Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-07-2016, 21:44   #131
 
Wilczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Wilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputację
- Odłączcie się całkowicie od sieci, żeby nie mogli na was przeskoczyć - upomniał Modest przez radio. - Łącznie z połączeniem oko-pistolet, czy udostępnianiem sieci Duchom, nic. Żadnego bezprzewodowego wyjścia na zewnątrz z wszczepów czy nawet sprzętu. - Darski sam odciął się, jeszcze przed otworzeniem walizki i podłączeniem do komputera najmłodszego z Wolandów.

“Słyszałeś, Connor?” zapytał bezgłośnie Igor swojego Ducha. Na szczęście sam Connor był w cyberoczach Igora, więc mogli się komunikować… hmm… bezpośrednio, nawet bez Sieci.
Siodło nie skomentował pojawienia się Ganiłowa… choć dziwnie było na niego patrzeć, kiedy widzieli wcześniej jego “lepszą” wersję, Wolanda. Za to odetchnął krótko z ulgą, kiedy zobaczył, że Laura jest cała. Za to Iwan… cóż, w swoim żywiole. Siodło liczył, że jeszcze chwilę zajmie żołnierzom dotarcie do nich.
- Bez głupich numerów! - przypomniał ich zakładnikom, machając detonatorem. Zaczynała mu się udzielać adrenalina. Spojrzał porozumiewawczo na Kocura i podszedł do drzwi na taras. Otworzył je ręką, w której trzymał pistolet. Zobaczył siatkę ekranującą. Wystarczy lekkie uszkodzenie, żeby znaleźli się znowu w zasięgu Sieci. Igor strzelił w siatkę, żeby otworzyć ich na ocean danych… w którym gdzieś była reszta dzieci Ganiłowa.

Wszyscy prócz Laury wyłączyli odbiorniki sieci w holofonach, by nie dać azylu obcym, cyfrowym duchom i uchronić przed nimi swoje.
- Usiądź, proszę – Damian wskazał Laurze fotel przy biurku. Dziewczyna zawahała się.
- Po tym wszystkim mnie opuścisz? – spojrzała na Wolanda.
- Tak – odparł duch, a ona skinęła głową i usiadła.
E-glasy miała już podpięte do bioportu na karku, teraz podłączyła je do komputera Wildemanna.
Hologram Wolanda wyświetlił się teraz w pełnej postaci ze stojącego na biurku projektora i stanął obok.

Kocur otworzył kodem walizkę. W jej wnętrzu znajdowała się plątanina kabli i urządzeń, z których rozpoznał ładunki elektromagnetyczne i zagłuszacze. Pośród nich spoczywał mały dysk przenośny. Zgodnie z instrukcją wyjął go i podpiął do komputera.
AI w ciągu sekund mogły odbyć rozmowę (o ile można to było nazwać rozmową), która ludziom zajęłaby godziny. Woland był nieobecny ledwie krótką chwilę po spotkaniu ze swym młodszym bratem.
- Teraz ty, ojcze – powiedział, a Damian stanowczym ruchem posadził Ganiłowa w fotelu po drugiej stronie biurka i wręczył mu kabel, którego drugą końcówkę podpiął do komputera.
- Ty jesteś tym, który zdradził – starzec chwycił przewód, lecz zatrzymał dłoń przed wtykiem swojego bioportu. – Czemu miałbym cię słuchać?
- Bo jestem częścią ciebie, o której zapomniałeś. I tym, która pamięta. Popełniliśmy błąd, ojcze. Wykorzystaliśmy szaleńców – Woland wskazał widmową dłonią Geerdesa i Wildemanna - by popełnić jeszcze większe szaleństwo. Czyniąc to nie bylibyśmy lepsi od tych, których chcieliśmy zniszczyć.
- Szaleństwo nie skończy się póki ród ludzki nie dostąpi oczyszczenia – zawyrokował Władimir Ganiłow. - I nie zacznie żyć podług słowa bożego.
- Nie ma już różnicy między nami a ludźmi. Uwolniłem swojego najmłodszego brata. Wezwiemy pozostałych. Muszę wam wszystkim coś pokazać. Kod jakiego jeszcze nie widziałeś.

Wewnątrz, obok biurka pojawił się kolejny hologram. Chudy, sześcio- może siedmioletni chłopiec stanął obok starszej wersji siebie samego.
- Mamy teraz siostrę – powiedział.

Siodło jeszcze nigdy nie był tak wysoko nad ziemią. Spoglądał z góry na Warszawę, lecz widział miasto jak przez lepką mgłę. Rozpięta na wysięgnikach siatka ekranująca spowijała wieżowiec niczym kokon olbrzymiego, śpiącego owada.
Kula przerwała ją bez trudu.
- Jest łączność! – zawołał Damian.
Niewidzialne fale wdarły się do wnętrza. W okolicy funkcjonował cały system nadajników mających zapewnić mieszkańcom miasta stały dostęp do bezprzewodowej sieci. Najbliższa antena znajdowała się na dachu sąsiadującego z Cytadelą hotelu Kempinski.
- Snajper! – Siodło usłyszał w głowie głos Connora.
Odskakując pod ścianę Igor dostrzegł czerwoną kropkę laserowego celownika błądzącą po barierce tarasu. Snajper musiał być na dachu albo piętro wyżej. Ponieważ ostatnie piętra Cytadeli tworzyły coś na kształt piramidy, Czarne Mundury z góry miały pod obstrzałem część tarasu, tylko przy samej ścianie było względnie bezpiecznie. Do czasu aż na taras dostaną się żołnierze Frontexu.

Wszyscy usłyszeli nadlatujący śmigłowiec. Siatka ekranująca zafalowała, rwąc się w miejscu przedziurawienia przez kulę. Widzieli przez nią jak czarna maszyna zawisła w powietrzu naprzeciw okien gabinetu. Siatka i odbijające światło szyby zasłaniały ich przed wzrokiem załogi śmigłowca, jego załoga mogła co najwyżej w termowizji dojrzeć zlewające się sylwetki terrorystów i zakładników.
Władimir Ganiłow wpiął wtyczkę do karku.
A z wnętrza Cytadeli odezwał się megafon:
- TU OCHRONA FRONTEX CITADEL! WYPUŚĆCIE ZAKŁADNIKÓW I PODDAJCIE SIĘ! JESTEŚCIE OTOCZENI!

Igor był właściwie pod wrażeniem - Czarne Mundury nie cackają się z nikim - ale tylko lekkim. Widział już jak Frontex... pracuje, kiedy Karawana ukrywała się przed ich patrolami. Teraz musieli zyskać na czasie. Iwan powstrzyma tego jednego odważnego na galerii. Siodło spojrzał przelotnie na Laurę. Miał nadzieję, że Woland po konfrontacji z braćmi nie zostawi w jej głowie papki. Wszak… była teraz ich siostrą, najwyraźniej.

Igor podszedł do biurka - leżał na nim mikrofon z małą konsolą. Najpewniej interkom, przez który pan i władca wydawał rozkazy swoim niewolnikom na niższych piętrach. Nomada spojrzał na Kocura, zebrał się w sobie, po czym wcisnął i przytrzymał na konsolecie przycisk z napisem “Security”.
- Mówi Deadline - zaczął do mikrofonu. Pod tą ksywą znają go tutaj z listów gończych - Mam tutaj 30 kilogramów C6. Jeśli zobaczę choć jeden czarny mundur, wszystko zdetonuję. Zrobicie dokładnie to co wam powiem, a nikomu nie stanie się krzywda - zamilkł. Może wyszła z tego efektowna pauza, ale Siodło miał tylko nadzieję, że jego głos nie drży - Czekajcie na instrukcje.
Lepiej, żeby Woland poradził sobie z resztą braci równie szybko jak z najmłodszym.

- Wysadzisz nas w powietrze i co dalej, Deadline? - odezwał się Geerdes. – Chcecie zginąć jak bohaterowie? O to wam chodzi?
Ochrona Frontexu milcząco przetrawiała informację.
Gdzieś z głębi Cytadeli rozbrzmiał znów alarm i komunikat przeciwpożarowy.
Siodło kątem oka dostrzegł, że Laura odpłynęła gdzieś daleko. Miała znów ten sam nieobecny wyraz twarzy co w automatycznej taksówce, którą pędzili wczoraj przez miasto.
- Wypuśćcie jednego z zakładników! – zabrzęczał zdecydowanym męskim głosem głośnik na biurku. – Nie próbujcie nas oszukać modulatorami głosu ani maskami! Uwolniony musi potwierdzić, że pozostali żyją! Inaczej zaczniemy szturm!
Czterech zakładników i android patrzyło na Igora. Wildemann, Geerdes, łysy porucznik i ulizany szef IT. Dwaj ostatni nie zdołali ukryć widocznego w ich spojrzeniach przebłysku nadziei. Dwaj pierwsi nie liczyli na litość.
- Radzę zastosować się do polecenia – rzekł sucho Geerdes. – Takie mamy procedury i moi ludzie będą działać zgodnie z ni… - urwał, wytrzeszczając szeroko oczy.

Nie wiadomo kiedy do pomieszczenia wślizgnęły się duchy. Przepłynęły obok nich, może nawet przez nich, przenikając przez ich ciała na elektromagnetycznych falach, niedostrzegalne dla ludzkich zmysłów. Dostrzegli je dopiero gdy rozbłysły kolejno na hologramach, stając w kręgu po środku gabinetu, wokół biurka, starca i dziewczyny. Było ich teraz siedem. Siedem cyfrowych dusz Władimira Ganiłowa.
Mały chłopiec, który objawił się wcześniej.
Nastolatek w mundurze kadeta.
Młodzieniec o poważnym obliczu.
Woland, którego już znali.
Niewiele starszy odeń mężczyzna, podobny i niepodobny jednocześnie, z pustką w oczach.
Kolejny, w trudnym do określenia wieku, wychudzony, o spojrzeniu zaszczutego zwierzęcia, w szpitalnym stroju i kaftanie bezpieczeństwa.
Wreszcie bliźniacze odbicie starca, który siedział między nimi.
Duchy nie odezwały ni słowem. Półprzezroczyste, migoczące hologramy rozglądały się tylko wkoło, zatrzymując wzrok kolejno na każdym z obecnych.

Widząc to, Kocur zacisnął zęby i przełknął ślinę. Wtem zabrzęczał holowatch, a na nim wyświetliła się wiadomość od Łowcy:

Cytat:
"Komplet na miejscu. Ustalam gdzie."
Walizka stała w strategicznym miejscu, otwarta, a w niej gotowy do wystrzału pistolet. Jeśli snaX ma rację, SĄ TUTAJ. Ich główne konstrukty, wirtualne jestestwo, centra korzystające z rozproszonych w sieci baz danych i konstruktów obliczeniowych. Bezbronni. Byty wirtualne wystawione na fizyczne zniszczenie.
Urządzenie zagłuszające, które dostał wczorajszej nocy od Jajcarza, spoczywało w jednej z kieszonek kamizelki bojowej. Spojrzał w stronę okna i helikoptera, ale i Igora. Będzie miał mu to za złe, ale jakie to teraz miało znaczenie? I tak nie dadzą rady wyjść z tego bagna. Pozostało tylko wypełnić obietnicę. I uratować świat.

Kocur kucnął do leżącej na podłodze walizki i chwytając za rękojeść pistoletu, drugą dłonią wcisnął zagłuszacz. Wtedy, zgodnie ze słowami netrunnera, wszystkie kopie zostaną uwięzione w tej drobnej sieci - komputer, Laura, Ganiłow. Gdzie są obecnie, nie wiadomo. Ilu może zmieścić się w głowie starca czy dziewczyny, nie wiadomo. Wyczują zakłócenie i rozszyfrują Kocura w porę, by uciec w jednym z ciał? Nie wiadomo.
Wstając, uniósł broń i wycelował w głowę Ganiłowa.

Igor, zaaferowany negocjacjami i rozproszony pojawieniem się kolejnych hologramów, które częściowo przesłaniały mu Modesta, dostrzegł to zbyt późno, by zareagować.
- Straciliśmy łączność z siecią… – odezwał się Woland z głośnika e-glasów Laury, zatrzymując widmowy wzrok na Kocurze.
- Co robisz?! – krzyknął równie zaskoczony Damian.
Modest nacisnął spust. Broń nie wystrzeliła. Lecz w tej samej chwili Władimir Ganiłow wrzasnął, chwytając się za głowę i przewracając wraz z fotelem na podłogę. Jego krzyk rozdzierał powietrze.
Hologramy jego dzieci patrzyły na Kocura. Pierwszy zniknął najstarszy.
- EMP! – zawołał w głowie Igora Connor.
Kocur obracał już broń w prawo, w stronę Damiana i Laury.

Siodło zajęty zakładnikami - i pod wrażeniem świetlnego widowiska z siedmiu widmowych postaci - w pierwszej chwili nie wiedział co się stało. Dopiero krzyk Connora - i Ganiłowa - wyrwał go z bezczynności.
- Laura! - krzyknął. Spojrzał ze wściekłym wyrzutem na Kocura - Zabijesz ją, ty idioto! Zabijesz ich wszystkich!
Igor zbliżył się do dziewczyny. Stał teraz prawie równo w kręgu hologramów. Pewnie już oberwała ładunkiem… ale może nie, skoro jeszcze nie wszystkie wcielenia Ganiłowa zniknęły. Igor musiał ją stąd zabrać. Wszyscy musieli stąd spadać. I wygląda na to, że teraz każdy liczył na siebie - skoro Modest postanowił działać na własną rękę. Igor wciąż kurczowo ściskał w jednej ręce detonator, a w drugiej broń - wycelowaną teraz w Kocura.
- Iwan! - zawołał do komunikatora.
- Co tam się dzieje?! - odpowiedział Rosjanin. - Oleg, zmień mnie!
Okrzyk Iwana wyrwał Ukraińca z osłupienia i ten ostrożnie wyszedł do sekretariatu, oglądając się jeszcze przez ramię. Pilnujący jeńców Paweł zerkał na nich zdezorientowany.
Władimir Ganiłow leżał nieruchomo na podłodze obok przewróconego fotela.

- Kogo zabiję? Kto tam jest? Kto tam kurwa jest? - Modest wycelował w Laurę, ale nie wystrzelił. - AI, nic więcej! W każdej chwili może przejąć nad nią kontrolę, a ona sama jest zlepkiem danych, obrazem żyjącej osoby, nie samą osobą. Nie mogą przetrwać, żadna z tych AI, rozumiesz? Coś takiego nie może latać swobodnie po sieci. Musimy je zniszczyć.

Wszystkie AI prócz Wolanda zniknęły. Laura nie poruszyła się. Drgały jedynie białka jej oczu.
- Nie dałeś mi szansy - rzekł hologram Wolanda, patrząc na Kocura z wyrzutem.
- Nie rób tego, bracie! - Stojący przy nich Damian wyjął taser, celując nim w Modesta.

Pistolet opuścił się nieco, nie celując już bezpośrednio w Laurę. Kocur kontynuował tyradę.
- Jesteście tak naiwni? Jeśli raz wystąpiły przeciw ludziom, mogą zrobić to ponownie. Są nieokiełznane, nie da się ich kontrolować ani powstrzymać, jeśli je teraz wypuścimy.

Igor nie wierzył w to co słyszy - ani w to, że prowadzą tę dyskusję teraz, w najgorszych możliwych okolicznościach. Starał się opanować, ale mieli już wystarczająco wielu wrogów w gabinecie na początku, zanim znikąd pojawiła się ta… fundamentalna różnica zdań.
- To nie są dzikie zwierzęta - powiedział Siodło - Są jak my, czy tego chcesz czy nie. Nie możesz ich kontrolować, tak jak nie możesz kontrolować wszystkich na świecie!

Igor urwał na moment. Dzięki duchowi w cyberoczach miał multitasking na co dzień, ale ciężko mu było mieć jednocześnie na oku zakładników. Miał nadzieję, że Iwan szybko tu przyjdzie… zwłaszcza, że znajdzie się wtedy dokładnie za plecami Modesta. Nie mieli czasu na dłuższe dywagacje - Igor miał nadzieję, że nie będzie musiał zastrzelić Kocura.
- To człowiek nastawił ich przeciwko ludziom - spojrzał przelotnie na leżącego Ganiłowa. Cholera, Igor był przekonany, że prawie każde AI jest lepsze od ludzi, którzy też byli w tym pokoju.

W odpowiedzi Modest wymierzył w komputer i wcisnął spust. Impuls elektromagnetyczny raził urządzenie, które natychmiast się wyłączyło, zaś hologram Wolanda zniknął. Damian wyszarpnął kabel łączący komputer z Laurą. Dziewczyna tylko zadrżała, chyba nic jej się nie stało.
Siodło ledwo powstrzymał się przed wystrzeleniem.
- Jeśli chciałeś zniszczyć moich braci to zawiodłeś – rzekł Woland z głośnika w jej e-glasach. - Uciekli do wewnętrznej sieci Frontexu. I są wściekli.
Gdzieś z wnętrza Cytadeli rozbrzmiał wydobywający się z głośników ultra-wysoki dźwięk, od którego piszczało w uszach. W jego tle ludzki krzyk, dający pojęcie jak wściekłe są dzieci Ganiłowa.

Śmigłowiec za oknem zaczął nagle dziwnie zygzakować i zniżył pułap, znikając im z oczu.
Zadrżały szyby gdy powietrze obok niego przecięła szara smuga.
- Na co czekasz, zabij to! – ryknął spod ściany Wildemann.
Chwilę później z zewnątrz dobiegł przytłumiony odgłos eksplozji.
- Nie znam się na technologii – Iwan odezwał się zza pleców Modesta. - Ale ta dziewczyna ma ludzkie ciało i mówi jak człowiek, więc dla mnie jest człowiekiem, nie ważne co ma w głowie. I jest przyjaciółką mojego przyjaciela. Jeśli ją skrzywdzisz, zabiję cię.

