Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-07-2019, 18:39   #111
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Zawada kręciła nosem na reakcje na swoje rozkazy. Mimo całego swojego sznytu "kobiety rewolucji", nie znosiła sprzeciwu. Niemniej jednak nic nie mogła w tej chwili na to poradzić. Kuklicki i Lubomirski nie byli jej podwładnymi... a ona nie była na ich miejscu i nie ogarniała sytuacji z ich perspektywy. Zawada może i była fanatyczną anarcho-syndykalistką, ale nie była "w ciemno bita" w kwestiach wojskowości. Cała południowa połowa miasta była "czysta", podobnie jak dworzec. Forsowna przeprawa przez Wartę w obliczu wrażego ostrzału i świrów z katedry była samobójstwem, za to pełna pacyfikacja KSSSE i Stilonu była niezbędna. Zgrzytała zębami, ale obojętnie co, Lubomirski postępował dobrze z taktycznego punktu widzenia, przeprawiając się dalej od centrum i waląc w Czarną Kompanię. Stilon był ostatnim dużym punktem oporu po Wzgórzu Garnizonowym. Co do Kuklickiego... wolała nie myśleć, co się dzieje w łagrze. Zobaczy - i osądzi - to później.

Walka o tunel była jednocześnie łatwiejsza i trudniejsza niż ta, którą sobie wyobrażała. Penetracja wrót nie stanowiła problemu, a wróg nie rozstawił aktywnych środków obrony (dronów, wieżyczek, czy nawet wielu barykad albo pillboxów czy innych gniazd), nie było też obrony magicznej albo antymagicznej. Było tylko od zasrania min i bomb, a pod koniec ciżba desperatów z NWP.

Ostatnie sprzątanie przed pełnym zajęciem podziemi było naładowane adrenaliną, krwią, furią i desperacją. W ruch szły nie tylko lufy i granaty, ale też pistolety, noże, kolby, a nawet pięści. Straty po obydwu stronach rosły i w dawniejszych czasach, na przełomie wieków XX i XXI, mogły przyprawiać o zawrót głowy. Nie było też pardonu w żadną ze stron. Nie było brania jeńców. Ktoś mógł sobie tłumaczyć, że to z powodu gazowania Pomoryi, tyranii rybokratów, pęknięć społecznych przed i w konsekwencji Nocy Gniewu. Wiadomo było, że Zawada nie traktowała żołnierzy NWP jako ludzi czy metaludzi, tylko jak jakieś potwory - jak legendarnych Nazistów. Dla niej liczyło się tylko aby ich Ukarać, i Pokonać Zło, i wprowadzić Idee za które walczyła, Aby Wszystko Było Dobrze.

Ironią (a może już nie tyle kiepskim żartem, co już tragedią) był fakt, że po obydwu stronach stali Polacy, mordujący siebie nawzajem... po co? Dla kogo? Sowietów i udzielnych władyków? Ideologów i sprzedajczyków? Martynie to odpowiadało. Czuła się jak ryba w wodzie.

Gorzów spływał krwią Polaków mordowanych przez Polaków, i nikt nie miał zamiaru jeszcze zakręcać zaworu.

Kiedy już wybili do cna rybokratów i ogarnęli siebie oraz okolicę, Zawada nakazała spożytkować zdobyczną amunicję artyleryjską oraz własne materiały wybuchowe aby stworzyć bomby, fugasy. Jazda windą towarową z takim właśnie towarem (a i bez niego) była arcy-ryzykowna... ale nie mieli innego wyboru. Nie przy tak rażącym braku broni przeciwpancernej czy burzącej. Zawadzie nie podobał się fakt, że tylko CzK i AW wystawiły jakiekolwiek pojazdy w Bitwie o Gorzów. Pawulicki musiał trzymać swoje "rydwany" u siebie.

I, jak się wkrótce okazało, nie pomyliła się.

Na mordę i słowa Pawulickiego tylko splunęła i wyszczekała salwę przekleństw. Zaraz potem wrzeszczała rozkazy. Rozproszyć się. Zabić operatorów cekaemów. Unikać bycia celem dla luf czołgowych. Strzelać we włazy, peryskopy i wizury. Kto miał koktajle Mołotowa albo inną broń zapalającą, ten miał pokryć płomieniami dysze wylotowe i wentylację. Ich fugasy na wózkach (albo rzucane przez silnorękich) miały rozjebać to pancerne monstrum... albo chociaż unieruchomić wieżę i rozpruć gąsienice. A reszta miała osłaniać. Skupiła się na tych rozkazach i korektach, starając się w międzyczasie unikać wrażego ognia oraz łoić z Semopala w tych, którzy mogliby przeszkadzać.

Oby to wystarczyło.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 28-07-2019, 17:15   #112
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Według Zbyszka, nie było tragicznie. Część z nich ciągle żyła, nawet niektórzy byli na chodzie. Problemem było to, że jeszcze zostało im trochę do końca. W pogoni korytarzem, polegał głównie na swoich rękach, więc zostało mu nieco amunicji, spływał też krwią, ale nie miał pojęcia czy swoją, czy cudzą, nie obchodziło go to zbytnio. Jeszcze trzymał się na nogach, miał tylko nadzieję, że starczy mu sił do samego końca.

