Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-04-2015, 22:10   #1
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
[SR 5ed] Milk Run [18+]

Cytat:
Milk Run – (logist.) wszelkie procesy przepływu produktów od producenta, przez pośredników do odbiorców, które finalnie prowadzą do powrotu produktu w tej lub innej formie do producenta.
(żar. wojsk.)
określenie patrolu przeprowadzanego po określonym perymetrze, który startując z punku A powraca do punktu A.
(hist.)
proces w którym mleczarze odbierając od klientów puste butelki po mleku zastępowali je pełnymi.
(slang)
wśród Runnerów określenie prostej misji (zob także Run; Shadowrun) w trakcie której grupa wykonuje opłacone, nielegalne zadanie - według ustalonego planu, bez napotkania znaczących przeszkód; bez strat własnych i konfrontacji z oponentem; po czym powraca do zleceniodawcy z dowodem wykonania zadania i/lub przejętymi dobrami.
„Niebo nad portem miało barwę ekranu monitora nastrojonego na nieistniejący kanał” - przeczytał kiedyś w jakimś oldshoolowym ebooku. Teraz patrząc na obrzmiałe kłębowisko chmur wiszących ciężko nad portem w Seattle jakoś nie mógł pozbyć się z głowy tej frazy.
Niebo było autentycznie stalowoszare, przetykane pasmami czarnych dymów i odblaskami neonowych reklam – wyglądało jak śnieżący monitor ze starych gangsterskich trideo.
Bedzie lać nie ma co - mężczyzna mruknął do siebie i postawił kołnierz jensenowskiego płaszcza. Potem wyciągnął z kieszeni mini-inhalator i wciągnął w płuca pełną dawkę łagodnego stymu. Odetchnął zadowolony, momentalnie czując lekkość rozlewającą się po wnętrznościach i uspokajającą natłok myśli w głowie. Czekała go w końcu poważna rozmowa o interesach z poważną damulką. Musiał więc zachowywać się jak Pro - i tym razem nie mógł dać ciała. Nie po tym jak stracił większość kontaktów w tym lipnym run'ie z sierpnia.
Frag, kto to widział żeby nieistniejący kanał był brudnoszary – wrócił myślami do książki sprzed prawie 100 lat. - Teraz na takim kanale wyświetli się po prostu „brak sygnału”, albo „zapłać abonament sukinsynu”, ale wtedy... ta, wtedy to pewnie musiało mieć klimat jak jakiś SnowCrash na starych deckach...

Pierwsze krople uderzające o jego łysą czaszkę otrzeźwiły go z wspominek. Przyśpieszył kroku i już prawie pędem - umykając przed narastającą ulewą - wpadł do pasażu handlowego spod loga Aztechnology.
Od razu zaatakowały go matrycowe promocje i „lajki” na MeFeed'zie. Nie zważając na transparentny spam, przemknął między szarym tłumem pracowników doków i tutejszych mdłych mieszkańców w stronę odrapanych drzwi.
Ja pitole - jakim cudem tylko część z tych ziomków korzysta z upgradów image'u w Augmented Reality? Przecież wszyscy tu wyglądali jak drony ściągnięte z taśmy. - obejrzał się na prawie jednorodny tłum z rzadka tylko przetykany wirtualnymi tatuażami czy upiększeniami nałożonymi na rzeczywistość. Pokręcił głową i szarpnął za klamkę.
Dopiero gdy zatrzasnęło się za nim stare metalowe skrzydło przyjrzał się komunikatom - same reklamy. Jednym zirytowanym gestem dłoni zamknął wszystkie te ARO'sy wyświetlające się na jego Horizon-Ray Ban'ach i odetchnął z ulgą. Był spóźniony, ale na szczęście Ms. Johnson jeszcze nie przysłała mu żadnych „friendly reminderów”.
Z ulgą strzepnął drobne kropelki deszczu perlące się na nieprzemakalnym materiale czarnego płaszcza i wszedł ostrożnie na pierwsze stopnie. Klatka nie była oświetlona, jedynie fluorescencyjne graffiti, które pstrzyło ściany jak niekontrolowany wytrysk jakiegoś gówniarza, dawało różnobarwny świetlny powidok nad schodami.
Włączył wyświetlacz Commlinka, by rozjaśnić sobie zanurzoną w mroku drogę na górę. Od zawsze zastanawiało go jak taki gigant jak Aztech pozwala by nad jego promenadą handlowa mieszkały męty i karaluchy bez SIN'u. Z drugiej strony, póki nikt nie wpieprzał się w legalne biznesy Wielkiego A na parterze, dopóty Wielkie A nie wtryniało się w życie „obdartusów” na wyższych piętrach. Megacorp i tak nie potrzebowało tu więcej przestrzeni, a przecież zdarzało się że i żyjący w cieniu czasem kupowali coś w legalnych sklepach. Brudnych portowych roboli i tak stać było tylko na kawę sojową, sojowe paszteciki na kolacje oraz popłuczyny z whiskey, które Aztech dumnie nazywał Quetzacoatl Vitae – oczywiście reklamy Soykafu i Quetzagówna też wybłysnęły mu przez Matryce jaskrawą promocją na okularze. Marketingowcy nie mogli sobie darować.

Krzywiąc się minął pierwsze – opuszczone - piętro i ruszył wyżej. Od połowy klatki, równe odblaskowe pasy prowadziły potencjalnych gości na górę. Słychać już też było muzykę z Hive'u.

Oj dziewczynki dziś wcześnie zaczynają – eh kupił bym chociaż 15 minut z Kerri … może jak Ms Johnson rzuci jakaś zaliczkę...
Nieświadomie przyspieszył i wpadł wprost na szklane drzwi drugiego piętra – prawdziwej promenady cieni.

[media]http://i.imgur.com/78h20ZQ.jpg[/media]

Tu wreszcie czuł się jak w domu i to nawet bez nakładek upiększających AR.
Na drugim piętrze można było znaleźć wszystko czego bezSINowiec mógł potrzebować: broń z oprzyrządowaniem; dziwki ze slotami jak marzenie; chińskie knajpki serwujące prawdziwą smażoną szarańcze, a nie ten pierdolony soyashit; dragi z różnych stron świata; kliniki oferujące cyberwszczepy na miejscu; a przede wszystkim kluby, klubiki i odosobnione, ekranowane miejsca do wszelkiej maści spotkań.
Ściągając Horizony mężczyzna zanurzył się w luminescencji pasażu.
Mijał sklepiki i restauracyjki, ponętne kobiety, które machały do niego obiecując ustami szybki sex – z żalem kręcił tylko głową i przyspieszał kroku. W końcu dotarł do „Hell” – małej knajpy w której w pojedynczych ekranowanych boksach rozmawiali klienci. Od razu dostrzegł błysk oczu wwiercających się w jego czaszkę.




Uśmiechnął się serdecznie i ruszył w stronę smukłej blondynki ubranej w czarny kombinezon motocyklowy siedzącej przy jednym ze stolików praktycznie na wprost wejścia.
- aa Ms. Johnson miło zobaczyć na własne oczy...
- Panie Wu – miło to by było 5 minut wcześniej. Teraz to jest Pan spóźniony - syknęła jadowicie brzytewka zaciągając się nicostickiem trzymanym w smukłych cyber dłoniach.
Oldschool rzucił w myślach „Pechowiec” Wu, na głos jednak dodając
- Pani wybaczy, w moim fachu ostrożności nigdy za wiele, więc...
- Wiec chodźmy stąd, wcale nie wydaje mi się tu bezpiecznie i nie podoba mi się ten troll – Ms. Johnson rzuciła wzrokiem na stojącego za barem czerwonoskórego olbrzyma o spiłowanych rogach.



- Och proszę się nie martwić Trollo – to bardzo wrażliwy typ i bardzo dba o reputacje. Nikt nigdy...

- Mam to gdzieś – kobieta wstała i ruszyła do wyjścia – znajdź inną miejscówkę.

No ja bym tam chętnie spenetrował to twoje gdzieś – zamyślił się Wu spoglądając na plecy swojej umykającej klientki. Wzruszył tylko ramionami, puścił oko do barmana i ruszył w ślad za uciekinierką. A musiał przyznać, że Ms. Johnson poruszała się z gracją elfiej tancerki, i z taką samą szybkością.
Ciekawe kto Ci nogi zrobił ślicznotko? Czyżby Evo? - zastanowił się Wu.
Gdy wreszcie ją dopadł miał już na nosie swoje Ray Bany – podał kobiecie cienki kabelek kończący się w jego komunikatorze.
- Mój jest już offline – proszę odpiąć od sieci swój i podłączyć mojego jacka do swojego slota – uśmiechnął się szelmowsko – będziemy mieć twarde łącze.
- Chciałbyś – zmrużyła swoje wypolerowane cyberoczęta słysząc jego dwuznaczną propozycję ale wzięła wtyczkę i wpięła do swojego commlinka.

