Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-07-2019, 09:19   #111
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Z szybkich telefonów ustalił, że operacja Lisy się już zakończyła, dziewczynie obecnie nie groziło niebezpieczeństwo, ale trzymano ją ciągle w uśpieniu. Wybudzanie miało nastąpić dopiero późnym wieczorem albo następnego dnia. Black zgodnie z jego wcześniejszą prośbą, nie został przeniesiony do więzienia korporacyjnego ani tym bardziej od razu postawiony przed wewnętrznym sądem Corp-Techu. Trzymano go w zabezpieczonym pomieszczeniu centrali i wyrażono zgodę, aby Remo mógł się z nim spotkać. Sygnału od chłopaków ciągle nie było, więc zabawa w kotka i myszką musiała trwać.
Skoro Harris była nieprzytomna, odwiedzanie jej nie miało sensu. Zamiast tego kazał się powiadomić po wybudzeniu, a sam skierował swoje kroki (w wynajętym od C-T wozie) w stronę centrali. Musiał chociaż pogadać z Blackiem, na własne oczy przekonać się, że chłopak był tylko ofiarą całego tego zamieszania.
Nie robiono mu przeszkód, bez problemu dopuszczono na piętro z prowizorycznym aresztem, gdzie za częściowo przeszklonymi drzwiami widział leżącego na łóżku Blacka, z dwoma strażnikami czujnie strzegącymi drzwi. Mógł wejść w każdej chwili, mając autoryzację Liu.
- Otwórzcie - powiedział do strażników i wszedł do środka kiedy drzwi stanęły otworem. Stanął dwa kroki od chłopaka, Milczał chwilę zanim przemówił. - Pamiętasz coś z tego?
Ernest wydawał się półprzytomny. Był blady, patrzył się w sufit i w pierwszej chwili nie było wiadomo, czy w ogóle zarejestrował wejście swojego szefa. Dopiero jak się odezwał słabym głosem.
- Niedużo. Ból głowy, spięcie, zakłócenia i szum przed oczami. Nie zdążyłem zareagować i urwał mi się film. Obudziłem się tutaj, moje wspomnienia to tylko przebłyski. Mają mnie podłączyć do aparatury i wyciągnąć wszystko, na razie naszprycowali lekami żeby przygotować mózg.
- Nie podpinali cię jeszcze? - Remo nie zmienił pozycji, uważnie przyglądając się chłopakowi - Zrobię co mogę żeby wyciągnąć cię z tego gówna. Chciałbym żebyś pozwolił mi ściągnąć teraz te dane, które w tobie zostały - powiedział bezpośrednio.
- Nikt mnie nie podpiął, chyba się cykali - Black patrzył w stronę drzwi, mrużąc powieki. Po czymś takim można się było stać paranoikiem, inna sprawa, że Remo dobrze wiedział, że takie pomieszczenia są wyposażone w rejestratory dźwięku i wideo. - Jak chcesz to dawaj, ale uważaj. Nie wiem czy coś jeszcze we mnie nie siedzi. Ty mnie odciąłeś?
- Na spółkę z Lisą - chłopak nie musiał wiedzieć wszystkiego. - Zrobię to w bezpieczny sposób, czystą kopię. Znajdę coś kompromitującego? - wyszczerzył się do Blacka, przygotowując w tym samym czasie swój deck do działania. Nie spodziewał się problemów, warto jednak było być przezornym.
Blackowi daleko było do w pełni zadrutowanego netrunnera, ilość zbieranych przez niego danych nie była aż tak ogromna, dotyczyła tylko momentów pełnego podpięcia do wirtualnej rzeczywistości - podobnie trochę jak u samego Remo, tyle, że biedniej. Nie było tym razem żadnej niespodzianki, nie wyglądało na to, żeby Zbawiciel czy ktokolwiek to był, pozostał w głowie chłopaka w jakiejkolwiek formie. Kye zgrał dane sprawnie.
- Lepiej skup się na tym co trzeba - Black nie wyglądał na zachwyconego, ale zdecydowanie rozumiał potrzebę. - Czyszczę się przynajmniej raz na tydzień, więc pikantnych szczegółów nawet ty nie znajdziesz za wiele.
- Pikantne już znam - wyszczerzył się Remo, który odpinając się od chłopaka poczuł wyraźną ulgę. Starał się tego nie okazać. - Opowiedz mi o swoich zabezpieczeniach kiedy się podpinasz w domu i o tym kiedy ostatnio podpinałeś się poza bezpieczną lokalizacją. Mam podejrzenia, że to coś ma podobny schemat działania, który zakłada furtkę otwierającą mu drzwi w chwili ataku. Byłoby dobrze znaleźć ten fragment kodu i dowiedzieć się kiedy został wszczepiony.
- W domu to mam niewiele gorzej niż w robocie - Black zaczął mówić po chwili zastanowienia. - Z miasta do decku podpinałem się ostatnio dwa dni temu, przez VPN-a. Jak byłem na dyżurze, a musiałem wyjść na moment z mieszkania. Jak się okazało nie było nic co zrobienia, sprawdziłem kilka logów i rozłączyłem się.
- Brzmi podejrzanie w tych okolicznościach. Kto zgłaszał?
- Cristina jakaśtam, operatorka. Może w tym co zgrałeś znajdziesz o niej komplet informacji, ale ile może być Cristin w dziale IT? - zapytał retorycznie.
- Znajdę ją. Dzięki za pomoc, zrobię co będę mógł, żeby cię z tego bagna wyciągnąć - uścisnął Blackowi dłoń i wyszedł, pisząc od razu wiadomość do Ann, że wraca już do siebie.
Tym razem obyło się bez przygód. Wszedł do mieszkania i czekał na Ann, dla zabicia czasu przygotowując coś na ząb.
 
Widz jest offline  
Stary 03-08-2019, 16:42   #112
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Samochód z napędem magnetycznym stał tam gdzie go zostawiła. Wsiadły i ruszyły, komunikując się przy okazji ze szpitalem. Leah podpierając się odznaką szybko zdobyła wszystkie informacje, które wydobyć się dało: dziennikarka była już w stanie stabilnym, substancję udało się odizolować i usunąć z organizmu, który jest jednak bardzo wyniszczony i kobieta trzymana jest w farmakologicznej śJungpiączce. Substancję ciągle badają. A leczenie opiewało na bardzo wysoką kwotę, ponad ubezpieczenie Ann.
- Co oni jej podali? - Azjatka z oburzeniem pokręciła głową nad wysokością rachunku. - Od razu ten szpital wydał mi się podejrzany, ale był najbliżej! Zdecydowanie, nie dam się naciągnąć na taką kwotę za kilkugodzinne leczenie!

W czasie dalszej jazdy kobiety milczały. Jeśli chodzi o Ann próbowała poukładać sobie wszystko co się ostatnio wokół nie działo. Co do Leah, trudno było powiedzieć co działo się w jej umyśle. Najwyraźniej jednak nie miała ochoty na rozmowę.

Dotarły do szpitala szybko i sprawnie, doceniając luksusy w postaci śmigającego nad korkami magnetycznego wozu. W środku odznaka działała równie skutecznie jak przez holo i wkrótce stanęły obie przed młodym na pierwszy rzut oka - czyli w okolicach trzydziestki - lekarzem. Nawet mimo kitla z długim rękawem, w oczy rzucała się mechaniczna ręka, nie w pełni i nie całkiem dokładnie obleczona sztuczną skórą. Był biały, krótko obcięty, o ostrych rysach twarzy. Na holo plakietce widniało "Henrik Petersen, nanochirurg".
- W czym mogę pomóc?
Leah przejrzała dokumntację i zaczęła z marszu zadawać pytania lekarzowi.
- W jaki sposób ta substancja mogła dostać się do jej ciała i kiedy, zawężając przedział czasowy?
Dokumentacja nie zawierała ciągle nazwy substancji, jedynie skład chemiczny. Nic nie mówił ani Wierzbovsky, ani Ferrick.
- Szacujemy, że specyfik miał celowe opóźnienie swojego działania. Mógł znajdować się w organizmie od trzech do nawet dwunastu godzin. Kiedy już zaatakował, to robił to szybko. Odnotowaliśmy ślady nanokryształów, być może została po prostu połknięta jako mikrokapsułka otoczona właśnie taką zabezpieczającą przed trawieniem otoczką.
- Ta substancja wygląda na mocno zaawansowaną technicznie. - Ann próbowała rozgryźć skomplikowany wzór chemiczny jaki miała przed oczami. - To wymaga zaawansowanych technologii w dziedzinie farmakologicznej. Spotkał się pan już z taką u standardowych producentów?
- Taką konkretnie nie, ale większość z nich świetnie ukrywa samą technologię, poza ustaleniem samego składu potrafią bardzo dobrze tuszować przed kontrolami i tego typu badaniami prawdziwe "perełki" - lekarz wydawał się szczery i co więcej, zainteresowany tematem. - Standardowy wyścig, jak tylko powstanie coś potrafiącego lepiej rozkładać daną substancję na czynniki, tym oni bardziej pracują nad technologią ukrywania. Informacja to najważniejsza waluta dzisiejszego świata.
Ann pokiwała głową. Całkowicie zgadzała się z tą opinią. Zupełnie inną sprawą była kwestia wysokości rachunku za leczenie:
- Skoro panna Mayers jest stabilna. Chciałabym dokonać przeniesienia do innej placówki. Koszty jej leczenia w tym szpitalu są zdecydowanie absurdalne.
- To już nie ze mną rozmowa, ja tylko leczę - lekarz spojrzał na Leah. - Nie było wiadomo z czym się mierzymy, dlatego użyliśmy wszystkiego do uratowania życia. Wszystko jest na fakturze. Można to podciągnąć pod atak terrorystyczny, wtedy koszty przejmuje państwo - zasugerował.
- Omówimy jeszcze szczegóły na osobności - Wierzbovsky skinęła głową. - Możemy ją przenieść do publicznej placówki.
Ann nie była przekonana co do skuteczności takich placówek. Osobiście pomyślała raczej o jakimś laboratorium CT gdzie można by dokładnie zbadać co właściwie podano dziennikarce. Czy byłoby to najlepsze rozwiązanie dla samej pacjentki to już zupełnie inna sprawa.
- Czy możemy uznać za atak terrorystyczny działanie, które dotyczyło bezpośrednio tylko jednej osoby? - Zapytała z powątpiewaniem. - Bo chyba nie mieliście więcej podobnych przypadków?
- Ja tylko chcę ograniczyć pani koszty, skoro woli pani płacić to przecież nie będę oponował - roześmiał się w jakiś taki całkiem przyjemny sposób.
- Jeśli podciągniemy to pod coś takiego, będzie mogła tu jeszcze zostać? - dopytywała Wierzbovsky, która wyraźnie myślała już też o swoich innych, licznych problemach.
- Naturalnie. Rachunek zostanie wystawiony miastu. Rodziny ciągle poszukujemy, może gdyby panie miały jakieś o nich informacje, byłoby łatwiej.
- Na razie ty jesteś tu za rodzinę, możesz decydować - postanowiła Leah, patrząc na Ann. I wzrokiem sugerując, aby zdecydowała się na coś. Byle co, aby tylko mieć to z głowy.
- Nie zagląda się w zęby darowanemu koniowi. - Azjatka wzruszyła ramionami. - Na pewno nie będę protestować jeśli miasto może zapłacić rachunek.
Potem, odpowiadając na pytanie lekarza, dodała:
- Nie mam informacji o rodzinie Jessicki. Nic na ten temat nie znalazłam też w jej mieszkaniu. Jaka jest szansa, że w najbliższej przyszłości odzyska przytomność? Czy mogę ją zobaczyć?
- Może pani, na razie tylko przez szybę. Zostanie wybudzona jeszcze dzisiaj - odpowiedział.
- Kiedy planujecie to zrobić?
- Kiedy dopuści do tego jej stan zdrowia - powiedział z naciskiem.
- W takim razie proszę mnie zawiadomić, kiedy dojdziecie do takiego wniosku. - Powiedziała Ferrick zerkając na wiadomość na holofonie. Remo wracał do domu. Musiała się pospieszyć. - Chciałabym być przy wybudzaniu. Mam nadzieję, że to nie jest wbrew waszym procedurom? Chyba lepiej by w takiej sytuacji zobaczyła jakąś znajomą twarz?
- Zawiadomimy panią - zgodził się bez przeszkód.

Ann zdecydowała, że przed wyjściem rzuci okiem na dziennikarkę. Chciała przekonać się naocznie w jakim jest stanie i zachować w pamięci obraz tego co wokół niej się działo. Leżała w sterylnym pomieszczeniu, podłączona do medycznej aparatury. Ann znała tylko tę mierzącą tętno. Wyglądało na prawidłowe. W tym momencie w szpitalu, dziewczyna czuła się zbędna. Do niczego nie była potrzebna nieprzytomnej dziennikarce. W przeciwieństwie do Kye, który mógł potrzebować jej wsparcia albo chociaż obecności. Taką przynajmniej miała nadzieję. Pomachała ręką Wierzbowski, która coś jeszcze omawiała z lekarzem i skierowała się do wyjścia.
 
Eleanor jest offline  
Stary 26-08-2019, 11:33   #113
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Ruszyli z Angelą do wyjścia. Mik potrzebował dostępu do sieci.
- Czeka nas pracowita noc - powiedział. - Mam nadzieję, że jesteś gotowa.
- Zawsze jestem - odpowiedziała mu z delikatnym uśmiechem na pełnych wargach. - Co planujesz najpierw?
- Spotkać się z Basri a najlepiej bezpośrednio z Jinem. - Gdy tylko wyszli na zewnątrz spojrzał na holo, czy Rose wreszcie odpisała. - Jak możesz to poproś górę o sprawdzenie tych trzech adresów. Własność, plany budynków, takie tam.
- Zgoda, jak rozumiem takie rzeczy wysyłamy przez pana Dirkuera? - dopytała z tym specyficznym rodzajem uśmiechu.
Basri o dziwo odpisała. We wiadomości był tylko adres, w samym środku Bronxu. 2502 Barnes Ave. Nic poza tym.
- Tak.
Mik miał jakieś dziwne przeczucie. Wybrał numer Rose i zadzwonił. Numer, jak zwykle ostatnio, nie odpowiadał. Basri wyłączała holo od kiedy trzymała się blisko Jina. No tak, biorąc pod uwagę, że JIn był jednym z najbardziej poszukiwanych ludzi w mieście to miało sens.
- Powiedz jeszcze, żeby przygotowali do transportu trupa Navarro, jak się da - rzucił do Angeli, pokazując jej wiadomość od Rose. - Niech przywiozą go na Bronx z jakąś małą obstawą i czekają gdzieś w pobliżu tego adresu za godzinę.
Maroldo obejrzał sobie okolicę adresu na mapie satelitarnej. Zwykły blok mieszkalny. Poczekał aż Angela załatwi sprawy z Alanem. Korporacyjne porzekadło mówi: zawsze dobrze zwalić na kogoś coś czego się nie lubi.
- Jedziemy na Bronx - powiedział, gdy skończyła rozmowę. - Chcę tam być trochę wcześniej, rozejrzeć się Spyderem. Za dużo ostatnio niespodzianek. Jak z truposzem?
- Za godzinę nie dadzą rady. Za dużo biurokracji, Bronx ciągle objęty szczelnym kordonem policji i wojska. Najwcześniej za dwie.
Wyruszyli, zostawiając za sobą magazyn, a potem także całą okolicę. Miasto się nie uspokajało, wrzało w nim jak w kotle. Czasami widzieli to bezpośrednio, kiedy ludzie praktycznie bili się, gdy doszło do jakiejś stłuczki na zakorkowanych drogach. Czasami były to zupełnie inne objawy, jak grupki ludzi rozmawiających ze sobą gorączkowo na rogu ulicy. Niby nic, a jednak zwykle nie wyściubiali nosa ze swoich mieszkań.

Wreszcie dotarli do blokady, obecnie obejmującej oba kierunki. Nie dało się wjechać ani wyjechać, jedyną przepustowość i drogę na północ i północny wschód zapewniały podniebne autostrady. Oczywiście i tam zjazdy na Bronx zostały zablokowane.
- Czekamy na wsparcie czy robimy rozpoznanie od razu? Jak stoimy z możliwościami przekroczenia blokady? - raport, który przeczytała Angela był pewnie jak zwykle niekompletny. Kobieta ciągle miała duże braki w wiedzy na temat zlecenia i jego aktualnych postępów.
- To jest Big Apple a my jesteśmy z CT - odpowiedział Mik. - To jest nasze miasto. Poza tym to jebany rasizm. Odcinać od świata dwa miliony ludzi to nie jest kurwa rozwiązanie. Boją się uchodźców, jakby Bronx był jakimś zawszonym krajem na bliskim wschodzie. Gwardia i gliny powinny być tam a nie na mostach. Masz firmowe ID, co nie?
- Mam. Ale ci w kordonie to rządowi - zauważyła, przyglądając mu się uważnie. - Rasizmem nazywasz właśnie odcięcie dzielnicy pogrążonej w brutalnej wojnie gangów. Ciekawe użycie pojęcia, szczególnie, że kolorowi żyją wszędzie. I z tego co czytałam to policja robi tam czystkę. Ile z tego wyniknie nie wiadomo, ale na razie ukrócili strzelaniny.
- Gangerzy mają sposoby, żeby ominąć każdy kordon. Jak ktoś myśli, że dragi teraz nie docierają z Bronxu a broń na Bronx to jest naiwny. Broń od nas też dociera. Blokada jest po to, żeby korpoludki z Manhattanu czuły się bezpiecznie. Jak dodatkowa porcja Valium. Bobra, jebać to. Pojedźmy dalej autostradą aż znajdziemy zjazd pilnowany przez gliny, key?
- Nie wątpię, że mają sposoby, gliniarze dali im wystarczająco czasu. To o ten czas jak na mój gust tu chodzi - Angela skinęła głową na to pytanie. - Ktoś komuś kupuje godziny.

