Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-03-2017, 22:04   #21
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Zakupy były zwykle tym co potrafiło Liz zrelaksować, rozluźnić i poprawić humor. Oczywiście gdy w grę wchodziły zakupy w pojedynkę, ewentualnie z osobą towarzyszącą, która nie nabawiła się jakiejś manii bezpieczeństwa i nie widziała w każdym i we wszystkim, zagrożenia. Zachowanie Julie zaczynało działać jej na nerwy i to już na samym początku wyprawy.
Wpierw zatrzymały się w piekarni, gdzie Liz przez dłuższy czas wybierała chleb, po to by zdecydować się w końcu na ten co zwykle.


Cudowny, złoto brązowy bochenek wylądował w firmowej torbie, a po kolejnej chwili dołączyła do niego także bagietka. Liz zastanawiała się także czy by nie dorzucić do tego delikatnych bułeczek maślanych za którymi przepadał Mike, jednak zachowanie Jul tak ją wybiło z rytmu, że kompletnie o nich zapomniała. Jako jednak, że pomysł jej przypadł do gustu, musiały się wrócić ku wyraźnemu niezadowoleniu jej towarzyszki.

Wstąpiły także do rzeźnika, do którego Elizabeth wstępowała często bowiem zawsze miał wszystko to, czego potrzebowała. Miała też do niego zaufanie w kwestii świeżości produktów.


Sklep sprawiał przyjemne wrażenie, bynajmniej nie cuchnąc tak, jak niektóre z tych, jakie w swoim życiu odwiedzała. Wręcz przeciwnie, w powietrzu unosił się delikatny aromat świeżo skoszonej łąki, który Liz kojarzył się z domem. Nic więc dziwnego że zabawiły tam nieco dłużej.

Kolejne zakupy poszły już znacznie szybciej, podobnie jak krótka wizyta w “Rozkoszach”. Kubek gorącej czekolady który przy okazji sobie zrobiła, zdołał złagodzić nieco nerwy, które pobudzało zachowanie Jul. Do tego stopnia, że nie warczała na dziewczynę gdy ta odstawiła szopkę w taksówce, tylko spokojnie zajęła swoje miejsce. No bo i co dobrego by wyszło z kolejnej kłótni? Nic, tego Liz była pewna. W dodatku nie czuła się na siłach by taką rozpoczynać, a już z pewnością nie w miejscu publicznym. Do tego nigdy by się nie zniżyła i być może dlatego nigdy nie rozumiała zamiłowania Mad i Julie do wszelkich wieców, protestów i całego, niepotrzebnego zamieszania.


Jej rozmyślania przerwało przychodzące połączenie. Elizabeth odetchnęła z ulgą, bo pomimo racjonalnych argumentów, których dostarczył jej zarówno Mike jak i własny rozum, gdzieś tam w sobie wciąż martwiła się i wymyślała najgorsze możliwe scenariusze, tłumaczące powód braku odzewu ze strony Nat’a.
- Poza tym, że powinieneś zostać w domu, to nie, nic - odpowiedziała, siląc się na gniewny ton, chociaż nieposłuszne usta układały się jej w uśmiech. Nic nie mogła poradzić na to, że zwyczajnie cieszyła się, że oddzwonił.
Usłyszała poirytowane sapnięcie.
- Czyli dzwonisz tylko po to, żeby mnie zdenerwować, tak?
Na końcu języka miała ostrą odpowiedź, jednak się powstrzymała, jak zwykle zresztą. Nie chciała się dalej kłócić więc wolała przygryźć koniuszek języka i pozwolić by gniew wyparował.
- Mike wpadnie na kolację - poinformowała, siląc się na wesoły ton i pozwalając by pytanie Nat’a pozostało bez odpowiedzi. - Zastanawiam się czy odebrać dzieci dzisiaj, czy poprosić Annę by mogły jeszcze u niej zostać - dodała, bowiem jego opinia miała dla niej duże znaczenie. W dodatku liczyła na to, że Nat przestanie na nią warczeć i zacznie się zachowywać normalnie. Szanse nie były duże, ale to akurat jej nie przeszkadzało.
- Rób jak wolisz - odparł krótko.
Przymknęła oczy i policzyła do dziesięciu, co oczywiście wcale nie pomogło. Nat wiedział dokładnie jak ją zirytował, albo też nie wiedział, co jednak nie zmieniało faktu, że trafił sobie idealnie. Nie znosiła tego zwrotu. Po prostu go nie znosiła. To tak jakby powiedział żeby się odwaliła, co zdecydowanie nie było najlepszym sposobem postępowania. O czym zresztą zaraz się przekonał, gdy się rozłączyła bez słowa. Miałą ochotę zacząć warczeć, rzucić czymś o ścianę albo tupać nogami niczym mała dziewczynka. Zamiast tego odchyliła głowę do tyłu i wpatrzyła się w sufit taksówki. Jak zazwyczaj nie piła, tak miała ochotę się upić. Tak po prostu, korzystając z tego, że dzieci nie było w domu i na dobrą sprawę o nikim nie musiała się zajmować. Tyle tylko, że miała kolację do przygotowania, a która to kolacja raczej nie wyszłaby dobrze, gdyby ją zaczęła przygotowywać pod wpływem.
- Daleko jeszcze? - jęknęła, nie kierując tych słów w sposób szczególny ani do taksówkarza, ani też Jul. Po prostu… wyrzuciła je z siebie, doprawiając tonem, w którym wyraźnie brzmiała jej frustracja.
Julie przez chwilę patrzyła na Elizabeth, zaś odpowiedzi udzielił taksówkarz:
- Pięć minut… No… Nie więcej niż siedem - poprawił się ostatecznie.
Westchnęła z ulgą. Chciała się już znaleźć w znajomych czterech ścianach, co też faktycznie nastąpiło tak szybko, jak zapewniał taksówkarz. Liz uiściła opłatę, wraz z Julie zebrały zakupy i już drzwi się zamykały za ich plecami. Nie mając ochoty tłumaczyć się z owej krótkiej rozmowy z Nat’em, od razu zajęła się rozpakowywaniem zakupów, odsyłając Jul by zajęła się sobą i jej nie przeszkadzała. Nie było to szczególnie gościnne, ale i Liz nie była w nastroju na bycie gościnną. Potrzebowałą ciszy i spokoju, a nie pytań, na które i tak nie zamierzała odpowiadać.
W miarę szybko i sprawnie uporała się z zakupami. Złość zdążyła jej przejść, co w sumie nie było niczym niezwykłym. Pojawiło się za to zmęczenie. Nieprzespana w pełni noc, nerwy i troski… Wszystko to odbijało się na niej w sposób wyraźnie niekorzystny. A przecież powinna o siebie dbać, odpoczywać, unikać stresu… Przetarła dłońmi twarz i odsunęła z niej włosy. Jednak wciąż była zła, a przynajmniej złość ta czaiła się gdzieś w tle, wychylając głowę gdy tylko myśli Liz zmierzały we właściwym kierunku. Poczuła pieczenie, a następnie po policzku zaczęły jej płynąć łzy, których nie była w stanie powstrzymać. Dość tego! Z trzaskiem zamknęła szafkę i ruszyła w stronę sypialni. Zamierzała zdrzemnąć się chwilę przy dźwiękach łagodnej muzyki. Zanim jednak to zrobiła, zadzwoniła jeszcze do Anny, gdy już nieco się uspokoiła, w czym pomogło ochlapanie twarzy zimną wodą. Opiekunka na szczęście nie miała nic przeciwko temu by zająć się Sarą i Timem jeszcze przez jakiś czas. Elizabeth zapewniła, że jutro odbierze dzieci, nie chciała bowiem wykorzystywać kobiety, ani też przedłużać rozłąki. Uznając, że najważniejsze sprawy zostały załatwione, położyła się i zaciemniwszy pokój włączyła jedną ze swoich relaksujących playlist. Liczyła na spokojny sen, dzięki któremu zbierze siły przed czekająca ją kolacją.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 29-03-2017, 23:04   #22
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Dzięki, wchodź - odpowiedziała odbierając czekoladki. - Nie spałowali cię po drodze?

