Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-09-2015, 01:45   #91
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Góry; wrak śmigłowca; śr; 2017.06.05 godz 05:05; 15*C





Marek Kwiatkowski i Lance "Styx" Vernon




Buty zgrzytały na osuwających się pod nimi kamieniach. Ciężko się nimi poruszało. Zwłaszcza tym co oberwali tak jak Lance. Cały dzień i teraz jeszcze noc w akcji była męcząca i nużąca. Rany, ból, osłabienie z upływu krwi, zmęczenie, odreagowanie pobitewnego stresu czy wreszcie zwykły głód i pragnienie zaczynały brać górę. Nawet najsilniej wytrenowane ciało miało swój limit wytrzymałości. Był w stanie nadal działać choć dalsze nadwyrężanie nadszarpanego takim wysiłkiem organizmu groziło, że go zwiedzie w najmniej potrzebnym momencie. Polak był w o tyle lepszej sytuacji, że uchował się przez całą walkę bez żadnego draśnięcia choć też nie miał lekkiego dnia.

Na razie jednak mogli się wreszcie obaj spotkać, wymienić się o tym jak co komu poszło no i zastanowić się co robić dalej. Walka była skończona obecnie przemierzali jej pobojowisko. Wstawał już dzień i nawet w ostrym, górskim powietrzu dało się odczuć pierwsze dzienne ocieplenie temperatury, zwłaszcza jak się stało w nasłonecznionym miejscu. Noktowizory też już nie były konieczne bo było już właściwie widno. Był to jeszcze nieśmiały pierwszy oddech i blask dnia który za godzinę czy dwie rozkwitnie w pełni nad tą krainą ponownie rozgrzewając go niemiłosiernie nawet tu w górach.

Walka skończyła się dla nich pomyślnie. Przynajmnie o tyle, że to oni teraz chodzili po pobojowisku a nie ci drudzy. Odsiecz chłopaków z Black Water pod dowództwem Kwiatkowskiego przybyła w samą porę i przeważyła szalę walki na korzyść gości z zagranicy. Gdy podchodzili do lądowania gdzieś obok nich przeleciały serie z broni maszynowej. Przez moment zrobiło się naprawdę groźnie. Żadna reakcja czy ludzi czy ich latajacego pojazdu nie była szybsza od kul. Ale jednak tamci najwyraźniej strzelali na słuch bowiem nie serie przechodziły obok. W tym czasie marines na ziemi od razu poczuli zelzenie nacisku ogniowego na swoje pozycje gdy dwa stanowiska broni maszynowej przeniosły ogień na inny cel. Choć nadal turbaniarze mieli nad nimi znaczną przewagę liczebną i ogniową i nadal nie strzelali jakby mieli po ostatnim magu na lufe.

Potem wsparcia udzieliła im dość leciwa konstrukcja ze stajni Bell'a otwierając ogień z chyba jeszcze starszego broni maszynowej. Obie konstukcje jednak utrzymywanie w stanie pełnej sprawności dalej robiły swoje tak samo jak pół wieku temu gdy wciąż były w kwiecie wieku. Teraz Huey nadal krążył nad polem walki a świniak wypluwał z siebie pocisk za pociskiem posyłając w ciemność kolejne stada rozgrzanych łusek. Te dwie nie najmłodsze na współczesnym polu walki konstruckje w połączeniu z nowoczesną optoelektroniką ich operatorów dawały im znaczną przewagę nad przeciwnikiem w dole. Teraz wreszcie dla odmiany on zastał przyduszony ogniem i jego nacisk na przebywających wciąż na stokach wzgórz marines i jedynego kontraktora wyraźnie zelżał.

w którymś momencie ciemnoscia targnęła eksplozja i jeden z zaparkowanych pojazdów wybuchł posyłając w góre słup ognia i dymu by zamienić się w kolejny płonący wrak. Utrata pojazdu, niewidzialny ogień z nieba i i wreszcie odsiecz drużyny świetnie wyekwipowanej piechoty ze sprzetem do prowadzenia walk w nocy przesądziło sprawę. Przeciwnik stracił ochotę do walki i zaczął się wycofywać najwyrąźniej nie chcąc sie angazować w walkę z nagle silniejszym przeciwnikiem. Do tego od strony miasta widac było szpaler świateł pojazdów. W noktowizorach nowoprzybyłych widać było wojskowe ciężarówki prowadzone przez poradzickiego btr-a. Hastings najwyraźniej użył swoich wpływów i postawił na nogi kogo trzeba a miejscowy garnizon wojska był najbliżej.

Zwycięstwo jednak nie przyło łatwo. Zwłąszcza rozbitkowie z zestrzelonej maszyny mieli zabitych a z żywych nie było nikogo całego. Kraksa i walki zebrały swoje żniwo. Postrzelony wcześniej zołnierz Korpusu zaliczył kolejny postrzał i zmarł. Ale największe straty poniosła ta grupka przy pikupach. Walka musiała być desperacka i ropaczliwa. Ciała poległych marines nosiły liczne slady trafień jednak pancerze zdecydowaną większość z nich. Nie były jednak w stanie catrzymać wszystkich. Sądząc po ilosci łusek wokół walka musiał być praktycznie na krok czy dwa. W większosci ciężko ranni już wcześniej Amerykanie, ostrzeliwani z najbliższej odległości musieli ulec przeciwnikowi. Wokół były ciała dwóch miejscowych z pociętymi na wylot ciałami. Było też ciało Ahmeda który wciąż skuty również zaliczył serię w brzuch jednak nie chroniony pancerzem to wystarczyło by zakończyć jego żywot.

