Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-01-2016, 10:40   #1
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
[CP, 18+] Lucifer's Den

Codzień obserwuję jak świat się zmienia. Z każdą chwilą. Z każdą godziną... Rządy powstają i upadają, zasilane słabymi i niekompetentnymi umysłami, bijącymi się jedynie o wyrwanie większego ochłapu dla siebie. Prawo i porządek społeczeństwa strzeżone są przez “dzielne i honorowe” oddziały policji nPD, finansowane oficjalnie przez rząd. Ten sam rząd, który otrzymuje dotacje od sprywatyzowanych megakorporacji i który sponsoruje mafia. Która? Zamknij oczy i wybierz…
Megacorps zyskują coraz więcej wpływów, walcząc między sobą o każdy skrawek przemysłu zbrojeniowego, farmy, przemysłu medycznego, energetycznego, finansjery… słowem o wszystko, co daje cień na jakikolwiek zysk. Megacorps są silne, są niezależne - stanowiąc państwa w państwie - i zaborcze niczym zazdrosne kochanki, pilnie strzegące swych tajemnic. Te mniejsze zatrudniają zewnętrzne elitarne firmy ochroniarskie, te większe zaś posiadają własną armię “WeGuard”, która często jest również nadrzędnym stróżem, sędzią i katem.


70% światowej populacji egzystuje w skrajnym ubóstwie, gromadząc się w przeludnionych, brudnych dzielnicach i wiszących miastach (nCatseraj) żyjąc jak neo-padlinożercy. W te dzielnice rzadko zapuszczają się patrole nPD, zaś same społeczności zarządzane są przez pomniejszych kacyków, wybieranych na podstawie prawa silniejszego.


25% ludności to ciężko pracujące żuczki, przypominające zdalnie sterowane woskowe laleczki voodoo. Pracują, harują, tyrają omamieni “możliwościami” na wyciągnięcie ich rąk. Umierają wciąż wpatrzeni w hologramy obiecujące im neo-raj, jeśli tylko dadzą z siebie jeszcze troszeczkę.


5% ludności egzystuje po drugiej stronie lustra: hedonistycznie pławiąc się w swym bogactwie w błogiej nieświadomości i ignorancji, zamknięte w sterylnie czystych i bezpiecznych dzielnicach.


Przyrost naturalny został poddany kontroli rządowej, gdyż rosnące przeludnienie powoli odbija się ludziom czkawką. Probówkowe dzieci na kartki - jak wieściły nMedia - stały się rzeczywistością.
Najnowsze rozwiązania medyczne i cybernetyczne są dostępne jedynie dla bogatych wybrańców. Dla całej reszty ludzkiego śmietnika pozostają tanie lub też domorosłe rozwiązania, neo-szamani lub czarny rynek. Rynek rządzony przez Yakuza, Triadę i Flying Dragons przeżywa swój złoty okres.Tu, za odpowiednią kwotę możesz kupić wszystko: nerka, wątroba, oko, stare modele kevlonowych wkładek RecreaTech, Pembroke albo Francesca, starsze niż świat termwizjery, rarytas dla prawdziwych kolekcjonerów? Nie? A może...może zatem polujesz na klasyczny model “Tripoda” - dodatkowego zestawu rąk? Też nie? A może zatem coś ze sprzętu? Mikropady, dyski zewnętrzne lub też mikroczipy podskórne? Nie? Zatem czego chcesz? Wyglądasz na takiego co lubi się zabawić… może zatem paczkę RapiDeTox i wskazówka jak dotrzeć do najlepszego nocnego klubu pod słońcem? Nie? Chcesz kupić niewolnika? Określ preferencje, a ja podam Ci stawkę.

***
Rok temu ludność Islandii przeprowadziła jednogłośne głosowanie za zainstalowaniem cybernetycznych implantów wśród wszystkich obywateli tego marginalnego państewka. Po niecałym miesiącu od zakończenia czipowania około trzystutysięcznej populacji, Islandczycy zmusili do abdykacji skorumpowany rząd i zastąpili go nowym system bezpośredniego zarządzania przez obywateli. Póki co, czipy są reklamowne jako doskonałe rozwiązanie na skalę światową.

W netgazetach, netTV i środkach masowego przekazu coraz częściej słychać głosy o wdrożeniu takiego rozwiązania również w innych krajach. Kraje europejskie już poczyniły pierwsze kroki w tym celu. W nUSA temat jest właśnie poddawany sondzie publicznej. To najmodniejszy temat do rozmów, gdyż pomysł ma tyluż popleczników i fanów, co przeciwników głoszących zagładę indiwidualności i obawiających się mentalności roju. Ci ostatni też podsycają lęki, wskazując na mistyczną sztuczną inteligencję dążącą do zagłady ludzkości.

***

Jeffrey Shutter, CEO megacorp GeneDInt ogłosił w publicznym wystąpieniu, że placówka firmy: CNS (Center for Neurological Studies) stała się celem burtalnych ataków terrorystycznych. Szkody oszacowano na 1.5 mln dolarów. W ognistym przemówieniu wezwał rząd nUSA i nPD do podjęcia wszelkich kroków mających na celu wyplewienie terrorystów i zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom.

***

Pomniejszy lokalny kanał nTV wyświetlił króciutki reportaż o rozruchach między nPD a ludnością nCatseraju. Nagranie ukazało uzbrojony oddział policji padający jak muchy przed grupką 5 niezidentyfikowanych osób, noszących zakłócające transmisje maski. Nie padł ani jeden strzał. Komisarz policji zapowiedział ściślejsze patrole w nCatseraju przez następny miesiąc.
 
corax jest offline  
Stary 06-01-2016, 18:01   #2
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

ciemne pomieszczenie...
ciche, szybkie kroki...
srebrzysty błysk w ciemności, oko zbliżającego się drona, strzał...
unik...
wybuch ...
głośny szum i rezonans rozsadzający czaszkę...
ciężki oddech słyszany jak przez mgłę ...
Calvin biegnący pół kroku z tyłu ...
Calvin padający w zwolnionym tempie jak bezwładna kukiełka...
Calvin w drgawkach...
Heart rate 138
Cichy dźwięk w tle
Weapon status: non-active...
Hear rate 140
To na pewno błąd systemu...ponów próbę.
Dźwięk w tle
Weapon status: non-active…
Heart rate: 142
Ponów próbę do cholery!
Weapon status: non-active…
Heart rate 144
Pisk w tle



Litościwa ciemność... i powtarzający się, narastający, nieustępujący dźwięk, który w końcu przedarł się przez okowy opanowanego koszmarami umysłu mężczyzny. Umysłu przetwarzającego fragmenty ostatniej akcji A-J1. Przychodzące połączenie. Spięte ciało złapało odruchowy kontakt z rzeczywistością szybciej niż otępiały od stresu umysł. Mężczyzna wcisnął szybko wkładki na palce, rozłożył wirtualny panel i odebrał połączenie.

Na ekranie pojawiła się idealna twarz młodej kobiety,
która skłoniła się głęboko i zaćwierkała melodyjnym głosem z leciutkim, miękkim akcentem:
- Ohayō gozaimasu, Idol-san. O-genki desu ka? Mr. Tong zaprasza na wizytę w dniu dzisiejszym o godzinie 11:00.
Dziewczyna leciutko kiwnęłą głową wprawiając w ruch zdobienie wpiętego w jej włosy ozdobnego grzebyka i zamarła w bezruchu oczekując odpowiedzi Billy’ego. A tym czasem, ktoś dwukrotnie załomotał w drzwi wynajmowanego przez mężczyznę pokoju. Bardzo niecierpliwy ktoś, bo... łomotanie powtórzyło się prawie natychmiast a niski męski głos dobitnie stwierdził:
- Otwieraj, Idol...
Głos należał do Zedda, jednego z pupili jego gospodyni, który jednak z tego co Billy kojarzył, rzadko bywał wykorzystywany jako osobisty kurier. Co u licha?
 

Ostatnio edytowane przez corax : 07-01-2016 o 16:00.
corax jest offline  
Stary 11-01-2016, 17:03   #3
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Miejsce nie zostało wymienione. Zaszyfrowany przekaz tych danych dotarł podprogowo w zaproszeniu. Klucz do niego był już zapisany w pamięci podręcznej Billy’ego. Jego osobisty klucz. Cathy zapewniała, że nie do złamania.
Pan Tong miał ofertę… Nieuprzejmym byłoby go nie wysłuchać.
Zanim jednak Billy odkodował ukryte informacje pojawiła się znajoma buźka Zedda. Obecność wykidajły oznaczała kłopoty. Kłopoty jego gospodyni, a to przekładało się na jego własne kłopoty.
- Co jest? - spytał wprost Idol otwierając mężczyźnie drzwi.
Zedd popatrzył leniwym spojrzeniem swego ludzkiego oka i spomiędzy zębów wycedził:
- Szefowa chce cię widzieć… teraz. - nie ruszył się spod drzwi, czekając na reakcję Idola.
Z dołu klubu dobiegała cicha muzyka i jakieś odgłosy rozmów, raczej szepty, niezrozumiały ciąg słów niż cokolwiek co wciąż lekko skołowany snem Billy mógł wyłapać.
- Teraz? Daj mi coś założyć i już idę. Sam trafię, nie martw się.- westchnął Idol idąc do wąskiej wnęki pełniącej rolę szafy z ubraniami. Wysunął długi pręt w którym to na długim rzędzie wisiały zafoliowane ubrania jednorazowe. Tak tanie podróbki markowych ciuchów, że nie było sensu ich prać. Powinien wypić kawę i może jakieś stymulanty… ale najwyraźniej musiały poczekać na później. Zerknął na Zedda i dodał.- Może lepiej wyjdź już z mojego apartamenciku, co? Nie musisz się gapić jak się ubieram.
Zedd niewzruszonym spojrzeniem otaksował Billy’ego i bez słowa wzruszył ramionami. Nadal stał jak wielki kawał betonu, czekając aż mężczyzna się pozbiera.
W końcu mruknął coś niezrozumiale.
- Jak masz coś mówić to mów… a nie pomrukuj pod nosem.- wtrącił Billy ubierając spodnie i koszulę. Przypomniały mu się szkolne szatnie. Były wspólne.
- Mówiłem, że tu capi, wywietrzyłbyś kiedyś. - Zedd okazał swe wrażliwe powonienie nie pierwszy raz. Billy czasem zastanawiał się na ile jest to kwestia wszczepu a na ile faktycznych zdolności solosa. - Coś ty znowu żarł tu wczoraj? Mało ci tych tanich wód to jeszcze ściągasz tu psie żarcie. - usta Zedda zacisnęły się w wąziutką linię. - Pospiesz się - warknął na koniec niemalże strzelając wielkim 120 kg fochem.
- Cóż… Nie ma co liczyć na białe trufle przy moich zarobkach prawda?- uśmiechnął Billy zakładając marynarkę i krawat.- A co ty jesz, że ci dobrze utuczony pies nie odpowiada?
- Na co? -
zmarszczył brwi mężczyzna - Nie jadam mięsa. - wykrzywił się z obrzydzeniem, co na jego twarzy wyglądało szczególnie pociesznie. - Zostawiam padlinę innym. Gotowy?
- Gotowy, gotowy…- mruknął Idol i zerknął na Zedda.- Czyli ty jesteś wielbicielem tofu?
Po czym ruszył do drzwi. Niby Zedd musiał z iść z nim, ale obaj znali drogę do Lady J.
- Mówisz o tym białym gównie serwowanym przez żółtków? Nie… - zagrzmiał solos, górując nad Billym jakieś dobre pół głowy - Nie jadam tego bo smakiem przypomina gips. I tak samo klei zęby. I śmierdzi. - burczał głębokim głosem marudząc. Zdecydowanie nie był dzisiaj w dobrym humorze.

Obaj mężczyźni przeszli gęsiego wąziutkim korytarzem, ledwo co oświetlonym przez kilka nagich żarówek dyndających smętnie pod sufitem. Na dachu tego “apartamentowca” zbudowanego z kilkuset połączonych ze sobą wielkich transportowych kontenerów, przerobionych na pokoje-klitki, słychać było bębnienie, odbijające się echem. Dźwięk ten zlewał się całkiem znośnie z muzyką, coraz głośniej dobiegającą ich uszu, gdy schodzili w dół ku gabinetowi Lady J.
Pomimo dość wczesnej pory, na dolnym poziomie kręciło się już całkiem sporo osób. Większość z nich to obsługa ale pojawili się już na swój dyżur i stali bywalcy, stanowiący niemalże permanentny wystrój przybytku Lady J.
Zamówienia na trunki oraz niewielkie przekąski przyjmowała Kira


śliczna dziewczyna, która miała chyba więcej wszczepów i czipów niż Billy widział do tej pory na jakimkolwiek cywilu. Zauważyła przechodzących mężczyzn i podbiegła wdzięcząc się do Idola:
- Cześć! Daawno cię nie widziałam - zawisła mężczyźnie na szyi, szybkim gestem wyciągając z kieszonki kamizelki niewielką paczuszkę, zapakowaną niczym miniaturka pudełka z bożonarodzeniową kokardą. Przy okazji odsunęła kokieteryjnie połę kamizelki, ukazując niewielki biust. - Mam dla Ciebie prezent. - uśmiechnęła się, połyskując oczami na luminescencyjny niebieski kolor. Rozejrzała się wokół.
- Lubię prezenty zwłaszcza od takich uroczych istotek. - odparł z entuzjazmem Billy nie bardzo jednak wiedząc co ma na myśli. Zresztą oczy mężczyzny mimowolnie spoczęły na tym co ukrywała sama kamizelka. Wziął jednak paczuszkę ostrożnie w dłonie.
- Kira, wracaj do pracy! - warknął Zedd i Kira lekko spłoszona, cmoknęła Idola w policzek i uciekła do klientów. Zaś Billy został lekko klepnięty w łopatkę:
- Pobudka, ruszamy. Czas to pieniądz. - solos nie był specjalnie delikatny w przywracaniu Billy’ego do rzeczywistości. Paczuszka sama w sobie była lekka jak piórko, i nie tykała.
Była intrygująca, ale teraz nie miał czasu jej rozpakować. I nie bardzo miał ochotę przy Zeddzie za plecami. Więc paczuszka musiała poczekać na powrót do jego cichego mieszkanka. A póki co… Billy wsunął ją pod marynarkę i pożegnał Kirę uśmiechem.


Zedd zastukał kulturalnie w drzwi biura Lady J. i nie czekając na polecenie wszedł prowadząc za sobą Idola. Sam gabinet był urządzony z gustem lecz przy minimalnym nakładzie środków i wyposażenia. Lady J. mimo, że pracowała w branży, gdzie przykuwanie uwagi należało do wymogów, prywatnie nie lubowała się w przesycie. Prosty stół, trzy ciężkie fotele i największa duma kobiety wspaniały, puszysty, gruby perski dywan. Po długim dniu interesów, Lady J. uwielbiała zanurzać w nim stopy. Jak mówiła to prawie jak chodzić po chmurach.
Obecnie właścicielka zamtuzu rozmawiała z niewielką chinką, której oblicze wyświetlone na półprzeźroczystym pulpicie, lekko falowało.
Widząc dwójkę wchodzących, pożegnała się szybko z rozmówczynią i przerwała połączenie.
- Dziękuję, Zedd. - mężczyzna skinął głową, odwrócił się na pięcie i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
- Billy - kobieta przywitała Idola lekkim skinieniem głowy i wskazała na jeden z foteli - Jak spałeś?
- Cóż… Nie najlepiej. Ale ja rzadko dobrze sypiam.-odparł Billy siadając w wyznaczonym fotelu.- Ufam że interes dobrze się kręci?
- Się kręci… -
kiwnęła głową rudowłosa właściciela klubu - Mam do ciebie dwie sprawy. Po pierwsze, nie dostałam jeszcze przelewu w tym miesiącu. A po drugie, potrzebuje …. - zawahała się lekko - … odzyskać pewną rzecz. W ramach prywatnej przysługi. Zakładam, że skoro spałeś do dziewiątej dzisiaj to nie masz zbyt wielu zleceń? - uniosła lekko brew z pytaniem wypisanym na twarzy.
- Mam spotkanie z klientem… jedno, ale poza tym jestem wolny.- ocenił sprawę Idol uważając, że zawsze dobrze mieć fory u gospodyni budynku.- Więc co to za rzecz?
- Potrzebuję dyskretnej osoby, do odzyskania pewnego czipu. Jakieś dwa tygodnie temu...nie… 10 dni temu, uzyskałam informację na temat zbliżającej się dostawy Blood of Christ. Dostawa miała być załatwiana kurierem. Kuriera szlag trafił tak samo jak i cały pakiet BoC. Za to ostatnie co zostało, to nagranie z pokoju motelowego, w którym kurier się zatrzymał. Chcę dostać czip z tym nagraniem. Dasz radę to załatwić?
- Zanim odpowiem… mogę wiedzieć jaki to szlag trafił tego kuriera? Atak serca czy kulka kaliber 9 milimetrów?-
zamyślił się Billy splatając dłonie razem. Ten dość cenny narkotyk, który ponoć sprawiał, że człowiek czuł się bogiem niemalże, był dość popularny ostatnio. Więc chrapkę na jego kuriera mogło mieć wiele organizacji. - I kto zamówił tą dostawę, bo z pewnością właściciel pofatyguje swojego człowieka po towar.
Lady J. podeszła do ściany i przycisnęła niewielki, dyskretnie ukryty przycisk otwierając wnękę propagatora pożywienia.
- Chcesz coś? - zaczekała na odpowiedź mężczyzny przy okazji zamawiając herbatę Roiboos dla siebie. Billy nie widział jej nigdy pijącej alkohol. Przynajmniej publicznie.
- Kawa z pianką. Wystarczy.- uśmiechnął się Idol wędrując spojrzeniem za kobietą. Najbardziej uroczym fragmentem otoczenia, zważywszy że Zedd był przystojny tylko kogoś kto lubi atletyczne kloce. Był tworem z siłowni… nie wojownikiem.

Rudowłosa kobieta zamówiła to o co prosił Billy i po chwili zaserwowała filiżankę z parującym napojem. Do niedawna takie zamówienie było niczym specjalnym dla Adama. Dla Billy’ego zaś stanowiło niemalże święto. Dobra gatunkowo arabica parująca i nęcąca jego powonienie i odpowiednio ubite mleko tworzące apetyczną piankę na powierzchni kawy. Obok filiżanki zaś pojemniczek z dodatkową śmietanką. I cukier. To cudo spoczęło teraz w jego dłoniach i wymazało chwilowo wszystko inne.
- Hm hm… - zwróciła na siebie uwagę kobieta siadając w swoim fotelu i przyglądając się z uśmiechem zahipnotyzowanemu Idolowi - mogę kontynuować?
- Oczywiście.-
odparł uprzejmie Billy delektując się zapachem kawy, zanim upił łyczek napoju. Dzień zapowiadał się dobrze. Darmowe posiłki przy okazji dobijania interesów pozwalały zapomnieć o psim mięsie, żarciu dla kotów tofu, soi i zbożowych zamienników kawy wzbogacanych całą tablicą Mendelejewa.
- Otóż, ostatnie dane na temat kuriera nie dają stuprocentowej pewności co do losów tej osoby. Wiadomym jest, że kurier zarejestrował w motelu, był w pokoju, wszedł do niego ale już nie wychodził. Natomiast rzeczy tj. walizka została, osoby nie ma. Nie ma śladów włamania, nie ma śladów walki, używania tegoż pokoju. Jest osoba wchodząca do pokoju, a później jest jej brak. Chcę to nagranie i chcę go pierwsza.
- A więc…-
podsumował sprawę Billy.- Nie wiadomo co się stało z kurierem, nie wiadomo dla kogo pracował? Nie wiadomo gdzie są pliki, które przewoził?
- Nie. Chociaż zakładam, że pracował dla której z mafii. Taka magia -
kobieta wykonała znak cudzysłowie palcami - nie dzieje się za darmo.
Kobieta wywołała panel i przeklikała szybko palcami odzianymi w krótkie nakładki sensoryczne - Sądząc po oficjalnym powodzie jej … - uśmiechnęła się i pokręciła głową - … no dobrze, kurier to kobieta - uniosła oczy ku sufitowi jakby z politowaniem dla siebie samej i swojego długiego języka - wizyty, nie wiem czy przewoziła coś jeszcze.
Idol zdawał sobie sprawę, że przewożenie narkotyków należało do mniej czystych lub bezpiecznych zadań kurierów. Najczęściej dragi były przewożone albo w specjalnie do tego przygotowanych wszczepach albo w przypadku tych biedniejszych kręgów klientów wewnątrz zakamarków ciała.
- Wymagasz wiele Lady J., bardzo wiele przy tak skomplikowanej sytuacji. Nawet nie wiem w co się pakuję.- westchnął Idol pijąc kawę.- Nie mogę ci obiecać że mi się uda, bo to zagmatwana historia. Mogę jedynie obiecać że się tym zajmę, ale… towar może być po prostu nie do odzyskania, albo konkurencja zbyt poważna by z nią zadzierać.
- Nie interesuje mnie towar -
przypomniała mu kobieta - chcę jedynie czip z nagraniem z motelu. Chcę - zawahała się po czym dokończyła - tylko to.
- Fakt… Kto go teraz ma. Policyjne psy?-
zapytał zamyślony Idol.
- Stawiałabym właśnie na to - skinęła głową Lady J. - a ja z policją nie żyję najlepiej, sam wiesz. - skrzywiła lekko swe usta.
- Zobaczę co da się zrobić, bez urządzania jatki w komisariacie. Może Cathy zdoła pomóc…- zamyślił się Billy dopijając kawę. I tak nie miał wyboru. Musiał spróbować pomóc Lady J. Nie był jednak pewien, czy mu się to uda.
- Najchętniej bez jatki. Tę zostaw na sam koniec, jeśli w ogóle będziesz musiał ją urządzać. Wolałabym nie wypaść przez to zlecenie z interesu - uśmiechnęła się krzywo. - Informuj mnie na bieżąco, czego udało Ci się dowiedzieć. Nie ukrywam, że to pilne.

Odczekała chwilę dając Idolowi się zebrać po czym dodała:
- Zrobisz to zlecenie i zapomnę o brakującym czynszu. - zmrużyła lekko oczy, przyglądając się mężczyźnie.
- Postaram się zrobić. Chciałbym dać gwarancję, ale sprawa jest śliska. Potrzebuję adres tego motelu i może imię kurierki, jeśli nim dysponujesz.- uśmiechnął się przyjaźnie Billy. I Cathy… potrzebował jej pomocy przy tej sprawie.
- 13, Thousandth Street, motel nazywa się “Moonlight motel”. Z logów motelowych kurierka nazywa się Vonda Masters. Zapewne fałszywe nazwisko.
- To akurat nie ma to akurat znaczenia.-
uśmiechnął się zapisując w swej pamięci te dane. Dopił kawę dodając.- Skoro to tak pilne to… nie będę teraz zajmował twego cennego czasu.
- Naprawdę liczę na ciebie, Billy -
powiedziała Lady J. jakoś miękko i zanurzyła usta w filiżance. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę jak zagrać na ludzkich emocjach i starała się wykorzystywać tę umiejętność dla własnych korzyści. Jednakże z różnym wynikiem tychże korzyści.
Billy zdawał sobie sprawę z tej manipulacji, ale i tak przyglądał się jej ustom wypowiadającym słowa i obiecującym między słowami… cóż obietnice równie zmysłowe jak kształt jej warg. Czasami wiedza o pokusie… niczego nie ułatwiała.
- Postaram się.- odparł z uśmiechem Idol i postawił pustą filiżankę na jej biurku, po czym pożegnał oboje skinięciem głowy.
Wyszedł na zewnątrz jej biura i odetchnął głęboko. Co teraz?

