Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-12-2016, 02:02   #11
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Padre przywołał interface obroży i przy ikonce Black 1 zrobił notatkę. Nie wydawał się przy tym zły, czy rozczarowany. Co więcej wydawał się być pogodny. Przy pozostałych też kolejno robił notatki.
Spojrzał na Btack 6 jednocześnie wpisujęć kolejna notatkę
- Niezbadane są wyroki pana, ja traktuje to jako kolejne wyzwanie, które postawił przede mną. Widocznie przeznaczył mnie do kolejnego zadanie bo uznał, że tam już dokonałem wszystkiego co mogłem. - Padre uśmiechnął się ciepło do niego -I miej ufność w Niego, dzięki temu masz mnie w tym miejscu, bo jestem najwybitniejszym strategiem jakiego tu macie. Bo tylko to ci pozostało.

Dopisał notatkę w zaopatrzeniu na temat paliwa do miotacza.
- Słyszałem o twoich dokonaniach. Chciałbym zrozumieć co się skierowało na tą drogę, ale o tym w wolnej chwili.

Cytat:
Zrobił listę głównych zagadnień:
- mapy i plany miasta, systemy kanalizacyjne, media itp. - Black 0, Black 3, Black 5
- biologia robali, w tym uzbrojenie i jego skuteczność przeciwko opancerzonym celom - Black 9 i Black 6
- skuteczna broń przeciw robalom na podstawie nagrań - Black 2 i Black 7
I rozesłał pozostałym. Z komunikatem “Wyciągnijcie jakie tylko się da info z materiałów”.
- Czas chyba przymierzyć garnitury - powiedział wstając i idąc do zbrojowni.
 
Mike jest offline  
Stary 21-12-2016, 10:44   #12
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Dziękuję Mike'owi za scenkę i dialog :)

Czas płynął nieubłaganie, początek jakiejkolwiek współpracy został nawiązany. Dobre i to. Diaz widząc jak Zero zbiera się do wyjścia, zeskoczyła ze stołu i ruszyła za nim, drepcząc tuż obok z założonymi z tyłu rękami.
- Dawno pana złapali? - spytała, przestając nucić. Wzruszyła ramionami i nawijała dalej - Nie pozwolili nam mieć dostępu do Sieci, oprócz materaca wynieśli wszystko z celi. Jak pan myśli, kogo pierwszego dopadną? - zasypała go pytaniami nie tracąc optymizmu.

- Dawno - nie przerywając marszu, odpowiadał na pytania. - Trzeba było ten czas wykorzystać na kontemplację i modlitwę. Ja tak zrobiłem.

Weszli do zbrojowni, podszedł do siedzącego w uchwytach egzoszkieletu, odwrócił się i rozłożywszy ramiona niczym Jezus naparł plecami na otwarty pancerz. Płyty ze szczękiem otuliły korpus i kończyny.
- Pierwszego dopadną pechowca. Zawsze tak jest.

- Sprawiedliwy Pan zawsze słucha, bliższe jego sercu są czyny, nie klepane formułki. Modlić da się i słowem i czynami - dziewczyna pokiwała energicznie głową, podchodząc do szafki z bronią. Pogładziła zimną lufę karabiny, zatrzymując dłoń przy jej wylocie - Czemu mówisz "pechowiec"? Czy pechem jest to, że będzie miał możliwość wcześniejszego stanięcia przed Jego Obliczem i radowania się Jego Chwałą? Im szybciej zginie, tym mniej okazji mu pozostanie na brukanie swojego sumienia czynami niegodnymi dziecka Bożego... On i tak rozpozna swoje owieczki. Cierpienie zmywa z nas grzechy, oczyszcza. Wypala... grzech należy wypalić - mruknęła, przesuwając rękę do plecaka miotacza.

- Rozejrzyj się siostro - postać w egzoszkielecie obróciła się wokoło z rozpostartymi ramionami - Tu nie ma nikogo, kto może się jeszcze bardziej zbrukać. Czyściec byłby nagrodą dla każdego z tu obecnych, nie wyłączając mnie czy ciebie. Jesteśmy grzesznikami.

- Nikt nie jest bez winy - Zgodziła się bez wahania, obracając kark w stronę najemnika - Niewiadomą pozostaje jedynie czas i wymiar kary. Bóg mówi do każdego z nas, nie wszyscy jednak są w stanie zobaczyć znaki. Oślepia ich pycha, nie potrafią słuchać. Każdemu z nas Pan wyznaczył zadanie. Rolą jednych jest oczyszczać zgodnie z Jego wolą, innych - ulec oczyszczeniu... "Opanował go wówczas duch Pana i przyszedłszy do Aszkelonu zabił trzydziestu mężów, a ściągnąwszy z nich łup, dał szaty ozdobne tym, którzy mu rozwiązali zagadkę. Potem uniesiony strasznym gniewem wrócił do domu swego ojca."

Sprawdził system kamuflujący, pancerz przybrał odcień ściany. Przeszedł do stojaka obok, Pancerz dopasował barwy. Padre nie znikł, ale dobrze wtapiał się w otoczenie, zaczął zakładać UCE.
- Jak napisał święty Mateusz: “A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz? Albo jak powiesz bratu swemu: Pozwól, że wyjmę źdźbło z oka twego, a oto belka jest w oku twoim? Obłudniku, wyjmij najpierw belkę z oka swego, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło z oka brata swego.”
Ze szczękiem zapiął na ramieniu CKO.
- Trzeba uważać by nas samych nie oślepiła pycha. - zamknął hełm i sprawdził szczelność.

Diaz zaśmiała się, a miotacz wylądował na podłodze. Sapnęła i zarzuciwszy go na bark, uśmiechnęła się radośnie.
- Witaj w domu - mrugnęła do Zero, ruszając ku własnemu pancerzowi.
Piekło nie było takie złe, szło się przyzwyczaić.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 21-12-2016, 21:04   #13
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Hektor skinął głową, gdy dostał służbową notatkę od Padre. Nie miał wiele do roboty, a i tak mniej lub bardziej dokładnie to robił już wcześniej.
Gdy skończył, rozesłał spostrzeżenia do pozostałych i ruszył w stronę zbrojowni.
To było to, co duże chłopy lubiły najbardziej. Jego ciężki pancerz Wz. Goliat. stał jeszcze zimny i nieruchomy w uchwytach. Hektor miał kiedyś bardzo podobnego na własność. Tamten był bardziej udekorowany i bardziej przystosowany do niego, ten tutaj... cóż, nie było to ważne.

