01-08-2018, 01:18 | #21 |
Reputacja: 1 | - Sprawdź inne wyjścia - rzucił do kompana Rhail i pobiegł do środka. Wpadł do sklepu z prędkością pocisku. - Gdzie ta kocica? - zapytał sprzedawcę. Ten bez słowa pokazał ręką. Rhail bezceremonialnie zajrzał do kabiny, widząc klapę na podłodze podskoczył i pociągnął się do kanału wentylacyjnego. Zabrak wiedziony zmysłem węchu - Catharka przed wejściem wyperfumowała się na darmowym stoisku z próbkami - oraz po resztkach pudru na ściankach szybu, ocenił drogę ucieczki Lyssy. Dotarł do skrzyżowania przewodów, krótką chwilę zajęło mu wywnioskowanie, że mogła pójść jedynie w górę lub w dół. Z góry zawiewało przyjemne, świeże powietrze oraz dobiegał hałas ulicy. “Nie uciekłaby chyba w dół, raczej ma do załatwienia coś poza zakupami. Góra.” - pomyślał zabrak. Jego podejrzenia prawdopodobnie okazały się słuszne, gdy tylko wychylił głowę na szczycie szybu, dostrzegł otwartą kratę w wyjściu. Solidniej zbudowany Zabrak miał nieco większe kłopoty, by przeciskać się w tej ciasnocie. Kiedy wyszedł na zewnątrz, znalazł się na gzymsiku, lecz nie dostrzegł nigdzie śladu Catharki. Rhail po krótkich oględzinach dostrzegł linę prowadzącą na drugi budynek, po którym zdecydowanie łatwiej można było dostać się na dół. Powoli, bardzo ostrożnie, przemieścił się wzdłuż gzymsu, a potem zawisł na linie. Zajęło mu to trochę czasu, ale wreszcie znalazł się na dole. Nie miał jednak zielonego pojęcia, w którym kierunku się udała. Pozostawało jedynie krążyć po drodze i wypytywać gromad przechodniów albo liczyć, że Hastal opuszczający Centrum Handlowe głównym wyjściem się na nią natknie. Rhail zaczął rozpytywać przechodniów. W końcu Catharka nie była zbyt powszechnym widokiem. Początkowo nikt nie chciał Rhailowi niczego powiedzieć, zwykle cię ignorowano, w końcu jednak ktoś stwierdził, że widział, jak jakaś wariatka zeskakuje po balkonach i biegnie w stronę “Czarnej Zmory” - cokolwiek to jest - Wskazując palcem za plecy. Zabrak powiadomił Hastala, gdzie powinni się spotkać, kierując go do drugiego wyjścia. Ruszył we wskazanym kierunku, uważnie się rozglądając. Wiele więcej zrobić nie mógł. |
01-08-2018, 10:08 | #22 |
Reputacja: 1 | Kot uciekł. Czy Hastal powinien się tym zdziwić i przejąć? W zasadzie ani jedno, ani drugie. W końcu i tak by tego spróbowała. Pomoc w jej złapaniu nie była też jego obowiązkiem, lecz mogła się opłacić, jeśli uciekinierka była w jakimkolwiek stopniu cenna. Polowanie na różnej maści zbiegów często bywało częścią jego pracy. Mandalorianin wybiegł ze sklepu i rozejrzał się dookoła. Skoro weszła do kanałów wentylacyjnych, to gdzie mogły one ją poprowadzić? Rozejrzał się po okolicy, próbując wydedukować ewentualny kierunek ucieczki. W pewnym momencie Zabrak poinformował go, że wie, gdzie się udała. Skierowali się tam więc pospiesznie, próbując wypatrzeć i wyśledzić swoją zgubę. Cóż, marne szanse miała. Nie chcąc tracić czasu na bezsensowne bieganie, Hastal odpiął od pasa drona zwiadowczego i posłał w górę na obserwacje. Dron namierzył Catharkę krótko po wysłaniu. Niedługo potem obydwaj mężczyźni dostrzegli ją przeciskającą się przez tłumy na ulicy. Znaleźli się na jednej z głównych arterii miasta. Nad ich głowami latało mrowie airspeederów, wszędzie świeciły się jasne neony, hologramy drzew sprawiały iluzję podróżowania po pięknej alei. Okolica wyglądała dość bogato i bezpiecznie, jak na tak nisko położone miejsce. Nad głowami Hastala i Rhaila rozciągały się przeogromne wieżowce, z których superekspresowymi windami zjeżdżali tu najważniejsi mieszkańcy. Łapanie Catharki przy tylu świadkach