Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-03-2015, 01:38   #1
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Suicide Squad - Kocioł Bałkański




Bardzo dobrze wiesz czym jest więzienie i czego się po nim spodziewać. Znasz to od środka. Od najczarniejszych stron, których nie chciałby znać nikt na świecie prócz osób mogących czerpać z tego realne korzyści.

Lokalne gangi i grupy związane niepisanymi sojuszami patrzące spode łba. Nieustannie musisz mieć się na baczności, by jakiś świr nie zadźgał Cię szczoteczką do zębów.
Musisz uważać nie tylko pod prysznicem, by nie zostać "czyjąś dziewczynką", ale również we własnej celi.

Nie możesz ufać nikomu. Nawet towarzysz z celi może być wrogiem najgorszym, bo ukrytym.

Przedmioty zakazane widzisz codziennie. Przynajmniej raz dziennie, ale to nie oznacza niczego dobrego. Gdy nie widzisz prowizorycznych noży z kawałków metalu, których żaden więzień nie powinien nawet widzieć nie mówiąc już o posiadaniu, to może oznaczać dwie rzeczy: Twoja czujność zmalała lub jest to broń na Ciebie. Nie wiadomo co gorsze.

Prowizoryczne ostre narzędzia, paczki papierosów będące najłagodniejszą z używek, butelki z przezroczystą substancją, a Ty dasz sobie uciąć każdą z kończyn, że nie jest to woda. Pełno białego proszku w woreczkach strunowych.

Jednak to nie dzień jest najgorszą porą doby. Gdy zapada noc świadomość odpływa, zaś to najgorszy z przeciwników w tym parszywym miejscu. Kiedy śpisz nie możesz się bronić, więc nie śpisz, a przynajmniej nie w pełni. Kiedy już nie możesz wytrzymać zasypiasz półsnem - stereotypową domeną zbrodniarzy. Ledwie szum czy nawet zmiana rytmu oddechu współwięźnia sprawia, że otwierasz oczy bardzo szeroko.

W całej sytuacji masz tylko jedno pocieszenie: nie zapadł na Ciebie wyrok. Ewentualny zamach to czysta prywata lub samowolka jednostki. Nie stoi za tym żadna organizacja.

Chociaż w zasadzie, to Twoja sytuacja jest na tyle paskudna, że może nawet byłby to akt łaski...

Powolutku, niespiesznie gaśnie ostatnia iskierka nadziei, gdy tego dnia budzisz się z przeświadczeniem, iż coś jest nie tak jak było wczoraj. Widzisz różnicę, ale nie potrafisz jej zidentyfikować. Nie wiesz nawet gdzie ona leży. Inni też to widzą. Każdy patrzy na każdego jeszcze bardziej wrogo. Każdy chroni swoje plecy jeszcze mocniej. Handel stał się wymuszony.
Stawiając każdy pojedynczy krok widzisz w gęstym, ciężkim powietrzu, w obrzydliwej papce podawanej na obiad, w toalecie spuszczając wodę jedno zdanie: "Ktoś dzisiaj umrze."

Wieczorową porą drzwi Twojej celi otwierają się i do środka wchodzą strażnicy, ale Ty widzisz w końcu co jest nie w porządku.
Klawisze, którzy przyszli po Ciebie nie zachowywali się jak typowi ich współpracownicy. Byli bardziej... profesjonalni?

Gdy tylko wzrok innych więźniów pozostał za zamkniętymi drzwiami świat przed oczami eksplodował bielą, by równie nagle zgasnąć...








Delikatne, światło powoli wdzierało się pod powieki. Nie było szczególnie natarczywe, lecz z pewnością nieustępliwe.

Gdy tylko otworzyli oczy dostrzegli drastyczną wręcz zmianę otoczenia. To zdecydowanie nie było już więzienie!
Pod bosymi stopami znajdowała się kosmata, kremowa wykładzina. Siedzieli na miękkich siedzeniach o równie miękkich oparciach. Bardzo wygodnych. Skórzanych.

W uszach pobrzmiewał łagodny szum. Początkowo z powodu dezorientacji ciężko było ustalić źródło szumu w pokoju, w którym się znajdowali. Nie była to klimatyzacja, choć w pokoju temperatura oscylowała wokół optymalnej.

Nagle spostrzegli przesuwające się powoli białe smugi zawieszone za oknami. Samolot. Bardzo elegancki samolot w dominującej barwie ecru oraz cappuccino.
W takim otoczeniu można by było zapomnieć o tym, co działo się przed utratą przytomności, gdyby nie to, iż dalej mieli na sobie więzienne stroje. No i nieszczęsne kajdanki, którymi byli przypięci do fotela lub sofy.

W pomieszczeniu znajdowały się cztery osoby. W tym dwie z nich nie miały widocznych stygmatów odsiadki. Jedną z owych osób była kobieta, natomiast drugim mężczyzna w czarnym garniturze.




Jednakże zdecydowanie ciekawsze było to, co trzymał w obu dłoniach. Noże.
Niespiesznie podszedł z nimi najpierw do kobiety w paskudnym uniformie wyniesionym jeszcze z zakładu karnego. Naszywka głosiła "Natasha". Delikatnie położył ostre narzędzie tuż przy kobiecie ostrzem w jej stronę, po czym to samo uczynił z mężczyzną z naszywką "Cedric". Ostatecznie wycofał się pod wąskie drzwi do pomieszczenia obok, gdzie zatrzymał się w bezruchu jak jakiś posąg. Tylko jego oczy wodziły po całej trójce.

Niezbyt hojny był to dar zważywszy na to, iż oboje przykuci byli do podłokietnika. Owszem, mogli sięgnąć do ostrza, ale już nie do rękojeści. Poza tym nawet, gdyby już chwycili narzędzie za rączkę, to mogli poruszać się tylko na tyle, na ile pozwalała konstrukcja fotela i sofy.
Pozostawało jedno pytanie: po co im one były?

Druga z przedstawicielek płci żeńskiej była w najlepszej sytuacji. Prócz stroju nie będącego uniformem na blacie stała butelka, zaś tuż obok znajdowała się teczka.

- Jeśli chcecie się zabić, to macie okazję nie fatygować Szefostwa swoimi osobami. Nikt was nie będzie powstrzymywał - odezwał się facet w garniturze nieco zbyt wysokim głosem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 24-03-2015, 19:58   #2
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Więzienie. Czy to już kiedyś się nie działo? Normalnie pewnie rzuciła by się na kraty krzycząc, że to nie ona, że jest niewinna... ale próbowała tego chwytu poprzednim razem i nie zadziałał, więc niby czemu miałby działać teraz? Kiedy wepchnięto ją beznamiętnie do celi, a jej kraty się zasunęły, kobieta westchnęła głośno, jednak nie była zła. Może bardziej znudzona tą powtórką z rozrywki? Ciekawe jak często będzie jej się to przytrafiać, bo może nie warto planować wakacji.
Czarnowłosa odwróciła się na pięcie i niespiesznie podeszła do krat. Musnęła jeden z prętów palcem, po czym wsunęła lekko dłoń przez szparę i chwyciła mocno zimną, stalową rurę, przytulając się do krat z namiętnością.
- Jestem niewinna? - powiedziała głośno, lecz zupełnie bez przekonania, bo przecież kogo miała przekonywać, skoro strażnik, przypominający klona innego strażnika, odwrócił się już dawno tyłkiem do niej i po prostu sobie poszedł. Głowa Cassandry opadła w dół jak bezwładna, aż broda uderzyła o jej klatkę piersiową. Postanowiła nie popełniać błędów przeszłości i pierwsze co zaczęła robić, to myśleć nad pismem z prośbą o przepustkę. Przecież nie miała zamiaru tutaj siedzieć w nieskończoność. Sunąc ospale po swojej minimalistycznej celi, zastanawiała się nad powodem, który pozwoliłby jej na wyjście z tego obskurnego miejsca. Zdjęcia znajomych wiszące na ścianie w ogóle jej nie pocieszały, wolałaby gdzieś się z nimi szlajać, albo po prostu pójść do pracy (ciekawe czy będzie ją miała gdy stąd wyjdzie).
- Zwracam się z prośbą... - zaczęła chwytając kartkę z biurka oraz leżący obok ołówek. W sumie mogłaby poprosić o długopis, ale za długo by to trwało, bo Ci strażnicy są zbyt leniwi i tacy flegmatyczni - ...o przyznanie przepustki. Prośbę swą motywuję faktem, iż w domu zostawiłam warzącą się truciznę i byłoby mi niezmiernie przykro, gdyby ta nagle wybuchła i rozsadziła cały blok zabijając tą biedną starszą Panią spod czwórki i jej stado kotów. Będę wdzięczna za pozytywne rozpatrzenie mego podania w jak najkrótszym czasie. - pisząc swój tekst na jej twarzy malowała się niesłychana powaga. Nawet brew jej nie zadrżała, ani warga, kiedy pisząc jednocześnie czytała to na głos - Jak widać po powyższym powodzie, trochę mnie nagli - dopisała jeszcze, jako wisienkę na torcie. Miała nadzieję, że wyjdzie stąd dziś, no może jutro.

