28-07-2018, 00:28 | #11 |
Reputacja: 1 | Marka podrapał się po kilkudniowym zaroście. Rozstanie się ze śmigaczem nie było dobrym omenem na przyszłość, a te kilka dni bez wątpienia dadzą mu się we znaki. Pojazd od Narglatch AirTech był silnie przerobiony - włączając w to dodatkowe miejsca dla pasażerów, żeby zmieścić Dowutina. Nie narzekał na Gerdarra - ktoś tak znany z obijania innym istotom twarzy był wymarzonym kompanem na Nar Shadda. Pozostawało mieć nadzieję, że jakoś da sobie radę bez własnego środka transportu. |
28-07-2018, 11:12 | #12 |
Reputacja: 1 | Sudodth nie przejmował się spojrzeniami rzucanymi na stołówce. Nie miały one w jego świecie, żadnego znaczenia. Ani śmiechy jakie mógł usłyszeć za swoimi plecami, ani nawet to dziwne pełne współczucia spojrzenie. Gdyby był słabszy, to taka sytuacja mogłaby go denerwować. Teraz ją jedynie ignorował, gdyż wiedział najważniejszą prawdę. Siła płynie z wnętrza, z wojownika. Nie pochodziła z jakieś oceny twoich umiejętności przez innych. Liczyło się to, czy potrafiłeś przetrwać gdy wokół twojej głowy rozrywały się pociski. Sudodth Crat Ordo, syn starożytnego mandaloriańskiego klanu nie mógł sobie pozwolić choćby na cień słabości. Obserwujący go musieli odnieść wrażenie, że przeszedł szkolenie wojskowe. Wszystko w jego ruchach i postawie mówiło o godzinach ciężkich treningów i wielkiej dyscyplinie. Był wysokim, wysportowanym blondynem. Jego włosy zbyt długie, aby spełnić normy jakiegokolwiek regulaminu, jednocześnie utrzymane były w ten sposób, aby nie przeszkadzać w czasie walki, czy wysiłku fizycznego. Zawsze chodził uzbrojony, broń wszakże stanowiła o statusie danej osoby, a Sudodth nie zamierzał się w jakiś sposób ukrywać. Choć nie nosił charakterystycznej zbroi, to na jego kurtce znajdowało się parę naszywek. Na lewym ramieniu mały, niebieski symbol przedstawiający jai'galaar, na drugim ramieniu miał czarną naszywkę, z symbolem klanu Ordo. Wszystko to sprawiało, że wyróżniał się nawet w grupie zbirów Grakkhusa i z pewnością nie musiał obawiać się kroczenia ciemną uliczką ... większego sukinsyna od siebie raczej w niej nie napotka. Kończył właśnie posiłek gdy do salki wpadł Marka Durn, przemytnik którego chyba jako jedynego w tym paskudnym miejscu mógłby nazwać przyjacielem. Mandalorianin kopniakiem odsunął krzesło naprzeciwko siebie, w ten sposób zachęcając tamtego do zajęcia tego miejsca.
