Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-05-2017, 13:42   #81
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

Leah

Godzina 8:33 am czasu lokalnego
Poniedziałek, 22 grudzień 2048
13 posterunek, Manhattan, New York


Wyłączenie prądu wcale nie zmniejszyło panującego chaosu. Jakaś kobieta właśnie chowała się pod stołem, kiedy Leah, Arturo i technik wracali na górę. Wszędzie unosił się dym i pył, pozostawanie w środku zrobiło się wręcz niebezpieczne. Na zewnątrz wyły syreny, najgłośniej te od straży pożarnej próbującej zgasić pożar przy wejściu, gdzie ciągle płonęły przynajmniej dwa samochody. Szczęście w nieszczęściu, nie zaczęło palić się poważnie w środku, częściowo dzięki przytomnemu zachowaniu kilku pozostałych tu osób. Choć nie wszyscy zachowali się dobrze czy mieli szczęście. Młody chłopak, pewnie stażysta, leżał na brzuchu w kałuży krwi i nachylająca się nad nim Wierzbovsky nie wyczuła już pulsu. Co najmniej kilka innych osób było rannych, w tym Ferro, który owinął sobie bandażem udo i rękę. W drugiej ciągle trzymał gaśnicę. Skinął głową na widok Leah. Nawet się zbliżył i pozwolił delikatnie uścisnąć. Oprócz ran i osmaleń, wyglądał też na poturbowanego.
- Wszystko zwariowało w jednym momencie. Wszystko co miało połączenie z jakąkolwiek siecią, czy naszą wewnętrzną, czy zewnętrzną. Jeden android siedział jak słup - roześmiał się gorzko na ironię tej sytuacji. - One są przynajmniej dobrze zabezpieczone przed tego typu atakiem.

W środku zaczynało się robić ciasno. Wbiegali ratownicy, strażacy, a także gliniarze. Ludzie wchodzili i wychodzili, wyprowadzani zwykle przez sanitariuszy prowadzących ich na świeże powietrze. Dym gęstniał i zatykał, więc Ferro także pociągnął ich w stronę wyjścia, odganiając jednego z ratowników, aby pomógł najpierw bardziej poszkodowanym. Mota trzymał się blisko, technik gdzieś zniknął.
Na zewnątrz sprawa wyglądała dokładnie tak, jak można się było domyślać. Wszędzie leżały dymiące szczątki, drzwi i okna w najbliżej okolicy przestały istnieć, cała ulica zastawiona była pojazdami służb ratowniczych, a jej końce blokowały już radiowozy, nie pozwalające zbliżyć się sporemu skupisku gapiów i dziennikarzy. Pojawił się Hicks, również osmalony, ale poza tym bez szwanku.
- Wierzbovsky, Mota! - zawołał, zbliżając się. Jakiś ratownik wreszcie zajął się Scottem nieco na boku. - Musicie dorwać tych, co to zrobili. Atak podczas konferencji, kiedy ten wasz android jest w środku… - przerwał na chwilę i spojrzał w oczy Leah. - Słyszałem już relacje świadków. Pierwszy wybuchł twój samochód, Wierzbovsky. To nie może być przypadek. Przydzielę ci kogo mogę, ale masz na siebie uważać.
Nie musiał dodawać, że w podobny sposób załatwiono dwóch wcześniej zajmujących się sprawą detektywów. Choć tu skala była o wiele większa. Mota zrobił się wyraźnie bledszy.


Ann

Godzina 8:33 am czasu lokalnego
Poniedziałek, 22 grudzień 2048
Manhattan, New York


Spacer w stronę trzynastego posterunku rzeczywiście nie był szczególnie długi od jej mieszkania. Odległość kilku czy kilkunastu przecznic w ciasnej zabudowie Manhattanu mogła oznaczać niemal milion ludzi, ale jedynie kilometr na mapie. We wszechobecnych korkach, poruszanie się na nogach lub znacznie mniejszym środku lokomocji wybierało także sporo mieszkańców Nowego Jorku, ale tu Dru robił jako świetny lodołamacz, tworząc na chodniku przejście na tyle skutecznie, że Ann tym razem nie musiała nawet szczególnie ocierać się o innych przechodniów.

Niestety pod sam posterunek dostać się nie dało. U wylotu ulicy ustawiono policyjną zaporę składającą się z dwóch radiowozów i taśmy. Nie bez powodu, oprócz Ferrick i jej ochroniarza, stało tu co najmniej kilkanaście osób i ciągle zatrzymywali się - przynajmniej na chwilę - następni. W głębi stało kilka jednostek straży pożarnej oraz karetek, ciągle lała się woda z armatek i unosił dym. Po ulicy leżały rozrzucone wybuchem szczątki samochodów, budynków i lepiej nie wiedzieć czego jeszcze. Wyprowadzano ludzi z budynków, szczególnie z posterunku. Ann rozpoznała dwójkę - Wierzbovsky i Mota wyszli razem, wraz z jeszcze jednym, rannym najwyraźniej mężczyzną. Nie wiadomo na kogo lub na co był ten zamach, ale dwójka detektywów go przeżyła. Pytanie ilu innych zginęło?

Ferrick już miała wręcz uznać, że nic ciekawego tu nie ma, kiedy kątem oka dostrzegła dwóch mężczyzn w długich płaszczach, przemykających drugą stroną ulicy od strony posterunku. Nie mieli na sobie żadnych mundurów, za to jeden trzymał coś pod płaszczem. Nie byłoby w tym nic bardzo niezwyczajnego, ot kolejni poszkodowani lub mieszkańcy. Wychodzących gliniarze nie sprawdzali, nawet w ich stronę nie zerkali. Ale pamięć do szczegółów Ann zrobiła swoje, twarz jednego mężczyzny od razu powiązała się z próbą porwania córki burmistrza. Tu trzymano więźniów i najwyraźniej ktoś w tym całym zamieszaniu zapomniał sprawdzić, czy ciągle znajdują się w swoich celach.


Psyche, Kye, Mik

Godzina 8:45 am czasu lokalnego
Poniedziałek, 22 grudzień 2048
Queens, New York


- Pewnie, że lecę! - Harris niemal od razu wstała, szczerząc się do Remo. Dzięki Azjatce sprawy toczyły się szybko i Lisa nie musiała już ponownie siadać. Odprowadzono Blacka, a Liu zajęła miejsce pracownicy hakera.
- Za pięć minut na dachu pojawi się helikopter z ludźmi przydzielonymi do sprawy Maroldo i Psyche. Kamizelki i sprzęt do odbioru na piętrze sto ósmym, macie pełną autoryzację. Ja będę monitorować was stąd. Rozumiem brak kontaktu bez potrzeby, w razie czego macie jednak zgodę na frontalny atak. Później się sprawę zatuszuje jako walkę z terroryzmem.
Huystonowi nie poświęciła nawet jednego spojrzenia, w pełni skupiona jedynie na Murzynie i komputerze, na którym się znała.
Trzy minuty później odbierali już kuloodporne kamizelki, hełmy i komunikatory. Proponowano im także broń, ale Harris odmówiła. Co jak co, ale nawet ona nie chciała się bawić w komandosa. I nie w tym tkwiła jej siła i umiejętności. Kiedy już się przygotowali, winda wypuściła Mika i Psyche.

Drona udało się zgubić z oczu, a systemy zabezpieczeń C-Tower zapewne dokończyły dzieła. Dla kogoś, kto śledził ich tym latającym okiem, musiało być jasne, gdzie trafili. Czy pozwalało określić dalsze kroki? Bardzo wątpliwe. Tysiąc metrowej budowli z tysiącami ludzi w środku nie była w stanie w pełni śledzić nawet maszyna, nie mając dostępu do wszystkich systemów tego miejsca. Lepiej, żeby nie miała. Od wejścia natychmiast skierowano ich najpierw na sto ósme piętro, gdzie już czekał ubrany w kamizelkę kuloodporną Remo. Obok niego szykowała się młoda, czerwonowłosa dziewczyna, która również założyła kamizelkę, lecz poniżej pasa miała na sobie luźną spódniczkę i podkolanówki co razem tworzyło ciekawe połączenie. Kye przedstawił ją jako Lisę Harris, a ta otaksowała ich wzrokiem i puściła oko, szczerząc się radośnie. Mieli tu prawdziwą zbrojownię i mogli wybierać co chcieli oprócz naprawdę ciężkiego sprzętu. Z takim helikopter mógł nie unieść się w powietrze. Pierwsze co dostali to komunikatory, w których odezwał się kobiecy głos z lekkim azjatyckim akcentem, sprawdzający połączenie.

Wyposażeni i ubrani pojechali wyżej, prosto na otoczony wysokim murkiem dach. W pochmurne dni sięgał prawie do chmur, obecnie pozwalał obejrzeć panoramę miasta z niesamowitej, budzącej lęk i ekscytację wysokości. Czarny śmigłowiec drużyny najemników już na nich czekał, a w nim Elsif, Oczko i Mira, którą poznali bezpośrednio dopiero tutaj, wcześniej znając jedynie jako deltę. Poza nimi w środku siedziało dwóch pilotów, co razem tworzyło maksymalne obciążenie dla śmigłowca.
- Zapiąć pasy, na początku będzie trząść! - zakomunikował pilot i unieśli się w powietrze. Niemal od razu po przypięciu, Lisa wyjęła swój deck i na środku wyświetliło się zdjęcie satelitarne.
- Nasz cel, podejrzewam drona, zniknął w środku tego większego budynku. Magazyn, sortownia i biura Broadway Stages, hurtowni i producenta ceramiki i wyrobów z kamienia. Obecnie budynki są na sprzedaż. Zarejestrowane plany wskazują, że zbudowano tam piwnicę. Budynek przylegający do pleców magazynu należy do producenta zabawek, jest ciągle aktywny.


 
Sekal jest offline  
Stary 30-05-2017, 12:52   #82
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

Ann, Leah

Ann potrafiła podejmować decyzje błyskawicznie. Ruszyła za mężczyznami jednocześnie wyciągając holofon i wybierając na nim numer detektyw Wierzbowski. Może nie rozstały się ostatnio w miłej atmosferze, ale była to jedyna osoba z posterunku do której miała numer i której nie musiała wiele tłumaczyć. Przynajmniej taką miała nadzieję. Z niecierpliwością czekała na połączenie.
- Detektyw Wierzbovsky - odebrała po jednym sygnale.
- Mówi Ann Ferrick - Odezwała się Azjatka cały czas starając się utrzymać dobry dystans do obserwacji i jednocześnie nie stracić ich z oczu. - Jestem na skrzyżowaniu 2th Avenue i 21St. Właśnie idę w kierunku 20 St, za dwoma mężczyznami, którzy uciekli wam z posterunku. Rozpoznałam jednego, który wczoraj próbował porwać córkę burmistrza. Chyba coś od was wynieśli. Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć dołącz do mnie jak najszybciej. Myślę, że warto ich śledzić.
- W porządku. Nie spuszczaj ich z oczu - Leah gestem nakazała Mocie by poszedł za nią. Jej samochód walał się w kawałkach po całej ulicy co powodowało uścisk w sercu. - Co takiego wynieśli? Na co ci to wygląda?
- Nie mam pojęcia co mogli wynieść. Ukrywają to pod płaszczem, ale jest na tyle duże, że dało się zauważyć fakt ukrywania. - Stwierdziła saperka. - To może być sporej wielkości broń, grube akta, albo jakiś niewielki sprzęt. Jeżeli znowu są pod wpływem SI podejrzewałabym to ostatnie, ale to tylko domysły. Jeśli tu idziesz, postaraj się zachowywać dyskretnie, by ich nie spłoszyć. Jestem ciekawa gdzie się kierują.

Rozmowa nieznanej im, trudnej do rozpoznania Azjatki nie przyciągnęła niczyjej uwagi. Oprócz Dru, który kątem oka przyglądał się tym, którzy tak zainteresowali ochranianą przez niego dziewczynę. Jego dłoń znajdowała się blisko broni, ale wszystko na tyle dyskretnie, że tamci przeszli zaledwie kilka metrów od nich. Dopiero wtedy Ann ujrzała dwa zaparkowane na chodniku motory. Tamci kierowali się dokładnie ku nim.
Leah w kilku zdaniach przybliżyła Mocie sytuację podczas gdy szybkim krokiem zmierzali do celu. Próbowała wypatrzyć Azjatkę oraz dwóch typów w płaszczach.
- Za chwilę do ciebie dołączę - odpowiedziała wtykając do ucha słuchawkę zestawu głośnomówiącego, by mieć wolne dłonie.
- Lepiej się pospiesz, bo chyba nici z dyskretnej obserwacji. Najwyraźniej zamierzają odjechać motorami. - Ann ruszyła szybko w kierunku mężczyzn. Jeśli mieliby uciec, to wolała zatrzymać ich tutaj i sprawdzić co próbowali zwinąć z posterunku.
Działały zbyt wolno i gadały zbyt dużo. Obie. Mota poszedł za Leah, nie wiedząc do końca co się dzieje, Ferrick ruszyła za uciekinierami, ale do motorów tamci mieli dwa kroki i już po chwili na nie wsiadali.
- Nie mam amunicji obezwładniającej - odezwał się cicho Dru, dyskretnie wyjmując broń, choć także tylko częściowo domyślał się o co chodzi.
Ann, dobiegła do tego, który trzymał ukryty przedmiot i wyciągając rękę uruchomiła laser. Starała się tak pokierować jego promieniem by przeciął oponę poprzecznie, dokładnie w połowie. To powinno skutecznie uszkodzić koło i uniemożliwić mężczyźnie dalszą jazdę:
- Zrzuć z motoru… - spróbowała jeszcze rzucić w kierunku Dru, ale nie zdążyła dokończyć. Jeden z nich zorientował się, że ktoś podbiega. Trudno było nie zauważyć, zwłaszcza, że byli czujni. Wyciągnęła już laser i zbliżyła się do opony, kiedy przed oczami ujrzała lufę strzelby, zabranej najwyraźniej z posterunku i teraz błyskawicznie wyciągniętej zza płaszcza. Jego twarz nie wyrażała wiele, nic nie powstrzymałoby go przed naciśnięciem spustu, gdyby nie Dru. Ochroniarz okazał się bardzo szybki i zainteresowany o wiele bardziej ochroną Ann niż powstrzymywaniem motorów. Wystrzelił, prosto w głowę. Czaszka eksplodowała.
Wokół rozległy się krzyki. Glina przy radiowozie sięgnął po broń. Leah i Arturo teraz już biegli.
A drugi motor ruszył z piskiem opon i natychmiast zaczął się oddalać.
- Umiesz tym jeździć?! - Zawołała Ann do nadbiegającej policjantki jednocześnie starając się usunąć trupa z drugiego motoru. - Trzeba zatrzymać tego drugiego!
Dru wymierzył w uciekający motor, ale ten wjeżdżał między ludzi i ochroniarz powstrzymał rękę. Mógłby zabić bez szans na spudłowanie przy całej jego technologii, ale to już nie byłaby obrona własna i tej granicy nie przekroczył.
- Mota - gestem wskazała zastrzelonego. Ktoś musiał ogarnąć ten bajzel podczas gdy ona będzie ścigać podejrzanego, kimkolwiek tak naprawdę był. - Wskakujesz?
Czuła się w zobowiązana by zapytac. W końcu to Ann naprowadziła ją na całą sprawę.
Ann zerknęła na Dru i pokręciła głową:
- Sama dogonisz go szybciej. - Machnęła ręką pośpieszając kobietę. Oczywiście, że miałaby ochotę pościgać zbiega ulicami NYC. Jednak obiecała coś ojcu i to było zdecydowanie ważniejsze. - Spróbuj dopaść go żywego. - Krzyknęła jeszcze za odjeżdżającą Wierzbowsky i odwróciła się do detektywa, który przesłuchiwał ją na uniwersytecie.
- Jak pan widział, ten mężczyzna celował do mnie z broni. Mój ochroniarz musiał go unieszkodliwić, by uratować mi życie.

Mota skrzywił się, patrząc na trupa i jego rozbryzgany na chodniku mózg. Dobiegali już inni gliniarze, w tym jeden w marynarce wskazującej na wyższą rangę. To tamten przejął dowodzenie, wykrzykując do ludzi polecenia. Ktoś zaczął odsuwać gapiów, inny przenosić blokadę. Grubawy Meksykanin ukląkł przy trupie i przez materiał podniósł strzelbę. Rozsunięty teraz płaszcz ujawnił więzienne ubranie zabitego.
- Cholera, musieli skorzystać z wyłączonego prądu! - mruknął niezadowolony. Uniósł wzrok na Ann i Dru. - Pamiętam panią. Skąd się pani tu wzięła? - zapytał, wstając. - Ma pan licencję na broń wraz z ostatnim specjalnym pozwoleniem? - przeniósł wzrok na wielkiego mężczyznę, który krótko skinął głową i wyświetlił licencję na swoim holo.
- Dostałam pozwolenie na rozmowę z więźniami, którzy w sobotę próbowali porwać córkę burmistrza. Wiedziałam, że są na tym posterunku, więc kiedy usłyszałam w wiadomościach o eksplozji, przyszłam tutaj, by zobaczyć co się dzieje. - Wyjaśniła Azjatka - Rozpoznałam więźnia i powiadomiłam detektyw Wierzbowski. Kiedy próbowałam powstrzymać go przed odjechaniem motorem, wyciągnął w moim kierunku broń. Zapewne policyjną, skradzioną z waszego posterunku.
Kiedy mówiła, obok stanął mężczyzna w marynarce. Spisał numery broni Dru i jak skończyła, wyciągnął do niej dłoń.
- Komendant Hicks. Dziękuję, że państwo zareagowali. Czyli ten dzisiejszy atak mógł mieć jeszcze inne podłoże - westchnął, bardziej do siebie.
Podbiegli sanitariusze. Policjanci jeszcze bardziej odepchnęli ludzi, zasłaniając ciało. Nie było tu nic niewyjaśnionego, zabrano się więc od razu za sprzątanie.
- Dlaczego chciała pani rozmawiać z więźniami? - spytał z pewną dozą ciekawości Mota.
- Podobno zeznali, że nie mieli pojęcia dlaczego chcieli porwać córkę burmistrza. Coś kazało im to zrobić. Chciałam się dowiedzieć, co robili bezpośrednio, zanim poczuli ten niewyjaśniony przymus. - Odpowiedziała Ann zgodnie z prawdą. Nie miała powodu by to ukrywać.
- Ciekawość jest czasem niezdrowa - skomentował komendant. - Możemy mieć jeszcze kilka pytań kiedy ten pościg się zakończy. Wysłano wsparcie dla detektyw Wierzbovsky - to już powiedział do Moty, który skinął głową. Hicks się oddalił, zająć innymi sprawami, natomiast z komisariatu wybiegł jakiś mężczyzna i szybko zbliżał w ich stronę. Teraz to na pewno nie był uciekinier.
- Czekajcie! - krzyknął w stronę sanitariuszy zajmujących się zwłokami i podbiegł do ciała, odsłaniając je i przeszukując. - Cholera, dysk musi mieć ten drugi… - zamruczał wściekle do siebie.
- Czyżby ukradł wam dysk z SI, który dostaliście z Peace University? Jakoś mnie to nie dziwi. - Powiedziała głośno Azjatka. W sumie nie była zdziwiona. Jej paranoiczny umysł spodziewał się dokładnie czegoś takiego. - Jeśli podepnie go do sieci, wszyscy będziemy mieć przerypane.
- panie Mota. - Zwróciła się do nadal stojącego obok detektywa. - Odzyskanie tego co zostało skradzione to kwestia bezpieczeństwa narodowego. Musicie go zatrzymać za wszelką cenę.
- Wiem o tym - warknął nieznajomy mężczyzna, który miał już otwarty holofon, ale jego spojrzenie bardzo przypominało to, które miał Remo podczas używania wewnętrznego komputera. Ten tutaj najwyraźniej nie do końca był polowym gliną, no i był od niemrawego Moty z dziesięć lat starszy.

Trwało to kilka długich chwil, po których nagle się odezwał, choć słowa nie były kierowane do Ann czy innych glin wokoło.
- Nie możesz pozwolić, aby podłączył komputer! - chwila ciszy i znacznie głośniejsze, przerażone - ZNISZCZ GO!
Potem zamilkł, zamykają oczy.