*** Dwa tygodnie później ***

Cassandra zaczęła gnić w więzieniu. Już czuła smród własnego ciała, albo to ta pościel tak śmierdziała, jeszcze po poprzednim lokatorze. Nie była pewna, ale i nie miała w zamiarze tego sprawdzać. Leżała plackiem na łóżku, totalnie zrezygnowana i pozbawiona nadziei. Przecież powód, jaki znalazł się w jej podaniu z prośbą, w tym momencie stracił już sens. Jak to się mówi "już po ptakach". Jakby miało wybuchnąć, to by pierdyknęło i nic by nie pomogło, a już tym bardziej wyjście kobiety na wolność. No chyba, że ją wypuszczą, wcisną miotłę w dłoń i "leć stara, sprzątać swój bajzel". Na samą myśl czarnowłosej aż zrzedła mina, zrobiło jej się tak niewyobrażalnie smutno, że aż pociągnęła nosem i przekręciła się na bok podkulając nogi, by zachować wokół siebie ciepłotę własnego ciała. Przymknęła oczy oddychając spokojnie i równomiernie. Niczym się nie stresowała, bo przecież nie miała już czym. Skoro siedzi tutaj dwa tygodnie, to kolejne dwa nie zrobią większej różnicy. W sumie to przyzwyczajała się już do tego miejsca, na pewno było tutaj lepiej niż na zewnątrz, na misji. Czemu znowu na nią musiało trafić? Czy będą ją łapać i puszczać na misję za każdym razem, gdy którąś z nich przeżyje? Więc może tym razem powinna dać się zabić? Była jeszcze jedna możliwość, w sumie mogła to pokochać. Choć trudno jest kochać coś, do czego miłością się nie pała, a wiadomo, że zmuszanie kogoś do czegokolwiek nigdy na dobre światu nie wyszło! No dobra, może poprzednim razem się udało, ale zazwyczaj nie ma tak dobrze. Tym razem wszyscy umrą, Cassi była tego niemalże pewna, to też coraz bardziej zaczęło zależeć jej na tej przepustce, która przepadła wraz z upływającym czasem.
- Wyłaź, masz dwadzieścia cztery godziny. - zadudnił basowy głos strażnika, który szybkim ruchem rozsunął kraty i stanął obok wyjścia, nie racząc dziewczyny nawet swym spojrzeniem. Był obojętny i bezpłciowy, zupełnie niegodzien zapamiętania, całkowicie nijaki. Jednak kobieta, zaskoczona, lecz równocześnie rozanielona, zerwała się z łóżka i mimo, że zdzieliła się łbem w szafkę, to radośnie z guzem na głowie wyskoczyła z celi tanecznym krokiem. Wolała nie zadawać pytań, bo jeszcze by ktoś zmienił zdanie!

*** Na przepustce ***


Cassandra gapiła się z otępieniem na ściany pokryte starymi gazetami z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nie myślała o niczym konkretnym, bo nie była już w stanie myśleć. Głowa od czasu do czasu samowolnie jej opadała, mimo iż powieki nie chciały się zamknąć. Gapiła się przed siebie, zapominając już nawet co tak naprawdę tutaj robi. W swej smukłej, albo wręcz chudej, dłoni trzymała ciężką szklaneczkę z whisky i colą, którą dla bezpieczeństwa oparła na blacie barku, przy którym to postanowiła spocząć. Obraz przed jej oczami był istnym pokazem klatek w postaci zdarzeń. Ktoś przechodził obok, a po chwili znikał, zupełnie jakby się teleportował. Barman sięgał po butelkę z alkoholem, a następnej sekundzie nie było go już przed jej oczami. Kobieta potrząsnęła głową i na barowym stołku obróciła się tyłem do baru, przy okazji opierając o niego plecy. Szklanka z trunkiem zdawała się wymykać z jej wąskich paluszków, zupełnie jakby miała zaraz niepostrzeżenie umknąć, albo wręcz uciec jak najdalej od nietrzeźwej już damy. Godzina co prawda była późna i nasza towarzyszka miała prawo być już w stanie nie do odratowania, jednak sama siebie nie miała zamiaru usprawiedliwiać, wręcz nie przyznawała się do tego, co się dzieje przed jej oczami!
- Cassandro? – męski głos spłynął do jej uszu jakby z zaświatów. Kobieta pomrugała oczami w dość szybkim i zabawnym tempie, po czym z głębokim wdechem i uprzednim odchrząknięciem obróciła głowę w bok i spojrzała w kierunku, z którego zdawało jej się dochodził głos
- Tak? – spytała siląc się na inteligenckie spojrzenie jak i niegłupią minę poważnej pani magister. W efekcie tego ogromnego wysiłku zachwiała się na stołku i czknęła głośno, automatycznie gwałtownym ruchem ręki przysłaniając usta. Oczywiście już po fakcie. Chłopak przed nią zamigał jej przed oczami w postaci klatek obrazu. Raz miał rękę przy głowie, chyba się po niej drapiąc, a w drugiej sekundzie ta ręka już trzymała szklankę z trunkiem czarnowłosej. Co jest do kurwy, matrix?! pomyślała, lecz zanim to uczyniła w pełni, jej alkohol stał już odłożony na blacie baru. Kobieta zwinęła usta w podkuwkę, zmarszczyła mocno brwi, a następnie wstała gwałtownie ze swojego siedzenia, przez co mocno się zachwiała i niemalże wpadła na chłopaka, który po nią przyszedł. Ten jednak niewzruszony zaśmiał się głośno, acz krótko.
- Urocza jesteś w takim stanie – wypalił uśmiechnięty od ucha do ucha, jakby ta sytuacja mocno go bawiła, a może i nawet nakręcała? Bywają i tacy dewianci, którym podoba się podpita kobietka, taka do zaopiekowania i odprowadzenia do domu. A może i pod pościel?
- Weź wyjdź. – burknęła mało bystrze odpychając się od niego silnie, by przyjąć wyprostowaną postawę. Nos zadarła wysoko i próbowała spojrzeć na niego z góry. W sumie w tych szpilkach, co to je dziś nałożyła, wyczyn ten był niemalże osiągalny, gdyż wzrost mieli zbliżony. Kącik ust Cassandry uniósł się zuchwale, toć to nie mogła pokazać, że jest gorsza od tego „f a c e t a!”.
- Jedyny stan, w jakim jestem, to w stanie by stąd wyjść! – o, teraz mu pocisnęła! Trzeba przyznać, że myślała nad tym trochę i nim to powiedziała, trochę pomlaskała, zwilżyła usta, swoim wcześniej odstawionym nie-przez-nią drinkiem i po raz kolejny westchnęła nabierając powietrza w swoje płuca, choć wyglądu jej piersi to nie zmieniło, jedynie klatka piersiowa nieco się nadęła. Kobieta założyła ręce na biodrach pokazując swoją otwartą jak i pewną siebie postawę po czym postanowiła, że sama opuści pub, bez znajomych, z którymi tutaj przyszła, bo na co jej oni! Zosia Samosia potrafi sobie radzić i nie potrzebuje ani niań, ani opiekunek, ani nikogo innego.

Światło niespodziewanie błysło jej przed oczami, oślepiło. Kobieta zachwiała się, nie pierwszy raz tej nocy, i upadła do tyłu, prawie obijając sobie pośladki o krawężnik. Zamiast jednak „bólu dupy”, poczuła jak ktoś ją łapie, pod jedną jak i drugą pachę. Najwyraźniej nie była sama, wręcz była z jakimiś dwoma osobami. Ale gdzie, jak, kiedy? Przecież przed sekundą wyszła z pubu, o co chodzi? Postacie na ulicy migały jej przed oczami prawie tak samo, jak przed barem, jednakże tym razem te klatki obrazów były bardziej intensywne. Docierała do niej połowa informacji, nie tylko wizualnej, ale także audialnej. Nie potrafiła zrozumieć słów, które docierały do jej przewodu słuchowego, jak i nie potrafiła rozróżnić całokształtu świata widzianego, ani ludzi, ani krajobrazu. Była nieco bezwładna i bezsilna, sama chyba niewiele potrafiłaby zrobić. Czy w tym momencie na pewno pomagają jej przyjaciele?
- Puszczaj mnie! – wydarła się w panice, kiedy serce zabiło jej o stokroć mocniej, a puls przyspieszył do granic możliwości zakrawając o arytmię. Szarpnęła się niedbale, mimo wszelkich starań, jednak uścisk mężczyzn był zbyt pewny, mocny i najwyraźniej trzeźwy. W porównaniu do jej siły, nie mieliby z kobietą żadnych problemów, mogli zrobić co tylko by chcieli, choć czy ciemnowłosa była aktualnie w stanie, by prawidłowo ocenić tę sytuację?
- Co za szajbuska, prawie pod busa wpadła, a teraz ma pretensje! Ona ma magistra?! – fuknął jeden z mężczyzn podnosząc Cassandra za jedno ramię, w tej samej chwili, kiedy jego kolega starał się uczynić to samo z drugiej strony, stojąc po przeciwnej części ciała dziewczyny. Szarpali ją nieco bez czułości, ale zamiary mieli szlachetne! Najpierw planowali postawić ją do pionu, bo w takiej zwisającej pozycji, wiercąca się jak pies z robalami w tyłku, była po prostu nieznośna.
- Daj jej spokój, przecież widzisz, że nie ogarnia! – skarcił swojego towarzysza stanowczo. Nie miał zamiaru pozwalać by ktoś kpił sobie z jego przyjaciółki, która i tak ma problem, aktualnie z samą sobą.

