Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-08-2018, 19:34   #21
 
Raging's Avatar
 
Reputacja: 1 Raging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłość
Lena cały czas przysłuchiwała się w słuchawce komunikatów jakie podawał Law i reszta ekipy. Wreszcie to on tu koordynował. On miał cały ogląd sytuacji i wiedział co się dzieje w pozostałych pomieszczeniach i na zewnątrz. Miał możliwość podjęcia najlepszych decyzji w danym momencie na podstawie dostępnych mu danych. W każdym bądź razie taką nadzieję miała Lena. Nie znała go, ale wydawał się kompetentny i zmotywowany, a to już było dużo.



Kiedy Ruben skierował swój krok w stronę korytarza, Lena wyciągnęła mały gaz pieprzowy z torebki. Na szczęście ochrona nie miała problemów z jego wniesieniem. Wreszcie różnie to bywa z draniami. Zawinęła go w chusteczkę, tak aby nie rzucał się na pierwszy rzut oka i stanęła przy framudze drzwi czekając na rozwój wypadków. Wreszcie nie była tu od okładania się po twarzy. Miała nadziej, że reszcie ekipy się uda i ona nie będzie musiała w żaden sposób reagować. Pamiętała, że w comlinku podali, że ochroniarz celu nie pojawił się ponownie. Może on miał broń. Chyba będzie trzeba go dyskretnie sprawdzić i czekać co dalej. Mioże w zamieszaniu uda się psiknąć jakiemuś Azjacie gazem w oczy i uciec razem z Nancy.


***
Sam obserwował całość z ukrycia. Nie wyglądało to tylko jak młodociany gang. Widać, że młode rybki pracują dla jakieś większej ryby. A Chłopaki z Produkcji włożyli swoją akcją kij w mrowisko. Tak to jest jak nie zrobi się porządnego rozpoznania. Sam zrobił kilka zdjęć pojazdów, tablic rejestracyjnych i twarzy ludzi. Miał nadzieje, że materiał przyda się później do weryfikacji i rozpoznania. Może uda się dowiedzieć kto to naprawdę jest. Kiedy pojazdy pojechały w stronę w którą odjechała furgonetka, sam wyjął telefon i najpierw wysłał zdjęcie twarzy człowieka który rozmawiał z młodymi do szefa działu Lekkich, a następnie wybrał numer mając nadzieje, że może uda się ich ostrzec przed pościgiem.
 
Raging jest offline  
Stary 29-08-2018, 01:21   #22
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 5 - 2037.I.31; wieczór

Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 22:15
Miejsce: East St. Louis, Night City; klub Night Girls;
Warunki: pomieszczenie, ciepło, kontrastowe światła, sucho



Wydział Skanu, Wywiadu, Zbrojny, Biolab




Moment wcześniej; wyjście z klubu



Grupka nieco rozczochranych Azjatów dźwigających nieprzytomnego, białego i raczej młodego mężczyznę wypadła wreszcie przez główne wejście z klubu. Mieszali się z innymi gośćmi którzy próbowali wyrwać się z klubu jak z instynktem szczurów uciekających z tonącego okrętu. Wokół wszędzie dominowały oznaki rosnącej paniki, ci goście którzy zdołali wcześniej wydostać się z klubu teraz albo uciekali chodnikiem, albo przebiegali przez ulicę powodując kanonadę klaksonów przejeżdżających aut albo byli na różnym etapie dobiegania na parkingu lub już uruchhamiania i wyjeżdżania z niego własnymi autami. Niektórzy po prostu próbowali złapać taksówkę czy to ręcznie czy to przez holo gdzie odkrywali zwykle, że z nikim nie mogą się połączyć i holo wysiadło. I właśnie wtedy padł strzał.

Rozbiegani, zdenerwowani wcześniejszymi wydarzeniami w klubie teraz zareagowali mało składnie ale jak jeden mąż. Dotąd wychodzili pospieszcznie przez drzwi, czasem tylko ktoś wybiegał, zatrzymywał się kaszląc i wypluwając co się dało. Odchodzili od klubu, kłócili się, wściekali, szukali kogoś, czasem ktoś śpieszył do samochodu ale jeszcze to wszystko wydawało się raczej niedogodnością i przykrością porównywalną z głupim kawałem czy pęknięciem rury wodociągowem zalewajacej klub lub inną awarią świateł. Ale dopiero gdy padł strzał, gdy ktoś trafiony krzyknął z zaskoczenia i bóli, gdy ludzie po ułamku sekundy skojarzyli dźwięki z odpowiednim zagrożeniem dopiero wtedy zaczął się Sajgon. Część rzuciła się na chodnik lub za ciężkie śmietniki czy samochody. Cżęść próbowała skitrać się z powrotem do klubu. Tylko zaatakowani odpowiedzieli atakiem na atak. Trafiony z automatu Azjata w garniturze przygiął się i odruchowo złapał za zranione miejsce. Przez resztę jego grupki przebiegły ostrzegawcze okrzyki i prawie od razu zlokalizowali strzelca. W kierunku chroniącego się za narożnikiem klubu ochroniarza wycelowane lufy pistoletów i automatów ale zanim zdołały posłać swój ładunek w jego stronę ten zdołał strzelić jeszcze raz, trafiając w kolejnego Azjatę. Wtedy i ci “klubowi” i co co stali dotąd przy samochodach odpowiedzieli ogniem.



Kilka chwil wcześniej; wnętrze klubu



- Hej! Uważaj jak chodzisz łajzo! - rozgniewany głos ciemnoskórego olbrzyma zlał się z ruchem jaki jego spore ciało nadało ciału innego mężczyzny. Te drugie ciało nie było ani tak ciemnoskóre ani tak potężne za to bardzo prędkie. Faust który nieźle udawał rozgniewanego klubowicza bez większych trudności chwycił przypadkowego mężczyznę i mocno odepchnął od siebie. Wyglądało to całkiem naturalnie przynajmniej pewnie dla większości nie spodziewających się kłopotów i zajętych sobą i swoimi sprawami gości. Facet poleciał i wpadł na jednego z Azjatów w garniturze którzy próbowali przebrnąć przez klubowy tłum. Zaskoczony tym nagłym ludzkim pociskiem Azjata, który trzymał za ramię młodą dziewczynę w obcisłej, czerwonej kiecce sprawnie odepchnął ten pocisk więc najpierw pchnięty a potem trafiony klubowicz wylądował na podłodze wciąż niezbyt rozumiejąc co się właściwie dzieje. Mamrotał coś z zaskoczenia, gniewu i bólu ale jego słowa i reakcję szybko utonęły w tym co działo się dalej.

Ruben wykorzystał moment, że Azjata trzymający Nancy zdekoncentorwał się chociaż na chwilę i też się na niego wpakował. Zagadał coś po swojemu do niego ale facet, mimo, że miał tylko jedną, swobodną rękę, sprawnie odrzucił również i ten ludzki pocisk. Hardware’owiec wydział z bliska, że pozostali Azjaci chyba zaczynali czuć pismo nosem i już byli gotowi do wsparcia kolegi ale Nancy była szybsza. Popchnęła swojego “opiekuna” na Rubena, sama szarpnęła się w przeciwną co pozwoliło jej wyzwolić się z jego uchwytu zanim któryś z Azjatów zdążył zareagować. A tam już czekały na nią dłonie James’a.

- Idź do diabła suko! - warknął ze świetnie udawaną niechęcią i rzeczywiście posłał ją do diabła. Czyli gdzieś w tłum roztańczonych gości za siebie przez co jego partnerka została zabezpieczona od natychmiastowego schwytania przez Azjatów bo musieliby najpierw przejść przez James’a a potem podążyć za nią w głąb klubu.

Może by to zrobili a może i nie ale ktoś w tym momencie poczuł efekt działania gazu pieprzowego. Dziwnym trafem w pobliżu grupki tych Azjatów. Zaczęły się krzyki niechęci, zaskoczenia, kaszle i spazmy. Oberwał też i James, i Ruben bo stali na tyle blisko, że ukryty pod chusteczką, żrący oczy sprey zaatakował także i ich. Zaczęło się zamieszanie ale Azjaci chyba postawili sobie za priorytet wyjście z klubu niż chwytanie zbiega w czerwonej kiecce. Większość grupy bowiem wznowiła marsz w stronę głównego wejścia, Ruben musiał chwilkę odsapnąć bo na pożegnanie dostał w żołądek, raz pięścią a gdy się schylił z kolana. Nałożyło się to na efekt działania gazu pieprzowego. James ustał co prawda na nogach ale gaz też zrobił swoje więc chwilowo był wyłączony z akcji. Dlatego jeden z Azjatów zdołał go minąć i podążyć za przenikającą przez kolorowy tłum Nancy. Faust spojrzał ponad głowami na Lenę. Chwilowo została na nogach tylko ich dwójka by wesprzeć jakoś Nancy albo coś dalej kombionować z Azjatami. W stronę zamieszania podążało już dwóch ochroniarzy nawołując do spokoju i mówiąc, że to tylko czyjść głupi żart z tym gazem i nie dzieje się nic niebezpiecznego. Pewnie by opanowali sytuację ale właśnie, chyba gdzieś na zewnątrz rozległ się strzał. I szybko sprowokował on całą strzelaninę.



Stan obecny; przed klubem



Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Najpierw huczna, sobotnia impreza, potem jakieś zamieszanie w klubie, interwencja ochrony, wydawało się, że kryzys został zażegnany i nagle wybuchła regularna strzelanina przed głównym wejściem klubu. Na swoich ekranach które były podpięte pod system klubowego systemu bezpieczeństwa do jakiego włamali się wcześniej widać było te sytuacyjne zmienne jak na dłoni. Przynajmniej obserwujący je skanerzy widzieli to jak na dłoni.

Widzieli jak ostatni widoczny ochroniarz Collinsa usilnie próbował połączyć się z kimś. Pewnie z policją albo z bazą. Bez trudu mogli zrozumieć frustrację w jego ruchach widoczną na ekranach gdy jemu się to nie udało. Kryzys wezwania sił porzadkowych wyglądał w tym momencie na zażegnany. Ochroniarz widząc pewnie, że ze wsparcia nici przywołał swój wóz za róg na jakim czekał. Czekał i obserwował z naszykowanym do strzału automatem. Obserwował dwa wozy przed głównym wejściem obstawione przez Azjatów. Obserwował jak zirytowani i wkurzeni goście wychodża z klubu czesto przeklinając z pretensją i przecierając oczy. Jakaś dziewczyna czy dwie nawet chyba się popłakały. Ochroniarz przetrwał to wszystko w wyczekującej pozie i zaatakował gdy z klubu wyszła grupka azjatyckich garniaków podtrzymująca jego szefa.

Trafił w Azjatę który go podtrzymywał a ten upadł na kolano chyba zraniony. Zaskoczeni Azjaci potrzebowali chwili aby wyciągnąć broń i przyśpieszyć. Potraktowali Collinsa jak ochranianego vip-a biorąc go w środek i pakując do czekającego auta. Zanim im się udało ochroniarz trafił kolejnego Azjatę który podtrzymywał jego szefa. Ale musiał się ukryć gdy tym razem reszta zaatakowanej grupki odpowiedziała ogniem. Ochroniarz pewnie zdawał sobie sprawę, że w pojedynkę nie ma szans z tak liczną grupkę. Zdawał sobie też sprawę, że ogniowa riposta porywaczy przykuje uwagę okolicy i ktoś poza nim też zadzwoni po gliny.

