Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-04-2015, 12:56   #11
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
W kawiarni panowała, jak się zdawało luźna atmosfera. Cały czas myślał, że będą tylko we trójkę rozpracowywać ową sprawę. Zabrawszy ‘Iliadę’ i usiadłwszy obok nieznanej mu kobiety, która weszła do kawiarni sporo przed nim; zaczął czytać książkę w myślach starając przypomnieć sobie o czym to było gdyż tak dawno ją czytał. Skupił wzrok na lekturze szkolnej tak mocno iż nie zauważył, że w jego stronę zmierza taca z kawą dla niego.
-Co jest kurwa!!! Ogłupiałeś, jak ja się teraz pokaże!!! Debil.-ostatnie słowo powiedział do siebie.
Po dłuższej chwili wziął serwetki od kelnera zaczął się wycierać. -Przepraszam, że wybuchłem-. Rzucił w stronę kelnera.

- Witam – odezwała do zgromadzonych Natasha, gdy znalazła się przy stole, na którym leżała pochlapana kawą Iliada.
- Podwójne espresso poproszę – zwróciła się do kelnera, który trzęsącymi się rękami jednocześnie próbował zebrać filiżankę i podać serwetki poszkodowanemu – jak najszybciej – dodała gdy ten wciąż miotał się jakby pracował tu pierwszy dzień.


Zauważył jakiegoś kolesia w czarnej masce z białą trupią czaszką, który był najwyraźniej rozbawiony zaistniałą sytuacją. Dziwne charczenie dobiegało spod maski. On po prostu się śmiał. Ułożył dwa palce i przyłożył do miejsca w masce tam gdzie powinny znajdować się oczy wycierając niewidzialne łzy. Kim był ów ‘zamaskowany’?

-A Tobie co się przydarzyło biedaku? Karma to jednak sucz - dodał ciszej do Natashy wskazując na zniszczoną Illiadę.

-Tak zupełnie przy okazji jestem Cedric- powiedział do kobiety, która była obok niego. Miał na myśli Dean jego nową tożsamość, ale ciężko było się przestawić.

- Nicole, wedlug tego co sie dzis dowiedzialam - odparla z usmiechem kobieta.

-Wyróżnia się pan- uśmiechnął się pod nosem. Mówiąc to miał na myśli śmiesznie. Jak ‘Człowiek w żelaznej masce’.

Black przechylił lekko głowę i potarł się palcami lewej dłoni o czoło.

-Tak.. Tak.. Słyszałem to raz lub dwa.

Następnie wyciągnął swoją dłoń w czarnej skorzanej rękawiczce do mężczyzny, ktory przedstawił się jako Cedric.

-Black.

-Po kij ci ta maska? Oczywiście nic nie mam przeciwko- powiedział lekko kiwnął głową w geście uprzejmości.

Wstał i uścisnęli sobie dłonie. Cedric się trochę zapomniał omal nie miażdżąc mu dłoni.
Black puścił jego dłoń

Potem usiadł z powrotem na swoje miejsce.
-Jezu.. Jak ty wyszedłeś z łona matki człowieku.. A maska?

Padł na skórzaną sofę obok drugiej z kobiet obejmując ją ramieniem.

-Powiedzmy, że to trochę sentyment z dawnych czasów.. Poza tym nie lubię być widziany bez niej. Bez obrazy, ale nie znam was moi mili… Jeszcze - dodał kładąc akcent na ostatnie słowo i mrugnął porozumiewawczo do kobiety siedzącej obok.

-Przepraszam, że was opuszczę, ale muszę się oddalić w kierunku toalety.- powiedział to idąc w tym kierunku. Mówiąc to musiał się jakoś ogarnąć po tym całym zamieszaniu.

Black spoglądał milcząco za odchodzącym mężczyzną. Po czym wzruszył ramionami jednym wciąż obejmując nieznajomą mu kobietę.

- Ja tam mu się nie dziwię. Przy was moje drogie panie, każdy zrobiłby się mokry.

Zastanawiające było to, że nie sposób było stwierdzić czy to żart czy może mężczyzna mówi całkiem serio.

Uniosla brew i katem oka spojrzala niepewnie na mezczyzne w masce. Nie wzbudzal w niej leku, byl wrecz.... zabawny.

W toalecie -No pięknie, po prostu pięknie.- Wziął kawałek ręcznika papierowego zmoczył wodą i przetarł plamę.

Minęło chyba 5 minut i wyszedł z toalety. Dosiadł się do dwóch kobiet.-Lepiej nie będzie- Zaśmiał się.

-Nie martw się kolego. “Nie szata zdobi człowieka…” - powiedział teatralnie z zamierzoną przesadą.

Cała już teraz czwórka poszła na górne piętro kawiarni.

Cedric ciągle się zastanawiał dlaczego dostał nową tożsamość i czemu to głupie imię i nazwisko Dean Diggory?

Idąc na górę chłodno spojrzał w kierunku kelnera, który oblał go kawą.

- Zgłodniałem- powiedział jakby na ucho kobiecie w białej garsonce.

Cassandra zerknęła na niego z ukosa
-Wiesz, szczerze powiedziawszy, to mnie to nie interesuje. Chciałam przypomnieć, że mamy coś do zrobienia, a wszelakie próby wymigiwania się grożą nam śmiercią. Ale to tylko tak nadmieniam, jakby kogoś to obchodziło. Może i mam kaca, ale dauna nie złapałam by posługiwać się mózgiem na poziomie poniżej 80 IQ - jej ton głosu byl jak zawsze spokojny i opanowany.. Nie biło od niej ani chłodem, ani arogancją, ani tym bardziej złośliwością. Czarnowłosa była naprawdę neutralną personą, skorą by dogadać się i polubić z każdym, kto według niej miał mózg. Najlepiej spory mózg.

Widać było, że średnio ją obchodziła ta rozmowa więc przeszła do naszej ‘misji’, że tak powiem.

-Chodźmy do hotelu, zameldujmy się - to raczej nie była propozycja. - Liczę na to, że w pokojach znajdziemy telefony i dowiemy się czegoś więcej bo nasz szanowny kolega przebieraniec niewiele pomógł. powiedziała Natasha i ruszyli w stronę hotelu.

Cedric skąńczywszy zupę zszedł po schodach i poszedł za nimi. Może faktycznie miała rację odnośnie tych telefonów?- pomyślał jak już znalazł się w pokoju hotelowym. Zamknął drzwi i zączął przeszukiwać każdy zakamarek pokoju; od łóżka po łazienkę na pokoju gościnnym kończąc. Faktycznie kobieta miała rację. Poszczęściło się co- mruknął w duszy jednocześnie przeglądając listę połączeń. Nic ciekawego Cedric nie znalazł. A tak a propos do kogo ten telefon należał?- zastanawiał się dobre pięć minut.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036

Ostatnio edytowane przez Adi : 12-04-2015 o 13:19.
Adi jest offline  
Stary 18-04-2015, 15:33   #12
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Cedric usiadł na łóżku z telefonem w dłoni. 'Szefowa'? Kto to jest do cholery?- Pomyślał nawet nie zadając sobie trudu, żeby zadzwonić pod ten numer. Zabrał telefon ze sobą nie wiadomo po co i poszedł się przewietrzyć. Była godzina 18.00. Poszedł w stronę plaży zastanawiając się dlaczego został tu przywieziony. Minęło pół godziny i wrócił do hotelu. Cała czwórka czekała na jakiegoś kolesia z Organizacji. Jaka to była Organizacja? Tego nie był pewien; fakt jest faktem, że musieli czekać. Trochę powęszył w swoim pokoju szukając poszlak, które może naprowadziłyby go na jakiś trop. Może wiedziałby coś więcej, ale nic z tego.


Gdy nadeszła pora wczesno wieczorna tj. 21.00 zaczął się poważnie zastanawiać kim jest ta kobieta, od której pochodzi ten numer. Być może to ona jest tym zarządcą tej Organizacji, że się tak wyrazi, ale kto to wie. Godzinę później zasnął jak makiem zasiadł. Po raz pierwszy od czasów więzienia.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036

Ostatnio edytowane przez Adi : 19-04-2015 o 07:35.
Adi jest offline  
Stary 18-04-2015, 22:52   #13
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
wspólna praca Nami i trava

---

Oddychał ciężko przed zlewem w toalecie greckiej kawiarni. Rozszerzone źrenice wpatrywały się dziko w odbicie przedstawiające człowieka w czarnej masce z białą namalowaną kredą czaszką. Przez gruby materiał dobiegało ciche gniewne warczenie. Spotkanie nie poszło tak jak planował. Właściwie nie planował wcale i może to był ten błąd. Górę wzięła jego kompulsywna strona i pozwolił żeby nim zawładnęła. Może trochę z radości po tak długim czasie spędzonym w "uśpieniu".

-Jesteś z siebie zadowolony? - powiedział słabym głosem patrząc się wciąż w odbicie.
-Nie moja wina, że taka z ciebie cipa. Jeśli już mówimy o cipach. To z tej Natashy całkiem niezła.. A może wolisz tą, jak jej tam.. Casssandrę? Pozwolę ci wybrać. Tym razem. - mężczyzna uśmiechnął się paskudnie pod fakturą czarnego materiału.
-Wrrr... zamknij się... - Black drżącymi z wysiłku dłoniami złapał za maskę jakby zmagał się przez chwilę z samym sobą przez chwilę. Po chwili udało mu się ją zerwać i rzucić do umywalki. Zaraz jednak chwycił ją ponownie i otworzył z impetem drzwi do jednej z kabin. Podniósł klapę i wrzucił maskę do sedesu spuszczając w nim wodę.Wychodząc trzasnął drzwiami, które odbiły się z hukiem i poruszały jeszcze przez chwile by w końcu zatrzymać się pozostając niedomknięte. Ścisnął mocno krawędzie umywalki. Na tyle mocno, że wydawało mu się, że jeszcze chwila i będzie mógł ułamać kawałek kamienia. Bał się podnieść głowę. Bał spojrzeć w swoje odbicie. Zaczął jedynie powtarzać coś cicho, niczym mantrę.

-Masz kontrolę... Masz kontrolę... Masz...

https://www.youtube.com/watch?v=ZGMDBppWBOo

---

-.... kontrolę ty mały sukinsynu! Popatrz jak matka przez ciebie płacze. Myślisz, że sprawia mi przyjemność ustawiania cię do pionu? Nie!

Zaraz po krzyku ojca poleciał pas. Tak przynajmniej to zapamiętał, ale wszyscy wiemy, że obrazy z dzieciństwa często są nieco zniekształcone przez nieubłagany upływ czasu i traumatyczne przeżycia. Zaciskał zęby aż leciała mu krew z dziąseł. Ręka wygięta pod nienaturalnym kątem piekła niesamowicie. Ojciec odwrócił go na plecy i raz po raz zadawał razy pasem na jego gołe pośladki. Łzy stanęły mu w oczach, ale w myślach wciąż powtarzał sobie jedną rzecz: "nie krzyknę".

-Szacunek czasem trzeba po prostu wbić do głowy. Niech to będzie dla ciebie lekcja synu.

Kolejne uderzenie zdarło mu boleśnie skórę z pośladków i w tym momencie zapomniał o swoim wcześniejszym postanowieniu. Kątem oka zobaczył jak matka biegnie w jego kierunku z rozpaczliwie wyciągniętymi ramionami i troską wymalowaną na twarzy. Zobaczył zamach ojca i matkę lecącą do tyłu po spotkaniu z jego otwartą dłonią. Zobaczył krew z nosa matki, która poleciała na białą ścianę tworząc swoiste dzieło sztuki. Nie wiedział czemu, ale podobał mu się ten ostatni widok zanim na jego oczy spadła czarna kurtyna kończąca wspomnienie.



---


Cassandra wychodzac z apteki jak zwykle byla zapatrzona w ekran swojego telefonu. Poki co nie potrafila poruszac sie bez niego po miescie. Schodzac po schodkach wpadla na chodniku na jakiegos mężczyznę, jednak z obawy przed upadkiem chwycila sie go, zamiast odskoczyc.
- Ups, sorry. - przeprosila, gdyz bylo jej glupio, jednak wyczula cos znajomego. Zapach. Stanela juz normalnie, patrzac na twarz chyba nieznajomego.
- Czy my sie skądś znamy? - spytala patrzac mu w oczy, jakby cos w nich ujrzala.
Mężczyzna w czarnej letniej kurtce zarzuconej niedbale na biały podkoszulek poświęcił jej jedynie krótkie spojrzenie. Coś w tych zimnych, pozbawionych emocji oczach lekko drgnęło. Był to jedyny sygnał, że mężczyzna rzeczywiście mógł rozpoznać kobietę. Na jego dość przystojnej chociaż bladej twarzy o silnych, wyrazistych rysach widniał kilkudniowy zarost, ale największe wrażenie robiła paskudna blizna biegnąca wszerz całej jego twarzy. Najprawdopodobniej pamiątka po kontakcie z jakimś ostrym przedmiotem, może nożem.
-Nie wydaje mi się… Przykro mi, ale na mnie już czas..
Black odwrócił się na pięcie i skierował swe kroki w stronę portu zostawiając za sobą Cassandrę.
- No może się pomyliłam. - odrzekła do jego pleców. Wcześniej próbowała przyglądać się temu jak wygląda, jak mówi. Jednak ten zapach nie dawał jej spokoju, tę samą woń poczuła, gdy oparła głowę na zamaskowanym mężczyźnie. Wtedy jednak jego ton głosu zdawał się mieć większą pewność siebie, a teraz był taki… Zmieszany? Może to jednak faktycznie jest zupełnie inna osoba, w końcu nie jeden używa tych samych kosmetyków, ale mimo to Cassandra czuła, że ten zapach był specyficzny, jak dla każdego człowieka.

Chwilę stała w zastanowieniu i w końcu postanowiła udać się za facetem. Zdawało jej się, że i tak idzie w tym samym kierunku, co ona miała zamiar iść. Jakby co to będzie udawać, że go rozpoznała, w ostateczności albo się da zdemaskować, albo będzie szedł w zaparte, co chyba faktycznie będzie oznaczało, że czarnowłosa sfiksowała od wąchania tych substancji na czarnym rynku.

