Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-11-2014, 21:30   #11
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdy wyświetlaczu pojawiła się garść cyferek, określająca położenie sondy, Tony dorzucił do nich kolejne dwie sekwencje. Bezpośredni lot z AJOLOSA w kierunku Halo7 był najprostszym, ale równocześnie najgłupszym rozwiązaniem. Ktokolwiek wypatrzyłby Thunera miałby od razu jak na widelcu jego macierzystą jednostkę. A strata AJOLOSA oznaczałaby dla Thundera i jego pasażerów poważne kłopoty w drodze powrotnej do domu.
West uśmiechnął się lekko.
Po zniszczeniu AJOLOSA Polarianie dopadliby Thundera w parę minut i nie pomogłoby nawet wylądowanie na Halo7. Takie zabawy w chowanego dobre były w starych filmach, których solidną kolekcję, zapisaną na dyskach, miał w swoich zbiorach.

West wystukał na klawiaturze kilka poleceń.
Pulsująca czerwień ostrzegawczych świateł zalała wnętrze doku, a po chwili z cichym sykiem uciekającego w przestrzeń powietrza rozsunęły się wrota.

- Lot trasą okrężną - Tony przekazał na mostek parametry trasy. - Koniec łączności do odwołania - dodał.
- Startujemy - powiedział, gdy obok wrót zapaliły się zielone światełka. - Zapnij pasy - rzucił żartobliwym tonem do Jonesa.

Ciekawe, czy coś tym razem się objawi, pomyślał Tony. Ostatnio był to pisak, który jakimś dziwnym trafem wysunął się z mocowania i zaczął dryfować po kokpicie. Brak grawitacji wyczyniał ciekawe rzeczy z przedmiotami rzuconymi byle gdzie.


Thunder uniósł się powoli na poduszce magnetycznej, po czym myśliwiec został wypchnięty z doku i natychmiast włączył silniki manewrowe, by oddalić się od AJOLOSA.

- Pogotowie bojowe - oznajmił Tony komputerowi, gdy tylko opuścili przestrzeń kolizyjną.


Przejście do stanu nieważkości nie było tak nieprzyjemne, jak wyjście z hiperprzestrzeni, chociaż niektórzy nie lubili ani tego uczucia, ani tego stanu. Niektórzy nigdy nie wyściubili nosa poza bezpieczny pokład wielkiego statku ze sztuczną grawitacją.
West do tych ostatnich nie należał.

- Zaraz przyspieszymy - uprzejmie poinformował swego pasażera.

Pancerze noszone przez zwiadowców wiele wytrzymywały, ale Jonesowi pewnie by się nie podobało, gdyby nagle rzuciło nim o podłogę. Co prawda powinien siedzieć na dupsku, ale kto wiem, co mu mogło wpaść do głowy? West słyszał o paru takich idiotach, a jednego nawet miał nieprzyjemność spotkać. Na KRIOSIE.

Thunderem szarpnęło, gdy na kilka chwil włączyły się silniki plazmowe, przyspieszając myśliwiec do prędkości pięciu tysięcy kilometrów na sekundę (co dla Thundera i tak było szybkością przerażająco niską). Wnet silniki zamilkły, a ciężar wgniatający Westa i Jonesa w fotele zelżał.
Tony sprawdził położenie Thundera w stosunku do Totha i Halo7, po czym powiedział:
- Za trzydzieści sekund zmiana kursu.

Lot przy wyłączonych silnikach trwał znacznie dłużej, ale wtedy myśliwiec emitował minimalne ilości energii i był niemal nie do wykrycia przez skanery przeciwnika. W tym czasie pilot i pasażer nie mieli nic ciekawego do roboty.
Prócz obserwowania okolicy.
A w okolicy królował Toth, którego macierzysta gwiazda wydawała się bardzo odległym, nieco tylko większym od innych, światełkiem w bezkresnej przestrzeni.

Wyświetlacz błysnął czerwienią alarmu. Thunders parę razy zmienił kurs, na moment błysnęły uaktywnione tarcze.

- Jakieś śmieci - powiedział Tony, gdy zapoznał się z wyświetlanymi komunikatami. - Nic specjalnego.

"Nic specjalnego" oznaczało po prostu jakieś mikrometeory czy większe zagęszczenie kosmicznego pyłu. I, z pewnością, nic, co miałoby wspólnego z jakimkolwiek wytworem jakiejkolwiek cywilizacji.


Thunder ponownie zmienił kurs, tym razem zgodnie z planem.

- Piętnaście sekund do osiągnięcia orbity - odezwał się w słuchawkach Tony'ego komunikat z pokładowego komputera.

- Szykuj się powoli - oznajmił Tony Jonesowi, po czym wydał polecenie zmniejszenia prędkości Thundera. Bardzo znacznego zmniejszenia.
"Wolniej jedziesz, dalej zajedziesz" w tym przypadku nie miało raczej zastosowania, podobnie jak "lataj synku nisko i powoli".
Znajdująca się na orbicie stacjonarnej sonda na orbicie stacjonarnej wlokła się z prędkością mniej więcej dwóch kilometrów na sekundę. W tym nie było nic dziwnego, skoro nie miała opuszczać orbity, ale dla Thundera było to poruszanie się w tempie żółwia. No a gdyby myśliwiec podleciał do stacji ze zbyt dużą prędkością, to z Jonesa nie zostałaby nawet mokra plama.

Znalezienie stacji nie oznaczało końca kłopotów. Prędzej początek, jako że w okolicy czaiły się okręty Polarian. Jeśli tu były od jakiegoś czasu, to nijak nie mogły przegapić sondy. W takim zaś przypadku... jedynym mądrym rozwiązaniem z ich strony byłaby stała obserwacja owej sondy.
No i, oczywiście, tych, którzy do sondy przylecą.
W takiej sytuacji Thunder byłby bezpieczny - dopóki Obcy mieliby nadzieję, że myśliwiec doprowadzi ich do większego okrętu.
A zatem trzeba było im to utrudnić.
West spojrzał na ekran, na którym widniały zaznaczone pozycje okrętów Polarian.

- Jest pomiędzy Halo7 i planetą - oznajmił Jones.

- Mam ją - potwierdził Tony, gdy na jego wyświetlaczu pojawił się ruchomy punkt.

Parę manewrów i znaleźli się na odpowiedniej orbicie.

- Prędkość względna piętnaście kilometrów na sekundę - zabrzmiał kolejny komunikat. - Dwanaście. Dziesięć.

Sonda na ekranie rosła coraz wolniej.

- Prędkość względna zero.

Thunder znieruchomiał. Przynajmniej w stosunku do sondy.

- Gotowy? - upewnił się Tony. Po otrzymaniu potwierdzenia otworzył właz. - Przyjemnej wycieczki.


Przez zewnętrzną kamerę obserwował spacer Jonesa, a gdy tylko zwiadowca znalazł się w pobliżu sondy Tony przygotował się do natychmiastowego startu.
Bynajmniej nie w stronę AJOLOSA. Przynajmniej na początku.
 
Kerm jest offline  
Stary 07-11-2014, 00:27   #12
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Tak, wiem że byś krzyczał, zawsze krzyczysz. - Odciął się Shao nanosząc na swoje mapy domniemane pozycje wrogich jednostek. Wszystkie sygnatury poza sondą, która uporczywie milczała i Thunderem uznawał za wrogie. Przynajmniej dopóki nie dostał wyraźnego rozkazu lub identyfikacji na oficjalnych kanałach. Niestety, nie naniósł faktycznych namiarów do rakiet jako potencjalnych celów z wyliczeniami trajektorii, kapitan zażyczył sobie całkowitego wygaszenia. Kanonier chrupnął tylko szczęką, zanim puścił ostatni komunikat. - Tak przed kawą po skoku, jak ostatni barbarzyńcy? - Nie miał jednak zamiaru polemizować ze starym.


Przełączył jeden z systemów na offline i przeprowadził symulacje na sucho, uwzględniając studnie grawitacyjne poszczególnych orbit, większe śmieci i tym podobne oraz przemieszczenie w czasie. Dane w momencie wyjścia z ukrycia zapewne będą diametralnie różne, zwłaszcza że nie użył czujników do pełnego namierzenia i mieli tylko przybliżone sygnatury, nawet nie wiedząc jakiej klasy są markery na jego ekranie. W efekcie całe ćwiczenie było dość mocno teoretyczne, ale mogło zmniejszyć później czas potrzebny na naprowadzenie torped na cele. Więcej obiektów, oznaczało dodatkowy podział ograniczonego zapasu rakiet i torped. Na tą odległość działa raczej wiele by nie zdziałały. Mogłyby co najwyżej wychwycić jedną, może dwie rakiety i zutylizować je w bezpiecznej odległości, większe salwy oznaczały pośrednie trafienia nawet, gdyby udało się strącić rakiety. W końcu byli na korwecie zwiadowczej, nie molochu, który byłby w stanie w pojedynkę zniszczyć całą planetę.


