Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-01-2017, 23:30   #21
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Sytuacja zdawała się normować, pilot był na miejscu. Szanse na spotkanie ze stwórca lekko zmalały, ale Padre był spokojny, wiedząc, że boski plan dla niego wypełni się w stu procentach. Jakikolwiek by nie był.
Pokonując bezwładność podszedł do szafki i otworzył ją. Złapał garść łat adhezyjnych i uszczelniacz w sprayu. Po drodze część łat wcisnął Black 1 i we dwójkę zajęli się zalepianiem uszkodzeń. Mniejsze ubytki wypełniali uszczelniaczem, na większe szły łaty.
 
Mike jest offline  
Stary 06-01-2017, 16:48   #22
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
- Zajebisty roller coaster! I to za darmo! - wyszczerzył się do reszty Parchów Owain, gdy ich środek transportu trząsł się i miotał niczym epileptyk po anielskim pyle, temperatura podskoczyła do wysokości właściwych raczej piekarnikom, a ciążenie traktowało ich jak mąż żonę, bo zupa była za słona.
A potem przyszedł czas na gwóźdź programu: przebicie poszycia.
Klimat momentalnie zmienił się z wędzarni na przemysłową chłodnię.
Mroźne, trujące powietrze wdzierające się do środka natychmiast zabrało Owainowi oddech, wciskając się z mocą do nosa i ust, nim zdołał chwycić i założyć maskę z tlenem.
Po kabinie zaczęły latać dziesiątki rzeczy, mniejszych i większych - odłamki kadłuba, luźne przedmioty, oderwane części. Gdzieś tam mignął granat albo coś bardzo granat przypominającego.
Efekt był natychmiastowy, Owain zaczął odpływać, pogrążać się w ciemności oplątującej go niczym kaftan bezpieczeństwa.
Wyłącznie jego siła woli utrzymywała go jeszcze na skraju przytomności i pozwalała na niemrawe, skazane na niepowodzenie próby sięgnięcia po maskę.
Wtem niewyraźny kształt zamajaczył mu przed oczyma, poczuł jak coś przywarło do jego twarzy i nagle znów mógł odetchnąć.
Po chwili, gdy tlen znów zaczął krążyć po jego ciele w odpowiedniej ilości, wracając mu przytomność, zobaczył, że owym kształtem był Padre w swoim pancerzu.
Uśmiechnął się krzywo pod maską i uniósł kciuk, dziękując i dając znać, że już z nim w porządku.

Następne parę minut poświęcił wyłącznie głębokiemu oddychaniu, by ustabilizować poziom tlenu. Na ból głowy nie mógł póki co nic poradzić, choć i tak była to mała cena w porównaniu z uduszeniem się.
Gdy więc przechodził obok niego Ortega z kilkoma przenośnymi maskami, Owain był już gotowy.
Z trudem wychylił się w fotelu i chwycił jedną. Wstrzymał oddech, gdy zmieniał ją z przydziałową, upewnił się, że jest szczelna i działa, po czym wypiął się z miejsca i dał nura do ładowni, gdzie uprzednio poleciał przedmiot mogący być granatem.
W końcu głupio byłoby zginąć od przypadkowej eksplozji ładunku wybuchowego, gdy przetrwało się awarię statku kosmicznego.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 11-01-2017, 07:54   #23
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 3 - Lądowanie

Miejsce: zach obrzeża krateru Max; lądownik orbitalny; 3800 m do Checkpoint 1
Czas: dzień 1; g 30:30; 180 + 60 min do Checkpoint 1



Parch w egzoszkielecie i drugi w ciężkim pancerzu wspomaganym walczyli by utrzymać się na nogach tuż przy źródle wichru wdzierającego się do kabiny, ogromnym przeciążeniem próbującym miotnąć nimi o tył ładowni i przechyłem całego spadającego z ogromną prędkością pojazdu. Próbowali dociąć i wypełnić uszczelniaczami przebite poszycie. Robota na kilka sekund nie wymagająca specjalnego przeszkolenia w użyciu idiotoodpornych narzędzi teraz wlokła się niemiłosiernie długo a w tym czasie byli bezlitośnie o kolejne sekundy i kilometry bliżej ziemi. Pancerz wspomgany okazał swoją moc gdy jakas większa turbulencja targnęła Black 0 na tyle, że uderzył o ścianę kadłuba choć zdołał się złapać to potej chwili by wrócić do pracy. Przez ten czas Bradley bezustannie zalepiała kolejne dziury i pęknięcia.