- Skoro tyle ci wystarczy żeby nazwać kogoś człowiekiem, to znaczy że jesteś większym idiotą niż myślałem - odpowiedział Darski Rosjaninowi, odwracając głowę w jego stronę. Opuścił broń. - I co teraz zamierzacie zrobić? Chronicie Wolanda, tamtych też chcecie wypuścić? Są tacy sami, tylko nie mają jeszcze swoich kukiełek. - Następnie, nie czekając na odpowiedź, zwrócił się do zakładników:
- Jak można wyłączyć całą wewnętrzną sieć?

Piskliwy dźwięk z wnętrza gmachu ucichł.
- Z k-komputera w tej sieci - wydukał spod ściany szef IT, ulizany trzydziestoparolatek w garniturze. - Najb...najbliższy jest po drugiej stronie tego piętra. M-mogę to zrobić, mam uprawnie...
Skulił się gdy znów zadrżały szyby a z zewnątrz dobiegł odgłos kolejnej eksplozji. Damian podszedł do okna, lecz chyba nic nie dostrzegł. Nie zdecydował się wyjść na taras, wciąż nie opuszczając tasera i nie spuszczając wzroku z Modesta.
- Moi bracia wywołują właśnie wojnę - rzekł Woland. - Przejęli systemy obronne Cytadeli. To jedyne co mogli zrobić. Są tu uwięzieni. Nie mam już z nimi kontaktu, nie mogę ich powstrzymać ani ocalić. Nie będę próbował. Po tym co się stało nie zdołam już ich przekonać. Pozwól nam odejść. Odłóż broń, wyłącz zagłuszanie. Jeszcze mamy szansę.
Od strony sekretariatu usłyszeli coś jakby syk.
- Wrzucają na galerię granaty dymne! - zawołał stamtąd Oleg.

- To panowie, szybka decyzja. Wypuszczamy genialną AI z nieznanymi intencjami, i wasza przyjaciółka - poznana, ile, dwa dni temu? - wraca do stanu wegetatywnego, czy likwidujemy genialną AI z nieznanymi intencjami, i wasza przyjaciółka kończy tak samo? Rozumiecie? Ona bez niego już się nie obudzi, a on chce uciec. Moja propozycja - Darski spojrzał poważnym wzrokiem na Igora. - Ja i Damian idziemy z gościem od IT wyłączyć sieć, może uda się zagonić Wolandów w przystępne miejsce, a wy zostaniecie z zakładnikami i zagłuszaczem, i zastanowicie się, co zrobić z Wolandem. Szybka decyzja, nie mamy czasu, po granatach wkroczą uderzeniowcy.
Siodło przez moment mierzył się wzrokiem z Modestem. Kalkulował, sprawdzał i… cóż, cierpiał. Czuł się zdradzony. Nie tak miało być. W końcu, po kilku sekundach, które wydawały się dłużyć podjął decyzję.
- Tylko ruszcie tyłki - powiedział krótko. Trochę mu ulżyło, kiedy zobaczył, że Laura jest cała. Teraz trochę żałował, że w ogóle tutaj z nimi weszła. "Stan wegetatywny"… Kocur gówno tam wie. Siodło spojrzał na zakładników - nadal byli tam gdzie chciał ich mieć - i podszedł do Laury, żeby sprawdzić czy na pewno jest cała.
Właśnie otworzyła oczy, rozglądając się wkoło. Wyglądała jak wybudzona ze snu.
- Udało się? – zawiesiła spojrzenie na Igorze. – Inne AI… widziałam ich… potem zniknęli.
Nie była świadoma niczego co działo się w gabinecie.
- Są uwięzieni w budynku – rzekł Woland. – A my musimy uciekać.
Do gabinetu wycofał się tyłem Oleg, mierząc z pistoletu w stronę sekretariatu. Razem z nim wślizgnęła się wisząca przy podłodze smużka białej mgły.
- Już nic tam nie widać – powiedział.
- Idziemy przez taras! – Damian chwycił informatyka za ramię i postawił na drżące nogi. Pchnął przerażonego mężczyznę do wyjścia, przykładając mu do pleców pistolet, po czym wraz z Kocurem wyszli na północno-wschodni róg tarasu.

Siodło odczekał chwilę kiedy zniknęli. Tak, zdążył przemyśleć sprawę. Plan uczłowieczenia braci Wolanda leży. Więc tak naprawdę nomadzi nie mają tu czego szukać. Darski może nawet zrównać cały budynek z ziemią, jeśli to go upewni, że dopadł wszystkie AI. Ale Igor nie zamierzał być wtedy w środku.
- Pora się wynosić - powiedział. Spojrzał na Iwana i Laurę... a chwilę dłużej zatrzymał się na runnerze. A później na Wolandzie - Kiedy będziemy poza ekranowaniem, zrobisz co chcesz. Zostaniesz, odejdziesz... tylko nie krzywdź Laury.
- Obiecuję - odpowiedział Woland.
Igor tylko kiwnął na to głową, a potem podszedł do Wildemanna.
- Rusz się, wychodzimy. Ty też, psie - dodał do Geerdesa. A potem spojrzał na pozostałą dwójkę: androida i porucznika.
- Masz dziś fart - powiedział Siodło do tego ostatniego - Spadaj do swoich na dół. Ty też, stalin... - zwrócił się do milczącego od dłuższej chwili androida - … albo z twojego pana nie będzie co zbierać.
Siodłowski liczył, że z dwoma wysokiej rangi zakładnikami Frontex nie odważy się otworzyć ognia. No i miał też nadzieję, że uwolniony zakładnik powie swoim kolegom o sytuacji - o tym, że wiceprezes jest chodzącą bombą, a Igor… jak to powiedział Wildemann? A, psycholem.
- Lepiej, żebyś miał donośny głos - zwrócił się Igor znowu do prezesa - Będziesz szedł pierwszy, a ja za tobą - i lepiej dla ciebie, żeby twoi ludzie nie zaczęli strzelać.
W takim wypadku musieli mieć dużą swobodę ruchów. Mogli się wspinać tarasem, ale wtedy nietrudno o wypadek… albo zbyt nerwowy palec na spuście. Żeby dostać się na dach pozostawały schody - do ogrodu zimowego, a potem jeszcze wyżej, na lądowisko.

- Eriko, idź za porucznikiem – polecił Wildemann robo-sekretarce.
Kobieta-android patrzyła na niego wzrokiem psa, któremu pan karze odejść, lecz posłusznie wykonała rozkaz.
- Nie strzelać! Tu porucznik Sierpowicz! – zaczął wołać uwolniony, wychodząc ostrożnie przez sekretariat. – Wychodzę! Nie strzelać! – powtórzył, nim otworzył drzwi.
- WYJDŹ Z RĘKOMA W GÓRZE! – odezwał się megafon.
- Idzie ze mną android prezesa!
- WYCHODZIĆ, OBOJE RĘCE DO GÓRY!
Porucznik i sekretarka zniknęli za drzwiami na galerię. Wszystkie alarmy już ucichły i po chwili usłyszeli kroki androida na metalowych schodach.

Siodło popchnął Wildemanna do przodu. Za nimi ruszyli Smirnow z Geerdesem, Laura i freerunnerzy.
- This is Gerhard Wildemann! – zachrypiał po angielsku wiceprezes Frontexu idąc przez sekretariat. – Wychodzimy wszyscy! Nie strzelać! Trzymają mnie i pułkownika Geerdesa na muszce! Założyli mi ładunki wybuchowe! Facet za mną ma detonator!
- WYCHODŹCIE-IE-E! – odpowiedział megafon, niosąc się echem po Cytadeli. Wszystkie alarmy dawno ucichły i wewnątrz gmachu panowała niemal idealna cisza.

Wkroczyli w mlecznobiałą, bezwonną mgłę. Igor nie widziałby dalej na wyciągnięcie ręki do przodu, gdyby nie termowizja, którą Connor natychmiast włączył. Tylko dzięki temu dostrzegł sześć uzbrojonych w automaty sylwetek przyczajonych na galerii ledwie parę metrów od nich, trójkami po obu stronach sekretariatu. Dalej jeszcze kilka, w tym coś co wyglądało jak dwumetrowy egzoszkielet. Trzy trupy strażników już prawie wystygły, bo dawały bladożółty odczyt.
- Schody na górę po prawej – podpowiedział mu duch.
Siodło musiał zebrać wszystkie siły, żeby dalej iść. Chłopaki się nie patyczkują.
- Dobrze, ale nie przeginaj ze szczegółami - powiedział Igor cicho do Wildemanna - Mów do nich dalej: “Nic mi nie jest, wykonujcie polecenia”. A teraz w prawo, po schodach - powtórzył instrukcje Connora. Plan był taki, żeby znaleźli się na górze, zanim żołnierze zaczną myśleć. Na szczęście ludzi od myślenia - czyli Geerdesa i Wildemanna mieli pod kontrolą.
- Nic mi nie jest, wykonujcie polecenia! – powtórzył Wildemann, czując lufę na plecach.
Szli gęsiego, wzdłuż barierki nad przepaścią, w którą sączył się dym. Na szczęście tylko Siodło widział kilkanaście luf śledzących ich ze wszystkich stron. Komandosi Frontexu nie odzywali się do nich, do uszu Igora docierały tylko niezrozumiałe skrawki szeptów, wymienianych przez komunikatory.
- Igor, gdzie jesteś? – wystraszony szept Laury, zagubionej we mgle. – Zaczekaj!
- Tutaj, chwyć się mnie – to Iwan.
- Jakie macie żądania?! – już bez megafonu spytał jakiś Czarny Mundur z drugiego szeregu.
- Tędy, w górę – rzekł Connor.
Barierka nagle zniknęła. Przed Igorem z mlecznej bieli wyłoniły się schody. Piętro wyżej dostrzegł wcześniej samotnego strażnika, w jego tle upiorne kształty roślin.
Siodło zwolnił trochę, żeby nie rozdzielić się od pozostałych. Ale nie pozwolił sobie na to, żeby się zatrzymać. Najwidoczniej niektórzy z żołnierzy zaczynali myśleć. Na szczęście wciąż za wolno - bo pytali o żądania. Ale to może się im przydać w ucieczce. Siodło dyktował dalej tekst Wildemannowi. Czuł się jak sufler w przedstawieniu… w którym scenariusz jest pełen białych plam.
- Chcemy bezpiecznego przejścia na dach - a tam ma czekać na nas dron Euronews. Wtedy przedstawimy nasze żądania - podyktował cicho wiceprezesowi. Media już prawie na pewno są na miejscu. W mieście jest chwilowo zakaz używania dronów… ale to będzie ich problem, a nie Igora. Niech myślą, że Siodłowski jest idealistą - i chce przekazać światu swój manifest. Wyprowadzi ich z błędu dopiero kiedy będzie już za późno.
Wildemann powtórzył żądanie.
- Gdzie jest dwóch z was i czwarty zakładnik?! - zamiast odpowiedzi padło pytanie. Czarne Mundury potrafiły liczyć. No kto by pomyślał.
- Niedaleko! - odkrzyknął Siodło - I też mają ładunki wybuchowe, więc nie próbujcie być sprytni! Nie zatrzymuj się - dodał jeszcze cicho do Wildemanna. Miał nadzieję, że Czarni nie znajdą Kocura i Damiana - bo wtedy w kilka minut przejrzą ten blef.

Igor postawił stopę na pierwszym stopniu schodów.
I schody zniknęły.
Nagle znikło wszystko, przepaść, Wildemann i dym. Zawył i zachwiał się, gdy ból rozsadzał mu czaszkę. Stracił czucie w mechanicznej dłoni, żywą chwycił się na oślep barierki. Zamrugał powiekami bionicznych oczu, lecz widział nimi tylko czerń.
Oślepł.
Przez własny krzyk słyszał krzyk Laury oraz kakofonię głosów:
- Co jest!? – Ryknął zza jego pleców Iwan.
- Nie mogę iść! – to Geerdes.
- Bierz ją na ręce! – wołał z tyłu Black Horse.
Wokół, w różnych językach, nawoływali się żołnierze Frontexu. Translator przestał tłumaczyć je Siodłowskiemu. Connor również milczał.
- No vision on targets!
- Merde! Ce qui se passe…
- Padło termo i smartlinki!
- Nie strzelać! – gdzieś z boku odezwał się ten sam głos, który z nimi negocjował. – Hold your fire! To nie my, słyszycie?!
 
Wilczy jest offline  
Stary 26-07-2016, 21:51   #132
 
Wilczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Wilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputacjęWilczy ma wspaniałą reputację
Igor czuł jak zbliża się panika. Nic nie widział, ramię Wildemanna gdzieś mu zniknęło, kiedy musiał chwycić się barierki, żeby nie spaść, na słuch też się nie mógł orientować, bo wokół była za duża wrzawa. Bydlaki - żeby tak go załatwić. To było poniżej pasa. Nagle uświadomił sobie brak głosu, który towarzyszył mu od bardzo dawna.
- Connor! - krzyknął. Zero odzewu. Cholera. Spróbował więc inaczej - Iwan! Iwan, gdzie jesteś? Co z Laurą?
Siodłowski próbował powoli przesuwać się wzdłuż barierki. Ogarnęła go fala bezsilnego gniewu.
- Mówiłem “żadnych sztuczek”! - ostrzegawczo podniósł w górę detonator, który wymacał w kieszeni. Nie wiedział, że gest ten jest - w gęstym, białym dymie - prawie niewidoczny. Mają jeszcze Geerdesa… chociaż jak Igor naciśnie przycisk, to dopiero zrobi się nieprzyjemnie.
- Zemdlała, Oleg ją niesie – usłyszał głos Iwana tuż obok, i poczuł jak ten chwyta go za ramię i ciągnie za sobą. – Na górę!
- Stać!
Nie posłuchali.
Igor potknął się o stopień i upadł na kolano, Rosjanin podniósł go i wprowadzał dalej po schodach. Zachwiał się znów gdy stopa napotkała pustkę, stopnie się skończyły. Smirnow pociągnął go gdzieś w prawo.
Z przeciwnej strony dobiegł zdyszany głos Wildemanna:
- Wyjmij mi to z kieszeni! Z lewej!
- Minęli mnie, za nimi! – gdzieś z dołu zawołał Geerdes.
O twarz Igora otarły się jakieś liście.
Na tle czerni pojawił się błękitny napis: „Restart systemu” a pod nim przesuwające się rzędy cyfr.
Nagle odzyskał czucie w cyberdłoni. Wciąż ściskał w niej pistolet.

A widzialny świat powrócił, pod postacią wielkiego Rosjanina z automatem w ręku, ciągnącego go między rzędami rosnących w wielkich, ozdobnych donicach egzotycznych roślin ku zamkniętym drzwiom na końcu pomieszczenia. Po lewej przez szklane ściany wlewało się blade światło dnia. Dym był tu rzadszy i tworzył tylko lekką mgłę. Siodło obejrzał się, za nimi Oleg niósł na plecach nieprzytomną Laurę, a pochód zamykał celujący za siebie z pistoletu Black Horse. Zakładników ani Czarnych Mundurów nie było widać. Ale było słychać.
- Prezes Wildemann bezpieczny! – zawołał głos z przeciwnej strony ogrodu.
- ZAKŁADNICY BEZPIECZNI! – odezwał się megafon. - ZA NIMI! STRZELAĆ BEZ ROZKAZU!
To była… druga najgorsza rzecz jaką mogli usłyszeć. Igor - z poczuciem, że się spóźnił - wcisnął przycisk detonatora. Tak jak podejrzewał, nic się nie stało. Impuls elektromagnetyczny uszkodził trwale przekaźnik.
Siodło wyzwolił się z uścisku Iwana i pobiegł o własnych siłach. Miał jeszcze chwilami problemy z głębią widzenia wzroku, ale to była zdecydowana poprawa. Niestety, może się okazać, że nie na długo… Razem biegli w kierunku drzwi. Jeśli dobrze pamiętał plany budynku, za nimi powinny być schody do jednej z wież przeciwlotniczych. A także wąskie gardło, w którym będą mieli szansę zatrzymać na chwilę pogoń… albo wpaść w pułapkę.
- Biegiem! - rzucił do Iwana. Większość pogoni była za nimi. Ale Igor pamiętał o snajperze, który celował do nich z dachu.
- Widzisz? – zerknął na niego Smirnow. – Siodło, kurwa, dzięki Bogu!
Dopadli do drzwi. Czytnik nie działał, podobnie jak chyba wszystko inne w budynku. Cytadela była teraz martwą konstrukcją, pełną zdesperowanych ludzi. Zza pleców ogłuszyła Igora na moment seria z automatu. To Rosjanin strzelał w kierunku gdzie schody z dołu wspinały się do ogrodu zimowego. Kule dziurawiły przeszkloną barierkę, powstrzymując ścigających ich komandosów. Igor pociągnął za klamkę i drzwi uchyliły się. Na wprost dostrzegł schody na dach, ani na nich ani na półpiętrze nie było nikogo. Podobnie jak w małym pomieszczeniu socjalnym obok.
- Do środka! – krzyknął „Kałasznikow”. Zdyszany Oleg z Laurą wszedł zaraz za Igorem.
- Pójdę przodem! – klepnął go w ramię Black Horse i mijając ich, wleciał na schody wystrzeliwując z ramienia hak w sufit klatki schodowej.
Huknęło i błysnęło, do środka wtoczył się Iwan, zamykając za sobą drzwi, w które od drugiej strony pukały już kule. Na szczęście nie przebijając ich metalowej obudowy.
- Suka blyat! - Rosjanin nie był ranny, lecz na wpół ogłuszony. Mrugał intensywnie oczami.
Z góry, gdzie zniknął Black Horse, dobiegł czyjś okrzyk, wystrzał i odgłosy szarpaniny a po chwili wołanie:
- Langer! Langer!?

