Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-06-2016, 19:39   #11
 
Cranmer's Avatar
 
Reputacja: 1 Cranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetny
Wcześniej...

Gwiżdżący i uśmiechnięty jak dziecko stawił się na odprawie. Gdyby go tu nie znali uznaliby, że jest szurnięty i wysłali na badania... albo był tu właśnie dlatego, że był szurnięty na tyle aby na pytanie „Co zrobi kiedy zobaczy dwu-głowego mutanta z czterema rękami” odpowiedział „Strzele mu w jego klejnoty, że zobaczyć jak śmiesznie wygląda to kiedy ktoś to robi czterema rękami”. Pełen rynsztunek Cadiańskiego szturmowca wliczając regulaminowy pancerz, karabin Hot-Shot zasilany z plecaka, snajperska laserowa i ozdobiony kiepskim rytem ciężki pistolet laserowy Accatarn Mk. II




- Będziecie przydzieleni do inkwizytora Jethro Sejana...
- Nie słyszałem o nim, dobry jest ?


Oficer zamlaskał wyraźnie zirytowany bezpośrednim pytaniem.


- Lepszy niż wielu takich co gryzą już piach.


Poświeć zaśmiał się, zasalutował regulaminowo. Zgodnie z wytycznymi nie było mowy o żadnej akcji od razu, przydział był na wszelki wypadek start służby 22 na 23 Septembris.

***

Awantura w Tricorn... wstyd było się przyznać ale Kelvar nudził się ostatnio więc wieść o szybkiej akcji w środku nocy w pewnym sensie go uradowała. Zresztą będzie miał okazję zobaczyć w akcji kolejną wyjątkową i unikatową śmietankę przeróżnych indywiduów... w gwardii taka drużyna by nie przeszła. Jeśli coś ma działać ma być takie samo i tak samo wyszkolone. Dupa sranie...

Pilot Hovera był niezły, towarzystwo w promie niezłe, za nim nie byli naprawdę blisko Poświeć szczerzył zęby uśmiechając się jak debil do wszystkich. W jego twarzy dziwne było tylko bioniczne oko, lewe, wyraźnie dobrej jakości bo wyglądające prawie jak prawdziwe tylko poznaczone zieloną siatką czasem mrugające czerwonym punkcikiem niczym mały laser.

- Czy wiecie ilu psykerów potrzeba do wkręcenia żar...

Nie zdołał skończyć, hoverem zatrzęsło a Turbodiesel krzyczał:

- Wysiadać! Kurwa, wysiadać!�-


***


Hełm uszczelnił się chwilę wcześniej, kiedy Poświeć wyskakiwał pancerz zaczął zlewać się z otoczeniem. W wizjerze hełmu zamrugało czerwone światełko kiedy systemy celownicze w oku zostały uruchomione.

Rozkazy były jasne, laserowy karabin snajperski Kelvara, wyraźnie zmodyfikowany przez właściciela lub znajomego technomatę zawsze idealnie leżał w dłoniach i był jak przedłużenie ręki. Pierwszy strzał padł za nim poleciał granat fotonowy, pochylenie za osłonę i opuszczenie wzroku. HUK i BŁYSK granatu. Kolejny strzał ściągający reflektor. Ten był ostatni jeśli... kiedy Turbodiesel zrobił swoją robotę, ten komisarz zawsze robi swoją robotę.

Szybki rzut oka aby upewnić się jak się ma sprawa wieżyczek czy potrzebna jest osłona... drugi rzut oka na zbliżające się pojazdy.

- Potrzeba wam ognia Inkwizytorze ?
 

Ostatnio edytowane przez Cranmer : 22-06-2016 o 20:55.
Cranmer jest offline  
Stary 24-06-2016, 01:19   #12
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Know your duty!

Poszło dobrze. Nawet lepiej niż dobrze, biorąc pod uwagę sytuację. Każda inna drużyna - czy to zwyczajnych gwardzistów, najemników, nawet szturmowców - nie przetrwałaby tej próby. Ale nie ta. Nie awangarda odsieczy dla Tricorn. Nie oni. Oni mieli przetrwać... to nie był ich czas, jeszcze nie.

Za to nastał czas tych, którzy próbowali odmówić im wejścia do Pałacu.

Korzystając z mechanizmów na podczerwień, zautomatyzowane działka masakrowały pierwszy z furgonów. Jego wciąż działający silnik generował zbyt kuszącą plamę w oczach Duchów Maszyny. Kiedy ta plama zaczęła się rozpadać na mniejsze, było już za późno. Kelvar wystrzelił z lasera, szybko i skutecznie eliminując szperacze oświetlające płytę lądowiska. Dziesiątki kawałków szkła runęło w dół, brzęcząc po skałobetonowej konstrukcji. Ułamek sekundy potem z cichym sykiem uaktywnił się granat fotonowy, spalając wzmocniony amalgamat magnezowy. W jednej chwili, sensory wszystkich trzech wieżyczek zostały oślepione. Nie był to jednak kres ich kanonady - wręcz przeciwnie. Duchy Maszyny, nauczone przez swych treserów, wpadły w szał, prując ile wlezie wszędzie, gdzie tylko mogły. Teraz każdy mógł oberwać - ale nikt nie strzelał we wrak. A przynajmniej nie umyślnie.

Wykorzystali to psionicy-piromanci. Z kulami i boltami bzyczącymi im nad głowami, skupili swe moce i uderzyli. Moc Mordaxa stopiła lufy bocznych cekaemów. Te kontynuowały ostrzał, rozchlapując stopioną stal i uszkadzając swoje mechanizmy. Z obydwu doszedł jakby przytłumiony odgłos pękających, prażonych ziaren. Poszły skrzynie z amunicją. W chwilę potem, ostatnią wieżyczką zajął się Ammanar, uderzając w nią bezpośrednio. Siła jego psioniki była na tyle mocna, by przepalić konstrukcję broni i również dobrać się do amunicji. Ciężkie bolty .75 cal, wyposażone w mikroładunki wybuchowe i zapas paliwa rakietowego nie były szczególnie bezpieczne przy takim źródle ciepła. Dziura, jaką wyrwała eksplozja taśm starczyłaby na pomieszczenie ogryna.

Pod lądowiskiem było ciężej. Wojownicy Inkwizycji ledwo wydostali się z drugiego wraku. Ostatni był Kaarel Cotant, któremu pomagał wydostać się Cortez Abaroa. Wspólnie zaczęli wspinać się po strukturze, znajdując lepsze miejsca. Byle z dala od pojazdu, który właśnie przełamał opór wspornika, na którym się zakleszczył. Runął w dół razem z kawałkiem Tricornu. Zabawne... nie było nawet słychać, jak się rozbija. Valeria Flavia jako jedyna mogła skupić się na wozie, który właśnie znikał bezszelestnie w smogu Sibellus. Przez myśl przeleciała jej wizualizacja, jak nadal tam siedzą. Siedzi. Otrząsnęła się. W tej sytuacji, mogła tylko czekać.

Durran Morgenstern zdawał się być najszybszy, mimo swej masy i toporności bioniki. Wybrał najlepszą z dostępnych pozycji i położył ciężki, laserowy ogień na jeden z nadlatujących pojazdów. Piloci jednakże go dojrzeli - próbowali unikać, skutecznie czyniąc to z większością świetlnych smug. Większością, ale nie wszystkimi. Połowa trafiła w jeden z pojazdów, uszkadzając go i uśmiercając jednego z pasażerów. Jego gładko ucięta (jeśli "gładkim ucięciem" nazwać można było spalenie wszystkiego pomiędzy nosem a sercem) głowa poszybowała w scintilliańską noc. Operatorzy cekaemów nie pozostali dłużni, obsypując pozycję Morgensterna gradobiciem kul. Ten już jednak ku nim leciał, na rakietowych skrzydłach specjalnie dostosowanego plecaka skokowego. Kilka kul go trafiło, szczególnie po nogach. Nawet nie poczuł.

Runął na maskę pojazdu, od razu bijąc pięścią energetyczną. Ale chyba nawet on sam nie spodziewał się takiego efektu. Jego pęd, ciężar i potężna broń dosłownie rozłamały pojazd na jedną i dwie trzecie, postawiły go na sztorc i wyrzuciły zeń wszystkich, wrzeszczących ludzi, niczym kukiełki. Pomknęli w dół razem z fragmentami hovercrafta. Nie mieli szans na ratunek. Przez moment leciał z nimi Durran, zaskoczony obrotem spraw, lecz zaraz się ogarnął, wyhamował lot jetpackiem i wystrzelił w górę, celując w pozostałe pojazdy.

Matuzalem i Christopher Blaine go wyręczyli. Pierwszy ostrzelał krótkimi seriami drugi pojazd, uśmiercając strzelca i sprawiając pasażerom wiele bólu. Zawtórował mu Blackhole, pozbawiając życia pilota. Drugi z pojazdów zawisł w powietrzu - a raczej zaczął powoli opadać, wypełniony martwymi truchłami. Dobrał się do niego właśnie Morgenstern, wyrzuciwszy truchło kierowcy i zajmując jego miejsce.

Ostatni z pojazdów gęsto obsiał pociskami pozycje inkwizycyjnych strzelców, zmuszając ich do krycia się. Ciężki stubber i czwórka pistoletów maszynowych skutecznie przyszpiliły ich ogniem i lada moment miały dobrać się do ich skór. Jedną z osób, w które te lufy nie strzelały, był Cortez. Zająwszy dobrą pozycję, wprawnymi, wyćwiczonymi ruchami zdjął z pleców wyrzutnię rakiet, odblokował mechanizmy, zarzucił sobie na ramię, odpowiednio się zaparł, wycelował i zwolnił spust. Nikt nie widział, jak rakieta typu Krak leciała. Zbyt krótki dystans. Płomień wylotowy, który trwał ułamek sekundy i zostawił po sobie chmurę siwego dymu spowijającą Abaroę. Równie siwa smuga, która jakby znikąd podzieliła powietrze między nim, a trzecim z hoverów. Masywny "trzask", oznajmiający eksplozję głowicy. Kawałki metalu rozpryskujące się na wszystkie strony. Płonący wrak, który pomknął do tyłu, a potem runął korkociągiem.

Zapadła względna cisza, przerywana przez odległe odgłosy walk w kopcu i wizg silnika przejętego hovera, który zgarniał kolejnych członków ekipy. Nowi pasażerowie mogli sobie obejrzeć starych. Wojskowe mundury, nocny kamuflaż. Kominiarki, patrolówki, kamizelki taktyczne. Dobrej jakości broń do walk miejskich. Kilka granatów - flashbangi, odłamkowe z Gunmetal i dymno-dipolowe. Czernione noże bojowe. Foto-soczewki. Ciuchy wzmacniane tkaniną balistyczną lub pancerzem splotowym. Nie widać było żadnej symboliki, prócz szarf, szmat, chust bądź innych kawałków materiału w czerwonym kolorze, przewiązanych przez prawe ramię.

Ledwo Morgenstern posadził poduszkowca na lądowisku, dokonując połączenia obydwu sekcji, jak Duchy Maszyny Pałacu ogarnął gniew na "intruzów". Z górnych poziomów wystrzeliły rakiety. Dużo rakiet. Dziesiątki rakiet. Runęły w dół, biorąc na cel wrak, zdobyczny pojazd, całe lądowisko. Nawet nie siliły się na kierowanie swym lotem. Przed takim deszczem był tylko jeden ratunek.

- Do środka! - ryknął Cortez, puszczając się sprintem w stronę na wpół zawartej, jakby zablokowanej bramy. Pozostali nie czekali, a niektórzy nawet go wyprzedzili, dopadając do środka i wciągając pozostałych. Wrota były zacięte. Dopiero wspólny napór kilku silnorękich zawarł je z okropnym zgrzytem. Na tyle, na ile było można. Sekundy potem, gradobicie uderzyło w lądowisko, niszcząc obydwa wozy i, zaprawdę, całą potężną konstrukcję. Kolejne eksplozje wybijały w niej dziury, kruszyły konstrukcję, rozbijały pręty zbrojeniowe. Wreszcie, spowita dymem, odłamkami i wciąż szalejącymi eksplozjami, płyta rozpadła się na kilka części i spadła, dołączając do wielu innych śmieci zrzuconych tego dnia z Tricorn.