Nie wszyscy jednak zginęli od razu. Brakowało dwóch marines. Ślady krwi prowadziły gdzieś na pobocze. W dzień już z drogi widać było kontrastujące z otoczeniem plamę mudnuru kilkadziesiąt metrów dalej ale w nocy bez sprzetu niekoniecznie tak musialo być. Williams był martwy. Do końca walczył próbując trzymać się za założony niedbale opatrunek osobisty. Musiał mu go założyć ten drugi bowiem raczej nie dałby rady sam sobie założyć w tym stanie opatrunku tuż pod pachą. Ten drugi też oberwał i miał założony opatrunek i był trupio blady i miał zamknięte oczy. Ale jeszcze oddychał choć zdawał się być w stanie krytycznym.

Przeciwnik dysponował czterema pojazdami. Do pierwszych dwóch dojechały w nocy jeszcze dwa. Z tego wszystkie były postrzelane a jeden był dopalającym się własnie wrakiem. Ciał naliczono na razie osiem. Nie do końca było wiadomo ilu z nich zbiegło. Woleli się najwyraxniej poruszać pieszo niż ryzykować jazdę po drogach w dzień. Zwłaszcza, że teraz na pobojowisku nadeszły posiłki regularnej, pakistańskiej armii która nawet w dzień czyniła walkę bezsensowną.

Paramedyczka kontraktorów miała więc pełne ręce roboty. Właściwie wszystkich rozbitków z maszyny zakwalifikowała do hospitalizacji. Musieli wracać teraz bowiem w Iroquis'e kończyło się paliwo i musiał wracać do bazy. Choć jeszcze była alternatywą zaproponowana przez kapitana Pakistańczyków który oferował miejsca w koszarowym szpitalu. Było znacznie bliżej o dało się podjechać nawet ich ciężarówkami albo nawet podrzucić ich tam śmigłowcem kontraktorów. Było to prawie na miejscu a lot do stolicy potrwałby znów prawie godzine. Większość rannych powinna to znieść ale czy ten krytycznie ranny żołnierz to zniesie pozostawało nie do przewidzenia nawet dla zatroskanej Evy.

Zastanawiająca też była rola tego żółtego śmigłowca który krążył nad polem bitwy a obecnie nad jego pobojowiskiem. Miał wyraźne oznaczenia smigłowca ratowniczego czyli był takim powietrznym ambulansem. Wcześniej może pilot obawiał się ladować z powodu walk ale te się już skończyły a on dalej krążył i nie lądował. Jak na smigłowiec ratowniczy było to bardzo dziwne zachowanie.

Wraz z kontraktorami wylądowała też narzeczona Newporta i oczywiście zaczęla w pierwszej kolejności wypytywac o niego i naciskać by zaczęli wreszcie coś robić by go odnaleźć. Po czym zaczęła sama chodzić po pobojowisku i robić zdjęcia, rozmawiać z kim kto jej sie nawinął. Czy w ten sposób chciała sama jakos go odnaleźć czy po prostu była na tyle opanowana, że dalej robiła swoja robotę ciężko było powiedzieć. Jednak była tu a Newporta nikt nie widział od początku walki. Jakby było mało dzwonił Hastings. Pytał się jak się czują, czy są jakieś straty, czy miejscowi przysłali wojsko tak jak mu obiecali no i gdzie jest Newport. Nie było zbyt dobre dla wizerunku firmy tak gubić klienta po kliencie dzień po dniu. Zwłaszcza, że taka dyplomatyczna szycha była znacznie większą rybką niż jakiś informatyk którego nikt nie znał z pierwszych stron gazet.




Costance Morneau




- Musimy wracać. Paliwo się kończy. - oznajmił Amerykance jej wspólnik w prawie legalnym uprowadzeniu szpitalnej maszyny. Miała świetne zdjęcia z walk w nocy. Teraz już było dzienne światło więc zmieniła sprzęt. I dalej cykała fotkę za fotką. Niestety miała świadomość, że choćby niewiadomo jak się oboje starali zdjęcia wyjdą zamazane. Drgań maszyny nijak nie dało się zniwelować. Pocieszające było to, że przy takiej ilości zdjęć któreś po porstu musiało być świetne. Nawet rozmazane mogło oddać ducha sceny, groze sytuacji, dramaturgię i desperację walki. A ci żołnierze na dole ostrzeliwani ze wszystkich stron wyglądali bardzo epicko. Tak dramatycznie i batalistycznie. A te fotki rzygającego ogniem wojskowego śmigłowca miodne. Cała ciemność, zaledwie zarys sylwetki i błyskający ogniem karabin masyznowy. A w nocnym trybie z całą sylwetką i żywymi ludźmi na pokładzie ze skierowanym w dół strzelającą bronią wyrzuacającą łuski no żyć nie umierać dla takich zdjęć. Tylko te drgawy maszyny psuły doskonałe zdjęcie.