Meksykaniec przejechał palcami po powierzhni pancerza, radując się chłodem ciężkich płyt. Sprawdził okablowanie, hydraulikę i wreszcie wsiadł do środka. Uruchomił pokładowy komputer, zamruczał potężny generator. Hydraulika zasyczała. Jedna po drugiej kontrolki zaświecały się na zielono. Stalowy olbrzym obudził się do życia.
Hektor zrobił dwa kroki do przodu, ciężkie pancerne nogi zadudniły o pokład. Z sykiem hydrauliki uniósł ramię na którym zamocowany był jego CKM, obrotowe lufy obudziły się do życia, wirując wściekle, by za chwilę znów zamilknąć.
Black 7 zdjął z uchwytów ciężki młot bojowy i przytwierdził go z prawego boku.
Przetestował podobnie jak Black 0 kamuflaż, choć przy jego gabarytach robiło to znacznie mniejsze wrażenie. Na koniec przyszła olej na ciężki pawęż z jakiegoś przezroczystego polimeru. Hektor jeszcze zsynchronizował zamontowaną na tarczy kamerkę termowizyjną z rozszerzoną rzeczywistością jaka malowała się przed jego oczyma na wewnętrznej stronie hełmu. Był gotowy.
 
Ehran jest offline  
Stary 23-12-2016, 00:25   #14
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Z NeoPittsburgha nie było ucieczki.
Człowiek, jeśli dożył wieku umożliwiającego pracę, szedł harować do jednego z licznych zakładów przemysłowych przez resztę życia albo przechodził inicjację w gangu i też tyrał do końca życia, tyle, że w tym wypadku zwykle koniec ten następował o wiele szybciej. Ale przynajmniej umierał w dobrym zdrowiu i zwykle w miarę szybko, zamiast przez ostatnie lata męczyć się z jakąś nieuleczalną chorobą na dodatek do ciała zniszczonego przez dekady zapierdolu w fabryce.
Taka była cena, ludzki koszt utrzymania statusu jednego z przemysłowych centrów Federacji i dominacji w regionie przez planetę Carnegie.

Przynajmniej tak sądziła przeważająca większość mieszkańców stolicy, jak i pozostałych miast-fabryk globu.
Większość, ale nie wszyscy.
Niektórzy nie byli zachwyceni żadną z możliwości, a jeszcze mniej podobało im się, że tylko takie mają.
A ponieważ proletariatu Carnegie, czyli praktycznie wszystkich oprócz średniego i wyższego kierownictwa w zakładach i przedstawicielstwach megakorpów, nie byłoby stać nawet po całym życiu oszczędzania na bilet w jedną stronę z planety, jedyną ucieczką pozostawała Armia. Jedyną przeszkodą - roczne limity i wynikająca z nich dosłownie zabójcza rywalizacja.

***

- Chryste na pulsarze, jeśli to wycieknie... - żołnierz w mundurze z oznaczeniami pułkownika jeszcze raz omiótł wzrokiem dogasające z wolna polimerowe moduły mieszkalne tworzące niewielką osadę. W powietrzu unosił się żrący smród spalonego plastiku i równie paskudny przypalonego mięsa. Ale nie takiego, jakie można by wrzucić na ruszt.
- Ile..? - odór wysuszył mu gardło, ale adiutant wiedział, o co pytał przełożony.
- Wszystkie kolonie w tej dolinie. Łącznie pięć. - odpowiedział niewyraźnie przez arafatkę, którą miał naciągniętą prawie na oczy. - Około setki ludzi. - dodał, niepytany.
Pułkownik zaklął, splunął na wypaloną, zasnutą dymem ziemię. A potem spojrzał na środek tego, co jeszcze parę dni temu było zalążkiem górniczej sadyby, gdzie klęczało z rękami skutymi za plecami, kilkudziesięciu ludzi. Wyglądali jak wyjątkowo makabryczne malowidło, samemu służąc za płótno, na które naniesiono jedynie dwa kolory, buro-czarny i brudnoczerwony, w których pot powycinał rozłożyste wzory.
Dowódca już miał coś powiedzieć, gdy zza pleców dobiegły go głosy żołnierzy z plutonu ochrony, wykłócający się z kimś coraz głośniej, a potem nagle ucichły.
Adiutant, już odwrócony, miał ruszyć w stronę zamieszania, ale zamarł w pół kroku, po czym nachylił się ku pułkownikowi.
- Panie pułkowniku, Bezimienni.
Oficer na moment wzniósł oczy ku niebu, w niemym pytaniu, co jeszcze się zjebie, po czym również odwrócił i czekał, aż podejdzie do niego kilku ludzi w polowych mundurach, identycznych jak jego, ale bez żadnych dystynkcji, eskortowanych przez jego ludzi.
- Pułkowniku Jones, szkoda, że spotykamy się w takich okolicznościach. - powiedział na powitanie jeden z nowo przybyłych, uśmiechając się lekko. W uśmiechu nie było ani odrobiny wesołości.
Szkoda, że spotykamy się w ogóle, pomyślał Jones.
- Co ty nie powiesz. - warknął zamiast tego. - Gadaj, czego chcecie i jazda stąd.
- Po co ten konfrontacyjny ton?
- zapytał drwiąco przybysz. - Tym bardziej, że jesteśmy tu, by zdjąć ten ciężar z pańskich barków.
- Że jak?
- zgrzytnął zębami pułkownik.
- Wywiad wojskowy przejmuje jurysdykcję nad tym... incydentem, pułkowniku Jones. Może pan odejść. Oto pańskie nowe rozkazy. - uniósł rękę i wystukał coś na szerokiej bransolecie na przedramieniu. Coś błysnęło, coś zapiszczało i nad taką samą bransoletą na przedramieniu pułkownika zaczęły płynąć w powietrzu holograficzne bloki tekstu.
- Ale to... - próbował zaprotestować, wczytując się w nie uważnie. - Ale... - skończył czytać, po czym uniósł wzrok i spojrzał na Bezimiennego. Potem obejrzał się za plecy, na spalone zabudowania i klęczącą na ziemi kompanię karną. - A do chuja z wami wszystkimi! - powiedział w końcu i ruszył przed siebie. Jego ludzie, ponagleni przez adiutanta, ruszyli za nim, bez żalu zostawiając więźniów na głowie ludzi z wywiadu.
Wkrótce rozległo się kilka charakterystycznych grzmotów, nieomylny znak promów szturmowych wchodzących w atmosferę.