Pokręcił głową z uśmiechem.

- Nie, miałem szczęście być jednym z tych, którzy nie dostali się w tryby machiny ucisku zwanej okazywaniem wspomnień. Ale widziałem jak zawinęli Toma i kilku innych. Skurwysyny.

- Taa... Do paru osób nie możemy się dobić. Nie wiadomo co im się stało ani gdzie są - dodała nieco rozgoryczona wprowadzając klienta do środka.

Wnętrze było znacznie inne niż to, w czym mieszkał Frank. Zarówno rozmiarem, układem i czystością. Gość został wprowadzony do środka i usadzony na odpowiednim stanowisku.

- Widziałeś tego zmiennokrztałtnego? Wiesz, co to mogło być? Słyszałeś, co tu w okolicy się dzieje?

- Ano słyszałem. Dorwali jakąś Errorystkę. Głupio wpadła - mruknął tracąc część dobrego humoru. Zdjął wszystkie niepotrzebne części garderoby.

- A tamto to cholera wie. Teoretycznie mogła to być iluzja. Erroryści mogli wpłynąć na senseny wywołując coś takiego, ale… psiarskie były przecież w swoich hełmach. No i to nie tłumaczy dlaczego androidy na to reagowały. Jeśli działałoby na senseny, to one powinny zlać sprawę ciepłym moczem. Rzeczywiste to chyba też nie było. No bo co? Znika sobie i pojawia się gdzie indziej jak Copperfield? Nie kupuję tego. Ale pomogłem, nie? - zauważył kwaśno.

- W każdym razie, tak naprawdę mnie to nie interesuje. Niebezpiecznie jest wiedzieć zbyt dużo w czasach, w których mogą ci zajrzeć do głowy, a ty nie masz się jak przed tym bronić. Dlatego tajemnice zostawiam w miejscu, w którym jest ich miejsce - oparł się wygodnie.

Słowa Franka niebezpiecznie wpasowywały się w sytuację Madeleine. Kobieta odwróciła się do niego plecami grzebiąc coś przy sprzęcie. Tak na prawdę potrzebowała chwili zatuszowanie miny zdradzającej wszystko.

- "Głupio wpadła", co masz na myśli? - dopytała zakładając rękawiczki. - Zwinęli ją, zanim komuś cokolwiek zrobiła, nie powinieneś się z tego cieszyć? I co znaczy "zostawiać tajemnice na miejscu?

Frank prychnął, zaś Mad nie bardzo wiedziała z jakiego powodu.

- Nawet jakby coś się stało, to byłyby to ofiary konieczne. Na każdej wojnie tak jest. Tylko szkoda, że dała się złapać na głupim zamachu w podrzędnej restauracji. Przez tyle czasu psiarskie goniły tylko własny ogon, a tu… taka skucha… Szkoda gadać. Dobrze, że się przynajmniej wyczyściła i nie trafią dzięki niej do innych - machnął ręką.

Tatuażystka zmarszczyła brwi od kłócących się w jej głowie koncepcji.

- Frank, co do h*ja? - rzuciła nieco szorstko. - Robisz sobie taki tatuaż, masz wymalowane całe mieszkanie, mówisz, co przez nich cię spotkało, a w takiej chwili im... dopingujesz? Jak dobrze, że nie trafią po niej do innych? Zwariowałeś? Przecież póki ich nie wyłapią i nie wytną, to nic się nie uspokoi.

- Że co? - odwrócił się nagle i zamrugał. - Co oni mi niby zrobili? - zapytał zdezorientowany, spoglądając na Madeleine z nagłą uwagą.

Mad pokwaśniała na twarzy.

- Wiesz w ogóle jaki tatuaż mam Tobie zrobić? Patrzyłeś na projekt, który Tobie wysłałam...? - dopytała robiąc odpowiednio długą przerwę, by w końcu pokazać jego hologram. - Wczoraj w południe byłeś największym bojownikiem antysensenowym jakiego znałam, a teraz opowiadasz się za nimi?

- Co robiłeś wczoraj? Co pamiętasz?

- Nie kumasz. Erroryści walczą z Memorize, a Memorize to Sensen, zaś tego z kolei trzeba wyplenić raz na zawsze. Żeby zniszczyć Sensena, trzeba zniszczyć Memorize, a korporacja jest osłaniana przez władze i ich rękę ucisku.

- Okej, teraz kumam - potwierdziła unosząc obronnie dłonie. - Choć trochę opacznie z uwagi na to, co mówiłeś o swojej matce... Dobra, masz, machnij parafkę - dorzuciła przekazując standardowy formularz, jaki jest wypełniany podczas wykonywania tatuażu. Więcej opowiadać nie trzeba było. Frank już i tak w większości był wydziarany.

"Kur*a..." - rzuciła w myślach.

Plan wciągnięcia go do rozniesienia w pył zbliżającej się akcji errorystów wziął w łeb... Mad nieco spanikowała na tak nieoczekiwaną zmianę planów. Innych możliwości jeszcze nie udało się jej wziąć pod uwagę. Ponownie pozostała bez planu, sama jak palec i z Frankiem na głowie. To wrażenie przygniotło jej myśli nie pozwalając na dalszą analizę.

Przysiadła się ze sprzętem przy kliencie i zaczęła przygotowywać skórę pod tatuaż.

- Wczoraj naopowiadałeś i po w tym wszystkim człowiek za dużo się zastanawia - zagaiła dla rozprężenia atmosfery.

Po wstępnych przygotowaniach rozpoczęła tatuowanie od pierwszego etapu - przekalkowanie wzoru.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 29-03-2017 o 23:11.
Proxy jest offline  
Stary 02-04-2017, 00:06   #23
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację


Sara weszła do szpitala tuż za androidem prowadzącym wózek inwalidzki ze starszym mężczyzną. Po obu stronach obszernego pomieszczaniach, siedzenia okupowali ludzie gawędzący o swych dolegliwościach, zaś inni niespiesznie przecinali je znikając w jednym z korytarzy.

Kiedy, wymijając około pięćdziesięcioletnią kobietę trzymającą się za brzuch, podeszła do recepcji, obszerna pielęgniarka skierowała ją na trzecie piętro do pokoju 32. Tam miał leżeć Blanchard.

Zimny, kobiecy głos w windzie poinformował brunetkę, że osiągnęli pożądane piętro, a ta niemal natychmiast dostrzegła salę oznaczoną właściwym numerem. Przy sąsiedniej znajdowała się pani doktor w białym kitlu flirtująca z sanitariuszem młodszym od siebie o dobre dziesięć lat.

Jednoosobowa sala sierżanta, do której zmierzała, była niewielkim pokoikiem wyposażonym głównie w łóżko, stolik po lewej stronie oraz fotel stojący nieopodal, tuż pod oknem.
Mężczyzna ze zmarszczonymi brwiami w pozycji półleżącej machał dłonią, jakby odganiał od siebie natrętną muchę. Wpatrywał się w przestrzeń, co świadczyło o pogrążeniu w rozszerzonej rzeczywistości Sensena. Nie wyglądał na rannego.