Zaś Law zdawał sobie sprawę, że im głośniejsza i dłuższa strzelanina tym więcej osób będzie dzwonić po policję. Niekoniecznie z obszaru jaki zdołali zagłuszyć. Zwłaszcza jakby strzelanina miała się przenieść gdzieś w dalsze okolice których nie zdołali już odpowiednio spreparować. Było też ryzyko, że przeciążone ilością zgłoszeń odbiorniki które zagłuszyli przekażą nadmiar zgłoszeń w kolejne które nie musiały już być zagłuszone. I nic nie mogli poradzić jeśli ktoś tam miał jakieś radio działajace bez pomocy odbiorników. Jednym słowem teraz już można było liczyć w minutach czas gdy pod klub podjadą pierwsze radiowozy. A, że to było Night City w sobotnią noc to radiowóz mógł tutaj zajechać w każdej chwili nawet bez żadnego wezwania.



Stan obecny; w klubie



Grupka Azjatów z Collinsem zniknęła gdzieś w tym zamieszaniu. Całkiem możliwe, że już wyszli na zewnątrz. Co gorsza Lena straciła z oczu resztę. W tłumie który wznowił swoją zabawę poza tymi którzy uparli się mieć pretensję i drzeć kota z dwójką ochroniarzy, domagać się ambulansu czy tego typu dupereli zostawiła gdzieś i Rubena i James’a. Gaz nie powinien działać zbyt długo no ale nie mogła czekać. Pewnie lada chwilę dojdą do siebie no ale właśnie nie mogła czekać jeśli chciała jakoś pomóc Nancy. Tyle, że ją w tym tłumie też szybko zgubiła. Dziewczyna w czerwonej kiecce do której udało jej się dotrzeć okazała się kimś innym. Nie wiedziała też gdzie jest ten Azjata który ruszył za nią w pościg i czy już ją dorwał czy nie. W komlinku łapała tylko Fausta ale w tych dyskotekowych światłach i chaosie nie widziała nawet jego. On zresztą jej też nie. I wtedy właśnie padł strzał. A potem cała reszta. Gdzieś na zewnątrz. Przez tłum w jakim tkwiła przebiegł spazm strachu jak tkanki przez jaką przepuszczono prąd. Zaraz potem zaczęła się regularna panika i wszystko zdawał się ogarnąć chaos totalny. Uciekający od niebezpieczeństwa tłum porwał ją ze sobą ciągnąć nie wiadomo właściwie gdzie. W komlinku łapała jakieś głosy ale w takim wrzasku i hałasie nie słyszała kto i co mówi, czy do niej czy coś między sobą.

Nieświadom tego Ruben był właściwie w podobnej sytuacji jak Lena. Gdy przestały go szczypać oczy na tyle by coś widzieć i przestał pluć i prychać na tyle by powstać na nogi to zdążył się właściwie tylko rozejrzeć i stwierdzić, że nie widzi w klubowym tłumie nikogo ze swoich. Chociaż tych Azjatów też nie. A ledwo zdążył się rozejrzęć na zewnątrz wybuchła strzelanina a w efekcie tego wewnątrz wybuchła panika. Tłum porwał go ze sobą niosąc nie wiadomo gdzie, byle dalej od źródła strzelaniny.





Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 22:15
Miejsce: West St. Louis, Marina Villa; furgonetka 2;
Warunki: ulica, ziąb, półmrok oświetlenia, chłodna wilgoć



Wydział Produkcji Lekkiej



Jak się walczy to się obrywa. Ot, tę wojenną mądrość mogli poznać uczestnicy jednej z potyczek na jakiejś zapomnianej, bezimiennej ulicy dawnego St. Louis. Ledwo co obydwa pojazdy zwolniły i zatrzymały się a prawie od razu zaczęły huczeć strzały, wrzeszczeć i upadać trafieni, rany postrzałowe zaczęły plamić karoserie, siedzenia, mokry asfalt i brudny śnieg czerwonymi rozbryzgami podobnie jak broń zasypywała scenerię złotymi albo plastkowymi łuskami. Cicha dotąd i ociemniała ulica, zasypana zleżałym śniegiem, gruzem z budynków i porzuconymi wrakami samochodów ożyła hukiem i błyskiem strzałów. A z bliska wyglądało to jeszcze gorzej.

Hodowski obserwował jak jego towarzysze, załoganci i kumple wrzeszczą trafieni, jak ołów szatkuje karoserie, rozpurwa siedzenie, łamie szyby i przecina chłodne, nocne powietrze. Zaczęło się moment temu i ołowiowa przemoc rozpowszechniła się w mgnieniu oka. Przez chwilę wydawało się, że wszystko pójdzie po dobrej myśli. Lokalsi zadowolili się z zatrzymania furgonetki i zatrzymali się ze dwie długości swojego wozu przed maską vana. Applebaun zaczął swoje jazgotliwe show a xcomowcy obserwowali jak w świetle reflektorów dwójka pasaęzerów z tylnej kanapy wyskakuje z osobówki nie siląc się na otwieranie drzwi. Tylko ten na miejscu pasażera otworzył swoje drzwi i cały czas coś w podnieceniu nawijał przez swoje holo patrząc na zatrzymaną furgonetkę. Pozostali zaczęli wymachiwac rękami i kazać załogantom vana wysiadać. Gesty i słowa wzmocnili ruchami swoich automatów zachodząc każdy ze swojej burty. Ten z holo też wyszedł z pistoletem w dłoni. Tylko ich kierowca został na miejscu z silnikiem gotowym do natychmiastowego startu.

Byli jednak podejrzliwi tą podejrzliwością uliczników żyjących na i z ulicy. Niedowierzali załodze obcego wozu. Nie mieli zamiaru zbliżać się do wozu i zaufać obcym. Widząc, że lokalny koloryt nie da się podejść jak przedszkolaki xcomowcy otwozyli ogień. A lokalny koloryt odpowiedział im tym samym. Z tak bliskiej odległości mierzonej zaledwie w paru krokach broń morderczo skuteczna. Zwłaszcza, że obie strony miały broń skonstruowaną no wymiatania na takich zasięgach. U xcomowców dominowały strzelby bojowe a u ich przeciwników automaty nastawione jak się okazało na ogień ciągły.

Xcomowcy zaliczyli pierwsze trafienia. Frank z satysfakcją mógł zanotować, że już pierwszymi strzałami trafił w głowę jednego z tylnej kanapy. Skumulowana chmura śrucin przeszła przez czaszkę równie bez trudu jak przez pustą puszkę piwa. Efekt był piorunujący. Głowa rozpękła się jakby dynia wybuchła od środka po czym ciało bezgłośnie upadło na mokry asfalt. Podobnie jego czarnoskury kuzyn władował swoją wiązke śrucin prosto w środek sylwetki faceta już nie gadającego przez holo tylko strzelającego zawzięcie z pistoletu w ich stronę. Siła uderzenia obaliła trafonego na ziemię przez co zniknął on z pola widzenia xcomowców za zasłoną otwartych drzwi.

Ale innym nie szło tak różowo. Potężnie zbudowany Jarl jęknął od trafienia. Prawie jednocześnie zgarnął trafienie z któregoś z automatów co nieco nim rzuciło. Akrat tak pechowo, że Moshe nie zdołał już nic zrobić i olbrzym wylądował mu wprost pod lufą i zgarnął część ołowiu z jego klamki przeznaczoną dla obsady drugiego wozu. Muzułmanin też miał pecha. Oberwał z potoku ołowiu jakim przeciwnicy zalewali furgonetkę i część z tego ołowiu przebiła się przez pancerz ranią go. Akurat w tym momencie naciskał sput i strzelba zamiast zmasakrowąć któregoś z przeciwników zmasakrowała przednie koło własnego wozu skutecznie go spowalniając w razie dalszej jazdy. Właściwie wszyscy xcomowcy oberwali w ten czy inny sposób chociaż pancerze bojowe w większości uchroniły ich przed dość lekką amunicją używaną przez przeciwników to jednak zagęszczenie ołowiu było tak silne, że prawie każdy z nich zgarnął swoją dolę. Tylko nad Frankiem zdawała się czuwać wojenna fortuna i nawet jak coś go trafiało to rozpłaszczało się na pancerzu lub szło po nim rykoszetem. Pozostała czwórka “lekkich” oberwała chociaż każdy z nich nadal był zdolny do dalszej akcji i był w stanie utrzymać się na nogach.

Przeciwnicy chyba mieli dość. Jeden leżał na asfalcie z głową odstrzeloną przez Hodowskiego. Kierowca zrobił użytek z trzymania wozu w pogotowiu i z piskiem opon ruszył do przodu by błyskawicznie zwiększyć zasięg od ferelnej bryki. Pasażer musiał uczepić się czegoś wewnątrz bo widzieli tylko jego wleczone po asfalcie nogi zanim osobówka nieco nie skręciła by wyjechać na główny asfalt i nie zasłoniła go burtą. Ostatni z pasażerów z automatem pozostawiony samemu sobie dał dyla za najbliższy róg znikając furgonetce z oczu. Nie było wiadomo czy ma dość walki i zwiał na dobre czy jednak nie. Ale to jeszcze nie był koniec kłopotów. Furgonetka miała solidnie rozwaloną śrucinami przednie koło. Musiało to dodatkowo spowolnić jej prędkość ucieczki a było przed czym uciekać. W tyle za nimi widać było już kolejne światła samochodu. Niepokojąco pruł prosto w tą ulicę na jakiej właśnie skończyła się walka i to z niemałą prędkością. Wtedy Frank zorientował się, że holo mrugało mu znacznikiem otrzymanej wiadomości.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-09-2018, 22:20   #23
 
Raging's Avatar
 
Reputacja: 1 Raging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłość
Lena właśnie widziała, jak jeden z Azjatów mimo iż powinien być zaskoczony i paść pod naporem ludzkiego pocisku którym potraktował go Ruben zwinie go uniknął, a następnie jeszcze nie miał problemu z odbiciem Rubena. Uznała, że nie ma wyjścia, zaczerpnęła powietrza, zamknęła oczy i pociągnęła zakamuflowanym gazem po całej grupie licząc, że uda się wprowadzić zamieszanie na tyle duże, że Nancy uda się uciec. Nie pomyślała, że duża część trafi również Jamesa i Rubena powodując ich tymczasową niezdolność do akcji. W tym samym momencie padły na zewnątrz strzały. Krzyki ludzi, mieszające się z komendami z comlinka powodowały, że trudno było się zorientować co tak naprawdę się dzieje.

Gdzieś w tłumie mignęła jej sylwetka Fausta. James z Rubenem zostali gdzieś z tyłu. Nancy nie było widać. Azjaci i Collins zniknął. Miała nadzieje, że Faustowi uda się zlokalizować Nancy i w razie czego ochronić ją przed Azjatami, którzy chyba ją ścigali. Lena pomyślała, że jedyne co może to próbować się stąd zwijać licząc, że gdzieś w tłumie zobaczy Nancy lub któregoś z chłopaków. Uznała, że zarówno jej jak i wycofującej się agentce może teraz pomóc więcej chaosu. Zaczęła przeciskać się przez tłum głośno krzycząc i rozpylając za sobą resztki gazu.
- Zamach!!! Bomba chemiczna!!! Uciekajcie!!! Terroryści z Jakuzy!!! Uciekajcie!!! WWWWWWHHHHHHHHHHH!!!! Bomba!!!
Miała nadzieje, że wystraszony tłum ruszy do wyjścia i jak rwący potok zabierze wszystkich ze sobą, a chaos i zamieszanie jaki wprowadzi da Nancy możliwość ucieczki.
 