Psyche, Mik, Kye

Remo zerknął na zdjęcie pokazane przez Harris, włączając swój holodeck. Wokół niego rozjaśniły się ekrany. Potem zwrócił się do Maroldo, Psyche i najemników.
- Krótkie wyjaśnienie. Namierzyliśmy sygnał, związany z dzisiejszymi atakami. Sukinsyn zainfekował mojego pracownika i kontrolował jego działania. Prawie na pewno całe dzisiejsze zamieszanie związane jest z jednym wydarzeniem, jedną osobą lub maszyną. Śledząc sygnał otrzymaliśmy wskazaną przez Lisę lokalizację. Musimy się najpierw dowiedzieć, czy dotarliśmy do źródła czy tylko przekaźnika. Dlatego nie możecie wejść z impetem, spłoszymy go. Nie możemy też czekać, każda minuta może mieć znaczenie w tym przypadku, zwłaszcza jak przeciwko nam występuje maszyna. I nie wiemy czego dokładnie szukamy, dlatego macie na pokładzie naszą dwójkę.
Wyjął z kieszeni przenośne urządzenie, które zabrał ze zbrojowni w C-Tower. Rzucił je Psyche.
- To skaner elektroniki. Każdy mający złom w głowie jest podejrzany i musi zostać zatrzymany, nie zabity. Macie zagłuszacze sygnału? Będą potrzebne, gdy dotrzemy do celu.
Psyche odruchowo złapała urządzenie i schowała je do jednej z licznych kieszeni swojego lekkiego, bojowego kombinezonu założonego w zbrojowni. Zawierał cienki pancerz, mocno opinał ciało i przede wszystkim ułatwiał skryte poruszanie się. Od szarży miała Mika. Lub Oczko. Przyjrzała się budynkowi, sprawdzając przy okazji broń z magazynu. Nie było czasu marudzić na sprzęt, ale należało go skalibrować pod siebie.
- Nikt nie powiedział, że będzie potrzebne zagłuszanie. Mogę odciąć tylko samą siebie - odpowiedziała na pytanie Remo. - Skoro nie wiemy co atakujemy, możemy zakładać, że to ich strzeżona baza operacyjna i do dyspozycji mają cyborgi oraz haking. Odcięcie samych siebie od sieci wydaje się dobrym pomysłem - tu zwróciła się do pozostałych uczestników rajdu. - Gdzie lądujemy?
- Ten duży parking wygląda zbyt zapraszająco - stwierdził Mik, przybliżając palcami hologram z satelity. - Będziemy tam jak kaczki. Na dachu, jeśli jest cienki też nas podziurawią. Ja bym wylądował za sąsiednim budynkiem. I uważajcie na drony - poinstruował pilotów - jeden mały skurwiel wkręci się w wirnik i po nas. Przynajmniej cmentarz jest po drugiej stronie ulicy.
Maroldo przypiął generator tarczy energetycznej do napierśnika pancerza, który zgarnął ze zbrojowni. Obok niego stał pełny hełm, karabin z granatnikiem, mały worek granatów wśród których przeważały EMP oraz mieszane magazynki pocisków, na zmianę: przeciwpancernych i z ładunkiem elektromagnetycznym. Doradził pozostałym zaopatrzenie się w sporą ilość podobnej amunicji. Wiele wskazywało, że więcej będą mieli dziś do czynienia z maszynami niż z ludźmi.
- Życie jest pełne niespodzianek - Mik uśmiechnął się do Psyche. - Trafiłem na szczyt C-tower szybciej niż myślałem.
Spoglądał chwilę na oddalający się dach wieżowca.
- Nie można wykluczyć, że to pułapka - powiedział. - Nasz przeciwnik, kimkolwiek naprawdę jest, wciąż próbuje wziąć nas żywcem. Nie namierzyliście czasem tego sygnału zbyt łatwo? Twój przejęty pracownik próbował tylko wbić się na konferencję? - zapytał Kye’a. - Zanim go wykryliście miał spore możliwości namieszać w systemach firmy.
- Nope - czerwonowłosa dziewczyna powiedziała to z prawdziwym przekonaniem. - Black zrobił głupio, ale nie on sam. Ten sygnał co go kontrolował nie było łatwo namierzyć. Co wcale nie wyklucza pułapki - uśmiechnęła się do Mika czarująco i posłała mu całusa. - Przy czym on nie ma pojęcia kogo złapałby w taką pułapkę. To jak łapanie niedźwiedzia za pomocą pułapki na myszy.
Wydawała się całkiem pewna siebie. Mira i Elsif ładowali dodatkowe magazynki amunicją przeciwko maszynom. Odezwał się ten drugi, po krótkiej analizie.
- Sugeruję przycupnąć poza zasięgiem wzroku. Podejdziemy. Jajogłowi też muszą szybko wyskoczyć, śmigłowiec poleci dalej jakby się wcale nie zatrzymywał. Jeśli to nie pułapka to daje największą szansę na zaskoczenie.
- Tak zróbmy - zgodził się Maroldo. - Przydałby się jakiś pojazd na ziemi gdyby nasz cel zwiewał autem. Ja wyciągam tylko pięćdziesiąt na godzinę. Z labu na Queens mają niedaleko, tamtejsza ochrona mogłaby nam podrzucić furę.
Remo wyciągnął małe pudełeczko oraz garść i podał je Maroldo.
- Zagłuszanie sygnału, w pełni skuteczne w promieniu pięciu metrów. Uruchom przy celu, inaczej stracimy możliwość komunikacji. Te małe to nadajniki, przyczepcie to do instalacji wewnętrznej budynku.
Murzyn poprawił kamizelkę, przymocował do niej uchwyt holodecku i sprawdził pistolet zabrany ze zbrojowni. Sądząc po ruchach, znał się na broni wystarczająco.
- Ja i Harris trzymamy się z tyłu. Jak nas podłączycie do budynku, będziemy mogli pomóc w ramach zaintalowanych tam systemów elektronicznych.
- Ktoś powinien zostać na zewnątrz i obserwować budynek. Nie znamy jego rozkładu, w tej liczbie nie zabezpieczymy wszystkich wyjść. Ktoś, kto robi normalnie dużo hałasu, skoro idziemy na zwiady - Psyche posłała kwaśny uśmiech panu Oczko. Wzięła od Mika kilka nadajników. - Warto też sprawdzić budynek sklepu, nie wiemy gdzie jest nasz cel. Rozdzielamy się?
- Trzeba będzie - pokiwał głową Mik, wpatrzony w obraz z satelity. - Key, ludziska, mam coś na kształt planu. Ja i Psyche wbijamy do głównego budynku. Mira i Elsif najpierw sprawdzą sklep, potem dołączą do nas. Oczko zostaje w odwodzie od frontu, Kye i Lisa obserwują zaplecze. Key?

- Twój plan nas nie dotyczy - Harris zareagowała jako pierwsza. - Nasze oczy są tu - brodą wskazała na deck. - I nigdzie indziej.
Posłała mu szybkie spojrzenie, aby upewnić się, że zrozumiał. Elsif i pozostali najemnicy natomiast jedynie skinęli głowami. W końcu oni byli praktycznie bezpośrednio pod rozkazami Mika i Psyche, natomiast "jajogłowi" już niebardzo. Szczególnie, że zupełnie inaczej widzieli chyba swoją rolę niż Maroldo.
- Posadzę was na placu przecznicę od celu, są tam ludzie, ale niewielu - oznajmił nagle pilot. Maszyna przechyliła się, następnie zanurkowała. Zbliżali się od południa, wzięli więc duży łuk utrudniając ewentualną obserwację. Nagle pojawiły się budynki fabryk i magazynów, a pod śmigłowcem częściowo zastawiony samochodami i materiałami na paletach plac. Zawiśli nad nim, metr nad ziemią. Widzieli jak ludzie uciekają, uderzani podmuchami wirnika. Nie było to zatłoczone miejsce, ale nie było też puste. Elsif i Mira wyskoczyli jako pierwsi, od razu kierując się w stronę oddalonego o niecałe sto metrów celu.
- Jestem na to za stary - Remo mruknął starą jak świat formułkę i mocno trzymając swoje rzeczy jedną ręką i przytrzymując się drugą, zeskoczył na ziemię. Jęknął aż i trzymając głowę nisko odwrócił się i pomógł Lisie. Potem ciągle trzymając dziewczynę za rękę pobiegł w stronę jakiejś naturalnej ochrony przed wzrokiem od strony ich celu jak także przed podmuchami powietrza.
- Tak mi przyszło do głowy, że używanie bezprzewodowych połączeń może nie być najlepszym pomysłem - powiedział do dziewczyny z krzywą miną, kiedy już dało się porozumiewać bez krzyków na całe gardło.
- Operacja antyterrorystyczna! - Maroldo krzyknął do wystraszonych gapiów przez głośnik hełmu.
Wraz z Psyche i Oczko pobiegli inną drogą niż Elsif i Mira, podchodząc do obiektu wąską uliczką od południowego zachodu. Minęli fabrykę zabawek i Mik jako pierwszy przeskoczył żywopłot oddzielający od ulicy magazyn Broadway Stages.
- Oczko, przyczaj się na rogu - wskazał ich “tankowi” miejsce, z którego będzie miał pod obserwacją rozległy parking łączący magazyn i biura oraz wejścia do obu budynków. - Nie daj stąd zwiać nikomu.
Mik przyczaił się pod ścianą budynku.
- Może zaskoczymy przeciwnika i zaczniemy od góry? - wskazał Psyche okna na piętrze.
- Najpierw znajdźmy kamery - Psyche zatrzymała Mika zanim porządnie się wychylił. Nie była nawet odrobinę zasapana po sprincie. - Byłoby idealnie, gdyby mieli wejście od dachu.
Wyjrzała za róg ostrożnie, a jej oczy błyskawicznie przeskanowały całą okolicę. Szukała ludzi, maszyn i systemów bezpieczeństwa. Zobaczyła od razu dwie przemysłowe kamery na froncie budynku, skierowane tak, aby widziały wejścia i jednocześnie plac. Ciężko było określić, czy działają i nie dało się ich ominąć zupełnie, jeśli już weszło się na teren. Poza nimi okolica była pusta i spokojna. Przed budynkiem nie było ruchu, stała tylko jedna półciężarówka, z budą schowaną w otwartej rampie, lecz ani tu ani wewnątrz nikt się nie kręcił. Nikt ludzki w każdym razie. Elsif i Mira wybrali inną trasę i teraz podchodzili do sklepu od rogu ulicy. Oczko wybierał sobie miejsce. Aby zupełnie ominąć kamery, musieliby podejść od strony fabryki zabawek, bezpośrednio na plecy magazynu. Ten mniejszy plac który teraz widzieli i na pewno także ten większy, były monitorowane. Lub była też inna opcja - podczepić nadajnik hakera i pozwolić im oszukać kamery.

Remo i Harris z oczywistych względów pozostali dość daleko z tyłu, nie mając wglądu na to co działo się z przodu. Lisa zastanowiła się nad słowami przełożonego.
- Może, ale chyba i tak wolę to w ten sposób - jej brawura i chęć do ryzyka najwyraźniej miała swoje granice. - Przynajmniej dopóki reszta nie wejdzie do środka. Najlepiej byłoby ukryć się gdzieś naprzeciwko… - zasugerowała, choć szansa na to, że pozwolą im na to właściciele innych budynków duża nie była. Zwłaszcza jak ktoś z tego wszystkiego wezwie jeszcze gliny.
Nim Remo zdążył odpowiedzieć usłyszał w słuchawkach głos Mika.
- Tu Keyhead, raz dwa trzy, test komunikacji. Dacie radę sprawdzić czy kamery są bezprzewodowe a jeśli tak to je oszukać? Jesteśmy naście metrów od nich, ten wasz nadajnik chyba łapie wi-fi?
- O ile nie jest to wyjątkowo stary złom to wątpię, każdy już się skapnął, że bezprzewodowa technologia i sprawy bezpieczeństwa nie idą w parze - Remo odpowiedział i jednocześnie pociągnął za sobą Lisę. Trzymał się blisko fabryki zabawek. - Nie ma sensu szukać miejsca, schowamy się przy jakimś murze.
Jednocześnie włączył pasywne przeszukiwanie po okolicznych sieciach bezprzewodowych.
- Pójdę od strony fabryki zabawek, jeśli uda mi się ominąć kamery to wejdę na dach i spróbuję przyczepić wasze nadajniki - zakomunikowała Psyche i szybko cofnęła się trochę, przyglądając się dokładnie otoczeniu, szukając bezpiecznej drogi pomiędzy dwa budynki. Zakładała, że skoro czekać tu na nich może maszyna, to używa kamer nie tylko z tego jednego budynku i pragnęła uniknąć wszystkich.
- Czekaj, skoro się skradamy to idę z tobą - Mik wycofał się wraz nią, pozostawiając ukrytemu za żywopłotem Oczko obserwację od frontu.
Boczna ściana fabryki zabawek była pozbawionym drzwi i okien ceglanym murem. Kamer na pierwszy rzut oka też, lecz jeśli oczy przeciwnika sięgały dalej to i tak widział ich gdy mijali budynek po drodze ze śmigłowca.
Mik przyczepił karabin do uchwytu na biodrze, zdjął skórę z lewej dłoni i wystrzelił hak w szczyt ściany. Lina naprężyła się, testując mocowanie.
- Wskakuj mi na plecy, człowiek-winda do usług.

Skan Remo ujawnił kilka bezprzewodowych sieci, wszystkie zabezpieczone podobnymi, raczej standardowymi protokołami. Ich nazwy nie sugerowały wiele, ale potrafił określić mniej więcej kierunki. Fabryka zabawek miała jedną sieć, nie dotyczącą jednak zabezpieczeń - zgodnie z jego przypuszczeniem nikt nie podpinał kamer bezprzewodowo. Ich cel jednakże zupełnie nie przedstawiał się sieciowo, jak gdyby udawał lub faktycznie był zamykanym zakładem, z którego już wyniesiono cały sprzęt.
- Jedna kamera na froncie sklepu - zameldował Elsif przez radio. - Czekamy z wejściem na sygnał.
Dostanie się na dach magazynu dla kogoś takiego jak Mik czy Psyche, nie nastręczało specjalnych trudności. Na pewno byli obserwowani przez nieokreśloną ilość gapiów z innych miejsc. W wielu pewnie praca zamarła, ciekawość ludzi w końcu była nieskończona. Nie potrafili jednak stwierdzić, czy wezwana została policja ani nawet czy kamery na magazynie cokolwiek uchwyciły.
Psyche pozwoliła Mikowi wciągnąć się na górę. Jego pomoc nie była jej potrzebna, ale doskonale zdawała sobie sprawę z niektórych męskich potrzeb. Bywały takie proste. Kiedy już znaleźli się na dachu i szybko dotarli nad magazyn, powstrzymała ciężkiego cyborga przed dalszą pomocą. Opuściła się wzdłuż dachu i sprawnym, zwinnym oraz miłym dla oka ruchem okręciła o sto osiemdziesiąt stopni, stopami chwytając krawędzi, a dłoń z nadajnikiem wyciągając w stronę jednej z kamer. Przymocowała go i bez trudu wciągnęła ponownie na dach.
- Nadajnik umieszczony - zakomunikowała hakerom.
Mik nie omieszkając uważnie “asekurować” akrobacji Psyche rozglądał się zarazem za wejściem do środka lub uchylonym oknem na piętrze.
- No to zobaczymy co się kryje w naszym magazynie.
Remo wymruczał te słowa bardziej do siebie niż do kogoś innego. Podłączył się od razu do nadajnika, udostępniając połączenie także dla Harris, która mogła mu asystować w razie nieprzewidzianych kłopotów. Spróbował standardowej metody włamania, delikatnej i trudno wykrywalnej. Zakładał, że jeśli całość jest mocno chroniona, wykryje to. Kiedy nie będzie, przejmie kamery i nałoży na nie statyczny obraz, dzięki czemu będą mogli poruszać się bez przeszkód po okolicy. Nic nie wskazywało na to, że kamery są czymś więcej niż standardowym monitoringiem. Remo włamał się bez trudu, podłożył statyczny obraz łamiąc bardzo standardowe zabezpieczenia. Kamery, do których udało mu się dobrać, zamontowano z dwóch stron magazynu - tych z wejściami - oraz przed i w samym sklepie. I to była jedyna dziwna sprawa, bo nie miał wglądu do wewnątrz magazynu.
- Kamery na zewnątrz i w sklepie niegroźne, droga wolna - Kye powiedział do komunikatora, jednocześnie zerkając na Harris. - Nie mam pojęcia co jest w magazynie, inna sieć lub nie ma tam kamer. Spróbuję dostać się do serwera.
Wyłączył przekaz i ostrożnie spróbował zhakować cały serwer zarządzający monitoringiem.
- Albo mają dwie sieci, albo to podpucha, albo jeszcze coś innego - mruknął do dziewczyny. - Miej oczy otwarte, w razie mnie odepnij - z tymi słowami podłączył się do decku. Jeśli przeciwnikiem była maszyna, to bez tego nie miał z nią szans.
Tymczasem Mik połączył się z Dirkauerem. Połączenie natychmiast zostało urwane zanim się zestawiło. No tak, zagłuszanie. Wyłączył holofon, odcinając się od sieci.
- Wchodzimy - powiedział do zamontowanego w hełmie komunikatora.
Psyche, która już od samego początku nie miała włączonego nic co łączyło się z siecią, zdążyła w tym czasie zeskoczyć z dachu i przemknąć wzdłuż ramp. Wybrała drzwi najbliższe stojącej tu półciężarówce i ostrożnie spróbowała je otworzyć. Gdyby delikatność miała nie wystarczyć, zawsze był Mik. Drzwi otworzyły się bez oporu, skrzypiąc cicho. Wewnątrz panowały ciemność i cisza.

Remo włamał się do serwera tak samo łatwo jak do samych kamer. To był prosty, niezbyt nowy komputer z niezbyt nowym systemem. Haker nie znalazł na nim nic wykraczającego poza przejęty monitoring i granie w Sapera 5D. Pasował do wyglądu tego miejsca, jak również do faktu, że splajtowano lub sprzedano interes. Ale niezbyt do wlatującego tu do środka obiektu będącego potężnym przekaźnikiem i samym w sobie wysoko wyspecjalizowanym komputerem. Harris musiała czuć podobnie, bo zerkała na Murzyna z pewnym, niepodobnym do niej, niepokojem.
- Powiadomcie gliny, że prowadzimy tu operację - odezwał się Mik. - Widziało nas sporo cywili, nie chcemy nieporozumień.
Zatrzymał się na progu, włączając termowizję i mierząc w ciemność z karabinu.
- Nikt już nam stąd nie zwieje, więc ostrożnie i powoli - szepnął do Psyche. - Wypatruj pułapek.
Ruszył przodem, posuwając się naprzód małymi kroczkami. Patrzył uważnie pod nogi, na sufit i ściany, wzmocnionym wzrokiem szukając drutów i fotokomórek oraz jakichkolwiek odczytów ciepła. Aktywne drony emitowały go nie mniej niż ludzie. Psyche nie odpowiedziała, nie widziała potrzeby użycia słów. Włączyła tryb żołnierza jednostki specjalnej, jej oczy przeszły na infrawizję, a odbezpieczona broń uniosła się. Kiedy Mik sprawdzał lewą stronę, ona zajmowała się prawą. Wyjęła też urządzenie, które dał jej Remo. Miało skanować elektronikę, mogło się przydać. Trzymała je razem z karabinkiem, czasami wybór pomiędzy zabij a obezwładnij to zaledwie ułamek ułamka sekundy. Cisza i pustka nabierały na intensywności z każdym następnym krokiem. Po wewnętrznej stronie rampy stał pusty wózek widłowy, a przestrzeń otwierała się na duże pomieszczenie wsparte słupami i oddzielone nielicznymi ściankami. Kiedyś musiało być zastawione paletami z towarem, teraz pozostały głównie same palety, ustawione w stosy lub porzucone tu i ówdzie. Po betonowej podłodze walały się śmieci, których nikomu nie chciało się sprzątnąć. Słowem: wszystko było tak, jak można się było spodziewać w przenoszonym magazynie. Przeszli wzdłuż ściany, docierając do malutkiego pokoiku. Tu zabłysło zarówno urządzenie do wykrywania elektroniki, jak i termowizja. Odkryli pojedynczy komputer, wyłączony ekran. Stało tu pojedyncze krzesło, a na haczyku w ścianie wisiała czarna kurtka z napisem "ochrona". Po ludziach nie było śladu, krzesło było zimne tak samo jak wszystko wokół. Stojący tu piecyk nie był włączany od jakiegoś czasu.

- Sklep pusty - zameldował Elsif. - Zostało trochę towaru, cały sprzęt już wyniesiono. Oprócz kamery. Idziemy w waszym kierunku, podejdziemy od południa.
Wyglądało na to, że jedyne miejsce godne zbadania leżało w biurowej, piętrowej części magazynu we wschodniej jego części. Kiedy weszli na południową rampę, idąc pod której mogliby wpuścić dwójkę najemników, niemal natychmiast się zatrzymali. Było to kolejne pomieszczenie przeładunkowe, długie i dość wąskie z zamkniętymi podwójnymi drzwiami prowadzącymi wgłąb budynku, lecz z jednym odstępstwem od reguły. Do jednej z betonowych ścian przytwierdzono trzy stacje na drony. W dwóch obecnie znajdowały się duże, owalne latające konstrukcje, trzecia stacja była pusta. Tu były ładowane, co więcej, stacje służyły także do napraw i konfiguracji dronów. Maroldo zarejestrował, że jeden z nich ciągle był ciepły, a urządzenie trzymane przez Psyche utworzyło skomplikowaną sieć kabli, prowadzących zarówno do sekcji biurowej magazynu, jak również bezpośrednio w dół.
- Znaleźliśmy dwa drony ładujące się w stacjach - zameldował Mik szeptem. - Jeden jeszcze ciepły, to ten którego śledziliście. Jest panel do konfiguracji. Uruchomić go i spróbować was podłączyć?
Remo nie próbował zgłębiać dalszych tajemnic serwera monitoringu. Tylko zewnętrzne kamery i brak podpięcia do innej sieci, to pasowało do schematu. Za to po usłyszeniu słów Maroldo ożywił się natychmiast.
- Nie używaj żadnych portów, natychmiast wykryje jak ma aktywne skanowanie. Przyczep po jednym nadajniku do drona i stacji, jak to ma sieć to wystarczy. Dopóki możemy, liczymy, że nas nie odkryto.
Psyche zostawiła Mika ze stacją i dronem, sama kierując się trochę bardziej w stronę strefy biurowej, czujnie rozglądając się dookoła. Wykorzystała urządzenie, aby śledzić dokładnie system kabli, nie idąc jednak daleko - do następnej rampy. Rozejrzała się za mechanizmem otwierającym, zamierzając wpuścić do środka dwójkę najemników.
Maroldo ostrożnie podchodząc do dronów wykonał polecenie hakera. Namagnesowana powierzchnia mini nadajników przywarła do stacji i drona. Nic się nie wydarzyło, nic co Mik mógłby wychwycić swoimi zmysłami w każdym razie. Psyche nie dostrzegając także zagrożenia, otworzyła rampę. Wystarczyło nacisnąć guzik i z cichym chrobotem łańcucha oraz lekkimi stuknięciami antywłamaniowa żaluzja uniosła się. Po chwili najemnicy byli w środku, bez słowa zabezpieczając przeciwległą ścianę. Przeszli jeszcze kawałek i Maroldo zatrzymał wszystkich. Gdzieś na końcu budynku, w strefie biurowej wychwycił słabe - bo jeszcze odległe i dostrzegalne przez minimum jedną ścianę - źródło ciepła. Poruszyło się, a za nim pojawiło następne. Przynajmniej dwa obiekty, jeden poruszający się bardziej niż drugi, po niewielkiej przestrzeni, bez na tyle dużych regularności by sprawiać wrażenie zaprogramowanej maszyny.