***

Jak powszechnie wiadomo, są więzienia i są więzienia. Kąt, nazywany też Zakładowym Ośrodek Wypoczynkowym, należy do tej drugiej kategorii.
Oficjalna nazwa to Koszary Dyscyplinarne Armii Federacji w Forcie Custer, ale poza wojskowymi dupogniotami nikt tak nie mówi. Wszyscy wiedzą, że niegrzeczni żołnierze idą do Kąta.
Fort Custer to w istocie baraki o najniższym możliwym standardzie, postawione na księżycu bez atmosfery tak maleńkim, że jest o krok od zostania asteroidą, w zadupiastym systemie gdzieś na krańcu Federacji, gdzie wojsko wrzuca ludzi, o których chce nie tyle zapomnieć, co wymazać z historii, ale z jakiegoś powodu nie chce lub nie może ich rozstrzelać.
Sposób organizacji więzienia też był niestandardowy, bowiem zostawiono to całkowicie w gestii więźniów. Pilnowano jedynie, by pozostawali w granicach placówki i raz w miesiącu uzupełniano niezbędne do życia środki w ilości mniej więcej odpowiadającej ostatniemu spisowi skazańców. Do aktualizowania go nikt się specjalnie nie przykładał.
- Dobre, następny! Żwawo, pierdolce, nie płacą mi tu od godziny, albo nadążasz albo lądujesz w śluzie! No, kto ty, kurwa, jesteś, gnoju? - strażnik przysunął tablet bliżej oczu, jakby to miało poprawić umiejętność czytania. - Ohoho, któż to nas zaszczycił swoją obecnością! Ej, chłopy, mamy tu prawdziwego wojownika, jednego z pogromców gwarków! Owain Grau.. Greu... Graf i chuj. Po linii prosto, a żwawo, mój ty kosmiczny wikingu. Co? Czego tak szczerzysz ryj? Zapierdalaj na wprost! Następny, kurwa!

Armia, rzecz jasna, nigdy oficjalnie, ani nawet półgłosem, nie przyznawała się do Fortu Custer, a już na pewno nie do tego, czym naprawdę był i o nim nie mówiła.
Nikt zatem nie dowiedział się o masowej ucieczce, która miała miejsce ponad rok później.

***

Budynek w zasadzie był magazynem, składem i graciarnią w jednym, ale jako największy w kolonii, bo zbudowany z czterech zwykłych modułów, które pozbawiono odpowiednich ścian i podłóg, służył również jako sąd, ratusz i miejsce spotkań, bowiem tylko tutaj wszyscy dorośli osadnicy mogli się naraz pomieścić.
W tej chwili polimerowe ściany niemal drżały od chóru oburzonych głosów.
- To nasza ziemia!
- Hańba!
- Moje dzieci się tu urodziły, to ich dziedzictwo!
- Hańba!
- A&N może nas pocałować w dupę, nie będziemy ich niewolnikami!
- Hańba! Hańba!

John Tyler, zarówno nieformalny i formalny przywódca osady, potarł oczy, po czym uniósł rękę, by uciszyć pobratymców. Głosy cichły powoli.
- Hańba!
- Ojcze Laurenty, przymknij swą świątobliwą gębę, proszę.
- warknął, tym razem trąc skroń.
Kapłan wymamrotał coś pod nosem, po czym pociągnął z piersiówki, prawie już opróżnionej przez czas zebrania i usiadł.
- Jak mówiłem, nie chcę tutaj Ashburton-Nakano ani trochę bardziej niż wy, ale co możemy zrobić? Jesteśmy tu sami, najbliższa stacja jest po drugiej stronie systemu i też należy do korporacji.
- Idźmy do sądu!
- krzyknął ktoś.
- Tak! Federalny Trybunał Sprawiedliwości wydawał wyroki przeciwko korpom!
- To potrwa miesiące, a pewnie i lata.
- machnął ręką Tyler. - Jak myślicie, co A&N w zrobi z nami w tym czasie? Poza tym - zrobił minę, jakby wypił szklankę octu i delektował się smakiem - podpisaliśmy tę cholerną umowę. Nie robią nic nielegalnego.
- To co mamy zrobić!? Odpuścić i dać im nami pomiatać!?
- Nie.
- powiedział Tyler twardo. - Nie ma mowy. Ale nie możemy też otwarcie im się przeciwstawić. Posłuchajcie, mam pewien pomysł...

Osadnicy w milczeniu przyglądali się, jak prom niemal w całości wymalowany logami i sloganami medialnego megakorpa powoli zbliża się do płaskiego pagórka tuż za zabudowaniami kolonii.
John Tyler dał znak, by zapalić dodatkowe reflektory. Pismacy przylecieli akurat na noc.
Z przelatującego nisko wahadłowca nagle coś spadło w środek kręgu światła. A potem następne coś. I następne.
Koloniści potrzebowali chwili, by zrozumieć i przetworzyć to, co zobaczyli. John Tyler już wiedział.
Teraz z promu, który zawisł w powietrzu, wyskakiwali ludzie, tym razem żywi. Wszyscy ubrani na jedną modłę, w czarne kombinezony bez oznaczeń z wyjątkiem dużej siódemki na lewym przedramieniu, pancerze przypominające grube pikowane kamizelki z futrzanymi kołnierzami, hełmy w całości kryjące głowy, z optyką masek pobłyskującą czerwienią.
- Wasz żałosny protest kończy się w tym momencie. - przemówił jeden z najemników z elektronicznym brzmieniem. - Wracać do roboty, wsioki albo Koncern będzie musiał tu ściągnąć nowych osadników. Macie jedną szansę.
- Nie będzie...
- niewielki rozbłysk, przytłumiony syk i głowa Johna Tylera rozpadła się jak ciśnięty o ziemię arbuz.
- On swoją zmarnował. - odezwał się kolejny elektronicznie zniekształcony głos, należący do mężczyzny ubranego tak samo, jak reszta najemników, który jakby znikąd pojawił się za plecami przywódcy kolonistów, chowając pistolet do kabury na udzie. - Niezbyt rozsądne w waszym położeniu, kolonia na zadupiu galaktyki i tak dalej. To jak, będziecie grzeczni czy jeszcze ktoś chce się zmarnować?

***

- No, no, lalka, ładnie tak mówić do kapłana? - rzucił swobodnie Owain, zbliżając się do Padre. - My się znamy, z Siódemki. Kopę lat, nie? Widzę, przechrzciłeś się w międzyczasie. Myślałem nawet wysłać ci holomaila, ale nie chciałem przeszkadzać w nawracaniu. No, to tymczasem, widzimy się na ziemi. - musnął palcem czoło w parodii salutu i odszedł, kierując się z powrotem ku swojemu holo, by zapoznać się z geografią księżyca, planami miasta, mapami pogodowymi, danymi geologicznymi i czymkolwiek jeszcze zdąży w dwadzieścia minut co może pomóc mu w późniejszej orientacji i nawigacji na powierzchni. I wytyczeniu jak najszybszej drogi do Checkpointa 2. I ze dwóch zapasowych.