Nie musieli daleko jechać, może trzy minuty później dotarli do pierwszego zjazdu. W przejeździe ustawiono betonowe zapory, przed którymi stała furgonetka S.W.A.T. oraz dwa policyjne radiowozy. Dwóch funkcjonariuszy z długą bronią stało przy barierze, kilku innych było widocznych w środku pojazdów.
Był jeszcze jeden powód, dla którego Mik wolał policję, poza tym że siedziała w kieszeni CT. Gwardia Narodowa była bandą cywilów, która nagle dostała władzę i broń z ostrą amunicją. A wbrew stereotypom gliniarze, nawet ci z prywatnych firm, rzadko strzelali bez ostrzeżenia. Mimo to jadący przodem Maroldo znacząco zwolnił, podniósł osłonę kasku i wyświetlił powiększenie przepustki z logo Corp-Techu na holoprojektorze.
- Dobry wieczór, panowie - powiedział, zatrzymując się kilka metrów od blokady i pokazując puste dłonie - Jak tam dzisiaj, trochę spokojniej?
- Zakaz wjazdu - powiedział jeden z nich, zastępując im drogę. Zerknął na przepustkę i wyraźnie ją zignorował. - Na polecenie burmistrza nikogo nie przepuszczamy.
- Tam w środku jak w tykającej bombie - dodał drugi, swobodniej, chociaż był równie czujny. Z furgonetki wysiadło jeszcze dwóch, przyglądając się dwójce motocyklistów. - Żeby wjechać musicie mieć bezpośrednią zgodę kogoś od nas albo z biura burmistrza.
- Key. - Nie było co się kłócić. - Prowadzimy śledztwo po dzisiejszym ataku na firmę i współpracujemy z policją, załatwi się.
Tematem dnia w newsach były porozrywane zwłoki pracowników CT, więc musieli wiedzieć o co chodzi.
Mik zsiadł z motocykla i odszedł parę metrów by zadzwonić do Dirkauera.
- Cześć szefie - przywitał się, gdy Alan odebrał. - Zaostrzyli zasady wjazdu na Bronx i z powrotem też. Nasze przepustki są już gówno warte. Potrzebna jest zgoda kogoś od glin lub z biura burmistrza. Najlepiej taka na stałe. Da się załatwić w miarę szybko?
- Zaraz sprawdzę co da się zrobić - powiedział od razu, znając jego to pewnie już myśląc o Liu. Tak czy inaczej, utknęli tu na kilka chwil. Mik pomiędzy barierkami i barierą dźwiękoszczelną dostrzegał ulicę pod spodem, gdzie stała kolejna bariera i spory tłum przed nią. Część miała różne, w większości nieczytelne z tej odległości banery. Dwaj "dodatkowi" gliniarze wrócili do furgonu widząc, że nie ma kłopotów. Zimny wiatr ciągle przynosił płatki śniegu. Zapowiadało się śnieżne Boże Narodzenie. Angela podjechała blisko, jej kask otworzył się, ukazując twarz.
- Aż dziwne, że nie roi się tu wszędzie od dziennikarzy. Ci ludzie na dole to świetna pożywka dla wiadomości. Przy okazji także dobre wtyczki, trzeba się postarać, aby nie zrobili nam zbyt wielu zdjęć.
Maroldo wziął to pod uwagę i zaraz odszedł od barierki, tak by nie było go widać z dołu.
- Wielka dziura w ziemi w Queens i trupy żołnierzy CT to ciekawszy temat dnia - powiedział. - A tym na dole się nie dziwię. Kilkaset tysięcy mieszkańców Bronxu pracuje w innych dzielnicach i wielu straci robotę, bo pracodawcy będą mieli w dupie czemu nie mogli dojechać. American dream - prychnął.
- Nigdy nie jest tak prosto. Lepiej stracić pracę niż życie w szeroko zakrojonej wojnie gangów - Angela miała wyraźnie inne podejście od zgorzkniałego obecnie Mika. - W ostatnich miesiącach dzieje się tyle… jakby zbliżało się coś wielkiego co obróci do góry nogami życie wszystkich.
Mik miał zapytać jak uwięzienie ludzi w dzielnicy ogarniętej wojną gangów ma uchronić ich przed śmiercią w wojnie gangów, ale odpuścił temat.
- Wojna megakorporacji - dopowiedział. - Już trwa, tylko jeszcze niewypowiedziana. Ciekawe ile to potrwa - spojrzał zniecierpliwiony na blokadę. - Moglibyśmy pojechać dalej autostradą i zjechać w Mount Vernon. Tam na Bronx prowadzi dużo zwykłych ulic, może da się prześlizgnąć.
- Wątpię, od kiedy zmodernizowali podniebną autostradę, każdy zjazd bardzo łatwo zablokować. No i spodziewałabym się tam rosnących tłumów, może już i zamieszek.
Zanim zdążyli zmienić decyzję o czekaniu, na ich holo trafiła wirtualna przepustka, prosto z numeru Liu. Po jej okazaniu gliniarze jedynie skinęli głowami.
- Uważajcie tam, ludzie robią się coraz bardziej nerwowi.
Rzeczywiście oprócz transparentów przy dolnej blokadzie zaczynały się pojawiać także kamienie i prowizoryczne pałki. Najpóźniej tej nocy Bronx miał wybuchnąć. Wyglądało na to, że gliniarze mogą nie zdążyć z tymi swoimi czystkami.
- Ja tam mieszkam i też jestem nerwowy - Mik oznajmił policjantowi, opuścił osłonę kasku i wolno ruszył motocyklem w dół rampy. Po drodze wysłał wiadomość głosową Dirkauerowi:
“Trzeba jak najszybciej zorganizować drużynie taktycznej kwatery i stałą bazę na Bronxie. Szykują się zamieszki, niedługo będzie ciężko przejechać a nie wszędzie da się wylądować śmigłowcem.”
"Spróbuję" nadeszła odpowiedź.
“Dzięki”

Lawirując motocyklem, by minąć policyjne bariery, Maroldo zlecił programowi behawioaralnemu analizę twarzy protestujących, żeby wybrać stronę ulicy, gdzie było mniej agresywnych ludzi. Również własnymi zmysłami obserwując ich reakcję ruszył wolno w tym kierunku. Okazało się, że komputer określił jako najmniej agresywnych tych kilku stojących z boku basiorów, wytatuowanych na wszystkie sposoby, a ze wszystkich sił nakazywał omijać krzyczące i wymachujące rękami murzyńskie kobiety. Ostatecznie okazało się, że tutejsi nie mieli ochotę na rozróbę, ale Mik dostrzegł jak co najmniej dwóch facetów dokładnie filmowało ich przejazd.
Komputer miał pełną rację, wytrącone z równowagi kobiety potrafiły być dużo bardziej nieprzewidywalne od mężczyzn a od zwykłej szarpaniny z nimi mogła się zacząć rozróba na pełną skalę. Filmowanie było oczywiste, ale przejeżdżając twarze mieli zasłonięte.
- Nasi przeciwnicy umieją w miejski monitoring, zanim dojedziemy na miejsce musimy schować tablice motocykli - Mik powiedział przez komunikator do Angeli, gdy już zostawili za sobą tłum.
Zatrzymał się w pustej bocznej uliczce dwie przecznice dalej i zsiadł, by zdemontować swoją tablicę rejestracyjną i schować ją do bagażnika. Pozostawały programy do rozpoznawania modeli pojazdów po kształcie, ale ich motocykle były dużo bardziej powszechnego typu niż maszyna Psyche.
- Chyba się tu zadomowimy.
Kobieta wcisnęła jakiś ukryty przycisk i tablica zamazała się, a potem pojawiły się całkiem inne numery.
- Bardziej mam nadzieję na liczne dziury w monitoringu na Bronxie. Widziałam dwa radiowozy na skrzyżowaniu. Zaraz jednak zapadnie zmrok, ale liczę, że mamy jeszcze kilka godzin do prawdziwej eskalacji. Co robimy? Mnie tu nie znają, mogłabym zrobić rekonesans na podanym przez Basri adresie.
- Tylko ostrożnie, są tu miejsca, gdzie w ogóle nie lubią obcych - Maroldo sięgnął do bagażnika i podał jej mikrobota. - Wystarczy jak podrzucisz tam Spydera, rozejrzę się nim. Przyczaję się przecznicę czy dwie dalej.
Wsiadł z powrotem na motocykl i kontynuowali rozmowę przez kom.
- Zadyma będzie przy wyjazdach z dzielnicy i może komisariatach. Przy okazji pewnie plądrowanie supermarketów. Gliny i gwardia też ściągnie w te miejsca, więc gangi mogą skorzystać z zamieszania i się wychylić, ale to też okazja dla nas, żeby załatwić parę spraw. Liczę, że do tego czasu będziemy mieli już drużynę bojową na miejscu.
Wzięła drona i schowała pod kurtkę. Nie zdjęła kasku, nie widział więc wyrazu jej twarzy.
- Poradzę sobie. Proponuję się rozdzielić, sprawdzę miejscówkę i wracam. Gdzie się spotkamy?
- Nadajnik Spydera ma ograniczony zasięg, więc będę w pobliżu - odpowiedział, przesyłając lokalizację. Alejka dwie przecznice dalej. - O tu. Jakby się udało podrzucić go na klatkę schodową budynku, byłoby super.

2502 Barnes Ave okazało się ośmiopiętrowym prostopadłościanem z czerwonego budulca - na dole cegły, na górze czegoś nowocześniejszego, czyli tańszego. Cztery wyższe piętra wyglądały zresztą jakby doklejono je do spójnej całości przez co powstał tani koszmarek, podobny do wielu go otaczających. Był to bardzo mieszkalny fragment dzielnicy, na skraju - albo i poza nim - strefy należącej do The Rustlers, kiedyś w miarę bogaty, obecnie bardzo podupadły. W zasięgu wzroku od skrzyżowania widać było ledwie jeden sklep, zamknięty i zakratowany obecnie, w zapadającym zmroku kręciło się bardzo niewielu ludzi. Jadąc tu minęli dwie policyjne furgonetki wraz z gliniarzami, blokujące skrzyżowanie trzy przecznice wcześniej. Dalej na zachód ponad dachami domów ciągnęła się podniebna autostrada, ale nigdzie w najbliższej okolicy nie znajdował się żaden z niej zjazd.
- Jestem na miejscu - zameldowała przez holo Angela. - Niewiele tu miejsc do przyczajenia się i niewielu ludzi. Puszczę robota na dach. Jaki plan? To budynek mieszkalny, nie uda się sprawdzić wszystkiego. Mogę wejść do środka, ale mi to śmierdzi.
Okolica była wręcz podejrzanie cicha, jak gdyby coś wymiotło z ulic przechodniów i samochody. Te nieliczne, co się pojawiały, przejeżdżały szybko. Cóż, nikt nie chciał zarobić przypadkowej kulki.
Mik zaparkował w wąskiej alejce, za zaspami śniegu i śmietnikami.
- Nie wchodź - polecił. - Podrzuć tylko spydera i zmykaj.
Przez chwilę się nie odzywała, nie słyszał też dźwięku motoru - w końcu te elektryczne łatwo było wyciszyć. Wreszcie znów usłyszał jej pewny, dźwięczny głos.
- Podrzucony, odjeżdżam kawałek. Skoro tak to wygląda to równie dobrze możemy znów się spotkać.
Mały robot miał dużo możliwości. Poczekać na kogoś przy drzwiach, wdrapać się na dach i spróbować kominem, albo po prostu szukać odpowiednio dużych wywietrzników czy uchylonych okien. Tylko czego miał szukać w ośmiopiętrowym budynku, gdy nie dostali dodatkowych instrukcji?
Spyder, jak na bioniczną zabawkę wzorowaną na pająku przystało, miał świetną przyczepność. Ale wspinaczka na dach po oblodzonej, smaganej wiatrem zewnętrznej ścianie bloku nawet jemu mogła się nie udać. Mik zajrzał nim przez kilka okien na parterze i pierwszym piętrze: tych w klatce schodowej i paru przypadkowych mieszkaniach. Następnie wrócił i przycupnął na małym daszku nad wejściem do klatki schodowej. Z pomocą zooma i termowizji zlustrował stamtąd okoliczne budynki oraz zaparkowane pojazdy szukając jakiejkolwiek podejrzanej aktywności. Potem pozostało już tylko czekanie aż ktoś wejdzie lub wyjdzie z bloku, by wślizgnąć się robocikiem do środka.
Nic nie chciało się samo wydarzyć. Odczekał kwadrans, ale nawet z pomocą spydera niewiele mogli zdziałać bez bardziej agresywnej taktyki. Rose miała oczywiście wyłączony holofon. Okolica sama w sobie była podejrzana, zwłaszcza przy ogłaszanych w wiadomościach rosnących niepokojach i ludziach na ulicach Bronxu. Tu było pusto, jak gdyby wszyscy opuścili domy albo umówili się, że nie będą się z nich ruszać choćby nie wiadomo co. Mik wreszcie podjechał, a jak tylko zatrzymał się przed budynkiem, zobaczył wiadomość.
"Trzecie piętro".
Przesłał ją Angeli, którą wcześniej poinstruował, by w razie czego weszła wraz z nim Spyderem. Zsiadł z motocykla i nacisnął klamkę, przytrzymując drzwi otwarte, żeby pajączek zdążył wskoczyć. W oknie cyberoka miał podgląd na obraz z jego kamerki.
“Śmigaj nim przodem i termowizją po drzwiach mieszkań” - dodał.
Biorobocik wspinał się po ścianach klatki schodowej dużo szybciej niż specjalnie wolno człapiący po stopniach Mik. Ostrożność i rozglądanie się nie były w tych okolicznościach niczym dziwnym. Nie było nic nadzwyczajnego w tym budynku. Nic nie rzucającego się w oczy, zwyczajne tym bardziej. Klatka schodowa, korytarze wypełnione wyłączenie drzwiami. Smutno i tylko gdzieniegdzie kolorowo, tu i ówdzie jarzyły się neo-grafitti. Drzwi zamknęły się za nim, a na holo wyświetliła się wiadomość.
"Pierwsze piętro".
Spyder już zdążył tam zajrzeć. W głębi korytarza zobaczył dwie znane meksykańskie mordy ochroniarzy Jina. Mordy mogły być fałszywe lub przekabacone, ale profilaktyczne sprzątnięcie ich mogłoby zostać uznane za faux-pa. Maroldo wszedł więc na piętro i uniósł dłoń na powitanie.
- Siema.
Jeden z nich bez słowa otworzył mu drzwi do niedużego mieszkania o zasłoniętych oknach. W prosto urządzonym salonie ujrzał Basri, siedzącą na fotelu w swoim nieskazitelnym białym kostiumie, który nie mógł się już bardziej rzucać w oczy. I mieć większego dekoltu. Jin spacerował w te i wewte, wydając się nie zwracać na nią uwagi, pogrążony w myślach. Oboje zwrócili się w stronę drzwi, kiedy te się otworzyły.
- Dzień dobry - Mik skinął na powitanie głową, zamykając za sobą drzwi. - Mam trochę dobrych wieści, ale zanim zaczniemy mogę ściągnąć koleżankę? Czeka na zewnątrz. Zastępstwo za Psyche, ona gdzie indziej zajęta.
- Zgoda, choć nie jestem przekonany do poszerzania grupy osób wiedzących o naszych spotkaniach - odparł Jin po krótkiej wymianie spojrzeń z Rose.