- To było jedyne wciąż dostępne lądowisko. - zaczął zdyszany Diesel - Reszta chłopaków i dziewuch musi sobie znaleźć inne drzwi.

Krótki rekonesans wewnątrz poziomu potwierdził, że był on przeznaczony na hangar, magazyny i sortownie. Pobieżny rzut oka z utytłanej trupami, zachlapanej krwią i podziurawionej kulami sterówki lądowiska potwierdzał obecność kilku różnych lataczy i hoverów w tym pierwszym.


[media]http://www.youtube.com/watch?v=-IIOnY_-tbY[/media]



Atmosfera wewnątrz Tricorn była chwilową ciszą po burzy... i przed. Już jedna nawałnica tędy przeszła. Wszędzie było widać ślady walk. Zniszczone, trzaskające snopami iskier wieżyczki wystające w spalonych kikutach ze ścian i sufitu. Ciężkie, na wpół bioniczne truchła serwitorów robotniczych i bojowych. Wszędzie wokół nich walały się łuski po kulach, puste magi, wyczerpane baterie. Krew... ich własna i cudza. Te od walki wręcz i niektóre robotnicze miały ręce, narzędzia i broń uwalane w jusze. Nikogo jednak nie dopadły z zaskoczenia. Cywilni pracownicy oraz Inkwizycyjni Stróżowie byli gotowi na ich nadejście i drogo sprzedali swe życia. Na prawych rękach mieli kawałki materiału, podobne do tamtych, które mieli ci z hoverów. Nie były jednak czerwone, tylko białe. A przynajmniej nie przed śmiercią właścicieli... Pierwszych napastników dali radę zdjąć. Potem musieli przyjść mordercy. Arco-biczownicy albo mord-serwitory. Z nimi nie mieli szans.




Krótka randka z cogitatorami w sterówce (przynajmniej z tymi nie wypatroszonymi za pomocą kul) potwierdzała, że ten poziom - i pewnie wiele innych - były zablokowane. Duchy Maszyny nie słuchały komend. Wszystkie systemy zabezpieczeń były aktywne. To oznaczało mnogość wieżyczek obronnych, wściekłych serwitorów wszelkiej maści, bomb, pułapek wszelkiego sortu, niedziałających paneli oraz zamkniętych drzwi. Oraz pełne vox-zagłuszanie... a nawet telepatyczne wytłumianie. Psionicy czuli się skrępowani - null-zwoje, których delikadny uwiąd wyczuwali w całym poziomie... ba, całej cholernej cytadeli... ograniczały ich zdolności do najbliższego otoczenia. Korytarzy i pomieszczeń, w których się znajdowali. Nawet jeśli były na tyle słabe, by kontrować psionikę jedynie tunelując ją, to były wszędzie - ileż to pracy i pieniędzy kosztowało wyposażenie całej iglicy w tak niebywałe okablowanie?

Jedynym problemem był całkowicie wyłączony bądź uszkodzony intercom. Vox-zagłuszanie to jedno, ale obrońcy Tricorn musieli się jakoś ze sobą porozumiewać. W "normalnej" sytuacji obronnej. Widać było jednak, że cytadela była atakowana od wewnątrz. I światła. Brak świateł, zniszczone, uszkodzone, wyłączone. Okazyjne ocalałe lampy były nieliczne. Więcej już działało w trybie awaryjnym. Sporo było też kogutów, błyskających na czerwono lub pomarańczowo. Nie słychać było syren, ale kiedy Cortez i Cotant sprawdzali pobliski szyb windy, usłyszeli głośne dźwięki, dochodzące tak z góry, jak i z dołu. W całym Tricorn musiała wciąż trwać zażarta, desperacka walka...


[media]http://www.youtube.com/watch?v=hlxkDRk1-zc[/media]



Diesel i Abaroa nic wiedzieli na temat Pałacu, podobnie jak większość pozostałych. Nawet Matuzalem nie spędzał wiele czasu w twierdzy, kontynuując swe szkolenie w monastyrze Templar Calix. Spośród zgromadzonych, tylko jedna osoba bywała w Tricorn wystarczająco często, by mieć jakiekolwiek rozeznanie. Inkwizytor Jethro Sejan.

Z tego, co sobie przypominał, powyżej nich były poziomy mieszkalne, treningowe i rekreacyjne, a także mniejsze składy i zbrojownie. Poniżej zaś wszystko, co najważniejsze - od głównych koszar Stróżów, poprzez garaż serwitorów, Manufactorum, główne Munitorium, sale spotkań, przesłuchań i tortur, hale osądów i egzekucji, główną halę przemów Calixiańskiego Konklawe, wreszcie poziomy ufortyfikowane (tak zwany "bunkier" - co najmniej dwadzieścia poziomów jakby żywcem wyjętych z jakiegoś świata-fortecy), wreszcie podziemia, kazamaty, składy, krypty wiedzy i artefaktów, pierdle, główne Generatorium i, z pewnością, masa tajnych pomieszczeń, korytarzy, skrytek i tuneli.

Nie mieli bladego pojęcia, co się dzieje. Mieli jedynie przeczucie, że ci z białymi szmatami nie byli tak agresywni, jak ci z czerwonymi, a owi czerwoni mogli być prowodyrami ataku, przejmując kontrolę nad zabezpieką cytadeli. Nie wiedzieli gdzie iść - a przynajmniej nie do końca. Co było najważniejsze, musiało się dziać na dole. Nie wiedzieli co, gdzie i jak.

Nagle, podczas przetrząsania okolicy, w korytarzu z ciałami pomordowanych, ktoś chwycił za nogę Hinnera. Był to jeden ze Stróży. Czarny prochowiec typu Flak był poszatkowany. Cały był ochlapany własną krwią. Miał wiele głębokich, otwartych ran, docierających do kości. Nie miał lewej nogi w kolanie, prawy bark był w strzępach. Jakim cudem ten człowiek się nie wykrwawił? Czyżby ta rzeźnia wydarzyła się ledwo parę chwil temu? Nie. Przyczyna była wbita w udo. Dwa iniektory po Stimmach. Z roztrzaskanego wizjera hełmu wyzierało przekrwione oko. Coś próbował wykrztusić. Nie zdołał. Osunął się. Stimmy nie były w stanie utrzymać go przy życiu.

W dłoni ściskał biały pas materiału, teraz przesiąknięty czerwienią.

Wiedzieli jedno. Musieli dostosować się. Wykorzystać teren. Obejść zasadzki i przeszkody, bądź je znieść. Pokonać wrogów i wesprzeć sojuszników. Dowiedzieć się czegoś na temat tego... incydentu. Znaleźć i ukarać winnych. Opanować sytuację. Odwrócić karty w tym nieprzyjemnym rozdaniu.

Musieli odzyskać Pałac Tricorn.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 24-06-2016 o 14:49. Powód: Zmiana piktury
Micas jest offline  
Stary 26-06-2016, 20:08   #13
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację

Jethro wyciągnął kolejnego Lho z paczki, i włożył go do ust. Prawe oko dziwnie błyskało pokazując mu teren. Inkwizytor lekko uśmiechnął się, a potem spojrzał na swoich kompanów. Nie wiele o nich wiedział, ale to był najwyższy czas by to zmienić:
-Dobra Panowie, krótko i na temat. Wasze specjalizacje, bo wątpię by was tu ściągnięto z racji poczucia waszego humoru albo zdolności kucharskich - rzucił, a swój wzrok w pierwszej kolejności przeniósł na Durrana.

Morgenstern wstał znad zwłok. Cóż… nawet z jego umiejętnościami rany czasem są zbyt poważne, albo zbyt dawno zadane…
- MALATEK. MEDYK. SYSTEMY ZABEZPIECZEŃ. WSZECHPOJĘTA WIEDZA. SIŁA OGNIA. CELE LICZNE I PANCERNE. PONADTO MOBILNOŚĆ - mówił swoim nieludzkim głosem wskazując po kolei na swoje narthecium, eM czterdziestkę, rękawicę wspomaganą i antygrawitacyjny plecak skokowy wbudowany w plecy.

- Ammanar Khan do usług waszej dostojności. Jestem wyszkolonym psionikiem. Specjalizuję się w mocach piromancji, ale potrafię też telepatycznie przesłuchać i dokonać zwiadu, nawet w warunkach braku widoczności. Oczywiście warunki tutaj niezbyt sprzyjają psionikom, ale nie przekonam się na ile przeszkadzają jeśli nie spróbuję.
Ammanar był trochę zaskoczony, że inkwizytor nie pamięta co mu mówił, gdy pierwszy raz się widzieli, ale może myśli o Imperatorze. Zganił się w myślach za tę chwilę zwątpienia. Złapał dłońmi wiszący mu na szyi fetysz i mimo wszystko spróbował sondować swymi nadnaturalnymi zmysłami otoczenie. Potem dobył swego psionicznego miecza i czekał na decyzję inkwizytora.

-Chris Blaine, zwany Blackhole, szturmowiec szkolony w Scholi Progenium. Walczyłem już chyba na każdym terenie, taktyka nie jest mi obca, celnie strzelam, potrafię planować i prowadzić działania bojowe w dowolnym środowisku - Chris spojrzał na pozostałych rozmyślając jak ustawić szyk podstawowy w wąskim i szerokim korytarzu oraz optymalnie rozdać funkcje. Takie kombinowanie było wręcz rutyną i działo się niejako bez jego woli.

Hinner niemal błyskawicznie wykonał ruch ręką, zgiął się w pół, a w jego dużej dłoni błysnął jebitnych rozmiarów nóż. No! Może dla innych będzie to maczeta, lub mały mieczyk, ale dla Uriela narzędzie operacji trepanacji orkowych czaszek pozostawało w kategoriach noży. Zatrzymał dłoń dopiero przed szyją umierającego człowieka, będąc świadkiem jego ostatnich chwil.
- I na chuj Ci była ta biała opaska, jak nikt nie krzyknął zbite gary? Grałeś z bandą dupków, którzy walili do poddających się - rzucił do trupa. Równie szybko schował swój nóż i przystąpił do obszukiwania trupa. Szukał czegokolwiek - notatek, identyfikatora, odznaki, PDA z danymi. Jeśli znajdzie baterię do las guna czwartej generacji, wałuje ją dla siebie.
- Mała zagadka cadiańczycy. Co łączy Scintillę i Gwardię?

Równie uważnie co Inkwizytor przysłuchiwał się wojakom jego zastępca, wysoki człowiek odziany w płaszcz kamuflujący skrywający całkowicie jego sylwetkę. Pośród zwojów zmiennobarwnego materiału widać było jeden stały element - czarna, metalowa maska stylizowana na czaszkę. To wszystko nadawało Przesłuchującemu iście upiorną aparycję. W dłoni trzymał wytłumiony karabin szturmowy z podwieszoną strzelbą. Mówiono na niego Matuzalem, tak jak void-borni nazywali starszych z pośród swojego rodzaju.
- I tu i tu trup ścieli się gęsto. - odpowiedział spokojnie Matuzalem - Okaż więcej szacunku tym którzy polegli w służbie Imperatora.