Na panelu osłony lewego oka wyświetliła się godzina 9:40. Miał więc trochę czasu przed Tongiem, a od niego mógł odbić do owego hotelu. Na razie skierował się do swego mieszkania by dokonać toalety, no i… klepnął dłonią po paczuszce.
Był ciekaw co to za prezent dała mu Kira.
Droga powrotna do apartamenciku nie zajęła zbyt wiele czasu, tym bardziej, że ciekawość przyspieszała jego ruchy. Kira była niestety zbyt zajęta tym razem i tylko pomachała mu dyskretnie z oddali. Drzwi zamknęły się za nim i zamek cicho pisnął za jego plecami, potwierdzając, że wejście do mieszkania zostało zabezpieczone.
- Jedna oczekująca wiadomość - poinformował go bezpłciowy, metaliczny głos Joela; SI zarządzającej apartamentami i pokojami. Idol mógł mieć nadzieję, że cokolwiek jest w paczuszce jest warte przedłużającego się czekania.
Więc Billy zabrał się do sprawdzania, rozwiązał wstążeczkę i zaczął ją rozpakowywać opierając się plecami o drzwi swej klitki.
Po otwarciu niewielkiego pudełeczka, ukazała się
laleczka kawaii doll. Z breloczkiem przyczepionym strategicznie na czubku głowy. Pod spodem pośród różowego papierka leżał bilecik z napisem “Eat me”.
- Urocze…- mruknął do siebie Billy z solidnym zamiarem pogadania z Kirą przy okazji. Na razie schował breloczek do kieszeni i przyjrzał się bilecikowi, czy przypadkiem nie zawierał żadnych innych informacji. Laleczkę też należałoby przeskanować, ale to.. także przy okazji.
Na razie właśnie okazji mu brakowało.
- Wiadomość na główny ekran.- rzekł głośno.
Niestety bilecik jak bilecik, nie ukazał więcej informacji niż to co Billy był w stanie dostrzec przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Za to na ekranie pojawiła się powiększona twarz Willa , który po upewnieniu się, że jednak wpadł do skrzynki, odwrócił się nad swym medpulpitem i nie spoglądając więcej na ekran, rzekł:
- Billy, przypominam po raz dziesiąty, że czas na przegląd. Nie możesz tego ciągle odkładać. W końcu twój organizm zacznie się buntować - Idol znał ten gderający i utyskujący głos. Will, lekarz, który uratował go od wybuchu, miał może i opinię rzeźnika w pewnych kręgach, lecz raz przydzielonych pacjentów pilnował niczym własne kurczęta. Kurczęta, które przynosiły złote jajka, czy tego chciały czy nie. - Odezwij się jak najszybciej. - połączenie zostało przerwane bez zbędnego pożegnania.
-Terminarz… dopisać przegląd na jutro.- westchnął cicho Billy słysząc znajomy dźwięk potwierdzający wypełnienie tego polecenia.
Podszedł do gniazdka VR, wyciągnął z niego kabel i podłączył się do sieci przez filtr ANTYSPAM/ANTYWIR po czym nadał wiadomość pod znane mu adresy Cathy.
-Koteczku jesteś tam? Mam sprawę.
Po chwili oczekiwania, przed nim pojawił się niewielki awatar pląsającego w dzikiej zabawie koteczka. Awatar przykucnął nieopodal i przemówił surrealistycznym, kobiecym tonem:
- Cześć. Co jest?
-Lady J. ma dla mnie zadanie. Odzyskać czip z informacjami, prawdopodobnie z policyjnego posterunku. Przydałaby mi się fałszywa twarz gliny, a lepiej federalnego agenta. Cały background w sumie. Da się to zrobić?

-Dać się da, tylko pytanie na kiedy? - koteczek czyścił łapką pyszczek i uszko.
- Na dziś… na popołudnie wystarczy taka sobie maska, bo cywile nie będą zadawać pytań. Posterunek to jednak inna para kaloszy. Tam potrzeba solidną twarz.
- Mmmm -
mruknął kotek jakby się zastanawiając - dobraaa, zobaczę co się da zrobić. Odezwę się za jakiś czas?
- Super… będę ci winien bardzo… dużą przysługę, więc jakbyś miała jakieś sprawunki do zrobienia daj znać. Podrzucę je pod wrota twej twierdzy, jak zwykle.
-Ok, na razie mam wszystko. Ale będę pamiętać -
kociak zmrużył ślepka i uniósł kąciki pyszczka w górę, naśladując ludzki uśmiech. Koniuszek ogonka majtał jednak nerwowo i drżał. Było to niewątpliwym sygnałem niepewności pomieszanego z ciekawością. Idol miał w swej pamięci całe kilometry logów zawierających niewerbalne wskazówki co do aktualnego nastroju swojej przyjaciółki. - To… pa? - kotek sam nie był pewien czy iść czy zostać.
- Nie chcę cię zatrzymywać… a powiedzieć wiele nie mogę na temat sprawy. Jest śliska.-
wyjaśnił Billy.- Ale mogę przez interkom u ciebie przy drzwiach.
- Aha… - kotek przestał chwilowo mrugać - to znaczy… chcesz… znaczy jak chcesz… to ten… to ok. - zadukał zwierzaczek - A aa kiedy?
- Daj znać jak chip z maską będzie gotowy, odbiorę go osobiście.- zaproponował Billy.
- Aaa … tak.. jasne - koteczek jakby odetchnął z ulgą, przesunięcie odwiedzin Idola zdecydowanie sprawiło, że się nieco rozluźnił - Dobra. To jestem w kontakcie - Cathy wróciła do swojego normalnego tonu. - To cześć.
Nie zaczekała na pożegnanie, jej avek rozmył się przed oczami Billy’ego. Za to pojawiło się przypomnienie, że pozostała mu jeszcze godzina do spotkania z Mr Tong.


Wypadało więc się zbierać powoli. Billy rozebrał się do pasa i udał do łazienki. Dokonał porannych ablucji, sprawdził łącza swojej sztucznej ręki. I po tym wszystkim był gotów do wyruszenia. Jeszcze tylko kabura i standardowo półautomatyczny pistolet. Bardziej dla własnej otuchy, niż z potrzeby. Niemniej ulice bywały niebezpieczne i warto się było przygotować na ewentualne niespodzianki. No i breloczek… obrócił go parę razy w dłoni i po ubraniu się schował do kieszeni marynarki. Wyszedł w kierunku baru przy którym pracowała Kira pod drodze odkodowując miejsce spotkania i zamawiając taksówkę za 15 minut.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-01-2016, 17:42   #4
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Firma taksówkarska mająca cichy układ z Lady J. nie robiła problemu z przyjęciem zamówienia i Billy otrzymał szybką odpowiedź zwrotną potwierdzającą przyjęcie zlecenia. Yellowcabs nigdy nie miało problemów z tym adresem.
Breloczek zaś, delikatna laleczka, szybko dostosowała się do temperatury ciała Idola. Ale to wszystko. Nie chciała zdradzić więcej tajemnic, jeśli takowe miała, przynajmniej nie teraz. Nie sposób było przeoczyć dziewczyny więc jej zlokalizowanie nie było dla Idola wyzwaniem. Krzątała się właśnie zbierając puste szklaneczki i podnosząc tacę na swej bionicznej ręce. Ruszyła do baru, kołysząc się w rytm muzyki.
Tam też udał się Billy siadając przy barze i bawiąc się w dłoni breloczkiem, czekając aż dziewczyna podejdzie do niego by zebrać zamówienie. Kira wszak była w robocie, a Idol nie widział potrzeby by robić jej kłopotów.
- Co tam, skarbie? - dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, zauważając mężczyznę. Podeszła bliżej i oparła o blat po swojej stronie, pochylając się i dmuchając zawadiacko w grzywkę. - Coś podać? - nie spuszczała swego spojrzenia z Billy’ego.
- Nie sądzę byś dała mi zniżkę na drinki z tego powodu?- pokazał trzymany w dłoni breloczek.- Ale i tak mi się podoba. Dzięki.
Uśmiechnął się i dodał.- Podaj mi coś ostrego i gorącego jak ty. Zdam się na twój gust. Tylko miej litość dla mego portfela. Wątpię by Lady J. patrzyła przez palce na moje upijanie się na kredyt.
Kira popatrzyła na laleczkę z uśmiechem:
- Przeczytałeś bilecik? - odwróciła się - I postąpiłeś z instrukcją, słonko? - pochyliła się nieco, szukając czegoś w lodówce, świadomie lub też nie ukazując smukłe uda nieco bardziej niż powinna. - A, tu jest! - wykrzyknęła z triumfem i wlewając do miksera kilka różnych cieczy, zaczęła energicznie potrząsać pojemnikiem.
- Mam nadzieję że postępuję z instrukcją, bo widzę same smakołyki przede mną.- uśmiechnął się zawadiacko spoglądając na Kirę przy pracy.
- Odkręć - pokazała palcem na laleczkę - główkę. - skończyła mieszanie drinka i przelała jasną ciecz do niewielkiego kieliszka. Podsunęła kieliszek w kierunku Idola.
- Na mój koszt, przystojniaku. - puściła oko do Billy’ego i wrzuciła zużyty sprzęt do wypażarki.
- Dzięki słodyczy ty moja.- mruknął Idol lewą dłonią sięgając po drink, a prawą dyskretnie odkręcając główkę i zerkając na zawartość.
Tułów laleczki okazał się być niewielkim pojemniczkiem, w tej chwili zafoliowanym medycznie. Pod przeźroczystym zabezpieczeniem widać było jednak kilka niewielkich, czerwonych kryształków ukształtowanych w miniaturowe laleczki. Teraz Idol bez problemu rozpoznał “prezent”. Ślicznotki - czyli mocne środki nasenne i przeciwbólowe, niezwykle rzadkie na rynku.
- Dzięki skarbie…- teraz zdecydowanie winien podziękować Kirze. To było coś drogiego i cennego, coś co nie daje się obcemu człowiekowi. Zamknął laleczkę i schował ją do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wypił drinka przyglądając się jej z zaciekawieniem i próbując rozgryźć jej motywy. Miał czas, dopóki nie rozlegnie się ciche “biip” informujące że taksówka już czeka.
Drink palił przełyk i przyjemnie rozgrzewał żołądek. Zaś Kira… jak to ona… z szerokim uśmiechem na twarzy dmuchnęła w grzywkę i zaczęła przecierać blat, by nie zostać posądzoną o lenistwo w czasie godzin pracy.
- No? Co? - spytała wciąż roześmiana.
- Czekam aż wyrosną ci pierzaste skrzydła, bo aniołkiem chyba jesteś.- rzekł żartobliwie Billy popijając drinka.
- Żebym dostawała dolca za każdym razem jak to słyszę - roześmiała się lekko i machnęła dłonią - Przecież Ci się przydadzą - spoważniała - i może w końcu pozbędziesz się tych sińców spod oczu. - pokazała palcem wskazującym na twarz Billy’ego.
- Przydadzą na pewno. Dzięki… -upił drinka dodając ze szczerym uśmiechem.- A ty pewnie i byłabyś bogata, bo to szczera prawda… więc i dolce byłyby ze szczerego złota. Kiedyś… kiedy nie były jeszcze pikselem na ekranie, czy papierkiem do podtarcia tyłka.
- Ha! Widziałam na aukcji staroci takie… w formie papieru toaletowego, wiesz na rolce, taki duży zwój. -
Kira pokazała rozmiar obiema dłońmi i szybko powróciła do sprzątania i porządkowania baru. Dziwne, ale dziewczyna potrafiła być cały czas uśmiechnięta nawet w takim miejscu, jak to. - Wiesz… - pochyliła się opierając biodrem o bar i udając, że pucuje szklankę - … powiem Ci coś… - pochyliła się jeszcze bliżej Idola i komitywnym szeptem wymruczała - … miałbyś większe branie, jakbyś się częściej tak uśmiechał. - i roześmiała się zadowolona.
- Cóż…- uśmiechnął się Billy spoglądając na twarz dziewczyny.-... uważaj bo skorzystam z tej rady i… ciebie wezmę na celownik mego uśmiechu.
Upił znów nieco trunku.- Oczywiście… uśmiech na twojej buzi, jest zdecydowanie bardziej hipnotyzujący i uwodzący, niż mój grymas.
Po czym sam się zaśmiał, drink w połączeniu z Kirą wprawiał go w dobry humor.
Dziewczyna otworzyła wielką paczkę różnych przekąsek i zaczęła układać je w pojemniczkach.
- Obiecujesz i obiecujesz - westchnęła teatralnie i uśmiechnęła się znad paki. - Jak drink? - spytała nie przestając pracować. - Smakuje?
- Ostry i gorący.- skinął głową Billy przyglądając się dziewczynie.- Ale będę musiał porównać… więc, kiedy dziś kończysz robotę?
- Dzisiaj o 19:00 -
westchnęła na samą myśl o długiej dniówce po czym znowu się uśmiechnęła - ale perspektywa doda mi … skrzydeł - spojrzała na Idola roześmianymi oczami.
W tym momencie zabrzęczał sygnał taksówki burząc przyjemny nastrój.
- Tooo… o ile nic mi nie przeszkodzi, będę tu siedział w tym miejscu koło 18:30 i poczekam aż skończysz robotę. A potem… się zobaczy. Na pewno przynajmniej coś zjesz na mój koszt... tym razem.- rzekł z uśmiechem Idol wstając. Westchnął smutno.- A na razie obowiązki wzywają. Do wieczora.
- Pa -
Kira posłała mu buziaka przez bar - będę czekać, przystojniaku.
Billy złapał buziaka i ruszył do taksówki, by udać się na spotkanie z mr. Tong.

Z chwilą gdy Idol wyszedł z Clockwork Rosebud różowa bańka, w jakiej przed chwilą się znajdował pękła, pozostawiając za sobą jedynie wspomnienie.
Wspomnienie, szybko zmyte, przez lejący z nieba deszcz i szarugę nowojorskiego dnia. Miejska aura potrafiła szybko wyplenić wszelkie zadowolenie. Jedynym plusem była czekająca w deszczu taksówka. Idol szybko przeskanował swój czip przy wejściu i wskoczył na siedzenie pasażera. Pasy automatycznie wysunęły się z siedziska i opięły mężczyznę, który podał adres docelowy i taksówka ruszyła. Taksówkarz nie należał do gadatliwych i wyglądał na całkowicie skupionego na swej robocie.
Mijane ulice miasta żyły, tętniły i pulsowały ludzką tkanką. Mimo późniejszych godzin porannych panował ścisk, jak zawsze z resztą. Budynki błyskały niekończącą się falą reklam, bombardując przechodniów i kierowców istnym tsunami informacji i kolorów. Na szczęście taksówka wytłumiała dźwięki zapewniając jeszcze odrobinę spokoju.


Po około pół godzinie lawirowania i powietrznych akrobacji, taksówkarz w końcu miękko zaparkował przez klubem „21”.

[MEDIA]http://i.imgur.com/uxBKGT6.jpg[/MEDIA]

Standardowym miejscem spotkań Mr. Tonga. Przy wejściu do klubu stał niewielki tłumek oczekujący z podnieceniem swej kolejki do wejścia. Tego zaś pilnowały dwa identyczne, dyskretnie eleganckie modele Cyra-239


monitorując porządku, przechodzenia przez bramki skanera, rozświetlającego jaskrawo-zieloną siatką coraz to nowe twarze. Idol wiedział, że Cyra-239 nie są jedynymi strażniczkami wejścia. Z ciekawości kiedyś próbował policzyć ilość kamer tych widocznych i tych ukrytych, ale dał sobie spokój. Zabezpieczenia i tak były regularnie zmienianie więc nie było większego sensu ich zapamiętywać. W końcu przyszła kolej Idola.
- Byłem zaproszony… Pan Tong mnie oczekiwał o jedenastej?- rzekł na powitanie i uniósł lekko ręce deklarując.- Jedna spluwa… nic poza tym.
Nie miał pojęcia czy Tong, to prawdziwe nazwisko czy tylko ksywka jak Mr. Johnson czy Mr. Bauer lub Mr.Lagretti . Ot powszechnie używana ksywka przedstawiciela mafii bądź korporacji w kontaktach z najemnikami z półświatka.
Jedna z Cyra-239 zwróciła się do niego i uprzejmym tonem stwierdziła:
- Proszę za mną. - początkowo na te słowa stojący za Billym tłumek zaszemrał nieprzyjaźnie i Idol miał okazję usłyszeć parę komentarzy na temat uprzywilejowanych dupkach, ale atmosfera uspokoiła się natychmiast gdy w powietrzu zawisły dwa drony.
Cyra-239 przeprowadziła Idola do znajdujących się na bocznej ścianie klubu drzwi. Wprowadziła w wąską szparę czytnika jeden ze swoich palców, z którego czubka wyjechał płaski czip. Drzwi z cichym sykiem otwarły się i android odsunął się by zrobić miejsce Idolowi. Mężczyzna mógł się domyśleć jedynie, że w trakcie tych czynności, Cyra kontaktowała się z ochroną tego klubu.

Idol znalazł się w pomieszczeniu z kolejnym skanerem i dwójką już ludzkich ochroniarzy z delikatnie połyskującymi podskórnymi tatuażami na twarzach. Ich wzory Idol pamiętał, a przynajmniej zdawały się mu znajome.
Jeden z ochroniarzy zaprosił gestem Idola do środka, sama Cyra zaś odwróciła się na pięcie i wyszła zamykając za sobą drzwi.
Ochroniarze poczekali na wynik skanu Billy’ego i dopiero wtedy jeden z nich odezwał się:
- Witam. Proszę za mną.
Billy skinął głową i posłusznie podążył za mężczyzną. To że nie odebrano mu broni świadczyło o pewnej dozie zaufania względem niego. Choć po prawdzie szaleństwem było zabijać pana Tonga. Za nisko stał w hierarchii by to się opłacało. I taki zabójca raczej nie wyszedłby z ”21” żywy.
Krótki korytarz, logowanie ochroniarza i po chwili Idol został zaproszony do niewielkiego pomieszczenia


, w którego progu powitała go tradycyjnie ubrana gejsza. Z głębokim ukłonie przywitała Billy’ego szepcząc szybko powitanie po japońsku. Zakończyła swoje przemówienie i drobnymi kroczkami wprawiającymi całe jej niewielkie ciało w ni to drżenie ni to lekkie kiwanie, poprowadziła Billy’ego ku stolikowi, przy który siedział Mr. Tong zajadający właśnie parujący posiłek. Mężczyzna siedział przy stoliku sam.
Gejsza skłoniła się głęboko i wskazała miejsce na przeciwko Azjaty.
Mr. Tong otarł usta serwetką i wykonał leciutki ukłon w stronę Billy’ego.
- Dziękuję za przyjęcie mego zaproszenia - odezwał się perfekcyjną angielszczyzną bez cienia miękkiego azjatyckiego zaśpiewu. - Życzy sobie pan coś do picia? - spojrzał na mężczyznę swymi niewielkimi, skośnymi oczami.
- Sake… raz.- rzekł uprzejmie Billy przysiadając się i dodając uprzejmie.- To ja dziękuję za pamiętanie o mnie w swoich interesach.
Gejsza pogłębiła ukłon i odeszła by przygotować zamówienie.
- Mam nadzieję, że nie obrazi się pan na mnie jeśli przejdę od razu do interesów - Mr. Tong stwierdził z powagą i zabójczą uprzejmością - Mam dwie kwestie, w których liczyłbym na pańską pomoc.
Odsunął talerz, wszak nie wypadało mu jeść samemu przy gościu. Oparł się nieco wygodniej o oparcie i założył dłonie o siebie.
- Pierwsza to odnalezienie pewnego kuriera. Druga to kwestia ochrony.
Skinął dłonią w powietrzu i z sąsiedniego stolika podszedł mężczyzna z niewielkim czipem, przesuwając go do pana Tonga.
- Kurier, a w zasadzie kurierka, zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach, a przy okazji razem z nim zaginął przewożony przez nią pakunek. Ostatnie dane jakie mamy na jej temat to miejsce jej ostatniego pobytu. Nie chcemy oficjalnie być łączeni z jej osobą. Kurierka pracowała dla konkurencji. - dodał po chwili - Chcemy odnaleźć kurierkę.
Na chwilę przerwał mierząc Billy’ego spojrzeniem.
- Druga sprawa, kwestia ochrony. Dane obiektu ochrony są zawarte na tym kluczu. Zlecenie potrwa 3 dni. Po tym czasie obiekt zostanie przejęty a pańskie zadanie zakończone.
Pytania?

- Może zacznę od obiektu ochrony… od kiedy do kiedy?- zamyślił się Billy pocierając podbródek w zamyśleniu. Domyślał się o jaką kurierkę chodziło Tongowi, ale… nie chciał by ten się zorientował.
- Obiekt jest właśnie w transporcie. Oczekujemy dostawy najpóźniej jutro rano. Wczesnym rankiem. Od tego momentu, 3 dni. Kwestia zorganizowania kolejnych bezpiecznych lokacji. Obiekt jest niezwykle cenny dla nas. - dodał uprzejmie kiwając głową Tong.
- Dajecie bardzo krótki czas na przygotowania.- zamyślił się Billy pocierając podbródek. Wziął klucz dodając.- Ale niech będzie… zakładam, że trudniej będzie namierzyć obiekt, jeśli ciągle będziemy w ruchu, więc… nie mogę dać gwarancji co do znalezienia owej kurierki, ale mogę jej też poszukać podczas chronienia obiektu.
- Obiekt ma priorytet.
- wyjaśnił ze spokojem Mr. Tong - Kurierka… jest w centrum zainteresowania ze względu na przekroczenie pewnych umownych granic - Azjata machnął lekko dłonią jakby nie chciał takimi szczegółami kłopotać najemnika. - Powiem więcej, wskazanie miejsca pobytu kurierki w zupełności wystarczy. - dodał z uśmiechem, który nadał jego twarzy dobrotliwego wyrazu. Takiego z rodzaju dobrotliwych wujaszków, których pamięta się długo i ciepło.
- Więc uznajmy, że znalezienie kurierki będzie opłacone, jeśli rzeczywiście zdołam coś znaleźć. Co zaś do ochrony.- rzekł Idol bawiąc się kluczem.- Będę potrzebował niewielkiej zaliczki na hotele i posiłki i wypożyczenie na tą misję dyskretnego acz opancerzonego wozu.
- Przelew zostanie uruchomiony na to samo konto co zwykle. - skinął głową mężczyzna - Otrzyma pan również sprzęt do komunikowania się ustawiony na odpowiednie kanały transmisyjne. Wszelkie dodatkowe instrukcje znajdują się tu - wskazał trzymany przez Idola klucz.
Rozmowę przerwało podejście gejszy, która ponownie ukłoniła się głęboko przed Idolem. Niewielka bambusowa taca z opatuloną w sterylnym opakowaniu serwetką, obok niej niewielka czareczka z zielonego jadeitu oraz smukła biała buteleczka. Gejsza podwinęła szeroki rękaw kimona po odstawieniu tacy na stolik. Ujęła buteleczkę smukłymi palcami i przytrzymując dłoń drugą ręką nalała sake do czareczki. Z wdziękiem odstawiła buteleczkę z powrotem na tacę i ujęła czareczkę poniżej jej brzegu, którego dotknąć miały usta gościa. Ułożyła czareczkę we wnętrzu miękkiej i wypielęgnowanej dłoni i podsunęła ją ku Idolowi.
- Kanpai - dodała przy tym z uśmiechem i pochyliła głowę podzwaniając ozdobami.
Idol uśmiechnął się lekko i wypił trunek wprost z podanej czarki. Był czas, gdy często tak rozkoszował się sake… w innym życiu, które wydawało się teraz snem.
- Rozumiem, że zamówienie zostało przyjęte - stwierdził Mr. Tong, tym samym dając znak do zakończenia spotkania. Zaś gejsza spojrzała na Idola czy życzy sobie ponowną porcję trunku.
- Tak.. mam jednak pytania dwa.- rzekł Billy chowając klucz do wewnętrznej kieszeni marynarki.
Azjata wykonał zachęcający gest, zaś gejsza brak odpowiedzi uznała za potwierdzenie i powtórzyła całą ceremonię serwowania sake.
- Imię owej zaginionej… krewnej i miejsce gdzie ją ostatnio widziano. Wszak muszę wiedzieć skąd zacząć szukać pana bratanicy.- rzekł Billy upijając znów sake z podanej czarki. Co prawda gejsza mogła być częścią yakuzy, ale Idol uznał, że nie ma co otwarcie gadać o interesach przy obsłudze klubu.
Zleceniodawca skinął w kierunku marynarki Idola:
- Informacje co do ostatniej lokacji, wyglądu i nazwiska znajdują się również tam. Miejsce, w którym zaginęła zostało sprawdzone przez policję w 24 godziny po zajściu. Nie znaleziono nic wartego uwagi. Dlatego mile widziane są pańskie usługi.
- W takim razie postaram się by były mile widziane... choć nie jestem detektywem i w tej sprawie nie mogę dać żadnych gwarancji.-
wyjaśnił Idol splatając dłonie. Po czym wstał.- Domo arigato za ugoszczenie mnie. Obowiązki wzywają.


