Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-08-2014, 18:44   #21
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Keiko nalała na talerz syrop klonowy, precyzyjnie odmierzając ilość. Odstawiła buteleczkę, a potem ujęła talerz w obie ręce i przechylając delikatnie rozprowadziła lepki płyn po całej powierzchni naczynia. Kiedy syropowe koło osiągnęło - idealny jej zdaniem - kształt, odstawiła talerz na stół i przez chwilę podziwiała swoje dzieło. Wzięła tost, pokroiła na niewielkie kwadraciki i poukładała symetrycznie na rozlanym syropie, tworząc sobie tylko znany wzór. Sięgnęła po widelec, nabiła kawałek tosta, zakreśliła dwa koła po obwodzie talerza, nurzając chleb w syropie, a potem wsunęła do ust.
Syrop smakował inaczej, skrzywiła się i odłożyła widelec. Jedzenie nie powinno smakować inaczej.

- Ana mówiła, że potwory są tylko w bajkach i na prawdę ich nie ma. W Scooby- Doo to zawsze ludzi przebierali się za zombie i inne. PRZEBIERALI SIĘ - podkreśliła słowa. - Prawdziwych wampirów nie ma. To nieładnie oszukiwać. Było by ci miło, gdybym ja ciebie oszukiwała? - zastanowiła się i dodała, jakby odtwarzając usłyszane gdzieś stwierdzenie. - Człowiek stoi na szczycie łańcucha pokarmowego.

Pani doktor nie potrafiła się nie uśmiechnąć, oglądając poczynania Keiko.
- Ana była ważna dla Ciebie - powiedziała do dziewczyny. - Ale jej tu nie ma. I raczej się nie pojawi. Eden zapewnił przeżycie wielu osób, ale to zaledwie 2% dawnego stanu zaludnienia planety. Rozumiesz statystykę, prawda Keiko? Potrafisz więc wyliczyć jakie jest prawdopodobieństwo przeżycia. Twojej Any tu teraz nie ma, więc... prawdopodobnie gdzieś się myliła. Była tylko człowiekiem. Pamiętaj o tym. Tak samo jak Ty, ja i wszyscy przy tym stole. Mamy prawo się mylić. Chodzi jednak o to by brać na siebie konsekwencje swoich decyzji. Co jeśli nie kłamię? Zaryzykujesz życie swoje i wszystkich tutaj? Wiesz... Mam nadzieję, że z czasem zaufasz mi choć w części tak jak Anie, teraz proszę Cię tylko o statystykę i wysnucie z niej wniosków. Myślę też, że poznacie naszych wrogów zanim staniemy z nimi do walki. - kobieta przygryzła wargę - Generał Daio... chce żebyście jutro zaczęli treningi.

Wtem z głośnika rozległ się komunikat.
- Major doktor Alreuna Mitrova proszona za pięć minut do sali D-153. Grupa doktor Alreuny zostanie w tym czasie skierowana na badania behawioralne.
- Musimy na razie kończyć
- podsumowała informację pani doktor.

Yao spojrzał na nią, jak gdyby żartowała. Wciąż był głodny i nie chciał zrezygnować z sytego posiłku tylko dlatego, bo komunikat z głośnika tak rozkazał. Złapał kromki chleba tostowego i zaczął pospiesznie robić kanapki na później. Warstwa masła orzechowego, owoce żelowe, płatki czekolady, galaretka i drobny zygzak syropu klonowego, którego butelka leżała obok talerza Keiko. Zawinął trzy drobne pakunki w stos śnieżnobiałych serwetek i wpakował je pod poły obcisłego wdzianka. Dopiero teraz był gotowy, by odejść od stołu.
- Czy na obiad będzie kurczak? - poruszył najważniejszą kwestię na koniec. - Chciałbym, żeby był - dodał nieco nieśmiało.

Keiko znów zastanowiła się.
- Rozumiem statystykę – powiedziała w końcu. – Rozumiem, ze minęło 9 lat. 2 % to niby niedużo, choć tak na prawdę to zależy, ile wynosiła wartość wyjściowa. Skoro ja się znalazłam w 2 %, to Ana też mogła. Trzeba być dobrej myśli, cieszyć się każdym dniem i próbować nowego. – dodała pouczającym tonem.

Potem prześledziła ruchy Yao i sięgnęła po następny tost. Pokroiła go na kawałki i na każdy nałożyła coś innego. Nie spiesząc się, nabijała kawałki na widelec i próbowała, komentując:
- Nie lubię. Nie lubię. Nie lubię. Lubię. Nie lubię.
- Co to jest?
– wskazała na produkt, który jej przypasował. – To będę jeść.
- To galaretka
- odpowiedział Yao z nagłym, niespodziewanym ożywieniem. Znaleźli z Keiko wspólny temat. - Myślę, że agrestowa - dodał półszeptem. - Słuchaj, jeżeli się podzielimy, do starczy dla nas obojga - rzekł, jak gdyby nikogo oprócz nich nie było. Wziął plastikowe naczynie, a następnie zsunął na talerz dziewczyny połowę przysmaku pokrojonego w idealne sześciany. Po chwili wahania dodał jeszcze dwie, pokaźne łyżki - w geście dobrej woli. Resztę, jednakże, umieścił na własnym talerzu.
Keiko zogniskowała spojrzenie na twarzy Yao. Uśmiechnęła się, przelotnie.
- Szybko - pogoniła go. - Zostały 2 minuty do badań. Ścigamy się?
Złapała widelec i zaczęła jeść.
- Alreuka! - Yao zwrócił się do kobiety, myląc jej imię. - Powiesz, kto wygrał! - krzyknął, jak gdyby pani major doktor znalazła się w sali tylko i wyłącznie z tego powodu.
Wyszczerzył się do Keiko i zanim dziewczyna zdążyła wziął drugi kęs agrestowego cudu, pochwycił widelec i sam zaczął opróżniać zawartość talerza.

Kobieta w odpowiedzi uśmiechnęła się tylko wykonała ukłon i skierowała do wyjścia.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 05-09-2014, 11:56   #22
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Wszyscy


Zostali sami w jadalni, która zaraz była salą zabaw.
Czy ktoś po nich przyjdzie?
Co się teraz stanie?

Nagle światła zgasły. Ktoś krzyknął, ktoś zahaczył o stolik i brzdęknęły naczynia. Na szczęście były one z tworzywa, które nie tłukło się jak szkło – bardziej przypominało plastik.

Co tu się działo?
Kilka jasnych punkcików na ścianie, formujących prostokąt, rozproszyło nieco mrok.

Robin doskoczył do siostry i otoczył ją ramionami. Co się z nią działo? W słabym świetle widział tylko jak porusza ustami, jakby z kimś rozmawiała… Czyżby kolejna przepowiednia nadchodziła?

Nagle wewnątrz podświetlonego prostokąta, na tablicy wyświetlacza – podobnej do tych, które mieli w pokojach - wyświetlił się napis:

Cytat:
TRENING BEHAWIORALNY ROZPOCZĘTY

Zasady bezpieczeństwa:
Można używać mocy w stopniu obezwładniającym. W przypadku uszkodzenia ciała partnera, należy zaprzestać ataku i pomóc mu przenieść się na obrzeże sali. W sytuacji zagrożenia życia można przerwać trening poprzez przyciśnięcie zielonego przycisku bezpieczeństwa. Bezzasadne użycie przycisku będzie surowo karane.

Czas do końca treningu: 00d01h00m00s
Licznik wystartował.
Niemal dokładnie w chwili, gdy odliczanie ruszyło, Nikolai poczuł jak ktoś zakłada mu dźwignię. Obejrzał się, przestraszony. To był Peter! Coś w oczach chłopaka mówiło, że kwestię treningu traktuje serio… bardzo serio. Ramię potwornie zabolało. Czy współlokator pamiętał o zasadach bezpieczeństwa szkolenia?

Gdy mrok zapadł, Keiko odruchowo złapała Yao za rękę. Nie znała tu nikogo, a z nim miała najlepszy kontakt. Jej synapsy przesyłały informacje, które próbowała analizować. Po co i dlaczego to wszystko się działo?

Wtem z mroku wysunęła się ręka. Ruch był tak szybki, że ledwo go zauważyła. Cieniste ramię chwyciło Chenga za gardło i brutalnie nim szarpnęło. Dłonie pary psioników rozłączyły się. Cienista noga kopnęła chłopaka w łydkę, sprowadzając go do parteru. Usłyszeli niedaleko czyjś śmiech.