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |
28-07-2018, 21:22 | #13 |
Reputacja: 1 |
|
29-07-2018, 17:56 | #14 |
Reputacja: 1 | - Już do ciebie lecę! Kryj się i dalej wzywaj dodatkowe wsparcie! - krzyknęła Alette do komunikatora i pobiegła po sztylet molekularny i pas do niego... a następnie nie marnując czasu na ubieranie się, pomknęła w stroju nocnym ku stanowisku, gdzie stacjonuje statek przyjaciółki, w biegu przypinając pas z bronią. W pałacu trwała pora nocna, więc wszędzie panowała cisza, część lamp wygaszono, a na korytarzach było pusto. Po niecałych dwóch minutach biegu Alette dotarła do hangaru 6, gdzie stacjonowało kilka statków szmuglerskich. Tina przebywała na samym końcu. Gdy Cereanka dobiegła do statku, faktycznie okazało się, że rampa jest opuszczona, a ze środka dobiegał stłumiony hałas przewracanych przedmiotów. Ostrożnie wdrapała się do środka. Parę metrów przed nią stał droid. Choć było ciemno, to nie przypominał Alette żadnych modeli protokolarnych, i mimo że nie widziała nigdy podobnego, to w jej odczuciu ta jednostka wyraźnie służyła do walki. Droid wyposażony był w snap batona. Alette korzystając z ciemności, jęła się ostrożnie wspinać na krawędzi rampy na jej szczyt. Alette wdrapała się na rampę i schowała się za niewielkim wgłębieniem w ścianie, tak że część jej ciała wystawała. Dziwiło ją, że droid jej nie zauważył, ale na pewno dalej już się nie podkradnie. Zauważyła, że droid jest nieco pordzewiały i nie w najlepszym stanie ogólnie. Alette ostrożnie wyjęła ostrze, zdjęła pas i rzuciła go na dół rampy tak, aby pochwa zaszorowała o podłoże. Niczego nie podejrzewający droid ruszył powoli w stronę rampy, szukając na zewnątrz źródła hałasu. Alette dosłownie przyklejona do ściany wyczekała moment, gdy ten znalazł się na wyciągnięcie ręki. Cereanka doskonale przeprowadziła atak. Droid nawet nie zarejestrował, co go napadło. Molecular Stiletto bez problemu przebiło się przez metalowy tors droida, niszcząc jego witalne części. Ponadto Alette udało się chwycić przeciwnika tak, żeby nie nahałasował, gdy się przewróci. Dobry początek! Teraz został włamywacz... Alette korzystając z ciemności, zaczęła ostrożnie się skradać ku żródłu hałasu. Cały zgiełk dochodził ze składziku w magazynie, gdzie Alette z Tiną odkładały znaleziska z ruin, które wydawały im się bezużyteczne dla Grakkusa lub z którymi ciężko się im było rozstać. Alette ostrożnie zerknęła do środka i ujrzała dwa kolejne droidy grzebiące w środku. Gdy już chciała się do nich zakraść, odnotowała obecność jeszcze jednego droida, (udany ukryty rzut na percepcję) który jedynie oglądał resztę magazynu. W środku było jeszcze ciemniej niż przy wejściu. Droidy używały delikatnie świecących latarek w głowach. Podejmując pewne ryzyko, Alette mogłaby się podjąć próby zlikwidowania droida obserwującego magazyn, ale postanowiła wybrać wyjście bezpiejniesze... Jęła się skradać do wejścia, aby je zamknąć i uwięzić nieproszonych gości. Niestety to zadanie okazało się trudniejsze, niż myślała. Droidy co prawda były zajęte swoimi sprawami, ale Alette niechcący trąciła stopą jakiś metalowy przedmiot, zwracając na siebie uwagę droidów. - O, o, mamy intruza - odezwał się typowo obojętnym robotycznym głosem jeden z nich. Obaj ruszyli w stronę drzwi. Tych dwóch również uzbrojonych było w snap batony. Roboty uprzednio przeszukujące magazyn podeszły