Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-12-2018, 20:39   #1
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Arrow [Shadowrun] Ojczyzna

Link do Komentarzy.

SHADOWRUN
Polska Wojna Domowa
"Ojczyzna"

ROZDZIAŁ I
Linia Frontu

Polska roku 2063 nie była spokojnym miejscem. Wcale a wcale. Spełniły się najgorsze obawy geopolityków, historyków, wojskowych oraz innych ludzi patrzących w przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Wojna z Rosją. I to nie jedna.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=hIyLYmK6qSc[/MEDIA]

Najpierw na świat spadła nowa plaga w latach 2010-2011 - Virally-Induced Toxic Allergy Syndrome, w skrócie VITAS. Śmiertelnie groźny, szybko rozprzestrzeniający się, gwałtownie inkubujący patogen wywołujący niemożebnie przesadzone wydzielanie histaminy przez organizm, co powodowało szok anafilaktyczny i - w konsekwencji - zgon. Błyskawicznie się szerzący, szybko mordujący i oporny na lekarstwa, wirus ten zabrał życie prawie jednej czwartej populacji Ziemi - grubo ponad dwa miliardy istnień, z czego aż 40% na kontynencie afrykańskim. Niektóre kraje czy całe połacie kontynentów zostały kompletnie wyludnione. I chyba tylko śmierć zakażonych oraz litość losu pozwoliły patogenowi wreszcie wygasnąć. Ale to nie był koniec. Ledwo VITAS wygasł, a nastał Rok Chaosu. Na całym świecie zaczęły rodzić się dzieci elfickie i krasnoludzkie w ramach fenomenu znanego jako UGE (Unexplained Genetic Expression). Z niewyjaśnionych przyczyn kilka elektrowni atomowych na całym świecie doznało katastrofalnych stopnień reaktorów lub ich osłon. W wyniku tego zginęło wielu ludzi, a całe połacie terenu zostały skażone. Oczywiście to nie był koniec. Pojawiły się smoki. Magia. Baśniowe, legendarne i nierzadko śmiertelnie niebezpieczne istoty, bestie, potwory. Piąty Świat się skończył bezpowrotnie, a nastał Szósty.

W wyniku chaosu, katastrof i kryzysów ekonomicznych wiele krajów rozpadło się lub przemianowało. Japonia połączyła się z Koreą Południową i zmiażdżyła militarnie Koreę Północną, a następnie proklamowała Imperialne Państwo Japonii. Stany Zjednoczone Ameryki rozpadły się na kilka państewek w wyniku Wojny Indiańskiej - rdzeń z Midwestu i Wschodniego Wybrzeża zjednoczył się z tym co zostało z Kanady w UCAS (United Canadian and American States), wydawałoby się bezpowrotnie tracąc dawny status supermocarstwa. Chińska Republika Ludowa pogrążyła się w wojnie domowej i rozpadła na prowincje oraz kantony. Federacja Rosyjska przeżyła chyba największą w swych dziejach militarno-polityczną porażkę, tracąc całą Syberię i kawał Rosyjskiego Dalekiego Wschodu na rzecz Jakucji, jednej z tak zwanych Przebudzonych Nacji. Ameryka Środkowa została polubownie bądź siłą zjednoczona w kolejny niebywały twór, Aztlan - agresywne imperium kultywujące stare azteckie tradycje. Większy kawał Afryki pogrążył się w Mrocznych Wiekach. Indochiny na całe dziesięciolecia stały się areną zajadłych walk między kacykami, watażkami, ideologami i najemnikami. Lwia część Maghrebu została zjednoczona pod flagą zradykalizowanej Teokracji Algierskiej. Europa wydawała się sobie radzić - perturbacje nawiedziły jedynie Irlandię (która stała się apartheidowym państwem elfów) oraz w niewielkim stopniu Niemcy i Włochy, które musiały zaakceptować znaczące rozprzężenie wewnętrzne między ich poszczególnymi prowincjami. W pozostałych państwach panował względny spokój (jak na skalę wydarzenia, którym było Przebudzenie Szóstego Świata). Ale nie na długo.

W 2030 roku wybuchły EuroWojny. Rosja, uwikłana z Polską w wieloletni konflikt hybrydowy znany jako Wojny Graniczne w republikach nadbałtyckich, na Białorusi i Ukrainie, ostatecznie sfabrykowała "incydent" - bezpośredni atak lotniczy Sił Powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej na rosyjskie bazy w Obwodzie Kaliningradzkim. W ciągu dalszych trzech miesięcy walk resztki Sił Zbrojnych RP zmuszone były uciekać na zachód, a prawie całe województwo warmińsko-mazurskie zostało zniszczone/skażone. Rosjanie na tym nie poprzestali. Uderzyli na Słowację, Czechy, Węgry oraz Niemcy. Dopiero wtedy reszta kontynentu europejskiego zrozumiała, że musi walczyć z rosyjskim imperializmem i sformowała Europejskie Siły Obronne - zastępstwo za niebyłe NATO. Dzięki poświęceniu Europejczyków - w tym Polaków zgrupowanych pod przywództwem generała Michała Marszalika i jego "Husarzy" - Rosjanie zostali powstrzymani na Łabie; lecz dopiero interwencja nieznanej trzeciej strony konfliktu (podejrzewano Wielką Brytanię), która przeprowadziła niespodziewane ataki bombowe, zamachy na "jastrzębi" oraz ataki informatyczne wobec obydwu stron konfliktu, zmusiła walczących do podpisania zawieszenia broni w styczniu 2033 roku. Rok później wojska rosyjskie wycofały się z terenów Rzeczpospolitej. Polska była wolna... lecz nie na długo.

Przez następne pięć lat kraj próbowało postawić na nogi aż trzynaście technokratycznych rządów, korzystających z odrzucenia demokracji przez naród i władze jeszcze z czasów Wojen Granicznych. Jeden po drugim ów nieudolne rządy pogrążały się w wewnętrznych utarczkach, korupcji i niekompetencji, po czym ustępowały. Ale ostatni z nich, czternasty, nie miał zamiaru podać się do dymisji. Korzystając z potężnych, rasistowskich i ogólnoświatowych rozruchów znanych jako Noc Gniewu w 2039 roku, prezydent Wojciech Rybiński wprowadził stan wojenny, zakończył istnienie III RP, proklamował "Polską Republikę Narodową" i... zaprosił Rosjan do pomocy w tłumieniu zamieszek. Dwieście tysięcy rosyjskich żołnierzy z tzw. Neo-Sowietu (Rosji rządzonej przez "sowiet" - nie tyle komunistów, co radę oligarchów) raz jeszcze postawiło stopę w Polsce i brutalnie stłumiło zamieszki. Pierwsze miesiące dyktatury przyniosły poprawę sytuacji - kraj stał się na powrót stabilny, ludzie mieli pracę, ograniczono przestępczość, rozpoczęto skuteczną odbudowę ze zgliszczy EuroWojen. Ale wkrótce do głosu doszła korupcja "rybokratów" Rybińskiego oraz inkasowanie "procentów" od "polskiej inwestycji" przez Rosję. Pod marionetkowymi rządami Rybińskiego rozpoczął się prawdziwy wyzysk, grabież oraz odkrajanie od Polski kawałków ziem dla potężnych korporacji. Dość szybko pojawił się opór w postaci nowego wcielenia Armii Krajowej działającej z podziemi przeciwko rybokratom i Rosjanom. Na emigracji zaś lobbowali politycy, aktywiści i wojskowi w opozycji do rybokracji. Stan ten trwał przez ponad 20 lat, kiedy to AK, w porozumieniu z "Husarią" zorganizowała wielkie powstanie w listopadzie 2062 roku. Cały kraj stanął w ogniu walk partyzanckich, demonstracji, strajków i otwartych działań powstańczych, zaś na tereny śląskie wkroczyła Armia Wyzwoleńcza - dawni "Husarzy" i inni ochotnicy pod wodzą generała Marszalika, bijący wojska PRN i FR w walnych bitwach. Powstanie o mały włos nie zakończyło się sukcesem - aż do momentu, kiedy rosyjski "doradca" Rybińskiego, generał Suchow, osobiście przejął kontrolę nad sytuacją i zdusił powstanie... krwawo. AK, grupy aktywistów, demonstratorów i strajkujących zostały praktycznie rozbite - przetrwali tylko nieliczni, najbardziej zakonspirowani i najlepiej przygotowani. Całe to wydarzenie zostało nazwane Powstaniem Męczenników. Tryumfalny pochód AW zaś został zatrzymany silną kontrofensywą na terenach przed Gorzowem Wielkopolskim, Kaliszem i Opolem, oraz masowymi bombardowaniami Dolnego Śląska.

Nie był to jednak koniec wojny. Wręcz przeciwnie. Pomimo klęski powstania, AK wciąż trwało i prowadziło partyzantkę, w miastach wciąż wybuchały protesty, a AW dawała odpór wojskom Rosji i PRN oraz jakimś cudem wytrzymywała masowe bombardowania. W całej "Wolnej Republice Polskiej" panował niebywały ferwor. Mobilizacja dotknęła na różne sposoby wszystkich grup społecznych i generacji. Obydwie strony trwały na linii frontu, obsypując się wzajemnie rakietami, bombami, pociskami artyleryjskimi i kulami; obydwie strony wykonywały rozpoznania bojem i ataki pozorowane; obydwie strony przygotowywały się do wielkich ofensyw, które miały wznowić czynne działania wojenne i doprowadzić je do ostatecznego zwycięstwa. I ten stan trwał przez pół roku, aż po czerwiec 2063 - pamiętny miesiąc w historii Polski...


