Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-10-2017, 21:10   #11
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Roslie zajęta dronem przywitała się krótko z sąsiadkami i nie wdając się w dyskusję usilnie, choć nieudolnie próbowała rozkręcić urządzenie. Gdzieś w tle słychać było radio, które znów podawało informacje na temat psychola zabijającego muzyków. Wzdrygnęła się lekko na te informacje a na jej ciele, odzianym jedynie w kuse majtki i za duży bawełniany top, mimo upału pojawiła się gęsia skórka.
Pożyczona skrzynka z narzędziami i dobre chęci nie przekładały się jednak na sukces. Po dobrych 15 minutach oglądania policyjnego urządzenia z każdej możliwej strony poddała się i zmuszona była poprosić o pomoc.
- Głoooosie – zawyła jak mała dziewczynka, która nie potrafi otworzyć lizaka. Przejechała opuszkiem palca po prawej, zewnętrznej krawędzi oprawy wyglądających na bardzo staromodne holkularów. Momentalnie pojawił się
duch.


Skrzydlata, różowa świnka wielkości dobrze karmionego przez babcie kota okrążyła ją kilka razy kwicząc radośnie i robiąc przy tym mnóstwo hałasu.
- Pomóż – powiedziała tonem rozkapryszonej dziewczynki próbując złapać wzrokiem ducha, który wciąż wesoło krążył gdzieś nad jej głową.
- Wiesz, że rzucanie flaszkami w policyjne drony i ich kradzież nie są do końca mądre? - pouczył ją Głos Rozsądku. - Ale skoro mleko się już rozlało poszukam instrukcji w sieci. To model CT Beholder. - oznajmiła świnka po sekundzie, nakładając w e-glasach dziewczyny wirtualny schemat urządzenia na jego rzeczywisty widok. - Pod lewą nóżką ma taki mały pstryczek, widzisz? I otwiera się klapka a w niej masz przycisk blokady. O właśnie. Teraz powinno pójść.
I poszło, czasza drona ustąpiła, odsłaniając główki śrubek. Po kolejnych kilku minutach Rosalie dobrała się do bebechów urządzenia, pełnego grafenowych układów scalonych i kabli.
- To małe białe po lewej to karta pamięci - objaśnił z chrumkaniem latający prosiak. - Bo pewnie tego szukasz.

Karta pasowała do gniazda w e-glasach. Po jej włożeniu Rosalie ujrzała foldery zdjęć i filmów. W tym pierwszym był m.in jej wspólny portret z Anastazją oraz liczne zdjęcia innych ludzi. Wśród niektórych rozpoznała znajome twarze z Alamo. Filmy były trzy. Jeden, dość krótki z dzisiejszego świtu, gdy dron krążył nad galerią. Drugi podobny, lecz dłuższy i kręcony z dużej wysokości. Najciekawszy jednak był trzeci.
Zaczynał się od zniekształconej bliskością rybiej kamery twarzy młodego mężczyzny zasłaniającej cały ekran. Zmieniała się ostrość i zoom, w pewnym momencie ukazując przybliżenie ja dużego pryszcza, a koleś co chwilę zezował gdzieś w bok, zapewne na pogląd.
- Rudy! - rozległo się w tle. - Zostaw to, dokończysz później.
- Tak jest! - mężczyzna odwrócił się i stanął tak, że zasłonił obraz swoim odzianym w czarne mundurowe spodnie tyłkiem.
- Wgraliście bazę twarzy?
- Tak, sierżancie!
- Pamiętacie, co robić? Jak rozpoznacie na ulicy poza Alamo kogoś z tamtejszego samorządu lub samoobrony, wzywacie team szturmowy i śledzicie podając namiary. Oni zgarniają na czterdzieści osiem albo na dłużej, jak będzie trzeba. Pozbawimy tych brudasów głowy to w poniedziałek pójdzie łatwiej. Skumali?
- Tak, sierżancie!
- To do roboty.
Rozległo się trzaśnięcie drzwiami a w tle niewyraźne głosy.
Po chwili przed ekran znów wróciła znajoma twarz, by majstrować przy obrazie a minutę później nagranie się skończyło.

Akurat zresztą do kuchni weszła wraz Lily większa grupa ludzi. Wśród nich był Paul Gaultier, nieformalny lider ich społeczności, starszy brodaty gość z niesamowitym siwym irokezem. Towarzyszył mu młodszy, długowłosy mężczyzna z opaską samoobrony Alamo na ramieniu - wpisaną w koło białą literą A, oraz dwie kobiety: starsza Azjatka i biała nastolatka. Lily w ich imieniu zapukała do nory Anastazji a facet z samoobrony przystanął przy Rosalie.
- Czy to jest policyjny dron? - zainteresował się.
Rose zerknęła na mężczyznę znad oprawek holokularów i przyglądała mu się chwilę.
- Na to wygląda - odpowiedziała po kilku sekundach.
- Kwiik, kwiiiiik - dodał głośno Głos jakby na potwierdzenie jej słów.
Gdy uniosła głowę zdążyła dojrzeć jak stojący nad nią facet pośpiesznie przenosi spojrzenie z jej dekoltu na drona.
- Jestem Marco - przedstawił się. - Ty go upolowałaś?
Udała, że nie zauważyła gapienia się na jej cycki. Taka już męska natura. Zdążyła przywyknąć i rzadko jej to już przeszkadzało.
- Rosalie - przedstawiła się podając mu rękę. - Ja, odrobina szczęścia i przypadku. Pewnie teraz spytasz czy jest tu coś ciekawego? - uśmiechnęła się.
- A jest? - zapytał, odwzajemniając uśmiech.
- Nooo - odpowiedziała przeciągle. - Ty i Paul - skinęła głową w kierunku faceta z imponującym irokezem - powinniście to zobaczyć.
Gaultier był akurat zajęty przedstawianiem Anastazji propozycji koncertu, ale Marco przyjął od niej kartę pamięci i włożył do swoich e-glasów. Zniknął zatem z rzeczywistości na parę minut.
Rosalie przysłuchiwała się rozmowie, którą toczyła Anastazja i śmiała się cicho pod nosem. Skrzypaczka miała specyficzny sposób bycia, do którego zdążyła się już przyzwyczaić lecz jej gwiazdorzenie wciąż ją bawiło. Co raz spoglądała na Marco chcąc odczytać z jego twarzy jak zareaguje na wieści, jakie przyniosła upolowana przez nią zdobycz. - I co? - uniosła brew pytająco.
Marco zagwizdał.
- O złotko - spojrzał na nią z uznaniem, wyłączając podgląd na e-glasach. - Wiesz co znalazłaś? Może właśnie ocaliłaś Alamo! Masz u nas duuuży dług wdzięczności. Jak przyjdzie ci coś do głowy to dzwoń - wyświetlił jej holograficzną wizytówkę do zeskanowania. “Marco Galvan” i numer. - I jakbyś miała kłopoty, jasne?
Sięgnął do sakwy przy wojskowym pasie, wyjął z niej jakiś zawinięty w materiał przedmiot i podał Rosalie.
- Holomaska - powiedział. - Masz w niej zaprogramowanych kilkadziesiąt twarzy. Gdyby śledziły cię te ćwoki z Pacyfikatorów załóż, podłącz do fonu i ustaw jedną z nich. Systemy rozpoznawania twarzy cię zgubią. Chociaż tyle, bo włosy i tatuaże mocno się wyróżniają z tłumu. Nie żeby mi się podobały - uśmiechnął się do niej.
- Dzięki - odwzajemniła uśmiech i wzięła holomaskę. Czuła ekscytację. Może Alamo nie było wymarzonym miejscem do życia, ale zdążyła się już do niego przyzwyczaić i polubić wielu pomieszkujących tu ludzi. Poza tym zawsze się tu coś działo, więc raczej nie było mowy o nudzie, której nie znosiła. Niby była w lepszej sytuacji niż duża część jej sąsiadów, miała zaoszczędzonych kilka groszy, za które mogłaby spróbować wynająć jakiś kąt, ale nie miała żadnej gwarancji, że będzie lepiej niż tu. A teraz mieli szansę ocalić tą wielokulturową i wielopokoleniową zbieraninę indywiduów, która funkcjonowała tu całkiem dobrze.
- No i jeszcze gracie koncert, zajebiście! - krzyknęła podjarana, gdy goście wyszli. Podbiegła do Anastazji przytuliła ja mocno i pocałowała soczyście w policzek. - Zajebiście! - powtórzyła. Miała wrażenie, że nic nie będzie w stanie zepsuć jej dzisiaj nastroju.
Skrzypaczka wyglądała jakby się przebudziła, musiała z kimś akurat gadać na czacie. Odruchowo jednak wyciągnęła rękę i zmacała biust tatuażystki.
- No... - skomentowała, chyba nie do końca słuchając.
- Fajne, wiem - stwierdziła, po czym odwróciła się na pięcie i zanurzyła głowę w lodówce w poszukiwaniu czegoś do żarcia.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"

Ostatnio edytowane przez Vivianne : 09-10-2017 o 22:02.
Vivianne jest offline  
Stary 10-10-2017, 13:04   #12
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację


