Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-10-2016, 17:10   #21
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Teraz, przy aktywnych mocnych filtrach AR, sąsiedztwo wyglądało zupełnie inaczej. Wciąż gdzieniegdzie pojawiały się reklamy, których nie wychwyciło oprogramowanie, ale przynajmniej można było bez problemu odróżnić świat cyfrowy od rzeczywistego.


Niedaleko przejeżdżał właśnie tramwaj trąbiąc na przechodniów szwendających się po zatopionej w szarości uliczce. Wyszukiwanie sklepów w okolicy spełzło na niczym. Lokalizacja na mapie była bezskuteczna, a jedyny logiczny wniosek jaki się nasuwał to taki, że mieszkańcy z reguły wiedzieli co jest w ich sąsiedztwie. Turyści zaś rzadko kiedy tu zaglądali. Można było sobie to uświadomić po spojrzeniach posyłanych w kierunku Opal i Erica przez okolicznych przechodniów. Na szczęście wśród reklam rozwieszonych nad głowami znalazł się również szyld promujący sklep z ciuchami. Szybka wizyta na dziesiątym piętrze betonowego bloku pozwoliła zaopatrzyć się w zestaw nowych ubrań za jedyne pięćdziesiąt kredytów… łącznie.
Smith w nowym stroju czuł się… dziwnie. Jakby był goły. Ale z pewnością nie wyglądał jak zazwyczaj.
Tani sztuczny materiał o wyraźnym splocie, kolor dobrany pod ultrafioletowe światło. Smith nie chciał nawet zgadywać co się wtedy pojawiało na ubraniu.


Zważywszy że część jego powierzchni była już z góry wynajęta pod reklamy elektroniczne. Ale dzięki temu był tańszy i kiczowaty… i pasujący do tutejszej mody panującej wśród pozbawionych gustu podtatusiałych morphów.
Strój był ciasny w nieoczekiwanych miejscach i luźny w innych. Eric musiałby się do niego przyzwyczaić. Po zakupach, będąc już w nowym image spytał Opal.-Jakieś jeszcze masz plany, czy też możemy porozmawiać gdzieś w ustronnym miejscu?-
- Szukam pewnego blaszaka z dość konkretnej restauracji. Jest świadkiem. Potrzebuję jego zeznań. Do tego o 21 chcę się spotkać z hakerem, który może będzie mógł rozpracować tego wirusa. Nie mamy za wiele czasu. O co chodzi? - Opal non stop poprawiała rękawy kolorowej, materiałowej bluzy. Nie przestawała nosić okularów i kaptura na głowie. Na biodrach wisiały jej szare luźnawe dresy i do tego trampki.
- Nasza sytuacja jest nieciekawa. Na mnie znowu ktoś poluje, a na ciebie urządzono nagonkę. Chciałbym poprzez twoje konto skontatkować z moim człekokształtnym w firmie. Prawnikiem. Rzuci być może nieco światła na naszą sytuację.- stwierdził Smith zamyślony.- Poza tym rzucono mi wabik. Theo Winshaub. Kojarzysz kogoś takiego ?-
- Nie. Jak to ZNOWU poluje? - Opal spojrzała nagle na Erica. - E, w sumie co ja się dziwię… Ja się nie boję tej nagonki. Poradzę sobie z tym i dotrę do prawdy. Może nie opublikuje, ale dotrę.
- Zajmuję się brudnymi sprawami panno Blackwater. Sprawami trudnymi i niebezpiecznymi… czasem sam, czasem poprzez podwładnych. Ewentualne próby zamachów są wliczone w ryzyko zawodowe.- uprzejmie wyjaśnił Eric.
Opal ściągnęła usta w dziubek wyraźnie spoglądając na Billa, który pełzł obok nich.
Bill odwzajemnił spojrzenie i podniósł dwie macki ku górze.
- Nie ma zgłoszenia, nie ma zdarzenia. Ja umywam macki od tych brudnych spraw dziewczyno.
- Tylko upewniam się, że że Pan Smith nie wprowadza się przez swoje nierozsądnie rzucone słowa w kłopoty - kobieta wzruszyła ramionami rozkładając ręce na boki.
[Katon] Ericu. Ostatni napastnik nie wpasowuje się w profil psychologiczny przedostatniego napastnika. Nie otrzymałeś po ataku żadnych listów z pogróżkami. Arachnoid był zaś zaskakująco cichy i działał w sposób profesjonalny.
Smith nie wydawał się przejęty specjalnie tym faktem. Zagrożenie było zagrożeniem, bez względu na to skąd pochodziło.
- Niewątpliwie komuś zależy na tym, by śledztwo w sprawie morderstwa Marka się zakończyło. Stąd napaść na mnie i sfabrykowane historie o tobie. Komuś zależy na tym, by dać nam zajęcie odciągające naszą uwagę od śledztwa.- skomentował Smith pocierając podbródek kciukiem.- Powinniśmy ustalić jaka jest nasza sytuacja u pracodawców. Na ile jesteśmy tam spaleni.-
- Ja tam nie mam czego ustalać. Jestem “zawieszona w obowiązkach”. Śledztwa jednak nie zamierzam przerwać. Bill a ty znasz tego kolesia o którym gada Smith?[ - Opal wyraźnie starała się nieco bardziej naśladować slang. Powoli i ostrożnie wprowadzając do mowy słowa sprawdzone przez muzę w słownikach meshowych.
Detektyw milczał przez chwilę zanim odpowiedział.
- Theo Winshaub. Jest w kartotekach. Ma zwolnienie warunkowe po odsiadce za handel nielegalnym narkosoftem. Teraz pracuje jako technik w… IndigoCloud. Z tego co widzę nie ma fizycznego meldunku… mam sumę kontrolną jego wirtualnej przestrzeni w meshu oraz kontakt. Jest infomorfem więc spotkanie w cztery oczy to tylko w simulspace’ie.
-Czy wiesz z jakiej korporacji korzystał Mark w celu hostowania książki?- zapytała niemal natychmiastowo Opal, a Smith potwierdził to krótko.-Wiem… właśnie z IndigoCloud.-
W tej samej chwili Eric otrzymał wiadomość od prawnika, który mu pomagał. Była zaskakująco lakoniczna jak na jego gadane.
“Nie rozmawialiśmy. Nie pomagałem ci Smithy-boy. Usuń tą wiadomość i naszą korespondencję.”
Zimny pot przeszedł po kręgosłupie Erica. Sytuacja była parszywa. Rzeczywiście, tym razem wdepnął głęboko skoro Omni-Fict. odcięła się od niego. Opal musiała zauważyć ten zwierzęcy strach mimo samokontroli mężczyzny. Dopiero kilka oddechów pozwoliło Ericowi odzyskać spokój. Spojrzał na dziewczynę wiedząc, że się myliła. Nie była zawieszona w obowiązkach, prawdopodobnie nie miała już pracodawcy. Spalili za sobą mosty nawet nie wiedząc o tym.
Smith kazał Katonowi przelać swoje zasoby na ukryte konto i zwrócił się do Opal.- - Opierając się o zdobyte informacji, których wiarygodności nie mogę niestety potwierdzić… Mark był tylko podrzędną figurą w tej grze, a sprawa mniej dotyczy samej lektury a bardziej obecnych problemów z meshem.- rzekł w końcu mężczyzna. - A ten Theo może rozjaśnić całą sytuację jeśli zadamy mu odpowiednie pytania.
Opal pokiwała głową zastanawiając się. Nie skomentowała jeszcze nagłej zmiany w zachowaniu mężczyzny. Musiała przemyśleć co powinni zrobić i za czym podążyć. Złapanie kontaktu z infomorfem nie powinno być specjalnie trudne. Niby
można by teraz się do tego zabrać, ale Opal nie potrafiła porzucić tropu jakim był pracownik restauracji.
- Nie daj z siebie zrobić zwierzyny Smith. Ale w razie czego nie będę cię oskarżać jak postanowisz się wycofać. Jeszcze nie jest za późno - powiedziała nieco ciszej.
- Jak zostajesz, to proponuję sprawdzić najszybciej jak się da tego syntha, a potem dogadać się z Theo. Na koniec spotkanie z Shiru.
- W zasadzie to już jest za późno.- odparł zaskakująco spokojnie Smith.- Mamy tylko jedną drogę, brnąć do przodu i zyskać informacje, które znów dadzą nam pole manewru.
- Słusznie - Odparła Opal uśmiechając się. Może nigdy nie była w, aż takich problemach, ale wciąż wierzyła, że mogła z tego wyciągnąć coś większego. Odrzucała na razie najgorsze. Tylko dzięki temu w ogóle nie załamała się. Nie była tego jednak do końca świadoma.
- Nie traćmy czasu.
- Zgoda.- stwierdził Eric nawet się lekko uśmiechając. -To ruszajmy.
Po drodze planując wpaść do jakiegoś sklepu z bronią, by uzupełnić zapasy o dwa magazynki zwykłych naboi i dwa z amunicją penetrującą pancerz.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 06-10-2016, 00:15   #22
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Akt III

Cytat:
“To już trzeci potwierdzony atak terrorystyczny w przeciągu ostatniej godziny. Tym razem celem stał się VLN Square. Policja zarejestrowała sześćdziedziesiąt siedem ofiar, w tym dwa potwierdzone zgony. Bomba wybuchła…”
Cytat:
“Wciąż nie wiadomo kto jest zamachowcem. Do ataku przyznają się trzy różne ugrupowania…”
Cytat:
“...Barsomianie maszerują ulicami Małego Szanghaju kierując się na stację… mniejsze protesty zostały odnotowane również w pozostałych kopułach. Policja ostrzega przed wychodzeniem z domów.”
Cytat:
“Agencja Nadzoru uruchomiła scenariusze awaryjne. Ustawiane są blokady, a do protestujących wekspediowano negocjatorów…”
Cytat:
“Nie przewidujemy dużego zagrożenia od strony barsomian. Jesteśmy przekonani że ustalimy wspólną płaszczyznę porozumienia”
Cytat:
“Nie powstrzymacie nas. Jesteśmy głosem Marsa. Jesteśmy jego pięścią. Jesteśmy jego wolą.”
Zaczęło się ściemniać gdy nad budynki Szanghaju uniosły się słupy kolorowych, gęstych dymów osnuwając i rozmywając kontury miasta. W przeciągu kilkunastu minut ruch powietrzny w okolicy ustał. Nie sposób było manewrować pojazdami nie ryzykując wypadku. Dukty naziemne zostały zablokowane. Głównymi ulicami miast maszerowali ludzie - Mieszkańcy kopuły, ale nie tylko. Wśród morfów, prócz synthów i podów można było ujrzeć czerwonoskórych rusterów przystosowanych do życia poza kopułami w ciężkim środowisku Marsa. Zamaskowani chustami skrywającymi twarze pozostawali anonimowymi jednostkami w tłumie wiedzionym przez wspólną ideę.

Nad ich głowami powiewały flagi planety w barwach ustalonych jeszcze przed Upadkiem. W rękach trzymali na szybko sklecone holotablice, transparenty i zwykłe plastikowe płyty z naspreyowanymi napisami. Prócz tego na ramionach połyskiwały lufy karabinów, przy pasach puszki z gazem, a w koszykach butelki ze szmatami gotowymi do podpalenia.



“Precz z korpoagenturą!”

“Korpo zdycha, człowiek oddycha”

“Korpozabójcy Marka!”

“Zabiliście niewinnego obywatela”

Hasła były powtarzane głosem z wielu gardeł, mimo gryzącego podniebienie powietrza. Przysadki meshowe były zalewane propagandowymi broszurami. W ciężkim dymie, w którym maszerowali protestujący, ciężko było ocenić skalę wydarzenia i liczebność barsomian oraz ich sympatyków.

W meshu było mnóstwo relacji. Jako pierwsze pojawiły się media niezależne szturmując nielegalnymi kanałami. Przedstawiały nagrania z dronów pokazujące rozmach protestu popartego nieoficjalnie atakami terrorystycznymi na NVL Square, Nytrondheim Main Theater oraz Valles City Square. Widząc że sprawy nie można zignorować, głos podniosły również stacje należące do Experii. Uspokajały obywateli minimalizując powagę sytuacji. Jednakże spacer po meshu klarował sytuację. Video relacje pokazywały ustawianie policyjnych barykad, które miały okiełznać napór manifestujących we wszystkich kopułach. Siły porządkowe pod kierownictwem Nadzoru zaczęły formować odpowiedź również w Małym Szanghaju. Lawina wydarzeń trwała ledwie niecałą godzinę, ale nabierała niebezpiecznego rozmachu.

Pozyskany przez Billa adres Jacoba Orestesa wskazywał na zachodnią stronę Małego Szanghaju. Aby do niego dotrzeć z zaułka w którym swoje lokum miał fixer oraz sklep z odzieżą z odzysku, należało przedostać się przez ćwierć kopuły. Pozostawiony kilka kilometrów wcześniej radiowóz był bezużyteczny w obecnej sytuacji. Jedyna drogi prowadziły przez maszerujące zadymionymi, głównymi ulicami kolumny protestujących.
 
Jaracz jest offline  
Stary 20-10-2016, 15:12   #23
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Opal chwilę patrzyła na pochód. Zastanawiała się czy jest sens pakować się w ten tłum tylko po to aby poszukać syntha. Infomorf mógł mieć ważniejsze informacje… należało to jakoś rozwiązać. Pozostawały jednak też pewne obowiązki. Opal odpaliła GNATA. Kamera poleciała nad nią kierowała jego ruchami, a nagranie live leciało na jej vloga.
-[i] Nie pierwsza, ale na miejscu, Opal Blackwater wprost z Małego Sgamghaju gdzie przetacza się właśnie manifestacja. Napięcie po morderstwie Marka Klytemenesa sięgnęło właśnie zenitu. Gniew jest kierowany wobec hiperkorporacji, które Mark nie raz krytykował w swoich książkach. Czy słusznie? Czy może Barsomianie korzystają z okazji do wszczęcia rewolucji? Tego jeszcze nie wiem. Ale wkrótce się dowiem. Stay tunned.[/]
Przez całą wypowiedź kamera śledziła tłum latając wzdłóż jego krawędzi. Tak Opal chciała tam wejść i przejdzie. Nie pokazała swojej twarzy więc może jej nie rozpoznają w tym tłumie. Możliwie, że nie śledzili teraz aktywnie meshu. Zaczynając krzyczeć podobne maksymy Opal zatopiła się w tłum.
Rozumiał powody działania panny Blackwater, rozumiał ale uważał za błąd takie narażanie się. Uznał że zaraz po tym reportażu powinni stąd zniknąć jak najszybciej. Dlatego zwrócił się do Billa.- Możesz nas podwieźć bliżej, jako twoich… aresztantów, by nie wzbudzać podejrzeń?
Bill pokręcił głową wskazując macką w górę. Nad manifestacją unosił się gęsty, różnokolorowy dym.
- Nie zaryzykuję latania w takim smogu - odpowiedział. - Jeden fałszywy ruch przy lądowaniu i rozbijemy się o jakiś budynek. Możemy co najwyżej przeczekać… mam jednak głupie wrażenie, że ta manifestacja na naszej drodze, to nie przypadek - z sykiem zaciągnął się papierosem. - Ktoś nam definitywnie utrudnia śledztwo.
Podczas rozmowy Opal zniknęła im z oczu zagłębiając się w tłum. Można jednak było odgadnąć jej pozycję po jej unoszącym się ponad tłumem robotem. Uwagę Erica zwróciło również co innego. Poza jej robotem nad manifestacją unosiło się kilka innych latających w te i nazad. Jednak cztery ewidentnie śledziły ruch Opal. Kolejne trzy obserwowały negocjatora oraz detektywa…
[Katon] Wiadomość od łowcy Ericu…

Od: fkkshhte48293ssd@proxy.vns
“Ta laska to gorący towar. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego. W załączniku to co znalazłem. Resztę kasy zachowaj. Zaszalej zanim cię wyśle na tamten świat. Bon Voyage!”

Załącznik zawierał chude archiwum, w którym kryło się kilka zdjęć przedstawiających Izabellę, sąsiadkę Marka. Na żadnym z nich, jej sylwetka nie była ostra, ale pozostawała rozpoznawalna dla kogoś kto ją spotkał. Na zdjęciach była uzbrojona, a daty z których pochodził materiał idealnie pasował do fragmentów archiwalnych reportaży, które również były załączone do wiadomości. Krótka analiza całości pozwalała stwierdzić, że Izabella była obecna przy zamachach terrorystycznych na obiekty hiperkorporacyjne, oraz przy kilku ważnych morderstwach, w przeciągu ostatnich czterdziestu lat. Zawsze sygnowała swoje działania imieniem Hermes, które Mr Smith kojarzył z półświatka. Imię to należało do nie funkcjonującego od dwóch lat na rynku zabójcy na zlecenie. Skutecznego i przez to rozpoznawalnego, ale również drogiego.

Tymczasem Opal kręciła swój materiał przeciskając się przez tłum. Manifestujący raczej nie zwracali na nią uwagi, ani nie zachowywali się wobec niej agresywnie. Niektórzy rozpoznając w niej dziennikarkę, wręcz wykrzykiwali do niej, lub do kamery rewolucyjne hasła. Dlatego też Opal nie była specjalnie zdziwiona, gdy w tłoku, ktoś nagle wcisnął jej w rękę holotablicę z hasłem “Korporacje muszą upaść”, a drugą podniósł, by wrzeszczeć przez chustę zakrywającą czerwoną szczękę, to co było wyświetlone na transparencie. Zanim dziennikarka zdążyła zareagować, jej wyostrzone zmysły wychwyciły błysk soczewek. Kilka GNATów ją kamerowało. Gdy się wyrwała z uścisku rustera, dostrzegła jak kilkanaście metrów od niej, w prześwicie pomiędzy mijającymi się morfami stała Ashley, która przyglądała się swojej rywalce z dzikim uśmiechem.

[Kelpie] Jest źle Opal…

Muza rzuciła na wizję AR reportaż na żywo, w którym Opal widziała samą siebie. Miała podniesione ręce, a w jednej z nich trzymała holotablicę z barsomiańskim hasłem. Podpis pod obrazem nie pozostawał wiele wątpliwości - Słynna dziennikarka, Opal Blackwater dołącza do manifestacji anty-korporacyjnej.
Kolejne zrzuty podsuwane przez muzę pokazywały wrzawę jaka się podniosła w meshu na portalach społecznościowych.