- Karel Cotant. Ex kasrkin z 412 Cadiańskiego. Specjalizacja to rozpoznanie, rajdy na tyły wroga, zwarcie i dykretne strzelanie. - przedstawił się szturman w uniformie faktycznie zbliżonym do kasrkinowych karapaksowych pancerzy. Miał w rękach karabinek Taurus z podwójnymi magami i podwieszanym granatnikiem. Na plecach zaś wystawała mu kolba snajperki. Do tego nie dało się nie zauważyć monoostrzy przymocowanych do oporządzenia taktycznego zupełnie jakby na potwierdzenie tych słów o zwarciu. *

- Właśnie to robię, powstrzymując szybką trecha-trocho- no ten sztuczkę polowego konowała, która polega na wbiciu rurki gdy komuś ryja wypali. - bawił się w najlepsze. Po przeszukaniu Uriel podnosi się i dorzuca. - Ciężko okazać respekt pizdeczkom z Scintillskich Fusilierów. To takie cioty, które nazywają się regimentem Gwardii. Pstrokate uniformy, stylizowane na odległe czasy, nawet mordiańczycy nie wyglądają tak pstrokato. Rekrutują się spośród tutejszej arystokracji, srają wyżej niż mają śmieszne kapeluszki, ale są nieźle uzbrojeni. Carapaksy to standard, najnowsze lasguny też. Jeśli tu są, to może być k-k-kurwa cienszko - ostatnie zdanie specjalnie przeciągnął tak, by udawać jąkającego się żołtodzioba, który po raz pierwszy zobaczył jak jego koledzy wyparowują w zderzeniu z pociskiem artyleryjskim. - Możecie mi mówić Uriel lub Tańczący z Pukawkami. Zasadzki, sranie z góry laserami, wycinanie w pień przy użyciu noża, walka partyzancka i więcej zasadzek plus uwielbiane przeze mnie obsługiwanie broni ciężkiej do moja specjalność. I mam nadzieję, że dacie mi popruć z boltera

- NAS WSZYSTKICH BARDZO INTERESUJE TWOJA OPINIA. ALE INKWIZYTOR ZADAŁ PYTANIE - ponaglił Durran swoim nieludzim głosem pozostałych, “delikatnie” sugerując, aby odpowiadali krótko i na temat.

- Słuchaj puszka, nie wiem skąd jesteś, ale chyba z zadupia galaktyki. To nawet śmieszne, bo im dalej i bardziej nowoczesna planeta, tym większa zapędy do powiększenia fiuta. Uwierz mi, stamtąd skąd ja pochodzę, lubimy otwierać konserwy - rzucił, patrząc w oczy ześwirowanego Mechanicus. Im więcej mieli wszczepów, tym bardziej tracili kontakt z rzeczywistością.- I na Catchan respekt zdobywa się w polu, walcząc i dostając po ryju wspólnie z kumplami, wydzieranie blaszanej mordy przez wszczepy nie jest mile widziane. Znasz to powiedzenie? Że w Catchańskich regimentach komisarze długo nie żyją? Znałem takiego jednego, popędzał ludzi jakbyśmy byli jakimś bydłem, wrzeszczał coś o regulaminie, respekcie i innych gównach, aż w końcu jakiś ork odstrzelił mu łeb, bo za bardzo się darł i wymachiwał łapami. Orki też nie lubią hałasu, puszko - wszystko to akcentował zabawą z swoim jebitnym nożem. Odszedł na bok, gdy już przeszukał trupa.
- To jak szefie, jak się ustawiamy, bo moje specjalności już przedstawiłem - słowa te skierował bezpośrednio do Inkwizytora.

Flavia wyłączyła mechanizmy kamuflujące. Czuła się niepewnie, będąc na widoku na takim terenie, ale ten moment zdzierży. Jednym uchem słuchała przekomarzanek, a drugim wsłuchiwała się w pieśń z niższych i wyższych poziomów. Machnęła ręką na Hinnera.
-Pozwolisz, siłaczu?- powiedziała spokojnie, licząc, że nieco ostudzi catachanina. - Valeria Flavia, szefie. Sześć dekad służby Ordo Hereticus. Egzekucja, zwiad, cicha likwidacja. Ścisła specjalizacja w starciach na bliski dystans. - Powiedziała, dotykając po kolei rękojeści swoich trzech ostrzy. Więcej jej nie potrzeba.

Bez słowa Matuzalem słuchał wypowiedzi Catachanina. Póki co robił raczej wrażenie głośnego i gadatliwego - dokładnie to co przed chwilą zaczął wytykać. Przesłuchujący zwrócił swoje oblicze ku Inkwizytorowi czekając na jego podsumowanie.

Inkwizytor w spokoju słuchał swoich ludzi, jednak gdy jego wzrok padł na Uriela, zatrzymał się na nim. Przez chwilę ważył słowa, a potem podszedł do niego dwa kroki, mniej więcej tak że stanęli na przeciw siebie. Spojrzał na niego z góry, tak by ich oczy spotkały się.

-Nie znam Cię, ani Ty mnie ale od tej chwili morda w kubeł, chyba że masz coś ważnego do powiedzenia. Chcesz dowcipkować to idź do cyrku albo burdelu. I tu i tu masz szansę zrobić karierę. Panowie - podniósł głos zwracając się do zebrany -ze mną nie jest ciężko współpracować. Robicie to co do was należy, i dzięki temu może przeżyjemy kolejny dzień ku chwale Boga-Imperatora. Każdy z was coś umie. Każdy z was ma swoją dziedzinę, w której jest lepszy od pozostałych, i stąd wasza tu obecność. Jeden za drugiego odpowiada, i jeden drugiemu ma pomagać. Matuzalem jest moim zastępcą, i jego słowo jest moim słowem. Za nim jest Diesel, resztę hierarchi ustalimy na kolejnej odprawie. - dał chwilę czasu by każdy mógł przetrawić jego słowa, a potem po prostu kontynuował:

-Zrozumcie w końcu gdzie jesteśmy. To jest Tricorn. Twierdza Inkwizycji. To co na nas tu czeka, to nie będzie ani spacerek, bo ta twierdza została tak zbudowana, by żadne zagrożenie zewnętrzne nie zdobyło jej. Trzeba założyć że atak nastąpił od wewnątrz, co znaczy że my będziemy traktowani jako nieproszeni goście. Jako zagrożenie, które trzeba wyeliminować. - znów nastąpiła pauza, po czym zwrócił się do Kelvara:

-Tak, teraz daj ognia - uśmiechnął się szeroko, i wyjął Lho z paczki.

-Pierwszy punkt wycieczki to terminal. Durran podłączysz się, i zbierzesz wszystkie dane jakie możesz zebrać. Złam zabezpieczenia, pobierz kody, spróbuj wieżyczki wyłączyć tak by pomoc mogła bez problemu wylądować. Chcę mieć pełen obraz sytuacji. My ubezpieczamy

- Dwa rodzaje szyków Panowie. Trójkowy i dwójkowy, z czego dwójkowy ma szpicę w postaci Matuzalema. W trójkowym z przodu on idzie po środku a po bokach jego mają być Uriel i Kaarel. Za nimi idą Blackhole, Mordax i Poświeć, potem Turbodiesel, Ammanar i ja. Na końcu Cortez z Valeria i Durranem. - potem rozdzielił system dwójkowy -Uriel znasz się na pułapkach, więc od Ciebie zależy by twoi koledzy z szeregu, jak i reszta oddziału nie trafiła na coś nie przyjemnego. Nie chcę się zbyt wcześnie rozerwać - ponowny dziwny uśmiech. Niby przyjacielski, ale jednocześnie pokazujący kto ma palmę pierwszeństwa w rozdawaniu żartów.

-Kierujemy się potem do Munitorium i dalej powoli schodzimy w dół. Naszym zadaniem jest dowiedzenie się co tu jest grane. Odnalezienie osób odpowiedzialnych za ten burdel, i okazanie im Inkwizycyjnego miłosierdzia. Zwiedzamy, wchodzimy i zabezpieczamy wspólnie. Nie rozdzielamy się. Jeżeli dokonujemy przeszukania pokoju, kwatery czy innego pomieszczenia zawsze dwóch ciężkich i jeden Astropata czekają przy drzwiach i obserwują. - nastąpiła cisza a potem dał znak że ruszają.

Szedł w środku. Nie dlatego że nie zamierzał się narażać. Nie dlatego że bał się. Po prostu był pragmatykiem. Znał swoje możliwości. Byli tu doskonali wojownicy. Lepsi od niego, zarówno w walce wręcz jak i w strzelaniu. Każdy miał tu rolę do odegrania. Zwiadowcy, technicy, strzelcy. Każdy z nich się liczył, a on zamierzał dopilnować by każdy z nich dożył kolejnego dnia. Kolejnego świtu. To właśnie te umiejętności wyniosły go do rangi Inkwizytora. Cierpliwość i umiejętność dowodzenia ludźmi.
Ten dziwny zbiór charakterów stanowił prawdziwą, wybuchową mieszankę. Jeśli się jej odpowiednio nie ukierunkuje wybuchnie. On miał za zadanie pokazać im prawdziwy cel. On miał wznieść ich na wyższy poziom. Każdy z nich umiał walczyć solo, ale teraz musiał zrobić z nich zespół. Drużynę, której członkowie, pójdą jeden za drugim w ogień. Braci nie tylko na wojnie, ale i poza nim. Ludzi, gotowych oddać swe życie za Boga-Imperatora. Wiernych mu do końca.


Pierwsze metry już na samym początku wskazały, że słowa Jethro miały mieć pokrycie. Szli powoli dość szerokim korytarzem. Czerwone światła, alarmujące o stanie zagrożenia, nadawały dość upiorny wygląd pomieszczeniu. Wszędzie walały się trupy. Zaszlachtowane, powystrzelane, rozczłonkowane. Kto za to odpowiadał na świętą Terrę? I nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanęła pierwsza przeszkoda. Doskonale wyposażony strażnik. Mechaniczna konstrukcja, mająca zapewnić bezpieczeństwo tym, którzy znajdowali się w środku. Idealna maszyna do zabijania. Wyposażona w las-guny oraz inne równie mało przyjemne gratisy. Chłopaki nawet nie czekali na rozkaz, po prostu otworzyli huraganowy ogień. Nim przeciwnik zdołał zareagować, uderzyły w niego pociski, lasery i moce pyromanckie astropaty. Zmasowane uderzenie powaliło konstrukt. To był dopiero początek...
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 01-07-2016, 16:17   #14
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Rzeź której był świadkiem nie zrobiła na Ammanarze najmniejszego wrażenia. Rozlew krwi był w końcu codziennością na jego rodzinnej planecie. Opatrzył mu się też podczas służby inkwizytorowi Goslarowi. Wysłuchał uważnie swego dowódcy i dostosował się do jego poleceń. Zajął swoje miejsce w tak zwanym szyku. Osobiście wolałby iść zdecydowanie z przodu, w końcu specjalizował się w badaniu terenu w warunkach ograniczonej lub braku widoczności, ale rozkaz to rozkaz. Cały czas z dobytym mieczem psionicznym posuwał się za grupą do przodu. Na wszelki wypadek aktywował jedną ze swoich mocy dzięki czemu zyskał zmysły niedostępne innym śmiertelnikom. Co prawda były ograniczone do ścian, ale zawsze coś.

Nie ulega wątpliwości, że parę rzeczy zrobiłby zupełnie inaczej, ale nie był dowódcą tylko nowym, który dopiero musi udowodnić swoją przydatność. Kiedy jednak natknęli się na zorganizowany opór odważnie ruszył do przodu. Wyposażony w pole konwersyjne i moc psioniczną "przeczucie" miał znacznie większe możliwości w bezpośredniej walce niż strzelcy. Ciosem miecza znad głowy rozpłatał leżącego na ziemi konstrukta i ruszył w głąb pomieszczenia ku innym celom.
 
__________________
Zawsze zgadzać się z Clutterbane!
Ulli jest offline  
Stary 02-07-2016, 00:32   #15
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

- Słuchaj puszka, nie wiem skąd jesteś, ale chyba z zadupia galaktyki. To nawet śmieszne, bo im dalej i bardziej nowoczesna planeta, tym większa zapędy do powiększenia fiuta. Uwierz mi, stamtąd skąd ja pochodzę, lubimy otwierać konserwy - rzucił Uriel patrząc w martwe, elektryczne oczy Durrana.
- I na Catchan respekt zdobywa się w polu, walcząc i dostając po ryju wspólnie z kumplami, wydzieranie blaszanej mordy przez wszczepy nie jest mile widziane. Znasz to powiedzenie? Że w Catchańskich regimentach komisarze długo nie żyją? Znałem takiego jednego, popędzał ludzi jakbyśmy byli jakimś bydłem, wrzeszczał coś o regulaminie, respekcie i innych gównach, aż w końcu jakiś ork odstrzelił mu łeb, bo za bardzo się darł i wymachiwał łapami. Orki też nie lubią hałasu, puszko - cały wywód Uriel akcentował bawiąc się swoim przerośniętym nożem.