Potem jeszcze ta kolumna wojskowych ciężarówek z których wysypali się pakstańscy zołnierze ogarniajac teren. Świetne ujęcie na współpracę z miejscowymi siłami pokazujące, że Amerykanie nie sa najeźdźcami czy okupantami jak to się często lubiło powtarzać choć w tym kraju była to bzdura skoro było ich mniej niz w jednych koszarach jakiejkolwiek większego miasta.

No i byli bezkonkurencyjni. Nawet najsłabsze zdjęcia były jedynymi które psiarnia miała z tej walki. Wszyscy byli skazani na nich. Cały świat mógł się dowiedzieć o tej walce z ich relacji. A walka z terroryzmem zaatakowanych pdstepnie przez liczniejsze siły terrorystów na pewno będzie dobrze przyjęta. Takie zdjcia i reportaże były obecnie modne i poszukiwane i niejako skazane na sukces. Tylko ta francuska blondzia...

Póki była w śmigłowcu w ogóle jej nie było widać i nie wiadomo było co robi. Dopiero jak maszyna kontraktorów wylądowała na ziemi dało się zauwazyc jej kobieca figurkę i blondwłoski tak kompletnie różne wśród otaczających ją sylwetek w mundurach i z bronią. Co gorsza łaziła tu i tam i rozmawiała i robiła zdjęcia i generalnie zgarniała temat na gorąco sprzed nosa. Z ziemi na pewno mogła zrobić lepsze zdjęcia niż Constance z powietrza no i Amerykanka nie mogła zrobić żadnego wywiadu z uczestnikami walk.



???; śr; 2017.06.05 godz 05:05; 15*C



Jeremy Newport




Stres powoli z niego schodził. Miał w końcu ponadprzeciętne zdolności zachowania zimnej krwi. Odgłosy walki ucichły i nie wznowiły się więcej. W zamian tego słyszał monotonne odgłosy ciężarówek i czuł nieprzyjemne, nieregularne kołysanie na słabo resorowanej skrzyni. Nie miał właściwie pojęcia kto i gdzie go wiezie co budziło niepokój i napięcie nie pozwalając odetchnąć z ulgą.

Zorientował się też, że nie jedzie sam. Pilnowano go. Przynajmniej jeden strażnik od strony klapy by pewnie nie przyszło mu do głowy skakać czy inaczej uciekać. Siłą raczy musieli siedzieć blisko siebie. Ciężarówka była wypełniona chyba nieźle. Bo z jednej strony strażnik z a zdrugiej jakieś płaskie, sztywne powierzchnie jak skrzynie czy inne pudła. Był prawie pewny, że nie przewidywano przy załadunku miejsca tutaj dla dwóch osób.

No i zapachy. Pozbawiony wzroku niejako musiał badać otoczenie za pomocą pozostałych zmysłow. Słuch niewiele mu powiedział poza tym, ze jadą ciężarówką która zagłuszała zdecydowaną większość odgłosów. Musiało być już chyba rano bowiem przez odgłosy pojazdu przebiło się jakieś dźwięki i był prawie pewny, że to chyba ogłoszenie kolejnego dnia z jakiegoś meczetu. W więksozściświątyń używano systemu audio który niósł światu muzułmańskie posłanie całkiem daleko. No ale zastanawiający był zestaw zapachowy który odczuwał. Od paki ciężarówki dolatywał zapach smaru czy oleju. Zdecydowanie kojarzący się z jakimiś nowymi narzędziami prosto ze sklepu. Albo bronią. Zaś od strony strażnika zalatywało zdumiewająco łagodnym i delikatnym zapachem bardziej kojarzacym się z damskimi perfumami niż męską wodą kolońską. Nie był zbyt silny ale jadąc dłuższy już chyba czas w końcu był już pewny, że wcale mu sie tak nie wydaje.

Zanim zdążył się nad tymi spostrzeżeniami powazniej zastanowić pojazdy sapnęły hydraulicznymi hamulcami, zwolniły bez pospiechu i w końcu zatrzymały się. Chwilę nic się nie dziao aż w końcu jego strażnik wstał i szarpnął go za ramię zmuszając do powstania. Jakieś dłonie na dole pochwyciły go i pomogły ściągnąć na dół. Po chwili stał już na ziemi i został poprowadzony gdzieś na pobocze. Pod nogami chrzęścił mu otoczakowy żwir ale po chwili poczuł cień i zapach jakiegoś budynku. Posadzono go kolejnym szarpnięciem na ziemi. Pod sklejonymi taśmą palcami wyczuł, że to jakies klepisko a nie normalna podłoga. Wokół niego było chyba dwóch czy trzech ludzi, wciąż stali i nie odzywali się. Nic od niego też chyba nie chcieli bo nie wchodzili z nim w żadne interakcje.

Po chwili usłyszął nadchodzące kroki i chyba znów weszło do środka dwie czy trzy osoby. Jedna z nich położyła coś obok niego. Po chwili klękła i dał się słyszeć trzask plastikowcy klipsów jak od torby czy plecaka. Chwilę trwały jakieś szelesty i grzebania w nim po czym ktoś nożyczkami zaczął rozcinac mu nogawkę. Potem poszło juz szybko, docierały go kolejne odgłosy rozpakowywanych środków, pieczenie gdy dezynfektantem przemywano mu rany i w końcu obwiązywanie jej opatrunkiem.

