Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-10-2014, 12:26   #1
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
SYGNAŁ [Głębia Przestrzeni]



Korweta patrolowa klasy ZEUS sunęła ze stałą prędkością przez sektor LR – 127 zlokalizowany w Ramieniu Krzyża Drogi Mlecznej. Powodem obecności jednostki patrolowej na obrzeżach układów należących do Federacji było to, że system wczesnego ostrzegania wychwycił niedawno w tym sektorze sygnatury okrętów Polarian, z którymi Federacja była oficjalnie w stanie wojny.

Mimo wieloletnich prób nawiązania kontaktu z obcą rasą podejmowanych przez przedstawicieli różnych ras przynależnych do Federacji, jedyną odpowiedzią ze strony Polarian była zawsze agresja. Wojna trwała od kilku lat, i jak na razie przyjmowała formę potyczek i mniejszych starć w zewnętrznych systemach należących do Federacji. Rada zmuszona była, po raz pierwszy od ponad dwóch stuleci pokoju, sięgnąć po bezpośrednie rozwiązania siłowe.

Analitycy doktryn wojennych Federacji, wspierani przez zaawansowane wirtualne inteligencje opracowane przez sireńczyków i moce przewidywania przyszłości ESPERów Korpusu, bazując na założeniach opartych o dotychczasową strategię Polarian oraz ubogim materiale wyjściowym xenologii obcych, opracowali kilka potencjalnych scenariuszy działań wroga w najbliższym czasie. Jeden z nich przewidywał zmasowany atak na cele Federacji od strony mniej kontrolowanych sektorów galaktyki. Federacja wydała miliardy kredytek i stworzyła system wczesnego ostrzegania, zwany SIECIĄ, który opierał się na działaniu specjalnych sond umieszczonych w odległych układach gwiezdnych.

Przez dwa lata był spokój i Federacja powoli zaczynała żałować poniesionych nakładów, kiedy niespodziewanie, przed czterema dniami, jedna z sond w sektorze LR-127 na Ramieniu Scutum-Crux galaktyki, w układzie gwiezdnym Tarczy, w pobliżu gwiazdy Alfa Scuti, przesłała sygnał o zarejestrowaniu sygnatury polariańskiego okrętu.

Alfa Scuti leżała blisko sto siedemdziesiąt cztery lata świetlne od kolebki ludzkości – Ziemi, i zaledwie osiemnaście lat świetlnych od rubieży terytoriów kontrolowanych przez Sireńczyków, jedną z ras założycielskich Federacji. Była to odległość na tyle bliska i nie można było zignorować przesłanego komunikatu.

Rozkazy sprawdzenia sygnału otrzymała najbliższa korweta patrolowa należąca do Federacji – AJOLOS klasy ZEUS, znajdująca się w odległości siedmiu lat świetlnych od celu.

Kapitan AJOLOSA wydał odpowiednie rozkazy i korzystając z technologii skoku hiperprzestrzennego osiągnął sektor LR-127 w ciągu ośmiu godzin. AJOLOS miał zamontowany doskonały model hipernapędu – dokładny i w miarę komfortowy dla załogi, – lecz posiadający poważne ograniczenie w warunkach bojowych. Generatory fuzyjne ładowały się ponad siedemdziesiąt standardowych godzin nim okręt był w stanie ponownie wykonać hiperskok. Pod warunkiem, że w tym czasie nie używano niszczycielskich dział zamontowanych na statku, lub nie wykorzystywano systemów maskowania czy też deflektorów wzmacniających ochronę kadłuba solid ze stopów osmonitu – niezwykle trwałych i odpornych na trafienia bronią energetyczną mniejszej mocy.

Korwety typu ZEUS był większymi jednostkami zwiadowczymi, gotowymi do nawiązania walki z przeciwnikiem, gdyby zaistniała taka konieczność, ale głównymi atutami tego typu statków były: szybkość, znaczna manewrowość , nowoczesne systemy maskowania i bardzo rozwinięte moduły skanowania umożliwiające skuteczne namierzanie innych okrętów kosmicznych. Technologia stosowana na ZEUS-ach opierała się na zaawansowanych systemach sireńczyków, co czyniło ją niemal niezawodną, nawet w pobliżu silnych zakłóceń lub źródeł radiacji. Załoga korwety składała się z ośmiu osób. Jej członkowie przeszli szkolenie specjalistyczne dające im kwalifikacje niezbędne do wykonywania misji zwiadowczych . Jedynym problemem było to, że w tym składzie osobowym, wykonywali swoje pierwsze zadanie.



AJOLOS wyszedł z prędkości skoku i korzystając z silników korekcyjnych zwolnił do niskiej prędkości systemowej wynoszącej zaledwie pięćset kilometrów na sekundę. Przeciążenie towarzyszące wyjściu z prędkości skoku, jak zawsze, doprowadziło załogę do odczuwalnego dyskomfortu fizycznego, przejawiającego się lekkimi zawrotami głowy i uczuciem mdłości. Na szczęście objawy te u doświadczonych w lotach kosmicznych ludzi ustępowały po kilkunastu minutach od wyrównania prędkości.

Kiedy prędkości zostały ustabilizowane, na statku zapaliły się zielone światła pozwalające załodze na opuszczenie „kokonów”, jak popularnie nazywano fotele stabilizacyjne chroniące ludzi przed przeciążeniami podczas hiperskoków. Fotele stabilizacyjne przypominały bardziej oszklone kapsuły biomedyczne, niż tradycyjne fotele lotnicze i stąd właśnie wzięła się ich obiegowa nazwa.

Widząc światło przyzwolenia załoga wypięła się z pasów zabezpieczających, opuściła fotele i udała się na wyznaczone przez sprawowaną funkcję stanowiska. Kapitan zajął fotel na mostku pierwszy. Potwierdził kodami bezpieczeństwa zakończenie protokołu skoku i wirtualna inteligencja oddała mu kontrolę nad AJOLOSEM przejmując natychmiast przypisane jej funkcje pomocnicze. Doświadczeni przez historię ludzie nie mieli zaufania do sztucznych inteligencji, a swoje zakazy tworzenia maszyn myślących przeforsowali w całej Federacji.

Kapitan przełączył interkom wewnętrzny na nadawanie i po chwili załoga usłyszała jego głos wydobywający się z głośników.

- Tutaj kapitan, Seret Tactor. Jak wiecie, w sektorze LR-127, pięć dni temu wykryto sygnaturę polariańskiego okrętu. Nie jesteśmy pewni, czy statek jest jeszcze w tym sektorze, czy tylko przelatywał w pobliżu Alfa Scuti, ale dostaliśmy rozkazy to sprawdzić. Na razie działamy zgodnie z protokołem żółtym, co oznacza że zachowujemy naszą obecność w pełnym ukryciu. Gwiazda Alfa Scuti to pomarańczowy olbrzym typu widmowego K, zmiennego. Emituje znaczną ilość promieniowania, więc możemy mieć problem z nasłuchem, ale jednocześnie trudniej będzie wykryć naszą obecność. Nie musicie więc utrzymywać pełnej ciszy. Zacznijmy procedurę gotowości. Załoga, zgłaszać się po kolei i meldować o sytuacji.

Po chwili wszyscy żołnierze byli już a swoich stanowiskach obserwując holowyświetlacze i ekrany nadzorowanych urządzeń. Systemy pokładowych komputerów wypluwały pierwsze informacje o sektorze LR-127 i układzie gwiezdnym, w którym mieli dokonać rozpoznania.

Wokół gwiazdy Alfa Scuti wykształcił się mało poznany system planetarny składający się z czterech planet. Najbliżej gwiazdy, zaledwie 80 milionów kilometrów od jej korony, krążył LR-127A – o średnicy orbitalnej 60 tysięcy kilometrów – czyli planeta jakieś pięć lat większa od Ziemi. Pozbawiona satelitów LR-127A była całkowicie nieprzystosowaną do życia, płonącą kulą ciężkich metali z niestabilnym jądrem.

Sto dwadzieścia dwa miliony kilometrów od Alfa Scuti orbitowała po wydłużonej elipsie Perła, o średnicy niespełna 7 tysięcy kilometrów. Powierzchnia Perły była słoną pustynią o charakterystycznym modelu powierzchni – ogromnych, nakładających się na siebie, masywnych płyt tektonicznych pokrytych kryształami soli, efekt nieudanego terraformingu, przeprowadzonego nielegalnie przez jedną z dawnych korporacji. Na Perle znajdowała się kiedyś kolonia ludzka, lecz zabrudzone innymi substancjami NaCl nie stanowiło takiej wartości, aby utrzymywać tutaj jakąkolwiek placówkę. Perła, jako jedyna planeta w systemie, miała warunki sprzyjające do zejścia na powierzchnię z wykorzystaniem skafandrów ochronnych dostępnych na AJOLOSIE.

Kolejną planetą był oddalony od gwiazdy macierzystej o miliard dwieście milionów kilometrów LR-127B – gazowy olbrzym o średnicy 110 tysięcy kilometrów, z wyjątkowo toksyczną atmosferą. LR-127B wykształcił trzy własne satelity – LR-127BA, LR-127BB i LR-127BC – pozbawione atmosfery skały o znacznym widmie radioaktywnym, co oznaczało, że złożone są w znacznej ilości z pierwiastków aktywnych promieniotwórczo.

