Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2018, 01:18   #21
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Sprawdź inne wyjścia - rzucił do kompana Rhail i pobiegł do środka.
Wpadł do sklepu z prędkością pocisku.
- Gdzie ta kocica? - zapytał sprzedawcę. Ten bez słowa pokazał ręką. Rhail bezceremonialnie zajrzał do kabiny, widząc klapę na podłodze podskoczył i pociągnął się do kanału wentylacyjnego.
Zabrak wiedziony zmysłem węchu - Catharka przed wejściem wyperfumowała się na darmowym stoisku z próbkami - oraz po resztkach pudru na ściankach szybu, ocenił drogę ucieczki Lyssy. Dotarł do skrzyżowania przewodów, krótką chwilę zajęło mu wywnioskowanie, że mogła pójść jedynie w górę lub w dół. Z góry zawiewało przyjemne, świeże powietrze oraz dobiegał hałas ulicy.
“Nie uciekłaby chyba w dół, raczej ma do załatwienia coś poza zakupami. Góra.” - pomyślał zabrak.
Jego podejrzenia prawdopodobnie okazały się słuszne, gdy tylko wychylił głowę na szczycie szybu, dostrzegł otwartą kratę w wyjściu. Solidniej zbudowany Zabrak miał nieco większe kłopoty, by przeciskać się w tej ciasnocie. Kiedy wyszedł na zewnątrz, znalazł się na gzymsiku, lecz nie dostrzegł nigdzie śladu Catharki.

Rhail po krótkich oględzinach dostrzegł linę prowadzącą na drugi budynek, po którym zdecydowanie łatwiej można było dostać się na dół. Powoli, bardzo ostrożnie, przemieścił się wzdłuż gzymsu, a potem zawisł na linie. Zajęło mu to trochę czasu, ale wreszcie znalazł się na dole. Nie miał jednak zielonego pojęcia, w którym kierunku się udała. Pozostawało jedynie krążyć po drodze i wypytywać gromad przechodniów albo liczyć, że Hastal opuszczający Centrum Handlowe głównym wyjściem się na nią natknie.
Rhail zaczął rozpytywać przechodniów. W końcu Catharka nie była zbyt powszechnym widokiem.
Początkowo nikt nie chciał Rhailowi niczego powiedzieć, zwykle cię ignorowano, w końcu jednak ktoś stwierdził, że widział, jak jakaś wariatka zeskakuje po balkonach i biegnie w stronę “Czarnej Zmory” - cokolwiek to jest - Wskazując palcem za plecy. Zabrak powiadomił Hastala, gdzie powinni się spotkać, kierując go do drugiego wyjścia.
Ruszył we wskazanym kierunku, uważnie się rozglądając. Wiele więcej zrobić nie mógł.
 
Mike jest offline  
Stary 01-08-2018, 10:08   #22
 
Dark_Archon_'s Avatar
 
Reputacja: 1 Dark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłość
Kot uciekł. Czy Hastal powinien się tym zdziwić i przejąć? W zasadzie ani jedno, ani drugie. W końcu i tak by tego spróbowała. Pomoc w jej złapaniu nie była też jego obowiązkiem, lecz mogła się opłacić, jeśli uciekinierka była w jakimkolwiek stopniu cenna. Polowanie na różnej maści zbiegów często bywało częścią jego pracy. Mandalorianin wybiegł ze sklepu i rozejrzał się dookoła. Skoro weszła do kanałów wentylacyjnych, to gdzie mogły one ją poprowadzić? Rozejrzał się po okolicy, próbując wydedukować ewentualny kierunek ucieczki. W pewnym momencie Zabrak poinformował go, że wie, gdzie się udała. Skierowali się tam więc pospiesznie, próbując wypatrzeć i wyśledzić swoją zgubę. Cóż, marne szanse miała. Nie chcąc tracić czasu na bezsensowne bieganie, Hastal odpiął od pasa drona zwiadowczego i posłał w górę na obserwacje.
Dron namierzył Catharkę krótko po wysłaniu. Niedługo potem obydwaj mężczyźni dostrzegli ją przeciskającą się przez tłumy na ulicy. Znaleźli się na jednej z głównych arterii miasta. Nad ich głowami latało mrowie airspeederów, wszędzie świeciły się jasne neony, hologramy drzew sprawiały iluzję podróżowania po pięknej alei. Okolica wyglądała dość bogato i bezpiecznie, jak na tak nisko położone miejsce. Nad głowami Hastala i Rhaila rozciągały się przeogromne wieżowce, z których superekspresowymi windami zjeżdżali tu najważniejsi mieszkańcy.
Łapanie Catharki przy tylu świadkach nie było prawdopodobnie zbyt dobrym pomysłem, może lepiej było poczekać, aż wejdzie w którąś z bocznych uliczek lub… śledzić do samego końca i sprawdzić, na czym tak bardzo jej zależało.
- Zobaczmy, gdzie jej tak pilno - rzucił Zabrak.
- Dobry pomysł. Może czegoś ciekawego się dowiemy. - Odpowiedział Hastal - Nie musimy się spieszyć, mam ją cały czas na widoku. Już nie ucieknie.
Zabrak z Mandalorianinem cierpliwie śledzili Lyssę. Po paru minutach zaczęło to wyglądać, jakby sama nie do końca wiedziała, dokąd się kierować. Wreszcie skręciła w jedną z bocznych uliczek za reprezentacyjnym wieżowcem korporacji Czerka. Dron leciał parę metrów nad głowami przechodniów, tak że nikt nie zwracał na niego uwagi. Catharka w ogóle nie zdawała sobie sprawy, iż jest śledzona.
W miarę jak oddalała się od głównej drogi, tak pogarszała się okolica. Po piętnastu minutach krążenia po ciasnych uliczkach zaczepili ją pierwsi śmiali „poszukiwacze przygód” - Gamorrean i Ugnaught. Obaj o świńskich ryjach. Po krótkiej szamotaninie Lyssa znokautowała większego z nich kopniakiem w krocze, a drugiemu rozcięła twarz pazurami, po czym uciekła dalej. Odtąd śledzenie stało się trudniejsze, Lyssa sprawdzała, czy czasem świńskie ryje nie wezwały posiłków i nie ruszyły w pościg. Gdyby nie dron, z pewnością albo Rhail z Hastalem by ją zgubili, albo by ich wypatrzyła.
Wreszcie wkroczyła do jednego z budynków mieszkalnych z poprzedniej epoki. Wyglądał nieco jakby wyrastał spod ziemi, a wszystkie drzwi do niego wycięto prowizorycznie w niewłaściwych miejscach. W środku panował smród. Ściany pomazane były dziesiątkami warstw graffiti. Lyssa zauważyła drona, który musiał w ciasnych korytarzach lecieć znacznie bliżej. Próbowała w niego strzelić, ale Hastal w odpowiedniej chwili go wycofał. Zaczęła uciekać po korytarzach, nieświadoma, że dwójka myśliwych idzie za nią krok w krok, uważnie oglądając każdy jej ruch. Dron spisał się bardzo dobrze, bez niego dawno zgubiliby trop. Hastal obserwował poczynania Catharki, w tym to, jak poradziła sobie z nagabywaczami. Egzekutorka - tak chyba siebie określiła przy pierwszym spotkaniu, tak? Może coś rzeczywiście w tym było. Lecz nie miało to teraz większego znaczenia. Zabrak wyglądał na osobę, która mogłaby ją obezwładnić, trzeba było tylko się do niej zbliżyć. Weszła jednak do budynku. Dron musiał podlecieć bliżej, żeby jej nie zgubić. Wtedy go zauważyła. Pech. Trzeba było szybko działać i zignorować jej cel podróży. Już wiedziała, że jest śledzona i mogłaby spróbować gdzieś całkiem zniknąć. Mandalorianin i Zabrak podbiegli do budynku.
- Rozdzielmy się. - rzucił weteran - Spróbuję zajść ją z drugiej strony.
Wszedł do obskurnego budynku i skierował się w boczny korytarz, próbując znaleźć drogę, którą mógłby podejść uciekinierkę. Drona posłał za nią, w bezpiecznej odległości. Widział więc dobrze, po śladach, w jakim kierunku dziewczyna się przemieszcza.
Budynek, w którym się znaleźli, przypominał jednakże bardziej wielki, murowany slums niż przemyślaną konstrukcję. Korytarze nie tworzyły w żadnym stopniu sensownych ciągów komunikacyjnych. Kilkukrotnie, ku frustracji Mandalorianina, kiedy myślał już myślał, iż przetnie dziewczynie drogę, korytarz skręcał nagle w najmniej oczekiwanym kierunku. Przebiegł przez kilka mieszkań, próbując skrócić sobie drogę, strasząc domowników i odrywając ich od rutynowych obowiązków. Jeden półnagi Rodianin nawet wybiegł za nim, wykrzykując groźby. W końcu trafił do całkiem sporego, opuszczonego pomieszczenia, z mnóstwem wyjść i klatką schodową. Powietrze było tu wilgotne i pachniało stęchlizną. Wydawało mu się, że widział już je z kamery drona, ale gdzie mogła udać się dziewczyna? Zaklął szpetnie pod nosem. Chyba ją zgubił. Za bardzo się zapuścił w ostatnich latach, kiedyś taka sytuacja była zupełnie nie do pomyślenia.
- Pobiegła na górę. - dobiegł go skrzekliwy głos gdzieś z głębi pomieszczenia.
Hastal rozejrzał się zaskoczony, nie spodziewając się spotkać nikogo w tym miejscu. Była to chyba boczna klatka schodowa, dochodząca do czegoś, co kiedyś można było nazwać pralnią, lecz teraz było raczej tylko źródłem wilgoci i pleśni oraz schronieniem dla wszelkiej maści robactwa. W ciemnym zaułku pomieszczenia dostrzegł przygarbioną postać w łachmanach. Macki na twarzy jednoznacznie identyfikowały jegomościa jako Quarrena. Zajęty był właśnie porządkowaniem sterty zawilgoconych kocy i innych śmieci, które chyba tworzyły jego barłóg. A więc stąd ten smród - pomyślał Mandalorianin.
- Co? - zdołał jednak tylko odpowiedzieć.
- Szukasz tej Catharki, tak? - odparł, nie przeszkadzając sobie w porządkach, Quarren - Pobiegła na górę, schodami. O tam - wskazał wyraźnie zaniedbaną dłonią. - Nienawidzę tych kotowatych. Ciągle tylko niszczą mój porządek i podkradają szczury z pułapek. A ten ich smród jest nie do zniesienia.
Po wnikliwszym spojrzeniu, to brudne, prowizoryczne legowisko chyba rzeczywiście stanowiło dom dla tegoż gościa. Poniszczona konstrukcja i porozrzucane butelki oraz inne elementy sprawiały wrażenie, jakby przeszła tędy nawałnica. Albo ktoś nieświadomie przez nie przebiegł…
- Dzięki - odpowiedział Hastal i czym prędzej udał się w pogoń.
 