- Cześć, koty – zachichotał nowy, chłopięcy głos, dochodząc z bliska – Czas na Waszą inicjację…
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 05-09-2014 o 12:01.
Mira jest offline  
Stary 10-09-2014, 13:04   #23
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Został zwyczajnie i bezczelnie zignorowany przez tę niby panią doktor! Co ona sobie myślała??? Że zje z nimi tosty z dżemem, poopowiada jakichś głupich historii o wampirach żeby ich straszyć jakby byli małymi dzidziami i tak zwyczajnie sobie wyjdzie??? Za kogo ona się uważała??? Była zwykłą laborantką. Nikim! A oni wybranymi psionikami! Najlepszymi z najlepszych!

Wstał od stołu i ruszył za panią doktor, by ją zatrzymać i raz jeszcze przekazać swoje oczekiwania gdy tymczasem sterowane elektronicznie drzwi zablokowały mu drogę i nim się zorientował w ślad za tym, zgasło światło, pogrążając zarówno stół śniadaniowy jak i całą salę zabaw w zupełnym mroku.

Uspokajająca muzyczka zamilkła w połowie wesołego akordu jakby nożem ucięta...

Zastygł w bezruchu. Ciemność. Chyba niczego się tak nie bał jak właśnie jej. Odkąd pamiętał. Był w niej zupełnie bezbronny. Całkowicie podatny na okropne symulacje jakie przygotowywał dla nich poprzedni zespół badawczy. I fakt ten został dokładnie zbadany w harmonogramie szkolenia. Dokładnie i boleśnie…

Szczęśliwie jednak chwilę później na jednej ze ścian pojawiło się punktowe oświetlenie. Mizerne, bo mizerne, ale wystarczające by dostrzec kształty i kontury pozostałych obecnych. Błyskawicznie dopadł miejsca z boku migoczącego bladymi ledami prostokąta. Było tam ciemno. Wystarczająco by nie rzucać się w oczy, a jednocześnie, oświetlenie pozwalało w miarę dokładnie dostrzec każdego kto by się tu zbliżał.

- River! - syknął za nadal siedzącą przy stole siostrą - River, chodź tu!
Dziewczyna jednak nie reagowała. Zachowywała się tak jak przy śniadaniu. A nawet jeszcze mniej obecnie, bo jako jedyna niewzruszenie nadal siedziała przy stole trzymając w dłoni delikatnie miękką słodką bułkę, którą wzięła na samiutkim początku. Do tego chyba bezgłośnie poruszała ustami jakby coś mówiła.
- Niech to! - mruknął i wyskoczył z kryjówki by przyprowadzić tu siostrę.
Wtedy też w oko wpadł mu komunikat migoczący na ścianie. Trening??? Miał być jutro! Kłamała… Bezczelnie kłamała! Specjalnie wyszła i ich tu zostawiła!
- River! River! - syknął do siostry ponownie i usadziwszy ją na ziemi pod ścianą potrząsnął nią jak lalką. Bezskutecznie - Podwójne niech to!
Ktoś zaczął się chyba bić, bo usłyszał czyjeś jęknięcie… Któryś ze stołów runął na podłogę. Kształty trzech postaci, wśród których napewno był rosyjski amator masła orzechowego, zczepiły się ze sobą. Albo mu się wydawało, albo był tu ktoś jeszcze! Ktoś kto szukał jakichś kotów i najwyraźniej uznał, że nie mogąc ich znaleźć będzie bił każdego do kogo się zbliży.
Bacznie patrząc na walczących, a w szczególności na tego co to zaczął, Robin rozejrzał się dookoła za wspomnianym przez komunikat zielonym guzikiem. Guzikiem, którego oczywiście w półmroku nigdzie nie było widać bez szukania po ścianach...
Kłamcy. Cholerni kłamcy!
- Poczekaj - szepnął do nadal mówiącej coś bezgłośnie siostry po czym podbiegł po stojący nieopodal dzbanek z zimnym mlekiem do płatków i chlusnął nim na walczących celując najbardziej w tego nowego.
- Zgłupieliście??!! - zawołał - Będziecie się tu bić jak łobuzy, bo jacyś “normalni” wam tak kazali?!
W słowie “normalni” nie dało się nie wychwycić jawnej pogardy, której Robin wcale nie ukrywał. I choć po chluśnięciu mlekiem nie atakował, gotów był bronić się gdyby jego koledzy okazali się niewrażliwi na głos jego rozsądku. A potem znaleźć ten guzik...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 11-09-2014, 19:39   #24
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Nikolai odnosił wrażenie, że wszystko dzieje się za szybko. Godzinę temu obudził się i poznał Petera. Później czarnowłosa dziewczyna wzięła go pod rękę, a on poczuł się dziwnie miło. Kilka minut później kobieta o której w swojej głowie myślał jako o "Pani Doktor" powiedziała im, że wszyscy mają "supermoce". Do tego wszystkiego tak zupełnie bez żadnej okazji mógł jeść kanapki z masłem orzechowym bez limitu. Teraz nadszedł czas na testy behawioralne. Dziwny komunikat i ból. Peter założył mu na ramieniu typową dźwignię. W zasadzie bez powodu. Typowy chwyt policyjny, z którego młody Nikolai miał okazję się już kilka razy uwolnić. Wykonał sekwencję wyuczonych ruchów zanim zdążył się nad nimi zastanowić. Szarpnięcie, delikatny obrót, krok do przodu i ...


... i nic. Gdy ostatni raz uwalniał się z podobnego uchwytu był conajmniej pół metra niższy. Do tego miał na sobie luźną kurtkę, która była jedynym co zostawało w dłoniach próbującego go złapać. Tym razem mial na sobie obcisłe ubranie, które nie pozostawiało złudzeń na ucieczkę z żelaznego chwytu współlokatora. Nagle Peter jęknął. Możliwe że ktoś go uderzył, jednak Nikolai nie mógł dojrzeć kto mógł mu pomóc. Postanowił skorzystać z tej szansy i ponownie spróbował wyrwać się z dźwigni. Kolejne szarpnięcie zaowocowało większym bólem w ramieniu, jednak tym razem masa Nikolaia pociągnęła za sobą Petera. Obaj chłopacy padli na podłogę. Przy okazji w czasie upadku Peter popuścił nieco uchwyt. Właśnie to Nikolai skutecznie wykorzystał. Na podłodze miał przewagę. Był nieco większy i cięższy od swojego współlokatora. Szybko przygniótł go swoim ciałem, jednak Peter nadal mocno zaciskał ramiona wokół klatki Rosjanina.

- Puszczaj! - powiedział, po czym przyciągnał do siebie stopę chłopaka. Ponieważ właściwie siedział na swoim koledze, ruch ten spowodował naciągnięcie do granic możliwości mięśnia czworogłowego uda. Peter wydał z siebie jęk, po czym puścił Nikolai'a. Większy chłopak nie odczuwał potrzeby pastwienia się nad niedoszłym kolegą. Wstał i odsunął się o kilka kroków. Dopiero w tym momencie dotarło do niego, że w pomieszczeniu było ciemno i panował chaos. Skupił się mocno. Od kilku lat nie korzystał ze swoich zdolności psionicznych, jednak tym razem skupiał się gotów na atak praktycznie z każdej strony.

Zamknął oczy, żeby wyostrzyć swoje poczucie temperatury. I wtedy wyczuł leżącego jeszcze na podłodze Petera, oraz inną postać stojącą nieco dalej. To zapewne ta osoba zaatakowała jego współlokatora dając mu szansę na obronę. Nikolaia zaniepokoił fakt, że znajduje się niemal na środku pomieszczenia. Postanowił powoli kierować się do najbliższej ściany, żeby tym razem uniknąć ataku zza pleców.

- Zgłupieliście??!! - dobiegło do uszu Nikolai'a - Będziecie się tu bić jak łobuzy, bo jacyś “normalni” wam tak kazali?!
Było to pierwsze co dotarło do uszu chłopaka odkąd zgasło światło. Był już prawie pod ścianą. Zostało tylko kilka kroków. Otworzył oczy. Na ścianie nadal wyświetlał się komunikat. Nikolai wczytywał się w niego, choć nadal czuł ruchy swoich kolegów... a raczej ruchy ciepła które gromadzili w swoich ciałach.
- Nikt nie każe nam walczyć. - Powiedział na tyle głośno, żeby wszyscy w pomieszczeniu go usłyszeli. - Przeczytajcie komunikat jeszcze raz. Nie ma w nim ani słowa, że musimy walczyć.
 