- TWOJA OPINIA ZOSTAŁA PRZYJĘTA - skomentował krótko Morgenstern nie zamierzając wdawać się w dalsze dyskusje ograniczając się do lekcewarzącego tonu.

* * *

- ZROZUMIAŁEM - odpowiedział na polecenie inkwizytora by zhakować terminal.
- ALE UPRZEDZAM, ŻE BĘDĘ POTRZEBOWAŁ AKTYWNEGO TERMINALA. Z ODCIĘTYM NIC NIE BĘDĘ W STANIE ZROBIĆ, NIEZALEŻNIE OD UMIEJĘTNOŚCI.
Inkwizytor przyjął uwagę i nie zmieniło to rozkazów.
Ruszyli dalej. Szyk został ustalony i pozycje przyjęte.
A robot rozstrzelany.
Mechaniczny, zaawansowany servitor, obudowany ciężej niż zwykle się zdarza.
- MOŻE COŚ SIĘ TU UDA…
Skomentował i przykucnął przy dymiących, płonących miejscami, zgliszczach i stalowych resztkach. Nie miał wielkich nadziei ale na pewno nie zamierzał przepuścić okazji bez sprawdzenia.
Otworzył czaszkę servitora gołymi rękami. Kilka chwil poracy później zbudował z kabli i elektroniki improwizowane gniazdo MIU. Wielu z Bractwa Marsjańskiego potępiłoby tę technikę, ale nie było nikogo z takich w pobliżu.
Podłączył się do stygnących resztek mając nadzieję, że żyją w nich jeszcze jakieś duchy maszyn… i przygotowując się psychicznie by poczuć ból umierająych. Słusznie.

Syknął gardłowo gdy jego elektryczna dusza wejrzała wgłąb cierpień duchów maszyn żyjących jeszcze w tym serwitorze. Czuł jak ogień trawi systemy w których one żyją. Jak kolejne zwarcia zabijają święte byty. Durran wiedział, że już za późno i nic nie może dla nich zrobić. Były zbyt zniszczone. Można było je tylko dobić. I zrobił to, ale przedtem wejrzał w ich pamięć. Zapamiętał wiele. W większości wiedza była bezużyteczna, bo tyczyła nieistotnych tematów, bądź była niekompletna. Jak kawałek piktu zbyt mały i nieistotny by zrozumieć co było na nim całym. Zaraz potem Morgenstern przeprowadził proces rytualnego wyłączenia. Permanentnego. Odnalazł linikę kodu, który isntruował duchy baterii. Zmienił jeden z wyników z 0.08739 na 0.0874. To zdestabilizowało przepływ energii. Ogniwo zasilające momentalnie się nadtopiło. Delikatne przewodu zostały zniszczone. Moc przestała płynąć i duchy zgasły, by już nigdy się nie obudzić. Durran zmówił krótką modlitwę w binarnym pomruku
01100001011011010110010101101110
Trwało to mniej niż sekundę.
- PRZECHWYCIŁEM KAWAŁEK ROZMOWY… FRAKCJA WROGA STATUSOWI QUO WZIĘŁA ZAKŁADNIKÓW...
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 03-07-2016 o 14:03.
Arvelus jest offline  
Stary 03-07-2016, 20:20   #16
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Astariusem i Azraelem.

Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet



Cel był przed nimi. Dzięki namiarom złapanym wcześniej przez Durrana odnalezienie go w gąszczu wieżotwierdzy okazało się dużo prostsze. Ale w końcu tu dotarli. Centrum dowodzenia i łączności skąd promieniowały rozkazy na cały sektor. Obecnie wstepne "zdalne" rozpoznanie przechwyconych meldunków przez Durrana okazało się jak najbardziej aktualne i najwyraźniej miejsce było opanowane przez bardzo złych facetów.

Cotant zacisnął zęby słysząc przytłumiony przez odległość i przede wszystkim pancerne szkło wystrzał. Dźwięk musiał pokonać zawirowania zakrętu otwartych drzwi przy których stali strażnicy nim dotarł do niego bo przez pancerne szkło, mimo, że to najkrótsza droga do czułych uszu kasrkina to jednak miał problem się przebić. Co innego obraz jaki towarzyszył wystrzałowi. Rozbryzg krwi na wewnętrznej szybie centrum oraz upadająca bezwładnie sylwetka w uniformie z białą opaską na ramieniu. Ale jeszcze kilka klęczało na ziemi z dłońmi założonymi na głowach.

- Tu Cotant. Zająłem pozycję. Cel zidentyfikowany i potwierdzony. - zameldował inkwizytorowi. Dotarł na ustalone miejsce i teraz czekał aż reszta ich oddziału zrobi swoje. Na razie mógł tylko obserwować mimo, że palec aż go świerzbił na cynglu. - Poczekaj skurwysynu. Zaraz się ukróci twoje panoszenie. - mruknął mściwie obserwując w oku elektrooptyki swojej snajperki ważniaka z pistoletem i opasanym czerwoną opaską ramieniem. Przez ten cholerny hełm nie widział jego twarzy ale był prawie pewny po ruchach sylwetki, że tamten się właśnie bardzo dobrze bawi i chyba rechocze czy się drze. Zaraz po meldunku Cotanta, zameldował się drugi strzelec pełniący w tym zadaniu obowiązki snajpera.

Mieli pozycje położoną dość daleko od samego centrum więc w przeciwieństwie do grupy wyznaczonej do bezpośredniego szturmu mieli chyba najkrótszą drogę do przebycia. Dlatego już byli na miejscu gdy reszta dopiero przemieszczała się dyskretnie na pozycje wyjściowe do szturmu. Na razie nie mieli wyjścia. Mogli tylko obserwować i gdyby sprawa się rypła otworzyć ogień do widocznych celów.

Akcja nie zapowiadała się łatwo. Jak wszystko odkąd w ten czy inny sposób postawili nogę na lądowisku w zewnętrznych rejonach tej wieżotwierdzy. Większość grupki przeciwników była w centrum dowodzenia. Co prawda mogliby otworzyć ogień i stąd ale jednak ryzyko zdjęcia większości zakładników było spore. Tak samo jak uszkodzenia sprzętu na jakim im zależało. Stąd można było już ładnie podziałać i systemami łączności i uzbrojenia. Gdyby przechwycili te centrum i nadal było w na tyle dobrym stanie by pełnić tą rolę. Wówczas byłoby niezłym wzmocnieniem tak dla nich jak i dla kolejnych zmierzających tutaj oddziałów. Ale sprawy nie wyglądały prosto.

Zdołali zlokalizować przez szybę ładunki wybuchowe. Gdyby któryś z gamoni czy nerwusów wcisnął przycisk wszystko by szlag trafił. Co gorsza nie mogli jak na razie zidentyfikować palanta z detonatorem.

Przeciwnik był też całkiem czujny. Owszem ci wewnątrz centrum czuli się w większości chyba dość pewnie i bezpiecznie. Ale jednak w łapach mieli broń i widać było jak często zerkają poza szyby wypatrując niebezpieczeństw. Nawet ze dwóch siedziało przy monitorach zaprzęgając prawdopodobnie kamery i systemy ochrony do lokalizacji spodziewanego chyba kontrataku “białych”. I to wciąż nie było wszystko.

Dwa widoczne wejścia do centrum były pilnowane przez dwie pary strażników. Albo stali przy nich albo kroczyli spacerkiem ale jednak niepokojąco czujnie. Tak było do tej pory. Jednak Matuzalem jakoś zdołał zlokalizować kolejnych przeciwników. Właściwie zostawało uwierzyć jego zdolnościom bo nie było ich widać nawet gdy już im nakreślił gdzie są. A mieli być w ukrytym stanowisku z ciężką bronią. Ustawione pod sufitem i panujące nad sporą ilością podejść do centralki. Nie było co myśleć o przedostaniu się bliżej centralki póki się nie zlikwidowało tego zagrożenia. Gdyby ich wykryli wystrzelali by ich jak kaczki a gdyby zaatakowali najpierw to ostrzegliby tych wewnątrz. Pancerz stanowiska o ile był tego typu na jaki wyglądał był nie do przebicia przez dyskretną broń jaką posiadali. Niemniej musieli się jakoś pozbyć tych niechcianych widzów.


Sejan posłał tam Flavię. Przez parę sekund można było ją zauważyć, jak zmienia końcówkę w pistolecie gazowym i strzela w górę. Mechanizm magnetyczny bezgłośnie zakleszczył się na styku sufitu i ścian. Potem po prostu się rozpłynęła. Tylko psykerzy zarejestrowali kształt sunący na samą górę, z miejsca podejmujący wspinaczkę w stronę stanowiska.
Było ich tam trzech. Jeden przy samym stanowisku CKLu, dwóch przepatrywaczy. Byli czujni, gotowi w każdej chwili otworzyć ogień. Śmiertelnie groźni, gdyby dać im szansę. Dostali jej ułamek, kiedy Valeria podciągała się na górę i gdyby się naprawdę porządnie przyjrzeć, wychwyciłoby się załamanie światła. Tyle, że "czerwoni" wypatrywali zagrożeń o wiele dalej. Jeden z nich nie założył hełmu, na oczach miał jedynie noktowizyjne okulary. Poczuł tylko delikatny chwyt, palce na ustach, a mikrosekundę później monoostrze wrzynające się pod kark i dewastujące rdzeń kręgowy. Jedyny dźwięk, cichutki protest umierającego wsiąkł w rękawiczki. Drugi przepatrywacz wiedziony chyba zwykłym instynktem, odwrócił się. Przynajmniej widział, co go trafiło. Nóż ze słuszną siłą przebił jego pancerz i ugrzązł w komorze sercowej. Tam przez chwilę został, bo zabójca puścił rękojeść i odwrócił się do strzelca. Żołnierz padł na kolana, drżącymi palcami dotykając rany. Chciał krzyknąć, zwrócić uwagę kompanów na górne stanowisko. Wyszedł tylko słaby, agonalny charkot. A jego oprawca już wracał, zostawiając za sobą na wpół siedzącego, dziwnie wykręconego trupa. Flavia odzyskała swój nóż, ułożyła wydającego ostatnie tchnienie żołnierza. Tak, żeby krew nie kapała z góry.
Stanowisko było czyste.


Cotant obserwował całą scenkę. Na razie ci z “wieżyczki” ich nie dostrzegli tak samo jak ci ze sterówki. Czekał ufny, że reszta zespołu wykona powierzone im zadania tak samo jak oni ufali jemu. Widział jak ten dryblas z pistoletem dobrał się do następnej ofiary. Zgadywał, że tamten coś pewnie od nich chciał. Może jakieś hasła czy kody? W każdym razie efektem tego chcenia było przystawienie lufy do boku głowy kolejnego technika. Napór narzędzia śmierci odchylił w bok głowę jeńca z białą opaską na ramieniu. Facet przestał się ruszać i chyba czekał. Cotant obserwując cel też siłą rzeczy czekał. Technik w końcu słabo ale przecząco pokręcił głową. Lufa rzygnęła ogniem przestrzeliwując czaszkę lojalnego sługi Imperatora na wylot. Kolejne ciało upadło na ziemię, znikając poza pole widzenia obserwującego z ukrycia kasrkina. Teraz tamten pistoleciarz stanął nad jakąś młodą dziewczyną w mundurze technika. Nieśpiesznie, wiedząc, że ofiara mu nie ucieknie uniósł lufę prosto w jej młodą twarz. - Imperator chroni! - szepnął cicho snajper przez zaciśnięte zęby. Serce mu się w głębi ścisnęło gdy zauważył po ruchach warg dziewczyny, że powiedziała to samo w tym samym momencie. Palec zaświerzbił go na spuście jak rzadko kiedy. Ale nie było rozkazu. Więc mimo męki biernej obserwacji czekał.