Niedziela, 3 czerwca 2063 roku, godzina 21:23.
Gdzieś na linii frontu między Wrocławiem a Ostrowiem Wielkopolskim.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=-eFmPnFDit8[/MEDIA]

Ostatnie trzy dni były żywym koszmarem dla jednostek 2 Dywizji Armii Wyzwoleńczej stacjonującej na froncie wrocławsko-ostrowskim. Jak gdyby zerwanie kartki z kalendarza i nastanie czerwca wprawiło Rosjan w istną furię. Trzy dni nieprzerwanych bombardowań na całej długości linii frontu. Walili wszystkim co mieli. Ściągali wszystko, co mieli. Oficerowie mówili, że to przygotowanie do ofensywy. A więc jednak. Wojna miała znów stać się gorąca, a Ruscy ubiegli Polaków. Nie wszystkich Polaków, a tych prawdziwych Polaków, z WRP. Nie zdrajców i otumanionych z PRN.

Zmuszeni byli opuścić już trzy linie polowych umocnień i zostawić za sobą szereg wiosek. A raczej wypalonych resztek ruin, przetykanych polami przeoranymi lejami po bombach oraz smętnymi kikutami zmasakrowanych i wypalonych lasów. Miasteczko Odolanów, wsie Kaczory, Raczyce, Uciechów, Bartniki, Kuźnia Czeszycka i masę innych. Dziś trzeba było przesunąć front o kolejne pięć kilometrów z Grabownicy do Żeleźnik - ich ostatniej pozycji na tym odcinku. Za nimi była tylko zryta asfaltówka numer 448 i nieco ponad 50 kilometrów do Wrocławia, z Trzebnicą po drodze. Nie było najgorzej... ale w ciągu trzech dni utracili ponad 20 kilosów terenu w linii prostej oraz prawie pięć procent stanu osobowego. Od samej artylerii, lotnictwa, dronów i innych dalekodystansowych ataków.

Trzecia kompania czwartego batalionu już zdążyła się zadomowić na uprzednio przygotowanych pozycjach w Żeleźnikach - aczkolwiek znając życie za parę godzin zacznie się "deszczyk" i trzeba będzie znowu się w wycofać. Wcześniej w tym miejscu było dużo zieleniny, lasów. Wciąż były z grubsza nietknięte - ale to się mogło szybko zmienić od artylerii. A wtedy znów przylecą drony i odrzutowce. Znowu trzeba się będzie cofać... i poddać najlepszą drogę w promieniu parunastu kilometrów.

Mimo to, trzeba było próbować. Plotka już obiegła okopy. Czarna Kompania się zbliżała.

Wbrew nazwie (którą chyba jakiś mało oryginalnie myślący fagas wyciągnął ze starych książek fantasy, brzmiała tak pretensjonalnie), Kompania była wielkości rozszerzonej dywizji - dziesięć tysięcy walczących. Była to dziwaczna jednostka. Powstała na gruzach pierwszych i późniejszych podrygów Rosjan na globalnym rynku najemniczym, wkrótce stała się znakiem rozpoznawczym polityki Neosowietów. A był to przerażający znak. W Kompanii służyli kryminaliści oraz niewinni. Testowano na nich przeróżne technologie i magiczne sztuczki mające zwiększać ich lojalność oraz sprawność bojową, a zmniejszać człowieczeństwo i niezależność. Narkotyki i stymulanty bojowe. Magiczne geasy, tatuaże i talizmany. Cybernetyka, wbudowane w ciało bomby, VR w czasie rzeczywistym, pranie mózgów. Czarna Kompania szybko stała się nie tylko testerem najnowszych nowinek w dziedzinie odbierania ludziom życia bądź nakładania nań kajdanów, ale także śmietnikiem, gdzie trafiała lwia część przestępców - czy to prawdziwych, czy urojonych - wrogów Neosowietu i zwyczajnych pechowców. A przemiał był w tej jednostce ogromny - wysyłano ją praktycznie wszędzie gdzie trwały jakieś walki, by walczyli po różnych stronach konfliktów, testowali nowy sprzęt, dbali o rosyjskie interesy oraz zdychali jako marionetki opatrzone klauzulami plausible deniability oraz expendable.

Plotka głosiła, że przerzucono całą CzK na front walk z AW. Całe dziesięć tysięcy naćpanych, nafaszerowanych elektroniką, magią i syfem żołnierzy-niewolników nie znających litości ani strachu, nie mających sumienia i nie wahających się rzucać życia na szalę. Oni stanowić mieli szpicę nadchodzącej ofensywy, która wzięłaby Wrocław i wkrótce później zgniotłaby Armię Wyzwoleńczą i zniszczyła Wolną Polskę raz na zawsze. Niektórzy już panikowali, morale się sypało, zdarzały się dezercje - jednak niedużo. Ciągły ruch i groźba ataków zmuszały ludzi do trzymania się w kupie, słuchania rozkazów i skupiania na tym, co było przed oczyma. Większość AWowców wiedziała, że inaczej nie przetrwają tego miesiąca. Ba, następnych dni.

Zapadł już zmrok. Na fortyfikacje jakiś kilometr za północnym krańcem Żeleźników wezwano drużyny "Cedr" i "Wierzba" - garść zmotoryzowanych piechurów na starych wojskowych Jelczach, ze wsparciem niemożebnie wręcz antycznych, wielokrotnie łatanych i ledwo przypominających oryginał czołgów, które dawno dawno temu powinny trafić na złomowisko albo do muzeum - Leopardy: 1, 1A5 i 2. Tylko dzięki staraniom mechaników te maszyny wciąż jeździły i strzelały, a elektronika była wciąż sprawna. Na dzisiejsze czasy to były raczej samobieżne armaty aniżeli czołgi, ale jeden ze starych pancerniaków opowiadał anegdoty, że nawet w czasach Wojen Jugosłowiańskich z powodzeniem używano czołgów T-34 pochodzących z lat Drugiej Wojny Światowej (bez mała sześcdziesięcioletnich wtedy już maszyn) jako "pancernych wozów wsparcia bezpośredniego". Ta... tyle, że te tutaj niemieckie szroty były jeszcze starsze - Leopardy 1 były z lat 60', a dwójka z 80 ubiegłego wieku. Obok w akompaniamencie jechały nieco tylko nowsze wynalazki - ciężki bojowy wóz piechoty Marder 2 oraz dwa małe, lekkie pojazdy rozpoznawcze Wiesel 1 z lekkimi autodziałkami 20mm. Wszystko to w "darze" od Sojuszniczych Landów Niemieckich. Niemiaszki się pewnie cieszyły, że zgarnęły punkty propagandowe za pomoc "bojownikom o wolność" i pozbyły się szrotu ze złomowiska...
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 26-05-2019 o 00:32. Powód: Poprawki
Micas jest offline  
Stary 22-12-2018, 22:23   #2
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Ostatnie lata jakoś nienajlepiej się układały Zbyszkowi. Nie był jedyny, ale jakoś był zdystansowany do cierpienia innych i to jeszcze przed przemianą. Potem z kolei był zbyt zajęty próbami poradzenia sobie z sytuacją i przeżycia, żeby się przejmować za bardzo innymi. Ci, którymi mógłby się przejmować, nie żyli, byli bezpiecznie daleko, albo byli wręcz zbyt blisko niego, żeby móc przeżyć gdyby on sam wykorkował. Tak było w przypadku ducha babci Joli, a przynajmniej wydawało mu się, że to babcia Jola. Dwa rzędy ostrych jak u rekina zębów, jakoś nie pasowały do dziecięcych wspomnień. Obecnie, jego umysł wahał się między koncentracją na głodzie, naprawianiu wiecznie się psujących czołgów i wozów opancerzonych, a gorącą wściekłością, że są spychani przez artylerię, bez możliwości stanięcia z wrogiem twarzą w twarz i wyrwania mu gardła. Część jego umysłu zdawała sobie sprawę, że jeśli plotka była prawdziwa, to spotkanie z Czarną Kompanią mogło się równać samobójstwu. Druga jego część, była nieco niezsynchronizowana z instynktem przetrwania, jaki sobie wpoił jako człowiek. Szeptała mu ciągle biegnij tam, rozerwij ich na strzępy i rozwiąż problem. Póki co, słuchał tej nieco rozsądniejszej.


Ponad dwu i pół metrowy troll był praktycznie na stałe przydzielony do obsługi Leoparda 1A5, cholerstwo dość często się psuło, a mechanik, który potrafi większość części podnieść bez pomocy dźwigu i zna się na tym, co robi, był prawie na wagę złota. Prawie, nie łudził się, że gdyby faktycznie był na wagę złota, to najprawdopodobniej ktoś sprzedałby go którejś z korporacji a za złoto wykupił dość sprzętu, żeby solidnie podreperować ofensywę. Ot uroki szóstego świata, każdy czegoś chciał a życie i prawa metaludzi były tylko iluzją. Chwilowo, jego brązowe oczy przeszukiwały okolice, kiedy ruszył w stronę fortyfikacji, gdzie miał się stawić. Obciążony AK97 i skrzynką z narzędziami wydawał się powolny. Przynajmniej dopóki ktoś nie zobaczył jak Zbigniew się śpieszy, ot chociażby żeby kogoś dopaść i gołymi rękami zamienić w marmoladę. Pomimo pancerza. Fakt, że czasami gadał do siebie, a przynajmniej jak twierdził, z babcią Jolą, jakoś niespecjalnie pomagały w zakwalifikowaniu go jako ten spoko troll z Wierzby. Nie przejmował się tym zbytnio, a jego dowódcy potrzebowali każdego, a tym bardziej kogoś, kto wiedział co robi przy naprawie rozlatującego się złomu.


