Widział zbliżającą się planetę i zdawał sobie sprawę, że to nie będzie miękkie lądowanie. Ostatni raz w taki sposób podchodził do lądowania około 16 lat po proklamowaniu Imperium Międzygalaktycznego i rok po dezercji. Trudnił się wtedy transportowaniem rzeczy oficjalnie nieistniejących, lecz akurat tego feralnego dnia akurat nie pracował. I pomyśleć, że po upływie około doby spotkał po kilkunastu latach swojego młodszego brata. Gdyby nie on Marlon pewnie nie dołączyłby do Sojuszu, lecz toczyłby własną walkę z systemem pracując dla gangsterów bądź terrorystów.
Marlon wrócił do rzeczywistości tuż przed uderzeniem w powierzchnię planety, dosiadł się do brata i zaczął mu pomogać w opanowaniu U-Winga, lecz chwilę później obaj stracili przytomność.
***
BX 102 wyprostował się, jego stawy ustawiły się w anatomicznej pozycji, a czujniki zaczęły analizę sytuacji.
-
Dowódzco, rozkazy. - podszedł do siedzącego na ziemi Wulfa.
-
Rozkaz? Karabast! - ranny zaklął raz jeszcze, tym razem krzycząc na całe gardło. Następnie opuścił głowę, zamknął oczy i wziął kilka głębokich oddechów. Gdy ponownie na nich spojrzał, mówił już spokojnym tonem.
-
Po pierwsze, czujecie ten swąd? Niech ktoś sprawdzi co z silnikami i ile mamy czasu, żeby się stąd zabrać. Po drugie, zbierzcie tyle wyposażenia ile się da, broń i prowiant przede wszystkim. Nie obciążajcie się jednak ponad miarę, nie wiadomo ile trzeba będzie przejść do najbliższego miasta. No, na co czekacie? Do roboty, macie pół godziny, chyba że silniki eksplodują wcześniej.
-
Poodoo - zaklął pod nosem Jeron. -
Drugi statek w niecałą standardową dobę. I nawet nie mów, że to moja wina! - Pogroził bratu palcem.
-
Nie ja bawiłem się w skoki - odgryzł się Marlon, choć w głębi serca, bardzo głęboko, podziwiał, że rodzonemu się udał się tak ryzykowny manewr.
-
Przynajmniej żyjemy - westchnął Jeron. Przez szok nie zwracał uwagi na siniaki i zadrapania, ale i tak był mocno odrętwiały. Zebrał te manatki, które przetrwały twarde zderzenie z powierzchnią Socorro i zszedł w kierunku dowódcy.
-
Zrozumiano dowódco - zawołał do Wulfa i ruszył w jego kierunku. Zwrócił się do Kary: -
No, podnieś naszego wojaka. Jestem pewien, że z tego… wyjdzie... - Ostatnie słowo zastygła mu w ustach. Zorientował się, że nogi Wulfa leżały przed nim nieruchomo. -
Uhm… wybacz.
Marlon, doświadczony w wojskowej bucie, starał się szybko kalkulować i zachować względny spokój. Cieszył się, że jego plecak był spakowany i znajdował się praktycznie pod ręką. Wciąż jeszcze znajdował się w kokpicie, lecz zdążył rzucić okiem na sytuację na dole.
-
Kto jest drugim? Na moje Wulf raczej z tego nie wyjdzie.
Ślepiec ocknął się, ostatnie co pamiętał, to obsługę tego działka. Teraz? Siedział, siedział na swoim miejscu, a raczej na tym co z niego zostało. Bolała go głowa, był bardzo rozkojarzony. Odpiął się od fotela, po czym opadł na ziemię. Próbował się podnieść, nie dawał jednak rady. Dał sobie chwilę na przyzwyczajenie się, wtedy wreszcie spróbował raz jeszcze. Udało mu się. Mężczyzna “rozejrzał się” po obecnych, nadal wyczuwał wszystkich żyjących towarzyszy poza droidem rzecz jasna. Świadomość, że nie pamiętał ostatnich paru minut bardzo go męczyła, nie to jendak w tej chwili było najważniejsze.
-
Wiadomo gdzie mniej więcej jesteśmy?
-
W moim odczuciu, Jeron wylądował tam gdzie mieliśmy - zaczął odpowiadać na pytanie towarzysza Marlon -
Tylko, że po drugiej stronie planety. No cóż, nigdy nie przykładał uwagi do nauki.
Po zbadaniu otoczenia Danpa zawiesił wzrok na niebiosach, szukając śladów TIE w atmosferze. Prędzej czy później jakieś kropki zaczną tu krążyć. Mieli nadajnik, więc ktoś wiedział, kim są. Jeżeli są aż tak dużym problemem, żeby ich śledzić, to ktoś będzie chciał sprawdzić ile z nich zostało.
