Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-06-2015, 21:27   #211
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
~Jeszcze pierdolonego pocisku nuklearnego na tej planecie nie było~ pomyślał Clarke, kaszląc i ciężko dysząc. Był wdzięczny Chi'rek, że tym razem to ona jego prowadziła. Cieszył się, że nie pozostawił jej na pastę losu. Ktoś inny mógłby tak zrobić, zadbać o własną dupę, zawrócić i zabrać statek. Ale nie Clarke, ten pierdolony samarytanin, ale jak widać karma nie była taką suką jak mówią.

Tym razem jego dobry uczynek wrócił do niego i teraz to jemu Felinitka pomagała iść. Gdy oprzytomniał na tyle, aby ustać na własnych nogach stanął pewniej i pomógł Chi'rek iść, tak, że wspierali siebie nawzajem.

- Prawie nic nie widzę. GPS mi wysiadł, a radio nie działa. Wiesz gdzie idziemy? - zapytał Felinitki, po czym dodał, nie czekając na jej odpowiedź -Mam nadzieję, że wiesz...- i dalej dał się jej prowadzić, służąc całą swoją siłą, którą dysponował.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
Stary 20-06-2015, 04:11   #212
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Shao roześmiał się zachrypniętym, gardłowym, maniakalnym śmiechem. Jedno musiał Polarianom przyznać. Mieli rozmach skurwysyny. Sytuacja nie była absolutnie śmieszna, była po prostu zbyt tragiczna, by w dalszym ciągu podchodzić do niej przy zdrowych zmysłach. Śmiech urwał się razem z uderzeniem MĄTWY i kolejnym lotem bez żadnej wspomagającej maszyny. Czuł się jak pocisk w procy. Co chwila ponownie wystrzeliwany w powietrze.


Podniósł się. Właśnie chyba to uznawał za najdziwniejsze w całej sytuacji. Nie miał nawet pojęcia co dokładnie doszło mu do kolejnych obrażeń, Cała elektronika, mimo teoretycznego zabezpieczenia przed nuklearnym uderzeniem, zwyczajnie się posypała. Osłona hełmu poszła w górę i od razu zakrył oczy od góry dłonią. Zawył przy tym z bólu, ale jej nie opuszczał. - Do Hawka! Elektronika u mnie siadła! - Spróbował wykrzyczeć do reszty zespołu i ruszył do otwartej klapy, podchodząc po drodze do Fridy. - W trójkę łatwiej będzie utrzymać równowagę, ramię przy ramieniu! - Dodał jeszcze zdartym głosem, próbując samemu nie wylądować na dupie, albo co gorsza na brzuchu, z twarzą w solance.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 21-06-2015, 16:24   #213
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Rozmokły grunt miał wręcz magnetyczną moc, niepozwalającą podnieść dupska z mieszaniny błota i soli. Stanięcie na własnych nogach okazało się nagle aktywnością ponad ludzkie siły, przynajmniej w przypadku Fridy. Szumiało jej we łbie, odczuwała też ból w mięśniach o których istnieniu nie miała dotąd pojęcia.

A może sobie poleży? W sumie po chuj się spinać, skoro pewno i tak za chwilę dojebie im kolejną atrakcję? Taką skurwysyńską zza pleców i z partyzanta. Otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale tylko jęknęła i zakurwiła pod nosem. Z okolicy słyszała głosy resztki oddziału, ale namierzyć kto gdzie stoi - to już było poza jej zasięgiem. Ktoś wrzeszczał “do Hawka!” jakby to kurwa było takie proste.

Poużalawszy się nad sobą, nawigator zaczęła mozolny proces podnoszenia się na równe nogi. Z pomocą Chana szło nawet nieźle…
- Wydupiajmy stąd, mordo. - wycharczała do niego - Zanim zrzucą nam z orbity kolejną niespodziankę.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 22-06-2015, 10:12   #214
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
WEST, VAN BELZEN, CHAN

MUZYCZKA POD KLIMAT

Wtoczyli się do HAWKA zaciągając do środka także nieznajomego leżącego przy wejściu. W końcu ludzka solidarność nie pozwalała tak po prostu zostawić nieznanego sobie człowieka na tym zadupiu. Tym bardziej, że jednak postanowił ich wpuścić do środka. Zaoszczędził prób włamywania się. Nie rozwalił. Chociażby to czyniło go, chociaż przez chwilę, sojusznikiem.