Medyk najwyraźniej skończył swoją robotę bowiem pozbierał swoje zabawki, wstał i odszedł. Zaraz też chętne ale niekoniecznie zyczliwe dłonie pomogły powstać Amerykaninowi na nogi. Opuszczali już ten budynek i znów znalazł się na zewnątrz chrzęszcząc butami po tym zwirze. I nagle akcja zdecydowanie przyśpieszyła. Usłyszał jakiś tumult i zamieszanie. Ktoś niedaleko krzyknął coś alarmująco chyba w którymś z tubylczych języków Pakistanu, prawie od razu usłyszał jakiś bieg jakby kilka osób rzuciło się nagle do wyścigu szybko oddalając się od konwoju. Jego samego ponownie popchnięto i po chwili znów był już przy ciężarówce. Wyczuwał w otaczających go osobach znaczną nerwowość w ruchach choć nadal byli nienaturalnie milczący. Przynajmniej ci w pobliżu niego. Choć teraz chyba był z nim nie więcej niż jeden strażnik, pozostali pobiegli i jeszcze nie wrócili. Wyczuwał, że cokolwiek się stało nie było po myśli jego porywaczy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-10-2015, 01:55   #92
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Wszystko pięknie, ale nawet z pozoru idealny momentu musiał iść psu w dupę. Ze swojego miejsca Conie zrobiła co mogła, pewnych detali nie dało się jednak przeskoczyć. Razem z Robem udokumentowali samą walkę. Z wywiadami już było gorzej. Na szczęście Pakistan należał do bardzo niebezpiecznych miejsc. Pełnych terrorystów, latających kul,bomb. Zarazków obcych Europejczykom. Wypadki chodziły po ludziach, o ile ludzkie skurwysyństwo dało się tak nazwać.
- Rycyna... - Constance mruknęła pod nosem i w tej samej chwili wpadł jej do głowy kompletnie inny pomysł. Spojrzała na Brytyjczyka, posyłając mu szczery, szeroki uśmiech -Trzeba jej pogratulować materiału. Naszego materiału. Szkoda że sprzęty elektroniczne są tak awaryjne...
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 04-10-2015, 22:01   #93
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Nad górami wstawał świt. Żołnierze siedzieli na kamieniach i pomagali sobie wzajemnie zakładać opatrunki, kontraktorzy i Pakistańczycy przeszukiwali pobojowisko, paramedyczka dokonała triażu i opatrywała najciężej rannych. Hastings wydzwaniał niemal bez przerwy, ale Lance nie mógł udzielić mu satysfakcjonujących odpowiedzi. Nie, nie miał Newporta. Nie, nie wiedział gdzie jest. Nie, nie miał amunicji, tak, był ranny, tak, miał świadomość, że przełożony dobierze mu się do dupy jak czegoś na cito nie wymyśli. Styx zakończył rozmowę, zebrał swoje zabawki z pobojowiska i poszedł porozmawiać z dowódcą Marines.

- Sierżancie, do Afganistanu niedaleko – Lance zwrócił się do Dobsona – ten teren prawdopodobnie był obserwowany z satelity albo przez jakiegoś drona. Może dacie znać do bazy w Asadabadzie czy w Bagram, może coś mają i podzielą się intelem. Newport nie mógł zniknąć, a do miasta nie poszedł, bo znalazła by go pakistańska armia – kontraktor podzielił się pomysłem.
- Zaraz się z nimi połączę. Jak coś widzieli, to będziemy potrzebowali grupy poszukiwawczej. Teraz z powodu strat mam za mało ludzi, więc postaram się ustalić z dowództwem, żeby was wynajęli na ten wypad. Przydacie się, a trzeba działać szybko. To nie Nowy York, żeby można było urządzać sobie zwiedzanie. Dyplomata może się tu łatwo zgubić a nie jest szkolony w survivalu.
Dobson poszedł w kierunku śmigłowca, zostawiając kontraktora pogrążonego w rozmyślaniach.
„Jeremy, gdzieś ty polazł? Żeby cię znaleźć potrzebujemy psów, albo jakichś indiańskich tropicieli. Albo pakistańskich…”
Chwilę później Styx już gadał przez tłumka z Pakolami. – Tropiciel, jakieś ślady, człowiek nam zginął… żyje, ale nie możemy go znaleźć, to jeden z naszych. Macie kogoś, kto urodził się na terenach plemiennych i potrafi czytać ślady w górach? Może ocenić co się tutaj stało i jak nasz przyjaciel zniknął? - albo nowoczesna technika, albo jakiś pastuch nam pomoże w poszukiwaniach. Oby skutecznie. A na drugi raz nie należy ufać Marines w kwestii ochrony osobistej. Newportowi zresztą też nie.
- Panie Vernon? – kobiecy głos wyrwał Lance’a z rozmyślań – Panie Vernon, gdzie jest Jeremy?
- Nie wiem
- odparł kontraktor blondynce. -Rozdzieliliśmy się podczas strzelaniny. Pewnie się gdzieś ukrył. Proszę zapytać Marines, może coś widzieli.
- Nie widzieli, a to pan jest wynajęty do jego ochrony.
- Byłem, jeśli chodzi o ścisłość. Zwolnił mnie z obowiązków wczoraj wieczorem. Jednak proszę się nie martwić, tworzymy grupę poszukiwawczą, mamy sprzęt, pomoc armii pakistańskiej, więc niebawem go znajdziemy.