-
Uggh..
Bladoskóremu szumiało w głowie. Oczywiście za mało, więc wyjął spod kurtki awaryjną manierkę z jakimś trunkiem i wziął głęboki chlust. W końcu jakoś trzeba sobie radzić ze stresem. Zaraz po tym podniósł się z ziemi, powoli i metodycznie, sprawdzając, czy wszystkie jego kończyny są sprawne, a wewnętrzne organy na miejscu.
Gdy już się podniósł zapukał w blachę resztek pojazdu, na tyle głośno, aby zwrócić na siebie uwagę, po czym pokazał palcem w stronę silników. -
Wybuchną. - ostrzegł ich jednym słowem, po czym zaczął oddalać się od wraku w przyśpieszającym tempie, stawiając kroki dłuższe i szybsze, gdy coraz to bardziej rozbudzały się jego mięśnie. Nie przejął się stanem kapitana. Głównie dlatego, że nie miał na tyle pary w łapach, aby móc go sprawnie wyciągnąć. Kto inny może się tym zająć.
-
Musimy go stąd zabrać - powiedziała w końcu. -
Jeśli cichociemny ma rację i silniki wybuchną, musimy to zrobić jak najprędzej. Zbierajcie swoje rzeczy i niech mi ktoś pomoże! - zakomenderowała wręcz, po czym zaczęła ostrożnie zabierać się za wyniesienie Wulfa z wraku U-Winga.
Jeron zdjął z paska quadnokulary i przyłożył je do oczu. Miał nadzieję, że zobaczy na horyzoncie jakiś punkt docelowy. Wszędzie wokół rozpościerał się lekko pofałdowany teren poprzecinany licznymi kanionami, podobnymi do tych, w których mieli wylądować zgodnie z planem operacji. Ciężko było stwierdzić czy łatwiej będzie opuścić to miejsce omijając każdy z nich dookoła, czy też zejść na ich dno i spróbować swych sił w tym labiryncie. Niestety Sar nie wypatrzył żadnych ludzkich skupień, wokół rozciągała się przeklęta pustynia pokryta piaskiem o ciemno-żółtej barwie. W zasadzie czas, który poświęcił na ten mały rekonesans można by uznać za zmarnowany, gdyby nie chmura pyłu na horyzoncie, ewidentnie powstała z przyczyn nienaturalnych. Jakby tego było mało wypatrzył na niebie dwa czarne punkciki, niewątpliwie TIE-fightery. Leciały wolno, jakby przeczesywały teren. Dotarcie do miejsca katastrofy nie powinno im zająć więcej niż pięć minut. Trudno było liczyć na to, że ominą to miejsce. Słup czarnego dymu wydobywający się z silników ich statku musiał być widoczny z daleka. Sar zaklął pod nosem. Musieli ruszać natychmiast.
BX zgodnie z rozkazem zabrał się za wynoszenie wyposażenia z wraku U-Winga, nie miał z tym problemu gdyż wystarczyło włączyć repulsor i ładunek sam sunął przed siebie, kilka skrzyń z uszkodzonymi repulsorami pozostawił na sam koniec i zabrał się za nie tradycyjną metodą. Widząc że Jeron przepatruje teren uruchomił czujniki optyczne które wykryły nadlatujące myśliwce, odpowiadające tym które zaatakowały ich wcześniej.
-
Wykryto nadlatujące wrogie myśliwce, zalecane jest oddalenie się od statku. - zaraportował wbiegając do wraku.
-
Silniki repulsorowe skrzyń transportowych nadal działają, możliwość przeniesienia rannego dowódcy. - zasugerował widząc stan Wulfa.
-
Wulf, z całym szacunkiem dla dowództwa, aktualnie jest niesprawny i będzie jedynie uciążliwym balastem, a, co dodaję z przykrością, gdyby został tutaj Imperialni wyciągnęli z niego zbyt wiele. Drugi powinien przejąć pieczę nad misją, a Wulfa należy uciszyć. - na twarzy Marlona zagościł autentyczny smutek. Dłoń pilota natomiast zaczęła się przemieszczać ku broni. Jeron zauważył gest brata.
-
Odradzam… - BX 102 jednym błyskawicznym ruchem wyciągnął blaster i wibromiecz, stanął pomiędzy pilotami a Wulfem z blasterem wycelowanym w twarz pilota oraz wibromieczem w drugiej dłoni. -
...dalsze działanie zostanie odebrane jako atak na wyższego stopniem.
