Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-03-2016, 22:54   #1
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
[Vortex SF] Perła w koronie




Vortex

Perła w koronie



Stary, trzeszczący upiornie, przerobiony na prom frachtowiec przedarł się wreszcie przez upstrzoną jedynie nielicznymi szarawymi chmurkami stratosferę Medeny i ustabilizował wysokość nad labiryntem skalnych, zapylonych kanionów. Świat, który zobaczyli przez brudne iluminatory nie prezentował się zbyt okazale. Były to głównie nieskończone połacie piasku i kamieni, udekorowanych tu i ówdzie kępkami szarawej rachitycznej roślinności. Gdzieś w oddali w niebo sięgały masywne łańcuchy ostrych szczytów, gdzie indziej rozciągała się nieskończona, idealnie płaska równina, przypominająca ziemskie wyschnięte słone jeziora. Powietrze nad nią migotało od żaru. Gdy spojrzało się uważniej, dało się dostrzec, że miejscami skały układały się w różne egzotyczne formacje, nawisy i kolumny, których fantazyjne kształty łatwo pobudzały wyobraźnię

Na szczęście, wszystko wskazywało na to, że ich cel był już całkiem blisko. Na horyzoncie przed nimi widać było bijące w niebo słupy dymu i zniekształcone gorącym powietrzem zarysy chaotycznych zabudowań, gdzieś pod nimi wiła się między skałami droga.


Promem podróżowali już trzy dni, co samo z siebie było nie lada przeżyciem. W ciasnym przedziale osobowym stłoczono prawie 20 osób. Śmierdziało potem, olejem maszynowym i... psem. Rosły dziadyga z egzotycznie splątaną brodą siedzący z tyłu przedziału trzymał bowiem na kolanach brązowego, okropnie skudlonego psa. Najwyraźniej zwierzę również niezbyt dobrze znosiło podróż, bowiem facet wstawał już chyba ze dwudziesty raz, wyprowadzając je z wyraźną rezygnacją do znajdującej się przy maszynowni toalety.

Turbulencje znowu wstrząsnęły pokładem. W otwartym kokpicie połączonym z przedziałem pasażerskim jedynie krótkim korytarzem rozbrzmiały znowu ostrzegawcze sygnały, które pilot, podobnie jak wiele razy poprzednio, zupełnie zignorował. Najwyraźniej związane były z fabrycznymi parametrami bezpieczeństwa, które nijak się miały do obecnego wykorzystania statku. Ale obecne turbulencje na planecie i tak nie mogły się równać z kosmicznymi, których wcześniej doświadczali.

Wydawało się, że odkąd opuścili Wyspę Duncana - ostatni w miarę cywilizowany punkt w tej przestrzeni, w obszary wywołujące turbulencje wlatywali praktycznie co parę godzin. Pewnie dlatego przy każdym fotelu zamiast malutkiej plastikowej rączki widzianej zazwyczaj w liniowcach przyspawany był masywny stalowy uchwyt, na którym można było powiesić się całą masą ciała i do którego można było przypiąć swój dobytek. Najwyraźniej osobnego przedziału bagażowego nie było, zapewne dlatego, że ludzie w tych stronach nie lubili spuszczać swojego dobytku z oczu. Z pręta korzystali nie raz, gdy statek wpadał w pola groźnych fenomenów kosmicznych z których słynęła Konfederacja. Po wnętrzu rzucało nimi iście jak lalkami, za co częściowo odpowiedzialne były pewnie też słabe stabilizatory starego nieserwisowanego poprawnie wehikułu, którym przyszło im podróżować. Fotele do podłogi starej ładowni przymocowane były mało stabilnie, a w tych nielicznych, które miały pasy, te często się zacinały.

Spojrzeli na siedzącego przed nimi wąsatego, mocno otyłego faceta. Diego, bo Konfederata tak miał na imię smarkał właśnie przez palce celując śluzowych pociskiem gdzieś w przestrzeń pod siedzeniem przed sobą. To jemu powierzono zebranie ich z Wyspy Duncana i przetransportowanie bezpiecznie na Medenę, do królestwa pana tych ziem, Jacksona Varra. O samym Jacksonie nie znaleźli zbyt wiele informacji w Sieci. Żołnierz Sojuszu, bez wykształcenia, z nizin społecznych, odznaczony w czasie wojny za męstwo, później otworzył mało udaną firmę ochroniarską, aż w końcu oskarżony został o unikanie podatków i skazany na rok więzienia. Uciekł jednak kryjąc się gdzieś poza zasięgiem organów ścigania. Ale obecnie nie miało to chyba znaczenia. Wątpliwym było by pan małego królestwa chciał wracać do poprzedniego życia.

Wszyscy oni już na Wyspie Duncana namawiani byli przez Diega do zaopatrzenia się w jakąś przyboczną broń. Wąsaty Konfederata twierdził, że jej brak w tych stronach mógł prowokować do ataku szukających łatwych ofiar zbirów, więc jeśli chcieli uniknąć walki, to tym bardziej powinni mieć wielką spluwę jako odstraszacz. Im większą tym lepiej. Ogólnie Jacksonowi wyraźnie zależało na tym, by ich podróż na Madenę nie wzbudziła zbyt wielu podejrzeń i zbytnio nie odróżniali się od tłumu, toteż Diego załatwił im odpowiednie ciuchy i szkolił w miejscowych hardych powiedzonkach, z których zdecydowana większość okazała się fantazyjnymi kombinacjami słówek "putas" i "cojones" z niewielką domieszką mniej istotnych dodatków.