A przynajmniej dobrze jest tak myśleć.

P rozmowie z narzeczoną dyplomaty Lance zajął chwilę paramedyczce, prosząc żeby zerknęła na jego rany. Z jego bokiem nie było najlepiej, ale to już wiedział i bez fachowej opinii. Musiał być w jak najlepszej kondycji, aby móc biegać po górach szukając paczki. Podczas opatrywania zadzwonił do Hastingsa.
- Marines będą nas potrzebować do SAR. Nie dałoby się wyprosić od Pakoli choć dwóch samochodów? Nie będziemy przecież zasuwać po tych górach piechotą, tak nigdy nie znajdziemy pryncypała. Transport znacznie zwiększy nasze szanse. Major obiecał zająć się sprawą, choć nie wiedział, czy jego koneksje sięgają tak daleko.
Kontraktorowi pozostawała ostatnia sprawa – amunicja. Z tą jednak nie było problemu, w końcu miał Kałasznikowa, najbardziej popularny karabin w tym regionie. Szybko sprywatyzował kilka magazynków, które były w posiadaniu rebeliantów/terrorystów.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 04-10-2015, 23:41   #94
 
del martini's Avatar
 
Reputacja: 1 del martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumny
Nie spodziewał się opieki medycznej ze strony porywaczy. Fakt, że medyk opatrzył mu nogi, stanowił powód do zdziwienia, szczególnie że Jeremy był obywatelem najbardziej przez nich znienawidzonego kraju.
Wydarzenie to nieco poprawiło mu nastrój, gdyż ta pomoc zmniejszyła ryzyko wystąpienia powikłań w postaci zakażenia.

W ciężarówce dyplomata miał czas, żeby przemyśleć jaki może go czekać los. Wstrząsały nim dreszcze na myśl, że Nicole może obejrzeć wideo z jego egzekucji na youtube. Czarny strój kata i on w pomarańczowym kaftanie...
To był najgorszy z możliwych scenariuszy. Na szczęście chyba nie był aż tak prawdopodobny.
Wydawało mu się, a może - głęboko na to liczył, że terroryści zażądają okupu lub wymiany.

---

Ewidentnie coś było na rzeczy. Czy to Amerykanie trafili na jego ślad? Oby...
Serce Jeremy'ego ewidentnie przyspieszyło. Zapaliło się światełko nadziei. Czekał na rozwój wydarzeń, na jakiś strzał z karabinu. Być może strażnik będzie zmuszony się od niego oddalić i wtedy dyplomata spróbuje ucieczki? Póki co jednak, dyplomata starał się zidentyfikować co mogło być przyczyną wzmożonej aktywności porywaczy.
 
__________________
I am not in danger, I AM THE DANGER
-Walter White
del martini jest offline  
Stary 11-10-2015, 02:54   #95
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Islamabad; szpital miejski; śr; 2017.06.05 godz 06:20; 18*C




Costance Morneau



Reporterska parka wspólników w zbrodni wyłudzenia śmigłowca ratunkowego od znajomego jednego z nich opuszczała pośpiesznie szpital. Żółta maszyna w charakterystycznych oznaczeniach lotnictwa ratunkowego pozostała cała ale prawie z pustym bakiem na dachu szpitala. Końcówka lotu była dość nerwowa. Robert wcale nie był taki pewny czy starczy im paliwa i nie będą musieli wylądować gdzieś w polu. Na szczęście jednak jego obawy okazały się płonne i wylądowali trochę z podbiciem które szarpnęło nimi w fotelach ale jednak cało.

Wrócili do zaparkowanego wciąż na szpitalnym parkingu wypożyczonego samochodu Harrington'a. Ten nie zwlekał. Odpalił pozostawionego laptopa i wyciągnął dłoń na siedzącą obok koleżankę po fachu. - Zdjęcia. - najwyraźniej czekał na to by dała mu kartę pamięci z aparatów by mógł sobie zgrać fotki z nocnego wypadu za miasto.

W międzyczasie Conie otrzymała sms'a od Farrid'a. Napisał krótko, że biuro informacyjne policji ma wydać dziś oficjalne oświadczenie w sprawie dochodzenia o zabójstwo amerykańskiego dyplomaty o 09:00. Ale wszystko wskazuje na to, że został zabity z Dragunova który to egzemplarz został zgłoszony jako skradziony z wojskowego transportu parę miesięcy temu. Mornau wiedziała, że mógł faktycznie zostać zgubiony czy skradziony z jakichś baraków. Ale ten eufemizm tez często maskował zwykły nielegalny handel bronią która na pogórzu Himalajów bardzo często zmieniała właścicieli.

Zadzwonił też telefon.Obcy komórkowy numer sądząc po prefiksie ze kontynentalnych Stanów. Nie miała pojęcia kto dzwoni.