do drzwi. Alette krzyknęła z całych sił - Tina, oni są w magazynie! Chodż mi pomóc! a następnie podeszła do drzwi, starając się je zablokować, i zaatakowała jednego z intruzów. Niestety Alette chybiła celu, ani razu nie udało jej się trafić któregokolwiek z droidów. Jej brawura sprawiła jednak, że droidy są nieco zdezorientowane, jeden z nich uderzył się w czerep, robiąc unik, drugi się potknął. Robot wyglądający na ich dowódcę podszed za swych podwładnych gotowy wkroczyć do walki w każdym momencie. Włamywacze zaatakowały. Zrobiły to jednak bardzo nieudacznie, jeden z nich przez przypadek trafił swojego towarzysza łokciem, dodatkowo wystawił się idealnie na kontraatak Alette. - Pospiesz się - krzyknęła ponownie Alette i wycelowała atak w niezdarę. Ostrze sztyletu wbiło się w głowę droida, lecz ku zaskoczeniu Alette ten wciąż się poruszał, wówczas dźgnęła droida ponownie, tym razem w tors, po czym kopnęła z całych sił, a ten z impetem padł na ziemię wprost pod nogi drugiego, powalając go na ziemię. Z głowy tego drugiego zaczął wydobywać się dym i wyglądało na to, że już nie da rady wstać. Trzeci droid niczym niezrażony podszedł i zaatakował Alette, trafiając ją w ramię. Alette starannie wymierzyła atak w ostatniego przeciwnika Ataki Alette nie przynosiły zamierzonych skutków. Droid skutecznie odbijał wszelkie ciosy sztyletem, w końcu Cereanka wpadła na pomysł powtórzenia swojej poprzedniej akcji i kopnęła go. Droid potknął się o swych przeciwników i padł na ziemię. Droid poświęcił całą turę, żeby się pozbierać, w tym czasie atakowała go Tina Tina trafiła w droida, jednak jej sztylet nie był tak skuteczny, jak ten od Alette i pancerz pochłonął część obrażeń. Droid został lekko uszkodzony. Alette ponowiła taktykę uważnego ataku na wroga. Pudło. Brak skuteczności bardzo zdenerwował Alette, przyparła droida do muru, tak iż ten miał problemy z poruszaniem się, dodało to jej też nowych sił. Droid atakuje Alette, niestety nie potrafił niczego zdziałać pod taką nawałnica ciosów Alette i Tiny. Tina dobiła droida. Przebijając tym razem jego pancerz. - Co to za jedni? - spytała Tina. - Jeszcze nigdy nie widziałam takich droidów. Wyglądały na jakieś bardzo stare modele. - Chyba masz rację... wejścia pilnował jakiś droid bojowy, który bardziej nadawał się na złom niż do walki. Ciekawe, czego tu szukały. - zainteresowała się Alette i następnie się zapytała - Udało ci się wezwać jakieś posiłki? - Nie - pokręciła głową - próbowałam wezwać Rhaila, ale nie mogłam się połączyć… Czego te droidy tu szukały? - Nie wiem… i raczej się same nie dowiemy. Trzeba zamknąć magazyn, a następnie sprawdzę komputery pokładowe i wezwiemy Elvirę Vendar, - poszukiwaczka zaczęła mówić z naciskiem - w końcu takie incydenty to jej broszka. Po skończeniu swoich rozważań poszukiwaczka zaczęła wciągać wraki do magazynu. - Teraz na straży przewodzi Sid Maanden, Evira na pewno jeszcze śpi, będziemy musiały poczekać. - Tina spojrzała na bałagan w ich składziku. - Czegoś szukały, chyba zależało im na artefaktach… - No to wezwiemy tego Maandena! I niech ustalają między sobą, kto za co odpowiada. - odrzekła z irytacją - Dzisiaj mam ważne zadanie z Sudodthem Cratem Ordo i nie mogę sobie zawracać głowy obowiązkami ochrony! - a następnie wściekle zabrała się za herszta droidów. - No dobrze, wezwę go. - Tina wyciągnęła swój nadajnik i ustawiła na odpowiednią