Mi Raaz jest offline  
Stary 12-09-2014, 11:25   #25
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
To było… jak skok na główkę do zimnej wody. Gardło nadal bolało ją od krzyku, ale całe szczęście zniknął potworny ból głowy i ten obezwładniający ucisk, przez który krew ciekła jej z nosa i uszu. Nie miała jednak czasu przeżywać tego, co się przed chwilą stało… co się za chwilę mogło stać, jeśli teraz zawiedzie. Posłała przerażone spojrzenie bratu i mocno uścisnęła jego dłoń, czerpiąc z jego bliskości siłę, której tak jej teraz brakowało… przed oczyma wciąż miała powykręcane ciała innych, żołnierzy, Alreuny, tego Rosjanina, Nikolaia, którego przecież zabiła… zgniotła na miazgę… to samo próbując zrobić z Robinem…
Nie, to nie była ona…
a jednak…
to była ona…
Zacisnęła zęby i odrzuciła te myśli daleko od siebie. Nie było czasu. To się zdarzy już za chwilę… tuż zanim Alreuna zacznie im opowiadać… półprawdy…

Uparcie przebijający się z jej wspomnień trzask pękających jak zapałki kości Robina i widok jego umęczonej twarzy zadziałały jak katalizator. River skupiła w sobie wściekłość, która dała jej siłę, by postawić mentalne bariery… i czekała.

Niektórzy faktycznie przystąpili do jedzenie. Wszyscy jednak patrzyli na siebie niepewnie. Wszyscy za wyjątkiem River, która skupiła się na swoim wnętrzu. Nie zamierzała pozwolić po raz kolejny przejąć nad sobą kontroli. Gdy Atol zjawi się w jej głowie, była gotowa go przywitać.

Nie minęło wiele czasu, a poczuła jak jego osobowość delikatnie bada ściany jej umysłu. Nim się zorientował, dziewczyna wciągnęła go do środka - lecz tym razem na własnych zasadach.

- Kim jesteś i dlaczego chcesz mnie wykorzystać bez pytania? - zapytała nieco dziecinnie, ale też butnie River - Nie zapraszałam Cię do mojej głowy. - usiłowała brzmieć groźnie, żeby Atol nie zrobił jeszcze raz tego samego… przerażone spojrzenie utkwiła na chwilę w nieświadomym bliskości zagrożenia bliźniaku i mocno złapała go za rękę, czerpiąc otuchę z tego dotyku. Odetchnęła w myślach i uspokoiła się na tyle, by pozwolić wreszcie intruzowi mówić.
- No proszę, nie jesteście takimi marionetkami, jak myśli mój ojciec. - głos był młody, dość ładny, choć jakby zbyt cienki jak na chłopca, którego River widziała teraz jakby przez grubą warstwę dymu - Jestem Atol, znienawidzony syn generała Daio, który rządzi w tym burdelu. A grzebanie w głowach to moja specjalność... tak jak Twoja w czasie. - chłopak najwyraźniej miał jakiś dostęp do wspomnień River - Wow, jestem pod wrażeniem tego, co zrobiłaś.
- Skąd… - dziewczyna straciła rezon na chwilę - Jak… - gniewnie zmarszczyła brwi i w myślach tupnęła nogą - Nie powinieneś o tym wiedzieć! Skąd to wiesz?! Odpowiadaj… - tym razem groźba w jej głosie była... realna. River nagle zdała sobie sprawę, że jest silna, silniejsza, niż jej się wydawało i że nie musi się bać tego chłopca… przynajmniej na razie. Tym razem nie traktował jej jak narzędzie do wykorzystania i nie próbował przejmować kontroli, więc może czegoś się od niego dowie...
- Odpowiedziałem Ci, głupia dziewczyno. Dedukuj. Nie masz już 7 lat. - po chwili odezwał się łagodniej - Wybacz. Nie jestem zbyt towarzyski, ale... to dlatego, że raczej nikt ze mną nie rozmawia. Nie chcę Was ranić, wy jesteście ofiarami mojego ojca, choć może jeszcze o tym nie wiecie. Chcę ich... ukarać. Ojca, fałszywą Alreunę i wszystkich, którzy... którzy chcą nami sterować.
- Dlaczego nazwałeś Alreunę fałszywą? I co to w ogóle za... “burdel”? Dlaczego Cię nienawidzą? - pytania posypały się jedno za drugim - Oni się nas boją… Ciebie się boją… widziałam to za pierwszym razem, kiedy… - wspomnienia bólu i śmierci, jaki Atol za pośrednictwem jej ciała zadal innym i jej samej, przemknęły przez umysł dziewczyny - ...to nie było fair. Pozabijałbyś tam ich… nas… wszystkich dla własnej zemsty, a przecież my o niczym nie wiemy... - w głosie River mieszały się gniew i dziecinny strach, w oczach wezbrały łzy - Tak nie można! - tego była absolutnie pewna i ta pewność była słyszalna. Dziewczyna znów nabierała pewności siebie, jakby znó błyskawicznie dorastała. Jej umysł nieustannie próbował wrócić do stanu sprzed uśpienia, do czasu, kiedy miała sześć lat… jakby tam było bezpieczne schronienie, w którym może ukryć się przed tymi wszystkimi okropnymi wydarzeniami, które działy się od kiedy się obudziła.
- Zgadnij, kto mnie tego nauczył - odpowiedział Atol z uśmiechem, po czym dodał z kwaśną miną - Jeśli masz odwagę, sama zobacz jak zareagują, gdy powiesz, że mnie znasz. Dlaczego noszą opaski, skoro tak w Was wierzą? Dlaczego każde pomieszczenie, w którym przebywacie, ma awaryjny system wentylacyjny, wypełniony gazem usypiającym? Tak, mała. Czas dorosnąć. Alreuna do każdego rozkazu Daio dorobi Wam strawną papkę o powinnościach i poczuciu obowiązku. Tacy ludzie jak ona sprzedawali kiedyś faszystowską gadkę w szkołach. To nie wampiry są naszym problemem, lecz ludzie. Ludzi przeraża to, że wampiry tak szybko ewoluują. Teraz są na etapie... może już Aleksandra Macedońskiego, choć jeszcze 5 lat temu walka w grupach, czy tam szczepach, była dla nich szczytem taktycznym. Teraz mają wodza, który ich prowadzi. Są zemstą tej planety na ludziach, która uznała, że ten gatunek powinien przestać istnieć. Rozumiesz? Jeśli będziecie z nimi walczyć, to będziecie walczyć z ewolucją.
- Wampiry…? - strach mieszał się ze sceptycyzmem - Możesz… możesz mi je pokazać? Kim są i dlaczego Ty uważasz je za kolejny szczebel ewolucji a oni za zagrożenie? - poprosiła.

W umyśle River pojawił się obraz niczym z horroru, który kiedyś udało jej się obejrzeć za plecami wartowników w stróżówce. Strasznie się wtedy bała i długo trwało nim do końca uwierzyła, że jest to fikcja. Obraz, który przedstawił jej psionik był całkiem rzeczywisty. Do bólu rzeczywisty.


- Mówią na nich wampiry lub zombie, bo z organicznego punktu widzenia, oni nie żyją. Nie posiadają serca, nie mają płuc. Ich organizm funkcjonuje tylko dzięki pożywieniu, a jest nim głównie... osocze krwi.
- Więc są... niedoskonali… wybrakowani… - orzekła River, wzdrywając się w myślach - Dlaczego więc uważasz ich za kolejny szczebel ewolucji? Coś się w nich... poprawiło… w stosunku do istot ludzkich? - sam fakt istnienia owych zombie zostawiła sobie na później, póki co usiłując jakoś logicznie i zupełnie na chłodno rozwikłać twierdzenia chłopaka.
- Dlaczego coś, co jest inne, nazywasz wybrakowanym? Oni mogą być nieśmiertelni... Coś o czym człowiek zawsze marzył. Poza tym powiedz mi, dlaczego niby mamy ich zwalczać? My też nie jesteśmy ludźmi. To ludzie zniszczyli świat. Dlaczego mamy ratować ich przed zagrożeniem, które sami sprowadzili? Gdyby nie skażenie, nie byłoby zombie. Prosta kalkulacja.
- Jakie skażenie?
- odpowiedzi Atola zamiast cokolwiek wyjaśniać, rodziły tylko więcej pytań, więc River skupiła się na jednym wątku, zamierzając wyczerpać temat, nim rozpocznie następny - Ale oni się nami… ludźmi… żywią. To… drapieżniki. - podstawowa wiedza z zakresu biologii i przyrody pozwalała wcisnąć w jakieś ramy to, co było niewyobrażalne - Poza tym powstali w wyniku mutacji a nie ewolucji, to może być ślepy tor. Czy oni w ogóle potrafią się rozmnażać? - nie wydawało się to prawdopodobne, choć z drugiej strony istnienie czegoś, co nie ma ani płuc ani serca też nie wydawało się możliwe. A jednak istnieli.
- Nie wiem - przyznał Atol, po czym dodał z wrednym uśmieszkiem - Ale już generał zadba o to, byście mieli możliwość zapytać bezpośrednio. Tylko, że wampiry zbyt gadatliwe nie są, ale wiesz... przynajmniej docenią twoje wnętrze. - teraz chłopiec roześmiał się głośno szaleńczym śmiechem.
Wzdrygnęła się słysząc tej śmiech, ale pytała dalej.
- W takim razie opowiedz mi o tym skażeniu. Co się stało? Dlaczego spaliśmy przez dziewięć lat, ani krócej, ani dłużej? - dziecięcy świat zniknął już zupełnie, River w mgnieniu oka spoważniała, jej umysł pracował na najwyższych obrotach - Dlaczego w ogóle poszliśmy spać?
- Uważasz mnie za jakąś cholerną encyklopedię, dziewczyno? Przyszedłem zaatakować Twój umysł i spłatać kilka figli. Nie udało się, więc... spadam.