Kolejny blask światła walnął ją po oczach. Tym razem nie towarzyszyła mu też głośna trąbka i huk przejeżdżającego, ciężkiego pojazdu. Dopiero teraz sobie przypomniała, co mniej więcej się stało i co słyszała, przedtem rozmywało jej się to przed oczami, a teraz? Teraz jedynie mucha latająca po pokoju wydawała się być wrogiem numer jeden, na całym tym bożym świecie.
Kobieta leżała w łóżku, skronią, policzkiem i żuchwą przylegając do mięciutkiej poduszeczki, powleczonej w nieskazitelnie białą poszewkę. Usta Cassandra były lekko rozdziawione, a bokiem ulatywała jej strużka śliny, w ilości zdecydowanie skromnej, jednak wystarczająco długo się sączyła, by zamoczyć poduszkę. Dopiero po dobrym przebudzeniu się, kobieta zamknęła usteczka wciągając resztki śliny i zamlaskała soczyście. Przeciągnęła się wyciągając ręce wysoko nad głowę oraz przekręcając całe swoje ciało na plecy. Potem tylko leniwie przetarła kącik ust zewnętrzną stroną dłoni, ścierając z nich swoje własne płyny ustrojowe, które na pewno nie nadawały jej seksownego wyrazu twarzy, zaś oczy pandy jedynie nadawały jej całokształtowi dosyć żałosnego wydźwięku. Rozmazana, obśliniona i całkowicie nieżywa, opuchnięta z worami (jak i tuszem do rzęs oraz kredką, której czerń znajdowała się już nawet w okolicy kości policzkowej) pod oczami, zamaszyście machnęła ręką odkrywając się i odrzucając kołdrę na bok. Chyba czas wstawać.
- Ciekawe, czy dobrze się bawiłam... – wysepleniła z suchością w ustach, a jej powieki ponownie spowiły słodkie, szare, zmęczone oczka, pozwalając organizmowi na ponowną drzemkę.

*** Aktualne zdarzenia, ta sama doba ***


Piękny samolot, wygodne fotele, w końcu bez kajdan i tego mocno śmierdzącego uniformu, fujka! Naprawdę, mogliby częściej dawać ciuchy na zmianę, bo czy to facet czy babka, pot po prostu śmierdzi i żaden dżender tego nie zmieni. Kobieta siedząc mocno wyprostowana, zupełnie jakby chciała wypchnąć na przód cycki, których nie miała, jednocześnie wykonała pełen obrót karku, mocno napinając jego mięśnie, aż poczuła miłe rozluźnienie kręgów szyjnych.
Cassi mierzyła 174cm wzrostu, ważyła około 49-50kg. Te suche dane same w sobie jednoznacznie podkreślały, że sama dziewczyna była po prostu „sucha”. Cycków u tej kobiety nie stwierdzono – półżart. Piersi jej były po prostu malutkie, niewyróżniające się, mało dostrzegalne, choć czego innego się spodziewać, po osobie o tak wątłej posturze? Buzia kobiety była smukła, choć niewydłużona. Miała wysokie czoło, dlatego też zakrywała je wodospadem włosów przyciętych w niedbale wystrzyżoną grzywkę, kończące się na dużych, szarych oczach, bądź jeszcze przed nimi, na ciemnych, zadbanych brwiach. Szare tęczówki komponowały się hipnotyzująco wśród otaczających je długich, choć niekoniecznie gęstych, rzęs. Żuchwa wyrazista, a jej kąt mocno zarysowany patrząc z profilu. Nosek był mały, niezadarty ku górze, naprawdę zgrabny, zaś usta długie, z górną wargą bardziej wąską niż dolną. Można by powiedzieć, że buzia tej dziewczyny była jej jedynym atutem lub też wadą – w końcu była zapamiętywalna, charakterystyczna, bardzo łatwo było o to, by utkwiła komuś w pamięci. Ową buźkę otaczały długie włosy, niespięte sięgały do kąta dolnego łopatki, jednak Cassandra dziś spięła swoje włosy tak, że zdawały się być pięknym kokiem z opadającymi kaskadami kosmyków.
Kobieta lubiła stonowane kolory, toteż taki ubiór wybierała dla siebie – stonowany. Najczęściej miała na sobie garderobę w barwach czerni, szarości i bieli, bardzo rzadko, jak nie niemalże wcale, miała na sobie coś, co miało głęboki kolor. Uszedł jeszcze ciuch, o ile skórzany, koloru brązowego, ale to był już wyjątek. Aktualnym jej ubiorem były czarne, wąskie spodnie, materiałem przypominające lateks. Szary top na tors, zaś wierzchnie narzucona skórzana, czarna kurtka. Buty w stylu workerów, przypominające glany, na niskiej, acz grubej podeszwie z podwyższeniem w okolicy pięty, tzw obcas. Buty te jednak, mimo owego obcasa, były naprawdę ciche, wygodne i lekkie, idealne na długie podróże jak i krótkie wyjścia… Albo by otworzyć drzwi z kopa. Takie funkcjonalne! Kwestie bielizny pomińmy, to chyba już prywatna sprawa tej kobiety.
Nie mniej jednak, mimo tej pięknej otoczki, dzisiaj kobieta wyglądała, mówiąc delikatnie, jak niedzisiejsza. Oczy nieco podkrążone, choć próba zatuszowania tego makijażem wyraźnie widoczna. Nie to, że się nie udał, ale taką noc będzie jej trudno zamaskować. Można było dostrzec, że kobieta wzrokiem pożerała butelkę, która przed nią stała, gapiła się na nią jakby zafascynowana i choć próbowała to ukryć, nie udawało jej się. Wzrokiem błądziła między butelką, aktami, a dwójką nowych osób, wciąż jednak milczała, co mogło stać się wkurzające. Noże już podane, goryl stanął udając posąg Venus z Milo, a ta czarnowłosa baba z podkrążonymi oczami wciąż milczy. W końcu po długich próbach walki ze sobą spojrzała na dwójkę skazańców i odchrząknęła.
- Ciekawe jaki to ma skład. - jej głos wydawał się być zmęczony, susza jednak wygrała. W swe smukłe dłonie chwyciła szklaną butlę i zaczęła na waszych oczach ją oglądać. Chyba nawet na serio czytała etykietę, z trudem przełykając ślinę, która prawie utknęła jej w gardle.
- O, 0,75 litra! - dodała uradowana od ucha do ucha i odkręciła butelkę. Z początku siliła się na kulturkę, nalewając sobie tylko pół szklanki, jakby chciała zachować pozory. W rzeczywistości jednak miała ochotę zjeść butelkę wraz z zawartością, a w sumie szczególnie wraz z nią. Szkło by po prostu jakoś zdzierżyła, a co! Jednym ruchem wydoiła wszystko, co znajdowało się w szklance i dopiero teraz otworzyła akta. Chyba pierwszy raz miała takie coś w ręku i brała odpowiedzialność za coś takiego! Właściwie, na dzień dzisiejszy jej to aż tak nie fascynowało, bo przecież w nocy prawie ją bus walnął, także no. Te akta w porównaniu z tamtym to słaba forma zabawy.
- Ciekawe. - mruknęła, mimo iż nie przeczytała póki co ani linijki. Po prostu przerzucała kartki udając, że czyta, a druga ręka co chwile nalewała napój do szklanki, który znikał stamtąd szybciej niż się pojawiał. Chyba dopiero gdy komuś puszczą nerwy, przejdzie do rzeczy, jednak jeśli to się nie stanie, będzie musiała prędzej czy później. Już sobie wyobrażała jak dostaje od kogoś kopa za swoje lenistwo i brak zaangażowania. Postanowiła więc zacząć działać na poważnie!
- Przede wszystkim, fajnie, że jesteście! - zaczęła głupim tekstem ciesząc się przy tym. Właściwie, jeśli chciała ich do siebie zrazić, to chyba była na dobrej drodze ku temu. Prawda była taka, że nie miała tego w zamiarze, to kac morderca nie ma serca, a jej kazano myśleć akurat dzisiaj. Cassandra chwyciła dyskretnie butelkę i wstała z fotela.
- Więc pewnie zastanawiacie się, co się tutaj do cholery dzieje. - dodała do swojej wypowiedzi, bo chciała zacząć tak ładnie, jak prezydent przemowę. Jednak mimo tego, że naprawdę pragnęła zrobić to kulturalnie, odwróciła się do nich dupą i dossała się do butli dojąc z gwinta, zupełnie jakby myślała, że tyłem to nie widać i nie ma wstydu. Mogliście patrzeć lub nie patrzeć, ale każde sprawne, być może zażenowane, spojrzenie dopatrzyłoby się w jak zastraszającym tempie znikała pojemność butelki. Gdy tylko kobieta oderwała się od trunku, niczym glonojad od ściany akwarium (czyli z trudem i bólem serca), z powrotem zawitała do was przodem, jednak butelki to nie wypuszczała.
- Otóż, pewna tajemnicza organizacja postanowiła dać wam szansę. Popełniliście straaaszne przestępstwo - zaakcentowała wyraźnie, mimo iż naprawdę nie miała pojęcia, czego się dopuścili. Ale starała się dobrze grać. Po chwili stania postanowiła powrócić na swoje miejsce siedzące, jakby z ulgą na nim posadziła swoje pośladki oraz w końcu odstawiła szklaną butelkę, która była już niemalże pusta.
- Przedstawię wam teraz, nazwijmy to, misję, którą musicie wykonać by doznać łaski zwolnienia z pierdla. Jeśli jej nie wykonanie - zginiecie. Jeśli nie zgodzicie się podjąć wyzwania - zginiecie. Jeśli spróbujecie być sprytniejsi od organizacji - zginiecie. "Oni" wiedzą co robicie i gdzie jesteście, każdy wasz zły ruch może przyczynić się do waszej śmierci. Pamiętajcie, bo moim zdaniem to dosyć istotny fakt. Jedynym sposobem na przeżycie jest wykonanie zadania, a przedstawia się ono następująco - przerwała na chwilę bo od tej długiej przemowy zaschło jej w ustach. Ostatki z butelki przelała do szklanki, w końcu kultura, po czym wypiła je bez zawahania. Czuła się o niebo lepiej, choć sama nie zdawała sobie sprawy, że wychleje wszystko! Myślała, że może jeszcze podzieli się z "kolegami" z więzienia, ale jednak nie udało się.
- Aktualnie lecimy do Grecji, nieważne gdzie dokładnie. - skwitowała stanowczo, co mogło sugerować, że jest oschłą suczą. Prawda jednak była taka, że zapomniała już nazwy tego miejsca w Grecji, a nie chciało jej się czytać, więc udawała, że po prostu takie informacje miała im przekazać.
- Aleksis Tsipras jest premierem Grecji - kontynuowała swoją przemowę i rzuciła zdjęcie typa na biurko, tak by było przodem do więźniów, jednak nie przewidziała tego, że foty się ześlizgną i spadną z blatu. - Ja chrzanie, ale szorują te stoły, wszystko lata. No nic. - chwilka przerwy, a sytuacją wcale się nie przejęła - Chodzi o to, że facet nie chce spłacać pożyczki. Gorzej - swoim zachowaniem podburza i tak zdenerwowanych już Greków. Unia Europejska obawia się wyjścia Grecji z Unii. I teraz mamy dwa wyjścia. W sumie uważam, że powinniśmy docenić to, że dano nam wybór, a prezentuje się on następująco. Po pierwsze, możemy przekonać Yannisa Dragasakisa, by po cichu zerwał z polityką Aleksisa Tsiprasa i przyjął jako swojego najbliższego współpracownika Nikosa Rousakisa - agenta Unii. Moim zdaniem to za trudne, nie chce mi się - jej ton był poważny, spokojny i nad wyraz opanowany. Kobieta zdawała się nie być przejęta zaistniałą sytuacją. Założyła nogę na nogę i wertowała kartki z teczki - Po drugie, możemy sprawić, by Aleksis Tsipras zniknął na zawsze. Haczyk tkwi w tym, że nie może to wyglądać na zabójstwo. - skończyła. Zapadła chwila ciszy, którą przerwał jedynie plask zamykanej teczki. Zdjęcia premiera leżały sobie na podłodze i były dla was widoczne, jednak nikt nie kwapił się, by je podnieść. Skacowana kobieta czuła się ciężka i zmęczona, choć była zadowolona, bo "zeżarła butelkę" i pragnienie na pewien czas ustąpiło. Cassandra założyła ręce krzyżem na piersi i obserwowała dwójkę nowych osób. Zastanawiała się nad ich ekspresją twarzy i analizowała ich cierpliwość. Z doświadczenia wiedziała, że nerwusy długo nie żyły, chociaż taki nerwus znający swoją siłę mógłby się okazać na wagę złota.
- Jakieś pytania? - spytała po chwili namysłu, jednak szybko dodała by nikt nie zdążył wejść jej w słowo - Tylko bez zbędnych komentarzy, kaca mam! - przyznała się w końcu stanowczo zabraniając jakichkolwiek tekstów na ten temat. Zrozumiała, że takich rzeczy nie da się ukryć, to chociaż próbowała być uczciwa i szczera, nie tylko wobec siebie, ale także wobec innych.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 24-03-2015 o 20:22.
Nami jest offline  
Stary 25-03-2015, 10:02   #3
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Jest profesjonalnym złodziejem samochodów(ma Huracana w garażu, ale nie kradzionego. Kupił go sobie za wypłatę od wojska.)Pewnego dnia dostał ofertę pracy od nieznanej firmy, która kradnie samochody nielegalnie. Zgodził się. Parędziesiąt tysięcy zarobił. Podczas jednego ze zleceń miał ukraść Toyotę Suprę. Nigdy wcześniej nie widział tego modelu na żywo.
Zleceniodawcy wysłali sms-a ze zdjęciem samochodu w kolorze białym pojechałem na miejsce wskazane przez nich. Samochód był naprzeciwko mnie,a zarazem naprzeciwko starego domu nadającego się do rozbiórki. Poszedł niespiesznie do jezdni;od niego po prawej stronie były pasy jakieś 50-60 metrów z tąd. Postanowił przejść "na szagę" co uczynił.
Wziął kawałeczek żelaznego pręta i zaczął kombinować z zamkiem od czasu do czasu oglądając się czy nikt go nie widzi. Udało się odpalił go i pojechał. Na miejscu odpisał na sms-a -Zrobione-.
Supra miała 5-biegową skrzynię ręczną z pojedynczym sprzęgłem.

