Tura 2 Biuro Wywiadu było okupowane przez operatorów X-COM z Wydziału Skanu niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę. Czwórka informatyków poświęciła się swojemu zadaniu, jakim było przygotowanie legend dla ludzi, którzy mieli zapuścić się w miasto. Stworzenie nowej tożsamości nie było czymś trudnym. Stworzenie tożsamości na solidnym fundamencie, której przeciętny funkcjonariusz Adventu nie byłby w stanie przejrzeć nawet podczas ścisłej kontroli, to już było niemałym wyczynem. Bez legendy, operator znajdujący się w terenie był jak mysz wpuszczona do stodoły zamieszkałej przez koty. Prędzej czy później musiało dojść do wpadki. Placówka X-COM, zwłaszcza tak świeża jak w St. Louis nie mogła sobie pozwolić na wpadki. |
Tura 2 - Lekcy Hodowski jako człek obyty w świecie i wiedzący to i owo wiedział że gówniarzeria przed 21 rokiem życia, mając niewykształcony płat czołowy mózgu, nie za bardzo jest w stanie na bieżąco myśleć o konsekwencjach swoich czynów. Tego typu ludzi najlepiej uczyć poprzez ból, bo ból to najlepszy nauczyciel dla rozwydrzonej smarkaterii. |
Po całym tygodniu ciężkiej pracy udało się wytworzyć z sukcesem zarówno szminkę jak i antidotum. Oczywiście nie obyło się bez małych problemów. Wreszcie stworzenie takiego małego arcydzieła nie było łatwe. Ale na szczęście Ivan zawsze mówił, że trzeba testować swoje produkty na sobie, aby znać jego wady i zalety. Na samo wspomnienie testów na Ivanie, każdemu w dziale pojawiał się uśmiech na twarzy. Nawet poważny na co dzień profesor wybuchał kilkukrotni śmiechem. *** 3 dni wcześniej w Biolabie... Ivan mam dla ciebie bardzo ważne zadanie. - zapytała z szelmowskim uśmiechem na twarzy Lena. Ivab uniósł brwi, jakby przeczuwał, że coś się szykuje - Tak? Potrzebuje cię pocałować. Mam nadzieję że zawsze o tym marzyłeś. Teraz będziesz mógł sprawdzić czy moje słodkie usta są takie jak śnisz o nich w nocy. - Lena zbliżyła się do Ivana uwodzicielsko kręcąc biodrami i delikatnie oblizując końcem języka usta. - Pomyśl jak wspaniale będzie całować swoją młodą ponętną szefową. Ivan głośno przełknął ślinę wpatrując się w hipnotyzujący ruch języka po wargach Leny. Kiedy te podeszła i wspięła się delikatnie na palce i zaczęła całować usta Ivana. Ivan nawet nie zauważał, że w pomieszczeniu stoi pozostała dwójka naukowców przypatrując się eksperymentowi. Zaczął odwzajemniać pocałunki kiedy nagle zawirowało mu w głowie i poczuł jak leci na posadzkę labu. Kiedy ocknął się kilkanaście minut później w kałuży własnych wymiocin i z mega bólem głowy wiedział, że mocno z niego zakpiono. Jedynie słodkie wspomnienie ust Lenny zanim walnął o posadzkę, no i piorunujący ból głowy pozwolił nie wpaść mu we wściekłość. Niestety nie dane było Ivanowi zaznać spokoju. Jeszcze kilkanaście razy był wzywany w celu przeprowadzenia eksperymentu. Za każdym razem specyfik działał coraz bardziej jak należy. Tak, wiec z coraz większą przyjemnością Ivan poddawał się eksperymentalnej procedurze. *** Sam Kewinski przemykał się nocnymi uliczkami Saint Louis badając okolice bazy. Był jak kot. Przemykał się od jednego cienia do drugiego. Czasami przystając na dłużej i nasłuchując, czasami sprawdzając jakiś bliżej nieznany zakamarek. Dostał zadanie zbadania bazy i go wykonywał. Zadanie mu się podobało. W razie wpadki lub zagrożenia dobrze jest znać najbliższą okolice. Jej wady i zalety. Możliwości ukrycia. Wytypował już nawet kilka miejsce które można by zaadoptować jako awaryjne miejsca ewakuacji dla kilku członków X-com. A także kilka miejsc mogących pełnić role schowków lub skrytek. Okolica jak okolica miała swoje mroczne i jasne strony. Kiedy się ją poznało i zajrzało dalej niż na pierwszą stronę można było w niej czytać jak w otwartej księdze. Zgodnie z instrukcjami przyjrzał się również młodocianemu gangowi sprawiającymi problemy działowi handlowemu. Dowiedział się o planowanej akcji lekkich o czym oczywiście zameldował przełożonej. Teraz właśnie w mroku zajmował pozycje w jednej z opuszczonych piwnic, tak aby mieć dobry widok na to co będzie się działo za dnia. Chciał dowiedzieć się wszystkiego o powiazaniach gangu małolatów na przyszłość. A do tego miał w razie czego wesprzeć działanie lekkich gdyby podwinęła im się noga. |
