Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-07-2016, 20:21   #1
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
[CP, 18+] Lucifer's Matrix

ciemne pomieszczenie...
ciche, szybkie kroki...
srebrzysty błysk w ciemności, oko zbliżającego się drona, strzał...
unik...
wybuch ...
głośny szum i rezonans rozsadzający czaszkę...
ciężki oddech słyszany jak przez mgłę ...
Calvin biegnący pół kroku z tyłu ...
Calvin padający w zwolnionym tempie jak bezwładna kukiełka...
Calvin w drgawkach...
Heart rate 138
Cichy dźwięk w tle
Weapon status: non-active...
Hear rate 140
To na pewno błąd systemu...ponów próbę.
Dźwięk w tle
Weapon status: non-active…
Hear rate 140
Ponów próbę do cholery!
Weapon status: non-active…
Hear rate 140

- Adam! - ktoś szarpał go za ramię. Do dezorientacji i ciemności teraz dołączyłą biała smuga bólu. – Adam, chłopie obudź się! To tylko zły sen!

- Całkiem odleciał?
- Wezwij medyka…
- Ochujałeś? Przecież przejdzie mu.
- Nie wygląda za dobrze…
- Da radę… bywało gorzej…


Powieki ciążące jakby uwiesił się na nich "Daisasori" Arasaki, uchylały się milimetr po milimetrze. Leżał – chociaż tyle dobrze. Czuł, że unosi swoje ramię ku głowie. Czemu to cyber cholerstwo wciąż go boli? I chwila?!
Znał ten głos…
Jak to zwrócił się do niego…
... per Adam?!
Otworzył szeroko oczy i ciężko oddychając usiadł patrząc z niedowierzaniem na ramię, które powinno być sztucznym złomem. Tymczasem było… było zwykłą, ludzką ręką…
W panice uniósł wzrok…
Nad nim stali Masamune


i …. Calvin…


Tę bliznę zarobił podczas krótkiej bijatyki w kwadrancie Delta…

- Zbieraj się, śpiąca królewno… – Cal wyszczerzył się radośnie – 5 minut, inaczej spóźnimy się na odprawę….
 

Ostatnio edytowane przez corax : 14-07-2016 o 13:37.
corax jest offline  
Stary 18-07-2016, 18:10   #2
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Będziemy monitorować twe postępy. - Ibis się podniósł. - Witamy w przedsionku Matrixa.
Witamy w przedsionku Matrixa
….w przedsionku Matrixa
...Matrixa
Co to do cholery był matrix? Albo jest? Co tu się dzieje?
Musiał teraz głupio wyglądać patrząc się na denatów i na własną martwą rękę. Bo przecież ostatnie miesiące nie były przecież jednym długim pieprzonym snem?! Prawda?
“Hej koteczku”- próbował się skontaktować patrząc z głupią miną na swoich dawnych towarzyszy.
Masamune Natoro … wierzący że jest klonem potomka najsłynniejszego z samurajów. Jego sparingpartner jeśli chodzi o miecze… second in command w bitwie. Jego cień. Samuraj pełną gębą. Bardziej niż oni wszyscy. I Calvin Daniels… medyk polowy, mający więcej szram niż oni wszyscy razem wzięci.
- Bad Trip po prochach.- zełgał Billy… a może znów Adam? Zaciskał i rozluźniał lewę dłoń. Nawyk nabyty wraz z protezą. Dziwnie kontrastował z żywą tkanką.- Który dziś mamy?-
Cal popatrzył na Masamune dziwną miną. Tą z cyklu “pacjent żyje, ale jest kiepsko”.
- Nie pamiętasz? Wczoraj miałeś urodziny. Kiedy są Twoje urodziny? - pełne zatroskania spojrzenie spoczęło na zaciskanej ciągle dłoni. - Nadal odczuwasz tę cieśń nadgarstka? - Davis wskazał na ramię Adama.
- Bad Trip. Mówiłem przecież… chyba przedobrzyłem tym razem.- zełgał przeliczając dni. Ile zostało od jego urodzin do swego deadline’u jako SPARTANa? Rozejrzał się dookoła po swoim casa Black. Dużym apartamencie na szczycie wieżowca. Wielkie łóżko, wielkie okno, wielki pokój i wielkie pieniądze.
- Podwójna whiskey.- rzekł głośno i ze ściany wysunęła się po chwili tacka z gotowym drinkiem.
- Lepiej się pospiesz z tym drinkem, Blacky i łącz na odprawę. - mruknął Natoro obserwując Adama leniwie szparkami oczu.
Wydawać by się mogło, że ma jakieś 4 dni do felernej akcji. Idol sam już nie był pewien niczego.
- Patrz jaki cham… - zagderał Calvin - … dbaj człowieku, troszcz się o jego dupsko, łataj go i składaj do kupy, ale drinka to bydle nie zaoferuje….
- A co chcesz sobie zamówić na mój koszt?-
Billy zgarnął niedbałym ruchem ręki drinka i gwałtownie wlał go sobie do gardła. Słabe… powinien sięgnąć po coś mocniejszego. Ale pozwoliło mu to otrząsnąć się na tyle, by po chwili połączyć w VR z resztą towarzyszy.