Dla wszystkich z boku wyglądali jak para znajomych która rozgląda się po promenadzie klikając w AROsy. Oni jednak zagłębieni byli w wirtualną dyskusję:

[Archibald Wu] Proszę podać dane zlecenia
Kobieta wsunęła mu chip w dłoń
[MTS#1138] Tu są informacje o celu. Należy dokonać wejścia na teren jego posesji. Znaleźć i uzyskać dostęp do prywatnego terminalu celu oraz wyszukać i dokonać ekstrakcji danych które mogły by udowodnić: 1. łapówkarstwo 2. korupcje 3. ostatecznie wszelkie nadużycia celu.
Wu włożył chip do slota w commie i wyświetlił dane na korespondującym okienku. Uśmiechnął się widząc kwotę proponowanego wynagrodzenia.
[Archibald Wu] Augustus Underwood? – czy to czasem nie członek Humanis Policlubu?
[MTS#1138] Kurwa czy musisz używać nazwisk?
Kobieta nie wytrzymała i spojrzała wściekle na Fixera.
Przecież to się zapisuje w rejestrze
[Archibald Wu] To twarde łącze, nic nie idzie do sieci tylko w pamięć urządzenia - skasuje Pani to z historii i nie zostanie ślad. Gwarantuję, że jak wyciągnę mojego Jacusia z Pani Slota – po tej korespondencji nie będzie ani bita.
Kobieta westchnęła i przewróciła oczami, odwróciła głowę spoglądając na neonową reklamę tutejszego burdelu.
[MTS#1138] Oby i proszę sobie darować te dwuznaczne teksty, bo już mam ochotę zapomnieć o tej całej rozmowie, Panu i zleceniu.
[Archibald Wu] Proszę wybaczyć już się powstrzymuję.
[MTS#1138] Dobrze, więc – tak, to on i tyle powinno Panu na tym etapie wystarczyć
[Archibald Wu] czy coś jeszcze w ramach zlecenia
Kobieta zacisnęła szczęki i wypuściła dym nosem.
[MTS#1138] chce by to wyglądało na włam meta-lewicowych bojówkarzy, więc proszę załatwić jakieś graffiti i małą demolkę w domu. Ale żadnych trupów. To wszystko
[Archibald Wu] czy posiada Panie jakieś dane które mogły by mi pomóc?
[MTS#1138] Owszem tak, plany budynku i terminarz na najbliższy miesiąc. Ale to nie trudno dostępne dane, sprawny decker powinien dać sobie z tym radę, więc jeśli chcesz tego ode mnie to wtedy stawka dla Pana i Pańskich Runnerów spadnie o 1k na głowę. Proszę się więc zastanowić.
[Archibald Wu] ok sformuje team i się odezwę
[MTS#1138] prześlę na mail nowy numer comm'a ten zniszczę.
[Archibald Wu] jak sobie Pani życzy

Kobieta odłączyła comm i bez słowa udała się w stronę drzwi. Widział jeszcze jak wyłuskuje ogniwo zasilające swój smukły, pewnie pre-paidowy 'link.
Wu wymacał w kieszeni inhalator i zaaplikował sobie jeszcze jedną dawkę.
Musi podziękować Snake'owi za namiar na tę Ms. Johnson – 20 klocków to kupa szmalu szczególnie, że jeśli wszystko dobrze rozplanuję to będzie Milk Run. Tylko jeszcze musi znaleźć Runnerów. Deckera i Samuraia już ma – ten długouchy blondas i jego Orczy kumpel są w plecy z ostatnią robotą i na pewno będą chcieli się odkuć. Przy okazji są Meta, więc jakby co uwiarygodni to bajeczkę o politycznych lemingach.
Tylko co dalej? tych dwóch głupków nie da sobie raczej rady. Politykier na pewno ma co najmniej abonament na ochronę, a jakby się mleczko rozlało to trzeba będzie posprzątać.
Podrapał się po brodzie – został mu jeszcze jeden pewny kontakt – Kaiko Tusruchi
Tylko ona znała go na tyle by nie oceniać go w perspektywie tej ostatniej jatki. Zresztą co to jest jeden wypłaszczony decker i czterech martwych runnerów – przecież to się mogło zdarzyć każdemu...

***

Mięcho – słabe, krwawiące, gnijące – po prostu nic nie warte organiczne gówno. Ludzkie ciało to tylko mięcho.
Jedyne co się naprawdę liczy to wola przetrwania, hart ducha – niezłomność na drodze do obranego celu.

Siedząc na miękkiej syntskórze kanapy, popijając szkocką z lodem i paląc starego dobrego nicosticka Ann Saxon myślała o drodze, którą przebyła by dotrzeć tu gdzie jest, ale i o tym co musi zrobić by dotrzeć na tam gdzie chce.

[media]http://i.imgur.com/1uRYhtU.jpg[/media]

Jak żałosne i słabe jest jej własne ciało dowiedziała się już w 3 klasie podstawówki, gdy zerwane wiązadło krzyżowe wyłączyło ją z gry w kosza na długie 6 miesięcy. Jej ojca - podrzędnego pracownika fabryki należącej do jakiejś spółki córki Aresa - nie było stać na drogie implanty, ani nawet prywatną opiekę medyczną. Niektórzy myślą, że praca dla corpu pozbawia duszy, ale w zamian daje stałą,dobrą pensje i takiż socjal. Gówno wiedzą – rzadko kto dostaje teraz paczkę benefitów, bo ludzie to tylko wymienne trybiki wielkiej machiny. Megacorpy z Wielkiej Dziesiątki dawno przestały troszczyć się o szeregowe ludzkie drony – nie ma socjala, nie ma okresu wypowiedzenia, nie ma L4 jeśli pracujesz z deckiem, a przede wszytkim nic nie jest pewne. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy/tańszy/młodszy – niepotrzebne skreślić.
Nikt już się przejmuje PR'em gdy Corporation Court ustanawia własne prawa dla eksterytorialnych firm.
Tylko Ci którzy wygrzebią się z morza szaraków mają szanse. I Ann to rozumiała.
Karmiła się gniewem, gdy musiała więc ustawić się w kolejce do kliniki. Nienawidziła własnej słabości gdy wycinali jej kawał ścięgna i przewiercali kości. Gardziła ojcem, który z braku ambicji skazał ją bólu i upodlenie. Wygrażała bogom i ludziom gdy próbowała doprowadzić kolano do dawnej sprawności. Bo na bólu i tandetnej morfinie się nie skończyło - przyszedł czas na pot i łzy, na miesiące żmudnej pracy by odzyskać to co straciła przez jeden głupi skręt kolana. By odzyskać wolność i cel.
Jak to w życiu bywa gdy wreszcie wróciła do formy dostała w zamian od losu tylko przegrany mecz. Bo mimo wytężonej pracy nad tym gównianym ciałem, wyruchała ją jakaś elfia cipa, która miała to szczęście, że urodziła się zwinniejszą od Homo Sapiens.
„Ludzie nie potrafią skakać” - pamiętała dokładnie co powiedziała na koniec trawojadka.

Saxon wiedział już że nie może polegać na własnych mięśniach ani też na farcie. Szczęściu trzeba pomagać, ciało trzeba ulepszyć – liczy się wizja, plan i harówka i droga do celu. Choćby i po trupach.

Łyknęła Cutty Sark – nie cierpiała tego bimbru ale Benjamin go uwielbiał – jej kochanek – jej szef, aspirujący do roli nowego lidera prywatnych kompani militarnych i ochroniarskich, czerpiący wzorce z legendarnych Black Water i Bell Tower. Wizjoner który założył Black Castle i całą swoją siłę oraz fundusze wkładał w prace nad pokonaniem słabości tak swoich jak i swoich ludzi. Uwielbiała go za to – za upór w dążeniu do celu i samodoskonalenie. Za to że nie przejmował się problemami tylko wciąż brał karty jakie dawał mu los i obmyślał strategie zwycięstwa z tym co ma na ręku.
Dzięki niemu Black Castle to nie były siuśki pokroju Knights Errant czy Lone Star – te prywatne policje – psy łańcuchowe. Pały do glanowania punków i tłumienia zamieszek – dzięki niemu byli elitą ochroniarzy w stylu Secret Service, albo komandosami jak z dawnego SEALS.
Ironia losu sprawił że szczytne tradycje rodem z USA jakie reprezentowali najlepiej sprzedawały się teraz w Chinach, Indonezji i na tzw. Bliskim Wschodzie.
W Stanach Zjednoczonej Kanady i Ameryki Black Castle musiało walczyć o wpływy z potężniejszymi graczami, którzy podpisywali kontrakty na ochronę całych miast, czy kompleksów MegaCorpu. Oczywiście Corpi mieli też swoich ochroniarzy i nie lubili „outsorce'ować” trepów, ale gwiazdy symstymu, popularni Rockersi czy popłuczyny z z dawnych polityków wciąż musiały polegać na prywatnych firmach. Szczególnie odkąd prawdziwe Secret Service przestało mieścić się w budżecie.
Ann łupnęła thumblerem w blat stołu, na którym wyświetlało się zdjęcie Senatora Underwooda, jednego z doradców burmistrza Seattle Kenneth'a Brackhaven'a.

Ta sprytna glizda stała za umówią z Knights Errant na ochronę miasta i dawała bubkom ze stajni Aresa wyłączność na ochronę oficjeli i wszystkich imprez w mieście.
Ann Saxon jako nowo nominowany dowódca fili Black Castle w Seattle nie mogła na to pozwolić.
Nie po to walczyła na ringach o awans z bandą buzujących testosteronem żołdaków, nie po to właziła do łózka kolejnym dowódcą, żeby teraz dać się wysadzić z siodła jakiemuś nadętemu politykierowi, któremu wydawało się, że ma jeszcze jakąś władze w świecie rządzonym przez korporacje.
Zmiażdży Underwooda, jak każdego kto od czasów tego pamiętnego meczu jej podskoczył.


***

Gdzieś w Barrens - dzielnicy wyrzutków, w pewnej melinie jakich wiele, pewien Ork miał melancholijny nastrój.
Objawiało się to staniem w kuchennym oknie, paleniem śmierdzącego cygara i gapieniem bezmyślnie na zasnute smogiem niebo. Ktoś postronny nie dostrzegł by parszywego nastroju zielonego ochroniarze, ale tych kilku którzy go znali i jeszcze nie wąchali kwiatków od spodu widząc go w takim stanie chowało się gdzie popadnie.


Przyczyn do zgryzoty mogło być w sumie kilka - opróżniony sześciopak, dwa ostatnie cygara w pudełku, albo lipa jaka wyszła z ostatniej roboty.
W sumie to nawet nie była to wina Aeriena. Długouchy starał się jak mógł - a w jego postrzelonym wypadku oznaczało to wejście z przytupem i popisuwa ze stroboskopami przed zmanierowanymi bankierami.
Goście chcieli niestety cichej roboty, a nie pajaca z białym czubem i mrugającym skorpionem na kurtce. Goście więc ich olali, chociaż wcześniej nie było mowy o “covert ops”. Więc skąd mieli wiedzieć. Tak czy siak dupa - nie ma kasy, a odsetki u mafii rosną. Przynajmniej to tylko trawojad miał długi, ale Zielony nie zostawiał klientów w potrzebie, przynajmniej dopóki oni sami mu płacili. I nie interesowało go, że to kasa ruskich… Chyba…

Zog zmęł w ustach przekleństwo razem z końcówką dopalającego się kiepa i po chwili zgasił cygaro o okienny parapet. Strzyknął przez okno śliną i zatrzasnął plastikowe skrzydło. Już miał udrzeć ryja że wychodzi po nowe cygara, gdy do kuchni wpadł Elf
- Kutwa ziom, mam namiar na robótke. Prosta sprawa.
Zanim ork zdołął coś powiedzieć decker wypalił niczym seria z karabinu
- wpadamy, kroimy dane i spadamy plus mała rozróba. Wiesz grafitti jakieś spam AROsy, tego typu sprawy. Coś w naszym stylu, no nie? - puścił do ochroniarza oko - Nic wielkiego, mówie Ci a kaska całkiem szpoczko. Ubieraj gacie, grzej motóra i gnamy do FrostBurn.
- To Ty ubierz gacie. - chrząknął Zog


Elf spojrzał po sobie i dopiero teraz przypomniał sobie, że od dłuższego czasu leżał podpięty do VR tak jak położył się spać dwa dni temu.
- a sie wrażliwy zrobiłeś…
- śmierdzisz gorzej niż Troll na kacu - srałeś pod siebie czy co
- ej miałeś mnie pilnować.
- nie płacisz mi za zmiane pieluch białasie.
- Santa maria madre de dios FC Barcelona - powiedział zdaje się w elfim decker.
- idź się wykomp, ide po fajku na przeciwko.
Drzwi trzasnęły za orkiem nim elf zdążył się porządnie nabzdyczyć.

