Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-11-2018, 09:58   #381
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
- To, że Sanders to furiat, mnie już nie dziwi - rzuciła jeszcze Grey 32 unosząc głowę do Black 8. - Ale, że ty, Nash, to kupujesz... To ja pierdole... Jebniesz mnie w białych rękawiczkach, bo co? Bo inne zdanie?

Sanders przestał się uśmiechać i udawać sfochanego na cały świat. W jednej chwili, jakby ktoś mu włączył odpowiedni przycisk. Sięgnął do olstra po pompkę i z kamienna miną wyjął broń… a dali jej szansę, żeby jeszcze coś zmieniła w swoim nic nie wartym życiu, ale nie. Nie docierało nic.
Płynnym ruchem przystawił lufę do czoła G32 i pociągnął za spust.

Twarz i głowa Grey 32 rozbryzgła się wraz z hukiem eksplozji. Czerwone i szare rozbryzgi, przetykane białymi fragmentami kości rozchlapały się po wnętrzu burty, siedzeniu, ciele związanej i strzelającego parcha. Obroża bezbłędnie zaktualizowała status skazańca prostując w HUD linie życiowe Grey 32 i oznaczając ją jako KIA. Bezwładne, wciąż związane ciało zawisło i znieruchomiało na siedzeniu przy burcie dropshipa.

Ostatnimi czasy Ósemka ciągle przypominała sobie dlaczego do kurwy nędzy tak nie lubi współpracować z innymi ludźmi. Robili tyle zbędnego zamieszania, kłopotów. Generowali scysje, niesnaski, a w efekcie przy gardłowych sytuacjach, często ponosiły ich emocje… co najgorsze zaś, zachowaniem owych przenikała też ruda saper. Na szczęście dość powierzchownie, zresztą przez ostatnie godziny zdążyła się pogodzić z własną śmiesznością.
- Marnujesz zapasy. Żywa tarcza. Teraz już nieważne - lektor skrzeknął, podczas gdy Nash poprawiała zapięcia hełmu. Czekała ich kolejna potyczka, od kokpitu dochodziły alarmujące krzyki. Fakt… przecież nie może być za prosto.
- Diaz, Leeman. Miotacze. Odetnijcie nas z dwóch stron. Pierwsza paczka zalicza CH. Bierzcie leki i ammo. Ty też - tu obróciła hełm na Tami - Łapiesz co dasz radę i wracasz tutaj. My osłaniamy. - przeniosła wzrok na Jukkę - Coś sobie znajdziesz. - na koniec rozejrzała się po parchowisku - Ci spoza 300 rozstawiają się wokoło. Trzeba im kupić trochę czasu. Przyda się nam sprzęt.

Dwójka operatorów miotaczy wyszła w zawieję ledwo lektor przekazał polecenie niecierpliwie wystukiwane przez palce Black 8 które jak zwykle nie nadążały z przekazywaniem jej myśli na słowa. Przez dźwięk silników na jałowym biegu i szarpiący czym się dało wicher sami już słyszeli skrzeki xenos. Chociaż jeszcze żadnego nie było widać. Okolica rozbłysła podpalonymi kawałkami przestrzeni ale szybkie meldunek od Black 2 i Grey 20 jasno mówił, że nie dadzą rady odciąć ani trasy do kapsuły ani nawet otoczyć ścianami płomieni dropshipa. Zrobią co się da ale mogli wspomóc, do osłony maszyny potrzebny poza ogniem był też i ołów. Jukki wstał i zostawił przypiętą pasami do siedzenia wyrocznię. Tami z wymalowaną obawą na twarzy pokiwała w końcu głową zgadzając się na rolę tragarza sprzętu ale widać było, że ta fucha wcale jej się nie uśmiecha.

Skrzek Ósemki tym razem zabrzmiał odrobinę melancholijnie, gdy machała ręką na Sandersa, samej biorąc się za usuwanie zbędnego trupa z ładowni. Z całej grupy 300 został tylko pieprzony konował z bezczelną gadką i irytującym sposobem bycia. A pomyśleć że wychodząc ze schronu była ich jeszcze trójka. Z drugiej strony siedem godzin temu Blacków też była dziesiątka, teraz zostały z Diaz we dwie. Plus złożony niemocą Ortega, ale już niedługo. Pocieszenie niosła obecność sprzętu medycznego upchanego w torby… i ten cholerny blond gad, który wreszcie spełnił swój obiecany plan pozbywania się chwastów.

Bezgłowe truchło nie za bardzo chciało współpracować, a saper nie miała czasu na zabawy z wyplątywaniem i noszeniem.
- Wywalcie to - rzuciła lektorem do tych którzy zostawali na pokładzie, samej wyskakując w lodową burzę z karabinem ściskanym w dłoniach. Zmęczenie wierciło w rudej głowie coraz to nowe dziury, niestety do odpoczynku zostało jeszcze parę długich godzin. Akurat ten moment wybrała też ostatnia z Brown aby nawiązać kontakt. Nash zerknęła w HUD, rude brwi zbiegły się pośrodku bladego czoła. Kolejna robota, jakby do ciężkiej kurwy nie mieli za mało na głowie. Odpisała parę zdań, lektor posłał je w eter do kompletu z niskim mruczeniem duszonego sierściucha. Na więcej nie za bardzo mieli czas.

- Douglas. - szczeknęła już po łączu prywatnym, z tymi których miała w najbliższej okolicy - Dacie radę ogarnąć taryfą ze dwa kursy? Załatwimy Blondasa, wrócimy pod terminal. Zostawimy zbędny balast. Wrócimy po 500. I lecimy do CH200. CH700. I CH500.