Wnętrze interceptora było dość ciasne. Z przodu znajdowała się sterówka – z dwoma miejscami dla pilota i nawigatora. Z tyłu sześć zaprojektowanych po bokach miejsc. Wygodne, przeciw-przeciążeniowe fotele wyposażone we wysłane pola grawitacyjno-magnetyczne, utrzymujące ciała

Van Belzen szybko zajęła jedno miejsce przy kokpicie. Wszystkie systemy zostały aktywowane i czekały wstanie gotowości. Nie musiała podawać żadnych autoryzacji i innych kodów! To było dość szczęśliwe zrządzenie losu.
West najpierw pomógł Chanowi zająć miejsce w fotelu, potem ulokował w nim nieznajomego, który żył lecz był nieprzytomny.

- Dobra nasza – powiedziała Van Belsen. – Wszystkie systemy sprawne. HAWK wydaje się gotów do lotu.

West zajął miejsce za sterami. To była jednostka mniejsza niż te, które zazwyczaj prowadziła nawigatorka. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby to on pilotował ją w drodze na orbitę. Szczególnie, że wymagało to szybkości, podobnie jak działania THUNDERA.

- Co Clarkiem? – zadał to pytanie Chan.

Van Belsen spojrzała na odczyty holowyświetlaczy.

- Mamy teraz korzystną pozycję. Ruch orbitalny planety i jej rotacja wokół osi powoduje, że Żółw jest dość daleko od nas. To optymalny moment by odlecieć. Kolejna taka okazja zdarzy się nam dopiero za dwadzieścia siedem minut. Po tym wybuchu zeszło z nas maskowanie. Jeśli ŻÓŁW skanuje ten teren, by upewnić się, że rozwalił wszystko, co miał rozwalić, łatwo mu będzie nas namierzyć.

Spojrzała tęsknie na konsoletę. West ujął stery. To Frida Van Belzen, jako starsza szarżą, pod nieobecność Clarke’a musiała podejmować decyzję.

Nagle konsoleta poinformowała, że ktoś podjął próbę kontaktu holo-video na zakodowanym i zaszyfrowanym kanale. Sygnał pochodził z niedaleka, gdzieś z okolic Perły, a jego kodowanie i maskowanie było profesjonalne. Nie mieli żądnych wątpliwości, że ten ktoś, kto próbuje nawiązać z HAWKIEM kontakt, wiedział o tym, że interceptor znajduje się na tej pozycji, na której przebywał. To była precyzyjna wiązka kierunkowa. Może gdyby żył Ross potrafiłby powiedzieć jeszcze więcej na ten temat, ale dla nich to był pełen profesjonalizm. Widać było, że taka łączność pomiędzy HAWKIEM a nieznanym nadawcą nie jest niczym nowym.

- Minuta czterdzieści pięć sekund, albo czekamy kolejne pół godziny – powiedział Chan.

CLARKE

Szedł na ślepo prowadzony przez Chi’rek. Szedł pełniąc podwójną rolę- podtrzymywanego i podtrzymującego.

Nie było to łatwe zadanie. Co rusz lądowali w solance, lub chwiali się, jak przedkosmiczni żeglarze schodzący na ląd w którymś z mitycznych portów Starej Terry - Ziemi przed erą lotów kosmicznych, przed zniszczeniem i zagładą, jaką ludzie zgotowali sobie w XXII wieku starego kalendarza.

Dla Clarke’a życie w tej chwili sprowadziło się do zmuszania ciała do posłuszeństwa. Do tego, by płuca oddychały, mięśnie pracowały zgodnie z jego wolą.

Nie widział, ani nie słyszał Chi’rek, ale czuł jej obecność przy sobie.
Brnęli przez szalejącą ulewę. Brnęli przez zatapiany i rozpuszczany przez urządzenia terraformingu świat. Dwa małe pyłki w niepowstrzymanym huraganie zdarzeń.