Tura 3 - 2037.I.31; wieczór Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 21:30 Miejsce: East St. Louis, Night City; klub Night Girls; Warunki: pomieszczenie, ciepło, kontrastowe światła, sucho Wydział Skanu, Wywiadu, Zbrojny, Biolab Muzyka, dudniące basy, światła, ruch, hałas, tłok. Mnóstwo bodźców działających i atakujących zmysły. Wnętrze klubu potrafiło działać bardzo rozpraszająco. Trudno było skoncentrować się na czymś konrketnym przy tylu bodźcach działających jednocześnie. Miejsce było tak pomyślane, że można było sppędzić tu cały dzień a może i weekend pozwalając sobie na przepuszczenie kasy na zabawę której było tutaj co nie miara. Muzyka pozwalająca wyszumieć się na parkiecie przy błyskających światłach i laserach. Wielu ludzi z tego korzystało ciesząc się swobodą stroju, zachowań i możliwością pozbycia się cotygodniowego stresu i frustracji dnia codziennego. Na różnych salach i parkietach można było nacieszyć się muzyką różnych DJ-ów ale jak zwykle największą popularnością cieszyła się sala główna gdzie panował istny szał, rozgrzanych ciał. Alkohol, pozwalający usiąść przy barze czy stoliku i złapać oddech, prozmawiać z drugą osbą czy całą grupką obsiąść jeden ze stolików popijając i zagryzając czym tylko dusza zapragnęła o ile się miało na to kredyty. Ale przecież nikt bez kredytów nie przychodził do Night City a na pewno nie do Night Girls prawda? Scena na której śliczne dziewczynki odstawiały prawdziwe show bawiąc gości swoimi pokazami wdzięków, świateł, tańca kusząc do skosztowania uroków klubu. Jedne były bardziej tancerkami, inne bardziej streapteaserkami, jeszcze inne reprezentowały jakieś ogniwo pośrednie. Była nawet jedna scena gdzie panowie o urodzie modeli z katalogów również prezentowali swoje wdzięki i umiejętności przed zdominowaną przez panie częścią widowni. Ktoś nawet tutaj obchodził chyba urodziny bo czasem przebijało się przez gwar rozmów, krzyków i muzyki radośnie rozwydrzone “Happy Birthday!” i przy złączonych kilku stolikach też dało się dostrzec sporą grupkę bawiącą się wspólnie w najlepsze. Gdzie indziej chyba dziewczyny obchodziły wieczór panieński. Dobrze zbudowany Faust dostrzegł zaciekawione i filuterne spojrzenia od dwójki dziewczyn siedzących trochę dalej. Wyczuwał zainteresowanie swoją osobą i była okazja coś z tym zrobić. Lenie zaś postawił drinka jakiś sąsiad który siedział obok. Też wydawał się całkiem sympatyczny i wesoły gotów zapoznać się z nią lepiej. Ruben bez żenady korzystał z okazji i flirtował z wielką wprawą z jakąś dziewczyną do jakiej się przysiadł czy to może ona przysiadła się do niego. Z tego co piąte przez dziesiąte słyszał Law już sam nie był pewny czy to może jakaś jego koleżanka skądeś czy jego podwładny ma taką bajerę, że już nią była. Ale partyzanci X-COM którzy dotarli aż tutaj, w samo centrum nowoczesnej metropolii gdzie rządził system jaki próbował ich wyłapać, zniszczyć, oczernić, zdyskredytować i wypaczyć sens ich istnienia należeli pewnie do tej nielicznej części gości tego klubu która nie mogła się w pełni oddać rozrywkom oferowanym przez klub. Niemniej wymogi misji sprawiały, że musieli chociaż nie wyróżniać się z rozbawionego, kolorowego tłumu gości. Jak na razie szło całkiem nieźle. Wybrani uczestnicy misji przyjechali do klubu mijając nie wiadomo ile bramek skanujących i coś na razie nic nie wskazywało, że system jakoś zareagował na ich przybycie. Podobnie systemy ochrony klubu przepuściły ich przez swoje sito wpuszczając w swoje trzewia. Mogli więc jak i inni klubowicze, cieszyć się różnorodnymi drinkami i skoczną, elektroniczną muzyką. Ruben od II-ki wydawał się być jednym z najlepiej dobranych do tego typu miejsc członków zespołu przechwytującego. Wydawał się czuć się jak ryba w wodzie, w swoim naturalnym, klubowym środowisku. Tryskał dobrym humorem podobnie jak bielą zębów bezczelnego uśmiechu. Lena miała okazję stwierdzić, że wiele się zmieniło odkąd była tutaj ostatni raz. Wtedy klub nazywał się i wyglądał inaczej. Teraz był rozbudowany, nowocześniejszy, bardziej wsytrzałowy, że z trudem go rozpoznawała. Faust za to miał sporo powodów do obaw. Środowisko i okoliczności wydawały się idealnie wręcz utrudniać wszelkie ochroniarskie fuchy. Podobnie pewnie czuł się ten ochroniarz Collinsa który był w jego pobliżu. Właściwie obydwaj mieli tą samą fuchę tylko po przeciwnych stronach. No i tamten pewnie miał spluwę gdzieś pod marynarką a Faust nie. Najbardziej konfortowe warunki do obserwacji miał Law. Ale on wysługiwał się ogniwem pośrednim czyli obiektywami kamer ochrony pod jakie udało mu się podpiąć. Niestety nawet z ich pomocą widać było typowy, klubowy chaos. Nie zawsze też kamery były skierowane na to co by akurat sobie xcomowy podglądacz życzył. A wszelka ingerencja w postaci nakierowania kamery na odpowiedni dla xcomowca kierunek to było ryzyko, że ktoś w sterówce ochrony odkryje, że owa kamera mu się szarogęsi i może zacząć dociekać dlaczego obawiając się na przykład ataku hakerskiego. Główną rolę w pierwszym etapie akcji powierzono agentce wywiadu czyli Nancy. Nancy wyglądała obecnie jak wystrzałowa, klubowa szpryca w krótkiej, krwisto - czerwonej kiecce. Barwy i ubiór pewnie celowo były dobrane tak by rzucać się w oczy. I Nancy jak się okazało potrafiła się rzucać w oczy. Gdy do klubu stopniowo dotarli pozostali xcomowcy ona już brylowała na parkiecie od jakiegoś czasu. Jej partner, James, ubrany w kolorową, rozpietą