Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-09-2017, 10:42   #1
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Grimport 2084: Ulice Paranoi [+18]

[media]http://www.youtube.com/watch?v=AIzSJgEq4G4 [/media]


WOLNE MIASTO GRIMPORT rok 2084. Jesień.

Co mam powiedzieć, kiedy patrzeć wstecz na tą bandę czterech? Cóż dziwna to była ekipa. Jakoś się zgrali. Wszystko zaczęło się w mniej lub bardziej popapranych okolicznościach, dla każdego z nich. Na początku spotkali się z Pierrotem i powiem szczerze- nikt nie spodziewał się jak to bardzo miało się rozkręcić. Cholera nawet ja, Wasz narrator! Rosarius, Jokerzy, tajemnicze morderstwa, namiętna miłość. Brzmi jak jakaś zajebista powieść przygodowa. Wszystko w cudownym mieście Grimport, w czasach kiedy cały stan Rock Island odłączył się od USA, podobnie zresztą do Kalifornii (tyle, że my tu marzniemy koło wschodniego wybrzeża)… Cóż nie wiedzieli w co się pakują. Ale byli prawdziwymi wybrańcami ulicy, prorokami nowych czasów zbliżającej się osobliwości. Pokochałem ich, mimo wszystko, mimo końca przygody. Lecz nie ma co uprzedzać faktów…

>ŁADOWANIE…

ROZPOCZĄĆ SEKWENCJĘ WSPOMNIENIA?

TAK/NIE.

TAK.

INICJOWANIE…






Anja

Krzyk, dziki krzyk w głowie Anji narastał. Narastał z każdym kolejnym ciosem zadawanym jej przez przeciwnika, wielkiego tłustego Peruwiańczyka, który w końcu chwycił ją za szyję próbując udusić. Wielkie zwierzęce oczy pełne lubieżności oraz tępoty tliły się podnieceniem. Drobna istotka w końcu zostanie zniszczona, chudzina posmakuje własnej krwi. Ludzie na trybunach podziemnej areny dostawali białej gorączki. Nawet bukmacherzy czuli, że może to pójść za daleko. Ostatni rajd psiarni mocno zatrząsł tym ,,podziemnym kręgiem”. Tylko jedna osoba wiedziała, iż nie należy się martwić. Zresztą nawet zakładając brak tej informacji, szmaragdowe świecące się w półmroku bioniczne oczy Pierrota, mówiły same za siebie… boss półświatka był szalony oraz bezwzględny.

Tym cudownym sekretem była pewna osoba. Bardzo ważna osóbka- Marisol Yvonne Morello.

Jakże Anja myślała o niej! Jakim marzeniem było by zobaczyć ją w loży VIP`a…

Lecz panna Morello skrywała się za nieprzejrzystą szybą gabinetu ,,zarządcy”. Uśmiech nie znikał z jej ust. Czuła dumę, gdy wbudowane ,,pazurki” wysunęły się prosto z opuszków palców gladiatorki. Kiedy tłusta świnia dostała za swoje, chlapiąc krwią obwiązaną sportowym bandażem pierś kochanki. Wtedy, gdy przeciwnik puścił uścisk trzymając się za pysk, nastąpił szybki kontratak. Tłumy zamarły, dziewczyna wyskoczyła z nieludzką gracją, precyzją, pędem. Monofilamentowe, ostre niczym skalpem szpony przeorały z chirurgiczną precyzją tętnice szyjną wielkoluda. Jasna szkarłatna struga rozmazała się wokół Anji niczym pociągnięcie pędzlem po płótnie jakiegoś pełnego ekspresji malarza.

Tak oto stała ta dziecinka. Cała w pocie i krwi. Z siniakami na ciele, pręgami od paluchów na karku, rozciętym nosem oraz wargą. Czuła bitewny amok, lecz coś pozostawiało w niej niedosyt. Gdyby tylko Marisol- o piękna kochana Mari- mogła na nią spojrzeć, jak cudownie, prześlicznie wypełnia dane przez Nią zadanie.

I po prawdzie przecież to widziała. Rzadko miała taką dużą chęć na wysportowane, smukłe, dziewczęce ciało Anji. Waniliowa cygaretka palona przez fikuśną lufkę, nagle się dopaliła. Ktoś wszedł do pokoju. Czarnowłosa młoda kobieta odwróciła się i uśmiechnęła. Intruz szybko zrozumiał do kogo naprawdę był zaadresowany ten rozmarzony uśmiech.

-Panienka zadowolona? Czyż walka nie była cudowna? Widzę, po tych pięknych onyksowych oczach, tajemniczych węgielkach iż tak- Pierrot skłonił się dystyngowanie, z bardzo trudnym do uchwycenia komizmem.

-Daruj sobie… ale tak. Czuję, że właśnie ona tego potrzebowała. Chociaż nadal- Marisol zastanowiła się lekko chmurząc- Nadal nie wyszła z swojej roli. Widzisz jak mnie poszukuje?

-Czas leczy wszystko moja droga. Wy tam w Rosariusie wiecie o tym dobrze. Choćby Zona 6. Czuję, och aż pot bije mi po skroni, że wasze wsparcie pozwoli mi… dojść na szczyt. Piękny ośnieżony szczyt. Zaprawdę Wasza mości matka nie ma nic przeciwko temu niesłychanemu zniknięciu- przywódca Jokerów pstryknął palcem- tak dużego ładunku?

-Dostałeś tyle ile prosiłeś. I wiedz, że więcej nie dostaniesz.

-Och doskonale wiem moja droga. Doskonale!- zaśmiał się upiornie pokazując pełen potencjał daru psychopatii - Zaopiekuje się Anją w jak najlepszy sposób. Włos jej z niebieskiej główki nie spadnie. Gorzej z tymi siniakami. No, ale znam ręce, które leczą- powiedział Pierrot a potem całkowicie spokojnie i chłodno rzekł- Umowa to umowa Morello.


Mr. Nobody

Szepty powiedzą Ci wszystko. Ukażą całą prawdę. Wydrążą ją jak runy na napiętej na zmiennokształtną skórę czaszce. Pokażą Ci kto jest dobry a kto zły… a Ty bracie wiesz co zrobić z tymi, którzy staną po drugiej stronie tego podziału.

Pan Nikt patrzył w świetlistą zorzę monitorów. Staromodny oscyloskop pokazywał synchronizację z aparaturą „skokową” własnej roboty. Zgodność była idealna. Palce neurotycznie, ale pewnie, jak małe pchełki skakały po jednej z wielu klawiatur oraz paneli dotykowych. Zegar pokazywał czas punkt trzecią nad ranem. Kto by zwracał na niego uwagę?

Wszyscy w domu śpią prawda? Bree, Helen i jej głupi frajer? Wszystko można sprawdzić jedną myślą lub jednym kliknięciem. Ten przeklęty świat poszedł tak szybko do przodu… za szybko. Dało się wyczuć zbliżającą się apokalipsę. Gorszą od tej o, której wspominał Św. Jan.

Nagle Trąby Aniołów zwiastujące koniec zawyły pod czaszką. O jedną kawę za daleko Panie Nikt, to tylko sygnał dźwiękowy wydobywający się z jednego z ekranów. Bree?! Nie. Spokojnie uspokój oddech. To tylko jakaś średnio zaszyfrowana wiadomość z głębin Infoceanu. Od… klik, klik… Pierrota. Co ten dupek u diabła chce?

Mr. Nobody wykonał u niego kilka drobnych robót. Wykradanie prywatnych danych potrzebnych do szantażu ławników, czyszczenie cyfrowych śladów, nasyłanie glin na konkurentów. Drobnostki. Aż nagle gangster nie zapłacił mu dostatecznie, chociaż jedno z bezpiecznych kont bankowych posiadało odpowiednią sumkę. Nikt przeskanował mail a potem zabrał się do czytania. Synchronizacja nieco ,,zadrżała”.


>Wiem proszę Panów, iż zachowałem się jak ostatni bydlak, ale czasy bywają trudne. Skoki na rynku bywają ostatnio większe niż chaos w Pańskiej głowie. Niemniej uprzejmie zapraszam do odwiedzenia mojej siedziby. Liczę, że wyrównamy rachunki… oczywiście te czysto walutowe. Myślę, że będziecie zainteresowani jeśli powiem co poranna rosa w tym zaplutym mieście ma do powiedzenia.

P.


Gość był bezczelny. Co gorsza wiedział za dużo. Skąd do diabła, wytrzasnął takie prywatne wiadomości? Co należało z nim zrobić? Skasować go z bezpiecznie ciasnego, pokoju hotelowego? Lub stawić się w jego siedzibie w Zonie 6? Skoro posiadał tak pilnie strzeżone przez Nikogo informacje oraz wiedział coś o rosie- czyli najpewniej mega-korporacji Rosarius- należało się porządnie zastanowić. Mężczyzna podłubał palce między zębami. Powinien je umyć, jakaś resztka chińskich klusek, lecz fluor był przecież toksyczny- oczywiście Oni za tym stali.

Anja
W szatni panował przyjemny chłód. Jakimś cudem w tej podziemnej jaskini, to pomieszczenie miało w miarę sprawną klimatyzację. Co prawda buczała nieznośnie, lecz kto by się tym przejmował. Anja wygrała walkę w sposób spektakularny. Widownia szalała, do tego stopnia, że goryle z ochrony musiały dokonać lekkiego pokazu siły. Anja spojrzała w nadpęknięte brudne lustro i uśmiechnęła się do siebie. Po chwili jednak twarz przybrała wyraz lekkiego smutku. Nadgryzła pękniętą wargę, z której to popłynęła duża strużka krwi. Wojowniczka zignorowała to i złapała duży haust chłodnej wódki. Zapiekło cholernie mocno, lecz za chwilę wszystko się wyrówna. Anja siadła na krześle, patrząc na butelkę to na swoje odbicie. Rozmyślanie przerwał jej delikatny odgłos kroków. Jakiś cyngiel Pierrota wyłonił się z ciemności, materializując swoją żylasta sylwetkę w aurze starej świetlówki.

-Pan Pierrot ma dla ciebie propozycję. Jesteś dobra a on potrzebuje takich ludzi. Pokaż się jutro w naszej siedzibie. Godzina dziesiąta rano. I tak, uprzedzę twoje pytanie. To nie jest propozycja, której można odmówić- powiedział szczerząc złote zęby.


John D-03

Ulicami Grimportu przemykają samochody. Na niebie, wśród gwiazd migają światła sygnałowe verticali. Kawa w Starducksie jest sztuczna, a mimo to smaczna. Wszystko układa się całkiem zgrabnie tej piątkowej późnej nocy. John patrzy na ludzi w środku restauracji. Miła ta zgraja, kiedy jest sobą. Bierzy łyk kofeiny, patrzy na młodą dziewczynę na wprost, kilka stolików dalej. Jest sama i najwyraźniej szuka towarzystwa. Uśmiech, czerwona szminka. Nienatrętny, pełen wdzięku. Kolejny łyk kawy. Kolejne spojrzenie. Nagle wszystko zaczyna się pierdolić. Ktoś uderza go w plecy. Kobieca dłoń, ale uderzenie silne. Mężczyzna zakłopotany czuje spojrzenie wszystkich na jego osobie. Odwraca niepewnie wzrok. Widzi sporą, wulgarnie umalowaną kobietę. Jej zęby są żółte oraz niepełne. Szczerzy więc ten swój dziarski uśmieszek i jak nie ryknie…

-Doe! Ty stary pedale! Co, się z Tobą kurwa dzieje do cholery? Nie odbierasz wiadomości, trzymasz mnie z daleka. Czasami mam wrażenie, że kurwa mnie olewasz. Nie, nie mam takiego wrażenia, po prostu tak jest. Jakbyś był dwoma osobnymi facetami. Powiesz coś wreszcie, co?!- spojrzenie atrakcyjnej dziewczyny, która mogła być idealnym planem na ten wieczór wygląda kpiarsko.

