stworzyć biotyczną Barierę i odbić większość pocisków. Jedynym pozytywnym aspektem był fakt, że musiała być już bardzo blisko jeśli Cerberus postanowił ją zabić. Niestety Diana nadal nie znała imienia mordercy swojego ukochanego, jedynie jego pseudonim. Raiden.
Diana rozejrzała się wokoło. Jej rana była poważna i wymagała natychmiastowej pomocy medycznej. Wtedy jej oczom ukazał się niewielki neonowy szyld.
Gratus Haveran
Prywatny Detektyw
- Warto spróbować. - Powiedziała Diana i wcisnęła guzik od interkomu.
Tymczasem za drzwiami prywatnego detektywa...
-->kont poniżej

Gratus Haveran i Diana Landros, Omega, Dystrykt Gozu

Lekkie błękitne światło oświetlało mały barek na końcu apartamentu, całą ścianę za nim zajmowały półki z różnokolorowymi butelkami. Na pierwszy rzut oka pomieszczenie nie wyglądało jak typowe biuro prywatnego detektywa, ale Gratus Haveran nie był typowym detektywem. Był czas gdy Gratus stał po drugiej stronie barykady, jako jeden z mięśniaków Arii bardzo często bił, a nawet zabijał. W większości jego ofiarami byli gangsterzy. Od całkiem niedawna Gratus pracował jako prywatny detektyw. Może do tej pory spawy, którymi się zajmował nie były zbyt, no cóż, ambitne. Natrętny fan tancerki z Zaświatów, porwane dzieci w dokach, czy wytropienie złodzieja na targowisku to tylko krótka lista spraw z jakimi do tej pory przyszło mu się zmierzyć.
Gratus Haveran spał na skórzanej sofie z pustą już butelką w jednej dłoni i z M-77 w drugiej.
Nagle ze snu wyrwał go dzwonek do drzwi. Gratus zerwał się na nogi mierząc w drzwi z Paladyna jednak bardzo szybko opuścił broń i podszedł do nich by je otworzyć.
Stojąc w drzwiach z resztkami promili we krwi mógł przysiąść, że do jego domu, właściwie to biura, właśnie zawitał anioł. Piękny niebieski anioł.
- Przepraszam, że tak nachodzę w środku nocy, ale zobaczyłam szyld i liczyłam na to ,że znajdę tutaj jakiś medi-gel. - Drellka odsłoniła niezbyt dobrze wyglądającą ranę. Gratus spojrzał na zakrwawione rozcięcie. Detektyw znał ten ból i wiedział czym mogą się takie rany skończyć, jak to bywa w większości przypadków z ranami postrzałowymi, śmiercią.
Haveran zrobił miejsce w przejściu.
- Chyba coś się znajdzie. - Odpowiedział Gratus.
Drellka rozejrzała się po korytarzu wypatrując ewentualnych oczu zanim przekroczyła próg dość specyficznego biura, ostatnią rzeczą jakiej chciałaby, były Niebieskie Słońca widzące gdzie się ukrywa.
- Ty jesteś tym prywatnym detektywem? Dziewczyna zapytała gdy zamknęła za sobą drzwi.
- Zgadza się. - Gratus postawił pusta butelkę, którą cały czas trzymał w ręce na stoliku przed sofą. - A ty kim jesteś? - Haveran zadał słuszne pytanie, w końcu nie bez kozery był detektywem.
- Nazywam się Diana Landros i potrzebuje twojej pomocy. Odpwiedziała drellka.
- Zamieniam się w słuch. - Rzucił Gratus podchodząc do barku po nową butelkę. -[/i]
Drellka zaczęła opowiadać, a turianin zaczął słuchać.
Natomiast gdzieś daleko w przestrzeni...
-->kont. w gdocu
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 29-05-2014 o 10:19.
Baird jest offline  
Stary 28-05-2014, 07:00   #2
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Roto'Szaad i Lana'Moreh, Przestrzeń Kosmiczna, Zemsta Karthir'a

Minęło kilka tygodni od kiedy niewielki quariański transportowiec ''Zemsta Karthir'a'' opuścił flotyllę i wyruszył w daleką drogę do cytadeli, no może nie do cytadeli ale do najbliższego przekaźnika masy. Flota nigdy nie stacjonowała blisko tych urządzeń z oczywistych powodów a gdy jakiś transportowiec floty chciał, z któregoś skorzystać czekała go wtedy dwu, trzytygodniowa podróż do jednego z proteańskich urządzeń. Na pokładzie Zemsty dwoje pasażerów cieszyło się z tej podróży bardziej niż reszta stałej załogi. Pierwszym z nich był sierżant zbrojeniowy Roto'Szaad vas Goliath, dobrze wyszkolony i zaprawiony w bojach quariański weteran, który nie raz wrócił z tarczą z samobójczy misji na terenie geth, kryjówek piratów lub akcji abordażowych. W czasach swojej pielgrzymki Roto miał przyjemność zwiedzić dużą cześć galaktyki ze swoimi najemnymi przyjaciółmi i gdy zakończył on swoją podróż i był zmuszony porzucić życie najemnika to jednak życie najemnika nigdy nie porzuciło Roto. Mimo, że flotylla była jego domem to przestrzeń wzywała go silniej, duch wolności i przygody jaki towarzyszył mu w młodości nadal czasem go nawiedzał gdy ten spoglądał na gwiazdy z pokładu Goliatha. W końcu kilka tygodni temu admirał Zaan'Shar vas Goliath zezwolił Roto na opuszczenie posterunku w ramach ''treningu bojowego z udziałem nie quariańskich jednostek szturmowych'' wymówka była dość dobra by admirał nie musiał się tłumaczyć przed innymi ale przede wszystkim dawała ona Roto swobodę oraz czas na ponowną eksplorację drogi mlecznej.
Drugim wspomnianym członkiem załogi, którego ekscytacja spowodowana opuszczeniem flotylli zaczynała już powoli denerwować pozostałych członków załogi była Lana'Moreh nar Altem. Lana w przeciwieństwie do nostalgicznego Roto nie wiedziała czego się spodziewać, w końcu była to jej pierwsza pielgrzymka w życiu. Od wejścia na pokład Lana wypytywała wszystkich starszych członków załogi o kulturę i zwyczaje ras cytadeli. Dla większości z nich już po kilku dniach stała się ona męcząca, wszystkich za wyjątkiem sierżanta zbrojeniowego, który widział w dziewczynie odbicie swojego entuzjazmu sprzed lat, tego samego entuzjazmu, który i jego pchał na powrót do stolicy galaktyki. Przez kolejne tygodnie podróży Roto i Lana zbliżyli się do siebie niczym ojciec i córka. Rodzice Lany nigdy nie popierali jej decyzji o zostaniu żołnierzem, uważali oni, że jest to zbyt niebezpieczne a ich mała córeczka byłaby znacznie bezpieczniejsza gdzieś w przepastnych, mechanicznych trzewiach jednego ze statków flotylli. Lana nie zgadzała się z nimi i mimo, że ich kochała to nie mogła pozwolić im by decydowali za nią co dla niej lepsze. Roto'Szaad cenił sobie zapał i entuzjazm młodej quarianki i podczas czasu jaki spędzili razem chętnie nauczał ją nie tylko o zwyczajach innych ras ale również o pancerzach, uzbrojeniu czy specyficznym stylu bycia. Roto bardzo często mówił o kroganach, którzy należeli do jego ulubionych kosmitów ale Lanie nie przypadli oni specjalnie do gustu. Lana chętnie uczyła się tego wszystkiego, bronie, pancerze, strategia walki podczas abordażu oraz techniki dywersyjne, końcu chciała kiedyś zostać quariańskim żołnierzem a teraz szkolił ją sam wielki Roto'Szaad vas Goliath.
Roto i Lana siedzieli w maszynowni Zemsty Karthir'a. Lana podobnie jak Roto została przypisana na czas lotu do załogi statku. Jako młodszy mechanik była zmuszona do częstego przebywania na niższych pokładach statku ale nie przeszkadzało jej to, Roto często odwiedzał ją przy pracy, praktycznie codziennie i opowiadał jej kolejne ze swoich pamiętnych przygód.
- I wtedy rzuciłem granatem przylepnych prosto w oko niszczyciela, w momencie wybuchu jego głowa błyskawicznie znalazła się przy jego du...- Roto trochę wstydził się przeklinać przy młodej quariance. -...dole pleców. -
- I co było dalej? - Zapytała podekscytowana Lana nie zwracając wcale uwagi na próby cenzurowania się Roto.
- Bosh'tet musiał wezwać wcześniej posiłki bo chwilę później cała stacja roiła się od geth. - Odpowiedział quarianin.
- I co zrobiliście? - Dalej dopytywała Lana.
- No cóż. Wiedzieliśmy, że muszą mięć gdzieś na planecie nadajnik do...- Słowa Roto przerwał komunikat z mostku.
- Uwaga załoga. Mówi wasz kapitan. Własnie zbliżamy się do przekaźnika masy. Przygotować się do skoku. - Głos w głośnikach ucichł równie szybko jak się pojawił.
-...komunikacji. - Skończył Roto. - Idziemy? -
Od kilku dni tematem rozmów ów tej dwójki była tylko i wyłącznie Cytadela nie było więc zaskoczeniem, że Lana chciała zobaczyć cały jej majestat. Gdyby była na pokładzie sama zapewne moment wyskoczenia z przekaźnika podziwiała by jedynie na odczytach w maszynowni. Na szczęście dla dziewczyny nie była sama a słynny Roto'Szaad vas Goliath mógł bez problemu załatwić jej wejście na mostek na czas skoku.
Lana spojrzała na starszego mechanika, ten tylko skinął głową.
Chwilę później Lana i Roto byli już w drodze na mostek. W głębi ducha Roto również był podekscytowany tym, że ponownie zobaczy cytadele ale jako twardy żołnierz i doskonały oficer nie pozwolił sobie na zbytnie okazywanie tych uczyć.
- Wszystkie systemy w gotowości. Możemy skakać kapitanie. Usłyszeli gdy tylko weszli na mostek.
Kapitan Ken'rah vas Karthir spojrzał na stojących obok niego Lanę i Roto.
- No to skaczemy. - Odpowiedział kapitan.
Nie da się słowami opisać tego jakie to uczucie gdy ty, cała załoga i statek, którym właśnie lecicie zmniejsza swoją masę do zera by przelecieć kilka tysięcy lat świetlnych w przeciągu sekundy by zaraz potem odzyskać swoją dawną i wyhamować do prędkości kilkudziesięciu tysięcy kilometrów na godzinę. Najbliższym słowem, które rzuca się na myśl jest niemożliwe, choć niektórzy wolą używać słowa, pawioprodukcyjne.
Na szczęście dla Lany jej pierwszy przeskok nie należał do pawioprodukcyjnych i mogła ona w spokoju podziwiać widok, który rozcierał się przed jej oczami.
Właśnie taką zapamiętał ją Roto, piękna i olbrzymia cytadela. Centrum galaktycznych finansów i polityki oraz pierwszy przystanek w drodze do przygody.
- Spójrzcie na tego kolosa. Jest większy niż jakakolwiek jednostka we flotylli. - Lana wskazała przez szybę na sunącą powoli po horyzoncie gargantuiczną sylwetkę pancernika asari.
- To Destiny Ascension. - Odpowiedział jej krótko Roto.
- Jest niesamowity. - Powiedziała zachwycona Lana. - Pomyśl jaką musi mieć moc. -
- Moc to nie wszystko. Liczy się taktyka. - Odparł Roto.
Jakiś czas później Zemsta Karthir'a dokowała już w doku 42. Roto i Lana byli jedynymi członkami załogi, którzy opuszczali pokład, reszta za kilka dni uda się w drogę powrotną do flotylli.
Stojąc po raz pierwszy na pokładzie cytadeli Lana wcale nie miała wrażenia, że znajduję się na pokładzie sztucznej stacji, to miejsce było tak ogromne i pełne przestrzeni. Lana nigdy nie postawiła stopy na żadnej planecie ale gdyby miała zakładać to niewiele by się to różniło od bycia tu.
- Chodźmy. - Powiedział Roto. - Musimy zarejestrować nasze przybycie. -
- Zarejestrować? - Zapytała quarianka.
- Tak. W SOCu. - Odpowiedział Roto.
- Soku? - Lana była już całkiem zmieszana.
- Siły Ochrony Cytadeli. - Wyjaśnił Roto i chwycił rękę dziewczyny by nie zgubić jej w tłumie jaki wypełniał doki. Wkrótce ich kroki skierowały się do posterunku SOCu.
Tymczasem w Akademi SOCu...
-->kont w gdocu