Uprzejma obsługa klubu “21” odprowadziła Billy’ego do wyjścia. Mężczyzna znalazł się na ulicy, w środku deszczowego dnia z kilkoma zaskakującymi zleceniami i pytaniem co dalej.
Wizyta u Cathy na razie zawieszona w próżni do czasu informacji od hakerki...Jakie powiązanie ma ze sprawą kurierki i lady J. i yakuza? Co to za obiekt? I co dalej z prezentem?
Na razie Billy był w kropce. Jego jedynym punktem zawieszenia były informacje zawarte w kluczu od Yakuzy. Idol sprawdził godzinę… do spotkania z Kirą miał jeszcze czas. Cathy nie zasygnalizowała jeszcze potrzeby spotkania.
Pozostało na razie wrócić do “Clockwork Rosebud” i przejrzeć zawarte informacje. Niepokoił go fakt powiązania całej sprawy z Lady J.. Właścicielka przybytku mogła się wpakować w poważne kłopoty, a tego Idol nie chciał. Nie mógł jej jednak otwarcie ostrzec, bo yakuza najwyraźniej nie chciała rozgłosu przy tej sprawie. Kim była owa konkurencja japońskiej mafii? Billy nie spytał się żeby nie wzbudzać podejrzeń pana Tonga. Wszak taka informacja nie była mu potrzebna.
Zamówił więc taksówkę by dotrzeć do swej klitki.


Podczas oczekiwania na taksówkę, leniwie obserwował tłum na ulicy, rozmyślając o swej obecnej sytuacji. Więcej pytań niż odpowiedzi nie było nowością dla najemnika. Z ciekawością zaobserwował krótką scenkę przed jednym z otaczających go klubów. Pośród tłumu przechodniów kręcił się młody chłopiec na oko 7 czy 8-letni. Maluch żebrał co łaska, co chwila ocierając cieknący nos, ale za to z wielkim uśmiechem, przyciągając uwagę a to przechodniów, a to turystów a to oczekujących w kolejkach po kawę zabieganych mrówek. Nie dostawał wiele, ale niezbyt się tym przejmował. Niemniej jednak, ktoś musiał wezwać patrol nPD, który pojawił się zagradzając drogę maluchowi. Jeden z policjantów zeskoczył z motoru i podszedł do chłopczyka z ewidentnym zamiarem ujęcia “szkodnika”. Chłopczyk próbował się wycofywać i to był jego błąd - Idol zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Takie działanie było zazwyczaj traktowane jako stawianie oporu aresztowaniu. Policjant bez wahania uruchomił pałkę z teaserem i uderzył nią dziecko. Chłopczyk z krzykiem i w drgawkach padł na ziemię mocząc się. Tłum zafalował ale nie zareagował w żaden sposób. Policjant właśnie uniósł pałkę po raz drugi.
- Hej ! Co ty wyrabiasz z moim bratankiem!- wrzasnął nagle Billy i ruszył do przodu torując sobie drogę przez tłum “słusznym gniewem rodzica”.
Zaskoczony policjant rozejrzał się po tłumie, błyskawicznie ogniskując spojrzenie na Idolu. - Chwileczkę - mruknął do ramienia, na którym umieszczony miał komunikator z bazą. Wyciągnął pałkę w kierunku Idola - Pańskie ID, obywatelu i ID dziecka.
- Chciałbym podać ale nigdy nam nie nadano. Smark ucieka co jakiś czas w świat… a potem trzeba szukać. Żyłka awanturnika…- westchnął Billy głośno i dodał ciszej.- Poza tym, pada i na serio chce się wam męczyć z całym tym protokołem z powodu jednego małego dzieciaka? Zawsze to można przecież ugodowo… młody jest i głupi. Pouczenie nie wystarczy?
- Jak to nie nadano? -
policjant ewidentnie na świeczniku, obserwowany przez zbierający się w pewnej odległości tłumek, nie chciał załatwiać sprawy ugodowo - Imię i nazwisko - dorzucił służbowym tonem.
- Chazzie… ojca nie znam, a matka miała Suajivatis chyba… jak się człowiek rodzi w rynsztoku to kto ma mu je nadać? Chazzie… to imię jakie sam sobie nadałem.- zaczął “wyjaśniać” Billy, jeszcze bardziej gmatwając sprawę.- Panie władzo… robi się tu mały tłumek i pada coraz bardziej. Może więc pouczenie wystarczy, a ja… gubię czasem rzeczy. Albo wesprę policję jako wzorowy obywatel jakąś sumką, zanim tu się burza nastąpi.- tu wskazał na tłumek oburzonych agresją obywateli.
Za plecami policjanta maluch zaczął się powoli zbierać, podnosząc na czworaka z głośnym jękiem. Ewidentnie zorientował się w grze jaką Idol prowadził i dopracowywał szczegóły. Z wykrzywioną buzią trzymał się za miejsce, w którym oberwał pałką i ocierał łzy na policzkach rozmazując brud.
Policjant nieco skołowany całą sytuacją stwierdził:
- Tym razem wystarczy… - burknął - zabierać się stąd i nie chcę więcej o was słyszeć. - pogroził ponownie pałką chłopaczkowi. - A ty obywatelu lepiej go pilnuj. - zaczekał pilnie obserwując Billy’ego, aż ten zbierze bratanka i opuszczą miejsce zdarzenia.
- Widzisz urwisie!-
krzyknął na dzieciaka Billy biorąc za rękę.- Ile kłopotów robisz mi i panu władzy. Trzeba było siedzieć w domu, a nie ganiać w deszcz. Przeproś za kłopoty które sprawiłeś.
Sam Billy też zgiął się w ukłonie nie wypuszczając dzieciaka.
- No… przepraszam… - burknął chłopaczek poddając się chwytowi mężczyzny - To się już nigdy nie powtórzy! - dorzucił ale policjant zmarszczył brwi jakby niedowierzająco. Sygnał powiadomienia o taksówce brzmiał dla Billy’ego jak wybawienie.
- Idziemy.- rzekł Idol zaciągając dzieciaka do taksówki.- I żeby mi to było ostatni raz.
A gdy wsiedli i ruszyli, spytał.- To jak masz na imię i gdzie cię wysadzić?
- Kim -
mruknął dzieciak - obszczałem się, kuźwa - dodał próbując wytrzeć jakoś plamę na spodniach. - Masz fajka? - dodał z uśmiechem rozsiadając się obok Billy’ego - Na rogu Eddison str i Cornwell będzie dooobrze. No i dzięki.
- Nie ma za co. A fajków nie mam. A ty potrzebujesz jeszcze płuc, więc odpuść sobie palenie.-
sięgnął do portfela i wyjął chip kredytowy na niewielkie sumy.- Masz… kup sobie zupę, bardziej ci się przyda.
Kim capnął czip i szybkim gestem schował go do bluzy.
- No… dobra… kupię se zupy… - potwierdził stanowczo. Idol był jednak pewien, że kasa pójdzie na coś innego. - A jak Tobie na imię, he? Bo w tego “Chazzie” w życiu nie uwierzę - dorzucił. - No i gdzieś się tego dorobił? - postukał w protezę Billy’ego.
- Billy Idol…- i zerknął na sztuczną rękę.- Urwało mi w akcji. Tak to jest, gdy się gryzie większy kęs niż można przerzuć.
- Ech… - zezłościł się chłopaczek - gadasz jak zgred. A nie potrzebujesz na przykład części wymiennych, co? - oczka mu się zapaliły - Albo może masz ochotę się zabawić? Bo wiesz mam takich znajomków, oni różne rzeczy za prawie darmoszkę załatwiają.- dorzucił kiwając zachęcająco głową.
- Może innym razem.- mruknął Billy zamyślony.- Mam robotę… hmm.. a wiesz może gdzie jest “Moonlight motel”?
- Nie bardzo -
zmartwił się Kim - ale… - cwany uśmieszek rozjaśnił mu twarzyczkę - … mogę załatwić ci aktualizację mapy albo w ogóle wymienić gpsa. Chcesz?
- Nie wiesz… ale jak już znajdziesz go i pokręcisz w okolicy, to może natrafisz na coś ciekawego, to jak ja się tam zjawię zapłacę za takie informacje, lub chociaż za fatygę.-
odparł Billly nie mają ochoty oddać swojej elektroniki w niepewne ręce.
- Aha… a dasz na drugą zupę? - natychmiast padło pytanie - bo wiesz… nie jadłem śniadania.... - dorzucił mały ancymon. - A takie kręcenie to zużywa dużo energii, co nie?
- Nie przeginaj.-
rzekł Billy z uśmiechem ściskając i rozluźniając sztuczną pięść.- Mógłbym strzaskać policyjną pałkę w dłoni. Na pewno chcesz drażnić taką osobę? Ucz się kiedy należy się wycofać.
Kim rozłożył zabawnie ręce i uśmiechnął się szeroko:
- Nie możesz mnie przecież winić, że próbuje, co nie? - na chwilę się zasępił - to co z tym motelem? Coś specjalnego? Jakaś laska twoja? - mrugnął jak do kumpla.
- Interesy.- stwierdził krótko Billy wyjaśniając.- Interesy które zabijają wścibskich. Im mniej wiesz, dłużej pożyjesz.
- No zgred, normalnyś zgred.
- pokręcił głową niepocieszony Kim - Daj adres. A tego… jak się z tobą kontakcić jakbym coś zauważył? Bo wiesz, żeby nie było, że ja tam posterczę za darmoszkę nie?
- Już ci mówiłem, że tam się zjawię prawda? Wtedy się rozliczymy
.- wyjaśnił Billy krótko.- Bo i tak się tam zjawię, czy będziesz sterczał czy nie.
- No a adres? -
Kim jakby troszkę sflaczał, gdy Idol się nie poddawał jego urokowi.
- 13, Thousandth Street…- odparł Billy gdy już dojeżdżali do Eddison Street.
- Dobra… - Kim wyciągnął dłoń do ubicia interesu.
Billy uścisnął dłoń dzieciaka dodając na pożegnanie.- Uważaj na siebie mały.
- Się wie -
mruknął pewnym tonem Kim wysiadając z taksówki. - Do zobaczyska, zgredzie. - za chwilę zniknął w tłumie. Taksówka zaś ruszyła w stronę mieszkania najemnika.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-02-2016 o 12:57.
abishai jest offline  
Stary 11-01-2016, 18:10   #5
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Idol wrócił do swojego apartamentu, z ulgą wchodząc do suchego i ciepłego pomieszczenia.
Bez zwłoki zasiadł do odczytania danych z dysku. Zakodowane dane były głównym informacji. Chwilę trwało ich rozpakowanie i odkodowanie i w końcu Billy mógł zacząć czytać i przeglądać zarejestrowane ujęcia.
Folder krótko nazwany “2” zawierał następujące informacje:
Obiekt: transporter kriogeniczny
Wymiary: 2 metry na 90 cm
Waga: 90 kg
Wymagania specjalnie: ekstra delikatna zawartość, nie odwracać, nie przerzucać, nie otwierać
Rodzaj transportu: standardowy mini-Daimler z zaczepami stabilizującymi
Termin odbioru: do potwierdzenia
Miejsce odbioru: do potwierdzenia


Kolejny folder “1” zawierał nieco więcej danych. Danych, które jednak Billy spodziewał się zobaczyć.
Imię i Nazwisko: Vonda Masters
Ostatnia znana lokacja: 13, Thousandth Street, pokój 1020
Przylot z Chicago do NJ standardowymi liniami pasażerskimi
Zarejestrowana w motelu 4 godziny po przylocie
Stan aktualny: brak danych
Na koniec niewielki hologramowy wizerunek
I krótki raport od obsługi motelu, że kobieta nie wyrejestrowała się w określonym czasie, zostały po niej jej rzeczy.
W nPD sprawę prowadzi detektyw Nick Stanton.


I tyle. Nic więcej klucz wypluć z siebie nie chciał.
- Trzeba będzie dorzucić czarną farbę, jakieś emblematy religijne… wygląda na to że szybciej odwiedzę doktora. - zamyślił się Billy rozważając możliwości. Nie podobało mu się wożenie komory kriogenicznej… z żywą zawartością, ale biznes jest biznes. Najbardziej sensowne wydawało mu się przerobienie wozu na karawan. Tych mało kto się czepia, nawet w obecnych czasach. Sprawdził która godzina.. trzynasta. Za wcześnie by zaczepiać Kirę, ale nie za późno na solidny obiad w pobliskiej knajpce z tanim żarciem, głównie wietnamskimi posiłkami.
Jeszcze tylko szybkie łącze Video z Willem.
- Hej doktorku… nie przeszkadzam?- zapytał wesoło.
- No w końcu - zagderał lekarz podciągając gogle chirurgiczne na czoło - Kiedy raczysz mnie odwiedzić? - dźgnął palcem powietrze znacząco.
- Wkrótce, wkrótce.. a możesz przy okazji polecić jakiegoś blacharza i lakiernika. Który robi robotę od ręki i nie zadaje pytań?- zapytał Bill.
- W nCatsaraju 5 znajdziesz takich na pęczki? - odpowiedział doktor lekko zdziwiony.
- A którego możesz osobiście polecić, bo to dość nagła i pilna robota. I musi być zrobiona od razu?- zapytał po zastanowieniu Billy.
Will podrapał się po nosie zastanawiając:
- Może Razz, albo Moira… któraś z tych dwóch w każdym razie. Dość sprytne osóbki i nie lubią wsadzać nosa w nie swoje sprawy. Chociaż ta pierwsza ostatnio była u mnie z paskudnym przeziębieniem. Nie wiem czy już wróciła do pracy.
- To zajrzę do Moiry… wpadnę jutro do ciebie po adres.-
odparł Billy po chwili zastanowienia.- Może być?
- Zarezerwuj sobie jakąś godzinkę na przegląd
- zastrzegł lekarz od razu, zaś Idol mógł dodać w myślach “i trochę kasy.”
- Ok…- odparł Idol pocierając podbródek. Z kasą nie powinno być problemu, w końcu miał zaliczkę od yakuzy. Tylko czy uda mu się upilnować pojemnika?
- Dam znać jakieś pół godzinki przed przyjazdem. Do jutra.- rzekł Idol i przerwał połączenie. Teraz pozostało mu się udać, by zakupić coś na ząb. I po drodze zajrzeć jak sobie radzi Kira przy barze.


Bar o tej porze był okupowany przez osoby chętne na przegryzkę i szybkiego drinka i które akurat były w pobliżu "Clockwork Rosebud". Zadziwiające jak sporo takich osób się znajdowało nawet w środku dnia. Kira i nieliczne kelnerki miały zajęcie i wprawkę przed wieczornym obłożeniem.
Zaś sama tania jadłodajnia pękała w szwach. Trójka kucharzy uwijała się jak w ukropie by obsłużyć wszystkich chętnych wykrzykujących swe zamówienia. Nawet deszcz nie odstraszał głodnych ludzi. Kilka rozstawionych wysokich stolików okupowanych było przez okolicznych lokalsów, którzy rozpoznając Idola pokiwali mu na powitanie.
Po czym powrócili do dywagacji na temat czipowania.
Sam Idol odpowiedział tym samym powitaniem i zasiadł przy barze zamawiając specjalność dnia, która zawsze była najświeższym, a przez to najdroższym posiłkiem.
Generalnie pozostawało mu czekać na Cathy, bo w tej chwili nie mógł wiele zrobić… poza jednym, podłączeniem się do internetu i poszukaniem na którym posterunku pracuje Nick Stanton. To były wszak powszechnie dostępne dane.
Pan Wong Viet pozdrowił stałego bywalca i zaczął przygotowywać zamówioną potrawę. Zaś informacje, których poszukiwał Billy byłby na policyjnej stronie - Stanton, z hologramu wyglądający na dobrze po pięćdziesiątce, pracował na 24 posterunku nPD. Nie minęła chwila a zamówione danie zostało podane Idolowi. Wokół zaś podobnie jak od kilku ostatnich dni dyskusje kręciły się wokół zapowiadanej przez rząd sondy. Rozmowy były dość zażarte i Idol mógł z łatwością wyłowić gdzieniegdzie pojawiające się słówko Matrix. Hasło to jednak powtarzano niezwykle dyskretnie jak na rozemocjowany porą posiłku tłum.
Niemniej, nim Idol mógł skupić w pełni swą uwagę nad słowem ulicy, w jego osłonie oka wyświetlił się komunikat o przychodzącej wiadomości.
-Tak?- spytał cicho Billy uruchamiając przekaz i przerywając na chwilę posiłek.
- Gotowe - pisnął cichy głosik tym razem małego dziecka - czekam. - Cathy zdecydowanie się pospieszyła tym razem. - Przynieś coś słodkiego… i kawę.
- Lubisz być rozpieszczana.- mruknął tonem starszego brata Billy i dodał.- Będę za pół godzinki.
- Czekam. - pisnęła ponownie hakerka i rozłączyła się. Zdecydowanie czasem miała przedziwne zachcianki. Tym razem kawa… to był pierwszy raz odkąd ją znał, żeby prosiła go o kawę. Cóż, czasem lepiej nie rozumieć kobiet.
Billy pospiesznie dojadł posiłek i zabrał się załatwianie kaprysów Cathy. Kawa. To było łatwe… ruszył do “Clockowork Rosebud” by stamtąd zabrać kawę na wynos.
Kira widząc go przy barze uśmiechnęła się i odgarnęła dłonią grzywkę. Wsparła dłoń o biodro i spyta:
- Nie możesz się doczekać wieczoru? Czy po prostu polubiłeś drinka?
- To pierwsze… Ale niestety muszę jeszcze gdzieś wyjść, więc tylko wezmę kawę na wynos.
- odparł Idol przysiadając się.
- Ech a już myślałam, że będę mieć przyjemne towarzystwo przez resztę zmiany. - westchnęła teatralnie i zaczęła przygotowywać zamówienie. Przy okazji przyjmując kolejne od pozostałych gości marudzących o jej uwagę. Po chwili postawiła kubek z napojem przed Billym. - Proszę - nadstawiła czytnik do sczytania czipa.
- Wkrótce wrócę… w końcu przyciągasz do siebie jak magnes.- odparł żartobliwie Idol płacąc za kawę i zabierając ją ze sobą.- Jak potężny magnes.
Kira napięła smukłe ramię w udawanym kinetycznym przyciąganiu:
- Wracaj szybko, słońce. - i pomachała na pożegnanie.
Tymczasem Billy ruszył ku “kryjówce” Cathy. Z nabyciem słodkiej przekąski nie było problemu - w sklepikach mijanych po drodze wybór był całkiem szeroki.