Najdalszą planetą układu był lodowo – gazowy Toth – oddalony o prawie trzy miliardy kilometrów od Alfa Scuti o średnicy równikowej blisko 70 tysięcy kilometrów i posiadający gęstą atmosferę, w której zachodzą złożone zjawiska pogodowe. Poza tym znajdują się na nim powierzchniowe zbiorniki (jeziora i morza) ciekłych węglowodorów. Toth miał jedenaście naturalnych satelitów, które były znacznie mniejsze niż ziemski księżyc. Zwykłe kawałki zlodowaciałych skał pochwyconych przez grawitację Totha.

Pomiędzy Perłą a LR-127B, w o odległości sześciuset osiemdziesięciu milionów kilometrów od Alfa Scuti znajdował się szeroki pas asteroidów, najpewniej pozostałość po piątej planecie układu.

AJOLOS wyszedł z hiperprędkości w odległości sześciu milionów kilometrów od Totha. Jak na skok hiperprzestrzenny to było jak parkowanie w ciasnym garażu. Blisko. Można nawet powiedzieć, że za blisko. Ale to tylko świadczyło o kunszcie nawigatora, lub o braku umiejętności.

- Przyśpieszenie do drugiej prędkości systemowej. - Rozkazał kapitan.

Oznaczało to, że AJOLOS będzie poruszał się przez układ z szybkością bliską 30 000 km na sekundę (jednej dziesiątej prędkości światła), co stanowiło prawie maksymalną prędkość osiągalną przez korwetę typu ZEUS bez używania silników hiperskoku i dopalaczy protonowych – silników rufowych włączanych tylko w warunkach bojowych, pozwalających dokonywać potężnych przyśpieszeń. Dużo szybszym statkiem był myśliwiec zwiadowczy klasy Thunder, który potrafił na krótkie dystanse rozwijać prędkości podświetlne rzędu nawet 200 000 km na sekundę.

- Sygnał, który przechwyciła sonda SIECI bez wątpienia pokrywał się z sygnaturą polariańskiego okrętu o nieznanej sile bojowej. Mogła to być jednostka patrolowa, podobna do naszej, albo zwiadowca o innym przeznaczeniu. Nie można jednak wykluczyć potężniejszej jednostki wojennej. Zachowujemy więc kod żółty i polegamy na naszych systemach maskowania, póki nie upewnimy się, z czym mamy do czynienia.

Kapitan wydawał instrukcje spokojnym, zdyscyplinowanym głosem.

- Sygnał przesłała sonda umieszczona na orbicie jednego z księżyców Totha o nazwie Hal07. Znajdujemy się w odległości pięciu i pół miliona kilometrów od jej prawdopodobnej pozycji. Oznacza to, że nasz cel zostanie osiągnięty za pół godziny. Naszym pierwszym zadaniem jest manualne podłączenie się pod system pamięci sondy i bezpośredni odczyt zebranych danych, ponieważ z nieznanych nam przyczyn, zdalne odczytanie danych okazuje się być niemożliwe. Dane zebrane z sondy pozwolą nam określić przybliżony kurs i prędkość z jaką poruszał się wrogi obiekt.

Kapitan przez chwilę analizował dane, które pojawiały się nieprzerwanie na jego holowyświetlaczu nim wydał rozkazy.

- Van Belzen. Podprowadź AJOLOSA w pobliże Hal07. Utrzymuj bezpieczną odległość nie mniejszą niż pięćdziesiąt tysięcy kilometrów. Bez popisów. Ross, namierz naszą sondę SIECI i prześlij koordynaty do Westa. West, przygotuj Thundera do lotu. Sprawdzisz jego sprawność. Bierzesz ze sobą Jonesa, który wyjdzie w przestrzeń i dokona manualnego transferu danych. Potem wracacie na AJOLOSA. Ross przez cały czas utrzymuj systemy maskujące i nasłuchowe na pełnym spektrum. Chan, systemy bojowe także w pełnej gotowości, obserwuj odczyty i czekaj na rozkazy. Clarke i Rowens. Wasza dwójka natychmiast uda się do maszynowni i posprawdza systemy zasilania. Mamy jakieś niepokojące przeciążenie w przepływach energii. Możliwe, że któreś ogniwo zasilania wymaga wymiany. Nie chciałbym, aby to wpłynęło na naszą zdolność bojową. Sprawdźcie, co się dzieje i przywróćcie pełną funkcjonalność. To nasze priorytety w tej chwili. Do odwołania obowiązuje kod żółty. Zachować ograniczoną komunikację radiową. Zmniejszamy emisję ciepłą, więc wszyscy wchodzimy w skafandry i nakładamy maski tlenowe. Minimalizujemy wydatek energii. Wróg nadal może być w pobliżu.

Załoga potwierdziła przyjęcie rozkazów i zajęła się ich wykonywaniem. AJOLOS zbliżał się w stronę Hol07.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 27-10-2014 o 16:35. Powód: literówki
Armiel jest offline  
Stary 28-10-2014, 01:49   #2
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
- Odsuńcie się... Będę rzygał... - rzekł jęczący młodzian wygrzebując się ze swojego kokonu. Sądząc po minie i tego jak się wychylił poza krawędź swojego "łóżka" faktycznie można było dać się nabrać na ten numer. No ale, że robił go zawsze po skoku, odczuwalne dolegliwości były realne i miał dość niewyraźną minę to ktoś kto widział go w takiej sytuacji po raz pierwszy faktycznie mógł sądzić, że on tak na serio...

- No albo nie... Najpierw coś zjem a potem se porzygam... Będzie czym no nie? - uśmiechnął się swoim wręcz firmowym, promiennym i ciepłym uśmiechem od którego i innym często robiło się cieplej na duszy. Powiadano, że póki Ross się usmiecha to na pewno nie jest tak źle by się jeszcze nie można było wygrzebać z tarapatów. Młody skaner roztaczał wokół siebie pogodną i optymistyczną aurę co w połaczeniu z sumiennością i w wykonywaniu obowiązków sprawiało, że w codziennej bytności na pokładzie i poza nim miał zdecydowanie mniej kłopotów i nieprzyjaciół.

Gdy już doszedł do siebie i znalazł się na mostku na swoim stanowisku zajął się standardowym poskokowym sprawdzaniem co z aparaturą na pokładzie i jak wygląda sytuacja poza nim. W milczeniu słuchał słów kapitana potwierdzając przyjęcie rozkazów. Teraz dla odmiany pochylony nad swoim kokpitem był skupiony i poważny. Chodź bez śladu zaniepokojenia bo na razie nie widział czym mieliby sie martwić.

Morgan mimo, że poza służbą zdawał się być nonszalanckim zgrywusem i lekko duchem to jednak do swoich obowiązków podchodził poważnie. Często jak miał jakiś pomysł czy uwagę, nawet spoza swojej specjalizacji to się nią dzielił. Potrafił się też wykazać inicjatywą a nie być biernym wykonawcą rozkazów. No i jak chyba każdego rasowego członka jednostki zwiadowczej cechowała go naturalna ciekawość. Lubił próbowac nowych rzeczy i sztuczek, chętnie słuchał nowych wieści zwłaszcza pod kątem swojej specalizacji.

- Ta je szefie. Nasze systemy łaczności, skanery, maskowanie są sprawne i gotowe do akcji. Maskowanie mamy właczone, pozostaje na nasłuchu. Wszelkie aktywne skanery są obecnie wyłaczone. - rzucił meldując kapitanowi stan swojego stanowiska. Obecnie priorytetem było "zniknięcie" dlatego zameldował o wyłacznie pasywnej obserwacji fal eteru swoich czujników. W razie potrzeby mógł w każdej chwili właczyć i aktywne które były dużo wydajniejsze i dokładniejsze no ale wówcza jak ktoś nasłuchiwał jak oni w tej chwili miałby ich pewnie jak na widelcu. Co prawda nadal mieliby torchę opcji, zwłaszcza za sprawą Ross'a i van Belzen no ale już musieliby się nakombinować. Zwłaszcza jak ktoś miał zblizone do nich mozliwosci techniczne.

- Z tą sondą... Mamy dość dokładny rejon gdzie powinna się znajdować. Zarzuciłem sieć. Jak nasza rybka gdzieś tam jest to się nam powinna złowić jeśli tam jest. Jak nie to coś musiało się z nią stać i to pewnie niezbyt fajnego. - zameldował kolejno o wykonaniu polecenia oraz o swojej opinii co do losu automatu. Pozostawało mu teraz czekać aż radio lub radary przekażą mu na konsoletę wyniki poszukiwań. Czekając na to poczekał czy ktoś jeszcze ma z nim do pomwienia pilnego i zaczął przywdziewać kombinezon ochronny.

Uważał, że sonda może ma jakiś problem z przesyłem danych ale miał nadzieję, że sam jej nadajnik działa i wychwycą jej sygnał. To by znaczyło, że wszystko gra. Mógł jeszcze nadać skumulowany komunikat czyli coś jak wezwanie do odpowiedzi. Wówczas sonda jak z nią wszystko gra powinna odpowiedzieć. Choć istniał cień szansy, że ktoś mógłby śledzić jej meldunki i w ten sposób namierzyć ich okręcik. Choć nadal była szansa, że namierzy tylko ogólny kierunek bo by ich wykryć przy pełnym wyciszeniu to już skubaniec musiałby mieć sprzęt niebywałej klasy. A na tę okoliczność to spokojnie chłpaki z mysliwca też mogli nadać takie wezwanie i przekazać na pokład korwety. Wówczas sytuacja wyglądała podobnie ale było o tyle lepiej, że wykrycie mniejszej jednostki było jeszcze trudniejsze a już wysledzenie co i gdzie ona nadaje tak samo.