koszulę wyglądał jak kolejny popijający przy barze drinki gość. Sam cel całej akcji, szef działu NAS, Jeff Collins przybył z godzinę temu gdy już wszyscy wyznaczeni do tego zadania xcomowcy byli rozproszeni po barze. Kamuflaż na akcji bowiem skłaniał do unikania siebie nawzajem jak najbardziej się dało ograniczając wszelkie kontakty, spojrzenia i rozmowy do minimum. Na szczęście w komunikacji i koordynacji pomagały wpięte w ucho komunikatory. Stopniowo roztańczonej Nancy udało się zwrócić jego uwagę po kilku skocznych wspólnych kawałkach na parkiecie gdzie od razu widać było dla obserwatorów, że oboje przypadli sobie do gustu ruszyli w stronę stolika pod ścianą gdzie zwykle zajmował miejsce Collins. Oboje szczęśliwi i roześmiani zabawiali się rozmową absolutnie nie wyróżniając się na tle innych klubowiczów. Ot, może Collins trochę podkreslał swój status wynajętą strefą wyznaczoną przez kanapy wokół stolika. Muzyka była tam cichsza, błękitne światło jarzeniówek bardziej stonowane i dało się spokojniej porozmawiać. Chociaż szybko dało się poznać, że dwójka młodych ludzi niekoniecznie jest zainteresowana rozmową. W końcu oboje wstali od stolika i ruszyli w stronę wejścia gdze były gabinety dla VIP-ów. James złapał spojrzenie roześmianej Nancy i dał znać reszcie rozproszonej po klubie grupki. - Złapała go. Idą do VIP-owni. - agenci X-COM usłyszeli w swoich komlinkach. Czyli Nancy wkrótce powinna skorzystać z sekretnej, szminkowej tajnej broni przygotowanej przez biolab. Powinna potem przekazać datapad przez kratkę wentylacyjną Rubenowi a ten powinien zrobić swoją część roboty po czym oddać datapad. Misja wkraczała w decydującą fazę bo do tej pory nie zrobili jeszcze nic specjalnego. Gdyby z jakiegoś powodu musieli odwołać misję to mogli po prostu wyjść z klubu, odjechać samochodami i pewnie nie zostawiliby namacalnego śladu obecności X-COM, tej ostatniej styczniowej nocy w tym klubie. A teraz właśnie już ryzyko rosło z każdą kolejną minutą i kolejnym wykonanym krokiem. Teraz zostawało czekać na sygnał od Nancy, że ululała Collinsa. Tego nie dało się już zaprogramować co do minuty ale sądząc po tym w jakim radosnym nastroju oboje udali się do VIProom to pewnie nie powinno to zająć niż kwadrans, może trochę dłużej. Jakby dobrze poszło za dwa kwadranse mogło być już po wszystkim. Ale nie poszło dobrze. Minęły kolejne napięte minuty które zdawały się wlec w nieskończoność. Nikt nie mógł wesprzeć Nancy w jej zadaniu i zdawało się wlec i wlec. W klubie nadal królowała przednia zabawa gdy gdzieś tam, w jednym z jego VIProomów agentka X-COM próbowała uśpić potencjalne źródło informacji a jej koledzy musieli wsłuchiwac się w łomot muzyki i gwar rozmów na zewnąrz i denerwującą ciszę wewnątrz słuchawek. Ruben i Lena czekali już na swoje 5 minut w gabinecie obok. - Uśpiony. - w słuchawkach usłyszeli wreszcie upragniony sygnał od Nancy. Ruben słysząc to wskoczył na sofę w gabinecie i zdjął kratkę wentylacyjną. Po chwili czekania sięgnął w trzewia wentylację i zeskoczył trzymając datapad w ręku. Teraz role się odwróciły i to on i Lena musieli zrobić swoje a tam, za ścianą niecierpliwie czekała zdenerwowana agentka wywiadu modląc się by wszystko poszło gładko. - Mam go. Sprawdźmy co my tu mamy… - Ruben dał znać, że przejęli z Leną datapad szefa działu NAS i zaczęli go rozpracowywać. I właśnie zaraz potem sprawy zaczęły się komplikować. - Cholera jego holo dzwoni. - odezwała się przez komlink Nancy niezbyt ucieszonym tonem. Skanerzy operujący kamerami klubu dostrzegli jednak coś innego, coś czego ani agentka, ani biolog, ani skaner w VIProomach nie mogli dostrzec bo nie byli na głównej sali. A tam kamera wyłapała jakąś grupkę czterech Azjatów. Zatrzymali się całkiem blisko stolika które niedawno zajmował Collins i Nancy. Rozglądali się chwilę a jeden z nich widocznie z kimś rozmawiał przez holo. Co więcej chwilę wcześniej zaczepił przechodzącą kelnerkę pokazując jakieś zdjęcie na holo. Kamery klubu nie były na tyle dokładne by być pewnym ale wizerunek na zdjęciu przedstawiał chyba młodego faceta w garniturze i były spore szanse, że mogło chodzić właśnie o zdjęcie Collinsa. Co więcej kelnerka wskazała w kierunku VIProomów i czwórka Azjatów ruszyła w tą stronę. W ciągu paru chwil mogli dotrzeć do strefy gabinetów chociaż nie było pewne czy wiedzą o dokładnie które drzwi chodzi. Przed drzwiami które zajmowali Collins i Nancy stał ochroniarz biznesmena no ale on raczej też pewnie nie był świadomy tego co się dzieje w głównej części sali. Cokolwiek by planowali xcomowcy przed ekranami komputerów i w sali głównej mieli dość mało czasu na jakąś decyzję i reakcję. Czwórka Azjatów wyglądała odstawione wedle korporacyjnego dresscode chociaż bez krawatów. Mimo to i tak wyróżniali się tym oficjalnym ubiorem na tle kolorowo ubranych gości. Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 21:30 Miejsce: West St. Louis, Marina Villa; opuszczony budynek; Warunki: pomieszczenie, ziąb, ciemność nocy, chłodna wilgoć Wydział Produkcji Lekkiej Akcja zaplanowana i przeprowadzona prawie dokładnie wedle założeń planu. Młodsze pokolenie ulicy, dało się całkowicie przestraszyć i zaskoczyć zaplanowanej i zogranizowanej akcji doświadczonych mężczyzn. Widać gdy jeszcze furgonetka podjeżdżała, zwalniała i zatrzymała się byli raczej chyba zaciekawieni i kompletnie nie spodziewali się kłopotów. Ktoś coś powiedział, ktoś się uśmiechnął, zaciągnął petem, popił z butelki ale raczej dominowało oczekiwanie czego mogą od nich chcieć ci obcy. A gdy otworzyły się drzwi ukazując w pełni uzbrojone i zamaskowane postacie było już za późno. Rusznikarze dali pełną, bezlitosną salwę ze wszystkich luf poprawiając granatami. Efekt był podobny jak wrzucenie cegły w ławicę małych rybek. Rozległy się piski przerażenia, strachu, stłumione, urwane przekleństwa, wrzaski tych których dosięgły kule albo uderzenia i tupot nóg tych którzy zdołali ujść przed atakiem w chaotycznej próbie ucieczki. Praktycznie nikt nie stawiał oporu. - Pały, pały spierdalać! - wrzasnął któryś dając reszcie jasny kierunek do ucieczkowej strategii. Mimo wszystko jednak młodzieżówka miała znaczną przewagę liczebną nad napastnikami więc z połowa albo więcej zdołała mimo wszystko albo zwiać albo urwać się w ostatniej chwili zanim xcomowcy zdołali pozbierać ten bałagan. Opór pojawił się dopiero gdy zamaskowani dorośli zaczęli wlec oszołomione i obezwładnione ciała w stronę furgonetki. Młodzież zapewne spodziewając się najgorszego stawiła na tym etapie wybitnie zażarty opór. Krzyczeli, kopali, gryźli, szarpali się próbując wyrwać się z uścicsku jak zwierzęta zaciągane do klatek lub złapane w sidła. Niemniej oszołomieni bronią nieletalną, w starciu z opencerzonymi, większymi i silniejszymi mężczyznami było to tylko opóźnianie nieuniknionego. Wszystko ucichło gdy drzwi furgonetki zatrzasnęły się i pojazd ruszył. Wtedy przestraszone młodziki pomilkli i czekali z obawą na to co przyniosą najbliższe chwile. Udało się pochwycić piątkę, w tym jedną dziewczynę. Wszyscy byli w wieku licealnym u progu dorosłości. Z drugie tyle albo i trochę więcej mimo wszystko w zamieszaniu zdołało ujść napastnikom. Rozproszyli się znikając po sobie znanych budynkach i uliczkach więc pościg wydawał się mało sensowny. Furgonetka zatrzymała się przed wybranym budynkiem który wydawał się być pusty. Piątka młodzików rozejrzała się na tyle na ile pozwalały im zapuchnięte i załzawione od gazu powieki. Ale mogli patrzeć głównie przez przednią szybę i szyby w tylnych drzwiach więc zbyt dużo pewnie nie widzieli. Napastnicy nie mieli pojęcia czy ktoś z nich rozpoznaje tą okolicę czy nie. --- Sam Kewinski obserwował całą akcję przeprowadzoną przez “lekkich”. Poszła im całkiem nieźle. Kłopotliwa gówniarzeria została całkowicie zaskoczona i rozbita, kto nie został wyłapany ten czmychnął jak najdalej. Sam nie był zapewne widziany ani przez lekkich ani przez nastolatków. Stracił jednak jednych i drugich z pola widzenia gdy jedni rozbiegli się po okolicy a drudzy odjechali furgonetką. Odczekał jeszcze trochę zanim się zmył z posterunku. I doczekał się epilogu tej akcji. Jakiś młody osobnik wyglądał ostrożnie na ulicę gdzie niedawno zniknęła furgonetka i mówił z przejęciem coś przez holo do kogoś. Widząc, ze pojazdu pewnie nie ma wyszedł na środek pustej już ulicy cały czas kiwając głową, gestykulując z przejęciem wolną ręką i nawijając do kogoś. Z przeciwnej strony ulicy wyszedł jeszcze jeden a potem kolejny. Sądząc po zachowaniu nawet z tej odległości i bez słyszalności głosów dało się dostrzec, że są przejęci, może nawet zszkokowani taką akcją. I komuś o tym właśnie opowiadają. |
- Poszło świetnie. Dobrze. Aż za dobrze. - mruknął cicho Hodowski do Applebauma. - Jak za dobrze? - Kurna, są przerażeni, a reszta zwiewała aż się kurzyło. Jeżeli odstawimy numer z przebieranką to cała akcja wyjdzie niepoważnie. - To co? Inny wariant czy plan? - Inny wariant. Jesteś gotów na poczekaniu wymyślić jakąś bajeczkę? - Aj waj… ty mnie się zapytujesz czy ja zdołam wymyślić bajeczkę? Po prostu patrz i ucz się! *** Posiniaczeni, skrępowani i poobijani ulicznicy zostali zapędzeni do pustostanu. Ciężarówka zajechała na podwórko, aby nie pozostawać na widoku, chociaż silnik lekko pykał na jałowym biegu. Piątka mężczyzn wkroczyła do środka. Jeden pozostał przy oknie obserwując okolicę, dwóch przypięło jeńców do jakiś starych rur, które w latach świetności domu dostarczały media. Zakneblowano ich. Zamaskowani napastnicy popanoszyli się trochę po pomieszczeniu. Jeden z nich wyjął jakieś urządzenie i najpierw lekko nakłuwał ramiona dzieciaków jakimś szpikulcem, a potem próbkę krwi kładł na płytkę trzymanego w dłoni