- Jak dacie radę uwinąć się zanim coś poszarpie silniki to nie widzę problemu. Więc lepiej się streszczajcie. Tylko w ten grafik wstawię jeszcze nasz Checkpoint. Nie zamierzam dać sobie rozwalić łba by wyratować czyjś.
- pilot odpowiedziała doklejając swój Checkpoint do listy priorytetów. Z ładowni wybiegła większość obsady tej ładowni ale z połowa pozostała przy maszynie próbując osłonić ją przed atakami stworów. Przez rozwaloną lejami i zawaloną zaspami zmrożonego metanu i amoniaku drogi ruszyła tylko czwórka. Poza osobiście zainteresowanym Grey 35, biegła jeszcze Black 2 oraz dwójka cywilów. Tami miała na sobie tylko pancerz po Grey 32 który ona z kolei miała po jeszcze innym skazańcu. I żadnej broni. Ochroniarz, kompan i wyznawca Olsen zaś miał tylko pistolet. Więc trzon siły bojowej stanowiła dwójka skazańców.

Zamieć szybko pochłonęła i rozdzieliła obie grupy. Kompletnie nie widzieli nic w obrębie tuzina, czasem dwóch kroków dookoła siebie. Przy prędkości poruszania się stworów oznaczało, że było mgnienie oka od momentu gdy jakiś cień zamajaczył w zadymce do momentu gdy stwór próbował rozerwać człowieka szponami i kłami. Gdyby nie to, że kapsuła stanowiąca metę leżała przy drodze to nawet trasa do niej byłaby tylko nitką wyświetlaną przez HUD. Ale zbliżali się. Widać było jak liczby na HUD maleją. 60 m… 50 m… zniknął widok kanciastej sylwetki transportowca i świateł tak tej maszyny jak i jego eskorty. 40 m… 30 m… sama owiewana zamiecią droga, zupełnie jakby byli na jakimś bezludnym pustkowiu. Wicher dął tak silny, że trzeba było się zmagać z jego oporem jak z niewidzialną ścianą która próbuje powstrzymać albo chociaż przewrócić nędzne, słabe ludzkie okruchy. Tami się potknęła i wpadła w jakiś zakryty przez śnieg lej. Musieli się zatrzymać aby mogła wyjść. Gdy przebiegli ledwo kilka kroków Grey 35 potknął się i upadł o jakieś przywalone zamiecią truchło czegoś. 20 m… Pojawił się błysk światełek nawigacyjnych i ciemny kształt kapsuły desantowej. Black 8 zachwiała się i przewróciła gdy szarpane wiatrem coś trzasnęło ją w bok i przewaliło na pobocze drogi. Znów musieli się zatrzymać aby ktoś mógł wstać i przedzierać się dalej. Walka już trwała. Przez krioburzę słychać było odgłosy ciężkiej, maszynowej broni gdzieś za plecami. Widać xenos namierzyły i dopadły do lądowiska. 10 m… Ostatnie kroki. Ciężko zdyszany blondas dopadł do panelu. Poczekał aż Obroża się dogada z zamkiem kapsuły i chwilę potem drzwi zgrzytnęły i zaczęły się odsuwać. Ale coś się zacięło i odsunęły się tylko do połowy. Trzeba było kucnąć aby przedostać się do wnętrza no ale wreszcie udało się. Grey 35, jako ostatni ocalały ze swojej grupy dotarł na minuty przed podstawowym czasem do swojego Checkpointa. Z miejsca Obroża wyzerowała mu licznik i podała mu następny Checkpoint i czas. Naturalnie ten sam co Blackom i reszcie którzy mieli podłożyć bombę w same trzewia gniazda stworów.

- To co, teraz czas na koks dziwki i lasery? - Sanders tryskał humorem mimo pizgajacego zła wokoło. Świergot zaliczonego zadania wydawał mu się być słodkim niczym najsłodsza muzyka. Nie zdechnie jeszcze, ciągle była szansa ze wróci na orbitę z mniejszym wyrokiem. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał mu ostry syk i ból gdzieś w okolicach skroni. Warknął krótko, łapiąc się za to miejsce, a pod jego nogi spadł magazynek do zębatego miecza. W dalszej perspektywie widział zwrócony w swoja stronę hełm Black 8 i jej cofającą się po rzucie rękę.
- Dobra, dobra... rozumiem aluzję - westchnął boleśnie, zabierając się za pakowanie siebie i Tami, dorzucając na nią kolejne paczki granatów, chemii bojowej i amunicji. Siebie też objuczał, latadełko stało tuż obok, więc nawet przeciążony powinien dać radę się tam doczołgać, a potem już z górki.
Taaak... dobrze było sobie wmawiać podobnie optymistyczne brednie.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
Stary 02-11-2018, 10:14   #382
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ncihBcs5ELM[/MEDIA]
Ostatnia godzina przypominała czysty koszmar. Ciągła walka, niepewność i strach ścinający krew w żyłach. Dadzą radę odeprzeć wroga, czy zginą zalani falą potworów wdzierających się do budynku terminala z częstotliwością i sumiennością impulsów elektrycznych obracających wieżyczkami systemu ochrony lotniska. Potyczka trwała, amunicja sie kończyła, sprzęt ulegał awarii. Niestety wrogowie zdawali się nie mieć na tyle przyzwoitości, aby dać odetchnąć ludziom. Różnorakie pokraczne kształty wlewały się przez wyrwę w murze razem z mrozem, parę pięter poniżej zajmowanego przez Vinogradovą miejsca. Widziała to, kątem oka na kamerze, ale była zbyt zajęta aby roztrząsać ten problem w pełni. Słyszała go tylko: warkot broni maszynowej, echa dalszych wystrzałów z wieżyczek. Bliżej były też wybuchy, ludzkie krzyki i syczenie, a także upiorny dźwięk wydawany przez Obrożę, gdy któryś z posadzonych na Yellow 14 Parchów oddawał życie, kończąc karę w błocie krwi i cierpieniu. Nie było czasu sprawdzać w HUD co te parę minut kto tym razem zginął, w “Gnieździe” sytuacja też nie należała do wesołych. Rosjance pozostawało mieć nadzieję, że para Blacków ciągle żyje, tak samo jak Max… o Johanie i kapitanie Hasselu wolała nie myśleć.
Nie w perspektywie nagonki MP, burzy i tego co mogło się stać jeśli kapitan o sępich rysach dorwie dowódcę antyterrorystów. Albo Johana…