Raging jest offline  
Stary 05-09-2018, 00:54   #24
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
- Co tam się dzieje do jasnej anielki?! - warknął siedzący w vanie George. W popłochu przeskakiwał do klawiatury od klawiatury i od monitora do monitora. Próbował zlokalizować wszystkich operatorów X-COM oraz ich przeciwników. W panice, jaka powstała po rozpoczęciu strzelaniny, nie było to łatwe zadanie.

- Mają Collinsa. Powtarzam, mają Collinsa. Bez grupy uderzeniowej nie odbijemy go - nadawał Bitterstone, mając nadzieję, że usłyszy go jak najwięcej towarzyszy.

- Cholera, co robić - mruczał do siebie, czując, jak zaczynają pocić mu się dłonie. Co prawda sabotaże, działanie pod przykrywką i za linią wroga było dla niego chlebem powszednim. Zawsze jednak się denerwował, kiedy dochodziło do strzelanin, zwłaszcza kiedy jego przyjaciele byli narażeni.

- Faust, spróbuj dotrzeć do Nancy! Reszta, wycofajcie się do vana! Powtarzam, wycofać się do vana - mężczyzna krzyczał do mikrofonu. Był świadom tego, że w takim chaosie usłyszenie, a co najważniejsze, zrozumienie go może być kłopotliwe. Jednak co więcej mógł zrobić? Musiał czekać.

Spojrzał jeszcze w stronę przodu pojazdu, gdzie przy silniku zamontowany był schowek z bronią.


W międzyczasie Ruben dochodził do siebie. Nie musiał słuchać George’a, żeby uświadomić sobie, iż sytuacja wymknęła się spod kontroli. Pamiętał, że udało się chwilowo odbić Nancy. Mógł mieć tylko nadzieję, że kobieta równie dobrze biega, co uwodzi bogatych dupków.

Dając się porwać tłumowi, starał się wydostać na zewnątrz. Szukanie Nancy w takim zgiełku było ryzykiem. Czas mijał a jako doświadczony bywalec nocnych klubów wiedział, że służby porządkowe mogą zjawić się lada moment i nawet ich specjalne zagłuszacze nic na to nie poradzą. Postanowił więc dostać się do vana.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 06-09-2018, 23:31   #25
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Przelali pierwszą krew. Krew gangerów. Z tymi typami można było zwyciężyć albo ich gubiąc...

... albo rozwalając ich dość dużo, aby dalszy przemiał ludzi był im nie na rękę.

- Z wozu! W zabudowania! - warknął rozkaz Hodowski i otworzył drzwi szoferki - Ty też. - rzucił do kierowcy.

Musieli umknąć w ciemność - reflektory skupiały uwagę kierowcy i jego wzrok przed wozem, więc mieli szansę zwiększyć dystans i skryć się... albo chociaż wciągnąć wroga w walkę na terenie gdzie ich wozy nie dadzą im przewagi. Uciekać vanem nie było sensu - tylko by się wystawili gangerom przez tą zniszczoną oponę.

Trzeba było wracać do bazy na piechotę... i po drodze starać się zgubić pościg, albo chociaż wybić tamtych. Frank nakazał czujność, bo w końcu jeden z gangerów jeszcze się tutaj kręcił. Plan zakładał przedostanie się zabudowaniami, korytarzami i ruinami, najlepiej połączony z wciąganiem wrogów w zasadzki.

A gdyby po drodze w ramach dywersji jeszcze wysadzić jakieś mieszkanie przy pomocy zapałki i odkręconego gazu?

Możliwości było wiele, póki co Lekcy i kolega Handlowy musieli skupić się na zwianiu tym cholernym brudasom.
 
Stalowy jest offline  
Stary 07-09-2018, 01:28   #26
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 6 - 2037.I.31; wieczór

Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 22:20
Miejsce: Old St. Louis, Marina Villa; baza X-COM;
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Law


Podobno było kiedyś powiedzenie, że każdy plan w zetknięciu z polem bitwy idzie do kosza. Albo coś w tym rodzaju. W każdym razie Law wydawał się obecnie świetnym przykładem takiej sytuacji. Wydawało się, że niebo się zaraz zwali im na głowy. W pewnym sensie tak się właśnie stało. Kiedy małomówna Azjatka zameldowała o wykryciu małego, latającego drona. A chwilę wcześniej najechały pierwsze radiowozy.

Gdy oryginalny plan wziął w łeb dostawała sztuka improwizacji. Nawet teraz gdy wszystko zdawało się tonąc w chaosie i stawać na głowie. Co więcej szef skanerów zdawał sobie sprawę, że pomimo tego że razem z Yoshiaki siedzą we względnie bezpiecznej kryjówce z dala od zaatakowanego klubu na przeciwległym brzegu rzeki to dzięki podglądowi z klubowych kamer mają pewnie najlepszy obraz sytuacji że wszystkich xcomowców biorących udział w tej operacji. Agenci terenowi byli w samym centrum tego chaosu więc mieli marne szanse rozeznać się w całości sytuacji. A działo się.

Najważniejszą chyba zmianą było wstrzymanie ognia przez obydwie strony. Ochroniarz Collinsa w pojedynkę nie miał realnych szans powstrzymać na dłużej kilku przeciwników. Ci zaś wcale nie mieli ochoty się strzelać. Ledwo wsadzili wciąż nieprzytomnego biznesmena do swojego pojazdu i od razu ruszyli z piskiem opon. Ochroniarz też nie czekał tylko wsiadł do swojego wozu i ruszył w pościg za dwoma czarnymi samochodami. Cała trójka prawie wpakowała się na pierwszy hamujący radiowóz. Jadący w przeciwną do zabiegów radiowóz nie miał szans ich zatrzymać ale właśnie za tymi trzema pojazdami ruszył powietrzny szpieg.

Jednak Law wiedział, że w drodze są kolejne i radiowozy, i drony, i wszelkie inne wsparcie służb porządkowych od straży pożarnej po ambulans i kto wie co jeszcze. Chociaż mógł się domyślić. Jeśli afera w klubie zostanie zakwalifikowane przez pierwszych funkcjonariuszy jacy przybyli na miejsce jako zamieszki to mogą wezwać ciężkie oddziały prewencji do pacyfikowania tłumów a jeśli za miejsce ostrej strzelaniny to oddział SWAT. A jak zagrożenie bombą to saperów. W każdym przypadku po przekroczeniu jakiegoś nieznanego mu limitu mogli wezwać na interwencję ADVENT.





Zdawał sobie sprawę jakie są procedury Policji a więc czego się spodziewać w ciągu najbliższych minut. Zablokują ruch, utworzą kordon aby odizolować niebezpieczne miejsce a potem je sprawdzą. I każdego kto w nim pozostanie obawiając się że mogą wśród nich być przestępcy czy terroryści. Potem pewnie przywiozą ich na komisariat lub podobne miejsce by zebrać zeznania i odtworzyć co się działo w klubie przed przybyciem Policji. A potem czyli pewnie po paru godzinach większość ludzi wypuszcza do domów. Oprócz tych których z jakiegoś powodu ta policyjna sieć zatrzyma. No może nie musiało być dokładnie tak ale schematu należało oczekiwać podobnego.

Co więcej jakiś łebski koleś mógł się w końcu połapać że z tym klubowym chaosem powiązana była awaria sieci. Nawet teraz zablokowanie przekaźniki huczały od nadmiaru połączeń gdy ci wszyscy ludzie w klubie, w okolicznych domach czy na zewnątrz próbowali wezwać pomoc, taksówkę, skarżyć się czy odnaleźć się nawzajem. Nadmiar tych połączeń był przekazywany do dalszych, te które nie były zablokowane. Ktoś łebski szybko pewnie by się połapał że zakłócenia są podejrzanie ograniczone do okolicy klubu i nie jest to wina sieci. Kolejnym krokiem było więc wysłanie ekipy monterów by sprawdziła wieże przekaźnikowe. A tam nadal były blokery które plan xcomowców zakładał zabranie po akcji czyli jakoś teraz. Law nie był pewny jak daleko sięgnie policyjny kordon ale istniało ryzyko że przynajmniej część wież z blokerami znajdzie się w jego wnętrzu. Podobnie trudno było oszacować kiedy ktoś się połapie, kiedy wyśle ekipę i kiedy ta ekipa dotrze na miejsce.

Ratunkiem tak przed zagrożeniem zamknięcia w kordonie jak i próbą zdemontowania zagłuszaczy z wież była natychmiastowa ewakuacja spod klubu. Ale obecnie gotów do drogi, wewnątrz furgonetki był tylko George. A z powodu chaosu w eterze połączenia w komlinkach albo rwało albo przez krzyki i wrzaski nie dało się zrozumieć co, kto wrzeszczy i do kogo. Jedynie klubowe kamery działały nadal w miarę poprawnie.

Komlink na chwilę złapał Jamesa. Zdążył powiedzieć tyle że nie widzi nikogo ze swoich i leci do swojego samochodu. Potem urwało łączność więc jeśli coś jeszcze mówił to nie dotarło do furgonetki i bazy. Chwilę potem Yoshiaki przed monitorem wyłapała Rubena. Ludzki strumień wyrzucił go z klubu prosto przez główne wejście. Trudno było oszacować czy zdołałby dotrzeć do wozu zanim kolejne radiowozy nie odcięły by drogi odwrotu. Gdyby George odjechał natychmiast miałby chyba spore szanse ale każda chwila zwłoki redukowała tą szansę. Natomiast Fausta, Nancy i Leny ani kamery ani kominki w tym wieczornym chaosie wyłapać nie mogły. A kolejne sekundy uciekały.



Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 22:20
Miejsce: East St. Louis, Night City; klub Night Girls;
Warunki: ulica przed głównym wejściem, ziąb, latarnie uliczne, wilgotno



Ruben



Plan by zdać się na instynkt tłumu wydawało się działać nieźle. Co prawda trochę poobijany ale strumień ludzi opuszczających klub wyrzucił go w końcu na zewnątrz. I to przez główne drzwi wejściowe, przez które na początku wieczoru tutaj przybył. I gdzieś na tym kończyły się dobre informacje.

Ponad głowami uciekających ludzi dostrzegł błysk policyjnych świateł. Dobrze współgrał z dźwiękiem ich syren. Czyli gliny już tu były. Chociaż na razie przyjechały pierwsze wozy i gliniarzy było jeszcze za mało by opanować sytuację to pewnie sytuacja będzie się zmieniać z każdą kolejną minutą i radiowozem na ich korzyść. Poza tym w samej koszuli momentalnie odczuł ziąb styczniowej nocy.

No i ani nie widział nikogo ze swoich ani ich nie słyszał w słuchawce. Collinsa i Azjatów też nie. Na szczęście za rogiem, w prawo, było wejście na parking a na nim powinna być zapakowana furgonetka. Niestety z tego miejsca nie widział tego parkingu i co się tam dzieje.

