Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-04-2016, 17:59   #11
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
-Z chęcią zjem posiłek w tak mroźny dzień. Kąpiel będzie wskazana po pracy, mocno dezynfekująca i na uboczu żebym nikomu nie przeszkadzał. Co do przedmiotu napraw macie jakiś jego plan? Co powiedzieli moi poprzednicy odnośnie usterki?

Szambelan wskazał mu drogę do jednego z mniejszych pałacyków stojących na uboczu całego kompleksu, przywołując przy okazji służącego, który wziął od inżyniera kluczyki, by przeparkować pojazd, którym przyjechał. Cóż, w obliczu wszechobecnej elegancji i przepychu pofabryczny łazik faktycznie prezentował się prawie jak złom.
-Nie posiadamy planów niższych poziomów. Udało nam się odszukać jedynie schemat połączeń z przewodami wychodzącymi spod ziemi. Cadavus jest starą planetą, a Lady Tianara nie jest pierwszym władcą tych ziem, wiele wiedzy pochodzącej od pierwszych budowniczych zagubiono przez wieki.
Wyciągnął zza zdobionych rąbków płaszcza plik spiętych purpurową szarfą starych manuskryptów i wykresów. Faktycznie były to głównie parametry różnych przyłączy i odpływów. Wyglądało na to, że cała podziemna maszyneria miała autonomiczne źródło energii i znaczny potencjał jej generacji, o wiele większy niż potrzebny był, by utrzymać obecny pałac. Zapewne ciągnęła też i oczyszczała wodę z jakichś podziemnych źródeł. Wskazywało to potencjalnie na sporych rozmiarów podziemny kompleks. Niestety, na tym etapie można było tylko zgadywać, jeśli potrzebowałby instrukcji obsługi całości, to to co obecnie trzymał w rękach było jedynie krótką notką na samym jej końcu, przeznaczoną dla najbardziej niewtajemniczonych użytkowników końcowych.

Nim oddalili się na dobre do pałacyku na posiłek, Stanton postanowił jeszcze zgadać kompana ciężko rannego drwala. Gdy do niego podchodził, akurat grzecznie acz stanowczo odciągała go dwójka rosłych służących. Widząc zbliżającego się gościa zatrzymali się i ukłonili.

-Mam nadzieję, że twój towarzysz ocaleje. Zrobiłem co mogłem. -powiedział Inżynier do brodacza. - Co mu się stało? O ile wolno zapytać.
-Ach, panie! Będę wam dozgonnie wdzięczny! Święta Opatrzność nam was tam w lesie zesłała! - rzekł z wdzięcznością, ciesząc się wyraźnie, że przestano go szarpać, próbując wyprosić poza pałacowy kompleks. - Borr to mój brat - dodał. - Johann jestem! Pracowaliśmy akurat przy…
Spojrzał na szambelana. Przez moment wydawało się, że na twarzy czarnoskórego sługi pojawił się ostrzegawczy wyraz.
-Ech.. co ja wam będę głowę chłopskimi rzeczami zaprzątał… - zestresował się, spuszczając oczy. Wyraźnie jako prosty człowiek nie potrafił zbyt wyrafinowanie kłamać, tedy po prostu zamilkł i unikał jego wzroku.
-Panie Walton - rzekł szambelan z lekkim naciskiem - Zapraszam za mną. Temu mężczyźnie nic się nie stanie, odwiozą go z powrotem do pracy. Jego brat jest w dobrych rękach.
-Naturalnie, ludzki odruch wspomóc słowem i czynem w potrzebie. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Borr niech do zdrowia wraca. -uścisnął rękę Johanna w geście pożegnania ale i wsparcia. Choć był to gest który stan wyższy rzadko okazywał, nierównym sobie. Nie był przesadnie wierzący. Nie wierzył w równość społeczną. Choć obecny system uważał ze represyjny. Walton miał w sobie spore sprzeczności i równie dużo współczucia dla losu tych biedaków. - Prowadź Szambelanie. -zwrócił się do czarnoskórego mężczyzny. Chciał się posilić i zacząć pracę. Liczył, że Ali też się zjawi żeby powiedzieć mu coś więcej o warunkach umowy.
 
Icarius jest offline  
Stary 15-04-2016, 23:59   #12
 
James's Avatar
 
Reputacja: 1 James nie jest za bardzo znany
Dzwonek. Świeżo zmielona kawa z rana. Służba. Bogactwo. Mmmm, taak, Hasim był szczęśliwy. No, prawie szczęśliwy. Gdyby nie ten sen... "Cierpliwości. Niecierpliwość żąda rzeczy niemożliwej - mianowicie osiągnięcia celu bez środków" - powtórzył w duchu swoja ulubioną maksymę i podszedł do drzwi. Może dziś wypije kawę ze swoim ojcem? Gdy otworzył drzwi, zobaczył Bena, swojego zarządcę. Niski, brodaty mężczyzna wyglądał blado. "Nici z leniwego poranka" - pomyślał. Znał Bena od dawna i wiedział, że coś się stało.

- Dziękuję, Benajahu. - odparł smutno chłopak po wysłuchaniu raportu, zastanawiając się, co się mogło stać i - co ważniejsze - co powinien zrobić. - Pamiętam Maiza. Dobry chłopak. - dodał po chwili. Faktycznie, Maiz wydawał się rozsądnym człowiekiem. Trzydziestoletni ochroniarz o egzotycznym wyglądzie na co dzień pilnuje jednego z dwóch sklepów odzieżowych Hasima. Odbiera też przesyłki ze sterowców, gdy jest taka potrzeba.

- Dobrze się spisałeś - zaczął od pochwały. Żałował, że nie jest na miejscu, żeby zająć się tym osobiście. Tyle pytań i tak niewiele odpowiedzi. Jak to wszystko wyglądało? Czy ludzie robili jakieś awantury? Czy mówili coś o podróży? Czy więcej osób nie odebrało swoich towarów? Skąd aż takie opóźnienie? "30 godzin... to prawie jedna trzecia planowanego czasu podróży. Przede wszystkim muszę się skontaktować z Maizem i go dokładnie o wszystko wypytać. Trzeba najpierw ustalić co tak naprawdę się stało. Jedwabniki to nie krewetki, przecież ich nie zjedli podczas lotu. " - zastanawiał się. Nawet gdyby miał zapas uśpionych poczwarek i tak nie będzie mógł ich wysłać, zanim sterowiec nie wróci. "Jeśli jedwabniki się nie znajdą, na początku sezonu trzeba będzie kupować jedwab co może być niekorzystne zarówno dla mojego portfela, jak i reputacji. Muszę coś wymyślić". W końcu szlachcic uporządkował myśli i zaczął wydawać rozkazy.

- Zawiadom Maksima i Akację, żeby przygotowali się do drogi. Dowiedz się od nich, jak nazywał się człowiek, którego opłacili, aby przypilnował naszego towaru i natychmiast daj mi znać. Czy mój pan ojciec już wstał? Zapytaj jego zarządcę w moim imieniu czy użyczy mi ścigacz. Jak już odmówi, chwilę podyskutuj i poproś o łazik. Aha... Oczywiście mój pan ojciec nie musi wiedzieć o moich problemach. Gdyby kogoś to interesowało powiedz - z resztą zgodnie z prawdą - że pragnę załatwić interesy w mieście i nie mam ochoty na spacer. Przyślij mi kawę do mojego gabinetu.

Na koniec Hasim skinął głową, dając znać, że Ben może odejść. Sam udał się do gabinetu, aby spróbować nawiązać łączność z posterunkiem straży lub portem kosmicznym. Może uda mu się nakłonić któregoś z urzędników, aby zadzwonił w jego imieniu do Taar'en i poprosił o Maiza? Może udałoby mu się nawiązać rozmowę na odległość albo chociaż przekazać jakąś krótką wiadomość szybciej, niż osobiście udając się na posterunek?
 

Ostatnio edytowane przez James : 16-04-2016 o 00:09.
James jest offline  
Stary 23-04-2016, 20:54   #13
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Aleksiej przekonywanie d20=1 krytyczny sukces!


Aleksiej
Dwójka wyraźnie podnieconych udanym aresztowaniem Avestytów zatrzymała się w pół kroku. Spojrzeli po sobie, później na nadal zapewniającego o swojej niewinności więźnia, później znowu na siebie.
- Więc mówicie, że wyznajecie się na takich rzeczach... Bracie? - starszy rangą z mnichów jeszcze raz uważnie przyjrzał się połyskującemu przedmiotowi. Nazwanie Eskatonika "bratem" wyraźnie kosztowało go niemało. Niemal słychać było jak zgrzyta zębami. Na szczęście drugi z nich, ten odbywający dopiero nowicjat, wydawał się mu w pełni podległy, toteż starczyło przekonać tego ważniejszego. Aleksiej kątem oka zauważył, jak ludzie przechodzący obok zwalniają i spoglądają ukradkiem w ich stronę, nawet przejeżdżające karoce zdawały się na chwilę zmniejszać prędkość jakby pasażerowie prosili stangretów o chwilkę na przyjrzenie się całemu zamieszaniu. Cóż, działania inkwizycji były całkiem ciekawe, o ile nie było się ich przedmiotem.
- Wyczuwam prawdę w twoich słowach, bracie Aleksieju. - rzekł w końcu Eurycjusz, rozkuwając bladego z przerażenia handlarza. - Choć boję się o twą duszę. Zbyt dużo groźnej wiedzy tkwi w tej głowie, a do tego budzić chcesz jeszcze dawno uśpione tajemnice tego martwego świata?
Pokręcił głową.
- Nie mogę cię w tym wesprzeć, lecz nie wypada mi też odmówić pomocy drugiemu duchownemu.

Wskazał mu widoczny z daleka skrawek potężnej, starej katedry wbudowanej w część masywnego muru dzielącego dzielnice miasta.
- U nas znajdziesz ciepły posiłek i prostą pryczę, która zapewni ci spokojny sen w czasie mroźnych nocy Cadavusa. Nie wiem jednak w jaki sposób Jego Ekscelencja Biskup Semiramidius zareaguje na twoją propozycję pomocy, a z pewnością będzie chciał cię poznać, w szczególności, gdy usłyszy o istocie twojej misji. On jest duchowym pasterzem wszystkich tych ziem, jeśli postanowi, że nie pozwoli ci narażać twojej duszy, to z braćmi zrobimy wszystko, by odwieść cię od twoich poszukiwań. Lepiej więc, byś był na tę rozmowę gotowy.

Nowicjusz wskazał swojemu przełożonemu następną partię towaru wyładowywaną z lądownika w innej sekcji portu.
- A teraz wybacz, musimy kontynuować nasze zadanie. Niechaj Święty Płomień, Santa Flama, oczyści twą niespokojną duszę, Eskatoniku. Mam nadzieję, że następnym razem nie spotkamy się na przeciwnych drogach!
Odeszli ku następnym towarom. Wyraźnie widać, było, że nowicjusz zupełnie nie rozumiał czemu Brat Eurycjusz wykazał się taką serdecznością i otwartością w rozmowie z dziwnym, niebezpiecznym poszukiwaczem wiedzy. Coraz to rzucał przełożonemu jakieś nerwowe pytania, odwracając się za siebie w kierunku Aleksieja. Cóż, być może sam mnich też tego do końca nie wiedział, najwyraźniej coś w prostym Eskatoniku poruszyło jego serce.