Przy wirtualnym okrągłym stole, jako jeden z wirtualnych rycerzy. Kryptonim “Arturius” oczywiście. Szefostwo lubowało się w tych historycznych odniesieniach i on, gdy był smarkiem, też.


Byli tu wszyscy z jego oddziału A-J1. Był i on… i chyba jako jedyny nie wiedział jakiej akcji dotyczy to zebranie.
Jak zwykle na te kilka minut nim szefowie się połączyli, przy stole trwały przyjacielskie docinki i żarciki:
- Ooo patrzcie… śpiąca królewna się obudziła!
- I nawet ma dwa krasnoludki obok siebie!
- Cześć, chłopaki...

Cal i Masamune z pełną powagą za to zaczęli:
- Witajcie, zacni giermkowie…
Billy nadal udawał lekko skołowanego, podczas gdy był bardzo skołowany, więc jedynie z uśmiechem kwaśnym na obliczu przyjmował wszelkie docinki, pozwalając Masamune ksywa Lancelot przejąć inicjatywę. To musiała być mocna impreza, skoro Adam miał tak dużego kaca po niej.

W między czasie charakterystyczny sygnał podłączenia dał znać zebranym, że do narady dołączył Han Kyusoi czyli Merlin, cappo di tutti cappi.
Oczywiście w długich szatach i z brodą również długą. I rysy były europejskie, mimo że w realu był Konusowatych koreańczykiem urodzonym w Singapurze.
- Witam - zaczął bez pardonu nie czekając aż zebrani się uspokoją - Widzę, że są wszyscy. I możemy zaczynać.

Nie patrząc na zebranych odczekał przepisowe 10 sekund.

- Otrzymaliśmy nowe zlecenie - Merlin nigdy nie nazywał rzeczy po imieniu lubując się w pseudokorp żargonie - Potrzebujemy do niego naszych najlepszych ludzi, dlatego zostaliście wybrani do niego wy.
Chwila przerwy by słowa mogły zapaść w pamięć i zacząć właściwie oddziaływać.
- Zlecenie to odzyskanie naukowca o nazwisku James Culter, pracownika naszej korporacji o poziomie dostępu 7. Został on przechwycony przez ugrupowanie terrorystów 8 godzin temu. Wraz z nim został przechwycony dysk zawierający ostatnie wyniki badań z dziedziny genetyki.

Ulubione ogólniki, które miały na celu niby przekazać informacje i uspokoić “sumienia” Rycerzy.
- Dr Culter przebywał ostatnio w nNY, właśnie wylądował na lotnisku JFK. Przechwycono go tuż po opuszczeniu terminalu. Od tego czasu nie zgłoszono żadnych żądań. Dysk i nasz pracownik ostatni raz wysyłali sygnał tu - w tle rozwinęła się wirtualna mapa z zaznaczonym pulsujący punktem w okolicach North Ironbound.


- Po 30 minutach sygnał zamilkł. Pod tym adresem znajdują się jedynie magazyny. Obserwacja dronami nie dała żadnych rezultatów, brak aktywności energetycznej wskazującej na wzmożony pobór mocy.

