Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-08-2015, 22:10   #1
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Gasnące Słońca - Ostatni lot



Prom “Trabzon” opuścił orbitę Byzantium Secundus i skierował się ku obrzeżom systemu, gdzie znajdowały się wrota. Pasażerów czekała długa podróż, gdyż statek zmierzał aż do Artemis.
Na pokładzie promu znajdowało się prawie dwustu pasażerów. W tym kilku dygnitarzy z najznamienitszych rodów Byzantium.
Kilka osób spośród kierownictwa gildii Przewoźników mówiło, że wysyłanie tak dużej grupy pielgrzymów jednym statkiem jest ryzykowne. Zwłaszcza, że część z nich była wysoko postawionymi obywatelami o znacznych wpływach.
Jednak fakt, że na Artemis dysponowali najlepszą technologią i wiedzą medyczną we wszystkich Znanych Światach sprawiał, że dla wielu kwestia bezpieczeństwa przestawała mieć znaczenie.

Wśród pasażerów dominowali ludzie cierpiący na przeróżne schorzenia, ale byli także ci którzy cieszyli się pełnym zdrowiem. Ci mieli na Artemisie inne sprawy do załatwienia. Wśród nich było wielu przedstawicieli gildii i wolnych strzelców, którzy w pogoni za zyskiem decydowali się na długą i niebezpieczną podróż. Wszystko po to, aby u celu zdobyć sprzęt i medykamenty, które będą mogli potem sprzedać z zyskiem w innych częściach Imperium.

Podróż płynęła spokojnie i leniwie, aż do momentu przekroczenia wrót prowadzących do Świętej Terry, kolebki ludzkości. Gdy tylko “Trabzon” wszedł w obręb macierzystego układu ludzkości na konsolach pilotów zaczęły pojawiać się dziwne odczyty. Różne wskaźniki wariowały i kapitan Luke Chartash zarządził szczegółową kontrolę wszystkich sensorów. Technicy ruszyli do pracy, ale prom nadal kontynuował swój lot.

Większość pasażerów pozostała niczego nie świadoma. Jedyni, ci najbardziej zdrowi i znudzeni długą podróżą zauważyli wzmożony ruch na wszystkich pokładach. Niechybny znak, że coś się zaczęło dziać.
Z mostka nie popłynął jednak żaden komunikat informujący o aktualnym stanie rzeczy.

Technicy dwoi się i troili, ale wszystko wskazywało na to, że sensory i wszystkie czytniki promu działają poprawnie.
I choć nie wykryto żadnego źródła mogącego zakłócać pracę sensorów, kapitan uznał, że takie wyjaśnienie jest najbardziej prawdopodobne. Zdając się na swoje doświadczenie, jaki i umiejętności swojej załogi, zdecydował się kontynuować w kierunku wrót prowadzących do układu Artemis.

Ostatni sygnał prom “Trabzon” nadał tuż przed wykonaniem skoku. Nie dotarł on do celu swej podróży, Artemis. Nigdy więcej też nie pojawił się już w obrębie żadnego ze Znanych Światów. Wszelki ślad po nim zaginął. Tak samo, jak po ponad dwustu jego pasażerach.

***

Tło muzyczne


W okrągłej jaskinie na pokrytej srebrnym pyłem ziemi leżało pięcioro ludzi. Wszyscy byli nadzy i zdawali się martwi. W rzeczywistości byli jednak pogrążeni w sennym transie, choć jeszcze nie mieli tego świadomości.
Leżeli skierowani głowami do siebie i z góry wyglądali niczym symboliczna gwiazda. Ich dłonie były zanurzone w wyżłobieniach skały, które tworzyły idealny odlew ich rąk.
Jaskinia oświetlona była blado niebieskim światłem, które przywodziło na myśl latarnie w szklarniach cesarskich ogrodników. Światło wydobywało się z półprzeźroczystych kryształów, które wyrastały w kilku miejscach jaskini.
Panowała niczym niezmącona cisza. Czas płynął wolno, a pogrążeni w transie ludzie śnili o podróży kosmicznym promem “Trabzon”, który właśnie zbliżał do celu - układu Artemis.

Ziemia zatrzęsła się niespodziewanie i ogłuszający huk wypełnił korytarze podziemnego kompleksu. Ze stropu posypały się drobinki skał i kurzu, które opadły na nieświadomych pasażerów “Trabzona”
Kolejno otwierali oni oczy i zdezorientowani podnosili się na łokciach. Otaczających ich krajobraz wprowadził ich w istną konsternację. Podobnie, jak całkowity brak ubrań.
To wszystko było niczym w stosunku do tego, co odkryli za parę chwil.
Z przerażeniem zdali sobie sprawę, że z ich potylic wyrasta coś na kształt przewodu. Przewody były stosunkowo cienkie, gdyż w najgrubszym miejscu miały zaledwie pół centymetra średnicy. Z wyglądu przewody owe przypominały pnącza roślin. Cienkie, elastyczne i sprężyste. Przewody wychodziły z tyłu czaszek pasażerów promu i łączyły się w pierścień, który oplatał niewielki stalagmit znajdujący się pośrodku gwiazdy, którą tworzyły ich ciała.
Nagle do nadal zdezorientowanych umysłów doszedł dziwny dźwięk przypominający mieszaninę odgłos rogu z wyciem zarzynanego zwierzęcia.


Niósł się on po podziemnych korytarzach i z każdą sekundą zdawał się przybliżać.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 13-08-2015, 15:56   #2
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
- Czekajcie cierpliwie, wrócę jak szybko się da i zakończymy tę farsę. Tym razem wszystko zgodnie z prawem. - Popatrzył w oczy voroksa który spuścił wzrok. - Gurit poważnie, postaraj się wytrzymać. Ty też się postaraj, to nam może pomóc. - Odwrócił się do Cienia, ukar jak zwykle sprawiał wrażenie gotowego wyrżnąć w pień wszystkich w okolicy kilku systemów gwiezdnych. - Uwolnię was niebawem.
To był ostatni raz kiedy ich widział przed podróżą na Byzantium Secundus. Cała droga zajęła by znacznie mniej czasu gdyby tylko ten zdrajca nie zarekwirował mu Yggdrasilla. Sin w duchu klął na Barona i jego nadużycia władzy. A podobno ród Hazatów miał się cechować wyjątkowym honorem. Zresztą może i tak ale tylko kiedy wygrywali, najwyraźniej porażka odzierała ich z wszelkich cnót. I to kolejny powód by nie lubić szlachty. Wróć, właśnie przez takie myślenie gildie są posądzane o zapędy republikańskie, lepiej tak nie myśleć by się czasem nie wymknęło, zwłaszcza przy klientach.