Kara, która zabierała się za podniesienie Wulfa, odwróciła wzrok i spojrzała na Marlona potępiającym wzrokiem. Wyprostowała się, nie spuszczając z niego oczu.
-
Wyciągnij tylko ten cholerny blaster z kabury, a sam staniesz się uciążliwym balastem, dupku - powiedziała lodowatym tonem do Marlona.
-
Zabierz Wulfa i oddaj go na posterunku imperialnych. - Odezwał się nagle Danpa, patrząc z podziwem na brak cierpliwości Marlona. -
TIE nas rozstrzelają. Gwardziści zabiorą tam, gdzie są najwyżsi rangą. - pokazał palcem w stronę nieba, mając na myśli stację. Ich wypadek był swoistym błogosławieństwem, dostali przepustkę. Pytaniem było czy wejście na stację w roli więźnia wchodziło w grę.
-
Danpa ma rację - powiedziała Kara, nadal wpatrując się w Marlona. -
Wciąż mamy misję do wykonania, a jej celem było dostarczenie Wulfa do stacji TML-474. Teraz mamy świetny pretekst i okazję. Trzeba jedynie się wydostać z tego wraku.
Lang wyglądała, jakby w każdej chwili była gotowa na niespodziewany atak ze strony Marlona. Jej prawa dłoń ukryta była we wnętrzu torby, którą miała przerzuconą przez ramię.
-
Gdzie wy go macie zamiar prowadzić?! - podniesionym głosem odezwał się starszy Sar -
Jesteśmy na środku pieprzonej pustyni! Jak tylko stąd wyjdziemy to będziemy narażeni na ostrzał z TIE - fighterów! A zdajecie sobie sprawę co zrobi z nami Imperium, jeśli przeżyjemy?!
-
Mówię to z żalem, ale pilot ma rację - wtrącił się główny zainteresowany, na jego twarzy jak dawniej zagościł lekki uśmieszek. -
Na nic się nie przydam, a będę was tylko spowalniał. Kara, od tej pory jesteś pierwsza. Spieprzajcie stąd wszyscy, natychmiast.
Kara chciała coś odpowiedzieć, ale przerwał jej Wulf. Zmrużyła powieki, wciąż wpatrując się w Marlona, a potem przeniosła wzrok na byłego dowódcę, jednego z jej niewielu przyjaciół.
-
Przestań pieprzyć głupoty, Wulf - rzuciła w jego stronę. Po chwili jednak uśmiechnęła się kącikiem ust. -
Skoro jednak zostało już postanowione, to jako pierwsza decyduję, że idziesz z nami. Choćbym miała cię wytaszczyć stąd sama.
-
Ostatni rozkaz Wulfa pozostaje w mocy - stwierdził Jeron. -
Jeśli chcemy uciec przed TIE, musimy pędzić do kanionów. Natychmiast.
-
Jego rozkaz nie jest już ważny - z wściekłością na twarzy wycedził Marlon.
-
Wyjątkowo zgadzam się z bratem. - Młodszy Sar popatrzył na Wulfa. -
Wypaliłbym ci w twarz dla dobra misji, tak, ale to był zaszczyt. Brzmię teraz okrutnie pragmatycznie... ale jesteś dobrym człowiekiem. Żałuję, że tak to się kończy.
Widać w misji chodziło o coś więcej niż tylko wrzucenie Wulfa na stację. Danpa zaczął podejrzewać, że mieli nie tylko coś w nią włożyć, ale też z niej wynieść. Szef raczej wiedział najlepiej, na jakie ryzyko można sobie pozwolić: mało kto oddałby swoje życie tylko po to, aby się popisać. -
Wulf...spróbuj odczołgać się od wraku i zakopać w piasku. - poprosił go na pożegnanie. Jeżeli imperialni go nie znajdą, będzie im to na rękę. Dostaną kilka dodatkowych opcji i zawsze mogą wrócić po jego truchło. Czy to aby poprawnie go pochować, czy po to, aby sprzedać je imperialnym w zamian za odrobinę zaufania. Co reszta postanowi zrobić z Wulfem aż tak bardzo go nie interesowało, sam Danpa go nieść nie zamierzał, więc nic mu osobiście nie groziło.
Bladoskóry zaczął rozglądać się po okolicy. Nie miał żadnej lornetki, więc ledwo zdawał sobie sprawę z rozmiarów kanionów i innych detali otoczenia. Chmura dymu w oddali jednak go zainteresowała. Odwrócił się do Jerona, który wcześniej oglądał teren i wskazał na unoszące się tumany pyłu -
Myślisz to wiatr, czy pojazd? - Danpa wątpił, aby imperialni zdążyli już tu zrzucić jakieś siły naziemne. Jeżeli faktycznie coś tam się poruszało, mogło należeć do jakiegoś cywila, łowcy nagród, albo lokalnego plemienia zbieraczy.