nie było prawdopodobnie zbyt dobrym pomysłem, może lepiej było poczekać, aż wejdzie w którąś z bocznych uliczek lub… śledzić do samego końca i sprawdzić, na czym tak bardzo jej zależało. - Zobaczmy, gdzie jej tak pilno - rzucił Zabrak. - Dobry pomysł. Może czegoś ciekawego się dowiemy. - Odpowiedział Hastal - Nie musimy się spieszyć, mam ją cały czas na widoku. Już nie ucieknie. Zabrak z Mandalorianinem cierpliwie śledzili Lyssę. Po paru minutach zaczęło to wyglądać, jakby sama nie do końca wiedziała, dokąd się kierować. Wreszcie skręciła w jedną z bocznych uliczek za reprezentacyjnym wieżowcem korporacji Czerka. Dron leciał parę metrów nad głowami przechodniów, tak że nikt nie zwracał na niego uwagi. Catharka w ogóle nie zdawała sobie sprawy, iż jest śledzona. W miarę jak oddalała się od głównej drogi, tak pogarszała się okolica. Po piętnastu minutach krążenia po ciasnych uliczkach zaczepili ją pierwsi śmiali „poszukiwacze przygód” - Gamorrean i Ugnaught. Obaj o świńskich ryjach. Po krótkiej szamotaninie Lyssa znokautowała większego z nich kopniakiem w krocze, a drugiemu rozcięła twarz pazurami, po czym uciekła dalej. Odtąd śledzenie stało się trudniejsze, Lyssa sprawdzała, czy czasem świńskie ryje nie wezwały posiłków i nie ruszyły w pościg. Gdyby nie dron, z pewnością albo Rhail z Hastalem by ją zgubili, albo by ich wypatrzyła. Wreszcie wkroczyła do jednego z budynków mieszkalnych z poprzedniej epoki. Wyglądał nieco jakby wyrastał spod ziemi, a wszystkie drzwi do niego wycięto prowizorycznie w niewłaściwych miejscach. W środku panował smród. Ściany pomazane były dziesiątkami warstw graffiti. Lyssa zauważyła drona, który musiał w ciasnych korytarzach lecieć znacznie bliżej. Próbowała w niego strzelić, ale Hastal w odpowiedniej chwili go wycofał. Zaczęła uciekać po korytarzach, nieświadoma, że dwójka myśliwych idzie za nią krok w krok, uważnie oglądając każdy jej ruch. Dron spisał się bardzo dobrze, bez niego dawno zgubiliby trop. Hastal obserwował poczynania Catharki, w tym to, jak poradziła sobie z nagabywaczami. Egzekutorka - tak chyba siebie określiła przy pierwszym spotkaniu, tak? Może coś rzeczywiście w tym było. Lecz nie miało to teraz większego znaczenia. Zabrak wyglądał na osobę, która mogłaby ją obezwładnić, trzeba było tylko się do niej zbliżyć. Weszła jednak do budynku. Dron musiał podlecieć bliżej, żeby jej nie zgubić. Wtedy go zauważyła. Pech. Trzeba było szybko działać i zignorować jej cel podróży. Już wiedziała, że jest śledzona i mogłaby spróbować gdzieś całkiem zniknąć. Mandalorianin i Zabrak podbiegli do budynku. - Rozdzielmy się. - rzucił weteran - Spróbuję zajść ją z drugiej strony. Wszedł do obskurnego budynku i skierował się w boczny korytarz, próbując znaleźć drogę, którą mógłby podejść uciekinierkę. Drona posłał za nią, w bezpiecznej odległości. Widział więc dobrze, po śladach, w jakim kierunku dziewczyna się przemieszcza. Budynek, w którym się znaleźli, przypominał jednakże bardziej wielki, murowany slums niż przemyślaną konstrukcję. Korytarze nie tworzyły w żadnym stopniu sensownych ciągów komunikacyjnych. Kilkukrotnie, ku frustracji Mandalorianina, kiedy myślał już myślał, iż przetnie dziewczynie drogę, korytarz skręcał nagle w najmniej oczekiwanym kierunku. Przebiegł przez kilka mieszkań, próbując skrócić sobie drogę, strasząc domowników i odrywając ich od rutynowych obowiązków. Jeden półnagi Rodianin nawet wybiegł za nim, wykrzykując groźby. W końcu trafił do całkiem sporego, opuszczonego pomieszczenia, z mnóstwem wyjść i klatką schodową. Powietrze było tu wilgotne i pachniało