Billy: Mamy koncert jutro. Najlepiej jakby cała ekipa zebrała się ASAP w naszej kwaterze głównej.
Howl: Gdyby ktoś pytał o saksofon JJa albo miał jakieś super propozycje to no commento!
Chris: Kurde, jutro średnio mi pasi… da się to przełożyć? ^^
JJ: Nie martw się zagramy bez Ciebie, zrobimy Mass unplugged Effect
Anastazja: A dziś mamy wieczorem próbę? Bo nie wiem czy mogę oddawać się rozpuście, czy zachować jednak jakieś pozory
Howl: A nie jesteśmy za młodzi na unplugged? Co dalej, album świąteczny?
JJ: Dobry pomysl, moze zcoverujemy last christmass ? Ale to by brzmialo Last christmess by Mass Aefect !
Anastazja: Jak to zrobicie, to to na serio będą wasze ostatnie święta. To co z tą próbą? Bo zaraz będę mieć plany i... możecie mnie cmoknąć, ale tylko na odległość.
Howl: Róbmy.
Chris: ://////
Howl: Tzn próbę a nie last-ass, czy ktoś tu rozumie czym jest ironia? Nie, to nie taki owoc. Jak się zbierzemy na próbie to będę miała prośbę odnośnie koncertu.
Billy: Próba by się przydała. Nie wieczorem, a wcześniej… po południu może.
O dwudziestej w klubie Insomnia w Design District mam się spotkać z naszym kontaktem w Niewidzialnym Klubie. Ktoś skoczy tam ze mną? Będzie to lepiej wyglądało.
Howl: Whoa, gramy w niewidzialnym? Czad!
Billy: Duży prestiż… wszystko musi być na tip top i nie ma drugiej szansy, ani możliwości odłożenia tego w czasie. Wóz albo przewóz panowie i panie.
Chris: o.O ja prdl… Billy, a możesz umówić się z nim gdzie indziej? Ech zresztą pogadamy w Warsaw, już jadę.
Billy: Nie ma na to szans. To nie ta liga. Albo bierzemy występ, w zasadzie to nie ma drugiego albo.
Liz: Człowiek przez chwilę nie patrzy na holo i wypada z obiegu. Niewidzialny? Wow. Próba im wcześniej tym lepiej. Na noc mam wychodne.
Anastazja: Dobra miśki, to skoro trzęsiecie dupami, zarządzam próbę o 15. I chuj. Mam nowy kawałek napisany. Będzie zajebioza!!!!!!!!!111111111oneone
Liz: Będę.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 10-10-2017 o 13:31.
Bounty jest offline  
Stary 10-10-2017, 18:51   #13
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Liz nie zwróciła nawet uwagi na niekompletny strój Rasco. Wlazła jak do siebie, zwaliła się na kanapę i pociągnęła kilka łyków zimniutkiego piwa.
- Boooosko - zamruczała jak kot przykładając policzek do puszki. Zarzuciła ciężkie buciory na blat stołu z wyćwiczoną gracją by nie naruszyć kupki zioła.
-Masz rację z tym Niewidzialnym...
Wstukała wiadomość na holofonie w sprawie ewentualnej próby i wróciła wzrokiem do kumpla.
- Słuchaj, ta twoja fixerka - zagaiła ostrożnie. - Mogłaby coś dla mnie sprawdzić? W ramach, że ty ją bzykasz, a my się kumplujemy od, kurwa, zawsze… To niemal rodzinna przysługa. Bo wypłacalna, jak się domyślasz, nie jestem.
- A kiedyś byłaś? - wyszczerzył się Rasco, samemu otwierając z sykiem puszkę dyskontowego Buda i rozlewając trochę piany na dywan. Usiadł obok i zaczął rolować jointa.
- Coś jest na rzeczy z tą rodziną, bo spotykam się z tą przyszywaną siostrą Billy’ego, której nikt wcześniej nigdy nie widział. Poznałem ją dwa tygodnie temu, przez znajomka, w Niewidzialnym właśnie. Ona często załatwia tam interesy. Więc nie powinno być problemu a gdyby trzeba było komuś zapłacić to przecież jutro wpadnie ci pieniądz, nie? Zajarasz? - uniósł w dwa palce gotowego skręta.
-Tylko chorego pytają - odparła sentencjonalnie a gdy Rasco pociągnął bucha wyjęła mu blanta z ust i również skosztowała.
Przytrzymując chmurę w płucach sięgnęła po złożony w tylnej kieszeni druk i podała kumplowi. Zawahała się czytając dokładnie zawarte na świstku dane. Oderwała ostatecznie górną połowę z nazwą gabinetu i tytułem przelewu.
- Niech się dowie czyj to rachunek.
Pić jej się chciało przez ten pieprzony upał to i wlała w siebie piwo jednym niemal haustem. Pustą puszkę zgniotła w dłoni i rzuciła w stronę kosza w rogu pokoju.
- Częstuj się - przejmując jointa wskazał na lodówkę w aneksie kuchennym. Od dawna było ustalone, że u Rasco Liz ma się czuć jak u siebie w domu.
- Z tą panną to coś poważnego? - zapytała.
- Bo ja wiem - wypuścił dym i wzruszył ramionami, chowając kartkę do kieszeni. - Może jestem już nawet gotowy, minęły dwa lata od Kylie - doskonale pamiętała pojebaną byłą Rasco, przez którą raz chciał się nawet rzucać po pijaku z mostu Golden Gate. - A Janis jest taka ogarnięta i rozsądna. Nie wiem czemu Billy ją przed nami ukrywał, może się jeszcze dowiem. Nie słucha zbytnio rocka i metalu, to minus. Ale może jutro przyjdzie na wasz koncert. A jak z Johnem?
- Kurwa, źle. - Liz gibała się chwilę przed lodówką lustrując zawartość. - Ma chatę naszpikowaną bronią. Moja psychatrzyca powiedziała mi w tajemnicy, że do ośrodka trafił prosto z Alcatraz. Podobno jakiś gość zapadł w śpiączkę bo taki spuścił mu wpierdol. Może teraz boi się reperkusji, stad ta paranoja z bronią.
Po oględzinach wnętrza lodówki zdecydowała się w końcu na kolejne piwo. Wróciła na kanapę i przejęła w locie jointa.
- John jest okaleczoną, kurwa, duszą. Jak ja. Muszę go chronić.
- Taaa… - Rasco pokiwał głową. - A nie sądzisz, że mając tyle gnatów sam się jest w stanie chronić? Mam nadzieję, że on ma tylko jakąś paranoję, bo zaczynam się o ciebie, Lizka, martwić. Gościu mi pasuje na jakiegoś gangstera, ale nie byle pętaka jak Moose - wymienił ksywę ich znajomego osiedlowego dilera - tylko z wyższej półki, albo i kilera, nie wiem. Bo wciąż nie masz pojecia co on robi w życiu, nie? Wiesz, może Janis byłaby się w stanie tego dowiedzieć.
-Lepiej nie - Liz stanowczo odmówiła. - A jak ją przyuważy? Ludzie nie lubią jak się ich szpieguje.
Nie powiedziała tego na głos ale Rasco na pewno musiał także dodać do siebie stos klamek, paranoję plus odsiadkę za pobicie. Lepiej żeby Janis nie zarobiła po gębie. Albo… postrzału.
-Dobra, poruszę ten temat, Ok? - Spaliła końcówkę blanta i zgasiła w popielniczce. - Zapytam po co mu tyle żelastwa i czym się właściwie zajmuje. Nie sądzę jednak żeby był gangsterem...
Wolała nie rozwijać swoich obaw, że przeszło jej przez myśl czy nie jest aby seryjnym mordercą.
-John jest miłym i wrażliwym facetem, koniec tematu.
Liz wyciągnęła się na kanapie i założyła na głowę odtwarzacz VR ciekawa co ma Rasco na stand-by’u. Przewidywała, że pornole. Wolała zmienić temat na jego świńskie upodobania niż dalej analizować swój nienormalny związek.
Zawiodła się jednak srodze. Nie próbował jej powstrzymywać, to już powinno było dać jej do myślenia. Zawartość gogli najlepiej świadczyła o tym, że pierwszy raz od dłuższego czasu Rasco ma stałą dziewczynę.
Ujrzała ekran pauzy w Warhammer World. Starszej wersji na rękawice i gogle. Rasco często narzekał, że nie stać go na bioport, przez który mógłby odczuwać wirtualne światy wszystkimi zmysłami a nie ufał tym tańszym czarnorynkowym. Kiedyś miał kombinezon do VR, ale się mu porwał. Liz wolała nie zgadywać przy czym.
- Co, chcesz pograć moim krasnoludzkim bardem? - zapytał.
-Chętnie, ale nie dzisiaj - gładkim ruchem zdjęła osprzęt. - Zabiją mnie jak nie dojadę na próbę przed występem w Niewidzialnym. Anastazja napisała nowy numer, trzeba go przeszlifować.
Pociągnęła kilka zimnych łyków o smaku piwnych szczyn. W kącik ust wytknęła papierosa i przypaliła żarową zapalniczką.
-Chyba też powinnam… Ale nie wiem czy potrafię. Pisanie tekstów to kurewski masochistyczny ekshibicjonizm. Wypruwasz sobie flaki i pozwalasz ludziom zajrzeć przez szparę we własnym brzuchu.
- Zależy jak osobiste są twoje teksty. My śpiewamy głównie o potworach z mackami. - Rasco grał coś co nazywał robotic-gore-metalem a jego kapela nazywała się “Schoolgirl Boner”. - Ze szlugiem chodź na balkon, stara rzuciła i się wkurwia jak wyczuje. Blanty jej nie przeszkadzają, ale to tak.
- Ale jojczysz - zamarudziła Liz, ale posłusznie podreptała na balkon. Przechodząc obok składu klamotów uchyliła drzwi by zajrzeć na składowane tam obrazy Amelii.
Były na miejscu. Obrazy przedstawiające przedmioty wyposażone w ludzkie uszy i oczy, ludzie wychodzący z przedmiotów i przekształcający się w przedmioty. Wreszcie niemal zupełne abstrakcje. Ilustrowana kronika postępującego szaleństwa Amelie Delayne.
- A właśnie - Rasco klepnął się w czoło. - Wczoraj znalazł mnie na fejsie ten twój spierdolony wujek, Doby. Pytał czy wciąż masz obrazy i czy nie namówiłbym cię na ich sprzedaż, to bym dostał procent. Umyślił se, że teraz jak jesteś znana to zorganizowałby wystawę w jakiejś galerii. Wiadomo, kazałem mu spierdalać. Chociaż jak tak czasem na nie patrzę to stwierdzam, że są nawet dobre. Niezła psychodela w każdym razie.
- Mhm. Obłąkane jak ona - skomentowała pomijając całą resztę o Dobym i galerii. Wymknęła się na balkon gdzie spaliła dwie fajki i popiła małpką czystej wódki.
U Rasco posiedziała jeszcze dobrą godzinę słuchając muzy i czytając artykuły w necie o najnowszym ataku Melomana.
Wieżowiec opuściła na chwiejnych nogach lecz z niezgorszym samopoczuciem. Jazdę rowerem po używkach miała nieźle wyćwiczoną a droga z Potrero Hill do Warsaw była w miarę prosta i z górki. Tylko zjeżdżając po spiralnej kładce nad autostradą Liz niemal wyrżnęła w barierkę.

*

Na próbę dotarła lepiej niż zawiana.
Upał spotęgował wypity alkohol. Blanty wprawiły w błogie rozleniwienie.
Liz nie była w nastroju do kłótni, tym bardziej zaskoczyło ją, że jakąś mimochodem rozpętała.
Aby nie wywlekać różnicy zdań na łono całego bandu podeszła prosto do Anastazji. Rozmowa jeden na jeden.