Następnie udał się do zbrojowni, pobrał ekwipunek i złożył zamówienie na Checkpoint 2: więcej amunicji, tej samej i zapasy składające się na zestaw startowy, w razie gdyby się coś się już wyczerpało.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 26-12-2016, 09:24   #15
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 2 - Deorbitacja

Od 0 do 1850 km/h w niecałe trzy sekundy. I wciąż przyspieszamy. Przeciążenie wciska mnie w fotel, bezlitośnie napierając na ledwie wyleczone połamane żebra. Ból jest jedyną rzeczą która nie pozwala mi stracić przytomności.


“Szczury Blasku”




Miejsce: orbita Yellow 14; statek - matka; zbrojownia;
Czas: dzień 1; 29:45; 15 min do zrzutu z orbity



Dziesiątka Parchów spotkała się ponownie w komplecie w zbrojowni. Ci którzy przybyli tu wcześniej zdołali już właściwie się wyekwipować na misję. Ci którzy niedawno przekroczyli jej próg mogli usłyszeć standardową procedurę pożegnalną systemu informująco - ostrzegającą o konsekwencjach pozostania w sali odpraw. System świateł, brzęczyków i drzwi po raz kolejny nieubłaganie zacieśnił przestrzeń życiową przeznaczoną dla grupy więźniów o kodowej nazwie Black do nie wielkiej zbrojowni. Odkąd drzwi od strony przez którą przybyła cała dziesiątka zostały zaryglowane pozostała im już tylko jedna, otwarta droga: do lądownika orbitalnego.

W zbrojowni grupka więźniów w takich samym więziennych kombinezonach z każdą chwilą transformowała się co raz bardziej, przypominając wyglądaem żołnierzy nowoczesnych jednostek bojowych. Każdy zabrany magazynek, granat czy sztuka broni zmniejszał ich podobieństwo do standardu więziennego. Jedynie charakterystyczna barwa, emblematy no i Obroże zdradzały wszystkim obserwatorom specyfikę tej grupy.

W zbrojowni mogli też wymienić się ostatnimi informacjami jakie udało im się wycisnąć z systemu. Owain o obecnym kodzie wywoławczym Black 4, zdołał pozyskać dane przeoczone przez resztę. Geologia księżyca była dość aktywna choć w nie w dosłownie ziemskim znaczeniu tego słowa. Pomijając naukowy żargon można było przyjąć, że praktykologicznie na księżycu zdarzają się i to wcale nierzadko trzęsienia ziemi i wulkany spowodowane tą aktywnością geologiczną. Choć zamiast magmy i lawy wyrzucały z siebie zmrożone cząstki metanu, amoniaku, azotu i innych takich niezbyt przyjemnych dla ludzi cząstek. Zjawisko było na tyle częste, że w wielu domach prywatnych w bardziej aktywnych sejsmicznie rejonach znajdowały się schrony z systemami podtrzymywania życia. A budynki użyteczności publicznej miały wręcz wymóg ich posiadania. Co prawda nie były to pewnie struktury o wojskowych czy obronnych walorach niemniej były. Co więcej u tubylców zdołano zaszczepić wymóg, potrzebę czy nawyk posiadania przy sobie masek tlenowych a często w domach czy innych miejscach były umieszczone czujniki wykrywania tego typu substancji. Całość wyglądało jak obrazek z życia w rejonach nawiedzanych regularnie przez trzęsienia ziemi. Mniejsze trzęsienia ziemi zdarzały się co kilka miesięcy lub lat, w zależności od lokalizacji na tym terrraformowanym globie. Większe jeszcze rzadziej. Sam krater Max, gdzie było ulokowane główne miasto na tym księżycu i właściwie jedyne zasługujące na to miano w tym systemie, był ulokowany w raczej spokojnej stronie globu.

Były informatyk i spec od robotów też znalazł coś ciekawego. Na dole, w Max’ie, był zamontowany system Guardian. Jeden z zaawansowanych systemów wspierających służby mundurowe najczęściej policyjne, graniczne lub co niektórych większych ośrodków turystycznych, przemysłowych i administracyjne. Bazował na systemie kamer, czytników i skanerów i był przydatny gdy chodziło o kontrolę niezbyt agresywnej społeczności gdzie służby porządkowe miały raczej awaryjnych charakter i nie były zbyt liczne i rozbudowane. Wówczas systemy takie jak Guardian pozwalały być na miejscu i czasie dość skromnym liczebnie żywym funkcjonariuszom. Technikalizacja społeczności księżycowej musiała być więc całkiem spora. Choć koncentrowała się w zasadniczej części na ośrodku miejskim a im dalej od niego tym system kamer i czujników był rzadszy i uboższy. Sama strefa lądowania która była tuż przy krawędzi krateru była też zbyt daleko od tego centrum, niemniej gdyby akcja przebiegała bardziej na ulicach i budynkach pewnie byłaby spora szansa na jakieś skorzystanie z możliwości tego systemu. Guardian też tłumaczył sporą ilość materiału holo jakie były tu dostępne choć w zdecydowanej większości właśnie dotyczyły zabudowanej części miasta. Skala zniszczeń i uszkodzeń jakie doznał na pewno ten system podczas ostatnich dni i tygodni walk była trudna do oszacowania tutaj z orbity niemniej na pewno była zauważalna.

Rain przejrzała jeszcze raz filmy. Znała już ich ich treść więc mogła skupić się na detalach które w pierwszej chwili umykały uwadze przytoczone głównymi wątkami. W holo ze szpitalem lecąc po kawałek po kawałku w jednym z kadrów który zatrzymał i dostrzegła wózek. Zwykły, szpitalny wózek przewrócony w trakcie walk czy ewakuacji zaskakująco przypominającej ucieczkę. Wózek leżał przewrócony na podłodze korytarza. Wraz z wózkiem przewróciła się na podłogę jego zawartość. Dla osoby nie obeznanej z medycyną wyglądało to jak zwykłe paczki, woreczki z kroplówkami i buteleczki jakich leków. Nic co zwraca uwagę gdy wokół biegają, strzelają i giną ludzie. Jednak lekarskie oko dostrzegło i rozpoznało medyczne tajemniczo brzmiące napisy. Część była dość jak na taką scenerię i sytuację na księżycu dość zwyczajna i zrozumiała. Leki przeciwbólowe, medpaki, uzupełniające ubytki krwi i generalnie kojarzące się z łagodzeniem skutków gwałtownych urazów jakie zdolne jest odnieść ludzkie ciało podczas walki lub wypadków. Pod taką scenerię jaka toczyła się od paru tygodni na dole w ogóle nie było to dziwne więc choć normalnie taka zawartość tego wózka byłaby cennym łupek każdego lekomana to w szpitalu będącym strefą walki w ogóle nie dziwna.