W drodze na Byzantium II udało mu się załapać jako drugi pilot i nawet zarobić kilka feniksów. Niestety stolica do tanich nie należała a niemal tydzień trzeba było czekać aż urzędasy co to nigdy nawet w przestrzeni nie były rozpatrzą jego sprawę. I co się w efekcie okazało? Nic, wielkie nic. Jedyny człowiek który mógł mu pomóc, dziekan Anderson, przebywał na Arthemis z powodu pogarszającego się stanu zdrowia. Niby nic dziwnego, mężczyzna ten przekroczył już dziewięćdziesiątkę a w młodości był jednym z lepszych pilotów, co pozostawiło pamiątki na jego ciele. Opowieści o nim do tej pory są dobrze znane.
Cóż miał więc robić, wydał resztę oszczędności by dostać się na pokład Trabzona. Normalnie nie mógłby sobie pozwolić na lot razem z tymi wszystkimi ważniakami lecz gildia wspierała swoich, tym razem wsparcie pojawiło się pod postacią niezłego rabatu. Oczywiście nic całkowicie za darmo...
Kliknij w miniaturkę
Jaskinia. Tak to było nieoczekiwane. Otwierając oczy myślał, że śni. Szybko zmienił zdanie kiedy poczuł dziwny...
- Co to na Proroka jest?! - Dziwny przewód podczepiony do czaszki sprawiał wrażenie żywego w dodatku Sin go czuł, czuł ból ściskając kabel. To było szokujące i niezbyt miłe.
Sięgnął dłonią ku pierścieniowi oplatającemu Stalagmit i spróbował go zdjąć, delikatnie, niepewnie.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 13-08-2015 o 17:01. Powód: interpunkcja
Googolplex jest offline  
Stary 13-08-2015, 17:09   #3
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Antoni ocknął się nagle, podnosząc natychmiast do pozycji siedzącej z prawie niemym krzykiem. Wszystko zawirowało wokoło, gdy poczuł szarpnięcie w tył jakby jego głowa, niczym jo-jo, znajdowała się na sznurku.
Instynktownie sięgnął ręką w tył macając się po krótkoostrzyżoncy blond włosach i faktycznie wyczuł cienką nić w okolicach potylicy. Rozejrzał się po jaskini i jego wzrok padł na kolejne osoby leżące wokół stalagmitu i jedną sięgającą po pierścień do którego przymocowane były liny odchodzące do każdej z budzących się osób.

Antoni czuł instynktownie, że przerwanie liny może zakończyć przedwcześnie przygodę, a próba wyrwania liny może skutkować wyrwaniem mózgu z czaszki, jednak oprócz chęci sięgnięcia po pierścień nie wiedział co się dzieje. Przez kótką chwilę siedząc zdezorientowany przeleciały mu przed oczami ostatnie wydarzenia.
Kojarzył kapsuły ratunkowe, pożar i trupy. Kapitan promu przekrzykujacy tłum chaotycznie biegający po pokładzie. Wcześniej, jakby ktoś przewijał jego wspomnienia do tyłu, widział potężny prom kosmiczny, tłoczących się chorch na niższych pokładach, start z Byzantium, wiadomość by udać się do Artemis w poszukiwaniu pilota mogącego znać odpowiedź na pytanie wyryte w głowie.
Antoni nie widział nigdy człowieka, ale miał pewność, że rozpozna go, jak tylko zobaczy. Dalej nagły najazd wspomnień się urwał, ale mężczyzna pamiętał co się działo wcześniej.
~ Dobrze, nie straciłem pamięci. ~ ucieszył się w myślach.

Póki co zaś wstał zwracając uwagę na fakt, że zarówno on, jak i pozostali są całkowicie bez ubrań.
~ Jak Stwórca nakazał ~ skonstatował kwaśno przyglądając się sobie. Nie rozpoczął jeszcze trzeciej dziesiątki, był raczej przeciętnego wzrostu, ale ciało miał w doskonałej kondycji. Antyczne proporcje ciała wyrzeźnionego przez lata wyrzeczeń. Każda część skóry przykrywała sploty mięśni, które tańczyły wyraźnie pod skórą gdy mężczyzna się podnosił. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie blizny i poparzenia, które "zdobiły" pół ciała mężczyzny.
Kwadratowa szczęka nie nosiła śladu zarostu, więc nie mogli leżeć zbyt długo. Zielone oczy czujnie obserwowały sklepienie, gdy ziemia zatrzęsła się po raz kolejny - na szczęście stalaktyty póki co nie zamierzały spadać na ziemię.

- Hej ty! - zawołał - Co to za pierścień? - Dłoń zacisnęła się w pięść, a nogi lekko ugieły gotowe do skoku, gdyby mężczyzna próbował wykorzystać artefakt do niecnych celów.

Potocki odczuwał pragnienie by wziąć pierścień do ręki, choć nie rozumiał jeszcze dlaczego. Zapewne drugi człowiek miał tak samo, ponieważ też był z nim złączony i też był nagi.
 

Ostatnio edytowane przez psionik : 13-08-2015 o 17:17.
psionik jest offline  
Stary 14-08-2015, 00:01   #4
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Obudziła się. W pierwszej chwili widziała tylko bezkształtne plamy jak zawsze, gdy otworzy się oczy po dłuższym czasie. Widziała przed sobą piękną błękitną iluminację sklepienia. Leżała w bezruchu zastanawiając się co tu robi, jak się tu znalazła...
Wysiliła umysł. Pamięcią sięgnęła do ostatniego wspomnienia jakie miała.
"Wstrząs... Ktoś krzyczy, że statek jest atakowany. To chyba kapitan. Trabzon. Tak nazywał się prom... Układ Artemis"
Ale co ona tam robiła?
"Migające światła alarmowe na korytarzach. Panika. Pożar"
Ale w swoich wspomnieniach nie uciekała. Przedzierała się, uzbrojona, między jednolitym tłumem ewakuowanych pasażerów. Była walka. Walczyła. Chyba. Ale z kim?
"Konający ludzie pod nogami. Dziesiątki ofiar..."

Było jej całkiem wygodnie. Myślała, że jest sama, czuła jak ogarnia ją powoli zmęczenie. Może to jej ostatnie agonalne myśli?

Wtem usłyszała zdziwiony męski głos. Ktoś się ruszał. Ewidentnie nie była sama. Podniosła się opierając na łokciach. Chciała rozejrzeć się, ale coś było przymocowane do tyłu jej głowy. Namacała to dłonią. Jakaś lina, nie, przewód... Ogarnęło ją przeczucie że musi to odczepić od siebie. Że to było powodem jej zmęczenia.
Spojrzała nagle w kierunku odgłosu. Coś jakby wycie...
Miała dziwne wrażenie, że nie jest to niebezpieczne. Ale skąd to wiedziała?

Ostrożnie podniosła się i zrobiła krok. Dopiero teraz spostrzegła, że jest całkowicie naga. Pozostali również.
Jej średniego wzrostu sylwetka w kształcie klepsydry była szczupła i wydawała się żylasta. Prawym ramieniem zakryła sterczące okrągłe piersi opierające się grawitacji, lewą dłonią okryła swoje łono. Spostrzegła czworo ludzi. Tak samo nagich i tak samo uwiązanych do stalagmitu. Patrząc na ich potylice mogła dostrzec w jaki sposób przewody są przymocowane.