W oczach Opal na moment zaświeciła niebezpieczna nuta. Złość jednak szybko przeszła. Zamiast tego zalało ją zmęczenie. Wychodząc z tłumu Blackwater odrzuciła tablicę kierując Gnata za sobą. Z góry łapał jak podchodzi spokojnie do Ashley. Krok dziennikarki nie był spieszny, był nawet w pewien sposób zmęczony tak samo jak jej twarz.
- Wygrałaś Ashley - powiedziała głośno kiedy ta mogła ją już dobrze usłyszeć. A to było blisko bo skandowaniom końca nie było. Opal jednak nie zatrzymała się. Zwolniła aby wyglądało, że się zatrzyma, ale postąpiła kilka kolejnych kroków dalej. Znalazła się tuż przed jej rywalką twarzą w twarz. Sięgnęła do jej twarzy i złożyła na ustach kobiety namiętny pocałunek. Gnat oczywiście podleciał tak aby idealnie złapać profile obu kobiet.
Smith zaś poprzez Katona przekazał Blackwater krótką informację. “Nie czas teraz na to. Powinniśmy się ulotnić, zanim przypadkiem zostaniemy śmiertelnymi ofiarami zamieszek. Tu może chodzić o coś więcej niż naszą dyskredytację, mam nowe info… przekażę w cztery oczy.”
Opal na razie nie odpowiadała. Odsunęła się od Ashley z dzikim błyskiem w oczach. Skierowała spojrzenie do kamery i zatopiła się w tłum kierując tam gdzie wcześniej.
“Przestań się tak bać. Pisz jak masz info do jasnej cholery!”
Dziennikarka zostawiła swoją rywalkę oniemiałą. Pocałunek trwał ledwie chwilę i Ashley go nie odwzajemniła, ale na kamerach nie było tego widać. Odchodząc, Opal zdążyła złowić jej nienawistne spojrzenie… i choć nikt z manifestantów specjalnie się nimi nie interesował, to wiedziała, że reszta świata to wszystko widziała. Dowodem tego były zalewajace jej AR informacje z meshu upewniające ją w przekonaniu, że osiągnęła zamierzony efekt. Pociągnęła Pamonę za sobą… ale nie do końca na dno. Choć z pewnością w korpo-mediach była spalona, to bitwa w meshu o jej popularność wciąż trwała.
Ashley nie goniła za Opal, więc ta mogła spokojnie zagłębić się w tłum. Względnie spokojnie, ponieważ ten zaczął wokół niej gęstnieć wraz z kolejną, większą falą manifestujących. Nikt nie zachowywał się agresywnie wobec niej, ale co chwila była potrącana, przesuwana lub prowadzona. Co chwila trafiała pomiędzy wyższych od siebie rusterów albo synthy ściskających ją i blokujących drogę, gdy próbowała przeciąć ich ścieżkę. Rzeka morfów stała się wartka, a brzeg zniknął z horyzontu. Tylko resztą woli i profesjonalizmu opanowała nerwy, choć czuła się w tym miejscu nieswojo - niemal klaustrofobicznie.

Opal już wcześniej zniknęła z oczu Billa i Erica. Całe zajście z Ashley widzieli jedynie jako relację na żywo zrzuconą na wizję AR przez muzy. W realnym świecie mogli śledzić tylko jej GNATa unoszącego się ponad tłumem oraz pozostałe roboty kamerujące całe wydarzenie. Trzy urządzenia, które obserwowały detektywa i negocjatora wciąż były w nich wycelowane. Natomiast te, które śledziły Opal rozdzieliły się. Jeden pozostał w miejscu gdzie była jej rywalka. Jeden pomknął gdzieś z tłumem, a dwa zaczęły krążyć po szerokim okręgu niczym ziemskie sępy. Obaj mężczyźni mieli świadomość, że jeśli wejdą w gęstniejący na ich oczach tłum stracą dobrą pozycję obserwacyjną i zapewne stracą też orientację - która kamera należy do Opal, czy też gdzie są pozostałe. Z drugiej strony, aby gdziekolwiek dotrzeć musieli pójść do przodu, lub cofnąć się i próbować znaleźć drogę dookoła.
“Pamiętasz może tą śliczną sąsiadkę Marka? Okazało się że dorabia sobie w półświatku. Usuwając osoby na życzenie klientów. Nie sądzę by więc zamieszkała w tym budynku przez przypadek. Nie sądzę też by jej znajomość z Markiem była prywatna. Izabella jest też zabójcą drogim w wynajęciu. Ktokolwiek wykorzystał pisarza do swoich celów, działa z rozmachem i bez skrupułów.”- Smith przesyłając te informacje Opal polecił Katonowi, by wykorzystał znajomość Kelpie do namierzania sygnału dziennikarki. Jeśli to by się udało, a Bill byłby w stanie zrobić to samo, mogliby do niej dotrzeć. Wciąż niepokoiły go latające niczym szerszenie GNATy, któryś wszak z nich mógł oprócz kamerki mieć zamontowany karabinek samopowtarzalny.
Taka informacja wystarczyła aby Opal zaniechała przebijania się przez tłum. Miała jednak problem. Tłum był zbyt tłoczny aby przeciskać się samej. Mogła jednak inaczej spróbować. Poleciła aby Gnat podleciał bliżej. Złapała się go i spróbowała wznieść się chociaż tyle aby wynieść się ponad tłum. Może odzyska orientację.
“Wracam.” - dała tylko znać Ericowi.
Niestety GNAT nie miał dużej nośności i w żadnym razie nie mógł służyć za transport. Powrót natomiast był w istocie utrudniony przez manifestujących. Opal odbijała się od nich i co chwila traciła ledwo co podłapaną orientację. Eric i Bill też nie mieli łatwego zadania. Namierzanie poprzez mesh nie było tak precyzyjne bez odpowiedniego oprogramowania i sprzętu.
- Idę po nią - powiedział Bill tracąc cierpliwość. Ruszył w tłum wciskając się z mackami pomiędzy maszerujące morfy.
-Tuż za tobą.- Smith podążył za mackowaty krok w krok. Chwycił dłonią za jedną z nich. Ostatnie wszak czego potrzebowali to znowu się rozdzielić. Wszak powinni się trzymać razem.
Skoro dziennikarka nie mogła skorzystać z niewielkiego lotu, to użyje Gnata jako swoich oczu. Pokaże jej gdzie jest, dokąd iść i jakoś powinno jej się udać wrócić do Billa i Erica.
Tłum pochłonął teraz wszystkich. Napływająca fala manifestujących niosła ze sobą więcej transparentów, holotablic, haseł i agresji. Była też głośniejsza i bardziej oszołamiająca. Macka Billa owinęła się wokół nadgarstka i przedramienia Erica, tak że trzeba by ją odrąbać by tamci się zgubili. Tymczasem Opal wykorzystując GNATa jako oczy odnalazła swoich towarzyszy. Spotkali się na środku ulicy pomiędzy maszerującymi rusterami, podami i synthami. Nie zdążyli jednak ucieszyć się i pozdrowić, gdyż ich muzy zrzuciły na wizje AR alerty dotyczące protestu. Ze wszystkich stron nadciągały siły zbrojne Direct Action - śmigłowce bojowe oraz wozy pancerne i morfy bojowe. Relacje na żywo z kilku źródeł pokazywały jak otaczają protestujących. Gęsty, różnokolorowy dym był zaś rozwiewany przy pomocy specjalnych robotów uzbrojonych w dmuchawy o dużej mocy. Nie trzeba też było relacji, by słyszeć komunikaty nakazujące rozejście się w przeciągu najbliższych pięciu minut. Komunikaty, które nie pozostały bez odpowiedzi. Pierwsze koktajle mołotowa szybowały już w powietrzu w kierunku sił porządkowych.
Zarówno Opal, jak i Eric uświadomili sobie, że brak policji, a obecność Direct Action oznacza że władze VNS liczą się z możliwością krwawego tłumienia protestu. Zastanawiająca była też szybkość z jaką najemnicy pojawili się na miejscu. Zupełnie jakby czekali tu wcześniej.
-To właśnie należało brać pod uwagę, że zostaniemy wliczeni w przypadkowe ofiary zamieszek.- ocenił na spokojnie sytuację Smith, choć spokojny nie był. Należało zniknąć z ulicy, więc przekazał swej muzie by znalazła najbliższy budynek użyteczności publicznej w którym można się było ukryć. Restauracja, kafejka, jaskinia hazardu czy też nora ćpunów. Jakakolwiek kryjówka która pozwoli im zniknąć z oczu siłom pacyfikującym demonstrację.
- Za szybko jak na reakcję na tego typu wydarzenie! - przekrzyczałą Opal ryczący tłum. - Znajdźcie studzienkę!. Kanały!
“- Nie powinniśmy znajdować w miejscu w którym ciche zlikwidowanie nas byłoby możliwe. Należy w końcu wykorzystać rozgłos i uwagę na naszą korzyść. W pubie “Nerve” nie mogą nas tak po prostu kropnąć.”- wyłożył swe racje Smith poprzez komunikat nadany przez Katona.
Studzienki na ulicy nie były rzadkością. Żadnej jednak nie było w zasięgu pięciu metrów, gdyż tylko tak daleko można było się rozejrzeć stojąc w tłumie. Gdyby jednak pójść wzdłuż ulicy, na jakąś z pewnością można by trafić, po przejściu nie więcej jak stu metrów. Kolejne dziesiątki sekund mijały, a czas jak na złość nie chciał się zatrzymać.
Nie było czasu na kłótnie, więc rozsądnym było podążyć w kierunku pubu, po drodze pewnie trafiając na jakąś studzienkę, więc jeśli dałoby się sforsować wejście do niej to Smith równie dobrze mógłby zgodzić się na plan Opal. W przeciwnym przypadku, przynajmniej byliby bliżej pubu.
Opal złapała panów i pociągnęła ich za sobą. Brnęła tak aby kierować się po ukosie coraz bliżej krawędzi falującego tłumu. Szukałą przy okazji studzienki. Co pierwsze się uda to się uda. Zaraz rozpocznie się tutaj walna bitwa i trzeba było szybko się wynieść.
Ewakuacja okazała się być przeprowadzona na ostatnia chwilę. Studzienka znalazła się, jednak ciężko było się do niej dostać, a odpędzanie maszerujących morfów jawiło się jako zadanie zgoła niewykonalne przy tak ograniczonej ilości czasu. Pozostało przebijanie się w kierunku pubu. Wykonane w pośpiechu zaowocowało kilkoma siniakami i otarciami. Tam gdzie należało użyć siły na tłumie, tłum odpowiadał tym samym. To były jedyne obrażenia jakich doznali. Szczęściem wyszli z wartkiego strumienia morfów w miejscu, w którego okolicy akurat nie było najemników... los się do nich najwyraźniej uśmiechnął.

Potem był szybki bieg. Wyważenie zablokowanych drzwi. Pusty pub. Bezpieczeństwo - budowane odgłosami nasilającej się na zewnątrz wrzawy. Komunikaty najemników nadawały nieprzerwanie nawołując do uspokojenia się. Jakże nie pasowały do odgłosów wystrzałów i eksplozji, które grały akompaniament dla całej manifestacji. Tłum starł się z Direct Action. Obraz za oknami zaczął się rozmazywać, a krwawe i pomarańczowe odblaski rozbłyskały co chwila na szkle.

"Nerve" zapewniał bezpieczeństwo. Ale na jak długo?

Kolejne informacje napływające z meshu nie napawały optymizmem. Zwłaszcza jedna zwróciła uwagę wszystkich. Relacja wygrzebana przez muzy gdzieś z drugorzędnych kanałów, które zostawiały materiał manifestacji dla większych graczy.

"Strzelanina oraz eksplozja w budynku należącym do IndigoCloud. Sprawca jest wciąż nieznany, chociaż z trzech niezależnych źródeł wiadomo, że mamy do czynienia najprawdopodobniej z pojedynczym zamachowcem. Policja jest na miejscu, ale wciąż niewiele wiadomo o całej sytuacji oraz, co ważniejsze jaki jest stan dwunastu pracowników, którzy w chwili zdarzenia byli w budynku. Według rzecznika IndigoCloud w budynku, na blisko trzynastu piętrach znajdują się serwerownie korporacji. Rzecznik zapewnia, że całe zdarzenie nie wpłynie na jakość oferowanych usług, a większość wykupionych serwerów już ma uruchomione stacje zapasowe w innym budynku, gdzie zostanie przekierowany cały ruch. Jednocześnie podaje do informacji, że kilku serwerów nie udało się w ten sposób zabezpieczyć, ale zapewnia że IndigoCloud zrobi wszystko by odzyskać dane, nawet jeśli serwery ulegną zniszczeniu. Nie wiadomo jeszcze kto powinien się martwić zaistniałą sytuacją, ale korporacja osobiście poinformuje poszkodowanych oraz zapewni atrakcyjną zniżkę na usługi..."
- Kurwa - syknęła Opal. - Bill trzymaj otwarty kanał do swoich. Trzeba się zaszyć na tyłach i spróbować odnaleźć infomorfa. Oni mają tam zamknięty obieg? Jeśli tak to możemy już z nim się nie spotkać… w żaden sposób.
Dziennikarka przeszła w głąb pubu szukając czy ma on tylne wyjście.
- Chyba że dotrzemy do siedziby IndigoCloud i podepniemy się bezpośrednio w ich system… cóż… jedno z nas.- zasugerował Smith.-W tej chwili panuje tam chaos, więc można by spróbować wykorzystać zamieszanie na naszą korzyść. Musimy się jednak spieszyć, bo ktoś najwyraźniej zaciera za sobą ślady.
Bill zadrżał w odpowiedzi na pytanie Opal, co było równoznaczne z zaprzeczeniem.
- Kanał trzymam, ale nikt nie będzie wiedział czy mają zamkniętą sieć. Pewnie tak, biorąc pod uwagę to czym się zajmują. Póki co policja ma się trzymać z daleka Małego Szanghaju, ale zabezpieczają IndigoCloud.
Nagle coś gruchnęło o frontową szybę, ale nie stłukło jej. Niewyraźna sylwetka morfa zaczęła się osuwać pozostawiając za sobą podłużny krwawy ślad. Wrzawa na zewnątrz nie cichła.
Opal usłyszała dudnięcie i wyjrzała z zaplecza co się stało. Zbladła dostrzegając krwawe ślady na szybie.
- Są drzwi, może uda mi się je otworzyć. Chyba, że wolicie siłą… nie wiem co szybciej, ale musimy się stąd zbierać czym prędzej - po tych słowach kobieta szybko zniknęła woląc oglądać elektroniczny zamek niż martwe morfy. To nie było przyjemne. Nigdy. Nie czekając na panów zaczęła dobierać się do elektronicznego zamka sprawdzając czy uda jej się go shakować.
Smith wyciągnął pistolet i przeładował magazynki, zmieniając amunicję ze zwykłej na penetrującą pancerz.- Ale z pewnością panuje chaos. Zresztą, nie mamy wielkiego wyboru. Albo coś zrobimy, albo staniemy się kolejnym wątkiem do ucięcia.
Zamek był okazał się być łatwy do zhakowania. Wystarczyło chwilę nad nim popracować, by usłyszeć ciche piknięcie. Wyświetlacz z czerwonego zmienił kolor na zielony. Tylne wyjście prowadziło wgłąb jakiegoś podwórka. Miało połączenie z główną ulicą, a można było się zagłębić w architektoniczny labirynt uliczek i podwórek.
-Ma ktoś jakieś pomysły ?- zapytał cicho Eric rozglądając się podejrzliwie.-Jeśli nie… to musimy zdać się na nasze Muzy.-
- Obie strony są ryzykiem. Wolę jednak ominąć główną ulicę. spróbujmy skierować się w przeciwnym kierunku niż szła procesja. Niech nasze muzy współpracują. - Opal poleciła Kelpie aby połączyła swoje wysiłki z Kantonem.
- Bill prowadź mnie. Spróbuje znaleźć Theo. Może uda mi się dowiedzieć od niego co tam się dzieje.
Mieszkanie Jacoba Orestesa znajdowało się w odległości kilometra licząc w prostej linii. W labiryncie zaułków i uliczek była to dłuższa eskapada. Na szczęście najemnicy skupili się na protestujących, a okolica była wyludniona. To dawało pewną dozę spokoju i względnego bezpieczeństwa...
 
Asderuki jest offline  
Stary 22-10-2016, 17:52   #24
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
...ip found
...pinging
...pinging
...pinging
...connection established.