Nakmor Koruder, Cytadela, Akademia SOC

Grupa pięciu uzbrojonych po zęby oficerów SOCu eskortowała krogańskiego więźnia. Celem ich podróży był niewielki transportowiec, który już czekał na przyjęcie więźnia w doku 43 ale przed dotarciem do statku musieli się zatrzymać przy kolejnym już punkcie kontroli.
Turiański oficer stojący przy konsoli na lewo od drzwi widząc idący konwój włączył zabezpieczenia drzwi według procedur.
- Widzę, że wreszcie pozbywacie się tego śmiecia. - Powiedział turianin.
Oficerowie transportujący więźnia nic nie odpowiedzieli. Tylko jeden z nich wręczył stojącemu przy konsoli turianinowy rozkaz przewozowy.
Turianin spojrzał na dokument i po pobieżnym przeczytaniu oddał go z powrotem.
- Trafiasz do lodówki Koruder. Czyściec już na ciebie czeka. -
Kroganin, który cały czas szedł z opuszczoną głową teraz podniósł ją i odpowiedział pyszałkowato.
- Chyba na ciebie stalowy zadku. -
- Zabierzcie mi go stąd zanim mu coś zrobię. - Turianin rzucił do oficerów eskortujących kroganina jednocześnie odblokowując drzwi.
- Chciałbym żebyś spróbował. - Odpowiedział Nakmor zanim konwój ruszył dalej.
Kilka chwil później kroganin i jego eskorta byli już w drodze do doków. Nagle w komunikatorach strażników odezwał się jeden i ten sam głos. Koruder znał ten głos, jego właściciel próbował go przesłuchiwać przez ostatnie kilka tygodni. Ha, próbował ale jak sromotnie poległ na tym polu Koruder w pewien sposób podziwiał ów funkcjonariusza, nie zawahał się on nawet przed użyciem siły czy próby przekupstwa. Niestety głupi glina nie wiedział, że Koruder mimo, że był zwyczajnym najemnikiem to cenił sobie honor.
- Tu porucznik Bailey. Mamy próbę ucieczki w sektorze 4, kwadrant beta. Więzień jest w towarzystwie grupy przebranej za oficerów SOC. -
- No to się rypło. - Powiedział jeden z eskortujących Korudera żołnierzy wręczając mu strzelbę. - Mówiłem Reidowi, że ten plan jest zbyt idealny żeby zadziałał. -
- Zamknij ten swój dziób i osłaniaj moją szósta! - Skarcił go Nakmor.
Grupa dotarła do windy łączącej akademię z dokami. Niestety SOC musiał już ją odciąć gdyż nie reagowała on na żadne próby uruchomienia.
- Kurwa! - Koruder wystrzelił w konsolę windy ze strzelby całkowicie ja rozwalając. - Użyjemy schodów. - Oznajmił swoim towarzyszą.
Na schodach na chwilę zatrzymał ich oddział SOC ale moce biotyczne kroganina w połączeniu z siłą ognia sześciu chłopa bardzo szybko przebiły się przez oficerów cytadeli, którzy kontynuowali swoją ucieczkę.
- Myślisz, że nam się uda? - Zapytał w biegu turianin.
- Skąd mam kurwa wiedzieć? Biegnij i strzelaj do każdego skurwysyna z bronią. - Odparł już dość wkurwiony Korudel. Ten dzień nie wyglądał dobrze.
Kroganin, trzech turian i dwóch ludzi biegli teraz w stronę doku 43 i modlili się, żeby SOC już tam na nich nie czekał.
- Przed nami. - Kroganin wskazał na ostatni posterunek SOC na ich drodze, tylko ta cienka, plastikowa bramka oddzielała ich od statku.
Nagle z sufitu nad punktem kontrolnym wyłoniło się działko automatyczne a zaraz za nim pojawili się kolejni oficerowie SOC. Ci w przeciwieństwie do poprzednich byli wyekwipowani w cięższe pancerze i broń.
- Ale będzie rozpierdol! - Wykrzyczał z entuzjazmem Koruderl uskakując przed nadlatującym pociskiem z granatnika.
Tymczasem w Szpitalu Huerta
-->kont. w gdocu

Darian Ezno, Prezydium, Szpital Imienia Huerta

Minęło już kilka tygodni od feralnej misji a mimo to wspomnienia tamtych wydarzeń nadal nie dawały Darianowi spokoju. Spośród tak wielu pytań, myśli, jedna wciąż powracała tak jak natrętne migreny, które go nękały. Co z Randallem? Czy jego brat żyje? Kiedy i czy kiedykolwiek go zobaczy? Nagły ból w klatce piersiowej przywrócił Dariana do rzeczywistości.
- Spokojnie. - Powiedział salariański lekarz, który teraz stał nad nim z nową dawką leków przeciwbólowych. - Rehabilitacja to długi i skomplikowany proces, zwłaszcza na tak powolnym gatunku jak wasz. -
Powolnym? Zapewne doktor miał na myśli wolniejszy od salariańskiego ludzki metabolizm nadal jednak brzmiało to jak obelga.
Po kilkunastu minutach rehabilitacji asari zabrała Dariana z sali rehabilitacyjnej do jego pokoju. Po drodze nie zamieni oni ani jednego słowa, z resztą jak zawsze od ostatnich dwóch tygodni.
Pokój w, którym go umieszczono nie był zły, miał telewizor z wiadomościami sojuszu oraz całkiem niezłym widokiem na prezydium. Gdyby tylko wszystkie gnaty go tak nie napierdalały było by tu jak w niebie, to no i oczywiście cholernie paskudne szpitalne żarcie. Darian włączył telewizor.
- Terra Nova zapowiedziała...- Ezno zmienił kanał. Wiadomości biznesowe były co najmniej nudne.
[i]-...nie możemy być razem ja mam swoją służbę a ty masz swój lud. -[i] Powiedział turianin na ekranie podchodząc do quarianki. - Nie dzisiaj, dzisiaj jestem wolna jak pył na wietrze słonecznym... Odpowiedziała quarianka zbliżając się do ukochanego.
Darian przełączył po dłuższej chwili przypominając sobie, że już kiedyś widział ''Flotę i Flotyllę.''
- Mówi do państwa Emily Wong. Za moimi plecami rozgrywa się własnie istna bitwa w dokach cytadeli. - Darian zostawił kanał widząc na ekranie serię wybuchów oraz wielkiego kroganina strzelającego do uciekających oficerów SOC z granatnika.
- I to się nazywa telewizja. - Powiedział oglądając reportaż.
Nagle do pokoju weszła młoda ludzka lekarka. Darian poznał ją od razu, już mieli przyjemność się poznać gdy trafił do szpitala. Darian wyłączył głos w telewizorze gdy tylko ją zauważył.
- Doktor Michel. - Przywitał się.
- Panie Enzo. - Powiedziała patrząc w kartę doktor Michel. - O przepraszam. Ezno. - Doktor poprawiła się jednocześnie się rumieniąc.
- Nic się nie stało. - Odpowiedział uśmiechając się Darian. - Wiele osób się myli. - Dodał po chili.
- Pana wyniki wyglądają dobrze. - Kontynuowała doktor Michel. - Myślę, że za parę dni będzie można pana wypisać. -
- Doktorze czy wiadomo co z moim bratem? - Darian zapytał poważniejąc.
- Statek, który pana znalazł nie natrafił na więcej odczytów życia. - Odpowiedział lekarka, po chwili dodając. - Ma pan wiele szczęścia, że żyje. -
Doktor Michel opuściła salę Dariana i kontynuowała obchód, Darian w tym czasie wrócił do oglądania wybuchowych wiadomości.
- Kroganin i towarzysząca mu grupa wyglądają jakby próbowała przedostać się do konkretnego doku. W tej chwili znajdują się oni przy numerze 41 i nadal prą naprzód. -
Darian wyłączył telewizor i postanowił przejść się na spacer. W końcu doktor Michel zalecała mu spacery a pogoda w prezydium zawsze dopisywała. Darian ubrał się i ruszył w stronę windy do publicznej przestrzeni prezydium, spacerując po przestrzeni publicznej Darian natrafił na ciekawego człowieka w garniturze, który nie wdając się zbytnio w szczegóły zaproponował Ezno fuchę, gdy ten wydobrzeje i wyjdzie ze szpitala. Nieznajomy dodał na koniec, że Darian znajdzie go w tym samym miejscu w małej kawiarence nad tarasem.
Kilka dni później gdy doktor Michel wypisała Dariana wreszcie ze szpitala ten mógł udać się na spotkanie z tajemniczym biznesmenem, Ezno miał dobre przeczucia co do tej roboty.
Tymczasem nieopodal w prezydium...
-->kont w gdocu.