Wkrótce już siedział przy fortyfikacjach popijając wodę z manierki i zastanawiając się, w jakie bagno zostaną wysłani. Sytuacja jeszcze nie była tragiczna, ale do różowości jej sporo brakowało, a o oznaczało, że będzie trzeba wykonać kontrakcję, przynajmniej tak to sobie koncypował, babcia Jola się z nim zgadzała. - Babcia Jola mówi, że skończy się przebieżką i wypadem nie w tą stronę co trzeba, jeśli chce się być w jednym kawałku. - Szepnął głośnie do Czarka „Sitka” z oddziału, który właśnie przechodził obok, docierając na miejsce zbiórki. Tamten wzdrygnął się tylko lekko i skinął głową, dołączając do zbierającego się oddziału.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 22-12-2018, 22:27   #3
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Kocur

Żeleźniki, wysunięty punkt obserwacyjny.

-Zmiana Kocur, wstawaj - Kocur przestał obserwować przedpole przez niemieckie Smartglasy i spojrzał na żołnierza który zajął pozycję obok niego, przy zwalonym drzewie. Wołali go Faja, z drużyny "Topola".
-Tak wcześnie? Miałem być zluzowany dopiero o zmierzchu.
-Zmiana rozkazów, "Cedr" i "Wierzba" mają stawić się na północnej granicy tej wiochy, z kilometr w las. Po prostu tam gdzie się kończą nasze okopy.
Kocur przekazał zmiennikowi smart-lornetkę, była jedna na kompanię, jeden z nielicznych miarę nowoczesnych sprzętów.
-Coś ciekawego?
- Nie - Kocur pokręcił głową - na razie bez zmian, ruskich nie ma, od czasu do czasu spadnie pocisk, chyba jeszcze na naszą poprzednią pozycję. Widziałem jednego drona, ale daleko.
- Dobra dzięki. Na razie.
- Na razie - kryjąc się za drzewami Kocur wszedł w głębiej w las. Otrzepał się z ziemi i po kilkunastu minutach dołączył do reszty drużyny "Wierzba".

Kocur, a właściwie szeregowy Artur Kotewski, był drużynowym zwiadowcą. A cała ta leśna chowanina działała mu na nerwy. Urodził się w mieście, żył w mieście, walczył w mieście, i to skutecznie. Powstanie wykształciło w nim niechęć do przebywania na otwartej przestrzeni.

Dla reszty był po prostu Kocurem, od Powstania używał jedynie pseudonimu. Artur Kotewski nie istnieje, jest Kocur. Tylko jak się musiał oficjalnie zameldować to używa nazwiska.

Dwa miesiące wcześniej uciekł z ruskiej niewoli i przedarł się przez front, po sprawdzeniu, czy rzeczywiście jest tym żołnierzem Armii Krajowej za którego się podaje, plus krótkiemu przeszkoleniu mającego potwierdzić jego umiejętności, przydzielono go do 3. kompanii 4. batalionu 2. dywizji Armii Wyzwoleńczej. Wiedziano o nim tyle, ile sam powiedział, czyli mało. Walczył w Bydgoszczy, bardzo nie lubił ruskich. Wiedzieli też to, co widzieli. Poruszał się szybko, zwinnie i nienaturalnie cicho, bez żadnych widocznych implantów i ulepszeń. I nie miał oporów przed zabijaniem, przed podchodzeniem do wroga. Jak wtedy, podczas rosyjskiej ofensywy z 1 czerwca, podczas obrony terenu wokół stacji kolejowej Sośnie Ostrowskie, 20 kilosów na wschód od tej dziury (Sośnie to też była dziura). Kocur zlikwidował dowódcę ruskiej drużyny, wbijając mu nóż w gardło, zanim ten w ogóle się zorientował co się w ogóle stało. W tej samej chwili odbezpieczony granat obronny zaplątał się pomiędzy rosyjskich żołnierzy, robiąc z nich zwierzynę, do której po eksplozji można była niemalże bezkarnie strzelać.

Na Kocurze nie robiło to najmniejszego wrażenia. Cichy, wycofany, skuteczny, błyskawicznie został zwiadowcą drużyny. Spostrzegawczy, jakby miał w głowie aparat fotograficzny i własną nippońską SI. Albo coś innego. Kocur na coś takiego tylko się zaśmiał, nie miał żadnych implantów ani innych nienaturalnych części ciała - nie licząc kilku plomb w zębach, oczywiście.

Sprawdził, kto z dowództwa jest na miejscu i podjął decyzję. Zasalutował:
- Szeregowy Kotewski, "Wierzba".

Ze swoim wzrostem, 178, ciemnymi, krótko ostrzyżonymi włosami oraz od kilku dni niegoloną twarzą, w zakurzonym mundurze i obojętnym wyrazie twarzy, ginął w tłumie zebranych, bardziej charakterystycznych żołnierzy. Mógł się z łatwością wmieszać w tłum cywili. Gdyby tu byli.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 10-01-2019 o 21:41.
JohnyTRS jest offline  
Stary 23-12-2018, 22:51   #4
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
- Dowództwo Wierzby, starszy szeregowy Rudy melduje brak zagrożeń w sektorze W13 - komunikat był krótki, ale zgodny z formułką. - Skany wrzucam na hosta -
Jan w ciągu ostatniego pół roku miał okazję nabrać pewnego szacunku do swoich nowych przełożonych. Była to tendencja zupełnie inna od tej podczas pracy dla centrali Saeder-Krupp w Krakowie, gdzie szacunek do przełożonego był odwrotnie proporcjonalny do czasu przez który krasnolud musiał z nim pracować. Lustrzana przyłbica służbowego pancerza była tam najlepszym z możliwych wynalazków - nie dość że kamuflowała odmienność rudobrodego Ślązaka, to jeszcze oszczędzała mu nagan i innych przyjemności które niechybnie by dostał za te wszystkie przekleństwa rzucane pod nosem i niewybredne miny które robił gdy jeden z jajogłowych przestawał zajmować się swoją działką i przechodził do badania cierpliwości swojej ochrony.

Niby nie mogło być tak źle? Jednemu pozytywnemu wyjątkowi od tej reguły toksyczny, mazurski przyzwaniec odgryzł głowę na wachcie Beboka, a drugi zniknął bez pożegnania.

Zwłaszcza do drugiego miał uraz - kiedy ich pułk wycofywał się na zachód pod koniec 2030, propozycja zostania w kraju jako zalążek kontrofensywy wydawała się świetną opcją. Dostał fałszywą tożsamość, oficera łącznikowego i zadanie zbierania informacji aż do kontaktu ze strony dowództwa z kolejnymi zadaniami.
Ostatni kontakt był jeszcze przed odstrzeleniem Baranowa. Potem były już tylko automatyczne potwierdzenia odbioru danych, a oficer łącznikowy został oddelegowany do innej spółki. Ilość wysiłku który włożył w odzyskanie kontaktu była tak ogromna - i tak zmarnowana - że o ile intelektualnie dopuszczał możliwość że były ku temu rozsądne powody, to emocjonalnie zgrzytał zębami na każdą myśl o tych piętnastu latach.
Przy tych całych przygotowaniach i tak nie dowiedział się o powstaniu na czas i ledwo zdążył przedostać się do Wrocławia zanim na wieść o powstaniu S-K zamroziło granice, zabierając to co akurat miał pod ręką. Cały pieczołowicie przerabiany przez lata sprzęt, służbowy dron bojowy z bronią o godniejszym kalibrze, wreszcie jego ukochany ciągnik-lotniskowiec - wszystko to zostało bezpiecznie zatrzaśnięte w sekcji ochrony i próba wyciągnięcia tego na szybko gwarantowała spędzenie co najmniej całego powstania w kozie. Albo w wewnętrznym pierścieniu dookoła Oświęcimia.




Zirytowane bzyczenie rozlegające się w jego głowie wyrwało go z zadumy. Dron najwyraźniej trafił na coś ciekawego podczas oblatywania terenu, ale jego autopilot wykluczał się z współdzielonym softem skanującym i bzyczeniem domagał się przełączenia na program odpalany z konsoli. Bebok ciągle żył nadzieją że gdzieś na pobojowisku trafi mu się jakiś dron którego uda mu się poskładać i zostawienie części programów na konsoli okaże się jednak dobrą decyzją. Jak na razie, jedyną rzeczą w okolicy która miała interfejs dla riggera był jego własny mini-dron, co patrząc na kaliber pocisków spadających na ich poprzednie pozycje było tak bardzo niewystarczające. Jasne, pomagał mechanikom w pracach, ale kiedy osiągali już ten moment że przez chwilę wszystko działało i zostawał czas na zrobienie czegoś ekstra, to miał już serdecznie dość walki z przedpotopowymi maszynami i dla uspokojenia brał na ochotnika wachtę jako obserwator.

Wezwanie dwóch całych drużyn na koniec fortyfikacji wyglądało na koniec spokojnych chwil na najbliższy czas. Z dwojga złego, zdecydowanie wolał przejście do działania z ich strony niż ze strony ruskich.
- Jak tylko nas zmienią na obserwacji, ruszamy na zbiórkę - rzucił do pozostałych obserwatorów - Ja prowadzę, to może nawet będziemy przed czasem -

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 24-12-2018 o 00:28.
TomBurgle jest offline  
Stary 24-12-2018, 00:23   #5
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Przybyli z północy z Lubuskiego. Kiedy toczyły się tam walki powstańcze słyszano tylko od miejscowych o Leśnym Ludzie. A oto jakiś miesiąc temu kiedy powstanie wróciło w dolnośląskie granice przez front przedarło się kilkunastu ponad trzyipółmetrowych leśnych gigantów. Przypominali trochę bardziej ludzkie wersje entów z Władcy Pierścieni. Nosili ubrania - pancerze pozszywane z bojowych płaszczy i zbroi ruskich sołdatów. Zrobili tym większe wrażenie, bo przekroczyli front w miejscu gdzie stacjonowała kompania wojska. Ich przybycie zostało zapowiedziane przez wycia mordowanych Rosjan. Kiedy entowie przybyli na pozycje powstańców dźwigali ze sobą zdobyczną broń, skrzynie i byli cali skąpani we krwi... martwych wrogów.