***

Mały ‘link marki Renraku delikatnie zamruczał zwiastując nadejście wiadomości.
Jeremy otworzył jedno oko, potem odstawił butelkę która o mały włos wyśliznęła mu się ze zdrętwiałych palców. Chrząknął i ostrożnie otworzył drugie oko - świat nie wydawał się jakoś nazbyt rozjechany więc musiał zasnąć jeszcze przed połową butelki. Wyprostował się na fotelu i spojrzał na komunikator: Iri2.
Z lekkim zainteresowaniem otworzył wiadomość
Dobra kasa do wzięcia. Krótka piłka - jeden rajd - ochr.mag, wpad/wypad, Kosa i Hack załatwieni.
znając Fixerkę, tudzież jej wspołpracowników dobra kasa za szybki rajd dla pechowego maga to już więcej niż tyś za nockę. Mogło być ciekawie, szczególnie że Irissa informowała na wstępie o najęciu Deckera i kogoś niekoniecznie od myślenia.
Jakieś detale? Wystukał na klawiaturce mikrokomputekra. Po czym odłożył comm i odchylił się na oparciu. W zależności kiedy przyjdzie odpowiedź na tyle to ważne i na tyle można się targować.
Po 5 minutach noga sama zaczęła mu bezwiednie podrygiwać. Przy szóstej uniósł głowe i postanowił się odlać.
Wibracje na stoliku zawróciły go w pół kroku.
Czyli jesteś zainteresowany. FrostBurn 8pm.
I tyle.
Jeremy Pulawski uśmiechnął się i poszedł ulżyć pęcherzowi.

***

Mieniący się błękitem i czerwienią hologram informował wszystkich w okolicy, że oto właśnie zbliżają się do FrostBurn - knajpy okrzykniętej odkryciem ‘73, której moda o dziwo nie przeminęła przez te dwa ostatnie lata.

[media]http://i.imgur.com/D3YS1VY.jpg[/media]

Prawdopodobnie dlatego, że prócz hałaśliwych dancefloor’ów oraz kosmicznej karty drinków i używek oferowała szereg dodatkowych usług od prywatnych pokojów spotkań, przez ekskluzywny burdel, po czystą prywatną klinikę.
Każdy kto choć raz przejeżdzał przez Mercer Island widział to logo i był tu na drinku.
O dziwo Archibaldowi Wu udało się zarezerwować tu miejscówke, tak jak obiecał Irissie.
Co prawda gdy tylko kobieta otworzyła drzwi uderzyła ją ściana dźwięku.

Gdzieś kiedyś czytała, ze odpowiednie natężenie basów może rozbijać, albo wypchnąć powietrze tworząc chwilową próżnie. Jakieś dzieciaki na uniwersytecie ponoć głośnikiem nastawionym na odpowiednią częstotliwość ugasiły płonąc patelnie. Wyglądało jednak na to, że póki co nikt nie zgłosił zgonu przez niedotlenienie więc chyba była to bujda.
Fixerka przepchnęła się przez rozbujany tłum ściśniętych , prawie nagich ciał i od razu pożałowała, że nie kazała Wu zarezerwować loży na piętrze albo chociaż na antresoli. Te przy parkiecie były wszak najtańsze i w sumie najdyskretniejsze. żaden szanujący się Mr Johnson ani inne corpo-ludki nie pchały się w ten motłoch.
Podeszła do czarnych matowych drzwi i wstukała na ledwo widocznym touchpadzie kod od Archiego. Polimerowa tafla wsunęła się w ścianę ukazując malutki pokoik z pseudo skórzanymi kanapami i jednym małym okrągłym stolikiem. Na kanapie na przeciw wejścia siedział drobny azjata o podejrzliwym wyrazie na twarzy.



- Jakbym Cie nieznała Archie pomyślałabym że coś kombinujesz.
- Przez chwilę myślałem że już nie przyjdziesz, potem, że wejdziesz i wypalisz mi czymś w twarz - mężczyzna się uśmiechnął widocznie rozluźniając - ale widzę, że się myliłem. Gdzie Twój człowiek?
- A Twoi? - odbiła piłeczkę fixerka.
- Spokojnie Elf i Ork za chwilę tu będą.
- Tak jak mój mag, jak tylko przekroczy próg knajpy dostanie na ‘linka nr loży i kod.
Męczyzna spojrzał na swój mikrokomputerek i jakby upewnił sam siebie.
- Za pięć ósma - to co po drineczku… na mój rachunek oczywiście. - Uśmiechnął się szelmowsko wyświetlając na blacie stołu neonowe menu.
 

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 12-04-2015 o 23:04.
Nightcrawler jest offline  
Stary 16-04-2015, 20:23   #2
 
Kokos's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokos nie jest za bardzo znanyKokos nie jest za bardzo znanyKokos nie jest za bardzo znanyKokos nie jest za bardzo znanyKokos nie jest za bardzo znany
W końcu jakaś robota. Zog był ucieszony tym faktem. Przerażała go myśl że powoli zaczyna rozumieć język jakim posługuje się Elf.
Nie martwił się o brak hajsu. Bardziej martwiło go to że pizza i cygara zaczynały smakować inaczej od tego siedzenia na dupie w kwadracie jaki zajmowali.
Jedynym zagrożeniem w pobliżu była Pani z kiosku która każdego ranka myła witryny pleksi w swoim baraku i dziwnie patrzyła na Zielonego gdy ten wykupywał jej zapasy najtańszych i
najmocniejszych cygar.

Zog wyszedł z mety. Nadeszła nowa robota, czas uzupełnić zapasy i sprawdzić czy ścierwa nie dobrały się do motocykla. Po zakupie swojej ulubionej marki "extra mocne" Przestawił motocykl
pod wejście do ich obskurnej klatki schodowej. Zsiadł z maszyny i powolnym krokiem udał się na górę do mieszkania. Tam zastał siwego odpicowanego. Czysty, umyty i gotów do wyjścia. Jednak coś Orkowi
nie pasowało. Coś zmieniło się w elfie. Przez chwilę nie mógł dojść co to takiego... Nagle go olśniło.
-Te Biały, a Gdzie Tfuj Skorpion?
Arien obrzucił go piorunującym spojrzeniem, tak mu się przynajmniej przez chwilę wydawało.
-Idziemy robić biznes Ziom. Tym razem musi wypalić... Rozumiesz?!
Zog odpalił Cygaro, zaciągnął się wypuszczając gęsty, siwo niebieski dym z płuc...
- Rozumiem...
Rzekł paskudnie się przy tym uśmiechając. Wiedział że gdy Elf używa słowa biznes to zawsze jest jakieś mordobicie... A tego brakowało Zogowi o jakiegoś czasu.
 
__________________
Jesteśmy otoczeni?! To Świetnie! Możemy atakować w każdym kierunku.
Kokos jest offline  
Stary 17-04-2015, 22:08   #3
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jeremy spojrzał na świat za oknem. Znowu padało. Jakoś ostatnio deszcz mu nie sprzyjał. Jednak nie zamierzał z tego powodu rezygnować z czegokolwiek. Potrzebował kasy na kulki a te na drzewach nie rosną. Ostatnia robota okazała się niewypałem o którym trzeba jak najszybciej zapomnieć i wziąć się w garść. Nie miał sobie nic do zarzucenia, ale niesmak pozostał. Tym bardziej, że najwyraźniej gość nie powiedział mu wszystkiego. Gdyby zachował czujność, to pewnie by skończył jak on a tak, to on żyje a gość jest już na innym planie astralnym. Myśli Jeremiego krążyły wokół takich myśli podczas gdy ręka wyciągała się po butelkę. Najwyższy czas odciąć się od tego, co było i skupić się na tym, co będzie.

Przejrzał płaszcz i broń. Syntetyczne włókno było jeszcze mocne i powinno wytrzymać zarówno przeciwności pogody jak i wycieranie się po podejrzanych miejscach. Wierny Ares jak zawsze był niezawodny. Mimo całego zamieszania z tym, co nie widać, to zaufanie do stali było najpewniejszą rzeczą na tym świecie. A co do tego, co nie widać… Jeremy usiadł na kanapie i pociągnął solidnie z butelki. Na dziś wystarczy, by nie przesadzić, ale odrobinka alkoholu w żyłach była niezbędna.

- Gaju – wyszeptał bezgłośnie. Jednak eter słyszy wszystko i kto chce w nim coś usłyszeć, to usłyszy. Ważne jest by słuchać.
- Gaju – powtórzył ale znów bez rezultatu. Choć… poczuł obecność czegoś przy nodze. Jakby był trącany zimnym nosem na poziomie łydki.
- Przyszłaś – poklepał niewidoczny grzbiet psa. Jego psa. – Masz coś do dodania odnośnie najbliższej roboty? Ostatnio korzystałem z Suri i skończyło się źle. Mam nadzieję, że nic jej nie jest. Nie chciałbym by teraz było podobnie. Co?
Gaja położyła widmowy pysk na nogach Jeremiego i zaczęła miarowo oddychać jakby zasypiała.
- No tak. Tak najłatwiej – mężczyzna nie przestawał drapać basseta po grzbiecie. Nie przeszkadzało mu to zaś Jeremy chwilę cieszył się z tego kontaktu. I nawet to, że Gaja zwykle nie komunikowała się, to sama jej obecność była kojąca. Była lepsza niż wszystkie whiskey tego świata.
- Lepiej żebym tej roboty nie zwalił. Potrzebna jest kasa a powietrzem się nie nakarmię, jak ty - chwycił za ucho i delikatnie pociągnął. - Pilnuj mnie, dobrze? O nic więcej nie proszę.