- Przepraszam… zamyśliłam się - odpowiedziała Delgado wzdrygając się gdzieś pod sam koniec walki. Rzeczywiście o czymś rozmawiał z sierżant Johnson, a ona… zapatrzyła się w wyświetlane na holoekranie dane. Urządzenia pomiarowe na zewnątrz informowały o poprawie pogody… dobry żart. Czterdzieści stopni na minusie, porywisty wiatr, do tego kiepska widoczność, xenos.

- Tak… tak oczywiście. - potrząsnęła głową, po chwili odgarnęła długie czarne włosy na plecy aby nie przeszkadzały. Posłała też MP blady, ale jednak szczery uśmiech - Zrobimy co w naszej mocy. Proszę na siebie uważać. Pani też… niech na siebie uważa - kiwnęła głową wpierw oficerowi żandarmerii, potem blondynce z ckmem, aby wstać z fotela i dygnąć krótko przed obojgiem - A teraz państwo wybaczą… znajdę pozostałą trójkę z Grey 700. Mam też pytanie. Środek transportu - zatrzymała się zanim dokończyła obrót kierujący ją do drzwi - Czym mamy jechać? Wóz? Ten czerwony? Przydałby się jeżeli mamy przewieźć średnio przytomnych już ludzi.

- Ta furgonetka jaką tu się wbili. Jest pokancerowana ale pojedzie. No i jest na miejscu. -
sierżant odpowiedziała od razu. Oficer potwierdził i życzył jej jeszcze powodzenia. Gdy odchodziła ze swojego stanowiska dojrzała przyjazne spojrzenie kaprala łączności który uniósł kciuk do góry w geście powodzenia. Sierżant odprowadziła ją do drzwi i poklepała ją po przyjacielsku po ramieniu.
- Nie daj się zabić dziewczyno. Jeśli byś miała jakieś kłopoty z nimi daj znać. Możemy zdalnie przywołać ich do porządku. Ale jak dasz znać bo w tym chaosie łatwo przegapić coś co nie jest wyraźnym zgłoszeniem. - sierżant chyba obawiała się, że Maya może mieć jakieś kłopoty interpersonalne z nową ekipą więc też na swój sposób życzyła jej powodzenia.

Informatyczka w Obroży zostawiła za sobą zamykane drzwi HQ, minęła drzwi toalet i zaczęła schodzić po schodach. Wieża była niepokojąca pusta i bezludna, gdzieś tuż za ścianą trzeszczał wicher jakby non stop próbował obalić ten wysoki budynek a wewnątrz ścian słyszała tylko własny oddech i odgłos kroków zbiegających po schodach. Setki szmerów i pogłosów wydawały się brzmieć niepokojąco. Ale jednak tym razem nic się nie stało i cało dotarła do poziomu parteru.

Za drzwiami do wieży kontrolnej terminala było jednak gorzej. Ledwo otworzyła wzmacniane drzwi gdy uderzyła w nią lodowa mgła. Wewnątrz budynku może wicher nie hulał tak jak na zewnątrz ale po utracie hermetyczności efekty krioburzy były wyraźnie widoczne. Tak samo jak pobojowisko powstałe podczas odpierania ataku xenos. Ludzie nadal albo wznosili jakieś improwizowane barykady przy wybitych dziurach, próbowali zalepić mniejsze dziury czym się da, palili truchła xenos albo znosili je na ten płonący stos i ogólnie wydawało się to na jeszcze dość gorączkowy etap pośredni. Między zakończonym jednym atakiem a tym który może nadejść w każdej chwili.

Vinogradowa namierzyła też trójkę swoich współpracowników. Trójka ludzi skoncentrowana wokół rzeczywiście dość pogruchotanej furgonetki. Pojazd wyglądał jakby zaliczył czołówkę z czymś na przykład z drzwiami terminala a do tego miał powybijane okna, dziury po przestrzelinach i szramy albo wgnieceniach po szponach potworów czy innych pomniejszych zderzeń. Przy nim uwijał się jakiś facet. Co prawda przez maskę i nie wyraźnie widać było jego twarz ale tu pomagał niezawodny HUD. Warren Steijger, 48 lat, spec od napraw i pułapek. Chyba właśnie korzystał z tej pierwszej specjalizacji aby załatać pokancerowany pojazd. Towarzyszyły mu dwie kobiety o krótkich, blond włosach, z połowę młodsze od niego. Bliźniaczki Milena i Tuva Ivanec. Milena była pilotem i specem od broni ciężkiej a Tuva saperem i kierowcą. Widząc zbliżającą się Brown 0 przerwali na chwilę swoje zajęcia ciekawi po co przyszła albo co zrobi i powie. Schodząc po schodach wieży Maya dostała jeszcze krótkie potwierdzenie od sierżant, że poinformowała tą trójkę o wspólnym zadaniu jakie mieli z nią przeprowadzić.