Dostrzegł jednak coś jeszcze. Na ziemi, na jezdni właściwie. Dostrzegł bo niewielki przedmiot wykonał gwałtowny ruch, zapewne kopnięty przez czyjś but. Więc kręcąc bączki szorował po asfalcie. Pistolet.

Każda sztuka broni była dla ruchu oporu cennym nabytkiem. Niemniej obecnie był to bardzo gorący towar. Jeśli jeszcze udałoby się go złapać, dobiec do furgonetki i zmyć się zanim gliny na poważnie zaczną wszystkich trzepać to była szansa na wywiezienie tej zdobyczy. Można było ją próbować schować w skrytce silnika albo gdzieś po drodze i potem jakoś ją spróbować przewieźć bo “na goło” przez te wszystkie skanery i kontrole po drodze to było ogromne ryzyko. Gorzej jednak jeśli nie zdążyłby dobiec do vana albo gliny ustawiłyby blokady wcześniej niż zdążyliby z George wyjechać. Nawet nie wiedział czy on i fura wciąż są na parkingu! A komlink był przeciążony i chwilowo do niczego. Najgorzej jakby go ktoś albo któryś z gliniarzy dojrzał jak podnosi albo chowa broń. Wtedy mogliby go wziąć za jakiegoś przestępcę. No albo udać, że nic się nie widziało i po prostu biec na parking w nadziei, że furgonetka wciąż tam czeka.



Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 22:20
Miejsce: East St. Louis, Night City; klub Night Girls;
Warunki: parking klubowy, ziąb, latarnie uliczne, wilgotno



Lena



Wrzaski eksperta od biologii zlały się w jedno w panującym w klubie tumulcie. Ktoś podchwycił dwa wręcz magiczne słowa jakie rozpoznawał pewnie każdy mieszkaniec kuli ziemskiej. “Bomba” i “terroryści”. Te dwa słowa rozszalały się po umysłach przestraszonych i zdenerwowanych ludzi jak pożar po stepie. Pracownicy klubu chyba zrezygnowali z prób opanowania tłumu na miejscu na rzecz jak najszybszego rozładowania tłoku. Stali to tu to tam, by nawigować uciekającym tłumem. Włączono różne strzałki i podświetlono drzwi do kierunku ewakuacji. Tłum pociągnął brunetkę w kusej kiecce i szpilkach za sobą.

Pechowo dla niego i dla niej natrafili na jakiś zamknięty korytarz. Drzwi ewakuacyjne zacięły się i momentalnie powstał ścisk niesamowity. Od tyłu wciąż dochodzili kolejni ludzie a korytarz klinował jakikolwiek ruch do przodu czy na boki. Ludzie którzy jeszcze jakoś trzymali się usiłując zachować pozory cywilizacji, śpieszyli się ale nie zwykle nie biegali, krzyczeli ale nie wrzeszczeli, próbowali czasem sobie pomagać czy podnieść kogoś kto upadł teraz to wszystko zaczęło siadać. Ludzie zaczynali obawiać się stratowania co robiło się realnym zagrożeniem z każdą, kolejną grupką i osobą jaka dociskała już istniejący tłum do ścian i drzwi. Do tego jak echo dotarło do ludzi plotki o bombie i terrorystach. Ktoś zaczął płakać, ktoś lamentować, że wszyscy tutaj zginął, inny próbował uspokajać sąsiadów sytuacja była niebezpieczna jak opary benzyny czekające na iskrę by eksplodować płomieniami.

Ale prawie, że stał sie cud. Z wielkim trudem, przez ten tłum przecisnęło się dwóch ochroniarzy. Z mozołem trwającym nie wiadomo jak długo dotarli do zablokowanych drzwi i po paru chwilach udało im się je otworzyć. Drzwi rozwarły się na chłód styczniowej nocy. Teraz nastąpiła sytuacja kontrastowo inna. Zastopowani i ściśnięci dotąd ludzie wysypali się z tego korytarza jak listy z worka listonosza podczas wichrowej pogody.

Tłum znów porwał pannę Grey. Wreszcie mogła odetchnąć świeżym powietrzem! Poczuła chłód na odkrytych kończynach. W końcu styczniowa noc nie należała do najcieplejszych. Właściwie prawie od razu poczuła gęsią skórkę od tego chłodu. Tłum wyrzucił ją gdzieś na przyklubowy parking. Ale prawie od razu zorientowała się, że van jest na parkingu po drugiej stronie klubu! Była na złym parkingu! A komlink nie działał. A jak działał to nie mogła zrozumieć przez ten krzyk i ścisk co i kto tam coś mówi. Nie widziała też nikogo z kolegów z bazy. Tych Azjatów i Collinsa też zresztą nie. Ani Nancy.

Usłyszała odgłos metalicznego uderzenia. Gdy spojrzała przed siebie ujrzała, że chyba któryś z gości właśnie wyjeżdżał. Energicznie. I prawie od razu na maskę wpadł mu kolejny gość. Który z kolei biegł też energicznie. Teraz obydwaj naładowani strachem i agresją wyładowywali ją zgodnie z uliczną tradycją kierowców wyzywając się od durniów i kretynów. Ale chyba żadnemu nic się nie stało.

Kolejny krzyk. Jakiś facet rozglądał się po twarzach mijających go i stanowczo za lekko ubranych na taką styczniowa noc ludzi i krzyczał, że potrzebuje lekarza. Pokazywał ręką na maskę samochodu na jakim siedział jakiś facet w samej koszuli trzymając się za bark. Podtrzymywała go jakaś kobieta też w krótkiej sukieneczce. Wyglądało na to, że facet na masce musiał jakoś oberwać gdzieś w klubie czy po drodze z niego.

Kolejny krzyk. Tym razem kobiecy. Jakieś dwie dziewczyny w krótkich kieckach minęły Lenę tak blisko, że prawie zahaczyły o nią. Dopadły do samochodu zaparkowanego o parę kroków od niej. Jedna stanęła przy drzwiach od strony pasażera nerwowo szarpiąc zamkniętą jeszcze klamką i ponaglając ta drugą do pośpiechu. Ta druga zaś coś jej odburczała i równie nerwowo szukała czegoś w torebce stojąc przed drzwiami od kierowcy. Pewnie kluczyków od auta.

Pisk hamulców. Błysk czerwono - niebieskich świateł. Radiowóz. Zatrzymał się na środku drogi odcinając przede wszystkim ruch na drodze prowadzącej do klubu. Przy okazji stanął też blisko wyjazdu na parking. Wyskoczyło z niego dwóch gliniarzy i zaczęło nawoływać do zachowania porządku i uspokojenia się. We dwóch nie mieli szans zapanować nad tyloma przestraszonymi czy wręcz spanikowanym ludźmi ale pewnie zaraz dojadą następni gliniarze.

Trzask drzwi. Ta dziewczyna od strony kierowcy wreszcie znalazła kluczyki i otwarła pojazd. Ta druga wskoczyła do środka na miejsce pasażera. Teraz nerwowo uderzała w deskę rozdzielczą gdy kierowca próbowała zdenerwowanymi palcami odpalić pojazd.

Krzyk. Jakiś facet wpadł na jednego z gliniarzy a może ten go chciał zatrzymać. W każdym razie obaj złapali się ze sobą. Gliniarz kazał mu się uspokoić a ten darł się by ten go puścił. interweniował drugi gliniarz i nie patyczkował się. Dobył pałki paraliżującej i trafił cywila. Ten w drgawkach opadł na mokry asfalt. Obaj na chwilę przyklękli przy nim by go skuć. Pojawiła się okazja by wrócić w stronę klubu póki obaj są zajęci. Tylko dalej trzeba by albo jeszcze raz przedzierać się przez klub albo go jakoś obiec by znaleźć się na przeciwległym parkingu gdzie ostatnio był van. Ale nie było pewności, że jeszcze tam będzie. Słychać było kolejne syreny i widać było kolejne policyjne światła. Następne radiowozy musiały się tutaj zjawić lada chwila. Ale na razie przeciwległy kraniec parkingu, z drugim wyjazdem był jeszcze nie zablokowany. Po parkingu biegali ludzie, uruchamiali swoje pojazdy kto zdążył dopaść, jak te dwie dziewczyny obok albo czekali przy samochodach na tych co mieli kluczyki czy na zaginione jeszcze osoby. Na parkingu panował chaos i pieszych i wyjeżdżających z niego pojazdów.




Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 22:20
Miejsce: West St. Louis, Marina Villa; porzucony budynek;
Warunki: ulica, ziąb, mrok nocy, chłodna wilgoć



Wydział Produkcji Lekkiej


No to klops jak to się czasem mawia. Albo “obława”. To słowo też świetnie pasowało do obecnej sytuacji chłopaków z Produkcyjnego Lekkiego i ich kolegi - kierowcy z Handlowego. Z początku plan Hodowskiego działał nieźle. Zostawili uszkodzony pojazd i ruszyli na przełaj jakąś bezimienną uliczką pełną bezimiennych pudeł, śmietników, gratów i śmieci. Przy prawie każdym kroku czyjś but rozgniatał jakąś puszkę czy inny karton a prawie każdy chrzęścił na zleżałym, brudnym śniegu, rozpękał lód na zamarniętej kałuży albo wdeptywał w kałużę czy strumyk czegoś co mimo przymrozku nie chciało zamarznąć.

Oddalali się od porzuconej furgonetki coraz bardziej. Ale jak wiadomo najszybszy piechur jest wolniejszy od najwolniejszego auta. Widzieli jeszcze światła które oświetlają ich porzucony wóz i pisk opon gdy inny pojazd zatrzymał się gdzieś w pobliżu. Nie wiadomo czy tamci by ich namierzyli czy nie. Czy zorientowaliby się gdzie byli właściciele furgonetki zbiegli czy nie. Ale dzięki serii z automatu jaki skądeś rozbryzgał się przy ich grupce dostali jasny sygnał gdzie się udać. Może był to ów ostatni ocalały tubylec który zrewanżował się za pogrom na ulicy jaki jemu i jego kolegom zgotowali właściciele porzuconej obecnie furgonetki. Może to był ktoś inny. I chociaż seria nikogo ze zbiegów nie trafiła, chociaż xcomowcy nie zdołali chyba trafić jego to pościg ruszył już z bardzo konkretnym namiarem.





- Coś ich sporo. I coś im bardzo zależy by nas spotkać. - powiedział zasapany kierowca gdy łapali oddech w jakimś większym opustoszałym budynku. Wyglądał ostrożnie przez okno na ulicę. Przebyli truchtem, idąc, biegnąc czy skacząc kolejne ulice, budynki, zaułki więc cała szóstka była już nieźle spocona i zasapana. I chociaż czasami wydawało się, że gubili pościg, że tamci tracili ich trop to jednak zawsze jakoś w końcu wpadali na siebie ponownie. Tamtych było właśnie całkiem sporo. W obławie musiało brać udział z kilka pojazdów i motorów a do tego piesi. Pojazdy zapewniały szybki dowóz pozwalając wyprzedzić xcomowców a piesi z obławy wysiadali przed, za nimi czy wokół nich, obstawiali ulicę jaką właśnie przebiegali, blokowali wyjazd zaułka, ostrzeliwali ich z okien mijanych budynków. No i pewnie dawali namiar reszcie która znowu objeżdżała ulicy i budynki aby zablokować kolejne przejście.