Handlarz wypuścił powietrze z ulgą.
- O Wszechstwórco! Już myślałem, że zaciągną mnie do tych swoich okropnych kazamatów i zakatują! Przyjacielu! Dziękuję! - rzucił z wdzięcznością w kierunku Aleksieja. Wyglądał jakby gotów był rzucić mu się z ulgi na szyję, ale najwyraźniej powstrzymała go godność duchownego stanu Eskatonika.
- Słyszałem o czym gadaliście! Musiałbyś zmysły postradać, by pakować się dobrowolnie do groty inkwizytorów! Pewnikiem, czy tam pójdziesz, czy nie, to te bezwzględne harty i tak na ciebie doniosą biskupowi!
Nagle sobie coś przypomniał i spojrzał na oddane mu zwierciadło do ladaru.
- Dobrze słyszałem, że mówiłeś, że to sporo warte, hę? Cholera, wiedziałem, że opłacało się tak wysoko podbijać cenę, od początku wyglądało obiecująco!
Sam handlarz nie wyglądał raczej na speca od technologii, ani handlarza z pełnym wsparciem Ligii, raczej był jakimś drobnym pośrednikiem współpracującym luźno z większymi graczami. Cóż, oznaczało to pewnie też, że nikt nie wstawiłby się za nim gdyby wylądował w lochu.

- Och, ale gdzie moje maniery! Jestem Cassak Nard, mam mały magazyn w Zewnętrznym Mieście, nic specjalnego, ale to ta trochę przyzwoitsza cześć, mógłbym ojca przenocować i... - spojrzał nieśmiało. - No, aż wstyd pytać, ale mam trochę żelastwa, które ostatnio nakupowałem, mógłby ojciec rzucić okiem? Może tam się jeszcze coś wartościowego wynajdzie?


Stanton
Szambelan wyglądał na zadowolonego z faktu, że inżynier wreszcie pożegnał się z rozpaczającym chłopem. Najwyraźniej takie publiczne bratanie się z poddanymi nie było mile widziane, a czarnoskóry służący był przecież strażnikiem etykiety na tych ziemiach i mógł osobiście odpowiadać za jej łamanie.

Skierowali się w stronę wskazanego wcześniej pałacyku, a Inżynier wykorzystał tę chwilę ciszy, by spróbować nawiązać kontakt ze swoim towarzyszem Alim. Niestety, szlachcic nie odbierał, najwyraźniej zajęty był jednym z wielu wyczerpujących szlacheckich obowiązków, jak na przykład wcześniej wspomnianą wizytą u kąpielowych dziewcząt.

Przy elegancko (choć bez przepychu) zastawionym stole zasiedli do posiłku razem z szambelanem. Najwyraźniej tego typu posiłek w interesach mieścił się kanonach al-malickiej etykiety. Wszak żaden z nich szlachcicem nie był.
- Pana poprzednicy... - zaczął szambelan, ciesząc się bukietem wcale niezgorszego wina. - ... A właściwie ich pomocnicy, donosili że pod ziemią prawdopodobnie doszło do uszkodzenia bliżej niezdefiniowanych przewodów w pobliżu tunelu serwisowego. Jedni wspominali o gorącej parze, inni chyba o gazie i elektryczności... - delikatnie oczyścił kąciki ust serwetką i zaczął kroić kruche importowane mięso w sosie grzybowym stanowiące główne danie tego posiłku. - Jeden z nich twierdził, że dotarł nawet głębiej i tam ponoć wystraszyły go jakieś pozostałości systemu obronnego. Nie był jednak w stanie podać żadnych szczegółów, choć ponoć usłyszał ostrzegawczy sztuczny głos i jakiś świst. Ze strachu, że zostanie ostrzelany spadł z drabiny - szambelan rozłożył bezradnie ręce.

W końcu zaprowadzono go na tyły potężnego ośnieżonego pałacu. Fundament na którym stał był iście pancerny, Inżynier od razu zauważył, że częściowo zbudowany był ceramitu, wykorzystywanego często w kluczowych kompleksach za czasów Drugiej Republiki. Wydawał się dużo starszy od samego zdobnego budynku postawionego na nim. Pokierowany przez szambelana służący otworzył kluczem mały pancerny właz i znaleźli się w swego rodzaju serwisowym przedsionku. Tutaj wszystko wyglądało na użytkowe i czysto techniczne, jedyne oświetlenie dawała czerwona lampa w rogu. Podłoga była kratowana, wzdłuż ścian wszędzie biegły przewody i rury. Gdzieś z dołu czuć było smród. Dalej pod ziemię prowadziły dwie drogi, drabina prowadząca do wąskiego, pionowego, okrytego mrokiem szybu. Raz na jakiś czas bardzo, bardzo głęboko w nim coś na krótko skrzyło się i znowu zanikało. Drugą drogą były masywnie wyglądające drzwi, do czegoś, co chyba było kabiną windy. Wokół szczeliny między połówkami zamkniętych nadal odrzwi widać było liczne ślady po łomach, spawarkach, a nawet czymś, co chyba było ostrzałem laserowym. Drzwi jednak nie ustąpiły. Niedaleko windy widać było komputerowy panel, który wyglądał, jakby już bardzo dawno temu wyrwano go ze ściany, nadal zwisał na niektórych przewodach, wśród nich dało się dostrzec ślady lutowania, jakby ktoś chciał ominąć jego zabezpieczenia, po efektach można było jednak poznać, że raczej mu się nie udało. Całkiem możliwe, że zamiast tego mocno go zepsuł, na wyświetlaczu nie widać bowiem było absolutnie nic.

- Jeśli to wszystko, panie Walton, to zostawię pana sam na sam z zadaniem. - rzekł zakrywając usta zdobioną chusteczką, smród zdawał się tym bardziej uciążliwy, im dłużej stało się w pomieszczeniu. - Zostawię tu przed drzwiami Terka, sługę, jakby coś było potrzebne to on to przekaże.


Hasim
Zarządca zniknął błyskawicznie, wprowadzając w życie zlecone mu przez szlachcica czynności. W tym samym czasie sam Hasim również nie próżnował. Po paru dłuższych chwilach jasnym stało się, że w garnizonie nie osiągnie tego, co sobie zaplanował. Wyraźnie brakowało tam kogoś o wystarczająco lotnym umyśle, by przekierować jego rozmowę, a może po prostu był to brak woli? Wszak wojskiem zarządzali Decadosi, a tam - delikatnie mówiąc - nie wszyscy byli mu przychylni. Oczywiście mógł próbować zdziałać coś przez swoje szlacheckie kontakty, ale w świecie Wielkich Rodów mało co dało się załatwić na szybko i zdalnie. Łażenie po prośbie zawsze zostawić mógł sobie jako ostatnią deskę ratunku.

W porcie gwiezdnym zarządzanym przez Przewoźników z Ligii Kupieckiej powinno pójść łatwiej, choć - jak to u Ligii - zapewne nie bez nakładu finansowego.

Hasim przekonywanie d20(-2 ciężej przekonać zdalnie niż bezpośrednio) = 10 sukces


Na szczęście trafił na urzędnika, który kojarzył niektóre z jego zamówień i w związku z tym wiedział, że Hakim jest całkiem cennym kontrahentem Ligii. Sprawę załatwili szybko, bezpłatnie i bez większych problemów, choć członek Gildii nalegał, by załatwienie tego w ten sposób pozostało jednorazową dyskretną przysługą. Po parunastu minutach oczekiwania, gdzieś na mroźnej północy, za morzem Agweńskim słuchawkę odebrał jego człowiek - Maiz.
- Panie! Te decadoskie sługusy wiją się niczym oślizgłe węże! Godzinę potrzebowałem, by przyznali się wreszcie, że doszło do wypadku w czasie lotu! - głos Maiza wydawał się zniekształcony, przekaz przerywał się co jakiś czas połykając pojedyncze zgłoski, nie miało to jednak póki co większego wpływu na zrozumienie całości. Na Cadavusie oznaczało to najczęściej, że gdzieś pomiędzy oboma lokacjami szalał niemały front burzowy.
- Sterowiec nad morzem Agweńskim wpadł w potężny sztorm! Wydaje się, że ruszyli w podróż mimo niekorzystnych odczytów z radaru pogodowego! Halo? Hej ty! Czy to działa?! Lampka tu gaśnie! - wrzasnął, najwyraźniej do operatora. Odpowiedział mu spokojny głos.
- Wzmacniam sygnał, nie wiem jednak jak długo będzie jeszcze działać.
- Panie? Już jest chyba dobrze... W połowie drogi musieli ratować się zmianą kursu , skręcili na południowe wybrzeże, jednak sytuacja się nie poprawiała! Paru załogantów, w tym odpowiedzialnych za bagaż, wyleciało nawet za burtę! Niemal rozbili się, w ostatnim momencie odbijając od gruntu! Zapewniają mnie, że by nabrać wysokości wyrzucili tylko mało wartościowe zapasy! Ale to żmije, nie wierzyłbym w ani jedno słowo! Nie zdzi...ym... gd... c.. zło... !

Przekaz urwał się.
- Sir straciliśmy sygnał - ogłosił pracownik portu gwiezdnego rozłączając przekierowanie.

Po paru chwilach do biura wszedł też statecznym lecz pospiesznym krokiem zarządca, kładąc na biurku Hasima plik związanych ozdobną szarfą papierów.
- Jaśniepanie, zebrałem związane z transportem umowy. Według dokumentów oficjalnym właścicielem sterowca, który wiózł twój ładunek, panie, od paru miesięcy jest niejaki kawaler Borys Wietłanow Decados, nie znalazłem go jednak w księdze szlachciców posiadających obecnie lenno na Cadavusie, nie kojarzę go również z annałów towarzyskich ostatnich lat, zapewne nawet tu nie mieszka, o ile jeszcze żyje i jest to jeden z wybiegów prawnych Domu Modliszki.
Wskazał na drugi plik papierów noszących pieczęć Gildii Sędziów.
- Panie, twoje towary ubezpieczone są do 75% wartości, jednak Gildia przy tak wysokich kwotach wymaga bardzo dokładnego śledztwa na temat całego zdarzenia, pełnego zestawu dokumentów i zeznań wszystkich ewentualnie powiązanych stron. Z pewnością za dodatkową opłatą uda się całość przyspieszyć i ułatwić.
- Co zaś tyczy się szacownego ojca Jaśniepana -
zarządca kontynuował z miną, którą zapowiadała już nadejście niezbyt dobrych wiadomości. - Wydaje się, że nadal nie wrócił z wizytacji u Lady Natashy Bogakov, na którą udał się zeszłego dnia z całym orszakiem i wszystkimi pojazdami rodziny. Jak sam raczył stwierdzić, chciał pokazać "Tej zasuszonej, zadufanej w sobie matronie, że nie jest jakimś chudopacholskim bękartem, by mogła ot tak odrzucać jego awanse!". Obawiam się, że zabrał też większość służby i pobrał znaczną część feniksów z oszczędności przeznaczonych na pełny remont domu...
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 24-04-2016 o 18:45.
Tadeus jest offline  
Stary 25-04-2016, 17:44   #14
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Miejsce w którym się znalazł mogło być jednocześnie koszmarem jak i marzeniem każdego inżyniera. Zlecił słudze by przeparkowanie jego samochód bliżej. Tak by miał swobodny dostęp do swojego sprzętu. Zabrał z sobą od groma narzędzi mniej lub bardziej skomplikowanych. W awariach takich jak ta z reguły było więcej niewiadomych niż wiadomych. Stąd nie istniała ilość sprzętu, uznawana przez Stantona za zbyt dużą. Nigdy nie wiadomo co się może przydać. Ograniczały go jedynie wymiary łazika. Obejrzał panel przy windzie. Pokręcił poirytowany głową. Fuszerka amatora, co więcej wyraźne zniszczenia jakich dokonał utrudniały mu pracę. Sięgnął po walizkę w której znajdowała się maszyna myśląca. Ostrożnie podpiął się bezpośrednio do systemu mijając uszkodzony panel. Będzie chciał się podłączyć i zobaczy co da się zrobić oraz gdzie tak właściwie jest.