Jednym okiem zajmował się planowaniem potencjalnych opcji ataku i obrony, drugą, obserwował czy nic im nie wchodzi w zasięg. Jego zadanie, obecnie było czekać. To chyba była najgorsza część roboty, czekać spokojnie na to, aż napłyną nowe dane, coś się zmieni, lub nastąpi atak, a wtedy przejść ze stanu oczekiwania, do maksymalnej sprawności bojowej i umysłowej. Głównie dlatego skupiał się częściowo na potencjalnych scenariuszach, które kreował na jednym z holo monitorów.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 10-11-2014, 19:18   #13
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Jones zaczął pospiesznie się przygotowywać do założenia skafandra. Najpierw niestety musiał rozebrać się do naga, i trochę żałował że Nawigatorka nie mogła mu w tym pomóc. Choć znając jej cięty język, prędzej odgryzła by mu jaja, niż po nich podrapała. Gdy stał już całkowicie nagi pierw założył na siebie zbiornik na mocz, potem rodzaj ażurowej, wykonanej z włókna poliuretanowego piżamy w której kryło się 90 metrów plastikowych rurek i kanalików ze schłodzoną wodą, chroniącą ciało astronauty przed przegrzaniem. Po tym przyszła kolej na obcisłą czapkę-pilotkę, wyposażoną w zestaw słuchawkowo-mikrofonowy. Gdy tak stał mógł wbić się w cały kombinezon. Wykonany z jakiegoś dziwnego stopu, Jones nawet nie potrafił wymówić jego nazwy, pomimo swojej lekkiej wagi był też cholernie wytrzymały. Zza pleców, po prawej stronie, była przymocowana lampa, którą można było wysuwać na krótką odległość, natomiast zapewniała doskonałe oświetlenie. Metalowa pokrywa, znajdująca się na plecach, zwana PLSS zaopatrywała go w go w tlen, kontrolujący ciśnienie i temperaturę wewnątrz kombinezonu. Były tam również baterie zasilające urządzenia w kombinezonie - system podtrzymywania życia. Pod PLSS znajdował się drugi, awaryjny system dostarczający tlen. Górna część kombinezonu miała wbudowany system usuwający dwutlenek węgla i wilgoć. Hełm zapewniał doskonałą widoczność w kosmosie, a w jego wnętrzu krążył tlen, który miał zapobiec parowaniu.
Buty wyposażone były w mini silniczki, które zapewnić miały, możliwość dryfowania w kosmosie. Rękawice skafandra skrywały w sobie urządzenia, i panele dzięki którym możliwe były naprawy systemowe w kosmosie.

-Przyjemnej wycieczki - padło “pożegnanie” od Westa, a potem właz otworzył się.


Gdy Jones zaczął “wychodzić” na zewnątrz, poczuł jak jaja mu się kurczą, mięśnie pęcznieją, twarz puchnie a nos się zatyka. Jones czuł się jakby rósł, a nogi wyszczuplają się. Nienawidził tego uczucia, gdy cały jego organizm wariował i wywracał się do góry nogami.

Kosmos stanął otworem. Ta przestrzeń delikatnie otępiała zwiadowcę i niepokoiła. Za dużo wolnej przestrzeni sprawiało, że mężczyzna spinał się. Wolał ciasne, wąskie i trudno dostępne korytarze. Miejsca, gdzie ciężko i trudno było się dostać, i które zapewniały odpowiednią ochronę i osłonę. A tu był totalnie na widoku. Nie podobało mu się to. Nie mógł jednak nic na to poradzić. Rozkaz to rozkaz. Gwiazdy zdawały się do niego uśmiechać, jakby chciały go przywitać. Pomachał im na przywitanie szepcząc:

-Cześć skarbeńki. Wujek Jones tu jest… No tylko bez nieproszonych gości - początkowe słowa skierował sam do siebie, by potem zacząć mówić do Westa -Hej West znasz może ten kawał.
- Przychodzi facet do burdelu i mówi. Chciałbym brunetkę z czarną cipką. Na co burdel mama mówi: - Proszę sobie wybrać. No więc kolo rozgląda się i ocenia te wszystkie lalunie. W końcu znajduje. Jest brunetka z bardzo czarną. Wchodzi a dziwka mówi:- Sio muchy, klient przyszedł.
- w słuchawce młody pilot mógł usłyszeć tubalny śmiech zwiadowcy

Cel był przed nim, a dzięki zamontowanym silnikom w skafandrze, zbliżał się do niej. Sama kontrola urządzeniem była dość banalna, ale i tak zwiadowca za każdym razem musiał się dobrze napocić by utrzymywać kurs. Ta pieprzona technika. Oczywiście co chwila Jones spoglądał na kontrolkę temperatury wewnątrz kombinezonu, jak i na system monitorujący stan organizmu. Oczywiście podwyższone tętno zwiadowcy, nie było dla niego żadnym zaskoczeniem, który pocił się jak świnia idąca na rzeź. Z tego wszystkiego zapomniał odlać się, ale wystawienie fajfusa na zewnątrz raczej nie było dobrym pomysłem. Choć widok Westa, który zapewne patrzyłbym z niedowierzaniem, jak Jones leje w kosmosie, wydał mu się przez chwilę zabawny. Dzięki Bogu, technicy już o wiele wcześniej pomyśleli o rozwiązaniu dla takiego problemu. Przeczepiony do biodra pojemnik, gromadził mocz, który mogli wydalić z siebie, pozwalał na wypróżnienie się kiedy tylko zaszła potrzeba. Później zawartość tej torby była opróżniania do pojemnika płynnych odpadów modułu księżycowego. Zwiadowca poczuł jak przyjemne ciepło ulatuje z niego i mruknął:

-Kurwa, jaka ulga.. - słowa wypowiedział akurat w momencie gdy zbliżanie w końcu dobiegło końca. Jedno spojrzenie wystarczyło by ocenić co się stało. Swoje przypuszczenia od razu zarzucił do pilota:

-Młody jest problem. Sonda została usmażona. Zapewne uderzenie EMP i to raczej nie przypadkowo. Nie dam rady wziąć jej ze sobą, więc ściągam dane i zbieram się stąd. Coś jest nie halo...mówię Ci. Obstawiam na to, mój ostatni włos na mojej łysej glacy

Zbrojony skafander wyposażony był w przeróżnego rodzaju, podręczne narzędzia, dzięki którym z łatwością mógł poodkręcać śruby tak by dostać się do głównego panelu. Następnie za pomocą zdalnego, pokładowego komputera przygotował się do pobierania danych. Kilka kabelków, które musiał tylko podpiąć w odpowiedniej kolejności, do specjalnych wejść i pobieranie samoistnie rozpoczęło się. Chuj z tym, że dopiero na pokładzie AJOLOSA będą wstanie odszyfrować dane, ważne byle załadować stąd informacje jak najszybciej i spierdalać się stąd, co też zamierzał uczynić gdy tylko wykona swoje zadanie do końca.

Zwiadowca nerwowo tylko zerkał na komputer skafandra, który informował go że pobieranie w toku. Czas zdawał się płynąć wolniej niż normalnie, a ściąganie wydawało się, że nigdy się nie skończy. W końcu pojawiła się upragniona informacja "Ładowanie zakończone". Zwiadowca szybko odpiął się i skierował się ku Westowi. Czas było wrócić na starą łajbę.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 10-11-2014 o 19:20.
valtharys jest offline  
Stary 10-11-2014, 19:51   #14
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Z początku szło gładko. Van Belzen w skupieniu wykonywała kolejne manewry, a korweta szła jak po sznurku, zbliżając się do Totha po łagodnym łuku. Ostrzejsze zwroty może i wyglądały efektowniej, ale wymagały większego zużycia energii, a po ostatnim skoku kondensatory potrzebowały czasu, by odzyskać pełnię mocy. Szarżowanie trzeba było odłożyć na później, żeby w krytycznej sytuacji nie zostać z ręką w nocniku. Mieli w układzie obce jednostki, ich motywy pozostawały nieznane. Założenie, że są wrogo nastawione i zachowanie ostrożności, miało sens.

