Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2016, 14:49   #331
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Z prawdziwą satysfakcją zostawiła za sobą łunę płonącego samolotu i ciemności lodowego Norylska. Pod głowę nieprzytomnego Witalija podłożyła jego plecak i przykryła termicznym kocem z apteczki samolotu. Potem to samo zrobiła dla Kane'a gdy ostatecznie jego nieludzkie siły zupełnie się wyczerpały. Cieszyła się, że obaj wyszli z tej wyprawy żywi, choć ten pierwszy zdążył ją w czasie jej trwania nie raz doprowadzić do szału. Jak się nad tym zastanowić, nie było to nic nowego w ich wzajemnych stosunkach. Nie miała teraz pojęcia, dlaczego myśl o zaproszeniu go na tę wyprawę wydawała jej się dobrym pomysłem. Z drugiej strony, jakimś dziwnym zrządzeniem losu udało im się wyjść z całej katastrofy, zwanej wyprawą do Norylska, z wynikiem na plusie.
Oczywiście nie licząc straconego mecha...Zerknęła na siedzącego niedaleko Węgra. Z jednej strony było jej go żal, z drugiej nie wyobrażała sobie, jak daliby radę ciągając stale ze sobą jego żelastwo. W całej akcji mógł się przydać jedynie na ostateczne starcie z Kalisto, przez resztę czasu byłby po prostu zawadą. Zdecydowanie, sprawa odpowiedniego doboru członków ekipy, następnego zlecenia na jakie się zdecyduje, będzie sprawą priorytetową.
Pomyślała znowu, że to dobrze, że Ukrainiec postanowił porzucić obecne zajęcie i zająć się tym swoim barem. Drugi raz mógł nie mieć tyle szczęścia. Może i był dobrym dowódcą oddziału żołnierzy, ale zdecydowanie nie nadawał się na najemnika.

***


- Jednak czasami można się wyrwać z zaklętego kręgu. - Odezwała się Shade patrząc na specjalne wozy, które zabrały jej nieprzytomnych i rannych towarzyszy w miejsce gdzie mogli zostać właściwie połatani i postawieni na nogi. Byli w dobrych rękach, nic więcej nie mogła dla nich zrobić. Ponieważ jedyną osobą, która mogła usłyszeć jej słowa był Łuczenko, to do niego najwyraźniej skierowała te słowa.
- Zwykle po to, by wpaść w inny. Tylko zamiast szorstkiego sznura dłonie skrępują jedwabną tasiemką - odpowiedział jej po krótkiej chwili. Ton jego odpowiedzi był jednakże na poły żartobliwy.
- Jak dla mnie krępowanie jedwabiem zawsze kończyło się bardzo przyjemnie, więc nie widzę powodów by narzekać. - Valerie wydęła wargi. - Mogę nawet zrozumieć tych, którzy lubią sznury...
- Ja również, nawet jeśli chwilowo myślimy o dwóch różnych sprawach. W tej twojej jestem odrobinę... skostniały - zakasłał, tłumiąc śmiech.
- Wszystko można zmienić. Wystarczy tylko trochę optymizmu, a zdołałam się przekonać, że tego panu nie brakuje. Gdyby potrzebował pan przyjaznej duszy podczas oswajania się z nową sytuacją, zawsze można się do mnie odezwać - podała mu oficjalny email Valerie - choć nie obiecuję, że zawsze odpowiem od razu.
Nie miał holofonu, ale zapisał sobie na całkiem tradycyjnej kartce i krótko skinął głową.
- Gdyby nie mój optymizm, nie byłoby mnie tu. Zobaczymy gdzie zaniesie mnie teraz. Dziękuję - powiedział na zakończenie, wyciągając do Shade dłoń. Odpowiedziała uściskiem:
- Życzę powodzenia.