Dark_Archon_ jest offline  
Stary 01-08-2018, 10:50   #23
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Niewielki plac pośród hałd pogiętego metalu cuchnął gorzej niż gammoreanin w upalny dzień. Strugi niezidentyfikowanych cieczy przecinały brunatno-szare klepisko tego zapewne niegdyś przyzwoitego zakątka planety. Pojękiwanie blach mogło być spowodowane lekką bryzą, mogącą prawdopodobnie powalić Wampę, albo działalnością wszelakiej maści miejskich szkodników. Na środku tego “urokliwego” miejsca, nieregularnym pierścieniem, ustawiła się grupka istot różnorakich ras. Łypali na siebie podejrzliwie w oczekiwaniu na dalszy przebieg wydarzeń.
-Dobra. Cudownie - powiedział Ordo, siadając na masce jakiegoś najczystszego wraku speedera. Obserwował całą tę ferajnę zaciekawiony. Skupił się jednak na tajemniczym Polis Massaninie. -No, staruszku, chyba czas na twoją opowieść. Kim jesteś, co tu robisz, dlaczego Grakhhus ciebie szuka i co wiesz o moim… mentorze - Mandalorianin nie należał do najsubtelniejszych osób i nie lubił owijać w bawełnę, skoro znaleźli się już w tak… cudownym miejscu, lepiej było mieć to wszystko już za sobą.
- Nie, nie - Polis Massanin pokręcił wolno głową - to ty mi poopowiadasz, jak wygląda sytuacja w Pałacu, czy Skrekh jest dalej dowódcą oddziałów szturmowych, ile straży patroluje teraz wewnątrz pałacu, czy masz plany ukrytych przejść, ile Magnaguardów posiada Grakkus, czy pełnią tylko rolę jego gwardii, czy jeszcze gdzieś się panoszą. Te i podobne informacje nam się przydadzą. Potem ja ci powiem, co wiem o twoim mistrzu i naprowadzę cię do osoby, która wie jeszcze więcej. -
-No to mamy problem - po Mandalorianinie nie widać było, aby się denerwował, mówił spokojnie, jakby tłumaczył komuś drogę -Ty wydajesz się wiedzieć coś o mnie. Ja nie wiem nic o tobie. Nie mam powodu tobie ufać. Nie mam nawet powodu, aby zakładać, że gdy opowiem ci te rzeczy, to ty wypełnisz swoją część umowy. Nie urodziłem się wczoraj - zależało mu na tych informacjach, jakie posiadał ten człowieczek, ale skoro tamten chciał, aby dopuścił się zdrady, potrzebował naprawdę dobrych, soczystych informacji i faktów, a nie tylko obietnic. Nie była to osoba, od której zapłatę można by przyjąć po wykonaniu zadania. Jeśli faktycznie planował włamanie do pałacu, to równie dobrze mógł zniknąć po uzyskaniu tych informacji.
-Jeśli chcesz się tam włamać, to moja rada brzmi zapomnij. Nie ma w tym pałacu nic tak cennego, aby dać się po prostu zabić. - może gdyby Sudodthowi dali oddział klanowy, to mógłby spróbować szybką infiltrację i kradzież, wymagałoby to doskonałej koordynacji i byłoby dużym wyzwaniem. Ci tutaj nie wyglądali zaś na książąt złodziei.
- Ty dalej nie rozumiesz… - westchnął Polis. - Zrozum wreszcie, że to ty jesteś tu po straconej stronie. Mamy przewagę liczebną, jesteśmy lepiej uzbrojeni i dobrze wyszkoleni. Gdybym chciał po prostu zdobyć od ciebie te informacje, poprosiłbym Sekiego, żeby cię związał i tłukł tak długo, aż nie powiesz. A ja chcę pójść na układ.... Poza tym… czuję pewien obowiązek wobec twojego mistrza i zależy mi, żebyś odkrył prawdę o jego śmierci. Ale najpierw chciałbym poszerzyć swoją wiedzę o Pałacu. Nie mam zamiaru się z wami bić ani cię oszukiwać. I tak, wiem, że mamy naprawdę zuchwałe zamiary, ale to już nie twoje zmartwienie.
Wszystkie dzwonki alarmowe w głowie Ordo zapaliły się na czerwono. Facet był idiotą i do tego niebezpiecznym. Najlepiej byłoby go zlikwidować. Wyszarpnięcie karabinu i strzał w głowę załatwiłyby sprawę, ale pogrzebałyby szansę na dowiedzenie się prawdy. Nie miał jednak zamiaru mu zaufać. Nie bał się jego gróźb, gdyby był pewien, że może je wypełnić, to by je wykonał. Wiedział jednak, że atakując dwójkę ludzi może to skończyć się ich porażką, albo śmiercią przynajmniej jednej osoby. Ciekawe, który z nich zaryzykuje. Łowca postanowił poczekać na rozwój wypadków.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 01-08-2018, 19:44   #24
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Wykorzystując chwilę skupienia na Polis Massaninie i Mandalorianinie, Durn wyjął z kieszeni mały ręczny komunikator. Popełnili błąd, poczuł to w momencie usłyszenia głosu w głowie - ale wykonać połączenia nie mógł podczas drogi na złomowisko. Wybrał kanał łączący go z Valem Rando - chciał nawet pomóc obcym, ale jednej rzeczy nie lubił. Gróźb. I próby kontrolowania go, które za tym szły. Teraz miał już tylko ochotę wypalić Kallidahinowi dziurę z blastera w pozbawionej rysów twarzy.

Nikt nie zwrócił uwagi na podejrzane zachowanie Marki, udało mu się połączyć z Valem Randonem. Dowódca zapytał zaspanym głosem, w czym problem.
- Kto tam?

- Marka Durn. Opuszczone wysypisko za hangarem - rzucił do komunikatora. - Mamy z Ordo włamywaczy, wyślijcie wsparcie, szybko. - Wyrzucał słowa jak karabinek blasterowy pociski. Pytanie, jaki efekt dadzą.

- Co? Ha, ha! Ordo nie potrafi sobie poradzić z włamywaczami? Przecież jest najlepszy. - Ton Vala nie wyglądał na poważny.

- E chu ta! Jest ich sześciu, w tym Dashade - warknął.

- Pierdolisz głupoty - wydarł się do commlinku Val - wracam do spania.

- Pieprzony koochoo - Marka wyłączył komunikator.

Ktoś tutaj był w głębokiej dupie i zaraz okaże się, kto dokładnie.
 
Fyrskar jest offline  
Stary 01-08-2018, 20:20   #25
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Hokk z zaciekawieniem oglądał właśnie szczątki jakiegoś elektro-złomu, gdy wyszarpnięty nieopatrznie kabel, wywołał staccato metalicznych jęków, wewnątrz śmieciowej hałdy. Niechlujnie ułożona konstrukcja zachwiała się w posadach. Pokaźnych rozmiarów wieża odpadków, ponownie wydała z siebie metaliczny skowyt. Górujący nad całą grupą cień rósł, powoli obejmując swoim zasięgiem coraz większą połać placu.