I w końcu go ujrzał. Ciemniejszą plamę w odcieniach zieleni. Pośród kaszy i chwilowych, sekundowych, zaników wizji. To, co wcześniej wziął za jakąś skalną formację musiało być poszukiwanym interoceptorem.

HAWK.

Był tak blisko.
 
Armiel jest offline  
Stary 22-06-2015, 15:54   #215
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trzeba być idiotą, żeby w takiej atmosferze podnosić przesłonę, by zobaczyć wszystko na własne oczy. Całkiem jakby nadmiar wstrząsów poprzestawiał Chanowi klepki. I pewnie jeszcze jakaś mu wypadła.
Z tym, że głupi miał szczęście, a HAWK był o krok, na dodatek z otwartymi drzwiami. Tylko dzięki temu nie mieli kolejnego truposza w zestawie.
Gościnny gospodarz również przeżył i była szansa, że obaj, Chan i Spencer, nie doznają trwałego szwanku i uda się ich wywieźć z planety.
Jeśli zdołają się wyślizgnąć ŻÓŁWIOWI...


Hawk to było prawdziwe cacko. Był prawie tak dobry, jak Thunder. W tym przypadku "prawie" nie robiło zbyt wielkiej różnicy. Uzbrojenie Thundera i tak niewiele by zrobiło Żółwiowi.

Tony podłączył się do systemów Hawka. Wszystkie kontrolki zapłonęły zielenią. Prawie wszystkie... Tak jak mówiła Frida - maskowanie diabli wzięli. Czy raczej Polarianie...

Włączył skanowanie okolicy i nie do końca wiedział - cieszyć się z tego, co zobaczył, czy nie.
- Ktoś tu idzie - powiedział. - Dwie osoby.

Raz jeszcze sprawdził gotowość systemów Hawka.

- Możemy startować w każdej chwili - powiedział.

Niestety - nie było możliwości, by poderwać Hawka i podlecieć bliżej Clarke'a i Felinitki.
Bo to raczej byli oni.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 22-06-2015 o 18:05.
Kerm jest offline  
Stary 23-06-2015, 21:03   #216
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Udało się. Dotrzeć do wnętrza Hawka i niewiele więcej póki co, ale taki był krótkoterminowy plan. Teraz mógł przejść do myślenia o czymkolwiek więcej. Wspomniał więc o Clarku. Jasne, czekanie na niego się w ogóle nie kalkulowało. Tylko czy musiało się kalkulować, w końcu był człowiekiem, towarzyszem broni, członkiem tej samej jednostki. Jednocześnie czynnikiem, który mógł sprawić, że ich szanse na przeżycie spadną do zera. 28 minut na tej planecie, gdzie jeszcze niedawno trwało bombardowanie orbitalne a potem poczęstowali ich Mątwą, było nie do pomyślenia. Zastanowił się chwilę nad bzdurami, jakie próbowała im przekazać wcześniej Frida.
- Myślicie, że skoro nie dostali czego chcieli, zaczęli walić Mątwami, to będą chcieli zniszczyć całą planetę lub przebić się do rdzenia? - Zapytał zapatrzony przed siebie Chan.


- Van Belsen, łączność nie działa, nie ma kontaktu z dowództwem, ty tu rządzisz. - Stwierdził prosty, zwyczajny fakt. Tak słodko bezlitosny w swojej prostocie. Był tu najniższy stopniem, więc odpowiedzialność brał co najwyżej za siebie. To nawigatorka musiała zdecydować, czy zostawią Clarke'a i znikną, czy zachowają resztki szlachetności i zostaną by zebrać towarzysza i felinitkę, jednocześnie popełniając tym prawdopodobnie samobójstwo. Z grymasem bólu sięgnął do twarzy, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Kontynuował jedynie mruganie, w porę przypomniało mu się, że cały kombinezon pokryty jest solanką.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 24-06-2015, 02:22   #217
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Kilkadziesiąt godzin temu AJOLOS - federacyjna korweta patrolowa klasy ZEUS - przekroczył granicę sektora LR-127, a załoga składająca się z ośmiu wyszkolonych i przygotowanych na wojenne trudy żołnierzy rozpoczęła misję patrolową. Nic skomplikowanego, rutyna dałoby się rzec.
Z początku nic nie zapowiadało kłopotów, ale najgorsze scenariusze uwielbiają zaczynać się w ten właśnie sposób.