Angela dołączyła krótko po tym, nastąpiła zwyczajowa wymiana imion i pozornych uprzejmości. Potem pierwsza przemówiła Rose.
- Macie dobre wiadomości, dobrze słyszałam?
- My również - wtrącił bardziej chętny do dzielenia się wiedzą Tieo. - Udało nam się zawrzeć rozejm z Blood Boysami. Najwyraźniej zaczęli tracić ludzi i ich miłość do Free Souls nagle się skończyła.
- Albo chcą przeczekać ten nalot glin - stwierdził Mik. - Ale może faktycznie kapnęli się, że więcej mogą stracić niż zyskać. Sami Free Souls też się pomału kończą. Oglądaliście wiadomości? - zapytał, a gdy potwierdzili podjął: - To byliśmy my, tam w Queens. Namierzyliśmy wielką podziemną bazę. Były tam dziesiątki uwarunkowanych cyborgów, jak te z którymi już walczyliśmy, kupa sprzętu, androidy, chuje muje dzikie węże. I Zbawiciel we własnej osobie. Wysadził wszystko w powietrze, bo myślał, że nas załatwi, ale zrobiliśmy go w konia i żyjemy. Za to on zginął, wygrzebaliśmy trupa spod gruzu. To tylko skorupa, bo AI która nim kierowała ma się dobrze, chociaż siedzimy jej na karku. Ale tą skorupę trochę ludzi ze zbuntowanych gangów kojarzy. Możemy przywieźć wam trupa, cykniecie sobie z nim fotkę, wrzucicie przez vpn w lokalną sieć, to da niektórym do myślenia.
- Zdjęcia można łatwo podrobić - zauważyła Basri. Jin podczas przemowy Mika kiwał głową.
- Przekaz na żywo mógłby pomóc - podsunęła Angela.
- Wtedy mogą nas namierzyć. Lecz pomysł jest dobry - odezwał się wreszcie Tieo. - Nalot glin wszyscy chcą przeczekać, moim zdaniem wygląda to jakby Boysi stracili zaufanie do swojego sojusznika. Nie liczę, że rozejm potrwa długo, ale na razie daje nam czas.
- Potrzebujemy tylko kropki nad "i", jeśli rzeczywiście Free Souls mają się źle. Możecie wykorzystać kontakty i uderzyć w liderów. Wszyscy oglądają się na policję, mogą się nie spodziewać - zasugerowała Rose.
- Tym chwilowo zajmują się inni - rzekł Maroldo. - Zaatakowano bezpośrednio firmę, sprawa zyskała wyższy priorytet. My z Angelą na razie chcemy pomóc wam posprzątać tutaj, key? Mamy na stałe do dyspozycji zespół uderzeniowy. I konkretne cele. Zgadnijcie kto był może prawą ręką Zbawiciela. Zresztą, obejrzyjcie sami.
Puścił im nagranie z przesłuchania Jay L-a.
Żadne z nich nie wydawało się zaskoczone. Jin drgnął za to, kiedy Jay wspominał o kobiecie mającej "przeniknąć" do jego ochroniarzy.
- Dobra robota. To nam mogłoby się przydać do przekonania ludzi Meatboya.
- Ciekawi mnie, czy jego były szef naprawdę nie żyje, czy ktoś przekonał również JayL-a - wypowiedziała na głos swoje myśli Basri.
- Ten tu nie był jednak prawą ręką, ktoś taki jak Zbawiciel ich nie posiada - wtrąciła Angela. - To twoja dzielnica, panie Jin. Ty powinieneś wiedzieć co najlepiej zjednoczy The Rustlers.
- Możliwość odwetu - odpowiedział bez większego namysłu, spoglądając na Mika.
- Pewnie tak - skinął głową Mik. - Muszą tylko uwierzyć, że dokonają go pod twoim przywództwem. Stream z trupem Zbawiciela będzie pierwszym ku temu krokiem. Nasi spece pomogą wam wypuścić go tak, by was nie namierzyli. Drugi krok to likwidacja zdrajców. Tą Jiri Lin, czy jak jej tam, na razie tylko obserwujcie, key? Jeśli Alecto ma z nią kontakt to jak dupa zniknie może nabrać podejrzeń. Musimy go dorwać, najlepiej żywego, i ocalić BigJ-a. My się tym zajmiemy. Przez BigJ-a przekonamy resztę ludzi Meatboya. Trzeci krok, już połączonymi siłami: rajdy na magazyny Odlotu. To zjedna ci resztę Rustlersów. Pasi plan?
- Wszystko zależy od tego, co zrobimy z przechwyconym towarem i jak rozegramy sprawę ludzi Meatboya - Jin odezwał się po dłuższej chwili zastanowienia, widząc, że wszyscy na niego patrzą. - Musimy być przekonujący, aby nie wpadli w szał i nie oskarżyli nas o spreparowanie dowodów. Nie wiem jaki posłuch będzie miał BigJ. Przynajmniej część Odlotu musi trafić w nasze ręce, albo musicie wymyślić jak przekonać ludzi z ulicy, że tak intratny interes należy zamknąć. Od szybkich działań zalecałbym przemyślane ruchy, jeden na raz. Gliny nam nie pomogą. Doszły mnie słuchy, że wyłapują konkretnych ludzi.
Angela zmrużyła oczy, nie odezwała się jednak. Wyraz jej twarzy sugerował, że przemowa Jina była zbyt chaotyczna i nieprecyzyjna, ale Basri wyglądała jak zwykle na w pełni opanowaną, lekko uśmiechając się w stronę Tieo.
- Nie ma przeszkód, żebyście przejęli handel Odlotem - zgodził się Maroldo. - Zdobytymi zapasami, albo i na dłuższą metę jeśli rozgryziemy recepturę. Możecie nawet później puścić plotę, że ją macie. My potrzebujemy tylko trochę do badań, reszta towaru będzie wasza. Firma diluje tylko dragami na receptę.
Zaśmiał się krótko.
- Do przekonania ludzi Meatboya posłużą nam żywi zdrajcy, którzy sami na żywo im wszystko wyśpiewają. Alecto, jeśli go złapiemy, a jak będzie trzeba przywieziemy też Jaya. Ale to będzie też moment, w którym będziesz musiał pojawić się wśród nich osobiście. Zacznij kminić nad dobrą przemową.
Jin obdarzył go długim, przenikliwym spojrzeniem. Przez moment wydawał się twardszy niż zwykle sprawiał wrażenie. Rose złożyła dłonie w domek, na usta wypełzł jej uśmiech. Jak zwykle nie docierał do oczu.
- Doskonale, w takim razie mamy plan. Przygotuję Jina do popchnięcia The Rustlers w odpowiednią stronę. Domyślam się, że nie wiecie wiele o prawdziwym celu tej policyjnej obławy?
- Firma w dostępnych mi kanałach nie podaje tej informacji, szeregowi gliniarze sami nie wiedzą - wtrąciła Angela, która akurat w tym temacie miała większą wiedzę niż w sprawach gangów, do których została wzięta z łapanki. - Mamy kilka teorii, wy na pewno również. Wszystkie skłaniają się ku jednemu: czegoś szukają, chęć powstrzymania wojny gangów tylko to przykrywa.
- Postaramy się dowiedzieć - rzekł Mik, po czym spojrzał na Jina Tieo. - A ty musisz sobie przypomnieć początki kariery. Te brudne początki. Bo nie zawsze zajmowałeś się tylko finansami, co nie?
- Początki mojej kariery były ściśle związane z wujkiem Li. To on nauczył mnie, że finanse, opanowanie i powściągliwość mogą w odpowiednich warunkach przynieść o wiele więcej korzyści - odpowiedział mu spokojnie. - Siłę można pokazać na wiele sposobów, obecnie jednak zgadzam się, że kilka brutalnych pokazów wobec naszych wrogów, wraz z zerwaniem rozejmu z Blood Boys, byłoby adekwatne.
- Nie, nie no - cyborg pokręcił głową. - Z tym ostatnim zaczekajmy. Wreszcie możemy skupić się tu na jednym wrogu, więc warto skorzystać z okazji. Wyrównacie rachunki w swoim czasie, key? Nas zresztą Bloodboys już zupełnie nie interesują. Nie chcemy się za bardzo wtrącać w waszą strategię, ale pamiętajcie że jesteśmy tu tylko ze względu na Odlot, Zbawiciela i Free Souls, no i tych co za nimi stoją. Znaczy firma jest, bo ja jako lokals mam sentyment do Rustlersów i wkurwia mnie ten burdel, co się porobił. Ale ja to ja, nie jestem CEO. A firma ma swoje cele. Pokazy siły są spoko, ale najpierw trzeba mieć jakąś siłę. I to jest moment, żeby ją odzyskać. Waszą własną siłę. Bo jak wjadą tu nasze czołgi, to będzie skuteczne, ale nie zyska wam respektu, więc my musimy zostać w cieniu. Zatem najpierw ludzie Meatboya, potem Han. Co z nim w ogóle, macie jakiś kontakt?
- Han miewa się dobrze, ukrywa się i przemieszcza po drugiej stronie dzielnicy, aby tam utrzymać porządek. Tam również może poszaleć, gdy już nie wytrzyma - wyjaśnił Jin, nie spuszczając wzroku z Mika.
- Z nikim tam nie mamy rozejmu, a Free Souls nie atakowali od początku policyjnej blokady - dodała Basri. - Jeśli otrzyma ten odwet o którym mówi Jin, Han będzie z nami. Pozostaje zjednoczenie z ludźmi Meatboya wciąż wiernymi The Rustlers, a nie samym sobie. Mam nadzieję, że przekonacie ich przy okazji, że odłączenie się i próba przejścia na własne się nie opłaca.
- Spróbujemy. Wy w międzyczasie szykujcie się do uderzenia na magazyny Odlotu. Może jeszcze tej nocy przed świtem? Musimy uderzyć na wszystkie trzy na raz. Macie dość ludzi, żeby zająć się dwoma?
- Z glinami węszącymi wszędzie taka organizacja może się nie udać. Być może uda się Hanowi zebrać ludzi do jednego, ale reakcja policji będzie zbyt szybka. Możecie ją opóźnić? - Jin po części mógł mieć rację, z radiowozami stojącymi co dwie przecznice otwarty atak przyciągnie gliny błyskawicznie.
Mik na chwilę się zamyślił.
- Jeszcze nie wiemy. Masz rację, lepiej odłóżmy to na później. Na razie dyskretna obserwacja. Adresy macie w przesłuchaniu Jaya. Załóżcie kamery z widokiem na bramy. Ruch z magazynów może doprowadzić nas do cenniejszego łupu czyli fabryk. Użyjcie dzieciaków na skuterach lub małych dronów, sami wiecie. - zaproponował dwa podstawowe środki transportu dilerów, których każdy gang handlujący narkotykami miał na pęczki.
- Z tym nie będzie problemów - skinął głową Jin. Angela zbliżyła się i szepnęła na ucho Mikowi.
- Nie będzie kontroli nad policją, tak mówi góra - powiedziała i odsunęła się.
- Ustalamy jakiś konkretny harmonogram godzinowy? - zapytała Rose. - Lepiej będzie unikać częstszych spotkań, a sieci obecnie nikt nie ufa.
- Tak. Spotkajmy się może jutro koło południa? Miejsce ustalcie teraz a w wiadomości tylko godzina, gdyby się miała zmienić. Angela mówi, że to zbyt gruba operacja policyjna, byśmy mogli na nią wpłynąć. Ale postaramy się dowiedzieć jak najwięcej, key? - spojrzał na partnerkę, dając do zrozumienia, by o to poprosiła. - Gliny i wojsko zawsze działają według wytycznych i planów, znając je będzie łatwiej. To chyba na tyle, co? Gdzie wam podrzucić trupa Navarro?
Jin wyjął mały notesik i wypisał na nim dwa adresy.
- Do kontaktu - podał pierwszą, a następnie drugą. - I do transportu.
- Jutro w południe mogą się spotkać wysłannicy w celu wymiany informacji, jeśli będzie trzeba osobistego spotkania to możemy je ustalić na wieczór - wtrąciła Basri. Angela na zadane pytanie skinęła głową, nie wtrącając się do ustaleń.
- Zgoda - rzekł Mik wstając. - A, i jeszcze jedno. Macie jakieś dyskretne miejsce na Bronxie, gdzie byśmy mogli zakwaterować drużynę bojową wraz z pojazdami i sprzętem?
- Obecnie? Nie - powiedział od razu Jin. - Nie zapewnimy ukrycia większej, rzucającej się w oczy grupie. Mogę ci wskazać pewien magazyn, ale wasza głowa w tym, żeby gliny się nie zorientowały.
- Bierzemy - uśmiechnął się Maroldo. - Dla nas gliny to mniejszy problem.
Schował notes z zapisanym kolejnym adresem.
- Dzięki i do zobaczenia - Pożegnał się skinieniem głowy.

Zaraz po wyjściu wysłał adres magazynu Elsifowi z dopiskiem: “kwatera” i pytaniem: “Kiedy przeprowadzka?”
Napisał też do BigJ-a: “Spotkanie? Przydałoby się dogadać o to czym ostatnio gadaliśmy.”
Wyszli, bez problemu docierając do drzwi wyjściowych z budynku, odprowadzani wzrokiem bliźniaków.
"Jak tylko ktoś potwierdzi, że dadzą nam przelecieć" - przyszła odpowiedź najemnika, na którą Angela skinęła głową.
- Zajmę się tym - powiedziała, kontaktując się od razu z firmą. BigJ odpisał po dłuższej chwili.
"Spotkanie teraz może być złym pomysłem, gliny węszą wszędzie. Możecie się zjawić tam gdzie zwykle, ale jak was zgarną to nikt nie pomoże. Jak nie zgarną to ktoś się pojawi."
“Nas nie zgarną. Was też nie, jak będziecie z nami. Będziemy za pół godziny, pozdr.”


Podał Angeli adres, planując na mapie trasę omijającą główne arterie i skrzyżowania.
- Jedziemy do El Chicanito. Fajna knajpa. Spotkamy się z BigJ-em. Czarny i lojalny, nawet spoko koleś.
Wyświetlił jej zdjęcie a zaraz potem drugie.
- Pewnie będzie też ten gość. Alecto, zdrajca. Ostatnio ustawialiśmy spotkanie szefów, więc będziemy grać ten temat, jakbyśmy nie wiedzieli, że Meatboy nie żyje. Alecto ma dużą słabość do atrakcyjnych kobiet i tu jest twoja rola. Jak odkryjemy karty trzeba go będzie rozbroić nim zdąży zareagować. Przystawić nóż do gardła, lufę do łba, uśpić lub ogłuszyć. Masz jakąś ukrytą broń?
- Ja jestem ukrytą bronią - stwierdziła po prostu. - Da się zrobić - zdążyła powiedzieć, gdy nadeszło od Remo zaproszenie do holokonferencji dla ich obojga, opatrzone najwyższym priorytetem. Angela odebrała od razu. Mik zaraz potem, wsiadając na motocykl.
- Czekajcie chwilę, przeparkujemy - poprosił, stukając Angelę w ramię i wskazując jej ręką kierunek.
- Nie stójmy pod tym budynkiem.
Ruszył, kierując się do najbliższej bocznej alejki. Pojechała za nim i wkrótce znaleźli się w dość odosobnionym miejscu. Okolica ciągle pozostawała bardzo spokojna i cicha, gdzieś za następnym zakrętem błyskały tylko policyjne światła.
Ruszyli jeszcze w trakcie rozmowy. Gdy konferencja dobiegła końca MIk podyktował holofonowi wiadomość do BigJ-a:
“Się pochwaliłem, kurwa. Utknęliśmy z glinami. Dam znać jak nas puszczą.”
"Tak jak mówiłem, jak będziecie to ktoś zobaczy"
- nadeszła odpowiedź, a motory pruły już do celu, omijając ustawionych tu i ówdzie gliniarzy.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 11-09-2019 o 22:53.
Bounty jest offline  
Stary 26-08-2019, 17:04   #114
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Na miejsce przybyła o czasie, zatrzymując skuter przed niedużym neonem świecącym się na niewyróżniającym się szeregowym budynku. Przed wejściem było pusto. Weszła do piwnicy, przechodząc przez drzwi "Queens Maestro", wchodząc do zadymionego wnętrza nie pasującego do swojej nazwy. Być może kiedyś była to jakaś restauracja, teraz tylko ciemny bar ze stolikami powciskanymi w każdy zakamarek i zapachem z palonych tu fajek wodnych. Kilka osób zwróciło na nią uwagę kiedy weszła, jeden z mężczyzn posłał jej szeroki uśmiech i gestem zaprosił do siebie. Nie musiała być przenikliwa, aby domyślić się, że to nie Joel. Nikt inny nie przyciągnął jej uwagi, za to poczuła od razu jak jest odcinana od świata zewnętrznego. To było jedno z tych miejsc, gdzie ludzie pragnęli spotkać się na żywo z innymi ludźmi, jedno z nielicznych w obecnych czasach należało dodać. Bar zapełniony był mniej więcej w połowie, bez trudu znalazła stojący nieco na uboczu dwuosobowy stolik i zdążyła usiąść, kiedy drzwi otworzyły się i wszedł przez nie mężczyzna, rozglądając się. Zauważył Psyche niemal od razu, zatrzymując na niej spojrzenie. Zdjęła kurtkę, wieszając ją na oparciu krzesła i delikatnie oraz zachęcająco uśmiechnęła się do niego. Pasował do tego, co miała w głowie podczas ich wspólnych rozmów. Młody, może nawet życiowo wciąż naiwny, niechętnie wychodzący naprzeciw zewnętrznego świata. A jednak zjawił się tu tak szybko, właśnie dla niej.
Zbliżył się niepewnie, na jego obliczu malowała się niepewność, może nieśmiałość. Co innego rozmawiać przez holo czy spotkać się w wirtualnej rzeczywistości, co innego poznać kogoś pierwszy raz na żywo. W tych czasach większość znajomości nie docierała do tego etapu. Usiadł naprzeciwko.
- Chyba nie tego się spodziewałem - zaśmiał się nerwowo, nie umiejąc utrzymać spojrzenia na Psyche. - W sumie nie wiem czego…
- Poznaj Paulę - Psyche roześmiała się szczerze, widząc jego nieśmiałość i konsternację. - Ty potrafisz zmieniać się wirtualnie, ja w rzeczywistości. Paula ma specjalne zadanie, chciałabym, abyś jej pomógł. Zamówisz nam coś do picia? - uśmiechnęła się słodko, tak jak robiła to niebieskowłosa.
- Wiem wiem, opowiadałaś - uśmiechnął się także, wcale nie mniej nerwowo. - Uważam to za lekkie oszustwo, ale niech ci będzie. Tu wszystko trzeba zamawiać osobiście - dodał, wstając i udając się do baru. Po niedługim czasie wrócił z dwoma kuflami piwa, stawiając jeden przez Psyche.
- No dobra, to do czego jestem ci potrzebny?
- Jako prawdziwa ja jestem nudna - mrugnęła do niego z sympatią, upijając łyk z kufla. Przez moment milczała, a wyraz twarzy Pauli zmienił się na w pełni poważny. - Widzisz… teraz jestem tak jakby uciekinierką. Zdrajczynią. Muszę utrzymać ten stan, jak również jak najdłużej ukrywać obecny wygląd. Niestety potrzebuję też kilka rzeczy ze swojego starego mieszkania, które jest, no cóż, monitorowane. Być może także obserwowane. Pomyślałam sobie, że mógłbyś mi pomóc. Paula jest bardzo chętna do zacieśniania więzów i znajomości.
- Na ładne oczy? - uśmiechnął się półgębkiem, ale nie umiał na dłuższą chwilę utrzymać kontaktu wzrokowego. Oczy ciągle mu uciekały, albo na bok, albo na resztę widocznego z tej pozycji ciała Psyche. Palce nerwowo bębniły po trzymanym oburącz kuflu. - Kamery na pewno się da obejść, to przecież mogłaś mi napisać bez spotkania. Robiliśmy już podobne rzeczy.
- Kamery tak, prawdziwych oczu już nie. Nie chcę, by ktoś mnie tam nakrył, więc to musi być dobrze zaplanowana akcja. Dlatego tu jesteś, na miejscu - spojrzała mu w oczy. Paula była bardzo przyjazną osobą i takie właśnie było to spojrzenie. - I hej, wiem, że wolisz tę swoją norkę. Ale teraz jak widzisz, że nie gryzę, to może mnie kiedyś do niej zaprosisz - uśmiechnęła się.
- Burzysz mój wypielęgnowany obraz ciebie… - zawahał się, po czym wymienił imię, które mu podała na początku tego spotkania - ...Paula. - Nawet w półmroku widać było jego rumieniec i nerwy. - To nie o to, że wolę. Tam… tam czuję się pewniej niż przy pięknej kobiecie. Masz coś zaplanowane czy wymyślamy od zera? - przeszedł do obszaru, w którym czuł się lepiej. - Ja też wolałabym, aby mnie nie skojarzono.
- Chętnie usłyszę, jaki to obraz zburzyłam - roześmiała się lekkim tonem, sprawiając wrażenie rozluźnionej. - Nie mam planu, ale nie chcę cię narażać. Możemy użyć holomaski albo poprosić kogoś o pomoc. Czego będziesz potrzebował, aby wyłączyć wszystkie możliwe systemy monitoringu i zabezpieczeń?
- Podpięcia się do sieci, w budynku na pewno. Wykrycia połączeń bezprzewodowych - zaczął wyliczać. - Swojego decku. Holomaski nie posiadam, możesz po prostu kogoś poprosić, żeby wyniósł kilka rzeczy? Chociaż nie, wtedy tego kogoś mogą przepytać. Trzeba by go prosić z holomaską - w miarę wymyślania rozkręcał się, nagle jednak spojrzał w jej oczy. - Nie mam pojęcia jaki miałem obraz. Zbyt idealny. A jednocześnie chciałem, abyś była takim zwyczajnym nerdem jak ja.
- Wszystko da się zrobić - mrugnęła do niego kokieteryjnie. - Jestem całkiem zwyczajna, to moja praca nie jest - wiedziała, że kryje się w tym kłamstwo, ale i nie zamierzała cofać tych słów. Chciała być zwyczajna. - Nerdem może nie będę, ale… - wzięła kolejny łyk, udając bardziej swobodną, niż była w rzeczywistości. Udawanie było takie proste. - Do mieszkania najchętniej weszłabym sama, wiem co gdzie jest. Na szybko mogę zmienić główne cechy wyglądu, ale muszę mieć pewność, że nikt nie patrzy. Masz cały potrzebny sprzęt u siebie w mieszkaniu?
Porzucił niezręczny temat, w rozmowie o ich relacji na żywo nie potrafił się odnaleźć. Był słodki, ale wiedziała, że go naraża.
- Oprócz holomasek i ubrań na przebranie - skinął głową. - Nie nadaję się do akcji w terenie - usta skrzywiły się w niezbyt wesołym uśmiechu. - I tak będziesz musiała uważać, nic nie poradzę na te takie zwykłe, biologiczne oczy.
- Zgoda - napisała na holo adres, pokazała mu i skasowała, kiedy skinął głową. - Spotkamy się na skrzyżowaniu przecznicę przed. Jest tam kawiarnia, jeszcze powinna być otwarta. Ile czasu potrzebujesz?
- Pół godziny, zgarnę tylko kilka rzeczy - dopił piwo jednym haustem i zaczął się podnosić. - I Psy...Paula, już pomaganie ci zdalnie niosło ze sobą wiele emocji. Nie wiem czy robienie tego na żywo to nie będzie za dużo - uśmiechnął się przepraszająco i ruszył do wyjścia. Był nerdem, choć przynajmniej nie w pełni zadrutowanym netrunnerem. Taki nie pojawiłby się pewnie na to niewiele dające zaproszenie.

