Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-12-2016, 20:59   #261
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Ciężarna Jedi wpierw wyglądała na mocno zaskoczoną widząc Nilusa na jednym z lądowisk. Nie mniej wydawała się miło zaskoczona tym widokiem, a gdy Emily wyszła się przywitać to Laurien przez chwilę nawet się uśmiechała. Do czasu aż Młoda nie powiedziała kogo ze sobą przywiozła. Od razu mina starszej z sióstr Hayes się zmieniła. Zupełnie jakby w jednej chwili jakiś misterny plan przez nią ułożony z tego powodu miał szlag trafić. A było to spojrzenie godne bezdusznego kata.
- Co Sol robi na pokładzie twojego statku? - zapytała Laurienn spokojnym, troszkę zimnym tonem. - Dotarła do ciebie moja wiadomość? - dodała.
Em zmarszczyła brwi.
- Jaka wiadomość? - zapytała zaskoczona.
Wtedy też na lądowisku pojawił się wspomniany i ewidentnie wyczekiwany przez wszystkich najemnik.

Laurienn posłała arkanianinowi tak nieprzyjemne spojrzenie, że ten mógł zrozumieć czemu najemnicy w Kraycie nie mieli problemów by słuchać jej rozkazów - szczególnie gdy za jej plecami stał Sladek.
Teraz co prawda Tony nie dodawał jej sylwetce grozy, ale dwóch Mistrzów, dawna Sith i już nie taki świeży Rycerz jakim był Jon mogło stanowić dużo gorsze zagrożenie.

- Jeśli się nie mylę to złożyłeś bardzo oficjalne wypowiedzenie na współpracę z Akademią. Więc czemu widzę cię w obecności mojej siostry? - Jedi skrzyżowała ręce przed sobą, a jej wzrok skierował się na jego ramię. - Widzę, że znów cię ubyło - zauważyła kąśliwie.
- Jeśli się nie mylę to twoja siostra nie jest prywatną własnością akademii i mam chyba prawo od czasu do czasu zobaczyć moich znajomych, względnie prosić ich o przysługi kiedy jestem przyparty do muru? - odparł spokojnym tonem, ale osoby które go dobrze znały mogły wyczuć że coś jest nie tak. - A to? - spytał unosząc ramię - Pamiątka po mojej ostatniej robocie. Przynajmniej walka była tego warta.
- Strasznie rozgadany jesteś. A może wysłałeś to w wiadomości, tylko nie zdążyliśmy tego przeczytać? - warknęła Brianna.
- Hmpf - prychnęła Yuthura. - Z tego co znam tego najemnika, to po prostu znika bez wieści, uciekając przed odpowiedzialnością.
Echani spojrzała pytająco na twileczkę.
- Byłam z nim i mnie zostawił dla innej - odparła.
Brianna bardzo powoli przeniosła wzrok na Sola.
- Zostawiłaś mnie żebym zdychał na murach na Zonju! - warknął arkanianin. - Dla ciebie najważniejszy był twój nowy nabytek, po prostu szukałaś na Laurienn jakiegoś haka. - dodał nieco spokojniej.
Hayes westchnęła i pokręciła głową patrząc na Sola z dezaprobatą.
Mistrzyni Jedi zwęziła oczy.
- Och, jesteś tak biedny i pokrzywdzony tak? W każdym porcie inna, twój sposób na życie?
Mical w dyskretny sposób zrobił krok w tył i chwycił Laurienn delikatnie za rękę, pragnąc ją odciągnąć.
Tymczasem białowłosa kobieta kontynuowała.
- I oczywiście najłatwiej zrzucić wszystko na trzecią osobę, czyli Laurienn, tak? Ciekawe jak to z jej perspektywy wyglądało! Może już zapomniałeś, że też byłam na Zonju! Gdyby nie Laurienn wszyscy byśmy tam zginęli! TY NIE MASZ WSTYDU!
- Dokładnie tak siostro - wtrąciła się Ban, nie dając okazji by Sol doszedł do głosu. - Uwiódł, wykorzystał i zostawił. Troszczyłam się o Laurienn, przecież to normalne, ale on był tak zachłanny, że i tego kontaktu chciał mi zabronić.
- Każdej jednej takie słówka prawisz, tak? Emily, nie dobierał się też do ciebie? - Echani zacisnęła pięści.
- Uch, nie... - odparła, ale patrzyła w tej chwili na Sola z obrzydzeniem. HK w międzyczasie stanął za plecami Arkanianina, odcinając mu drogę.
- Skąd go wzięłaś, pewnie z jakiegoś burdelu, co?
- Nie, z Dxun, od Mandalorian.
- Och, widzę że nawet wśród swoich zaprzysięgłych wrogów szukasz towaru, tak? - Brianna była wściekła.
- Nie przepuści niczemu co nie ucieknie na drzewo - dodała Yuthura.
Laurienn wyglądała na zaskoczoną tym jak rozwinęła się ta sytuacja i to na tyle, że nawet nie oponowała, gdy Mical pociągnął ją w tył.
Najemnik zacisnął zęby z taką siłą że coś trzasnęło. Wciąż pamiętał co go spotkało po walce. Wciąż nie był gotowy na roztrząsanie tego, ale słowa Yuthury wyciągnęły to wspomnienie na wierzch. Rozbudziło to tylko jego gniew.
- Do niczego tutaj nie dojdziemy. - wycedził, praktycznie literując słowa. - Na nikogo nie zrzucam winy. Fakt jest taki że ona. - dźgnął palcem w kierunku twileczki - Zostawiła mnie żeby zdychał, gdyby chociaż pomogła Laurienn w JAKIKOLWIEK sposób, to nie miałbym żadnych zastrzeżeń. Ma przed sobą o wiele więcej życia niż ja. - dłoń arkanianina oparła się na głowicy jego wibroostrza. - A co do Mandalorian, ponoć jesteście w fantastycznych kontaktach i wszystko sobie przekazujecie. Szkoda że nie wiedziałem tego zanim prawie się wykrwawiłem!
- Wysłaliśmy go do mandalorian? - mruknęła zdziwiona Laurienn i spojrzała pytająco na Micala.
- Nie. Wysłał go tam Krayt, po tym jak wykryli, że jest kretem. Miał wpaść i zaszkodzić naszym i tak już kiepskim kontaktom z grupą Mandalore’a - odparł. - Nic o tym nie wiedzieliśmy, dopóki sam Mandalore się o to nie przypieprzył.
- Tak jak myślałam, kolejne wymówki - powiedziała z pogardą twileczka, zakładając ręce na piersi.
- Myślę jednak, że powinniśmy wejść do środka, tam na pewno wszystko sobie wyjaśnicie - Mical jak zwykle do końca wierzył w racjonalność wszystkich i sukces negocjacji. W tej sprawie jednak cechował go pewien poziom naiwności.
- Oj tak, chodźmy zamknąć się w czterech ścianach - Brianna strzeliła kostkami zaciśniętej pięści.
- Nie mam nic przeciw - dodała Yuthura.
- Trzeba było słuchać Revana… - mruknął pod nosem najemnik - Mistrzu, czy mam prawo wnieść na teren akademii swoją broń? - spytał głośniej, kierując pytanie do Micala.
- Hmm… - spojrzał na niego i na kobiety. - Mógłbyś… gdybyś nadal dla nas pracował. Tylko dziwnym trafem otrzymałem od ciebie całkiem niedawno wypowiedzenie - wzruszył ramionami.
HK na te słowa wyciągnął dłoń po broń Sola.
- Zapewnienie: Jeśli przeżyjesz to zostanie ci to zwrócone.
Wojownik niemal się zapowietrzył.
~ Oczywiście. Kompletny brak zaufania, po tylu latach. Po przelaniu swojej krwi za waszą sprawę.~ pomyślał, choć nie uzewnętrznił tej myśli.
- Niezwykle miło z twojej strony HK. - odpowiedział najemnik odpinając od pasa wibroostrze, blaster i granat. Po chwili namysłu wyciągnął z pancerza nóż, który normalnie służył mu do krojenia jedzenia i teatralnie podał go droidowi. Potem ruszył ze wszystkimi do wnętrza kompleksu Akademii.