Gaja podniosła łeb, popatrzyła swoimi widmowymi oczami i rozpłynęła się w powietrzu. Mężczyzna już tak często przebywał w otoczeniu istot astralnych, że traktuje je teraz niemal jak innych ludzi. Czasami miał wrażenie, że są nawet lepsi niż ludzie, choć są oczywiście wyjątki. Po obu stronach. Spojrzał jeszcze raz na wyświetlacz. Nie przyszła żadna wiadomość odwołująca zatem Irissa traktuje to zlecenie poważnie. Krótka piłka może i tak, ale zginąć można tak samo, jak przy każdym innym zleceniu. Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyjdzie.

Samochód zapalił za pierwszym razem. Wilgoć jeszcze nie wygrała z akumulatorem, ale ten czas nadejdzie. Oby nie podczas zlecenia, ale na takie coś wolał nie brać auta. Jednak by dostać się do FrostBurn musiał skorzystać z podwózki. Głośne miejsce dawało neutralność i anonimowość więc nie powinno być problemów z dowiedzeniem się czego trzeba i gwarantowały, że nie będzie w pobliżu dużo astrali. Jakoś nie lubią takich miejsc i Jeremy wcale się im nie dziwił. Zatrzymał się na światłach co spowodowało, że chmara viroreklam rzuciła się na jego szybę. Nie mogły przeszkadzać w jeździe ale na postoju wykorzystywały wszystkie dostępne środki by dopaść oczy i uszy potencjalnego klienta. Zielone światło było wyzwoleniem i znów można było podziwiać rozpływającą się panoramę Seattle. Mniej więcej po kwadransie pojawił się płonący holo z reklamą FrostBurn. Jeremy podjechał dalej i zatrzymał samochód. Wyskoczył z auta, postawił kołnierz prochowca i ruszył do wejścia do klubu.

"Masz nową wiadomość" - link podał wiadomość, jak tylko przekroczył próg klubu. Pistolet mógł zachować i był to jeden z niewielu przywilejów posiadania oficjalnego ID oraz legitymacji. Ile są one warte to nie miał złudzeń ale zawsze wyglądało to poważniej niż skorpion na sznurówce wiszący na ortalionowym pasku. W wiadomości był kod od Iriss oraz miejsce, gdzie ją mogę znaleźć. Przedzierając się przez tłum ludzi oraz ścianę dźwięku dostał się do miejsca, gdzie czekało umówione spotkanie
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
Stary 18-04-2015, 22:59   #4
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Machinalnie poprawiła ułożenie łodyżek lilii w płaskim szklanym naczyniu, jakie w jej ocenie, trudno było nazwać wazonem.
Cichy dryl słyszalny tylko dla niej zabrzmiał melodyjnie w jej uszach. Lekko musnęła palcami delikatny filigran kolczyka w lewym uchu.
Na wewnętrznej stronie jej oka wyświetliła się identyfikacja numeru.
-Archie, jak miło cię słyszeć. Co sprawiło, że przypomniałeś sobie mój numer?
Po kilku minutach zaczęła przeglądać na v-padzie informacje jakie przesłał jej Wu.
Krótką informacją potwierdziła swe wcześniejsze zainteresowanie sprawą.
Pieniądze na ziemi nie leżą, prawda?
Opadłą na fotel który momentalnie zaczął dopasowywać się do kształtu jej ciała.
Cóż, to że kochany Archie ostatnio trochę nawalił było tajemnicą poliszynela.
ale mimo to, Iris zdecydowała się dać mu jeszcze jedną szansę. Było w nim coś, co sprawiało, ze nie miała ochoty spisywać go na straty.
Miejsce spotkania jakie wyznaczył, no cóż, ona sama go by nie wybrała, ale…
Wysłała krótki impuls do swojej podwładnej.
Po chwili w drzwiach stanęła błękitnowłosa, drobna jak na przedstawicielkę swojej rasy trollica.
-Trickie, przesłałam ci dane pewnych osób. Powiadom je o możliwości zarobku, jeśli wyrażą zainteresowanie, to przekaż im szczegóły na temat czasu i miejsca spotkania.

FrostBurn, była tam kilka razy, kolejna knajpa dla bogatych dzieciaków i pozerów, ale z drugiej strony, tylko idioci omawiają interesy w lokalach typu Evangeline czy Black Edge.
Miała jeszcze kilka godzin do wyjścia, w sam raz by wziąć prysznic, i przygotować sie.



***

Mokry asfalt pod kołami motocykla zmienił się w srebrzystą taflę. Chłodne powietrze opływało jej sylwetkę gdy mknęła wśród rozświetlonych setkami neonów miasto.



W jej uszach dźwięczały słowa starej, ale jak dobrze pasującej do dzisiejszego dnia i deszczu piosenki.

But I keep on holding on
I won't let this take me down

I'll risk it all
To find my way

Into the iris of the storm
Rise and fall with the tide
Carry on


Dotarła na miejsce, zaparkowała motocykl na elektronicznie strzeżonym miejscu.
Schowała kask do juków i ruszyła promenadą w stronę właściwego klubu.
W zajętej przez Wu miejscówce odwiesiła do wyschnięcia opancerzony płaszcz i rozsiadła się wygodnie na syntskórze.
Uśmiechnęła się przekornie do azjaty.
-Skoro stawiasz Wu, to nie odmówię.
Spojrzała na holo z drinkami.
-Zielony Smok, z podwójną limonką.
Przyglądała się uważnie Archiemu pozwalając by na srebrzystych powierzchniach jej cyberoczu jakie zajmowały całe oczodoły wirowały rtęciowe mgły.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay

Ostatnio edytowane przez Lhianann : 18-04-2015 o 23:04.
Lhianann jest offline  
Stary 19-04-2015, 00:59   #5
 
Kokos's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokos nie jest za bardzo znanyKokos nie jest za bardzo znanyKokos nie jest za bardzo znanyKokos nie jest za bardzo znanyKokos nie jest za bardzo znany
Jak zwykle spóźnieni... Gdyby nie fakt, że Elf płaci za drinki to sytuacja wyglądała by inaczej. Na pewno nie byłoby przystanku
na wspomagacze jakimi lubił szprycować się Siwy. "O cygara się rzuca i wygania do Okna, gównem to się szprycuje..." pomyślał zielony gdy tamten zaopatrzał się w fanty.
Gaduła uprzedzał go, że w knajpie będą chcieli zabrać jego ukochany HK227 oraz rewolwer. Na szczęście miał jeszcze co nieco w zanadrzu gdyby Arien zbytnio zwracał na siebie uwagę.

Zaparkowali. Knajpa dla Zielonego mieniła się tysiącem krzykliwych i oczojebnych kolorów, które gdyby musiał tu długo zabawić, spowodowały by u niego drastyczny spadek samopoczucia
a u innych nieoczekiwane braki w uzębieniu. Szli powoli. Siwy czuł się jak ryba w wodzie. Szedł dumnie przed siebie gibając swym ciałkiem w rytm bitów muzyki a Zog snuł się za nim. "Ciekafe kiedy coś namodzi z muzyką..."

Dotarli. Elf wstukał coś na Touch-Padzie i wskoczył do środka witając się ze wszystkimi w pomiesczeniu. Zog Stanął zaraz za progiem, odpalił cygaro, mocno się zaciągnął i wypuścił do wnętrza kłąb ciemnoniebieskiego dymu mierząc przy okazji
wzrokiem wszystkich tu zebranych. Wyjął cygaro z ust, chrząknął, skiepował na podłogę i rzekł...
-Siwy... Skombinuj Whiskey-
Po czym starał się siąść tak by mieć wszystkich na oku.




Czuł pod swoją szarozielonkawą skórą, że to nie będzie tak prosta robota jaką ją opisywał. Czekał jednak na Drinka oraz Show jakie zazwyczaj odstawia Elf w takich przypadkach.
 
__________________
Jesteśmy otoczeni?! To Świetnie! Możemy atakować w każdym kierunku.

Ostatnio edytowane przez Kokos : 19-04-2015 o 01:04.
Kokos jest offline  
Stary 26-04-2015, 16:35   #6
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
- Wiesz ziom spóźnianie sie jest w dobrym takcie, nie?- białowłosy potarł palcem lewą część nosa i wciągnął gile – bo wiesz pokazujemy że jesteśmy Pro – że nie zależy nam na ich jenach, aż tak kurwa bardzo. Niech wiedzą, że jak co to się zawijamy, nie? I nie ma rządzenia. My jesteśmy szefy.
Gibając się wszedł do knajpy prawie jak do siebie.
- no, niech mnie wuj szczeli – całkiem dobry bit… o masydż dostałem… czkaj
Ork rozglądał się po rozbujanym tłumie szukając zagrożeń, które mógłby nadziać na schowany w ręce kolec. Ale dziwnie wzrok najczęściej błądził mu po plecach Aeriena i po jego białej czuprynie.
-… I wszystko jasne… Ty metaziomeczku kochany, Ty mnie kuwa f ogóle słuchasz? No, nie ważne daj mi sek. Czaj mi dupe, a ja odjebe nam „ant re” i będzie… ant re czaisz to po francusku…
Znaczy się będzie czarował. Zog odpalił cygaro i patrzył jak elf przysiada przy stoliku, wpina druty w slot umiejscowiony z boku czaszki i przebiega palcami po świecącym ekranie swojego decku.