W końcu stało się coś co zwyczajowo dzieje się na całkiem sporej ilości akcji. Przynajmniej tych w których brał udział Cadiańczyk. Czyli w ciągu paru chwil wszystko dokumentnie się spierdoliło. Czy jakoś zostali odkryci, czy tamci byli jacyś nerwowi lub zareagowali na coś innego czy stał się inny typowy wojenny szlag tego nigdy się nie dowiedzieli. Ale dwaj strażnicy przy drzwiach, jeden nagle zaczął biec a drugi wymierzył broń w stronę podejrzanie zbliżoną do kierunku z którego miała nadejść grupka szturmowa i z meldunków wynikało, że jest już prawie na miejscu. W każdym razie w końcu padł upragniony rozkaz otwarcia ognia.

Strzelanie synchroniczne. Tak to się nazywało. Przynajmniej u nich w kasrkińskim 412-tym. Tamtych były dwie pary strażników i ich było dwóch snajperów. Musiało by jeden choćby nie wiadomo jak szybki i celny nie miał szans zdjąć dwóch na raz nim jeden nie zdążyłby podnieść alarmu. I teraz właśnie to robili. Kaarelowy palec wreszcie mógł wykonać pracę tych paru milimetrów i poruszyć cyngiel. Wytłumiona broń posłała pocisk który nie był żadną odległością a hełm “czerwonego” nie był żadną przeszkodą. Pocisk miał aż nadto energii by przebić hełm wraz czaszką i jej zawartością na wylot. Bezwładne ciało upadło momentalnie na ziemie nim postać zdołała dokończyć krok czy krzyknąć. Podobny efekt przyniósł wystrzał drugiego snajpera. Para nerwowych strażników nagle zaczęła być parą upadających strażników. Strzelali do “swoich” celów bo czasu we dwóch mieli aż nadto by ustalić który jest czyj. Teraz tylko wykonywali ten swój żniwiarski plan.

- Prawi zdjęci - zameldował błyskawicznie Cotant gdy tamci jeszcze upadali na ziemię. Przeniósł broń na drugą parę. Teraz gdy stoper akcji ruszył wszystko musiało się już dziać. Akcja zaczęła się i jakby się nie skończyła musiała się zacząć właśnie teraz.

- Mam lewego. - zameldował gdy w optyce ukazała się głowa “jego lewego” strażnika. Ci też musieli być zdjęci synchronicznie więc też obaj snajperzy musieli wystrzelić jednocześnie. Wyglądało na to, że ci z centralki nie zorientowali się jeszcze, że ktoś zaczął ich kosić.

- Mam lewego. - nadeszło potwierdzenie od Corteza który z pożyczoną od dowódcy snajperką operował w pobliżu zaczajonego Cotanta wykonując ich snajperski plan.

I właśnie gdy Cotant miał w celowniku kolejny cel ale nim pociągnął za spust doszedł ich alarm od Matuzalema. Nadchodzili. Więcej niż kilku. Wysiedli z windy. Za ich plecami. Zbliżali się szybko w ich stronę.

To momentalnie odmieniło ich sytuację. Wcześniej może i mogliby się jeszcze ukryć. Ale przy rozpoczętych żniwach ich obecność lub trupy musiały zostać zauważone. Od wind zaś było dość blisko i tamci raczej musieli zbliżać się do sterówki. Jeśli to byli “czerwoni” to drużyna Inwkizytora Sejana właśnie była w najlepszej drodze by znaleźć się na boisku do gry w dwa ognie.

- Lewi zdjęci. - rzekł cicho i montonnie kasrkin gdy jakby mimochodem wykonali plan strzelecki na drugiej parze strażników. Ktoś nadchodził czy nie właśnie oczyścili podejście pod sterówkę. Drużyna szturmowa miała teraz bezpośrednie podejście do otwartych drzwi centralki. I pomimo zdjęcia strażników nadal nic nie wskazywało by ktoś wewnątrz zorientował się w obecności szturmowej drużyny inkwizycyjnej inkwizytora Jethro Sejana. Bo gdyby coś zwęszyli to chyba ten z pistoletem nie przystawiałby lufy swojej broni do podbródka blondynki wykrzywiając jej od naporu stali potylicę prawie na jej łopatki.


Blackhole przemieszczał się w szyku bacznie wypatrując niebezpieczeństwa. Wraz z kilkoma innymi - Kevlarem, Mordaxem, Matuzalemem i Kaarelem tworzył grupę szturmową mającą odbić zakładników i wyeliminować wrogów. Dobrze było współpracować z kasrkinami, piromantą oraz byłym gwardzistą, mając za „zwiad” psykera z inkwizycji - nawet jeżeli jego możliwości były obecnie ograniczone, to nadal stanowił bardzo cenny fragment grupy.

-Strażnicy wyeliminowani. Wchodzimy! – tej informacji Blackhole’owi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Ruszył pośpiesznie w kierunku centrum i gdy już widział pancerne przeszklenie, zdarzyła się komplikacja. Były kasrkin nie był bynajmniej zaskoczony – całą młodość instruktorzy przygotowywali go na przykre niespodzianki, więc zawsze się ich spodziewał. Kiedy tylko usłyszeli przemieszczającą się windę natychmiast podniósł do góry zaciśniętą pięść, dał znać Kevlarowi i Mordaksowi aby zajęli pozycje do walki, a następnie wskazał na Corteza i klepnął się w hełm. Trwało to mniej niż sekundę i całe szczęście, bo więcej czasu nie mieli. Drzwi rozsunęły się z mechanicznym sykiem a po chwili lasguny plunęły śmiercią. Pierwsi przeciwnicy zginęli od strzałów w głowę z bliskiej odległości, pozostali chwycili za broń i zamarli w bezruchu kontrolowani psychiczną mocą. Kevlar i Blackhole zakończyli ich żywot posyłając w głowy kolejne wiązki lasera, następnie jak w lustrzanym odbiciu odwrócili się do siebie plecami sprawdzając obie strony korytarza, by po chwili ruszyć w kierunku centrum.


Grupa szturmowa ostatni kawałek musiała przebyć już prawie w otwartym terenie. Szanse wykrycia jak nie z wnętrza to poprzez kamery gwałtownie wzrastały. Na szczęscie jednak Turbodiesel zdawał się mieć na uwadzę takie sytuację gdy dobierał skład ich grupki i teraz mieli Morgenstern'a na taką okazję. Jego doświadczenie, wiedza i łaskawość Duchów Maszyny sprawiło, że wrodzy technicy z czerwonymi opaskami na ramieniach mimo, że wpatrywali się w przejęte monitory to nie zaalarmowali swoich mimo, że prawie na pewno szturmowcy byli już w zasięgu kamer ochrony.

Czerwoni w końcu zwęszyli, że jest coś nie tak. Ale było już za późno. Szyba nie na darmo nazywała się przeciwpancerna. Nawet snajperka czy karabinek kasrkina nie były w stanie jej ruszyć. Więc póki była ta szyba obaj snajperzy mogliby co najwyżej otworzyć ogień do tych którzy znaleźliby się poza sterówką. To z kolei czyniłoby ich dość mało użytecznymi w planowanej akcji. Ale na szczęście był Cotez ze swoją wyrzutnią rakiet. Ludzie, i ci z czerwonymi i z białymi opaskami z oczami wytrzeszczonymi w zdumieniu które momentalnie przerodziło się w przerażenie może zauważyli Corteza a może i nie. Ale na pewno zauważyli sunący ku sobie słup ognia i dymu jaki pozostawiała po sobie pędząca rakieta. Odległość jak na ten typ broni była żadną odległością wiec obserwacja rakiety była prawie zlana w jedno z eksplozją na pancernej szybie. Pomieszczeniem hali ze sterówką wstrząsnął błysk i wybuch połączony z ogłuszającym hukiem. Zwłaszcza w tymi w zamkniętym pudle sterówki musiało nieźle ogłuszyć. Wszystko wypełniał dym który wlewał się przez rozbite okno także do wnętrza centrali dowodzenia. W przeciwieństwie jednak do ludzi wewnątrz napastnicy spodziewali się tego bo przecież na tym polegał opracowany wcześniej plan. Więc w bojowych respiratorach, maskach i przygotowaną elektrooptyką ruszyli do szturmu by przejąć centrum dowodzenia. Zaś przez rozbitą szybę dzięki swoim usprawnieniom dym niezbyt przeszkadzał snajperom zaczajonym od początku podejścia pod misję. Eksplozja też jakby dała sygnał do walki bo z korytarza też doszły odgłosy gwałtownej strzelaniny.

Kaarel uśmiechnął się mściwie widząc jak w optyce pojawia się czarny hełm. Chwiał się nieco wciąż oszołomiony wybuchem. Zaraz na blacie stanowiska zwyczajowego zajmowanego przez jednego z techników pojawił się znajomy już kasrkinowi pistolet trzymany łapą z czerwoną opaską. - Imperator chroni skurwysynu. - mruknął zawzięcie Cotant i pociągnął za spust. Odrzut broni był prawie nie wyczuwalny a poprzez tłumik także prawie niesłyszalny. Ale efekt działania broni był już całkiem widoczny. Pocisk prawie zdmuchnął połowę hełmu wraz z zawartością odrzucając bezwładne już ciało gdzieś w tył, razem ze smugą posoki tryskającej z prawie urwanej głowy. To zabicie wroga przyniosło mu sporo satysfakcji ale były kolejne cele. Przeniósł optykę broni na cele w głąb pomieszczenia gdzie już dominowali ich szturmowcy ale nie zaszkodziło ich wspomóc posłaniem w niebyt jakiegoś zbyt rączego i szybko dochodzącego do siebie “czerwonego”.



Rakieta Corteza rozbiła w drobny mak szybę, powodując chaos wśród zaskoczonych przeciwników. Chris w biegu odczepił od kamizelki taktycznej granat, krzyknął “trzy, dwa...” wyrwał zawleczkę i na “jeden” wrzucił flashbanga przez wybity otwór, schylił głowę by nie zostać oślepionym, a po serii charakterystycznych huków ryknął “wejście!!!” i wraz z Kevlarem weszli metodą hakowo-krzyżową do pomieszczenia realizując procedurę zwaną klinem stormtrooperów. Blackhole poruszał się przy ścianie jednocześnie eliminując wrogów, którzy albo byli zbyt oszołomieni aby szukać zasłony, albo podnieśli się, żeby do otworzyć ogień do nieproszonych gości. Pomieszczenie wypełnił huk wystrzałów. Chris oberwał kilkoma pociskami, jeden nawet przebił pancerz na prawym boku, ale były kasrkin nie czuł bólu - w jego żyłach krążyła wysokooktanowa adrenalina.

Kevlar wszedł do centrum i ruszył w przeciwnym kierunku niż partner - poruszał się wzdłuż drugiej ściany położonej prostopadle do tej, przy której przemieszczał się Chris. Dzięki zajęciu pozycji w kształcie litery L, mogli bez przeszkód razić przeciwników biorąc ich w dwa ognie a jednocześnie nie było sytuacji, aby weszli w swoje strefy ostrzału.

Nie minęło kilka chwil a stormtrooperzy byli w przeciwległych narożnikach, a wrogowie z czerwonymi opaskami na ramionach leżeli martwi. Blackhole i Poświeć kontynuowali przemieszczanie się, aby przez nieuwagę nie został przy życiu żaden ze zdradzieckich stróżów inkwizycji. Spotkawszy się w rogu pomieszczenia, z lasgunami wciąż wycelowanymi w przestrzeń nad komputerami i systemami łączności, po chwili bacznej obserwacji jednocześnie zameldowali “czysto!”. Chris opuścił lufę broni i podszedł do zakładników. Nożem przeciął krępujące ich więzy. Młoda dziewczyna w mundurze technika z nieco posiniaczoną twarzą wstała, krzywiąc się gdy poczuła mrowienie w zdrętwiałych członkach. Jednak ta drobna niedyspozycja nie przeszkodziła jej kopnąć kilka razy truchło jednego z przeciwników z odstrzeloną połową głowy. Gdy minęła jej fala złości, podeszła do bezgłowych zwłok mężczyzny noszącego podobny strój jak ona. Biała opaska na jego ramieniu zaczęła nasiąkać krwią w której leżał denat. Po pokrytej siniakami twarzy kobiety popłynęły łzy.


- Jak się nazywasz? - zapytał Blackhole.