Miała proste i sięgające do ramion platynowe włosy ze złotymi refleksami. Jej wiek musiał wynosić około 20 lat. Spojrzenie szaro fioletowych oczu skierowała na stalagmit, a raczej na pierścień znajdujący się na nim.
- To... Ten pierścień spala przewody - ponownie złapała się na tym, że ma wiedzę, której źródła nie zna. Mimo wstydu nagości ruszyła w przód by sięgnąć do tego co mogło ją oswobodzić. - Może nas uwolnić
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 14-08-2015, 10:15   #5
 
Sesjator's Avatar
 
Reputacja: 1 Sesjator jest na bardzo dobrej drodzeSesjator jest na bardzo dobrej drodzeSesjator jest na bardzo dobrej drodzeSesjator jest na bardzo dobrej drodzeSesjator jest na bardzo dobrej drodzeSesjator jest na bardzo dobrej drodzeSesjator jest na bardzo dobrej drodzeSesjator jest na bardzo dobrej drodzeSesjator jest na bardzo dobrej drodzeSesjator jest na bardzo dobrej drodzeSesjator jest na bardzo dobrej drodze
"Co jest?" To była pierwsza myśl jaka przemknęła po głowie Moritza. Gdzie mógł się znajdować? Może ktoś go porwał i zorganizował orgię? Raczej nie. Obok niego byli ludzie których już widział na promie, ale nie był zbyt rozmowny, więc nie wiedział nic o nich. Kim mogą być.. Prom! Teraz sobie przypomniał! Na pewno się rozbił, słyszał jakieś zamieszanie. Czemu go tak bardzo boli głowa? Omacał swą głowę rękami. Z potylicy wystawał mu jakiś kabel! Czyżby to niewierni go pojmali z zemsty? Możliwe.. niewierni zawsze mają coś na sumieniu. Wróć! Przecież ci ludzie obok niego chyba nie byli z Kościoła, a przynajmniej nie należeli do Inkwizycji. Wszyscy byli nadzy więc trudno było stwierdzić kto jest kim i komu można zaufać. Gdzie był jego miotacz ognia gdy najbardziej go potrzebował? Sprawdził czy nie leży on może gdzieś w jaskini. Nie było go. "Cholera!" Powiedział pod nosem. Współtowarzysze usłyszeli zapewne tylko bulgot gdyż Moritz używał przekleństw cicho i zawsze wypowiadał je niezrozumiale. Miał umięśnione ciało, choć kulturystą nie był, ciało zdobiły nieliczne blizny. Jedną z blizn miał na twarzy choć nie była dobrze widoczna z powodu nie dużej wielkości. Jego ciemne włosy bardzo powoli zaczynały siwieć. Nie był już tak młody, wyglądał na około 40. Póki co bał się wyrywać kabel z głowy. Oglądał wnętrze jaskini. Musi tu być jakieś wyjście. Dziwne wycie które słyszeli było niepokojące. Dlaczego odebrano mu miotacz ognia? Jak teraz ma się bronić? Choć może jest tu jakiś nóż. Mając nóż mogliby się pewnie obronić.. choć kto wie jakie intencje mają jego współtowarzysze. Może jeden z nich jest nawet za to odpowiedzialny? W końcu gdyby przypiął się tutaj z ofiarami to nikt by go nie podejrzewał, odsunął by od siebie jakiekolwiek podejrzenia! Jeśli znajdzie cokolwiek w jaskini spróbuje to zbadać i jeśli będzie to coś przydatnego np. nóż to spróbuje to podnieść, oczywiście jeśli kabel mu na to pozwoli.
 
Sesjator jest offline  
Stary 15-08-2015, 08:05   #6
 
Deithwenn's Avatar
 
Reputacja: 1 Deithwenn nie jest za bardzo znanyDeithwenn nie jest za bardzo znanyDeithwenn nie jest za bardzo znany
Powieki ciężkie niczym dowcip Inkwizytorów stawiały opór gdy zaniepokojony ruchem i hałasem próbowałem je unieść. Pokonawszy ich niechęć ujrzałem błękitne wnętrze czegoś co prawdopodobnie było swojego rodzaju jaskinią. Stalagmity zwisające na wprost moich oczu ze sklepienia i wycelowane prosto we mnie od razu pobudziły mój organizm do działania zwłaszcza, że na granicy świadomości pozostawało przeświadczenie, iż zaledwie chwilę przed przebudzeniem odczułem coś w rodzaju wstrząsów tego kompleksu, a to nie wróżyło dobrze. – Co ja tu robię? – Zadałem sobie to pytanie w myślach przeszukując swoją nadwyrężoną pamięć w poszukiwaniu informacji. Pamiętam jak oficer czujników poinformował kapitana na Trebzonie o pewnych anomaliach w odczytach sensorów jednak nie były one rzekomo zagrożeniem dla okrętu i dlatego kontynuowaliśmy lot. Już wyznaczałem koordynaty przejścia przez Gwiezdne Wrota gdy moje wspomnienia zaczynają robić się mgliste i niewyraźne. Dym i ogień to dwie wspólne cechy kolejnej migawki urywanych scen które teraz widziałem w umyśle. I nagle uświadomiłem sobie jeszcze jeden fakt z przeszłości. Zaraz nim okręt zaczął rozpadać się na kawałki z nieznanych Nam przyczyn jeden z pasażerów wydzierał się mówiąc o ataku. Czyżbyśmy zostali zaatakowani przez jakąś wrogą jednostkę? Co prawda ilość ważnych person na naszym statku była dość kuszącym celem, ale to gdzie znajduję się obecnie nie pasuje mi do żadnej grupy. Może to obcy? Nie miałem zapędów ksenofobicznych, a pogląd ten był jedynie kalkulacją możliwości. Jeżeli tak to jedynie Syntbioci przychodzą mi na myśl, ale to oznaczało by kolejne lata wyniszczających wojen jeśli faktycznie powracali. – Dość! – Skarciłem się w głowie. Nie ma co rozpatrywać przeszłości należy odnaleźć się w zaistniałej sytuacji, wykaraskać z niej i zdać raport admiralicji.
Kiedy tylko postanowiłem wziąć się w garść dotarły do mnie sygnały z otoczenia. Nie byłem sam wokół mnie słyszałem może nie gwar rozmów, ale wymianę krótkich zdań kilku osób. Podniosłem się na łokcie czując, że coś jest nie tak. Moim oczom ukazało się cztery nagie sylwetki, w tym jedna kobieca na której nie omieszkałem dłużej zatrzymać spojrzenia, cóż w Naszej sytuacji nie wiadomo było jak to się skończy trzeba zatem korzystać z nadarzających się okazji. Jednak nawet krągłe piersi młodej niewiasty nie mogły zasłonić mi widoku jakichś przewodów spinających ich głowy w jeden pierścień pośrodku nas. Zreflektowałem się nie ich, a Nasze jako, że podążając wzrokiem za piątą wypustką natrafiłem na identyczny przewód biegnący ku mojej potylicy. W pierwszej chwili moje praktyczne podejście sprawiło, że chciałem zerwać się na nogi i pozbyć tego czegoś, jednak mój wspomagany analityczny umysł powstrzymał ten zwierzęcy odruch. Widziałem jak prawie wszyscy obecni chcą sięgnąć po pierścień pomiędzy Nami, mnie też on przyciągał z nieznanej mi przyczyny, ale nie wiedziałem co stanie się jeżeli zostanie zabrany co więcej nie wiedziałem co będzie wówczas z Nami. Moja wola była silniejsza niż w przypadku zwykłych ludzi, a to za sprawą nauk mojego drogiego Reema dlatego powstrzymując odruch sięgnięcia po nieznane rzuciłem do ludzi tu zgromadzonych. – Czy ktoś poza faktem pragnienia wzięcia tego obiektu, wypisanego w waszych spojrzeniach, ma chociaż mgliste pojęcie co to może być? – Mam nadzieję, że uda mi się z nimi porozumieć nie chciałbym zacząć od eliminacji moich potencjalnych i jedynych sojuszników w tym dość niezwykłym miejscu, ale nie zawaham się moje przetrwanie jest tu również drugorzędne najważniejsze to poinformować przełożonych o zajściach mających miejsce na Trebzonie. – Może tak podzielimy się posiadaną wiedzą i podejmiemy jakieś racjonalne decyzje w końcu jak mówi stare terrańskie powiedzenie. – Tu wskazałem na połączone przez pierścień przewody. – Jedziemy na jednym wózku. – Wiem, że nie jest najbardziej charyzmatycznym facetem we wszechświecie, a mój wygląd, zwłaszcza, iż okazało się, że też jestem nagi, nie budzi zaufania musiałem jednak spróbować. Mam nadzieję, że moje paskudne blizny po poparzeniach od wybuchu granatu plazmowego które miałem na plecach i które co słabsze osoby przyprawiały o mdłości nie wpłyną na ich negatywną ocenę mojej osoby. Dodając do tego moje oczy, w końcu straciłem też swoje okulary bojowe, też wpędzić potrafią w konsternacje. Pomimo tych drobnych niedogodności jak je nazywałem byłem w końcu dość postawnym facetem, zbudowanym tak jak matka armia mnie wychowała. Liczne blizny po pazurach, kulach, ostrzach i odłamkach znaczyły moje umięśnione ciało dając świadectwo mojej służby Znanym Światom, twarz pospolita nie wyróżniająca się niczym, ale i nie brzydka była wiarygodna przynajmniej w moim mniemaniu.
 