Chciało by się zapaść pod ziemie, lecz to niemożliwe. Chociaż z drugiej strony, pozornie da się to zrobić. I to przeraża go najbardziej. Brał leki od doktora Ganza, więc to nie powinno się stać. Mimo to z każdym kolejnym wylewnym potokiem słów, też brzydkiej zaćpanej ździry coś zaciska mu się na skroniach. Wzrok zalewa mu jakaś migająca jak stary zepsuty telewizor aura. John czuje mdłości oraz cholerny ból głowy. Mężczyzna patrzy na wszystkich klientów Starducksa. Włosy młodej dziewczyny przybierają barwę czerni, falują jak w czasie sztormu, w końcu ożywają. Zamieniają się w czarne wrony…

Dalej nic nie pamięta. Budzi się w jakiejś brudnej bocznej uliczce, patrzy na swoje knykcie z których to bije ostry ból. Są całe opuchnięte. Elegancki sweter jest popryskany czymś co w mroku zaułka wygląda jak małe czarne muszki owocówki. Krew. To się stało. To się, po prostu stało. Nie należało wpadać w panikę, jak mówił doktor. Chociaż on nie wiedział wszystkiego. Jednak zapewne po tym co się stało dowie się wszystkiego oraz co najwyżej napiszę jakąś lichą ekspertyzę do sądu. Kawa i kanapką lądują na brudnym betonie. Z oddali słychać syreny policyjne. Zona 3 nie była dobrym miejscem na pobicie lafiryndy w środku tłocznego cafe.

John zaczyna biec, czując coraz większe przerażenie. Musi uciec w bezpieczne miejsce. Pędem mija kolejne przecznice, biegnąc bocznymi uliczkami. Ma nadzieje, że kamery i policyjne drony go nie wykryją. W końcu skrajnie zdyszany, łapie oddech i odwraca się za siebie. Cisza oraz spokój. Nie ma żywej duszy. Otaczają go stare, podniszczone kamienice. I nagle na jego Infokomie pojawia się wiadomość.


>Niezła burda w Starducksie Doe. Pobiłeś tą szmatę na kwaśne jabłko. Cholera też nie lubię dziewuszek zadurzonych w cracku, ale widzę, że Ty bardziej haha! Od razu poznałem Cię kiedy puszczali wiadomości w news necie! Słuchaj no, wstawiłem się za Ciebie u Szefa i ma niezłą robotę. Będzie też kilka innych zawodowców. Chyba. Przyjdź jutro do naszej siedziby i postaraj się nie zajebać jakiejś kolejnej szmaty po drodze.

Buła.


John stał na środku pustej alei i nie wiedział czy śmiać się czy płakać.


Yugo Harkonen
Bar country, kto by pomyślał? W Moskwie takich nie mieli, i nawet dobrze. Yugo nie lubił takiej muzyki, ale dla dwunastoletniej whisky w okazyjnej cenie wypadało tu wpaść. To była jego trzecia kolejka. Lód zabrzęczał kiedy poruszył szklanką. Nie było co narzekać, Grimport miał swój urok. Dzisiejszej nocy było prawie tak zimno jak w domu, choć przecież to nie była Rosja. Jednak dało się jakoś wyżyć. Jako zawodowy lansjer zyskał w miarę dobrą renomę i każda kolejna robota wydawała się prostsza. Z resztą wszystko stawało się łatwiejsze kiedy takie dobry trunek rozgrzewał ciało i umysł, gdy w środku jakiś stary cep odwalał solówkę na mandolinie. Bluegrass to nie było coś co Harkonen mógłby słuchać cały czas.

Rozejrzał się po wszystkich, zapalił papierosa, dopił drinka i wyszedł na zimne powietrze, czując miłe orzeźwienie. I tak wszyscy na niego patrzyli jak na wybryk natury, nie mówiąc co ci ,,patrioci” musieli myśleć o jego lekkim, ale dla wprawnego ucha wyczuwalnym rosyjskim akcencie. Szczególnie jeśli patrzeć wstecz na czas kryzysu koreańskiego i Trzeciej Wielkiej Wojny- najszybszej z wojen światowych, za to po części najbardziej dotkliwej.

Pora było napić się jakiejś czystej, to postawi go na nogi jeszcze bardziej. Yugo wybrał się do nocnego kupując ćwiartkę, by potem znaleźć miejsce na placu zabaw z dogodną ławką. Wypił wszystko na dwa łyki, uśmiechnął się pod chustą okrywającą jego twarz. Po chwili usłyszał brzdąknięcie jego holofonu. Dostał wiadomość od Jess. Liczył, że znów zaprosi go na noc, ale chodziło o pracę. To ona pozwoliła mu rozkręcić się w Grimport`cie i był jej za to wdzięczny.

>Yugi, mam dla Ciebie pracę. Pierrot z Zony 6 szuka dobrych lansjerów. Wiem, możesz być na mnie zły, że Cię poleciłam bez pytania, bo to prawdziwy psychol, ale wiem też, że potrzebujesz forsy. A kiedy dowiedziałam się o tej możliwości nie miałam za wiele czasu na namysł. Mam nadzieję, że się nie wściekasz. Wpadnij do siedziby Jokerów, jutro o 10:00 rano. Zona 6.
I uważaj na siebie.
Jess.


To się nazywała sytuacja dokonana. Akurat złapie go kac.

 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 15-09-2017 o 12:17.
Pinn jest offline  
Stary 06-09-2017, 23:04   #2
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację


Powieki opadły, głowa oparła się na dłoni.
Obudź się!
Gdy rozum śpi, budzą się potwory.
Gówno prawda. Potwory budzą się gdy ludzkie umysły pracują na pełnych obrotach, zdolne do wymyślenia i usprawiedliwienia największych okropieństw w imię władzy i chciwości.

- Duch pyszny poprzedza upadek – rzekł do holograficznych ekranów. - Gwałt i przemoc sprawiają, że ginie bogactwo, tak dom pysznego zostanie zniszczony.

W hoteliku państwa Cheng wielu ludzi z braku towarzystwa mówiło do siebie. Większość lokatorów prawie nie wychodziła z sieci, leżąc dniami i nocami w hełmach do VR lub podłączona przez bioporty. Pracowali przez sieć i bawili się w sieci. Nie pili, nie ćpali, nie przyprowadzali dziwek – z punktu widzenia państwa Cheng byli idealnymi lokatorami dziesięciometrowych klitek.
Pan Nikt też więcej czasu spędzał w sieci niż w niezbyt ciekawej rzeczywistości, ale robił tam trochę inne rzeczy. Rzeczy, które innym mogły wydać się niepokojące. Gdyby tylko byli w stanie go wyśledzić.
Ale nie był jak te nieświadome miliony królików doświadczalnych, których każdy krok, w sieci i poza nią, kontrolowały rządy i korporacje. Skrypty i AI analizowały każdy ruch, kliknięcie i każdego wydanego dolara, pod kątem badań rynku oraz tak zwanego publicznego bezpieczeństwa, po czym zapisywały w przepastnych bazach danych. Wszystko co zrobisz, co powiesz i o czym pomyślisz, może być użyte przeciwko tobie. W najmniej spodziewanym momencie.

Na niego jednak nie mieli nic.
Dlatego, że nie istniał.
Był duchem.

W jego dawnym domu wszyscy już spali. Mikrofon milczał, kamery – ta ukryta w salonie, te w holofonach Helen i Bree oraz monitoring budynku - pokazywały ciemność. Zlecił kontynuowanie obserwacji botom wyposażonym w skrypty rozpoznawania twarzy i otworzył wiadomość od Pierrota.

Gość był dupkiem i owszem. Ale też samokrytyka z ust niekoronowanego księcia zony 6 była czymś niecodziennym i niespodziewanym. Może nie użył słowa „przepraszam”, ale jednak…
Ostatnio z typową dla laików ignorancją przyjebał się, że robota wykonana przez Pana Nikt była nie całkiem tym czego oczekiwał i przelał tylko pół ustalonej sumy. Potem pewnie znalazł jakiegoś nowego fachmana, jednego z tych genialnych cyber-dzieciaków, które zeszły na złą drogę. Były dobre, odważne do granic brawury, ale brakło im doświadczenia i dyscypliny. Kiedyś miał nieszczęście pracować z takim jednym, co musiał przerwać robotę, bo umówił się na rajd w grze. Co najważniejsze, brakło im cierpliwości. Tylko na durnych filmach hakerzy walili w klawiatury jakby mieli padaczkę, w minutę łamiąc zabezbieczenia banków. Naprawdę oznaczało to ostrożny phishing, żmudną obserwację oraz godziny, a nawet dni ślęczenia nad liniami kodu.
Mr Nobody zastanawiał się teraz co się wydarzyło, że Pierrot znów prosi o pomoc i niemal się przymila. Któryś z dzieciaków musiał coś spierdolić, albo sprawy naprawdę wymknęły się spod kontroli.
Zanurkował w Infooceanie w poszukiwaniu niusów o Jokerach. Portale informacyjne, raporty policyjne, lokalne fora… Jokerzy zbierali ostry wpierdol i nawet nie wiedzieli od kogo. To było ciekawe, ale nie na tyle, żeby Mr Nobody się skusił. Wolał się nie mieszać w wojny gangów.

Jednak Pierrot był sprytniejszy niż wyglądał i wiedział jak go podejść. Ile naprawdę wiedział? Może nic i tylko ściemniał, próbując podstępem wydobyć jakieś informacje. „Proszę Panów” – wielu myślało, że pod pseudonimem Mr Nobody kryje się więcej niż jedna osoba, coś w stylu kooperatywy. Nic dziwnego, bo za każdym razem gdy spotykał się z Pierrotem, Pan Nikt wyglądał zupełnie inaczej. Chaos w głowie? Gówno wiesz, w dupie byłeś. Myśli Pana Nikt były jasne i podporządkowane Celowi jak nigdy.
Olałby propozycję i nawet nie odpisał, gdyby nie ostatnie zdanie listu. Każdy chciał wiedzieć „co w rosie piszczy” a najbardziej Mr Nobody. Czy Pierrot wie coś nowych o planach korporacji? Czy to tylko przynęta? Jeśli nawet, to warto wybrać się do siedziby Jokerów i sprawdzić.

Mr Nobody sprawdził monitoring hotelu, który shakował pierwszego dnia pobytu i przygasił ekrany. Odlał się do składanego sedesu i położył do łóżka. Zanotował, by jutro kupić od Wietnamczyków z dołu naturalną pastę do zębów, którą wyrabiali z wodorostów i mięty.
Hologram na ścianie ustawił na „Sielski Poranek” z pianiem koguta, na godzinę ósmą.