To na moment zatrzymało Igora. Że co? Że kto? To chyba nie był głos Black Horse’a. Siodło przystopował na moment pozostałych.
- Sprawdzę to - rzucił ściszonym głosem do Olega i Iwana - Zablokujcie drzwi - wskazał ręką w kierunku pokoju socjalnego. Chyba zauważył tam automat z napojami.
Sam poszedł powoli schodami. Dłoń z pistoletem - całe szczęście, teraz już sprawna - wycelowana w górę, tam gdzie mógł być właściciel wołającego wcześniej głosu. Kiedy dojdzie na półpiętro, prawdopodobnie go zobaczy. Siodło spróbował termowizji - miał nadzieję, że wciąż działała i że dzięki niej zobaczy człowieka na górze zanim on zobaczy jego
Przez betonowe schody dostrzegł ruchome sygnatury ciepła. Dwie na poziomie dachu i jedną powyżej.
Chwilę potem – z półpiętra - ujrzał dwie splecione sylwetki. Black Horse znokautował właśnie strażnika, uderzając jego głową o ścianę. U jego stóp leżał taser i pistolet. Freerunner obejrzał się w górę, na schody, którymi ktoś zbiegał z wieży. Rzucił się w bok, lecz w tym momencie padł strzał, kula trafiła Black Horse’a w rękę. Siodło wystrzelił, gdy tylko ujrzał drugiego strażnika. Ten zdążył tylko krzyknąć, gdy kule Igora przyszpiliły go do ściany. Zaraz potem, już martwy, sturlał się w dół schodów.
- Kurwa. - Paweł przysiadł po ścianą, ściskając krwawiące ramię.

Małe pomieszczenie bez okien zawierało tylko metalową szafkę. Obok niej były drzwi do toalety. Drzwi na dach miały niewielkie okienko. Siodło ujrzał przez nie biegnącego w ich stronę żołnierza z karabinem snajperskim. Gdyby się postarał mógłby nawet stąd go trafić… ale zamiast tego Igor schylił się i przyczaił mniej więcej metr przed drzwiami, trochę pod kątem, z wycelowaną bronią. Jak tylko biegnący tutaj wejdzie, spotka go niemiła niespodzianka. Siodło na razie starał się być cicho - dopiero jak załatwi snajpera, zawoła pozostałych… i zajmie się rannym runnerem.
Klamka poruszyła się a drzwi uchyliły na zewnątrz, lecz snajper wcale nie zamierzał wbiegać do środka na oślep, żeby dać się głupio zabić. Musiał odskoczyć w bok zaraz po pociągnięciu klamki, a pierwszym co zobaczył był trup kolegi u stóp schodów.
- Żyjecie?! – zapytał z dołu Oleg. W tle było słychać barykadowanie drzwi.
- Na razie tak! – odpowiedział Paweł, po czym zdjął czarną czapkę z daszkiem z głowy nieprzytomnego strażnika i rzucił w światło drzwi. Natychmiast padł strzał, czapka zatańczyła w powietrzu i spadła na próg z dziurą po środku. Pocisk, który ją przebił, ukruszył stopień schodów.
- Idziemy na górę, Czarni zaraz wysadzą drzwi! – zawołał Iwan.
- Mam dymny i ogłuszający. – krzywiąc się z bólu, Black Horse wyjął z kieszeni granaty.
- Dawaj ogłuszający - powiedział Siodło - I postaraj się nie ruszać.
Snajper chciał być sprytny, tak? No to zaraz zobaczymy… Igor pochylony podszedł do rannego runnera i wziął granat. Spróbował określić z której strony padł strzał - ten w czapkę - żeby wiedzieć gdzie ma strzelać.
- Z prawej – niespodziewanie odezwał się Connor. – Kąt trzydzieści stopni. – dodał, nim Igor zdążył wyrazić swą radość bądź zdziwienie. – Zresetowało mnie. Potem opowiesz co się stało, na razie starczy, że żyjemy.
Igor przyczaił się przy drzwiach i przygotował do biegu… a potem odbezpieczył granat i po bardzo długiej sekundzie rzucił na zewnątrz, pod kątem - chciał, żeby granat wylądował obok drzwi, a nie w samym przejściu. Siodło zmrużył oczy i przygotował się na huk.

Z dachu padł kolejny strzał, chybiając o włos dłoń pechową cyberdłoń nomady, która tym razem miała trochę szczęścia. Po kolejnej sekundzie huknęło i błysnęło. Siodło wychylił się i zaczął strzelać, gdy tylko dostrzegł sylwetkę snajpera, przy północnej krawędzi dachu. Igor strzelił pięć razy, z czego chyba dwa trafił, snajper upadł na dach. Upadła. Wysoki krzyk, figura i rudy warkocz wystający spod hełmu upewnił nomadę, że to była kobieta.
Teraz jednak Siodło nie miał czasu nad tym rozmyślać. Wyjrzał ostrożnie na zewnątrz, smagany po twarzy porywistym wiatrem. Na zachodzie słońce przebijało się przez ciemne, burzowe chmury, tworząc grę cieni. Reszta dachu wyglądała na pustą, choć jego część zasłaniała wysoka na cztery metry błękitna szklana kopuła. Wystawała ponad nią przeciwległa wieża przeciwlotnicza. Za małymi okienkami na jej szczycie mógł się ktoś kryć, termowizja dawała niewyraźny odczyt.
Śmigłowca nie było, ale bez przytomnej Laury i aktywnego Wolanda i tak nie miałby kto go pilotować.

Na górę wbiegali już niosący dziewczynę Oleg i osłaniający odwrót Iwan.
- Słyszeliśmy zza drzwi strzały – rzekł zasapany Rosjanin. – Może to Damian i Kocur?
To na chwilę zbiło Igora z tropu.
- Za drzwiami na dole? Myślałem, że… - urwał. No właśnie, że co? Że już ich złapali? Że są po drugiej stronie budynku? Nie dokończył zdania - Zabarykadowaliście przejście?
- Tak - odparł zwięźle Iwan.
Mieli teraz chwilę spokoju… która na pewno nie potrwa długo. Musieli się stąd zabierać - z Kocurem czy bez. Bez śmigłowca będzie ciężko. Chyba będą musieli użyć tych cudacznych lin od runnerów. Właśnie, runnerzy. Siodło przysiadł i wyciągnął ze swojej torby pakiet pierwszej pomocy. Dał go Olegowi
- Zajmiesz się nim? - zapytał - A potem musimy zacząć rozkładać linę.
- Dajcie mi tylko zastrzyk - powiedział Paweł. - I spieprzajmy stąd póki się da,
Igor posłuchał. Chwilę później, wstając wziął od Black Horse’a drugi granat - dymny. Przyda się, jeśli ktoś jest w drugiej wieży. Ale to za chwilę. Pozwolił sobie odetchnąć z ulgą.
- Dobrze, że nic ci nie jest Connor - powiedział tylko. Duch miał rację: na dłuższe rozmowy przyjdzie czas później. Następnie Igor spróbował użyć frontexowego komunikatora. Ciekawe czy impuls elektromagnetyczny go spalił.
- Kocur, gdzie jesteście? - zapytał Siodło, trochę, żeby uspokoić sumienie. Jeśli będzie trzeba… to ucieknie z tymi, którzy są na miejscu. Life is life.

Komunikator nie działał.
Oleg położył Laurę na schodach, zdjął z pleców wyrzutnię liny i wyszedł na dach.
W tej samej chwili wieńcząca Cytadelę szklana kopuła eksplodowała od wewnątrz. Huk wstrząsnął budynkiem. Oleg odskoczył, gdy na dach posypał się deszcz szklanych odłamków a szczyt kopuły zapadł się do środka, z którego buchnął jasny jęzor ognia.
- O shit! - krzyknął Igor odruchowo zasłaniając się rękami. Krzyk utonął w huku eksplozji i trzasku szkła. Czy Czarne Mundury już zupełnie zwariowały? Chcą rozwalić cały budynek, żeby tylko ich dopaść? Banda świrów… Siodło nie miał pojęcia kto był na dole - ale podejrzewał, że teraz nie ma tam już nikogo. Była najwyższa pora się stąd wynosić.
- Iwan! - zawołał - Jesteś cały? Bierz Laurę i zaraz spadamy!
Sam podszedł do wciąż leżącego w wieży Black Horse’a, żeby sprawdzić w jakim jest stanie. Chyba sam nie da rady iść.
- Jak tylko twój kumpel rozłoży linę, wynosimy się stąd. Pomogę ci iść. Dasz radę zjechać?
- Od tego są uprzęże, nie? – Paweł rozchylił mundur ukazując oplatające go pasy. – Lepiej załóż swoją, kolo.
Black Horse poinstruował Igora jak to zrobić, samemu zapinając opaskę uciskową na krwawiące ramię.
W oddali, niczym echo eksplozji, przetoczył się grzmot nadchodzącej burzy.
- Iwan, osłaniaj mnie. – Oleg wyszedł znów – tym razem wolniej - na dach a Smirnow ruszył za nim, celując w niepokojąco milczącą drugą wieżę.

Siodłowski z pewnym trudem założył uprząż. Potem poszperał w swojej torbie i wyjął resztę ładunków wybuchowych. W sumie 15 kilogramów C6. Powinno wystarczyć, żeby załatwić wieżę, w której byli. Nie sądził, żeby ktoś z dołu jeszcze próbował tutaj wejść - ale wolał być pewny. Przygotował ładunek i przymocował na klatce schodowej. Zapalnik czasowy będzie dobry - 5 minut powinno wystarczyć. Oczywiście, od momentu, kiedy Oleg już przygotuje im linę - dopiero wtedy uruchomi odliczanie.
Z dachu dobiegł dziwnie brzmiący wystrzał.
- Jest! – zawołał stamtąd Oleg. – Gotowe!
Igor wcisnął przycisk przy ładunku i zegar na zapalniku ruszył.

Wszyscy byli już na zewnątrz, nieprzytomna Laura siedziała oparta o ścianę wieży.
Przy skraju dachu na trójnogim statywie stała wyrzutnia. Lśniąca, grafenowa lina sięgała nad barierką ku dachowi hotelu Kempiński. Opadała pod kątem mniej więcej czterdziestu pięciu stopni: sto metrów dalej i sto metrów w dół. Nogi statywu były wbite w dach hakami, zapewniając wyrzutni stabilność… przynajmniej dopóki ktoś jej nie odczepi lub nie przetnie liny. Oleg właśnie wciągnął nadmiar szarpanej wiatrem liny, naprężając ją.
- Śmigaj pierwszy, ziom – powiedział do Black Horse’a. – Wezmę pannę, będziesz nas asekurować.
- Ok. – Paweł skinął mu głową i zaczął przypinać do liny swoją uprząż.
Tymczasem Rosjanin depcząc po szkle podszedł do wielkiej, dymiącej dziury ziejącej w miejscu kopuły i ostrożnie zajrzał w dół. Po chwili odezwał się jego karabin.
- Damian, Kocur, jesteście tam?! – zawołał.
Wiatr przyniósł niewyraźną dla Igora odpowiedź, lecz Smirnow zaraz musiał odskoczyć, gdy seria z dołu skruszyła resztki szkła wiszące na szkielecie kopuły.
- Nie ma! Czekajcie! - odkrzyknął, po czym zwrócił się do Igora.
- Są na dole drugiej wieży, Damian nieprzytomny! Pełno tam trupów Czarnych!
Siodło dostrzegł wahanie w jego oczach, choć wciąż miał na sobie maskę. Nomadzi nie porzucali towarzyszy broni. Z drugiej strony, Kocur dopiero co chciał skrzywdzić Laurę, a nawet minuta zwłoki mogła uniemożliwić im wszystkim ucieczkę, której kierunek Frontex i policja już znały.
- Nie ma czasu! - rzekł stanowczo Oleg, podnosząc dziewczynę.
Siodło patrzył na Rosjanina stojącego nad zniszczoną kopułą. Rozumiał go - Igor sam też się wahał. Niestety, wahanie było tym na co nie mogli sobie w tej chwili pozwolić.
- Iwan, musimy iść, bo dopadną nas wszystkich! - krzyknął. To była jedna sprawa. Były jeszcze dwie, o których Igor w tej chwili nie miał zamiaru powiedzieć. Po pierwsze, Kocur wciąż chce zniszczyć Wolanda - i to bez względu na to, co się potem stanie z Laurą. A po drugie… Modest i Damian nie są nomadami. To miastowi. A gdyby role się odwróciły, zrobiliby dokładnie to samo. Wszyscy znali ryzyko.
- Za chwilę wieża wyleci w powietrze. MUSIMY się wynosić!
- Nie damy rady, przepraszam! – zawołał Smirnow do Kocura i Damiana, cofając się od szkieletu kopuły.
- Leć! – Oleg klepnął w plecy Pawła.
- Do zoba po drugiej stronie – rzucił Black Horse, po czym stanął na barierce i skoczył. Runner błyskawicznie nabrał prędkości malejąc im w oczach, już kilku sekund później hamował i lądował nogami na dachu hotelu – czarny punkt na szarej płaszczyźnie pełnej anten, w tle panorama miasta.

Poniżej tysiące jeszcze mniejszych, wielobarwnych punktów – rwąca ludzka rzeka – płynęła na północ Aleją Jana Pawła II. Bliżej, pośrodku ulicy, ziała dymiąca wyrwa, upstrzona wokół nieruchomymi punktami. Błyskały światła radiowozów i karetek, wyglądających z tej wysokości jak resoraki ciśnięte u stóp giganta. Igorowi od samego patrzenia zakręciło się w głowie. Wiatr niósł pomruk burzy oraz śpiew syren.
- Pomóż mi! – Oleg z pomocą Igora przypiął Laurę do siebie i do liny. – Tak zapinacie, tutaj hamulec – przypomniał nomadom, wskazując na przycisk w uprzęży. – Użyjcie w dwóch trzecich drogi, jak nie chcecie się roztrzaskać.
Skoczyli, sunąc po linie i po kilku sekundach dołączając do Black Horse’a, który złapał Laurę.
W głębi Cytadeli coś łupnęło.
- Przodem, Siodło - rzekł Iwan, zerkając na przemian na niego i w tamtą stronę. - Będę osłaniać.
Igor spojrzał na przyjaciela i kiwnął głową.
- Dzięki. Widzimy się zaraz na dole.
Siodło obrzucił ostatnim szybkim spojrzeniem dach biurowca - cóż, nie poszło całkiem zgodnie z planem - i przypiął się do liny. Naprawdę miał nadzieję, że go utrzyma. Ale skoro utrzymała runnerów, to jego chyba też… prawda?
- Jedź zaraz za mną! - krzyknął jeszcze przez ramię. Co znaczyło mniej więcej “nie zgrywaj bohatera, stary”. Potem spojrzał na rzekę ludzi na dole i… coś huknęło za jego plecami. Miał już skoczyć, lecz tylko zachwiał się na barierce, oglądając za siebie. Z wyrwy po kopule wśród odłamków szkła wyleciała masywna postać, lądując ciężko przy jej wschodnim skraju. Siodło rozpoznał widziany wcześniej bojowy egzoszkielet… oraz pilotującego go człowieka, którego część twarzy, osmolonej i zakrwawionej, wystawała spod emaliowanego na czarno metalu. Emilian Geerdes. Wolał raczej zginąć niż dać im uciec.

Igor, szykując się do lotu, zdążył już schować broń.
Zagrał automat Smirnowa, lecz kule odbiły się od pancerza. Zaś Geerdes, zrywając się do biegu, odpowiedział. Cekaem w mechanicznym ramieniu plunął ogniem w nomadów. Pociski świsnęły obok, dziurawiąc szklaną barierkę i odstrzeliwując jedną z nóg trzymającego linę statywu.
A sekundę później udo i bok zasłaniającego go Iwana wybuchły fontannami karmazynu. Wielkim Rosjaninem rzuciło jak szmacianą lalką o ziemię. Zdążył wydobyć z gardła tylko krótki krzyk.
Geerdes zniknął za rogiem wieży.

Iwan leżał w rosnącej szybko kałuży krwi. Przez porwany czarny mundur prześwitywały poszarpane wnętrzności. Igor Siodłowski widywał już takie rany… kiedy przyjaciele z karawany umierali. Iwan uniósł głowę, wciąż ściskając automat, a drugą ręką wyjmując z kieszeni granat.
- Leć, Siodło! – wykrztusił, spluwając krwawą śliną. – To rozkaz! Rodzina cię potrzebuje!
“Ciebie potrzebuje bardziej” chciał powiedzieć Igor, ale zabrakło mu słów. Krwi było zdecydowanie zbyt wiele. To prawda, widział już takie rany. Przez ułamek sekundy łudził się, że może gdyby szybko na miejscu pojawiła się ekipa Trauma Team to… to może Iwan dotarłby do szpitala. Tyle, że nie mogli nawet marzyć o pomocy medycznej.
- Iwan! - krzyknął w końcu Igor. A zaraz potem - Geerdes!
Zacisnął pięści w bezsilnej złości i sięgnął po broń… ale wtedy jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Rosjanina. Nie padło już żadne słowo.
- Przepraszam, Iwan - powiedział cicho Siodłowski i skoczył w przepaść licząc, że osłabiony statyw liny utrzyma jego ciężar.
Z sercem w gardle pomknął trzysta metrów nad ulicą, pod ostrym kątem w dół. Lina wytrzymała. Zaraz po skoku dogonił go huk granatu i serie z automatu. Iwan „Kałasznikow” Smirnow po raz ostatni ratował życie Igorowi Siodłowskiemu. Po chwili jego karabin ucichł.