- Nadia Visconti. Jestem technikiem, specjalistą od łączności. -
Była to pierwsza osoba z “białych” z którą udało się porozmawiać. Nie była jedyną ocalałą ze szturmu na centrum - z podłogi mniej lub bardziej poradnie gramoliło się jeszcze dwóch mężczyzn, którzy cudem uniknęli śmierci. Rozglądali się w oszołomieniu po śmierdzącym krwią i kordytem pomieszczeniu, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście.

- Wiem, że dużo przeszliście, ale jesteście już bezpieczni. Postarajcie się w sobie zebrać i powiedzieć co tu się wydarzyło - Matuzalem zaczął rozmowę z białymi opaskami. Trupia maska na twarzy nie dodawała mu uroku osobistego, ale siła bijąca ze spokojnego głosu działała kojąco na skołatane nerwy cywili, którzy dotąd wojnę widzieli jedynie na ekranie komputera.

Blackhole dał uniesionymi kciukami znak Kaarelowi i Kevlarowi. To była dobra i skuteczna akcja. Szybka, brutalna, bazująca na wyszkoleniu, niebywałej celności z jakiej słynęli kasrkini i doskonałej taktyce odwzorowującej najlepsze standardy storm trooperów.

Chris otworzył pakiet medyczny i zatamował płytką ranę na boku, po czym obejrzał ekwipunek denatów zapamiętując z czym przyjdzie im się mierzyć w przyszłości. Znając możliwości wrogów mogli wyeliminować wiele niewiadomych z toczącej się rozgrywki.

Cotant w tym czasie razem z Cortezem filowali na pobojowisko w jakie przemieniło się w ciągu kilkunastu sekund szturmu wnętrze centralki. Tam już ich szturmani mieli sytuację opanowaną. Nad całością z góry, miała wgląd Flavia która z przejetego gniazda broni ciężkiej miała świetny wgląd na wszelakie pozycję. Dwaj snajperzy koncentrowali się na podejściach w głębi przeciwległych wejść i tuneli z których mogłoby dojśc ewentualne wsparcie dla buntowników. Bowiem od strony z której nadeszli odgłosy walki właśnie się kończyły a w przejściu ukazał się Turbodiesel wciąż ze swoim piłomieczem w dłoni z którego ściekały jakieś resztki wsparcia czy odsieczy dla renegatów. Walka na tym odcinku najwyraźniej również skończyła się pomyślnie dla sił wiernych Imperatorowi.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-07-2016, 22:44   #17
 
Cranmer's Avatar
 
Reputacja: 1 Cranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetny
Kelvar widział dużo i w niejednej walce wziął udział, to co jak na razie mieli przed sobą nie odbiegało od normy. Może tylko bardziej podniosłe miejsce i większa stawka ale nie zmienia to faktu, że zawsze zasada: ‘albo my albo oni’. Nie jego też problemem było to kim byli Ci oni, on miał ich po prostu ‘oświecić’. Kiedy ruszali wgłąb twierdzy idący w szyku obok Kelvara Mordax i Blackhole mogli usłyszeć cichy głos recytujący modlitwę:

- Imperatorze, obdarz mnie furią sprawiedliwych i siłą Twojej wściekłości. Pozwól mi stać się burzą która niszczy twych wrogów i usuwach ich sprzed Twego oblicza.


***

Punkty składowania broni są zawsze dobrze zabezpieczone, w przypadku fortecy Tricorn nie było to wyjątkiem. Broń służb porządkowych, amunicja dla ochrony, amunicja dla działek stacjonarnych wewnątrz i na zewnątrz budynku. Do tego gotowe zestawy wyposażenia dla nowo przyjmowanych szturmowców, wyposażenie ogólnodostępne dla agentów tronu... Niby nic przesadnie nie codziennego, w porównaniu do innych skrywanych w fortecy skarbów ale jednak nadal miejsce które warto zabezpieczyć chociażby po to aby uzupełnić własne zapasy amunicji na wypadek gdyby miało jej braknąć na dalszą eskapadę do wnętrza fortecy.

- Niby jasne nie jest nam potrzebne to całe munitorium, ale zauważcie, że oni biegają głównie z bronią wyciągniętą i stemplowaną na Inkwizycję. Wygląda tez na to, że nie prędko im jej braknie tak więc można by im uciąć źródełko albo dwa co nie ? Tak mnie przynajmniej uczyli.


Poświeć pełniący rolę ‘zapalniczki’ podał i odpalił kolejnego lho Inkwizytorowi Sejanowi Jethro.

- To też dlatego skoro mamy to całe munitorium po drodze możemy je przekosić w jakieś kilka minut, zabezpieczyć i zablokować wejście choćby trzeba było je zespawać albo wysadzić korytarz i zablokować. To nie tak, że tego później nie posprzątamy sir…

- Przestań pierdolić Poświeć przecież niedawno sam wam powiedziałem, że tam idziemy tylko trafiliśmy na zablokowany korytarz
- Inkwizytor wypuścił kłąb dymu - wygląda na to, że nie słuchasz mnie zbyt uważnie a to się dla Ciebie źle skończy jeśli będzie się powtarzać.

Poświeć wzruszył ramionami i wrócił do szyku nieznacznie wzruszając ramionami.


***

Matuzalem powrócił z krótkiego zwiadu informując o tym, że kilkadziesiąt metrów dalej korytarz przechodzi w niewielką halę i wejście do Munitorium, główne drzwi załadunkowe są niby zamknięte ale tym mniejszymi grupy w czerwonych opaskach wynoszą broń i materiały wybuchowe.

- Zbroją się sukinsyny - Poświeć splunąłby na ziemię gdyby nie fakt zamkniętego hełmu - Ilu ?

- Ze trzydziestu na wejściu ale większość kręci się przy skrzyniach i nie ma broni pod ręką.

- No to podejdziemy drani, ma ktoś jakieś dymne ?
- rzucił pytaniem Cortez [/i]

- Mam i pożyczę


Po raz kolejny idealnie wyposażonym człowiekiem okazał się Inkwizytor, Cortez i Mordax zgarnęli po granacie dymnym. Plan był prosty, przekraść się do korytarza, wrzucić na wejście dwa granaty i wtedy wpaść na wrogów z korytarza. Uzbrojonych wystrzelać za nim wystrzelać, nie uzbrojonych pociąć lub spacyfikować za nim sięgną po broń - najprostsze plany zawsze były najlepsze.

Ten jednak okazał się trochę gorzej wykonany, podkradający się zostali zauważeni. Za nim zdążyli rzucić własne granaty poleciały w nich takie same od strony wrogów, następnie posypała się lawina kul i smug laserowych. Gdyby nie ochronna psioniczna kopuła postawiona przez Mordaxa która spowolniła lub wręcz odbiła część kul pewnie obeszło by się na poważnych ranach a nie tylko pogniecionych pancerzach. Atakujący na szpicy zaczęli się wycofywać z chmury dymu by się przegrupować i uniknąć nie potrzebnych strat… zaskoczył ich jednak szum plecaka odrzutowego. W sumie nie tylko ich, z dymu wprost na strzelających wrogów wypadł Durran kosząc serią z multilasera. Dwie krótki serie z karabinku Matuzalema który z racji swojego psionicznego wzroku nie musiał przejmować się dymem skosiły kolejnych przeciwników. To dało pozostałym na tyle luzu aby dalej prowadzić atak.

Cotant wiedział już, że sprawa się rypła. Wiedział odkąd musiał posłać triplet i drugi w człowieka z lasgunem który już do niego celował. Jakiś uparty był bo padł dopiero po trzecim. Padł ale zajął na tyle Cadiańczyka, że nie było co szans mierzyć, że z cichym podejściem “jakoś to jeszcze będzie”. Nie było. Zaczęła się walka na całego. Obie strony wymieniały pociski, strugi laserów, plazmy i mocy psionicznych. Te szatkowały, rozrywały, wypalały i stapiały ściany, podłogi, drzwi do inkwizycyjnego arsenału. To samo robiły z żywymi uczestnikami walki. Cotant początkowo odstrzeliwał się ze swojej wysuniętej pozycji na której dopadł ich wysuniętą czujkę patrol wroga. Gdy jednak pykły granaty dymne i świat skrócił się do kilku zamglonych metrów dookoła poczuł, że bardziej się przydadzą jego umiejętności do bezpośredniego kontaktu. Ruszył więc do przodu. Reszta oddziału inkwizytora Sejana też już nieźle przeorała co nieco “czerwonych”. Kaarel kicał prędko puszczając swojego sprawdzonego wielokrotnie podczas walk na Kapitolu Taurusa i pozwalając mu opaść na uprzęży na pierś. W dłoń zaś chwycił swoje mono-ostrze które w rękach tak doświadczonego nożownika i pojedynkowca było prawdziwym narzędziem zagłady. A odległości ograniczone do kilku kroków widoczności nadawały się do takiej walki idealnie. Ledwo ktoś pojawiał się jako zamazana sylwetka w oparach dymu i już był w zasięgu noża.

Były kasrkin rozpoczął swoje testowanie zasięgu tego noża. Okazało się, że całkiem sporo było celów w tym zasięgu. Para operatorów wyrzutni PPK, sprzętu podobnego do tego jaki miał Cortez. Cadiańczyk trafił na nich akurat gdy przygotowywali ją do strzału. Wyglądali na nieco zdezorientowanych dymnym atakiem i choć rozglądali się chaotycznymi ruchami to widzieli widocznie same podejrzane cienie, sylwetki, odległe rozbłyski laserów, słyszeli strzelaninę czy cętkowane kreski lasgunów ale nie pojedynczą ludzką sylwetkę która wyłoniła się z dymu tuż przy nich. Na pierwszy ogień poszedł amunicyjny gdy Kaarelowa dłoń szarpnęła go za czoło odchylając na atak mono-ostrza gardło żołnierza. Atak był tak brutalny i szybki, że tamten zdołał tylko charknąć świszczącym oddechem rozbebeszonej krtani. Zdołało to ostrzec operatora wyrzutni ale ten zdołał tylko odwrócić się w stronę zagrożenia. Kaarel widział jego twarz wykrzywioną w grymasie panicznego strachu i zaskoczenia gdy uświadomił sobie, że właśnie zginie ale już nic więcej nie zdołał zrobić. Ostrze Kaarela zagłębiło się w jego szyi. W rozpaczliwym, śmiertelnym grymasie operator broni ciężkiej nacisnął spust i rakieta opuściła rurę wyrzutni tryskając ogniem i dymem. Kaarela nieco ogłuszył huk, nieco osmalił plecy pancerza jego dym ale poza tym rakieta poszybowała gdzieś znikając w dymie i rozbijając się niegroźnie gdzieś na suficie pomieszczenia. Po zlikwidowaniu sekcji z bronią ciężką dzięki oparom dymu Cotant odnalazł i dopadł jeszcze kilku buntowników przebywając prawie przez całą szerokość pomieszczenia i kończąc swój rzeźnicki rajd na przeciwległej flance niż wystartował. Dym zaczynał już rzednąć i znów przewaga broni zasięgowej nad białą zaczynała być co raz większa. Przyczaił się więc, znów chowając mono-ostrze do pochwy i sięgając po wyciszonego Taurusa. Wewnątrz zadymionej strefy nie mógł zorientować się dokładnie w sytuacji ale z ilości poszarpanych walkami ciał martwych i umierających oraz ciężko rannych postaci z czerwonymi opaskami na ramionach musiał uznać, że nieźle ich już przerzedzili. I oddział inkwizytora Sejana nie powiedział przecież jeszcze ostatniego słowa. *

Blackhole był ślepy jak kret. Noktowizor nie przydawał się na nic w oparach dymu - przez przetworniki można było zobaczyć tylko szarozielone kłęby i nic więcej. Korzystając z pamięci przestrzennej Chris przypomniał sobie wygląd korytarza i niemal po omacku przesunął się pod ścianę, a następnie, kryjąc się za filarami przemieszczał się w kierunku drzwi. Po drodze minął rozbebeszone ciała sekcji broni ciężkiej, którą ktoś musiał nieźle zaskoczyć. Siły porządkowe pałacu nie mogły się równać z wyszkolonymi gwardzistami. Ci pierwsi byli do ochrony przed zbyt krewkimi cywilami i nie byli szkoleni do poważnych działań bojowych. Co innego doborowy team gwardii/inkwizycji, składający się w większości z osób ukształtowanych przez wojnę, dal których walka stanowiła chleb powszedni.
Chris usłyszał przyciszone głosy w miejscu gdzie jak pamiętał powinny znajdować się drzwi. Wymierzył hellguna w tym kierunku i zapytał
- Widzicie ich?
- Nie
- padła po chwili odpowiedź. Stormtrooper natychmiast posłał w interlokutora serię laserowych smug i przemieścił się do przodu, do punktu z którego miał dobry widok na konsolę sterującą grodzią do pomieszczenia.*

‘Czerwoni’ zostali szybko zepchnięci i starali się wycofać za pancerne drzwi munitorium ale nie było im to dane. Poświeć celnymi strzałami z hellguna trzymał ich na dystans od drzwi bo każdy który się do nich zbliżył kończył w dwoma dziurami w klatce piersiowej. Kilku będących wewnątrz munitorium spryciarzy próbował dostać się do konsoli i zamknąć drzwi zostawiając towarzyszy ale na ich nieszczęście była ona usytuowana przy drzwiach co przy próbach jej użycia kończyło się otrzymaniem pocisku lub smugi lasera od jednego z czujnych szturmujących.