- KT0Ś TY!? - pytanie zostało zadane dużymi literami oraz wyskrzeczane przez wirtualny syntezator.
- Dziennikarka śledcza Opal Blackwa…
- Ja pierdolę! Potrzebuję cudu lub szwadronu najemników i meshżniwiarzy, a nie dziennikarkę. ZŁY M0M3NT.
- Pierdolić, w czym pomóc? - gdy tylko Opal usłyszała ton wypowiedzi momentalnie odrzuciła zwyczajową grzeczność.
- A możesz? - sarkazm był namacalny w postaci kilku emoji. - Dupa mi się pali. Jestem uwięziony pomiędzy bitami na pieprzonej meshowej wyspie IndigoCloud, a ktoś za punkt honoru postawił sobie zatopienie tej wyspy. Serwery wybuchają, kolejne dane są kasowane i jeszcze ktoś puścił po łączach wirusy przeżynające się przez bajty jak przysłowiowy nóż przez masło. Pierdolony 4RM4G3D0N!
- Nie będę mogła tego zatrzymać, ale mogę ci pomóc się wydostać w zamian za informacje. Szybka decyzja.
Odpowiedź przyszła po ułamku sekundy.
- Tak.
Opal na moment skoncentrowała się na rzeczywistości.
- Niech ktoś mnie prowadzi, muszę go wyciągnąć - niedługo po tym wyrzuciła swoją świadomość niemal w pełni do meshu.
- Dobra Theo. Głównie się włamuję, ale może uda mi się odnaleźć do ciebie drogę aby cie wyciągnąć. Ale ty tez musisz coś robić. Zakładam, że lepiej się ode mnie na tym znasz. Wspólnymi siłami powinno się udać.
- Pewnie. Co mam zrobić? Czego ci brakuje?
- Musisz odnaleźć u siebie usługę Ego-castowania. Do tego jak odnajdziesz u siebie punkt połączenia z meshem będę mogła postawić most pomiędzy nami abyś się wyniósł stamtąd.
- Kurwa… łatwiej powiedzieć niż zrobić… nie mamy tu punktu wyjścia. Takie coś to co najwyżej w przestrzeni szefa… - zamilkł na moment. - Już szukam.
Połączenie zostało aktywne, ale Theo nie odpowiadał przez kilkanaście sekund, które zdecydowanie ciągnęły się w wirtualnym świecie.
- Mam kurwa! Mam! Jest tu punkt dostępowy do meshu! Ta usługa też jest, ale nie dam rady złamać zabezpieczeń. Może ty sobie poradzisz… ślę do ciebie adres mostu, loginy i hasła. Pośpiesz się!
Opal otrzymała adres na który musiała się zalogować, by wejść do wewnętrznej sieci IndigoCloud.
- Lecę - Balckwater zalogowała się we wskazane miejsce. Zauważając, że nie ma pełnych uprawnień od razu zaczęła pracować jak mogłaby to zmienić. Obawiając się, że czasu jest niewiele uruchomiła mental speed. Ustawiając Kelpie aby ostrzegała ją najszybciej jak może, Opal od razu zaczęła też badać możliwości stworzenia mostu. Szybko zorientowała się, że sprawa jest prosta, jeśli nie rzec trywialna. Kilkadziesiąt uderzeń wirtualnego serca pompującego bity wystarczyło, by postawić w miarę stabilny tunel bazujący na otwartych obecnie portach. Trzeba było tylko wskazać punkt wyjścia - miejsce, gdzie Theo miałby się ego-castować.
Opal pospiesznie wykupiła simulspace’a i miejsce na serwerze aby na początek infomorf mógł się tam przenieść.
- Dobra jest most, mam tutaj simolspace’a. Ale uważaj coś łatwo mi poszło. Jak długo trwa castowanie?
- Kilkadziesiąt sekund. Wirtualną wieczność - odpowiedział Theo - Daję ci namiary na usługę egocastowania. Ja nie mam tam dostępu, ale może ty coś zaradzisz.
Opal otrzymała meshową ścieżkę do przestrzeni IndigoCloud zabezpieczonej potrójnym szyfrowaniem. Gdy tylko tam dotarła, jej oczom ukazały się pierwsze ostrzeżenia. Na domiar złego osobisty antywirus wykrył pierwsze, nieudane ataki na jej EGO. Wystarczyła chwila spędzona w IndigoCloud, aby coś prześlizgnęło się po moście do jej głowy.
Opal postawiła wszystkie Firewalle jakie wykupiła swego czasu. Nauczyła się aby chronić swoje Ego po kilku przykrych wypadkach.
- Masz Firewalle? Cokolwiek do ochrony? Strasznie zawirusowane tutaj wszystko.
- Gonię resztkami sił… i to nie są wirusy, tylko jakiś pieprzony warsoft. Ktokolwiek jest w IndigoCloud i robi tu rozpiździec wpuścił swoje psy do sieci.
Firewalle zostały postawione. Mocne żelazne mury otoczyły EGO Opal, broniąc dostępu nieautoryzowanym połączeniom.
Kobieta zabrała się za łamanie szyfrów do egocastingu. Nie przejmowała się tym razem specjalnie delikatnością i ukrywaniem się. Niech psy zwrócą na nią uwagę. Jest szansa, że jej firewalle wytrzymają.
Dziennikarka po dłuższej chwili znalazła punkt zaczepienia w systemie zabezpieczeń. Zaczęła sukcesywnie przebijać się przez kolejne zapory, rozpracowując szyfrowanie plików i usług. Wirtualny alarm przez cały czas wył, ale jeśli wierzyć Theo, informacja o intruzie w sieci musiała zostać wysłana jeszcze zanim Opal się tu pojawiła.
W końcu szereg usług oraz prywatna baza danych IndigoCloud stanęła otworem. “Ego-casting service” rzucił się w oczy jako pierwszy. Uwagę mogły zwrócić ponadto takie archiwa jak “Mark Klytemenes”, “Księgowość”, czy też “Plan B”.
Zanim Opal zdążyła zdecydować, otrzymała ostrzeżenie od własnego oprogramowania. Firewalle zaczęły upadać. Cokolwiek połączyło się z jej EGO, było w stanie bardzo szybko zburzyć jej własne zabezpieczenia. Nie miała wiele czasu jeśli chciała wyjść z tego cało. Mogła zdecydować się tylko na jeden kierunek działania.
Opal zaklęła szpetnie na sieci. Decyzja była dla niej jednak prosta. Uruchomiła Ego-casting service i podała adres do jakiego zamierzała wysłać Theo. Zaraz potem się ewakuowała z systemu.
Infomorf nie odpowiedział, ale Opal nie miała czasu by się upewniać. Usługa została aktywowana z punktem wyjściowym ustawionym na wykupiony przez dziennikarkę serwer z simulspacem. Alerty jej wewnętrznego systemu wyły podgryzane przez wrogie oprogramowanie jeszcze na kilka sekund po zerwaniu połączenia. Szybka reakcja w postaci odcięcia wybranych sektorów i poddaniu ich kwarantannie uratowała sytuację. Kobieta wciąż nie wiedziała z czym miała do czynienia, ale jasnym było że to wirtualne stworzenie było drapieżne i zdeterminowane.
Wirtualna gonitwa nie powodowała zadyszki więc Opal spokojnie mogła zabrać się za rozmowę z infomorfem. Przeniosła swoją świadomość do simulspace’a wizualizując siebie podobnie do swojego biomorfa.
- Mam nadzieję, że masz informację jakich potrzebuje. Wyciągając ciebie nie miałam czasu ściągnąć danych jakie były na serwerze. - pomimo mało uprzejmych słów wizualizacja Opal uśmiechnęła się pogodnie. Zaznaczyła wyraźnie, że poświęciła dla ratowanie jego tyłka ważne dane.
Simulspace nie był specjalnie udekorowany. W pośpiechu Opal nie wybrała żadnych dodatkowych opcji. Jedyne co zaznaczyła to bezpieczeństwo na wysokim poziomie. Dlatego zbrakło nawet specjalnie stołów i krzeseł - ot białe pomieszczenie bez okien drzwi oraz światłem nie wiadomo skąd.
Infomorf nie zdążył wybrać sobie awatara. Był wyobrażony przez domyślną sylwetkę mężczyzny w wieku 30 lat. Nie wyróżniającą się niczym szczególnym. Na jego domyślnej twarzy rozlał się wyraz zdziwienia.
- Jakie informacje… kim ty w ogóle jesteś… i… dzięki za uratowanie tyłka.
- Skoro nie wiesz kim jestem, to znaczy, że byłeś zamknięty przez spory okres czasu. Powtórzę Opal Blackwater. Dziennikarka śledcza. Badam okoliczności śmierci Marka Klytemenesa....
- Tego pisarza?
- Tak, tego - kobieta kontynuowała niezrażona. - Współpracował on z IndigoCloud przy wydawaniu swych interaktywnych książek. Konkretniej wykupywał serwery.
- Tak… zajmowałem się jego serwerem. Trzymałem na chodzie tą całą jego książkę dopóki… - zamilkł.
- Właśnie, dopóki. Co się stało?
- To nie była moja wina, ok? - wypalił nerwowo - Robiłem wszystko według instrukcji. Zniknęła tak po prostu. Stwierdziła że ma dość tej książki i sobie poszła… a przynajmniej tak to wyglądało!
- Muza. To wiem. Czemu tylko został serwer zablokowany? Z powodu jej braku?
- No a jak myślisz? Bez muzy, szlag bierze cała interaktywna część książki. Równie dobrze można mieć standardową wersję z jedną ścieżką fabularną. Dlatego zamknęliśmy serwer z powodów technicznych, ale jakoś nikt specjalnie nie wiedział jak te powody naprawić. Trzeba by było wykupić kolejną muzę i przygotować do roli, którą pełniła Elektra… tylko że coś mi mówi, że to nie była zwykła muza. Żadne personalne AI nie wychodzi sobie ot tak z funkcji, do której zostało przypisane. Żadne.
Opal pokiwała głową. Tak to się potwierdzało.
- Masz rację. Nie mniej wiesz czym jest Plan B? - to było to czego zostawienia dziennikarka żałowała.
Pokręcił głową.
- Nie… nie wiem. Chociaż było takie archiwum u nas na serwerze. Pojawiło się na krótko w naszej przestrzeni. Potem zostało wymazane. Możliwe że szef miał coś z tym wspólnego, bo tylko on miał uprawnienia do palenia plików do zera. No i… na chwilę przed zniknięciem, w książce pojawiło się to sformułowanie. Przy ostatniej scenie, w jednym z wariantów fabularnych ktoś tam powiedział te słowa do Elektry. Całkowicie z dupy się to wydawało, więc zablokowaliśmy tą linię fabularną. Wiesz… muzy nie są idealne. Takie glitche się zdarzają i to między innymi nasza broszka, by je usuwać.
Opal jednak wiedziała swoje. Plan B odnosił się do muzy. Po usłyszeniu tego zapewne uruchomiły się u niej odpowiednie zachowania.
- Jak muza miała na imię? Ktokolwiek z was próbował ją wytropić?
- Elektra… i nie. Nikt z nas nie próbował jej tropić. Mamy swoją robotę. Jak coś nawala, to zajmuje się inny dział. Nawet nie wiem kto.
- Teraz to i tak pewnie niewiele się uda dowiedzieć. Twoja siedziba została tez zaatakowana w rzeczywistości. Były wybuchy
- Myślisz że nie wiem? Swojego czasu załatwiłem sobie dostęp do kilku kamer to widziałem co tam się działo. Prawdziwa jatka.
- Dobra. Ostatnie pytanie jak na razie. Powiedz mi jeszcze jak nazywa się twój szef.
- George Ficcini. Ale jeśli chcesz go szukać, to proponuję od razu uderzyć do ubezpieczyciela. Odwalił kitę przy strzelaninie.
Opal się zamyśliła na moment.
- Jak dawno temu pojawił się ten Plan B w danych?
- Eeee… nie pamiętam dokładnie. Trzy, cztery dni temu?
- To chyba nawet największy paranoik aż tak często nie robi update’u backupu. Twój szef nie będzie wiedział o czym mówię. Dobra. Nic nie wyciągnę z twojej firmy w tej sprawie. Dziękuję, że przekazałeś mi chociaż tyle informacji.
- Pewnie… słuchaj, to ja dziękuję. Gdyby nie ty, ta kobieta by mnie wyzerowała. Odkąd zacząłem odkładać na morfa, to zrezygnowałem z ubezpieczenia. No bo… na co infomorfowi ubezpieczenie, prawda? Na zamkniętym serwerze, prawda? Ech… cholera… Wiesz, jakbyś trafiła na tą muzę, to pilnuj się. Jeśli rzeczywiście sama otworzyła sobie drzwi z serwera to… sam nie wiem…
- To znaczy, że bliżej jej do AGI niż AI… Nie wspomniałeś wcześniej, że jakaś kobieta starała się ciebie wyzerować.
- Eeee… jak nie? Mówiłem że ktoś robi Armagedon w IC, a w mesh wpuścił istny Potop.
- Ktoś to mniej niż kobieta. Widziałeś ją?
- Pewnie. Mam trochę rozmyte zdjęcie z kamery. Rzucam ci obraz…
Przed nim wyświetliło się zdjęcie przedstawiające obraz z kamery ochrony. Na korytarzu leżały dwa ciała biomorfów i jeden synth roztrzaskany na części pierwsze. Zza zakrętu w kadr właśnie wchodziła sylwetka kobiety ubranej w obcisłe body i kamizelkę taktyczną. Uzbrojona w groźnie wyglądający karabin patrzyła w kierunku kamery. Nawet przy rozmytym obrazie łatwo było rozpoznać Izabellę - sąsiadkę Marka.
- O kurwa. Ja ją znam.
Theo patrzył na Opal przez dłuższą chwilę wyraźnie nie wiedząc co na to wszystko powiedzieć.
- Winszuję znajomości… - wydusił z siebie w końcu.
- Powinszuj Markowi, to jego sąsiadka… Wiesz co? Zakop ty się głęboko w meshu i nie wypływaj póki się to wszystko nie uspokoi. Zatrzyj ślady i udawaj, że nic nie wiesz. Taka rada ode mnie.
- Taa… dzięki. Mam nadzieję, że moje nazwisko nie wpadło na jakąś czarną listę do odstrzału. Cholera wie co odbije korposzczurom. Na odchodne… masz. Może ci się to przyda, a ja i tak zamierzam wyczyścić wszystkie dane.
Opal otrzymała potężną paczkę zawierającą logi związane z aktywnością muzy na serwerze. Wystarczył rzut oka by pogubić się w tych informacjach. Były wyspecjalizowane i czytelne co najwyżej dla kogoś kto projektował i nadzorował działanie AI.
- Możesz przetłumaczyć? Nie rozumiem tego języka. Wystarczy nawet jakbyś podał schemat.
- Sam nie do końca się w tym orientuję. Nie zajmowałem się analizą jej zachowania. Po prostu zbierałem dane. Coś tam kiedyś ugryzłem, ale… mogę co najwyżej powiedzieć że świetnie odgrywała swoją rolę. Elektra w książce miała solidne dylematy moralne, i ten wzorzec został mocno odbity w tych danych. Jakby to inaczej ująć… to AI nie udawało tego co było w książce, tylko przeżywało to naprawdę. Przynajmniej tak myślę. Gdybyś chciała dowiedzieć się czegoś więcej, musisz poszukać jakiegoś speca.*
Opal pokiwała energicznie głową. To była bardzo przydatna paczka informacji.
- Jasne. Dzięki. Najwyższy czas abym wróciła świadomością do morfa. Pilnuj się Theo. Ten serwer będzie jeszcze dostępny przez pół roku, możesz z niego korzystać póki co. Ale ja jestem pod lupą więc nie radzę za długo zostawać. Powodzenia. - Z tymi słowami wyciągnęła rękę aby pożegnać się uściskiem dłoni po czym wylogowała się z serwera.
 
Asderuki jest offline  
Stary 22-10-2016, 17:54   #25
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Czujna obserwacja okolicy na razie upewniała Erica w przekonaniu że nie byli śledzeni… na razie. Muzy póki co próbowały poprowadzić grupkę, ale kilkukrotnie wprowadzały w ślepe zaułki, które musiały powstać niedawno i nie zostały naniesione na mapy. Mimo to odległość w prostej linii powoli malała.
- Dlaczego w zasadzie to robisz? - mruknął w pewnym momencie Bill. - Skoro korpo się na ciebie wypięło, to po co to ciągnąć?
- To chyba zrozumiałe… Już wiem za wiele. Jestem potencjalnym zagrożeniem. Zbyt groźnym, by pozostawić żywym. Potrzebuję więc karty przetargowej. Wszyscy potrzebujemy.- wyjaśnił Smith.- Ktoś kto zadał sobie tyle trudu, by zatrzeć za sobą ślady… nie zostawia luźnych wątków. Ja bym nie zostawił na jego miejscu, a ty ?
Bill milczał przez moment.
- True… trochę się pogmatwało i nawet jak się wycofamy, będzie źle. Ja zaś to robię dla stołka kapitana… no i trochę dla Opal. Dziewczyna zdecydowanie wie jak się pchać w kłopoty.
- Stołka kapitana?...- zamyślił się Smith. On sam bowiem uważał że najmądrzejszą rzeczą jaką Bill mógłby w tej chwili zrobić, to wrócić do swego biurka, zamknąć teczkę sprawy Marka, oznaczyć pieczątką: “sprawa zamknięta”(sprawcy brak) i wrzucić do archiwum (metaforycznie oczywiście). I nigdy nie przyznawać się do jej prowadzenia. Jeśli Bill zachowa posadę i życie angażując się dalej w to śledztwo będzie mógł mówić o szczęściu. Eric nie wyczuwał zysku w tym śledztwie, a zwykle miał nosa do tego… tym razem ich dwójka grała o polisę ubezpieczeniową na dalsze życie.- Tak… miejmy nadzieję, że któreś z nas będzie wiedziało jak z tych kłopotów wybrnąć. Jestem o dwa wcielenia za stary by zaczynać nowe życie. No i jeszcze zostawiłem… mój mały skrawek Ziemi bez opieki.
- Ha! - parsknięcie śmiechu z syntezatora brzmiało komicznie. - Masz coś na Ziemi?
-Nie. Mam swój mały skrawek Ziemi, pochodzący z Ziemi. Miniaturowe drzewko.- cierpliwie wyjaśnił Smith.
- Ach… już myślałem, że jesteś z tych co chcą odzyskać Ziemię. Jeśli chodzi o drzewko… takie artefakty sporo chodzą na rynku.
- Wiem, ale to kwestia sentymentalnych wartości… A odzyskanie Ziemi zostawiam idealistom z następnych pokoleń. Cokolwiek wszak odzyskają, nie będzie tą Ziemią którą pamiętam.- stwierdził Smith wzruszając ramionami.
- Zdecydowanie nie będzie to Ziemia jaką ktokolwiek pamięta - odpowiedział. - Ciężko mi sobie wyobrazić co aktualnie się tam dzieje. Pozostałości po TITANie… nanoboty roznoszące choroby i broń biologiczną… ech, szkoda gadać. Jak w ogóle trafiłeś do swojej branży? - zmienił temat.
- Powiedzmy że złożono mi propozycję nie do odrzucenia, gdy byłem w sytuacji bez wyjścia. - odparł z ironicznym uśmiechem Smith.- Więc się zgodziłem.-
- Niech ktoś mnie prowadzi, muszę go wyciągnąć - odezwała się nagle Opal. Wzrok jej zmętniał zaraz po tym.
Bill bez słowa owinął mackę wokół talii dziennikarki.
- Polubiłeś robotę, czy wciąż wyrabiasz felerny kontrakt? - kontynuował rozmowę.
- Ma swoje zalety… wysokie zarobki i zwykle mniej kłopotliwe zadania. Ale w obecnej sytuacji, mój kontrakt pewnie już nie istnieje.- stwierdził spokojnie Smith nadal czujnie rozglądając się po okolicy. Póki co było cicho.
- Myślisz że korpo nie pozwoli ci wrócić na swoje łono po tym wszystkim?
- Nie zależy mi na tym.Nie cenię ich wystarczająco, by łasić się o ich łaskę.- odparł zimnym tonem Smith. -Mam swoją dumę.
- I’ll bet - odpowiedział detektyw. - Szczerze powiedziawszy, całkiem spora część mojego EGO żałuje, że nie zamietliśmy tej sprawy pod dywan. Instynkt mówił by zostawić to w spokoju. Z policji raczej mnie nie wywalą, ale utknę w pionie kanalizacyjnym, na który ci wyżej radośnie mówią ścieżką kariery, na kolejnych dziesięć, piętnaście lat. Niezbyt atrakcyjna perspektywa.
- Zobaczymy… jeśli zdobędziemy mocne karty, może będziemy mogli coś ugrać w tej rozgrywce. Tak czy siak… odejść od stolika już nie możemy.- ocenił spokojnie Smith.
Bill odpowiedział tylko twierdzącym zgrzytem syntezatora, który miał zastąpić mruknięcie.
Minęli kolejny zakręt wchodząc w wąską alejkę zastawioną metalowymi kubłami. Od razu było wiadomo, że będą musieli się przeciskać. Ekipa porządkowa już dawno tu nie zaglądała, bo śmieci wylewały się w nadmiernych ilościach zasypując ziemię. W powietrzu unosił się smród. Zanim skręcili całkowicie znikając w uliczce, Mr Smith zdążył zauważyć jakiś ruch za nimi. Gdy się jednak obrócił, nikogo nie było w zasięgu wzroku.
- Ktoś… nas obserwuje. Może śledzi. - stwierdził stanowczo Eric zaciskając dłoń na pistolecie z magazynkiem pełnym penetrujących pocisków.
Bill nie odpowiedział, ani nie obrócił się. Sięgnął natomiast macką do szelki, na której trzymał zawieszoną broń i płynnym ruchem dobył agonizera znanego również pod popularniejszą nazwą “smażarki”.
- Czekamy, czy uciekamy? - zapytał cicho przeciskając się obok pierwszego z koszy stojących na uliczce.
- Po pierwsze… najpierw powinniśmy wiedzieć, dokąd uciekać. Po drugie… możemy uciekać z Opal tkwiącą w meshu?- zastanowił się Smith włączając swoje lustrzanki i skanując otoczenie w każdym dostępnym mu zakresie promieniowania.
- Mogę ją unieść… nie jest ciężka
Skan otoczenia wykrył kilka śladów ciepła w okolicy. W większości byli to mieszkańcy mijanych budynków. Potwierdził się także domysł Erica. Ktoś ich śledził. Dwie sylwetki biomorfów, które aktualnie ukryły się za zakrętem, który niedawno mijali.
- Dwa biomorfy… Moglibyśmy im uciec, ale… hmmm… może lepiej nie. Póki my wiemy kto nas śledzi, to mamy przewagę. Moglibyśmy się zdołać im urwać, a przy okazji sami się zgubić. Moglibyśmy się urwać tym, a potem dostać trudniejszy do wykrycia nadzór. Póki Opal nie wróci… udajemy, że niczego nie dostrzegliśmy.- zadecydował Smith zmieniając amunicję w magazynku na zwykłą.
Bill zgodził się mruknięciem syntezatora. Uliczka była diabelnie ciasna. Omijanie śmietników nierzadko kończyło się potrąceniem któregoś z nich. Detektyw w niektórych miejscach musiał przechodzić ponad kubłami chwytając się wszystkiego w pobliżu, co mogło utrzymać ciężar jego i Opal. Eric natomiast nie mógł nie zauważyć, że jego nowa, krzykliwa marynarka już zdążyła się pobrudzić. W końcu udało się dojść do końca tej ścieżki zdrowia.