__________________
"Za miecz chwytają wyłącznie ludzie zdesperowani, którym nie pozostało nic poza własnym ego"
sierżant Sójeczka
9 drużyna Podpalaczy Mostów
Deithwenn jest offline  
Stary 15-08-2015, 22:56   #7
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
- Co to na Proroka jest?! - Sin ledwie się przebudził a już sięgnął po pierścień okalający stalagmit.
- Hej ty! - zawołał - Co to za pierścień? - Dłoń zacisnęła się w pięść, a nogi lekko ugięły gotowe do skoku, gdyby mężczyzna próbował wykorzystać artefakt do niecnych celów.
- Co? - Zdziwił się Sin słysząc pytanie. - Nie wiem. - Nie zaprzestał jednak prób zdjęcia pierścienia ze skały.
- To... Ten pierścień spala przewody - Mimo wstydu nagości ruszyła w przód by sięgnąć do tego co mogło ją oswobodzić. - Może nas uwolnić.

Sin Kara, jako pierwszy wstał i kierowany jakimś wewnętrznym pragnieniem, niemal natychmiast ruszył w kierunku pierścienia, który łączył wszystkie liany. Mężczyzna szybkim i zdecydowanym ruchem złapał z pierścień. Był on miękki, ciepły i bardzo przyjemny w dotyku. Gdy tylko Sin go dotknął poczuł w głowie jakieś ukucie.
Reszta zebranych w jaskini także doświadczyła czegoś dziwnego. Jakby ktoś bliski ich sercom, przytulił ich. Poczuli się pewnie i bezpiecznie. Zważywszy na okoliczności było to nader dziwne.
Pierścień pulsował i Sin wyczuwał to bicie, które jak szybko stwierdził było identyczne z biciem jego serca.
Powoli zsunął pierścień z kamienia.
- Zbieramy się. - Nie był pewien kto ich w jaskini umieścił, co to za obce dźwięki ale nie paliło mu się by to sprawdzić, będąc nagim i bezbronnym.
Gdy Sin ściągnął pierścień z kamienia, wszyscy poczuli ukucie w potylicy, jakby ktoś wbił im tam igłę. Ból był krótki i szybko minął. Sekundę później łączące ich liany odpadły od ich czaszek, a następnie niemal w okamgnieniu zwiędły i uschły. Jedynie pierścień, który ściskał w dłoniach Przewoźnik był nadal ciepły, jędrny i elastyczny.
Jedyna kobieta w towarzystwie dłonią sięgnęła do swojej potylicy odsłaniając mimochodem łono. Odwróciła się do wszystkich tyłem.
- Doskonale... - powiedziała pod nosem z ulgą. Spojrzała w kierunku z którego doszło ich wycie. Zrobiła kilka powolnych kroków w tamtą stronę.
- Nazwij mnie tchórzem jeśli chcesz. - Sin zwrócił się do kobiety. Zakładając jednocześnie pierścień na ramię tuż nad łokciem. - Ale myślę, że lepiej wybrać drogę przeciwną, jak najdalej od tego wycia.
- "To" nie jest niebezpieczne... Nie wydaje się. - odparła mu.
Cokolwiek ich łączyło w tej jaskini niewątpliwie sprawiało, że łatwiej było zaufać ludziom, jednak w tym konkretnym wypadku Sin nie był przekonany.
- Może najpierw znajdźmy jakieś ubrania i broń a dopiero potem sprawdzimy czy to coś naprawdę jest niegroźne?
- Tu nic nie ma - niedbale omiotła wzrokiem pomieszczenie.
- Właśnie. - Odparł Sin z rozbrajającą szczerością.
Zawahała się. Wbiła spojrzenie w dal.
- To pójdę sprawdzić co jest tam - wskazała ruchem głowy w kierunku korytarza gdzie słyszalne było wycie. - Ufam mojemu przeczuciu - dodała - Najwyżej da wam to czas na ucieczkę.
Przewoźnik załamał ręce ale cóż było robić, kobiety samej nie puści by stawiała czoła nieznanemu niebezpieczeństwu. Ruszył więc za nią z cichym westchnieniem pełnym rezygnacji. Jeszcze tylko na chwilę się zatrzymał by spojrzeć zielono-szarymi oczami na pozostałych, pójdą czy nie ich decyzja. Zapewne lepiej dla nich by nie szli, w duchu sam siebie przeklinał za głupotę.
Moritz cały czas trzymał się z tyłu. Rozmyślał o tym co się dzieje, ale nie widział powodu by rozpoczynać jakąś dyskusję. Widząc kobietę, która idzie na pewną śmierć westchnął. Spojrzał na pozostałych i oparł się o ścianę jaskini. Wiedział, że najważniejsze jest zawiadomić przełożonych o zajściu.


***

Uwolnieni od krępujących ich dziwnych przewodów ludzie zaczęli z ciekawością rozglądać się po miejscu w którym się znaleźli. W sumie nie było tutaj nic poza naturalnymi formacjami skalnymi. Uwagę zwracały natomiast emitujące światło kamienie. W ich pobliżu było zdecydowanie cieplej i jakby… bezpieczniej, choć to irracjonalne uczucie trudno było w jakikolwiek sposób wyjaśnić.