***Rok później***
W więzieniu było komfortowo; za dnia, ale w nocy bardzo zimno szczególnie na ziemi.
Zaczął czuć się jak w domu, szafka naprzeciw łóżka tuż obok kosz na śmieci.
Pewnego dnia; była pora obiadowa więc wszyscy poszli do stołówki. Chciał być sam znalazł ostatni stolik po prawej stronie sali. Jadł wolno jak to on. Nagle zawyła syrena kończąca obiad. Dwie ostatnie łyżki czegoś na kształt zupy zjadł prawie na raz.
poszedł do celi zamknięto za nim kraty i zauważył maleńką wykałaczkę pozostawioną po poprzednim właścicielu celi. Szybko schował pod poduszkę.
Była pora wieczorna postanowił więc pogrzebać przy zamku od drzwi jednocześnie patrząc czy nikt nie idzie.
Nie minęło 5 minut jak się złamała i z wściekłością rzucił na niższe piętro więzienia.
-Dammit ,a była okazja-pomyślał jednocześnie waląc o ścianę naprzeciw krat.


***Przed więzieniem***

Rzucił szkołę zatrzymał się na poziomie starszego sierżanta.
Kupił dom na przedmieściach Atlanty nie mylić z Atalantą Bergamo; taki klub piłkarski we włoskiej Serie A, ale mniejsza z klubem. Nie ma rodziny ani przyjaciół; nie pali ani nie pije chociaż koledzy ze szkoły go namawiali. Może czasami jakiś drink przy filmie.
Pewnego poranka wziął na przejażdżkę swoje Lamborghini; otworzył klapkę i zapalił silnik.
Soczyste V10 pod maską zamruczało, aż ciarki przeszły po jego plecach.
Ruszył. Włączył radio akurat leciała jego ulubiona piosenka. Był to Reamonn-Supergirl zaczął się refren i podśpiewywał.
"And then she'd say; It's OK,i got lost on the way
But I'm a Supergirl and Supergirls don't cry.
And she'd say; It's allright ,I got home late last night
But I'm a Supergirl and Supergirls just fly."
Chciał sprawdzić jego osiągi. Od zera do setki w 3,2s,a prędkość maksymalna to 320km/h, silnik tak ryczy, że aż się prawie maska otwiera .Cóż za emocje. Ma zielony kolor i nie był oszałamiający na tle innych samochodów typu Veyron czy DB9.Po przejechaniu niemal 100km Wrócił do domu.
W swoim domu ma konsolę PS4 i move'a.


***Aktualne zdarzenia, późnym wieczorem***


Tegoż wieczoru był tak zmęczony, że od razu po wejściu do celi położył się na łóżku.
Chciał się przespać, ale nie minęło 15 minut, gdy nagle słyszy otwierane drzwi do jego celi. Został wyszarpnięty przez jednego ze strażników.
Zerwał się jak rażony piorunem omal nie uderzając się o górną prycze mimo, że ma 190cm wzrostu i prawie 90 kilogramów wagi .Przez dobrą chwilę nic nie widział z racji nagłego podniesienia się z łóżka.
-Gdzie mnie zabieracie - pomyślał patrząc jak idzie przed nim; okazało się, że był to kapral.
Zeszliśmy na niższe piętro w stronę wyjścia tuż przed nim migotały w tym samym tempie dwie lampy. Wszyscy więźniowie patrzyli się dziwnie na nich, ponieważ nie było to normalne o tej porze dnia.
Zamknął oczy i wyszli na dwór.
Obudził się w bardzo ładnym pomieszczeniu i nawierzchnią dywanową (posługując się językiem tenisa)pod jego stopami. Był ubrany w pomarańczowy strój więzienny. -Juhu nareszcie wolny-pomyślał.
Oprócz niego było jeszcze kilka osób. Skrzywił się i mocno zdziwił.
Rozejrzał się po pokoju; jak się później okazało samolocie. Próbował wsłuchiwać się w osobę, która przemawia. Mówiła coś o misji i o premierze Grecji Tsiprasie, że niby mamy go zabić?
Łypnął na kolesia w garniturze z zapytaniem w oczach.
-Czego on pilnował- ta myśl nie dawała mu spokoju. Przez drugą część lotu siedział jak na szpilkach, ponieważ dowiedział się z radia podczas wychodzenia o katastrofie samolotu we francuskich Alpach
Miał nadzieję, że się nie rozwalimy.
 

Ostatnio edytowane przez Adi : 30-03-2015 o 11:48.
Adi jest offline  
Stary 29-03-2015, 19:19   #4
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
- Nie jesteś pieprzonym Jamesem Bondem, Wilde. To nie jest robota dla ciebie.

- Pani Petrov, czy jest panie pewna, że podejmie się tego zadania?

- Pani Natalia Raven jak mniemam? Czy rozumie Pani na czym polega to zlecenie i mimo wszystko chce się go podjąć?

Och, ile razy słyszała te i inne wyrazy niedowierzania i zwątpienia. Słuchała ich Natasha Wilde, Aleksandra Pertov, Natalia Raven. Słyszała to, jako kilka innych osób, których tożsamość aktualnie przyjęła, lub które wymyśliła.

- Nie sądzę, że to zadanie dla kobiety.

- To może być niebezpieczne, ale z taką ładną buźką możemy załatwić ci inną pracę.

- Bla bla bla….


Kilka lat temu mocno ją to irytowało, przywykła jednak. Wysłuchiwała długich monologów pełnych wątpliwości z kamienną twarzą, od czasu do czasu przytakując. Potem podawał swoje warunki i czekała spokojnie czy zleceniodawca na nie przystanie. Znała swoją wartość, negocjacje nie miały sensu.
Mimo początkowej niechęci pracodawców finał zwykle był taki sam.