Na ekranie zaczęły pojawiać się ujęcia jakichs pojazdów, ludzi wyglądających na robotników i pracowników.
- Konieczne jest przeprowadzenie rozpoznania oraz odzyskania dysku i naukowca. - Merlin tym razem spojrzał na zebranych - Wylot za 20 minut z bazy.
Billy przyjrzał się mapce i rozejrzał po niej pytając.- Które z tych magazynów możemy na szybko wynająć przez podstawione słupy?
Mapka ponownie pokazała się wskazując na jednej magazyn odległy o prawie jedną przecznicę, i jeden o trzy magazyny w prawo po skosie.
- Nr 57 i 109 - Merlin tłumaczył zapalające się punkciki. - Dodatkowo istnieje również możliwość zatrudnienia się na stanowisku magazyniera w firmie posiadającej magazyn na przeciwko targetu. Nasi eksperci właśnie tworzą konieczny wakat.
- Percival właśnie znalazłeś swoje powołanie.- rzekł z uśmiechem Billy do jednego ze swych zwiadowców, który nazywał się zresztą Percy Queens.
- Spoko wchodzę w to… jaki jest odsetek kobiet wśród magazynierów? - błysnął filmowym uśmiechem
- Niewielki z tego co pamiętam. Dobra… weźmiemy 109… jest bliżej węzła energetycznego i komunikacyjnego okolicy. Dobrze by się było tam podpiąć.- ocenił Billy całkowicie zatracając się w iluzji. Znów był Adamem Black.
- Zajmę się tym - stwierdził Robert ‘Bobby’ Smith. Niewiele mówiący, chyba najspokojniejszy ze wszystkich rycerzy blondyn.
- Sprzęt, broń pobierzecie w bazie, dane wysłane zostały do was standardową metodą. Transport za 30 minut. - Merlin dolał odrobinę zachęty.
- Czyli wszyscy wiedzą co mają zrobić, zbiórka za 25 minut, zwarci i gotowi.- stwierdził na koniec Billy.- Koniec odprawy…?
Zerknięcie w kierunku Merlina, czy to potwierdza.
Krótkie kiwnięcie głową i przerwane połączenie potwierdzało założenie Blacka.

Cal i Masamune również się wypięli i zaczęli powoli zbierać.
- Pamiętacie jak nazywał się ten klub co ostatnim razem w nNJ odwiedziliśmy? Tam była… Trixie? - spytał medyk ruszając ku wyjściu.
- Nie. Trixie była …. - reszta wymiany zamierała za drzwiami.


Billy został sam. Bez kontaktu z kociczkami, bez… właściwie sam nie wiedział bez czego.
Czy to co widział teraz przez duże panoramiczne okno było fałszem?


Czy też może ostatnie miesiące jakie przeżył na ulicy były snem? Czy wrócił do domu?
Na razie wrócił pod prysznic. Zimny i mokry… rzeczywisty. Tak jak jego ręka. Chociaż czym naprawdę jest rzeczywistość? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Toteż i teraz mocząc głowę i ciało nie poświęcał zbyt wiele uwagi temu.
Tym bardziej że przypomniał sobie kim jest James Culter. Nie był celem żadnej misji jego oddziałów.
-Pracownik Menthealth, poziom dostępu 7. Ostatnio był zatrudniony w Zurichu, 4 tygodnie temu został oddelegowany do nNY.- szeptał cicho pod nosem. James Culter… obiekt zainteresowania Matrixa. To nie mógł być przypadek. Więc… to też nie mogło być jego dawne mieszkanie, prawda?
Ale wyglądało identycznie. Odruchowo spojrzał na lewą rękę, by sprawdzić godzinę. Nie było tam jednak czasomierza. Może i ci z dołów nosili wszczepione mierniki czasu, ale ci na górze z czystego snobizmu używali smartwatchy. Z czystego snobizmu, bo to było małe i nieporęczne i irytujące swym durnym symbolem jabłuszka. Dobrze że chociaż reagowało na komendy głosowe. Billy… Adam nie chciałby żyć w czasach w którym musiałby mały cyferblat macać dużymi palcami.
Szafa z ubraniami zawierała wszystkie jego markowe ciuchy. Ich założenie zajęło Billy’emu jedynie chwilę czasu. Wygodne, samodopasowujące się i zmieniające barwę na żądanie. Idealny krój… robiony na zamówienie, żadna tam fabryczna ukraińska czy rosyjska masówka dla biedoty. Broni Idol w swoim mieszkaniu nie miał. Niby po co miałby? Jego apartament był częścią wielkiego osiedla w pełni chronionego przed atakami z zewnątrz. Nawet noża nie posiadał. Jedynie ćwiczebne bokkeny w sali treningowej. Z drugiej strony, od kiedy Idol potrzebował broni? Sam był bronią. Tak go wyhodowano.
Na razie więc, po przebraniu w mundur, udał się na zwiedzanie próbując porównać rzeczywistość ze wspomnieniami. po drodze minął doll-bota jak je tu nazywano. Model Aiko-0010127.