Góry; wrak śmigłowca; śr; 2017.06.05 godz 06:20; 18*C




Marek Kwiatkowski i Lance "Styx" Vernon






Kroki podjęte przez Lance'a przyniosły choć częściowe efkty od razu. Dobson był zainteresowany odnalezieniem Newport'a tak samo jak i kontraktorzy. I tak samo był skazany na pomoc miejscowych służb oraz to co udało mu się załatwić za pośrednictwem łącza satelitarnego. W efekcie owszem udało mu się nawiązać łączność i z ambasadą i przez nich z afgańskim kontyngentem no ale efekt był typowo armijny: trzeba było czekać aż puszczona w ruch machina przemieli swoje nim wypluje efekt końcowy.

Z grupy poszukiwawczej z Marines nie było co liczyć. Wszyscy byli ranni, bardzo ranni albo zabici. Na pobojowisku ze sprawnych pozostawali tylko pakistańscy zołnierze i międzynarodowego pochodzenia kontraktorzy, na ogół Amerykanie. Dobson zorganizował przerzut na miejsce zdarzeń jedną z grup Kontyngenciarzy z Islamabadu ale dopiero lecieli na miejsce.

- Panie Vernon proszę mnie nie traktować jak głupiutkiej blondyneczki dobrze? Ja czytałam ten kontrakt i konsultowałam razem z Jeremym. Wiem, że z niego wynika, że jeśli dalej był pan z nim czy ze mną to się liczy jak automatyczne przedłużenie kontraktu. A był pan czyli dalej był pan za niego odpowiedzialny. A w tej chwili jest pan odpowiedzialny za moje bezpieczeństwo. I informuje pana, że przedłużam ten kontrakt oficjalnie dopóki nie odnajdzie się Jeremy. Proszę zrobić co konieczne by go odnaleźć. - rzekła chłodnym tonem blondyneczka o słodkiej i uprzejmej zazwyczaj twarzy tym razem jednak o dość oficjalnym obliczu. Vernon wiedział, ze kontrakt jaki zawarł Newport opiewał na nich oboje i oboje mieli podlegać ochronie z Firmy. I miała uprawnienia takie samo jak on do przedłużania czy nie kontraktu. Zresztą jako reporter wojenny orientowała się w sprawach z nią związanych dużo dokładniej niż jakas pogodynka czy przeciętniak z MacDonalda. Do samej organizacji poszukiwań na razie się chyba nie zamierzała wtracać najwyraźniej zostawiając mu w tym wolną rękę. Rozłozyła się gdzieś w pobliżu ze swoimi aparatami i laptopem i chyba coś majstrowała ze swoją dziennikarską robotą.

Eva obejrzała rany kontraktora tak samo jak i innych poszkodowanych. Odkaziła, przemyła, opatrzyła i uśmiechnęła się przy tym ciepło dodając otuchy swojemu pacjentowi. Obrażenia nie zagrażały jego życiu w tej chwili i nie groziło mu zakazenie w tej chwili skoro się tym zajęła. Stanowczo jednak odradzała mu forsowanie się w jakichś wyprawach po górach. Stan mógł się w każdej chwili zmienić z w miarę stabilnego na zdecydowanie mniej stabilny zalecała więc mu powrót do bazy czy szpitala i odpoczynek. Zwłaszcza, że był już na nogach cała dobę i mógł przemęczenie mogło już wpływac na zdolność oceny własnych sił i możliwości jeśli nie teraz to wkrótce. Wiedział, że coś podobnego usłyszałby w tej chwili od chyba zdecydowanej większości wojskowych lekarzy i paramedyków. Owszem oberwał i był przemęczony więc zalecenia lekarki były jak najbardziej słuszne i poprawne tak samo jak jej diagnoza. Obecnie trzymała go na nogach adenalina ale ona w końcu zejdzie i pozostanie nużące zmęczenie zakłócające poprawne funkcjonowanie ciała i umysłu. Zwłaszcza, że ten był już osłabiony ranami i utratą krwi które nie miały jak się zregenrować w tak krótkim czasie.

Pod tym względem najlepiej poszło mu z miejscowymi żołnierzami. Przyjechała jakas kolejna ciężarówka która przywiozła prowiant i to nawet ciepły. Najwyraźniej ktoś w miejscowych koszarach miał głowe na karku i pamiętał o tym, że głodny żołnierz to słaby żołnierz i kapryśny jeszcze. Mogli więc wsamać razem z Pakistańczykami coś z miejscowej, zdecydowanie pikantnej kuchni choć możliwej do złagodzenia łagodnymi sosami.

Przy okazji dowiedzieli się jak się nazywa te miasto którego światła w nocy widzieli a teraz w dzień stanowiło nie tak odległy, miejski kleks na naturalnym krajobrazie pogórza. Mingora. Któryś nawet pokazał im na GPSowej mapie gdzie są obecnie. Wyglądało na z grubsza połowę drogi pomiędzy stolicą a przygranicznym Chitral. Znaczy jak się patrzyło pod kątem lotu bo drogą to szkoda było czasu tracić bo trasa szła w setki kilometrów i po kilkanaście godzin.




Pakistańczycy którzy nawet szeregowi posługiwali się angielskim albo znośnie albo biegle byli też skłonni załatwić transport a dokładniej dwa Land Rovery w pikup'owej wersji z zamocowanymi rkm'ami na dachu. Każdy spokojnie mógł zabrać po dwóch ludzi w kabinie i sześciu na pace.