Nowe twarze, nowe imiona i kolejne kręgi metalu na szyjach. Co gorsza zarówno trio przed Rosjanką, jak i ci którym mieli pomóc, wciąż nie odhaczyli swoich Greypointów przez co za niecały kwadrans mieli dołączyć do korowodu portretów przeciętym mrożącym krew w żyłach napisem KIA… przynajmniej w HUD. W ich rzeczywistości prozaicznie stracą głowy. Nie wolno było do tego dopuścić. Widząc że ostatni z Grey 500 gapią się wprost na nią, Vinogradova poczuła się speszona. Na szczęście miała maskę, więc niepewności na jej twarzy nie szło dostrzec. Jaka szkoda, że nie było tu Zoe…

- Dzień dobry państwu - dygnęła lekko, stając przed nimi w odległości dwóch metrów i próbowała się uśmiechnąć głosem mimo strachu oraz niepewności - Nazywam się Maya Vinogradova ,kody wywoławczy Brown 0. Mimo dość… niesprzyjających okoliczności, cieszę sie mogąc państwa poznać. Proszę mi mówić po imieniu, informacje na temat moich specjalizacji znajdują się w HUD. Niestety od strony bojowej nie przydam się na wiele o czym wolę uprzedzić zawczasu - zrobiła krótką przerwę, wzdychając boleśnie i przełykając ślinę - Proszę się nie obawiać, nie będę stanowić ciężaru. Porucznik Delgado nakazał nam jechać do pozostałych przy życiu Grey 700 i udzielić im wsparcia. Dodatkowo ta wieżyczka… jej sterowanie biorę na siebie, ale resetowanie systemu chwilę potrwa. Niemniej… myślę, że zaraz później damy radę odwiedzić Greypoint państwa, a później tych z siódmej setki.

Trójka z 700-ki nie skomentowała słów Brown 0. Przynajmniej nie od razu. Bliźniaczki popatrzyły na siebie, po chwili wymieniły też spojrzenia z mechanikiem pokładowym i w końcu się odezwały.
- Jakie “proszę państwa”? Nie wygłupiaj się siostro. - odezwała się w końcu chyba Milena. Siostra pokiwała głową.

- Dobra to bierzesz na siebie tą wieżyczkę? Świetnie, która to na mapie? Muszę wiedzieć gdzie podjechać. Jak ten złom dziadku? Pojedzie? - Tuva machnęła ręką na te powitania i zajęła się bardziej przyziemnymi problemami. Zadanie jakie im przydzielono w terminalu nie było “obrożowe” więc tym razem Obroża nie wyświetlała żadnych tras, celów ani innych wytycznych. A misja była przygotowywana tak gorączkowo i w pośpiechu, że widocznie jeszcze nikt z HQ nie zdążył odznaczyć czego trzeba na HUDach. Mapki w HUD pokazywały tylko Checkpointy i lokalizację tych z 500-ki. Przy okazji sytuacja zmieniła się i przy północno - zachodnim rogu lotniska, przy Checkpoint 301, wylądowała maszyna oznaczone kodem “Eagle 1”. I wedle wyświetlanych sygnatur miała w sobie kilkanaście sygnatur skazańców z resztek kilku grup w tym Blacków i Grey 200, 300 i 800. W pełnych stanach mogliby wypełnić po brzegi dwa takie latadełka a może i połowę trzeciego. Obecnie mieścili się w jednym. Wydawało się, że są bliscy odhaczenia 301-ki. Ale przez ściany, płytę lotniska i zamieć śnieżną nie było szans ich dostrzec własnymi zmysłami więc trzeba było polegać tylko na elektronice.

- Pojedzie. - odparł lakonicznie Warren odwracając się by coś jeszcze spróbować poprawić i naprawić.

- To chyba jesteś najbardziej hop do przodu w tym wszystkim. To jak ze strzelaniem u ciebie słabo to będziesz gadać z tymi z 500-ki. - powiedziała jedna z bliźniaczek taksując spojrzeniem sylwetkę Brown 0. Rzeczywiście pod względem uzbrojenia i bojowego sprzętu reprezentującego się sporo poniżej średniej.

- Nie… nie wygłupiam. Po prostu… nie chcę nikogo obrazić. Sytuacja jest wystarczająco nerwowa, zresztą tutaj i tak dużo osób na siebie warczy niepotrzebnie. Dobrze czasem… usłyszeć coś miłego - Informatyczka otworzyła HYD i szybko zaznaczyła odpowiednie stanowisko platformy bojowej, uśmiechając się nerwowo. Kiepsko szło jej w terenie, jako desant w ogóle się nie sprawdzała. Pocieszająca była obecność znanych twarzy w okolicy, chociażby na jednym obiekcie. Wyglądali na zajętych, więc Maya darowała sobie zawracanie im głowy, zamiast tego włączając komunikator i ustanawiając połączenie z ludźmi z piątej setki. Im też wysłała namiary wieżyczki.