Udało im się! Black 5 spojrzała na skrajnie ubogie interfejs którego właściwie nie że jest. Jakieś 17 km do powierzchni i wciąż ponad 11 Machów na prędkościomierzu! Ale wreszcie nastała zaskakująca cisza która wieki zdawała się nie gościć w kabinie. Atmosferę kabiny wciąż wypełniał metan, amoniak, azot i inne tego typu lotne trucizny zmrożonego mrozu. Systemy regulujące wymianę powietrza czy ogrzewanie siadły podczas przejścia przez próbe ognia i nawet teraz cieżko było ocenić w jakiej są w tej chwili kondycji. Nie było też czasu by się zajmować takimi pobocznymi systemami gdy groziła im zagłada!

Pozostali rozglądali się za luźnym chyba granatem. Gdzie on jest?! Przed chwilą walił i terkotał to tu to tam a teraz gdzieś zniknął! Mały przedmiot w rzucającym się dziko przez gęstniejące co raz bardziej powietrze promie przy duszącym nacisku przeciążenia okazywał się bardzo trudnym do odnalezienia obiektem w tej terkoczącej i trzeszczącej rozpadem trumnie w jakiej spadali. Trumna spadła gdzieś już na 15 km gdy prawie jednocześnie Bradley i Graeff dostrzegli niebezpieczny pojemniczek tłukący się z innymi bambetlami gdzieś przy przechylonej frontowej ścianie ładowni. Jest! Oboje ruszyli w jego stronę wierząc, że choć jednemu z nich powinno się udać. Siłową konkurencję znów wygrał ciężki pancerz wspomagany. Bradley dotarła do grzechoczącej dziki puszki nim Greff zdołał pokonać przeciążenie i spadek pojazdu na jakąś rozsądną odległość. Jedno niebezpieczeństwo mieli więc z głowy.

13 km. Krunt była boleśnie świadoma, że zdołała już znacznie wyhamować spadającą, orbitalną windę ale nadal spadali zbyt szybko by można było liczyć na awaryjne lądowanie. Powinni mieć wedle planu lotu gdzieś w okolicach 2 - 3 Machów i zaczynać już podchodzić pod lądowanie bezpośrednie. A tymczasem jeśli licznik dobrze działał to mieli w tej chwili z 8.5 Macha. Niedobrze! Już nie wiało, już dało się normalnie wrzeszczeć i w komunikatory i na głos, już ten granat się tu nie pętał tak niebezpiecznie blisko ale nadal spadali za szybko! W dole już było widać korzuch chmur gęsto i często przetykany dziurami przez które widać było doliny, pęknięcia i skały. Wyglądało to przy tych prędkościach jakie mieli w tej chwili na bardzo niedobry teren do jakiegokolwiek lądowania.

11 km. Krunt została przy rdzeniu sama. Reszta zdołała zająć pozycję z powrotem na swoich fotelach. Bradley znów przeniosła Vaugh'a dla którego warunki panujące w kabinie okazały się zbyt trudne by zdołał jej samodzielnie pokonać te kilka kroków dzielące go od frontu ściany na dziobie do jego miejsca na fotelu. Czy by ktoś próbował używać fotela katapultując się na zewnątrz czy liczył na umiejetności pilota i swój fart bezpieczniej było skorzystać z mechanizmów amortyzujących zamontowanych w fotelach. Przyszpilona do rozebranego rdzenia pilot nie miała takiej możliwości zmuszona do improwizowanego pilotwoania maszyny której oficjalnie nie dało się pilotować w skrajnie trudnych warunkach walcząc już nie o wygodne lądowanie tylko rozpaczliwie próbując uniknąć karaterowej katastrofy! Zciwvicki zaś miał dodatkowy powód do zadumy. Do ubabranych wciąż uszczelniaczem rękawic i ramion pancerza przyczepiło się parę metalicznych drobiazgów. Jeden z nich wpadł mu w oko bo się nieco różnił od innych. Obraz jednak zbyt się telepał o wzięcie próbki w dłonie by miało spore szanse skończyć sie jej zgubieniem.