***


- ...wraz z premią każdy z was otrzyma więc po pięćdziesiąt pięć tysięcy. - Po minie Sato trudno było stwierdzić do jakiego stopnia jest zadowolony z wyników ich misji. No ale zleceniodawca był Azjatą, a im o wiele łatwiej było ukryć swe uczucia przed Europejczykami. Shade zdecydowanie uznała tę wyprawę za porażkę, ale także niezła nauczkę na przyszłość. Trzeba będzie staranniej wybierać miejsca do których się jedzie i ludzi z którymi będzie się pracować. Nawet najlepszy pracodawca nie rekompensował człowiekowi odmrożonej dupy.
- Czy naprawicie nasz uszkodzony sprzęt? Mój skafander wymaga generalnego remontu. - Zapytała rozmówcę.
- Możemy to zrobić – Skinął głową w odpowiedzi - ale to wy pokrywacie koszty uszkodzonych elementów.
- W takim razie odliczcie to od mojego wynagrodzenia, a resztę pieniędzy przelejcie na konto Hradetzky'ego. - Zwiadowczyni nie mrugnęła przy tych słowach nawet okiem - Naprawiony sprzęt prześlijcie do Nowego Yorku. - podała oficjalny adres Thomasa Kalvaina. Wiedziała, ze będzie go mogła stamtąd odebrać w każdym dowolnym momencie, a jeśli zajdzie taka potrzeba Tom odeśle go w każdy wskazany przez nią zakątek świata.
Gdy przedstawiciel Miracle zakończył połączenie zebrała swoje rzeczy:
- Na mnie już czas. Niedługo mam samolot. - Odezwała się do reszty, która uczestniczyła w spotkaniu. Dziwne i znamienne, że większość stanowili ci, których wyrwali z Norylska. – Powodzenia w waszych przyszłych planach. Oby nigdy nie było gorzej niż w Norylsku. - Uśmiechnęła się nieznacznie, po raz pierwszy od czasu gdy opuścili Syberię. Była zmarznięta, obolała i zmęczona, ale z każdą chwila coraz dalej od tamtego miejsca i to było cudowne.

***


Nauru powitało ją pełnią południowego lata i lekką bryza znad oceanu. Valerie odetchnęła głęboko schodząc po schodach na rozgrzaną płytę lotniska. Zdecydowanie wolała takie klimaty. Odgarnęła ręką włosy z czoła rozglądając się za Markiem, który miał tu na nią czekać.
Rzeczywiście stał niedaleko: Wysoki, opalony, całkiem przystojny blondyn, w szortach i kolorowej koszuli. Pomachał jej ręką odsłaniając równy garnitur zębów w typowo amerykańskim uśmiechu. Choć, jak wiedziała już ponad piętnaście lat mieszkał z dala od kraju, nadal nie potrafił się go pozbyć, a może był to po prostu urok tego miejsca?
Podeszła do niego lekkim krokiem i poddała się uściskowi i gorącemu pocałunkowi:
- Cudownie cię widzieć Denis – Przywitał ją z entuzjazmem przesuwając dłonie na jej pośladki kobiety. - Myślałem, że ta wyprawa, którą miałaś kierować będzie trwała nieco dłużej.
- Wiesz jacy są amerykańscy turyści – Kobieta wzruszyła ramionami. - gdy nie wszystko jest tak jak sobie wyobrażali szybko się nudzą i chcą wracać do domu.
- W sumie zupełnie im się nie dziwię. Syberia w styczniu? Tylko idiota mógłby wpaść na pomysł surwiwalu w takich warunkach. - Pilot objął kobietę ramieniem i razem ruszyli w kierunku stojącego niedaleko, niewielkiego samolotu, jakich wiele latało w akwenie Wysp Marshalla.
- A ja okazałam się idiotką, że się na to zgodziłam. - Pokiwała sentencjonalnie głową.
- Było aż tak źle? - Popatrzył na nią uważnie zanim otworzył drzwi do kokpitu. Coś w głosie Denis zwróciło jego uwagę. - Właściwie dlaczego to robisz? Nie potrzebujesz pieniędzy.
- Zdecydowanie gorzej! - Valerie roześmiała się i weszła za Spencerem do środka, zajmując miejsce obok pilota. - Było, minęło! Zawsze to jakieś nowe doświadczenie. Teraz po prostu lećmy do domu. Przez miesiąc mam zamiar tylko opalać się na plaży i pływać w gorącym oceanie.
- Nie wytrzymasz tak długo. Zaraz znowu polecisz na kolejną wyprawę.
- Chyba masz rację. - Zwiadowczyni zapatrzyła się w majaczący na horyzoncie ocean. - Zdecydowanie jestem od tego uzależniona. - To lepsze niż narkotyk pomyślała lecz nie wypowiedziała tych słów na głos. Czysta Adrenalina!
- Są gorsze uzależnienia... - Mark poklepał ją konfidencjonalnie po kolanie - ...ale także bardziej przyjemne... - Jego dłoń zawędrowała pomiędzy gorące uda.
- Teraz zajmij się lotem – Kobieta ze śmiechem strąciła rękę mężczyzny. - Jak dolecimy na Imuroru porozmawiamy o twoich uzależnieniach.
- Mam nadzieję, że nie skończy się tylko na rozmowie...?
- Na pewno nie będziesz żałował. - W oczach kobiety widniała wyraźna obietnica, która dodała mu skrzydeł gdy startował.