- Jak dla mnie to robienie jaj z czyjejś tragedii - wyjaśniła Liz przypalając kolejną fajkę. - Właściwie to dziwne, że awansowałam nagle na najwrażliwszą jeczybułę w bandzie, ale jak zeszła moja matka to byłam w niespecjalnie rozrywkowym nastroju i teraz jak ktoś umiera to mi się mimowolnie udziela tamten, kurwa, smętny klimat.
- Przecież zanim zrobimy temu oprawę to minie kilka tygodni. To jest materiał na nową płytę. No ale nie chcesz, to nie śpiewaj, księżniczko. - prychnęła urażona Vandelopa.
Liz zaszła Anastazję od tyłu i bez uprzedzenia objęła ją w pasie dość zaborczo.
- Nie wkurwiaj się na mnie - cmoknęła ją w policzek i uniosła kilka centymetrów nad ziemię. - Umiesz pisać dobre utwory, po prostu ten mi się wydaje zbyt lekki w zestawieniu z tematem. Się poprawi i doszlifuje, księżniczko.
De Sade wyglądała dalej na obrażoną, ale z jakiegoś powodu przełamanie bariery intymności i ciepły uścisk Liz ją uspokoiły.
- Zanim obrobimy ten numer, ludzie będą mówić o czymś innym. Nie możemy pisać piosenek pod kartki z kalendarza... a przynajmniej nie większość. To jest anonimowy morderca i niech każdy wyobraża go sobie po swojemu. Może być jako Kruger, może być sexi men... chuj mnie to - pogładziła wolną ręką Liz po ramieniu - Nie możemy śpiewać o bułce maślanej, kontrowersja to nasz styl. Nie bierz więc tego tak osobiście, śliczna. A propozycje zmian może jakoś przełknę. - Dodała polubownie i... polizała ją w policzek.
Liz zatopiła dłoń w czerwonych włosach Anastazji i pogładziła niemal czule. Lubiła walniętą skrzypaczkę.
A że była ostatnio przewrażliwiona bardziej niż zazwyczaj?
To przez tego świra wierszokletę ganiającego z nożem po mieście. I przez tajemnice Johna. I leki. Pieprzone leki, była po nich kurewsko otępiała...
Podrażniła palcami struny basu i dała się ponieść muzyce.
Problemy rozwiały się z pierwszą wyśpiewaną linijką.
 
liliel jest offline  
Stary 11-10-2017, 09:18   #14
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Post pisany przy wsparciu MG i Viv


Anastazja zjadła kilka rollsów, resztę odkładając na swoją półkę w lodówce. Niby mogła się podzielić, jednak wychodziła z założenia, że jak ktoś jest potrzebujący, to sam się poczęstuje. A może zostanie coś dla Olivera, który nieźle się napracował przy zrobieniu tego śniadania. No i wykosztował pewnie, choć Anastazji nigdy nie było szkoda kasy, zarobionej przez niego w corpo.

Nim czerwonowłosa odpowiedziała na liścik, wysłała zapytanie na czacie zespołu o plany odnośnie próby. Nie ma co ukrywać, że spędzenie wieczoru w towarzystwie upierdliwego Olivera, nawet jeśli to on za wszystko płacił, nie stało wysoko w jej hierarchii. Dowiedziała się też o jutrzejszym koncercie, co ją ucieszyło - przypływ gotówki zawsze cieszył.

Skinęła głową powitalnie Kamie i Rosalie, która grzebała przy jakimś urządzeniu namiętnie. Czy to nie był ten wczorajszy dron? Nim jednak skrzypaczka zdążyła się zainteresować, jej uwagę ściągnęła Lily... przynajmniej na chwilę, zanim w radiu nie nadano komunikatu:

“…wyciął na jej ciele tekst „Imagine” Johna Lennona oraz czas trwania utworu. U poprzedniej ofiary był to „Ring of Fire” Johnego Casha, zaś u pierwszej, a w każdym razie pierwszej znalezionej, „Nightingale” Angelo Badalamentiego i Julee Cruise…”

Ignorując pytanie starszej sąsiadki, Anastazja zacisnęła pięści z podniecenia.
- Maya, słyszałaś? - zapytała swojego ducha, który jak zwykle siedział na jej ramieniu i machał nóżkami wesoło.

[MEDIA]https://media.archonia.com/images/samples/15/58/21558_s0.jpg[/MEDIA]

- Tak. Pielgrzymi z samorządu chcą cię widzieć. - powtórzyła mangowa istotka wypowiedź Lily.
- Nie to! - prychnęła niecierpliwie, po czym szybko odpowiedziała staruszce - Niech przyjdą jak muszą.
I już o tym nie myślała, skupiając się na wspomnieniu z poranka.
- Ten zabójca! - podniecona mówiła do swojego ducha, wracając do swojego leża rozpusty, jak zwykła mówić o posłaniu - Ja go widziałam! Miał koszulkę z Lennonem, ten sam tytuł krążka To nie mógł być przypadek! I te jego oczy...
- Może to zgłosimy? - zaproponowała Maya.
- Co? A po co? W sensie, jeszcze by nas się ktoś czepiał. Nie, Maya, co innego... mam pomysł na nowy hicior. Oczy mordercy!
- Oh!
- teraz i Maya okazała podniecenie - Będziesz tworzyć?
- Tak! Słuchaj i notuj...
- i zaczęła tworzyć mroczne rymy pod kolejny numer Mass Æffect, planując zaprezentować utwór na najbliższej próbie.

Nie dane jej było popracować zbyt długo, bo kwadrans później rozległo się pukanie w ścianę obok oddzielającej mieszkanko od reszty sklepu kotary oraz zachrypnięte wołanie Lily:
- Ej, księżniczko! Przyleźli do ciebie!
- Jak kochają, to poczekają.
.. - warknęła, kończąc ostatnią zwrotkę. Nie była zadowolona w 100% i wiedziała, że ten diament wymaga jeszcze oszlifowania, ale szkielet hiciora już był! Doprawdy, jeśli się nie myliła, będzie musiała załatwić sobie jakąś wejściówkę, gdzie trzymają świrów i zjebów, skoro to ma jej dawać takiego kopa natchnienia.
Wstała i szybkim krokiem wyszła na zewnątrz.
- Czego? - przywitała się serdecznie.

W kuchni czekali dwaj mężczyźni i dwie kobiety. Wśród nich był Paul Gaultier, nieformalny lider ich społeczności, starszy brodaty gość z niesamowitym siwym irokezem. Towarzyszyły mu starsza Azjatka i biała nastolatka oraz młodszy, długowłosy mężczyzna z opaską samoobrony Alamo na ramieniu - wpisaną w koło białą literą A. Ten nachylał się nad Rosalie i rozłożonym już na części pierwsze dronem.
Lily oparła się o ścianę, tak żeby wszystko słyszeć a Azjatka z samorządu spojrzała na Gaultiera jakby chciała powiedzieć “a nie mówiłam?”.
Ten jednak wydawał się niezrażony, widocznie zwalając nieuprzejmość Anastazji na jej ekscentryczny styl. Wiadomo, artystom zawsze więcej uchodziło na sucho.
- Dzień dobry pani… de Sade - uśmiechnął się kącikami ust. - Widzę że jesteś zajęta, a my trochę też, więc przejdziemy do rzeczy. Mamy propozycję. Koncertu. W poniedziałek, tutaj. Organizujemy demonstrację w obronie Alamo i ogólnie, przeciw polityce mieszkaniowej władz. Wielu ludzi w mieście jest na skraju i jeśli nam się uda spodziewamy się nawet czterdziestu tysięcy ludzi. A uda nam się jeśli Mass Æffect zagrają. Nie jesteśmy w stanie dużo zapłacić, ale gwarantuję, że będziecie we wszystkich kanałach holowizji. I… ale może oddam głos córce. Meg?
- Więc..
. - zaczęła nieśmiało nastolatka, patrząc pod nogi. Chyba była bardzo przejęta. - Moglibyśmy nakręcić zajebisty teledysk! - wykrztusiła wreszcie. - Dronami. Takimi jak ten - wskazała na tego na stole - ale nie policyjnymi, wiadomo. Ja i kumple mamy kilka własnej roboty. Scenę urządzilibyśmy na dachu wejściowego holu. Skołowali dobre nagłośnienie...
- Przekażesz propozycję reszcie zespołu? - zapytał Gaultier.

Anastazja pomyślała, że propozycja z pewnością trafiłaby na podatny grunt u niektórych członków zespołu. Ona sama nigdy nie była etatowym rebelem, ani też nie była jakoś emocjonalnie związana z Alamo. Trafiła tu jak nie miała kasy, bo było tanio. Z drugiej strony największa publiczność jaką dotąd mieli Mass Æffect to było parę tysięcy na festiwalu w Vallejo. Nie mieli też jeszcze teledysku z prawdziwego zdarzenia.
Skrzypaczka patrzyła to na jedno to na drugie z wyrazem twarzy, przywodzącym na myśl rozkapryszona księżniczkę. Westchnęła, przewróciła oczami.
- Noooo.... dobra. To jest słuszna sprawa, więc poproszę team żeby dla was narazili karki. Bo wiecie, że tak to się skończy? Jeśli się zgodzimy Mass Æffect dostanie etykietkę bandu, który prowadzi do rewolty, będziemy mieć w takich korpo masę wrogów... - mówiła tonem poświęcenia, choć po prawdzie w duszy jej grało. Oczywiście, był to ryzykowny sposób promocji, ale przecież ich granie takie właśnie było - niegrzeczne i buntownicze.

- W części na pewno - zgodził się Gaultier. - Ale korporacje wcale nie są tak jednomyślne jak to się z naszej perspektywy wydaje. Wiem, bo kiedyś w jednej pracowałem i to na wysokim stołku. Jasne, te, które zagarniają ziemię we Frisco i Bay Area trzymają w tej sprawie wspólny front, ale inne mogą im szkodzić i cieszyć z ich porażek. Tam na górze trwa nieustanna, niewidoczna dla nas wojna. Korporaci bardziej obawiają się konkurencji niż rewolty. I mają rację, choć wiem, że to brzmi rozczarowująco. Przed rewolucją chroni ich policja i wojsko, przewaga technologiczna, której nie pokonamy. Możemy tylko odnosić małe zwycięstwa. Może do jednego się przyczynicie.
- Będziemy wdzięczni
- dodała Azjatka. - A ludzie to zapamiętają.
- Spoko, pogadam z moimi... o...
- sprawdziła czy jej propozycja próby została zatwierdzona - Dziś po południu powinnam wiedzieć. Będziemy w kontakcie. - powiedziała, wchodząc w rolę profesjonalisty.
Przy okazji puściła Oliverowi info, że zgadza się na kolację, ale chce trójkąta. I dobrego towaru.
- Czekamy na wieści - Gaultier uśmiechnął się i podał jej numer fonu a jego córka swój.
- W sprawie teledysku piszcie do mnie - dodała nieśmiało.
Zaś facet z samoobrony wstał od stołu z rozkręconym dronem, przy którym rozmawiał z tatuażystką.
- Rosalie tutaj znalazła coś ciekawego - poinformował wszystkich. - Pacyfikatorzy chcą zgarnąć do poniedziałku jak najwięcej ludzi z samorządu i samoobrony Alamo. Tutaj nic nam nie grozi, ale jak wypatrzą kogoś na ulicy, dronem lub przez miejski monitoring, może być kiepsko. Wiadomo, że nic na nas nie mają, ale mogą przytrzymać w celi pod byle pretekstem czterdzieści osiem godzin, żeby tylko zdezorganizować opór.
Przeniósł spojrzenie na Anastazję.
- Z chwilą gdy ogłosimy wasz udział to może dotyczyć również was - oznajmił. - Dlatego wstrzymajmy się z tym jak najdłużej.
- Koncert ma przyciągnąć ludzi -
zauważył Gaultier. - Musimy poinformować o tym najpóźniej w niedzielę.
- W takim razie do niedzieli. Dla bezpieczeństwa spędzicie tu wszyscy noc przed koncertem, ok?
- bojownik zapytał de Sade.
- Nie ode mnie to zależy, ale myślę, że ok... jeśli zapewnicie nam stosowne warunki. - uśmiechnęła się tak, jak to potrafią niegrzeczne dziewczynki.
- Apartament dla VIP-ów czyli kanapy w biurze samorządu - uśmiechnęła się Azjatka. - Są naprawdę wygodne.
- I żarcie. I picie. - dodała Anastazja.