W ogólnym rozrachunku spokój i opanowanie wzięły górę nad brawurą i chęcią wyżycia się. Lot dopiero się zaczynał, reszta załogi jeszcze zdąży obić sobie gęby przy padaniu na podłogę podczas zwrotów na pełnej prędkości. Frida co jakiś czas zerkała z ukosa na poziom naładowania kondensatora. Sprawdzała aktualny pobór energii i niwelowała to zbędne zużycie, które ze swojego stanowiska mogła wyłapać. Część silników przeszła na połowę mocy, dwa najsłabsze stabilizatory zostały wyłączone. W przestrzeni kosmicznej nie występowało tarcie, które musieliby pokonywać, więc raz rozpędzony statek, poruszał się po trajektorii wyznaczonej wcześniejszymi koordynatami, oraz siłą własnej grawitacji. Dla człowieka siedzącego za sterami było to upierdliwe, lecz dzięki podobnym zabiegom jednostka szybciej wracała do pełnej sprawności.
- Przyjęłam, przechodzę na półautomat. Kurs 43 stopnie - zameldowała i przy pięćdziesięciu tysiącach kilometrów obróciła dziób statku w odpowiednią stronę. Nic nie zapowiadało kłopotów.


Kod czerwony

Cyrk zaczął się nagle. Kapitan wydawał kolejne rozkazy, a nawigator klęła szpetnie w duchu. Kod czerwony nie wróżył nic dobrego, szczególnie podczas manewrowania okołoplanetarnego. Posadzenie obiektu w dryfie na orbicie obcego ciała zawsze stanowiło spore wyzwanie. AJOLOS przemieszczał się ze sporą prędkością, choć nie była to pełnia jego możliwości. Przelatując tuż obok planety zostawał schwytany w jej pole grawitacyjne i aby siła odśrodkowa nie wyrzuciła go gdzieś dalej, musiał być ustawiony dokładnie przodem do kierunku lotu i znajdować się możliwie jak najbliżej celu, a podejście powinno nastąpić pod odpowiednim kątem do równika, po torze łukowym - rzecz kłopotliwa przy wyłączonych silnikach. Mieli tylko jedną szansę i żadnego miejsca na potknięcia.

Nawigator zacisnęła zęby, wklepując w system kolejne porcje danych. Krzywiła się raz po raz. Wprowadzała korekty, stabilizowała lot, aż w końcu uśmiechnęła się zadowolona. Pochyliła się lekko do przodu, przygryzając dolną wargę, a po jej plecach przeszedł dreszcz. Subtelne uczucie niepokoju, towarzyszące jej od wyjścia z hiperprzestrzeni, nasiliło się. Ramiona pokryła gęsia skórka nie mająca nic wspólnego z zimnem, w ustach nieprzyjemnie zaschło. Im bliżej celu, tym bardziej zaczynała się denerwować, zupełnie jakby lecieli prosto w pułapkę, co było przecież niemożliwe. Skanery dalekiego zasięgu nie wykryły żadnych nieprawidłowości, od najbliższego wrogiego statku dzieliło ich ponad dwa miliardy kilometrów. Mimo to wzdrygnęła się wyraźnie, obracając głowę w kierunku mapy gwiezdnej i zaznaczonych na niej obcych sygnaturach. Znajdowały się daleko, bardzo daleko. Prychnęła, zła na siebie i wróciła do sterów. Raz jeszcze sprawdziła wektory lotu i kąt podejścia - wszystko się zgadzało. Nie chciała wyjść na nadwrażliwą panikarę, która zaczyna trząść portkami na widok rysy na kadłubie. Nie miała żadnych dowodów, tylko przeczucia, a te mogła co najwyżej wsadzić sobie w buty, dziękując otoczeniu za kilka dodatkowych centymetrów wzrostu.

Odpalenie sekwencji wyłączenia napędu zajęło raptem pół minuty. Frida spojrzała na kapitana, a gdy ten prawie niezauważalnie kiwnął głową, zatwierdziła.
- Zaplanowana czynność wymaga ręcznej autoryzacji - syntetyczny głos WI rozległ się tuż obok. Kobieta miała wiała wrażenie, że przemawia prosto w jej umyśle, drapiąc zwoje mózgowe... Cholerne neurozłącza.
- Tak, wiem co robię, ty psi zwisie - warknęła, gdy oprogramowanie ponownie wymusiło na niej potwierdzenie. -Nie dyskutuj, bo wmontuję cię w moduł klozetu.
Dopiero po drugiej zgodzie, AJOLOS zaczął reagować. Wnętrze kokpitu zalała czerwona poświata, odgłosy pracy maszynerii powoli cichły, zostawiając po sobie głęboką, drażniącą ciszę.
Cisza przed burzą, pomyślała i zaraz spochmurniała, słysząc szczekającego gdzieś z tyłu Rossa. Czego ludzie nie rozumieli w rozkazie zakazu komunikacji? Łączność radiowa swoją drogą, ale sklejenie japy na pokładzie też było ważne. Zbędne pieprzenie nikomu nigdy nie wyszło na zdrowie, wręcz przeciwnie.

Przypomniał się jej jeden z wykładowców Akademii, pan Martin - łysy, gruby wapniak, potrafiący samym “dzień dobry” uśpić pół auli. Drugie pół odpływało, gdy monotonnym głosem powtarzał temat poprzednich wykładów.
Tknięta przypływem czarnego humoru, zaczęła mruczeć pod nosem, na tyle głośno, by Ross mógł usłyszeć:
- Kurwa, jak to leciało? Aby zwiększyć odległość apogeum, odpal silnik zgodnie z wektorem prędkości w perygeum, oraz aby zwiększyć odległość perygeum, odpal silnik zgodnie z wektorem prędkości w apogeum… eh, było nie spać na wykładach... a nie, czekaj... - Udała, że poważnie się nad czymś zastanawia. Jej dłonie na moment zawisły nad konsolą, gdzieś z boku zapłonęła na żółto ostrzegawcza dioda. Silniki z szumem zakończyły pracę, prędkość zmalała wyczuwalnie. - Zmiana wektora prędkości bez zmiany wektora położenia pozwala na przeprowadzenie pojazdu kosmicznego na nowa orbitę. Do opisu wystarczają w zupełności całki ruchu zagadnienia dwóch ciał, hmm... Gdzie ja posiałam ten kalkulator... Nieważne. Będzie na oko, trudno. Ograniczenie związane z manewrem jednoimpulsowym polega na tym, że nowa orbita musi przecinać starą. Z orbity początkowej przechodzimy na orbitę transferową stosując jeden impuls, a następnie z orbity transferowej przechodzimy na orbitę końcową przy pomocy kolejnego impulsu. Nowa orbita nie musi już przecinać pierwotnej. Wszelkie manewry na dryfie są niewskazane i zazwyczaj kończą się rozbiciem jednostki... Czyli wszyscy zginiemy. - Obróciła głowę w stronę skanera, marszcząc gniewnie czoło, a gdzieś na dnie jej szarych oczu zalśniły złośliwe chochliki. - Nie, nie dałabym rady. Nie widzisz, że zabawiam się drążkiem? Jak cię twój swędzi to znajdź Rowens... albo poczekaj na Westa. Chcesz żyć, to nie zawracaj mi dupy. Aaa... i morda w kubeł. Kod czerwony.

Z grobową miną skorygowała lot, zwalczając ochotę, by wyszczerzyć się szyderczo. Posadziłaby korwetę nawet z zamkniętymi oczami, ale denerwujący typek nie musiał o tym wiedzieć. Trochę stresu mu nie zaszkodzi - przynajmniej zamknie się na moment, skupi na zadaniu i nie będzie rozpraszał reszty. Ze wszystkich upierdliwości van Belzen najbardziej nienawidziła, gdy ktoś z podobnej wysokości stołka mówił jej, co ma robić.

Złość powoli wypierała lęk, wściekłość zastępowała niepokój. Cokolwiek by się nie działo, będą musieli dać sobie radę, wykorzystując dostępne zasoby. Mniejsze jednostki typu ZEUS miały ten minus, że ich pojemność energetyczna była mocno ograniczona. Nie dało się nimi wykonywać “skoku po skoku”, musiano zachować odstęp czasowy, potrzebny do ponownego naładowania generatorów fuzyjnych, co w warunkach spokojnego patrolu zajmowało bite siedemdziesiąt godzin, a gdy zaczynały się problemy typu konieczność wzięcia udziału w walce, lub skorzystanie z zaawansowanej technologii maskującej, czas ten wydłużał się wprost proporcjonalnie do wielkości gówna, w jakie wdepnęła załoga. Na upartego dobry nawigator potrafił potrafił skoczyć w krótszym czasie, na rezerwie, lecz podobne manewry przypominały rosyjską ruletkę. Stare powiedzenie mówiło, że zawsze są dwa uda: albo się uda i wszyscy przeżyją... albo nie - ale wtedy nikt i tak nie będzie miał pretensji.