Mieli coś do dowództwa powstania. Parę dni później zostali wcieleni do Armii Wyzwoleńczej. Ktoś zauważył, że świetnie się sprawdzą jako super-ciężka piechota, bo nawet "użytkownicy magii" pośród nich przerastali siłą trolle. Porozdzielano ich po różnych oddziałach, bo, jak ktoś zauważył, głupio by było stracić wszystkich naraz gdyby pieprznęła w ich drużynę bomba. Biorąc pod uwagę że wróg bombardował wszystko co potencjalnie mogło stanowić osłonę (w tym lasy) to było prawdopodobne że oberwie też grupka "niskich drzew".

Niestety entowie jakkolwiek cenni okazali się też... kłopotliwi. Jakby ktoś chciał opisać ich krótko w paru zdaniach pewnie powiedziałby coś takiego: "Przypominają skrzyżowanie skandynawskiego giganta z drzewem i ekoterrorystą. Z charakteru większość z nich to stare ramole - nie spieszą się, zanim coś powiedzą mija pół dnia, a najchętniej to by siedli na dupie i rozpamiętywali różne rzeczy. Tyle że jak z ramolami, jak się wkurwią to nie odpuszczą, jak chłop żywemu." Jedynie chyba powstańcy z leśnych i wiejskich obszarów mieli do nich cierpliwość. Dla miastowych były to dziwadła straszne. Nikt też do końca nie wiedział czy ma do czynienia z meta-człowiekiem czy z jakąś dziwną rośliną.

Oj wiele było pytań odnośnie entów, ale nie było czasu ich zadawać.

W Powstaniu każdy kto chciał dołączyć do czynu niepodległościowego był na wagę złota. Szczególnie jeżeli ten ktoś ma dość krzepy żeby cisnąć osobówką kilkanaście metrów.

***

Był początek czerwca więc słońce dopiero co zaszło za horyzontem, dlatego Hipolit pozostawał jeszcze w miarę świeży. Napił się z pękatej manierki wody i otarł usta. Wielkolud z niego był co nie miara - trzy i sześć dziesiątych metra, choć brak mu było masywności trolli i z sylwetki przypominał człowieka. Ubrany był w poszarpany pancerz-samoróbkę ze zdobytych na wrogach materiałów - nikt bowiem nie podjął się zrobienia dla entów prawdziwych pancerzy. Zbroja ta w paru miejscach przebita była gałęziami lub zarośnięta korowatymi wyrostkami. Czasem Dobroleszy ostrym kamieniem zdrapywał nadmiar tej kory by pancerz nie przeszkadzał w poruszaniu się. Starannie dbał też o swoją "zieleninę" - przypominające porosty i mech włosy i listki wyrastające z głowy i gałęzi.
Był dla wszystkich wyjątkowo uprzejmy, spokojny i cierpliwy. Podobnie jak reszta entów. Ale też tak jak i oni miał problem z trzymaniem się powstańczej hierarchii. Szybko podoficerowie podłapali że enta lepiej prosić (zwróć się per "pan" to już w ogóle) niż się nań wydzierać - ci bowiem traktowali rozkazywanie im jak pyskówki od przemądrzałych dzieci. A jak takiemu w mordę przylać za niesubordynację?
Hipolit wyróżniał się jednak inną rzeczą - był bardzo gniewny. Na widok pochłanianych przez ogień lasów i łąk rosła w nim frustracja. Zaczynał mówić szybciej, głośniej, czasem prawie krzyczał kiedy trzeba było po prostu coś powiedzieć. Raz nawet chwycił głaz i cisnął w kierunku pozycji wroga. Oczywiście kamulec dolecieć tam gdzie chciał ent nie miał prawa, ale metaludzi przeraziła odległość na jaką pocisk ten został ciśnięty.
Był bardzo oddanym towarzyszem. Osłaniał mniejszych od siebie żołnierzy, dźwigał ich, wynosił ze stref zagrożenia, przyjmował na siebie szrapnele.
Poza tym widać było, że podobnie jak u innych wojaków brak kontaktu twarzą w twarz z przeciwnikiem bardzo Hipolita bolała.

Należało się spodziewać, że kiedy w końcu w zasięgu jego ręki pojawi się ktoś wrogo doń nastawiony będzie widowisko godne maratonu filmów gore.

Świadkami tego będą powstańcy z drużyny Wierzba, do której go przydzielono.

Teraz z dostojeństwem kroczył w kierunku miejsca zgrupowania nie przejmując się tym co mogą rzucić na nich Rosjanie.


W Puszczy nie takie istoty i rzeczy musiał zabijać.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 24-12-2018 o 00:32.
Stalowy jest offline  
Stary 30-12-2018, 20:48   #6
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Nie minęło pół godziny, a Jelcze i pojazdy pancerne dojechały do wstępnych pozycji około kilometr na północ od Żeleźników. Po drodze żołnierzom z Cedru i Wierzby przesłano prostackie, stare jak świat, acz na chwilę obecną wystarczające zdjęcia obrazujące sytuację.



Pierwsze zdjęcie tyczyło się pozycji AW w Źeleźnikach i drugiej pobliskiej wiosce, Krośnicach. Teren był wyjątkowo mocno zalesiony i podmokły, a majowo-czerwcowa wilgoć i zaduch tylko potęgowały efekt. Trzeba było dobrze dbać o elektronikę, żarcie i sprzęty podatne na wilgoć.

Jakiś majster starożytnego Painta pomazał na zdjęciu linie, opatrując je komentarzem. Zielone miały sugerować podejrzewane kierunki ewentualnego natarcia "czekistów" (jak pogardliwie rozwijano skrót CzK, czyli Czarnej Kompanii). Jeśli. Może. Bo nikt nie wiedział, czy Rosjanie uderzą teraz, czy później, czy w ogóle - bo równie dobrze mogli dalej sypać rakietami i pociskami, których mieli w bród (a przynajmniej dotychczasowa intensywność ostrzału na to wskazywała). Czerwone linie tyczyły się pozycji obronnych AW na tym odcinku.

A była to obrona wyposażona obficie, acz w sprzęt minionej ery - czy dwóch. Zimnowojennego, łatanego i "ulepszanego" sprzętu było od cholery. Jedyny pozytyw był taki, że znaczna część sił PRN miała podobny szrot, a nawet Rosjanie korzystali choćby z czołgów T-90 - technologii opracowanej 60 lat wstecz. Ale dziś przeciw nim nie miało stanąć PRN - a poza tym, działo było działem, kaem kaemem. Kula z karabinu wymyślonego przed stuleciem mordowała tak samo "mocno" jak ta z najnowszego cuda z laboratoriów Aresa.

Żeleźniki były zabezpieczone kompanią piechoty w polowych i doraźnych umocnieniach oraz garścią skutecznej broni przeciwlotniczej, mogącej pokryć cały rejon operacyjny - w jej skład wchodził technical zmontowany ze starej Toyoty Tacoma, wyrzutni rakiet SAM typu Avenger i kaemu PKMT do samoobrony, oraz starego amerykańskiego wozu pancernego typu M163 VADS na bazie "starego, ale jarego" transportera opancerzonego M113. Do tego była stacjonarna broń: wukaem NSVT z amunicją HEI oraz betonowy rundel z dopancerzonym "pudłem" skrywającym stary radziecki dwulufowy ZU-23-2 z amunicją HE i p.panc. Broń ta w pełni wystarczyła do odparcia ataków helikopterów bądź nisko lecących myśliwców - pod warunkiem, że nie byłyby one zmasowane bądź nie skorzystałyby z broni o bardzo dalekim zasięgu - jak tzw. stand-off missiles czy bomb w typie JDAM.

Jak na razie wróg nie rzucił lotnictwa na ostrowsko-wrocławskim froncie, co mogło dziwić. Strzelał dużo, ale ogień był prowadzony z wyrzutni rakiet typu "BM-12" i BM-21 Grad, tak w wersjach lżejszych jak i cięższych, oraz z haubic typu D-30 - tak stacjonarnych, jak i mobilnych Goździków. Rakiety 107 i 122mm oraz pociski artyleryjskie kalibru 122mm w typach HE/HEF nie miały wystarczającej siły rażenia jak na pole bitwy roku 2063, lecz było ich dużo. Za dużo. Do tego wróg korzystał z wysoko latających dronów, które ciężko było wykryć i zdjąć w porę. Umocnione punkty były likwidowane goździkowymi pociskami z głowicami kumulacyjnymi typu HEAT.

Odpowiedź ze strony AW na tym odcinku miała nadejść... ale dowództwo dopiero ściągało własną mobilną artylerię. Do tego czasu trzeba było "po prostu" wytrzymać. Ta...

Na razie jedyną artylerią jaką dysponowali obrońcy na tym odcinku były trzy wyrzutnie Typ 63 - dwie zamontowane na technicalach, jedna stacjonarna okraszona umocnieniami. Wszystko na tyłach Żeleźników - i, jako mały plus, dostępne do dyspozycji obrońców jako wsparcie.