Pożegnali się i wyszli, tylko facet z samoobrony zatrzymał się jeszcze przy Rosalie i szepnął jej coś, nim podążył za nimi.

Tymczasem na holo pojawił się sms od Olivera:
Cytat:
“Tylko najlepszy towar dla Bogini. Może tym razem dziewczynka?”
- gdyby to była wiadomość głosowa na pewno usłyszałaby nadzieję w jego głosie.

Uśmiechnęła się. No tak, ostatnio chciała chłopca, a on bardzo polubił Olivera, co rzeczonemu niekoniecznie odpowiadało.
Cytat:
“Niech będzie. Tylko nie jakaś niemota, ani chichoczący plastik, bo wyjdę, choćby mi na złotej tacy frytki podawali. Niech ma pazur.”
- odpisała.
- No i jeszcze gracie koncert, zajebiście! - Rosalie krzyknęła podjarana, gdy goście wyszli. Podbiegła do Anastazji przytuliła ją mocno i pocałowała soczyście w policzek. - Zajebiście! - powtórzyła. Miała wrażenie, że nic nie będzie w stanie zepsuć jej dzisiaj nastroju.
Skrzypaczka wyglądała jakby się przebudziła, musiała z kimś akurat gadać na czacie. Odruchowo jednak wyciągnęła rękę i zmacała biust tatuażystki.
- No... - skomentowała, chyba nie do końca słuchając.
- Fajne, wiem - stwierdziła tatuażystka, po czym odwróciła się na pięcie i zanurzyła głowę w lodówce w poszukiwaniu czegoś do żarcia.
Cytat:
“To może Rosalie?"
- odpisał Oliver.
Skrzypaczka przyjrzała się tatuażystce, po czym wskazała jej pozostawione rollsy, by się częstowała. Spojrzała też na kształt jej wypiętego tyłeczka. I po krótkim namyśle odpisała.
Cytat:
“Może być, ale nie dam ci, jeśli ona mi pierwsza nie zrobi dobrze.”
Chwilę później zadzwonił holofon Rosalie. Oliver. Wideopołączenie. Współlokator Anastazji pojawił się w e-glasach na tle kafelków. Był chyba w firmowej toalecie. Przybrał zawadiacką pozę i rozpiął górne guziki koszuli. Jednym słowem starał się wyglądać uwodzicielsko.
- Cześć Rosalie - zaczął. - Słuchaj... jest taka sprawa. Ja i Anastazja… lubimy czasem eksperymentować, wiesz, w łóżku - mrugnął porozumiewawczo. - A że ona jest trochę nieśmiała to poprosiła mnie, żebym ci zaproponował…. może dołączyłabyś dziś do nas w sypialni?
W tym czasie nieświadoma niczego 'wstydliwa' skrzypaczka zaczęła gmerać w swoich szortach po czym rozpięła je i jakby nigdy nic wyjęła z majtek jakiś szeleszczący papierek.
- Szlag, mówiłam, że jak będzie jadł z mojej bielizny, to ma po sobie posprzątać... - mruknęła pod nosem.
- No cześć - odpowiedziała i wepchnęła do ust całego rollsa. Przeżuwając powoli słuchała tego, co ma do powiedzenia Oliver. Jej oczy zrobiły się większe wyrażając tym samym nieme zaskoczenie, bo buzię cały czas miała pełną. - Nieśmiała?! - parsknęła śmiechem wypluwając przy tym kawałek zieleniny. Przeżuła do końca, popiła resztką wygazowanego już piwa, które ona, albo ktoś inny musiał tu kiedyś zostawić i nie trzymając go dłużej w niepewności powiedziała - mam już inne plany - wzruszyła ramionami - ale bawcie się dobrze. - Skończyła rozmowę i wróciła do jedzenia ciągle trochę rozbawiona.

Anastazja nawet nie zwróciła na nią uwagi, pogrążona w jakiejś rozmowie na czacie.
Cytat:
“Ma już inne plany, ale mam jeszcze jedną opcję, która wiąże się z oglądaniem mieszkania. Mogę nas umówić na 19?"
Teraz dopiero skrzypaczka spojrzała w ślad za Ross, orientując się, że to właśnie teraz musiała rozmawiać z Oliverem i to prychnięcie śmiechem dotyczyło jego propozycji. Sama też uśmiechnęła się pod nosem. Odczekała chwilę, by nie przyzwyczajać swojego wiernego fana do zbyt szybkich odpowiedzi i sprawdziła pogodę.
Cytat:
36 stopni w cieniu. W nocy 25. Bez opadów.
Dopiero po tym Vandelopa odpisała:
Cytat:
“Ok, daj mi adres.”
Następnie przeszła w stan offline i chwytając resztkę czerwonej farby, którą swojego czasu kazała Oliverowi wymalować sypialnię, ruszyła do pokoju Olivera. Pamięć jej nie zawiodła, jego prześcieradło było wyjątkowo dobrej jakości... idealne na płótno dla jej najnowszego dzieła. Dziewczyna uśmiechnęła się szelmowsko.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 11-10-2017, 13:24   #15
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
JJ spojrzał bez wyrazu na scenkę, która właśnie miała miejsce. Znal Billego już na tyle długo, iż nie mogło go to w żaden sposób zdziwić. Wiedział, że właśnie pojawił im się kolejny problem.
Howl wykonała tylko krótki gest. Wskazała na drzwi.
- Sorry laska, ale nie ma mowy. To święta przestrzeń zespołu, płoszenie muzy zakazane. Billy, może rozmówicie się - obejrzała się dookoła - nie wiem, w sali prób? To wygląda jak rozmowa w cztery oczy.
- Dobry pomysł. - Billy zagarnął dziewczynę ramieniem. - Chodźmy tam.
I poprowadził blondynkę w kierunku sali prób. Podążyła za nim, zbita nieco z tropu, zerkając jeszcze tęsknie na mieszkanie, w którym w myślach uwijała już sobie chyba z Billym miłosne gniazdko.


Jak ona właściwie miała na imię? Susan? Chyba. Nie pamiętał na pewno. Jak i całego wieczoru, jak i nocy. To musiał być mocny towar który wczoraj zażył. Coś mu jednak zaświtało, na pewno zahaczyli wczoraj o Warsaw i Susie była z jakimiś koleżankami.
- Słuchaj… - rzekł muzyk zaraz po wejściu do sali prób. - Pochlebia mi to że zwiałaś. Ale nie powinnaś tego robić.
Nie podobało mu się, że musiał złamać tej dziewczynie serce, ale…
- Susan… Nie będzie żadnego happy endu tej historii. Za parę godzin wpadnie tu twój ojciec z bandą …
- Nie wpadnie! - przerwała mu. - Nie wie gdzie mieszkasz!
- Nie jestem punkiem z jakiegoś gangu. Tylko osobą publiczną. Parę godzin zajmie mu znalezienie mojej chaty. Zgarnięcie do aresztu. Potem proces o porwanie, może zarzut gwałtu. I więzienna cela dla mnie do końca życia. A ty będziesz miała szlaban do czterdziestki.- trochę przesadzał, ale uznał że tak będzie najlepiej.
Chyba autentycznie się przestraszyła aż zaszkliły jej się oczy.
- Przepraszam, Billy, jestem taka głupia! - wtuliła się w jego pierś. - I samolubna. Nie mogę cię narażać… - pociągnęła nosem. - Będziemy musieli spotykać się potajemnie.
- Na razie grzecznie odbębnij szlaban tatusia, co by nie nabrał podejrzeń. A potem… się zobaczy, co?- zaproponował Rebel Yell.
- Dobrze - przytaknęła potulnie.
- A teraz zmykaj do domu, zanim zauważy twoją ucieczkę, ok?- zaproponował Billy i cmoknął ją w czoło. Ona zaś natychmiast przylgnęła zachłannie do jego ust, wpychając mu język do środka, po czym głęboko westchnęła.
Minęła dłuższa chwila nim Billemu udało się wyprowadzić ją przez bar. Bob śledził ich zza kontuaru rozbawionym spojrzeniem.
- Może spróbuję go jakoś przekonać… - przygryzła wargę, nim w końcu odeszła ku przystankowi co i rusz tęsknie się za nim oglądając.
- Lepiej nie…, lepiej pozwól by sprawa przyschła.- zawołał za nią Billy i gdy już odjeżdżała mruknął do siebie. - Niech to szlag.