Stanton technologia d20(-4 trudny przez nieumiejętne poprzednie dłubanie +1 za komputer)= 8 sukces!


Wydawało się, że przepięcie obrazu na komputer Inżyniera przyniosło oczekiwany efekt, jeszcze tylko odpowiednie sparowanie portów, wykrycie kodowania, konwersja i... proszę, na ekranie myślącej maszyny pokazał się interfejs serwisowy. W rogu widniało logo jakiejś dawno zapomnianej korporacji, wielkie “W” w okręgu tuzina gwiazd wirujących wokół niego, podobnie do planetarnych pierścieni. Szybkie przeszukanie systemu pokazało, że wiele zasobów pamięci było niestety uszkodzonych, niektóre banki danych wydawały się też w ogóle niezainstalowane, jakby w przeszłości dopiero pracowano nad ostatecznym wyglądem kompleksu. Najwyraźniej budynek stojący wcześniej na fundamentach kiedyś nazywał się “Obiekt Valhalla C” i był jakimś rodzajem naukowej stacji, o ile w ogóle został ukończony. Niestety zdawało się, że wiele połączeń z niższymi systemami zostało przerwanych, być może przez korozje i ruchy tektoniczne ostatnich stuleci.

Gdy inżynier przeszukiwał system, dwojąc się i trojąc, by za pomocą skomplikowanych protokołów uzupełnić poszarpane ciągi danych i wydobyć z nich potrzebne informacje, z otworu serwisowego nagle buchnęło okropnym smrodem. Podobny był do wcześniej wyczuwalnego, lecz tym razem zdawał się znacznie zwielokrotniony. Miernik skażenia zapipczał ostrzegawczo wskazując na znaczną ilość łatwopalnego metanu, pochodzącego najwyraźniej z procesów gnilnych ścieków. Było tam też trochę siarkowodoru, który wywołał nieprzyjemny odruch w układzie pokarmowym inżyniera. Po chwili jednak stężenia znowu spadły, najwyraźniej otwarte drzwi w tym miejscu zapewniały podstawową wentylację, której mogło jednak brakować głębiej w kompleksie. Na tym etapie udało mu się na szczęście dotrzeć do trybu kontrolnego windy, uruchomić ją i otworzyć w niej drzwi. Niestety, nie było jednak informacji na temat stanu samego jej szybu niżej w trzewiach ziemi.

Stanton starał się po pogrzebać w systemie głębiej w poszukiwaniu konkretnych informacji. Interesowały go w szczególności pytanie jakie po prostu cisnęły by się każdemu na usta. Walton chciał sprawdzić dokładny cel prowadzenia placówki. Jaki rodzaj badań tu wykonywano, nazwa "placówka badawcza" mówiła w sumie niewiele. Uznał, że nie pogardziłby również mapą kompleksu. Całą bądź fragmentaryczną nikt nie lubił chodzić po omacku. Z opowieści Szambelana można było wywnioskować istnienie systemu obronnego. Co prawda opowieść wydawała się wyssana z palca a nawet jeśli nie ów system nie powinien już funkcjonować. Lepiej było jednak poszukać o nim wzmianki. Głupio byłoby również nie poszukać czegokolwiek o celu swojej wizyty czyli jakiegoś rodzaju centralce oczyszczania ścieków. Gdy maszyna realizowała podane przez niego komendy i na dłużej się zawieszała realizując kody i programy... Stanton by nie tracić czasu przyblokował drzwi windy i starał się ja uruchomić. Tak by w otwartych drzwiach nie wsiadając obserwować jej pracę. Wolał być pewien jej stanu nim jej użyje osobiście.

Stanton Technologia d20(-10 bardzo trudny +1 za komputer)= 18 porażka


Niestety, w chaotycznych skrawkach danych nie udało się inżynierowi znaleźć prawie żadnych dodatkowych informacji. Mógł je jednak zgrać na swoją myślącą maszynę, by podjąć się w przyszłości mozolnego i długotrwałego procesu odzyskiwania i rekonstruowania fragmentów kodu. Mimo wszystko wydawało się jednak, że będą to tylko wskazówki. Wszak to, co z kompleksu zostało było jedynie podziemnym zapleczem technicznym, większość danych zapewne gromadzona i przetwarzana byłaby w naziemnym budynku, po którym obecnie nie było śladu. O ile w ogóle został ukończony. Rozpoczął proces kopiowania, testując jednocześnie komendy windy. Te zdawały się działać bez większych problemów. Winda powoli zjechała w czarną pustkę, a on przez otwarte drzwi do szybu obserwować mógł jej ruch, przynajmniej aż nie zniknęła w ciemności.

Wtedy nagle znowu zapipczał jego miernik skażenia. Śmierdzące powietrze znów wystrzeliło w górę z zejścia technicznego.

Stanton sprawność d20(+10 łatwy)= 11 sukces


Inżynierowi ledwo udało się powstrzymać powrót ostatniego mięsnego posiłku, zakręciło mu się w głowie. Kaszleć zaczął nawet służący, który stał na zewnątrz przed drzwiami. Na szczęście gaz znowu umknął bez szkody dla zdrowia. Tymczasem z szybu windy dało się słyszeć głośny zgrzyt, zaś podłączony nadal do systemu komputer inżyniera pokazał niezdefiniowany błąd. Winda najwyraźniej nie była w stanie dotrzeć na samo dno szybu, jednak - jak sprawdził - bez problemu mógł wezwać ją z powrotem, gdy powróciła pchała nad sobą sporą dozę śmierdzącego łatwopalnego powietrza, które znowu rozlało się po pomieszczeniu technicznym drażniąc nozdrza i żołądek. Mężczyzna wyszedł na chwilę na zewnątrz by uspokoić ów żołądek i oczyścić umysł. Pakował się na kacu więc uważnie zaczął przeglądać łazik w poszukiwaniu swojego skafandra. Żeby zejść na dół, będzie potrzebował ubrania ochronnego z niezależny systemem oddychania. Inaczej pewnie by się tam udusił patrząc na te wahania miernika. Tak miał tylko nadzieję że wskaźniki nie pokażą stężenie metanu grożącego wybuchem. Na wszelki wypadek jednak, po skopiowaniu danych odłożył cały zbędny mu sprzęt na łazik. Windę zamknął i zabezpieczył szyfrowanym hasłem. A co mu tam, nikt bez jego zgody nie skorzysta. Nie wiadomo czy Al-Malikowie potraktują go uczciwie. Chciał zabrać ze sobą trochę narzędzi i komputer, jeśli są radę go znieść na dół bez ryzyka upuszczenia czy upadku. Mógłby to wszystko znieść nawet na dwa kursy. W pierwszym zejściu z samymi narzędziami i w skafandrze rozezna się też w sytuacji na dole. Wiedział, że czeka go kawałek ciężkiej pracy. Był jednak do niej przyzwyczajony. Grzebanie w urządzeniach technologicznych stanowiło jego pasję rzemiosło i cel życia poniekąd. Ponadto przywołał do siebie obraz Jessiki z ich pierwszego spotkania i myśl o nienarodzonym dziecku. Miał po co i dla kogo to robić.

 
Icarius jest offline  
Stary 25-04-2016, 20:11   #15
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Aleksiej był zadowolony. Wyglądało na to, że udało mu się przekonać Avestian co do tego, że kupiec był niewinny wyszło mu łatwo – co w sumie było dziwne, zważywszy na to, jak fanatyczni zazwyczaj byli. Holly jednak postanowił się tym nie przejmować – liczyło się to, że sprawiedliwości stało się za dość a niewinny nie trafi do więzienia.

- Wyczuwam prawdę w twoich słowach, bracie Aleksieju. - rzekł w końcu Eurycjusz, rozkuwając bladego z przerażenia handlarza. - Choć boję się o twą duszę. Zbyt dużo groźnej wiedzy tkwi w tej głowie, a do tego budzić chcesz jeszcze dawno uśpione tajemnice tego martwego świata?

- Oj, nie martw się Bracie – odparł radośnie Aleksiej – My, kapłani z Zakonu Eskatonicznego wierzymy w to, że prawda nas wyzwala, a nie więzi. Było nie było ludzie w Republice mieli ciągle dostęp do technologii przez wiele stuleci i nic złego im się nie stało. Co prawda Republika upadła mimo to, ale... – rozejrzał się wokół siebie i ściszył głos – osobiście zawsze byłem zdania, iż stało się tak ze względu na politykę, a nie grzechy ludzi. Choć, oczywiście – kontynuował już normalnym tonem – fenomen Gasnących Słońc zdaje się potwierdzać doktrynę Ortodoksji.

Była to prawda, ale tylko po części. Aleksiej był bardzo zainteresowany nie tylko technologią ,ale także historią. Szczerze wierzył, że byłby szczęśliwszy w Republice niż w feudalnym świecie, którego Słońca gasły. Podejrzewał – ale lepiej nie było tego mówić głośno, zwłaszcza na planecie takiej jak Cadavus – że Słońca gasną ze względu na grzechy obecnych ludzi, a nie ich przodków.

- Będę oczywiście gotowy na rozmowę z Biskupem Semiramidiusem – odparł Holly.

- O Wszechstwórco! Już myślałem, że zaciągną mnie do tych swoich okropnych kazamatów i zakatują! Przyjacielu! Dziękuję!

- Oh, to naprawdę żaden problem – odparł Aleksiej życzliwie. Czuł się mile połechtany wyrazami wdzięczności kupca.

- Och, ale gdzie moje maniery! Jestem Cassak Nard, mam mały magazyn w Zewnętrznym Mieście, nic specjalnego, ale to ta trochę przyzwoitsza cześć, mógłbym ojca przenocować i... - spojrzał nieśmiało. - No, aż wstyd pytać, ale mam trochę żelastwa, które ostatnio nakupowałem, mógłby ojciec rzucić okiem? Może tam się jeszcze coś wartościowego wynajdzie?

- Hm... w zasadzie... – Aleksiej zastanowił się przez chwilę. Powinien udac się do Biskupa tak szybko, jak to tylko możliwe, ale nie sądził, by szef fanatyków mu się spodobał. Cassak z kolej był świeżo poznanym przyjacielem i oferował Aleksiejowi możliwość spojrzenia na cudeńka technologiczne, które tak kochał.