Mężczyzna imieniem Moritz szukał czegoś intensywnie na ziemi, jakby coś tam zgubił. Krzyki dochodzące z korytarza, jakby wcale go nie interesowały.

Za to mężczyzna, który ściskał pierścień i jedyna w tym gronie kobieta, stali przy wyjściu z jaskini i spoglądali w lewo i prawo.
Korytarz jaki zobaczyli był ogromny. W szczytowym miejscu miał zapewne kilkanaście metrów. Ciągnął się na przestrzeni kilkuset metrów w jedną i drugą stronę. Co kilka metrów ze ścian wyrastały emitujące światło kryształy.
Korytarze wyglądały niemal, jak naturalna jaskinie. Niemal, gdyż co kilkanaście metrów widać było wystające spod warstwy skał chromowane konstrukcje. A także coś co przypominało żyłki rośliny. Żyłki miały grubość kilku centymetrów i pulsowały niczym żyły u człowieka.
Cała ta konstrukcja wydawała im się obca i napawała lękiem.

Krzyk ponownie rozległ się w korytarzach. Zdali sobie jednak sprawę, że tak naprawdę trudno określić jak daleko znajduje się jego źródło, gdyż konstrukcja tuneli powodowała liczne odbicia i efekt echa i przede wszystkim zwielokrotniała siłę głosu.
Idąc za wewnętrznym głosem kobiety ruszyli w kierunku z którego zdawał się dochodzić głos. Tak im się przynajmniej wydawało, gdyż w tych warunkach trudno było mieć pewność.

Grupa ostrożnie ruszyła naprzód. Już po przejściu kilkunastu metrów spostrzegli, że poza ich niewielką jaskinią w tym tunelu są też inne, identyczne miejsca. W każdej z tych niewielkich grot znajdowali się ludzie. Niestety wszyscy byli martwi, a spajające ich lniany uschnięte.
Ilość tych jaskiń była przerażająca, podobnie jak ilość znalezionych ciał. Część z ludzi leżąca w grotach na pewno była pasażerami promu “Trabzon” O reszcie trudno było cokolwiek powiedzieć.
Ocalona grupa szła więc dalej w milczeniu i iście grobowym nastroju.
Po minięciu około czterdziestu, może pięćdziesięciu niewielkich jaskiń, dotarli miejsca, gdzie korytarz mocno się rozszerzał. Ziemia była tutaj o wiele gładsza i choć nadal była skałą to wyglądała na poddaną jakieś obróbce.

Korytarz rozwidlał się na trzy odnogi. Po wstępnym sprawdzeniu wszystkich okazało się, że jeden z nich ciągnie się na długości przynajmniej kilkuset metrów i nie wiadomo było, co czeka na jego końcu.
Środkowy schodził w dół i zakręcał po kilku metrach o sto osiemdziesiąt stopni. Na dole na ocalałych czekała kolejna seria niewielkich jaskiń. Dokładnie takich w jakiej się obudzili. W nich także znajdowali się ludzi, ale po szybkim sprawdzeniu okazało się, że wszyscy oni nie żyją. Najdziwniejsze w odkrywaniu kolejnych ciał był fakt świeżości zwłok. Wyglądało to bowiem tak, jakby oni wszyscy umarli zaledwie kilka chwil temu. Nie nastąpiło nawet pośmiertne stężenie.
Ostatni korytarz był najciekawszy. Po kilkunastu metrach kończył się średniej wielkości grotą, ale zupełnie inną niż te dotychczasowe.
W jej wnętrzu znajdowały się trzy kamienne skrzynie, czy też sarkofagi. Na ich ściankach widać było płaskorzeźbę i ikonograficzne przedstaw charakterystyczne dla Urów.



Widok tych skrzyń wprawił cała grupę w niemałą konsternacje. Poczuli dreszczyk, a jednocześnie gdzieś podskórnie lęk i obawę.

Wszyscy zatrzymali się i spoglądali z niepokojem i wtedy znowu doszedł do nich dziwny jęk z oddali.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 15-08-2015 o 23:12.
brody jest offline  
Stary 17-08-2015, 08:13   #8
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Przebudzenie dziewczyny, którą kątem oka dostrzegł wcześniej, Antoni przyjął dyskretnym otaksowaniem ciała kobiety i zasłonięcie swojego krocza. Nie chodziło bynajmniej o wstyd, mężczyzna poczuł ja powoli krew przepływa w dół, a sytuacja była zupełnie nieodpowiednia.
Na szczęście zdzarzenia mające miejsce chwilę później sprawiły, że nie musiał się już przejmować. Wyciągnięcie pierścienia spowodowało prawie niewyczuwalny ból i uwolnienie się od przeklętej liany.

Antoni, podobnie jak pozostałą dwójka mężczyzn, nie brał udziału w dyskusji pomiędzy mężczyzną mającym pierścień, a kobietą, zwracając uwagę na miejsce po "połączeniu" u siebie i innych. Co to mogło być? Do czego ten wpół-żyjący kabel mogł służyć?

Odpowiedź przyszła parę minut później, gdy ruszył za kobietą jednym korytarzem. Bacznie się rozlgądając, dostrzegł połączenie jakby naturalnych nawisów i formacji skalnych z częściami wykutymi i chromowanymi. Najbardziej niezwykłe były jednak pulsujące nitki, niczym żyłki, oraz dość dogodnie umieszczone "świecące kamienie".
Wszystko to spowodowało, że Antoni zachowywał najwyższą czujność.

Idąc dalej korytarzem w absolutnej ciszy, młody mężczyzna czuł się jak w klasztorze na Manitou. Tam co prawda musiał nosić niewygodną włosiennicę, jednakże surowość miejsca, cisza towarzyszy i ogólny obraz nędzy, i rozpaczy się zgadzał. Przez pewien czas zastanawiał się nawet, czy nie przerwać tego milczenia, czy nie zacząć od choćby przedstawienia się, jednak nie zdecydował się. Po pierwsze dla tego, że nie lubił rozmawiać z obcymi, po drugie czuł dyskomfort poznawczy. Nie mogąc stwierdzić kto jest kim, musiał założyć, że ktoś faktycznie może być Oświecony, a wtedy dystans i niesmak jaki czuł w stosunku do grupy były nieuzasadniony.

~ Czy wyczułbym, gdybym znalazł się w towarzystwie Oświeconego? Czy moja intuicja się nie myli? ~ zastanawiał się starając się nie zwracać zbyt dużej uwagi a tyłek idącej przed nim dziewczyny.


Antoni podążał za kobietą i “Dzierżącym Pierścień” mając coraz gorsze przeczucia.
- Mam wrażenie, że podniesienie naszego pierścienia spowodowało nagły zgon istot w pozostałych jaskiniach - powiedział na głos, gdy mijali kolejne martwe ciała.
- Ci tutaj musieli umrzeć niedawno. Ich ciała nie są jeszcze sztywne. Jeśli tak, mieliśmy szczęście, że to my obudziliśmy się pierwsi.
- Albo te rurki wyciągnęły z nich całe życie, a my mieliśmy szczęście obudzić się zanim to samo stało się z nami -
odparła ponurym głosem. Nie przyglądała się martwym. Po prostu szła przed siebie.
- Możliwe - przytaknął nie zatrzymując się więcej przy martwych ciałach.
 