W końcu stanął po wejściem do kwatery swojej młodej przyjaciółki.
Potężne pancerne drzwi stanowiły barierę, którą rzadko przekraczał. Wiedział że za nimi były kolejne drzwi z panelem video. A co za nimi? Nie wiedział. Cathy bardzo dbała o swą prywatność. Tych drugich nie przebył nigdy dotąd.
- Cathy?- nacisnął przycisk interkomu.
Odpowiedź nadeszła niedługo potem:
- Jestem… - głos był zniekształcony jakby mówiła blisko urządzenia. - … masz kawę?
- Kawę i słodkości… wpuścisz do przedpokoju?-
zapytał Billy.- To nie rozmowa, która powinna być obserwowana.
Usłyszał jeszcze głębokie westchnienie, a potem odpowiedź:
- Dobra, ale… ale tylko do przedpokoju. - dodała dziewczyna i jeszcze chwila … a Billy usłyszał dźwięk zwalnianego zamka i cichy syk przesuwających się drzwi.
Za nimi… zapachniało … jaśminem? i czymś jeszcze, czego Billy nie mógł zidentyfikować mimo, że zapach wydawał się znajomy.
Za drzwiami zaś w wielkim podkoszulku, porozciąganym do granic możliwości, wielkich glanach ze sznurówkami i zapięciami dyndającymi na boki, obcisłych spodniach z niezliczoną ilością kieszeni stała niewielka postać
Na głowie miała gogle, w brwi i brodzie kolczyk. Jej twarz była jednak oszpecona bliznami, które dziewczyna próbowała zamaskować pod włosami. Bez skutku.
- Cześć - mruknęła widząc taksujące spojrzenie Billy’ego. - Kawa? - wyciągnęła dłoń. Przez jej ramię ciągnęła się podłużna blizna, widoczna gdy dziewczyna ruszyła nieco bliżej.
- A tak... kawa… proszę.- Billy był zaskoczony jej widokiem. Wiedział wszak, że Cathy nie kontaktuje się zazwyczaj z ludźmi w sposób inny niż przez sieć. Podał jej napój i papierową torbę.- Nie znam się na słodyczach, ale ponoć te ciasteczka są dobre.
- Tak… - skinęła głową odpowiadając na nie wiadomo co dokładnie i nim Idol miał szansę otrząsnąć się z szoku na jej widok … zawróciła do zamkniętych drzwi za nią. - Zaczekaj tu. - zabrała napój i torbę i zniknęła za drzwiami. Przez ułamek sekundy gdy drzwi były otwarte, Idol mógł dostrzec ogromne kłęby kabli, monitory i hologram wyświetlający jakiś model urządzenia.
Cathy wróciła po niedługiej chwili i stanęła ponownie zakładając ręce na piersiach.
- No to co to za sprawa? - spytała nieco unikając spojrzenia Billy’ego.
- Vonda Masters… szuka jej kilka osób.- rzekł Billy przechodząc od razu do rzeczy.- A nie wiem kto jest. Muszę zdobyć nagranie z motelu, które jest na jakimś posterunku policyjnym. Potrzebuję fałszywej tożsamości policjanta, najlepiej fedsa. Musi wytrzymać przynajmniej dzień… tyle wystarczy by wejść na bezczela do posterunku i zdobyć informacje.
- Aha czyli podrasować to co już zrobiłam.
- kiwnęła głową dziewczyna. - No dobrze, ale czemu… nie wyślesz tam po prostu nanów? - oparła się barkiem o ścianę, kopiąc lekko podłogę czubkiem buta.
- To niestety drogie zabawki do których ja akurat nie mam już dostępu.- stwierdził ze śmiechem Billy.- Choć fajnie by było.
- Mhm… ale ja mam -
rzuciła Cathy jakby to było oczywistością. - Nie łatwiej niż włazić z butami na posterunek nPD albo do federalnych?
- Zgadza się… ale znów będę ci winny przysługę. I to dużą.-
wyjaśnił Billy kiwając głową. Miała rację, że byłoby łatwiej i bezpieczniej. I drogo.
- No jak wolisz - objęła się nieco ciaśniej ramionami - to poprawię to co zrobiłam. Powinnam skończyć do wieczora. Tę Vondę też mam sprawdzić?
- Przy okazji…- zamyślił się Billy.- ...Z tą Vondą mi się nie spieszy, a w kwestii nanobotów to… ile bym wtedy ci winien?
- To zależy… czy chcesz na stałe czy wypożyczyć. Normalnie nie wypożyczam, ale… znamy się trochę. -
na policzkach dziewczyny pojawiły się lekkie rumieńce. Widać, że palnęła coś odruchowo i teraz żałuje.
- Raczej wypożyczyć do jednej akcji, wiem jak trudne do zdobycia są to zabawki.- odparł Billy i dodał z uśmiech.- Ten rumieniec dodaje ci uroku.
Cathy na te słowa zaczerwieniła się jeszcze mocniej i rzuciła mężczyźnie spłoszone spojrzenie:
- Tak … too… poczekaj - i uciekła z powrotem za drzwi pracowni. Wróciła niosąc niewielką walizeczkę. Podała ją Idolowi a potem cofnęła dłoń. Czekaj pokażę ci lepiej.
Kucnęła i nie patrząc na najemnika otworzyła walizeczkę. W środku na gąbkowej wyściółce leżały dwie półtora centymetrowe ważki. Obok znajdował się też niewielki czip.
- Tutaj masz czip z oprogramowaniem, standardowe moje zabezpieczenia - stwierdziła mając na myśli klucz jaki Billy dostał od niej - Sterujesz nimi normalnie z panelu. - popatrzyła w górę wciąż kucając i wskazując po kolei elementy zawartości walizki. - Masz możliwość nagrywania, do 2 godzin nagrania, mają zasilanie backupowe na wypadek jakichś problemów w sumie czas aktywności do 4 godzin. Mmm... coś zapomniałam? -spytała na głos drapiąc się po policzku z namysłem.
- Da się je podłączyć do wewnętrznej sieci policji? Nagranie pewnie jest na którymś z twardych dysków wraz z całym dochodzeniem. Gliny piszą często raporty.- Billy uśmiechnął się nieco czule. Mogłaby być młodszą siostrą jego, albo koleżanką młodszej siostry. Było coś uroczego w całej tej niezdarności Cathy.
- A! Racja. - pokiwała głową - Tak, zobacz mają tu wbudowany micro-USB, standardowe, nie powinno być problemów z ich użyciem. Szczególnie na posterunku nPD. Megacorps to już inna klasa ale na nPD powinno w zupełności wystarczyć - nagle rozgadała się jak katarynka gładząc z lubością mini-robocika. Po czym się zreflektowała i maskując speszenie wsadziła ważeczkę z powrotem do walizki. - Wystarczy, że użyjesz oprogramowania. Jest całkiem intuicyjne - to ostatnie zabrzmiało jak “for dummies”.
- A wirusy i trojany? Nie mam tak zwinnych paluszków jak ty… sam nie złamię policyjnych zabezpieczeń.- spytał żartobliwie dobrze wiedząc, że jeśli chodzi o cyberprzestrzeń i hakerskie sztuczki to klawiatura już dawno odeszła w niebyt.
Dziewczyna spojrzała na Billy’ego mrużąc lekko oczy, co przypomniało mimikę koteczka, jej awatara. - No podstawy to chyba jakieś masz? nPD nie należą do skomplikowanych sieci. W razie co, po prostu zadzwoń. - podniosła się. - Albo czekaj… może… nie… lepiej daj mi znać jeśli będziesz mieć problemy. - zmieniała zdanie w ciągu chwili.
- Będę w stałym kontakcie… albo porwę cię do mojej bryki. W każdym razie tej którą dostanę i przerobię na karawan.- odparł żartobliwie Billy i zmienił temat.- Bo dostałem robotę w postaci przewozu cargo. Coś podejrzanie organicznego, ale opłacalne. Tak przy okazji…
- Może ktoś na organy?
- rzuciła Cathy wykrzywiając na chwilę usta - albo jeszcze coś innego.
- Organy można przewieść w bardziej wygodnym pojemniczku, ale nie chcę sprawdzać. Zleceniodawca mógłby się wkurzyć i ja skończyłbym poszatkowany… ale z czegoś trzeba żyć. Jak będziesz chciała się przejechać karawanem to jutro akurat będzie okazja.-
zaproponował Bily wesołym tonem, a potem spoważniał.- I uważaj przy szukaniu tej Vondy Masters… co najmniej dwie mafie ostrzą na nią zęby. Nie chcę by ci coś się stało przeze mnie, więc nie ryzykuj w sieci, ok?
Cathy na hasło o przejażdżce karawanem miała przez chwilę wielkie oczy. Zamrugała szybko:
- Do… dobrze, będę ostrożna. - mruknęła lekko zszokowana samą propozycją. - To jesteśmy w kontakcie. Dzięki za kawę - zaczęła ruszać w kierunku wyjścia wymuszając na Idolu ten sam kierunek - To na razie. Cześć - ewidentnie wizja wyjścia z domu i jazdy karawanem po mieście była zbyt dużym wyzwaniem dla hakerki.
- Jasne… do następnego spotkania koteczku.-
rzekł z uśmiechem Billy biorąc walizeczkę i wychodząc. Plan Cathy był zdecydowanie lepszy niż jego. Pozostało tylko powrócić do “Clockwork Rosebud”, schować walizeczkę i spotkać się z Kirą.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-01-2016, 18:43   #6
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Klub Lady J. zaczynał powoli ożywać. Nie była to co prawda jeszcze “pełna para” ale dzienną zmianę gości, zaczynała zastępować powoli fala nocnych fanów przybytku.
Zaczęły pojawiać się też pierwsze dziewczęta, zaś technicy sprawdzali holo-wyświetlacze oraz sprzęt VR w lożach.
Pojawiły się też dodatkowe kelnerki-droidy oraz kilku kelnerów typ “eye-candy”. Lady J. dbała o klientów obu płci. Być może dlatego jej klub był popularnym miejscem relaksu w tej dzielnicy.

Sama Kira wraz z Joe, jak nazywała swojego partnera-robota, działała za barem. Zamówienia z zajmowanych stolików były wysyłane przez klientów zdalnie, z e-menu dostępnego przy każdym stoliku. Usprawniało to obsługę zamówień choć niekoniecznie ułatwiało życie barmanom. System jednak działał choć sprawiło to, że Kira nie zwróciła tym razem uwagi na Idola.
Idol nie zamierzał jednak zawracać głowy Kirze podczas roboty. Usiadł przy barze i zamówił kawę. W końcu tak naprawdę miał mieć Kirę dla siebie, gdy zakończy robotę… choć nie bardzo wiedział jeszcze gdzie ją porwie. Znał parę knajpek w okolicy, ale żadna nie była prestiżową restauracją… na pogaduchy przyjacielskie jednak wystarczały. No chyba że… wpadną do któregoś z ich mieszkań, na wspominki przy instant-beer. Alkoholowym tanim świństwie, które jednak miało na tyle dużo procentów, że dało się zapomnieć o całej chemii tam wstrzykniętej.
Kira była przyjemnym obiektem do obserwacji. Szybko i z gracją działająca za barem, z niezmiennie szerokim i ciepłym goszczącym na twarzy. Widać było, że goście ją lubią i czują się odprężeni w jej towarzystwie… gdy w końcu mogła z nimi na chwilę zagadać.
Parująca kawa została podana Billy’emu z kokieteryjnym mrugnięciem i dziewczyna odeszła by obsłużyć napływające zamówienia.
Mimo, że oczekiwania i obserwacja nie należały do najbardziej zajmujących zajęć, Idol ani się obejrzał gdy pojawiał się zmiennik Kiry i dziewczyna zdawszy bar, przysiadła się do niego. Po tej samej stronie baru tym razem.
- Uff… srogo było. No ale dałam radę. To co? - dmuchnęła w grzywkę - Nadal chętny na randkę czy już masz dość? - zaśmiała się cicho, bo śmiech ginął w narastającej stopniowo muzyce.
- Jasne że mam…- rzekł Billy uśmiechając się i wędrując spojrzeniem po gibkiej sylwetce Kiry dodał.- Masz jakieś konkretne życzenia co do tego jak mamy spędzić czas? Czy też zdajemy się na żywioł? Jeśli jesteś zmęczona chodzeniem, to do mojego pokoju jest blisko i możemy tam pogadać przy piwie.
- Podoba mi się twój styl, Idol -
kiwając głową - pokój brzmi nieźle. Pizza i piwo? - kręcąc głową dodała - szczyt klasy, co? Ale cóż, zwykła ze mnie dziewczyna - uśmiechnęła się rozbrajająco i rozłożyła ręce.
- Cóż… Nie przepadam za restauracyjkami. Ale… w ramach wynagrodzenia, po schodach mogę cię zanieść na górę.- rzekł pół-żartem pół serio Billy biorąc mechaniczną dłoń dziewczyny w swoją mechaniczną dłoń i prowadząc w kierunku części z pokojami.
Barmanka ruszyła za nim:
- No to dobrze się składa z tym pokojem zatem. Musisz mi opowiedzieć wszystko o tym co lubisz… - rzuciła dwuznacznie - … i o tym, czego nie lubisz. To będzie twój sposób na spłacenie długu. - na chwilkę wtuliła się w protezę Idola z kocią minką.
- No to przyjemnie jest jak się do mnie tulisz.- rzekł Billy nie pozwalając jej uciec i sam przytulił ją mocno, gdy dochodzili do schodów.- A teraz porwę cię w ramiona, więc… nie zdziw się jak poczujesz palce moje na swych pośladkach.
- Nowa twarz Billy’ego -
mruknęła wpatrując się w twarz najemnika i nie odsuwając się ani na milimetr - daleko… ten pokoik? - zwilżyła usta czubkiem języka w nieświadomej prowokacji.
- Nie daleko.- rzekł z uśmiechem Idol biorąc Kirę w ramiona i powoli pokonując schody.- Swoją drogą… jak mam ci powiedzieć co lubię, a czego nie ? Łatwiej by mi było, gdybyś zadawała pytania… ogólnie pewnie jest wiele ciekawszych rzeczy do robienia, niż wysłuchiwanie jak wymieniam całą gamę dań, których nie lubię.
Była leciutka, była ciepła… była milutka, więc przyjemnie ją było nieść po schodach, a potem ostrożnie postawić przed drzwiami do mieszkania. Nie było ono wielkie i składało się głównie z sypialni i łazienki. Był to dawny pokój schadzek, jeden z wielu.. które Lady J. zwykle wynajmowała na godziny. Billy urządził sobie tu także małą kuchnię składającą się z nimi lodówki i mikrofalowej kuchenki. Zlew nie był potrzebny, bo Idol jadł jednorazowe posiłki w jednorazowych naczyniach. Za to łóżko… było imponujące. I stanowiło główny mebel pokoju. Kira mogła się tego domyślać, wszak znała pomieszczenia w “Clockwork Rosebud”.

Gdy Idol zajmował się otwieraniem drzwi, Kira przytuliła się i wciągnąwszy głęboko jego zapach wspięła się na palce by złożyć lekki pocałunek na jego szyi. Przytrzymując się poły marynarki mężczyzny zamarła na chwilę spoglądając badawczo w górę z uśmiechem błądzącym na twarzy. Oprócz uśmiechu widać było również narastające oczekiwanie.
- Wiesz… - szepnęła - … nie miałam na myśli menu… - po czym pocałowała usta Idola z razu delikatnie i badawczo, jakby nie chciała spłoszyć stojącego tak blisko najemnika. Dłonie zacisnęły się mocniej na ubraniu Billy’ego, gdy języczek Kiry zaczął powolutku eksplorować usta Idola.
- Lubię… twoje usteczka…- mruknął pomiędzy pocałunkami Billy, początkowo spięty i zaskoczony nagłą pieszczotą nie ruszał się w ogóle poddając działaniom Kiry. Potem jego dłonie ostrożnie musnęły ciepłą skórę jej ud i przesuwały się powoli w górę, pod wyjątkowo kusą spódniczkę jaką nosiła.
- Tak? - wyszeptała przesuwając usta po policzku Billy’ego w kierunku ucha i pulsującego punktu tuż za nim. Droczyła się i drażniła wrażliwe miejsca, powoli rozpalając najemnika i stając się odważniejsza. Wsunęła dłonie pod marynarkę Idola i objęła go ciasno w pasie. - A co jeszcze lubisz? - wróciła do ust mężczyzny i leciutko possała jego dolną wargę by pocałunkiem, tym razem namiętnym i głębokim, uniemożliwić mu udzielenie odpowiedzi.
Idol oddawał całunek z całym żarem i namiętnością, jaką w nim wzbudzała. Jego język muskał jej język, jego dłonie… drapieżnie chwyciły za jej pośladki ściskając je i masując pod spódniczką.
- Twoje nogi… twoją pupę… też lubię… i szyję…- wymruczał gdy oderwała usta po pocałunku. I nie dając jej okazji na kolejny atak, sam zaczął całować jej szyję delikatnymi muśnięciami warg i języka.
Dziewczyna po omacku zaczęła szukać zamka by otworzyć drzwi do mieszkanka Idola poddając się pieszczotom z cichutkim westchnieniem i zapalczywością przyciągając go jeszcze bliżej, o ile było to możliwe. W końcu jej dłoń natrafiła na przycisk i drzwi się otworzyły. Kira z cichym i nabuzowanym podnieceniem śmiechem pociągnęła Idola do środka.
- Chodź tu - pokiwała na Idola paluszkiem i pociągnęła go lekko za koszulę, sama równie gwałtownie napierając na jego ciało. Zderzyli się ze sobą i jej miękkie, drobne ciało wtuliło się mocno, zaś dłonie zaczęły gorączkowo ściągać z niego marynarkę. Kira wpiła głodne spojrzenie w twarz Idola, zagryzając lekko dolną wargę.
Mężczyzna pomógł jej pozbyć się tego kawałka garderoby, spoglądając rozpalonym spojrzeniem w oczy Kiry i zaczął całować jej usta wsuwając dłonie pod lekką kamizelkę jaką nosiła, by kciukami pieścić szczyty jej drobnych zgrabnych piersi.
Delikatnie napierał na nią pchając na łóżko.
- A ja… - wyszeptała napiętym z pożądania głosem - … lubię jak … mnie... tak dotykasz - wyznała całując Idola zapamiętale. Dłonie zajęły się wyszarpywaniem jego koszuli zza paska spodni, by za chwilę przenieść się właśnie na tę część garderoby. Posłusznie dawała się sterować Idolowi ku wielkiemu łóżku, nie chcąc stracić z jego ciałem kontaktu na ułamek sekundy. Wsunęła w końcu jedną dłoń pod koszulę i przesunęła smukłymi palcami po plecach mężczyzny. Jej proteza zacisnęła się lekko na pośladku Idola.
- A ja... chcę jeszcze zamknąć drzwi za nami.- mruknął cmokając lubieżnie jej ucho i wędrując językiem po płatku usznym.- I ta chwila, gdy na moment się oddalę, jest jedyną okazją byś powiedziała co ty lubisz, zanim zrobię z tobą… wszystko.
Delikatnie popchnął ją w dół, by usiadła na łóżku, czekając aż oswobodzi go na tyle, by mógł podejść do drzwi i zablokować je.
- Wracaj szybko - zamarudziła siadając na łóżku. - Co lubię… lubię - jej słowom towarzyszył cichutki szelest i gdy Idol odwrócił się by wrócić do oczekującej Kiry, dziewczyna stała ubrana jednie w swoje wysokie, sięgające ponad kolano buty oraz niewielkie mocno wycięte figi. Na szyi wisiał długi naszyjnik, przyciągający uwagę do jej niewielkiego biustu z bladoróżowymi szczytami. - niespodzianki… lubię ogień przemieszany z czułością i lubię - Kira odwróciła się tyłem zaglądając na najemnika przez ramię, przy okazji bawiąc się naszyjnikiem - kochać się aż po świt. - odwróciła się z powrotem przodem z uśmiechem, który podbijał wszystkich, którzy ją znali. - No i … lubię Ciebie. - przesunęła palcem wokół szczytu prawej piersi wyzywającym gestem.
- Zaczniemy chyba od ognia… bo na czułość jestem za bardzo pobudzony tymi widokami.- mruknął Billy nerwowo zdejmując koszulę.- Pozbądź się majteczek i usiąść pupą na lodówce. Nie martw się… nie jest tak chłodna jak ja gorący w tej chwili.
Nie musiała mu wierzyć na słowo, jedno spojrzenie poniżej pasa w pełni to potwierdzało, tym bardziej, gdy zrzucił buty i zabrał się za zdejmowanie spodni.

Kira wykorzystała polecenie Idola do kolejne prowokacji. Ruszyła powoli i z każdym krokiem osuwała majteczki coraz niżej. Zatrzymała się na chwilkę by pozbyć się bielizny, który z cichym śmiechem rzuciła Billy’emu. Oparła się pośladkami o lodówkę i podciągnęła na rękach sadowiąc się zgodnie życzeniem Idola. Założyła przy tym nogę na nogę zasłaniając swe łono przed wzrokiem mężczyzny. Za to ponownie podrażniła szczyty piersi:
- Jakie kolejne życzenia, Billy? - uśmiechnęła się wsuwając czubek kciuka w usta i zaciskając na nim swoje ząbki.
Widziała jak na nią patrzył cały czas, coraz dzikszym i coraz bardziej rozpalonym spojrzeniem. Widziała jego reakcję na każdy jej ruch… widziała jak opadająca w dół bielizna odsłoniła dowód jej pragnień twardy i w gotowości. Uśmiechnął się drapieżnie i mruknął nieco chrapliwym głosem.- Dotknij się tam na dole… na moich oczach… przygotuj się na mnie.-
Ruszył ku niej… stanowczym krokiem. Ale nie za szybko. Widok był zbyt zachwycający.
Kira westchnęła cichutko przypatrując się jego ciału i prężącemu się dowodowi zainteresowania
Przesunęła czubkiem języka po palcu wskazującym i przesunęła dłonią wzdłuż piersi, płaskiego brzucha, podbrzuszu, które muskała przez chwilę dłonią by w końcu rozsunąć lekko uda, ot na tyle, by jej kobiecość była widoczna. Nie chciała zdradzać swych wszystkich tajemnic od razu. Powoli wsunęła dłoń nieco głębiej i zaczęła muskać płatki kobiecości jednym palcem. Spojrzenie jej oczu było skupione całkowicie na twarzy Idola, gdy jej palec torował sobie drogę ku wrażliwemu miejscu. Wciągnęła powietrze i zaczęła zataczać palcem niewielkie okręgi i drażnić i pobudzać swe ciało. Z razu powoli, z chwili na chwilę coraz bardziej zdecydowanie.
- Tak? - spytała drżącym szeptem szukając spojrzenia Billy’ego. - Czy wolisz tak? - rozsunęła nieco szerzej uda i powoli wsunęła palec w głąb swej kobiecości wydając cichutki jęk.
-Jesteś… kusząca… na oba sposoby…- Billy zbliżał się ku niej wyraźnie pobudzony i z rozpalonym spojrzeniem. Niewątpliwie prowokujący pokaz mocno na niego działał. Stanął w końcu i położywszy dłonie na jej udach stanowczo zaczął je rozchylać.- Jesteś piękną i zmysłowa aż do szaleństwa… i czas byś posmakowała ognia.
Kira nie przestając się pobudzać, pokiwała głową i wyciągnęła swą wolną dłoń ku Billy’emu.
- Jestem gotowa… - wysunęła dłoń z pomiędzy nabrzmiałych płatków i polizała palce, którymi dopiero do pieściła się na oczach Idola. - … bardzo… gotowa. - dodała głosem pełnym pożądania.
Lewa ręka mężczyzny przesunęła się po karku kochanki. Uśmiechając się czule Billy chwycił za jej włosy odciągając je do tyłu i zmuszając Kirę do wygięcia ciała w łuk i zaprezentowania kochankowi zarówno swej łabędziej szyi, jak i dumnie sterczących drobnych piersi. Usta Billy’ego przywarły do jej szyi w gorących pocałunkach, gdy druga ręka pochwyciła za jej udo, podczas zdobywania jej kobiecości silnym i gwałtownym sztychem.
Trzymając ją mocno niczym swą zdobycz Idol pieścił językiem i pocałunkami sztywne szczyty naprężonych piersi, poruszając biodrami w gwałtownych pchnięciach poruszających lekko lodówkę na której siedziała.
Dziewczyna przytrzymywała się ciała najemnika swą protezą, posłusznie wyginając się pod jego zdecydowanym dotykiem. Jej ciepłe i chętne ciało otoczyło męskość Idola, wyciskając z jej ust przeciągły jęki przyjemności z połączenia i ulgi, gdy napięcie i oczekiwanie zostało w końcu wypełnione. Palce drugiej dłoni wpiła mocno w ramię mężczyzny.
- Mocniej - wyjęczała na chwilę otwierając oczy zasnute mgłą pożądania - ...pro… szę… - Billy wzniecił w niej ogień tak jak ona wznieciła w nim pożar pożądania. Z całym zapałem starała dostosować ruch swych bioder do jego uderzeń. - Wię… cej.. - prosiła, a słowom tym towarzyszył lekki stukot poruszanego ich ciałami sprzętu.
Billy trzymał jej włosy mocno, czując pod ustami napięte mięśnie Kiry i jej przyspieszony oddech. Sam też był mocno pobudzony, co ona odczuwała między udami. Mocniej docisnął jej ciało do siebie i już się nie hamował raz po raz zdobywając wrota jej kobiecości gwałtownie i energicznie. Mocniej, szybciej, bez ustanku… aż ich rozgrzane ciała zaczął perlić pot, gdy zbliżali się do wybuchowego finału.
Ciało barmanki kurczowo napięło się, gdy fala rozkoszy wybuchła w niej pod wpływem dotyku i gwałtownych ruchów Idola. Jęknęła głośniej, wykrzykując spełnienie i wczepiając dłonie mocniej w ciało Billy’ego. - Chcę…. poczuć … - wydyszała zachęcając swego kochanka do poczucia tego samego wszechobezwładniającego wybuchu rozkoszy. -... skarbie…- palce dłoni znalazły na oślep płaski szczyt jego piersi i ścisnęły mocno na zachętę do przekroczenia granicy.
Niewiele już trzeba było Idolowi, wszak ciepłe ciało Kiry pod jego ustami prężyło się zmysłowo i spazmatycznie zaciskało się na jej intruzie. Jeszcze chwilka i zaciskając zęby Billy jęknął, gdy oddał trybut do wnętrza swej kochanki, drżąc od nadmiaru doznań. Wiedział o możliwości spięcia wspólnie zmysłów, by doświadczać jednocześnie i swoich i kochanki odczuć, ale to było zbyt intensywne doznanie by czuć je podwójnie. Może… później?

Na razie… puścił jej włosy mocniej rozchylił uda i kucnął mając owe ukryte skarby jej kobiecości przed oczami.
- Czułości też lubię…- mruknął. I z pewnością droczenie, bo Kira poczuła jak jego język wodzi po skórze jej ud prowokacyjnie omijając jej łono.
Zamruczała lekko rozczarowana gdy Idol opuszczał jej drżące ciało lecz ten pomruk zamienił się w szybko w westchnienia zadowolenia gdy barmanka poczuła muśnięcia języka na swych udach. Oparta na ramionach, z głową odchyloną do tyłu, drżała z niecierpliwości. Zdawać się mogło, że dziewczyna ma spory apetyt. - Czuję… słonko… - wypchnęła lekko biodra, jakby chciała wymusić pieszczotę w miejscu starannie omijanym przez kochanka. Kolejne muśnięcie spowodowało przypływ gorąca i falę drżenia, gdy Idol wprawnymi ruchami pobudzał jej ciało nie dając czasu na odpoczynek.
- Odwdzięczysz się potem tym samym?- spytał żartobliwie językiem zataczając koła po jej łonie tak jak ona to robiła. Wykorzystywał to co mu pokazała, przeciwko niej... rozkoszując się każdym drżeniem jej rozpalonego pieszczotą ciała. Dołączył do tego muskanie jej uda opuszkami palców i własne wędrówki językiem po jej skórze. Niewątpliwie chciał poznać Kirę bardzo... dogłębnie.
- Obie...cuję - pokiwała szybko głową - ale.. pokażesz mi teeeż… sam….jak… - dodała, gdy zorientowała się, że wykorzystuje jej własny pokaz do swoich niecnych celów. - Och! tu - stęknęła cichutko gdy palce Idola musnęły pachwinę i przesunęły się na udo. Kira nie obawiała się mówić głośno o swych pragnieniach. - Masz… cudne dło..onie - dziewczyna drżała już cała, a szczyty jej piersi stanęły mocno napięte i niemal błagające o dotyk.
Przez chwilę język Idola wodził po łonie kochanki smakując jej skórę, a palce wodziły po udach tak jak pragnęła wzbudzając drżenie. Nagle jednak wstał, by nachylić się ku jej piersiom i delikatnie ukąsić ich szczyty. Kira nie zdołała jednak zaprotestować z powodu pozostawienia jej podbrzusza, bo poczuła twarde palce lewej dłoni. Mocne sztywne i błyskawicznie palce protezy wnikające w jej łono stanowczymi ruchami. Wodząc palcami zdrowej dłoni po prawym udzie tak jak lubiła i dla odmiany mocniej poruszając się palcami w jej łonie… pieścił ustami całe jej ciało jak oddany niewolnik w stym-zmysłowych fantazjach sprzedawanych dla użytkowników całych kompletów sprzętu VR.
W odpowiedzi na jego atak, dziewczyna uniosła wysoko zgięte w kolanach nogi i otworzyła się jeszcze mocnej dla Idola. Jej oddech był przyspieszony jak po długim biegu i muskał skórę Billy’ego ciepłymi falami. Kira oparła się barkami o ścianę, złożona niemal w pół, nieświadoma niewygodnej pozycji, drżąca i skoncentrowana na doznaniach i wprawnym dotyku Idola. Liźnięcia, muskania, ukąszenia wraz ze zdecydowanymi ruchami sztywnych palców bioramienia odbierały jej zdolność myślenia. Wiła się pojękując i dysząc, poddając się całkowicie kochankowi. Zdołała otworzyć zaciśnięte dotąd powieki tuż przed szczytem rozkoszy i osiągnęła go wpatrując się w oczy mężczyzny i jęcząc cicho i poddańczo jego imię. Wtuliła się w Billy’ego wciąż wstrząsana lekkimi dreszczami i zaczęła obsypywać jego szyję, ramiona i pierś pocałunkami.