Warstwa chmur zbliżała się w końcu się z nią zetknęli i wnikneli. Musieli być już gdzieś na pograniczu ziemskiej atmosfery bo chmury wygladały dość standardowo. Nadal pewnie były to dość wysokościowe warunki. W końcu na przemian wchodząc i wychodząc z kolejnych dziur i kłebów chmur wyszli ostatecznie poniżej głównej warstwy chmur. Prędkość wyraźnie spadła co czuli wszyscy. Nadal jednak nawet dla laika zasuwali coś za bardzo wartko jak na planowe lądowanie. Krunt widziała wyświetlacze i jako jedyna miała świadomosć tego co było co raz bardziej prawdopodbne. Byli już na pograniczu 3 km nad powierzchnią a wciąż mieli z 4.5 Macha na liczniku! A powinni już być na poddźwiękowych! Niemniej doświadczenie i pośpieszne obliczenia mówiły jej, że kapsuła powinna to przetrwać. Będzie bolało, będzie twardo, nie ma co liczyć, że pójdzie gładko ale chyba mieli już szansę z tego wyjść choć większość z nich żywi. Cali na pewno nie ale żywi raczej tak. Większość czyli ta przypęta większość. O latających luźno nieumocowanych obiektach przy takich prędkościach zderzenia wszelkie procedury i symulacje nie wypowiadały się zbyt optymistycznie. Zwłaszcza o workach wypełnionych w 3/4 wodą i podobnymi płynami. Dała znać, że już można skakać. Ktoś mógł na własną rękę próbować uniknąć katastrofy. Oprócz operatorów pancerzy wspomaganych. Ci byli skazani na dolę i niedolę pokancerowanego ladownika. Rozległ się huk odpalanego silnika odrzutowego i trzask. Fotel z Black 9 katapultował się w przestworza. Do środka znów wdarł sie wicher zagłuszając większość krzyków, rozmów i komunikatorów.

Lądowanie zapowiadało się skrajnie trudne ale w końcu i Krunt należała do wąskiej grupki specjalistów i to z tej górnej półki. Margines był bardzo wąski i ścieśniał się już z każdą sekundą i każdym metrem ale wciąż jeszcze byli w powietrzu i mogła coś zdziałać! Krater w którym była ich LZ i Checkpoin 1 zbliżał się co raz bardziej i ział już swoim ogromem. Przeciwna krawędź zdawała się bardzo daleko za to ta przy której mieli wedle planu ladować zdawała się cholernie blisko i wyglądała na cholernie niesprzyjającą łagodnemu lądowaniu! Za ostro schodzili! Gdyby miała jeszcze parę kolometrów zapasu czy kilkadziesiąt sekund luzu pewnie dałaby radę coś zdziałać nawet w takich warunkach. Ale nie miała. Krawędź krateru była tu i teraz.

