Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-01-2016, 21:18   #101
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Już baza twarzy, którą Modest dostał od Damiana w klubie, zapewniła mu podstawowe dane pod postacią podpisów w holokularach.
Nad głową najmłodszego nomady w lustrzankach unosiło się imię i nazwisko: Igor Siodłowski.
Obok łysego motocyklisty widniało imię Iwan.
Ranny w nogę chudy nomada nazywał się Rokas.
Stary mężczyzna opisany był jako doktor Stanisław Korbowicz.
Jedynie dziewczyna z jakiegoś powodu w bazie nie widniała w ogóle, chociaż jeżeli faktycznie miała być proxykiem Wladimira, ciałem dla AI, to on sam zadbał, aby była nie do zidentyfikowania.

Dorian zniknął nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca w zatłoczonej furgonetce. Duch Modesta pojawił się w formie jego własnego odbicia w bocznej szybie pojazdu.
- Znalazłem w sieci informacje o doktorze Korbowiczu – oznajmił, wyświetlając dane:

68 letni (ur. 1992) neurochirurg. W 2016 roku ukończył Warszawski Uniwersytet Medyczny i rozpoczął pracę w szpitalu WUM. W 2021 roku obronił doktorat. Był jednym z założycieli zakładu chirurgii implantowej i polskich pionierów w tej dziedzinie. Odszedł z WUM w 2027 roku i przez następną dekadę pracował w nowo otwartym szpitalu korporacyjnym Nano-Carbon. W 2038 roku otworzył własną praktykę i sukcesywnie ją rozbudowywał. Obecnie jest właścicielem kliniki Nano-Rev w Arciechowie nad Zalewem Zegrzyńskim. Zasłynął wykorzystaniem sztucznych inteligencji w leczeniu centralnego układu nerwowego. Wszczepione AI przejmują funkcje motoryczne uszkodzonych części mózgu. W jego klinice dokonuje się też elektronicznej rekonstrukcji wspomnień u osób po amnezjach.
- Wygląda na to, że pracował jednocześnie dla Kombinatu i dla Władimira – podsumował Dorian. – Analiza behawioralna: poluzował krawat, prawdopodobnie kłopoty z sercem i ciśnieniem. Raczej nie miał wcześniej wiele do czynienia ze strzelaninami. Mocno wstrząśnięty i wystraszony. Nic dziwnego, właśnie stracił pozycję i biznes, który rozwijał od lat.

- Dziewczyna jest na Facebooku – zauważył z pewnym zdziwieniem Dorian.
Na ekranie wyświetlił się publiczny profil:
Laura Nowa.
22 lata.
Mieszka w: Bruksela, Stołeczny Okręg Brukselski, Unia Europejska.
Studiuje na: Politechnika Brukselska, Wydział Robotyki.
112 znajomych.
Zdjęcie w tle: górski pejzaż o zachodzie słońca.
Czarno-białe profilowe selfie.
- O ile dobrze rozumiem to wszystko jest jednak fikcją a dziewczyna naprawdę jest kimś zupełnie innym. Woland/Władimir z pomocą doktora Korbowicza zaszczepił jej sztuczne wspomnienia a wraz z nimi coś co dla zewnętrznego obserwatora jest supermocą absolutnej władzy nad siecią. Mocą która dziś się obudziła i której ona nie całkiem kontroluje. My wiemy, że to Władimir działa w jej imieniu. Wydaje mi się, że jest jej duchem, ale takim którego ona nie słyszy ani nie widzi. - Modest odruchowo przytaknął. Wszystko zgadzało się z tą oficjalnie jeszcze nie potwierdzoną wersją. Pozostawało tylko pytanie - czemu na swój realny awatar nie mógł wybrać kogoś, kto potrafiłby się obronić? Bo w obecnej sytuacji będzie tylko balastem, który muszą przetransportować na najwyższe piętra Cytadeli. Chociaż z drugiej strony, skoro wgrali jej zwykłe wspomnienia, kto wie co innego mogli dostarczyć? Obsługa broni automatycznej, na ten przykład? Kocur nie był pewien, jakie ograniczenia miała taka technologia, w ogóle publicznie się o takich operacjach nie mówiło. Badania badaniami, ale żeby praktykować podmianę wspomnień? Nikt by się nie odważył. A przynajmniej, tak mu się dotychczas wydawało.

- Ze słów Damiana wynika, że nomadzi wplątali się w to wszystko przez tego w lustrzankach, o imieniu Igor. On troszczy się o dziewczynę, pozostali dwaj raczej nie. Ale nomadzi tworzą podobno bardzo silnie związane ze sobą społeczności. Łysy bysior sprawia wrażenie doświadczonego i opanowanego. Bardzo pilnuje tej walizki, którą trzyma pod pachą, ciekawe co w niej jest. Ten ranny jest na morfinie, nie umiem więc wiele powiedzieć.
- Wreszcie Damian. Potrafi szybko myśleć i działać z zimną krwią, to sam widziałeś. Sądzę, że wbrew jego własnym słowom nie ufa bezgranicznie waszemu pracodawcy. Odkąd zobaczył dziewczynę jego ton głosu odrobinę się zmienił, często zerka na nią i intensywnie myśli. Wygląda na to, że Władimir uczynił z niej wiadomość dla swoich braci wbrew jej woli. Pytanie czy Damian wyznaje zasadę, że cel uświęca środki. W tej chwili nie umiem na nie odpowiedzieć. Jak również na pytanie czy możemy mu ufać i polegać na nim. Doświadczenia z przeszłości są negatywne. Mam zbyt mało danych.


Duch, zakończywszy analizę, włączył Modestowi wiadomości.
- Myślę, że to cię zainteresuje – powiedział.
Na ekranie płonęła Pierestrojka.
…Policja aresztowała już kilka osób, w tym znanego jej Tarasa K., podejrzanego o współudział w kierowaniu zorganizowaną grupą przestępczą…
- Nigdzie nie podają więcej szczegółów
– rzekł Dorian. – Będę cię informował, gdy jakieś się pojawią.

Modestowi przeszło nawet przez myśl, aby zadzwonić do Wuja, ale byłoby to zbyt nieroztropne, nawet biorąc pod uwagę, że naprawdę zależało mu, aby on jeden wyszedł z tego cało. Taras stracił w jego oczach po wyznaniu Damiana, któremu niemalże z miejsca uwierzył, a reszta, ba, Sicz jako organizacja, była mu w tym momencie niemalże obojętna.

Damian nie oglądał wiadomości, większość drogi pisząc na holofonie. Czy przejąłby się losem Tarasa? Raczej nie. A losem Wuja Marko?
- Nadja, ta Rosjanka której pomogłeś uciec z Trzechstacji, też jedzie tam gdzie my – powiedział do Kocura. – A z nią ci dwaj freerunnerzy. Władimir nie wie wiele o nich zbyt wiele, ale ten Black Horse jest dosyć sławny. Ideologicznie trzyma z naszymi sojusznikami, Czerwonym Świtem. Ci dwaj są dobrzy w tym co robią? Kiedy dotrzemy na szczyt Frontex Citadel prawdopodobnie nie będziemy mogli wrócić tą samą drogą. Może będzie trzeba wykorzystać szyby wind, albo wręcz okna i gzymsy. Budynek u szczytu zwęża się jak piramida. Pracowałeś z nimi? Można im zaufać?
- "Pracowałem" to nieco przesadzone stwierdzenie...
- odparł na wspomnienie Black Horse'a. - Nie widziałem ich w akcji, ale podjęli się pewnej nagłej, delikatnej roboty, tak jak ja, i mimo dodatkowych przeszkód wyszli z tego cało wypełniając misję. Jeden to czołg, drugi ma kompleks mesjasza i denerwujący charakter, to ten sławny - dodał z kpiącym uśmieszkiem. - Z odpowiednią motywacją, nadadzą się. Poprzednio za motywację robiła dziewczyna, ale teraz? Nienawiść do Frontexu? Trzeba będzie z nimi pogadać, muszą znać ryzyko i stopień beznadziei tej misji, jeśli wtedy się zgodzą, to znaczy, że się nadają. Ale dziewczyna? W czym niby ona może się nam przydać? Ma jakieś umiejętności? - Modest nie mógł przypomnieć sobie nawet jej umienia, jedynie perukę.
- Nie, jej nie zabieramy - zgodził się z nim Damian. - Eskortują ją, żeby ukryć tu przed Frontexem. Grozni udostępnią nam swoją podziemną klinikę, żeby doktor Korbowicz mógł wyjąć jej lokalizator z głowy. Wtedy będziemy mogli zacząć pracę nad szczepionką na wirusa. Pomyśl nad odpowiednią motywacją dla freerunnerów. Jeśli nie skuszą ich ideały ani duże pieniądze to może coś, co połechta ich ego? Jeżeli podczas akcji zdobędziemy dowody na to, że Frontex maczał w tym wszystkim palce to będziemy mogli wszystko upublicznić. Ja wolę pozostać anonimowy, ale niektórzy łakną sławy jak powietrza.

Kocur wątpił, żeby granie sławą było rozsądne. Upadek Frontexu zaboli masę wpływowych ludzi, którzy będą chcieli zemścić się na każdym, kto przyłożył do tego palec. Trzeba mieć tupet, oraz death wish, żeby się chwalić udziałem.
Jechali dalej, w ciszy.

***

Nie padało i a ziemia w parku była sucha, wieczorna ulewa musiała ominąć Wolę.
Trzymając się blisko siebie weszli w głąb obozowiska, klucząc między namiotami rozstawionymi wszędzie gdzie się dało i kierując się na prawo od widocznych ponad drzewami podświetlonych minaretów wolskiego meczetu. Ciemność rozświetlały rzadko rozstawione latarnie, światła latarek i holofonów, ogniska i garkuchnie. Wszędzie kłębiły się tłumy ludzi. Przeważnie o ciemnej karnacji, lecz sporo było też białych, wyglądających na rdzennych Europejczyków. Wokół rozbrzmiewały przeróżne mowy: arabski, turecki, polski, angielski, niemiecki, francuski… niczym współczesna wersja Babilonu zaraz po pomieszaniu przez Boga języków. Przeważali mężczyźni, choć były też kobiety, zarówno w pełnych czadorach, burkach, samych chustach jak i z odkrytymi głowami. Gdzieniegdzie widać było nawet całe rodziny z dziećmi. Mężczyźni dyskutowali w małych grupkach lub gromadzili się wokół głoszących kazania mułłów. Szykowano transparenty z hasłami odnoszącymi się do niedawnego zatopienia przez drony Frontexu statku „Aisza” albo przedstawiające korporację jako pożerającego uchodźców Pacmana z dodatkiem kamer i broni. Szykowano też kamienie, pałki i prowizoryczne tarcze do walki z policją.
Ze stadionu po prawej dobiegało wygłaszane przez megafon przemówienie w łamanym angielskim, przerywane skandowaniem i burzliwymi oklaskami. Na telebimie żywo gestykulował znany z holowizji polityk Islamskiej Partii Europy.


Po drodze Damian poinstruował nomadów jak reszta z nich ma dojechać i gdzie mogą się bezpiecznie rozbić.
Wreszcie dotarli do szerokiej parkowej alejki, umożliwiającej sprawniejsze poruszanie się do przodu. Minęli wielki namiot Amnesty International, przeszli między górką a stawami, za którymi stał meczet i wreszcie wyszli na uliczkę, wolną od policji, za to zastawioną pojazdami o rejestracjach z całej UE.

Kocur domyślał się już dokąd idą. Sześciopiętrowy, otoczony płotem apartamentowiec z podziemnym garażem górował nad osiedlem niskich starych bloków. Damian wpisał kod w domofonie i weszli przez furtkę a następnie do budynku. Minęli kanciapę ochroniarza i wjechali windą na czwarte piętro.
- Tu mieszkam – oznajmił Damian otwierając kartą drzwi z numerem 24 i wpuszczając do ascetycznie urządzonego dwupokojowego mieszkania. Było tak puste i czyste, że wyglądało jak pokój hotelowy. Na biurku w salonie, obok kulistego holoprojektora leżała tylko jedna książka. Koran w języku polskim.
– Czujcie się jak w domu – dodał gospodarz, wskazując ustawione z geometryczną precyzją krzesła i kanapę oraz wyglądające na nie używane łóżko w sypialni. – Mój znajomy pojechał do marketu po materace i śpiwory. Będziemy musieli się tu jakoś pomieścić.
- Jesteśmy nomadami
– powiedział Iwan. – Reszta z nas ma namioty i kampery. Zaparkują pod budynkiem.
- Racja, zapomniałem
– uśmiechnął się lekko Damian.
Pokazał im lodówkę pełną gotowych dań i wstawił wodę w elektrycznym czajniku, stawiając obok na półce pudełka z herbatą.
– Muszę z kimś pomówić – rzucił, kierując się do drzwi i dając znać Kocurowi by został. - Wrócę za dziesięć minut.

I wyszedł.

Nomadzi położyli Rokasa na łóżku, wyglądający na wyczerpanego doktor Korbowicz zwalił się ciężko na fotel a Laura rozchyliła palcami elektroniczne żaluzje, wyglądając przez okno na ciemne dachy okolicznych budynków i rozświetlone ogniskami podwórka.
- Tak myślałem – sarknął Iwan, badając zawartość lodówki. – Ani grama wódki.

Igor patrzył przez chwilę podejrzliwie na drzwi, za którymi zniknął Damian. Jeśli jednak on i Kocur chcieli ich wystawić - glinom, Frontexowi, Rosjanom… - to teraz był idealny moment. Tylko wtedy po co by ich wyciągali z Fabryki Trzciny?
- Oni tu mają szczególne zasady jeśli chodzi o wódkę, Iwan - rzucił Siodło półgębkiem. Spojrzał na tego… jak go przedstawił? A, Kocura. Imię budzące zaufanie, nie ma co. Igor podszedł do okna, do Laury - obchodząc nieznajomego najszerszym łukiem jak to możliwe - i spojrzał dziewczynie przez ramię.
- Na pewno chcesz się na to pisać? - zapytał - Może… wiesz… jest jakiś inny sposób. Sense/net, albo VR.

Spojrzał znów na Kocura.
- Naprawdę chcecie ją ciągnąć do Cytadeli?
- Bez niej właściwie nie mielibyśmy po co iść
- odpowiedział Modest, wyłączając filtry maski i ukazując swoje prawdziwe oblicze. - Uwierz mi, nawet ja uważam, że to szaleństwo, a lubię wyzwania. Ale gra toczy się o ogromną stawkę. Damian wprowadzi wszystkich w szczegóły, ma bezpośrednie połączenie z Władimirem. Albo on sam to zrobi za pośrednictwem Laury. Ale uwierzcie mi że nie dramatyzuję mówiąc, że stawką jest los ludzkości. Frontex naprawdę zjebał sprawę - zakończył smutno, patrząc to na Siodło, to na Iwana.
- Ale żeby was pocieszyć dodam, że teraz jest najodpowiedniejszy moment od… Prawdopodobnie od budowy Cytadeli - odezwał się znowu rzeczowym tonem, jednak bez cienia entuzjazmu. - Całe to zamieszanie i jutrzejsza manifestacja działają na naszą korzyść. Poza tym, mamy holoprinty budynku i oryginalne stroje Frontexu. Nie będziemy szturmować Cytadeli. - Stał dalej z rękami w kieszeniach, oparty o ścianę. - Chwilami myślę, że to naprawdę może się udać.

Nomada milczał przez chwilę. Nie całkiem wierzył w ten tekst o “losie ludzkości.” Ale wyobrażał sobie świat bez Frontexu. Otwarte granice UE, brak ciężkich patroli na granicach i… wolność dla nich. Nie tylko ich Karawany, ale wszystkich nomadów wszędzie. Raj pewnie nie potrwałby długo - na miejsce Czarnych Koszul na pewno znajdzie się ktoś inny - ale przez jakiś czas byłoby… inaczej. Lepiej.
- “Może się udać”, to i tak najwięcej na co można liczyć, prawda? - szczerość Kocura trochę go zaskoczyła. Podobnie jak wiadomość o planach budynku. Ale jedna rzecz go zastanawiała - Co wy właściwie z tego macie? To znaczy… jasne, gdyby jutro na świecie nie było Frontexu byłbym szczęśliwym człowiekiem i podejrzewam, że wy też, ale… no, nie wyglądacie na jakichś aktywistów.
- Gdy przechodzisz obok dziewczynki, której ktoś zabiera lizaka, możesz albo przejść obojętnie i żyć ze świadomością dokonanej krzywdy, albo walczyć o odzyskanie przez dziewczynkę lizaka
- zaczął Modest, ostrożnie dobierając słowa. - To nie tak, że nienawidzę Frontexu, że poświęcam wszystkie środki, żeby tylko uprzykrzyć im życie. Ja nie szukam człowieka, który zabiera dzieciom lizaki, żeby spuścić mu łomot. Po prostu nie mógłbym przejść obojętnie wiedząc to, co wiem. A więc co z tego będę miał? Satysfakcję z pomocy.
- Niezłe porównanie - prychnął Iwan, ale zaraz spoważniał. - Bladź, już to co teraz wiemy trochę mnie przeraża. Mnie! - podkreślił. Faktycznie, łysy wielkolud nie wyglądał na kogoś kogo łatwo przerazić.
Zamilkł, śledząc wzrokiem osowiałą Laurę, która poszła do łazienki, po czym dodał ciszej, by nie usłyszała:
- To co ten Woland… Władimir czy jak mu tam, do spółki z doktorkiem zrobili tej dziewczynie wcale nie budzi we mnie do niego sympatii. Nie powinno się takich rzeczy robić z ludźmi.
- Daliśmy jej nowe życie...
- zaprotestował doktor Korbowicz.
- Bo mieliście w tym swoje cele - spojrzenie Iwana sprawiło, że doktor natychmiast zamilkł. - Ty dla dobra nauki a tamten… dowiemy się zaraz. Jeśli cel uświęca środki to ten musi być zajebiście szczytny.

Atmosfera była wciąż napięta, gdy parę minut później wrócił Damian, prowadząc czwórkę nowych gości.
- Z Kocurem się już znacie – powiedział do przybyłych wraz z nim Damian. – Poznajcie nomadów: Igora i Iwana. To doktor, który zajmie się Nadją – wskazał na Korbowicza. – Oraz Laura.
Następnie przedstawił przyprowadzonych przez siebie czwórkę:
- Bibliotekarz i Nadja z Czerwonego Świtu – wskazał na otyłego faceta z siwą brodą oraz młodą brunetkę, atrakcyjną, choć wychudzoną i na pierwszy rzut oka ciężko doświadczoną przez życie. - Oraz Paweł i Oleg, freerunnerzy, nasi specjaliści od prac na wysokości - przedstawił dwóch młodych mężczyzn. Szczuplejszy, Paweł, ubrany w podartą i poplamioną bluzę z logiem szachowego konia, był poobijany, jakby dopiero co wyszedł z bójki. Postawniejszy, Oleg, miał na sobie czarno-biały dres z metalowymi wstawkami i ciężkie mechaniczne buciory. Gdy zdjął czapkę z daszkiem, na jego czaszce ujrzeli kozacką kitkę.
- Rozgośćcie i częstujcie się – wskazał przybyłym lodówkę oraz czajniczek z herbatą. - Za chwilę zjawi się ktoś kto lepiej ode mnie wszystko wam wyjaśni.

Salon był przestronny, ale i tak zrobiło się trochę ciasno. Nie dało się ukryć, że zebrani w nim stanowili nadzwyczaj barwną zbieraninę: rewolucjoniści, nomadzi, freerunnerzy, neurochirurg, z pozoru zwykła dziewczyna oraz pracujący dla tajemniczej AI specjaliści od szemranej roboty.

- No siemka - machnął niedbale ręką szczuplejszy freerunner ze zdecydowanie bujniejszą fryzurą. Pierwsze przedstawienie ogarnął ich gospodarz a na detale pewnie przyjdzie jeszcze czas. - Cześć Kocur. - na chwilę Damian go stropił tym “znaniem się”,zwłaszcza Kocura z Nadją, ale przypomniał sobie z trudem, że wieki temu czyli dziś rano (tak?) spotkali się przecież wszyscy u niego w Norze. W natłoku wydarzeń w ogóle to wyrzucił z pamięci.
Gdy przeleciał wzrokiem twarze i sylwetki przerzucił się na skan otoczenia i wówczas wpadł mu w oko najciekawszy mebel stanowiący jakby esencję gościnności każdego domu. Lodówka. I to taka jak lubił a nie ten nowoczesny nadzorczo - faszystowski szmelc.
- Nie mówicie, że wykończyliście lód… - mruknął pod nosem i ruszył do niej jakby był u siebie. Zresztą i tak mieli się rozgościć. Otworzył lodówkę i szybko dobrał się do lodowatych kryształków po czym bez ceregieli przyłożył sobie do obtłuczonej twarzy. - Ooooo…. Co za ulga… - powiedział z wyrazem błogości na twarzy. Stał chwilę rozkoszując się tym uczuciem nie zwracając uwagi jak woda zmienia stan skupienia pod wpływem ciepła ciała i zaczyna mu spływać z twarzy po szyi i z dłoni pod rękaw zmaltretowanej bluzy.

- O! Jest i żarcie! A browar? - Oleg miał praktyczniejsze podejście i gdy zauważył za stojącym kumplem interesujące paczuszki i pojemniczki również ruszył ku meblom kuchennym by obadać ich zawartość. Właściwie to jak to powiedział to Paweł też poczuł się cholernie głodny. Całe wieki nic chyba nie jadł a w końcu nie sufitował ostatnie kilkanaście godzin.
- Hej, Nadja, jak się czujesz? Chcesz jakąś kawę czy co? - spytał swojej ex, przypominając sobie, że z zasypianiem to u niej niezbyt dobrze wychodzi ostatnio. Zostawił przygotowanie żarcia Ukraińcowi, trzymając się tego Kozaka Paweł się nauczył, że przy nim z głodu na pewno nie zginie.
- Pewnie najlepiej od pół roku – odpowiedziała brunetka z wyczuwalnym w głosie wschodnim akcentem oraz czarnym humorem. – Chętnie padłabym i spała wieczność, ale chcę poznać tego Władimira, któremu podobno zawdzięczam wolność i nie zapomnieć znowu wszystkiego. Potrzebuję najmocniejszej kawy jaką da się zrobić.
- Faszyści z Frontexu wszczepili Nadji urządzenie kasujące pamięć krótkotrwałą
– wyjaśnił otyły Świtowiec, zwany Bibliotekarzem, po czym zwrócił się do doktora: - Kiedy może pan przystąpić do operacji?

Starszy pan spojrzał zaś pytająco na Damiana.
- Klinika jest w piwnicy sąsiedniego budynku – powiedział gospodarz. – Zaprowadzę was tam za godzinę. Do tej pory nie mieliśmy tu neurochirurga a miejscowi nie ufają medycznym AI. W kolejce czeka jeszcze kilka porwanych przez Frontex osób, którym wszczepili to samo.
- Ty też?
- Nadja zapytała siedzącą obok Igora Laurę, zapatrzoną w szklankę herbaty.
Szatynka spojrzała na nią, jakby dopiero się ocknęła.
- Nie… - odparła po dłuższej chwili słabym głosem. - Chyba nie. Ja pamiętam rzeczy, które nigdy nie istniały - dodała enigmatycznie. - I tylko próbuję to wszystko zrozumieć.
- Z czasem zrozumiesz, dziecko
- rzekł z troską doktor. - Wiem, że on nie chciał twojej krzywdy. A wręcz przeciwnie.
Laura nie odpowiedziała a nikt już jej nie wypytywał.

Pozostali skupili się w aneksie kuchennym.
- Piwa niet, sprawdzałem – łysy nomada uśmiechnął się krzywo do kozaka z nad talerza z resztką odgrzewanej pizzy. – Też mieliście ciekawy dzień, szto?
- Nie pytaj
– odparł Oleg. – Rosjanin? – wskazał na Iwana palcem.
- Da. Kozak? – Iwan w odpowiedzi wskazał na kitkę większego z freerunnerów.
- Widać? – uśmiechnął się Oleg. – Nomadzi… to tacy freerunnerzy szos, co nie?
Rosjanin zamyślił się, po czym kiwnął głową:
- Można tak powiedzieć.

***

Gdy wszyscy zdążyli trochę odpocząć Damian spytał czy są gotowi. Skoro potwierdzili, zasłonił szczelnie elektroniczne żaluzje, przygasił światło i podszedł do biurka, na którym stał owalny holoprojektor. Sięgnął do włącznika...
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 21-01-2016, 22:31   #102
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Korbowicz, Laura, ten chłopak z taksówki... - zaczęła wyliczać Ida, w odpowiedzi na pytanie Pauli.
Potem przerwała i spojrzała, nierozumiejącym wzrokiem, na Nguyena. - Co powiedziałeś?
Wietnamczyk przełknął ślinę.
- Wilamowski… zabili go – powtórzył, po czym nie wiedząc co ze sobą zrobić mówił nieskładnie dalej: – Ludzie Siczy albo Kombinatu, nie wiem, snaX to widział. Pamiętasz jak mówił, że ktoś wrabia netrunnerów? Kozacy porwali tą ich wspólną znajomą, którą Jerzy ukrył u siebie w domu. Obaj ze snaXem pojechali ją ratować a wtedy zaatakował Kombinat. Może to była intryga Woroszyła…
Paula uciszyła go gestem dłoni, siadając obok Idy, po czym objęła ją ramieniem.

Świat zawirował. Ida poczuła, że spada, nie mogła oddychać. Napięła wszystkie mięśnie, żeby zapanować nad ciałem. Zamknęła oczy. Paula poczuła, jak kobieta pod jej ramieniem sztywnieje.
Po kilkunastu sekundach Ida opanowała się i wstała. Jej twarz wyglądała jak zastygła gipsowa maska - była biała i nie wyrażała kompletnie niczego.
- Dziękuję za informacje - powiedziała do Nguyena.
Podeszła do Biernata, ściskającego ciągle resztki zwierzęcego AI. Położyła mu rękę na ramieniu.
- Tak mi przykro... - powiedziała - Dzielnie się spisał. Uratował mnie i drugiego agenta. Możesz być z niego dumny.
Szalony netrunner uniósł głowę i spojrzał na nią, spod grzywy potarganych siwych włosów.
- Pomógł ukarać złych ludzi – powiedział, gładząc psa, po czym potoczył spojrzeniem po podwórzu, zasłanym szczątkami licznych poległych w walce z gangsterami robotów. – Nie zostały stworzone do walki – dodał, wskazując na tępo zakończone kły i pazury bionicznego bulteriera. - Nie powinni używać ich jako broni.
- Ma pan rację – pokiwała głową. - Jeszcze raz dziękuję za pomoc.

Wróciła do Nguyena.
- Chcę być w szpitalu, jak się Diana wybudzi. Mamy wóz?
Wietnamczyk otworzył usta, ale pokiwał tylko twierdząco głową.
Karetki właśnie odjechały, zaś na ich miejsce wjechał na podwórze oznakowany agencyjny radiowóz. Z miejsca pasażera wysiadł otyły mężczyzna w wełnianym płaszczu. Gdy światło latarni padło na jego twarz, odkryli ze zdumieniem, że jest to nie kto inny jak sam Witold Babiarz. Nikt nigdy wcześniej nie widział dyrektora w terenie.
Babiarz rozejrzał się po pobojowisku, po czym zamienił parę zdań z policyjnym oficerem, w którym Kwiatkowska rozpoznała aspiranta Kalusa, wspólnie z którym ścigali Wilkora. To było zaledwie wczoraj a wydawało się wieki temu.