- Mmm to lepsze niż piwo i pizza - mruknęła z echem uśmiechu, wciąż zdyszana. Jej usta odnalazły drogę ku płaskiemu wzgórkowi piersi kochanka, który zaczęła ssać.
-Zdecydowanie…- mruknął Billy leniwie głaszcząc głowę kochanki dłonią i mrucząc.- Ale ta lodówka nie jest zbyt wygodna. Masz ochotę na… łóżko? I jednak parę piw… które mam w lodówce. Pomiędzy kolejnymi… zabawami?
- Mam ochotę na wszystko… z Tobą - wymruczała rozleniwionym tonem do ucha Idola i powoli zsunęła się z lodówki trzymając Billy’ego blisko. - Biorąc pod uwagę, że lodówka jest tuż za mną… to co dostanę za te piwa? - uśmiechnęła się odsuwając pasmo włosów znad oczu.
- Hmmm… a co byś chciała dostać?- mruknął Billy ujmując kciukiem jej podbródek i spoglądając w twarz pocałował ją dość delikatnie. - Jaka myśl sprawia… że uda drżą ci z podniecenia?
- Masz ochotę spróbować coś innego?
- barmanka odpowiedziała pytaniem na pytanie, oddając pocałunek i ssąc lekko koniuszek języka Idola. Jej dłonie spoczęły na biodrach mężczyzny, napierając lekko by poprowadzić go do łóżka. Lustrzane odbicie jego wcześniej planowanej akcji.
Zaciekawiony Billy dał się prowadzić i pieścić przez jej dłonie i usta. Czuł że nabiera ochoty… a i ona to czuła przylegając do niego swym drobnym ciałem i ocierając się o ów dowód jego pragnień.
Kira popchnęła go by usiadł na łóżku a sama rozpięła cholewkę jednego z butów i ukrytego w nim schowka wyciągnęła dwie niewielkie fioleczki z błękitnawą cieczą.
- MDA-Cubed… nie próbowałam jeszcze. - ściągnęła rozpięcie buta i uniosła nogę ku Idolowi - Spróbujemy?
- Zgoda…-
mruknął Billy, choć nie sądził by rozgrzana pożądaniem Kira, tego potrzebowała. Ani on… Niemniej skoro zdobyła taki drogi środek i chciała wypróbować, to lepiej z nim, niż z kimś kto nad sobą nie potrafił zapanować. Choć wiedział że ten silny narkotyczny afrodyzjak potrafił mocno namieszać w głowie.
Wskazała paluszkiem odzianą w buta stopę ze znaczącym uśmiechem:
- Pomożesz? - balansowała z cichym śmiechem na jednej nodze.
- Zgoda…- powoli zsuwał z jej nogi buta przyglądając się dziewczynie. Uśmiechając się dodał żartobliwie.- Ufam, że nie sądzisz że bym nie podołał i bez tego.
- Absolutnie nie
- zapewniła go żarliwie Kira - po prostu lubię eksperymenty. A dzisiejszy wieczór zaliczam do wieczorów pełnych … eksperymentów - uśmiechnęła się dmuchając w grzywkę. - Drugi… - wskazała na wciąż odzianą nogę. Stanęła przenosząc ciężar na nagą już smukłą nogę i z kocim uśmiechem czekała na wyzwolenie z drugiego buta.
- Skąd masz takie rzeczy. Tanie one nie są, ni łatwo dostępne…- mruknął Billy zdejmując but z jej smukłej nogi.- A jak nam całkiem puszczą hamulce… cóż.. czuj się ostrzeżona, bo mam na ciebie apetyt i bez wspomagania.
Kira wsunęła fioleczki do ręki Billy’ego i pochyliła lekko. Ujęła twarz mężczyzny w obie dłonie i stojąc bliziutko, tak że jego podbródek muskał jej miękki, nagi brzuch, pieszczotliwym gestem przesunęła palcami po jego ustach.
- Dostaję niezłe napiwki, a Lady J. ma swoje dojścia. Czasem coś spadnie w moją stronę. - raptownie się odsunęła i ruszyła do lodówki. Swój długi naszyjnik przekręciła na plecy, tak że powoli i hipnotycznie bujał się na boki przy każdym jej kroku. Otworzyła lodówkę powoli wypinając pośladki:
- To gdzie to piwo? - spytała cicho głosem, który Idol już powoli zaczynał rozpoznawać, a który świadczył o jej ekscytacji. - A tu….
Otworzyła pojemnik z cichym pssst i wypiła kilka łyków. Podeszła z powrotem do Billy’ego i podała mu pojemniczek, wsuwając się jednocześnie na jego kolana i bezczelnie moszcząc się zwrócona przodem do niego.
Billy objął dłonią pośladek przysuwając dziewczynę bliżej siebie i ocierając się swą żądzą o jej ciepłe podbrzusze drażnił i jej i swój apetyt. Nachylił się ku jej piersi i otworzywszy puszkę niewielką stróżką zimnego płynu skropił jej pierś by ciepłym język zebrać spływający po jej skórze płyn.
- To pochodzisz stąd? Urodziłaś się w Nowym Yorku, czy jesteś przybyszem jak ja?- zapytał zaciekawiony.
Oddech Kiry przyspieszył na kombinację chłodnej cieczy i ciepłego liźnięcia: - Jestem z Detroit - powiedziała obejmując szyję Idola biotyczną ręką i popijając piwo. Przytuliła puszkę na chwilę do ust i schłodzonymi ustami pocałowała gorące i pulsujące szybko miejsce na szyi mężczyzny. - A Ty skąd jesteś? - odchyliła się by odstawić napój i wysupłać fiolki z dłoni Billy’ego. Otworzyła jedną:
- Otwórz usta… - szepnęła drżąc z oczekiwania na kolanach najemnika.
- Z Tajwanu…- mruknął Billy otwierając posłusznie usta.
Używając protezy Kira zaczęła powoli sączyć afrodyzjak do ust Idola, jej wolna dłoń za to zacisnęła się na jego męskości by rozpocząć drażniący taniec. Usta dziewczyny całowały kąciki ust kochanka i jego policzek gdy błękitnawy płyn skapywał w jego otwarte wargi.
Drżał pod pieszczotą jej palców, a może pod wpływem substancji. Kiedyś.. brał narkotyki na imprezach. Ile chciał. Ile mógł… Nawet nie próbował spamiętać ich nazwy. Być może już kiedyś smakował takiego afrodyzjaku… ale nie z Kirą. A ona… nie była bezosobową panienką z katalogu, która była niczym więcej niż profesjonalną zabawką do łóżka. Kira… naprawdę miała na niego ochotę… i to nie wywołaną prochami czy nakazem z góry.


Jej pożądanie zdecydowanie nie było udawane ani chęć zwrócenia na siebie uwagi Billy’ego. W końcu kawaii doll była tego najlepszym przykładem. Zaś teraz, gdy ostatnie krople MDA-Cubed zniknęły w ustach najemnika, Kira powolutku wyjęła puszkę z jego dłoni, odstawiła z wystudiowanym spokojem i … popchnęła Idola gwałtownie na łóżko, sama opadając nad nim i wspierając się na wyciągniętych rękach. Przez chwilę przyglądała się z ciekawością jego twarzy. Usiadła ponownie, wciskając swe biodra w jego podbrzusze i wychyliła zawartość drugiej fioleczki. Łapczywie. Tak jak łapczywie zaczęła pieścić liźnięciami jego tors. Jej dłoń powróciła na jego ostrze i pobudzała Billy’ego coraz bardziej.
A tymczasem… mężczyzna zaczynał czuć pierwsze oddziaływanie narkotyku.
Jego zmysły wyostrzyły się, skóra zrobiła się niezwykle wrażliwa. Czuł usta Kiry ze zdwojoną przyjemnością. Jej zęby nagle niezwykle ostre powoli zaciskające się na jego piersi wydarły z jego ust głośny okrzyk. Dłoń pieszcząca jego męskość wydawała się aksamitna.
- Chyba… zaczyna się coś dziać - głos Kiry brzmiał anielsko, a jej ciepły oddech na skórze wywoływał gęsią skórkę. Sama dziewczyna drżała coraz mocniej, a gorąc jej łona niemal parzył Billy’ego.
- Tak.. tak… czuję.- jęknął zamykając oczy. Nie potrzebował ich w tej chwili. Doskonale czuł ciało Kiry ocierające się o niego. Smukłe palce w namiętnej pieszczocie. Widział ją nawet przez zamknięte oczy… wyobrażał ją sobie. Jego dłonie pochwyciły jej pośladki zaciskając się na nich, nakierował swe udo na obszar pomiędzy nimi. Normalnie… pewnie nie miałoby to żadnych efektów. Ale teraz… jej pupa była bardzo wrażliwa na dotyk. Jego udo też.
Dziewczyna gwałtownie odrzuciła głowę do tyłu i zaczęła gwałtownie ocierać się biodrami o udo Idola, przy okazji zaczęła gwałtowniej pieścić jego gorący i pulsujący pal. Spojrzała na leżącego mężczyznę z dzikością i niesamowitą żądzą w oczach lecz on tego nie widział. Nie widział też jej kolejnego ataku gdy opadła na niego i zaczęła ocierać się szaleńczo całym swym ciałem o jego ciało. Wrażenie było niesamowite. Smak, zapach, słuch, dotyk - doznania zmieszały się jak w kalejdoskopie.
- Nie… mog… czek - wydyszała ciężko tuż w ucho najemnika - zaraz… eksss - słowa zamieniły się w syk gdy jej twarde szczyty otarły się mocniej o twardą pierś kochanka.
On też nie mógł czekać, zrzucił gwałtownie kochankę na bok. Otworzył oczy i nie dając jej chwili na zrozumienie sytuacji rzucił się na nią przyciskając ją swym ciałem do łóżka. Bezceremonialnie rozchylił jej drżące od nerwowych spazmów uda i posiadł gwałtownie. Jeden sztych i osiągnął spełnienie. Ale nie stracił wigoru.. nie był w stanie. Pierwsza gwałtowna fala rozkoszy tylko go rozbudziła bardziej. Kolejne ruchy bioder gwałtowne, drapieżnie. Chwycił za jej dłonie i wyciągnął na boki trzymając ją i kolejnymi ruchami bioder szturmując jej gorącą jak piekło kobiecość.
- Pra..gne.. ciee.- próbował powiedzieć, ale nie był w stanie. W tej chwili była jego zdobyczą, jego własnością, jego skarbem. Całkowicie pochłonięty przez doznania zatracił się w pierwotnych instynktach.
Otwarte szeroko oczy, rozszerzone źrenice… pot na ich ciałach… ciężki oddech i jej ciało pod nim… wokół niego… jej ciało wypełnione do granic, ciężar jego ciała na jej. Dziewczyna miała wrażenie, że stali się jednym, gdy jej ciało drżało od kolejnych pchnięć Idola. Czuła go głęboko. Głębiej niż kogokolwiek wcześniej. Sięgnęła ustami do jego ust, by całkiem połączyć się z kochankiem. Jej ciało przeszyła fala ekstazy… a potem kolejna. Otoczyła biodra Idola ciasno udami błagając by nie przerywał.
Czas się zatrzymał gdy przyjemność odbierała im zdrowy rozsądek i zamieniając obydwoje w jeden, połączony organizm dążący wciąż i wciąż do rozkoszy.
Eksplozja za eksplozją… rozkosz całkowicie zamroczyła umysł Idola, gdy brał w posiadanie ocierającą się o niego dziewczynę. Całując ją namiętnie zapomniał o sprawianiu jej przyjemności, potrzebował uwolnienia… a to mogła mu dać jej słodka jamka rozkoszy. Więc kochali się bez ustanku, prawie nie zmieniając pozycji. Jakby nie było następnego dnia. Uwięziona pod nim Kira mogła mu sie tylko oddawać i oddawała z całą rozkoszą entuzjazmem nie przejmując się zmęczeniem i zdrętwieniem ciała.

Wreszcie… Billy osunął się obok niej, zmęczony i spocony. Nawet włosy miał mokre… zerknął na równie zmaltretowaną Kirę leżącą obok. Zerknął na białe stróżki na jej udach. Czuł się jak krowa mleczna po dojeniu., że też z człowieka było można tyle wycisnąć.
- Too… mocny towar, ale zdecydowanie na jeden raz… po kilku takich nocach, można by paść z wyczerpania.- rzekł z trudem łapiąc oddech.
- O taak… - wydukała rozłożona na rozgwiazdę Kira - ależ… jazda. - z trudem przełknęła i oblizała spierzchnięte i opuchnięte od ukąszeń wargi. - Powinni udzielać ostrzeżeń - jej powieki zamrugały leciutko, ale nie miała siły by otworzyć oczy - stosować po jedzeniu i piciu.
Przez jej smukłe ciało przebiegł lekki dreszcz. - Będzie ci przeszkadzać jeśli przenocuję?
- Hmm… będzie trzeba zmienić pościel i… zabrać cię pod prysznic. Mnie też przyda się kąpiel.
- mruknął siadając i spoglądając na dziewczynę spytał żartobliwym tonem.- Nie boisz się, że w nocy zacznę się do ciebie dobierać jak będziesz spała? Rzadko mam tak ślicznych gości… Mogę mieć ochotę w pełni wykorzystać ten fakt.
To spowodowało, że Kira znalazła w sobie dość energii by otworzyć oczy. Zaskoczona spytała: - Jeszcze masz siłę? - uśmiechnęła się zaspokojona i zadowolona ponad wszelkie oczekiwania - Znaczy...wiesz… nie chcę ci się narzucać - nagle jakby ją olśniło i usiadła też. - Nie musisz się martwić, nie roszczę sobie żadnych praw ani nic z tych rzeczy. - usiadła i dopiero teraz zauważyła w jakim jest dokładnie stanie - Oooooo….
- Przecież nie wyrzucę cię teraz za drzwi.-
cmoknął ją w policzek i dodał.- Masz siłę iść do łazienki? Jeśli mamy spać to chyba lepiej się trochę umyć. Przepociliśmy pościel i pewnie… choć tego nie czujemy, to capimy jak mokre szczury. Może to i lepiej, ta chemia szybciej wyjdzie z naszych ciał.
Kira jakby się uspokoiła:
- No jeśli teraz tak zasnę to później będę musiała chyba wykruszać zaschnięte pamiątki - zaśmiała się lekko - prysznic i wietrzenie to nie jest zły pomysł. Wyobrażasz sobie tu teraz Zedda? - pokręciła głową ze śmiechem. - I jestem diablo głodna. A ty? I piiiiić mi się chce…
Gadając zeszła z łóżka i ruszyła ku niewielkiej kabince:
- Masz ochotę na pizzę? Bo w końcu nie udało się nam jej zamówić…
- Mam ochotę na wiele rzeczy… pizzę też. Było dużo ognia… ale nie miałem okazji sprawdzić na tobie czułości. Może następnym razem, będzie okazja.-
Billy wstał i zerkając od czasu do czasu na nagie i gibkie ciało Kiry zaczął zbierać pościel. Też jednorazową. Po chwili wylądowała w kuble utylizacyjnym. A Billy wcisnął przycisk przy łóżku i te nakryło się samo nową. Kosztowna zabawka, ale w takich pokojach konieczna.
- Następny raz kolacja u mnie…- dobiegło go spod prysznica a reszta wypowiedzi zniknęła wśród radosnego prychania wodą - Idziesz? - Kira wystawiła głowę z kabiny z uśmiechem - ktoś mi musi plecy umyć.
- Idę idę…- mruknął Billy kierując się pod prysznic. Ciało mogło być wymęczone nadmiarem rozkoszy, ale nadal widok gibkiej Kiry pozbawionej stroju był przyjemnością dla oka. Toteż Idol udał się pod prysznic.


Reszta wizyty Kiry stanowiła nietypową mieszankę jakiej Idol nie doświadczał zbyt często. Wspólny prysznic, wspólna pizza, wspólne przekomarzanie się i zaraźliwy śmiech dziewczyny. Najedzeni i w dobrych humorach siedzieli wtuleni na łóżku, a dłoń dziewczyny powoli muskała udo Idola w leniwej pieszczocie.
- To… chcesz iść spać czy …. - spytała niepewnie - … bo jest piąta nad ranem. Jeśli chcesz spać spać to weź tylko połowę ślicznotki. - wymruczała odwracając głowę i cmokając Idola w policzek.
- Nie chcę spać… jeszcze przez kilka dni nie będę mógł.- westchnął Billy obejmując ramieniem szyję Kiry i tuląc ją do siebie.- Wiesz… że mogę cię teraz zacząć nagabywać o takie noce? Od czasu do czasu? Też mam duży apetyt, a ty jesteś słodziutkim ciasteczkiem… które dopiero nadgryzłem, prawda?
- Masz zlecenie? -
spytała domyślnie po czym całując lekko otaczające ją ramię dodała - Możesz? Hmm… biorąąąąąc pod uwagę, żeeeee - dziewczyna droczyła się przeciągając sylaby - to jaaa tak naprawdę cię wyrwałam tooooo…. - zaśmiała się i zaczęła łaskotać Billy’ego - chcę to zobaczyć!
- Co zobaczyć?-
zapytał ze śmiechem Billy czując jej palce na swym ciele. I tuląc mocniej dziewczynę do siebie.
- Nooo to twoje nagabywanie - Kira w końcu odpuściła łaskotanie i wtuliła się mocno w Billy’ego, całując czule ramię i szyję mężczyzny. - Będziesz musiał pić duuuuużo kawy. - cmoknęła czubek jego nosa.
- Albo zaciągnę cię na zaplecze w godzina pracy i ukradnę ci majtki… co wtedy?- zagroził Billy.
- Będę nosić ze sobą zapasową parę, żebyś musiał zaciągać kilka razy pod rząd - zachichotała w pierś Idola. - A co jeśli ja napadnę Ciebie tutaj, w twoim sanktuarium?
- Hmm… sam nie wiem. Napadniesz jak będę sam? Oj, to pewnie dam się ci związać.-
zaśmiał się cicho Billy i przesunął dłonią po jej udzie. - A potem sam cię zwiążę za karę.
- Kusisz?
- Kira oparła brodę na dłoni wspartej na piersi najemnika i popatrzyła na niego - Właściwie… właściwie to czemu jesteś sam, co?
- Nie bardzo miałem kiedy szukać kogoś milutkiego do rozgrzania nocy, poza tym…-
machnął ręką wskazując sufit.- To miejsce raczej trudno uznać za apartament kuszący do odwiedzin. Wiesz dobrze jak ważna dla dziewczyn jest kasa i stabilizacja.
- Nooo to zależy od dziewczyn. Dla niektórych takie warunki i poziom stabilizacji jaki masz to ziszczenie marzeń.
- zamyśliła się - no i czemu w zasadzie mieszkasz tutaj? Znaczy wiesz, nie pytam o szczegóły, po prostu jestem ciekawa co sprawiło, że wybrałeś nocny klub na miejsce zamieszkania. Wybór raczej niecodzienny, sam przyznasz - dodała z uśmiechem.
- Cathy mi załatwiła te lokum, ma jakieś układy z Lady J.- wyjaśnił Billy spoglądając w oczy dziewczyny.- Może i rzeczywiście masz rację. Dla niektórych dziewczyn to ziszczenie marzeń… takie warunki. Ale moje życie raczej stabilne nie jest.
Po czym dodał z uśmiechem.- A nie boisz się że sprawdzę twoje słowa i rzeczywiście zaciągnę cie podczas pracy na zaplecze na szybki numerek?
- Tylko niech to będzie niespodzianka -
wymruczała z lekkim pożądaniem widocznym w oczach a potem … przeciągnęła. Napięła całe ciało aż po czubki palców u stóp. - I możesz… możesz zaskoczyć mnie od tyłu… - przymknęła oczy z uśmiechem. Wyglądała jakby sobie wyobrażała niespodziewany atak.
- Lubię takie ataki… -mruknął cicho i spytał.- A ty? Jak trafiłaś tutaj z Detroit?
Pytanie było zadane obojętnym tonem i Billy wydawał się spokojny, ale jego prawa ręka zanurkowała pod pościel, opuszki palców przesunęły się po brzuchu Kiry, by niespodziewanie sięgnąć pomiędzy jej uda.
- Ja? - pisnęła czując niecny atak na jej łono - Musiałam wyjechać - wymruczała prężąc się zachęcająco i sama rozpoczynając podobny szturm. Jej zmyślne paluszki zaczęły pieścić oręż Idola.
- Drażliwa.. sprawa?- zapytał Billy sięgając nieco głębiej, acz leniwie muskając jej intymny zakątek. Na dziś miał dość pośpiechu. Ze zdziwieniem też stwierdzał, że palce Kiry potrafiły zdziałać cuda. Nie sądził że po tak intensywnych zabaw, będzie mógł stanąć na wysokości zadania tej nocy, a tu… powoli co prawda, ale czuł sztywnienie pod jej dotykiem.
- Czy ja wiem - Kira przesunęła się zmieniając nieco pozycję by ułatwić Billy’emu pieszczenie jej. - To zależy… - jej paluszki muskały teraz już nie tylko twardniejący trzon lecz również zaczęły podbijać terytorium tuż pod nim, delikatnie trącając, muskając i zamykając w dłoni delikatny i wrażliwy obszar. - … od tego czy traktujesz hodowanie dziecka zamiennego jako drażliwy temat czy nie. - uśmiechnęła się mimo słów.
- Moje życie rodzinne też nie było… idealne.- jęknął cicho mężczyzna drżąc pod jej pieszczotą i sam nie przerywając zabawy dłonią. Sięgając głębiej palcami zataczał małe kółeczka kciukiem pieszcząc obszar powyżej bramy rozkoszy kochanki.
- Miałeś rodzeń… stwo? - stęknęła cichutko gdy ciało reagowało na zmysłowy dotyk Idola. - Po.. poczekaj - powolutku i z jękiem odsunęła dłoń Billy’ego i odrzuciwszy przykrycie usiadła na nim okrakiem wystawiając ku niemu pośladki i nabrzmiewającą kobiecość. Sama zaś pochyliła się by ująć jego dumnie prężącą się męskość w usta… i rozpoczęła powolną, leniwą pieszczotę. Usta i język błądziły po orężu kochanka zaś dłonie kontynuowały wycieczkę po nowopoznawanym terytorium poniżej.
- Odwracasszsz uwwwag…- nie dokończył. Zamiast tego chwycił za pośladki dziewczyny rozchylając je lekko przesunął językiem pomiędzy nimi schodząc w dół, do łona gdzie zaczął muskać jej kobiecość językiem powolnymi ruchami.- I tak.. i nie… byłem… jednym z zaprojektowa...nej partii. Poza tym.. jedy… nak.
- Mmmhmm -
wymruczała nie wypuszczając jednak swego przysmaku z ust, za to poruszyła lekko biodrami przyciskając je nieco mocniej do twarzy Billy’ego.
Nagły wybuch namiętności zamieniał się dzisiejszego …. wczesnego poranka w obsesję. Ani on ani ona nie mogli oderwać od siebie rąk. Czy to samotność? Brak bliskości drugiego człowieka w deszczowym mieście? Kogo to obchodziło. Liczyło się tu i teraz.
Niełatwo się było zresztą oderwać od pokusy jaką była Kira, słodka i zagubiona tak jak on. Pieścił te rozkoszne zakątki jej ciała, sam czując jej wargi doprowadzające jego ciało do pełnej gotowości. Billy dawno nie miał kobiety… i nie wiedział nawet jak bardzo za tym tęsknił, dopóki znów nie poczuł ciepłego ciała. Bliższego mu niż każda korporacyjna prostytutka jakie mu podsuwano przez całe dotychczasowe życie.
Kira z zapałem kontynuowała pieszczotę pomrukami potwierdzając, że i sama nie jest nieczuła na dotyk mężczyzny. Jej usta wygrywały na jego męskości melodię ekstazy prowadząc go ku skrajowi powoli lecz nieustępliwie. Dotyk Billy’ego wydzierał z niej przytłumione krzyki przyjemności. Tym razem oboje rozkoszowali się leniwym tempem, ucząc się niuansów swych ciał… tym razem przekroczyli bramy upojenia wspólnie i szczupłe ciało Kiry opadło na Idola. Jej głowa na jego biodrze, zdrowa dłoń przesuwająca delikatnie paznokciami po skórze.
- Mmm jesteś wygodny… - mruknęła i przetoczyła się na łóżko.
- A ty rozkoszna…- mruknął Billy siadając i przyglądając się leżącej dziewczynie.- I można by spędzić dnie na zapoznawaniu się z twoją rozkoszną osóbką. Lecz czeka mnie długa trzydniowa robota.
Barmanka usiadła z westchnieniem:
- No dobrze… wszystko co dobre się kończy - mrugnęła do Idola i zsunęła się z łóżka biorąc słowa Billy’ego za znak do zwijania się. Ubrała kuse figi i taką spódniczkę. Odszukała kamizelkę i zapięła zapięcia swych wysokich butów. - To powodzenia w robocie, Billy. Dzięki za dzisiaj. - puściła buziaka i ruszyła do drzwi.
- Pa i uważaj w robocie… żebym cię przypadkiem nie przyłapał w jakimś pustym ciemnym korytarzu.- zażartował na koniec Billy wędrując spojrzeniem po kochance. Wręcz stworzoną go grzechu… najsłodszego z możliwych.
- Ciężko będzie mi się powstrzymać, skoro jest ich tutaj tyle… - uśmiechnęła się dziewczyna i… już jej nie było. Billy został sam. Tylko pościel obok była jeszcze rozgrzana i nosiła na sobie ślady ciała Kiry.
Billy jednak nie miał czasu na wspominki. Zebrał swoje ubrania i… cisnął je do kubła utylizacyjnego. Wziął nowe ubranie, swój sprzęt i walizeczkę z ważkami od Cathy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-02-2016 o 13:00.
abishai jest offline  
Stary 11-01-2016, 18:58   #7
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Postanowił się do niej odezwać zanim wyruszy, więc podłączył się do cyberprzestrzeni i skontaktował się z Cathy.
- Cathy… jesteś tam kociczko?
Tym razem przyszło mu czekać nieco dłużej zanim pojawił się znany mu już awatarek.
- No co? - spytał melodyjnym elektronicznym głosem.
- Jak minął dzień?- zapytał uprzejmie Billy nachylając się nad awatarkiem.- I masz jakieś plany na dziś?
- Dzień? -
spytał kotek - Ahhh…. tak.. dzień… - kotek załapał w końcu zawoalowane pytanie - Dzień minął dobrze i noc też. Bez perypetii. Ale… wiesz, że jest 6 rano? Na razie planów nie mam, no może się wyspać… - zamarudziła Cathy.
- Liczyłem, że znajdziesz czas na czuwanie nade mną… jakby ci się nudziło. Przyda mi się para czujnych oczu dookoła głowy.- zaproponował ostrożnie Billy i wirtualną dłonią podrapał czule wirtualną Cathy za wirtualnym uszkiem.
Kociczka najpierw lekko się uchyliła ale w końcu nadstawiła główkę do drapania:
- Nooo dobra ale kiedy? teraz? - spytała mrużąc lekko oczka.
- Za pół godziny odbiorę wóz. Od tego czasu… muszę pilnować tej bryki niestety.- westchnął Idol.- I jej zawartości dla paru ważnych i niebezpiecznych ludzi.
- Aha.. aha.. no dobrze, to … no… to ok. -
ziewnęło zwierzątko przeraźliwie. - A jesteś na miejscu już?
- Wybieram się na razie. Postanowiłem cię uprzedzić zawczasu, a po całej robocie… Co powiesz na… prawdziwe krewetki w ostrym sosie? Takie z hodowli, a nie tanie sojowe substytuty udające krewetki?-
zapytał wesoło.
- Wolałabym …. blok papieru. - odpowiedziała Cathy.
- Prawdziwego papieru?- zamyślił się Idol głaszcząc kota.- Ok… może być.
- Dobra to czekam na info gdy już dotrzesz na miejsce. -
zamruczał głośno kociaczek i machnął lekko ogonkiem. - Idę się jeszcze zdrzemnąć.
Cathy rozpłynęła się powoli.