Androida szerokiego zastosowania. Sprzątaczki, pokojówki, niańki, kucharki i złote rączki. Doll-boty dbały o potrzeby mieszkańców tego osiedla. O wszystkie potrzeby, jeśli były kogoś fetyszem. Choć bez problemu pewnie dałoby się zbudować je tak, by były wyglądały niemal jak żywe kobiety, to z premedytacją zachowano ich lalkowatą prezencję. Trochę z powodu tradycji, ale bardziej z prozaicznego powodu. Oprócz doll-botów i mieszkańców poszczególnych apartamentów innych ludzi tu nie było. Więc jak już się zjawiali od razu przykuwali uwagę.

Kiedyś dla Adama doll-boty były czymś całkowicie naturalnym… elementem wyposażenia jak stoły czy krzesła. Teraz wydawały się Bily’emu upiorne i ciągle miał wrażenie, że go śledzą. Co zresztą mogło być prawdą. Póki co jednak zamierzał przejść się po okolicy i rozejrzeć po osiedlu. Zajrzeć do siłowni, może do arboretum w którym bywał rzadko? Miał czas i niewiele do roboty, odcięty od swych małych wspólniczek. Niecałe dwadzieścia minut zanim będzie musiał udać się na zbiórkę. Był w więzieniu, ale póki nie wiedział, gdzie są wrota tej złotej klatki, musiał grać wedle narzuconych reguł.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest teraz online  
Stary 19-07-2016, 22:05   #3
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Im dłużej się kręcił po znajomej okolicy tym większy mętlik miał w głowie.
Z jakiegoś powodu przypomniał się mu stary, staruteńki kawałek jakim uraczyła go kiedyś Cathy:


“Is this the real life?
Is this just fantasy?
Caught in a landslide
No escape from reality
Open your eyes
Look up to the skies and see”


A może ta cała Cathy to był wymysł megakorporacyjnych psychologów by zbadać jego reakcję? Kto mógłby mu pomóc znaleźć odpowiedzi na pytania?
Adam znał to uczucie bycia w pułapce.
Tym razem oprócz niego było w niej kilkaset innych szczurów. Problem polegał jednak na tym, że nie ufał psychologom i co gorsza, mimo utraty ręki i kompromitującego pasa cnoty, nie chciał by ostatnie dni i miesiące okazały się tylko omamem po zażytych prochach.
Billy mógł odwiedzić znajome twarze w tej części osiedla, ale znał tu tylko swoich ludzi. Owszem mieszkali tu i inni członkowie korporacji, w tym całkiem ładne sąsiadki które znał z widzenia, ale… właśnie. Znał tylko z widzenia. Mimo swej urody, kobiety te nie mogły dorównać luksusowym prostytutkom które mógł wynająć do łóżka. A przez to nigdy żadnej nie poznał. A już mężczyznami się w ogóle nie interesował. Znał twarze, ale nie znał imion które się za nimi kryły. Może kiedyś to zmieni. Dziś… nie było sensu nawet próbować. Zamiast tego ruszył do siłowni rozruszać ciało przed akcją. Na tyle powinno starczyć czasu.


Siłownia niespodziewanie, albo spodziewanie, Adam już nie był pewien, była pełna ludzi.


Sekcje indywidualne i sekcje grupowe miały co najmniej kilka, kilkanaście osób. Miejsce było popularne, bo samo dbanie o sylwetkę stanowiło jedną z podstawowych form dobrego wychowania. Od dziecka uczono mieszkańców kompleksu, że prezentacja to klucz do sukcesu. Szczupłe, zwinne, sprawne fizycznie ciało było zawsze rozpatrywane co najmniej kilka procent lepiej niż ciała zaniedbane. Począwszy od zatrudnienia w megacorp, po jakiekolwiek zabiegi medyczne.
Ciała…
Adam złapał się na odrapywaniu osób z cech personifikujących je.

