Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-12-2019, 17:12   #161
 
Cane's Avatar
 
Reputacja: 1 Cane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputację
Może kapłan liczył na dyskrecję. Był gotów na ten aspekt podróży. Na konsekwencje. Ale nie spodziewał się spektaklu. Teatru i dramatu. To nie była kobieta, którą zdążył poznać. Jak by ktoś inny nią zawładną i podejmował decyzje.

Misjonarz podał świete naczynia jednemu ze swych akolitów. Należało dopełnić rytuałów. Zdjął szaty, które słuzyły mu na mszy, podając je Aspe. Pod nimi miał tylko swe stare, szaroburą tunikę sięgającą kostek. Tą samą, w której przybył na okręt. Głeboko wciągnał powietrze i powoli je wypuścił. Próbował stłumić narastający płomień. Ruszył w kierunku kapitan, zatrzymując się dopiero przed lufami jej straży, wymierzonymi w jego pierś.
- Wystarczyło zapukać. I tak nie mamy gdzie uciec. Wiemy co zrobiliśmy. - W niedowierzaniu brodacz potrząsnął głową, a jego słowa choć ciche, szlachcianka mogła wyraźnie usłyszeć. Mężczyzna ani razu nie podniósł na nią wzroku. Pod eskorta żołnierzy, ze spuszoną głową, Ahalion opuścił świątynię.
 
__________________
"Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius
Cane jest offline  
Stary 15-12-2019, 21:57   #162
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Post uczyniony ze Stalowym i LynxLynxem


Wydarzenia na PW i następujące po nich konsekwencje wyprowadziły Winter z równowagi. Była cały czas podminowana i rozdrażniona.
Wiadomość od jakiegoś barona Kazika najwyraźniej bliskiego współpracownika ojca dobiła ostatni gwóźdź do trumny i Winter nie wytrzymała. Walnęła pięścią w stół, zaciskając usta.
Spojrzała na Maurice’a z wściekłością w spojrzeniu.
- Wiedziałeś o tym? Jakim cudem nic mi nie powiedziałeś? - zaatakowała zaciskając drżące dłonie w pięści.

Maurice po wejściu do komnaty od razu zdjął maskę. Nie patrzył na Winter, tylko wpatrywał się w informację od przestępczego bossa. Pokręcił głową.
- Nigdy mnie w to nie wtajemniczył. - powiedział głucho - Nie domyślałem się że część z tego co robiliśmy… było na zlecenie Dominatu.

- Jak mogłeś się nie domyślać? - Winter podeszła szybko ku kuzynowi - Zjadłeś zęby na wojnie, masz doświadczenie. Jak on to mógł…

- Na wojnie! - spojrzał na kuzynkę groźnym spojrzeniem - Na wojnie, nie na biznesach, nie na konszachtach i nie na salonach! Gunnar sam kierował wszystkimi interesami. - wziął głęboki oddech, a Winter podniosła dłonie w geście poddania. Nie on był tu wrogiem najwyraźniej. - On… ten Kazik… sam przyznał, że zdołali wykołować wyższych oficerów i zachować to w tajemnicy przed innymi członkami rodu.

- To… - Winter odwróciła się bokiem do Maurice’a i potarła czoło - … nie do uwierzenia! Co ja mam z tym zrobić?! - po raz pierwszy podniosła głos. - Co ja mam z tym wszystkim teraz niby zrobić?

Przyłożyła dłoń do brzucha i wciągnęła kilka głębszych oddechów:
- Barca też głuchy i ślepy? Pod nosem własnego seneszala przeprowadzał te sprawki? Ani śladu w księgach, ani śladu na kontach…

- Gdyby były pozostawione tak wyraźne ślady to już wcześniej by ktoś ścignął Starego. - Maurice przymknął oczy i pomasował nasadę nosa - Mając pokaźne zasoby Gunnar mógł mieć kogoś innego do pilnowania nielegalnych interesów. Barca może jest paranoikiem… ale takich łatwo wodzić za nos, jeżeli ma się coś na czym im zależy.

Maurice zamilkł. Dla niego to wszystko było szokiem. Inkwizycja, Kasballika, brudne interesy Gunnara… i Krucza Gwardia. Dobry Imperatorze. Jak to wszystko mogło się na nic zwalić.

- Co dalej? Nie wiem… Chyba że...

- Chyba, że co? - Winter podczas argumentowania przez kuzyna podeszła do barku i nalała dwa kieliszki amasecu. Jeden podała Pierwszemu, z drugiego wypiła zawartość duszkiem.

Maurice przyjął kielich, wychylił, a potem odstawił i porwał z barku osobną flaszkę. Odkorkował ją.

- Jak na człowieka z półświatka... Kazik wydaje się być wyjątkowo dobrze poinformowany o tym co się dzieje w Inkwizycji. - Maurice wskazał koniec wiadomości od podziemnego barona - “Niech ich rywalizacja wróci do pierwotnego wymiaru, sojusznicy nawzajem pościerają na proch, a Krucza Gwardia ruszy do innych, bardziej naglących zadań na Krucjacie Pogranicza. Mogę Panią zapewnić, że ze swojej strony dołożę starań, aby tak się stało.”