Wojownik westchnął z ulgą gdy zamknęły się za nimi drzwi, odcinając rażące go słońce. Wnętrze akademii było oczywiście oświetlone, ale nie tak intensywnie jak powierzchnia planety. Mimo tego atmosfera wciąż była bardzo napięta, a Yuthura dolewająca do ognia wyraźnie mu nie pomagała.
- Mistrzu, czy możemy porozmawiać spokojnie, na osobności? Przyznaję że trochę mnie poniosło. - zwrócił się do Micala.
- Nie przeczę - odpowiedział spokojnie. Powiódł wzrokiem po wszystkich - Myślę, że uprzejmość nakazuje, byś wyjaśnił wszelkie nieporozumienia z oczekującymi tych wyjaśnień paniami, a później będziemy mogli porozmawiać już na spokojnie, gdyż też mam kilka tematów do przedyskutowania z tobą.
- Zapraszam - Brianna wskazała jedną z bocznych sal. Jej głos był zimny jak lód. - Ciebie też moja droga - dodała cieplej do Yuthury.
- Oczywiście - odparł Sol i otworzył drzwi, przepuszczając przed sobą kobiety. Potem wszedł sam i zajął jedno z wolnych siedzeń. Sala była dość duża i w czasach świetności zakonu musiała służyć za biuro gdzie Jedi zajmowali się sprawami administracyjnymi, czy też omawiali różne interesujące ich tematy. Tak naprawdę nie różniła się wyglądem od biur megakorporacji, ale była nieco cieplejsza i przy tym przeraźliwie pusta. Czuć było że nikt od dawna z niej nie korzystał, choć droidy utrzymywały ją w nienagannej czystości. Zapadła nieprzyjemna cisza. Sol potrzebował chwili by zebrać myśli, ale w końcu się odezwał.

- Jestem mi… Niezmiernie przykro. - zaczął - Nie tego chciałem i nie tak miało to wyglądać. - dodał i potarł skronie - Brianno, miałem ci powiedzieć o Yuthurze w momencie, w którym Laurienn miała się zdecydować na ujawnienie jej istnienia. Yuthura… Nie wiem co powiedzieć.
- Oczywiście, że wolałbyś żeby to inaczej wyglądało! - wybuchnęła Brianna. - Dowiedziałeś się, że ona przybywa do Akademii i zaraz wysłałeś wiadomości zrywając wszelkie kontakty! Po tym wszystkim co się wydarzyło myślałeś, że wykpisz się wiadomością tekstową?! I oczywiście to wcale nie twoja wina! Albo to ona - wskazała na twileczkę - śmie się martwić bardziej o drobną dziewczynę, która bierze udział w pierwszej swojej bitwie w życiu zamiast o żołnierza, który przetrwał Wojny Mandaloriańkie? Albo cała Akademia! Dlaczego my nie wiemy wszystkiego i nie podcieramy tobie tyłka co? Może jeszcze Mandalore ma codziennie składać raporty o tym co ci podaje na śniadanie? Zresztą - machnęła ręką - tyle się nasłuchałam o tym jak to Mandalorianie zabili ci przyjaciół, a teraz jesteś jednym z nich? Powinieneś udławić się tą swoją hipokryzją!
Yuthura przez ten cały czas wyjątkowo milczała, patrząc na Zhar-kana jak na zgniłe jabłko.
- Nie miałem zielonego pojęcia że ona tu przyleci. Laurienn nic mi na ten temat nie powiedziała. Początkowo chciałem się z tobą zobaczyć od razu, ale byłem zbyt słaby. Na Dxun niemal się wykrwawiłem, straciłem rękę, oko i nie byłem wstanie sobie samodzielnie podetrzeć dupy. Uznałem że zasługujesz na kogoś lepszego, kogoś kto jest na twoim poziomie. Wiadomość była łatwiejszym rozwiązaniem. - odparł powoli - Yuthura. Nie boli mnie to że poleciałaś pomóc Laurienn, boli mnie to że nie zatrzymałaś się po mnie nawet na pięć sekund. Tyle czasu zajęło by mi przeskoczenie z muru na otwarty trap Nilusa. Przeleciałyście z Młodą bezpośrednio nade mną, a dopiero co wygrzebałem się spod płonącego muru. Chciałem… Odpocząć.
- Daruj sobie te tanie teksty o tym, kto na kogo zasługuje - odparła z złością Echani.
- To wszystko są tylko wymówki Zhar-kan - mruknęła Yuthura. - Gdybyś był w porządku, to cokolwiek by się nie stało, powiedziałbyś to co trzeba każdej z nas prosto w twarz. Cenimy się na tyle, że uważamy iż na to zasługiwałyśmy. Ty, cokolwiek nie będziesz próbował nam wmówić, uznałeś że jest inaczej. Jasno dałeś do zrozumienia, że można olać nas jak nie przymierzając portowe dziwki.
- Szkoda. Rozumiem dlaczego tak to odbieracie. - powiedział wojownik - I wiem że żadna ilość słów niczego tutaj nie zmieni. - dodał i zapadł nieco głębiej w krześle w którym siedział - Czy powinienem wyjaśnić coś jeszcze? - spytał z pozbawioną emocji twarzą.
Mistrzyni Jedi pokręciła jedynie głową z roczarowaniem.
- Ja już wiem wszystko. Jesteś dla mnie nikim - odwróciła się na pięcie i wyszła z sali.
- Dodam tylko jedno - powiedziała Yuthura - Nie myślałam, że jesteś tak beznadziejny, że nie stać cię na powiedzenie "przepraszam". Żegnam - po tych słowach podążyła za Brianną.

Sol został w sali sam. Potrzebował chwili ciszy i spokoju. Żałował i to bardzo tego jak rozwinęła się sytuacja, ale ostatecznie osiągnął to czego chciał. Jako klonowi nie zostało mu dużo życia, a tak kobiety które kochał go znienawidziły. Oszczędzi to im bólu gdy umrze. Powoli, bardzo starannie opróżnił umysł z myśli i podniósł się z krzesła. “Nie ma emocji, jest spokój” - głosiła jedna z maksym starego zakonu i choć było w niej trochę racji to nie czuł spokoju. Czuł raczej wypełniającą go czarną, bezdenną pustkę. Odpowiednie uczucie dla maszyny do zabijania którą był. Bez słowa otworzył drzwi i skierował się do gabinetu Wielkiego Mistrza.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 18-01-2017, 00:21   #262
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nawet nie próbowała się bronić gdy Mical prowadził ją do gabinetu, trzymając mocno za rękę. Laurienn doskonale wyczuwała jego zdenerwowanie. Sama Jedi była bardziej zaskoczona tym co miało miejsce na lądowisku, niż cokolwiek innego. Możliwe, że w tym całym zamieszaniu poczuła się słabo i z tego powodu była tak bardzo bierna na wydarzenia. Co zupełnie nie pasowało do wygadanej Hayes.

Po dotarciu do gabinetu Wielkiego Mistrza, Mical posadził ją na wygodnym fotelu a sam zaczął kręcić się po pomieszczeniu. Laurie wodziła za nim wzrokiem nie wiedząc co powinna mu powiedzieć. Po trochu czuła się winna tej sytuacji. Powinna przecież, skoro Sol nie był w stanie, poinformować osobiście o wszystkim Briannę. Hayes spuściła głowę i odetchnęła głęboko.
Naprawdę nie sądziła, że cała ta sytuacja może się wydarzyć. Yuthura i Brianna razem, przeciw Zharkanowi. O dziwo, pojawienie się arkanianina podziałało mocno na korzyść twileczki, Laurie miała dziwne wrażenie, że nawet Mical przez to wszystko zaczął przychylniej spoglądać na Ban.
- To było... Nieoczekiwane - odezwała się w końcu unosząc spojrzenie na Wielkiego Mistrza, bo cisza jaka panowała między nimi bardzo jej zaczęła przeszkadzać.
- W rzeczy samej - odparł podpierając brodę. - Nie sądziłem, że arkanianin jest tak… jurny. Szkoda mi Brianny. Nasza gość… też nie została uczciwie potraktowana - zamyślił się. - Jesteś pewna, że jej ufasz Laurie? - zadał to pytanie, które chodziło mu po głowie zapewne od kilku godzin.

Laurie rozsiadła się wygodnie, prawie zapadając w szerokim siedzisku fotela. Gorączkowo rozmyślała nad najbardziej właściwą odpowiedzią na pytanie jakie jej zadał.
- Ufam jej - odparła w końcu z lekkim uśmiechem. - Miała najlepszą okazję ze wszystkich, żeby spalić moją przykrywkę, a nie zrobiła tego. A jak powiedziałam jej o naszym dziecku... To zezłościła się na ciebie, że mnie tak niecnie wykorzystałeś - dodała i parsknęła śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. - Prawie wystraszyłam się, że będzie gotowa do ciebie przyjść i powiedzieć co o tym myśli - w rozbawieniu aż jej łzy napłynęły do oczu, więc przetarła je wierzchem dłoni.
Przewrócił oczami.
- Tak tak, wypominaj mi, że uwiodłem uczennicę, jestem tak podły, że zupełnie nie miałem z tego powodu wyrzutów sumienia…
- Oj, już, już - Laurie spojrzała na niego z całą czułością. - Przecież wiesz, że każdy kto choć trochę mnie zna wie, że to było zupełnie na odwrót - wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu.
- Nie musisz mnie pocieszać - mrugnął do niej. - Hmm… wygląda na to, że Sol szybko został zdekapitowany. Już idą - musiał mieć podgląd z kamer na korytarzu.
I dokładnie minutę później drzwi do gabinetu się otworzyły. Pierwsza weszła Brianna, tuż za nią Yuthura.
- Proszę usiądźcie - Mical wskazał im miejsca przy jego biurku, uprzednio przygotowane.