Ciemność nocy wcale nie ułatwiała zorientowanie się w terenie i jedynie na wyczucie można było szacować kierunek i odległość do bazy. Na razie można było odnieść wrażenie, że gdzie zbiegowie by się nie udali wydawało się, że już czyhają na nich czujne oczy albo lufy. Ze dwa razy biegli jakimś zaułkiem uciekając przed pogonią gdy zaułek zajeżdżał jakiś pojazd. Ledwo zdołali się wbić przez jakieś drzwi do budynku gdy już słyszeli ich głosy za plecami. Gdy przebiegali przez budynek słyszeli kolejne wyłamywane drzwi czy okna. Gdy wybiegali z niego z drugiej strony tam już zajeżdzał kolejny wóz, motor albo nadbiegała kolejna grupka. Każda przeszkoda, każda potyczka ogniowa kończyła się zastopowaniem i utratą pędu przez xcomowców. A to owocowało ściąganiem kolejnych grupek i pojazdów pościgowców i to zdawali się ściągać z każdej strony. Pozostanie w takim miejscu groziło wykorzystaniem przewagi liczebnej i ogniowej przez przeciwnika więc należało zmienić miejsce. Znów zaczynał się bieg na przełaj, przez korytarze, zapuszczone płoty, ogrody, chodniki, zaułki a pogoń cały czas była na ich karkach, biegła lub jechała przecznicami po sąsiedzku, zajeżdżała drogę czy wypadała na korytarz blokując wyjście. Za każdym razem ludziom Hodowskiego udawało się jakoś w ostatniej chwili zamknąć te krytyczne drzwi, bramę, przeskoczyć przez mur, zniknąć w jakimś przejściu, wbiec na schody ale to zdawało się tylko odwlekać na parę chwil sytuację gdy schemat się powtarzał. Gdy znów byli blokowani, znów huczały lufy, znów puste łuski zawalały podłogę, chodnik, śnieg czy asfalt.

Czasem mijali jakiś ludzi, czasem widzieli światła w mieszkaniach, czasem ktoś coś do nich krzyczał, groził czy pytał się o coś albo po prostu patrzyli bez słowa czy wyglądali przez okna. Ale ogólnie rejon wydawał się prawie bezludny i zwykle mieli do dyspozycji różnorakie pustostany. No i owych tajemniczych “onych” którzy nie odpuszczali tej pogoni. I jak zauważył kierowca było ich coś sporo. Nie to, że samochód czy dwa co można by się spodziewać po jakiś kumplach tych porwanych chłystków jakim dali niedawno nauczkę. Tylko całkiem zorganizowane “sporo”. Wydawało się, że cała dzielnica walczy z nimi i wszystko sprzysięgło się przeciwko zbiegom. Ale to na pewno było ze zmęczenia i tylko takie wrażenie.

Niemniej sytuacja robiła się nieciekawa. Z buta do bazy był jeszcze całkiem niezły kawał kwartałów do przebycia. Tamci znali teren, szachowali ich ruchy, mieli pojazdy, motory, było ich więcej i nie bali się po nocy wejść do opustoszałych budynków w pogoni za przeciwnikiem. Chwilowo ukryli się w tym zrujnowanym budynku by złapać oddech ale tamci albo ich znowu jakoś namierzą albo zrobią to gdy wyjdą na zewnątrz. Słyszeli ich samochody i motory. Widzieli ich światła. Czasem przez ulicę przeszły jakieś sylwetki. Szukali ich.

Wszyscy zdążyli już jakoś uregulować oddech ale nadal w ten styczniowy ziąb wszyscy byli już nieźle rozgrzani od tego biegania i nerwów. Czarny H znowu miał pecha i w ciągu ostatnich paru minut oberwał. Jeszcze nadawał się do walki ale podobnie jak Jarl rany już zaczynały mu ciążyć. Wszyscy już po dwa czy trzy razy uzupełniali amunicję więc jej zapasy były już wyraźnie uszczuplone a tu jeszcze taki kawał do bazy. A obręcz pościgu znów się jednak zaciskała. Jak będzie teraz? Wejdą do tego budynku? Jakiś większy, szkoła, szpital, hotel, akademik czy coś podobnego. A może minął? Ulicą od frontu wolno jechał jakiś samochód. Chwilę wcześniej widać było sylwetki przekraczające ulice ale obecnie zniknęły im z oczu zasłonięte przez sąsiednie budynki. Nie wiadomo gdzie poszły te sylwetki ani kim były. Gdzieś z innej strony, przez rozwalone okna dochodził dźwięk motoru. Ale z miejsca gdzie przebywali nie było go widać. Druga widoczna strona ulicy wydawała się czarna i pusta. Czy tak było z wnętrza budynku trudno było oszacować. Budynek był za duży do obstawienia przez pół tuzina ludzi więc nie mogli mieć oczu z każdej strony.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-09-2018, 17:53   #27
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

Znajdujący się w Biurze Wywiadu Law walnął pięścią o blat biurka. Czyn ten był tak gwałtowny i niepodobny do jego zimnej i opanowanej osoby, że siedząca nieopodal Yoshiaki aż podskoczyła na fotelu. Lekko przestraszona spojrzała w kierunku swojego przełożonego, zagryzając delikatnie wargę. Domyślała się, że haker czuje ogromną frustrację a dodatkowo ściska go stres. Wszak to on posłał chłopaków na misję i chociaż nie wymyślił tej operacji, to Ruben oraz George postępowali według jego planu. Planu, który wziął w łeb.


Furgonetka

- Graham! Lena! Czy ktokolwiek mnie kurwa słyszy?! - darł się do słuchawki „Bo1”. Zamknięty w pojeździe, nieuzbrojony i niestrzeżony zaczynał panikować. Mięśnie piekły go od pragnienia działania. Problem leżał w tym, że nie wiedział, co zrobić.

Rozważał kilka opcji. Przede wszystkim mógł po prostu odjechać, ratując skórę. Wielu na jego miejscu pewnie by tak postąpiło, wszak to rozwiązanie było jak najbardziej rozsądne. Jednak Bitterstone nie był takim człowiekiem. Lubił Rubena, pomimo tego, że często sobie dokuczali, ale przede wszystkim miał zobowiązanie do swojej ekipy. Jako tchórz nigdy nie wyściubiłby nosa z placówki X-COM. Zamiast tego wyzwania w terenie były jego rozrywką i czymś, czego sobie nie odmawiał.

Mógł też opuścić pojazd, zabierając wcześniej broń ze schowka i spróbować dostać się do towarzyszy, by ich wesprzeć. Wiedział, że klienci klubu wystrzelili przez frontowe drzwi, a tam gdzie klubowicze, będzie zapewne Ruben. Plan ten był jednak niepotrzebnie ryzykowny. Nie chciał zostać złapany przez policję z bronią w ręce.

Zdecydował więc, by dać im jeszcze trochę czasu. Martwił się o Jamesa i Fausta. Co prawda pierwszy miał własny transport, a drugi był rosłym facetem, więc powinni sobie poradzić. Nie wiedział, co z Leną, jednak nie wątpił, że atrakcyjna pani z bio-lab znajdzie jakieś wyjście z opresji. Zawsze mogła opuścić klub z jednym z klientów, a później skontaktować się z placówką.
Nancy była kolejną niewiadomą i George jedyne, co teraz mógł dla niej zrobić, to życzyć powodzenia. Brzmiało to bezdusznie, ale chłopak realizmu nauczył się od Lawa.

Potrzebował natomiast Rubena. Musieli jak najszybciej opuścić to miejsce i zajechać pod przekaźniki radiowe, by zdjąć zagłuszacze. W końcu nie mogli zostawić po sobie śladu.

Śladu, powtórzył w myślach.

Nagrania z klubu! Były na nich Ruben, Faust, James, Nancy i Lena. Jeśli policja się do nich dobierze, to w przyszłości mogą się zrodzić z tego kłopoty.

Wracając do klawiatury, dał znać do Biura Wywiadu, by spróbowali włamać się do serwerów klubu i wymazać obciążające nagrania.


Przed klubem

Ruben wahał się, czy podnieść broń. Korciło go to niemiłosiernie. Lubił klamki, nie mówiąc już o tym, że kawałek metalu przydałby się w ich placówce. Z drugiej strony czy warto było ryzykować aresztowanie dla jednego pistoletu?

Cóż, Law na pewno by mu tego odradził. Jednak Lawa przy nim nie było, a Graham nie był taki ostrożny jak on.

Dlatego pochylił się po pistolet, który zaraz schował za pasek spodni. Ze stalą u boku poczuł się pewniej. Gdyby trzeba było, mógł spróbować zastrzelić policjanta, by uniknąć aresztowania. Nie zwlekając też dłużej, zaczął się kierować w stronę parkingu. Nie zważał już na innych operatorów pozostawionych w klubie. Póki co sam chciał się dostać do vana i jak najszybciej wynieść z tego miejsca.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 13-09-2018, 21:46   #28
 
Raging's Avatar
 
Reputacja: 1 Raging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłość
Lena wybiegła z klubu wypychana przez napierający tłum na zimne nocne powietrze. Wreszcie udało jej się wyrwać z miejsca, z tłumu, z niebezpieczeństwa które czaiło się w zamkniętych pomieszczeniach. Kiedy zimne powietrze ostudził trochę nerwy, a głowa zaczęła znowu rejestrować co się dzieje wokoło, zauważyła wszechobecny chaos. Biegających w panice ludzi. Wycie syren nadjeżdżających radiowozów i wybiegających z nich policjantów.

W eterze cisza. Nigdzie nie widać nikogo z jej ekipy. Niestety znalazła się po drugiej stronie klubu niż van do którego mieli się ewakuować. W chaosie i blisko nadciągającej policji. Nagle uwagę Leny przykuł mężczyzna wzywający pomocy medycznej dla swojego kolegi. Lekarski instynkt, ale również kiełkujący w głowie pomysł na wyrwanie się z obławy popchnął ją w stronę mężczyzny na masce.

Pomagała rannym pod nadzorem matki od małego, tak i tym razem nie zamierzała nie sprawdzić, czy nie jest w stanie pomóc. Tym bardziej, że pomoc rannemu mogła zarówno okazać się przepustką do ucieczki z pod klubu. Ruszyła biegiem w stronę siedzącego na masce wozu mężczyzny, który trzymał się za bark. Albo został postrzelony, albo stratowany przez uciekający tłum.

Krzyknęła do kolegi mężczyzny. - Jestem medykiem. Sprawdzę co z kolegą, a ty podjedź tu autem, żebyśmy mogli go zabrać do szpitala. Ruch szybko, każda sekunda może być cenna. !!! - Lena rzuciła się do poszkodowanego, aby sprawdzić co z nim jest. Miała nadzieje ,że uda się minąć blokadę policyjną jadać z rannym do szpitala.
 
Raging jest offline  
Stary 14-09-2018, 01:42   #29
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Co ty kurwa robisz geniuszu?

Frank osłaniając holo krawędzią płaszcza patrzył na ekran. Zdjęcie jakiegoś kutasa gadającego z małolatami. Super. Mieli udawać mafię, a sami trafili na jakiś wielki zorganizowany latynoski gang. Frank bez namysłu posłał wiadomość zwrotną.