- Ummm… Panowie…? - wybełkotał Hokk. - PANOWIE! - wydarł się już całkiem na poważnie, gdy góra śmieci przechyliła się na tyle, by stać się realnym zagrożeniem.

Barah nie była aż tak skupiona na rozmowie, by nie zauważyć, jak kolega żołnierza wymruczał coś do komunikatora, a potem schował go do kieszeni jakby nigdy nic.

- Nieładnie jest rozmawiać za plecami towarzyszy - syknęła do niego ze słodkim uśmieszkiem, a potem, akurat gdy złowieszczo zachwiała się kupa złomu, krzyknęła alarmująco w stronę Polis Massanina:
- Hej, będziemy mieli towarzystwo! -

- Niech cię szlag! - zaklął Bogg’dan, słysząc obydwa alarmy naraz. Wielka kupa złomu zaczęła się przechylać prosto na nich, dodatkowo szmugler właśnie wezwał posiłki. - Uciekać! - ryknął, na co zareagowali wszyscy. Seki natychmiast porwał Barę, pomagając jej wydostać się z zagrożenia. Razem z Bogg’danem i Hokkiem znaleźli się po jednej stronie, gdy cały złom z potężnym hukiem upadł na ziemię. Marka z Sudodthem pozostali po drugiej. W powietrzu uniosły się tumany kurzu całkowicie ograniczające widoczność.
- Chodźmy stąd, ta rozmowa nie poszła po mojej myśli - powiedział telepatycznie Bogg’dan do swoich towarzyszy. - Byle prędko -.

Pokaźna góra śmieci i złomu legła w poprzek placu z rozdzierającym hukiem, dzieląc tym samym dwie grupy na dwoje. Bogg’dan wykazał się niebywałym refleksem, szybko uciekając przed zagrożeniem. Dashade, ciągnąc za sobą Barę, parł naprzód, nie zważając na tumany kurzu i toczące się fragmenty starych maszyn oraz wszelkie odpadki, ochoczo wysypujące się z kurzawy. Hokk wtórował sprintem, przeskakując nadlatujące przeszkody ze zwinnością Voxyna. Czuł, jak płynąca przez niego Moc pozwala mu na krótką chwilę niemal unosić się nad ziemią. Wysypali się ze złomowiska razem z kłębem pyłu i boksującymi kawałkami żelastwa. Nie zwalniając, wypadli na zatłoczoną i zalaną różnobarwnymi światłami aleję, wbijając się bezpardonowo w eklektyczny tłum obcych, roztrącając zaskoczonych przechodniów. Nikt nie oponował, widząc wściekły wyraz gęby umorusanego pyłem i szlamem Dashada. Całości wrażenia dopełniał Nautolanin, zamykający orszak, na domiar odbijający się od wszelkich napotkanych powierzchni niczym wielka, zielona, człekokształtna piłka. Tor ich ucieczki znaczył roztrącany zygzakiem tłumek, w miarę jak żwawo zagłębiali się w Shaddańską noc.

 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."

Ostatnio edytowane przez katai : 02-08-2018 o 11:05.
katai jest offline  
Stary 02-08-2018, 10:57   #26
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Rhail szybko wyskoczył oknem i tuż przy ścianie zaczął iść tam, gdzie była ostatnio Lyssa. Niestety, zdążyła gdzieś uciec. Krążył, nasłuchując i wypatrując jej śladów. Niestety. Dopiero po dłuższej chwili przez komunikator odezwał się Hastal:
- Jest na górze.
Rhail pamiętał karabin, który miała za sobą. Wejście po schodach było ryzykowne. Cofnął się do sąsiedniej sali i z rozbiegu wskoczył na starą zardzewiałą szafę. Odbił się od ściany i złapawszy krawędzi dziury w suficie, wymykiem znalazł się na górze. Przetoczył się pod ścianę i wyjrzał na korytarz. Kilkanaście metrów dalej ujrzał znajomy cień, czekając na coś.
Wyszedł na korytarz, trzymał się ściany i cieni. Płaszcz idealnie wtapiał się w otoczenie. Aż w końcu znalazł się metr od Lyssy. Czekała na windę.
- To niebezpieczna okolica, ktoś mógłby próbować zrobić ci krzywdę. - Powiedział, gotów do zmiany jej nastawienia na bardziej pokojowe w razie potrzeby. I to nie w sposób werbalny, bo jak pokazało doświadczenie, ten sposób nie działał w tym przypadku.
Lyssa syknęła głośno, pusząc swój ogon.
- Czego ode mnie chcesz? Przecież nie uciekam. Załatwię, co chcę i wracam do Grakkusa…
- Wyszłaś kanałami wentylacyjnymi na dach, potem na ulice i doszłaś aż tutaj, nie uciekając - nie dało się nie słyszeć sarkazmu w głosie zabraka. - Po co tu przyszłaś?
- Nie powiem ci - warknęła Lyssa.
- Nikt nie zwróci tutaj uwagi na twoje wrzaski, gdy zacznę pytać na poważnie - powiedział zabrak - A gdy zacznę, doprowadzę sprawę do końca.
- Nie powiem…
- odparła, wystawiając kły do Zabraka, nieszczególnie wzruszona jego groźbami. - Ale jeśli pójdziesz ze mną, to ci pokażę.
 
Mike jest offline  
Stary 02-08-2018, 16:40   #27
 
Dark_Archon_'s Avatar
 
Reputacja: 1 Dark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłość
Wtem, zza zakrętu, wyłonił się Mandalorianin. Zwolnił kroku, widząc sytuację przed nim i spokojnie doszedł dwójki.
- Widzę, żeś dopadł naszą uciekinierkę. Coś ciekawego powiedziała na swoje wytłumaczenie?
- Nic. Chce nam pokazać, po co tam idzie - odparł Zabrak - Tylko nie wiem, czy nas to interesuje. Zwłaszcza, że tam może mieć swoich kompanów. Zabierajmy ją do pałacu.
- Nie! Powiem wam - uległa na tę wieść Catharka, panicznie próbując powstrzymać mężczyzn. - Szłam do kryjówki gangu, który zalazł za skórę Grakkusowi. Wczoraj zdobyłam informacje o jej położeniu od jednego z bandziorów, zanim go zabiłam. Nikomu o tym nie mówiłam, bo chciałam sama najpierw to sprawdzić. Val Rando dobrze was wynagrodzi, jeśli pomożecie mi wyczyścić tę kryjówkę. Co prawda chciałam na razie pójść tylko na zwiad… ale może we trójkę nam się uda ich załatwić.
- Nie jestem przekonany, to może być zwykła banda. A gdy wdamy się w rozróbę, ty znowu zwiejesz. - Rhail powątpiewał w słowa Lyssy.
- Nie mam już po co zwiewać! - syknęła wściekle. - Zwiałam, bo chciałam sprawdzić tę kryjówkę i wrócić do szefa, żeby go o niej powiadomić. Nie uciekam przecież dlatego, żeby się wydostać od Grakkusa. I tak mnie dorwą i wypatroszą. Wolę wpierw zostać kimś ważniejszym w jego ekipie… teraz możemy podzielić się chwałą. Co wy na to?
- Nie żebym jej ufał... - zwrócił się Mandalorianin do Zabraka - Ale może warto sprawdzić, cóż to wymyśliła. Nie musimy się do nich zbliżać, możemy ocenić sytuację z dystansu. Mam do tego środki. Jeśli będzie potrzeba, moglibyśmy też z dystansu ją rozwiązać. - Stwierdził, poprawiając karabin na plecach. Spojrzał następnie na Catharkę śmiertelnie poważnym wzrokiem. - A ją możemy związać, tak na wszelki wypadek.
Lyssa spojrzała na Hastala wzrokiem pełnym furii.
- Nie jestem żadną niewolnicą, którą możecie związywać i sobie pomiatać jak worem bithańskiej fasoli! Jestem podopieczną Saera, zasłużoną zabójczynią. Jeśli dalej będziecie mnie tak traktować, to naprawdę was obu załatwię!
- To zupełnie jak my wszyscy. Spokojnie, dziewczyno, to był żart. - odpowiedział głosem tak samo spokojnym i beznamiętnym jak wcześniej. Widać groźby nie zrobiły na nim wrażenia. Cóż, jak to mawiają, król nie musi powtarzać, iż jest królem.
Dziewczyna obdarzyła Mandalorianina podejrzliwym spojrzeniem. Wciąż była widocznie zdenerwowana. Po chwili otwarła drzwi do windy.
- Właźcie. Musimy zjechać w dół, do Undercity. Tylko się nie wystraszcie. To nie jest tak miłe miejsce jak to.
- Dobra, ale nie ufam jej. Kredyt zaufania został w przebieralni - oznajmił Rhail.
 