- Rzućcie broń przed majestatem Inkwizycji. Daję wam jedyną szansę, a doznacie łaski.

Wzmocniony Vox implantem głos Inkwizytora wezwał zdrajców do poddania się, przyniosło to zamierzony efekt. Ostatni broniący rzucili broń i wyszli zza osłon tylko po to by zginąć po celnych strzałach w głowę. Łaska szybkiej śmierci została dostarczona. W kilka kolejnych minut wejście zostało w pełni zabezpieczone, zdrajcy który jeszcze dychali poszli pod nóż. Drużyna mogła uzupełnić amunicję i granaty, a Durran przeprogramował konsole i kody wejściowe na wejściu ustalając zupełnie kombinacje aby zablokować wejście dla innych grup które będą mogły się tu pojawiać gdy oni stąd odejdą.
 

Ostatnio edytowane przez Cranmer : 03-07-2016 o 22:46. Powód: edycja wyglądu
Cranmer jest offline  
Stary 04-07-2016, 00:04   #18
 
Astrarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Astrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumnyAstrarius ma z czego być dumny
Nie spodziewali się zagrożeń w garażu serwitorów. Wedle naprędce skleconych analiz ofensywa wyprowadziła modele bojowe i włączyła się do walki. W tech-hali powinien być spokój.
Drużyna przekroczyła przejście do garażu. Całe pomieszczenie było o wiele większe, niż mogłoby się zdawać. Po obu ścianach ciągnął się karny rząd stopowych komór-sarkofagów, zwieńczony głównym terminalem sterującym. W większości otwarte, upstrzone błyskającymi na czerwono i zielono runami dostępu. Tuż nad samymi komorami znajdowały się podajniki ciężkiego sprzętu, każdy dedykowany dla modelu poniżej. Pomiędzy miejscami snu serwitorów ciągnął się korytarz, wystarczająco szeroki, żeby dwa modele mogły przejść koło siebie.
Pierwszą trójkę przywitał huraganowy ostrzał, dwie grupy pruły zza sarkofagów. Gdyby nie ostrzeżenie Matuzalema, już by były trupy. Strzelcy obstawili stanowiska. Rozpoczęła się wymiana ognia. Szybko stało się jasne, że z wyczyszczeniem garażu się zejdzie. Komory serwitorskie były wykonane z wielostopu metali, gotowych wytrzymać wiele. Ostrzał na pewno. Wojownicy Inkwizycji nie chcieli używać granatów. Nie tutaj. A przeciwnicy byli nieźle pochowani. Wycofanie się i zostawienie takiego zagrożenia za plecami nie wchodziło w grę.
Tracili czas.
Flavia przemknęła w pobliże inkwizytora. Wyjawiła swoje zamiary, po czym skoczyła na najbliższy z sarkofagów.

Słyszę was. Głęboko skrywaną w zdradzieckich mętach podświadomości niepewność. Mikrosekundę wahania przy naciśnięciu spustu.

Przechodziła górą, chwytając się podajników sprzętu, lawirując pomiędzy kablami i najróżniejszymi powykręcanymi w najróżniejszy sposób blachami. Wszystkie systemy kamuflujące włączone. Trzymała się z dala od przewidywanych torów lotu pocisków i rozprysku rykoszetów. To nie było łatwe przy jednoczesnym zachowaniu tempa i bezustannym zmienianiu pozycji, ale jakoś się udawało.

Czuję podszytą strachem wściekłość. Boli fakt, że walicie do swoich, prawda? Nie śmierdzący obcy, nie stworzone chorą wyobraźnią Najwyższych Adwersarzy mutanty. Ludzie. Słudzy Inkwizycji.

Była już bardzo blisko. Przeskoczyła nad sarkofagiem i zawisła na laserze wiertniczym.

A teraz was widzę.

Opadła gładko na ziemię. Była na flance pierwszej grupy, kryjącej się za sarkofagiem. Na chwilę przystanęła i zlokalizowała największe zagrożenie. Żołnierz z karabinem ciężkim na nóżkach.

Powinniście się bać. Powinniście wątpić. Mogli wam wypełnić łby kłamstwami, obiecać pieniądze, przywileje, dupy. To wszystko jednak nagle zdaje się prochem w starciu z nieuniknionym, zatrważającym faktem. Prawda?

Nic nie mogła poradzić, że myśli. Wola Flavii zaczęła układać słowa modlitwy, w sanktuarium jej umysłu poczęła rozbrzmiewać pieśń.
Psalm Mordu.

Jest tylko jeden Bóg. Jeden Tron ze Złota. Jeden władca, któremu służymy my. A wy? Staliście się przeszkodą, którą musimy zgnieść. Duszami, pchającymi się w śmierdzący gnój potępienia.
Żal mi was.


Valeria podkradła się do żołnierzy. Dobyła Tisiphone. Kunsztownie wykonany, choć dziwny w swojej formie, miecz energetyczny. Nie włączała wyładowań. Nie były potrzebne. Jednym sztychem rozpłatała kombinezon, pancerz, mięso i otworzyła aortę strzelca, natychmiast rozpłatała gardło kucającemu obok pomocnikowi, po czym w dwóch skokach wycofała się. Pozostali zareagowali natychmiast, kierując ogień w stronę znikającej, niewyraźnej postaci. Na parę sekund. Flavia błyskawicznie zniknęła im z pola widzenia, a oni mieli o wiele większy problem.

Może was zbawić tylko jedno. Krzyk. Ostatni, przeszywający bólem wrzask skruchy. Zniszczone ciało, które już nikomu nie zaszkodzi i pogrążony w żałości duch. Imperator was usłyszy, wyciągnie z zachłannych łap Plugawicieli i da cień szansy na odkupienie.

Flavia podkradła się do drugiej grupki. Ci żołnierze zostali ostrzeżeni, rozglądali się na boki. Pieprzyć dyskrecję. Asasynka wpadła pomiędzy nich, wymierzyła kilka błyskawicznych ciosów i w okamgnieniu uciekła. Jeden pocisk minął ją o włos, ale w końcu znalazła się za zasłoną. Atak egzekutorki zranił może dwóch, nikogo nie zabił. Wprowadził za to zamieszanie. Czerwone paski rozpierzchły się, szukały celów wszędzie dookoła. Nie mogli pozbierać do kupy przez kilka sekund.
Podopieczni Sejana byli zbyt dobrzy, żeby z tego nie skorzystać. Dorzynali już pierwszą grupę, która bez głównej siły ognia padła szybko. Cotant i Blaine namierzyli kolejne cele, rozbrzmiały wystrzały. Chwilę potem było po wszystkim.

Flavia uciszyła szalejącą jej umyśle pieśń. Oczyściła broń z posoki, wzięła głęboki wdech.

Życie jest więzieniem. Śmierć to uwolnienie. Gloria in Thronus Deo.

Była gotowa iść dalej.
 

Ostatnio edytowane przez Astrarius : 04-07-2016 o 00:07.
Astrarius jest offline  
Stary 04-07-2016, 01:14   #19
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

NIE WSZYSCY ŻOŁNIERZE
WALCZĄ NA FRONCIE


Nikt go nie zapytał, czy jest pewny, że sobie poradzi. Że nie potrzebuje wspracia czy ochrony. Zadeklarował to raz i potraktowano to poważnie, a ludzie byli potrzebni poziom wyżej. Gdzie snajperzy zajęli już pozycje i zaraz miała rozpocząć się akcja odbicia jeńców.

Towarzysze pobiegli do wind, a on został tutaj. Miał swoją rolę do wykonania.
Podszedł do ściacy i wyrwał spory płąt stali ją tworzący. Jego oczom ukazały się wiązki przewodów i kabli. Naczynia drogi duchów maszyn. Morgenstern miał dokonać właśnie kolejnego bluźnierstwa przeciw Omnissiahowi. Hereteckie wejścia. Projektu jednej takiej malatek, którą kiedyś spotkał i spędził trochę czasu. Sam je ulepszył. Podłączył dwa przewodu MIU do “klipsów”, które zacisnął na odpowiednim kablu. Ostrza się w niego wbiły i od teraz wszelkie rozmowy duchów maszyn przepływały przez niego. Miał nad nimi władzę. Łatwo wychwycił obraz kamer i zapętlił go, nie pozwalając strażnikom dostrzec zbliżających się towarzyszy. Tylko został tu uziemiony, bo był konieczny do przesyłu danych.

Ciche syki wydobywały się z jego wbudowanych vox-kasterów gdy wydawał polecenia swemu cherubowi w binarnym kancie. To była znacznie szybsza metoda.
Przykucnąłby kiedyś, ale odkąd miał stalowe nogi ten gest był bezzasany, choć czasem odzywał się stary odruch. Czekał, ze swoją eM40ką i wsłuchiwał się w rzadkie rozmowy jakie się odbywały. Zbierał strzępki danych starając się je ułożyć, jak układankę, w sensowną całość, ale to była mozolna robota nie mając dostępu do porządnego terminala.
Duchy maszyn nie były łaskawe i niechętnie się dzieliły wiedzą jeśli nie traktować ich tak jakby chciały, a tym sposobem podsłuchiwania ich wybitnie gardziły.

Jednak dał radę. Podczas gdy stróże oglądali zapętlony obraz na swoich ekranach, Morgenstern widział co się działo. Jednocześnie wciąż szukał skrawków informacji a cherub obserwował korytarz czy czysto.


Opuszczali munitorum. Składy amunicji i broni były teraz ich.
Dorran opatrzył rany i zajął się kodami. Rozpisał każdy na kilkadziesiąt znaków i kazał zapamiętać je duchom maszyn żyjącym w jego implantach. Złamanie ich było niemożliwe. Trzeba było je obejść. A na tych co by próbowali zostawił killka przykrych niespodzianek. hereteckich duchów maszyn, które swą zawiścią i zawziętością były gotowe przepalać systemy i chciwością odcinać dostęp jeśli nie ułagodzić ich odpowiednio, a to wymagało wielkiej znajomości rytuałów maszyn. Do tego, na wyjściu, wyrwał ze ściany konsole otwierające, wraz ze sporym kawałem samej ściany. Teraz dostanie się do niej wymagało by na prawdę wielkich umiejętności (choćby ulubionej przez Dorrana hereteckiej techniki tworzenia improwizowanych wejść MIU), więc, summa sumarum, ostatnią metodą dostania się do składów amunicji pozostanie zdrajcom wysłanie do pracy uzdolnionego kapłana maszyn, który by zamontował nową konsolę, bądź przespawać się przez grube adamantowe drzwi. Nawet meltaprzecinakiem zajęłoby to wiele godzin i pochłonęło wiele kanistrów… które były właśnie za grodzią. Gdyby, z kolei, chcieli się przebić bezpośrednio przez przylegające ściany, to zostawił im miny do nich przyczepione. A natomiast na techkapłana czekało właśnie kilka pułapek. Morgenstern był dobrej myśli i spodziewał się conajmniej dwóch kapłanów maszyn ze spalonymi obwodami, a może nawet zniszczoną (bądź choćby nadruszoną) potentia coilą.