Hayes uśmiechnęła się do obu kobiet i odetchnęła, bo nie wyglądało by były do siebie nawzajem źle nastawione. Jakoś tak cała ta sytuacja zmęczyła ją i teraz jak schodziła z niej adrenalina to zaczynała odczuwać tego skutki. Laurie oparła się na oparciu fotela i z lekko przymkniętymi oczami przyglądała się pozostałym osobom w gabinecie. Dłoń położyła na swoim brzuchu.
- Spotkaliśmy się tutaj… - zaczął mężczyzna - z powodu i na prośbę Laurienn - spojrzał na nią. - Powiedz proszę, czego od nas oczekujesz - przekazał jej inicjatywę.

- Tak, to wszystko prawda - Jedi naglę przypomniało się o co tak naprawdę w tym wszystkim chodziło. Otworzyła szerzej oczy.
Yuthura była dla niej serdeczną przyjaciółką. Nie raz jej rady okazywały się dla Laurien ważne by utrzymać przykrywkę, a i wiedziała, że zawsze może na nią liczyć. Ostatnie miesiące była też moim piątym mistrzem, ucząc tego co wie. Za to wszystko była jej bardzo wdzięczna. Dlatego właśnie teraz zaproponowała Yuthurze by była nauczycielem jej syna, bo uważała ją za świetnego nauczyciela.
Laurie myśląc o tym spojrzała na Micala, który przecież nie był zwolennikiem tego pomysłu. Nie był on przychylnie nastawiony do Ban, a nawet - choć się do tego nie przyzna - miał ją za Sitha.

- Przede wszystkim chciałam poinformować Yuthurę, że wszystko ze mną w porządku. Już za długo z tym zwlekałam - zaczęła rozglądając się po zebranych. - Kolejna sprawa, ważniejsza to udowodnienie jak błędnie Akademia podchodzi do użytkowników Mocy. Wychodzimy z założenia, że wszyscy Jedi zginęli podczas czystek, które robili Sith, za to Sithowie mieli być pokonani przez Mistrzynię założycielkę Akademii. Że jedynymi wyćwiczonymi w używaniu Mocy są osoby zaangażowane w działanie Akademii. Yuthura - Hayes skinęła na nią głową. - Była moim pierwszym spotkaniem z wyszkolonym użytkownikiem Mocy. Gdyby była wrogo nastawiona, to mogłoby to się dla mnie źle skończyć - Laurie przemilczała ich pierwsze spotkanie, po którym długo bolały ją plecy. - Ja rozumiem, że założenie, że nie ma Jedi spoza Akademii ma młodym adeptom dodać pewności, gdy zakończą swoje nauki Padawana, ale skoro ja napotkałam Yuthurę, która jest bardzo silna w Mocy, to dochodzę do wniosku, że Akademia powinna zająć się próbą nawiązania choćby kontaktu z takimi osobami jak Ban. Tym bardziej, że w ostatnim czasie nastroje społeczne względem takich istot jak my, nie są najlepsze.

- To mało powiedziane, nie najlepsze - odezwała się Ban zakładając ręce na piersi. - Korzystając tutaj z komunikacji publicznej, nasłuchałam się tyle, że odniosłam wrażenie, że wasza Akademia osobiście dosłownie naciskać na wskaźniki ekonomiczne i Mocą wyginać je w dół - prychnęła. - Obwiniają was o dosłownie wszystko co złego ich spotkało. Wasz dział PR ostatnio się ostro obija. To nie wróży dobrze na przyszłość padawanom - wbiła wyzywające spojrzenie w Micala.

- Tak, mniej więcej to miałam na myśli... - odparła Laurie spoglądając niepewnie na Wielkiego Mistrza. - Ale staramy się ocieplić nasz wizerunek, pokazać, że jesteśmy zwykłymi obywatelami Republiki jak każda inna istota.

Mical odchylił się w fotelu.
- Nastroje obywateli są stymulowane przez media podporządkowane różnym frakcjom politycznym. Tak się niestety złożyło, że część z nich próbuje ubić kapitał polityczny właśnie naszym kosztem. Trafia to wszak na podatny grunt, gdyż ostatnie dziesięciolecia upłynęły w cieniu wojen Jedi i Sith. Intensywnie pracujemy nad tym, by poprawić nasze notowania u co bardziej wpływowych polityków, ale nie to miało być tematem naszego spotkania - przeniósł wzrok kolejno z Yuthury na Laurienn i z powrotem na twileczkę. - Chcesz, żebyśmy przyjęli cię jako nauczyciela w Akademii. Jednak rekomendacja Laurienn, choć bardzo sobie ją cenimy, to za mało żeby zgodzić się na powierzenie padawanów komuś, kto poprzednim razem nauczał młodych Sith na Korriban - tym on rzucił wyzywające spojrzenie Ban.

Hayes była zaskoczona słowami Micala.
- Ale ja ci o tym nie mówiłam… - pośpieszyła z wyjaśnieniem. Zaraz też pokręciła głową. - Mniejsza o to. Mi chodzi o to, że Yuthura, jak mało kto ma doświadczenie zarówno z jasnej jak i ciemnej strony, przy czym odeszła od Sith zanim nastały czasy triumwiratu. Dla nas, jako Akademi, jest niezwykle cenną osobą jeśli w przyszłości chcemy uniknąć błędów przeszłości.

- Widzę, że nic przed tobą się nie ukryje. Wiesz w takim razie, co się działo ze mną później?
Mical tylko skinął głową twierdząco.
- Skoro tak, to ja nie muszę się tutaj przed nikim tłumaczyć. Pewnie podjłeś swoją decyzję już dawno temu. Może po prostu ją nam oznajmisz i oszczędzimy sobie czasu? - twileczka wykrzywiła usta w drwiącym uśmiechu.

- Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo jesteś do mnie uprzedzona - odparł Wielki Mistrz. - Podejrzewam zazdrość o Laurienn i mógłbym to zrozumieć. Jednak wracając do meritum. Chciałbym wiedzieć, dlaczego ty chcesz u nas uczyć.

Yuthura poczerwieniała na twarzy, a jej tatuaże zrobiły się jeszcze bardziej wyraziste. Nie odpowiedziała nic, więc Mical kontynuował.
- W naszej radzie cenimy sobie szczerość. Każdemu z nas na sercu leży przede wszystkim dobro padawanów i Akademii. Choć często nasze pomysły są sprzeczne, to zawsze współpracujemy, żeby osiągnąć konsensus.
- To prawda - dotychczas milcząca Brianna przytaknęła.
- Tego samego będziemy oczekiwać od ciebie, gdy do nas dołączysz Yuthuro - zwrócił się do niej po imieniu. - Nikt cię nie będzie tutaj oceniał ze względu na twoją przeszłość. Każdy z nas ma coś na sumieniu. Jednak bardzo istotne jest poznać twoją motywację do uczenia.

Ban zacisnęła mocno szczękę i odwróciła wzrok. Zapadła ciężka cisza, której nikt nie zamierzał przerwać.
W końcu twileczka przełknęła głośno ślinę.
- Brakuje mi… - zaczęła, ale głos się jej załamał. - Jestem bardzo samotna - wydusiła w końcu z siebie, nadal będąc odwróconą w kierunku ściany.
Laurienn dostrzegła to już jakiś czas temu. Nie było jej trudno, bo wystarczyło przyjrzeć się twileczce jak ta reagowała gdy spotykały się na treningi, a jak na rozstania. Hayes zawsze z ciężkim sercem zostawiała swoją nową Mistrzynię samą.

Mical delikatnie się uśmiechnął.
- To wszystko na dzisiaj. Brianno zaprowadź mistrzynię Ban do jej pokoju. Jutro przedstawimy ją padawanom - wstał. - Dziękuję za tą rozmowę - zwrócił się do Yuthury, ale ta tylko prychnęła.
Wstała wszakże i pozwoliła się odprowadzić Echani.
Mical i Laurienn zostali sami w jego biurze.

Blondynka nie przestawała się szeroko uśmiechać do mężczyzny. Była przeszczęśliwa i nie mniej zaskoczona z decyzji jaką podjął. Naprawdę nie mogła sobie wyobrazić, żeby lepiej te wydarzenia mogły się potoczyć. Nawet nie sądziła, że twileczka będzie tak otwarta w wyznaniu swoich motywów. Hayes już miała całą głowę pełną pomysłów co do przygotowania zajęć, które prowadzić będzie Yuthura.