Zastanawiające były jednak spore butle. Sądząc po napisach powinien być tam mieszanka przyśpieszająca rozrost tkanki mięśniowej. Standardowa medycyna używała tego typu leków walki z atrofią tkanki mięśniowej lub regeneracji ich ubytków. Różne wersje tego typów leków były też używane mniej lub bardziej legalnie i oficjalne przez różnych sportowców czy żołnierzy. Strongonex 200 jednak był dość eksperymentalnym lekiem wzbudzającym wiele kontrowersji w świecie medycznym co do swojej skuteczności i bezpieczeństwa dla użytkowników. Na tyle, że różnie było z jego rozpowszechnianiem i legalnością. Były systemy gdzie był zakazany jak niebezpieczny narkotyk a były i takie gdzie był stosowany w szpitalach na receptę. Jak było na Relict tego Rain nie była pewna. Natomiast była pewna, że nigdy nie słyszała o Strongonex 1000 jaki widziała na zatrzymanym kadrze holo który walał się po szpitalnej podłodze z przewróconego wózka.

Padre nie mając zbytniej wprawy w przeglądaniu nudnych tabelek i mapek oraz skoncentrowany na rozmowie z latynoskiej urody dziewczyną chyba najmłodszej w grupie wyłapał jedną choć dość istotną rzecz. Kosmoport który wydawał się dosć kluczowy w całej sprawie ewentualnej ewakuacji ludzi z księżyca leżał prawie dokładnie po przeciwnej stronie krateru w porównaniu na adres gdzie ich zrzucano. Same też chorągiewki, światełka i oznaczone pozycje znanych sojuszniczych sił mówiły mu dość jasno, że walki toczą się już we wschodnich rejonach krateru i wokół kosmoportu. Ich zrzucano więc już przy standardowej nomenklaturze wojskopodobnej na zaplecze wrogiego terenu. O ile te potwory miały jakieś zaplecze. Samochodem pokonanie tych kilkudziesięciu kilometrów z krawędzi do krawędzi nie byłoby pewnie zbyt trudne. Przebicie się pieszo podczas walk z potworami tych kilkudziesięciu kilometrów zapowiadało się jako skrajnie mało optymistyczna perspektywa. Zresztą Checkpoint 1 jakby stawiał kreskę prawie pionową z LZ z południa na północ a nie na wschód.

Hektor oznaczony przez system kodem wywoławczym Black 7 z satysfakcją znalazł na trasie jaką pewnie mieliby przebywać coś co miało w nazwie bar. Był też nawet jakiś motel po przeciwnej stronie drogi. Wyglądało jak w zależności od perspektywy pierwszy przed lub za miastem lokal przy granicy krateru. W obu miejscach powinna być szansa, na zdobycie jakiś promili. Podobnie skoncentrowana na trasie Zoe znalazła w pobliżu plac budowy. Sądząc po wyglądzie dziur, skali i umiejscowieniu budowy było całkiem prawdopodobne, że przy kruszeniu ścian i podłoża używano tam ładunków wybuchowych. Co prawda cywilnych a nie wojskowych jednak nadal robiły całkiem spore dziury w ziemi.



Miejsce: atmosfera Yellow 14; okolice krateru Max; lądownik orbitalny 22 800 m do LZ;
Czas: dzień 1; 30:24; 6 + 180 + 60 min do Checkpoint 1




Zajęcie miejsc w lądowniku, przypięcie uprzęży, ostatnie procedury przedstartowe, syk zamykanych śluz i już. Grupa Parchów w kolorze kodowym czerni była wewnątrz lądownika. Oddokowanie od statku - matki było czymś pośrednim między usłyszeniem metalicznego odgłosu puszczanych cum a wibracją przekazaną mniejszemu pojazdowi przez kadłub, siedzenia aż po jego żywą zawartość. A potem kosmos. Gwiezdna czerń z której nie dochodziły żadne dźwięki. Tylko jasne plamki gwiazd w nieskończonej ludzką miarą dali. Sam Relict jedynie był większym krążkiem choć i tak wydawał się nikły w porównaniu do ogromu Yellow wokół której krążył księżyc. Zwłaszcza, że sam księżyc był widoczny od ciemnej, mocnej strony. Sam statek - matka od jakiego odcumowała łupina zanjmowana przez członków grupy Black wydawał się początkowo ogromny. Szybko jednak oddalał się i malał w miarę gdy lądownik schodził coraz niżej i dalej od statku - matki. Nieduża jednostka nie przerastająca rozmiarami atmosferyczne transportowce średnich rozmiarów, kierowana przez komputer pokładowy schodziła coraz niżej i dalej zbliżając się do księżycowej linii dnia i nocy na powierzchni i w końcu ją przekraczając. Gdzieś tutaj jednak zaczęło kiełkować uzbrojonym więźniom, że chyba nie wszystko idzie jak iść powinno.

Kapsuła początkowo cicha i spokojna gdy pokonywał jeszcze przestrzeń kosmiczną i najwyższe jeszcze niewiele bardziej od niej gęstsze warstwy atmosfery była dość cicha i spokojna choć nasilało się uczucie pędu czy spadania. Mimo bowiem, że ich jednostka poruszała się z prędkością nieosiągalną dla atmosferycznych jednostek relatywnie dla pasażerów lądownika było to właściwie nieodczuwalne. Brak punktów odniesienia i prawie niewyczuwalne początkowo ciążenie sprawiało, że te kosmiczne prędkości zdawały się tylko abstrakcyjną, matematyczno - fizyczną ciekawostką z pogranicza kosmonautyki i awiacji. To mogło jeszcze mało kogo obchodzić. Ale gdy prom zniżał się coraz bardziej zagłębiając się w coraz gęstsze warstwy atmosfery zaczął trzeszczeć i skrzypieć coraz bardziej gdy powierzchnie tarły o coraz częściej występujące cząstki powietrza. Niepokojąco też dało się odczuć rosnącą temperaturę. Klimatyzacja próbowała uregulować do znośnych kilkunastu stopni ale w końcu jej silniczki wyjące coraz bardziej zazgrzytały, wizgnęły po raz ostatni i ucichły. Temperatura zaczął rosnąć już wówczas z każdą chwilą wzrastając szybko do tropikalnych wartości. Cała kapsuła trzeszczała i drżała coraz mocniej, przechylając się coraz bardziej. Spoglądające na siebie twarze były wyraźnie mniej pewne siebie niż na początku lotu. Zwłaszcza jak w nozdrza uderzył ich zapach dymu. Coś się gdzieś jarało, system też to wykrył bo włączyły się automatyczne gaśnice choć poza przedziałem osobowym. Dymu jednak wcale jakoś nie ubywało. Nie przeszkadzał jeszcze widzieć czy oddychać choć nie dało się już nie zauważyć. Osoby pozbawione hermetycznych pancerzy i masek tlenowych coraz częściej kaszlały gdy drapiący smród palonej izolacji wżerał się w gardła i nozdrza. Poruszać było się już trudno. Oprócz temperatury na wszystkich działało przygniatające już ciążenie wgniatające ich ciała w fotele, wybijające powietrze z płuc i łomoczące szalonym tętnem krwi w skroniach. Oddychanie było z każdą chwilą coraz bardziej problematyczne. Każdy już wiedział, że jest źle. Bardzo źle. Perspektywa zakończenia życia w nieudanym zejściu z orbity jawiła się już jako całkiem prawdopodobna.