- Takich deklaracji nie rzuca ktoś bez naprawdę wielkich wpływów.

Winter podsunęła swój kieliszek kiwając głową:
- Czy to znaczy, że teraz… że teraz jesteśmy częścią tej całej Kasballiki? Tego się obawiam. Ratunek, propozycja interesów… ‘opieki’? Za jaką cenę, Maurice?

Nalawszy Lady Kapitan amasecu, sam pociągnął z gwinta. Bez dystyngowania, trzymając butelkę za szyjkę.

- Nie… nie jesteśmy. Możemy się od tego człowieka po prostu odciąć. - przez moment Maurice chodził od jednego końca pomieszczenia, a drugi mieszając napitkiem w butelce - W Koronus działa Misja Kasballica… Powiedzmy że to próba rozszerzenia wpływów tej… mafii, na Ekspansję. Wielu RT z nimi współpracuje bo nie ma kto ich w Koronus chwytać za rękę. Rzeczywiście to może być dla nas jakiś pierwszy trop, pierwszy krok.

- A cena już została zapłacona. W Calixis jesteśmy spaleni i nasze nazwisko okryte zostało niesławą.
Winter pokręciła głową na te słowa nie mogąc zaakceptować rzeczywistości.

- Naszym jedynym schronieniem pozostanie póki co Koronus… i odbudowa potęgi rodu. Z dostatecznymi wpływami będziemy mogli powrócić do Calixis i oczyścić nasz ród z tych zarzutów. Albo pokazać że nie jesteśmy tacy jak Gunnar. Ale to nie potrwa ani roku, ani paru lat. - machnął ręką w stronę listu - Przy odpowiedniej potędze, wpływach i przysługach u Adeptus Terra nawet Inkwizytorowi będzie można zamknąć japę.

Winter kiwała głową w miarę wypowiedzi kuzyna z kieliszkiem przytulonym do ust.
- Tak. Wpływy. Potęga. Musimy znaleźć czystych sojuszników. Sprawdzić te papiery z teki. - dolała sobie kolejny raz wina i oparła biodrem o biurko - Ty musisz poszukać też żony, ja odpowiedniego męża. - nim Maurice zaczął protestować uniosła dłoń powstrzymując jakiekolwiek słowa - Jest nas ledwo dwójka. Szalenie łatwo nas ubić. Ród musi przetrwać nawet jeśli jak mówisz odzyskanie honoru i imienia zajmie dłużej. Jeśli faktycznie Gunnar był tak sprytny może się okazać, że zostawił jeszcze nie ruszone do tej pory aktywa. - Winter puknęła w tekę czubkiem palca. Nagle urwała przyglądając się uważnie Maurice’owi - Chyba, że masz nieślubne dzieci?

Maurice spojrzał na tekę, potem na Winter.

- Ja nie z tych co rzucają swoim nasieniem na lewo i prawo, w górę i w dół i na wszelkie możliwe ukosy. - odpowiedział, biorąc haust w butelki a Winter zaczerwieniła się widocznie i odwróciła wzrok - O żadnych mi nie wiadomo, a i pilnowałem się by nie mieć małych niespodzianek.

Powiedziawszy to Maurice potrząsnął flaszką, mrużąc oczy i wyrzucając z siebie serię nazw, które powinny ich interesować.

- Misionaria Galaxia z ich misjonarzami i pielgrzymami. Adeptus Mechanicus z ich eksploracjami i katalogowaniem wszystkiego. Kolonizatorzy, domy kupieckie, korporacje, Bractwo Najemne… Od biedy można nawet zobaczyć co ma do zaoferowania na początek Kasballika, jeżeli wchodzą w grę nie będzie wchodzić Zimny Handel. Cokolwiek co nie tyka się secesjonistów i xenos. Możemy też próbować budować placówki i przyczółki na własną rękę, ale to będzie wymagało co najmniej wpływów u któryś z powyższych. Tylko wiesz… jesteśmy trochę takimi żebrakami w tej chwili. Wybrzydzanie… nie wchodzi w grę na tym etapie.

Winter pociągnęła wina i otwierała usta do odpowiedzi ale pozwoliła kuzynowi kontynuować:

- Wracając zaś do przedłużania linii rodu... - wyprostował dwa palce z pięciu zaciśniętych na szyjcie amasecu wskazując Winter - Musimy czymś zasłynąć. Zabłysnąć. Nie chcemy skundlić naszej krwi, tak? Znaleźć też sobie odpowiednie połówki.