łączność. - Kapitanie? Tu Tina z pokładu “Supernovy”, hangar 6. Na nasz pokład wdarły się cztery niezidentyfikowane droidy. Były agresywne i musiałyśmy się bronić. - Czy zagrożenie już minęło? - spytał zmęczonym głosem Duros. - T-tak. - Zatem nie ma potrzeby naszej interwencji. Tina zaniemówiła. Alette tak się wkurzyła, że wyrwała commlink z rąk przyjaciółki i zaczęła do niego wrzeszczeć - Wpuszczacie droidy, które miały nas okraść i mogły nas pozabijać, a ty mówisz, że... - tu wpadła w prawdziwą furię - MASZ TO W DUPIE!? - Ho, ho, panienko, tylko spokojnie. Nikogo nie wpuściliśmy do Pałacu. Wszyscy strażnicy są na swoich pozycjach i o żadnym włamaniu nie meldowali. Może to któryś z innych szmuglerów ich na was nasłał. Rozliczajcie się między sobą sami. Tylko bez strzelanin, bo do akcji wkroczy oddział szturmowy. Gdy kapitan zmiany się rozłączył, Alette krzyknęła na całe gardło - Niech tego gnoja cholera weżmie!!!-. Gdy złapała oddech, zaczęła wysyłać sygnały alarmowe do dowódczyni całej straży Grakkusa. Trwało to jakieś 15 minut, ale wreszcie Evira odebrała połączenie. - Tu Alette z pokładu “Supernovy”, hangar 6. Na statek wdarły się cztery wrogie droidy. - odrzekła rzeczowym głosem poszukiwaczka. - Pomyliłaś się, koleżanko, ja zaczynam swoją wartę dopiero za godzinę - odparła ci Twilekanka, mimo wszystko jej głos nie zdradzał żadnego zdenerwowania czy zmęczenia, jak w przypadku Maandena.- Poza tym jeśli są wrogie, to nie miały prawa się przemknąć na straży Sida. - Maaden sugeruje, że są one z wewnątrz, a dokładniej to robota jakiegoś szmuglera. - tu Alette wzięła głęboki oddech, aby nie dać się znowu ponieść - Dodał też, że porachunkami się nie zajmuje. - Czy te droidy dalej wam zagrażają? - Nie - wtrąciła Tina. - Przyjdę to sprawdzić za godzinę, jak zacznę swój dyżur. [GODZINĘ PÓŹNIEJ] Do hangaru przybyli Evira z drugim strażnikiem, Kel Dorem. Twi’lekanka ubrana była w ciężką zbroję, przez plecy przewieszony miała jakiś nowoczesny karabin blasterowy. Była wyższa od swego towarzysza i pozostałych. Alette z Tiną streściły jej przebieg wydarzeń. - Dziwne - zdumiała się Evira. - Nigdy nie widziałam takich droidów w Pałacu. To droidy bojowe federacji handlowej, one Grakkusa nigdy nie interesowały… Sprawdzę monitoring, ale one na pewno nie przybyły z zewnątrz. Mówicie, że przeszukiwały wasz magazyn, kto się mógł interesować towarem, który posiadacie? - Tutaj wiele osób wie, że pozyskuję artefakty dla Grakkusa... - zasugerowała poszukiwaczka - Może te włamanie ma związek z chęcią ich kradzieży? - Ale niewiele osób posiada własne droidy bojowe, w dodatku niemożliwe do zidentyfikowania - podkreśliła Evira. - Zazwyczaj nie zajmujemy się porachunkami między mieszkańcami Pałacu, ale te droidy mi się nie podobają… Goull - zwróciła się do swego towarzysza - zajmiesz się tą sprawą, priorytet Y, masz wolną rękę aż do znalezienia podejrzanego. Ja mam ważniejsze rzeczy do roboty. Jak już ustalicie, kto był właścicielem tych puszek, to złożysz mi meldunek, a ja zadecyduję… czy powinniśmy dalej drążyć ten temat.
__________________ Szukam tajemnic i sekretów. Ostatnio edytowane przez archiwumX : 29-07-2018 o 18:31. |
31-07-2018, 09:16 | #15 |
Reputacja: 1 |
|
31-07-2018, 10:28 | #16 |
Reputacja: 1 | Sudodth rzucił tylko krótkie spojrzenie dwójce osobników. Nie spodziewał się, że jacyś wariaci naprawdę spróbują kręcić się w okolicy pałacu. Trafił na nich przypadkiem, to prawda, ale i takie szanse należało wykorzystać w życiu. |