Billy odłączył się od cyberprzestrzeni i też ruszył do wyjścia. Czekały go trzy nieciekawe dni, być może urozmaicone kłopotami. Ale poza tym… sypianie w wozie i jazda po mieście.
Póki co czas, by zamówić taksówkę i udać się tam, gdzie stał przeznaczony dla niego wóz.


Adres otrzymał w wiadomości, zakodowany podprogowo. Transport miał się rozpocząć za niecałą godzinę więc Idol zdecydowanie musiał się pospieszyć i modlić o brak korków. Szybkie ubranie się, sprzęt - miał swój ustalony tryb wyćwiczony przez lata treningów więc i tym razem szybkie wyjście nie stanowiło problemu.
Taksówkę złapał tym razem bez przyzwania - te na przyzwania zazwyczaj potrzebowały kilku- kilkunastu minut na dojazd. Znowu padało. Poranek, że psa by nie wyrzucił na dwór, nie stanowił specjalnie zachęcającego początku zlecenie. Wnętrze taksówki jak zwykle bezosobowe, dało jednak ochronę przed pluchą.
Na miejsce odbioru wozu, Idol dojechał parę minut przed czasem. Mógł odetchnąć z ulgą, że jego wizerunkowi nie stała się póki co żadna krzywda.
Podany adres znajdował się w podmiejskim parkingu podziemnym, na granicy z dzielnicą uprzywilejowanych. Taksówkarz wydawał się nieco zdziwiony wyborem miejsca docelowego, ale cóż klient płaci, klient wymaga.
Wokół krzątali się pierwsi white-collars spieszący do swych biur. Oprócz nich, jedynie w pełni zautomatyzowany kiosk do parkowania samochodów.
Billy pokręcił się przez chwilę rozglądając się wokół dyskretnie, gdy otrzymał wiadomość. Kolejna informacja: miejsce 56, pioziom L. Kod: XrTv65, postój opłacony.
Wystarczyło skorzystać z kiosku.
Idol rozejrzał się dookoła szukając potencjalnych zagrożeń po czym ruszył w kierunku kiosku Wraz z walizeczką od Cathy i standardową marynarką, białą koszulą i przyczepianym krawatem pozornie nie różnił się od innych kołnierzyków, więc szedł podobnie jak oni…. szybko i nerwowo by zdążyć odcisnąć kciuk na czytniku przy stanowisku pracy.
Potem zaś szybko zabrał się za wbijanie kolejnych danych.
Kod, dane parkingowe auta, w końcu na ekranie pokazał mu się nr stanowiska do odbioru samochodu. I w reszcie winda przywiozła jego środek transportu. Bramka się zwolniła, Billy mógł odjechać. Pojazd był zgodny z opisem w instrukcjach jakie otrzymał poprzedniego dnia. Standardowy czarny kolor, przyciemnione szyby, żadnej ostentacji, która mogłaby zwrócić uwagę na zawartość. W środku zaś, wygodnie i bezpiecznie upięta kapsuła kriogeniczna. Wyglądała … niewinnie, połyskując białym lakierem.
Idol przyjrzał kapsule upewniając się że uprząż jest solidna, a kapsuła jest aktywna. Nie chciał mieć kłopotów z powodów partactwa innych.
Uruchomił wóz i ruszył, przy okazji wysyłając sygnał do Cathy.
- Jesteś tam koteczku ? Właśnie dostałem brykę.-
Po czym ruszył samochodem kierując się ulicami miasta do doktorka na swój przegląd.
- Jestem, jestem - otrzymał niemal natychmiastową zwrotkę od dziewczyny. - Mam cię. To gdzie teraz jedziesz? - dopytywała się ciekawie.
- Na przegląd u Willy’ego. Czeka mnie kilka dni w tym wozie, więc wiesz gdzie są tradycyjne płatne i chronione parkingi? Żebym mógł nocować w wozie.- zapytał Billy wzdychając smętnie. Po ostatniej nocy z Kirą takie samotne noce straciły na uroku.
- Tak, masz tu co najmniej cztery. - na panelu ochrony oczu Billy’ego wyświetliły się adresy przesłane przez harkerkę. - Nocować w wozie? Brrr….- mruknęła Cathy - … paskudne zlecenie. Że też Ci się chce.
- Nie zarobię na życie siedząc w pokoju.
- uśmiechnął się Idol przemierzając powoli ulice miasta. Nie miał się dokąd spieszyć, a i nie chciał wpaść w oko drogówce.
- Daj znać jakbym się kierował w jakąś miejską strzelaninę, ok?- mruknął Billy i westchnął.- Będę sobie musiał wynagrodzić tą mękę, jakąś zabawą po wykonaniu zadania. Coś tam dokopałaś się w sprawie tej kurierki?
- Strasznie dużo wzdychasz. Chory jesteś? -
spytała z cieniem troski w głosie dziewczyna - Jeszcze nie… oprócz tego kurierowania wydaje się być duchem. Ktoś poczyścił wszystkie możliwe powiązania i tropy. - w głosie nastolatki słychać było poirytowanie. - Dziwne to, bo skoro to duch, to czemu wypłynęła teraz na jedno zlecenie by znowu zniknąć? - zawiesiła głos jakby oczekiwała odpowiedzi od Idola.
- Nie wydaje mi się żebym był chory, choć miałem bardzo wyczerpującą noc.- odparł ze śmiechem Idol i zadumał na moment, by rzec.- Może się wycofała, by potem wziąć jedno zlecenie na prośbę starych znajomych? Wdzięczność bywa silną motywacją do ryzyka.
- Skręć w St. Petersburg str na następnych światłach, bo potem masz mega korek na 9th avenue. -
mruknęła nieprzekonana Cathy.
A gdy Billy wykonywał odpowiednie manewry zobaczył również sygnał przychodzącego połączenia z gabinetu Willa.
- Co jest Will?- spytał Billy uruchamiając połączenie.
- Słuchaj, Billy, wpadnij do mnie koło 14:00 dopiero. Mam tu mała sytuację podbramkową i nie dam rady Cię przyjąć dziś rano. Jak nie dasz rady to… Nie, daj radę lepiej. Już i tak przeciągnąłeś termin przeglądu… - doktorek właśnie zakładał maskę i gogle chirurgiczne.
- Podaj więc adres do Moiry.- przypomniał Billy wzdychając cicho i zastanawiając się co miałby robić do 14 :00.
- 5 dzielnica w nCatsaraju, poziom 10, nie przeoczysz bo warsztat jest dość charakterystyczny. Ma dużego neonowego różowego słonia nad drzwiami. No to do zobaczenia. - Will rozłączył się, wydając szybkie polecenia robotom medycznym w tle.
- 5 dzielnica więc.. nCatsaraj. Cathy zajrzysz w okolicę Willa, co tam się dzieje?- poprosił Billy zmieniając pas, by dotrzeć do warsztatu Moiry.


Droga do nCatsaraju była z początku dość standardowa: korek, ścisk, zamieszanie. Im bliżej dzielnicy biedoty zaś, na pasach zaczęło się coraz bardziej wyludniać. I zamiast uważać na innych kierowców i pojazdy, Billy musiał się koncentrować na manewrach między wiszącymi elementami osiedli. Tutaj nie było ściśle wytyczonych tras, bo nCatsaraj rozrastał się i zmieniał w zależności od potrzeb i wielkości zaludnienia.
W miedzy czasie zaś Cathy zaraportowała, że do Willa przywieziono kilka osób z jakiejś lokalnej strzelaniny. Nic niezwykłego z tego co udało się jej znaleźć. Will był cenionym medykiem i często łatał nadgorliwych solosów.
Na chwilę obecną raporty z medlabu wskazują na 4 osoby, dwóch mężczyzn, dwie kobiety, tymczasowo określone jako XX1, XX2, XY1, XY2. Wiek osobników w przedziale od 22 - 45 lat. Rany postrzałowe i dość poważne obrażenia.
- No nie wiem co jeszcze chcesz wiedzieć? Dopóki doktorek nie zaktualizuje zapisów to mogę Ci podawać liczy czerwonych krwinek jeśli chcesz - zaśmiała się krótko hakerka. - Chcesz? - podroczyła się jakoś nadzwyczaj odważnie.
- Niespecjalnie… - odparł ze śmiechem Billy rozglądając się za owym słonikiem.- Smakowało wczoraj ciastko?
Zapadła chwilka ciszy a potem usłyszał odpowiedź:
- Uhm… chociaż za dużo marmolady w środku było. Zostało na dzisiaj. - zamruczała ciszej Cathy zaś Idol faktycznie zobaczył wielgachnego wesołego, różowego słonia i otwarte zwijane, metalowe drzwi do warsztatu. Warsztatu u Moiry.
- Brzmi to jak zaproszenie na wspólne zjedzenie tego ciasta.- droczył się z nią z Billy podjeżdżając do warsztatu i używając klaksonu dla zwrócenia uwagi.
- Jak przywieziesz kawę to.. hmm...ok… - palnęła Cathy. Z warsztatu zaś na dźwięk klaksonu wyszedł niewysoki, za to szeroki facet po 30


i widząc zaparkowany wóz Billy’ego machnął dłonią. Poprowadził Idola na jedyne już wolne miejsce w warsztacie dosłownie zawalonym sprzętem. Oprócz pojazdu Billy’ego stały zaparkowane jeszcze cztery inne. Koleś wycierał dłonie w szmatkę i spoglądał wyczekująco. Przez zamknięte szyby wozu słychać były mocne dźwięki muzyki.
- A znajdzie się u ciebie miejsce na mój wozik?- zapytał żartobliwie Cathy, zamierzając kuć żelazo póki gorące, po czym odsunął szybę i spytał przyjaźnie.- Hej… zgaduję, że ty nie jesteś Moira. Niemniej mam szybką i dobrze płatną robotę przy tym wozie.
Słysząc odpowiedź Billy’ego, Cathy pisnęła i umilkła. Chyba wyłączyła dźwięk, zaś koleś odpowiedział pochylając się nad wozem i opierając łokciem o dach:
- Moira jest zajęta chwilowo, powinna być za 10 minut. Co za robota? - rozglądał się lekko po przednich siedzeniach, raczej lustrując uważnie niż będąc nadmiernie ciekawym.
- Wzmocniony pancerz z tyłu i trochę przeróbek estetycznych. Ma wyglądać na karawan.- wyjaśnił Idol nie wychodząc z wozu.
- Na kiedy? - spytał koleś bez mrugnięcia okiem na nietypowe zamówienie.
- Na dziś… zapłacę ekstra za to.- dodał Billy wzruszając ramionami.
- Hmm… - mruknął facet - … to poczekamy na szefową. Ona zadecyduje. Chwilę. - po czym ruszył w kierunku niewielkiego, zagraconego różnymi drobniejszym częściami biurka z ekranem, stojącego w głębi wielkiej hali. Uzyskał połączenie, coś powiedział i się rozłączył. Po paru minutach otworzyły się drzwi wiodące na piętro, górną część nad warsztatem i po schodach zeszła… a raczej stoczyła się, kobieta około 40 lat w zaawansowanej ciąży, ubrana w obcisłe jeansy i koszulkę bez rękawków ukazującą dość umięśnione, wytatuowane ramiona. Ostatnie kilka schodków pokonała przytrzymując wzdęty brzuszek. Billy z łatwością rozpoznał część jej tatuaży, świadczących o wojskowej przeszłości.
Kobieta podeszła z szerokim uśmiechem i pochyliła podobnie jak wcześniej koleś. Głosem zdartym jak papier ścierny spytała:
- Słyszałam, że potrzebujesz pilnej pomocy. Sorry, że czekałeś, ale … - wskazała na brzuch - … junior naciskał na wizytę w toalecie. - powiedziała bez ogródek. - Jestem Moira - wsunęła dłoń przez okno, na palcach Billy zauważył tatuaż XLII. - Myślę, że damy radę.
- Idealnie… połowa przed, połowa po?- zapytał witając się z kobietą.- A i trzeba ostrożnie z ładunkiem. Ma być nienaruszony.
Po czym wysiadł z samochodu.- Poczekam tutaj na przeróbkę, jeśli to nie problem.

Moira była niższa od Billy’ego o prawie całą głowę, więc zadarła ją by móc rozmawiać z najemnikiem. Podparła się w okolicach krzyża, bo pozycja nie była dla niej najwygodniejsza.
- Dobrze - nie komentowała kwestii ładunku - Możesz pójść do biura, jeśli wolisz lub obok jest jadłobuda jeśli wolisz. - wyciągnęła z kieszeni spodni czytnik do czipa. - 3000… w sumie.
- Chętnie popatrzę… na artystów przy pracy.
- Billy sięgnął po czip zawierający dane swego konta i przelał odpowiednią sumę. Dobrze że pan Tong zapewnił odpowiednie środki do opieki nad komorą.- Z biura widać… warsztat?
- Są kamery. Ale jeśli nie przeszkadza Ci muzyka i huk to siądź przy biurku -
Moira odpowiedziała bez zająknienia. W między czasie koleś podszedł do dwójki rozmawiającej a widząc wystawiony kciuk kobiety zaczął obklejać szyby. Muzyka zmieniła się i poleciały kolejne ostre utwory, odmienne od standardowych elektrocznicznych beatów słyszanych w pubach czy klubach.
Moira schowała czytnik i zaczęła pomagać mężczyźnie pozostawiając decyzję Idolowi.
Kamery… to Billy’emu wystarczyło. Skinął głową i rzekł.- To poczekam w biurze.
Ruszył na górę wraz z walizką z ważkami Cathy.

Moira ponownie uniosła kciuk w górę i wróciła do pracy.
- Stuk puk… - odezwała się kociczka - jesteś u Moiry? Urodziła już? - dopytywała się dziewczyna ciekawie.
- Jeszcze nie…- rzekł w odpowiedzi Billy idąc na górę.- A co u ciebie, zrobiłaś już miejsce na moją brykę? Czy też muszę poczekać z wizytą, aż pozbędę się wozu?
- A kupiłeś już kawę? -
odfuknęła Cathy - z… zrobiłam… możesz wjechać na dół u mnie.
- Dzięki kociczko.-
mruknął Billy wchodząc do biura i zerkając przez kamery na prace przy swoim samochodzie.- Coś do kawy?
Przez chwilę panowała cisza:
- Lizaki … te ...okrągłe jak będą, w paski, albo z kwiatkiem w środku. I paczkę miśków- żujków. - dorzuciła szybko po chwilce ciszy. - Kiedy będziesz?

Prace zaś szły sprawnie. Łysy koleś cmoknąwszy Moirę w czoło odprawił ją przygotowując się do pryskania farbą. Na odchodne zaś klepnął ją lekko w pośladek. Moira ruszyła w stronę biurka by utrzymać odległość. W warsztacie wszystko robione było ręcznie, automatyka w nCatsaraju była zbyt ryzykowna. A sprzęt ręczny nie był aż tak atrakcyjny dla potencjalnych złodziei. Po chwili wóz był odmalowany i Moira ruszyła z powrotem by zająć się przeróbką tyłu.
- Oceniam, że… za półtorej godziny wpadnę do ciebie.- odparł Billy i zamyślił się.- Udało się ci może się odkryć, kto wysłał Vondę Masters?
- Grzebię, Billy…
- mruknęła hakerka - … ale ciągle wpadam w jakieś gówniane pętle. - nie brzmiało to jak raporty Cathy do tej pory. - Nie siedzę bezczynnie. - prychnęła, w głosie brzmiało rozdrażnienie, nie wiadomo jednak czy bardziej na napotykane trudności czy na Billy’ego.
- Bez presji Cathy… To nie jest pilne.- dodał cicho Idol i spytał.- Spróbuj dostać się do archiwum kamer bezpieczeństwa motelu “Moonlight motel”. Starsze zapisy pewnie ma policja, ale na tych nowszych mogą być osoby szukające Vondy. Może ich identyfikacja ci pomoże znaleźć tych którzy ją zatrudnili.
- Dobra, tylko skończę tutaj jedną sprawkę. To czekam na Ciebie… no… za .. półtorej godziny -
wydukała i rozłączyła się.

Billy nie mylił się zbytnio w swym oszacowaniu czasu, minął się jedynie o 10 minut bo pozostałe prace zajęły mechanikom nieco ponad pół godziny.
Moira spytała czy jest zadowolony z rezultatów, stwierdzając:
- Gotowe, ładunek nietknięty, karawan gotowy. Niestety nie oferujemy sygnału klaksonów w pakiecie. - uśmiechając się lekko.
- Nie potrzebuję sygnałów.- odparł Billy wyciągając chip do zapłacenia za robotę. Zamierzał doliczyć im ekstra pięćdziesiąt za szybką robotę. Zawsze warto uchodzić za dobrego klienta w zakładach gwarantujących dyskrecję.
Moira zeskanowała czip i opierając się o pracownika poczekała aż Idol opuści warsztat, żegnając go żartobliwym salutem.


Billy czuł się dziwnie jadąc karawanem, ale z drugiej strony czuł się bezpieczniej. Kto bowiem napada jeżdżącą trumnę ? W obecnych czasach nawet nie opłacało się próbować. Zwłoki prawie zawsze były kremowane, więc nawet organów tu nie było. A zabobony były… nawet przy obecnym stopniu zaawansowania technicznego istniały wróżki i przesądy. I na nie liczył Billy. Skierował się do restauracji gdzie można było zamówić jedzenie, słodycze i kawę na wynos. Zamierzał skorzystać nieco z nadwyżki funduszy załatwionej przez pana Tonga i kupić żarcie lepszej jakości niż zwykle.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-01-2016, 19:25   #8
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W mijanej sieci sklepów Marks&Spencer, brytyjskiej sieciówki, która zdobyła serca średniozamożnej klasy dzięki swym dobrej jakości posiłkom przygotowywanym specjalnie pod singli i take away, Billy zakupił wymarzone słodycze oraz krewetki tygrysie w sosie sojowym z kawałkami bambusa. Krewetki były malutki, ale prawdziwe z hodowli a nie sztuczne. Zakupił też parę zupek instant z naturalnych składników. Mimo swej kaukaskiej karnacji, Billy odchowywany był na azjatyckiej kuchni. Do tego kilka małych paróweczek i sojaburgergów… tanie badziewie, ale dzieciaki lubiły przecież zjadać takie rzeczy.No i były do tego shake’i i plastikowe zabawki.