Oczywiście już w czasie podróży okazało się, że zabiegi były raczej przedobrzone. W samej ładowni promu dobra 1/3 podróżników zdawała się nie pasować w te strony. W rogu dla przykładu, siedziała grupa pięciu obwoźnych kultystów w długich szatach, którzy coraz to zanosili się nerwową nieskładną modlitwą, gdy nagle wstrząsało pokładem. Iście dziwna to była zbieranina, wydawało się, że gapią się nawzajem na siebie jakby spod byka i coraz to wychodzili do kibla pogadać. Równie podejrzany był mały, bladawy człowieczek w starym wysłużonym uniformie, takim jakie nosi się na przykład w fabrykach Zaibatsu. Wyraźnie widać było, że znaczek konkretnej korporacji był zerwany. Dziwny pasażer sondował otoczenie podejrzliwie i parę razy podskoczył, gdy ktoś przeciskał się koło niego, by przejść przez przedział.

No i była jeszcze dziewczynka.


Siedziała z przodu jak najbliżej kokpitu. Najwyraźniej podróżowała promem sama, wypadało mieć tylko nadzieję, że na miejscu ktoś na nią czekał, bo Medena raczej nie była dobrym miejscem dla bezbronnej młodej damy. Jej ubrania sugerowały raczej kogoś biednego, ciekawe więc było skąd uzyskała kredyty na bilet. Parę razy w czasie podróży ktoś ją zagadywał, ale odpowiedzi były zawsze bezczelne i udowadniały, że młoda dama jest Konfederatką z krwi i kości, nawet Diego w bluzgach mógłby się niejednego od niej nauczyć.

O samym zadaniu zakazano im póki co rozmawiać w miejscach, gdzie mogli być podsłuchani, ale z informacji, które zdołali wstępnie wymienić między sobą i poznać od nieznającego się zupełnie na temacie Diega mogli mieć spore szczęście. Raz, że zaliczka pięciuset kredytów otrzymana za samą podróż sugerowała, że praca wiązała się ze sporymi potencjalnymi zyskami, dwa że cała sprawa mogła okazać się wielkim naukowym odkryciem i wiązać się z niemałą sławą, a trzy że planeta, którą zaczęto kolonizować, ale porzucono mogła być dziełem jednej z wielu grup kolonizacyjnych, które w historii ludzkości zaginęły gdzieś bez wieści szukając dla siebie nowego domu. Mogły być tam jakieś artefakty z przeszłości Ziemi, które dla kolekcjonerów potrafiły być naprawdę sporo warte.

Wszystko wskazywało na to, że potencjał korzyści był znaczny. Przynajmniej o ile nie przyszłoby im zginąć w tych barbarzyńskich stronach, gdzieś na końcu znanego świata.

***

- Ludziska! Powoli szykujemy się do lądowania! - rzucił głośno obdarzony bujnymi dredami pilot, odwracając się za siebie w stronę przedziału pasażerskiego i prezentując szeroki, zaskakująco biały uśmiech - Jeszcze z pół godziny, bo muszę poszukać dobrego podejścia i będzie można wreszcie rozprostować nogi! Patrzajta ino, czy wszystko macie, bo jak coś zginęło to ostatnia szansa, by dać złodziejowi w mordę! - rzucił na zakończenie, nie wiadomo na ile serio.

Słupy dymu widoczne przed nimi na niebie i niewyraźne kształty zabudowań skupione wokół potężnych formacji skalnych wydawały się coraz bliższe, prom skręcił lekko w lewo szukając zapewne najbezpieczniejszej drogi między prądami powietrznymi formującymi się nad rozżarzoną pustynią.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 02-04-2016 o 00:43.
Tadeus jest offline  
Stary 27-03-2016, 17:50   #2
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
- Jesteś pewien, że chcesz tam lecieć? - Starszy mężczyzna przeczesał rzadkie, siwe włosy i oparł się obiema dłońmi o kompozytowe, stalowo-szare biurko. Podkrążone oczy świadczyły o niewyspaniu, jednak blade tęczówki nie wykazywały rozkojarzenia.
- Tak, ojcze. Dobrze wiesz, że w tym układzie nie ma już wielu zleceń. Nie na naszą skromną skalę. - Drugi rozmówca przeszedł się po ciasnym biurze i przystanął pod boczną ścianą wpatrując się weń. Na gładkiej powierzchni wisiała tablica z ozdobnymi literami układającymi się w nazwę „Goldmann Company”. Podobnie granatowe mundury, w które odziani byli mężczyźni, miały na ramionach złote naszywki „GC”.
- To prawda, Maxym. Ale Konfederacja? Chyba rozumiesz, że nie mamy z nimi dużego doświadczenia - odparował Anton, ojciec młodszego mężczyzny, pokręcając głową.
- I to jest nasza szansa, żeby otworzyć się na tamtejszy rynek - Max wzruszył ramionami, przenosząc spojrzenie swoich surowych oczu z tablicy na rozmówcę.