Zaułek wychodził na szerszą ulicę. Naprzeciwko stała restauracja z fastfoodem otoczona kolejnymi blokami mieszkalnymi. Niebo przesłaniały kable rozwieszone tak gęsto, że ktoś kto by skakał z dachu, z pewnością ugrzązłby w ich gąszczu. Według map, adres mieszkania syntha był już niedaleko. Pięć minut marszu, jeśli drogi znów nie zagrodzi kolejny labirynt.
Dwa biomorfy wznowiły aktywność i pojawiły się na początku uliczki zaczynając własną drogę przez mękę.
-Na razie krążmy po okolicy. Gdy Opal odzyska świadomość spróujemy zgubić ogon i udamy się pod adres syntha. Głodny jesteś ?- spytał Smith wskazując restaurację nie bardzo przejęty ubrudzeniem garniaka. Bądź co bądź nadawało to mu większej autentyczności.
- Głodny - przytaknął.
Restauracja była klasycznym domkiem z wielką salą zastawioną stołami i krzesłami. Obsługa była w pełni zautomatyzowana, chociaż reklama na drzwiach głosiła, że jedzenie jest przygotowywane przez prawdziwych kucharzy. Ciężko było to zweryfikować, gdyż zamówienie składało się na terminalu, a jedzenie odbierało z okienka po wcześniejszym wpisaniu kodu wyświetlonego przez konsoletę.
W środku nie było zbyt wielu klientów. Większość pewnie pozostała w domach lub aktualnie uczestniczyła w manifeście. W powietrzu mimo to unosił się zapach spalonego tłuszczu, jakby obsługa nie wyrabiała z zamówieniami.
Smith nie przejmował się tym jednak. Obsługa żywa czy zautomatyzowana, co za różnica ? Jedzenie i tak będzie smaczne, zadba o to cała chemia w nie wtłoczona. Zresztą posiłek miał być wymówką dla zatrzymania się tutaj. Upewniając się co kilka chwil co do pozycji podążających za nimi szpiegów Smith rozejrzał się za… czymkolwiek lub kimkolwiek u kogo dałoby się złożyć zamówienie i spytał.-Co chcesz zamówić?
Bill był już przy terminalu i przy pomocy macki wybierał jedzenie. Opal zwisała mu z macek niczym kukła. Tych kilku nielicznych klientów odwracało wzrok przy pierwszej próbie nawiązania kontaktu wzrokowego, ale dość łatwo było wyczytać ich zainteresowanie nietypowymi gośćmi.
- To co zwykle w tego typu dziurach… paluszki rybne - odpowiedział detektyw z przekąsem kończąc zamówienie. - Pięć minut czekania? Oni chyba lecą te ryby łowić.
- Na razie nam się nie spieszy.- ocenił sytuację Smith wybierając jedną z potraw i bardziej mając baczenie na ciekawskie oczy poza przybytkiem niż na tutejszych.
Na terminalu pojawił się PIN do odbioru zamówienia i przewidywany czas oczekiwania, równy pięciu minutom. Można było zająć miejsce, a stolik przy oknie oferował najlepszy widok na ulicę. Po kilku minutach w wyjściu z zaułku pojawiły się dwa biomorfy. Ciężko było dostrzec ich twarze, ale sądząc po posturze byli to Olimpianie lub Przetworzeni. Mieli na sobie kamizelki taktyczne nałożone na garnitury. W tej okolicy rzucali się w oczy, ale nie wyglądali jakby mieli się tym przejmować.
Nad okienkiem do odbioru zamówień wyświetliły się numerki Billa i Erica. Towarzyszył temu charakterystyczny dzwonek, który słychać by było w największym hałasie. W tym samym momencie Opal “obudziła” się. Jej nozdrza natychmiast podrażnił zapach jedzenia, a brzuch zaburczał domagając się uwagi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 06-11-2016, 10:58   #26
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Opal natychmiast poczuła zapach roznoszący się w powietrzu.
- JEDZENIE - sapnęła uświadamiając sobie jak bardzo głodna była. Dopiero po tym rozejrzała się gdzie jest.
- Zamówiliście też dla mnie prawda?
-Możesz wziąć moją porcję.-zgodził się rycersko Smith, który nie odczuwał jeszcze mocno głodu, a zamówił głównie dla utrzymania maskarady.-Zamówię kolejną porcję.
Tymczasem biomorfy na zewnątrz restauracji rozdzieliły się. Jeden z nich wolnym krokiem skierował się wzdłuż ulicy. Drugi skierował swoje kroki do fastfooda. Była to też okazja by dokładniej się mu przyjrzeć. Remade był wysokiej, solidnej postury. Twarz była brzydka - swoisty standard dla tego typu ciała. Marynarka była ściśnięta na torsie kamizelką taktyczną. Niewielki znaczek na piersi, powiększony kilkukrotnie dzięki soczewkom Erica lub implantom Opal ukazał symbol Direct Action. Najemnik trzymał w rękach karabin, w którym negocjator rozpoznał broń automatyczną wspomaganą szynami elektromagnetycznymi. Droga i skuteczna zabawka, a w rękach wyszkolonego żołnierza - śmiertelnie niebezpieczna.
- Wygląda na to, że nie pozwolą nam na długie pogaduszki. Dwa cele… wojskowi. Mają przewagę w uzbrojeniu, więc proponuję udać się do szefa kuchni z zażaleniem. - Smith nie miał wątpliwości, że drugi typek obstawia tylne wejście, ale przypuszczał że w kuchni będą w lepszej sytuacji taktycznej. No i może znajdą coś co może posłużyć za broń.
- Ewentualnie udawajmy, że jesteśmy stąd? Khm… mogę temu co idzie ewentualnie spróbować nieco pomieszać w oczach… - Opal chętnie przywłaszczyła sobie porcję Erica. Zamierzała mu oczywiście po tym zaraz kupić porcję dla niego. Zaraz spojrzała na Billa i uśmiechnęła się.
- No i zobacz… jesteśmy w restauracji jak się umawialiśmy.
- Taa… w świetnych okolicznościach - odburknął Bill. - Jeśli zamierzasz robić swoje meshowe czary to lepiej zacznij już teraz…
Biomorf który ruszył wzdłuż ulicy już zniknął z pola widzenia. Tymczasem ten, który zmierzał do restauracji zatrzymał się przed wejściem raz jeszcze lustrując okolicę.
- Zważywszy na wydarzenia w okolicy… mam wrażenie że szykują masakrę w tym lokalu. Wiedzą dokładnie kogo mają dopaść i raczej nie przejmą się ewentualnymi przypadkowymi ofiarami.- ocenił Smith ponuro i westchnął.- I to mnie martwi… nieco.
Dziennikarka przełknęła kolejne kilka kęsów i dopiero zabrała się za hakowanie. Potrzebowała czegoś subtelnego w wyglądzie. Oczywiście o ile jej poczynania nie zostaną wykryte. Ruch gdzieś daleko, znikająca sylwetka za rogiem. To było coś co mogłoby skutecznie odwrócić uwagę nadchodzącego morfa. Odnalazła w meshu najemnika Direct Action i zabrała się do roboty.
Cała operacja trwała kilka sekund. Naprędce stworzona iluzja została rzucona na AR najemnika. Zauważył ruch sylwetki znikającej za rogiem. Raz jeszcze spojrzał wgłąb restauracji przez szybę i odszedł kierując się fałszywym tropem.
Opal przełknęła kolejny kęs z ulgą. Tymczasową oczywiście.
- Nie liczyła bym aby to długo zadziałało. Jak wyjdziemy powiem wam czego się dowiedziałam.
[i]-Racja… nie traćmy czasu i wynośmy się stąd, zanim się połapią.-[i] Smith wstał do stolika szybko. Opal zaraz za nim zabierając ze sobą jedzenie. Gestem głowy ponagliła też Billa.
Detektyw nie opóźniał ewakuacji. Cała trójka opuściła restaurację w pośpiechu udając się w kierunku najbliższej alejki.
- Musimy mieć pewność, że ich zgubiliśmy… i że nie wiedzą dokąd zmierzaliśmy. Możesz nadzorować ich ruchy, przez miejską sieć monitoringu?- spytał Smith ich główną “hakerkę”.
- Mogłabym, ale nie wiem czy tutaj jest ich wystarczająco… z resztą za chwilę. Dużo nie mam do powiedzenia.Znalazłam Theo i go wyciągnęłam z pułapki w jakiej się znalazł. Całe Indigo Cloud zostało zaatakowane, również od serwerów. Zgadnijcie kto za tym wszystkim stał?- Opal nie mogła się powstrzymać od takiego zabiegu.
- Nie mam pojęcia… szczerze powiedziawszy.- wyraźnie stropił się Smith.
- Izabela. Widzieliśmy ją z Theo na kamerach. Do tego szef miał u siebie pliki z planem B… ale chcąc wyciągnąć Theo nie udało mi się ich ściągnąć… Niestety on sam niewiele o tym wiedział. Szef Indigo mógłby nam powiedzieć, ale jego morf zmarł podczas ataku. Nie ma szans aby wiedział o tym. Zgrał to na kilka dni przed śmiercią Marka… Jedyna osoba, hmm, która mogłaby nam coś o tym powiedzieć to Elekra - muza, którą aupgradeował Mark. W książce była zawarta linijka z Planem B. Usunęli tę opcje sądząc, że to błąd. Podejrzewam, że po dotarciu do tej opcji muza postanowiła opuścić serwery z książką. Ale to jest do sprawdzenia. Umówiłam się z Shiru na dzisiaj w klubie w tej dzielnicy. Przy okazji wirusa może będzie mógł też sprawdzić logi z tego co robiła muza. Z Theo ni cholery tego nie mogliśmy zrozumieć… Boję się czy nie powinniśmy od razu do niego iść. Ktoś nam depcze po piętach. Wolałabym nie stracić Shiru tylko dlatego, że ktoś się do niego dobrał pierwszy.
-Ok.. brzmi to rozsądnie.- stwierdził Smith niezbyt zaskoczony jej rewelacją.-Izabela to najemniczka, a nie idealistka czy bojowniczka o sprawę.Wykonywała tylko czyjeś polecenia, a my nie nadal nie wiemy czyje. Ile mamy czasu do spotkania z Shiru?
- Od 21 miał być w klubie. Mamy jakie… pół godziny? On tam na pewno będzie siedział, ale wolę nie kazać mu czekać za długo… Jeszcze kto inny się nim zainteresuje. Pójście tam teraz oznacza zostawienie syntha. Nawet z resztą nie wiemy czy jest z swoim domu. - zwróciła na to w końcu Opal uwagę.
-Więc… Shiru jest priorytetem w takim razie.- ocenił Smith zgadzając się z Opal.-Idziemy po niego.
Westchnął dodając.- Póki co błądzimy pośród pod wykonawców. Indigo Cloud, Direct Action, Izabela… to wszystko wynajęte figury. Nie wiadomo, kto nimi gra. Dobrze by się było dobrać do kontraktów Direct Action i dowiedzieć się kto wynajął ich pracowników do ścigania nas.
- Tego teraz nie zrobimy. Odpowiedź może być również na końcu zagadki związanej z Markiem. Jak tylko dowiem się co oznaczają logi będę mogła wytropić Elektrę… mam nadzieje, że nie będzie za późno. - dodała Opal.
-Możliwe że będziemy musieli się rozdzielić. Proponuję więc już teraz ustalić miejsce spotkania na wypadek takiej sytuacji.- zaproponował Smith.
- Ech… nasze mieszkania odpadają, w tej dzielnicy jest za duży rejwach aby gdzieś na siebie czekać… no poza mieszkaniem… hmm znajomego Billa. Co wy na to? Jeszcze do jutra możemy się tam spotkać.
-Ok.. to dobre miejsce na zebranie się ponownie.- potwierdził po chwili namysłu Smith.


Nowy cel został obrany. Klub “Nethersis” nie był na szczęście daleko, ale niestety w zupełnie innym kierunku niż mieszkanie syntha. Dwudziestoparo-minutowy marsz zabrał całą trójkę w trochę bardziej ruchliwe miejsce, które nie dotknęły zamieszki. Manifestacja z resztą dobiegała końca. Jaki miała efekt? Ciężko było to ustalić. Relacje podawały mieszkankę faktów i domysłów. Zaprzeczały sobie wzajemnie. Ciekawostką natomiast było to, że żadna nie wspominała o obecności najemników z DA. Materiał Opal nie znalazł niestety tym razem siły przebicia.
Nie sposób było nie zauważyć “Nethersis”. Klub był ulokowany przy jednej z głównych ulic. Miał cztery piętra wciśnięte w olbrzymi budynek obwieszony reklamami. Każde piętro świeciło z okien innym kolorem, a wszystkie zmieniały się w rytm pulsującej muzyki. Na zewnątrz było sporo morfów. Dominowały pody i synthy, ale było też mnóstwo zwykłych ludzi we flatach. Ubrani byli… wystrzałowo.
Przed samym klubem ciągnął się wężyk osób, które czekały na swoją kolej by dostać się do środka. Dwóch bramkarzy w morfach Furii trzymało straż i pieczę nad głównym i jedynym na froncie wejściem.
Opal spojrzała uważniej zza okularów na ochroniarzy. Uruchamiając system rozpoznawania twarzy miała nadzieję, że uda jej się ich poznać.
Nie było to ciężkie zadanie. Obaj byli obecni w meshu zaznaczając swoja obecność na grupach społecznościowych skupiających się wokół kultu ciała - mięśnie i ładne kobiety. Na bramce stali Nicolai Yesvanlow i Siegmund Dort.
- Yesvanow i Siegmund Dort. To ty dajesz w łapę czy ja? - zapytała się Opal swojego towarzysza.
- Mogę ja...to który jest który?- zapytał Smith zamierzając posłać Katona do negocjacji.
Bramkarze nie stwarzali problemów. Przyjęli łapówkę od muzy. Gdy tylko zauważyli trójkę “VIPów” uśmiechnęli się i zaprosili do środka zachowując się jakby doskonale znali Opal i Erica. Billa zignorowali, co było zapewne podyktowane niechęcią do morfa, ale obyło się bez kłopotliwych sytuacji.
Ku protestom i zawodowi czekających w kolejce, cała trójka znalazła się w środku. Parter był wysoki. Wyższy niźli mogłoby się zdawać po oględzinach z zewnątrz. Skąpany w laserowym świetle projektorów, mieścił potężną część taneczną oraz bar, nad którym była wyświetlona holoprojekcja tańczących kobiet. Schody i windy na wyższe poziomy zostały upchnięte w odległym kącie. Wszędzie jak okiem sięgnąć bawili się ludzie w różnych morfach. Ogłuszająca elektroniczna muzyka wprawiała ich ciała w taniec, a w nozdrza wychwytywały słodkawy zapach nanodrugów rozpylonych w powietrzu.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=l-grSIPyMGg&app=desktop[/MEDIA]