Jason Jacobsen, Prezydium, Przestrzeń Publiczna

Jason Jacobsen spędzał kolejny dzień w swojej ulubionej kawiarni w prezydium przy porannej gazecie i kawie. Człowiek ten był bardzo elegancki i schludny z idealnie przystrzyżonymi włosami i skórzanymi butami za kilka tysięcy kredytów. Dyrektor Jacobsen był człowiekiem majętnym i wpływowym ale przede wszystkim był człowiekiem złym. Nie mówimy tu jednak o takim rodzaju zła, które zabija dzieci czy też wysadza szkoły. Nie, dyrektor Jacobsen był złem eleganckim popełniającym przestępstwa w białym kołnierzyku i bez krwi na rękach. Człowiek ten mógł doprowadzić swoich przeciwników do rozpaczy lub nawet na skraj samobójstwa a łapówki czy przekupstwa były jego chlebem powszednim. Jacobsen jako dyrektor ArgenStar bardzo często odwiedzał Omegę ale ostatnie niepokoje w Terminusie spowodowane przez batarian zaczęły mu się na tyle naprzykrzać, że postanowił on nie tylko przenieś swoją osobę do Cytadeli ale także znaleźć rozwiązanie batariańskiego problemu.
Jason przerzucił kolejną stronę gazety analizując dane rynkowe oraz ceny w między czasie popijając poranną kawę z malutkiej filiżaneczki. Za chwilę, jak co dzień, podejdzie do niego jedna z uroczych kelnerek i poda mu kolejną filiżanką kawy. Jak co dzień, Jason podziękuje uśmiechając się do niej szeroko z wystudiowanym uśmiechem za cukier i śmietankę, których i tak nie użyje bo pija kawę czarną i gorzką. Jednak niech, któraś z kelnerek nie poda mu tych dodatków to pożałuje tego błędu do końca swego, od tej pory bardzo ubogiego, życia.
Do stolika przy, którym siedział dyrektor Jacobsen podszedł siwowłosy mężczyzna ubrany w schludny jasny garnitur, człowiek ten ten ogródek usiadł naprzeciw Jasona i w dość głośny i wulgarny sposób rozpoczął rozmowę.
- W co tym mnie próbujesz wrobić chłopcze? Myślisz, że tak łatwo dam się wam pociągnąć na dno! -
Jason odłożył spokojnie gazetę następnie pociągnął ostatni kawy z filiżanki i spokojnie odpowiedział.
- Spokojnie ambasadorze Udina. - Jason z do tej pory dość wyluzowanej i odchylonej pozycji na krześle przesunął się do przodu zmniejszając dystans od stołu i ambasadora. - Radzę ci się uspokoić gdyż twoje obsceniczne zachowanie przyciąga na ciebie zbyt wiele uwagi.
Po tych słowach ambasador rozejrzał się po praktycznie pustym placu. Widać było, że słowa dyrektora ArgenStar do niego dotarły gdyż natychmiast zmienił ton na o wiele spokojniejszy.
- W co wy mnie próbujecie wrobić? Przymierze już patrzy mi na ręce a wy chcecie żebym tak nadstawiał karku? -
- Ambasadorze Udina. Pańska kampania jak i późniejsze życie polityczne zostało opłacone przez moich pracodawców i zrobili to oni właśnie na wypadek takich okoliczności. Dlatego niech nie dziwi pana to, że gdy każemy panu posprzątać to ma pan to zamieść pod dywan. -
Panowie przerwali na chwilę rozmowę gdy kelnerka przyniosła Jasonowi kolejną kawusie razem z cukrem i śmietanką a następnie zabrała pustą filiżankę. Przed odejściem dziewczyna zapytała jeszcze.
- Coś dla pana ambasadorze? - Lecz zanim Udina zdążył odpowiedzieć Jason go wyprzedzić i powiedział.
- To będzie wszystko. Ambasador nie zostaje na długo. -
Dziewczyna skinęła głową i odeszła.
- Nie próbujcie mnie wykiwać. Ja mam znajomości i mogę was zniszczyć. Jeśli ja pójdę na dno to wy również. - Udina powiedział lekko rozzłoszczony
- Ambasadorze, niech nie będzie pan głupi. - Jason napił się świeżutkiej kawki. - Gdziekolwiek pan nie sięga. My sięgamy dalej. Z resztą wie pan dobrze, że groźby pod adresem moich przełożonych to ostatnia rzecz, która panu potrzebna. -
Udina ponownie spotulniał. - Może masz rację. Trochę mnie poniosło. Zobaczę co da się w tej sprawie zrobić. -
- Widzisz Donellu. Nie można było tak od razu. A teraz powiedz mi co z radą i batarianami. Zainteresowali się wreszcie naszą sprawą? -
- Zgodzili się wysłać ich agenta do Terminusa żeby zbadał sprawę oraz grupę najemników jako wsparcie. Wszystko poza oficjalnymi kanałami. -
- To jeszcze lepiej niż zakładałem. - Jason uśmiechnął się do ambasadora. - Niech pan im przekaże ambasadorze, że ma pan dla nich odpowiednich ludzi, którzy mogliby pomóc w tej misji. -
- Ale ja nikogo takiego nie mam. - Odpowiedział Udina.
- Już pan ma. -
Jason przesłał plik Udinie ze swojego Omni-Klucza
- To wszystko ambasadorze? - Zapytał Jacobsen.
- Chyba tak. - Odparł Udina.
- W takim razie może pan odejść. - Odpowiedział dyrektor.
Ambasador Donell Udina i Dyrektor Jason Jacobsen wymienili uprzejmości po czym ambasador odszedł skąd przyszedł, sam Jason wrócił do swojego zajęcia picia kawy i czytania wiadomości z myślą, że oto maluje się przed nim kolejny udany poranek w prezydium.
-->kont w gdocu.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 29-05-2014 o 12:49.
Baird jest offline  
Stary 30-05-2014, 13:26   #3
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację

Mirax Low

Mirax Low patrzył na zawsze pewną siebie i nieco cyniczną Arię. Nie bał się jej w żadnym wypadku , raczej czuł respekt a tylko podrzędne zbiry nie odróżniały tych dwóch rzeczy. W Zaświatach grała jakaś spokojniejsza muzyka, ale było dość wcześnie a tu impreza nie kończyła się nigdy. Nie ma to jak deep house po wzięciu jakiś dobrych narkotyków. Zamierzał zamówić sobie Ogród Illium kiedy tylko skończy audiencje. Nic nie poprawiało mu tak nastroju jak kaktusowa wódka z dodatkiem małej ilości tri-DMC , lekko pobudzającego psychodelika idealnego do poczucia uduchowionego rytmu i uwodzicielskiej gry świateł. Teraz jednak należało dowiedzieć się więcej o całej sprawie. Spojrzał jej w oczy, cztery zabójcze perły spotkały się.


- 40k? I do tego zabicie kilku terrorystów? Mi pasuje. To robota solowa czy dostanę kogoś do pomocy?- powiedział nieco arogancko sugerując , że nawet połowa jego ciała zazwyczaj wystarczała by poradzić sobie z jakimiś podrzędnymi kurwami do zabijania- Jeśli to tamci gangerzy...- wskazał dyskretnie palcem przed siebie skąd niedawno przyszedł-... nie powinno być problemów.


Jego purpurowy pancerz odbijał ogniste hologramy na lożą królowej podziemia. Nanołańcuchy włókien balistycznych i nieco mocniejsze oraz wytrzymalsze płyty ceramiczne, do tego dobra jakość tarcz kinetycznych (mimo to nadal lekki pancerz).

- Balik i jego banda? - Zapytała ironicznie Aria po czym zaczęła się śmiać. - Nie. Ten padalec mimo swoich wad jest mi jeszcze potrzebny, ale nie był byś pierwszy na tę robotę.

Mirax przypomniał sobie teraz skąd znal to imę, jakis czas temu Omegę obiegła informacja o nieudanej probie zbicia ów Balika i o jego błyskawicznej i brutalnej zemście na niedoszłych mordercach.

- Nie Low. Mowiłam o trochę innej robocie. Pewna osoba z cytadeli poszukuje specjalisty od batarian z dużym doświadczeniem bojowym. Od razu pomyślałam o tobie. Przy czym robota jest dość nietypowa z resztą tak jak i zleceniodawca. I z tego co się orientuję w grę wchodzi duża grupa graczy na przynajmniej twoim poziomie.-
Aria przesłała Miraxowi plik na Omni-Klucz.

- Masz tam szczegóły misji. Wszystko oczywiście jest super tajne i inne takie ale to chyba nie problem co?

Mirax wielokrotnie zarobił na zaufanie Arii. Kiedy dostał się na Omegę był zwykłym wyrzutkiem jakich pełno. Miasto w skale zaskoczyło go swoją bezwzględnością oraz różnorodnością rasową, coś zupełnie innego nawet od Londynu czy Tokio na których ulicach wielokrotnie przelał krew kierując pierwiastek zero w jego układzie nerwowych w skondensowaną miażdżącą kości siłę. Teraz kiedy usłyszał o możliwości zabicia paru batarian bardzo się ucieszył. Nie miał dobrych stosunków z tymi obcymi, zresztą jak cała ludzkość ale Low miał też powody osobiste. Szajki czterookich bandytów pojawiały się i znikały, ale w swojej bezczelności potrafiły dogryźć w kość. Raz pewien batariański współpracownik nieźle go wystawił kiedy przemycał narkotyki do przestrzeni rady. Poszedł na układ z turiańską flotą i o mało nie zestrzelili jego statku. Na szczęście Mirax uciekł w porę przez przekaźnik i przez półtora tygodnia chował się przed ogonem na nie przyjaznej chłodnej planecie z atmosferą składającą się głównie z dwutlenku węgla z małą domieszką tlenu (co sprawiało , że aparat tlenowy wystarczył do przeżycia). Na szczęście wszystko skończyło się dobrze; prawie, bo zdrajca, pieprzony Londar uciekł do hegemonii po uprzednim zainkasowaniu nagrody za donosicielstwo. Niemniej w swoim życiu nie raz trafiał na zdrajców i tego jednego wyróżniało po prostu to iż ciągle żył nie zamordowany z ręki Low`a.

Pliki szybko się przegrały i Low otworzył je na swoim omni-kluczu. Zamierzał przejrzeć je tylko pobieżnie przejrzeć , by nie zabierać czasu Arii , ale by też nie wpakować się w rolę przedszkolanki dla jakiś małych krogan. Chociaż tych dużo to nie jest. Pomarańczowe okno komputera otworzyło się, szybko wczytując dane. Zaczął je czytać i nieco się dziwić.

Plik od Arii wyglądał następująco:

Droga Ario
Mimo, że nasze drogi dawno się już rozeszły to jednak piszę do ciebie w dość delikatnej sprawie. Ostatnie wydarzenia w Traversie zmuszają nas do bliższego przyjrzenia się tym wydarzeniom, rada Cytadeli nie dysponuje jednak odpowiednimi zasobami ludzkimi i tu zwracam się do ciebie o pomoc. Poszukujemy kogoś kto zna dobrze przestrzeń Batarian jak i ich samych, oferujemy 50.000 kredytów każdemu kto się do nas zgłosi. Ewentualni ochotnicy otrzymają szczegóły misji po przybyciu do Cytadeli. Jak to bywa w takich wypadkach jest to sprawa ściśle tajna. Z miłością. Twoja.

T.
Mirax przeczytał plik ciągle lekko zaskoczony , że ta sławetna przestępczyni podała mu swoją prywatną korespondencje, najwyraźniej od swojej bliskiej przyjaciółki. W wiadomości pisało o 50k zarobku , ale jak łatwo było się domyślić T`Loak inkasowała sobie część za zaaranżowanie całego zlecenia. Low powinien być wdzięczny , że asari na tyle wierzyła w jego umiejętności, że poinformowała go o tym. Poczuł lekkie pozytywne kopnięcie w swoje ego.
-Kasa jest spora. Ryzyko pewnie też. Nie lubię zapuszczać się w przestrzeń batarian, zresztą kto lubi. Chyba więc wezmę pierwszą lepszą fregatę do Cytadeli. Na miejscu gdzie powinienem się udać?

- Znajdź turianina o imieniu Orycus Parius w akademii SOC i powiedz mu, że Aria przysłała cię na prośbę radnej Tavos. On cię dalej wprowadzi.