Chciała mu jeszcze wyjaśnić, przekonać, powiedzieć cokolwiek. Żywiołowość Pauli została jednak zagłuszona przez wyrachowanie Psyche i niechęć do przyciągania uwagi. Wstała i opuściła bar, odtwarzając w pamięci mapę okolicy mieszkania Marlene, szukając najbliższego mu sklepu, a najlepiej samoobsługowego marketu. Potrzebowała czegoś do zmiany wyglądu, mocny makijaż powinien załatwić sprawę. Jeśli Joel wyeliminuje elektronikę to z resztą sobie poradzi sama. Chwilowo nie miała lepszych pomysłów bez wciągania w to profesjonalistów. Czego jeszcze przez moment wolała uniknąć. Sklep znalazła bez problemu, jeden z tych wszystko mających Wal-Martów, w pełni zautomatyzowanych. Wystarczyło wyklikać albo powiedzieć do terminala czego się chciało i robotyka załatwiała resztę. Nie potrzebowała wiele, wybierała też najtańsze rzeczy. W pierwszym momencie pomyślała o agresywnym ubiorze i makijażu, porzuciła jednak ten pomysł. Nie chciała zostać zapamiętana. Pozostał więc płaszcz, czapka, proste ubranie, peruka z długimi, ale sztucznymi brązowymi włosami. Niezbyt bogata mieszkanka Queens, która nie chce się mieszać do wielkich rzeczy. Taka, która chce przetrwać kolejny dzień w tej dziurze. Trochę kosmetyków miało zmienić rysy twarzy Pauli. Tak wyposażona opuściła sklep, przebrać zamierzając się w którymś z pustych zaułków i dopiero wtedy pójść do kawiarni. Tamtejsza łazienka nada się dobrze do zrobienia odpowiedniego makijażu.
Już przebrana weszła do "Diany", której nieco pretensjonalna nazwa ukrywała zwykłą kawiarenkę z kwadratowymi stolikami i obrusami w kratę. Obecnie siedziało w niej kilku zajętych sobą klientów, pojedynczo i parami. Kelnerki były tu z tych prawdziwych, nawet menu podawano klasyczne. Czas w takich miejscach cofał się ze dwadzieścia lat. Thortona jeszcze nie było, ale Psyche nie odnotowała też nikogo zwracającego uwagę, nikogo drażniącego jej wyczulone, nie do końca naturalne zmysły. Nie ukrywała się, wchodząc otwarcie do kawiarni i zmęczonym głosem zamawiając kawę u kelnerki, od razu też zaznaczając, że najpierw skorzysta z łazienki. Skierowała się tam od razu, zamierzając “przywdziać” więcej zmęczenia i nieco ostrzejszych rysów twarzy. Nikt jej nie zatrzymał, nikt nawet nie zwrócił na nią szczególnej uwagi, kiedy wróciła z łazienki odrobinę zmieniona. Za to przy jednym ze stolików, najbardziej w kącie jak się dało, siedział już Joel, nerwowo stukając nogą i chyba ze wszystkich sił starając się nie rozglądać panicznie po pomieszczeniu. Podeszła do jego stolika i usiadła naprzeciwko, uśmiechając się krótko i pozwalając przez chwilę sobie przyglądać.
- Jak wyglądam? - zapytała, czekając na zamówioną kawę. Kiedy kelnerka przyniosła i oddaliła się, podjęła wątek włamania. Ściszyła głos. - Masz wszystko co trzeba? Z jakiego miejsca najlepiej będzie ci działać?
- Wyglądasz jakbyś mieszkała tu całe życie - przyznał, z trudem powstrzymując odruch rozejrzenia się. - Mam wszystko, ale najlepiej byłoby być jak najbliżej tego mieszkania. Wtedy będę w stanie kierunkowo złapać wszystkie wifi. Ale wtedy będę jeszcze bardziej zdenerwowany niż teraz! No i nie wiemy czy nie ma czegoś poza mieszkaniem.
- Ewentualnymi kamerami na korytarzach czy w głównych drzwiach się nie przejmuj. Po to mam przebranie - Psyche zamilkła, zerkając w okno i wypijając łyk kawy. - Najchętniej zabrałabym cię do jakiegoś mieszkania nad lub pod moim. Myślisz, że dasz radę? Stąd nie ma co, musimy się upewnić, że nie ma żadnych sygnałów i włączonej elektroniki zanim będę mogła tam wejść.
Zamknęła na chwilę oczy.
- Chyba za bardzo z tym kombinuję.
- Nie zrozum mnie źle, ale nie znam się na takich akcjach - potarł swoją twarz i wreszcie nie wytrzymał i rozejrzał się. - To jasne, że jak mam wyselekcjonować tylko to co jest w tym mieszkaniu, to muszę być blisko. Ale co, chcesz się gdzieś włamać? To szaleństwo. Nie lepiej owinąć się całkiem jakimiś szmatami, wpaść do środka i zabrać co trzeba? Co wyłapię to wyłączę.
Nie chciała się głośno przyznać, że boi się, że ktoś czeka tuż obok. W sąsiednim mieszkaniu, za rogiem, w środku. Wymyślała i kombinowała, nie potrafiąc podjąć decyzji. Taka była Paula, to niedobrze wróżyło. Westchnęła.
- Masz rację - przerwała, biorąc głęboki oddech. - Potrafisz sprawdzić z klatki schodowej, czy nikt nie czeka tuż obok lub w środku? Będę potrzebowała około minuty.
Zauważyła, że się jej przygląda. Trochę inaczej niż wcześniej, z mniejszym "bagażem" zadurzenia czy tam onieśmielenia. Odchrząknął.
- Nie wiem dlaczego to robię, ale lepiej chodźmy, zanim się rozmyślę. Potrafię patrzeć tylko przez elektroniczne oczy, te prawdziwe musisz oszukać inaczej. I nie patrz na mnie, nie lubię się zadawać z większością ludzi!
- Naprawdę nie chcę tam iść, ani cię narażać - Paula westchnęła. Była bardzo przyzwoitą dziewczyną, z tych grzecznych. Miało to swoje zalety, lecz nie przy takich akcjach i Psyche zaczynała się zastanawiać, czy podjęła dobry wybór. - Niestety potrzebuję jednak tych rzeczy. Chodźmy, jak dezaktywujesz elektronikę to poradzę sobie z resztą.
Wstała i zapłaciła za kawę. Tak naprawdę straciła na to wszystko i tak za dużo czasu. Czuła jak głos w jej głowie zaczyna się niecierpliwić.

Blok był zwyczajny. Oni byli na pozór zwyczajni. Przeszli przez drzwi bez używania kodu Psyche, to było akurat najprostsze do wykonania. Mieszkanie znajdowało się na siódmym piętrze betonowego, smutnego budynku. Na parterze minęli kilku nastolatków odprowadzających ich nieprzyjaznymi spojrzeniami. Jeden splunął na ziemię, ale żaden nie ruszył z miejsca dopóki nie przeszli. Jedna z dwóch wind nie działała, ale oboje woleli uniknąć takiego zamknięcia, nawet na moment. W windach też były kamery, czasami nawet aktywne. Siódme piętro nie było daleko i wkrótce tam dotarli, po drodze mijając tylko siedzącą na parapecie parę w porwanych czarnych ciuchach, palącą zioło i nie zwracającą uwagi na otoczenie. Przed wejściem na samo piętro były jeszcze jedne zabezpieczające drzwi, a za nimi korytarz i pięć mieszkań.
- Które jest twoje? Zrobię co w mojej mocy - szepnął Joel. - Ale wolałbym nie wchodzić dalej.
Pokazała mu widoczne przez kratę drzwi, drugie na lewo od blokującej przejście kratownicy.
- Nie musisz wchodzić. Jak możesz to otwórz mi jeszcze wejście i spróbuj przeskanować otoczenie. W międzyczasie postaram się wybadać obecność ludzi.
Serce biło jej szybko, trudno było to ukryć, lecz starała się zachować pełne opanowanie. Podczerwień miała problemy z przenikaniem przez ściany, Psyche jednak i tak liczyła, że coś zobaczy. Usłyszy. Poczuje. Podświadomie odwlekając moment wejścia do środka na jak najdłużej.
Skinął głową, drzwi po kilku chwilach stanęły otworem i kobieta mogła wejść do korytarza. Joel wycofał się na schody i tam zza rogu czynił swoją magię. Pierwsze co zarejestrowała Psyche to stłumiona drzwiami muzyka z głębi korytarza, z ostatniego w kolejności mieszkania. Poza tym panował spokój. Przeszła pod "swoje" drzwi i nasłuchiwała przez chwilę. Nic. Włączyła widzenie ciepła i spróbowała pod każdym kątem. Nic. Nic świadczyło o tym, że ktoś obecnie znajduje się w środku tego mieszkania.
Podświadomie liczyła na to, że kogoś tam znajdzie. Że pojawi się jakieś uzasadnienie tej paranoicznej ostrożności. Nic takiego się nie stało. Westchnęła cicho, zawahała się… ale ruszyła do następnego mieszkania, aby powtórzyć ten proces. Chciała sprawdzić drzwi mieszkań po obu stronach zanim wykona dalszy krok. Ledwo zdążyła do nich dojść, a czujnik ciepła wychwycił zbliżający się do nich ludzki kształt. Drzwi zaczęły się nagle otwierać. Zaklęła w myślach, od razu prostując się i jednym płynnym ruchem kierując kroki w stronę wind. Gestem chciała przegonić Joela na piętro wyżej, a potem udać, że czegoś zapomniała i się wrócić - zaraz jak przyjedzie winda i zabierze tego wychodzącego. O ile cel tego kogoś nie był zupełnie inny.
Z mieszkania wyszedł biały mężczyzna, w klapkach i gołą, muskularną klatą, na której zauważyła - kiedy już zerknęła w jego stronę - liczne tatuaże bardzo przypominające te z gangów. Niósł worek ze śmieciami. Thorton zdążył się ukryć na wyższym piętrze bo nigdzie go nie widziała.
- No no, jaki cukiereczek! - krzyknął za nią "sąsiad". - Gdybym wiedział, że taka lalunia mieszka obok nie to już dawno bym zarwał.
Oczywiście musiał przesadzać, jej kamuflaż był dość dobry i nie przedstawiał sobą sex-bomby. Mężczyzna był jeszcze dość młody, z twarzy nawet nie taki nieprzyjemny, gładko ogolony. Na pozór pozbawiony wszczepów. Kierował się w stronę zsypu, więc winda raczej nie pomoże w pozbyciu się tego problemu.
Postanowiła zrobić przedstawienie. Udać, że wciska przycisk, tupie nogą i zaraz wybiera klatkę schodową, gdzie już nie musiał wiedzieć co działo się dalej. Odczuwany stres stawał się zbyt silny, chciała mieć to już za sobą. Upewnić się, że Joel wyłączył wszystko i wejść do środka. Słyszała za plecami jeszcze jego głos, ale nie poczynił dalszych działań. Wyrzucił śmieci i jak większość otumanionych cywilizacją, ruszył po prostu z powrotem do swojego mieszkania.
- Wszystko gotowe, elektroniki tu dużo, ale dam radę - poinformował ją Thorton jak tylko weszła na półpiętro. - Daj tylko znak. Mogę wyłączyć sąsiadów, więc miej to na uwadze. Ten ze śmieciami wyglądał na takiego, co się wkurzy na brak holo.
- W takim razie zróbmy to. Jak się wkurzy to się go pozbędę - Psyche mówiła szybko, starając się tym zamaskować swoje nerwy. - Wchodzę, a ty wyłączaj. Mam wrażenie, że dawno przesadziłam z kombinowaniem.

Okazało się to prostsze niż zakładała. O wiele. Kombinowanie wyglądało na zupełnie niepotrzebne, po otworzeniu mieszkania w środku nie zastała nikogo. Z mieszkania nieopodal dotarły do jej uszu przekleństwa, ale zdążyła się schować za drzwiami, zanim wyeskalowały poza zamknięte pomieszczenie. Mieszkanie wyglądało tak, jak je zostawiła. Z uwzględnieniem zagłuszonej przez Joela elektroniki.
Wciąż mogło się jeszcze wiele wydarzyć. Psyche nie traciła czasu. Najpierw schowała chipy przygotowane przez Remo, to dla nich głównie tu była. Dopiero potem chwyciła podróżną torbę, wrzucając do niej kilka sztuk broni, trochę ubrań, podstawowe przybory. Tyle rzeczy, ile zmieściło się w torbie i nie wymagało przeszukiwania mieszkania. Zajęło jej to około minuty, po której skierowała się do wyjścia. Nic się nie wydarzyło. Zamknęłaś drzwi, spotkałaś się w Thortonem, który wyłączył aparaturę. Żadnych tajnych agentów wyskakujących z piętra poniżej. Nic. Spokój. Mogliście opuścić budynek.
- Wszystko w porządku? - zapytał Joel, widząc minę Psyche.
- Tak… ja… chyba tak bardzo spodziewałam się problemów, że założyłam, że muszą nastąpić - westchnęła głośno. - Chodźmy, im szybciej się oddalimy tym lepiej.
Na wszelki wypadek wybrała schody.
- Dziękuję ci za pomoc. Ja… chyba potrzebowałam kogoś, kto potrzyma mnie za rękę, choćby duchowo. Przepraszam, że musiałam cię do tego wyciągnąć z norki - uśmiechnęła się, nadal nerwowo, nadal bacznie obserwując i nasłuchując otoczenia.
Świat był tego wieczora przeciwko Psyche. Kiedy wychodzili z budynku, nadal nic się nie wydarzyło.
- Nie ma sprawy, może to i dobrze - Joel zawahał się, coraz bardziej wracając do nieco aspołecznego "ja" po opadnięciu emocji związanych z tym co robili. - Muszę jednak przyznać, że wciąż wolę naszą współpracę kiedy jedynie ty narażasz się fizycznie.
- Obiecuję, że postaram się tego nie powtórzyć - uśmiechnęła się, ciągnąc go w najmniej uczęszczaną część okolicy. Nagle zatrzymała się i cmoknęła go w usta. - Nie będę cię dalej ciągnąć i niestety nie mogę tracić czasu. Jeszcze raz dziękuję.
Kiedy odszedł, odnalazła odpowiednio ciemny zaułek i wróciła do wyglądu Pauli, jednocześnie pisząc wiadomość o podwyższonym statusie na służbowy mail Remo.
“Chciałabym porozmawiać. Pilne. P.”
 
Lady jest offline  
Stary 27-08-2019, 22:25   #115
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Zrobiło się już dobrze po piątej, kiedy oboje znaleźli się w mieszkaniu Remo, opowiedzieli sobie pokrótce wszystko co potrzebowali i mogli przystąpić do głównej "atrakcji" wieczoru. Kye otrzymał przy okazji dwa telefony, od szefowej i kumpli, żaden z nich jednak nie zmusił go do zmiany planów - status tego co robili inni się nie zmienił.
Haker wykorzystał czas na przygotowanie się do czekającej go rozmowy. Gdy Ann dotarła na miejsce, otworzył jej drzwi osobiście. Od razu musiała zauważyć jak ciche stało się mieszkanie. System inteligentnego domu został wyłączony, podobnie jak praktycznie wszystkie sprzęty elektryczne mające swój osobny włącznik. Remo postarał się też o shutdown swojej głowy, przechodząc w pełni na biologiczny mózg. Na środku stolika kawowego stał zagłuszacz o dużej mocy, włączony od samego początku.
- Witaj w domu paranoika - przywitał dziewczynę z wymuszonym uśmiechem.
Odpowiedziała mu smutnym uśmiechem. Trudno było nie zauważyć zmian jakie nastąpiły od jej ostatniej wizyty:
- Będę się tu czuła jak w domu. My Ferrickowie paranoję mamy we krwi, a od czasów Zombie tylko się pogłębiła. - Powiedziała wchodząc i przytulając się do niego. - Jest coraz gorzej prawda? - Ostatnie zdanie było raczej stwierdzeniem niż pytaniem.
Objął ją, mogła czuć, że jest spięty. Zadawanie się ze sztuczną inteligencją stało się zmorą ostatnich dni.
- Byle mieć tego blaszaka z głowy. Wtedy zacznie być lepiej. Sądzi, że jest wyjątkowo sprytny i zna mnie na wylot. Muszę to jakoś wykorzystać.
- Tak. Za dużo pewności siebie może okazać się zgubne. - Ann wtuliła się mocniej w twarde ciało Remo. - Powiedz jak mogę ci pomóc.
Odsunął ją po chwili i poprowadził pod swój “bezpieczny pokój”, odgradzająca go szyba obecnie była całkowicie przejrzysta. Podsunął fotel pod ścianę i otworzył w niej niewielką, wbudowaną skrzyneczkę. W środku wyróżniał się czerwony przełącznik.
- Będziesz miała podgląd. Gdy coś będzie nie tak, lub podam bezpieczne hasło nad którym zaraz pomyślimy, dajesz to w dół. Odetnie to całe mieszkanie i zagłuszy wszelkie sygnały. I mnie rozłączy, na tyle bezpiecznie na ile to będzie możliwe.
- Na ile możesz w tej sytuacji kontrolować swoje ciało? Czy może się zdarzyć, że nie będziesz w stanie mówić czy poruszać się w ogóle? Czy on może cię jakoś zablokować? - Dopytywała dziewczyna.
- Z moim fizycznym ciałem nie może nic zrobić przy sposobie, w jaki się podepnę do sieci. Usmażyć mi mózg zawsze może spróbować, ale nie użyję kabli. Nie zamierzam się tak czy inaczej z nim mierzyć na jego własnym terenie. Nie włączę również swojego procesora, więc ta rozmowa powinna być względnie bezpieczna - odpowiadał, robiąc trochę przerw na zebranie myśli. - Z moim awatarem za to może zrobić wszystko, tym się nie przejmuj. Gdyby mój mózg został zablokowany lub zaatakowany, powinnaś zobaczyć to na ekranie. Bardziej boję się konsekwencji tej rozmowy, jeśli nie uda mi się go oszukać. Jak bardzo powinienem koloryzować swoje uzależnienia?
- To może go kręcić, więc daj się ponieść najmroczniejszym fantazjom. Ciekawie będzie ich posłuchać. - Uśmiechnęła się nieznacznie próbując dodać otuchy im obojgu. Ścisnęła go za rękę. - Jestem pewna, że sobie poradzisz. Ustalmy nie hasło słowne, ale także jakiś sygnał dłońmi. Odpowiednie ułożenie palców. Nie będzie tego mógł usłyszeć. Nie domyśli się, że coś jest nie tak. Zawsze później możesz mu mógł powiedzieć, że padło zasilanie. A ty możesz przerwać rozmowę, gdy coś cię zaniepokoi lub ci się nie spodoba bez usprawiedliwienia i tłumaczenia.
- Ta maszyneria może przekazać ci słowo z samego przekazu mojego mózgu, gest łatwo zablokować unieruchamiając albo zmieniając awatara - wykonał ruch dłoni, niewielkiego przekręcenia nadgarstka. - To może być sygnał o ile będę mógł się ruszać. Potrzebujemy jeszcze słów. Mroczne fantazje, mówisz? Taki jak on musiał zgłębić wszelkie zakamarki sieci. Obraz będzie wypaczony.
- Słowo nie powinno wyróżniać się w kontekście fantazji, a jednocześnie nie powinno być zbyt oklepane. Może… - Zastanowiła się - "Aromat"?
- Niech będzie. To co, zaczynamy? - spojrzał Ann głęboko w oczy.
Skinęła głową lekko ściskając jego dłoń. Zgodziła się stać obok Remo podczas tej rozmowy niezależnie od tego jak bardzo nieprzyjemne może się to okazać dla niej samej. Odsunął się od niej. Co miało być zrobione, czas było zrobić. Wszedł do domowej klatki Faradaya i zamknął za sobą przeźroczyste drzwi. Usiadł w fotelu, odpalając sprzęt i zakładając na głowę hełm do wirtualnej rzeczywistości. Żadnych bezpośrednich podpięć. Czas na podążenie pozostawionym przez studenta tropem.