Na drugim zdjęciu było zbliżenie na odcinek Cedru i Wierzby.



Był to chyba najbardziej newralgiczny punkt całej linii obrony. Położony między Stawami Krośnickimi stanowił swoistą "groblę" po której wróg mógłby wedrzeć się na tyły Krośnic i Żeleźników oraz zablokować drogę nr 448. Obrońcy zostaliby okrążeni. I tak jak wcześniej, zielone linie były przewidywanymi kierunkami ewentualnego natarcia. Linia czerwona była pierwszą, najbardziej "dziurawą" i rozciągniętą linią obrony głębiej w lesie. Stanowiły ją przede wszystkim okopy, przesieki, zasieki, "wietnamskie pułapki", parę min typu Claymore i klasycznych, wilcze doły, lisie nory i trzy stałe umocnienia - dwie ziemianki (jedna drewniana z kaemem PKT, druga betonowa z wukaemem DShK) oraz większy żelbetowy bunkier z PKMT i NSVT. Pośród obrońców rozdysponowane też były cięższe środki - cztery stare niemieckie H&K MG4 z amunicją p.panc. i cztery wyrzutnie RPG-29 "Vampir" z głowicami odłamkowymi i kumulacyjnymi, po jednym na foxhole.

Druga linia, pomarańczowa, była "ciaśniejsza" i lepiej broniona. Był to pełen system transzei połączonych korytarzami ewakuacyjnymi z linią czerwoną. Miał własną sieć elektryczną i szereg generatorów na paliwo, które zasilały cztery żelbetowe punkty obronne opatrzone wieżami zdjętymi z pojazdów typu BTR - trzy z wukaemami KPVT i kaemami PKT, jedna z autodziałkiem 30mm i kaemem PKT. Foxholes na tej linii dysponowały czteroma jednotubowymi wyrzutniami rakiet "Inflict" które na to zadupie zawędrowały aż z Południowej Afryki, wyposażone w rakiety HEF i HEAT.

Trzecia linia, żółta, była podobna do drugiej - również były tam transzeje i autonomiczna sieć elektryczna podpięta do czterech bunkrów. Te akurat miały wieże pochodzące z pojazdów BMP z cięższym uzbrojeniem (pierwsze dwie z BMP-1, wyposażone w armaty typu Grom z pociskami HE i HEAT i kaemy PKT, jedna z wież miała też wyrzutnię rakiet ppk typu 9K111 Fagot; drugie dwie z BMP-2 z autodziałkami 30mm i kaemami PKT, jedna też miała wyrzutnię ppk typu 9M113 Konkurs). Było też pięć stanowisk z kaemami PKMT.

Czerwony romb stanowił polowy "obóz" (w zasadzie pojedyncze namioty i jeden okop jako stanowisko dowodzenia i radiotelegraficzne). Obrona tego miejsca była w większości mobilna - dwa stare włoskie czołgi typu OF-40, technical z Toyoty HiLux wyposażonej w działo bezodrzutowe SPG-9 "Kopye" z pociskami HE i HEAT, obudowany technical z wieżyczką ze zmodernizowanego BTRa (autodziałko 30mm i PKT) oraz kolejny technical: Toyota Land Cruiser z dwoma wyrzutniami ppk (rosyjski Kornet-EM i amerykański Javelin). Były jednak też stanowiska broni ciężkiej - działo SPG-9 i dwa wukaemy NSV. W odwodzie miały być trzy dopancerzone technicale z wieżami zdjętymi ze starszych BTR oraz cztery kolejne z dokładnie takim samym uzbrojeniem i konfiguracjami, co wieżyczki obronne z linii żółtej. Wszystkie trzy linie były obstawiane przez żołnierzy z "drużyn" (co w realiach tej wojny oznaczało ilość żołnierzy wahającą się między 8 a nawet 50) "Azalia", "Akacja" i "Cyprys".

Ogółem: sporo sprzętu, ale nędznej jakości (jak na 2063 rok), obsługiwanego przez wiernych, odważnych ludzi. Prawie jak za Powstania Warszawskiego. Z tym, że AW miało przynajmniej broń dla każdego - choćby był to antyczny AK-47 (już nie mówiąc o "nowym" AK-97).

Dowódcą - czy też raczej "towarzyszką-przywódczynią" - tej linii była niejaka Martyna Zawada.


Charakterystyczna elfka w stopniu porucznika AW (wcześniej AK), o której chłopaki i dziewczyny z Cedru i Wierzby mogli już usłyszeć. Kompetentna, odważna, acz nieco szurnięta. W zasadzie to nawet szalona, ale nikt tego głośno nie mówił. I bardzo rozpolitykowana. Podobno miała kontakty z organizacjami anarchistycznymi czy anarcho-syndykalistycznymi, czy anarcho-chuj-wie-co, może sama była z jednej z nich. Wiadomo, że Wrocław, skąd pochodziła, przed wojną był kolebką tego typu "wywrotowców", antysystemowców walczących z PRN i Rosjanami na swój sposób. Warszawa i Moskwa nazywały ich terrorystami. Oni sami zwali siebie bojownikami o wolność ludów i innymi hasłami żywcem wyjętymi z propagandy. AW, AK, WRP ostrożnie nazywało raz "sojusznikami", innym razem "towarzyszami w boju", jeszcze kiedy indziej wrzucało do jednego wora wraz ze swoimi żołnierzami.

Śląsk stał się ostatnio bardzo pogmatwanym miejscem.

Ledwo dojechali do "rombu", a por. Zawada powitała ich osobiście. Była w świetnym nastroju, jakby nie dostrzegając trudów ich sytuacji. Podziękowała nowoprzybyłym i zaraz rozdysponowała ich po pozycjach... według ich własnego uznania. Zdębiałym żołnierzom tłumaczyła to jakimś "mutualizmem" i koniecznością wykorzystania "intuicji". Wariatka? Może. Jak do tej pory jednak żyła, jej ludzie też. Prosiła też wszystkich "doświadczonych specjalistów" o sugestie, propozycje i zgłaszanie się na ochotnika do zadań, w których byli dobrzy.

Tak czy inaczej, Cedr i Wierzba podzieliły się. Obydwie Łasice udały się na linię czerwoną, gdzie mogłyby wykorzystać swoją zwrotność i niewielki rozmiar do zastawienia zasadzek. Leopardy zajęły pozycje na linii pomarańczowej, Kuna zaś, ze swoim dalekosiężnym ppk, mogła "snajpić" z żółtej. Jelcze pozostawiono za "rombem" - ukryte i w pozycji ułatwiającej szybkie załadowanie i odjazd. Na wszelki wypadek.

Ledwo posiłki rozstawiły się, a z lewej zaczęły dobiegać odgłosy strzelaniny. Szybko posłano tam drona obserwacyjnego, którym sterował Jan Rudy. Zawędrował na zachodnią stronę Krośnic i w bardzo obrazowy sposób przedstawił sytuację...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jSYmPjOSuuc[/MEDIA]

Wróg nacierał. I miał sporo sprzętu. Skany z dronów jednak trzeba było sprawdzić dwukrotnie, bo obserwatorzy nie mogli uwierzyć. Wrogiem rzeczywiście była "Czeka" i jej pojazdy były... równie stare, co wozy AW. Choćby starożytne już czołgi T-55. Ale były też... fabrycznie nowe. Szybka analiza ich potencjału dawała 100% wydajności. To było niepojęte.

Tak czy inaczej, odległe rozbłyski i głośne wizgi oraz syki w powietrzu zawtórowały starciu o Krośnice. Kilka sekund później na przedpola Żeleźników i na inne miejsca padały rakiety i pociski artyleryjskie. Dron wykrywał źródła ciepła przedzierające się w stronę drugiej wioski... oraz "grobli" między Stawami. Zawada wszczęła alarm bojowy. Ludzie natychmiast ruszyli na stanowiska.

Po raz kolejny żołnierze Wierzby zostali rzuceni w wojenny wir - ale tym razem mieli pewność, że będzie to najbardziej intensywna noc w ich życiu.



SITREP

Możecie dowolnie rozdysponować swoje postacie na opisanych pozycjach oraz objąć dowolną z opisanych broni, wież czy wozów jako "swój". Jeśli obejmiecie pojazdy swoim dowództwem, to możecie je oczywiście "przestawić" gdzie indziej. Poniżej przedstawiam rozpiski dla Waszego odcinka oraz Krośnic i Żeleźników:

Stawy Krośnickie
Linia czerwona:
- Ziemianka nr 1 (drewniana; PKT)
- Ziemianka nr 2 (betonowa; DShKM)
- Bunkier nr 1 (żelbetowy; PKMT, NSVT)
- 4 lisie nory z bronią wsparcia (po 1 H&K MG4 z amunicją AP i wyrzutnią RPG-29 Vampir z granatami HE i HEAT)
- "Łasica 1" (lekki pojazd gąsienicowy Wiesel 1 z autodziałkiem 20mm)
- "Łasica 2" (j.w.)
- Żołnierze z "Azalii"

Linia pomarańczowa:
- Bunkier nr 2 (wieża z BTR-70 - KPVT, PKT)
- Bunkier nr 3 (wieża z BTR-80, j.w.)
- Bunkier nr 4 (j.w.)
- Bunkier nr 5 (wieża z BTR-80A - autodziałko 2A42 30mm, PKT)
- 4 lisie nory (po jednej jednotubowej wyrzutni rakiet "Inflict" z rakietami HEF i HEAT 107mm)
- Czołg podstawowy Leopard 1 ("1A0")
- Czołg podstawowy Leopard 1A5
- Czołg podstawowy Leopard 2 ("2A0")
- Żołnierze z "Cyprysu"