-To mi wystarczy. Dziękuje za pomyślenie o mnie. Poślę kilku batarian do piekła to masz zapewnione- uśmiechnął się łajdacko i kiedy Aria znudzenie kiwnęła głową on skierował się do najbliższej taksówki, z zamiarem udania się do kryjówki.

Zatrzymał się jednak w drzwiach i wrócił by napić się narkotycznego drinka, którego uprzednio sobie obiecał0. Zrobił to w górnym poziomie klubu , bo na dole było pełno hołoty. Nieraz można było spotkać przećpanych , cuchnących vorchów z zamiarem odstrzelania komuś łba. Choć to zależało też kto stał na bramce i czy dostawał w łapę od Krwawej Hordy. Banda pierdolonych cweli, pomyślał Low i jednym haustem wypił przyprawiony alkohol. Ogrody Illium , zielony świecący lekko drink z małym dodatkiem mleka na zamówienie. 3-DMC zaczęło działać dość szybko choć jeden shot nie robił zbyt wiele. Niemniej jednak Low poczuł wyostrzenie zmysłów i lekką poprawę nastroju , chęć na taniec, seks i wszystko co pomiędzy. Właśnie salariański DJ zaczął zapuszczać kawałki w stylu Omega Bassline co bardzo kojarzyło mu się z Londyńskimi klubami.

Wychwycił wzrokiem Lulie , przyglądała mu się. Uśmiechnął się szerzej i przysiadł do niej. Wydawało się , że leczyła się czym się zatruła po nocnej zmianie. Miała gibkie ciało i wystarczające piersi by można było miło pieścić je w dłoniach. Jej lekko niebieska skóra działała jak magnes na wszechobecne lampy UV.

-Cześć- powiedziała znużona i zmęczona.

-Widzę, że ostro dałaś czadu ostatniej nocki- Low uśmiechnął się szeroko.

-Przyszedł jakiś bogaty klient. Turianin. Przedstawił się jako Karus , ale to pewnie jego fałszywe nazwisko. Kurwa. Oczywiście, że fałszywe- załamała się teatralnie i wzięła olbrzymi łyk ciemnego piwa- Nie ma to jak biznesmeni z Palavenu pragnący dobrej zabawy, przy okazji robiący ciemne machlojki z Błękitnymi Słońcami. A ty co robiłeś u Wieelkiej Arii?- była dość mocno pijana, pewnie trzymało ją jeszcze z wczoraj.

-Dobry kontrakt.

-I?- Lulie rzekła przeciągle, z jej oczy błysnął flirt.

-Co ''i''?- powiedział Low zamierzając nieco pożartować z pijanej dziewczyny.

-Co będziesz robił? Znów mordował kogoś na zlecenie? Zrzucisz kogoś prosto w przepaść jak tego krogańskiego watażkę?

-Kto wie. Zależy jak wysoko ktoś będzie stał- stwierdził nagle zupełnie poważnie Low.

-Czyli wylatujesz tak? Bo po twojej minie widzę , że to robota za Omegą.

-Brawa za spostrzegawczość.

-Już się nie śmiej. Na Thessi miałam wysokie notowania. Mogłam iść do dobrej akademii.

-A wyszło jak wyszło. Zostałaś tylko wyjątkowo piękną tancerką. Takiej drugiej trudno szukać w całych Zaświatach.

Uśmiechnęła się szeroko, bo Low nie kłamał , przynajmniej subiektywnie.

-Dziękuje. Do diabła musimy się dobrze pożegnać. Kto wie czy to nie jakaś samobójcza misja- Lulie zaśmiała się lekko i dźwięcznie niczym jakiś niebieski koliber jeśli te potrafiły by się śmiać.

-Dokładnie , chce skoczyć przez przekaźnik Omega 4- Mirax pokręcił głową wyobrażając sobie głupotę tego założenia.

-To co zapraszasz mnie do siebie?

-Czemu nie. Dokończ piwo a u mnie spalimy jeszcze twoją ulubioną ziemską roślinkę.

-Przydało by się jeszcze by twoja cannabis poprawiała zdolności biotyczne... i nie tylko.

-Na Ziemi co drugi kwiat niestety nie jest biotykiem. A inne sensacje poprawia, zresztą wiesz- Mirax uśmiechnął się lekko i wziął Lulie pod ramiona. Szła w miarę prosto , ale stawiała powolne kroki.

***

Lulie brała prysznic a on patrzył rozgrzany na oranżową linie miejską patrząc jak latające auta zdecydowanie za szybko mijają okoliczne budynki. Zastanawiał się co tak pilnie dręczyło radę , że zebrała się o pomoc wolnych strzelców. Musieli być w niezłych tarapatach. Batarianie. Zaśmiał się lekko otoczonym zielenią umysłem. Uwielbiał łączyć 3-DMC z THC , wszystko wtedy pulsowało żywymi falami i nieokreślenie pięknymi barwami. Zupełnie piękne, całe otoczenie jak asari z którą się przed chwilą przespał. Lubił ją . Była jedną z niewielu osób z którymi utrzymywał w miarę stały kontakt. W takiej robocie jaką wykonywał nie było co się przywiązywać, zginęło wiele osób , które znał. Mirax jednak w środku pragnął porzucić to życie, wszystkie mroczne ścieżki jakimi prowadziła go zdolność manipulowania ciemną energią. Jądro ciemności gdzieś w środku jego wnętrzności , które rozrastało się z każdym kolejnym dniem. Rozpalił papierosa walcząc z mieszanymi pragnieniami. Należało się spakować, prosty nieduży bagaż i zamówić lot na Cytadelę.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 30-05-2014 o 13:28.
Pinn jest offline  
Stary 30-05-2014, 20:18   #4
 
kretoland's Avatar
 
Reputacja: 1 kretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodzekretoland jest na bardzo dobrej drodze
Koruder szybko policzył nowo przybyłych na imprezę.
-Dajcie ogień zaporowy. Rozwalę to działko i ciśniemy do przodu. - Po tych słowach uaktywnił barierę.
Nie miał zamiaru tracić czasu na ostrzeliwanie i pozwolić, by pojawili się kolejni z SOC. A przynajmniej nim upora się z już obecnymi. Podbiegł do działka na skuteczną odległość unikając, w miarę możliwości, ostrzału. Po uporaniu się z automatem, ostrzeliwując wroga, zaszarżował.
Pociski wystrzeliwane przez funkcjonariuszy SOC świszczały wokół jego głowy lub odbijały się od biotycznej bariery. Szarża była zaskoczeniem dla ciężko uzbrojonych oficerów. Korudel wbiegł wprost w jednego z nich i przewrócił go na ziemię. Błyskawicznie po tym, strzelił w drugiego z nich ze swojego Graala. Strzał odrzucił oficera SOC kilka metrów w tył i wykluczył go z dalszej walki. Wyglądało na to, że siłą ochrony cytadeli skończyli się już chłopcy do bicia, bo w okolicy zrobiło się nagle bardzo pusto. Szybko pozbierał co przydatniejsze, rzeczy czekając na kompanów. Korudel i jego towarzysze mogli kontynuować ucieczkę do doku numer 43.

- Zrobiło się kurwa za spokojnie. Ktoś od nas jest w doku, czy będziemy odbijać statek?
- Reid powiedział, że będzie na nas czekać batariański statek niebieskich słońc. Wiesz, cały ten transfer do czyśćca i tak dalej. - Odpowiedział Lantius Vyus, turianin, który dowodził akcją odbicia kroganina.
Koruder nienawidził turian, ale w niektórych przypadkach szef wolał wysyłać ich, niż kroganina. Czasem specyfika misji, czasem cena miała znaczenie. W normalnych okolicznościach karze sobie dopłacić za każdego turianiskiego patałacha w ekipie. Uda wtedy że to inna rasa.
-Wiedzą, gdzie idziemy. Widzieli papiery. Albo Ci ze statku grają na zwłokę, albo będzie rozpierdol w doku. - Kontynuował kierując się do celu.

Ledwo skończył tę słowa, gdy nagle z poziomów poniżej dobiegło go głośne warkotanie.
- Nie podoba mi się to. Co mamy poniżej? - rzucił do reszty.
Chwilę później źródło hałasu ukazało się im. A-61 Mantis zawisł nad nimi niczym drapieżny ptak gotowy do ataku.

- Tu służby ochrony cytadeli. Poddaj się i rzuć broń. Inaczej otworzymy ogień.
Spod brzucha żelaznej bestii wyłonił się karabin maszynowy, którego lufy natychmiast nakierowały się na kroganina.

Koruder nie miał zamiaru się poddawać. Czy Ci kretyni z SOC sobie jaja robią, myśląc że byle maszynka go zatrzyma. Szybko z całych sił użył przyciągania i wrzeszcząc do reszty zaczął strzelać w kokpit.
-Walcie w kokpit, puki nie wiedzą co się dzieje.
Towarzysze usłuchali rozkazu i jak jeden mąż otworzyli ogień. Jednak Mantis nie pozostał długo dłużny, maszyna zaczęła powoli zbliżać się do balkonu na którym stali najemnicy. Na szczęście jej ślepy ostrzał wyrządzał więcej zniszczeń dekoracją doku niż ludziom Nakmora. Kilka sekund później A-61 Mantis był już płonącym wrakiem u stóp kroganina.
- Przestańcie się gapić i ruszać dupska. Jak się będziemy ociągać to cholera wie co do doku przytaszczą. - Warknął Koruder widząc, jak jego ludzi bierze samo zachwyt nad upolowanym ptaszkiem.

Kroganin i najemnicy biegli jeszcze jakiś czas póki ich oczom nie ukazał się olbrzymi napis 43 na ścianie, a tuż obok niego stał zakotwiczony batariański transporter.
- Jest. Wiedziałem, że nas nie wydymają. - Powiedział entuzjastycznie Lantius. Koruder miał jednak złe przeczucia. Po pierwsze nigdzie nie było śladu po SOC. Może po prostu speniali przed jego niesamowitą zajebistością. W to jednak wątpił. Najemnicy podeszli do statku. Drzwi były otwarte.
- Albo Słońca nas wystawili, albo SOC już posprzątał w środku. Nie chce mi się wierzyć, że po tym rozpierdolu mieli by nas po prostu puścić. Bądźcie czujni.