Kilka minut później do mieszkania wkroczył Chris. Był cały mokry a pot ściekał mu po twarzy.
- Tam się nie da żyć… - rzekł ocierając czoło przedramieniem, czym tylko rozmazał brud pyłu zmieszanego z potem. - Jakiś pieprzony milion stopni. Jest Billy? - spytał spoglądając to na Howl, to na JJ’a.
Nim zdążyli wyjaśnić, wrócił sam Rebel Yell, rozczochrany i z mocnymi śladami czerwonej szminki na ustach i wokół nich.
- No i… cóż… sprawa załatwiona.- Billy otarł usta ręką spoglądając po całej trójce.
- Jak wspomniałem jest propozycja koncertu w Niewidzialnym Klubie. Ktoś idzie ze mną rozmawiać z naszym kontaktem. Jeśli nie ma chętnych… to może Anastazja zechce zabłyszczeć. - spojrzał na Chrisa dodając. - Może uda się przełożyć nasz występ o godzinę lub dwie, w zależności od tego czy będziemy grać sami, czy kilka bandów uświetni ten wieczór, ale na więcej liczyć nie można. Ok… kto ma ochotę na małą rozgrzewkę instrumentów?
- Też jestem ustawiony na wieczór w Inso - Chris skrzywił się lekko. - Tam dziś będzie zadyma i nalot glin - dodał z miną niewiniątka typu “ja tam nic nie wiem”. - Tak więeec… Może spotkasz się z tym Niewidzialnym gościem i zabierzesz z klubu dosyć szybko - zaryzykował z uśmiechem dumy z własnego planu.
- Dam więc znać, by wybrał inną miejscówkę na spotkanie. To nie powinien być problem.- ocenił Rebel Yell.

Problemu rzeczywiście nie było. Facet odebrał, zaskoczony, ale i trochę podekscytowany wiadomością o tym, dlaczego odpada Insomnia.
- Dobrze poinformowani jesteście - zaśmiał się. - Ok, ale nie ma przeciwwskazań, żeby obejrzeć przedstawienie z bezpiecznej odległości. Czekaj… - przerwał na chwilę. - Zaklepię nam stolik przy oknie w Karmakomie, to naprzeciwko Inso. Godzina bez zmian.
- Ok… dzięki. - Po tej krótkiej rozmowie Billy rzekł do zgromadzonych dookoła siebie członków zespołu. - Ta sama godzina, inny klub. Karmakoma naprzeciwko Insomni.
- Super. - Howl uniosła w górę dwa kciuki. - Ja mogę wbić z tobą, dla mnie to sama frajda. I hej, Billy. - Zmarszczyła brwi. - Co to było to wcześniej, szukasz sobie swojej Nancy? Jeeezu, właśnie dlatego nie sypiam z fanami. - Wzdrygnęła się.
- Pocieszam się nimi widząc ciągle w twoich oczach odmowę. Bo nie chcesz być panią Howl Howlingwolf. - rzekł smętnie Billy, choć z ironicznym uśmiechem na twarzy. Po czym przeczesał włosy tłumacząc się już poważniejszym tonem. - Dragi. Zwalam wszystko na za mocny towar. I na alkohol. Ponad dwie trzecie wczorajszego wieczoru i nocy wyleciało mi z pamięci. Nie wiem jakim cudem w nocy stanąłem na wysokości zadania… ale poszło lepiej niż powinno.
- Wyrywasz takie pokemony, że gdzie mi tam do nich. - Gitarzystka zaśmiała się. - Poza tym z tego co mi się wydaje, to ty lubisz, wiesz… - Zbliżyła dłonie do klatki piersiowej i wykonała taki gest, jakby pokazywała biust. Tyle że klatka piersiowa Howl wyglądała tak, jakby jej piersi nigdy się nie rozwinęły. - Także chyba nic nie będzie z tych planów zrobienia ze mnie uczciwej kobiety.
- Oj tam… wyraźnie się nie doceniasz. - odparł z uśmiechem Billy taksując spojrzeniem rejony które wskazała dłońmi. - Zresztą… kto wie czy byś nie przekonała do zmiany gustu.
Po czym dodał żartobliwie.- Jestem otwarty na negocjacje.
Choć zdawał sobie sprawę, że nigdy takie między nimi nie nastąpią.

Do sali prób zszedł pierwszy, żeby nastroić gitarę.
Przesuwał palcami po strunach sprawdzając brzmienie każdej z nich. Pewnie dałoby się ją nastroić elektronicznie, ale… Rebel Yell wolał dotykać muzyki. Odczuwać analogowo, pieścić swym dotykiem. Zajęty tą robotą, jedynie od czasu do czasu zerkał dookoła, sprawdzając kto już przybył.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-10-2017 o 16:04.
abishai jest offline  
Stary 11-10-2017, 13:38   #16
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Anastazja pojawiła się na próbie jako pierwsza. Mimo oczojebnej sukienki, Billy zauważył ją dopiero, gdy na ścianie zaczęła przywieszać spory płat materiału. Czyżby poświęciła swoje prześcieradło?
Na nim jakby krwią napisane były słowa nowego utworu, który w mniemaniu Vandelopy miał być kolejnym hitem.


Oczywiście, mogła przesłać tekst na czata grupy, lecz nie od dziś było wiadomo, że de Sade lubi efekciarstwo.
- I co? - odwróciła się, pytając Billy’ego i nawet nie myśląc o tym, by dać mu więcej czasu na zapoznanie się z tekstem.
- Jako intro widziałabym przeróbkę tego - podesłała siecią linka - Ale to tylko luźna sugestia.
- Ja się za ocenianie poezji nie biorę. Nie znam się. Ważniejsze jest czy zdołam pod to złożyć nuty. - stwierdził Billy po chwili namysłu.
- Będzie śmiesznie jak to na którymś z nas wytną - burknął Chris. Zwykle nie wbijał się w ocenie tekstów, bo nie znał się na tym, a Ann robiła niezłe. Jego uwagi zamykały się w smęceniu o więcej miejsca na perkusję, ale to mędził już Billemu. - Nie wiem czy to dobry pomysł tak jechać gdy ten schizol robi jatkę w SF.
- Silly boy ma stracha?
- Anastazja udała zatroskanie. Była to jednak jawna szydera i zaczepka.
- Nie Aniu - prychnął - ale może być krzywo jak inne ekipy uznają, że robimy sobie jaja z tematu. - Wzruszył ramionami.
Pokazała mu język. Wiedział, jak jej dogryźć. Starczyło użyć jej prawdziwego imienia.
- Tobie akurat jaja by się przydały.
W tymże momencie do sali weszła Liz, zawadzając o rant perkusji, aż zadzwoniły talerze.
- Chyba nie nabazgrałaś tego krwią, co? - gestem wskazała na prześcieradło rozpostarte na ścianie jak mesjasz na krzyżu.

Liz była ewidentne zawiana a może i więcej, zważając jak intensywnie błyszczały się jej oczy, które skakały niemrawo po linijkach tekstu.
- Kurwa - skwitowała marszcząc czoło. Nie wyglądała na rozbawioną, raczej przejętą. - Mocne dość, zważając na okoliczności. Czytałam o tej najświeższej martwej lasce od Imagine.
- Nie rozumiem co wam wszystkim tak odpierdala. Jakby w SF nigdy nikogo nie zamordowano. Pojawił się jeden psychol, który oprócz zabijania ma ździebko fantazji i wszystkim odpierdala...
- prychnęła Anastazja, po czym uśmiechnęła się krzywo do Liz - Poliż, to się dowiesz.


 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 11-10-2017, 22:40   #17
 
Selyuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Selyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputacjęSelyuna ma wspaniałą reputację
Howl gitary stroić w sumie nie musiała, ale i tak zagrała kilka swoich ulubionych fragmentów różnych utworów. Przechodziła między nimi dość płynnie, chociaż bywały przerwy. To chyba oddawało gdzie teraz krążyły jej myśli, a sprawiała wrażenie mocno zamyślonej.
Poczekała aż zjawią się wszyscy, i wtedy zagrała kilka bardzo charakterystycznych dźwięków z Imagine.
- Hej, myślicie że gdybyśmy zagrali ten komunistyczny manifest, to byłby to dobry szum, czy zły szum? - Poderwała głowę i zamrugała jakby dopiero się obudziła. - Nie, to pewnie niestosowne, ale chciałabym żebyśmy zagrali coś żeby uczcić pamięć Didi. To była moja… Hm, przyjaciółka.
- Przecież ty nie masz przyjaciół. - Anastazja, która siedziała na jakimś wzmaczu z nogą założona na nogę, rzuciła na czat oldschoolowy obrazek, potem jednak jakby nigdy nic odpowiedziała na serio - Niezły pomysł. W sumie to mam nawet okazję. Słyszeliście, że chcą wyjebać wszystkich mieszkańców Alamo? - zwróciła się też do pozostałych - W poniedziałek organizowany jest protest i chcą żebyśmy zagrali koncert. Kasy wiele nam nie zapłacą, tyle co by pokryć koszty organizacji, ale za to mają drony i mogliby nakręcić nam materiały pod wideoklip. Taki prawdziwy, wiecie, Mass Æffect stojący na czele rewolty. Władza nas za to nie pokocha, ale ludzie... - uśmiechnęła się wymownie.
- Podoba mi się ten motyw. - Chris usiadł za ramą holowyświetlacza swojej perkusji, ale jej nie włączał. Na próbach nie odpalał opraw bo to nie miało sensu. - Zgarną nas pewnie. Myślę, że co najmniej 48h, a może i dojebią zarzuty za nakłanianie tłumu do pierdyliarda różnych dziwnych rzeczy. Ale pomysł zaje, ja w razie co w to wchodzę. A co do Didi… - Spojrzał na Howl. - Mogę coś wcisnąć do holo ku jej pamięci. Tylko którą oprawę chcecie? Nowej specjalnie na Niewidzialny raczej nie zrobię.
- Możemy wpaść i zagrać. - zgodził się Rebel Yell i zagrał kilka akordów na gitarze. - Walnąć parę kawałków. I tak nie mamy innych planów na razie, poza Niewidzialnym.

JJ na próbę dołączył jako ostatni, wszedł do sali, spojrzał na szmatę wiszącą na ścianie, przeczytał, wzruszył ramionami i tylko pod nosem rzekł - infantylne.
Spojrzał na obecnych, byli już wszyscy, jako że się spóźnił to nie był zbytnio "w temacie", także kilka szybkich pytań i miał już pogląd na sytuację. Usiadł wygodnie na swoim stołku i zaczął dosyć powolnie polerować saksofon, ach te szmatki z mikrofibry, tyle lat już je robią, a ciągle nikt nie wymyślił nic lepszego.
- Protest koncert? Czemu by nie, ja w to wchodzę, odwołali mój jedyny solo występ w tym tygodniu, także mogę iść nawet do pierdla po wszystkim, przynajmniej nie będę musiał wydawać kasy na jedzenie.
Spojrzał na Howl.
- Podoba mi się opcja z Imagine, myślisz, że moglibyśmy zastąpić wokale linią melodyjną z saksofonu? Cały numer bez naszych wokali, ale ze śpiewającą publiką? Mogło to by fajnie wyjść.
- Imagine? - Liz przestała stroić bas. Oparła się o ścianę i odpaliła fajkę z wyrazem głębokiej zadumy wrytej w regularne rysy. - A to nie wyjdzie bardziej jak hołd dla tego maniaka? Jak byśmy docenili jego robotę?
- Ja bym się bardziej skłaniał do tezy, iż to hołd dla zmarłej: możesz chuju zabrać jej ciało, ale nie duszę. Pokażmy, że artyści są jednością, że nie boimy się tego psychola.
Słowa wypowiadane przez JJa świadczyły o pewności siebie, ale w głębi duszy był lekko przerażony. Gdy są razem, raczej nic im nie grozi, ale solowe występy niosą za sobą pewne ryzyko.