Linia żółta:
- Bunkier nr 6 (wieża z BMP-1 - armata 2A28 Grom 73mm, PKT)
- Bunkier nr 7 (j.w. + wyrzutnia ppk 9K111 Fagot)
- Bunkier nr 8 (wieża z BMP-2 - autodziałko 2A42 30mm, PKT)
- Bunkier nr 9 (j.w. + wyrzutnia ppk 9M113 Konkurs)
- 5 lisich nor (po jednym PKMT)
- "Kuna 1" (ciężki bojowy wóz piechoty Marder 2 z autodziałkiem 35mm)
- Żołnierze z "Akacji"

Romb:
- Umocnienia (jedno działo bezodrzutowe SPG-9 Kopye z pociskami HE i HEAT, dwa wukaemy NSV Utyos z amunicją smugową)
- "Spaghetti 1" (czołg podstawowy OF-40)
- "Spaghetti 2" (czołg podstawowy OF-40)
- "Rozpruwacz 1" (Toyota HiLux z SPG-9 z pociskami HE i HEAT)
- "Rozpruwacz 2" (Toyota Land Cruiser z wyrzutniami ppk FGM-148 Javelin i 9M133 Kornet-EM)
- "Puszka 1" (dopancerzony technical; wieża z BTR-80A - autodziałko 2A42 30mm, PKT)
- 3 wojskowe ciężarówki Jelcz 800

Odwody:
- "Puszka 2" (wieża z BTR-70 - KPVT, PKT)
- "Puszka 3" (wieża z BTR-80 - j.w.)
- "Puszka 4" (j.w.)
- "Puszka 5" (wieża z BMP-1 - armata 2A28 Grom 73mm, PKT)
- "Puszka 6" (j.w. + wyrzutnia ppk 9K111 Fagot)
- "Puszka 7" (wieża z BMP-2 - autodziałko 2A42 30mm, PKT)
- "Puszka 8" (j.w. + wyrzutnia ppk 9M113 Konkurs)

Krośnice (przed rozpoczęciem walk; ciężkie straty; status poszczególnych pozycji nieznany):
- Bunkier/wieżyczka metalowa nr 10 (2A28 Grom 73mm z pociskami odłamkowo-burzącymi, WKM-B z amunicją p.panc. z zubożonym uranem, UKM-2000C z amunicją zapalającą)
- Bunkier nr 11 (granatnik automatyczny AGS-17)
- "Strzała" (pancerny wóz wsparcia bezpośredniego - MT-LB Strela 10 S8
- "Kuna 2" (ciężki bojowy wóz piechoty Marder 2 z autodziałkiem 50mm)
- "Lech 1" (BWP-1M Puma)
- "Lech 2" (BWP-1M Puma)
- "Spaghetti 3" (czołg podstawowy OF-40)
- "Czech 1" (samochód pancerny OT-65A Vydra)
- "Czech 2" (samochód pancerny OT-65A Vydra)
- "Rus 1" (czołg podstawowy T-72M)
- "Rus 2" (czołg podstawowy T-72M1)
- Żołnierze z jednostek "Bożodrzew", "Glediczja" i "Kolcosił"

Żeleźniki
Obrona wsi:
- "Łasica 3" (lekki pojazd gąsienicowy Wiesel 1 z wyrzutnią ppk BGM-71 TOW)
- "Czech 3" (transporter opancerzony OT-64 Cobra + wyrzutnia ppk Konkurs)
- "Czech 4" (j.w., bez wyrzutni)
- "Lech 3" (transporter opancerzony SKOT)
- "Opłot 1" (czołg podstawowy BM Oplot)
- "Opłot 2" (czołg podstawowy T-84)
- "Gwiazda 1" (transporter opancerzony Stryker z dorobionym kaemem M60E4)
- "Gwiazda 2" (transporter opancerzony M113 z dorobionym kaemem M60)
- "Gwiazda 3" (transporter opancerzony M113 ACAV z działem bezodrzutowym)
- "Gwiazda 4" (wóz pancerny NM142 z wyrzutniami ppk)
- Żołnierze z jednostek "Judaszowiec", "Maakia" i "Kłęk"

OPL:
- Ziemianka nr 3 (drewniana; NSVT w konfiguracji p.lot. z amunicją HEI)
- Bunkier nr 12 (dopancerzona armata p.lot. ZU-23-2 z amunicją HE i AP)
- "Gwiazda 5" (wóz pancerny M163 VADS)
- "Rozpruwacz 3" (Toyota Tacoma z wyrzutnią SAM Avenger i PKMT)

Wsparcie:
- "Jutrzenka 1" (umocnienie z wyrzutnią rakiet 107mm HEF Typ 63)
- "Jutrzenka 2" (dopancerzony technical; wyrzutnia Typ 63)
- "Jutrzenka 3" (Toyota HiLux z wyrzutnią Type 63)
- 3 wojskowe ciężarówki zaopatrzeniowe Jelcz 800
- 3 wojskowe ciężarówki transportowe Star 1444
- 2 cywilne cysterny z paliwem MAN

Wróg: (liczebność i dokładny stan nieznane)
- Czołgi średnie/podstawowe T-34/76, T-34/85, T-54, T-55, T-62, T-64, T-72 i T-80 w różnych wariantach i pochodnych; stan fabryczny
- Czołgi ciężkie z rodziny IS (m.in. IS-7); stan fabryczny
- Inne pojazdy pancerne z epoki powyższych (m.in. z rodziny BMP); stan fabryczny
- Żołnierze-cyborgi z Czarnej Kompanii z różnym uzbrojeniem (tak nowoczesnym, jak i przedpotopowym w stanie fabrycznym)
- Wsparcie artyleryjskie (ciągnione wyrzutnie rakiet 107mm BM-12/Typ 63 z rakietami HEF, samobieżne wyrzutnie rakiet 122mm BM-21 Grad z rakietami HE, haubice ciągnione 122mm D-30, haubice samobieżne 2S1 Gwozdika 122mm z amunicją HE i HEAT)
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 30-12-2018 o 23:17. Powód: Poprawki
Micas jest offline  
Stary 31-12-2018, 00:08   #7
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Przepraszam, czy wszystkie te grzmiące rury są przydzielone? - zapytał uprzejmie Hipolit.

Zbiórka odbyła się w Źelaźnikach, a potem kazano im iść na groblę. Całemu Cerdrowi i Wierzbie. W wiosce jednak stacjonowało więcej jednostek. Zagadany krasnolud siedział na pace ciężarówki. Teraz spoglądał ze zdumieniem na enta, a potem na skrzynie na które ten wskazywał. Jedna z nich była otwarta nie wiedzieć czemu i odsłaniała zawartość - WKMy. Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe ładowane amunicją 12.7 x 99 mm NATO czy .50 BMG, będące zmodyfikowaną wersją sławetnego radzieckiego Utyosa.

- Grzmiące rury? - zapytał zdziwiony krasnolud.

- Rury z błyszczącego kamienia. - sprecyzował ent.

- Aaa... karabiny... a z której jednostki jesteś... ummm.. kolego?

- Z Wierzby, panie krasnoludzie.

Brodacz uniósł brwi, podrapał się po brodzie, spojrzał na skrzynię, a potem na wykaz na holo-tablicy.

- Wszystko niby przydzielone, ale jest trochę tego więcej. Wiesz... bałagan.

- Mhm.
- kiwnął głową Hipolit i pogładził swoją brodę z dostojeństwem - Czy mógłbym prosić ciebie o wydanie mi jednego z tych grzmiących konarów? Wszystko co mniejsze nie mieści mi się w dłoni.

Krasnolud znów zerknął na sprzęt, potem na enta, a potem znów na sprzęt, a potem na holo-ramkę.

- W sumie... i tak wszyscy zdechniemy. A ty wyglądasz, bez urazy, na drągala, który jest w stanie to cacko udźwignąć.
- krasnolud wstał, przeszedł się między skrzyniami i wybrał jedną z nich - Bierz. Masz też taśmę z amunicją. Tylko jak coś ci zostanie to zwróć. - powiedział, wyjął osobną holoramę i włączył ją - Jak się nazywasz?

- Jestem... Hipolit. Hipolit Dobroleszy.

- Har... dobra. Zapiszę cię na nieoficjalnej liście, aby potem nikt się nie czepiał. Daj "popalić" cholernym kacapom.
- rzucił drapieżnie krasnolud klikając coś na holoramce - Bierz tą skrzynię. Weź sobie też tamte zasobniki. Trochę tego mamy. Dobra rzecz. Ten i ten. Pełen płaszcz, co czwarty smugowy. Może i to praktyka ruskich, ale oni jednak to przetestowali bardziej niż my. Masz jakiś komunikator? Słuchawki?

- Niestety nie mam. Żadnych mi nie dano. Z resztą... nie znam się na tych rzeczach.

- Ciężkie wsparcie bez komunikacje, heh... dobre sobie. Hmm... Tu mam jakieś. Daj je potem do obejrzenia waszemu inżynierowi, nastawi ci co trzeba.

- Dziękuję, panu.
- odpowiedział ent - Nie będzie, pan miał z tym żadnych problemów?

Krasnolud machnął ręką.

- I tak jest burdel jak ja nie mogę. Do obsługi ciężkiego sprzętu trzeba mieć wprawę. Ty masz panie kolego?

- Mam.
- odparł krótko Hipolit - Musiałem, bo nie jestem w stanie zniszczyć wszystkiego pięścią czy głazem, a dużo trafia się w moich stronach zdobycznej broni. Niestety nic nie pasuje do moich dłoni poza bronią o wielkich gabarytach, ale to nic...