Laurienn ostrożnie wstała z fotele i uśmiechnięta ruszyła w kierunku Micala. Już nawet nie była w stanie zliczyć ile razy sprawiała problemy temu mężczyźnie, a on nawet raz się na nią nie zezłościł, nigdy nie stracił cierpliwości. Hayes nie była pewna, czy sama potrafiłaby być taka...
"Ach... Nie jestem nawet w części tak wyrozumiała jak on" wspomniała swój atak zazdrości. Laurie usiadła mu na kolanach i wtuliła się do niego czule. Mical od razu objął ją swoimi ramionami i delikatnie, tak by nie naciskać na jej brzuch, przytulił do siebie.
- Jesteś taki kochany… - mruknęła mu do ucha z rozczuleniem. - Udało mi się usidlić najwspanialszego mężczyznę całej galaktyki - dodała i pocałowała go.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 18-01-2017, 20:43   #263
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Arkanianin spokojnie pokonywał dystans do gabinetu Wielkiego Mistrza. Po drodze na nikogo się nie natknął, nawet na żadnego padawana. Ciekawe czy mieli teraz jakieś zajęcia? Może Mistrz Atton uczył ich tajników mocy defensywych? A może medytowali z Mistrzynią Visas nad Ciemną Stroną? Nie miało to większego znaczenia. W końcu stary żołnierz stanął przed drzwiami gabinetu, ale dotarły do niego głosy. Bez wątpienia należące do Yuthury i chyba wychwycił tam też Briannę. Westchnął lekko i odsunął się od drzwi. Stanął metr dalej w lekkim rozkroku pod ścianą i czekał. Po pięciu minutach jego byłe opuściły pomieszczenie nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. Pomyślał że gdyby był tak niewidoczny dla wszystkich to mógłby wejść frontowymi drzwiami do gabinetu Kanclerza, napluć mu na twarz, a ten szukałby źródła deszczu. Odczekał kilkanaście sekund i zapukał do drzwi.
Minęło kilkanaście kolejnych sekund, nim drzwi się uchyliły i arkanianin mógł wejść.
W środku znajdowali się Mical i Laurienn. On siedział za biurkiem, ona stała obok niego i miała bardzo niezadowoloną minę, której ewidentną przyczyną był właśnie Sol.
- Proszę - Wielki Mistrz wskazał mu jedno z krzeseł naprzeciw siebie.
- Mistrz wspomniał, że chce ze mną na temat kilku rzeczy porozmawiać? - spytał arkanianin zajmując wskazane mu miejse - Spodziewałem się jednak rozmowy na osobności? - ni to stwierdził, ni to zapytał.
- Jedi Hayes jest moją prawą ręką, nie mam przed nią tajemnic. Jej obecność oszczędzi mi czasu na przedstawienie jej tego o czym rozmawialiśmy. Przechodząc jednak do rzeczy. To ty poprosiłeś mnie o rozmowę, jeśli dobrze pamiętam - przerwał, oczekując jego odpowiedzi. W tym czasie Laurienn przeszła obok i zajęła miejsce na fotelu stojącym po lewo od Zhar-kana.
- A Mistrz powiedział, że mamy kilka spraw do omówienia, ale faktycznie ja wyszedłem z propozycją. - odparł Sol - Tak naprawdę chciałem tylko osobiście wyjaśnić dlaczego rezygnuję ze współpracy z wami skoro los mnie tutaj rzucił. - oparł ręce wygodnie na podłokietnikach - Czerwoni faktycznie mnie rozgryźli, a tak naprawdę nie miałem żadnych innych projektów prowadzonych z wami. Dodatkowo na Dxun… Powiedzmy, że zobaczyłem szansę. W chwili obecnej jestem de facto Mandaloriańskim podoficerem. Chcę mieć ich zwyczajnie na oku. - wyjaśnił klon i czekał na reakcję Laurienn i Micala.*
Mistrz Jedi nic nie odpowiedział, w zamian za to spojrzał na kobietę, wyraźnie sugerując, by zabrała głos w tej sprawie.

Hayes, opierając się na podłokietniku uważnie przyglądając się najemnikowi. Jej mina wciąż wskazywała irytację.
- Tak... Chcesz mieć ich na oku... A co z tym całym "czemu mi nie powiedzieliście że się znacie z Mandalorem"? - zapytała. - Najpierw wykrzykujesz swoje żale, których kontekst jasno mówi, że oskarżasz nas o swoje niepowodzenia, a teraz chcesz żebyśmy wierzyli, że "odchodząc" masz w tym dobre intencje?

- Jedno i drugie jest prawdą. Wyraźnie dał mi do zrozumienia że mieliście z nim kontakt. To mnie wkurzyło, bo nie musiałem tracić kolejnej kończyny gdybyście mnie o tym poinformowali. O innych nieprzyjemnościach nie wspominając. - rzekł i podrapał się po brodzie - Ale trzeba korzystać z okazji które prezentuje życie. To była jedna z nich.

- Sol, o co ty do nas masz pretensję? Znalazłam cię konającego na dachu frachtowca, zajęłam się twoimi ranami. Chciałeś to robiłeś to co zlecaliśmy. Nikt cię do niczego nie zmuszał - wbiła w niego swoje przenikliwe spojrzenie. - Widzę, że po prostu jesteś kolejnym najemnikiem jakich pełno w kosmosie, bierze co chce, nie zastanawia się nad konsekwencjami - mógł mieć wrażenie że Jedi pije do sytuacji jaka miała miejsce z Brianną i Yuthurą. - A jak robi się nie wygodnie to ma pretensje do wszystkich w około i kłapie za sobą drzwiami - wyraźnie wzburzyła się na koniec.

- Jasne, masz całkowitą rację. Chodziło tylko i wyłącznie o pieniądze. - uciął dyskusję Sol. Wyraźnie był już zmęczony słuchaniem jaki to jest zły, niedobry i okrutny. - Robiłem to o co prosiliście bo było to satysfakcjonujące. Znudziło mi się. I czysto technicznie znalazła mnie twoja siostra i to ona zajęła się moimi ranami. Ty z tego co pamiętam traktowałaś mnie jak wroga, ale mogę się mylić. Ktoś mnie naszprycował środkami uspokajającymi.
- No jasne bo miałam pozwolić obcemu facetowi poruszać się wolno po statku, gdzie byłyśmy tylko my dwie - warknęła Laurienn. - Znowu robisz z siebie ofiarę.
- Facet który nie miał nogi, stracił mnóstwo krwi, był nieuzbrojony i zapłacił za opiekę medyczną. Taaaaaaaaaak, brakowało tylko uzbrojonych strażników i kajdanek. - odparł ociekającym sarkazmem głosem. - Mniejsza z tym.
- Myślę, że czasami powinieneś spróbować wczuć się w sytuację innych - wtrącił się Mical, swoim zwykłym, spokojnym głosem. - Pomoże ci to zrozumieć ich reakcje. Mam poza tym dziwne wrażenie, że jesteś zaskoczony, że nie chcemy cię obdarzyć teraz zaufaniem, kiedy to ty zrywasz wszelki kontakt z nami, bez uprzedniej rozmowy. Co do Mandalorian na Dxun... Wiesz, czysto techniczne - powtórzył z naciskiem jego wcześniejsze słowa - z Czerwonym Kraytem też mamy kontakt. Jakie są nasze stosunki, to inna sprawa. Gdybyś nas poinformował o twoim locie tam, wtedy zapewne udałoby się uniknąć niepotrzebnych strat. Obwinianie nas za wszystkie swoje niepowodzenia jest bardzo podobne do kampanii jaką prowadzi właśnie kilku polityków, pasowałbyś od ich obozu - mówił cały czas spokojnie, ale czuć było, że jest zły. Nie tyle na Sola, co na to jak arkanianin dobierał teraz słowa. - Jednakże, z naszej strony nie będzie żadnych pretensji ani roszczeń. Masz prawo wybrać sobie pracodawcę. Ze swojej strony dodam tylko tyle, że nigdy nie patrzyliśmy na ciebie jak na najemnika, ale towarzysza. Chyba potrafisz rozpoznać różnicę pomiędzy tym, a tak zwanym mięsem armatnim, prawda? - pytanie było retoryczne. - Wracając do sprawy Czerwonego Krayta. Kiedy Zero się dowie, że przeżyłeś Dxun, a dowie się na pewno, jego siatka szpiegów jest prawie tak dobra jak moja, będziesz na ich, nomen omen, czerwonej liście jednostek do odstrzału. Bądź ostrożny w swoich dalszych podróżach. To wszystko. Jeśli będziesz kiedyś w okolicach to wpadnij, drzwi Akademii będą stały dla ciebie otworem.
Arkanianin umilkł na moment. Potrzebował chwili na przetrawienie słów Micala.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale dziękuję za ostrzeżenie. - powiedział i podniósł się. Podszedł do biurka i wyciągnął w kierunku mężczyzny swoją protezę, po czym zreflektował się, cofnął ją i podał organiczną dłoń. - Do zobaczenia.
Laurienn miała zamiar coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Za to Mical wyraźnie, jak na dłoni, widział jak dusi w sobie złość. Mógł się spodziewać, że teraz, przez ciążę mogło nie być jej łatwo nad sobą panować.
- Tak się stanie - Mical wstał i uścisnął wyciągniętą dłoń. - Niech Moc będzie z tobą.
- Laurienn. - skinął kobiecie głową wychodząc z sali.