Black szedł niespiesznie, jakby bez celu. Ot, kolejny turysta wracający do hotelu po dniu pełnym wrażeń. Starał się nie wzbudzać niczyich podejrzeń co mogło przecież wydawać się dość dziwne jeśli ktoś rozpoznałby w nim człowieka, który jeszcze niedawno zrobił małe “show” w jednej z greckich kawiarni. Przez dłuższą chwilę poruszał się w tym samym kierunku, po czym dość nieoczekiwanie skręcił w jedną z bocznych alejek dość blisko doków.
Z początku kierunek w jakim zmierzał nieznajomy odpowiadał jej. Sama miała zamiar iść w tamtym kierunku, więc nawet nie czuła się głupio, że kogoś śledzi, bo tak czy siak szła by tędy. No, może jednak wybrałaby inną trasę, jednak ta pasowała jej najlepiej. Dziwne też było, że skręcił w alejkę, kto normalny skręca w jakieś zaułki? Cassandra nie była pewna, czy iść za nim, czy może już sobie darować, pewnie schował się za rogiem i czeka by jej przywalić czymś w łeb. Sięgnęła więc asekuracyjnie do swojej torby i znalazła wypełnioną płynem, zabezpieczoną strzykawkę. Zawsze to jakaś obrona. Trzymając wciąż rękę w swej torbie przerzuconej przez ramię początkowo minęła uliczkę z bezpiecznej w jej mniemaniu odległości, patrząc w jej kierunku. Jeśli facet szedł dalej, mogła pójść za nim, jednak jeśli stał w bezruchu i się gapił, to sama mogła się zatrzymać.
Jednak nie zauważyła go. Przepadł jakby wpadł w jakaś dziurę czasoprzestrzenna. Kobieta domyślała się, ze pewnie się gdzieś schował, bo sama by tak zrobiła. Musiała wiec ostrożnie stawiać kroki. Przygotowała strzykawkę tak, by nie mógł obrócić tej broni przeciw niej i uważnie stawiając kroki skręciła tam gdzie zniknął jej z oczu.

Black siedział przykucnięty za kontenerem na śmieci uspokajając oddech. Miał nadzieję, że kobieta zrezygnuje, pójdzie sobie i zostawi go w spokoju. Sądząc jednak po ostrożnych, ale jednak słyszalnych krokach w cichej alejce Cassandra postanowiła jednak zabawić się w detektywa. W swoim mniemaniu nie miał wyjścia, wiedząc że za kilka sekund dojdzie do konfrontacji, której bardzo chciałby uniknąć. Pogrzebał w kieszeniach kurtki nie znajdując nic oprócz telefonu i portfela, którego zwinął jakiemuś ważniakowi na mieście. Nic użytecznego. Przeszukując powoli okolice za śmietnikiem, znalazł na ziemi stertę małych ostrych gwoździ. Chwycił jej w skórzaną dłoń i skupił się na krokach. Jeden… Dwa… Poczekał aż jej sylwetka wychyliła się zza rogu i wykonał w jej kierunku coś co mogło wyglądać na kilka.. lub kilkanaście szybkich rozmazanych ruchów. Maleńkie smugi cięły z sykiem powietrze zbliżając się wprost ku zaskoczonej kobiety.
Znajdował się poza jej zasięgiem ponadto nie było zbyt dużo czasu na reakcję. Zaskoczył ją. Zamknęła jedynie oczy i zasłoniła się rękami w odruchowym geście. Gwoździe przecięły nieszkodliwie powietrze koło kobiety nie wyrządzając jej żadnych szkód. Otworzyła oczy by zdać sobie sprawę, że “pociski” wbiły się jej skórzaną kurtkę tak, że z precyzją chirurga przyszpiliły ją do słabej, przegniłej ściany. Jej uniesiona dłoń, teraz unieruchomiona wciąż kurczowo ściskała strzykawkę.

-Witam. Wybacz mi, ale nie lubię jak ktoś mnie śledzi - oddech jak i głos miał zupełnie spokojne, ale jego twarz wyrażała coś co można było wziąć za smutek.
Cassandra mimo iż znalazła się w dość… Niekomfortowej sytuacji, uśmiechnęła się szeroko udając, że przymusowa pozycja wynikająca z przybicia jej do ściany, jest jej własną pozycją, którą chciała przyjąć.
- No siema. - odpowiedziała nie puszczając z rąk strzykawki.
- I po co było udawać, że się nie znamy? - spytała wydając się być dosyć zadowoloną ze swojej pozycji. W sumie miała w ręku wciąż broń i to na widoku, a nie w torbie, więc wciąż mogła jej użyć. Może nie tak, jakby pragnęła, ale zawsze. Jeden jego głupi ruch i chętnie strzeli mu tym w oczy, co prawda będą jedynie piekły i utrudniały czyste widzenie, zaczerwienienie utrzymywać się będzie przez 2dni… Ale to już jego wybór.
- Chciałam tylko dogłębniej się z Tobą zapoznać. - dodała na sam koniec, a zadowolenie nie znikało jej z twarzy. Była szczęśliwa, że ubrała dziś tę kurtkę, a nie białą. Białą kochała bowiem całym swym sercem!
Mężczyzna wydawał się lekko zaskoczony, może nawet zaintrygowany.

Spoglądał na nią przez chwilę upewniając się czy mówi serio.
-Jak mnie poznałaś? I czemu do cholery leziesz za nieznajomym. W dodatku zupełnie sama w ciemną uliczkę?
Westchnął ze zrezygnowaniem i ciągnął dalej. Jego głos był całkowicie beznamiętny jakby opowiadał o rutynie dnia codziennego.
-Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że mogłem… Mógłbym wciąż zrobić ci krzywdę.
- Hmm, no wiesz. W sumie, głos masz inny, twarzy nigdy nie widziałam, ale Twojego zapachu nigdy nie zapomnę.
– odpowiedziała ze spokojem nie martwiąc się o nic.
- W dodatku te oczy. – dodała ciszej.
-Sama w ciemną uliczkę - powtórzyła za nim - A co, nagle się o mnie martwisz? - spytała wciąż się ciesząc, chyba sama nie była do końca zdrowa, albo miała totalnie na wszystko wywalone.
-Możesz, mógłbyś i będziesz mógł. Takie już jest życie. A teraz pomóż mi wrócić do normalnej pozycji i porozmawiaj ze mną. Ręce mnie już bolą. - powiedziała lekko się niecierpliwiąc.
-Czemu miałbym ci ufać? - odpowiedział spokojnie mężczyzna robiąc kilka kroków do przodu patrząc się prosto w jej szare oczy. Nie robił tego z nienawiścią, po prostu stwierdzał fakt.
-Żebyś mógł mi zaufać, masz - szybko dodała po czym nacisnęła na strzykawkę i opróżniła ją, wylewając cały środek na ziemię.
-Drogi był, ale trudno, moja strata. Nie jestem osobą walczącą - przyznała się z uśmiechem na twarzy patrząc w jego oczy po czym przechyliła głowę lekko w bok
-Pieniądze nie mają dla mnie wielkiej wartości… - przerwał na chwilę spoglądając na zniszczoną kurtkę.
-Przykro mi z powodu… - wskazał na ubranie kobiety.
-A co do zaufania to nie muszę dodawać, że to nie takie proste prawda? Nikt z tej grupy nie ufa i nie powinien ufać nikomu jeśli ma w głowie choć trochę rozumu. Ale… Doceniam ten gest z twojej strony. Problemem jest tylko to, że muszę coś załatwić i nie mam czasu ani ochoty na towarzystwo - poszedł jeszcze bliżej sprawdzając palcami wytrzymałość ściany do której dosłownie “przygwoździł” kobietę.
-Gdyby tak Ci się spieszyło, to nie poświęciłbyś mi ani sekundy. A stoisz tu ze mną i jeszcze Ci przykro, bo kurtka. Więc masz trochę czasu. - stwierdziła
-Uwolnisz się bez trudu w ciągu najwyżej kilku minut. Kurtki niestety chyba już nic nie uratuje. W ramach rekompensaty wezmę cię potem na jakieś zakupy. - powiedział jakby nic się nie stało.
Zmarszczyła brwi i sama zerknęła na kurtkę, jakby zastanawiając się o co mu chodzi.
-...z powodu kurtki? Serio?! Wiesz ile ta substancja była warta?! A Ty się kurtką martwisz?! Proszę Cię… Mam ją w nosie. - skwitowała i była już nieco bardziej… Oburzona. Gdy tylko pomyślała o tym, jak bardzo zmarnowała taki wspaniały środek, od razu zrobiło jej się przykro. Bardzo. Serio !
-Tak jak mówiłem pieniądze nie mają dla mnie większej wartości - wzruszył obojętnie ramionami.
-Świetnie. A teraz po prostu je wyjmij, bym nie rozerwała sobie ubrania i tyle. Zajmie Ci to kilka sekund. - nie rozkazywała mu. Była spokojna, wręcz miła jak na zaistniałą sytuację. Wciąż na niego patrzyła, jednak jej wzrok błądził po całej jego twarzy, nie tylko skupiał się na oczach.
-Będziesz grzeczna? - spytał cicho.
Parsknęła pod nosem z niedowierzania i uniosła brwi, a jej oczy otworzyły się szerzej.
- Jeśli tak lubisz. - odpowiedziała krótko.

Nie pozwolił sobie na komentarz. Nawet się nie uśmiechnął, jego oczy zwęziły się tylko lekko wyrażając bezgłośnie podniecenie. Zaczął po prostu odrywać kolejne gwoździe, które pozostawiały spore wyrwy w skórzanym materiale kurtki dziewczyny. Najpierw uwolnił jej rękę a potem poszło już szybciej kiedy mogła mu już w tym pomóc.
Kiedy w końcu była wolna poczęła robć okrężne ruchy barkami oraz karkiem. Może same gwoździe nie bolały, ale pozycja była cholernie niewygodna.
- O człowieku, słaby podryw. - skomentowała głupio i bez namysłu, ale często jej się zdarzało gadać od rzeczy i rzucać głupimi tekstami. Jednak sama nie potrafiła nad sobą panować, jakoś tak już miała. Na szczęście jej obojętna postawa do życia i akceptowanie wszystkiego, co się wokół dzieje, pomagało jej żyć… w zadowoleniu.
-Podryw? Chyba nigdy nie byłem w tym… - zanim dokończył kobieta weszła mu w słowo.
-To kiedy ze mną pogadasz? I byle nie jutro z rana, bo wtedy nic nie ogarniam! - spytała poważnie biorąc pod uwagę fakt, że ponoć mu się spieszy. Schowała strzykawkę z powrotem do torby. Przy tej czynności na jej twarzy zagościł wyraźny smutek. Pusta strzykawka, wielki ból w sercu.
-Najpierw obowiązki potem przyjemnośći prawda? - uśmiechnął się tylko słabo jakby to miało wszystko wyjaśniać.
-Zajmie mi to kilka godzin. Z tego co wiem to mieszkamy w tym samym hotelu? Horizon Royal jak dobrze pamiętam? - zapytał retoreycznie nie czekając na potwierdzenie.
-Daj mi czas do 23 i potem możemy… Eeee - urwał jakby zabrakło mu słowa.
-Możemy chwilę porozmawiać - dokończył próbując zachować profesjonalizm.
Troche sie zdziwila jego... zmieszaniem? To chyba bylo najlepsze okreslenie. Kazdy czlowiek jest inny, ona najwidoczniej do wszystkiego podchodzila zbyt obojetnie i naturalnie.
- W porzadku. Przyjde do ciebie ok 23. - odpowiedziala z powaga. Otrzepala swoja sfatygowana kurteczke i rozejrzala sie na boki.
-Wiesz, który mam pokój? - zapytał beznamiętnym tonem osoby, której jest to właściwie bez różnicy lub za taką chce uchodzić.
- Ja wszystko wiem. To lece odlozyc towar nim mnie jakies psy zgarna, do pozniej - machnela łapka i poszla w swoja strone.
Black nie skomentował ostatniego zdania. Jedynie lekko skinął głową i spoglądał w ślad za nią. Upewniwszy się, że rzeczywiście nie chciała go dłużej śledzić wyszedł z alejki i skierował się ponownie w stronę dzielnicy portowej.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline  
Stary 19-04-2015, 21:40   #14
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Czasami zazdrościła ludziom, którzy potrafili nie martwić się rzeczami od nich niezależnymi. Ją takie sytuacje wyprowadzały z równowagi. Lubiła mieć kontrolę, władzę, sprawczość. Jeśli coś ma być zrobione dobrze, sama musiała tego dopilnować. Bez względu na poniesione koszty. Była perfekcjonistką i profesjonalistką w każdym calu.

***


Pokój hotelowy w zupełności spełniał jej oczekiwania. Jasny, przestronny, z widokiem na lazurowe, chwilowo spokojne morze. Kartę magnetyczną z numerem 103 położyła na stoliku przy łóżku. Zdjęła beżową marynarkę, odwiesiła starannie na oparcie krzesła. Rękawy białek koszuli podciągnęła do łokci, rozpięła kilka górnych guzików. Rozejrzała się po pokoju.



Pracodawcy zostawili jej telefon, nic więcej. Interesujące podejście – stwierdziła. Potem zajęła się tym, co robiła zawsze gdy znajdowała się w nowym, tymczasowym miejscu zamieszkania. Kilkanaście minut zajęło jej przeszukanie pomieszczeń na obecność pluskiew czy ukrytych kamer, niczego nie znalazła, pewnym więc było, że takie urządzenie nie zostały zamontowane.
Rozebrała się niespiesznie, po czym zrobiła to, na co od bardzo dawna miała ochotę. Długa, aromatyczna kąpiel koiła zmysły i ciało. Była jednym z niewielu momentów, gdy Natasha pozwalał sobie na wyłączenie umysłu i obniżenie czujności. Beztroskie, niczym nieskrępowane lenistwo. Podczas takich chwil relaksu była zupełnie bezbronna. Po niemal godzinie niechętnie wyszła z wody i ubrana w hotelowy szlafrok opuściła łazienkę.
Sięgnęła po smartphona. W nim też prawdopodobnie nikt nie majstrował. Nie znalazła żadnego podejrzanego oprogramowania czy ukrytego nadajnika. Telefon był czysty.
Nie zastanawiając się ani chwili wybrała jedyny numer zapisany w pamięci urządzenia.
-Słucham - szczeknął nieuprzejmie damski głos.