- Ja pierdolę, z kim ja pracuję. - westchnęła teatralnie de Sade, po czym dodała - Ludzie lubią jak do muzyki jest baja. Jestem za.
- Hej, mówiłam przecież, że to by było niestosowne. - Howl potrząsnęła głową. - Ja to bym najchętniej zrobiła coś, żeby temu gościowi pokazać faka, ale nie chcę nam na plecach rysować tarcz strzelniczych. I ej, nie rozumiem w ogóle czemu Imagine wybrał? Pasuje do niej jak pięść do oka. Wiecie, pewnie ich nie znacie, ale oni mieli bardzo dużo przekazu no, jak to najlepiej nazwać, religijnego? To że ona się robiła na lolitkę przy okazji i śpiewała tym irytująco słodkim głosikiem, wcale im w tym nie przeszkadzało. - Westchnęła. - Uczczeniem byłoby też może zagranie czegoś z ich repertuaru, ale ani to nasz styl, ani tak naprawdę… Ech, no najlepszy kawałek jaki Simon nagrał, ja napisałam, śpiewaliśmy zresztą w duecie. Hej, JJ, nieźle myślisz, ale może wpleść to Imagine w coś innego? Saksofon jak krzyk. - Zamyśliła się. - I miałam na myśli koncert w Niewidzialnym. Zaprosiłabym Simona, ale chyba niezbyt się ma nastrój po czymś takim? A co do zadymiarskich protestujących koncertów, to wiem jak to zabrzmi, ale wolałabym wcześniej zadzwonić do matki. - Uśmiechnęła się. - Jest prawnikiem.
Liz spojrzała na Howl jak na zjawisko.
- Matki w to lepiej nie mieszaj - mimo protestu ton miała nadzwyczaj łagodny. - Co do Imagine nadal uważam, że to kiepski motyw by uczcić śmierć tej dziewczyny. Nie ona wybrała ten kawałek, ale psychol który ją pociął jebanym nożem.
Chris przez ten czas coś stukał na klawiaturze emitowanej holograficznie i mamrotał do siebie albo do swojego Ducha. W pewnym momencie puścił kawałek muzyki. Zaczął od refrenu, jakoś niby z pały, nie od początku

I know who you are
The leader of lost souls
You can't kill me
I'm immortal
I'm not afraid to die
My soul will travel on
You can't kill me
I'm immortal
Immortal
Immortal
Immortal


- W cholerę stary kawałek i nie nasz profil muzy. Ale Billy mógłby przerobić trochę dostosowując do nas, a ja mogę zrobić Didi na holo, że niby śpiewa z nami - powiedział odpalając szluga.
- Sodówka, nie pierdol, bo matką zostaniesz. A my matek w to nie mieszamy! - JJ spojrzał w stronę Anastazji i uśmiechnął się z przekąsem.
- Najlepiej goła. Na wrotkach. - podsumowała pomysł Chrisa de Sade, pokazowo zlewając JJ’a... no może nie do końca, środkowy palec został wystawiony w jego stronę - Kurwa, czy wy się słyszycie? I będziemy się tak pochylać nad każdym trupem, którego znaliśmy? To nam koncertów nie starczy. Ludzie umierają. HELOOOOOOŁ! - zamachała dramatycznie ręką, w której trzymała smyczek - Jedno holo, może krótka pogadanka i styknie. Nie odjebujmy szopki.

- Dobra piosnka nie jest zła. A piosnka z legendą jeszcze lepsza, więc taki kawałek w hołdzie przyjaciółce. Niekoniecznie przeróbka Imagine, bo to akurat jest mdłe w warstwie melodycznej. No i mało kto ten numer pamięta. Najlepiej będzie cover którejś piosenki tej… - Billy szukał w pamięci imienia. - ...grupy Simon & Didi. Howl, wybierzesz dla mnie jakichś ich żywszy kawałek?
- Może być problem, Bill, jak już mówiłam, dużo kiepścizny mieli. - Howl odchrząknęła. - Liz, ale czemu matki nie mieszaj? Ty wiesz jak zajebiście mieć kogoś kto cię szybko z pierdla wyciągnie? A tak poza tym, no przecież nie mówię żebyśmy odpierdolili jakieś “Tears In Heaven” czy… - Ciężko odetchnęła. Zamrugała. - Anastazjo, jakby to był ktoś ważny dla ciebie, jakiś trup którego kurwa, kochałaś, to też byś tak mówiła? Zresztą, pieprzę to. Mieli taki kawałek, zresztą cover, “Love Is a Battlefield”. Ktoś kapiszczi? - Potarła oczy. - Tylko to zesmęcili strasznie, możnaby trochę zmienić tekst i dać temu pierdolca. Nie musimy kurwa śpiewać o umierających smutnych fokach. Holo na koniec styknie.

- Pieprzycie. Anastazja rację ma, nie ma co z koncertu robić stypy, ale i - Chris zwrócił się do Vandelopy - weź mała ogarnij jaki to kop. Kto chce Didi upamiętniać, to upamiętni, a jak damy czadu jadąc po tym chorym frajerze to fame nam walnie mocno w górę. - Zgasił faja w popielniczce. - A i zdecydujcie się w końcu którą oprawę mam wziąć na bazę.
- Jeden kawałek na upamiętnienie wystarczy. Może jakaś przemowa przed nim. Trzeba myśleć o kolejnym albumie powoli. - Zadecydował Rebel Yell. - Nie wiem tylko czy zdążę podłożyć nowe nuty… Cover covera byłby pewnie łatwiejszy do zrobienia, niż nowy kawałek. Wszak jeszcze ten kawałek pod tekst An muszę napisać od zera.
Billy, choć w sumie nie podpadł Vandelopie sensem wypowiedzi, został przez nią zamordowanym wzrokiem. No tak, skrzypaczka zawsze upierała się, by nazywać ją pełnym imieniem scenicznym. Tylko Chris notorycznie ją tutaj drażnił i droczył się z nią.
Na razie jednak Bill był zbyt zamyślony by to zauważyć. Wszak tyle miał na głowie obecnie. Nowy repertuar do przygotowania, spotkanie z Dale’m.
- Myślę że… Jutro po południu będę miał pierwszą wersję nowego przeboju do przesłuchania. Może być? - zwrócił się do Anastazji, która wszak musiała zaaprobować wersję melodii do swoich tekstów.
- Dla mnie to robienie jaj z poważnej sprawy - wcięła się Liz. - Chcecie grać ten numer, to beze mnie.
- Nikt tu jaj z czyjegoś zgonu robił nie będzie. Zresztą... - stwierdził Billy pocierając podstawę nosa. - … Ok, myślę że na ten kawałek najlepiej nada się Howl na wokal. Znała ich więc będzie brzmiała autentycznie. Jeśli ona uzna, że kawałek się nie nadaje na hołd, to zrezygnujemy. Może być?
I czekał na odpowiedź ich wszystkich.
- Chyba mówimy o dwóch różnych rzeczach, Liz. - Głos Howl zabrzmiał wyjątkowo nawet jak na nią nisko, trochę jakby zachrypnięty. - A co do covera covera to jasne, śpiewałam to chyba gdzieś, kiedyś. I to jest naprawdę bardzo mocny kawałek, w odpowiedniej oprawie, z pazurem, tekst też całkiem… We are young, heartache to heartache… - zanuciła. - Z pierdolnięciem. To znaczy, da się to zrobić z pierdolnięciem. Tylko drugi głos by się przydał. - Howl popatrzyła na Billy’ego. - Potrzebujesz pomocy z tym nowym kawałkiem? Wiesz… No, ale co do tekstu to jeszcze mam trochę wątpliwości. Coś możnaby poprawić… I nie mówię tylko o orgazmiczym wyciu. - Ewidentnie gdzieś na chwilę odjechała myślami.
- Teksty to nie moja działka. Wy dziewczyny poprawiajcie go między sobą. Ja się zajmę oprawą nutową. - Billy rzadko pisał teksty i jeszcze rzadziej oceniał prace innych. Nie czuł się tak pewnie z literami jak z dźwiękami.
 

Ostatnio edytowane przez Selyuna : 12-10-2017 o 16:34.
Selyuna jest offline  
Stary 12-10-2017, 00:17   #18
 