Okazało się też, że mieli i wśród swoich szeregach kogoś kto był chowany z kozami w górach czyli generalnie ogarniał teren. Swoje też robiło zwykłe przeszukanie terenu zwłaszcza dalsze. W efekcie w sąsiedniej dolinie, po drugiej stronie zbocza na którym w nocy toczyła się walka znaleziono ślady pojazdów. Duże, wiele i ciężkie. Wygladały nawet gołym okiem na jakieś pociężarówkowe. Ślady peta tam czy porzuconej butelki po wodzie tam mówiły jasno, że zatrzymali się tu na jakiś czas. Wedle kaprala Saleema Zahera który był plutonowym zwiadowcą a prosił by go nazywać po prostu Sal ślady było z tej nocy, może góra z wieczora czy końcówki dnia. Generalnie dość świeże. Problem był taki, że mógł obserwować ślady z ziemi a jadąc samochodem było to właściwie nierealne. Poza tym trop i tak by się urwał gdyby wjechali na jakąkolwiek bardziej uczęszczana czy wyasfaltowaną drogę.




[CENTER]???; śr; 2017.06.05 godz 06:20; 18*C[/center]



Jeremy Newport



Jeremy dalej był niepewny swego losu. Co prawda nie zlikwidowano go od ręki ale to się dało nadrobić w każdej chwili. Usłyszałby wysarpywany z kabury pistolet, szczęk zamka i strzał już chyba niekoniecznie mógł zdążyć usłyszeć. No albo nawet i nie tylko szybki ruch nożem po szyi czy dżgnięcie w serce. Zabicie nieuzbrojonego, skrepowanego człowieka było zdumiewająco łatwe gdy się miało chęć i możliwość. Na razie chyba jednak takiego zestawu nie było bo wciąż oddychał.

Zamieszanie spowodowane jakimiś krzykami szybko ucichło. Strażnik który go trzymał dotąd trzymał go nadal póki nie wepchnął go z powrotem na pakę wozu. Sam został na ziemi. Musiał być w pobliżu bo Jeremy słyszał jego krótkie, nerwowe kroki. Jakiś czas trwało to tak zaiweszone w próżni ale potem sprawy przyśpieszyły.

Usłyszał kogos nadbiegającego. Nie wiedział skąd i dokąd póki odgłos butów i przyśpieszone oddechy nie zatrzymały się przy pace. Chwile potem krzepkie ramiona żołnierzy chwyciły go i ściągnęły z paki na ziemię przyginając go od razu nieco do ziemi. Wkrótce ruszyli truchtem gdzieś ale skrepowanemu i oślepionemu dyplomacie przygiętemu w niewygodnej pozycji ciężko było nadążyć za truchtającą trójką która go otaczała.

Dobiegli do jakiegoś samochodu. Zorientował się gdy schylili mu głowę i wepchnęli chyba na tylne siedzenie. Zaraz dwaj siedli z jego boków więżąc go między sobą. Musiał to być jakiejś średniej wielkości pojazd w stylu większego pikupa czy terenówki z tylnym, poprzecznym rzędem siedzeń. Zaraz gdy chyba wszyscy się usadowli samochód ruszył i to zdecydowanie prędzej i żwawiej niż dotąd cieżarówka która go wiozła.

Miotało nim w rytm jazdy tak samo jak i resztą współpasażerów. Choć chyba jechali po dość równej drodze. Co jakiś czas zatrzymywali lub zwalniali najwyraźniej uczestnicząc w zwyczajowym ruchu drogowym. Słyszał mijające ich pojazdy lub te które oni wyprzedzali. Czasem jednak trafił się chyba korek czy zjazd co musieli zwolnić czy się zatrzymać. Atmosfera też nadal była napięta choć nieco się rozluźniła bowiem kierowca i ten co siedział obok niego czasem coś zamarudzili albo rzucili chyba jakimś przekleństwem manierą wszelkich kierowców na całym świecie. Tylko ci dwaj z tyłu co siedzieli po jego bokach milczeli jak zaklęci. Po zapachu zaś poznał, że ten po lewej to chyba ten sam co mu towarzyszył na pace ciężarówki.

Mieli też włączone radio w samochodzie. Nadawała rozgłośnia z Ismamabadu świergocząc kolejnymi newsami z dnia. Wszyscy czekali na oświadczenie komendy głównej islamabadzkiej policji która o 9 miała podać wyniki analiz balistycznych ze sprawy o zabójstwo amerykańskiego dyplomaty White'a. Usłyszał też krótką wzmiankę o "walkach z terrorystami" w przygranicznym Chitral w którym brały połączone siły pakistańsko - amerykańskie z wczorajszego wieczora. Ale żadnych detali nie było. Tak samo jak żadnej wzmianki o zaginionym czy porwanym albo zabitym amerykańskim dyplomacie. Jeśli sprawa już dotarła do oficjalnych władz to chyba na razie utrzymywali to w tajemnicy. No chyba, że w nocy wszyscy Marines razem z Vernonem zginęli co było możliwe z tego jak widział tych z goglami i słysząc natężenie ognia w dolinie. Wówczas tylko on by przeżył tamte zetrzelenie i późniejsze walki. Rozmyślania przerwał mu komunikat z radia inforumący, że za parę minut będzie 06:30 tego pięknego i pogodnego poranka a pogoda zapowiada się upalnie jak zwykle.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 17-10-2015, 01:54   #96
 
del martini's Avatar
 
Reputacja: 1 del martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumny
Strasznie chciało mu się pić. Szturchnął łokciem mężczyznę po lewej i zmęczonym głosem powiedział: "Dajcie mi trochę wody..." W ustach nie miał nic od wielu godzin, a głód i pragnienie pogarszały jego stan umysłu.