***


Kilka miesięcy później...

Kobieta szła gwarną ulicą, pełną kolorowego, rozgadanego tłumu, a w oczy uderzały ją jarzące się wielobarwnym światłem reklamy z napisami po chińsku. Pomyślała, że Ann spodobałoby się to miejsce. Zdecydowanie jej półazjatycka, przyszywana kuzynka powinna kiedyś odwiedzić kraj swoich przodków. Nawet teraz, późnym wieczorem wszystko wokół tętniło życiem. Sprzedawcy uliczni zachwalali krzykliwie swe towary, a czerwono-złote smoki powiewały na wietrze.
Boczna uliczka, która była jej celem, była ciasna i zdecydowanie bardziej spokojna. Domy jakby wyrastały jeden na drugim, stłoczone i połączone wąskimi mostkami. Popatrzyła na okna, z który można było bez problemu przedostać się na drugą stronę ulicy robiąc zaledwie większy krok. Może niektórzy lubili tak mieszkać? Jednak myśl o pożarze w takim miejscu wydawała się przerażająca. Jedno zdecydowanie rzucało się w oczy: Nigdzie tu nie było ani psów, ani kotów, ani nawet szczurów. Wolała nie myśleć o tym co serwowano dziś na stołach.

Odszukała właściwy budynek, choć zdecydowanie nie było to łatwe i weszła po schodach na piętro. Zamiast dzwonka nad drzwiami wisiały wiatrowe dzwoneczki. Wydało jej się to zabawne.
Zapukała, ostrożnie balansując sporym pakunkiem, który trzymała w drugiej ręce.
Otworzył jej po krótkiej chwili. Wyglądał lepiej. Pełen energii i uśmiechnięty. Takie przynajmniej sprawił pierwsze wrażenie, otwierając szerzej oczy na widok Valerie.
- No proszę, nie spodziewałem się. Wejdź.
- Byłam w pobliżu i wpadłam na herbatę. - Powiedziała z uśmiechem wręczając mu pakunek. Okazał się całkiem ciężki. - Rozpakuj.
Zaprosił ją do środka, do niedużego mieszkania, urządzonego schludnie - i po europejsku jak zauważyła. Postawił pakunek na stole i z pewną nieukrywaną ciekawością zaczął rozpakowywać.
- Gratuluję wyczucia kierunku, ja przez pierwsze dwa miesiące zawsze myliłem uliczki.
- Cóż byłby ze mnie za zwiadowca, gdybym nie potrafiła trafić do celu. - Stwierdziła oczywistość. Tymczasem z głębi paczki wyłonił się, stary, rosyjski, wyraźnie zabytkowy samowar, cztery, umieszczone w specjalnej oprawce z uchwytem zrobionym srebrem szklanki, sądząc po ornamencie, stanowiące komplet do samowara, paczka doskonałej, indyjskiej herbaty liściastej oraz kilka niewielkich, pięknie malowanych spodeczków z chińskiej porcelany. Nie brakowało nawet słoika domowej konfitury, kilku cytryn i brązowego cukru:
- Wiele dobrego słyszałam o rosyjskiej sztuce serwowania herbaty. - Powtórzyła, widząc jego zaskoczenie, prawie identyczne słowa jak te wypowiedziane w Norylsku podczas ich pierwszego spotkania. Wiem, ze jesteś fizykiem, ale każdemu przyda się w życiu trochę fantazji.
Roześmiał się, kręcąc głową i ustawiając to wszystko na stole.
- Nie sądziłem, że gdzieś na świecie to jeszcze sprzedają. Mógłbym dywagować na temat, czy parzenie herbaty jest fantazją czy zwykłym procesem chemicznym, lecz pozostawię to sobie na samotny wieczór. Dziękuję, raz jeszcze. Póki co sznury rzeczywiście okazują się tymi całkiem przyjemnymi.
Zaczął się krzątać, próbując wykorzystać prezent do przygotowania czegoś smacznego. Opalony, ciągle w dobrej formie, wyglądał wręcz kilka lat młodziej. Różniło się też kilka szczegółów, zniknął pieprzyk. Nie była to pełna zmiana wyglądu, lecz na pewno przeszedł operację plastyczną. Nie wyglądając na takiego, któremu zależy na gładkości policzków, z propozycją zapewne wyszła Miracle, pozbawiając go łatwych do wychwycenia przez automatyczne rozpoznania twarzy cech.
- W sklepie ze starociami można kupić wszystko. - Valerie usiadła swobodnie na jednym z krzeseł. - Wiesz, że według rosyjskiej tradycji picie herbaty celebruje się jako długą ceremonię, która służy przede wszystkim długim rozmowom? Dlatego nie każdego się na nią zaprasza. Tylko miłych gości, z którymi znajdzie się wspólne tematy, może interesy, ludzi, z którymi będzie można porozmawiać „od duszy”. - Zaśmiała się – W sumie, w takim kontekście nasza pierwsza rozmowa przy herbacie, w Norylsku, naprawdę była „od duszy”. Cieszę się, że jesteś zadowolony z tego co z niej ostatecznie wynikło. Mogę to sobie zapisać na plus tej wyprawy.
- Chyba jeden z niewielu? - zapytał, nie odwracając się. Szło mu sprawnie, także musiał wiedzieć jak obsługiwać coś takiego jak samowar. Wkrótce usiadł naprzeciwko niej. - W Rosji zapewne była taka tradycja. Wiesz z czym związana? Z długimi wieczorami i zimnymi nocami. Dodajmy tu naturalną ewolucję i już mamy herbatę zastąpioną bimbrem, wtedy dostajesz aktualną sytuację. Czemu przyjechałaś? - spytał, autentycznie ciekawy.
- Naprawdę miałam coś do załatwienia w Chinach. Pomyślałam, że miło będzie cię odwiedzić i może jeszcze przekonać się, jakie teraz jest twoje zdanie na temat jedwabnych więzów... - Odwinęła zwiewny szal, który otaczał jej długą szyję i spoglądając mu w oczy przeciągnęła go pieszczotliwie między palcami.
- Jesteś niesamowitą kobietą - roześmiał się raz jeszcze, nalewając im herbaty.
Wzruszyła ramionami:
- Życie daje nam tyle możliwości. Ja po prostu staram się z nich korzystać.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 08-10-2016 o 19:34.
Eleanor jest offline  
Stary 06-10-2016, 20:12   #332
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Surval Montreuss, Szwajcaria
Pół roku później



