Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-08-2021, 00:14   #281
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 126 - 2037.09.22; wt; ranek (K O N I E C)

Czas: 2037.09.21; pn; popołudnie; g. 20:10
Miejsce: Alaska; ruiny Anchorage, centrum miasta; pokład Skyrangera
Warunki: wnętrze ładowni, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz zmierzch, lodowate zimno, mglisto, łag.wiatr


Wszyscy



- Panie i panowie, pod nami Anchorage. - w słuchawkach usłyszeli spokojny głos pilota. Opanowany i pewny siebie. Jakby pilotował kolejny, pasażerski liniowiec z turystami, biznesmenami i zwykłymi pasażerami. A nie maszynę jakiej od trzech dekad nie miało prawa być. I latała tylko dlatego, że system brał ją za kolejne zakłócenie lub inną maszynę. A nie latadełko X-COM z partyzantami na pokładzie. Ludźmi którzy przysięgli wyzwolić swoją planetę spod okupacji obcych. Ponieważ pasażerom trudno było wykręcić się aż tak aby spojrzeć za swoje plecy przez bulaje w kadłubie to posiłkowali się patrzeniem na ekran umieszczony pod sufitem. Ten przekazywał obraz z kamer zewnętrznych maszyny pokazujący powierzchnię w naturalnych barwach. Widok nie napawał optymizmem.




https://i.pinimg.com/originals/4d/0b...9d51d4d718.jpg

- No to już prawie jesteśmy na miejscu. - odparła Nancy siedząca przypięta pasami do kubełkowatego fotela. Jako wyszkolona agentka wywiadu reprezentowała właśnie ten dział. Co prawda z uruchomionych na nowo komputerów bazy w Memphis udało się odkodować ten alaskański adres ale tak naprawdę nikt nie wiedział czego się tu można spodziewać. Zwłaszcza po 30 latach. W aktualnych zapisach danych jakie miała globalna sieć X-COM nic nie było o żadnej aktywnej bazie na Alasce. Najbliższa była ta w Kaliforni i wschodniej Syberii. Ale na mapie X-COM Alaska była czysta. Żadnych baz ani innych kontaktów. Ale w pamięci komputera pokładowego był adres na Alasce w okolicach Anchorage. Do jakiego ta maszyna wykonała kilka wahadłowych lotów z Memphis.

Z samą maszyną też był nie mały kłopot. Po 20 latach trudno było o pilotów i serwis do tak rzadkiej sztuki. Ale jednak wiadomość była jeszcze bardziej poruszająca niż znalezienie sprawnego MEC-a czy brawurowa akcja odbicia jeńców pod prawie jawnym szyldem X-COM dokonana na oczach całego świata przez xcomowców z St.Louis. Ostatni Skyranger X-COM utracił gdy skończyła się Inwazja i zaczęła okupacja planety przez obcych. Co prawda chodziły słuchy i nadzieje, że tam czy tu odnajdywano czy mogły być jakieś latadełka ale albo okazywały się to jakieś wraki, albo same części, albo zwykłe śmigłowce i samoloty. Pierwszy raz odnaleziono maszynę w miarę całą i jak się okazało pomimo 30 lat garażowania wciąż zdatną do lotu. Więc X-COM spiął się, poszperał i tak po trochu odnalazł i pilotów i mechaników jacy ocenili stan maszyny i doprowadzili ją do stanu zdatnego do lotu.

Pilotów było dwóch. Jeden weteran z czasów Inwazji który latał na takich maszynach w czasie wojny a potem został pilotem zwykłych maszyn. Jednak z wzruszeniem i rozrzewnieniem zasiadł ponownie za sterami tej prestiżowej maszyny. On był dowódcą na jej pokładzie w obecnym locie i właśnie jego słyszeli pozostali w komunikatorach. Refleks może już mu trochę siadł przez te dekady od czasów młodości ale wiedza i nawyki pilota pozostały i okazały się bezcenne. Drugim pilotem była kobieta o słowiańskim akcencie. Była już z poinwazyjnego pokolenia jednak w swojej bazie szkoliła się na symulatorach Skyrangerów. Trochę z nudów i braku innych opcji a trochę właśnie na wypadek gdyby się wreszcie jakiś odnalazł i był zdatny do lotu. I co zdumiewające - odnalazł się! Oboje wydawali się dobrani na zasadzie kontrastu - jej młodzieńczy wigor kontrastował z jego zasuszonym doświadczeniem. A jednak o dziwo stanowili świetnie się uzupełniającą parę pilotów. Poza tym wybór mieli dość niewielki jeśli chodzi o specjalistów w prowadzeniu tego rodzaju maszyn a oni wydawali się najlepsi do tych pierwszych lotów. Po kilku próbnych lotach w okolicach Memphis zasiedli wreszcie za sterami i poszybowali w nocne niebo aby spróbować odnaleźć ten adres zagubiony gdzieś w Alasce.



https://encrypted-tbn0.gstatic.com/i...sxHcA&usqp=CAU

- Chyba się zbliżamy. - powiedział Kirk wpatrzony w swój wyświetlacz. Ponieważ odkrycie w Memphis było dziełem obu baz ustalono, że aby było uczciwie na pierwsze rozpoznanie poleci mieszana załoga z obu baz. O selekcję nie było łatwo bo się zgłosiły chyba większość członków obu baz. Mieli lecieć w nieznane ale i to nie odstraszyło ochotników. I co z Nowego Orleanu wybrali właśnie Kirka jako swojego przedstawiciela A St.Louis Lawa. Obu kierowników swoich załóg jacy odkryli co się kryje pod zrujnowaną piramidą nad Mississippi.