Krasnolud uśmiechnął się przepraszająco... a może trochę było w tym irytacji bo po minie enta było widać że ten chyba chce opowiedzieć jakąś dłuższą historię.

- Chyba twoi koledzy się zbierają do drogi. - przerwał - Musisz się spieszyć.

- Prawda. Muszę. Jeszcze raz dziękuję. Niech ci Opatrzność wynagrodzi dobroć twoją, panie krasnoludzie.

- Proszę bardzo. Niech ci dobrze służą. - trochę prześmiewczo krasnolud skłonił się i pożegnał - Jakbyś przeżył i miał co zwrócić to pytaj o Wacława Kotrzewę!

***

Transport zmierzał na groble. Obok ciężarówek, pojazdów i czołgów szedł ent dźwigając na plecach skrzynię oraz dodatkową amunicję. W dłoniach dzierżył Utyosa starając się sprawdzić, jaki chwyt będzie dla niego najwygodniejszy. Kiedy znalazł odpowiednie ułożenie, oparł WKM na barku i szedł dalej. No tak. Dostał jeszcze zestaw łączności. Pamiętał że ktoś tutaj był ich specjalistą mechanikiem.

- Szukam pana Beboka. Gdzie go mogę znaleźć? - zapytał pasażera z szoferki jadącej obok niego ciężarówki.

- Nie wiem panie Hipolicie. - odparł człowiek - A o co chodzi?

- Dostałem komunikator. Nie wiem jak je obsłużyć.

- Aaa... Proszę podać. Zaraz to nastawię na naszą częstotliwość.

- Dziękuję bardzo.

***

Dowódczyni tego odcinka wyszła im naprzeciw, powitała i dała możliwość wyboru zadań. Hipolit nie znał plotek na jej temat, więc gest ten przyjął jako wielką grzeczność z jej strony. W ogóle wydawała mu się sympatyczna. Może to dlatego że zielone włosy kojarzyły mu się z driadami z Kęszycy Leśnej?
Tak czy tak mieli walczyć na wilgotnym, mocno zalesionym terenie. To nastrajało Dobroleszego pozytywnie, pomimo że wszystko zapowiadało niewypowiedzianą rzeź.
Rozejrzał się po pozostałych meta-ludziach. Czuć było napięcie. Na ich twarzach widać było determinację i gotowość do boju.

- Nie znam się za dobrze na prowadzeniu wojny. - rzekł unosząc dłoń Hipolit, kiedy zapytano o ochotników - Więc rady dać nie mogę, lecz zgłaszam się na pierwszą linię lub gdziekolwiek gdzie będzie potrzebna siła i wytrzymałość. Im bardziej będę pośród zieleni tym będę pożyteczniejszy, bo las jest mym sprzymierzeńcem. Osłoni mnie, ukryje i uleczy. Odciążę was wszystkich najbardziej jak będę mógł.

Hipolit uśmiechnął się lekko do wszystkich. A wyraźniejszym uśmiechem obdarzył porucznik Zawadę.

- Pane Hypolit! - zawołał jakiś ośmielony ork z oddziału - Przecież ciebie wypatrzą i zaraz rozwalą!

- Las jest mym sprzymierzeńcem. - powtórzył ent jakby miało to wszystko wyjaśnić.

***

Kiedy tylko zatwierdzono podział sił Hipolit zatrzymał się w obrębie trzeciej linii obrony. Zawiesił WKM na piersi, uklęknął i położył dłonie na ziemi. Wyglądało jakby wprawił się w jakiś trans, po zaczął się kiwać i mamrotać. Gałęziowate odrosty wypuściły więcej zielonych pąków, które szybko rozwinęły się w liście. Zieleń i las były wszędzie wokół. Były też stawy dające dość wody. Dobroleszy czuł przepływ energii w tej całej krainie, a że zbliżała się ciężka bitwa postanowił czym prędzej z niej zaczerpnąć. Świetlisty pył uniósł się z mchu i ściółki leśnej, kiedy ent zaklinał moc w potrzebną mu formę.
Całe czarowanie skończyło się dość szybko. Ent wstał, wyprostował się, a potem ruszył przed siebie biorąc z powrotem w dłonie Utyosa. Lecz jego krokom nie towarzyszyło żadne dudnienie, a wkrótce i ciężko było go dojrzeć kiedy przechodził między drzewami.
Las i noc osłaniały Hipolita i tylko to że cicho pozdrawiał mijanych żołnierzy pozwoliło z całą pewnością określić gdzie jest.

- Dobroleszy, na pozycji. - zameldował cicho do komunikatora, wsuwając się do jednego z okopów i kucając.

Wkrótce potem rozpoczął się ostrzał Źelaźników i Krośnic. Po pierwszych wybuchach, kiedy wykryto też nacierającą piechotę po polach bitew poniósł się donośny okrzyk.
Żadnego zawołania, żadnych słów. Głos ten był niesamowity trudny do jakiegokolwiek porównania.

Hipolit nie dołączył do wojennego zewu entów. Był w głębi lasu, obłożony czarami maskującymi, nie mógł ryzykować, że wróg wykryje jego pozycję. Lecz w duszy okrzyk ten przypomniał mu wypalone bombardowaniami lubuskie lasy, istoty które zginęły w tej pożodze i zło jakie wyrządzono jego Puszczy.

Gniew w jego wnętrzu zaczął narastać. Drzewa wokół jego pozycji zaszumiały gniewnie pomimo że wiatr wcale nie był jakiś porywisty.

Las na Dolnym Śląsku nie był Przebudzony. Nie mógł się bronić sam. Jego frustracja i bezsilność musiały znaleźć jakieś ujście.

Tym ujściem mogli być entowie.

Przez nich dolnośląski Las mógł w końcu wywrzeć na wrogu swój gniew.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 31-12-2018 o 00:43.
Stalowy jest offline  
Stary 31-12-2018, 03:39   #8
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Kowalik zastanowił się na chwilę nad wydanymi rozkazami. Najwyraźniej był tu taki rozpierdziel, że dowódczyni nie chciała brać na siebie zbytniej odpowiedzialności, albo nie umiała. Fakt, że troll był w zasadzie cywilem z minimalnym dodatkowym przeszkoleniem, działał tu jedynie na plus, nie utracił jeszcze swojej dozy niezależności od łańcucha dowodzenia. Miał też swoją ulubioną pozycję, czy może niemalże z góry narzuconą. Zwykle był przydzielany w pobliże Leoparda 1A5, czy też jak ostatnio mówił w skrócie Jasia.


Skrzynka narzędziowa nie ciążyła mu za bardzo, ale miał nadzieję, że nie będzie mu potrzebna. Czołg, który nawala w samym środku walki, bywa ciężki do naprawienia, nawet jeśli wróg nie zorientuje się, że ma do czynienia z siedzącą kaczką. Ze skrzynek amunicyjnych pobrał cztery zapasowe magazynki do swojego AK-97. Miał nieco swojej amunicji, ale dodatkowe magazynki zawsze jakoś były potrzebne, a tych kilka przeciw pancernych pocisków jakie miał, wolał zostawić na moment kiedy będą naprawdę potrzebne i będzie miał dużą szansę na trafienie.


Zbyszek przykucnął na pozycji za czołgiem, odbezpieczając swój karabin i skupił się. Po chwili jego oczy zaczęły dostrzegać przepływ mocy, miał zamiar obejrzeć pole nadchodzącej bitwy pod kątem obecnych duchów, ale tak jak się spodziewał, drzewa zasłaniały prawie wszystko. Mimo to, lekko pulsujący zielenią las, działał uspokajająco na wiecznie skołatane bezsennością nerwy trolla. - Idą, postaraj się ich nie oszczędzać. - Usłyszał koło siebie szept i tak jak się spodziewał, zobaczył babcię, chociaż kiedy tak jak teraz, wyczuwała zbliżający się rozlew krwi, jej szczęka dziwnie przypominała mu rekinią. Widział kiedyś te zwierzęta na jakimś holowideo, które zaplątało się między materiały o ciągnikach i silnikach, które zwykle oglądał. Musiał przyznać, że na swój sposób, te zwierzaki były fascynujące. - Zobaczę co da się zrobić, ale najpierw najlepiej ich wystrzelać. - Odparł cichutko, tak, żeby nikt poza duchem go nie usłyszał. - Szkoda, masz takie utalentowane ręce. - Tego stwierdzenia Zbyszek nie zaszczycił komentarzem. Nie mógł za wiele dodać, zostało czekać i mieć nadzieję że nie oberwie, zwykle miewał wtedy problemy z samokontrolą. Te z kolei polegały na tym, że zamiast strzelać grzecznie do ludzi, biegł do nich i próbował wyrywać im gardła, najczęściej z niezłym skutkiem, o ile przeciwnicy nie mieli gigantycznej przewagi, tak jak dziś. "Pora na oberka." - Przemknęło mu przez myśl.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 31-12-2018, 18:30   #9
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Dla Kocura sytuacja była na minusie. Minus za teren, duży minus za Czekistów, plus za to, że na grobli atakuje tylko piechota. A całe uzbrojenie było cholernie ciężkie, co skreślił z automatu. Swoim peemem mógł tej zadrutowanej bandzie gówno zrobić. Jeszcze raz popatrzył się na wyświetlone zdjęcie satelitarne i przebieg terenu. Pomiędzy stawem i Krośniewicami widział newralgiczny punkt. Jak sowieci tam się przedrą, to spokojnie wejdą nam na tyły…

- Pani dowódco, szeregowy Kocur – zameldował się niezbyt regulaminowo, ale Zawada też pod regulamin za bardzo nie podpadała – Sprawa pierwsza, pomiędzy nami a Krośniewicami jest ile linii obrony? Sowieci pójdą tam pewnie pojazdami przez pola, otoczą Krośniewice i nam wyjdą na tyły. Sprawa druga, planujemy kontratak czy tylko dalej bronimy pozycji?