***

Światło dnia wślizgnęło się przez rozchylone palcami żaluzje. Na ulicy poniżej przechodnie zręcznie wymijali sterty śmieci, klikając jednocześnie w holoekrany e-glasów. Podzielność uwagi była najważniejszą umiejętnością tych czasów. Do straganu Diblera ustawiła się już kolejka po świeże szczury.
Helen była już w pracy, jak zwykle pół godziny przed czasem, walcząc w wyścigu szczurów – kamerka przy bramie do zony 1 uchwyciła ją o 7:21. Nowy motherfucker podwiózł Bree do szkoły. Chociaż tyle z niego pożytku. Pan Nikt wiedział o nim już prawie wszystko i denerwował go fakt, że póki co nie miał na niego haka.
Sprawdził monitoring i wziął szybki prysznic w tubie, zużywając dzienny przydział słodkiej wody. Na śniadanie pasztet z królika, które pan Chang hodował na balkonach i dachu. Na myśl o nafaszerowanym chemią mięsie, które nigdy nie miało nóg ani oczu, wyhodowanym w laboratoriach z komórek macierzystych, dostawał mdłości. Lepszy już Grimporcki szczur z rożna.

Winda nie działała od dawna – w jej szybie urządzono dodatkowe mieszkania dla najuboższych, dwa na półtora metra. Pan Nikt zszedł z psem na parter tej Wieży Babel, gdzie mieszkały rodziny nielegalnych imigrantów z nielicencjonowanymi dziećmi. Przedarł się przez gwar we wszystkich językach świata i wyszedł na podwórko.
Po chwili brama otworzyła się i na ulicę wyjechała odrapana furgonetka.

Kilka mil dalej wyszedł z niej inny mężczyzna.
Biały, koło pięćdziesiątki, ze staromodną fryzurą i wąsem. Ostatnią przecznicę pod siedzibę Jokerów przeszedł pieszo.
Pozornie wyglądał zupełnie niegroźnie i właśnie fakt, że ktoś taki spaceruje po tej okolicy swobodnie jak po centrum handlowym dawał do myślenia. Może coś w sposobie jaki trzymał ręce w kieszeniach długiego płaszcza lub coś w jego oczach sprawiło, że stojący na rogu gangerzy nie zaczepili go. Mijając ich poprawił holokulary a chwilę potem wkroczył do klubu Jokerów.
 
Bounty jest offline  
Stary 07-09-2017, 20:17   #3
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Cisza i spokój zawsze były tak okrutnie ulotnymi zaletami życia w samotności. Co najgorsze nie były darmowe. Ba! Kosztowały biednego Yugo spore pieniądze. Zazwyczaj większość wypłat. Głównie wynikało to z tego, że gdy się napił, był bardziej asertywny i mniej ludzi chciało go zaczepiać, więc spokój przychodził sam. Cisza zaś... w sumie to może i nigdy nie miał okazji jej zasmakować ostatnimi czasy. Grimport był tak cholernie głośnym miastem. Aż mu troche było szkoda, że pozbył się problemu ze słuchem, który mu się narodził po pewnym nieszczęśliwym wybuchu.
Spojrzał na swoją lewą, mechaniczną rękę, targnięty nagłym, bolesnym wspomnieniem. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, co?
Prawą ręką wyłączył telefon i schował go do kieszeni. Dotknął metalowej kończyny by poczuć jej zimno i twardość. Z jakiegoś powodu czucie swojej metalicznej ręki za pomocą tej drugiej go uspokajało. Czasem po prostu czuł się z lewą zbyt naturalnie, ale i nieswobodnie jednocześnie... Jess kiedyś mu powiedział, że może to wynikać z tego na co cierpi wiele osób, które straciły kończyny. W pewnym momenciu budzą się w nocy, albo i normalnie w ciągu dnia, w pracy czy podczas spaceru, odnoszą nagle wrażenie jakby ich kończyna dalej tu była i potrzebują dokładnie wymacać miejsce gdzie była, by się upewnić, że dalej są jej pozbawieni. Jako, że Yugo posiadał zastępstwo, ręka widmo napotykała przeszkodę i mieszała mu w głowie. Zdarzała mu się to jednak tylko wtedy, gdy był trzeźwy. Westchnął ciężko i podniósł kościsty tyłek z ławki.


Ruszył w miasto w poszukiwaniu uspokajaczy. Zdjął chustę z nosa, odsłaniając mechaniczną dolną szczękę. Kilka osób rzuciło mu spojrzenia, nie było to typowe miejsce na zamianę ciała na metal, ale nie zrobił tego z własnej woli. Na wystające mu z lewej strony głowy, dwa wszczepy nikt raczej nie zwracał uwagi, ale wymieniona dolna szczęka? Tylko najgorszy idiota mógł z własnej woli zrobić coś takiego.
Niestety Yugo nie zrobił tego świadomie i była to część siebie, której czasem się zwyczajnie... wstydził. Niestety nie dało się palić z bandaną zasłaniającą usta i nos. Wyciągnął z papierośnicy ostatniego Marlboro, z piersiówki pociągnął ostatni łyk taniej whiskey, zaciągnął się dymem głęboko, by poczuć szczypanie w gardle, musiał się upewnić, że chociaż to ma jeszcze swoje.
Gdy spalił znalazł w pobliżu bankomat i sprawdził jak się sprawy mają.
...
Miały się źle. Cholera Jess miała świętą rację i niech jej ktoś tam wyżej błogosławi, że mu wcisnęła tę robotę. Stał w ciemnej uliczce, oświetlonej tylko przez niebieskie światło depresyjnego bankomatu i rozpaczał w duszy nad swoim losem. Czy naprawdę wszystko już przepuścił? Kiedy w zasadzie miał ostatnią robotę? Na czym w ogóle polegała?
Niech to szlag jak tak pomyśleć, to ostatnie dwa tygodnie spędził w "lekkim" amoku alkoholowym. Zawsze gdy sobie to uświadamiał zaczynał się obawiać, czy czegoś nie sprzedał. Opcji nie było wiele, albo motocykl, albo mieszkanie, albo ręka. Cholera znając siebie kiedyś mógłby sprzedać swoją głowę łowcom tychże części ciała, o ile daliby mu za to flachę.
Albo i nawet kielona.
W najgorszym wypadku zawsze mógł też sprzedać rękę, ze szczęką gorzej bo wtedy by się nie napił.
Sprawdził po kieszeniach. Jest, coś jeszcze jest. Stara dobra gotówka. Kilka zgniecionych, zawinietych jak kulki kurzu banknotów wpadło mu do ręki. Zaczął je ostrożnie rozwijać i liczyć.
- Hej koleś! Korzystarz kurwa z tego czy jak? - warknął mu ktoś znad ramienia.
Yugo mruknął coś w odpowiedzi, skupiając się na liczeniu. Ledwo co widział w tym świetle.
- Głuchy jesteś?!
Słuch w zasadzie miał całkiem niezły po naprawach jakie poczynili na nim doktorzy. Nieznajomy trochę to nadużył i nieprzyjemnie zakuł Yugo swoim nagłym wybuchem. Nie pozostawało nic innego jak mu odpowiedzieć w podobnym tonie. Lewa ręka poszła w ruch, metalowe palce zwinęły się w pięść, która wbiła się w podbrzusze natręta.
Facet, najwyraźniej grubo po czterdziestce zwinął się w kłębek i padł na ziemię. Yugo skończył liczyć swoje banknoty, nie było z nimi dobrze. Przeszukał kieszenie powalonego na ziemię, gotówki nie znalazł, ostatecznie gość chciał skorzystać z bankomatu, ale zabrał mu paczkę szlugów. Po namyśle uderzył go jeszcze kilka razy i wymusił kod do karty. Nie zabrał mu wszystkiego, tylko tyle by dożyć do jutra.

A żeby to zrobić trzeba było znaleźć bar.




***

Z obawy przed zaspaniem Yugo wprowadził w życie inny plan. Miał zamiar nie spać. Poszło mu w sumie całkiem nieźle, wysiedział w barze do czwartej aż w końcu padł zmęczony na blacie. Barman obudził go dopiero gdy skończył sprzątać wszędzie indziej. Gdy Yugo się podniósł, nalał mu jeszcze setkę czystej na klina, wymył z blatu jego ślinę i grzecznie poprowadził go do wyjścia. Była szósta rano, do spotkania daleko, ale i droga była nieciekawie spora.
Yugo westchnął ciężko i przełknął coś co próbowało mu wyjść przez przełyk i zdecydowanie nie smakowało jak ślina. Miał czas żeby zajść do mieszkania wziąć prysznic, strzelić klina bo jeszcze chyba nie pił, albo tak mu się przynajmniej wydawało, dla pewności lepiej walnąć, a potem... potem na motocykl i do Jokerów. Chyba pamiętał jak tam dojechać. Broń musiał jakąś wziąć, ale na kałacha by mu nie pozwolili. Wystarczyłby nóż i rewolwer. Dawno z niego nie korzystał bo miał być niby awaryjny do mieszkania, ale swój poprzedni, do noszenia na mieście, gdzieś zapodział...

 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 08-09-2017, 18:24   #4
 
KaDwakus's Avatar
 
Reputacja: 1 KaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie coś
Pierwszy Krok

Rozczarowanie. To właśnie czuła.

Gdy tylko bitewne uniesienie i adrenalina opadły, a entuzjastyczne krzyki tłumów wywietrzały z jej głowy, uczucie pustki i niezadowolenia powróciło z pełną mocą. Drobna, opuchnięta twarz wpatrywała się w nią zza lustra, badając oskarżycielskim wzrokiem tak świeże, jak i stare rany. Kręcone szafirowe włosy, teraz obraz posklejanego krwią chaosu, oraz napuchniętą wargę skrytą za chłodną butelką taniego alkoholu.
Co właściwie robiła ze swoim życiem? W jaki sposób okładanie tych wszystkich osiłków przybliżało ją do celu? Wcale! Od tygodni szlajała się od areny do areny, od walki do walki, od jednej drobnej robótki dla kolejnego nieistotnego rynsztokowego szczura, do następnej, równie nieistotnej pracy. By przetrwać. By nie wylądować pod mostem. By mieć jedzenia na kolejną garstkę dni. Na amunicję i paliwo, wymagane w czasie kolejnego nieistotnego zadania.

Tak, to jedno miała opanowane. Przetrwanie. Ale Marisol oczekiwała znacznie, znacznie więcej! Chciała czegoś wielkiego! Czegoś wspaniałego! Czegoś, co sprawi, że po nią wróci! Że wyciągnie ją z tego ciemnego, obleśnego tunelu, jakim stało się jej życie! Że zabierze ją na powrót do raju, do najwyższych wiecznie oświetlonych wież, ponad zgiełk, ponad smog, prosto w aksamitne ramiona otoczone kruczoczarnymi lokami! By Anja ponownie stanęła u Jej boku. By na zawsze pozostały razem...

-Obleśna niewdzięcznica! - zasyczała wbijając spojrzenie w oczy dziewczyny zza lustra. Były ciemne i gniewne, niczym burzowe niebo -Tak odpłacasz swojej Pani za wszystko, co dla ciebie zrobiła? Za to ciało, które ci dała?! Za twoje nędzne życie?! Za te wszystkie lata miłości?! Nie potrafisz spełnić nawet jednego prostego rozkazu! Szmata! Suka! Kaleka pokraka! Przestań się na mnie gapić...!

*TRZASK!*

Odłamki szkła rozprysły się po okolicy, niczym drobny, krystaliczny szrapnel, rykoszetując od ścian, podłogi i twarzy Anji. Oraz gniewnego, poznaczonego bliznami i krwią, oblicza spoza tafli zwierciadła.
Dziewczyna potrzebowała dobrej chwili, by zrozumieć, co się stało. Jej oczy powoli skręciły w stronę zaciśniętej pięści - matowej czarno-granatowej konstrukcji z metalu i tworzyw - spomiędzy palców której wystawały resztki szkła. Tania wódka ciurkała strużką na podłogę, mieszając się z krwią ostatniego z jej oponentów, pokrywającą chityno-podobny szkielet sztucznej ręki.