Krunt zdołała wyprowadzić w ostatniej chwili prom na tyle, że wciąż z prędkościami pnaddźwiękowymi gruchnął z impetem w ziemię chociaż tą najmocniejszą, dostosowaną do lądowań stroną a nie dziobem jak spadał przez większość lotu. Mimo to prędkość była zbyt duża by wszystko poszło bez problemu. Prom zderzył się twardo z ziemią. Przeciążone amortyzatory przednie które przyjęły na siebie główny impet uderzenia poszły w drzazgi, kolejne zajęczały, zawyły i siadały przy kolejnych podskokach. Po pierwszym odłamała się spora część rufy i odpadły symboliczne stateczniki i tak już zbędne. Kolejne zetknięcia z ziemią darły podobno mocny metal i superlekkie spieki jak jabłko ściera się na tartce. Dogorywająca maszyna pozostawiała za sobą co raz wyraźniej wyżłobione koryto, wyrwane z siebie części, odłamane kawały metalu i pomniejsze elementy popalonych mechanizmów i wyposażenia ale też co raz bardziej zwalniała. W końcu zatrzymała się. Chybocząc się na krawędzi krateru. Opadająca na swobodnie na spadochronie Rain widziała to wszystko bardzo dokładnie. Lądowanie wyglądało strasznie. Ale jednak główny, załogowy przedział lądownika wydawał się być w jednym kawałku choć na pewno nie był cały. I mimo wszystko bardziej przypominało to lądowanie niż wywalenie krateru w ziemi. Ze środka dochodził jednak dym czy z pożarów czy od rozgrzania się materiałów od tarcia atmosfery tego nie była pewna. Błysków ognia nie było widać z powietrza ale nie znaczyło, że coś tam w środku się nie pali. Albo zaraz nie zapali. Widział też, że resztki promu balansuja dosłownie na krawędzi krateru. Lada chwila mogli osunąć się do wnętrza krateru a może i nie. Przez ten dym wokół ciężko było to właściwie ocenić.

Rain i Zcivivki w porównaniu do promu wylądowali z gracją, bezszelestnie i bezpiecznie. Właściwie wyszli z tego spadania bez szwanku. Rain wyladowała jakieś 100 metrów od wraku też ponad poziomem powierzchni krateru i doliny. Okolica była dość uboga w szatę roślinną i graifczną. Dominowała jakaś krzaczasta sucholubna roślinność o dość rzadkiej fakturze i rozmieszczona też dość rzadko. O ile więc patrząc w dal stanowiła jednolity pas szarawo - piaskowych barw to na taktyczne realia stanowiły wątpliwą zasłonę czy osłonę. Już bardziej przydatne do tego były liczne kamienie najczęściej wielkości ludzkiej głowy czy korpusu. Tych było naprawdę sporo. W tym płaskim terenie stojący człowiek dość rzucał się w oczy tak samo jak dymiący, metaliczny garb wraku. Spadając na spadochronie widziała i budynki i gęstą dżunglę ale to tam, wewnatrz krateru. Choć i tutaj odczuwało się już tropikalny gorąc choć jeszcze bez tej ciężkiej, duszącej wilgoci. Spadając widziała w kraterze odgłosy walk. Eksplozje, broń, maszynową, błyski wybuchów i pożary. Walki wciąż musiały trwać i to z dużym natężeniem choć dochodziły gdzieś tam z głębi krateru gdzie mapa pokazywała jednostki wojsk wszelakich. Tu w ich pobliżu nikt walk nie prowadził. Co nie oznaczało, że panuje spokój. Gdy znalazła się na ziemi i wyswobodziła z fotela i spadochronu dostrzegła pierwszy ruch znad krawędzi. Od strony pobliskiej krawędzi doliny. Za daleko dla jej pistoletów i nie była pewna co czy kto to jest. Ale ruch pewnie wzbudzało coś żywego i ciekawskiego gości z nieba. Z promu zaś dla kontrastu nie dochodziły jak na razie żadne odłgosy czy ślady życia. Widziała jeszcze jak fotel i spadochron Zcivickiego znika poza krawędzią krateru.