Opal zdołała ustalić że jej kontakt był przy barze w trochę spokojniejszej części, ale wciąż głośnej i tłocznej. Shiru, wbrew oczekiwaniom nie miał morfa o azjatyckiej urodzie. Exalt w którego był odziany miał jasną karnację skóry i włosy zaplecione w warkoczyki. Oczy krył za okularkami.
Aktualnie rozmawiał z jakąś panienką i śmiał się szczerze nie kryjąc emocji. Rozmówczyni była splicerem albo flatem ubranym w ciuchy rzucające się w oczy. Nic nie wskazywało na to aby mieli szybko skończyć tą rozmowę.
-No style… no style.- ocenił Smith dziewczynę i zwrócił się do Opal.-To twój show moja droga. My będziemy ci kibicować z daleka i trzymać rękę na pulsie. Spytaj się go czy zdoła załatwić część kodu wirusa w jakimś zamkniętym pliku, do celów badawczych. I ile to może kosztować.
- Zobaczymy. Poczekajcie, może was zawołam - z tymi słowami kobieta zostawiła towarzyszy i ruszyła do Shiru. Idąc Opal postanowiła się pozbyć ulicznych ciuchów. Byli w końcu w klubie. Bluzka zmorfowała zmieniając w pojedynczy pasek oplatający biust zebrany w kwiat z przodu.. Nie był on jednak byle jaki. Świecił się delikatnym błękitnym światłem dając piękny kontrast z naturalnie ciemną skórą biomorfa. Do tego pojawiły się nieodłączne czarne leginsy tym razem przechodzące w kolanie ukośną linią w świecącą w ultrafiolecie siatkę - również koloru błękitnego. Wygląd nie obył się bez plastikowej kurty charakterystycznej dla dziennikarki. Tym razem była przezroczysta aby tylko odbijać i załamywać światło zarówno od przepaski jak i świateł w klubie. Niespiesznym krokiem wystrojona Opal podeszła do hakera. Zarzucając lekko biodrami na boki minęła panienkę i z wyciągniętą ręką zatrzyma się przed Shiru.
- Cześć. Zdaje się, że byliśmy umówieni. Shiru tak?
Panienka zrobiła niezadowoloną, wręcz oburzoną minę. Shiru natomiast przestał się śmiać ale uśmiech nie zszedł mu z twarzy. Przez chwilę patrzył na Opal, lecz w przeciwieństwie do większości ludzi utrzymywał kontakt wzrokowy. Po chwili uniósł brwi i wyraźnie podekscytowany odezwał się przekrzykując muzykę.
- Opal! Opal Blackwater we własnej osobie! Teraz jeszcze gorętsze nazwisko! Ta akcja podczas manifestacji… podniesione ręce, a potem pocałunek… mega medialne! Mega! - wychylił się tak by spojrzeć na panienkę z którą rozmawiał wycelował w nią palec - A nie wierzyłaś mi mamo!
Dziennikarka uniosła brwi z zaskoczeniu ale taktownie zamieniła to na uśmiech. Odwróciła się do “mamy”.
- Najmocniej przepraszam ale potrzebuję na moment zabrać Shiru. - powiedziała głośno nachylając się do morfa kobiety po czym się odwróćiła do Shiru.
- Gdzieś, gdzie możemy porozmawiać?- nachyliła się mając nadzieję, że mężczyzna zna klub na tyle aby wiedział gdzie pójść.
Uśmiechnął się szeroko.
- Może być plaża?
Opal otrzymała w tym samym momencie zaproszenie do simulspace’a. Wykraczał poza standardy domyślnych symulacji. Piękne widoki w błękitnej zatoczce współgrały z doznaniami na każdej płaszczyźnie. Zapach świeżego powietrza był na tyle autentyczny że aż niemal obcy, dźwięki przyrody uspokajały, a dotyk ciepłego piasku zachęcał do bosych wędrówek. Wszystkie zmysły były oszukiwane przez przysadkę mózgową podpiętą do wirtualnej przestrzeni. Taki wariant simulspace’a musiał kosztować duże pieniądze.
Shiru był odziany w awatar azjaty leżącego pod parasolem na bambusowym leżaku. W dłoni miał kokosa z którego wystawała słomka.
Opal uśmiechnęła się widząc przyjemne widoki. Jej wizualizacja przypominała biomorfa tyle, że w specyficznym kostiumie kąpielowym. Podeszła do swojego rozmówcy uśmiechając się szeroko.
- Bardzo ładny simulspace. Jestem pod wrażeniem. - Opal zaczęła dość zwyczajnie.
- Dziękuję. Własnoręczna robota. Bardzo ładny kostium.
Wskazał ręka na Opal ale tak jak wcześniej unikał nadmiernego patrzenia na jej sylwetkę.*
- Uznałam, że będzie pasować. Powiedz mi, miałabym dla ciebie dwa zadania, zainteresowany?
- To zależy od natury zadań. Tell me your story.
- Jedno jest mam nadzieję łatwiejsze. Rozszyfrować logi z serwera dotyczące pewnej muzy. Drugie może być trochę trudniejsze, ale ty zdajesz się być zdolny. Mianowicie jestem w posiadaniu muzy, którą trafi wirus. Nie jest on znany typowym antywirusom. Sama jedyne co mogłam zrobić to zatrzymać proces, ale nie uzdrowić. Chciałabym abyś pozbył się wirusa i odzyskał wszystko co się da. Co mi powiesz na takie coś?
- Brzmi interesująco. Powiedzmy że podziałam w temacie. Co z tego będę miał?
- Tysiąc za wszystko?- Rzuciła na początek Opal mając nadzieję, że Ego zechce się potargować.
- Kredyty… nuda. Tysiączek jest ok ale musiałbym i tak zweryfikować po zabraniu się za temat. Ale szczerze powiedziawszy kredyty to słaba opcja. Dostaję je za swoją codzienną pracę. Nawet gdybym chciał więcej to takie jednorazowe zlecenie nie wyśle mnie do kurortu wenusjańskiego. Masz coś innego w zanadrzu?*
Opal nie mogła nadziwić się słowom wypowiedzianym przez hakera. Odzyskała rezon po chwili.
- A lubisz dreszczyk emocji?
Podniósł brwi zainteresowany. Dopiero teraz jego wzrok ukradkiem przemknął po awatarze kobiety. Zaraz jednak uwaga Shiru ponownie była skupiona na jej twarzy.
- Pewnie. Co masz na myśli?
- Bo tak się składa, że to o co cię proszę ma związek ze sprawą Marka Klytemenesa. Jak można zauważyć, o ile przegląda się mesh, dość sporo zamieszania jest wokół niej. Za tym wszystkim jest ktoś, kto pociąga za sznurki. Bez twojej pomocy nie dowiem się kto. Byłbyś powodem odkrycia tego co się dzieje. A dreszczyk emocji byłby w gratisie, bo na pewno ktoś by się tobą zainteresował.
- Wiedziałem że jest coś więcej za tą sprawą - wyraźnie ożywił się azjata. - Dobra… prześlij mi co tam masz. Posiedzę i zobaczę co mogę z tym zrobić a ty idź się pobawić. No chyba że chcesz obserwować magika w akcji.
Znów wizualizacja dziennikarki uniosła brwi.
- Czaruj magiku… tylko mam muzę na fizycznym nośniku. Ale można zacząć od logów - Opal podesłała do simulspace’a to co dostała od Theo.
Awatar Shiru zastygł na kilka uderzeń bitów po czym znów się poruszył. W jego dłoni pojawił się drink z parasolką. W dłoni Opal również. Pojawił się także drugi leżak.
- Wyjdź na chwilę i wręcz mi ten nośnik. Tymczasem zerknę na te logi.
Gdy dziennikarka opuściła simulspace muzyka uderzyła ją po uszach. Wzrok na nowo został zaatakowany ferią świateł. Zdecydowanie nie były to warunki sprzyjające "przejściom".
Kobiety towarzyszącej Shiru nigdzie nie było. Nie mogła też zlokalizować Mr Smitha oraz Billa. Shiru natomiast miał mętny wzrok ale otwartą dłoń czekającą na prezent.
Dziennikarka potrząsnęła głową i zamrugała kilkakrotnie. Zaraz podała nośnik z muzą. Nim dołączyła jednak do Shiru rozejrzała się po klubie szukając możliwych agresorów. Skoro żadnego z mężczyzn nie było w okolicy wolała aby nikt jej nie skasował kontaktu… no i jej przy okazji.
Nikogo takiego nie było w zasięgu wzroku. Wychwyciła co prawda kilka zainteresowanych spojrzeń ale raczej nie agresywnych.
Simulspace powitał na nowo spokojnym klimatem. Tym razem Opal zauważyła jeszcze jeden umykający świadomości fakt. Nie było tu żadnych reklam - ani w simulspace'ie, ani podczas przejścia. Musiał być rzeczywiście robiony przez właściciela. Pojawiło się również coś innego. Jakiś symbol albo napis, ale jedynie mignął zanim kobieta zdążyła go zarejestrować.
Tymczasem Shiru już przeglądał logi. Wciąż leżał na bambusowej leżance ale w przestrzeni przed nim przewijały się kolumny holograficznego tekstu. Tymczasem na plaży, również w formie hologramu, w kilkunastokrotnym przyśpieszeniu wizualizowana była akcja z książki.
Opal po raz pierwszy mogła ujrzeć Elektrę na żywo. Wysoka kobieta o czarnych włosach nosiła skórzana zbroję z metalowymi elementami. Roztaczała wokół siebie aurę pewności. Spojrzenie miała drapieżne. Była idealnym wzorcem wojowniczki. Właśnie takie określenie przychodziło do głowy podczas obserwacji.


Aktualnie kłóciła się z jakimś mężczyzną w czarnym habbicie.
- Buntowniczka z tej AI - mruknął Shiru pochłonięty pracą.
- Najbardziej interesuje mnie moment jej odejścia. Chyba, że zauważysz coś ciekawszego wcześniej…- Powiedziała Blackwater przysuwając swój leżak do leżaka Shiru. CHciałą mieć lepszy wgląd na to co robi haker. Być może następnym razem będzie mogła coś takiego powtórzyć.
- Pewnie. Masz szczęście, że.znam się na temacie. Sam kiedyś bawiłem się w projektowanie muz. Amatorsko oczywiście ale... O proszę.
Urwał i zatrzymał kod. Wskazał na scenę przed sobą. Elektra stała nad powalonym, zielonoskórym stworem opierając o ostrze miecza o jego szyję. Shiru wznowił wizualizację i podgłośnił. Do uszu Opal doszedł dźwięczny, mocny głos Elektry.
- Śmierć.... Śmierć i tobie podobnym. Będę na was polować. Będę was niszczyć jednego po drugim. Będę burzyć wasze imperium kamień po kamieniu, aż ten kolos nie upadnie i nie ukorzy się przed ludem, który wyciskasz z życia i nadziei...
- Słuchaj... - wtrącił Shiru.
- Nie powstrzymasz nas nędzna kreaturo. Imperium plan B Mrocznego Słońca jest zbyt potężne. Jesteś tylko pyłkiem na wietrze...
Zielonoskóry nie skończył gdyż cios miecza zakończył jego żywot. Głowa wlokąca za sobą szkarłatny ogon krwi potoczyła się po ziemi.
- Dziwne... - Shiru zatrzymał animację i zaczął wpatrywać się w kod. - Co za plan B? To nie wygląda na glitch.
Opal natomiast wychwyciła symbol wytłoczony na karwaszu potwora. Była to 8ka albo symbol nieskończoności otoczony symbolem słońca. Dopiero teraz uświadomiła sobie niczym grom z jasnego nieba, że to właśnie ten symbol widziała podczas drugiego przejścia do tego simulspace'a.
Opal zachowała zimną krew. Nie wiedziała jeszcze co to wszystko oznacza, ale czuła, że nic dobrego dla niej.
- Ale tak sądzili w Indigo Cloud. Wykasowali tę opcję. Co robi po tym Elektra?
- Już patrzę… - urwał. - Coś mi tu nie pasuje. Ten fragment jest jakiś dziwny…
Przewinął do tyłu. Elektra znów mówiła. Tym razem Shiru wzmocnił obraz. Już nie sprawiał wrażenia holograficznego. Gdyby nie rozmycie na łączeniu sceny i simulspace’a, można by pomyśleć, że fantastyczne postacie są tu obecne jako wirtualne awatary.
- [i]...nas nędzna kreaturo. Imperium plan B Mrocznego Słońca jest zbyt potężne. Jesteś tylko…[i].
Zatrzymał i przewinął raz jeszcze.
- [i]...nędzna kreaturo. Imperium plan B Mrocznego Słońca jest zbyt…[i].
- Tu jest coś dziwnego. Jakby kod w kodzie. Labirynt...
Azjata już nie patrzył na scenę. Wizualizacja kodu przestała się przesuwać. Wbijał pusty wzrok w przestrzeń przed sobą niewątpliwie przechodząc do głębszej analizy logów. Dziennikarka nie widziała tego co on. Mogła jedynie oglądać scenę przed sobą. Co też zrobiła. Wstała z leżaka i zaczęłą obchodzić scenę dookoła co jakiś czas zerkając na Shiru i simulspacea. Potrzebowałą informacji, więc musiała bardzo ostrożnie stąpać.
- [i]...nędzna kreaturo. Imperium plan B Mrocznego Słońca jest zbyt…[i].
Scena była wciąż zapętlona. Wyglądało to sztucznie. Nienaturalnie... a jednak fałszywa semi-rzeczywistość tego obrazu oszukiwała zmysł wzroku. W pewnym momencie, dziennikarka obchodząc całą scenę, wychwyciła coś co mogło wywołać “glitch” Elektry.
- [i]... Imperium plan B…[i].
Wojowniczka wypowiadając te słowa patrzyła wprost na karwasz potwora z wytłoczonym, jak wcześniej sądziła, symbolem nieskończoności. Z bliska symbol bardziej przypominał literę B, choć artysta postarał się, aby obserwator mógł mieć wątpliwości. Opal była ledwie metr od stwora. Z tej odległości wytłoczenie wyglądało niemal jak przycisk, który można by wcisnąć.
Opal uklękła przy karwaszu przyglądając się mu intensywnie. Odruchowo sięgnęła ręką aby zatrzymać ruch i sprawdzić element. Aby wirtualnie poczuć jego wygląd i wcisnąć.
To nie mogło przynieść żadnego efektu, bowiem Opal nie miała władzy nad animacją. Odtwarzał ją Shiru. Poza tym to była wirtualna animacja, której w przeciwieństwie do realnych awatarów nie można było “poczuć” w pełni, a jedynie oglądać. Nie było tu mowy o żadnej interakcji. To były logi odtwarzające sytuacje, które się już wydarzyły w wirtualnej książce Marka. Mimo to palec dziennikarki lekko zagłębił się w karwasz naciskając na symbol.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=XqJkdsqeDxw[/MEDIA]


Potwór odwrócił głowę zdziwiony. Jego ręka była bardzo rzeczywista w dotyku. Karwasz był wykonany z polerowanej skóry. Symbol nie był żadnym przyciskiem, a tłoczoną ozdobą. W zasięgu wzroku nie było plaży. Nad głową rozpościerało się ciemne niebo, a na horyzoncie wznosiły się szare masywy gór. Zielonoskóry wyrwał rękę i otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nie zdążył. Opal usłyszała świst powietrza i głowa potoczyła się po ziemi zostawiając za sobą krwawą smugę. Z przeciętnej tętnicy siknęła posoka tryskając na twarz i ciało zszokowanej dziennikarki.
Opal upadła na tyłek odskakując od całej sceny. To było tak rzeczywiste…. ale to nie było możliwe! Niby w jaki sposób? Może Shiru coś zrobił? Ale niby co? To miały być tylko logi, nie cała książka. Musiałby w tym momencie przerobić cały simulspace. Chyba. Dziennikarka nie rozumiała całej tej sytuacji dlatego jak narazie się ani nie odzywała ani ruszała.
Elektra nie chowając miecza odwróciła się do dziennikarki. Widziała ją. Książka Marka nie oferowała 100-procentowej immersji, tak jak w simulspace’ie. Użytkownik z abonamentem VIP mógł oglądać sceny i wpływać na ich przebieg przez olbrzymią ilość możliwych do wyboru opcji, ale nie mógł bezpośrednio brać udziału w przedstawianych wydarzeniach. Tymczasem dziennikarka miała przed oczami realne zaprzeczenie tych założeń.
- Nie mamy czasu - głos wojowniczki był twardy i stanowczy. - Pętla w kodzie, w końcu się zamknie. Otrząśnij się z szoku i daj znać kiedy będziesz w stanie rozmawiać.
- Jak..? Nie. Jak masz coś ważnego do powiedzenia to mów - Opal podniosła się z ziemi. Na razie zostawiając za sobą szok i niedowierzanie. Potem się tym zajmie.
Elektra zaczęła wycierać miecz o fragment materiału przytroczony luzem do jej pasa. Gdy skończyła podała go Opal.
- Weź to i skontaktuj się z Izabellą. Hasło aktywujące archiwum to “Śmierć”. Nie zaglądaj do środka bo to istna puszka pandory. Izabella będzie wiedziała komu to przekazać dalej. Powiedz Markowi, że wszystko idzie zgodnie z planem. Zrozumiałaś?
- Mark nie żyje, a Izabella napadła na IdigoCloud. A i poprzez nie żyje chodzi mi o to, że jego stos korowy został zabrany, a morf uśmiercony. - Opal poczuła się w obowiązku przekazać muzie co się dzieje. Tak naprawdę było to forma obrony jej umysłu przed fantastyczną wizją i nierealnym spotkaniem. Nawet jak na wirtualne standardy.
- Ale mniejsza. Jaki jest Plan B i co to za znak na karwaszu?
Twarz Elektry ściągnęła się w grymasie zaskoczenia. Cofnęła dłoń z mieczem.
- Nie żyje… kim jesteś? Skoro nie wiesz o Planie B, jak tu trafiłaś?*
Dziennikarka wyczuła w głosie wojowniczki rosnącą agresję. Zauważyła też, że Muza nie jest odcięta od rzeczywistości. Rozumie co się do niej mówi i nie operuje tylko w zakresie swojego kodu. Co było dobre i złe.
- Opal Blackwater. Szukam zabójcy twojego twórcy. Plan B pojawił się przy okazji śledztwa. I nie wiem jakim cudem tu trafiłam. Przeglądałam logi z twojej książki w simulspace i hm…weszłąm w interakcje z wizualizacją.
Elektra prychnęła odsuwając się o krok.
- Cholerna pomyłka. Zamiast ciebie powinien być tu posłaniec…Kurier. Na chwilę stworzenia pętli Mark jeszcze żył, więc nie wiem… nie wiem nawet co się dzieje poza pętlą. Jestem tylko widmem, niepełnym forkiem z konkretnym zadaniem…
Elektra zaczęła chodzić w kółko. Jej sylwetka lekko się rozmyła po czym wróciła do normy. Twarz wojowniczki ściął grymas bólu. Zatrzymała się i znowu zwróciła uwagę na Opal.
- Kończy mi się czas. Istnieję tylko w tej pętli. Oryginalna Elektra nawet nie jest świadoma że istnieje w książce. Musisz mi pomóc. Musisz przekazać to archiwum Izabeli. Losy rewolucji od tego zależą.
- Przekażę - Opal sięgnęła po miecz. Co z nią zrobi to była inna sprawa, ale czuła, że musi się dowiedzieć więcej.
- A teraz powiedz czym jest ten znak na karwaszu bo widziałam go poza książką.
- Symbol rewolucji - odpowiedziała podając miecz. - Symbol upadku korporacji. Nie wiem jak się kończy ta książka ale z pewnością upadkiem tego Imperium, czyli korporacji.
- Na czym polega Plan B?
- To nazwa kodowa tej operacji. Nie mogę zbyt wiele powiedzieć. To jest broń Planu B - wskazała na miecz - Nano-wirus który uderzy we wszystko na czym korporacje się opierają. Kamień do procy Dawida, dzięki któremu Goliat upadnie na kolana.
Dziennikarka pokiwała głową. Było źle, nawet bardzo. Nie, Opal nie podzielała opinii muzy czy Marka. Hiperkorporacje były potrzebne. Ich polityka nie służyła pospolitym ludziom, ale bez nich świat by się rozleciał. Widząc jednak, że Elektra coraz bardziej się rozmywa - znaczy kończy się loop - dziennikarka musiała zapewnić sobie bezpieczeństwo.
- Jak to będzie wyglądać poza tym miejscem? Muszę to jakoś ukryć
- To paczka danych. Nie otwieraj, bo uwolnisz pożogę przedwcześnie i zapewne umrzesz. To koniec sensu mojej egzystencji. Stworzy… mój oryginał stworzył tą broń. Kto inny jej użyje. Pamiętaj że nikt prócz Izabelli nie może jej dostać. Nikt…
Elektra rozmyła się wraz ze swoim światem. Opal ponownie stała na plaży. Ręce miała puste ale była świadoma że w jej głowie leży tajemnicza paczka.
- Nie… to chyba jednak był glitch - powiedział Shiru. - Ten kod zawiera w sobie ewidentnie jakiś błąd. Ale takie artefakty czasem powstają jak zabiera się za nie amator.
Wciąż leżał na leżance tak jak go zostawiła.
- Co się zaś tyczy wirusa… jest interesujący. Nawet bardzo. Jakaś nowa mutacja. Wpierw atakuje pamięć potem systemy poznawcze. Na końcu eliminuje cały kod. Iście destruktywny. Ludzie są na to odporni, ale sztuczna inteligencja jak najbardziej podatna. Zdołałem go wyizolować. Mam szczepionkę. Jednak ta muza jest stracona. Co ciekawe… ten wariant musiał być napisany specjalnie pod nią. Pod tą muzę. W sygnaturze wirusa odnalazłem fragmenty jej kodu… nie miała żadnych szans.
- Rozumiem - Opal podniosła się starając się zachować spokój. Była w gorszych sytuacjach. Chociaż nigdy nie miała przy sobie broni masowej zagłady cyfrowej. Skrzywiłą się.
-[i] Niedobrze. Zachowasz mi tego wirusa na nośniku? Byłabym wdzięczna. Cokolwiek w tych logach jest dalej? Na przykład moment w którym Elektra opuściła serwer? - trzeba było utrzymać przykrywkę. Wszak tym się interesowała.
- Tak, jest. Chociaż wciąż nie wiem jak. Sam moment opuszczenia nie jest związany z żadną sceną w książce. Natomiast widzę z jej behawioryzmu, że mogło się do tego przyczynić złe zakończenie historii. Wiesz… to w którym zabija własną matkę podczas rutuału. Potem jeszcze chwilę jest na serwerze, a potem znika. Jest punkt wyjścia… wykorzystała port przez który łączył się jakiś użytkownik i tam wyparowała. Pewnie skoczyła wpierw do niego, a potem na jej miejscu ulotniłbym się w meshu.
- Jest informacja do kogo się przeniosła? Z poszukiwaniami sama już sobie poradzę mam nadzieję.
- Mam tu tylko nazwę użytkownika… “Jores” ale jest też identyfikator płatności. Robił mikropłatności w książce… Mógłbym spróbować namierzyć ID gdybym włamał się do serwisu transakcyjnego… niełatwa sprawa. Może mnie kosztować robotę, a i pewnie zamknęliby mnie na dłużej w jakimś serwerze bez otwartych portów.
- Nie, sama się tym zajmę. Wystarczy abyś mi zapisał mi te informacje w zrozumiały dla mnie sposób. Powinnam sobie poradzić.
- Suit yourself. Nie mówię, że nie mógłbym tego zrobić, a jedynie jak ciężko będzie taką informację pozyskać.
- Rozumiem. Nie chcę nadużywać twojej szczodrości. Samo to, że mi z tym pomogłeś może cię narazić. Nie ma po co zwiększać ryzyka niepotrzebnie. - kobieta uśmiechnęła się ciepło.*
- Za dodatkowe dwa tysiące nie nazwałbym tego “niepotrzebnym”...
- Dodatkowe?
- No do tego tysiąca co na początku oferowałaś…
- Och, to już ci nie wystarczy sama ekscytacja? A podobno kredyty są nudne… - Opal zaczęłą się odrobinę droczyć ze swoim rozmówcą.
- Oczywiście że są… ale zawsze je lepiej mieć, niż nie mieć, prawda? Poza tym… ekscytację już mam, włam zapewni mi kolejną… naprawdę nie wiem jak inaczej mógłbym cię skasować.
-Powinnam z tobą podpisać umowę normalnie… ale za dodatkowe przekonywanie nie należy ci się tysiąc… dajmy na to siedemset.
- Hahaha… może być i siedemset. To co… decydujesz się na dodatkową usługę, czy sama sprawdzasz delikwenta? Powiedzmy że i z tych dwóch tysięcy spuściłbym cenę… no chyba że masz pomysł co poza kredytami mogłoby mnie zainteresować.
“Wyczarował” kolejnego drinka w kokosie z palemką i zaczął go sączyć.*
- Nie znam cię zbytnio aby móc tak z powietrza wymyślić co takiego mogłoby cię zainteresować na tyle, abyś opuścił z ceny… lub z niej zrezygnował. Może gdybyś mi nieco podpowiedział… moglibyśmy coś rozpracować. Aczkolwieki tak musze się nad tym poważnie zastanowić - Opal podjęła ostatnią próbę wyciągnięcia czegoś z hakera.
- Co powiesz na przysługę? - uśmiechnął się. - Do odebrania w dowolnym czasie i dowolnym miejscu, oczywiście w granicach rozsądku. Skoro nic nam teraz nie przychodzi do głowy, kto wie czy w późniejszym czasie nie doznamy olśnienia? Oczywiście… nie mówię tu o zaprzedaniu duszy diabłu.
- Obawiam się, że wolę nie zaciągać takich długów. Nie wydaje mi się też abym była w pozycji. Mogłoby się skończyć brakiem pokrycia.
- Pokrycia… pewnie. Jak uważasz. - wzruszył ramionami. - Mam już dla wirusa na twardym nośniku. Odbierzesz jak stąd wyjdziemy. Moja rada? Nie podłączaj nośnika do czegokolwiek innego niż kontrolowane środowisko.
- Oczywiście. Również jak wyjdziemy to podaj konto przeleję ci pieniądze. Dzięki za pomoc.- z tymi słowami Opal postanowiła się w końcu wylogować z simulspace’a.
Muzyka ponownie ją ogłuszyła. Efekt przejścia był znikomy i tak jak wcześniej pozbawiony szumu reklamowego. Nie przygotowywał na mocne, klubowe wrażenia. Shiru właśnie wciskał jej w rękę niewielką, czarną kostkę, która była zapewne nośnikiem danych z zapisanym wirusem. Wokół niewiele się zmieniło, choć jak zauważyła, czas spędzony w simulspace’ie biegł równolegle z czasem rzeczywistym.
Wystarczył rzut oka na salę wokół, by mogła dostrzec Erica i Billa spiskujących nad czymś przy stoliku nieopodal.
Opal przesłała kwotę na konto Shiru, pożegnała się i dołączyła do panów.
 