Odruchowo podszedł do panelu by wybrać program treningu.
Bieg, sparring, taniec, spinning


panel podpowiadał mu ostatnie dobrane programy i przeglądane opcje.
Postanowił pobiegać, jako że ustawienie podnoszenia ciężarów/sparringu mogło nie być najlepszym wyborem dla niego tuż przed misją. Bieg relaksuje i uspokaja myśli, a tego Billy’emu/Adamowi było trzeba. Przed nim wszak misja do wykonania.
Kwadrans później schodził z bieżni z podniesionym rytmem serca, rozgrzany i...z takim samym szalonym tupotem zagwozdek w głowie jak wcześniej.
Smartwatch bipnął przypomnieniem o umówionym spotkaniu za niecałe 10 minut.
Pozostało więc się na szybko obmyć w łaźni siłowni i zwartym i gotowym stawić się na miejscu wezwania. Idol więc ruszył pod prysznic. Drugi już dzisiaj, a może trzeci… czwarty? Jeśli rzeczywiście Cathy była tylko tworem psychologicznej symulacji, to mógł się wszak kąpać przed tym całym zwidem z pobytem na dnie.
Ruszył ostatecznie na odprawę. Nie był w stanie dłużej odwlekać ani chować głowy w piasek. Nieważne ile scenariuszy przeglądał w głowie, nadal nie rozumiał nic więcej.


Po drodze do niewielkiej jak na standardy kompleksu stacji wewnętrznej kolejki, zaczął powoli rozpoznawać twarze. Koledzy- rycerze zaczynali się dosiadać z każdym nowym przystankiem aż w końcu po niezwykle krótkiej lecz szybkiej jeździe, jego ekipa stanęła przez miejscem odpraw.
Pierwszym krokiem jak zwykle było zebranie broni, krótki check, odczyt rozkazów i odmarsz.
Na to wszystko były zaledwie 3 minuty.

[MEDIA]http://www.electricblueskies.com/wp/wp-content/uploads/2012/12/Doom-3-Sikkmod-Wulfen-HD-LUT-01-Mars-City-Marine-Armory.jpg[/MEDIA]

- Panowie, panie. Za honor, za chwałę, za forsę… i na pohybel naszym wrogom!- ryknął głośno Billy biorąc za wzór swej przemowy jedną z zapomnianych bitnych nacji, wikingów.
Ich ulubiony Boening Dragon stał już gotowy na przyjęcie ich na pokład. W sumie całej dwunastki
W hełmach usłyszeli głos pilotki, jednej z niewielu kobiet w ich składzie:
- Ruszycie zadki, czy mam wam wysłać specjalne zaproszenia? Albo załatwić misję sama? - rzuciła kpiąco Senna.
- Słyszeliście… do środka! Już już już …- krzyknął Idol i ruszył, by wejść na końcu upewniając się że cały skład A-J1 jest już w pojeździe.


Lot przebiegał rutynowo. Trash talk zredukowany do minimum, komunikacja pomiędzy członkami ekipy mrukliwa i jakaś taka flegmatyczna. Do momentu gdy Senna podniosła alarm.
- Atak z lewej! Przygotować się na…. - jednocześnie z jej podniesionym głosem ich Dragonem wstrząsnęło. James siedzący tuż przy włazie wybuchł w fontannie krwi. Helikopterem zaczęło rzucać w mocnych turbulencjach spowodowanym niezrównoważonym ciśnieniem.
- Ekipa, przygotować się na lądowanie awaryjne… - kolejny wybuch tym razem po prawej wywalił kolejną dziurę. Przez nią błysnęło błękitne niebo, które pojawiało się i znikało z każdym przechyłem.
“-Co do…”- zaklął w myślach Idol. Zaatakowani, przez kogo? Czemu? Przecież nie robili nic niezgodnego z prawem. Byli przelotem. Nikt nie miał ich powodu atakować akurat teraz. I gdzie do cholery… byli? Te pytania musiały jednak poczekać na wylądowanie. Póki co karabin w dłonie i czekać aż Senna ich usadzi. Lub każe skakać.
Kolejny wystrzał a potem już ciągłe serie słyszalne z zewnątrz i wyrzeźbiające dziury w poszyciu śmigłowca.
Pozostali zaczynali szybko się zbierać by nie zostać rozstrzelanym na miejscu. Senna zaś próbowała obniżyć wysokość. W końcu zaś wydała polecenie:
- Pod nami tereny leśne, wysadzę was tu. Zbierać się, już! - któryś z rycerzy machnął dźwignią bezpieczeństwa i otworzył wyjście. Kolejni kompani ustawieni już w linię zaczęli błyskawicznie wyskakiwać.
- Ruszać się szybko! - krzyknął Billy odpinając się i krzycząc. -Nie zapominać o rannych towarzyszach!
Idol jako kapitan pewnie by ostatni opuścił statek, ale Senna była tu pilotem, więc… ona musiała na końcu uciec.
Idol rozpędził się i zwisając na linie zsuwał się na dół z olbrzymią prędkością. Ciężar plecaka i broni tylko dodawał rozpędu. Oby tylko stawy wytrzymały… powinny dzięki egzoszkieletowi. Nad nim bujał się jak pijany wróbel ostrzeliwany aerolot którym przylecieli. Jeszcze sekunda, dwie. Uderzenie o ziemię, które poczuł mimo kompensatorów siłowych w pancerzu.
- Senna odleć, katapultuj się !- krzyknął sięgając po karabin. Teraz gdy byli na ziemi mogli posłać parę rakiet z miniwyrzutni ziemia-powietrze w kierunku wrogiego celu, który ich zaatakował.
Celem okazał się nieoznakowany team ATF-37B, który wziął Sennę obecnie w krzyżowy ogień.