Miała dosyć. Ze wstrętem odrzuciła resztki butelki i opadła ciężko na metaliczny blat stołu. Chciało jej się płakać. Tak bardzo tęskniła za Panią! Tak bardzo chciała jeszcze raz stanąć u Jej boku! Usłyszeć Jej głos! Zobaczyć Jej drobną, najpiękniejszą buzię i te cudowne, kochające oczy. Poczuć dotyk delikatnych dłoni. Być przy niej na dobre i złe, wypełniając każdy rozkaz, każdą zachciankę, najdrobniejszy nawet kaprys. Być narzędziem Jej woli, wiernym oddanym psem warującym przy nodze bogini!

Gdy ciszę, przerywaną okazjonalnym pociągnięciem nosa, zakłóciły ciężkie kroki, Anja nawet nie drgnęła. Nie miała ani ochoty ani siły rozmawiać. Przynajmniej nie na początku, bowiem gdy dotarł do niej sens dostarczonej przez osiłka wiadomości, jej serce stanęło na całą jedną sekundę! Słyszała to i owo o tym całym Pierrocie! Mało, kto nie słyszał o niekoronowanym królu rynsztoka! Szalonym kniaziu ciemnych uliczek! Krwawym Uśmiechu, zazwyczaj ostatnim w życiu tych, którzy z nim zadarli!
Czy to była właśnie ta wielka szansa, na którą czekała tyle czasu? Jeśli... jeśli ktoś taki jak Pierrot zabiegał o jej usługi, to chyba COŚ robiła jednak dobrze! Jej praca nie była trwonieniem czasu! Mimo wszelkich przeciwności, przybliżała się do celu! Tak! Kroczek po małym kroczku pracowała na uwagę swojej Pani! Gdy wykona zadanie dla kogoś tak znacznego, może zdoła Jej w końcu zaimponować! Zasłuży na Jej miłość! Na upragnione rozkazy padające z Jej melodyjnych ust!

Wstała bez słowa. Niczym we śnie, odrobinę się zataczając, podeszła do szczerzącego się wielkoluda o aparycji przydrożnego, betonowego słupa. A następnie otoczyła go drobnymi ramionami i mocno wtuliła twarz w jego muskularny tors.
Wyraźnie zaskoczony osiłek nawet nie drgnął. Nie takiej reakcji oczekiwał. W swojej karierze zawodowego zabijaki, spotkał się ze wszystkim - od podszytego strachem szacunku i uniżenia, aż po okrutną pogardę i bezczelne docinki, tak łatwo przychodzące pozującym na twardzieli śmiałkom ulicy. Ale przytulak był zdecydowanie czymś...nowym. Na pewno przyjemnym, ale na tyle innym, by wybijać poza strefę komfortu, wyznaczoną przez znajomość ulicznej etykiety.

-Dziękuję... Przekaż swojemu panu, że chętnie wpadnę - wyszeptała w końcu, pociągając głośno nosem -Czy... Czy m-możemy zostać tak jeszcze na chwilkę? M-am wrażenie, że tego mi było trzeba... Z-zapłacę za twoją koszulę, jeśli po-poplami się krwią...
-Jasne... Spoko... Nic nie szkodzi... - odparł z wahaniem osiłek, powoli kładąc masywną dłoń na jej kręconych, szafirowych włosach - To ciuch roboczy, jest dokładnie po to, by na niego krwawić...

***

Zaproszenie od Pierrota zdecydowanie przywróciło jej siły. Pożegnała się szybko z miłym posłańcem i pobiegła pod prysznic, zmyć z siebie krew. Tego tylko jeszcze brakowało, by uświniła swoje własne ciuchy!
Łazienka okazała się dużym, prawie pustym pomieszczeniem całkowicie wyłożonym spękanymi, tandetnymi kafelkami. Niektóre z nich, zwłaszcza te na ścianach, ozdabiały różne, niekoniecznie pasujące do siebie wzory - niechybny znak wielokrotnego łatania ubytków wszystkim, co tylko wpadło w ręce, nie ważne, czy zamiennik pasował, czy nie. Wzdłuż ścian wyrastał tuzin pryszniców, tak jak i same kafelki, mnogich w rozmiarze i kształcie, a pod każdym znajdował się niewielki, zakratowany odpływ.
W pomieszczeniu panowała ciemność, rozpraszana jedynie odrobinę tunelem mdłego światła towarzyszącemu Anji z korytarza. Jedno lub dwa szarpnięcia staromodnego przełącznika przy drzwiach dały szybko do zrozumienia, że oświetlenie nie działało. Być może popsuło się, a być może ktoś ukradł żarówki. Jakiekolwiek były powody, ciemność zamierzała pozostać tutaj na dobre, czy się to komuś podobało, czy nie.
Anja westchnęła. Jak na zawołanie, w kąciku jej oka pojawił komunikat, pisany drobną zieloną czcionką.

TRYB NOCNY: Tak/Nie.

Tak.

Pomieszczenie pojaśniało i utonęło w delikatnej zieleni. Dziewczyna zdjęła z siebie ciuchy - krótkie spodenki i ciasny staniczek sportowy będący raczej formalnością, niż funkcjonalną zasłoną jej ledwie istniejących kształtów, i wmaszerowała pod najbliższy prysznic.
Odetchnęła z ulgą. Chłodna woda przyjemnie omywała jej dziewczęcą sylwetkę przynosząc ukojenie, zmywając krew, pot, zmęczenie. Stała tak jakiś czas rozkoszując się orzeźwiającym masażem wodnych palców, oraz uczuciem długich mokrych włosów niesfornie lepiących się do karku. Woda ściekała wzdłuż każdej nierówności jej drobnego tułowia - pokrytego bliznami jak po oparzeniach, kalekiego i pozbawionego własnych kończyn. Na zawsze zamkniętego pośród pary mechanicznych ramion i dwóch sztucznych nóg, wyrastających nagle w połowie długości amputowanych ud. Każda z protez - perfekcyjna replika ludzkiej formy, choć wykonana z nachodzących na siebie, przypominających chitynę płytek. Każda skrywała mięśnie z elastycznych kabli i plątaninę izolowanych gumą drutów. Każda wyposażona w jedną baterię i mnogie czujniki pozwalające imitować ludzki dotyk. Oraz zestaw szponów, którymi odebrała dziś jedno, nieistotne życie.

Gdy stała teraz sama pośród mroku, zalewana kaskadami chłodnej wody, czuła wstyd. Wstydziła się swojego wybuchu, swojej słabości. Wstydziła się tego, że śmiała zwątpić w mądrość swojej Pani. Że chociaż na sekundę jej wiara w osąd Pani, zachwiała się.
Pani uważała ją za gotową. Inaczej nie wysłałaby jej na ulice. A jeśli Ona tak myśli, to kim jest Anja, by to kwestionować? Cokolwiek zrobiła, wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich tygodni - wszystko to mieściło się w planach Pani. Nie mogła przegrać! Powinna zamknąć się i iść naprzód! Bez wahania, bez zastanowienia! Jest gotowa! Tylko czekać aż wykona swoją misję i wróci w ramiona ukochanej!

Miała ochotę zapaść się pod ziemie. Taki wstyd! Co by Pani powiedziała, gdyby ją wtedy zobaczyła?! A mogła patrzeć! Zawsze mogła patrzeć! Ich oczy były jednością! Na zawsze połączone - wierna służąca niczym więcej niż przedłużeniem zmysłów i woli swojej właścicielki. Zawsze na wyciągnięcie ręki, na jedno kliknięcie ekranu holofonu. Jej życie i śmierć w rękach ukochanej.

Czy patrzyła teraz? Czy była tutaj razem z nią? Czy oderwała się od ważnych, firmowych obowiązków, by towarzyszyć swojej nieposłusznej, głupiej suce? Anja zarumieniła się na tę myśl, a resztki jej otoczonego cybernetyką ciała, zadrżały. Chciała, żeby tak było. Pragnęła tego z całego serca!
Nie myśląc wiele, posłała rozkaz poprzez otoczony kablami kręgosłup, zmieniając opuszki palców w laserowo wyostrzone szpony, kształtem wcale nie tak różne od nożyków, których używała Pani, gdy relaksowała się i oddawała swojemu modelarskiemu hobby.
Powoli przystawiła palec wskazujący do ściany, dokładnie na wysokości twarzy. Ostrze gładko weszło w tandetne kafelki - jeden zamaszysty ruch pozostawił na nich finezyjnie wybrzuszone, pionowe żłobienie biegnące aż na wysokość piersi Anji. Drugi dopełnił prostego kształtu serca, teraz na zawsze, lub przynajmniej do czasu następnego remontu, wyrytego w ścianie, jako skromny wyraz uwielbienia dla bogini podziwiającej świat poprzez jej własne oczy. Miała nadzieję, że patrzyła.
Zawsze mogła...

***

Czysta i odświeżona, powróciła do szatni. Ogień entuzjazmu, napędzany przejrzystością jej nowego celu, wypełniał pierś i ogniskował myśli. Cały czas naga, usiadła ponownie przed lustrem. Spojrzała przepraszająco w oczy dziewczyny zza gładkiej tafli. Uśmiechała się delikatnie. Jej zawstydzone oczy uciekały w podłogę i otaczający mrok. Najwyraźniej nie była wcale taka zła. Szło się z nią dogadać. Spędziło tak razem jakiś czas, w milczeniu, rozkoszując się ciszą przerywaną jedynie okazjonalnie odgłosami dobiegającymi zza prowadzących na korytarz, dużych, metalowych drzwi. Czy walki jeszcze trwały? Tak, pewnie tak, noc była nadal młoda.
Gdy w końcu wyschła, odszukała swoją szafkę - raczej kiepsko utrzymany, metalowy mebel pokryty rdzą, wgnieceniami i mnogimi nalepkami przedstawiającymi owoce i historie obrazkowe. Przyjemny akcent, Anja lubiła owoce.
Wciągnęła na siebie czarny, obcisły bodyglove, tak dobrze opinający jej drobną, atletyczną formę. Na nogi założyła wysokie buty do połowy łydki, a dłonie skryła za pozbawionymi palców rękawiczkami. Zaczesała włosy na lewą stronę, odsłaniając ucho ozdobione mnogością drobnych kolczyków rozmaitych rozmiarów i kształtów. Wszystkiego dopełniła krótka, skórzana kurteczka, oraz najważniejsza ze wszystkiego - symbol jej statusu - obróżka. Wykonana z delikatnej skórki, doskonale leżała na szyi. Towarzyszyła jej od lat, nadając poczucie tożsamości i przynależności. Przypominając, że była niczym więcej, niż niewolnicą.
Rzuciła po raz ostatni okiem na dziewczynę zza lustra. Wyglądała cudownie! Elegancko, uroczo i kusząco - dokładnie tak jak powinna prezentować się własność panienki z rodu Morello.
-Dobra robota - z uśmiechem puściła odbiciu oczko i ruszyła pewnym siebie krokiem w stronę drzwi.