Krunt wiedziała co jest grane najlepiej ze wszystkich. Niewłaściwy kąt podejścia w atmosferę. Wchodzili zbyt przechyleni. Wyglądało, że o ile nie było jakiegoś nieznanego czynnika to jakby pokładowe komputery miały problem z dwoistą atmosferą księżyca która nie ułatwiała manewru zejścia z orbity. Kapsuła przebijała się przez atmosferę nie tą najbardziej dostosowaną do tego częścią w efekcie nagrzewała się bardziej niż powinna. Ale bez panelu sterowniczego nic nie można było na to poradzić. Albo uda im wejść w atmosferę albo rozgrzana plazma przepali warstwy kapsuły i wypali wszystko jak leci wewnątrz, żywą i martwą materię z jednakową dokładnością. Jeśli przepali to gdzieś tam na powierzchnię walnie metaliczny bolid robiąc kolejny krater na tym księżycu. Jeśli jednak przejdą przez “próbę ognia” jak to się w kosmicznym żargonie nazywało to pewnie i tak będą mieli jakieś uszkodzenia ale wówczas już pojawiało się jakieś pole manewru. Plazmowe piekło powinno skończyć się gdzieś 30 może 25 km nad powierzchnią gruntu. Przeszli!

Wewnątrz ładowni panowały już temperatury pewnie powyżej tych panujących na równikowej powierzchni tropików w jakiej mieli lądować. Ale przeszli! Choć wszystko się trzęsło, szarpane prędkością większą niż planowa, przechylając się bardziej niż powinno, i grożąc w każdej chwili wybuchem pełnowymiarowego pożaru. Teraz jednak była szansa, że to trzęsącą się trumnę komputer jakoś zdoła wyrównać w jeszcze trującej i rzadkiej atmosferze na tyle by posadzić ich cało. Sprawa musiała się rozstrzygnąć w ciągu kilku minut w ciągu których pojazd w ten czy inny sposób musiał dotrzeć na powierzchnię.

Chyba, żeby dorwać się do rdzenia sterowania. Panelu z prawdziwego zdarzenia nie było. Ale ta kapsuła jak i większość modeli czegokolwiek bazowała na modelu standardowym. Więc co prawda nie było sterówki jako takiej ale powinny istnieć jego pozostałości. Nawet automaty musiały jakoś sterować mechanizmami. Można było spróbować zdjąć panel i liczyć, że tam da się pogrzebać. Pewnie trzeba by zrobić obejście, zhakować co trzeba ale jakby się dało to można by próbować przejąć sterowanie tą rozpadającą się trumną! Na prawdziwy lot nie było co prawda szans ale można było spróbować zamienić tą zbliżającą się katastrofę a symulację lądowania bardzo - bardzo awaryjnego. Tylko dostać się do rdzenia! Ale to w tych warunkach zapowiadało się karkołomne bo wypięcie się z siedzeń obiecywało grzmotnięcie na twarz gdzieś tam w dół i front maszyny. Gdyby jednak nie wyszło to szansa na przetrwanie osób w antywstrząsowych uprzężach były jednak zauważalnie większe jeśliby komputerowi choć trochę udało się wyhamować prędkość i wyrównać lot.

Tendencja dążeniu do katastrofy nasiliła się gdy coś trzasnęło tym razem naprawdę głośno, coś błysnęło i w ładownię wdarło się wycie wichru. Zabrzęczały resztki nie wypalonych i nie uszkodzonych jeszcze brzęczyków od razu kojarzących się z alarmami. Nieszczelność! Prom stracił hermetyczność i do wnętrza wdarła się z rukiem kilku machów trująca amoniakowo - metanowa atmosfera księżyca. Momentalnie wywiała cała dym i ochłodziła wnętrze. Teraz temperatura zaczęła gwałtownie spadać szybko dążąc do zera i wcale nie mając zamiaru się na tym zatrzymać. Zamarznięcie jednak nie groziło pasażerom promu. Szybciej potruliby się i stracili przytomność od trującej atmosfery, zgniotłoby ich w końcu wciąż rosnące przeciążenie lub rozwaliliby się za te parę minut i dwa tuziny kilometrów poniżej. Zaprogramowane, komputerowe odruchy próbowały ratować żywą załogę. Z góry spadły przez obsadą maski tlenowe. Trzeba było tylko założyć. Tlenu w ich zbiorniczkach powinno starczyć na kilka krytycznych minut. Ale obecnie złapanie na fruwającym huraganie trującej atmosfery maski walczących z przeciążeniem i brakiem tlenu ludziom było bardzo trudnym zadaniem. Nie dawało się krzyczeć, gdy ktoś zdołał wydobyć z siebie jakiś sensowny dźwięk i tak nie był słyszany nawet przez towarzysza obok.

Operatorzy hermetycznych pancerzy którym te nadal dostarczały tlen do płuc obserwowali jak reszta załogi słabnie z każdą sekundą. Do utraty przytomności i niedługo potem śmierci w takich warunkach starczało kilka chwil. Krunt, Graeff, Evander już musieli być na pograniczu utraty przytomności, dłonie próbując chwycić maski były słabe i nieskoordynowane. Z Rain było jeszcze chyba gorzej bo głowa zwisała jej już prawie całkowicie bezwładnie poddając się drganiom i wstrząsom spadającej ku katastrofie kapsuły. Pozostali jakoś z trudem ale zdołali założyć swoje maski. Wnętrze kapsuły wyglądało upiornie. Błyskające czerwienie alarmów, osmolone wywianym już dymem wywietrzniki i fragmenty paneli, całość żywej i nieżywej materii trzęsła się i zdawałą się rozpadać z każdym przebytym w dół metrem coraz bardziej. Efekt tym bardziej potęgowały drobne elementy kapsuły, nadpalone fragmenty poszycia, oderwane magazynki i… Czy to był granat?! Coś obłego o podobnych rozmiarach i kształcie! Ale granat czy nie?! Nie sposób było w tych warunkach stwierdzić ale jeśli to był granat to gdzieś tłukł się i odbijał wewnątrz ładowni. Ciężko było skupić myśli, głos, wzrok, chwyt wszystko zdawało się trząść, nie sposób było dostrzec wyrazu twarzy kogokolwiek w tych warunkach nie mówiąc o czymś mniejszym i swobodnie rzucanym wstrząsami po przedziale załogi. Na pewno dał się czuć tylko pęd i uczucie spadania w przepaść z kilkumachową prędkością.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-12-2016, 00:12   #16
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Gdy w końcu wszyscy usiedli i zapięli uprzęże powiedział:
- Pomódlmy się, bo w tej łupinie potrzebujemy jego przychylności. Proponuje psalm 23, kto nie zna słów niech powtarza za mną.
Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć: orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje imię. Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza. Stół dla mnie zastawiasz wobec mych przeciwników; namaszczasz mi głowę olejkiem; mój kielich jest przeobfity. Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia i zamieszkam w domu Pańskim po najdłuższe czasy.