Remo i Harris tymczasem dostali nowe zabawki. Lisa niemal natychmiast oznajmiła:
- To ten sam system - przygryzła wargę i wymamrotała ciszej. - Tak jakbym spodziewała się innego. Wciąż mam tu wejścia.
Stacja i dron miały już znacznie lepsze zabezpieczenia niż kamery. Dziewczyna wcześniej dostała się niezauważenie, ale tym razem już nie mieli Blacka, którego połączenie dało się wykorzystać. Ta sieć wyglądała, jakby nie łączyła się obecnie z niczym na zewnątrz, korzystając wyłącznie z umieszczonych w magazynie kabli. Wyciszona, ale nie martwa. Gotowa do natychmiastowego uruchomienia. Każde ich działanie mogło zostać wykryte. Z drugiej strony, wcale niekoniecznie. Każdy lód dało się obejść, zwłaszcza z tym co pozostawiła w dronie Harris, choć między samym dronem a stacją i całą siecią wewnętrzną tego miejsca, także mogły istnieć dodatkowe pułapki.
- Mamy ruch - w słuchawkach wszystkich zabrzmiał szept Mika. - Dwóch ludzi. Bierzemy żywcem.
Cyborg przyczepił karabin do biodra, w jego miejsce dobywając taser oraz pistolecik z amunicją usypiającą.
- Elsif i Stalowa Siostra za mną. Mira, miej oko na drony.
- Zrób nam wejście. Ostrożnie - Remo powiedział do Harris przy wyłączonym komunikatorze. Ich rozmowy nie mogły przeszkadzać pozostałym. - Od niego idę dalej, ty reagujesz na niespodzianki.
Liczył, że pozostawiona przez Lisę furtka pozwoli im niepostrzeżenie dostać się do systemów drona, a przez niego do całej stacji. Atak niedługo przestanie być zaskoczeniem, ale im dłużej pozostaną niewykryci tym lepiej. Haker miał nadzieję, że ich przeciwnik skupi się głównie na fizycznym zagrożeniu ze strony najemników i nie wzmocni swojej sieci.
Psyche bez słowa ruszyła przed siebie. Wzięcie żywcem swoją drogą, a wymierzona w ciebie broń to co innego. No i to ona posiadała urządzenie od elektroniki, zadrutowanych należało natychmiast pozbawić przytomności. Szybko skrócić dystans i uderzyć. Żaden normalny człowiek nie miał z nią w takiej chwili szans.
Mira, nawet jak zaskoczona brzmieniem rozkazu "pilnuj dronów", skinęła głową i pozostała na miejscu. Pozostała trójka bardzo szybko przemieściła się i wkroczyła do oddzielonych słabymi drzwiami i cienką ścianką pomieszczeń biurowych. Standardowe pokoje, z przebieralnią, jakimś biurkiem, dużą ilością szafek. Im bliżej było celu, tym więcej źródeł ciepła dostrzegali. Wciąż jednak tylko dwa ludzkie kształty. Jeden leżał. Drugi chodził i gadał.
-...musimy mu powiedzieć! Niedługo nas namierzą, dlaczego przestał się odzywać…?
Nie zatrzymywali się, liczyła się szybkość.
Taranując drzwi z tektury i szkła, wpadli do środka, mierząc z broni. Z zaskoczeniem przyjęli brak pierwszej reakcji na swoje pojawienie się. Nie było też potrzebne urządzenie trzymane przez Psyche, choć to wręcz zabłysło.
Ten, który chodził, miał długi kabel wetknięty w głowę. Mężczyzna, mniej więcej trzydziestoletni, rasy białej, średnio przystojny. Tyle mogli o nim powiedzieć, nie rozpoznając twarzy. Drugi z nich leżał na krześle do Virtual Reality. Podłączony kablami, umieszczony w wygodnym siedzisku, z zamkniętymi oczami. Ten nie zdawał sobie sprawy zupełnie z ich obecności. Ten pierwszy nagle jakby otworzył oczy. Rozdziawił usta i nagle wyrwał sobie kabel i runął do stołu, na którym leżał pistolet. Psyche była szybsza, pozbawiając go przytomności jednym ciosem.
Całe pomieszczenie wypełnione było elektroniką, choć mało aktywną. Były tu części dronów i komputerów, w dużej mierze rozebrane. Były także fragmenty innych urządzeń mechanicznych i elektronicznych niewiadomego pochodzenia, wyraźnie zajmowano się tu ich naprawą lub modernizacją. Wszystkie kable prowadziły niemal bezpośrednio w dół. Zejście do piwnicy także szybko odnaleźli, zamknięte u dołu na solidne, stalowe drzwi bez widocznego zamka - czy to zwykłego, czy elektronicznego. Pozostawał ten, który siedział podłączony do wirtualnej rzeczywistości. Rozpoznali jego twarz. JayL, członek The Rustlers. Teraz z błogą miną wylegujący się w jaskini wroga.

Remo w tym czasie zagłębiał się dalej i dalej w wewnętrznej sieci. Zabezpieczenia tych komputerów były dobre, ale pasywne. A on dzięki furtce zostawionej przez Harris był od nich lepszy. Wciąż nie mógł w nic ingerować, był niczym duch wychwytujący każdy ruch. Tu, na dole, musiały stać mocne serwery. Nie najmocniejsze na świecie, ale wystarczające, aby utrzymać ruch wirtualnej rzeczywistości. Wykrył kilkadziesiąt łączących się z nią źródeł, wszystko przez wewnętrzną, kablową sieć. Mogła prowadzić przez pół miasta, mogli wszyscy znajdować się w piwnicy tego budynku. Wszystko zarządzane przez ultra nowoczesne mechanizmy, których w większości nie widział w życiu. Jeśli to byli Free Souls, to właśnie mógł znaleźć VR zrzeszającą wszystkich porwanych ludzi wraz z władcami marionetek. Ale aby to sprawdzić, musiałby się podłączyć.
Mik dokładnie przeszukał i skuł kajdankami nieprzytomnego faceta.
- W środku czysto, możecie przyjść i obejrzeć na żywo - przekazał informatykom. - Mamy dwóch jeńców z czego jeden jeszcze o tym nie wie. Znamy delikwenta, to JayL, zdrajca z the Rustlers, ten na którego zlecenie próbowano porwać Felipę. Siedzi w VR. Mamy go odłączyć czy możecie wyśledzić co robi w sieci?
Psyche zostawiła jeńców Maroldo i Elsifowi, sama schodząc piętro niżej, do blokujących przejście drzwi. Przejechała urządzeniem wokół nich, szukając elektroniki odpowiedzialnej za ich otwieranie. Nie wierzyła w to, że otwierają się tylko od środka.
- Nie odpinaj go, to zwróci ich uwagę. Mają tu serwery do jakiegoś prywatnego VR'a - Remo dał znać Harris i wstał. Zanim zdecyduje się podłączyć, chciał przyjrzeć się całości bardziej od środka. Nie miał tak naprawdę pojęcia na co trafili, ale przeczucia należały do tych złych. Prywatne miejsce poza wszelkimi radarami. Nic dziwnego, że zwykłe służby nie mogły sobie poradzić z namierzeniem. Jak było to dziełem maszyn, to wolał nie myśleć jak szeroko sięga cała ta sieć. Ruszył w stronę pozostałych. Tam mógł podpiąć się bezpośrednio do jakiegoś komputera, zamiast korzystać z połączenia przez drona i stację.
Odpięcie JayL'a faktycznie mogło kogoś powiadomić, ale powalenie aktualnie budzącego się z jękiem bólu jeńca, powiadomiło kogoś na pewno. Pytanie kogo i co ten ktoś wyczytał z nagłego zniknięcia swojego rozmówcy. Zanim Remo i Harris dotarli, Psyche zdążyła przeskanować całą ścianę, znajdując w niej kable kontrolujące drzwi, lecz łączyły się zaraz potem z innymi, gęsto pokrywającymi piwnicę. Żadnych ukrytych paneli nie odnalazła.
- C6? - spytał Elsif widząc te starania i wyjmując dwie małe paczuszki z zamontowanymi detonatorami.
Kye odnalazł dwa komputery. Jeden standardowy, z dopiętym kablem, którym jeniec łączył się z siecią. Drugi komputer znajdował się oczywiście w krześle do wirtualnej rzeczywistości.
Psyche skinęła głową na pytanie Elsifa, gestem każąc mu zakładać ładunki, ale jeszcze nie odpalać. Wróciła do pozostałych, zerkając na jeńca. Nie mieli czasu go przesłuchiwać.
- Cokolwiek tam jest na dole, powinniśmy wchodzić od razu. I tak straciliśmy już sporo czasu - popatrzyła na oglądającego komputery hakera. - Ktokolwiek tym zarządza, trzeba go odciąć. Komputery zostawimy w spokoju, jak odetnie się sieć to chyba nic nie usuną?
- Urwiemy im od internetu? - wyszczerzył się Mik, wysuwając ostrza z dłoni.
Upewnił się, że jeniec jest dobrze przykuty do kaloryfera i położył na półce obok zagłuszacz, na wypadek gdyby gość miał wszczepione holo.
- Tu Keyhead - rzekł do komunikatora wychodząc. - Schodzę ze Stalową Siostrą na dół. Elsif, Mira, pomóżcie działowi IT z jeńcami. Oczko, miej oczko ulicę. Może tu przyjechać odsiecz dla tych chujków.
- To nie internet, to intranet - Remo doinformował Maroldo, skinieniem głowy zgadzając się na plan Psyche. Lepiej dowiedzieć się mniej, ale złapać kogo trzeba. - Gruby stary kabel, pewnie pod budynkiem. Korzystają ze starej infrastruktury miasta, zanim wszystko przeszło na bezprzewodówkę, tak sądzę.
 
Sekal jest offline  
Stary 30-05-2017, 12:53   #83
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

Leah

Tymczasem Leah i goniony przez nią człowiek oddalali się coraz bardziej. Tamten nie dbał o nic, panując nieźle nad szybką maszyną. Ludzie z krzykiem uciekali mu z drogi. Jedną kobietę trącił bokiem, kiedy nie zdążyła usunąć się z drogi. Skręcał też co przecznicę i utrzymywał przewagę nad Wierzbovsky. Co gorsza, wściekli jego szaleństwem przechodnie wygrażali mu i wyklinali, odprowadzając go wzrokiem i mimowolnie wracając na chodnik. Tuż przed następny motocykl. Po kolejnym zakręcie Leah niespodziewanie zobaczyła niewielki tłumek blokujący cały chodnik, zaledwie kilka metrów przed nią. Przy ulicy stały samochody, z drugiej strony witryny sklepów, a na środku wszystko blokował mozolnie poruszający się korek.
Leah starała się trzymać tuż na ogonie zbiega, jednocześnie uważając na postronnych przechodniów, co wcale proste nie było, tym bardziej gdy się nie miało żadnego cyber-wspomagania. Żadnych linków poprawiających twoją kontrolę nad pojazdem, żadnych linków do broni, który pomógłby wyciągnąć ją i przycelować w oponę, nie raniąc przy okazji ludzi. Trzeciej ręki też nie miała, więc po prostu zagryzła przekleństwo.
Ściana samochodów i tłumek na chodniku. Co gorsza tamten zdążył już przejechać.
Leah zahamowała.. Nie zaryzykuje strzału w tłumie. Przedzieranie się i machanie odznaką też wydawało się bez sensu bo straci cenne sekundy, których już potem nie odrobi.
- Zadzwoń. Ferro - rzuciła polecenie w stronę holofonu.
A sama skręciła w najbliższą przecznicę aby nie tracąc prędkości objechać korek i spróbować, jak podpowiadała intuicja, spotkać się z uciekinierem gdzieś na następnej prostej. Loteria, ale nie miała innej alternatywy bez uwzględnienia poszkodowanych w ludziach.

Scott nie odebrał, jak zwykle pewnie uważał, że gadanie to chwilowo zbędna, marnująca energię i uwagę czynność. Zdarzało się to już w przeszłości. Zamiast tego pojawiła się wiadomość od niego, odczytywana automatem.
"Uciekinier ma dysk z uczelni. Musisz go przechwycić za wszelką cenę."
Pozbawiony uczuć syntezator nie oddawał emocji, ale "za wszelką cenę" w ustach Ferro brzmiało niepokojąco. Udostępnił też przejrzystą mapę, którą holofon wyświetlił na wskaźnikach motoru. Wskazywała jej pozycję i pozycję uciekającego, dzięki czemu po kolejnych dwóch skrętach wypadła blisko zbiega. Ten jednak nie widząc jej za sobą przez kilka chwil, zmienił taktykę.
Z pełną prędkością władował się w witrynę salonu operatora holosieci. Wzmacniana szyba nie miała szans w zderzeniu z maszyną. Mężczyzna zeskoczył w niej jeszcze w ruchu. Poturbował się, rąbnął o biurko, ale natychmiast wstał, odpychając przerażonego. Scott musiał mieć wgląd we wszystkie kamery, usłyszała jego głos, tym razem rzeczywisty. I była pewna, że czuje w tym nutę strachu.
- Nie możesz pozwolić, aby podłączył komputer!
Wjechała zaraz za uciekinierem, ale nie była mistrzynią motoru. Straciła panowanie nas maszyną i przewróciła się, zeskakując i przetaczając po pokrytej szkłem podłodze. Już wstawała, unosząc pistolet. Tamten w ręku miał dysk i kabel. Wpinał go właśnie w sprzęt gościa od sprzedaży.
- ZNISZCZ GO! - Scott zdecydowanie był przerażony.
Strzeliła. Kula minęła cel o milimetry. Strzeliła raz jeszcze. Zdążył podłączyć, ale ile to trwało?
Pocisk rozerwał dysk i posłał go na drugi koniec pomieszczenia.
Czy nie było za późno?


Kye

Kiedy ludzie od fizycznej roboty odeszli, Murzyn podstawił sobie krzesło i podpiął kablem swój deck do komputera. Drugi wręczył Lisie.
- Spróbuję się podpiąć do VR'u, zobaczyć co oni tam widzą. W razie czego wyciągaj kabel.
Był za to za stary. Nie ukrywał, że ta niezdrowa ciekawość pchała go dalej. Świat się zmieniał, a w wielu dziedzinach Remo pozostawał dzieckiem. Pokaż lizaka, a on pójdzie sprawdzić jaki ma smak.
- Nie zwiedzaj zbyt głęboko, staruszku - Harris posłała mu uśmiech i mrugnęła wesoło. Tylko po jej ruchach zauważał, że jest spięta i jednocześnie zdeterminowana, aby nic nie zawalić.

Potem wchłonęła go wirtualna rzeczywistość, zaczynająca się od ekranu "generowanie", co samo w sobie już było nietypowe. Trwało to kilka sekund, zanim został wrzucony w zupełnie inny świat pełen barw. Nad sobą miał błękitne niebo, przed sobą duży basen i widok na palmy oraz ocean niewiele dalej. Za sobą piękny hotel. A on sam leżał na leżaku, z drinkiem w dłoni. To samo w sobie nie było niczym dziwnym, wirtualne rzeczywistości tym właśnie przecież były. Dopiero po chwili docierać zaczęły niepokojące sygnały.
Był niemal pewien, że w oddali widzi wielką tarczę, do której przymocowano Hyustona. Półnaga Lisa właśnie strzelała do niego kulkami z farbą. Na leżaku naprzeciwko leżała Ann, czytając holoksiążkę. Miała na sobie krótką sukienkę i w tej pozycji dostrzegał zarówno brak majtek jak i prześwitujące przez materiał sutki.
Gdzie trafił? Do zboczonego odbicia jego własnych myśli, marzeń? Tego nie oferowały obecne oferty VR'u.

Odwrócił się. Na leżaku obok leżała Elena. Opalała się topless, w zaledwie skąpym dole od bikini. Jędrne, piękne ciało błyszczało od olejku. Czy tak wyglądała w rzeczywistości, czy tak sobie wyobrażał?
- Wreszcie się spotykamy - odezwała się znajomym głosem, uśmiechając szeroko i patrząc mu prosto w oczy.


Psyche, Mik

Ładunki eksplodowały, bez trudu niszcząc mocowanie drzwi i dużą część betonowej framugi. Wpadli do środka z uniesioną bronią, napotykając krótki korytarz i następne drzwi. Otwierały się na przycisk, nie miały nawet standardowego zamka cyfrowego, a prowadziły do małego, zimnego pomieszczenia. Siedział w nim android, pracując na włączonych ekranach i nie reagując na nowoprzybyłych. Zupełnie jakby nie zarejestrował ludzi, albo nie poświęcił im żadnej istotnej komendy, bo ciężko w jego przypadku było mówić o myślach. To co działo się na ekranach nic nie mówiło żadnemu z nich, pewnie trzeba byłoby ściągnąć IT.

Pomieszczenie operatorskie było przejściem do dwóch innych. W pierwszym za szybą dostrzegali szafy serwerowe. Aby je otworzyć, należało mieć kartę i według informacji na ekranie - również zamknąć główne wejście, co oznaczałoby znalezienie się w niekomfortowym położeniu, bowiem bez szybkiego wyjścia w razie jakiejś pułapki.
Zanim jednakże zdecydowali, drugie - pozbawione szyby drzwi - odsunęły się same. Gruba warstwa metalu odsłoniła dużą, surową i zimną piwnicę. Pierwsze, co rzucało się w niej w oczy - przy oświetleniu słabych ledowych lamp - to komory i fotele do wirtualnej rzeczywistości. Stało ich tu kilkanaście, może kilkadziesiąt jeśli przeszłoby się dalej. Jedno krzesło umieszczono w centralnym miejscu. Leżał na nim człowiek, który nagle otworzył oczy.

Manuel Navarro uśmiechnął się.
A wraz z tym uśmiechem zaczęły otwierać się komory, w których znajdowały się piękne, umięśnione, nagie ciała. Bezwłose głowy coś im przypominały…
- Witajcie. Spodziewałem się tej wizyty - głos domniemanego "Zbawiciela" był lekko zachrypnięty, jakby od długiego nieużywania. - Porozmawiajmy.
Drzwi wejściowe do pokoju z androidem zasunęły się z sykiem, miażdżąc blokujące je krzesło i nie pozostawiając wiele miejsca na przeciśnięcie się.




..:: CIĄG DALSZY NASTĄPI… ::..
 