Sukcesywnie tracili kolejnych ludzi w ten lub inny sposób. Zaczęło się od zmienionego w żywą bombę kapitana Sereta Tactora. Kilka godzin później AJOLOS zakończył żywot w słonej atmosferze Perły, zestrzelony przez polariański statek - ten sam który chwilę później usmażył Morgana Rossa, upierdliwego skanera ze zbyt szeroką gębą. Wcześniej jeszcze padła ta kurew Rowens, ale jej akurat było najmniej szkoda. Przez jej syndrom niedocenionego, cierpiącego za narody emo stracili statek i perspektywy powrotu do domu. Ostatni padł łysy Jones, a o okolicznościach jego śmierci nawigator wolała nie myśleć, bo wkurw z miejsca otwierał jej nóż w kieszeni.

A teraz znów ktoś musiał umrzeć. Decyzja była prosta: albo zostawią Clarke’a i zyskają szansę na wyrwanie się z tej przeklętej planety i złożenia raportu, albo poczekają na niego, a wtedy Polarianie będą mieli całe pół godziny, by rozpierdolić tą nędzną dziurę w drobny mak razem ze wszystkim co żyło w jej okolicy. Średnio widziała manewry zdobycznym statkiem w atmosferze Perły, szczególnie że maskowanie pies jebał. Tylko skończony idiota zakładałby powodzenia planu. Ryzyko - nie mogli sobie na nie pozwolić.

Frida czuła jak paląca żółć zbiera się w jej gardle, wypełnia usta. Rozkaz...musiała wydać rozkaz. Z zimną krwią skazać kogoś na śmierć i żyć z tą świadomością do końca swoich dni.

Zacisnęła szczęki i nagle uśmiechnęła się szyderczo do swoich dłoni. Czym ona się martwiła? Przecież i tak najprawdopodobniej zdechną nim uda się im opuścić układ, a każdy z załogi był pierdolonym żołnierzem. Wiedzieli z czym wiąże się ich robota.

Nie chcąc marnować cennych sekund kobieta rzuciła w kierunku Westa jedno suche i służbowe słowo. I tym razem nie był to żaden epitet:
-Startujemy.

Jebać sentymenty, mieli jeszcze coś do zrobienia.

 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 24-06-2015 o 02:25.
Zombianna jest offline  
Stary 24-06-2015, 06:46   #218
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Udało mu się. ~Więcej szczęścia niż rozumu, co?~ pomyślał Clarke i zaśmiał się. Był już tak blisko statku, praktycznie miał go w zasięgu ręki. Nigdy nie spodziewałby się, że uda mu się przeżyć to wszystko. Już po rozbiciu AJOLOSa na powierzchni perły pogodził się ze śmiercią, a walczył jedynie dlatego, że stał się dowódcą i był odpowiedzialny za swoich ludzi.
- Chi'rek, widzisz to? Udało nam się! - krzyknął, śmiejąc się głośno.

Clarke miał nadzieję, że pozostali trafili już na pokład HAWKEa, albo dotrą do niego lada moment. Po raz kolejny spróbował połączyć się z załogą, ale słyszał tylko trzaski i szumu. Mimo to postanowił nadać komunikat, gdyby okazało się, że to tylko jego odbiornik został uszkodzony.
- Widzę HAWKA, jestem jakieś dwie-trzy minuty drogi od niego. Spotkamy się na miejscu, bez odbioru- - rzucił w eter.