Atol odwócił się plecami.

- Co oni Ci takiego zrobili…? - ciche pytanie wyrwało się z ust spoglądającej na te plecy River - Dlaczego tak bardzo Cię nienawidzą…?

Zatrzymał się. Choć niedawno śmiał się jak szaleniec, teraz spoważniał w mgnieniu oka.

- Ja i moja mama mieliśmy wypadek. Ona umarła, ja zostałem okaleczony... Tata twierdzi, że to przeze mnie, bo mama przyjechała mnie odebrać ze szkoły, gdy miałem bóle brzucha. Dlatego zaczął na mnie eksperymentować. Czy wiesz, że to... ta cała transformacja i uaktywnienie mocy psionicznych... to przeżywa tylko 2% dzieci. On chciał mnie zabić. I znów się nie udało. Taki psikus... za to teraz musi się mnie obawiać żebym nie wszedł do jego głowy, albo pani sekretarki, z którą się pieprzy.

“Pieprzyć - wulgarne określenie uprawiania seksu…” - mignęło River gdzieś na obrzeżach umysłu, wywołując lekki rumieniec na twarzy.

- Więc jesteś gdzieś uwięziony, gdzieś, gdzie on uważa, że jesteś nieszkodliwy…? A jednak jesteś w mojej głowie. Jak do tego doszło? Generał się pomylił w obliczeniach, prawda? Nie docenił Twoich mocy... - zamyśliła się. Strzępki wydarzeń, w których uczestniczyło jej ciało dotarły do jej świadomości, usłyszała wyraźnie zaniepokojony głos brata, przyzywający ją. Widziała ciemność, choć nie do końca rozumiała, dlaczego jest ciemno - Możesz już sobie iść jeśli chcesz. Coś się dzieje… ale możesz też wrócić jeśli będziesz chciał pogadać. Tylko obiecaj, że nie będziesz próbował zrobić krzywdy ani mnie, ani reszcie dzieci. Bo im powiem, że wyrwałeś się spod kontroli. - zagroziła twardo.
- I co mi zrobią? Zabiją? - prychnął - To byłoby wybawienie. Posłuchaj... nie złożę żadnych durnych obietnic, ale coś Ci powiem. Nie będę Was atakował, lecz w zamian chcę czegoś.
- Mów.
- rzuciła krótko River.
- Strzępki myśli, urwanych zdań naprowadziły mnie na myśl, że... może wcale nie jesteśmy sami. Może są też inni, których moc obudziła się inaczej niż u nas, którzy... uniezależnili się od ludzi. Akuma, legenda wśród nas, który wszedł na 5 poziom mocy, podobno ich odnalazł i zjednoczył. To tylko plotki, a żeby je potwierdzić musiałbym się dostać chyba do umysłu ojca. - westchnął - Posłuchaj, chcę żebyś szukała na ten temat informacji. Nie tylko dam wam spokój, ale... mogę starać się Cię chronić, ułatwiać Ci różne rzeczy. W zamian chcę tylko jednego - żebyś skontaktowała mnie z tymi psionikami. Jeśli istnieją.
- Co to znaczy “5 poziom mocy”?
- River skupiła się na pierwszej rzeczy, której nie zrozumiała i postanowiła ją wyjaśnić, nim odniesie się do pozostałych słów chłopca.
- Zapytaj. Zapytaj ich. - Atol znów się odwrócił, po czym jeszcze rzucił przez ramię - Módl się dziewczynko, żebyś nigdy go nie poznała.

Sylwetka chłopca rozpłynęła się. River poczuła się nagle bardzo samotna. Po raz pierwszy też od dłuższego czasu zaczęła odczuwać działania zewnętrzne. Co się działo z jej ciałem?
Kogo miałaby nigdy nie poznać? Kolejne pytania, na które nie miała odpowiedzi. Cóż, jedną rzecz mogłą przynajmniej ustalić…
“Otworzyła” oczy skupione dotąd na umyśle i rozejrzała się wokół. Chłopcy najwyraźniej dobrze się bawili, skoro Robin chichotał. Mózg nader ociężale próbował przekazać informacje, co się działo w trakcie jej rozmowy z Atolem. Udało jej się zlokalizować wszystkich, których poznała przy śniadaniu, ale jej brat mówił do kogoś jeszcze… kogoś, kogo nie widziała.
Tego już było za wiele…
- A ty kim w ogóle jesteś, co? - spytał Robin poważnie - Nie brzmisz jak jeden z tamtych. I już się tak nie chowaj.
- Właśnie, kim jesteś?
- nieoczekiwanie zawtórowała mu siostra, zupełnie ignorując pozostałych nastolatków. Ich już przecież poznała - Mam już dość niewidzialnych nieznajomych jak na jeden dzień. Ty mógłbyś się pokazać. - w jej głosie brzmiało zmęczenie i zniecierpliwienie… a przecież od momentu rozpoczęcia śniadania nie zrobiła nic… prawda?
Westchnęła i zadała jeszcze dziwniejsze pytanie - Jesteś jednym z nich, czy jednym z nas?
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline  
Stary 14-09-2014, 23:52   #26
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Zgasło światło.

Nie rozumiał innych ludzi. Dlaczego tak bardzo bali się ciemności? Gdy tylko znikało światło prawie u wszystkich znikała śmiałość zastępowana... nie-śmiałością.
A spojrzenie w lustro? Wykluczone! Bez sensu. Sam wielokrotnie w nocy stał przed lustrem i machając zwisającymi z krzesła nogami przypatrywał się sobie szukając czegoś, czego można było się przestraszyć, ale... niczego nie widział.
Czasem do obserwacji przyłączała się Lieke, lecz ona była znacznie bardziej zainteresowana nim niż tym, co działo się w lustrze. Też nie wiedzieć czemu. Chociaż nie... To jeszcze był w stanie zrozumieć, bo już ciekawym było jak twarz zmieniała się pod wpływem myśli. Poza tym siedzieli obok siebie, więc widziała go w przeciwieństwie do lustra stojącego kawałek od nich.

Ale dlaczego ludzie bali się ciemności? Dzieci czasem boją się potworów pod łóżkiem lub w szafie, ale ich tam nie ma. Sprawdzał dokładnie i nic. Nawet najmniejszego potworka.

Kiedy zapadały ciemności Liam czuł się świetnie. Zupełnie jakby nagle zanurzył się w czymś miękkim i ciepłym. Jakby ciemność obejmowała go i chroniła. Nie to, żeby za dnia czuł się jakoś szczególnie źle. W zasadzie wtedy czuł się normalnie, neutralnie.

Już w chwilę po zapadnięciu ciemności rozległ się brzęk plastikowych naczyń. Jedne po prostu przewróciły się pod wpływem najpewniej przypadkowego potrącenia stolika, zaś inne spadły na podłogę.
Kawałek dalej na ścianie znajdował się oświetlony prostokąt - jedyne miejsce rozpraszające przytulny mrok.

Liam stał w cieniu uśmiechając się szeroko. Te warunki zostały stworzone dla niego. Były niemal idealne. Przydałoby się troszkę więcej światła, ale za to w tej chwili mógł schować się wszędzie.
Domyślał się, że miał być niby zagrożeniem zewnętrznym i zapewne miał zmierzyć się ze wszystkimi znajdującymi się w tym pomieszczeniu, co mogło być... świetną zabawą!

Z szerokim uśmiechem na ustach cichutko zakradł się do chłopaka i dziewczyny. Oboje to Azjaci. Przez chwilę zastanawiał się kogo zaatakować, lecz wahanie nie trwało długo.

Pociągnął chłopaka do tyłu i kopnął go w łydkę. Tym razem nie musiał powstrzymywać się od śmiechu.

- Cześć, koty. Czas na Waszą inicjację… - powiedział radośnie. Był niemal przekonany, że do niego należało zrobienie wszystkim czegoś w styl chrztu bojowego.