- Witam szanowną szefową! - sarknęła nieco zaskoczona, że ktoś w ogóle odebrał telefon. - Ja wiem, że zaraz zaczniesz mi grozić, że mam robić co chcecie i nie pytać bo kulka w łeb i te sprawy - zaczęła słowotok - no ale come onnn - przeciągnęła. - Cały czas mam śmigać w tym, przyznać muszę, całkiem niezłym garniturze. Jako szanująca się, echem… firma powinniście zadbać o wizerunek pracowników - wzięła głęboki oddech. - Generalnie chodzi o to, że przydałaby się jakaś garderoba i kilka osobistych drobiazgów - skończyła i oczekiwała na odpowiedź. Chciała dodać, że pracowników też lepiej powinni dobierać ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Przecież ona w wypadku niepowodzenia może stracić jedynie życie, firma zapewne dużo więcej. Niech więc sami martwią się o to kogo biorą do roboty.

-To jakiś pieprzony żart? - zapytała, jakby bez odpowiedzi była przekonana, że Natasha w tej chwili nie mówi poważnie. - Dziecko mając trzysta euro w portfelu nie umie kupić sobie bluzeczki? To zapierdalaj w tym, co masz - dodała lodowatym, antypatycznym głosem.

Trochę ją zatkało, miała jednaka nadzieję, że ton głosu nie zdradzał niczego. - Och, nie ma sprawy. A premiera wykończę długopisem z logo hotelu. Pozdrawiam ciepło - rzuciła spokojnym głosem, który z pozoru pozbawiony był emocji. Rozłączyła się. Telefon cisnęła na łóżko. Babsztyl naprawdę ją zdenerwował.

Cassandra ubrana już zdecydowanie “normalnie”, stanęła przed drzwiami Natashy. W ręku trzymała jakiś pakunek, jednak nie było wiadomo co to może być. Może nawet znosiła jakieś śmieci i po prostu zapukała do kobiety tak o, po drodze?
W mieszkaniu Natashy mógł roznieść się dźwięk pukania do drzwi. Nie był on ani agresywny, ani natarczywy, zwyczajne trzy wyraźne puknięcia i to wszystko. Przed drzwiami stała Cassandra, ubrana w czarne, rurkowate spodnie, buty przypominające glany. Szary top zakrywał jej prawie płaski tors, z którego niewiele co odstawało, jednak dziewczyna chyba miała to bardzo w nosie. Na to wszystko zarzuciła czarną, skórzaną kurtkę. Stała cierpliwie i czekała, jeśli drzwi nie zostałyby otworzone jej po 2 minutach, zapukałaby ponownie, a potem mimo wszystko odeszła, gdyż nie lubiła być nachalna.

-Co znowu - warknęła pod nosem słysząc pukanie. Wzięła trzy głębokie, oddechy, zawiązała schludnie biały, krótki hotelowy szlafrok i otworzyła drzwi. Zdziwiła się lekko, spodziewała się raczej kogoś z hotelowej obsługi.
-Witaj - zaczęła dosyć niepewnie.

- Hej. Wiem, że jesteś w gorszej sytuacji, niż ja, bo wygonili Cię tutaj prosto z pierdla, więc pomyślałam, że chciałabyś wyglądać bardziej jak człowiek. Bo może i te ciuchy są od Armaniego i zapewne powinnyśmy srać pod siebie z podniety, ale jak dla mnie to te szmaty są słabe. Więc jakbyś chciała, przyniosłam Ci coś, póki nie znajdziesz sobie czegoś innego– mówiąc to wyciągnęła w stronę Nataszy ręce, w których trzymała pakunek. W środku była kosmetyczka, z wszelakimi, kobiecymi duperelami. Jeśli kobieta zechciałaby to przyjąć, zobaczyłaby w środku wszelkiej maści kosmetyki, wraz z mleczkiem do demakijażu. Wszelakie kosmetyki do mazania były wyłącznie w odcieniach stonowanych takich jak: czarny, szary, biały, beżowy, brązowy. Żadnych kolorów, ani jednego. Cassandra tylko takich rzeczy używała, nie była fanką kolorów. Z ciuchów były czarne spodnie, beżowa bluzka na ramiączka, z dekoltem, oraz skórzana, biała ramoneska.
- Pożyczam. Ubrania i kosmetyki. Bo w tym pięknym gównie co dostałyśmy, za bardzo będziemy się rzucać na mieście, a biorąc pod uwagę wczesną godzinę, pewnie będziesz chciała gdzieś wyskoczyć. – dokończyła miło z lekkim uśmiechem. Facetów miała w nosie, ale o babki dbać trza było!
- Jesteśmy podobnych rozmiarów, więc powinno pasować. No, może poza bluzką, bo Ty przynajmniej masz jakieś wyniosłości, ja mam po prostu plecy w liczbie mnogiej - dodała z uśmiechem, bo i tak cieszyła się, że jest płaska, więc nie miała z tym nigdy żadnych problemów.
- Odbiorę wieczorem, jeśli chodzi o kosmetyki. A ubrania, to póki nie znajdziesz sobie czegoś. No chyba, że nie chcesz, to nie będę się narzucać.


- Czytasz mi w myślach dziewczyno!
- uśmiechnęła się szczerze. - Biorę i dziękuję - zajrzała do środka. - Może jakoś wcisnę tyłek w twoje spodnie, mooooże - zmierzyła ją wzrokiem. - Wyobraź sobie, że waśnie odbyłam przemiłą rozmowę z naszą szefową - zaczęła po chwili. - Przemiła kobieta, naprawdę. Tylko gadać z nią o ciuchach, kosmetyka i innych babskich rzeczach.

- To suka, ale jest zabawna! Lubie to, z jakim poczuciem humoru zabija ludzi - machnęła ręką. Wciąż się cieszyła, bo nie ma się czym smucić. Albo zdechną, albo nie i tylko to jest pewne.
- Miłego noszenia i pamiętaj, ze kocham te kurtkę! Ja lecę, bo muszę załatwić parę spraw na mieście, do zobaczenia rano na śniadaniu - pożegnała się miło, sugerując, ze rano wszyscy zobaczą się w hotelowej restauracji na dole. Machnęła ręką i udała się w swoja stronę.

- Dzięki raz jeszcze – powiedziała do oddalającej się kobiety i po chwili zniknęła za zamkniętymi drzwiami.

Zajrzała do pakunku, Cassandra gust miała raczej niewyszukany, choć całkiem niezły, kurtka faktycznie była świetna. Nie chciała jednak marnować czasu.
Najpierw obowiązki, potem przyjemności. Wzięła smartfona, zalogowała się do hotelowej sieci wi-fi i zaczęła szperać. Urządzenie nie dawało wielu możliwości, przeglądała jednak różne ogólnodostępne strony, które pozwoliły jej dowiedzieć się co nieco o polityce tego pięknego kraju, o której wcześniej – co z bólem musiała przyznać sama przed sobą – nie miała najmniejszego pojęcia. Ze skupieniem czytała kolejny artykuł o zadłużeniu Grecji, gdy ktoś zastukał do drzwi. Długie palce niosące do ust winogrono zatrzymały się w połowie drogi, Wilde spojrzała na zegarek. Ze zdziwieniem dostrzegła, że szpera w necie już bardzo długo. Wstała z fotela leniwie i ruszyła w stronę drzwi. Na korytarzy stała Cassandra.

***


Po wyjściu kobiety, wciąż rozbawiona, podeszła do barku. Pokiwała z uznaniem widząc to, czym został zapełniony. Zastanawiała się moment nad wyborem trunku, padło na wino. Czerwone, półwytrawne i ciężkie, idealne na sen. Kilkoma łykami opróżniła kieliszek, zrzuciła z siebie szlafrok i położyła do łóżka. Było za miękkie, nie przeszkadzało jej to jednak zbytnio. Po kilku minutach spała jak dziecko.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 19-04-2015, 21:58   #15
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

C A S S A N D R A
W hotelowym pokoju było cicho. Zdecydowanie aż nadto cicho. Kobiete lekko to drażniło, nawet zaczęła boleć ją głowa. Leżała na łóżku jak kłoda, w sumie nawet tak wyglądała, była mega płaska, szczególnie gdy leżała na plecach.
Mimo wszystko Cassandra była zadowolona ze swojego ciała. Może i prosiła się o nakarmienie, prowokując do tego wychudzoną figurą, ale przynajmniej niewielu mężczyzn ją podrywało, była traktowana tak, jak tego pragnęła. Z szacunkiem, a nie pożądaniem. Dziwną osobą była, gdyż jako samica nie lubiła facetów. Cóż, tak się złożyło, że to babsko miało w sobie mnóstwo złości, żalu i zazdrości, a to tylko dlatego, że jako wykształcona i inteligentna osoba, była zawsze gorsza tylko ze względu na płeć. Po prostu to, że miała cycki sprawiało, że w oczach świata była niższej kategorii, traktowano ją pobłażliwie. Dlatego wykształcił się w niej mechanizm, który z automatu stawiał mężczyzn niżej w hierarchii. Tak na nich patrzyła, z góry. Traktowała ich jak rzecz, jak coś gorszego. To, że akurat w jej drużynie zagościło takich dwóch penisów, było niezłym żartem, choć bardzo nieśmiesznym. Na szczęście prócz nich, zdarzyła się i kobieta. Dzięki Bogu! Dlatego też Cassandra postanowiła, że będzie dla niej miła, nawet jeśli miała wrażenie, że Natasha połknęła kij, jest sztywna, nudna i powściągliwa aż do bólu.
Czarnowłosa najpierw postanowiła się przebrać. Musiała wyglądać jak człowiek, a nie jak buc, jeśli miała zamiar załatwić coś porządnego na mieście. Czarne, rurkowate, spodnie, na stopy workery, co by nadać wyglądowi nieco twardszego charakteru. Na górę szary top, na grzbiet skórzana, czarna kurtka. Teraz czuła się jak ona, a nie jak małpa w cyrku, która popierdala w spódniczce baletnicy.
- Pierdolę, w końcu jestem normalna! – skomentowała sama do siebie będąc dumną ze swoich ciuchów, które jako jedyna ze wszystkich posiadała w podróżnej torbie. Nikt prócz niej nie miał tego luksusu, by zabrać swoje rzeczy.
Po tych słowach Cassi tanecznym ruchem podeszła do lodóweczki, schyliła się, gdyż była ona taka malutka i tak bardzo nisko, że inaczej się nie dało. Chyba stworzyli to dla alkoholików z dyskopatią lędźwiowią, żeby cierpieli pijąc. Wyciągnęła z niej puszkowane piwo i z wyrazistym, pięknym wręcz syknięciem otworzyła je. Prostując się od razu przechyliła swój pyszny trunk dojąc go łapczywie, a w międzyczasie jeszcze zamknęła drzwi lodówki nogą, popychając je mocno.
Teraz była zadowolona i od razu poczuła chęci do pracy. Wpadła na kilka pomysłów, w tym niektóre były miłe, inne wręcz wredne, a jeszcze inne dosyć… Zabójcze.
Przede wszystkim klapnęła na łóżko, którego materac wygiął się i wyprostował, wprawiając kobietę w lekkie bujanie. Wzięła do ręki telefon i korzystając z faktu, że to 5-cio gwiazdkowy hotel, podłączyła się do WiFi. Stwierdziła, że by normalnie funkcjonować w Grecji, musi ściągnąć kilka istotnych aplikacji. Na pewno przydatna będzie mapa, jakiś pomocnik w komunikacji miejskiej, informator na temat knajp, ważne informacje o tutejszej polityce, widżet z pogodą, słownik angielsko-grecki, a może i nawet inne języki byłyby w nim dobre. Dodatkowo ściągnęła kilka gier, co by jej się nie nudziło.
Schowała telefon do kieszeni spodni i dalej popijając piwo, które było już na wykończeniu, wyciągnęła swoją torbę spod łóżka. Wygrzebała z niej inne czarne spodnie, beżową bluzkę na ramiączka, z dekoltem, oraz swoją ukochaną, skórzaną acz białą kurteczkę, którą naprawdę kochała bardzo mocno.
- Jeśli mi Ciebie zniszczy, to ją zabiję – mruknęła przytulając do siebie swoje najlepsze odzienie, po czym ładnie je złożyła i zapakowała. Następnie wzięła swoją kosmetyczkę, w której miała dużo bajerów, poczynając od kremów i najzwyklejszego czarnego tuszu, kończąc na lakierze do paznokci, kredkach do oczu i mleczku do demakijażu. Wszelakie kosmetyki do mazania były wyłącznie w odcieniach stonowanych takich jak: czarny, szary, biały, beżowy, brązowy. Żadnych kolorów, ani jednego. Cassandra tylko takich rzeczy używała, nie była fanką kolorów.
Dokończyła piwo, zgniotła puszkę i rzuciła nią w stronę kosza na śmieci. Naturalnie nie trafiła i pojemnik po piwie znalazł się gdzieś obok, ale ona miała to za nic. Umyła tylko na szybko zęby, wzięła trochę kasy oraz dokumenty, po czym wyszła z pokoju zamykając go na klucz. Udała się do pokoju Nataszy, razem z pakunkiem, który sobie przygotowała. Ponieważ ona sama wolała wyglądać „normalnie”, pomyślała, że ta nowa współtowarzyszka też by tego chciała. Nie oszukujmy się, może i ciuch jest od Armaniego, ale to zwykłe szmaty. Nie to co ciuchy Cassandry.