Nagle dostrzegł gościa i nieco zbyt pospiesznie wycofał się z obrazu Sensena.
- Oh! Dzień dobry! Nawet nie ma pani pojęcia jak miło panią widzieć. Proszę spocząć, jeśli ma pani ochotę - z uśmiechem wskazał na jedyne siedzisko.




Elizabeth zbudził nagle dźwięk wybijający się poza spokojne tony zaprogramowane na playliście. Przez chwilę, niespodziewanie wybudzona, nie mogła zidentyfikować jego źródła.
Szybko okazało się, iż ktoś próbuje skontaktować się z nią. I nie był to Nate, jeśli wierzyć Sensenowi, lecz... Jan Smith.

- Dzień dobry, Jan Smith. Zajmowałem się pani androidem i jego starym dyskiem - przedstawił się serwisant androidów. Liz niespecjalnie znała się na sprzętach, ale wiedziała, że Jan szybko postawił robota na nogi przez wymianę dysku i przywrócenie systemu operacyjnego. Pamiętała również, że poprzedni nośnik w jednej chwili, tuż przed wypadkiem, przyjął absurdalnie wielką ilość danych i to było powodem jego zawieszenia się. Oraz wszystkiego, co nastąpiło później.
Serwisant dość szybko skontaktował się ponownie, biorąc pod uwagę, iż stare urządzenie zabrał do analizy dopiero wczoraj.

- Znalazłem coś ciekawego. Może panią to zainteresuje. Nie znam sygnatury wyjściowej... To znaczy... Każde urządzenie ma swoją sygnaturę, czyli coś co mówi mi "jestem komputerem" albo "jestem tabletem" i tak dalej. Tutaj widzę sygnaturę i nie umiem tego rozpoznać. To ciekawe - stwierdził ostatecznie z fascynacją przebijającą w jego głosie.




Frank starał się nie ruszać, by nie utrudniać Madeleine pracy i bez słowa sprzeciwu wykonywał wszystkie polecenia.
Przez większość czasu z jego twarzy nie ustępował wyraz zamyślenia. Przynajmniej do momentu, w którym na scenę wkroczył ból. Wtedy wpatrzył się w obraz, jaki podsuwała mu rozszerzona rzeczywistość Sensena.

Z tego stanu wyrwało go stwierdzenie Mad.
- Powiedz mi, co wczoraj opowiadałem?
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 06-04-2017, 23:38   #24
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Praca w skupieniu sprawiła, że odpowiedź nadeszła dopiero przy następnym przejechaniu papierowym ręczniczkiem po tatuowanym fragmencie. Nie odrywając się zbytnio od pracy, Mad sięgnęła pamięcią do dnia wczorajszego i powtórzyła słowa Franka w dużym skrócie.

- Że erroryści namieszali w głowie twojej matce i zmusili ją do zabicia jej szefa, bo myślała, że ten zabił ciebie - powtórzyła monotonnie całkowicie nie zwracając uwagi na swoje słowa, poświęcając skupienie końcówce maszynki.

Frank przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.

- Według mnie zginęła zastrzelona przez policję - odparł w końcu.

Mad uniosła głowę przy najbliższej chwili między kłuciem. Przetarła miejsce i spojrzała na nie z większej odległości. Robota szła dobrze.

- Weź ty się w końcu zdecyduj na coś, Frank. Mówiłeś, że oberwała bombą myśli od errorystów. Nie kulką od bagiet - ponownie rzuciła bez namysłu, pochylając się nad wypełnianiem kolejnych linii.

- Albo któreś z nas buja, albo jest tylko jedna możliwość, w której oboje będziemy przekonani o własnej racji - spojrzał sugestywne przez ramię.

Maszynka wyłączyła się. Mad wyprostowała się na zydelku i spojrzała kwaśno na klienta, który przerwał jej pracę.

- O co ci chodzi? - mruknęła niezadowolona.

- O to, że zmienili pamięć tobie albo mnie - stwierdził śmiało.

- Frank, nie wkur*aj mnie. Najpierw opowiadasz mi rzeczy, po których czuje się zaje*iście niewyraźnie z tym, co teraz się odpieprza na mieście. Później robisz ze mnie idiotkę, że nie pojmuję rzeczy podstawowych, a teraz nagle skruszony starasz się przepraszać. Nie igraj sobie ze mną, mam dość problemów, byś mnie jeszcze podkur*iał - wypaliła pretensjonalnym tonem.

- Nooo, i po co miałbym to robić? - zapytał poirytowany. - Z resztą… Myśl co chcesz - ponownie przyjął poprzednią pozycję, umożliwiając Mad pracę.

- Nie mam, kur*a, pojęcia po co. Znam cię godzinę. Może ciebie to bawi, mnie, kur*a, wcale. Może tylko przy Tomie tego nie robisz - prawie odpyskowała chłopakowi. Włączyła maszynkę i pochyliła się nad nim. - Dwie osoby z wczorajszego wieczora nie wróciły, a ty mi walisz takimi tekstami

- Zastanów się co ty pieprzysz - prychnął i zamilkł.

Mad zacisnęła usta i powstrzymała się. Bądź, co bądź, Frank był jej klientem... Trzeba było wykonać robotę, ściągnąć zapłatę a później wyrzucić typa z mieszkania na zbity pysk. Pochyliła się nad nim, by nie oglądać jego twarzy i kontynuowała pracę. Tatuaż przeszedł kolejne etapy procesu powstawania. Kontur został wykończony, wypełniony, dopracowany wraz z dodatkowymi elementami. Następnie po wykończeniowych kreskach całość została oczyszczona. Skóra została pokrywa wazeliną kosmetyczną a na całość został nałożony opatrunek ochronny z folii.

Tak minęło parę godzin. Jedynie przy dźwięku metalicznych wibracji.

- Folie możesz ściągnąć pod wieczór. Na skórze może dojść do pieczenia, zaczerwienienia, czy opuchlizny. Ciało może też pozbywać się resztek tuszu. Póki nie ma wyraźnych symptomów infekcji, nie ma się czym przejmować. Resztę masz tutaj - wyrecytowała ciurkiem, wstrzymując się wciąż z niechęcią do faceta. Wcisnęła mu świstek informacyjny, jak i jedną kopię podpisanego dokumentu.

- Skończyliśmy - zakomunikowała ozięble, zaś Frank jedynie pokiwał głową. Kilka sekund później w rozszerzonej rzeczywistości wyświetliła się informacja o zwiększonej ilości środków na koncie.

- Dziękuję - powiedział, po czym odwrócił się i wyszedł.

Mad odprowadziła go wzrokiem. Do drzwi podeszła dopiero, gdy te się zamknęły.

- Je*aniec - syknęła blokując wejście loftu. Zacisnęła zęby od nazbieranych emocji i posłała kolejną wiązankę przekleństw pod jego adresem.

Sprzątając i chowając sprzęt bluzgała pod nosem i wylewała wszystkie brudy na tę samą osobę. Za to, na co zasłużył, oraz za wszystko inne, które można było przy okazji wyrzucić z siebie. Tak też Frankowi oberwało się za komplikacje na manifestacji, zniknięcie dwójki znajomych, problemy Toma, errorystów, władzę, świat i napiętą sytuację polityczną w północno-wschodniej Mongolii. Mad wyjątkowo nośnie nakręcała samą siebie. W prawdzie właściwym powodem było to, że tracąc Franka... Nie miała zielonego pojęcia, co z tym wszystkim mogła począć. Potrzebowała czasu lub Isaacka. Potrzebowała, ale nie była tego świadoma.
 