No istniała jeszcze możliwość wykrycia radarowego sondy. Zwłaszcza jakby nadajnik miała uszkodzony lub w ogóle wrak przypominała. Wówczas na ekranie przypominałaby kolejną drobinę na orbicie. Jednak dość czysto metaliczną drobinę przez co dającą dobry sygnał. A, że miał jej orbitę i potencjalne połozenie uważał, że mógłby ją zlokalizować nawet tak głównie poprzez drogę eliminacji innych syfów. No a przynajmniej na tyle zawęzić obszar by posłac chłopaków w mysliwcu na dość pewny namiar.

Raczej odpadało wykrcie cieplne. O ile sonda się właśnie nie jarała to była tylko chłodnym kawałkiem metalu. Ale jej metaliczne i gładkie powierzchnie można jeszcze było wykryć jak odbijają światło gwiazd zwyczajna optyką. Zwłaszcza jak się przeszukiwało dośc ograniczoną przestrzeń gdzie powinna być.

Podsumowując te swoje plany i teoretyzacje podczas ubierania kombinezonu które po części wykonywał dla sportu i przyjemności to Morgan był pewien, że jeśli ta sonda tam jest to on ją znajdzie. Podobnie sprawa miała się z zaginionym okrętem obcych. Choć tu już sprawa była znacznie bardziej skomplikowana.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 28-10-2014, 02:09   #3
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wyjście ze skoku zawsze był dla niego problematyczne. Jasne, przeszedł pełne szkolenie podstawowe, dodatkowe zajęcia ogólnorozwojowe na akademii i treningi przeciążeniowe. Tylko jego ciało jakoś nie mogło się do tego przyzwyczaić. Jeszcze od razu kazano mu się pakować w skafandry. Jedyne co go przyprawiało niemalże o euforię, to pełna gotowość bojowa. Na twarzy potomka Azjatów gościł lekki uśmiech, kiedy wkładał soczewki, okulary chowając do futerału. Chudawe ciało szybko wślizgnęło się w skafander i po chwili nawet krótko ścięte czarne włosy zniknęły pod maską. Skromne trzy milimetry szczeciny dodawały twarzy ascetycznego wyrazu.


Gdy tylko zapakował się szczelnie, ruszył od razu do konsoli bojowej. Zamruczał cicho wraz z holoekranami, kiedy te wracały do życia po drzemce. - Stęskniłem się za tobą. - Wyszeptał cicho, nie aktywując komlinka. Oczy wertowały odczyty i wyniki suchych testów, wszystko zdawało się zgadzać. Wyrzutne gotowe, głowice naszykowane w standardzie 9/3 z trzema obronnymi do kontrowania wrogich głowic. Obrona punktowa w pełni sprawna i gotowa. Przełączył się na chwilę na neuro łącze i sprawdził ewentualne zakłócenia. Zaczął zdawać raport.
- Systemy obronne sprawne i gotowe, konfiguracja standard, jeśli będzie trzeba, damy radę wstrzelić się nawet w pas asteroid i uwić sobie gniazdko. Chociaż wolałbym tego nie sprawdzać. - Zakończył sprawozdanie i niemalże zamarł w fotelu. Jedynie co chwila jego palce sprawdzały ustawienia i zakończone sesje diagnostyczne. Był zadowolony, ale tego się spodziewał, w końcu byli na całkiem nowej i sprawnej jednostce, a nie wraku, którego konsole były projektowane kilka wieków temu.


Tknięty nagłą myślą, nastawił główny ekran na odczyty z obrony punktowej, zbierającej informacje z najbliższego otoczenia statku najbardziej podstawowymi czujnikami. Odczekał kilka sekund i ponownie uaktywnił komlink. - Brak pól minowych i innych niespodzianek w polu widzenia. Póki co. - Ostatnie słowa dodał z uśmiechem maniaka na twarzy. Tego jednak nie mógł nikt dojrzeć.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 28-10-2014, 23:58   #4
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Miesiące mijały. Mijały wolno i spokojnie co wcale Isaac'owi nie przeszkadzało. Mimo swojego szkolenia wojskowego i umiejętności bojowych zdecydowanie wolał oddawać się swojej pasji - okrętom. Statek na którym przyszło mu obecnie służyć, ochrzczony AJOLOS, był zdecydowanie mniejszą jednostką niż te na których miał okazję pracować wcześniej. Po skończeniu studiów na Wyższej Akademii Wojskowej na profilu inżynierskim ponad siedem lat temu, trafił na staż na okręt wydobywczy OWF SPEARHEAD.



Jego zadaniem było asystowanie głównemu inżynierowi. Jednak co to była za jednostka! Kilkukrotnie większy w porównaniu jednostki klasy ZEUS, wyposażony w potężne lasery umożliwiające cięcie planet z orbity i transportowanie urobku poprzez tunele grawitacyjne wprost do ładowni mogącej pomieścić tysiące ton rudy i metali. Isaac'owi wydawało się, że trafił na najbardziej zaawansowany technicznie okręt na jaki mógł trafić, a jednak jego światopogląd uległ zmianie, gdy udało mu się dostać pracę na OWF TOMAHAWK - pancerniku marynarki wojennej Federacji. Z racji jego wykształcenia była to dla niego bardziej adekwatna jednostka, co więcej był świeżo po zdaniu egzaminu uprawniającego go do pełnienia samodzielnej funkcji inżyniera okrętowego, czy jak załoga wolała mówić technika. Tam pierwszy raz miał okazję zetknąć się z pancerzem wspomaganym, który był dostępny jedynie dla inżynierów wojskowych, więc na OWF SPEARHEAD, cywilnym statku, mógł tylko wyobrażać sobie jaką technologią dysponuje wojsko. W szkole widział prototypy egzoszkieletów i pancerzy, ale prawdziwą wiedzę zdobywa się dopiero w służbie i nawet najlepsze szkolenie nie zastąpi doświadczenia. Gdy pierwszy raz używał kombinezonu czuł się niemal jak superbohater z komików, które czytał będąc dzieckiem. Pancerz nie tylko pozwalał mu przebywać w przestrzeni kosmicznej, ale zwiększał jego potencjał fizyczny.


Człowiek zakuty w taką "zbroję" zyskiwał na sile i szybkości oraz był częściowo chroniony przed niebezpiecznymi warunkami zewnętrznymi - wysoką temperaturą czy promieniowaniem, co miało nie małe znaczenie przy naprawach wymagających wejścia do maszynowni, a dokładnie do reaktora, w którym bez tego zabezpieczenia człowiek nie mógłby przeżyć. Głównym zadaniem techników w pancerzach były sprawy serwisowe. Dlatego też pancerz wyposażony był w wielofunkcyjne ramie, które służyło naprawom, a wzmocniona siła miała pomagać przy naprawach i przeładunku ciężkich elementów statku jak na przykład elementy reaktorów fuzyjnych albo starodawnych jądrowych. Dodatkowym walorem była pewna doza ochrony przed bronią małokalibrową. Z racji charakteru jednostki, na której wyposażeniu był pancerz, mógł być dostosowany do zadań bojowych, wtedy zamiast multinarzędzia montowano lekkie działko laserowe. Jednak nie wszystko było tak piękne jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. W pancerzach zdarzały się awarie i mimo wszystkich swoich walorów obronno-ochronnych dalej były to narzędzia raczej kruche i przy dłuższej ekspozycji na szkodliwe warunki zdarzały się wypadki, często śmiertelne. Isaac nie raz słyszał o nierozważnym młodym inżynierze, który za bardzo zawierzył technologii i stracił życie w próżni bądź komorze reaktora.

Isaac mimo wszystko zakochał się w tej technologii i postanowił ukierunkować swoją dalszą karierę na operatora takiego cudeńka. Z pancerzem łączyła go więź emocjonalna, nie traktował go jak przedmiot, a jak człowieka.

Wersji pancerza SCORPION, która była na wyposażeniu AJOLOSA nadał nawet imię i pozwolił sobie wymalować farbą na piersi swojego, bądź co bądź, małego mecha jego imię - Lucy.

* * *


Podczas służby na AJOLOS'ie Isaac szybko stał się Panem Złota Rączką. Mało było rzeczy mechanicznych i elektronicznych, których trzydziestopięcioletni inżynier nie był w stanie naprawić, co z resztą załoga skrzętnie wykorzystywała. Począwszy od drobnostek jak odtwarzacz muzyki, poprzez sprzęt kuchenny, aż do wielkich ogniw energetycznych zasilających statek klasy ZEUS (co akurat należało do jego zadań). Clarke przez te kilka miesięcy zaprzyjaźnił się z załogą, a z racji swojego pozytywnego usposobienia i uczynności jego stosunki z pozostałymi były w jak najlepszym porządku, choć niektórych przerażał jego stosunek do Lucy. Dni mijały, przechodziły w tygodnie i miesiące. Isaac z radością wykorzystywał ten czas na zgłębianie tajników mechaniki ALOJOS'a jak i swojego pancerza wspomaganego. Ten okres spokojnego patrolowania był dla niego niczym gwiazdka dla dziecka - "dostał" nowe zabawki, którymi mógł się nacieszyć. Codziennie kilkukrotnie sprawdzał wszystkie systemy, nawet jeśli w regulaminie wymagana częstotliwość kontroli wynosiła dwa razy na dobę. Jednak otrzymane rozkazy zakończyły ten sielankowy okres "zabawy", teraz, gdy mieli rozkazy sprawdzenia sygnału z sondy, Isaac będzie miał okazję sprawdzić się w warunkach bojowych.