Rachunek co prawda był nieco bolesny ale cena za świeże jedzenie zawsze była i będzie wyższa. Z dużą papierową torbą wrócił do karawanu i ignorując nieco zdziwione spojrzenia przechodniów ruszył do miejscówki Cathy.


Hakerka słysząc jego głos skierowała go do bocznej ulicy pod jej budynkiem spotkała się z nim przy bramie wjazdowej, zastawionej pudłami, kratami i innym szpejstwem, którego żaden z bezdomnych najwyraźniej nie potrzebował.
Niewielkich rozmiarów, toporny robot pomagał jej właśnie odgruzowywać wjazd. Cathy miała zasłoniętą twarz maską ale poznał jej postać nadjeżdżając.
W końcu brama została otwarta i Billy mógł wjechać do … wielkiego hangaru pełnego … właściwie ciężko było mu to określić jednym słowem. Było tu wszystko. Od połamanych, zdezelowanych dronów, przez manekiny sklepowe, stare modele androidów, części motorów policyjnych, po stare, antyczne fotele zawalone jakimiś szmatami. Wyglądało na to, że Cathy nie była koteczkiem, lecz chomikiem. Wprowadziła Billy’ego wskazując po drodze drogę i zamknęła bramę, którą robot ponownie zastawił już pudłami i resztą rupieci.
-Chodź. - stwierdziła krótko nie zdejmując maski i skierowała się do windy.
Billy zabrał zakupy i ruszył za dziewczyną rozglądając się z ciekawością po jej małym królestwie.- Widzę, że masz geny kolekcjonerki.
- Nigdy nie wiadomo co się może przydać - hakerka wzruszyła ramionami. Winda zaś zawiozła ich na drugie piętro. Drzwi się otworzyły i oczom Billy’ego ukazała się najwyraźniej prywatna część lokacji Cathy.


Pomieszczenie wyglądało niezwykle… artystycznie.
- Siadaj gdzie chcesz - mruknęła dziewczyna i ruszyła do drzwi w ścianie, otworzyła je, przesuwając złożone w harmonijkę na jedną framugę. Za nimi znajdowała się niewielka kuchnia i stół jadalny. W głębi znajdowały się kolejne drzwi zza których dochodziła cichutka muzyka. - Tylko bądź cicho, znaczy no… nie wrzeszcz - mruknęła.
- Czemu?- zaciekawił się Billy niosąc zakupy na stół jadalny i rozglądając się dookoła z podziwem. Cathy się nieźle urządziła.
- Bo nie chcę… by się zbudziła… - stwierdziła z kwaśną minką hakerka - … miała ciężką noc. - starała się wypakowywać zakupy jak najciszej się dało i co chwilę zamierała jakby nasłuchując. Przypomniała sobie też o masce i zdjęła ją z niecierpliwością.
- Kto miał ciężką noc?- szeptał cicho Billy ciekaw odpowiedzi. Sądził bowiem, że Cathy mieszka sama.
- Cathy… - powiedziała oczywistym tonem dziewczyna właśnie ładując posiłki do mikrofali i jeden do lodówki. Sięgnęła po kubek z kawą i jeden podzieliła na pół, słodycze włożyła do szuflady.
- Moment… przecież ty masz na imię… Cathy.- mruknął skołowany jej słowami Idol.
- Co? - dziewczyna zatrzymała się patrząc przez chwilę nierozumiejąco na Idola - Nie… - zaśmiała się - Ja jestem Dakota. Chcesz jeść? Ja bym coś zjadła, a to wygląda smakowicie - mruknęła spoglądając na wybrany przez Idola zestaw. Wcisnęła odgrzewanie nie czekając na odpowiedź Billy’ego.
- Achaaa… Dakota. Miło cię poznać.- rzekł z lekkim uśmiechem Billy.- Choć w zasadzie cię znam… ja na razie nie jestem głodny.
- Jesteś pewien? Tego jest sporo, całego wiesz.. nie zjem sama.
- Dakota wskoczyła na krzesło i siorbnęła kawy. - No… - pokiwała głową niepewnie. Przyglądała się w milczeniu Idolowi. Zza drzwi dobiegły jakieś szelesty.
- W takim razie się dołączę… dla towarzystwa. Miło z taką milutką osóbką spożywać posiłek.- rzekł w odpowiedzi Billy i zerkając w kierunku odgłosu szelestu.
Dakota podniosła się i uchylając drzwi zaglądnęła do drugiego pomieszczenia, po czym cicho wróciła do kuchni.
- Jak chcesz możemy zejść na dół… tam… będzie luźniej… - powiedziała rozkładając posiłek na dwa głębokie talerze i wsadzając łyżki. - Jak będzie potrzebować… to zadzwoni.
Dziewczyna podała talerz Billy’emu, stając na wyciągnięcie ręki od niego. - No i mogę sprawdzać te.. zlecenia dla.. Ciebie. - blizna na wyciągniętej ręce lekko odcinała się od gładkiej skóry.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem księżniczko.- rzekł kurtuazyjnie i żartobliwie zarazem. O bliznę nie pytał, ani o Cathy czy Dakotę. Szanował ich prywatność. I tak pozwoliły mu na wiele.
Dziewczyna poprowadziła go do niestandardowej wysokości drzwi - najwyraźniej przerabianych - i zbiegła w dół, przesadzając po dwa - trzy stopnie na raz. Najwyraźniej miała wprawę. Na dole zaś była wielgachna pracownia,

[MEDIA]http://i66.tinypic.com/k3v42.jpg[/MEDIA]

której fragment Billy mógł ujrzeć poprzedniego dnia.
Dakota wskazała Idolowi fotel lotniczy przerobiony na mebel a sama usiadła w fotelu przy wielkim biurku i zaczęła pałaszować, jakby nie jadła od stu lat.
- Pycha - uśmiechnęła się po raz pierwszy pełną gębusią i w jej policzkach pokazały się niewielkie dołeczki - nie jadłam tego jeszcze. A Ty? - spytała z pełną buzią.
- Dawno temu. W poprzednim życiu.- skinął głową Billy i zaczął opowiadać.- To i inne znacznie droższe i rzadsze frykasy… Tyle że tych nie da się kupić nCatseraju. Trufle, jesiotry, kawior, homary i słodycze z orzechami laskowymi. Wiesz.. przysmaki z Europy.
- Aha… a… tęsknisz za tym?
- spytała na chwilę przestając jeść.
- Za smakami… tak, trochę. Odrobinę. Ale nie tak bardzo by chcieć wrócić. Za wygodami… trochę. Za kobie…- chrząknął nagle zdając sobie sprawę że się trochę się zagalopował przy wszak dość młodej dziewczynie.-... Tamto życie miało swe plusy, ale obecne też ma. Ciebie na przykład i Cathy i wolność.
Dziewczyna zmarszczyła brwi:
- Jak to mnie? - nierozumiejąco spojrzała na Billy’ego - Aha… jeśli mowa o Cathy… to… ten.. - odstawiła talerz z niedojedzoną porcją - … hmm… - zakręciła się w swoim fotelu wyłamując przez chwilę palce. - Mogę mieć do ciebie prośbę? - popatrzyła badawczo na mężczyznę.
- Jasne… jestem i tak wam wiele winien. Jaka to prośba?- zapytał przyjaznym tonem głosu Billy uśmiechając się ciepło.
- Cathy … jest … nieśmiała… ale heh… no.. chciałaby Cię poznać… po całym tym czasie jaki wiesz… no spędziliśmy tak jakby razem… tylko… muszę Cię o czymś uprzedzić. - podwinęła nogi pod siebie i pochyliła nieco do przodu - Bądź miły … ona cię bardzo lubi.. no. wiesz.. - zarumieniła się lekko - … lubi lubi. - spojrzała spod brwi na Idola. - Ok?
- No… ja ją też lubię.- odparł nieco zaskoczony słowami Dakoty Billy i nachylił się ku niej.- Nie martw się. Nie skrzywdzę jej.
- No, ale … wiesz… heh… chodzi o to, że ona nie jest w najlepszej formie ostatnio, więc bądź cierpliwy… -
nerwowo zatarła dłonie. … - wystarczy jak z nią chwilę pogadasz. Ona.. nic więcej nie chce…
- Co to znaczy.. w nie najlepszej formie. Jest chora, coś się jej złego przytrafiło?-
zaniepokoił się Billy.
- No… ona od małego … ona od małego jest sparaliżowana. Zbieramy na operację. Ale takie rzeczy kosztują i to niemało. I trzeba znaleźć odpowiednią klinikę. - wydukała w końcu Dakota. - Ostatnio bóle się nasiliły, Will pomaga jak może ale wiesz… wiesz jak jest. No i dlatego, niech ma coś z życia. - mruknęła dziewczyna.
- Nie martw się.- Billy objął Dakotę tuląc ją lekko.- Nie skrzywdzę Cathy.
Dakota lekko się usztywniła czując uścisk Billy’ego, a potem powoli odsunęła odsuwając nerwowo grzywkę:
- Dzię… ęki… - wydukała zaskoczona i lekko zarumieniona. - To ja … ja zajmę się logami… - odwróciła się szybko do biurka by nałożyć nakładki na palce.
- To ja mam się udać… na górę, tak?- zapytał Idol nie chcąc jej przeszkadzać.
- Ah… no .. tak - Dakota zarumieniła się jeszcze bardziej zdając sobie sprawę ze swojego niedopatrzenia. - Niee, pójdziemy razem. Chodź.
Zaprowadziła go z powrotem na górę tym razem do zamkniętych uprzednio drzwi.
Powoli uchyliła je sprawdzając i cicho mówiąc:
- Hej… Billy tu jest… chcesz z nim pogadać?
- No dobrze…
- Dakota zwróciła się do Idola - Poczekaj chwilkę. - po czym sama weszła do pomieszczenia. Po paru minutach krzyknęła:
-Możesz wejść…
Billy ostrożnie wszedł do pokoju obu dziewczyn, starając się poruszać możliwie cicho i powoli. Rozejrzał się po pomieszczeniu, by w końcu skupić swe spojrzenie na Cathy.

Pomieszczenie niewiele się różniło od multikolorowego pokoju Dakoty chociaż pierwsze co się rzucało w oczy to niezliczone ilości papierowych figurek orgiami. Łabędzie, żurawie, słonie, żółwie, kwiaty i inne leżały lub zwisały z sufitu i lamp kręcąc się powoli pod wpływem wolno obracającego się wiatraka zamontowanego pod sufitem. Wiatraka, który i tak nie maskował zapachu leków w pomieszczeniu. Sama Cathy okazała się na oko czternastoletnią, malutką dziewuszką z wielkimi zielonymi oczami i szopą wijących się włosów. Siedziała w elektrycznym fotelu. Jej lewa dłoń była podwinięta do wewnątrz, ramię nienaturalnie wygięte. Lecz najgorszym widokiem okazały się chude nóżki wykrzywione i zupełnie bezużyteczne. Dziewczynka wpatrywała się w Billy’ego rozgorączkowanym spojrzeniem a Idol poczuł się jakby był gwiazdą filmową, która właśnie zobaczyła swą największą fankę.
Bill klęknął przed nią na kolano, by mieć jej twarz na wysokości swojej i pogłaskał ją po głowie mówiąc z uśmiechem.- Hej kociczko… jak się miewasz dziś?
Cathy spojrzała najpierw na Dakotę, która pokiwała z uśmiechem głową:
- Ok - stwierdziła Cathy wracając spojrzeniem na Billy’ego - A Ty? - zielone oczka ślizgały się po twarzy najemnika.
- Jeszcze w jednym kawałku jak widać. Masz śliczne oczka i własny mały zamek. To czyni Cię taką księżniczką, wiesz? A mnie chyba twoim rycerzem.- odparł z uśmiechem Billy spoglądając zawadiacko w oczy dziewczynki.
Dakota się wtrąciła:
- No i zdobył dla ciebie łup, lizaki - zaśmiała się ciepło a Cathy zawtórowała z wypiekami na buzi: - Rycerz Billy - i znowu wpatrzyła się w mężczyznę zafascynowana - Dzięki, że przyszedłeś. - powiedziała. - I przy… przykro mi, że … no… - machnęła zdrową dłonią - musisz to oglądać. Ale chciałam … Cię w końcu poznać. - wyznała dzielnie.
-Ja też nie mam jednej ręki sprawnej… tylko to w zamian.- Billy stuknął palcem w protezę.- Więc jesteśmy podobni, tyle że ty dzielniejsza, bo ja jej nie mam od niedawna, a ty radzisz sobie tak długo kociczko.
- No ale twoja wygląda groźniej a nie jak skrzydło kurczaka
- zachichotała Cathy. Brzmiało to jak częsty dowcip. - A mogę lizaka? - Dakota się ruszyła - Pewnie, ale może najpierw coś ciepłego?
- Nie, nie jestem głodna…-
zmarszczyła nosek dziewczynka.
- Ok, zaraz Ci podam. - Dakota spojrzała na Idola i w końcu podjęła decyzję i ruszyła do kuchni zostawiając dwójkę samą. A Billy w końcu w pełni zrozumiał, czemu Cathy lubuje się tak w VR.
- Ale jest z ciebie uroczy kurczaczek i nie martw się kociczko, kiedyś będziesz miała silne ręce i nogi… zobaczysz.- znów pogłaskał Cathy po głowie.- I zawiozę cię limuzyną przez miasto.
- Nie jechałam limuzyną jeszcze - uśmiechnęła się Cathy, lekko marszcząc nosek. - Wiem, muszę być cierpliwa. - pokiwała głową. - Dam radę.
Dakota wróciła z lizakiem i parującym kubkiem kawy i podała go Cathy. Lizaka położyła obok.
- Wypij kawę póki ciepła. Billy nie ucieknie. - uśmiechnęła się nieśmiało do Idola - prawda?
A Cathy spytała:
- No ale ma wizytę u Willa…
- No to jeszcze parę minut może tu posiedzieć… nie przeszkadza ci to w piciu kawy.
- A wy?
- My już piliśmy.

Cathy zaczęła popijać napój uśmiechając się do Billy’ego. Widać nie musiała rozmawiać, sam widok wystarczył.
- A może opowiesz Billy’emu o origami?
- No… sama je składam… bo origami to rodzaj medytacji wiesz? I każde zwierzątko symbolizuje co innego. -
tłumaczyła najemnikowi.
- Tooo bardzo imponujące, naprawdę.- stwierdził Billy rozglądając się dookoła i widać było, że mówi szczerze. Owszem miał lekcje origami, gdy by w wieku Cathy i też je składał. Ale nie jedną dłonią.- Jesteś naprawdę niesamowita.
Cathy pokazała jeden z bardziej złożonych modeli, który obecnie stał na stole nieopodal - A to jest model Beynona . Ciekawi mnie, wiesz Billy, wykorzystanie origami w technice i matematyce. Wieeeeesz, że kilkadziesiąt lat temu Japończycy próbowali wysłać samolot origami z przestrzeni kosmicznej na Ziemię? Nawet prowadzono testy wytrzymałościowe… - opowiadała z zapałem Cathy popijając kawę.
-Byli dziwni z tego co pamiętam.- rzekł pół żartem pół serio Billy przyglądając się papierowemu bibelotowi.- Ale muszę przyznać, że tak skomplikowanych konstrukcji nie udało mi się zrobić.
- Pokażę Ci kiedyś jak będziesz chciał -
kociczka uśmiechnęła się z zapałem i nagle buzia jej poszarzała i skurczyła w grymasie. Dakota widząc to rozłożyła fotel, na którym siedziała mała i okryła dziewczynkę. - Zaraz będzie dobrze - mruczała cicho i kiwnęła na Billy’ego, wskazując na stolik nieopodal. - Podaj mi tamte czipy, te w zielonym pudełku.
- Proszę…- rzekł Billy spełniając jej życzenie i podając dziewczynce zielone pudełko.
Cathy nic nie mówiła, za to głębiej oddychała. Chyba nie była to pierwsza fala bólu jaką przeżyła. Dakota odsłoniła jej ramię i nakleiła mały płaski mediczip, który sprawił, że po chwili ciało zielonookiej dziewczynki się rozluźniło a powieki zamrugały sennie.
- Śpij kocie… jestem niedaleko. - starsza dziewczyna pogładziła Cathy po czole.
- A… Billy… wróci? - wymruczała Cathy sennym głosem.
- Wrócę nie raz.- rzekł w odpowiedzi Billy. - A jak mnie nie będzie, zawsze możesz mnie przywołać księżniczko.
Spojrzał na Dakotę i dodał cicho.- Ale teraz nie mogę być cały czas w jednym miejscu. Muszę się przemieszczać, by trudniejszy do namierzenia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 11-01-2016 o 19:27.
abishai jest offline  
Stary 11-01-2016, 19:52   #9
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dakota wyprowadziła ich dwójkę z powrotem do kuchni:
- Nie… noo.. wiesz, nie czuj się zmuszany. Dla niej i tak to było przeżycie. - uśmiechnęła się do mężczyzny - Dzięki… naprawdę. - spojrzała na Idola ponownie - Masz dzieci?
- Sterylizacja genetyczna… Własność korporacyjna nie może mieć dzieci.-
wyjaśnił krótko Billy.
- Fakt… - kiwnęła głową - … przepraszam… po prostu… dobrze sobie poradziłeś. - wyglądała jakby chciała coś dodać ale ugryzła się w język. Wcisnęła dłonie w kieszenie spodni - Dobra… to ja wracam do logów i kamer… a Ty do Willa? - wyglądała na lekko skonfundowaną, jakby będąc sam na sam z Idolem nie bardzo wiedziała co ze sobą zrobić. Uśmiechnęła się krzywo.
- Cathy jest w sumie rodziną dla mnie teraz. Lubię ją. Dlaczego miałbym sobie nie poradzić? Ciebie zresztą też lubię.- pogłaskał delikatnie Dakotę po głowie.
- Złamiesz jej serduszko…- uśmiechnęła się z czułością myśląc o podopiecznej - … jesteś jej ulubionym ob… znaczy znajomym… - Dakota popatrzyła z zaskoczeniem na głaszczącego ją Idola. - Co robisz? - zaczerwieniła się lekko.
- Jesteś taka… jakby to określić… przytulaśna. Aż chce się ciebie przytulić...wybacz, trochę mnie poniosło.- zaśmiał się cicho Billy i westchnął.- Cathy to dziecko jeszcze. Jest małą dziewczynką która potrzebuje swojego rycerza w jasnej zbroi. Nie rozumie kwestii damsko-męskich, więc nie ma się co martwić o jej serduszko. Tym bardziej, że gdy podrośnie i się podleczy sama będzie łamać serca innych mężczyzn. Wystarczy parę bionicznych kończyn.
Dakota jakby się ocknęła, gdy rozmowa zeszła na Cathy: - Wiesz znalazłam plotki… na sieci… - pociągnęła Idola za rękę ku schodom i w dół. Gdy sobie zdała sprawę z gestu szybko cofnęła dłoń - sorry… - mruknęła - … zobacz…- wklikała szybkimi ruchami palców ścieżkę dostępu i wyświetliła dywagacje na forum medycznym, gdzie jeden z użytkowników stwierdzał, że ze źródeł jego źródeł wie, że GeneDInt potrafi działać cuda i odwracać zmiany genetyczne. - Myślisz, że to bzdura? Bo dla mnie brzmi to trochę jak jakiś wabik, ale z drugiej strony jeśli potrafią? Jaka technologia potrafi odwracać zmiany genetyczne?- Dakota mówiła szybko - Próbowałam dokopać się do jakiejkolwiek dokumentacji medycznej, wiesz badań, testów i tak dalej ale nie ma śladu. Myślisz, że to tylko głupie gadanie? - spojrzała na Billy’ego.
- Ja.. nie wiem… Nie jestem biologiem. Wiem, że kombinowano leczenie chorób genetycznych nanotechnologią, ale… Lepiej zamiast szukać dokumentacji, dotrzyj do źródła finansowania GeneDlnt. Tam mogą być wyniki ich badań. Masz dane personalne samych badaczy?- zapytał zamyślony Idol.
- Udało mi się namierzyć ich dwóch wiodących lekarzy ale nic nie znalazłam, wiesz… w sensie powiązań ani nawet śladów takich działań, żadnych podejrzanych raportów ani nic. A nany… są cudowne… ale nie wierz we wszystko co o nich mówią. - uśmiechnęła się krzywo. - Myślę, że to tylko podpucha. Ostatnio modna… - Dakota nieco oklapła. - A ty próbowałeś udoskonalać ramię? - wskazała ponownie zainteresowana, z ulgą znajdując temat do rozmowy.
- Jestem żołnierzem… uczono mnie strzelać, więc wybacz ale przy tobie to jestem przedszkolak.- odparł znów tarmosząc czule jej czuprynę. Było coś zabawnego w tym jak się peszyła i bardzo uroczego.- Nie mam wielkiego pojęcia o nanach… a co do tych doktorków… znajdź ich adresy i powiązania, a ja postaram się ich odwiedzić. I przekonamy się.
Dakota znowu spiekła raka i odwróciła spojrzenie od Idola.
- Bo zacznę … - zaczęła i ugryzła się w język ponownie - … dobrze, prześlę Ci dane niedługo. A co do nanów to weź raport od Willa, to rzucę okiem czy coś się da udoskonalić ...tak? - przez chwilę jej spojrzenie wędrowało po Idolu, a potem nagłym, krótkim gestem założyła zdecydowanie włosy za ucho.
- Wiem wiem… niepoprawny jestem.- odparł z uśmiechem Idol i spojrzał na swą lewą rękę.- Jesteś pewna? Mimo wszystko pewnie takie udoskonalenie kosztuje. Nie chcę ci robić kłopotów.
- Jestem -
pokiwała głową hakerka - mam ukryty plan! - Uniosła paluszek w powietrzu z szerokim uśmiechem, po czym spoważniała. - Jeśli chcesz.. znaczy.. bo nie chcę nic narzucać.
Dakota wyraźnie nie mogła się rozluźnić w obecności peszącego ją mężczyzny. Mimo, że starała się bardzo, jej wysiłki były rozbijane przez muskanie jej włosów przez Idola.
- Dobra… mamy czas, więc.- Idol zdjął marynarkę i zabrał się za zdejmowanie koszuli.- Obejrzyj sobie protezę i łączenia. Równie dobrze teraz możesz się przekonać, przy czym możesz dłubać.
- Se…
- dziewczyna przełknęła głośno - ..serio? - zakręciła się nagle w miejscu, pacając się lekko po udach, w poszukiwaniu czegoś w kieszeniach spodni. Patrzyła wszędzie tylko nie na Idola.
- Jeśli masz ulepszać to musisz wiedzieć co… i jak … prawda?- zdziwił się Billy rozebrany już do pasa.- No.. macaj co trzeba.
I wyciągnął mechaniczną rękę w bok, trzymając ją poziomo wyprostowaną.
- Ra… ra… racja - Dakota czerwona jak burak założyła videoglass i podeszła blisko mężczyzny. Stanęła w sporej odległości jednak i pochylając się niewygodnie zaczęła oglądać ramię Idola, wyciągając szyję by mieć lepszy widok. Nie mówiła nic, i prawie nie oddychała.
- Jestem pierwszym mężczyzną którego widzisz… nagiego? Znaczy z bliska? A nie na zdjęciach czy filmach.- zapytał podejrzliwie Billy stojąc posłusznie i grzecznie.
- Co? - spytała rozkojarzonym tonem - Nie, nie nie… - zaprzeczyła… nieco zbyt szybko. - Przepraszam… ja…. - stanęła za plecami Idola wypuszczając wstrzymywane powietrze. Ciepły oddech musnął skórę Billy’ego. W końcu Dakota zaczęła delikatnie dotykać protezy i wyciągnęła miniskaner mrucząc do siebie techniczne hasła.
- Nie masz za co przepraszać. Nie masz się też czym denerwować. Ja nie gryzę… a jeśli mam być twoim pacjentem, to będziesz musiała mnie dotykać- odparł spokojnie i optymistycznym tonem Billy.
- Masz… rację, tak… - powiedziała dziewczyna. Zdecydowanie lepiej czując się poza zasięgiem wzroku Idola. - Możesz poruszać dłonią? - poprosiła nagrywając proces.
- Tak… proszę.- Billy wykonał polecenie “pani doktor”.
- Aha… dobrze.. jaki masz czas reakcji na bodźce, wiesz? Czy testujemy? - spytała tym samym tonem jakim pytała Cathy o ciepły posiłek. Przesunęła dłonią sprawdzając łączenie protezy z ramieniem - Nie uwiera cię tutaj? - nacisnęła twardą krawędź łączenia.
- Nie bardzo… Willy się postarał.- mruknął Billy wykonując kilka ruchów nadgarstkiem.- Masz delikatne palce, wiesz?
- Co? -
Dakota została ponownie wybita ze skupienia i ledwo co odnalezionej równowagi - Cii … to oficjalne nagranie. - fuknęła cicho ale jakoś bez przekonania. - Zegnij ramię w łokciu. - poleciła surowszym tonem. Takim, jakiego używa się zazwyczaj do domowych zwierzątek.
- Dobrze prze pani.- mruknął potulnie wykonując polecenia Dakoty i zginając powoli rękę w łokciu.
Dziewczyna mruczała swoje “aha’ i “ok”, “hmm” pod nosem rejestrując reakcje i funkcjonowanie ramienia. Uderzyła swoją dłonią w dłoń Billy’ego, ponownie zapisując wyniki swoich testów.
- A jak z wrażeniami czuciowymi? - spytała znienacka rzucając małą pluszową maskotką w Idola. Stała już z przodu najemnika, ale w pełni skoncentrowana na jego ramieniu.
- W jakim znaczeniu wrażeniami?- spytał Billy odruchowo chwytając miękką zabawkę.
- No widzę tu opcje przewodzenia, ale nie wiem czy działa czy nie. - puknęła kciuk Idola.- Czujesz to jak? Jako wibracje? A mogę zdownloadować soft?
- Jako pojedyncze impuls.-
mruknął Billy przyglądając się dziewczynie, po czym nachylił się ku jej twarzy i z łobuzerskim uśmiechem dodał.- Rób co chcesz. Jestem teraz cały twój.