Kolejne metry zdawały się ciągnąć w nieskończoność, ale gdy byli już w połowie drogi do HAWKA stało się coś dziwnego. Silniki statku zapłonęły ogniem, rozchlapując solankę wokół. Clarke w pierwszej chwili pomyślał, że jego załoga dotarła na miejsce wcześniej i wychwycili go na radarach i właśnie przygotowują statek do startu, żeby wyruszyć zaraz jak tylko znajdzie się na pokładzie. Dodało mu to sił i ruszył szybciej, jednak po chwili moc silników została zwiększona, a nad wszystkie hałasy panujące na terraformowanej Perle wybił się ryk odrzutów HAWKE'a.

-Nie... Nie...- szepnął do siebie Clarke. Nadzieja, która została mu dana kilka chwil temu, niczym cukierek dziecku, została mu brutalnie odebrana... z całą dłonią. Technik zatrzymał się i patrzył na odrywający się od ziemi statek, chłostany dodatkowymi falami solanki rozchlapywanej przez prądy powietrzne wytworzone przez silniki HAWKEa. Przyglądał się jak jego jedyna nadzieja na przeżycie podrywa się z powierzchni planety powoli i spokojnie, niemalże majestatycznie.

Clarke upadł na kolana, a dłonie wsparł na ziemi, pokrytej głęboką warstwą solnej brei.
- Nie...nie... nie- powtarzał do siebie coraz głośniej, aż wreszcie odgiął się w tył i przeciągle zawył - Nieeeeeeeeeeeeee! -

Nie mógł wiedzieć, że Van Belzen podjęła słuszną decyzję. Dała szansę na przeżycie pozostałym, poświęcając jego. Sam wydałby taki rozkaz, gdyby miał tylko taką świadomość.

Clarke klęcząc, teraz już w ciszy, obserwował znikający punkt, którym był HAWK.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
Stary 24-06-2015, 22:42   #219
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
POKŁAD HAWKA

Decyzja zapadła.

HAWK poderwał się do lotu nabierając prędkości wyjścia. Przez chwilę statkiem kosmicznym szarpało, kiedy przecinali rozszalałe, kłębiące się warstwy atmosfery. Ale trwało to ledwie kilka sekund, nim wyskoczyli ponad egzosferę i wyskoczyli na orbitę Perły.

West wykonał kilka kontrolnych przewrotów, poznając możliwości HAWKA, którego zdarzyło mu się raz tylko prowadzić w holosymulacji intersieciowej. Złącza smart działały jednak bez zarzutu, a maszyna – mimo bliskości wybuchu – działała bez zarzutów. Była nieco większa, niż Thunder, ale i tak spełniał oczekiwania Westa.

Starali się nie myśleć o tych, których zostawili na powierzchni planety. Musieli to zrobić. To byłą ich jedyna szansa. Nie mogli jej zmarnować. Życie kilku ludzi jest ważniejsze, niż życie jednostki? Ale czy aby na pewno? Czy postąpili słusznie?

Nie mieli jednak szans na to, by zastanawiać się nad faktami dokonanymi. Ujrzeli bowiem nie tylko pokrytą kłębiącą się warstwą chmur powierzchnię Perły ale także ciemną sylwetkę Żółwia. Musieli wejść w jego systemy detekcji, a bez tarcz i systemów maskowania mogli tylko … uciekać. Licząc na to, zę szybkość i zwrotność maszyny ocalą ich przed ostrzałem Polarian.

Ostrzałem, który rozpoczął się niecałe osiem sekund po tym, jak wyrwali się na orbitę.

Smugi laserów przecięły ciemności wokół HAWKA. Kolorowe Ance niszczycielskiej energii, które jednak nie były w stanie dosięgnąć malutkiego, pędzącego zmiennymi trajektoriami interoceptora. West robił wszystko, co było w jego mocy, aby wyrwać się ze szponów ŻÓŁWIA. Polarianie wysłali za nimi kilka mniejszych jednostek przechwytujących, ale te mniej zwrotne i wolniejsze okręty też nie były w stanie pochwycić Westa. Chociaż przez chwilę było gorąco, gdy najbliższe myśliwce wystrzeliły swoje rakiety i West musiał odpalić wabiki, oraz gwałtownie zmienić kierunek lotu zmuszając HAWKA do osiągnięcia energożernej prędkości podświetlnej.

Udało im się! Wykorzystali właściwy moment i wyrwali się przez dziurę w systemie wroga.