Dark_Archon_ jest offline  
Stary 03-08-2018, 12:57   #28
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację
Orflick


Orflick powoli zbliżył się do bramy. Kaela szła kilka kroków za nim. Gdy zatrzymał go kapitan straży, poprosił, aby zawołał Ahaato Zy albo pozwolił wejść się z nią spotkać. Sid Maanden na chwilę schował się w swojej budce strażniczej.
- Ahaato woli się z tobą spotkać na zewnątrz – rzucił niedbale, nie wychodząc na zewnątrz. – Będzie za pięć minut.
Rzeczywiście zjawiła się dokładnie po takim czasie. Ponoć jak na Togrutkę była bardzo wiekową kobietą, ale nie wyglądała staro. Jej jedyną oznaką wieku miały być lekku i montrale, które osiągnęły nieprzeciętną długość. Głowogony przerzucone miała na plecy niczym szal, by nie przeszkadzały jej w funkcjonowaniu. Widząc Dralla, ruszyła ku niemu nieśpiesznym krokiem. Orflick już szykował się, by wytłumaczyć jej, po co przybył, jednak ta nie zatrzymując się przy nim wyrzekła:
- Chodźcie, przejdziemy się na drinka.
Drall przysiąc mógł, iż ta puściła do niego oczko. Nieco skonsternowany ruszył za Togrutką. Ale ucieszyło go, że Ahaato jest na tyle rozsądna i obeznana, by nie rozmawiać o interesach w takim otoczeniu. Parę minut zajęło im dotarcie do jednej w wind prowadzących na wyższe poziomy. Pojechali piętnaście pięter w górę na średnią platformę, na której zaparkowanych było kilka airspeederów. Pomiędzy budynkami widać było kawałek pałacu. Był niewiele niższy.
Ahaato zaprowadziła ich do jednej z knajp podających tradycyjne dania togruckie, nazywała się „Shili” jak ojczysta planeta tychże osobników. Przy wejściu Orflick zauważył znaczek, który oznaczał, iż obiekt, jak większość w tej okolicy, jest pod ochroną Grakkusa i lepiej go nie tykać. Obsługa powitała ją z wielkim szacunkiem. W środku panował miły spokój. Z głośników sączyła się wolna melodia, stoliki były rozstawione w znacznej odległości od siebie, a przykryte były bogato zdobionymi obrusami. Kelnerzy z uprzejmością zadawali się z klientami, nikt nie krzyczał, nikt nie robił scen. Orflick dopiero po chwili zrozumiał, że są tutaj jedynymi nie-togrutami. To doprawdy było Shili. Restauracja stanowczo odbiegała od standardów Nar Shaddaańskich.
Usiedli przy najdalszym stoliku, nieco bardziej oddalonym od pozostałych. Kelner od razu podał im po szklaneczce słabego drinka. Ahaato z uśmiechem spytała:
- Jak wam się podoba moja knajpa? Dopiero się rozkręca, zaczęłam reklamować ją na wyższych poziomach.
Orflick niemal zakrztusił się napojem.
- To twoja knajpa? – zapytał, nie mogąc ukryć zdziwienia.
- Wiem, każdego to dziwi. Ludzie Grakkusa zazwyczaj nie wykazują podobnych ambicji… Poza tymi najważniejszymi, oni mają mnóstwo interesów na boku, poza nosem Grakkusa. Każdy sobie rzepkę skrobie – skomentowała z namysłem. – Mów, co tym razem mogę dla ciebie zrobić.
- Mam dwie sprawy, ale jedna jest wyjątkowo ważna. Kaela – wskazał na Rodiankę – potrzebuje pracy.
- Chyba zgłupiała! – oburzyła się Togrutka. – Dlaczego miałaby… - Ahaato przerwała w połowie swych rozmyślań, odnotowując przygnębioną minę Kaeli. – Rozumiem. Potrzebuje protekcji i tylko w pałacu będzie bezpieczna.
Drall nie docenił Togrutki. Była zbyt bystra jak na zwykłą nauczycielkę niewolników, ale może jej rola tak naprawdę była znacznie większa?
- Zgadza się, Kaeli grozi śmierć. Tylko u Grakkusa będzie bezpieczna. Woli żyć w złych warunkach, niż zginąć. A może jakoś jeszcze się wszystko ułoży…
- Rozumiem. To nie będzie problemem, mogę ją do siebie zabrać.
Orflick zdziwił się po raz kolejny tej nocy. Ahaato bez żadnych obiekcji się zgodziła. To było nieco podejrzane. Rozmyślał już, jakiej przysługi w zamian zażąda Togrutka, kiedy już skończą rozmawiać.
- A ta druga sprawa?
- Chciałem porozmawiać o… Castancie Autedsie.
Togrutko uśmiechnęła się szeroko i przez długi czas milczała.
- Nie jest dobrym pomysłem myszkowanie przy Castancie, Orflicku – odpowiedziała poważnie.
- Wiem – westchnął ciężko – ale jestem winny przysługę pewnemu Mandalorianowi…
- I kazał ci się dowiedzieć czegoś o Castancie?
- Nie „czegoś”. On chce go zdyskredytować w oczach Grakkusa, tak żeby skończył w jamie Rancora – powiedział z lekkim powątpiewaniem.
Ahaato Zy wybuchnęła śmiechem, aż kopnęła się kolanem w stolik, zanim jeszcze Orflick jeszcze kończył swe zdanie. Przez długą chwilę chichotała, odwróciwszy się od swego rozmówcy.
- Nie mam pojęcia, kto wpadłby na to, by zadzierać z tym diabłem…
- Więc…?
- Nie. W tym ci nie pomogę – odparła zdecydowanie, znacznie poważniejąc. – Z chęcią bym mu upiłowała te jego głupie rogi, ale lepiej z tym sadystą nie zadzierać. Jeśli to wszystko, to mogę już zabrać Kaelę do pałacu.
- Rozumiem… - Orflick wiedział, że lepiej nie drążyć tematu. – Czego chcesz w zamian za pomoc Kaeli?
- Och, Orflicku, nie wydurniaj się, to nie będzie żadna pomoc. Wracajmy, im prędzej twoja koleżanka będzie to miała za sobą, tym lepiej. Wiesz, Orflicku – dodała po chwili namysłu – w zasadzie jedną przysługę mi możesz wyświadczyć. Chciałabym się przelecieć ponad chmurami, ponad tymi wieżowcami, aby nieco odetchnąć od tego smętnego krajobrazu, ale w moim speederze… jest dość niewygodnie. Może przylecisz swoim zabrać mnie po walkach na arenie?
Drall nie od razu pojął, o co może chodzić Togrutce. Dalej nie był pewien, ale zgodził się bez zastrzeżeń, widząc jej zdeterminowane spojrzenie.
- Jasne, nie ma problemu – odparł, zastanawiając się, skąd zdobędzie speedera.
Chwilę później cała trójka ruszyła w drogę powrotną. Kaela kawałek po wyjściu z windy pociągnęła Orflicka za ramię.
- Chciałam ci jeszcze coś powiedzieć i podziękować. Możemy porozmawiać w cztery oczy? – spytała Ahaato.
- Jasne, ja poczekam przed bramą.
Togrutka ruszyła dalej, a Drall z Rodianką zeszli na bok ulicy.
- Dziękuję ci, Orflicku – powiedziała Kaela, ściskając go mocno. – Teraz mogę ci powiedzieć… - upewniła się, że nikogo nie ma w pobliżu. – Czarne Słońce nawiązało współpracę z Imperium. – Orflick szeroko rozwarł swój pyszczek. – Zdobyłam datapad, na którym znajdują się wszystkie rozmowy, plany, najważniejsze informacje. Niestety tak zaszyfrowany, że trzeba by spędzić cały miesiąc na odgadnięciu.
- To... nieprzeciętna informacja – wydukał po chwili Drall. Nieprzeciętna?! Co on wygadywał, przecież to chyba najważniejsze, co udało mu się kiedykolwiek dowiedzieć! Posiadając informacje z tego datapada mógłby zostać bogaczem. – Gdzie skryłaś ten datapad?
- Dałam go swojemu… znajomemu. – Kochankowi, poprawił w myślach Orflick, Kaela kontynuowała. – Nie mówiłam mu, co na nim jest, tylko żeby go przechował przez jakiś czas, dałam swoje kredyty i powiedziałam, że ja albo ty przyjdziemy po niego za jakiś czas i go odbierzemy.
- Można mu ufać?
- Nie. Lepiej, jeśli jak najprędzej odzyskasz ten datapad. Wytłumaczę ci szybko, jak trafić do ich kryjówki…
Kaela streściła mu drogę do celu. Drall nieco się przeraził, bo ich kryjówka mieściła się w Undercity, choć dosyć blisko powierzchni. Wkrótce, po ostatnich jeszcze podziękowaniach, mógł odprowadzić Rodiankę.
Orflick miał teraz wiele do myślenia i mnóstwo do zdziałania. Ten datapad był priorytetem, ale Ahaato… Ta przejażdżka. Drall chyba zrozumiał o co chodzi. Togrutka jest na ciągłym podsłuchu. W jej knajpce, pod stolikiem musiało być jakieś urządzenie. Dlatego próbowała go zagłuszyć śmiechem, gdy wspominał o tym, czego chce od Castanta. Ponadto zauważył w trakcie pożegnania z Rodianką, że Ahaato śledził inny Togruta, który – jak mógł przysiąc – jeszcze niedawno siedział w jej knajpce. A w jej airspeederze było niewygodnie, bo też była podsłuchiwana! Wszystko układało się w sensowną całość. Tylko w obcym pojeźdźcie, wysoko ponad chmurami, będzie mogła spokojnie wyjawić wszystkie sekrety Castanta, bez narażania się na jego zemstę!
Jego życie zaczęło nabierać tempa. Orflick mógł wreszcie liczyć na zdobycie informacji na poziomie galaktycznym. Wszystko dzięki niepozornej Rodiance. Tylko ten Mandalorianin psuł mu nieco szyki. Ale nie mógł lekceważyć jego osoby. Był zabójczo skutecznym łowcą nagród i nic nie ochroniłoby Orflicka przed jego zemstą, jeśliby zdecydował się go „olać”.
 