Priorytet stanowiło wejście na orbitę, resztą Frida postanowiła się zająć, gdy już bezpiecznie zakotwiczą się w polu grawitacyjnym. Wtedy, i dopiero wtedy, ogarnie rejestr lotów, choć sensu w tym nie widziała. Jeżeli ktoś ruszył ich śladem, z zamiarem zrobienia dymu, to na pewno wykonał to po kryjomu. Tylko idiota informuje przeciwnika, że chce wbić mu nóż w plecy.

Na problemy w maszynowni zareagowała, wyrzucając z siebie staromodne, ponadczasowe i jakże pasujące do sytuacji, ciche ”kurwa”. Wszelkie odczuwane poprzednio wątpliwości wróciły ze zdwojoną siłą.
Coś tu śmierdziało, z każdą minutą coraz bardziej. Wrażenie osaczenia zostawiało w ustach nieprzyjemny, metaliczny posmak, zupełnie jak resztki krwi sączące się z rozbitej wargi.
Nawigator potrząsnęła głową.
Jeden problem na raz, inaczej żadne z nich nie wróci do domu.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 11-11-2014 o 07:06.
Zombianna jest offline  
Stary 12-11-2014, 18:29   #15
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Isaac wkroczywszy do maszynowni skierował swoje kroki poprzez odpowiedni korytarz do pomieszczenia w którym znajdowały się ogniwa energetyczne. Jedno koło drugiego, ustawione w równych rzędach i szeregach. Wyglądały jak prospodadołściany oplecione kilkoma kablami, ze znakiem elektryczności z przodu, który świecił się na czerwono sygnalizując usterkę. Inżynier z podążającą esperką szybko znalazł uszkodzone ogniwo. Znajdowało się ono u samej góry ściany, mniej więcej w środku rzędu. Isaac wyciągnął lewą dłoń, na której zamontowany był moduł kinetyczny i uruchomił go. Dało się słyszeć ciche wyładowanie elektryczne i potem stałe buczenie, a pomiędzy ogniwem, a dłonią technika z rzadka przeskakiwały malutkie błyskawice. Wydawało się, że każda z nich powodowała u Ineth dreszcze. Zmaltretowana i wyczerpana skokiem, podpierając barierkę obok, najwidoczniej znajdywała w tym ukojenie. Clarke powolnym ruchem ręki wysunął ogniwo z gniazda, a następnie powoli je opuścił na ziemię. -No to mamy winowajcę. Teraz tylko wymienić na nowe i możemy wracać na mostek - powiedział. Dziewczyna osunęła się na podłogę nabierając przeciągle powietrza. Wyciągnięte ogniwo było dla niej bynajmniej obojętne. Technik poszedł do magazynu podręcznego, który znajdował się nieopodal. Do magazynu dostępu bronił numpad, na którym trzeba było wstukać kod. Gdy Isaac wszedł do środka, znalazł zapasowe ogniwa, jedno z nich podniósł za pomocą kinezy i przeniósł je do maszynowni, a następnie powoli wsadził do gniazda, które było puste. W momencie podpinania, znak elektyczności rozjaśnił się na kolor niebieski, dało się słyszeć aktywujące się blokady, które trzymały urządzenie na miejscu. Isaac wyłączył chwyt kinetyczny i skierował swoje kroki do konsoli, na której mógł sprawdzić status systemów staktu.

Partnerka serwisowa skulona pod barierką roztapiała się jak lody cytrynowe pozostawione na słońcu. Mdłości najwidoczeniej odeszły a w ich miejsce pojawiła się mina mówiąca:

- O matko, jak cudownie... - wymamrotała pod nosem ni do siebie ni do Isaaca. - Czemu mi o tym miejscu nie powiedzieliście wcześniej? ...mogę się tu przenieść...? ...proszę... - po czym ucichła poddając się doznaniom.

Na holoekranie po kolei wyświetlane były raporty dla poszczególnych systemów statku. Co dziwne, tym razem wyskoczyły kolejne raporty o usterkach. Gdyby nie hełm od kombinezonu dałoby się widzieć zdziwienie na twarzy technika.

- Mamy przepięcie na systemach tarcz – zameldował na mostek Clarke, przerywając ciszę radiową. – Dodatkowo jakieś zaburzenia w przepływach systemu podtrzymywania życia i maskowania. Dziwne. Spróbuję znaleźć przyczynę. Musi coś być na przekaźnikach i rozdzielaczach - Gdy zdał raport z postępu w pracach wyłączył holoekran i odpiął narzędzie diagnostyczne. - Ineth, pomóż mi. Sprawdz skrzynki z przekaźnikami i rozdzielaczami. Szukaj usterki, jak będzie to coś nietypowego to będziesz wiedzieć, dasz mi w tedy znać - powiedział Clarke, rozdzielając słowa odgłosem aparatu tlenowego. Dziewczyna pływającym wzrokiem pokiwała głową i skierowała się do przypadkowej skrzynki. Następnie Isaac sam skierował swoje kroki do skrzynki, w której znajdowały się przekaźniki. Otworzył ją i rozpoczął sprawdzanie kabli, jednak nic nie znalazł. Sytuacja powtórzyłą się kilkukrotnie, aż wreszcie trafił w cel. Gdy otworzył kolejną jego oczom ukazało się “ciało obce”. Urządzenie domontowane do systemów staktu, które zakłócało pracę systemów i było przyczyną wszystkich usterek. Sabotaż! Ktoś musiał je tu umieścić. Każdy na AJOLOS’ie dysponował taką wiedzą, gdyż nie było to jakieś trudne zadanie, co utrudniało sprawę. Równie dobrze, urządzenie mogło zostać zamontowane przed ich startem, jeszcze w bazie. Technik przestał szukać i powiedział - Ineth… zobacz -
Clarke spojrzał na esperkę. Gdyby nie hełm jego kombinezonu to dziewczyna mogłaby zobaczyć na jego twarzy pytający wzrok. Jednak Isaac postanowił nie dawać po sobie znać, że znalazł przyczynę usterki i podejrzewał sabotaż. Wskazał palcem urządzenie i powiedział
- Wiesz co to jest? - Isaac nie wiedział co chciał przez to pytanie osiągnąć jednak postanowił nie zdradzać swojego odkrycia ani Ineth (w przypadku, gdyby ona nie wiedziała co to za urządzenie) ani nikomu innemu z załogi. Najgorsze w tej sytuacji było to, że na statku było ich tylko kilku, więc osób, którym można ufać było jeszcze mniej. Musi to zgłosić, prędzej czy później, ale technik chciał najpierw wybadać grunt zanim jeszcze ktokolwiek zorientuje się, że Clarke coś wie.

- Co takiego? - oderwała głowę od grzebania w innej skrzynce - To? Ha, ma zaczepy! Mówiłam, że tu będzie coś z zaczepami? A Ty myślałeś, że majaczę... - skomentowała rozmarzona z uśmiechem na twarzy, nawet nie zwracając uwagi na technika. Była zaabsorbowana własnym szukaniem, do którego wróciła... Albo czymś zupełnie innym, gdzie szukanie było na tyle mało zajmujące, że mogła robić to jednocześnie. Po krótkiej chwili sielanki do jej głowy wpadła myśl. Isaac widział na własne oczy, jak dziewczyna na chwilę przestała się ruszać. Minimalnie się odsunęła a jej zadowolona mina zrzedła momentalnie. Wpatrywała się jeszcze w jeden punkt by następnie zwrócić ku niemu wzrok. - Tego nie powinno tu być… Prawda…? - Zapytała niepewnie ze znacznym przejęciem. W końcu wstała i zbliżyła się wpatrując w ustrojstwo. Myślała, ciężko myślała, głowa aż kipiała a oczy skakały od jednej myśli do drugiej. - Szlag… - podsumowała pytającym wzrokiem.

Isaac cieszył się, że hełm jego kombinezonu zapewniał mu anonimowość i jego twarz nie mogła zdradzać żadnych emocji. W tej chwili przyglądał się Ineth. Jego myśli pędziły, a w głowie zaczynało się kotłować. Inżynier skakał w myślach z jednego załoganta ALOJOS’a na drugiego, rozważał, kto mógł coś takiego zrobić. Ineth wydawała się zupełnie nie zaznajomiona z techniką, ale jednak musiała dysponować tak podstawową wiedzą, żeby dostać przydział na statku wojskowym. - Ty mi powiedz - powiedział beznamiętnie Isaac odpowiadając na pytanie dziewczyny.

- - - - -
* c.d. w poście Proxy'ego
 
Lomir jest offline  
Stary 12-11-2014, 18:35   #16
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Cały czas działa? - odpowiedziała wymijając się z bezpośrednią odpowiedzią.