"Gangerzy. Otaczają nas. Mamy mało czasu. Potrzebna dywersja."

- Koncertowo to żeśmy zjebali nie wypytując się miejscowych. - odszeptał Frank.

- Gówno. Ktoś by się zaczął interesować czemu się pytamy i by im doniósł. - odpowiedział Mike

- Jeżeli taką dobrą mają sieć. - dodał ciapaty.

- Nie chcę nic mówić, ale kurwa... boli. - warknął cicho Jarl.

- Mocno krwawicie? Zostawiasz ślady?

- Nie. Jeszcze.

- Słuchajcie. Hycel przysłał mi jakieś zdjęcie jednego z łebków rozmawiających z napakowanym latynosem. W zwrotce poprosiłem o dywersję. Z buta idąc zamęczymy się.
- wskazał ruchem głowy Frank przeciwną stronę ulicy - Załadujemy się do tego większego budynku. Wygląda na użyteczności publicznej, w środku powinno być dużo kryjówek. Przejdę na drugą stronę naszej ruiny i walnę cegłówką daleko w przeciwnym kierunku, aby ściągnąć ich uwagę. Poczekamy na moment jak nic nie będzie jechać.

Wziął krótki oddech i przymknął oczy.

- Spróbujemy ich zgubić w środku. Będzie trzeba myśleć na bieżąco... przykładowo zrobić ślady krwi prowadzące do śmietnika, a zejść do kanału czy tam na odwrót. Im dłużej będą musieli nas szukać tym więcej czasu będzie miała reszta aby ściągnąć im na łeb pały albo wysadzić parę aut. Uważajcie by nie zostawiać nieświadomie czerwonych kropek. Jak zaczną węszyć, będą ich wypatrywać.

- Taki o sobie ten plan.
- mruknął Mike

- Na tą chwilę lepszego nie mam. A zabawa w Ganianego czy Ostatni Szaniec wygląda jeszcze słabiej.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 14-09-2018 o 10:49.
Stalowy jest offline  
Stary 15-09-2018, 17:23   #30
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 7 - 2037.I.31; wieczór; 22:50

Wydział Skanu, Wywiadu, Zbrojny, Biolab


Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 22:50
Miejsce: Old St. Louis, Marina Villa; baza X-COM;
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Law


Można było rzec, że sytuacja zaczynała się normować. Chaos został opanowany, zastopowany i temu chaotycznemu ruchowi został nadany jakiś kierunek. Coś zaczynało się wreszcie formować na tej mapie zmiennych. To mogło być pocieszające jeśli dla kogoś posiadanie informacji było priorytetem. Mniej pocieszające były czynniki które opanowały ten chaos i informacje jakie się znów po tym kwadransie chaosu znowu zaczęły pojawiać. Bo problem został opanowany głównie za sprawą sprawnie interweniujących sił porządkowych. Co w centrum wciąż rozbudowywanego megacity było o wiele bardziej ułatwione niż na peryferiach czy opuszczonych dzielnicach.

Na przykład skanerom wspólnymi siłami udało się wgrać w komputery klubu program który polecił skasować wszystkie nagrania z tego feralnego wieczora. Co prawda to zostawiało oczywisty ślad, że ktoś przy nich grzebał niemniej zacierało najprościej dla policji źródło informacji do analiz z tego zdarzenia.

Kolejne informację spływały w miarę jak korek w eterze stopniowo odpuszczał. Ludzie przestawali dzwonić po policję skoro ona już przybyła a to najbardziej tamowało ruch w eterze. Teraz dochodziły połączenia - duchy, te które zostały wysłane podczas zatory i dochodziły teraz, gdy on się rozładował. Często już nieaktualne i dochodzące po aktualniejszych. Ale wprowadzały dodatkowe zamieszanie gdy ludzie otrzymywali informacje o nieodebranych połączeniach, odsłuchiwali dramatyczne wiadomości na poczcie głosowej czy odczytywali desperackie sms.

Do centrali dali radę odezwać się George i Ruben. Prawie w ostatniej chwili ale udało im się prysnąć spod klubu. Podobnie udało wydostać się James’owi. Odjechał własnym samochodem. Odezwał się też Faust. Krótko, chyba biegł. Dał znać, że wyrwał się z obławy ale wokół nadal pełno glin i radiowozów więc postara się jakoś oddalić. To razem czterech którym się udało wyrwać zanim policja odcięła teren. Tylko poza dwójką z vana, każdy był gdzie indziej.

Znalazła się też Lena. Yoshiaki wyłowiła ją na jednej z kamer. Niestety ta pokazywała jak jest w grupce jaką policjanci pakują do policyjnych autobusów. Więc pewnie miała trafić na któryś z komisariatów. To oznaczało, że robota skanerów przy jej legendzie i ona sama przejdzie ciężką próbę na komisariacie. Wiele zależało od tego co gliniarze się dowiedzą od niej i o niej podczas przesłuchania. Jeśli nie skapnął się kim naprawdę jest to do rana miała szansę wyjść na wolność jako przypadkowy świadek. No ale jeśli się skapną to pewnie zawiadomią ADVENT który odbierze terrorystkę z X-COM i przewiezie do swojej siedziby. Na razie gliniarze chyba nie podejrzewali obecności X-COM w tej hecy bo wozów, patroli czy lataczy ADVENT nigdzie nie było widać. No i jak na razie nigdzie nie mieli żadnego namiaru na Nancy.

- Szefie, mamy problem. - w słuchawkach odezwała się dwuosobowa obsada furgonetki. Chłopaki wydostawszy się z kordonu jaki odciął okolice klubu wrócili do zadania demontażu zagłuszaczy. Właśnie odkryli, że ten najbliżej klubu jest wewnątrz kordonu. Poza nim były jeszcze dwa nie zdjęte więc pytali co robić. Zdjąć te dwa pozostałe czy spróbować jakoś, coś zrobić z tym wewnątrz kordonu.

- Widzę Lenę. Jest w autobusie. Przesyłam wam jego blachy. - prawie w tym samym momencie odezwał się James. Podał gdzie się znajduje więc skanerzy w bazie mogli nanieść to na swoją mapę. Podał też numery wozu jaki wiózł Lenę i dzięki temu wiedzieli, że jest z oddziałów policyjnej prewencji. Normalnie jeździli nimi policjanci do pacyfikacji zamieszek i awanturników lub wieźli właśnie takich podejrzanych z powrotem na komisariat. Jednak trasa autobusu nie zgadzała się z bezproblemowym powrotem do głównego komisariatu gdzie bazę miała prewencja. Kierował się za bardzo na północ. Tam były tylko jeden większy komisariat i kilka mniejszych. W mniejszych raczej policjanci nie zatłaczaliby taką ilością podejrzanych i pewnie woleli mieć wszystkich w jednym miejscu. Więc zostawał tylko ten stary przedwojenny areszt, w National City, który wciąż był w remoncie i przerabiano go na komisariat właśnie. Oficjalnie jeszcze nie był otwarty ale w tej sytuacji ktoś pewnie uznał go za na tyle bliski i pusty aby umieścić tam wielu poszkodowanych z klubowej strzelaniny.

- Jesteśmy w wiadomościach. - rzekła cicho Azjatka pracująca niestrudzenie przy ekranach i holoklawiaturze. Wskazała ruchem brody na jeden z ekranów. Tam już widać było relację na żywo spod klubu. Kordon ciekawskich, policyjne barierki, ostrzegawcze światła, samych policjantów, pakowanych do ambulansów rannych no i prezenterkę SLN*, lokalnych wiadomości.

-...Nie wiemy jeszcze czy są ofiary śmiertelne we właśnie zakończonej strzelaninie jaka miała miejsce w okolicach budynku jaki jest za moimi plecami. Ale wóz koronera zdaje się na to wskazywać. - wyjaśniała prędko ale wyraźnie reporterka. Kamera nieco przesunęła kadr by scentralizował się na obrazie oświetlonego klubu nocnego. Pod klub podjechał właśnie wóz koronera więc jak sugerowała reporterka, pewnie był jakiś trup. Pewnie w klubie bo na zewnątrz nie było widać żadnego, nieruchomego ciała przykrytego płachtą. Reporterka znikła z kadru ale dalej wyraźnie słychać było jej głos. - Tej zimnej, sobotniej nocy, nieznani sprawcy wszczęli strzelaninę w modnym popularnym klubie nocnym “Night Girls”. Świadkowie twierdzą, że tuż przed przybyciem policji z wielką prędkością odjechały stąd dwa lub trzy samochody. Czy to miało związek z tą strzelaniną? To właśnie postaram się dla państwa wyjaśnić. - kamera wróciłą na reporterkę która uśmiechnęła się zawodowym ale jednak budzącym zaufanie, ciepłym uśmiechem. Pod jej wizerunkiem pojawił się napis mający skusić widzów do udzielania informacji. “Widziałeś coś ciekawego? Masz do opowiedzenia swoją wersję znanych wydarzeń? Masz ciekawe nagranie? Zgodzisz się na wywiad? Nie wahaj się ani chwili! Dzwoń natychmiast!


---

*SLN - St. Louis News, wiadomości lokalne nastawione na bieżące informacje i nadawanie na żywo. Coś jak u nas CNN czy BBC tylko w lokalnej wersji.




Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 22:50
Miejsce: East St. Louis, Night City; okolice klubu Night Girls;
Warunki: wnętrze furgonetki, ciepło, latarnie uliczne, sucho



Ruben i George



Rubenowi niczym ulubieńcowi fortuny szczęście zdawało się sprzyjać. Porwał z zimnego chodnika jeszcze zimniejszy pistolet. Broń zdawała się parzyć jego dłoń ale już sam nie wiedział czy to wrażenie z ekscytacji i nerwów czy też po prostu jest taka zimna od leżenia na zewnątrz. Ale porwał go i tak i tak. Potem szybko! Do samochodu! Zza rogu dojrzał z wielką ulgą, że van wciąż jeszcze stoi. A gdy podbiegł do niego znalazł nawet zapracowanego nad laptopem Georg’a. Czas było pryskać! I tak nie widzieli nikogo innego od nich ani nie mogli nikogo złapać w eterze!

Ruben bez wahania zajął miejsce kierowcy i ruszył natychmiast. Prawie o zderzak minął się z radiowozem który zablokował sobą wyjazd z parkingu ledwo minęli jego wyjazd. Potem jeszcze trochę, bo blisko klubu już zjeżdżały się i ustawiały kolejne radiowozy przetykane czasem ambulansami. Musieli odjechać na ile się da bo nie było pewne gdzie gliniarze ustawią swój kordon. No i nie mogli opuścić strefy bo pierwsza bramka skanująca wykryłaby broń w samochodzie. Musieli coś z nią zrobić. Skrytka przy silniku była zbyt mała na dwie klamki.

Ale przynajmniej wydostali się poza policyjny kordon jaki odciął nocny klub od reszty dzielnicy. Udało im się wrócić chociaż trochę do oryginalnego planu czyli sprzątania po sobie. Podjechali po jeden bloker po czym go zdemontowali, potem gazu po kolejny i tak dalej. W międzyczasie już dowiedzieli się, że James się wydostał, Lena jedzie policyjnym autobusem na komisariat razem z innymi zatrzymanymi klubowiczami a Faust wydostał się poza kordon ale był sam i pieszo i wciąż w pobliżu było pełno glin. Odkryli też, że ten najbliższy bloker jest wewnątrz kordonu a zostały im jeszcze poza nim, dwa do zdjęcia. Nawet było widać tą wieżę za tłumem gapiów, barierkami i policjantami no ale jednak już była wewnątrz kordonu.