M I A S T O

Po udanej wizycie musiała udać się na miasto. Założyła okulary przeciwsłoneczne, bardziej chcąc chronić swoją tożsamość i wygląd, niżeli unikać słońca i wyszła pewnym krokiem z hotelu. Potrzebowała udać się na jakiś targ, znaleźć czarny rynek, który istniał w każdym kraju. Pierwsze swoje kroki skierowała jednak do pierwszego lepszego kiosku czy też sklepu. Potrzebowała doładować sobie telefon jakąś niską kwotą. Potem udała się autobusem na rynek. Ciągle sprawnie manewrowała w mieście dzięki telefonowi oraz Internetowi w komórce, który sobie sprawnie wykupiła tuż po doładowaniu. Jadąc autobusem zdjęła kurtkę, było ciepło, choć wiedziała, że w godzinach ok. 19-20 zrobi się zdecydowanie chłodniej i wtedy kurtka się już przyda. Wciąż siedziała z nosem w komórce, łypiąc tylko spod okularów na otoczenie. Na szczęście nie wzbudzała zainteresowania w mieszkańcach tego Greckiego miasta, zapewne przywykli do turystów.
Przeszukując Internet z pomocą słownika, znalazła fora, na których było można znaleźć informacje dotyczące czarnego rynku. Na pewno znajdzie tam kilka rzeczy, które jej się przydadzą, to powinno być łatwe.
Cassandra zagapiła się, jednak jej czujny wzrok i dobry słuch dały jej do zrozumienia, że ten gwar na zewnątrz i ruch ludzi, wychodzących jak i wchodzących do autobusu, świadczy o tym, że dojechała na targ. Szybko wyskoczyła z pojazdu przepychając się przez wchodzących już ludzi, przez co wyszła na chama, ale miała to w głębokim poważaniu. Musiała teraz nosić kurtkę w rękach i wciąż pomagać sobie telefonem, choć póki co schowala go w kieszeń spodni. Na chwilę tylko uniosła okulary na wysokość czoła, rozejrzała się po okolicy i z powrotem pozwoliła spocząć im na własnym nosie.
Planowała próbować porozumieć się z mieszkańcami i sprzedawcami w języku angielskim. Nie rozumiała nic z tej ich greckiej mowy, dla niej był to zupełnie obcy i dziwny język. Czuła się jakby znalazła się wśród ludzi niemiejących mówić „po ichniemu”.
Z początku kupiła dosyć głupie, z pozoru, rzeczy. Odplamiacz, maskę Batmana. Kupiła sobie też coś do picia, jakiś regionalny napój. Wolałaby piwo, ale ileż można to pić. Musiała też uzupełnić zapasy apteczki, jednak to postanowiła uczynić w miejscu konkretnym i profesjonalnym, a nie na jakimś bazarze. Tutaj zaś musiała znaleźć kilka składników do swoich wywarów oraz nielegalne środki.
- Jesteś konkretnym człowiekiem? – szepnęła opierając się o ścianę jednego z budynków i odpalając własnoręcznie skręcone zielsko. Wyciągnęła rękę ze skrętem w kierunku mężczyzny, z którym starała się nawiązać kontakt. Ten zaciągnął się, po czym zamknął oczy i z rozkoszą wypuścił dym, niespiesząc się przy tym ani trochę.
- Coś mocniejszego? – spytał łamanym angielskim oddając Cassandrze „szluga”. Ta uśmiechnęła się pod nosem i odepchnęła od ściany dając krok w kierunku mężczyzny. Machnęła ręką na znak, że skręt jest prezentem, dzięki czemu cwaniak stał się dla niej bardziej przychylny
- Innego rodzaju. Zabójcze. – mruknęła unosząc kącik ust. Wciąż nie ściągała okularów, nawet nie chciała by facet miał okazje się jej przyjrzeć. Ten tylko kiwnął głową i paląc dalej skręta zaprowadził kobietę do baraku, znajdującego się gdzieś bardziej w w głąb targu. Widać na obrzeżach tylko stał, dla ludzi, którzy są doinformowani, było to banalne. Znaleźć człowieka, który nie ma przy sobie nic nielegalnego, przez co względem prawa jest nietykalny. W końcu nic nie ma, prawda? A potem klienta zaprowadzić bardziej w głąb targu i tam dobić interesów. Cassandra z zafascynowaniem przeglądała różne proszki i zioła, niektóre wąchała, innym przeprowadziła test z wodą, by sprawdzić, czy to na pewno ta substancja lub proszek, których szuka, a nie jakaś totalna ściema. Niektóre faktycznie się nie zgadzały, ale czarnowłosa zorientowała się, że to nie była próba oszustwa, a raczej test na to, czy aby na pewno zna się na rzeczy.
- Ile? – spytała podsuwając wybrane produkty.
Mężczyzna udawał, że się zastanawia. Kwota nie była wielka, gdyż dla niego produkty wybrane przez kobietę były… Bezużyteczne. Jednakże nie wiedział on najwidoczniej, jak wymieszać je, by były naprawdę mocnymi substancjami. Zapłaciła rzucając kasę na stół.
- Opakowanie. Inne. Po nasionach, cynamonie? – dodała słowami, bo wiedziała, że ten angielski mógł być już mniej zrozumiany. Udało jej się jednak dogadać. Wszelkie substancje płynne lub w proszku zostały zapakowane w opakowania maskujące, dzięki czemu stały się pozornie legalnie. Kobieta kiwnęła głową w podzięce i dorzuciła kasy trochę ekstra. Były to grosze, co prawda, ale dla handlarza na pewno warte. Wyszła z ciupy ze swoimi rzeczami pakując je do torby zarzuconej przez ramię. Znowu wyjęła telefon i zapatrzyła się w jego ekran. Musiała ogarnąć jeszcze trochę rzeczy, a czas leciał. Szybko wyszukała jakąś aptekę, najlepiej taką w pobliżu hotelu. Nie chciała w końcu z tymi wszystkimi substancjami brnąć przez miasto. Status lekarza dawał jej legalne zezwolenie na wykupywanie i wypisywanie różnych środków. Na miejsce wracała również komunikacją miejską. Nie miała zamiaru wozić dupy taksówkami jak jakieś panisko. Ona wolała być jak każdy, normalny człowiek, wystarczyło, że głębi duszy czuła się lepsze.
Gdy dojechała na miejsce oczy zaświeciły jej się z podniecenia. Kochała apteki, kochała zapach medykamentów, szpitali, nawet prosektorium. Była wniebowzięta. Po przekroczeniu progu tego wspaniałego dobrobytku nie wiedziała już co kupić. Wzięła mnóstwo rzeczy i wydała na to najwięcej pieniędzy, ale raz się żyje, jak szaleć to szaleć!

* * *

Wychodzac z apteki jak zwykle byla zapatrzona w ekran swojego telefonu. Poki co nie potrafila poruszac sie bez niego po miescie. Schodzac po schodkach wpadla na chodniku na jakiegos mężczyznę, jednak z obawy przed upadkiem chwycila sie go, zamiast odskoczyc. Chwilę tak stała w zbytniej bliskości z nim, dzięki czemu zdążyła wyczuć jak pachnie, a zapach ten był bardzo podobny.
To co zdarzyło się później zdecydowanie spełniło jej oczekiwania. Co prawda nie chciała by wyszło aż tak drastycznie, ale w ostateczności dopięła swego. Zobaczyła jakie ma umiejętności, czym się pała, a właśnie tego chciała się dowiedzieć. Na 23 godzinę umówiła się z nim jedynie z ciekawości. Zaintrygował ją jako osoba, gdyż w kawiarni wydawał się być zwykłym świrem, a tutaj nawet jej się spodobał. Czuła się jakby poznała dwie różne osoby, a jeśli… Jeśli to naprawdę były dwie różne osoby i po prostu się pomyliła? Miała nadzieję, że nie. W końcu te oczy, ten zapach. To nie mógł być przypadek.

* * *


Po tym spotkaniu pomknęła do hotelu nie oglądając się za siebie. Musiała pochować swoje rzeczy, ponieważ dla niej były naprawdę cenne. Część to leki, maści, bandaże i asortyment, który pozwoli jej na wyleczenie współpracowników w chwili awaryjnej. Druga część była już „tą groźną”, której nikt nie chciałby poznać. Potrafiła być szybka i niewykrywalna, a mogła też być nadzwyczaj okrutna.
Kiedy Cassandra weszła do swojego pokoju zaczęła układać swoje rzeczy, starannie je segregując. Musiała mieć wszystko pod ręką wyraźnie ułożone w kolejności, by mogła sięgać po konkretne rzeczy na oślep, jednocześnie nie popełniając żadnego błędu.
Przy okazji oczywiście wypiła jedno piwo. Gdy spojrzała na godzinę była dopiero 20, więc przez ten czas zdążyła jeszcze trochę ich wypić, za każdym razem po zakończeniu puszki podejmowała próbę trafienia nią z łóżka prosto do kosza na śmieci. Z 4 puszek trafiła może jedną, nie licząc tej, którą trafić próbowała jeszcze przed wyjściem.
Od tego picia zachciało jej się imprezki, a nie poważnych rozmów, jednak była już prawie 23, a skoro już się umówiła, to pójść trzeba. Czuła, że jutro będzie w dobrym stanie!



Cassandra i Natasha

Na początek jednak udała się do Natashy, gdyż miała potrzebę odebrania swoich kosmetyków.
Ok 22:30 Cassandra ponownie zapukala do drzwi Natashy. Wiedziala, ze jesli rano nie bedzie miala swoich kosmetykow, to bedzie wygladala jak potwor. Trzeba zadbac o swoj suchy wyglad.

Natasha szybko otworzyła drzwi. Wyglądała tak samo, jak kilka godzin temu. szlafrok, rozczochrane włosy i nieco podkrążone, zaczerwienione oczy.
- Wsiąkłam w szukanie informacji o premierze - powiedziała na powitanie chcąc wytłumaczyć swój nie najlepszy stan. - Wchodź, zaraz oddam Twoje skarby - odsunęła się żeby zrobić jej miejsce.

Kobieta miała chwilę czasu, więc z uśmiechem na twarzy przekroczyła próg drzwi.
- Dziękuję. - rzuciła z grzeczności i przyzwyczajenia, kiedy już znalazła się wewnątrz hotelowego pokoju.
- Oczywiście jeśli chciałabyś jeszcze te ubrania to w porządku, ale niestety kosmetyki muszę Ci zabrać z wielkim bólem serca. Ale zawsze mogę jeszcze pożyczyć, jeśli nie byłaś na zakupach - dodała stając w przedpokoju i spojrzała na Natashę. Fajnie, że była taką prostą kobietą, nie wydawała się już być tak sztywna jak w tej kawiarni.
- I co, znalazłaś coś przydatnego? Jutro nam powiesz? - zagaiła.

- Ciuchy chętnie zatrzymam na jurto, nie ruszałam się z hotelu. W szlafroku mnie raczej do restauracji nie wpuszczą
- powiedziała zamykając za nimi drzwi. - Napijesz się czegoś? Barek mam całkiem nieźle wyposażony - uśmiechnęła się delikatnie. - Hmm, nie wydaje mi się, żebym znalazła coś wartego uwagi. Jakieś pobieżne informacje, wiesz nigdy nie interesowałam się za bardzo polityką tego kraju. Nadrabiam.

- Ach nie, dzięki. Już swój opróżniłam. Jednak obiecuję, że nie będę jutro na kacu. - odpowiedziała z beztroskim uśmiechem. Miała nadzieję, że Natashę nie będzie to wkurzać, że ona tak sobie pozwala na ciągłe chlanie, ale jakoś odreagować musiała, że znowu czeka ją misja i prawdopodobnie śmierć.
- Rozumiem. Też wyszukiwałam kilku rzeczy. - dodała spokojnie.

Natasha wzruszyła ramionami jednak na jej twarzy można było dostrzec odrobinę żalu. - Trudno, w takim razie napiję się sama. O której jutro zbiórka? - zaśmiała się krótko
rozbawiona słowem, którego użyła.

Cassandra pokręciła głową
- Nie mam pojęcia. Chyba tak jak śniadanie podają. Obawiam się, że może to być ósma. - odpowiedziała ze smutkiem w głosie. Nienawidziła wcześnie wstawać. Przekleństwo. Wolałaby spotkać się dopiero na obiedzie, wtedy byłaby wypoczęta.

- Cóż, jak widać niestety nie my stawiamy tu warunki.
Wręczyła kobiecie jej kosmetyczkę, - Gdybym nie mogła na siebie rano patrzeć to wpadnę do Ciebie przed śniadaniem po jakieś mazidła, dobrze?

Odebrała swoje skarby z uśmiechem na ustach.
- Nie ma problemu. Byle niezbyt wcześnie, bo u mnie z rana to naprawdę kiepsko by wstać. Nie wiem po co znowu mnie wzięli do jakiejś misji, cudem poprzednią przeżyłam. Chyba za wszelką cenę chcą mnie wykończyć za zepsucie bankietu dla medyków, heh. - zamarudziła sobie pod nosem, choć mimo tego wciąż na jej twarzy widniał uśmiech. Zdecydowanie była pogodną osobą, to bez wątpienia. Przynajmniej umrze z radością wymalowaną na twarzy.
- To jak, zostajesz na drinka czy widzimy się rano? - spytała bez zbędnych ceregieli i sztucznych życzliwości. Cassandra nie była raczej osobą, z którą trzeba obchodzić się jak z jajkiem.
- Innym razem bardzo chetnie. - odpowiedziala a jej usmiech znacznie sie poszerzyl
- Wyobraz sobie, ze na miescie wpadlam na tego typa w masce. Tyle, ze byl bez maski. Umowilam sie z nim i ide sprawdzic co z nim nie tak. - wyszeptala cieszac sie.
- Ma taka wieeelka blizne idaca przez cala twarz. Ciekawe czy jutro tez zalozy maske. - dodala w zastanowieniu .
- Najwyzej jutro ci opowiem - zakonczyla dajac krok w tyl. Wciaz cieszyla miche jak dziecko, ktore wygralo nowa zabawke.
- No trudno. Bądź ostrożna - powiedziała Natasha całkiem serio - Facet mi wygląda na lekkiego świra. W którym pokoju mieszkasz? Tak na wypadek gdybym nie mogła jutro na siebie patrzeć - dodała odwzajemniając uśmiech.
- Fakt, jest czubkiem. Ale glownie gdy ma maske, bez niej jest jakis inny. - powiedziala ze spokojem i dotknela klamki drzwi.
- Drzwi obok, na prawo. Nie zdazysz sie zgubic - rzucila uprzejmie i machnela reka otwierajac drzwi.
- Ide do swira, trzymaj kciuki - jej zaciesz byl smieszny i wrecz niemozliwy. Czy ona traktuje go jak eksperyment? Kobieta opuscila pokoj Natashy zostawiajac ja w ciszy wlasnego kąta.




