Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-10-2019, 20:38   #1
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację
[Gasnące Słońca/solo]Tajemnice Pandemonium. Opowieść Rycerza.

Gasnące Słońca: Tajemnice Pandemonium. Opowieść Rycerza.



Soundtrack



Widok rodzinnej planety zawsze fascynował Keriana. Jasne brązy Pustkowi, szare pasma górskie, błękitne morza, nieliczne obszary zieleni. Statek którym podróżował, lekki frachtowiec Ligi Kupieckiej, kończył właśnie swą trzytygodniową podróż. Oślepiające światło Paleniska, słońca układu, wlewało się do kokpitu, gdzie kapitan zezwolił młodemu Rycerzowi Poszukującemu na obserwację lądowania. Widok za pancernymi szybami rozjarzał się coraz bardziej czerwienią i złotem, gdy statek zaczął wchodzić w atmosferę. Pokładowe maszyny myślące wspomagały pilotów, a zielonkawy poblask ich ekranów ukazał twarze załogi mostka, gdy pilot przełączył coś na jednym z paneli sterujących i szyby przyciemniły się, odcinając jaskrawe światło gwiazdy. Sir Kerian Gilgar, należący do ostatniego pokolenia niegdyś potężnej i dumnej rodziny Gilgarów, zerknął na jedyny punkt w sterówce który nadal świecił normalnym, ciepłym światłem. Niewielka żarówka oświetlała przymocowaną nad drzwiami wejściowymi ikonę Paulusa Wędrowca, przez co wydawało się, że apostoł patrzy ze spokojem na krzątającego się pilota i kapitana. Statkiem zaczęło dygotać, powolne niemal dyskretne drżenie przeszło w silne, gwałtowne wstrząsy, gdy mała jednostka zbliżała się granicy atmosfery. Po długiej chwili wstrząsy i drżenie ustało, zaś kapitan uruchomił skrzekotkę pokładowego systemu łączności.
- Wyłączamy generatory grawitacji.
Komunikat zawiadomił pozostałych nielicznych pasażerów o zmianie warunków lotu. I rzeczywiście, Kerian poczuł, jak sztuczna grawitacja ustępuje przyciąganiu planety i jak bardziej odczuwalne stały się ruchy statku. Szyby znów nabrały przejrzystości i statek zaczął zniżać lot. Prowadzony pewnymi ruchami pilota kierował się do widocznego już w oddali portu kosmicznego.

Rycerz Poszukujący dotknął schowanego w kieszeni surdutu listu, będącego przyczyną jego powrotu do domu. Znał go na pamięć a gdy zamknął oczy, wyobrażał sobie swojego wuja, Tiberiasa Gilgara, jak siedzi wyprostowany przy swoim biurku i stawia piórem równe, eleganckie litery. Wuj, który zajmował się Kerianem i jego starszym bratem Martellem, po tym, gdy podczas Kataklizmu ich rodzice zaginęli. Teraz, po niemal 18 latach od tamtych tragicznych wydarzeń, Tiberias, będący głową rodu Gilgar, podupadał na zdrowiu. Natomiast Sir Kerian Gilgar, młody Rycerz Poszukujący, niedawno złożył przysięgę wierności Cesarzowi, wstępując na jego służbę.



Spoglądał z góry na stolicę i zarazem jedyne miasto na planecie. Miasto Węzeł, otoczone potężnym murem w kształcie okręgu, jedyny ośrodek cywilizacji i względnego bezpieczeństwa wśród ruin chylącego się ku ruinie świata. Takim przynajmniej zapamiętał je młodzieniec. Ku swemu zdziwieniu dostrzegł ruch w ruinach otaczających miejskie mury. Tego nie pamiętał. Wyglądało to tak, jakby za murami Węzła rozciągały się wielkie slumsy, pochłaniające ruiny starej stolicy.

Gdy frachtowiec przelatywał nad murami, gołym okiem można było dostrzec dużą ilość wieżyczek na murach, skierowanych na zewnątrz. Niemal natychmiast odezwała się pokładowa skrzekotka, gdy port nawiązał łączność ze statkiem. Po krótkiej wymianie zdań, frachtowiec skierował się wyznaczonym korytarzem lotu do przypisanego mu hangaru. Widoczne z góry ulice zdawały się falować. Tłum ludzi i obcych przelewał się zatłoczonymi przejściami, kupując, sprzedając, żebrząc, śpiesząc się do pracy i z pracy. Tłok był tak wielki, że nieliczne pojazdy lądowe ledwie przeciskały się w wąskich uliczkach. Po chwili oczekiwania frachtowiec wylądował.