Zakończywszy uczynił znak krzyża.

*
Ryk wiatru utrudniał komunikację. Padre przesłał szybkie info do całej grupy przez obrożę.
“Navarro, podaj tlen Black 5, potem pomóż jej dostać się do sterów. Black 8 podaj tlen Black 3. Black 1 weź uszczelniacz, powinien być w szafce koło ciebie i spróbuj zlokalizować dziury. Twoja zbroja powinna sobie poradzić z przeciążeniami. Jeśli dziury byłyby za duże, rwij wykładzinę z podłogi i zapychaj. Reszta w miarę możliwości ci pomoże.
Sam sięgnął po maskę i przyłożył ją do twarzy Graeffa.


Zakładam, że każda jednostka poruszająca się w próżni ma z automatu jakiś uszczelniacz. Twardniejący spray czy łaty samoprzylepne. Dobre do doraźnej naprawy.

 
Mike jest offline  
Stary 27-12-2016, 13:18   #17
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Hektor odmówił modlitwę wraz z Padre. Może i nie był szczególnie wierzący, ale i on gdzieś kiedyś, może w innym życiu, był bogobojny.

***

- Kurrrrwa! - przeklął Hektor, gdy rzuciło kapsułą. Nie, no, musiało się zrypać i to jeszcze nim wylądowali!
- Dziś jest parszywy dzień na zdychanie, przełóżmy imprezę na jutro. - zasugerował odpinając się z uprzęży. Od razu rzuciło nim, ale pancerz pomagał swą dodatkową siłą i tak Hektor ruszył w kierunku Black 5.
Jak tylko udało mu się dotrzeć, pochwycił maskę tlenową i przycisną do twarzy Isabell. - Nie zdychaj mi tutaj. - warknęły zewnętrzne głośniki pancerza równocześnie z przekazem poprzez radio.
Gdy dziewczyna wciągała życiodajny tlen, Hektor rozpiął jej uprzęż i dźwignął dziewczynę na nogi.
- Bierz dupę w troki i ruszaj się! - warknął pomagając jej poruszać się w stronę sterówki.
 
Ehran jest offline  
Stary 28-12-2016, 18:04   #18
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Całą drogę w dół trzęsło. P.E. Vaughn zamknął oczy, odciął swój umysł od tych wrażeń i przypominał sobie jak najlepiej mógłby wykorzystać dostęp do Guardiana (włamanie się do niego nigdy nie było zbyt trudne, problemem bywało tylko zamaskowanie tego włamania - teraz oczywiście nie było takiej potrzeby, siły policyjne miały teraz ważniejsze problemy) więc nie dotarło do niego jeszcze całkowicie, co się właściwie dzieje, kiedy to sprawy przybrały zdecydowanie gorszy obrót.

Nie czuł się zbyt dobrze. Otworzył oczy, zobaczył wariacko wirującą przed jego twarzą maskę tlenową, odsunął ją ręką i rozejrzał się. Sprawdził zapięcia pasów (trzymały), oszacował prędkość i kąt spadania kapsuły (za duża i zbyt ostry), sprawdził czy nie da rady zobaczyć z poziomu naręcznego komputera sprawdzić co jest nie tak (dało się), czy da się coś z tym zrobić (on sam - nie bardzo), czy "maska tlenowa" ma coś z tym wspólnego... słowa błąkały się po jego głowie szukając nadal skojarzenia. Tymczasem przypomniał sobie kto potrafiłby coś zrobić z kapsułą, spojrzał na Black 05, chwilę przypominał sobie jej imię - Isabell... słowa "maska tlenowa" błądziły po jego głowie, szukając jakiegoś skojarzenia. Latała mu przed oczami zasłaniając ewentualnego pilota kapsuły. "Musisz..." chciał powiedzieć do niej, ale zmienił zdanie. Źle reagowała na przymus. "Czy mogłabyś..." - nie, jeszcze gorzej. "Otworzyłem dla Ciebie dostęp do sterowania kapsułą, pilocie" - o, to się nada. "Maska tlenowa" - te słowa nadal szukały jakiegoś skojarzenia.
"Problemy z koncentracją, pamięcią, kojarzeniem faktów - swego rodzaju "ociężałość umysłowa", zawroty głowy, zaburzenia widzenia, uporczywa senność, a w końcu omdlenie i utrata przytomności" - dr Vaughn doskonale pamiętał objawy niedotlenienia. Nie wiedział tylko czemu to mu właśnie teraz się przypomina. I czemu myśli mu się tak powoli...
Słowa "maska tlenowa" wracały do jego świadomości niczym bumerang. Piętnaście sekund później rozpaczliwie próbował złapać maskę tlenową, która teraz, przy przechyle, bujała się tuż poza jego zasięgiem rąk.
Próbował po nią sięgnąć, ale jego ruchy były zbyt wolne, a trzęsąca się i bujająca kapsuła nie ułatwiała zadania ani trochę.

Ogłuszony wyciem wiatru w dziurach poszycia i syren alarmowych, owionięty kłębami czarnego, duszącego dymu, ledwo słyszący i niezbyt rozumiejący co Padre mówi, przez pierwszą chwilę zajął się głównie złością na siebie. Miałeś wziąć hermetyczny kombinezon z zapasem tlenu, ale nie, musiałeś idioto w ostatniej chwili zmienić na sieć i harpun na linie z wyciągarką - tego typu monologi wewnętrzne zdarzały mu się od zawsze, tak samo jak wielogodzinne roztrząsanie, co mógł zrobić lepiej w przeszłości. Ten mógł być jego ostatnim. Tak właśnie myślał... przynajmniej przez pierwsze sekundy - później był zbyt zajęty wykasływaniem dymu z płuc i powolnym duszeniem się. A razem z dymem i duszeniem się przyszedł strach.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 28-12-2016 o 18:10.
hen_cerbin jest offline  
Stary 03-01-2017, 12:42   #19
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Odzyskawszy świadomość, dzięki nałożonej masce tlenowej, Livia przyjrzała się osobie, która zdecydowała się o nią zadbać. Black 5 – laska ze szramami… kto by pomyślał?