stęchlizną. Wydawało mu się, że widział już je z kamery drona, ale gdzie mogła udać się dziewczyna? Zaklął szpetnie pod nosem. Chyba ją zgubił. Za bardzo się zapuścił w ostatnich latach, kiedyś taka sytuacja była zupełnie nie do pomyślenia. - Pobiegła na górę. - dobiegł go skrzekliwy głos gdzieś z głębi pomieszczenia. Hastal rozejrzał się zaskoczony, nie spodziewając się spotkać nikogo w tym miejscu. Była to chyba boczna klatka schodowa, dochodząca do czegoś, co kiedyś można było nazwać pralnią, lecz teraz było raczej tylko źródłem wilgoci i pleśni oraz schronieniem dla wszelkiej maści robactwa. W ciemnym zaułku pomieszczenia dostrzegł przygarbioną postać w łachmanach. Macki na twarzy jednoznacznie identyfikowały jegomościa jako Quarrena. Zajęty był właśnie porządkowaniem sterty zawilgoconych kocy i innych śmieci, które chyba tworzyły jego barłóg. A więc stąd ten smród - pomyślał Mandalorianin. - Co? - zdołał jednak tylko odpowiedzieć. - Szukasz tej Catharki, tak? - odparł, nie przeszkadzając sobie w porządkach, Quarren - Pobiegła na górę, schodami. O tam - wskazał wyraźnie zaniedbaną dłonią. - Nienawidzę tych kotowatych. Ciągle tylko niszczą mój porządek i podkradają szczury z pułapek. A ten ich smród jest nie do zniesienia. Po wnikliwszym spojrzeniu, to brudne, prowizoryczne legowisko chyba rzeczywiście stanowiło dom dla tegoż gościa. Poniszczona konstrukcja i porozrzucane butelki oraz inne elementy sprawiały wrażenie, jakby przeszła tędy nawałnica. Albo ktoś nieświadomie przez nie przebiegł… - Dzięki - odpowiedział Hastal i czym prędzej udał się w pogoń. |
01-08-2018, 10:50 | #23 |
Reputacja: 1 | Niewielki plac pośród hałd pogiętego metalu cuchnął gorzej niż gammoreanin w upalny dzień. Strugi niezidentyfikowanych cieczy przecinały brunatno-szare klepisko tego zapewne niegdyś przyzwoitego zakątka planety. Pojękiwanie blach mogło być spowodowane lekką bryzą, mogącą prawdopodobnie powalić Wampę, albo działalnością wszelakiej maści miejskich szkodników. Na środku tego “urokliwego” miejsca, nieregularnym pierścieniem, ustawiła się grupka istot różnorakich ras. Łypali na siebie podejrzliwie w oczekiwaniu na dalszy przebieg wydarzeń. -Dobra. Cudownie - powiedział Ordo, siadając na masce jakiegoś najczystszego wraku speedera. Obserwował całą tę ferajnę zaciekawiony. Skupił się jednak na tajemniczym Polis Massaninie. -No, staruszku, chyba czas na twoją opowieść. Kim jesteś, co tu robisz, dlaczego Grakhhus ciebie szuka i co wiesz o moim… mentorze - Mandalorianin nie należał do najsubtelniejszych osób i nie lubił owijać w bawełnę, skoro znaleźli się już w tak… cudownym miejscu, lepiej było mieć to wszystko już za sobą. - Nie, nie - Polis Massanin pokręcił wolno głową - to ty mi poopowiadasz, jak wygląda sytuacja w Pałacu, czy Skrekh jest dalej dowódcą oddziałów szturmowych, ile straży patroluje teraz wewnątrz pałacu, czy masz plany ukrytych przejść, ile Magnaguardów posiada Grakkus, czy pełnią tylko rolę jego gwardii, czy jeszcze gdzieś się panoszą. Te i podobne informacje nam się przydadzą. Potem ja ci powiem, co wiem o twoim mistrzu i naprowadzę cię do osoby, która wie jeszcze więcej. - -No to mamy problem - po Mandalorianinie nie widać było, aby się denerwował, mówił spokojnie, jakby tłumaczył komuś drogę -Ty wydajesz się wiedzieć coś o mnie. Ja nie wiem nic o tobie. Nie mam powodu tobie ufać. Nie mam nawet powodu, aby zakładać, że gdy opowiem ci te rzeczy, to ty wypełnisz swoją część umowy. Nie urodziłem się wczoraj - zależało mu na tych informacjach, jakie posiadał ten człowieczek, ale skoro tamten chciał, aby dopuścił