Znalezienie droida Emily nie zajęło mu dużo czasu. Starczyło pójść do miejsca gdzie został przez Młodą złożony. Co ciekawe był tam sam, bez swojej pani.
- Spostrzeżenie: Udało ci się przetrwać. Szkoda, liczyłem na uzupełnienie stanu moich granatów.
- Tak, ciebie też miło widzieć HK. Moje rzeczy? - wyciągnął dłonie po swój sprzęt. Nie było tego w końcu tak dużo. Wibroostrze, nóż, blaster i granat. Większość najemników uznałaby to za zdecydowanie zbyt mało. Cóż, Sol lubił załatwiać sprawy “osobiście”. Było coś niezwykle intymnego w patrzeniu w oczy umierającej istoty. Potrząsnął głową odpędzając te myśli i przypiął wibroostrze do pasa, pozostałe rzeczy natomiast włożył do schowków w pancerzu.
- Pilnuj Młodej. - powiedział i wyszedł z sali nie czekając na odpowiedź.

Kolejną rzeczą którą musiał zrobić było zdobycie nowego oka. Szybko zastanowił się gdzie je sobie może szybko zamontować. Mając twardą gotówkę mógł szukać czegoś na czarnym rynku, albo mógł wybrać się do jakiejś kliniki protetycznej. Postanowił skorzystać z tego drugiego rozwiązania, w końcu już raz był w klinice Alpha BioTechu i był bardzo zadowolony z implantu który mu wszczepiono. Może załatwią mu od ręki oko? Z tego co pamiętał doktor Ziegler zawsze miała czas dla dobrze płacących pacjentów. A potem... Musiał znaleźć transport na Dxun. Z tą myślą wyszedł przed gmach Akademii. Nie skorzystał oczywiście z głównego wyjścia, raczej jednego z bocznych, położonego dość blisko przystanku kolei planetarnej. Nie musiał czekać zbyt długo na transport, pociągi kursowały dosłownie co minutę, nigdy nie zatrzymując się w tym ekumenopolis. Usiadł ciężko na jednym z wolnych siedzeń, odstraszając cywilów. W końcu wyglądał groźnie w pełnym pancerzu, bez oka i z twarzą wykrzywioną nieprzyjemnym grymasem.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 04-02-2017, 18:08   #264
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
W całej sprawie z przyjęciem Yuthury i Zhar-kanem mógł być wyłącznie biernym obserwatorem. Nie wiedział, kim jest twileczka, ale bardzo nie podobało mu się cała sytuacja. Mistrzyni Surik miała zniszczyć wszystkich Sithów, a Jedi mieli zostać wcześniej wyniszczeni co do jednego. Skąd wiec wzięła się tu ona i na jakiej podstawie mieli jej zaufać? Wiedział, że Mistrzowie z Akademii też robili przeróżne, nie zawsze dobrze rzeczy, ale ostatecznie spotkali się z Surik i od tamtego momentu stali po jej stronie. Tymczasem jeśli ta osoba nie pomogła wtedy Mistrzyni ani nie została złapana przez Sith, to wskazywało na jedno – sama mogła być jedną z nich. Ale w końcu przybyła tutaj, więc nie powinna mieć złych zamiarów. A może to była jakaś sztuczka? Wiedział jednak, że Mistrzowie na pewno podejmą odpowiednie kroki i upewnią się, że jest to w pełni bezpieczne.
W każdym razie potwierdzało to, że są inni użytkownicy Mocy poza Akademią. Pamiętał, że Alkes spotkał na Zonju kiedyś jakiegoś chłopca z opiekunem i podobno byli użytkownikami Mocy. Teraz ta twileczka. A skąd wiedzieli, że nie było więcej niedobitków z jakimiś wrogimi zamiarami? To była bardzo niepokojąca myśl.
Natomiast cała sprawa z Solem była mu mocno obojętna. Jasnym było, że zachował się niehonorowo, ale czego innego oczekiwać po najemniku? On już kiedyś popełnił błąd zaufania komuś takiemu, a obydwie kobiety powinny były to przemyśleć wcześniej. Nie rozumiał, co w nim widziały, ale to nie był jego problem. Same się z nim rozprawią. Na miejscu Laurienn uważałby tylko na siostrę, ale widział, że sama też już o tym pomyślała.
Teraz w gruncie rzeczy nie był nikomu potrzebny. Wrócił do swojego pokoju i przeglądając ekstranet zastanawiał się, co robić. Cały czas chodziła mu po głowie pani komandor, ale nie był pewien, czy powinien się z nią spotykać dopóki nie upewni się, że sprawa z obserwatorem jest załatwiona. Ale minuty mijały, a on nie mógł się zdecydować. Przecież jedno spotkanie nie zaszkodzi. Musi korzystać z wolnego czasu póki go miał. Wystukał na datapadzie krótką wiadomość:
„Masz czas dzisiaj wieczorem, Lailo? Możemy gdzieś wyskoczyć, ale nie mam pomysłu gdzie. Jakieś pomysły?”
Wysłał i czekał na odpowiedź. Nigdy wcześniej nie był w żadnym związku i lekko się stresował. Ale przecież nawzajem czuli się przy sobie bardzo dobrze. Mało się znali, jednak nie widział przeszkód, żeby rozwijać znajomość. Tuchani też wydawała się więcej niż chętna.
"Jasne, czemu nie! Jest świetna knajpa, prześlę ci namiary."
Jej odpowiedź przyszła szybciej niż jemu raport o doręczeniu wiadomości.
Uśmiechnął się mimowolnie pod nosem. Zapowiadało się ciekawie. Obejrzał się w lustrze w łazience, uznając, że tragedii nie ma. Choć rana po Zonju rzeczywiście trochę mu przeszkadzała, to wiedział, że nic z tym nie zrobi. Ogolił się, wziął szybki prysznic, po czym spojrzał do szafy z ubraniami. Za dużo tam nie było, bo też i rzadko czegokolwiek innego niż zbroja, szaty Jedi i parę normalnych, prostych ciuchów nie potrzebował. Nie lubił się stroić, ale znalazł świeżą czarną bluzę i spodnie i uznał, że jest gotowy. Dziwnie się czuł. Normalnie przecież nie zwykł wyskakiwać gdziekolwiek. Więc to tak wygląda normalne życie... Po parudziesięciu minutach wyszedł z pokoju, wolał się nie spóźnić. Liczył, że każdy będzie na tyle zaoferowany innymi sprawami, głównie przybyłą twileczką, że go nie zaczepi.
Na szczęście oprócz dwójki nastoletnich padawan, Ziji i Ricci chichoczących w jednym z kątów, nikt go nie zaczepił.
- Dzień dobry Rycerzu - skłoniły się przed nim, a młoda zeltronka nabrała jeszcze bardziej czerwonego odcieniu na swoich policzkach niż miała naturalnie.
Z lekkim rozbawieniem odwzajemnił pozdrowienie. Choć przyzwyczaił się już do swojego tytułu to wciąż się czuł dziwnie, gdy ktoś się tak do niego zwracał. Z paroma padawanami, którzy przybyli tu zaraz przed lub po nim miał dobry kontakt i zwracali się do siebie po imieniu, ale młodsi rekruci znali go o wiele mniej. Dla nich był Rycerzem, osobą, którą można było podziwiać i szanować. Nigdy nie uważał, że będzie dla kogoś autorytetem i wzorem do naśladowania. Z drugiej strony jednak podobał mu się szacunek jaki okazywali mu padawani. W końcu zasługiwał na to.
Na zawstydzenie zeltronki nie zareagował, nie chciał jej jeszcze bardziej stresować. Przeszło mu przez myśl, że może się w nim podkochiwać, choć była to dla niego śmieszna wizja. W jej wieku takie zafascynowania często się zdarzały, ale mijały po pewnym czasie, więc się tym nie przejmował. Jeśli już to go to bawiło, więc uśmiechnął się tylko lekko i poszedł dalej, zostawiając dziewczyny za sobą. Opuścił mury Akademii i zamówił taksówkę. Knajpa znajdowała się w górnych częściach Crosucant, więc za daleko nie miał. Miał nadzieję, że nie zapomniał o niczym ważnym. W drodze na miejsce patrzył za szybę na mijane budowle, zwyczajnie skupiając się na swoim połączeniu z Mocą. To zawsze uspokajało i dodawało optymizmu. Kilkanaście minut później wysiadł z transportu i stanął paręnaście metrów od wejścia. Zaczął lustrować wzrokiem okolice i wypatrywać porucznik komandor. To jest, o ile jej nie zdegradowali, ale ona sama zdawała się nie mieć za dużych nadziei. Dowie się niedługo.
 