-
Banda tchórzy - skwitowała Kara, kiedy Sarowie się wypowiedzieli, tym samym wyrabiając sobie u niej opinię.
Lang nie zamierzała odpuścić. Jeśli tamci chcieli iść, nie miała nic przeciwko - stracili u niej dany im kredyt zaufania, równie dobrze mogliby być martwi.
Spojrzała na droida.
-
Pomożesz mi z nim czy któryś ze zdrajców zdążył cię przeprogramować? - zwróciła się do BX i sama zaczęła zabierać się za wyciąganie Wulfa.
-
A ty ani się waż sprzeciwiać. Nie zostawię cię tu samego - powiedziała stanowczo do Wulfa.
-
Tchórze? - Jeron zmrużył oczy. -
Nie. Po prostu ludzie, którzy myślą teraz trzeźwiej od ciebie. Być może nigdy nie musiałaś uciekać przed zagrożeniem. Ja musiałem, Marlon też. I nie nazywaj mnie zdrajcą, bo to ty narażasz w tej chwili powodzenie misji.
-
Zdaje mi się, że przez takie myślenie Rebelia jest na straconych pozycjach - skomentował wciąż wściekły Marlon, lecz cofnął rękę -
Kierowanie się sercem przysłania wszelką logikę i odsłania słabe punkty, a co najgorsze, zazwyczaj wiąże się z łamaniem rozkazów. Jak chcesz to opowiem Ci jak wygląda przesłuchanie u Imperialnych...
-
Na to nie mamy czasu - przerwał mu brat. -
Ta chmura pyłu nie jest naturalna. Ruszyłbym w jej kierunku. A najpierw, przede wszystkim, pobiegłbym do kanionów. Bardzo szybko. Gały - wskazał w kierunku, z którego nadlatywały TIE. -
zmiotą nas z powierzchni ziemi, jeśli nie zaczniemy natychmiast biec!
Kara Lang już nie słuchała. Zajęta była pomaganiem osobie, której ufała i za którą była w stanie oddać życie.
-
Sama nie dasz rady, pomogę, ale wiedz, że to tylko ze względu na Twój rozkaz - starszy z Sarów zareagował na działanie Kary. -
BX pomóż mi go wydostać!
-
Zrozumiano! - droid opuścił wibromiecz i blaster, podszedł do Kary i zaczął pomagać Wulfowi.
-
Zalecam pośpiech, niedługo zostaniemy wykryci, przenieśmy rannego na skrzynie repulsorowe. - zasugerował BX 102, taka strategia dawała największe szanse powodzenia.
-
Droid ma rację, choć niezbyt nam to pomoże, jeśli zaczną strzelać z góry, ale przynajmniej nie zmęczymy się tak szybko. - skomentował sprawę Marlon.
-
Przykro mi, ale to głupota - wtrącił się Jeron. -
Skrzynie repulsorowe to nie śmigacz. Nie będziemy w stanie szybko dotrzeć do kanionu. Zresztą, niech Wulf sam się wypowie do cholery - popatrzył na wspomnianego.
Ranny spojrzał na każdego po kolei, a potem na niebo, w kierunku zbliżających się myśliwców.
-
Będę z wami szczery - powiedział. -
Nie chcę umierać. Ale wiem, że na waszym miejscu nie wahałbym się ani chwili. Kara, ja bym cię zostawił i ty teraz też musisz - zwrócił się do dziewczyny, nie zdając sobie sprawy, że z łatwością przejrzy jego kłamstwo.
-
Tracimy niepotrzebnie czas na te czcze pogawędki - odparła sucho Kara. -
Ponoć zaraz nas namierzą. Tak wam się śpieszy do opuszczania rannego, ale na gadanie macie czas. Postanowiłam i nie zmienię zdania, więc albo mi pomożecie, albo żegnam.
Lang nie zamierzała dać się przekonać, ani przez rozsądne według innych argumenty, ani przez kiepskie kłamstwa Wulfa, który najwidoczniej zaczął bredzić w szoku.
Marlon dźwignął rannego, zaklął pod nosem i rzucił w kierunku kobiety.
-
Weź go pod rękę, tak jak ja, we dwójkę damy radę go wynieść. Potem spróbujemy zająć się ręką, czucie w nogach raczej już nie wróci, chyba, że jakiś zaawansowany droid medyczny sobie da z tym radę. Reszta przodem, a my na trzy podnosimy i biegniemy.