Dwójka ludzi poszła przodem, po chwili z wnętrza statku dobiegły strzały a kilka sekund później dok roił się od funkcjonariuszy SOC. Nad głową kroganina zawisły dodatkowo trzy A-61.
- Poddaj się Koruder. - Kroganin usłyszał znajomy głos.
- Dla ciebie Nakmor Koruder, dupku - wrzasnął kroganin. Chwilę później porucznik Bailey wyłonił się z tłumu funkcjonariuszy. - Nie bądź głupi. Nawet Ty nie masz szans odejść stąd żywy. - Bailey podniósł prawą rękę do góry, a trzy czerwone światełka laserów nacelowały na wielki łeb kroganina.
- To moje ostanie słowo. - Dodał oficer.
Lantius Vyus rzucił karabin na ziemię. - Nie mamy szans, Nakmor. Musimy się poddać. - Powiedział.
W dupie miał czy przeżyje, ale nie miał zamiaru umierać nie mogąc pociągnąć nikogo ze sobą. Szczególnie miał ochotę dopaść Baileya, ale ten stał za daleko.
- Kurwa drugi raz dać się tak podejść. Żeby już stać się tak przewidywalnym. Jeszcze trochę i napiszą o nim książkę instruktażową: "Jak złapać Korudera z klanu Nakmar"
Rzucając broń warknął - walki się nie boję, ale głupcem też nie jestem. Jeszcze będzie okazja by się tu naprzykrzyć - lekko się uśmiechnął.
 
kretoland jest offline  
Stary 31-05-2014, 11:13   #5
 
BigRedChick's Avatar
 
Reputacja: 1 BigRedChick nie jest za bardzo znanyBigRedChick nie jest za bardzo znany
Lana'Moreh nar Altem i Roto'Szaad vas Goliath
SOC. Cholernie dawno go tu nie było, z resztą nic dziwnego. Jako najemnik zwiedział głównie okolice Omegi i Układy Terminusa, choć czasami Reid ciągnął go aż do Układów Przymierza. Sami ludzie w SOC byli dość rzadkim widokiem, ale zdarzali się. Większość stanowili turianie i naprawdę rzadko zdarzał się ktoś spoza tych dwóch ras. Posterunek rejestracyjny nieco się zmienił, został przebudowany. Tłum był bardzo gęsty, istoty nie zwracały uwagi na dwójkę qurian. Kolejka ciągła się i ciągła. Młoda Lana przyglądała się zbyt bardzo pewnemu kroganinowi, który swoją niechęć wyrażał marudząc pod nosem coraz głośniej.
- Lana… - dało się słyszeć “wytarty” przez życie głos oficera - Nie gap się na krogan, są bardzo nadpobudliwi i nie stronią od walki nawet w takim miejscu jak to. Poczekaj jeszcze chwilę, niedługo wszystko sobie pozwiedzasz.
- Ale ja już nie mogę się doczekać! - odwróciła się z powrotem w kierunku Roto - Dlaczego ty w ogóle lubisz krogan? Są zbyt duzi. Mówiłeś, że najważniejsza jest taktyka. Ale jak takie dwu i półmetrowe bydle wejdzie za osłonę?! - ściszyła głos, bo zauważyła, że dziwnie przygląda się jej stojąca nieopodal rodzina turian - Czy w ogóle byłeś kiedyś na akcji z jakimś, albo znałeś jakiegoś kroganina, który nie byłby narwanym, gwałtownym i nie stroniącym od walki szaleńcem? Popatrz sobie na to - wskazała na ekran, na których była pokazana brawurowa strzelanina jednego z krogan przeciwko funkcjonariuszą SOC - Czy nie sądzisz, że ten incydent, -- znowu wskazała na ekran - może jakoś zakłócić nasze zarejestrowanie przybycia?
Roto spojrzał na ekran i przyjrzał się widniejącemu na nim kroganinowi. Można by powiedzieć, że wszyscy kroganie wyglądają tak samo, podobnie jak asari, quarianie czy ludzie, ale zarówno w kwestii ludzi jak i krogan widoczne są małe różnice w wyglądzie, które cechują osobnika, a w przypadku tego osobnika zbyt wiele rzeczy wyglądało znajomo, Roto jednak nie był jeszcze w stanie tego wszystkiego poskładać.
Oficer chwilę dosłownie tylko zawiesił wzrok na ekranie, a potem machnął tylko na niego ręką. Cytadela choć wielka, jej system logistyczny nie sprawiał problemów w przypadku takich incydentów. Nikt nie chciał rozwścieczonego motłochu w swoim kosmoporcie. Nad pytaniem Lany długo się zastanawiać nie musiał, pod maską pojawił się uśmiech. Wróciły wspomnienia. Nie wielu quarian miało tak bogate pielgrzymki jak ta którą odbył on.
- Kiedyś znałem jednego… Był narwanym, gwałtownym i nie stroniącym od walki szaleńcem, ale właśnie to czyni z krogan tak dobrych szturmowców. Musisz wiedzieć że ich ciała to naprawdę skomplikowane systemy, które mają za zadanie utrzymywać ich przy życiu w najtrudniejszych warunkach. Byś zobaczyła Tuchanke… Wtedy byś zrozumiała dlaczego są tacy, a nie inni. Na nas odbił się brak planety… U nich jest odwrotnie.
- Czyli mam rozumieć, że to, że żyją na jakiejś dzikiej planecie usprawiedliwia to naprawdę nieokrzesane zachowanie?! - Lana pokręciła przecząco głową - Może uznasz, że nie mam doświadczenia w życiu i jeszcze wiele się naucze, ale nigdy nie zrozumiem krogan. Nauczałeś mnie o wszystkich rasach. Rozumiem każdą z nich. Asari, turian, salarian. Każdą. Ale nie krogan! Jak można być taką wielką, bezsensowną, 2 i pół metrową kupą mięsa. Mówisz, że są doskonałymi szturmowcami przez te swoje cechy. Ale zamiast wysyłać 10 krogan, którzy będą robić bur… - Lana nie chciała przeklinać- bałagan, będą prowokować wszystkich naokoła i ogólnie denerwować całą załogę statku, na którym będą podróżować można wysłać kogokolwiek innego - asari, turianie, nawet ludzie zrobią mniejsze spustoszenie! Nawet rozumiem już dlaczego salarianie stworzyli genofagium i z jakiego powodu turianie go użyli! - Lana machnęła ręką i ruszyłą kilka kroków łatając dziurę w kolejce - Zresztą, cholera, nie będę z tobą rozmawiąć. Nie zrozumiesz. Chodź, bo jacyś kroganie wepchną się nam w kolejkę i zaczną terroryzować Cytadelę.
Lana zaczęła opanowywać zdenerwowanie. Poniosło ją. “A co jeśli ten krogan to usłyszał?”. Popatrzyła na krogana, który przestał marudzić pod nosem na SOC i zaczął się na nich patrzeć. Ponownie odwróciła się do Roto:
- Przepraszam, poniosło mnie - czuć było w jej głosie skruchę - Trochę przesadziłam. Na pewno nie powinnam mówić na temat genofagium. To był zły czyn turian - wskazała palcem na krogana- Jak myślisz, czy mógł to usłyszeć? A jeżeli tak to czy… Możliwa jest… - wskazała na ekran, na którym była przedstawiona ucieczka krogana z więzienia - Powtórka tego?
Roto’Szaad słuchał tego w milczeniu, każdy miał prawo do swojego zdania. Nawet tak młoda quarianka nie mówiła całkiem od rzeczy, oficer o tym wiedział. Ale czy to utrata planety na rzecz gethów których sami stworzyli, nie uczyniło quarian małą, zamkniętą społecznością muszącą nosić fikuśne kombinezony aby żyć, a ten sam fakt nie odwrócił od nich reszty galaktyki uważając ich za coś w rodzaju marnotrawnej rasy? Roto już dawno się tym przestał przejmować, na statku Reida przekonał się że nie rasa czyni istotę, a jej umiejętności. Kroganie byli niezwykle przydatni. I nie wszyscy Kroganie byli tępą, bezmyślną, siłą na dwóch łapach.
- Jakby Cię usłyszał - zaczął - Najpewniej wywiązała by się tu strzelanina na poziomie tej z ekranu. Choć ja myślę że jest dowodem na to że nie każdy kroganin myśli destruktywnie i agresywnie… - wytarty głos lakonicznie ciągnął się z maski - Musisz wiedzieć że większość tego, czego się dowiedziałaś o rasach w Wędrownej Flocie to głównie stereotypy. Ale wkrótce dowiesz się wszystkiego sama, w końcu rozpoczęła się twoja pielgrzymka Lano’Moreh nar Altem. Myślałaś już o podarku jaki chciałabyś zdobyć dla Floty? - zmienił temat, by nie drażnić podróżnych którzy wystarczająco gardzili qurianami.
Roto zrobił krok podążając w kierunku okienka. Przed nimi nie zostało niewięcej niż 6 osób.
- No nie wiem - Lana dołączyła do Roto - Fajnie by było, jakby to był jakiś statek. Ale - wzruszyła ramionami - to raczej nie możliwe. Może być cokolwiek - nawet jakieś informacje gospodarcze. Po prostu chcę jak najszybciej wrócić do Wędrownej Floty, aby móc dołączyć do quariańskich jednostek specjalnych. Tata byłby dumny - rozmarzyła się Lana - No, nieważne - popatrzyła na okienko SOC-u - Już tylko 2 osoby. Za 15 minut będę nareszcie w Cytadeli!
- Jeżeli stary oficer może Ci coś poradzić… Broń, leki i tak dalej są całkiem niezłymi prezentami, sam pamiętam jak do Wędrownej Floty przytargałem mały jej ładunek. Ale moja pielgrzymka była dość wyjątkowa… Ale o tym pewnie słyszałaś od niejdnego quarianina. O, już nasza kolej. Pójdę pierwszy, ty zrób to samo co ja. Dobrze? - Roto podszedł do turianina. - Witam funkcjonariuszu.
 
BigRedChick jest offline  
Stary 31-05-2014, 16:41   #6
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytadela, Prezydium, Przestrzeń Publiczna
Elektroniczny papier to z pewnością jeden z lepszych wynalazków tego wieku. - szeptał pod nosem Jason wpatrzony w gazetę. Gazetę składającą się z jednej zwijanej na 4 części kartki, na której tekst wyświetlał się na bieżąco, a zamiast zdjęć na kolejnych stronach były ruchome, pięciosekundowe vidy.
Wiele osób dziwiło się dlaczego ktoś korzysta z takich gadżetów, zamiast jak przeciętni ludzie czytać wiadomości z uniwersum z poziomu Tabów, Padów, czy omni-wyświetlaczy. Gazeta jednak miała w sobie coś stylowego. Coś staroświeckiego, co imponowało Jasonowi. Temat jego ostatniej transakcji spadł na czwartą stronę wieści ekonomicznych. To zły znak. Dziennikarze coś podejrzewają i snują w kolejnych artykułach tezy o finansowaniu niestabilnej sytuacji w Trawersie przez różne koncerny. Zdaniem Jasona nikt nie jest groźniejszy od dziennikarzy. SOC ma swoje procedury, które blokują ich do granic możliwości. W zasadzie mając sztab prawników pozostaje się w Cytadeli bezkarnym. W prawdzie nadal można zginąć od kuli tajemniczego zamachowca, jednak tutaj jest to nieporównywalnie mniejsze zagrożenie niż na Omedze. A dziennikarze? Dziennikarze mogą zniszczyć nie tylko człowieka, ale i wszystko co zbudował. Na szczęście dziennikarze nie zarabiają tak wiele jak możnaby się spodziewać. Jason w swoim mniemaniu zawsze był człowiekiem o stabilnym kompasie moralnym. Dlatego jeśli można było sprawę załatwić łapówką, nie żałował gotówki. Chyba, że przychodził moment w którym kula umieszczona w potylicy delikwenta okazywała się nieporównywalnie tańszym i bezpieczniejszym rozwiązaniem.
Ostatnia strona wiadomości ekonomicznych bez zaskoczeń. Kassa Fabrication traciła na wartości wśród inwestorów. Kolejny spadek o 0,002%. Trzeci w ciągu tygodnia. Nic dziwnego. Ogłosili publicznie podpisanie umowy offsetowej z firmą Jasona. Inwestycja w Trawersie musiała pociągnąć za sobą takie skutki.
- 0,002%. Przeciętny mieszkaniec cytadeli nie zdaje sobie sprawy, że przy obecnej wartości korporacji jest to suma za jaką można kupić małą, średnio zaludnioną planetę - Jason lubił mówić do siebie. W towarzystwie żartował, że uwielbia rozmawiać z inteligentnymi ludźmi i dlatego najczęściej mówi sam do siebie. Bawiło go to, że wśród otaczających go krezusów wszyscy udawali że tak suchy dowcip jest zabawny. - To kwestia czasu zanim Kassa odnotuje wzrost.
Jason spojrzał na analogowy zegarek otoczony pomarańczowymi hologramami automatycznie aktywowanego omni-klucza. Zegarek wskazywał 4:30. Wczesny ranek. Gdzieś. Zegarek był kolejnym gadżetem do budowania stylu. Nie wskazywał godziny ani na Cytadeli ani na Omedze. Jednak dyrektor Jacobsen był jedną z niewielu osób, które pozwalały sobie na taki element biżuterii.
- Przez ambasadora mam już opóźnienie. - Zwinął gazetę, dopił kawę i rozłożył dłonie kładąc nadgarstki na stoliku. Podwójny omniklucz klasy S zamrugał hologramami na obu nadgarstkach. Pomiędzy dłońmi na stoliku zarysował się rzucony laserowo obraz klawiatury. Jason z kieszeni wyjął urządzenie przypominające słuchawkę, które po zamontowaniu rozłożyło mu wyświetlacz przed lewym okiem. Akomodacja trwała około 15 sekund, po minucie Jacobsen zaczał energicznie stukać w miejsca liter na stoliku.
Do: <mail zastrzeżony>
U. wykonał swoje zadanie. Dołoży wszelkich starań aby włączyć poleconych członków zespołu do projektu.
Pozdrawiam.