Kolejny jest offline  
Stary 19-02-2017, 12:07   #265
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Sytuacja zmieniła się w kilka chwil. I to wszystko za sprawą Rodianina. Kilka strzałów a obydwie “drużyny” Huttów i Krayt’aów strzelały do wszystkiego co się rusza. Przez tą całą zadymę powstałą na skutek rzucania granatów, nie wiadomo było czy strzelają do swoich czy do wrogów. Trup to trup, co za różnica skąd jest.
Martell nafaszerowany sterydami i innym ciulstwem myślał że ma zwidy i że to wszystko mu się śni. Czerwoni i Hutty strzelali sami do siebie, a on razem z Parkerem ustawionym kilka ulic dalej mogli zrobić sobie chwilę przerwy. Tak przysłowiowo rzecz jasna. Hutty wystrzeliwali się sami, Krayt wybijał się tak samo jak oddziały Moty. Co tu więcej chcieć.
Najgorsze było to, że nie miał kontaktu z Parkerem, coś się podziało z komunikatorami, może przez te huki coś się w nich zepsuło.
Aaron miał dość dobrą sytuację, mógł strzelać do każdego do kogo chciał.
Ale i mógł również przemieścić się w inne miejsce, aczkolwiek w tym w którym się aktualnie znajdował. Jak to mówią, “po co zmieniać coś co jest dobre”. I w tym przypadku zdecydował, przynajmniej na ten moment, nie zmieniać swojej pozycji i rozpierdalać wszystko co znajdzie się pod jego lufą. Stymulanty działały, ale nie będą działały wiecznie, dlatego nie mógł się za bardzo wychylać.
Nadal strzelał tak jak poprzednio, ale gdyby działo się tak że przesuwali By się dalej, to Martel składa podstawki na karabin i stara jakoś przemknąć niezauważenie w stronę w którą oni podążają.
 
Ramp jest offline  
Stary 02-04-2017, 21:05   #266
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Coruscant, Akademia Jedi, gabinet Wielkiego Mistrza
Gdy najemnik ich opuścił Mical rozsiadł się w fotelu składając dłonie pod brodę. Miał mocno zafrasowaną minę. Widząc jej pytające spojrzenie, szybko wyjaśnił:
- Czekają nas trudne dwa miesiące. Z wielu powodów - pogładził ją po brzuchu. - Jeśli chodzi o Sola, to Arkanianin jest świetnym fachowcem, choć ma bardzo trudny charakter. Na siłę go jednak trzymać nie zamierzam, z niewolnika nie ma pracownika. Myślę jednak, że nasze drogi jeszcze się zejdą…

Sektor 3, dzielnica Senatu
Knajpa już z zewnątrz wyglądała na taką na rzeczywiście wyższym poziomie. Pierwsze wrażenie Jona było takie, że nie ubrał się dostatecznie elegancko.
Tym bardziej, gdy zobaczył nadchodzącą Leilę Tuchani.
Porucznik była ubrana w świetną sukienkę, podkreślającą jej wysportowane kształty.
[media]http://s4.thisnext.com/media/largest_dimension/4755F10D.jpg[/media]
- Witam Rycerzu, wejdziemy? Zarezerwowałam stolik - była cały czas uśmiechnięta, a na jej policzkach wykwitł rumieniec kiedy byli bliżej siebie.
Lokal w środku okazał się bardzo przyjemny. Oczywiście stał na wysokim poziomie, ale daleko mu było do snobizmu. Z racji tego, że Jedi rzadko kiedy ubierali się inaczej niż w powłóczyste, proste płaszcze, to tutaj Baelish mógł się czuć w miarę swobodnie w swoim stroju.
Jak się po chwili rozmowy okazało, porucznik komandor na razie utrzymała swój stopień, ale nadal trwała weryfikacja, więc to mogło się mocno zmienić. Na szczęście Laila, jak kazała do siebie mówić, nie przejmowała się tym zbytnio. Ponownie pochwaliła decyzje i zaangażowanie Jona w pomoc mygettianom i jeszcze raz wyraziła żal z powodu urazu jego ręki.
Dialog pomiędzy nimi rozkręcił się bardzo szybko. Kobieta była dosyć rozgadana, a on był wdzięcznym słuchaczem, więc dograli się całkiem nieźle. Podawany regularnie przez obsługę alkohol tylko im pomagał, kiedy schodzili na coraz to różniejsze tematy.
Noc zapadła bardzo szybko, ale nie zrobiło im to większej różnicy, bo okolica była cała rozświetlona sztucznym światłem, a ruch wcale nie malał.
Wyszli tam śmiejąc się i trzymając pod ramię. Nie pamiętał zbytnio drogi powrotnej, oprócz tego, że zaoferował się oczywiście, że ją odprowadzi.

Świadomość odzyskał dopiero następnego dnia nad ranem. Obudził się w obcym pokoju na szerokim łóżku, miejsce obok w puste, ale słyszał odgłosy drugiej osoby, dochodzące zapewne z łazienki.
Jak przez mgłę pamiętał wieczór od momentu gdy wyszli z knajpy. Zdecydowanie wypił za dużo, a później się zbyt świetnie bawił, żeby oprzeć się jakiejkolwiek propozycji. Teraz zresztą nie był pewien, kto i co komu zaproponował. Na pewno zaprosiła go do swojego mieszkania.
Natomiast później…
- Hej śpiochu - Laila była odziana w szlafrok, a włosy owinięte miała ręcznikiem. - Śniadanie masz w kuchni, musimy się pospieszyć, bo za pół godziny muszę być w pracy.

Tatooine, Anchorhead, okolice kosmportu
Parker wbił się w kolejną uliczkę, dosłownie wpadając na dwóch strzelców. W wszędobylskim pyle i dymie nie był w stanie nawet rozpoznać, czy to ludzie Huttów, czy Czerwoni, a może jakiś z najemników, których sam zwerbował. Nie było czasu na dyskusję.
Pierwszego potrącił z bara przewracając go, a drugiemu prawie z przyłożenia wypalił ze strzelby w bebechy. Nie tracąc czasu na przeładowanie dobił tego leżącego kolbą swojej broni.
Oddychał ciężko. Bitwa była ostra, mięśnie miał napięte od dłuższego czasu i wreszcie wkradło się w nie zmęczenie. Trudno było też nadrobić zaległości tlenowe.
Na wszystko jednak była rada.
Uruchomił sprezentowany przez Akademię Jedi wszczep i zwiększona dawka adrenaliny popłynęła jego żyłami. Poczuł się jakby mógł pięściami ściany rozwalać. Po zmęczeniu nie pozostał żaden ślad.
Z pasa ogłuszonego kolbą strzelca oderwał granat błyskowy i rzucił go w następne przejście. Wybiegł na drogę raptem dwie sekundy po ogłuszającej eksplozji i szybko pomknął w następne przejście. Już miał w zasięgu wzroku Martella, który w wygodnej pozycji posyłał serię za serią.

Aaron również go dostrzegł i przekierował ogień, by zapewnić biegnącemu osłonę. Dwóch “Czerwonych” schowało się za kamiennym murkiem, ale pociski karabinu medyka rozpruły stare wapienie jak papier i z osłony zrobiło się sito. Schowana dwójka podzieliła los swojej osłony.
Dzięki temu Parker miał już zupełnie czystą drogę. Wystarczyło dopaść ściany kolejnego budynku i i kilkanaście sekund później doskoczy do pozycji reszty ekipy.
Tatooinczyk dostrzegł jednak ruch właśnie w owym budynku, za którym swoje stanowisko miał Martell. Ktoś ich podchodził i za dosłownie kilka sekund Cyrus może zostać zupełnie sam na polu bitwy.

Coruscant, Akademia Jedi, lądowisko
Ciężki myśliwiec powoli osiadł na jednej z wielu płyt lądowiska.
[media]http://pre14.deviantart.net/6b53/th/pre/i/2016/118/e/0/star_wars_e_9_loronar_explorer_by_adamkop-da0il8q.jpg[/media]
- Jesteśmy w domu - mruknęła siedząca za sterami Muriel.
Leżący w szeroko rozkładanym fotelu strzelca Angus skwitował to jęknięciem. Zresztą ostatnie dwa dni przespał nafaszerowany po uszy chemią. Kaylarze udało się zatamować krwawienie z jego rany na brzuchu.
Natknęli się na nieduży oddział Czerwonego Krayta już podczas wycofywania się. Spotkanie z drużyną liczącą pięciu żołnierzy nastąpiło praktycznie twarzą w twarz, podczas mijania w tym samym czasie jednego budynku. Przeciwnik był bardziej zaskoczony niż oddział Quest, więc trójka “Czerwonych” padła, nim zdążyli sięgnąć po broń. Czwartego z nich Kayalara przygwoździła mechanicznym ramieniem do ściany, miażdżąc mu czerep. Ostatni jednak zdążył poderwać ciężką strzelbę i wypalił z przyłożenia w Angusa.
Szrapnele przebiły się przez tarcze i zatrzymały na pancerzu sierżanta. Jedynie jeden z nich spenetrował płyty jego rynsztunku bojowego i utkwił głęboko w jego brzuchu.
Ani Quest, ani Photsu nie miały za sobą rozwiniętego szkolenia medycznego, zaliczyły jedynie podstawowe kursy. W związku z tym gdy dotarli do swojego transportu, zatamowali krwawienie żelem na bazie kolto i naszprycowały go chemią, by ulżyć mu w cierpieniach, do czasu otrzymania właściwej pomocy ze strony Jedi.