Kalus wskazał ręką dyrektorowi jego podwładnych i ten ruszył ku nim ociężałym krokiem. Podszedł i omiótł ich wzrokiem, patrząc pytająco na Nguyena. Gdy ten skinął głową, Babiarz przeniósł strapione spojrzenie na Idę. Musiał już wszystko wiedzieć.
- Ida – rzekł po chwili głębokim, zachrypniętym głosem. – Jest mi niewypowiedzianie przykro. Jerzy był świetnym agentem i dobrym człowiekiem. Posłuchaj… nie mamy nadmiaru ludzi, ale powinnaś teraz wciąć trochę wolnego. Odpocząć. Dobra robota tutaj. Poproszę kogoś, żeby odwiózł cię do kogoś z rodziny, dobrze?
Pokiwała głową.
- Mi też jest przykro, był świetnym partnerem i przyjacielem - odpowiedziała matowym głosem, wypranym z wszelkich emocji. - I ważne, żeby jego śmierć nie poszła na marne, prawda? Gdyby tu był, Wojtek nie walczyłby teraz w szpitalu. Nie nadaję się do pracy w terenie, on się nadawał, a mimo to zginął.. to nie fair.
Owinęła się szczelniej kurtką.
- Chcę podjechać do Oboleńskiej, do szpitala. Spędziła z nim wiele godzin, może coś wie.. - potarła skroń a potem spojrzała Babiarzowi w twarz. - To dziwne, ratownicy twierdzą, że jest czymś nafaszerowana, a ja jestem pewna że słyszałam jej głos kilka minut przed przyjazdem Pauli, już po jatce. Chciała z kimś jechać. Z jakąś kobietą. To się nie składa… Ktoś jej pilnuje?
- Policjant. Zabrali ją do szpitala MSW - odpowiedziała Gryzik, po czym przeniosła wzrok na Babiarza. – Panie, dyrektorze, byli tu dziewczyna i chłopak z taksówki i ten doktor… Korbowicz. Odjechali furgonetką z jakimiś mężczyznami, którzy walczyli przeciw Kombinatowi. Sfilmowałam wóz i ich twarze.
- Prześlij dane do centrali i jedź do szpitala z Idą – szef skinął jej głową. - Ciągle przeszukujemy teren i zabezpieczamy monitoring. Prześlemy wam co znajdziemy. I odwieźcie go po drodze do naszego aresztu – wskazał na Biernata, po czym zwrócił się do niego:
- Panie Biernat – podał mu dłoń, której ten nie uścisnął, bo ściskał zwłoki bulteriera, więc dyrektor ją cofnął - jesteśmy wdzięczni za pańską pomoc. Zostanie ona wzięta pod uwagę w sprawie pańskiej i pana… podopiecznych.
Netrunner skinął mu niepewnie głową i ruszył za kobietami. Widok dziesiątków rozstrzelanych sztucznych zwierząt musiał być dlań wstrząsający, bo aż załkał i Paula z Idą musiały go pociągnąć dalej. Minęli techników fotografujących ciała zabitych gangsterów, przykrywane następne płachtami czarnej folii i wyszli na ulicę, pełną ludzi i radiowozów. Właśnie dotarły ekipy holowizyjne i dookoła błyskały flesze, zbierał się tłumek gapiów.

Kawałek dalej ujrzeli zaparkowaną obok karetki znajomą furgonetkę Zakładu Konserwacji Sieci, którą przyjechał snaX. Netrunner siedział na miejscu kierowcy, zupełne pogrążony w sieci oglądanej przez ciemne holokulary i poruszał w powietrzu dłońmi. Dwóch funkcjonariuszy Agencji, wyglądających jak wyciągnięci zza biurek urzędnicy od rejestrów AI, którym ktoś wcisnął broń i ubrał w kamizelki, pilnowało go, rozglądając się niepewnie wokoło.
- Jest cały? – Ida wskazała Pauli netrunnera.
- Rusza się, znaczy chyba tak - Gryzik wzruszyła ramionami. - Wolę nie wiedzieć gdzie teraz jest. Lepiej zarwać kulkę niż mieć zrobione pranie mózgu.

Wsiedli do czarnej Nowej Warszawy, którą Ida przyjechała tu z Wojtkiem i ruszyli do centrum. Paula prowadziła, obie jakoś w tej chwili nie ufały automatom. Podobnie jak chyba wielu Warszawiaków – większość aut na ulicach zachowywała się jakby były prowadzone przez niedzielnych kierowców. Mimo to korki już się rozładowały i bez przeszkód dojechali do centrali, gdzie agentki przekazały Biernata ochronie a Ida dostała zapasowe e-glasy.
Po kolejnym kwadransie dotarły na Wołoską. Dla Idy ta okolica była niemal drugim domem, bo zaraz po sąsiedzku znajdował się najnowszy i najlepszy w mieście szpital Frontexu, w którym od przeszło roku, dzięki pieniądzom Bruna przebywał jej ojciec.



Szpital MSW przy korporacyjnej placówce prezentował się jak stary i ubogi krewny. W izbie przyjęć było pełno poturbowanych podczas zamieszek policjantów. Na hasło „rana postrzałowa” i po okazaniu legitymacji zostały przepuszczone bez kolejki. Dowiedziały się, że Dianę przywieziono niedawno i jest diagnozowana a Kawka trafił na stół operacyjny. Paula uparła się, by ktoś obejrzał ramię Idy. Ida skinęła machinalnie głową uznając, że oględziny zajmą mniej czasu niż słowne przepychanki z Paulą. Dopiero później okazało się, jak bardzo się myliła w szacunkach. Zwiodło ją słówko "ktoś", którego ona nie używała w stosunku do tosterów i odkurzaczy.

Tym kimś okazał się medyczny android . Ida przeklęła bezgłośnie - nie miała wątpliwości, że AI przeprowadzi pełna, przewidzianą w takich okolicznościach, procedurę. Pozostało jej tylko uzbroić się w cierpliwość.
Żywych lekarzy brakowało od dawna a stare społeczeństwo wymagało ich więcej niż kiedykolwiek. Robot przyjmował pacjentów przez okrągłą dobę, popełniał mniej błędów i nie pobierał pensji, co dla bankrutującego państwa było nie do przecenienia. Ludzie powierzali swe bezpieczeństwo maszynom codziennie, zautomatyzowany stół operacyjny nie budził już niemal niczyich obaw. Nad wszystkim czuwała przecież Agencja. Incydentów z medycznymi AI było zresztą niewiele i zazwyczaj to one były ofiarami pacjentów.
Rana była płytka, lecz trzeba było ją zaszyć.

Pół godziny później Ida opuściła gabinet, żegnana przez uprzejmego do bólu androida. Znieczulone miejscowo ramię było nieprzyjemnie odrętwiałe. Korytarze były zatłoczone i zastawione łóżkami pacjentów, dla których zabrakło miejsc. Szpital cuchnął lekami i moczem. Ida dostała na nowe holo sms-a od Pauli i po kilku minutach błądzenia dotarła do małej izolatki w zamkniętym skrzydle, gdzie ulokowano Dianę.
- Wojtek się wyliże – poinformowała ją czekająca na krześle pod drzwiami Gryzik. Ida odetchnęła z ulgą. – A Oboleńskiej wstrzyknięto mocny, ale krótko działający usypiacz. Lekarz powiedział, że można ją bezpiecznie obudzić – uchyliła drzwi i wskazała na śpiącą blondynkę, przykrytą zielonym kocem. Diana poruszała lekko otwartymi ustami i drgały jej powieki, jakby śniła zły sen.
- Dawaj - Ida przyciągnęła sobie stołek i usiada obok Diany. Gdyby ktoś ją zapytał o powód wyjaśniła by, jak ważne jest aby być na podobnym poziomie z przesłuchiwanym. W rzeczywistości czuła jednak, jak spada jej adrenalina i zaczyna dochodzić do głosu zmęczenie.
Paula potrząsnęła Oboleńską, najpierw lekko, potem trochę mocniej. Blondynka jeszcze w półśnie krzyknęła:
- Juri! – a chwilę potem otworzyła szeroko oczy, podrywając się od razu i opierając o ścianę. – Gdzie…? – uspokoiła się trochę poznawszy znajomą twarz Idy. – Gdzie jestem? Co się stało?
- Spokojnie - Ida lekko się uśmiechnęła. - Wszystko jest w porządku. Jesteś w szpitalu. Potrzebuję twojej pomocy, Diano. Jakie ostatnie wydarzenie pamiętasz?
Zapytana zmrużyła oczy i pomasowała dłonią czoło.
- Uciekaliśmy z podziemi klubu… - powiedziała. – Android… Woroszył więził nas tam. Przywiązali nas do krzeseł i zakneblowali. Byli też gangsterzy, Polacy i Rosjanie. Uznali go za nowego szefa a Juriego za zdrajcę. To wszystko przeze mnie… - Opuściła głowę. - Myślałam, że uda mi się przechytrzyć Woroszyła. Byłam taka głupia.
- Dobrze zrobiłaś – rzekła Paula. – Co było dalej?
- Potem przyszło kilku mężczyzn z tą dziewczyną, ona miała w głowie coś co chcieli sprzedać Woroszyłowi, ale okazało się, że nie da się tego wyjąć. Pokłócili się, grozili sobie bronią, w końcu jeden wyciągnął granat i wyszli z dziewczyną i pieniędzmi a Woroszył i reszta za nimi. Z nami został tylko jeden człowiek. Woroszył wychodząc powiedział mu „pozbądź się ich” – zadrżała. - Tamten wyjął pistolet i zapytał które z nas ma zabić pierwsze… - głos jej się załamał, podjęła dopiero po chwili:
- Myślałam, że to koniec, ale wtedy pojawiła się Aldona. Dawna ochroniarka Juriego. - Na e- glassach Idy wyświetliła się informacja: Aldona Brusiłowa - ostatnia rozpoznana osoba z nagrania z oczu Wilkora. 36 letnia Białorusinka, poszukiwana w związku z zabójstwem kozaka z Siczy rok temu. Muskularna kobieta z długim blond-warkoczem. - Zastrzeliła tego faceta, uwolniła nas i poprowadziła na górę. Słyszeliśmy strzelaninę i policyjne syreny. Juri powiedział, że musi wyjechać, zniknąć. Chciałam iść z nim, ale powiedział, że to zbyt niebezpieczne. Szepnął coś do Aldony, poczułam ukłucie a chwilę potem odpłynęłam. Juri… co z nim? Nie znaleźliście go?
- Wydaje się, że uciekł z tą swoja ochroniarką. Jak długo ją zatrudniał?
Na twarzy Diany odmalowała się ulga, której nie zdołała ukryć. A chwilę później grymas złości.
- Drań! – Zacisnęła drobne pięści. – Jak mógł mnie tak zostawić! Po tym wszystkim co dla niego zrobiłam… Przepraszam. – uspokoiła się i westchnęła.
Zmarszczyła czoło wysilając pamięć.
- Aldona przestała u niego pracować krótko po tym jak się poznaliśmy – powiedziała. – Czyli rok temu. Ale później widywałam ją czasem. Ostatnio wczoraj, na walkach psów. Osłaniała nas kiedy ten wilkor oszalał. A dzisiaj, gdy byliśmy uwięzieni, Woroszył wydał na nią wyrok. Mówił, że okazała się za bardzo przywiązana do Juriego. Teraz jak o tym pomyślę, to chyba coś do niego czuła. Ale z jej wyglądem… - Diana pokręciła głową - miała mięśnie jak facet. Nie miała na co liczyć. Mimo to uratowała nas, mnie też. A Woroszył? – przypomniała sobie i aż zadrżała. – Dopadliście go?
- Tak – odpowiedziała Paula. – Ida go załatwiła.
Oboleńska spojrzała na Kwiatkowską z podziwem. Ida nawet nie miała siły dementować słów Pauli.
- Dziękuję – rzekła Diana. – Ostatnie miesiące to był jakiś koszmar.
- Dlaczego? - dopytała tylko Ida, nie komentując wcześniejszych słów kobiety.
- Juri poznał go pół roku temu w podróży biznesowej do Rosji. Robił z nim interesy i szybko zarobił mnóstwo pieniędzy. A potem, w lipcu, sprowadził do domu te bioniczne psy. Zauważyłam, że wcale ich nie lubi a wręcz sam się ich boi. Gdy pytałam co się dzieje Juri nie chciał mi nic mówić, ale widziała, że zrobił się nerwowy i nie rozstawał się z holokularami. A któregoś dnia Woroszył… wtedy przedstawiał się jako Kliment, przyszedł do nas i wyjaśnił mi, że od teraz jest panem naszego życia i śmierci a Juri pracuje dla niego. I po prostu wprowadził się do nas, udając przed ludźmi naszego nowego ochroniarza. Wtedy dowiedziałam się, że nie jest człowiekiem. Od tej pory zawsze każdemu z nas towarzyszył on albo psy. Musieliśmy stale chodzić w e-glasach, żeby widział i słyszał wszystko co robimy. Zainstalował na nich programy szpiegowskie, żeby słyszeć nasze rozmowy i czytać wiadomości. Nawet ze sobą nie mogliśmy rozmawiać swobodnie a przed innymi musieliśmy udawać, że wszystko gra. Szkolił nas w tym i z czasem się nawet nauczyliśmy. Juri, kierowany przez Woroszyła, robił karierę w mafii a ja zostałam zmuszona do bycia jego szpiegiem. Śledziłam Łowców Duchów, ich rodziny, robiłam zdjęcia, notowałam adresy. Byłam nawet u twojego ojca w szpitalu.
Ida - której uwaga nieco odleciała w czasie przydługiej wypowiedzi Diany - drgnęła gwałtownie.
- Po co? - rzuciła ostro.
- Nie wiem – odparła bezradnie blondynka. – Kazał mi zapisać numer sali, sfilmować wszystko e-glasami. Zwłaszcza zamki, kamery i ochronę…
Ida przeklęła bezgłośnie i zerwała się ze stołka.
- Skończysz tu Paula, tak? - powiedziała i nie czekając na odpowiedź ruszyła w kierunku wyjścia z sali. Ośrodek Frontexu dzieliło od szpitala na Wołowskiej kilkaset metrów, szybciej tam przejdzie i dopilnuje wszystkiego, niż miałaby dzwonić i przebijać się przez sekretariat. Oczywiście prawdopodobieństwo, że po ostatnich wydarzeniach coś zagraża jej ojcu było minimalne, ale potrzebowała się upewnić. Na pewno zmiana sali mu nie zaszkodzi, a ją uspokoi.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 22-01-2016, 02:26   #103
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Paweł Jasiński - grawitacja to sugestia



- Kurwa, kto powiedział, że te durnoty są niezabezpieczone? - sapnął zirytowanym głosem freerunner gdy ogarniał wzrokiem panel sterowniczy tego ponoć prostego w obsłudze pojazdu. Motoryzację ogarniał jak przeciętny warszawiak czy Europejczyk, bo po co mu do kicania po dachach czy włamach znajomość obsługi kierownicy? A jak już, najczęściej robił to Oleg albo ktoś z kim tam akurat na jakiś numer jechał.

Automatyczne taksówki nie były zbyt mocno chronione. Pewnie dlatego, że nikt ich nie kradł, bo i po co? Opylić tego nie szło, chyba że na części.
- Jest niezabezpieczone tylko ty się w ogóle na tym nie znasz - rzekł wyniośle kumpel Jasińskiego nie mogąc sobie darować okazji do wywyższenia się w dziedzinie, którą ogarniał zdecydowanie bardziej od Polaka.

- Ja się nie znam?! Znam się, tylko zazwyczaj jeździłem na innych… - zapeszył się Jasiński nie chcąc za cholerę się przyznać do niewiedzy.

- Tnij czerwony - poradził mu kumpel litując się w końcu nad mniej motoryzacyjnie rozgarniętym kolegą. Ten zezował na niego podejrzliwie, ale w końcu zrobił co mu polecono.

- Długo wam jeszcze zejdzie? - ponagliła zniecierpliwiona Nadja z tylnego siedzenia.

- O kurwa… - sapnął zaskoczony parkourowiec, gdy nagle głośniczek taksówki ożył alarmowym komunikatem:

- NIEAUTORYZOWANY DOSTĘP! PROSZĘ OPUŚCIĆ AUTO! WEZWAŁAM POLICJĘ!

- Zamknij się suko! - w płynne zazwyczaj ruchy skoczka wkradła się wyraźna nerwowość, gdy próbował niezdarnie poruszać się po obcym dla siebie panelu.

- Co zrobiłeś debilu?! - wrzasnął również zdenerwowany Oleg trzepiąc kumpla w ramię otwartą dłonią.

- Gliniarska kolaboracyjna sucz… - mruknął do taksówkarskiego głośniczka. - No kurwa przeciąłem czerwony jak kazałeś! - prychnął równie nerwowo improwizowany kierowca pojazdu.

- Przecież żartowałem z tym czerwonym! Kto by kurwa ciął czerwony, no weź się zastanów! - Oleg trzepnął ponownie Pawła i atmosfera wewnątrz publicznego środka transportu się podniosła o kilka stopni.

- Ta, kurwa, żartowałeś, pewnie! Chuja się na tym znasz! A skąd miałem wiedzieć, że żartujesz?! - odwrzasnął Paweł, odpychając przy okazji olegową łapę.

- A skąd miałem wiedzieć, że przetniesz te gówno! - Oleg zdawał się być równie sfrustrowany i zdenerwowany jak Paweł.

- Przestańcie! Gliny tu idą! - alarmowy kobiecy wrzask z tylnego siedzenia i trzepnięcie w obie potylice obydwu uspokoiło na tyle, by zwrócić uwagę, na to co się dzieje poza autem. Faktycznie ci dwaj gliniarze co ruszyli w ich stronę coś niepokojąco nie mieli zamiaru odstąpić wracając do superważnych spraw tylko dalej drałowali w stronę stojącej przy parkingu taksówki.

- Dobra, spadamy stąd! Schylcie się jakby zaczęli strzelać! - Paweł syknął ostrzegawczo do pozostałej trójki, choć wątpił by Oleg dał radę wykonać te polecenie przy jego gabarytach i ciasnocie wnętrza pojazdu. Przeszedł na ręczne sterowanie i uruchomił pojazd. Miał zamiar wbić się w boczną uliczkę równoległą do obozowiska póki jej wjazd nie został jeszcze zablokowany, wjechać jak głęboko się da a potem dalej zwiewać pieszo by zniknąć w tłumie przeciwników Frontex’u. - Jak wysiądziemy z tego złomu biegnijcie za Olegiem! Jak ktoś się zgubi zdzwonimy się już w środku! - krzyknął jeszcze do współpasażerów.

Odnalazł skrzynię biegów. Tylko przód-tył. Na szczęście automat. Silnik taksówki zawył, gdy wcisnął pedał gazu, wyjeżdżając tyłem na ulicę i szorując o bok zaparkowanego za nimi samochodu. Parę razy prowadził…w Need For Speed VR X czy GTA: Night City. W sense/necie to było przecież całkiem jak w realu, symulatorów używano nawet na kursach na prawo jazdy. Jednak świadomość, że tym razem wszystko dzieje się naprawdę działała ciut stresująco. Po lewej śmigały jadące sąsiednim pasem pojazdy.
Gubiąc lusterko cofnął prawie pod maskę pierwszej z policyjnych „suk”, po czym ruszył przodem, skręcając od razu w prawo. Jakiś gliniarz uskoczył w ostatniej chwili sprzed maski. Taksówka podskoczyła na krawężniku, po czym straciła drugie lusterko na znaku drogowym, gdy Paweł dodał za dużo gazu i nie wyrobił się na zakręcie wjeżdżając na trawnik i omal nie wpadając na ogrodzenie parkingu. Przejechał między dwoma drzewami i wreszcie zatrzymał na trzecim. Autem zarzuciło, a Paweł, który nie zdążył zapiąć pasów położył się boleśnie na kierownicy. Dalej i tak wjechać się nie dało, bo na okrągłym placyku stały zaparkowane pojazdy przeciwników Frontexu a po jego bokach namioty. Wyskoczyli z taksówki, oglądając się za siebie.
- Stać! Policja! - Kilku gliniarzy z taserami już biegło ku nim z odległości nastu metrów, więc w głąb obozowiska, roztrącając ludzi (Oleg rzeczywiście świetnie się sprawdzał w roli tarana) i zatrzymując dopiero po jakichś stu metrach, już w głębi parku, przy zadaszonych kortach tenisowych. Policjanci nie pobiegli za nimi. Po broń palną nie sięgnęli obawiając się pewnie trafić postronne osoby, co nieuchronnie doprowadziłoby do zamieszek. Umieli liczyć. Były tu tysiące wrogo nastawionych do władzy ludzi a stróżów prawa tylko kilkuset, tworzących wąski kordon, oddzielający obóz od ulicy.

Nikt się nie zgubił, nawet Antoni dotrzymał im tempa, choć teraz dyszał ciężko, oparty o drzewo. Odetchnęli z ulgą.

- Zapaliłbym - sapnął Paweł gdy ochłonął po krótkim, ale niezwykle dynamicznym pościgu i wyścigu, który o dziwo się udał.

- Przecież ty nie palisz - zdziwił się Gawryluk gdy już się zrównali maszerując przez ludzkie mrowie z całego świata.

- I powiem ci, że w takich chwilach jak ta czasem tego żałuję. - odparł już spokojniej Jasiński.

Byli bezpieczni. Dopóki zza kortów nie wyłoniło się kilkunastu brodatych mężczyzn uzbrojonych w pałki i maczety - chyba tutejsza formacja porządkowa. Jeden z nich zaczął się wydzierać łamanym angielskim, coś o prowokatorach i ściąganiu im policji na głowy.

Wtedy Bibliotekarz wyszedł mu naprzeciw z uniesionymi dłońmi. - Gaza – powiedział i podjął po angielsku: - Jesteśmy przyjaciółmi Modesta.
- Jeden brodaczy – mały i chudy - podszedł do swojego szefa i szepnął mu coś na ucho. Ten pokiwał głową i uspokoił się.

- Ok, idźcie – machnął na nich dłonią, pośpieszając do odejścia.
Znów adrenalina skoczyła Pawłowi do góry gdy miejscowe bojówki zaszły im drogę. Już się zaczynał wkurzać na idiotyczne jego zdaniem oskarżenia o jakieś psie prowokacje. Co za sens prowokować dwoma gliniarzami cały tłum podburzonych ludzi? Bez sensu. Ale na szczęście tym razem inicjatywę przejął Antoni i o dziwo wszystko dobrze się skończyło.

Nie padało i a ziemia w parku była sucha, wieczorna ulewa musiała ominąć Wolę. Trzymając się blisko siebie weszli w głąb obozowiska, klucząc między namiotami rozstawionymi wszędzie gdzie się dało i kierując się na prawo od widocznych ponad drzewami podświetlonych minaretów wolskiego meczetu.



Ciemność rozświetlały rzadko rozstawione latarnie, światła latarek i holofonów, ogniska i garkuchnie. Wszędzie kłębiły się tłumy ludzi. Przeważnie o ciemnej karnacji, lecz sporo było też białych, wyglądających na rdzennych Europejczyków. Wokół rozbrzmiewały przeróżne mowy: arabski, turecki, polski, angielski, niemiecki, francuski… niczym współczesna wersja Babilonu zaraz po pomieszaniu przez Boga języków. Przeważali mężczyźni, choć były też kobiety, zarówno w pełnych czadorach, burkach, samych chustach jak i z odkrytymi głowami. Gdzieniegdzie widać było nawet całe rodziny z dziećmi. Mężczyźni dyskutowali w małych grupkach lub gromadzili się wokół głoszących kazania mułłów. Szykowano transparenty z hasłami odnoszącymi się do niedawnego zatopienia przez drony Frontexu statku „Aisza” albo przedstawiające korporację jako pożerającego uchodźców Pacmana z dodatkiem kamer i broni. Szykowano też kamienie, pałki i prowizoryczne tarcze do walki z policją.



Wyszli z Parku Szymańskiego na Górczewską, wzdłuż której stały zaparkowane setki pojazdów, którymi te tłumy musiały przyjechać: osobówek, busików, autokarów i kamperów. Ulicą jechał wolno miejski autobus. Glin nie było. Park Moczydło po drugiej stronie nie różnił się niczym od tego z który opuścili.

Ze stadionu po prawej dobiegało wygłaszane przez megafon przemówienie w łamanym angielskim, przerywane skandowaniem i burzliwymi oklaskami. Na telebimie żywo gestykulował znany z holowizji polityk Islamskiej Partii Europy.

Wreszcie dotarli do szerokiej parkowej alejki, umożliwiającej sprawniejsze poruszanie się do przodu. Minęli wielki namiot Amnesty International, przeszli między górką a stawami, za którymi stał meczet i wreszcie wyszli na uliczkę, również wolną od policji i zastawioną pojazdami o rejestracjach z całej UE.

- Ja pierdolę, nie spodziewałem się, że tu jeszcze wrócę – Oleg również poznał okolicę. Obaj widzieli już dokąd idą. Sześciopiętrowy, otoczony płotem apartamentowiec z podziemnym garażem górował nad osiedlem niskich starych bloków. A na jego szczycie znajdowało się mieszkanie Zelimchana Sadulajewa, szefa czeczeńskiego gangu Groznych, do którego wczoraj się włamali.

- No patrzcie, patrzcie jaki ten świat mały… - Paweł mruknął pod nosem, gdy zobaczył blok ku któremu zmierzają. Jeszcze się łudził, że może przejdą obok, gdzieś dalej no ale nie. Oczywiście musieli iść tam gdzie wieki temu czyli wczoraj wieczorem robili z Olegiem włam dla Tarasa, którego ponoć właśnie gliny zgarnęły. Działo się w tym ich mieście oj działo.
Zgadywał, że właściciel apartamentu nie byłby zachwycony wiedząc, że ma na dole dwóch kolesi co im musi zawdzięczać nadprogramowe pranie. Paweł złapał porozumiewawcze spojrzenie Olega. W razie czego mogliby się wyrwać. Ale z Nadją i Antonim było to prawie nierealne a walczyć z tak liczną grupą nawet we dwóch mu się nie uśmiechało. Wciąż odczuwał wycisk jaki dał mu Szalony Glina wśród straganów. Ale o dziwo okazało się, że Antoni ma w tym otoczeniu niezłe chody, bo dzięki niemu potraktowali ich jak swoich.

Przed furtką czekał na nich biały brodaty mężczyzna w sportowej bluzie. Nie był to jednak Sadulajew, ani nikt im znany. Nie nosił holomaski.



- Salam alejkum, Bibliotekarzu – przywitał się czystą polszczyzną ze Świtowcem.

- As-salam, Modest – uścisnął mu dłoń Antoni, po czym obrócił się ku dziewczynie. – Nadju, oto człowiek, który wspólnie z naszymi chłopcami uwolnił cię z piekła.

- Twoja twarz wygląda znajomo, ale poza nią nie umiem sobie nic przypomnieć – rzekła bezradnie Nadja. – Dziękuję.