Ganlauken's Avatar
 
Reputacja: 1 Ganlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwuGanlauken jest godny podziwu
JJ nigdy nie był zbytnio wylewny i w całym tym popapranym gronie uważany był raczej za ponuraka. Przysłuchiwał się całej dyskusji, patrząc na zegar wiszący na ścianie.
Tik tok, tik tok, tik tok, czas uciekał, koncert coraz bliżej, a oni ciągle terkotali. Włożył ustnik do ust i zagrał gamę, szybko urwał i odezwał się do pozostałych.
- My tu pitu pitu o coverach coverów, a koncert sam się nie zagra. Odpuśćmy to na razie, przygotujmy się jak najlepiej do najważniejszej imprezy dla tego zespołu. Jak spierdolimy Niewidzialny, to reputacji już nigdy nie odzyskamy. Można by wtrącić parę słów o nieboszczce pomiędzy numery, ale myślę, że próba aranżacji czegoś na szybko może tylko wszystko rozjebać. Grajmy tę próbę już.
Jakby na potwierdzenie swoich słów zagrał kilka kolejnych nut.
- Słusznie - Liz przytaknęła. - Wybierzmy kolejność kawałków i jedziemy z próbą. Z racji, że wciąż mamy ubogi repertuar można dla smaku dorzucić jakiś cover. Coś z rockowej klasyki w nowej wybuchowej aranżacji.
- Ale tylko jeden, na urozmaicenie. Covery grają gnojki bez wyobraźni i stare dziadygi bez polotu. - rzuciła Vandelopa, zeskakując z wzmacniacza. Dziewczyna zostawiła Liz i podeszła do JJ’a. Z pełną premedytacją zaczęła mu rzępolić koło ucha na skrzypcach.
- Urozmaicenie! - Chris uniósł pałeczkę w geście triumfu. - Tego mi brakowało! Ej, to taki mega-koncert, może sporo zmienić w naszej przyszłości. Co wy na to, by Liz wystąpiła z cyckami na wierzchu? - Poruszył brwiami spoglądając na przyjaciół.
- Mam lepszy plan - Delaney puściła skrzypaczkę i wartkim krokiem ruszyła w stronę konstrukcji garów. - Może cię zajebię i wystąpimy bez perkusisty? To dopiero awangarda.
- Mamy być zajebiści, nie tam zaraz awangardowi. - Sully zaczął rytmicznie uderzać w bębny. - Przemyśl to jeszcze, nie? - Wyszczerzył się w uśmiechu.
- Czemu tylko gołe cycki? Red Hoci wystąpili kiedyś w samych skarpetkach. Ale mielibyśmy problem z powieleniem tego pomysłu bo ty nie miałbyś jej na co naciągnąć, palancie - Delaney cofnęła się do swojego wygrzanego rogu i już skupiła na instrumencie. Zabrzmiały niskie pomruki basu by zagłuszyć ewentualne riposty Sully’ego, lecz nie zanosiło się na nie. Chris roześmiał się tylko dostosowując rytm perkusji do kierunku w jakim Liz zaczęła iść basem.
- A co do coverów - Liz natchnął temat Red Hotów i bas wypluł z siebie rytm rzeczonego kawałka. - Może Sir Psycho Sexi? Na czasie. I Anastazja będzie miała swojego seksownego maniaka - puściła skrzypaczce wyuzdanego buziaka z języczkiem.
Dziewczyna uśmiechnęła się i wygięła ponętnie, lecz jej odpowiedzią była tylko melodia skrzypiec, którą zawtórowała Chrisowi i Liz... wciąż wisząc nad uchem JJ’a.
- Nie możemy jechać na gołych dupach i cyckach na Niewidzialnym. Bo wyjdziemy na desperatów, którzy z braku talentu potrzebują się reklamować seksem. - westchnął Billy i wzruszył ramionami. - Aczkolwiek… można by pomyśleć o jakimś temacie przewodnim dla całej oprawy około-muzycznej.
JJ lubił bliskość De Sade, co nie zmieniało faktu, że działała mu na nerwy. Taka toksyczna zależność. Najpierw spojrzał na nią oczami pełnymi gniewu, by po chwili uśmiechnąć się od ucha do ucha.
- Dobra. - Rzekł. - Jedziemy z naszym materiałem bez coverów, jak nam starczy czasu to coś wymyślimy na bis. Skupmy się na tym, co mamy tu i teraz, ustalmy setlistę i zróbmy rozpierdol.
- Po kolei cała pierwsza płyta… raz, dwa… trzy. - I Billy zaintonował na gitarze ich pierwszy autorski kawałek.

PRÓBA
 
Ganlauken jest offline  
Stary 12-10-2017, 20:19   #19
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Gdy skończyli Chris przez chwilę dyszał ciężko.
- Jest zajebiście. - Uśmiechnął się. - To jaki plan na jutro? Jak kumam to robimy tylko to co mamy w obcykanym repertuarze, ale powiedzcie mi którą z opracowanych starych opraw chcecie?
- Poźniej… dam znać na czacie. Najpierw chcę się dowiedzieć o warunkach na Niewidzialnym - stwierdził Billy w zamyśleniu.
- Później, to ja mogę nie mieć dostępu do chata, a chce zrobić jeszcze poprawki profilując lekko motyw. - Sully odpalił holoprojektor. - Więc przed wieczorem chcę to zrobić.
Wiązki emitera wykreowały prezentacje około tuzina wariantów oprawy w różnych klimatach jakich używali na wcześniejszych koncertach, lub które Chris opracował, a odpadły nie pasując do danego miejsca, klimatu, czy też przewidywanej publiczności.
- To jak? - spytał spoglądając po członkach grupy
- To wieczorem prześlę info po rozmowie z naszym kontaktem - odparł w odpowiedzi Rebel Yell.

W międzyczasie podeszła do nich Anastazja z futerałem przerzuconym przez ramię.
- Ja chcę ten z diablicami i czerwonymi szarfami - powiedziała. Po prawdzie zawsze go chciała, bo Chris też projektował go z myślą o czerwonowłosej. Dziewczyna oparła się spoufale na jego ramieniu. - Śmierdzisz - dodała bezpośrednio jak zwykle, po czym zwróciła się do Billy’ego: - Musimy się umówić na aranżację nowego kawałka. Kiedy dasz radę wpaść?
- Zostaw Billa, on jest zajęty. - Chociaż Howl przez całą próbę zdawała się być nie do końca obecna, to najwidoczniej nie mogła sobie teraz darować aby nie zasugerować po raz kolejny że ktoś tu próbuje sobie robić harem z członków zespołu. - I nie tylko śmierdzi, ale też nie do końca domył się ze szminki swojej pokemonicy. Musisz się zadowolić śmierdzącym Chrisem.
- Dziś pomiędzy teraz a dziewiętnastą jestem cały twój madame de Sade - odparł jednak potulnie Anastazji Rebel Yell. - Tylko coś zjem i może się ochlapię. Bo większych planów nie mam.
- Hej, Bill, a może oprócz aranżowania nowego kawałka pomożesz mi z mimo wszystko aranżacją tego covera? - zapytała Howl. - Jasne, nie musimy go grać na jutrzejszym koncercie, to trochę szalone… - wróciła jej zwyczajowa nawijka - ale możemy to zrobić na dwa głosy. Tak jak nasze Eltar Ago. Może nas nie wygwiżdżą i tym razem tylko dlatego, że Liz robi chórki.
- Dobra. - Sully objął Anastazję kładąc jej dłoń na biodrze. - Śmierdzę, to fakt numer jeden, lecę pod prysznic zaraz.... - wyciągnął zębami faja z paczki i podpalił - ...a później usiądę do roboty przed wyjściem do Insomni. Mamy jeden głos na Diabełki. Howl to obojętne. Billy da znać później, ale mogę być nieosiągalny… - powtórzył względem deklaracji Billa i zlewki Howl, po czym spojrzał na blondynkę i półlatynosa. - Liz, JJ?
- Ta z manekinami zwisającymi na sznurkach? - zasugerowała Liz zaciągając się dymem i ścierając pot ze skroni. - Jak się poruszają synchronicznie robią upiorne wrażenie. No i przesłanie, że jesteśmy wszyscy sterowani.

Anastazja spojrzała na Howl z miną znudzonej starszej siostry, po czym wyjęła z paczki Chrisa szluga dla siebie, nie pytając go o zdanie i nie reagując na jego łapsko. No może nieco bardziej napięła pośladki...
- Manekiny bym zostawiła na Alamo - powiedziała, po czym sobie coś przypomniała: - A właśnie! Władze już teraz polują na samorządowców. Wiecie, standard, nic nie mają, ale 48h przetrzymać mogą i poszczuć. Jak działacze ogłoszą, że dla nich zagramy, to mogą polować na nas, więc jest plan, żebyśmy już w niedzielę wieczorem zaszyli się w Alamo. Mają nam załatwić strefę vipów ze skórzanymi kanapami. Ja bym na to poszła, aczkolwiek ja tam mieszkam, więc mi to i tak wsio ryba. - Zaciagnęła się, po czym wypuściła kłąb dymu w kierunku twarzy Howl.
- Jedną nockę to mogę przekimać nawet pod mostem. - Liz zagapiła się na rękę Sully’ego obłapiającą skrzypaczkę. - Ptaki - wypaliła nagle. - Ta oprawa z chmarą ptaków też jest mocna. Kiedy przemieszczają się od sceny nad tłum, zlepione we fraktalnej hipnotycznej pętli, a na koniec wbijają się w ludzką masę.
- Znowu palisz to tanie gówno? - Howl bez patrzenia na Anastazję sięgnęła do kieszeni, wyciągnęła paczkę i rzuciła ją skrzypaczce. - Masz, zapal dobrego szluga.
Gonzales był szybszy, złapał paczkę w locie, wyjął jednego, odpalił, i puścił dalej w obieg.
Uśmiechnął się do Howl i rzekł z nieskrywana radością:
- Dziękuję.
Zaciągnął się kilka razy, po czym zwrócił się w stronę perkusisty.
- Ptaki mi pasują, ale zróbcie co uważacie że będzie najlepsze. Na niewidzialnym najważniejsze jest efekciarstwo, często muzyka schodzi na dalszy plan. Pełno tam ćpunów, którzy przychodzą głównie ze względu na efekty wizualne. Jako że żadna z naszych dziewczyn nie będzie machać cyckami, a my tym bardziej - rozejrzał się po pozostałych, by zobaczyć lekką konsternację - to dobre holo zrobi nam porządną reklamę. Sully, pamiętaj tylko proszę, żeby wyciemnić miejsce, w którym ja gram. Jedyne światło, jakiego potrzebuje to błękitne na saksofon. Przydałoby się pogadać z organizatorem, mógłby dorzucić nam do setu trochę dymu. To spotęguje wrażenia.
Schował saksofon do futerału, lubił grać próby, to była najlepsza odskocznia od ciężaru dnia codziennego, szczególnie kiedy ów dzień był tak chujowy, jak ten dzisiejszy. Jebany prawnik, pewnie już siedzi i główkuje jakby tu go podejść.

- Howl… cover jest prosty. Mamy już gotową bazę, wystarczy ją tylko podkręcić i dodać nasz feel do efektu końcowego. Zajmie to nam… góra dwie i pół godziny. Tak sądzę. Potem mogę się zająć nowym kawałkiem dla zespołu. - Zwrócił się ku de sade. - Przyda nam się coś nowego, bo widownia nie lubi stagnacji- ocenił Billy i spojrzał na obie kobiety pytając.- Co wy na to?
- Jak mówiłam, ja bym się z Oczami Mordercy nie spieszyła. - Anastazja wzruszyła ramionami, dalej paląc taniego szluga od Chrisa, ale gdy paczka Howl dotarła do niej, poczęstowała się jednym papierosem, ostentacyjnie wciskając go w dekolt pomiędzy piersi - Możemy się umówić na niedzielę, skoro macie nocować w Alamo. Po prostu wpadnij wcześniej do mnie. - zwróciła się do Billy’ego.
- Hmmm… ok. Może być.- stwierdził po namyśle Rebel Yell.- Najwyżej dam ci znać, jakbym miał czas na komponowanie wcześniej.
Anastazja kiwnęła głową na znak zgody. Wypaliła fajkę i zaczęła zbierać się do wyjścia.
- Nie chcę gotowej bazy. - Howl machnęła lekceważąco ręką. - Inaczej to rzeczywiście będzie łatwizna dla starych ludzi i jak to tam szło, dobra, sorry, jakby ktoś coś chciał to walcie później, muszę zadzwonić.