Pożegnawszy się z kapitanem, rycerz odebrał swój bagaż i wychodząc po trapie skierował się do wyjścia z hangaru. Najpierw uderzył go zapach świeżego, nie recyklingowanego powietrza. Zapachy miasta, ludzi, spalin, jedzenia. Potem hałas, po względnie cichym wnętrzu statku teraz przyprawiający swoją wszechobecnością o zawrót głowy. W następnej chwili usłyszał krzyki.

Na placu, pomiędzy statkiem a wyjściem z hangaru w najlepsze trwała zajadła kłótnia. Dwie grupy mężczyzn przekrzykiwały się wzajemnie. Z tego co młodzieniec mógł zauważyć, jedni nosili wymalowany na koszulkach znak Gildii Pośredników, drudzy Gildii Pozyskiwaczy. Kwestią sporną zdawało się być to, kto ma zająć się rozładunkiem. Kapitan statku, stanął na trapie nerwowo drapiąc się po brodzie.
- Lepiej będzie, jak się stąd oddalicie. Może dojść do bójki. - Rzekł, patrząc na rozwijającą się sytuację.

Poza grupą mężczyzn, przy wyjściu z hangaru ktoś zaczął machać do rycerza. Dwie sylwetki rozpoznał od razu: wysoki i chudy doktor Wellington Kynes, lekarz rodziny, który zawsze darzył Keriana sympatią, oraz zarządca posiadłości, Jonas Gilliam. Towarzyszyło im dwóch uzbrojonych strażników, z niepokojem spoglądających na kłócący się tłumek.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 22-10-2019 o 21:10.
Prince_Iktorn jest offline  
Stary 24-10-2019, 16:27   #2
 
Bonifacy's Avatar
 
Reputacja: 1 Bonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputację
Kerian zaraz po zejściu z trapu rozejrzał się zdezorientowany, dawno nie był w tak gwarnym miejscu. Własna planeta uderzyła go mnogością wspomnień. Nie przez przypadek został rycerzem poszukującym, był jednym ze spadkobierców małej fortuny, ale też i kurczącej się rodziny. Żona z dobrego domu wymaga utrzymania i odpowiedniego statusu męża. No i jeszcze listy od wuja, ciekawe co się stało w rodzinie, że wymagało jego pilnego powrotu na planetę. Miał przecież swoje obowiązki które starał się wykonywać jak najlepiej. Walczył o pozycję wśród pobratymców. Zastanawiał się czy dałoby się pogodzić stałą służbę na planecie z uzyskaniem wygodnego usytuowania. Te i inne drobniejsze problemy zaprzątały mu myśli. Jednak rozchmurzył się widząc swoich dawnych przyjaciół. Zarzadce dworu i lekarza.To byli dobrzy rzemieslnicy w swoim fachu, a przede wszystkim znał ich od dziecka. Ufał, że rozjaśnia nieco sytuację i pomogą przetrwać ten trudny czas.

Młody szlachcic ignorując kłótliwy tłum ruszył do wyjścia z hangaru. Słońce prażyło niemiłosiernie, okrągłe mury okalające port kosmiczny rzucały półksiężycowy cień na asfalt ogromnej płyty lądowiska. Robotnicy gildii nie spodziewali się tego, że ktoś w tak oczywisty sposób ich zignoruje i kłótnia przycichła, aby po chwili dał się słyszeć głos kapitana frachtowca, nawołujący prowodyrów obu grup.

Kerian podszedł do świty usmiechajac sie pogodnie i podał ochroniarzom torby niewiele na nich zwracając uwagi.
- Witajcie! Miło mi was widzieć. Przybyłem najszybciej jak mogłem, ale wuj jest dość enigmatyczny w swojej sprawie. Liczę, że mi to wyjaśnicie. Mam nadzieję, że dom nadal stoi. Widzę, że na planecie sporo się pozmieniało i są drobne problemy z akomodacja.