Fotel Zcivickiego, razem z przymocowanym karabinem opadał przez przestworza księżyca. Widział, nieco dalej drugi fotel z Rain. Ją zniosło nieco bardziej w głąb terenu okalającego dolinę i krawędź krateru. Jego znosiło na samą krawędź aż do ostatniej chwili gdy zniosło go do wnętrza krateru. Opadł razem z fotelem w linii poziomej nie dalej niż sto metrów od wraku lądownika. Ale w pionie była różnica z kilkuset metrów krawędzi krateru. Mimo chodem wylądował jednak najbliżej pierwotnej LZ która była właśnie wewnątrz krateru. Miał jednak towarzystwo. Wylądował na dość wysokiej trawie sięgającej stojącemu człowiekowi gdzieś do połowy sylwetki. Dalej, o kilkaset metrów w stronę centrum krateru zaczynała się ciemna ściana dżungli. Ale bliżej, pomiędzy pojedynczymi drzewami i co większymi krzakami dostrzegał ruch. Potwory sądząc po podłużnych, owadzio - gadzich kształtach grzbietów. Na razie dostrzegł kilka. Przemykały widoczne w przerwach pomiędzy krzakami czy drzewami. O setkę metrów od miejsca jego wylądowania. Jakby im nic nie przeszkodziło pewnie by miały z kilkanaście sekund, góra pół minuty zanim dobiegną do jego pozycji. I wyglądało jakby parły prosto na niego. Karabin miał wciąż przymocowany uszczelniaczem do fotela.

Ciemność. Duchota. Dym gryzący w oczy. No i ból ciężkich odechów. Żyli. Chyba. Chyba wszyscy. Ale przygwoździli ostro. Przegalopowali po powierzchni Yellow 14 hamując już na miejscu nadmiar prędkości. Byli oszołomieni i ciężko im się oddychało. Pluli krwią i krew płyneła z ran na zewnątrz kombinezonów i pancerzy. Wszystkie sylwetki były umazane pyłem, osmolone dymem, posiekane odłamkami i osnute wszędobylksim dymem który utrudniał. orientację dalej niż na wyciągniecie ręki. Coś się paliło? Nie było wiadomo. Ale dymu było pełno. Jakieś alarmy wciąż się darły syrenim głosem. Fotele jednak wytrzymały i żadnego z przypętych pasażerów nie zmiażdżyło o ścianę. Z trudem odzyskiwali głos gramoląc z foteli, walcząc z pokancerowanymi uprzężami które teraz bardziej więżiły niż chroniły. Wszystko drżało i trzeszczało. Albo oni mieli pourazowe drgawki. Jeden jednak mocniejszy wstrząs i złowróżbne trzeszczenie unaocznił wszystkim, że coś naprawdę nimi trzęsie. Jakby się gibali na czymś! Nic nie było widać ani gdzie są ani co jest wokół. Tylko Obroże nadal działały bezbłędnie. 3800 m do Checkpoint 1. 180 + 60 min.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-01-2017, 10:27   #24
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Livia odpięła pasy fotela i szybko się za niego schowała. Może jej się tylko zdawało, ale na obcej planecie lepiej dmuchać na zimne. Przycisnęła na obroży guzik, umożliwiający jej nadawanie w sieci wewnętrznej Parchów.

- Chyba mamy towarzystwo, nie jestem pewna. Widziałam ruch na linii horyzontu – zameldowała – Jestem jakieś 100 metrów od wesołego furgonu. Powiedzcie Black 5, że już więcej z nią nie lecę. Tutaj panuje względny spokój. Idę do was. Są ranni? – zakończyła komunikat pytaniem.

O trupy na razie się nie martwiła – im i tak nie pomoże. Trzymając pistolety w pogotowiu, Black 9 zaczęła przemykać pomiędzy głazami w kierunku rozbitego promu, wciąż rozglądając się, w poszukiwaniu źródła ruchu, który wcześniej kątem oka zauważyła. Co jak co, ale zmysły Livii rzadko zawodziły, nie wierzyła w wersję „wydawało mi się”, nawet jeśli ta byłaby wygodniejsza.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 11-01-2017, 11:11   #25
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Szybko wygrzebał się z pasów fotela dziękując Panu za jego łaskę. Wyciągnął nóż i zaczął podważać uszczelniacz.
- Podziękujcie Panu za łaskę - powiedział na częstotliwości zespołu, widząc odczyty biologoczne - A teraz dupy w troki, mamy towarzystwo. Jesteście na krawędzi krateru, nie ściągajcie masek.