- Cóż, nie zaszkodzi rzucić okiem – odparł po chwili namysłu – Z chęcią skorzystam z Twojej oferty zatrzymania się u Ciebie jeśli Avestianie mi odmówią. Chciałbym jednak dotrzeć do Biskupa w miarę szybko, więc obawiam się, że w dniu dzisiejszym mogę Ci poświęcić najwyżej dwie, trzy godziny. Z radością jednak spojrzę na Twoje cudeńka technologiczne – stwierdził radośnie.
 
Kaworu jest offline  
Stary 25-04-2016, 23:32   #16
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Stanton
Ciężki skafander był naprawdę spory, na szczęście jednak przewożony był w częściach, które inżynierowi udało się wcześniej na styk upakować w bagażniku łazika. Przy zakładaniu musiał mu jednak pomagać czekający przed drzwiami służący, który początkowo wydawał się lekko onieśmielonym masywnym, grubo izolowanym ustrojstwem, które Johny polecił założyć na siebie i w którym prezentował się jak wielki metalowy golem z Drugiej Republiki. Te w kazaniach Wszechświatowego Kościoła często były symbolem technologicznego zła i bluźnierczego wypaczenia świętego wizerunku człowieka.

Masywny kombinezon ledwo zmieścił się technicznym zejściu. Był też ciężki. Przystosowany do prac w nieważkości, w warunkach normalnej grawitacji stanowił znaczne obciążenie dla mięśni i kośćca inżyniera. No ale nie na tyle, by jego plan miał okazać się niemożliwym. Co prawda zasapał się nie na żarty, ale przynajmniej nie musiał robić tego krztusząc się siarkowodorem przy zstępowaniu po drabinie. Hełm kombinezonu miał też mocne światło, które skutecznie rozświetlało najbliższe paręnaście metrów zejścia.

Najpierw minął otwartą pionową śluzę, która, gdyby była zamknięta, blokowałaby zejście w głąb ziemi. Przy niej widoczny był czytnik kart. Obecnie był wybebeszony, co wskazywało na to, że przynajmniej to jedno się jego poprzednikom udało zrobić skutecznie. Niżej widać było jakieś uszkodzone przewody elektryczne. Co jakiś czas tryskały z nich niewielkie iskry. Problem w tym, że w połączeniu z okresowymi wyziewami metanu powodowało to miniatury efekt miotacza płomieni w tym jednym miejscu. Cóż, byłby to problem, gdyby inżynier nie był w swoim ciężkim skafandrze. Tak bez problemu zignorować mógł zarówno krótkotrwałe buchnięcie ognia, jak i ewentualne iskry. Zakup skafandra, choć swego czasu nie był tani, okazał się dobrą inwestycją… Dobrze też, że za pierwszym razem zdecydował się nie brać komputera, bo ten w takim środowisku mógłby zostać uszkodzony, a nie miał jak schować go pod kombinezonem.
Wszystko szło dobrze, przynajmniej do momentu, w którym zejście stało się trochę bardziej ciasne. Od pewnej głębokości zaczęły nim iść masywne rury ciśnieniowe, co spowodowało, że kombinezon ledwo się przeciskał i w wielu miejscach trzeba było użyć do tego niemało siły.

Stanton sprawność d20= 8 porażka
-1 do wszystkich akcji fizycznych


Po paru takich zwężeniach inżynier był bliski zasłabnięcia. Nie dość, że trzymając się drabiny musiał wciąż dźwigać ciężar kombinezonu, to jeszcze coraz to zmuszony był użyć dodatkowej siły. Nie miał też specjalnie możliwości odpoczęcia poza kurczowym przywarciem do drabiny. Cóż, nie było tak źle, wszak zawsze mógł tam ugrzęznąć!

W końcu pokonał jednak i przewężenia i dzięki silnemu snopowi światła widział już nadchodzący koniec zejścia, wydawało się wychodzić na jakieś pomieszczenie, jego podłoga była zalana spienionymi ściekami Gdzieś tam daleko w rogu pomieszczenia dało się dostrzec czerwoną pulsującą łunę, być może od jakiegoś niemal wypalonego awaryjnego światła. Miernik skażenia pokazywał znaczne ilości metanu i siarkowodoru, na zewnątrz kombinezonu musiało nieludzko śmierdzieć. Na ścianach tunelu na tej wysokości dojrzał wyraźne osmolenia, najwyraźniej już przynajmniej raz powietrze zapaliło się tam w większej objętości.

Stanton percepcja d20= 7 porażka


Wydawało mu się, że pod grubą warstwą sadzy na ścianie kiedyś były jakieś czerwone symbole, być może i napisy, obecnie były jednak zatarte przez czas i wysoką temperaturę.

Inżynier wiedział, że nie odszyfruje tu niczego. Ruszył dalej rozglądając się za wszelakimi urządzeniami technicznymi. Przydatna byłaby nawet naścienna mapa techniczna tego miejsca. Zawieszana dość często by nie błądzić dla techników. Stanton zapamiętywał póki co nieskomplikowaną drogę jaką tu przyszedł. Chciał namierzyć źródło awarii i spróbować wykonać robotę po jaką tu przybył. Kusiło go by potem zjechać windą niżej i zobaczyć co krył kompleks. Choć nieukończony i niepełny wywoływał w nim poczucie euforii. Będzie pierwszym człowiekiem od setek lat który będzie badał jego tajemnice. Najpierw jednak obowiązki dopiero potem przyjemność

Za późno wyłapał cichutkie, rozbrzmiewające na granicy słyszalności ostrzeżenie wypowiadane syntetycznym głosem. Cóż, kombinezon, mimo że zbudowany był tak, by nie pozbawiać go zupełnie bodźców dźwiękowych, to jednak swoje wytłumiał, dodatkowo sam syntezator mówił wyjątkowo cicho, musiał przez te wszystkie lata ulec uszkodzeniu.
- Brak autoryzacji! Intruz! Wezwano służby porządkowe! - gdy wyłapał te słowa dochodzące gdzieś z pomieszczenia, do którego zmierzał, było już za późno.

Gdy tylko wyłonił się z otworu kończącego szyb serwisowy, rozległ się głośny świst, a wraz z nim całe otoczenie zniknęło w potężnym energetycznym błysku. Nie był pewien, czy powietrze wokół niego zapłonęło, czy to tylko jego mózg przeciążony nagłym bodźcem zalał jego pole widzenia choatyczną bielą i czerwienią.

Sprawność d20(+10 za ciężki kombinezon)= 8 sukces!


Poczuł tylko jak ogłuszony bezwładnie puszcza drabinę i wszystko otoczyła ciemność.

Gdy obudził się, jego głowa była pod wodą, przez wizjer widział spienione ścieki. Uniósł się, dostrzegając, że leży dokładnie pod otworem z którego schodził, na szczęście dało się tam spokojnie stanąć, nieczystości sięgały zaledwie do kolan. Spojrzał na zegar odmierzający pozostały mu tlen, według jego odczytów był nieprzytomny jedynie parę minut i miał pełno zapasu na dalszą eksplorację, najwyraźniej ciężki izolowany hełm musiał wytłumić większość działania impulsu ogłuszającego.

Rozejrzał się po swoim wyposażeniu. Wszystko wydawało się nadal działać, poza miernikiem skażenia, którego najwyraźniej uszkodziło potężne wyładowanie. Cóż, znowu wypadało się cieszyć, że nie zabrał jako pierwszego swojego komputera. Miernik być może dało się jeszcze naprawić, ale nie w tych warunkach. Nad głową obok szybu widział też przyklejony do sufitu niczym pająk generator pola, który to sprawił mu tę przykrą niespodziankę. Wydawał się teraz powolnie ładować, pasek postępu widoczny na jednym z boków ledwo osiągnął 10 procent. Powtarzający się cichy komunikat o wezwaniu służb wskazywał na to, że urządzenie miało jedynie unieszkodliwić intruzów do czasu aresztowania. Wątpliwym jednak było, by pozostał przy życiu ktokolwiek z ochrony, no chyba że roboty... Na szczęście tych póki co nie było widać.

Wyłonił się ze ścieków niczym kanalizacyjny mutant i rozejrzał. Zdawał się być w pewnego rodzaju rozdzielni. Wszędzie na ścianach widać było rury, przewody, wskaźniki ciśnienia, amperomierze i potężne zawory hydrauliczne. Pomiędzy nimi znajdowało sporo nieszczelności, z których tryskały czysta woda, ścieki w różnych stanach skupienia i filtracji, oraz para wodna. Chyba bez większych problemów mógł zamknąć zawory tutaj, by płyny nie lały się więcej na podłogę, nie wiadomo jednak było jakie konsekwencje to będzie miało dla obecnych użytkowników szlacheckich łazienek sto metrów nad nim.

Na ścianie dojrzał też techniczną mapę. Wydawało się, że z tego pomieszczenia odchodziły następne 4 korytarze, niektóre wydawały się częściowo zasypane, inne były zalane znacznie wyżej niż pomieszczenie, w którym stał teraz. Były tam też strzałki wskazujące w różnych kierunkach opisane jako reaktor, generator pola, studnia, oczyszczalnia.

Gdzieś na górze dało się słyszeć przytłumione, ledwo słyszalne już na dole echo.
- Paaniee? Wszyyystko w porządkuuuuu?

***

Aleksiej
Tymczasem, wiele tysięcy kilometrów dalej, w bogatym Wewnętrznym Mieście Teb eskatoński mnich decydował o swoich najbliższych posunięciach.

Pora wydawała się jeszcze wczesna, choć na tej szerokości geograficznej Cadavusa ciężko było mieć pewność, słońce większość dnia było blade, a zachmurzenie znaczne. Miał więc trochę czasu, by wesprzeć nowo poznanego sprzymierzeńca w jego codziennej pracy.

Szybko opuścili ociekającą luksusem dzielnicę. Wybrali do tego jedną z wielu strzeżonych furt prowadzących przez potężne, bogato zdobione wrota miasta. Dwóch Rycerzy Modliszki, elitarnej gwardii Decadosów, ukłoniło się Aleksiejowi z szacunkiem. Cóż, niewielu mieszkańców Znanych Światów kojarzyło w ogóle czym są Eskatonicy i czym różnią się od innych, znacznie częściej spotykanych sekt Kościoła. Widząc kapłańskie szaty i symbol Wrót pewnie po prostu wzięli go za Ortodoksa.

Miasto Zewnętrze wyglądało marnie.

Ludzie byli szarzy i nijacy, włóczyli się między improwizowanymi domami niczym żywe skorupy. Miejscami jedynie widać było jakieś poruszenie, zbierały się grupki, ładowano wozy, tu i ówdzie zaprzęgano nieliczne wychudzone pociągowe zwierzęta. Poza tym choroba i bieda wydawały się wszechobecne, pod prawie każdą ścianą siedział ktoś stary, zabiedzony albo kaszlący. Niektórzy nawet się już nie ruszali. Tu i ówdzie widać było też podejrzane grupy rosłych osiłków o brzydkich spojrzeniach.