- A kiedy już się ustawimy, narobimy potomków i będziemy mogli podeprzeć swoje słowa makrodziałami i geltami… będzie najtrudniejsze - zdobyć dojście do Inkwizycji by skontrować tego kutasa Kridge’a i pokazać środkowy palec Kaarlowi. Będziemy mogli wtedy powrócić do Calixis. - Maurice wskazał palcem na list - Dlatego bym nie skreślał też Kasballiki z kontaktów. Coś mi mówi, że ten Kazik jest kimś więcej niż Baronem półświatka.

- Dobrze, zatem lećmy do Footfall. Zaczniemy od tego. - wino szumiało już w głowie brunetki - Na chwilę obecną zatrzymajmy informacje dla siebie. Przynajmniej dopóki do czasu przestudiowania materiałów, jakie zawiera ta teka. Musisz mi w tym pomóc. Za mało czasu na mnie jedną. - spojrzała na pękate archiwum.

- Bien sûr, ma chère. Nous sommes dans le même bateau. - odpowiedział Maurice ze szczerym scintiliańskim uśmiechem.

- Oprócz tego zostaje jeszcze kwestia buntu, Maurice. - Winter ściągnęła brwi naśladując groźny wyraz kuzyna.

- Nous passons donc aux choses moins agréables. - rzekł z westchnieniem i wyprostował się sztywno - Słucham, Dame Capitaine.

- Nic z tego nie jest przyjemnością, drogi kuzynie - Winter zamrugała szybko i sięgnęła po butelkę dolewając kolejną porcję alkoholu - Ramirez, Barca, Cane Iss. Nawet jeśli działali z właściwych pobudek to… - palce brunetki zacisnęły się na nóżce kielicha - … zdecydowali się na odmowę rozkazu. Przypilnuj ich aresztowania. I jeszcze jedno, Maurice. - Winter spojrzała na krewniaka - Następnym razem jeśli uznam, że dołączyłeś do buntu, nie stając w mojej obronie w żaden sposób, rozmowa będzie zupełnie inna.
Winter uniosła dumnie podbródek.

- Tak jest, Dame Capitaine. Przyjąłem, Dame Capitaine. - odpowiedział Maurice z wyćwiczoną wojskową powagą - Co później uczynić z buntownikami?

- Upewnij się, że najbliżsi współpracownicy Seneszala mają związane ręce. Prawa dostępu oraz inne uprawnienia ogranicz im do najniższego poziomu. Samych buntowników przetransportuj na pokład Szeptu Cieni. To powinno być wystarczająco neutralne środowisko by nie mogli uzyskać jakichkolwiek informacji z zewnątrz do czasu aż zdecyduję co z nimi zrobić dalej. Stanowisko techkapłana niech przejmie ktoś z pomocników Ramireza. Nie możemy zostawić tego stanowiska bez obłożenia.

Winter spojrzała na Maurice’a spod brwi:
- Jakieś sugestie co do ukarania?

Poruszając brwiami Maurice próbował przemyśleć to co zaplanowała Lady Kapitan. Skrzyżował ręce na piersi, po czym dodał.

- Będzie ich trzeba zamknąć w brygu i ustawić pod strażą zaufanych. - rzekł Maurice, ale minę miał niezbyt tęgą - Uczniowie Ramireza raczej nie będą mieli nic przeciw, bo są to dla nich “awans za darmo” i żaden tym nie poskąpi. Obawiam się co zrobią akolici szkoleni przez Issa. Jest ich niewielu ale mogą mieć ci za złe. Co do Seneszala…

Maurice odstawił flaszkę, którą dotąd trzymał w dłoni.

- Jego malutka koteria będzie wielce niezadowolona z tego obrotu spraw, mogą zrobić coś głupiego. A sam Barca jak przystało na szlachetnie urodzonego uzna to za śmiertelną potwarz. - rzekł Maurice - O ile Ramirez i Iss można by zrzucić na jakieś planety by “odpracowali” swoje przewiny w kolonii… i przy odpowiednich zadaniach mogą robić to nawet chętnie bez śmiertelnej urazy to Barca... - przeciągnął kciukiem po gardle - Jest ambitnym skurwielem, a ty właśnie chcesz go przy pomocy “kopas w dupas” zrzucić z góry na którą się wspina. Na sam dół. Ma umiejętności które pozwolą mu się z powrotem podnieść, a wtedy stanie się takim von Sorillem.

- Dobrze. Przemyślę to. Jest jeszcze sprawa naszego pana Garlika. Jego w szczególności wymienił Kazik. Może z nim pomówimy? Ciekawa jestem jego powiązań z mafią...

Winter spojrzała pytająco na kuzyna zanim wezwała pilota do gabinetu. Jej kuzyn tylko wzruszył ramionami.

- Zakładam się o ćwierć mojej miesięcznej wypłaty, że strzelił w barze w pysk kogoś ważnego od nich albo robił z nimi na boku interes który nie wypalił.

- I chcą mu w ten sposób podłożyć… jak to się mówi świnię?