- Uwaga, jesteśmy na miejscu! Zrobimy parę okrążeń i jak nic się nie będzie działo to lądujemy! - chwilę później w słuchawkach pilot potwierdził słowa Kirka. Maszyna przechyliła się na burtę i dało się wyczuć jak krąży nad jakimś miejscem. Nad jakim to pokazywał ekran pod sufitem. Jakiś bezimienny plac w środku bezimiennej mieściny. Pokryty dziewiczym śniegiem. Sygnatura ciepła ani noktowizja nic nie pokazywały ponad zmrożonym betonem i śniegiem. Podobnie eter nie wykazywał żadnej aktywności radiowej. Nie było też laserów systemów celowniczych jakie by omiotły intruza. Nic. Tylko śnieżna pustka na grobowcu dawnego miasta. Więc piloci wyrównali i posadzili maszynę na placu zawalonym śniegiem. Przez chwilę prawie nic nie było widać gdy dysze maszyny wzbiły tumany śnieżnego puchu tworząc zamieć wokół niej. Ale gdy weszły w jałowy bieg nieco się uspokoiło. Dalej jednak lądowanie maszyny nie wywołało żadnej reakcji otoczenia.

- No to wysiadać wycieczka! - zawołała wesoło Nancy i dała przykład odpinając pasy. Za nią poszli inni. Jeszcze broń w ręce, małe plecaki z potrzebnym wyposażeniem, gogle aby nie dostać po oczach śniegiem i xcomowcy byli gotowi opuścić pokład. Dali znać pilotom a ci otworzyli i opuścili tylną rampę przez jaką desant mógł wydostać się na zewnątrz. Tam czekał ich arktyczny mróz i ta mała zamieć wzbudzana przez silniki maszyny. Oraz dziewiczy śnieg jaki skrzypiał przy każdym kroku. Szybko wydostali się poza zasięg tej zamieci i dali znak pilotom. Ci natychmiast zamknęli rampę i wysstartowali.

- Jak trzeba będzie to puśćcie sygnał. Zabierzemy was z każdego kawałka chociaż trochę płaskiej powierzchni. - w słuchawkach znów usłyszeli uspokajający głos starego pilota. Omawiali to wcześniej. Maszyna była pionowzlotem więc mogła wylądować prawie wszędzie. Nawet na dachu czy kawałku ulicy. Od biedy nawet zawiesić się w powietrzu i spuścić uprząż do jakiej mogli się przypiąć ci z desantu i tak ich wciągnąć na pokład. Ale na razie musieli odlecieć bo w powietrzu ta bezcenna maszyna była znacznie bezpieczniejsza niż jako nieruchomy, naziemny cel gdyby została na tym placu.

- Mam nadzieję, że nic im się nie stanie. - mruknął Over obserwując odlot maszyny. Z jednej strony chyba polubił to latadełko od pierwszego spojrzenia kilka miesięcy temu gdy odkryli je w podziemnym hangarze bazy. Z drugiej nie trzeba było mówić na głos, że gdyby coś stało się maszynie to los czwórki xcomowców w tej śnieżnej pustyni byłby nie do pozazdroszczenia.

- To chyba tam. W zapiskach coś było o jakimś wejściu do bloku. - Kirk wolał uciąć takie rozważania i wskazał na jeden z budynków okalających zaśnieżony plac.




https://cdna.artstation.com/p/assets...jpg?1477750511


---




Czas: 2037.09.22; wt; ranek; g. 06:15
Miejsce: Alaska; ruiny Anchorage, centrum miasta; pokład Skyrangera
Warunki: wnętrze ładowni, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz widno, lodowate zimno, mglisto, łag.wiatr


Wszyscy



- Przykro mi stary. Ale przynajmniej wiesz co się z nimi stało. - Kirk poklepał Lawa po ramieniu chcąc go pocieszyć. To była zimna, pracowita noc na arktycznym pustkowiu. Grzebali w ruinach dawnej bazy jak na wielkim cmentarzysku. Właściwie sądząc po bezruchu i martwocie jaka panowała na powierzchni nie powinni być zaskoczeni tym co znaleźli. Zwłaszcza, że minęło 20 lat od ostatniego lotu Skyradera.

- Przynajmniej nie wpadli w łapy obcych. - Nancy też próbowała znaleźć coś co by mogło pocieszyć Lawa. Wpadnięcie żywcem w łapy obcych aby ci mogli robić różne, straszne eksperymenty przerażała chyba każdego xcomowca. I możliwe, że nie tylko ich.