***

-Yo yo ziomeczki !- Białowłosy elf z modną w poprzednim sezonie fryzurą wszedł do ich dźwiękoszczelnej loży.
[media]http://fc07.deviantart.net/fs50/f/2009/317/6/b/We__ve_got_a_Runner_by_lukedenby.jpg[/media]
Jeremy z lekkim zaciekawieniem przyjrzał się drutom wystającym z Data Jacka tuż poniżej wygolonej linii białych włosów. Nie żeby nie widział nigdy elfiego hackera, ale jednak byli oni rzadkością. Białowłosy był w zasadzie przeciwieństwem tych członków jego rasy, którą detektyw miał wątpliwą przyjemność najczęściej spotykać – czyli spokręconych szamanów różnej maści i ideologicznych pomyleńców. Z tego konkretnego długouchego żaden był szaman, co najwyżej magik konsoli. Młody szedł z młodą – wybrał miejski wyszczekany styl kowboja decku - cały w czarnej skórze chodź z frędzlami na rękawach i plecach – mimo wszystko trawojad nie mógł sobie darować etnicznych wstawek. No o był ewidentnie za głośny.
Za białowłosym do loży wpakował się jeszcze jeden z najbrzydszych orków, jakich Pulaski miał okazje oglądać. Robiło się ciasno.
- Zog – mój BodyG – palnął elf patrząc na popiół z cygara zielonego wielkoluda, który malowniczo odpadł na podłogę - ej ziom! to jest kurwa nie kulturne. Wyćmij to gówno, tam jest kiepownica - zara będziesz miał drina. No ten Pardom…
- Ah Aerien przyjacielu… - Archie wstał uśmiechając się jakoś nieszczerze.
- Moment. Pozwólcie, że się sam przedstawię. Na imię mi faktycznie Aerien ale możecie mnie nazywać Count0
Elf spuścił głowę, rozłożył ręce…
… i zapadła ciemność. Twarz Deckera rozświetlił blask z jego konsoli. Elf z namaszczeniem dotknął touch pada i na stoliku, przy którym siedzieli zamrugał niewyraźny kształt stalowego archanioła...
...a po chwili na wszystkich telebimach i stolikach rozbłysnął jakiś trid.


- pozwólcie, że dziś będę Waszym DJ – powiedział Aerien z szelmowskim uśmiechem machając im przed oczami płaskim cyberdeckiem.
Irisa znała się, jako tako na sprzęcie komputerowym, a szczególnie tym wartym zachodu. I choć Sony ZIY-720 nie był może szczytem marzeń każdego zatopionego w Matrycy dzieciaka to jednak plasował się w Top3 takiego sprzętu zaraz za Excaliburem i Cyber Piątką. Zastanowiło ją skąd takiego gówniarza stać na taki sprzęt.
- E tak… tego – zająknął się Wu. Na szczęście z opałów wybawiła go ubrana w neogotycki gorset kelnerka dostarczająca do ich loży kolejne drinki.


Dziewczyna mruknęła jak kotka stawiając przed Zogiem grubą szklankę z whiskey, po czym wyszła bujając biodrami tak by wszyscy mogli dokładnie obejrzeć jej lateksowe stringi.
- Okey – Archibald odzyskał rezon – dzięki za prezentacje Ae… Count. To teraz przejdźmy do interesów.
- Bene – mruknął elf i zwalił się swym chudym tyłkiem zaraz naprzeciwko Fixerki.
Azjata położył na stoliku tablet i wyświetlił na nim zdjęcie celu.



- Augustus Underwood – 32 lata, rozwiedziony, mieszka na 1846 E Shelby St, niedaleko wybrzeża Portage Bay. Jest Członkiem Humanis Policlubu i jednym z doradców aktualnego burmistrza Kenneth’a Brackhaven’a. Generalnie nasz run ma przebiec jak najspokojniej, bez wymiany ognia – szybki wpad do domu, zhackowanie jego terminala i wyszukanie na niego haków. Mój klient głównie jest zainteresowany dowodami jego łapówkarstwa i skorumpowania. Ostatecznie wszelkie nadużyciami Underwooda.
- Sporo tego pewnie jest, jeśli to politykier – parsknął elf – co może oznaczać że to chwile zajmie. Rozumiem, że terminal jest na offlinie.
- Oczywiście, jakby był podpięty do sieci to byśmy załatwili stąd chociażby. Mogę dodać, że facet jest dziany – ponoć jakiś jego wuj był w Kongresie dawnego USA. Jego hacjenda może być nieźle chroniona tak przed włamem zwykłym jak i astralnym, chociaż nie przewiduje nic wielkiego. Na pewno ma kontrakt na ochronę z Knights Errant – tak jak i całe miasto i jego władycy. Najlepiej by było jakbyście załatwili sprawę w przeciągu tygodnia najpóźniej dwóch. Wiem, że gość ma teraz dużo imprez charytatywnych, na których się udziela – wiecie biedne sierotki czystej krwi i weterani wojenni. Jak przystało na Humanisa jest rasistą i wspiera wszelkie proludzkie organizacje. Ponoć też te nie legalne. Dlatego chcielibyśmy żeby sam włam zatuszować trochę akcją lewicowych meta bojówkarzy. Możecie, więc trochę nabrudzić mu w domu i nagrać na kamery jak to ork z elfem sikają mu do piwa. A nawet jest to wskazane przez Ms Johnson.
- O super w tym to jesteśmy akurat dobrzy – wyszczerzył się Elf.
- No i superza robótkę dostaniecie 4k na głowę. Jakieś pytania?
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 03-05-2015, 14:55   #7
 
Kokos's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokos nie jest za bardzo znanyKokos nie jest za bardzo znanyKokos nie jest za bardzo znanyKokos nie jest za bardzo znanyKokos nie jest za bardzo znany
Zog chrząknął i wypił jednym chustem całą zawartość szklanki. "Zero zabawy...." Pomyślał Zielony. Zaciągnął się głeboko cygarem
tym razem kiepując do papierośnicy. Mimo wszystko na otarcie łez zostaje rozruba w mieszkaniu i 4 tysie hajsu na głowę. Niby nic, prosta robota
a jednak potrzeba czterech ludzi.

Zog wystukał na holomenu repetę drinka, popatrzył w oczy Niejakiego pana Wu i rzekł lekko podniesionym głosem.

- Łatwa roota? To po Chuj nas tylu do podziału. Sami z Siwym damy radę...
- Cóz, Zog przyjacielu - chrząknął Wu - wierzę w Wasze umiejętnośći ale wole chronić swoja i Waszą dupę. Chociaz tym razem... - zawiesił głos na wspomnienie ostatniej roboty - To znaczy wiesz, Twoje umiejętnośći walki i cuda jakie z deckiem wyczynia Aerien to jedno - ale w kwestiach magicznych to powiedzmy sobie szczerze - lezycie. Za to Panna Irissa załątwiła nam ochronę magiczną - wskazał na Jeremiego - a sama jest koordynatorem kwesti logistycznych, ma kontakty, których mi ostatnio brak i pewne umiejętności dyplomatyczne, których nie przymierzając - brak Wam - dodał prawie na jednym wydechu.
- Skoro przy umiejętnościach magicznych jesteśmy... Coś wspominałeś odnośnie ochrony magicznej lub astralnej jaką gość moze miec. Wiadomo, co to? Nie chciałbym się nadziać na Firewatch Aresa albo inne gówno.- Wtrącił Jeremy
- Niestety nic na ten temat nie wiem, oprócz tego ze czasami widuje sie Augustusa w towarzystwie pewnego bladego jegomościa w cylindrze i paru śmiesznych fetyszach na szyi. To ktoś z Humanis Policlubu ale nigdy nie udziela się medialnie Tylko snuje w cieniu za wazniejszymi członkami. Dlatego przypuszczam ze Klub ma jakiegoś własnego szamana albo coś w tym stylu. Jeśli nie chcecie tracić kasy na moje kontakty i ich informacje, to musicie sami rozkminić kim jest ten Voodoo man - wzruszył ramionami Azjata.
[Jeremy pokiwał głową na znak zrozumienia]
- Ile mamy czasu na to zadanie?
- Najlepiej tydzień max dwa.
- Jak na wejście i przeszukanie baz to chyba niewiele. Na tej robocie nie zna się za bardzo ale wszelka ochrona moze juz nabruzdzic. Czy to nasze obecne spotkanie jest pierwszym i ostatnim czy jeszcze podczas roboty będziemy się kontaktować?

- Celowo się pytam, gdyz politcluby to niezle gówno i jeśli sprawy się skomplikują to moze będziemy potrzebować dodatkowych informacji.
- Jestem dostępny jak coś - Irissa zna moj comID, ale tez mam pare innych spraw do zalatwienia i moge nie byc dostepny caly czas. Dlatego chciałem by ona niejako przejela tutaj kwestie logistyczne.
- To jak dla mnie wszystko. W razie co to Irissa będzie kontaktem.

[Zog z zadowoleniem wypuścił dym z płuc]
- Count nigdy na moje zdolności dyplomatyczne nie narzekał. Ale to ty rozdajesz hajs, więc Ty rozdajesz karty. Jakąś zaliczkę dostaniemy? Bez cygar nie mogę pracować.
- no, no ale raczej jesteś zwolennikiem twardych negocjacji przy pomocy 7.62 haha
- zarechotał decker.
Wu puścił tą uwagę mimo uszu i odpowiedział orkowi:
- Dwa tysiączki zaliczki na waszą czwórkę.
- Otwórz jeszcze tutaj rachunek za który zapłacisz, bo nie lubię wychodzić niedopity a umowa stoi - Uśmiechnął się paskudnie pochłaniając kolejną porcje dymu z cygara
- Przydała by się też Pizza...
[Irissa w czasie męskich pogwarek międzyrasowych siedziała co jakiś czas marszcząc lekko brwi, jakby nad czymś intensywnie myślała. Co jakiś czas popijała swojego jadowicie zielonego drinka. Gdy ork skończył mówić o pizzy odstawiła szklaneczkę.]
-Wybaczcie panowie, ale miałam kilka waznych maili do przejrzenia. Staneliście na czymś konkretnym, czy nadal jesteście na etapie udowadniania kto ma większe mięśnie?
[Spytała z uśmiechem]
-Co do mojej roli w tym zadaniu, jak juz powiedział to Wu moją działką będzie logistyka, kontakty, ew. załatwienie czegoś trudno dostępnego, co mogłoby wam pomóc z fizycznej realizacji zlecenia.
- Możemy zacząć od Pizzy - Powiedział szczerząc kły w krzywym uśmiechu - a potem się zobaczy
- Czy juz coś będziemy ustalać czy jednak zrobimy to bardziej odpowiednim miejscu. Ja starej daty jestem i taka muzyka oraz otoczenie nie jest specjalnie mobilizujące.
Jeremy faktycznie nie mógł usiedzieć na swoim miejscu ciągle zmieniając pozycję na plastalowym fotelu. Na filtrze w comie juz zaczęło się buforowanie. Nawet nie chciał wiedzieć ile tysięcy spamu osiadło na sitach. Tutaj nie dało się być nieatakowanym.
- A dobrej pizzy tez bym zjadł.
- Mozemy się gdzieś przenieść albo jak macie jakąś metę - tu Wu spojrza na Irrisę - to mozemy tam pogadac o konkretach i zamowic pizze - ale rachunek stad idzie juz z wynagrodzenia jesli chcecie cos wiecej niz pierwsza kolejka.
- Siwy pakuj sprzęt i zabawki, zmieniamy lokal. - Ork wstał przygaszając cygaro o krawędz blatu od stołu i ruszył powoli w kierunku wyjścia i zarazem depozytu.
- teeee - burknal elf - wypadalo by wiedziec gdzie mamy chociaz lesc. Szanowna laseczka ma jakies lokum? - spytal spogladajac na Irisse
- Ja Cię mam ochraniać i ewentualnie zjadać pizze na Twój koszt. Możemy sie też tego dowiedzieć już na parkingu. Nie lubię rozstawać się z moimi gratami - zatrzymał się w drzwiach wejścia do loży i cierpliwie czekał na odpowiedz.
 