Cassandra i Black


Po wyjściu od kobiety musiała wrócić do swojego pokoju, dosłownie na chwilę. Zostawiła w nim kosmetyczkę, wzięła ze sobą dwa czteropaki i wyszła ponownie z pokoju zamykając go na klucz. Tym razem nie wzięła ze sobą kurtki, więc jej nagie ramiona były kusząco widoczne, razem z pewną częścią pleców na wysokości łopatek, aż do samych ich kątów.
Stanęła przed drzwiami mężczyzny i zapukała melodyjnie. Oparła się o nie w zamyśleniu i spojrzała na zegarek, żeby się upewnić, że się nie spóźniła.

Przez krótką chwilę nie usłyszała nic, potem jakby ktoś w środku potknął się o coś i zaklął głośno.
- Cholera kto to tu zostawił..Moment.. Już idę.. - dał się słyszeć krzyk zza drzwi i chwilę później szczęk przekręcanego zamka. W przejściu powitał ją ktoś w kim rozpoznała mężczyznę z alejki. Nie miał na sobie maski, nie miał także reszty garderoby. Jedynie biały ręcznik z wyszywanymi inicjałami hotelu. Kropelki wody na jego ciele i mokre włosy wskazywały, że właśnie brał prysznic. Jego zimne spojrzenie przeszywało ją przez kilka sekund po czym zostawił drzwi otwarte i cofnął się w głąb pokoju.
-Czuj się jak u siebie - rzucił krótko idąc w stronę łazienki.

Slyszac rumor za drzwiami odepchnela sie od nich, by podczas otwierania nie runac do tylu. Odwrocila sie przodem do wejsci i czekala grzecznie. Kiedy mezczyzna jej otworzyl momentalnie uniosla brwi ku gorze. Moze pierwszy raz od ich spotkania zawahala sie. O dziwo bezpieczniej sie czula bedac przykuta gwozdziami do sciany, niz teraz.
- Ciężko będzie, u siebie nie mam półnagich mężczyzn - odpowiedziala przekraczajac prog i zamknęła za soba drzwi. Poniewaz Black poszedl z powrotem do lazienki, Cassandra udala sie w strone najlepszego siedziska, czyli łózka. U niej łóżko robi za wszystko procz kibla, wiec i tutaj postanowila wykorzystac jego wygodę w ten sam sposob. Poniewaz na lozku leżało cos, co dobrze znala z kawiarni, a mianowicie maska, miala swoja chwile namyslu. Rzucila swoje piwska na wyro i najchętniej przymierzylaby maske, ale biorac pod uwage, ze Black to bez watpienia jakis swirus, po prostu wziela maske i przesunela ja na bok lozka, tak, by jej nie przeszkadzala, a potem sama z impetem na nie usiadla. Cale szczęście, że nie bylo sprężynowe. Chwile patrzyla w stronę łazienki, jednak skoro nie wychodzil, legla do tylu pozostawiajac nogi na podlodze i rozciagnela sie. Cos lekko gruchnelo jej w kregoslupie.
- Cholera, jak dobrze - zakomunikowala cicho do siebie i podniosla sie do pozycji siedzacej.

Nie przejmował się kobietą. Wycierał się starannie nie patrząc na to, że drzwi do łazienki są uchylone tak, że mogła dostrzec jego nagie pośladki. Chociaż większe wrażenie zapewne robiły jego poranione plecy na których widniały dziesiątki mniejszych lub większych blizn.
-Niczego nie ruszaj proszę - powiedział na tyle głośno by Cassandra mogło słyszeć go mimo, że znajdował się w sąsiednim pokoju. Po czym rozpoczął ubieranie. Po chwili wyszedł z łazienki w czarnych sztruksowych spodniach i białej, lekko wymiętej koszuli, którą kończył zapinać.
-Piwo.. Jak miło - spojrzał w stronę czteropaków, mina trochę mu zrzędła gdy jego wzrok napotkał czarną maskę, ale po chwili jego twarz znów nie wyrażała niczego. Leżąca na jego łóżku obca kobieta była czynnikiem, którego najwyraźniej się nie spodziewał.

Gdy był w łazience w ogóle nie patrzyła w tamtym kierunku. Nie ciekawiło ją to nawet troszeczkę. W końcu przyszła w gości, pogadać, poznać się, a nie podglądać po kryjomu jak ktoś we własnej łazience tyłek sobie wyciera, no sorry. Bardzo grzecznie czekała, aż do niej przyjdzie, no, może jej grzeczność na ułamek sekundy się skończyła gdy przesunęła maskę, ale nie chciała zrobić nic złego.
- Sorry, moja ręka była szybsza niż Twoje słowa. Ruszyłam. - przyznała się. Powinien się cieszyć, że nie przymierzyła, bo do tego korciło ją bardziej, ręce swędziały aż do tej pory. Gdyby tylko była pewna, że nic jej nie grozi, pewnie założyłaby maskę i poszła do Natashy się pokazać, taki ubaw~
Siedząc już na łóżku sięgnęła po piwko. Co z tego, że nim tutaj doszła, wypiła już cztery.
- Częstuj się i opowiadaj. - zakomunikowała miło otwierając swoje wspaniałe picie! Jeszcze trochę i będzie latać do kibla jak kot z chorym pęcherzem, ale ten wieczór był taki piękny, piwo, fajek, luksus. Pomyśleć, że jutro balanga się zakończy i będzie trzeba być poważnym. Smutne życie.

Black zignorował kwestię o masce. Zamiast tego sięgnął po prostu po jedno piwo i usiadł wygodnie w fotelu naprzeciwko Cassandry. Jego oczy były nienaturalne, wzbudzały w człowieku jakiś dziwny niepokój, tak samo jak fakt, że ani razu nie mrugnął. Otworzył puszkę i pociągnął zdrowy łyk.
-Chyba nie mam wyjścia - odrzekł spokojnie.
-O co chciałabyś zapytać?

Z początku potrafiła patrzeć na niego bez problemu, ale im dłużej z nim przebywała, tym bardziej czuła się zaniepokojona jego towarzystwem. Sądziła, że jego niemruganie jest umiejętnością, bo są niby ludzie, co potrafią długo wytrzymać, ale by nie mrugać wcale? Z biologicznego punktu widzenia to było wręcz niemożliwe, gdyż oczy wtedy by wysychały, jakkolwiek to brzmi. Musiałby często przyjmować nawilżające krople do oczu, a nie zauważyła, by to robiła, więc co innego pozostaje? Szklane oczy? Wtedy na pewno by był niewidomy, bo szklane oko nie zapewnia widzenia, jest tylko wypełniaczem dla oczodołu.
- Ooo, co ja bym chciała, a co powinnam to dwie różne rzeczy! - musiała to powiedzieć, po co? Nie miała pojęcia. Tak gadała, chyba więcej głupot gadała, niż by to było potrzebne. Pociągnęła łyk z puszki i zamyśliła się.
- Najlepiej jakbyś zaczął od tego, czego się dowiedziałeś. Powiedz mi to, co ważne. - zaczęła spokojnie. Jej wzrok błądził po pokoju, nie potrafiła już tak długo na niego patrzeć jak wtedy w alejce. Poprawiła swój szary top by nie spadał jej z torsu. Ze wzgldu na przednie plecy nie miał on oparcia wśród cycków, gdyż było to zaledwie malutkie B. Jakby się położyła na tylnych plecach, to przód stałby się już totalnie spłaszczony.
- Albo nie, zacznij od siebie! Czemu ukrywałeś się pod maską? Przecież nie jesteś szpetny. - wzruszyła lewym ramieniem, o które przez chwile otarła się lewym uchem, zbliżając te dwie części do siebie, przesuwając przy okazji brodą po nagim, odsłoniętym obojczyku. Ze względu na swoją bluzkę, była w pewnych częściach dosyć odkryta, przez co ramiona, łopatki jak i obojczyk wraz z sąsiednimi stawami stały się wyraźnie zaznaczone, jednak nie dawały poczucia anorektycznemu wyglądowi, aż taka wychudzona to nie była.

Mężczyzna coraz mniej przypominał postać, którą Cassandra poznała w kawiarni. Był opanowany, cichy, rzeczowy a ponadto jego głos brzmiał zupełnie inaczej. Ciężko było stwierdzić czy to skutek tylko tego, że mówił bez maski. Upił spory łyk piwa i odchylił się do tyłu w fotelu.
-Chyba lubisz dźwięk swojego głosu prawda? Znaczy.. Lubisz rozmawiać to widać. Jeśli chodzi o maskę to prywatna sprawa. I mógłbym tu właściwie zakończyć.. ale zdaję sobie sprawę, że mogłaś być zmieszana naszym pierwszym spotkaniem. Dobrze więc… Powiedzmy, że maska pomaga mi się skupić, pomaga “trzymać głowę w grze” jeśli można tak to nazwać - podrapał się palcami po brodzie. Widać było, że temat nie jest dla niego wygodny i starannie dobiera słowa.

Dokładnie tak myślała Cassandra, że to zupełnie inny człowiek. Wciąż się zastanawiała, czy może nie gada z jakimś obcym typem, który po prostu zaślinił się na jej widok dlatego zaczął udawać kogoś, kogo ona szukała. Ta opcja stawała się dla niej coraz bardziej prawdopodobna. Jednak ta maska nieco rozjaśniała sytuację.
- Mój głos brzmi dobrze. - skomentowała pierwszą część, bo zapadła jej w pamięć. Nad resztą musiała się zastanowić, nie chciała w końcu wchodzić buciorami w jego życie, raczej była ciekawska i to wszystko. Jak coś chciała wiedzieć, to pytała, odmowa jej nie zrażała nigdy.
- Nie no, serio nie musisz, jeśli nie chcesz. Pomińmy to więc. Szczerze powiedziawszy chciałam poznać Twoje zdolności, by wiedzieć na co i kogo mogę liczyć w jakich kwestiach, ale już mi pokazałeś, co potrafisz, więc nic więcej nie powinno mnie interesować jeśli chodzi o Twoją osobę. Nie musisz chcieć siebie zdradzać, rozumiem to. - skwitowała dając małą przerwę.
- No chyba, że masz jeszcze jakieś inne zdolności, o których nie wiem. Jeśli chcesz mogę odpowiedzieć Ci tym samym. - dodała i uśmiechnęła się lekko. W końcu spojrzała na niego na dłużej. Kolor ich tęczówek był tak bardzo podobny do siebie, że aż zastanawiający.

Black wziął kolejny już łyk moczopędnego płynu kończąc swoje pierwsze piwo. Zaraz ochoczo sięgnął po następne. Przy jego otwieraniu oderwał zawleczkę. Przymknął jedno oko i ulożył zawleczkę na dłoni tak jakby miał po prostu rzucić monetą. Spojrzał na ścianę za Cassandrą i pstryknął palcami posyłając zawleczkę przed siebie. Ta odbiła się od lodówki, drugiej ściany i spadła wprost między piersi Cassandry.
-Tyle jeśli chodzi o moje umiejętności - uśmiechnął się albo próbował bo wyszło dość słabo.
-Teraz proszę powiedz lepiej coś o sobie. Miałem zamiar dowiedzieć się czegoś o was na odprawie, ale jak już jesteś w moim pokoju i mamy trochę czasu.. To czemu nie - stwierdził po prostu.

Kobieta patrzyła na to, co on robi. Może to by było kręcące, gdyby nie fakt, że cycki to u niej znikoma sprawa. Oczywiście jest coś i można by za cośtam chwycić, no ale nie oszukujmy się. To było naprawdę niewiele, w porównaniu do tego, co miała Natasha, było to prawie nic.
Cassandra smukłymi paluszkami wyjęła metalowy element ze swych znikomych pagórków i uśmiechnęła się szczerze, prawie zaśmiała.
- Byłoby bardziej efektownie, gdybyś miał w co trafiać - oznajmiła z zadowoleniem na twarzy i strzeliła zawleczką w mężczyznę. Nie, nie miała jakieś super cela, po prostu mu “oddała”. Poczuł jedynie jakieś muśnięcie od tego elementu i nic poza tym.
- Hm, ciężko gadać o sobie, gdy można by mówić bez końca! - stwierdziła i przymrużyła oczy w zastanowieniu. Co by tutaj powiedzieć, kurczę.
- Skończyłam medycynę i toksykologię. Mogę więc leczyć lub zatruć. To chyba tak najogólniej mówiąc, bo jakbym zaczęła się w to zagłębiać, to byś sobie w łeb strzelił, by nie musieć mnie słuchać - zakończyła. Nie było sensu mówić więcej, bo o czym mówić? Chyba, że interesowało go coś jeszcze.
- Chyba, że masz konkretne pytanie uzupełniające, to śmiało.

-Odnośnie twojej profesji? Cenię medyków.. Są nieocenieni na polu walki, ale szczerze mówiąc to trochę dziwne, że “samobójcy” dostają jednego. Coś mi mówi, że nasza obecna sytuacja nie jest dla ciebie całkowitą nowością prawda? Co w ogóle robi taka kobieta między ludźmi takimi jak my? - ciężko było ocenić czy to co mówił mężczyzna rzeczywiście go obchodzi bo głos miał tak samo pozbawiony emocji jak podczas całej rozmowy.

- "Taka kobieta"? Co masz na mysli? - spytala nie do konca rozumiejac, o co mu chodzi. Czyzby kolejny facet myslacy, ze jest lepszy tylko ze wzgledu na plec? Oj bdzie obraza!

-Po prostu nie wyglądasz na osobę, która jest… niebezpieczna? Wydaje mi się, że wszyscy w grupie powinni być na naszym miejscu bo zrobili naprawdę złe rzeczy. Zdziwiłbym się jakbym był wyjątkowy - jego oczy wierciły ją nieustannie i nieprzerwanie, jakby oceniając w ciszy. Z pewnością to spojrzenie było ciężkie do zniesienia. Jego prawa dłoń co jakiś czas podnosila do ust puszkę piwa.