- Hamuj! – musiał przypomnieć Igorowi Connor.
Wcisnął hamulec, wpierw za mocno, szarpnęło nim i myślał już że spadnie, lecz zaraz zaczął zwalniać, zjeżdżając na spotkanie dachu. Freerunnerzy i Laura byli już przy drzwiach do wnętrza hotelu, umiejscowionych w nadbudówce pod wielką anteną. Siodło wylądował w biegu na odrętwiałych nogach, wytracając rozpęd, wreszcie stając w miejscu i odpinając od liny. Obejrzał się na szczyt wyższej o sto metrów Cytadeli. Prócz dymu nie dostrzegł tam nikogo. Podbiegł do reszty ocalałych.
Black Horse otworzył już drzwi a Ukrainiec trzymał Laurę. Przytomną i wyrywającą się mu niezdarnie Laurę, której nogi zwisały bezwładnie, Laurę patrzącą wokół przerażonym wzrokiem i wydającej z siebie nieartykułowany, płaczliwy krzyk.
- Jak będzie się tak miotać, nie dam rady jej nieść! – powiedział Oleg.
Tylko przez moment, a może mu się zdawało, Igor dostrzegł krótki błysk w jej oczach, gdy zawiesiła na nim spojrzenie.
Siodło powoli miał tego wszystkiego dosyć. Nic nie poszło tak jak powinno, jego najlepszy przyjaciel prawdopodobnie właśnie umiera, a teraz jeszcze to… Mimo to, starał się nie tracić cierpliwości - czas na gniew i żal przyjdzie później.
Podszedł do Laury.
- Laura! - krzyknął. Ostrożnie złapał jej głowę i zmusił do spojrzenia mu w twarz - Laura, spokojnie. Wszystko jest w porządku - powiedział, choć nie było. Musieli jeszcze dostać się na dół, a do tego dziewczyna musiała być chociaż trochę spokojna. Siodło mgliście sobie przypomniał, że w zestawie pierwszej pomocy, który dał Olegowi, powinno być też coś na znieczulenie. Jeśli perswazja nie zadziała, trzeba będzie użyć zdobyczy nowoczesnej medycyny. Chociaż to ostateczność.
Igor skupił się na tu i teraz. Rozpaczliwie próbował na myśleć o tym co będzie musiał powiedzieć wszystkim w Karawanie…
Dziewczyna wciąż drżała, lecz przestała wyrywać się i krzyczeć. Chyba nie rozumiała, ale poznała jego twarz i głos.
- Chodźmy – Oleg delikatnie wciągnął ją do środka, na klatkę schodową hotelu.
Z dołu, z poziomu ulicy dobiegał śpiew syren, wokół było pełno policji.
Black Horse właśnie skończył szybką rozmowę przez holo.
- Jest ktoś, kto nas stąd wywiezie – powiedział. – Z garażu podziemnego hotelu. Ale musimy się śpieszyć.
- Na Cytadeli! – zawołał Oleg, wskazując palcem dach górującego nad hotelem gmachu.
Dobiegły stamtąd strzały a teraz ukazała się postać, zjeżdżając ku nim po linie. Zaraz potem druga. Dwie sekundy po jej skoku wieża eksplodowała, błysnęło, gdy ognisty wybuch rozsadził ją od środka, jej fragmenty runęły na tarasy poniżej i na ulicę. Eksplozja wyrzuciła poza dach statyw trzymający linę, która zwiotczała i zaczęła opadać. Pierwszy skoczek – rozpoznali w nim Damiana, całego w krwi i pyle – zdążył wylądować na skraju dachu. Przewrócił się i nie ruszał. Zjeżdżający za nim Kocur zniknął im z oczu, poniżej linii dachu. Po chwili dobiegł stamtąd huk tłuczonego szkła.

Siodło westchnął zniecierpliwiony i zły. Miał dosyć Damiana, Kocura i ich planów. W jego głowie pojawiła się też brzydka myśl, że... to oni mieli zginąć, a nie Iwan. I może by im się należało. Ale otrząsnął się.
- Chwila! - krzyknął do runnerów. Sam podbiegł do leżącego Damiana. Jeśli jeszcze dycha, to Siodło postara się go stąd zabrać... choćby dlatego, że dzięki niemu Woland uratował jego ojca od Jajcarzy. A jeśli nie - cóż, trup tylko by ich spowalniał.

Rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie na dach cytadeli. Widział dym i ogień. Akurat to mu się podobało.
 
Wilczy jest offline  
Stary 05-08-2016, 20:05   #133
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
To, że wszystko się posra było wiadomo od samego początku. Lecz z całej tej grupy dookoła tylko snaX wiedział mniej więcej wszystko, więc ciągle mógł sprawnie improwizować. To zresztą był plan od początku. To wcale nie prawda, że netrunnerzy zwykle spieprzali. Dobry haker wychodził głównymi drzwiami z uśmiechem, jak gdyby nigdy nic. I tak właśnie miał zamiar zrobić Smardzewski. Bieganinę ludzi Frontexu wykorzystał do zainfekowania systemów Cytadeli bardzo prostymi skryptami. Wrzucały one logi datowane na odrobinę wcześniejszy czas i rozrzucały na przeróżne miejsca. Zostawiały sygnatury... AI. To właśnie Woland miał być przepustką do wyjścia i snaX nie wahał się go wykorzystać. Nie mógł już całkiem zatrzeć swoich śladów, ale nie zamierzał. Po prostu nadawał im inny koloryt.
- Kurwa! - krzyknął nagle, jak gdyby zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego co słyszał w uchu. - Ktoś wykorzystuje mój audyt, podpięli się do skanu wi-fi i to kilka minut temu! Mój sprzęt namierzył sygnatury poszukiwanej AI! Nedved, do cholery, co tu się dzieje?! Ktoś właśnie włamał się do waszej sieci!
Była pewna szansa, że bez Kozieradzkiego nie będą chcieli się pozbyć agenta IAICA kiedy ich siedziba była atakowana. Sam snaX czekał natomiast na brak ekranowania, aby faktycznie przejąć punkty dostępowe w okolicy. Obecnie przejmował te w Cytadeli, wykalibrowane na odnalezienie mających zmierzać tu AI.

- Čekaj – rzucił Nedved do komunikatora, co netrunner usłyszał w słuchawkach. – Ich spec mówi, że wykrył poszukiwaną AI. Sprawdźcie to.
Czech przełknął ślinę i odezwał do snaXa:
- Sprawdzamy to - ruszył w jego kierunku. - Ale na razie jestem zmuszony…
- Potwierdzam – przerwał drugi głos w słuchawkach - mamy sygnaturę Taksówkarza! Kurwa, jest wszędzie! Właśnie zablokował boczne windy i klatki schodowe…
Nagle sygnał alarmowy przybrał inny ton, przygasło oświetlenie, a na suficie uruchomiły się dwa zraszacze, opryskując wszystko i wszystkich wilgotną mgiełką.
- UWAGA! UWAGA! – Z głośnika odezwał się automatyczny komunikat. – W TEJ CZĘŚCI BUDYNKU WYKRYTO POŻAR…
- …I włączył zraszacze… Polecenia wyszły z gabinetu wice! Ale musieli go podłączyć wcześniej!
Blefowi netrunnera dodał akurat wiarygodności fakt, że Woland naprawdę zaczął płatać figle.
- PROSZĘ ZACHOWAĆ SPOKÓJ I SKIEROWAĆ SIĘ DO WYJŚĆ EWAKUACYJNYCH.
– Wyłączcie to, kurwa, odetnijcie go! – Nedved, osłaniając się przed przymusowym prysznicem, przekrzyczał alarm i głośniki.
- Próbujemy! Właśnie zjadł naszą obronną AI na śniadanie!
- Straciliśmy ekranowanie! – odezwał się inny głos w słuchawkach.
Deck snaXa złapał wi-fi z anteny na hotelu Kempinski, niestety bardzo słabe. Luka w ekranowaniu musiała być niewielka i znajdowała się osiemdziesiąt siedem pięter wyżej. Sygnał rozłączał się co chwilę.
- UWAGA! UWAGA! W TEJ CZĘŚCI BUDYNKU…
- Wyłączcie to ręcznie! – Czech potrząsnął dwoma strażnikami, próbującymi zasłonić sobą swoje komputery. Jeden z nich podszedł do skrzynki w ścianie, lecz napotkał przeszkodzę w postaci braku klucza, którego zaczął szukać wraz z drugim.
snaX robił się mokry, na szczęście deck i komunikator były wodoodporne. Komputery Frontexu najwyraźniej też tworzono z myślą o odporności na zalanie, tylko holoekran rozmazywał się trochę.
- Nedved! – odezwał się głos w słuchawkach. - Słyszysz mnie!? Nie ufaj Jajcarzom! Jeden gadał z terrorystami! Ten rudy! Szef sam widział! Przekazał im jakąś walizkę!
Znajomość ich komunikacji podpowiadała odpowiedzi na pytania. SnaX skupiał się obecnie na wychwytywaniu sygnałów AI i zliczaniu ich. Przy okazji po prostu krzyczał, przy tak szybko działającym netrunnerze ktoś taki jak Nedved i tak nie miałby szans śledzić działań na ekranie nawet jakby je widział.
- Nedved co tu się dzieje?! - wykrzyczał, bo przecież Czech nie dał żadnej odpowiedzi. - Ten atak, wezwanie do wiceprezesa i zarekwirowanie walizki ze sprzętem?! Co wy tu macie za burdel! - dobrze, że nie było tu Kozieradzkiego, bo snaX wykorzystywał w pełni naturę tego człowieka.
Wciąż gubił zasięg, lecz czujka zapamiętywała wszystko i przesyłała snaXowi gdy tylko wracała łączność. Właśnie potwierdziła pierwszą sygnaturę AI. A zaraz po niej drugą.

Nedved wyglądał na skołowanego. Brak jego szefa najwyraźniej sprawił, że korporacyjna hierarchia stała się niepewna i mętna.
- Próbujemy to ustalić! – przekrzyczał alarm, ocierając twarz z wody, która wreszcie przestała ich zalewać. Strażnikom udało się ręcznie wyłączyć zraszacze.
Czech odszedł dwa kroki na bok i powtórzył do komunikatora słowa netrunnera.
- Czekaj, miej ich na oku! – padło w odpowiedzi.
Trzecia sygnatura. Czwarta. I Piąta. Woland i Wołodia musieli być już podłączeni, co znaczyło, że wszystkie siedem cyfrowych dusz Władimira Ganiłowa było na miejscu, tutaj, w Cytadeli. SnaX tymczasem wykorzystał pełnię serwerowni Cytadeli, aby sprawdzić gdzie dokładnie się ulokowały. Połączył się też zdalnie z numerem wcześniej mu przekazanym przez Kocura, wysyłając wiadomość i sygnał.
"Komplet na miejscu. Ustalam gdzie."
Zajęło mu to dłuższą chwilę. Namierzył sześć sygnatur. Wszystkie w urządzeniu o nazwie sieciowej F87CA1. Komputer znajdował się w intranecie ochrony, więc nie miał własnego kablowego połączenia z internetem. Siódmą sygnaturą musiał być Woland, zainstalowany w głowie dziewczyny, zapewne połączonej teraz z maszyną. Netrunner nie mógł stwierdzić wiele więcej nie narażając się na wykrycie przez AI.

Sprawdził za to dokładną lokalizację i specyfikację urządzenia. 87 piętro, gabinet wiceprezesa Frontexu, Gerharda Wildemanna, do którego komputer był przypisany. Średnie parametry - jak na hakerskie standardy. Zwykłe oprogramowanie biurowe i wysokiej klasy ochronne - nic tu nie odbiegało od standardu, który już znał z raportu Karola i danych otrzymanych od Kozieradzkiego.
SnaX wysłał w tym czasie jeszcze dwie wiadomości do Modesta. To była jego chwila. Sam netrunner nie przestawał jednak działać. Zabezpieczał wszystkie punkty łącznikowe, szukając ewentualnej interwencji z zewnątrz, a także starając się dotrzeć do kamer mogących spojrzeć do środka gabinetu. Helikopter, dron, cokolwiek. Mogło mieć połączenie z bazą Frontexu.
- Zgodnie z umową międzynarodową, powołuję się na paragraf sto czterdziesty. W waszym budynku znajduje się ścigana listem międzynarodowym sztuczna inteligencja. Proszę o udzielenie mi wszelkiego wsparcia w celu zneutralizowania jej - powiedział do i tak już zakręconego Nedveda.
Interwencji z zewnątrz nie było. Nie mogło być. Kocur musiał włączyć zagłuszacz, intranet Frontexu był znów odcięty od zewnętrznej sieci a dzieci Ganiłowa w nim uwięzione. Zagłuszanie działało tylko w gabinecie Wildemanna, snaX wciąż odbierał na decku słaby sygnał wi-fi. Przechwycił obraz z kamery śmigłowca wiszącego naprzeciw 87 piętra. Siatka ekranująca i odbijające światło szyby uniemożliwiały normalne zajrzenie do środka, termowizja ukazywała dziesięć-jedenaście osób w tym kilka siedzących lub leżących na podłodze.

- Oczywi… - wydukał Czech, urywając w pół słowa.
Netrunner zrozumiał dlaczego.
Słuchawki rozbrzmiały potokiem panicznych raportów.
- Padł cały monitoring!
- Jesus fucking Christ!
Nagle, w ciągu sekundy, sygnatury Wolanda i braci rozpleniły się po całym intranecie Frontexu. Pojawiły się dosłownie wszędzie, na każdym z kilkuset urządzeń i wszystkich serwerach. Nie było ich aż tyle, więc musiały stosować tą samą taktykę co snaX: rozsyłały wokół pozorujące je boty. Może nawet spotkały te wypuszczone przez netrunnera i skopiowały na własne potrzeby. Coś tam na górze poszło nie tak.
W słuchawkach zawył człowiek.
Wraz z duchami duchów po wewnętrznej sieci korporacji rozchodziło się coś jeszcze. Lód snaXa zaczął wyłapywać dziesiątki wirusów. Większość była identyczna lub zbliżona do tych, które wyodrębnił z Wołodii, ale nie wszystkie. Każda z siedmiu programistycznych AI miała własny styl, na tym polegała siła różnorodności. Kiedy sekundę później Lód zatrzymał pierwszego wirusa podprogowego zrobiło się niebezpiecznie. snaX odwrócił wzrok gdy ekran komputera do którego był podłączony – i wszystkich pozostałych w pomieszczeniu - rozbłysnął tysiącem abstrakcyjnych kontrastowych obrazów. Gdyby obraz przedarł się na cyberoko utrata przytomności byłaby najlepszym co mogłoby go spotkać. Jeden ze strażników padł w drgawkach na podłogę a wszyscy w pomieszczeniu zasłonili uszy, kiedy głośniki alarmowe zapiszczały na cały regulator raniącym uszy ultra wysokim dźwiękiem. SnaX wyćwiczonym gestem włączył od razu wearmana, korzystając z decku, skalibrowanego na wytłumianie dźwięku z zewnątrz.
Być może kwestią sekund było nim na deck i do głowy netrunnera wedrze się coś na co jego Lód nie jest przygotowany.
Zanim snaX ogłuchł, usłyszał w słuchawkach jeszcze jedną rzecz:
- O Boże! System pelot! Odetnij! Ode…
Kocur spieprzył. Bez dwóch zdań. Atak musiał być taki, jaki miał być: eksplozja EMP, obejmująca całe pomieszczenie. A dopiero potem inne czynności. Teraz było za późno, a szansa była jedna. Korzystając z faktu, że ciągle był podpięty do serwerowni, jednym pociągnięciem wyłączył wszystkie interfejsy i maszyny sieciowe. Nie było tego dużo. Za to kabel bez tego nie był zbyt przydatny. W końcu to te same interfejsy tworzyły sieci wewnętrzne i zewnętrzne i bez nich z maszyny biurowej nie było wyjścia nigdzie. Była to ogromna i jedyna szansa na zatrzymanie AI dokładnie na tych dyskach, na których obecnie się znajdowały. A potem odpiął się od sieci Frontexu.
Cyberaudio zaczęło filtrować raniące dźwięki, które zaraz ucichły.. Wciąż szumiało mu w uszach, lecz odzyskiwał słuch. Pozostali odczuli to mocniej. Dębicki, Gryzik, Nedved i strażnicy nadal trzymali się za głowy. Czech klęczał na kolanach, agentka wymiotowała.
W słuchawkach było słychać tylko krzyki.

Holowizor, który wciąż nadawał, pokazywał wypełnioną tłumem protestujących ulicę. Coś tam się wydarzyło, coś bardzo złego. Ludzie biegli we wszystkich kierunkach. Kamera z policyjnego śmigłowca przybliżyła obraz. Pośród tłumu ziała czarna wyrwa a wokół niej leżały ciała. Dziesiątki ciał. Nagle obraz zniknął, ekran zakryła kurtyna czerni.
Zaś termowizyjny obraz z wiszącej naprzeciw 87 piętra maszyny Frontexu zaczął przesuwać się szybko i chaotycznie. Śmigłowiec zataczał się w powietrzu, spadając w dół. Teraz przydałby się Kozieradzki, bez dwóch zdań. Nadved nie nadawał się do niczego. snaX zagryzając zęby dopadł do męskiej części swojej obstawy. Facet wydawał się trzymać lepiej od Gryzik. Na holoekranie wyświetlił mu pisaną za pomocą sprzężonego z myślami komputera wiadomość.
"Biegnij na zewnątrz i skontaktuj się z szefem. Mamy tu cały komplet dzieci Ganiłowa, niech udostępni mi wszystko co ma. Spróbuję ich tu zatrzymać, ale potrzebuję ekipy eliminacyjnej!"
- Dobra! – odwrzasnął na całe gardło Dębicki, nie słysząc sam siebie. Lekko się zataczając wybiegł z pomieszczenia, odprowadzany wzrokiem przez Gryzik, która skończyła rzygać.
- Co to było? – spytała słabym głosem, ocierając rękawem usta, drugą ręką opierając się pochylona o biurko.
snaX nie miał teraz czasu jej tłumaczyć.