Mężczyzna w eleganckim garniturze utykał idąc wolno wypielęgnowaną ścieżką. Było letnie południe, słoneczko przyjemnie grzało, ale UV-blokery już dawno były na tyle dobre, że praktycznie wyeliminowały ryzyko raka skóry. Można więc było się cieszyć i łapać tyle ciepła i witaminy D ile dusza zapragnie.


- Tato! Przyjechałeś! - nastolatka ubrana w szkolny mundurek wypatrzyła gościa i pobiegła ku niemu alejką.
Zoltan złapał córkę w objęcia i trochę stracił równowagę. Pomimo intensywnej terapii wciąż musiał przejść rekonwalescencję do końca. Całe szczęście przytrzymał się ławki stojącej nieopodal.
- Jak miałbym nie przyjechać? To zakończenie roku mojego słoneczka, musiałem być.
Dziewczynka skrzywiła się tak, jak tylko nastolatki potrafią pokazując zwątpienie w słowa rodzica - W zeszłym roku Cię nie było. A obiecałeś.
- Fakt, trafiony zatopiony - przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć, ale przerwała mu machając ręką - Nieważne. Dobrze, że jesteś. Martwiłam się, szpital no i wyglądałeś tak paskudnie, gdy zadzwoniłeś.
- Oberwałem trochę. Tak to bywa, gdy pracujesz w ochronie.
- Ciii, mówię koleżankom, że jesteś najemnikiem do zadań specjalnych i masz mi się trzymać tej wersji!
Oj Aniu, Aniu, gdybyś tylko wiedziała, pomyślał najemnik, kręcąc głową i wspominając misje w których brał udział. Może kiedyś Ci powiem. A tymczasem...
- Niech będzie. Ale chwilowo mam dość, ubezpieczalnia sporo zapłaciła, więc zdecydowałem się na coś mniej niebezpiecznego. Niecałe trzysta kilometrów stąd, będziemy się często widywać. Tym razem bez wyskoków, zwykła inżynierska robota. Na razie koniec ze szpitalami. A na wakacje pojedziemy w jakieś słoneczne okolice złapać nieco opalenizny! Co ty na to?