Jacques69 jest offline  
Stary 05-08-2018, 20:30   #29
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację


Barah i Hokk

- Wybaczcie mi, to moja wina – powiedział z żalem Bogg’dan. – Byłem zbyt łapczywy. Mogłem mu najpierw wszystko powiedzieć. Gdyby się dowiedział, co zrobili jego mistrzowi, sam by się do nas przyłączył i wszystko nam zdradził, ale… nie wiadomo, ile by mu to zajęło. A ja nie mam zbyt wiele czasu… Chodźmy do jednej z mojej kryjówek, wytłumaczę wam wszystko po drodze.
Ruszyli mniej więcej w kierunku, skąd przybyli, jednak skręcili przed „Stryczkiem” i wąskimi uliczkami przeciskali się w przeciwną stronę do Pałacu. W okolicy było pusto, bo większość ludzi spała przed nastaniem dnia.
- Barah wie o mojej działalności, ale tobie, Hokk, muszę powiedzieć, że zajmuję się ratowaniem ocalałych Jedi i Czułych na Moc, których potem wysyłam w bezpieczne miejsce u boku Senatora Organy. Tak się składa, że Grakkus więzi jednego Mistrza Jedi oraz prawdopodobnie paru Czułych na Moc. Chcę ich uratować, Senator ma mi dostarczyć wsparcie techniczne, kiedy już opracuję plan. Przy okazji chciałbym odzyskać z tej całej kolekcji jak najwięcej mieczy świetlnych i holocronów, by pomogły mi w odbudowie Nowego Zakonu Jedi… Mam nadzieję, że zechcecie mi pomóc, a potem dołączycie do mnie. Wiele już zrobiłem, zdobyłem bardzo dużo przydatnych informacji, ale straciłem kontakt z moim najważniejszym agentem na dworze Grakkusa. Obawiam się, że padł ofiarą jakichś porachunków gangsterskich albo został wykryty.

Cała czwórka trafiła wkrótce pod budynek mieszkalny. Do kryjówki Bogg’dana dostali się przez zewnętrzne schody ewakuacyjne. Na czwartym piętrze znajdowało się zabite deskami mieszkanie. W środku o dziwo panował prawdziwy porządek. Wszystko było schludnie zamiecione, wszelkie gadżety i przedmioty starannie ułożone w odpowiednich miejscach. Polis zaprowadził ich do małego saloniku, gdzie usiedli sobie, po czym podał im chłodnego napoju.
- Mogę wam powiedzieć wszystko, co sam zdążyłem wyłapać… - rzekł powoli, po chwili dodając: – Tak w razie gdybym zaginął… Większość informacji przesyłam na bieżąco do Senatora, ale lepiej, jeśli wy też się dowiecie… Najpierw jednak chciałbym się upewnić, że chcecie mi pomóc. Wiem, że nie zrobiłem dobrego wrażenia, zwłaszcza że moje metody nie pasują do postępowania prawdziwego Jedi… Ale czasy się zmieniły… Wiem, że nie będę się już nadawał do prowadzenia Nowego Zakonu, jeśli w ogóle uda się go odbudować, ale może któreś z was się lepiej do tego nada.

Barah wpatrywała się w swego przyjaciela nieco spode łba, siedząc odchylona w krześle. Po ucieczce z wysypiska i szybkim marszu do kryjówki wciąż jeszcze była nieco zdyszana; jej obfity dekolt, falujący od przyśpieszonego oddechu, posiadał zadziwiającą własność przyciągania spojrzeń. Gdy Bogg’dan umilkł, Zeltronka ruchem głowy odrzuciła grzywkę z oczu, założyła nogę na nogę, a potem rzuciła z lekkim uśmieszkiem:
- Bogg’danie, Bogg’danie… Byłam prawie pewna, że kiedy spotkamy się na Nar Shaddaa, przyjdę do ciebie i jak grzeczna dziewczynka przeproszę za to, co zrobiłam parę miesięcy temu. - To powiedziawszy, nachyliła się do Polis Massanina i ciągnęła, wciąż z pozornie pogodnym uśmiechem: - Dziś jednak zdałam sobie sprawę, że ani nie jestem grzeczną dziewczynką, ani nie jestem już taka pewna, że przybycie tu było dobrym pomysłem. Wiesz, że aż do tej nocy najpewniej nikt w pałacu nie wiedział, że też jestem uwikłana w te twoje plany? Gdybyś tej nocy nie próbował udowadniać tym przydupasom Grakkusa, kto ma większy… karabin, mogłabym nadal działać we względnym spokoju, w każdym razie przez jakiś czas. Wspaniały pokaz dyplomacji, nie ma co. - Umilkła, kręcąc głową z rodzajem niedowierzania. Potem odprężyła się, znów wygodniej rozsiadając się na krześle. - Poza tym zacząłeś od końca. Skoro znalazłeś tak czarującego współpracownika, który ocalił nam dziś tyłki wybitnym pokazem negocjacji, wypadałoby chyba oficjalnie nas sobie przedstawić, zanim zaczniemy działać, nie sądzisz? - To rzekłszy, Barah spojrzała przeciągle na Nautolana, poddając go wnikliwym oględzinom. Wydawał się być w jej wieku. Obdarzyła nieznajomego jednym ze swoich popisowych zachęcających uśmiechów, przeczesując włosy palcami.
- Nigdy nie czułem, byś musiała mnie za cokolwiek przepraszać. I wiem, że teraz znajdziesz się na liście podejrzanych, ale uwierz mi, ludzie Grakkusa są tak zadufani w sobie, że przez cały czas kompletnie ignorowali moje próby infiltracji. Są zbyt pewni siebie, sądzą, że sława Grakkusa ich przed wszystkim uchroni, poza tym wszyscy wewnątrz ciągle ze sobą rywalizują i rzucają sobie kłody pod nogi. Myślę, że niczego to nie zmieni. I nie jesteś tutaj jedyną Zeltronką. Nie wyróżniasz się tak bardzo jak ja, żeby od razu cię rozpoznali… - Polis zrobił krótką przerwę, przyjrzał się obu rozmówcom. - Więc dobrze, powinienem was sobie przedstawić, choć o moim nowym znajomym właściwie sam jeszcze nic nie wiem. Mogę mu zatem przedstawić Barę, która miała zostać moją uczennicą, po tym gdy Darth Vader zabił jej mistrza w zeszłym roku. Był to zarazem i mój dawny mentor, szkolący mnie dwadzieścia lat wcześniej, zanim jeszcze Barah została przyjęta do Zakonu… Można więc powiedzieć, iż stanowimy jedną rodzinę. A ty - Bogg’dan spojrzał na Hokka swoimi czarnymi oczyma - opowiedz nam coś o sobie i wypowiedz się na temat mojej misji. Byłbyś gotów wesprzeć mnie w uratowaniu pozostałych Jedi z rąk Grakkusa?