- Nie mam pojęcia jak to pani zrobiła, dziękuję.

- Dobra robota, czy możemy liczyć na panią w przyszłości?

- No, no Wilde, a jedna ci się udało. Po pieniądze zgłoś się tam, gdzie zwykle.

- Bla bla bla…


Profesjonalistka – to słowa najlepiej określało tą kobietę. Okazało się jednak, że nawet profesjonalistom czasem zdarzają się wpadki, za które płaci się wysoką cenę.

***


Od zawsze wiedziała jak zadbać o swój tyłek, urodziła się z tą cenną umiejętnością. Tym razem nie było inaczej.
Jeśli jesteś w wiezieniu - przystosuj się, przecież nie wiesz jak długo będziesz kiblować. Sprawdź z kim warto zawrzeć znajomość, od kogo trzymać z daleka, a kto nie jest wart nawet splunięcia w jego stronę.
Dwudniowy rekonesans wystarczył, by w tym parszywymi miejscu ustawić się najlepiej jak się dało. Więzienie nie różniło się szczególnie od świata, który zostawiła za murami i drutem kolczastym. Każdy dba o własny interes, uśmiecha się fałszywie, udaje, manipuluje i knuje za twoimi plecami. Brzmi jak normalne życie, tylko powierzchnia użytkowa trochę mniejsza, niższy komfort, o rozrywki na poziomie nieco ciężej no i nie można pójść do kosmetyczki.
Żyła sobie więc w tym obskurnym małym światku bez manikiurzystki i dostępu do internetu wiedząc, że prędzej czy później ktoś się o nią upomni. Nie myliła się.

***


Miękka wykładzina przyjemnie muskała jej bose stopy, do nosa dochodziła interesująca, delikatna woń, która w niczym nie przypominała więziennego smrodu. Ręce wciąż były w zakute w kajdanki. Natasha nasłuchiwała chwilę udając, że wciąż śpi, po czym powoli otworzyła oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Prywatny samolot, to nie ulegało wątpliwości. Drugą rzeczą, na którą zwróciła uwagę byli współpasażerowie. Nie znała nikogo z nich, niedobrze.

Kobieta, która przemawiała do niej i siedzącego obok gościa w więziennym uniformie nie była zbyt przekonywująca. Wyraźnie skacowana i nieprzygotowana sprawiała wrażenie raczej śmiesznej niż profesjonalnej. I weź takiej uwierz w cokolwiek, przecież to jakaś parodia.

- Ja miałabym kilka pytań – powiedziała spoglądając ukradkiem na wciśniętego w fotel mężczyznę, którego chyba średnio obchodziło to, o czym się mówi, kto wiem, może bał się latać – ale to potem. -
- Po pierwsze – zwróciła się do kobiety – czułabym się bardziej komfortowo, gdybym mogła wziąć prysznic i przebrać się w jakieś przyzwoite ciuchu. Nie mówiąc już o tym, że przydałoby się żebyście zdjęli mi to z rąk – uniosła skute dłonie.

Mimo całego absurdu sytuacji miała przeczucie, że nikt nie robi sobie z niej jaj i faktycznie lecą do Grecji.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 03-04-2015, 22:38   #5
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Samolot




Noże nie cieszyły się szczególnym zainteresowaniem skazanych. Nikt nie podciął sobie żył, nikt nie wbił go sobie w klatkę piersiową ani brzuch.

Mężczyzna w garniturze odczekał jeszcze chwilę, po czym najwyraźniej uznał, iż agenci nie mają zamiar odebrać sobie życia, ponieważ odebrał im ostre przedmioty. Umieścił je na podłodze znajdującego się za nim pomieszczenia, na podłodze przy wejściu.

Gdy uchylił drzwi Natasha spostrzegła fragment kokpitu pilota. Znajdowali się tuż przy dziobie maszyny.
Tymczasem mężczyzna przed zamknięciem wydobył pokaźnych rozmiarów torbę, z której wydobył dwie garsonki i jeden garnitur.

Cassandrze przypadła w udziale śnieżna biel stroju składającego się ze spódnicy za kolano i marynarki, Natasha otrzymała kremowy zestaw ze spodniami, zaś garnitur Cedrica o barwie szampana składał się z trzech części hołdując modzie sprzed kilku lat.
Do tego każdy został wyposażony w koszule i buty. Z akcesoriów dostępny był wyłącznie pasek.

Po dokładniejszym przyjrzeniu się dostrzegli, iż każdy element ich nowego stroju wyprodukowany został w firmie Giorgio Armani.
W kieszeniach znajdowały się portfele... również od Giorgio Armaniego. Oprócz trzystu euro znajdowały się ich nowe dowody tożsamości.
Cassandra stała się Nicole Little, Natasha na karcie zobaczyła Megan Gentle, natomiast tożsamość jedynego, męskiego członka zespołu to Dean Diggory.

- Łazienka - odezwał się po wręczeniu prezentów.

- Pierwsza, druga, trzeci. Kwadrans - powiedział rozpoczynając od wskazania na Wilde, po czym otworzył jej kajdanki.







Pomimo luksusu całego pomieszczenia było ono w najlepszym wypadku małe. Toaleta ukryta była pod wygodnym, skórzanym siedziskiem, natomiast umywalka wewnątrz półokrągłej ścianki.
Pod pozostałymi siedziskami znajdował się papier toaletowy, ręczniki, mydło oraz cały zestaw perfum posegregowanych na część damską oraz męską.





Lotnisko




- Witamy w Grecji - powiedziała młoda pracownica lotniska oddając z uśmiechem dokumenty. Miała paskudny akcent, gdy mówiła po angielsku, ale wyglądała na sympatyczną osóbkę pomimo dużego nosa i blizny na czole tuż przy lewej skroni.

Niedługo przed lądowaniem odebrali rezerwację pokojów hotelowych - najwyraźniej jednoosobowych, ponieważ każda osoba musiała zgłosić się z własnym, nowym nazwiskiem, lecz najpierw ich celem miała być kawiarnia Tinos niedaleko strefy odpraw biletowych.

To właśnie tam mieli spotkać się z kontaktem Organizacji i nowym agentem w zespole. Nie dostali jednak żadnego zdjęcia, a jedynie informację, iż na jego stole znajdować się będzie "Iliada".
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 04-04-2015, 16:32   #6
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Cassandra chyba przycięła komara, bo dopiero gdy facet w garniturze wykonał ruch, ta nagle drgnęła na krześle i wyprostowała się prawie jakby była w wojsku. Oczy otworzyły jej się szeroko i zamrugała szybko powiekami, trochę piekło od niewyspania, a jednocześnie czuła chłód na gałce ocznej. Było to bardzo nieprzyjemne uczucie, jednak kobieta sama sobie winną! Nikt jej nie kazał doprowadzać się tej nocy do tak żałosnego stanu, z drugiej jednak strony nie sądziła, że to zadanie nastąpi tak szybko! A po trzecie, przecież prawdopodobnie niedługo zginie, więc trzeba się zabawić. Zdecydowanie.

Nowe imię nie spodobało jej się. Kto wymyślał te tożsamości? Chyba w chwili, gdy to robił, był w takim samym stanie co dziś czarnowłosa. Po przeczytaniu nazwiska Cassandra skrzywiła się. "Little", jak jakiś mały króliczek. "Nicole"... Zapewne króliczek playboya. Skrzywienie na jej twarzy nabierało nowych barw, stało się jeszcze bardziej zażenowane, gdyby mogła to pewnie i by zapłakała.
- Fajne szmaty, dzięki stary. - rzuciła zmęczona i nawet nie słuchając typa, który zaczął wyznaczać kolejność w słowniku "ja jaskiniowiec", po prostu weszla do łazienki jako pierwsza i z gracją pierdolnęła drzwiami zamykając je od środka. Mało ją obchodziło, kto miał być pierwszy, bo jakby miał być to by tutaj siedział, a nie gapił się na neandertalczyka w garniturze, który najwyraźniej powtarzał kilka klas w podstawówce.
Kobieta rzuciła ciuchy na pufy i zaczęła się rozbierać do bielizny. Przynajmniej tyle mogła mieć swojego. Jej majtki byly typowymi antygwałtkami, choć nie wiedziała, czy założenie infantylnych gaci w kotki uchroni ją przed ewentualnymi zboczuchami, ale warto było! Fajne te kotki.
Po założeniu na siebie wszystkich nowych rzeczy, zabrała swoje prywatne ubranie i wyszła z łazienki odpicowana jak na ślub... W wieku lat 60. Westchnęła głęboko i wcisnęła swoj poprzedni ubiór do torby, nie racząc pozostałych nawet spojrzeniem. Nic ją nie obchodzili, nie chciało jej się do nich przywiązywac, a szczególnie do tego faceta. Z babeczką pewnie się dogada!

* * *


- Witamy w Grecji - powiedziała młoda pracownica lotniska oddając z uśmiechem dokumenty. Miała paskudny akcent, gdy mówiła po angielsku, ale wyglądała na sympatyczną osóbkę pomimo dużego nosa i blizny na czole tuż przy lewej skroni. Cassandrę nawet zdziwiło, że dostrzegła w tej kobiecie tyle szczegółów, gapila się na nią dość długo, jakby ujrzała dziwadło, ale w końcu się opanowała i odeszła nim zgarnęła ją ochrona za podejrzane zachowanie.
Skacowana najchętniej pojechałaby od razu do hotelu, odłożyć rzeczy i rzucając się z impetem na łóżko walnąć w kimę. To było jedyne o czym teraz myślala, o łóżku. Nie obraziłaby się gdyby w komplecie ze świeżą pościelą i miękkimi poduszkami, dostała równie wygodnego mężczyznę, na którym mogłaby spocząć i udać się w długą, senną podróż.