Proxy jest offline  
Stary 08-04-2017, 18:39   #25
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Sara nie przywykła do przebywania w szpitalu. Od bardzo, bardzo dawna nie była w żadnym i nie miała też kogo odwiedzać. Podążała więc za instrukcją recepcjonistki i spokojnie przyglądała się mijanym pacjentom.
Widząc lekarkę, podczas flirtu, nic nie powiedziała. Zerknęła na numer przy drzwiach i uśmiechnęła się uprzejmie, widząc że funkcjonariusz, mimo iż leżał, był w jednym kawałku.
- Miło pana widzieć całym. Trochę się martwiłam, jak zniknął mi pan wczoraj z oczu… - powiedziała szczerze, po czym postawiła kwiatki na stoliku.
- Przyniosłam mały prezent na rozweselenie i w ramach podziękowania - dodała wskazując kwiatki, po czym zaraz usiadła, zakładając nogę na nogę. I z jej strony zapadła chwila ciszy. Upewniła się, że faktycznie był cały. Mogła mu podziękować. Podekscytowanie, czy może bardziej poddenerowanie spuściło z tonu i Sara odczuła, że jest raczej zmęczona. Zamrugała szybko i spróbowała tego nie okazać
- Jeden z pańskich kolegów podpowiedział mi, gdzie pana znajdę - powiedziała od tak po prostu. Rozejrzała się ponownie po pokoju, trochę kupując sobie czas, a trochę szukając punktu zaczepnego o czym mogłaby porozmawiać z Blanchardem.
- Dziękuję, poproszę pielęgniarkę o wazon z wodą - powiedział, po czym zamilkł. Najwyraźniej również nie wiedział co powiedzieć. Położył podarek na kołdrze, zaś Sara dostrzegła, iż materia wcale się nie poddała. Co prawda obciążenie było bardzo małe, ale można było liczyć na delikatne odkształcenie dopasowujące się do nóg. W tym wypadku nic takiego nie nastąpiło. Zorientowała się, iż są one zamknięte w komorze usztywniającej będącej zaawansowaną odmianą gipsu.
Niemniej w całym pomieszczeniu było coś, co jej nie pasowało. Niby wszystko było jak należy, na swoim miejscu. A jednak coś się nie zgadzało. Kiedy wzrok ponownie wrócił do Blancharda, ponownie dostrzegła leżące na nim kwiaty. I przyszło olśnienie. Kwiaty od niej i nic więcej. Żadnych innych śladów bytności kogokolwiek poza nią.
Sara uniosła lekko brew na swoją obserwację. Przyjrzała się uważnie Albertowi i choć ciekawość czysto ludzka wołała, by zapytała o ten fakt, uznała, że może to jakiś nieprzyjemny temat, a zasmucanie osoby, która leży w szpitalu nie jest zbyt w porządku. Czarnowłosa wetknęła kosmyk włosów za ucho i mruknęła cicho, jakby zbierając się do powiedzenia czegoś, co zaraz rzeczywiście nastąpiło
- Jak się pan czuje? Mocno pan oberwał? Znaczy… Nie wiem do końca co się wczoraj działo i temu pytam… - przerwała ponownie ciszę i dalej przyglądała się mężczyźnie uważnie. Czemu nikt go nie odwiedził, do licha? Co z tego, że minęła tylko doba, przecież jakaś rodzina od razu powinna przy nim być, prawda? Może podobnie jak ona sprowadził się tu z jakiegoś oddalonego miejsca i dlatego jeszcze nikt do niego nie wpadł? Ale Sara była przekonana, że do niej chociaż sąsiadka by zajrzała… Zagadka, która nie zostanie rozwiązana, póki nie zapyta, a ona nie zapyta z uprzejmości.
- A dziękuję, całkiem nieźle. Trochę dziwnie jest nie czuć nic od pasa w dół, ale przynajmniej nie swędzi - poklepał lekko komorę wydającą pusty, plastikowy odgłos. Blokowanie systemu nerwowego mogło być podane wyłącznie na życzenie pacjenta i tylko przy ciężkich złamaniach.
- Tak w ogóle to wszystko na moje życzenie. Myślałem, że w pancerzu zostało jeszcze wystarczająco dużo energii, żeby wczepić się w ścianę budynku. No i… trochę się przeliczyłem. Systemy amortyzacji i hamowania upadku z dużej wysokości są niezłe, ale przy niskim poziomie baterii… No cóż. Nie zabiłem się, a to już coś - roześmiał się krótko.
- A jak pani minęła noc? Mam nadzieję, że obyło się bez kolejnych niespodzianek.
Sara lekko zbladła, słysząc o odłączeniu czucia u Blancharda. Znała zasady tego zabiegu i teraz trochę niespokojnie zerknęła na komorę. Kiedy tłumaczył jej w jakich okolicznościach doszło do złamań, Bishop próbowała sobie tego nie wyobrażać, ale nie wyszło. Milczała, aż nie zadał jej pytania o jej noc i niespodzianki. Tu uśmiechnęła się blado
- Cóż… Noc minęła mi do rana dość spokojnie. - odpowiedziała nieco wymijająco
- Długo planują tu pana trzymać? - chciała zmienić temat.
- Jeszcze nie wiem. Podobno jest sporo złamań. Może to trochę potrwać. W każdym razie wszystkie szczegóły pani sprawy przesłałem do zajmującego się nią kolegi. W razie czego może się z nim pani kontaktować. Powiem pani jeszcze coś, tylko niech pani będzie spokojna. Ten pani prześladowca to z ogromnym prawdopodobieństwem Errorysta, co nadaje śledztwu wysoki priorytet. Widziałem delikwenta w przejściu jak cała fala wylała się na dach.
Czarnowłosa usiadła bardziej sztywno na swym krześle i przyjrzała się uważnie funkcjonariuszowi
- Mówi pan, że tam był? Ale nadal nie rozumiem czemu mnie prześladował… Czemu to wszystko się wydarzyło. Przecież to mógł być każdy… - Sara była teraz lekko zdenerwowana. To było kolejne pytanie zagadka, które ją nękało. Blanchard nie wydawał się przekonany.
- Myśli pani, że wybrali panią losowo? Nie wydaje mi się.
Sara skrzywiła się lekko i przechyliła głowę, by wsunąć kosmyk włosów za ucho, w nerwowym odruchu
- Nie mam pojęcia. Widzi pan, dziś moja młodsza siostra… Była wplątana w napad Errorystyczny. Ale przechwyconą ją. Tylko że, ponoć wymazała sobie całą pamięć. Nie wiem, może to ma jakiś związek? A może nie ma żadnego. Jestem wstrząśnięta… Przepraszam, że to mówię, bo powinien pan odpoczywać, ale nie miałam się komu po prostu… wygadać - powiedziała i spojrzała na Blancharda z przepraszającym, bladym uśmiechem.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 13-04-2017, 20:40   #26