Ochroniarze byli widocznie spięci, gdy Kerian mijał tłum robotników, jednak gdy nic się nie stało, trochę się rozluźnili. Dr. Kynes i zarządca Gilliam przywitali go zmęczonymi uśmiechami.
Pierwszy odezwał się zarządca.
- Witajcie, panie Kerianie. Macie rację, uchodźców jest coraz więcej, a miejsca nadal mało.
- A choć hrabia Sharn robi co może, to sytuacja się nie poprawia. - wtrącił się doktor.
- Z baronem niestety nie jest najlepiej. Trzyma się, ale jest coraz słabszy, coraz mniej wytrzymuje ciężar swoich obowiązków. - kontynuował lekarz.
- Nie mogliśmy zabrać żadnego łazika czy chociaż powozu. Za duży tłum na ulicach, a po ostatnich zamieszkach w slumsach w Południowo-wschodniej Ćwiartce, ludzie są podenerwowani. Mogliby źle zareagować na pojazdy. Będziemy musieli iść pieszo. - zarządca spojrzał na ochroniarzy.
- Większa grupa zwracałaby niepotrzebną uwagę. - dodał.

Rezydencja barona Gilgara znajdowała się tuż obok posiadłości Decadosów, niedaleko Centrum Danych Węzła. Pieszo to około 30 minut spaceru.
 
Bonifacy jest offline  
Stary 27-10-2019, 13:57   #3
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację
- Cóż idźmy więc. Troszkę szkoda, że nie mogę poprowadzić łazika, ale czy w mieście jest naprawdę tak źle? Może zaprośmy tego Hrabiego do nas? Nie znam go wcale, mam nadzieję, że przyjmie zaproszenie i opowie trochę o mieście. Muszę też w domu napisać list do placówki rycerzy, bo trochę się zgubiłem i nie bardzo wiem jakie mam wytyczne na czas tego urlopu od zwyczajowych obowiązków. Kerian zdecydowanym krokiem podążył w kierunku rezydencji, choć starał się nie rozglądać i wyglądać na pewnego to zerkał na nowe szyldy budynków i biedę jaka go otaczała.

- Mam nadzieję, że czeka na mnie dobry obiad, mam dość pokładowego jedzenia, no i wuj musi mi towarzyszyć.
- Hrabia Sharn zarządza całą planetą i jest bardzo zajętym człowiekiem. Obawiam się, że na na tak kurtuazyjne wizyty ma mało czasu. - Odparł Gilliam przechodząc przez bramy prowadzące na zewnątrz portu, przepychając się tłum ludzi i obcych.
Dwa wielkorogi przeciskały się przez uliczki i jedno ze zwierząt niemal otarło się rogiem młodego szlachcica. Właściciel zginał się w przepraszających ukłonach, poganiając pomocników aby prowadzili zwierzęta dalej. Niebo powoli szarzało, widać było jak ptaki zrywają się do lotu.
- Poza tym, panie Keirianie - lekarz włączył się do rozmowy - Jakieś dwa miesiące temu pański wuj, baron Tiberias miał prywatną audiencję u hrabiego. To po tej audiencji napisał do pana list, w którym prosił o przybycie. - lekarz patrzył ciekawie na młodego rycerza.
- To nawet dobrze, może będę zamieszany w sprawy Pandemonium, w sumie będę wiedział co u wuja i co u “władzy” - Odrzekł Kerian.



Wędrowali przez ciasne ulice pogrążeni w rozmowie. Sir Kerian dowiedział się o postępującym przeludnieniu Węzła, o wysiłkach Hrabiego Sharna który próbuje przy pomocy żołnierzy Decadosów oraz najemników z gildii Pośredników utrzymać porządek w mieście. Doktor opowiedział o niedawnych zamieszkach w slumsach które pochłonęły kilkadziesiąt ofiar oraz o incydentach, które miały tam miejsce, Jednym z najbardziej bulwersujących był napad bandytów na sierociniec prowadzony przez Amaltean. Gdy okazało się, że żołnierze Pośredników zbliżają się do budynku, bandyci próbowali uprowadzić dzieci i pracujących w sierocińcu duchownych. Na szczęście nikt z cywili nie zginął, gdy nagły szturm żołnierzy doprowadził do wyeliminowania wszystkich bandytów. Niebo powoli ciemniało. Gdy byli około 15 minut pieszo od dzielnicy szlacheckiej, tutejsze ptaki w kakofonii skrzeków poderwały się do lotu. Chwile później rozległy się syreny a po nich głośniki nadały komunikat.
- Uwaga! Nadciąga czarny deszcz! Nadciąga czarny deszcz! Uwaga!…