- Skończyła się Pora Sztormów, ludzie wyruszają na pustkowia szukać zarobku! Powiadają, że daleko w Południowych Górach obserwowano wyrzuty dymu! Może wybuchy wulkanów przez ostanie miesiące coś odkryły! Dla mnie to dobrze, może ktoś kupi jakieś części, by naprawić łazik i tam pojechać! - wytłumaczył jego przewodnik.

Paru zbirów, których minęli spojrzało na nich z zainteresowaniem, jednak Cassak machnął im uspokajająco ręką. Znając realia Znanych Światów to pewnie handlarz płacił im niemało za święty spokój i "ochronę". Gdzieś tam w oddali, w głębi okrytych półmrokiem alejek rozbrzmiały jakieś krzyki, dało się słyszeć szczęk metalu i coś, co mogło być wystrzałem. Handlarz przyspieszył kroku, zmieniając trasę.
- Porachunki... Wielu chce teraz uciec z miasta nie spłacając zaciągniętych w porze Sztormów Długów...

W końcu dotarli do wąskiego dwupiętrowego baraku, mieściły się w nim zaledwie dwa pomieszczenia. Sam budynek był trochę koślawy i przyklejony był plecami do wysokiego muru, za którym chyba działała jakaś miejsca maszyneria. Słychać było ssanie pomp. Na dole widać było bardzo ciasny warsztat pełen porozrzucanych części, z góry dochodziły głosy kobiety i chłopca.
- Mantius, kochanie! Ja już nie mam siły! Zginiesz jak będziesz tam chodził!
- Ale mamo! Potrzebujemy tych pieniędzy, to dobra praca, ja... o tata!

Zbiegł na dół, rzucając się w ramiona Cassacka, był rudy, co zupełnie nie pasowało do czarnej czupryny handlarza. Zdawało się, że dzieciak z całej tej radości dopiero po chwili zauważył, że osoba przyprowadzona przez jego ojca jest kapłanem. Zamarł rozglądając się z przerażeniem po porozstawianych wszędzie sprzętach.
- Spokojnie! - uniósł ręce w uspokajającym geście handlarz. - To nie Avestianin! On jest z jakiejś innej... ech... Wybaczcie ojcze, nie wyznaje się w tych waszych zakonach! Uratował mnie! To dobry człowiek! Mario, choć, przywitaj się, mamy jeszcze jakieś zapasy?
Jego żona wyglądała na chorą, była bardzo wychudzona, blada, jej włosy wydawały się dziwnie wypłowiałe, miejscami na jej głowie widać było łyse miejsca. Kiedyś zapewne była piękną kobietą. Zakaszlała, przytakując, że pewnie coś się znajdzie.

Gdzieś w oddali ciemnych chaotycznych alejek znowu rozbrzmiały krzyki i jakiś łomot.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 03-05-2016 o 01:49.
Tadeus jest offline  
Stary 29-04-2016, 18:44   #17
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Pierwszym punktem na jego liście było zajęcie się urządzeniem ogłuszającym. Przyjrzał mu się uważnie i stwierdził, że da radę w nim pogrzebać. Sięgnie i spróbuje je zdezaktywować. Gdyby to mu się udało pozbyłby się i zagrożenia i wszedł w posiadanie cennego urządzenia. Po oględzinach stwierdził, że urządzenie nie wygląda jak część konstrukcji budynku. Było raczej przykręcone do sufitu i tam podłączone do idącego w murze kabla z zasilaniem. Wygladło jak jakieś zabezpieczenie uniwersalne produkowane seryjnie, choć Stanton jeszcze takiego nie widział. Trochę jak płaska walizka z czterema odnóżami. Możliwe że miała jakieś zabezpieczenie przed grzebaniem w nim przez potencjalnych włamywaczy. Prawdopodobnie została tam zainstalowane w zamierzeniach tylko na jakiś okres do skończenia budowy i odpalenia pełnego zakresu ochrony. Jakoś musi też rozpoznawać kto jest powołany, a kto nie. Nigdzie nie widział kable więc najprostsze rozwiązanie z jego przecięciem i odcięciem zasilania odpadało.

Wtedy usłyszał gdzieś na górze przytłumione, ledwo słyszalne już na dole echo.
- Paaniee? Wszyyystko w porządkuuuuu?

Stanton w odpowiedzi na wołanie służącego uderzył kilka razy kluczem o drabinę. Rytmiczne i melodyjne tak by wiedział, iż uderzenia nie są przypadkowe. Przy odrobinie szczęścia chłop domyśli się że są celowe. Hałas tym wywołany niósł się echem po korytarzach. Przez moment nie słychać było żadnej reakcji, jednak w końcu rozległo się:
-Paaaanieee! Słyszę coś! Czy to ty?! Wszystko w porz… o Wszechstwórco!
Dało się słyszeć, że słowa służącego przerwane zostały kaszlem i czymś, co było chyba wymiotami. Najwyraźniej znowu mocno buchnęło smrodem.
-Będę się za ciebie modlił, panie! - rzucił jeszcze, choć było to już ledwo słyszalne, więc pewnie pospiesznie oddalał się od źródła smrodu.
Zabrał się za pracę przy urządzeniu ogłuszającym. Kiedyś tu wróci i wolałby znów nie zarobić strzału. Zasadniczo gdyby nie skafander utopiłby się pewnie nieprzytomny w ściekach. Rękami wyciągniętymi nad głowę akurat sięgał do obudowy urządzenia. Na szczęście wziął ze sobą swoją torbę narzędziową, śrubokręt dał mu jeszcze trochę zasięgu i poszło dość szybko. Odkręcił obudowę spoglądając na skomplikowane podzespoły urządzenia. Większość ścieżek wydawała się skorodowana, tu i ówdzie zalegały ogromne skupiska sczerniałego już bardzo starego kurzu, najwyraźniej musiał przez lata dostawać się do środka przez wentylacyjne mikroszczeliny.

Stanton technologia d20(+1 narzędzia)= 19 porażka


Niestety, albo i stety, inżynierowi chyba udało się skutecznie zniszczyć urządzenie. Rzuciło iskrami, od żaru poczerniało kilka mikroczipów na płycie głównej i… Wyłączył się ekran ze stanem ładowania. Cóż, urządzenie nie było wyłączone tylko zepsute, ale najważniejsze, że nie stanowiło już zagrożenia. Niestety nie dało się go już też sprzedać.

Stanton westchnął głośno gdy urządzenie szlak trafił w deszczu iskier. Cóż i tak musiał coś z nim zrobić jednak perspektywa technologicznego łupu byłaby miła. Zabrakło mu jednak trochę szczęścia. Postanowił spróbować dostać się do pomieszczenia z oczyszczalnią. W tym celu obwiązał się jednym z elektrycznych kabli prowadzących do amperomierza, który zauważył wcześniej. Przyrząd pokazywał zerową wartość, co inżynier dodatkowo sprawdził swoim prostym miernikiem. Gniazdo kabla było podrdzewiałe, więc bez problemu dało się go wyrwać. Miał nadzieję dzięki niemu móc odnaleźć drogę powrotną. Skafander dawał mocne światło więc i pod wodą coś tam widzieć powinien. Ruszył przed siebie szczelnie zamykając torbę z narzędziami, która na szczęście była wodoodporna. A przynajmniej do czasu, aż jej coś pod tą wodą nie poharata.

Posuwał się strasznie mozolnie. Wcześniej zmęczył się już nie na żarty, potem dostał impulsem w łeb, co było dodatkowym stresem dla organizmu, a teraz jeszcze poza ciężarem masywnego kombinezonu musiał pchać przed sobą ciężar wody. Zaczął sapać aż hełm parował mu od środka. Była to iście koszmarna wyprawa, gdzieś w mroku, nieczystościach i wśród niebezpiecznych wyziewów, sto metrów pod powierzchnią gruntu. Wypadało mieć tylko nadzieję, że służący będzie się modlił o niego skutecznie.

Parł jednak do przodu jak podmorski gigant, na skraju wytrzymałości swojego ciała. Musiał się skoncentrować i pokonać słabości, wszak ciągle miał przed oczami swój cel. Starał się rozświetlać szperaczem ciemną, spienioną breję jednak niełatwo było coś tam dostrzec. W końcu prawie wpadł na wielki kolisty zawór, który w większości znajdował się pod wodą, był okropnie skorodowany i zaklejony nieczystościami. Koło niego był jakiś napis. “Zawór awaryjny - odwadnianie poziomu”. Nogą odsunął na bok nieczystości zalegające na podłodze i faktycznie, widać tam było spore, zamknięte obecnie kratki. Dla próby sprawdził, czy nie uda się poluzować zaworu, uderzając w niego tu i tam kluczem. Szło bardzo ciężko.

Stanton sprawność (-3 kombinezon -1 zmęczenie)= 3 sukces


Ale się udało! Z upiornym zgrzytem otworzyły się kratki w podłodze pomieszczenia i całe te hektolitry ścieków zaczęły bardzo powoli w nich znikać, obniżając swój ogólny poziom. Wyglądało jednak na to, że z czasem trzeba będzie je znowu przeczyścić nogą, bo już teraz częściowo się zapychały od “większych części” niesionych w ścieku.

Teraz, gdy całego obszaru nie oblewała prawie nieprzeźroczysta breja mógł lepiej się mu przyjrzeć. Przy okazji zabrakło mu kabla, ale teraz nie było to chyba już istotne. W rogu, za ogromną ilością zaklejonych brudem poprzewracanych beczek był chyba właz do drugiej sekcji. Był uchylony. Za nim słychać było nierównomierną cmokającą pracę przemysłowych pomp.

I wtedy koło niego przepłynęło coś bardzo dziwnego. Omal nie podskoczył. Wyglądało to jak spora, około czterdziesto-centymetrowa ślepa jaszczurka. Miała długie pazury, blade ciało i okryte bielmem, słabo wykształcone oczy. Do tego była cała napęczniała od gazów gnilnych. Na szczęście ta była martwa i to jedynie prąd zasysanej wody wprawiał ją w ruch. *

Stanton miał szczęście i potrafił to docenić Wspomagał nogą spływ ścieķów gdy była taka potrzeba. Pozbycie się takich ilości zanieczyszczeń dawało coraz większe szanse na stabilizację zapachu na górze. Widok jaszczurki trochę go zaniepokoił kilka takich mogło być bardzo niebezpiecznych. Chciał wykonać robotę jak najlepiej i dostać się na umówione spotkanie. Uważał że jest też szansa na umowę z Al-Malikami. Jeśli ogarnie im ten bajzel mógłby to serwisować. Zawsze jakaś summa kredytów by spadała do miesiąc. A pracy tu sądząc po tym co widział nie zabraknie jeszcze długo. Niekoniecznie dla specjalisty, wiele prac mógł wykonać mniej wykwalifikowany personel jego firmy. Spojrzał czy na beczkach są jakieś napisy a nawet lekko przetarł na nich szlam. Następnie Inżynier odsunął beczki i ruszył do pomieszczenia które odsłoniło się niedawno jego oczom. Pompy sugerowała oczyszczalnie.