- Hokk… Hokk Boonta. - Lekko skłonił się, przykładając tym samym dłoń do brzucha. - Wybaczcie, w całym tym zamieszaniu nie było nawet chwili na dopełnienie podstaw etykiety. Tak, jestem Jedi. Mym mistrzem był czcigodny Raaza. Stoję tu dziś tylko dzięki niemu.
- Wojny Klonów odcisnęły swe piętno na każdym… - Dodał po chwili, z przelotnie widocznym cieniem smutku na twarzy.
Jedi wciąż nie był pewien, czy robi dobrze, ujawniając się, lecz miał dobre przeczucie. Wszakże spotkał bratnie dusze. Perspektywa odbudowania Zakonu, jednocześnie ratując wiele zbłąkanych istnień, bardzo Hokkowi odpowiadała. Był jeszcze jeden element układanki, pasujący idealnie do jego planów. Bogg’dan wspomniał o odzyskaniu artefaktów Jedi z kolekcji Grakkusa. To z kolei był bardziej osobisty powód, dla którego skłonny był przystąpić do tej szalonej krucjaty. Będąc na Nar Shaddaa, dowiedział się mimowolnie, podsłuchując w lokalnym barze, o dostawę przedmiotów dla Grakkusa. Dziobaty Dewaronianin przechwalał się między innymi o mieczu świetlnym, odnalezionym na koniec Wojen Klonów przy zwłokach “starego Kel Dor’a”, na Dellalt. Ten opis nie mógł być przypadkowy.
- Oczywiście, że pragnę pomóc - ciągnął dalej po chwili zadumy - Martwi mnie jedynie stan naszych możliwości na obecną chwilę. Czy mamy jakiś plan tej… nader intrygującej operacji, który nie zakładałby bezsensownej i brutalnej śmierci? Nie chciałbym, by tyle lat unikania Imperium poszło z dymem ognia basterów, zwłaszcza w chwili, gdy okazuje się, że nie jestem w tej Galaktyce jedynym Jedi.

- Przede wszystkim musimy w jak najbardziej dyskretny sposób pozyskać sojuszników… Moja próba… - Bogg’dan ewidentnie nawiązywał do sprawy na złomowisku - przyniosła odwrotny rezultat. Dlatego resztę zostawię wam. Jest wiele osób, które z pewnością chciałyby położyć rękę na skarbach Grakkusa. Jest też wiele osób, które po prostu chciałyby zniszczyć Grakkusa. Czarne Słońce, Imperium, inni Huttowie, ostatnio też pojawiła się w okolicy naprawdę zuchwała “grupa terrorystyczna”, jak nazwano ich w Hutta Town. Przewodzi nimi Tylo Agik, Aqualish. Nikt nie wie, gdzie się ukrywają, pojawiają się w różnych miejscach miasta całkiem niespodziewanie, atakując, rabując, a potem znikając bez śladu. Dokonali już paru naprawdę zuchwałych ataków na terytorium Grakkusa, obnażając jego słabe strony. Jak już wspomniałem, wszyscy w otoczeniu tego Hutty są zbyt pewni siebie. Lekceważą wszelkie zagrożenia… Ten Tylo może być dobrym sojusznikiem… lub kozłem ofiarnym. W zależności, jak postanowimy rozegrać nasz napad. W Pałacu muszą zapanować odpowiednie warunki. W środku musi być jak najmniej ludzi, a wśród tych, którzy pozostaną, powinni znajdować się nasi sprzymierzeńcy. Przyda się ktoś o wysokich zdolnościach… manipulowania sprzętem. Dobry slicer albo astromech. Konkretny plan obmyślimy, gdy zdobędziemy więcej informacji i sojuszników. Możemy liczyć na wsparcie Senatora, choć nie wiem, jaki ono przyjmie wymiar… Na początek myślę, że przyda wam się środek transportu. To miasto jest ogromne, a czasu na podróże niewiele. Tak się składa, że mój airspeeder ostatnio nieco nawalił i oddałem go do mechanika. Możecie pójść go odebrać, powinien już być gotowy… Ja spróbuję dowiedzieć się, co przytrafiło się mojemu agentowi. Pozyskanie nowego będzie ryzykowne, teraz gdy jestem już rozpoznawalny.

- Zdam się na ciebie, Bogg’danie, ufam, że ta… wpadka na złomowisku to jednorazowy przypadek. - Barah zerknęła zaczepnie na Polis Massanina, a potem ciągnęła swobodnie, jakby bezwiednie wodząc palcem po obojczyku i spoglądając na obu rozmówców: - A skoro zostaliśmy… drużyną, sądzę, że powinnam powiedzieć wam obu o jednej sprawie. Gdy przybyłam na Nar Shaddaa, spotkałam pewnego jegomościa, strasznego cwaniaka… Zakapturzony, wygląda jak urocza przerośnięta mysz… Przedstawił się jako Orflick. Po sporej dozie… hm… negocjacji... - Tu Barah wyszczerzyła zęby w niefrasobliwym uśmieszku - zgodził się załatwić dla mnie kontakt z osobami posiadającymi informacje o pałacu. Oczywiście nie za darmo. W zamian obiecałam pozyskać parę informacji dla niego… W każdym razie ten spryciarz na pewno ma olbrzymią siatkę kontaktów, to, co oferuje, może być nam niezwykle przydatne.

Hokk, stojąc w lekkim rozkroku i rękoma opartymi na biodrach, wydawał się nieco poważniejszy niż zwykle. W zamyślonej twarzy szkliły się błyszczące czarne oczy, odbijając subtelne światło kryjówki Bogg’dana. Należało teraz działać szybko. “Koledzy” ze złomowiska na pewno nie próżnują i niebawem w całej okolicy będą poszukiwać czwórki zbiegów.
- Zatem musimy odnaleźć… Orflicka. Możliwe, że będzie w stanie zorganizować kontakt z grupą Tylo. Zalecam jednak powściągliwość co do wyjawiania szczegółów naszej operacji. Nigdy nie wiadomo, jak daleko i w którym kierunku sięga lojalność mieszkańców tego księżyca.

- Chyba lepiej najpierw zająć się pozyskaniem speedera - zasugerowała Barah, a potem dodała, jakby z namysłem przyglądając się kosmykowi swoich włosów, który owijała na palcu: - Orflicka najpewniej będziemy mogli spotkać w “Utracie Nadziei”, a stamtąd lepiej mieć możliwość… szybkiej ewakuacji. Myszowaty nie ma pojęcia, co planuję, może się jedynie domyślać, a domysły zapewne nie są wiele warte w jego fachu. - Potem Zeltronka uniosła głowę i przeniosła wzrok na Sekiego stojącego nieopodal: - A co z tobą, Seki? Dziś dowiedziałam się czegoś, co rzuciło nowe światło na naszą znajomość… - Zerknęła krótko na Bogg’dana, by zaraz znów spojrzeć na wielkiego Dashade. - Wchodzisz w to, co planujemy? A jeśli tak, to jako najemnik czy… partner? Podejrzewam, że jeśli nam się uda, całkiem sporo zyskamy…
- Seki od dawna czekał na okazję, by uprzykrzyć życie grubemu Huttowi - odparł z powagą Dashade, przerywając swoje ciągłe milczenie. - A najchętniej, by skończyć jego podły żywot. Zasługuje na to. Seki pomoże.
- Doskonale! - klasnął radośnie Bogg’dan, po czym klepnął Sekiego jak dawnego znajomego. - Zatem udacie się po mojego speedera z samego rana do mechanika, a potem do tego Orflicka. Jeśli jest w stanie umówić Barę na spotkanie z kimś ważnym ze świty Grakkusa, to na pewno uda się jej zdobyć przynajmniej jakieś pożyteczne informacje lub pozyskać sobie wsparcie.

[Następnego dnia rano]
Cała czwórka opuściła rano kryjówkę Bogg’dana. Polis poszedł w swoją stronę, pozostali udali się do mechanika. Miasto zaczęło się zmieniać. Powoli wschodzące słońce zaczynało oświetlać ulice, z trudem przedzierając się przez gąszcz budowli i dymu. Imprezowa ulicą, którą wczoraj mijali, opustoszała. Porządniejsi ludzie wyruszali do swoich miejsc pracy.
Rzeczywiście speeder mógł być przydatny, bowiem dotarcie do celu pieszo zajęło im pół godziny.
Mechanik co prawda otwierał dopiero za piętnaście minut, ale bramy warsztatu były już otwarte – to mało powiedziane, kiedy trójka podeszła bliżej, okazało się, że są wyłamane. Wnętrze zaś wyglądało tak, jakby przetoczył się przez nie huragan. Wszędzie leżało mnóstwo śmieci, losowe narzędzia, w paru miejscach rozlany był olej. Wszystkie cztery podnośniki były zajęte przez cztery różne uszkodzone airspeedery, z których jeden, jak się domyślili, musiał należeć do Bogg’dana. Seki jako pierwszy ostrożnie wkroczył do środka. Nie zauważył żadnego zagrożenia. W rogu za to siedział zapłakany Gran pasujący do opisu mechanika.