Clarke odwrócił się od esperki i nachylił się nad urządzeniem zakłócającym prace statku, opierając ręce o barierkę oddzielającą korytarz w maszynowni od podzespołów. - Tak. To zakłócało pracę statku. Przede wszystkim trzeba to wyłączyć. Jesteśmy w obszarze działań wroga, a to wpływa na systemy. Mogę to odłączyć i przeprowadzić gruntowny skan systemów. Trochę to zajmie, ale może okazać się, że mamy więcej czegoś takiego na pokładzie. Nawet jeśli nic nie znajdę to rozkręcę ten egzemplarz. Spróbuję ustalić czy da się wywnioskować z podzespołów. Może to nas naprowadzi kto to mógł podłożyć. Myślę, że musimy to zgłosić, ale nikt nie powiedział, że musimy to zgłaszać od razu. Proponuję zachować to na razie dla nas samych, chociaż na kilka godzin. Przy okazji - urwał na chwilę. - Nie możesz użyć swoich czary-mary żeby ustalić kto za tym stoi?

- To nie działa jak wideo na życzenie. Przynajmniej nie w moim przypadku - jeszcze. Nie kontrolujesz tego, przychodzi samo z siebie. Jednocześnie w każdym momencie i jednocześnie już nigdy więcej - również urwała na chwilę. - Szlag… - powtórzyła w zamyśleniu i przejęciu. - Trzeba rozegrać to bardzo uważnie, Isaac... - dziewczyna objęła własne ramiona i odeszła pół kroku analizując sytuację.

Czy ten, kto to podstawił był świadom, czym to groziło? Czy ten, kto to podstawił był świadom, że spowoduje to śmierć załogi? Czy jest obecnie na statku? Czy był to akt samobójczy? Czy zostało to podstawione przed nowymi rozkazami, czy po? Co mógł zyskać eliminując ALOJOSA?

- Musisz to rozebrać tutaj na miejscu. Rzuci to nam nieco więcej światła, ale dalej będą to przypuszczenia. Jeśli na pokładzie jest ten ktoś to powinien się zainteresować, czemu mu ta zabawka nie zadziałała. W tedy wróci tutaj… - pokiwała lekko głową w rozmyślaniu - Jak skończysz poskładaj to tak samo jak jest teraz ale nie wyłączaj tego guzikiem, jak kuchenkę... Przepal to impulsem elektrycznym. Niech to wygląda jak przypadkowa ofiara spięcia podczas wymiany rdzenia - wyrzucała z siebie pojedyncze myśli z całego ich huraganu. Mrowienie wciąż rozchodziło się po ciele a dłonie same ciągnęły do pocierania ramion. Po kilku wdechach dokończyła - Trzeba tu zamontować jakąś ukrytą kamerę z czujnikiem...

- Mhmmmm… - mruknął Isaac, wpuszczając to co mówiła Ineth jednym uchem a wypuszczając drugim. Jego tam już nie było, on analizował strukturę urządzenia i jednocześnie zmieniał odpowiednie ustawienia na swoim multinarzędziu. Całkowicie olana esperka zrezygnowała z dalszych dywagacji. Nie była o to zła. W końcu charakter tego faceta skupiał się na zadaniach, nie na ludziach.

Isaac rozkręcił delikatnie urządzenie. Chciał zobaczyć co ma w środku, jakie podzespoły, jakiej produkcji. Coś co mogło go nakierować na ślad, gdzie lub przez kogo zostało zamontowane to urządzenie. Następnie Isaac odłączył sabotujące ustrojstwo, tak aby przestało wykonywać swoje zadanie, natomiast zostawił je na miejscu. Jeśli Ineth miała rację, to ktoś kto je zostawił, może chcieć je uruchomić ponownie.

- Szukać innych urządzeń, czy mamy patrzeć sobie na ręce? - zapytała Ineth po dłuższych chwilach ciszy.

- Przejrzyj pozostałe skrzynki, może jest ich więcej. Ja przeprowadzę gruntowny skan. Jeśli nic więcej nie znajdziemy to będziemy musieli ustalić kto chce nas się pozbyć… - powiedział Clarke, po czym podpiął się znów do systemów statku i rozpoczął sekwencję testów wszystkich systemów. Powinno zająć mu to trochę czasu, jednak dać pełen obraz “zdrowia” AJOLOS’a.

Dla psycholog okrętowej liczyło się wiele pytań. Ale czy miało być to ostrzeżenie? Może test? Sama przecież wiecznie testowała całą załogę w ich nieświadomości. Najbardziej trapiącym pytaniem była mała skuteczność takiego sabotażu. Tylko jedno urządzenie schowane... W szafce? Na prawdę? Jeśli ktoś na prawdę chciał coś osiągnąć wysiliłby się bardziej... Były trzy możliwości: Test, żółtodziób, lub wierzchołek góry lodowej... Czyli żadne możliwości. Wszystko mogło być prawdopodobne.

- Okej - potwierdziła jeżąc się lekko od przyjemnych dreszczy. Przyszedł czas na przegląd głębszych ścieżek energetycznej maszynowni z oparciem się na własnej intuicji.
 
Proxy jest offline  
Stary 13-11-2014, 23:58   #17
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
AJOLOS sunął bezdźwięcznie przez czarną pustkę układu LR-127. Załoga zachowywała prawie całkowitą ciszę, a skomplikowane systemy maskowały sygnaturę okrętu. Korweta była, jak drapieżnik przyczajony w ukryciu, sprawdzający siłę i liczebność ofiar. Ten niespodziewany ruch w systemie budził uzasadniony niepokój. Tyle okrętów w jednym miejscu, z czego przynajmniej dwa należące do Polarian, mogło sugerować coś poważniejszego. Raczej nie koncentrację sił przed inwazją, lecz jakąś operację specjalną. A pojawienie się felinickiej sygnatury było nie mniejszym zaskoczeniem.

WEST, JONES

Zadanie nie było proste, lecz obaj mężczyźni – pilot i zwiadowca – jak się okazało, stanowili doskonały duet. Mimo, że nie ćwiczyli wcześniej podobnych manewrów, ten wykonali iście podręcznikowo.

Czekając, aż Jones poradzi sobie z demontażem West zrobił szybki przelot wokół ciasnego radiantu sprawdzając skanerem bliskiego zasięgu przestrzeń w najbliższej okolicy 1,2 miliona kilometrów. Śmignął przy drugim księżycu Totha, z ciekawością przyglądając się jego powierzchni i poleciał jeszcze dalej. Ani skanery, ani bezpośrednia obserwacja nie wykryła niczego podejrzanego czy zagrażającego bezpieczeństwu, więc West ponownie wyznaczył kurs na sondę i ponownie niemal zatrzymał THUNDERA w miejscu, co potrafiło naprawdę niewielu pilotów.

Jones wskoczył na skrzydło myśliwca, korzystając z silników pulsacyjnych swojego skafandra, przyczepiając się do poszycia magnetycznymi butami. Potem kilka kroków i znów znalazł się w miejscu dla pasażera.

Teraz czekało ich trudniejsze zadanie. Odszukać AJOLOSA, który powinien orbitować wokół Totha.

Upewniając się, że zwiadowca jest bezpieczny na swoim miejscu, West przyspieszył i ruszył tam, gdzie spodziewał się znaleźć AJOLOSA.


BELZEN

Zwolniła do prędkości manewrowej i ustawiła wektor orbitalny starając się, aby AJOLOS był zawsze po drugiej stronie Totha, co mogło utrudnić potencjalne wykrycie. Gazowy olbrzym miał jasną, rozświetlaną wyładowaniami atmosferycznymi powierzchnię, której promieniowanie zakłócało nieznacznie działanie przyrządów, a blask wdzierający się przez szybę na mostku, niemal oślepiał załogę. Na szczęście kapitan błyskawicznie zareagował na zagrożenie, włączając filtry, dzięki którym mogli podziwiać wzburzoną powierzchnię tego gigantycznego ciała niebieskiego, samemu nie będąc narażonymi na nieprzyjemne doznania.

Szalejące burze tworzyły potężne burze w atmosferze planety. Z orbity wyglądały one, jak gigantyczne wiry, wielkości kontynentów na starej Ziemi. Niezły pieprznik.

Czekali na powrót THUNDERA, nadal zachowując kod czerwony.