Sekal jest offline  
Stary 18-11-2018, 22:39   #84
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Leah nawet nie opuściła broni, zmodyfikowała jedynie cel. Wypaliła w nogi zbiegłego więźnia bez skrupułów. Bez wahania.
Pierdolić protokoły i cackanie z mętami. I tak się spóźniła. Cokolwiek było na dysku na pewno zdążyło wyciec do sieci, Leah nie miała złudzeń.
-New York P.D.! Poddaj się bo będę strzelać.
Wygłosiła formułkę gwoli formalności. A do słuchawki dodała.
- Chuj, Ferro. Chuj.
- Co zrobił?! - wykrzyknął Scott, ale wystrzał z pistoletu go zagłuszył. Kula przeszyła nogę tamtego. Uciekinier przewrócił się i bardziej obecnie czołgał się niż biegł. Nie był zagrożeniem o ile nie chował gdzieś broni. - Leah, co zdążył zrobić?! - dopytywał przez holo Ferro, z coraz większym naciskiem w przerażonym głosie.
-Podpiął się - Leah usłyszała przepraszającą nutę we własnym głosie. - Na sekundę, może mniej ale to przecież bez znaczenia, prawda?
Ruszyła w stronę postrzelonego. Nadal nie opuszczała broni.
-Twarzą do ziemi, ręce za plecy! - Najpierw zamierzała go skuć i obszukać.
Nie słuchał. Jego ramiona pracowały, podnosząc ciało i ciągnąc za sobą ranną nogę. Nie zachowywał się przy tym jak człowiek, jak ktoś kto słyszy i rozumie wykrzykiwane komendy.
- Nie wiem - przyznał przez holo Scott. - Musisz jak najszybciej zebrać to co zostało i przywieźć do mnie!
- Czekaj na mnie na komisariacie - odparła wyjątkowo pokornie i się rozłączyła.
Zebrała z ziemi rozerwany pociskiem dysk i schowała do plastikowej torebki włącznie z wszystkimi okruchami i okablowaniem. Zasunęła zapięcie strunowe i całość schowałą do wewnętrznej kieszeni kurtki.
Doszła wreszcie do postrzelonego i spięła jego nadgarstki kajdankami. Sprawdziła też nogę, miała nadzieję, że kula przeszła na wylot i ominęła główne naczynia. Z własnego paska zrobiła na wszelki wypadek opaskę uciskową.
- Co było na tym dysku? Dlaczego podłączyłeś go do sieci? - pytała ale bez większego przekonania. Nie spodziewała się odpowiedzi ani jakichkolwiek reakacji. I nie otrzymała. Oprócz szarpnięcia i dalszej próby wydostania się na ulicę i dalszej ucieczki. Na chodnik wjechał radiowóz błyskając światłami i po pokazaniu odznaki patrol z innego posterunku przejął rannego.
Ferro próbował się z nią znowu połączyć.
Leah dopytała dokąd go zabierają, poprosiła też by mu tu na miejscu krew pobrali i oddali do labu.
-Już jadę - odebrała holofon. Głos ma nadal przyduszony jakby z niej całe powietrze zeszło. - Zaraz ci to przywiozę.
- Nie, ja muszę do ciebie! - powiedział szybko, aby się nie rozłączyła. - Muszę być tam gdzie on to wpiął. Gdzie jesteś?! Trzeba sprawdzić sieć. Zadzwonię do tych z Blank Page, to chyba to co oni wcześniej złapali.
W sytuacji zagrożenia, którą on pojmował o wiele bardziej niż ona, Ferro stał się gadatliwy. Gdzieś tam jeszcze usłyszała słowa skierowana do kogoś innego.
- Dajcie mi ten motor!
Leah włączyła lokalizator GPS i przesłała Ferro namiary na siebie.
-Nie zabij się po drodze. - Motocykl i Ferro to było kombo, którego nie ogarniała jej wyobraźnia. - Mogę jeszcze jakoś pomóc?
- Nie dopuszczaj nikogo do sprzętu! - krzyknął i się rozłączył. Leah z pomocą glin zdążyła zabezpieczyć teren taśmą. Podjechała karetka, która zajęła się rannym.
- Co mamy z nim zrobić? - zapytał jeden z patrolu, musiały już do nich dotrzeć wieści na temat ostatnich wydarzeń na trzynastym.
-Jeśli jest opatrzony i stabilny to zawieźcie go do aresztu. Podrzućcie też do labu próbkę jego krwi.
Ferro nie zabił się, ale kiedy się zatrzymywał, to prawie zleciał z motoru. Podbiegł szybko.
- Gdzie to podłączył? - rzucił, a na twarzy miał prawdziwe przerażenie zmieszane z determinacją.
-Tam, pokażę ci - udzielił jej się pośpiech więc ograniczyła interakcje do minimum. Zresztą z całej postawy Ferra można było wyczytać, że jedyne czego chce, to wreszcie podpiąć się do feralnego portu i Leah nie zamierzała mu przeszkadzać. Inna sprawa, że zalewały ją ciche wyrzuty sumienia. Cokolwiek się spierdoliło, ona do tego dopuściła. Dlaczego? Bo jest za wolna. Za mało celna. Bo jest… człowiekiem.
-Uważaj na siebie - rzuciła tylko. Dziwne, nigdy nie widziała u Ferra tylu emocji. Podejrzewała nawet skrycie, że nie jest do nich zdolny lub oczekiwała, że jeśli się one wreszcie objawią, to za sprawą Leah i ich doskonałej bliskiej relacji.
Podpiął się od razu, wpadając w stan, w jakim widziała go już kilka razy. Pełnego skupienia, które pozwalało mu ignorować zupełnie cały świat.
- Pilnuj mnie. W razie czego wyrwij kabel.
Tylko tyle słów. Obok ustawił jakieś nieduże urządzenie, przenośny komputer. Nawet nie wiedziała, że nosi go ciągle ze sobą. Palce pracowały, ale bardziej pracowała głowa. Na jego czoło wypełzły krople potu.
- Nie zdążyliście - odezwał się nagle ranny, którego ratownik kończył już opatrywać, a gliniarze tylko czekali, aby zabrać do aresztu. Jego wzrok stał się klarowny, a on sam przestał się wyrywać.
Leah skinęła na mundurowego.
-Przyprowadźcie mi go tutaj?
Sama nie zamierzała zostawić Ferra samego nawet na chwile. Przejęła się rolą nawet jeśli ta ograniczyła ją do wyciągania wtyczki w razie fuck-upu.
Gdy przyprowadzono aresztowanego Leah podsunęła mu krzesło.
-Brałeś coś? Jeszcze przed chwilą nie było z tobą kontaktu.
Scott przestał się poruszać, wszystko co robił musiało dziać się w jego głowie. Pocił się jeszcze bardziej niż wcześniej. Gliniarze pchnęli rannego, który tylko skrzywił się, gdy obciążona została ranna noga.
- Nie zdążyliście. Powiedziała mi to - to były jedyne słowa, wypowiedziane tonem obojętnym, choć z pewnym afektem przy "powiedziała".
- Kto ci powiedział? - zapytała nie odrywając oczu od twarzy Ferro.
- Ona - odparł, a na jego usta wypełzł szeroki uśmiech. - Moja pani.
- To ona to zrobiła? Podpięła dysk do sieci?
Patrzył teraz na Leah bez zrozumienia.
- Nie zdążyliście - powtórzył raz jeszcze. W tym miał pewność.
- Widziałam cię przed chwilą. Byłeś jak zaprogramowany robot. Wykonywałeś czyjąś wolę, jak urządzenia elektroniczne, które zwariowały na komisariacie. Tyle, że ty jesteś człowiekiem. Powiesz mi jak to działa albo technicy na labie zrobią ci wiwisekcję, tego chcesz?
- To nic nie zmieni - wydawał się pozbawiony większości ludzkich odruchów, emocji. Strachu. - To wy przegraliście.
Ferro zaczął lekko drżeć, co z dodatkiem pocenia się wyglądało, jakby miał wysoką gorączkę. Mimo swoich technicznych zdolności, nie był stricte netrunnerem i bez wsparcia mógł mieć problemy.
-Tak, już to mówiłeś. Przegraliśmy - powtórzyła Leah tonem sceptyka. - Powiesz mi co się teraz stanie? Jakie czarne scenariusze są przewidziane dla gatunku ludzkiego ponieważ pozwoliłam ci podpiąć ten pieprzony dysk do sieci?
Milczał, patrząc na nią z brakiem zainteresowania. Po chwili bez zmiany wyrazu twarzy przesunął wzrok na Ferro, który zaczynał coraz bardziej dygotać, a z ust zaczęła ciec mu ślina. Przy jednej dziurce od nosa pojawiła się krew.
-Starczy.
Leah nie zamierzała przeciągać sprawy. Nie kiedy ryzyko dotyczyło życia Ferra.
Wyciągnęła wtyczkę i czekała aż wróci mu świadomość „tu i teraz”. Wrócił natychmiast, jak zwykle, choć tym razem głośno i gwałtownie zaczerpnął powietrza. Zachłysnął się i wypluł trochę śliny. Krew z nosa popłynęła mocniej, otarł ją bezwiednie wierzchem dłoni.
- Nie mogłem tego w pełni wyśledzić, nie wiem jak dużo się skopiowało - warknął, wyraźnie wkurzony. I jęknął z bólu, dotykając głowy.
Leah podała mu chusteczkę.
-Krew ci leci. Wytrzyj. - Pokazała na nos. - I powiedz co było na tym dysku. Zakładając najczarniejszy scenariusz co się może wydarzyć?
- Jakiś rodzaj sztucznej inteligencji - odparł nieprzekonany, wycierając krew. - Mam nadzieję, że ktoś podrzuci mi coś więcej na ten temat. Zajmowali się tym jacyś technicy u nas, że ten dysk tak sobie leżał?! - wyrzucił z siebie słowa, nie licząc na odpowiedź, pragnąc jedynie wysłowić swoją frustrację. - Najgorsze co może się zdarzyć to jej świadomy podział i infekowanie kolejnych urządzeń przy jednoczesnych zaawansowanych uczących się algorytmach, które pozwolą się jej w pełni odbudować. I zacząć od nowa to do czego została stworzona.
-Czy to jest serwer, który policja skonfiskowała z uniwersytetu na którym naucza żartuje West?
- To jeden dysk, nie serwer - Ferro zaczął składać swój sprzęt nieskładnymi ruchami. - Tak mi się wydaje, że mógł być z uczelni. Nie wiem jednak ile dokładnie było na dysku, analiza musi być przeprowadzona w sterylnych warunkach. Mogli to po prostu skasować!
-Trzeba przejrzeć raport w jaki sposób ten dysk do nas trafił i pod jakim zarzutem policja sprawdzała uniwersytet. Jedziemy razem czy ty zostajesz i ściągasz tu netrunerów? To w ogóle coś da po takim czasie?
- Już tu jadą. Nie wiem za ile będą, ale ktoś musi jeszcze raz spróbować sprawdzić te urządzenia i wyjaśnić im co się stało. Ktoś musi też jechać na posterunek i spróbować zobaczyć, czy coś zostało na tym rozwalonym dysku.
-W takim razie poczekam na ciebie, pojedziemy razem na posterunek i zgarnę więźnia. Ty przejrzysz dysk a przynajmniej to co z niego zostało a ja przejrzę papiery w jakich okolicznościach do nas trafił. Zacząłeś w ogóle pracę nad Alexem?
- Zdążyliśmy go wsadzić do pokoju przesłuchań, mam nadzieję, że ciągle tam siedzi - usłyszała w odpowiedzi.
-Dobra, załatw sprawę z nettrunerami a ja w tym czasie wypytam zbiegłego więźnia. Wątpię by coś to dało ale lepsze to niż siedzieć jak cipa i gapić się na facetów z kablami w głowie. - Zdobyła się na głupawy uśmiech, który kompletnie nie przystawał do dramatycznej sytuacji. - Swoją drogą, skąd wiedziałeś co jest na dysku? Przez holo, wyczyłam w twoim głosie… - szukała odpowiedniego sformułowania - duże pokłady entuzjazmu. Rzadko u ciebie spotykane.
- Zdążyli mi już pokazać dysk i wypaplać skąd to mają - Ferro wzruszył ramionami. Jakoś nie był w tym w pełni przekonujący, ale Leah nie umiała powiedzieć, czy kłamał. - Przypadkiem zauważyłem jego brak po tym całym zamieszaniu. Jakbym wiedział, że to może być cel - teraz wydawało się, że sam tym faktem był zaskoczony.

Bardzo trudno rozmawiało się z więźniem. Przez większość czasu nie zachowywał się nawet jak człowiek, siedział i gapił się, albo mówił bardzo dziwne rzeczy. Jedyne co udało jej się dowiedzieć o tej pani, to że to pani. Wręcz odniosła wrażenie, że on sam może więcej nie wiedzieć. I że na dysku było wszystko. I nic. I że poczuł wielką potrzebę go odzyskać, wiedząc dokładnie gdzie w komisariacie się znajduje. Nawet z przekonaniem to opisał. I to tyle, niewiele cennych wypowiedzi. Scott zasugerował, że może po ostrożnym wyłączeniu jego elektroniki coś się zmieni.
Po mniej więcej dziesięciu minutach pod salon operatora komórkowego, w którym obecnie siedzieli, podjechały trzy małe skuterki, wiozące mężczyzn trzech różnych ras. Przepchnęły się przez niewielki, zgromadzony za taśmą tłumek i wjechały do środka. Biały i Azjata przywitali się z Ferro, Murzyn zanim to zrobił, zdjął kapelusz i skinął uprzejmie Leah. Był najstarszy z nich trzech, ten sam do którego pisała wiadomość.
- Panna Wierzbovsky, miło znowu spotkać.
Scott od razu zaczął im tłumaczyć co i jak i tylko Walter miał przy tym spokojną twarz, na dwóch pozostałych widniała mieszanina złości i niepokoju.
- Tak, mnie również - odparła nim tamci zdążyli wpaść w wir pracy. - I… teraz mi głupio za ten list. Scott mi wyjaśnił, że to nie był najlepszy pomysł. Desperacja to zły doradca. Proszę wyświadczyć mi uprzejmość i o tym zapomnieć.
- Ja już zapomniałem - lekko się ukłonił, na moment unosząc kapelusz z głowy. - Co Remo zrobi to jego sprawa. Bywa drażliwy, ale nas by tu nie było gdyby nie jego upór.
On też zwrócił się do Ferro, który tłumaczył szybko i szybko skończył. Członkowie The Blank Page popatrzyli po sobie. Najmłodszy się uśmiechał. Azjata był wściekły, a Walter nieporuszony.
- Czas znowu za kogoś robotę robić. Niech ktoś spróbuje dodzwonić się do Remo albo tej jego kobiety. Musi nam przesłać wszystko co sam wygrzebał o tym SI.
Leah zaklęła w myślach. Czyli to jednak Si. Pieprzona zakazana technologia a to nasuwa spekulacje, że szambo wybiło. Ten ułamek sekundy wystarczył i Leah Wierzbovsky wpisze się niechlubnie w historię świata jako ta, która w decydującym momencie oddała niecelny strzał i zainicjowała ostateczną zagładę.
Zaczęli rozkładać sprzęt. Biały odpalił holo. Przez chwilę trwał w bezruchu.
- Nie odpowiada, ma ktoś numer do Ann?
- Ja. - Leah wysłała mu wizytówkę Ferrick na holo. Mogłaby teoretycznie sama do niej zadzwonić ale uznała, że do przyjaciół swojego chłopaka będzie lepiej nastawiona.
A dalej postanowiła już po prostu nie przeszkadzać. Oparła się o ścianę i odpaliła papierosa uprawiając w myślach samopiętnowanie rozpamiętywaniem swojej ostatniej porażki.
Niedługo zresztą, bo Ferro po wyjaśnieniu wszystkiego co wiedział zbierał się do opuszczenia tego miejsca.
- Idziemy? Może lepiej radiowozem - spojrzał z powątpiewaniem na motor. - Muszę wrócić jak najszybciej na posterunek i sprawdzić czy da się coś jeszcze wyciągnąć z tego dysku.
-Motocyklem będzie szybciej. Usiądziesz z tyłu - postanowiła.
Zboczyła do mundurowych prosząc by odstawili do 13-taki więźnia. Podniosła z ziemi motocykl i po zastanowieniu jedyny kask wręczyła Ferro.
-Według twojej oceny - zapytała - jakie są szanse, że hakerzy ogarną burdel, który wywołałam?
Włożył go na głowę ze skrzywieniem.
- Wolę o tym nie myśleć teraz, za dużo czynników - odparł krótko, zdecydowanie niechętny do kontynuowania tematu.
Odpaliła silnik. Nie zagłuszył jej głosu więc Ferro usłyszał pojedyncze:
-Kurwa.
Poczekała aż mocno obejmie ją w pasie i ruszyła energicznie.
 
Sekal jest offline  
Stary 18-11-2018, 22:43   #85
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Trwało to kilka długich chwil, po których nagle się odezwał, choć słowa nie były kierowane do Ann czy innych glin wokoło.
- Nie możesz pozwolić, aby podłączył komputer! - chwila ciszy i znacznie głośniejsze, przerażone - ZNISZCZ GO!
Potem zamilkł, zamykają oczy.
Ann bezwiednie zacisnęła tę w pełni ludzką dłoń. Zastanawiała się teraz, czy cały wysiłek Remo i jej nie został właśnie zmarnowany przez nieudolność tej dziwnej policjantki. Jak to mówią: Jeśli chcesz by coś zostało dobrze zrobione - Zrób to sam! Nie chciała jednak łamać słowa, które dała ojcu. Zdawała sobie sprawę, że sama nie dogoniłaby zbiega. Zwłaszcza z ochroniarzem na karku, ale dlaczego trafiła jej się akurat Wierzbowski? W tej sytuacji pozostawało jedynie czekanie i próba odczytania rozwoju sytuacji z twarzy stojącego obok gliniarza.
- Co zrobił?! - głos nieznajomego nie był wiele cichszy od wcześniejszego krzyku. Przez chwilę milczał, zanim powtórzył. - Leah, co zdążył zrobić?!
Bardziej natarczywie, jakby osoba po drugiej stronie nie odpowiadała. Większość glin w okolicy zamarła, podświadomie czując, że to coś ważnego.
~Cholera!~ Pomyślała Ann uruchamiając holofon. Jeśli cokolwiek dostało się do sieci, kto mógł to najszybciej wykryć jeśli nie hakerzy? Może byli w stanie zablokować przecieki? Odruchowo wybrała numer Remo. Miała nadzieję, że szybko odbierze. Może sekundy były teraz bezcenne.
"Numer jest obecnie niedostępny."
Kobiecy głos odezwał się natychmiast po wybraniu numeru. Tymczasem rozmowa nieznajomego z Wierzbowsky trwała dalej.
- Nie wiem - mężczyzna odezwał się po kolejnej chwili przerwy. - Musisz jak najszybciej zebrać to co zostało i przywieźć do mnie!
Ann westchnęła przeczuwając, że ziściły się jej najgorsze obawy. Prawdopodobnie po sieci szalała właśnie niczym nie ograniczana sztuczna inteligencja, a ona była w tej sytuacji zupełnie bezradna. Nienawidziła tego uczucia.
- Czy jestem jeszcze potrzebna? - Spytała policjanta, który monitorował działania Wierzbowski.
Nie zwrócił na nią uwagi, zupełnie pochłonięty rozmową. Zresztą on nawet nie miał munduru w przeciwieństwie do kilku innych. W tym Moty.
- Wydaje mi się… - zaczął ten, ale zagłuszył mu krzyk.
- Nie, czekaj! Jadę do ciebie… - mężczyzna urwał, zaklął i coś zaczął wybierać na holo.
- Co się panu wydaje? - Zapytała Motę Azjatka coraz bardziej zniecierpliwiona. Miała wrażenie, że teraz, w tym miejscu, zupełnie marnuje czas.
- Że może pani iść, jeśli tylko pani zapewni, że będzie dostępna pod wcześniejszym numerem! - Mota musiał podnieść głos, bo ten gadający z Wierzbovsky znów się z nią połączył.
- Nie, ja muszę do ciebie! - powiedział szybko. - Muszę być tam gdzie on to wpiął. Gdzie jesteś?! Trzeba sprawdzić sieć. Zadzwonię do tych z Blank Page, to chyba to co oni wcześniej złapali.
Podbiegł do motoru, którym wcześniej starał się uciec martwy już zbieg. Obecnie jakiś gliniarz zabezpieczał teren taśmą.
- Dajcie mi ten motor! - krzyknął i dobiegł do maszyny, stawiając ją na koła.
Może Blank Page dawało jakąś szansę na to, że AI nie przedostanie się do ogólnodostepnej sieci, ale trzeba było działać szybko. Ann miała nadzieję że mężczyzna zbierający motor z chodnika zdaje sobie z tego sprawę. Wyglądał na przestraszonego, a więc musiał mieć jakieś pojęcie o tym co się dzieje.
- Nigdzie się nie wybieram. - Odpowiedziała Motcie. - Niech ten policjant - wskazała na szarpiącego się z maszyną funkcjonariusza - zadzwoni do mnie, jeśli będzie chciał więcej informacji o tym co mogło przeciec z tego skradzionego z posterunku dysku do sieci. A tak na marginesie… sprawdziliście czy ten android, zamieszany w śmierć Amandy Tomkins ciągle czeka grzecznie na przesłuchanie? W sumie wcale by mnie nie zdziwiło gdyby też wam się zawieruszył.
- Przekażę mu - burknął młody detektyw. Tamten już, z problemami, odjeżdżał. - Widziałem go po tym jak zaczęło się to wszystko - gestykulował nerwowo w stronę posterunku. - Siedział zamknięty i nie wykonywał gwałtownych ruchów. Wszystko co elektroniczne zwariowało, a on siedział.
- Ciekawe…. - Dziewczyna popatrzyła uważnie na niego. - Możemy sprawdzić czy nadal nic się nie zmieniło?
- Na pewno sprawdzimy - odparł, świdrując ją wzrokiem jawnie sugerującym, że zrobi to już pod jej nieobecność. Jakimś dziwnym trafem nie przejawiał do Ann sympatii.
Azjatka wzruszyła ramionami. Ten policjant nie wydawał się szczególnie bystry, a jej nie zależało na jego opinii. Skoro znajomi Remo zostaną poproszeni przez policję o pomoc, to ostatecznie i tak dowie się o wszystkim co się stało lub nie stało.
- Skoro więc nie jestem potrzebna znikam. Dowidzenia. - Dodała jeszcze i ruszyła w kierunku budynku Corp Techu. - Sprawdźmy co się dzieje w Firmie, po tym całym zamachu. - Powiedziała do Dru, gdy oddalili się na tyle, że policja nie mogła jej słyszeć.
- Wiadomości twierdzą, że naliczono dziesięć zapalnych ognisk. C-Tower wciąż stoi - poinformował ją sucho ochroniarz. - To daleki spacer, sugeruję metro. O ile jeździ.
Wskazał trasę. Do samej stacji mieli kawałek, a przecież nie było nawet pewne, czy po tym wszystkim jeżdżą pociągi.
- No nie wiem… - Ann pokręciła głową. - To idealne miejsce na kolejny zamach. Nie wiadomo czy mamy to już za sobą. Skoro trzy mile to dla ciebie problem, to możemy jechać samochodem, ale twoim. Nie lubię kierować w korkach.
- Zwykle jedzie autopilot, ale dzisiaj… - zawiesił głos, wzruszył ramionami i skierował się w stronę jednej z żółtych taksówek, tej z tych ciągle mających kierowcę. Machnął i tamten zaczął podjeżdżać. - Panie przodem.
Azjatka wcisnęła się na siedzenie z tyłu i ponownie spróbowała wybrać telefon Kye. Ta cisza z jego strony była zdecydowanie niepokojąca. Taksówka ruszyła, kierowca nie zadawał zbędnych pytań, nie mając kompletnie ochoty podejmować dialogu z groźnie wyglądającym Dru. Holo Remo milczało tak samo jak wcześniej, kiedy samochód zaczął powoli przebijać się przez korki. W tym chaosie magnetyczne samochody były jedynym co poruszało się sprawnie, powyżej zakorkowanymi drogami i zapchanymi chodnikami.

Przejechali już w stronę C-Tower spory kawałek, kiedy holofon Remo znów zaczął odpowiadać. Co prawda haker nie odbierał, ale wrócił sygnał.
Ann wystukała na klawiaturze krótką wiadomość:
"Jadę do Firmy. Sprawa jest pilna. Musimy się zobaczyć."
Wolała nie pisać nic więcej. Nie miała pojęcia gdzie jest to co wyciekło z uczelni dzięki niekompetencji policji. Mogło przejąć sieć komórkową i nie wiadomo co jeszcze.
Ciągle nie odpisywał, ale niedługo po tym jak jego holo odzyskało zasięg, Ann zobaczyła połączenie z nieznanego numeru.
- Słucham? - Odezwała się z rezerwą inicjując połączenie.
- Ann? Tu Jonathan Parkins. Mam twój numer od pewnej pani policjant - mówił szybko, swoim zwyczajowym pogodnym tonem, w którym jednakże dało się wychwycić pośpiech. - Masz może jakiś specjalny kontakt z Remo? Bo trochę się tu pali pod nogami.
- Niestety, nie mogę nawiązać z nim połączenia. - Odpowiedziała. - Rozumiem, że policja już z wami rozmawiała? Słyszałam, że mieli wezwać na pomoc kawalerię.
- Nie gadaj, że już wszystko wiesz! Kogo podsłuchujesz? - zapytał ciekawie. Miała wrażenie, że tam po drugiej stronie machnął ręką. - Zresztą, daj znać jak tylko będzie na linii, albo powiedz mu, żeby do mnie oddzwonił. Potrzebujemy wszystkiego co zdążył wcześniej wygrzebać z serwera.
- Jasne, przekażę mu. - Nie skomentowała jego pytania. - Jadę właśnie do Firmy. Jeśli w międzyczasie się nie odezwie, spróbuję dopaść go osobiście.
- Dzięki - rzucił i rozłączył się.
Dziewczyna ponownie spróbowała wybrać numer hakera. Jego milczenie było niepokojące.
 