- Ach. - westchnęła jedynie. Poprawiła się trochę na łóżku i założyła nogę na nogę. Trochę się zaczynała już wkurzać, więc musiała się uspokoić. Rozluźniła mięśnie i wzięła solidny łyk piwa. Może było ich za dużo, ale czy to ważne? Swój pokój ma blisko, trafi. W sumie gdyby nie alkohol to pewnie teraz czułaby się bardziej niebezpiecznie biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo się na nią gapił, jednakże miała swoje zaćmienie. Wszystko ją zadowalało!
- Nie jestem niebezpieczna, nic nie zrobiłam. - skwitowała szczerze, choć po chwili zdawało się, że zapadła w zadumę. Dopiła puszkę do końca, po czym zgniotła ją i próbowała trafić z łóżka do kosza na śmieci, wyginając przy tym swoje ciało, jednak jak zwykle nie trafiła.
- Piję tego od cholery, a trafiam może jednym na pięć, uch. - zamarudziła, jednak nie chcąc dać dojść mu do słowa, szybko ciągnęła dalej, prostując swoje ciało.

-Może trafiałabyś częściej na trzeźwo. Chociaż domyślam się, że to nie to samo… - urwał bo najwyraźniej kobieta i tak nie słuchała go w tym momencie.

- To znaczy teraz nic nie zrobiłam. Byłam na poprzedniej misji i teraz po prostu bezczelnie wykorzystali mój wcześniejszy wyskok, ale uważam, że należało się im. Nikt nie powinien się wywyższać ze względów niezależnych od nikogo. Więc i dobrze, że pozdychali. Byli gówno warci. - parsknęła. Widać wspomnienia ją podirytowały bo sięgnęła po swoje szóste piwo tego wieczora. Ale będzie wesoło zasypiać w nocy!

-Skoro tak twierdzisz. Chyba masz już dość co? - mężczyzna wskazał na pozostałe puszki z piwem. Z jakiegoś powodu to co powiedziała nie zrobiło na nim większego wrażenia.
-Chyba nie chcesz jutro znowu mieć kaca na odprawie.

- Po piwach nic mi nie jest. Dobrze śpię. - rzuciła krótko w odpowiedzi.
- Powiesz mi teraz czego się dowiedziałeś? Bo z rana to ja przysypiam, nie lubię wcześnie wstawać. - dodała gapiąc się na niego.

-Niewiele.. Jakieś ochłapy informacji. Zastanawiam się czy ktoś zaspał z wywiadem czy po prostu nikt się nie przejmuje czy wrócimy z tego cało. Chociaż już czasem to wszystko mi jedno… W każdym razie ten Grek jest na innej wyspie. Musimy się tam dostać i opracować jakiś plan. Chyba, że będziemy improwizować co skończy się czyjąś śmiercią. Jakieś pytania?
- odrzekł spokojnie mężczyzna.

- No cóż, ludzie umierają
- stwierdziła wzruszając ramionami. Resztę informacji musiała przesegregować w swojej spitej, acz wciąż działającej, głowie.
- Wciąż glosuje za tym, by go zabić. A nie namawiać do bzdur - dodała wykrzywiając usta. Wzięła łyk piwa i padła plecami na łózko. Przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech, przez co jej klatka piersiowa znacznie się uniosła. Myślała z zamkniętymi oczami, jakiej trutki lub środka użyć.

Black zgniótł i z łatwością wrzucił swoją puszkę do kosza.
-Wstawaj. Nie możesz tu spać.
Wstał z fotela i podszedł do łózka czekając czy kobieta podniesie się sama.
-Dla mnie nigdy nie było innej opcji niż zlikwidowanie gościa. Chyba po prostu nie umiem robić nic innego.

- Nie śpię, tylko myślę. - oznajmiła żywym głosem. Nie zdawało się, żeby była śpiąca. Nie, nie podnosiła się. Zamiast tego otworzyła pomału oczy i spojrzała na niego ze swojej leżącej pozycji.
- To dobrze. Mam nadzieję, że inni będą tego samego zdania. - oznajmiła, a z jej twarzy zniknął uśmiech. Zdawała się teraz być bardziej poważna, ponura. Bez tego uśmiechu nie sprawiała już wrażenia kogoś dobrego i miłego, a raczej suchego złośliwca, który bez wahania mógłby kogoś zabić i jeszcze się przy tym uśmiechać.

Black spoglądał na nią z góry uparcie tym samym wzrokiem. Nie podzielił się z nią swoimi spostrzeżeniami.
-Dobrze.. - powiedział po prostu. Widocznie czasem był człowiekiem niewielu słów jakkolwiek dziwnie to brzmiało.

Nie wiedziała, do czego się odnosi, ale dziwnie się zachowywał. Mimo wszystko ciekawiło ją, co może zrobić, więc włączyła swoją wredotę i nie poruszyła dupskiem ani na milimetr, tylko bezczelnie się na niego gapiła. Prędzej spodziewałaby się po nim, że dźgnie ją nożem w brzuch, niż wykona jakikolwiek gest erotyczny.

-A teraz z łaski swojej wstawaj. Nie będziemy się pieprzyć. Chcę spać
- odparł bezpośrednio
i chwycił ją za dłoń by pomóc jej wstać.

Na jej twarzy wymalował się maksymalnie szeroki uśmiech, taki, jaki widział pierwszy raz gdy przybił ją do ściany, a ta w odpowiedzi przywitała się z ogromną radością na ustach. Poczekała grzecznie aż pociągnie ją za rękę i dopiero wtedy, dzięki tej sile, stanęła obok niego na równych nogach, wciąż patrząc na jego twarz, tym razem z bliska. Jej wzrok chwilę błądził po jego twarzy, a uśmiech kobiety zdawał się być coraz bardziej intrygujący.
- Po Tobie spodziewałabym się prędzej noża w trzewiach. - odpowiedziała unosząc na chwilę brwi, jakby chciała podkreślić przekonanie z jakim to powiedziała.

-Nie wiem czy to gorsze od strzykawki z jakimś gównem wbitym w szyję.
Zdał sobie sprawę, że wciąż trzyma jej dłoń, więc puścił ją mało dyskretnie i odsunął się trochę przerywając “pojedynek na spojrzenia”. Tym samym najwyraźniej wskazywał jej drzwi.

- Moja strzykawka nie zabijała. - odpowiedziała z zadowoleniem.
- Dzięki za rozmowę, do później! - rzuciła dumna z siebie, bo czuła się osobą dominującą i wygrywającą, po czym udała się w stronę wyjścia.
- Ach, reszta piw dla Ciebie, ja już dziś swoje wypiłam. - dodała miło i wyszła z pokoju.

* * *

Zamykając za sobą drzwi ziewnęła bezgłośnie. W końcu mogła pójść do siebie. Poznała też granice Blacka, obserwowała go wyraźnie i mniej więcej wie, jak się nim obsługiwać. Miała teraz ochotę pójść do Natashy i wszystko jej opowiedzieć, jednak spojrzała na zegarek. Było już grubo po północy. Wróciła więc do swojego pokoju. Wzięła szybki prysznic, umyła zęby, rozebrała się do naga, zostawiając na sobie wyłącznie majtki, po czym walnęła się na łózko i schowała pod kołdrę. W końcu mogła udać się spać.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 19-04-2015 o 22:04.
Nami jest offline  
Stary 21-04-2015, 12:51   #16
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Dochodziła godzina wpół do szóstej rano. Hotel pogrążony był jeszcze w nocnej ciszy. Żaden z pracowników dziennej zmiany zapewne nie pojawił się w pracy, choć zapewne w niedługim czasie pojawi się hotelowy kucharz.

Na portierni głowa siwego mężczyzny kiwała się na wszystkie strony grożąc niebezpieczeństwem złamania nosa przy zderzeniu opadającej sennie głowy z drewnianym blatem.

Ochroniarz spał na uboczu wyciągnięty na pojedynczych pufach zestawionych razem nie zdając sobie sprawy z cichego pochrapywania.

W pokojach hotelowych panowała cisza współgrająca z prawie całkowitym bezruchem na ulicach miasta.
Dawno już ucichł mężczyzna pod pokojem Blacka mówiący po niemiecku nieco zbyt głośno i ktoś z tego samego pokoju udający psa.
Już od dłuższego czasu nie słychać było zduszonych krzyków przerażenia towarzyszących odgłosom gry komputerowej dochodzących z pokoju nieopodal Natashy i Cassandry.
Stukanie szkła pod pokojem Cedrica mogło być jedynie wspomnieniem poprzedniego dnia.




Nagle coś wydarło się w ich pokojach!
Dźwięk ostrej gitary elektrycznej wypełnił pokój, a dołączył do niego nieprzyjemny, skrzeczący głos.
Na ekranach smartphone'ów na dole ekranu pojawił się napis "Szefowa" posiadająca wyłącznie znacznik zielonej słuchawki po lewej stronie. W tle pojawiła się grafika:




W pewnym momencie telefon odebrał się sam u tych, którzy nie mieli zamiaru lub nie zdążyli odebrać.
Na zegarze komórki była godzina 05:35.

- Czekam na sprawozdanie - rzuciła zimno Szefowa.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 23-04-2015, 20:54   #17
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Mała dziewczynka siedziała na górze piętrowego łóżka. Wpatrzona była w mokre szyby okien, o które raz po raz uderzały krople deszczu lub nawet szybko topniejącego gradu. Czuła się sama, ale nigdy samotna. Od zawsze tutaj była, odkąd tylko pamięta. Znała każdy kąt, każdą osobę, nawet nową, a i rowniez smród z ust jednej z opiekunek znała już na pamięć. Nie czuła zniechęcenia do tego miejsca, ale czuła złość. Nie do opisania było to, jak bardzo jest wściekła, ile nienawisci kumulowało się w jej małym, jak na razie, ciele. Z tej całej złości zacisnęła drobne piąstki na kocu, na którym siedziała. Jej wzrok był zimny, beznamiętny. Nie odezwała się ani słowem, nawet nie zapłakała.

***

- Zostaw to! To zabawka dla chłopców! – ryknął jakiś szczyl w stronę Cassandry, jednocześnie wyrywając jej z rąk samochodzik. Dziewczynka długo walczyła, jednak w ostateczności chłopiec musiał wygrać, choć nie dzięki własnej sile.
- Zostaw mu to! – ryknęła opiekunka o nieświeżym, cebulowym oddechu, po czym uderzyła Cassandrę linijką po rękach na tyle mocno, że na skórze pozostał wyrazisty, czerwony ślad. Dziewczyna jednak nawet nie pisnęła. Spojrzała jedynie z wrogością na opiekunkę, a potem na chłopca, który zdawał się triumfować. Wzięła pobliskiego, drewnianego klocka i cisnęła nim w błyskawicznym tempie prosto w nieznośnego chłopaka.
- Co Ty robisz, przebrzydła smarkulo?! – ponowny krzyk opiekunki zlał się z rykiem chłopca, któremu zostanie na czole niewielki guz. Kobieta szarpnęła małą czarnowłosą za ramię i używając całej swej siły zaczęła nią miotać i potrząsać.
- Trzeba szanować chłopców, to oni kiedyś będą coś warci, a nie Ty! – ponowne krzyki zaczęły sprawiać, że niespełna 6 letnia dziewczynka nabrała łez do swych małych, szarych ocząt. Spojrzała gdzieś w bok, w pustą przestrzeń, po czym zacisnela powieki. Śmierdząca baba wytargała ją z bawialni i ciągnąc po korytarzu w końcu wrzuciła do ciasnego pomieszczenia.
- Przemyśl to, co wyprawiasz. I zacznij szanować chłopców, bo są od Ciebie lepsi i zawsze będą. – skwitowała sucho, zamykając drzwi i przekręcając w nich klucz. To miała być kara, która pozwoliłaby małej Cassandrze zrozumieć i uspokoić się. Jednak zamiast tego poczuła jedynie nienawiść… Ale to był tylko niewielki jej początek, ponieważ kumulacja miała nadejść później.





Przeraźliwy dźwięk wyrwał ją ze snu tak nagle, że Cassandra chwyciła się mocno za kołdrę i przeturlała po łóżku, spadając z niego z hukiem.
- To nie moja trutka! – wydarła się na cały pokój, a jej oczy przypominały z wyglądu te u ćpunów. Wsparła się na rękach widząc, że to tylko telefon, jednak szybko opadła z sił z powrotem na podłogę. Nakryła się kołdrą na łeb i leżała dalej, ignorując skutecznie dzwonek w telefonie. Gdy po pewnym czasie samo się odebrało, a ze słuchawki dało się słyszeć głos wiedźmy, Cassandra zadrżała, jakby z zimna.
- To sobie czekaj. – burknęła spod kołdry i nie planowała zbyt szybko się podnosić. Leżenie na podłodze też wydawało się być przyjemną opcją. Miała głęboko w dupie to, co tamta brzdąkała, ponieważ mogłaby sama im pomóc, na przykład powiedzieć jak się zbliżyć do premiera lub gdzie przebywa w aktualnej chwili. Czy to takie trudne?
Usłyszawszy głos Blacka (podejrzewala, że to jakaś konferencja skoro z jednego numeru łączy się z każdym na raz, jak zawodowiec z CallCenter) zrzuciła z siebie kołdrę i powlokła się do łazienki.
- Daj zrobić siku i gadamy! - wydarła się by było ją słychać, po czym rozniósł się dźwięk trzaśnięcia drzwiami. Czy Cassandra ulegnie i zaśnie na kiblu?
Kiedy Cassandra wyszła z łazienki usłyszała na początku biadolenie Blacka. Mocno pacnęła się w czoło, ale przemilczała to. Jak skończy cyrk, to ona opanuje sytuację i wszyscy będą zadowoleni. Szefowa może i ma poczucie humoru, ale raczej, gdy z kogoś się kpi, a nie z niej. Kobieta zajrzała więc do lodówki i tym razem wyjęła sok pomarańczowy, jednak kiedy pociągała łyka z butelki usłyszała niesamowite pierdolenie Cedrica. Gwałtownie plunęła sokiem w ścianę i podleciała do telefonu
- Ryj! Szefowa niech nie słucha tego idio… - jednak chyba żadna z jej słów nie została już usłyszana. Nie było dobrze. Wzięła telefon z wielkim przejęciem. Naprawdę nie było dobrze! Zdenerwowała się chyba po raz pierwszy, zastanawiała się czy iść do tego pajaca i mu pierdolnąć czy poczekać, aż ktoś inny to zrobi.
Patrząc na ekran telefonu ze wściekłością, wysłała smsa do szefowej

Przepraszam Szefową za cały ten cyrk. Jestem pewna, że zdołam to ogarnąć razem z Natashą.
Na kobiety zawsze może Pani liczyć.