31-07-2018, 10:42 | #17 |
Reputacja: 1 | Dowutin mając na sobie jedynie spodnie i nie przejmując się zakrywaniem górnej części ciała, wyszedł do gościa. - Garm. Co słychać? Potrzebujesz pomocy? - Zapytał od razu i skierował się do barku, skąd wziął jedną z butli i nalał sobie do szklanki. - Koktajlu? - Może i trunek nie zachęcał wyglądem, ale najważniejsze było dla Dowutina, że był dobry i orzeźwiający. - Gerdarr, przecież wiesz, że ci nie odmówię. - Weequay na moment uśmiechnął się, jednak po chwili spochmurniał. Wyraz jego twarzy był czystym odzwierciedleniem grobowej powagi. Zawsze taki był, ale dziś wyglądał wyjątkowo paskudnie. - Przyszedł porozmawiać z tobą na temat twojej najbliższej walki na arenie… - Co, stawiasz na mnie kasę, czy może chcesz się dołączyć? - Zapytał Gerdarr i pociągnął łyk koktajlu. Zaraz sięgnął też po drugą szklankę i nalał Garmowi. - Jest drugi zakład, Gerdarr, umm, właściwie nawet trzeci… Redajj by mnie zabił, gdyby się dowiedział, że ci o tym mówię, ale powinieneś wiedzieć… To zakłady, o których wie tylko elita. Grają między sobą. Pierwszy z nich ma dotyczyć twojej walki, ale w inny sposób. Założyli się o to, czy posłuchasz rozkazu Redajja. Bukmacherzy określili kurs 15 do 1 na to, że się poddasz. Tylko parę osób obstawiło, że się ukorzysz, reszta jest pewna, że zrobisz Redajjowi na złość i zgnieciesz Trandosza. Drugi zakład dotyczy twojej kolejnej walki, zaraz po tym, jak zabijesz tego jaszczura… I to mnie martwi. Mają zamiar wypuścić na ciebie najgorsze bestie, jakie mamy. Masz marne szanse na przeżycie i niewielu obstawia na twoją wygraną… Słysząc o kolejnych zakładach, Gerdarr zarechotał. Interes widać się kręcił. - Jakie bestie? - Zapytał ze szczerym zaciekawieniem, ale bez śladu lęku - Kto obstawił, że się posłucham? - Dopytał jeszcze po chwili, ciekaw z jednej strony, kto bierze udział, a z drugiej, kto tak obstawia. Baize westchnął ciężko: - Niestety, na oba pytania mogę odpowiedzieć tylko: nie wiem. Decyzja o tym, jakie bestie na ciebie wypuścimy, zapadnie tuż przed walką. Może to być nawet rankor… Może coś mniejszego na rozgrzewkę... Informacji o zakładach więcej nie posiadam. Nie wiem, kto konkretnie bierze w nich udział. - Rancor, mówisz? - Może to i było szalone, ale chyba oczy Dowutina zaświeciły się na tę informację. Zaśmiał się po chwili - Będzie zabawnie. - Rozumiem, że masz zamiar zrobić na złość Redajjowi? - spytał z powagą Weequay, a po chwili roześmiał się. - Dobra, nie było pytania. W takim razie postaram się ci pomóc. Widzisz… - Baize sięgnął do swojej torby, wyciągnął z niej wielką rękawicę, rzucił ją na stół. Pasowała idealnie na dłoń Dowutina. - Z oszustami trzeba grać jak oszust. Ta rękawica ma ukrytą strzykawkę z trzema stimpackami. Wystarczy wcisnąć tamten guzik, a wstrzykniesz sobie jedną dawkę, nikt nawet niczego nie zauważy… Co do bestii… Spróbuję je jakoś uspokoić, ale marne szanse, że cokolwiek zdziałam… Gerdarr wziął rękawicę od Garma i dokładnie się jej przyjrzał. Wolałby wygrać z bestiami bez takich wspomagaczy, ale może będzie musiał ich użyć. - Szykuje się niezłe widowisko - Skomentował Gerdarr z krzywym uśmiechem na twarzy. - Dzięki - Klepnął po ramieniu Weequaya tak, że tamten się zachwiał od siły uderzenia. - Nie ma sprawy… Jeśli nie masz nic