- Panie Garlik proszę o wizytę u mnie gabinecie. - Winter przywołała pilota Błysku Cieni zamykając wiadomość i chowając tekę nim ten wszedł.
-Tak jest!- potwierdził otrzymanie rozkazu Sternik Błysku.
- Cholera czego chce?- zadawał sobie pytanie zmierzając do biura Pani Kapitan. Nie przypominał sobie, aby coś spierdolił ostatnim czasie i ostatnio nawet manewry mu wychodziły z odpowiednimi rezultatami.
Poprawił swój ubiór na tyle ile mógł przyklepując zagniecenie poczym zapukał, by wkroczyć do jaskini smoczycy jak tylko go wezwie.

- Panie Garlik - siedząca przy biurku Winter powitała go krótko, rzucając spojrzenie kuzynowi by ten przejął pałeczkę ‘przesłuchania’.

Maurice spojrzał na Garlika spokojnie, ale bez uśmiechu. Miał ręce założone za siebie.

- Garlik. Mamy do ciebie parę pytań odnośnie twojej przeszłości. I chcielibyśmy usłyszeć o tym od ciebie, nie od Barki, ani od żadnego szpiona. - rzekł Pierwszy.

Zgarnął butelkę z barku.

- Napijesz się? - zapytał - Widziałeś co się stało w Port Wander. Chcielibyśmy dowiedzieć się czy oprócz smutnych ludzi spod znaku wielkiego “I”, możemy mieć problemy z kimś jeszcze. My. W sensie ród i entourage.

Choć oddał pełne honory przełożonym spotkanie nie było oficjalne, dlatego przybrał luźniejszą postawę.
- Z chęcią - odpowiedział na ofertę Pierwszego
- Nikt z większych znaczących mi nie przychodzi do głowy. Raczej nie… nie kojarzę, ale ostatni czas pokazał, że liczba osób chcący nas dopaść jest znacząca.
Maurice rozlał amasec po pucharach i jeden podał Garlikowi. Z bliska dało się zauważyć lekkie rumieńce na polikach Pierwszego.
- Opowiedz jak podpadłeś Kasballice. - spokojnym głosem wydał sternikowi polecenie.

VM skrzywił się lekko słysząc rozkaz. “Cholera” zaklął w myślach.
- Eeeeeeeeee… to było jakiś czas temu. Na końcu mojej służby w gwardii pożyczyłem trochę od jednego z ich Baronów nie do końca specjalnie i jakoś tak wyszło, żę nadepłem trochę na odcisk Kasballice. Szczerze powiem nawet nie wiem, któremu z baronów się nie spodobałem. - Mówił szybko i dość niepewnie Tytus.
- Dużo tego było? Wydałeś przynajmniej na coś ciekawego? - dopytywał Maurice
- No trochę tego było, ale ja wszystko wyjaśnię. To było na Kulth gdzie służyłem w gwardii. No nie przyjemnie było. Świat wyniszczony, a jedyne czego na nim nie brakowało to tych zielonych skurwieli. Walki były ciężkie, a straty znaczne. No podczas jednej z walk eksplozja odsłoniła wejście do jakiegoś podziemnego kompleksu, chyba to schron był jakiś. To wpadliśmy skontrolować to z chłopakami z oddziału. No w ramach pozyskania funduszy na cele wojenne pożyczyliśmy trochę fantów z środka i potem się je opchnęło. No myśleliśmy, że świat wyniszczony, a nie można dać takich dóbr orkom na zmarnowanie. Potem poszła decyzja, że oddział, a raczej cały regiment idzie na ponowne sformowanie, bo praktycznie cały padł. Ja z tych odłożonych sum wyrwała się z woja i nawet papiery sobie pozałatwiałem, że szkolony jestem, czysty i mam różne zdolności i list rekomendacyjny od dowódcy nawet miałem. No i jakoś tak to poszło.

Maurice wypił ze swojego kielicha.

- Dobra historia. Rozumiem że to należało do Kasballiki… a skąd się dowiedziałeś że towar ze skrytki należał do półświatka? Przyszli po ciebie?
- Od pośrednika… no pasera, który skupował ratowane dobra od gwardzistów. Przy, któreś transakcji opowidział, żę skrojono fanty Bosa i ktoś nas szuka. Życie zawdzięczamy temu, że War World nie daje dużego pola manewru Bosowi, który siedzi bezpiecznie daleko na innej planecie. To jego ludzie, aż tak pilnie nie szukali, a sam główny zainteresowany też informacje dostał pewnie ze sporym opóźnieniem. To gonitwa zaczęła się już po mojej ucieczce. No jednego kumpla co był z nami podobno złapali. Tyle wiem.- Opowiadał dalej swoją historię, ale nie do końca pewnym głosem. Twarz AM tak na niego chyba działała.