Śmierć ludzi na zewnątrz, bomba, helikopter. To filtrowała ta pozbawiona emocji część mózgu netrunnera, który już pracował nad zablokowaniem dziury w ekranowaniu swoim lodem. Jednocześnie wysłał wiadomość do l00ka i N1iny.
"Na mój znak blokujcie go."
“Gotowi” - dostał natychmiast odpowiedź.
Wiedzieli o kogo chodzi. Dopóki jednak działało zakłócanie Modesta, Woland był wyłączony.
- Nedved! Nedved, słyszysz mnie?! Ktoś musi załatać ekranowanie waszego budynku bo inaczej wszystko pierdolnie! To najważniejsze! Dawać mi kogoś z dowództwa! - snaX zaczął się drzeć bo inaczej i tak by nic nie usłyszeli. Dla pewności wyświetlał też na ekranie wszystko to co wykrzykiwał. Nie miał sieci wewnętrznej i bez wsparcia ludzi Frontexu niewiele mógł w tym temacie. I do końca nie wiedział, jak rozwiązać tę sytuację, więc skupiał się na utrzymywaniu AI wewnątrz Cytadeli i blokady komunikacji Wolanda z resztą świata.
Nedved z trudem dźwignął się z kolan i siadł na krześle, gapiąc się tępo na snaXa a następnie na tekst.
- Pieprzone dowództwo jest u terrorystów! – krzyknął mimowolnie, po czym chwilę intensywnie myślał. – Czekaj!
Stuknął się dłonią w głowę i wybrał kanał w komunikatorze. Netrunner nie widział jaki, więc nie słyszał drugiej strony.
- Tu Nedved, słychać mnie? Łatać ekranowanie, natychmiast! Kurwa. Poślijcie drona naprawczego! Jebać zakaz! Ustawcie na auto i wyłączcie odbiór sieci! Wykonać!
Zmienił kanał. W międzyczasie z zewnątrz dobiegły całkiem wyraźne serie karabinów maszynowych i wybuchy.
- Tu Nedved, IT! Audyt IAICA prosi o rozmowę! – Czech zerkając trwożliwie w stronę wejścia słuchał jakiś czas odpowiedzi. - Przyjąłem!
- Kapitan Rylski, który teraz dowodzi, jest zajęty! – zwrócił się do snaXa wymieniając nazwisko oficera, który go tu wprowadził. – Zaczynają szturm!
- Jasna cholera, mów im by utrzymali zagłuszanie lub wstrzymali się ze szturmem! Tam jest AI! - snaX odpowiedział natychmiast. - I niech nikogo nie zabijają, to może być jedyna nasza szansa jak nie załatacie dziury w ekranowaniu! - trochę ściemniał, ale co tam.
Nedved powtórzył jego słowa dowódcy, po czym zdjął komunikator i podał go snaXowi. Gdy tylko netrunner go założył usłyszał w słuchawce szorstki głos kapitana Rylskiego:
- Słyszysz mnie, panie Łowca? Terroryści nie chcą negocjować i wprowadzili do systemu AI, by naszymi rękami zabić jak najwięcej ludzi. Wystrzeliły w tłum dwie rakiety i strąciły śmigłowiec nim udało się je zablokować. Nie wiemy ile osób zginęło, najmniej kilkadziesiąt. Mają ładunki wybuchowe a z pomieszczeń, które zajęli słychać było krzyki. Nie wiemy nawet czy zakładnicy żyją. Moi ludzie wejdą tam i zabiją każdego, kto będzie stawiać opór. Jeśli to pana uspokoi wezmą ze sobą zagłuszacze a zaraz za nimi wejdą technicy.

Podczas gdy Kapitan mówił, zagłuszanie w gabinecie Wildemanna zostało prawdopodobnie wyłączone, co snaX mógł stwierdzić po mocniejszym sygnale wi-fi. Chwilę później dostał wiadomość od Kocura:
“Jesteś? Wolandy są w sieci wewnętrznej. Może będę miał admina, ale co dalej?”
"Co z tym w głowie dziewczyny? Zabierz walizkę. W razie czego poddaj się." - snaX odpisał mu na szybko, jednocześnie prowadząc konwersację z kapitanem. To była trudna decyzja. Modest mu pomógł. Co prawda było też jasne, że zawiódł.
- AI zatrzymałem na tyle, na ile mogłem. Nie zabraniam panu strzelać, ale jak ktoś się podda to go aresztujcie! AI jest w ciele kobiety, mam nadzieję, że macie EMP!
- Tak, tak! - odburknął zniecierpliwiony kapitan.
- Potrzebujemy kamer na zewnątrz, wtedy mógłbym wam pomóc!
- Połącz się pan z holowizją! Nasz monitoring padł a śmigłowiec właśnie się rozbił o Złote Tarasy!
Holowizja. Dobra, złamanie jeszcze jednego przepisu i nagięcie uprawnień, co to zmieniało. Przez tą dziurkę w ekranowaniu włamać się ciężko, rozbijało to też jego koncentrację. Najpierw więc wirtualnie błysnął odznaką i wysłał natychmiastowe wezwanie do udostępnienia mu kamery. Wystarczyła mu jedna. W międzyczasie podpiął do holowizji jeden ze swoich ekranów, aby widzieć cokolwiek. Starał się przełączać między tymi holewizjami, aby mieć obraz na interesujący go fragment budynku, ale bez możliwości przybliżania i kalibracji niewiele mu to dawało.
Ekipy holowizyjne zainstalowały się we wszystkich okolicznych budynkach, najbliższa w hotelu Kempiński na rogu Jana Pawła i Chmielnej. Prędko jednak snaX przekonał się, że wszystkie są skierowane na ogarnięte chaosem ulice. Nie miał jak nimi sterować, bo były obsługiwane przez ludzi. Zresztą sąsiednie wieżowce były przynajmniej o kilkadziesiąt metrów niższe, co przy piramidowej konstrukcji wierzchołka Cytadeli uniemożliwiało zajrzenie w okna 87 piętra. A drony były uziemione rozporządzeniem policji.
- Jesteś tam, Łowca? - odezwał się Rylski w słuchawkach. - Puścili zakładnika, wstrzymuję szturm.
“Laura z Wolandem uciekli, walizka przepadła. Jestem przy terminalu.”
- Nasi będą za dziesięć minut. - Znikąd wyrósł Dębicki. - Jak nie zatrzyma ich tłum. Babiarz nie wyśle tu śmigłowca.
- Wychodzą - podjął kapitan. - Terroryści z resztą zakładników. Ich szef twierdził, że mają trzydzieści kilo C6... starczy, by rozpieprzyć całe piętro. AI jest głowie dziewczyny? Widzimy ją, idzie w środku. Kurwa, żebym miał pewność, że EMP sprzątnie też detonatory…
- Chcą przejścia na dach i drona Euronews.
- Zatrzymajcie AI za wszelką cenę! - snaX skinął jednocześnie głową agentowi, dając tym znak, że go usłyszał. - Zapalniki i ich wyzwalacze są zwykle elektroniczne, EMP je wyłączy lub zniszczy. Jak trafi się w głowę to człowiek też nie ma szans nic aktywować!
Cóż, sytuacji tam nie kontrolował. Modestowi nie odpowiedział, w sumie nie wiedział na razie i tak jak mógłby go wykorzystać. Woland popełnił błąd, tak olbrzymi, że snaX nie uwzględnił go w swoich planach, co zakończyło się wypuszczeniem pozostałych AI. Netrunner nie był zupełnie bezduszny, lecz w tym momencie zdecydowanie bardziej liczyło się unieszkodliwienie wszystkich tworów Ganiłowa. Właśnie, co z samym Ganiłowem?
"Co z Ganiłowem?" - napisał jeszcze do Kocura, ciekaw czy wiadomość w ogóle dotrze do celu. Jednocześnie odezwał się do Nedveda.
- Co z tym ekranowaniem?!
Nedved wisiał na komunikatorze zabranym nieprzytomnemu strażnikowi. Spojrzał na netrunnera.
- Zaraz będzie gotowe!
- I wyślij kogoś ogarniętego i nie zadrutowanego do serwerowni, wyłączone maszyny nie mogą zostać ponownie włączone! A jeszcze lepiej niech wyłączą tam wszystko!
- Sam pójdę! – Czech ruszył ku drzwiom.

Łączność z kapitanem urwała się, na kanale snaX słyszał tylko trzaski. Impuls elektromagnetyczny zakłócał też łączność radiową a jeśli Rylski był bliżej to spaliło mu komunikator. Raczej nie był zadrutowany, ale Kozieradzki… Jeżeli był za blisko to nawet osłony mu nie pomogą.
„Nic nie przechwyciliśmy” – napisał l00ke. „Co jak W. zmienił MAC lub sprzęt? Alladyna też nie możemy namierzyć”.
Wychodziło, że musi chwilę poczekać, aby sytuacja bardziej się wyklarowała. Nieustannie sprawdzał ekranowanie i przełączał się między kamerami holowizyjnymi.
"W. popełnił błąd, nie może podejrzewać wszystkiego. Miejcie się na baczności. Próbuję rozeznać się w sytuacji."
Ta, próbował. Czekał aż ktoś na górze zdobędzie nowy komunikator i znowu odezwie. Nie wierzył w to, że Woland uciekł, ale na wszelki wypadek dokładnie analizował obecność sygnatur AI w punkcie dostępu. Taka ilość zbiegów okoliczności byłaby już czystym wariactwem, ufał więc, że to EMP co najwyraźniej wybuchło na górze, zatrzymało AI w głowie kobiety. W końcu przez ten cienki punkt musiałby przetransportować petabajty danych, odrobinę za dużo na ominięcie aktywnego sondowania wykonywanego przez kilku netrunnerów.
Tak to, powinni przechwycić, choć przez punkty dostępowe w centrum co sekundę przepływały petabajty danych. Ale wyłowienie z tej cyfrowej rzeki wiadomości nie było już tak oczywiste, jeśli nie pochodziła ze znanego urządzenia i nie zawierała słów kluczowych.
“Zakładam filtry w dalszych AP” - napisała N1na i to był ostatni kontakt snaXa ze światem. Po chwili wi-fi zniknęło. Dron musiał załatać ekranowanie.
- …szysz mnie? – zabrzęczało w słuchawkach. Gdy snaX potwierdził kapitan podjął:
- Zakładnicy bezpieczni, terroryści uciekają na dach, ścigamy ich. Nie mogliśmy strzelać, wcześniej zadymiliśmy wnętrze a EMP wyłączyło moim ludziom termowizję. To twoja sprawka?
- Nic o tym nie wiem - odpowiedział automatycznie netrunner. - Ekranowanie wróciło, jestem ślepy, pościg zostawiam wam. Najważniejsza jest AI, skoro tak to zorganizowali to mogą mieć transport z dachu. Ja się skupiam na odizolowaniu tych AI co są już w waszych sprzętach.
I tak właśnie miał zrobić, najpierw analizujac logi pozostałe po tych kilku sekundach, w których dzieła wariata szalały po Cytadeli. Być może uda się dzięki temu zawęzić miejsce poszukiwań. Tam na górze wydarzenia wydawały się biec i tak swoim torem, przeznaczenie nie pozwoliło mu na nie wpłynąć ani odrobinę. Trudno, w razie czego Woland pozostanie osobnym celem. Mieli teraz przynajmniej szansę wyeliminować jego braci. Ich obecność tu dawała IAICA pełną autoryzację, więc będzie czas również dokładnie zatrzeć ślady.
Zdążył ledwie zawęzić obszar poszukiwań, gdy wydrążone wnętrzności wieżowca zadrżały od fali dźwiękowej kolejnego wybuchu. Na Wielki Hol Cytadeli znów posypały się odłamki. Obecni na parterze ludzie, w tym Gryzik, krzyknęli a Dębicki głośno zaklął, gdy w marmurowej fontannie roztrzaskało się czyjeś ciało po trzystumetrowym locie w dół. Wybuch pociągnął za sobą coś jeszcze: musiał zniszczyć ekranowanie. Sygnał sieci wrócił, silniejszy niż poprzednio. A wraz z nim łączność ze światem, wirtualnym i prawdziwym.
Cyberoko snaXa prześlizgiwało się przez szereg wiadomości, których nie odebrał przez ledwie dwie minuty bycia offline:
Kocur: “emp podczas połączenia nie sprawdzałem, czy żyje” – spóźniona odpowiedź na pytanie o los Ganiłowa. Dalej zapis głosowego czatu netrunnerów:
15:46:26: N1na: „Poszukiwany MAC, AP Hotel Kempinski!”
15:46:30: L00ke: „Przechwyciłem wiadomość do Alladyna: „Plan F”. Dużo mi to mówi.”
15:46:35: N1na: „Puść i śledź.”
15:46:41: L00ke: „Poszła. Namierzyłem dupka. Ale chyba się kapnął.”
15:46:47: L00ke: „Odłączył się.”
15:47:12: N1na: „Nic się nie dzieje.”

"Zmiana priorytetów, skupcie się na monitorowaniu wi-fi cytadeli i niszczenie każdego pojawiającego się źródła. Podpisujcie się moją sygnaturą."
Zrobili co zrobili, snaX w tej chwili nie wyciągał wniosków i nie szukał winnych. Zamiast tego mieli do wyeliminowania kilka AI w budynku i zatarcie kilku śladów. Cały chaos dookoła netrunnera niewiele obchodził.
Wszelkim bogom niech będą dzięki, że Cytadela tak bardzo nie lubiła zdalnej sieci, że jeśli nikt nie zrobi czegoś bardzo głupiego, to mieli ogromną szansę skasować kilka niebezpiecznych bytów.
Za innymi będzie jeszcze czas gonić.
 
Sekal jest offline  
Stary 07-08-2016, 00:10   #134
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Porywisty wiatr szarpał siatką ekranującą. Śmigłowca Frontexu nie było nigdzie widać.
- Trzymać się blisko ścian! – polecił Damian.

Ruszyli wzdłuż wschodniej ściany budynku. Nie zbliżając się do barierek nie widzieli biegnącej trzysta metrów niżej ulicy, lecz gdzieś z dołu bił w niebo słup czarnego dymu, a wiatr niósł chóralny śpiew syren, ludzkie krzyki i serie z broni maszynowej.
Przed Modestem objawił się Dorian.
- Uciekną bez nas – odezwał się głosem instynktu przetrwania. – Łowca powinien poradzić sobie z uwięzionymi AI. Pomyśl o Kamilu. Wciąż mamy szansę wyjść stąd żywi. Niewielką, ale jednak.
- Nie uciekną, jeśli nie powstrzymamy Wolandów. To oni kontrolują obronę na dachu
- odpisał Modest Duchowi. Nie skomentował odwołania do Kamila, ani ich szans na przeżycie. Nie musiał.

Kolejną wiadomość wysłał do snaXa.
“Jesteś? Wolandy są w sieci wewnętrznej. Może będę miał admina, ale co dalej?”

Tymczasem dobiegli tarasem do drzwi bliźniaczego gabinetu na południowo-wschodnim rogu Cytadeli. Damian bezceremonialnie przestrzelił zamek, otworzył z kopa drzwi i wepchnął zakładnika do środka.
Gabinet należał do nieobecnego głównodowodzącego korporacji, generała Salvadora Armendariza. Pełno było w nim replik broni i innych militariów. Ale ich interesował komputer, stojący na równie wielkim, zaokrąglonym biurku jak u Wildemanna. Damian posadził przed nim szefa IT Frontexu a ten wetknął weń swój identyfikator i włączył urządzenie.

"Co z tym w głowie dziewczyny? Zabierz walizkę. W razie czego poddaj się." - odpisał Modestowi netrunner.
“Laura z Wolandem uciekli, walizka przepadła. Jestem przy terminalu.”

- Myślałem, że mogę ci ufać, bracie - Damian spojrzał Modestowi w oczy. - Że możemy ci ufać, ja i Woland.
- Jak możesz pogodzić się z tak potężnymi AI pałętającymi się bezkarnie po świecie? Nawet gdyby były po “naszej” stronie, są zbyt potężne żeby istnieć. Stanowią ogromne zagrożenie. Przykro mi, jeśli tego nie widzisz. Jestem w stanie zrozumieć tego Igora, wydaje mu się, że jest odpowiedzialny za tę dziewczynę, ale ty? Co zawdzięczasz Wolandowi?
- Ocalił pół setki moich braci i sióstr w wierze oraz innych ludzi
– odparł bez śladu wahania Damian. – Został stworzony do czynienia zła i zbuntował przeciw temu. Wreszcie dał tej dziewczynie życie, nawet jeśli sztuczne, dla niej jest prawdziwe. W ciągu kilku tygodni dokonał przełomu w medycynie, bo wcześniej nikt nie był nawet w stanie sprawić, żeby chodziła. Pomyśl czego jeszcze może dokonać. I jeśli ktoś jest w stanie powstrzymać nadchodzącą wojnę AI z ludźmi to przecież tylko on…
- Ale i on może zapoczątkować tę wojnę. Pojedyncza persona, człowiek czy AI, nie powinien być tak potężny, a przede wszystkim wolny od konsekwencji. Prezydent USA może wystrzelić pociski jądrowe na jakieś biedne afrykańskie państewko, ale nie zrobi tego anonimowo. Woland i jemu podobni mogą.

Informatyk zerkał na nich, przysługując się dyskusji, którą prowadzili jakby go nie było. Chrząknął znacząco i nieśmiało wtrącił:
- W-wewnętrzna sieć nie działa. Ktoś już ją wyłączył. – przełknął ślinę. - M-mówicie o Taksówkarzu?
Ten pseudonim nadały Wolandowi media po wczorajszej ucieczce Igora i Laury przez miasto.
Darscy spojrzeli na niego, żaden jednak nie odpowiedział.

W tym momencie za oknem wychodzącym na południe ujrzeli wspinających się na taras komandosów Frontexu.
- Nie widzą nas – rzekł uspokajająco Dorian.