Ludzie ze świty Keriana spojrzeli w niebo, nagle pociemniałe. On sam usłyszał zduszone przekleństwa jednego ze strażników. Zanim zdążył zapytać, odezwał się doktor Kynes.
- Czarny deszcz to kolejny aspekt następstw po Katakliźmie. To kwaśny deszcz, czyli po prostu kwas padający zamiast wody. Niestety bardzo silnie żrący, choć szybko się ulatniający. To on odpowiada za duże zniszczenia ziem uprawnych. Ostrzeżenia zwykle nadają 10-15 minut przed opadem, jeśli pójdziemy szybko, zdążymy dotrzeć do posiadłości.

Nie tylko świta Keriana wpadła na pomysł szybkiego powrotu do domu. Ludzie przyspieszyli. W powietrzu rozległy się pokrzykiwania i przekleństwa, kobiety zgarniały dzieci, zamykały okiennice domostw. Kupcy zwijali stragany, żebracy i podróżnicy chowali się w bramy, chłopi zaganiali zwierzęta do osłoniętych zagród. W powietrzu rozlegał się dziwny odgłos, ni to huk, ni to szelest dobiegający z daleka.
- To niestety nie pierwszy raz. -mruknął zarządca - Ludzie wiedzą co robić. Czarny deszcz nie jest groźny, jeśli jest się pod dachem. Słyszycie ten odgłos, panie? To specjalnie opracowana przez Inżynierów kurtyna unosi się żeby osłonić pola uprawne w Węźle.



Szybkim krokiem przemierzali nagle opustoszałe ulice. Kilka przecznic dalej, gdy skracali sobie drogę przez mały plac targowy, usłyszeli krzyk. Pośrodku niewielkiego placyku grupka ludzi odzianych w mieszaninę strojów roboczych i fragmentów starych pancerzy rozłożyła wielki metalowy stojak, do którego przywiązanych było czworo ciał. Uwięzieni znajdowali się w takiej pozycji, że ich odsłonięte twarze skierowane były prosto w niebo. Wszyscy więźniowie byli zakrwawieni, ewidentnie niedawno ich bito. Trójka wisiała na stojaku bezwładnie, jeden z nich natomiast wił się i próbował uwolnić.
- Niech was Plaga zeżre! - głos był zdecydowanie kobiecy.
- Idźcie w Gehennę, psojeby! - próbująca się wyrwać kobieta zasypywała oprawców gradem przekleństw.
Potok wulgaryzmów urwał się, gdy jeden ze zbirów uderzył ją w twarz. Uderzona obwisła na metalowym rusztowaniu.
- Hoj! Nie piskaj ptaszyno. Gatruj siły. Niedługo posłuchamy jak śpiewasz. - uśmiechnął się paskudnie.

Doktor Kynes odezwał się cicho.
- Jeśli oni ich tak zostawią, to ci ludzie zginą. Kwas wypali im twarze, oczy, w końcu czaszki… straszna śmierć.
Zarządca Gilliam spojrzał na młodego rycerza i lekko się wzdrygnął.
-Każda śmierć jest straszna. I nieunikniona. Jest wśród nas trzech wojowników, panie. Ich jest co najmniej sześciu a w bramach mogą mieć jakieś czujki. Przed czarnym deszczem żaden patrol tu raczej nie przyjdzie. To nie nasza sprawa, nie mieszajmy się.