__________________
Jesteśmy otoczeni?! To Świetnie! Możemy atakować w każdym kierunku.
Kokos jest offline  
Stary 03-05-2015, 20:36   #8
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
-Znacie dzielnice Leschi? - zagadnęła fixerka.
Zgromadzeni niepewnie kiwnęli głowami, za to białowłosy decker rozłożył się na fotelu i założył ręce za głowę.
- A coś konkretnie złociutka?
- A konkretnie 31 Aleja - Azjatka spojrzała na elfa jadowicie
- Już łapie GPSa - uśmiechnął się słodko Aerien wciąż podłączony do swojej konsoli.
- To złap się za numer 69…
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- W to mi graj maleńka. - Irissa pożałowała, że w ogóle przystała na jego towarzystwo.
- Ok spotkajmy się tam za… powiedzmy 35 min. Wejdźcie do budynku, jest otwarty. Potem drugie piętro lokal 2313. Kod wejściowy #1138. Oczywiście tylko na dziś wieczór. Więc nie licz blondasku że się tam potem dostaniesz
- Jak już gdzieś raz wlezę to rzadko udaje się komuś mnie powstrzymać by wepchać sie tam z powrotem - decker wstał i ruszył za orkiem.
- do zobaczenia na miejscu dzieciaki…
- do zo, tyle że mnie nie będzie. - wypalił Wu - jak wspominałem mam parę spraw do załatwienia, więc jeśli będziecie coś potrzebować to Iri ma mój numer. Dzwońcie, zaliczkę przeleję Irissie.
Orka już dawno nie było w loży, więc Coutn0 wzruszył tylko ramionami i kiwnął głowa, po czym popędził za swoim ochroniarzem. Jeremy jednym haustem dopił drinka i skinął parze azjatów.
- W takim razie do zobaczenia na 31-wszej alei.

***
Szary betonowy blok wyrastał niczym wrzód w dawnej dzielnicy domków jednorodzinnych, psując okolicznym mieszkańcom widok na park Leschi. Był 2051 gdy powstał w rekordowym tempie półtora miesiąca i krótko po tym jak otwarto Diamante plaza 31-st Avenue no.69 większość rodzin z okolicy wyniosła się sama lub za sprawą wysokich dopłat wysiedleniowych.
W rok po powstaniu biurowca cała okolica zamieniła się w magazyny i fabryczki. Ironia losu polegała na tym, że 10 lat później biurowiec przemianowano na motel + burdel + przetwórnie syntetyków czyszczących, a wyższe piętra na ogólne pomieszczenia do wynajęcia. W podziemnym garażu mieszkali zaś Chińczycy pracujący w okolicznych fabryczkach.
Dziś była to noclegownia dla okolicznych roboli i tanie pomieszczenia dla każdego kto potrzebował miejsca na cokolwiek właściwie mógł zrobić w boxach 2 na2 na 2 metry.
Kubik 2313 nie różnił się niczym od pozostałych 6 tysięcy sześcianów na wszystkich 6 poziomach biurowca startując od 2 pietra. Winda z głównego lobby była cicha i obłożona matowym plastikiem.
Na pierwszy rzut oka Jeremy spodziewał się, że będzie śmierdzieć w niej moczem i rzygowinami, jednak z ulgą wyczuł tylko zapach siarczanych środków odkażających.
Wjechał na wskazane przez fixerke piętro i wszedł w ciemny korytarz. Ledowe oświetlenie zareagowało z lekkim opóźnieniem rozświetlając dopiero po kilku sekundach kolejne, identyczne drzwi.
Podłoga wyłożona płytami pcv była całkiem matowa i wytarta.
Pulaski westchnął i ruszył pod wskazany numer. Gdy dotarł do drzwi kubika wstukał kod na touchpadzie i już po chwili stał w malutkim pomieszczenie twarzą w twarz z orkiem. Przestarzała wentylacja z trudem mieliła i wsysała dym z cygara zielonego ochroniarza. Detektyw zauważył siedzącego w kącie deckera, który nieobecnym wzrokiem rozglądał się po świecie, który tylko jemu w tym momencie było dane widzieć.
- A gdzie nasza gospodyni? - spytał.
- Ni ma - mruknął Zog mieląc w pożółkłych zębach swojego śmierdzącego peta - tak samo jak barku do kurwy nędzy.
Jeremy kategorycznie nie chciał znaleźć się z rozwścieczonym, ani nawet marudnym Orkiem sam na sam na 2 metrach sześciennych. Rzucił okiem w stronę drzwi, które akurat się rozsunęły. Irissa omiotła wzrokiem zebranych. Już miała coś powiedzieć gdy odezwał się elf
- Wy tu pieprzycie o wódzie a ja już zrobiłem riserch. - Białowłosy wstał, przecięgnął się i rzucił.
- Namierzyłem tego ciptoka - Augustusa - no serio ludziki - jak można kuffa dziecku taką krzywdę zrobić - Augustus - ja pierdole…
- Do rzeczy Elfie - mruknęła Azjatka.
- żebyście wszystkie były takie prędkie… no nic. Jak mawiają najpierw biznes potem cipki. Underwood, ma całkiem napięty grafik. Jutro zaczyna charytatywne turnee. Odwiedza Barrens by pogadać z ludźmi i tylko ludźmi o bieżącej sytuacji w “ciemnej dzielnicy”, potem kładzie jakiś kamień węglowy pod nową klinikę Doc Wagona w Tacoma City więc prawdopodobnie nie wróci na noc do domciu, bo jest feta u burmistrza z tej okazji. Politykiery smarują doktorkom jak mogą by dostać zniżkę na swoje ubezpieczenia. To tyle jeśli idzie o wtorek 16-stego. 17-stego w środę o 14 ma wizytę w centrum Jerzego Waszyngtona gdzie prowadzi prelekcje na temat - “Ludzkość - nasze osiągnięcie na przełomie dziejów”. I chuj ma tu na myśli oczywiście tylko Homo Sapiens Sapiens. Kończy o 18, potem jakiś prajwet apojtment - czyli jak się dogrzebałem jeździ do swojej cipki pod Redmont by przeczyścić rurę.
Wróci pewno nad ranem. 18-stego jedzie do siostry, która siedzi w Discovery Park w zakładzie dla pojebów, z tej okazji ma “on dimand”. To byłby czwartek. W piątunio 19-stego o dziwo Ciężka robota - obrady rady Seattle kończące się ok 19:00. Biorąc pod uwagę zamówiony catering i dupeczki do sushi, oraz ilość sake - myślę że robią sobie niezłą bibe. Niestety nic na tyle zbereźnego by już mieć na niego haka.
Weekend wyjazdowy - to Was ucieszy - leci do D.C. wraca w poniedziałek 22-go - mam mówić dalej? - elf zmarszczył swoją twarzyczkę z wyrazem politowania i wymalowanym pytaniem w stylu: “a Ty co dziś zrobiłeś dla sprawy?”
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 03-05-2015 o 20:39.
Nightcrawler jest offline  
Stary 10-05-2015, 18:36   #9
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
dzięki wszystkim za dailogowanie

Zielonoskóry wypuścił okrąg dymu z ust w stronę Elfa tak by kłęby dymu otarły się o twarz Deckera
- Fajno, wiemy gdzie jest. A teraz zamów pizzę jak już bawisz się tym Twoim Deckiem. Lepiej się pracuje z pełnym żołądkiem. A potem wysłucham jaki macie plan na tę całą akcje. - Zog przeciągnął się i oparł się plecami o matowo szarą ścianę - Nie patrzcie tak na mnie, ja nie jestem od myślenia. Jestem od negocjacji i wpierdolu, a czasem tego i tego w dowolnej kolejności.