Młody człowiek niewiele przypominał swojego rodziciela. Jego postawa była bardziej służbowa, a wzrok zawierał w sobie więcej ambicji. Anton był dumny ze swojego syna, jednak czasami żałował, że ten przedkładał interesy ponad rodzinę i znajomych.
- No dobrze... Ale nie polecisz tam sam. Konfederacja to nie Zaibatsu. Ludzie tam zazwyczaj najpierw strzelają, a dopiero potem rozmawiają - powiedział stary Goldmann, wzdychając ciężko. Po jego obliczu przemknął cień rezygnacji.
- Oczywiście, ojcze. Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one - Maxym przytaknął ochoczo. Zazwyczaj lubił działać w pojedynkę, wtedy nikt go nie rozpraszał. Jednak bardziej ponad swoją wygodę cenił zyski. - I chyba znalazłem już odpowiedniego człowieka. Pracowaliśmy już z nim kiedyś. Podeślę ci jego dane, podpiszesz jego kontrakt i sprowadzisz go tutaj.
- Niech będzie. Kiedy wyruszasz? - Anton wyprostował się i spojrzał na syna.
- Niedługo. Muszę jeszcze złapać kontakt z naszymi dostawcami. Nie każdy zechce pracować w Konfederacji, ale myślę, że kogoś znajdę - młody Goldmann splótł dłonie za plecami i odwzajemnił spojrzenie.
- Wpadnij, jak już będziesz odlatywał. I nie zapomnij pożegnać się z siostrą. Ostatnio ci tego nie wybaczyła. - Głos starszego mężczyzny łamał się w trosce. Widać było, że służbowe rozmowy nie były dla niego najprzyjemniejszą formą na kontakt z synem.
- To wszystko, ojcze? - Młody mężczyzna stał niewzruszony.
Anton jeszcze przez chwilę przyglądał mu się i już otwierał usta, by coś dodać; w końcu jednak zrezygnował i zwiesił głowę.
- Jesteś wolny.
Na te słowa młody Goldmann skinął głową i obrócił się na pięcie, ruszając w stronę wyjścia.
- Uważaj na siebie, Max. Pamiętaj, że przede wszystkim jesteś człowiekiem.
Słysząc to, Maxym przystanął na moment, jednak się nie odwrócił. Odczekał jeszcze sekundę, po czym wyszedł z biura.


***


Maxym musiał przyznać, że nie był do końca przygotowany na to, z czym się mierzył. Układy Konfederacji różniły się od jego ojczyzny jak ogień i woda. Nawet kilka wizyt na planetach Unii Ludowej nie dały mu obrazu mentalności Konfederatów. Handel i interesy w tym miejscu przebiegały gwałtownie i rzadko ktokolwiek zwracał tu uwagę na długoterminowe inwestycje. Dla miejscowych liczył się czas teraźniejszy. Planowanie i oszczędzanie nie były tu czymś pożądanym. Jednak młody Goldmann nie był jakimś głupim akwizytorem. Nie bez powodu w pewnych kręgach nazywano go najlepszym przedstawicielem handlowym. Nawet większe korporacje zainteresowane były jego osobą. Maxym, choć z reguły służbista, potrafił się adaptować i wykorzystywać wszystkie dostępne przewagi. Manipulacja i perswazja były jego narzędziami. A on miał talent, by się nimi posługiwać.

Goldmann spokojnie obstukiwał przypiętą do uda kaburę z pistoletem energetycznym. Jednak jego broń, jak i granatowy mundur z naszywką „GC” nie była widoczna pod szerokim, burym poncho, które nabył jeszcze na Wyspie Duncana, by nie rzucać się w oczy tubylców. Dodatkowo pod marynarką munduru miał jeszcze założoną cienką kamizelkę kuloodporną, do której noszenia musiał się dopiero przyzwyczaić, a za pasem miał pokrowiec z nożem bojowym. Poza tym resztę prywatnych rzeczy trzymał w niewielkiej torbie, którą ze względów bezpieczeństwa przywiązał do poręczy siedzenia.
Max oddychał spokojnie, a w głowie przeprowadzał symulacje rozmowy z Jackson'em Verra. Inwestowanie w kolonie bywało opłacalne, ale głównie w te górnicze. Verra nie przedstawił detali na temat planety, którą chciał skolonizować. Nie miała więc potwierdzonych bogatych złóż minerałów, ani innych kosztownych surowców. Dla dużych korporacji taka inwestycja to byłaby jak gra w unijną ruletkę. Za duże ryzyko, za mały zysk. Jednak Goldmann Company miało ten komfort, że wciąż było płotką w morzu grubych ryb. Dla GC powodzenie tego kontraktu było szansą na lepsze jutro. Dlatego Maxym osobiście chciał dopilnować interesu.

Maxym skrzywił twarz, widząc i słysząc smarkającego Diego. Nie powierzyłby temu rubasznemu mężczyźnie złamanego kredytu, jednak jak na razie był jego jedynym wtykiem w interesach, dlatego wstrzymywał się od oceniania. Druga sprawa, Goldmann rzadko mówił na głos to, co myślał o innych.
Małe przedstawianie Diego wybiło go z rozmyślań, dlatego Max postanowił zrobić sobie przerwę od symulacji i rozejrzał się po pokładzie. Przedstawiciel handlowy zdawał się nie zwracać w ogóle uwagi na otoczenie, co jednak nie było prawdą. Po prostu filtrował rzeczy ważne od tych trywialnych, tym drugim nie poświęcając więcej czasu. Przez cały lot nie zamienił więcej, niż trzech słów i nie zanosiło się na to, by pod koniec to miało się zmienić.
Towarzystwo Unijczyka nie było najprzyjemniejsze, jednak Max nauczył się, że jeśli zignorować jego prostackie zachowanie i nie odzywać się do niego za często, to dało się z nim podróżować bez przeszkód. Nie sądził też, by ten przepadał za swoim przełożonym, mimo to póki co wypełniał swoje obowiązki zawarte w kontrakcie bez szemrania, za co Max był mu wdzięczny.