- Wyślij - krótka komenda i interfejs głosowy wykonał polecenie. Jacobsen rozpoczął kolejnego maila.
Do: <R&D@ArgenStar.com>
Proszę o przygotowanie 15 średnio utalentowanych ludzkich biotyków do udziału w projekcie 014_Bio_L4. Jest to projekt współfinansowany z funduszy Kassa Fabrication w ramach ostatnio zawartej umowy. Projekt 014_Bio_L4 otrzymuje tym samym najwyższy priorytet badawczy.

Pozdrawiam
Jason Jacobsen
Dyrektor operacyjny.

- Wyślij - powtórka z przed minuty. Jason wziął kolejnego łyka chłodnej już kawy. To oznaczało, że spędza tu za dużo czasu. Z jakiegoś powodu jeszcze człowiek, którego oczekiwał. Nagle dwa czerwone mrugnięcia i przed lewym okiem rozwinęła się wiadomość.

Do <jj@ArgenStar.com>

Dlaczego tylko ludzie? Nie możesz ingerować w inne projekty badawcze! Nie zatwierdzę transferu moich ludzi do tego projektu. To nie poważne rzucać wszystko i prowadzić badania dla Kassa. Mam wrażenie, że zdjęliśmy spodnie i właśnie się pochylamy, żeby mogli nas wydymać. Nalegam na włączenie do badań Batarian i Turian.
Pozdrawiam
Damien Hoopoe
Dyrektor ds. Badań i Rozwoju.

Jason wziął głęboki oddech. Nie znosił tego w korporacjach. Setka dyrektorów, którzy wchodzą sobie w kompetencje. Którzy wchodzą jemu w kompetencje. Zacisnął zęby i zaczął stukać.

Do <dd@ArgenStar.com>
Damien, ludzie to rasa wybrana przez Kassa. Implanty nie są dostosowane do innych ras. Przykro mi. Też zależy mi na równych szansach dla wszystkich, ale wszczepienie tych implantów nie-ludziom na 100% doprowadzi do ich śmierci. Nie chce mieć krwi niewinnych na rękach, a Ty weźmiesz na siebie taką odpowiedzialność? Wiem, że cały ten kontrakt z Kassa spadł na nas jak grom z jasnego nieba, ale to może doprowadzić do podwojenia albo nawet potrojenia wartości naszej firmy. Oczywiście nie chcę wchodzić w Twoje kompetencje, dlatego osobiście zwerbuję kilku naukowców, którzy zaczną ten projekt. Ludzi do badań też postaram się wybrać osobiście. Jeszcze raz przepraszam za kłopot.
<stopka>

Tak jak Jason się spodziewał odpowiedź przyszła niemal natychmiast.

Do <jj@ArgenStar.com>
Przepraszam, że się uniosłem. Kawał dobrej roboty z tym kontraktem. Masz moje poparcie w kwestii doboru pracowników i obiektów badań do projektu.
<stopka>

Uśmiech rozciągnął się na twarzy Jasona. Cały czas zachodził w głowę jak można tak łatwo manipulować innymi. Czasami myślał nawet, że ma jakiś specjalny dar do tego. Ponowne stukanie w stolikową klawiaturę:

Do <mail zastrzeżony>
Potrzebuję 10 LOJALNYCH naukowców do badań nad implantami L4.


Do <Dal'serah Solem>
Witaj.
Potrzebuję 15 ludzi uzdolnionych biotycznie. Mogą zginąć, ale jeśli przeżyją zasilą szeregi Słońc. Będą to pierwsi we wszechświecie biotycy ze wszczepami klasy L4. Potraktuj to jako przysługę. Za jakiś czas mnie może przydać się pomoc.


Po tym mailu Jason zajął się pozostałymi mailami korporacyjnymi. Miał nadzieję, że kolejny pionek na którego postawił w tej grze wkrótce pojawi się na szachownicy.
 