Niestety początkowe plany prezentowały się inaczej. Najpierw restauracjo-kawiarnia, a dopiero potem dalsze sprawy, wielka szkoda.
Kobieta nie czekając na pozostałych po prostu zniknęła im z oczu. Fakt, zgodziła się, by im pomóc się wdrążyć, ale nie podpisywała umowy na pełen etat jako opiekunka. Stwierdziła, ze są na tyle dorośli by samodzielnie sobie poradzić i znaleźć drogę, dlatego też półbiegiem udała się do miejsca, do którego udać się musiała. Tak szybko gazowała do lokalu, że ze szpilek prawie zostały jej tylko baleriny! Zakurzyło się za jej dupą i tyle ją widzieli.

- Kawiarnia Tinos. - przeczytała na głos i z ogromną pewnością siebie wkroczyła do lokalu.


Na szczęście kawiarnia była ładna, miała stonowane barwy i wydawała się być też wygodna. Ulga dla zmęczonego cielska Cassandry miała nastąpić już po chwili, banan na jej twarzy zrobił się taki wielki, że przypominała zagłodzone dziecko, które zgubiło się w dziale ze słodyczami. W sumie, nawet z wyglądu wyglądała na zagłodzoną, była naprawdę chudziutka, choć dzięki temu w białej garsonce prezentowała się niezwykle pociągająco i profesjonalnie.
Mina jednak jej zrzedła, gdy zobaczyła, że "Iliada" leży na stoliku, wokół ktorego są krzesla, a nie wygodna, szara sofa!
- No chyba kpisz. - rzuciła w eter i zaśmiała się pod nosem, bo lepiej śmiać się niż płakać. Zresztą, nie było też nad czym. Wzięła książkę w swe smukłe dłonie, po czym bez skrępowania walnęła ją na stolik w okolicy tych pociągających i podniecających ją swą miękkością siedzisk. Następnie bez skrępowania i zażenowania zajęła swoje upragnione miejsce i szybko zamówila coś do picia. Coś dużego... Tak wiecie, na pragnienie.
Na szczęście przyszła wcześniej niż umówiona godzina, więc podmiany stolików nikt nie zauważy. Ach, cóż za piękny dzien!
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 05-04-2015, 09:31   #7
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Odetchnął z ulgą gdy już wylądował. Gość w garniturze wyjął jakąś teczkę z pomieszczenia obok i zawołał całą trójkę. Facet podał mu ubranie. Wszedł do łazienki jako ostatni. Profesjonaliści - pomyślał jednocześnie patrząc na garnitur.-Nice shoes-przytaknąl z uśmiechem na ustach. Można by nimi nieźle w kogoś przypierdolić. Zdjął z siebie ten paskudny strój więzienny śmierdział tak jakby był prany ze śmieciami i włożył garnitur. Umył twarz w umywalce prawie robiąc kąt prosty. Wziął ręcznik spod jednej z puf. Wytarł twarz. Tego mu było trzeba.



A gdzie lustro jak ma się przejrzeć; było dość ciasno jak na prawie dwumetrowego gościa.
Garnitur wydawał mu się trochę za ciężki; sięgnął do kieszeni. Był tam portfel z 300-stoma euro. Na co mi one?- zapytał się w duchu. Zauważył też jakąś kartkę; okazało się, że był to dowód tożsamości. Dean Diggory nie pasowalo mu to imię i nazwisko chociaż po dłuższym zastanowieniu do garnituru pasuje jak ulał.

***

-Witamy w Grecji- powiedziała młoda pracownica lotniska oddając z uśmiechem dokumenty. Miała paskudny akcent, gdy mówiła po angielsku, ale wyglądała na sympatyczną osóbkę pomimo dużego nosa i blizny na czole tuż przy lewej skroni.
Odebrał dokumenty z uśmiechem na ustach starając się nie patrzeć na jej czoło. Gdy wysiadł z samolotu poczuł na twarzy przyjemny powiew świeżego powietrza, aż jego rozpuszczone włosy zafalowały.




Udał się w kierunku terminala i poczuł przyjemny zapach dobiegający z restauracji. -A więc po to jest kasa- powiedział do siebie. Ale chwila- mruknął musiał iść najpierw do pokoju hotelowego. Dostał pokój obok kobiety, która siedziała koło niego w samolocie. Wszedł i zamknął drzwi. W pokoju było podobnie jak w samolocie tylko z łóżkiem. Niemal od razu się położył po prawie cztero-godzinnym locie. Ach,jak w raju- pomyślał kładąc się na łóżku. Rozgościł się. Wstał po pół godzinie związał włosy i poszedł do kawiarni.
Kawiarnia Tinos- nie znał tej marki kawiarni, że się tak wyrazi.



Kawiarnia to kawiarnia białe skórzane pół-sofy, czarne drewniane stoły. Na jednym z nich leżała książka; nie wiedział jaka to była książka. Podszedł w kierunku stołu wcześniej zamawiając kawę. Usiadł i przeczytał tytuł.- 'Iliada' Homera-nie pamiętał tej książki tak dawno ją czytał. Otworzył gdzieś po środku; -ach,no tak- przypomniał sobie -to o tym to było.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036

Ostatnio edytowane przez Adi : 05-04-2015 o 15:21.
Adi jest offline  
Stary 08-04-2015, 17:10   #8
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Kap. Kap. Kap.

Odgłos kropli spadających na beton w odstępach 5 sekund doprowadzał go do szaleństwa. Jeszcze trochę i włożyłby palcy w uszy tak głęboko, że przebiłby pewnie bębenki słuchowe. Był przekonany, że to kolejna tortura wymyślona przez te parszywe irackie psy. Chcieli go złamać, chcieli żeby zdradził swoich braci, ale gówno im powie. Miał swój honor, chętnie umrze za swój kraj jeśli sprawa tego wymaga.

Kap. Kap. Kap.

Kurwa. Próbowali bicia, podtapiania, głodzenia, wyrywania paznokci i zębów a ma pokonać go to małe kurewstwo? Diabeł tkwi w szczegółach, tak mawiał jego ojciec. Przynajmniej w jednym miał...

Zerwał się z pryczy jak oparzony kiedy klawisz przejechał pałką po metalowych kratach. Oprócz niego za kratami stał jeszcze nadwyraz poważny mężczyzna w białej koszuli, czarnych okularach i garniturze.

Powrót do rzeczywistości. Znów był w starych dobrych Stanach Taaaak Bardzo Zjednoczonych Cudownej Ameryki. Senne wspomnienia chowały się na powrót w labiryncie jego schorowanej głowy. Patriotyzm... Bóg.. Honor.. Ojczyzna.. Te słowa na powrót stały się gorzkimi pigułkami do przełknięcia. Chwilowo jednak nie miał czasu się nad tym rozwodzić.

- Obudziłem cię słoneczko? Jak mi przykro. Zbieraj się... Wychodzisz – powiedział niechętnie z paskudnym grymasem na twarzy strażnik. Big Mackowi jak Black ochrzcił w myślach zastępcę szefa strażników o znacznej nadwadze, mogło się to nie podobać, ale najwidoczniej ludzie odpowiedzialni za decyzję o jego nagłym „ułaskawieniu” byli o kilka lub kilkanaście pozycji wyżej w łańcuchu pokarmowym.

-Będę mógł się chociaż ogolić? - zapytał z nadzieją.

Mężczyzna w garniturze wzruszył tylko ramionami co mogło znaczyć, że jest gotów pójść na małe ustępstwa o ile Black nie będzie robił żadnych problemów. Biorąc pod uwagę fakt, że zaraz po wyjściu z celi założono mu specjalne kajdanki, które nie dawały żadnej swobody w używaniu rąk ułaskawienie wyglądało bardziej na przeprowadzkę do innej celi. I tak mogłoby rzeczywiście być gdyby nie facet w czerni, który wyglądał jak podręcznikowy agent rządowy. Zresztą który z tych tajniaków tak nie wyglądał? Zresztą to nie był jego pierwszy raz.

-Twój kraj znów cię potrzebuje synu.

Tajniak powiedział to z pełną powagą, kładąc akcent na ostatnie słowo tak jakby to był pobór do wojska. Słyszał już kiedyś podobne slogany. Gapił się przez chwilę w jego szare, puste oczy nawet na moment nie mrugając. W końcu Black przybrał minę niechcianego szczeniaczka i drżącym głosem wypowiedział jedno słowo.

-Tata?

Mężczyzna spojrzał na niego szczerze zaskoczony po czym pokręcił ze zrezygnowaniem głową i popchnął Black w stronę wyjścia na dobre porzucając ojcowski ton.

---


Skiros. Jeszcze wczoraj nie miał pojęcia o istnieniu takiego miejsca. Mały kawałek raju w kraju ogarniętym chaosem. Przynajmniej z tego co słyszał grekom nie wiodło się ostatnio zbyt dobrze, ale co on tam wiedział. Większość Amerykanów obchodził głównie ich własny kraj i on mógłby zaliczać się do tej grupy gdyby nie fakt, że chwilowo nie obchodziło go nic.