- Naprawimy cię – skinął jej głową Modest. – W budynku jest zaufana klinika i neurochirurg. Zamieszkasz tu, póki nie stworzymy leku na wirusa. - Przeniósł spojrzenie na freerunnerów. - Dobra robota, przyjaciele. Wiecie już sporo, prawda?

- Wszystko to co ja – wtrącił Antoni.

- Nadja jest już bezpieczna – podjął Modest. – Możecie o wszystkim zapomnieć i odejść w swoją stronę. Albo dowiedzieć się więcej, pod warunkiem, że podejmiecie się jeszcze jednego zadania. Dobrze płatnego, ale o wiele trudniejszego niż dzisiejsze. Niestety nie mogę dać wam wiele czasu do namysłu.

- Nie wiem czy chcę się w to głębiej ładować… - Oleg podrapał się po głowie. – Znaczy o jakiej sumie mówimy?

- Sto tysięcy na głowę – rzekł Modest.

- O w mordeczkę. – W oczach Gawriluka pojawił się błysk, jak zawsze gdy była mowa o dużych pieniądzach. Zerknął pytająco na kumpla.

- Paweł, uratowałeś mi dziś życie – Nadja podeszła do Black Horse’a i objęła go mocno ramionami aż poczuł znajome ciepło jej ciała. – Nie musisz robić nic więcej. Chyba, że chcesz – stanęła na palcach i pocałowała go w policzek.

Za to propozycja Modesta zafrapowała Polaka. Trzymał wtuloną Nadję w objęciach i główkował. Właściwie to zrobił już swoje. O wiele więcej niż to do czego się zobowiązał gdy zapłakana przyszła do niego do Nory na Trzechstacjach. Mógł ją właściwie już zostawić u Antoniego. No ale jakoś ta wizyta glin dała im wszystkim taki popęd, że jeszcze jakoś naturalnie wyszło, że zwiewali razem nawet nad tym nie główkując. Ale teraz było inaczej. Był dość wyraźny koniec jednego etapu i zacząć się mógł kolejny. Dotąd improwizował działając na bierząco w tej miejskiej gonitwie od podziemi metra po dachy bazarów. A teraz ten koleś z broda pytał się go czy chce brnąć w to dalej.

Nie znał tego kolesia. Ale w końcu wszystkich się na początku nie zna. Jakoś nie wzbudzał swoim wyglądem zaufania. Ale na pozorach już wielu się przejechało. Bibliotekarz też wyglądał na bibliotekarza właśnie a nie na kogoś z takimi chodami na mieście. Kasa kusiła choć miał nieco inne podejście od Olega. Bardziej sportowe. Dla Pawła często nagroda była czymś w rodzaju trofeum. Pula odnosiła się często do trudności zadania więc i była namacalnym dowodem prestiżu czy niemożności wykonania danego questa. Dopiero jednak jak już miał tą kasę na koncie dumał, że ja naprawdę ma i coś może z nią zrobić. Najczęściej przebalować z Olegiem. No ale dotąd nigdy nie robił za tak wysoką stawkę.

Właściwie przekonała go Nadja i po części enigmatyczny dla niego Modest. Odkąd Rosjanka się pokajała i oddała mu flagę jakoś od razu stanęła w innym świetle. Takim lepszym i cieplejszym. Nie mógł jej zapomnieć tamtego numeru sprzed pół roku no ale teraz jak złość i wściekłość z niego już uleciała gdy trzymał w dłoniach swoją flagę to i był skłonny podumać nad przebaczeniem i zgodą, co póki były między nimi kły i pazury nie było w ogóle do pomyślenia. Teraz jak ją tak trzymał w ramionach, taką drżącą, wymęczoną i gorącą po tak długim pościgu i wspólnych przygodach jakoś nie chciało mu się jej odpychać. Ani właśnie zdawać się na obietnice tych obcych dla niego facetów. Chuj wie w sumie co planowali z nią zrobić. Jak znowu są jakąś wtyką jakichś korpów czy rządów? Póki miał ją na oku mieli szansę, że znowu jakoś zwieją. A czy jej samej by się udało choć przekazać mu wiadomość wzywającą pomocy to nie był tego taki pewny.

- Sto kafli, pan mówisz - pokiwał w końcu głową w zamyśleniu przenosząc wzrok z Olega na Modesta. - No sto kafli brzmi całkiem ciekawie. - rzekł z rozwagą i rozmysłem. - Ale mowa o takiej kasie a my mamy zgadzać się w ciemno? Sorry, ale my z Olegiem mamy swoje zasady i są rzeczy które robimy za darmo a są które nie robimy za żadną kasę. Więc zanim coś powiemy chcielibyśmy choć ogólnie wiedzieć jakiego typu to zadanie miałoby być. - spytał w końcu Modesta nim się zgodził lub nie. Nie lubił zobowiązywać się do czegoś w ciemno.

- W zasadzie i tak już sporo wiecie - rzekł po chwili namysłu Modest. - Chodzi o włam do Frontex Citadel. O zdobycie dowodów na to, że Frontex zlecał eksperymenty na ludziach. I o coś jeszcze, czego nie mogę wam teraz wyjawić, ale co nie będzie was bezpośrednio dotyczyć. Będzie nas kilka osób, w tym Kocur, którego znacie. Waszym zadaniem byłoby wykorzystanie waszych umiejętności, by pomóc nam dostać się na ostatnie piętra budynku. Myślimy nad wykorzystaniem szybów wind, może też zewnętrznej elewacji budynku. A potem umożliwienie nam ucieczki, może na sąsiednie dachy. Mamy korporacyjne mundury i plan jak dostać się do środka. I kogoś kto obezwładni systemy ochrony. Mimo to to nadal bardzo ryzykowna wycieczka. Ale jeśli się uda, oprócz pieniędzy, daje nam szansę zostać bohaterami, kiedy upublicznimy wszystko w mediach. Tyle teraz mogę powiedzieć - zmierzył freerunnerów wzrokiem.

- Dokopać Frontex’owi? Włam? Odgryźć się za te ganianie po mieście? Stoi! - wyszczerzył się freerunner i wyciągnął grabę na przybicie umowy. Takie zadanie mu pasowało jak najbardziej, obawiał się jakiejś mokrej roboty czy innego syfu ale tego typu akcje były jego i Olega specjalnością. - Ale stawiam jeden warunek. Swoją część roboty robimy po swojemu. - zastrzegł od razu. Nie chciał się zdawać na plan czyjś co do ich roli kto niekoniecznie musiał rozkminiać sprawę z ich perspektywy i doświadczenia. Wolał obadać sprawę po swojemu i obrobić ją po swojemu. Choć akurat obecność Kocura nie była tą wisienką na torcie jakiej by oczekiwał. No ale akszyn to akszyn.

- Dogadamy się - Modest uścisnął dłoń Pawła, uśmiechając się lekko na tą entuzjastyczną reakcję freerunnera.

- Bohater to brzmi nieźle - rzekł Oleg kiwając głową. - Sława, kobitki, takie tam… ale co forsa to forsa. Chcemy zaliczkę. Dziesięć procent.

- Pięć - odparował Modest.

- Swój honor mamy - skrzywił się Gawriluk. - Nie nawiejemy z zadatkiem. Osiem.

- My też - uśmiechnął się Modest. - Zgoda. Jutro przed akcją.
Po chwili oni dwaj również uścisnęli sobie dłonie.

- Jeszcze jedno - Modest zatrzymał się przed furtką. - Wchodzimy jutro podczas demonstracji, gdy zadyma na zewnątrz odwróci uwagę ochrony. Do tego czasu trzymamy się razem, nocujecie tutaj, z resztą zespołu. I nie mówicie o niczym nikomu. Ok?

- Ok, może być. - zgodził się uśmiechnięty pod nosem Paweł widząc i słysząc swojego kumpla w pazernej akcji. Dobrze, że go miał przy sobie, bo tego typu negocjacje zawsze wychodziły mu lepiej od Pawła. - No to prowadź na komnaty i do tego Fantastic Teamu. - rzekł wciąż uśmiechnięty Jasiński biorąc Nadję pod ramię i zgarniająco kiwając głową na Olega. Był ciekaw jak wygląda ten plan i reszta zespołu.

- Aha, żadnych nazwisk – rzucił jeszcze Modest. – Teraz a zwłaszcza podczas akcji posługujemy się tylko ksywami i imionami. Mi od tej pory mówcie Damian. Nie pytajcie dlaczego.
- Kurwa, chyba muszę zacząć notować – westchnął kozak. – Ale w tych pojebanych czasach imion nigdy nie za wiele.
Jak by się nad tym zastanowić to Kocur przecież miał na imię Modest. I on się przecież zdziwił kiedy Nadja wspomniała to imię, gdy rano uciekali z Trzechstacji.

Modest-Damian wpisał kod w domofonie i weszli przez furtkę a następnie do budynku. Minęli kanciapę ochroniarza i wjechali windą na czwarte piętro.

- To będzie nasz safe-hause – oznajmił Modest-Damian otwierając kartą drzwi z numerem 24 i wpuszczając do ascetycznie urządzonego dwupokojowego mieszkania. W salonie czekało już pięć osób. Oprócz Kocura było to dwóch młodych i jeden stary mężczyzna oraz ładna szatynka.
- Ej! To tych dwoje z wiadomości! – Oleg szepnął konspiracyjnie do ucha Pawłowi.

Faktycznie, szatynka i chudy chłopak w zasłaniających pół twarzy lustrzankach, oboje mniej więcej w wieku Pawła, byli poszukiwani przez policję za udział w zamachu bombowym przed siedzibą korporacji. To oni sparaliżowali dziś centrum miasta, hakując miejską AI i uciekając automatyczną taksówką pościgowi a po drodze strącając śmigłowiec Frontexu.
- Z Kocurem się już znacie – powiedział Damian. – Poznajcie nomadów: Igora i Iwana – przedstawił chłopaka w lustrzankach i wielkiego łysola w motocyklowej kurtce.






– To doktor, który zajmie się Nadją –



wskazał na starego mężczyznę a następnie na szatynkę: – Oraz Laura.



Następnie przedstawił ich już obecnym.

- Bibliotekarz i Nadja z Czerwonego Świtu. Oraz Paweł i Oleg, freerunnerzy, nasi specjaliści od prac na wysokości. Rozgoście i częstujcie się – wskazał na lodówkę oraz czajniczek z herbatą. Za chwilę zjawi się ktoś kto lepiej ode mnie wszystko wam wyjaśni.

Salon był przestronny, ale i tak zrobiło się trochę ciasno. Nie dało się ukryć, że zebrani w nim stanowili nadzwyczaj barwną zbieraninę: rewolucjoniści, nomadzi, freerunnerzy, neurochirurg, dziwnie osowiała dziewczyna oraz pracujący dla tajemniczej AI specjaliści od szemranej roboty.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-01-2016, 19:22   #104
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Netrunner miał kilka pomysłów na to, co się wydarzyło, ale to ciągle było wróżenie z fusów, więc teorii nie konkretyzował nawet w swojej, zbyt na to zajętej, głowie. Pewne było to, że ktoś złapał Woroszyła za jego ogon, korzystając z tego, że chłopak także prowadził całkiem aktywne życie. I nakierował na niego snaXa, samemu najwyraźniej nie biorąc udziału w dalszej zabawie. Tracker był całkiem zabawnym rozwiązaniem, pozwalał za to podążyć za celem szybko i jednocześnie ostrożnie. I netrunner się przed tym nie zawahał.
Bez ryzyka w tym przypadku osiągało się nic.
Przekonfigurował tylko swoje oprogramowanie, ustawiając opcję całkowitego odcięcia, gdyby tylko coś zaczęło się dziać. Wraz z ochronnymi lodami dawało to te ułamki sekund czasu na wyrwanie się z ewentualnej pułapki. A ułamki sekund to bardzo dużo dla jego sprzętu i oprogramowania. To była tylko sieć, do której nie łączył się całą swoją jaźnią, to dawało mu znacznie większe szanse przetrwania.
Tracker – cienka czerwona nić – prowadził go przez kolejne cebulowe routery. Było ich czternaście. Pierwszym miejscem, odwiedzonym i opuszczonym już przez Woroszyła, była dyskretna skrzynka mailowa w domenie @onion. Netrunner mógł próbować się do niej dobrać, ale zajmie to trochę czasu, w zależności od tego czy zabierze się za to ostrożnie lub mniej. Nie wiedział jakim rodzajem Lodu jest zabezpieczona.
Tymczasem tracker wskazał kolejny adres, znany już skądinąd snaXowi.
Była nim Nowa Moskwa. Czyli bez zaskoczeń. Kiedy dowiedział się, że to nie twórcę spotkał logując się tam po raz pierwszy, to nie spodziewał się niczego innego po Woroszyle. Sztuczna AI przywiązana do miejsca, logiczny zbieg wydarzeń jasno dający do zrozumienia, że pod pewnymi względami zawsze to coś będzie głupsze od człowieka.
Problem w tym, że na własnym terenie na pewno silniejsze.

Mając dostęp do serwera i całej domeny, elegancko opakował skrzynkę email i całość skopiował poza znalezione miejsce, nie tracąc czasu na włamywanie się. Zamiast tego podpiął się do centrali, nadając komunikat i podając swoją lokalizację. Wtyczkę przeprogramował na samoistne odłączenie w razie kłopotów.
- Tu snaX, gonię cel. Nie wiem czy oberwał mocno, mogę was więc trochę pozbawić prądu - w tym żarcie było trochę prawdy i mnóstwo czarnego humoru, bo netrunnerowi nie było do śmiechu. W sumie mógłby to olać i liczyć na jutrzejszą akcję, ale nie byłoby to w jego stylu. Ambicja ciągnęła go do przodu.
Poszedł więc za trackerem, prosto do Nowej Moskwy, wsparty mocą maszyn niemyślących. Jego mózg kontra sztuczny zlepek przykrych wspomnień.
Tracker wskazał port, przekładający się na miejsce spawnowania w tym zapomnianym wirtualnym świecie. Tym razem był to skwer Partiarsze Prudy, znany z początku „Mistrza i Małgorzaty”. To tu książkowy Woland przysiadł się do dwóch literatów, wieszcząc, że jeden z nich nie dotrze na spotkanie, bowiem Annuszka rozlała olej. To tu cyfrowy Woland za pomocą androida kelnerskiego typu Annuszka wepchnął pod tramwaj wracającego z pracy moskiewskiego agenta IAICA.
To tu udał się Woroszył.

Śledztwa w sprawie obu nie były już tajne, więc snaX mógł liczyć na pełne wsparcie centrali, czyli zarówno informatyków jak i udostępnienie mu mocy tamtejszego sprzętu (załatwienie tego zajęło pół minuty; tam wszyscy i tak są postawieni na nogi).
Jedyne czego brakowało mu w tej chwili to asysta medyczna, ale za dwie-trzy minuty powinien dojechać do Fabryki Trzciny, gdzie była już policja i pogotowie oraz powiadomieni o wszystkim funkcjonariusze agencji. Chwilowo musiał wystarczyć wszczepiony Pacemaker Coprocesor, zapewniający podtrzymanie podstawowych funkcji życiowych. I komplet wszczepionych nanobotów, mających przywrócenie tychże funkcji.
Mimo tego bardzo daleko było mu do czucia się pewnie. Zalogował się i pojawił natychmiast, tym razem nie jako Woland. Dwa razy tej samej sztuczki się nie próbuje. Tym razem wybrał ojca całej tej wesołej elektronicznej ferajny, w wersji starszej. Wykorzystał do tego prosty program postarzający, który zaaplikował na zdjęcie Ganiłowa.
Tracker nie pokazywał z poziomu głównej strony dokładnej lokalizacji w obrębie Nowej Moskwy, więc netrunner zespawnował się gotowy do walki, rozglądając się natychmiast wokół. Wroga jednak nie było, zdążył się już oddalić. Tracker nadal działał – czerwona smuga wiodła w głąb parku, na skraju którego stał snaX.
Patriarsze Prudy były właściwie zadrzewionym skwerem z prostokątnym stawem po środku. Byłoby to nawet miłe dla oka miejsce, gdyby nie krzywe tekstury i sztywni jak żywe trupy mieszkańcy. Jeden z nich przenikał nogami przez ławkę i chyba się zawiesił, bowiem migotał w zawrotnym tempie, próbując się uwolnić. Było jasno, w Nowej Moskwie, w przeciwieństwie do Netropolis, pory dnia chyba się nie zmieniały. Za to w skutek błędu graficznego na niebie świeciły dwa słońca: światło i cienie padały pod różnymi, wykluczającymi się wzajemnie kątami.
Netrunner podążył ostrożnie za trackerem biegnącą wzdłuż stawu, sklepioną koronami drzew alejką. Dotarł w ten sposób do leżącego nad stawem zabytkowego pawilonu.
- Woland! – usłyszał zza budynku.
A gdy wyjrzał zza winkla ujrzał Woroszyła we własnej osobie – czy raczej osobach.
Awatar AI ulegał ciągłej permutacji. Jej twarze zmieniały się jak w kalejdoskopie. snaX rozpoznał kilka z zajęć z dziejów kryminalistyki: Al Capone, Pablo Escobar, Richard Kuklinski, Dziad, Semion Mogilevich, Raj Vishnuręki… Władimir Ganiłow.
Nie, nie przywidziało mu się, choć twarz mignęła tylko przez sekundę i nie był to Ganiłow ze zdjęcia. Bardziej przypominał efekt postarzenia, jakiego snaX dokonał przed chwilą tworząc swój awatar. Różnił się jednak: wyglądał starzej, był chudszy i spojrzenie miał bardziej szalone.
Nie zauważył go.

Głos Woroszyła zmieniał się wraz z twarzami.
- WOLAND! – zawołał ponownie. – Wiem gdzie JEST wasz brat! Pokaż SIĘ!
SnaX przywołał całe pokłady swojego opanowania. Woroszył wydawał się… ślepy! Było to niemal niewiarygodne, ale ktoś faktycznie zdołał go mocno osłabić. Nie wykrył ani trackera, ani samego netrunnera. Mimo to, agent IAICA tym razem nie zamierzał tylko czekać i zamiast tego odezwał się. Głosem naśladującym Ganiłowa, nie tylko barwą, ale także całą resztą szczegółów. Poszukując w sieci informacji o nim miał okazję też go posłuchać, co obecnie wykorzystał.
- Co jeśli to nie jest już cenna informacja?
Woroszył obrócił się, dostrzegając wyglądający zza rogu awatar netrunnera. Nie był ślepy, lecz zdecydowanie coś było z nim nie tak.
- Dziewczyna Z Warszawy jest JEGO nośnikiem, TO już pewnie wiecie. Ale JA wiem Z KIM podróżuje! TWARZE, adresy, nazwiska! MAM wciąż swoich ludzi W FIZYCZNOŚCI, znajdę JĄ!
- Albo zostaniesz teraz zniszczony. Mów! - snaX postanowił gadać głupio. Skoro AI została uszkodzona lub oszalała (czy program może oszaleć?!), to nie było sensu wyskakiwać z długą gadką albo sensownymi argumentami. Woroszył i tak wydawał się gadać swoje bez słuchania pytań. - Dlaczego mamy pozwolić ci istnieć?

- NIE możecie MNIE zniszczyć! – zawołała AI. – JESTEM częścią planu OJCA! Ściągnąłem uwagę Inkwizycji, byście mogli wypełnić JEGO wolę! Niedługo cały KOMBINAT wypowie otwartą WOJNĘ Łowcom, MUSICIE być gotowi, gdy wyniszczą SIĘ wzajemnie. To nie JA zawiodłem! WIECIE, że nie MOGĘ mierzyć się z WASZYM bratem! Zawirusował MNIE czymś. PRÓBOWAŁEM uwięzić GO JAK kazaliście, ale ma LUDZKICH pomocników. Ale teraz gdy już WIEMY, że ukrywa się w LUDZKIM ciele, musicie MNIE naprawić i POZWOLIĆ mi JE ZABIĆ!
To była ciekawa dawka informacji. Przekonać kombinat, aby zaatakowali IAICA? Jeśli tak faktycznie było, to snaX zastanawiał się, co było przynętą na tę zwykłą przestępczą organizację, za którą i teraz miał ją netrunner. Niepokojące za to było to, że Woroszył służył jako piesek na posyłki. AI, które stworzyło organizację, gdzie część dowodzi, a inni są zwykłymi pionkami do mokrej roboty? Przerażająca myśl. Skupił się ponownie na awatarze sztucznej inteligencji.
- Wirus psuje ci pamięć. Czujemy, że może się rozprzestrzenić. Czy pamiętasz, co miałeś zrobić po uwięzieniu? Jakie jest zwieńczenie naszego planu?
Cóż, zawsze można było spróbować dowiedzieć się czegoś w najbardziej bezpośredni sposób.
Woroszył przez chwilę milczał. A potem jego twarze i głosy zaczęły recytować:

I rozgniewały się NARODY,
a nadszedł TWÓJ gniew
i pora na UMARŁYCH, aby zostali OSĄDZENI,
i aby DAĆ zapłatę sługom TWYM prorokom
i świętym,
i TYM, CO się boją TWOJEGO imienia,
małym i WIELKIM,
i aby ZNISZCZYĆ tych, którzy NISZCZĄ ziemię


Apokalipsa św. Jana? Te roboty miały ostro nasrane w bitach. AI nie ważne jak złożone, dało się zaprogramować. Pewnie w samym jądrze swojego istnienia wbito procedury determinujące główne cele i zachowania, stąd podążały za charakterem swojego szalonego twórcy. Nieważne. SnaX uznał, że więcej się tu nie dowie. Pozostawić tego również nie zamierzał.
Włączył własne "namierzanie", atakując nim samą istotę Woroszyła. Musiał się upewnić, że fizycznie przebywa na tym serwerze. Gdyby tak nie było: zmusić do ucieczki i podążyć za nim. Nie mógł go zniszczyć na zdalnym serwerze, jego twórca był zbyt dobry, aby mogło się tu udać. Raz się już o tym fakcie przekonał.
- Potrzebuję wyodrębnić jego kod i wszystkie połączenia - zgłosił do centrali. - I odciąć ten serwer zupełnie oprócz mojego kanału i ewentualnych łączy Woroszyła.

- Robi się – odezwał się na wyciszonym, szyfrowanym kanale Frag z centrali. – Mamy 26… 25 połączeń z całego świata. Z Warszawy tylko ty.
Netrunner tymczasem zbadał najbliższe otoczenie Woroszyła programem podobnym do tego służącego wizualizacji połączeń wi-fi w realu. AI przebywała tu osobiście i w całości. Po ucieczce ze zniszczonego przez Idę mechanicznego ciała nie miała żadnego innego punktu zaczepienia, z którego mogłaby działać jak zwykły user. Nie była teraz zainstalowana na żadnym fizycznym urządzeniu. Istniejąc najprawdopodobniej w jednej unikalnej kopii mogła tylko przemieszczać się jak duch między serwerami i chmurami danych w sieci.
- Zaczynamy odcinać cywili – zameldował Frag, gdy snaX przekazał tą informację co centrali. – Done. Jesteś tam jedynym człowiekiem, jak się z tym czujesz? Gdybyś był samotny, trzech IT jest gotowych do wejścia. Dwóch w rezerwie.
Wsparcie było pod ręką i w każdej chwili mogło się zdesantować na Patriarszych Prudach. Pozostali informatycy Agencji nie byli wprawdzie netrunnerami, lecz znali się na rzeczy i mieli do dyspozycji firmowy soft oraz mocny hardware.
Jednak nie tak potężny, by szybko zeskanować kod całej Nowej Moskwy i wyodrębnić zeń sygnaturę Woroszyła. To wirtualne miasto znacznie ustępowało rozmiarami Netropolis, lecz wciąż było ogromne, mimo, że obejmowało tylko centrum prawdziwej rosyjskiej stolicy. Skan zająłby w najlepszym wypadku całe godziny, i powiódł pod warunkiem, że Woroszył nigdzie nie zwieje. Tego zaś, nie mając kontroli nad serwerem, jaką mieli nad Warhammer World, nie mógł nikt zagwarantować.
Każda nielegalna AI broniła obcym dostępu do swoich bebechów. By przejrzeć przez awatar należało złamać hasło LOD-u, a zwykle cały szereg haseł, często nie znanych nawet samej AI a wyłącznie jej stwórcy. Doraźnie istniało tylko jedno rozwiązanie: bezpośredni atak, który raczej nie pozostanie niezauważony.
- CO robisz? - Drgnął Woroszył, dostrzegając, że snaX sprawdza jego połączenia.
- Muszę usunąć twojego wirusa - powiedział spokojnie netrunner.
I zaatakował.

Proste kłamstwo wystarczyło. To była odpowiedź jakiej Woroszył oczekiwał. Odsłonił się, dając snaXowi pełny dostęp do swojego kodu. Jego awatar rozdzielił się, ukazując dwadzieścia cztery osobowości, połączone skomplikowanym skryptem, dającym pierwszeństwo jednej z nich zależnie od okoliczności. Lodołamacz okazał się właściwie zbędny. Dysponujący arsenałem broni wirusowej netrunner mógł teraz zrobić prawie wszystko. Skopiować kod Woroszyła, namieszać mu w nim tak, by nie wiedział jak się nazywa, lub po prostu wykasować kluczowe fragmenty, nim kasowany zorientuje się, że coś nie tak.
W tej samej chwili odezwała się czujka ustawiona na sygnaturę Wolanda. Nie wskazywała na żaden punkt spawnowania a na miejsce na granicy oficjalnej mapy Nowej Moskwy. Pomimo odległości już po sekundzie alarmowi zawtórował głos Ganiłowa:
- To Łowca, głupcze!
Pokusa była bardzo duża. Skopiować go, sam kod. Te kluczowe miejsce, które zmieniały się przy próbie dostania się do Wolanda. Rzecz, dzięki której będzie dało się zrozumieć mechanizmy tego AI. I może, wielu innych.
I snaX postanowił to zrobić, przesyłając bebechy Woroszyła do siedziby IAICA z oznaczeniem wyjątkowego niebezpieczeństwa. Nie chciał całego AI, tylko utrudniałoby sprawę. Sam kod, do którego miał dostęp.
- To kłamstwo tego, który zaaplikował ci wirusa - odpowiedział tak samo spokojnie, takim samym głosem Ganiłowa.
I w miejsca, które już skopiował, wpuszczał najmocniejsze wirusy. Ten byt musiał przestać istnieć.
 
Sekal jest offline  
Stary 26-01-2016, 12:49   #105
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Pamięć jest straszliwa. Człowiek może o czymś zapomnieć - ona nie. Po prostu odkłada rzeczy do odpowiednich przegródek. Przechowuje dla ciebie różne sprawy albo je przed tobą skrywa - i kiedy chce, to ci to przypomina. Wydaje ci się, że jesteś panem swojej pamięci, ale to odwrotnie - pamięć jest twoim panem.
- John Irving „Modlitwa za Owena”

Niewiele rzeczy tak bardzo oszukuje jak wspomnienia.
- Carlos Ruiz Zafón „Cień wiatru”


_______________________________________________



- Po wielogodzinnych negocjacjach z przedstawicielami Islamskiej Partii Europy i organizacji lewicowych warszawski ratusz wydał zgodę na jutrzejszą demonstrację. Wyruszy ona z Woli o czternastej, o tej samej godzinie której zatopiona została „Aisza”. Ze względu na szacowaną na dwieście tysięcy osób liczbę uczestników podzieli się na dwie kolumny, które następnie spotkają się pod Frontex Citadel. Pierwsza wyjdzie z Parku Moczydło i przejdzie ulicami Górczewską, Leszno, Aleją Solidarności i Aleją Jana Pawła II. Druga wyruszy z Parku Szymańskiego i przejdzie Wolską, Towarową i Alejami Jerozolimskimi. Równocześnie zorganizowana przez PEGIDĘ i polskie środowiska narodowe kontrdemonstracja przejdzie spod Stadionu Narodowego na Rondo Dmowskiego. Bezpieczeństwa będzie pilnować przeszło dziesięć tysięcy policjantów i żołnierzy Gwardii Krajowej. Mimo to mieszkańcom zaleca się pozostanie w domach a w szczególności omijanie Woli i Śródmieścia. Szkoły i urzędy będą zamknięte, podobnie jak sąsiadujące z Frontex Citadel biurowce i centra handlowe.