Będący najwidoczniej przywódcą, zbir dostrzegł grupkę przy bocznej uliczce.
-Hoi, wy tam! Brykać stąd, bo i was popieścimy! - krzyknął w stronę świty rycerza.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.
Prince_Iktorn jest offline  
Stary 31-10-2019, 14:23   #4
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację
[justuj]Kerian trochę zszokowany całym zajściem, nie do takiego towarzystwa przywykł, sięgnął ręka po pistolet i odbezpieczył go będąc w pogotowiu. Zwrócił się do swojego orszaku: Panowie, Ci bandyci niechybnie zasługują na śmieci, ale nie tym razem… Zapamiętajcie tego większego, pomówimy się z nim później, a póki czas to dbajmy o własne bezpieczeństwo i idźmy do naszego celu. Trzymajcie broń w pogotowiu. Idźmy w szyku, osłońmy doktora. Tu może zaraz zacząć się jatka.
- Bandyci! – Zakrzyknął gromko – Jeśli nas zaatakujecie będzie sądzeni za zdradę cesarstwa! Nic nam do waszych ciemnych interesów. Jestem rycerzem w służbie jego wysokości Alexiusa!

Prowodyr zbirów na te słowa roześmiał się gromko.
- Hoj! Dobrze! Brykajcie szybko, bo deszczyk idzie!
Uderzona kobieta zdołała podnieść głowę. Zebrała siły na ostatni krzyk.
- Pomóżcie nam, rycerze Cesarza! Ci tutaj to bandyci, którym nie chcieliśmy płacić haraczu! Ja jestem z Gildii… - nie zdołała powiedzieć nic więcej, kolejny cios chyba pozbawił ją przytomności.
- Nie słyszałaś, druciaro? Nobili te sprawy nie interesują! - śmiech zbira niósł się po opustoszałym rynku, ale Kerian miał wrażenie, że za zamkniętymi okiennicami okolicznych domów są tacy, którzy słyszą.
- A tera wszystkie łachy bedom czaić, że Syndykat Sirocco nie daje się dymać! - zbir krzyczał głośno, słychać go było na całym rynku.
- Dymaj stąd, rycerzyku. - dodał ciszej.
- Panie, ci którzy napadli podczas zamieszek na sierociniec też wspominali coś o Sirocco. - szeptem odezwał się Kynes.

Kerian mocno zdenerwowany sytuacja zacząłcoś cicho mamrotać do swoich ludzi próbując ich rozstawiać, ale widząc, że jego podwładni niezbyt ogarnęli jego rozkazy westchnął zrezygnowany i nie wdając się w niepotrzebne gadki, nakazał osłonić się przed wzrokiem bandytów i podążyć w szyku do swojej rezydencji.

Na ten widok, bandziory kontynuowały swoją pracę i nie zaczepiali przybyszów.
Uchodzącą z placu świtę Sir Kriana Gilgara, Rycerza Poszukującego, ścigał okrutny śmiech.

Wędrówka po opustoszałych ulicach nie trwała długo. Kilka przecznic dalej dotarli do sektora posiadłości szlacheckich. Kerian zauważył, jak jego dwójka strażników wymienia spojrzenia. Przez całą drogę wszyscy milczeli.
Pierwsze krople Czarnego Deszczu spadły po przekroczeniu przez wędrowców bramy posiadłości Gilgarów. Po chwili, potoki kwasu spadały już z nieba, niczym ulewa a słychać było jedynie syk parującej substancji i okazjonalny skrzek jakiegoś zwierzęcia, które nie schowało się dostatecznie dobrze.


Samą posiadłość stanowiła willa w Terrańskim stylu, otoczona niewielkim ogrodem i wysokim murem z czujnikami i posterunkami straży. Świtę Keriana wprowadzono do holu, gdzie czekał na nich gospodarz domu, baron Tiberias Gilgar.
Na widok wchodzących, jego twarz rozjaśnił uśmiech. Zauważył milczące i zachmurzone twarze.
- Witaj Kerianie. Czy wszystko w porządku? Jak minęła podróż?
[/justuj]
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 31-10-2019 o 14:25.
Prince_Iktorn jest offline  
Stary 11-11-2019, 20:40   #5
 