- Tak… oczywiście. Zrobię co w mojej mocy - odpowiedziała kiwając potakująco głową przy kwestiach technicznych oraz gadkach z pozostałymi parchami. Nagle westchnęła ciężko, poprawiając maskę - Postaram się, obiecuję… a-ale w gadaniu też… nie jestem najlepsza - wzruszyła ramionami, poprawiając pancerz i zerkając nerwowo na HUD. Dopiero wtedy sie rozpogodziła - Na szczęście w razie kłopotów możemy liczyć na pomoc… no ale nie zakładajmy od razu najgorszego - zasiała trochę optymizmu, by otworzyć połączenie z Grey 500.
- Dzień dobry… - zaczęła gadać, patrząc jakoś pod nogi - Wybaczcie, że dopiero teraz się kontaktujemy i… mam na imię Maya, kod wywoławczy Brown 0. Zaraz po was podjedziemy, jeśli to nie problem proszę się kierować na wyznaczony punkt w HUD. Na tę wieżyczkę.

- Dobra, widzę. -
wydyszał ciężko głos. Obroża zidentyfikowała go jako starszego już faceta, specjalistę od ckm, Ronalda Horn z kodem wywoławczym Grey 56. - Postaramy się ale pośpieszcie się. - wysapał zmęczonymi, krótkimi zdaniami. HUD wyświetlał ich postępy w marszu ku lotnisku. Smagani tym lodowatą zamiecią poruszali się w iście żółwim tempie. W tym czasie “jej” trójka chyba powiedziała co miała do powiedzenia bo wrócili kończyć szykować furgonetkę do wyjazdu. Dziewczyny próbowały załatać ile się da dziur w szybach i karoserii czym się tylko dało a Warren grzebał coś albo w kokpicie albo w silniku czasem błyskając światłem swojego multitoola.

- Zrobimy co w naszej mocy, obiecuję - Informatyczka wydusiła, czując lodowaty dreszcz na plecach. Ona spędziła ostatnie kwadranse w miarę ciepłej sali terminala wyposażonej w SPŻ, oni przedzierali się przez lodowe piekło walcząc o każdy oddech i przebyty metr terenu. Szło wolno, za wolno… o wiele za wolno jeżeli nikt miał nie zginąć. Palce kobiety raz jeszcze zatańczyły na holoklawiaturze, zmieniając kanał i łącząc się z ludźmi siedzącymi w Eagle 1.

- Hej… wybaczcie proszę że przeszkadzam… niemniej cieszę się, że wreszcie dotarliście na lotnisko. Przykro mi z powodu… tych którym się nie udało, ale… dobrze że tu jesteście - odezwała się, zacinając co parę słów, w międzyczasie zaczęła też dreptać nerwowo dookoła furgonetki - Wiem, że obiecałam… przygotować dla was kawę, tylko… mamy tu kocioł i nie było kiedy. Przepraszam - westchnęła krótko i zaraz przeszła do konkretów - Jestem Maya… V-Vinogradova. Brown 0. Mon… monitorowałam wasze lądowanie i… - znowu się zacięła, potrząsając głową - Mam ogromną prośbę. Jesteśmy w trakcie stawiania na nogi furgonetki, ale jeszcze trochę to potrwa. Potem musimy… jechać pod wieżyczkę na południowym zachodzie, a… zmierzają w naszym kierunku ludzie z Grey 500. Są wycieńczeni, przemarznięci i… próbują się tu dostać na piechotę. Możemy nie zdążyć im pomóc. Wy macie pionolot, to tylko chwila drogą powietrzną. Moglibyście po nich podlecieć? Nie zostało nas wielu, a strata kolejnych ludzi… to przecież… - wzięła głęboki wdech, a potem wypuściła powietrze, dokańczając cicho - Nikt nie zasłużył na taki koniec, jakoś się odwdzięczę, obiecuję. Tylko… pomóżcie im, proszę.

Eter zatrzeszczał, chwilę syczał i skrzeczał, aż wreszcie w pozornym chaosie dźwięków pojawił się syntetyczny głos lektora Obroży.
- Młoda. Ok? Uważaj na siebie. Skończymy tu. Ogarniemy tam. Nie daj się zabić - kilka krótkich zdań i znów cisza.

- Dobra, lepiej już chyba nie będzie bez brania tego złomu na warsztat. - powiedział Grey 71 zatrzaskując i tak nie domykającą się maskę silnika. Widać nie było jakby chciał ale w takim czasie i perspektywach jakie mieli do dyspozycji więcej się zrobić nie dało.

- Hej, siostra, dawaj tutaj, zbieramy się do tej wieżyczki. - zawołała do Brown któraś z bliźniaczek i jedna zajęła miejsce w szoferce za kierownicą, Warren z drugą zaczęli pakować się do tyłu na pakę ładowni.

- Tak, już! Wybaczcie! - Informatyczka spaliła buraka i bardzo szybko wróciła do rzeczywistości, dobiegając do furgonetki. Wystarczyło że militarnie nie da rady wspomóc pozostałych, nie musieli na nią jeszcze czekać niepotrzebnie.

Dobiegła do sfatygowanego pojazdu, zatrzasnęła drzwi. Widząc, że miejsce pasażera jest wolne Grey 71 przedostał się do przodu. Za kierownicą usiadł zawodowy kierowca czyli Tuga. Jej siostra usiadła przy zdezelowanym oknie bocznych drzwi by w razie potrzeby móc siać z ciężkiej broni. Potem furgonetka ruszyła z werwą zatrzymując się zaraz aby pozostali zdążyli zrobić jej przejście. A potem już pędzili przez zamieć. Próbowali bo nic nie było widać. Tuva prowadziła z goglami noktowizyjnymi na oczach więc jakoś dało się jechać ale pewnie na nic nie wpadli, na żadną ścianę, budynek czy inną przeszkodę dlatego, że lotnisko w sporej części to była pusta i płaska przestrzeń. Chociaż i tak czasem podskakiwali na czymś aż wszystkimi trzęsło i rzucało na tych wybojach.