Morgenstern podłączył się do konsoli i szybko złamał kody. Gródź stanęła otworem.
- Majestatem Inkwizycji rozkazuję wam się poddać! Tricorn wraca w prawowite ręce!
Generatorium było wielką salą, ale było w niej tylko kilku ludzi. Dwóch z nich rzuciło się do ucieczki, widząc swoją szanę w bliskości drugiego wyjścia. Nie zdążyli dobiec, bo już trzy sekundy później Durran wylądował na plecach tego z przodu, praktycznie rozsmarowując go na stalowej podłodze swymi stalowymi nogami. Żył jeszcze kilka chwil, ale zgruchotany kręgosłup i cała klatka piersiowa nie pozwoliły mu nawet odkaszlnąć krwi zbierającej się w płucach. Morgan półobrotowo zdzielił drugiego wierzchem dezaktywowanej rękawicy wspomaganej. Nie zamierzał go zabijać, a tylko miotnąć nim w dół schodów.
- ZŁA DECYZJA.

* * *

Chwilę potem generatorium było zabezpieczone.
Durran wreszcie dorwał się do nie-odciętego terminala, a przesłuchujący miał żywe obiekty do przesłuchań. Nikt nie spodziewał się dowiedzieć wiele od prostych techników, ale cóż… nie można było przepuścić okazji...
 
Arvelus jest offline  
Stary 04-07-2016, 09:27   #20
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
- Generatory plazmy dostarczają energii dla całego piętra. Nie mają dalszego zasięgu, ponieważ na tym poziomie ulokowane zostało centrum łączności, które wymaga oddzielnego źródła prądu – tłumaczyła Nadia Visconti, wskazując miejsca na hologramie przedstawiającym pomniejszony układ pomieszczeń.
- Czyli jak się do nich dostaniemy, mamy kontrolę nad grodziami na tym piętrze, a także możemy za pomocą klikania głównym włącznikiem prądu nadać coś alfabetem Morse’a do kogokolwiek kto obserwuje pałac. A Zakon na pewno to robi.
- Nie wspomniałam, ale pomieszczenie z generatorami jest doskonale strzeżone przez wieżyczki i konstrukty bojowe.
- Żaden wielki budynek nie jest bezpieczny w 100%, bo trzeba wykazać się elastycznością w kontaktach z wizytatorami, zarządcami, serwisantami i tak dalej. Trzeba wykorzystać tą elastyczność aby wejść do środka i…
- Nie zrozumieliśmy się. To pomieszczenie nie jest chronione. Ono jest ufortyfikowane. Wszędzie zabezpieczenia.
- Kamery?
- Na każdym zakręcie. Czujniki na każdym korytarzu.
- Czyli jak aktywujemy je wszystkie, to powstanie chaos, który chwilowo zmyli maszyny. To będzie nasza szansa przeprowadzenia uderzenia rapid dominancie.
- O ile uda wam się dotrzeć do środka, będziecie w miarę bezpieczni. Strażnicy ani wieżyczki nie będą prowadziły ostrzału, jeżeli będzie niebezpieczeństwo trafienia w generatory plazmowe.
- O ile nam się uda?
- Strażnicy to jedno. Ostatni korytarz do waszego celu to strefa śmierci. Pusta, otwarta przestrzeń strzeżona przez automatyczne stubbery i wyrzutnie krakiet. Pięćdziesiąt metrów bez osłony… dacie radę?
- Kto może się tam dostać?
- Serwitory naprawcze
- wtrącił Morgenstern - I mamy takiego na stanie. Wystarczy wymontować płytę z runami identyfikacyjnymi i zastosować ją do oszukania czujników.
- Czy masz mapy stanowisk konstruktów bojowych oraz widok korytarzy z zaznaczonymi kamerami?
- zapytał dowódca.
- Zaraz wyświetlę - odpowiedziała Nadia i nacisnęła kilka run na panelu kontrolnym. Team zaczął analizować przyszłą arenę działań, wybierając lokacje, w których można było wprowadzić najwięcej chaosu bez ryzyka strat własnych. Kilka granatów z niedawno odbitego składu aby zwabić maszyny, kilka strzałów w kamery i czujniki, następnie ucieczka. To samo powtarza inna sekcja z drugiej strony sektora,w którym były generatory. I kolejna, i jeszcze jedna a następnie Morgenstern podchodzi do wieżyczek i wyrzutni, uszkadza ich systemy i daje możliwość wejścia do środka. W teorii proste. W praktyce… cóż, bóg wojny jest wrednym sukinsynem i nigdy nie należy mu ufać, bo zawsze coś może się spieprzyć.


W korytarzu huknął kolejny granat aktywując systemy obronne. Chris ze zdobycznego lasguna zestrzelił kamery i uszkodził czujniki. Wraz z Valerią zaczęli się wycofywać, aby powtórzyć to samo w innym miejscu. W końcu duchy maszyny zaczną głupieć. Mimo że potężne, konstrukty nie potrafiły działać elastycznie, płynnie dostosowywać się do sytuacji taktycznej. Gdy tylko dostawały raport o naruszeniu bezpieczeństwa ich pierwsze trzy czynności były zawsze takie same - aktywować systemy, dotrzeć najkrótszą drogą na miejsce, zlikwidować zagrożenie. Proste algorytmy świetnie sprawdzały się na konwencjonalnych przeciwników. Tym razem było to jednak za mało.

Chris usłyszał kolejne odgłosy wybuchów w innych sekcjach piętra. Podzielony na pary pluton działał bardzo efektywnie, wielkimi krokami zbliżając się do finału. I wtedy…
- Mamy towarzystwo – powiedziała Flavia, z którą Blackhole tworzył parę.
- Maszyny? Nie powinno ich tu być.
- Nie, regularna straż z czerwonymi opaskami. Naliczyłam dziesięciu, idą ku nam żabimi skokami – odpowiedziała kobieta obserwując przemieszczenia wrogów ze swego miejsca obserwacyjnego.
Przewaga liczebna była po stronie przeciwnika, natomiast zaskoczenie, agresja i siła ognia po stronie wysłanników inkwizycji. W korytarzu eksplodowały granaty, Niemal niewidoczna Flavia zajęła się walką wręcz a Chris strzałami w głowę eliminował każdego, kto tylko wpadł na pomysł wycelować w nią karabin. W kilka chwil było po wszystkim
Wciąż trzymając broń w gotowości Blackhole podszedł do miejsca w którym stała Valeria. Mógł ją dojrzeć jedynie dlatego, że wyłączyła kamuflaż. Stormtrooper także dysponował wbudowanym w pancerz maskowaniem, jednak nie mogło się równać ze sprzętem jakim dysponowała świątynia Vindicare. Idąc po zbroczonej krwią podłodze Chris odwrócił stopą leżącego na brzuchu strażnika z insygniami sierżanta. Był martwy. Tak samo jak i kapral. Blackhole myślał jakie możliwości mogłoby przynieść przesłuchanie dysponującego cennymi informacjami wroga – mogliby dowiedzieć się wiele więcej niż od kilku techników, których uratowali w centrum łączności. Trzeba było tylko znaleźć jakiegoś nieprzytomnego przeciwnika i go opatrzyć.
- Żyje któryś? – zapytał Flavii.
- Próbujesz mnie obrazić?
No tak, zabójcy z Vindicare nie byli szkoleni w procedurach łapania i transportowania High Value Targets, raczej koncentrowali się na Znajdź i Zlikwiduj.
- Flavia, dowodzący mogą być źródłem przydatnych informacji, więc jak następnym razem któregoś spotkamy, to postaraj się, żeby był w jednym kawałku.
- Może chociaż w trzech?



Wymiana ognia trwała już jakiś czas. Do konstruktów ochrony dołączyły regularne oddziały i prowadząc nieprzerwany ogień zaporowy spychali sekcje drużyny inkwizycji na zewnątrz sektora, jak najdalej od cennego generatorium. Dokładnie tak, jak było w planie. Im mniej zamieszania w strefie śmierci, tym prostsze będzie zadanie Morgensterna, który miał dostać się do środka i obłaskawić tamtejsze duchy maszyn.

Wymiana ognia trwała już jakiś czas. Do konstruktów ochrony dołączyły regularne oddziały i prowadząc nieprzerwany ogień zaporowy spychali sekcje drużyny inkwizycji na zewnątrz sektora, jak najdalej od cennego generatorium. Dokładnie tak, jak było w planie. Im mniej zamieszania w strefie śmierci, tym prostsze będzie zadanie Morgensterna, który miał dostać się do środka i obłaskawić tamtejsze duchy maszyn. Chris rzucił kolejny granat, który rozerwał na strzępy nierozważnych strażników a następnie poprawił z hellguna wypalając otwory w czaszkach dwóch następnych.
- Odrywamy się od przeciwnika! – zakomunikowała Flavia. Blackhole cisnął w korytarz granat dymny i zainstalował w otwartym przejściu minę przeciwpiechotną – niespodziankę dla nierozważnych. Zaraz potem dołączył do zabójczyni. Według planu mieli się spotkać w punkcje zbornym a następnie uderzyć razem na generatorium jak tylko zgaśnie światło na całym piętrze, aby zająć na chwilę przeciwnika oraz dać Morgensternowi czas na zabawę w środku i w miarę bezpieczne opuszczenie pomieszczenia. Niestety, nie mieli czasu ani środków aby okopać się w generatorium na dłużej i tylko tam walczyć. Przybyli tu na rekonesans i wojnę partyzancką, nie na siedzenie w prowizorycznych fortyfikacjach i pilnowanie jednego perymetru.

Biegli korytarzem na miejsce zbiórki, gdy za nimi huknęła mina wysyłając tysiące kulek szatkujących przeciwnika. „Niespodzianka, sukinsyny!” – mruknął Chris. Po kilku minutach truchtu spotkali się z innymi w czytelni biblioteki. Miejsce było przestronne ale ze strategicznego punktu widzenia nie przedstawiało wielkiej wartości, więc nikt się nie obawiał niespodziewanej akcji wroga ani żadnego z pozostałych przy życiu cywilów, którzy chcieliby w okresie działań wojennych przejrzeć któryś z kodeksów.

Zgasły światła, pogrążając sektor w całkowitej ciemności. Nie działały nawet błyskające do tej pory zielone diody informujące o aktywności systemów bezpieczeństwa. Blackhole przestawił na hellgunie pointer, czyli wskaźnik IR, wyznaczający punkt celowania na tryb Illuminator, czyli podświetlacz laserowy IR, który działał trochę jak latarka, oświetlając duży obszar. Dawał wystarczająco dużo światła, aby umożliwić działanie noktowizora, który nie pracował w kompletnych ciemnościach.
Pluton ruszył w kierunku przeciwników, aby zaatakować z zaskoczenia i kolejny raz zasiać zamęt i dezorientację w ich szeregach.

Atakowali granatami w ciasnych korytarzach, urządzali pułapki przy grodziach, ostrzeliwali przeciwnika z galeryjek podczas pozorowanego odwrotu, cały czas nie wdając się w walną konfrontację ani nie dając się złapać w wyniszczającą wojnę pozycyjną. Dzięki znajomości sieci korytarzy głównych oraz technicznych mogli poruszać się szybko bez ryzyka, że zostaną otoczeni przez przeważające siły. Chris zmienił kolejny magazynek w hellgunie i puścił krótką serię w rękę przeciwnika, który miał zamiar rzucić granatem. Odziany w czarny płaszcz mężczyzna patrzył w osłupieniu na posikujący krwią kikut, nie mogąc zrozumieć co się stało. Kilka sekund później eksplozja wyrzuciła jego ciało w powietrze i uderzyła o ścianę, zamieniając korpus w krwawą miazgę. W chaosie walki dobiegł do Balckhole'a głos Matuzalema:
- Wycofujemy się! Morgenstern jest już bezpieczny!
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 06-07-2016 o 23:55.
Azrael1022 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172