Przez pół godziny po prostu stał na balkonie swojego pokoju na najwyższym piętrze hotelu w którym zgodnie z instrukcjami się zameldował. Przypatrywał się turystom, którzy pewnie liczyli na ciut lepszą pogodę, kwiaciarce na ulicy która z naturalnym wdziękiem skupiała na sobie spojrzenia przechodniów, kłótni taksówkarza z wypisującym mu mandat parkingowym Ważył w lewej dłoni ciężar szklanki z whiskey. Rozkoszował się jej aromatem bardziej niż smakiem. Upił tylko mały łyk by poczuć jak ten palący płyn rozlewa mu się po żołądku. Przypominając, że pod tą skorupą wciąż jest człowiekiem z krwi i kości. Wiatr od strony morza smagał mu twarz z niesłabnącym uporem. Black nic sobie nie robił z jego wysiłków. Oddychał. Pierwszy raz od dawna oddychał.

---

Wszedł dziarsko do kawiarni z twarzą, która nie wyrażała żadnych emocji. Ubiór biznesmena, któremu się powodzi był okej pozwalał mu się wtopić w tłum, ale czuł się trochę jak wąż w nieswojej skórze. Prywatny odrzutowiec, najlepszy hotel, garnitur od Armaniego? Agencja nie oszczędzała. Usiadł przy stoliku i spojrzał na smartphona. Był grubo przed czasem umówionego spotkania. Zresztą tak jak zaplanował. Mógł spokojnie przygotować się na odprawę i sprawdzić teren. Na pierwszy rzut oka nie dostrzegł nic podejrzanego. Kawiarnia była raczej ekskluzywna i chwilowo nie pękała w szwach łagodnie mówiąc. To ułatwiało sprawę, znalazł stolik w rogu i usiadł na krzesło z białym obiciem. Nie lubił spotykać się tak na widoku, zbyt dużo czynników których nie sposób było wziąć pod uwagę, zbyt wiele miejsca by założyć podsłuch, ale to nie on rozdawał karty, więc nie miał wyjścia. Z nesesera wyjął książkę będącą sygnałem dla pozostałych. Jeszcze raz dyskretnie zerknął na fotografie przedstawiające pozostałych członków zespołu upewniając się, że jest pierwszy. Po czym podniósł dłoń zwracając uwagę kelnera, który kilka mgnień oka później już był przy jego stoliku rzuciwszy na przywitanie coś po grecku. Black uznał, że było to najprawdopodobniej standardowe dzień dobry i czym mogę służyć.

-One coffe please.. Make it black - powiedział z nadzieją w głosie, że kelner zrozumie i w istocie pokiwał głową i zaraz oddalił się by zrealizować zamówienie.

Black wstał od stolika zostawiając Iliadę na widoku i z neseserem w ręku skierował swoje kroki do toalety.

Upewniwszy się, że jest sam otworzył neseser. I wyjął z niego czarną maskę z biała namalowaną na niej trupią czaszką i wywierconymi dziurami na oczy. Wyjął ją ostrożnie drżącymi dłońmi i przypatrywał się jej przez moment. Kropelki potu pojawiły się na jego czole a wargi lekko drgnęły w krótkim spazmie podniecenia. Co było pierwszą oznaką emocji od bardzo dawna. Założył ją sobie na twarz. Zaczekał aż jego oddech stanie się spokojniejszy. Wyprostował się, spojrzał w lustro. Całość robiła lekko upiorne wrażenie, ale z tego co słyszał ekscentryków nie brakowało w lokalnym folklorze. Poprawił krawat i wyszedł z toalety z zamiarem wrócenia do stolika.

Kawa już na niego czekała. O dziwo brakowało książki, którą spostrzegł w rękach mężczyzny którego kojarzył z jednego ze zdjęć. W kawiarni znajdywała się także jedna z kobiet. Oboje byli odpicowani tak samo jak on.

Mógł mu to puścić płazem... Ale to co zrobił było po prostu głupie, naraził całą operację, przecież książka miała być sygnałem rozpoznawczym a on ją po prostu wziął i zmienił stolik. Skąd oni biorą tych ludzi?
Teraz każdy mógłby przyjść udawać jednego z nich. Westchnął starając się zachować kontrolę. W sumie to maska była rzeczą jeszcze bardziej charakterystyczną niż Illiada.
Nagle usłyszał jak ktoś za jego plecami przeprasza go z wyraźnym greckim akcentem. Odsunął się na bok i zauważył kelnera, który teraz szedł z kawą do stolika nowego kompana Blacka. Bez chwili namysłu szturchnął go nogą tak, że wpadł na jedno z krzeseł. Zobaczył z satysfakcją, że traci on równowagę a taca z kawą leci wprost na mężczyznę o sporej posturze czytającego Iliadę.

-Ups...
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline  
Stary 08-04-2015, 23:03   #9
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Gdyby nie widzieli jej w więziennym uniformie nie uwierzyliby, że jeszcze kilka godzin temu była więźniarką. Toaleta, ubranie i makijaż - kwadrans spędzony w łazience potrafił odmienić kobietę nie do poznania.
Beżowy garnitur leżał tak, jakby przed kupieniem go, zleceniodawca zdjął z niej dokładną miarę. Śnieżnobiała, zapięta pod szyję koszula doskonale przylegała do jej ciała podkreślając szczupłą talię i pełny biust. Narzucona na wierzch marynarka o męskim kroju kończyła się na pełnych biodrach kobiety. Wąskie spodnie z wysokim stanem sięgające jej przed kostkę delikatnie opinały pośladki i umięśnione nogi. Czarne szpilki w szpic doskonale pasowały do cienkiego, skórzanego paska. Trzy minuty wystarczyły, by przy użyciu kosmetyków znalezionych w pokładowej łazience zrobić delikatny, naturalny makijaż i nieco mocnej podkreślić oko. Nonszalancji i pewnej lekkości dodawały przeczesane palcami długie, ciemne włosy układające się w delikatne fale. Perfumy o orientalnej nucie dopełniły stylizacji.

Przez wyjściem z samolotu przejrzała jeszcze umieszczony w kieszeni marynarki portfel. Trochę gotówki i nowa tożsamość, niczego więcej w nim nie znalazła.

- Megan Gentle – przeczytała na głos przyzwyczajając się do brzmienia swojego nowego imienia i nazwiska. Przeszło jej przez myśl, że mogło być gorzej. Megan Gentle brzmiało całkiem sensownie.

***

Przez oszklone ściany dało się zauważyć, że kawiarnia, w której mieli się spotkać nie wyróżniała się niczym szczególnym. Nie było w niej też zbyt wielu gości. Dobrze.
Weszła do lokalu w chwili, gdy niezdarny, jak sądziła, kelner oblewał kawą współtowarzysza lotu, obok którego siedziała skacowana kobieta. Prychnęła w duchu patrząc z politowaniem na tę dziwną zbieraninę, z którą przyjdzie jej pracować. No ale jak to mówią - nie ocenia się ludzi po pozorach.
Obok pary, którą widziała w samolocie stał jeszcze jakiś nieznajomy mężczyzna w doskonale skrojonym garniturze. Musiała przyznać, że tyłem wyglądał całkiem nieźle. Ruszyła do stolika. Nieznajomy miał na twarzy maskę przypominającą trupią czaszkę. Dobre pierwsze wrażenia szlag trafił.

- Witam –
powiedziała do zgromadzonych, gdy znalazła się przy stole, na którym leżała pochlapana kawą Iliada.
- Podwójne espresso poproszę – zwróciła się do kelnera, który trzęsącymi się rękami jednocześnie próbował zebrać filiżankę i podać serwetki poszkodowanemu – jak najszybciej – dodała gdy ten wciąż miotał się jakby pracował tu pierwszy dzień.

Przeniosła wzrok na nieznajomego i zmierzyła go przeszywającym spojrzeniem niebieskich oczu. Długie szczupłe palce, które prosiły wręcz o porządny manicure zacisnęły się na oparciu krzesła stojącego obok. Kobieta nie siadała. Ubranie mężczyzny mogło świadczyć o tym, że jest osobą, z którą mieli się tu spotkać. Jednaj jak wytłumaczyć tę niedorzeczną maskę, pod którą ukrywał twarz. Dziwne.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 11-04-2015, 20:05   #10
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Akcja w kawiarni zdawała się być... dziwna. Może nawet nietypowa. Z początku Cassandrze było naprawdę obojętne, tak wyjebane jak ta kobieta to chyba nikt dawno nie miał. Jednak gdy wrócił właściciel Iliady, zaczęło się robić naprawdę gorąco i ciekawie. Aż sama miała ochotę się wkręcić w te gierki i trochę zabawić! Mimo to, Natasha wydawała się być sztywna. Czarnowłosa miała nadzieję, że z czasem trochę się rozkręci i może popuści i odstawi na bok swój profesjonalizm. Fakt faktem kobieta nie miała pojęcia o profesji Natashy, ani co robiła nim trafiła do pierdla i przede wszystkim, za co tam trafiła, ale sprawiała wrażenia bycia poważną, profesjonalną i chłodną. Mimo to Cassandra polubiła ją od razu gdy tylko zobaczyła. Silna kobieta, takie lubiła! Kobiety muszą walczyć o swoje i deptać obcasem tych nędznych mężczyzn, którzy są na wyżynie tylko ze względu na swoją, nota bene, brzydką płeć. Oczywiście nie to, że tutaj mamy lesbijkę, a gdzież tam! Ona po prostu lubiła dominować, a gdy dominację dzieliła z inną kobietą, to po prostu perfekcyjne pastwienie się nad przeciwną płcią.