Jakby odcinając się od ogólnego zamieszania Rain spokojnie wciągała powietrze, licząc swoje oddechy. Zamierzała dojechać do 10, dopiero potem zacznie coś robić. Tylko co? Zastanawiała się nad tym, czyszcząc umysł z emocji. Nie była pilotem. Nie latała zbyt często. Pozostawało jej więc założyć, że ktoś inny będzie się na tym znał. Co mogła zrobić? Nie zdejmując maski tlenowej, Livia zaczęła rozglądać się za alternatywnym sposobem opuszczenia statku – spadochronami.

Okazało się, że były one zamontowane w fotelach. Działanie było banalne: Mała katapulta wystrzeliwuje fotel, który potem opada na spadochronie razem z pilotem. Problem stanowiła natomiast atmosfera, skład, temperatura i gęstość powietrza. O ile taki manewr w atmosferze ziemskiej można było wykonać na wysokości kilku kilometrów nad ziemią, o tyle tutaj ciężko było to ocenić – podobnie jak samą wysokość.
Nie mając jednak lepszych pomysłów, Livia przywarła do niewielkiej szybki, przez której czasem pomiędzy kłębami dymu dostrzegała powierzchnię księżyca. Przyłożyła kciuk do okienka, by dzięki niemu mieć jakieś pojęcie odnośnie skali.

- No dobra, kostucha już się nam przygląda – mówiła, nie bacząc jednak na to czy ktoś jej w ogóle słucha - Jeśli nie uda się poderwać tego gniota, proponuję skorzystać ze spadochronach. Ale nie wcześniej niż jakieś 1-2 kilometry od gleby. Chyba że chcemy się podusić.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 03-01-2017, 23:05   #20
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Statek-matka

Eskapady Isabell przy automacie zakończyły się zignorowaniem kobiety. Na nic zdało się klepanie w maszynerię, czy i słowne zaczepki. Piwa już nie było i koniec, mogła się pienić do woli a strażnicy, obserwatorzy, operatorzy, czy zwał ich jak zwał, nic sobie z tego nie robili. “Zarąbała” więc na odchodne czekoladę, a w kolejnym przynajmniej fajki były, co nieco ją uspokoiło… ruszyła więc do zbrojowni.

Spakowała plecach, upychając nieco więcej niż przewidywała ustawa, mając dryg do takiej banalnej czynności. Później był czas na pancerz, karabin, pistolet, granaty odłamkowe i wiele innych dupsli, ze względu na zmniejszoną grawitację dorzuciła do tego wszystkiego zaś Detektor. Powinien się przydać… 2 magazynki do karabinu wzięła zaś z amunicją AP, gdyby przyszło im się zmierzyć z jakimiś większymi pokrakami.

Z karabinem wyposażonym w podwieszany granatnik w łapkach, jej twarzyczka przybrała nieco bardziej dziki wyraz niż poprzednio...


Lądownik orbitalny

Z początku wszystko przebiegało standardowo. Znajome dla Isabell odgłosy opuszczania większej jednostki w przestrzeni kosmicznej, parę syków, zgrzytów, nieco małych wibracji i już odcumowali od statku-matki. Spokojnie, w stronę księżyca, pokonując mrok kosmosu, oczywiście prowadzeni na automacie, wszystko zaplanowane, zgrane, każdy ruch na przysłowiowej smyczy.

Uśmiechnęła się pod nosem w półmroku kabiny pasażerskiej, zamykając oczy.

Lądownikiem wkrótce zaczęło nieco trząść, gdy zaczęli wchodzić w górną część atmosfery, Black 05 nadal zaś miała zamknięte oczy, relaksując się tą jazdą. Niczym jakąś windą prosto do samych piekieł, na które wszyscy zasłużyli, prawda? Czas odkupić swe winy, i albo wóz albo przewóz?



Z tych “słodkich” rozmyślań wyrwał ją fakt coraz większej trzęsawki samego promu. Coś było nie tak, zaczynało nimi telepać coraz bardziej i bardziej, odgłosy tarcia również nabierały na sile… no i się zesrało. I to na całego. W ledwie kilka chwil rozpętał się burdel na całego: swąd spalenizny, potem dym, wycie alarmów, ryki nieszczelności, wdzierających się gazów, uciekającego powietrza, coś się urwało ze sprzętu i fruwało w bezładzie.

Jej dłonie objęły pałąk uprzęży mocującej ją na miejscu, ona sama wpatrywała się zaś z fascynacją w rozgrywające się przed jej oczami sceny. Zamiast wylądować w piekiełku, mają je już tutaj, za chwilę wszyscy się spalą, zamienią w jedną wielką kupę plazmy… za chwilę… zamiast… spalą… maski z tlenem, furgoczącej niedaleko jej twarzy, nie była już w stanie dosięgnąć. Odpływała…

***

- Nie zdychaj mi tutaj. - warknęły zewnętrzne głośniki pancerza równocześnie z przekazem poprzez radio.
Gdy dziewczyna wciągała życiodajny tlen, przez przyciśniętą do jej twarzy maskę, Hektor rozpiął jej uprzęż i dźwignął dziewczynę na nogi.
- Bierz dupę w troki i ruszaj się! - warknął pomagając jej poruszać się w stronę sterówki.


- Czekaj!! - Isabell wrzasnęła ile sił w płucach do mężczyzny, być może usłyszał ją przez maskę tlenową… kobieta, nim ruszyła się ze swojego miejsca, próbowała założyć maskę bezwładnej Black 09. Chyba nikomu się z tą czynnością nie spieszyło, a głupio byłoby tak “zapomnieć” o jednym ze współtowarzyszy i skazać go na tak marny rodzaj śmierci.

Po chwili Black 05 przytknęła swoją twarz do twarzy Black 07.
- Maski! Mają! Przewody! - Wrzeszczała przez komunikator w Obroży, pokazując owy przewód od swojej - Jak?! Łazić?!
Wskazała dłonią kierunek, choć był to raczej właśnie tylko kierunek, żaden konkretny punkt.
- Schowek! Tam gaśnice! I przenośne maski! Haker i Pilot! - Darła się na całego, mając nadzieję, że Hektor ją słyszy i rozumie o co biega.

Black 03, czyli doktorek Vaugh, musiał najpierw zhakować panel sterowniczy lądownika, aby uwolnić się od automatu, a wtedy ona mogłaby chwycić sprawy w swoje łapki, i jakoś poprowadzić tą palącą się kupę złomu ku powierzchni księżyca, żeby nie skończyli tworząc na nim kolejny krater. Do roboty!




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172