Spencer otworzył oczy.

- Kim, kurwa, jesteście i gdzie, kurwa, jest Chi’rek?

Odpowiedzieli. Bez szczegółów, ale i nie bawiąc się w delikatność. Nie było sensu niczego ukrywać.

- Kurwa. Jednym słowem, dupa. Cała akcja i poświecenie na nic. Nic nie mamy na tą korporację, poza zeznaniami kilku trepów, bez urazy. No dobra. Na tej cholernej planecie raczej nie uda się już niczego zdobyć… Wracamy na Adel. To nasza korweta. Zostało na niej dwóch ludzi – Dragonov i Szumack. Bez trudu powinniśmy ich obezwładnić. Jestem kapitan Spencer. Ta sama jednostka, co Chi’rek, niech jej Perła lekką będzie.

Westchnął ciężko.

- Nadal mamy towarzystwo.

Faktycznie. Mieli. Kilka jednostek Polarian uparcie podążało za nimi, ale udawało im się utrzymywać wystarczający zasięg, aby wróg nie stanowił zagrożenia.

- Dobra, pani i panowie, zrobimy tak…

Przedstawił im plan działania. Dość dobry plan. Sami zrobiliby podobnie.

POWIERZCHNIA PERŁY

Clarke wpatrywał się w wirujące nad głową chmury, których znikł HAWK nie wierząc, że go zostawili. Zostawili na pewną śmierć. Tracącego drogocenną energią. Zalewanego falami przesyconej solą, niemal zwapniałej wody.

Walczyli ramię w ramię i po co? Tylko po to, by porzucić go na zapomnianej przez Federację planecie. A co z zasadą, „nie zostawiamy swoich”? Co z braterstwem broni? Co w końcu z człowieczeństwem?

W końcu zrozumiał. Pogodził się. Podobnie, jak Chi’rek.

Felinitka trąciła go w pancerz zwracając na siebie uwagę. Odeszła kawałek, na tyle blisko, że nie stracił jej z oczu i pokazała, aby szedł za nią.

W zasadzie nie miał nic do stracenia. I tak za chwilę będzie martwy. Może przed tym zażyć odrobiny ruchu. Bo czemu by nie?

* * *

Szli długo. Ciągle przed siebie, przez niezmienny krajobraz – rozpadającą się wyżynę zalewaną solanką. Tylko zastrzyki aminikowasów i wzmacniaczy utrzymywały Clarke’a na nogach, umożliwiały mu ten potępieńczy marsz w nieznanym kierunku. Komunikacja nie działała, więc nie miał pojęcia, co kombinuje Chi’rek. Ale szedł za nią. Nie chciał zostawać sam. Nie chciał umierać samotnie.

Kiedy skafander poinformował go o wejściu w rezerwę zasobów energetycznych – a co za tym idzie możliwości filtracji powietrza, działania systemu podtrzymywania życia i stymulantów bojowych Izaak tylko się zaśmiał. Nie liczył jednak na to, że ktokolwiek usłyszy jego śmiech, poza nim samym. Chi’rek na pewno miała tak samo niesprawny system komunikacji, jak on, a bębniąca ulewa i świst wiatru zagłuszały wszelkie odgłosy.

Godzinę później system rozjarzył się czerwienią, a następnie wygasł. Clark zrobił jeszcze tylko kilka chwiejnych kroków, a potem upadł. Zanurkował w ciemność, tracąc przytomność z niedotlenienia.

Kiedy jego skafander zanurzał się w głębsze zalewisko, przez jakie brnęli ostatni kwadrans, inżynier wiedział, że ostatnim, co zobaczy w życiu, będzie gęsta od kryształów soli ciecz, pod którą spocznie jego ciało.

POKŁAD HAWKA

- Adel – Spencer wywołał ukryty gdzieś w pobliżu statek na bliskim kodowanym paśmie. – Tutaj Spencer. Mamy przesyłkę. Przygotujcie się do przejęcia Hawka. Nadal mamy towarzystwo, więc przygotujcie katalizator skoku przestrzennego.