Laurienn odetchnęła głęboko widząc lądujący statek kosmiczny. Pierwszy z oddziałów wysłanych przez nią na misję właśnie wracał. Odebranie raportu musiało poczekać, priorytetem była pomoc ciężko rannemu. To zresztą mogło być Jedi na rękę, ponieważ nadal było brak informacji od oddziału Miry i Martella, a te powinny się pojawić już dobrych kilka dni temu.
Mical uruchomił swoje wtyki, ale zanim przyjdzie odzew może minąć trochę czasu. Każdy dzień milczenia oznaczał coraz gorsze wiadomości.

Coruscant, postój taksówek przed kliniką Alpha BioTech
Lżejszy o prawie całą swoją gotowiznę Zhar-kan przystanął i spojrzał w przestworza nad dzielnicą wypoczynkową, w której się znajdował.
Czekały go teraz zupełnie nowe widoki. Cybernetyczny implant w pustym od niedawna oczodole skanował rejon, na który Sol skierował wzrok i przesyłał do mózgu wiele nowych informacji.
Prędkość poruszających się pojazdów, skala odległości, rozpoznawanie twarzy, nagrywanie na żywo, czas, punkty o zwiększonej termice… Musiał zdecydowanie poświęcić sporo czasu na założenie kilku filtrów, ponieważ w tej chwili większość danych go po prostu rozpraszała.
W każdym razie otwierało się przed nim wiele możliwości, choć musiał zapłacić za to ponad osiemdziesiąt procent swojej gotówki. Jednak była to najlepsza z możliwych inwestycji - w samego siebie.
Przy okazji pobytu w klinice oczywiście zaproponowano potestykę ramienia, ale grzeczenie odmówił. Nie miał na to pieniędzy w tym momencie. Pułap cenowy dorównywał poziomowi obsługi w tej klinice. Będzie musiał się trochę nakombinować, żeby w miarę tanio złapać transport na Onderon.
Widząc oczekującego klienta, podjechała pod niego taksówka z droidem protokolarnym w roli kierowcy.
- Dokąd szanowny panie? - wybrzmiało zaprogramowane zapytanie.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 05-08-2018 o 13:27.
Turin Turambar jest offline  
Stary 04-04-2017, 20:55   #267
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sol poinstruował droida by skierował się do sporego sklepu spożywczego, położonego możliwie blisko kosmoportu. Śmigacz ruszył z kopyta i po chwili dołączył do ruchu. Zmienił kilka razy tory lotu, by skierować się do pożądanej przez Sola dzielnicy. W pewnym momencie jednak obniżył mocno pułap i skierował się w kierunku powierzchni planety, przyspieszając. Nagle droid uderzył pięścią w deskę rozdzielczą i urwał drążek sterujący. W następnej sekundzie się dezaktywował.
Śmigacz coraz bardziej przyspieszał, a czas do spotkania z gruntem uciekał.
Sol wyjątkowo nie zaklął siarczyście pod nosem, zwyczajnie nie miał na to czasu. Przebił się do przodu pojazdu i napędzaną adrenaliną siłą wypchnął droida z siedzenia prowadzącego. Koło drążków sterowniczych powinny być awaryjne hamulce, działające nawet jeśli silnik został wyłączony. I faktycznie, pojazd zaczął zwalniać, ale nowe oko arkanianina usłużnie podpowiedziało mu że hamowanie skończy się dwadzieścia metrów pod powierzchnią ziemi.
Cały czas zalewało go też falami informacji o trajektoriach i prędkościach poruszających się w pobliżu pojazdów. Zhar-kan miał lotny umysł i niezwykłą intuicję, które razem pozwoliły mu przetrwać Wojny Mandaloriańskie. Im dłużej czekał tym większego pędu nabierał i tym większa była szansa że nawet jeśli uda mu się wycelować w któryś z pobliskich pojazdów to pęd go zwyczajnie z niego zdmuchnie, musiał więc wybrać któryś cel teraz.
~ No Rycerzu, ciekawe czy się dziś spotkamy. ~ pomyślał i wyskoczył z pędzącego pojazdu.

[MEDIA]http://www.dvd.net.au/movies/s/05968-2.jpg[/MEDIA]

Wybrał lecący kilka poziomów niżej pojazd transportowy. Był to dobry cel, duży, niezbyt szybko się poruszający i z małą szansą na wykonywanie niespodziewanych zwrotów. Wymierzył niemal perfekcyjnie, zabrakło mu dosłownie metra do tego żeby wskoczyć przez otwarte okno do wnętrza pojazdu. Zamiast tego z impetem wylądował na pograniczu dachu i boku, wybijając go nieco ze swojej wcześniejszej trajektorii. Jego mechaniczne kończyny, ręka i noga, przebiły poszycie, wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności, ponieważ dało mu to wyśmienity chwyt na jakby nie patrzeć dość śliskim transportowcu. Kierowca pojazdu, gruby twilek posiądający przynajmniej pięć podbródków, wyjrzał kilkukrotnie i chyba zauważył Sola, ale kontynuował lot. Wyraźnie nie mógł się nigdzie w pobliżu bezpiecznie zatrzymać.
Natomiast taksówka, którą dopiero co zajmował, kontynuowała swój ostatni lot. Przebiła się przez kilka powietrznych chodników, roztrącając ludzi na boki i w końcu z głuchym impetem wbiła się w solidny beton, zmieniając się przy tym w poskręcaną kupę durastali strzelającą na wszystkie strony iskrami. Z odrobiną zawodu Zhar-kan odnotował brak eksplozji.

Arkanianin ciężko podciągnął się na dach pojazdu i zaległ na nim z rozrzuconymi na boki kończynami. W połowie po to by mieć stabilną pozycję, a w połowie by opanować nieco rozbiegane tętno. Był tak blisko głupiej, pozbawionej sensu śmierci, a wszystko dlatego że wsiadł do niewłaściwego, niesprawdzonego pojazdu. Gdy nieco ochłonął zaczął piąć się po dachu pojazdu do przodu i w końcu, ostrożnie, wślizgnął się do kabiny kierowcy przez uchylone okno.
- Ładny mamy dzisiaj dzień. - zagadał.
- K-kurwa - zaklął pilot i zdjął z uchwytu na drzwiach pałkę teleskopową. Nie miał jednak jak się nią dobrze posłużyć w tym ciasnym wnętrzu.
Sol z łatwością doświadczonego żołnierza rozbroił cywila.
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy. Moja taksówka się popsuła i zaczęła spadać, przeskoczyłem na twój pojazd. Chcę tylko stanąć na twardym gruncie.
- N-nie zabijaj mnie. M-mam dzieci... - głos twileka drżał, a na spodniach wykwitła mu mokra plama.
- Nie chcę ci nic zrobić. - odparł powoli i głośno, niemal jakby mówił do niezbyt sprytnego dziecka - Jesteś bezpieczny. Chcę tylko wyjść na twardy grunt.
- Z-zrobię co każesz... Twardy grunt... A-ale nie mogę w-wylądować na powierzchni. M-mogę p-podsadzić c-ciebie przy p-przejściu m-między strefami. N-nikomu nic nie p-powiem, p-przysięgam - trząsł się mówiąc to
- Spokojnie. - powtórzył Sol - Wyrzucisz mnie tam gdzie tobie będzie najbardziej pasować. Powiedz mi jaki ładunek wieziesz. - uśmiechnął się przy tym uprzejmie i wyciągnął w kierunku Twi'leka pałkę. - Proszę to twoje.
- K-koncentrat do alkoholu. Do smaku. - odpowiedział wciąż trzęsącym się głosem. Zhar-kan westchnął lekko. Nie było sensu prowadzić z obcym jakiejkolwiek rozmowy, był zbyt przerażony całym zajściem.

[MEDIA]http://wilkersonart.files.wordpress.com/2013/04/zone-6-industrial_bywilkerson.jpg[/MEDIA]

Twi’lek wysadził Sola na pograniczu strefy industrialnej i mieszkaniowej. Było to niezbyt estetyczne miejsce, ale było za to pełne barów w których bawili zmęczeni robotnicy. W okolicy były też spore lądowiska dla statków transportowych, oraz knajpy gdzie bywali piloci tych ostatnich. I to tam skierował swoje kroki Sol. Potrzebował w miarę szybkiego statku, a przede wszystkim osoby która nie będzie zadawała żadnych zbędnych pytań.