Informację o końcu przelotu Goldmann przywitał z westchnieniem ulgi. Spojrzał po swoich towarzyszach, których jeszcze nie miał okazji lepiej poznać: kobieta Inu Murk i mężczyzna John Sixkiller. Maxym postanowił sobie, że nadrobi to już na planecie. Może ich umiejętności będą dla niego przydatne. Goldmann nigdy nie lekceważył zasobu ludzkiego.

Maxym upewnił się, że wszystkie rzeczy ma przy sobie i w milczeniu wyczekiwał lądowania. Większość życia spędził na pokładzie, dlatego turbulencje nie były dla niego czymś nowym. Mimo to ich częstotliwość i siła w tym miejscu była odrobinę niepokojąca.
 

Ostatnio edytowane przez MTM : 27-03-2016 o 18:17.
MTM jest offline  
Stary 27-03-2016, 21:51   #3
 
Martinez's Avatar
 
Reputacja: 1 Martinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputacjęMartinez ma wspaniałą reputację
Słabe, blade światło ledwo migotało lub gasło co chwila w ciasnej toalecie. Trzęsło nieco, więc gruba łapa Gierłanova oparła się o zimną, brudną ścianę. Zaraz obok sfatygowanego, ledwo widocznego piktogramu z zakazem palenia. Kapral na zakazy bywał obojętny, tak więc w zębach kopcił papierosa "biełyjmorsa", a furkoczący wirnik zasysał dym z mozołem.
Boris trwał tak nad muszlą i wzdychał. Ostatnio sikanie niezbyt mu wychodziło. Choć napinał mięśnie i czuł parcie na pęcherz, to ledwo z niego kapało.
- No.. dalej….- powiedział sam do siebie wypuszczając dym przez zęby. Jak na zawołanie, ledwo, pomalutku, drobnym ciurkiem pęcherz rozpoczął opróżnianie.
Zatelepało mocniej statkiem. Gierłanow był wielkim chłopiskiem, więc ciasna kabina znów zadała mu kilka ciosów, a i starym trepom dostało się po kilka kropel moczu.
- A, pieprzyć to.. - syknął. Zapiął rozporek i wypluł peta do klozetu. Przegonił dym ręką, jakby miało to cokolwiek przyspieszyć.

Zamek w drzwiach zaklekotał i Boris wyszedł na korytarz, gdzie leciała końcówka komunikatu pilota. “Patrzajta ino, czy wszystko macie, bo jak coś zginęło to ostatnia szansa, by dać złodziejowi w mordę!
Boris przemaszerował korytarzem do swojego miejsca i usiadł ciężko w siedzisku, aż zatrzeszczało.
- Lądujemy? - Zagaił siedzącego obok swojego pracodawcę. Był to młody młokos, którego ojciec pewnie wykopał w świat by nieco ikry złapał, albo coś w ten deseń. Sztywny nieco i jakiś taki gładki. W sumie Gierłanow pracował dla niego od dobrych kilku lat, ale wcześniej nigdy się nie spotkali. To, że został wybrany do tego zlecenia można było tłumaczyć przeszłością Borisa. Sanitariusz, ex wojskowy w stopniu starszego kaprala no i obstukany z Konfederacją i klanami. Przez prawie dziesięć lat które spędził w tej nacji, wiedział przynajmniej, komu w drogę nie wchodzić.
Miał chronić Młodego i tyle go obchodziło. Kontrakt był dobry, a pieniądze bardzo się przydadzą. Najlepiej jak najwięcej. Emerytura sama się nie wyczaruje.
Girłanow sięgnął do saszetki i wydobył zestaw na dzisiaj. D-taveryn na rozluźnienie mięśni gładkich i Tholargin na ból i zapalenie. Miał nadzieję, że męcząca go dolegliwość to zwykły kamień nerkowy, a nie jakaś przerośnięta prostata. Otworzył paszczę, wrzucił pastylki i schrupał. Ułożył głowę na oparciu i już za chwilę chrapał młodemu Maxowi do ucha.
 

Ostatnio edytowane przez Martinez : 28-03-2016 o 05:41.
Martinez jest offline  
Stary 28-03-2016, 00:50   #4
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
To nie tak miała skończyć Inu Murk. Nie tutaj - na rozklekotanym promie do dziury, zwanej Medeną. Wszystko dobrze szło, dziewczyna zdała testy sprawnościowe, wydolnościowe, percepcyjne, dostała nawet dodatkowe punkty na strzelnicy... został tylko profil psychologiczny. I tu się wszystko zjebało. Jak zwykle.

Inu zacisnęła dłoń na lewym przedramieniu, po czym - najwyraźniej dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego gestu - puściła rękę i rozejrzała się nerwowo. Pozostali pasażerowie byli jednak skupieni na swoich sprawach. Nikogo nie obchodziła niezbyt urodziwa, przyciężkawa dziewczyna o brzydkich, tlenionych blond włosach.