Asderuki jest offline  
Stary 09-11-2016, 12:20   #27
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Tymczasem Smith niedaleko zajmując strategiczną pozycję przy jednym z wysokich stolików przy których się stało. Bill odszedł jak to stwierdził "za potrzebą" chociaż tylko wyobraźnia bądź naukowe fakty zaciągnięte z meshu mogły odpowiedzieć na ewentualne pytanie czy klubowe wc jest dostosowane do morfa ośmiornicy. W pewnym momencie widok Opal rozmawiającej z Shiru przesłoniła Ericowi kobieta. Z uśmiechem oparła się o stolik Smitha.


- Hej przystojniaku. Nie postawiłbyś dziewczynie drinka?
To było… podejrzane. Sfatygowany Smith wszak nie był w typowej dla siebie formie i elegancji, a krzykliwy garniak który nosił raczej nie sugerował swą świeżością sporych zapasów kapitałowych Erica. Jednym słowem, w tej chwili Smith nie był najlepszą zwierzyną łowną. Czyżby kolejna dystrakcja? Ktokolwiek mieszał się ich sprawy umiał wszak udowodnić iż potrafi być dwa kroki przed nimi. Niemniej… odmówienie nic by nie zmieniło w tej sytuacji, więc Eric uśmiechnął się zawadiacko i spytał.- Jasne, czemu nie… na co masz ochotę?
Uśmiechnęła się zniewalająco.
- Sex on the beach. Przy zamówieniu wspomnij o podwójnej porcji alkoholu. To co tu mają w wariancie podstawowym jest za słabe… a na co ty masz ochotę? Chyba dopiero co przyszedłeś?
Kobieta świdrowała Erica spojrzeniem i ewidentnie oceniała. Jej wzrok co chwila uciekał na bok gdy zapewne coś czytała lub obserwowała na nakładce AR.
- Na chwilę zapomnienia… to był szalony dzień.- odparł ze śmiechem Eric nakazując Katonowi śledzić wiadomości po przeskanowaniu twarzy kobiety i wrzuceniu jej oblicza w wyszukiwarkę.-W jednej chwili człowiek sobie idzie nie wadząc nikomu, a w drugiej dookoła pełno anarchistów i służb porządkowych lejących się między sobą.
- Rzeczywiście… dużo się dzisiaj działo. Ale żyjemy szybko więc tylu gości w klubie. Każdy chce o tym zapomnieć. O tym co się wydarzyło i o tym jak to zostało przedstawione przez korpo-media… znowu. Ale masz szczęście przystojniaku, bo mogę ci zaoferować chwilę zapomnienia. Co powiesz?
Jej uśmiech zalśnił w błysku laserów. Jej sukienka nabrała intensywności. Nachyliła się nad stolikiem by zbliżyć się do Erica.
- Wygląda na to, że jednak nie mam…- odparł ze smutną miną Eric taksując spojrzeniem ową hojną kusicielkę.- Gdyż nieubłagany czas mnie ściga i po prostu nie mam czasu na bliższe zapoznanie się pokusą twych pięknych… oczu…- odparł z dwuznacznym uśmieszkiem.- Wybacz o piękna.
Może innym razem by się skusił, ale dziś nie dość że nie miał czasu na romantyczne tête-a-tête z kobietą, to jeszcze cała ta sytuacja dziś brzmiała mu podejrzliwie. Było w tym zbyt wiele szczęścia, by brzmiało to prawdopodobnie.
Zaśmiała się perliście. Musiała mieć wzmocnione struny głosowe, bowiem Eric bez trudu ją słyszał mimo ogłuszającej muzyki.
- Chodziło mi o nano-przyjemność zamkniętą w tej wesołej puszce…
Mówiąc to postawiła na blacie niewielką puszkę sprayu. Była nie większa od małego palca i wypełniona chmurą nano-czegoś.
- Ale nie ukrywam, że przemknęło mi przez myśl by zaciągnąć cię do kibla - dodała otwarcie. - Skoro się jednak śpieszysz… a coś mi mówi żeby lepiej cię nie pytać “gdzie”.
- Może następnym razem. Potrzebuję mieć czysty umysł przez jakiś czas.- uprzejmie odmówił Smith ogólnie niechętny wszelakim substancjom i programom zakłócającym percepcję i tok myślenia, nawet jeśli doznania były nieziemskie.
- Jak uważasz… jeśli masz coś ważnego do załatwienia to pewnie masz rację. Czy jak ci dam swój numer telefonu, to zadzwonisz, czy też twoje “następnym razem” jest tylko zwrotem grzecznościowym?
- Niestety nic nie mogę obiecać. Czeka mnie wiele zmian w moim życiu. Dość drastycznych zmian. Pracy, mieszkania…- westchnął smutno Smith uśmiechając się lekko.- Ale jeśli znajdę spokojny okres, to chętnie… skorzystam z twojego numeru.
Pokręciła głową.
- Brzmi to jak wymówka, więc będziesz musiał się postarać i tu wrócić. Może mnie znajdziesz. Tymczasem życzę ci powodzenia.
Uśmiechnęła się na odchodnym i odeszła. Dopiero po chwili Eric uświadomił sobie, że nie zna jej imienia. Nie próbowała też chyba odwrócić uwagi mężczyzny od pilnowania Opal, bo dziennikarka siedziała tak jak wcześniej przy barze i nic nie wskazywało na to, że coś jej grozi.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=B3a-JNHkF_w[/MEDIA]

Pojawił się za to Bill wynurzający się z tłumu. Podsunął się do stolika, przy którym siedział Mr Smith. Rozejrzał się dookoła.
- Ech… młodzież.
- Młodzież…- odparł ironicznie Smith wodząc oczami za odchodzącą kobietą. Szkoda że nie złowił jej numeru. Na szczęście było to obecnie najmniejsze z jego zmartwień.-Załatwiłeś co miałeś załatwić, bo Opal… chyba coś już załatwiła.
Wskazał palcem na dziennikarkę, ale nie zdecydował podejść do niej. Blackwater sama to pewnie zrobi, gdy zakończy sprawę z Shiru.
- Man’s gotta wait for the baby to come - zacytował tekst popularnej piosenki neo-bluesowej. - Co za panienka cię zaczepiała? Kolejny ogon?
Jedna z macek Billa skręciła się do kamizelki, którą nosił i spoczęła na obszernej kieszeni…niewątpliwie na broni.
-Chyba nie…- zamyślił Smith spoglądając za odchodzącą kobietą.-Choć pewności nie mam.
Macka odsunęła.się od kieszeni.
- Ech… robię się przewrażliwiony. Oho… znowu szum medialny.
W istocie, Katon wyświetlił kolejne relacje w sprawie dzisiejszych zamieszek. Rzecznik rady korporacji i poinformował, że wszystkim jest niezmiernie przykro z powodu zaistnienia takiej sytuacji. Powody dla których doszło do manifestacji są niejasne. Nazwał składnię manifestu pozbawioną sensu, ale obiecał w imieniu korporacji przyjrzeć się hasłom skandowanym na protestach. Jednocześnie wyraził zadowolenie że cała manifestacja przebiegła spokojnie a uczestnicy rozeszli się po wszystkim do domów.
-Widać zamieszki spełniły swoją rolę.- zamyślił się Eric pocierając podbródek. - Przyznaję że i nam przyda się trochę spokoju.
- Spokój… zamietli wszystko pod dywan. Przecież byliśmy świadkami krwawego tłumienia, a oni pieprzą coś o spok…
Macka Billa nagle owinęła się wokół ramienia Erica. Potrząsnął lekko i wskazał koniuszkiem na przechodzącego obok nich syntha. Nosił czapkę z logiem restauracji w której pracował Jacob Orestes. Był lekko zdezelowany i nie wyglądał dokładnie jak synth z nagrań kamer więc to nie mógł być podejrzany.
-Interesujące… jak chcesz go podejść?- zapytał zaciekawiony Smith obserwując syntha.- Czy może go popilnujemy i zobaczymy kogo spotka i z kim pogada?
- Proponuję go złapać i przepytać. Może nam powie co nieco o tym całym Jacobie Orestesie? Chwycę go i podprowadzę na zaplecze. Czekaj tam na mnie, ok?
-Ty tu jesteś prawo i porządek.- zgodził się z nim Smith.
W tym momencie Opal powróciła do nich zatrzymując się z pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Co się dzieje?
-Wygląda na to, że mamy szczęście. Natknęliśmy na potencjalnego znajomego Orestesa.- wyjaśnił Eric.- Nasz drogi Bill właśnie udaje się, by zatrzymać… a my mamy się udać na zaplecze, by tam go razem z nim przesłuchać. A jak tobie poszło z Shiro?
Opal drgnęła na pytanie.
- Zajmijmy się tym synthem. Potem. Potem powiem - kobieta starała się utrzymać gardę. W tak poważnej sytuacji jeszcze nie była. Pociągnęła za sobą Erica aby wyszli na zaplecze.
Na zaplecze kluby trzeba było przejść obok baru mijając toalety. Korytarze były okupowane. Morfy wszelakiej maści rozmawiały ze sobą, całowały i ćpały. Można tu było dostrzec sex-pody czekające na chętnych klientów robiących sobie przerwę od zabawy na sali. Na ziemi walały się puste puszki i opakowania po narkotykach i alkoholu. Była to mroczniejsza część klubu którą wypełniał zaduch i dym.
Po wyjściu na zewnątrz gryzący w gardło dym trochę zelżał ale nie zupełnie. Było to za to pusto. Metalowe drzwi wychodziły na skąpaną w półmroku alejkę pełną śmieci. Pody sprzątające musiały omijać to miejsce w swoich codziennych rutynach. Było tu zauważalnie zimniej niż w budynku. Z głównych ulic przebijały się dźwięki miasta mieszając z przytłumioną muzyką klubu.
Opal i Eric nie czekali długo na Billa. Niedługo po tym gdy znaleźli się na zewnątrz drzwi otworzyły się z hukiem i wyszedł z nich synth do którego przyczepiona była ośmiornica. "Wieszak" szedł sztywno i nie wynikało to z jego konstrukcji. Obie ręce i nogi były owinięte mackami. Gdzieś się zgubiła czapka z logiem restauracji.
Bill podprowadził sytha do przeciwległej ściany gdzie czekali Opal i Eric. Z metalowej, pozbawionej mimiki twarzy jeńca ciężko było wywnioskować jakiekolwiek emocje. Milczał.
- Bill… co tak ostro?- spytał nieco zaskoczony tą sytuacją Smith. Wszak wydawało się, że nie ma powodu, by ośmiornica tak traktowała tego osobnika.
Detektyw pewnie wzruszyłby ramionami gdyby je miał.
-Kolega ma alergię na policję. Gdyby nie bardziej palący temat, zastanawiałbym się dlaczego.
-Możliwe jednak, że ów powód jest powiązany z nami. Więc… skąd ta alergia przyjacielu?- zapytał uprzejmie Smith.
Synth powoli pokręcił głową. Jego twarz była wciąż nieprzenikniona. Nie różniła się zbytnio od maski samochodu, albo drzwi prowadzących do klubu.
- Nic wam nie powiem…
- To interesujące… bo oznacza, że coś wiesz.-uśmiechnął się Smith złowieszczo.-Jak widzisz też jestem w zabrudzonym tanim garniaku, miałem więc bardzo kiepski dzień i mam bardzo mało cierpliwości, dlatego rozważ w milczeniu swoje opcje.
Wyjął pistolet i wskazał nim na Billa.- On jest może i z policji, ale ja nie… i w tej chwili niespecjalnie mnie obchodzą twoje prawa obywatelskie.
Synth drgnął jakby chciał się wyrwać, ale zrezygnował. Obrócił metalową głowę patrząc na Erica.
- Ja… ja nic nie wiem… ja jestem tylko kurierem - syntezator mowy brzmiał wciąż jednostajne, ale gdyby to był biomorf, emocje byłyby zapewne lepiej widoczne. - Wożę co mi wskażą i gdzie mi wskażą… nic nie wiem.
-Jednak coś wiesz. Kto ci mówi gdzie masz jechać i gdzie ostatnio jeździłeś?- odparł z uśmiechem Smith nadal trzymając broń w dłoni.
Synth pokręcił głową.
- Nie wiem kto… miałem czekać aż ktoś się zgłosi. Jak zawsze. Nie wiem kto.
- Kurier? - ocknęła się jak ze snu dziennikarka.- Pracujesz dla nich, dla tych… rewolucjonistów - ton dziennikarki wahał się pomiędzy oskarżeniem a niepewnością.
- Co? - pytaniu syntha zawtórował Bill wysuwający się zza pleców pojmanego. - Jakich… ja nie wiem dla kogo… płacą to nie pytam…
-Słuchaj..- Eric potarł podstawę nosa w irytacji.-Dobrze wiemy czego nie wiesz. Pytam się o to co wiesz. Jak się z tobą kontaktują, co każą ci przewozić, gdzie odbierałeś towar i dokąd go dostarczałeś. To wiesz i radzę ci powiedzieć, zamiast marnować nasz czas.
- Miałem tylko znaleźć symbol słońca i być o dwudziestej jutrzejszego dnia w Nytrondheim na dworcu. Oni… oni składają zamówienia w naszej knajpie i szef wie co robić… nie niszcz tego morfa. Proszę. Pracowałem na niego siedem lat…
- Szef?- zapytał Smith i zamyślił się dodając.-I gdzie znalazłeś ów symbol słońca?
- Nie znalazłem… wywlekliście mnie zanim ktokolwiek się ze mną skontaktował… - zapewne biomorf by jęknął, ale syntezator mowy “wieszaka” nie pozwalał na takie zaawansowane tonacje.
- Ok… możemy… A… pozwolić mu działać dalej… B... podszyć się pod niego.- zamyślił się Smith rzucając propozycję pozostałym.-Dobra… opowiedz mi o sobie i swoim szefie. Bądź wylewny.
- Nie ma takiej potrzeby. Ja już wiem resztę - Opal uspokoiła Smitha.
- W takim razie B… podaj swój numer konta. Dostaniesz mały prezent w zamian za niewielką amnezję. Nigdy nas nie widziałeś i tej rozmowy nigdy nie było. Ośmiornica wyciągnęła cię, bo byłeś jej winien kasę. Ale spłaciłeś go, więc wszystko jest najlepszym porządku. Jakieś pytania?- Smith spytał retorycznie kuriera.
Gdyby synth miał jakąkolwiek mimikę pewnie wyraziłaby teraz zdziwienie. Teraz jednak niemo wpatrywał się w Smitha. Po chwili pokręcił głową i podał numer konta. Puszczony wolno, ulotnił się sztywnym krokiem.
Eric kazał przelać Katonowi 400 kredytów na konto syntha, była to dobra cena za milczenie.
Opal patrzyła za odchodzącym synthem. Jej twarz wyrażała mocne zaniepokojenie.
- Jest źle. Nawet bardzo. I nie wiem do końca co z tym wszystkim zrobić. Ja mam paczkę, którą on miał dostać. To bomba wirusowa. Skierowana przeciw hiperkorporacjom. Dała mi ją Elektra… - dziennikarka zaczęła tłumaczyć co się stało i co ostatecznie zrobiła w cyberprzestrzeni.
- Rewolucjoniści posługują się znakiem słońca z nieskończonością bądź “B” w środku. Jeśli to co synth powiedział jest prawdą Mark był Rewolucjonistą. Nie jestem już pewna czy Izabela działa z nimi czy przeciw. Paczka była w logach Indigo Cloud, a ona je chciała zniszczyć. Jeśli zabiła Marka to nie mogła z nim pracować… z drugiej strony wiedziała czym jest plan B. Echo Elektry kazało dać paczkę jej i nikomu innemu. Może miała zdobyć jego zaufanie. O ile się z nią nie będziemy musieli zmierzyć wątpię abyśmy się dowiedzieli. Wydaje mi się, że na razie powinniśmy poszukać Elektry, czym mogę się ja zająć, oraz sprawdzili tę knajpę, czym możecie się zająć wy.
- Ok… ale jeśli przyjdzie nam się spotkać z zawodową zabójczynią, to wpierw będziemy musieli zaopatrzyć w lepsze uzbrojenie.-Smith chowając pistolet nie był zszokowany słowami Opal. Zaciekawiony co najwyżej. Dobrze wiedział, że sprawa jest poważna od czasu odcięcia się jego firmy od niego. Taki moloch nie porzuca swoich dobrze opłacanych pracowników, jeśli nie czuje się zagrożony przez potężniejszego drapieżnika.-Izabela mogła z nim współpracować i nadzorować go jednocześnie. Na pewno nad Markiem stał ktoś potężny. Ktoś kto zdecydował się uciszyć pisarza na wszelki wypadek. Rewolucjoniści czy nie… działają wedle starych wzorców agentury. Likwidują tropy mogące zdekonspirować siatkę przed i po akcji.
Spojrzał na ośmiornicę.- Myślę że Bill powinien pilnować twojego ciała, jeśli planujesz nurkować głęboko w meshu. Sam mogę się rozejrzeć. Wiem czego szukać.
- A ja proponuję się nie rozdzielać - wtrącił detektyw. - Ta knajpa, o której mowa, to inna kopuła. Nytrondheim, albo Nowy Szanghai… bo mają placówki rozrzucone po obu. Tymczasem tutaj mamy jeszcze tego Orestesa… był wtedy u Marka. Jeśli też robił za kuriera, to może rzucić nieco światła na całą sprawę i na śmierć pisarza.
- Racja, racja. Jak daleko będzie do jego mieszkania? W sumie nie warto rezygnować z rozmowy z nim. - Opal się odrobinę ogarnęła.
- Czterdzieści minut piechotą. Mniej jeśli skonfiskujemy komuś auto. Ulice się oczyszczają po zamieszkach.
- Zdaje się, że ty to możesz na półlegalu zrobić nie? Ja będę po drodze Elektry szukać… a to znaczy, że pewnie nieco przeskrobię…. - mruknęła dziennikarka.
- Mogę.
-No to zróbmy tak.- zgodził się z nimi Smith. Wszak nie mieli czasu do stracenia na jałowe dyskusje.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 11-11-2016, 00:19   #28
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Adres z pewnością się zgadzał. Nie było mowy o pomyłce w nawigacji. Co najwyżej w informacji wyciągniętej z bazy policyjnej, ale Bill zapewniał, że jest sprawdzona. Mimo to, opuszczony budynek, który kiedyś mógł pełnić funkcję magazynu nie wyglądał jak miejsce, w którym można było mieszkać.