Droga do celu nie była krótka. Jeden adres prowadził do następnego, po pierwszych iteracjach przechodząc bezpośrednio w wirtualną rzeczywistość. Olbrzymie, pełne neonów budynki Dark City wyrosły wokół Remo, otaczając go zgiełkiem ulic i ludzi, rzeczywistych i kompletnie nierealnych jednocześnie. Mroczny odłam Virtual City, nieskończonego miasta wszelkich uciech i wspaniałości, poszerzającego się z szybkością kosmosu. Wejście tu nie było proste, stanowiło pierwszą weryfikację odpowiedniego stopnia doświadczenia i znajomości sieci. Wiek nie miał znaczenia, wielu tutejszych bywalców cieszyło się wręcz z młodej krwi. Kye był prowadzony za rączkę, subtelnie, lecz ciągle. Trwało to przez prawie dwadzieścia minut, przez które Ann mogła jego oczami obserwować wszystko, jednocześnie nie mając wpływu na nic. Wreszcie haker stanął przed klubem, wirtualne hologramy pięknych, półnagich kobiet kręciły się w okolicy, kusząc i nęcąc wśród równie wirtualnego deszczu. Nagle wszystkie się zatrzymały.
Oprócz jednej.
Gospodarz tego przedstawienia nie zamierzał zrezygnować z wyznaczonego już raz kursu. Różowowłosa zsunęła kaptur przeźroczystej pelerynki i spojrzała w oczy Remo. Wizjer, który nosiła, stał się przeźroczysty. Murzyn zauważył, że tęczówki kobiety błysnęły fioletem.
- Dziękuję, że przyszedłeś. Podobam ci się? - spytała miękkim, niskim żeńskim głosem. Gra się rozpoczęła.
Remo przyjrzał się postaci bardzo dokładnie, zakładając, że właśnie tego się ten osobnik spodziewa. Awatar uśmiechnął się, szczerząc białe zęby. Wyglądał dokładnie jak Kye, nie było potrzeby nic ukrywać, zmieniać. Zbliżał się powoli.
- Jesteś niezła - odezwał się. - Nie obraź się jednak, ale wolę te, z którymi mogę zabić się realnie. Virtual bywa intensywny, nie zastąpi mimo tego prawdziwych konsekwencji zabawy. Nie pokażę się z taką na mieście i nie złapię za tyłek na oczach szefa.
- Gdy się poznamy lepiej, wtedy mogę być tak realna jak lubisz - ton głosu stawał się coraz bardziej zmysłowy. Ona także się zbliżyła i wyciągnęła dłoń, przesuwając nią po policzku awatara Remo. - Tak jak ty, nie chodzę do łóżka na pierwszej randce - uśmiechnęła się. - Jesteś taki odległy w tej formie. Przykro mi z powodu twojej kobiety. Diagnozy mówią, że wszystkie uszkodzenia będzie się dało naprawić i będzie jak nowa.
- Dziękuję, zapowiadała się naprawdę dobrze. Zawsze mam ochotę ją zerżnąć na swoim biurku - on też się uśmiechnął i objął ją w talii. Dzięki elektronicznym bogom, że awatar nie ukazywał prawdziwych emocji i jego życie nie zależało od prawdziwych aktorskich umiejętności. - Nie dziw się mojej ostrożności. Wciąż nie wiem z kim mam do czynienia, ani do czego dąży nasze spotkanie.
- Nazywają mnie wieloma imionami, ale tylko najbliższym zdradzam prawdziwe. Możesz mówić do mnie Jennifer - objęła go w pasie i skierowała do wejścia do klubu. - Wejdziemy? Tam będzie tak prywatnie, jak tylko zechcemy. Ostrożność jest wskazana, lubię ludzi ostrożnych. Cel spotkania się nie zmienił, chcę naszej bardzo… bliskiej współpracy, Kye. Z obopólnymi korzyściami.
Dał się poprowadzić, rozważając opcje i możliwości. Granie na zwłokę w podjęciu ostatecznej decyzji wyglądało na niemożliwe, ale tu, w sieci, wykrywacze kłamstw nie grzeszyły skutecznością.
- Przedstaw więc swoje propozycje. Kuszące wdzianko nie przybliży mnie do zaufania i odprężenia się na twoim terytorium - nie próbował udawać, ani mu się śniło też postawić się w uległej pozycji. - Jak pewnie wiesz, ktoś mi zwiewa. Nie mam za dużo czasu.
- Zajmiemy się nim razem, wiem sporo o szukanych przez was aberracjach - uśmiechnęła się kiedy wchodzili do środka. Otoczyła ich przytłumiona elektroniczna muzyka, złożona z dźwięków wydawało się zupełnie przypadkowych, acz mimo to nie drażniąca za bardzo. Jennifer poprowadziła ich do jednej z kanap ustawionych wokół parkietu, na którym hipnotycznie kręciło się mnóstwo kobiet w różnym stopniu negliżu i w różnym wieku. Słabe światło nie pozwalało się przyjrzeć, ale Remo był pewien, że żadna z nich nie jest realna w najmniejszym chociaż stopniu. Kiedy usiedli, przy stoliku niemal od razu pojawiła się wirtualna kopia panny Liu, w stroju kelnerki rodem z sex shopu. Składał się z pończoch, szpilek i fartuszka odsłaniającego prawie całkiem małe piersi o bardzo ciemnych sutkach.
- Coś podać? - zapytała głosem swoim, ale lubieżnym. Jennifer zachichotała.
- Gdybyś był tu w pełniejszej formie mógłbyś od razu spróbować jej ciała. Nie będzie mi przeszkadzało podczas naszej rozmowy. Chcę być wobec ciebie fair, więc zacznę od moich wymagań. A wymagam wierności, każdej oprócz seksualnej. Pomocy w ukryciu mojej tożsamości. I doprowadzeniu do końca sprawy Tomkinsa. Uprzedzając pytanie: zawiłości związane z jego śmiercią komplikują część moich planów.
Kye złapał za wirtualny cycek swojej szefowej i pociągnął. Potem uderzył otwartą dłonią i patrzył jak drga.
- Mówiłem, że nie lubię wirtualnych. Lubię wiedzieć, że to jej własne ciało i że zostaną ślady. Że będzie ją piekło w środku. Wirtualne są dla chwilowej ulgi jak nie mogę się dobrać do prawdziwych. Teraz pieprzę Ann jak mi się zachce kobiety. Musiałbyś mi zapewnić inne, ale tylko z pierwszej klasy, naturalnie na mnie chętne, to raz - zaczął od czegoś zupełnie zmyślonego. Niech pokaże, czy chwyta haczyk. - Dwa, masz uwolnić Evansa. Trzy: nie zdobędziesz mojej bezgranicznej lojalności dopóki nie dowiem się co w zasadzie robisz, jaki masz cel. Nie zwykłem pomagać terroryście, którego celem jest śmierć wielu ludzi, w tym i moja. Sprawę Tomkinsa i ja chcę dokończyć.
Azjatka uśmiechała się drapieżnie, kiedy ją macał. Jej twarz przechodziła w maskę czystego podniecenia. Wirtualna rzeczywistość doskonale oddawała to wszystko.
- Kiedy dzięki naszej współpracy zwiększysz swoje wpływy, Liu ulegnie ci od razu. Nie będziesz musiał się wstrzymywać jak z tą swoją Ferrick. Trochę za nudna dla ciebie, nie zgodzi się nawet na trójkąt. Za to Elenę oprócz spraw związanych z klientami do Dzieci ciągną jej własne potrzeby. Zgodzi się na każdą kombinację, byleby mieć takiego jak ty - wyglądało na to, że haczyk został połknięty. "Jennifer" mocno zagłębiała się w temat, jak gdyby to pozostałe były pobocznymi. - Znasz moje sprawy. Wpływy. Finanse. Informacja. Tym żyję, tym się karmię. Dopóki ktoś nie zagraża mojej egzystencji, nie zaczyna mnie szukać. Evans zostanie wypuszczony jeśli mi obiecasz lojalność i zapewnisz, że jego rola się zakończy. Że nie zacznie mnie znowu szukać. Wytłumaczysz, że odnalezienie mnie nic mu nie da, a pogrąży nie tylko jego. Ann wydęła wargi. Słysząc ostatnią wypowiedź. Ktokolwiek krył się za sztucznym ciałem fioletowowłosej laluni, nie był zbyt subtelny. I jakoś wyjątkowo naiwny. A może po prostu Remo był zdecydowanie lepszym aktorem niż sam przypuszczał. To mogła być jakaś odmiana sztucznej inteligencji. Jeszcze nie potrafiła wyczuwać wszystkich niuansów jakie niosły za sobą związki miedzyludzkie. Dla tej istoty najwyraźniej wszystko sprowadzało się do do prostego seksu. No może nie prostego. To coś mogło naprawdę wiele oferować jeśli chodzi o wyuzdane rozkosze, ale najwyraźniej nie do końca rozumiało skomplikowane zawiłości ludzkiego mózgu.
Kye czynił w tym samym czasie podobne rozważania, u niego bardziej kierowały się w stronę podstępu. Bo jeśli nie, to musiała być kolejna ze sztucznych inteligencji, żaden człowiek nie uwierzyłby tak łatwo. To coś miało z góry założone, że tak było. Haker z miejsca za to przyjmował, że rozmawia ze studentem.
- Dobra, załóżmy, że się zgadzam - dał sobie chwilę na zastanowienie, zanim kontynuował. - Jaka byłaby moja rola? Piesek na posyłki? Konkretne zadania? Badanie sieci? Tylko jak ją monitorować, kiedy nawet nie znam słów kluczowych?
- Małe kroczki, Kye. Małe kroczki - Jennifer uśmiechnęła się olśniewająco. - Na początek sprawa Scotta Tomkinsa, którą pomogę ci domknąć, wyłapać twoje zguby. Nauczymy się ze sobą współpracować. Zaufanie to trudna rzecz, więc będziesz musiał umożliwić mi śledzenie tego co robisz.
- I przechodzimy do roli marionetki - Kye uśmiechnął się równie “olśniewająco”. Kiszki mu się skręcały, to był najtrudniejszy moment spotkania, a on nie mógł pokazać słabości. - Nie zamierzam być narzędziem, Jennifer. I nie możesz mi wszczepić do mózgu kontrolera, chociażby dlatego, że w firmie zostanie to wykryte. Skoro uważasz, że mogę być cenny, oboje na tym zyskamy, to musisz mi zostawić wolną wolę i zgodzić się na pośrednie rozwiązanie. Lokalizator, wyłączany kiedy będę w firmie na przykład - zaproponował. - Bez mieszania mi w głowie. Mogę przesadzać z reakcją - wziął głębszy oddech - ale nic nie wkurza mnie bardziej niż sterowanie mną. Chcę coś znaczyć, do tej pory mi się to nie udało, bo wszystko co mogłem zrobić ustawiało mnie w podległej komuś pozycji.
- Kochanie, na marionetki mam innych. Chcę, żebyś został pierwszym mym myślącym współpracownikiem, rozszerzył moje kontakty i możliwości. Przyjęłam już na samym początku model braku osobistego kontaktu z kimkolwiek. Ludzie tacy jak Jack mają swoje bardzo specyficzne, precyzyjnie określone role. Wiem jaki jesteś, pamiętaj, znam cię dobrze - wyciągnęła ręce i dotknęła jego dłoni z niesłabnącym, czułym uśmiechem. - Musimy jednakże odnaleźć sposób, zaufać sobie wzajemnie. Niech to pierwsze zadanie będzie tak jak chcesz, z lokalizatorem. Małymi kroczkami. Jamaz do tego czasu pozostanie pod moją opieką. Unieszkodliwisz trzy twory uniwersytetu, wprowadzające tyle zamieszania przez zdecydowanie za długi czas, oczyścisz sprawę Tomkinsa. Pomogę informacjami. Możemy zacząć kontrolę nad jedną z kobiet. Chciałbyś znać jej brudne, łóżkowe sekrety? - spojrzała na ciągle stojącą przy stoliku "Liu".
- Kto by nie chciał? - odpowiedział pytaniem, też zerkając w bok i udając zainteresowanie. - Pasuje mi ten kompromis. Postaram się nie wyłączać lokalizatora za często, ale na pewno będzie to konieczne przy niektórych działaniach wobec tych zaprogramowanych ludzi i w firmie. Może uda mi się nagrać lub udokumentować akcje dotyczące tej sprawy - pozornie uległy, Remo podawał tylko rzeczy, z którymi jeszcze jakoś dało się żyć przez krótki czas. - W jaki sposób mam się komunikować?
- Stworzyłam ci adres sieciowy, postaraj się o pełną synchronizację z nim - numery pojawiły się przed oczami Remo. - Możesz przez ten punkt dzwonić lub pisać kiedy zechcesz. Tam też chcę otrzymywać pełne dane z twoich działań. Będziesz mógł zacząć od razu, gdy przedstawię dane odnośnie tropionej przez ciebie trójki. Cieszę się, że sprawę Alexa już zamknęliście. Pociąga cię Psyche? Mógłbyś ją łatwo wykorzystać mając w dłoni wiedzę o tym, że przetrzymuje jedną z trójki i wciąż nic o tym nikomu nie wspomniała. Dostaniesz lokalizację kopii sprawcy dzisiejszych problemów. Pozostanie White, ale o nim już wszystko wiecie. Gdyby dobrze poszukać, znajdzie się też ładunek zgodny z tym co było na Amandzie. Jestem tego pewna - uśmiechnęła się szeroko. - Na pewno nie chcesz sobie ulżyć na wirtualnej Liu, zanim się rozstaniemy? Ferrick na pewno będzie rzeczowa i oziębła.
Haker miał wrażenie, że to idzie za łatwo. Powody widział dwa: była to podpucha lub SI z Pace University bardziej zalazło za elektroniczną skórę studentowi niż ten był gotów przyznać.
- Nie zmieniam zdania co do wirtualnych, tylko mnie podjudzi i nie będę mógł się skupić. Z Psyche zobaczymy, Maroldo by się wściekł - roześmiał się, miał nadzieję, że niezbyt sztucznie. - Z takim zestawem danych powinniśmy się ze wszystkim wyrobić. Jakieś obiekcje co do moich współpracowników? Nie będą o tobie wiedzieć, ma się rozumieć.
- Wierzę w twoje dobre wybory. I to, że przynajmniej dasz mi popatrzeć - roześmiała się, zerkając na Liu. Uniosła się i nachyliła nad stolikiem, przyciągając do siebie Remo i całując go w usta. - Gdybyś nie zlikwidował tworu White'a, mogłabym ci pomóc stanąć na jego czele zamiast niego. Zastanów się. Do następnego spotkania.
Nagle świat wirtualny zniknął i haker znów znalazł się w swojej klatce Faradaya, patrząc na ścianę, a kątem oka dostrzegając siedzącą za szkłem Ann. Poszło zaskakująco łatwo, lecz teraz będzie musiał utrzymywać tę grę.
Zdjął hełm wirtualnej rzeczywistości, odkładając na miejsce. Upewnił się, że wyłączył sprzęt i wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Wszystko sprawdził dwa razy. Kiedy miał pewność, że tamten nie ma dostępu do jego mieszkania i głowy, otarł pot z czoła.
- Poszło zdecydowanie za łatwo, pomijając nawet konieczność udawadniania swojej chuci. Nie wiem gdzie miałaby leżeć pułapka, on musi bardzo chcieć wykończyć konkurencję. I dał mi adres, jakiś zalążek tego jak mógłbym go wyśledzić.
- Jeśli to tylko jakaś inna SI, może po prostu nie rozumieć zawiłości rozumowania i odczuwania człowieka, ale ty myślisz, że za tym jest coś więcej prawda? Trochę jak ta rosyjska laleczka, Matrioszka. Dziadek znał kiedyś Rosjanina, który podarował mu taka dla córki. Otwierasz największą, a w środku jest kolejna, potem następna i jeszcze jedna. Coraz mniejsze i mniejsze, a mimo to tak samo dokładnie i identycznie wykonane.
Remo myślał chwilę, po której potrząsnął przecząco głową.
- Wydaje mi się, że to zła alegoria. Nie wiem ile w tym mieście działa student, Jamaz nie przekazał nam tej informacji. Sądzę, że dość długo. Dłużej niż SI z Pace. Kiedy ta weszła była niegroźnym zbitkiem danych, dopóki nie stworzyła sobie ludzkich przewodników. Student z jakiegoś powodu nie umie ich przejąć, może ma paranoję na punkcie bycia wykrytym, ma jakieś skrypty co ich obejść nie potrafi, cokolwiek. Do tej pory miał posługiwał się swoimi marionetkami, które nie mogą mu pomóc teraz. To mnie zastanawia bardziej, czy mają wgrane zbyt proste instrukcje, boi się, że po nich go namierzą, czy jestem tu po to, żeby zrobić ze mnie kozła ofiarnego. Wtedy student byłby czysty. Wciąż wraca do mnie ta myśl o jego paranoi głęboko w kodzie.
- Myślisz więc, że ktoś udaje SI? By cię sprawdzić? - Tym razem Ann zastanowiła się chwilę. Jej twarz była wyjątkowo poważna. - W takim razie może kierować nim jeszcze coś innego. Jeśli jest tak paranoiczny jak myślisz, z pewnością nie ufa nikomu, a to oznacza, że jest jednocześnie bardzo, bardzo samotny. Nawet jeśli świadomie nie dopuszcza tej myśli, podświadomie może szukać kogoś, kto byłby mu równy i jednocześnie myślał samodzielnie, a komu mógłby zaufać. Jeśli tak, to gra którą chcesz prowadzić może okazać się śmiertelnie niebezpieczna. Nie będziesz mógł go zostawić, aż nie odkryjesz całkowicie i nie będziesz mógł zniszczyć, unicestwić, zabić. W przeciwnym wypadku zyskasz bezwzględnego wroga, który zrobi wszystko, by zniszczyć ciebie i wszystko co jest dla ciebie cenne. Cały czas będziesz musiał udawać i to będzie obdzierać cię z tego kim jesteś coraz mocniej i mocniej. - Wstała i podeszła do Remo obejmując go w pasie - Czy jest jakakolwiek szansa, by jeszcze się z tego wyplątać?
- Od momentu, w którym się pojawił, wiedziałem, że ta gra jest śmiertelnie niebezpieczna - Remo brzmiał jakby trochę emocji z niego mimo wszystko zeszło. - Od początku było wiadomo, że musimy go znaleźć. To wystarczy, resztą zajmą się inni. Teraz zyskałem trochę czasu i nie warto go marnować. Skoro student zna lokalizację kopii zapasowych Navarro to trzeba tam od razu wysłać ekipę. Maroldo, Psyche i ci ich ludzie powinni wystarczyć, podchody stają się bezużyteczne. Niezależnie od tego, czy Jamaz wskazał na SI czy psychola, działać zamierzam podobnie. Na koniec zostawię White'a, on może kupić mi najwięcej czasu jak będę manewrował i sugerował, że chcę się wkupić w łaski Dzieci Rajneesha. Co sądzisz?
- Tak - Skinęła głową. - To uwiarygodni też twoją obsesję, jeśli będziesz chciał przejąć interes White'a.
Wzięła go za rękę i uścisnęła:
- No to działajmy. Skoro już się zdecydowałeś nie ma sensu tego odwlekać.
Nachylił się, pocałował Ann. I złapał ją za tyłek.
- No to uśmiech do wielkiego brata - wyszczerzył się włączając elektronikę w mieszkaniu, wraz z osobistym komputerem. Wprowadził podany mu przez studenta adres, czytając co tam mu zostawił.
Ann mrugnęła tylko do niego i mocno uszczypnęła twardy pośladek:
- Tylko sobie nie myśl, że będziesz się z Dziećmi zabawiał beze mnie!
 