Uważnie przysłuchiwał się wiadomościom i zaniepokojony stwierdził, że nie było ani wzmianki o zaginionym dyplomacie. Czyżby marines zginęli? W tej chwili wydawało mu się to całkiem możliwe.

Po nałożeniu opatrunku z ranami było już lepiej. Fakt, że opatrzył go medyk, podtrzymywał Jeremy'ego na duchu, bo twierdził, że nie pomogliby mu, gdyby go chcieli zlikwidować. Pakistańczycy chyba zdawali sobie sprawę z tego, kogo wiozą i jakie to może mieć dla nich znaczenie. Więc nie popełniliby tak głupiego błędu, tracąc tak dużo wartego człowieka.

Myślał też o Nicole. Pewnie nie przespała całej nocy. Oddałby bardzo dużo, żeby tylko móc jej przekazać: "Żyję, jestem cały. Kocham cię". Ona pewnie poruszyła albo zaraz poruszy niebo i ziemię, aby tylko dowiedzieć się, co stało się z jej narzeczonym. A on jeszcze kilka dni temu ją zdradził...
 
__________________
I am not in danger, I AM THE DANGER
-Walter White
del martini jest offline  
Stary 30-10-2015, 16:10   #97
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Telefon...do niej. Do tego obcy numer z drugiej półkuli.
W głowie Constance zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza. Przeprosiła wszelkie gumowe uszy i oddaliwszy się na bezpieczna odległość musnęła palcem zieloną ikonkę słuchawki, spoglądającą na nią z wyświetlacza komórki.

- Conie Mornau? Siostra James’a Mornau? - spytał obcy jej męski głos jak tylko podniosła słuchawkę.

Amerykanka wzdrygnęła się, jak zawsze kiedy ktoś obcy związywał ją z bratem. W głowie widziała już najgorsze z możliwych scenariuszy, w których zapakowane w czarny, foliowy worek ciało “Rose’a” grało pierwszoplanową rolę. Zachowała jednak cyniczny uśmiech i odchodząc jeszcze dalej od potencjalnych słuchaczy wyciągnęła z kieszeni zmaltretowaną paczkę fajek.
- Tak, przy telefonie - potwierdziła, odpalając papierosa i zaciągając się porządnie. Czekała, mogła tylko czekać na odpowiedź z drugiej strony.

- To świetnie. Doktor Bendnard przy telefonie. Jestem lekarzem w zakładzie gdzie znajduje sie James. A dokładniej jego lekarzem bo w tej chwili jest moim pacjentem. - zaczął mówić konkretnie i szybko, trochę się śpiesząc jak zauważyła. - Jak pani widzi dzwonię z prywatnego telefonu. Ale na prośbę pani brata. Bardzo usilną prośbę. Jestem skłonny dać wam pomówić. Oczywiście podjęcie takiego ryzyka dla osoby na moim stanowisku nie jest takie łatwe dla obcych mi ludzi. No i te koszty rozmów międzykontynentalnych… No sama pani rozumie, że nie jestem instytucją charytatywną. 100 dolców myślę, e by jednak skłoniło mnie do tego ryzyka. Po rozmowie prześle pani numer konta na które mają wpłynąć pieniądze w ciągu 48 h. Jeśli nie wpłyną więcej rozmów nie będzie. A James wgląda mi na takiego co miałby ochotę porozmawiać sobie z panią nie tylko w tej chwili. Rozumiemy się? - facet nawijał raczej tonem jakby tego typu rozmowy nie były dla niego niczym nowym. Bez żenady podał swoje warunki i cenę za dodatkową usługę pozamedyczną. Ryzykował owszem bo kontakty więźniów ze światem zewnętrznym były zabronione ale widać był z tym ryzykiem nieźle obyty.

Kolejna chmura siwego dymu opuściła usta reporterki, a w ślad za nimi podążyły słowa.
- Miło mi doktorze. Rozumiem niebezpieczeństwo jakie pan podejmuję i serdecznie panu za nie dziękuję. Bardziej namacalną gratyfikację prześlę na wskazane konto. - znowu się zaciągnęła - Skoro James chce ze mną porozmawiać, na pewno kazał mi przekazać jedno słowo, prawda?

Mieli ustalone hasło na wszelki wypadek, gdyby ktoś sprawa była pilna i należało rozwiązać ją od ręki. Zamierając w oczekiwaniu, Conie wstrzymała oddech, czekając na te kilka dźwięków układające się w “Mars”.
Oszustów, hien i żerujących na padlinie sępów nie brakowało. Moreanu wiedziała o tym aż za dobrze.
Sama była jednym z nich.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172