Niektóre z beczek zdawały się skorodowane na tyle, że ich zawartość dawno już wypłynęła, dwie były chyba jednak nadal pełne, po odgarnięciu brudu znalazł na nich tabliczki z długą listą związków chemicznych i… chyba gatunków flory, bądź fauny, opisanych na przykład jako Valtinelea Vulgaris Rex Szczep BN7. Wyglądało to na biochemię, a z tej inżynier niestety był zupełną nogą. Teraz, gdy poziom ścieków zaczął opadać, zobaczył ogromną ilość obklejonych syfem, zalegających wszędzie kawałków różnego sprzętu i pojemników. Trzeba było mieć pewnie całe dni by to wszystko przejrzeć, choć była spora szansa, że w takich warunkach i przez tyle lat nic wartościowego już tam nie było.

Przeszedł do następnego pomieszczenia z wysiłkiem odgarniając beczki. Wydawało się naprawdę spore i wysokie, snop światła ginął gdzieś dalej w mroku, te ściany, do których jednak światło dotarło wydawały się miejscami popękane, gdzieniegdzie widać było nawet naturalną skałę i glebę prześwitującą przez szerokie szczeliny. Być może wywołały to jakieś ruchy tektoniczne, w najgorszym przypadku cała budowla bądź teren pod nią mogły okazać się niestabilne, co mogło być zagrożeniem dla pałacu Lady Tianary. Nie dało się tego jednak sprawdzić bez rozległych i długotrwałych pomiarów.

Snop światła wyłonił z mroku następne kształty. Spore jednostki pompująco-filtrujące, każda z nich miała mniej więcej 4 na 4 metry, pod kratowaną, zalaną mniej więcej do poziomu ud, podłogą widać było rury przechodzące pod całym pomieszczeniem i skupiające się w grupach właśnie pod tymi pompami. Niektóre pompy nadal działały, choć sądząc po dźwięku, niezbyt regularnie. Inne milczały i czasem spod nich widać było unoszące się ku powierzchni ścieków bąble. W końcu doliczył się dwunastu takich urządzeń i przy okazji znalazł chyba też pomieszczenie kontrole. Problem w tym, że było jakieś 4 metry nad nim, a wąskie metalowe schody które kiedyś do niego prowadziły leżały w wielu skorodowanych kawałkach w ściekach na podłodze.

Na tym etapie był już naprawdę zmęczony. Wysiłek za wysiłkiem w ciasnym, ciężkim i krępującym ruchy kombinezonie, w mroku i syfie, skutecznie odbierały siły fizyczne i psychiczne. Wszystko go już bolało.

Stanton postanowił rozejrzeć się za inną drogą na gore do rozdzielni. Nie widział możliwości wspinania sie tam. Był na to zbyt zmęczony. Ani niezbyt doświadczony. Chciał rozejrzeć się za innym wejściem. Prócz tego chciał dokonać przeglądy pomp. Było ich 12 w tym część nie działała prawidłowo. Nawet jeśli nie uda sie naprawić wszystkich. Może uda sie choć część.
 
Icarius jest offline  
Stary 01-05-2016, 15:50   #18
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Aleksiej spoglądał ze smutkiem na wszystkich biedaków i żebraków żyjących w Zewnętrznym Mieście. Gdyby tylko mógł, wspomógłby ich wszystkich, ale nie miał pieniędzy, które mógłby im ofiarować. Zresztą, bezdomność i bezrobocie to ważne problemy których nie można zlikwidować jednorazową dotacją – wymagałoby to wiele pracy i wiedzy z zakresu nauk społecznych której Aleksiej nie posiadał. Nie mógł dla tych ludzi niczego zrobić.

Z ciężkim westchnieniem ruszył naprzód, nie oglądając się za siebie.

Holly pozwolił, by jego nowy przyjaciel zaczął mówić o wybuchach wulkanów i innych rzeczach, które niespecjalnie interesowały Aleksieja. Kiwał głową, mruczał „hm” i uśmiechał się do kupca.

Widok żony kupca zaniepokoił Aleksieja jeszcze bardziej niż zrobili to żebracy w mieście. Była widocznie chora. Aleksiej znał się trochę na medycynie, ale nie miał teurgii leczącej choroby – w tym specjalizowali się Amalteanie. Potrafił dzięki swej wierze naprawić zranienia, ale coś poważniejszego było po za jego możliwościami.

- Witam. Nazywam się Aleksiej Holly, jestem Eskatonikiem – przywitał się ciepło.

Wydawało się, że serdeczne powitanie i naturalna otwartość kapłana trochę zdziwiły nadal lekko zaskoczoną spotkaniem rodzinę. Choć też i trochę ich uspokoiły. Faktycznie wyglądało na to, że nie mieli do czynienia z żadnym ze srogich sług Kościoła, który mógłby przybyć tam, by szukać wśród nich grzechu.
-Eska...co? - rzucił chłopak, a matka od razu skarciła go za zbytnią śmiałość. Położyła mu wymownie dłoń na ramieniu i odsunęła za matczyną spódnicę. Wyszło trochę śmiesznie, bo dzieciak już wcale taki mały nie był. Szarpnął się i fuknął wyraźnie obrażony takim traktowaniem.
- Ojcze Aleksieju, cieszymy się, że ojciec zaszczycił nas swoją obecnością, jestem Maria, a to Mantius.
Chłopak pokłonił się, nadal lekko naburmuszony. Gdzieś na zewnątrz znowu rozbrzmiała jakaś awantura, kobieta wzdrygnęła się mimowolnie.
-Że też nic z tym nie robią… - rzuciła bezradnie, spoglądając z troską na swojego syna, jakby bała się, że i on kiedyś stanie się ofiarą ulic.
-Żoono! - rzucił przesadnym humorystycznie rubasznym tonem handlarz, by trochę rozładować atmosferę - Nie czas na troski! Świętego męża mamy pod dachem! Naszykuj no tego tam, co tam robiłaś, to zapiekane takie dobre z tym zielonym - wykazał się wielką wiedzą kulinarną. - A my tu z wielebnym do interesów przejdziemy!

Cassack raz po raz pokazywał Aleksiejowi różne mocno zużyte bądź uszkodzone części, przy większości trzeba było mieć naprawdę sporo wiedzy i wyobraźni, by pojąć od czego te elementy pierwotnie służyły.

Aleksiej Technologia d20= 3 sukces!

Tak minęło im koło pół godziny, ale wyniki były całkiem zadowalające. Większość towarów niestety okazała się prawie bezwartościowymi śmieciami, wypadało mieć tylko nadzieję, że handlarz zbyt dużo na nie nie wydał. Ale była tam skrzynia biegów do jakiegoś pojazdu gąsienicowego i coś co chyba było nadal sprawnym statywem do karabinu, wraz z kołem do taśmy amunicyjnej. Wydawał się, że zwierciadło do ladaru było jak do tej pory jednak największym znaleziskiem. Wypadało mieć tylko nadzieję, że znajdzie chętnego kupca, który zechce godziwie zapłacić.

W końcu zaproszono też księdza do stołu. Posiłek wciśnięty w małą miseczkę wyglądał marnie, a i tak miska kapłana była najbardziej wypełniona ze wszystkich. Duchownego trochę zdziwił brak modlitwy przed posiłkiem, ale różne były co do tego zwyczaje. Widać było, że posiłek specjalnie mocno spieczono, by nie czuć było słabej jakości składników. Ni to zapiekanka, ni to papka, chyba z jakichś solonych porostów. Handlarz uśmiechnął się i pokiwał z uznaniem jakby to była najlepsza potrawa na świecie. W końcu odezwała się też i sama Maria. Im dłużej kapłan był u nich w domu, tym bardziej zdawała się nim zainteresowana i otwarta.
- Ojcze, mówiliście o waszym zakonie? Eskatonicy, tak? - wykazała się dobrą pamięcią. - W naszym Kościele się o was nie naucza. Czy pochodzicie z bardzo dalekich stron? Dlaczego nam się o was nie mówi? Czy od teraz będzie tu więcej Eskatoników?

Aleksiej medycyna d20(+4 łatwy)= 19 porażka


Teraz kapłan mógł się kobiecie lepiej przyjrzeć, lecz niestety nie był w stanie postawić pewnej diagnozy, co do jej przypadłości. Być może było to jakieś ogólne zatrucie organizmu. Wypadało mieć tylko nadzieję, że nie od jedzenia, które teraz jedli. *

- Cóż, mój zakon zajmuje się wiedzą w jej różnych odmianach. Można powiedzieć, że jesteśmy naukowcami w habitach. Ja sam specjalizuję się w technologii i medycynie, choć oczywiście przyjechałem na Cadavusa w celach przeprowadzania także badań historycznych - ah te fascynujące miejsca antyczne na Waszej planecie! Nie jesteśmy najpopularniejszym ani największym zakonem Kościoła, ale mam swoje miejsce w hierarchi. Przy okazji, bardzo dziękuję za posiłek - dodał z uśmiechem.

Wszyscy zdawali się przez chwilę rozmyślać nad słowami gościa.
-Z tą technologią, to raczej nie znajdziecie przyjaciół wśród Avestian, ojcze - rzucił handlarz, przegryzając z chrupnięciem skorupkę strawy. - Ja wiem, że wy pewnikiem wierzycie, że biskup jako święty mąż was nie skrzywdzi, ale ja bym nie był taki pewny, różne rzeczy się opowiada… Gdybyście przynajmniej jakiegoś patrona mieli wśród możnych, a tak… Wiecie - nachylił się. - Ludzie bez przyjaciół, którzy głoszą zbyt śmiałe tezy, czasem tu znikają... Nawet jak wam się nic nie przytrafi to mogą was w łańcuchy zakuć i w kazamatach trzymać, aż nie wyzioniecie ducha. Bollson, co to ostatnio dostał fuchę tam u nich przy murze, mówił, że czasem da słyszeć się jęki trzymanych w piwnicach nieszczęśników.
Wydawało się, że poważna opowieść bardzo zainteresowała Mantiusa, który od razu ożywił się i uważnie nasłuchiwał, najwyraźniej rodzice rzadko otwarcie mówili o tak mrocznych rzeczach.
-Ojcze, mówicie, że interesują was stare tajemnicze miejsca? - zagaiła trochę nieśmiało Maria, jakby nadal zastanawiała się, czy to dobry pomysł. - Widzicie, w Mieście Zewnętrznym, tam gdzie teraz stoi cysterna, wiele lat temu, gdy byłam jeszcze dzieckiem było takie zejście… Baliśmy się tam schodzić, wydawało się, że była to jakaś zasypana bardzo stara budowla, lecz ci, którzy schodzili mówili o dziwnych malunkach na ścianach i głosach dochodzących z mgły. - machnęła ręką. - Może to tylko bajki małych dzieci były…
- Mario, nawet jeśli nie, to teraz koło cystern bazę wypadową mają ludzie Goddelsa. To bandziory najgorszego sortu, poza tym od tamtych czasów już parę razy pobudowano tam domy, zburzono i pobudowano na nowo,…
- Nie jestem aż taka star..!
- Oczywiście, że nie, kochanie! - uniósł od razu w obronnym geście dłonie handlarz. - Tak tylko mówię, nie warto marnować czasu!