wichajstra. Tylko jeden podsunął sobie stary zdezelowany fotelik i zasiadł na nim wpatrując się w “zdobycze”. Ten badający podszedł do niego i powiedział mu coś na ucho. Tamten wysłuchał, coś odpowiedział, znów posłuchał, a potem skinął z pewnym dostojeństwem głową i machnął ręką. “Badacz” wyprostował się i zwrócił do dzieciarni. - Słuchajcie uważnie, nie będę powtarzać. Wkurwiliście wielu ludzi swoim zachowaniem. Zbyt wielu. Wynajęli was, abyśmy uspokoili was i waszych znajomków. Zapłacono nam słabo. Dlatego mamy zamiar się odkuć. - tu nastąpiła krótka przerwa - Sprzedamy was. Jesteście młodzi, a jeden z naszych kontaktów lubi młode okazy. Niektórzy mówią, że trzyma dzieci w piwnicy i gwałci. Inni, że wycina im flaki, które potem trzyma w słojach. - Szybciej. - mruknął ten siedzący. - Macie dokładnie... - stojący spojrzał na zegarek - Dziesięć sekund, aby powiedzieć nam coś na tyle ważnego lub użytecznego na czym zdołamy zarobić. Macie dziesięć sekund abyśmy was nie sprzedali zwyrolowi, który najpierw was będzie gwałcił, a potem pokroi bez znieczulenia. Dziesięć. Dziewięć. Osiem… *** Drużyna zapakowała się do vana i odjechała z terenu pustostanu. Mieli nietęgie miny, ale zadanie można było uznać za wykonane… dopóki nie zobaczą efektów swoich “działań pedagogicznych”. Nie rozmawiali za dużo. Na koniec po prostu dali bachorom po łbach, a potem obdarli z ciuchów, skrępowali i poukładali w jednoznacznych pozycjach. Hodowski miał na niepodłączonej do sieci komórze zdjęcia młodocianych. Użył też jednej z komórek łebków i nią także zrobił zdjęcia. Zostawił telefon pośród gówniarzy z krótkim listem informującym że jeżeli oni lub ich znajomkowie przysporzą jeszcze komuś problemów to całe St. Louis, to biedne i to bogate zobaczy zdjęcia. A potem znów po nich przyjadą. Tyle, że tym razem od razu zawiozą ich do zainteresowanego kupca. - Zwyrole z nas. - mruknął Mike. - Nigdy nie chciałeś się zabawić w reżysera filmów dla dorosłych? - zapytał Frank, ale jakoś tak bez wesołości w głosie. - Tak to ujmujesz… po prostu cholera wie czy tym gnojkom nie odbije jak się obudzą i to zobaczą. - W najgorszym wypadku będą mieli motywację do zmiany miejsca zamieszkania. - odparł Frank - Poza tym… Dobra robota drużyno. Akcja przebiegła wzorowo. Zrobimy parę kółek i zmywamy się do bazy. Trzeba w końcu rozpocząć tą akcję z pędzeniem. |
Jakiś czas po rozpoczęciu misji |
1 Załącznik(ów) Klub „Night Girl” Lena już od jakiegoś czasu nie była w nocnym klubie. Niestety praca dla X-comu był wymagająca i rzadko kiedy była możliwość dobrej zabawy. A tej Lenie nigdy nie było za mało. Teraz miała chociaż chwilę czasu zanim pojawi się cel i nie zamierzała go zmarnować. Już w bazie poświeciła sporo czasu, aby na akcji wyglądać wystrzałowo, jak bóstwo. Baza X-comu to nie salon piękności, ale na szczęście w dobrym Bio-labie można było stworzyć cuda. Na szczęście jeszcze miała kilka kiecek z czasów kiedy bywała w takich lokalach co dwa może trzy dni. Z tego co wynikało z odprawy to akcja miała być prosta. Wchodzą, trochę się pobawią i to była ta miła część. Później agentka zwabia cel i usypia. Oni przeglądają dane i się zmywają. Brak możliwość porażki. [MEDIA]http://lastinn.info/attachment.php?attachmentid=1044&stc=1&d=153470656 1[/MEDIA] Kiedy weszła do klubu „Night Girl" to nawet go nie poznała. Za jej czasów wyglądał całkiem inaczej. Ale czy to było ważne. W każdy klubie chodziło o to samo i kiedy byłeś w kilkunastu to tak jakbyś był we wszystkich. Szybko podeszła do baru. Musiała się napić czegoś, aby rozluźnić się już na samym początku, tym bardziej, że później już nie mogła pić. Później musiała mieś sprawny umysł aby wychwyci jak najwięcej ciekawych danych spośród morza informacji na datapadzie celu. Nie minęło dużo czasu, a już przy barze znalazł się jakiś odważny frajer, który postawił jej drinka. Wypiła go duszkiem i szybko spławiła chłopaka. Kiedy poczuła pierwsze przyjemne oznaki działania alkoholu ruszyła na parkiet. Już nie pamiętała jak dawno temu udało się jej potańczyć. Dlatego zamierzała sobie pofolgować. Zamierzała tańczyć jak oszalała, co najmniej do momentu pojawienia się Jeffa w klubie. Po dwóch godzinach na parkiecie udało jej się wreszcie złapać oddech przy barze w trakcie miłej rozmowy z jakimś nieznajomym. Koleś jak większość mężczyzn tutaj szukał po prostu jakieś laski do zaliczenia. Miała styczność z takimi wiele razy. Nie każdy z nich był skończonym frajerem, czasem dało się spotkać kogoś miłego, sprawnego, przystojnego i nawet interesującego. Rzadko kiedy wszystko naraz. Ale tym razem nie była tutaj po to aby kogoś szukać na tą lub na inną noc. Dlatego jednych uchem słuchała i przytakiwała, natomiast drugim cały czas nasłuchiwała słuchawki w uchu. Kiedy nadszedł czas była gotowa. Szybko pożegnała się z poznanym kilka minut temu kolesiem i ruszyła do Vip-roomu. Tam spotkała się z Rubenem i w niecierpliwości czekała na sygnał. Po kilku minutach, które upłynęły jak wieczność dostali wreszcie upragniony komunikat od Nancy. Uśpiony. Kilka chwil i mieli już datapad u siebie. Oczywiście wszystko co piękne i łatwe musi się skończyć. Tak i tym razem agentów x-com opuściło szczęście. Z informacji padających w comlinku nie wyglądało to dobrze. Kiedy Ruben podszedł i położył swoją dłoń na jej biodrze. Lena wiedziała o co chodzi - Jak Azjaci będą po naszymi drzwiami dajcie znać.