Co teraz? Była jakaś szansa, że blocker wewnątrz kordonu zostanie niezauważony? No jakaś była. A jeśli ktoś się skapnie to pewnie wezwą policyjnych techników aby zdjęli i zabezpieczyli znalezisko. Ci przyjadą, zdejmą i zawiozą do siebie, do komendy na warsztat. A tam? No to zależy. Przede wszystkim się zorientują, że było jakieś urządzenie zagłuszające sygnał. Czy coś jeszcze to zależy jak będą wytrwali, drobiazgowi i jaki mają sprzęt.




Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 22:50
Miejsce: East St. Louis, National City; National City Police Station;
Warunki: stołówka komisariatu, ciepło, jasne oświetlenie, sucho



Lena



Za długo. Wszystko trwało za długo. Obejrzenie poszkodowanego, diagnoza i próba pomocy. - To jest mój samochód. - powiedział ten który szukał pomocy dla kolegi wskazując na maskę na której siedział poszkodowany. Nie mogli się ruszyć zanim lekarka nie skończyła swojej roboty. Cała trójka uspokoiła się wierząc w jej dobrą wolę i widząc jej wprawne manewry.

Zraniony facet miał zakrwawioną koszulę. Gdy ją Lena rozpięła i przeczyściła specyfikiem jaką ten co ją wezwał podał z samochodowej apteczki okazało się, że rana nie zagraża życiu pacjenta. A jednocześnie musiała być bolesna. Sądząc z tego co mówił zraniony oraz jego znajomi, ktoś w tym tłumie go popchnął i upadł. Tak pechowo, że na jakieś przewrócone krzesło. Metalowa noga krzesła zadziałała w tym wypadku jak bagnet i przebiła się przez bok faceta, tuż pod pachą. Przerysowała mu żebra, przechodząc między nimi i wbijając się głęboką bruzdą jaką wyszarpała rozrywając skórę i mięśnie. Jeszcze trochę więcej pecha i przebiła by płuco, trochę mniej i przeszłaby prawie obok zostawiając niewielką kreskę albo w ogóle by nie sięgnęła do niego. Ot, centymetr różnicy w jedną czy drugą stronę a efekt był znaczny. Więc zanim uporała się z przeczyszczeniem rany i założeniem opatrunku parking już dawno był obstawiony przez policję.

Gdzieś w międzyczasie zarejestrowała kątem oka jak samochód tych dwóch dziewczyn co tak bardzo szybko i nerwowo chciały odjechać, jak szybko i nerwowo odjeżdża. Tak szybko i tak nerwowo, że któraś z nich zgubiła holo i zostało na mokrym, zmarzniętym asfalcie parkingu. Zresztą porzuconych czy zgubionych przedmiotów walało się po parkingu całkiem sporów. Dostrzegła nawet zagubiony damski pantofel i małe woreczki tam i tu w jakich zwykle chodziły nie do końca legalne substancje, porzuconą damską torebkę z częściowo wysypującą się zawartością.

Zaraz po wyjeździe dwóch klubowiczek policja zablokowała i drugi wyjazd. Potem dojechały kolejne radiowozy, gliniarze zaczęli się z nich wysypywać już masowo i kordon zrobił się dość szczelny. Zwłaszcza na parkingu policjanci mieli ułatwione zadanie bo był ogrodzony więc wystarczyło zablokować wyjazdy by mieć go w garści.

- Dzięki wielkie ale mamy farta, że nam się trafiłaś. Może posiedzisz z nami? Ogrzejesz się. Zmieścimy się. - zaproponował ten kierowca widząc, że już skończyła robotę ale w tej chwili to nigdzie nie pojadą. Wewnątrz osobówki schroniła się przed zimnem dziewczyna i ten ranny jakiego właśnie skończyła opatrywać. Mogli poczekać wewnątrz na kontrolę jaka czekała wszystkich którzy zostali wewnątrz kordonu. Kontrola już się zaczęła bo podjechał pierwszy policyjny autobus.

Potem zrobiło się już spokojniej. Na parking weszli policjanci i rozdawali koce i kubki z ciepłym piciem. Sądząc po termosach w tych pierwszych chwilach dzielili się z poszkodowanymi klubowiczami tym co sami mieli w radiowozach. Ale byli głusi na wszelkie argumenty których używali poszkodowani aby kogoś wypuścić czy przyspieszyć ewakuację. Kto tu został mógł tylko czekać i wybrać sobie czy woli ustawić się w kolejkę na początku czy pod koniec. Sytuacja wydawała się jakoś, powoli wracać do normy. Klubowiczów skanowano czy nie mają broni i innych niedozwolonych materiałów, czy papiery są w porządku i szybko przepuszczano do policyjnego autobusu. Gdy się zapełnił podstawiano kolejny i tak maszyna systemu powoli szatkowała tłum klubowiczów dzieląc ich na autobusy które zabierały ich spod klubu.

Lena musiała zdać się mienie głowy na karku i rzetelność skanerów przy robieniu legendy dla niej. Na parkingu poszło łatwo, gdy skan zaświecił się na zielono i nie wykrył żadnej broni czy narkotyków gliniarz który go trzymał przepuścił ją do autobusu i zaczął skanować następnego klienta. Mogła posiedzieć wewnątrz, na szczęście też ogrzewanym, czekając aż się wypełni kolejnymi przeskanowanymi gośćmi z klubu.

Gdy czekała razem z innymi czekając aż autobus ruszy a potem gdy już ruszył dostrzegła kilka rzeczy. Pierwszą był siedzący w autobusie Azjata. Od razu kojarzył się z tymi co byli w klubie ale nie miała pewności czy to jeden z nich czy po prostu kolejny klubowicz. Siedział spokojnie z typową dla Azjatów oszczędną mimiką więc trudno było coś o nim powiedzieć gdy tylko miało się parę kroków w przejściu autobusu by się mu przyjrzeć. Był w samej koszuli, bez marynarki więc tym bardziej nie wyglądał jak jeden z tamtych. A marynarkę można było dość łatwo zdjąć albo zgubić. Sama widziała pogubione na parkingu buty i telefony.

Drugą rzeczą było odzyskanie holofonu. A raczej mały aparacik znów złapał sieć i można było się dzięki niemu kontaktować ze światem. Komunikator podobnie mogła więc znowu rozmawiać z resztą xcomowców w okolicy klubu. Podobnie dostrzegła James’a. Za oknem. Jechał obok autobusu i pomachał jej ręką dorzucając na koniec gestu uniesiony do góry kciuk. Widać ktoś z bazy był w pobliżu i mógł dać co się z nią dzieje. Ale sam James raczej nie mógł jej wyciągnąć z autobusu.

No i gdy się zatrzymali wielu pasażerów objęło poruszenie. Pewnie podobnie jak ona rozpoznawali na podwórze jakiego budynku wjechali. To był dawny areszt miejski więc wysokie mury, drut brzytwowy, reflektory i budki strażnicze nadawały mu dość złowieszczy wygląd. Ale właśnie tu przebudowywano to miejsce na kolejny komisariat. Co parę miesięcy SLN i lokalne gazety donosiły o postępach w tego typu inwestycjach. Oficjalnie komisariat wciąż był w przebudowie i nie był jeszcze czynny ale widocznie miejsce było na tyle puste i pojemne by przyjąć na szybko dużą ilość przypadkowych ludzi i zorganizować tymczasowe centrum kryzysowe.

Z autobusu była krótka droga przez kilka korytarzy i sal Wszędzie czuło się zapach remontu. Świeża farba, oblepione folią ściany i podłogi, pozamykane drzwi albo na odwrót, otwarte czy w ogóle ze zdemontowanymi drzwiami. Porozstawiane drabiny, przenośne reflektory i cały ten sprzęt remontowy pozostawione przez pracujących tu ludzi.

Policjanci przeprowadzili tłum do stołówki. Tam chyba na szybko otwarto kuchnię i jakichś dwóch gliniarzy wydawało ludziom kanapki, ciepłe napoje i podgrzane w mikrofali dania. Rozdano kolejne koce i dwóch paramedyków przechodziło się po sali selekcjonując potencjalnych rannych. Tych jednak jeśli byli to lekko bo innych albo nie było w ogóle albo wcześniej spod klubu zabrały ich karetki. Byli więc głównie zmarznięci, poturbowani i roztrzęsieni ludzie ale rannych prawie nie było.

Szybko zaczęły się przesłuchania. Aby je przyspieszyć rozdano ludziom kwestionariusz który miał im pomóc spisać na bieżąco ostatnie wydarzenia. Pytania były dość proste. “O której przybyłeś/aś na miejsce zdarzenia?”, “Gdzie przebywałeś/aś gdy zaczęło się to zdarzenie?”, “Kto był z tobą/przy tobie?”, “Na ile czasu szacujesz całe zdarzenie”?, “Czy podczas zdarzenia doznałeś/aś jakiegoś urazu? Jeśli tak to jakiego?” i tak dalej w ten deseń. wyglądało to na jakiś typowy formularz zgłoszenia przestępstwa przez co niektóre pytania wydawały się brzmieć dziwnie i nie na miejscu ale Lena zdawała sobie sprawę, że o podobne rzeczy gliniarze będą pytać na przesłuchanie bo to były podstawy. Widziała jak część klubowiczów w mniej lub bardziej zaangażowany sposób próbowała wypełnić te formularze.

Nadal mieli swoje telefony więc ludzie korzystali z tego co było widać po różnych rozmowach. Widocznie bardziej traktowano ich jak ofiary wypadku niż podejrzanych. Przynajmniej na razie. Część zajęła się jedzeniem, inni rozmawiali ze sobą, pocieszali się nawzajem, martwili czy wkurzali. Parę osób chyba zdołało zasnąć.

Usłyszała swój numerek przez głośniki nad drzwiami. Przy wejściu każdy dostał swój numerek podobnie jak u lekarza. Wzywanie też odbywało się na podobnej zasadzie. W pokoju przesłuchań powitała ją młoda policjantka.

- Dobry wieczór, jestem funkcjonariuszka Petra Ross. Proszę usiąść. Czy wypełniłaś kwestionariusz? Mogę zobaczyć? - kobieta w mundurze wydawała się już jeśli nie zmęczona to znużona. Ale potrafiła się nadal uśmiechnąć ciepło i sympatycznie wskazując na wolne przy stole krzesło. Lena miała chwilę by się rozejrzeć. Właściwie pokój przesłuchań był zaprojektowany bardzo minimalistycznie więc dużo do oglądania nie było. Nieśmiertelne lustro pewnie z podglądem z drugiej strony, dwie kamery po przeciwnych narożnikach, zegar ścienny wskazujący prawie 11 w nocy, stół z plastikowym blatem i dwa krzesła, też plastikowe. No i niedaleko stołu stał śmietnik obecnie w większości już wypełniony pustymi, plastikowymi kubkami po wodzie, kawie czy herbacie jakie serwowano za ścianą, na stołówce. Więc w naturalny sposób najwięcej uwagi mogli poświęcać sobie rozmawiający ze sobą ludzie.