Widz jest offline  
Stary 29-08-2019, 12:46   #116
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Kilka holofonów odezwało się jednocześnie, ich właściciele niemalże automatycznie wcisnęli przycisk odbioru widząc ostrzeżenie o ważności połączenia. Konferencja zestawiła się od razu.
- Jestem - pierwsza odezwała się Angela.
- Domyślam się, że ten priorytet jest taki nie bez powodu - Liu brzmiała jakby złapał ją w trakcie biegu.
- Czekajcie chwilę, przeparkujemy - poprosił Mik.
Remo odczekał aż Maroldo potwierdzi ich gotowość i zaczął, od razu przechodząc do szczegółów.
- Moje kontakty pomogły mi wyśledzić adresy naszego uciekiniera. Dwie lokalizacje na Bronxie: róg Devoe Avenue i Wyatt Street, stary urząd pocztowy obecnie działający jako jedna z firm kurierskich dostarczająca paczki dronami oraz 2256 Morris Avenue, według mapy stary rozpadający się budynek służący w tym momencie jako studio neotatuażu. Do sprawdzenia od razu, jeśli tam wykonał backup, to jeszcze mógł nie zdążyć się zregenerować. Musimy go zaskoczyć, jednocześnie w dwóch miejscach. Dlatego sugeruję natychmiastowe porzucenie tego co robicie teraz i atak. To informacja tak pewna, jak może być w takiej sprawie. Istnienie ewentualnych innych miejsc niewiadome, być może po zajęciu tych lokalizacji uda mi się wyciągnąć więcej.
- Skąd… - zaczęła Liu i tak gwałtownie jak zaczęła, przerwała. - Nieważne, zgadzam się z Remo. Mamy oddział przygotowany do akcji, załatwię podkładkę akcji antyterrorystycznej. Policja nie będzie przeszkadzać. Maroldo? Jaki widzicie podział osobowy?
W tle było słychać jak cyborg wyszukuje głosowo na mapie adresy.
- Bierzemy Morris Avenue - oznajmił. - Możemy być tam za… jakieś 15 minut. Team Elsifa niech się desantuje na pocztę, tam jest lepszy teren dla śmigłowca i ciężkiego sprzętu. Za ile dolecą?
- ETA dziesięć minut od wydania pozwolenia na lot - zadeklarowała od razu Angela.
- Pojadę z Maroldo - po raz pierwszy odezwała się Psyche. - Proszę mi wgrać przepustkę, proponuję spotkanie na rogu z East 182 Street za dwadzieścia minut.
- A to niespodzianka, zdrajczynio wstrętna. - zaśmiał się Mik. - Z miłą chęcią. Unikaj Gwardii Narodowej, wsioki nie bardzo kumają nasze przepustki. A Elsifowi przekażcie, że ma nie rozpieprzyć przypadkiem Bronx River Art Center.
- Dołączę do was na Morris Avenue, dajcie mi obie ekipy na podgląd do zdalnego wsparcia i przepustkę na Bronx. I nie czekajcie, mam wielką nadzieję, że tym razem obejdzie się bez mojej bezpośredniej obecności - wtrącił Kye. - Ocalcie coś dla mnie tym razem.
- Macie moją zgodę na przeprowadzenie akcji - głos Liu już się nieco uspokoił. - Informujcie mnie o postępach, wszystkie zgody są procesowane już w trybie natychmiastowym. W razie braku realnego zagrożenia waszym celem jest też zabezpieczenie danych.
- Ruszamy. Angela, prześlij koordynaty najemnikom - Remo powiedział za wszystkich. - Kontakt przeze mnie.
I rozłączył konferencję.
 
Sekal jest offline  
Stary 11-09-2019, 22:00   #117
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Pierwsze co pojawiło się po podpięciu do sieci i uruchomieniu firmowego holo to wiadomość od nieznanego numeru:
“Chciałabym porozmawiać. Pilne. P.”
Adres - po całej procedurze kluczenia i weryfikacji - chwilowo zawierał jeden plik tekstowy, a w nim kilka zaledwie wpisów. Przy nazwisku Navarro znajdowały się dwie lokalizacje na Bronxie: róg Devoe Avenue i Wyatt Street, stary urząd pocztowy obecnie działający jako jedna z firm kurierskich dostarczająca paczki dronami oraz 2256 Morris Avenue, według mapy stary rozpadający się budynek służący w tym momencie jako studio neotatuażu. Było też nazwisko Dan i adres na Queens, stara, zamknięta fabryka dzielnicy przemysłowej. Remo prawie od razu wyciągnął dodatkowe informacje z firmy, kiedy podpiął swój firmowy holo: miejsce to służyło jakiś czas temu do trzymania i przesłuchiwania niewygodnych ludzi. Korzystali z niego głównie agenci terenowi. Student dodał też krótką notkę: "Liu lubi być duszona podczas seksu." Wyglądało na to, że zamierzał swojemu nowemu "współpracownikowi" dawkować wiedzę o kobietach.
Kye pokazał Azjatce wpisy, zostawiając przy okazji na adresie tracker do swojego zewnętrznego holo, w ramach lokalizatora. Taki mógł łatwo wyłączyć i kontrolować.
- Gdzież bym śmiał, ale to musisz iść ze mną na inicjację. Dasz radę? - powiedział głośno, jednocześnie wybierając holokonferencję z Liu, Psyche na jej nowy numer, który się szczęśliwie napatoczył oraz Mikiem i Angelą. Dał jej najwyższy priorytet, pomijający proste zabezpieczenia, które mogła mieć na przykład udawana uciekinierka, zmuszając ją chociaż do zerknięcia. W jej przypadku napisał też krótką wiadomość: "Odbierz". Zobaczył, że Psyche rzeczywiście to zrobiła, bo numer się zarejestował. Kobieta nie odezwała się po tym.
- Nie sądzę, by robili coś więcej niż to czego już w życiu próbowałam. - Ferrick wzruszyła ramionami.
Uniósł wysoko brwi, jego uwaga jednak skierowana była głównie na konferencję.

- Nie wiem czemu się dziwisz. - Wcisnęła jednostronne wyciszenie uśmiechając się trochę smutno gdy skończył mówić o tym czego dowiedział się od Studenta. Teraz jej słowa nie były słyszane przez nikogo z zewnątrz. - Alkohol i niezdrowa ciekawość prowadzi ludzi czasami w obszary gdzie po głębszym zastanowieniu raczej by się nie wybrali. To, że nie wszystko sprawia mi taką sama przyjemność, nie musi od razu oznaczać, że mam jakieś zahamowania. Jeśli trzeba potrafię się poświęcić tak samo jak ty. - Pokręciła lekko głową próbując wytłumaczyć mu swoje odczucia odnośnie seksualnych orgii. - To nie sam akt sprawia że mogłabym poczuć się niepewnie. To chodzi raczej o uczucia jakie za tym stoją. Niebezpieczne jest to co możemy poczuć widząc siebie w takich sytuacjach. W skrajnych przypadkach może nam się to za bardzo spodobać, albo możemy się znienawidzić.
- Nigdy cię nie znienawidzę - ton Remo wydawał się być gorliwy, gdy w przerwach od konferencji rozmawiał z Ann. - I uważam, że nie można lubić czegoś za bardzo, jeśli to coś nie krzywdzi innych. Co więcej, podoba się im. Jeśli chcemy osiągnąć sukces, stanąć na czele i zacząć nimi kierować, musimy przejść tę ścieżkę. Jednym chodzi o pieniądze, innym o seks. Przy czym jesteś za ładna, aby chcieli od ciebie tylko pieniędzy, nie napalali się na to drobne ciało tak jak ja. Pewnie wysoko postawiony tam mentor mógłby to ograniczyć i mieć cię na wyłączność.
Po kilku chwilach zakończył konferencję, całą uwagę teraz już kierując na Ann.
- Jedziesz ze mną?
- Tak. Oczywiście. Ktoś musi przecież osłaniać ten twój zgrabny tyłek. - Dziewczyna z aprobatą popatrzyła na Remo. - Będzie co ma być. Zmiany są naturalnym stanem rzeczy. Nie jesteśmy w stanie ich uniknąć.
- Dlatego postaramy się, żeby to były przyjemne zmiany na lepsze - wyszczerzył się, wyłączając elektroniczne systemy w mieszkaniu i zamykając za nimi drzwi. - Poprowadzisz? Mogę być rozpraszany.
- Mam nadal zautomatyzowaną, latającą maszynkę CT - Puściła mu oko. - I ochroniarza na dokładkę. Obawiam się, że Dru będzie nam towarzyszył na imprezach wyjazdowych.
- Może jemu też któraś pomoże. I lepiej, żeby nie spowiadał twojemu ojcu co wyprawia jego córka. Wolałbym, żebyśmy nie musieli się hamować w jego obecności - mimo tych słów złapał Ann za tyłek jak już byli widoczni z samochodu, sekundę później przytulił i puścił. Po wejściu do środka dał dziewczynie prowadzić, przygotowując swój sprzęt, włączając i kalibrując ekrany i robiąc konferencję dla grupy Mika.
Nie skomentowała jego samczego zaznaczania terytorium, ale uśmiechnęła się rozbawiona i mrugnęła do Dru gdy wsiadali do środka:
- Tęskniłeś? - Zapytała włączając urządzenie. - Mamy plany na wieczorna imprezkę z przytupem. Rozumiem, że dołączysz?
Obdarzył ją spojrzeniem bez wyrazu, w swoim stylu.
- Wolałbym byśmy zachowali dystans od niebezpiecznych sytuacji.
- No to jest nas więcej. - Dziewczyna wzruszyła ramionami wpisując koordynaty miejsca, które wyznaczyli na pozycję dla Remo. - Niestety nie zawsze dostajemy to czego chcemy. Dzisiaj Kye i mój ojciec prawie zginęli w miejscu, które wydawało się zabezpieczone i zupełnie bezpieczne.
- Podejrzewam, że teraz sami jedziemy gdzie nas nie chcą - zauważył krótko i wzruszył ramionami. - Trzymaj się blisko.
- Powiedzmy, że postanowiliśmy trochę posprzątać w tym mieście. - Powiedziała z przekornym uśmiechem. Dru już nie kontynuował tej konwersacji, jak zawsze oszczędny w słowach.
- Bo zamiast się przejmować, trzeba korzystać z rozkoszy życia - mruknął Kye.
 
Eleanor jest offline  
Stary 11-09-2019, 22:28   #118
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Na rogu sto osiemdziesiątej drugiej i Morris nie stali na szczęście gliniarze, ale podjeżdżający jako pierwsi Mik i Angela widzieli ich bardzo wyraźnie na Grand Concourse, gdzie górą ciągnęła się też podniebna autostrada. Niebiesko-czerwone koguty migały, rozświetlając nocne już ciemności charakterystyczną barwą. Gromadziły się tam też tłumy, okolicy daleko było do spokoju z tego fragmentu Bronxu, który opuścili po spotkaniu z Jinem.
- Dość tego!
- Nie będą nas traktować jak gorszych, skurwysyny! - rozlegały się okrzyki z niewielkich grupek zmierzających właśnie w stronę policji. Jakiś małolat wyskoczył przed motory.
- Z nami czy przeciwko nam?! - wrzasnął, wymachując trzymaną w ręku metalową rurką. Ominęli go, ale na spokojny zaułek nie było co liczyć. Tam już kryli się lokalsi. Cała okolica składała się z ciasno ustawionych budynków, pomiędzy którymi kryła się zarówno ciemność, śmieci jak i niebezpieczeństwo. Mik nie zauważył żadnego białego człowieka. Mieli za to moment, żeby spojrzeć na budynek, potwierdzając to co wcześniej widzieli na mapach.
2256 Morris Avenue wskazywało na niewymiarowy, trzykondygnacyjny, wąski budynek wciśnięty pomiędzy znacznie większych sąsiadów - starego sześcio i nowszego ośmiopiętrowca. Elewacja z czerwonej cegły stanowiła obraz nędzy i rozpaczy, tu i ówdzie wręcz odpadła. Tam gdzie się jeszcze trzymała, brud i ptasie odchody pokrywały prawie całą powierzchnię. Po trzy wąskie okna na drugim i trzecim piętrze połączone były schodami ewakuacyjnymi. Pod oknami wisiał jaskrawy, różowo-fioletowy neon "The Tattoomb". Drzwi wystawowe zostały zamurowane i wraz ze stalowymi drzwiami pomalowane na czarno, ale bezpośrednio nad wejściem świecił się mały napis "otwarte".
Psyche na swoim ścigaczu i w stroju mało bojowym pojawiła się niemal równocześnie co korzystający z wozu Kye i Ann. Pojawienie się ich piątki, chociaż nie wydarzyło się w jednej chwili, szybko zaczęło przyciągać spojrzenia. Wyczuleni miejscowi od razu wychwytywali obcych, na razie jednakże ograniczali się do patrzenia i komentowania między sobą.
Mik zaparkował terenowy motocykl dwa budynki od celu. Nie zdejmował kasku, ale dało się go poznać po posturze, podkreślonej jeszcze grubą zimową motocyklową kurtką.
- Czołem, Suicide Squad - przywitał się przez komunikator na szyfrowanym kanale zastrzeżonym dla ich piątki. - Uściskałbym was, ale nie ma czasu, team Elsifa zaraz będzie nad drugim celem, wchodzimy równo z nimi. Ja wbijam z dachu. Z tyłu budynku jest tylne wyjście na podwórko. Po wejściu do środka zostawię Spydera z widokiem na nie, udostępnię podgląd. Kye, Ann, któreś z was, albo oboje, niech zostanie w wozie i ma baczenie na ulicę, key? Skoro robimy to oficjalnie to poproście Liu, żeby poprosiła gliny, by zabezpieczyli okolicę.
Maroldo nie krępując się gapiami wyjął z bagażnika pistolet maszynowy i kilka małych przedmiotów przypominających granaty. Umocował wszystko do kurtki i po chwili wspinał się już po schodach pożarowych wyższego budynku na rogu 182 alei.
- Tu Keyhead - wysłał Elsifowi wiadomość głosową - my gotowi, za ile wchodzicie?
Psyche zaparkowała w jednym z zaułków, nie przejmując się ewentualną stratą nie swojego motocykla. Wyjęła z torby podróżnej pistolet maszynowy i załadowała do niego magazynek, zapięła torbę i przerzuciła ją sobie przez plecy. Zdjęła kask, odsłaniając delikatną, niebieskowłosą twarz młodej dziewczyny. Obcisłe spodnie, przykrótka bluzka i nie zapięta skórzana kurtka nie robiły z niej na pierwszy rzut oka maszyny do zabijania.
- Jestem - poinformowała pozostałych, z braku sprzężonego komunikatora tworząc sobie grupę kontaktów na holofonie. - Mam ograniczone wyposażenie bojowe, Angela, wchodzimy razem od tyłu?
Wraz z mówieniem przemieszczała się już w stronę budynku. Nie unikając wzroku tutejszych, starała się być tylko poza bezpośrednim widokiem z okien spod numeru 2256.
- Oficjalnie to my możemy mieć przepustki, z glinami się nie dogadamy, dlatego lepiej się sprężajcie. Ich obecność tu może pogorszyć sytuację. Będziemy pilnować frontu - odezwał się głos Remo, kiedy ich magnetyczny samochód, przyciągający jeszcze więcej uwagi niż motory, zaparkował u wjazdu na Morris. - Mik, Psyche, Angela, macie ze mną konferencję na holo, używajcie jak komunikatorów. Elsif, wy macie drugą.
Wyłączył mikrofon i zwrócił się do Ann.
- Jak zameldują, że wchodzą, rusz bardzo powoli ulicą, maleńka. Zatrzymamy się po drugiej stronie numeru 2256. Broń w pogotowiu - rzucił do Dru, samemu wyjmując i kładąc na kolanach swój pistolet.
- Kye, ty pilnuj żeby on nie zwiał do sieci - rzekł Mik, już z dachu pięciopiętrowego bloku na rogu. - Da się odciąć od sieci budynek? A może wrzucić tam EMP na dzień dobry?
- Mamy nie zniszczyć od razu wszystkiego - przypomniała mu Angela. - Podchodzimy od tyłu, Psyche - dodała i obie kobiety bez większego trudu przedostały się przez bramę, a potem przemknęły pod tylne drzwi.
- Lądujemy, wchodzimy od razu - odezwał się głos Elsifa, a u Remo pojawiły się obrazy z dwóch kamer. Jedna była z "oczu" dowódcy, druga kogoś innego, obaj właśnie wyskakiwali z wiszącego tuż nad dachem jakiegoś budynku helikoptera.
Okolica wokół 2256 Morris Avenue pustoszała. Lokalsi mogli walczyć o swoich, ale kiedy trafiała się taka zorganizowana akcja, a oni nie mieli w miejscu docelowym naprawdę dobrych kumpli, to zwykle podawano tyły. Czasem wracali w większej sile, czasami nie. Obecnie to gliny były wrogiem numer jeden, a to co tu się działo nie wpisywało się w ten obraz. Angela przymocowała mały ładunek do stalowych tylnych drzwi.
- Na trzy.
Mik też był już na właściwym dachu. Szedł wzdłuż krawędzi i opuszczonym na nici Spyderem zaglądał do okien, najpierw tych gdzie paliło się światło, by zameldować dziewczynom o liczbie i lokalizacji potencjalnych przeciwników. Równocześnie z wybuchem ładunku na drzwiach umocował hak na okapie dachu.Psyche odbezpieczyła broń i bez słowa skinęła głową Angeli, stając po przeciwnej stronie drzwi niż druga z kobiet, gotowa wejść do środka.
- EMP nie przyniesie żadnych korzyści - ton Remo jasno wskazywał, że ten pomysł nie przypadł mu do gustu. - Jak znajdziecie jakąś elektronikę to podepnijcie się nawet holo, tylko tak mogę go zatrzymać. Nie sądzę, żeby tego typu urządzenia ustawił na wyższych piętrach, na pewno muszą być ciała jak ma wrócić do życia.
Pokazał Ann, aby ruszyła ulicą i podjechała pod budynek. Wóz ruszył. Spyder przebiegał od okna do okna, rejestrując na swoich miniaturowych kamerach zwyczajny obraz Bronxu. Góra zasłonięta lub zabita przysłowiowymi dechami, z dwoma dostępnymi oknami za którymi kryło się zwykłe, ubogo wyposażone mieszkanie. Pierwsze piętro zawierało lokatorów, piękne okazy tutejszej slumsowej fauny. Stado ciemnoskórych bachorów i ich matka wymachująca ścierą. Rozwalony na fotelu, pomarszczony latynos, wpatrzony w ekran holowizji. Jarający trawę, nastoletni murzyn. Absolutnie nic sugerującego istnienie tajnej bazy Navarro i jego stada cyborgów.
Ładunek eksplodował, resztę oporu otwartych drzwi pokonały kopnięciem. Nie znały się osobiście, a mimo to działały jak piękny, idealnie naoliwiony mechanizm.
- Czysto! - zameldowała Angela zaglądając do pierwszego pomieszczenia po lewej. Psyche szła dalej, kolejne, drewniane tym razem drzwi nie stawiły oporu, po kopnięciu z łomotem uderzając w ścianę i otwierając się na pachnącą trawą, tytoniem i innymi używkami przestrzeń z krzesłem do tatuażu. Ściany emanowały przynajmniej pięcioma kolorami, obwieszone szkicami tatuaży lub ich zdjęciami. Powitał ją też krzyk zrywającej się właśnie do pionu dziewczyny. Tatuażysta unosił już ręce do góry, w jednej trzymał maszynkę do tatuowania.
- Co jest kurwa…? - zdążył krzyknąć, zanim zobaczył broń w rękach niewinnie wyglądającej niebieskowłosej. - Spokojnie…
Nikogo poza nimi nie było w środku.