Niewielka “paczuszka” z pilotką wyprysnęła nagle z kabiny pilota, gdy reszta ekipy ustawiała się szukając dogodnych pozycji.
- Rozproszyć się. Odciągnąć uwagę od rannych. Termicznie naprowadzanymi w nich!- zaczął wydawać rozkazy Adam. Billy gdzieś znikł i całkowicie wróciły stare nawyki. Należało wykorzystać tę małą przewagę, jaką była przewaga liczebna jaką mieli na ziemi. Osłona drzew dawała dodatkowe wsparcie, ale też utrudniała użycie celowników optycznych i laserowych. Na szczęście na tak niskiej wysokości nie mogły skutecznie używać flar do unikania pocisków naprowadzanych na ciepło… teoretycznie nie mogły.
-Ognia!- krzyknął Idol/Black odpalając własnego Stinga-juniora, jak nazywano zmodyfikowane kompaktowe stingery do niszczenia celów latających na niskiej wysokości.
A-J1 była zgraną ekipą toteż rozkazy Idola nie spadły na głuche uszy. Ludzie ruszyli się niczym błyskawice by zająć dogodne pozycje, ostrzeliwując samoloty napastników. Komunikacja między nimi była prawie ograniczona do minimum. Senna potwierdziła bezpieczny opad, podając swoje koordynaty. Thunderbirdy też nie pozostawały dłużne. Błyskawicznie uformowały jeden szereg i zaczęły kontratak.
Ustawiły się w ciągła linię na linii drzew pomiędzy kryła się trójka z ekipy.
I dokonały zrzutu.
Po pierwszym wybuchu wrzask Cala ogłuszył niemal Adama:
- Wycofywać się! Wycofywać!
Okrzyki bólu i palące się postacie wytaczające się spomiędzy drzew stanowiły obraz z jednej strony fascynujący, z drugiej przerażający.
Cal wrzeszczał nieprzerwanie:
- Wycofywać się! Napalm! - napastnicy kontynuowali kolejne serie bombardowania wywołując piekło na ziemi.
Billy mógł tylko podążyć za radą Cala, na monitorze swego hełm widział znaczniki życia swoich ludzi przesuwające się po mapce wyświetlanej na podstawie wskazań GPSa. Nie zwracał jeszcze uwagę na to gdzie byli. Ważniejsze było znalezienie, nory, wykrotu, budynku lub jaskini, która ochroniłaby ich przed palącym atakiem wroga. Rakiety zawiodły, więc i tak gówno im mogli zrobić.Pozostał odwrót i ukrycie się.
Próbowali się wycofywać jednak thunderbirdy spuściwszy bomby przystąpiły do kolejnego kroku.
Wysforowały się szybko przed uciekających i ustawiły szpicami w ich kierunku… otwierając ciągły ogień, zamykając A-J1 w pułapce.