się zdrady, potrzebował naprawdę dobrych, soczystych informacji i faktów, a nie tylko obietnic. Nie była to osoba, od której zapłatę można by przyjąć po wykonaniu zadania. Jeśli faktycznie planował włamanie do pałacu, to równie dobrze mógł zniknąć po uzyskaniu tych informacji. -Jeśli chcesz się tam włamać, to moja rada brzmi zapomnij. Nie ma w tym pałacu nic tak cennego, aby dać się po prostu zabić. - może gdyby Sudodthowi dali oddział klanowy, to mógłby spróbować szybką infiltrację i kradzież, wymagałoby to doskonałej koordynacji i byłoby dużym wyzwaniem. Ci tutaj nie wyglądali zaś na książąt złodziei. - Ty dalej nie rozumiesz… - westchnął Polis. - Zrozum wreszcie, że to ty jesteś tu po straconej stronie. Mamy przewagę liczebną, jesteśmy lepiej uzbrojeni i dobrze wyszkoleni. Gdybym chciał po prostu zdobyć od ciebie te informacje, poprosiłbym Sekiego, żeby cię związał i tłukł tak długo, aż nie powiesz. A ja chcę pójść na układ.... Poza tym… czuję pewien obowiązek wobec twojego mistrza i zależy mi, żebyś odkrył prawdę o jego śmierci. Ale najpierw chciałbym poszerzyć swoją wiedzę o Pałacu. Nie mam zamiaru się z wami bić ani cię oszukiwać. I tak, wiem, że mamy naprawdę zuchwałe zamiary, ale to już nie twoje zmartwienie. Wszystkie dzwonki alarmowe w głowie Ordo zapaliły się na czerwono. Facet był idiotą i do tego niebezpiecznym. Najlepiej byłoby go zlikwidować. Wyszarpnięcie karabinu i strzał w głowę załatwiłyby sprawę, ale pogrzebałyby szansę na dowiedzenie się prawdy. Nie miał jednak zamiaru mu zaufać. Nie bał się jego gróźb, gdyby był pewien, że może je wypełnić, to by je wykonał. Wiedział jednak, że atakując dwójkę ludzi może to skończyć się ich porażką, albo śmiercią przynajmniej jednej osoby. Ciekawe, który z nich zaryzykuje. Łowca postanowił poczekać na rozwój wypadków.
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |
01-08-2018, 19:44 | #24 |
Reputacja: 1 | Wykorzystując chwilę skupienia na Polis Massaninie i Mandalorianinie, Durn wyjął z kieszeni mały ręczny komunikator. Popełnili błąd, poczuł to w momencie usłyszenia głosu w głowie - ale wykonać połączenia nie mógł podczas drogi na złomowisko. Wybrał kanał łączący go z Valem Rando - chciał nawet pomóc obcym, ale jednej rzeczy nie lubił. Gróźb. I próby kontrolowania go, które za tym szły. Teraz miał już tylko ochotę wypalić Kallidahinowi dziurę z blastera w pozbawionej rysów twarzy. |
01-08-2018, 20:20 | #25 |
Reputacja: 1 | Hokk z zaciekawieniem oglądał właśnie szczątki jakiegoś elektro-złomu, gdy wyszarpnięty nieopatrznie kabel, wywołał staccato metalicznych jęków, wewnątrz śmieciowej hałdy. Niechlujnie ułożona konstrukcja zachwiała się w posadach. Pokaźnych rozmiarów wieża odpadków, ponownie wydała z siebie metaliczny skowyt. Górujący nad całą grupą cień rósł, powoli obejmując swoim zasięgiem coraz większą połać placu. - Ummm… Panowie…? - wybełkotał Hokk. - PANOWIE! - wydarł się już całkiem na poważnie, gdy góra śmieci przechyliła się na tyle, by stać się realnym zagrożeniem. Barah nie była aż tak skupiona na rozmowie, by nie zauważyć, jak kolega żołnierza wymruczał coś do komunikatora, a potem schował go do kieszeni jakby nigdy nic. - Nieładnie jest rozmawiać za plecami towarzyszy - syknęła do niego ze słodkim uśmieszkiem, a potem, akurat gdy złowieszczo zachwiała się kupa złomu, krzyknęła alarmująco w stronę Polis Massanina: - Hej, będziemy mieli towarzystwo! - - Niech cię szlag! - zaklął Bogg’dan, słysząc obydwa alarmy naraz. Wielka kupa złomu zaczęła się przechylać prosto na nich, dodatkowo szmugler właśnie wezwał posiłki. - Uciekać! - ryknął, na