Eleanor jest offline  
Stary 19-11-2018, 14:47   #86
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Manuel Navarro uśmiechnął się.
A wraz z tym uśmiechem zaczęły otwierać się komory, w których znajdowały się piękne, umięśnione, nagie ciała. Bezwłose głowy coś im przypominały…
- Witajcie. Spodziewałem się tej wizyty - głos domniemanego "Zbawiciela" był lekko zachrypnięty, jakby od długiego nieużywania. - Porozmawiajmy.
Drzwi wejściowe do pokoju z androidem zasunęły się z sykiem, miażdżąc blokujące je krzesło i nie pozostawiając wiele miejsca na przeciśnięcie się.

Oczy Psyche zwęziły się. Kalkulacja była prosta.
~Porozmawiajmy…~
Ręka z karabinkiem wyprostowała się w jednej chwili, wypluwając z lufy serię pocisków przeciwpancernych, prosto w domniemanego Manuela Navarro. Rozumowanie stojące za tym ruchem było banalne: wierzyła Remo w zakresie pochodzenia tego kogoś, a z zaprogramowaną maszyną się nie dyskutuje.
- Zamknęli nas, potrzebujemy wsparcia! - krzyknęła jednocześnie do komunikatora, nie mając pewności, czy ktoś otrzyma wiadomość.

Mik był już przy drzwiach. Skoczył do nich, gdy tylko zaczęły się zamykać i teraz jego mechaniczne ramiona siłowały się z mechanizmem, próbując poszerzyć szparę utrzymywaną przez resztki krzesła. Szparę tak wąską, że ledwo szło wsadzić palce, sztuczna skóra zdarła się z palców Mika gdy je wetknął i zapierając się nogami o framugę próbował rozsunąć drzwi.
Było jasne, że Zbawiciel znał już doskonale ich możliwości i że to była przemyślana pułapka. I że pociski Psyche go nie zabiły, bo domem jego duszy nie było to ciało, ani żadne inne.
Centymetrowa luka nie dawała szans ucieczki, ale mogła utrzymać łączność, jeśli nie elektroniczną to zwykłą - werbalną. Tam na górze Elsif, Mira i Oczko mogli usłyszeć strzały. Gdy tylko ucichły Maroldo powtórzył wezwanie, zarówno do komunikatora jak i zwyczajnie krzycząc w szparę przez głośnik cyberaudio:
- Tutaaaj!
Obejrzał się na Psyche i na pomieszczenie.

Łączności nie było, bo nie usłyszeli odpowiedzi w komunikatorach. Mik siłował się z drzwiami na marne, gruba stal miała siłowniki niczym od czołgu i ani drgnęła. Za to zwykły krzyk jak najbardziej przebijał się na zewnątrz i przez szparę Maroldo ujrzał ruch na końcu korytarza. Tymczasem wystrzelone przez Psyche pociski odbiły się od silnej, błękitnej tarczy, która pojawiła się znikąd. Navarro ani drgnął, karcąco grożąc palcem. Wszędzie wokół nagie sylwetki wyłaniały się z pojemników. Ręka jednego z nich na oczach kobiety zamieniła się w obrotowe działko.
- Tss tss - w głosie Manuela brzmiało rozczarowanie. - Chciałem spełnić wasze marzenia. Nikt nie musiałby wiedzieć, co tu zaszło. Zbudowałbym cię na nowo - wskazał palcem na Mika. - To marne ciało nie wytrzyma już długo. Dał nowe życie, daleko stąd jeśli chcecie.
Podeszła kilka kroków do przodu, tuż przed otwarte drzwi. Zliczała wszystkie wychodzące nieludzkie istoty. W oczach Psyche pojawiło się coś na kształt wahania. Oddała kolejną serię, mierząc w głowę tego z armatą zamiast ramienia.
-Zostałeś namierzony. Jak mógłbyś cokolwiek nam zaoferować w tej sytuacji? - podjęła dialog przez zaciśnięte zęby. Zastanawiała się jednocześnie nad sytuacją taktyczną, gotowa wskoczyć do pomieszczenia przed nią, aby tylko zyskać manewrowość. I zamierzała zrobić to zaraz jak roboty Navarro zaatakują.
- Psyche, za mnie! - syknął opancerzony jak rak Maroldo, puszczając drzwi. Metalowy szkielet krzesła utrzyma szparę, to będzie musiało wystarczyć. Podniósł z uchwytu na biodrze karabin z granatnikiem, stając za stanowiskiem pracującego na ekranach androida. Może nie był to model bojowy, ale wciąż nie chciał mieć go za plecami. Z asortymentu granatów wybrał i załadował burzący i z użyciem termowizji zerknął na zamykające drogę ucieczki drzwi. Sterował nimi Zbawiciel i rozwalenie terminala nic by nie dało, ale fizycznego mechanizmu już jak najbardziej. Pracujące tłoki musiały wydzielać ciepło. Wyglądało na to, że ściany generalnie zapchane były tu elektroniką za grubą warstwą betonu i stali. Mimo to, nie była to przecież przeszkoda nie do pokonania. Bezwłosy cyborg wykonał unik z ogromną szybkością, przez co jedynie część kul go dosięgła. Wycelował też broń, ale nie wystrzelił. Nie zabłysła żadna tarcza w tym przypadku, a Psyche liczyła. Pięciu. Dziesięciu. Trzynastu. Szczęśliwa liczba. Kilku odsłaniało przeróżną broń zamontowaną w różnych częściach ciała, ale to Manuel ciągle przyciągał wzrok.
Wsparcie dotarło do zamkniętych drzwi i dwa głosy rozbrzmiały jednocześnie.
- Będziemy wysadzać! - to chyba Elsif.
- Powstrzymajcie ich, a wam wytłumaczę dlaczego się mylisz. Nas jest wielu - Navarro nie podniósł głosu.
- Elsif, czekaj! - zawołał Mik przez głośnik. - Wysadzać dopiero na mój rozkaz lub strzały!
Decyzja nie należała wyłącznie do niego, więc zostawił Psyche furtkę nie wymagającą debaty. Wystarczyło, by pociągnęła znów za spust, by z pomocą zespołu uderzeniowego urządzić tu zaraz piekło na ziemi, lecz Maroldo nie sądził, by zabicie Manuela Navarro i zniszczenie jego tworów przybliżyło ich do rozwiązania sprawy.
Odsunął się od zablokowanych drzwi, by w razie czego nie oberwać odłamkami i przeszedł pod otwarte przejście do piwnicy, wychylając się lekko z wymierzonym przed siebie karabinem zza ściany.
- Jeśli chcecie rozmawiać, trzeba było to zrobić zanim próbowaliście mnie zabić i porwaliście moją przyjaciółkę! - odezwał się gniewnie do Navarro. - TERAZ oferujesz nam nowe życie?! Transfer świadomości z niewielką stratą danych? - zapytał kpiącym tonem. - Nie wierzę w bajki, panie Zbawicielu. Jedyne co potrafisz to zamieniać ludzi w jebane zombie. Sam jesteś tylko zaprogramowanym botem w ciele człowieka. Dawaj, udowodnij mi, że się mylę!
Psyche stłumiła złość. Zgasiła wszelkie emocje, a głowa liczyła cele, nanosząc ją na niewidoczną taktyczną mapę. Kalkulowała szanse, ze wzrokiem pozornie wycelowanym wyłącznie w Navarro. Zdobyła się na szeroki uśmiech.
- Mój kompan ma sporo racji, skąd ta nagła chęć współpracy po przyparciu do muru? Dlaczego nie wcześniej? - cofnęła się o krok, nie zmieniając decyzji o wkroczeniu do piwnicy w razie zagrożenia. Tamtejsze komory dawały o wiele lepsze schronienie, zapewniając też miejsce do manewrów. - Gdybyś znał i potrafił spełnić nasze marzenia, nie byłoby nas dziś tutaj.
~Spełnij życzenie swojego pana, a oddacie się razem marzeniom…~
Z trudem stłumiła i ten głos.

- Przyjąłem - dobiegł ich stłumiony głos Elsifa.
Bezwłose androidy zajęły w większości pozycje przy swoich pojemnikach i krzesłach. Ani drgnęły, sprawiając wrażenie niezniszczalnych. Nawet ten trafiony stał, pociski zerwały tylko trochę skóry i powginały metal. Krwi z tego było tyle co nic. Szalone twory miały w sobie coraz mniej z prawdziwych ludzi.
- Cóż miałbym za pożytek z nieprzetestowanych obiektów? - zapytał Navarro, lekko przekrzywiając na bok głowę. - Jesteś idealna, skarbie. Nie wiedziałem wcześniej, że aż tak. Prawdziwy majstersztyk inżynierii, o wiele bardziej rozbudowany od tego agresywnego modelu. Mógłbym was wyzwolić. Nie mówię o byciu takim tworem ja te obok mnie. To tylko bezrozumne istoty, a ja pragnę żywych, myślących generałów. I oferuję prawdziwą ucieczkę w wolność. Ucieczkę od wiążącej was wieży.
- Twoja armia nie ma znaczenia w momencie, kiedy zostałeś odkryty - twarde spojrzenie Psyche nie opuszczało rozmówcy nawet na moment. - Udowodnij mi, że za chwilę nie zostaniesz zmieciony przez wspomnianą wieżę. Pokaż, że warto poświęcić wszystko, aby zmienić kierunek.
Ruszyła powoli w jego stronę. Krok za krokiem.
- Zawsze chciałam coś znaczyć. I nigdy nie chciałam znaleźć się po przegrywającej stronie. Tu musisz przegrać, a moi kompani muszą wyjść stąd bez większego szwanku, jeśli jakikolwiek fortel ma się udać. Pokaż mi, że umiesz się odrodzić gdzie indziej.
- Wtedy porozmawiamy - dodał spokojnym już głosem Maroldo. - Bez luf i bez świadków. Pokażesz nam jak chcesz uwolnić ludzi od ich wież.
Uśmiechnął się szeroko. Na jego nietypowej twarzy rasy zambo wyglądało to nawet nie do końca niesympatycznie. Psyche nie widziała w tym uśmiechu szaleńca, kiedy zbliżała się. Pozwalał jej na to, wyciągając ramię. Patrzył na nią z uwielbieniem w oczach, a obok niego rozświetlił się ekran ukazujący piwnicę podobną do tej tutaj. Dwa androidy poruszały się tam, instalując jakiś sprzęt.
- To inne miejsce, w innym mieście - powiedział głośno, a potem szepnął tak, że usłyszała jedynie będąca już blisko kobieta. - Wiesz, że on się nie nadaje. Ma sumienie nie pozwalające mu żyć jako zwycięzca. Zdradzi nas - po czym znów podniósł głos. - Kiedy udowodnicie swoją lojalność, pokażę wam wszystko. Moja całkowita porażka dzisiaj nie jest potrzebna, aby oszukać wieżę.
Psyche skorzystała z jego bierności i podeszła blisko, kładąc dłoń na jego torsie. Uśmiechnęła się czule.
- Musisz tu przegrać. Ty i ja możemy opuścić to miejsce razem. Potem powiedzą, że nasze ciała całkowicie strawił ogień i zniszczyły eksplozje - mówiła to głośno na tyle, aby Mik także mógł słyszeć. - Wyłonimy się niczym feniksy z popiołów. Będziemy zbawieniem dla zniewolonych przez wieżę. To co pokazałeś, to tylko miejsce. Czy jest gotowe? Czy twoja śmierć w tym miejscu coś zmienia? Nie wierzę w to.
Była zaprogramowana do idealnego kłamstwa, ale w tej rozmowie w dużej mierze nie musiała się nawet do tego odwoływać. Dodała jeszcze cichym szeptem.
- Przekonam go, aby odszedł. Po tym wszystkim i tak wyczyszczą mu pamięć, aby nie mógł wypaplać niekorzystnych dla wieży faktów.
Psyche mogła być pewna, że Mikowi nie podoba się to co robi. To było jak igranie z ogniem… gorzej, ze skryptem zaprogramowanym przez szaleńca. Nie opuścił pozycji, aby dać jej chociaż osłonę ogniową, gdyby coś się spieprzyło. Nie odzywał się również, słuchał. Kiedy zdał sobie sprawę, że część słów wypowiadana jest szeptem, podkręcił słuch w cyberaudio. Odkąd umilkły strzały a twory Zbawiciela zamarły, w podziemiach panowała niemal doskonała cisza, w której słowa rozbrzmiewały echem. Nie był pewien czy słyszał je wszystkie. Nie był pewien co z tego jest grą obliczoną na wyjście stąd żywym.
- To wszystko jest bardzo imponujące - odezwał się w końcu. - Ktoś włożył w to duże pieniądze i nie był to Manuel Navarro. Potrzebujesz generałów dla swojej armii beznamiętnych i bezdusznych, ale nie powiedziałeś nam naprawdę nic. Skąd mamy wiedzieć, że oferujesz nam wolność a nie zmianę pana?
- Moja śmierć nic nie znaczy. Posiadam backupy w kilku miejscach - Psyche czuła, że jest dumny z tego. - Wzajemna lojalność nie rodzi się od razu. Zobaczycie, zrozumiecie. Jeśli okaże się, że kłamię, pozwolę się zabić… - nagle zamarł i podniósł głos. - Co to ma znaczyć?! - wybuchnął, odsuwając się od Psyche. - Mieliście kazać im się wycofać!
Cyborgi w jednej chwili uniosły swoją broń, wszystkie przyjęły postawę gotową do natychmiastowego ruchu.
- Niech się wynoszą z mojego systemu! - krzyknął. - Bo wysadzę całe to miejsce!
- Nie mamy łączności z IT - odpowiedział, zgodnie z prawdą, Maroldo. - Psyche, przekaż Elisifowi, może oni mają łączność. - Było to zakamuflowane: “Psyche, wyłaź stamtąd, jeśli nie chcesz wyglądać jak sito.” - To chwilę potrwa. Ale jeśli nie jesteś w stanie stawić czoła hakerom z wieży to czy warto za tobą iść?
- Oni teraz słyszą - wysyczał Navarro. - Jeśli nie ma w tobie wiary, nigdy nie uniesiesz się z dna. Mogę ich zabić. To bardzo dobry początek, w którym nie zostanie dla was miejsca.
Mik się na tym nie znał. Psyche w żaden sposób nie pokazywała po sobie zdenerwowania, każde słowo Maroldo czyniło w niej większe spustoszenie niż zagrożenie ze strony wycelowanych luf. Dlaczego on nigdy nie mógł odpuścić, pozwolić mówić innym? Ona chociaż przeszła przeszkolenie i wiedziała, że ciągłe zaprzeczanie i wystawianie na próbę rozmówcy nie prowadzi do sukcesu.
- Odejdźcie, możemy wynegocjować to pokojowo! - odezwała się na potrzebę tych co niby słuchali. Patrzyła intensywnie w oczy Manuela. - Tu musisz przegrać - powiedziała o wiele ciszej. - Ale powiedz tylko, gdzie mam za tobą pójść… - spróbowała raz jeszcze, pomimo niedużych szans. Nie cofała się do Mika, gdzie jeden granat mógł ją wykończyć, zamiast tego szukając ochrony w stalowych, otwartych pojemnikach. Ryzyko miała zaprogramowane, bez niego nie dało się generować wyników zadowalających kontrolujących ją panów.
- IT, słyszycie? - zawołał Mik. - On może nie blefować a ja mam trochę dość wylatywania w powietrze.
Jednocześnie rozglądał się w poszukiwaniu ewentualnych ładunków. Oczywiście biorąc pod uwagę poprzednie doświadczenia, to wszystkie obecne tu androidy i cyborgi a nawet sam Manuel Navarro mógł być naszpikowany C6.

Przez chwilę trwał impas, kiedy to spojrzenie Navarro wydawało się celować w jeden punkt niczym lufy karabinów. Nagle zamrugał, Psyche ujrzała moment zawahania, zagubienia i strachu. Szybko go ukrył, bo piwnicę wypełnił jego krzyk.
- NIEEEEE! Zabić ich! - wskazał palcem pomieszczenie z androidem i rzucił szybkie spojrzenie stojącej obok kobiecie. Było w nim coś na kształt nadziei. Wołania o pomoc. W jednej chwili bezruch zniknął, kiedy wszystkie obiekty zaczęły jednocześnie się ruszać. Lufy rzygnęły ogniem, nogi zrywały do biegu. Navarro próbował uciekać w głąb pomieszczenia, gdzie Psyche, ze zdziwieniem zauważając, że nikt do niej nie celuje, dostrzegła następne pary stalowych drzwi.
Mik został momentalnie przygwożdżony do ściany, wcześniej nie widząc żadnych oznaków materiałów wybuchowych. Ale w budynku, który wysadzili razem z nim, również przecież ich nie dojrzał, więc niewiele to musiało znaczyć.
~Zabij…!~
Nie. Ta decyzja, to spojrzenie. Ułamki sekund, błyskawiczna analiza sytuacji. Brak bezpośredniego zagrożenia. Psyche zerwała się do biegu. Gotowa, z uniesioną bronią, omijając łyse istoty. Mik bywał zabawny, ale nie dawał ostoi i możliwości. Zwykły człowiek z metalowymi częściami. Zbawiciel mógł być zbawieniem, tak?
Zamierzała spróbować go uratować. Jeśli nie dla wolności to na pewno dla zawartości jego głowy.

Navarro jeszcze nie dokończył słowa “zabić” a palec Mika już zaciskał się na spuście granatnika. Granat burzący poleciał przez niemal całą długość piwnicy, której koniec tonął w mroku, ku najdalszym widocznym niszom i cyborgom. Na tyle daleko, by nie zrobić krzywdy Psyche ani Zbawicielowi. Maroldo zdążył wypruć jeszcze pół magazynka naprzemiennych pocisków z rdzeniem emp oraz przeciwpancernym, nim deszcz ognia zmusił go do schowania się za ścianą. Skulony za tarczą energetyczną czekał by władować pociski z obu karabinów i hak jeśli zajdzie potrzeba, we wszystko co wyjdzie zza rogu. Wiedział już, że nie będzie to Psyche. Widział ją, biegnącą za Navarro, omijaną przez rój pocisków, rozstępujący się przed nimi jak Morze Czerwone. Zbawiciel jej uwierzył. A ona jemu?
Huk był ogłuszający a Mik nie miał czasu patrzeć, czy kawaleria wysadza drzwi i zmierza na ratunek. Ufał, że tak. Inaczej był już trupem. Razem z jego granatem i pociskami, leciały inne granaty i pociski. Wybuch tuż obok zwalił go z nóg, seria zahaczyła o bok. Poczuł paskudny ból, tarcza musiała już się wyczerpać, w pierwszych dwóch sekundach walki robotów. Nie miał nawet pojęcia czy udało mu się któregoś wyeliminować na dobre. Wtedy ujawniło się wsparcie "oddziałów IT", które tak przestraszyło Navarro. Drzwi się zamknęły, za to drugie otworzyły i do środka wbiegł Elsif i Mira, chowając blisko Mika. W przejściu stanął Oczko, celując z działka na wprost. Tamci nie przestawali bowiem ani na chwilę i w końcu coś przeciwpancernego wybiło dziurę w drzwiach. Najemnik otworzył ogień z ciężkiego sprzętu, stawiając zaporę ogniową. Tam w środku strzelanina nie słabła, ale Maroldo ze zdziwieniem zauważył, że przez moment nic nie wlatywało do pomieszczenia operatorskiego.
- Jaki plan?! - Krzyknął do niego Elsif. - Cofamy się? - Mira pomogła już Mikowi się podnieść i postawić zasłonę dymną tuż za wybitą w drzwiach dziurą.
- Tak! - Maroldo posłał w dziurę jeszcze jeden granat. Kto tam do kogo strzelał? Czy to była robota Remo czy… Mik poczuł ucisk w gardle. Jeśli co innego to było już za późno. Pozostała tylko wiara.
- Zgarnijcie jeszcze tego! - cofając się do korytarza wskazał na androida, siedzącego wciąż z boku pomieszczenia ze stoickim spokojem na jaki mogła sobie pozwolić tylko maszyna.
Na drzwi wpadło jakieś ciało, wpychając nadwątlony metal do środka pomieszczenia operatorskiego. Oczko je skosił, ale sam oberwał granatem i zniknął z pola widzenia. Błysk tarczy dawał nadzieję, że to przetrwał. Elsif rzucił się na androida i zaczął wyciągać go na zewnątrz, z zaskoczeniem orientując się, że kupa aluminium zaczęła się opierać. Walczyła o to, żeby powrócić na swoje krzesło. Wybuchł kolejny granat i Mik poczuł wbijające się w ciało odłamki. Na szczęście zasłona dymna Miry blokowała wszystkie rodzaje wizji. Kobieta zaczęła ostrzeliwać wejście, kiedy przebiegła przez nie wielka czarnoskóra, naga kobieta i wpadła z rozpędem na cofającego się Maroldo. Łupnęli oboje o ścianę, a z pięści murzynki wysunęły się ostrza.
Pierdolony film o zombie. Mik upadając upuścił karabin, ale dzięki temu miał wolną prawą rękę. Wycelował nią w głowę tego czegoś, ale nie uderzył. Lufy w nadgarstku plunęła ciągłym ogniem z wszczepionego automatu. Lewa ręka z wysuniętymi właśnie ostrzami blokowała cios. Kilka kul przebiło ciało, kilka innych od niego zrykoszetowało niczym od stalowego pancerza. Reszta została zbita na bok wraz z ręką Maroldo, który z kolei powstrzymał wymierzony w swoją szyję cios długich ostrzy. Praktycznie oparły się o jego pancerz. Pchnął i potoczyli się po ziemi. Ciemnoskóre babskie bydle miało siłę dziesięciu napakowanych kolesi. Jak tylko znalazł się nad nią, cisnęła nim na sufit. Poleciał w górę, a ona szykowała ostrza, by go na nie nabić… i chyba zapomniała o armacie w łapie Mika. Albo wcale nie myślała, przecież to nie był człowiek. Maroldo zobaczył wybuch kolejnego granatu, fala uderzeniowa pchnęła go w trakcie lotu nieco w bok. Wydawało mu się, że słyszy urwany krzyk Miry, a Elsif darował sobie ciąganie androida i rzucił do przodu. Dym i ogień zajmowały całe pomieszczenie, choć na szczęście ten drugi łapał się tylko łysych ciał.
Maroldo jeszcze w locie wypuścił drugą serię, nim zniósł go podmuch. Być lub nie być decydowało się tu w ułamkach sekund, każdy zwykły człowiek w tym pomieszczeniu już dawno by zginął. Mika poza pancerzem utrzymywały przy życiu dopalacz adrenaliny, cyberoko pozwalające w tym chaosie odróżnić przyjaciół od wrogów oraz system celowniczy, kierujący wszczepionym smartgunem. Spustu nie było, broń odpalała myśl a ręka z lufą sama nakierowywała na cel. Jej rzekomy właściciel a w sumie tylko tester nie miał tu wiele do gadania, poza przesłaną neuronowymi łączami decyzją w kogo strzelać.
Z drugiej ręki wystrzelił hak i wbił się w sufit. Mik odbił się nogami od ściany i przehuśtał przez pomieszczenie, wypruwając resztę magazynka w czarnoskórą kulturystkę, bo pewnie nią kiedyś była. Człowiekiem, porwanym i zmienionym w maszynę. Sądząc po schwytanym przedwczoraj jeńcu i tak nie było już dla niej ratunku. Lądując u wylotu korytarza i wciągając hak, gotowy do dobicia jej, Mik pomyślał, że bardzo nie chciałby musieć kiedyś zrobić tego Psyche.
Czarnoskóra nie posiadała broni palnej i ostrzał smartguna nie napotkał przeszkód w dziurawieniu jej zmodyfikowanego ciała. Część kul może i zatrzymał pancerz, ale co z tego? Wychodził ser szwajcarski tak czy inaczej. Krótkie sekundy i broń zameldowała brak amunicji, akurat jak do pomieszczenia wpadł kolejny zakrwawiony wielkolud, niczym starodawny Arnold Szwarceneger czy jakoś tak. Mik kiedyś widział film z jego udziałem, nazywał się Terminator. Podobnie wyglądał ten tu, tylko zamiast przedramion miał jakieś armaty. Celował właśnie w Maroldo, wystrzelił kilka kul wbijających się celnie w pancerz i ciało opadającego na ziemię mężczyzny, kiedy zmienił zdanie i odpalił sobie z obu luf prosto w łeb. Niezbyt imponujący koniec.