- szepnęła do comlinka i przytknęła namiętnie ustami do Rubena Kiedy po chwili udało jej się oderwać od pocałunku powiedziała wprost do ucha kubańczyka- Rozerwij na mnie sukienkę, jak będą pod drzwiami to wybiegnę pomiędzy nich i postaramy się zrobić scenę. A do tego czasu możemy - i przytknęła z powrotem swoje rozpalona usta do ust Rubena. Miała nadzieje, że rozhisteryzowana dziewczyna zwróci uwagę azjatow i wprowadzi trochę zamieszania, a co za tym idzie kupi trochę czasu Nancy. *** Sam Kewinski w spokoju oglądał całość akcji przeprowadzonej przez Dział Lekkich. Nie poszło im nawet najgorzej. Złapali kilku i może uda im się nawet coś od nich wyciągnąć. On jednak wiedział, że nie ma się co spieszyć i poczekał jeszcze chwile, wychodzenie w tym momencie byłoby i tak mało rozsądne. Zbyt łatwo można by go powiązać z tą akcją. Dlatego na razie spokojnie obserwował dalszy przebieg spraw. Może coś jeszcze z tego wyniknie. |
Tura 4 - 2037.I.31; wieczór Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 22:00 Miejsce: West St. Louis, Marina Villa; furgonetka 2; Warunki: pomieszczenie, ziąb, półmrok oświetlenia, chłodna wilgoć Wydział Produkcji Lekkiej Furgonetka z piątką xcomowców krążyła po południowo - zachodnich dzielnicach zapuszczonego i opuszczonego St. Louis. Była już pełnoprawna noc więc jeździli na światłach. Czasem mijali parkujące lub jadące samochody, światła w oknach przy mijanych budynkach ale większość to były wraki i runy. Wraki ludzi, wraki, pojazdów, wraki budynków, wraki metropolii, wraki jakie zostały z dawnego świata sprzed inwazji kosmitów. Przez ostatnie dwa tygodnie nie mieli za bardzo okazji do zapoznania się, zwłaszcza z dalszą. Mieli więc okazję poznać uroki nocnego zwiedzania okolicy. A w okolicy działo się coś. Już ledwo odjechali od rudery gdzie zostawili piątkę nagich, związanych i zakneblowanych nastolatków gdy minęli pierwszy, szybko jadący samochód. Potem kolejne. Na ulicy w której jechali, na sąsiedniej przecznicy, w tą samą stronę lub w przeciwną. Zupełnie jakby ktoś poruszył w tym rejonie mrowisko. Można by pomylić z obławą policyjną ale pojazdy przedstawiały zapuszczony, standard z pustkowi i nie miały syren ani żadnych oznaczeń. Tylko te wrażenie z obławy się nasilało z każdym kolejnym minionym pojazdem czy motocyklem. Wyglądało bowiem jakby ktoś tu kogoś szukał albo się z kimś bawił w chowanego. Grupka nastolatków jakich zostawili za sobą w jakimś przygodnym budynku musiała być przestraszona całą akcją i gadką nie na żarty. Prosili by im nie robić krzywdy, płakali, obiecywali, że już nie będą nikomu dokuczać i by ich nigdzie nie sprzedawać. Przekrzykiwali się przy tym nawzajem i często byli niezrozumiali bo głównie posługiwali się jakimś kolorowym slangiem a przez ściśnięte strachem i łzami gardła trudno było zrozumieć ten chaos ich wypowiedzi. Chyba obiecywali, że mogą robić za przewodników, że mogą się przydać, że znają ludzi którzy znają ludzi i starać się wyglądać na ważnych i użytecznych. Gdy zamaskowani mężczyźni próbowali ich w końcu powalić na dobre zaczęła się chaotyczna, brutalna szarpanina. Co prawda piątka, skutych młodocianych nie miała tak naprawdę szans w starciu z dorosłymi mężczyznami o pełnej swobodzie manewru to jednak walczyli zażarcie zgodnie z intencją szczurów zagnanych w róg sądzących, że nadeszła ich ostatnia chwila. Szarpanina nie trwała długo gdy kolejne młode ciała przy wtórze jęków, przekleństw, płaczów i paniki padały bezwładnie na starą, przegniłą podłogę. Potem jeszcze sesja zdjęciowa i sprokurowanie odpowiednich notatek też zabrało trochę czasu. Wreszcie powrót do furgonetki i odjazd. W końcu doczekali się zainteresowania ze strony ulicy. Nadjeżdżającą osobówkę widać było i wcześniej po zbliżających się światłach. Szybko okazało się, że zasuwa po tych prawie opustoszałych , nocnych ulicach całkiem prędko jak te pojazdy które mijali już co jakiś czas. Tym razem też osobówka jako zwinniejszy i szybszy pojazd bez trudu wyprzedziła jadącą furgonetkę. Tym razem jednak zamiast dokończyć manewr wyprzedzania osobówka zwolniła będąc o długość pojazdu na sąsiednim pasie a po chwili zwolniła jeszcze bardziej zrównując się z furgonetką. Od strony pasażera w vanie widać było twarze w mniejszym wozie zerkające w ich stronę i na siebie nawzajem. Pasażer