***

Gdy weszła do szatni, powitało ją badawcze spojrzenie wysokiego, żylastego mężczyzny latynoskiego pochodzenia, powoli unoszące się zza opartego o kolano komiksu.
-Cześć Łycha, mogę zabrać mój sprzęt?
Mężczyzna nie odpowiedział. Skinął jedynie, ledwie zauważalnie, swoim łysym czerepem pokrytym tatuażami, sięgnął pod stół i wydobył plątaninę pasków i kabur. A wraz z nią dwa automatyczne pistolety.
-Dzięki. Czy chłopaki sprawiali kłopoty?
Ponownie milczenie, tym razem towarzyszące jednak lekkiemu gestowi zaprzeczenia.
-No to dobrze - Anja uśmiechnęła się promieniście, przytraczając uprząż na wysokości talii w taki sposób, by oba pistolety spoczywały nieśmiało tuż ponad jej tyłeczkiem -A co z Paprotką? Pewnie się stęskniła...
Mężczyzna bez słowa rzucił jej kluczyki ozdobione breloczkiem w kształcie uśmiechniętej pomarańczy.
-Kochany jesteś. Do zobaczenia! Może wpadnę jeszcze jakoś na dniach. Zobaczymy! Cześć!
Gdy wybiegała na parking, odprowadziła ją tylko cisza. Sekundę później przeciął ją bezlitośnie odgłos przewracanej strony.

Uzbrojona i gotowa, pognała na parking. Na stanowisku 17c jak zawsze czekał na nią jej ulubiony (i po prawdzie jedyny) motocykl. Był nieduży i zielono-żółty, a bak zdobił mu malunek niebieskiej paprotki. Wyglądał uroczo, chociaż smutno. Jak psiak stęskniony za swoją panią.
-Już jestem. Przepraszam, że kazałam ci tyle czekać - wyszeptała, wskakując na siodełko i przykładając policzek do chłodnego, lakierowanego metalu.
Odpaliła silnik. Pozwoliła sobie na chwilę rozkoszy, topiąc zmysły w entuzjastycznym warkocie i drżeniu maszyny. Oj tak, Paprotka tęskniła! Domagała się spaceru jak spragniony podróżnik wody!
-Czemu nie? - pomyślała Anja. Noc była jeszcze młoda. A i tak musiała dokupić jeszcze paliwa i wrzucić coś na ruszt. Nie jadła od wczesnego południa! Jakby w odpowiedzi na tę myśl, jej własny żołądek zawarczał, wtórując silnikowi. Tak, zdecydowanie - czas zwiedzić miasto!

***

Przez kilka następnych godzin jeździła po Zonie 6, rozkoszując się prędkością i muzyką. Słyszała dziś kilka nie najgorszych kawałków, więc odtwarzała jeden po drugim z przechowywanych w mózgu nagrań. Przemierzała noc, rozbijając się od sklepu nocnego do sklepu nocnego. Od jednego zapyziałego baru do kolejnego, zapyziałego nawet bardziej! Zjadła trochę śmieci, które miejscowi mieli czelność nazywać jedzeniem, wypiła też trochę odrażających pomyj, niechybnie świeżo wyciśniętych z karaluchów.
Krążąc po mieście, zajechała nawet przed siedzibę Jokerów, by mieć pewność, że nie zabłądzi, szukając jej z samego rana. A na koniec odwiedziła stację paliw, by napoić swoją jednośladową towarzyszkę.

Już późną nocą dotarła przed hotel, w którym wynajmowała pokój. Nad wejściem, do którego prowadziły strome, obłupane i brudne schodki, wisiał czarno-biały szyld głoszący: "Szach Mat".
Zaparkowała motor i cicho, by nie przeszkadzać nikomu, wkradła się do głównego holu. Panował w nim półmrok, zakłócany mdłym światłem padającym ze staromodnego żyrandola. Za kontuarem siedział zgarbiony, starutki już mężczyzna z nosem pochylonym nad czymś, co wyglądało jak krzyżówka. Na prawo od niego stała szachownica, otoczona wianuszkiem pionków i figur wykonanych z drewna. Na lewo, stała butelka taniego wina.

-Dobry wieczór Lou. Nadal na nogach? - Anja powitała właściciela przybytku wesołym półszeptem.
Stary Azjata podniósł długi nos sponad gazetki i omiótł dziewczynę krytycznym spojrzeniem. Miał szare, zmęczone oczy, łypiące podejrzliwie znad grubych szkieł okularów.
-Biłaś się. Znowu. Jeśli i tym razem poplamisz pościel, będziesz mi ją sama prała.
-Spokojnie, już nie cieknę - odparła z teatralnym wyrzutem, odruchowo dotykając napuchniętej wargi -Z resztą, gdzie twoja żyłka do interesów? Kiedy się biję, przynoszę pieniądze!
-Dużo?
-Nie. Ale wystarczy na kilka następnych dni. Masz - rzuciła zwitek banknotów obok szachownicy. Dopiero teraz dostrzegła, że gazetka, którą brała za krzyżówkę, w istocie była starym pisemkiem szachowym.
-Znowu grasz sam ze sobą?
-Skądże znowu ty bezmyślna dziewczyno! - obruszył się starzec -To partia sprzed ponad 80 lat! Mistrzostwa świata z 2002, Ponomariow przeciwko Iwanczukowi. Ja tylko odtwarzam ruchy mistrzów, chcę widzieć jak przebiegała rozgrywka. Szkoda, że już tego nie wydają...
-Mogę popatrzeć?
-Nie.

***

Gdy powróciła do świadomości, był już ranek. Powoli otworzyła oczy, odkrywając na nowo swoje otoczenie. Nadal siedziała przy kontuarze, z twarzą na chłodnym blacie. Czyżby spała tutaj przez resztę nocy? Rozejrzała się sennie po pomieszczeniu. Tu i ówdzie kręciło się trochę ludzi, głównie starszych lub szemranych mężczyzn i kobiet, preferujących trzymać się swojego własnego, zacienionego kąta.
-Zrobiłem ci śniadanie - usłyszała zrzędliwy głos dochodzący od strony kuchni.
-Dzień dobry Lou. Kiedy usnęłam?
-Jakąś godzinę po tym, jak po raz trzeci kazałem ci iść na górę i zostawić mnie w spokoju. Straszna z ciebie gówniara, wiesz o tym? Gdybyś była moją wnuczką, kazałbym twojej matce spuścić ci manto!
-S-serio? - Anja zarumieniła się odrobinkę. Nie miała matki. A przynajmniej nie pamiętała, żeby miała. Miała za to Panią. Bezgranicznie dobrą i kochającą... ale gdyby tak Anja zrobiła coś bardzo, bardzo złego... na pewno zasłużyłaby na karę! Tak! Zdecydowanie! Sukę należało dyscyplinować!
-D-dziękuję... - zapiszczała odruchowo, próbując nieporadnie skryć w dłoniach, podsycany fantazjami rumieniec.
Stary chińczyk zmierzył ją kolejnym ze swoich zimnych spojrzeń -Dziwny z ciebie dzieciak, wiesz?
-Czy to źle?
-POTWORNIE!

***

Jakąś godzinę później stanęła przed siedzibą pana i władcy Zony numer 6. To był ten dzień! Dzień, na który czekała od tak dawna! Nic nie mogło go popsuć! Nic nie mogło stanąć na jej drodze! Była gotowa! Miała to wszystko pod kontrolą! Przeznaczenie było jej dziwką, tak jak ona była dziwką Pani!
Co prawda była odrobinę przed czasem, ale nic to nie szkodzi. To nawet lepiej! Nie mogła się już doczekać!

Z sercem kipiącym ekscytacją ruszyła przed siebie i pchnęła mocno drzwi wejściowe...
 

Ostatnio edytowane przez KaDwakus : 09-09-2017 o 09:35. Powód: poprawki ortograficzno-stylistyczne
KaDwakus jest offline  
Stary 09-09-2017, 21:37   #5
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=7Db7CwKwOd4[/media]

Ta ciemna i wyjątkowo brudna ulica Grimportu, była ledwie nitką w mozolnie utknanej sieci podobnych jej szczelin między gigantycznymi stalowymi molochami. Było ich tak wiele, że były wręcz pomijane przez większość systemów GPS, by użytkownik nie doznał oczopląsu. Zresztą kto by chciał się w nie zapuszczać? Poza gromadzeniem smrodu, zgnizlizny i czasami trupów, nie miały one żadnego zastosowania poza oddzielaniem jednych bauhausów od drugich. Jednakże tworzyły one zarazem układ krwionoścny Grimportu. Nie można było ich zamknąć czy zablokować, bo wówczas doszłoby do zatoru, a potem zakażenia całego organizmu. Takiemu stanu rzeczy dziękował John, który w jednej z takich żyłek znalazł tymczasowe schronienie. Na tym jednak plusy jego sytuacji się kończyły. Wszystko inne było gównem zmieszanym w betoniarce z cementem. Ponury nastrój potęgował siarczysty deszcz, który zmieniał betonowe podłoże w wartki strumyk ścieku. Mrok skrywał jego barwę, lecz John w bezruchu wpatrywał się w niego jak zaczarowany. Im dłużej w niego patrzył, tym silniej odnosił wrażenie że strumyk ma barwę bordową. Jak krew, którą wciąż miał na nadgarstkach. Strumień nieprzerwanie gnał, niosąc cierpienie ofiar codziennej przemocy toczącej Grimport, a która spłynie do kanału i zniknie na zawsze. Jak łzy w deszczu. Dlatego John nie wstrzymywał się od płaczu. Tu nikt go nie widział, poza jedną osobą. Tą, która stała się jego przekleństwem od kiedy zgodził się na ten cholerny eksperyment. Lecz ta osoba miała to kompletnie w dupie. Dlatego John płakał i nie zamierzał przestać. Taki był i nie chciał się zmieniać. Bardzo nie chciał.

Gdy emocje wypłynęły z niego, wstał z kolan i otarł resztki łez z policzków. Mokrą dłoń odwrócił wnętrzem w stronę twarzy. Wpatrywał się jak ta skostniałą od zimna, drżąca dłoń próbowała się ponownie zacisnąć, lecz z marnym skutkiem. John przeklnął głośno, choć i tak go nie miał prawa usłyszeć.

- Kurwa!

Czuł jak łzy ponownie gromadzą się pod powiekami. Próbował je powstrzymać, tym razem przekuwając rozpacz w gniew.

- Kurwa, kurwa, kurwa! Ja pierdolę! Coś Ty najlepszego narobił?! Ale... Ale... Dlaczego? Po co... ? Kurwa, nie mogę. Nie mogę cię zrozumieć...

Pokiwał głową i westchnął głęboko, a w pół zacisnięta dłoń uderzyła w ścianę. Potem kolejny i kolejny raz.

- Nie możesz. Nie możesz, kurwa, tłuc zwykłych, niewinnych cywiliów. Czy to kurwa jasne?! Mnóstwo ludzi nas wkurwia na codzień,, ale to nie jest jeszcze powód by każdemu z nich spuszczać wpierdol. Szczególnie... kobietom.

Te ostatnie słowa wypowiedział już tonem wyjątkowej rezygnacji. Kiwajac głową, niedowierzał sobie że próbuje siebie samego przekonywać do nie bycia pierdolonym psychopatą. A co gorsza, wiedział że to i tak nic nie da. Pistolet maszynowy i rękawica bojowa były jak trwałe przypominacze, iż gdy przyjdzie czas znowu będzie jak zaplanowali to architekci jego okrutnego przeznaczenia. Przez moment przeszła go myśl. Zimna lufa Z32-ójki przylgnęła do jego skroni. Oczy miał zamknięte. Oddech wyregulowany Rytm serca przyspieszał.

- I co teraz zrobisz, cwaniaku, co? Hehe, mam cię...