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Sen był taki, jaki miała nadzieję - spokojny. Problem w tym, że krótki. Liz zdecydowanie wolałaby pospać nieco dłużej, jeszcze te parę minut, sekund nawet. Jej umysł nie był w stanie tak od razu zaskoczyć więc dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej kim jest dzwoniąca osoba i o co mu chodzi. Nie miała pojęcia co mogło być ciekawego w tej sygnaturze, ani nawet do końca nie pojmowała o co z nią chodziło. Techniczne urządzenia były bardziej domeną Nat’a niż jej. Przy okazji przypomniała sobie, że przecież miała go wczoraj poinformować o problemie z robotem. Zrobiłaby to dzisiaj, gdyby jej tak nie zdenerwował gdy zadzwonił.
Dopiero po chwili dotarło do niej, że Smith przestał mówić i wypadałoby żeby się odezwała.
- Dzień dobry, panie Smith - przywitała się, chociaż miała niejasne wrażenie, że był już bardziej wieczór niż dzień, względnie popołudnie. - Prosze wybaczyć, jednak nie bardzo orientuję się w tych sprawach. Czy chce pan powiedzieć, że ktokolwiek namieszał w robocie zrobił to z urządzenia, które swoją sygnaturę miało w jakiś sposób zmienioną? - Usilnie próbowała nadążyć za tokiem myślenia serwisanta, co biorąc pod uwagę, że właśnie wyrwał ją z drzemki, wcale nie było takie proste. Potrzebowała kubka mocnej kawy by pobudzić szare komórki do działania. Z tego też powodu podniosła się z łóżka i ruszyła w stronę kuchni by zapewnić sobie ową dawkę kofeiny, niezbędnej do normalnego funkcjonowania. Niemal czuła jak powstrzymuje westchnięcie.
- Nie. Niech sobie pani wyobrazi, że zna pani wszystkie języki świata, a tu nagle podchodzi jakiś facet i pani nie rozumie co on mówi. Urządzenie, z którego przesłano dane jest takim kosmitą w centrum Pekinu.
Ta rozmowa zdecydowanie nie znajdowała się w pobliżu jej ogólnego pojmowania świata. W ogóle to powinna odesłać Smitha do Nat’a, ale niestety…
- Dobrze - westchnęła, próbując się należycie skupić na zagadnieniu. - Czy jest zatem jakakolwiek szansa na namierzenie osoby, która jest za to odpowiedzialna?
Pytanie wydało się jej sensowne, chociaż skoro owa sygnatura była aż tak niezwykła… Kompletnie gubiła się gdy w grę wchodziły mechaniczne tematy. Licząc na to, że serwisant nie straci jednak do niej cierpliwości i wyjaśni jej wszystko w zrozumiały sposób, zaczęła przygotowywać kawę. Była pewna że znajomy zapach i smak pobudzą jej zaspany umysł i przy odrobinie dobrej woli od losu, uda się jej pojąć problem na tyle dobrze, żeby go później przekazać Nat’owi. Lub chociaż podzielić się nim z jego bratem, który to pomysł wydał się jej nagle wręcz genialny. Wszystko, byle nie musieć się tym zajmować osobiście.
- Najpierw trzeba rozpoznać co to za urządzenie. Bez tego nawet nie wiadomo czego szukać - odparł, zaś kobieta była niemal przekonana, że Jan się uśmiecha.
Liz wybrała odpowiednią mieszankę, nasypała do kubka, a nastepnie wyczekująco spojrzała na czajnik.
- To powinno móc się wyjaśnić po sprawdzeniu nagrań - odpowiedziała, przypominając sobie że przecież Nat nalegał na zabezpieczenie lokalu, więc z nagraniem problemu nie powinno być. - Czy jest możliwe określenie dokładnego czasu w którym owa osoba podpięłą się do robota? - zapytała, walcząc z watą w głowie i dochodząc do wniosku, że nawet jej to wychodzi. Chyba…
- Nooooo… przecież dane zaśmieciły androida chwilę przed zwiechą… Znaczy się… Zawieszeniem systemu i automatycznym wyłączeniem - poprawił się Smith tonem nauczyciela powtarzającego informację opornemu uczniowi.
- No tak, oczywiście - Liz miała wielką ochotę uderzyć dłonią we własne czoło ale się powstrzymała. Zamiast tego zalała kawę, dodała odrobinę mleka i wciągnęła w nozdrza cudowną woń, dzięki której z pewnością przestanie mówić jak skończona idiotka.
- Przepraszam, musiało mi to wylecieć z głowy - usprawiedliwiła się wielce nieporadnie, po czym, trzymając kubek pełen napoju bogów, skierowała się w stronę sofy. - Postaram się jak najszybciej sprawdzić nagrania. Sprawa faktycznie wydaje się dość intrygująca. Czy w razie pytan moge się z panem kontaktować bezpośrednio? - zapytała uprzejmie, siadając przy okazji i upijając kolejny łyk kawy. - Oczywiście, o ile nie będzie to problemem. Byłoby mi po prostu łatwiej mieć bezpośredni kontakt z kimś kto jest zaznajomiony ze sprawą.
- Tak, tak, tak, jasne. Ja w tym czasie spróbuję dowiedzieć się co to za obcy.
Liz skinęła głową, jakoś nie rejestrując faktu, że dzwoniący owego gestu widzieć nie mógł, po czym wpisała jego numer na listę kontaktów.
- Będę wdzięczna - odparła, mając pełną świadomość, że zapewne owa wdzięczność będzie później musiała zostać wyrażona w cyfrach przelanych na konto. No ale przynajmniej, o ile się uda, rozwiąże się sprawa awarii robota. Jeden problem z głowy. Gdyby inne mogły się rozwiązać tak łatwo…
- Proszę mnie informować na bieżąco - dodała, zanim owa prośba zdążyła wylecieć jej z głowy przegoniona przez powoli budząca się świadomość i listę rzeczy do zrobienia, którą przy okazji podstawiała Liz pod nos. Lista zaś była długa, więc ucieszyła się gdy Smith się rozłączył. Upiła jeszcze łyk, przeciągnęła się i z westchnieniem zerknęła na zegar. W momencie owe westchnienie przemieniło się w jęk. Nic dziwnego, że miała problemy z dojściem do siebie skoro była dopiero czternasta. Ile spała? Godzinę? Może nieco dłużej… Zdecydowanie za mało by odnowić nadszarpnięte nerwami siły. Skoro jednak była już na nogach to trochę szkoda jej było czasu by ponownie iść spać. Zamiast tego dopiła kawę i udała się do łazienki by wziąć pobudzający prysznic. Po nim powinna już zabrać się za sprzątanie, a po sprzątaniu za gotowanie. Jul gdzieś się zawieruszyła, co jednak w obecnej chwili było Liz tylko na rękę. Ustawi swoją ulubioną muzykę, tak jak lubi i zabierze się za przygotowania. Biorąc pod uwagę ile miała na nie czasu, wątpliwe było by z czymś nie zdążyła. Nawet gdyby czegoś brakło to była pewna że zdąży dokupić na czas lub wymyślić czym ową rzecz zastąpić. Na wszelki wypadek jednak, zanim za sprzątanie się zabierze, sprawdzi wszystkie szafki. Może przy okazji wpadnie jej do głowy pomysł jak pozmieniać ich przeznaczenie. W sumie to tak od jakiegoś czasu nie robiła przemeblowania, a niewiele rzeczy działało na nią bardziej odstresowująco jak porządne przestawianie mebli.