osobówki gadał z kimś przez holo zerkając cały czas na vana xcomowców. Wreszcie chyba nastąpił przełom. Kierowca osobówki o latynoskich rysach kazał agresywnym gestem zatrzymać furgonetkę. Pasażer za nim wzmocnił to zaproszenie wystawiając automat przez tylne okno wozu. --- Kewinski nie zmieniając swojego stanowiska doczekał się na ciąg dalszy widowiska. Po furgonetce xcomowców dawno już nie było śladu. Przynajmniej jeśli ktoś potrzebowałby kontaktu wzrokowego by ją odnaleźć. Ale inaczej wyglądało jeśli mógł się posłużyć innymi opcjami. Pod kamienicę młodocianych zajechała z piskiem opon jakaś usportowiona osobówka. Kierowca i pasażer bez wahania wysiedli i przywitali się z jednym z ocalałych z pogromu młodych. Przywitali się specyficznym gestem jaki często miały różne nieformalne bandy i gangi. Nie trzeba było psychologa by odczytać, że młodzi którzy w międzyczasie powyłazili z różnych kątów ulicy tak, że mogło być już ich znowu z kilkunastu, liczą się z tym mężczyzną o ciemnych włosach. Mężczyzna był zdenerwowany i spięty gdy słuchał relacji młodych z tego co się stało. Ale panował nad tym jak na zawodowca przystało. To pewnie pomagało jakoś uspokoić się młodocianym gdy zdawali mu relację z ostatnich wydarzeń. Nie rozmawiali zbyt długo a po gestach młodych dało się wywnioskować, że pokazują skąd furgonetka przyjechała i dokąd odjechała. Mężczyzna pokiwał głową, poklepał któregoś z młodych po policzku w ojcowskim geście chociaż wyglądał jakby był może o dekadę od nich starszy. Potem wrócił do fury przy okazji wyjmując holo i coś do niego mówiąc. Potem znowu maszyna odjechała równie agresywnie jak przed chwilą podjechała. U pozostwionych na ulicy młodych zapanowało zaś poruszenie i ulga. Zupełnie jakby ci dwaj w sportowym wozie mieli się teraz zająć problemem porwanych kolegów. Sami też rozbiegli się po ulicy jakby mieli coś ważnego do zrobienia. A potem bliższymi i dalszymi nocnymi ulicami zaczęły mknąć rozpędzone auta i motory. Po kwadransie obserwacji dało się zauważyć pewien schemat gdy większość pojazdów kierowała się stronę gdzie zniknęła furgonetka. Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 22:00 Miejsce: East St. Louis, Night City; klub Night Girls; Warunki: pomieszczenie, ciepło, kontrastowe światła, sucho Wydział Skanu, Wywiadu, Zbrojny, Biolab Mimo gorąca sceny za zamkniętymi drzwiami, pełnej równie gorących ust i dłoni na rozgrzanych ciałach, czwórka Azjatów kompletnie nie była zainteresowana tym co się dzieje za właśnie tymi drzwiami. Zupełnie jakby nie byli świadomi tego co się tam wyrabia. Za to wykazywali znacznie większy poziom zainteresowania tym co się dzieje w pokoju obok. Ruben i Lena zamknięci w viproomie nie widzieli tego co widzieli skanerzy mający podgląd do klubowego systemu bezpieczeństwa. A w nim widać było jak czwórka Azjatyckich gości podeszła bez zawahania do drzwi obstawionych przez ochroniarza klienta. Zatrzymali się przy nim i chwilę rozmawiali. Dokładniej rozmawiał jeden z Azjatów, ten sam który wcześniej rozmawiał z kelnerką. Ochroniarz zachowywał się z profesjonalnym spokojem czyli ciężko było wyczytać czy jest zaskoczony lub zaniepokojony przybyciem czwórki gości. Nietrudno było zgadnąć, że czwórka gości przybyła rozmawiać z szefem ochroniarza a nie samym ochroniarzem. Dlatego ochroniarz zapukał w końcu do drzwi zajmowanych przez swojego szefa i agentkę X-COM. Akurat w tym czasie skanerzy kończyli swoją robotę a datapad jeszcze był za ścianą obok, Collins wciąż pewnie leżał gdzieś nieprzytomny w swoim pokoju a Nancy słyszała pukanie w drzwi i głos jego ochroniarza czekajac w napięciu na oddanie datapadu. Więc sytuacja zaczęła się komplikować. Ruben w końcu mógł znowu wejść na krzesło i przerzucić datapad z powrotem na drugi kraniec szybu wentylacyjnego gdzie już czekała zniecierpliwiona dłoń Nancy. Zostawało na szybkiego zamknąć kratki i udawać, że wcale się z nich nie korzystało. Co dalej się działo u sąsiadów Rubena i Leny tego xcomowcy właściwie nie wiedzieli. W komlinkach tylko dało się słyszeć pełne napięcia “Otwieram i wyłączam się.” jakie zdążyła rzucić Nancy gdy pewnie chowała swojego komlinka. Zaraz potem kamery bezpieczeństwa klubu pokazały jak drzwi pokoju otwierają się i pewnie stoi w nich Nancy chociaż widać było głównie jej dłonie gdy coś chyba mówiła albo tłumaczyła piątce mężczyzn. W końcu trójka z nich szybko weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi i zostawiając przed drzwiami dwóch Azjatów. Po paru chwilach wszyscy opuścili pokój. Prawie. Ten wygadany Azjata niósł w rękach datapad Collinsa i w skupieniu sprawdzał co tam jest. Za nim szedł kolejny trzymający za ramię nieco wierzgającą Nancy która świetnie odgrywała swoją rolę przestraszonej dziewczynki. A może była przestraszona naprawdę. Nie miała w uchu komlinka więc nie dało się z nią skontaktować. Kolejni