Uszczelniacz puścił. Padre złapał karabin i podrzuciwszy go do ramienia wycelował w prowadzącego stado xenomorfa i ściągnął spust.
 

Ostatnio edytowane przez Mike : 11-01-2017 o 23:30.
Mike jest offline  
Stary 11-01-2017, 20:08   #26
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
To był dzień podziękowań. Vaughn nie przeżyłby gdyby nie pomoc zespołu. Maska, droga do i z tego czegoś co robiło za panel sterowania, lądowanie...

Fotel wytrzymał. To dobrze. Vaughn nie był pewien czy sam wytrzymał. Powieki.. działają. Szyja boli... ale się obraca. Palce u rąk i dłonie działały prawidłowo. Z rwącymi bólem nogami na razie wolał za bardzo nie próbować.
~Najpierw najważniejsze:
- Dobra robota, Isabell. Żyjesz? - zapytał pamiętając, czym musiała sterować. Wylądowali żywi, na wiele więcej i tak nie liczył.

~DRON! - przypomniał sobie jedyną rzecz, która dawała mu równoprawne miejsce w zespole. Przetarł okulary i sterowanie. Puścił diagnostykę. Miał nadzieję, że przypięty pasami dron nadal był zdolny do lotu.

Chciał wstać ale zauważył kolebanie się kapsuły.
- Najciężsi z nas mogliby przejść na jedną stronę, przeważyć ją, by reszta mogła powoli przenieść na nią sprzęt zanim wszyscy spadniemy. - zasugerował.

Mało kto zwrócił na to uwagę, więc sam Vaughn chcąc nie chcąc wstał i podszedł do drona. Autolot był trochę poobijany ale skan wykazał, że systemy były sprawne. W każdym razie wystarczająco sprawne by działał.
Percival szybko odpiął więc klamry mocujące drona. Sam jednak nie był w stanie ruszyć go z miejsca - 100 kg nawet w niższej grawitacji sprawiało problem.
Zauważył aktywność Black 6 w ładowni, wysłał mu powiadomienie o potrzebie asysty.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 13-01-2017 o 20:03.
hen_cerbin jest offline  
Stary 12-01-2017, 19:40   #27
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Nie potrafiła porównać tego doznania z niczym innym. Chyba tylko dzięki pancerzowi zabezpieczenia nie wbiły się jej w skórę, zostawiając pamiątkę z pierwszego, dziewiczego lądowania. Najgorsze w tym wszystkim było to, że w duchu trzeba było powtarzać sobie, że to dopiero pierwsze i po nim będą następne i jeszcze kolejne, bo przecież tak wyglądała zasrana umowa na skrócenie wyroku.

Kiedy przestało rzucać jak na Millennium Force, otworzyła oczy. Nadal telepało jak diabli, ale przynajmniej dało się utrzymać prosto głowę. Kabina przypominała miejsce katastrofy, ktoś się krztusił, ktoś inny próbował odpiąć z pasów, kolejna osoba podawała tlen innej. Nie dało się skupić wzroku na jednym obiekcie dłużej, niż dwie sekundy. Wyjebało im dziurę w przedziale, a do tego gdzieś w kącie mignął granat, albo przynajmniej coś, co niebezpiecznie go przypominało. Istne szaleństwo, a to był przecież dopiero początek.

Podała komuś tlen. Nawet nie była pewna, kto to był; nie patrzyła na te wszystkie kontrolki w hełmie, które szalały na równi z dudnieniem w głowie. Pomagał jak mogła, bo miała dwa wyjścia: działać lub siedzieć bezczynnie i liczyć na cud. Liczyć na cud nie zamierzała, szczególnie będąc zamkniętą w kapsule z bydłem. Nawet, gdyby miała im wszystkim kolejno przeprowadzić resuscytację i uratować te nic niewarte życia, wolała to, niż rozbić się z impetem o powierzchnię księżyca.