Pierwszy powoli kiwał głową słuchając tego co miał do powiedzenia Garlik. Ex-gwardzista, dezerter z zakupionym dupochronem, sternik.
- Dziękujemy za szczerość. - rzekł Maurice wyciągając do Garlika butelkę z niemym zapytaniem czy mu dolać.
NIe trzeba było bardziej zachęcać Tytusa. Walnął szklankę na hejnał, a na dolewkę pokiwał tylko głową i wyciągnął szklanice w kierunku AM.
- Lecimy do Koronus, to na tyle daleko od Spinward, że raczej nie będzie z tego dodatkowych problemów. - rzekł dolewając sternikowi trunku - Albo przynajmniej nie tak dużych by się temu nie dało zaradzić odpowiednią liczbą geltów.
Mina Winter nie wyrażała niczego. W zasadzie po wszystkich rewelacjach miała niewielki wybór robienia czegokolwiek. Więc fakt ‘zadłużenia’ Garlika u mafii stanowił już jedynie wisienkę na torcie tego burdelu.
Zastukała palcami w blat biurka przyglądając się VMowi.
- Gelty… tę odowiednią liczbę rozliczymy z panem, panie Garlik oczywiście. - spojrzenie brunetki utknęło gdzieś w okolicach wąsatego oblicza wojaka. - To wszystko, tak? Nie ma żadnych dodatkowych rewelacji?
Tytusowi jakoś odpaliła się szczerość. Może to alkohol zaczął działać, a może chciał się oczyścić, albo to legendarna twarz Maurica.
-Noooo…- zakłopotany podrapał się z tyłu głowy.
-No mam trochę skitranych butelek na Błysku.
- Rewelacji z Kasballicą, panie Garlik. Nie interesują mnie pana zapasy alkoholowe, chyba, że prowadzi pan handel poboczny pod szyldem rodu. - Winter niemal parsknęła śmiechem. Zamrugała nieco by pokryć rozbawienie. - Handluje pan?
-Nie! Oczywiście, że nie. Na użytek własny i tak by napić sie z znajomymi.
- Na użytek własny, tak by napić się ze znajomymi oraz z Pierwszym. - poprawił Garlika Maurice.
Winter pokiwała ze zrozumieniem.
- To w takim razie będzie wszystko. Dziękujemy.
- Tak jest. - odmeldował się Garlik.

Gdy obaj mężczyźni wyszli Winter potarła twarz i dolała kolejny kieliszek wina. Omijała spojrzeniem fotel, w którym niedawno siedział misjonarz opowiadający jej o jej ojcu. Okazało się, że nie znała żadnego z nich.
Gniew rozpalił się w niej na nowo. Wychyliła więc wino i rozpoczęła żmudne przedzieranie się przez archiwa od barona Kazika.



***



Aresztowanie wstrząsnęło nią bardziej niż odważyła się przyznać. W ustach czuła metaliczny posmak krwi z przegryzionego policzka a wewnętrzne strony dłoni nosiły półksiężyce odciśniętych paznokci. Samo wydanie rozkazu kosztowało ją kilka bezsennych nocy, a podczas krótkich drzemek nawiedzały ją wspomnienia zmienione w koszmary. Mimo to pozory zostały zachowane i udało się jej utrzymać lodową maskę, gdy arsmeni czynili swą powinność…
 
corax jest offline  
Stary 16-12-2019, 05:50   #163
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację


Mówi się, że gdy człowieka przejdzie dreszcz, to znaczy, że ktoś przespacerował się po jego grobie. Tym właśnie wydawała się ta cała scena w świątyni. Ktoś lub coś chodziło po grobach wszystkich naraz. Martwy Księżyc przechodził przez żywą Ziemię.

Widząc strażników i słysząc ich głosy zniekształcone przez szczekaczki, Alecto z domu Xan’Tai zjechała w miękką, mroczną nicość, która zdawała się nie mieć końca. Nie robiła krzywdy, ani nie wywoływała strachu. Prawda była jak ciemność, która eksploduje.

Ciemność, która zapada się po wybuchu supernovej, a jej poświata tlących się węgielków materii dawała tylko tyle światła, ile trzeba, żeby się zorientować, jak nieprzenikniona ciemność panowała dookoła.

Niezrozumienie sprawiało, że jasnowłosa łepetyna mutantki kręciła się niedowierzająco i bez przerw. Spoglądała na tech-kapłana, na Brodę z Księgą i knującego Szeptacza, obawiając się przez potworną chwilę, że skrzekliwe głosy zbrojnych wywołają jeszcze kogoś. W napięciu patrzyła na Pierwszego, lecz jego imię nie padło, niech Imperatorowi będą dzięki...

Wróg, przyjaciel, upierdliwość życiowa z gatunku niegroźnych - jak odróżnić kto jest kim? Znowu coś jej umykało, prócz jednego. Całkowitej pewności, że w całym Materium nie było tylu leków, aby zagłuszyć atak migreny. Wpierw Nawigator myślała że oszalała do końca, zbyt długo wpatrując się w cuda Ogrodu… bądź po raz kolejny i niepoliczalny nie dała rady ogarnąć otaczającej jej rzeczywistości śmiertelników… aż nagle jej wzrok padł na Seneszala, a następnie na ich Lady Kapitan.