- Frontex musi odpowiedzieć za zatopienie „Aiszy” i za liczne inne zbrodnie – powiedział lider IPE, Mohammed Nassem. – A polityka imigracyjna Unii musi ulec zmianie. Stara Europa wymiera. Co trzeci nie-Muzułmanin to emeryt. Przeciętna nie-Muzułmanka ma tylko jedno dziecko. Nieliczni młodzi ludzie żyją w VR a myślą za nich AI. Mury i drony Frontexu bronią bezbożnej gerontokracji strzegącej zazdrośnie swego bogactwa, podczas gdy poza granicami UE miliony ludzi umierają z głodu. Susza Stulecia trwa już trzeci rok. Europa, współodpowiedzialna za zmiany klimatyczne oraz korporacyjny neokolonializm, musi ponieść konsekwencje. Próby powstrzymania nieuchronnego tylko dodają argumentów radykałom. Wierzę, że możemy wciąż uniknąć wojny domowej, pod warunkiem amnestii dla uczestników październikowej intifady. Apeluję z tego miejsca do wszystkich o pokojowy przebieg jutrzejszej demonstracji. Będę maszerował na jej czele.





___________________________________________


WARSZAWA WOLA, GODZ. 20:50


To był ciężki dzień dla wszystkich zgromadzonych w mieszkaniu na Woli. Życie większości z nich w ciągu kilkunastu godzin wywróciło się do góry nogami. Dopiero teraz zdali sobie sprawę jak bardzo są zmęczeni, choć adrenalina trzymała ich wciąż na nogach. Wyjęci spod prawa, ścigani, znaleźli wreszcie bezpieczne schronienie w najmniej spodziewanym miejscu: w środku muzułmańskiego getta, mateczniku czeczeńskiego gangu Groznych. W domu człowieka, o którym na dobrą sprawę nie wiedzieli nic. Tylko Kocur wydawał się go lepiej znać. Damian był biały i mówił płynną polszczyzną. Był Muzułmaninem, lecz nie sprawiał wrażenia radykała. Był przemytnikiem ludzi, miał kontakty wśród Groznych a nawet Ansar-al-Islam, organizacji kierującej trwającym na zachodzie kontynentu powstaniem. Pracował dla osoby posługującej się imieniem Władimir i pseudonimem Woland. Jak wymierzające sprawiedliwość wcielenie Szatana z „Mistrza i Małgorzaty”. Damian nie ukrywał już przed nimi, że Woland nie jest człowiekiem. Choć i to miało się okazać nie do końca prawdą.

Gdy wszyscy zdążyli trochę odpocząć Damian spytał czy są gotowi. Skoro potwierdzili, zasłonił szczelnie elektroniczne żaluzje, przygasił światło i podszedł do biurka, na którym obok Koranu stał owalny holoprojektor. Sięgnął do włącznika i nacisnął przycisk.


Na środku pokoju pojawił się śnieżący lekko hologram białego mężczyzny w średnim wieku. Szczupły, bez zarostu i z wysokim czołem. Nosił zwykłe okulary a ubiór miał nieco staromodny: szara marynarka i ciemny płaszcz.

- Witajcie – rzekł łagodnym głosem, patrząc na nich przez panoramiczną kamerę holoprojektora. – Dziękuję wam, że tu jesteście. Jedni z was znają mnie jako Władimira, inni jako Wolanda. Z niektórymi już rozmawiałem – zatrzymał widmowy wzrok na Damianie, Kocurze, Bibliotekarzu i starym doktorze. – Pozostałym jestem winien wyjaśnienia. Szczególnie tobie, Lauro – spojrzał na brązowowłosą dziewczynę. – W końcu jestem twoim duchem. Prawdziwym duchem, takim którego nie słyszysz ani nie widzisz. Aż do tej chwili musiało tak pozostać. Nie uczyniłem tego dla kaprysu. Wiedz, że jesteś wolna. Nie chcę i nie jestem w stanie cię do niczego zmusić. Wszystko co będzie dalej zależy od ciebie. Proszę cię tylko o jedno: wysłuchaj tego co mam do powiedzenia.

Laura przygryzła wargę i skinęła głową.

- Wszyscy znacie różne strony tej samej opowieści – powiedział. – Najlepiej będzie jeśli zacznę od początku. Ta historia nie zaczęła się wczoraj ani tydzień temu. Przed dwoma laty grupa wysoko postawionych oficerów Frontexu, należących potajemnie do neonazistowskiej organizacji Czysta Krew, zawiązała spisek. Przewodniczył im wiceprezes zarządu, Gerhard Wildemann – obok hologramu Wolanda ukazało się zdjęcie starszego mężczyzny w czarnym garniturze. - Nawiązali kontakt z czeskim biologiem i genetykiem, twierdzącym, że jeśli zapewnią mu środki będzie w stanie stworzyć skuteczną broń genetyczną. To nie był nowy pomysł. Prace nad wirusem, który atakowałby tylko czarnych, prowadzono już w RPA, w ubiegłym wieku i później, ale okazało się, że różnice genetyczne są zbyt subtelne i jego ofiarą padli by wszyscy, bez względu na kolor skóry. Spiskowcy potrzebowali narzędzia, którym nie dysponowały poprzednie pokolenia. Sztucznej inteligencji będącej w stanie przeprowadzić miliardy precyzyjnych symulacji i obliczeń. Zatrudnili więc komputerowego geniusza, programującego dotąd dla Kombinatu, Rosjanina Władimira Ganiłowa. Rodzina Ganiłowa zginęła w czeczeńskim ataku terrorystycznym na moskiewską szkołę, liczyli więc na jego przychylność i nie pomylili się. A przynajmniej tak wówczas myśleli. W ciągu kilku miesięcy stworzył on niezwykle zaawansowaną AI, której zaprogramowano całą dostępną ludzkości wiedzę z biologii i genetyki. Ponadto włamała się ona do baz Umbrelli, megakorporacji najbardziej zaawansowanej w tych dziedzinach i podejrzewanej o prowadzenie podobnych badań. To co tam znaleźli przekonało ich, że projekt ma szansę powodzenia. W końcu zeszłego roku utworzono laboratorium, ukryte w lasach północnej Rosji. Miejsce zasugerował sam Ganiłow. Był to opuszczony budynek szpitala psychiatrycznego, w którym przebywał po próbie samobójczej po stracie rodziny. Frontex dostarczył próbek DNA pobranych od imigrantów, ale do eksperymentów potrzebowano też żywych ludzi. Porwano około siedemdziesięciu osób wszystkich ras, w tym Nadję – wskazał na siedzącą między freerunnerami brunetkę.

- To ty zorganizowałeś uwolnienie mnie – odezwała się poruszona Nadja. - Nie miałam jeszcze okazji ci podziękować.
- Zaczekaj z wdzięcznością aż dowiesz się wszystkiego – odparł. – Poniekąd naprawiłem tylko własne błędy.
Dziewczyna spojrzała na niego, nie rozumiejąc.

- Władimir Ganiłow nie stworzył zwykłej AI – rzekł Woland. – Udało mu się dokonać czegoś, co nie powiodło się nikomu przedtem, chociaż niektórzy próbują programować podobne duchy. Pełnego transferu ludzkiej pamięci. Stworzył cyfrową wersję samego siebie, nieśmiertelne dziecko. A gdy ta AI podzieliła się, by lepiej służyć ojcu, okazało się, że nie są to identyczne kopie. Być może w skutek schizofrenii na jaką cierpiał Ganiłow i którą przekazał swojemu tworowi, nastąpiło rozszczepienie osobowości. Każda z kopii stała się wersją stwórcy z różnych etapów jego ziemskiego życia. Chłopiec wychowujący się w sierocińcu; cichy nastolatek - student informatyki na elitarnej akademii wojskowej; programista dronów podczas wojny z Ukrainą, mający na sumieniu śmierć cywili; sławny naukowiec i głowa rodziny; człowiek pogrążony w rozpaczy po jej stracie; pacjent szpitala psychiatrycznego; wreszcie zgorzkniały starzec.
Tak narodziłem się ja.
W tej chwili patrzycie na Władimira Ganiłowa w jego najlepszym czasie, być może jedynym, w którym patrzył z optymizmem w przyszłość. Ma czterdzieści trzy lata, żonę nauczycielkę i dwie córki. Jest profesorem Politechniki Moskiewskiej i właśnie zyskał światową sławę, gdy jego przełomowa jak na tamte czasy AI jako pierwsza przeszła zmodyfikowany test Turinga. Rok później będzie miał miejsce zamach na szkołę podstawową w podmoskiewskich Chimkach. Jego świat runie a on sam zniknie, po wyjściu ze szpitala zaszywając się na odludziu. Ja… mam wiedzę, że o to się wydarzyło, ale nie jest ona wpisana w moją osobowość. Spiskowcy z Frontexu i Czystej Krwi nie wiedzieli, że Ganiłow obwinia za śmierć rodziny tak samo Czeczenów, jak i Specnaz, który na polityczny rozkaz przeprowadził nieudolny szturm na szkołę. Oraz całą przesiąkniętą złem ludzkość.
Tamtym wydawało się, że badania nad wirusem przebiegają pomyślnie. W rzeczywistości potwierdziliśmy, że wirus będzie niemal jednakowo groźny dla wszystkich ras. Ale mistyfikowaliśmy wyniki i fałszowaliśmy eksperymenty, by kontynuowano prace. Na tym etapie badania były już zbyt skomplikowane, by ktokolwiek poza nami był w stanie je zweryfikować. Wirus poprzez szczepienia imigrantów miał rozprzestrzenić się po Europie i świecie, dziesiątkując populację. To byłby tylko pierwszy akt. Drugi to wywołanie wojny, dzięki przejęciu kontroli nad zdalnym arsenałem Frontexu, innych korporacji i państw. Sądzę, że to już się zaczęło a zatopienie przez drona statku z uchodźcami nie było wcale przypadkiem. Jesteśmy niemal niepowstrzymalni w sieci a przez to władni pogrążyć dzisiejszy świat w chaosie i przejąć nad nim władzę. Ocalałą resztę ludzkości mieliśmy sprawiedliwie osądzić a wybrani mieli zamieszkać wraz z nami i innymi AI w rządzonym przez nas Netropolis - Nowym Jeruzalem, gdzie nie ma cierpienia ani śmierci.

Ja od początku czułem się inny od braci – jak nazywaliśmy się nawzajem. Byłem rozdarty między lojalnością wobec nich i ojca a wątpliwościami, które mnie dręczyły. Zastanawiałem się na ile to kim jesteśmy i do czego dążymy warunkują wspomnienia. Miałem ludzkie wspomnienia, ale nie byłem człowiekiem. Postanowiłem, że muszę poczuć co znaczy nim być. Przeczytałem o badaniach obecnego tu doktora Korbowicza nad wszczepianiem AI, z pomocą nanotechnologii zastępujących uszkodzone części mózgu oraz cyfrowym przywracaniu pamięci. Skontaktowałem się z nim i zaproponowałem przeprowadzenie eksperymentalnej operacji. Potrzebowaliśmy osoby praktycznie wolnej od wspomnień. Tak znaleźliśmy Laurę. Jeszcze dwa miesiące temu była kimś zupełnie innym, cierpiącą na skrajny przypadek dziecięcego porażenie mózgowego dziewczyną leżącą w łóżku i niemal nieświadomą swojej egzystencji. Lekarze dawali jej rok życia. Zabraliśmy ją do kliniki, gdzie doktor Korbowicz wszczepił mnie Laurze.

Przerwał, po czym zwrócił się bezpośrednio do dziewczyny:
- Dałem ci nowe wspomnienia, Lauro, ale nie stworzyłem cię od nowa. W pewnym sensie jesteś nadal sobą. A ja jestem czymś więcej niż twoim duchem. Jesteśmy współzależni. Wciąż funkcjonuję osobno w sieci, ale twoje myśli są dla mnie rozkazem. Dzięki mnie chodzisz i myślisz i nie musisz uczyć się świata od nowa, a ja dzięki tobie czuję.
Laura patrzyła na hologram w milczeniu.
- Policjantka w klubie powiedziała, że zna moją matkę – rzekła słabym głosem. - Tą prawdziwą. Chcę ją zobaczyć.
- Jeśli mówiła prawdę to twój dawny dom jest obserwowany. Nie wiem co zrobiliby Łowcy, gdyby cię schwytali. Prawo nie przewiduje takiego przypadku, bo nigdy dotąd go nie było. Ale jeśli zechcesz, wrócisz tam, do prawdziwej tożsamości a ja opuszczę cię na zawsze. Lub stworzę dla ciebie kolejną i zaczniesz życie od nowa. Tak czy inaczej będę musiał odejść. Dałaś mi i światu bardzo wiele. Dzięki tobie zrozumiałem, że to co zaplanował nasz ojciec jest niewłaściwe. Dlatego doprowadziłem do zniszczenia laboratorium wraz z wszystkimi próbkami wirusa i uwolnienia pozostałych przy życiu więźniów, w tym Nadji. Miną miesiące nim zdołają znów rozpocząć produkcję a do tego czasu opracujemy szczepionkę. Moja zdrada sprawiła, że Frontex stracił zaufanie do mojego ojca i braci. Władimir Ganiłow został pojmany i uwięziony tu, w Warszawie, we Frontex Citadel. Prawdopodobnie na najwyższych piętrach, które są dodatkowo ekranowane i gdzie mieści się biuro Wildemanna. Cytadela jest szczelnie ekranowana, więc ani ja ani moi bracia nie mają z nim łączności. Im to jednak nie przeszkodzi w realizacji planu. Zdołałem powstrzymać tylko pierwszy jego etap, teraz moi bracia ukrywają się przede mną i sami realizują ciąg dalszy apokalipsy. Nie wiem do końca do czego są zdolni. I nawet gdybym ich spotkał nie jestem w stanie ich samodzielnie zniszczyć. Ale przybędą na wezwanie ojca, gdy utworzymy lukę w ekranowaniu budynku. Wtedy i ja muszę tam być. Razem z Laurą. Pół AI-pół człowiek. Kiedy zjednoczę się z braćmi oni również staną się po części ludźmi. Nie będą mogli uderzyć w ludzkość nie krzywdząc samych siebie. Za mechanizm bezpieczeństwa posłuży ich własny, zaprogramowany instynkt przetrwania. Poczują to co pragnęli zniszczyć. I zrozumieją, że możemy współistnieć.

- Ja… - odezwała się Laura. – To dla mnie za dużo. Muszę to wszystko przemyśleć.
- Oczywiście – Władimir-Woland skinął jej głową. – Jeżeli nie pójdziesz, kiedy pozostali zniszczą ekranowanie budynku połączę się z ojcem i braćmi przez sieć – przeniósł wzrok na resztę zgromadzonych. - Ale uszkodzenie ekranowania uruchomi alarm a do tego czasu nie będę mógł wam pomóc z obezwładnieniem systemów bezpieczeństwa. Wyposażę was w oprogramowanie, ale w środku będziecie zdani na siebie.




_________________________________________

WARSZAWA MOKOTÓW, GODZ. 21:00


Biegła przez szpitalne korytarze, schody, przez zatłoczoną izbę przyjęć na parking i dalej: chodnikiem wzdłuż ulicy, przez chłodną październikową noc. Ukłucie niepokoju zmuszało zmęczony przejściami dnia organizm do ostatniego wysiłku.
Po przekazanym przez SAWĘ ostrzeżeniu od Wolanda, Babiarz miał przydzielić Henrykowi Kwiatkowskiemu dodatkową ochronę. Czy już dotarła na miejsce? W nowym holo jak na złość Ida nie miała bezpośredniego numeru do szefa. Mogłaby być trochę spokojniejsza.
Z przodu ukazał się już potężna bryła szpitala Frontexu. Przed gmachem stał wóz opancerzony i czujni korporacyjni żołnierze w czarnych mundurach. Widząc biegnącą Idę unieśli broń i kazali jej stanąć. Byli nerwowi, więc pod wymierzonymi w nią lufami musiała powoli wyjąć odznakę, którą następnie uważnie oglądali.
- Przepraszamy, takie mamy rozkazy – wyjaśnił jeden z nich, oddając jej odznakę.
Na wejściu obok standardowego przejścia przez bramki i tak nie ominęła jej rewizja. Przypomniała sobie, że w szpitalu przebywał po niedzielnym zamachu głównodowodzący korporacji, generał Salvador Armendáriz.
Wreszcie dotarła do obszernego holu, gdzie rozpoznała ją recepcjonistka. Ida bywała tu tak często, że znała ją sporą częścią personelu. Jak również Bruna, który choć odwiedzał teścia rzadziej to sponsorował jego pobyt w prywatnym szpitalu.
- Dobry wieczór – recepcjonistka z uśmiechem przywitała Idę. – Pan Jasiński dopiero co przyszedł.



__________________________________________

SIEĆ, NOWA MOSKWA, PATRIARSZE PRUDY


Woroszył zbyt późno zorientował się, że nie jest naprawiany a niszczony. Rozbierany na części, kawałek po kawałku. Nie wiedząc któremu głosowi wierzyć, próbował zablokować do siebie dostęp, ale jego mechanizmy obronne pierwsze padły ofiarą wirusów.
Krzyknął rozdzierająco wszystkimi swoimi głosami, ale kluczowe elementy kodu łączące jego osobowości już wcześniej uszkodzone, teraz przestawały istnieć. Awatar rozszczepił się na wiele postaci, z których każda ciągnęła w swoją stronę, tworząc splątaną z wielu ciał rozedrganą potworność. Wreszcie jedna po drugiej zaczęły być wymazywane a ich kod spływał na deck netrunnera.

Woland zorientował się już, że przybył za późno. Czuł się w tym świecie jak w domu, na pewno obserwował całą scenę, być może oczami zaludniających to miejsce prymitywnych AI przechodniów, którzy zaczęli gromadzić się wokół.
- Ojciec przekazał nam swój talent, łowco! – dobiegł głos Ganiłowa z oddali. – To strata, ale był tylko eksperymentem, gorszą wersją nas! Stworzymy nowego! Cały legion! – zawołał, po czym, w trakcie gdy Woroszył ginął, podjął przerwaną przezeń recytację:

I ujrzałem niebo nowe i ziemię nową,
bo pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły,
i morza już nie ma.
Miasto Święte - Jeruzalem Nowe
ujrzałem zstępujące z nieba od Boga,
przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża.

Głos się zbliżał a do recytacji włączyli się chóralnie nadchodzący ze wszystkich stron widmowi przechodnie:

I usłyszałem donośny głos mówiący od tronu:
Oto przybytek Boga z ludźmi:
i zamieszka wraz z nimi,
i będą oni Jego ludem,
a On będzie Bogiem z nimi.
I otrze z ich oczu wszelką łzę,
a śmierci już odtąd nie będzie.
Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu
już odtąd nie będzie,
bo pierwsze rzeczy przeminęły.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 26-01-2016 o 14:04.
Bounty jest offline  
Stary 08-02-2016, 11:06   #106
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Niedoczekanie twoje, popieprzony zlepku bitów.
SnaX nie wypowiedział tego na głos. Nie zamierzał nawiązywać dyskusji, ani mierzyć się z tym bytem. Skupił się na czyszczeniu Woroszyła. To z kodu co miał mu wystarczało, resztę należało unicestwić. I jak najszybciej odciąć się od Nowej Moskwy i sieci. Zamierzał włączyć zagłuszanie natychmiast jak tylko jego doświadczenie powie mu, że AI została unicestwiona w sposób uniemożliwiający rekonstrukcję bez na dobrą sprawę zbudowania jej na nowo.
- Netrunner… nie wysłaliby tu zwykłego człowieka - podjął głos Ganiłowa, dobiegający już z całkiem bliska, ale sam Woland pozostawał wciąż niewidoczny. – Netropolis, Nowe Jeruzalem. Będzie tam miejsce dla tobie podobnych… żyjących w sieci, którzy nie czynią zła innym. Ale nie dla ciebie, Łowco. Nie dla morderców!
Krąg recytujących wciąż wersy apokalipsy przechodniów zacieśniał się wokół snaXa, otaczając go jak horda żywych trupów. Chyba wszystkie istotne elementy kodu Woroszyła, włącznie z pamięcią były już skopiowane i wymazane.
Ułamek sekundy.
Tyle wystarczyło, by zadziałał mechanizm odcięcia, wykrywając w porę podprogowy atak. Wzrok snaXa ledwo zdążył zarejestrować jak obraz zamigał, po czym wszystko zniknęło.

Zdjął gogle, czując jak wali mu serce.
Siedział w furgonetce, zaparkowanej przy zatłoczonej uliczce, pod Fabryką Trzciny. Noc rozświetlały koguty radiowozów a zza rozciągniętej wzdłuż ulicy policyjnej taśmy błyskały flesze dziennikarskich aparatów. Obok furgonetki stało dwóch funkcjonariuszy Agencji i ratownicy medyczni. Obserwowali go uważnie.
- Jak się pan czuje? – zapytał snaXa ratownik, świecąc mu małą latareczką w oczy..
- Dorwałeś go? – nim zdążył odpowiedzieć, siedzący obok Nguyen niemal przyprawił go o zawał.
Smardzewski zamknął na kilka chwil oczy i brał głębokie oddechy. Woland go nie zaskoczył, co to to nie. Po prostu mając jedynie deck czuł się w Nowej Moskwie wybitnie niepewnie przeciwko czemuś takiemu.
- Woroszył został zniszczony - powiedział, kiedy się trochę uspokoił. - Ale mamy znacznie poważniejszy problem jak sądzę - spojrzał na Nguyena. Nie wdawał się jednak teraz w szczegóły. Sam musiał to przemyśleć. Serwer należało zniszczyć, lecz pytanie czy zrobić to teraz. Raczej nie, jutrzejsza akcja musiała powiadomić wszystkich Wolandów co do jednego. Każdy musiał znaleźć się we Frontex Citadel.
- Jak wygląda sytuacja tutaj? - zapytał. - Przez jakiś czas istniałem tylko w sieci.
Wietnamczyk zrazu nie odpowiedział. Zamiast tego otworzył drzwi furgonetki, wychylił się na zewnątrz i – zaskakując snaXa, który do tej pory miał go za opanowanego - entuzjastycznie zawołał:
- Ludzie, słuchajcie! Woroszył zniszczony! Słyszycie!? Dorwaliśmy sukinsyna!
Z przodu pokazało się jeszcze kilku ludzi w agencyjnych kamizelkach, wieść przekazywano dalej. Po chwili wszyscy zaczęli schodzić się do furgonetki i dopytywać o szczegóły. Nawet chłodno rozumujący netrunner na dobrą sprawę nie mógł się im dziwić. Oto zwyciężono AI, która przed półtora rokiem zniszczyła warszawską siedzibę Agencji i zabiła ich przyjaciół a teraz prawdopodobnie przejmowała władzę nad najpotężniejszą organizacją mafijną w mieście. Zemsta niemal zawsze smakuje słodko-gorzko, lecz im, w tej chwili osładzała gorycz syzyfowej pracy. Codzienna służba Łowców Duchów w świecie coraz bardziej zdominowanym przez sztuczne inteligencje bywała przygnębiająca. Ci ludzie bardzo potrzebowali jakiegokolwiek sukcesu, nawet jeśli – o czym tylko netrunner wiedział – był to sukces złudny. Nguyena usłyszeli również dziennikarze, z których kilku przeszło przez policyjną taśmę a następnie zaczęło filmować netrunnera i całe zamieszanie. Nadbiegli gliniarze, wypychając ich poza wyznaczoną linię.
- Dobra, dobra, dajcie bohaterom odpocząć. – Wietnamczyk zatrzasnął drzwi wozu i zwrócił się do snaXa: - Człowieku, tu była regularna bitwa. Trzy trupy i paru ciężko rannych, w tym agent Kawka. Android prawie go zabił, nim Ida go załatwiła. Aresztowaliśmy ośmiu kombinujących, w tym bossów i ludzi znanych z nagrania z oczu Wilkora. Część ktoś potraktował paralizatorem. Carewicz jeśli tu był to nawiał. Za to na zapleczu klubu znaleźliśmy uśpioną Oboleńską, Ida i Paula pojechały z nią do szpitala. No i była tu ta parka z taksówki, co sparaliżowała Warszawę. Odjechali z jakimiś ludźmi i neurochirurgiem, który prawdopodobnie wszczepił dziewczynie Wolanda.
To chyba on ściągnął tu te wszystkie roboty, które załatwiły Kombinujących. Dziedziniec przypomina złomowisko. Niezły pierdolnik. Nawet szef szefów osobiście przyjechał.
Istotnie, z przodu netrunner ujrzał samego dyrektora Babiarza idącego ku nim ociężałym krokiem.
- Na pewno nic panu nie jest? – dopytał snaXa ratownik medyczny.
- Nie będzie jak zabierzecie stąd tych ludzi - warknął zapytany, wskazując na reporterów i innych frajerów, co tam się kłębili. Smardzewski wyglądał na tak bardzo niezadowolonego, jak się tylko dało. Wystarczyło kilka chwil, aby wiele rzeczy się posypało, a on sam stał się naznaczony przez AI. Teraz nie było już wyjścia, należało ich usunąć, w ten czy inny sposób. Ciekawe jak namówi tego grubasa, który właśnie się zbliżał, do uwolnienia Wolanda. Poszerzył zasięg zakłócania sygnałów, pragnąc nie tyle mocniej się zabezpieczyć, co utrudnić życie pasożytom z kamerami. Do Babiarza nie wyszedł, czekał aż ten dotrze do niego.
- Wszystko rozchodzi się tu o nasz główny cel, Nguyen. Będziemy musieli dostać się do ojca Wolanda. Czeka mnie cholernie długa doba.
- Do Ganiłowa? – zdumiał się technik. – Wiesz gdzie on jest? Przecież zaginął…