Czekanie i uciekanie go wkurzało. Ruscy mają tonę ludzi i sprzętu. Jak rozgromimy ich pierwsze uderzenie, to będą dokładnie wiedzieli gdzie siedzimy i co mamy. Wystarczy jeden dorn z termowizją i będą cholernie widzieć, gdzie co strzela. A potem myk i nawała artyleryjska. Zasada z partyzantki: Bądź w ruchu, zmieniaj pozycje.

- Dobra, lecę na pierwszą linię – rzucił do reszty. Założył słuchawki z mikrofonem, uruchomił zestaw. Wszyscy rozbiegli się. Próbna łączność i do przodu. Zawinął się jeszcze na tyły. Z peemem to on tam nic nie zrobi, na czekistów trochę za słabe. Dopadł do wojskowego jelcza, na pace leżało jeszcze kilka karabinków, zebrane po rannych i zabitych podczas ostatnich dni nawały. Dorzucił swoje UZI i amunicją do niego. Wziął AK-74 enerdowskiej produkcji ze składaną kolbą i pięć magazynków, jeden do broni, dwa wcisnął do ładownic i dwa kolejne do kieszeni w spodniach.

Pobiegł na pozycję, mijając manewrującego „Jasia”>
- Trzymaj się – rzucił do Zbyszka i przeskoczył przez wąski okop. Krótkie rozeznanie i do bunkra. W środku cekaem był obsadzony, strzelec i drugi od ładowanie amunicji. Sam stanął z drugiej strony, wystawiając lufą przez otwór strzelniczy. Na lewo od siebie miał wejście do bunkra wychodzące na bagna wschodniego stawu. Przez bunkrem były jeszcze dwie lisie nory, też już obsadzone.

- Zgłasza się Kocur, czerwona linia, prawa flanka obsadzona.

Ostrzał sprawił, że odruchowo skulił się za zaszalowaną ścianą. Zaczyna się.
Pozycja kończyła się na bagnistym brzegu, czekiści będą trzymać się raczej bardziej suchego terenu, nie zajdą go z boku. Kocur to wykorzysta. Teraz może nie, ale przez kolejnym atakiem Kocur wykorzysta moment na zaskoczenie przeciwnika. Zajdzie ich z flanki i będzie nękał celnym ogniem. Nikt nie będzie się spodziewał ataku z tamtej strony. Czekiści będą jeszcze lepiej widoczni.

Wyprostował się, ogarnął wzrokiem zapasowe skrzynki do cekaemu i wystawił lufę przez otwór.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 05-01-2019, 01:30   #10
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Przed burzą

Przeglądając udostępnione zdjęcia, Rudy miał mieszane uczucia. Z jednej strony - umocnienia były przygotowane wzorowo, może nawet najbardziej fachowo spośród wszystkich które do tej pory widział po stronie AW. A już na pewno przebijał prowizoryczne zawaliska Wrocławia w pierwszych dniach powstania.
Był ciężki sprzęt i były pojazdy, było wysokie morale i była obronna pozycja.
Problem polegał na tym, że, jak zdążył się już przekonać, że wroga artyleria bardzo szybko niwelowała każdą jedną z tych przewag jeżeli tylko je "zmacała" i zostawali z niczym.

- Ktoś mnie szukał? - po dotarciu na miejsce krasnolud podprowadził swój motor do ludzi którzy wyskakiwali z ciężarówek. Ludzi i metaludzi - bo Hipolit wyróżniał się na tyle, że naprawdę nie miał problemu z zgadnięciem kto był "wielkim, drzewiastym towarzyszem" który o niego pytał. Problem z komunikatorem był już rozwiązany, ale może był w stanie pomóc jakość inaczej?

Kocur miał dobrą uwagę co do możliwości przejścia wrogów obok Krośnic, a Bebok widział analogiczny problem od strony Żeleżnic - i był gotów to podnieść jeżeli odpowiedź dowódcy by nie objęła by i tego.
Zgłosił też swoją osobna obserwację - czymkolwiek była Czarna Kompania, skoro nie była stadem bezmózgich dronów, istniało ryzyko że przynajmniej część żołnierzy będzie próbowała pod osłoną natarcia przepłynąć Stawy Krośnickie i znienacka wyjść na tyłach obrońców. Mógł - i miał zamiar - monitorować zachodnią flankę przed takim manewrem. Kocur pokrywał wschodnią. Ale dla dobra ich wszystkich musiał istnieć odwód który byłby w stanie zareagować na taką sytuację.
- Jaki jest plan jeżeli Krośnice zgłoszą że się nie utrzymają? - dopytał. To nie tak że nie wierzył w tamtejsze jednostki - wręcz przeciwnie. Gdyby jakakolwiek jednostka ochrony S-K z którą pracował dostałaby tak sromotne baty, wszyscy ocaleli byliby natychmiast wysłani na zieloną trawkę ze względu na uszczerbki na psychice, a ci mieli zamiar dopiero przyjąć na siebie właściwy atak. Niemniej, z raportów wynikało że ponieśli ciężkie straty i byli słabym punktem.

W kwestii rozstawienia samego siebie, Bebok nie zdecydował się na umiejscowienie na którejkolwiek bunkrze, pobranie ciężkiej broni ani niczym takim. Był riggerem w miejscu gdzie przy całej tej masie sprzętu mógł podpiąć się do dokładnie dwóch rzeczy.
I, do cholery, miał zamiar zrobić z nich należyty użytek.

Jeszcze zanim rozległa się strzelanina, wpiął się neuralnie do konsoli i zaproponował swój PAN jako hub zabezpieczeń by ochronić te kilka nowoczesnych komunikatorów przed zakłóceniami i próbami włamań. Co jak co, ale zerwanie przesyłu danych między dowódcami grup byłoby katastrofalne w skutkach. Odpalił wszystkie programy ochronne i zajął pierwsze z upatrzonych sobie osłoniętych miejsc w okopie na brzegu stawu na czerwonej linii. Był poza bunkrem - silne umocnienia z ciężka bronią były jak magnesy na ciężki ostrzał, a on sam nigdy w życiu nie miał w ręku ciężkiej broni. To jest, nie strzelał z niej własnoręcznie. Zawsze z wieżyczek. Zawsze zdalnie. Być może miało to ze sobą coś wspólnego, ale nie zdążył się jeszcze o tym przekonać.

Przeszedł w tryb AR, mapując kolejne i kolejne drzewa decyzyjne zadań dla drona i motoru.
W warunkach bitewnych szansa że ktoś zauważy przerośniętego moskita była minimalna. Za to pocisk artyleryjski kończyło zabawę dronem nawet jeżeli spadł kilkadziesiąt metrów dalej, więc dorzucił do zadania patrolowania zachodniego brzegu stawu warunki skutecznego zasięgu macierzy skanerów i trzymania dystansu. Na konsoli pracowały programy ochronne, więc dron pracował na swoich lokalnych programach pozorująco-manrewrujaco-zwiadowczych - przynajmniej do czasu kiedy Rudy zdecydowałby się osobiście wskoczyć na pokład.
Motor także został w trybie "głuptaka". O ile uzbrojony w pistolet maszynowy terenowy dwukołowiec mógł być sterowany zdalnie, to Bebok wyznaczył go do zadania na którym znał się najlepiej - do ochrony kluczowego personelu. Motor oczekiwał tuż przed Leopardami na pomarańczowej linii w trybie automatycznym aż do otrzymania wezwania o pomoc medyczną - a wtedy Rudy miał zamiar wskoczyć osobiście do środka i ruszyć ze wsparciem, ewakuując rannego na swoim grzbiecie.

Dlaczego nie wskakiwał od razu w pełne VR? Pełne zanurzenie odrywało go od bodźców z rzeczywistości, a nie było to zdrowe na polu bitwy. W końcu te wszystkie programy po coś były, prawda? Siedząc w AR i zlecając sterowanie programom mógł obserwować otoczenie i zarządzać przekazywaniem informacji zbieranych przez drona.

Pierwszym momentem kiedy w pełni się zanurzył był lot nad Krośnice. Wszyscy rozumieli transfery z kamer i mikrofonów, ale ciepło na skanerach zwodniczo miło grzało jego wirtualny byt; to coś rozumieli tylko ci którzy tego doświadczyli. Dalmierze laserowe sekwencyjnie mapowały odległości, określając kierunki i prędkości ruchu. Bardziej finezyjne sensory potrzebowały bliższego zasięgu, a on nie miał zamiaru ryzykować. Strumieniował dane do komunikatorów obrońców, powoli napełniając bazę wiedzą o liczebności i stanie wroga. Wszystko w prawdziwie owadzim tańcu prewencyjnych uników i zerwań skanowania szybszym niż ktokolwiek normalny mógłby nadążyć.

Kontakt bojowy w Krośnicach. Ostrzał w Żeleźnikach, a zaraz potem sygnatury cieplne. I - wreszcie, bo w tej chwili wydawało mu się że nie ma niczego gorszego niż oczekiwanie w niepewności - także i na grobili

- Powtarzam, obce sygnatury cieplne na grobli nadchodzące spoza naszych sektorów. Transmituję liczby, pozycje i kierunki, ale teren może zakrywać pełną liczbę -
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 05-01-2019 o 02:34.
TomBurgle jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172