Dakota odruchowo się cofnęła, a jej źrenice raptownie poszerzyły - Billy… - mruknęła i ponownie odwróciła zaczerwienioną twarz - … to nie fair… - wymamrotała wpatrując się w ramię i nurkując pod pachą mężczyzny. - Unieś ramię, proszę… - znowu ciepły oddech załaskotał skórę Idola.
- Co jest nie fair?- zdziwił się nieco mężczyzna unosząc ramię z uśmiechem. Dakota była taka urocza ze swą nieśmiałością, że ciężko było oprzeć pokusie droczenia się z nią.
- Że sobie ze mnie kpisz… - wymruczała Dakota zapatrzona w okolicę pachy Billy’ego. Podniosła się i wyłączyła skaner.
- Dlaczego miałbym kpić?… przecież to ty mnie badasz, więc powinienem w pełni oddać się w twoje zwinne paluszki.- rzekł ciepłym tonem Billy i westchnął.- Czy moja obecność cię stresuje?
Było to oczywiście retoryczne, dla niego, pytanie. Ale był ciekaw jej odpowiedzi.
Dakota odsunęła videoglass nad czoło i spojrzała na Idola ze ściągniętymi brwiami.
- A miewasz bóle fantomowe? - rzuciła surowym tonem, któremu przeczył barwiący jej policzki rumieniec.
- Rzadko… tuż po przebudzeniu.. po koszmarze… czasem… ciało pamięta utratę… chwilę, gdy…- zamyślił zaciskając i rozluźniając dłoń protezy, zmarszczył brwi. Zamarł na chwilę. Po czym się rozchmurzył dodając.- Wybacz… czasem tylko.
- Rozmawiałeś z Willem na temat koszmarów?
- spytała Dakota ciszej, i miękko - Jeśli chcesz, możemy wprowadzić blokady… ale …- skrzywiła się nieco - to kolejny czip w Twoim ciele, nie ważne jak malutki.
- Nie. To blizna która musi we mnie zostać. Nie można uciekać od przeszłości.- wyjaśnił się Billy i mruknął wesołym tonem.- I nie kpię z ciebie moja droga. Choć… możliwe że trochę flirtuję. Odrobinkę.
- Poziom hormonów w porządku? -
spytała Dakota zdecydowana by pozostać przy temacie zastępczym. W tej chwili starała się brzmieć bardzo profesjonalnie nie zdając sobie sprawy, że spod koszulki wymsknęło jej się cieniutkie ramiączko od biustonosza, zwisające teraz na jej ramieniu. Całkowicie burzyło ono image “poważnej pani med-tech”.
- A jaki poziom jest właściwy i jakich hormonów?- mruknął z uśmiechem Billy zerkając na ten nieprzewidziany, acz figlarny dodatek do image’u Dakoty. - Nie mierzę ich sobie, więc nie wiem.
Dakota w między czasie wprowadzała dane na niewielkim padzie opierając się biodrami o biurko: - To weź te dane od Willa… - mruknęła - ...ok to bez danych o hormonach mogę ci powiedzieć, że widzę dwie opcje na usprawnienia. - podrapała się lekko po nosie - Możesz… emmm… możesz się już ubrać. - w końcu zauważyła spojrzenie Idola i szybkim gestem podciągnęła niesforną bieliznę. Minkę miała jakby miała się zaraz albo rozpłakać albo zacząć fukać.
- Po pierwsze możemy udoskonalić samo ramię. Nie jest ono najnowszej generacji, lżejsze ramię odciąży układ kostny, co może mieć wpływ na twą ogólną szybkość. - tłumaczyła drżącym głosem. - Po drugie możemy ulepszyć system TMR i elektrody EMG.
- Czy wszystko w porządku?-
zapytał ostrożnie Billy zaczynając ubierać koszulę.- Wyglądasz na roztrzęsioną.
- Billy! Słuchasz w ogóle co mówię do Ciebie?
- Dakota pisnęła nieco głośniej - prze… przepraszam. Po prostu … To jak to brzmi? - spytała mając na myśli jej diagnozę.
- No… ciekawie. I drogo. Gdyby mnie było stać to bym zamontował lżejszą rękę.- odparł Billy zakładając koszulę dodając.- Nie czujesz się za komfortowo w mojej obecności, prawda?
- Bo chcesz, żebym się czuła jak się czuję
- fuknęła Dakota stukając czubkiem glana o podłogę - Możesz zrobić udoskonalenia na raty przecież. - dodała.
- Chcę byś się czuła komfortowo przy mnie. Przywykła do mojej obecności. Bo będę czasem wpadał do Cathy i do ciebie.-
rzekł Idol podchodząc do Dakoty.- A nie wiem… czemu czujesz się przy mnie nerwowo… no, może poza tym że jesteś bardzo nieśmiała… nie przywykłaś do mnie.
Dziewczyna podniosła wzrok na Idola, wpatrując się w twarz mężczyzny, oddychała nieco szybciej:
- Powinieneś już iść… - wyszeptała.
- Przepraszam… nie chciałem cię obrazić.- rzekł potulnie Billy i musnął czule palcami policzek dziewczyny.
Wzrok hakerki śledził ruch dłoni Billy’ego a gdy palce mężczyzny dotknęły miękkiego policzka na chwilkę wstrzymała oddech i zapatrzyła się w jego oczy, szukając jego spojrzenia i próbując wyczytać z nich jego zamiary.
- Billy … ja… to… - odsunęła się w końcu - … idź już.... - dodała jakby ostatkiem siły woli.

Drażniła jego ciekawość i budziła czułe nuty… ale też i pragnienia. Idol zastanawiał się czy pociągnąć to dalej, czy może przerwać. Ostatecznie uznał, że lepiej będzie przeciąć węzeł gordyjski na miejscu. Przybliżył się więc do niej i mruknął. - A może lepiej będzie, jeśli stanie się to czego pragniesz… jeśli… uwolnisz… napięcie między nami… ja tu jeszcze parę razy się zjawię… chcesz się chować w swojej skorupie za każdym razem?
Ostatecznie to była jej decyzja.
- Ja… - dziewczyna lekko drżała - … nie mogę … myśleć… gdy jesteś ta...tak blisko… - ostatnią część wyznania wyszeptała panicznie, wpatrując się w usta Billy’ego. - To… - próbowała jeszcze się kontrolować - … Cathy! - wykrzyknęła nagle się ocknąwszy - … to nie jest dobry pomysł, bo Cathy! Cathy cię lubi. - zasłaniała się imieniem dziewczynki jak tarczą.
- Cathy ma czternaście lat, jest małą dziewczynką. Lubi mnie jak… ojca, wujka, przyjaciela.- Billy pogłaskał delikatnie jej włosy. -Ty lubisz mnie inaczej prawda? Nie musisz… przed tym bronić… pozwól sobie na odrobinę… pocałunek, przytulenie… dotknięcie. To nie wiele, a łatwiej ci będzie myśleć.
Oczy dziewczyny powoli zaczynała zasnuwać znana Billy’emu mgiełka pożądania, nerwowo skubała zębami swoją dolną wargę i ciasno złożyła nogi, próbując przeciwstawiać się reakcji własnego, zdradliwego ciała. Oddech przyspieszył. Wyciągnęła dłoń by palcami przesunąć po policzku Idola i szybko cofnęła dłoń.
- Tak? - wyszeptała szukając potwierdzenia i próbując jeszcze przekonać samą siebie - A ...a … ty?
- A ja cię lubię…-
ujął dłoń Dakoty i delikatnie przycisnął ją do swego policzka.- A teraz zamknij oczy i oddychaj powoli.
- Do… dobrze…-
mruknęła i zamknęła powieki chociaż jej oddech przyspieszył jeszcze nieco bardziej. Dłoń nosiła na sobie ślady pracy, gdzieniegdzie skóra na palcach była przecięta a na wewnętrznej stronie Billy czuł małe zgrubienia. Palce jednak przesuwały się delikatnie muskając policzek mężczyzny delektując się nowymi doznaniami.
- Skup się… odpręż… spokojnie.- mruczał Idol pozwalając dłoni Dakoty na własną wędrówkę. - Już lepiej?
- N… nie…
- dziewczyna przysunęła się odrobinę do Idola, ujmując jego twarz również i drugą dłonią i przesuwając palcami po kościach policzkowych, wzgórku nosa brwiach. Z każdą chwilą jej dotyk stawał się coraz śmielszy aż w końcu Idol poczuł drżące palce na swych ustach.
- Są ta...takie mię...kkie… - wymruczała dziewczyna.
- Twoje też…- mruknął cicho Billy poddając się grzecznie dotykowi jej palców.
- Skąd wiesz? - spytała zaskoczona i otworzyła oczy.
- Wyglądają na takie.- odparł z uśmiechem Idol i westchnął cicho.- Czujesz się już lepiej? Mniej spięta, gdy wiesz że możesz dotknąć?
- Tro… trochę
- kiwnęła lekko głową i odsunęła dłonie - teraz… mi głupio… że traktuję cię jak manekina… - uśmiechnęła się leciutko i nieśmiało.
- Po prostu oswajasz się z moją obecnością i pragnieniami. Z pokusą.- znów pogłaskał ją po policzku.- Tak ja z twoją pokusą.
- Moją pokusą? -
tym razem przymknęła oczy czując pieszczotę Idola - Ja nie mam pokus. - stwierdziła autorytarnym tonem.
- Jesteś pokusą… wbrew temu maskującemu strojowi, jesteś ładniutka.- odparł Billy pieszczotliwie wodząc dłonią po jej policzku.- Trochę nieśmiała i zaniedbująca własną urodę… ale nadal jesteś pokusą. Zwłaszcza gdy się uśmiechasz.
Dakota słuchała uważnie tego co miał do powiedzenia najemnik.
- Tu… tu lepiej nie zwracać uwagi na siebie. - mruknęła jakby się wstydząc i tłumacząc. - Billy… - zaczęła z wahaniem i urwała.
- Wiem wiem… ale i tak jesteś urocza.-odparł z uśmiechem Idol.- I już lepiej… czujesz się bardziej swobodnie przy mnie?
Spytał nadal głaskając ją policzku.
W końcu usłyszał ciche westchnienie dziewczyny gdy jej ciało rozluźniło się, choć policzek, który dotykał nadal pozostawał zaczerwieniony. Dakota skinęła głową - Tak… - nieśmiało położyła swoją dłoń na dłoni Billy’ego i uśmiechnęła lekko rozkoszując się gestem z zamkniętymi oczami. A Billy’emu zapiszczało przypomnienie spotkania.
- Muszę już ruszać.- nachylił się i cmoknął czoło dziewczyny czule.- Wpadnę przy okazji. Nie za wcześnie, bo nie chcę was narażać. Ale pewnie się zjawię nie raz.
Dakota westchnęła ciężko:
- Dobrze. - wypuściła dłoń Billy’ego. - Będę… w zasięgu jakbyś coś… no… potrzebował. - ponownie przymknęła oczy przy niewinnym pocałunku w czoło. - Chodź, wypuszczę Cię… znaczy - dodała szybko - no… wyprowadzę… bo przecież cię nie trzymamy tu … tak tylko mi się powiedziało.
- Wiem wiem… -
mruknął łobuzersko Idol i znów lekko potarmosił jej włosy mówiąc.- Jesteś taka urocza… Ty i Cathy jesteście moimi skarbami.
Dakota nie wytrzymała i wtuliła się w stojącego przed nią mężczyznę, składając swą głowę na jego piersi i leciutko drżąc.
- Przekażę… jej… - po czym odsunęła się szybko i sięgnęła po maskę by wyprowadzić Billy’ego przez bramę.
Idol skinął głową i ruszył za dziewczyną. Mówił szczerze. I ona i Cathy były dla niego ważne. W zasadzie będąc jego “rodziną”, bo inaczej nie mógł ich określić. Mimo że nie łączyły ich więzi krwi, Cathy była mu bliska… a Dakota, też.


Billy zjawił się w gabinecie Willa zgodnie z umową. Personel niewielkiej i nielegalnej kliniki krzątał się właśnie porządkując główny gabinet medlabu Willa. Lekarz stał przed panelami i kończył przeglądać logi, gdy jego asystentka wprowadziła Idola.
- W końcu raczyłeś zaszczycić mnie swą wizytą, Idol - Will podszedł do najemnika wyciągając dłoń do uścisku.
- Jak widzisz…- Billy wskazał kciukiem otwarte drzwi garażu w którym stał jego karawan.- Mam robotę, więc… musiałem parę rzeczy wpierw załatwić. Co u ciebie? Rozwiązałeś już kwestię pacjentów? Ciężko było?
Lekarz pokiwał głową:
- Robota dobra rzecz - i wskazał Idolowi kozetkę - a skoro ją masz to załatwimy kwestię szybko i sprawnie. - sięgnął po pada i zaczął ustawiać skaner - Cóż, udało się uratować tylko niektórych z pacjentów z dzisiejszego poranka. Ale i tak uważam to za wyjście na plus. Kiedy będziesz gotów, połóż się, znasz przecież rutynowe postępowanie.
Billy szybko się rozebrał do pasa i położył na leżance.- Co właściwie jest Cathy? A i Dakota kazała ci przekazać to…- i podał dane od Dakoty.
Will odwrócił się i spojrzał na Idola:
- Hoho, widzę, że dopuściły cię do zaklętego kręgu wybrańców. - uśmiechnął się ale uśmiech na jego twarzy nie dodawał mu uroku. Raczej lekko szaleńczej drapieżności. - Cathy… cóż… jest efektem niekontrolowanych i nieusankcjonowanych ciąż u osobników zbyt obciążonych genetycznie i środowiskowo. Ma zespół dziecięcego niedowładu w nogach oraz wypaczenie i porażenie nerwowe w lewej ręce. - mruczał lekarz uruchomiając skaner i sekwencję analizy - A co to? - spytał mając na myśli czip z danymi od Dakoty.
- Zwykłe protezy nie pomogą? -zamyślił się Billy i dopiero po chwili zwrócił uwagę na chip.- Dakota chce przerobić moją rękę. Ulepszyć i wymienić na lżejszy model.
- Jak dużym obciążeniem dla Ciebie była utrata ramienia?
- spytał lekarz Billy’ego wprowadzając czip do zewnętrznego czytnika i wyświetlając dane na med-panelu.
- Czy ja wiem… nie myślę o tym.- odetchnął głęboko Billy i zastanowił się.- Koszmary są bardziej związane z utratą drużyny. Każde z nich znałem od dziecka. Nie byliśmy przyjaciółmi, ale… to była moja drużyna. I została pozostawiona samym sobie. To… nieprzyjemne uczucie.
- Tak, lecz ja mam na myśli wpływ fizyczny. Straciłeś ramię, które stanowi ile, 15% twego ciała? Pomnóż to teraz przez trzy. Amputacja tak dużego procentu ciała to nie jest prosta sprawa. Szok dla organizmu może być ogromny. Nie mówiąc o możliwych komplikacjach podczas samego zabiegu. Wpływ na psychikę to w takim układzie sprawa drugorzędna. Nie do całkowitego zignorowania ale jeśli pacjent nie przeżyje, to martwienie się psychiką jest naprawdę nieważne. Plan jest taki, żeby operacjami spróbować usprawniać nogi. Dakota opracowała niezły program z użyciem nanów. Potrzeba na to kasy. Ramię, cóż, ramię może poczekać, bo Cathy ma w nim minimalne czucie. Nogi zaś są ciągłym źródłem bólu. Co do koszmarów… jak działały ostatnie leki? -
Will zmienił temat.
- Nie podziałały w ogóle…- westchnął cicho Billy i spojrzał na swoją sztuczną dłoń. Zacisnął ją i rozluźnił powoli.- Wiesz… możliwe, że właściwie zostałem odpowiednio… zaprojektowany. Jaki pożytek z narzędzia, którego nie da się szybko i sprawnie naprawić?
- Przepiszę ci coś innego. Ale wypróbuj ten lek dopiero po robocie.
- Will nie skomentował kwestii narzędzia - A to co proponuje Dakota… nie widzę obecnie problemów. Wprowadzę Ci nową porcję stymulantów zakończeń nerwowych. Cała reszta widzę, że ma się nieźle. - Will wyłączył skaner, gdy uzyskał potwierdzenie, o zakończonym zapisie danych. - Możesz się ubrać. - Will zaczekał aż Billy usiądzie i zacznie się zbierać. - Następna wizyta za kolejne 2 miesiące. Nie 3, Idol, 2. - podniósł do góry dwa palce i kontynuował wstukiwanie na panelu.
- Leki odbierz w recepcji. Jeśli się zgodzisz i jesteś zainteresowany przeróbkami, prześlę dziewczynom dane z przeglądu.
- Przeróbki mogą poczekać. Rączka sprawuje się dobrze… ale dobra. Dam znać.-
uśmiechnął się Billy i zamyśliła.- Dakota wspominała też coś o terapii genowej… nie znam szczegółów, ale… GeneDInt… mówi ci to coś?
- Tak, mówiła mi o tym. Ale … -
Will pokręcił głową sceptycznie - … po pierwsze nie ma medycznych śladów na poszlaki jakie wynalazła, po drugie nawet jeśli taka terapia istnieje, to pewnie na etapie testów. Ściśle tajnych testów. Pytanie czy Cathy by się kwalifikowała, bo nie wiadomo jakie kryteria ma korpo, a dwa, że jeśli tak to Cathy by stała się jednym z obiektów testowych. A z korpo sam wiesz jak jest. Nie ma żadnej gwarancji, że by wyszła stamtąd. - lekarz pokręcił głową - zmiany są spore, Billy i zabawa genami … - nie dokończył - myślę, że pierwotny plan Dakoty jest najrealniejszym rozwiązaniem dla małej.
- Rozumiem. No to trzymaj się Will i uważaj na siebie.
- rzekł na pożegnanie Billy. Miał robotę do wykonania i parę miejsc do odwiedzenia.
Najpierw "Moonlight Motel" i spotkanie z Kimem, potem posterunek ważki i dane dla Lady J. Potem kursowanie przez parę godzin po ulicach miasta. Wreszcie... drzemka w wozie na prywatnym parkingu. Niewiele, ale... kto wie czy to co odkryje na nagraniu z monitoringu nie da nowych opcji do rozważenia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 17-01-2016, 00:17   #10
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
”… i uważaj na siebie” - słowa Billy’ego utonęły jednak w nagłym powiadomieniu powtarzanym non stop. Drzwi do pomieszczenia sąsiadującego z gabinetem Willa otworzyły się z sykiem, umożliwiając personelowi szybki dostęp. Lekarz już ruszał w ich stronę łapiąc po drodze maseczkę, gdy z kolejnych drzwi wybiegła pielęgniarka, spiesząca w ślady Willa. Zaś Billy zbierając się w stronę recepcji, zatrzymał się w pół kroku. Na łóżku bowiem podpięta do aparatury monitorującej leżała Vonda, szarpana obecnie konwulsjami.


Drzwi zaczęły zamykać się z cichym sykiem, gdy Will rozpoczął wydawanie poleceń pielęgniarce i dopadał pacjentki wykrzykując polecenia do AI.
Kolejne aczkolwiek mniej spektakularne zaskoczenie nadeszło, gdy Billy tylko wyjechał z garażu Willa. Popołudniu deszcz zdecydowanie się nasilił i nie ułatwiał Billy’emu podróży do motelu. Szybko zaczęło się ściemniać. Ulice były zakorkowane, piesi zachowywali się jakby nieco wody miało ich roztopić i uciekali w popłochu przed spadającymi kroplami nie bacząc na nic, więc kierowcy musieli mieć oczy na około głowy. Powietrze co i raz rozcinały klaksony i przekleństwa Yellowcabsów. Billy minął parę patroli, jednak „krawężnikowcy” z nPD nie zamierzali moknąć. Siedzili zatem na kawie, lub koczowali w licznych jadłodajniach obserwując obojętnym wzrokiem zapakowane ulice. Sama jazda w zacisznym wnętrzu karawanu nie była największym zmartwieniem najemnika. Gęsty deszcz oznaczał jednak, że Kim miał niewielkie szanse na przeprowadzenie takiego zwiadu na jaki liczył Idol. Niemniej, gdy Idol przejeżdżał wzdłuż Thousandth Street ujrzał w deszczu przycupniętą pod dachem nieczynnego baru drobną figurkę.


Wyglądało na to, że Kim jednak bardzo chciał zarobić więcej niż drobny chip na „zupę”.
Rozmowa z chłopcem jednak została gwałtownie przerwana przez powiadomienie migającego natrętnie logo. Ich umówiony sygnał, gdy Cathy miała coś pilnego do przekazania. Sam widok kociego pyszczka wywołał uśmiech na obliczu Idola. Uśmiech, który zniknął jak nożem uciął na kumplowski komentarz młodzika, pozującego na zatwardziałego wyjadacza ulic:
- Hehe, coo... twoja kobita dzwoni? Krótko cie czymie, co? – Kim puścił znaczące oko Idolowi i siorbnął nosem.
Gdy Billy wreszcie dotarł w okolice 24 posterunku nPD, prawie zapomniał, że wozi ze sobą ładunek. Przynajmniej komora nie sprawiała kłopotu. Cokolwiek w niej było, leżało bezpiecznie uśpione. Najemnik upewnił się, że wszystkie odczyty na panelu samochodowym pokazują „Status OK” nie zagłębiając się w dalsze szczegóły. Zleceniodawcy nie cenili go za nadmierną ciekawość, chociaż następne kroki najemnika mogłyby zaprzeczyć tej opinii tak pielęgnowanej przez niego samego. Miał zamiar zrobić włam do serwerów nPD. Z Kicią. A potem pokręcić się po mieście. Też z Kicią. Przez ciepłe wspomnienia minionych chwil spędzonych z dwoma dziewczynami, nagle przebiło się pytanie. Zaraz, która z nich jest właściwie Kicią?
I na co Lady J. jedynie samo nagranie skoro mogłaby zlecić odnalezienie kurierki?
 

Ostatnio edytowane przez corax : 17-01-2016 o 00:19.
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172