przeciwko, posiedzę tu jeszcze trochę. Mam przeczucie, że na zewnątrz czai się któryś z przydupasów Redajja, gotowy podkablować na mnie, jak tylko stąd wyjdę… - Jak chcesz mogę Cię wyrzucić, będą mieli o czym gadać. - Gerdarr zarechotał - Albo mam lepszy pomysł... Pójdę obić mu ryło za podglądanie. Gerdarr zniknął na chwilę z pokoju, aby wrócić ze swoim vibroostrzem. Wyszedł tak z nim w ręku i w samych spodniach na zewnątrz. Krótkie rozejrzenie się dało rezultat w postaci jednookiego Iktotchi. Dowutin ruszył na niego szybkim krokiem. - Jak nie chcesz stracić drugiego ślepia, to patrz w swoje sprawy, a nie podglądaj innych jak zboczeniec! - widocznie samo to ostrzeżenie wystarczyło, aby rzekomy podglądacz zaczął uciekać. Chociaż może wkurzona twarz i broń w ręku w tym pomogły. - Jak jeszcze raz Cię zobaczę w pobliżu, to Ci je wyłupię! - Rzucił za uciekającym, bo nie chciało mu się go gonić. Odwrócił się i wrócił do siebie gdzie do czekającego Garma rzucił krótkie. - I po problemie. Uciekał aż się kurzyło. - zarechotał, pożegnał się z Garmem i położył się na stole do masaży a ośmioręka Xadzia wzięła się za masaż. Czując jednoczesny ucisk w wielu miejscach Dowutin mógł sobie ponownie pogratulować wyboru Besaliski na masażystkę. |
31-07-2018, 17:17 | #18 |
Reputacja: 1 | Gdy powiedziało się A, należało też powiedzieć B. Skoro już zaczął całą sprawę, to musiał w ten czy inny sposób doprowadzić ją do końca. Za coś mu jednak płacili, a dopóki nie uzyska wszystkich informacji taktycznych, należało okopać się na swojej pozycji. -Dobra, wy - Mandalorianin powiedział to, ustawiając się w ten sposób, aby móc kontrolować całą salę i zwracając się do nowo przybyłych -Wracacie, skąd przyszliście. Nie wiecie, w co się pakujecie - odwrócił wzrok na dwójkę wcześniejszych gości -Na was wyznaczono nagrodę i jesteście zatrzymani. Zgodnie z prawem - - Ludzie Grakkusa zabili twojego mentora, a ty im wciąż służysz? To dla mnie niepojęte - wtrącił się Polis Massanin, on również wyciągnął swojego blastera, jak mogli dostrzec przeciwnicy, był mistrzowskiej roboty i musiał zostawiać w ciele dziurę wielkości pomarańczy. - Dobra, uspokójcie się wszyscy - Durn podniósł wolną dłoń do góry w pojednawczym geście. - Zapewniam, że jeśli spróbujecie nas zaatakować, to ludzie Hutta dopadną was w kilka standardowych godzin. -Co ty wiesz o moim mentorze - zwrócił się w stronę Polis Massnina Ordo -Zamieniam się w słuch. I lepiej, żebyś miał dobre wytłumaczenie - Widząc, że Bogg’danowi udało się przykuć uwagę żołnierza, Barah rozluźniła się nieco. Wprawdzie gdy mężczyźni sięgnęli po broń, nie było po niej widać szczególnego napięcia, Zeltronka potrafiła jednak wyglądać na pewną siebie nawet w niesprzyjających okolicznościach. Postanowiła poczekać na rozwój wypadków, ale nie miała zamiaru dać się wyprosić z knajpy. Spojrzeniem i krótkim gestem dłoni dała Sekiemu znak, by również nie podejmował żadnych działań. Dashade skinął kanciastą głową. - Pomogłem mu raz, a później on pomógł mi, tak mogę skrócić naszą niezbyt długą zresztą znajomość. Później zginął, a mój kontakt na waszym dworze doniósł, że zabili go jego dotychczasowi zleceniodawcy. Nie mam pewności, czy jest to prawdą, ale na twoim miejscu zastanowiłbym się, czy dalej masz zamiar służyć takim szumowinom. - Oczy Mandalorianina uważnie lustrowały pomieszczenie, aby znów spocząć na osobie, która