Wtedy przy drzwiach rozbrzmiał głośny łomot. Cassack zdziwiony wyjrzał przez okno. Na dole słychać było jakieś gardłowe, męskie głosy.
-Cassack, otwieraj ty żałosna świnio!
Handlarz wyraźnie zbladł. Najwyraźniej dzisiaj miał pechowy dzień.
- To nic takiego! - uspokoił ich, choć widać było, że sam zdecydowanie nie jest spokojny. - To chyba pomyłka, pójdę to wytłumaczyć, zostańcie tutaj, wy też ojcze.

Słychać było jak otwiera drzwi, a potem od razu bolesny jęk handlarza.
-Część handlarzyno! - rozległo się chamskim, agresywnym głosem. Głośny brzdęk sugerował, że ktoś zrzucił albo rozbił jakieś zgromadzone na dole towary kupca.
-Nie szczaj pod siebie! I nie udawaj, że bolało! Ja dzisiaj nie po ciebie! Twój gówniarz nie przyszedł do roboty! To straty! Co tu masz? Hę? Same śmieci! Musisz mi to jakoś wynagrodzić ty gnido! Gdzie masz kasę?
Znowu brzdęk. Dzieciak, trzymany przez matkę zrobił się czerwony ze złości, chciał wyrwać się i pobiec pomóc ojcowi, ta ledwo go powstrzymywała.
-Masz tam kogoś na górze, co? Może z twoją żonką porozmawiam, wytłumaczę jak smarka wychować? A może jeszcze czegoś ją nauczę, co?! - zarechotał i zawtórowały mu jeszcze dwa podobnie wredne głosy.

Aleksiej, mówiąc w myślach modlitwę, zszedł na dół do kupca. Nie był wojownikiem i bał się bardzo, ale jakże to tak nie pomóc osobie w potrzebie?

- Proszę, bracia, przestańcie! Czyż nie wierzycie we Wszechstwórcę? - spytał, mając nadzieję, że obecność osoby religijnej ostudzi ich zapał.

Aleksiej przekonywanie d20(+6 łatwe, blisko Avestian)= 14 porażka

Wydawało się, że widok duchownego szczerze zaskoczył trzech osiłków, choć nie wyglądało na to, by miał zmusić ich do zupełnego porzucenia nikczemnych planów. Może tembr głosu duchownego nie był zbyt władczy albo spojrzenie nie wyszło zbyt srogie. Cóż, Wszechświatowy Kościół miał wielki wpływ na duszę wiernych, ale mimo wszystko nawet napady na księży nie były aż takie rzadkie.
-Te, spójrzcie, ksiądz! - rzucił niezwykle spostrzegawczo najmniejszy z nich. - Ale patrzajta na jego szaty, on taki jakiś jakby inny! Może od tej szalonej kapłanki, co biedaków po kątach leczy?
- No… - rzucił przywódca bandytów, wysoki brodacz o łysym, poznaczonym bliznami skalpie. - Ojciec zejdzie z drogi, bo jeszcze przypadkiem się coś ojczulkowi stanie. My tu nie w kwestiach wiary, ale interesa naszego bronić. Jak godziwie zarobimy to i na tacę się coś rzuci!
Puścił trzymanego za fraki Cassacka. Handlarz wydawał się mieć złamany nos, próbował powstrzymać upływ krwi dociskając dłoń do twarzy.
- Proszę, zostawcie nas w spokoju! Dam wam, co chcecie! - zapewnił świszczącym, błagalnym tonem. - Mam tu coś wartościowego, zaraz wam przyniosę!
- Oby! Twój smark jest dobry, Cassack, jeden z najlepszych wspinaczy jakich ma Goddels. Po tym jak dwóch innych połamało nogi bardzo mu się przyda!
- Tu, macie, macie, to dużo warte, zobaczcie. - wcisnął im w ręce zidentyfikowane przez kapłana podajnik do karabinu i przekładnię do łazika i zaczął wyczerpująco o nich odpowiadać chwaląc dobry stan i przydatne funkcje, wydawało się, że szło mu to naprawdę dobrze.

Cassack przekonywanie d20(-2 trudny)= 14 porażka


-Co ty mi tu z takim gównem! - osiłek wybił bezceremonialnie oferowane części z jego rąk i znowu złapał za fraki, groźnie potrząsając. Pozostała dwójka zbirów stanęła grzecznie lecz stanowczo na drodze kapłana, by przypadkiem nie chciał interweniować i nie musieli go przy tym uszkodzić.

Kapłan zauważył, że handlarz w desperacki sposób spogląda ku najcenniejszemu, co posiadał, przyniesionemu właśnie z Miasta Wewnętrznego zwierciadłu do ladaru.
 
Kaworu jest offline  
Stary 03-05-2016, 15:16   #19
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu i jego otoczeniu. Nie wydawało się, by istniała alternatywna droga do pokoju kontrolnego, choć mógł ją sobie zbudować. Miał kable, beczki, pełno porozbijanych pojemników i innych ledwo rozpoznawalnych już z funkcji, zalepionych ściekami przedmiotów, w tym dawnych części schodów. Oczywiście, zawsze istniała szansa, że to wszystko pod nim runie, szczególnie, że kombinezon lekki nie był. W ostateczności mógł liczyć na to, że znajdzie drabinę albo coś podobnego w innych częściach kompleksu, bądź na szybko zorganizuje jakiś system bezpiecznego transportu dużych przedmiotów z powierzchni do tego miejsca, ale ciężko było ocenić, na ile to wypali, a miał już coraz mniej czasu na dotarcie do stolicy. Musiał podjąć decyzję, jak to ugryźć.

Inspekcja bloków filtracyjno-pompujących pokazała, że nie miały niestety paneli, które pozwoliłyby na ręczne nimi sterowanie, to było raczej scentralizowane w pokoju na górze. Oczywiście, był technikiem, mógłby odkręcić tu i ówdzie osłony, i w tych czterometrowych blokach szukać uszkodzeń kawałek po kawałku przeprowadzając ręcznie diagnozę i naprawę. Wydawało się, że jak na jeden pałac, wszystkie bloki zapewniałyby znaczną, niepotrzebną zupełnie nadfiltrację, być może starczyłoby naprawić więc tylko niektóre z nich.

Po analizie sytuacji wziął się za budowę podestu z beczek i innych rzeczy. Powrót na powierzchnię trwałby za długo, a tu wystarczyło wybudować konstrukcję na mniej więcej trzy, trzy i pół metra. Starał się wybudować ją tak, by jak najmniej musiał się podciągać. Znał swoje możliwości fizyczne i bardziej wierzył, że kreatywnym myśleniem i od strony technicznej poradzi sobie z problemem lepiej, niż gdy miałby się niczym komandos podciągać w ciężkim skafandrze kosmicznym. Nie, nie, jego prowizorka ma być na tyle rozsądna by dało się tam wejść względnie bez problemu.

Dobre pół godziny zajęło mu zebranie wszystkich potrzebnych przedmiotów i zmontowanie z tego egzotycznie wyglądającej, pościąganej kablami konstrukcji. Co prawda nie obce mu były prawidła inżynierii i wiedział jak zaprojektować to, czy tamto, by wytrzymało duże obciążenia, ale w tej sytuacji ciężko było coś przewidzieć, było to zbiorowisko najdziwniejszych, losowych części, w wielu przypadkach uszkodzonych, bądź skorodowanych przez lata moczenia się w ściekach, tu trzeba było wróża, a nie technika. No, ale zrobił to najlepiej, jak mógł. Wypadało mieć tylko nadzieję i odwagę. Zaczął wdrapywać się na górę.

d100= 1-15 upadek i kontuzja 16-25 upadek 26-100 sukces (+13 do rzutu za Technologię Stantona)
d100= 1 (+13=14 upadek i kontuzja).


Nagle wszystko runęło z ogromnym hukiem. Stanton zobaczył tylko jak świat wywija orła, próbował się kurczowo czegoś utrzymać, bądź przygotować do lądowania, jednak kombinezon był zbyt ciężki, utrudniał gwałtowne ruchy. Runął z łomotem na dół, następując krzywo na jakiś złom z rozwalonej konstrukcji i od razu się przewracając. Poczuł jak ląduje na nim ciężko jakaś beczka i skrzynki. Aż wybiły powietrze z jego płuc.

Gdy przeszedł szok i zaskoczenie mógł zbadać wymiar szkód. Na szczęście kombinezon był chyba nieuszkodzony, bolały go żebra, ale nie było to nic poważnego, najgorsze, że czuł promieniujący ból dochodzący z kostki. Jakoś zrzucił z siebie złom i niezgrabnie dźwignął się na nogi, jednak stopa wyraźnie bolała, gdy ją obciążał.

(-2 do testów ruchowych związanych z nogami)


Stanton zagryzł zęby i mimo bólu w nodze zaczął wszystko ustawiać jeszcze raz. Całe życie ciężko pracował, więc był przyzwyczajony do trudów. Powtarzał sobie dla kogo to robi, musi dotrzeć na spotkanie i żadna bariera go nie zatrzyma. Zwłaszcza jakieś pierdolone cztery metry. Wziął poprawkę na wcześniejsze błędy i rozpoczął ustawianie od nowa. Musi zrobić wrażenie na Al-Malikach. Inaczej na księżyc będzie szedł piechotą.

Za drugim razem musiało się udać. Inżynier wyciągnął wnioski z porażki, zrezygnował z części, która poprzednio zawiodła, wybrał trochę inną kompozycję warstw konstrukcji, a do tego zabezpieczył wszystko tak, by w razie czego łatwiej mu było zeskoczyć, nie robiąc sobie dodatkowej krzywdy i…

d100= 1-15 upadek i kontuzja 16-25 upadek 26-100 sukces (+14 do rzutu za Technologię Stantona i wyciągnięte wnioski)
d100=38 sukces


Tym razem się udało! Wdrapał się na górę bez żadnego problemu, konstrukcja utrzymała ciężar jego i jego ciężkiego kombinezonu jedynie lekko trzeszcząc. Znalazł się w niewielkim pomieszczeniu kontrolnym, którego okna wychodziły na pomieszczenie filtrów poniżej. Poza zestawem ręcznych zaworów był tam też panele komputerowe. Niestety, zdecydowana większość nich zdawała się już nie działać, jedynie jeden ekran dawał bardzo słaby, wyraźnie migoczący obraz. Ale to mogło inżynierowi starczyć. Zobaczył, co może z niego wyciągnąć.

Stanton technologia d20(+1 narzędzia)= 17 porażka


Zajęło mu to zdecydowanie dłużej, niż by chciał, wydawało mu się, że jego stopa puchnie, ból utrudniał mu koncentrację. Do tego system raz po raz restartował się napotykając jakieś błędy w komendach. Większość wpisywanych poleceń w ogóle nie była rozpoznawana, a te które były, dawały często niespodziewane rezultaty. Zapewne znaczna część ścieżek na matrycach komputerowych została z czasem wypaczona. Mimo wszystko, wreszcie, po dobrych 30 minutach grzebania udało mu się zainicjować tryb diagnostyczny.