Nie wiedziała czego się spodziewała, nie rozpoznawała dobrze ludzkich emocji, zwłaszcza u kogoś, kto zawsze doskonale je krył… ale w twarzy Barcy nie dostrzegła ni cienia smutku, ni żalu. Była buta… złość. Jak u jednej z jej kuzynek, gdy złapano ją na obcinaniu kotom uszu. Wściekła się nie na własne winy, a na fakt, że została na nim przyłapana.

Gorzka żółć podeszła Trójokiej do gardła, zmuszając do głośnego przełknięcia śliny i pochylenia karku. Lady kapitan nie była kotem… była ich panią.
- Jesteśmy bielą i czernią, światłem i ciemnością, koszmarem, przed którym należy uciekać i pięknym snem, w którym można się schronić - wymamrotała zdrętwiałymi wargami, pocierając opuszczoną twarz dłońmi żeby rozmasować policzki i choć na parę sekund skryć oczy w kojącej czerni tarczy dłoni.

Gorycz spłynęła w dół gardła, rozpalając ciało mutantki złością. Dobro nie obejmuje zła, nie bierze go w ramiona, a zło nie głaszcze dobra po plecach czarnymi skrzydłami.

Zanim zdążyła pomyśleć ruszyła do przodu, ze wzrokiem wbitym we własne buty odtrąciła stojącego na jej drodze zbrojnego, by w pół kroku dopaść do seneszala i chwycić go za koszulę, zaciskając na jej przodzie pięści. W jednej z nich wisiał wąski kawałek wzorzystej tkaniny.
- Wszystko jest przeciwieństwem wszystkiego, jest dobrem i złem. Biel i czerń, światło i mrok. Prawda i fałsz... życie i śmierć - wychrypiała unosząc głowę i wbijając wzrok prosto w twarz mężczyzny. Wpierw złotej pary, lecz nie minęło więcej niż szybki oddech, gdy uchyliła powiekę trzeciego oka.



Rzut na na The Lidless Stare

//rzut
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline  
Stary 16-12-2019, 09:49   #164
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Ramirez nie znosił pogrzebów. Przypominały one o słabości ciała. Miał plan. Przecież mogli postawić ich działonowego na nogi. Wiedział jak pozwolić mu służyć po wsze czasy na pokładzie błysku. Wystarczyło, żeby sprowadzić jego ciało do pracowni Ramireza. Techkapłan był pewien, że większość umiejętności zapisanych w mózgu Luciusa można było zaimplementować łącząc go z serwitor wspomagania lotu. Jeżeli nie Błysku Cienie, to chociaż ich promu.
- Marnotrawstwo - mruczał pod nosem stojąc z tyłu kaplicy, gdy kondukt żałobny uniósł kapsułe i ruszał wystrzelić ja w próżnię. Nie lubił przychodzić do kaplicy. Nie bywał na nabożeństwach, gdy nie musiał. Jednak tym razem przybył. Ubrany w swoją odświętną szatę. Krwisto czerwony płaszcz z przeplatającymi się złotymi i czarnymi zdobieniami. Stał z dłońmi złożonymi przed sobą ukrytymi w rękawach. Bez broni. Z pancerzem zostawionym na pokładzie Enginarium, w stacji ładowania.

I wtedy padł rozkaz. On jeden nie stał blisko ołtarza. Dlatego to do niego gwardia szła najdłużej.
Zagryzł zęby

***
Mechanika:

Ramirez posiada wadę nie pozwalajacą mu na dobrowolne oddanie się w niewolę. Porażka w rzucie na siłę woli powoduje walkę o wolność.

Siła Woli = 33
Wynik 40/33 porażka

W przypadku porażki przerzut za FP

8/33 sukces
i strata jednego FP.
***
Fragment po edycji:

Wspomnienie z młodości. Praca w kajdanach. Krew. Ból. Wszystko to uderzyło w Ramireza z siłą huraganu. Jeszcze zanim zbliżył się gwardzista z kajdanami już wyobraził sobie jak skalpel medycznego mechadendrytu wbija mu się w oko. Jak Techkapłan rzuca się na najbliższego wyrywając mu lasguna. Gdy doprowadza do wymiany ognia wewnątrz kaplicy Imperatora.

Wtedy jego spojrzenie spotkało zakutego w kajdany kapłana. I przypomniał sobie wszystko. Przypomniał sobie dlaczego to robili. Dlaczego kosztem własnej reputacji postanowili ratować spadkobierczynię Coraxów. Dlaczego podjęli najlepszą decyzję. Wszystkie logiczne argumenty przemawiały za takim właśnie rozwiązaniem. Nie było żadnej innej opcji dających tak duże szanse przetrwania Winter Corax. Niestety, kalkulacja uwzględniała również to, że ich nie czekał przyjemny los.