Westchnęła z ulgą. To jej pasowało - anonimowość, biała karta, nowy start... jak zwał tak zwał, ale to dzięki robocie najemnika udało jej się wyrwać się z grajdołka Fuji. Korpo-miasta budziły w niej obrzydzenie, a wioski górnicze... cóż, to specyficzne osiedla, gdzie każdy mieszkaniec się znał i każdy wszystko wiedział... Tu nie było miejsca na zapominanie czy wybaczanie. A przecież jak mogłaby prosić rodziny zabitych przyjaciół o wybaczenie, skoro sama sobie nigdy nie wybaczyła wypadku w Oxi?

Odruchowo napięła wyjątkowo - jak na kobietę - rozbudowane mięśnie ramienia, widoczne nawet pod pseudoskórzaną kurtką, którą miała na sobie. Inu lubiła stary styl: kurtka stylizowana na motocyklową "skórkę", flanelówka, jeansy i wojskowe, sznurowane po kostki buty. Tylko kamizelka ochronna i broń były znacznie bardziej nowoczesne.

By odegnać od siebie widmo przeszłości, Inu Murk dyskretnie rozejrzała się wokół. Najbardziej ciekawiła ją dziewczynka. Mała miała gadane i najwyraźniej nie czuła się bezbronna, mimo że podróżowała całkiem sama. Murk widziała w niej swoje odbicie sprzed kilkunastu lat, dlatego przypuszczała, że dziewczynka bardzo sobie ceni samodzielność i próby pomocy ze strony dorosłych traktuje jako atak na własną niezależność. Z tego też powodu nie zaczepiała dziecka, a jedynie od czasu do czasu zerkała czy wszystko gra.

Poprawiwszy na ramieniu podłużną torbę, w której bezpiecznie spała Elza - strzelba kinetyczna, Inu powiodła wzrokiem dalej. Każdy miał tu swoją historię i choć dziewczyna nie była dobra w rozgryzaniu innych ludzi, lubiła snuć bajania na temat powodów, dla których dani pasażerowie znaleźli się akurat tu i teraz. Ot choćby tych dwóch mężczyzn, którzy też pochodzili z Zaibatsu. Różnili się jak dzień i noc. Stary i młody. Brzydki i przystojny. Niechlujny i wychuchany... Mimo że Inu nie mogła odmówić młodemu - bodajże Maxymowi - magnetyzmu, to raczej jego kompan - stary wiarus - budził w niej pozytywne odczucia. Przypominał trochę górników, wśród których się wychowała - ponure, gburowate chłopisko, które jednak po paru kuflach mogło się rozkręcić i opowiedzieć kilka ciekawych historii z życia. W wyobraźni Inu powstał obraz szczęśliwego, skromnego domostwa, który mógł mieć ów Boris. A ponieważ młodszy mężczyzna zdawał się być jego przełożonym, dziewczyna wymyśliła historię o tym, jak syn właściciela kopalni podpadł swemu ojcu, bałamucąc na prawo i lewo miejscowe piękności. Rodzic, mając dość występków syna, wysłał go, by ten nauczył się życia w innym układzie. Nie mógł jednak pozwolić, a żeby młody casanova wpędził się w jeszcze gorsze kłopoty, dlatego wysłał z nim przyzwoitkę - przyciężkawego, ale poczciwego Borisa. Albo nie... Może to ci dwaj byli kochankami?!

Murk zakrztusiła się. Nie! Zdecydowanie dość bajań na dziś. Ponownie spojrzała na dziewczynkę, ciekawa jak też dziecko szykuje się do lądowania. Może zaproponować jej pomoc przy bagażach?
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 28-03-2016 o 00:58. Powód: sierota przekręca nazwisko własnej postaci
Mira jest offline  
Stary 28-03-2016, 01:26   #5
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Inu przekonywanie (empatia) d20(+2 za długotrwałą obserwację) = 8 porażka


Najemniczka mimo najlepszych chęci nie była w stanie do końca rozgryźć tajemniczej dziewczynki. Ta nie opuszczała gardy i konsekwentnie odgrywała twardą Konfederatkę. Wydawało się, że tylko przez moment na jej naburmuszonej twarzy pojawiły się jakieś emocje. Stało się to w momencie, w którym daleko przed nimi pojawiły się zarysy zabudowań, młoda zacisnęła wtedy mocniej drobne dłonie na drążku i głęboko odetchnęła. Ciężko było jednak zinterpretować, czy była to ulga, czy może próba zebrania sił przed tym, co ją czekało na miejscu. Co do bagażu, to miała go zaskakująco sporo jak na taką młodą osobę, były to dwie całkiem duże i pękate torby na ramię.

Inu percepcja d20(+2 długa obserwacja)= 15 porażka


Najemniczka w czasie trzydniowego rejsu parę razy widziała jak mała sięga do toreb, by wyjąć coś do jedzenia, jednak nie udało jej się dojrzeć, co też jeszcze mogło kryć się w ich wnętrzu, a mała tego nie ułatwiała, odwracając się do reszty tyłem i garbiąc nad otworem, gdy w nich grzebała. Jedyne, co udało jej się dostrzec to kształt noża odznaczający się czasem pod ubraniem młodej damy.