Komputer, gdy już załapał o co chodzi, błyskawicznie posprawdzał status każdej z jednostek filtrujących, od ręki wyłączając zbyt mocno uszkodzone, restartując działające niepoprawnie i wybudzając te, które były funkcjonalne, ale zdezaktywowane. Już po paru chwilach do uszu mechanika doszedł satysfakcjonujący dźwięk miarowej pracy pomp. Po dodatkowej chwili tryb diagnostyczny przeszedł w drugą fazę i pokazał skomplikowany schemat przebiegu rur, zamykając te, które nie trzymały ciśnienia i przekierowując płyny przez rury zastępcze. Całość trwała może 10 minut. W końcu pojawił się zielony komunikat: “Sprawność systemu przywrócona. Wykryto 324 błędy systemu, drukuję raport z diagnozy.” Jednak zamiast raportu ze szczeliny przy komputerze wydobył się jedynie metaliczny, charkoczący dźwięk.

Inżynier sprawdził jeszcze do czego miał dostęp z naprawionego komputera, ale wyglądało na to, że zarządzał on tylko systemami oczyszczalni i nie powiązany był z innymi sieciami kompleksu. W rogu stał potężniejszy terminal, który mógł potencjalnie dawać szerszy dostęp do różnych funkcji, co sugerował czytnik karty bezpieczeństwa znajdujący się przy klawiaturze. Jednak ten zupełnie nie działał, w jego przypadku konieczna byłaby zapewne naprawa, a potem ominięcie zabezpieczenia. No chyba, że gdzieś tam jeszcze miałaby się znaleźć karta dostępu.

Stanton postanowił spróbować swoich sił przy terminalu. Jako inżynier nie lubił niedokończonych spraw, kompleks i tak stanowił miejsce na znacznie więcej niż jedna wizytę. Na początek podziała zakresie naprawy, w przypadku sukcesu spróbuje ominąć zabezpieczenia. Przy windzie sobie poradził poznał już trochę program i zabezpieczenia tej firmy więc powinien mieć trochę łatwiej. Al-Malikowie najwyraźniej nie mieli tu inżyniera lub był jakąś ofermą. Mógł załapać się nie tylko na kontrakt dotyczący oczyszczalni, czy szerzej kompleksu. Mógłby zająć się urządzeniami Al-Malików ogólnie. Pewnie zyskanie takiej umowy nie będzie łatwe ale czemu nie spróbować?

Stanton technologia (+1 narzędzia -4 trudny)= 14 porażka


No cóż. Najwyraźniej inżyniera prześladował pech. Mimo wybebeszenia całego komputera nie był go nawet w stanie uruchomić, a co dopiero obchodzić jakichś jego zabezpieczeń. Po skomplikowaniu i poziomie uszkodzenia podzespołów widział jednak, że cały proces, jeśli miałby się udać, zająłby sporo czasu, a on czasu nie miał.

Stanton gdy zaspokoił ciekawość przy ostatnim urządzeniu ruszył w drogę powrotną na powierzchnię. Swoje zadanie wykonał. I mógł w końcu opuścić podziemia pełne tajemnic. Wróci to jeszcze w swoim czasie.

Kuśtykając boleśnie, ale ze świadomością wykonanego zadania udał się w drogę powrotną. Był cały w nieczystościach, kręgosłup bolał go okropnie od dugotrwałego wysiłku w ciężkim kombinezonie, chciało mu się pić i porządnie się po tym wszystkim wyspać. Ale przynajmniej z tym ostatnim mogło być ciężko. Złote Berło raczej nie miało wygodnej tylnej leżanki.
W końcu dotarł i do wysokiej drabiny. Tym razem poszło dużo szybciej, bo większość trasy była już prawie osuszona. Cofająca się woda odkryła ogromne ilości porozrzucanych, skorodowanych przedmiotów. Skarby, czy śmieci? Sprawdzi następnym razem. Spojrzał w górę. Długa droga, do tego znowu ciasno i gdzieś po drodze kopie prądem. Westchnął i ruszył.

W końcu wyłonił się na górze. Zasapany niemiłosiernie.

+1 PD za wykonanie zadania


Na zewnątrz, w bezpiecznym oddaleniu od źródła smrodu czekał już szambelan. Wokół niego zgromadzonych było paru służących, mieli na sobie grube robocze odzienia, przez plecy przewieszone liny, a na twarzy improwizowane maski z nasączonych szmat.
-Wszechstwórcy niech będą dzięki, już chciałem po was wysyłać oddział ratunkowy! - rzucił z ulgą elegancki służący, starając się jednocześnie ukryć aż zbyt wyraźne zniesmaczenie śmierdzącą, obrzydliwą papką, którą okryty był cały kombinezon inżyniera. Gdy Stanton rozszczelnił hełm wreszcie odetchnął z ulgą. Powietrze było świeże i zimne, przywróciło mu trochę duchowych sił utraconych w podziemnym, zalanym ściekami piekle.
 
Tadeus jest offline  
Stary 06-05-2016, 00:44   #20
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Aleksiej

Zastraszony przez zbirów handlarz w końcu podjął chyba decyzję, a Aleksiej niewiele mógł na to poradzić.
-Dobrze, dobrze, spokojnie! Mam tu coś wartościowego, spodoba ci się! Tylko zostaw mnie i moją rodzinę w spokoju! - Cassack sięgnął ku błyszczącemu, efektownie wyglądającemu dyskowi, przekazując zbirowi opis jego funkcji, tak jak poprzednio zrobił to dla niego Aleksiej.

Cassack przekonywanie d20(+4 dobra oferta)= 12 sukces


Potężny, łysy mężczyzna obrócił w dłoniach otrzymane zwierciadło. Wydał z siebie jakiś ciężki do zidentyfikowania pomruk.
-Dobra handlarzyno, ale lepiej, żebyś nie kłamał! Bo następnym razem przyjdziemy w nocy i od razu ruszymy na górę do twojej żonki i gówniarza! - warknął, pokazując towarzyszom, że mogą się zwijać.

Tak nagle, jak się pojawili, zniknęli w ciemnych alejkach miasta. Handlarz odetchnął z ulgą, choć widać było, że strata wartościowej części, na którą wydał niemało pieniędzy poważnie go strapiła. Lecz niestety nie był to koniec problemów.
-Tato! - doszło z góry przerażonym młodzieńczym głosem.
Na piętrze syn handlarza trzymał w ramionach bladą, nieprzytomną matkę.
- Próbowała mnie powstrzymać, szarpałem się i ona… ona… - starał się wytłumaczyć, a w jego oczach pojawiły się łzy gniewu i bezsilności.
- ...Znowu zasłabła… - stwierdził handlarz z brakiem nadziei i klęknął przy żonie, odgarniając delikatnie włosy z jej czoła. - Ojcze, przepraszam, że was w to wszystko wplątałem, mogli wam zrobić krzywdę, nie pomyślałem… - wyglądał na bezgraniczne smutnego i zawstydzonego. - Ale mówiliście, że wyznajecie się na sztukach leczniczych? Nie macie może jakiegoś lekarstwa? Czegoś żeby pokrzepić jej strudzone, osłabione chorobą ciało? Zwrócę wam pieniądze jeśli macie lek, zapłacę, przysięgam! Tylko sprzedam te rzeczy, które dla mnie rozpoznaliście!

- Nie musisz przepraszać, przyjacielu - powiedział Aleksiej z delikatnym uśmiechem. Następnie pochylił się nad kobietą - Czy wiesz co jej dolega? Początkowo myślałem że to tylko zatrucie pokarmowe, ale skoro mówisz o chorobie…

- To choroba, która trawi jej ciało od wielu lat… Kiedyś pracowała nad południowym morzem, gdzie zapadało na nią bardzo wiele osób. Tam nazywali ją chyba Szarą Śmiercią. - westchnął - Rok temu udało mi się trochę lepiej zarobić, więc poszedłem do Gildii Aptekarzy mając nadzieję, że znają tę zarazę i posiadać będą jakieś lekarstwo. Chyba miałem jednak za mało pieniędzy… przydzielili mi jakiegoś młodego czeladnika, który wyśmiał mnie, gdy powiedziałem mu na co według mnie choruje Maria, sprzedał mi jakiś medykament, który podawałem przez następne tygodnie. Wydawało się, że trochę pomaga, jednak ostatnio wszystko wróciło do starego stanu… - spuścił głowę. - Może i nie ma na to leku…

- Hm… - Holly zamyślił się - Wydaje mi się, że wiem bardzo mało na temat tej choroby. Powinienem udać się do biblioteki i poczytać trochę książek w tym temacie, może się czegoś dowiem. Póki co jednak obawiam się, że nie jestem w stanie Ci pomóc. Przykro mi, naprawdę.

Położyli kobietę na łóżku, a kapłan upewnił się, że nadal oddycha, a jej tętno jest stabilne. Wiele więcej faktycznie nie mógł zrobić bez dogłębniejszej wiedzy o lokalnych chorobach, medykamentów, czy przyrządów medycznych. Wydawało się, że trawiona chorobą kobieta faktycznie jedynie zasłabła i powinna się w końcu wybudzić. Kapłan nie stwierdził gorączki, ani słabnących oznak życia, choć z chorobami nic nie było pewne, jej organizm był wycieńczony i mógł ulec nawet drobnym zagrożeniom. Opis handlarza wskazywał na to, że prawdopodobnie przez długi czas dostawały się do jej ciała jakieś toksyczne substancje, których nie brakowało na tej skażonej planecie. Ale co to dokładnie mogło być, to kapłan nie miał pojęcia.

Tak jak wcześniej ustalili z handlarzem, nie mógł pozostać u niego zbyt długo, miał wszak zamiar spotkać się z lokalną głową Kościoła, Wielebnym Semiramidiusem.
-Ojcze, jeśli nie odnajdziecie w księgach wiedzy o chorobie mej żony, to - jeśli mógłbym o to prosić - zmówcie dla niej przynajmniej modlitwę. Jesteście dobrym człowiekiem, jeśli to, czego nas uczono jest prawdą, to Wszechstwórca z pewnością nie pozostanie głuchy na wasze słowa. Jeśli potrzebowalibyście noclegu albo przewodnika po mieście, to zawsze będę gotowy wam pomóc... - rzekł, odprowadzając go na ponury plac przed Katedrą św Horsta.

Całe Wewnętrzne Miasto wydawało się wręcz ociekać przepychem i rozbrzmiewać żywym gwarem przechadzających się alejkami wielmożów, ich pędzącej służby oraz wszelkiej maści urzędników i pracowników gildyjnych. To miejsce, mimo że znajdowało się w tej samej dzielnicy, było jednak dziwnie ascetyczne, ciche, a pędzące tłumy najczęściej omijały je szerokim łukiem. Kapłan przy wysokich wejściowych schodach dojrzał parę grupek szepczących między sobą pielgrzymów, jak również paru braci Avestian, nie widać jednak między nimi było tych, których poznał przy porcie gwiezdnym. Pielgrzymi wydawali się dość zróżnicowaną kategorią. Niektórzy zdawali się biednymi, niemal proszalnymi dziadami, inni wyglądali na szlachciców, bądź przynajmniej zamożniejszych ludzi wolnych, którzy tego dnia przywdziali szaty pielgrzyma (tudzież ich bardziej zdobne i szykowne wersje).
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 06-05-2016 o 00:47.
Tadeus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172