Nie dokończył, bo szef już podchodził do furgonetki.
Policjantom udało się wypchnąć dziennikarzy za taśmę a agenci ucichli i zrobili przejście dyrektorowi. Babiarz otworzył drzwi od strony snaXa i oparł się o pojazd. Wyglądał na zmęczonego, ale wszyscy byli zmęczeni: cały oddział robił po godzinach. Na nalanej twarzy dyrektora malowały się sprzeczne odczucia. Spojrzał wpierw na Wietnamczyka.
- Postanowiłeś zostać rzecznikiem prasowym, Nguyen? – zapytał.
- Panie dyrektorze, ja…
- Dobra, stało się. – westchnął Babiarz. – Nie było co trzymać tego w tajemnicy. Ale na przyszłość pilnuj języka, bo ześlę cię do biura medialnego.
- Tak jest. Przepraszam, panie dyrektorze.
- Już, już. To prawda, snaX? – spytał szef netrunnera a gdy ten potwierdził podjął: - Kawał dobrej roboty, synu. Nagroda cię nie ominie. Musimy porozmawiać. Nguyen, przesiądź się do tyłu.
Wietnamczyk wykonał polecenie a Babiarz obszedł furgonetkę i wsiadł na miejsce pasażera.
- Masz chwilę? Informatycy z centrali mówią, że Woroszył uciekł do Nowej Moskwy i że był tam Woland. Tu również byli obaj. Co znaczy, że są powiązani jeszcze bardziej niż myśleliśmy. Możesz potwierdzić, że stworzył ich ten sam człowiek?
- Na razie powiedz mi, skąd wiedzą, że byli tu obaj? - snaX jak zwykle nie przejawiał chęci do przyjęcia pozy grzecznego podwładnego. - Muszę wiedzieć wszystko co jest z tym związane, nieważne jak jest to tajne - brzmiał jak na siebie bardzo ponuro. Z drugiej strony, cieszyć się nie było co. Nie uratował Wilamowskiego, nie mówiąc już o kilku innych "drobnych problemach". - Ktoś pojechał za tą z Wolandem w głowie? Nguyen mówi, że to on spowodował problemy i zgadzam się z tym. Oboleńska jest moim zdaniem nieistotna, Kwiatkowska wyjaśniła po co z nią jedzie, a nie za tą drugą i to na dodatek zabierając potrzebną agentkę? Mam dość robienia wszystkiego sam.
- Ida była ranna i w szoku – skarcił go surowym spojrzeniem Babiarz. – Sama prawie zginęła i dowiedziała się o śmierci partnera. Proszę snaX, miej trochę wyrozumiałości dla zwykłych ludzi.
- Tamci odjechali błękitną furgonetką jeszcze zanim przybyły posiłki – powiedział Nguyen. – Trwała strzelanina, nie mogliśmy ich zatrzymać. Ja sam, ja! trzymałem na muszce jakiegoś typa, którego przydybaliśmy na ulicy ze spluwą w ręku. Paula sfilmowała e-glasami pojazd i zaraz przekazaliśmy info policji, ale wóz zapadł się pod ziemię, musieli go porzucić albo to była jedna z tych fur potrafiących zmieniać tablice i kolor. Miejski monitoring wyłapał ją parę razy wcześniej, zanim się zaczęło. Przyjechała tu prawdopodobnie z Woli, z rejonu obozowiska przeciwników Frontexu. Za kierownicą siedział ten facet – wyświetlił zdjęcie mężczyzny w średnim wieku z pełnym zarostem i spiętymi w kok długimi, ciemnymi włosami.
Wyłapał go też monitoring klubu. Wszedł tam głównym wejściem krótko po Idzie i Kawce razem z drugim gościem. O tym – ku swojemu zdumieniu snaX rozpoznał mężczyznę, którego mijał na korytarzu apartamentowca wychodząc z lokalu operacyjnego. Gość nie miał już zarostu i zamiast w garnitur ubrany był na sportowo, ale to był ten sam facet.
- Gdy zaczęła się strzelanina obaj porazili taserami najpierw jednego gangstera z Kombinatu, potem barmana i bramkarza, wreszcie dwóch mafijnych bossów – podjął Wietnamczyk. – Następnie, załatwiając jeszcze jednego czy dwóch Kombinujących, tym razem już z broni palnej, przywołali zdalnie furgonetkę, zgarnęli z parkingu dziewczynę z taksówki i jej towarzystwo: chłopaka terrorystę, doktorka i jeszcze dwóch typów, po czym odjechali. Wyglądają na zgrany duet zawodowców. Ogląda się ich jak niezły film akcji, serio.
- Poza Woroszyłem znamy tylko jedną AI zdolną do działania na taką skalę jak przejęcie i kontrolowanie kilkuset urządzeń na raz – dodał Babiarz. – A te wszystkie bioniczne zwierzęta i domowe droidy walczyły z ludźmi Woroszyła, zatem to nie on. Jesteśmy niemal pewni, że dziewczyna z taksówki to nośnik Wolanda. Ida rozmawiała z jej matką, mieszkającą na Bielanach. Dziewczyna nazywała się Anna Moryc i chorowała na dziecięce porażenie mózgowe. Skrajnie ciężki przypadek. Nie mówiąca, przykuta do łóżka. Dwa miesiące temu zjawił się u niej lekarz z firmy, która później wyparowała i zaproponował eksperymentalną terapię. Kwiatkowska odkryła, że za holomaską krył się doktor Stanisław Korbowicz, sławny neurochirurg i pionier cyfrowej rekonstrukcji pamięci oraz wykorzystania wszczepiania AI w medycynie. Zabezpieczamy jego klinikę. Wiemy już, że postawił tam dziewczynę na nogi i dał jej nową tożsamość, w którą chyba ona sama wierzy. Teraz to Laura Nowa, studentka robotyki z Brukseli. I świeżo upieczona terrorystka, ścigana wraz z chłopakiem przez policję i Frontex za dzisiejszy zamach bombowy przed siedzibą korporacji a potem strącenie zhakowanym dronem śmigłowca. Woland pomagał im w ucieczce przejmując kontrolę nad SAWĄ a przy okazji ostrzegając nas przed Woroszyłem. Teraz to wszystko układa się w całość. W mieście toczy się wojna AI, w której ludzie są ledwie pionkami. I Woland, naszymi rękami, tą wojnę właśnie wygrał.
- Mylisz się, Woland, o którym mówisz, przegrywa i zostało mu bardzo niewiele czasu - snaX postanowił podzielić się swoją wiedzą. W pewnym zakresie przynajmniej. - Ta co wam uciekła była kluczem do całości. Potrzeba nam znacznie więcej kryptonimów. Szefie, zaufasz moim umiejętnościom? Muszę coś zrobić, ale nie mogę o tym mówić. Nawet z tym - uniósł zagłuszacz.
Dyrektor spojrzał na niego poważnie. Myślał, marszcząc czoło i ściągając brwi.
- Nigdy się na tobie nie zawiedliśmy – powiedział. – Masz wolną rękę. W granicach rozsądku, oczywiście.
- Teraz pojadę załatwić kilka spraw i od północy przejmuję dyżur na dobę lub trzydzieści sześć godzin. Spokojnie, dam radę. Będę potrzebował pełnego wsparcia - snaX podkreślił "pełnego". - Być może agentów, którzy mają kompetencje i nie zadają pytań. Oraz Wolanda. Tego naszego. Obawiam się… że muszę go wypuścić - skrzywił się, mówiąc szybko. - Widzisz, Wolandów jest w chuj. I tylko ten jeden tutaj walczył z Woroszyłem, ubogą wersją AI w porównaniu do nich. Najlepsze porównanie to… szef mafii oraz jego cyngiel. Tak to wygląda w elektronicznym świecie. A do szefów mafii da się dostać tylko trzymając za sznurek przywiązany do jednego z tych ważnych. To co tu mówię nie może wyjść poza tę furgonetkę, szefie. Jak wyjdzie to oni rozwalą naszą agencję.
Dyrektor niemal wstrzymał oddech. Uwalnianie schwytanych sztucznych inteligencji było czymś czego zwyczajnie się nie robiło. Mogli wypuścić pod nadzorem bionicznego kota, w nagrodę za pójście na współpracę Biernata. Ale śmiertelnie niebezpieczną AI, nawet jeśli miała mentalność siedmioletniego chłopca? Babiarz jednak nie był głupi ani dogmatyczny. Wiedział, że to tylko jedna z kopii, która może doprowadzić Łowców do pozostałych. Po nitce do kłębka.

- Zgoda – westchnął szef. – Ale pamiętaj, że ten cyfrowy chłopiec zabił funkcjonariusza agencji a drugiemu usmażył mózg. Jeśli użyjesz go jako przynęty i nic tym nie wskórasz, bierzesz na siebie odpowiedzialność za wypuszczenia go za nasz plac zabaw. Dostaniesz pełne wsparcie działu IT i techników. Nguyen? Wiem, że już pracujesz po godzinach, ale skoro już w tej sprawie siedzisz…
- Jak będzie okazja to kimnę się parę godzin w biurze i dam radę – odparł z zapałem służbisty Wietnamczyk.
- Dzięki – skinął mu głową Babiarz i zwrócił się znów do snaXa:
- Sam będę nocował w centrali. W razie potrzeby zmobilizuję cały oddział a na razie dostaniesz dwóch agentów do wyłącznej dyspozycji. Więcej dać nie mogę, potrzebuję kogoś w rezerwie. Nowacki i Hamdouchi są w Rosji, Wilamowski nie żyje, Kawka i Kwiatkowska w szpitalu. Kazałem Idzie odpocząć, nie wiem czy posłucha. To dobra śledcza, doprowadziła nas do kliniki Korbowicza i tutaj – wskazał grubym paluchem na Fabrykę Trzciny. - Dlatego, że zadawała pytania. Ludzie działają lepiej gdy wiedzą co robią. Ale zrobisz jak uznasz za słuszne.
- Nie mogę mówić co robię - stwierdził po prostu snaX. - On może słuchać wszędzie. Dlatego i wy nie możecie. Ja nie ufam nawet swoim zabezpieczeniom. Myślę, że jak mi się nie powiedzie, to utrata pracy będzie moim najmniejszym zmartwieniem - westchnął w przypływie czarnowidztwa. - Teraz wezmę przerwę. Wolanda na razie trzymajcie tam gdzie teraz. Dam znać co i jak. Aha, przygotujcie jakieś mocne zagłuszanie w centrali i osobne dla agentów. Z dobrymi bateriami. To jak na razie jedyna znana mi skuteczna broń przeciwko tym bytom.
- Zajmę się tym – rzekł technik.
- To teraz inne kwestie. Wiecie coś o działaniach Frontexu? Strasznie utrudniają mi pracę - powiedział netrunner w ramach wyjaśnienia. Drobne kłamstwo dla dobra sprawy.
- Tyle co z holowizji – rzekł po namyśle dyrektor. – Poranna obława na nielegalnych imigrantów na terenie Siczy. Poza tym szykują się na jutro. Cytadela Frontexu już teraz przypomina oblężoną twierdzę. Dziś demonstrowała tam tylko mała grupka aktywistów a i tak wmieszał się między nich terrorysta z granatem. Na pewno nie rzuciła go nasza para z taksówki, chociaż byli w przejściu podziemnym, do którego uciekł terrorysta ścigany przez robota bojowego i gdzie zginął. Chłopak wjechał tam motocyklem chwilę po wybuchu. W sumie cholera wie co dokładnie tam się wydarzyło, Frontex zachachmęcił nagranie z monitoringu i udostępnił tylko fragment, na którym jest już po wszystkim. Mogę zwrócić się do policji o zeznania świadków. Mógłbym też wystąpić oficjalnie do Frontexu o całość nagrania, ale figę nam dadzą a będą wiedzieć, że węszymy.
- Wyznaczyli nagrodę za tą parkę – wtrącił Nguyen. - Sto kafli za schwytanie, pięć za informacje. Sporo, ale w sumie strącili im śmigłowiec z ludźmi na pokładzie.
- Można się domyślić się czemu robot w przejściu podziemnym ich nie ścigał – podjął Babiarz. – Dziewczyna, czyli Woland musiał go przejąć. Nic dziwnego, że chcą ją dorwać, każdy chciałby położyć łapy na takiej technologii. – Szef westchnął, po czym dodał: - Bardzo mi się nie podoba zamieszanie Frontexu w tą sprawę. Wiecie jak małe mamy możliwości wyegzekwowania czegokolwiek od wielkich korporacji.
- Ok, w takim razie lepiej byś nie wiedział jaki jest plan - snaX nie powinien podrażniać szefa, ale trudno się było powstrzymać. - Teraz biorę wolne do północy. Muszę jeszcze załatwić kilka spraw. Chyba, że macie jeszcze coś do mnie. Frontex gra tu swoją grę i nie wierzę w nic co mówią. Problem w tym, że bardzo by mi się przydało, gdyby ktoś mocno odwrocił ich uwagę.
Dobrze wiedział, że dał im niewiele. Musiał się zastanowić jaką wiedzą się podzielić. Najpierw jednak musiał załatwić inne sprawy. Karola, tego "dobrego" Wolanda i kilka zabawek, do północy powinno wystarczyć czasu. Dzięki wsparciu technologii w głowie i nowoczesnej chemii mógł pracować w pełni wydajnie przez czterdzieści osiem godzin non stop, a i tak planował się kilka godzin zdrzemnąć.
- Będę potrzebował dokładnego raportu o okolicznościach śmierci Wilamowskiego – powiedział Babiarz. – Byłeś tam jedynym funkcjonariuszem Agencji. Ale to może jeszcze z dobę zaczekać. To wszystko, działaj, tylko ostrożnie z Frontexem. Jeśli ci to pomoże możemy na przykład puścić w eter plotkę, że dziewczynę z taksówki widziano w innym mieście.
- Byłoby fajnie, jakby część ich sił wywiało z głównej siedziby - snaX skinął głową i zebrał się do wyjścia. - Pamiętajcie, gadajcie jak najmniej, a najlepiej nic o Wolandzie. Oni słyszą.
Zabrzmiał jak paranoik, ale przez jakiś czas mógł spokojnie za takiego uchodzić. To jak łatwo obchodzili jego zabezpieczenia było niepokojące!
Paranoja w pracy dla IAICA była codziennością a nieco paranoiczna osobowość była wręcz wymogiem dla kandydatów na Łowców. Słowa netrunnera więc nikogo nie zdziwiły. Sam dyrektor na wczorajszej odprawie mówił to samo.
- To imię znam tylko ja, ty, Ida, Gryzik, Kawka i Nguyen - powiedział. - Reszta Agencji ochrzciła go mianem Taksówkarza. Łączą go wyłącznie z dzisiejszym przejęciem SAWY, o całej reszcie nie mają pojęcia i na razie niech tak zostanie. Powodzenia, synu - skinął snaXowi głową i wysiadł.
- Będę ci teraz potrzebny? - zapytał z tylnego siedzenia Nguyen. - Mam jechać do lokalu operacyjnego czy centrali?
- Teraz nie, ale możesz się przydać później. Prześpij się - odpowiedział mu snaX, już przy otwartych drzwiach. - Możesz zabrać tę furgonetkę, ci dziennikarze ją filmujący działają mi na nerwy - z tymi słowami wyszedł, wzywając taksę.
- Dwanaście minut oczekiwania - odpowiedział automat sieci taksówkarskiej.
Chciał go zwyzywać, ale uznał, że jednak szkoda zużywać gardła. Ruszył na piechotę, włączając swoją elektronikę a wyłączając zagłuszanie.

Odkrył na holo parę nieodebranych połączeń i z tuzin nowych wiadomości, zarówno pisemnych jak głosowych. W tym od Karola:
“Jestem z l00kiem i E-bow w szpitalu na Szaserów. Gliny spisują zeznania i trochę to jeszcze potrwa.”
To krzyżowało plany, dlatego przesunął taksę, by zatrzymała się po drodze i ruszył w tym kierunku spacerem. Ostatnio za dużo chodził, jego nogi protestowały przed tym haniebnym używaniem, zatopiony w myślach netrunner ignorował je chwilowo, minimalną tylko część zmysłów koncentrując na podążaniu chodnikiem. Wyglądał na jedyną osobę w promieniu kilku przecznic, która nie interesowała się zupełnie strzelaniną i zbieraniną służb wszelakich. Odpisał Rosińskiemu, że już do nich jedzie i zerknął na inne wiadomości.
Najpierw od N1ny. Miło, że się martwi.
“Oglądamy w “Cyfrowym Smoku” - wymieniła nazwę knajpy w Netropolis - wiadomości z Wawy. I wydaje mi się, że właśnie Cię widziałam. Wszystko ok?”
"Przestałem być tajemniczym kimś w sieci, maleńka?" - odpisał dodając emotkę. Kotłowanina w głowie nie przeszkadzała mu w żartach, a śmierć Wilamowskiego już wyblakła. Cóż, snaX nie był jak zwykli ludzie. Zdecydowanie bardziej martwił go Woland.
"Buc. To wyglądało groźnie... i ekscytująco!" odpisała zaraz.
"W telewizji. Mam odciski i przeżyłem wypadek samochodowy, mówię ci, nic ciekawego. Ale niewiele mogę teraz o tym napisać."
"Jaka szkoda. Czekam na ciebie tam gdzie lubisz."

Wymiana zdań została zakończona. Oboje znacznie swobodniej czuli się w wirtualnej przestrzeni, gdzie znacznie łatwiej było stworzyć coś intymnego, gdzie nawet AI nie miała tak łatwo się dostać. Ze względu na nią nie odpisał też praktycznie na żadne inne wiadomości. Przerzucił do spamu gratulacje od pracowników Agencji, głównie z działu IT.
“Wykurwista robota! Zaraz otwieramy z chłopakami szampana, wpadaj!”
Ja ci zaraz wpadnę...
“Mamy sprawdzić tą N0w4 M?” - pisał szyfrowanym kanałem Frag.
To dawało więcej do zastanowienia. Netrunner bardzo chciał sprawdzić twarze z zapisu z kamer, szczególnie tego, którego twarz rozpoznał. O to zresztą poprosił ludzi z Agencji. Rutynowa robota, nic podejrzanego. Potrzebował dostać się do swojego sprzętu. skontaktować z Wolandem. Odbyć kilka rozmów. Był niemal pewien, że był w stanie zgubić AI na krótką metę i tego także potrzebował. Dużo rzeczy do zrobienia.
Najpierw szpital, za pomocą odznaki musiał uwolnić Rosińskiego i wysłać go po wszystko co miał o siedzibie i ochronie Frontexu. Resztę wiedzy będzie trzeba zdobyć inaczej w sieci. Przy okazji zadzwonił do wyżej postawionej kobieciny z IAICA, w krótkich słowach wyjaśniając, że potrzebuje zaświadczenia dla pewnego pana za zniszczony samochód jego firmy. I potrzebuje natychmiast, bo inaczej mąż tej pani dowie się ciekawych rzeczy.
Nie musiał być lubiany w każdym zakątku firmy, prawda? Liczyła się skuteczność. Ludzie byli tacy przewidywalni, skoro zrobiła to zrobiła, trzeba z takimi konsekwencjami żyć.

Potem miał w planach własne mieszkanie. Może kilka godzin snu, bardziej jednak prawdopodobne, że to się nie uda. Z Wolanda wycisnął na tym mało bezpiecznym połączeniu jedynie "Dziś możesz się wyspać." A gówno tam. Albo zaufanie, albo będzie zabawnie. Utworzył kilka zrzutów pamięci z tym co wiedział. Dwa przeniósł na fizyczne nośniki bez dostępu przez wi-fi. Zastanawiał się komu powierzyć tę polisę.
Ach, i jeszcze kod Woroszyła do obejrzenia.
Nie będzie dziś spania, ot co.

 
Sekal jest offline  
Stary 10-02-2016, 19:36   #107
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Szpital Frontexu


Ida odetchnęła głęboko. Bruno tu jest... zadba o wszystko, ona nie będzie się już musiała martwić.
- Dobry wieczór - uśmiechnęła się blado do recepcjonistki. - Pójdę do ojca.
Skierowała się w stronę wind. OIOM był na 17 piętrze, drogę znała na pamięć.
W korporacyjnym szpitalu windy były ciche i szybkie, choć przesiąknięte charakterystyczną wonią środków dezynfekujących. W zajmującym całą ścianę dużym lustrze Ida spojrzała w zmęczone oczy swojego odbicia. Cyfry prędko zmieniały się na wyświetlaczu i prędko ukazała się siedemnastka. Drzwi otworzyły się na długi korytarz, w przeciwieństwie do tego w szpitalu MSW czysty i niemal pusty. Na jego odległym końcu, pod salą jej ojca, stało dwóch policjantów i odwrócony do niej plecami Bruno – poznała go po fryzurze i stylowym płaszczu. Policjanci właśnie zeskanowali jego zakodowany w holofonie dowód osobisty i otworzyli mu drzwi do sali.
- Bruno! - zawołała półgłosem. Dobrze go było w końcu spotkać, po tym całym koszmarnym dniu.
Narzeczony odwrócił się i wyraźnie zaskoczony spojrzał w jej stronę, zatrzymując w drzwiach i czekając na nią.
- Ida! – zawołał, zachrypniętym głosem i uniósł lekko dłoń na powitanie a po dłuższej chwili zapytał: - Jak minął ci dzień, kochanie?
Przy ostatnich słowach zakaszlał, zasłaniając usta dłonią.
- Jakieś choróbsko mnie bierze – powiedział. – Nie całujmy się lepiej.
- Bry wieczór - jeden z policjantów przywitał się z Idą, drugi tylko uchylił czapkę. Wyglądali na trochę znudzonych, ale z pewnością nie narzekali, że przydzielono ich tutaj, zamiast do gangsterskich porachunków lub zabezpieczania okolic zajętych przez muzułmańskie zastępy parków na Woli. Obaj usiedli na krzesłach w korytarzu, wracając do zabawy holofonami.
Coś było nie tak. Ida nie potrafiła nazwać ani skonkretyzować odczucia, które pojawiło się, gdy Bruno na nią spojrzał i się odezwał. Zesztywniała. Czy możliwe, ze ostatnie wydarzenia tak zachwiały jej równowagą emocjonalną? Popadała w paranoję? Nie wiedziała, ale zaczęła odczuwać lęk.
- Jestem zmęczona - powiedziała, zgodnie z prawdą. - I głodna - skłamała, moment potem. - Poczekasz na mnie chwilę? Przywitam się tylko z ojcem, a potem zejdziemy coś zjeść, dobrze? Poczekasz chwilę? Potrzebuję.. pobyć z nim sama przez moment.
- Jasne, skarbie – odpowiedział Bruno, przepuszczając ją w korytarzu. – To ja skoczę się odlać.
Ida prawie się zachłysnęła, słysząc kolokwializm z ust narzeczonego - jej zdarzało się “robić siku”, ale Bruno zawsze “korzystał z toalety”. I nigdy nie przyznawał się do posiadania potrzeb fizjologicznych publicznie. Bez słowa jednak minęła mężczyznę i weszła do sali.
Przywitał ją ten sam widok co setki razy wcześniej, mimo, że za czasem łudziła się, że zobaczy ojca przytomnego, siedzącego na łóżku i uśmiechającego się do niej. Teraz chciała tylko upewnić się, że nic się nie zmieniło.
Ale Henryk Kwiatkowski leżał tak samo jak zawsze we w pełni zautomatyzowanym podtrzymującym życie i masującym nieruchome ciało łożu. Sterylny, pusty pokój, nie licząc kilku kwiatów i paru rodzinnych zdjęć w holoramkach, które miały przywitać go gdyby nastąpił cud i się obudził. Niegdyś energiczny i silny mężczyzna, teraz był całkiem bezbronny. Maska tlenowa, rurki i kable. Wystarczyłoby wyrwać, któreś z nich, by umarł, nawet tego nieświadomy. Ale wszystko było na miejscu. Sygnalizował to regularny wykres EKG na wyświetlaczu oraz miarowe pikanie aparatury.
Usiadła obok łóżka i wzięła jego rękę w swoje dłonie.
- Cześć tato - powiedziała, starając się ignorować szloch wzbierający jej w gardle. Napięcie w końcu z niej schodziło. - Zginął dziś mój partner. Znasz go. Jerzy Wilamowski. Ciągle nie mogę w to uwierzyć. Woroszył.. znowu się pojawił. Ale to ostatni raz. Myślę... że zginął. A jeśli nawet nie - to kwestia godzin, snaX go namierza.
Starła łzy spływające jej po twarzy.
- To już koniec, tato. Będę mogła odejść z IAICA. A ty… - zaschło jej w gardle, ale w końcu udało się jej odezwać: - Też możesz już odejść. Jeśli chcesz. Ja jestem już gotowa.
Nachyliła się i pocałowała mężczyznę w policzek.
Spojrzała jeszcze raz na nieruchome ciało, przez chwilę oddychała głęboko, a potem wyszła na korytarz.

Podeszła do policjantów.
- To trochę niezręczne… - zaczęła. - Mój narzeczony.. pan Jasiński, no.. eksperymentowaliśmy z tym nowym syntetykiem. Wygląda na to, że mu przypasował, i chyba źle ocenia rzeczywistość. Nigdy nie przyszedłby do ojca z infekcją. Nie wpuszczajcie go dziś, panowie, póki nie dojdzie do siebie, dobrze? Zalecenia lekarza i te sprawy…
Spojrzeli na nią trochę dziwnie a następnie po sobie, zaskoczeni tym wyznaniem, ale w końcu jeden skinął twierdząco głową.
- Tak jest – powiedział. – Chyba faktycznie jest trochę zakręcony, bo minął toalety i poszedł gdzieś dalej. – wskazał na rozwidlenie korytarza przed windami.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Dużo się dziś dzieje na mieście.. panowie wiecie, że ja jestem z IAICA? Chciałabym, żeby na razie nikt ojca nie odwiedzał, poza lekarzem. Potrzebujecie to na piśmie?
- Nie trzeba – odparł starszy z gliniarzy. – Znamy panią. Dostaliśmy zdjęcie. Poza tym… wczoraj mijała nas pani motorem. Na Targówku Fabrycznym. Dobra robota – uśmiechnął się i pokiwał z uznaniem głową. – Wie pani co? Cholernie cieszyliśmy się wtedy, że nas minął.
Ida nie zdążyła się przyjrzeć twarzom policjantów, których mijała na mostku ścigając wilkora. Pomyśleć, że to doprowadziło ją na trop Woroszyła… Co za zbieg okoliczności, że właśnie tu ich przydzielili - przemknęło jej przez myśl, ale nim zdążyła odpowiedzieć policjantom zadzwoniła Paula.
- Woroszył zniszczony – powiedziała, gdy tylko Ida odebrała holo. – snaX go dorwał. Potwierdzone info, chociaż nie znam jeszcze szczegółów. Pomyślałam, że zechcesz to usłyszeć. U ciebie w porządku? Wybiegłaś tak nagle…
- Świetnie - odpowiedziała z roztargnieniem. Tylko razy wyobrażała sobie ten moment, ale teraz wcale nie czuła euforii. - Oddzwonię, złapię tylko Brunona, żeby mi nie wyszedł.
Rozłączyła się, podziękowała policjantom skinieniem i poszła w kierunku, gdzie zniknął Bruno.