Bonifacy's Avatar
 
Reputacja: 1 Bonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputację
Kerian zdjął wierzchnia część ubrania i odwiesił na stojak, zabezpieczył i schował też pistolet do kabury. Przeszedł do salonu i rozejrzał się pełen wspomnień z młodych lat. Uśmiechnął się troszkę.
- Niezbyt dobrze wuju, mieliśmy okazje doświadczyć brutalności miasta i jego mieszkańców, mam nadzieję, że nie wszyscy tacy, sa... Zbrojne bandy nagabywaly mieszkańców i akurat przez wzgląd na świtę nie chciałem się mieszać w sytuację. Jeszcze komuś, z naszych, by sie cos stalo. Doktor jest już drugiej młodości i mógłby nie podołać trudom walki.
Kerian usiadł przy stole i nalał sobie trochę wody smakowej do szklanki z kryształowego dzbanka który tam stał.
- Mam nadzieje, że uda się coś z tym zrobić, ale raczej sam do tej walki nie stanę. - Upił łyczek i spojrzał na prześwitujące przez szkło drobinki owoców. Wzdrygnął się myśląc o poszkodowanych.
- No cóż, wuj napisał enigmatyczny list i przybyłem najszybciej jak mogłem. Coś ważnego się stało? Chętnie pomogę w wszelkich problemach.
Baron posmutniał na słowa młodzieńca.
- To przykre, że spotkałeś się z naszym światem od tej strony. Niestety, Węzeł jest przeludniony, a strażników Hrabiego jest zbyt niewielu. To tylko stwarza okazje dla najgorszych z ludzi… - przerwał na chwilę, po czym kontynuował.
- Napisałem do ciebie, gdyż wydarzyła się rzecz wielkiej wagi. Jak zapewne wiesz, starożytne maszyny terraformujące, które kiedyś czyniły nasz świat spichlerzem Drugiej Republiki, poprawnie działają jedynie pod Węzłem. Inne uważa się za zniszczone, nawet brakuje danych o lokalizacji wielu z nich. Ostatnio jednak Wszechstwórca spojrzał na nas łaskawym okiem. Po ostatnich wstrząsach tektonicznych, na Pustkowiach za Pustynią Jęków, nasi zwiadowcy odkryli wejście do podziemnego kompleksu z czasów właśnie Drugiej Republiki. Nasze ocalałe zapisy wspominają o lokalizacji jednego z terrafomerów właśnie w tj okolicy.
- Zdajesz sobie znaczenie z wagi tego odkrycia. Każdy chciałby położyć na tym ręce. Decadosi, Gildie, wszyscy. Obawiam się, że Hrabia już coś wie, wezwał mnie bowiem na audiencję w tej sprawie, udało mi się wynegocjować kilka miesięcy na to, żebyśmy mogli sami zbadać kompleks. Leży on na ziemiach będących naszymi lennami, ale jeśli trafimy tam na żyłę złota, jaką jest terraformer, to obawiam się, że kwestie prawne mogą zejść na drugi plan. Gdyby udało się naprawić taką instalację, to moglibyśmy zapewnić bezpieczeństwo na terenach w większym obrębie wokół Węzła. To oznacza więcej żywności, praca dla ludzi przy uprawach, spokojniejsza pogoda… To mogłoby zmienić sytuację na naszej planecie, a na pewno poprawiłoby ją w Węźle. Jesteś jednym z dzieci mojego brata, drugim w kolejce do władania rodem. Potrzebuje kogoś takiego, bo na lojalność innych za bardzo nie liczę. Twój brat nie zajął się tym do tej pory, gdyż ucisza plotki na temat tego odkrycia. Nie popieram jego metod ale przyznaję, że czasem są skuteczne. Poza tym on będzie potrzebny tu, gdy już ogłosimy co znaleźliśmy i że mamy do tego prawa. Czego oczekuje od ciebie? Poprowadzenia ekspedycji, odkrycia wejścia, zbadania kompleksu i upewnienia się że jest dla nas bezpieczny. Czas, niestety działa na naszą niekorzyść. Za dwa tygodnie ludzie Hrabiego i Gildyjni ruszą szukać kompleksu. Droga łazikiem to trzy dni w jedną stronę, więc na zbadanie instalacji pozostaje mało czasu, raptem 8 dni. Kompleks jest oznaczony herbem naszego rodu, podobnie jak nasz terraformer pod posiadłością i podobnie jak nasz, ma zamek genowy. To dlatego zwiadowcy nie zbadali go w środku i dlatego sądzę, że ty zdołasz tam wejść. To lepsze niż żeby próbować wysadzać wejście.
- Nie ukrywam, może być niebezpiecznie. Pustkowia same w sobie są bardzo groźne, nie wiemy czy ktoś po cichu nie będzie próbował nam przeszkadzać, no i nie wiemy, co znajdziemy na miejscu. Dodatkowo na Pustkowiach częste są zakłócenia łączności, może więc być możliwe, że czasem nie zdołamy się z wami skontaktować. Powiedz, czy jesteś gotów podjąć się tej wyprawy?
Tu baron urwał i popił wina pozwalając aby młody szlachcic przemyślał całą sprawę.