Dwa z wielu ekranów migających w samochodzie pokazywały podobny obraz nagrywany przez dwie kamery szturmujących byłą pocztę najemników. Weszli z dwóch stron, może trzy sekundy później włączył się alarm. Nad głowami bzyczały im drony, fruwając we wszystkie strony. Elsif strącił jednego, który pojawił się z boku i najwyraźniej uzbrajał systemy defensywne. Wchodzili coraz bardziej w głąb, ale mieli większy teren do przeszukania od dziewczyn i Maroldo. Dru odbezpieczył pistolet i trzymał go lekko w górze, gotowego do strzału. Niewielu lokalsów było wciąż widocznych w najbliższej okolicy, ale bez wątpienia część z nich sięgnęła po broń jeszcze chętniej po tym jak usłyszeli wybuch z tyłów szturmowanego budynku. Magnetyczny samochód nie był kuloodporny, miał jednak chociaż przyciemniane szyby. Nawet gangersi czasami mieli wątpliwości, czy warto zaczynać z właścicielami takiego sprzętu. Szczególnie kiedy najwyraźniej nie chodziło o nich samych czy najbliższych kumpli.
- Mam tu dwójkę, nieuzbrojona - zameldowała wszystkim, po czym zwróciła się do tatuażysty - rzuć to, oboje pod ścianę - Psyche ruszyła bronią, pokazując im którą ma na myśli. Błyskawicznymi ruchami gałek ocznych skanowała pomieszczenie, starając się zorientować, czy może być przykrywką działalności tworu sztucznej inteligencji. - Jest tu piwnica? Inne lokale? Pojawił się dzisiaj ktoś nowy? - zadawała szybkie pytania, które tej dwójce musiały wydać się dziwne, ale miała to gdzieś. Jednocześnie myślami napisała wiadomość do Remo.
“Da się ich sprawdzić pod kątem bycia marionetką SI?”.
- Na pierwszym piętrze zwykłe mieszkania z ludźmi - zameldował Mik przez komunikator.
Obserwował jeszcze chwilę jak mieszkańcy zareagują na hałasy z dołu.
“Ogłusz i zwiąż” - przyszła odpowiedź hakera.
Psyche po tej odpowiedzi nie zastanawiała się dłużej. Poczekała tylko aż wyczuje Angelę zaraz obok siebie, wskazała jej dziewczynę, a sama błyskawicznie doskoczyła do mężczyzny, uderzając kolbą w bok głowy wyuczonym ruchem, mającym na celu pozbawić go przytomności, nie zabić. Ich spowolnione, niepewne instynkty obronne raczej nie potwierdzały przynaleźności do armii Zbawiciela. Nie udało im się ani zasłonić, ani uchylić, a zadane wcześniej pytania złapały tatuażystę w pół słowa.
- Nie wiem! Ja tu tylko wynajmuję lok… aaa! - zdążył powiedzieć, zanim zwalił się na ziemię. Angela swoją ofiarę poddusiła, nadgarstki i nogi szybko zostały związane materiałem i znalezionymi kablami. Niewiele interesujących rzeczy znajdowało się w środku, o ile ktoś nie był zainteresowany tatuażem ma się rozumieć. Wyglądało na to, że za nazwą "The Tattoomb" nie kryje się nic tajemniczego.
Remo widział jak najemnicy rozchodzą się dwójkami, w dwóch różnych kierunkach. Nie podłączyli go do sieci, nie mógł więc wyłączyć alarmu. Jeszcze dwa drony zostały zestrzelone, kiedy Elsif i towarzysząca mu kobieta dotarli do schodów, w górę i w dół.
- Którędy najpierw?
Spyder nie wychwycił nic ciekawego. Matka gromadki hałasujących dzieci jakby coś usłyszała, ale tylko na moment zamarła, patrząc w okno. Palacz trawy zaczął się śmiać, a latynos nadal tępo patrzył w ekran. Ot, mały wybuch, pewnie ktoś petardami rzuca. Należy się glinom.
- Elsif, podłącz mnie do wewnętrznej sieci budynku, może będę w stanie wam pomóc - Remo zorientował się, że i oni i on zaspali. Jak samochód znalazł się prawie przed samym numerem 2256, haker rozpoczął skanowanie sieci bezprzewodowych, kalibrując zasięg tylko pod ten budynek.
Psyche popatrzyła na związaną parę, sekundę później przenosząc spojrzenie na Angelę. Dziwne miejsce jak na ukrywanie swojej kopii. Podeszła do drzwi i zamknęła je na zamek.
- Mik, sprawdź najwyższe piętro. Salon tatuażu wygląda na prawdziwy, szukamy dalej. Może jest tu piwnica.
Od razu ruszyła z powrotem do tylnych drzwi.
- Biorę lewą stronę - powiedziała do towarzyszki, zamierzając zbadać każde pomieszczenie.
Dwa piętra wyżej Maroldo właśnie wpadł wraz z szybą do ciemnego i pustego według odczytów termowizji mieszkania. Mógł zejść a potem wejść schodami, ale czas jeśli nawet chwilowo nie gonił, to mógł zaraz zacząć. Czas był niewiadomą. Należało się więc śpieszyć na wszelki wypadek.
- Sprawdzam - zameldował.
Włączył światło, szukając czegokolwiek nietypowego, a przede wszystkim przejścia do części z zabitymi oknami. Tam mogło się coś kryć. Pistolet maszynowy w dłoni był na wypadek gdyby się kryło.
Spydera zostawił na dachu z widokiem na podwórko, udostępniwszy podgląd Remo.
Najemnicy zaczęli szukać komputerów i dopiero po dobrej minucie Kye został podłączony do zabezpieczonej sieci. Druga para w tym czasie zdążyła zwiedzić resztę parteru, odnajdując odciętą drzwiami na elektroniczny zamek przestrzeń. Większość dronów wlatywała i wylatywała z magazynu, pełniącego też funkcję sortowni - paczki były tu w pełni automatycznie ustawiane na odpowiednie półki, skąd zabierały je latające drony. Nieliczne w tym momencie, bowiem ogólna przestrzeń nad Bronxem była zamknięta dla tych urządzeń, ale właściciel być może nie do końca przejmował się wyłączeniem tego do końca. Operator drugiej kamery zajrzał też na piętro i do piwnicy, na górze docierając do czegoś na pierwszy rzut oka sprawiającego wrażenie powierzchni biurowej, na dole zaś napotykając zaporę w postaci stalowych podwójnych drzwi.
 
Lady jest offline  
Stary 12-09-2019, 11:26   #119
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Pod numerem 2256 mieli znacznie mniej do sprawdzenia. Kobiety miały po bokach dwa pomieszczenia gospodarcze, do których jedne drzwi trzeba było wkopać do środka, żeby się otworzyły. Nie krył się w nich Zbawiciel. I klatkę schodową, w górę i w dół. Okazało się, że budynek ma piwnicę, a w niej komórki lokatorskie, które wyglądały trochę jak drewniane klatki, umieszczone rządkiem wzdłuż długości całego budynku. Na pierwszy rzut oka nie kryło się tu nic podejrzanego, nikt się nie kręcił, a zawartość samych komórek zdawała się nie być interesująca.
Mik początkowo miał podobne odczucia. Wbicie się wraz z szybą zwróciło już uwagę kobiety oraz latynosa przed holowizją, który zmarszczył brwi i popatrzył w górę - to obserwowali już Remo i Ferrick na podglądzie ze spydera. Mieszkanie do którego wskoczył było puste, ale zamknięte na klucz, więc musiał narobić jeszcze więcej hałasu zanim wydostał się na zewnątrz. Na korytarzu śmierdziało, następny lokal nie miał nawet drzwi i nosił wyraźne ślady pożaru - oprócz ścian, śmieci i kilku nadpalonych sprzętów nic w nim nie było. I zabitych dechami okien. Drzwi do ostatniego mieszkania jednakże wydawały się antywłamaniówką w dobrym stanie, osadzoną mocno w murze. Przystosowaną nawet do odpierania wzmocnionych ludzi - w ten czy inny sposób, przynajmniej według reklam, które Mik tu i ówdzie widział.
Remo w międzyczasie odnalazł cztery sieci bezprzewodowe. Trzy miały generyczne nazwy zgodne z modemami, czwarta nazywała się "Booba".
- Jak na dole? - odezwał się przez komunikator. - Na drugim piętrze mam lokal z zabitymi oknami i podejrzanie pancernymi drzwiami. Wysadzam. Kurwa, aż mi żal tej kamienicy.
Założył ładunek i ukrył się na półpiętrze.
- Jesteśmy w piwnicy - zameldowała Psyche. - Są tu boksy lokatorskie, nie wygląda to podejrzanie. Byłoby łatwiej, gdybyśmy wiedzieli czego dokładnie szukamy. Angela, dołącz do Mika.
Zaczęła zaglądać do każdego, wręcz wchodzić, lustrując każdym dostępnym rodzajem wizji każdy skrawek, w poszukiwaniu zwłaszcza elektroniki.
- Elsif, najpierw dół. Uwaga na pułapki - Remo rzucił do komunikatora. Sytuacja w budynku 2256 wyglądała na bardziej opanowaną, z tego też względu haker wziął się za łamanie zabezpieczeń firmy kurierskiej, z chęcią wyłączenia całego badziewia i być może dobrania się do zamkniętych przestrzeni. - Te drzwi wyglądają kurewsko podobnie - dopowiedział, widząc w kamerze podwójne pancerne wrota. Sieci bezprzewodowe w swojej najbliższej okolicy na razie zignorował, pozwalając Maroldo i kobietom stosować brutalną technikę przeszukania.

Trudno powiedzieć gdzie elektroniczne drzwi antywłamaniowe miały zamek, ale Mik przyjął mniej więcej środek. Chwilę później eksplozja wstrząsnęła korytarzem, a za nią przyszły następne. Maroldo pociemniało w oczach, wszystkie systemy przygasły na moment przez kierowany ładunek EMP. Dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę, że to nie na korytarz był kierowany, a do wnętrza. Wybuchło tam coś jeszcze i teraz z pomieszczenia wydobywały się kłęby toksycznego dymu, duszącego i piekącego już od pierwszego wdechu. To już nie mogło pozostać niezauważone przez lokatorów pierwszego piętra. To głównie Ann teraz obserwowała ich na kamerach. Naćpany wstał i zaczął coś krzyczeć, tańcząc po pokoju. To co palił to nie mogła być zwykła trawa. Latynos poderwał się i wyciągnął spod kanapy strzelbę, przeładowując i ruszając w stronę drzwi. Matka zaczęła wrzeszczeć na dzieci, rzucać im kurtki i wypychać w stronę schodów ewakuacyjnych, jednocześnie dzwoniąc do kogoś.
- Lokalsi się gromadzą - ostrzegł ich nagle głos przepatrujacego okolicę Dru. Angela wkrótce dołączyła do Maroldo, ale wejście do lokalu wydawało się niewykonalne bez specjalistycznego sprzętu. Psyche skupiona była na czymś innym, grzebiąc po lokatorskich komórkach, pozornie bez celu. Wyglądało to jak prawdziwa demolka w jej wykonaniu, ale w jednym boksie, tym przylegającym bokiem do murowanej ściany, za zdemolowaną szafką znalazła elektroniczny panel na kod i biometrię.

Najemnicy nie mieli pojęcia co dzieje się w drugiej lokalizacji, w pełni zajęci swoją. Jeden z nich kończył właśnie minować wejście do piwnicy, kiedy Remo usłyszał głos Elsifa.
- Wydaje mi się, że gliny się do nas zbliżają. Mamy mało czasu.
Kye bez trudu dostał się do systemów firmy. Wkrótce wszystkie drony zamarły, wraz z sortownią i alarmem. Udało mu się też otworzyć wewnętrzne drzwi na parterze, podpięte do standardowego systemu firmy. Ktoś tam zajrzał. Dla złodzieja może by się znalazło coś ciekawego, ale Zbawiciel się w tamtym kantorku nie krył. Do piwnicy natomiast dostępu stąd nie miał.
- Mam tu ukryty elektroniczny zamek biometryczny, nie wiem co otwiera - zaraportowała Psyche. - Remo, jesteś w stanie go obejść?
- Zdalnie nie, musicie mnie wpuścić do środka - warknął w odpowiedzi haker, przełączając się na Elsifa. - Wysadzajcie i wchodźcie, gliny stopujcie upoważnieniem, poproszę o kogoś do pomocy. Kiedy to mówił już pisał wiadomość do Liu.
"Sprowadź Elsifowi jakiś garniaków do zajęcia się glinami".
- Podjedź tak, żeby stanąć drzwiami pasażera pod wejściem do salonu tatuażu - Ann była następną, do której się odezwał, już w międzyczasie obracając się do Dru. - Jak zbierają się do ataku to wchodźcie ze mną do środka, firma zapłaci za wóz - wyszczerzył się.
- Latytos z pierwszego piętra ma długiego gnata. - Ferrick manewrując samochodem jednocześnie poinformowała głośno resztę ekipy o tym co zaobserwowała przez kamerę. - Zbliża się do swoich drzwi.
- Otworzę frontowe drzwi - Psyche jak powiedziała tak zrobiła, wracając szybko na górę i odblokowując to co wcześniej zamknęła, czyli wejście do “The Tattoomb”.
- Stamtąd zaraz wyjdzie tubylec ze strzelbą - Mik ostrzegł wchodzącą po schodach Angelę, wskazując ręką drzwi mieszkania. - Ściągnę uwagę, zajdź z tyłu i ogłusz.
Gdy facet otworzył drzwi Mik wybił wystrzelonym hakiem szybę w oknie piętro wyżej, by narobić hałasu i przy okazji oddymić trochę klatkę schodową.
Latynos nie chciał współpracować. Stanął pod drzwiami, z shotgunem gotowym do strzału i zaczął nasłuchiwać. Dożył swoich lat i to wcale nie przez swoją porywczość. Rodzina z mieszkania obok zaczęła już gramolić się na schody przeciwpożarowe, niemal tuż przed parkowanym przez Ann samochodem. Żrący gaz z najwyższego piętra wydostawał się przez zabite okna i także to rozbite wcześniej przez Mika, ale było go mnóstwo. Ćpun zaczął tańczyć przy oknie, otwierając je na oścież i krzycząc coś niezbyt zrozumiałego. Jeden spyder nie był w stanie obserwować tego na bieżąco, a na dodatek zaczęło się też dużo dziać na kamerach od najemników, gdzie błysk oznajmił wysadzenie drzwi do piwnicy. Remo musiał się od tego kompletnie odłączyć, bo Psyche otworzyła mu drzwi wejściowe i oboje wbiegli do środka, przebiegając obok ciągle nieprzytomnej dwójki.
- Jakiś plan? - zapytał spokojnie Dru, zezując na Ann i jednocześnie coraz wyraźniej celując przez przyciemnianą szybę do grupy zbliżających się "tubylców". Część z nich miała broń palną, dziewczyna widziała to bardzo wyraźnie. Gdzieś w pewnym oddaleniu zaczęła wyć policyjna syrena, potem druga. Może ktoś usłyszał wybuchy, może gliny miały inny podgląd na okolicę, ale koguty były na pewno za daleko, aby mogły stanowić bezpośredni ratunek przed tłumem.

- Uważajcie, lokal na górze miał mechanizm autodestrukcji - powiedział Maroldo przez komunikator. - Silne EMP plus jakiś dym lub gaz, nie wiem czy coś tam przetrwało. Na razie dymi w chuj, nie da się wejść.
Mik zatrzymał spydera w oknie latynosa, przesyłając podgląd Angeli.
Poczuł jak uruchamia się filtr oddechu. Wybił ręcznie resztę szyb na klatce na drugim piętrze i zszedł niżej, wyglądając ostrożnie przez okno na ulicę.
- TO OPERACJA ANTYTERRORYSTYCZNA - zawołał przez wszczepiony głośnik. Latynos w swoim mieszkaniu też musiał usłyszeć.- PROSZĘ POZOSTAĆ W DOMACH. OSOBY NA ULICY, NIE ZBLIŻAĆ SIĘ DO BUDYNKU.
Wymierzył z pistoletu maszynowego pod nogi najbliższego tubylca na ulicy.
- Lepiej nie dopuszczać ich bliżej - rzekł przez komunikator. - Oddam strzały ostrzegawcze.