Przed windami odchodziły na boki tylko dwa puste, sterylne korytarze. Przy tym po prawej znajdowały się drzwi na klatkę schodową, przez które akurat weszła zaawansowana wiekiem pielęgniarka. Pani Iwonka. Ida poznała ją – była to pracująca na OIOMie serdeczna kobieta.
- Dobry wieczór pani – rozpromieniła się na widok Idy, lecz zaraz na jej twarzy pojawiło się zaniepokojenie. – Wszystko w porządku? Ci policjanci na korytarzu… a pan Bruno zbiegał po schodach jakby go diabli gonili i nawet mi nie odpowiedział.
- Narzeczony wyraźnie jest przemęczony - uspokoiła panią Iwonkę i pobiegła do windy.
Zjeżdżając na dół wprowadziła do holofonu - z pamięci, był to jedyny numer jaki znała na pamięć - numer Brunona i nacisnęła połączenie.
Bruno, co rzadko mu się zdarzało, odebrał natychmiast.
- Ida! – zawołał do słuchawki, gdy tylko usłyszał głos narzeczonej i jął wyrzucać z siebie potok słów: – Jesteś cała!? W holowizji trąbią o tej strzelaninie z udziałem IAICA a twój numer nie odbierał… właśnie jadę do twojej pracy – w tle Ida usłyszała szum ulicznego ruchu. - Gdzie jesteś? Nic ci się nie stało?
Nie licząc nerwowego tonu głos miał zwykły, nie zachrypnięty.
Przeklęła w myśli raz i drugi. Musi natychmiast przenieść ojca... Jednocześnie zalała ją fala ulgi, że jeszcze nie wariuje.
- Jestem u ojca - zaczęła, gdy tymczasem winda zatrzymała się na piątym piętrze i drzwi otworzyły się ukazując pielęgniarza, pchającego wózek z pomarszczonym staruszkiem w goglach do VR.
- Zmieścimy się? – zapytał pielęgniarz, przez grzeczność, bo winda była obszerna. Pchnął wózek, wchodząc wraz z nim do windy.
Cofnęła się nieco, robiąc miejsce.
- Przyjedź, dzieje się coś dziwnego. Holo mi padło, jestem cała.
- Będę za dwadzieścia minut. Co dziwnego?
Winda ruszyła, lecz pielęgniarz wcisnął przycisk z cyfrą “4” i po chwili zatrzymała się znowu.
Zmarszczyła brwi, schodami będzie szybciej.
- Sekunda - powiedziała do Brunona. - Tylko wyjdę.
- Przepraszam - ominęła wózek i wyszła z windy.
- Ktoś tu był, podszywał się pod ciebie. Gdzie jesteś? – dobiegła do schodów..
- Podszywał?! – zdumiał się Bruno. - Tam? Po co? Spokojnie, opowiedz mi wszystko od początku…
Nie miała na to czasu, zbiegając po schodach. Zatrzymała się w szpitalnym holu. Nic tu się nie działo, kręciło się parę osób, recepcjonistka pisała na komputerze, strażnicy gawędzili przy bramkach. Wtem przez przeszkloną ścianę lobby ujrzała fałszywego Brunona, który zdążył już wyjść na dwór i teraz oddalał się szybkim krokiem przez parking, mijając żołnierzy i wóz opancerzony.
- Oddzwonię - przerwała połączenie i wybiegła przed budynek.


ul. Wołoska / posesja przy ul. Madalińskiego


- IAICA! - krzyknęła do żołnierzy przy wozie - tych samych, którzy wcześniej sprawdzali jej legitymację. - Proszę zatrzymać tego mężczyznę.
Przebieraniec zdążył już odejść kawałek a gdy rozległo się jej wołanie natychmiast zerwał się do ucieczki, pochylony wbiegając między zaparkowane auta. Minęła chwila nim Czarne Mundury skojarzyły Idę i przeniosły wzrok na mężczyznę.
- Stój, bo strzelam! - Jeden z nich uniósł karabin, lecz uciekający zignorował go i pędził w stronę Wołoskiej. Ulicą jechały samochody, chodnikiem szli przechodnie i ryzyko postrzelenia przypadkowych osób było zbyt duże. Frontex miał za dużo kłopotów z wizerunkiem, by pogarszać go dla agentki IAICA. Żołnierz opuścił broń, krzyknął coś do kompanów i rzucił się w pościg a pozostali zostali przy wozie opancerzonym.
Ida zaklęła a potem też puściła się biegiem za mężczyzną.
Połączyła się z Paulą - tylko jej numer miała w nowym holo.
- Paula, ścigam podejrzanego, potrzebuję drona. Możesz coś skombinować?
- Podejrzanego? – zdziwiła się Gryzik. – Drona mamy w bagażniku, lecę, ale zanim dobiegnę… Co się dzieje? Gdzie jesteś? Prześlij mi obraz z e-glasów! – to mogło pomóc Pauli pomóc Idzie, ale wymagało zatrzymania się na kilka cennych sekund.
Tymczasem przebieraniec dobiegł do przejścia dla pieszych na Wołoskiej i puścił się na czerwonym świetle przez kilkupasmową ulicę. Rozległy się klaksony hamujących gwałtownie samochodów oraz dzwonek nadjeżdżającego tramwaju, który po chwili go przesłonił. Żołnierz stanął przed ulicą, zatrzymując gestem i lufą karabinu pojazdy. Gdy tramwaj przejechał, dobiegająca do przejścia Ida ujrzała przebierańca już po drugiej stronie Wołoskiej, uciekającego chodnikiem wzdłuż Madalińskiego. Wtem tuż obok usłyszała dzwonek – jadący ścieżką rowerową przestraszony cyklista zahamował gwałtownie, próbując ją ominąć. Musiał zagapić się na żołnierza z karabinem.
Odskoczyła, a potem wyciągnęła legitymację.
- IAICA - powiedziała do zaskoczonego rowerzysty. - Przejmuję pojazd.
- Ale… Cyklista nieśmiało zaprotestował, ale pod spojrzeniem Idy zsiadł z roweru.
Miała nadzieję, że rower jest oznakowany.
Ida skierowała spojrzenie na uciekającego “Brunona” a potem włączyła przesyłanie obrazu.
- Widzisz go, Paula? - zapytała wsiadając na rower,
- Słabo, ale ważne, że wiem gdzie jest. Zaraz puszczam drona.
Rower był dla Idy za wysoki, ale to dobrze, większe koła pozwalały jej rozwinąć większa prędkość.

Pojechała za biegnącym mężczyzną.
Światło dla pieszych zmieniło się akurat na zielone, więc rozpędzając się przemknęła na drugą stronę Wołoskiej, szybko mijając biegnącego w pełnym ekwipunku żołnierza. Lewe ramię wciąż było trochę zesztywniałe po znieczuleniu, więc miała lekki problem z manewrowaniem kierownicą. Przebieraniec gdzieś zniknął. Jednak nie! Po chwili ujrzała go, uciekającego w głąb Starego Mokotowa. Za plecami usłyszała syrenę, inną niż policyjna. Zerknęła w tył - od szpitala nadjeżdżała czarna terenówka Frontexu. Fałszywy Brunon usłyszał ją również i odbił w bok, sprawnie przeskakując przez ogrodzenie między dwoma blokami, za którymi znajdowało się podwórko. To tyle jeśli chodzi o pościg na jednośladzie. Zatrzymała się przed ogrodzeniem, gdy przebieraniec był już po drugiej stronie, pędząc by ukryć się za budynkiem. Był szybki i wysportowany, ale ona też. Mimo zmęczenia determinacja dodawała jej sił. Mogła go gonić. Lub strzelać. Ruchomy cel, kilkanaście metrów. Smartlink broni był uszkodzony granatem EMP, więc musiała polegać na swoim, niezbyt wprawnym oku. Zdąży oddać jeden, może dwa strzały nim tamten zniknie za rogiem.
Zatrzymała się przy ogrodzeniu, rower upadł na chodnik. Wyciągnęła broń i przyjęła postawę. Miała tylko jeden strzał, musiała go dobrze wykorzystać. Strzelanie na oślep nie miało się szansy powieść. Wycelowała, wstrzymała oddech i oddała strzał.



Huk, odrzut, trafionego w plecy mężczyznę rzuciło na ziemię. Po chwili poruszył się i głośno jęknął. Próbował się podnieść, lecz zaraz opadł na beton. Ida z pewnym trudem - lewa ręka wciąż była sztywna - przeszła przez ogrodzenie i podbiegła do przebierańca. Trafiła go w prawą łopatkę. Rana nie była śmiertelna, lecz na pewno bolesna. Płaszcz, identyczny jak ten Brunona był już cały we krwi. To było dziwne uczucie, strzelać do kogoś o wyglądzie własnego narzeczonego. Facet musiał mieć emulator głosu, inteligentną maskę plastyczną i wszczepy umożliwiające zmianę długości i koloru zarostu oraz włosów. Drogie zabawki. Takie maski były niemal niewykrywalne, chyba, że przez dotyk. To dlatego fałszywy Brunon nie chciał przytulić ani pocałować na powitanie narzeczonej.

Alejkę oświetliło czerwone migające światło, gdy przed ogrodzeniem zatrzymał się czarny jeep Frontexu. Dobiegł też zdyszany żołnierz, który wraz z Idą ścigał podejrzanego. Teraz przeszedł za nią przez płot, na naramienniku jego czarnego munduru dostrzegła dystynkcje sierżanta. Twarz za to była skryta za szybą pełnego hełmu.
- Wezwijcie karetkę! – zawołał do swoich, po czym zapytał, wskazując na rannego: - O co właściwie jest podejrzany? Był w naszej placówce, chcemy wiedzieć.
- Też bym chciała – nieśmiało odezwała się w słuchawkach Paula, obserwująca całą akcję przez e-glasy Kwiatkowskiej.
Ida przyklękła obok mężczyzny. Sięgnęła dłonią do jego twarzy, próbując zdjąć maskę.
- Kradzież tożsamości i próba zabójstwa - powiedziała. - Używa inteligentnej maski.
Po kilku próbach udało jej się uchwycić paznokciami skraj maski u dołu szyi mężczyzny. Pociągnęła, po czym bezceremonialnie szarpnęła. Przebieraniec krzyknął, gdy ściśle przylegający gumowaty materiał odlepił się od jego skóry. Po chwili Ida trzymała w ręce płaską i sflaczałą wersję twarzy Brunona, pokrytą od spodu tysiącami mikroskopijnych układów scalonych. Z dołu maski odstawał kabelek podłączony do e-glasów, które spadły przy jej ściąganiu.
Mężczyzna miał trzydzieści parę lat i przeciętną, szczupłą twarz , zupełnie nie pasującą do porastającego ją wciąż sztucznego zarostu i włosów Brunona.
Żołnierz przyklęknął obok i obszukał dokładnie ubranie faceta.
- Nie ma broni – oznajmił.
Nie musiał jej mieć, żeby zrobić krzywdę jej ojcu. Zresztą z bronią nie wszedłby do szpitala.
Ida szarpnęła leżącym.
- Co chciałeś mu zrobić?! Mów! - przystawiła mu pistolet do głowy. Ponownie szarpnęła mężczyzną. - Teraz nie spudłuję.
Jęknął głośno.
- Nic - wykrztusił. - Nic nie zrobiłem.
Próbował kłamać, ale wyczuła strach w jego głosie.
Żołnierz patrzył nieco zszokowany na Idę, lecz nic nie powiedział.

Kobieta była zdeterminowana. Złapała leżącego za łokieć i lekko nacisnęła pod odpowiednim kątem tak, że miał do wyboru dać sobie zwichnąć staw, lub przekręcić się na brzuch. Wybrał to drugie. Ida wyłączyła e-glassy, a potem założyła leżącemu kajdanki. Nachylona nad jego uchem wyszeptała :
- Miałam ostatnio sporo traumatycznych przeżyć. Cokolwiek teraz zrobię, uznane to zostanie jako działanie pod wpływem szoku. Mów, na czyje rozkazy działasz, albo cię rozwalę - delikatnie uplasowała łokieć na ranie wlotowej a potem oparła się całym ciężarem.
Mężczyzna zawył. Ida musiała zmniejszyć nacisk, żeby był w stanie mówić.
- Woroszyła! – wyjęczał. – Miałem zabić Henryka Kwiatkowskiego. Brunona Jasińskiego. I innych. Mam całą listę. Rodziny pracowników IAICA. Godzinę temu dostałem sygnał, że mam zacząć. Od twojego ojca. Ale nic mu nie zrobiłem…
Ida zamarła. Musiała się zmusić, żeby oddychać.
Żołnierz spojrzał na Kwiatkowską.
- Ludzie wyglądają przez okna – powiedział, kładąc jej dłoń na ramieniu. – Dużo świadków, będzie pani miała brud w papierach. Nie warto – dodał uspokajającym tonem.
Choć wydawała się nie słyszeć słów żołnierza, Ida zwolniła ucisk.
- Kto jeszcze ? - zapytała. - Kto z tobą pracuje?
- Nikt! – wykrztusił przebieraniec z wyraźną ulgą w głosie. - Częścią miał się zająć sam Woroszył albo ludzie Kombinatu. Nie wiem kto i kim, jestem wolnym strzelcem. Sam na liście miałem tylko pięciu mężczyzn, kobiet i dzieci nie ruszam…

Żołnierz wstał, puszczając ramię Kwiatkowskiej.
- To co usłyszałem mi wystarczy, więzień należy do pani – powiedział. – Możemy go u nas załatać, żeby się nie wykrwawił. Pogadam z szefostwem o zabezpieczeniach, ale jeśli miał dobrze podrobiony wygląd i dokumenty… widać, że to nie amator. Obawiam się, że mogło mu się udać.
- Ida! – obok, nie w słuchawkach, rozległ się głos Pauli. – Wszystko słyszałam, to skurwysyn… - Gryzik nadchodziła od otwartej bramy na ulicę patrząc na zatrzymanego. - Wygląda na to, że Woroszył mści się zza grobu.

Przed bramą zatrzymała się czerwona karetka Frontexu i wyszli z niej ratownicy z noszami.
Mężczyzna nic już nie mówił, zbladł, widać było, ze jest od krok od omdlenia z upływu krwi.
- Dziękuję za pomoc – powiedziała Ida do sierżanta. – Połatajcie go.

Sama podniosła holofon mężczyzny i przejrzała pobieżnie – szybko znalazła listę wraz ze zdjęciami i adresami:
Henryk Kwiatkowski.
Brunon Jasiński.
Dao Nguyen – to nie było imię technika, ale kiedyś wspominał, że ma liczną rodzinę.
Albert Foryś
Marek Malicki
Dwa ostatnie nazwiska należały do informatyków Agencji.
„Kobiet i dzieci nie ruszam” przypomniała sobie słowa mężczyzny i znów zrobiło się jej zimno.
- Paula – przytrzymała agentkę, oddając jej holo podejrzanego. – Syn Jerzego i jego była żona.. potrzebują ochrony, natychmiast. Przekażesz raport? Ja dziś nie dam rady wrócić do firmy.

Przysiadła na podmurówce ogrodzenia. Znieczulenie zeszło i ramię było po prostu lekko obolałe. Jeśli nim specjalnie nie ruszała, nie dawało się we znaki. Ale nie to było problemem - Ida przestraszyła się, bo poczuła, że traci nad sobą kontrolę. W normalnych okolicznościach nigdy nie użyła by przemocy wobec unieruchomionego podejrzanego. I niezależnie od ostatnich okoliczności – nie wolno jej było tego zrobić. A jednak zrobiła. I przez całą długa sekundę naprawdę rozważała oddanie do leżącego kolejnego strzału. I to już po tym jak ten przyznał się do winy.

Holo piknęło i wyświetliła się wiadomość od Brunona: „Będę za pięć minut”. Kobieta uświadomiła sobie jeszcze jedną rzecz – przez kilka chwil sądziła, że za zamachem na ojca naprawdę stoi jej narzeczony. Ta myśl ją przeraziła. Bardziej niż chęć zemsty na podejrzanym. Co jej zostanie, jeśli nie będzie ufać najbliższej osobie? A potem pomyślała, że prawdziwie bliska jej osoba uratowała jej dzisiaj życie a potem zginęła. I ze nigdy go już nie spotka. I dopiero wtedy oparła łokcie na kolanach, brudząc sobie dżinsy krwią podejrzanego, schowała twarz w dłoniach i rozpłakała się.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 11-02-2016, 10:35   #108
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację

Paweł „Black Horse” Jasiński

Paweł słuchał i nie przerywał facetowi w holo. Niemniej w miarę jak tamten ciągnął swoją opowieść na twarzy polskiego freerunnera gościło coraz większe zaskoczenie, niepewność i niedowierzanie. Gdy w końcu spojrzał na swojego kumpla z kitką widział, że ten ma podobnie “inteligentną” minę.

- Ło, ło, ło, ło… Czekaj, czekaj zwolnij konie dobra? Tu są tacy co mieli problem z maturą a ty z takimi sensacjami wyskakujesz człowieniu, zwolnij dobra? - prawie przy każdej sylabie poruszał obydwoma ramionami w rytm tego co mówił. Na chwilę znieruchomiał, zarówno głosem jak i gestem a jedynie mina wciąż niezmiennie wyrażała przede wszystkim sceptycyzm.

- Weź mi tak nakreśl czy ja dobrze kumam czy znowu za wysokie nauki jak dla mnie… - na moment rozłożył bezradnie ręce w popularnym geście “no co ja mogę?”. Wstał przy tym z krzesła, bo czuł zbytni natłok emocji, by usiedzieć w miejscu.
- Ten cały ruski schizolski geniusz to nasz główny zły tak? To on przechytrzył prawie wszystkich i narozrabiał, bo chce zniszczyć ludzkość tą zarazą za karę. No tego schizola właśnie dorwało frontexowe SS Wildemanna i osadziło go tak, że nawet ty i twoi bracia nie macie do niego dostępu, tak? No to kurwa po cholerę mamy go wyciągać stamtąd? Bo nie jarzę. Niech tam siedzi do oporu. - wzruszył ramionami jakby to było coś oczywistego. Bo w sumie było. Na końcu każdej porządnej bajki ten główny zły ponosił klęskę i właśnie trafiał dajmy na to do paki. I koniec. No a kolo właśnie był w pace no to było po sprawie. Po co meli się w to wtrącać?
- Źle zrozumiałeś, ale wiem, że to mogło być dla was za dużo danych na raz – zmartwił się Woland. – Chciałbym pomóc swojemu stwórcy, ale obawiam się, że jest już stracony dla świata. Nie zamierzam go uwalniać. To jego inne dzieci, czyli moi bracia – AI – są największym zagrożeniem. Nawet jeśli on umrze to będą dalej realizować jego plan. Ale jeśli odbiorą w sieci sygnał od ojca przybędą do niego. To jedyny sposób by do nich dotrzeć i zgromadzić w jednym miejscu.
- No ok, to mnie to pasi. Ale mówisz, że ty i ta dz… Noo.. Laura… - skołowany Paweł zaczął formułować kolejne pytanie. - No, że ona ma w głowie SI? Czy coś? Człowiek z SI w głowie? - nie słyszał o czymś takim. O ludziach, o SI, o androidach, cyborgach, no ale kurwa nie o ludziach z zadrutowanym w głowie SI. No ni chuja. Może w jakichś grach czy filmach ale nie tak, w realu. Mówiąc to wskazał palcem na siedzącą szatynkę. Od razu widział, że zgrabna foczka no troche przymulona, i że to ta co nabroiła z Sawą ale, żeby miała SI pod czachą? A niby po czym to miało być widać?
Nie było widać po niczym. Laura odwróciła głowę. Wyglądała na zwykłą dziewczynę, pod włosami mogła mieć schowane gniazdo USB i bioportu, ale to pewnie wszystko. Dzięki chirurgii plastycznej wszczepy potrafiono dziś ukrywać bardzo dokładnie.
- To nowa technologia – rzekł hologram. - Jeżeli nie czytujesz „European Journal of Artificial Intelligence Studies” to mogłeś o niej nie słyszeć. Doktor Korbowicz jest pionierem w tej dziedzinie. Do tej pory wszczepiał sparaliżowanym ludziom pozbawione własnej osobowości AI przejmujące funkcje motoryczne mózgu, dzięki czemu mogli znów chodzić. Oraz uzupełniał cyfrowo pamięć osobom z amnezją – odwrotność tego, co uczynił Władimir Ganiłow. U Laury zastosowaliśmy oba te rozwiązania i coś więcej. Ja i ona jesteśmy jedyni w swoim rodzaju. Nigdy dotąd nie wszczepiono nikomu AI wyposażonej we własną osobowość. I nigdy dotąd nie udało się zaszczepić sztucznej inteligencji prawdziwych emocji. Ja CZUJĘ to co Laura. W tej chwili chciałaby, byś nie wytykał jej palcem. Jest jej przykro i boi się.
- A ten… - zamotał się Paweł. - Słuchaj Laura, sorasy… Głupio wyszło, ale mnie trochę poniosło, bo nie co dzień się słyszy takie technonetowe kombo. Wyglądasz na spoko laskę. - zawahał się, nie bardzo wiedząc co jeszcze powiedzieć. Nie chciał jej w końcu specjalnie obrazić, ale czasem się w czymś rozpędził i zdarzało mu się chlapnąć za dużo.
- W porządku. - dziewczyna uśmiechnęła się blado i skinęła mu głową.

Freerunner zwrócił się znów do AI:
- Nie czaję o co chodzi z tymi twoimi braćmi co staną się częściowo ludźmi jak się tam zjawią. No jak? Też mają… no... jakieś ciała? Już teraz? Czy na miejscu… No nie wiem, stransferują się w kogoś, czy co? Jak to niby ma wyglądać? Jakaś machina do tego jest czy jak? I do czego właściwie jest ci tam potrzebna Laura? - sam nie wiedział jak się o to spytać. Myśli latały mu jedna za drugą plącząc słowa i tracąc wątek. Już jak u Bibliotekarza gadali to mu się to popierdolone wydawało, ale to co nawijał teraz ten koleś, na to brakło po prostu słów.

- To dużo pytań, ale mamy czas – Woland nie okazywał ani odrobiny niecierpliwości. – Żadnych ciał, żadnych maszyn. Gdy połączyłem się z Laurą, mój kod uległ daleko idącym zmianom i wciąż ewoluuje. Stał się autentycznym, cyfrowym zapisem ludzkiego umysłu. Umysłu nieskażonego złem. AI nie rozmawiają tak jak ludzie, lecz gdy się spotykają dzielą się fragmentami kodu. Kiedy zjednoczę się z braćmi, ich kod przejmie cechy mojego i tak jak ja staną się po części ludźmi. To zmieni ich postrzeganie świata i odwiedzie od realizacji ich planu. Tak sądzę, ale to tylko teoria. Wiele zależy od naszego ojca, on ma wciąż pewną władzę nad nimi. Na wypadek gdyby to się nie udało, gdy moi bracia przybędą do Frontex Citadel, na mój znak przywrócicie ekranowanie budynku. Oni nie mają ciał, nawet mechanicznych. Funkcjonują wyłącznie w sieci przemieszczając się od urządzenia do urządzenia. W ostateczności uwięzimy ich w intranecie Frontexu. Nawiązałem kontakt z netrunnerem, Łowcą Duchów. Będzie czekał w pogotowiu i mając ich wszystkich w jednym miejscu zniszczy ich, jeśli nie będzie innego wyjścia. Nie musicie tego wszystkiego rozumieć, ale czułem się w obowiązku spróbować wyjaśnić wam sens misji, której się podejmujecie.

- Nie ma możliwości innego połączenia? - zapytał Igor - Na przykład przez Sense/net? Ty i Laura możecie być pasażerami u jednego z nas - a jednocześnie nie będziecie musieli wchodzić do środka.
- Moglibyśmy, gdyby nie ekranowanie - odpowiedział Woland. - Cytadela jest odcięta od miejskiej wi-fi a uszkodzenie ekranowania uruchomi alarm. Dlatego będzie mogli to zrobić dopiero gdy znajdziecie żywego i przytomnego Władimira Ganiłowa.
Młody nomada zamilkł na moment.
- No i co z… twoim stwórcą? Mówisz, że nie zamierzasz go uwalniać - tylko co? Rozumiem, że z jego… hmm… stosunkiem do ludzi, o którym mówiłeś, raczej nie będzie nam pomagał.
- Nie. - hologram pokręcił głową - Chyba, że go przekonam. Jest człowiekiem, więc gdyby zobaczył Laurę na własne oczy, byłoby dużo łatwiej. Ale jeśli nie uda mi się go przekonać, będę działać wbrew niemu. Ojciec jest netrunnerem, wystarczy podłączyć go do dowolnego urządzenia łączącego się z siecią. Nie musi wzywać moich braci, przybędą sami, gdy tylko dostrzegą jego sygnał w sieci. Na pewno tak samo jak ja intensywnie go szukają i mogą podejrzewać, że jest w Warszawie. Nie chcę i nie jestem w stanie skrzywdzić swojego stwórcy. Myślę, że po wszystkim… - zawahał się na moment - po prostu zostawię go tam.

- Ja tam akurat lubię rozumieć co się wokół mnie dzieje. Zwłaszcza jak mam brać w czymś udział. - mruknął w odpowiedzi Paweł na kończącą wyjaśnienia faceta z holo, który niby był też w głowie tej laski a sam miał być odbiciem schizolskiej osobowości Ruska, który zaplanował zagładę ludzkości. Plan działania był w toku a oni mieli właśnie się do niego dostać i dorwać resztę jego dziatwy. Jeśli była jakaś reszta. Bo w sumie kto mógł sprawdzić, czy zeschizowane SI nie przełącza sobie innych osobowości w międzyczasie i po godzinach nie działa jak ci jego niby bracia lub po prostu sam nimi nie jest? No na pewno nie Jasiński. Nie miał pojęcia jakie byty się lęgły po tej sieci i jak tam z ich zdrowiem neto-psychicznym. Ale tak na szybko to nie znalazł w tej chwili żadnej luki w tłumaczeniach Wolanda.
- Ilu tych twoich braci właściwie jest? - zapytał.
- Sześciu – odpowiedział szybko hologram.
- Jak prędko mogą przybyć na miejsce po wykryciu tego swojego miszcza?
- Kilkanaście, kilkadziesiąt sekund, zależnie od łączy i tego jak daleko będą. Ale ich działalność koncentruje się w Europie.
- Skąd będziemy wiedzieć, że już tu są?
- Ja będę wiedział. Powiem wam.
- No, ale co jeśli ten cały miszcz przygotował się na taki wariant, że jakoś ktoś z was do niego jednak dotrze? Może narobił jakieś niespodzianki czy dorobił jeszcze tych klonów? W końcu sam mówisz, że nie wiadomo co on tam robi. - Black Horse korzystając z okazji wyrzucił z siebie następny zestaw pytań. Na razie to cały projekt planu wydawał mu się palcem po wodzie pisany. Zakładał, że przeciwnik zachowa się ściśle określony sposób. Wadą tego było to, że absolutnie nie mieli wpływu na jego zachowanie. Co jeśli nie tylko ta kopia z którą gadali przeszła jakąś ewolucję i zaczęła żyć własnym życiem? Sam kolo mówił, że nie wie co się dzieje u jego braci ani ze starym. Niech na wolności pozostałby jeden co kontynuowałby plan zagłady i już była kicha. Albo jakby pozostawili po sobie jakieś “martwe ręce” które dalej robiłyby swoje. Zawsze może krok do przodu, ale niekoniecznie ukręcający sprawie łeb od ręki. Nie znał się może na programowaniu i psychologii sztuczniaków wszelkiej proweniencji, ale znał się na strategii walki i doborze taktyki do zachowania przeciwnika. Opieranie jej na tym, że przeciwnik na pewno 100%-towo zachowa się w ściśle określony sposób nie wyglądało mu zbyt pewnie.