Nie mam zamiaru odpowiadać za zachowanie jakiegoś pajaca, jednakże czuję się zażenowana tym, co zaszło.

Jeżeli szefowa ma taką wolę, zajmę się nim. Może najlepiej to zrobić nim przedstawie dziś swój plan działania. Nie potrzebujemy kłody.

Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam.

PS: dziękuję za przepustkę i zaufanie.

Usiadła na łóżku i czekała na odpowiedź. Nie mogła się na niczym skupić. Wiercąc się na łóżku w końcu zerwała się gwałtownie i poszła umyć zęby. Oczywiście telefon wzięła ze sobą. Czekała na odpowiedź zupełnie tak nerwowo, jakby właśnie wyznała komuś miłość. To było straszne, a ból w klatce piersiowej się nasilał.
Kiedy telefon zawibrował, Cassandra podskoczyła i chwyciła za niego. Treść była oczywista. W sumie, to trochę się zawiodła, odpisała więc “Szkoda. Pragnęłam tego”. Zdenerwowanie jej przechodziło. Postanowiła, że w spokoju weźmie prysznic, ubierze się i przyszykuje do dzisiejszego dnia. Miała spory plan i zamierzała go dziś wszystkim przedstawić, więc teraz to pochłonęło jej myśli
Nagle do hotelu wparowała spora grupa z Interpolu. Czarnowłosej od razu zrobiło się gorąco. Przeraziła się nie na żarty
- No to do ryja. – mruknęła pod nosem i klapnęła na łóżku jakby czekała na skazanie. Nic nie robiła, nawet nie próbowała uciekać. Siedziała przygnębiona, że jej pomysł się nie ziści, a tak bardzo jej się spodobał. Na korytarzu było głośno, zdawało się, że i tłoczno.
Niespodziewanie wszystko ucichło. Potem dało się słyszeć jedynie, jak ekipa odjeżdża, to było dosyć dziwne, choć napawające nadzieją.
Cassandra zebrała się w sobie. Chwyciła swoją torbę, zarzuciła kurtkę na grzbiet i pospiesznie wyleciała z pokoju zamykając go za sobą.


Kiedy Cassandra zeszła na dół, na śniadanie, była godzina 7ma. To i tak sukces jak na tę dziewczynę. Ubrana była podobnie, do wczoraj, tylko spodnie zamieniła na jasny jeans, a kurtkę na skórzaną brązową, niestety, ale pewien Pan zniszczył jej poprzednią.
Kobieta napakowała żarcia na tacę i usiadła do jednego ze stolików. Nie widziała swoich współpracowników, więc postanowiła, że zacznie bez nich wpierdalanie swego posiłku.
Miała im dużo do powiedzenia, a jeśli zobaczy tego pajaca Cedrica, to wpakuje mu suchą krakowską prosto w krtań, aż się udusi. Była naprawdę mega wkurwiona i poważna, takiej jeszcze nigdy nikt jej nie widział.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 24-04-2015 o 08:43.
Nami jest offline  
Stary 24-04-2015, 13:45   #18
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
https://www.youtube.com/watch?v=S5znNSkf89I

-Rany boskie... Co tu się do cholery stało?


Detektyw w przydługim kremowym prochowcu wyglądał na szczerze wstrząśniętego. I tak rzeczywiście było, w ciągu dwudziestu lat swojej służby Stan Morrison widział różne rzeczy. Widział ciała pozbawione głowy, martwe dzieci, kobietę która przez miesiąc leżała głową w misce zupy. Wiele z tego co zobaczył nie dawało mu spać po nocach. Zanosiło się na to, że miejsce zbrodni które miał przed oczami dołączy do tej długiej i mało chwalebnej listy sennych koszmarów. Szereg osób uwijało się po całym mieszkaniu szukając śladów i zabezpieczając możliwe dowody (przy okazji pewnie niszcząc kilka jak to zwykle bywa).

-Dwa trupy rasy białej. Mężczyzna ok. 45-50 lat oraz kobieta ok. 40 lat. Sądząc po lekkich odbarwieniach skóry zostali pozbawieni sporej ilości krwi post mortem. Następnie ktoś namalował to… - młody mężczyzna w białym fartuchu i gumowym rękawiczkach spojrzał na krwawy “obraz”i przerwał na chwilę swoją wypowiedź wyraźnie się zapowietrzając.

-Młody nie ekscytuj się tak bardzo bo zaraz pomyślę, że miałeś coś z tym wspólnego. Kto to w ogóle jest? - Morrison spojrzał krytycznym okiem na kogoś kogo najwidoczniej widział pierwszy raz w życiu.

-Jacobs musiał pilnie wziąć wolne, więc dali nam świeżaka z laboratorium. Kolejny pierdolony świr Stan - odparł partner detektywa, Leslie Cox.

-Uhmm Harry.. Harrison Morgan. Przepraszam szefie - młody blondyn zaśmiał się nerwowo.
-Oczywiście chodziło mi po prostu o fakt, że sposób działania sprawcy jest raczej... nietypowy i to w skali całego kraju.

-Uhmm Harry.. Harrison Morgan, doceniam zaangażowanie, ale my wszyscy staramy się trzymać niezbędny dystans w tej pracy. To jedyny sposób by nie zwariować - tłumaczył spokojnie Morrison tak jakby znów wykładał w akademii.

Blondyn kiwnął głową z twarzą, którą jak miał nadzieję wyrażała pokorę.
-Gdy zbyt długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również na nas jak mawiał Nietzsche.

-Taaak, dokładnie tak - detektyw poklepał go po plecach ignorując gest Coxa dość jednoznacznie obrażający inteligencję młodego technika laboratoryjnego.
-Kontynuuj Harry.

-Dziękuję sir. Kobieta zginęła jako pierwsza. Ktoś zaskoczył ją kiedy oglądała telewizję w swoim fotelu, podszedł od tyłu i poderżnął gardło jednym ruchem. Trochę niechlujnie jak na moje oko, ale wystarczająco głęboko by zgon nastąpił w przeciągu minuty. Mężczyzna to już zupełnie inna sprawa.

Technik wskazał na drugie ciało znajdujące się w pozycji siedzącej z opuszczoną głową przy rozbitej gablotce z rodzinnymi zdjęciami. Z jego klatki piersiowej, ramion oraz głowy wystawał szereg wbitych noży i widelcy a grubą szyję znaczył czerwony pasek i zaschnięta krew.

-Wygląda na to, że ktoś się z nim bawił, wiele płytkich ran. Sztućce wbite ze stosunkową niewielką siłą. Kąt pod którym zostały wbite świadczą o tym, że szukamy kogoś niskiego ok. 160-165 cm wzrostu. Nie można wykluczyć, że sprawcą jest kobieta. Kiedy mężczyzna upadł demolując gablotę jego morderca podszedł blisko i poderżnął gardło - dokończył spokojnym tonem młody laboratorant.

Detektyw Morrison podszedł bliżej przypatrując się zachowałym zdjęciom. Szczególną uwagę zwrócił na chłopaka z szarymi oczami, który figurował na kilku z nich.

-Mieszkali z kimś jeszcze? Jakieś dzieci?

-Jedno. Syn Matthew lat 12. Spokojny chłopak, trochę zamknięty w sobie jeśli wierzyć sąsiadce. Nie było go w domu. Przygotywał się w bibliotece do jakiejś prezentacji czy coś w tym guście.. W tej chwili jest z psychologiem i chyba nie za bardzo rozumie co tu się stało
- Cox pokręcił smutno głową.

-Czemu? Jest upośledzony? - szczerze zdziwienie w głosie blondyna ściągnęło na niego zdziwione lub wręcz obrzydzone spojrzenia niektórych z osób będących w pokoju.

-Rany Morgan chłopak stracił rodziców Chyba mało wiesz o życiu poza swoim małym laboratorium co?

Blondyn nie odpowiedział, być może nie do końca zrozumiał co ma na myśli Cox. Wszyscy troje jeszcze przez moment wpatrywali się w przesłanie mordercy. Krew mieszała się z bielą ściany tworząc coś o było bez wątpienia dziełem jakiegoś bardzo chorego umysłu. Mały domek w lesie, drzewa z powykręcanymi gałęziami, kręta leśna dróżka. Zwyczajny rysunek, wręcz banalny w swojej prostocie. Po oczach bił jedynie fakt, że z konarów zwisały kształty przypominające powieszonych ludzi.


---


W pewnym momencie telefon odebrał się sam u tych, którzy nie mieli zamiaru lub nie zdążyli odebrać tworząc coś w rodzaju telekonferencji.
Na zegarze komórki była godzina 05:35.

- Czekam na sprawozdanie - rzuciła zimno Szefowa.

Jako pierwszy odezwał się zaspany i ledwo zrozumiały męski głos, który uczestnicy spotkania w kawiarni mogli dość dobrze kojarzyć z facetem w czarnej masce.
- Tu aussmatyczna seeekosprokreacjtarkokopiarka mr Blacka. Panicz w sej chwili nie mosze podejść do telefonu. Bo nikt normalny nie dzwoni o tak pogańskiej godzinie!
Po niespodziewanym krzyku, głoś mężczyzny znów wrócił do swojej pierwotnej formy kogoś na wpół pogrążonego we śnie.
-Chcesz coś to się nagrywaj i oszuacham później… Aaa bo bym zapomniał, biiiiip.
Mężczyzna jednak najwyraźniej wcale się nie rozłączył. Zamiast tego w słuchawkach rozmówców rozległo się głośne chrapanie.

Zaraz po nim zabrali głos inni, ale najwyraźniej podobnie jak Black nie byli w zbyt kwitnącym stanie i nie wnieśli żadnych konkretów do rozmowy. Czuć było, że cierpliwość szefowej zaraz się wyczerpie.

Przez chwilę Szefowa nie odzywała się, po czym powiedziała z niesmakiem:
-Wiecie z kim lecicie sobie w chuja? Wy lecicie sobie w chuja z Panem Bogiem. Chcecie mieć utrudnione życie? Proszę bardzo. Załatwię wam to od ręki. Tylko dajcie mi powód. Raport postępami - syknęła podobnie do jadowitego węża.

-Jzu… Co za suka.. - wymamrotał ość cicho pod nosem Black. Przeciągnął się ostentacyjnie. Po czym podniósł się do pozycji siedzącej, zgarnął słuchawkę bezprzewodową z nocnej szafki i zaraz zamontował ją sobie do prawego ucha. Po chwili sprawiał już wrażenie jakby był w nieco lepszej formie.

-Znaczy miło panią słyszeć. Tak, tak raport przedstawia się eee następująco: jesteśmy w Grecji, jest słoneczko. ptaszki śpiewają. Co jeszcze? Zrobilsmy małą integrację, ale prawie nikt nie pił. No tylko Cassa, ale ta to chyba całe życie się integruje. Słyszysz mnie tam czarnulko? Tęsknięęę… Za tobą też Nataszzzasza, ale klasa… Tak bardzo.. tęsknię… Nawet za tym wielkim dupkiem, który jest śmieszny jak Flip i Flap..
W słuchawkach rozmówców rozległ się cichy męski szloch. Po chwili jednak głośno wydmuchał nos podciągając maskę do góry i ciągnął dalej.

-A tak.. Sprawni i gotowi. Wszyscy jak dwóch mężów i żony szefie. Czy może woli pani szefowo? Wolałabym mieć pewność żeby nie palnąć jakiejś gafy bo w końcu jest teraz to całe równouprawnienie i.. ten no nie żebym nie lubił jak kobieta jest dla odmiany nade mną ale..
Wiem, że coś miałem pewnie powiedzieć i zaraz to do mnie dojdzie.. Moment.. Moment.. Hmm.. Jeszcze dochodzę..


O ile jego kabaret z klasy C mógł nie przypaść do gustu ich przełożonej to co odwalił mężczyzna, którego Black pamiętał jako Cederica vel “wielki drągal” było już istną komedią. Grozić tej babie? Black zatkał sobie miejsce w których miał usta próbując nie parsknąć śmiechem.

-Halo? Ah te baby... Pewnie przypomniała sobie, że zostawiła zupę na gazie - powiedział do siebie Black zdając sobie sprawę, że kobieta bez słowa zakończyła całą rozmowę.
-No nic - mruknął obojętnie.
Najwyraźniej nie przejął się zakończeniem rozmowy i poszedł spokojnie na balkon mając na sobie jedynie swoją maską i opróżnił przepełniony do granic możliwości pęcherz na jeden z balkonów poniżej.
Następnie podśpiewując pod nosem jakąś dziecięcą rymowankę skierował swe kroki w stronę łazienki w celu rozpoczęcia operacji "depilacja", której efekty miał zamiar później przetestować na dziewczynach. Najbliższe pół godziny spędził smarując się woskiem i odrywając plastry z miejsc intymnych oraz goląc się hotelową brzytwą. Przerwał jakąś “arcyważną” i równie bolesną czynność kiedy w hotelu raz po raz rozlegały się jakieś dziwne dźwięki.

-Fuck.. Co to za hałasy? Jesli to znowu ten Niemiec i jego "pies" to...

Black wyszedł z łazienki i zaczął nasłuchiwać. Nie brzmiało to dobrze. Rozważył swoje opcje. Widział oczami wyobraźni jak próbuje uciec przez balkon, ślizga się na własnym moczu i leci w dół by zostać jedynie czerwoną plamą na chodniku. Otarł niewidzialne łzy i aż zatoczył się ze śmiechu. Najwyraźniej szefowa nie lubiła jak się z nią pogrywa. Tylko patrzeć aż zaraz ktoś wpadnie do ich pokojów i wystrzela jak zwierzęta. Stwierdził, że miał to po prostu gdzieś. Miał wszystko i wszystkich gdzieś. Nie zależało mu już na tym co się z nim stanie. Usiadł nagi w fotelu i wpatrywał się w obraz na ścianie przedstawiający trzy małe kotki w białej filiżance. Zastanawiał się w którą stronę polecą odpryski krwi kiedy rozwalą mu głowę. Czy zachlapią kotki? Nawet nie zauważył u siebie potężnej erekcji, ktora pojawiła się wraz z tą myślą. Siedział i czekał pogrążony w swoich fantazjach.