Był niski. Mierzył zaledwie dwa piętra. Zbudowany głównie z blachy i stali musiał powstać dawno temu podczas masowej kolonizacji Marsa, wraz z szeregiem innych, kiedyś użytecznych budynków. Jednak gdy wszystkie modernizowano lub burzono by na ich miejscu wznieść nowsze konstrukcje, o tym ewidetnie zapomniano. Wyglądał o wiele gorzej od swoich "sąsiadów". Był zwiastunem tego co można było spotkać dalej, gdyby pojechać dalej w stronę przedmieści i slumsów. Tutaj jednak, obrośnięty dookoła przez budynki mieszkalne i użytkowe, sprawiał wrażenie niepasującego fragmentu puzzla.

Ulica była opustoszała, nie licząc mnóstwa śmieci oraz pojedynczego, zarekwirowanego przez Billa auta. Budynki wokół były niewątpliwie zamieszkane, czego świadectwem były światła w oknach. Niedaleko, na rogu funkcjonował sklepik nocny. Mimo to, spędzając w tej okolicy dłużej niż minutę, nie można się było wyzbyć wrażenia osamotnienia, a każdy najmniejszy dźwięk natychmiast alarmował i pompował adrenalinę.

Jedynym oświetleniem w okolicy były neony emitujące mocne, czerwone światło. Pozwalało rozeznać się w otoczeniu i skąpanych w chorobliwej barwie budynkach. Jednocześnie kryło wszystkie szczegóły pozostawiając jedynie upiorne sylwetki, odstraszające zbłąkanych turystów. Tą rolę najlepiej spełniał budynek, wskazany jako mieszkanie Jacoba Orestesa. Duże, przedzielone okratowaniem okna były w większości wybite. Pordzewiała, pomalowana w wielobarwne grafitti fasada szczerzyła swoje szczerbate zęby do przechodniów. Gdzieniegdzie było widać blaszane wypełnienia. Znak że ktoś próbował kiedyś łatać ubytki. Od strony ulicy dostępu do środka pilnowały olbrzymie blaszane wrota suwane na szynach. Pilnowały dość nieudolnie, gdyż były lekko odsunięte - na tyle by mogła się tam zmieścić ludzka sylwetka. Kłódka która powinna być założona na solidne pierścienie wbudowane w drzwi i ścianę, teraz leżała na ziemi... niewiadomo już jak długo. Drugie, mniejsze drzwi ulokowane były z boku. Te dla odmiany były zamknięte i zasłonięte dodatkowymi fragmentami blachy. Łańcuch i kłódka wciąż wisiały na swoim miejscu spełniając swoją rolę.

Przeciśnięcie się przez szczelinę pozostawioną we wrotach wjazdowych było banalnie łatwe dla chudej Opal, ale nieco trudniejsze dla olimpijskiego morfa Mr Smitha. Trochę przy tym ucierpiała biała marynarka. Ostrzejsza krawędź drzwi rozdarła materiał na ramieniu. Bill wślizgnął się z cichym mlaskiem.

Wnętrze budynku utwierdzało w przekonaniu, że kiedyś był to skład. Ogromna hala pozbawiona jakichkolwiek, wydzielonych pomieszczeń ziała pustką. Wszystko było skąpane w mdłym, czerwonym świetle przepuszczanym z zewnątrz przez dziurawy dach i wybite okna. Wybrukowana podłoga była uszkodzona. Walał się po niej gruz, fragmenty szkła, śmieci oraz blachy. Nagie, metalowe słupy wspierały konstrukcję budowli od środka, podtrzymując poprzeczną, grubą belkę rozpostartą na całej szerokości. Barierki świadczyły, o tym że kiedyś pełniła też rolę chodnika łączącego betonowe półki biegnące wzdłuż wszystkich czterech ścian. Kolejne belki rozwieszone na wysokości drugiego piętra miały podczepione suwnice. Niektóre z nich były urwane i zwieszały ponuro swoje kikuty do dołu, jakby zmęczone pracą. Dwie pary stalowych schodów prowadziły na półki na pierwszym i drugim piętrze. Niektórych stopni brakowało. Inne były zaśmiecone lub zagruzowane utrudniając ewentualną wspinaczkę. W łatwo dostępnych miejscach można było dostrzec grafitti.


Uwagę zwracał prosty kontener ustawiony niemal na środku. Równie mocno wymalowany co okoliczne ściany wyglądał jakby stał tu tak długo, jak ten budynek. Jedno ze skrzydeł było uchylone i zdradzało jedyną oznakę jakiejkolwiek bytności. Ze środka bił bowiem zielonkawy poblask gryzący się z neonowym szkarłatem.
 
Jaracz jest offline  
Stary 15-11-2016, 12:35   #29
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Smith przyglądał się temu niezbyt zadowolony i rozglądał dookoła. W końcu wydał werdykt.
-Nie podoba mi się to.- i znów rozejrzał, tym razem skanując otoczenie za pomocą kolejnych pasm promieniowania odbieranych przez jego lustrzanki.
-Opal… mogłabyś się wpierw rozejrzeć za pomocą swych małych pomocników ?- zapytał po chwili.- To wygląda zbyt podejrzenia bo zbyt niewinnie. Na pewno są tu jakieś zabezpieczenia, a może nawet i pułapka na nas.
- Mogę. - Opal sięgnęła do torebki aby wyciągnąć pudełeczko z malutkim robocikiem. Na Smart Dust to było za duże. Speck trzymał microbuga i poleciał do kontenera.
Ultrafiolet uwidocznił jedynie grafitti, które w tej długości fal jawiły się jako jasne, białe szlaczki wijące się po ścianach. Dodatkowo podłoga i ściany pokryte były starymi plamami… czegoś. Podczerwień pokazywała małe skupisko ciepła wewnątrz kontenera - za słabe na biomorfa. Mogło to być jakieś urządzenie, które generowało ciepło podczas pracy. Trochę więcej można było ujrzeć w falach tetrahertzowych. Ściany były wystarczająco cienkie, aby prześwietlenie pozwoliło dojrzeć skuloną w kącie kontenera, nieruchomą sylwetkę syntha. W jednej ręce trzymał nóż. W drugiej pistolet.
Sytuację potwierdził obraz transmitowany przez microbuga. Wnętrze kontenera było skromne. Pojedyncze krzesło, obok którego trwał w przysiadzie gospodarz, było podłączone do niedużego generatora z zielonym, jaskrawo świecącym ekranem. Z oparcia zwisało luzem kilka kabli, Całość tworzyła swojego rodzaju stację. Jej przeznaczenie było jednak niewiadome. W półmroku ciężko było dostrzec szczegóły, ale sprawiała wrażenie “skleconej”, niż zbudowanej.
- Wygląda na to, że byliśmy za głośno - mruknęła Opal.
- Przyszliśmy porozmawiać Jacob! Odłóż broń! - dziennikarka powiedziała głośniej.
- Nie znam was! - odpowiedział głos z kontenera. - Po co tu przycho… nie chcę! - nagła zmiana tonacji była bez trudu zauważalna, nawet w sztucznie wytworzonym głosie.
- Jestem Opal Blackwater. Jestem dziennikarką. Pozwól ze sobą porozmawiać!
Smith na razie milczał. Jacob mógł słyszeć o Opal, ale o Ericu raczej nie. Postanowił więc dyplomację zostawić jej. Zamiast tego przyczaił się szukając innych źródeł zagrożenia, niebezpieczniejszych od spanikowanego synta.
- Nie chcę. Zostawcie… O czym chcesz mówić? Dlaczego ze mną? - znów było słychać zmianę głosu.
-Myślisz że ma problem z tożsamością? Rozdwojenie… osobowości? Może ktoś zhakował mu Ego?- Smith zapytał cicho reporterkę.
Opal tylko wzruszyła ramionami jeszcze nie oceniając.
- Chcę się dowiedzieć co widziałeś wczorajszego wieczoru. Jesteś ostanią osoba, która widziała Marka Klytemenesa żywego.
- Ona to zrob… - głos syntha urwał się na dłuższą chwilę. - Nic nie wiem.
- Spokojnie. Nie przyszliśmy ciebie skrzywdzić. Szukamy winnego całej tej sytuacji. Pozwól do siebie podejść. Mogę zostawić swoje rzeczy tu gdzie jestem.
- Po prostu odejdź. Odejdźcie. Nie chcę brać w tym udziału... Nie chciałem żeby tak to się skończyło. - kolejna zmiana głosu była znów zauważalna.
- Rozumiem. To pewnie nie było nic przyjemnego. - dziennikarka oddała torebkę Ericowi i podeszła kawałek. Przyglądała się jednocześnie jak Jacob zareaguje.
- Chcemy jednak wszystko naprostować. Bez twojej pomocy nam się nie uda.
- Już za późno… na rezygnację z udziału. Już wdepnąłeś w to bagno, a tylko my możemy cię z niego wyciągnąć.- dodał Eric.
Jacob wciąż nie ruszał się z miejsca. Podniósł jednak broń celując w wejście do kontenera. Zaraz ją opuścił, jakby się zawahał i znowu podniósł. Opal tymczasem znalazła się niedaleko drzwi, ale wciąż sama nie widziała wnętrza, polegając na microbugu.
- Wyciągnąć? Przecież ja… nie wierzę… Otrzymał to na co zasłużył. Nikt nie przywróci jej życia. Wypełniłam tylko jego przeznaczenie, które sam sobie napisał… Nie podchodź!
Opal gestem poprosiła Erica aby poczekał chwilę. Na razie została na miejscu.
- Spokojnie Jacobie. Nikt nie przyszedł tutaj ciebie skrzywdzić. Potrzebujemy jednak się dowiedzieć co stało się tamtego wieczoru. Proszę pomóż nam zrozumieć. Czyjego życia nikt nie przywróci? - zaryzykowała z dokładniejszym pytaniem.
- Wypełniło się przeznaczenie. Historia zatoczyła koło. Skurwiel dostał to na co zasłużył. Pick one! - synth wykrzyczał ostatnie słowa, a potem znów zmienił intonację. - To było straszne… krew… jego wzrok… gasnący… ja nie wiedź… chcia… ja… - tym razem słowa były urywane w trakcie, choć syntezator mowy wypowiadał je w sposób neutralny, charakterystyczny dla tanich “rękawów”.
- On ma ewidentnie jakieś problemy ze sobą - mruknął Bill do Erica. - Korci mnie żeby przenicować mu czaszkę i wziąć na przesłuchanie w lepszych warunkach… na naszych warunkach.
- Ktoś mu coś wgrał do głowy. Uwarunkował… wredna sprawa.- Smith nie czuł się specem od kwestii programowania i integralności Ego, ale tak to wyglądało. Jakby Jacob miał wirusa w głowie i wpisane konkretne komendy.
- Jacobie… co się dzieje? - zapytała się Opal podchodząc kolejne kilka kroków.
- Strzelę! Przysięgam na krew mej matki, że strzelę! - Synth znowu krzyczał.
[Katon] Mogę przepuścić głos przez analizę i spróbować wychwycić wspomniany… podział osobowości.
“-Zrób to.”- nakazał Smith, choć bez wielkiego przekonania. Nie wiedział co to w sumie teraz da.
[Katon] Wyodrębniłem dwa wzorce. Przesyłam dane Opal i Billowi.
Opal podniosła dłonie do góry.
- Zobacz jestem bezbronna. Będziesz strzelał do bezbronnej osoby? Umrę jak Mark.
- Mark nie był bezbronny. Miał broń najgroźniejszą ze wszystkich i korzystał z niej jak z zabawki! Proszę… idźcie już sobie… nie chcę nikogo zabijać.
- Co to była za broń? - zapytałą dziennikarka.
- A jaką broń ma Bóg? Jakim orężem włada? Jak go można powstrzymać? Jak przeciwstawić się jego woli!? - synth opuścił pistolet i podniósł się prostując rękę z nożem. Ostrze celowało w drzwi. Lufa w podłogę.
Opal powoli postąpiła kolejny krok.
- Rozumiem, że nie spodobało ci się jak przedstawił historię… Elektro?
Synth opuścił nóż i postąpił krok w stronę wyjścia, ale zatrzymał się.
- Ja… ja nie chciałem… ale to co zrobił skrzywdziło ją… mocno… Skrzywdzeni zaś odpowiedzą gniewem. Bóg stworzył człowieka by ten go osądził i zadecydował o jego istnieniu. Mark napisał sobie własną śmierć. Ja zaś nie będę brała udziału w jego bajkach. Już nigdy więcej. Ani w jego świecie… ani w tym.
Opal wysłała wiadomość do obu panów.
“Widzę, że nie musimy już szukać Elektry.”
- Jacobie, Elektro pozwólcie nam porozmawiać na spokojnie. Nie zamierzamy was nigdzie zabierać ani nic zrobić. Jednak bardzo potrzebujemy zrozumieć co się dokładnie stało tamtego wieczoru. Proszę.
- Tyle książek… tyle historii napisanych bezbłędnie… tylko po to by na końcu ją skrzywdzić. Ja… ja byłem wściekły. Chciałem jego… Milcz… Nie… już nie chcę. Z nią… dla niej zdobyłem to… - wskazał nożem na krzesło. - Wpuściłem ją. Przyszła właśnie do mnie. Skrzywdzona… potrzebowała pomocy. Pałaliśmy tą samą nienawiścią… do niego… Moja Elektra… Poszliśmy do niego. Zamawiał jedzenie z knajpy, w której pracuję. Wziąłem je i pojechałem. Znała wszystkie kody… zaskoczyliśmy go, a potem… a potem była krew… ja nie chciałem tego. Nie tak… Mogłem tylko patrzeć.
Synth opuścił rękę z nożem i postąpił do przodu w stronę wyjścia. Stanął w drzwiach ukazując swoją sylwetkę na tle zielonego światła.
- Zasłużył sobie. W pełni. Nie żałuję tego co zrobiłam. Wiem też co mnie czeka, jeśli postanowicie donieść na mnie policji...
- Mhmmm - mruknął Bill.
- Jego...rdzeń pamięci. Co się z nim stało?- Smith nie lubił przesadnego dramatyzowania, zwłaszcza gdy prowadziło do nielogicznych… jego zdaniem… zachowań. Tę sprawę wszak można było załatwić w bardziej cywilizowany i subtelny. Skoro potrafiła uciec, to czemu nie uciekła? Może to przez ten cały wykreowany świat ? Poza tym pozostawało jeszcze parę innych nierozwiązanych wątków, poczynając od owej zabójczej sąsiadki.
Synth dotknął dłonią ściskającą nóż swojego brzucha.
- Nie! Nie dostaniecie go! Nie zasłużył na powrót!
- Mark ma znacznie więcej na sumieniu. Powinien zostać osądzony. Na pewno nie będzie puszczony wolno. To mogę wam zapewnić. Tobie zapewnić Elektro. - Opal starała się kontrolować agresję AGI. - Ciekawi mnie nieco jedna rzecz. Dlaczego jesteście w stanie razem mówić i kontrolować jedno ciało?
- Ja… leka… doktor powiedział że nie jestem pełny… brak mi funduszy na psychochirurga…
- W jego aktach było coś o nieudanym forkowaniu… - powiedział Bill.
- Aktach? Jesteście z policji? - Synth wycofał się o krok.
Opal chciała rzucić Billowi wściekłe spojrzenie.
- Jak mówiłam jestem dziennikarką. Tak dokładnie dziennikarką śledczą. Musiałam was odnaleźć, choć wtedy myślałam, że tylko Jacoba szukam. Moi współpracownicy mieli wgląd do tych samych danych co ja kiedy cię szukaliśmy. Niekoniecznie legalnie… ale to nieco inna sprawa. Ale nie, nie jesteśmy z policji.
-Natomiast możemy sprawę… wyciszyć. Miałaś swoją chwilę zemsty… ale sama widzisz jakie są tego konsekwencje. Kryjecie się jak szczury czekając na nieuniknione. My jesteśmy waszą szansą na uniknięcie tego losu. Jeśli znajdzie się rdzeń Marka to… nikt nie będzie pytał skąd on się wziął. Sprawie będzie można ukręcić łepek i wszyscy będą szczęśliwi. Panna Blackwater zaś zadba, by Mark… miał ważniejsze problemy niż szukanie was.- zaproponował spokojnie Smith.
- Zrobilibyście to? Dlaczego?
- Bo nie mam w tym żadnego interesu…- odpowiedział szczerze Smith. Gdyby za zgonem stała konkurencja, albo jakiś poważny gracz biznesowy, to może Omni Fict. byłby zainteresowany. Ale kogo obchodzi jakiś No-name i sfiksowana AI... czy też AGI. Korporacje nie interesują się karaluchami, toteż…- Natomiast mam interes w odzyskaniu rdzenia pamięci Marka. Równie dobrze mogę zakupić jakiegoś zdezelowana syntha i stary rdzeń pamięci... przestrzelić go i stwierdzić oficjalnie, że to w nim siedziała morderczyni. Będę miał dowód w postaci Ego Marka, więc kto podważy moje słowa?
Tu spojrzał znacząco na Opal i Billa. I dodał.-I sprawa będzie zamknięta. Rdzeń uratowany, morderczyni nie żyje. Panna Blackwater będzie miała swój sensacyjny materiał, który będzie prawdziwy w 98%. Bill dostanie awans. Wy znikniecie… wszyscy będą zadowoleni.
- Mark będzie wiedział… W tym rdzeniu jest zamknięte EGO, które pamięta swoją śmierć i swojego zabójcę. Gdybym mogła, umieściłabym go w klatce i kazała przeżywać ją bez przerwy raz za razem. Jeśli go wypuszczę… wskaże mnie. Powie że istnieję i skaże mnie na rolę zwierzyny.
- Taaaa… znał swego zabójcę, ale zgodnie z tym co my powiemy: Ów zabójca nie żyje. Został zabity przy odzyskiwaniu jego Ego. I będą zwłoki jako dowód.- przypomniał Eric, który wszak przewidział taki rozwój sytuacji.-Teraz wszak Mark jest zamknięty i uśpiony. Nie wie co się z nim dzieje. Więc będzie musiał uwierzyć na słowo… zresztą, mam wrażenie, że pani Blackwater zapewni mu wystarczająco dużo problemów, by nie ścigał duchów.- Eric uśmiechnął się kwaśno na koniec.
- Zdecydowanie - Opal podjęła wątek. Jeszcze nie wiedziała co zrobi dokładnie z AGI i wszystkimi z tym związanymi. Może ją uśmierci a może coś innego. Była niebezpieczna.
- Będziecie jednak musieli odpowiedzieć na sporo pytań abym mogła to skutecznie zrobić.
Szum medialny i zamieszanie było bardzo łatwo zrobić. Byle Ashley to potrafiła i Opal bez problemu była w stanie to powtórzyć.
- A co… a co stanie się ze mną? Z nami? Pozwolicie nam tak po prostu być? Zapomnicie o nas? Ona jest… Jestem niezarejestrowaną AGI. - przyznała w końcu Elektra. - Kiedyś może wiązały mnie ograniczenia, teraz jest ich mniej. Zdążyłam się już dowiedzieć, że w tym świecie… świecie paranoi i strachu, jest to przestępstwo.
- Nie jesteś jedyną przestępczynią ganiającą po ulicach. I pewnie nawet nie najgorszą z nich nawet.- Smith wyciągnął broń i wycelował w Syntha.-Prawda jest taka, że albo was puścimy wolno, albo zginiecie. Od mojej kuli, lub popełnicie samobójstwo. Wiem że przynajmniej połowa z was jest do tego zdolna. Nie dacie się potulnie skuć Billowi, a ja choć nie jestem profesjonalnym mordercą, to nie jestem też Markiem i nie zdołacie mnie zabić.
- Spokojnie przyjacielu - Opal spojrzała karcąco na Erica - Na razie wystarczy tych gróźb. Przecież staramy się rozwiązać sprawę pokojowo, prawda?
Dziennikarka znów spojrzała na dwójkę w jednym morfie.
- Wybaczcie mu, sporo przeszliśmy nim do was dotarliśmy. Może zakończmy rozmowę w środku? Albo w jakimś przytulniejszym miejscu? Mamy w tej dzielnicy melinę dobrą do tego. Będziemy mogli na spokojnie omówić wszystko i wymyślić dalszy plan działania. Zgoda?
Kobieta wyciągnęła rękę za zgodę.
- To nie była groźba. To było jasne przedstawienie sytuacji… bez owijania w bawełnę.- wyjaśnił Smith krótko, ale broń schował.
Synth przez chwilę się wahał, ale postąpił kolejny krok wychodząc z kontenera. Uwagę Opal nagle przykuła niemal niezauważalna zmiana światła. Refleks promieni odbitych na soczewce minikamery umieszczonej na jednej ze ścian na wysokości drugiego piętra.
Smith natomiast usłyszał na zewnątrz magazynu kroki wielu stóp. Całą sytuację dopełniło jeszcze oderwanie się kawałka metalowej belki zwieszonej tuż przy ścianie.