Oddał swoje szaty. Pozostał nagi od pasa w górę. W kajdanach. Wszyscy mogli zobaczyć jak wielka powierzchnię jego pleców zajmują mechadendryty i ich przyczep do lędźwiowej części kręgosłupa. Wszyscy mogli zobaczyć tatuaże na ramionach i przedramionach wykonane tak dziwnym tuszem, że można było się w nich przeglądać niczym w lustrze. Wszyscy mogli zauważyć, że na jego klatce piersiowej przebiegają rurki wychodzące w okolicach szyi, a wchodzące do klatki nad sercem. Ten człowiek był prawdziwym cyborgiem. Cały czas kalkulował. Cały czas implant w jego czaszce pracował intensywnie rozbudzając do życia świecące na czerwono oko.

***

Prom zabrał ich na Szept Cienia. Duch Tego statku był cały czas rozentuzjazmowany. Przypominał małego szczeniaka, który cieszy się na wszystko co tylko może. Nie miał doświadczenia. Był żałośnie młody w porównaniu z Błyskiem Cienia. Gdy ich prowadzono do kwater więziennych w tłumie mignął mu Petroniusz ze swoją świtą. Pierwszy Wizjoner Silnika Szeptu Cienia. Czy patrzył z zadowoleniem na upokorzenie dawnego mistrza? Nie. Tak jak Ramirez nigdy nie był zadowolony z przedwczesnej śmierci Leona. Swojego poprzednika. Taka kolej rzeczy. Petroniusz to akceptował. Ramirez też. Teraz Techkapłan schodził ze sceny zostawiając miejsce innym.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 16-12-2019 o 10:11.
Mi Raaz jest offline  
Stary 16-12-2019, 13:18   #165
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Z pewną satysfakcją Maurice zauważył że nie pomylił się co do swojej oceny. Kiedy lifeguards otoczyli Dame Capitane, ustawił się by w razie czego móc sięgnąć po oręż i powstrzymać zapędy osadzonych.

Nie było to jednak konieczne. Cała trójka poddała się bez stawiania oporu.
Trochę brutalniej potraktowano Issa za jego małą "szarzę".
Ramirez poddał się na spokojnie nie robiąc sceny. Zakuto go i tyle.
Barca próbował zachować godność ale gdy tylko zaczął rzucać rodowym żołnierzom groźne spojrzenia jeden z gwardzistów strzelił mu kolbą strzelby w splot słoneczny.
Ci ludzie odpowiadali tylko przed Dziedzicem i nie mieli sentymentów przed brutalnym traktowaniem kogokolwiek spoza rodu. Szczególnie jeżeli ten ktoś był oskarżony o bunt.

-Jeszcze ona. - Maurice wskazał dwoma palcami na Dalię, towarzyszkę Barcy.

Czwórka lifeguardów ruszyła w jej stronę by i ja pojmać. W tym momencie jednak Alecto przedarła się przez gwardzistów i dopadła do seneszala wystawiając go na spojrzenie trzeciego oka.
 
Stalowy jest offline  
Stary 16-12-2019, 14:01   #166
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Trzecie oko... umysł zupełnie zaskoczonego seneszala eksplodował w ułamku sekundy...



Rzucam na WP 35, dwa razy (drugi rzut to ewentualny przerzut nieudanego pierwszego).

EDIT: IMPERATOR STRZEŻE!
 
Ketharian jest offline  
Stary 16-12-2019, 22:18   #167
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Z kimś takim u steru ta łajba daleko nie poleci.

Takie to życie przewrotne, a ród de Corax to stabilizacji już raczej nie odzyska, bo na jeden moment spokoju przypadają dwa duże pierdolnięcia. Wszyscy zamiast w trudnych chwilach zjednoczyć się i wspólnymi siłami przezwyciężyć niedogodności to rzucają sobie do gardeł, wypatrują spisków i zdrad. Tą łajbę znosi na asteroidy, a wszyscy mają to w dupie.

Tytus od czasu Kulth wieczny uciekinier teraz i też uciekł za pomocą litrów Tranqa. Wolne chwile od czasu ucieczki z PW spędzał z flaszką i myślał. Myślał o tym wszystkim co się działo. Śmierci towarzysza z załogi, rozmowa z Kapitan i Pierwszym, atmosferze na Błysku. W końcu musiał jednak ogarnąć się i ruszyć na uroczystości, a na nich to się działo. Zajebiście... z początkowej kadry cztery osoby jawnie się buntują, jedne nie żyje, a Kapitan z Pierwszym rozpoczęło swoiste łowy. Jak żyć? No nic jakoś to pójdzie, dopóki będzie kolejna flaszka tranqa. Ciekawe tylko, czy ktoś jeszcze nie kropnie przypadkiem.