Do najbliższego takiego przybytku miał blisko dwa kilometry w linii prostej, ale musiał pokonać też kilka poziomów w dół, co oznaczało zwyczajnie że zajmie mu to sporo czasu… Chyba że zdecyduje się korzystać z transportu publicznego, co było dość ryzykowne. Krayt wyraźnie wciąż o nim pamiętał i miał zamiar zrobić wszystko co było w ich mocy by go dostać. Nie był to zbyt pocieszający prospekt, w końcu Czerwoni byli gigantyczną organizacją, z niemal nieograniczonym zapleczem finansowym i zerowymi skrupułami. Nie mieli zamiaru czekać aż Sol łaskawie wykorkuje. Cóż, popełnili błąd. Do tej pory sprawa nie była dla Zhar-kana osobista, ot zwykłe zlecenie które spieprzył. Nawet nie był specjalnie zły za to że go wystawili na Dxun, ale próba zabicia go w tak publicznym miejscu? Arkanianin nie miał zamiaru puścić tego płazem. Zrobi wszystko co w jego mocy żeby Krayt pożałował dnia w którym na niego trafili. Jeśli będzie to konieczne to wytropi każdego jednego ich wysoko postawionego członka i wypruje z nich flaki, znajdzie każdy ich projekt i go zsabotuje, będzie cierniem w ich boku. Jednak najpierw musiał odmeldować się do Mandalore'a.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 18-04-2017, 17:08   #268
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Objęła dłoń Micala w swoje i przytuliła się do niego. Dobrze wiedziała o czym mówił. Zdawała sobie sprawę z tego, że z każdym kolejnym dniem będzie odsuwać ją coraz bardziej i bardziej od obowiązków w Akademii. Choć Laurienn czuła się doskonale w swoim stanie to nie zamierzała się upierać, skoro jej mąż chciał o nią zadbać najlepiej jak potrafił.
- Sol zawsze jakoś się wywinie. Czasem bez ręki albo nogi, ale zazwyczaj kończy całkiem dobrze - stwierdziła Jedi. - Ale cóż, pewnie jak napotka problem, z którym sobie nie będzie radził to wtedy możemy liczyć, że pojawi się na progu Akademii - dodała z pewnością w głosie, lecz nie było w tym żadnej złośliwości. - Czuję się zmęczona po dzisiejszych wrażeniach - przyznała.

- Rzeczywiście, wyszło trudniej niż się spodziewałem - przytaknął jej. - Jutro czeka mnie wizyta w Senacie. Muszę porozmawiać i wyciągnąć z kuluarów nastroje jakie panują wśród senatorów. Niepokoją mnie wieści z ulic. Populistyczne partie rosną w siłę. Wiadomo, że Coruscant to nie cała Republika, ale jednak w jakimś stopniu jest to lustro tego, co się dzieje w Galaktyce.
- Sądzę, że trzeba też będzie bliżej przyjrzeć się temu co w mediach ukazują - westchnęła. - Zajmę się tym. Akurat to mogę zrobić - stwierdziła Hayes, a Mical wyraźnie po niej widział, że nie jest zadowolona z faktu, że nic więcej zrobić nie mogła.
- Dobrze. Udostępnię ci listę redakcji i dziennikarzy, na których mamy wpływ. Całą resztę możemy traktować jako potencjalnych przeciwników, niestety… Jeśli wpadniesz na pomysł jakieś strategii medialnej to byłoby super. Na razie działaliśmy bardzo zachowawczo, ale wydaje się, że nadchodzi czas by zwalczyć ogień ogniem - to o czym mówił mogło zabrzmieć bardzo strasznie.

Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak silny wpływ na słabe umysły mają media. W odpowiedniej dawce potrafiły osiągnąć lepsze efekty niż najpotężniejsi Jedi.
- Tak, koniecznie trzeba przejąć inicjatywę - powiedziała z powagą w głosie. Zaraz też zamyśliła się nad możliwymi rozwiązaniami, ale po chwili spojrzała na mężczyznę. - Proszę tylko, żebyś nie zasiedział się z senatorami - uśmiechnęła się lekko.
- Powinienem wyrobić się w osiem godzin - parsknął śmiechem, odczytując o co jej chodzi. - Kocham cię - wyciągnął się na fotelu i ją pocałował.
Laurie przytuliła się do niego.
- Przygotuj mi proszę tą listę, a ja w tym czasie udam się do sypialni odpocząć - po tych słowach zakryła dłonią usta i ziewnęła. - Zajmę się tym tematem jak tylko się obudzę.

Jedi wyprostowała się i już miał wstać, gdy Mical zrobił to pierwszy by wspomóc ją. Laurie tylko westchnęła. Nie była przecież umierająca, po prostu zmęczona, lecz jej mąż najwyraźniej uznał, że całkiem opadła z sił i jeśli jej nie dopilnuje to zapewne zemrze po drodze do sypialni. Nawet pojawiła się propozycja że ją zaniesie. Na szczęście wystarczyło oburzone przewrócenie oczami, które posłała mu Hayes by nie nalegał.

W sypialni pomógł jej się ułożyć na łóżku i sprawdził czy wszystko co jej potrzebne, znajduje się w zasięgu jej ręki. Zabrał jej jednak datapad uznając, że MA odpocząć, a nie pracować. Całkiem mocno to poirytowało Laurienn, ale nie miała siły się o to złościć. Mężczyzna został z nią w sypialni dopóki nie upewnił się, że zasnęła.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 23-04-2017, 12:23   #269
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Przeprawa przez plac boju, jaki w zasadzie on wraz z wesołą komapnią rozpętał w mieście była ciężka, ale Cyrus nie miał zamiaru jej przeczekiwać skulony w jakimś ciemnym zaułku i liczyć na to że nie trafi go rykoszet. O wiele bardziej bawiło go uczestniczenie w tym całym bajzlu, a co za tym idzie nie mógł sobie odpuścić walki. Mimo tego że był zmęczony, udoskonalenia jakie otrzymał od Jedi robiły robotę i podtrzymywały go na nogach. Zdąży się wyspać w grobie, jak sobie wilokroć powtarzał. Przyparty plecami do osłony sprawdził stan pocisków w swoim karabinku, a że ten był zadowalający ruszył dalej, i dalej, i dalej...

Pod osłoną Aarona poczuł się tylko nieznacznie bezpieczniej, wiedział w jakim stanie jest medyk i nie zdziwiłby się jakby wyciągnał kopyta z przesilenia organizmu, ot tak, tylko po to by zrobić Parkerowi na złość. I wtedy zobaczył ruch za jego plecami. Wiedział że jeśli czegoś nie zrobi, to Aaron kopyta wyciągnie nie z wycieńczenia, a od blasterowej dziury w jego ciele. A więc ruszył w stronę tego budynku, mając nadzieję że Martell da radę osłonić mu plecy, kiedy ten będzie nimi obrócony do pola bitwy.

Nie czekając na brawa ruszył w stronę owego domu zrobić w nim nieco zamieszania, a uniesionym blasterem gotywm do odstrzelenia komuś czerepu.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 04-05-2017, 22:24   #270
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Dla Martella to była świetna zabawa. Nie mowa tu o jego samopoczuciu czy zdrowiu, tylko o danej sytuacji jaka miała miejsce. Czysta pozycja do równie czystych strzałów. Nawet jeśli trafiła się przeszkoda w postaci murku, a tu juz zależało jaki gruby był ten murek, to i tak dawał radę się przebić. Krótka seria, może dwie, jeden granat i sprawa rozwiązana, kolejne trupy do kolekcji. Mógł odnotować w notesie. Oczywiście w tamtym momencie, gdy siedział na wygodnej pozycji i zdejmował każdego który nie wyglądał jak Parker i reszta towarzyszy, nie mógł sobie pozwolić na zabawy z notesikiem, tak tylko przemknęła mu przez myśl takowa opcja.
Medyk musiał martwić się czymś innym. Nie ilością ‘zdobytych głów’, tylko swoim stanem zdrowia. Nie wyglądało to najlepiej. Jego rany w ogóle się nie goiły, w zasadzie nie miały prawa się zasklepiać, bo cały czas był w ruchu, co powodowało ciągłe ‘poruszanie się ścianek ran’. W każdym bądź razie uniemożliwiało to stałe wyleczeni choćby jednej rany.
Ciągłe używanie stymulantów prędzej czy później go zabije i on dobrze o tym wiedział, tylko nie dawał tego po sobie poznać.
Chyba że jakimś cudem pojawi się transporter z leczniczym zbiornikiem kolto i obstawa która łaskawie zaprosi Aarona na pokład aby go wyleczyć.
Chciał tylko jak najlepiej osłaniać Cyrusa, póki jest w stanie walczyć.
Dalej ostrzeliwał, osłaniał Parkera, co mu pozostało?
Miał się na baczności w dalszym ciągu, rozglądał się na boki z okna, to znaczy tam, gdzie miał dobre pole widzenia, gdzie dał radę dojrzeć swoim wzrokiem. A jako medyk, musiał mieć dobry wzrok.
Wytężał swój wzrok coraz bardziej, w końcu był wsparciem ogniowym dla Parkera.
Zmierzył go wzrokiem w oddali, i wiedział, że niedługo tu dotrze.
Celował także za Cyrusa, czy nikt go nie śledzi.
Oczywiście jak każdy najemnik dobrze wiedział, że musi jakoś o siebie dbać, może tak jak mu się zdawało przyjdzie pomoc znienacka i wyciągnie go z tego transu stymulantowego i wróci do zdrowia.
 
Ramp jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172