Nucąc pod nosem i snując daleko idące plany, rozebrała się i weszła pod strumień gorącej wody. Ten dzień wciąż miał szansę bycia całkiem udanym, trzeba się będzie jedynie nieco postarać…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 15-04-2017, 00:09   #27
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wyjście Franka oznaczało dla Madeleine osiągnięcie jednego z dwóch punktów na liście rzeczy niezbędnych. Z racji tego, że Isaac przepadł, siłą rzeczy chodziło o czas. Mogła spokojnie zastanowić się co dalej począć z pechową kartą pamięci.

Nim się spostrzegła, było już zdrowo po drugiej, zaś jej skrzynka mailowa zasypywana była spamem rozmaitym. Najnowsze modele butów w najrozsądniejszych cenach, promocja kwiaciarni "Flora" na róże wszelkich rodzajów czy akcja "Tatuażyści okaleczonym - zostań bohaterem dla poszkodowanych".

- Dzień dobry, nazywam się Francois Brouleau - przedstawił się mężczyzna, kiedy tylko Mad odebrała przychodzące połączenie.

- Niedawno kupiłem apartament w centrum Alsrein i interesowałaby mnie usługa zaprojektowania wnętrza.




Blanchard najpierw machnął ręką dając znać, aby Sara nie przejmowała się nim, a następnie zastanowił się.

- Może faktycznie ma to jakiś związek. Jakie Pani miała relacje ze swoją siostrą? Mogłaby być zamieszana we wczorajsze wydarzenia? - zapytał w końcu.




Jednakże chichot siły wyższej był niemal słyszalny.
Kiedy Elizabeth odkręciła gorącą wodę, w jej ciało niespodziewanie uderzyły lodowate strugi zapierające dech w piersiach. Po kilku chwilach manipulacji stwierdziła, że ciepła woda definitywnie zdechła. Podobnie z resztą zimna.

- Eeeeej! Nie ma prądu! - zawołała Julie spod drzwi łazienki.

Natomiast bez prądu mogła pożegnać się z wodą w jakiejkolwiek postaci, co nie tylko znacząco utrudniało kąpiel, ale również przygotowanie planowanej, wieczornej kolacji. Nie mówiąc już o ograniczonej pojemności rezerwuaru w łazience.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 23-04-2017, 01:03   #28
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Słowa, które spłynęły z ust Elizabeth, zaraz po tym jak jej ciało posmakowało pieszczoty lodowatej wody, pasowały bardziej do mechanika, któremu klapa samochodu spadła na głowę, niż do spokojnej z zasady kobiety, matki dwójki dzieci i szanowanej bizneswoman. Nie żeby Liz sama siebie kiedykolwiek określiła którymś z owych mian.
- Tak, zauważyłam - warknęła, bowiem nie udało się jej powstrzymać fali gniewu, która zalało ją czerwienią, przypominająca nieco płachtę na byka. Jakby nie było dość problemów do tej pory, to jeszcze to… Los się chyba zwyczajnie na nią uwziął.
Mamrocząc pod nosem kolejne inwektywy kierowane pod adresem owego losu, wyszła spod prysznica i otuliwszy się ręcznikiem, drugim podjęła próby osuszenia włosów. Nie było to trudne zajęcie, bowiem nie zmokły aż tak, jednak bez suszarki zajmowało o wiele więcej czasu. Czasu z kolei nie miała bowiem trzeba było jak najszybciej zadzwonić do dostawy i podjąć próbę odzyskania elektryczności w tempie ekspresowym. Do diabła, miała kolację do przygotowania!
Zaraz też wybrała numer administracji wieżowca i czekając na odebranie połączenia, zaczęła się ubierać. Ochota na prysznic zniknęła jej bezpowrotnie, podobnie jak ochota na sen. Przynajmniej to się jej udało…
- Halooooooooo… - odezwał się jakiś mężczyzna. Chyba mężczyzna. Przynajmniej jako taki przyszedł na świat.
- W czym mogę pomóóóóc? - dopytał.
- W odzyskaniu prądu, mam nadzieję - chociaż nadzieja ta nie była szczególnie mocna w obecnej chwili. - Nie wiem czy to chwilowy brak czy jakaś poważniejsza awaria, jednak chciałabym go odzyskać jak najszybciej. O ile to możliwe, oczywiście - dodała, po czasie zdając sobie sprawę że chyba powinna się najpierw przedstawić.
- Ahaaaaaaaa. Już sprawdzaaaaaam. Proszę mi podać dokładnie blooook - odparł maślanym głosem.
- Pioneer Point, apartament 303 - poinformowała Liz, mając nadzieję na szybkie rozwiązanie sprawy bo głos faceta… Chyba faceta, działał jej na nerwy. Jednocześnie kończyła wkładać na siebie spodnie i wyszła z łazienki. Potrzebowała kawy… Ta myśl wstrzymała ją w pół kroku… No jak niby ma sobie teraz kawy zrobić, czy chociaż czekolady skoro prądu nie ma. Cichy, pełen bezradności jęk wyrwał się z jej ust. Co było nie tak z tym dniem i czym sobie na niego zasłużyła?...
- Ahaaaaaaa. No rzeczywiiiiście. Nie ma prąąądu - zakomunikował z pewnym zaskoczeniem w głosie.
- Ale nie ma go tylko na pani pięęęętrze. To pewnie jakaś lokaaaaaalna usterka. Zaraz wyślę zgłoszeeeenieeeee do dozoooorcy. Dziękuuuuuję za informację - zakomunikował.
Liz zachciało się śmiać. A co? Myślał że dzwoni zeby posłuchac jego głosu, a moze żeby pogadać? Oj coś czuła że jej zaraz nerwy wejdą na poziom który oznaczał warczenie, gryzienie i bardzo wyraźny znak “nie zbliżać się” lśniący jej nad głową, w spojrzeniu i na dodatek na czole…
- Będę wdzięczna za przyspieszenie całej sprawy - ni to poprosiła, ni oświadczyła, siląc się na uprzejmy ton głosu. Nie była pewna czy krzyk by tu coś pomógł poza tym, że dokleiłby jej przylepkę z napisem “wariatka”.
- Również dziękuję - dodała - za zajęcie się sprawą. - I na tym rozmowa się skończyła bowiem Liz zwyczajnie przerwała rozmowę, po czasie dopiero zdając sobie sprawę że przecież się nie pożegnała jak należy. Było już jednak za późno, mleko się rozlało…

Mrucząc pod nosem dość niestosowne określenia dla owego dnia, pomaszerowała do kuchni. Kubek mleka musiał wystarczyć na ukojenie nerwów. Może jak doda do niego laskę cynamonu i łyżeczkę miodu oraz potrzyma całość przez chwilę, to coś z tego wyjdzie. Jak nie to trudno, nic więcej zrobić nie mogła poza sięgnięciem po deser czekoladowy, których nigdy nie brakowało w lodówce, a które przygotowywane były z domowej czekolady, która nie zawierała sztucznych składników ani cukru. Samo dobro, rzec by można.


Cztery takie desery później i dwa kubki mleka oraz całkiem sporą ilość minut spędzonych na objadaniu się dla uspokojenia nerwów i czekaniu na powrót świata współczesnego do odciętego od prądu mieszkania, Liz stwierdziła że chyba ją szlag trafi jak dalej będzie siedzieć na sofie i wpatrywać się w miejski krajobraz za oknem. Próbowała co prawda czytać, jednak po spędzeniu dobrych dziesięciu minut na wpatrywaniu się w martwy panel zarządzania mieszkaniem, który co prawda był obecnie rzadko używany ale jednak zwykle świecił tymi swoimi danymi niczym mała choinka, uznała że czytanie jej nie idzie. Znacznie lepsze wydało się jej sprzątanie, chociaż i tu była mocno ograniczona. Od czego jednak były stare, dobre i sprawdzone ściereczki od kurzu? Przynajmniej miały wreszcie okazję przydać się do czegoś innego niż tylko wiszenia jako ozdoba na swoich wieszaczkach.