co zareagowali wszyscy. Seki natychmiast porwał Barę, pomagając jej wydostać się z zagrożenia. Razem z Bogg’danem i Hokkiem znaleźli się po jednej stronie, gdy cały złom z potężnym hukiem upadł na ziemię. Marka z Sudodthem pozostali po drugiej. W powietrzu uniosły się tumany kurzu całkowicie ograniczające widoczność. - Chodźmy stąd, ta rozmowa nie poszła po mojej myśli - powiedział telepatycznie Bogg’dan do swoich towarzyszy. - Byle prędko -. Pokaźna góra śmieci i złomu legła w poprzek placu z rozdzierającym hukiem, dzieląc tym samym dwie grupy na dwoje. Bogg’dan wykazał się niebywałym refleksem, szybko uciekając przed zagrożeniem. Dashade, ciągnąc za sobą Barę, parł naprzód, nie zważając na tumany kurzu i toczące się fragmenty starych maszyn oraz wszelkie odpadki, ochoczo wysypujące się z kurzawy. Hokk wtórował sprintem, przeskakując nadlatujące przeszkody ze zwinnością Voxyna. Czuł, jak płynąca przez niego Moc pozwala mu na krótką chwilę niemal unosić się nad ziemią. Wysypali się ze złomowiska razem z kłębem pyłu i boksującymi kawałkami żelastwa. Nie zwalniając, wypadli na zatłoczoną i zalaną różnobarwnymi światłami aleję, wbijając się bezpardonowo w eklektyczny tłum obcych, roztrącając zaskoczonych przechodniów. Nikt nie oponował, widząc wściekły wyraz gęby umorusanego pyłem i szlamem Dashada. Całości wrażenia dopełniał Nautolanin, zamykający orszak, na domiar odbijający się od wszelkich napotkanych powierzchni niczym wielka, zielona, człekokształtna piłka. Tor ich ucieczki znaczył roztrącany zygzakiem tłumek, w miarę jak żwawo zagłębiali się w Shaddańską noc.
__________________ "You have to climb the statue of the demon to be closer to God." Ostatnio edytowane przez katai : 02-08-2018 o 11:05. |
02-08-2018, 10:57 | #26 |
Reputacja: 1 | Rhail szybko wyskoczył oknem i tuż przy ścianie zaczął iść tam, gdzie była ostatnio Lyssa. Niestety, zdążyła gdzieś uciec. Krążył, nasłuchując i wypatrując jej śladów. Niestety. Dopiero po dłuższej chwili przez komunikator odezwał się Hastal: - Jest na górze. Rhail pamiętał karabin, który miała za sobą. Wejście po schodach było ryzykowne. Cofnął się do sąsiedniej sali i z rozbiegu wskoczył na starą zardzewiałą szafę. Odbił się od ściany i złapawszy krawędzi dziury w suficie, wymykiem znalazł się na górze. Przetoczył się pod ścianę i wyjrzał na korytarz. Kilkanaście metrów dalej ujrzał znajomy cień, czekając na coś. Wyszedł na korytarz, trzymał się ściany i cieni. Płaszcz idealnie wtapiał się w otoczenie. Aż w końcu znalazł się metr od Lyssy. Czekała na windę. - To niebezpieczna okolica, ktoś mógłby próbować zrobić ci krzywdę. - Powiedział, gotów do zmiany jej nastawienia na bardziej pokojowe w razie potrzeby. I to nie w sposób werbalny, bo jak pokazało doświadczenie, ten sposób nie działał w tym przypadku. Lyssa syknęła głośno, pusząc swój ogon. - Czego ode mnie chcesz? Przecież nie uciekam. Załatwię, co chcę i wracam do Grakkusa… - Wyszłaś kanałami wentylacyjnymi na dach, potem na ulice i doszłaś aż tutaj, nie uciekając - nie dało się nie słyszeć sarkazmu w głosie zabraka. - Po co tu przyszłaś? - Nie powiem ci - warknęła Lyssa. - Nikt nie zwróci tutaj uwagi na twoje wrzaski, gdy zacznę pytać na poważnie - powiedział zabrak - A gdy zacznę, doprowadzę sprawę do końca. - Nie powiem… - odparła, wystawiając kły do Zabraka, nieszczególnie wzruszona jego groźbami. - Ale jeśli pójdziesz ze mną, to ci pokażę. |
02-08-2018, 16:40 | #27 |