A nagrobki i ciała jakie znaleźli w schronie pod zasypanym śniegiem blokiem rzeczywiście dawały dowód, że ci ludzie nie wpadli w łapy obcych. Ale nie doczekali szczęśliwego zakończenia. Pośpieszna ewakuacja z Memphis się udała. Dla nielicznych szczęśliwców jacy zdążyli dotrzeć na pokład Skyrangera. Odlecieli i wylądowali bezpiecznie w nowej bazie. Jednak było ich zbyt wielu lub patrząc z drugiej strony zapasów było zbyt niewiele. Dlaczego to już współcześni xcomowcy mogli dowiedzieć sie z zapisów znalezionych pod zburzoną piramidą. Wybuch jaki zniszczył miasto zawalił wejście do hangaru. Zbyt wiele gruzu je przywaliło aby ci co tam pozostali dali radę je usunąć. To unieruchomiło sprawną maszynę i zablokowało kolejne loty z dostawami. Ci co pozostali w Memphis mieli tragiczną świadomość losy tych co zdołali odlecieć na mroźną północ. Ci “szczęśliwcy” do tu dotarli także. Nie mogli wezwać pomocy z zewnątrz a X-COM jaki znali właściwie przestał istnieć. Mało kto wiedział o Memphis bo była to jedna wielka improwizacja dogorywającego systemu. To miasto nie było w żadnych danych X-COM jako baza. A tymbardziej Anchorage. Właśnie dlatego je wybrano. Więc gdy zabrakło osób bezpośrednio związanych z tą ewakuacją ślad się urwał. A ci co przetrwali albo milczeli albo zginęli niedługo potem. Jak wnioskował Kirk skoro ani współczesny X-COM ani kosmici nie dotarli do żadnej z tych baz aż do tej pory to widocznie żadnemu z Memphis nie udało się przekazać tej wiadomości w żaden sposób. Dopiero gdy 20 lat później wspólna wyprawa obu baz odkryła te resztki bazy tajemnicza bazy w Anchorage wyszła na jaw.

Z tych których wysadził tu dwie dekady wcześniej ten sam Skyranger byli skazani na śmierć. Ten adres wybrano ze względu na odosobnienie i ukrycie. Nie był przygotowaną bazą w cywilnym schronie było niewiele zapasów. Ale liczono, że uda się je przywieźć z Memphis. Gdy przyszła do nich tragiczna wiadomość, że więcej lotów z zaopatrzeniem nie będzie pojęli grozę swojej sytuacji.

Zapis w odnalezionym dzienniku aż za dobrze pozwalał oddać tragizm tamtych dni. Kronika ludzi umarłych. Płacz głodnych i umierających. Gorączka. Świadomość beznadziei. Samobójstwa przez strzał w głowę, leki albo wyjście na mróz. Próba zorganizowania pomocy przez pieszy marsz ochotników do ruin Anchorage. Nigdy nie doczekali się ich powrotu. Ale czy mieli szansę tam znaleźć jakieś zapasy albo pomoc, czy w ogóle tam dotarli o tym dziennik milczał. Dla tych co zostali nigdy nie doczekali się ich powrotu. Kolejne życia gasły a przyjaciele i rodzina musieli robić za ich grabarzy wynosząc ich ciała do jednego z pomieszczeń poza schronem. Tam na samym początku Law i reszta znaleźli makabryczny widok szkolnych ławek. Na jakiej na każdej leżało jedno zawinięte w koce ciało. Oszronione i od lat zamienione w kamień. Aż wreszcie został już tylko on. Ostatni strażnik, świadek i grabaż tego miejsca i pamięci walki oraz swoich ideałów za jakie walczył. I za jakie umarł.

Cytat:
“Mój ukochany synu. Zapewne są małe szanse, że kiedyś przeczytasz te słowa. Ale mimo to je piszę. Zimno mi. Wszędzie tu jest zimno. Ale nie mam już siły iść po opał. Czuję, że to koniec. Ale zanim mnie mróz zabierze chcę ci napisać parę słów na pożegnanie.”
Wśród tego notesu jaki robił za kronikę na ostatnich stronach znaleźli list. Ostatnie pożegnanie umierającego ojca do syna o którym nie miał żadnych wieści. Nawet nie wiedział czy wciąż żyje. Ale mimo to chciał się z nim chociaż w ten sposób pożegnać. Chociaż ojciec Lawa zdawał sobie sprawę ze swojego rychłego końca, z przegranej wojny z kosmitami to jednak nie tracił optymizmu i pogody ducha. Wierzył, że los się kiedyś odmieni. Na dobre. Na lepsze. Wierzył w lepsze jutro dla swojego syna i przyszłych pokoleń. Dla ludzkości wolnej od kajdan kosmitów. W przyszłe zwycięstwo. I o to w ostatnich słowach modlił się dla swojego syna. Lawa Tao.



---


K O N I E C
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172