CLARKE

Clarke wziął się za sprawdzanie „pluskwy”. Urządzenie nie miało znaków znamionowych, a technologia była bez wątpienia federacyjna. Obejrzał podzespoły i poszczególne elementy składowe, sięgając do całej swojej wiedzy. Nie był pewien, ale technologia wyglądała na xeralicką, zaadaptowaną do potrzeb Federacji i ludzkiej techniki. Co prawda o niczym to nie świadczyło, bo xeralici byli rasą tak mocno wkomponowaną w struktury Federacji, że wielu przedstawicieli tego gatunku wręcz koegzystowała z ludźmi. Mimo różnic w wyglądzie obie rasy, podobnie zresztą jak felinici, rozwinęły się na planetach o podobnej atmosferze, a ich rozwój postępował niemal na tych samych schematach postępu.

Zagadka „pluskwy”, jak na razie, nie miała szans na rozwiązanie.

ROWENS

Esperka wczuła się przepływy energii. Od zgromadzonej w ogniwach mocy, aż bolały ją zęby. To, co płynęło w przekaźnikach wywoływało przyjemne mrowienie na całym ciele, mimo kombinezonu. Czuła to. Energię. Moc.

Potrafiła określić jej natężenie, jej siłę, kierunek w którym się przemieszczała. Jak żywiący się krwią organizm potrafił wyczuwać zapewne żyły pod skórą potencjalnego żywiciela, tak esperka potrafiła wyczuć energię.

Teraz jej strumienie były czyste. Wydawało jej się, że wszystko działa, jak należy. Dla pewności zajrzała do kilku skrzynek, które wzbudziły jej obawy, lecz wszystko okazało się w jak najlepszym porządku.

WSZYSCY

Thunder wyskoczył zza Totha, niczym rozjuszony szerszeń. Prawie w ostatniej chwili West zauważył AJOLOSA, którego sygnatury nie miał na czujnikach, zmienił kurs mijając o kilka kilometrów macierzystą jednostkę. Odbił w bok, tak że przez chwilę widzieli go przelatującego nad mostkiem.

Oczywiście systemy ostrzegania ignorowały myśliwca, rozpoznając jednostkę, ale i tak Chan potraktował nagłe pojawienie się Thundera, jako doskonałe ćwiczenie potencjalnej obrony przed atakiem małej jednostki zaczepnej wprowadzając szybko koordynaty i symulacje obronne.

- Belzen. Przygotuj AJOLSA na powrót zwiadowców.

Belzen zwolniła jeszcze bardziej, prawie całkowicie zatrzymując na dryfie korwetę, otworzyła luk hangaru.

- Clark, Rowens – rozkazał Tector. – Jeżeli w maszynowni wszystko w porządku, wracajcie na mostek.

West z wprawą wprowadził myśliwca do środka, czekając, aż systemy statku wyrównają ciśnienie i podczepią Thundera do zaczepów stabilizujących.

- Macie dane?

- Tak jest.

- Chodźcie z nimi na mostek. Ich odczyt może mieć przełożenie na nasze kolejne cele.


CHAN

Systemy bojowe zostały skalibrowane. Potencjalne cele ataków wyznaczone. Niestety, wszystko „na sucho”, by nie narazić na wykrycie przez czujniki ostrzegawcze wroga. Zresztą odległość od wrogich sygnatur sprowadzała potencjalny atak do czystego przypadku w nieznaczny jedynie sposób modyfikowanego przez czynnik ludzki.

Shao mógł czekać. Szkolenie, które przeszedł, spory nacisk stawiało na cierpliwość. Trochę z nudów i trochę z ciekawości przyglądał się czytnikom i wykresom balistycznym, obserwował potencjalne trajektorie rakiet i laserowych impulsów. I wtedy to zauważył.

Jeżeli pozycje sygnałów podane przez Rossa były prawidłowe, a w to nie wątpił, jego doświadczenie podpowiadało mu, że któryś z dwóch okrętów – większy sygnał polariański przy Perle i feilnicki okręt, który wszedł do systemu po przeciwległej stronie – ustawia się właśnie na pozycji umożliwiającej rozpoczęcie ostrzału z drugim statkiem. Patrząc na trajektorie lotów i potencjalne symulacje balistyczne Chan był prawie pewien, że najdalej za kilka minut któryś z okrętów otworzy ogień do drugiej jednostki.

ROSS

Kod czerwony traktował z największą powagą nie odrywając oczu od wskaźników i wykresów, sprawdzając co kilka sekund stan ekranów i odczyty ze skanerów dalekiego, bliskiego i średniego zasięgu.
Zmrużył oczy, kiedy głośniki komunikacji systemowej zatrzeszczały nadając komunikat werbalny, nieco zanieczyszczony szumami – zapewne efekt bliskości Totha.

- … słyszy …. jedn… owa … fr….owiec… Vassico se …n…słyszy … aria… hiper…oku. …. emy … ocy … y… od….my… wasz…. sygnał.

Na ekranie sygnatura Thundera zbliżała się od drugiej strony Totha. Myśliwiec szedł kursem kolizyjnym z prędkością, która mogła doprowadzić do kolizji.

- Ross. Wyłącz ekranowanie i obserwuj, co robią okręty polarian. Wyczyść tą wiadomość. To chyba z tego felinickiego okrętu po drugiej stronie układu.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 14-11-2014 o 00:16.
Armiel jest offline  
Stary 15-11-2014, 04:26   #18
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Słysząc potyczki słowne Rossa z Van Belzen jedynie przewrócił oczyma. Jedno niepotrzebnie zakłócało ciszę, drugie przesadnie reagowało. Kilka słów by starczyło by usadzić skanera, nie trzeba było do tego elaboratu, z którego Ross akurat zapewne zrozumiał mniej niż jedną trzecią. Shao odpuścił sobie jednak zbędne komentarze, mieli stan alarmowy to jedno, a dwa, był zbyt bystry, by truć dupę nawigatorowi, kiedy ten akurat pakował jednostkę na orbitę. Przez chwilę się zastanawiał ile z kawałów Jonesa było do dupy, ale szybko doszedł do wniosku że wszystkie, przynajmniej pośrednio lub tematycznie.


Ciąg danych odbijał się w masce skafandra kanoniera. Nieustanny i niewyczerpany, jak możliwości, które były brane pod uwagę. Ignorował całkowicie alert, który radośnie obwieszczał mu, że wyniki analizy przekraczają dopuszczalny margines błędu. Wiedział o tym doskonale, tak samo jak o zmienności danych w obecnej sytuacji. Westchnął cicho i rozmarzył się o kawie, przynajmniej na kilkanaście sekund. Zanim Thunder został ponownie załadowany do wnętrza AJOLOSa, coś innego pochłonęło całkowicie jego uwagę. Puls lekko mu przyśpieszył, kiedy zatrzymał symulacje i skupił się na konkretnym jej wycinku.


Jakkolwiek by tego nie rozczytywał, wyglądało na to, że za kilka minut w systemie rozpocznie się najgorętszy pokaz fajerwerków w historii tej okolicy, może poza formowaniem się planet i gwiazdy. Lubił dobrą jatkę, ale zdawało się że jeden z okrętów może należeć do Federacji, Polarianie z kolei mieli na nie alergię. - Kapitanie, jeden z okrętów Polarian i trójka ustawiają się w pozycjach bojowych, za kilka minut będą fajerwerki. Przynajmniej jeden zajmuje pozycje. Mogę się mylić bez skanów, ale wątpię. - Ostatnie zdanie dorzucił pro forma, był praktycznie pewien tego co mówi. Gdyby zaszła potrzeba, wystarczył tylko rozkaz, by wprowadzić odpowiednie dane i zacząć przeczesywać odpowiednie sektory w poszukiwaniu celu. Jasne, nie miał ich namierzonych, ale mógł odpowiednio skupić sensory, kiedy wiedział gdzie mogą być. Shao był przepełniony mieszaniną spokoju i rozpierającej go energii, jak zwykle w obliczu nadciągającego lub pobliskiego starcia. Tylko jedno go trapiło, coś tu wyraźnie nie grało, poza samym faktem obecności tylko jednostek na tym zapomnianym przez wszystkich zadupiu kosmosu. Bardziej wyglądało to na pułapkę niż cokolwiek innego. W końcu mieli dane z sondy, mieli swoje priorytety, które były jasne. Wdawanie się w walkę mogło narazić całą misję. Mimo to, trzymał dłoń tuż nad panelem, gotów przełączyć wszystkie systemy na pełne namierzanie jeśli tylko padnie rozkaz.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 17-11-2014 o 22:30. Powód: Podmiana Jonesa na Rossa i zwiadowcy na skanera
Plomiennoluski jest offline  
Stary 16-11-2014, 22:39   #19
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
~ A może on jest daltonistą? ~ przeszło pod morganową kopułką gdy widział ekran konsolety ich kanoniera. Nie specjalnie się rozdrabniając jak leciało pozaznaczał wszystkie wykryte sygnatury na czerwono. Może po prostu lubił czerwony? Wzruszył ramionami i wrócił do swojej roboty.