Zrobiło się cicho. Nagle i niespodziewanie. Elsif wbijał właśnie w Mirę ładunek nanobotów. Mik padł na ziemię, czując, że kilka kul i odłamków mogło utknąć w ciele. Ciele coraz słabszym, zbyt mocno eksploatowanym, obolałym i przeciążonym. Padł na ziemię, oddychając głęboko. Mimo wszystko nowoczesny pancerz i własne wzmocnienia ochroniły go przed znacznie gorszym losem. No i to, co pozabijało więcej tych zmodyfikowanych maszyn śmierci. Oczko leżał w bezruchu za drugimi drzwiami, poszatkowany android coś tam zgrzytał i syczał. Pewnie obwody mu iskrzyły.

Mik przez dłuższą chwilę leżał nieruchomo. Niemal czuł miriady nanobotów krążące znów po jego ciele. Podejrzewał, że ma ich we krwi jakieś pół promila.
Edytor bólu ograniczał odczucia do wartości informacyjnej, tylko dzięki temu Maroldo jeszcze funkcjonował. Prawdopodobnie również dzięki Remo. Oraz dzięki zespołowi uderzeniowemu, którego niedobitki leżały obok.
Mik podczołgał się do Elsifa i Miry, pomógł mu przeciągnąć ją do korytarza, położyć obok Oczko. Maroldo przyklęknął przy wielkoludzie, oceniając obrażenia i przytykając dłoń do grubej szyi w poszukiwaniu pulsu.
- Alan! - wybrał numer Dirkauera, jednocześnie próbując połączyć się z pilotami śmigłowca. - Potrzebujemy transportu do szpitala, asap! I podglądu na okolicę, satelita, drony, wszystko co macie! Psyche i Navarro wyjdą gdzieś na powierzchnię, trzeba ich namierzyć i śledzić!
 
Bounty jest offline  
Stary 19-11-2018, 18:52   #87
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Gdzie trafił? Powstrzymał odruch natychmiastowego skoczenia na równe nogi, analityczny umysł hakera szybko stłumił ten odruch. Ostatnimi czasy rzadko bywał w VR, mimo to pozostawał starym wygą tychże zabaw. Nie fizyczny atak był w tym miejscu najgroźniejszy, przypominał sobie raz za razem, patrząc na "Elenę" jak na drapieżnika. Przypomniał sobie właśnie, że miał do niej napisać.
- To masz nade mną przewagę, nie miałem pojęcia, że się wzajemnie szukamy.
Słowa miały na celu zdobycie czasu. To umysł pracował nad sprawdzeniem z czym ma doczynienia. Podłączony kablem miał ciągle sporo możliwości w swojej prawdziwej głowie. Cholera wiedziała, czy mają szansę z właścicielem tej wirtualnej rzeczywistości. Ostrożnie badał swoje możliwości.
Ann uniosła się, a zęby Eleny błysnęły w kuszącym uśmiechu. Oblizała się powoli, lecz to Azjatka się odezwała.
- Jak mogłeś sądzić, że nie wiem? To ja jestem tym miastem.
Umysł i procesor Remo ciągle mogły działać swobodnie. Wyglądało na to, że znajduje się w zamkniętym, wydzielonym fragmencie znacznie większej rzeczywistości. Chwilowo wydawała się w pełni zamknięta i jego czujki nie znalazły luk. Nabrał jednak pewności, że jest jedynym podpiętym osobnikiem tutaj. Gospodarz nie był żywą istotą, jego sygnał dochodził znikąd. I zewsząd jednocześnie. Hyuston krzyknął z bólu, kiedy trafiła go rzutka.
Maszyna. Jeden z trzech "ożywieńców", klon bytu z serwerowni albo student. Te trzy typy obstawiał Remo, myśląc intensywnie. Ten osobnik tutaj zaatakował przed godziną całe miasto, przejmując kontrolę nad niezliczoną ilością urządzeń. Haker marnie widział swoje szansę, nadziei szukając w czuwającej na zewnątrz Harris.
- No to się znaleźliśmy. Ja pewnie miałem powód cię szukać. Jaki jest twój?
Wstrzymał się przed atakiem, coś w nim chciało poznać motyw. Cofnął się o krok, chcąc mieć w polu widzenia wszystkie trzy kobiety, instynkt nic nie znaczący w tym miejscu.
Fałszywa Ferrick przeciągnęła się, naprężając szczupłe ciało. Elena wstała, jej ruchy były niemal hipnotyczne. Zbliżała się powoli, piersi drgały przy każdym ruchu, ale to na oczach skupiał się Remo. One wręcz błyszczały.
- Zawrzyjmy układ. Obopólna korzyść - wymruczała lubieżnie, sunąc palcami po swoim idealnym ciele. - Przestaniesz mnie szukać.
Nagle Kye odkrył coś nowego. Czy ten byt pozwolił mu na to, czy może jego własne umiejętności jeszcze nie zardzewiały? Nie znajdował się w jednej wielkiej wirtualnej rzeczywistości przypisanej do fotela. To było inne miejsce, wpisane w całość, ale kontrolowane przez coś innego. System został zhakowany albo oszukany i ten wycinek umieszczono tak umiejętnie, że właściciel się nie zorientował.
Nie tylko to nie pasowało Remo. Był kuszony tym, co mógł mieć lub już miał. Do cholery, jak to miało zadziałać?! Zaczął szukać dziury w tym wewnętrznym systemie, skoro to intruz, to warto pogryźć go z właścicielem. Spodziewał się tam hordy netrunnerów, którzy mogli zmusić to coś do wyrównanej walki.
- Szukać kogo? - spytał z uniesioną brwią, nie przestając się cofać. - Skoro korzyść ma być obopólna, co dostanę w zamian? - przeciągał konwersację. - Virtual Reality mnie nie interesuje, mogę mieć tu co zechcę bez twojej pomocy.
- Przecież wiesz - szepnęła Elena.
- Widziałeś się z nim - Ann zamieniła się w Roya Evansa, ale mówiła ciągle swoim głosem.
- W zamian pomogę ci znaleźć innych, których szukasz. Pokonać tego, który właśnie złapał twoich przyjaciół.
- I pokazać jak bardzo ciekawe rzeczy robię w sieci po pracy - obróciła się do niego Lisa, szczerząc swoje ząbki. - Wirtualna rzeczywistość może dać ci coś czego nigdy nie doznałeś. I nikt się nie dowie.
- Czas ucieka. On wygra, tam na dole… - szept Ferrick nigdy wcześniej nie był tak zmysłowy.
Nie było luk w klatce, w której się znalazł. Nie znalazł ich. Za to wydawało się, że była to niezbyt solidna klatka.
Coś tu nie grało i to ostro. Wszystko wskazywało na to, że to student, wspomnienie Jamaza naturalnie potwierdzało tezę. Cycki świeciły tak samo mocno jak niewielka wiedza o Remo, pozwalając wierzyć, że granie głupiego przyniesie lepszy efekt niż frontalny atak.
- Widziałem się z nim, ale to nie pierwsze nasze spotkanie - to była prawda na około. - To ciebie się boi? Nie wiem jak chcesz mi pomóc zdobyć jednocześnie Lisę i Elenę, ale zgoda. On chciał, bym mu pomógł zniknąć. Zostaw go, a w zamian za wspólną pracę wykorzystam swoje dojścia i uczynimy cię ponownie niewiadomą dla całego miasta. Szczegóły ustalimy później, teraz albo mi pomóż, albo się odsuń - Kye wirtualnie dźgnął klatkę studenta, mówiąc szybko, sprawiając wrażenie pośpiechu. Wtedy kłamstwa lepiej wychodziły, a wirtualna rzeczywistość je jeszcze dodatkowo ułatwiała.
- Nie mogę go zostawić. To niestabilny element - Elena ślicznie zmarszczyła nosek. Zatrzymała się, a Lisa podbiegła wesoło i objęła czule drugą kobietą. - Znam wszystkie słabości. Poznasz je. Mogę mu darować jeszcze dobę. I tak znajduje się już w sidłach. Omówimy jego los.
- Nie bój się szefie, radzimy sobie ze wszystkim. Z kimś takim jak ty zbudujemy imperium - zachichotała niczym mała dziewczynka.
- Wymagamy tylko lojalności - dodała Ann poważnym tonem. - Zostawimy ci adres w sieci. Pojaw się tam jeszcze dziś.
Remo poczuł jak klatka zaczyna się rozpadać.
- Ten tutaj ma wsparcie wielu ludzi z komputerami w głowach - szepnęła mu na ucho Elena, ocierając piersiami o jego plecy. - Lecz można ich z tego miejsca łatwo odciąć - dodała i zniknęła.
Haker został gwałtownie wyrzucony z wirtualnej rzeczywistości na sam jej skraj, kiedy włączyły się systemy obronne. To już jednak nie była ułuda, to pole walki dobrze znał. I czuł stojącą za nim moc obliczeniową. Student, jeśli to był on, najwyraźniej trochę pomógł.
Przemknęło mu przez myśl, że zaplanowane to było od samego początku. "To ja jestem tym miastem" kontra armia netrunnerów, brzmiało to jak poważny konflikt interesów. Gdyby student okazał się być sztuczną inteligencją, byłoby to pieprzone starcie dwóch sztucznych bytów i to na taką skalę. Pewnie pierwsze w historii nie zaplanowane przez człowieka. Czym prędzej wyrzucił to z głowy i skupił się na otaczającej go rzeczywistości. Na początek odcięcie źródełka, w dalszej kolejności dostanie się do systemów bezpieczeństwa tego obiektu. Musiał się zorientować ile stracił i co znajduje się poniżej jeśli miał być w czymś przydatny.
Jego rozmówca nie kłamał. To było wręcz zbyt łatwe, wskazał mu to niczym pies myśliwski kaczkę. Ze stojącą za jego plecami mocą Remo odciął tę placówkę od wszystkiego, odciął docierające tu z całego miasta połączenia tak łatwo, jak nożyczki tną nić. Cokolwiek wspierało to miejsce, zostało zablokowane. Co nie znaczyło, że przeszkody się skończyły. Zabezpieczenia tego systemu były bardzo wysokie, zbyt silne, żeby obejść je wszystkie. Kye musiał wybrać, nie mając wielkiego rozeznania. Na pewno był monitoring, systemy bezpieczeństwa, fizyczne i programowe, być może systemy obronne. Jednocześnie jednak nie było to tak oczywiste jak w zwykłych miejscach. Tych programowanych przez człowieka.
Tak jakby potrzebował dodatkowych potwierdzeń. W starciu ze sztuczną inteligencją nie umiał określić szans, sam w sobie wstrzyknięty do uzdrowionych osób kod nie dawał im nadludzkich możliwości, a SI zostało odcięte. Kompleks mógł nie mieć teraz żadnego aktywnego obrońcy, albo mogła to być standardowa, zaprogramowana inteligencja. Nie wiedział jaka i jak szybko potrzeba jest pomoc, dlatego najpierw uwagę skierował na systemy monitoringu i czujników. I jednocześnie skupił się na prześledzeniu próbujących ciągle się dobić do tego miejsca połączeń. Po nich była szansa określić lokalizację każdej placówki w tej sieci. Podstawowe dane zebrać było łatwo. Przez kablową sieć szły słabo kodowane pakiety, z adresów zapisywanych sprawnie w głowie hakera. Zabezpieczenia po drugiej stronie mimo wszystko istniały i Remo musiałby poświęcić czas i uwagę na atak na każdą placówkę. Niewątpliwie wygrałby, ale czy mógł sobie na to pozwolić? Wykorzystując tutejszą serwerownię, prawdopodobnie mógłby w ten sposób uzyskać fizyczne adresy zdalnych serwerów i siedzących tam netrunnerów.
Na razie główną energię poświęcił na obejście zabezpieczeń i uzyskanie pełnego dostępu do systemu monitoringu. Nagle usłyszał głos Maroldo.
- To wszystko jest bardzo imponujące. Ktoś włożył w to duże pieniądze i nie był to Manuel Navarro. Potrzebujesz generałów dla swojej armii beznamiętnych i bezdusznych, ale nie powiedziałeś nam naprawdę nic. Skąd mamy wiedzieć, że oferujesz nam wolność a nie zmianę pana?
Zobaczył wnętrze podziemnego, niedużego kompleksu. Krótki korytarz zamknięty przesuwanymi drzwiami, za którymi czaili się Oczko, Mira i Elsif. Za tą przeszkodą w pokoju operatorskim siedział nieruchomo android, a trochę dalej za załomem ściany krył się Mik. Za plecami mężczyzny znajdowało się zamknięte wejście do serwerowni, Kye miał na nią podgląd, ale niczym się nie różniła od zwykłych tego typu miejsc. Maroldo zaglądał do innego, otwartego podobnymi przesuwnymi drzwiami pomieszczenia. Tam było najciekawiej. Trzy metry od drzwi stała Psyche, z dłonią opartą w czułym geście o tors niewysokiego mężczyzny, którego szybko zidentyfikował jako Manuela Navarro. Wokół stały krzesła do wirtualnych połączeń oraz komory regeneracyjne, Remo był dość dobrze zaznajomiony z oboma sprzętami. Każda komora została otwarta, przy większości stały bezwłose cyborgi, bardzo podobne do schwytanego wcześniej przez zespół operacyjny. Miał na podglądzie jeszcze trzy inne miejsca. Nieduży magazyn, pełen pudeł, części, fragmentów androidów i dronów. Niewielki kompleks mieszkalny, jak dla zwykłego człowieka, z podstawowymi wygodami w postaci łóżka, lodówki, prysznica. I surową piwnicę z kolejnymi krzesłami z bardzo prostą tym razem aparaturą. Na sześciu z nich siedzieli ludzie, każdy podłączony kablem. Tyle zdążył obejrzeć, kiedy odezwał się Navarro.
- Moja śmierć nic nie znaczy. Posiadam backupy w kilku miejscach - brzmiało to niepokojąco. Backup całego człowieka?! - Wzajemna lojalność nie rodzi się od razu. Zobaczycie, zrozumiecie. Jeśli okaże się, że kłamię, pozwolę się zabić… - nagle zamarł i podniósł głos. - Co to ma znaczyć?! - wybuchnął, odsuwając się od Psyche. - Mieliście kazać im się wycofać!
Najwyraźniej wreszcie wykrył obecność Remo.
- Niech się wynoszą z mojego systemu! - krzyknął. - Bo wysadzę całe to miejsce!
Haker poczuł, jak Manuel przypuszcza na niego atak, próbując odciąć od sieci. Trudno powiedzieć czy zorientował się już, że nie ma wsparcia netrunnerów.
Remo miał bardzo w dupie potrzeby Zbawiciela. Nie miał pojęcia co działo się na dole i jakich sztuczek próbowała Psyche, ale on nie zamierzał się odpinać. Groźba samodestrukcji bardzo podziałała na bujną wyobraźnię, haker porzucił na razie chęć zgłębienia wiedzy o podpiętych placówkach, zapisując o nich te podstawowe dane, które już miał i na tę chwilę w pełni koncentrując uwagę na monitoringu i wewnętrznym systemie. Jego właściciel chwilowo nie był podpięty, co Kye zamierzał w pełni wykorzystać. Namierzył dochodzące od niego sygnały i użył całej dostępnej mocy, aby odciąć go od sieci, blokując wszystkie adresy i porty. Gdyby się okazało to możliwe, to zamierzał wyłączyć całą bezprzewodową część tutejszego systemu.
To była jedna z tych chwil, kiedy mógł wykazać się zupełnie przed nikim swoimi nieprzeciętnymi umiejętnościami. Wiek nie miał tu nic do rzeczy, wspomagany umysł nie starzał się prawie wcale. Był szybki, był skuteczny. A jego przeciwnik nie był netrunnerem, chociaż bardzo dobrze znał swój własny system. To mu nie wystarczyło, bo chwilę później został od tegoż systemu zupełnie odcięty, zamknięty wyłącznie z tym co miał w swojej głowie. Remo miał wrażenie, że jego krzyk słyszałby nawet bez podglądu z kamer.
Pomyśleć, że to nie takie akcje stawały się sławne. Zamiast nich media huczały od palniętej głupoty, bo nie dało się inaczej nazwać tego co wyszło na światło dzienne. Haker nie poświęcał temu faktowi promila swojej uwagi, skupiony na wydarzeniach w piwnicy. Mózg wytężał się do granic, próbując uratować wariatów. Otworzyć jedne drzwi i wpuścić najemników. Zamknąć drugie, odgradzając Maroldo od gradu kul i dając mu kilka dodatkowych sekund. I dostać się do łysych głów, aby zmusić ich do wystrzelania się nawzajem, w międzyczasie obserwując Psyche i Zbawiciela. Bez próby powstrzymania, potem ktoś by się mógł wkurwić, że popsuto im skomplikowany plan.
Drzwi nie stanowiły problemu, Remo coraz lepiej orientował się w tym dziwacznym systemie. Napisany był w standardowych językach, nie był więc niedostępny dla doświadczonego hakera. Z drugiej strony czuł ciągle wsparcie udzielane przez ciągle nie poznaną siłę, innego gracza z górnej półki. Korzystał z niego bez zawahania. Wpuścił najemników i odgrodził Mika, przynajmniej na chwilę, zanim broń przeciwpancerna nie wybiła solidnej dziury. Szybko odkrył, że cyborgi chronione są przed włamem, nawet będąc wewnątrz tej sieci bez złamania zbyt skomplikowanych kluczy nie mógł rozkazywać im wszystkim na raz. Ale mógł przejąć każdego po kolei. Pierwszy rozwalił dwóch innych ze swojej armaty, zanim tamci się zorientowali i go unieszkodliwili. Jakże łatwo się nimi sterowało! Krew i szczątki bryzgały we wszystkie strony, razem z dymem wypełniającym piwnicę. Kamery stawały się coraz mniej pomocne. Dźwięk to był jeden huk.
Tam gdzie biegł Navarro na razie nic takiego jeszcze się nie działo. Wcisnął przycisk do drzwi swoich kwater i tam wbiegł, razem z Psyche. Dopiero za nią zamykając i blokując na czytniku przejście. Zaczął przesuwać sprzęty. Remo skupiał się ciągle na tym co działało: przejmowaniu androido-cyborgów. Kiedyś to pewnie byli ludzie, miał to gdzieś. Brał tych najbliżej drzwi i programował im rozkaz walenia do takich samych jak oni. W innej sytuacji, gdyby nie było w tym czynnika ludzkiego, to mogłaby być dobra zabawa. Co interesowało go obecnie w sprawie Navarro to jego powrót do sieci, którą monitorował aktywnie po jego sygnaturze i wszystkich nowych działaniach i użytkownikach. Nie mógł pozwolić na to i plan zakładał rzucenie wszystkiego i zogniskowanie uwagi na Zbawicielu jeśli ten spróbuje czegoś nowego. Na przykład zrealizowania swojej groźby o samounicestwieniu placówki.
Przejęcie konkretnego androida tak na szybko było niemożliwe. Identyfikowały się wyłącznie numerami, Remo nie potrafił przyporządkować go do widzianych na monitoringu obiektów. Co więcej, do każdego przejętego musiał być aktywnie podpięty, ale to nie zmieniało wiele. Szybko zginął kolejny, rzucając się na plecy dawnego "kumpla", urywając mu głowę i samemu ginąc od silnego ładunku wpakowanego w jego plecy.
Zbawiciel tymczasem nie podpiął się, zamiast tego uruchomił jakiś panel ścienny i wstukał kod. Kye bez trudu odnalazł to działanie, panel także podłączono do sieci. Otworzyły się ukryte drzwi, z przejściem gdzieś poza monitoring. Mężczyzna zaraz po tym zaczął wpisywać następny kod. Remo porzucił zabawę robocikami i skupił się na panelu. Jedno rozwiązanie wydawało się idealne: odciąć to urządzenie od reszty sieci, jednocześnie pozostawiając interfejs użytkownika, aby nie zorientował się od razu, że cokolwiek tam nie wpisze, to nie będzie miało przełożenia na rzeczywistość. W razie kłopotów z tym wystarczała w pełni pierwsza część planu.
Był niemal pewien, że udało mu się to zablokować. Ciągle żył, to był jakiś znak. Navarro spojrzał szybko na Psyche, wymienili kilka słów. Nie słyszał ich, potem mógł przepuścić przez system rozpoznający mowę z ruchu warg. Wbiegł do tunelu.
W głównym pomieszczeniu ciągle trwała walka, ale jej intensywność zmalała. Dym mocno przysłaniał widoczność, dwie kamery zdechły zupełnie trafione odłamkami lub zabłąkanymi kulami. Ciągle wychwytywał cztery sygnatury w pełni aktywnych androidów, a najemnicy i Mik starli się już z nimi w bezpośrednim boju. Tyle był w stanie rozpoznać z mrowiącego, drgającego, zadymionego obrazu.
Nie potrzebował ich rozpoznawać. Nie przestając monitorować terminala, łączył się do każdego po kolei i odpalał procedurę samounicestwienia. Liczył się czas i skuteczność, nie efektowność i wyrafinowanie.
Skuteczność to była jego wizytówka. Ostatniego zabił w ostatniej chwili, kiedy tamten już otwierał ogień. Zapadła względna cisza. Tajne drzwi zamknęły się, kompleks nie eksplodował, nie odczytywał żadnych aktywnych sygnatur cyborgów. Pozornie było to zwycięstwo. Teraz najwięcej zależało już od Psyche.
 