Pociski, jakie były na platformie, były obiecujące, ale ich bliskość była jednocześnie niebezpieczna. Wszystkie informacje z frontu przelatywały mu koło ucha, był skoncentrowany tylko na tu i teraz. Przytaknął tylko na stwierdzenie Beboka, że amunicja, którą mieli pod ręką nie ma zdalnych detonatorów. – To je szykuj. – Ryknął pomiędzy łykami z manierki. Chwilowo był lekko przygłuchy, deszcz stali i serenada kordytu niespecjalnie pomagały bębenkom.

Gdy wjechali na go1rę, jego szczęka lekko opadła po zobaczeniu stalowego monstrum. Nie na długo, złapał jeden z pocisków, zakręcił się i posłał go niczym atleta młot w stronę czołgu. – Zasłona dymna jakaś i rozproszenie?! – Złapał szybko kolejny pocisk i odbiegł kawałek. Miał zamiar być przynajmniej ruchomym celem.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 29-07-2019, 21:01   #113
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Kocur


Przed wejściem do dworcowego tunelu, po przeprawie z aztlańsko-czarnobylskimi reaktorami w tunelach Międzyrzeckiego rejonu umocnionego Kocur miał nadzieję, że nic go już nie zdziwi.

Chciało mu się śmiać, kiedy zobaczył nadjeżdżające wózki z pociskami.
Brakuje jeszcze tylko Super Hiper Mario 5D w VR, pomyślał. Po pierwszych eksplozjach zmienił zdanie, wraz z resztę prując z wyprzedzeniem do tych bomb. Przy czym więcej czasu Kocur spędził na betonowej wylewce, chowając się przed latającymi odłamkami. Nie wiedział czy trafił któryś z pocisków, walili przecież wszyscy.

Potem jeszcze szturm na wrota, prowadził ogień na granicy przegrzania broni.
Eksplozja niszcząca barykadę była po prostu jedną z kolejnych, nie zrobiło to na Kocurze specjalnego wrażenia. Wraz resztą będącego jeszcze na chodzie oddziału wdarł się do środka, strzelając do wszystkiego co się rusza. Wroga seria z pistoletu maszynowego powaliła go na chwilę na podłogę, pancerz wytrzymał. Kocur odczołgał się obolały za jeden z filarów i po kilku głębszych bolących oddechach poderwał się do dalszego szturmu. W powietrzy latało wszystko, od ołowiu po wybite zęby.

Skok w bok, Kocur schował się za kolejnym filarem, przeładował. Coś eksplodowało....

***

Platforma ruszyła do góry. Kocur tchnięty przeczuciem przygotował granat do rzutu. Podobnie jak wtedy w tunelach, ten też był zapalający. Zanim dotarli do góry rzucił jeszcze do wszystkich będących na chodzie (czyli wszystkich na platformie):
- O autostradzie do piekła słyszałem, o schodach do nieba też, ale o windy do Pawulickiego jeszcze chyba nie było - nie oczekiwał odpowiedzi.

Poleciały ciężkie pociski, wszyscy otworzyli ogień, Kocur cisnął w najbliższą grupę wrogiej piechoty w zasięgu rzutu a sam rzucił się w bok, odsuwając się jak najdalej od epicentrum wrogiego oddziału. Chciał schować się za jakimś budynkiem i mieć namiastkę ochrony.

nacelował w biegu i pociągnął za spust.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 31-07-2019, 01:06   #114
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Każdy jeden skan puszczany wgłąb tunelu wykrywał kolejną pułapkę. Każda wykryta na czas pułapka oznaczała że kilkunastu z nich nie umierało już tu i teraz, a mogło kontynuować atak i, być może, kiedyś, wyjechać z Gorzowa o własnych siłach.
To że ponad połowa stanu dotarła do końca tego #$@$@# tunelu było jednocześnie cudem i długą listą rzeczy które Bebok mógł sobie wypominać do końca życia.

W korpusie badawczym Saeder-Krupp służba ochrony miała wpajane wiele prozaicznych zasad, z których co najmniej jedna okazała się teraz bezcenna. Jeżeli miałeś zamiar liczyć na to że ktoś cię opatrzy a nie byłeś celem ochrony, powinieneś sam targać med-packa. Więc Bebok targał największego z osobistych auto-medpacków wielkości pożywnego lunchboxa aż do teraz. Wbrew zasadom, nie trzymał go do momentu kiedy sam zostanie ranny. Cholera, jeżeli moment kiedy mieli tylu rannych przez jego niedociągnięcia a nie znaleźli dość medykamentów nie był właściwym momentem na użycie go, to już nie wiedział jaki by był.

Niepokoił go brak obecności wroga w VRze. OK, mogli siedzieć na swoimi militarnym gridzie. Nawet powinni. A on nie był deckerem, więc nawet nie próbował tam wskakiwać. Ale powinni mieć tutaj co najmniej obserwatorów. Więc czegoś nie wiedział, a mogło im do urwać dupę. Więc wypatrywał przyczajonych ikon dwójnasób, bo jednym z jego koszmarów byłby teraz wrogi rigger przejmujący jego drony.