Tyle się dzieje, ale trzeba mieć plan awaryjny. Garlikowym był Akid na raiderze. Miał tam wybadać ekipę, a kto wie co tam nowi w głowie mają? Tym bardziej, że ledwo rozpoczęli służbę dla Coraxów, a już wyszło, że są ścigani przez Inkwizycje i Space Marines. Tam coś jebnie. Podejrzewał Tytus, ale żyć trzeba dalej. Z tą myślą dokończył butelkę.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 17-12-2019, 11:09   #168
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Bell wiedziała, że osoba, którą raz uwięzino nigdy nie będzie znowu wolna. Dla niej to nie był pierwszy raz. Dla innych? To mogło boleć. Ona nie miała nic. Nic poza swym słuchem, wciśniętą w kieszeń talią kart i chaosem kosmosu.

Nie dla niej były te spiski, kłopoty wielkich i ludzi o gorącej krwi. Bellitta zaszyła się w chórze, czując, że nawet kajuta nie jest teraz bezpieczna. Zbyt zmęczona… zbyt słaba. Natan był obok… z jakiegoś powodu pozostał przy niej. Był też jej chór. Obawiała się, że ci ludzie wierzyli iż ich ochroni, a ona nie miała, żadnej władzy, żadnych sił. Mogła tylko szeptać ciche modlitwy. Nasłuchiwała z nadzieją na ratunek dla nie… dla osób, które w nia wierzyły i nie odrzuciły jej.

Niestety karty nie przynosiły nadziei. Rozkładała je w tajemnicy gdyż jej chór zdążył już poznać znaczenie, niektórych z nich. A ona widziała jedno… zdradę. Nie była pewna czy była to zdrada jej czy kogoś innego, ale wiedziała, że doprowadzi ich do upadku.
 
Aiko jest offline  
Stary 17-12-2019, 15:00   #169
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Wydarzenia, jak praktycznie co chwila w przeciągu ostatnich tygodni (albo nawet miesięcy) prawie wymykały się spod jakiejkolwiek kontroli. Christo Barca, Ahallion Cane Iss i Ramirez, pojmani, rozbrojeni, skuci. W chwilę potem Dalia. Alecto Xan'Tai, znienacka przebijająca się do Barcy i używająca na nim mocy swego trzeciego oka. Efekt był piorunujący - seneszal o mały włos nie wyzionął ducha. Dalia już chciała mu się rzucić na pomoc, próbowała się wydostać z uścisku lifeguardów i wszczęła z nimi walkę - nawet dziobiąc jednego z nich ukrytym nożem (na szczęście nie śmiertelnie). Musieli ją sprać szok-rękawicami by przestała.

Ostatecznie cała paczka została zabrana, ich dobytek skonfiskowany, oni sami odarci z szat i przyodziani w więźniarskie kombinezony. Zostali przetransportowani lichtugą na pokład Szeptu Cieni, do tamtejszego brygu, gdzie mieli spędzić co najmniej długie tygodnie.

Po tym teatrzyku był przynajmniej jeden plus - wszelkie wątpliwości oficerów ucichły. Lady-kapitan okazała twardą rękę i surowy osąd. Życie voidfarerów nie było usłane różami i nie polegało na kompromisach. Kapitan na swej łajbie był drugi po Bogu.

Były szmery niezadowolenia pośród co bardziej "wrażliwych" oraz u ludzi pojmanych liderów - szczególnie uczniów Issa i szpionów Barki - niemniej jednak XO trzymał na nich oko i kontrolował poczynania armsmenów. Teraz, kiedy liderzy byli w pierdlu, łatwo było zidentyfikować, zdemaskować siatki. Zdarzało się, że sami szpiedzy się ujawniali. Wiedzieli, że wiatr wieje teraz w innym kierunku i należy sikać z nim, a nie pod.

Tak czy inaczej, nie to było najważniejsze - a dopełnienie ucieczki. Blysk i Szept Cieni odpaliły pełną moc. Statek Inkwizycji momentalnie ruszył w ich kierunku, ale był o wiele za daleko i zrobił to chyba z poczucia obowiązku, aniżeli dostrzeżenia realnej szansy. Obydwa okręty Coraxów czym prędzej opuściły chmurę pyłu, przeleciały obłok Oorta i wykonały dobrze wyliczony, acz cholernie trudny dla nieostukanego z Paszczą Nawigatora skok. Na szczęście, jeszcze z ostatkami "prześwietlenia" oczu Alecto i z pewną drobną pomocą uczniaka z rajdera, chodzącego za bardziej doświadczoną koleżanką po fachu jak piesek - wszak co dwa trójkąty oczu, to nie jeden.

Skok był trudny. Rubycon I, II, pierwsze Stacje Przejścia... w zasadzie to wszystkie, cała długość Paszczy na raz dla kogoś, kto jeszcze nie odwiedził jej nawet do połowy. To było wyzwanie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=F7yhhtzEIJ8[/MEDIA]

Czy podołali? Czy dotarli do Furibundus, gdzie mieściła się stacja kosmiczna Footfall? Jakie były dalsze losy Coraxów?

To już inna historia.






+++ Koniec +++
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172