Ostatnio edytowane przez psionik : 19-08-2015 o 16:30.
psionik jest offline  
Stary 18-08-2015, 20:20   #9
 
Deithwenn's Avatar
 
Reputacja: 1 Deithwenn nie jest za bardzo znanyDeithwenn nie jest za bardzo znanyDeithwenn nie jest za bardzo znany
Korytarze były dość interesującymi strukturami, nie potrafiłem przypisać ich do żadnych znanych mi informacji o obcych czy też ludzkich dziełach. Odnalezienie kolejnych komnat takich jak ta w jakiej się przebudziliśmy było by całkiem pozytywnym wydarzeniem gdyby nie fakt, iż z wielkim prawdopodobieństwem w skutek jakiegoś nieznanego mi zrządzenia losu tylko my przeżyliśmy. Co prawda sam widok zwłok, pomimo ich ilości nie wywarł na mnie wrażenia jako poddany Cesarza przemierzyłem niezliczone pola bitew na których poległo wielu dobrych żołnierzy i moich braci.

Otrząsnąłem się z tych ponurych rozważań o śmierci i poległych towarzyszach gdy dotarliśmy do następnego znaleziska w tej obcej lokacji. Kiedy dość nierozważnie miast zbadać napotkane skrzynie moi przygodni kompani zaczęli je otwierać z zainteresowaniem przyglądałem się odkryciom.

Odnalezienie jakiegoś stroju, a tym bardziej broni było miłym akcentem tego nie najszczęśliwszego z moich dni. Gdy tylko odziałem się w znaleziony ubiór, zabrałem pozostałe egzemplarze ostrzy z trzeciej skrzyni. Na pytające spojrzenia towarzyszy odpowiedziałem jedynie. - Uwierzcie potrafię skorzystać z nich wszystkich. - Następnie rozejrzałem się za czymś co mogło by posłużyć za prowizoryczną uprząż na broń. - A byłbym zapomniał. Wybaczcie moje maniery. Erick Hazat z Cesarskich Legionów obecnie w stopniu komandora.
- Wspaniale ale te ostrza przedstawiają sobą pewną wartość, bądź więc łaskaw wziąć jedynie piątą część dla siebie. - Sin nie zamierzał zrezygnować z żadnego zysku, a jedna piąta była uczciwym podziałem.
- A na ile wycenisz swoje życie? Chętnie zrezygnuję z moich 20% udziału w sprzedaży odzieży jaką znaleźliśmy jednak gdy będę musiał wybierać między pomocą Twojej osobie, przez brak środków do działań, a moim przetrwaniem wybiorę to drugie by było jasne. - Może i nie miałem nic do członków gildii, ale podobna kalkulacja w Naszym położeniu wydała mi się szczytem głupoty. Szkolono mnie by najpierw wygrywać bitwy potem dzielić nagrody.
- Zachłanność motywujesz dbałością o przetrwanie? Dobry panie nawet jeśli miałbyś jedynie cztery ostrza to jak chce się nimi wszystkimi posłużyć, wsadzić w zęby i udawać groźnego? Proszę mi tu nie mydlić oczu jakimiś wyższymi celami, proponuję równy podział dóbr i nie mam zamiaru uginać się przed złodziejskimi praktykami. - Oto bowiem przewoźnika próbowano niezbyt zręcznie wykiwać a czyż dla kupca może istnieć większa obraza?
- Swoje powiedziałem i nie zamierzam sprzeczać się z pospólstwem. Chcecie zajmować się podobnymi głupotami gdy nie wiecie co Nas czeka Wasza sprawa. Kto chce może zgodzić się na moje warunki, a komu się to nie podoba jak Naszemu przyjacielowi Przewoźnikowi wolna droga jednak na tych nawet nie spojrzę gdy przyjdzie pora gdy braknie Nam tej sztuki broni byśmy wszyscy przetrwali. - Słowa tego człowieka wydawały mi się bezdennie głupie nie miałem jednak zamiaru perswadować mu niczego. Jeżeli reszta myśli podobnie będę korzystał z ich towarzystwa jedynie przez wzgląd na opłacalność niczym właśnie kupiec, a nie kompan.
- Puste frazesy i obelgi. Przyzwyczaiłem się już, że od niektórych “szlachetnie urodzonych” nie można oczekiwać niczego więcej jak próby zakucia człowieka w kajdany pod pozorami opieki. Racz sobie waść wziąć piątą część dóbr i próbuj przekonać pozostałych, by powierzyli Ci swój zysk. Nie wszyscy jak ty mamy wielkie posiadłości i niewolników na każde skinienie, my musimy myśleć o swej przyszłość. - Kupiec nie miał zamiaru ustąpić cokolwiek by ten pies bez honoru ze zdradzieckiej rodziny nie mówił.
- Cóż zaoferowałem uczciwą wymianę w moim mniemaniu oddając po pierwsze swoje udziały w łupach, a konkretnie strojach, zaś po drugie swoje usługi jako żołnierz. Jestem przeszkolony w walce, jakimi metodami to inna historia i nie muszę tu się z niczego spowiadać. Ty zaś zaślepiony hasłami biedoty odmawiasz ubicia interesu Twoja sprawa - Zwracałem się bezpośrednio do handlarza. - Może inni mają mniej ograniczone umysły, jeśli zaś nie zadowolę się swoją częścią zdobytych dóbr. Nauczano Nas w legionie jak radzić sobie z gorszym wyekwipowaniem.
- Doskonale. - Kupiec się rozpromienił cała jego twarz wyrażała wielkie zadowolenie, od głupiego uśmiechu na ustach po równie uśmiechnięte szmaragdowe oczy. - Cieszy mnie ten przebłysk rozsądku. - Po wcześniejszym zdenerwowaniu nie pozostał nawet najmniejszy ślad co mogło sugerować, że Sin jest albo strasznym cholerykiem albo zwyczajnie udawał.
Panna Hawkwood w czasie, gdy panowie kłócili się nad podziałem znalezionych dóbr stała przed skrzynią, która nie zawierała ani ubrań, ani broni. Zainteresowała ją czaszka. Nie zastanawiając się długo sięgnęła po nią i gdy trzymała ją w dłoni przyjrzała się jej uważnie.
- Mi wystarczy tylko to co mam - odparła do panów nie odrywając wzroku od czaszki. Ciekawiło ją jak mógł wyglądać jej posiadacz za życia.
- Dziękuję Ci Pani za zrozumienie. - Oddałem w kierunku młodej kobiety ukłon może nie do końca dworski jako, że więcej czasu niż na nauce etykiety poświęcałem nauce fechtunku, ale przynajmniej szczery.
- Nie weźmiesz reszty panie “żołnierzu”. Choć zwykle nie interesuje się pieniędzmi to kupiec ma pod wieloma względami rację. Uszanuj mnie choćby przez wzgląd na szacunek do Wszechstwórcy i mojej profesji.