Odpowiedziała mu cisza. West pilotował interoceptora w skupieniu, Van Belsen zajęła się systemami nawigacyjnymi i analizą pozycji jednostek wroga w systemie, a Chan odpłynął w nieświadomość, kiedy przestały działać substancje medyczne trzymającego na nogach.

Lecieli ponad dwie godziny, nie oszczędzając silników, z prędkością bliską 180 000 km na sekundę., więc oddalili się o ponad 1,5 miliarda kilometrów od Perły, przecinając orbitę planety LR-127B i kierując się w stronę zewnętrznych układów systemu, wyraźnie na jakąś wyznaczoną wcześniej pozycję.

Ufali Spencerowi. Po rozmowie wyszło na to, że to porządny gość. Co prawda przejął się stratą Chi’rek, ale zrozumiał potrzebę, jaka sięga tym kryła. Niestety, to felinitka była mózgiem operacji i sam Spencer niewiele wiedział o zakresie zadania. Przynajmniej tak mówił. Dla nich nieistotna była teraz sprawa policyjna, lecz wyrwanie się z układu Alfa Scuti i złożenie raportu Federacji.

- Adel. Czy mnie słyszysz? Tutaj Spencer. Mam przesyłkę… Czy gotowi jesteście nas przyjąć.

W końcu usłyszeli przychodzący sygnał i pomieszczenie rozjaśnił holo-przekaz ukazujący twarz jakiegoś szczupłego, chytrego mężczyzny, w średnim wieku.
- Czy były jakieś problemy. Federacja albo Polarianie?

- Cześć Szumack – powitał hologram Spencer. – Były, jak cholera. Na szczęście Polarianie zajęli się Fedziami. My tymczasem weszliśmy gdzie trzeba i przejęliśmy, co trzeba.

- Jakieś starty?

- Tak. Natrafiliśmy na grupę uderzeniową obcych, a Virrago ocipiał i wypuścił rekombinaty. Przeżyła tylko Chi’rek, ale straciła przytomność i nie wiem, co z nią zrobić.

- Daj podgląd.

- Nie da się. Polarianie walnęli atomówką w Salt-01, a ja byłem tuż obok. Cudem się wyrwaliśmy. Nie działa mi maskowanie. Mam rozwalone emitery tarcz, uszkodzoną strukturę zewnętrzną. Tracę cholerne ciepło i energię. Musisz mnie szybko przejąć, kurwa. Nie pogrywaj. Zostało nas trzech. Wiem co sobie kombinujesz z Dragonovem. Dwóch to lepiej do podziału, niż trzech. Ale, koleżko, we dwóch nie poprowadzisz okrętu takiej klasy, nie przemkniesz się przez system Fedziów. Podaj sygnał naprowadzający. Nie odpierdalaj.

- Hawk. Podaję sygnał naprowadzający.

Holo-przekaz znikł.

Zamigotały pola osłonowe. Niebieski sygnał rozświetlił konsoletę. Spencer dał znać wzrokiem Westowi, by ten zwolnił, wrzucił silniki hamujące. Weszli w prędkość manewrową po kilkunastu sekundach.

I wtedy ją zobaczyli. Fregatę o typowy kształcie jaki cechował konstrukcje Felinitów. To musiał być zaginiony Vassico se Davakh. Ta sama konstrukcja. Ten sam specyficzny kadłub wyraźnie widoczny na ekranach zasięgowych.

- To Vassico se Davakh? – Zapytała Frida. – Ten, który zaginął w systemie Epsilion Eridani dwa lata temu.

- Tak – odpowiedział Spencer. – Dzięki temu ich namierzyliśmy. Ekipa Szumracka dostała spory zastrzyk gotówki od korporacji, które maczały paluchy za nielegalnymi badaniami na Perle. Nie uwierzycie, jakie cudeńka zamontowali na tym okręcie. Teraz okręt nazywa się Adel. Na cześć matki Szumracka, taki jest, jebaniutki, sentymentalny.

Dryfowali w stronę Adel powoli, ściągani promieniem naprowadzającym. Widzieli, jak otwiera się dok dla Hawka. West wprowadził ostrożnie maszynę do środka. Spencer i Belzen chwycili karabiny, Chan pistolet w ocaloną rękę.