To że pociski artyleryjskie nie miały zdalnego zapalnika żeby wysadzić ich w powietrze było pewną ulgą, ale też mocno ograniczało ich przydatność jako impromptu ładunków burzących. A swoje własne Bebok zostawił na ciężarówce-lotniskowcu, bo przy prognozowanym zapotrzebowaniu na amunicję nie zmieściły się na bagażniku. Co mógł zrobić? Mógł podpiąć jeden wózek do quada. Samemu popchnąć drugi. Mógł...spróbować na szybko przepiąć zapalniki z kontaktowych czy jakie tam obecnie były na wyzwalanie za pomocą sensor tagów które miał. Tak naprawdę na dowolnie jaki sensor, bo jeżeli już sensor był podpięty pod zapalnik, to Bebok był właścicielem i mógł zdalnie nadać sygnał wykrycia czegoś przez sensor. Czasu było mało, ale może uda się przygotować tak choć jeden pocisk? Dwa? Ile się dało?



Ledwie Pawulicki zaśmiał się na włazie, a Bebok spiął cały swój metaludzki refleks i spróbował lucky shot'a - zgarnąć Pawulickiego zanim ten zdąży zniknąć we włazie. Krasnolud był szybki - takie było sito do tej roboty - a impulsy sterowania z wszczepionego Forgemastera były wielokrotnie szybsze od refleksu śmiertelników.
Ale był też ściorany godzinami natarcia, efektami użytego w natarciach na stację Jazzu i cholera wie jakie wszczepy miał sam Pawulicki.
Jednocześnie odezwał się króciutki burst Ingrama - stick'n'shot, FAPSD i zwykły pocisk - długa uwartura z osadzonego stabilnei na quadzie UKM-2000C i pjedyńcze strzały z wzbijającego się w górę na roto FN-HARa. A wystarczył jeden celny pocisk i głowa gorzowskiego garnizonu przestałaby być zagrożeniem.

Po takim powitaniu, rzecz jasna nie wypadało zostawać w miejscu.
Krasnolud porzucił pchany wózek tak jak był - jedynie krzyknął do enta przypominając o możliwym do użycia pocisku - quada z wózkiem posłał autopilotem na wprost w kierunku czołgu, przeliczając czas potrzebny na dojazd a czas jaki żołnierze potrzebowali by zająć pozycje przy CKMach.
Czas oczywiście uwzględniający fakt że dogbrain miał walić w nich z własnego CKMu ile fabryka dała.
Sam ruszył truchtem (i upewnił się że w ferworze wydawania komend Zawada także to zrobi) za Kocurem w kierunku budynków, sypiąc elektronicznymi komendami na lewo i prawo. Zdążył wyrobić sobie zaufanie do jego zdolności czyszczenia terenu przed wejściem, a sam musiał poświęcić sporo uwagi na wszystkie inne czynności. Zużył jeden granat dymny, by osłonić ich bieg, ale ostatni jaki mu został zostawił na później.

Patrząc na kaliber haubicy na wprost, można było bezpiecznie założyć że nawet podmuch eksplozji będzie śmiertelny. Budynki obronne dookoła powinny były zapewnić ochronę przed ogniem z karabinów maszynowych, ale maks na co liczył wobec tej haubicy to ochrona przed trafieniem o dwa budynki dalej.

Już w ruchu wydał kolejną komendę dronom - oba rotodrony miały się wzbić ponad czołg i najpierw wystrzelać, a potem szachować wszystkie próby wejścia na pozycje z CKMami. Tutaj miał dla obsługi czołgu niemiłą niespodziankę: po samobójczym ataku motorem obwieszonym ładunkami wybuchowymi zainwestował czas w elektrozaczepy na dronach i oba drony miały po dwa podwieszone granaty - po jednym odłamkowym w smarcie, jeden zapalający i jeden nówka nie śmigany Cavalier Voltaic. Bebok ustawił programowy alert na pojawienie się nowego celu na zewnętrznej skorupie pojazdu - i w momencie kiedy dostanie pinga że ktoś wychodzi na zewnątrz przełączy się na osobisty pilotaż żeby wcelować zrzutem granatów do włazu. A do tego czasu miały strzelać z odległości na której przynajmniej była szansa że nie zostaną zgarnięte przez wybuchy pocisków artyleryjskich przywiezionych z dołu.

Jaki plan miał dalej? Dalej przełączać między skanerami a zagłuszaniem pancernego molocha - ale tutaj musiał uważać żeby dobrze wycelować stożek wpływu i nie odciąć się od swoich własnych dronów i móc zdalnie detonować pociski kiedy trzeba. Czołg Pawulickiego nie wyglądał na zaawansowany technologicznie, ale jakieś systemy celownicze i rozpoznania musiał mieć i może nie były dość odporne żeby przyjąć na siebie działanie zagłuszacza. Każdy glitch, każdy lag dawał partyzantom więcej czasu na ucieczkę spod lufy. Dojechać quadem do czołgu, na zakręcie zrzucić pocisk artyleryjski i zdetonować go pod gąsienicami jak tylko dron odjedzie na przeciwną stronę czołgu. Zrzucić granaty z roto-dronów jak tylko nadarzy się okazja, zwłaszcza ten zapalający.