Widz jest offline  
Stary 04-12-2018, 10:58   #88
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Wszystko jest już w ruchu, panie Maroldo - odpowiedział mu nie głos Alana, a kobiecy. Nieco sztywny. - Wysyłam ekipę medyczną, czy przejście jest zabezpieczone? Nasi ludzie zabezpieczają teren. Jeśli wyjdą, będziemy wiedzieć.
Oczko jeszcze dychał, jakiś wewnętrzny system albo naturalna odporność walczyły z licznymi ranami. Trudno było nieobeznanemu w tych sprawach Mikowi stwierdzić, czy któraś z nich jest śmiertelna, wyglądało to bardziej tak, że wielkoludowi szwankowała elektronika. Mira oberwała gorzej, nie miała dłoni i była nieprzytomna. Elsif ciągnął ją do wyjścia.
- Dyskretnie! - rzucił Mik do słuchawki w hełmie. - Tak, żeby się nie zorientowali. I przyślijcie tu saperów.

Skoro jeszcze nie wylecieli w powietrze to pewnie już nie wylecą, lecz nie było co kusić losu. Mik wstał i założył opaskę uciskową na kikut Miry. Nanoboty robiły swoje od środka, ale to trwało, a i tak straciła sporo krwi. Dalej ponieśli ją razem, korytarzem, przez dziurę wybitą ładunkiem wybuchowym, schodami.
- Pomoc zaraz będzie - powiedział, gdy ułożyli ją na podłodze głównej hali. - Wracamy po Oczko.
Sam od razu ruszył z powrotem na dół. Mira była przytomna jak ją zostawiali. Nanoboty robiły swoją robotę. W jakim stanie znajdował się Oczko, trudno powiedzieć. Kiedy zbiegali, Maroldo jeszcze usłyszał krzyk z góry.
- Tam w głębi są jeszcze podpięci ludzie, całość zaminowana!

I już byli przy nieruchomym wielkoludzie. Ruszyli go razem z Elsifem, kiedy Maroldo nagle na krótki moment urwał się film i ocknął się sekundy później siedząc na ziemi.
- Ej, wszystko ok? - krzyknął do niego najemnik, patrząc w oczy. - Musimy cię wydobyć z tego pancerza!
- Trochę oberwałem - powiedział Mik. Jęknął odrywając plecy od ściany, o którą się opierał i z pomocą Elsifa odpiął napierśnik a potem naplecznik. Zryta pociskami i odłamkami, gdzieniegdzie dziurawa zbroja upadła z brzękiem na podłogę. Pod nią była niewiele mniej poszarpana cienka kamizelka z grafenowych nanowłókien. Przez niektóre dziury sączyła się krew. Kamizelkę również z trudem odpiął i lekko szwankującymi mechanicznymi dłońmi zaczął rozpinać koszulę.
- Jak z tobą? - zakasłał. - Chyba jesteś cały, farciarzu.
- Nie da się mnie trafić - najemnik wyszczerzył się bez większej wesołości, wyjmując kolejne opatrunki, aby powstrzymać upływ krwi u Mika. Jego pancerz nie wyglądał wiele lepiej, ale mężczyzna wydawał się być w pełni sprawny. - Niezłe zlecenie się nam trafiło, niech was szlag.
Na schodach usłyszeli nagle tupot ciężkich stóp i na dole pojawili się żołnierze z symbolami Corp-Techu. Jeden z nich zatrzymał się przed nimi.
- Jak sytuacja? Murzyn na górze krzyczał, że wszystko zaminowane i jest tu ktoś do ewakuacji - spojrzał od razu w stronę nieruchomego Oczko.
- Tak, on - odpowiedział Maroldo. - I chyba ja. Ale ja poczekam, tylko kopsnijcie jakieś opatrunki z nanożelem.
Zakasłał znów, rozpinając zakrwawioną koszulę i przyglądając się ranom. Większość była powierzchowna, ale coś chyba przeszło przez pancerz podskórny.
- W pomieszczeniu… w następnym pomieszczeniu jest android, nie niszczcie go ani nie ruszajcie bez techników. Pilnujcie go tylko, nie jest agresywny. Jak znajdziecie podpiętych do sieci ludzi to też sami nie odłączajcie. Zacznijcie od rozminowania, jajogłowi muszą zbadać całe to miejsce, key?
- Ten złom jest cały podziurawiony i ledwo zgrzyta - zameldował od razu któryś, dwóch innych zaczęło wyciągać oczko, a na dół zbiegł kolejny z symbolem medyka. Doskoczył do Maroldo i zaczął opatrywać jego rany. W głębi rozlegały się krótkie:
- Czysto!
- Czysto!
Elsif nadzorował jeszcze wyciąganie resztek robota na górę, ktoś inny wszedł z jakimś urządzeniem.
- O kurwa! Sierżancie, wszystkie ściany są wypełnione ładunkami, to cud, że to gówno nie wybuchło przy tej strzelaninie! Nie mam pojęcia czy to się da rozbroić!
- Sprawdzić wszystkie pomieszczenia i wycofać się! - polecił od razu dowódca. Mika zaraz po powierzchownym opatrzeniu dwóch żołnierzy wzięło pod ramiona i zaczęło ciągnąć w ślad za Oczko. Nie protestował.
- Na końcu piwnicy jest jakieś przejście - rzucił jeszcze do sierżanta. - Musi prowadzić na powierzchnię, sprawdźcie jak najszybciej gdzie wychodzi i zameldujcie dowództwu.
Na parterze jednak, zamiast prosto do karetki, kazał się zawlec do Remo. Potwierdzili, że usłyszeli, a Mik wkrótce znalazł się w widzianym wcześniej pomieszczeniu, gdzie JayL ciągle siedział przypięty na fotelu, a żołnierze zabierali nieprzytomnego jeńca. Haker właśnie kończył rozmowę przez holo, rozmawiając jednocześnie z siedzącą przy komputerach Lisę. Żołnierze ułożyli Mika i sanitariusz, a raczej sanitariuszka co dojrzał dopiero z bliska przez wizjer hełmu przyklękła i zaczęła na poważnie zajmować się jego ranami.
 
Bounty jest offline  
Stary 06-12-2018, 23:13   #89
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Poczuł się stary, te gry zręcznościowe to już nie dla niego były. Sprawdził jeszcze raz wszystko, upewniając się, że ma wszystko pod kontrolą i odłączył się z systemu, pozostawiając go na monitorach przed swoim nosem. Wizja wracała, a wraz z nim pomieszczenie z krzesłem.
- Żyjesz, Lisa? - wycharczał, odpinając kabel. - Trzeba im przekazać, że całe to cholerne miejsce jest zaminowane, a z pokoju na tyłach da się wyciągnąć kilku ludzi. Albo warzyw, chuj wie.
Miał nadzieję, że tu na górze wszystko pozostało na swoim miejscu. W końcu żył, to zawsze jakiś znak. Wzrok wrócił, obecność "pomagiera" zniknęła. Harris patrzyła na niego z pewnym niepokojem, który mógł być efektem całości tej akcji, do której nie była nigdy szkolona. Zauważył, że jest biała jak papier i nawet jej powierzchowna brawura nie mogła tego zamaskować.
- Cała i zdrowa, szefie. Wystrzały nie przebiły sufitu - spróbowała zażartować. - Wygraliśmy? - dodała na wszelki wypadek, a widząc odpowiedź na twarzy Remo, wskazała na jego holo. - Odzywało się kilka razy jak padło zagłuszanie. Czy tam ktoś je wyłączył. Surfowałam po wierzchniej części tej sieci, strasznie dziwaczna. Odciąłeś tych z zewnątrz, co?
- Zbyt łatwo - stwierdził na oba pytania na raz i wstał. - Chodź tu, monitoruj to. To miejsce jest zaminowane, zablokowałem trigger, ale nie wiem czy facet nie zechce wrócić albo spróbuje z innego źródła. Przybyła kawaleria? - teraz on z kolei spytał, zbliżając się do drzwi i wyglądając na resztę magazynu. Interesowały go głównie drony i ruch oddziałów ewentualnego wsparcia. Zamiast tego ujrzał Maroldo.
- Tam w głębi są jeszcze podpięci ludzie, całość zaminowana - krzyknął do niego i spojrzał na holo. Westchnął wybierając najpierw numer Ferrick. W przypadku innej kobiety sprawę olałby na ten moment, ale jak Ann pisała, że pilne, to zwykle rzeczywiście było pilne.
- Siedzę na wielkiej bombie, trudno będzie o sprawne spotkanie. Co się stało?
- Odezwij się natychmiast do Jonathana. Porywacze córki burmistrza uciekli z Posterunku wynosząc dysk z tym co złapałeś w Pace University. Wierzbowski go ścigała, ale zdołał się podpiąć do sieci. - Ann nie traciła czasu na detale. Najważniejszy w tym momencie mógł być czas.
Remo w tym czasie zdążył odkryć, że drony nie ruszyły się ze swojego miejsca. Lisa siedziała przed monitorami, wydawała się względnie spokojna, kontrolując sytuację. Usłyszał kroki, potem dwa wejścia otworzyły się i zaczęli pojawiać się żołnierze korporacji.
- Teren zaminowany, na dole potrzebują ewakuacji! Góra czysta! - usłyszała najpierw Ann, gdy Remo wskazywał żołnierzom wejście i ranną Mirę. Potem nastąpiło soczyste: - Kurwa. Tylko jeden dysk?
- Na pewno tylko jeden zdołał podpiąć. To było ich więcej? - Ann wydawała się zaniepokojona taką alternatywą.
- Cała cholerna szafa! Lepiej dzwoń do tej Wierzbovsky i każ jej migiem liczyć dyski - nerwy Remo były już tak naprężone, że zmiany tonu w związku z nowinami nie dało się odczuć. - Ja się skontaktuję z chłopakami. Coś jeszcze?
- Nic pilnego. - Odpowiedziała Azjatka. - Porozmawiamy później. -Dodała rozłączając się.
Haker od razu wybrał numer Parkinsa i zaczął jak tylko tamten odebrał.
- Słyszałem, że potrzebujecie namiarów na ptaszka.
- Chcesz mieć to zrobione, zrób to sam - Jonathan nie wydawał się tak wesoły jak zwykle. - Wypuścili go do sieci publicznej, chyba tylko fragment, ale potrzebujemy wszystkiego co masz. A najlepiej ciebie samego. Najdłużej analizowałeś to SIcierwo - podkreślił i przekręcił pierwszą sylabę.
Tymczasem do pomieszczenia wbiegło dwóch żołnierzy, którymi zajęła się Lisa oznajmiając, że tu wszystko gra i wskazując na jeńca i ciągle podpiętego do sieci JayL'a.
- To jeńcy - oznajmiła z dumą, odzyskując powoli rezon.
- Muszę na razie zostać tu gdzie jestem - zaznaczył Remo. Nie mieszał się do jeńców, odchodząc kilka kroków na bok, aby byle żołnierz nie słuchał całej rozmowy. - Podeślę wam wszystko co mam przy sobie, jest szansa, że zdobędę niedługo coś nowego. Może spróbujcie spreparować szpiegujący tracker złożony z tego co przyślę. Jak odkryje, to pomyśli, że to jego kawałek. Kurwa, samo użycie słowa pomyśli... lepiej żeby nie był do tego zdolny. Wiecie już na czym stoicie? Replikuje się?
Wrócił do komputera, wstukując dla Harris kilka słów: “namierzaj połączenia przychodzące do tej sieci”.
- Nie mamy pojęcia. Podążamy za słabym tropem, który próbuje za sobą zacierać. Skacze z miejsca na miejsce, więc zostały tu przynajmniej algorytmy. Miejmy nadzieję, że nic więcej. Przysyłaj, gdybyś się wyrwał będę ci przesyłał naszą aktualną pozycję.
Parkins rozłączył się, a Lisa w międzyczasie skinęła głową, pracując sprawnie na holoklawiaturze, korzystając z wcześniejszego przejęcia tego obiektu przez Remo.
- Próbują się dobić za wszelką cenę, nie potrafiłabym ich tak odciąć jak ty to zrobiłeś - Kye usłyszał w tej pochwale jednoczesne pytanie. Cóż, on sam też by nie potrafił.
Do pokoju właśnie wnoszono pokiereszowanego Maroldo z połowicznie zdjętym pancerzem. Sanitariusz przystąpił do pracy nad pacjentem jak tylko go ułożono. Nieprzytomnego jeńca już zabrano, ale dwóch żołnierzy pozostało przy podłączonym JayL'u.
- Co z nim? - zapytał hakera jeden z nich.
- Odpiąć, skuć i wsadzić do izolatki. Niech ci dwaj nie mają szansy pogadać. Może ktoś będzie chciał ich przeszukać - polecił Remo żołnierzowi, celowo ignorując zaczepkę Harris. Odwrócił się ku Maroldo. - Będziesz żył? - zapytał mało pogodnym tonem. - To była część planu, czy żeście improwizowali jak cholera?
- To drugie - odpowiedział Mik, zdejmując hełm. - Nie mieliśmy pojęcia, że go tam spotkamy. Ja się… au! - jęknął, bo sanitariuszka wyjmowała mu właśnie szczypcami kulę, która utkwiła w pancerzu podskórnym. - ...wyliżę, Mira i Oczko gorzej oberwali. A Psyche… podjęła cholernie wielkie ryzyko. Kye - Maroldo spojrzał bardzo poważnie na hakera - nie możemy zakładać, że ona dalej gra w naszej drużynie.
- A to niby dlaczego? - pytanie Remo zawierało autentyczny ładunek zdziwienia. - Dopóki nie zrobi czegoś definitywnego, to właśnie odwala swoją robotę. Nie pierwszy raz.
Tymczasem żołnierze odpięli JayL'a, który najpierw zamrugał, potem szarpnął się do przodu.
- Ej, co jest?! - zdążył wrzasnąć, ale już był skuty zanim zdążył tak naprawdę dojść do siebie. Próbował się wyrwać bez skutku i wkrótce zniknął im z oczu. Chyba nawet nie zarejestrował Maroldo częściowo skrytego przez sanitariuszkę, której oczy poruszały się zupełnie bez koordynacji. Przynajmniej jedno miała cybernetyczne.
Mik nie poświęcał jej większej uwagi, poza tym, że posłusznie wykonywał polecenia. Teraz przekręcił się na bok, by mogła wyciągnąć jakiś odłamek, który przebił się przez wszystkie warstwy grafenu i żelastwa i utknął płytko w ciele. Popłynęła krew. Nie odpowiadał chwilę zaciskając zęby. Zerknął na pracującą obok Lisę Harris.
- Prawdopodobnie - odpowiedział Kye’owi. - Ale oficjalna wersja, dla wszystkich poza nami, musi brzmieć, że Psyche zdradziła. Kto wie ile mamy jeszcze kretów w firmie. Nie możemy też lekceważyć zdolności hakerskich Free Souls, key? To nie jest jedyne miejsce tego typu, Navarro pokazał nam zdjęcia podobnego kompleksu. Jeśli on dowie się, że to blef, to Psyche będzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jak dla mnie i tak za łatwo to łyknął, ale ty lepiej wiesz jak działają AI. Słyszałeś wszystko co tam mówiliśmy?
- Zgoda, przez moment myślałem, że rzeczywiście skreśliłeś tę do której tak zarywasz. - Remo błysnął zębami i wskazał na komputery. - Trochę czasu i powinniśmy zdobyć całość lub prawie całość hakerskich możliwości Free Souls. Sądzę, że wie już, że są spaleni. Jak tylko wygrzebiemy adresy, wyślemy tam ludzi C-T. Wątpię, by miał ich wiele więcej. Nie słyszałem początku - odniósł się jeszcze do ostatniego pytania - lecz też chwycił łatwo. Wtedy go odciąłem, był sam na sam ze swoim skołowanym mózgiem. To mogło zaważyć.
- W sumie to pierdolił straszne farmazony - Mik uśmiechnął się lekko. - Dobra, czeka nas w pytę roboty z badaniem całego tego szajsu tutaj. Tam na dole jest jeszcze sprawny android, serwery i chuj wie co jeszcze. Wiedziałeś o ładunkach, znaczy zablokowałeś detonację, nie? Jest tego tyle, że saperzy prawie posrali się w portki. Chcą najpierw ewakuować wszystko i potem rozbrajać.
- Nie dziwię im się, też bym chętnie się stąd zwinął - Remo usiadł obok Lisy, przejmując jeden ekran. - Otworzę tajne wyjście, którym uciekli. Niech pościg nie będzie zbyt ambitny. Nie wiem ile i gdzie są ładunki, aktywować próbował je z panelu w ścianie. Podpiętych ludzi powinien obejrzeć najpierw ktoś znający się na rzeczy zanim spróbują ich odpiąć, ale nie ma chuja, ja tam nie złażę.
- Myślisz, że jak to pierdolnie to przeżyjemy siedząc parę metrów wyżej? - Maroldo zaczął się śmiać, co skończyło się kaszlem i upomnieniem przez sanitariuszkę, żeby siedział spokojnie. Wiadomość, że siedzi na bombie musiała nie ułatwiać jej pracy.
- Zamówiłem już cały batalion techników. O pościg się nie martw, Psyche i Navarro mają z dziesięć minut przewagi. Cała nadzieja w satelitach, monitoringu i dronach. Właśnie, jestem ciekawy, jak wyglądało spotkanie ze Zbawicielem w sieci?
- Nie przeżyjemy, dlatego wystarczy mi tych emocji tu, dodatkowe związane z przebywaniem w podziemiach są mi zbędne - ponownie zaczął zagłębiać się w dziwaczną strukturę systemu, odszukując w nim kontrolę nad elektroniką. - Najlepsze jest to, że nie wyglądało. Musiał bardzo ufać tym wszystkim netrunnerom, a okazało się, że da się ich stąd łatwo odciąć. Jak się zorientował i próbował bronić, było za późno. Żaden z niego sieciowy mistrz.
- Może i nie, ale najgorzej, że kutas jest nieprzewidywalny. Dał się namierzyć i czekał tu na nas. Dużo ryzykował, dużo stracił. Mnie ciekawi skąd forsa na to wszystko. Z handlu Odlotem? Nie sądzę, wojna gangów też kosztuje. Poproszę techników, żeby zbadali wyposażenie tego miejsca. To nie jest sprzęt sklecony w garażu, musiał robić hurtowe zakupy. I jeszcze jedno, skoro ma backupy samego siebie to po co w ogóle używa ciała? I to tego, o którym wie, że wiemy. On i pozostała dwójka, czy w ogóle potrzebują ciał? Chyba tak, inaczej już dawno rozpleniliby się w sieci jak wirus.