Nie pamiętała, co dokładnie robiła i w jakiej kolejności. Pomagała wygłodniałej trójce przedostać się do rdzenia, krzyczała na kogoś, żeby poszukał pieprzony granat, sama szukała tego granatu, łatała dziurę... Kiedy już wydawało się, że nie ma nic więcej do roboty, a księżyc był niebezpiecznie blisko, przypięła się do siedzenia i czekała na efekty swoich i reszty starań. Znając życie, mogło wszystko się zesrać przez jedną, niedokręconą śrubkę i wszystkim pourywa głowy wraz z odpadającym dachem. Mogli również w ogóle nic nie robić i liczyć na łut szczęścia, jeden na miliard przypadków, gdy ofiara wypadku kończy co najwyżej z kilkoma siniakami. Nie, żeby kogokolwiek z centrali to obchodziło, musieliby tylko usunąć jedną tabelkę z Excela, zatytułowaną „Black” w folderze „Misja samobójcza”.


Jedyną zaletą takiego spadania było to, że nie dało się pominąć lądowania. Doskonale wiedziała, kiedy nastąpiło. Wiedziała to jej wątroba, która obiła się o jakiś inny organ, wiedział to mózg, który zrobił rundkę w czaszce i wiedziały to żebra, które napięły się jak struny podczas energicznej solówki.
Zerwała się z siedzenia, wzięła swój sprzęt i niezwłocznie ruszyła do wyjścia. Coś bujało podłogą i jeżeli nie byli na kolejnej kolejce w tym szalonym lunaparku, to trzeba było ulotnić się jak najszybciej.

Wyłazić kurwa! Idźcie za moim głosem!

Darła się, żeby innym było łatwiej odnaleźć się pośród dymu i by szybciej dokonać ewakuacji. Miała głęboko w dupie Padre i jego problem z kosmitami. Dowódca się znalazł, wymiękł i nie zaufał reszcie zespołu, a jak go znajdą, to pewnie zacznie z miejsca pierdolić te swoje wersety z Biblii. Nie, żeby Helen traktowała bydło jak zespół, ale to nie ona pchała się na pozycję dowódcy.

Zabawa się jednak nie skończyła, drzwi były zamknięte. Nie myśląc nad tym dwa razy, zaczęła się z nimi szarpać, by uniknąć szukania zabezpieczeń po omacku.
 

Ostatnio edytowane przez kinkubus : 12-01-2017 o 22:23. Powód: Zmiana końcówki, siłuję się z drzwiami.
kinkubus jest offline  
Stary 12-01-2017, 22:23   #28
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Nie udało się bezpiecznie wylądować.

Kupa złomu, którą próbowała bezpiecznie posadzić Isabell, okazała się wyjątkowo kapryśnym sukinkotem, za nic mając poczynania swego "awaryjnego pilota". Black 05 robiła co mogła, jednak prymitywny panel kontrolny to nie to samo co prawdziwy, do tego wszystkiego te wszelkie uszkodzenia, dziury, pożary, wycieki, wyskakujący na katapultach tchó... towarzysze. Panujący wokół chaos nie sprzyjał skupieniu się na czynnościach, jakie jej przyszło wykonywać, i choć starała się jak mogła, lekka kraksa ich nie ominęła.


Ocknęła się z bólem w boku. Właściwie to czuła go w wielu miejscach, a to cholernie bolała lewa ręka, to prawa noga, coś wewnątrz ciała w okolicach prawych żeber. Czuła smak krwi w ustach, czuła cieknącą ją z nosa(mimo maski), i chyba również z głowy. Wciąż leżąc na podłodze, po wyjątkowo bliskich spotkaniach z panelem sterującym w momencie przywalenia w ziemię, chwilę zajęło jej dojście do siebie. W końcu zorientowała się, co działo się wokół, lekko odchyliła na moment maskę i splunęła na panel kontrolny.