No i przeżyć. Przeżyć na tyle długo, żeby schować się między budynkami - które też mogły być obsadzone. By móc stamtąd bezpiecznie działać dalej. Może później przesunięcie się między wrażą artylerię, by odebrać Pawulickiemu swobodę strzału z tej gigantycznej haubicy. Może wręcz próba przejęcia jednego takiego pojazdu i przygrzmocenia w spaślaka przed nimi. Ale na razie priorytetem było przeżyć i pomóc przeżyć innym.

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 31-07-2019 o 02:04.
TomBurgle jest offline  
Stary 02-08-2019, 01:15   #115
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
https://www.youtube.com/watch?v=LzZEeRTQhJE

Powstańcy natychmiast otworzyli ogień. Pierwszy był Bebok i jego maszynki. Pawulicki płynnie uchylił się z linii strzału, kryjąc się za pancerzem po czym wychylił się by pomiędzy hukiem wystrzałów, wrzasków umierających i pocisków bijących w pancerz dokończyć swoją kwestię. Skurwiel był szybki. Bebok był pewien że pomimo wszystko dorwałby bez problemu puremeat'a. Ten jednak musiał skrywać kilka sztuczek w rękawie!
Chociażby to że pancerna superciężka haubica wielkości niedużego budynku musiała skrywać pokaźną załogę bo gdy pierwsze serie ścięły aspirujących ckaemistów zaraz przez włazy zaczęli się gramolić następni.

Bitwa rozpoczęła się na dobre. Monstrum ruszyło naprzód z zamiarem rozjechania Powstańców. Większość pierzchła jak rozkazała zawada ostrzeliwując się. Jedynie pojazd Beboka pędził na spotkanie rydwanowi Pawulickiego waląc z czego popadnie i zostawiając na jego przejeździe prezent - bombę z artyleryjskiego pocisku. Ta eksplodowała powalając na ziemię niektórych piechurów, rozrywając gąsienicę i kawał pancerza haubicy i zmieniając trasę przejazdu potwora. Siła podmuchu była tak wielka że quad Beboka wywalił się i teraz leżał z przyczepką obracając smętnie kołami i bronią, starając się dosięgnąć jakiegoś celu. Potwór pomimo tego przemieścił się, a na wieży przekierowała się prawie pionowo w górę. Zbyszek wraz z Dobroleszym chwycili po pociskach i rzucili nimi jak atleci wbijając je w pancerz pojazdu i detonując, co wywołało kolejne podmuchy fal uderzeniowych które mogli wytrwać tylko najmocniejsi z pośród grupy. Z rozerwanego pancerza potwora iskrzyła się elektronika i sypały się kable. Eksplozje granatów wlewały ogień do środka pojazdu, pokrywały pancerz płomieniami, a ten pomimo tego wycelował w niebo i wypalił pionowo praktycznie, tak że wszyscy mogli usłyszeć wizg lecącego pocisku.

Pierwszy do budynków i artylerii garnizonu wystartował Kocur. Żołnierze obsługujący bombardy i moździerzy praktycznie ignorowali to co się działo na "arenie" jakby ich najważniejszym zadaniem było ostrzeliwanie miasta i nacierających sił. Bez większego problemu Kocur z pomocą Beboka pozbył się obsługi jednego z samobieżnych moździerzy. Rigger bez problemu mógł przejąć panowanie nad pojazdem.

Tymczasem reszta Powstańców była w opałach. Wprost widzieli spadający z nieba na nich pocisk. Jakby wcale nie przejmując się że wybuch obejmie też jego pojazd i załogę Pawulicki śmiał się do rozpuku, co jakiś czas tylko chowając się za włazem jeżeli jakaś seria była kierowana właśnie w jego stronę. Kiedy pocisk spadł, wbił się w nawierzchnię i tak trwał przez moment wywołując u padających na ziemię Powstańców moment grozy. Kiedy już można było myśleć że to niewypał, klapy w korpusie tegoż otwarły się rozsypując w promieniu kilkudziesięciu metrów miniaturowe granaty które pokryły eksplozjami prawie cały plac garnizonu praktycznie wyłączając z akcji wszystkich lżej opancerzonych. Zbyszek i Hipolit ustali. Kocięba, który przez cały ten czas wypijał kolejne buteleczki i obkładał się zaklęciami ochronnymi właśnie dopadł do Zawady by ją swoimi pijackimi czarami wyciągnąć z czarnej śmiertelnej dupy. Reszta oddziału złożona z ocalałych ze szturmu na kompleks w podziemiach Postańców i Leśnych padła.

Włazy Haubicy były już zdewastowane i pogięte. Latające nad polem bitwy roto-drony Beboka waliły do dwóch czynnych z których jeszcze próbował ktoś wyłazić. Korzystając z okazji jeden z nich wrzucił do środka granat bijący przeciążonym ładunkiem elektrycznym. Po chwili ze środka doszedł straszliwy wrzask. Pawulicki przestał się śmiać. Jego machina która siała postrach wśród Gorzowian zatrzymała się. Spojrzał posępnym wzrokiem po pobojowisku jakby licząc ilu ludzi z załogi stracił. Czynność tą przerwało mu kolejne uderzenie Zbyszka i Dobroleszego przy pomocy fugasów. Dwie wielkie eksplozje pokryły pojazd i rozpruły go doszczętnie, powodując jeszcze kilka wtórych eksplozji amunicji do ckmów.