- Dojeżdżamy do tej wieżyczki! Szykujcie się! - krzyknęła Tuva i wedle HUD miała rację. Na razie poza krioburzą nie natrafili na żadne inne przeszkody chociaż wiało jakby mogło tą lichą furgonetkę zdmuchnąć z szosy w każdej chwili. I za parę chwil maszyna zahamowała przed charakterystyczną bryłą wieżyczki.

- Będę musiała ją ręcznie zresetować, potem przez kilkadziesiąt sekund będzie się podnosić, ale gdy to zrobi zyskamy solidne wsparcie ogniowe. - Informatyczka zawczasu obudziła panel hakerski, aby nie marnować cennego czasu - Dam radę ja kontrolować zdalnie... ale to zaraz. Teraz, jeśli to nie problem... mogę prosić o asystę? - skończyła ze sztywnym uśmiechem, na szczęście średnio widocznym pod maską tlenową.
 
Driada jest offline  
Stary 05-11-2018, 14:19   #383
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 62 - Lotniskowe checkpointy (40:10)

“Znasz zasady. Wyszukaj najpierw żywych i zdrowych. Potem zajmiemy się łupami. “ - “Szczury Blasku” s.11



Miejsce: zach obrzeża krateru Max; pokład Falcon 1; zachodnie lotnisko; 35 690 m do Blackpoint 4; 35 690 m od CH Grey 302;
Czas: dzień 1; g 40:10; 230 + 60 min do Blackpoint 4
Czas: dzień 1; g 40:10; 230 + 60 min do Greypoint 302




Black 2, 8; Grey 35; pokład Falcon 1



Maszyną zarzuciło. Dla wichury poza kadłubem maszyny miotnięcie wielotonowym cielskiem z nowoczesnej plaststali i kompozytów to było nic. Tak jak małe dziecko może bez trudu rzucić zabawką jaką się znudzi tak właśnie burza miotała maszyną. Sądząc po tym jak nimi huśtało, nie było szans na względnie spokojny lot póki byli w obrębie gdzie szalała burza. A musieli być bo następny punkt w planie lotu mieli z kilometr dalej. Czyli na możliwości latadełka było to jak parkowanie z zamkniętymi oczami, podczas huraganu, na zagraconym placu, z jednego krańca parkingu na drugi. Z kabiny pilotów doszło tylko ostrzeżenie, żeby się przypiąć bo będzie trzęsło. No i trzęsło. Nikt i nic co nie było przypięte czy przymocowane na stałe lub czasowo nie było w stanie zachować swojej pozycji. Kto się po gwałtownie, awaryjnym starcie nie zdołał przypiąć ten latał wewnątrz kadłuba jak pieniążek w potrząsanej skarbonce.

Piloci zdając sobie sprawę, że w tych warunkach i stratach dolot do każdego kolejnego Checkpointu mieli ożywioną dyskusję z wymianą zdań i argumentów niekoniecznie tylko cywilizowanych i słownych. W końcu ten pit stop mógł się okazać ostatnim. Każdy kolejny podmuch wichru mógł roztrzaskać, zwłaszcza lądującą lub startującą maszynę. Każda kolejna minuta lotu w tych warunkach to była gra w ołowiową ruletkę. Nikomu się ona nie uśmiechała a jednak latająca maszyna była mimo wszystko najpewniejszym sposobem ratunku w dotarciu do Checkpoint. Zwycięzca z poprzedniego etapu był tylko jeden. Z Grey 300 został bowiem tylko Grey 35. I system tylko jemu odhaczył zaliczenie zadania i wyznaczenie kolejnego. O dziwo, takiego samego jak już dostały Black i Brown. Dzielili teraz wspólny adres, czas i przestrzeń. Resztę Grey’ów czekało zapewne to samo, tyle, że najpierw musieli zaliczyć obecne zadanie. O to właśnie pożarli się Dent z Douglas. Oboje byli pilotami i oboje należeli do innych grup. Ich grupy zaś były podobnie reprezentowane na pokładzie ładowni, każda zdając sobie sprawę z powagi sytuacja darła się aby to właśnie ich Checkpoint odwiedzić najpierw. Ostatecznie chyba wygrała Douglas bo wedle wskazań HUD lecieli do Greypoint 801.

- Siadamy! Przygotować się! - krzyknęła ostrzegawczo i rozkazująco pilot. Maszyna ciężko torowała sobie drogę przez śnieżną zamieć, w każdej sekundzie szarpiąc się jak balon na uwięzi w wietrzny dzień. Ale jakoś wylądowali. Ze zgrzytem, piskiem, skrzekiem ale wylądowali. Tylna rampa zaczęła się opuszczać gdy “Eagle 1” jeszcze szorował po zawalonej śniegiem ulicy. Drzwi do kabiny otworzyły się i ukazała się w nich sylwetka z kodem Grey 86 na pancerzu. Tym razem nie trzeba było koordynatora działań, Grey 800 bez namawiania zaczęli wypinać się z siedzeń i zbierać się do wyjścia. Została ich tylko trójka, poza Douglas z kabiny pilotów to został tylko łysiejący grenadier Fush o kodzie Grey 87 i azjatycki strzelec wyborowy, Saikawa i numerze Grey 89. Do swojej kapsuły znów mieli trochę ponad pół setki metrów od lądownika i bliźniaczą scenerię dotarcia tam jak wyprawa sprzed paru minut do Greypoint 301.