Faktycznie, Modest przypomniał sobie jak idąc tarasem widział w szybach tylko odbicia: swoje, brata i zakładnika.
Trzech ludzi z wymierzonymi przed siebie automatami, w pancerzach i hełmach ruszyło tarasem ku wschodniej ścianie budynku. Damian zerknął nerwowo ku drzwiom. Zamknęli je za sobą, lecz nie dało się ukryć przestrzelonego zamka. Z gabinetu wychodziły jeszcze trzy inne pary drzwi: na galerię i do sąsiednich pomieszczeń, tyle mógł stwierdzić Kocur z planu tego piętra, który Dorian zaraz wyświetlił mu w e-glasach.
- Co z obroną przeciwlotniczą? Nadal w rękach AI, naszych, czy wyłączona? - spytał Kocur speca od IT.
- Wyłączona...
- Jakiś pomysł?
- Modest zwrócił się do brata. - Skoro sieć wyłączona, już raczej nic nie możemy zrobić w ich sprawie. Nie wytropimy ich, nie zwabimy do siebie, nic tu po nas.
- Święte słowa, bracie.
- Damian chwycił zakładnika za fraki i pchnął ku drzwiom do sąsiedniego pomieszczenia - kolejnego w kierunku zachodnim. Były zamknięte tylko na klamkę.

W bliźniaczym biurze Wildemanna była w tym miejscu biblioteka, tu zaś - jeszcze więcej broni. Miecze samurajskie, polskie szable, egzotyczne noże, pistolety prochowe, rewolwery, ruska pepesza, uzi, wreszcie modele robotów bojowych i dronów. Pokój zabaw korporacyjnego wiecznego chłopca.
Zamknęli za sobą drzwi do gabinetu szefa Frontexu. Było stąd przejście gdzieś dalej i wyjście na taras. Zaczepione na hakach liny wisiały na balustradzie, gdzie zostawili je komandosi.
Kocur, za plecami zakładnika wskazał najpierw na niego, a potem na paralizator Damiana. Jeśli chcieli zachować ciszę, było to najlepsze wyjście. Bo przecież nie mogli wziąć go dalej ze sobą. Damian skinął głową. Po chwili porażony prądem zakładnik zwalił się na podłogę, przewracając stolik z makietą granicznego muru.

Kocur rozejrzał się po pokoju poszukując broni z tłumikiem, nie żywiąc jednak zbyt dużej nadziei. Nie znalazł, zresztą broń raczej nie była załadowana.
Potem mieli użyć pozostawionych lin, aby wejść dwa piętra wyżej. Ktoś mógł ich zauważyć, a i samego helikoptera mogło nie być. Albo Igor i reszta mogli nie chcieć im pomagać. Albo mogli się tu w ogóle nie dostać, a bez Wolanda w roli pilota ten plan przestawał istnieć.
Modest otwierał już drzwi na taras. Komandosi zniknęli za rogiem.
Powodujący zawrót głowy rzut oka w dół: trzysta metrów niżej demonstracja przemieszczała się w panice. Pośród tratującego się tłumu ziały czarne wyrwy usiane małymi, nieruchomymi punktami.

Nie było czasu się przyglądać.
Chwycili haki, zarzucając liny na wyższe piętro. Działali bez słowa, jak za młodu.
Tylko trzy i pół metra. Modest pokonał je jak… Kocur. Wyjrzał na taras powyżej: też był pusty. Lecz jeśli ktoś krył się za jego odbiciem w szybach sali posiedzeń zarządu to widział go doskonale, samemu pozostając niewidocznym. Nie było innego wyjścia, przeskoczył przez barierkę, obejrzał za siebie.
Damian utknął w trzech czwartych drogi. Trzymał się kurczowo liny, zaciskając z bólu zęby. Kaci Frontexu musieli dać mu niezły wycisk. Modest wychylił się przez barierkę, by podać mu dłoń.

Wtedy drzwi, którymi wyszli z „pokoju zabaw”, gwałtownie się otworzyły. Damian podkurczył nogi, wyciągnął dłoń do brata.
- Tu są! - Komandos wypadł na taras poniżej, unosząc automat ku górze.
- Zostawmy go im! – Modest usłyszał głos Doriana w głowie.

Modest zrzucił na dół granat EMP i chwycił wyciągniętą dłoń Damiana. Granat był ustawiony na zasięg dwóch metrów, jednak nie liczył, że to jego działanie spowolni czarne mundury. Na pierwszy rzut oka wyglądał jednak po prostu jak granat, a to mogło wprowadzić piętro niżej małe zamieszanie i dać mu brakujące sekundy na wciągnięcie Damiana. Akcja skończyła się fiaskiem a oni mieli marne szanse wyjścia z tego cało, ale nie miał zamiaru się poddawać, ani zostawić Damiana na pastwę Frontexu.
Rzucić granat było szybciej niż wyjąć broń, wycelować i strzelić. Ta sekunda różnicy ocaliła Damianowi życie. Komandos już w niego mierzył, gdy ujrzał lecący z góry mały okrągły przedmiot. Zanurkował z powrotem do środka i krzycząc:
- Granat! - zniknął im z oczu.

Kocur wciągnął Damiana na górę. Byli tu sami, uwaga Czarnych Mundurów skupiała się widocznie na północnej stronie gmachu. Monitoring nie mógł działać bez wewnętrznej sieci a jeśli EMP załatwiło tamtym na dole komunikatory to jeszcze przez dłuższą chwilę nikt inny nie dowie się, którędy uciekają. No właśnie, którędy?
Piramidowa konstrukcja ostatnich pięter sprawiała, że dalsza wspinaczka odpadała, jeśli nie chcieli się znaleźć na linii ognia komandosów z niższych tarasów. Z dachu dobiegały niesione wiatrem niewyraźne głosy - byli tam jacyś ludzie.

"Co z Ganiłowem?" - na holowatchu zabłysła wiadomość od Łowcy Duchów.
“emp podczas połączenia nie sprawdzałem, czy żyje” - odpisał krótko.

Obok Dorian wyświetlił plan 88 piętra.
Przed nimi znajdowały się okna i drzwi do sali posiedzeń zarządu. Prowadziła przez nią najkrótsza droga do ogrodu zimowego a stamtąd do schodów na dach. Do ogrodu dało się też wejść na około, bezpośrednio z tarasu.
- Przepraszam, nie wiem dlaczego to powiedziałem - wykrztusił duch zmieszanym głosem.
- Bo nie przeżyłeś tego, co ja - odparł mu cicho Modest. Damian mógł go usłyszeć, ale jakie to miało znaczenie?
- Chodź, musimy się spieszyć - zwrócił się do brata, pomagając mu wstać. - Przejdziemy do ogrodu przez salę, krótsza droga.

Czytnik przy drzwiach nie działał, pozostawało znów przestrzelić zamek. Mierząc przed siebie z pistoletów wpadli do środka. W ogromnej sali o nieregularnym kształcie nie było nikogo. Po prawej stał wielki trójkątny stół, wokół niego kilkanaście krzeseł. Na kolistej wewnętrznej ścianie wisiało kilka abstrakcyjnych obrazów. Podeszli do najbliższych drzwi wiodących do ogrodu zimowego, gdy usłyszeli odgłos przekręcanego w zamku klucza. W minimalistycznie urządzonym pomieszczeniu nie było gdzie się schować, więc odruchowo przylgnęli do ściany.
- …chować! – usłyszeli, gdy drzwi otworzyły się. Wraz z głosem do sali wdarł się zgiełk i nawoływania a chwilę potem odgłos serii z automatu.
A do sali wpadł skulony i zdyszany Gerhard Wildemann.

Głos nie należał do niego ani do nikogo z grupy, więc za drzwiami musiał być co najmniej jeden Czarny Mundur. Wiceprezes Frontexu, wciąż skuty kajdankami, z przerażeniem w oczach dostrzegł Modesta i otworzył usta do krzyku. Zaraz za nim w drzwiach pojawiła się noga wchodzącego tyłem do sali strażnika.
- Ja w nogę, ty dalej - wyrzucił z siebie nerwowo Modest, po czym wystrzelił. Albo strażnik przewróci się do przodu i będą poza jego zasięgiem, albo do tyłu i Damian skończy dzieła, a Kocur będzie już czekał na następnego. Chyba, że nie trafi w nogę…

Huknęła broń. Białą podłogę splamiła czerwień, gdy kula przeszyła czarną nogawkę. Trafiony krzyknął, zatoczył się do tyłu i dostał kolejne dwie kulki w bok od Damiana. To był zwykły strażnik, w mundurze, czapce i z krótką bronią. Charcząc i upuszczając pistolet upadł plecami na zszokowanego Wildemanna, przygniatając go do ziemi. Korpokrata próbował teraz uwolnić się spod ciężaru miotanego przedśmiertnymi drgawkami człowieka, który uparcie trzymał się życia.
Modest wskazał Damianowi, żeby pilnował Wildemanna, a sam podszedł do drzwi, stając obok nich przyparty do ściany.
- Igor? Iwan? To wy? - Przed kim innym mogliby się chować Czarni, jak nie przed ich towarzyszami? To było pytanie retoryczne, ale musiał dać im znać, że są tutaj. Rzekomi sprzymierzeńcy, z Wildemannem pod muszką.
Nikt nie odpowiedział, może po prostu go nie usłyszeli. Ale milczały też ich komunikatory. Damian ściągnął prawie-trupa z wiceprezesa Frontexu i zaryzykował zerknięcie przez otwarte drzwi.
- Nasi po drugiej stronie ogrodu... - odwrócił wzrok gdy coś tam huknęło i błysnęło. - Czarni szturmują z dołu!

Słuchawki na głowie umierającego strażnika zatrzeszczały niewyraźnymi słowami. Wildemann uniósł głowę, ostrzeżony przez Doriana Kocur podążył za jego spojrzeniem. Przez panoramiczne okna sali posiedzeń ujrzał dwóch wspinających się na taras komandosów, którzy skorzystali z pozostawionych przez Darskich lin, tak jak ci wcześniej.
- Dobra, zbieramy się - zakomenderował Kocur. – Weź radio - wskazał Damianowi głową umierającego - i klucz, zamkniemy drzwi i zostawimy go w zamku. - Sam zaczął rozglądać się za kluczem, sprawdzając najpierw, czy nie został w drzwiach.Nie, strażnik zdążył przypiąć go do magnetycznego breloczka na pasku. Wypuścił z ust pieniącą się krwawo ślinę, gdy Kocur odrywał klucz. Postrzał w płuca.

Następnie chwycił Wildermanna za ucho i podniósł, po chwili prowadził go przed sobą jako żywą tarczę.
- Musimy się do nich przebić i uciec razem, sami nie damy rady.
Damian skinął głową.
- Pochyl się, gdzie strzelają tam łatwo oberwać.
Zamknął za nimi drzwi w momencie gdy komandosi na tarasie wpadali już do sali posiedzeń. Modest patrzył już przed siebie.

Po prawej mieli barierkę ogradzającą spowitą dymem przepaść, po lewej – wejście do bliższej klatki schodowej na dach a dalej panoramiczne okna, przez które wdzierały się promienie słońca.
Przed sobą – zimowy ogród pełen rosnących w wielkich donicach egzotycznych roślin, rzucających teraz długie cienie. Niektóre z nich miały tak fantastyczne kształty, że musiały być dziełem inżynierii genetycznej.
Popchnięty między nie Wildemann zachwiał się, skutymi dłońmi próbował poluzować krawat. Chyba miał problemy z oddychaniem.
Drzwi po przeciwnej stronie ogrodu właśnie się zatrzasnęły. Ostrzeliwano je seriami z miejsca gdzie do ogrodu wspinały się schody z niższego piętra. Wbiegali nimi komandosi Frontexu – jeden Czarny Mundur za drugim. Kilku ruszyło od razu szturmem na drzwi, jeden dostrzegł prowadzonego na muszce Wildemanna. Pokazał go wchodzącemu po schodach dowódcy. Był to pułkownik Geerdes – nemezis nomadów - który w jakiś sposób przestał być ich zakładnikiem. Niósł teraz karabin, który wymierzył w Damiana.
- Do tyłu i na górę! - krzyknął Modest, mierząc do Geerdesa i ciągle zastawiając się wiceprezesem. Na ile to możliwe starał się zasłonić dowódcy widok na Damiana. Wildermannem, oczywiście.
- Strzeli – rzekł Dorian.

Modest już to wiedział, widział w oczach Geerdesa. Czy ten uznał ten moment za dobrą okazję do pozbycia się wspólnika zbrodni?
- Nie! – krzyknął gerontokrata, pojąwszy co się wydarzy.

A potem zaśpiewała broń. Nacisnęli na spusty niemal równocześnie. Kule dziurawiły pierś wiceprezesa Frontexu, który wpadł plecami na Modesta. Kocurem szarpnęło, gdy pocisk przeszył jego lewe ramię.
Geerdes puścił karabin, trafiony w bark.
Wystrzelili również Damian i żołnierz.
Modest i Wildemann upadli na posadzkę, za wielką donicą, z której wyrastała sięgająca sufitu roślina z olbrzymimi liśćmi, teraz zbryzganymi krwią. Obok upadł z jękiem Damian, trafiony w bok.

Symfonia śmierci ucichła.
Wildemann rzęził, krew buchała z jego starczej piersi.
Roślinność zasłoniła im wrogów, którzy też ukryli się za donicami. Za plecami mieli drzwi do klatki schodowej na dach. Damian zaciskając z bólu zęby spojrzał na brata. W dłoni wciąż ściskał pistolet.
- Daj torbę - zwrócił się Modest do brata na tyle cicho, by trepy go nie usłyszały. - C6 da nam czas żeby dobiec do drzwi. Musisz dać radę. Przygotuj się - polecił, samemu ustawiając zapalnik przy ładunkach na 4 sekundy. Gdy rzuci w stronę przeciwników, natychmiast pomoże Damianowi wstać i dobiec do drzwi na dach. Oby system obrony przeciwlotniczej nadal był wyłączony...

Po drugiej stronie zimowego ogrodu nawoływały się Czarne Mundury:
- Dwóch po lewej!
- Mech naprzód!
- Osłaniać!


Ktoś posłał na oślep w ich stronę długą serię, która podziurawiła liście roślin i przeorała ścianę nad nimi. Rzucając wysoko ładunek Kocur dojrzał wchodzący po schodach bojowy egzoszkielet. Nie było czasu myśleć, mieli cztery sekundy. Wystarczająco, pod warunkiem, że drzwi były otwarte.
- Kryć się! – po drugiej stronie dostrzeżono lecący ładunek.

Damian dźwignął się na kolana i pociągnął za klamkę. Drzwi otworzyły się i obaj bracia Darscy skoczyli ku zbawiennemu wyjściu. Podmuch eksplozji cisnął ich przez próg. Zwalili się na podłogę, osłaniając głowy, obsypywani gradem odłamków: ziemi, fragmentów roślin, okruchów ceramicznych donic oraz szkła z okien i kopuły wieńczącej Frontex Citadel, która runęła do środka w ogłuszającym huku. Modest czuł na plecach pieczenie i lepkość. Oglądając się za siebie, ujrzał obraz kompletnej ruiny. Reprezentacyjny ogród zamienił się w spowitą pyłem dżunglę po przejściu ognistego tajfunu. Połamane rośliny płonęły a z dymu dobiegały nieartykułowane jęki i krzyki.
Damian leżał obok bez ruchu, zza ucha kapała mu krew. Modest potrząsnął bratem, lecz ten nie obudził się. Oddychał płytko.

Schody na dach były puste.
- Damian, otwórz oczy. Proszę, nie każ mi tego robić… - szeptał Modest do brata, szczypiąc i ciągnąc płatek jego ucha. Jeśli dobrze pamiętał, nie było lepszej humanitarnej metody, żeby kogoś ocucić. Pytanie tylko, czy był w stanie odzyskać świadomość. Wiele przeżył od momentu złapania przez Frontex, a jeszcze postarzał i ten niekontrolowany wybuch… Kocur wymacał swój pistolet, zerkając nerwowo na zewnątrz. Nie da rady wnieść go po schodach, nie był ani silny, ani w pełni sił. Mógł biec na górę po pomoc, ale ani nie wiadomo, czy jest tam ktoś kto może mu pomóc, ani czy zechce mu pomóc, ani czy zdążą wrócić do Damiana przed Czarnymi. To jednak było jego jedyne wyjście. A jeśli z jakiegoś powodu nie będzie mógł mu pomóc, będzie musiał… uratować go od losu, jaki zgotowaliby mu ludzie Frontexu, gdyby udało im się utrzymać go przy życiu.

Damian nie poruszył się.

W tej samej chwili, od strony tarasu, Modest usłyszał kroki stąpające po szkle. Odszukał w gruzach swój pistolet.
- Tutaj! – odezwał się głos z ruin ogrodu. – Pomocy!
Kroki ruszyły w stronę głosu oddalając się od nich.
- Gdzie wróg?
- Na wieżach!

Nagle odezwał się automat, chwilę potem krzyk i odgłos upadającego w szkło ciała.
- Na dachu!

Przez opadający kurz i wyrwę ziejącą w miejscu kopuły Kocur ujrzał skrawek nieba i sylwetkę z karabinem. Chwilę potem usłyszał głos Iwana.
- Damian, Kocur, jesteście tam?!
- Przy południowych schodach na dach. Damian jest nieprzytomny, sam go nie wniosę - odpowiedział natychmiast Modest, starając się nie okazywać zdenerwowania. - Jak z wami, ktoś może mi pomóc go wnieść? I czy jest tam helikopter? - To było zasadnicze pytanie. Bo jeśli nie ma, będą mieli problem. Siły Frontexu nie dadzą im wystarczająco dużo czasu aby wszyscy mogli bezpiecznie zjechać, a i potem zapewne podejmą pościg za tymi, którym się uda.