Kraj Niemiecki, Baza rezerw militarnych, lokalizacja utajniona.

- Oto pańskie nowe królestwo, Hradetzky! - powiedział gruby sierżant łamaną angielszczyzną i pacnął pamiętający zeszłe stulecie elektryczny włącznik. Jedna po drugiej odpalały się świetlówki odsłaniając spory, podziemny bunkier, w którym niczym śpiące olbrzymy stały pancerze wspomagane. Węgier bez trudu rozpoznawał modele. Większość produkcji unijnej, trochę importowanych, kilka cholera wie skąd. Wszystko co do jednego pierwsza i druga generacja, dziś spotykane prawie wyłącznie w siłach zbrojnych trzeciego świata lub co biedniejszych organizacji.


- Po cholerę trzymacie ten złom - spytał łamanym, szkolnym niemieckim Zoltan - Unię stać na nowe zabawki.
- Ściśle tajne przez poufne! Ale tak między nami, to może to i starocie, ale i tak każdy z nich stanie za mały oddział. Warto mieć kilka dodatkowych, nawet jak trochę zgrzytają. Jest tu demobil, trochę zdobycznych, kilka odebranych handlarzom bronią i przemytnikom, jest się z czym bawić. Trzeba każdy sprawdzić, doprowadzić do stanu używalności, jak trzeba zainstalować niemiecki software. Klauzulę poufności dostaliście, warsztat jest tam.
- Jakbyście szykowali się na wojnę!
Gruby sierżant obejrzał się na najemnika i orzekł poważnie - Na wojnę, Panie Hradetzky, należy być zawsze przygotowanym. Ona nadejdzie, wcześniej czy później. A tymczasem witajcie w Leichenhalle!
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 06-10-2016 o 20:16.
TomaszJ jest offline  
Stary 08-10-2016, 00:08   #333
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Nie zapamiętał nic z podróży powrotnej do Novosybirska, ani nie kojarzył wiele z rozmowy z Sato. Przy głównej go nie było, podejrzewał, że wtedy przeszedł pierwszą operację w klinice dla bogatych oligarchów. Trzy dni potem ciągle znajdował się w mieście, nie spiesząc się do wyjazdu. Zimno nie było tu już tak uciążliwe, uśmiechał się pod nosem jak wyobrażał sobie uciekającą z podkulonym ogonem Shade, wielbicielkę ciepła wszelakiego. Przyszedł także na imprezę zorganizowaną przez Witalija, pomimo tego, że nie polubił Ukraińca w trakcie trwania ich misji. Jak to mawiają, nie zawsze trzeba wszystkich lubić. Tu miał rację Bojko - ważne, że wyszli z tego cało.
- Może kiedyś mnie los rzuci do twojej knajpy - zaśmiał się, wychylając setkę ruskiej wódki, najlepszego tutejszego sposobu na szybki powrót do zdrowia. - Jak będziemy spieprzać przed ukraińskimi bojówkami o wolność podczas jednego ze zleceń.

Dla niego Norylsk nie był bodźcem do zmiany swojego życia. Bywał już na gorszych misjach, z których nie wracała ponad połowa ekipy. Miracle było dobrym zleceniodawcą, może nie płacącym tak dobrze jak Mist, za to dającym bardziej możliwe do spełnienia cele. Tu nie było inaczej, Kane był wręcz zaskoczony, że wszystko zaskoczyło i tylko dwójka agentów pozostała w mieście. Z tego co zauważył, to przywieziony profesor dla Sato był cenniejszy, a jeśli lojalność wobec własnych ludzi istotnie mieli taką silną, po pozostałych w mieście poślą już mniej zmilitaryzowaną grupę ludzi. W pokojowych warunkach wydostanie stamtąd kogoś nie wydawało się wcale aż tak niemożliwe.

W Rosji pozostała mu jeszcze jedna noc, potem miał bezpośredni lot do Londynu i dalej, na zieloną wyspę. Dom przyciągał go ostatnio częściej, po każdym zleceniu. Zwalał to na ciężkie warunki misji, nie na swoją starość i zawodność wymagającą dłuższych odpoczynków pomiędzy. Tym razem może nawet półroczny? To byłby rekord.