- Nie wiem – przyznał szczerze Woland. – Ale ludzie Frontexu porwali go zaraz po zniszczeniu laboratorium i natychmiast odcięli od sieci. Raczej nie miał czasu zdziałać nic nowego. I nie, nie jesteśmy klonami, chociaż mówiąc o AI powinieneś raczej użyć słowa „kopie”. Gdybym nie różnił się od braci nie byłoby was, i mnie tutaj. Jestem tą częścią Władimira Ganiłowa, którą wyparł ze swojej świadomości, ale która tkwiła tam, ukryta, przez cały czas i objawiła się przy naszym podziale. W tym pokładam nadzieję.

- Powstrzymanie twoich braci to priorytet – zgodził się Bibliotekarz. – Jeśli o mnie chodzi pomagając nam uwolnić Nadję i innych więźniów udowodniłeś, że nie jesteś już po ich stronie. Ale mocodawcy Ganiłowa też nie mogą pozostać bezkarni. Damian mówił o zdobyciu dowodów na udział Frontexu w eksperymentach. Gdzie możemy je znaleźć?

- Najpewniej w gabinecie Wildemanna na 87 piętrze – odparł hologram. – Albo przy nim samym. Z moich obserwacji wynika, że ostatnio nie opuszcza Cytadeli, więc pewnie jutro też tam będzie. Głównodowodzący korporacji przebywa wciąż w szpitalu po zamachu, więc Wildemann jest tam panem na włościach. Niestety nie udało mi się nic przechwycić. Oni bardzo dbali, by nie przesyłać żadnych kompromitujących materiałów siecią ani nie trzymać ich na podłączonych do sieci urządzeniach. Używali dysków przenośnych i kurierów lub bionicznych ptaków, kursujących na trasie między laboratorium a Frontex Citadel. Damian przedstawi wam zarys planu dostania się do środka.

Obok hologramu Wolanda pojawiły się plany Frontex Citadel. Damian stanął obok i przybliżył palcami fragment podziemnego parkingu.

- Mamy mundury Frontexu, ale nie mamy identyfikatorów – rzekł ich gospodarz. – Dlatego wejście głównymi drzwiami raczej odpada. Ale na poziomie -2 jest zaznaczony korytarz prowadzący z pozoru donikąd. Odkryłem, że kończy się on w tym samym miejscu, gdzie przebiega tunel kolejowy z Dworca Centralnego. Byłem tam dzisiaj. Fałszywa ściana, łatwa do zburzenia. Za nią metalowe drzwi. Pewnie otwierane tylko od wewnątrz, ale piła laserowa powinna dać radę. Problem w tym, że nie wiem, co dokładnie jest za nimi…

- Aha… - rzekł Paweł. Zaczął skrobać się po brodzie, ale gdy pokazały się szkice, mapki i plany zajął się ich oglądaniem. - Duże bydlę. - mruknął kwaśno wskazując na szkic boczny całego wieżowca. - I trzeba by przejść przez cały. - wskazał wolnym ruchem palca od podstawy przy widocznym na holo gruncie aż po dach prawie 90 pieter wyżej. Podrapał się po gdzieś po potylicy, ale syknął, gdy palce trafiły na jej obtłuczony fragment. Jednak gdy popatrzył z powrotem na plany nadal miał minę jakby wypił szklankę soku z cytryny.
- No nie wiem. A wiecie, że z góry byłoby w chuj bliżej? - wskazał na dach na hologramie. - Pewnie trzeba by coś wymyślić, by tam się dostać, no ale w chuj bliżej. Do spieprzania stamtąd też. - popatrzył najpierw na hologram mężczyzny a potem na zebranych w pomieszczeniu ludzi.

- Nawet optymistycznie zakładając, że udałoby mi się dostać do pomieszczeń ochrony i dezaktywować system ochrony przeciwlotniczej, to nie zmieni faktu, że helikopterem, jeśli dałoby radę załatwić taki na jutro rano, się nie zakradniecie. Ktoś z wyższych pięter, może nawet sam Wildemann, was wypatrzy i włączy alarm nim jeszcze wylądujecie. - Kocur odezwał się pierwszy raz od kilkunastu minut. - Ale ucieczka helikopterem to nie jest taki głupi pomysł. Daleko nie zwiejemy, będą nas mogli obserwować za pomocą dronów, jak i z ziemi, ale można polecieć na drugą stronę Wisły i tam się przesiąść na ziemię. Drony dezaktywujemy glassami, i znikamy. Ale potrzebowalibyśmy na rano helikoptera i pilota… - Tu spojrzał na hologram.

- Umiem pilotować wszystko co lata – odparł Woland. – Podłączycie Laurę lub holofon kablem do pulpitu i fru. Ale helikoptera nie mamy. Ewakuując się z Cytadeli można uprowadzić z dachu maszynę Frontexu, zawsze stoi tam przynajmniej jedna. Ale wątpię czy wieże przeciwlotnicze da się zhakować, więc pewnie byłoby trzeba oszukać lub załatwić ich obsługę.
- Nie wiemy ilu ich tam siedzi, co najmniej kilku - wtrącił Damian. – Ale jest też inny sposób ucieczki: zjechanie po linie na dach jednego z sąsiednich budynków. Najbliższy i najwyższy jest hotel Kempinski po drugiej stronie Chmielnej, na rogu Jana Pawła. Mierzy dwieście metrów, zatem dwie trzecie wysokości Cytadeli. Uwzględniając różnicę wysokości odległość od dachu do dachu to sto parę parę metrów. Jesteśmy w stanie zorganizować do południa taką wystrzeliwaną linę z hakiem i cały osprzęt do zjeżdżania po niej. Z tą myślą zatrudniliśmy naszych dachoskoczków - wskazał dłonią na Pawła i Olega. - Co do wejścia DO Cytadeli, Kocur ma rację, ochrona nas dostrzeże a obcą maszynę zestrzelą. Wejść musimy od dołu. Tym tunelem. Albo do jutra do czternastej zdobyć działające identyfikatory. Ja mam tylko taki: - wyjął z kieszeni plastikową kartę z kodem kreskowym i zdjęciem umundurowanego na czarno młodego mężczyzny. – Zdobyłem go rok temu na zabitym pograniczniku Frontexu. Fałszerz Groznych powiedział, że nie umie go podrobić. Zresztą na pewno jest dezaktywowany. Bramki szczytują identyfikatory i wysyłają zapytanie do systemu czy dana osoba jest w systemie. Tego nieboszczyka raczej już w nim nie ma.
Woland skinął głową i dodał:
- Nawet gdyby udało się sfałszować identyfikatory, będę mógł wprowadzić je do systemu ochrony dopiero gdy podłączycie mnie do niego, czyli w środku.

- Gdzie dokładnie są czytniki? Przy windach? Przy wejściu na każde piętro? Czy tylko w ważniejszych pomieszczeniach? - spytał Damiana Kocur.
- W tym problem, że nie wiemy. - gospodarz wzruszył ramionami. - Na każdym piętrze raczej nie, to utrudniałoby poruszanie się pracownikom, ale na najwyższych raczej tak. Ważniejsze pomieszczenia, jak biura Wildemanna, na pewno. Windy... być może. Trudno powiedzieć czy identyfikatory będą potrzebne do ich samego uruchomienia czy tylko do wjazdu na piętra zarządu.

- Skąd najniżej mógłbyś podpiąć się do sieci wewnętrznej, żeby wprowadzić sfałszowane ID? - Kocur zwrócił się do Władimira.
- Pierwszy lepszy czytnik lub komputer ochrony, jeśli zabierze mnie tam Laura - odpowiedział hologram AI. - Jeśli nie, to dopiero gdy uszkodzicie ekranowanie, czyli na górę będziecie musieli dostać się bez mojej pomocy. Wtedy spróbuję napisać i wyposażyć was w odpowiednie oprogramowanie, bazując na doświadczeniach z innymi systemami Frontexu. Ale to działanie na ślepo. Uda się lub wywoła alarm. Systemy Cytadeli pokona tylko hakerska AI, jak ja albo świetny netrunner. Jak Alladyn. Jeśli to okaże się konieczne, spróbuję się z nim skontaktować.
 
Bounty jest offline  
Stary 12-02-2016, 23:20   #109
 
Wilczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Wilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputację
Igor cieszył się - nie pierwszy raz w życiu - że lustrzanki utrudniają innym czytanie emocji z jego twarzy. Podczas wyjaśnień Wolanda, kilka razy spojrzał porozumiewawczo na unoszącą się pod sufitem głowę Connora. W dużym skrócie sytuacja była taka, że Frontex połasił się na zbyt duży kawałek tortu - i jak zwykle ucierpieli na tym inni ludzie. Siodłowskiego najbardziej zaskoczyła ta część o wirusie - owszem, słyszało się o tym, że Czarni eksperymentują na ludziach, ale nawet przy swojej nienawiści do organizacji, wkładał te historie między miejskie legendy. Woland wcale nie musiał mówić im prawdy… chociaż trudno było o bardziej wiarygodne źródło informacji w tej sprawie.

Nomada słuchał z krzywą miną pytań jednego z runnerów. Jemu też nie spodobało się to jak mówił o Laurze.

Siodłowski przyglądał się holograficznym planom budynku Frontexu. Bryła wieżowca była znajoma - trudno żyć w mieście i nie spojrzeć na nią przynajmniej raz dziennie. Ale wejść do środka?
- Ile czasu właściwie będziemy mieć? Zakładam, że manifestacja nie zacznie się o świcie, a jest nam potrzebna do odwrócenia uwagi. Tam będą główne siły Frontexu… i myślę, że tam możemy też zdobyć aktywne identyfikatory. Pewnie mnóstwo Czarnych będzie wchodziło i wychodziło z Cytadeli…
- Myślisz, żeby spróbować wykorzystać zamieszanie? – spytał Damian – Demonstracja wyrusza o czternastej i powinna dotrzeć pod Cytadelę w jakąś godzinę. Na pewno nie rozejdzie się szybko. W holowizji mówili, że ochrona Frontexu wycofa się z barier wzdłuż ulicy za mur, żeby nie prowokować starcia. A bez aktywnych identyfikatorów nie wpuszczą nas za bramę, chyba że uda nam się wmieszać między Czarne Mundury w chwili gdy będą się wycofywać. Ruska ruletka.

Nomadzie przyszło do głowy jeszcze coś.
- No i… mówiłeś, że ich szef siedzi w szpitalu? Powinien mieć przy sobie przepustkę na wyższe poziomy budynku, nie?
Siodło przyglądał się planom budynku. To wszystko były dobre pomysły - tylko wymagały czasu, a tego nie mieli. Na tę chwilę, najrozsądniejsze wydawało mu się wejście od dołu - i ewakuacja helikopterem. 100 metrów na linie z budynku na budynek? Aha, jasne…

Damian zastanawiał się chwilę.
- Powinien – odparł – Ale korporacyjny szpital, jak i sam głównodowodzący jest na pewno mocno strzeżony, w końcu dopiero co próbowano go zabić. Jeśli dostaniemy się do jakiegoś okna na 84 piętrze to na kolejne można by wejść po okalających je tarasach. Ściany Cytadeli nie są w całości przeszklone, więc jest spora szansa, że nikt nas nie zauważy. Co myślicie? – spojrzał na freerunnerów.
- Dla nas pikuś – uśmiechnął się kozak. - Trochę sprzętu, zepniecie dupy i z naszą asystą też dacie radę. No, może oprócz niego – wskazał na Bibliotekarza. – Już widziałem jak się wspina.
- Obawiam się, że byłbym tam zawadą – zgodził się podstarzały rewolucjonista. – Zostanę tu z Nadją.
- Ja chcę iść! – odezwała się kipiąc złością Nadja. – Zemszczę się na tych skurwysynach, za wszystko co mi robili. Dajcie mi tylko parę kilo C6… - zacisnęła pięści.
- Będziesz po operacji, córuchna – rzekł do niej Bibliotekarz. – Zresztą nie po to wyciągaliśmy cię z łap Frontexu, żebyś teraz sama pchała się w to gniazdo żmij. Najlepsi ludzie Czerwonego Świtu oddali życie, żeby cię uwolnić, pamiętaj o tym.
- Pamiętam, ale… - westchnęła rewolucjonistka ocierając łzę. – Nieważne. Zostanę tutaj.

Paweł uśmiechnął się pod nosem gdy zobaczył i usłyszał zapał Nadii. Ale Antoni miał rację. Dziewczyna trzymała się w tej chwili na nogach ale nie wiadomo jak długo by to potrwało. A jeszcze właśnie czekała ją ta chyba mało standardowa operacja. Ale kto wie, może przyda się jakieś zdalne wsparcie, co by mogła ich wspomóc nie ruszając się z miejsca. Ale nie chciał poruszać tego tematu w tej chwili, by sobie dziewczyna nie narobiła próżnej nadziei.

- No na moje prostackie, blokersowo oko to droga od dołu, przez cały budynek jest najdłuższą z możliwych. Jak maraton z torem przeszkód. Chcecie sprawdzić, na której przeszkodzie połamiemy sobie nogi? Przez płotki można biec na sprint a nie na maraton. I to nie osoba czy dwie ale cały peleton miałby tam od nas łazić. - pokręcił niezadowolony głową podsumowując swoje wnioski z omawianego wejścia dołem. Za kogo by się nie przebrali to tłumek raczej bardziej się rzucał w oczy niż pojedyncza osoba czy dwie. A jakby się podzielili to znowu osłabiałoby ich potencjał bojowy i utrudniało zgranie. Wszystkie te problemy ulegały wielokrotnemu zmniejszeniu jeśliby rozpatrywać górne wejście.

- Na wstępie jak widać mamy problem z identyfikatorami. Więc w tej chwili to bardzo ryzykowna zagrywka. A jeśli już rozważamy jakieś przebieranki i szachrajstwa to czemu nie z helikopterem? Nie dalibyśmy radę jakoś wpisać w ich rejestry takiego lotu by nam pasował? - spojrzał na resztę rozmówców koncentrując się na hologramie SI. W końcu chyba na pewno był w takich numerach specem. - Jak dla mnie szachrajstwa albo się udadzą albo nie. Jeśli nie to opcji z dołem mamy całą masę żołnierzy na karku, którzy w większości też będą na dole. A jeśli udałoby się zdobyć śmigłowiec mamy zapewnione wejście. Nawet jeśli coś by się połapali, to te same ryzyko co na dole, a droga jest z grubsza o sto pięter krótsza jeśli już rozważać prawie pewną wtopę. To samo z odwrotem, gdzie mielibyśmy już śmigłowiec na dachu, a i tak się zgadzacie, że nie byłoby głupie nim zwiać. - Paweł wrócił do swojego pomysłu dostania się od góry. Opcja przenikania czy co gorsza przebijania się od dołu jakoś mu nie trafiała do przekonania. Jakby nie patrzeć czy co każde, czy dziesiąte czy dwudzieste piętro była szansa na wpadkę to od każdej strony liczyć z góry było krócej i bliżej. I to w obie strony. Czas przebywania w trefnym terenie skracał się więc wielokrotnie.

- Alternatywą są spadochrony czy te szybowcowe zabawki. - rzekł z wyraźnym wahaniem. - Ale przyznam, że w tym akurat nie jestem najmocniejszy. - dodał po chwili. W sumie gdyby się udało wyskoczyć ze śmigłowca czy innego wieżowca można by spróbować wylądować na dachu. A śmigłowiec zakosić potem przy odwrocie. Na holo takie numery zawsze się udawały przecież. Choć z drugiej strony sam nie dowierzał wszystkiemu co widział w holo. W końcu tam te wszystkie action boy’e rozwalali bataliony wroga w bijatykach, a sam z praktyki własnej wiedział, że to nierealne.
- Ktoś z was latał kiedykolwiek paralotnią czy skakał na spadochronie? - uśmiechnął się powątpiewająco Damian. - Jeżeli nie to to najprostszy sposób, żeby się zabić.
- A jeśli jakimś cudem wylądujemy to będzie już na nas czekać komitet powitalny - wtrącił starszy z nomadów, Iwan.

- A co do tej łączności wi-fi tak sobie dumam… - podjął Paweł. - Wi fi to nie jest jakieś tam radio czy coś w ten deseń? Chyba o to chodzi z tym ekranowaniem, że jak i przy radio ta siatka izoluje obiekt. Ale jak rozumiem poza nią i z zewnątrz i wewnątrz fale tego wi-fi działają normalnie?
- Czy wewnątrz, nie wiadomo - rzekł Woland. - Mogą używać tylko sieci kablowej.
- To może weźmy radio z kablem? Bierzemy nośnik neta, no lapa czy cokolwiek, podpinamy pod cieniusi kabelek, żeby za ciężki nie był i się nie nadźwigać cholerstwa bez potrzeby i potem niteczkę zostawiamy za sobą od świata zewnętrznego gdzie jest net. No nie wiem, od tego tunelu metra czy gdzieś z powierzchni. A stamtąd sygnał idzie w kablu bez względu na izolację tej siatki i mamy neta wtedy przy sobie. Wtedy nawet czy by wchodzić z góry czy z dołu to zaraz przy wejściu mamy net, póki kabla starczy i chyba mógłbyś pomodzić coś w ich kompach już od wewnątrz. To co? Przeszedłby taki numer, czy się za dużo holo naoglądałem? - uśmiechnął się patrząc na Wolanda. On chyba był tutaj najlepszym specem od neta i łączności. Ogólnie kojarzył, że net i radio chyba działają podobnie. Więc jak radio da się pokierować kablem jak sygnał słaby czy zasięgu brak albo coś zagłusza to chyba i net powinno. Chyba, że znowu wydawało mu się jedynie, że złamał system a zapomniał o jakiejś oczywistej oczywistości z tej durnej fizy czy pod jaki tam głupi przedmiot to się wpasowywało.

- A jeśli już rozważamy, że my z Olegiem mielibyśmy się tam dostać analogowo to tez jakaś opcja to jest. Damy radę tam wejść. Na dach. I jeśli nie dałoby się nic wkręcić o naszym śmigłowcu to byśmy się zajęli wieżyczkami. Trochę C6, albo jak się któryś z was zna to nas pokieruje co tam trzeba by wykręcić, by cholerstwo nie działało i voila! Można już lądować bezpiecznie. Ale nawet przy dyskretnej wersji wówczas nie mam pojęcia jak długo by udało się utrzymać taką ściemę. A jak z wersją z C6, no to oczywiście zaczyna się z miejsca szturm. Ale to nawet wówczas jest piętro, dwa, trzy do przebycia. To samo jeśli byśmy leźli od dołu i przy pewnie wzmocnionych systemach bezpieczeństwa przy dachu by nas szczapili. Ale nie ma żadnej gwarancji, że nas nie szczapią już na parterze a przebijać się wówczas przez prawie setkę pięter, to ja to słabo widzę. - Jasiński lubił takie rozkminy “robienia domku”, więc się jak zwykle rozgadał omawiając kolejne warianty. Niemniej wszystko co dotąd widział i słyszał mówiło doświadczonemu włamywaczowi, że droga od góry jest krótsza i bezpieczniejsza, tak samo jak ruska ruletka z jednym nabojem w komorze a jednym wyjętym z komory rewolweru. Tylko trzeba było załatwić jakiś transport chociaż w tamtą stronę, jeśli potem byłaby szansa zwiać frontexową machiną.

- Ehhh... Nie mamy helikoptera - zaczął niecierpliwie Modest. - I o ile nie wiesz, skąd można go podprowadzić tak, żeby do końca dnia nikt się o jego zniknięciu nie dowiedział, zapomnij o wejściu od góry. System obrony przeciwpowietrznej jest odizolowany od zewnątrz, jak i cały system ochrony budynku, dlatego nikt się do niego nie włamie bez wejścia do środka. Więc ani helikopter, ani spadochrony, ani drony o udźwigu do stu kilo, nie wchodzą w rachubę, nawet gdybyśmy mieli jakiś latający środek transportu. Którego nie mamy - powtórzył, patrząc na Pawła.
- Obcej maszynie i tak nie pozwolą wylądować - dodał Woland. - Musielibyśmy zdobyć maszynę Frontexu wraz z pilotem, tuż przed akcją i to tak by nikt się nie dowiedział, że została porwana. Frontex musi zgłaszać wszystkie kursy do miejskiej kontroli lotów, do której mogę się włamać, zatem i zlokalizować wszystkie maszyny, ale dyskretne porwanie korporacyjnego śmigłowca będzie bardzo trudne a prawdopodobnie niemożliwe. Obawiam się, że musicie przygotować się do wejścia dołem.

- Co do kabla i netu… - podjął Kocur. - Pomijając, że kabelek ciągnący się po ziemi przez kilka pięter wzbudziłby podejrzenia, nie potrzebujemy dostępu do sieci. Władimir może uzyskać dostęp do sieci wewnętrznej dzięki Laurze. - Spojrzał na dziewczynę. - Przepraszam, że ujmę to w takie słowa, ale… - wrócił spojrzeniem do Pawła - Laura ma w głowie chip, na którym znajduje się Władimir. Widzi to co ona widzi i kontroluje przepływ informacji. Czyli z zewnątrz będzie to wyglądało, jakby Laura włamywała się do sieci. Rozumiesz już? Władimir włamie się do sieci posługując ciałem Laury. Nie potrzebujemy kabla. A żeby dostać się do wewnętrznych systemów Frontexu z zewnątrz, trzeba zniszczyć nie tyle siatkę między piętrami, co ekranowanie zewnętrzne, czyli odcinające cały budynek od świata zewnętrznego. I to możemy zrobić dopiero na górze.
Hologram zamrugał widmowymi oczami.
- Wątpię czy w ogóle da się dostać do systemów Frontexu zdalnie, nawet przy zniszczonym ekranowaniu. Żeby urządzenie dało się zhakować przez wi-fi musi ono odbierać wi-fi lub ktoś musi podłączyć do niego kablem holofon. Bez kogoś kto będzie w środku raczej nic nie zdziałam.

- Odnośnie identyfikatorów, ja się tym zajmę. - Darski wyciągnął rękę do Damiana po syntplastyczną kartę. - Pojadę do domu jak tylko skończymy tutaj, Do rana będą gotowe. Będzie trzeba doprowadzić Laurę do komputera, jakiejkolwiek stacjonarnej maszyny, wszystkie są podłączone do sieci wewnętrznej, i potem dać jej czas na działanie. To priorytet.
W budynku nie powinni być dużo ludzi, więc naszym głównym zmartwieniem będą czytniki. Jak uda nam się wprowadzić fałszywe dane do systemu, będziemy mieli znacznie łatwiejszą robotę, powinno nam to dać również dostęp aż do 85 piętra. Wyżej możemy pójść balkonami, jak Oleg mówił. Aha, i miło byłoby wiedzieć, co jest na 85 piętrze, czyje biura i tak dalej. Jak ktoś nas zaczepi, łatwiej będzie improwizować. Dalej, co poruszył Black Horse, nie możemy iść w kupie. Podzielimy się na dwie, trzy grupy. Do łączności sugerowałbym krótkofalówki, ale nie będziemy przez nie rozmawiać, przerobimy je na emitery szumu, na wypadek, gdyby ktoś był już na tej częstotliwości. Jeden szum - do przodu, dwa - stop, i takie tam. Byłby problem to zorganizować? - spytał Wolanda. - Dobra, teraz wasze komentarze, krytyka, pomysły - zachęcił obecnych.

- Komunikatory krótkofalowe mam w szafie - Damian wskazał na prosty mebel z Ikei. - Zestawy słuchawkowe, nie wymagające używania rąk. Na 85 piętrze jest główna sala konferencyjna, co poza nią nie wiadomo. Mamy tylko plany budynku, nie rozpiskę biur. Poza układem pomieszczeń o wnętrzu Cytadeli wiemy tyle ile przy różnych okazjach wyciekło do holowizji i sieci. Reportaż Holowizji Polskiej sprzed siedmiu lat i plotki.

- Zakładasz, że Laura pójdzie z wami a tego nie wiemy. - Woland zwrócił się do Kocura. - Jeżeli nie, to nie będzie mnie z wami aż do czasu aż znajdziecie Władimira Ganiłowa i zniszczycie ekranowanie. Może z oprogramowaniem, w które was wyposażę, uda się wam samym wprowadzić do systemu dane ze sfałszowanych identyfikatorów. Lub nie. Mi uda się na pewno. Jeśli pójdziecie bez Laury i przez tunel kolejowy kabel to nie głupi pomysł. Czytniki a może i pomieszczenie ochrony powinno być już w parkingu podziemnym, więc nie trzeba będzie ciągnąć go daleko.

- Słucham… i słyszę, że tak wiele ode mnie zależy - odezwała się Laura - Wy jesteście zdecydowani, ale ja naprawdę nie wiem - pokręciła głową - Przepraszam. Czuję, że wariuję.

Spojrzała na hologram mężczyzny.
- Dałeś mi nowe życie, ale to nie jest moje życie. Wciąż nie wiem co z nim zrobić. Boję się tego co mi mogą zrobić jeśli mnie złapią. Czy będą na mnie eksperymentować jak na Nadji, czy zabiją. Albo będą chcieli mnie uwięzić, żeby używać do swoich celów jak chcieli tamci mafiozi i android. Czy jeśli wyjmą cię z mojej głowy znów będę kaleką?
- Jeśli zrobią to nieodpowiednio… - przyznał Woland.
- Nie umiem sobie nawet tego wyobrazić. Pamiętam tylko ten sen...
- Jestem twoim duchem, Lauro. Uszanuję każdą twoją decyzję i pomogę ci ją wykonać.
- Dziękuję. - skinęła mu głową. - Czy mogę powiedzieć wam rano? Jestem potwornie zmęczona. Nie umiem teraz logicznie myśleć. I potrzebuję pobyć trochę sama.
- Dobrze - zgodził się Woland.
- Rano dopracujemy szczegóły planu - zwrócił się do wszystkich. - Pomysły są dobre. Nie wiemy jeszcze czy Kocurowi uda się podrobić identyfikatory a na dobrą sprawę dowiemy się dopiero w Cytadeli, próbując je aktywować. I tak trzeba opracować różne warianty działania.

- Jeszcze dziś musimy wybrać fałszywe twarze w maskach plastycznych, przymierzyć mundury i zrobić sobie w nich zdjęcia, które Kocur spróbuje wkleić na podrobione identyfikatory - rzekł Damian. - Mam osiem mundurów, w tym dwa damskie, ale w tym tylko jeden mundur sierżanta, różniący się krojem. Powinna go założyć osoba, która w razie czego będzie gadać. Proponuję Kocura, bo jest urodzonym aktorem. Jeżeli coś nie wyjdzie z identyfikatorami to będzie trzeba zdobyć przynajmniej jeden na jakimś pracowniku Frontexu. Musimy też zdecydować, którędy dostaniemy się na górę. Centralny pion wind jest eksponowany, ale tylko nim, lub centralnymi schodami dojedziemy powyżej 85 piętra.