Jeremiemu ta miejscówka pasowała bardziej niż krzykliwy klub z jazgotliwą muzyką. Można było wreszcie zebrać myśli i się chwilę zastanowić. Tą chwilą był skan elfa, który prześwietlił cel i wskazał kilka ewidentnych czasoprzestrzeni, gdzie można coś zdziałać z zadaniem. Szybkość z jaką to zrobił budziła podziw. Lub wskazywała, że zadanie jest naprawdę proste.
- Tak, plus ze wiemy jaki ma rozkład. Ciekawe czy się go trzyma? - Jeremy wolał sprawdzać takie rzeczy. - Na początek zobaczmy kilka punktów z planu i sprawdzmy go. Jeśli idzie tak, jak ma w kalendarzu, to znaczy, ze jest duza szansa, ze inne rzeczy tez wejdą. Jest tego dużo więc coś będzie mozna wybrać przed jakimś dogodnym dla nas terminem.
Jeremy potrzebował czegoś mocniejszego. Ot, tak, dla wzmocnienia.
- A do pizzy może coś mocniejszego? Syntetyk tez da radę. Lepiej mi się po nim myśli
Zog chrząknął, wyjął cygaro z ust, podrapał się po dupie i spojrzał na Jeremiego
- Co kto lubi, jak chcesz syn to do bierz, mnie jeszcze ktoś wisi dwie i pół pizzy za zeszły miesiąc - spojrzał wymownie na elfa- o cygarach już nie wspomnę. Siwy jak będziesz zamawiał tą pizze to weź jeszcze butelczyne, wiesz którą. - Odwrócił się w stronę Jeremiegoi Irissy- Macie ochotę na Whiskey? Wypadałoby się zapoznać, a tak na sucho nie wypada.
- Nie odmówię. Jeśli mamy pracować, nieważne jak długo, to lepiej wiedzieć z kim - Jeremy uśmiechnął się lekko. Choć towarzystwo było nie z jego bajki, to powoli się do niego przekonywał. - Jestem Jeremy Pulaski, detektyw do usług. Potrzebuję kasy i potrzebuję roboty - obie sprawy da się tu załatwić więc jestem.
Ork uśmiechnął się szeroko pokazując wszystkie walory swoich żółtych kłów- w w końcu jakiś normalny kompan. Jestem Zog, po prostu Zog, dla nie przyjaciół "ten zielony skurwysyn". Jestem tu bo nasz decker tu jest. Robię za jego przyzwoitke, przepustkę, tarczę lub uniwersalny klucz do drzwi. - Zog na chwilę zamarł. - Ale nie będziemy gadać o suchym pysku. - Odwrócił się w stronę elfa- Siwy, co z tą whiskey i piszą? -Po czym wyjął kolejne cygaro z kieszeni, odgryzł jeden koniec, włożył między kły i odpalił staromodną zapalniczką.
- no już, już - mruknął elf - właśnie widziałem Teaser nowego Avengers Galactus War - chopie bedzie rzeź. Szkoda ze Downey Juniora musieli renderować w 3d dobry był chłop a jego syntstymy to już nie to samo. Dobra 3 pizze i whiskacz zamówione. Tylko kopsnij sie na dol za 15 min bo nie dałem nr lokalu pięknisiu. - Elf zamarł i wyglądało że znów bryka w swoim wirtualnym świecie.

Jeremy spojrzał na elfai wiedział o czym mówił Zog. Decker jak siedział po drugiej stronie to był jak drewno. Potrzebował kogoś, kto będzie tu za niego.
- Dobrze rozumiem. I ciebie i tego tam z uszami - Jeremy rozsiadł się wygodniej na mało wygodnym krześle. - A pogadamy przy czymś rozsądnym. Jak tylko dojdzie.
Zogwyciągnął z wewnętrznej kieszeni swojej grubej skórzanej kurty pudełko cygarami. dokładnie zbadał jego zawartość a właściwie jej brak, westchnął i oznajmił - Dobra, kopnę się na dół jeszcze po cygara. Jeremy rzuć okiem na Countażeby sobie przypadkiem krzywdy nie zrobił. - ruszył do drzwi wejściowych, jednak w połowie drogi się zatrzymał - Aha, nie przejmuj się dziwnymi głosami i stęknięciami jakie wydaje z siebie gdy jest podłączony. Wszystko jest dobrze dopóki nie dostanie telepki. Reszta jest jak najbardziej normalna - uśmiechnął się szeroko ukazując kolejny raz żółtą zawartość szczęki i ruszył na dół - Jak coś to krzyczcie - dodał przez ramię.
- OK, będę miał na wszystko oko.
-Dzięki, nie mam ochoty na alkohol. -Iris wyciągnęła z swojej torby litrowy termiczny kubek i memopad.
-Dobrze, jak juz omówicie kwestie jedzenia i używek wszelakich, to zabierzemy się za właściwą robotę.

Na chwilę zamilkli, Jeremyzatopił się w myślach albo własnym astralnym świecie - Fixerkapoczuła się nagle jakoś nie na miejscu z dwoma zupełnie odciętymi od rzeczywistości facetami. Niestety chwile spokoju przerwał Count0
- uuu yeah bejbe… dajesz… jeszcze troszeczke.. jeszcze …. - na twarzy elfa wypłynął obleśny uśmiech. Deckerocknął się z transu i od razu zaczął paplać - no zielony zassałem najnowsze pornosy dla Miśka będzie na czynsz więc ta robota…- elf zająknął się patrząc po obecnych w pomieszczeniu osobach jakby pierwszy raz widział je na oczy. Po sekundzie zaskoczył chyba kto, co i dlaczego - puknął się palcem w czoło i zatrajkotał - no ta Lana Fox jest niezła suczka. Chcecie zobaczyć najnowsze symsesje zanim wpuszczę to w chmurę? - wyszczerzył się - jak dla nowych ziomków całkiem za free - seriosik. A gdzie zielony bo nie czaje… a zresztą chuj, nie chcesz nie mów, pewnie poszedł po te śmierdziele co je pali zamiast se porządnego narcosticka nakleić. - trudno było stwierdzić czy mówi do Jeremiego czy do Irisy bo już w połowie zdania klapnął tyłkiem o posadzkę i przebiegł palcami po touchscreenie swojego decku.
Kobieta wpatrywała się w białowłosego zastanawiając się czy wszystkie dzieciaki są takie, ale z drugiej strony Aerien był elfem i jego wiek było dość ciężko ustalić.
- Pizde przynisołem, Siwy te siuśki japkowe dla cip to Ty zamówiłeś ?- Zog postawił na mikro stoliku karton pizzy, butelczyne whiskey i dwie flaszki syntcydru.
- spierdalaj, jak wrzucisz to tego odpowiedniego procha daje w gardziel bardziej niż twoja siwucha a nie zostawia kacora i nie śmierdzi mi z japy. Swoją drogą zieloniuteńki zainwestuj w tick tacki bo Ci jedzie - elf zerwał się z podłogi i zręcznym ruchem odkręcił kapsel z flaszki. Pociągnął łyka i nagle spoważniał - a tak potrafisz?
Zrobił dwa kroki w prawo- skutkiem czego stanął przy samej ścianie. Położył butelczynę przy lewej nodze i szuuu... majdnął girami do góry opierając się tylko na prawej ręce. Podeszwy szurnęły o sufit kubika. Elf zakończył perfekcyjną gwiazdę przysiadem z wyrzutem lewej nogi, chwycił butle i wrzasnął - Role! - okręcił się wokół osi nogi jednocześnie wstając do pionu z butlą w zębach. Opróżnił je głośno gulgając.
- Tia bejbe to jest Capoeira wieśniaki. - Mlasnął odkładając pustą butelkę.
Klap... klap... klap…
Ork z wyrazem bezbrzeżnego znudzenia otworzył flaszkę whiskey. Polał do dwóch plastikowych kubeczków i wręczył jeden detektywowi.
-Zdróweczko! - wlał zawartość kubeczka do gęby a potem chwycił za pierwszy z brzegu kawałek pizzy.
-Dom wariatów - mruknęła Irrisa patrząc jak trzej faceci z różnych de facto podgatunków piją alkohol i zażerają się pizzą.
Gdy wreszcie skończyli przyszedł czas na poważną pogawędkę...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 10-05-2015 o 18:39.
Nightcrawler jest offline  
Stary 19-05-2015, 19:45   #10
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie

Irissa nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu na widok rzucających się na pizzę i alkohol mężczyzn. Tak naprawdę różniło ich wszystko, rasa, obrana profesja, styl ubierania, wysławiania się. Ze wszech miar interesujące.Dla siebie zgarnęła dwa kawałki ciasta i spokojnie je zjadła popijając zieloną herbatą. Przy okazji sprawdziła najnowsze newsy, notowania giełdy, prognozę pogody i takie tam. Od pracy nie ma odpoczynku, oj nie…
Jeremy sięgnął po kubek z whiskey i upił troszkę by poczuć palący smak na języku. Potem szybkim ruchem wlał w siebie całą resztę i zamknął oczy. Miłe ciepło rozlewało się po ciele jak orzeźwiający prysznic. Mózg zaczął lepiej pracować, uszy lepiej słyszeć i żołądek pracować. Zjadł kawałek pizzy i gdy już kończył spojrzał na Irissę która cały czas wpatrzona była w swojego comma.
- Iri, to powiedz nam jak to wygląda z twojej strony. Ty wszystko wiesz i dużo widzisz. Czy ta sprawa nie wpieprzy nas w jakieś polityczne bagno? Zanim się nią zajmiemy to może warto sprawdzić czy to nie jakaś podpucha. Potem nas złapią na gorącym uczynku, gość wyjdzie na bohatera a nas zapuszkują i za rasówkę dowalą nam kilka latek. Nie to, że się czepiam, w końcu dobry zarobek, ale czasami lepiej wiedzieć takie rzeczy.
Iriss z lekkim uśmiechem spojrzała na Jeremy'ego.
-To już nie te czasy gdy politycy mieli cokolwiek do powiedzenia. gorzej gdybyśmy tą akcją nadepnęli jakiejś kopro na odcisk, wtedy moglibyśmy się z bagna nie wygrzebać do końca świata. Warto naszego przyjemniaczka sprawdzić pod tym kątem, na pewno jest przez kogoś finansowany, hymmm.
Przerwała na chwilę mówić, jej palce zatańczyły na wirtualnej powierzchni ekranu.
-Z ciekawszych dodatków, w Barrens teraz jest gorąco, policja stara się zasłużyć na lizaka i szuka “elementu przestępczego” by go usadzić za napady i rabunki. Wiecie, pokazowe akcje w slumsach…
A co do naszego uroczego pana Underwooda, to teoretycznie powinniśmy mieć spore pole do popisu, on uwielbia publiczne wystąpienia, na które zabiera większość swojej ochrony.

Wzięła solidny łyk herbaty.
-Nasz drogi Grafie Zero, bądź tak łaskaw i przetrzep wirtuala Underwooda by sprawdzić jakie korpo go wspierają,ok?
- Się robi - mruknął elf i zanurzył się w świecie wirtualnym.

Detektyw patrzył na sprawne palce Irissy poruszajace się w przestrzeni i niemal widział jak dotykają niewidocznego ekranu i klawiatury.
- Dla mnie korporacje to przedłużenie polityki bo chodzi przecież o władzę. Zatem skoro tak to jest to polityka. Może to staromodne ale wygodne bo nie trzeba szukać na siłę określeń na to, co już kiedyś zostało wymyślone. Ale sprawdzić nie zawadzi. Każdy kto jest na górze siedzi na szczycie drabiny. Ktoś ją trzyma od dołu lub jest o coś oparta. Im więcej będziemy wiedzieć tym lepiej.
Jeremy się rozkręcał. Alkohol pędził żyłami, wpadał w arterie i podrażniał wszystko, czego dotknął.
- A jak już sprawdzimy go to, chyba trzeba zdecydować co robimy z tym fantem. Czy wjeżdżamy kiedy go nie ma już, czy czekamy na ten dalszy termin. Z tego co znalazł Siwy wynika, że raz jest w mieście na spotkaniu dłużej a raz poza miastem. Teoretycznie zabiera wszystkich ze sobą więc chata będzie czysta. Chyba że będzie tam jeszcze ktoś. Sądzę, że w przypadku brutalnej siły Zog da sobie radę? - ręka z kolejnym pełnym kubkiem powędrowała w górę wyraźnie przepijając do orka.