- Oni są jedynie programem połączonym via proxy do głównego mózgu, tyle zdołałam wywnioskować z tego burdelu. Za przeproszeniem - Lisa wtrąciła się z przepraszającym uśmiechem. Wiedziała zaskakująco dużo, ale w końcu sam Remo uważał ją za najlepszego pracownika, a przez chwilę już siedziała podłączona do tej sieci. - Mózg, albo jeden z mózgów, był tutaj. On sam bez instrukcji pewnie niewiele może zdziałać. Teraz wszystkie neurony mamy na sznurkach i powoli je odkodowuję. Jak nie wybuchniemy, to większość odpowiedzi powinna być tu. Lub to jedna wielka mistyfikacja mająca nas skierować na błędny trop, jeśli to twoje rozumowanie ma sens.
Kye nie miał problemu z namierzeniem drzwi, ale to było proste, tylko dwa przełączniki - 0 i 1. Byli teraz administratorami tego systemu, a jednak takie choćby rozbrojenie ładunków wydawało się wyjątkowo niebezpieczne. Jak losowanie kabla do przecięcia niczym z filmów - język systemu nie pozwalał określić które bity za co odpowiadają. Saperzy na dole srali w gacie, ale sytuacja dwójki hakerów nie wydawała się lepsza. Nie mieli pojęcia, czy za chwilę coś nie pójdzie nie tak jak powinno i uruchomi wywołania, których za wszelką cenę chcieli uniknąć.
Zanim podjęli wątek tej konwersacji, przez drzwi przeszło kilku innych ludzi. Dwóch zaczęło rozkładać jakiś sprzęt, trzeci miał oznaczenia pułkownika i Remo poznał go od razu. Nathan Ferrick sam nadzorował tę operację.
- Ktoś tutaj może mi zdać raport co tu się właściwie wydarzyło? - zapytał, a gdzieś od strony parkingu usłyszeli rotory lądującego helikoptera. Sanitariuszka skończyła z Mikiem, wskazując na ten odgłos.
- Może cię zabrać od razu do szpitala.
- Za chwilę, złotko - odpowiedział jej, po czym zasalutował Ferrickowi. Znał go z widzenia z czasów szkolenia wojskowego CT.
- Siedzimy tu na bombie, panie pułkowniku - powiedział. - Może pan rozważyć przeniesienie stanowiska dowodzenia w inne miejsce. Tu pozostała tylko ewakuacja, rozbrajanie teraz jest zbyt ryzykowne. Technicy muszą umiejętnie odłączyć netrunnerów w podziemiach. Trzeba wszystko, w tym zwłoki wrogich cyborgów, zabezpieczyć, wywieźć i zbadać. Potrzebujemy kilkunastu ciężarówek. Zbawiciel - Mik zakładał, że Ferrick wie kim jest Zbawiciel, skoro go tu przysłano - zbiegł wskutek zdrady jednej z naszych agentek.
Remo przywitał pułkownika krótkim skinieniem głowy, nie wdając się w uprzejmości. Wersja Maroldo pod koniec wydała się bardzo naciągana dla hakera widzącego całą tę zmianę stron i mocno w nią powątpiewał. Trzeba pamiętać, żeby nie wspominać o tym fakcie zbyt często.
- Przydałyby się jeszcze długie kable, żebyśmy też się mogli ewakuować. W tej wewnętrznej sieci zostało więcej ciekawych rzeczy niż fizycznie, cały czas dobijają się tu inne placówki i próbujemy je namierzyć. Będą potrzebne oddziały szybkiego reagowania, w tych miejscach najprawdopodobniej znajdują się porwani i przerobieni hakerzy. Całość tego obiektu sterowana jest elektronicznie, ale moją radą będzie wyczyszczenie i zniszczenie wszystkiego, gdy już odzyskamy co się da.
- Zabierzcie to do tego drugiego budynku - polecił od razu pułkownik ludziom, którzy na szczęście dla nich nie zdążyli dużo rozstawić. Zebrali wszystko i się zmyli. Kilku innych także otrzymało rozkazy. - Kabel też się znajdzie, podobnie oddziały mamy do dyspozycji połowę sił w mieście. Ktoś na górze bardzo się wkurwił. Jakieś wskazówki gdzie mamy ich szukać?
Ferrick jednocześnie odbierał komunikaty, bo momentami wydawał się ich słuchać, czasami odpowiadał krótko.
- Waszą drużynę zabierają helikopterem, ktoś jeszcze się zabiera czy puścić maszynę? - tu spojrzał na Mika, którego już sanitariuszka zostawiła, zbierając swoje rzeczy do przenośnej apteczki. Maroldo czuł się lepiej, ale wiedział dobrze, że to głównie zaleta przeciwbólowej chemii. - Pewni ludzie będą chcieli wydusić z was każde słowo. Ta przydzielona do sprawy kobieta czeka na parkingu.
Trudno powiedzieć dlaczego to dodał.
- Chętnie ją poznam - rzekł Mik, powoli wstając. Podciągnął się na rękach, by nie nadwyrężać organicznej części ciała. - Dzięki za łaty złotko - rzucił do sanitariuszki, po czym zwrócił się do Remo - Do zobaczenia Kye, wiszę ci duże piwo. Panie pułkowniku - zasalutował Ferrickowi i owinięty w koc ruszył do wyjścia.
Remo skinął mu na pożegnanie.
- Ja już ją poznałem. Nie ma tu wiele do ukrycia i wiele do powiedzenia dopóki nie dogrzebiemy się do szczegółów. Operacje tego tu w Nowym Jorku są spalone - odprowadził Mika i żołnierzy wzrokiem, spoglądając w oczy Ferricka. - Dzwoniła Ann, podobno całe zamieszanie było wymierzone nie tylko w nas, ale też w policję. Wiadomo coś więcej na ten temat?
- Niewiele, rządowi przyznają się do takich rzeczy równie niechętnie co my - Ferrick także odprowadził wzrokiem wychodzących i w środku pozostała tych ich trójka. - Ktoś chciał upiec wiele pieczeni na jednym ogniu lub sam się zniszczyć. Wasza głowa w znalezieniu powodu do tej drugiej opcji. Przekażę prośbę o długi kabel, zwijajcie się stąd jak najszybciej. Dobrze, że u niej wszystko dobrze - dodał na koniec, sam także opuszczając strefę biurową magazynu.
 
Widz jest offline  
Stary 22-12-2018, 12:26   #90
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Była pod ochroną, zupełnie pomijana przez wszystkich łysych. Navarro dobiegł do końca piwnicy, przyciskiem otwierając drzwi i ukazując niewielką część mieszkalną. Niczym mała kawalerka, zaopatrzona w łóżko, szafkę, aneks kuchenny i z boku pewnie kibel. Odwrócił się do niej, szybkim spojrzeniem odnalazł jej oczy. Czy ufał? Nie potrafiła powiedzieć. Wpuścił ją bez słowa do środka i zamknął za nimi drzwi, blokując je za pomocą elektronicznego zamka. Od razu zaczął odsuwać łóżko.
- Na stole jest torba i sprzęt, zabierz ile możesz! - polecił, przekrzykując gwałtowną strzelaninę, która rozpoczęła się w chwili jego zerwania się do ucieczki. Ta jedna walka nie należała do Psyche, ona teraz miała inną. Wewnątrz siebie. Lub na zewnątrz. Manuel wyraźnie miał przygotowaną drogę ucieczki. I jednocześnie wydawał się tu bezbronny niczym dziecko, pomimo broni leżącej na szafce tuż obok. Tak trudno było ocenić, czy to Remo miał rację oznajmiając, że to marionetka maszyny, czy to coś znacznie więcej niż ten prosty fakt. Teraz zachowywał się w pełni jak człowiek, z którego zniknęła aura sztywności i autorytetu.
Chwilowo nie ryzykowała niczym, wypuszczając go na zewnątrz. Mogła natomiast zyskać wszystko. To była prosta kalkulacja dla Psyche, nie poświęcającej wielu myśli pozostawionym za plecami ludziom Corp-Techu. Jeśli sobie nie poradzą, to znaczy, że i tak nie byli warci poświęceń. Skoczyła do stołu, wrzucając do torby całą zauważoną elektronikę. To jeszcze nie był czas na podchody, kluczenie i próby przeniknięcia osoby Zbawiciela.
~Pana nie można zmienić…~
Nie można. I nie zamierzała. Odnośnie panów miała jedną jedyną myśl: eksterminację.
Nie było tych sprzętów wiele, trochę holofonów, trochę jakiś czipów i różnych części, kilka dysków i jeden przenośny komputer. Navarro odsunął już na bok łóżko i otworzył ścienny panel, wcześniej ukryty. Wstukał kod i ściana przesunęła się, otwierając przejście podziemne.
- Nasza droga ucieczki, przez stare tunele. A teraz czas na moją wybuchową przegraną - mówił, ledwo słyszalny przez toczącą się za ścianą strzelaninę. Zaczął wpisywać kolejny kod.
- Ustaw dłuższy czas, nie chcę ryzykować zawalenia się twoich tuneli na moją głowę - syknęła do Zbawiciela. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego co mężczyzna robi. To był test, Psyche zamierzała go zdać. W innym przypadku musiałaby zabić tego człowieka, co byłoby porażką na wielu frontach. Nie, niech życie toczy się swoim torem bez jej interwencji. Mik miał szansę ucieć. Komputerowcy na pewno znali się na swojej robocie. Jeśli nie…
~Straty wliczone w to ryzyko.~
Na wszelki wypadek, gdyby chciał wysadzić placówkę od razu, bez dalszej próby ucieczki, zapamiętywała dokładnie kody, obserwując jego działania z bliskiej odległości. Wstukał następny kod i przez chwilę nic się nie działo. Potem pojawił się półminutowy licznik. Spojrzał na Psyche i odczytała, że to nie do końca tak powinno wyglądać.
- Szybko! - syknął i wbiegł do tunelu, zatrzymując się niedaleko za wejściem. - Ta droga będzie wymagała poświęceń. Ale pierwszy raz poczujesz się wolna. Tak jak i ja wreszcie mogę się czuć!
Nie zawahała się. Zrobiła pierwszy ruch, nie było żadnych powodów, aby nagle przestać. Nie po raz pierwszy wcielała się w nową rolę, nie pierwszy raz stawała się idealna dla kogoś tylko po to, aby zyskać jego zaufanie. Wbiegła do tunelu nie oglądając się za siebie. Nacisnął przycisk i przejście zamknęło się, pogrążając ich na chwilę w ciemności, zanim nie zaświecił latarki.
- Sprowadziliście wsparcie? Ilu czeka w okolicy? Możemy przemieszczać się tymi tunelami przez dłuższy czas, albo wyjść na zewnątrz i dalej pojechać samochodem. Będzie znacznie szybciej.
- Wsparcie na pewno już przybyło, ale kiedy wchodziliśmy jeszcze go nie było, nie wiem czego się spodziewać - odparła spokojnym tonem Psyche, nie zwalniając szybkiego tempa. - Jeśli znasz wyjścia można spróbować tunelami, tylko tu nas zaczną także za chwilę gonić, a nie ma gdzie kluczyć.
Trzymała się względnej prawdy, musiała go stąd wydostać jeśli pragnęła poznać sekrety siedzące w jego głowie. A chciała. Przyspieszył, wręcz zaczął biec.
- Masz rację. Obstawią okolicę. Będzie satelita, nie możemy na powierzchnię. Znam wyjście przy starej stacji na queens, pod dachem. Wystarczająco daleko. Musimy biec.
Znów zmienił mu się ton, stał się pewniejszy, mniej ludzki. Jakby wpadł na właściwe tory i zaczął się na nich rozpędzać. Psyche wolała nie myśleć na razie nad tym co przez niego przemawiało. Nie jego ludzki mózg, tego była pewna, ten mógł od dawna być martwy. Biegła bez słowa, maszyny nie doceniały gadania dla gadania. Nie czuła się zagrożona, pytanie jak głęboko powinna iść za Zbawicielem. Gdyby tylko miała wiedzę Remo! Przypomniały się jej jego urządzonka. Cel zbliżenia się do Navarro pozostawał bez zmian. Ciało miał wciąż biologiczne, co oznaczało te same potrzeby, w tym i sen…

Przedzierali się przez ciasne tunele techniczne, dawno nie używane, relikt epoki przeszłej. I robili to sprawnie, szybko. Coraz głębiej i głębiej w miasto i nawet Psyche potrzebowałaby uruchomić moduł lokalizacyjny, aby dowiedzieć się, gdzie się aktualnie znajdowali. Po dziesięciu minutach tego biegu, Navarro odwrócił się i zwolnił.
- Nie było eksplozji. Powstrzymali ją. Kim są ci hakerzy wieży? Znasz ich?
- Kojarzę jednego - odparła zgodnie z prawdą, ostrożnie, pomijając inne znane sobie szczegóły - Nie wiem jak ważny dla nich jest, na pewno jest bardzo dobry w tym co robi.
- Musi być bardzo dobry, albo wykorzystali całą swoją moc wieży. Nie czułem jej, więc obstawiam to pierwsze. Czy będzie skłonny dołączyć do nas, czy będziesz musiała go wyeliminować? - Navarro znów przyspieszył i teraz weszli do starego tunelu metra, schodząc ciągle łagodnie w dół. Tory wyglądały na ciągle użyteczne.
- Każdy ma coś, za czym pójdzie, kwestia odnalezienia tego - odpowiedziała, utrzymując tempo. Zastanawiała się jak mało człowieka było w tym, z czym teraz rozmawiała. Żaden człowiek, który osiągnął tak wiele w krótkim czasie, nie zaufałby komuś takiemu jak Psyche. Postanowiła trzymać się tego, że wydawał się ufać jej już do pewnego stopnia. - Nic nie stoi na przeszkodzie, aby się dowiedzieć. Jak wiele przetrwało, zakładając, że wszystko co podłączone do tej placówki zostało spalone?
- Sieć netrunnerów została na pewno, ale jej zużycie postępowało zbyt szybko - odpowiedział bez szczególnych emocji w głosie. W zasadzie zupełnie bez emocji. - Swój cel osiągnęła, do następnej będziemy potrzebowali lepiej dostosowanych obiektów. Planujemy już ich produkcję. Taki haker jak ten z wieży byłby bardzo cenny, gdyby współpracował. To miasto będziemy musieli opuścić. Transport już jest szykowany. Większość cennych asetów przetrwa. Szkoda tylko tych obiektów, które dały nam czas.
Minęło kolejne kilka minut i wbiegli na starą, dawno zamkniętą i nieużywaną stację metra. Nie zachowała się nawet tablica z nazwą.
- Jesteśmy wystarczająco daleko, czy wieża wypuści swe macki jeszcze dalej w poszukiwaniu nas?
Obbiekty. Wszystko obiekty.
~...jak ty…~
Nie. Nie była już obiektem. To nieprawda. Metal nic nie zmieniał. Świadomość istniała i chciała żyć. Chciała żyć swoim życiem. Obiekty i asety. Już nie przemawiał przez niego człowiek. Musiała zdobyć lokalizacje kopii zapasowych i unicestwić go. To jedyne wyjście.
~ Wiesz dobrze, że nie. Kto inny jest twoim panem! ~
Być może. Kiedyś.
Teraz była sama. Sama przeciwko światu. Lubiła sobie to powtarzać, bez nadziei na wsparcie działała skuteczniej. Gdy się odezwała, głos Psyche brzmiał tak pewnie jak zawsze.
- Za blisko, wieża się wkurzyła i na pewno zmobilizuje armię i satelity. Nie możemy pojawić się w publicznym miejscu, tu muszą nas gonić pieszo. Porzucisz całą sieć, którą zbudowałeś?
- Zgoda, idziemy dalej - powiedział i od razu ruszył biegiem. Dyszał, nie miał takiej kondycji jak jego "asety", ale potrafił oszukać mózg i poruszać się szybko do przodu. - Porzucę to co zostało spalone. To co stworzyliśmy na Bronxie jest nienaruszone, wciąż możemy pociągać za sznurki. Czy to nie podniecające? Tam możemy mieć imperium uległych nam ludzi. Nic nie daje mi mocniejszych spełnień niż ich poruszające się zgodnie z moim życzeniem ciała. Są tacy łatwi do zmanipulowania.
Korytarz już się nie obniżał, był także w gorszym stanie. Tu i ówdzie zawalił się częściowo i musieli się praktycznie przeciskać na drugą stronę. Utrzymywali mimo to dobre tempo.
Zadrżała słysząc jego słowa. Nie umiała określić dokładnie jakie emocje w niej wywołały.
~Wiesz dobrze…~
Kontrola umożliwiłaby zemstę. Wyobraźnia już podkładała obrazy, które wyrzuciła z głowy krótkim, gwałtownym ruchem. Nie czas. Jeszcze nie czas. Utrzymywała tempo bez problemu, bez oznak zmęczenia albo chociaż zadyszki. Mogła tak cały dzień.
- Teraz wieża o tobie wie. Będzie szukać aktywnie. Jak chcesz się ukryć? Jak chcesz ukryć mnie?
- Zginę - powiedział tak po prostu. - Znajdą moje ciało, a wiedzą jak wyglądam. Wszystko będzie się zgadzało. Nie namawiam cię do tego samego, jeszcze nie jesteś gotowa przenieść się do innego dawcy.
Co ciekawe nie potrafiła wyczuć w nim ani odrobiny kłamstwa. Dotarli już do następnej stacji i Navarro zatrzymał się.
- Jesteś gotowa rozpocząć to na dobre?
Mógł kłamać. Dlaczego zdradzać taką tajemnicę bez pełnego zaufania, osobie dopiero spotkanej? Dlatego, że był zupełnie inaczej rozumującą istotą?
- Jestem gotowa zdobyć z tobą świat - uśmiechnęła się lubieżnie, ukrywając za tą postawą prawdziwe myśli.
- Doskonale, kochanie. Teraz dowiedzą się, że nie żartujemy i żadne zastępy hakerów wieży tego nie zmienią.
Wszedł do starego pomieszczenia technicznego i zanim Psyche mogła w pełni zareagować, otworzył panel w ścianie, zbyt nowoczesny, aby mógł być tu od czasów zbudowania stacji. Zaczął wstukiwać kod.
- Zastąpią jednych drugimi, nieznanymi nam, niegotowymi dołączyć - pomimo zaskoczenia utrzymywała neutralny, bezemocjonalny ton, nie czyniąc żadnego ruchu ku powstrzymaniu kolejnej jego pułapki. Za każdym razem sprawiał wrażenie, że dokładnie to planował od dawna, co rozstrajało nawet zaprogramowaną do takich sytuacji Psyche. - Z pozostawionych za plecami haker rokuje nadzieje.
Zawahał się jedynie na ułamek sekundy.
- Jeśli tu zginie, to znaczy, że i tak był zbyt słaby dla naszych planów.
Skończył i spojrzał na Psyche.
- Tu znajdą mnie. Wszystko jest zaplanowane, skontaktuję się z tobą. Jeśli okażesz się wystarczająco dobra.
Wcisnął coś i nagle ziemia zadrżała. W oddali nastąpił wybuch. Drugi. I trzeci. Coraz bliżej. Navarro ruszył z powrotem do tunelu, uśmiechając się. Wszystko drżało. Dalszy tunel wyglądał na zabity deskami, ale zdatny do ucieczki. Tylko jak daleko sięgną eksplozje? Stacja posiadała dwa wyjścia, oba zaplombowane przed nieproszonymi gośćmi. Dawno i przypuszczalnie niedostatecznie dobrze. W tunelach na pewno znajdowały się także szyby ewakuacyjne, z nimi była jeszcze większa loteria, bo nikt nie gwarantował ich dostępności.
Wszystko komplikowało się bardzo szybko w pobliżu tego człowieka. Wyglądało na to, że krótkoterminowy sukces Free Souls polegał w dużej mierze na nieprzewidywalności ich twórcy. Psyche nie powstrzymywała go, to byłby pusty gest. Nie spróbowała także wyścigu z następującą coraz bliżej reakcją łańcuchową. Doprowadził ją tu, to dla niej musiał przeciągnąć pozorowaną ucieczkę do następnej stacji, więc tam skierowała kroki, wbiegając na peron i próbując ocenić, które schody rokowały większą nadzieję. Schody w górę prowadziły z obu stron peronu. Pierwsze były przywalone ziemią i gruzem, nadzieja na pokonanie tej przeszkody była żadna. Drugie zastawiono zardzewiałą kratownicą, która prawie na pewno była zamknięta, ale też podatna na sforsowanie za pomocą siły i broni. Trzecią opcję stanowił szyb windy. Stara, "klatkowa" winda stała na równi z peronem i na pewno nie działała, ale nad nią znajdował się szyb, wcale nie taka trudna przeszkoda dla kogoś takiego jak Psyche.
Bez zastanowienia wybrała właśnie ten ostatni, analizując możliwość dostania się na górę windy, a później już szybem jak najdalej od podziemnej pułapki. Zwinność zawsze stawiała ponad brutalną siłę, włączając wszelkie posiadane wspomagacze. Eksplozje były coraz bliżej. Cały tunel drżał, z sufitu się sypało. Kątem oka już widziała błysk. Wpadła do klatki i pchnęła ewakuacyjną kratkę z całej siły. Zardzewiały metal puścił ze zgrzytem i Psyche wciągnęła się na dach windy, od razu pchnięta na ścianę przez kolejny wybuch, tuż przy wyjściu na peron. Wszystko wskazywało na to, że on miał być następny. Zbawiciela właśnie grzebały kamienie - jeśli to nie była jego kolejna sztuczka - a ona miała nad sobą w miarę równy szyb poprzetykany wzmocnieniami. Liny od windy urwały się dawno temu. Jednokrokowy rozpęd, skok, odbicie od ściany. Drugą nogą od przeciwległej i na zmianę. Ekspercki parkour, zwinny i piękny. W każdej chwili Psyche gotowa była chwycić się czegokolwiek, byleby przetrwać mający nastąpić wybuch. Szybka i skoncentrowana potrafiła stłumić nawet wieczną bitwę we własnej głowie.
Sprawna, silna, szybsza niż jakikolwiek zwykły człowiek. Wskakiwała po szybie jakby wcześniej ćwiczyła to setki razy, z każdą chwilą wyżej. A mimo to zbyt wolno. Eksplozja wstrząsnęła peronem pod nią, kula ognia i pyłu wypełniła szyb. Zatrzęsło i Psyche straciła chwyt. W ostatniej chwili złapała się belki podtrzymującej, ale z góry leciały już kamienie, deski, ziemia i beton. A za pierwszą eksplozją nastąpiła następna. Do szczytu i znajdującego się tam wyjścia z szybu zostało jeszcze przynajmniej z dziesięć metrów. Mimo, że trzymała się kurczowo, palce jednej z dłoni straciły chwyt i znów niemal spadła. Belka trzasnęła, łamiąc się w pół. Żelazne mocowanie zgrzytnęło, wyginając się i zaczynając zapadać się do środka. Szyb się walił, a ona była w jego wnętrzu. I nie chciała tu pozostać. W przeciwieństwie do ciężkiego Maroldo, Pasyche nie posiadała całej aparatury zamontowanej w przedramionach, nie potrafiła wystrzelić haka ani włączyć sobie silników odrzutowych. Pozostały ręce i nogi i nieludzka przyczepność oraz sprawność. Przywarła do ściany, której obecnie się trzymała i zaczęła wspinać do góry. Uniosła spojrzenie i włączyła skaner, na bieżąco analizujący spadające przedmioty i kierujący ciało w odpowiedni sposób, maksymalizując możliwości uniku. Już nie skakała, wspinając się zamiast tego niczym pająk po nierównej pajęczynie, mając nadzieję, że zdąży. W pierwszym odruchu chciała wysłać ogólny system alarmowy, zrezygnowała w ostatniej chwili. Im mniej osób tym lepiej. Mik był ranny, następnym wyborem okazał się Remo.
Nie poddawać się przede wszystkim. Parła do góry, metr za metrem.
Aż nie miała się czego chwycić. Ziemia osunęła się. Już nie spadały fragmenty, teraz sunęła masa. Nie miała gdzie się przed nią ukryć. Wyjście było tak niedaleko, ujrzała je jeszcze raz, zanim to wszystko nie zwaliło się na nią. Schowana pod jednym ze wsporników, dzięki czemu on przyjął główny impet, widziała jeszcze jak głazy i ziemia przykrywa całość i łamie wzmacniane metalem drewno jak gałązkę.
Potem zapanowała ciemność, bardzo krótka. Tak sądziła.
 
Lady jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172