Marka i Gerdarr
To była bardzo długa noc dla Marki. Gdy tylko wrócił, wziął szybki prysznic i runął na łóżko. Akcja na złomowisku mogła się bardzo źle skończyć, jego próba wezwania posiłków została wykryta i gdyby nie wpadka Nautolana, zostałby za to pokarany. W dodatku żadnego wsparcia nie udało się załatwić! Podejście Vala Randona było wszystkim znane, ale nie sądził, że kompletnie oleje jego wezwanie o pomoc. Na kogo tak naprawdę mógł tutaj liczyć poza Ordo i Gerdarrem? A propos tego drugiego, postanowił go odwiedzić od razu po przebudzeniu. Jego kwatera znajdowała się całkiem niedaleko, więc bardzo szybko tam dotarł. Dłużej stał pod drzwiami. Otwarła mu asystentka Dowutina, a zarazem masażystka, ośmioramienna Bessaliska, stworzona wprost idealnie do masowania potężnego ciała Gerdarra.
- Wejdź, Marka, właśnie skończyłam masować Gerdarra. Będzie miał jutro poważną walkę.
Marka wkroczył do środka, po chwili zjawił się Gerdarr i standardowo poczęstował przyjaciela tym, co tylko wyciągnął z lodówki. Nie zaczęli jednak nawet rozmawiać, gdy odezwał się komunikator Marki. Połączenie pochodziło od Zak Zaaca, mechanika.
- Marka, jest problem – odezwał się natychmiast mocno podenerwowany głos Grana. – W dodatku żadna z szych Grakkusa nie ma zamiaru się tym problemem zająć, mimo że płacę ten cholerny haracz co tydzień za ochronę! Za pieprzoną, z dupy wziętą ochronę! – wybuchnął istną złością mechanik. – Wybacz – ochłonął po chwili – ale ktoś okradł mój warsztat. Nie, nie zabrali twojego airspeedera, ale wszystkie części, nawet najstarsze narzędzia. Te gdzieś łatwo zdobędę, ale gdzie ja teraz znajdę kolejny żyroskopowy stabilizator do twojego modelu?! O repulsorowych silnikach i chłodzeniu nie wspominając! No dobra… może z zapasowym chłodzeniem nie będzie problemu, ale bez żyroskopów i repulsorów jestem uziemiony z naprawą! Nie stać mnie, by szukać nowych części… Proszę, przyjdź i mnie ratuj, wiem gdzie szukać tych złodziei, ale nikt nie ma zamiaru cokolwiek z tym robić! Naprawię ci tego speedera za darmochę i może nawet jakoś podrasuję! Błagam!

Alette i Sudodth
Czekała ich dziś pierwsza wspólna misja. Sudodthowi nie zostało wiele czasu na odpoczynek po ciekawej nocy, ale i Alette swoje przeżyła, więc oboje nieco zmęczeni pojawili się na krótkiej odprawie. Te formalności dalekie były od tych, które przeprowadzano w zdyscyplinowanych armiach Imperium, Mandalorów czy wcześniej Republikańskiej Armii Klonów. Zastępca Tohr Kaara, sierżanta ochrony, Kirssk – również rasy Trandosza – niedbale przedstawił wam wszystkie wspólnie zebrane szczegóły. Nie było tego wiele.
Z fabryki blasterów Grakkusa zaczęły znikać całe skrzynie broni, zestawy serwisowe i baterie. Nikt nigdy jednak nie widział, by ktokolwiek wynosił cokolwiek z fabryki, monitoring również niczego nie wykrył. Zarówno ten wewnętrzny jak i zewnętrzny. Niektórzy zaczęli już klasyfikować tę sprawę jako paranormalną… Parę razy w nocy Tohr wysłał tam pełny oddział, by pilnowali fabryki, jednak kompletnie nic się nie wydarzyło, w przeciwieństwie do sytuacji, kiedy zostawał tam tylko jeden stróż, za każdym razem inny – wówczas dochodziło do kradzieży, a ochroniarze albo niczego nie widzieli, albo zostawali ogłuszeni i nawet nie wiedzieli jak. Monitoring również nic takiego nigdy nie zarejestrował.

Parę dni temu jednak Ordo znalazł jedną pustą skradzioną skrzynię paręnaście kilometrów stąd, w dzielnicy Rodian. Nie mógł jednak wytropić nikogo, kto by ją tam zawiózł. Dlatego tym razem postanowiono skierować go prosto do źródła, a na pomoc wybrano Alette, która zajmuje się rozwiązywaniem zagadek i niesamowitymi przypadkami podczas poszukiwania artefaktów. Skoro jest w stanie odkryć tajemnice tysiącletnich grobowców, to może rozwiąże i tę zagadkę.

Orflick

Sztuczka Orflicka z przeprogramowaniem droidów ochronnych sprzed paru miesięcy wreszcie miała przynieść korzyść. Złomiarz Kenth, który zlecił Drallowi zaprogramowanie znalezionych i zreperowanych droidów w zamian za uratowanie mu życia, nie przewidział, że Orflick wgra też swoje ukryte komendy. Drall uruchomił zdalny nadajnik, a droidy po prostu opuściły swojego dawnego właściciela i odeszły do wgranej wcześniej lokalizacji. Od tej pory miały słuchać Orflicka, dopóki nie zmieni zdania. Na wyprawę do Undercity nie miał lepszej opcji, jeśli chodzi o obstawę. Gdyby poszedł sam, od razu by go oskórowali. Zmodyfikowane, dwumetrowe droidy, uzbrojone w karabiny blasterowe E-5 i vibroostrza, i powinny jako tako stanowić argument siły – złomiarza nikt nie śmiał ruszyć, odkąd się ich dorobił, ale kto wie, jacy szaleńcy trafią się na najniższym poziomie miasta. Wciąż jednak Orflick miał zamiar użyć swojego najbardziej sprawdzonego atutu – gadki.

Rhail i Hastal
Winda strasznie trzeszczała i trzęsła się przy zjeżdżaniu na „parter”, który obecnie znajdował się kilkanaście metrów poniżej wielkiej durastalowej płyty, mającej za zadanie wyrównywać teren do poziomu najważniejszych budowli. Po wyjściu znaleźli się na korytarzach o podobnym układzie co wyżej, lecz te tutaj były w jeszcze gorszym stanie. Na ścianach widoczne były ślady licznych strzelanin z ostatnich lat, wszędzie walało się mnóstwo śmierdzących śmieci. Gdzieniegdzie leżały podejrzanie duże kości jak na miejsce, w którym nie występują praktycznie żadne zwierzęta. Najgorsze podejrzenia potwierdziła ludzka czaszka nabita na prymitywną włócznię tuż przy wyjściu. Gdy trójka wojaków opuściła budynek, znaleźli się na ciemnej ulicy. Tylko gdzieniegdzie świeciły się liche lampki. Lyssa poprowadziła ich w prawo. Na skrzyżowaniu ulic minęli dwie „knajpki”, po jednej stronie wielki Bessalisk dawał pokaz możliwości używania wszystkich swych ramion jednocześnie. W jednej ręce trzymał karabin blasterowy, wsparty o bark, dwiema dolnymi rękami obracał dwa rożna, na których nabitych było parę szczurowatych zwierząt, a ostatnią wolną ręką mieszał jakąś podejrzaną breję, którą w cenniku odważył się opisać jako "zupę". Przy barze były tylko cztery miejsca, z czego jedno zajmował jakiś obdarty Evocii. W drugiej knajpce było nieco więcej osób, a kuchmistrzem również był Bessalisk podający podobne dania.
Wszyscy udawali, że w ogóle nie zwracają uwagi na przybyszy. Lyssa pewnie poprowadziła ich dalej pomiędzy barami. Słychać było, że kiedy przeszli, w barze zaczęli ich obgadywać.
Ta kryjówka ma być niedaleko, gdzieś po lewej stronie, za zniszczonymi slumsami - powiedziała Catharka, zupełnie ignorując obgadywanie za plecami. - Nie wiem, czy jest strzeżona, Hastal, myślę, że ten twój droid może się przydać… - zerknęła spode łba na Mandalorianina, z acz nazbyt sugestywną niechęcią.