skończyła mówić -Dobra, mocne słowa, ale potrzebowałbym jakichś szczegółów lub dowodów, że tobie pomógł. A po drugie, jak na złodzieja masz wysokie poczucie swojej osoby. Te szumowiny przynajmniej nie dopuszczają do anarchii w całej tej okolicy. Czy masz więc coś na poparcie swoich słów? - - Nie dopuszczają do anarchii, ale jak ktoś im podpadnie, to wrzucą go do jamy z Rancorem albo zamordują, tak by nikt się nie dowiedział. Mogę rzucić nieco światła na okoliczności śmierci twojego mentora, ale to nie są dobre warunki. - To mówiąc, spojrzał na barmana, który kurczył się za ladą. Nawet ochroniarz, który koczował gdzieś przy wejściu, ostrożnie usunął się do kąta, kiedy nikt nie zwracał na niego uwagi. -Gdy podpadniesz władzy, zawsze możesz zniknąć. Zresztą nie będziemy tutaj dyskutować o niuansach polityki. Zaintrygowałeś mnie swoją informacją. Możemy porozmawiać - - Nie wiem, czy to jest dobre miejsce na takie rozmowy - Marka zgasił zapał rozmówców. - Nie ma tu ludzi Grakkusa... ale mogą się pojawić. Albo ktoś usłużny może mu donieść. Nie uwierzyłby niewielkiemu nieznajomemu, gdyby nie usłyszał o tajemniczych okolicznościach śmierci starego Mandalorianina z innego źródła... co nie oznaczało, że mu ufał. Przydałby tu się Gerdarr, żeby wyrównać różnice gabarytowe między stronami. - Nadal nie wiemy też, kim jesteście - dodał szmugler. Barah, wyczuwszy, że perspektywa strzelaniny nieco się oddaliła, nieśpiesznie postąpiła bliżej mężczyzn. Błysnęła zębami w kuszącym uśmiechu, okręcając na palcu jednej dłoni niebieski lok. Seki jak cień podążył za nią, trzymał się jednak na dystansie kilku kroków, jakby nie chciał nikogo prowokować. - Panowie, panowie… - wymruczała Zeltronka, a mruczeć potrafiła naprawdę sugestywnie. - To nas jest tutaj… trochę więcej. - To powiedziawszy, zerknęła znacząco na Polis Massanina, siedzącego obok niego nieznanego jej Nautolana oraz na wielkiego Dashade. - To nie my powinniśmy teraz udzielać odpowiedzi.
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |
31-07-2018, 21:34 | #19 |
Reputacja: 1 | Nautolanin nie zdążył nawet zacytować z 7-mego traktatu Pertraktacji Pokojowych z Utapau, gdy nagły blask świateł ulicy wdarł się do wnętrza tawerny przez szeroko otwarte drzwi. Na widok Zeltronki przełknął powoli ślinę. Przełknął po raz kolejny na widok Dashade’a, tym razem z całkowicie innego powodu. Stał z rozwartymi ustami i podniesionym do góry palcem, gdy oboje minęli go bezceremonialnie i zaczęli dyskutować z Mandalorianinem i jego poplecznikiem. Gdyby nie był Jedi, pewnie poczułby w tej chwili ukłucie urażonej dumy, jednak mentalny trening, jaki przeszedł w świątyni, natychmiast wrzucił ego na wsteczny bieg. Przyglądał się przez chwilę bezradnie, jak cała gromadka zmierza błogo ku mordobiciu. Kolejna wymiana zdań nieco ostudziła atmosferę, lecz nadal można było wyczuć zawieszoną w powietrzu woń Bantciego poodoo. Należało działać. Hokk obrzucił wzrokiem wystrój kantyny, po czym wdrapał się zwinnym susem na najbiższy stolik. “To nie my powinniśmy teraz udzielać odpowiedzi.” - Usłyszał za plecami i był przekonany, że wszyscy właśnie patrzą na jego wypięty zadek, po tym jak zlądował na lepkim od brudu blacie. Łypnął przez ramię na nieco skonsternowanych zgromadzonych. Nawet Polis Massanin, mimo braku wyrazu twarzy, sprawiał wrażenie nieco zakłopotanego. Zwinnym piruetem Jedi stanął wyprostowany