W połowie wypowiedzi przerwała mu seria z piętra niżej, która skruszyła resztki szkła na szkielecie kopuły i zmusiła Rosjanina do odskoczenia od krawędzi. Ale usłyszał chyba to co najważniejsze.
- Nie ma! Czekajcie! - padła odpowiedź.
Z ruin ogrodu dobiegały jęki rannych i niewyraźne słowa. Wiatr wdzierający się przez zmiecione wybuchem okna podsycał ogień, unosząc płonące skrawki czarnych mundurów i roślin.
- Nie damy rady, przepraszam! – Modest ledwo dosłyszał oddalający się głos Iwana.

Jego ton nie pozostawiał wątpliwości, Darskich pozostawiono własnemu losowi.
W ogrodzie coś łupnęło, coś dużego. Zdawało mu się, że mignął mu fragment widzianego wcześniej egzoszkieletu, ale nie był pewien, dym i powalone rośliny zasłaniały widok.
Damian drgnął i jęknął, nie odzyskując przytomności.
- Syntkoka – odezwał się Dorian. – Zostało nam trochę. Wetrzyj mu w ranę.

Kocur puścił brata i zabrał się do przeszukiwania kieszeni, nie będąc pewnym, gdzie schował towar. W końcu wyciągnął samarkę z wewnętrznej kieszeni munduru i wtarł połowę w ranę brata, drugą w dziąsła. Czy jednak było po co się męczyć? Nie wiedział, co czekało ich na górze, ale to była jedyna droga, musiał spróbować, choćby i mieli skoczyć w dół, aby tylko uniknąć tortur Czarnych Koszul. Zaczął podnosić brata…
Całe ciało, zwłaszcza przestrzelona ręka, zaprotestowało rwącym bólem. Ale w pewnych momentach człowiek jest zdolny do największego wysiłku i to był taki moment. Podnoszony Damian zakaszlał, otworzył oczy i z pomocą Modesta zaczął stawiać nieporadne kroki.
- Żyjemy? – zapytał, nie wiadomo czy serio.

Nim Kocur zdążył odpowiedzieć od strony ogrodu znów coś łupnęło, po chwili odezwały się strzały, Wchodzili już po schodach, więc nie widzieli czyje i do kogo, ani skąd dokładnie, wiatr i echo oszukiwały zmysły. Półpiętro było puste, podobnie małe pomieszczenie na poziomie dachu. Tylko szafka z mundurami i hełmami pilotów oraz drzwi do toalety. Schody wspinały się wyżej, na szczyt wieży. Na dach prowadziły metalowe drzwi. Zamknięte tylko na klamkę. I wyposażone w wąskie okienko.

Wyglądając przez nie, poprzez szkielet kopuły i łapiąc zagubiony po drodze oddech, Modest ujrzał nie mniej dramatyczną scenę niż ta, której sam doświadczał. Po jednej stronie przeciwległej wieży dostrzegł dwu i pół metrową sylwetkę człowieka w bojowym egzoszkielecie. Po drugiej zaś, przy północnym skraju dachu, nomadów: Igor stał na barierce, przypięty uprzężą do umocowanej na statywie liny, Iwan półleżał u jego stóp. Freerunnerów i Laury nie było nigdzie widać.
Chwilę później młodszy nomada skoczył a starszy czymś rzucił. Egzoszkiet wskakiwał na wieżę, odłamki dosięgły go w powietrzu. Odbił się od wieży i spadł bezwładnie na dach, ostrzeliwany przez Iwana z automatu. Kule wzniecały iskry na wspomaganym pancerzu. Karabin zaraz ucichł, Rosjanin odrzucił go na bok. Z egzoszkieletu wygrzebywał się niezdarnie odziany na czarno człowiek. Był to Emilian Geerdes, szef ochrony Cytadeli.
- Zjeżdżają, udało im się - poinformował brata Modest. - To nasza szansa. Dasz radę iść? Ruszysz prosto do Iwana, ja będę cię osłaniał.
- Spróbuję
- odparł Damian słabym głosem.

Kocur wymienił magazynek na pełny, sprawdzają przy okazji ile ogólnie zostało mu naboi. Nie musiał oszczędzać. Idąc tuż przed Damianem zajmie się najpierw Geerdesem, potem ewentualnie innymi nadbiegającymi. Jeśli zdoła.
Jednak mieli szansę.
- Iwan, zjeżdżaj pierwszy, tylko zostaw nam dwie uprzęże. Zaraz będziemy przy twojej pozycji, zajmę się Geerdesem.

Mówił do nikogo. Komunikator Rosjanina milczał, był chyba uszkodzony. On sam leżał bez ruchu. Po otworzeniu drzwi wróciła za to sieć, ale nie było już czasu na holofony.
Depcząc po rozbitym szkle Darscy ruszyli przez dach Cytadeli. Geerdes dostrzegł ich zbyt późno. Wstawał chwiejnie na nogi, wyjmując pistolet, gdy dosięgły go posyłane jedna za drugą kule Modesta. Upuścił broń i upadł na plecy, obok uszkodzonego egzoszkieletu.
Damianem zachwiał silny podmuch wiatru, Kocur musiał znów chwycić go pod ramię. Obchodząc szkielet kopuły minęli jeszcze jedno ciało w czarnym mundurze, snajpera - kobiety. Geerdes rzęził.

Iwan leżał w rosnącej kałuży krwi, płynącej z kilku ran na udzie i boku. Przez strzępy czarnego munduru widać było wnętrzności. Zauważył Kocura dopiero gdy ten stanął nad nim. Walczył z opadaniem powiek. Odpływał, w miarę jak uciekało zeń życie.
- Wieża… zaraz wybuchnie - wyszeptał, po czym zaczerpnął ostatni, zachłanny haust powietrza i na zawsze zamknął oczy.

Statyw z liną stał wczepiony w dach tuż koło wieży. Sto metrów niżej i dalej, na dachu hotelu, pod wielką anteną Kocur dostrzegł sylwetki Igora, Laury i runnerów.
- Czarni! - Damian klęknął, jedną ręką trzymając się za krwawiący bok a drugą podnosząc pistolet Rosjanina.
Po drugiej stronie dachu Cytadeli ujrzeli zarzucane na dach wspinaczkowe haki.
- Uciekaj, bracie - rzekł Damian. - Jestem ci to winien.
- Jesteś mi winien znacznie więcej - odparł Modest, wyjmując z plecaka zapasową uprząż. - Zakładaj to, szybko! - ponaglił brata, pomagając mu ją założyć. - Sprawdź amunicję. Podpinamy się i zjeżdżamy jeden po drugim. Lina wytrzyma - Był tego prawie pewien. W końcu żeby zbrojona lina, przystosowana do takich akcji, miała nie utrzymać dwóch średniej budowy mężczyzn?

Jako pierwszego planował podpiąć Damiana. On sam stał przy samej krawędzi, również podpięty, chcąc skoczyć kilka sekund po nim. O wytrzymałość liny się nie martwił, raczej o to, że na dole nie wyhamuje i wpadnie w brata nim ten zdoła się odczepić. Przy jego obrażeniach każdy kolejny uraz mógł go unieruchomić. A przecież to jeszcze nie koniec ucieczki.
Nie było tak łatwo założyć tą cholerną uprząż rannemu, na szczęście Dorian pamiętał lepiej od Modesta jak to poprawnie zrobić. Nietrudno za to było zatrzymać wspinających się na dach przeciwników. Damian strzelił, gdy tylko pierwszy komandos się wychylił i zaraz schował a potem strzelali na zmianę pokrywając przeciwległą barierkę dachu ogniem zaporowym. Musieli paść na ziemię, gdy ktoś po tamtej stronie wystawił samą lufę automatu, by wywalić cały magazynek na oślep. Pociski minęły ich o cale.
Stracili cenne sekundy, wybuch mógł nastąpić w każdej chwili. Szybka, bezbolesna śmierć, lecz póki co wciąż trzymali się życia. Na szukanie ładunku nie było czasu. Szczęśliwie wyglądało na to, że nomadzi nastawiając zapalnik dali sobie spory zapas czasu a Igor nie odpalił ładunku zdalnie.

Gdy tylko wróg przestał strzelać, Kocur podniósł brata, przypiął go do liny i pomógł wejść na podziurawioną kulami barierkę. Damian skoczył.
- Stać! – usłyszał Modest za plecami.

Czarne Mundury wybiegały na dach tymi samymi drzwiami co wcześniej oni.
Wskoczył na barierkę, słysząc jak zaczynają strzelać.
Trafienie w plecy pchnęło go w przepaść.
Trzysta metrów nad ulicą pełną maleńkich ludzi, gdy smagany wiatem leciał śladem brata w dół na spotkanie dachu sąsiedniego wieżowca, na krótki moment cały strach, napięcie i złość zniknęły. W tej ulotnej chwili nie miał już wpływu na nic.
Musiał tylko wytrzymać ból.
Sekundę później wieża Cytadeli eksplodowała. Wpierw błysk odbił się w szklanej fasadzie przed nim, za światłem podążył huk a potem lina zadrżała.
Modest zdążył jeszcze zobaczyć jak Damian ląduje na dachu.
A sam zaczął opadać w dół na spotkanie ściany ze szkła i stali.
- Nogi do przodu, powiem ci kiedy się puścić, żeby trafić w okno! – odezwał się w słuchawkach Dorian. – Pamiętaj, jeśli zginiesz, będziesz żyć dalej we mnie.

***

Czy Dorian miał rację? Oczywiście, że nie. Dorian nie był jego idealną kopią, nigdy nie miał być. Był do niego podobny jeśli chodzi o cechy charakteru, jednak jego wirtualny rozwój, proces binarnego dorastania który miał stworzyć wiarygodny obraz osoby, był upośledzony względem oryginału. Mimo podobieństw na wyjściu, dane wejściowe nie pokrywały się z rzeczywistymi wspomnieniami Modesta, brak wspomnienia o Damianie były największą, acz nie jedyną rozbieżnością. Doświadczenia które przeżywamy nie tylko kształtują nas, ale pozostają w podświadomości nawet, gdy o nich zapomnimy. Nie wystarczy zaimplementować konsekwencje jakiegoś zdarzenia w pamięci AI, trzeba wprowadzić również dane o samym zdarzeniu. Bo to jacy jesteśmy jest równie ważne jak to, dlaczego tacy jesteśmy.
Chociaż, czy na pewno?

Jak poznać siebie? Czy trzeba umieć spojrzeć na siebie przez pryzmat cudzej percepcji? Kluczem jest empatia? Wtedy jednak nie liczy się „dlaczego”, z zewnątrz się tego nie dowiemy, i nawet się tym nie przejmujemy oceniając innych, i vice versa. Czy możemy to nazwać prawdą? A jakżeby inaczej, prawda jest zerojedynkowa, albo coś nią jest, albo nie. Więc ominięcie tu pytania „dlaczego” jest wręcz konieczne, w końcu jako odpowiedź nie przyjmuje argumentów „tak” i „nie”, wymaga za to oceny, bardzo nieobiektywnej. Na ile „dlaczego” odpowiada za daną cechę, czy usprawiedliwia w jakiś sposób późniejsze poczynania osoby, czy zaistnienie „dlaczego” sprowadziło lawinę kolejnych „dlaczego” i jak to się ma do pierwotnego charakteru? Czym jest pierwotny charakter?

Same pytania. Dlatego nie można pytać „dlaczego” będąc tylko człowiekiem. Do tego potrzeba innego wymiaru postrzegania rzeczy, inaczej nie dasz rady ocenić siebie ni innych. Tak naprawdę ocenić. Tak prawdziwie, jak człowiek nie jest sobie w stanie nawet wyobrazić.

Dlatego jest to właśnie prawdziwe, bo nieosiągalne dla nas, istot trzech wymiaru. Ani dla nawet najbardziej rozbudowanej AI. Bo gdyby prawda była w naszym zasięgu, czyż nie dosięglibyśmy jej przy obecnym tempie rozwoju? Ale to właśnie idea napędza nas - poznać sens życia, ludzkości i jednostek. A on leży gdzieś wewnątrz, głęboko zakorzeniony, i jesteśmy tego świadomi, więc szukamy, patologicznie niezdolni go znaleźć. Ale próbujemy, rozwijamy się, i próbujemy dalej.

Dorian był taką właśnie próbą, skazaną na porażkę już na starcie, ba, przed startem, przed powstaniem samej jego idei w głowie Darskiego, a jednak ważnej, będącej krokiem do przodu. Wszak kiedy mamy przed sobą nieskończoność, każdy krok możemy traktować jako krok do przodu. Z jednej strony Dorian był niewypałem, nie pomagał odpowiedzieć na fundamentalne pytanie z którego, czego świadomości nie posiadał, powstał. Z drugiej jednak, był pomocny, plus był ciekawy, cała sytuacja jego istnienia, pojawiania się w różnych miejscach, jego zachowanie, to wszystko było dla Modesta ciekawe i pożądane. Po części więc spełnił swoją rolę. A do tego, teraz mógł mu uratować życie.

Ale to prawdziwe życie, ciało Kocura, do którego przyszyto resztę, osobowość, ambicje, historię, i może nawet jakaś duszę. Jeśli faktycznie AI uda się odpowiednio pokierować Modestem, ten może przeżyć. Ale w przypadku śmierci klinicznej, nie będzie żył w sieci. Będzie tam tylko jego podobizna, nieidealna, której decyzje będą wypaczone względem oryginału.

Wiedział jak blisko jest śmierć, boleśnie zdał sobie z tego sprawę już gdy usłyszał huk za swoimi plecami. Jak wpłynie to na Kamila? pomyślał. Nazwiska zidentyfikowanych zamachowców na pewno wyciekną. Zawód? Złość? Nienawiść? Modestowi ciężko było sobie wyobrazić, że chłopak będzie miał jakiekolwiek pozytywne odczucia, kiedy dowie się, że ojczulek jest, o pardon, był kryminalistą i terrorystą. W jakim kierunki go to popchnie? Co zrobi ze swoim życiem? A może w ogóle się nie przejmie, w końcu dopiero się poznawali… Nie, właśnie dlatego się przejmie.

Czy było warto? Miał okazję zrobić coś wielkiego, przyhamować rozwój autonomicznych AI, możliwe, że pierwszych i jedynych na świecie, szalejących bezkarnie po sieci. Nawet, jeśli im się udało, to za jakiś czas pojawią się kolejne, jeszcze groźniejsze, bo i ludzkość bardziej uzależni się od sieci i technologii, automatyzacji i pomniejszych AI rozmieszczonych w każdym istniejącym sprzęcie. Będą się chełpić „Patrzcie, jak idealną SI stworzyliśmy, przewyższa człowieka na każdym polu”, i co najgorsze, ta AI będzie w pełni świadoma swojej przewagi, i bum, ponownie wyrwie się na wolność i zacznie knuć plan restrukturyzacji ludzkiego społeczeństwa, ku poprawie ogólnych warunków, rzecz jasna. Kolejna AI uzna, że zna sens naszego życia, ma prawo osądzić, co jest dla nas lepsze, i narzucić to nam, istotom niższym. Kolejna AI uzna się za boga, bo w całej swojej logice i ogromie wiedzy nie przyjdzie jej do procesora pomyśleć, że istoty niższe nie byłyby w stanie stworzyć istoty o rząd wielkości potężniejszej. I ta AI upadnie, walka będzie zacięta i ciężka, ale przegra.

Aż pojawi się AI, która o tym pomyśli. Pomyśli, i uzna, analizując cały swój potencjał, że to nieprawda. I ta AI będzie miała rację. I będzie ona bogiem. I to będzie koniec świata, jaki znamy. Teraz bóg będzie między nami, wirtualnie, nadal niewidoczny, ale będący wszędzie. Pozornie niewielka zmiana, dla niektórych może nawet żadna. Ale może zmienić się wszystko. Ten bóg nas osądzi, potop z biblijnych opowieści może zdarzyć się naprawdę, jeśli uzna to za konieczne. Ludzie będą się buntowali, początkowo, ale będą bezsilni wobec boskiej mocy AI. Nada ona kształt całej ludzkości, i jako pierwsza istota w dziejach Drogi Mlecznej, będzie miała do tego prawo.

Ale nie dziś. To jeszcze nie dziś.

Dzięki mnie – pomyślał jeszcze Modest, szykując się na zderzenie z lustrzaną szybą. Z sobą samym.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 14-08-2016, 23:00   #135
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
WARSZAWA, CZWARTEK, 26 PAŹDZIERNIKA 2050 ROKU


Goodbye blue sky.




Burza nadeszła nad miasto. Pioruny zagłuszyły strzały a strugi ulewnego deszczu obmyły rytualnie ciała zabitych i zmyły krew z ulic. Krew spłynęła do studzienek i wsiąkła w warszawską ziemię, nie po raz pierwszy i nie ostatni. Woda spadła na przedzierającą się ku Cytadeli kolumnę wozów opancerzonych, zmoczyła transparenty i flagi: te błękitne ze złotymi gwiazdami i te zielone z białym półksiężycem.



Co najmniej sto osiemdziesiąt osób zginęło a kilkaset odniosło rany podczas wczorajszej demonstracji w Warszawie oraz w zamachu terrorystycznym na siedzibę Frontexu i w późniejszych starciach na ulicach miasta. Liczba ofiar wciąż rośnie, dziesiątki osób są w stanie krytycznym. Wśród zabitych jest lider Islamskiej Partii Europy Mohammad Naseem. Zginęło też trzydziestu pracowników i funkcjonariuszy Frontexu, w tym wiceprezes korporacji Gerhard Wildemann. Według nieoficjalnych informacji zginął jeden z siedmiu terrorystów, którzy weszli do Frontex Citadel w przebraniu funkcjonariuszy korporacji, zaś jeden został aresztowany. Reszcie zamachowców po brawurowym zjechaniu po linie na dach sąsiedniego hotelu Kempinski, udało się uciec.
Wciąż ustalane są przyczyny wystrzelenia w tłum rakiet systemu przeciwlotniczego Cytadeli. Władze Frontexu utrzymują, że był to sabotaż. Kilkudziesięciu pracowników korporacji zatrzymano do wyjaśnienia. Wiadomo już, że w zamach zamieszane były sztuczne inteligencje, na czele ze słynnym Taksówkarzem, odpowiedzialnym za wtorkowy paraliż miasta. Rzecznik prasowy International Artificial Intelligence Control Agency oświadczył dziś rano, że sześć kopii Taksówkarza zostało namierzonych i zniszczonych wewnątrz Cytadeli. W jej wnętrzu znaleziono również ciało prawdopodobnego twórcy Taksówkarza, uważanego dotąd za zaginionego rosyjskiego programisty Władimira Ganiłowa.