- Panie i panowie... - Wychrypiała przez komunikator - ...można odpiąć pasy i jarać. Witamy na Yellow 14...

Po kilku chwilach jęczenia wydała polecenie swojemu pancerzowi:
- Autostimpack, uruchomić!.

Gdy lecznicza chemia rozeszła się po jej ciele, poczuła się odrobinkę lepiej, i w końcu jakoś wstała. Wśród dymu udało jej się dotrzeć do drzwi, te były jednak zaklinowane. Puszczając niezłą wiązankę pod nosem, ponownie użyła Autostimpaka, po czym chwyciła za latarkę.

- Widzi mnie ktoś? Jestem przy drzwiach, są zaklinowane, a radzę się wynosić, te bujanie może oznaczać kolejny spad w dół - Przez chwilę Black05 sama szamotała się z drzwiami... Nagle doznała wielkiego oświecenia, i przypomniało jej się, iż miała przecież karabin i plecak. Te rzeczy były potrzebne, a przynajmniej ta pierwsza była wręcz konieczna, w końcu tu były gdzieś wszędzie te potworki!




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 12-01-2017 o 22:32.
Buka jest offline  
Stary 12-01-2017, 22:52   #29
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Panie, nie wiem czy to właściwe i czy te stworzenia mają duszę, ale jeśli mają… - zamilkł i lekko ściągnął spust. Dublet, oba w łeb. Płynnie przesunął karabin na następnego, ten obrewał tripletem i zarył pyskiem w ziemię. Kolejny dostał w skoku i wywinął kozła. Czwartemu pociski rozszarpały korpus gdy przywarował w trawie tuż przed kolejnym skokiem i został już tak w kucki. Piątemu pociski oberwały łapę i zanim zdechł wierzgał przez dłuższą chwilę.
Padre wyrzucił magazynek i wsadził nowy. Wprowadził pocisk do komory i zamarł gotowy do strzału. Ostatni znikł za krzakami 20 m od niego.
Czy aby na pewno ostatni? Padre ostrożnie, by nie tracić z oczu krzaków, rozglądał się czy któryś skurczybyk nie czai się w trawie.
 
Mike jest offline  
Stary 19-01-2017, 22:39   #30
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Gdy przestało w końcu trząść, rzucać, kręcić i odbijać, czyli gdy to, co zostało z lądownika przestało ich wreszcie traktować niczym bęben dwudziestowiecznej pralki pranie, a parchata załoga okazała się, póki co, przeżyć bardzo awaryjne lądowanie i ogólnie wyglądało, że koniec jazdy i wypierdalać, Owain odpiął się, wstał niepewnie, zakręcił w dymie, który ponownie wypełnił kadłub, nim ogarnął strony i chwiejnym krokiem ruszył do ładowni.
Szybko zebrał swoje graty, słuchając przy tym jęków i kwęków metalu, którym towarzyszyła lekka sugestia bujania się na krawędzi.
Następnie ruszył do wyjścia, które jakiemuś przodownikowi pracy właśnie udało się wyważyć i wyskoczył na zewnątrz.

Na zewnątrz przykucnął przy kapsule, pozakładał, poprzypinał i przewiesił, co miał, robiąc przy tym inwentaryzację mniej więcej swojej własności. Po chwili namysłu, przenośną maskę schował, na wszelki wypadek.
Wtedy usłyszeli komunikat Black 9.
Owain wyprostował się i spojrzał we wskazanym kierunku. Coś rzeczywiście się zbliżało. Szybko.
Podbiegł do najbliższego kamienia mogącego dać mu osłonę, przywarł do niego, puścił karabin i przesunął smycz, na którym wisiał, tak, by móc go natychmiast chwycić, po czym wyciągnął detektor, a drugą ręką dobył pistoletu z kabury na udzie. Odruchowo sprawdził stan amunicji.
Wyjrzał zza kamienia, oparł o jego krawędź detektor, wycelowując go w stado i szybko konfigurując opcje wihajstra.
- Padre, co u ciebie? - rzucił na otwartym kanale.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172