Grey 84, Kai Bugden zginął rozszarpany przez potwory podczas desperackiej próby utrzymania lądowiska. Czarnowłosy operator ciężkiej broni w tych warunkach miał tylko kilka chwil by rozstrzelać ze swojej broni jakąś górę cielska jaka na niego natarła. Nie zdążył. Chociaż w ostatniej chwili do walki włączyła się Gomes i wspólnie prawie przepołowili ołowiem stwora na pół to ten dogorywając zabrał jednego ze swoich zabójców ze sobą. Jedno smagnięcie wężowatego ogona odcięło głowę cekaemisty i bezwładne ciało opadło na kolana a po chwili na twarz, zaraz obok rozstrzelanej przez siebie bestii.

Brakowało też łysawego troglodyty o potężenej posturze. Chociaż wcale tego pewnie nie planował oddał życie za innych. Jego gigantyczna jak na ludzkie rozmiary sylwetka została otoczona przez o wiele mniejsze ale i o wiele liczniejsze xenos. Leeman miotał się wrzeszczeć gdy liczne szczęki i pazury rozrywały go żywcem razem ze skafandrem, pancerzem i ciałem pod spodem. Rozerwały też jakiś przewód miotacza i piromana razem z oblepiającym go rojem pochłonęła świetlna eksplozja jaka zabłysła obok kadłuba lądownika. O dziwo Grey 20 nie dał się zabić eksplozji. Powstał chwiejnie i przez parę chwil słychać i widać było makabryczne widowisko gdy ludzka, płonąca pochodnia chwiejnie wstała, przeczołgała się, przeszła, upadła i wreszcie znieruchomiała. Wciąż wyjąc i wrzeszcząc opętańczo już kompletnie nieludzkim głosem. Nawet xenos omijały te wrzeszczące i wijące się w zaspach ciało. Zaraz potem system poprzez HUD obwieścił doczesny koniec Gilliama Leemana, o więziennym numerze Grey 20.

Końcówkę tej sceny widzieli powracający z kapsuły Grey 301 ludzie. Byli na tyle blisko by wiedzieć co się dzieje i na tyle daleko i za późno by nie dało się już nic zrobić. Sami też mieli jeszcze ostatnie metry do pokonania. Kordon został wzmocniony przez ludzi którzy gdy wybiegali z ładowni to w niej pozostali a i tak trzymał się z najwyższym trudem. W tych warunkach xenos wyskakiwały z zadymki w ostatniej chwili i nawet na niby otwartej przestrzeni jaką tutaj wedle HUD mieli to warunki walki przypominały te z walki w budynkach zamkniętych.

Sami z czwórki mniej lub bardziej ochotników wrócili we trójkę. Jukka nie dał rady. Gdy już wracali objuczeni co tylko w kapsule wpadło im w ręce ochroniarz czy opiekun wyroczni Dzieci Gai potknął się i wpadł na dno leja. Podobnie jak to im się zdarzało poprzednio gdy biegli przez leje i zaspy do kapsuły. Tym razem jednak w leju czaiły się jakieś xenos. Zanim terrorysta się wygrzebał, zanim pozostali zdążyli rozstrzelać stwora to terrorysta z trudem się wyczołgał. Zdołał upaść na zamarzniętą ziemię, zlewając ją czerwoną, natychmiast zamarzającą posoką gdy nastąpił kolejny atak. Nikt z pozostałej trójki nie miał możliwości ani okazji mu pomóc, zajęty walką o własne przetrwanie. Przetrwali ale gdy walka się skończyła Juka leżał w kałuży zamarzającej krwi i wyprutymi wnętrznościami.

A teraz wylądowali znowu. Tym razem w pobliżu Greypoint 801. I nie zapowiadało się, że będzie lżej a poprzedni Checkpoint uszczuplił ich o 3 lufy.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; zachodnie lotnisko; HQ; 36 980 m do CH Brown 5
Czas: dzień 1; g 40:10; 230 + 60 min do CH Brown 5




Brown 0



- Kuurwaa mać! Gdzie teraz?! - Tuva darła się na całe gardło. Wszyscy się chyba darli ile mogli. Jak się nie darli to przeklinali, jęczeli boleśnie albo po prostu jęczeli. Plan małej randki na obrzeżach lotniska co prawda się udał ale nie poszło ani gładko ani bezproblemowo.

Najpierw Brown 0 eskortowana przez automatyczną strzelbę Grey 71 i ckm Grey 76 dobiegła do wieżyczki. Musiała się podpiąć pod jej trzewia, zalogować się aby uzyskać dostęp co odkąd działała jako oficjalny administrator z odpowiednimi uprawnieniami było dość proste. Właściwie diagnoza systemu wieżyczki, uruchamianie programu autonaprawczego co spowodowało otwarcie odpowiedniej klapki pod którą ukazały się zasobniki amunicyjne. Dalej było już dość proste, trzeba było ręcznie wymienić zakleszczoną amunicję na kolejny zasobnik i tyle. Vinogradova na tyle opanowała wojskowe rzemiosło podczas parchowego przeszkolenia na unitarce, że poradziła sobie z tym bez większych trudności. Wszystko to zdawało się być proste i chyba nawet było. Gdyby nie okoliczności towarzyszące.

- Streszczaj się! Uruchom tą cholerną wieżyczkę! - darła się wściekła i przestraszona Milena prując ze swojego ckm. Widoczność była parszywa. Na szczęście xenos nie waliły całą ławą więc ona siejąc masowo ołów ze swojego ckm i Warren posyłając co chwila chmarę śrucin w majaczące we mgle kształty jakoś dawali radę. Tuva przy samochodzie też strzelała z pistoletu wystawionego przez okno ubezpieczając ich flankę. Swoje dorzucała też pogoda. Wicher szarpał wątłą sylwetką informatyczki jakby złośliwie chciał ją oderwać od panelu kontrolnego. Do tego sypało jej w twarz, że nawet za zasłoną googli nie było tak łatwo coś dojrzeć. I jeszcze zimno. Nie dało się zapomnieć o zimnie.