Mi Raaz jest offline  
Stary 02-06-2014, 12:29   #7
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Był piękny poranek. Przynajmniej na zewnątrz. W szczelnym, klimatyzowanym pomieszczeniu szpitalnym, było zawsze tak samo. Darian spojrzał w lustro w łazience.
~ Strasznie się zapuściłem ~ pomyślał przyglądając się zarostowi i przydługim włosom. Przetarł lewą ręką po pokrytej zarostem twarzy. Jakież to dziwne uczucie, czuć tylko tylko jednostronnie dotyk skóry o skórę. Jego metaliczna ręka, choć przekazywała bodźce, związane z jej działaniem, nie była w stanie przekazać bodźców dotykowych.
~ Jeszcze ~
Mężczyzna przyjrzał się sobie dokładniej. Mimo trzydzistki na karku i poważnemu wypadkowi przy pracy, nadal był w doskonałej kondycji, a podłe, szpitalne żarcie nie wpłynęło znacząco na szczupłą, umięśnioną posturę. Jedyne, co psuło obraz, to sztuczna ręka i spora blizna przy mostku. Nie to, żeby narzekał. Lepiej mieć rękę, niż jej nie mieć, ale przyzwyczaił się do swojej. Dobrze mu służyła przez ostatnie 30 lat i trochę szkoda się było z nią rozstać.
~ Gdyby ten cholerny kretyn nie odpalił ładunków tak szybko, może nie musiałbym się pozbywać moich członków ~ pomyślał. Jak zawsze, gdy myślami wracał do feralnej akcji, napadał go niepohamowany wkurw na Randalla. Brat nigdy nie zaliczał się do kochającego rodzeństwa, ale poświęcenie własnego brata dla ratowania jakiejś cholernej misji?
- Nosz kurwa... – Ezno wziął głęboki oddech i rozluźnił pięści. Wypuścił z metalicznej ręki zgnieciony stojak na ręcznik, który nie wiedzieć jak i kiedy znalazł się w jego ręku.
- Zajebię drania – rzucił w lustro i wyszedł. Dobrze wiedział, że to nierealne, bo jego brat zginął. Nikt nie mógł przeżyć takiej eksplozji.
Darian ubrał się, wziął swój tobołek i wymeldowawszy się z kliniki ruszył przez miasto. Na początku, jak zwykle, musiał nieco rozchodzić nogi. Zastój i mało ruchu spowodowały, że prawa noga, ta która ucierpiała podczas eksplozji, była „nieco drętwa”. Nie minęło parę minut i krok stał się równy i miarowy. Darian wyrównał balans ciała kompensując zmiany w budowie i wadze.
Faktycznie, na zewnątrz było ładnie. Jak zwykle ładnie, skarcił się w myślach. Szedł powoli, podziwiając przechodzące obok dziewczyny. Niektóre się uśmiechały, inne starały nie zauważać, ale były też takie, które czuły się „urażone”.
~ No co? Przecież po to się tak ubrałyście ~ pomyślał patrząc się bezczelnie na to i owo przechodzącej asari. Tak doszedł do małej kawiarenki nad tarasem, gdzie parę dni wcześniej znalazł pewnego mężczyznę. Wszedł na patio i dosiadł się do stolika. Torba spoczywała na ziemi przy nogach.
Ezno miał na sobie lekki kombinezon w kolorze szaro-burym, na który narzucił kurtkę zrobioną ze skóry jakiegoś nieziemskiego zwierzęcia. Jego lewa dłoń, ta którą zdjął okulary przeciwsłoneczne ukazując szare oczy, była skryta za rękawiczką.
- Kawa wystygła? - przywitał się z przyszłym pracodawcą. Miał dość niski głos z nutką chrypy, a ton nie zdradzał żadnych emocji.
- Długo kazał pan na siebie czekać - młody mężczyzna wygasił omniklucze i zdjął monokl. Wyciągnał przed siebie prawą dłoń do uścisku - nazywam się Jason Jacobsen i chciałem zaproponować Panu pracę. Czy był pan kiedyś w Trawersie? - twarz Jacobsena była schludna i uśmiechnięta. Wzbudzał zaufanie, choć było w nim też coś niepokojącego.
- Nie wiedziałem, że Pana taki ranny ptaszek. Darian Ezno, ale wszyscy mówią do mnie “Enzo” - uścisnął pewnie podaną dłoń unosząc się z krzesła. Jeśli było coś, czego nie lubił po podanie “śniętej ryby” i brak szacunku w tak elementarnych sytuacjach, jak przywitanie.
Enzo zwrócił uwagę, że dłonie Jacobsena mimo pewnego uścisku sprawiają wrażenie, jakby nigdy nie parał się pracą. Delikatne i zadbane jak u modela
- Niestety, mimo moich najszczerszych chęci, nie ja decyduję, kiedy dostanę wypis - usiadł ponownie.
- Przepraszam, czy zechciałaby pani przyjąć zamówienie od mojego przyjaciela - Jason rzucił w stronę kelnerki i natychmiast wrócił do rozmowy z Enzo - Oczywiście zdrowie przede wszystkim.
- Owszem zdarzało mi się miewać tam zlecenia, interesuje Pana coś konkretnego? -
- Ezno, możesz mówić do mnie Jason, jeśli tak Ci będzie wygodniej. Polecono mi ciebie jako właściwego człowieka do misji w Trawersie. To wszystko co o tobie wiem, więc teraz zamieniam się w słuch. Dlaczego jesteś lepszy od przeciętnego najemnika z Omegi, czy innej stacji?
- Jason rozparł się na krześle i czekał na reakcję rozmówcy.
Darian zamówił małą czarną, po czym spokojnie zaczął.
- Jestem pewien, że zrozumiesz, jeśli powiem, że tajemnica zleceniobiorcy jest tym, co sprawia, że jestem jeszcze w tym zawodzie. To co mogę powiedzieć, to dwie misje eliminacji na Asterii, przechwycenie konwoju w okolicach Posterunku X-19, plus sporo, nazwijmy to “misji ratunkowych”, dla miejscowych kosmitów. - mężczyzna położył lekki pejoratywny nacisk na ostatnie słowo.
Owe misje ratunkowe, polegały głównie na polowaniach i eliminacji obcych, łapaniu pewnych indywidułów w celach bliżej nie sprecyzowanych, aczkolwiek słuchy chodziły, że szło o nielegalne eksperymenty, na jakiejś tajnej ziemskiej placówce.
Jason słuchał z uwagą. Obojętnym tonem dodał
- A jak radzisz sobie z pracą w grupie?
- Jestem typem skurwysyna -
Darian odpowiedział szczerze - to gwarantuje wykonanie roboty. Dopóki grupa nie wchodzi mi w paradę, jest OK!-
- To dość kłopotliwe podejście. Na szczęscie nie jestem typem, który boi się kłopotów. Lecisz do trawersu, będziesz moimi oczami i uszami. W tej chwili więcej nie jestem w stanie powiedzieć. Co do reszty grupy, to nie przeszkadzaj im, a ja zrobię wszystko, żeby nie przeszkadzali tobie.
- I o to chodzi -
najemnik skwitował krótko, popijając kawę.
- Uznamy tę misję za okres próbny w twojej nowej pracy. Proponuję ci stanowisko konsultanta do spraw zabezpieczeń w firmie ArgenStar. Będziesz oblatywać różne placówki firmy i oceniać ich ochronę. Ochronę zarówno przed atakami fizycznymi jaki i cybernetycznymi. Oczywiście zapewniamy pakiet szkoleń. Do dyspozycji również całodobowa opieka medyczna i dentystyczna na kartę korporacji. Mieszkanie służbowe na okres wykonywania działań. Po przepracowaniu 30 lat korporacyjna emerytura i możliwość wykupu jakiegoś z służbowych mieszkań po preferencyjnych warunkach. Wynagrodzenie w skali roku w wysokości 80 000 kredytów, plus premie uznaniowe przyznawane za szczególnie trudne audyty zabezpieczeń. Dodatkowo co jakiś czas zapewne konieczna będzie "misja ewakuacyjna" jak to zgrabnie określiłeś. Te w zależności od trudności ewakuacji.
To wszystko jeśli sprawdzisz sie w Trawersie. Zainteresowany?
~ Tacy jak ja, rzadko kiedy dożywają emerytury ~
pomyślał, jednak na głos powiedział
- To bardzo kusząca propozycja. Aż można by pomyśleć, że tak atrakcyjna, bo nie zakładasz mojego powrotu - Darian uśmiechnął się - pomówmy najpierw o wynagrodzeniu za misję, a jak wrócę, pogadamy o dalszej współpracy, w porządku?
Rozumiem, że więcej szczegółów dotyczących misji dostanę w swoim czasie. Rozumiem również, że skoro jest jakaś drużyna, to zapewniasz również transport i podstawowe wyposażenie. Biorę 10 tysięcy przed wyjazdem i 10 po, i nie zadaje pytań dostyczących celów misji, nie wnikam w sposób ewakuacji. -
- Tu zaczyna się najzabawniejsza część. Oficjalnie ja cię nie zatrudniam. Tutaj jest 5000 -
Jacobsen zbliżył swój omni klucz do klucza Enzo, krótkie piknięcie potwierdziło transfer gotówki. - Oficjalnie zatrudni Cię ktoś z Ziemi. Nie wiem, czy wojsko, czy jakaś inna instytucja, ale to będzie ktoś z Ziemi. Misją będzie dowodzić ktoś z ramienia Rady. Jak ich znam, to ktoś z wywiadu, pewnie jakiś Turiański Zwid, ale mogę się mylić. Możliwe, że rada będzie chciała wrobić ludzi w coś niekomfortowego, dlatego musisz się mieć szczególnie na baczności. Pozostałe 5000 powinieneś wynegocjować z Twoim oficjalnym zleceniodawcą. Jeśli nie, to napisz maila, przeleję resztę. - Jacobsen się uśmiechnał i dodał - Jeśli spróbujesz mnie oszukać oczywiście będę wiedział. - Uśmiech znikanał z twarzy biznesmena.
- Kontakt do mnie przekazałem Ci razem z gotówką. Jest tam też klucz szyfrujący, ładuje się automatycznie po wybraniu mojego maila. W trakcie misji będziesz mi wysyłać krótkie informacje, które uda Ci się zdobyć. Chcę wiedzieć co Rada chce osiągnąć. Po misji sam zdecydujesz, czy wolisz tę misję traktować jako jednorazowe zadanie, czy może chciałbyś pracować dla nas na stałe. Nie ukrywam, że wolałbym tę drugą opcję. Ten który mi Ciebie polecił zapewne też wolałby, żebyś zaczął myśleć o zabezpieczeniu swojej przyszłości. Ale jesteś dorosły zdecydujesz sam. To wszystko z mojej strony, nie martw się, kawę ja stawiam. - Jason żeby podkreślić fakt że już skończył wziął do rąk ponownie gazetę, której wielki wid na pierwszej stronie przedstawiał Kroganina otoczonego przez SOC. Krzykliwy tytuł głosił: “Szalona ucieczka krogańskiego więźnia udaremniona przez SOC!”

Enzo dopił kawę jednym łykiem, po czym wstał zabrał swoją torbę podróżną i pożegnawszy się zdawkowym "do widzenia" wyszedł z kawiarenki. Przywykł do pracy z różnymi ludźmi, część z nich była gburami, rozumiał więc doskonale sytuację w której się znalazł. I w której znalazł się...
- Pan Jacobsen -
Jeszcze w drodze do terminalu sprawdził przelew, oraz zastosował proste wyszukiwanie swojego pracodawcy. Tego oficjalnego i tego przy stoliku.

Pierwsze co należało zrobić, to skontaktować się z Ziemią i dowiedzieć gdzie jest statek, którym ma się dostać do Trawersa i kiedy rusza.
W dalszej kolejności potrzeba chwili spokoju, na przeprowadzenie bardziej skomplikowanych algorytmów.
 
psionik jest offline  
Stary 06-06-2014, 19:35   #8
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
/dopisał się Baird

Drougan wszedł do przestronnego gabinetu „na szczycie” zasalutował, po czym usiadł na krześle przed Esheel.
Admirał włączyła projektor holograficzny i nad biurkiem pojawiły się trójwymiarowe obrazy postaci – trójka batarian i salarianin. Edreon natychmiast rozpoznał Larenusa Adorni – swojego byłego przełożonego na Omedze. Nagranie też znał, gdyż biło rekordy popularności na stacji kosmicznej będącej nieformalną stolicą Systemów i wiedział, że dla salariańskiego agenta nie kończy się happy endem.
Esheel poczekała aż całe nagranie dobiegnie końca a nastepnie zapytała.
- Co może mi pan o tym wszystkim powiedzieć poruczniku… Esheel zrobiła małą pauzę po której sie poprawiła. ...komandorze Drougan?
- Z informacji, które posiadam wynika, że porucznik Larenus Adroni przekazał intel na temat misji Ka’irze Hadori, asariance, członkini syndykatu Arii T’Loak. Dlaczego tak się stało nie wiadomo, aczkolwiek moje domysły są następujące: Adroni od kilku miesięcy zbierał dane wywiadowcze o królowej piratów i dlatego nawiązał kontakt z Hadori proponując wymianę informacji, aby wkupić się w jej łaski. Dysponował brudami obciążającymi batarian, ludzi i krogan, którzy spiskowali w celu przejęcia kontroli nad najintratniejszą częścią stacji. Na handel mogły nawet iść dowody na oszustwa turian. Niektóre prawdziwe, inne sfingowane, ale trzeba przyznać - te wyglądały lepiej niż prawdziwe, bo wydział fałszerstw się mocno postarał. Adroni kilkukrotnie urządził spotkania z asarianką, podczas których wymieniali dane. Potem oddział bojowy jego komórki wywiadowczej przeprowadził nawet kilka misji dywersyjnych dla syndykatu. Między innymi przeciwko batarianom. Jak doszło do prześwietlenia misji można zgadywać w nieskończoność, ale najprawdopodobniej Ka’ira Hadori uwiodła porucznika. Jak wiadomo asari to jedyna z poznanych ras, która może wywołać pożądanie u salarian. Wszyscy agenci przechodzą oczywiście szkolenie w tym zakresie, jednak porucznik musiał ulec. Nie ma dowodów na to, że przeciek nastąpił z innej strony, bo nikt inny nie wiedział o misji – tylko Adroni, dwaj agenci operacyjni – Torak i Larcet oraz ja. Nie stawia mnie to w najlepszym świetle, bo wskazuje, że sam mogę być kretem, ale nie obawiam się żadnego dochodzenia ani testów wykrywaczem kłamstw. Nie zawiniłem.
Dalatrass Esheel była chyba zadowolona z tak wyczerpującej odpowiedzi, gdyż nawet nie drożyła tematu, od razu przeszła do kolejnego pytania.
- Czy możliwe jest, żeby oprócz danych z misji przeciekły jeszcze jakieś dalsze informacje? - Esheel wiedziała, że to prawdopodobne, z resztą Edreaon też ale było to pytanie, które musiało się pojawić. Procedury ponad wszystko.
- Adroni dysponował danymi na najbliższą wymianę i informacjami o misji, w tym naszymi dossier. Nic innego nie powinno wpaść w ręce asari – protokoły bezpieczeństwa automatycznie kasują dane o zakończonych projektach, a notatek przecież żaden agent nie prowadzi – wszystko nosi w głowie.

Gdy sprawa poprzedniej misji została wyjaśniona Dalatrass przeszła do spraw bierzących.
- Jak miał pan już zapewne okazje usłysześ od swojego nowego kolegi została panu przydzielona ranga komandora, jest to dość spory awans, ale tego wymaga sytuacja. -
- Czy moja błyskawiczna i raczej niespotykana promocja wiąże się z tym, że po nieudanej misji ktoś chce posadzić mnie za biurkiem w jakimś odległym zakątku kosmosu? Czy może nadepnąłem komuś na odcisk i dlatego chce się mnie pozbyć z Task Group? Szczerze mówiąc, lubię pracę w polu i jestem w tym dobry. Rozumiem, że machina politczno-administracyjna musi mielić, ale niech robi to beze mnie.
- Wręcz przeciwnie. - Odpowiedziała Esheel. - Rada wymaga pańskiej interwencji i z tego co mi powiedziano wraca pan do Terminusa komandorze by ponownie szpiegować a w razie potrzeby, eliminować batarian. -
- Domyślam się, że jako komandor mogę myśleć nawet o własnym statku.
- Ta sprawa jest w kwestii rady. Szczegóły misji również zostaną panu udostępnione komandorze w Cytadeli na odprawie. Zdaje się, że po ostatnich wydarzeniach rada niezbyt ufa z nasze możliwości dotrzymania tajemnicy. Jedyne co mi powiedziano to to, że radny wybrał pana osobiście a misja ma polegać na zwiadzie na terytorium batarian wraz z grupą najemników oraz eliminacją zagrożeń jeśli na takie natraficie. -
Rozmowa wyglądała na skończoną, Dalatrass przesłała komandorowi dossie misji i pożegnała go formalnie i bez uprzejmości. Edreon Drougan opuścił gabinet admirał z uśmiechem na twarzy. Przełożona po nim nie pojechała, nie został zdegradowany czy wysłany za biurko, dostał za to awans, szanse powrotu do Terminusa i zabicia batarian oraz może i nowy statek. Dzień Edreona malował się w słonecznych barwach a przecież salarianina czekała jeszcze ceremonia wywyższenia na stopień komandora.