Nastała cisza. Żołnierze na obrzeżach placu przerwali bombardowanie widząc śmierć pancernego kolosa. Powstańcy przez te parę sekund trwali w miejscach wpatrując się w płonące zgliszcza jakby chcąc się upewnić że oto zdołali zniszczyć zabawkę Pawulickiego.

Lecz pośród trzasków płomieni dało się słyszeć zgrzyt odsuwanej blachy. Z pomiędzy płonącego złomu wypełzł jakiś humanoidalny kształt w skrawkach munduru. Po wciąż uparcie trzymającym się czerepu berecie rozpoznali że był to sam pułkownik. Wypełzł poza obręb pożaru i sięgnął ku resztką munduru na piersi jakby po coś sięgał, lecz zdołał tylko chwycić resztki materiału i je zerwać.
Tkanina skrywała zielono-czerwony kryształ wbity w pierś Pawulickiego, ten sam który był centrum rytuału Czerwonych Druidów.

- To serce prastarego! - zawołał Dobroleszy.

Pawulicki wydał z siebie jakiś paskudny rechot, padł i zaczął dygotać. Kontrola seria z automatu niewiele dała - jego ciało tylko jeszcze mocniej wstrząsały drgawki, aż w końcu eksplodowało w chmurze krwi. Z miejsca gdzie padło błyskawicznie zaczęły wyrastać drzewne kłącza formując wysoką na prawie dziesięć metrów istotę, która wydała z siebie przerażający ryk.



Żołnierze garnizonu natychmiast zaczęli uciekać, porzucając swoje stanowiska artyleryjskie. Nowopowstały ent spojrzał na Powstańców, a jego gęba wykrzywiła się w złośliwym uśmiechu.

- Myślicie że wyzwolicie... Kraj... Towarzysze. Że jesteście w stanie... To zrobić? Pokażcie na co... Was stać... Poczujecie... Prawdziwą... Moc... Czystego... Socjalizmu.
- wyrzucił z siebie śmiejąc się upiornym ale podobnym do pułkownikowego głosem.

Wokół jego łapsk zaczęła narastać czerwona poświata podobna do tej którą otaczała dłonie adeptów skorych do zabicia kogoś gołymi dłońmi.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 02-08-2019 o 01:32.
Stalowy jest offline  
Stary 02-08-2019, 23:44   #116
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Z tym czołgiem poszło stosunkowo łatwo. Załoga była skutecznie eliminowana nim dopadła do cekaemów, silnoręcy i Bebok przywalili weń bombami, a jeden z dronów fartownie zjarał elektronikę wewnątrz za pomocą granatu woltaicznego. Inni rybokraci nie mieli jakoś zamiaru pchać się do tej walki, co mogło cieszyć (i zastanawiać się nad ich głupotą... albo niechęcią do dowódcy).

Poszłoby, bo cholerstwo zdążyło wystrzelić. I tym jednym strzałem praktycznie wymordować całą resztę oddziału, z paroma wyjątkami. Zawada też byłaby pośród poszatkowanych, gdyby nie szybka pomoc ze strony bimbromanty. Nawet nie miała mu okazji podziękować (albo kazać spierdalać) czy nawet zebrać do kupy rozedrgane ciało i zszargane emocje po tak traumatycznej chwili, kiedy pancerne monstrum zostało zniszczone, a Pawulicki (jakimś cudem nieruszony) zrobił kolejne jaja (i nikt go, kurwa, nie zdjął w międzyczasie - chłopakom poleci po premii!) i zmienił się w... drzewca.

To trochę otrzeźwiło dziewczynę. Skoro była pośród pojebanych, to mogła zignorować swoje własne pojebanie.

- Bebok! Artylerią w niego! - wrzeszczała do komunikatora, spieprzając za jakąś osłonę - Magowie, jebać po nim! Reszta też! Bombą go, po nogach, granatem kurwa! - kontynuowała, po drodze zostawiając cylindry z dymem osłonowym bez zawleczki. Pełne trzy sztuki.

Ona miała inny pomysł. Skoro NWPowcy się masowo ulatniali, miała zamiar schować się za jednym z porzuconych pojazdów lub armat i rozejrzeć się za przyłączem do matrixa. Chciała wykorzystać swoje główne, najlepiej rozwinięte umiejętności. Sprowadzić na łeb tego drzewca jakieś kłopoty. Ogień z automatycznej sieci obronnej, oznaczenie jako cel dla rybokratów i rozkaz otwarcia ognia ASAP i za wszelką cenę, nawet cholerne oślepienie go jakimiś reflektorami ze szczytu garnizonu. Cokolwiek.