W tym czasie jego przeciwnik tymczasowy padł i ubabrał się w czymś, co wyglądało jak galaretka.
Azjata najpewniej nie wiedział, że Liam był dziecięciem ciemności odsłaniających przed jego oczami rzeczy przez tą samą ciemność zakryte dla innych.

Entuzjazm Liama nieco opadł widząc, iż leżący na podłodze nie ma walczyć. Skoro jednak nie chciał, to przecież nie będzie go kopał. Cóż, przynajmniej zrobi sobie o jednego wroga tymczasowego mniej.

Obszedł leżącego i przewrócił stolik, by uchronić chłopaka przed przypadkowym podeptaniem przez pozostałych.
Rozejrzał się szybko. W sali znajdowały się dwa duety: chłopak i dziewczyna zdecydowanie nie walczący ze sobą oraz chłopak i chłopak zdecydowanie walczący ze sobą.

Z uśmiechem diablęcia Liam postanowił wyrównać szanse. Przeskakując nad niskimi przeszkodami, a obchodząc większe podszedł do swego celu, po czym kopnął w kostkę nieznajomego wykręcającego rękę swojemu koledze.
Natychmiast odsunął się do tyłu.

Taki był jego zamysł na tą walkę. Dezorientować, chować się w ciemności, wprowadzać zamieszanie i eliminować łatwe cele.

Widząc, iż jego działania przyniosły wymierną korzyść cofnął się jeszcze bardziej pozwalając potyczce toczyć się dalej, ale niespodziewanie podniosły się głosy sprzeciwiające się walce, a Liam rozejrzał się ponownie.
Leżący leżał, zaś jego towarzyszka wycofała się pod ścianę, oswobodzony zakończył na krótkiej kontrze, po której pomógł przeciwnikowi wstać, natomiast trzymająca się ze sobą para ani myślała włączyć się do starcia. Nikt nie chciał włączyć się do tak wspaniałej zabawy.

Westchnął cicho i zaczął ciągnąć krzesło. Wiedział, że wszyscy widzieli mniej niż on, więc wyraźnie zaznaczył dokąd idzie szurając nóżkami kończąc na stuknięciu oparciem o ścianę. Następnie usiadł.

- Nie umiecie się bawić - powiedział lekko rozczarowany i niezadowolony.
Odezwał się jednak głównie po to, by utwierdzić wszystkich w przekonaniu, iż rzeczywiście tam jest, ale natychmiast wstał i przemieścił się pod drugą ścianę. Tak na wszelki wypadek, gdyby to wszystko było tylko sprytnym planem.

- Miło mi ciebie poznać, jestem Keiko, a ty? - zapytała Azjatka tuż po przedstawieniu definicji zabawy.
Liam już chciał podejść z wyciągniętą ręką i przedstawić się, ale przypomniał sobie, że to może być przecież sprytny plan.
Dowiedział się też, iż powalony przez niego przeciwnik tymczasowy jest Chińczykiem.

- A ty kim w ogóle jesteś, co? Nie brzmisz jak jeden z tamtych. I już się tak nie chowaj - powiedział chłopak stojący w duecie z dziewczyną, lecz ukryty w cieniu "nowy" nie odpowiadał. Bo przecież to może być sprytny plan.
Jednakże kiedy nieznajoma powtórzyła pytania pozostałych zaczął się zastanawiać.
Jeszcze ciekawsze było to, iż twierdziła, że nie jest jedynym chowającym się.

Jeszcze raz przyjrzał się pomieszczeniu. Nie, był całkowicie pewien, że był jedyny. Z pewnością zobaczyłby kogoś, kto się chowa. Chyba, że jest tu jeszcze jedno dziecko ciemności.
To ciekawe. Czy byłby w stanie zobaczyć osobę o podobnych do niego mocach? I czy on byłby w stanie zobaczyć tą osobę?

- Myślę... - zaczął realizując swoją część kontrsprytnoplanu.
- ...że to miał być taki test przygotowujący. Wydaje mi się, że poszedł... - zamyślił się na chwilę szukając słowa.
- ...tragicznie! - dodał radośnie i ponownie zmienił swoją pozycję zastanawiając się czy coś stanie się w miejscu, w którym przed chwilą stał.

Jeśli tak, to zdemaskował sprytny plan, a jeśli nie, to... może żadnego sprytnego planu nie było?
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 15-09-2014, 11:32   #27
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Kiedy światło zgasło Keiko drgnęła wyraźnie, bardziej z zaskoczenia, niż ze strachu.
Przecież nie zrobiła nic złego! Dlaczego ją ukarali? Zanim nauczyła się być grzeczna, często zostawiali ją w ciemnym pomieszczeniu, lub nagle gasili światło, żeby „w spokoju mogła zastanowić się nad swoim postępowaniem”. Zawsze się zastanawiała, tak jak chcieli. Czasem potrafiła się domyślić, co zrobiła – ich zdaniem – źle, ale częściej nie. A nauczyciele nigdy nie mówili, czego by chcieli. Mówili tylko, czego ma nie robić. I chyba chcieli, żeby się sama domyśliła. Takie ćwiczenie. Ale to było trudne.

Przypominała sobie, jak pan Vinx robił się czerwony na twarzy i krzyczał do niej „Nie wolno tak stać!” a potem gasił światło, żeby mogła „zastanowić się nad swoim postępowaniem”. Keiko zastanawiała się wtedy, zgodnie z poleceniem – było posłuszna i starała się robić to , czego od niej nauczyciele wymagali. Przychodziły jej do głowy różne pomysły: skoro nie ma stać, może powinna wtedy biegać, albo skoczyć, albo usiąść, albo się położyć? Na początku, kiedy pan Vinx wracał i pytał, czy już przemyślała, próbowała powiedzieć mu, co wymyśliła, mówiła, ze powinna usiąść, albo się położyć. Nigdy nie był wtedy z niej zadowolony – łatwo to było poznać, robił się jeszcze bardziej czerwony, a potem znów gasił światło. . Ale Keiko była bystra i szybko znalazła odpowiedź, która pana Vnxa zadowalała „Przemyślałam swoje postępowanie i wiem, że nie powinnam tak stać” odpowiadała. Była bardzo dumna z siebie, ze sobie tak świetnie radzi, to było jak z klockami, trzeba je było złożyć w odpowiedniej kolejności i już. Pierwszy klocek to „Przemyślałam swoje postępowanie” (zawsze taki sam), drugi to „wiem”, „rozumiem” lub podobny, a trzeci to powtórzenie tego, co nauczyciel na początku krzyczał. Skutkowało zawsze. Potem Ana nauczyła ją, że warto też dodać „przepraszam” na koniec.

No, ale teraz nie zrobiła nic złego. Co miała przemyśleć? Zaniepokoiła się, nie lubiła sytuacji, kiedy nie wiedziała, co ma robić. Szybko zorientowała się, ze test zaczął sie tu, a nie w sali do testów. To też było niepokojące. Wszystko powinno mieć swoje miejsce, inna sala jest do jedzenia, inna do ćwiczeń. Spięła się jeszcze bardziej i zerwała na nogi, zahaczając o stolik. Złapała Yao za rękę.

Ktoś jeszcze był w sali, mówił do nich „koty” bez sensu, nie miauczeli przecież, może bawili się w zwierzątka, ale nie było polecenia... Keiko zagubiła się zupełnie, mózg nie radził sobie z natłokiem informacji, to było jak próba dopasowywania kształtów do szablonów, ale żadne nie pasował, jakby pomylili zestawy – szablony były z jednego, a kształty z drugiego.
- Olaboga, laboga! – wrzasnął gdzieś Yao. - Jak-boli-och-boli! - - Nie odbierzesz nam galaretki! - krzyknął donośnym, lecz bez wątpienia łamiącym się głosem. - Ona jest tylko nasza!

Keiko trudno było rozpoznać, czy na prawdę go boli, nie widziała chłopka, łatwiej jej było, kiedy mogła patrzeć. Ale słowa nie pasowały…
- Wytłumacz “olaboga” - poprosiła, ale wokół niej znów zakotłowało się. Chłopaki zaczęli się bić i to właśnie wtedy, kiedy mieli iść na testy! Był jeszcze ktoś nowy, ten który mówił o kotach, nie znała jego głosu. To on był niegrzeczny, pewnie przez niego zgasili światło. Ale chłopcy byli dziwni, już dawno to wiedziała.
Szybko, żeby ktoś na nią nie wpadł, przeszła do rogu pomieszczenia - poczeka tu, aż skończą. “Aż się wyszaleją” jak mawiała Ana.