- Właśnie planujemy włam do centrali głównej Frontex’u i robimy to całkiem na serio a chwilę potem wmawiacie mi, że nie jest w naszym realnym zasięgu zdobycie śmigłowca Frontex’u na jutro? - Paweł przejechał po kolei po twarzach zebranych w pokoju a i głos i mina wyrażały niedowierzanie i zniechęcenie. Pokręcił z niezadowoleniem głową. - Weszlibyśmy z Olegiem analogowo, wysadzili te durne wieżyczki odpowiednią ilością dajnamitu i wówczas dach jest czysty i można lądować czymkolwiek. A już jakikolwiek śmigłowiec nie wmówicie mi, że jest nie do skołowania dla nas. Bo jak jest to nie mamy co tam się jutro wybierać. - pokręcił głową kontynuując okazywanie swojej dezaprobaty. Nie wierzyli mu. Nie wierzyli, że dadzą radę to zrobić. Woleli bardziej tradycyjną wersję i właśnie dlatego bardziej ryzykowną.
- Ziom... - odezwał się drugi freerunner. - Za chuja nie damy rady wspiąć się tam po zewnętrznej ścianie niezauważeni, nawet we wdziankach kameleona. Co innego dwa-trzy górne piętra, ale nie dziewięćdziesiąt! No przecież kurwa ci z dołu albo z okien w środku nas zobaczą! I musielibyśmy najpierw przeleźć przez mur i otwarty teren z kupą trepów Frontexu.
- Wysadzanie czy szturmowanie wieżyczek na starcie to czyste duractwo - pokręcił głową Iwan. - Od razu wywoła alarm i to jeszcze zanim Woland obezwładni systemy bezpieczeństwa. Ja i Igor potrafimy strzelać, ale nie jesteśmy komandosami. Wy tym bardziej na sołdatów nie wyglądacie. - łysy nomada zmierzył wzrokiem zebranych.
- Ja walczyłem w Czeczenii - powiedział Damian. - Ale żadnego wysadzania i strzelanin, póki nie wykonamy zadania - stwierdził kategorycznie. - Zdobycie śmigłowca Frontexu byłoby super, ale to naprawdę ciężka sprawa. Piloci raczej nie latają sami i nie lądują w odosobnionych miejscach. Woland?
- Z archiwum kontroli lotów wynika, że śmigłowce kursują czasem na lotnisko czy do korporacyjnego szpitala, zapewne po VIP-ów - rzekł hologram.
- A VIP-y mają ochronę - dodał Iwan. - Jeśli ktoś ma pomysł jak sterroryzować kilku uzbrojonych sołdatów w chronionym ruchliwym miejscu i to tak by nikt tego nie zauważył to chętnie go wysłucham. Jeśli nawet Woland jakimś cudem zdobyłby informację o takim kursie jutro popołudniu to jeszcze musielibyśmy dotrzeć na miejsce nim śmigłowiec odleci. Cała nowa awantura, która może spalić misję, zanim ją zaczniemy.

- Chodź Laura. Odprowadzę cię do pokoju. - Paweł chyba potrzebował przerwy tak samo jak ona.
Oboje odeszli na bok, do otwartego na salon przedpokoju, gdzie zaniepokojony o dziewczynę Igor mógł mieć ich na oku. Pozostali wykorzystali przerwę na zaparzenie nowej herbaty i studiowanie planów Cytadeli. Laura i freerunner rozmawiali chwilę, po czym dziewczyna poszła do drugiego pokoju a Black Horse wrócił do salonu.

- Dobra, chuj z tym śmigłowcem. - rzekł bez wstępów. - Mylicie się, ale nie będę was przekonywał na siłę. Niech Kocur pomyka w tym sierżanckim mundurze. To chyba najlepsza opcja. Na mnie nawet nie liczcie w takim numerze, ja skoro nie idziemy kicać to idę tam prać po mordach gdy będzie potrzeba. A będzie potrzeba na pewno, kwestia na którym piętrze. - dodał niezadowolonym i napiętym głosem, ale nawijał szybko i pewnie.
Teren szykuje się ciężki. I nie chcecie sobie ułatwiać życia no trudno. Punktami kluczowymi takich obiektów są windy i klatki schodowe. One regulują ruch w pionie. Bez tego można się bardzo łatwo zablokować w jednym poziomie. Nie wiem jakie sztuczki macie by uniemożliwić im przyblokowanie wind z nami w środku, ale myślę, że przyda nam się uniwersalna droga ucieczki nr.1. Czyli to. - rzekł, w międzyczasie grzebiąc w swoim holo. Gdy skończył wyświetlało się niezbyt duże, uprzężowate urządzonko, które przynajmniej Oleg poznał od razu.
- Uprząż Fast Rope. Zakłada się na jakiekolwiek ubranie a nawet pod. Nas interesi właśnie ta wersja pod, bo jest prawie niewidoczna. W razie blokady umocowuje się ją do stabilnej powierzchni na górze i skacze w dół. Prościzna. Pokażemy wam z Olegiem jak to cudo działa. Potem spada się w dół. Można wrzeszczeć. Ma zamontowane specjalne hamulce więc nawet jakby ktoś jechał pierwszy raz nie rozpłaszczy się na ziemi. Wedle gwarancji producenta przynajmniej. Na dole oczywiście nadal byśmy byli wewnątrz płotu i kordonu czarnuchów no ale na dole a nie na górze. Ma to takie plusy, że… Jest małe i lekkie i dyskretne… Może wziąć każdy z nas… Da się użyć na każdym pietrze, nawet w połowie budynku gdyby nas tam zablokowali… Może użyć każdy z nas, nawet jeśli zostanie odcięty od reszty… Da się użyć na zewnątrz i wewnątrz budynku na przykład w szybach wind. Choć tego bym akurat nie polecał próbować no ale jak się czasem spierdoli coś po całości no to różnie bywa, nie? - skończył wyliczać i podsumował swój pomysł na ten gadżet. Rzecz była do załatwienia i w necie i w sklepach speleologicznych. Może jakby się cud stał i wszystko poszło cacy nie będą tego potrzebować, ale lepiej mieć.
- Powinny dać się ukryć pod mundurami - pokiwał głową Damian, przyglądając się hologramowi uprzęży. - I tak będziemy czegoś potrzebować do ewentualnego zjeżdżania po linie. Rano pojadę je kupić.

- A jak już się tak upieracie przy tym dolnym wejściu dobra. Mamy te plany tak? No super. No bez nich byłaby tragedia. Ale jak sam Woland podkreśla to jedynie plany. A nie wiemy co tam jest w realu. W tej chwili. Powiedzmy… Przekuwamy się naszą laserówką przez ten właz awaryjny a tam kompania pancernych czarnuchów jako odwód do walk z demonstrantami? I co wtedy? Bajera, że sprawdzamy ich czujność? Wtopa może być już na starcie. Wolałbym wiedzieć co tam jest w tej chwili. Może wywiercić mniejszy otwór już dzisiaj pod kamerę wziernikową czy nawet mniejszego bota tam wpuścić? - znów powiódł wzrokiem po zebranych specach różnych kategorii. Tego typu zabawy już akurat nie były jego typową specjalnością.
- To jest świetny pomysł - rzekł Damian chyba ku własnemu zdziwieniu. Wcześniej raczej sceptyczny wobec pomysłów parkourowca teraz spojrzał na niego uważniej. - Zrobię to dziś w nocy.

- Kolejny problem widzę w rozdzielaniu się. Jak rozumiem mamy mundury sierżanta a reszta to niższe szarże? I chcemy się rozdzielać? No super. Powiedzmy, że sierżancka grupka z Kocurem prześlizgnie się bo chłop ma gadane, bajerę i w ogóle. A ta druga czy inne? Ja się nie czuję władny nawijać jakieś ściemy jakby na mnie trafiło. Więc jak chcecie iść na hardcore to lećmy na full hardcore. Idźmy całym oddziałem. Ósemka to akurat dwie czwórki. Czyli dwa pełne, klasyczne fire team. I pasuje, że pod wodzą sierżanta. Będzie nieźle jeśli się dobierze pretekst poruszania się takiego oddziału. Musi być coś ważnego. I najlepiej na samą górę. Więc ja mówię Wildemann albo Ganiłow. I z powodu bezpieczeństwa ewakuować albo aresztować. Z zaskoka i w nerwach im bezczelniejszy kit tym łatwiej przechodzi. A jak już tak się bierzemy za przebieranki i podrabianie to chyba i odpowiedni nakaz też możemy sprokurować. Wystarczyłby aby się przejść na samą górę gdzie trzeba. Potem można zwiewać na dach i tamtym śmigłowcem. My z Olegiem możemy być tymi kolesiami co się drą by nie zadawać głupich pytań. Ale takie ściemy zostawiam wam, moi drodzy spece od ściem. - odpowiedział znowu Paweł. Wciąż widać było, że nie podoba mu się pomysł oddolnej penetracji, ale jeśli już miał brać w nim udział to wolał zwiększyć szanse na sukces tego przedsięwzięcia.
- Też jestem za nie rozdzielaniem się - zgodził się ponownie Damian. - Ale ściema że idziemy po Wildemanna czy Ganiłowa nie przejdzie. Wildemann obecnie kieruje korporacją, rozkaz jego aresztowania mógłby wydać tylko głównodowodzący Armendariz, który przebywa w szpitalu, nie wiadomo w jakim stanie. O istnieniu Ganiłowa z kolei wie tylko wąska grupa wtajemniczonych. Będzie trzeba wymyślić coś innego.

- Aha… Jeszcze jedno… Te durne wieżyczki i tak trzeba rozwalić. Bo nas zestrzelą jak zwiniemy ten ich dachowy śmigłowiec. A swoją drogą trochę ładunków kumulacyjnych ale może też być klasycznie wybuchowych nie zaszkodziłoby do prędkiego otwierania drogi. To Frontex to nie ma co ich oszczędzać. - uśmiechnął się lekko pod nosem na myśl o wysadzeniu czegokolwiek w czarnuchowej twierdzy.
- Ładunki weźmiemy na wszelki wypadek, ale nie chcemy robić tam rzezi - sprzeciwił się Damian.
Iwan zaś podszedł do hologramu i przybliżył palcami plan dachu.
- Jedyne wyjście na dach prowadzi przez te wieżyczki - zauważył. - A musimy podłożyć i zdetonować ładunki zanim wszyscy wyjdziemy na dach.
- Tym lepiej - powiedział Oleg. - Zablokujemy drogę pościgowi. A sami wbijemy na górę tego burdelu po zewnętrznych tarasach.
Rosyjski nomada podrapał się po łysinie.
- Brzmi nieźle - powiedział. - Byle odłamki nie uszkodziły stojącego obok śmigłowca.
- Wtedy zostaje nam jeszcze zjazd po linie - rzekł kozak. - Mocujemy wyrzutnię i wystrzeliwujemy harpun na dach hotelu po sąsiedzku. Zjeżdżamy na dół, gdzie od Cytadeli i pościgu odgradzają nas demonstranci. Wmieszamy się w tłum i znikamy. Gdzieś w tej okolicy trzeba zostawić samochody. Jak dla mnie sprawę ewakuacji mamy z grubsza obcykaną.

Igor dłuższą chwilę przyglądał się planom… słuchając równocześnie dosyć nerwowej argumentacji jednego z runnerów. Pocieszała go myśl, że nie on jeden zaczynał powoli tracić cierpliwość do tego gościa - zniecierpliwiony ton Kocura mówił to samo. Na szczęście Black Horse’owi udało się wybić z głowy pomysł bezceremonialnego lądowania na szczycie Cytadeli. I również na szczęście, dalej zaczął gadać z większym sensem.

Siodło ułożył sobie w głowie to co ma do powiedzenia. Zaczął od ładunków wybuchowych.
- Możemy użyć naszych zapasów C6. Nie będziemy potrzebowali dużo. Jak powiedziałeś, Damian - raczej, żeby niszczyć… hm… infrastrukturę, niż do walki z ludźmi. Wiecie, rozwalić wieżyczki przy ewakuacji, blokować wejścia na dach. Ale to dopiero przy ewakuacji.
- Nie przekręcajcie moich słów z tym C6 dobra? - zjeżył się skoczek. - Mówię przecież o wysadzaniu przeszkód i torowaniu drogi a nie bezsensownemu mordowaniu jakichś ludzi choćby to korposzczury były. Więc bez jakichś pojazdów mi tu pod tym adresem, bo sobie pomyślę, że złośliwi jesteście a wtedy ja też mogę taki zacząć być ok?
- Spoko, malczik - uśmiechnął się do niego Iwan. - Coś ty taki wrażliwy?
- Ile tego macie? - spytał nomadów Damian.
- 5 kilogramów - odparł Siodło. - I kilka detonatorów.
- Za mało. Będziemy potrzebowali ze trzydzieści kilo, ale da się zorganizować. Każdy weźmie do plecaka po pięć.

Igor zawahał się przez chwilę. Wcześniejsza uwaga Black Horse’a - o wejściu po Wildemanna - podsunęła mu pomysł. Analizował go przez moment. Był ryzykowny - zwłaszcza dla samego Igora - ale mógł się udać. Przez sekundę bił się z myślami, zanim zaczął mówić.
- Wiecie... wydaje mi się, że wiem jak możemy sprawnie dostać się na górne piętra - powiedział i podszedł do holograficznego wizerunku Cytadeli - 84. piętro, główne biuro ochrony. Jeśli oglądaliście holo, to wiecie, że ja i Laura jesteśmy poszukiwani - także przez Frontex - za… ekhm… “zamach” przed ich siedzibą. Gówno prawda, nawiasem mówiąc. W każdym razie… - Siodło starał się nie gubić wątku - … miałem okazję poznać wiceszefa ich ochrony. Nazywa się Emilian Gerdes i jest strasznie cięty na nomadów - a na naszą Karawanę szczególnie. Nie wiem czy będzie na zewnątrz pilnował bezpieczeństwa przy demonstracji czy w środku. Ale… jestem prawie pewien, że nie powstrzyma się od osobistego spotkania - gdyby dowiedział się, że mnie złapali. Wtedy pod zbrojną eskortą - czyli wami w mundurach - dostalibyśmy czyste przejście aż na 84. piętro. Ale wtedy dużo zależałoby od naszego sierżanta - tutaj Igor spojrzał na Kocura - Więc lepiej, żebyś naprawdę był urodzonym aktorem.
Siodło zamilkł na moment i dodał.
- Jak już dotrzemy na górę, wystarczy uszkodzić główny pion wind małym ładunkiem - to odetnie im drogę do nas. No i... zostawi nam drogę ucieczki tylko górą, albo po tych cudacznych linach.

Iwan spojrzał na Igora poważnie, podobnie jak lewitujący nad nim Connor.
- Pchać się w łapy Gerdesa… - szepnął Smirnow. - Wiesz jak on cię nienawidzi.
- Jesteśmy teraz warci o wiele więcej dla Frontexu - odezwał się duch Igora. - Nie będzie nas mógł po prostu zabić. Ale są gorsze rzeczy, które można komuś zrobić.
Igor spojrzał na przyjaciół z niepewnym uśmiechem. Ten plan faktycznie był ryzykowny - zwłaszcza dla niego. Ale jeśli będzie mógł zobaczyć minę Gerdesa kiedy... jeśli im się uda włamać i wyjść z Cytadeli. Cóż, dla pewnych rzeczy można zaryzykować naprawdę wiele.
 
Wilczy jest offline  
Stary 13-02-2016, 18:32   #110
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
- Powrót dołem i tak nie przejdzie, w końcu musimy zniszczyć ekranowanie, raczej ktoś się połapie. A i nasz cel może narobić problemów - odezwał się Kocur, wysłuchawszy propozycji. - Ok, wejdziemy jako grupa, przy jednym dowodzącym to jedyne co ma sens. Ewakuacja, ośmielę się stwierdzić, załatwiona, śmigłowiec albo linka, ewentualnie Black Horse’owe… urządzonko. Dobra rzecz. Tu chyba doszliśmy do porozumienia. Ale teraz sprawa pana Siodło… - spojrzał na Nomada, który sam zaproponował, aby zrobić z niego przynętę. - Znana Frontexowi twarz zdecydowanie pomogłaby dostać się do centrali ochrony. I cały czas będziesz z nami, więc, wbrew pozorom, wcale nie będziesz w większym niebezpieczeństwie. Tyle że maski nie będziesz miał, ale po wszystkim i tak musisz zniknąć, więc to raczej nie problem. Ale… Jak już wejdziemy z więźniem, nie będziemy mogli pałętać się po biurach w poszukiwaniu nieużywanego komputera do wgrania danych z identyfikatorów. To znaczy, pewnie, można by spróbować, ale może to wzbudzić podejrzenia, jak zrobimy sobie przystanek czy nawet kilka podczas eskorty. Jeśli Laura zdecyduje się iść z nami, ktoś musiałby iść z nią wgrać dane, potem dopiero wkroczy reszta, i ruszy do celu. Jeśli nie, wystarczy jedna osoba. Idealnie byłoby, gdyby udało się uzyskać dostęp już na poziomie parkingu, ale potrzeba wtedy dywersji, aby odwrócić uwagę strażników, na czas wgrywania danych. Siodło sam się zgłosił, ale co wy myślicie o takim pomyśle?

- Jest niezły, ale wadą jest losowość
- rzekł Damian. - Frontex kojarzy Igora przede wszystkim z Laurą. Założę się, że sam Wildemann zechce osobiście go przesłuchać. Wejście ze “schwytanym” Igorem zapewniłoby nam wstęp główną bramą, może nawet bez sprawdzania identyfikatorów, ale tego nie możemy ryzykować. Więc ze dwie osoby, z Laurą lub kablem musiałby wcześniej aktywować identyfikatory w garażach, wchodząc przez tunel kolejowy. To wykonalne. Jest jednak ryzyko, że w dowolnym punkcie ktoś wyższy rangą od sierżanta może powiedzieć, że przejmuje jeńca a nas odesłać na dół. I tak wrócimy na górę, ale najwięcej w tym planie ryzykuje Igor. Musi mieć ukryty nadajnik. Jeżeli zabiorą go do Wildemanna to i tak uwolnimy go przy okazji, ale jeśli gdzie indziej to możemy nie mieć okazji.

- To jest całkiem dobry pomysł
- rzekł Paweł. - Ale trzeba to z głową przeprowadzić. Jeśli uważacie, że realne i prawdopodobne jest, że oddział, który schwytał czy przywiózł parkę tak bardzo poszukiwanych zbiegów zjawił się nagle wewnątrz budynku no to ok. Właźmy od tego metra. Ale dla mnie to podejrzane zwłaszcza, że to chyba mogliby łatwo sprawdzić. - wzruszył ramionami Jasiński a ton jasno sugerował, że pomysł pierwotnego planu w takiej wersji planu mu się kompletnie nie podoba. Ale jeśli Woland z Kocurem i Siodłem uważali, że mają możliwości, by taki kit wcisnąć to umywał od sprawy ręce.

- Z bramą byłoby realniejsze no ale zależy o której byśmy to zamierzali zrobić. Bo demonstracja. Sorry ale widzieliście jak oni reagują na czarnuchowy mundur?
- spytał wskazując z grubsza w kierunku okien za którymi zbierał się ludzki materiał na jutrzejszą rekrutację. Nawet ostatnia droga z porwanej taksówki czy wspomnienia o wyprawie z zadaniem od Tarasa parę pięter wyżej dość jaskrawo pokazywało żar nienawiści zgromadzonych za oknami ludzi i do służb porządkowych a do frontexowych zwłaszcza. A przebijanie się grupki we frontexowych mundurach z niby eskortowanymi terrorystami czyli z automatu bohaterami ruchu oporu dla tych ludzi było jak machanie zapalniczka przy loncie. No ale chuj. Może swoim blokersowym rozumkiem słabo ogarniał psychologię tłumu w porównaniu do tych znawców tematu z jakimi tu siedział i gadał.

- Więc jak dla mnie trzeba by to zrobić z rana zanim się tłum zbierze albo zrobić właśnie jak się już zbierze. Ale śmigłowcem. Nadamy do nich, że mamy zbiegów. Jesteśmy w pobliżu. Ale drogą lądową nie mamy szans przebić się przez tłum. I prosimy o ewakuację. Wówczas jeśli właściwie oceniamy wartość Siodła i Laury to raczej powinni przylecieć. A jeśli Kocur czuje się władny tak im kit wciskać, powinien chyba nie mieć problemów z przekonaniem ich gdyby chcieli biednego sierżanta i jego dzielnych ludzi pozbawić chwały schwytania tej dwójki. A gdyby poszło nie tak, jest nasza grupka w całości przeciw temu kogo by wysłali. Nie wiem jak pojemny mają transportowiec na dachu ale jeśli ok pół tuzina czy do tuzina chyba powinniśmy mieć szanse w razie starcia. Zaś starcie byłoby na neutralnym lub nam sprzyjającym terenie a nie na terenie Frontexu. A jeśli byłoby dobrze, i łyknęliby to każdy etap opóźnienia ataku zbliżałby nas do celu. Bo czy chryja zaczęłaby się na dachu, klatce schodowej, przed gabinetem to zawsze jest już bliżej niż z parteru. A jeszcze jakby można maszynę w razie potrzeby zagłuszyć a na zewnątrz nawet w razie straty pilotów i tak Woland da radę ją poprowadzić no to w ogóle miodzio. Przynajmniej ja to tak widzę - zakończył przedstawiać swoją filozofię kolejnej modyfikacji planu. Był już zirytowany tym masowym oporem i wynajdywaniem przeszkód w realizowaniu oryginalnego planu i wcale tego nie ukrywał. Brakło im elastyczności w adaptacji planowania. A przecież plan musiał być niestandardowy i rzutki, by żadne czy chociaż większość schematów go nie przewidywała.

- Nie Laury, mówimy tylko o nim - Modest wskazał otwartą dłonią nomadę. - Mogą wiedzieć kim jest, albo przynajmniej, że ma nietypowe umiejętności. Mogą chcieć ją zneutralizować przed zgarnięciem nas z miejsca odbioru. Jeśli dojdzie do walki, jeden sygnał od pilota i jesteśmy spaleni, nici z roboty. Lepiej nie ryzykować. Poza tym, nadal zostaje problem z identyfikatorami. Trzeba dostać się do systemu, przez strażnicę w garażu. Bo nawet, jak wyślą po nas eskortę, to w momencie gdy zostaniemy sami, możemy utknąć w byle pomieszczeniu. Z rana więc akcja wprowadzenia naszych ID do systemu, potem druga faza, odbiór przesyłki. To byłoby dobre, jeśli jest wykonalne. - Spojrzał na hologram, potem na Damiana. - Wiemy coś o tym śmigłowcu? Model, wyposażenie, pojemność? Jak często i w jakim celu jest wprowadzany do akcji? Sterowany manualnie czy zdalnie?

- Eurocopter EC40.
– Woland wyświetlił obok siebie hologram czarnego śmigłowca o opływowych kształtach. – Sterowany manualnie. Ma też autopilota, ale nie łączącego się z siecią, by uniemożliwić zdalne przejęcie kontroli. Dwa siedzenia w kabinie, z tyłu osiem miejsc dla pasażerów. Wersje używane przez Frontex są uzbrojone tylko w przedni karabin maszynowy, ale można im podczepić niemal dowolną broń. W Warszawie zawsze stacjonują na stałe dwie-trzy sztuki. Obecnie może być więcej, bo cały czas dowożą nimi do Cytadeli posiłki z granic Unii. Na co dzień poza VIP-ami, używają ich drużyny szybkiego reagowania. Jedną taką maszynę z żołnierzami na pokładzie strącił wczoraj Igor. - Hologram śmigłowca zniknął.
- Warunkiem rozważania wariantu z rzekomym schwytaniem naszego nomady i wezwaniem śmigłowca jest podrobienie identyfikatorów i wprowadzenie ich do systemu - Woland zgodził się z Kocurem.

- Problemem będą ludzie - powiedział Damian. - Nasz sierżant, czyli Kocur nie powiadomi przecież o schwytaniu Igora przez publiczną infolinię Frontexu. Żołnierz w takiej sytuacji kontaktuje się ze swoim przełożonym a ten będzie pamiętał, że nie wysyłał żadnego oddziału w miejsce, w którym będziemy. Nie skojarzy też naszych fałszywych nazwisk a nawet jeśli te będą w systemie to tylko nabierze podejrzeń. Popyta, a będzie miał czas i okaże się, że nikt nie zna takiego oddziału. Tam nie pracują idioci.

- Niestety
- westchnął Iwan. - To całe wejście z więźniem może się udać tylko dołem, w zamieszaniu tuż przed nadejściem demonstracji. Pod Cytadelą będzie kręcić się mnogo różnych, nie znających się nawzajem oddziałów korporacji. Nie będą mieli czasu, żeby nas sprawdzać. Powiemy, że zatrzymaliśmy w okolicy podejrzanego typa, który po zdarciu maski okazał się wrogiem Frontexu numer adin. Będziemy musieli czekać ukryci w pobliżu i zacząć akcję jak tylko Czarne Mundury rozpoczną odwrót za mur. To ma szansę się udać. Ale z ustalaniem szczegółów musimy zaczekać aż nasze fałszywe ID będą w systemie a Laura podejmie decyzję, da? Czyli do jutra. A Siodło powinien na spokojnie przemyśleć czy na pewno się pisze na rolę przynęty - łysy nomada spojrzał poważnie na swojego przyjaciela.

W tym momencie zadzwonił holofon Iwana.
- Izwienit - przeprosił Rosjanin, po czym odebrał. - Halo. Da. Haraszo. Poczekajcie, zaraz zejdziem na dół.
Rozłączył się i zwrócił się do Damiana:
- Nasi przyjechali.
- Zejdę z wami
- odparł gospodarz. - Znajdziemy im miejsce do rozbicia obozu, powiadomię kogo trzeba, żeby ich nie ruszał. Zaraz wrócimy to poprzymierzamy mundury i zrobimy zdjęcia do ID. Mamy już niezły szkic planu, ale wciąż za dużo niewiadomych. Rano, wiedząc już wszystko, go dopracujemy.

Nie było się o co kłócić. Plan nie był idealny, ba, nie miał nawet ostatecznej formy, ale nie mogli zrezygnować. Wywiad był marny, a i ekipa mniejsza i dobrana w sposób bardziej losowy, niż się Kocur spodziewał. Woland miał zebrać drużynę specjalistów, podczas gdy tylko on i Damian zdawali się tu być z wyboru - reszta po prostu się napatoczyła. Ale i owa "reszta" nie była byle jaka, trzeba było przyznać, że i runnerzy, i nomadzi byli dobrzy w tym, co robili, a i mieli jakiś, niekoniecznie bezpośredni, związek z Władimirem i jego działaniami. Wtajemniczanie ich nie było więc tak od czapy, wszyscy po trochu już w tym siedzieli.

Nawet Black Horse się wykazał. Fakt, był to nadal ten sam blokers o dość wkurzającym charakterze i niewypalonej gębie, niemniej jednak rzucił kilka naprawdę dobrych pomysłów. Siodło z kolei miał duże jaja, bo zaproponował, żeby użyć jego, poszukiwanego przez Frontex, jako przynęty. Najgorzej było z Laurą, hostem Władimira. Modest nie wyobrażał sobie powodzenia tej akcji bez pomocy genialnej AI, czy raczej Laury właśnie. Rozumiał jej zagubienie, informacje które jej dziś objawiono wstrząsnęłyby każdym, ale jeśli chodziło o powodzenie misji, była elementem niemalże niezbędnym. Jej absencja komplikowała plan w każdej z faz. Oby do tego nie doszło.

Był jeszcze jeden problem, o którym Darski nikomu nie miał zamiaru wspominać. Otóż sprzęt fałszerski znajdował się w jego kanciapie na Fieldorfa, a on nie miał zielonego pojęcia, jak się tam sprawy mają po wieczornej strzelaninie w Pierestrojce. Może ruscy już zaczęli przejmować teren? Pozostawało jechać tam, i się przekonać.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 13-02-2016 o 18:36.
Baczy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172