Kiedy kelner się potknął i niemalże wywinął orła wylewając kawę na garnitur Cedrica, kobieta z początku przestraszyła się. Podskoczyła na kanapie niczym poparzona, ciśnienie skoczyło jej w góre tak, że przez chwilę poczuła jak gorąc przechodzi przez jej ciało. Zrobiło jej się przykro, że tego chłopaka trafił taki pech, jednak ulżyło, że to nie padło na nią.
- Trochę siara - skomentowała ze współczuciem - Ale na pewno da się to jakoś naprawić - dodała z lekkim uśmiechem na ustach.
Kiedy sytuacja się nieco uspokoiła, głos zabrał towarzysz z samolotu.
- Tak zupełnie przy okazji jestem Cedric- powiedział do kobiety, która była obok niego.
- Nicole, wedlug tego co sie dzis dowiedzialam - odparla z usmiechem tak, by słyszeli wszyscy. W sumie od tego można by zacząć, od przedstawienia się. Reszta nadejdzie później.

Nagle mężczyzna w masce padł na skórzaną sofę obok Cassandry, obejmując ją ramieniem, odpowiadając na wcześniejsze pytanie Cedrica.
- Powiedzmy, że to trochę sentyment z dawnych czasów.. Poza tym nie lubię być widziany bez niej. Bez obrazy, ale nie znam was moi mili… Jeszcze - dodał kładąc akcent na ostatnie słowo i mrugnął porozumiewawczo do kobiety siedzącej obok.
- Przepraszam, że was opuszczę, ale muszę się oddalić w kierunku toalety.- powiedział Cedric idąc w tym kierunku.

Black spoglądał milcząco za odchodzącym mężczyzną. Po czym wzruszył ramionami jednym wciąż obejmując nieznajomą mu kobietę.
- Ja tam mu się nie dziwię. Przy was moje drogie panie, każdy zrobiłby się mokry.
Zastanawiające było to, że nie sposób było stwierdzić czy to żart czy może mężczyzna mówi całkiem serio.

Kobieta uniosla brew i katem oka spojrzala niepewnie na mezczyzne w masce. Nie wzbudzal w niej leku, byl wrecz.... zabawny.
- To tylko czekac, kiedy Ty sie zrobisz - zadrwila, choc w jej glosie można bylo wyczuc powage. Polozyla glowe na jego ramieniu i ziewnela dyskretnie. Swietna drzemka moglaby z tego wyjsc.
-Wow.. To mogłoby być całkiem podniecające gdyby nie fakt, że zaraz zaśniesz. Chociaż metoda na śpiocha zdała już kilka razy egzamin hmm…

Mężczyzna przyłożył palec w miejsce ust udając zastanowienie tak jakby trapiła go tak niezwykle paląca kwestia.
-Z nią wszystko w porządku? - spytał drugą z kobiet.
-Wydaje się być lekko wczorajsza. - dodał.

- Daruj sobie. Serio. Chyba nie po to ruszalam swoj zacny zad by sluchac tych nierealnych do spelnienia fantazji.
- odparla znudzonym glosym. Byla dzis bez zycia, zazwyczaj ma wiecej werwy, ale trudno. Gdy tylko zobaczyla swoja mrozona kawe od razu wyprostowala sie zabierajac glowe z ramienia mezczyzny i chwytajac zyciodajny napoj.

Skupiła się na tym, by pić. Chciała pić, wciąż tak bardzo tego potrzebowała. Może to nie tylko powód kaca, skoro aż tak ją suszyło? Podejrzewała, że stres mógłbyć również powodem, jednak nie odczuwała go. Znała jednak w medycynie sytuacje, gdzie ludzie mieli nerwobóle, a wcale nie byli zestresowani, nie czuli tego.
Nagle ktoś walnął jej, i pewnie nie tylko jej, fleszem po oczach. Od razu oprzytomniała ze swoich rozmyśleń. Przechyliła głowę w bok, zmrużyła oczy i wykrzywiła usta unosząc kącik ku górze z niezadowolenia. Spojrzała znacząco na Black'a, ponieważ dobrze wiedziała, że ten cyrk jest jego winą, teraz oczekiwała od niego, by coś z tym zrobił. Niech udowodni jacy to f a c e c i, są inteligentni. To, co wydarzyło się później, niestety jej w tym nie uświadomiło, jednak zaśmiała się pod nosem. Cała sytuacja była dla niej naprawdę zabawna, ten gość był poryty. Sądziła, że ma zaburzenia, nie tylko osobowości, ale i postrzegania świata. A raczej przede wszystkim tego drugiego. Wydawało jej się, że ma naprawdę zaburzone spojrzenie na otaczającą go rzeczywistość, że coś codziennego i błahego uważa za "niezgodne", zaś nietypowe i rzucające się w oczy jak np "łażenie w masce", za całkowicie normalne. W jego przypadku była 100% pewna, że na pewno popełnił przstępstwo, nie zdziwiłaby się gdyby był mordercą.

Po całej tej akcji przenieśli się na pięterko. Może od razu powinni tam się znaleźć? Między świrem a profesjonalistką wynikła interesująca wymiana zdań. Kiedy Natasha zadrwiła sobie z niego tekstem o jednorożcach, Cassandra miała ochotę nagrodzić ją gromkimi brawami na stojąco. Jednak by nie eksponować tak bardzo swojego ogromnego zadowolenie, po prostu parsknęła głośno z wielkim uśmiechem na ustach. Spojrzała na kobietę porozumiewawczo i dyskretnie, tak by nikt nie zauwazył, pokazała jej uniesiony w górę kciuk, co miało oznaczać aprobatę.

-Cudownie.. To ułatwia sprawę. W takim razie cześć czy coś. Nie mam jeszcze wszystkich niezbędnych danych, ale postaram się dowiedzieć czegoś więcej i wtedy podać wam bardziej komfortową lokalizację na odprawę. Do tego czasu macie wolne. - oznajmił czubek.

- Jakis Ty uprzejmy - zadrwila z usmiechem na ustach.
- Tylko nastepnym razem zdejmij maske, bo zwracasz na siebie uwage bardziej niz ta przestarzala juz ksiazka - mrugnela do niego zalotnie, choc w glebi siebie po prostu czula nad nim dominacje. Taka juz byla, po prostu. Poza tym kto w tych czasach czyta ksiazki? Serio?

-Aaa ludzie… Kto ich zrozumie - dał upust frustracji i wstał od stolika. Pomachał im tylko na pożegnanie. Po czym zniknął w łazience na parterze.
Ciekawe więc kim on był? Centaurem? Nawet nie chciała wiedzieć. Może był po prostu hermafrodytą, ale nie, nie chciała w to wnikać i szybko porzuciła wszelakie refleksje na temat jego persony.

-No dobrze - zaczęła Natasha odrywając usta od kieliszka. - Czarno to widzę - orzekła.
- Proponuję pójść do hotelu, przespać się, ogarnąć - tu spojrzała na kobietę, która zdecydowanie nie była w najlepszej formie. - Może w pokojach znajdziemy jakieś informacje, dokumenty, sprzęt czy telefon chociażby.


- Na jednej "wyprawie" juz bylam, wyslana przez to samo biuro. Nie polecam, wszyscy procz mnie zdechli. Ratuje nas albo fart, albo inteligencja, na pewno nie jakis czub lazacy w masce, który rzuca sie w oczy jak klaun na bankiecie. - wzruszyla ramionami. Nie rozumiala czemu ta kobieta tak sie naburmusza, jakby byla ksiezniczka, a nie przestepca.
- Zrobila nam sie z tego niezla parodia- skwitowala na koniec po czym umoczyla usta w swojej mrozonej kawie, z którą nie planowała się rozstawać choćby nie wiem co i nie obchodziło jej, że zarąbała ją z dołu.

- Zgłodniałem - do ucha Cassandry dotarły słowa Cedrica. Nie rozumiała, czemu on jej to w ogóle mówi, czyżby miał ją za Matkę? Oby nie, bo ta kobieta nie byłaby dobrą matulą.
Zerknęła na niego z ukosa
-Wiesz, szczerze powiedziawszy, to mnie to nie interesuje. Chciałam przypomnieć, że mamy coś do zrobienia, a wszelakie próby wymigiwania się grożą nam śmiercią. Ale to tylko tak nadmieniam, jakby kogoś to obchodziło. Może i mam kaca, ale dauna nie złapałam by posługiwać się mózgiem na poziomie poniżej 80 IQ - jej ton głosu byl jak zawsze spokojny i opanowany.. Nie biło od niej ani chłodem, ani arogancją, ani tym bardziej złośliwością. Czarnowłosa była naprawdę neutralną personą, skorą by dogadać się i polubić z każdym, kto według niej miał mózg. Najlepiej spory mózg.

-Chodźmy do hotelu, zameldujmy się
- stwierdziła Natasha - Liczę na to, że w pokojach znajdziemy telefony i dowiemy się czegoś więcej bo nasz szanowny kolega przebieraniec niewiele pomógł.
Natasha dokończyła wino i wstała od stołu. Nie chciało się jej czekać aż kelner raczy zjawić się w pobliżu. Ruszyła w stronę baru by uregulować rachunek.

Cassandra również wstala i zaczela sie zbierac. Spotkanie z facetem w masce nic im nie dalo, niestety.
- Proponuje spotkac sie jutro na miescie i jeszcze to obgadac. Najlepiej w tlumnym miejscu pelnym pijakow, tam kazdy nawalony i nic nie ogarnia. Ale to juz tez pozostawie wam pole do popisu. Jakby co bede czekala na wiadonosc. - zakonczyla z usmiechem i spojrzala porozumiewawczo na Cedrica i Natashe. Siliła sie na ten usmiech jedynie ze wzglwdu na swoje zmeczenie, nie dlatego ze ich nie lubila, bo to nieprawa. Potem udala sie za kobieta, a nastepnie powędrowała w kierunku pokoju hotelowego, by moc spoczacna swym nowym, swiezym lozku. Co prawda fajnie by było, gdyby ktoś zechciał do niej dołączyć, nigdy nie była fanką samotnego spania. Dosłownie spania, bez żadnych zboczuchowych myśli !
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172