Siedział i czekał aż nagle zdał sobie sprawę, że od dłuższego czasu nie słyszy już tych samych odgłosów. Zastąpiły je rozmowy hotelowych gości, obsługi i dźwięki telefonów.
-Jaka szkoda… - powiedział zawiedziony Black nie ruszając się z miejsca na milimetr.

Krótką chwilę później był już ubrany tak samo jak dzień wcześniej w kawiarni. Nie licząc maski, którą z całej siły cisnął za okno. Czuł, że to nie załatwi sprawę, ale miło było znów poczuć się sobą. Nawet jeśli tylko przez moment. Bowiem maska zawsze odnajdywała do niego drogę czy sobie tego życzył czy nie. Burczenie w brzuchu przypomniało mu, że najwyższa pora na jakieś śniadanie.

Zszedł na dół i pozwolił sobie na prawie niedostrzegalny lekki uśmiech kiedy zobaczył Cassandrę siedzącą przy jedzeniu. Wziął ze stołówki kakao, jajecznicę i bułkę z bananem a następnie skierował kroki w stronę kobiety z zamiarem by przysiąść się do jej stolika.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 24-04-2015 o 14:01.
traveller jest offline  
Stary 25-04-2015, 22:09   #19
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Okropny jazgot wydobywający się z telefonu obudził ją natychmiast. Przez chwilę była poważnie zdezorientowana, nie wiedziała bowiem, co się dzieje i skąd to gitarowe piłowanie okraszone demonicznym wokalem dochodzi. Po zlokalizowaniu źródła hałasu zwlekła się leniwie z łóżka, wzięła telefon, który w międzyczasie sam się odebrał, i z którego popłyną jakże jej znany, lodowaty żeński głos. Wróciła do łóżka i z coraz szerzej otwartymi oczami przysłuchiwała się dźwiękom, które płynęły z aparatu. Banda świrów - pomyślała i ziewnęła nadspodziewanie głośno.

- Och jak miło, to prawie jak poranna kawa w jednym łóżku - rzuciła przyłączając się tym samym do absurdalnego dialogu.

Nie dane jej było wiedzieć więcej, bo jednego z ‘kolegów’ wyraźne poniosło.

- Skończony idiota – syknęła do głuchego już telefonu.

Dochodziła 5:40, nie było więc sensu ponownie się rozleniwiać. Niechętnie wstała z łóżka, jednak już po chwili była rozgrzana i gotowa na szybki, poranny trening.
Wycie syren momentalnie podniosło ją z podłogi, przerwała robienie pompek w połowie serii i wyszła na taras. Nie żeby była wścibską, szukającą sensacji babą, nic z tych rzeczy. Jej profesja wymagała tego, by mieć oczy dookoła głowy. Widok tabunu funkcjonariuszy Interpolu sprawił, że na moment przestała oddychać.
Już kurwa po nas… - przeszło jej przez myśl, a potem pomyślała o tym, że zgarną ją spoconą i umordowaną treningiem i niewiadomo kiedy pozwolą wziąć prysznic. Niefart.

Ku jej zdziwieniu policjanci załatwili sprawę niezwykle szybko i sprawnie, a co dziwi jeszcze bardziej to nie jej drzwi, i zapewne też nie Cassandry, bo to by słyszała, zostały wyważone.
Odetchnęła z ulgą. Znów się udało.

Przez to całe zamieszanie zupełnie straciła ochotę na kontynuację ćwiczeń. Wzięła chłodny prysznic, wysuszyła włosy i stanęła przed niemałym wyzwaniem, którym niewątpliwie była próba wciśnięcia swoich bioder i tyłka w spodnie, które pożyczyła jej hotelowa sąsiadka.
Dzięki ci panie za elastyn dodawany do dżinsów! – pomyślała dopinając guzik czarnych spodni. Założyła też top, skórzana kurtkę i czarne szpilki, które dostała w komplecie do garnituru. Wzięła telefon, portfel i już po chwili jechała windą do znajdującej się na parterze restauracji.
Kilka minut po siódmej z talerzem pełnym smakołyków podeszła do stolika, przy którym siedzieli już Cassandra i Black.

- Dzięki za ciuchy – rzuciła na przywitanie w stronę kobiety i uśmiechnęła się lekko.
- No no – mruknęła zwracając wzrok w kierunku mężczyzny. - A gdzie twoja maska? – spytała dosiadając się do stolika. Przez chwilę obserwowała jego twarz.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 26-04-2015, 01:15   #20
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Cedric wszedł na lotnisko do jedynej znanej sobie w obecnej chwili kawiarni. Na rozległej połaci przestrzeni obszernego budynku nie było wielu ludzi, zaś część z nich nie zdążyła się jeszcze obudzić. Zapewne czekali całą noc na samolot, zaś Faradona była jedynie miejscem przesiadkowym.
Niektórzy snuli się bez celu z kubkiem parującej substancji będącej najprawdopodobniej kawą.

Wnętrze kawiarni było całkowicie puste, jeśli nie liczyć pracowników. Po zaspanej, patrzącej kwaśno na gościa obsłudze i leniwym poprawianiu menu na każdym stoliku można było wnioskować, iż lokal został otwarty całkiem niedawno.

Zdążył złożyć zamówienie, a kelner dostarczyć je na tacy, lecz nim Lovren zaczął cieszyć się postawionym talerzykiem usłyszał szybko zbliżające się syreny policyjne. W kilka chwil później zobaczył policjantów z karabinami wpadających jak cyklon na teren budynku lotniska. Nieliczni ludzie rozbiegali się na boki, gdy grupa dwóch tuzinów mężczyzn z bronią gotową do celowania biegnie naprzód. Rozdzielili się. Część osób zniknęła z pola widzenia mężczyzny siedzącego w kawiarni. Zostało pięciu błyskawicznie przeczesujących umiarkowanie puste jeszcze pomieszczenia.

Nagle jeden z nich dostrzegł Cedrica. Szybko powiedział coś do krótkowalówki.

- Interpol! Nie ruszaj się! - krzyknął jeden z nich, zaś cała grupa wycelowała w rudowłosego człowieka. Wbiegli do środka nie spuszczając podejrzanego z celownika.

- Gleba! Powiedziałem gleba! - krzyknął inny odrzucając stolik i nie czekając na reakcję rzucił Lovrena na ziemię.

- Łapy na kark! Na kark!
Ponownie nie zaczekali na żaden ruch. Wykręcili mu ręce i ciasno skuli kajdankami tak ciasno, iż krew ledwie dopływała do dłoni. Bez pardonu szarpnęli więźniem stawiając go na nogi, zaś w chwilę później Cedric siedział na tylnej kanapie radiowozu.

- Zachciało ci się, kurwa, dzieci? - zapytał jeden z zamaskowanych funkcjonariuszy i z całą mocą wbił pięść w wątrobę Cedrica. Drzwi zamknęły się i samochód ruszył.







Samochód zatrzymał się, a funkcjonariusze stali się milczącymi narzędziami sprawiedliwości. Bezpowrotnie zniknęło ich zachowanie z lotniska mówiące, iż najchętniej wgnietliby podejrzanego między szpary przylegających do siebie fragmentów marmurowej posadzki.

Z chłodnym spokojem pomogli wygramolić się podejrzanemu z tylnego siedzenia.
Nieopodal parkingu znajdował się zielony trawnik, na którym strzelały w niebo pnie palm w towarzystwie oleandrów. Okazały budynek ponabijany flagami Grecji jak poduszeczka na igły otoczony był wiecznie zielonymi cyprysami.




Na szczycie pyszniła się największa ze wszystkich flag Grecji, choć obecnie prezentowała się niezbyt dumnie jako materia oklapła z powodu bezwietrznej, słonecznej pogody.

Za plecami trzasnęły drzwi, a samochód zapiszczał dwukrotnie nim rozległ się odgłos zamykającego się mechanizmu. Z całą pewnością włączył się również system alarmowy, ale nie było czasu na szukanie migającej wewnątrz czerwonej diody.

Pchnięty Cedric w asyście czterech uzbrojonych mężczyzn ruszył po schodach w kierunku wrót wejściowych. Ciepła barwa drewna przywodziła na myśl kolor olchy i nieprzyjemnie kontrastowała z chłodem bijącym z wnętrza. I nie chodziło wyłącznie o przyjemny w ciągu dnia chłód pomieszczeń z wysokimi sufitami, lecz o panującą tam atmosferę.
Po wejściu marmurowe posągi Ateny zimno, niemal oskarżycielsko spoglądało na wchodzących i mężczyzna podskórnie czuł gdzie się znajdują. Czuł to jeszcze nim spojrzał na kolejną marmurową kobietę stojącą w zagłębieniu pod sufitem na pierwszym piętrze naprzeciwko drzwi wejściowych. Kobieta z przepaską na oczach i z wagą. Temida.

Byli w sądzie! Nawet na moment nie trafił do celi, a wszystko było już gotowe na jego przybycie. Przynajmniej tak to wyglądało pomimo niewielkiej ilości ludzi.

Policjanci Interpolu zaprowadzili mężczyznę w korytarz po prawej stronie przytulony do frontowej ściany budowli. Tam znajdowały się otwarte na oścież podwójne drzwi.




Na ogromnej sali wyłożonej bladym, sosnowym drewnem znajdowały się tylko dwie osoby, z czego jedna była prokuratorem, zaś druga adwokatem. Przynajmniej tak można było wnosić po strojach oraz tym, iż siedzieli przy przeciwnych sobie biurkach z uwagą studiując leżące na blatach grube akta.

Zaprowadzili Cedrica do jednego z biurek, do tego z mężczyzną trzymającym kurczowo w zaciśniętych dłoniach gęsto naznaczone siwizną włosy. Wydawał się nie zwracać uwagi na dodatkowe osoby w sali.
Zupełnie inaczej reagował całkiem siwy prokurator. Siedział rozparty na fotelu uśmiechając się do siebie.
Nie wróżyło to niczego dobrego. Na domiar złego Interpol nie dawał o sobie zapomnieć siedząc tuż za plecami podejrzanego.

- Anteros Ferretos. Będę pana adwokatem i powiem prosto z mostu. Jest źle. Mamy mało czasu, więc proszę słuchać. Pańskie akta są brudne jak szambiarka po całym dniu roboty. Z takimi papierami można tylko próbować minimalizować wymiar kary. Nie mówiąc już o tym, że musiał pan nieźle nastąpić komuś na odcisk, że my wszyscy mamy tylko kilkanaście minut na przejrzenie sprawy - mówił cicho kręcąc głową podczas przerzucania kolejnych dokumentów.

- Właściwie to nie wiem po co ja tu jestem, skoro w Anglii zapadł już nad panem wyrok - popukał pacem w podpis. Nagle rudowłosy dostrzegł stawiane zarzuty, za które niby został już osądzony. Wielokrotny gwałt połączony z morderstwem popełnionym na czternastu nieletnich w tym pięciu dziewczynkach i dziewięciu chłopcach w wieku od pięciu do dwunastu lat. Wyrokiem było dożywocie.
Adwokat pokręcił głową i opadł na fotel.

- Zrobię, co będę mógł, ale sąd najprawdopodobniej podtrzyma wyrok. Proszę się nie odzywać, jeśli nie powiem, że można. Proszę wstać. Sąd idzie - powiedział, po czym sam podniósł się z wygodnego, obitego grubą materią fotela.




Wszyscy stali podczas ogłaszania wyroku. Adwokat wyglądał, jakby właśnie kazano mu zjeść skarpety całego plutonu wojska.
W chwilę później młotek w ręku sędziego trzasnął o podstawkę, zaś sam mężczyzna spojrzał jeszcze niechętnie na Cedrica, po czym pospiesznie wyszedł.

To była parodia wymiaru sprawiedliwości. Cała sprawa wyglądała na ukartowaną od momentu schwytania w lotniskowej kawiarni przez gotowość wymiaru sprawiedliwości do wymierzenia "sprawiedliwości" za coś, co nie miało miejsca. Wypełniono jego akta niemal całą ryzą obciążających dokumentów i w końcu sędzia, który już wchodząc na salę wyglądał tak, jakby podjął decyzję. Tylko prokurator i adwokat starali się na prawdę. A przynajmniej takie sprawiali wrażenie.

- Sędzia po zapoznaniu się ze sprawą zdecydował się na poszerzenie wymiaru kary. Do dożywocia dołożył przymusową kastrację chirurgiczną...







Ledwie wyszedł z więzienia, a już do niego wrócił. Co prawda nie do tego samego, ponieważ w dalszym ciągu znajdował się w Grecji. Ponownie nie miał niczego prócz więziennego ubrania.

Było jednak coś niepokojącego w całej tej sytuacji. Jego współwięźniowie zdawali się wiedzieć za co Cedric się tu znalazł. Gdy prowadzono go korytarzem, zza krat śledziły go spojrzenia drapieżników. Pedofile w więzieniach nie mieli życia. Bardzo często popełniali "samobójstwa".

Strażnik więzienny poprowadził nowego do jego celi, którą miał dzielić ze współlokatorem.




- Mały, przywitaj się ładnie - powiedział strażnik tuż przed szczękiem zamku zwiastującym zamknięcie z wielkim, czarnoskórym kryminalistą wyglądającym bardziej jak mutant spod opieki szalonego naukowca niż człowiek.

Powstał powoli z dolnej pryczy rosnąc jak góra. Góra mięśni. Był wyższy od Lovrena o dobre pół głowy i prawie dwukrotnie szerszy w barkach.
Wielkolud mrugnął jednym okiem i posłał nowemu współlokatorowi całusa.

- Będziesz moją dziewczynką - odezwał się w końcu mutant.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 26-04-2015 o 01:32.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172