Ale dała radę! W końcu zatrzasnęła klapkę sterowniczą, wcisnęła “enter” i wieżyczka nagle ożyła bez wahania otwierając ogień do namierzonych celów. Ta dość drobna ale krytyczna awaria która do tej pory była przekleństwem bo wyłączyła tą wieżyczkę z kordonu ochronnego lotniska to dzięki temu w porównaniu do innych miała mnóstwo amunicji. I teraz z tego korzystała. Nacisk xenos wokół furgonetki wyraźnie zelżał. Trójka skazańców zaczęła biegiem wracać do furgonetki. - Dawaj, dawaj! - darła się do nich zachęcająco krótkowłosa Tuva ponaglając ich gestem.

Dobiegli do bocznych drzwi furgonetki razem i jej siostra szarpnęła za drzwi otwierając je na oścież. Wpakowała się do środka a po niej pozostała dwójka. Tuva nie kłopotała się takimi detalami jak zamknięcie drzwi, ruszyła z impetem ledwo ostatnie z nich znalazło się na pokładzie. Grey 71, sięgnął aby zasunąć z powrotem boczne drzwi.





Blachy zaskrzeczały od pazurów i coś wbiło się do środka. Albo próbowało ale natrafiło właśnie na Stejigera. Starszy mężczyzna krzyknął i ze strachu i z bólu i zaraz było po wszystkim gdy stracił równowagę i wypadł razem ze swoim syczącym przeciwnikiem zanim dwie kobiety będące w ładowni zdążyły coś zrobić. Chwilę słyszeli w słuchawkach jego wrzaski ale nawet przez tylną szybę zniknął prawie od razu. Bliźniaczki nie zatrzymywały się zresztą krzyki Grey 71 ucichły zanim furgonetka zdążyła zrobić jakiś manewr. Prawie od razu przyszło potwierdzenie przez HUD zmieniając sygnatury życiowe w linie proste i wymowny skrótowiec KIA.

Nie mieli jednak zbytnio czasu to roztrząsać. Sfatygowana furgonetka zderzyła się z ogrodzeniem prując przez zamarznięte bagno i skacząc po lejowisku tak bardzo, że nie sposób było nawet myśleć nie wspominając o mówieniu czy strzelaniu. - To gdzieś tutaj! Tu gdzieś są! - z trudem usłyszały w słuchawkach głos kierującej pojazdem bliźniaczki. Ta wreszcie zwolniła i rzeczywiście. Widzieli jakieś światełka w tej lodowatej zamieci. Słyszały wystrzały i w słuchawkach głosy ludzi. Przestraszonych, wkurzonych, umierających, zamarzających ludzi desperacko walczących o każdy oddech i krok dalej.

Tuva podjechała jak blisko się dało i boczne drzwi furgonetki znowu się otworzyły. Tym razem wpakowali się do środka zakrwawieni i zmarznięci ludzie. Dotarła do nich czwórka. W tym ktoś całkiem bezwładny kogo przynieśli. Grey 54 jak można było odczytać po pancerzu. Ratowana i ratujący zwalili się bezwładnie i cieżko na podłogę pojazdu. Jeszcze dwójka. Jeszcze zatrzasnąć drzwi i ruszać! Ruszać z powrotem w kierunku lotniska! Pod osłonę, słabnącą ale osłonę, wieżyczek!

Ostatniego stracili już w furgonetce. Grey 52, facet ze strzelbą. Ciężko poharatana furgonetka wpadła w jakiś dół. Pewnie jeden z licznych lejów po bombardowaniu. Przy prędkiej jeździe, w tej zamieci i nasypanych krioburzą zaspach to te dziury i inne przeszkody były widoczne o sekundę czy dwie zanim najeżdżał na nie rozpędzony pojazd. Wóz osunął się i wszyscy wrzeszczeli poganiając się nawzajem by jak najszybciej wyjechać z tej cholernej dziury. Wreszcie buksując kołami i ze zgrzytającymi mechanizmami maszyna wywlokła się z dziury. Znów zaczęłą się rozpędzać. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Ktoś zaczął się śmiać. Z ulgą, nerwowym trochę histerycznym śmiechem. Potem kolejny. Zakrwawiony i facet jaki oparł się drętwo o tylne drzwi wozu też się śmiał. Uśmiechał. Próbował. Widać było jego zakrwawione trzewia więc był poważnie ranny nawet na pierwszy rzut oka.





Facet zakrztusił się i wygiął nagle w agonalny łuk gdy z tych trzewi wyszły mu xenosowe szpony wypruwając mu trzewia do reszty. Xenos, któryś z tych większych wskoczył na wóz, wczepił się pazurami w blachy i przebił się szponami na wylot. Przez blachę drzwi, tylny i przedni pancerz Grey 52 i wszystko co było pomiędzy. Reszta skazańców wrzeszcząc ze strachu, złości i wściekłości rozstrzelała całą scenę. Stężenie ołowiu było tak mordercze, że zniknęło zakrwawione ciało Grey 52, stwora który go dobił i większość tylnych drzwi. Jedne ocalały bujając się bezwładnie przy każdym podrygu maszyny a burza wdzierała się do środka. Ale dotarli. Byli już na głównym placu lotniska pod osłoną wieżyczek. Pytanie co dalej? O to właśnie darła się Grey 77.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172