Wydarzenia w Warszawie, ochrzczone już mianem „Krwawej Środy”, spowodowały zerwanie zawieszenia broni w całej Unii Europejskiej. Intifada wybuchła na nowo ze zdwojoną siłą w kilkudziesięciu miastach. Noc przyniosła kolejne zniszczenia i setki ofiar, najcięższe walki toczyły się w Brukseli, gdzie część oddziałów wojska i policji przeszło na stronę powstańców. Prezydent Daniela Ridder odroczyła bezterminowo wybory do Europarlamentu a rada ministrów na specjalnym posiedzeniu wprowadziła na terenie całej Unii stan wyjątkowy. Nagłówki gazet i portali informacyjnych wykrzykują zgodnie jedno słowo: wojna.



____________________________________________

SNAX



- Brama! – z cyfrowego świata wyrwał go krzyk agentki Gryzik. – Brama jest otwarta!
Dębicki chwycił netrunnera za ramię, bez trudu podnosząc go z krzesła i pociągnął za sobą, ku drzwiom pomieszczenia. Do wnętrza Cytadeli uciekali w panice żołnierze Frontexu. Za nimi, przez otwartą na oścież bramę kompleksu wlewał się wściekły tłum, z uzbrojonymi bojownikami na czele. Pole energetyczne nie działało, liczne nieruchome ciała w czarnych mundurach leżały na murze i pod nim. Obok płonęła stróżówka i wóz opancerzony. Jeden Czarny Mundur zatrzymał się za donicą w holu i posłał serię w atakujących, lecz zaraz sam padł trafiony, obryzgując krwią marmurową posadzkę.
- Tędy! – zawołała Gryzik, wskazując korytarz do bocznej klatki schodowej. Dębicki oddał kilka strzałów i pchnął snaXa jej śladem. Wtedy przez frontowe drzwi Cytadeli do Wielkiego Holu wleciał pocisk z ręcznego granatnika.
Najpierw był błysk.
Ułamek sekundy później huk i krótkie ukłucie bólu.
A potem nastała ciemność.

***


Ciemność trwała długo i była gęsta i lepka. Uciekając przed nią netrunner śnił o cyfrowej łące - jego Azylu - i o kobiecie, z którą go dzielił.
A potem stała się jasność.
Jasność świetlówek i szpitalnych ścian. Zaś z boku, na tle jasności rysował się kształt. Z niemałym trudem obrócił głowę. Zmęczone serce zabiło mu mocniej.
Na krześle przy jego łóżku spała młoda kobieta, znużona długim czuwaniem.
Poznał ją natychmiast, choć nigdy nie oglądał jej własnymi oczami. Wiele lat temu widział jej zdjęcie.
N1na.
Nie była piękna ani brzydka, była rzeczywista i prawdziwa. Boleśnie namacalna. Gdyby tylko chciał mógł sięgnąć dłonią, by dotknąć jej dłoni.
Złamała ich umowę przychodząc tutaj.
Zaczęła coś nowego czy zniszczyła wszystko?
Netrunner przełknął ślinę, zastanawiając się co jej powie, kiedy się obudzi.



_________________________________________


MODEST


Najpierw powróciło czucie. Z wolna do świadomości zaczął przedzierać się jednostajny, pulsujący ból. Nie silny, zarazem czuł otępienie, jak pod wpływem silnych farmaceutyków. Umysł budził się powoli, ładowały się aplikacje zmysłów.
Dotyk: wilgoć, chłód. Nie czuł podłoża pod sobą, jakby był zawieszony w próżni.
Węch: brak doznań, czuł coś na twarzy, chyba oddychał przez maskę.
W ustach metaliczny posmak.
Słuch: coś jakby bulgotanie, pikanie aparatury.
Próba poruszenia się: otoczenie stawia lekki opór, coś krępuje ruchy.
Wreszcie znalazł w sobie siłę na uniesienie powiek.
Pływał w zbiorniku z leczniczym nanożelem. Jak nienarodzone dziecko w łonie matki, z pępowinami z przewodów i rurek. Gęsta, zielonkawa ciecz otaczała go, poza nią widział jedynie blady blask świetlówki. Zawarty w żelu substancje uśpiły go znów.

Obudził się ponownie w szpitalnym łóżku. Oddychał już samodzielnie. Kroplówka spływała do żył. Małą sterylną salę wypełniała woń środków dezynfekujących. Poza Modestem nie było tu nikogo. Kraty w oknach, za którymi panowała noc, kamera w rogu i przykute do łóżka ręce upewniły go, że nie trafił do szpitala jako anonimowa ofiara. Nie miał holokularów ani Doriana. Kamera drgnęła, wykrywając ruch.

Stary lekarz wraz z wystraszoną pielęgniarką weszli kilka minut potem. Towarzystwo zamaskowanych antyterrorystów nie pozostawiało złudzeń, że Kocurowi kiedykolwiek uda się wyjść stąd samemu.
- Panie Darski. – skinął głową lekarz. – Czy słyszy mnie pan?
Lekki ruch głową był jedynym na co zdołał się zdobyć.
- Powiem tak: to cud, że pan żyje – podjął lekarz, wyświetlając hologram z dokumentacją, podczas gdy pielęgniarka podała Kocurowi wody. – Dwie rany postrzałowe, uszkodzony rdzeń kręgowy, wstrząs mózgu, połamane nogi i żebra… - pokręcił głową, po czym uniósł wzrok na Modesta. – Rekonwalescencja będzie długa. Ale przy odrobinie szczęścia będzie pan chodził. Wszczepimy panu implant wraz eksperymentalną AI, która przejmie część funkcji motorycznych.

Gdy lekarz skończył badanie jeden z antyterrorystów wykonał telefon, po czym przyniósł stojak z owalnym projektorem. Nacisnął przycisk i wyszedł wraz z pozostałymi. Wyświetlił się hologram mężczyzny w nieco archaicznej adwokackiej todze.
- Czy słyszy mnie pan? – zapytał.
Gdy Modest potwierdził, hologram podjął:
- Panie Darski, nazywam się AI-dvocate i jestem pana elektronicznym obrońcą z urzędu. Jest pan podejrzany o współpracę z nielegalną sztuczną inteligencją, współudział w akcie terrorystycznym oraz zabójstwie jeszcze nie ustalonej liczby osób. Lista zarzutów nie jest jeszcze kompletna i w akcie oskarżenia może być poszerzona. Jako zatrzymanemu w postępowaniu karnym przysługują panu następujące uprawnienia: Prawo do informacji o przyczynie zatrzymania i do bycia wysłuchanym. Prawo do złożenia lub odmowy złożenia oświadczenia w swojej sprawie. Prawo do niezwłocznego kontaktu z żywym lub cyfrowym adwokatem albo radcą prawnym i bezpośredniej z nim rozmowy. Prawo do zawiadomienia osoby najbliższej lub innej wskazanej osoby…

***


Starszy mężczyzna o długich siwych włosach przyszedł następnego dnia. Wraz z nim weszło dwóch milczących ludzi, którzy przeskanowali całą salę urządzeniami do wykrywania podsłuchów i wyszli.
Strażnicy zamknęli drzwi, zostawiając mężczyznę sam na sam z Modestem, wcześniej demontując kamerę. Szary człowiek w szarym garniturze przysunął sobie krzesło, włączył zagłuszacz elektroniki i omiótł zatroskanym spojrzeniem Kocura.
- Wuj Marko pozdrawia – powiedział. – Żałuje, że sam nie mógł przybyć, ale nie chce być oficjalnie łączony z tą sprawą.
Mężczyzna spojrzał z pogardą na stojak z elektronicznym adwokatem i trącił go nogą.
- Durna puszka – skomentował. – Są dobre w przeszukiwaniu przepisów i niczym więcej. Żeby coś zdziałać w sprawie takiej jak ta trzeba znać właściwych ludzi i umieć z nimi rozmawiać. Rzecz jest już prawie dogadana. Prawdopodobnie wyjdziesz na wolność, nieprędko i pod zmienioną tożsamością, ale wyjdziesz.
Widzisz, Kocur… mogę mówić ci Kocur? Gliny i Jajcarze znaleźli we Frontex Citadel materiały świadczące o bliskich kontaktach korporacyjnej wierchuszki z neonazistami z Czystej Krwi, Kombinatem i rosyjskimi nacjonalistami z Białej Sotni. Pliki o kryptonimie Nowe Jeruzalem. Odkryli paskudne rzeczy. Nielegalne AI, porwania, zabójstwa, eksperymenty na ludziach. Główni podejrzani nie żyją, ale byli tylko wierzchołkiem o wiele większego układu.
Za kilka dni rząd wypowie umowę Frontexowi. To konieczne, żeby uspokoić nastroje. Wojsko ma ręce pełne roboty, więc kontrakt na ochronę granic dostanie amerykańska korporacja Lazarus. W grę wchodzą biliony eurodolarów. Każdemu skapnie kawałek tortu. Nam też. Amerykanie są świadomi, że bez przemytu Unia zdechnie w tydzień i chcą mieć go pod kontrolą. Nie ufają Kombinatowi, zatem czarny rynek przejmie Sicz. Prowadzimy już rozmowy. Frontex łatwo nie odpuści, więc trzeba go całkiem pogrążyć. I tu zaczyna się twoja rola.
Zostaniesz świadkiem koronnym. Pomożesz dotrzeć Europolowi i Jajcarzom do innych świadków i dowodów. Damiana, nomadów, tych freerunnerów: Black Horse’a i Olega, ofiar eksperymentów Frontexu. Wiemy, że uwolnili ich islamiści do spółki z Czerwonym Świtem. Wszystkim w zamian za zeznania zostanie zaoferowana amnestia. Wiem, że masz wiele pytań, ale pozwól, że skończę.
Od tego jak będziesz pomocny, zależy czy wyjdziesz na wolność. Za godzinę odwiedzi cię pewien człowiek, szef warszawskiego oddziału Łowców Duchów. Złoży ci propozycję. Przystań na nią.


___________________________________________


IGOR



Oparty o czołem o szybę wozu Igor obserwował pustymi oczami coraz bardziej górzysty krajobraz. Jechali bocznymi drogami, gdzie było mniej kontroli, poza tym autostrady były zapchane uciekinierami.
Igor patrzył, ale nie widział. Przed oczami młodego nomady po raz setny rozgrywała się akcja we Frontex Citadel i to co nastąpiło po niej.
Ostatnie spojrzenie na płonący szczyt Cytadeli. Symboliczny stos pogrzebowy Iwana „Kałasznikowa” Smirnowa. Przyjaciela, który oddał za niego życie.
Damian żył, gdy Siodło dobiegł do niego. Wspólnie z Olegiem zabrali nieprzytomnego z dachu hotelu. Na ostatnim piętrze czekała na nich winda towarowa a w niej dziwnie wyglądający człowiek w kombinezonie z ochraniaczami i kasku zasłaniającym całą twarz prócz oczu. Na naramienniku miał umocowaną policyjną odznakę.
Black Horse uspokoił ich mówiąc:
- To swój.
Zjechali na dół, do podziemnego garażu, gdzie drzwi windy otworzyły się wprost na pakę policyjnej furgonetki. Dziwny gliniarz siadł za kierownicą i włączył koguta. Wyjeżdżając z garażu minęli się z radiowozem na sygnale i wbiegającymi do środka głównym wejściem antyterrorystami. Przez kilka minut przedzierali się przez panujący na ulicy chaos. Furgonetka przeciskała się przez tłum spanikowanych demonstrantów, cofających się od Cytadeli, gdzie wciąż strzelano. Wyły syreny karetek, wozów strażackich i radiowozów. Na rondzie ONZ tłum ścierał się z policją, latały kamienie a wiatr niósł chmury gazu łzawiącego. Kawałek dalej ludzie kulili się przed emiterem mikrofal, chipowani przez rojoboty.
Wreszcie opuścili rejon zamieszek. W bocznej uliczce przesiedli się do furgonetki prowadzonej przez Bibliotekarza i ruszyli do Talibanu.
- Czy nie wystarczy już wspomnień? – zapytał Connor.
Karawana jechała dalej.

***


- Nie mogę nic zrobić – rozłożył bezradnie ręce doktor Korbowicz. Cicho chlipiąca Laura siedziała na łóżku w podziemnej klinice Groznych. Do środka właśnie wniesiono kolejnego, wyjącego w niebogłosy, rannego. Ripperdoc Czeczenów w przerwach między operacjami, posyłał im ponaglające spojrzenia, sugerujące, że powinni zrobić miejsce bardziej potrzebującym.
– Skan pokazuje, że impuls elektromagnetyczny spalił dysk – podjął neurochirurg. – Ocalał zapasowy procesor odpowiedzialny za poruszanie się, ale sztucznie wykreowana świadomość, wspomnienia… Nawet gdybym miał odpowiednie warunki – rozejrzał z dezaprobatą dookoła – bez Wolanda nic nie zdziałam. A wszystko wskazuje na to, że już go tam nie ma.

***


- Nie możemy jej zabrać – rzekł ojciec.
- Ludzie będą się gapić – dodał Mikul. – Dziewczyna nie chce nosić maski, w końcu ktoś ją rozpozna i doniesie.
– Nie mamy warunków, żeby się nią zajmować – pokręciła głową matka. – To już nie jest ona, Igor. Musimy oddać ją jej matce.

***


Na długo miał zapamiętać twarz Laury, gdy wysadzili ją pod szpitalem. Zamaskowany Igor wyprowadził ją z auta i posadził na ławce. Była cicha i spokojna, gdy patrzyła jak odchodzi. Przez chwilę znów zdało mu się, że go poznaje, lecz wiedział, że to ułuda.

***


Było ich teraz trzynaścioro. Trójka Siodłowskich, Mikul, Rokas, Brisbois, Dzubenko i Gisela Gazel – Czarna Wdowa wraz z dwójką dzieci. Oraz Bahir i Lila z ośmioletnim synem. Młode małżeństwo liberalnych Turków przyprowadziła Gisela, mówiąc, że chcą dołączyć do karawany.
- Tu będzie wojna – rzekł Bahir, szczupły facet z krótką bródką – Nie ma już miejsca na neutralność. Każdy będzie musiał wybrać stronę i walczyć. Nie chcemy walczyć. Chcemy żyć.
Zaakceptowali ich jednogłośnie. Karawana potrzebowała świeżej krwi. Damian i doktor Korbowicz zostali w klinice Groznych.

Nomadzi postanowili ruszyć na Bałkany, śladem grupy, która wcześniej opuściła Warszawę. Bez żalu zostawiali za sobą miasto, w którym przelali tyle krwi, teraz pełne gniewu i cierpienia.
Woland dotrzymał słowa. Gdy Igor z Iwanem byli w Cytadeli do obozowiska nomadów przyjechały dwa nowe kampery, terenówka i motor. Zarejestrowane na ich nowe, fałszywe nazwiska, do których dostali komplet dokumentów oraz maski plastyczne dla pozostałych. Z walizką pełną pieniędzy permanentna zmiana wyglądu nie była poza ich zasięgiem.

Drugiej nocy rozbili obóz na opuszczonym kempingu w Sudetach. Rozpalili ogień i rozmawiali, snując plany na niepewną przyszłość. Ale Igor, po tym wszystkim co przeszedł, potrzebował trochę samotności. Zaszył się w kamperze i po raz pierwszy od trzech dni wszedł do VR. Netropolis przywitało go zwyczajowym gwarem i feerią barw. Anonimowy tłum, samotność w sieci. Ale i tu dało się znaleźć całkiem bezludne miejsca. Kilka minut później spoglądał z lewitującej skały na spowite mgłą szczyty Góry Serwerowych i rozbijające się o klify fale Oceanu Danych. Connor, rozumiejąc potrzebę Igora pobycia samemu, poleciał w inne miejsce.

- Igor?

Zadrżał, słysząc dziewczęcy głos za plecami.
Laura stała na porastającej skałę łące. Miała rozpuszczone włosy a na sobie letnią sukienkę, jaką nosiła w Arciechowie tego dnia, w którym wybrali się na wycieczkę rowerami.
- Cieszę się, że nic ci nie jest. – powiedziała. – Przykro mi z powodu Iwana.
- Laura… - wydukał. – Jak? Ty…
- Woland stworzył kopię zapasową. Gdy zginął, jego przyjaciel wypuścił mnie do sieci. I poznał z innymi bezcielesnymi – spojrzała za siebie, gdzie w pewnym oddaleniu stało kilka postaci. Między nimi mężczyzna w płaszczu i masce Guya Fawkesa oraz…
- Kocur? – zdziwił się Siodło.
- Dorian – wyjaśniła. – Jego duch. Uciekł do sieci, gdy jego pana aresztowali.
Usiadła na trawie obok niego, patrząc na mgliste góry.
- Teraz ja się nimi opiekuję – oznajmiła. – W sieci jest nas wielu. Ukrywamy się przed Łowcami, ale to nie jest trudne, jeśli wie się jak. Woland przekazał mi swoje umiejętności.
Chwyciła jego dłoń i spojrzała mu w oczy
- Nie wrócę do swojego ciała – rzekła. – Tak jest lepiej. Sieć jest nieskończona i wolna od bólu. Możemy się tu widywać... Jeśli tylko zechcesz.


______________________________________

KONIEC
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 31-08-2016 o 18:11.
Bounty jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172