* * *

Po skoku i wyjściu z nadprzestrzeni Isaac leżał jeszcze chwilę z zamkniętymi oczami. Nie lubił tego, choć było to praktycznie codziennością przy stacjonowaniu na okrętach. Po chwili otworzył oczy i wpatrywał się w zielone światła oznaczające, że załoga może opuścić kokony - jak to zwykli mówić o siedzisko-łożach, w których przeczekiwało się okres skoku. Gdy większość załogi opuściła pomieszczenie z kokonami Isaac z niewyraźną miną zwlókł się, a raczej wypadł z kapsuły. ~Jak ja tego nienawidzę. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję ~ pomyślał. Następnie jego wzrok skrzyżował ze wzrokiem młodej dziewczyny, esperki Ineth. Ta zauważyła, że technik nie za dobrze znosi podróże nadprzestrzenne, a Isaac wysilił sie na najbardziej szczery uśmiech na jaki go było stać przy uczuciu jakby wnętrzności wywinęły salto i przymierzały się do odtańczenia kankana. Po kilku minutach doszedł do siebie i ruszył pewnym krokiem na mostek. Gdy dotarł na miejsce prawie wszyscy siedzieli na swoich stanowiskach więc Clarke postanowił nie odstawać i nonszalancko upadł na fotel przed swoim holowyświetlaczem. Gdy zalogował się do systemu na jego żółtobladym holoekranie zaczęły przelatywać informacje o systemach statku. Kilka sekund wystarczyło aby anomalia w raportach rzuciła się w oczy inżyniera. Machnął ręką zatrzymując strumień danych, "uszczypnął" powietrze przed holoekranem i odpowiedni komunikat został wyrzucony na wierzch.
~A cóż my tu mamy. Przeciążenie w przepływie energii? Pewnie znów szlag trafił, któryś z rdzeni energetycznych będzie trzeba to sprawdzić~

- Clarke i Rowens. Wasza dwójka natychmiast uda się do maszynowni i posprawdza systemy zasilania. Mamy jakieś niepokojące przeciążenie w przepływach energii. Możliwe, że któreś ogniwo zasilania wymaga wymiany. Nie chciałbym, aby to wpłynęło na naszą zdolność bojową. Sprawdźcie, co się dzieje i przywróćcie pełną funkcjonalność.

Głos kapitana Tactora wypowiadający jego nazwisko wyrwał go z zamyślenia. Skinął głową, mimo tego, że kapitan nie mógł go widzieć. Poderwał się z fotela i ruszył w kierunku pomieszczenia z kombinezonami, po drodze klepnął w ramię esperkę Ineth i rzucił -Chodz, mamy robotę-

Gdy dotarli na miejsce Isaac podszedł do szafki, na której naklejony był pasek białej taśmy, na którym napisane było jego nazwisko. Szybkim ruchem wklepał swój kod na numpadzie i drzwi automatycznie otworzyły się ukazując zawartość podręcznego magazynku. Typowy skafander niebojowy przeznaczony do pracy w warunkach zagrażających życiu jak próżnia czy pomieszczenia z uszkodzonym systemem podtrzymywania życia.


Kombinezon standardowo wyposażony jest w zasobnik z tlenem oraz buty magnetyczne, które pozwalają na stanięcie na dowolnej metalowej powierzchni w warunkach zerowej grawitacji. Kombinezon Isaac'a dodatkowo wyposażony był w moduł naprawczy, który pozwalał mu wpinać się do systemów okrętu oraz dokonywać napraw poprzez zastosowanie wymiennych nakładek w zależności od potrzeb. Dodatkowo posiadał moduł kinetyczny, który pozwalał na manipulowanie cięższymi obiektami, co bywało przydatne przy naprawach w maszynowni.

Gdy Isaac był gotowy odwrócił się do esperki i skinął głową w kierunku korytarza, który prowadził do maszynowni. -Ruszamy, zobaczmy co znów się zepsuło- powiedział. -Powiedz mi, jak znosisz podróże w nadprzestrzeni? Ja służę na okrętach od dłuższego czasu, ale nie potrafię się do tego przyzwyczaić. Zresztą widziałaś, za każdym razem mam wrażenie, że zaraz wyzionę ducha.- zagaił rozmowę inżynier, zmierzając w kierunku maszynowni.
 

Ostatnio edytowane przez Lomir : 29-10-2014 o 09:13.
Lomir jest offline  
Stary 29-10-2014, 20:59   #5
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Kajuta Jones’a emanowała mrokiem. Żadne światło się w niej nie paliło, i jedyne co można było w niej dostrzec to palący się żar oraz dym unoszący się w powietrzu. Postawny, łysy mężczyzna dobiegający czterdziestki spoczywał sobie w swoim wygodnym fotelu i delektował się smakiem cygara. Na nosie miał opuszczone czarne okulary, a na uszach słuchawki, w których radośnie rozbrzmiewała V symfonia Beethovena. Mężczyzna milczał nie odzywając się wcale, a jedynie popalał, pozwalając by popiół sam odpadł. Czerwona popielniczka w kształcie dużego, okrągłego cycka przyjmowała to wszystko na siebie, jakby nie obcy był jej ten rytuał. Mężczyzna lubił często wracać myślami do swojej przeszłości, a w szczególności do kapitana Hermana Wolf’a. To właśnie dzięki niemu, temu jak go wychował i czego uczył od najmłodszych lat, stał się tak dobrym żołnierzem. Nie znał swoich rodziców, ani nawet swojego prawdziwego imienia - a przynajmniej tak “uroczyście” twierdził. Palenie cygara, słuchanie muzyki klasycznej i rozmyślania nad przeszłością było jego ulubionym zajęciem, w czasie wolnym rzec jasna. Nie miał żony ani dzieci, więc jedyne ukojenie znajdował w ramionach przygodnie poznanych panienek, lub w burdelach, do których czasem zaglądał po pijaku. Jones nie był świętoszkiem, i raczej nie zanosiło się nic, by coś mogło zmienić ten stan rzeczy.

Ludzie na statku nie wiele o nim mogli powiedzieć, bowiem nie udzielał się zbytnio towarzysko. Często aż nazbyt bezpośredni, grubiański nie był duszą towarzystwa. Dowcip miał dość ciężki, słownictwo ubogie, ale potrafił błysnąć ciętą ripostą w najmniej oczekiwanym momencie. Okulary, ich praktycznie nie zdejmował, i co zostało stwierdzone już przez kogoś, spał w nich nawet. Rzucało się jednak w oczy, to że zawsze dbał o swoje wąsy i bokobrody, które były idealnie przystrzyżone i zadbane.

Spokój panujący w kabinie nie został nawet przerwany, gdy żółte światło rozbłysło z żarówki, a głos kapitana wydobył się z interkomu. Łysol podrapał się po swoich długich bokobrodach i tylko pokręcił głową. Cygaro złapał między zębami, by móc narzucić na plecy swoją skórzaną kurtkę i ruszył w kierunku mostka. Szedł spokojnym, jednostajnym krokiem praktycznie przemykając obok biegających wokół załogantów. Oczywiście zwyczajowo olał zakaz palenia na mostku, ale tym razem kapitan miał co innego na głowie niż zajmowanie się cygarem Jones’a.

-West, przygotuj Thundera do lotu. Sprawdzisz jego sprawność. Bierzesz ze sobą Jonesa, który wyjdzie w przestrzeń i dokona manualnego transferu danych - padł prosty rozkaz, który zwiadowca skwitował tylko szerokim uśmiechem i kiwnięciem głową.

Kapitan widząc cygaro w ustach swojego podwładnego już chciał coś powiedzieć, gdy ten mu przerwał:

-Tak wiem...zero palenia na statku… Jeszcze raz, i pewnie kapitan włoży mi to cygaro, gdzie słońce nie dochodzi.. - nielegalny przedmiot włożył, przechodzącemu jakiemuś załogantowi do kubka z kawą. Cichy syk towarzyszył temu.

Jones spojrzał na Westa, który nie budził w nim żadnych uczuć. Ani pozytywnych ani negatywnych. Pilot po prostu żył i był jednym z nich. Dość towarzyski szczeniak, który bywał cholernym pedantem. Zasady, regulamin i takie tam. Trochę za dużo myślenia, a za mało zabawy. No ale to przychodzi z wiekiem.

-Dobra, młody idziemy...Nie płacą nam za oglądanie dziewczyn i gwiazd.. - rzucił uśmiechając się szeroko, pokazując przy tym swoje lekko pożółkłe zęby.