Po trudnym do określenia czasie nagle odezwał się dzwonek do drzwi obwieszczający przybycie niespodziewanego gościa.
Elizabeth poderwała głowę słysząc niespodziewany ale też jakże miły dla ucha dźwięk. I nie chodziło tu o to, że lubiła niezapowiedzianych gości czy też brzęczenie dzwonków do drzwi. Nie… Jednak lubiła mieć prąd, a ów dzwonek właśnie powrót prądu oznaczał. Jęknęła z ulgą, bowiem istniała teraz szansa, że jednak kolacja się odbędzie i ruszyła w stronę drzwi by sprawdzić kto też ją odwiedził tak bez zapowiedzi.

Kiedy drzwi, sterowane również za pomocą elektryczności, z sykiem odsunęły się na bok, w przejściu stanął krótko ostrzyżony brunet o sylwetce wojskowego, mnący w dłoni paskudny beret.
- No to jest już prąd - zakomunikował dozorca, przekładając językiem wykałaczkę z jednego końca ust na drugi.
- Wywaliło bezpiecznik. Ktoś musiał ciągnąć końskie ilości prądu - rzekł, patrząc na Elizabeth tak, jakby to o nią chodziło.
- Nie niepokoję już - mruknął i wcisnął na czaszkę ohydny, materiałowy kondom aż po same uszy. Widziała jeszcze jak wchodzi do windy. Najwyraźniej zaczął obchody mieszkań od drugiej strony i ona była ostatnia.
Końskie ilości prądu?... Liz jeszcze chwilę patrzyła w ślad za mężczyzną zanim zamknęła drzwi. To z pewnością nie mogło chodzić o ich mieszkanie, prawda? Przecież prąd padł gdy była pod prysznicem, nic szczególnego wcześniej nie włączyła. Chyba że…
- Jul! - zawołała ruszając w stronę gościnnej sypialni, w której umieściła pracownicę.
- Noooooo? - zapytała wychylając głowę z pokoju.
- Miałaś włączone coś co by zjadało większą ilość prądu zanim go odcięło? - Elizabeth zapytała od razu i bez bawienia się w pogaduszki. Musiała sprawę rozwiązać od razu, żeby później mieć spokój i móc się skupić na gotowaniu.
- Coś w stylu superkomputera wielkości z dziesięciu szaf pancernych? Zapomniałam wyciągnąć z drugiej kurtki - stwierdziła kwaśno.
- Jul… Ja nie mówię, że ten brak prądu to twoja wina, tylko pytam - westchnęła, bo nie miała ani siły ani ochoty radzić sobie z nadąsaną dziewczyną. - Dozorca powiedział, że powodem było bardzo duże zużycie prądu. Końskie, że go zacytuję. Sprawiał też przy tym wrażenie jakby chodziło o nasze mieszkanie. To tyle… Skoro nie miałaś nic podłączonego to tyle, koniec sprawy - skończyła całą przemowę wzruszeniem ramion, chociaż nie mogła się pozbyć pewnych wątpliwości co do niewinności Jul. Ta zmarszczyła mały nosek, który w końcu schowała za drzwiami.
Elizabeth jeszcze przez chwilę spoglądała na zamknięte drzwi po czym westchnęła i skierowała się w stronę kuchni. Kolacja sama się nie zrobi, a już i tak straciła całą masę cennego czasu.
Przyprawiając mięso nie mogła jednak pozbyć się podejrzeń w stosunku do nowej lokatorki. Nie chciała, naprawdę nie chciała ich mieć, jednak one uparcie co chwilę wypływały na wierzch. Do tego ta sprawa z robotem i całe to zamieszanie z errorystami. Spokojne dotąd życie przestało być tak spokojne jak to lubiła. Najgorsze zaś, że nie bardzo wiedziała co ma z tym problemem zrobić. Nie chciała otwarcie oskarżać Jul o spowodowanie wywalenia korków, tym bardziej że wcale nie musiało chodzić o ich mieszkanie. Nie miała absolutnie żadnych dowodów na jej winę, a jedynie podejrzenie wzbudzone słowami dozorcy. Może wieczorem porozmawia sobie na osobności z Michaelem, póki co jednak musiała się skupić na gotowaniu co też uczyniła, chociaż czynność ta pozbawiona była tej przyjemności, którą jej zwykle dawała.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 24-04-2017, 23:34   #29
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Sara zmarszczyła lekko brwi. Nie była pewna. Choć teraz, kiedy Blanchard zwrócił jej na to uwagę, przypomniały jej się dziwne odwiedziny jej siostry. Pytanie o to, czy nie planuje wyjechać. To wszystko było teraz mniej dziwne.
- Nie jestem pewna, czy miała z tym związek… Ja, moje relacje z siostrą były nieco skomplikowane. Zawsze próbowałam jej przemówić do rozsądku, pomóc jej… Wczoraj, nim to wszystko się stało, była u mnie. Dosłownie na parę chwil, ale przyszła i pytała czy nie mam zamiaru wybrać się na wakacje. Jakby mnie ostrzegała. Przynajmniej tak myślę - powiedziała spokojnym, ale odrobinę zmartwionym tonem.
- Poza nią nie mam tutaj nikogo, nasz ojciec mieszka spory kawałek stąd - dodała zaraz w przypływie szczerości i zerknęła na mężczyznę
- Nie powinnam pana trapić takimi tematami, powinien pan odpoczywać, spędzać czas z przyjaciółmi i rodziną. - powiedziała przepraszającym tonem.
- Akurat czasu mi nie brakuje - mruknął policjant nieco ponuro, lecz po chwili machnął ręką.
- To może mieć jakiś związek. Szkoda tylko, że jestem tu raczej przykuty i niewiele mogę zrobić. W każdym razie, jeśli przypomni się pani coś nowego, to może pani przyjść i powiedzieć.
Sara kiwnęła lekko głową
- Zawsze mogę też po prostu przyjść w odwiedziny, by porozmawiać z osobą, która ocaliła mi skórę, czyż nie? - zauważyła i westchnęła lekko. Chciała poprawić mu humor, a może i sobie przy okazji? Ponownie rozejrzała się po pomieszczeniu, nadal lekko dziwiło ją czemu nie było śladów odwiedzin innych, zaraz jednak czarnowłosa powróciła wzrokiem do mężczyzny na łóżku i spróbowała rozpogodzić wyraz swojej twarzy.
- A może mogę coś dla pana zrobić? - przyszło jej do głowy w momencie natchnienia. W końcu była mu dłużna, a przynajmniej tak sobie myślała.
Blanchard roześmiał się cicho.
- Nie, ale dziękuję bardzo. Chociaż… jeśli któregoś dnia złożyło się tak, że przejeżdżałaby pani obok kawiarni “Słodkie Rozkosze” i niedaleko tego ośrodka tortur, to byłbym wdzięczny za duży kubek gorącej czekolady. Dowolnej - uśmiechnął się szeroko do Sary.
Sara uśmiechnęła się lekko na słowa Blancharda i zaraz kiwnęła głową
- Tak jest. - odpowiedziała wesoło. Taka rozmowa nieco ją rozluźniała.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 25-04-2017, 19:47   #30
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Telefon podczas przeklikiwania całej sterty spamu był miłym urozmaiceniem. Co prawda akcja z tatuażystami została otwarta na nieco dłużej, by właściwie informacyjnie zorientować się, które znane nazwiska przy niej się pojawiły. Madeleine już nabrała powietrza, by rutynowo odpowiedzieć na takie przedstawienie się, lecz nagle ją trafiło.