Irissa oparła się wygodniej na oparciu z syntskóry.
-Ja postawiłabym na dalszy termin. Można się lepiej przygotować. Jeszcze jedno, żeby sprawa była jasna. Ja na samą akcję się nie piszę. Będę was wspierać z daleka. Jeśli chodzi o starcia fizyczne to nie moja bajka, jeśli potrzebowalibyście kogoś na przyjęcie w siedzibie korporacji to jasne, tam się sprawdzę, ale nie w tego typu akcji.
Moja działką jest załatwienie wam jak najlepszego wejścia i wyjścia oraz niezbędnych zabawek, w granicach rozsądku rzecz jasna.

Kobieta lekko uniosła brew widząc w jakim tempie ucieka bursztynowej barwy płyn z butelki.
- Tak też zakładałem - Jeremy uśmiechnął się do dziewczyny. - O Zoga się nie martwię, ale czy Siwy wchodzi do akcji czy monitoruje sieć i patrzy czy ktoś po nas nie leci?
Ork wychylił szklanice i dolał sobie do pełna jednocześnie odpalając kolejne cygaro. - Siwy lepiej jak by został gdzieś dalej. Powiedzmy że ściąga na siebie zbyt dużo uwagi. Dobrze, że pozbył się tej jebanej kurtki z tym pierdolonym świecącym skorpionem na plecach. - przechylił całą szklankę na raz - O mnie się nie martwcie, może nie jestem jak wy to mawiacie subtelny, ale - zaciągnął się cygarem- na moją skuteczność nikt nie narzekał. - Wyciągnął spod kurty swojego wiernego H&K 227 i położył na stole obok pudełka z pizzą
- A w zabawki jestem wyposażony aż w nadmiarze. Może finezja to nie mój atut ale gosciowi po drugiej stronie lufy zazwyczaj jest wszystko jedno. - Sięgnął po butelczyne i uzupełnił braki w szklance. Znów wlał w siebie wszystko jednym przechyłem i delektował się delikatną łuną alkoholu, która powoli rozchodziła się w jego organizmie.
- Sorry misie ide z Wami -prychnął elf- komp Underwooda jest na totalnym offlinie. Jak mam wyciągnąć z niego dane to muszę sie do niego podpiąć. Skubany dobrze też chroni konto ale wyjebałem mu ebaya. Dużo kupował ostatnimi czasy różnego szpeju. A to głównie po kontrakcie z Knights Errant jakie podpisało miasto. Znalazłem że to on stał za umową która wysiudała ze Seattle Lone star. I zgadnijcie co? Rycerzyki to spółka córka Aresa którzy to szczycą się swoimi amerykańskimi korzeniami i podejściem typu proludzkiego. Popatrzcie na predatora z amunicja stworzona jak na trolle. Myślę że Auguścik jest na liście płac Aresa ale mocno nieoficjalne. Bo nigdzie nie ma wzmianki by nawet wizytował ich przyjęcia czy kółka strzeleckie.
- Co jak co, ale Lone Starr mi bardziej pasuje na amerykańskich chłopców niż Knightsi, ale może to kwestia gustu - Jeremy poprawił uprząż z pistoletem i schował go głębiej pod bokiem, tak by logo Aresa nie wystawało za bardzo na wierzchu. - Gubernator Blackraven nigdy nie przyzna się, czy za zmianą było coś więcej niż tylko przegrany przetarg ale faktycznie może coś siedzieć w tym, że niektórym było to na rękę. Jak chociażby Underwoodowi. Tylko ciekawe co on ma z tego? Jest doradcą gubernatora, członkiem Humanis a, jak sam mówisz, nie jest powiązany oficjalnie z Aresem - po co miałby to ukrywać? Jeśli wszystko jest czyste…

Detektyw zjadł jeszcze jeden kawałek pizzy i wytarł palce w chusteczkę.
- Skoro szukają na niego haka to pewnie nie bez powodu. Jeśli płaci mu Ares to pewnie będzie to miał na kompie. Jesli ktoś inny to też powinien to mieć. A skoro terminal jest offline to znaczy, że Siwy też idzie. Pozostaje zatem tylko Iriss poza wejściem. I może dobrze. Skoro Zog jest naszą małą armią to chyba nie potrzebujemy nikogo więcej, co?
- Jak dla mnie miodzio - rzucił Elf -coś Wam jeszcze poszukać? czy tak ogólnie jeszcze pogrzebać?
Zielony spojrzał na Siwego. - Możesz znów spróbować wgrać mi lepszego softa do optyki w oku - wziął głęboki wdech - tylko jak znów oślepne to na paczce cygar i gorzołce się nie skończy. - Odwrócił się w stronę Detektywa - Zamawiamy Jeszcze jedną? Bo niewyraźnie widać dno. - Podniósł flaszkę i opróżnił ją jednym haustem - A teraz to już nawet bardzo widać. Poza tym skoro gość tak bardzo nie lubi ludzi to przy jego posiadłości będziemy się rzucać w oczy jak halogen na środku pustego placu w nocy. Musimy mieć plan i to dobry plan by władować mu się z butami do jego czystego ludzkiego mieszkania tak by nie zaalarmowało to jego sąsiadów. Ale ja w planowaniu nie jestem dobry. - Ork podniósł z blatu plastikowego stołu swojego PM`a, zwolnił zabezpieczenie i wyciągnął magazynek. Następnie zaczął doładowywać do niego brakujące pociski.

- Plan to podstawa. Z tego co udało się Siwemu znaleźć to najlepszy termin na wejście to weekend, kiedy gość jest w DC. Teoretycznie spokój i cisza. Zatem mamy jeszcze parę dni by się do tego przygotować. Najlepiej będzie obejrzeć sobie tą budę. Może posiedzieć trochę i poobserwować. Jeśli ma tam kogoś, to znaczy że są tam warty i ich zmianę zobaczymy. Jeśli nie, to też będzie jakieś info. Popatrzę czy coś w astralu się tam nie kręci, szczególnie że jakiegoś przydupasa z nim widziano. Mógł zostawić co nieco w zapasie. Najlepiej będzie wykorzystać którychś z tych dni, kiedy ma balangę i dupeczki. Nie wchodzić ale obserwować, co się dzieje, gdy nie ma nikogo w domu. Tym bym się zajął. Zog też możesz podjechać z raz ze mną to zobaczysz, jak to wygląda i ustawisz swoje armaty pod to, co zobaczysz. Siwy się nie przyda bo sprzętu Underwooda z ulicy nie zobaczymy. Jednak pokopanie w sieci przyda się w dwóch przypadkach - może coś więcej o jego domu oraz o tym gościu w cylindrze, co się kręci przy nim i brata się z Humanisami. Szczególnie interesuje mnie, czy to ktoś zrzeszony czy wolny strzelec. Jak trochę poniucham to może będę miał kilka zapotrzebowań dla ciebie Iriss - Jeremy się po kieszeni prochowca. - Też mam swoje potrzeby - i śmiechnął się tak, jak najlepiej potrafił. A że nie potrafił, to pewnie wyszło to nieszczególnie i niespecjalnie. I tak alkohol zatarł już różnice więc dla detektywa nie było to poniżające.
- Tak sądzę, że jak zrobimy rozpoznanie to przygotujemy się do weekendu i wtedy ustalimy szczegóły. Iriss, co sądzisz że nam się przyda? Masz kontakty - popytaj o gościa, może lubi coś szczególnego, może faktycznie widziano go z kimś z Aresa albo z innymi korpami. Podejrzewam, że skoro chcą mieć na niego haka czyli wziął łapówkę lub coś tam załatwił, to trzeba przejrzeć kilka ostatnich miechów, czy nie brał się za coś dużego. Może jakieś przetargi pomógł ustawić, może załatwił posadę dziewczynie kumpla burmistrza czy coś podobnego. Na razie nic więcej nie przychodzi mi do głowy. A wam?

Irissa skinęła głową, jej place nadal poruszały się po wirtualnej klawiaturze.
- Tylko na co nam haki na Underwooda? nie pracujemy nad oczernianiem jego w oczach opinii publicznej, a nad zdobyciem konkretnych danych. Pytam z tego powodu, że nie wiem do czego nam miałoby się to przydać.
Ork przerwał pakowanie amunicji i spojrzał na Irisse - Zawsze się mogą przydać - zaczął sprzątać pozostałe naboje ze stołu i pakować je do pudełka - Lepiej mieć niż nie mieć. To tak jak z kasą. Lepiej mieć dwa tysiące dolców niż nie mieć dwóch tysięcy, bo to cztery tysiące różnicy. - Pudełko schował do kieszeni i z uśmiechem delektował się cygarem, spoglądając wymownie raz to na butelke, raz to na Jeremiego.
- Ha - Jeremy złapał butelkę i przelał sobie do szklanki. Ork i tak pije z butli więc dla niego to żadna różnica.- Haki, haki. No jasne, że chodzi o haki. Przecież nasze zlecenie polega na znalezieniu haków, dowodów łapówkarstwa i innych takich. Dla nas jest to niepotrzebne, ale pomyślcie komu się przydadzą i co zawierają. Co jak co, ale informacja w tej sprawie może dać nam jeszcze profity poza zleceniem. W końcu Siwy będzie mógł z danych, które zrzucimy coś wygrzebać ciekawego, tym bardziej, że i tak to trzeba będzie zrobić by wiedzieć, czy tam będą rzeczy przydatne dla zleceniodawcy. I tutaj mam jeden problem - detektyw podrapadł się po głowie. - Co się stanie jak wejdziemy, zrzucimy wszystko z jego offlinowego kompa i okaże się że tam nie ma nic? Nie będzie potem czasu na drugi wjazd bo gość będzie ostrzeżony. Co wtedy?
Jeremy też wziął łyka z butelki. Tak, na wszelki wypadek.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172