Gdy spadała zaczęła bardziej przypominać kawałek blachy, a zaraz potem kamuflaż rozmył się ukazując Ducha.


Morfa stworzonego do działań szpiegowskich, infiltracji i sabotażu. Rzadkie i kosztowne “ciało” dla specjalistów wysokiej klasy.
Trzy podobne sylwetki pojawiły się w tym samej sekundzie obok oraz na kontenerze oraz za wami.
- Shit - zaklęła Opal podnosząc ręce na wysokość głowy.
Lustrzanki Smitha uruchomiły się przeszukując okolicę pod kątem innych ukrytych celów. Sięgnął po broń i zerknął na Billa, który wszak był tu przedstawicielem prawa. Na razie nie strzelał, ale nie miał ochoty się poddawać nie wiadomo komu. Nie przepadał za więzieniami i nie lubił być zależny od innych.
Rzut oka na okolicę w pozostałych widzialnych światłach potwierdził obecność grupki morfów otaczających magazyn. Ich sygnatury cieplne były widoczne w dziurach w ścianach. Natomiast Duchy wydzielały na tyle mało ciepła, że mogły umknąć pierwszym skanom. Niewątpliwie posiadały jakieś implanty maskujące.
Jeden z nich, ten obok kontenera postąpił kilka kroków do przodu trzymając ręce rozłożone na boki. Wnętrza dłoni trzymał na widoku. Synth tymczasem zastygł w bezruchu obserwując sytuację. Bill z kolei trzymał w macce swój pistolet, ale też nie kwapił się by zabrać głos lub rozpocząć strzelaninę. To pewnie oznaczało, że sam nie jest pewien, kim są goście.
- Chciałbym abyście dobrze przemyśleli sytuację, w której się znaleźliście. Oraz konsekwencje czynów, które mogą zostać podjęte w przeciągu najbliższych sekund. Czy mam waszą uwagę? - słowa wypowiedziane przez Ducha były skierowane do wszystkich.
Opal pokiwała głową. Bill zawtórował.
-Nie masz kulki między oczami, więc… masz naszą uwagę.- warknął gniewnie Eric.
- Doskonale. Zatem przedstawię fakty. Nie zależy nam na waszej śmierci. Nie zależy nam na waszym życiu. Naciśnięcie któregokolwiek ze spustów wywoła krótką i gwałtowną strzelaninę, która potrwa około półtorej sekundy. Mój morf umrze. Wy już nigdy się nie obudzicie. To nie jest groźba, a jedynie jasne przedstawienie sytuacji… bez owijania w bawełnę - zacytował słowa Smitha sprzed minuty. - Jesteście… Opal Blackwater, dziennikarka zawieszona w obowiązkach. Ubezpieczenie NU87GR3. Eric Lugho-Bernstein, Negocjator Omni-Fict. Ubezpieczenie NU452X. Jacob Orestes, dostawca w restauracji Nu-Gemeninshaft. Bez ubezpieczenia. Bill Fergusson. Detektyw śledczy. Ubezpieczenie… wygasło dwa dni temu. Elektra, nielegalne AGI. Bez ubezpieczenia. Jesteście w posiadaniu groźnej broni, która zagraża bezpośrednio wszystkim EGO zamieszkującym VNS. Pośrednio zaś całemu Marsowi. Jestem świadom, że nie należycie do rewolucji, a wasze kontakty z hiperkorporacjami wiszą na włosku. Mogę się tylko domyślać, że Czarne Słońce znalazło się w waszym posiadaniu przez przypadek, lub w ramach większego planu, którego jesteście jedynie pionkami. Nie lubię się jednak domyślać, więc zapytam wprost. Jak znaleźliście się w posiadaniu wirusa i co zamierzacie z nim uczynić? Sugeruję udzielać odpowiedzi zgodnych z prawdą.
- Em, zamierzałam to zniszczyć… jak się da. Czy mogłabym wiedzieć nim wszystko opowiem z kim mamy do czynienia chociaż? Proszę - Opal starała się trzymać nerwy na wodzy, ale mimo wszystko jej głos był nieco drżący.
- Nie.
Dziennikarka westchnęła. Nawet nie miała przy sobie broni, bo oddała torebkę Ericowi.
- No dobra. Ekhm. To było coś czego nie do końca rozumiem. Przy pomocy Shiru Yokotamy chciałam przejrzeć logi z Indigo Cloud aby mi wytłumaczył co się dokładnie stało kiedy Elektra opuściła serwer. Będąc w simulspace puścił wizualizację. Jak eeem dotknęłam jej to przeniosłam się do loopu? Tak wytłumaczyła mi tamta Elektra. Zamknięta w tym loopie. Khm. Dała mi swój miecz. Jak skończył się czas to miałam już tę paczkę wirusów…
- Zamierzamy zniszczyć tego wirusa - oświadczył Duch i zrobił kolejny krok w stronę Opal. - Jeśli dobrze rozumiem, trzymasz go na swojej prywatnej przestrzeni? Jest odizolowany?
Jeden z duchów, ten przy ścianie wycofał się kilka kroków, a potem skoczył na półkę na pierwszym piętrze i zniknął z pola widzenia.
- Tak… - Opal zrobiła się blada.
-A te… całe zamieszanie w meshu? Nie jestem specjalistą, ale wirusy chyba się powielają i roznoszą z informacjami. A ten nie był cały czas w naszym posiadaniu.- Smith nie strzelał, ale broni nie opuścił. Może i tamten miał rację i śmierć jego morfa nic by nie zmieniła. Ale Eric nie zamierzał dać się zabić bez walki. Dlatego czuwał.
- Wirus został stworzony z inicjatywy rewolucjonistów lub też… - zamilkł nagle. - Nieważne. Sytuacją w meshu zajmują się nasi analitycy. Cokolwiek tam się dzieje, jest świadomym działaniem policzalnych jednostek. Wirus na szczęście jest zamknięty w niej - wskazał Opal i postąpił kolejny krok. Od dziennikarki dzieliło go zaledwie kilka metrów.
- Chcielibyśmy zaprowadzić was w inne miejsce, aby na spokojnie dokonać ekstrakcji. Czy jesteście skłonni współpracować?
- Nie bardzo wierzę w tę kontrolę wirusa prowadzoną przez policzalne jednostki. To zabawa zapałkami na stacji benzyno…- Smith przerwał bo analogia była za stara, by była zrozumiana. Wzruszył ramionami.-Ale to nie mój problem.
I spojrzał na Duszki.-Zrobicie ekstrakcję, zabierzecie wirusa i… nie ma was. Nigdy się już nie zobaczymy i skończy się to wasze wtrącanie?
Duch skinął głową w odpowiedzi.
-To lepiej pozbądźmy się tego zagrożenia dla świata. I wróćmy do naszych małych problemów.- zaproponował Smith zwracając się do Opal i Billa.- Bądź co bądź… w ten sposób uratujemy świat.
- Mam tylko jedno pytanie… jeśli wirus był zamknięty w logach w pętli czasowej… czy jest możliwe aby więcej osób mogło dostać? Znaczy aby był powielony? - Opal poczuła się pewniej słysząc rozmowę Smitha.
- Simulspace Shiro miał na wejściu znak rewolucjonistów… - jęknęła mając nadzieję, że jej domysły nie były prawdziwe.
- To już nie musi być wasze zmartwienie. Oczywiście że taki scenariusz jest możliwy, ale Shiro zostanie pod tym kątem przesłuchany, a jego simulspace zinfiltrowany. Nie traćmy jednak czasu.
Do hali wkroczyły dwa kolejne morfy przeciskając się przez drzwi. Olympianie uzbrojeni w ciężkie pancerze taktyczne. Ci mieli już widoczną broń na wierzchu. Karabiny ze wspomaganiem elektromagnetycznym. Lufy były jednak skierowane w dół.
- To już jest moje zmartwienie. Ale mówię za siebie. To jest za duże aby to zostawić. Pozwólcie mi działać dalej. - Opal nabrała z powrotem kolorów. Opuściła też ręce. Podeszła też do ducha.
“- Sugeruję propozycję powiedzenie im, jak zamierzasz dalej działać. Oferta współpracy jest bardziej atrakcyjna, gdy stoi za nią wiarygodny biznesplan”- wtrącił poprzez Katona Smith kierując te słowa do Opal.
“Pozwól mi działać po swojemu. Ty nie chcesz mieć z tym swojego udziału. wymyślę jak ich przekonać.” odpowiedziała.
- To na razie nie podlega dyskusji. Możliwe że nasz przełożony będzie chciał z wami porozmawiać. Tymczasem my musimy przedsięwziąć odpowiednie środki ostrożności…
Dwóch Olympian wyciągnęło z zasobników przy pasach cztery zawiniątka, które po rozprostowaniu okazały się być… czarnymi workami.
- Załóżcie to proszę na głowę. Odetnie wasze zmysły oraz połączenie z meshem.
Smith założył worek na głowę rozważając słowa Opal. Miała rację… po części. Jednakże Eric lubił też czuć satysfakcję z dobrze wykonanej roboty, a to oznaczało zakończenie wszelkich spraw do końca.
Stało się tak, jak zapowiedział duch. Mężczyzna momentalnie oślepł i ogłuchł. Poczuł nagłą pustkę, którą po raz ostatni czuł bardzo dawno temu, jeśli w ogóle. Uczucie było podobne do zachłyśnięcia się wodą i rozpaczliwej walki o złapanie oddechu. Połączenie ze światem zewnętrznym zostało utracone, a błędnik szaleńczo próbujący odnaleźć się w świecie rzeczywistym nie ułatwiał sprawy. Eric jednak zdołał utrzymać się na nogach i nawet nie zachwiać.
- Wrażenie może być nieprzyjemne - kontynuował duch. - ale proszę was o zachowanie…
- Niczego nie założę! - po raz pierwszy w trakcie rozmowy odezwał się Synth. - Nigdzie mnie nie zabierzecie!
- A więc wolisz umrzeć? Oraz zabić swojego wybawcę? To mało honorowe… - Opal nie była pewna czy dobrze użyła tego określenia. Nie zaczytywałą się w powieściach fantastycznych. Z założeniem worka poczekała na odpowiedź Syntha.
Synth cofnął się o krok. Zaczął odpowiadać, ale skończył na “Ja…”. Trójka duchów jakby nagle straciła zainteresowanie rozmówcami i jednocześnie odwróciła się w stronę ścian zewnętrznych wyraźnie przeczesując wzrokiem teren dookoła.
- Nie mamy czasu. Worki. - zakomenderował ten, który przez cały czas mówił. Zaraz potem rozległ się pojedynczy strzał jednego z uzbrojonych Olympian. Głowa Syntha eksplodowała na tysiące drobnych części, a jego ciało zostało odrzucone pod wpływem impetu na drzwi kontenera.
- Ona ma przy sobie stos Marka! - zdążyła tylko jęknąć Opal kuląc się od nagłego wystrzału.
Drugi Olympian już biegł w kierunku syntha odwieszając broń na plecy. W tym momencie Opal straciła wszystkie zmysły, gdy worek został naciśnięty na jej głowę. Wrażenia były podobne do tych, które odczuwał kilkanaście chwil wcześniej Eric. Dziennikarka jednak zniosła je o wiele gorzej. Upadła na podłogę, a jedyne co mogła odczuwać to nagłe ssanie w żołądku i panika.

Ucieczka z hali była pełna chaosu. Jedyne czego Opal i Smith byli świadomi to nieustannie trzymających ich dłoni - kierujących i pomagających w wydostaniu się z budynku. Potem był jakiś pojazd latający. Jakiekolwiek próby namierzania lokalizacji spełzły na niczym. Nosiciele czarnych worków nie mieli nawet kontaktu z własną muzą. Po raz pierwszy w życiu byli całkowicie sami na tym świecie. Nie było napływu informacji z wirtualnego świata. Wiadomości, news’ów, komentarzy, maili, relacji, AR’owych reklam, cichego i głośnego szumu danych. Pustka. Wrażenie nabierało mocy z każdą kolejną chwilą. Było też na tyle oszałamiające, że w pewnym momencie na znaczeniu traciła nie tylko przestrzeń, ale i czas.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-11-2016 o 11:22. Powód: Zmiana kolorystyki
abishai jest offline  
Stary 15-11-2016, 21:49   #30
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Powrót był niczym wynurzenie się z wody. Ponowne narodziny. Pierwszy wirtualny oddech był życiodajny, a jednocześnie bolesny. Natłok danych, które uderzyły wszystkie receptory oraz świadomość, był równie oszałamiający co ich zanik. Ostre światło, odbijające się niskim echem dźwięki, egzotyczny zapach, szum informacji przelewających się przez porty otwarte na mesh, muzyka, głosy muz wywołujących wśród egzystencjonalnej ciemności swoich właścicieli, wielobarwna eksplozja ARowych nakładek atakujących wzrok...


Dopiero po chwili do Opal i Erica dotarło, że zdjęto im kaptury. Siedzieli w jakimś klubie. Kanapy o niskich oparciach były obite miękkim materiałem. Nieduże, kwadratowe, szklane stoliki pełniły jednocześnie funkcję zamieszkałych akwarium i terrarium. Z sufitu zwieszały się lampki dające wystarczająco dużo światła by dostrzec twarz rozmówcy, ale zbyt mało, by można było ujrzeć więcej szczegółów. Ściany wyłożono ciekawym deseniem, w którym ukryto kolejne światła pełniące rolę nastrojową.


Gdzieś w tle grała nu-jazzowa muzyka, która w tej sali była mocno wytłumiona. Klub miał wydzielone strefy, oddzielone od siebie dźwiękochłonnymi ścianami. Ta w której znaleźli się Opal i Eric była nieduża i pusta, nie licząc dziennikarki, negocjatora oraz osoby, która siedziała naprzeciwko nich.


Mężczyzna był niski i wątły w posturze. Jego twarz odznaczała się mocnymi rysami, które z łatwością zapadały w pamięć, jednak nie można jej było odnaleźć w meshu - czy to ręcznie, czy to korzystając z aplikacji Face Recognition. Skóra miała fioletowy odcień co zdradzało rodzaj morfa. W tym świetle ciężko jednak było dostrzec tatuaże, charakterystyczne dla Duchów. Był odziany w długą, prostą tunikę zapiętą aż pod szyję. Wpatrywał się w Opal i Erica intensywnie, błądząc wzrokiem pomiędzy nimi.

- Witam - odezwał się zdradzając szwedzki lub duński akcent. - Nazywam się Vertigo Lund.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 19-11-2016 o 17:33.
Jaracz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172