dwaj Azjaci nieśli między sobą nieprzytomnego Collinsa który jeszcze spał i powinien spać przez kilka kolejnych minut ale tego pewnie nie wiedzieli. Ostatni szedł znowu Azjata nieźle z kolei wczuwając się w rolę ochroniarza. Lustrował korytarz za sobą i pilnował grupki przed sobą chociaż w dłoniach nie widać było żadnej broni. Cała grupka wyraźnie się spieszyła opuszczając korytarz i wracając do głównej, zatłoczonej sali klubu. Brakowało tylko ochroniarza Collinsa którego nie było widać odkąd zniknął z obrazu kamer gdy wszedł do pokoju zajmowanego przez swojego szefa i klubowiczkę w czerwonej mini na jaką zgrywała się Nancy. Kolejną rzeczą jakiej nie widzieli i Ruben, i Lena w swoim viproomie ani James i Faust w sali głównej to to co się działo na zewnątrz i w eterze. Co prawda skanerom z X-COM nie udało się włamać do holo używanego przez NAS czy szczególnie przez ochroniarzy Collinsa i jego samego to przez kamery widać było reakcję tego ochroniarza który został przy samochodu. Dotąd palił spokojnie papierosa oparty o maskę wozu lustrując klub, parking, wysypujących się z wozów lub wracających do nich gości gdy nagle przytknął dłoń do ucha. Widać było, że coś w komunikatorze go zaalarmowało. Było to jakoś zgrane z momentem gdy ochroniarz w korytarzu dostrzegł czwórkę nowych, azjatyckich gości. Ani reakcje grupki na korytarzu ani u strażnika wozu na parkingu nie wyglądały jeszcze jednak na nerwowe czy gwałtowne. Kierowca rzucił peta na mokry, zmarznięty asfalt i wyprostował się zerkając na sylwetkę klubu gdzie był jego kolega i szef. Chwilę potem coś jeszcze mówił ale widać już było, że jest zaalarmowany. Coś mówił gdy wracał do bagażnika pojazdu z którego po chwili zamknął i już z automatem w dłoniach zaczął biec w stronę głównego wejścia klubu. Działo się to jakoś w momencie gdy ochroniarz i część Azjatów zniknęła z monitorów kamer wchodząc do pokoju Collinsa. W słuchawkach i na monitorach Law widział jak ochroniarz wzywa na pomoc policję zgłaszając niejasną i niebezpieczną sytuację. Była okazja by użyć zamontowanych wcześniej zagłuszaczy albo nie i pozwolić mu na wezwanie policji. Podobnie Azjaci którzy zostali przy wozach szykowali się na jakąś akcję chociaż na razie nie było widać żadnej broni to jednak samochody były gotowe ruszać w każdej chwili a drzwi, zabezpieczane przez azjatyckich ochroniarzy stanęły otworem przygotowując się na przyjęcie pasażerów. Grupka wewnątrz klubu, razem z Nancy, musiała jeszcze przejść przez rozbawioną główną salę klubu nim wyjdą na zewnątrz. Na zewnątrz zaś były spore szanse na spotkanie ochroniarza Collinsa i grupki czekających przy swoich wozach Azjatów. |
- Mają Nancy. Musimy pomóc jej uciec - zakomunikował Law przez radio. Poza tym opowiedział o tym, jak wygląda sytuacja z Azjatami i ich transportem oraz z drugim ochroniarzem Collinsa. |
Zerkając na twarze lokalsów Frank czuł przypływ pogardy. Małpy co umieją klikać na holo i pociągać za spust. Plus był taki że chyba będą ich sprawdzać. Jakby mieli pewność to by od razu walili z gnatów. Na przodzie siedział kierowca od Handlowych - Trevor oraz Rebe. Frank przez luft oglądał całą sytuację. - Rżnij głupa. Nie wychylajcie się. Przeładujemy na ostrą. - mruknął. Furgonetka zwolniła i elegancko zjechała na bok. Trevor uniósł ręce nad kierownicę. Żyd natomiast wychylił się z dłońmi na widoku. - Hej hej! Co się dzieje. Szef mówił że opłacił przejazd! Co?! Sorry, sorry! Nie słyszę! Sorry! Ok ok! Bez nerw, panowie! Jesteśmy my dwaj i kolega pilnujący towaru! Szef mówił że... Dobra, ale nie mówcie nikomu bo nogi nam szef z dupy powyrywa! Ej, Władymir! Lokalni robią inspekcję, żebyś nikogo tam nie postrzelił jak ostatnio! - Kurwa! Szef zabronił otwierać busa, aż na miejsce nie dojedziemy! - zawołał Frank kończąc ładować strzelbę ostrą amunicją. - Szukają jakiś pojebów. Dajmy im rzucić okiem. Chłopaki są wkurwieni, zobaczą te skrzynie z wódą i się uspokoją! - Kurwa! Żadnego alko dla lokalsów! To przedufocki towar jest! - Włodek, ty zapijaczony skurwielu, nie rób burdy o to cholerne chlanie! - Jak się szef szczai to cała wina na Ciebie! Frank kiwnął do pozostałych Lekkich. Mike zgarnął drugą strzelbę, a pozostali uzbroili się w pistolety. Rebe był prawdziwym ekspertem od nawijania makaronu na uszy i wiedział że aby zaskoczyć brudasów trzeba po prostu przejąć inicjatywę w rozmowie. Nie było to łatwe bo tamci ciągle machali spluwami i gardłowali jeden przez drugiego. Już za chwilę miało dojść do starcia. Rebe wysiadł z szoferki z uniesionymi dłońmi i podszedł do tylnych drzwiczek vana. Lokalsi jednak nie mieli tyle cierpliwości. Jeden z nich chwycił za klamkę bocznych drzwi i chrobotem odsunął je wchodząc prosto pod lufy dwóch strzelb... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:26. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0