Po kilku sekundach było po wszystkim. Pistolet upadł na ziemię. Niestety, ciało nie upadło. Wciąż stało tam gdzie wcześniej. Należące do zrezygnowanego właściciela, porażonego własną słabością i bezradnością. Nie był w stanie tego zakończyć. Skurwiel, dobrze o tym wiedział. Nie raczył się nawet pojawić, bo znał Johna jak własną kieszeń. Cóż, poniekad to było nawet słuszne porównanie. John nie mógł się zabić, nawet gdyby chciał. Vera wciąż żyła, choć nie była świadoma niczego. Może to i dobrze? Jednak wiedział, że gdyby teraz zginął, ją również czekałby taki sam los. Rzeczywistość była dla Johna niczym więzienie, tak samo jak jego ciało. Więziło go i nie chciało go czasami słuchać, a gdy próbował się opierać, zostawiało okrutne wspomnienia w jego umyśle.
Wtem syreny policyjne wybijają go z tego upiornego transu. Musiał uciekać. Przypomniał sobie, że w tych rejonach policja próbuje utrzymać jeszcze wszystko w ryzach. Nawet zwykłe pobicie w barze może skończyć się nocą lub dwoma w mamrze. John nie mógł dopuścić do konfrontacji z policją. Kto wie co mógłby jeszcze nawywijać? Rzucił się prędko w przeciwległe wyjście z odnogi i biegł bez wytchnienia. Włączył latarkę w swoim infocomie i uniósl rękę nad czoło.. Odbijające się od strug deszczu światlo zapewne rozmyje twarz w kamerach i w oczach postronnych obserwatorów. Upewnił się, że jest w bezpiecznej odległości. Służby nie mają w zwyczaju aż tak zbytnio się starać. W końcu to Zona 3, nie 1. Ktoś napisał do niego z szyfrowanego kanału. Treść wiadomomości była niczym strzał dobijający konające zwierze. Czy ten koszmar się dziś nie skończy?! Wystukał szybko numer do Ganza. Po czterech sygnałach bez odbioru rozłączył się i ponownie wybrał ten sam numer. Po trzecim sygnale w słuchawce odezwal się mocno zaspany głos:

- John? To Ty? Co się dzieje. Jest... uh, środek nocy, John?
- Doktorze. Ja, ja... Nie mogę ze sobą dłużej wytrzymać. To zbyt trudne, zbyt bolesne...
- John, posłuchaj! Wszystko wymaga czasu, ale to nie jest dobra pora by się tym zająć. Robimy postępy, ale róbmy je w wyznaczonych porach. Połóż się i nie myśl już o tym. Postaraj się zasnąć. Omówmy to rano na spotkaniu, ok?
- Doktorze, ja nie wiem czy dam radę. Nie po tym co zrobiłem...
- Co takiego zrobiłeś, John? John? Gdzie jesteś?
- Przepraszam. Już dobrze. Jestem w bezpiecznym miejscu. Wracam do domu. Przepraszam raz jeszcze że obudziłem i w ogóle, ma Pan rację doktorze. To nie jest dobra chwila. Wrócę do domu i spróbuje zasnąć.
- Dobrze, John. Jakbyś nie dał rady, weź pół dodatkowej dawki perazyny i zolpidenu. Nie mieszaj z alkoholem czasami. Dobranoc. Trzymaj się, John.
- Dobranoc, doktorze. Dziękuję.


Potrzebował rozmowy, byle jakiej. Chciał wiedzieć że wciąż jest tym kim jest. Ilekroć w słuchawce słyszał swoje imię, odzyskiwał kolejny segment równowagi. Spróbował wyprzeć nawet wiadomość, którą otrzymał od jakiegoś tam "Buły". Kto to kurwa był Buła? Nie znał nikogo takiego i nie chciał znać. To musiała być pomyłka. W głębi wiedział, że nie. Niemniej nie obchodziło go to. Nie zamierzał się udawać we wskazane miejsce. Pora z tym skończyć. To zaszło za daleko. Wyrzuci teraz rękawicę bojową do kosza i... pistolet?! Kurwa! Jakim, jebanym, cudem wciąż go miał przy sobie?! Przecież pamiętał że go wypuścił z dłoni i zostawił w alejce. A jednak, musiał go podnieść i wziąć ze sobą, choć tego nie pamiętał. Gniew znowu wypełnił serce Johna.

- Przestań mi to robić!!!

Krzykiem zwrócił niepotrzebną uwagę kilku nocnych spacerowiczów. To była już wszak główna aleja tej dzielnicy. Speszony ruszył dalej bez słowa i szybkim krokiem wszedł w kolejną boczną alejkę. Nie pamiętał wielu rzeczy. Przypuszczał, że był celowy zabieg eksperymentu, by nie doszło do splątywania się wspomnień. Przy użyciu infocoma wezwał autonomiczny samochód "Volvo Orion C3". O tym że był firmowy, świadczyło niczym stygmat namalowane na karoserii wielkie logo "Jubtube", firmy która słynęła z kopiowania cudzych pomysłów. Przynajmniej płacili dobrze i na czas. Czym prędzej więc wsiadł do pojazdu i wysłał go do swego domu. By nie zasnąć włączył radio i ustawił na "Ultretro". Stare kawałki sprzed ery kolonizacji miały jakiś transgeneracyjny sznyt.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=WC5FdFlUcl0p[/media]

Przez pół-zmróżone oczy oglądał teraz faerię barw neonów i wielkich reflektorów. Kojąca mieszanina bezskładnego kolorytu, starej dobrej muzyki, oraz delikatnego szumu jono-elektrycznego silnika hybrydowego, zadziałały lepiej niż najlepsze psychotropy.
Do otworzenia oczu zmusił go uporczywy i dziwny stukot. Jakby ktoś pukał w jego auto przy użyciu drewnianego kołka. Nastała jasność i wtedy zdał sobie sprawę, że zmieniła się pora dnia, a samochód stoi przed jego blokiem. Zapewne przez całą noc. Spojrzał przez przednią szybę. Na masce beztrosko stała sobie dorodna, czarna wrona. Zdał sobie szybko sprawę co to oznacza, ale nie miał sił ani ochoty coś z tym zrobić. Zdołał tylko wyjęczeć pod nosem:

- Postaraj się nie zabić zbyt wielu...

Nie zdołał już dokończyć, a zarazem to były ostatnie słowa, które wypowiedział John. D-03 spojrzał na infocom i wywołał wczorajszą wiadomość. Uśmiechnął się delikatnie czytając jej treść. Ustawił samochód na nowy punkt docelowy. Ruszył po nowe zlecenie.
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 09-09-2017 o 21:55.
Rebirth jest offline  
Stary 15-09-2017, 11:32   #6
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=X9J2BedyFc8[/media]


>>> GRIMPORT. ZONA 6. 10:11

YUGO I ANJA


Szybki i agresywny kawałek punkowy zmienił się w niepokojące wibracje muzyki techno. W środku umalowani na twarzach niczym psychopatyczni klauni mężczyźni oraz w mniejszości kobiety tańczyli, śmiali się, jakaś parka dochodziła w kącie spleciona w wulgarnej dominacji. Siedziba Jokerów dla większości osób spoza gangu była niedostępna. A jeśli jakiś śmiałek tam dotarł, już stamtąd nie wracał. Czarno-zielone barwy gangu oznaczały popękane ściany tej dawnej prywatnej przychodni. Gdzie tylko się dało można było zobaczyć czarny kier z wstęgą na, której nie pozostawiając już nikomu wątpliwości pisało „Jokers”.

Przed meliną stał szereg aut oraz motocykli. Na winklach czujne, boskie oczy monitoringu wychwytywały wszystko co mogło wzbudzić alarm, zagrożenie. Gdyby więc czwórka wolnych strzelców nie została zaproszona najpewniej dostali by kulkę na przywitanie. Nieprzemyślana przemoc zalewała czarną, krwistą falą każdy ciemniejszy zakamarek Grimportu a Zonie 6 było to tak powszechne jak poranny kac czy zastrzyk ćpuna na głodzie.

W tym niezaskakującym stanie z głową ciężką, lepką jak sok żywiczny pojawił się pierwszy lansjer. Yugo zaparkował motocykl mając całkowicie wyjebane na ostry wzrok gangerów, stojących przy swoich pojazdach. Palili papierosy i jeden z nich, wysoki żylasty typ o złotym, iskrzącym się uśmiechu podszedł do Rosjanina raźnie, bez uprzedzeń pokazując kaburę z micro-smg.

-Ty jesteś Yugo Harkonen? Wszyscy mówią na mnie Złoty- podał wielką długą dłoń, z ranami na knykciach- Zresztą poznaje Cię. Koleś powiem szczerze, że wyglądasz gorzej ode mnie. No, ale każdy ma prawo się napić. Wolisz poczekać na wewnątrz i zapalić szluga czy wbić do środka? Nie bój się nie gryzę- wyszczerzył złote zęby.

Nagle dało się słychać jakiś warkot, brzęczenie niby lot wysoko-oktanowej walkirii. Ktoś pędził na spotkanie z śmiercią, szybko oraz sprawnie. Bangerzy rozejrzeli się przyjmując podstawę obronną. Yugo oraz złoty uśmiech odwróci się w stronę nadchodzącego dźwięku. Na tej ulicy nie jeździło za dużo pojazdów, o ile nie chciało się dostać kilku kulek ołowiu. Harkonen automatycznie również poczuł chęć chwycenia za broń, lecz w końcu przecież nikt nie miał się o niej nie dowiedzieć. Ostry pisk hamujących opon Paprotki uniósł się ponad pochmurne niebo, z odważnie ubraną dziewczyną o szafirowych włosach.

-Haha! Kogo my tu mamy! Nasza zadziorna wojowniczka!- Złoty podszedł do niej i Yugiemu zdawało się, że chyba się dobrze znają, przynajmniej tak wynikało z jego wylewności.

Dziewczyna była doprawdy drobna, lecz błysk jej oczu, podstawa, zdradzały prawdziwą dzikość. Rosjanin poznał kiedyś, całkiem niedawno zresztą pewną lansjerkę, która mu ją przypominała. Matty, Molly? Nie pamiętał, był wtedy nieźle nawalony; pamiętał tylko wielkie wszczepiane lustrzanki kiedy kochali się w jednym z motelików. Złoty właśnie przybijał sztamę Anji co lekko ją speszyło.

-Nie spodziewałaś się mnie co nie? Witam w moich skromnych progach… znaczy w wspaniałej posiadłości Pierrota i reszty moich towarzyszy od broni i grubych kresek alfy. No widzę, że team się zbiera. Pozostała jeszcze dwójka. Zaproponował bym ci blanta dziecinko, ale macie poważne spotkanie w sprawie pracy.

Anja zmarszczyła brwi, a Złoty przywołał ręką Yugo. Gość był faktycznie miły na swój sposób, lub po prostu odzywała się w nim powierzchowna kontaktowość, chemia w obiegu. Mimo wszystko Anja zdziwiła się, że traktuje ją jak równą sobie, może nawet okazuje odrobinę sympatii. Nie taki diabeł straszny jak go malują. Harkonen zachował jednak zimną krew marząc o klinie.

-Wchodzimy do uroczego wnętrza? Myślę, że jeden kieliszek nie zaszkodzi a raczej Ci pomoże- chudy gangster pokiwał głową i dwójka lansjerów zbliżyła się do pancernych drzwi. Złoty wpisał kod. Wojowniczka swoim wyostrzonym wzrokiem załapała krótką kombinację.

#2994


Zapewne Marisol też. Oby ją teraz oglądała… a może nie? Czuła wstyd i niepokój, że ten wysoki czarnowłosy facet, być może wprawił jej Panią w zazdrość, zranił jakoś to wielkie, szlachetne serce.