Nagle oczy dziewczynki rozszerzyły się ze zdziwienia. I nie tylko niej. Przez okna promu widać bowiem było, że coś leciało koło nich. Początkowo wyglądało to, jak postrzępione skupiska wyblakłych od słońca zwierzęcych skór, ale po chwili zobaczyli, że to trzy istoty, które świadomie i aktywnie szybują nad pustynią. Gdzieś w skupisku łopoczących na wietrze skórnych płatów zauważyli połyskujące bursztynowe oczy.
- Nazywają je fantomami! - rzucił rozbawiony spotkaniem pilot. - Ponoć nocami porywają niegrzeczne dzieci! - zarechotał. Nie widać było, żeby mała się przestraszyła, jednak nie była w stanie ukryć fascynacji. Stworzenia zatrzepotały skórzastymi płatami postrzępionych wielo-skrzydeł i skręciły w inną stronę, trzymając się najwyraźniej naturalnych pustynnych prądów. Niektóre opadły gdzieś w labirynt skalnych kanionów pod nimi.

Najemniczka przy okazji zauważyła, że zarówno jej komunikator, jak i wyszukiwarka zameldowały nareszcie obecność Sieci. Przez większość podróży były nieaktywne, bowiem najnormalniej na świecie nie działały jeśli na danym obszarze nie miały się z czym połączyć. Sądząc jednak po wyświetlanych danych nie było się specjalnie z czego cieszyć. Sieć na Medenie wydawała się bardzo wolna, a dodatkowo nie było kontaktu z przekaźnikiem nadprzestrzennym. Oznaczało to, że albo w ogóle nie ma dostępu do globalnej Sieci i jest tu tylko jej zaściankowa lokalna wersja, albo przekaźnik - który zapewniał kontakt z resztą świata, i którego praca zazwyczaj była bardzo droga - włączany jest tylko na żądanie włodarzy tych ziem. No cóż, przynajmniej była jakaś sieć i jej gadżety nie były zupełnie bezużyteczne.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 28-03-2016 o 01:39.
Tadeus jest offline  
Stary 28-03-2016, 21:34   #6
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Sieć. Czy za nią tęskniła? I tak, i nie. Bez Sieci była zdana na siebie - głupiutka dziewucha z prowincji pośrodku wielkiego wszechświata. Z drugiej strony była wtedy wolna...

Inu westchnęła. Choć robiła to już co najmniej kilka razy, po raz kolejny wprowadziła w wyszukiwarkę hasła: "Medena" i "Jacson Verra".
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 29-03-2016, 12:03   #7
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Wyszukiwarka zasygnalizowała, że przyjęła hasła i rozpoczęła pracę. Pasek postępu, który na terenach Zaibatsu jedynie ledwo dostrzegalnie migał wypełniając się tam błyskawicznie, tutaj zaczął się powoli i mozolnie budować. Dwa razy urządzenie zameldowało utratę kontaktu z siecią, Ale na szczęście nie powodowało to utraty zebranych danych.

W ogólnej Sieci, do której wcześniej mieli dostęp, w cywilizowanych stronach, nie było zbyt dużo informacji o Medenie, wśród licznych wyników powiązanych z imionami, pseudonimami i nazwami handlowymi istniało też interesujące ich trafienie:

Cytat:
Medena: kolonia na pustynnej planecie CV-214, zwyczajowo też nazwa całej planety. Niestabilna forma autorytarnych rządów. Szefem rządu od 2542r Jackson Varr. Główny towar eksportowy BL12, nazwa handlowa bilit, pierwiastek dawniej stosowany w podzespołach elektronicznych starszej generacji. Kolonia widnieje na liście ostrzeżeń Sojuszu Solarnego w związku z niskim poziomem bezpieczeństwa. Destynacja wysokiego ryzyka.
W końcu urządzenie odnalazło szukane hasła w lokalnej Sieci. Cóż, trafień było dużo więcej, wszak była to właśnie Sieć lokalna Medeny, niestety brakowało tu urzędu, czy też instytucji naukowych, które zapewniałyby, że w Sieci znajdować się będą wygodnie pogrupowane encyklopedyczne informacje. Sieć na Medenie była jednym ogromnym, chaotycznym wysypiskiem danych. Najemniczka, jeśli chciała przez to przebrnąć potrzebowała zdecydowanie więcej czasu, by z licznych sugerowanych, ale bzdurnych trafień wyłowić istotne cząstki informacji. Coś tam jednak się dowiedziała szybko przeglądając parę pierwszych stron.

Wyglądało na to, że na Medenie istniało koło tuzina miast, czy też osad rozrzuconych po całym globie, do tego garstka ruchomych obozów i parę mniejszych operacji wydobywczych. Większością rządził Varr, choć po drugiej stronie planety istniała też grupa zrzeszonych we własnych luźnych sojuszach autonomicznych osad. Wydobycie bilitu zdawało się bardzo niebezpieczne, najwyraźniej nadal udawało się go gdzieś sprzedawać do budżetowych podzespołów niskiej jakości. Na pustyniach występował pod postacią mniej lub bardziej spójnych skupisk magnetycznego pyłu. Pod wpływem wiatru i ruchu piasku i związanego z tym tarcia i przemieszczania się względem siebie mas substancji, potrafił jednak zgromadzić w sobie znaczny ładunek statyczny, który porazić mógł wydobywających. Dodatkowo większe skupiska zakłócać mogły łączność i pracę niektórych systemów w danym regionie. W Sieci widać było liczne zapytania w kwestiach pomocy w przypadku poważnych poparzeń elektrycznych.