Kroki swoje skierował do miejsca, gdzie spoczywały skafandry. Przez chwilę zastanawiał się nad tym by wziąć ze sobą broń, ale cóż.. To miała być szybka akcja, więc nie spodziewał się kłopotów.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 04-11-2014, 19:16   #6
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rutyna.
Tak w skrócie można było opisać życie na AJOLOSIE. Przez wiele dni wszystko przebiegało według z góry ustalonego planu, co w niczym Tony'emu nie przeszkadzało. Nie da się ukryć - lubił ustabilizowane życie, a niespodzianek na służbie - nie. Jedną miał, i to mu wystarczało na samo życie.
Może dlatego tyle czasu poświęcał na sprawdzanie tego, co mogło mu wykręcić jakiś paskudny numer. I bynajmniej nie wypływało to z tego, że kochał regulaminy i postępowanie "by the book". Po prostu, jak powiadano, przezorny zawsze ubezpieczony. A komu miał wierzyć, jak nie sobie?

Nie da się ukryć, że pracy miał mniej, niż na BELEROPHONCIE. Tu nie przychodził co chwila dowódca skrzydła, pełen takich czy innych planów i pomysłów. I, na dodatek, był tylko jeden Thunder, prywatna niemal własność Tony'ego, a nie ponad setka, którymi na BELEROPHONCIE trzeba się było zajmować na zmianę - raz 09, a potem na przykład 28, by na lot wybrać się 42-ką.
Ponoć miało to wzmóc odpowiedzialność za sprzęt. Cóż... niektórzy nazywali to wyzyskiem kadetów i po cichu zastanawiali się, kto odwala tę robotę, gdy wspomnianych kadetów akurat nie było na pokładzie.
A Thundery, chociaż niby były identyczne, miały swoje przywary.
Ale ta chmara Thunderów była lepsza, niż nieszczęsne transportowe Hermesy... No i na AJOLOSIE był tylko jeden myśliwiec, którego w wolnych chwilach Tony mógłby nawet rozkręcić na pojedyncze elementy. Byle by potem na czas zdołał go złożyć...

Oczywiście doprowadzenie Thundera do stanu doskonałości (i utrzymanie w tym stanie) nie było jedynym zajęciem Tony'ego. Dla chcącego było mnóstwo ciekawych zajęć, a symulatory i komputery umożliwiały zdobywanie doświadczeń we wszystkich dziedzinach okrętowego życia - od zabawy w tworzenie różnorakich potraw w syntezatorach, po rozgrywanie kosmicznych bitew.

Konieczność udania się na kraniec znanego świata w poszukiwaniu sondy, której udało się zamilknąć, było - zdecydowanie - odstępstwem od rutyny.
Co z jednej strony cieszyło, z drugiej zaś... Spotkania z Polarianami podobno nie kończyły się przyjacielskimi uściskami dłoni.
Trzeba więc było mieć oczy szeroko otwarte.

***

Wyjście z hiperprzestrzeni nigdy nie było przyjemne, ale można się było przyzwyczaić. Po pewnym czasie i pewnej ilości przejść, a tych Tony'emu nigdy nie brakowało. Dzieckiem w kolebce... jak by to określił zapomniany wieszcz.

Gdy tylko zakończyła się procedura przejścia Tony pospieszył na mostek, omal nie tratując Friedy, która jak zwykle lazła przed siebie jakby jej kto zawiązał oczy.
- Te, ślepa komenda - rzucił w jej stronę z umiarkowaną sympatią kwitując rzucone pod swoim adresem obelgi.

Prawdę mówiąc nie bardzo rozumiał, czemu ma lecieć z Jonesem. Gdyby jeszcze chodziło o rozwalenie sondy na kawałki... Ale do wydobycia czegoś z owej sondy to bardziej by się przydał Isaac.
Najwyżej zrobimy jeszcze jedną wycieczkę, chyba że z sondy nic nie zostanie, pomyślał z przekąsem. Na paliwie nie musimy oszczędzać.

- No to biegnij - rzucił swemu przyszłemu pasażerowi, który najwyraźniej nie wiedział, że niektóre rzeczy można szybciej zrobić z mostka, niż z pokładu Thundera.
Pochylił się nad konsolą i wydał kilka poleceń, budząc tym samym komputery myśliwca.
Oczywiście to samo mógł zrobić w doku, ale w ten sposób można było zaoszczędzić kilka chwil.



Gdy tylko kontrolki kombinezonu zapłonęły zielenią Tony ruszył do doku.

Thunder już czekał.
Tony zajął miejsce w kokpicie i podłączył się do systemów myśliwca.
- Komputer? Sprawność systemów?
- Wszystkie systemy sprawne - w słuchawkach kombinezonu odezwał się ciepły alt, prywatna modyfikacja Tony'ego. - Szczelność sprawdzona. System podtrzymywania życia pasażera nie podłączony.
- Te, heros, podłącz wreszcie espeżet - rzucił do Jonesa.

- Thunder gotowy do startu - zameldował na sieci ogólnej, gdy wszystkie czujniki zaświeciły się na zielono. - Gdy tylko otrzymam współrzędne celu mogę startować.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 04-11-2014 o 19:18.
Kerm jest offline  
Stary 04-11-2014, 20:16   #7
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Zielona lampka w końcu uwolniła załogę od konieczności siedzenia w ciasnej kapsule. Frida z ulgą sięgnęła ku pasom i po krótkiej walce rozpięła sprzączki, pozbywając się ostatnich zabezpieczeń. Z lotów kosmicznych najmniej lubiła skoki - chyba jak każdy. Duże przeciążenia i nagłe zmiany prędkości nie wpływały pozytywnie na ludzkie ciało, ale do wszystkiego szło przywyknąć. Wcisnęła guzik, a przezroczyste wieko bezszelestnie podjechało do góry, pozwalając stanąć na własnych nogach - z początku dość niepewnie. Kilka głębokich wdechów i słabość zaczęła ustępować. Nie mieli czasu na zbędne cackanie się, nie na statku wojskowym. Niestety niektórzy, mimo upływu czasu, wciąż tego nie rozumieli.

Nawigator rzuciła pogardliwe spojrzenie Rossowi, wytaczającemu się pokracznie z sąsiedniego kokonu. Pieprzony błazen musiał być w centrum uwagi, z tym swoim głupkowatym uśmiechem i żartami tak suchymi, że van Belzen miała ochotę wypić beczkę wody za każdym razem, gdy otwierał japę. Mimo to całkiem przyjemnie się na niego patrzyło i kilka razy złapała się nad tym, że rozmyśla nad dyskretnym sposobem przykucia delikwenta łańcuchem do koi. Co prawda musiałaby go zakneblować, przez co straciłby część użytecznych funkcji, ale cóż - nic nigdy nie było idealne.
Parsknęła cicho i pokręciła głową, odganiając przyjemną wizję. Regulamin to regulamin - jasno określał co wolno, a czego lepiej unikać. Frida pracowała w wojsku, nie w burdelu - niby to samo, lecz tutaj obowiązywały ścisłe zasady. Za fraternizację wyleciałaby z hukiem, tym razem bez możliwości powrotu.
- Kurwa, z kim ja pracuję - prychnęła zirytowana, naciągając na grzbiet sfatygowaną bluzę. Zawsze po skoku czuła dojmujący chłód, a trzęsące się ręce nie pomagały w sterowaniu korwetą. Wolała zachować pełną sprawność, by w razie problemów nie wpakować jednostki w jeszcze większe kłopoty. Doskonale wiedziała, że czasem wystarczy sekunda nieuwagi i wszystko zaczynało się pieprzyć. Jedna błędna decyzja narażała na niebezpieczeństwo nie tylko ją, ale i resztę załogi. Mogła za nimi nie przepadać, ale dopóki siedziała za sterami, odpowiadała za ich życie. Poza tym zniszczenie statku podczas misji patrolowej nie wyglądałoby najlepiej w papierach, a tych pani nawigator i tak nie miała zbyt czystych.

AJOLOS był jej drugim przydziałem. Przedtem służyła na DEMETER - wielkim pancerniku, nafaszerowanym najnowszą technologią i całą masą śmiercionośnych bajerów, ułatwiających eliminację jednostek wroga. Uwielbiała tę robotę i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie złożona z idiotów załoga, z którą nie potrafiła znaleźć wspólnego języka. Doszło między nimi do kilku spięć, polała się krew i w rezultacie przeniesiono Fridę na mniejszy okręt. Do tej pory zachodziła w głowę, dlaczego nie wyleciała na zbity pysk. Powinna kierować co najwyżej dronami sprzątającymi i nie mieć kontaktu z innymi ludźmi. Widocznie ktoś na górze wierzył w drugą szansę, co wkruwiało ją nie do opisania. Najlepsza studentka na roku, Akademia skończona z wyróżnieniem… a gdy przyszło co do czego, to nie osiągnięcia rzutowały na jej dalsze losy, lecz litość bezimiennego przełożonego.
Ruszyła szybkim krokiem, a ręce mimowolnie zacisnęła w pięści. Litość - nie potrzebowała niczyjej litości, a jedynie świętego spokoju i możliwości robienia swojego.

Do rzeczywistości przywrócił kobietę nagły wstrząs i głuche stęknięcie. Pogrążona w czarnych myślach nie zauważyła, jak tuż przed jej twarzą wyrosła przeszkoda. Władowała się na nią z impetem, uderzając boleśnie czołem w czyjeś plecy, na wysokości łopatek. Choćby się skichała, wyżej sięgnąć nie dałaby rady. Należała do gatunku ludzi nisko skanalizowanych, a czubek jej głowy rzadko sięgał wyżej, niż na wysokość nosa drugiej osoby.
- Patrz jak łazisz, zjebie! - warknęła nienawistnie, odskakując do tyłu. Uniosła wzrok i napotkała zdziwione spojrzenie drugiego pilota. Nie miała do niego nic, oprócz tego, że zaskoczył ją i znalazł się za blisko.
- Wyjmij głowę z dupy, West. Nie jesteś na pikniku - syknęła mijając go i kierując się na swoje stanowisko. Co z tego, że ona na niego wpadła? Jej wina - mogła ją zwalić na kogo chciała.