Po tej dość irytującej wymianie zdań finalnie wziąłem jedynie dwa ostrza, jedno należne mi przez decyzję ogółu, drugie zaś na konto szlachetnej panny Alessy’i która jako jedyna okazała się inteligentną i otwartą towarzyszką w przeciwieństwie do maluczkich umysłów liczykrupów. Wiedziałem już, że ciężko będzie mi zgrać się z podobną zbieraniną indywiduów ponieważ przywykłem do jasno określonych zasad i postaw gdzie każdy spełnia swoją funkcję i gdzie wszyscy mogą wzajemnie sobie ufać ponieważ od tego zależy życie wojownika. Tutaj natomiast spotkałem bandę niesforną, a do tego oporną na wszelkie sugestie poza pieniędzmi. Słowa klechy, jak zdążyło się okazać musiał nawet tu się jakiś pojawić, zignorowałem nie dając po sobie znać, że je usłyszałem. Postanowiłem poczekać na rozwój wydarzeń, kto wie może jeszcze uda mi się przekonać do tych ludzi, ale póki co chyba pozostanę na uboczu i będę pilnował by nic niespodziewanie mnie nie wysłało na tamten świat.
 
__________________
"Za miecz chwytają wyłącznie ludzie zdesperowani, którym nie pozostało nic poza własnym ego"
sierżant Sójeczka
9 drużyna Podpalaczy Mostów
Deithwenn jest offline  
Stary 20-08-2015, 10:20   #10
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Zaraz po wejściu do pomieszczenia ich oczom ukazał się widok dość niezwykły jak na miejsce w którym się znajdowali. Do tej pory jedynie martwi ludzie i uschnięte liany a teraz, pułapka czy skarb?
Moritz powoli i ostrożnie zbliżył się do skrzyni. Wykorzystując swoją wiedzę miał zamiar ją zbadać i sprawdzić czy jej otworzenie będzie bezpieczne.
Reliefy na skrzyniach wskazywały, że mają do czynienia z artefaktem Annunaków. Sceny wyrzeźbione zdawały się mieć charakter sakralny, choć Moritz nie był ekspertem w tych sprawach. W kilku miejscach widać też było charakterystyczny zarys gwiezdnych wrót. Poza tym mężczyzna nie potrafił powiedzieć wiele więcej o skrzyniach. A już na pewno, czy ich otwarcie będzie bezpieczne.
Sin był w rozterce, cokolwiek było w skrzyniach mogło być dla nich przydatne lub śmiertelnie groźne. Czyż jednak nie podjął już ryzyka zdejmując pierścień? Skoro ktoś zadał sobie trud by ich tu umieścić to może nie chciał by umierali, nie byli też uwięzieni. Z drugiej strony w innych pomieszczeniach ludzie byli martwi.

- Trudno, raz się żyje i nie mam zamiaru umierać jako tchórz. - To rzekłszy podszedł do najbliższej skrzyni i naparł na wieko próbując je przesunąć. Przy jego “muskulaturze” nie było mowy by mógł je podnieść ale może da się choć odsunąć na tyle by zajrzeć do środka.

- Jest różnica pomiędzy byciem tchórzem, a byciem martwym idiotą - odpowiedział Antoni stając z boku i przyglądając się skrzyni. W przeciwieństwie do Moritza, mężczyzna miał niewielkie pojęcie o rysunkach i nie zadawał sobie trudu z ich rozszyfrowaniem. To co go interesowało, to to, w jaki sposób otworzyć wieko i gdzie mogą czaić się pułapki.
- Pozwól, że ci pomogę - zaproponowała Alessya i stanęła obok Sina. Podobnie jak on próbowała odsunąć wieko.

- Czy Wy zarabiacie na życie uprawiając hazard? - w retorycznym pytaniu Antoniego pobrzmiewała protekcjonalność.
Pchanie wieka nie przyniosło żadnych rezultatów. Dopiero wtedy Sin i Alessya zaczęli dokładnie oglądać kamienne skrzynie, czy żeby znaleźć jakieś miejsce do podważenia, czy chwycenia, czy też aby znaleźć inny sposób ich otwarcia.
Po kilku chwilach zauważyli coś co w pierwszej chwili uszło ich uwadze.
Były to dwa charakterystyczne wgłębienia, które mogły służyć do otwarcia skrzyni. Otwory były umieszczone w takim rozstawie, jakby były zatrzaskami od walizki.
Sin nie namyślając się długo zaczął gmerać przy jednym z nich, skoro już się powiedziało “a” to warto powiedzieć też “b”.

- Hazard źle mi wychodzi, pomożesz? - Zapytał wciskając przycisk po swojej stronie.

- Zaryzykuję.

Sin nacisnął przycisk i wszyscy usłyszeli charakterystyczny, pneumatyczny syk. Po chwili wieko uniosło się i odchyliło do tyłu. Wewnątrz znajdowało się kilkanaście wąskich przegródek. W każdej z nich unosił się w jakimś magnetycznym polu cienki kombinezon. Swą strukturą przypominał mieszaninę wężowej skóry i lateksu. Większość z nich była czarna z charakterystycznym, spiralnym wzorem jasno zielonej barwy. Tylko dwa spośród kilkunastu kombinezonów były czerwone z czarnym wzorem.

- Ha! - Krzyknął przewoźnik wielce uradowany i szybko porwał czerwony kombinezon. - Bierzcie i częstujcie się wszyscy, mamy ubrania! - Nie bacząc na innych zaczął zakładać strój. Na czas tego manewru zdjął pierścień by tuż po nim założyć go z powrotem.
Strój był przyjemnie chłodny i łatwo wsuwał się na ciało. Wszystkie kombinezony zdawały się mieć ten sam rozmiar, a mimo to po założeniu idealnie dopasowywały się do sylwetki. Czuć było nawet, jakby strój się poruszał i szukał idealnego ułożenia.
Po założeniu kombinezonu wzór na nim ożył i zaczął się poruszać. Pulsował w jakimś wewnętrznym rytmie. Częstotliwość drgań i migotań zmieniała się. Przyspieszała i zwalniała, aby po kilku sekundach zatrzymać się w miejscu.
Antoni sięgnął po czarny kombinezon i z pewną dozą nieufności zlustrował go dokładnie. Wreszcie wzruszył ramionami i nałożył go na siebie.
Alessya sięgnęła po czarny kombinezon i nie zastanawiając się stojąc tyłem do wszystkich ubrała go na siebie. Zaraz po założeniu go poczuła drobne ukucia zupełnie jakby kombinezon ją szczypał na całym ciele. Z wymalowanym na twarzy niepokojem patrzyła na swoje ręce. Kolory zmieniał się i czuła jakby przechodziły po niej drobne ładunki prądu.
Migotanie ustało i szlachciance wydawało się, że jej mięśnie były bardziej napięte, bardziej twarde. Czuła się pobudzona i zmotywowana do działania, zupełnie jakby wraz z założeniem kombinezonu dostała zastrzyk adrenaliny.
Moritz chwycił czerwony kombinezon i założył.