Reputacja: 1 | Wtem, zza zakrętu, wyłonił się Mandalorianin. Zwolnił kroku, widząc sytuację przed nim i spokojnie doszedł dwójki. - Widzę, żeś dopadł naszą uciekinierkę. Coś ciekawego powiedziała na swoje wytłumaczenie? - Nic. Chce nam pokazać, po co tam idzie - odparł Zabrak - Tylko nie wiem, czy nas to interesuje. Zwłaszcza, że tam może mieć swoich kompanów. Zabierajmy ją do pałacu. - Nie! Powiem wam - uległa na tę wieść Catharka, panicznie próbując powstrzymać mężczyzn. - Szłam do kryjówki gangu, który zalazł za skórę Grakkusowi. Wczoraj zdobyłam informacje o jej położeniu od jednego z bandziorów, zanim go zabiłam. Nikomu o tym nie mówiłam, bo chciałam sama najpierw to sprawdzić. Val Rando dobrze was wynagrodzi, jeśli pomożecie mi wyczyścić tę kryjówkę. Co prawda chciałam na razie pójść tylko na zwiad… ale może we trójkę nam się uda ich załatwić. - Nie jestem przekonany, to może być zwykła banda. A gdy wdamy się w rozróbę, ty znowu zwiejesz. - Rhail powątpiewał w słowa Lyssy. - Nie mam już po co zwiewać! - syknęła wściekle. - Zwiałam, bo chciałam sprawdzić tę kryjówkę i wrócić do szefa, żeby go o niej powiadomić. Nie uciekam przecież dlatego, żeby się wydostać od Grakkusa. I tak mnie dorwą i wypatroszą. Wolę wpierw zostać kimś ważniejszym w jego ekipie… teraz możemy podzielić się chwałą. Co wy na to? - Nie żebym jej ufał... - zwrócił się Mandalorianin do Zabraka - Ale może warto sprawdzić, cóż to wymyśliła. Nie musimy się do nich zbliżać, możemy ocenić sytuację z dystansu. Mam do tego środki. Jeśli będzie potrzeba, moglibyśmy też z dystansu ją rozwiązać. - Stwierdził, poprawiając karabin na plecach. Spojrzał następnie na Catharkę śmiertelnie poważnym wzrokiem. - A ją możemy związać, tak na wszelki wypadek. Lyssa spojrzała na Hastala wzrokiem pełnym furii. - Nie jestem żadną niewolnicą, którą możecie związywać i sobie pomiatać jak worem bithańskiej fasoli! Jestem podopieczną Saera, zasłużoną zabójczynią. Jeśli dalej będziecie mnie tak traktować, to naprawdę was obu załatwię! - To zupełnie jak my wszyscy. Spokojnie, dziewczyno, to był żart. - odpowiedział głosem tak samo spokojnym i beznamiętnym jak wcześniej. Widać groźby nie zrobiły na nim wrażenia. Cóż, jak to mawiają, król nie musi powtarzać, iż jest królem. Dziewczyna obdarzyła Mandalorianina podejrzliwym spojrzeniem. Wciąż była widocznie zdenerwowana. Po chwili otwarła drzwi do windy. - Właźcie. Musimy zjechać w dół, do Undercity. Tylko się nie wystraszcie. To nie jest tak miłe miejsce jak to. - Dobra, ale nie ufam jej. Kredyt zaufania został w przebieralni - oznajmił Rhail. |
03-08-2018, 12:57 | #28 |
Reputacja: 1 | Orflick
|
05-08-2018, 20:30 | #29 |
Reputacja: 1 |
|
10-08-2018, 14:00 | #30 |
Reputacja: 1 | - Czego możemy się tam spodziewać? - zapytał Mandalorianin. Dobre rozpoznanie to podstawa, więc miał nadzieję, iż Catharka wiedziała cokolwiek więcej ponad przypuszczalną lokalizację. - Bandy Wookiee ujeżdżających stado Banth - odparła zgryźliwie. - Właśnie po to się tu wybrałam, żeby to sprawdzić. Ale osobiście liczę na to, że będzie to prostu paru typów z blasterami, pewnie większość zblazowana i naćpana. - Skoro mają być naćpani, to jakie zagrożenie stanowią dla Grakkusa? Zwykłe szumowiny - powiedział Rhail, rozglądając się, czy ktoś nie postanowił bliżej się z nimi zapoznać. - Tak jakby u Grakkusa nikt nie ćpał - skomentowała zgryźliwie Lyssa. - I przez to tracą na swej wartości - odparł Rhail. - Cóż, to niezbyt wiele... - Hastal wziął drona w dłoń i rozejrzał się po okolicy, próbując wydedukować, którędy najbezpieczniej go posłać. Chyba nie mógł w tym momencie liczyć na wiele więcej ponad swoją intuicję i doświadczenie. Puścił ostrożnie drona we wskazanym kierunku, starając się pokierować go tak, aby