Ceremonia awansu do rangi komandora była ważnym wydarzeniem w wypełnionym rutyną życiu w bazie salariańskiej floty w Le’ells Lesola. W głównej sali audiencyjnej pojawił się drewniany podest oraz krzesła dla widzów. Od wejścia aż do prowadzących na podwyższenie schodków rozwinięto zielony dywan z telhe – materiału utkanego z przędzy pozyskanej z grubych, włóknistych morskich wodorostów. Po obu stronach centralnego przejścia stały stare torpedy, których szczyty były połączone granatową liną okrętową. Zgodnie z wielowiekową morską tradycją salarian, podczas uroczystości awansu używano zarówno terminologii jak i ceremoniału, który był stosowany na pełnomorskich okrętach - obecna flota międzygwiezdna czuła się spadkobiercą swojego wodnego poprzednika.

Edreon patrzył jak rozsuwają się drzwi do sali. Zabrzmiał świst trapowy, którym wachtowy witał go na uroczystości. Kiedy przechodził między dwoma sektorami dla gości, rozległy się cztery szklanki wybite na dzwonie okrętowym, a następnie tubalny głos zapowiedział go:
-Porucznik Edreon Drougan, Special Task Group!
Edreon spojrzał na zgromadzonych. Na sali było wielu operatorów, z którymi służył, dowódcy, zaopatrzeniowcy, piloci, instruktorzy, mechanicy. Była też jego rodzina, matka, ojciec, brat, siostry i wujostwo. Nie widywali się zbyt często, w końcu spędzał jedenaście i pół miesiąca w roku w Systemach Terminusa, a po awansie będzie miał dla nich jeszcze mniej czasu. Niestety, ale więcej wiedzieli o nim koledzy z STG, niż własna rodzina. Takie było życie operatora - służba ponad wszystko.

Ceremonia nie zabrała więcej niż pół godziny. Esheel dała krótką acz treściwą przemowę i zapięła nowe naramienniki na odświętnym mundurze Edreona. Kiedy wychodził z sali ponownie rozległy się wybijane szklanki, a gdy żegnał go świst trapowy, wachtowy donośnie obwieścił zebranym:
- Komandor Edreon Drougan opuszcza pokład!
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 07-06-2014 o 02:02.
Azrael1022 jest offline  
Stary 09-06-2014, 09:44   #9
 
Ferr-kon's Avatar
 
Reputacja: 1 Ferr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znany
Omega, Dystrykt Gozu
Strasznie jej to wszystko nie odpowiadało. Była wystarczająco zmęczona żeby nie chcieć mieć dalszych kłopotów, a jednak wciąż nie było lekko. Wiszenie na przewodach wcale nie poprawiło jej stanu, a i teraz nie była pewna czy dobrze zrobiła wchodząc do gabinetu prywatnego detektywa. Raz już dała się złapać w pułapkę, ufanie obcym nie było takie zdrowe. Ale on nie był człowiekiem, może to ją uratuje?
- Potrzebuje jakiegoś porządnego informatora - zawiesiła na moment głos, spoglądajac na turianina, od którego oczekiwała medi-gelu. Dłoń jej zdecydowanie dokuczła, wolała jak najszybciej pozbyć się tego uczucia, by móc trzeźwo myśleć. “O bogowie”, pomyślała, wypuszczając powietrze z ust z cichym świstem.
- Ile wiesz o tym całym Cerberusie? I znasz kogoś kto znajdzie mi parszywca we wszechświecie, głównie po pseudonimie? A może sam to potrafisz? - wolała nie zaczynać od tego, że nie ma milionów kredytów, którymi mogłaby zapłacić za taką transakcję. Trochę pewniej pokonała niewielką odległość w głąb pokoju, wolała nie stać plecami do drzwi, cokolwiek miałoby się wydarzyć.
- Wow. - Turianin podniósł ręcę w geście protestu. - Nie ma takiej sumy kredytów, która zmusiła by mnie do wchodzenia w drogę tym świrom z Cerberusa. Czy ty wiesz co oni robią z nie ludźmi, którzy wchodzą im w drogę. Zapomnij. - Turianin podał dziewczynie butelkę. - Oczywiście jeśli szukasz informacji to jest pewna osoba, która może ci pomóc. Ale jego informacje nie są tanie.
Gratus wstał i podszedł do jednej z szafek obok baru. Turianin był bardzo dobrze zbudowany i wyraźnie dbał o siebie, a przynajmniej musiał być doświadczonym wojownikiem. Jednak było w nim coś zdecydowanie mało turiańskiego. Wydawał się za mało… Porządny. Wyciągnął z szafki mały dozownik mediżelu i podszedł do Diany, przyglądając się jej ranie.
- Swoją drogą, co cię tak urządziło? - zapytał.
Mruknęła coś pod nosem, wyraźnie niezadowolona z uzyskanej odpowiedzi. Nie miała czasu i ochoty na strach albo jakiekolwiek obawy, czymkolwiek organizacja by nie była.
- Jakoś załatwie kredyty. Zawsze się znajdą. Skoro ty się boisz to mnie na niego naprowadź - wyciągnęła rękę po mediżel, który wyciągnął z szafki. Użycie go miało być przecież ogromną ulgą dla jej dłoni.
- Powiedzmy, że to wyjątkowo nerwowe szkodniki - odparła, wzruszając ramionami. Wolała go nie straszyć swoimi doświadczeniami z Cerberusem
- Nie próbuj być bardziej twarda niż musisz - nie podał jej mediżelu, tylko sam delikatnie chwycił jej dłoń w nadgarstku i przyjrzał się ranie, zabierając się za opatrywanie - Tego uczy turiańskie wojsko i za to jestem im wdzięczny.
Mruknął, starając się nie zastanawiać nad jej prośbą. Ale po chwili zaczał się dziwnie krzywić a jego szczęki poruszały się dziwnie, jakby się wahał. Ostatecznie warknął i skończył opatrywanie jej rany.
- Gratus, ty skończony frajerze - westchnął ciężko i spojrzał na drellkę - Niech ci będzie zaprowadzę cię do niego. W sumie jeśli chodzi o Cerberusa, wszyscy obcy powinni się trzymać razem, nie? Jestem Gratus.
- Jestem Diana. Drelli tego nie uczą. To troszeczke bardziej skomplikowane i bogowie mają wiele do powiedzenia. Zresztą, nieważne - przypatrywała się uważnie jego zabiegom, nie do końca ufając czy aby na pewno ma zamiar ją wyleczyć czy może powiesić sobie jej wysuszoną rękę nad łóżkiem. Nerwy okazały się jednak zbędne, poczuła ulgę, a nieprzyjemne pieczenie powoli zanikało.
- Dziękuje za pomoc, odwdzięcze ci się, niech Amonkir ma Cię w swojej opiece - skinęła głową w ramach podziękowania, polecając go jednemu z bóstw jej rasy, które idealnie zdawało się pasować do jego żołnierskiego zaciecia. Odsunęła rękę, gdy skończył wszystkie zabiegi i uśmiechnęła się niepewnie.
- Chodźmy choćby zaraz. Tylko weź jakąś porządną broń, czuję że się przyda - dodała. Spojrzała w stronę drzwi wyczekująco. Miała pewne obawy przed wychodzeniem z kryjówki, ale nie mogła tu siedzieć w nieskończoność, szczególnie jeśli miała dostać pomoc, po opuszczeniu pomieszczenia. Gdy turianin wziął już wszystko co było mu potrzebne, skierowała się w stronę wyjścia. Niepewnie rozejrzała się po korytarzu w którym znaleźli się po przekroczeniu progu bezpiecznego gabinetu. Powinna się teraz modlić, by ich droga poszła jak najbardziej gładko, wiedziała jednak że to obraza dla bogów, zawracać im głowę w tak błachych sprawach.
- Powiedz jeszcze, że nasz cel jest tuż za rogiem - spojrzała na detektywa, starając się nie tracić czujności. Musiała być gotowa na stworzenie bariery w każdej chwili.
- Właściwie - westchnął rozbawiony turianin - to musimy dostać się do Cytadeli. -
Turianin i Drellka ruszyli w stronę doków.
 
Ferr-kon jest offline  
Stary 22-06-2014, 20:18   #10
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Nakmor Koruder, Cytadela, Akademia SOC

Kroganin przetrzymywany był w izolatce, której pilnowało czterech uzbrojonych po zęby oficerów w cieżkich zbrojach, tylu ich było po tej stronie drzwi, ale Bailey miał pewnie jeszcze tuzin czy dwa czekające w odwodzie. Wreszcie do pomieszczenia wszedł porucznik Bailey. Wpatrywał się w swój omni-klucz, który właśnie wyświetlał raport z niedoszłej ucieczki.
- Zniszczenie pojazdu należącego do służb ochrony cytadeli, ranienie ponad trzydziestu oficerów i zabicie pięciu, zniszczenie mienia o wartości czterystu tysięcy kredytów. Co masz do powiedzenia?-
- Ssij mi jajca Bailey, całą czwórkę. - Kroganin opowiedział z szerokim uśmiechem.
- No to dodamy jeszcze obrazę funkcjonariusza na służbie. -
- Czego ty kurwa chcesz Bailey? Jestem zwykłym najemnikiem. -
Bailey nie zdążył odpowiedzieć gdy do pomieszczenia wszedł turianin.
- Ja się tym zajmę poruczniku. Możecie wyjść. -
- Sir, dopiero rozpoczęłem przesłuchanie. - Zaprotestował człowiek.
- A ja je skończę. - Odparł sucho turianin.
Bailey wyszedł poirytowany.
- Mówisz, że jesteś zwykłym najemnikiem. Zniszczenia w dokach mówią co innego. -
Turianin odprawił czterech pilujących celi strażników.
- Mam dla ciebie propozycję, kontrakt wart 50.000 kredytów. -
- Kontynuuj. - Koruder był zaintrygowany nagłą zmianą sytuacji.
- Szczegóły dostaniesz po zaakceptowaniu kontraktu. W grę jednak wchodzi zwiad i eliminacja celów w terminusie. Wszelkimi dostępnymi sposobami. -
Nakmor Koruder skinął głową. Kilka chwil później dwóch oficerów prowadziło go do wieży rady.

Reszta wkrótce nastąpi
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172