-Wuju to pewnie, ze chce pomóc. Wybiorę się na pustynię jeśli będzie trzeba i mój zarządca określi szczegóły wyprawy. W końcu po to tu jest. Nie ma jednak sposobu, by przekonać Hrabiego i gildyjnych do naszych niezbywalnych praw do tych ziem? W koncu moge napisac do samego cesarza o pomoc. Jestem rycerzem mam obowiązki, ale też prawa. - Kerian chwile się zastanowił i upił łyczek wody. - Faktycznie trudna to sprawa. Może faktycznie potrzebna jest tu cesarska kohorta. Jakiś podróżnik znający tamte tereny i inżynier byliby wielka pomoca sam się nie znam zbytnio na tym. No i może inni rycerze w charakterze pomocników. Trzeba, bylo, by na kilka wozów jechać... - Kerian spojrzał na szklane okno chroniące domowników przed rozszalałym deszczem i na widok za nim. - Pogoda chyba nie będzie nam sprzyjać to też trzeba wziąć pod uwagę. Poprosze zarządcy o przygotowanie planu wyprawy “na dziś” chyba juz jest zaznajomiony ze sprawa i planeta bardziej niż ja. - Przywołał zarządcę i przekazał mu szczegóły zlecenia.

Zarządca Gilliam przybył po chwili i po odebraniu poleceń pozostał, przysłuchując się rozmowie.
- Terraformer, nawet niesprawny, to duża nagroda. Sprawny, to nagroda niemal niewyobrażalna. Dla każdego, nawet dla ludzi Cesarza. Co stałoby się, gdyby przedstawiciel Cesarski postanowił uczynić z niego własność Jego Wysokości? Gdzie było Cesarstwo, gdzie był Regent, gdy nastał Kataklizm, gdy nasza planeta umierała, gdy całe miasta przepadały bez śladu, gdy umierały miliony ludzi? Bawili się w Wojny o Tron. A teraz, po wojnie? Czy kogokolwiek obchodzi los naszego świata? Gildie i łowcy niewolników urządzili sobie tutaj raj, handlują ludźmi otwarcie, bo nikt, nawet Hrabia nie ma sił aby im się przeciwstawić. Uchodźcy sami sprzedają się w niewolę, bo to jest lepsze niż życie tutaj. A sam „władca planety”? – zapytał z przekąsem, by po chwili kontynuować.
- Jedyny w miarę porządny Decados, który najprawdopodobniej trafił tu za karę. Al-Malikowie i Gildie marzą tylko o tym aby wywieźć stąd technologie naszych przodków i odkryć sekret drugich Wrót Gwiezdnych. Kościół to oportuniści, którzy chcą robić majątek i karierę na uchodźcach, albo zesłańcy za jakieś skandale. Jest mniej niż dwa tuziny porządnych księży w Węźle. – wyraźnie wzburzony, umilkł na chwilę.
Po chwili ciszy, nieco się uspokoiwszy, baron podjął.
- Nie, Kerianie. To jest nasza sprawa. Terraformer jest nasz, to nasz przodek, jedyny uczeń Doramosa, Twórcy Światów postawił go tu i zaprogramował, aby wraz z innymi uczynił raj z jałowego pustkowia. Co do Cesarza i Cesarstwa, to Decadosi mają dobre powiedzenie: „Każdy człowiek ma niekwestionowaną, niezłomną lojalność tylko wobec jednej, jedynej sprawy. Wszystkie inne są nic nie warte.” Jesteś Rycerzem Poszukującym, jesteś też Gilgarem. Gdy nadejdzie czas, Ty sam będziesz musiał zdecydować gdzie leży twoja lojalność.
W chwili ciszy, zarządca chrząknął.
- Mamy mapy rejonu w który się udamy. Mamy pięć ciężarówek z zapasami i ludźmi. Poślemy zwiadowców, strażników i techników, których możemy zdjąć z obsady posiadłości i bunkra, bez ryzyka znacznego osłabienia ochrony posiadłości i operowania maszynerią pod Węzłem. Pojechałby z nami także doktor Kynes. Mamy szansę, to może się udać. Jeśli pan Kerian będzie gotowy, możemy wyruszać jutro rano.
W skromnie ozdobionym salonie nastała cisza.
- Panowie, nie sadze, zeby bylo tak zle jak mówicie. W koncu jakos cesarstwo się trzyma dzięki ludziom którzy mają kręgosłupy moralne i na pewno jest wyjście z sytuacji które zaspokoi mniej lub bardziej wszystkie strony konfliktu. Macie racje, problem trudny, a nagroda wielka. Nie wyobrażam sobie, zeby terraformer wpadł w niepowołane ręce, jakaś lepsza lub gorsza władza musi sie tym zajac. Zdajecie sobie sprawę, że ja tą władzę reprezentuje? I ciężko będzie im to przebić. - Kerian wstał i podziękował za uczestnictwo w spotkaniu. - Idę spać, jutro wyruszamy.
 