- Ja wychodzę pierwszy. Zagaduję. A wy wyskakujecie i walicie do nich, jeśli nie rzucą broni. O ile ją wezmą. Przejmujemy statek.

CLARKE

Unosił się w powietrzu! Poczuł to! Podobnie jak ciepło jakiejś cieczy wokół siebie.

Otworzył oczy, które natychmiast zalał mu jakiś płyn. Szybko jednak zorientował się, że może patrzeć przez niego i nic złego się nie dzieje.
Znajdował się w jakiejś … kadzi. Do twarzy miał przymocowaną jakąś … maskę zakrywającą usta i nos. Kadź miała przeźroczyste ściany – grube i zapewne trwałe – a za nią widział inną ciecz. W tym płynie, o parametrach kojarzących się z lekko zielonkawą wodą poruszył się jakiś kształt. Przypominający mitycznego trytona stwór, w którym Clarke rozpoznał bez trudu … polarianina.

I wtedy zobaczył drugi zbiornik, a w nim unoszącą się Chi’rek. Felinitka, podobnie jak i on, była naga. Przez dwie warstwy wody – tą wypełniającą zbiorniki i tą poza nimi – jej ciało widział jako rozmazaną, trochę groteskową smugę.

Zrozumiał.

Znaleźli się na statku wroga. Jako jeńcy wojenni i zapewne obiekty badań nad ich gatunkami. Clarke wiedział, że niekiedy ludzie z zaatakowanych przez Polarian systemów i planet znikali bez śladu. Teoria z porwaniami była jedną z bardziej prawdopodobnych i teraz … potwierdziła się.

POZOSTALI

Poszło zaskakująco dobrze.

Na ich spotkanie wyszedł tylko Szumrack, ale widok trójki uzbrojonych ludzi w zdewastowanych skafandrach Federacji wystarczył, by pirat dał się związać. Potem podobnie postąpili z siedzącym za sterami Dragonovem – wysokim chudzielcem o twarzy urodzonego zabijaki.

Spencer pomógł zamknąć ich w hiberna torach trans przestrzennych, które – ja wyjaśnił – służyły do szmuglowania jeńców porywanych przez piratów dla okupu z kosmicznych jachtów i luksusowych wycieczkowców.

W międzyczasie Frida Van Benzen zasiadła za sterami Adeli. Fregata była doskonale wymuskana, podrasowana i nie ustępowała klasą AJOLOSOWI, chociaż miała zdecydowanie gorsze uzbrojenie i słabsze tarcze oraz pancerz. Do działań zaczepnych na nieuzbrojonych jednostkach i przemykaniu się przez układy była idealna.

- Mamy problem – szybko zorientowała się, że sprawa nie wygląda tak kolorowo.

- Wiem. Oberwaliśmy od Polarian. Okręt trzymał rezerwę energii na skok międzygwiezdny.

- To też. Ale zbliża się do nas Polariańska jednostka. Ta, która operowała w pasie asteroid.

- Sugeruję podać koordynaty skoku na najbliższy system Federacji. Trzeba zameldować o tym, co się tutaj wyprawia. To teraz priorytet.

Zgodzili się ze Spencerem, a kiedy Polariańska jednostka dotarła na koordynaty Adeli, dawny kupiecki transportowiec wykonał właśnie skok międzygwiezdny w stronę obrzeża Rdzenia.

Ich misja została zakończona. Przeżyli i wrócili do Federacji przynosząc ważne nowiny. Stracili jednak połowę ludzi.

Czy ich życie było tego warte?
Czy Federacja doceni ich osiągnięcia?
Co zrobi z pradawnym obcym uciekającym przed Polarianami?
Co zrobi z pierwszym kontaktem z Polarianami, który nie zakończył się walką? Co zrobi Federacja z bezcennym doświadczeniem związanym z walką na lądzie z agresorami z Gwiazdy Polarnej?

To były pytania na inną opowieść.
Ich misja bowiem dobiegła końca.

Wracali do domu.


KONIEC PRZYGODY
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172