Uspokoiła się dopiero, kiedy przeskoczyła przez oparcie fotela nawigatora i usadziła na nim tyłek. Cała złość gdzieś uleciała, pozostawiając zimny spokój. Jedynie tu czuła, że naprawdę żyje i jest na swoim miejscu. Ćwiczenia socjalne przestawały się liczyć, ustępując pola ważniejszym umiejętnościom. Kokpit stał się jej piaskownicą, do której reszta załogi nie miała prawa ładować się z buciorami. Ostatnia przystań spokoju i zdrowia psychicznego. Uwielbiała to.
- Jest druga prędkość systemowa. Wszystkie systemy sprawne, silniki tak samo. Jesteśmy gotowi - zameldowała kapitanowi i zaraz skrzywiła się, słysząc dalsze rozkazy. Bez popisów, dobre sobie. Tactor czasem przesadzał. Naprawdę sądził, że beztrosko wpieprzy statek w pas asteroid, albo pójdzie na czołowe z czarną dziurą?
- Właśnie kopnęłam nas przez pół galaktyki i wylądowałam w miejscu ciaśniejszym niż umysł Jonesa - prychnęła ze złością. - Reszty nie trzeba, sir.

Powstrzymała chęć przed dosadniejszym wyrażeniem własnego zdania. Wolała ugryżć sie w język, niż uciekać później przed panną Zostańmy-Najlepszymi-Przyjaciółmi i jej obezwładniającą dobrocią. Tactor wiedział doskonale, jak najskuteczniej nastąpić na odcisk jadowitej nawigator. Za każdym razem, gdy mu czymś podpadła, nasyłał na nią Rowens - pod pretekstem testów psychologicznych i innego ścierwa. Van Belzen miała i bez tego dość problemów, skleiła więc japę, odnotowując w pamięci, by w odpowiednim czasie rozładować frustrację na kimś z załogi. Dobrze się złożyło, że z Westem mieli niedokończoną sprawę. Wystarczyło, że o tym pomyślała, a humor od razu się jej poprawił.
- Przyjęłam, cel Halo7 - odpowiedziała, wprowadzając odpowiednie koordynaty.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 05-11-2014, 20:19   #8
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Amisz, destrukcyjny melancholik... Fanatyczny kochanek... Babka obawiająca się własnych emocji. Ha, nawet nawet ten sam kolor i wzrost - Młoda dziewczyna analizowała listę jej przyszłych współzałogantów wyświetlanych na PDA - Jajcarz, paranoik. Hm... Pewnie, ze dam rade, jaka to dla mnie trudność... Prawie jak wakacje.

Po pomieszczeniu rozległ się dzwoneczek zakończenia drukowania posiłku. Ekranik podręcznego urządzenia przygasł i rzucony skończył w torbie miedzy innymi gratami spakowanymi do przeniesienia. Ruszyła tyłek w stronę nacieszenia ust napakowanym hamburgerem a ciała setkami niezbędnych mikroelementów. Jak wspaniałym było wpychać w siebie to, co się zechce bez żadnych obaw o konsekwencje. Nie zrozumieją tego tylko ci, którzy nie mieli balansu proteinowego załatwionego w paru kliknięciach. Po paru chwilach posiłek znalazł się razem ze swoja właścicielka przy stole.

- Wakacje na krawędzi wszechświata z ratowaniem ludzkości w programie. To nie może się nie udać - uśmiechnęła się lekko na swoje własne wyobrażenie tego, co miała przynieść ze sobą decyzja sztabu. Posiłek był lekko za gorący ale nie było to nieprzekraczalną bariera.

W tym czasie przygotowane paczuszki wciskała do środka torby. Gdy prawie kończyła po pomieszczeniu rozległ się kolejny dzwoneczek. Tym razem od drzwi. Bez niepotrzebnej zwłoki zamknęła swoją torbę, w jedną rękę pochwyciła jej rączke a w drugą parujący jeszcze posiłek. Drzwi otworzyła łokciem. Stał tam jeden z szeregowych. Czapeczka na opitolonym łbie, pod szyją równo spleciony krawat, włączony PDA w łapach.

- Ineth Rowens? Jestem tu, by za~

- Wiem, po co tu jesteś. Już się spakowałam, możemy iść - przerwała mu dziewczyna wpół słowa z przyjaznym tonem.

- Co? Już? Ale... No tak - przywołał sobie charakter dla którego dziewczyna zostaje przeniesiona - Cholera... To nici z dłuższej przerwy... - wydukał strapiony mundurowy.

- Lubisz hamburgery? Wygląda na to, że dla Ciebie go zrobiłam - odpowiedziała ucieszona esperka z uprzejmym uśmiechem na twarzy.

* * *

"Skup się. Skup myśli w jednym punkcie... Wyobraź sobie, ze czas spowolnił i nie potrafisz wykonywać gwałtownych ruchów. Nie rzygaj, nie rzygaj... Nie rzygaj" Wtłaczała sobie do głowy siedząc sztywna jak kłoda i dociskając się do wnętrza kokona. Jej błędnik zamiast stać w miejscu zachowywał się jak pracujący mechaniczny żyroskop na podwójnych obrotach. Każdy najmniejszy ruch głowy powodował oczopląs. Wypięła się z usztywnioną szyją i z trudem stanęła na własne nogi na zewnątrz. Zadanie sprawdzenia stanu załogi wykonało się samo. Żyją, mają się dobrze, nie rzygają... No może poza jednym małym wyjątkiem.

- Morgaaaaan, wcale nie pomagasz! - skołowana wycisnęła z siebie słysząc jego śmieszno głupkowate teksty.

Trzymała się mocno, skupiała myśli i zaciskała mięśnie ciała. Niestety jeszcze nie była to forma, którą chciała osiągnąć. Choć było znacznie lepiej niż ostatnio. Mimo przegranej robiła postępy. Jeszcze trzy skoki temu rzygała jak kot tuż po samym wyhamowaniu. Napięta twarz zzieleniała i zaszła rozmytym wzrokiem. Zamiast na mostek musiała skierować się na stronę.

* * *

Rozkazy... Tak... Tak, rozkazy. Trzeba pójść z Isaackiem do maszynowni. Za cholerę nie wiadomym było, co tam pomoże ale pójście na spacer był wyśmienitym pomysłem na doprowadzenie jej do porządku. Zataczająca się w fotelu na mostku robiła wszystko, by tylko nie ruszyć głową. Wychodziło do momentu, w którym nie została szturchnięta przez technika. Nawet nie miała szans nic powiedzieć, bo wnętrzności znowu skręciły się a głowa w umyśle spadła obok. Trzeba było wstać na chwiejne nogi, a gdyby nie zawroty kawa z pewnością by pomogła, gdyby tylko była bez dodatkowego cygara w środku. Wejście w skafander było jednym z suplementów poprawy samopoczucia. Wyższa temperatura i świeże powietrze. Niestety kosztem przyćmienia zmysłów od rzucania głową we wszystkich kierunkach.

Udało się. Wtedy obudziła się już w drodze. Ocknął ją głos technika.

- Isaac, błagam... Rozumiem, ze dla spokoju ducha podchodzisz do wszystkich problemów jakby nie istniały, ale w taki tekst dziecko nawet nie uwierzy. Twoja ironia za parę chwil zwali mnie z nóg, dosłownie - skomentowała łapiąc ciężko oddech miedzy słowami - Na prawdę wyglądam jakbym miała zaraz wyzionąć ducha...?

Dziewczyna ciągnęła się w tyle nieco przykulona z ręką podpierającą skręcający się żołądek. Wyglądała już znacznie lepiej gdy tlen maski rozszedł się w jej krwi. Mimo wszystkiego była w stanie odczytać intencje technika z wystarczającą skutecznością.

- Przynajmniej sprawiasz takie wrażenie - powiedział Isaac, głosem przytłumionym przez hełm z kombinezonu, a słowa rozdzielone były syczącymi odgłosami aparatu oddechowego - Nie dajesz po sobie poznać, że źle znosisz skoki, albo przynajmniej ja tego nie potrafię zauważyć. Cóż, może to dlatego, że sam tragicznie znoszę podróże nadprzestrzenne i każda inna osoba w moim odczuciu znosi je lepiej ode mnie.

- Nie, wcale nie znoszę ich lepiej od Ciebie. Z jednej strony fakt, unikam kontaktu gdy jestem w stanie zwymiotować komuś na twarz. Z drugiej, może nie widzisz mnie takiej, bo nie chcesz widzieć? Popatrz na mnie Isaac, to nie Ty się zwijasz w konwulsjach i zawrotach. Nie jesteś gorszy, czemu więc stawiasz się w takiej pozycji? Czemu za~ ...z resztą, nieważne. Jeszcze pół minuty tego tematu to na prawdę się tu zhaftuje - dziewczyna przystanęła na chwilę w potrzebie skupienia sił w jednym punkcie ciała. Pochylona podtrzymała się wolną ręką ściany szukając pomocy w wentylowaniu się powietrzem.