***


Irlandia ponownie stawała się zieloną wyspą. Zima mijała, zastępowana mokrą wiosną. Potoki wody spływały z chmur, plując w twarz brakom wody pitnej wszędzie indziej na świecie. Pokonał ostatni zakręt i jego oczom ukazał się samotny dom wybudowany tuż przy niewysokim klifie. Szum uderzających o niego fal usłyszał dopiero jak zaparkował przed wejściem, wjeżdżając przez otwartą bramę. Zamknęła się zaraz jak wyszedł z samochodu i podbiegł do drzwi, starając się uniknąć zmoknięcia. Norylsk pozostawał świeży w jego głowie i miał już dość kaprysów pogody.

Otworzyła mu ubrana elegancko, ze szczerym uśmiechem na ładnie skrojonych ustach. Obcisła spódnica nie miała nawet jednej zmarszczki, opinająca bluzka ujawniała niewielki skraj dekoltu, pozostając klasyczną i stonowaną. Zbliżyła się i pozwoliła sobie na krótki uścisk, skwitowany przez niego śmiechem. Pocałował ją w policzek i wręczył wino oraz kwiaty. Pełna klasyka, wręcz staromodna.
- Cieszę się, że dałeś radę - powiedziała, zamykając za nim drzwi.
- Przecież obiecałem, Marie. Ładnie się urządziłaś - skomentował, brodą wskazując na hol przechodzący w duży, przestronny salon z wielkim oknem na morze.
- Dzięki tobie i twoim przyjaciołom.
- Pierwszy w moim życiu dobry uczynek - wyszczerzył się do swojego słabego dowcipu i zdjął kurtkę, obserwując jak idzie w stronę aneksu kuchennego, idealnie stawiając nogi pomimo wysokich obcasów. Przez sekundę lub dwie stare nawyki kazały delektować się opiętymi pośladkami.
- Usiądź. Wyglądasz na zmęczonego. Jesteś głodny? Przygotowałam obiad, lecz będzie gotowy dopiero za jakiś czas.

To było coś nowego. W drobnym sensie matczynego i siostrzanego, z drugiej strony nie do końca. Skierował się na sofę, ale ostatecznie zdecydował podejść do okna. Deszcz spływał strugami po szybie.
- Ciężka misja, jeszcze nie wyleczyłem się do końca. Lekarze zabronili mi na razie się przemęczać, za dużo nanobotów, za mało klasycznego gojenia ran, jak gadają.
- To dobrze - powiedziała z uśmiechem w głosie, idąc w jego kierunku z kieliszkami i otwieraczem do wina. - Będziesz mógł zostać dłużej. Lubię samotność, ale samotność we dwoje jest jeszcze lepsza.
 
Widz jest offline  
Stary 09-10-2016, 17:58   #334
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Z perspektywy tamten powrót był jak inne. Huk silników; strzępki gadaniny załogi. Karuzela. Pulsowanie, kłucie i rwanie w miejscach, o których na razie chciałoby się zapomnieć. Na wszystkim miękki filtr zbyt silnych stabilizatorów i blokad. Do tego dziwna mieszanina obezwładniającej ulgi z odrobiną żalu. Że to koniec. Jak zawsze.
Tyle że… Nie całkiem.

Jeszcze z nowosybirskiej kliniki Roy wykonał kilka ważnych telefonów. Do Sue, rzecz jasna, zapytać, co u dzieciaków. Do rodziców w Nowym Meksyku. Wreszcie do Jurija Wasiljewicza, gdziekolwiek teraz było jego zapijaczone, ruskie dupsko.
Tę ostatnią sprawę mógłby pewnie załatwić z panem Sato. Mniejszym - na pozór - kosztem. Jego mocodawcy, jeśli chcieli, przesuwali zwykłych ludzi po świecie jak pionki. Jednym gestem mogli zrujnować albo ułożyć komuś życie. Ale ich pomoc ciągnęła się za takim szczęściarzem jak smycz. Nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś ją ściągnie.
Buckman wolał sam wyłożyć kasę na pewny paszport i kilka jeszcze kosztowniejszych, wirtualnych śladów, bez których nawet oryginalny chip budzi podejrzenia. Wszystko rosyjskie, żeby pasowało do Julii. To było minimum, bez którego wyciągnięcie jej z tamtej posranej zamrażarki straciłoby sens. Dorzucił swój numer, garść dobrych rad od gościa z zewnątrz i parę cyferek na nowym rachunku. Na nowy początek. Reszta zależała już od niej.