A jak nie, to może dałoby radę wskoczyć do jednego z porzuconych wozów i go rozjechać? Albo skierować nań jedną z armat i przyjebać z przyłożenia. A jak nawet nie to, to zwabić do amunicji artyleryjskiej - prosto do przygotowanego pasa z granatami Fichetti Frag - i go wyjebać w powietrze.

A jak nawet i ta opcja nie wchodziła w rachubę, to zostawała już tylko chyżość elfa w połączeniu z Semopalem i Black Scorpionem. I reszta ekipy.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 04-08-2019, 00:57   #117
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Przemiana Pawulickiego była szokująca, zwłaszcza powiązana ze słowami Dobroleszego. Zdawało się, że rybokrata wziął i wypaczył serce jednego z mentorów drzewców. W jaki sposób, kiedy, czy faktycznie tak było, nie miało to większego znaczenia w tej chwili. Szykowały się kolejne kłopoty, a mieli do dyspozycji coraz mniejsze siły.


Ułamek chwili zajęło Zbyszkowi zerknięcie w przestrzeń astralną i ocenienie przeciwnika. Co prawda dokładne oszacowanie jak silny był wróg było poza możliwościami Kowalika, to jednak rzuciło mu się w oczy coś innego. Zielone serce jakby zasilało cokolwiek, czym stał się obecnie Pawulicki.


Chwycił jeden z ostatnich pocisków i cisnął nim we wrogiego dowódcę. Miał plan, wbiec na przemienione ciało Pawulickiego i gołymi pięściami zacząć tłuc w serce, które najwyraźniej nie było jego integralną częścią. Oczywiście to był plan, a co do tego jak wyjdzie, musiał poczekać, aż wdroży go w zycie.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 05-08-2019, 21:30   #118
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Kocur


Kocur dopadł i skosił serią obsługę armaty. Dosłownie wskoczył do prowizorycznego stanowisko obwałowanego workami z piaskiem. Szybki obrót, kilka kolejnych serii. Błyskawiczna wymiana magazynka. W jego stronę biegł Bebok, a najpewniej w stronę stanowiska artylerii. Wypalił cały magazynek, robiąc za osłonę ich riggera, który swoimi dronami robił robotę.

I wtedy się zaczęło. Kocur na sekundę zatrzymał się na otwartej przestrzeni, po chwili dając nura w okop, unikając pocisków. Pawulicki, pokemon jeden, ewoluował czy jak się to tam nazywa. W drzewca. W enta. Plus w coś kurwa jeszcze.

-Kurwa! - rzucone w eter zlało się w jedno z innymi wiązankami. Szybko wystrzelił w jeden z "odrostów" łysej dziadygi, ale niewiele to pomogło.

Zmiana pozycji, dopadł do Beboka, rozejrzał się po zgromadzonej amunicji.
-Strzelaj zapalającą! Spal dziada! - dosłownie wrzasnął do niego. Wiedział, jakie zamieszanie spowodował wtedy jego granat zapalający w podziemiach, paraliżując druidzką obronę.

Jeden, dwa, trzy! - wyskoczył ze stanowiska, kierując się okrężną drogą do następnego. Może sam spróbuje to cholerstwo odpalić ręcznie? Zatrzymał się po drodze, wycelował w oczy jednego z entów:
- Aaaa, kornik ci w dupę!!! - I pociągnął za spust. Aż do opróżnienia magazynka.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 08-08-2019, 23:03   #119
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Czas spędzony na montażu elektrozaczepów na dronach, trzymanie obu granatów jak talizmanów na moment kiedy będą w najczarniejszych z czarnych jak śląski węgiel dup, wreszcie, pomysł z czekaniem na okazję do wrzucenia granatu przez właz spłacił się wielokrotnie.

Trzymając się zasady ograniczonego zaufania do istot które były w stanie powtarzalnie uniknać serii z karabinu szturmowego, Bebok nastawił artylerię z mobilki na płonący wrak haubicy i gotów był władować tam cały bagażnik amunicji jeżeli tylko coś zaczęłoby się tam ruszać.

- Załaduję i uciekamy! - krasnolud wpiał się do pojazdu przez DNI już chwilę wcześniej, a teraz wrzucił tą drogą krótką pętlę komend - sprowadzającą się do strzel, skoryguj wg namiaru na enta z dronów, załaduj strzel - odpiął się, i wskoczył na bagażnik. Z wysiłkiem podmienił dwa pociski moździerzowe na podajniku na zapalające i nie czekając aż Pawulicki zorientuje się który pojazd w niego tak łoi, zeskoczył z przyczepki i pobiegł dokładnie w kierunku wskazanym przez Zawadę - porzuconej przez NWPowców artylerii. Krasnoludzie dziedzictwo - termowizja - dawała mu teraz jedną bezcenną informację: najbardziej rozgrzane lufy artylerii były najkrócej po wystrzale, więc miały najmniejszą szansę być załadowane. Jeżeli ludzie spod armaty dopiero by uciekali, tym bardziej. Załadowanie takiego pocisku trwało więcej czasu niż Bebok miał, ale jeżeli wybrałby dobrze...mógł dobić Pawulickiego zanim ten dobrałby się do jego towarzyszy jak hakerzy do amatorskiego riggera.