Reszta informacji najwyraźniej wymagała już czasu i mozolnego wyłuskiwania z ton informacyjnych śmieci.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 02-04-2016 o 00:44.
Tadeus jest offline  
Stary 29-03-2016, 19:10   #8
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Planeta 3XP45SE7, układ Kara Turr, w przestrzeni Konfederacji

Prom towarowy ociężale podniósł się z wyrąbanego w dżungli lądowiska i dymiąc czarno z silników ruszył w podróż na orbitę. Na lądowisku został tylko mały ściągacz pasażerski, pomalowany w fantazyjne kolory. Pojazd stworzony dla młodych, rozkapryszonych dzieci bogatych rodziców nijak nie pasował do tego miejsca. Lądowisko położne było na szczycie wzgórza, które oczyszczano z dżungli najpewniej ogniem z orbity, bo wszędzie było widać ślady spalenizny. Stało tu nieskładnie kilka starych, rozsypujących się baraków i paręnaście chwiejnych konstrukcji z lokalnego drewna. Wszytko ogrodzone było płotem z drutu kolczastego pod napięciem. Ot konieczność w miejscu, w którym prawie wszystko, co żyje chciało człowieka zabić a nawet zacząć trawić, zanim jeszcze umrze na dobre. Tuż za bramą do tej dziury, szumnie nazywaną "stolicą" planety, stał rozłożony dziwny, szpiczasty namiot.

Przed wejściem, oparty o ścianę siedział wysoki, słusznie zbudowany mężczyzna. Ubrany tylko w bojowe spodnie i buty, przekręcał właśnie jakieś zwierze nadziane na patyk i zawieszone nad ogniskiem. W jego kierunku skierował swe kroki właściciel ścigacza. Nienagannie skrojony garnitur, błyszczące buty, starannie ułożona fryzura i olśniewające bielą zęby, pasowały do tego miejsca równie dobrze jak jego pojazd. Jedyne, co psuło ten wizerunek, to kabura z najnowszym modelem laserowego pistoletu u boku. Mężczyzna nie wydawał się być jednak tym przejęty.

- Johny, stary przyjacielu! Wreszcie się spotykamy! -
- Witaj Justin. - głos siedzącego mężczyzny był niski i dudniący. Podniósł się na przywitanie swego "gościa" i podał mu dłoń, odkładając na bok trzymany wcześniej nóż, którym odkrawał kawałki posiłku.


- Towar właśnie jest w drodze na mój statek. Dostanę za niego ładną sumkę. A to twoje wynagrodzenie. -
Indianin złapał rzucone mu kredyty i schował do kieszeni.
- Dobrze. Wypijmy za to. -
Zniknął na chwile w namiocie, aby zaraz wrócić z dwoma stalowymi kubkami i baniakiem jakiegoś brudnawego w kolorze płynu. Rozlał go od razu do kubków i podał jeden swemu gościowy.
- Za udane polowanie. Oby duchy zawsze były nam przychylne. -
- Tak, tak, oby... -
Mężczyzna w garniturze spojrzał podejrzliwie na lepki płyn w brudnym kubku, ale widząc, że Indianin oczekuje na niego z toastem niechętnie wlał do gardła zawartość. Or razu też zaczął krztusić się i kaszleć, nie mogą złapać oddechu.
- Co to było do cholery, kwas akumulatorowy! -
- Stary przepis mego ludu. Nie dla białych, wybacz. -
- Taaa... Kurwa, Johny, jak Ty to robisz? Ta cholerna planeta to w całości zatruta, pełna najgorszych drapieżników dżungla. Tu nawet większość roślin chce człowieka zeżreć żywcem i praktycznie nic nie nadaje się do zjedzenia a Ty polazłeś tam, praktycznie bez żadnego sprzętu i ludzi. -
- Duchy tego miejsca są silne. Musiałem je poznać i przekupić, ale w końcu dały mi to, czego było mi potrzeba. -
- Jeśli tak uważasz. No, ale ten Czerwony Szablokot, to jest naprawdę coś! Szczerze mówiąc, nie sadziłem, że Ci się uda. Do tej pory widziałem tylko wypchanego w jakimś muzeum, a tak to tylko projekcje i to niedokładne. Kilku twoich poprzedników skończyło w jego żołądkach. Jak udało Ci się go złapać żywcem? -
- To był godny przeciwnik. Jego duch był bardzo silny. Musiałem go przekonać, aby zgodził się ze mną pójść. On wie, że ma przed sobą coś do zrobienia. -
- No w rzeczy samej. Jak tylko skończy się nanotresura, to będzie kroczył dumnie na smyczy, przy zgrabnych nóżkach swej Pani, aby mogła puszyć się nim na salonach. -
- Czas pokaże. -
- Taaa... To gdzie teraz? Bo chyba najwyższy czas na opuszczenie tej dziury. -
- Już prawie. Mam tu jeszcze jedno zlecenie, ale ono jest już praktycznie ukończone. -
- Co? A co tu może być poza tymi szablokotami a nie sadzę, aby ktoś poza mną, Ci za nie zapłacił. -
- Teraz nie poluje na drapieżnika, tylko padlinożerce. Jest obślizgły i podły, ale sprytny. No i dobrze za niego płacą... -
- Co? Hmmm... Nie kojarzę aby żyło tu coś takiego. Jesteś pewny, że tu go znajdziesz? -
- Nie będę musiał szukać. Duchy powiedziały, że sam do mnie przyjdzie. I tak się stało. -
- Co?! Co ty znowu bredzisz? Co do Ciebie przyszło? Na co Ty masz to zlecenie Johny? -