Znaczy miał ochotę wrócić gdyby nie ich "słodziutka". Cukiereczek najwyraźniej coś w dupę ugryzło podczas stazy mocniej niż zazwyczaj bo się ciskała naookoło jak podleci. ~ Może na serio u niej w pojemniku coś się zalęgło? Tyle człowiek tam spędza czasu nietomny to może nawet nie wiedzieć, że coś mu sie pod mózg zalęgło... ~ rozważał słuchając uważnie jakieś pierwsze dwa zdania Słodziutkiej. Reszty nie musiał bo była taka jak zazwyczaj. Zastanawiał się o co cholerze chodzi? Spytał się jej po ludzku czy może coś sprawdzić a dostał... Chuj wie w sumie co i czemu to miało służyć. Jak się chciała pochwalić swoimi skillami to trochę źle trafiła bo innych nawigatorów tu nie było. A w tak wąski gronie każdy z nich był na tele wyspecjalizowany, ze reszcie ciężko byłoby go zastąpić. ~ Czy ja się drę naookoło, że wykryłem statek na drugim końću układu? ~ pokręcił głową do swoich myśli. Zachowanie nawigator było dla niego w ogóle niezrozumiałe.

- Van Belzen... Nie jesteśmy tutaj byś se mogła pogwiazdorzyć. A ten kiblowaty slang zatrzymaj sobie na wizyty w kiblu. - ten ściemniacki wykład jeszcze nawet mógł jakoś przetrzymać może kiedy indziej nawet wydałby mu się zabawny. Ale tej mordy w kubeł i ulicznego chłamu jakoś słuchać niezamierzał. Machnął ręką na pomoć ze strony ich ucieleśnienia słodyczy i sam sprawdził rejstr odlotów.

- Wygląda na to, że nie lecieli za nami z naszego portu. Przynamniej to co mam w spisie nie zgadza się z odbieraną sygnaturą. - odrzekł gdy sprawdził i porównał dane. Wygladało więc na to, że ten chyba felinicki kontakt przybył skądeś - tam.

Póki co wrócili chłopaki ze zwiadu i Ross był ciekaw wyniku ich patrolu. Miał nadzieję, że coś zostało z sondy na tyle by zgrać i odczytać dane. No chyba, że ktoś ją rozpiżył w drobny mak. No albo miała zwykła usterkę i poza awarii przekaźnika wszystko było w porzadku. No albo... Luźne rozważania przerwał mu nagły komunikat najpier Chana a potem ten komunikat w radiu.

- Spokojnie, zajmę się tym. - rzucił krótko i rzucił się na swoją konsoletę. Odkąd myśliwiec ruszył na patrol miał właściwie leniwą część roboty czyli musiał filować na to co mówią pokładowe oczy i uszy okrętu. Kosmos nie milkł ani na chwilę. Wszędzie w eterze buszowały fale radiowe wszelkiej możliwej długości. Teleskopy wyłapywały masę pierwotengo i odbiteg światła docierających do nich bezpośrednio lub po dwoolnej liczbie odbić od gładkich czy chropawych pwierzchni. Podobnie termowizory odbierały wszelakie źródła promieniowania cieplnego. Centralne miejsce zajmowała jak zazwyczaj w układach bywa, centralna gwiazda. Jednak były na tyle czułe, że wyłapywały też aktywne źródła ciepła jak na przykład pracujące silniki pokazdów czy nawet tylko trochę nagrzane powierzchnie pojazdów i większych budowli. Do pewniego stopnia całkiem dobrze można było rozpoznać fakturę danej powierzchni właśnie po rozkładzie ciepła na niej. No i oczywiście radary. Radary cały czas kontrolowały przestrzeń wokół okrętu. To one mówiły, że coś się zbliża czy oddala, jaką ma prędkość, wielkość i kierunek. I krzyczały cały czas tylko, że odpowiednie filtry jak i wiedza operatora pozwalały ignorować przeciętny, kosmiczny śmieć. Na podstawie tego wszystkiego skanerzy, tacy jak Ross mogli tworzyć trójwymiarowy obraz tego co się dzieje poza kadłubem statku.

W ten sposób właśnie od wyjścia w tym układzie Ross po kolei najpierw odnalazł coś podejrzanie nieaktywną sondę a potem kolejne jednostki. Dla niego i jego aparatury te szmery i liczby stanowiły całkiem konkretne informacje które przetwarzał na dane zrozumiałe dla reszty załogi mostka. Ale to nie był kres jego umiejętności. Właśnie dlatego jak dorwał pierwotny, zniekształcony sygnał i oczyścił go ze zbędnych szumów, szmerów na tyle, że teraz był znacznie bardziej czytelny.

- Dobra, mam takie coś... - rzekł po chwili puszczając w głośniku mostka najpierw pierwotny, zniekształcony sygnał który już słyszeli a potem już ten oczyszczony przez niego.

Czy ktoś mnie słyszy? Tutaj jednostka handlowa. Frachtowiec towarowy Vassico se..n ... Ktoś nas słyszy. Mieliśmy awarię systemu hiperskoku. Potrzebujemy pomocy. Czy nas słyszycie. Odbieramy wasz sygnał.


- Takie zdaje się coś wysłali. Nie dałem rady bardziej tego oczyścić. Nadają na falach radiowych szeroką wiązką. Prawdopodobnie odbierają sygnał "Polara Dużego" i biorą go za federacjańską jednostkę. To, że cywilne systemy są w stanie rozpoznać polariański okręt z tej odległości jest bardzo mało prawdopobne. Na moje wykrywają po prostu jednostkę na swoim radarze i nadają do niej na pomoc. Ponieważ nadawali otwartym, szerokopasmowym tekstem więc i my ją odebraliśmy. Szanse, ze wiedzą o naszej obecności w systemie są bliske zeru. - zaczął mówić to co przekazała mu aparatura nazywana zwyczajowo "skanerami" jednostki. A w końću mieli całkiem przyzwoite zabawki, jedne z najlepszych jakie można było się spodziewać. Mówił ale widać było, że nie podoba mu się ta sytuacja. I nie podobała. Wcale nie zazdrościł "Sierściuchowi". Nieświadomi zagrożenia machali światelkiem do kogoś kto celuje do nich już z broni.

- Szefie... Jakby co to łączność mamy w pełni sprawną. - poinformował na wszelki wypadek kapitana. Co prawda ten pewnie wiedział bo wcześniej mu meldował, ze wszystko gra no ale ciężko mu było patrzeć na zbliżającą się katastrofę federacyjnej, cywilnej jednostki. Oni sami byli w końcu żołnierzami, mieli jakos takie zdarzenia wpisane w ryzyko zawodowe. Ale tam byli ludzie którzy i tak mieli pecha z powodu awarii i przymusowego wylądowania pośrodku kosmicznego "nigdzie". I wyglądało na to, że pech jest ich nieodłącznym towarzyszem.

Nawet jak w głowie Morgan skalkulował sobie, że nadanie komunikatu byłoby prawdopodobnie równoznaczne ze zdradzeniem swojej obecności w systemie a w końću trochę się wszyscy namęczyli by ją zamaskować to nadal jakoś ciężko mu było tylko stać i patrzeć. Oni jednak mieli świetny okręt i jeszcze lepszego skanera więc wierzył, że w razie czego dalby radę ukryć ich ponownie ukryć. Z manewrami Cukiereczka to było jego zdaniem jak najbardziej wykonalne. Nie był pewny jak by to z walką wyglądało. Ale sam sygnał był na tyle krótki, że mogli znów się urwać i zniknąć przeciwnikowi z radarów. To mogła dać czas na... No nie... W sumie bez hipernapędu to Felinici nie mogli podarowanego czasu wykorzystać na ucieczkę. Co najwyżej ewakuować się ze statku zanim zostanie zniszczony. A potem... Potem nawet jakby wszystko było cacy... To ich jednostka była za mała by ci zabrać. Choć mogli w ich imieniu nadać sygnał ratunkowy. Wówczas przybyłby ktoś kto ich zabierze. To był jakiś pomysł!

- Szefie... Może nadamy do bazy, że potrzebujemy statku ratunkowego? - spytał pod natłokiem galopady myśli. Uszkodoznego statku pewnie uratować nie mogli ale nadal była szansa na wyratowanie ich załogi.

Uczepił się gorączkowo tej myśli. Nie chciał zostawiać innych ludzi i nieludzi na pastwę wrogich laserów, rakiet i kosmicznej próżni. Może mieli swoją msiję ale należeli w końcu do kosmicznej marynarki wojennej i mieli chronić i statki, i bazy, i planety przed takimi właśnie zagrożeniami. Inaczej po co komu taka marynarka?