 
Jacques69 jest offline  
Stary 10-08-2018, 14:00   #30
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Czego możemy się tam spodziewać? - zapytał Mandalorianin. Dobre rozpoznanie to podstawa, więc miał nadzieję, iż Catharka wiedziała cokolwiek więcej ponad przypuszczalną lokalizację.
- Bandy Wookiee ujeżdżających stado Banth - odparła zgryźliwie. - Właśnie po to się tu wybrałam, żeby to sprawdzić. Ale osobiście liczę na to, że będzie to prostu paru typów z blasterami, pewnie większość zblazowana i naćpana.
- Skoro mają być naćpani, to jakie zagrożenie stanowią dla Grakkusa? Zwykłe szumowiny - powiedział Rhail, rozglądając się, czy ktoś nie postanowił bliżej się z nimi zapoznać.
- Tak jakby u Grakkusa nikt nie ćpał - skomentowała zgryźliwie Lyssa.
- I przez to tracą na swej wartości - odparł Rhail.
- Cóż, to niezbyt wiele... - Hastal wziął drona w dłoń i rozejrzał się po okolicy, próbując wydedukować, którędy najbezpieczniej go posłać. Chyba nie mógł w tym momencie liczyć na wiele więcej ponad swoją intuicję i doświadczenie. Puścił ostrożnie drona we wskazanym kierunku, starając się pokierować go tak, aby zobaczyć jak najwięcej, samemu jak najmniej się narażając. Widocznie Catharka sama rzeczywiście nie wiedziała wiele o tym miejscu albo nie chciała się dzielić…
Dron odleciał nad zniszczone slumsy. Po chwili wykrył masywny budynek podobny do bunkra, z niewielkimi oknami i stalowymi drzwiami. Idealne miejsce na bazę w tym niegościnnym miejscu. Przed wejściem odnotował małe zamieszanie. Dwójka mężczyzn z karabinami stała przed wrotami, a naprzeciw nich jakaś niska postać otoczona dwoma wysokimi droidami. Prowadzili nader żywiołową dyskusję. Wszystko wskazywało na to, że się kłócili. Poza tym dron wykrył niewielką automatyczną wieżyczkę ustawioną ponad drzwiami.
- Widzę dwóch strażników z karabinami przed wejściem i wieżyczkę. Oni chyba nie wyglądają na ćpunów. - Hastal pokazał towarzyszom obraz z drona.
- To chyba nie tutaj - rzucił ironicznie zabrak - my szukamy ćpunów. Przeciez to chyba niemożliwe, by to, co mówi Lyssa nie było prawdą.
- Do tego ten niski, zakapturzony gość z droidami - dodał Mandalorianin poważnym tonem, choć z trudem ukrywał uśmiech. - No cóż, możecie podejść, przyjrzeć im się z bliska. Ja poszukam lepszego miejsca, by ich podglądać - Rozkazał dronowi się rozejrzeć i postarał się znaleźć dogodne stanowisko strzeleckie.
- Nie rozsiadaj się za bardzo, jeśli mamy tam wejść, to trzeba zdjąć straż i od razu wchodzić. - odpał Rhail - Pytanie tylko, po co zaczynać rozróbę? Jak na razie nic nie wskazuje, że coś kombinują. I co masz do zakapturzonych? - zabrak zarzucił kaptur płaszcza na głowę, kryjąc twarz w cieniu. - Chodź, laska, posłuchamy, o czym gadają.
- Może przynajmniej on ma prochy
- odpowiedział Hastal. - Lepiej przygotować się zamieszanie, niż dać się zaskoczyć. Będę niedaleko. Uważajcie.

*

- Słuchaj, futrzaku - odezwał się jeden ze strażników, prawdopodobnie człowiek, choć to niepewne, bo był opancerzony od stóp do głów, w momencie gdy Lyssa z Rhailem podeszli na odpowiednią odległość. - Nie dostaniesz swojego datapadu, nim nie zapłacisz z góry, twoje sztuczki nas nie zwiodą. A teraz wracaj, skąd przybyłeś, tylko się pośpiesz, Gang Torreo już wie, że w jego Królestwie pojawiły się dwa porządne droidy, praktycznie bezpańskie - zarechotał głucho, przyglądając się dwóm maszynom, których rzeczywiście mógł pozazdrościć niejeden herszt bandy. Wyglądały na dosyć starą konstrukcję, ale dobrze utrzymane i wzmocnione autorskimi pancerzami.
W tym samym momencie Hastal znalazł idealną pozycję snajperską wprost naprzeciw wrót. Odległość była mała nawet jak na strzelca wyborowego, ale w takiej ciemności mógł się spokojnie rozłożyć na daszku jednego z opuszczonych slumsów i czekać na sygnał.
- Ja wam dam ostatnią szansę, byście się zastanowili - odezwał się niski jegomość nieco piskliwym głosem. - Mogę wam dać znacznie więcej kredytów, niż oczekujecie z góry i zapewnić lepsze życie poza tą nędzną dziurą. Znam wielu ludzi, którzy przyjęliby takich nieugiętych wojaków pod swoje skrzydła. A jeśli odzyskam mój datapad, będę mógł zrobić dla was wiele.
- A ja ci powiedziałem, spierniczaj stąd! Nie chcę, żeby Torreo ścigał nas za to, że podziurawiliśmy mu jego droidy!
- odparł niemal krzykiem niewzruszony strażnik. Razem ze swoim towarzyszem unieśli blastery i wycelowali w namolnych gości.
- Udajemy, że to nas nie interesuje - powiedział szeptem do Lyssy, nie zmieniając rytmu kroków. W zasadzie to na razie faktycznie go to nie interesowało.
Ruszył biorąc pod ramię dziewczynę.
- Zwariowałeś? - Lyssa wyraźnie wątpiła w zamiary Rhaila. Prawdopodobnie miała zamiar się gdzieś ukryć, ale było już za późno. Strażnicy ich zauważyli.
- Hej, coście za jedni?! - ryknął na nich mężczyzna, dotychczas zajęty zbywaniem przybysza z droidami. - Stać!
- A czy my się wam wpieprzamy w interesy?
- odparł Rhail. - My mamy swoje sprawy. Wy swoje. Idziemy w swoją stronę. Chcesz zaczynać niepotrzebną awanturę?
- Wpieprzacie się prosto na nasze terytorium. To nie są Alderaańskie alejki, żeby sobie urządzać romantyczne spacerki - zarechotał mężczyzna. Jego towarzysz wciąż milczał. Nieco różnił się od niego wyglądem, miał widoczne mechaniczne implanty. Hełm, który nosił, zdawał się nie być tak naprawdę hełmem, lecz wszczepioną bezpośrednio w twarz blachą z otworami na sztuczne oczy. Gdzieniegdzie spod fragmentów zbroi wystawały kępki futra. Widząc zbliżających się Zabraka i Catharkę, wycelował w nich ze swojego ciężkiego blastera.
- Jeszcze jeden krok i wypluję na was serię z mojego blastera - odezwał się po raz pierwszy robotycznym głosem. - Daj znać Torreo - zwrócił się stanowczo do towarzysza - na jeden dzień opuścił straże przy zejściach do podziemi i już zaczęło się tu panoszyć pełno obcych dziwaków.
- Bacz, kogo nazywasz dziwakiem!
- odparła zadziornie Lyssa, co jeszcze bardziej pogorszyło sprawę. Cyborg już trzymał palec na spuście, lecz wciąż czekał.

Gestem nakazał ciszę Lyssie.
- Strzelanie do mnie byłoby błędem - powiedział. - Pewnie ja już bym się nie cieszył z konsekwencji, jakie by was spotkały, ale nie zazdrościł bym wam.
Wolnym ruchem rozchylił płaszcz.
- Nie mam broni, widzisz, ja załatwiam sprawy inaczej - ciągnął - oczywiście chodzenie bez broni w takim miejscu byłoby głupotą, dlatego mam ją. Sporo kosztowała, ale jest warta tej ceny. Wyluzuj, bo ani ja nie chcę dziur w moim płaszczu, ani ty niepotrzebnych kłopotów.
- Nie masz broni?
- parsknął człowiek, po czym spojrzał na dłonie Rhaila. - Przecież widzę te rękawice. Są zakazane w większości systemów. Dobry pięściarz może dosłownie zrobić nimi miazgę z przeciwnika… O ile zdąży dobiec do celu, tak więc stój, gdzie stoisz i gadaj, po coś przylazł.
- Czyżbyś chciał na mnie donieść z tego powodu? - odparł Rhail. - Ale dość bzdetów. Myślisz. To dobrze. Być może jesteście tymi, których potrzebujemy. Jest kasa do zarobienia, ale ryzyko jest spore. Hmm, większe niż spore. Droid taktyczny wyliczył 23% szans na powodzenie i więcej niż 50% straty.
- Jeśli szukasz najemników, to trafiłeś w złe miejsce. My już mamy robotę
- odparł stanowczo strażnik. W tym samym momencie odezwał się jego commlink w hełmofonie, nikt nie słyszał, co do niego mówiono, lecz po chwili poprawił chwyt broni i rzekł do wszystkich: - Dobra, koniec tego dobrego, macie dziesięć sekund, żeby się stąd wynieść albo podziurawimy was jak sitko.
Jego towarzysz w międzyczasie wcisnął guzik na panelu przy drzwiach i tuż przed strażnikami wyjechały z ziemi durastalowe płyty osłaniające ich poniżej pasa.
- Zwijamy się - rzucił do Lyssy i zaczął wycofywać.
Strażników usatysfakcjonował ten odwrót natrętów. Również i Drall z droidami się wycofał, wcześniej obdarzając Zabraka z Catharką złowrogim spojrzeniem. Oddalili się w różne strony. Lyssa od razu zaczęła zarzucać Rhailowi złe podejście.
- Niczego się nie dowiedzieliśmy! - zaczęła wygłaszać swe pretensje. - Nie wiemy, kim są, co tu robią, ilu ich właściwie jest. Wiemy jedynie, że mają solidny bunkier i nie dostaniemy się do niego tak łatwo…
Rhail już miał odpowiadać, gdy z komunikatora odezwał się cichy głos Hastala:
- Mam problem.

- Idziemy do ciebie - rzucił do komlinka, a do Lyssy: - Idź z prawej, ja podejdę z drugiej.
Ruszył ostrożnie, starając się, by nie rzucać się w oczy.
 
Mike jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172