- Hej, mroczna ślicznotko - Liz zagaiła na odchodnym do Anastazji. - Jakbyś chciała przypalić i popastwić się ze mną nad Oczami Mordercy, to znasz numer mojego holo.
Uśmiechnęła się szeroko i bezczelnie i klepnęła skrzypaczkę w tyłek.
- Zobaczymy jak pójdzie mi oglądanie nowej miejscówki, ale na wszelki wypadek załóż czyste majtki... albo nie zakładaj ich wcale. - Vandelopa wyszczerzyła się i pomachała wszystkim na pożegnanie.
- Optuję jednak za brakiem. - Chris też skierował się do wyjścia z sali prób by iść pod prysznic. - Wpadnę z kamerkami.
- No, tylko do tego się nadajesz. - Anastazja zaczekała na niego przy drzwiach, po czym ostentacyjnie złapała się za nos, gdy oboje wychodzili z sali.


Stojąc pod prysznicem Chris pozwalał wodzie zmywać z siebie pot i brud, który pokrywał go po pracy i próbie. Dopiero teraz zaczęło wychodzić z niego zmęczenie, bo gdy siadał za garami nawet na próbie, pewna euforia i skupienie nie dawało przystępu odczuciu zmęczenia. Zawsze wychodziło to dopiero po koncercie, a teraz złapało go właśnie pod prysznicem. Zastanawiał się ile gruzu dziś przerzucili.

Za naprawdę nędzną kasę...

Westchnął i zaraz zmienił tok myśli.
Jutro koncert, a zgarnąć za burdę w Insomni mogli nawet na 24h albo i 48, odrzucić prośby Natashy już nie mógł, bo jakby nic w klubie dziś się nie stało, to Lou mógłby uznać, że Sully go wkręcił by wydębić ruino-lokal dla tych Azjatów.
Wszystko się komplikowało jak cholera.
- Lamia, wybierz mi połączenie do Natki - rzekł na głos przymykając oczy i ciesząc się ciepłym strumieniem.
Natasha odebrała od razu:
- Cześć Chris. I jak tam?
Za to na wyświetlaczu prysznica zaświeciła się informacja:
Cytat:
Z dziennego limitu pozostały 2 litry słodkiej wody”.


Billy się wkurwi jak nic, też chciał się wykąpać.
Zakręcił wodę i zaczął się wycierać.
- No hej… - odpowiedział policjantce. - Będę wieczorem w Inso, możecie się szykować, ale jest jedna sprawa Natka. Jutro wieczorem mam koncert…
- I boisz się, że nie zdążysz jak cię capniemy? To nie bój, przecież to dla picu. Puścimy cię po godzinie a jak nie będziemy wieźli innych aresztantów to możemy cię po akcji nawet pod dom podrzucić.
- Zawsze lepiej się upewnić. Jak ci się trafi taki przełożony na akcji, jaki mi wtedy wpierdolił co mnie poznałaś, to prędzej własne ucho zobaczę niż szybko wyjdę - mruknął - więc wolę uprzedzić bo to ważne Nat… Parę osób może być ze mną, albo znajomi, to możecie jednym transportem nas zabrać i z jakiegoś powodu wypuścić, jakby w bójce uczestniczyli i zgarnąć będziecie ich musieli.
- Jasne. Prześlij mi zdjęcia kumpli, żeby moi chłopcy ich niechcący nie spałowali. I niech się zbyt aktywnie nie bronią przed aresztowaniem w razie czego. Ty też, ok?
- Przecież wiesz, że ja zawsze grzeczny - odpowiedział wymijająco. - Nat, a Alamo to wasza kwestia, czy jakiejś innej firmy policyjnej, albo korpopolice, czy innego gówna?
- Alamo ma czyścić konkurencja. Pacyfikatorzy - wypowiedziała tą nazwę z wyraźną niechęcią. - Spece od tłumienia zamieszek. Nie mają kontraktu na patrolowanie ulic w żadnej z dzielnic poza Richmond i Presidio, więc na co dzień raczej ich nie widujesz. Moja rada to w poniedziałek trzymać się z dala od Alamo, a jeśli ktoś znajomy tam mieszka to przekaż mu, żeby się wynosił.
- A gdybyście mieli podejrzenie na kogo w sprawie którą prowadzicie… - Chris owinął się ręcznikiem. - To moglibyście zgarnąć sprzed nosa Pacyfikatorom?
- Tak, ale teoretycznie powinniśmy im zgłosić interwencję na ich terenie. Zapisałeś się do gangu że tak wypytujesz?
- Tak, Tajskich Kociaków. Parę osób… hm, znajomych może tam być jak “Packi” zaczną... Zastanawiałem się czy nie dasz rady ich wyciągnąć ze swoimi pod pretekstem własnego śledztwa, jakby jednak doszło do masakry.
- Wtedy może być za późno. Generalnie Mission to nasza dzielnica i nie podoba nam się, że Packi się tam będą panoszyć, ale to nie nasza decyzja. Na czas eksmisji teren Alamo będzie pod ich jurysdykcją. W zamian za dzisiejszą przysługę coś pewnie wykombinujemy, ale muszę wybadać temat, ok? Muszę kończyć, mam interwencję. Pa!
- Trzymaj się i uważaj na siebie.
Rozłączył się i wyszedł z łazienki by się przebrać i popracować trochę nad holo przed wyjściem.

Zapowiadało się, że jest szansa na spędzenie nocy i następnego dnia poza aresztem, ale…

...Sully wolał być pewny, że wszystko będzie gotowe.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 12-10-2017, 21:48   #20
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Billy odłożył gitarę na stojak. Wiedział że dla wielu instrument, był jak ulubiona spluwa. Dbali o niego i chuchali. Niemniej Rebel Yell taki nie był. Jego “spluwą” był sprzęt na którym komponował. Czuł się zawsze bardziej kompozytorem niż muzykiem… choć nigdy by nie wyznał nikomu.
- Idziesz na chatę czy zabalować? - zza jego pleców wyrosła Liz, która również odstawiła bas na swoje miejsce i wbiła się w skórzaną kurtkę. - Odprowadzę cię kawałek i pogadamy, co?
- Mam spotkanie, więc balowanie musi poczekać na później. Pewnie się umyję porządnie i może… coś zjem. Albo wpierw zjem U Sony’ego.- wspomniał tanią jadłodajnię znajdującą się w pobliżu Warsaw. Dom domem, ale na orzeszkach i piwie nie można przetrwać całego dnia. Ruszył więc do drzwi.
- O czym chcesz gadać? - zapytał.
- Właściwie, to nic ważnego, ale jestem trochę ciekawa - ruszyła za Billym wbijając dłonie głęboko w kieszenie. - Podobno Rasco bzyka się z twoją siostrą. Janice?
Billy zatrzymał się gwałtownie, na jego obliczu pojawił się gniewny grymas.
- Chodzi z nią ponoć. To nie to samo. - mruknął, choć Liz miała rację. To nie XIX wiek… teraz dziewictwo było na wymarciu nawet wśród 14-latek. Ruszył dalej. - Pewnie bym ci powiedział, żeby on był dla niej dobry, bo mu wyrżnę drugi uśmiech, ale…- wzruszył ramionami.-... jak ją skrzywdzi to Janis potrafi się sama zemścić. Nie zamierzam się wtrącać.
- To nie o nią się martwię - w kąciku ust Liz zaskwierczał papieros. Ostatni z paczki. Zgniotła pudełko i cisnęła do kosza w rogu korytarza. - Kiedy ostatnio rzuciła go laska… - ostatecznie zmilczała i przewróciła oczami. - Może wygląda jak troglodyta ale to wrażliwy facet. Ta twoja siostra jest w porządku? Dziwne, że wcześniej nikt z nas jej nawet nie widział.
- Powiem żeby była dla niego łagodna. - spojrzał na Liz i dodał z uśmiechem - Ona jest w porządku. Dzięki niej mamy ten koncert załatwiony. Parę pozostałych też ona załatwiła. Mamy jako zespół dług wdzięczności wobec niej. Była… jest naszym nieoficjalnym menedżerem. I nie pobiera za to gaży.
- Nieźle. Musi mieć dobre chody w branży - przytaknęła z uznaniem Liz. - Ten koncert w Niewidzialnym to nie byle co.
- Ma różne chody i kontakty, ale nie jest branżowcem. Jakiś menedżer by się nam pewnie przydał wkrótce. Jeśli chcemy wyjść z naszej dzielni na świat.- stwierdził Billy w zamyśleniu. - W innym przypadku przyjdzie mi pisać dżingle do reklam online.
- Nie pierdol - dodała Liz ze zrozumieniem. - Jak nie zaczniemy zarabiać znów będę musiała zatrudnić się na nocki za barem. A właśnie. Nie pożyczyłbyś mi z dwadzieścia eurodolków? Do jutra. Oddam jak zainkasujemy pieniądze za występ.
- Dobra… dobra.- Rebel Yell sięgnął po portfel i wyciągnął swoją kartę kredytową.- Daj swoją do ci przeleję.
Liz podsunęła bliżej holo w zegarku.Miała tam skombinowany cały pakiet potrzebnych do życia narzędzi.
- Dzięki - holoekran zaświecił się oznajmiając, że nie jest spłukana jak ostatni gołodupiec. - To z kim masz na tyle znamienite spotkanie, że idziesz się wykąpać w niedoborze wody? - uśmiechnęła się zadziornie. - Znów jakaś śliczna niepełnoletnia, gwiazdo holonetu?
- Dale… Trzeba się jakoś prezentować na tej rozmowie, jeśli mamy wycisnąć maksa z tego występu. Kolejne mogą nie być tak intratne.- wyjaśnił Billy przelewając dwudziestkę i potwierdzając transakcję odciskiem kciuka. - O ile będą jakieś.
- Dale? - Liz przystanęła niby wryta. Zaciągnęła się chmurą dymu jakby się nią chciała udusić. - Dale ma jakieś nazwisko?
- Z pewnością, ale ja znam tylko imię. I pewnie nic więcej się nie dowiem. - wzruszył ramionami Billy.
Liz posłała pstryknięciem niedopałek na drugą stronę ulicy.
- Skurwiel… - mruknęła bardziej do siebie niż do Billy'ego i odbiła w przeciwną stronę. Szła tyłem nie przerywając kontaktu wzrokowego. - Gdzie się masz spotkać z tym całym Dale’m?
- Nie wspomniałem?
- Nie mnie.
- W Karmakomie o dwudziestej, w Design District. - wyjaśnił więc.
Wycelowała w niego palec.
- Może tam wpadnę.
Obróciła się na pięcie i pomaszerowała w swoją stronę. Wyraz jej twarzy zwiastował kłopoty.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172