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 12-08-2019, 22:48   #120
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Ta jest! -

Kiedy Zawada zaczęła zwiewać Kocięba odwrócił się, sięgnął za pazuchę po jakąś flaszkę jarzącą się jakby w środku znajdowała się czysta mana i zaczął pić na hejnał.

Tymczasem Dobroleszy ze Zbyszkiem cisnęli ostatnimi pociskami artyleryjskimi. Te wybuchły pogrążając Pawulickiego w chmurze ognia, zasypując okolicę odłamkami powalając obu silnorękich falą uderzeniową. Obaj adepci widzieli przez astral że tamtego też powaliło… jednak nie zabiło. Pawulicki podniósł się całkiem sprawnie i wyszedł z obłoku dymu. Osmalony, ze zdartą eksplozją korą, z odsłoniętymi dziwnym ni to mięsem ni to miąższem, które zaczęło już zarastać. Silnoręcy od razu rzucili się do walki wręcz starając się powstrzymać przeciwnika. Zbychu chwycił się tłowia i walił pięścią prosto w wypatrzone przez Zasłonę serce, Dobroleszy z rykiem wściekłości ciosami swoich zdrewniałych grab wyrywał ciało z nogi Pawulickiego, lecz ten jakby nie specjalnie się przejmował ranami i ciosami. Jedną dłonią chwycił trolla, drugą enta. Czerwona aura z jego dłoni przeszła na obu wojowników.

- To jak towarzysze…? Pomożecie? - wydudniał Pawulicki rozbawionym tonem.

Adepci chwycili się za głowy i zaczęli się drzeć. Ich oprawca nie zwrócił nawet uwagi na ostrzał Kocura.

- Możecie jeszcze krzyczeć, że leje się krew narodu polskiego, że NKWD rządzi Polską, lecz to nie zawróci nas z drogi. - dodał Pawulicki, a jego zdrewniała gęba wykrzywiła się w sadystycznym uśmiechu.

Lecz pozostałym widok zasłoniła kolejna chmura ognia która ogarnęła potwora. Tym razem to Kocięba zionął kłębem ognistej many niczym legendarny smok. Pawulicki puścił Zbycha i Hipolita i krzycząc z bólu pobiegł na Kociębę. Ten nie bacząc na pędzącą istotę dalej zionął piekielnym ogniem, aż do momentu kiedy cios na odlew posłał go aż w budynek po przeciwnej stronie placu. Alkomanta przebił się przez ścianę i tyle go widziano.

Pawulicki jednak płonął i nie mógł się ugasić. Pozostawieni na środku placu adepci dalej zmagali się z jakąś mocą atakującą ich głowy. Pułkownik rozejrzał się za resztą Powstańców, kiedy artyleria zaprogramowana przez Beboka odpaliła pocisk zapalający. Ten jednak zdołał się uchylić w przejawie niesamowitej odporności na ból i refleksu. Pocisk poleciał gdzieś w miasto. Komputer szybko wziął poprawkę i odpalił drugi, tym razem celny. Eksplozja oblepiła wielkiego enta kolejną porcją napalmu tym razem czysto chemicznego doprowadzając go do furii. Pobiegł biegiem na pojazd i kopniakiem posłał go na bok. Na ten moment czekał Kocur posyłając pod nogi Pawulickiego granat. Kolejna eksplozja.

Kiedy Pawulicki szalał lekkozbrojni pobiegli do kolejnego stanowiska aby je przestawić i wymierzyć w olbrzyma. Zawada zdołała ściągnąć zaledwie zautomatyzowane drony strzegące podejścia pod wzgórze, lecz kaliber którym dysponowały był niewiele lepszy jakby ktoś ciskał igłami sosny w człowieka. Zajęła się więc zaprogramowaniem kolejnego pojazdu. Kiedy dołączył do niej Bebok robota poszła dużo szybciej.
W końcu Pułkownik skrzyżował ręce i rozprostował je gwałtownie krzycząc. Rozbłysk czerwonej jak radziecka flaga energii ugasił spowijające go płomienie. Potem odwrócił się do Powstańców. Straszliwe rany wypalone na jego ciele zaczęły zarastać świeżą korą.

- Prostactwo pojęć, wyobrażeń, pomysłów - zaczął gadać zbliżając się dziwnie powolnym i miękkim jak na takie bydle krokiem - zachcianek, najczęściej osobistych, egoistycznych, pokutuje nawet wśród mas robotniczych, wychowanych, mimo nastrojów rewolucyjnych, przecież w dawnej Polsce burżuazyjno-katolickiej.

Pierwszy pocisk wystrzelony ze stanowiska artyleryjskiego pomknął, a Pawulicki lekko się odchylił, jakby wcale nie był drewnianym gigantem, a zwinnym elfem. Strzał chybił i zalał ogniem jeden z ganizonowych budynków.

- Proszę państwa, to, co niekiedy mówi i myśli również i robotnik – to jest wprost porażające. W gruncie rzeczy ludzie prawie w niczym się nie orientują i naprawdę nie bardzo wiedzą, czego chcą.

Kolejne pociski waliły raz za razem, a Pawulicki zbliżał się robiąc oszczędne uniki. Jeden przyjął na skrzyżowane ręce i choć rozerwało to jego korową powłokę to wydawał się specjalnie nie przejmować. Nie przerwał też swoich przemów.

- Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie, w interesie klasy robotniczej, w interesie chłopstwa pracującego i inteligencji, w interesie walki o podwyższenie stopy życiowej ludności, w interesie dalszej demokratyzacji naszego życia, w interesie naszej Ojczyzny.

Rzucony mu pod stopy pas z granatami Zawady zdołał go trochę przystopować. Dość by Kocur miał pewien strzał i zdołał przestrzelić kulą karabinu jedno ze ślepi wielkiego enta.

- ...to nie zawróci nas z drogi. - powtórzył się Pawulicki.

Tymczasem Zawada i Bebok zdążyli się ewakuować na inne stanowisko i zaczęli je nastawiać. Pawulicki zrobił szybki wypad do przodu, chwycił lufę armaty i miotnął nią w powietrze niczym zabawkę. Cyber-powstańcy wiedzieli, że nie będą mieli dość czasu, by wywalić w bydlaka więcej niż pocisk zanim do nich dopadnie. Kocur władował do jakiejś porzuconej skrzynki amunicji odbezpieczony granat i rzucił pod nogi wroga. Kolejna eksplozja zachwiała nim, ale też nie zatrzymała.

- To jak, towarzysze? Pomożecie? - zaśmiał się pułkownik.

Tym razem nie bawili się w ładowanie zapalających. Komputer szybko namierzył Pawulickiego i wystrzelił. Olbrzym odchylił się…
Eksplozja pokryła pułkownika w całości. Nie zdołał uniknąć pocisku. Po chwili armata wypaliła znów i tym razem pocisk eksplodował. I kolejny. Przed następnym się uchylił, ale rozwiany dym ukazał znów Pawulickiego… i wczepionego weń Dobroleszego, który chwycił go rękoma. Lubuski ent też oberwał od eksplozji, Wyglądał jakby wrósł w ziemię, choć zdarta kora i odsłonięte mięso broczyło brunatnym płynem. Pułkownik obrócił się i dostał kolejnym pociskiem. Gdzieś w przerwie ostrzału Zbyszek zaszedł wroga od pleców, wyskoczył i władował potężny cios w samo centrum tłowia tam gdzie biło zielone serce. I tym razem Pawulicki naprawdę zawył z bólu. Najwyraźniej ciało zmiękczone ogniem i eksplozjami już nie chroniło go tak dobrze.

- Strzelać! - krzyknął Dobroleszy, który wyglądał nielepiej od byłego dowódcy garnizonu.

Kolejny pocisk przyładował w Pawulickiego. Zbyszka osłonił korpus wroga, lecz Hipolita dotknęła kolejna fala uderzeniowa i odłamki. Pułkownik wymierzył mu cios, który prawie wgniótł enta w ziemię. Zbyszek wyprowadził serię ciosów, ale został odrzucony mocnym wymachem. Bum!
Kolejna eksplozja zachwiała potworem, który zdołał się wyrwać adeptom i ruszyć do kolejnej armaty. Strzał nastąpił, kiedy Pawulicki spróbował zrobić krok, lecz coś go zatrzymało i pocisk trafił prosto w korpus pogrążając pułkownika chmurze dymu i ognia. Ogłuszeni wybuchami Powstańcy nie słyszeli odgłosu padającego ciała.
Gdy kurz opadł, a dym się rozwiał ujrzeli Pawulickiego… a raczej to co z niego zostało. Oczerniałe, poszarpane ciało wielkiego enta leżało strzaskane i podrygiwało. Ocalałe, poszarpane ślepie gasło, podobnie jak malutkie płomyki czerwonej aury które wybuchały to tu to tam coraz słabiej. Sam korpus leżał rozerwany… pęknięty niczym owoc. W jego centrum lśnił na zielono sferyczny, zielony obiekt. Pulsował delikatnie, a czerwony zaciek który go dotąd okrywał spływał powoli pozostawiając Serce Prastarego czyste od dziwnej skazy, którą nałożyli na niego Czerwoni Druidzi. Mogli zobaczyć teraz je z bliska - rzeczywiście to coś przypominało serce złożone z organicznego kryształu i małych roślinnych żył go oplatających. Wyraźnie pulsował.
Leżący na placu Zbyszek podniósł się i zobaczył, że w Astralu czerwona energia, która otaczała Pawulickiego rozpływa się i wsiąka w ziemię. Kryształ pulsował czystą, zieloną, życiodajną energią. Ale było jeszcze jedno jej źródło. Słabe i zanikające.

Do resztek Pawulickiego uczepiony był Dobroleszy, a przynajmniej resztka jego ciała. Ręce przypominały cienkie odarte z łyka i kory patyczki z których jeszcze ktoś wydzierał drewno. Całe ociekały brunatnym sokiem. Głowa i korpus były rozszarpane przez odłamki. W pękniętym czerepie pulsował jakiś organ - chyba mózg. Rozwarte usta Hipolita zipiąc wciągały i wypuszczały powietrze, coraz słabiej i słabiej. Oczy enta gasły, wpatrując się w towarzyszy.
 
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172