Idol namierzył budynek po czym przesłał kodem jego namiary i polecenie wyciszenia, na wypadek gdyby dranie namierzali ich przez gpsy, bądź radiowo. Wyłączył na razie wszelkie komunikatory i nawigację pancerza i biegiem udał się do budynku, jedynej osłony przed ogniową nawałnicą.
Dopadał już niemal budynku, gdy oberwał w ramię. Siła uderzenia działa, mieszanina bólu i bólu fantomowego, jaki zlał się w jego mózgu w jedno miotnęła nim tak, że przekoziołkował dwa razy. Ogień trwał i trwał jak gdyby atakującym nie kończyła się amunicja. Ziemia wokół odpryskiwała kawałami, smród bomb i gorąc panujący wokół zamieniły tę akcję w porażkę nim jeszcze się zaczęła.
Idol oparł się o ścianę budynku sprawdzając stan swego ramienia klnąc pod nosem. A-J1 wystawiono na ostrzał… te statki powietrzne nie wzięły się znikąd. Czekały i były gotowe zmiażdżyć oddział SPARTAN bez większego problemu. Ktoś zdradził lub ktoś ich sprzedał.
Na razie Billy’emu pozostało czekać. Sam niewiele mógł zrobić, poza inwentaryzacją sprzętu który zabrał ze sobą.
Karabin maszynowy był sprawny, choć Billy bardziej cenił swoje smartowane pistolety. Monokatana spoczywała złożona w pochwie przy nodze. Naramienna wyrzutnia miała jeszcze dwie mini-rakiety kierowane celownikem laserowym hełmu. Ale nic poza tym. Granaty dymne,błyskowe, wybuchowe. Po dwa każdego rodzaju. Medpaki też dwa.
Tłumiki przy pasku. Billy sprawdził czy maskowanie pancerza działa.
Dopalacze w strzykawkach umieszczone tuż pod medpakiem były całe. Składany dron też…. nieprzydatny w tym chaosie.
Billy uruchomił mapkę z pamięci hełmu, by przyjrzeć się okolicy. Nie widział swoich ludzi, nie widział nawet siebie, bo wszak wyłączył sygnały.
Mrugnał.
Raz.
Drugi.
Trzeci.
Zapatrzył się z rzut obszaru nie wierząc własnym oczom.
Mapka pokazywała fog of war na całym obszarze. Jedynym punktem podświetlonym na zielono był on sam.
To było dziwne… plik nie wydawał się uszkodzony, więc samo oprogramowanie pancerza dziwnie świrowało. Idol nie mógł się do nikogo odezwać, dookoła niego strzelano i było tylko kwestią czasu zanim go trafią. Niby wiedział że nie może tu zostać, ale zupełnie dokąd uciec, chyba że… ruszył na czworaka przeszukując pomieszczenie, a potem sam budynek w którym się znalazł. Jedyną sensowną drogą było udanie się w dół… do piwnic budynku. Tam mógłby się na poważnie zająć zranioną ręką.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest teraz online  
Stary 21-07-2016, 19:19   #4
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Zejście do piwny było niezwykle strome. Schodki przypominające to w studzience ściekowej. W dole zamigotało i zgasło jakieś blade światło. W końcu rozbłysło ponownie, bladożółtym światełkiem.
Za nim ściany budynku zaczynały przypominać sitko. Do tej pory żaden z A-J1 nie dotarł za nim… miał jedno wyjście, jeśli chciał przeżyć.
Billy uruchomił latarki przy hełmie i zaczął schodzić po drabince. Nie było to łatwe. Z jednym ramieniem zupełnie pozbawionym czucia, osłabiony z powodu upływu krwi, ześlizgnął się w dół. Rąbnął ciężko o podłoże.
Betonowe z cienkim paskiem kałuży wody.
Znalazł się w korytarzu, wysokim na około 1,5 metra, który zdawał się ciągnąć i ciągnąć
Na dole… z dala od tego piekła miał okazję by opatrzyć rękę i pewnie unieruchomić ją. Idol nie odczuwał żalu za towarzyszami, którzy wszak ginęli właśnie. Już raz ich wszak opłakiwał. Już raz wzniósł toast za każdego z nich. A teraz… byli jak duchy z przeszłości, które pojawiły się na moment, by go nawiedzić.
Z góry dobiegł go przeraźliwy huk. Najwyraźniej ściany budynku zawaliły się. Droga została odcięta. Jedyne co mu pozostało to zająć się sobą i … jeśli nie straci przytomności wybrać, w którą stronę ruszyć.

Prawo czy lewo?
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172