Nowy chłopak powiedział, że nie potrafią się bawić. Chodziło chyba o to, że nie chcą się z nim bić.
- To nie jest zabawa - pouczyła “nowego” Keiko ze swojego kąta. - Zabawa to jest wtedy, kiedy wszyscy się cieszą.
Nie była do końca pewna - w końcu “olaboga” mogło być znakiem, że ktoś się dobrze bawi - ale słyszała też jęki bólu.
- Jak komuś robisz krzywdę, to nie jest zabawa. Jestem pewna, ze nasi opiekunowie nie będą z ciebie zadowoleni.
Pomyślała znów chwilę, miał poczucie, że o czymś zapomniała… coś jeszcze powinna.. ale co.. A!.
- Miło mi ciebie poznać, jestem Keiko, a ty?

Ale chłopak nie odpowiedział. Był niegrzeczny, teraz Keiko nie miała co do tego żadnych wątpliwości. od niegrzecznych dzieci trzeba się trzymać z daleka, żeby samemu nie zostać ukaranym.
Inni rozmawiali, a Keiko została w swoim kącie, czekając, aż wrócą opiekunowie.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 19-09-2014, 14:56   #28
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Yao klęczał tuż przed nieznajomym, próbując złapać oddech. Skóra na gardle i łydce nieznośnie szczypała, jak gdyby dotyk jeszcze jej nie opuścił. To było niespodziewane… i złe. Zimno rozlewało się niespiesznymi falami po całym ciele, a odczucie przypomniało drogą pośrednich skojarzeń Tamten Dzień przed dwunastoma latami.

Tak jak wtedy, instynkt przetrwania obudził się w podświadomości chłopca. Do głowy Yao napłynęły bodźce, źrenice rozszerzyły się, krew zaczęła szybciej krążyć. Poczuł mokrą plamę na brzuchu i wnet uświadomił sobie, że w wyniku zderzenia z podłogą kanapki rozpłaszczyły się pod tkaniną jego odzienia. Owoce żelowe - maliny, truskawki - opuściły pieczywo tostowe, barwiąc kombinezon na czerwony kolor.

- Olaboga, laboga! - wrzasnął, nasycając głos wyimaginowanym bólem i złapał się za brzuch. - Jak-boli-och-boli! - upadł na tył, by wyeksponować mokrą plamę. Liczył, że napastnik zgodnie z komunikatem zaprzestania ataku i przetransportuje go na obrzeże sali.

- Nie odbierzesz nam galaretki! - krzyknął donośnym, lecz bez wątpienia łamiącym się głosem. - Ona jest tylko nasza!

Prawdziwym adresatem tych słów była Keiko. Yao chciał, aby poczuła z nim solidarność i w jakiś sposób… unieszkodliwiła niebezpieczeństwo. Sam nie posiadał mocy psionicznej wystarczającej na cokolwiek więcej, niż zgięcie łyżeczki siłą umysłu, czy lewitacja piłeczki. Dlatego tak bardzo polegał na Hillevi, lecz tym razem… dziewczyny wokół nie było.

Liam spojrzał na leżącego przy nim azjatę. Wyraźnie “ofiara” nie miała ochoty walczyć dalej, więc czemu on miałby kontynuować atak? Szybko rozejrzał się po sali. Kawałek dalej znajdowała się jeden duet: chłopak i dziewczyna trzymający się razem. Jeszcze inne miejsce zajęte było przez dwóch walczących psioników, a właściwie wyglądało na to, iż walka zanim się rozpoczęła powoli dobiegała końca. Ten z wykręconą ręką miał zbyt małe szanse.
Liam przewrócił stół, by osłonić leżącego przed przypadkowym podeptaniem, po czym poszedł w kierunku walczących starając się zrobić to możliwie bezgłośnie, a następnie… kopnąć w kostkę mającego przewagę w starciu, chłopaka i odsunąć się. Miał nadzieję, iż ten w niekorzystnej sytuacji zdoła się jakoś wyswobodzić.

- Wytłumacz “olaboga” - poprosiła Keiko, ale wokół niej zakotłowało się. Chłopaki zaczęli się bić i to właśnie wtedy, kiedy mieli iść na testy! Ale chłopcy byli dziwni, już dawno to wiedziała.
Szybko, żeby ktoś na nią nie wpadł, przeszła do rogu pomieszczenia - poczeka tu, aż skończą. “Aż się wyszaleją” jak mawiała Ana.

Choć Keiko nie postanowiła pomóc, wyratował go sam… oprawca! Przewrócił stół, tym samym chowając go za barykadą. Yao zamknął więc oczy i padł bez życia na podłogę. Pozycja, w jakiej znalazł się, była niezwykle niewygodna, lecz taki koszt mógł zapłacić za zapewnienie sobie choć trochę wiarygodności. Dopiero po chwili powolnym ruchem wyjrzał za stołu i spod półprzymkniętych powiek obserwował scenę. Skóra na szyi i łydce wciąż szczypała.

- Poczekaj - szepnął Robin do nadal mówiącej coś bezgłośnie siostry po czym podbiegł po stojący nieopodal dzbanek z zimnym mlekiem do płatków i chlusnął nim na walczących celując najbardziej w tego nowego.
- Zgłupieliście??!! - zawołał. - Będziecie się tu bić jak łobuzy, bo jacyś “normalni” wam tak kazali?!
W słowie “normalni” nie dało się nie wychwycić jawnej pogardy, której Robin wcale nie ukrywał. I choć po chluśnięciu mlekiem nie atakował, gotów był bronić się gdyby jego koledzy okazali się niewrażliwi na głos jego rozsądku. A potem znaleźć ten guzik...

Uśmiechnął się do siebie, dyskretnie spoglądając na Robina, który postanowił włączyć się i przerwać bijatykę. Właśnie kogoś takiego potrzebował. Nie miał pojęcia, co musiałby zrobić, aby po tym spektakularnym chluśnięciu mlekiem ktokolwiek ponownie spostrzegł biednego poszkodowanego leżącego za barykadą - i nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Był bezpieczny bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Jego myśli popłynęły w kierunku Keiko.
"Mała suka", wypowiedział w duchu. "Zupełnie się mną nie przejęła.”

- Nikt nie każe nam walczyć. - Nikolai powiedział na tyle głośno, żeby wszyscy w pomieszczeniu go usłyszeli. - Przeczytajcie komunikat jeszcze raz. Nie ma w nim ani słowa, że musimy walczyć. Nikolai stał pod ścianą. Kilka sekund wcześniej uwolnił się z uchwytu Petera po tym jak ktoś kopnął drugiego chłopaka.
Teraz Peter podnosił się powoli z podłogi.

Liam odsunął się jeszcze dalej. Chwycił krzesło i przysunął je pod ścianę tak, by było słychać stuknięcie oparcia i usiadł.
- Nie umiecie się bawić - powiedział, by wszyscy byli pewni, iż siedzi na podstawionym dla siebie krześle, po czym na wszelki wypadek wstał po cichu i korzystając z najgłębszych ciemności, jakie znalazł w sali starał się przemknąć tak bezgłośnie jak cień na drugi jej koniec i tam przystanąć.
- To nie jest zabawa - pouczyła “nowego” Keiko ze swojego kąta. - Zabawa to jest wtedy, kiedy wszyscy się cieszą.
Nie była do końca pewna - w końcu “olaboga” mogło być znakiem, że ktoś się dobrze bawi - ale słyszała też jęki bólu.
- Jak komuś robisz krzywdę, to nie jest zabawa. Jestem pewna, ze nasi opiekunowie nie będą z ciebie zadowoleni.
Pomysłała znów chwilę, miał poczucie, że o czyms zapomniała… coś jeszcze powinna.. ale co.. A!.
- Miło mi ciebie poznać, jestem Keiko, a ty?

Yao zastanawiał się przez jakiś czas, po czym wstał i lekko odchrząknął. Przeszli od rękoczynów do rozmowy i w tych okolicznościach czuł się o niebo pewniej. Zadbał o odpowiednią postawę - skulił się lekko - po czym wyszedł zza stołu, głośno postękując.

- Zawieście broń, póki jest na to czas - rzekł sztucznie ochrypłym głosem. Jedną dłoń położył na brzuch, a drugą podniósł w geście weterana wojennego. - Dla mnie może już nie ma nadziei, ale wy… wy nie musicie przechodzi przez to, co ja - jęknął, po czym podparł się o stół. Starł z czoła wyimaginowaną strużkę potu.

Nikolai pomógł wstać Peterowi. Starszy chłopak lekko utykał na lewą nogę. Widząc to Rosjanin powiedział - Przepraszam. Jeszcze nie wiem ile mam siły w tym ciele. Ale wszystko wskazuje, że niemało.