Kto normalny myśli o wnętrzu jak w mieście dzieje się taki sajgon?

Jedno pytanie spowodowało całą lawinę myśli, wątpliwości i strachu, a pierwszym odruchem było wpisanie imienia i nazwiska klienta w wyszukiwarkę.

- Madeleine Price, dzień dobry. O jakim metrażu i stylu mówimy? Zainteresował pana jakiś projekt z portfolio, czy mówimy o czymś bardziej spersonalizowanym?

Już pierwsze wyniki przedstawiły twarz mężczyzny w okularach, którego łysina otoczona była wieńcem stalowoszarych. Pokazywał innemu mężczyźnie coś, co nie mieściło się w kadrze. Informacje natomiast podpowiedziały, iż jest to producent żarówek z Francji. Najwyraźniej przeprowadził się do Alsrein. Albo kupił drugi dom. Z nimi to nic nie wiadomo.

- Mieszkanie jest bardziej kameralne, więc i metraż niewielki. Dziewięćdziesiąt metrów. Tak dla odmiany od nieco większych przestrzeni. Miło jest czasem posiedzieć w czymś niewielkim - Francois tłumaczył się jak typowy bogacz przyłapany na kupowaniu ciuchów w second handzie.

- I zdecydowanie wolałbym bardziej spersonalizowane wnętrze, ale nie mam zamiaru uczyć pani zawodu - dodał szybko.

Mad nieco się uspokoiła, lub precyzyjniej mówiąc, jej uwaga została odciągnięta od obaw.

"Pyskaty je*aniec" - skomentowała w myślach uśmiechając się krzywo i rozsiadając się wygodniej.

- Moje nazwisko zdobi najlepsze projekty w Alsrein. Zarówno te wielkie jak i te kameralne. W większości to detale lub styl przyciągają kolejnych klientów. Nierzadko zdarza mi się wykonywać wiele projektów dla jednego klienta. Dotarł pan do odpowiedniej osoby, znającej się na rzeczy - odszczekała uprzejmie i z satysfakcją. - Dla zaprojektowania wnętrza pasującego do pana osobowości i upodobań musiałby pan dać się poznać, lub przedstawić materiały na podstawie których będę mogła oprzeć projekt. Jeśli jest pan zainteresowany, proponowałabym spotkanie wstępne, na którym przedstawi pan plany mieszkania. Jaki termin spotkania panu odpowiada?

- Co powiedziałaby pani na… jutro punkt 9? Mam większą przerwę między spotkaniami, więc mogłaby pani dokładnie poznać szczegóły, które panią interesują. Moja asystentka za kilka minut prześle dokładny adres.

- Zatem niech będzie jutro punkt 9 - odpowiedziała nie dając po sobie poznać obiekcji. Średnio była nastawiona na opuszczanie swojego mieszkania, lecz cóż mogła zrobić. - Proszę nie zapomnieć o przygotowaniu planów mieszkania.

- Oh, dobrze, że pani powiedziała. Moja asystentka prześle je pani razem z danymi. Czy coś jeszcze będzie potrzebne?

- Prócz przedstawienia zarysu swojej osobowości od strony, na podstawie której chciałby pan mieć przygotowany projekt... nie. Nie trzeba przygotowywać przemów, będzie to tylko spotkanie wstępne. Jeśli wszystko dobrze się ułoży pod jego koniec umówimy się na kolejne, bardziej konkretne.

- Wspaniale, to jesteśmy umówieni. Do widzenia - pożegnał się Francois.

- Do zobaczenia - odpowiedziała Madeleine i zakończyła rozmowę.

Chwilę trwała w ciszy, w stanie jakby ostatnie wydarzenia nie miały miejsca. Codzienność stała się nagle bardzo ciekawym doznaniem. Po tejże chwili wszystkie problemy znowu zwaliły się jej na głowę. W dalszym ciągu nie miała pomysłu na ich rozwiązanie.

- Kurrrrr*a... - mruknęła zrezygnowana pod nosem.

Nie mogła liczyć na pomoc, której potrzebowała. Gdyby był tu Isaack, mogłaby zebrać myśli do kupy. Ze świadomością, że zajmie się częścią, którą sama była mniej skora się zająć, mogłaby zacząć układać plan. Niestety bez Isaacka nie było planu. Żeby też miała świadomość tego, jak w gruncie rzeczy ten facet był jej potrzebny, nie spuszczała by go z oka.

- Jpier*olekur*ajegomać... - rzuciła zrezygnowana pod nosem.

Podniosła się i udała do kuchni, by wyciągnąć butelkę wina.

Nie było wina.

Ostatnią butelkę Julie rozbiła o ścianę.

- Zaje*iście...

Skończyło się na czymkolwiek do picia, chwili zastanowienia się, nieudanego telefonu do faceta i nadgorliwej wiadomości do Ivana.

"Ivan, dalej jest cisza... Nie podoba mi się to...
Wbij do mnie, trzeba się zastanowić, co robić."

* * *

W końcu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, zaś już po chwili Ivan siedział w mieszkaniu Mad.

- Mnie też się to cholernie nie podoba. Masz jakiś pomysł? - zapytał, krzywiąc się mocno.

- Dostałam od Isaacka pustą wiadomość z rana, gdy VI mi siadła i pisałam do niego po nocy o pomoc. Jedyny raz, w którym cokolwiek wyszło z jego strony. Od tamtej pory wydzwaniam do niego bez przerwy. Dupa. Wcięło go i nie wiem, gdzie w ogóle można szukać. Na liście aresztowań nie ma ani jego ani Małego Ivana - zrelacjonowała dość nerwowo i z przejęciem. - Nie wiem, czy wcięło ich razem, czy osobno...

- Ja ostatnio Małego Ivana widziałem zanim to coś pojawiło się między nami. Wtedy ludzie nas rozdzielili i od tego czasu nie mam z nim kontaktu. Nie wiem gdzie może być. Dzwoniłem po kumplach i nic, nie widzieli go. Kamień w wodę. Isaacka widziałem nawet jeszcze wcześniej. Pilnował wtedy Julie, ale mówiłaś, że z nią w porządku. Czyli pewnie rozdzielili się jak ja i Ivan.

- Nokur*ajaje*ie... - przebąknęła pod nosem. Kumple Ivana byli jednocześnie kumplami Mad, więc ta część poszukiwań była za nimi. Mimo wszystko obecność Dużego Ivana wspierała proces myślowy. Milczała dłuższy czas móc dopiero właściwie zastanowić się nad tematem. - Dobra... Nikt kogo znamy ich nie widział. A co z materiałami wrzuconymi do sieci? Musi być tego od h*ja. Zmiennokrztałtny zmieniał miejsca a wszyscy na niego się gapili. Musi być ich gdzieś widać. Nie zdziwię się jak będą materiały z dronów. One widziały cały tłum.

- Można spróbować. W końcu nie było nas aż tak dużo. Możemy też przejrzeć nasze wspomnienia. Może tam coś będzie - zaproponował.

Wspomnienia... Z jednej strony były zapisane... Lecz z drugiej, czy można było im faktycznie zaufać? Schiza, którą miał Tom udzielała się i Mad.

- Ta... Też można... - odpowiedziała z nieco mniejszym przekonaniem.
 
Proxy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172