na podwyższeniu i skierował się do publiczności. - Moi drodzy, widzę, że każdego z nas prześladują demony przeszłości. Nic dobrego nie wyniknie, jeśli damy upust frustracji i przemówą blastery. W każdej bitwie po wymianie ciosów i tak trzeba usiąść do stołu. Dlaczego by nie pominąć przemocy i przejść od razu do rozmowy? - Oblicze Hokka rozświetlił najszczerszy uśmiech, jaki widziano w tej okolicy, prawdopodobnie od czasów Lorda Hotha. Zeltronka obserwowała pokaz Nautolana z mieszanką konsternacji i rozbawienia. Skrzyżowała ramiona pod biustem, a na jej kształtnych fioletowych wargach błąkał się zagadkowy uśmieszek. Gdy nieznajomy skończył przemawiać, pokiwała głową i poparła go: - Słusznie, przemoc nie ma najmniejszego sensu, gdy jest tyle kwestii do wyjaśnienia. - Nie byłaby jednak Barą Vobris, gdyby po krótkiej pauzie nie dorzuciła, spoglądając zaczepnie na dyplomatę na stole: - Choć przez chwilę już sądziłam, że zatańczysz albo coś… - Mandalorianin przewrócił oczami, widząc, co się dzieje dokoła niego. Dom wariatów. Gdyby nie informacje, na jakich mu zależało, z pewnością to wszystko potraktowałby zupełnie inaczej. -Skończyliście? - zapytał. -Z przedstawieniem możemy poczekać na bardziej sprzyjające warunki. Pójdźmy gdzieś, gdzie jest spokojniej. Marka, znasz takie miejsce? - rzucił pytanie koledze, choć odwrócił się jeszcze do jedynej kobiety w towarzystwie, mierząc ją wzrokiem. Nie wyglądała zbyt wojowniczo, ciekawe, czy miała swój własny blaster. Ładna może była, ale wspólnych rajdów przeciwko wrogowi raczej nie mogliby urządzić. Mimo to pierwszy raz od początku rozmowy na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. -Liczba nie ma tu znaczenia. Lubię wyzwania - - Twój towarzysz jest, mam wrażenie, dość specyficznym osobnikiem - powiedział spokojnie Durn, zwracając się do Polis Massanina. - Bez urazy - rzucił jeszcze do Nautolanina. - Jest jedno takie miejsce w okolicy. Złomowisko. Co najwyżej przyjdzie nam odgonić kilku bezdomnych. - Znam to miejsce, nada się - odparł Polis. - Wystarczy tylko, że w spokoju tam dotrzemy… - Spojrzał wymownie na Sudodtha. - Barah, poprowadzicie nas z Sekim. On też wie, o którym miejscu mówimy. Tylko panowie, bez żadnych sztuczek - powiedział głosem starającym naśladować pierwszą kwestię Łowcy nagród. Łowca zaśmiał się, krótko ale naprawdę szczerze, co mogło wydawać się dość dziwne w obecnej sytuacji -Nie bój się, nie potrzebuję żadnych sztuczek. I od razu szczere ostrzeżenie, nie próbujcie teraz uciekać, bo i tak was znajdę - skinął lekko głową wszystkim. Wydawał się całkiem pewny tego, że znalazłby ich, gdyby próbowali nawiać.
__________________ "You have to climb the statue of the demon to be closer to God." Ostatnio edytowane przez katai : 02-08-2018 o 10:02. |
31-07-2018, 21:52 | #20 |
Reputacja: 1 | .....– Och, proszę mi wierzyć, nigdy nie uciekam od tak… czarującego towarzystwa – mruknęła Barah, zerkając na niego z ukosa. Potem, położywszy dłonie na biodrach, przeniosła wzrok na Polis Massanina i pierwszy raz obdarzyła go dłuższym spojrzeniem: – Jakoś sobie nie przypominam, mój drogi, żebym przedstawiała ci Sekiego. I ciekawa jestem, skąd wiesz, jakie miejsca zna… Chyba nie tylko przed naszymi nowymi kolegami będziesz się tłumaczył. – Gdy na niego patrzyła, oczy miała nieco zmrużone, lecz nie w nieprzychylny sposób. Zdawało się, że darzyła go zaufaniem. |