Posłuchali? No oczywiście, że posłuchali. W końcu miał rację. Jakkolwiek i słusznie zresztą Rosjanin by jej nie doprecyzowywał.
Robin po bardzo krótkiej chwili zadowolenia z siebie, kiwnął głową Keiko i chłopakom. A potem roześmiał się głośno widząc wychodzącego z ukrycia Yao.
- Bardzo śmieszne chińczyku - powiedział zupełnie szczerze po czym wchodząc w rolę dodał do niego - Trzymaj się stary… - i odwracając się do drzwi za którą zniknęła pani doktor - Wezwijcie medyka!!!
I znów zaniósł się śmiechem.
- Bardzo śmieszne chińczyku - po czym odchrząknął na znak, że żartu już koniec i spojrzał pod ścianę gdzie na krześle usiadł chyba ten nowy.
- A ty kim w ogóle jesteś, co? - spytał poważnie - Nie brzmisz jak jeden z tamtych. I już się tak nie chowaj.
- Właśnie, kim jesteś? - nieoczekiwanie zawtórowała mu siostra, zupełnie ignorując pozostałych nastolatków. Ich już przecież poznała - Mam już dość niewidzialnych nieznajomych jak na jeden dzień. Ty mógłbyś się pokazać. - w jej głosie brzmiało zmęczenie i zniecierpliwienie… a przecież od momentu rozpoczęcia śniadania nie zrobiła nic… prawda?
Westchnęła i zadała jeszcze dziwniejsze pytanie - Jesteś jednym z nich, czy jednym z nas?

Słowa Robina wyraźnie zasugerowały, że nie dał się nabrać na sprytny wybieg Yao… dlatego ucieszył się, że jego siostra włączyła się do rozmowy. Dzięki temu nie musiał nic odpowiadać. Po chwili wahania uznał, że chłopak jest telepatą… no bo tylko to tłumaczyło, jak dał radę przejrzeć świetny blef z krwią z malin, prawda? Na dodatek wiedział, że jest Chińczykiem. Yao kompletnie poświęcił się tej hipotezie i postanowił nie rezygnować z tropu. River wspominała coś o "niewidzialnych nieznajomych" i wydawała się wykończona… to musiał jej brat mieszać w głowie. Biedaczka, cały czas zmagała się z wewnętrznymi głosami i nawet nie wiedziała, że za wszystkim stoi jej brat!

"Lalalalala", pomyślał Yao. "Nie usłyszysz mnie."
Był z siebie bardzo zadowolony, że zdołał to wszystko tak szybko rozgryźć.

- Myślę... - odezwał się Liam już z drugiego końca sali.
- … że to miał być dla was taki test przygotowujący. Wydaje mi się, że poszedł… - zamilkł na chwilę, jakby szukał słowa.
- …tragicznie - zakończył radośnie.

- Jesteś jednym z nich, czy jednym z nas? - powtórzyła uparcie River, akcentując wyjątkowo mocno słowa "nich" i "nas".

- Eeee… Znaczy… Z kogo? - zapytał Liam, zaś jego głos dobiegał już z innego miejsca.

- Zachowujesz się jak jeden z nich, ale wydajesz się być jednym z nas. - cicha odpowiedź dziewczyny niczego nie wyjaśniła, ona sama wydawała się jedynie głośno myśleć. W końcu westchnęła i dodała głośniej - Naprawdę, mógłbyś skończyć już tę zabawę w chowanego. To jest dobre dla dzieci, a my już nie mamy sześciu lat. - w jej głosie przez moment pobrzmiewała duma, że jest już… dorosła. A jednak po chwili zachichotała i oznajmiła nieoczekiwanie - Zawsze byłam dobra w szukaniu, więc i Ciebie znajdę. Tylko pamiętaj, nie mamy już sześciu lat… - tym razem to stwierdzenie zabrzmiało jakby… złowieszczo.

Robin raz jeszcze przyjrzał się uważnie wszystkim swoim towarzyszom. A także ciemnościom, w których skrywał się nowy. Nie był jeszcze pewien co o nich sądzić. Znaczy, owszem, słyszał o innych psionikach. Ale nigdy wcześniej nie widział żadnego na oczy poza River. I nigdy też nie zastanawiał się nad tym jacy by oni byli. Jakby wyglądali. Czy wiedzieli, że są lepsi od zespołu badawczego? Co potrafili? Czy umieli się bawić? Wiele pytań, które teraz same się rodziły z każdym spojrzeniem, które poświęcił na przyjrzenie się towarzyszom.

I jakkolwiek jako osoby wydali mu sie, po chwili zastanowienia, na zupełnie do zaakceptowania, tam sam fakt ich poznania i to jak ono wyglądało… Cóż. Pozostawiały bardzo wiele do życzenia. I nie było w tym winy nikogo z tu obecnych. Nawet tego nowego. Personel badawczy zwyczajnie nie okazywał im należytego szacunku i nie przestrzegał zasad.

- Zostaw go River - powiedział do siostry zdeecydowanie uradowany i podbudowany faktem, że wyszła z poprzedniego stanu - Nie wiadomo, czy nie będzie chciał cię kopnąć, albo uderzyć. Lepiej pomóż mi znaleźć zielony guzik. Albo poczekaj tu na środku. Nie zamierzam siedzieć w tym mroku przez całą godzinę.

Liam uśmiechnął się szeroko i pozostając w ukryciu przemknął za plecy nieznajomej, która najwyraźniej nabrała ochoty na zabawę. Lub wyłamała się ze sprytnego planu. Albo to była jego część.

- Nie widzę guzika i stać na środku też nie będę. Jestem głodna. - oznajmiła River, w bladej poświacie wyświetlacza usiłując znaleźć drogę do przewróconego stołu. Kierowała się na poły wzrokiem, na poły węchem… Pozostawione na stole resztki śniadania kusiły ją i przyciągały z niemal magnetyczną siłą. Ostatecznie niewiele jej się udało zjeść, zanim Atol złożył najpierw niezapowiedzianą, a potem spodziewaną wizytę w jej umyśle. Za drugim razem powinna była się najeść na zapas, ale jakoś nie miała apetytu… a teraz poczuła wreszcie głód i nie widziała powodu, by go nie zaspokoić. Ostatecznie ciemności nie przeszkadzały w jedzeniu. A fakt, że bułeczki potoczyły się po podłodze? Jeśli ich nikt specjalnie nie zdeptał, spokojnie nadawały się do jedzenia. Najwięcej bakterii i tak zwykle żyło na ich własnych dłoniach...

Yao nie bardzo zważał na treść rozmowy, aż do czasu, gdy uświadomił sobie, że River spogląda na bułeczki. Prędko podniósł dwie najładniejsze, postawił na czystym talerzu, po czym wstał i podał je dziewczynie, uśmiechając się przyjaźnie. Głód rozumiał.

- Śniadanie źle się potoczyło i nie da się cofnąć czasu, ani zmienić biegu wydarzeń - zaczął ciepłym tonem. - Ale wciąż możemy usiąść, porozmawiać, poznać się - rzekł, a następnie spojrzał na River - i posilić się. Co więcej, nadeszła pora, abyśmy obmyślili strategię walki z zombiakami. Musimy obronić naszą ojczyznę - uśmiechnął się.

Każde słowo, które wypowiedział, miało odwieść "normalnych" od wymierzenia kary za zaniechanie walki. Jeżeli pozostali przystaną na jego propozycję, koordynatorzy zostaną świadkami krzepiącego zapewnienia o bojowych morale swoich psioników i gotowości do oddania życia za Eden. A to mogło zaskutkować nie tylko w uniknięciu reprymendy, ale i wartościowym, pysznym obiedzie, którego Yao już teraz wyczekiwał. Raport behawioralny Alreuny wciąż mógł ociekać miodem, wystarczyło trochę popracować.
- Okazało się, że to wcale nie rana - rzekł, usuwając malinową papkę spod koszulki. - Nie czułem bólu, ale myślałem że to dzięki beta-endorfinie - wytłumaczył, nie przestając szczerzyć się przyjaźnie.

Dziewczyna parsknęła, słysząc o niemożności “cofnięcia czasu, ani zmiany biegu wydarzeń”, ale wzięła z rąk chińczyka talerzyk i zabrała się za jedzenie, obdarzając przy tym Yao zagadkowym spojrzeniem. Nie odezwała się, dopóki pierwsza bułeczka nie znalazła się bezpiecznie w jej żołądku.
- Nie zamierzam działać pod ICH dyktando. - oznajmiła w końcu dumnie, w jej głosie dźwięczały tony pogardy - Dopóki traktują nas jak swoje zabawki, dawkując wiedzę i usiłując zrobić pranie mózgu, byśmy zamiast nich stanęli do walki, ja nie zamierzam brać w tym udziału. Nie jestem zabawką. - warknęła niemal, po czym z uśmiechem zabrała się za pałaszowanie drugiej bułeczki.