Wrota piknęły i trójka znalazła się w środku, gdzie od razu uderzyła ostra dusząca woń tego na wpół zrujnowanego miejsca. Tanie, robione papierosy, wóda i badający, bezlitośnie badający wzrok gangsterów. Wszyscy ich lustrowali, lecz po chwili pozornie wrócili do lajtu. Anja zauważyła jak jedna, mocno wytatuowana ulubienica szepcze coś za jej plecami.

-No patrzcie to jaką kurewkę Złoty sobie przygruchał.

Ganger zaprosił dwójkę wolnych strzelców do małej wysłużonej sofy koło równie obdartego stolika. Chwycił stojącą na niej butle napoczętej wódki i podał ją Yugo, a potem kiwnął głową w stronę Anji.


MR.NOBODY ORAZ JOHN D-03



Zaraz po zamknięciu się wejścia zjawił się przed nimi Pan Nikt. Wyłonił się z bocznej alejki, przeszedł przez ulicę i teraz zastanawiał się czy zadzwonić, czy spytać jakiegoś bangera żeby do kurwy nędzy wpuścili go do środka. Zresztą jeśli by chciał z jego zdolnościami mógł by zhakować te liche zabezpieczenia. Zastanawiał się czy, aby będąc już w środku nie zostawić sobie furtki, by zyskać dostęp do wszystkich brudów tej meliny. Odwrócił wzrok na lewo. Jakiś ubity spaślak oddawał złotą strużkę prosto przed jedną z kamer. Czarny kier z napisem 4LIFE świecił się na muskularnym, sterydowym łapsku. Wykrył niechętne spojrzenie Mr. Nobody i jak łatwo się było domyślić palnął.

-Co się kurwa gapisz?!

Zaczął już podchodzić cały wkurwiony, kiedy tylko wsunął czarny dres na swoje małe genitalia, gdy podjechało czerwone Volvo. Autonomicznie sterowane, po części jak sam pasażer. Grubas spojrzał na wysiadającego mężczyznę i podszedł ignorując „intruza”.

-Doe mordo, jak tam! Nie zbiłeś dzisiaj jakiejś kolejnej szmaty?!- Buła chamsko uradowany wystawił rękę do przybicia sztamy. Tej samej, którą uprzednio trzymał swojego fiuta. D-03 popatrzył na niego chłodnym, beznamiętnym wzrokiem zabójcy, tak iż nawet brutalny z natury Buła speszył się i wskazał drzwi.

-To chyba kolejny facet od roboty. Dawaj wbijamy do środka. Złoty przygruchał sobie już jakąś dupę. Jest też jakiś facet, no ale on kurwa mnie nie przykuwa takiej uwagi.

Cała czwórka w końcu znalazła się w komplecie. Buła wskazał miejsce, gdzie znajdował się Yugo oraz Anja z flirtującym z nią coraz bardziej śmiało Złotym i poszedł zająć się swoimi sprawami. Wszyscy spojrzeli po sobie. Była to doprawdy ciekawa ekipa.

-Łyczka?- zaproponował Złoty trzymając żytnią w dłoni.

 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 15-09-2017 o 14:35.
Pinn jest offline  
Stary 15-09-2017, 19:32   #7
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Gdy cała czwórka była w komplecie, on wydawał się być przez dobre parę chwil nieobecny. Siedział ze spuszczoną głową, nieruchomo, jakby złapał jakiegoś bad tripa. Powieki miał zmrużone, lecz wzrok pusty, twarz choć nie należała do wykrzywionych od nadmietnej empatii, była beznamiętna niczym u manekina. Nagle jego głowa gwałtownie się uniosła, a oczy rozszerzyły się jak pradawne ćwierćdolarówki. Rozwarte usta sugerowały, że gość chyba właśnie się obudził, a krótkie spojrzenia na otoczenie zdradzały iż nie do końca chyba wie gdzie się znajdował. Dopiero po dobrej minucie ogarniania sytuacji, zauważył że nie jest sam, a jakiś gość stoi przed nim i proponuje mu golnąć sobie dobrego samogonu. Co nie było głupim pomysłem, acz...

- Yyy, nie dziękuję. Jestem niepijący

Wypalił w odpowiedzi wystawiając przy tym przed siebie otwartą dłoń i dopiero po chwili orientując się jak nietaktowne oraz niefortunne to było.

- Znaczy się, wciąż mam kaca po wczoraj i ten tego...

Próbował wybrnąć z tej sytuacji John, jednak lekceważące i drwiące spojrzenia bijące w niego teraz niczym pięści po głowie bezbronnego, stawiały go w wyjątkowo niezręcznej sytuacji.

- Ok, dobra. Kogo ja chcę oszukać? Tak, nie wiem gdzie jestem i czemu. Nie znam was, ani ciebie dobry człowieku częstujący mnie drogim zapewne alkoholem. Znalazłem się tu, bo... ech... I tak byście nie zrozumieli. Mam zapewne coś ważnego do wykonania i... Cholera, fiucie, musiałeś mnie tak zostawić z nimi?! Przyznaj, zrobiłeś to specjalnie! Oj, przepraszam. Wiem, mówię do siebie. Tak mam gdy się stresuję, hehe... To może ja się napije jednak? Eee... nie? Zrozumiem jeśli nie...

Gość na którego patrzyli teraz pozostali wydawał się im zapewne chorym psychicznie uciekinierem z zakładu dla czubków. W gruncie rzeczy John też się tak czuł. Wypuścił ciężko powietrze z płuc i spojrzał na swoje przepocone dłonie, a potem na pozostałą trójkę i wreszcie samego Złotego. Jeśli nie zbierze wpierdolu, to już będzie sukces. Jeśli tylko wyrzucą go z tego miejsca, to będzie najlepszy wypadek. Najgorzej jeśli można było tu wnosić broń. Pomacał swoją prawą nogawkę. O kurwa, można było...
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 15-09-2017 o 19:36.
Rebirth jest offline  
Stary 16-09-2017, 12:40   #8
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
- Mr Nobody, do pana Pierrota... - przestawił się poniewczasie Pan Nikt, już wchodząc do środka.
A gdyby był zamachowcem z wrogiego gangu a pod płaszczem miał wiązkę granatów? Z takim podejściem do kwestii bezpieczeństwa nic dziwnego, że Jokerzy zbierali cięgi. Byli zbyt pewni siebie i swojej wieloletniej dominacji w Zonie 6, i tego że nikt nie odważy się im podskoczyć. Przywykli do wzbudzania lęku, nie odczuwania go. Będą musieli stracić jeszcze trochę krwi, żeby to się zmieniło.

W środku było jeszcze gorzej. Zawsze prowadzono go prosto do Pierrota, który miał chociaż trochę inteligencji, zaś tym razem został zmuszony do socjalizacji z troglodytami. I co to znaczyło "kolejny facet od roboty"? Czy nie wiedzieli, że Mr Nobody pracuje sam? Troje z tych ludzi ewidentnie nie było Jokerami. Siadając przy stoliku dyskretnie cyknął im wszystkim fotki cyberokiem. Jakaś panienka, gość, który wyglądał jakby przeczołgano go przez wszystkie rynsztoki Grimport i drugi, chyba naćpany... nie, to nie może być prawda.

- Też nie piję -zdążył odpowiedzieć, kiedy ten naćpany zaczął odpierdalać.

Pan Nikt odsunął się od niego a po chwili stwierdził, że to nie wystarczy i wstał od stolika.
- Kim do kurwy jest ten gość? - zapytał Złotego, którego kojarzył z poprzednich wizyt. - I gdzie jest pan Pierrot? - warknął.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 16-09-2017 o 12:47.
Bounty jest offline  
Stary 16-09-2017, 15:07   #9
 
KaDwakus's Avatar
 
Reputacja: 1 KaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie coś
"Z" jak Zuchwałość!

-Przepraszam! To wszystko jedno wielkie nieporozumienie! - zawołała rozpaczliwie, wypadając na ulicę. Jedną ręką chowała pistolet do kabury, drugą już dobywała kluczyków Paprotki.
Pomyliła lokale! Jakim cudem pomyliła lokale?! Sprawdziła to miejsce wczoraj w nocy! A dziś z samego rana zajechała pod bar mleczny! Gdzie ona miała głowę?! Nie dziwne, że barman dostał ataku paniki, gdy kazała się prowadzić do Krwawego Pierrota... Taki wstyd! TAKI WSTYD! Całe szczęście, że wyjechała tak wcześnie, może jeszcze zdąży.

Silnik zielonego motocykla zawarczał. Koła zapiszczały po brudnym, zdezelowanym asfalcie i Anja ruszyła. Ruszyła niczym wiatr. Jej oblicze skupione, jej włos rozwiany, jej cel przejrzysty i na wyciągnięcie ręki. A w jej głowie jedna, jedyna myśl - "PYTAJ O DROGĘ TY GŁUPIA PINDO!"

***

Gdy dotarła na miejsce, zaparkowała pośród mnogiej kolekcji pojazdów, która zastawiała front budynku. Ledwie zwróciła uwagę na wielkiego mężczyznę witającego się z nią wylewnie, jak ze starą kumpelą. Jej oczy przesuwały się badawczo po wszystkich zebranych - po pojazdach, ludziach, budynku. Chciała mieć pewność! Absolutną pewność, że tym razem stoi przed prawdziwą siedzibą gangu Jokerów! Nie miała ochoty na kolejną wtopę... Nie dziś, nie teraz...

Jej wszelkie wątpliwości ulotniły się jednak, gdy ujrzała złote zęby wielkoluda. TAK! Może i nie widziała za dobrze jego twarzy we wczorajszym półmroku rozmazanym łzami, ale zapamiętała jego uśmiech! Złociutki jak rogalik nadziewany słońcem!

-Cześć! Bardzo chętnie! - zaszczebiotała, odwzajemniając przywitanie żylastego gangstera. Znowu to zrobił! Czuła jak niepokój i niepewność ustępowały, niczym chmury smagane wiatrem. Facet o złotych zębach zdecydowanie był dobrą wróżbą! Ilekroć się pojawiał, przynosił same dobre wieści! Była mu bardzo wdzięczna za wczoraj, nawet, jeśli był niczym więcej niż dostarczycielem poczty. Pojawił się dokładnie w momencie, gdy potrzebowała tego najbardziej. Poprawił jej humor i podniósł ją na duchu, do tego był bardzo sympatyczny!
Postanowiła, że chętnie pozwoli mu się porwać na szklaneczkę lub dwie czegoś chłodniejszego. Ciekawe, czy w klubie mieli sok ze świeżych pomarańczy? Albo żurawiny i agrestu! Patrząc na fasadę budynku, powątpiewała, ale postanowiła mieć nadzieję.

Gdy wchodzili do klubu, udało jej się przyuważyć kombinację, którą jej nowy znajomy wstukiwał przy drzwiach. Uśmiechnęła się pod nosem. Jakiekolwiek sekrety skrywała siedziba gangu, klucz do pierwszych wrót stojących na ich straży, spoczywał teraz w rękach jej Pani. Pani, która uczyni z nim cokolwiek uzna za stosowne.

***

Wnętrze klubu okazało się mroczne i niepokojące, ale było w nim też coś magicznego i hipnotycznego. Tkwił jakiś złowrogi czar w tej chaotyczniej zbieraninie zapchlonych, bezpańskich kundli, tańczących i wyginających się dziko pośród wiecznej walki mroku, światła i dymu, pod dyktando bezmyślnych dźwięków elektronicznej muzyki.