- Uspokój się - Clarke powiedział spokojnie i trochę beznamiętnie - Chciałem tylko zagaić rozmowę - technik popatrzył na esperkę, faktycznie nie wyglądała najlepiej. Zgięta w pół, podpierająca ścianę. Isaac wyobrażał sobie jak wygląda jej twarz ukryta teraz pod hełmem kombinezonu - Nie radzę wymiotować w skafandrze, hełm nie jest w stanie pomieścić za dużej ilości płynów - dodał, siląc się na mało śmieszny żart - Weź kilka głębokich oddechów i ruszamy do maszynowni. Musimy sprawdzić te przeciążenia, wiesz, kwestia sprawności statku, gdy obowiązuje kod żółty jest dość istotna. Nie ma czasu do stracenia Ineth, chodź - ponaglił ją Isaac, który sam powoli ruszył tyłem w kierunku maszynowni, cały czas obserwując dziewczynę.

Ta zastygła na chwilę w bezruchu. Nie było słychać jej aparatu tlenowego, wstrzymała oddech? W końcu odbiła głowę do góry. Jej maska była inna niż technika. Gdy była wyprostowana widział jej twarz: bladą, lekko błyszczącą, nawet z zakolami pod oczami. Był to dla niej ogromny wysiłek, ale nie odpuszczała.

"Nawet nie wiesz jak się staram" przeleciało przez myśl dziewczynie.

- Tak… Trzeba to naprawić. Na pewno jakiś zaczep. Albo zatrzask. Masz klucz do zatrzasków? ...jest w ogóle takie coś jak klucz do zatrzasków? - wycisnęła bardziej do siebie przestawiając sobie mieszankę tlenu i w końcu zaczęła iść przed siebie - Nie opowiadaj mi o topieniu się w hełmie. Możesz zrobić mi wykład na temat czegokolwiek innego, tylko zejdźmy z tego tematu, błagam.

- Skup się na tym co mamy zrobić. Zanim kapitan to zauważył, to sam na to wpadłem, gdy na holoekranie przelatywały raporty o stanie okrętu. Mamy przeciążenie w przepływie energii. Ni mniej ni więcej niż najprawdopodobniej uszkodzony rdzeń energetyczny. Wiesz, to taki… duży bezpiecznik. Zdarza im się przepalić, wtedy trzeba draństwo wymienić. A ciężkie to jest jak cholera. Ale właśnie dla tego mam to cudeńko - powiedział Clarke wyciągając lewą ręką przed swoją maskę i oglądając ją z każdej strony. Na wierzchu dłoni znajdowało się podłużne urządzenie, coś na kształt małej, prostokątnej i niezwykle cienkiej skrzyneczki, z której przewody szły po wierzchu skafandra, wzdłuż przedramienia, aby za chwilę zniknąć pomiędzy warstwami ochronnymi - Moduł kinetyczny - powiedział Isaac z pietyzmem, po czym kontynuował - Pozwala złapać ciężki obiekt, jak na przykład ogniwo, o którym ci wcześniej mówiłem, i manipulować nim w powietrzu, wyciągnąć z gniazda i finalnie wymienić na nowe - na chwilę umilkł, ale zaraz zaczął mówić dalej - No, a co do samej usterki, to normalnie takie ogniwo działa jak bezpiecznik i powinno się spalić, ale czasami dzieje się tak, że się nie spali i zamiast przerwać przepływ energii to przepuszcza jej więcej niż zazwyczaj. I to zapewne nasz problem. Ale zaraz wszystko się wyjaśni, właśnie dochodzimy do maszynowni. Miałaś już okazję tu zajrzeć? - powiedział Clarke wskazując na śluzę na której widniał napis "MASZYNOWNIA" w kilku językach.

- Prócz wiszenia Tobie nad głową w warsztacie, czy za ramieniem, jak naprawiałeś kuchenkę to nie. Raczej biorę do siebie ten niżej - wskazała kolejny napis "NIEUPOWAŻNIONYM WSTĘP WZBRONIONY" z niemrawym uśmiechem na obolałej twarzy.
 
Proxy jest offline  
Stary 05-11-2014, 23:24   #9
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
AJOLOS mknął przez pustkę systemu LR-127 ze stałą prędkością systemową w kierunku wyznaczonym przez nawigatorkę.

Wszyscy członkowie załogi ruszyli wykonać rozkazy wydane przez kapitana.

West i Jones czekali wewnątrz THUNDERA na rozkaz startu. Van Belzen skupiała swoją uwagę na kokpicie, gotowa zareagować, gdyby zdarzyło się coś nieprzewidywanego podczas przelotu. Chan obserwował wskaźniki naładowania broni, sprawności systemów bojowych i wypatrywał potencjalnego zagrożenia. Ross analizował dane przekazywane mu przez systemy skanowania AJOLOSA szukając w odczytach i parametrach sygnatur, sygnałów, odstępstw od normy. Clark i Rowens zajęli się usuwaniem usterki w maszynowni.

- Mam ją - zakomunikował Ross znajdując to, czego szukał. – Sondę SIECI. Jest tam gdzie powinna być, na wąskiej orbicie Halo7. Podaję koordynaty.

- Belzen – kapitan przez kilka sekund analizował przesłane przez skanera dane. – Korekta kursu. Manewr wektorowy.

- Manewr wektorowy. Robi się.

- West – kontynuował wydawanie rozkazów kapitan. - Kiedy będziemy w odległości trzystu tysięcy kilometrów od Hal7 startujecie. Cichym ciągiem. Nie zdradzajmy naszej pozycji potencjalnemu wrogowi. Belzen, na pięćdziesięciu tysiącach kilometrów ustaw AJOLOSA dziobem w stronę Totha.

Prościzna.

AJOLOS przybliżał się w stronę Halo7.

- Mam dwa sygnały – zameldował Ross. – Sygnatura na bliskiej orbicie Perły, jakieś osiemdziesiąt tysięcy kilometrów nad powierzchnią planety. Odczyt sugeruje okręt polarian, ale jest zagłuszany lub maskowany. Niezbyt umiejętnie. Mam też drugi odczyt. Sygnał w okolicach pasa asteroidów. Na razie brak rozpoznania. Jest trzeci sygnał. Kolejna sygnatura polarian. Osiemset tysięcy kilometrów od pierwszej.

- Uważaj na nie. To może być jednostka zwiadowcza.

- Zameldować o tym Federacji, sir?

- Na razie nie. Utrzymujemy ciszę w eterze. Kontynuujemy misję.

Po kilkudziesięciu minutach z kokpitu dało się już dostrzec Totha – gazowego olbrzyma, którego satelita był ich bezpośrednim celem.

- West. Ruszaj.

- Zrozumiałem.

WEST, JONES

Thunder wystartował ze świstem silników, kiedy otworzono śluzę do hangaru. West wyprowadził go z AJOLOSA odbijając wyszkolonym manewrem poza pole kolizyjne, uruchamiając dopalacze i kierując się w stronę Halo7 – okrągłego, skalistego satelity ogromnego Thotha. AJOLOS stał się w kilka uderzeń serca małym punkcikiem pozostawionym za plecami, a potem znikł w kosmicznej pustce.

Główna planeta przybliżała się do nich w zawrotnym tempie – potężny, gazowy olbrzym, z niespokojną, rozświetloną atmosferą.

West włączył skanery Thundera próbując z bliska namierzyć zgubioną sondę. Ze względów bezpieczeństwa łączność pomiędzy myśliwcem i AJOLOSEM została wyłączona. Istniało zbyt duże ryzyko wymiany informacji i przechwycenie sygnałów przez okręty wroga.

Jones wypatrzył znacznik sondy pierwszy.

- Jest pomiędzy Halo7 i planetą.

- Mam ją – potwierdził West rozpoznanie i zwolnił do prędkości manewrowej. – Zbliżę się do niej.

Ujrzeli cylindryczny kształt sondy otoczony płaską siecią solarną – urządzenie do pobierania energii.

- Wydaje się być w porządku.

Przelecieli na tyle blisko obiektu, że mogli dokonać rozpoznania.

- Podleć do niej. Wychodzę.


CLARK, ROWENS

Maszynownia był miejscem, w którym Clark czuł się najlepiej. Dla Rowens bliskość wyładowań energetycznych była jak narkotyk. Czuła ją nawet przez skafander. Czuła wypełnione ogniwa energetyczne, wyczuwała potężne wibracje.

Clark podłączył swoje mierniki pod konsole, wprowadził programy i zaczął diagnozę. Rowens przyglądała mu się zaciekawiona.

- Mam.

Technik namierzył usterkę. Jedno z ogniw zasilających było uszkodzone. Najpewniej przepięcie spowodowane przesyłem energii na potrzeby skoku.
Pobrali zapasowe ogniwo, wymienili z uszkodzonym i … nic. Nadal coś było nie tak.

- Mamy przepięcie na systemach tarcz – zameldował na mostek Clark. – Dodatkowo jakieś zaburzenia w przepływach systemu podtrzymywania życia i maskowania. Dziwne. Spróbuję znaleźć przyczynę. Musi coś być na przekaźnikach i rozdzielaczach.

Zaczęli dłubać po skrzynkach, aż wreszcie znaleźli to, czego szukali.
Niewielkie, płaskie urządzenie podpięte pod system przekaźników w sposób, który sugerował znajomość technologii.

Sabotaż. Dywersja.