Zastanawiał się też co się tu do cholery dzieje. Sprawa pojawienia się felicjańskiej jednostki trochę się wyjasniła. Wyglądało na to, że są tu przypadkiem z powodu awarii. Inaczej nie nadawaliby do pierwszego z brzegu napotkanego pojazdu. Po co są tu oba Polary to nadal nie było wiadomo. Poza tym, że reagowali jak zwykle gdy natknęli się na federacjańską jednostkę. Nadal nic nie wiedzieli o "Kamulcu" poza tym, że tkwił w tych swoich asteroidach. Mia nadzieję, że dane z sondy jakies będą i coś wyklarują. Oni sami na tą chwilę byli prawdopodobnie jeszcze nie wykryci przez nikogo wiec raczej nikt nie miał pojęcia o tym, że jednostka Marynarki jest już w systemie. W tej chwili był to ich atut ale prędzej czy później trzeba było jakoś go zagrać a nie stać obok stolika innych graczy.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-11-2014, 13:06   #20
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Raz, dwa, trzy, idziesz ty...
Nie da się ukryć, że Tony wolałby, by uczestnikiem wyprawy Thundera został Isaac. Ten z pewnością nie tylko odkryłby powód awarii sondy, ale i siłę owego impulsu, oraz dokładną datę, z dokładnością do sekundy, kiedy to się stało.
Z drugiej strony - tego ostatniego łatwo było się domyślić. W końcu wszyscy wiedzieli, kiedy sonda zamilkła.
No a skoro nie zamilkła przez przypadek, to czemu, na wszystkich bogów Kosmosu, nikt tu na nich nie czekał? Czemu nie podrzucono choćby najmarniejszego czujnika? A takiego nie raczono tu zostawić. Chyba że wszystkie czujniki Thundera nadawały się na złom.
Miał nadzieję, że tak jednak nie było... miał bowiem nadzieję, że uda im się wrócić na AJOLOSA, a bez czujników było to dość trudne, acz nie niemożliwe.
Mogło się jednak okazać, że Polarianie (czy kto tam usmażył sondę) zostawili jakąś pluskwę na samej sondzie. Tego nijak by nie mógł zauważyć. A takie robactwo mogło sobie cierpliwie czekać i rozkrzyczeć się, gdy tylko Thunder oddali się nieco.
Prawdę mówiąc... mogło pisnąć już wcześniej i "obcy" wiedzą o gościach.
Nie da się ukryć, że informacja o "wiedzą - nie wiedzą" byłaby przydatna, ale i bez tego Tony zdawał sobie sprawę z tego, że powrót na korwetę musi się odbyć cicho i dyskretnie. Albo i jeszcze ciszej...

***

Gdy Jones znalazł się wreszcie na pokładzie, Tony zwiększył moc silniczków manewrowych i Thunder powoli zaczął się odsuwać od zniszczonej sondy. Zdecydowanie nie chodziło o oszczędzanie paliwa... Co prawda Thunder był na tyle mały, że nie warto było na niego marnować rakiet, ale po nitce do kłębka... a korweta była zbyt cenna, by ją z kolei wystawiać na strzał.
Na wszelki wypadek lepiej było się pobawić w kotka i myszkę ewentualnymi obserwatorami.

- Pogotowie bojowe. Potwierdź. Systemy prowadzenia ognia zablokowane. Potwierdź.
Odpowiedź pojawiła się równocześnie i na wyświetlaczu hełmu, i w głowie Tony'ego.

- Za chwilę będzie ostro - uprzedził pasażera.

Gdy tylko Halo7 oddzielił Tundera od polariańskich okrętów Tony uruchomił sekwencję wcześniej zaplanowanych poleceń i myśliwiec, lekceważąc ostrzegawcze marudzenie komputera pokładowego, błyskawicznie przeszedł z tempa żółwia do prędkości, o jakich nie śniło się dawnym pilotom.
Tony'ego wgniotło w fotel; na szczęście systemy antyprzeciążeniowe fotela i kombinezonu zadziałały jak należy i z pilota nie została mokra plama, gdy
Thunder, w sposób godny swego imienia pomknął przez kosmiczną pustkę, dzielącą Halo7 od Totha.

Ten ostatni, jak przystało na gazowego olbrzyma, świecił po oczach obserwatorów elektrycznymi wyładowaniami, które sprawiły, że szyby natychmiast się spolaryzowały. Podobnie jak i szybka hełmu Tony'ego.
Widowisko od razu zrobiło się mniej okazałe, ale za to znośne dla oczu.
Jednak nie dla widoków tu przylecieli, a jeśli mieli coś zobaczyć - to AJOLOSA, zaś informacja "bezpieczna odległość nie mniejsza niż pięćdziesiąt tysięcy kilometrów" niewiele mówiła. No, może prócz tego, że na przykład na sześćdziesięciu tysiącach Thunderowi nie groziło zderzenie z macierzystą jednostką, bo Tony nie sądził, by Frida przekroczyła ową granicę o kilka metrów w jakąkolwiek stronę.

***

Wykryto obiekt. Cel namierzony. Korweta typu ZEUS. Kurs 3250. Prędkość... Odległość...
Ostatnie dane natychmiast przestały być aktualne, bowiem przy prędkości jaką miały oba okręty odległość zmieniała się błyskawicznie. Na szczęście można było polegać ma komputerach. No i nie trzeba było wprowadzać poleceń ręcznie. Ani nawet głosem.
Thunder zaczął hamować. Trzydzieści G nie było zbyt przyjemne ani dla pilota, ani (tym bardziej) dla pasażera, ale dobry sprzęt niwelował większą część n przy odrobinie wprawy dało się to znieść. A nawet działać. Czy też myśleć.
Zmiana kursu o sto osiemdziesiąt stopni.
Gdyby nie pasy, ludzie zapewne znaleźliby się na suficie. Przynajmniej pasażer, bo gdyby pilot nie siedział przypięty w fotelu, to komputer, uparty jak mało kto, nie wykonałby takiego manewru bez zerwania wszystkich plomb z systemu bezpieczeństwa.

Świat stanął na głowie, gdy Thunder zrobił zwrot przez dziób, obrócił się jeszcze wokół własnej osi, by wreszcie względnie znieruchomieć, gdy myśliwiec obrał w końcu kurs zbieżny z kursem AJOLOSA, który powoli doganiał mniejszą jednostkę.
Tony pozwolił się wyprzedzić, po czym już na samych silniczkach manewrowych podszedł do korwety.
Thunder w zasięgu cumy magnetycznej.
- Przekazuję sterowanie - powiedział Tony, potwierdzając słowa naciśnięciem kilku klawiszy i wyłączając silniki. Oczywiście w razie konieczności mógłby zadokować używając własnych silników, ale... takiej konieczności na szczęście nie było.

Myśliwiec drgnął, gdy znalazł się w objęciach sieci magnetycznej, po czym powoli wpłynął do doku.
Tony poczekał, aż Thunder spoczął na swoim stanowisku i wszystkie kontrolki doku zapłonęły zielonym światłem.
"Ciśnienie wyrównane. Można oddychać."
Komunikat standardowy, tym razem zgoła zbędny, skoro i tak mieli pozostać w kombinezonach.
Otworzył wejście do pomieszczenia dla pasażera.

- Idź i powiedz, że zaraz się zjawię - powiedział do Jonesa, włączając programy diagnostyczne. - Tylko przygotuję Thundera do kolejnego lotu.

Wiele do roboty nie było. Sprawdzeniem wszystkiego mógł się zająć komputer pokładowy. Do pilota należało jedynie uruchomienie odpowiednich procedur i uzupełnienie energii.
Pół minuty później Tony odłączył się od systemów Thundera i ruszył na mostek.
Śluza za jego plecami zamknęła się, ledwo przekroczył próg doku.


Przez moment zastanawiał się, co miałby powiedzieć kapitanowi.
Na temat samej misji - niewiele. Bo cóż by miał rzec poza "polecieliśmy, znaleźliśmy, wróciliśmy"?
Ale może powinien podzielić się kilkoma spostrzeżeniami. Na przykład tym, że to całe usmażenie sondy było krańcową głupotą. Nie lepiej było zniszczyć? Wszak nawet z usmażonej da się wyciągnąć wiele rzeczy.
Chyba że to był przypadek.
No i trzeba by się dowiedzieć od Jonesa, czy ktoś wcześniej nie grzebał przy sondzie. A nuż część zgromadzonych tam danych to lipa, pic i fotomontaż?
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 19-11-2014 o 14:18.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172