Anja czuła się zaintrygowana, ale i odrobinę onieśmielona. Większość życia spędziła u boku swojej ukochanej Pani, więc niezbyt często miała okazję spotkać ludzi innych niż członkowie rodziny Morello, oraz ich służba i przyjaciele. Tylko sporadycznie przydarzały się nieznane twarze, najczęściej w formie nowych partnerów biznesowych lub zagranicznych dyplomatów.
Oczywiście, może z raz czy dwa była z Panią na większym przyjęciu, w charakterze rozkosznego dodatku do sukni, ale czując Jej bliskość, potrafiła idealnie odnaleźć się w swojej roli. Zaś tłumy na arenie, gdy plamiła matę potem i krwią, były odległe i nieosiągalne, niczym góry majaczące na horyzoncie.
Teraz otaczały ją jeden wielki zgiełk, mnogość nachalnych spojrzeń, oraz agresywna plątanina wszechobecnych ciał, wpadających na siebie nawzajem i odbijających się dziko od ścian, niczym pijacy w amoku. Nie była pewna, czy jej się to podobało...

"No patrzcie to, jaką kurewkę Złoty sobie przygruchał."

Te słowa usłyszała bardzo wyraźnie. Dotarły do jej uszu pomimo zgiełku muzyki i gwaru rozmów. Oraz zamyślenia, w którym Anja trawiła wszystkie te nowe, bombardujące ją ze wszystkich stron bodźce. Dziewczyna w tatuażach zadbała też, by Anja bez trudu zrozumiała, że są skierowane właśnie do niej. Nie robiła tego pierwszy raz, dobrze wiedziała jak wyłowić ofiarę, jak sprowokować ją nawet w gęstwinie tłumu.
Anja odwróciła się powoli. Nie żeby dziewczyna nie miała racji. Była kurewką. Ale należała tylko i wyłącznie do swojej Pani, a nie jakiegoś tam Złotego. Jak tak dalej pójdzie, Pani zrobi się zazdrosna o to, ile uwagi poświęcano ostatnio Jej niewolnicy...

"Zazdrosna..."

Musiała przyznać, że ta niegrzeczna myśl podniecała ją i przerażała zarazem. Czy mogło być coś piękniejszego w życiu niewolnicy, od zazdrości jej własnej Pani? Nie, na pewno nie! Zrobiłaby wszystko, by Marisol patrzyła na nią w taki sposób! Oczyma pełnymi tęsknoty i pożądania! Zabiłaby za to! Bez cienia wahania! Bała się jednak tak zuchwałych myśli... Czy aby nie przesadzała? Czy przypadkiem nie myliła swojego miejsca w świecie? Jakie prawo miało narzędzie, by marzyć w taki sposób o dzierżących je ramionach? Czemu w ogóle rozważała tak okrutne igraszki z sercem ukochanej?!

Nie powinna tego robić... ale chciała. Pragnęła tego ze wszystkich sił! Pragnęła rozpalić płomienie w sercu Marisol! Wypełnić Jej ciało żywym ogniem! Sprawić, by buzowało gniewem i tęsknotą, ilekroć dotknie jej ktokolwiek inny, niż Ona sama! Miała nawet pomysł, jak tego dokonać! I świetną okazję, by wprowadzić ten jakże niegodny czyn w życie!

Odetchnęła głęboko, przełykając niepokój i wątpliwości, oddalając wszystko, co krępowało jej serce. Uśmiechnęła się przewrotnie i podeszła lekkim, prawie tanecznym krokiem do dziewczyny w tatuażach. Spojrzała jej głęboko w oczy i mocno, bez ostrzeżenia, pchnęła ją na oparcie kanapy, na której ta siedziała, pijąc i paląc z towarzyszami. Nim dziewczyna zareagowała, Anja już siedziała okrakiem na jej kolanach. Mimo że była drobna, w jej mechanicznych kończynach drzemała siła dalece nieproporcjonalna do jej niepozornego wzrostu. Z łatwością przyszpiliła bezczelną gangerkę własnym ciałem i zaczęła całować, chwytając jej twarz w żelaznym uścisku mechanicznych dłoni. Całowała długo i namiętnie, brutalnie, bez opamiętania. Rozkoszowała się każdą sekundą tego zdziczałego, zuchwałego aktu, tak nowego i ekscytującego dla kogoś przyzwyczajonego do wiecznej uległości.

Gdy ich usta rozdzieliły się, Anja napawała się jeszcze przez chwilę płytkim, urywanym oddechem na wpół-zszokowanej, na wpół-przerażonej dziewczyny. Łowiła go łapczywie we własne, nadal mokre, rozedrgane wargi. Pozwalała, by osiadał na jej rozgrzanych do czerwoności policzkach, gorejących niczym piec. Chciała zapamiętać jego woń - papierosy, tani alkohol, strach.
W końcu uśmiechnęła się kokieteryjnie i wyszeptała cichutko, tak by tylko one dwie dzieliły tę tajemną myśl. Głosem tak słodkim i ciepłym, lecz podszytym ostrzem niosącej podniecenie groźby - każde słowo niczym dzban wypełniony po brzegi żyletkami wykutymi z miodu -Kurewka? Nawet sobie nie wyobrażasz, suczko...

Następnie wstała. Skłoniła się pięknie i teatralnie siedzącym dookoła gangsterom, którzy równie zaskoczeni, co ich towarzyszka, zastygli sięgając po broń, lub w połowie drogi do pozycji pionu. Pięści zaciśnięte, lecz oblicza nieobecne, a usta zastygłe w ciszy.
I pozostawiła ich takimi, niczym posągi zdobiące ogród czarodzieja. Odeszła bez słowa, powracając tym samym, tanecznym krokiem do kompanii Złotego, oraz jego dziwnego towarzysza. Miała nadzieję, że Pani patrzyła. Cały czas patrzyła. Że nie mogła oderwać wzroku! Że poczuła płomienistą zazdrość w samiutkim środeczku serca!

***

Następnych kilka minut spędziła siedząc ze Złotym i nieznajomy, który jak się domyślała, był tak jak i ona sama, specjalistą wynajętym przez Pierrota. Chętnie przyjęła kieliszeczek oferowany przez gospodarza, ale nie piła za wiele. Moczyła jedynie usta raz na jakiś czas.
Nie przepadała za alkoholem. A może po prostu nauczyła się go wystrzegać? Służąca nie powinna mącić swoich zmysłów. Powinna zawsze być gotowa wypełniać wolę Pani, bezwzględnie i co do joty!

Złoty okazał się wyjątkowo usłużny. Otaczał ją uwagą i opieką, nadskakiwał i szeptał piękne kłamstwa. Chociaż to nie w centrum jego uwagi planowała wylądować, schlebiało jej to i podsycało płomienie znakomitego nastroju i podniecenia - niechybnych następstw jej niedawnej zuchwałości. Przez krótką chwilę rozważała nawet, czy nie uczynić go kolejnym etapem jej igraszek z uczuciami Pani, ale szybko porzuciła takie myśli. Nigdy nie miała mężczyzny! Ni cholery nie wiedziała, jak zabrać się za takiego żylastego wielkoluda! Na swój sposób przerażał ją i onieśmielał. Z resztą, i tak wolała delikatny dotyk kobiet, tak podobny muśnięciom alabastrowych dłoni jej własnej ukochanej. Z takim dotykiem czuła prawdziwy komfort. Znała go i rozumiała. Szorstki dotyk Złotego, nawet, jeśli miły, nie mógł się z nim równać!

Z tychże powodów, ilekroć wyczuła, że ganger rozochocił się zanadto, ściągała go wesoło ku ziemi. Droczyła się z nim odrobinę, drażniła jego ego i szturchała buzujący od alkoholu rój jego oczekiwań - delikatnie i niewinnie, uważając, aby nie urazić nowego znajomego.
A przynajmniej miała nadzieję, że tak to wyszło! Przecież nie miała najmniejszego doświadczenia w takich sprawach. Nigdy nie romansowała, nigdy nie flirtowała, nigdy nie miała partnera. Poza Marisol oczywiście, ale to było coś zupełnie innego! Na szczęście na przestrzeni lat, miała okazję obserwować Panią w wielu przedziwnych sytuacjach, czerpała, więc z tych doświadczeń całymi garściami.

Bawiła się tak nie najgorzej, więc gdy nadeszli kolejni goście, a uwaga Człowieka o Złotym Uśmiechu przeskoczyła na kogoś innego, poczuła delikatne ukłucie rozczarowania. Sama Anja powitała ich bezgłośnie, uśmiechając się słodko i czarująco, niczym przeurocza kotka. Wstała też sprężyście ze swojego miejsca i wykonała zamaszysty, teatralny ukłon w stronę nieznajomych. Miała ochotę dać upust wesołości, kaskadami zalewającej jej serce. Czuła, że gdyby tylko chciała, świat należałby teraz do niej.
 

Ostatnio edytowane przez KaDwakus : 16-09-2017 o 16:46. Powód: poprawki stylistyczne
KaDwakus jest offline  
Stary 17-09-2017, 11:26   #10
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Yugo nie przewidział, że do roboty zatrudniono też innych ludzi i to takich z którymi będzie musiał pracować. Nie żeby miał coś przeciwko,
ale był raczej przyzwyczajony do samodzielnej pracy. No, ale to nie on był tu klientem więc nie mógł stawiać żadnych warunków. Musiał się dostosować,
a jako, że szczególnie mu to nie przeszkadzało, to czemu by nie? Potem zawsze w razie czego będzie na kogo winę zrzucić za jakąś zjebkę.

Posadzili go przy stoliku i dali pić więc zaczynało się nieźle. Przynajmniej tak mu się zdawało, dopóki nie okazało się, że Złoty podał mu flaszkę żeby rozlać wszystkim do kieliszków, nie była do użytku własnego. Westchnął ciężko i towarzystko polał. Potem rozejrzał się szybko, na chwilę ściągnął na dół chustę odsłaniając metalową, dolną szczękę. Wlał w siebie co trzeba i znowu zasłonił twarz, od razu nalał kolejną kolejkę i powtórzył proces potrzebny żeby ją obalić.
Nie czuł się komfortowo w tym miejscu odsłaniając swój defekt twarzy.
Dotknął mechanicznej ręki żeby się troszkę oswoić i uspokoić, ale tak czy inaczej siedziba Jokerów przypominała mu gorsze, głupsze czasy. Coś było w tych podludziach co przypominało mu środowisko, w którym sam się kiedyś obracał. Stłumił w sobie złe myśli, które tylko by podsyciły jego szybko rodzącą się nienawiść do gangu i walnął kolejną porcję wódki, gdy zjawili się kolejni dwaj nowi współpracownicy.

Jeden z nich był chyba zwyczajnie durny, chociaż można to było pomylić z psychozą albo naćpaniem. Jednak Yugo poznał dostateczną porcję idiotów,
by poznać kolejnego. Drugi zaś był okrutnie nerwowy.
Na dodatek obydwaj nie pili, mimo tego, że od razu im nalał. Przebolał to i zabrał ich kieliszki dla siebie, nic nie mogło się marnować. Tylko kobieta z nim piła, ale i ta zdawała się być myślami gdzie indziej.

Przejechał protetyczną dłonią po głowie, nie zapowiadało się to zbyt obiecująco. Postanowił się jednak nie odzywać poza przedstawieniem się jako Yugo dla każdego i podaniu mu zdrowej ręki do uściśnięcia. Nie było powodu żeby przedstawiać się z najgorszej strony od razu jak pozostali.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172