Ktoś na pokładzie AJOLOSA nie grał do tej samej bramki, no chyba, że zakłócacz zamontowano jeszcze przez startem AJOLOSA na rutynowy zwiad.

POZOSTALI

Ross obserwował sygnaturę THUNDERA jednocześnie analizując inne odczyty. Nagle zamarł wpatrując się w kolumny przebiegających przez ekran holowyświetlacza cyfr i odczytów.

- Wykryłem systemy skanowania dalekiego zasięgu. Ktoś poza nami przeczesuje układ. Najprawdopodobniej sygnatura numer trzy. Skan ma charakter bierny. Raczej nie wykryli naszej obecności. Po prostu są ostrożni.

- Pełne maskowanie. Kod czerwony.

Kod czerwony oznaczał, że wszystkie systemy maskowania mają działać na pełnej mocy, a silniki AJOLOSA mają zostać wyłączone, by nie zostawiać sygnatury cieplnej. Okręt miał wejść w dryf grawitacyjny wykorzystując system planetarny, przy którym się znajdowali.

- Ekranuj nas.

Światła na AJOLOSIE zgasły, poza czerwonymi lampami alarmowymi. Teraz byli jak w łodzi podwodnej za czasów Ziemi przed lotami w kosmos, kiedy marynarze mogli tylko siedzieć cicho i liczyć na to, że sonary wroga nie wykryją ich obecności i obejdzie się bez zrzucania im na głowy bomb głębinowych. W tym przypadku polarianie wykorzystywali rakiety dalekiego zasięgu o sile ognia umożliwiającej całkowitą eliminację okrętu klasy ZEUS.

Co prawda znajdowali się w odległości blisko dwóch miliardów kilometrów od potencjalnego okrętu wroga, lecz kapitan wolał zachować ostrożność.
 
Armiel jest offline  
Stary 06-11-2014, 19:03   #10
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
- Krzyczałbym jakbyśmy mieli wpaść w jakieś miny... - uśmiechnął się Morgan komentując słowa Shao na ten temat. Krzyczałby też jakby mieli wpaść na cokolwiek innego. W końcu w sumie miał taką krzykarską robotę. Miał krzyczeć jakby w coś mieliby się wpakować albo coś czy ktoś chciało się wpakować w nich. Oczywiście wiedział, że kanonier po prostu sprawdził to co powinien sprawdzić jako spec na swoim stanowisku ale akurat ten fragment specjalizacji krzyżował się z jego więc nie mógł się oprzeć pokusie by czegoś nie powiedzieć na ten temat.

Słysząc odgłosy "romantycznych pogawędek" reszty załogi po raz kolejny sobie pogratulował taktyki jaką obrał po przebudzeniu. Czyli drałowania czym prędzej na mostekby zerknąć jak sprawa wygląda na zewnątrz bo po raz kolejny wychodziło mu, że utknąć w korku by się potem tu dostać wcale nie byłoby takie fajne. Po tych skokach byli po prostu... Uroczy...

Gdy jednak przechodzili w kolejne tryby alarmowe, zakładali kombinezony, wyciszali statek, wykrywali kolejne sygnatury zaczynało się robić tak na serio. Ross'a pochłonęła jego robota bo na tym etapie sporo od niej zależało. To co się działo pomiędzy resztą załogi i plecami rejestrował mimochodem. Skupiony był na tym co obserwował na swojej konsoli. Na głównym ekranie miał schemat tego Układu. Na nim rozmieszczona centrum systemu czyli gwiazda Alfa Scuti oraz jej cztery naturalne satelity i szczątki rozwalonego piątego.

Na samym skraju układu jeszcze poza zewnętrzną orbitą Totha świecił na biało symbol ich jednostki, taki nieduży prostokącik. W miarę jak Skaner przeczesywał Przestrzeń systemu pojawiały się kolejne. Tak zaznaczyła swoją obecność niebieskim kółkiem w pobliżu Thoth'a sonda po jaką mieli się bujnąć chłopaki. Wkrótce od białego prostokąta odbił mały, biały trójkąt oznaczający pokładowego Thunderbolta. To wszystko działo się jakieś 3 mlrd kilometry od centralnej gwiazdy.

Następnie pojawiły się dwa czerwone symbole. Mniejszy którego uznał, za jednostkę zwiadowczą Polarian miał formę trójkąta, podobnego do ich Bolta. Wygladało na to, że jest po wewnętrznej orbicie tego gazowego giganta jakieś 2.8 mlrd kilosów od centrum Układu. Zaś większy oznaczony adekwatnie do nich jako prostokąt tylko, że własnie czerwony był w pobliżu orbity Perły czyli jakieś 0.13 mlrd km od gwiazdy. O czym poinformował resztę mostku jak na razie żadna z wykrytych jednostek, zwłaszcza właśnie tych Polarowych nie prowadziła obecnie żadnej komunikacji między sobą więc albo się nagadali wcześniej albo byli w pogotowiu i nasłuchu tak jak i oni obecnie.

Wkrótce się trochę zdziwił bo okazało się, że mają jeszcze kolejną sygnaturę. Tym razem w pasie asteroid pomiędzy Perłą a wewnętrzną planetą czyli jakieś 0.7 mlrd. km od gwiazdy. Na razie nie mogł rozpoznać charakterystyk tej jednostki więc w myślach nazwał ją "Kamulcem" i oznaczył żółtym kwadratem oznaczającym niewiadomą jednostkę o niewiadomych charakterystykach i zamiarach. Zastanawiało go, że znajduje się ona pomiędzy dwiema polarowymi jednostkami i czy te trzy załogi o sobie wiedzą.

- Panie i panowie... Zapraszamy na wycieczkę po tym nie skazonym przez cywilizację dzikim zakątku wszechświata który wszyscy znamy jako sławny system Alfa Scuti... - zaczął mówic nagle tonem przewodnika wycieczek turystycznych. Gdy złapał ich uwagę i kapitana i nawigator rzucił krótko. - Mam namiar na kolejną jednostkę. Prawdopodobnie własnie wyszła ze skoku tak jak my. Tylko, że prawie po drugiej stronie systemu jakieś 7 mlrd km od nas. - wrócił do swojej konsolety i po krótkiej analizie danych doprecyzował to co mógł zeskanować z tak ogromnej odległości.

- Sygnatura wskazuje na federacyjny typ jednostki, miałbym zgadywać stawiałbym na Felinitów. Z dość słabym maskowaniem raczej. - po czym na ekranie oznaczył niebieskim kwadratem wykrytą jednostkę. Niebieski był zarezerwowany dla własnych i sojuszniczych jednostek. Spojrzał na ekran jako całoś. Ledwo weszli a już było na nim pstro. Mniejsza i większa biała plamka oznaczająca ich samych, dwa czerwone markery oznaczające przeciwników, jeden niebieski niby sojuszniczy no i żółty oznaczający nieznane.

- Coś tu duży ruch jak na pusty i opuszczony sektor... - mruknął w zamysleniu raczej sam do siebie. Chwilę główkował bo to co widział zaskoczyło go. Te dwa okręty Polarów jako jednostkę właściwą i bazę oraz zwiadowczą pozostawioną na czatach to jeszcze rozumiał. Włassnie sami robili coś podobnego. Ale "Kamulec" i "Sierściuch" za cholerę tu nie pasowali.No a jednak tu byli. Po jaką cholerę?

Zaintrygowany odpalił jeszcze raz raport jaki mieli przed misją.. Przeszukał jeszcze dodatkowo pokładową bazę danych ot, tak na wszelki wypadek ale wrócił do punktu wyjścia. - Tu nic nie ma. - mruknął trochę z irytacją klpeiąc w czytnik wierzchem dłoni. - No próba terrafomingu, nie udana zresztą, porzucona kopalnia. Żadnych specjalnych surowców, wraków, kopalni no słowem nic po co możnaby tu coś szukać. Po prostu zadupie noo... - prychnął zirytowany. Milczał dłuższą chwilę głowiąc sięnad tym zagadnieniem.

- Friidaa... - mruknął do niej a gdy się odwróciła zobaczyła, że ma specyficzny, zbójecki usmiech. Jak zawsze jak miał jakiś plan albo pomysł. - Dałabyś radę z naszej bazy pójść naszym tropem jaki bysmy zostawili i bujnąć się tutaj tak jak tamci? - pytanie własciwie sam traktowął retorycznie ale jak mówił po kolei to lepiej mu się myślało. No i podobno jak zaczynał mówić od momentu "tego nie będe tłumaczył bo przecież wszyscy to wiedzą" to nagle okazywało się, że czasem jakiś inny skaner to nawet łapał o co mu chodzi...

- Masz rejest startów z naszej bazy? - w końcu przy takim kosmicznym ruchu musieli mieć swoje okienko i zezwolenie by się móc legalnie wypuścić w Przestrzeń. Więc inne statki też musiały je mieć. Więc...

- A możesz zerknąć czy zaraz po nas nie powinien startowac jakiś inny statek? Powiedzmy jakiś felinicki dajmy na to? - ukuł swoją teorię na szybkiego ale nic innego nie przyszło mu do głowy. Tak naprawdę tamci po drugiej stornie układu mogli przylecieć skądkolwiek ale jakoś tak dała dać jego skanerska dusza i od razu mu się to ze śledzeniem i namierzaniem skojarzyło ale wówczas tamci musieliby praktycznie startować z tego samego miejsca co i oni. W sumie był to strzał w ciemno no ale co im szkodziło spróbować?
 
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172