zobaczyć jak najwięcej, samemu jak najmniej się narażając. Widocznie Catharka sama rzeczywiście nie wiedziała wiele o tym miejscu albo nie chciała się dzielić… Dron odleciał nad zniszczone slumsy. Po chwili wykrył masywny budynek podobny do bunkra, z niewielkimi oknami i stalowymi drzwiami. Idealne miejsce na bazę w tym niegościnnym miejscu. Przed wejściem odnotował małe zamieszanie. Dwójka mężczyzn z karabinami stała przed wrotami, a naprzeciw nich jakaś niska postać otoczona dwoma wysokimi droidami. Prowadzili nader żywiołową dyskusję. Wszystko wskazywało na to, że się kłócili. Poza tym dron wykrył niewielką automatyczną wieżyczkę ustawioną ponad drzwiami. - Widzę dwóch strażników z karabinami przed wejściem i wieżyczkę. Oni chyba nie wyglądają na ćpunów. - Hastal pokazał towarzyszom obraz z drona. - To chyba nie tutaj - rzucił ironicznie zabrak - my szukamy ćpunów. Przeciez to chyba niemożliwe, by to, co mówi Lyssa nie było prawdą. - Do tego ten niski, zakapturzony gość z droidami - dodał Mandalorianin poważnym tonem, choć z trudem ukrywał uśmiech. - No cóż, możecie podejść, przyjrzeć im się z bliska. Ja poszukam lepszego miejsca, by ich podglądać - Rozkazał dronowi się rozejrzeć i postarał się znaleźć dogodne stanowisko strzeleckie. - Nie rozsiadaj się za bardzo, jeśli mamy tam wejść, to trzeba zdjąć straż i od razu wchodzić. - odpał Rhail - Pytanie tylko, po co zaczynać rozróbę? Jak na razie nic nie wskazuje, że coś kombinują. I co masz do zakapturzonych? - zabrak zarzucił kaptur płaszcza na głowę, kryjąc twarz w cieniu. - Chodź, laska, posłuchamy, o czym gadają. - Może przynajmniej on ma prochy - odpowiedział Hastal. - Lepiej przygotować się zamieszanie, niż dać się zaskoczyć. Będę niedaleko. Uważajcie. * - Słuchaj, futrzaku - odezwał się jeden ze strażników, prawdopodobnie człowiek, choć to niepewne, bo był opancerzony od stóp do głów, w momencie gdy Lyssa z Rhailem podeszli na odpowiednią odległość. - Nie dostaniesz swojego datapadu, nim nie zapłacisz z góry, twoje sztuczki nas nie zwiodą. A teraz wracaj, skąd przybyłeś, tylko się pośpiesz, Gang Torreo już wie, że w jego Królestwie pojawiły się dwa porządne droidy, praktycznie bezpańskie - zarechotał głucho, przyglądając się dwóm maszynom, których rzeczywiście mógł pozazdrościć niejeden herszt bandy. Wyglądały na dosyć starą konstrukcję, ale dobrze utrzymane i wzmocnione autorskimi pancerzami. W tym samym momencie Hastal znalazł idealną pozycję snajperską wprost naprzeciw wrót. Odległość była mała nawet jak na strzelca wyborowego, ale w takiej ciemności mógł się spokojnie rozłożyć na daszku jednego z opuszczonych slumsów i czekać na sygnał. - Ja wam dam ostatnią szansę, byście się zastanowili - odezwał się niski jegomość nieco piskliwym głosem. - Mogę wam dać znacznie więcej kredytów, niż oczekujecie z góry i zapewnić lepsze życie poza tą nędzną dziurą. Znam wielu ludzi, którzy przyjęliby takich nieugiętych wojaków pod swoje skrzydła. A jeśli odzyskam mój datapad, będę mógł zrobić dla was wiele. - A ja ci powiedziałem, spierniczaj stąd! Nie chcę, żeby Torreo ścigał nas za to, że podziurawiliśmy mu jego droidy! - odparł niemal krzykiem niewzruszony strażnik. Razem ze swoim towarzyszem unieśli blastery i wycelowali w namolnych gości. - Udajemy, że to nas nie interesuje - powiedział szeptem do Lyssy, nie zmieniając rytmu kroków. W zasadzie to na razie faktycznie go to nie interesowało. Ruszył biorąc pod ramię dziewczynę. - Zwariowałeś? - Lyssa wyraźnie wątpiła w zamiary Rhaila. Prawdopodobnie miała zamiar się gdzieś ukryć, ale było już za późno. Strażnicy