Sin szczerzył się w uśmiechu, niezwykle zadowolony z siebie.
- Zobaczmy co jest w pozostałych. - Niemalże zaśpiewał a jego lawendowe oczy niemal rozbłysły chciwością. Szybkim sprężystym krokiem ruszył do kolejnej skrzyni szukając znajomych już przycisków.
Kolejne skrzynie także miały przyciski i ich otwarcie nie stanowiło problemu. Drugi z sarkofagów zawierał coś dziwnego i niepokojącego. Umieszczona na świeżych zielonych, kolistych liściach czaszka. Nie należała ona do człowieka, ani żadnej ze znanych ras obcych.
[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/22/d7/26/22d726d469470c65351f518e079f5448.jpg[/media]
Z wnętrza skrzyni wydobywała się woń aromatycznych ziół, przypominających tytoń.
Zawartość trzeciej skrzyni była o wiele bardziej przyjemna. Podobnie jak w pierwszej znajdowały się tam wąskie przegródki, a w ich wnętrzach kilkanaście czarnych ostrzy.
[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/96/03/39/96033943ad71e25dfff854dc14cde7f7.jpg[/media]

- Hej, chodźcie to zobaczyć, mamy broń! Broń i ubrania po prostu wspaniale. Teraz możemy w końcu pomyśleć o czymś więcej niż ucieczka. - Zaśmiał się niemal histerycznie, zupełnie jak ktoś komu właśnie zdjęto z barków olbrzymi ciężar. Po czym już ubrany i z ostrzem w dłoni skłonił się wszystkim.
- Sin Kara, porucznik Sin Kara wolny kupiec. - Przedstawił się jak należy, teraz kiedy nie był nagi mógł w końcu to zrobić.
Antoni zważył w rękach ostrza i sprawdził ich ostrość, po czym zabrał dwa.

- Antoni van der Potocki - przedstawił się krótko, prawie po żołniersku z lekkim skinieniem głowy. - Przymierze Manitou.
Kobieta wzięła do ręki jedno z ostrzy. Ostrożnie sprawdziła jak jej leży w dłoni. Cicho syknęła kiedy poczuła wkłucia w dłoń, zupełnie jakby od rękojeści wysunęły się małe igiełki. W pierwszej chwili chciała upuścić miecz, ale ból ustał.
Spojrzała po wszystkich zebranych przy kufrach.

- Jestem Alessya... - zawahała się czy mówić więcej. Uznała jednak, że nie ma nic do stracenia - Alessya Hawkwood, należę do Zakonu Rycerzy Poszukujących Cesarza - dopiero ostatnie słowa wypowiedziała z dumą.
Moritz chwycił jedno z ostrzy. Mógł wziąć dwa, ale nie specjalizował się w walce z wykorzystaniem dwóch broni na raz, więc nie widział w tym sensu. Poza tym miał nadzieję, że może znajdzie jeszcze jakąś broń palną, albo (niech Wszechstwórca da) miotacz ognia. Wtedy nie ma zmiłuj. Moritz prędzej zginie niż pozwoli by ktokolwiek wziął mu taką broń sprzed nosa, nawet towarzysz. Słysząc co mówi kobieta w czarnym kombinezonie zdziwił się, ale nie dał tego po sobie poznać. Powiedział krótko.

-Inkwizytor Moritz, miło mi.

Zaczęło się dobrze i zapewne mogło by tak trwać aż do końca gdyby nie chciwość szlachty a dokładniej Hazackiego wojaka który typowym dla ich rodu zwyczajem próbował zabrać dla siebie wszystko co mu wpadło w oko. Na szczęście Sin był czujny i nie pozwolił na takie niecne praktyki, oczywiście poparli jego stanowisko wszyscy pozostali. Choć tego Eric już chyba nie chciał słyszeć.

- Nie weźmiesz reszty panie “żołnierzu”. Choć zwykle nie interesuje się pieniędzmi to kupiec ma pod wieloma względami rację. Uszanuj mnie choćby przez wzgląd na szacunek do Wszechstwórcy i mojej profesji.
Antoni przyglądał się kłótni z lekkim rozbawieniem zanim zdecydował się dołączyć do wymiany zdań

- Sin, akurat Ty powinieneś docenić umiejętności kupieckie żołnierza, który sprzedaje nam swoje usługi w chwili w której bardzo możliwe będziemy zmuszeni z nich skorzystać po horendalnie wysokiej cenie. Członek gildii powinien docenić taką żyłkę do biznesu. - powiedział z przekąsem.
- Ja jednakowoż wolałbym pozostać przy równym podziale. Nigdy nie wiesz panie Żołnierzu, kiedy będziesz musiał skorzystać z umiejętności kogoś z nas. Nie wszystkie problemy da się zabić.

- Sprzedaje umiejętności? - Sin był wyraźnie zaskoczony. - Póki co oferował tylko puste przechwałki. Nie mam zamiaru płacić za obietnice bez pokrycia. No bądźmy rozsądni, on twierdził, że może walczyć tymi wszystkimi ostrzami na raz, toż to brednie.

- A ironia to taki owoc - skwitował krótko Potocki.

- Panie Hazat, proszę nie mieć mylnego wrażenia bym się z Panem zgadzała. - spojrzała na niego gniewnie - Uważam tylko, że branie więcej niż potrzebujemy do przeżycia, nie jest dobrym pomysłem. Niestety czy tego chcemy czy nie jesteśmy od siebie zależni Panowie i wzajemna bezinteresowna pomoc każdemu z nas wyjdzie na dobre jeśli chcemy z tego wyjść z życiem - odparła. Rozejrzała się na szybko po sali. - Czas iść. Za długo tu stoimy. - stwierdziła i ruszyła powoli przed siebie w kierunku, z którego rozległ się ostatni z dziwnych odgłosów.

- Ustępuję przed argumentami. - Rzekł Sin i skończył pakować tobołek z kombinezonów. Razem wszystkiego zabrał trzy ostrza i tyle samo kombinezonów, związał nogawki tak by tworzyły wygodny uchwyt i przewiesił sobie całość przez ramię.. Akurat dość by sprzedać z zyskiem i nie tak dużo by nie dał rady tego nieść. Co inni zrobią ze swoją częścią to już ich sprawa. Ruszył za kobietą, znowu.
Moritz wziął przypadającą na niego część ostrzy z delikatnym uśmiechem, wziął też przypadającą część na siebie kombinezonów, ale robił to tylko dlatego, że nie chciał by człowiek z gildii zagarnął wszystko. Jeśli będzie to konieczne Moritz bez problemu rozstanie się z nadwyżką kombinezonów.

Przed wyruszeniem, Antoni sprawdził ostrość mieczy i wytrzymałość kombinezonu, co spotkało się z mieszanym odczuciem pozostałych. Jego to nie obchodziło zbytnio. Istotne było, by wiedzieć jak wytrzymałe są kaftany, czy ochronią przed jakimś zagrożeniem, czy tylko ładnie wyglądają.
W efekcie rozciął, choć nie z łatwością, jeden skafander, z którego zrobił prowizoryczny plecak, do którego schował pozostały dobytek. Dwa miecze trzymał w pogotowiu, gotów dobyć je, gdyby sytuacja tego wymagała, rozejrzał się ostatni raz po jaskini i ruszył za szlachcianką.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 20-08-2015 o 10:36.
Googolplex jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172