Indianin, do tej pory krzątający się koło namiotu, teraz znów usiadł przy ognisku, opierając się plecami o ścianę.
- Na Ciebie Justin. Mam zlecanie na Ciebie. -
Mężczyzna w garniturze przez chwile nic nie mówił, stojąc tylko z otwartymi ustami, zaraz jednak odsuną się kilka kroków w tył, kładąc dłoń na broni. Indianin jednaj nawet się nie poruszył, spoglądaj na niego obojętnie.
- Co Ty gadasz Johny? Przecież nie chcesz mnie zabić, prawda? Tak tylko gadasz, jak to Ty. Nie możesz mnie zabić! Mam broń, a Ty... -
- Tak w zasadzie, to już Cie zabiłem Justin. -
Uśmiech znikł z twarzy mężczyzny, kiedy upadł na jedno kolano. Mięśnie odminowały mu posłuszeństwa. Chciał wyciągnąć pistolet, ale nie miał już siły. Widok rozmywał mu się przed oczami.
- Kurwa Johny, proszę. Pamiętasz, co mówiłaś jak się poznaliśmy? Pamiętasz? -
- Tak, pamiętam. -
- Mówiłeś, że Ja nie będę siódmy. Że ma pewno nie będę siódmy. Johny, nie... Ja... -

Indianin obojętnie patrzył jak ubrany w garnitur mężczyzna pada na ziemie, wstrząsają nim przedśmiertne konwulsje a w końcu z ust idzie mu biała piana i umiera. Po chwili wstał, nalał sobie jeszcze raz brudnego płynu z baniaka i łyknął na raz całą porcje. Podszedł do trupa i szturchnął go lekko nogą dla pewności.

- Wiesz Justin, jak to jest. Nie każdy jest godny, aby go wliczyć. -

*****

Johny siedział na swoim miejscu w ładowni promu, obojętnie przyglądając się pasażerom. Ubrany w bojowe spodnie i buty, przy psie miał kaburę z pistoletem kinetycznym i pochwę na słusznych rozmiarów nóż bojowy, którym bawił się od czasu do czasu, skutecznie zniechęcaj wszystkich do rozmowy. Na goły tors narzuconą miał kamizelkę ochronną. Pod nogami spoczywał mu spory plecak, z którego wyraźnie wyróżniał się kształt karabinu kinetycznego. Czas umilał sobie czytając gazetę, którą kupił jeszcze na stacji. Pisali tam o wypadku na Kapitolu Sojuszu Solarnego. Ponoć jakieś bogatej szlachciance uciekło dzikie zwierze, pożarło ją i kilku jej przyjaciół, a teraz poluje w mieście na ludzi. Władze szukają teraz drapieżnika, jednocześnie prowadząc śledztwo w sprawie nielegalnego posiadania niebezpiecznych i chronionych prawem gatunków.


Johny uśmiechnął się tylko i spojrzał przez okno kiedy promem zaczęło rzucać i trząść. Obok niego siedział jakiś przestraszony typek w ubraniu wskazującym na duchownego. Po kolejnym wstrząsie i ostrzeżeniu pilota, paniczne złapał Indianina za ramię. Johny spojrzał na niego obojętnie.

- Uspokój się. Nie masz się czym martwić. -
- T-t-t-tak myślisz? Cze-e-e-e-emu? -
- To dobry dzień na śmierć. -
 
malahaj jest offline  
Stary 29-03-2016, 20:11   #9
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Maxym percepcja d20= 2 sukces
Inu percepcja d20(-1 zajęta wyszukiwaniem w Sieci)= 17 porażka
Johny percepcja d20(+1 spoglądanie przez okna)= 8 sukces


Wszystko wydawało się być w porządku, prom poskrzypując wdzięcznie niespiesznie zbliżał się do coraz wyraźniejszego celu ich podróży, powoli wylatywali znad wysokich kanionów i wlatywali na przestrzeń, gdzie mniej gęste już formacje skalne mieszały się z typową piaszczystą pustynią.

I wtedy, kątem oka zarówno Maxym, jak i Johny uchwycili coś dziwnego. Przez okna w promie zauważyli coś, jakby rozpalone błyskawicznie ognisko, bądź zapaloną wśród skał jednego z kanionów flarę. Był to błyskawiczny szeroki rozbłysk. Ułamek sekundy później w kierunku promu mknęła już z niesamowitą prędkością rakieta! Była bardzo blisko! Wydawało się, że reszta pasażerów albo koncentrowała się na tym co działo się w środku, albo zajęta była oglądaniem egzotycznych skórzastych istot. Nikt inny chyba nie dojrzał zagrożenia!
 
Tadeus jest offline  
Stary 29-03-2016, 20:31   #10
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Johny spoglądał obojętnie na rakietę, przypomniał sobie swoje ostatnie słowa i uniósł oczy ku górze.
- Bardzo śmieszne, naprawdę bardzo śmieszne! -

Szybkim ruchem zapiął pas, przyciągnął plecak do siebie a dłoń zamkną na amulecie trzymanym w kieszeni. Zanim jednak na dobre zaczął to wszytko robić, wydarł się jeszcze na całe gardło w kierunku pilota.

- RAKIETA!!! RAKIETA Z PRAWEJ!!! -
 
malahaj jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172