ich zauważyli. - Hej, coście za jedni?! - ryknął na nich mężczyzna, dotychczas zajęty zbywaniem przybysza z droidami. - Stać! - A czy my się wam wpieprzamy w interesy? - odparł Rhail. - My mamy swoje sprawy. Wy swoje. Idziemy w swoją stronę. Chcesz zaczynać niepotrzebną awanturę? - Wpieprzacie się prosto na nasze terytorium. To nie są Alderaańskie alejki, żeby sobie urządzać romantyczne spacerki - zarechotał mężczyzna. Jego towarzysz wciąż milczał. Nieco różnił się od niego wyglądem, miał widoczne mechaniczne implanty. Hełm, który nosił, zdawał się nie być tak naprawdę hełmem, lecz wszczepioną bezpośrednio w twarz blachą z otworami na sztuczne oczy. Gdzieniegdzie spod fragmentów zbroi wystawały kępki futra. Widząc zbliżających się Zabraka i Catharkę, wycelował w nich ze swojego ciężkiego blastera. - Jeszcze jeden krok i wypluję na was serię z mojego blastera - odezwał się po raz pierwszy robotycznym głosem. - Daj znać Torreo - zwrócił się stanowczo do towarzysza - na jeden dzień opuścił straże przy zejściach do podziemi i już zaczęło się tu panoszyć pełno obcych dziwaków. - Bacz, kogo nazywasz dziwakiem! - odparła zadziornie Lyssa, co jeszcze bardziej pogorszyło sprawę. Cyborg już trzymał palec na spuście, lecz wciąż czekał. Gestem nakazał ciszę Lyssie. - Strzelanie do mnie byłoby błędem - powiedział. - Pewnie ja już bym się nie cieszył z konsekwencji, jakie by was spotkały, ale nie zazdrościł bym wam. Wolnym ruchem rozchylił płaszcz. - Nie mam broni, widzisz, ja załatwiam sprawy inaczej - ciągnął - oczywiście chodzenie bez broni w takim miejscu byłoby głupotą, dlatego mam ją. Sporo kosztowała, ale jest warta tej ceny. Wyluzuj, bo ani ja nie chcę dziur w moim płaszczu, ani ty niepotrzebnych kłopotów. - Nie masz broni? - parsknął człowiek, po czym spojrzał na dłonie Rhaila. - Przecież widzę te rękawice. Są zakazane w większości systemów. Dobry pięściarz może dosłownie zrobić nimi miazgę z przeciwnika… O ile zdąży dobiec do celu, tak więc stój, gdzie stoisz i gadaj, po coś przylazł. - Czyżbyś chciał na mnie donieść z tego powodu? - odparł Rhail. - Ale dość bzdetów. Myślisz. To dobrze. Być może jesteście tymi, których potrzebujemy. Jest kasa do zarobienia, ale ryzyko jest spore. Hmm, większe niż spore. Droid taktyczny wyliczył 23% szans na powodzenie i więcej niż 50% straty. - Jeśli szukasz najemników, to trafiłeś w złe miejsce. My już mamy robotę - odparł stanowczo strażnik. W tym samym momencie odezwał się jego commlink w hełmofonie, nikt nie słyszał, co do niego mówiono, lecz po chwili poprawił chwyt broni i rzekł do wszystkich: - Dobra, koniec tego dobrego, macie dziesięć sekund, żeby się stąd wynieść albo podziurawimy was jak sitko. Jego towarzysz w międzyczasie wcisnął guzik na panelu przy drzwiach i tuż przed strażnikami wyjechały z ziemi durastalowe płyty osłaniające ich poniżej pasa. - Zwijamy się - rzucił do Lyssy i zaczął wycofywać. Strażników usatysfakcjonował ten odwrót natrętów. Również i Drall z droidami się wycofał, wcześniej obdarzając Zabraka z Catharką złowrogim spojrzeniem. Oddalili się w różne strony. Lyssa od razu zaczęła zarzucać Rhailowi złe podejście. - Niczego się nie dowiedzieliśmy! - zaczęła wygłaszać swe pretensje. - Nie wiemy, kim są, co tu robią, ilu ich właściwie jest. Wiemy jedynie, że mają solidny bunkier i nie dostaniemy się do niego tak łatwo… Rhail już miał odpowiadać, gdy z komunikatora odezwał się cichy głos Hastala: - Mam problem. - Idziemy do ciebie - rzucił do komlinka, a do Lyssy: - Idź z prawej, ja podejdę z drugiej. Ruszył ostrożnie, starając się, by nie rzucać się w oczy. |