- Proszę się częstować, jeśli chcesz. - powiedziała Ross wskazując na butelki z wodą i czyste plastikowe kubki stojące na stole. - Muszę uprzedzić, że ta rozmowa jest nagrywana. - zaczęła mówić policjantka gdy chyba kończyła już przeglądać formularz zgłoszeniowy. - Dobrze a teraz porozmawiajmy. Proszę się nie stresować i po prostu mi opowiedzieć co tam w klubie się wydarzyło. To co zapamiętałaś, resztą się nie przejmuj. - Ross odłożyła formularz Leny i uśmiechnęła się do niej sympatycznie jakby chciała ją podtrzymać na duchu i dodać otuchy.




Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 22:50
Miejsce: West St. Louis, Dutchtown; opuszczona szkoła;
Warunki: ulica, ziąb, mrok budynku, chłodna wilgoć



Wydział Produkcji Lekkiej



Law podniósł oczy na jedną z bocznych konsolet gdy usłyszał sygnał alarmu. Na szczęście przy tym nad czym próbował zapanować i na miejscu i zdalnie po drugiej stronie rzeki nie wyglądało to zbyt groźnie. Nawet jak zwykła pierdoła. Jeden z pomocniczych podprogramów monitorujących eter zarejestrował nagle zwiększoną aktywność. Gdzieś po tej stronie rzeki, na pograniczu Dutchtown i Marina Vila. Czyli z kilka kilometrów od browaru Lempa. Licząc w linii prostej. Nie korzystano z wojskowych czy policyjnych kanałów więc wyglądało jakby nagle sporo osób postanowiło sobie podzwonić w ten sobotni wieczór. Nie wyglądało to zbyt groźnie ani alarmująco, ani nie było tak blisko by było po sąsiedzku do browaru więc program raczej informował o tym zdarzeniu niż podnosił raban. Dla wytycznych programu monitorującego tłumacząc binarna logikę na ludzkie emocje brzmiało to jak ciekawostka a nie zagrożenie.

Zresztą nic nie wskazywało by było to jakoś powiązane z działalnością sił porządkowych czy samych xcomowców. No chyba, że z ludźmi Hodowskiego. Bo poza tych na akcji po wschodniej stronie rzeki tylko ich nie było w bazie. Ale szef “lekkiego “ był bardzo lakoniczny w detalach akcji na jaką zabrał cały zespół i kierowcę z handlowego. Wiadomo było, że wzięli drugiego vana i pojechali zrobić porządek z krnąbrnymi małolatami. Nie mówili gdzie jadą ani kiedy powinni wrócić a od wyjazdu żadnych problemów nie zgłaszali. Właściwie w ogóle od wyjazdu się nie zgłaszali. Więc pewnie wszystko było dobrze i dawali wciry tym malolatom. Jakby mieli problemy to przecież poprosiliby o wsparcie prawda? Nie prosili więc pewnie wszystko szło zgodnie z planem. Mógł przestać myśleć o czczych dywagacjach i zająć się sprawami po drugiej stronie rzeki. Miał do opanowania skomplikowaną i wielotorowa sytuację gdzie musiał skoordynować działania rozsypanych po różnych ulicach, pojazdach i budynkach agentów.

- Tu Kew. Leccy kopnęli mrowisko i proszą o dywersję. Przesyłam namiar od nich. - Law mógł pogratulować sobie bo jakby wykrakał gdy usłyszał zgłoszenie zwiadowcy z biolabu. Namiary przesłane przez Sama dziwnie pokrywały się z aktywnością cywilnych telefonów jakie właśnie zgłosił program monitorujący.

- Przekażę. A sam nie możesz im pomóc? - wydawało się że Sam ma odpowiednie predyspozycje i jest najbliżej miejsca akcji by to zrobić.

- Nie. Są kilka kwartałów ode mnie. Zanim dotrę w pobliże sytuacja się pewnie rozwinie beze mnie. Ale mam coś dla ciebie. Zrobiłem fotkę jakiegoś typa. Chyba on ich gania. Prześlę ci. - zwiadowca przesłał plik i na ekranie ukazała się facjata jakiegoś Latynosa.





- Wrzucę do przemienia. Mamy tu trochę roboty Sam to przełączam cię na zbrojnych. - Law zrobił co mógł w tej sytuacji. No od biedy mógł jeszcze sam się tym zająć albo zlecić to Azjatce obok ale to by oznaczało ograniczenie wsparcia ludziom po drugiej stronie rzeki. Polecił komputerowi by przekazał to co znajdzie na tego typa że zdjęcia chłopakom że zbrojeniówki. Na linii miał swoich chłopaków w furgonetce tuż przy kordonie policyjnym wokół “Night Girls”, puszczonego samopas Fausta, trzy blockery do skitrania w tym jeden wewnątrz kordonu, Lene na komisariacie i zaginiona agentke wywiadu. Właściwie jedynym dowodem na miejscu był tam James któremu udało się wydostać z kordonu i dostać do samochodu. Ale niezbyt się nadawał do zdjęcia blockerow.


---



- Hodowski słyszysz mnie? Kewinsky przesłał twoje wezwanie o wsparcie ale nie ma z wami kontaktu i nie zna aktualnej sytuacji. Więc podaj wasz status. Ranni, mobilność, amunicja i info o przeciwniku. - w słuchawkach zespołu wypadowego Hodowskiego rozszedł się chropawy głos szefa zbrojnego, Zygfrida “Amadeo” Mortz’a. Widać baza już wiedziała o ich kłopotach ale od zwiadowcy z biolabu nie mogli się dowiedzieć informacji jakich ten nie miał. Stary, doświadczony wiarus wysłuchał raportu szefa lekkich w spokoju zanim się odezwał znowu.

- No to ciepło. Nasz ocp to ok 15 min. Musicie jakoś wytrwać do tego czasu. I mamy tylko osobówkę więc was nie zabierzemy. Powtarzam Hodowski, nie damy rady zabrać 7 osób. - facet przedstawiał bez ogródek realia akcji ratunkowej. Fakt, po zabraniu na dwie, niezależnie od siebie akcje dwóch większych pojazdów w bazie została tylko osobowa. Jak zbrojni się w nią zapakują to może dadzą radę zabrać jedną osobę. A gdyby się przedostali do lekkich i wzmocnili ich to nadal osobówka nie zabierze wszystkich. Ktoś będzie musiał zostać licząc, że da się przetrwać i zorganizować następny kurs.

- Chyba, że sami zorganizujecie sobie transport to by nam znacznie ułatwiło akcję ratunkową. - zaproponował dowódca zbrojnych. Na dwa wozy, to kalkulacje ewakuacyjne robiły się znacznie prostsze. Tak że dwa razy prostsze. Tylko najpierw lekcy musieliby wyściubić nos na ulicę i zdobyć ten transport. A to wyglądało na dość trudne do zrealizowania bez wykrycia i wydawania się w kolejną potyczkę z przeciwnikiem. A wydawało się, że jedyny sprawny transport w zasięgu wzroku ma właśnie on. I po dobroci chyba raczej go nie odda.

- Jest jeszcze jedna opcja Hodowski. Typ któremu nadepneliście na odcisk to niezłe ziółko. Gliny i ADVENT też go szukają. Ma ciekawą kartotekę u nich. Zakapuj go, że się tu kręci to siły szybkiego reagowania spadną im na karki w ciągu 10-15 minut. Może nawet sam ADVENT się po niego pofatyguje. Masz na miejscu najlepsze rozeznanie w sytuacji to działaj chłopie. Prześlę ci coś do lektury. - zbrojni przedstawili kolejną opcję ludziom Hodowskiego. Paradoksalnie okazywało się, że wyjściem z opałów w jakie wpadli może być telefon na policję. Wystarczyło zadzwonić i odczekać aż latacze z komandosi policji i wsparciem powietrznym wpadną na interwencję. A może nawet sam ADVENT. W międzyczasie nadszedł plik z bazy z informacją o typie że zdjęcia.

Nawet pobieżnie przejrzenie info pod zdjęciem dawało wgląd z kim mają do czynienia. Murilo Alvarez… “El Lobo“... Wiek… kierowanie grupą przestępczą… wandalizm… wymuszenia… stawianie oporu przy aresztowaniu… ataki na funkcjonariuszy policji… ataki na funkcjonariuszy ADVENT… porwania dla okupu… podejrzany o zorganizowanie napadu na ciężarówkę Biochem… o zorganizowanie ataku bombowego na komisariat… agitacja antyrządowa… Uzbrojony i niebezpieczny… nagroda za dostarczenie informacji pomocnych w schwytaniu… Nagroda za schwytanie i dostarczenie…

Tymczasem wyglądało na to, że utknęli w tej starej szkole. Numer z cegłówką odwrócił na chwilę uwagę części poszukiwaczy obsady porzuconej furgonetki ale nie na tyle by zmieniło to sytuację w jakiś istotny sposób. Grupka kilku osób ruszyła sprawdzić co wybiło szybę. Odeszli więc spod szkoły i weszli do sąsiedniego budynku. Ale inni i samochody i piesi dalej kręcili się po okolicy. Łazili po ulicach, włazili do budynków, widać było ich sylwetki, światła latarek, pochodni, i telefonów jakimi sobie przyświecali podczas poszukiwań. Słychać było krzyki, nawoływania, kłótnie, ponaglenia, groźby. Co jakiś czas w pobliżu szkoły przyjeżdżał samochód albo motor. Ale nadal szukali. Chociaż dość chaotycznie.

Grupka Hodowskiego znalazła się w impasie. Tamci jak na razie ich nie znaleźli ale wyjście z budynku szkoły wydawało się najlepszym sposobem na wykrycie. Zyskany przez Franka czas za numer z cegłówką zdawał się kończyć gdy grupka czterech osobników z pochodniami, telefonami, latarkami i bronią w rękach zdawała się mieć ochotę sprawdzić co w szkole słychać. Wychodzili nieświadomie wprost pod lufy ludzi Hodowskiego. Ale w sąsiednich budynkach widać było światła innych więc odgłosy strzelaniny musiały by ich zaalarmować. Na końcu ulicy widać było światła jakiegoś pojazdu. Albo stał albo ledwo się toczył.

Budynek szkoły był na tyle duży, że z czwórką szukających można było mieć szansę na udaną grę w chowanego. Z drugiej strony poruszanie się po nocy, po ciemku w nieznanym budynku było ryzykowne samo w sobie. Można było spaść na łeb i szyję czy wpaść na coś i jeśli nawet wyszło by się bez szwanku to mogło to zaalarmować szukających. No albo nie. Litera ślepego.

I jedna ze ścian, wychodząca na boisko które ciągnęło się aż do ulicy wydawała się pusta. Ta ulicą też wcześniej przejeżdżały jakieś auta i przechodzili szukający ale w tej chwili, podobnie jak boisko, była ciemna i cicha. Problem w tym, że ze szkoły nie było widać co jest dalej. Gdyby ktoś tamtędy przejeżdżał, stal czy przechodził to albo wpakowali by się wprost na niego albo dorwałby ich na tym boisku. Podobnie była szansa, że mogą ich tam dostrzec ci, którzy właśnie ładowali się do szkoły.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172