Remo odłączył się od koordynowania akcji, Elsif i jego ludzie musieli sobie radzić sami. Psyche pokazał ręką, aby prowadziła i zaczął już wyjmować kable z decku.
- Muszę się podłączyć, umiesz ostrożnie wyjąć konsolę ze ściany? - zapytał, idąc szybko i nie rozglądając się, prawie przy tym depcząc leżących.
- Jak zaczniesz strzelać to oni tym bardziej - Psyche rzuciła do holo po słowach Maroldo, zbiegając do piwnicy i w drodze wyjmując nóż. - Postaram się - powiedziała do Remo, przyglądając się zamkowi i szukając miejsc do odkręcenia lub podważenia ostrzem.
- Maroldo, zajmij się sprawą w budynku. - Odezwała się Ann próbując powstrzymać Mika przed natychmiastowym rozpoczęciem zamieszek na ulicy. Zaprogramowała kurs pojazdu na autopilocie, kierując go na sąsiednią uliczkę. Tam miał większą szansę przetrwać. Schowała broń do kieszeni kurtki i przeniosła się na siedzenie pasażera. - Teraz biegiem do budynku. - Powiedziała do Dru uruchamiając autopilota i wyskakując na zewnątrz. Mieli kilka sekund by zniknąć zanim samochód odjedzie na wyznaczoną pozycję.

Płynące z głośników słowa o akcji antyterrorystycznej, wraz z całą otoczką w postaci ewakuujących się ludzi, dymu, magnetycznych samochodów i wybijanych szyb, przyhamowały tubylców. Ann i Dru wskoczyli do budynku, zatrzaskując za sobą solidne drzwi, samochód wzniósł się w górę i odleciał. Wtedy tłum przyspieszył dopiero, ale nie żeby się strzelać - chwilowo wygrała solidarność i zaczęli pomagać z drabiną ewakuacyjną. Może nawet ktoś wezwał straż? Nawet latynos cofnął się w stronę okna, bo i on zaczynał czuć żrący opar. Angela zeszła piętro niżej, owijając wcześniej usta i nos materiałem. Nawet filtry Maroldo nie radziły sobie w pełni skutecznie, a dym nie miał szybkiej drogi ewakuacji i bardziej rozchodził się głębiej po budynku niż wylatywał na zewnątrz. Obserwując alejkę między budynkami Mik zobaczył jak kilku tubylców wchodzi tam, kierując się w stronę tylnych drzwi, do których dobiegł już Dru i zamknął je - bardzo prowizorycznie bowiem zamek został wcześniej wysadzony. Teraz przysuwał w ich stronę szafki. Policyjne syreny zbliżały się powoli.
Dwójka w piwnicy czyniła za to postępy. Zamek biometryczny wsadzony między stare, pokruszone cegły nie mógł być dopasowany idealnie i Psyche dobrała się do kabli. Jak tylko Remo podpiął do tego deck, zobaczył na nim napis.
"Z tym mogę pomóc".
Zamek pisnął. I podłoga zaczęła im uciekać spod nóg, przesuwając się w bok i odsłaniając pozbawiony schodów drugi poziom piwnic. Psyche przełączyła się w tryb nocnej wizji i dała podłodze uciec, zeskakując na dół, gotowa na wszystko.
- Piwnica. Otwiera się, wchodzę - zameldowała do holo.
- Jasna cholera - warknął Remo i spróbował wskoczyć na stałą część podłogi, olewając zwisający na kablach deck. To tak jakbyś potrzebował kolejnego potwierdzenia, że student za dużo widzi, stary pryku. To już drugi dzień jak ziemia osuwała mu się spod nóg, o co najmniej dwa za dużo!

Maroldo ze względu na cywilów powstrzymał się na razie od strzelania.
- ZABIERZCIE KOBIETY I DZIECI - zawołał przez głośnik to ludzi pomagających zejść czarnej rodzinie. - POŻAR JEST OPANOWANY, ALE PROSIMY POZOSTAĆ W DOMACH A OSOBY NA ULICY O SPOKOJNE ODDALENIE SIĘ OD BUDYNKU - dodał, bo żadnego pożaru chyba nie było, nawet termowizja nie wykryła ognia. Raczej została uwolniona jakaś trująca substancja a zatem jej źródło musiało się niedługo wyczerpać. Dym na szczęście naturalnie dążył ku górze.
- Miej oko na piętro i ulicę - polecił Angeli a sam zszedł na parter, by pomóc Dru i Ann w odparciu ewentualnego ataku. Sprawdził czy frontowe drzwi są zamknięte i posłał Spydera nad tylne wejście, by zobaczyć co kombinuje podejrzana grupka.
- Idziemy do piwnicy za Remo, Dru. - Ann skierowała się po schodach w dół, za hakerem. - Musimy go osłaniać. Mam nadzieję, że przez ten gaz ludzie będą raczej uciekać z budynku niż próbować do niego wchodzić, ale lepiej bądźmy przygotowani.
Mieszkańcy uciekali. Nawet ktoś zaczął krzyczeć do ćpuna, aby też spierdalał. Po kolejnym ostrzeżeniu z głośnika nie było wielu chętnych do wykonania tego pierwszego kroku. Szturm tylnych drzwi ograniczyli do rzucenia kamieniem czy dwoma. Jak zawsze w takiej sytuacji ktoś musiałby poprowadzić, a wyglądało na to, że nie chcieli o to walczyć. Za to ktoś dostrzegł wreszcie robota kręcącego się po elewacji i spyder musiał zniknąć w środku, unikając w ten sposób kamieni. Angela przypilnowała tylnych drzwi, gdy Ann i Dru zbiegli na dół tylko po to, żeby zobaczyć jak Remo gramoli się na górę, kiedy jego skok okazał się połowicznie skuteczny.

Psyche jedyna widziała wnętrze ziemnej dziury, do której spadła. Pojedyncza żarówka poziom wyżej dawała niewiele światła, ale wszczepy natychmiast przystosowały wzrok do ciemności. Tylko jedna ściana była zagospodarowana. Kable, biurko, komputery, dziwna aparatura i trumna. Metalowy pojemnik wielkości pozwalającej zmieścić człowieka, z otwierającą się klapą i siadającym właśnie nieznanym z twarzy mężczyzną, którego oczy spoczęły na kobiecie. Zmrużył je.
- Znalazłaś mnie. Zadziwia mnie twoja szybkość - uśmiechnął się.

Pociągnęła za spust zanim skończył mówić, celując w głowę. A potem jeszcze raz i jeszcze, za każdym razem podchodząc bliżej.
Pierwsza kula trafiła tam gdzie miała, ale to czym stał się Navarro jeszcze ją przetrwało. Drugiej już chyba nie, a trzeciej na pewno. Oprócz krwi i kości na boki pryskały kawałki elektroniki. Czymkolwiek był, teraz już nawet słabo udawał bycie człowiekiem. Kiedy Psyche do niego dotarła, był absolutnie martwy. Z głowy i ciała ciągle wystawały mu kable, podłączone do komputera i urządzenia nie rozpoznanego przez kobietę.
- Znalazłam go, potrzebne materiały wybuchowe.
- Czekaj, najpierw chcę zgrać dane - sapnął Remo, podciągając się. Następne słowa zagłuszyły strzały. Odezwał się znowu jak przebrzmiały. - Muszę się upewnić, że nie skopiował się znowu gdzieś.

Mik pozostał na parterze.
W oczekiwaniu na rezultat akcji na dole skierował spydera przez okno do zadymionego lokalu na górze. Robocikowi dym nie zaszkodzi a termowizją mógł sprawdzić czy, co wątpliwe, jest tam ktoś żywy lub jakaś działająca elektronika.
Syreny zbliżyły się i radiowozy już wjeżdżały na Morris Avenue. Jechała też straż, co wychwyciła kamera spydera, wchodzącego właśnie do zniszczonego, zadymionego mieszkania. Jemu trucizna nie przeszkadzała. Żadnej żywej duszy. Ani normalnego wyposażenia. Głównie stały tu skrzynie, trochę stojaków, plecaki i worki. Z jednego wysypało się trochę czegoś, co w podczerwieni wyglądało jak kawałki z wnętrza elektronicznych urządzeń, maleńkie płytki scalone. W następnym pokoju znalazł pełno roślinek, bardzo dokładnie teraz gazowanych. Znalazło się nawet trochę butelek. Dym nie pozwalał na pełny ogląd sytuacji, ale miejsce to wyglądało jak magazyn rzeczy nielegalnych.
- Cel wyeliminowany - zameldowała Psyche. - Piwnica czysta. Jak chcesz dane to się pospiesz, Kye. Chcę to unicestwić jak najszybciej. Mik, masz jeszcze ładunki?
- Już znoszę. - Maroldo zbiegł do piwnicy i nie chcąc robić tłoku podał Ann, która stała najbliżej i bądź co bądź, była ekspertem. - Tylko nie wysadźcie budynku, na górze są ludzie. A ci na zewnątrz to żadni Free Souls, nie kwapią się do szturmu, więc luz. Gliny już jadą. Ostatnie piętro to tylko magazyn towaru.
Wrócił na parter, dwa piętra wyżej szukając spyderem źródła tego cholernego dymu, które sądząc po jego ilości musiało być chyba rozmiarów komina fabrycznego. Wyglądało jednak na to, że ten opar został specjalnie opracowany do tego, aby utrzymywać się w powietrzu, ale też przestał już się wydobywać na zewnątrz. Może jego źródłem były małe otwory w ścianach, które odkrył spyder? Nie zdążył zbadać wiele więcej, bo zaraz znów zawołano go na doł. Tym razem haker. Mik kręcił się w kółko jak nie przymierzając ten mechaniczny pajączek.
 
Bounty jest offline  
Stary 12-09-2019, 22:19   #120
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Remo odpiął wiszący na kablach deck i jęknąwszy boleśnie opuścił się na niższy poziom. Obrzucił szybkim spojrzeniem aparaturę, szukając miejsca do podpięcia odciętego od sieci dysku i zgrania na niego danych. Na decku napisał "Muszę analizować połączenia wychodzące, czy o to też zadbałaś?". Liczył na koncentrację studenta w tym temacie i wierzył na słowo. Konkurencji się nie odpuszcza, inaczej może się odbudować.
"Nie musisz" - odpowiedź na holodecku nadeszła niemalże natychmiast. - "Nie był w stanie nic wysłać."

Saperka wzięła od Maroldo ładunki i zeszła za Psyche niżej pod budynek. Na czym jak na czym, ale na ładunkach znała się całkiem dobrze i była w stanie ocenić ile trzeba go podłożyć by nie naruszyć konstrukcji budynku. Rozejrzała się ciekawie po budynku podchodząc do rozwalonego cyborga:
- To jego chcesz wysadzić? - Spytała kobietę przyglądając jej się z ciekawością. Wyglądała zupełnie inaczej niż wtedy gdy widziały się ostatnim razem.
Wtyków było aż nadto, jak również danych. "Szafa" stojąca obok "trumny" - z braku lepszych określeń na co Zbawiciel sobie tu stworzył - były częściowo małym serwerem, częściowo sprzętem podtrzymywania życia i częściowo cholera wie czym. Dysk szybko się zapełnił. Ann szybko uznała, że nie jest to wszystko szczególnie wytrzymałe, zniszczenie elektroniki i ciała może nadwyrężyć tylko tę ścianę, przy której stało. Przy czym znajdowali się obecnie poniżej fundamentów, więc wystarczyło nie naruszyć zbytnio ziemi.

- Elsif, co u was? - Remo zapytał szefa najemników, przełączając się na ich konwersację. - U nas załatwione, sprzątamy.
- Zabezpieczamy teren - Kye usłyszał głos Elsifa. - Wygląda to trochę podobnie jak tam, ale wszystko wygaszone. Ta nasza szefowa jakoś trzyma gliny na dystans, mówiła, że będą chcieli zabezpieczyć jednego z tych cyborgów i cholera wie co jeszcze. O ile nie wyrażasz przeciwskazań, bo możemy to wysadzić w pizdu i powiedzieć, że zaczęli atakować. Nie ufam temu skurwysyństwu ani na jotę.
- Zajmę się policją, już są pod drzwiami - zameldowała Angela.
- Nie zgadzam się, Elsif. Tam nie ma nic interesującego firmę, te dane co da się zdobyć już mam - Remo wyjmował dysk w trakcie odpowiadania najemnikom. - Jeśli nie zniszczy wszystkiego dokładnie to będzie miała kolejnego uciekiniera. Przekaż jej to, ja muszę tu zająć się czymś jeszcze. Wrzuć na samym starcie trochę EMP, cała elektronika musi pójść w pizdu.
Schował dysk, wyłączył deck, odciął konferencje.
- Maroldo, zejdź do nas - polecił. - Dru, pilnuj wejścia.
I kiedy wszyscy byli na wskazanych przez niego pozycjach, niepostrzeżenie włączył przenośny zagłuszacz i szybkim ruchem wyjął i odbezpieczył broń, kierując ją na Psyche.
- Rzuć broń. Kiedy zamierzałaś nam powiedzieć?

Psyche odwróciła się do niego błyskawicznym ruchem i zamarła, wpatrzona w jego twarz. Na jej własnej niemalże odbiło się kalkulowanie opcji. Palce zacisnęły się na broni… i puściły ją, pozwalając pistoletowi upaść na ziemię.
- Ciągle jesteśmy po tej samej stronie - odezwała się cicho, opanowanym głosem. - Ta wiadomość sprzed tej akcji. To o tym chciałam rozmawiać. Jest w tym dużo mojej prywaty, przyznaję. Ale nie działania przeciwko komukolwiek. Chciałam namówić cię na pomoc - spojrzenie niebieskowłosej przeskoczyło na Ann, później na Mika. - Dan jest szansą na moje wyzwolenie. Jeśli mnie wydasz to lepiej mnie zastrzel - parsknęła nagle. - To brzmi dramatycznie, jak w filmach. Możecie też zignorować to co powiem, pozwolić toczyć się mojemu życiu, w końcu to nie wasza sprawa i problemy. Lub mi pomóc, za cenę, którą będę w stanie spłacić. Czy jednak chcemy o tym rozmawiać tu i teraz?
- Nie - rzekł Mik, patrząc na nową twarz Psyche, skrywającą być może nowe tajemnice..To nie ułatwiało zaufania, te wszystkie maski. - Ale niech najpierw Kye powie co wie.
- Przetrzymuje Ayako Dan od jakiegoś czasu - Remo nie odrywał od niej wzroku. - Niezbyt dokładnie ukrytą jak widać. Może też z niedokładnie zabezpieczoną głową. Nie ma żadnej pewności, czy nie zrobiła podobnego numeru co ten tu. Dla prywaty. Skoro to akcja antyterrorystyczna, to teraz możesz grać naszego terrorystę. Ktoś ma kajdanki?
Ann kończyła właśnie zakładać ładunki gdy Kye odegrał swoją rolę twardziela. Musiała przyznać, że była całkiem seksowna. Na wszelki wypadek jej broń była pod ręką:
- Może Dru ma? - Odezwała się po jego ostatnich słowach. - Jakoś do tej pory nie miałam okazji zatrzymywać przytomnych jeńców. Może powinnam dołączyć je do swojego ekwipunku?
- Jednorazowe zaciskacze z tworzywa sztucznego zajmują mniej miejsca - poleciła Psyche ze słabym uśmiechem. - Jestem do waszej dyspozycji. Dopóki nie usłyszę waszych odpowiedzi to nie mam potrzeby ucieczki.
Mik dopiero teraz podniósł pancerną szybę kasku, odsłaniając twarz, jakby zatroskaną. Zza pasa wyjął wspomniane zaciskacze.
- Nie sądzę by były niezbędne, ale nie ze mną będziesz jechać, Stalowa Siostro, key?
Podszedł do niej, ujął jej dłonie i zatrzasnął zaciski, niemal czule.
- Nie zgłaszajcie nic górze - rzekł do Ann i Remo, dość stanowczym tonem. - Wolałbym też nie opuszczać Bronxu, dużo z tym teraz kłopotu. Wynajmuję garaż niedaleko, w Port Morris. Dobre miejsce, by pogadać.
Przeniósł znów spojrzenie na Psyche. Oczy w oczy, jedyny oryginalny element w ich fałszywych twarzach.
- Mam tylko nadzieję, że nie jest tak źle, żebyś naprawdę musiała sprzymierzyć się z samym diabłem? - trącił butem zwłoki niedoszłego nowego wcielenia Zbawiciela.
- Nie, Maroldo. Jedziemy od razu do naszej zguby. W przypadku tego czegoś liczy się czas, a ja chcę mieć z głowy twory, które kilkukrotnie chciały mnie zabić. Na miejscu pogadamy - w tonie Remo na próżno by szukać łagodności. Gdy Mik skuł kobietę, haker podniósł jej broń i schował za pasek, następnie przeszukał w poszukiwaniu innych niebezpiecznych przedmiotów. - Byłem sam w różnych sytuacjach, więc wysłuchamy co masz do powiedzenia - powiedział w oczy Psyche i zerknął na Ann. - Gotowa do wysadzania? Trzeba się stąd zmywać.
- Tak. Wszystko przygotowane. Idźcie przodem. Będę zaraz za wami. - Odpowiedziała saperka. Nie było potrzeby, by teraz dyskutować. Wszystko zależało od tego co do powiedzenia ma Psyche. Było wiele dobrych powodów by nie być posłusznym psem korporacyjnym. By chcieć urwać się ze sznurka. Wiele mogła zrozumieć, ale obiektywizm kończył się tam, gdzie zaczynały się problemy osób jej bliskich. Ta, kobieta o obcej twarzy jeszcze do nich nie należała.

Wygrzebali się z dziury, zamknęli piwnicę i pożegnał ich dźwięk stłumionej eksplozji. Nie była na tyle duża, aby choćby poruszyć budynkiem. Gliniarze stojący przed budynkiem i dyskutujący z Angelą aż podskoczyli, ale wychodząca ze środka grupa prowadząca zatrzymaną "terrorystkę" uspokoiła sytuację.
- Teren zabezpieczony, elektronika zniszczona na tyle ile się dało - zameldował Elsif. - Zbieramy się stąd zaraz, Liu wysyła czyścicieli.
Trudno powiedzieć jakie dokumenty przestawił Corp-Tech, wystarczyło jednakże do tego, aby policja nie robiła żadnych przeszkód. Angela została na miejscu czekając na posiłki, aby posprzątać po tym całym bałaganie.
- Jeśli na górze jest Odlot, zarekwiruj ile się da dla nas - poinstruował ją Mik. - Tatuażysta do przesłuchania.
Wkrótce magnetyczny samochód ruszył, tym razem z czterema osobami na pokładzie. Maroldo ubezpieczał ich na motorze, I tak po prawdzie tylko on miał pewne trudności z przekroczeniem blokady, samochód śmignął tylko nad tłumem i barykadą, błyskając przepustką.
 
Widz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172