Nie wątpił, że sobie poradzi. Była silna i sprytna, skoro tam przetrwała. Pewnie mógłby poświęcić jej więcej niż parę dni, może nawet powinien. W końcu wyrwali ją brutalnie z jej świata. Nieważne, że na jej życzenie. Ale wdzięczność to cholernie niebezpieczne uczucie, a dobre uczynki nietrudno zepsuć. Roy starał się o swoje bardzo dbać; nie miał ich zbyt wielu.
Zadzwonił do Jurija jeszcze raz. Zapytał, kiedy wreszcie pozna tę jego piękną siostrę.
 
Betterman jest offline  
Stary 10-10-2016, 20:34   #335
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Szok! Tak, była w szoku. Była w szoku gdy dowiedziała się, że jej mąż jednak żyje. Drugi raz uniknął śmierci w wojennej zawierusze. Tylko, że tym razem nie wrócił jako bohater. Tym razem wrócił w kajdankach z oskarżeniem o współprace z wrogiem.
Dla Zoe to nie miało jednak znaczenia. Jej mąż odnalazł się żywy. Cieszyła się z tego i to bardzo. W niepamięć poszyły jego wybuchy i ataki.
A przynajmniej takie sprawiała wrażenia podczas wizyt w areszcie. Nie było mowy o widzeniach w cztery oczy. Oboje zatem musieli grać. I grali bardzo dobrze. Nawet przed sobą.
Może dlatego tak naturalnie wypadła gdy dwóch smutnych oficerów odwiedziło ją któregoś poranka i poinformowało o śmierci męża.
Samobójstwo.
Pani Gnedenko nie nalegała na śledztwo. Na sekcję. To czy ktoś mu pomógł, czy sam to zrobił, nie było ważne. W końcu uwolniła się od tyrana.

Na pogrzebie nie było salwy honorowej. Nie było przemów ni wręczania flagi zapłakanej wdowie. Nie było asysty kompanii. Nie było prawie nikogo.
Tylko ona, kilkoro najbliższych przyjaciół i pop.

Do wysyłania zaszyfrowanych wiadomości wróciła, gdy tylko była ku temu okazja i gdy przekonała się, że jest to bezpieczne. Wszak, co dowiedziała się od najemników, było więcej osób takich jak ona. Nie znała ich. A one, miała taka nadzieję, nie znały jej. Ilu zostało wyciągniętych? Tego nie wiedziała. Musiała jednak założyć, że ktoś mógł wpaść. A dać się złapać nie zamierzała.
Na ile mogła, na tyle wypytała się o przysłanych najemników. Przynajmniej, żeby potwierdzili fakt ich wysłania.
W jednej z wiadomości nieśmiało poprosiła o wywiezienie jej z tego cudownego miasta. Skoro raz kogoś przysłano, istniała szansa, że i drugi raz mogą kogoś wysłać. Tylko tym razem chciała o tym wiedzieć.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 13-10-2016, 10:26   #336
 
Cybvep's Avatar
 
Reputacja: 1 Cybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwuCybvep jest godny podziwu
Pięć dni spędzonych w Norylsku i okolicach prowadziły do jednego, zasadniczego wniosku: nigdy więcej Syberii. Fox miał przeczucie, że reszta kompanów myślała dokładnie to samo, nawet jeśli nie wypowiadali tego głośno. Zresztą, poharatani, posiniaczeni i wyczerpani najemnicy w ogóle nie byli zbyt skorzy do gadania przed zaznaniem porządnego odpoczynku. Ten zaś w sumie trwał niewiele krócej, niż sama misja.

Czego jak czego, ale okazji do ostatniej popijawy Anglik odpuścić nie mógł. Odkładając gorzałkę na bok, wlał w siebie konkretną ilość piwa, pożarł dwie pokaźne ryby, zupę z dokładką i jeszcze znalazł miejsce na kawior.
- Niebo w gębie - rzucił przy stole do biesiadników, którzy nie mogli odmówić mu racji. W końcu po tym, co jedli w Norylsku, wszystko smakowałoby wyśmienicie.
- A, prawie zapomniałem... - najemnik odezwał się ponownie z pełną buzią, po czym zaczął grzebać w siatce, którą przywlókł ze sobą do lokalu. - To na pamiątkę - oznajmił reszcie, kładąc na stół 5 puszek z norylską tuszonką. - Trofea - dodał do po chwili, z trudem tłumiąc śmiech.