Wysłuchawszy buntowniczej odpowiedzi River, powoli skinął głową.
- Rozumiem cię - zaczął powoli. - Jednak w jaki sposób chcesz zapłacić za bułeczkę, którą teraz jesz? - dodał nieco ciszej. - Za łóżko, na którym śpisz, za ciepłą wodę, w której się wykąpałaś? Co zrobisz, jeżeli odmówisz współpracy, a oni cię wyrzucą z Edenu? Albo od razu zabiją? Dlaczego mieliby marnować żywność, której zapewne już teraz nie mają zbyt dużo?
Życie nauczyło go, że wszystko ma swoją cenę i aby coś zdobyć, trzeba coś poświęcić. Nigdy nie miał lekko, a po Tamtym Dniu wszystko toczyło się coraz gorzej. Bez grymaszenia pracował na targu, a później zamieszkał u nieznajomego pana, u którego sprzątał i pozwalał się kąpać, w zamian za co otrzymywał miskę pysznej zupy. Teraz okoliczności się zmieniły, ale Yao wciąż był gotowy kłamać, manipulować, uciekać, a nawet walczyć, jeżeli miało to uratować jego życie. Bo o przetrwanie zawsze chodziło.

- Nie wyrzucą, nie martw się. Jesteśmy ich jedyną nadzieją, tylko nie chcą się do tego przyznać. - River niezręcznie poklepała chłopaka po ramieniu w próbie pocieszenia i odwróciła się w stronę brata, który najwyraźniej znalazł poszukiwany przez siebie zielony przycisk i wcisnął go bez wahania.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 20-09-2014 o 12:31.
Ombrose jest offline  
Stary 24-09-2014, 13:54   #29
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Kiedy River się ocknęła, Robinowi kamień spadł z serca. Choć przywykł do jej „odlotów”, ten był inny, dlatego chłopak zaniepokoił się. Pomimo słów towarzyszy uparł się, by przerwać ten cały trening. Zaczął powoli przesuwać się wzdłuż ściany, gdzie powinien znajdować się ów przycisk, o którym informowała tablica. Gdy jego oczy lepiej przywykły do mroku, zauważył koło drzwi małe, pulsujące światełko. To ten guzik! Ten sam, który miał przerwać całą farsę.

Chłopak podszedł do niego, po czym – jakby bojąc się, że się rozmyśli – przycisnął. Początkowo nic się nie stało. Dopiero po chwili w pomieszczeniu znów rozświetliły się jarzeniówki. Liam syknął i osłonił oczy. Dopiero teraz reszta psioników mogła mu się przyjrzeć.

Yao jednak bardziej od nowego towarzysza zainteresowała tablica, na której wyświetlił się napis: „PROCEDURA TRENINGU PRZERWANA. PROSZĘ CZEKAĆ NA DALSZE INSTRUKCJE”.

- I co teraz? – zapytał Peter.

Odpowiedziała mu cisza. A gdy ze złością kopnął w drzwi, nad nimi zaświeciła się czerwona, pulsująca lampka.


- Ups! Chyba coś zepsułem – powiedział Peter, starając się wyjść na luzaka, było jednak widać, że wystraszył się.

- UWAGA! UWAGA!
– nagle w sali rozległ się donośny komunikat z głosników – ALARM CZERWONY W SEKTORZE 4H. KOD 104. POWTARZAM: KOD 104. SEPARACJA SEKTORA. POWTARZAM: SEPARACJA SEKTORA. SEKTORY 4B, 4D I 4F – ZARZĄDZENIE EWAKUACJI. POWTARZAM: SEKTORY 4B, 4D I 4F – ZARZĄDZENIE EWAKUACJI. PERSONEL PROSZONY O NATYCHMIASTOWE UDANIE SIĘ DO SCHRONÓW NA POZIOMIE 4A I 4G. TO NIE SĄ ĆWICZENIA. KOD 104. POWTARZAM: KOD 104.

Keiko pamiętała znaczek sektora 4F niedaleko sali, gdzie jedli posiłek. Ten sam zresztą wcześniej zauważyli Robin i Nikolai. Byli na terenie objętym ewakuacją. Ale dlaczego? Tylko Liam był z nich na tyle długo w bazie, by poznać oznaczenia kodów i zrozumieć przyczynę alarmu.

Drzwi do sali rozsunęły się bezgłośnie, gdy komunikat przestał być nadawany. Na korytarzu nie było nikogo - nawet strażników.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 24-09-2014 o 14:01.
Mira jest offline  
Stary 25-09-2014, 16:42   #30
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
O dziwo, teraz bał się nieco mniej - dlatego, bo światło zostało zapalone. Barwy nabrały dawnej sprężystości, kontury wyostrzyły się, ruch zdawał się mniej rozmazany. Już nic nie kryło się w cieniach, by wychynąć niepostrzeżenie i zaatakować. Nie znaczyło to, że stał się bardziej bezpieczny i zdawał sobie z tego sprawę, lecz wciąż pierwotne instynkty radowały się z nowego źródła światła. Nieco straciły rezon, gdy w następnej chwili poraziła je onieśmielająca czerwień pulsującej lampki.

Dźwięk alarmu skrępował Yao niczym niewidzialne więzy. Przeszył ciało jak namacalne spektrum, pozostawiając wrażenie wręcz materialnego dotyku. Nieoczekiwana synestezja trwała jedynie przez chwilkę, po której chłopak otrząsnął się. Krew w żyłach wrzała, ciało gotowało się do ucieczki. W głowie brzęczało głuche „to nie są ćwiczenia”, wywrzeszczane przez wysokiej jakości - lecz jakby nieco zbyt krzykliwe - głośniki. Kropelka potu spłynęła wzdłuż skroni, pokonała drogę przez policzek i zniknęła w materiale kombinezonu.

W końcu wziął głęboki wdech. Na szczęście powietrze okazało się nie być toksyczne i mógł sobie pozwolić na kolejny. Wciąż spoglądał na napis informujący o przerwaniu procedur, gdy drzwi do sali... otworzyły się.

„Być może zatrzymywały nas w środku... lecz równocześnie ochraniały od tego, co na zewnątrz”, pomyślał. Wpatrywał się niemo w otwór, który stał w ścianie niczym wykrzyknik. Yao wyczekiwał szarżującego byka, niczym w hiszpańskiej korridzie, albo zastępów powolnie człapiących zombie, zostawiających na podłodze ślady z krwi i mózgów. Zadowoliłby się nawet brygadą komandosów, lub zwykłą, szarą Alreuną. Zamiast tego ujrzał coś znacznie bardziej szokującego - pustkę. Zdawała się nawet prowokować.

Poruszył się niepewnie, jak gdyby nie mógł się na coś zdecydować. Przeniósł wzrok na pozostałych, szukając inspiracji... gdy kątem oka ujrzał białą smugę znikającą gdzieś w oddali korytarza. Zjawisko trwało jedynie ułamek sekundy i Yao właściwie z marszu uznał, że to przewidzenie. Jakaś plama na siatkówce, która dla zachcianki pojawiła się i zniknęła, lub może gra świateł i cieni, czy zwykłe urojenie.

„Lecz jednak...”, zaczął w duchu, nie kwapiąc się do dokończenia zdania.

Biel, którą ujrzał, nie była zupełnie czysta - przypominała kość słoniową... tak jak włosy Hillevi. Czy istniała szansa, że to mogła być... ona? Już wcześniej przejawiała skłonności do ucieczek, więc gdy ujrzała otwarte drzwi - takie, jakie stały przed Yao w tej chwili - mogła skorzystać z okazji.

„To urojenie”, napomniał się. „Jeżeli bardzo chcesz kogoś zobaczyć, to go zobaczysz. Możesz ujrzeć wiele rzeczy, jeśli tylko się postarasz... lecz ostatnimi w kolejności będą kaftan bezpieczeństwa i nagie ściany. Uspokój się”.

Dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa. Umysłem zawładnęły konkurencyjne w stosunku do poprzednich myśli oraz wizja świata, w którym naprawdę mignęła mu w oczach albinoska... a on mógłby ją doścignąć i znów ujrzeć - w pełnej mierze. Usłyszeć znajome pozbawione emocji zdawkowe zdania. Poczuć się znowu bezpiecznym.

Jeszcze chwilę się wahał, lecz przez cały ten czas z wolna wzrastało przekonanie, że nie może zrezygnować. Musi spróbować

Wystartował w kierunku drzwi, mając nadzieję, że nie będzie tego bardzo żałował.
https://www.youtube.com/watch?v=nnVHTwwGS7M
 
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172