Mimo wszystkich problemów z wzajemną komunikacją, zgraniem i wyrobieniem przywództwa podczas misji, w ostatecznym rozrachunku wszyscy przeżyli, a większość jeszcze na tym dobrze zarobiła. Prawdopodobne już nigdy nie zobaczą się dokładnie w takim składzie, a może nawet lepiej, jeśli nie. Niemniej jednak, bagaż wspólnych przeżyć tworzy jakąś więź i Fox skłamałby, gdyby stwierdził, że nie odczuwa pewnej sympatii do tych ludzi. Wliczał w to Vadera, którego przed misją nigdy wcześniej nie poznał.
- Pub? Kontakty? No, towarzyszu, to kiedyś na pewno się odezwę - klepnął Ukraińca po ramieniu.

***

Chlap-chlap-chlap. Londyn powitał Ravera temperaturą powyżej 0, nie było więc żadnego śniegu, za to ulice były wręcz zalane. Perspektywa upaskudzonych butów skutecznie wypłoszyła większość przechodników. Fox zresztą również nie zamierzał upajać się tym spacerem dłużej, niż musiał. Wszedł do stacji metra przy najbliższym zakręcie.

Pociąg wręcz śmigał od przystanku do przystanku. Metro wciąż pozostawało jednym z najszybszych i najefektywniejszych środków transportu. W takiej metropolii jak Londyn nigdy nie jeździło puste, nawet jeśli chodziło o kursy późnonocne, co dopiero więc teraz, w godzinach popołudniowych. Po kilkunastu minutach Felix musiał przebijać się przez tłum do wyjścia. "Mind-The-Gap"! Wszedł jak nóż w masło w jakąś gówniażerię, przepchnął się przez kilku ciapatych. Mruknął parę razy "przepraszam", gdy mijał grupkę stłoczonych starców. "Mind-The-Gap""! Ominął rzygających meneli (miał w tym zresztą niezłą wprawę), ale niestety nie uniknął wpakowania się w sam środek przekrzykujących się turystów. "Mind-The-Gap"! Na szczęście wyjście znajdowało się już w zasięgu wzroku. Stąd było niedaleko do miejsca, do którego zmierzał.

- Zdaje się, że to Pan mnie szuka - zaczepił Foxa siwiejący typek w okularach. - Proszę usiąść - wskazał na stojący w kącie fotelik.
- Tego jeszcze nie jestem pewien - najemnik uścisnął typkowi dłoń. - Niemniej jednak, zadał Pan sobie trochę trudu, by doprowadzić do tego spotkania, więc jestem.
Siwek kiwnął kilka razy przytakująco głową, po czym sięgnął do teczki, wyciągając z niej dokumenty.
- Nie zamierzam marnować Pana czasu. Mamy pewnych wspólnych znajomych, wolałem jednak przyjść z tym bezpośrednio do Pana. Sprawa ma bowiem charakter osobisty. Proszę zerknąć - przesunął jeden plik z dokumentami w stronę Ravera.
Najemnik od początku przeczuwał, o co mogło chodzić, i jeszcze zanim spojrzał na pierwszą stronę, oznaczoną numerkiem X415-01 "A.R.", wiedział, że jego przeczucie go nie myliło. Karty medyczne, polisy, dokumentacja powypadkowa...
- Zapewniam, że to komplet dostępnej dokumentacji, w tym śledczej - mężczyzna odezwał się ponownie w reakcji na milczenie Ravera. - Jestem profesjonalistą. Tego typu zagadnienia to moja specjalność.
Nie było trudno w to uwierzyć. Już w tym jednym pliku informacji była cała masa, a sądząc po rozmiarze teczki, było tego więcej. Znacznie więcej.
- Oczywiście dokumenty są dostępne w wersji elektronicznej. Wszystko do Pana dyspozycji, jeśli Pan zdecyduje się przyjąć moją ofertę.
Znowu nastała cisza, którą dopiero po jakimś czasie przerwały głośno uderzające w parapet krople deszczu. Tak naprawdę decyzja była już jednak dawno podjęta. Nadszedł czas, by zmierzyć się z przeszłością.
- Wchodzę w to.
 
__________________
Flying Jackalope

Ostatnio edytowane przez Cybvep : 13-10-2016 o 10:45. Powód: lit.
Cybvep jest offline  
Stary 13-10-2016, 21:34   #337
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
..::KONIEC::..
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172