Bonifacy jest offline  
Stary 14-11-2019, 16:46   #6
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację

Soundtrack


Odpoczynek w łóżku był niemal zapierającą dech w piersiach odmianą, po długim okresie lotu w przestrzeni. Szeroki i miękki materac, świeżo wyprasowana pościel otuliły młodego szlachcica i sprawiły, że zasnął gdy tyko jego głowa dotknęła pachnącej czystością poduszki.
Gdy otworzył oczy, zobaczył, że nie może się ruszyć. Był przywiązany do łóżka, a na głowę miał naciągniętą mokrą szmatę, wciskaną mu dodatkowo do ust przez jakiś knebel. Puls przyspieszył mu dziko, gdy próbował wyrwać się z pęt, ale bez rezultatu. Szarpał się i szarpał, ale nie mógł się uwolnić. Nagle poczuł wiatr, jakby przeciąg. Przez głowę przebiegła mu absurdalna myśl „Czy służba otworzyła okno w sypialni?” ale po chwili wszystkie myśli uleciały, gdy ktoś ściągnął mu z głowy szmatę razem z kneblem. Przecierając oczy i nabierając powietrza do krzyku, ujrzał nad sobą twarz. Wykrzywione w nienaturalnym grymasie sadyzmu oblicze zbira, którego spotkał wczoraj na opuszczonym rynku. Z gardła bandyty wydobywał się śmiech, okrutny, zimny a jednocześnie pełen jakiejś dzikiej, prymitywnej radości. Gdy zbir odsunął, się, Kerian spostrzegł, że jego łózko nie znajduje się już w posiadłości. Stało na rynku, na opuszczonym placyku, wśród zamkniętych kramów i zatrzaśniętych okiennic domów. Niebo zasnute było czarnymi chmurami. Gdy młody rycerz zdał sobie sprawę z tego co zaraz się stanie, serce przyspieszyło jeszcze bardziej. Słowa zamarły mu w gardle, gdy kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Przy alejce, stała niewielka grupka ludzi. Chciał do nich krzyknąć, wezwać pomoc, przecież nie mogli go tak tu zostawić! Zmartwiał jednak, gdy jeden po drugim odwrócili się i zniknęli z powrotem w wąskich uliczkach bazaru. Pierwsza kropla spadła na jego pierś, paląc żywym ogniem. Potem kolejna. I kolejna. Z początku nie było ich wiele, ale ból który czuł, zdawało by się potęgował się z oczekiwaniem na kolejne krople morderczego deszczu. Przez opary bólu i łzawiące z cierpienia oczy widział wypalane dziury w swoim ciele, jedna po drugiej, jedna po drugiej. A potem deszcz się rozpadał i sir Kerian Gilgar czuł i widział jedynie ocean bólu. W tle cały czas słyszał okrutny śmiech.




Soundtrack


Poranek nastał zdecydowanie za szybko, jednakże pomimo koszmarów, Kerian obudził się na czas. Służący przynieśli zaproszenie na śniadanie jednocześnie informując, że baron Tiberias z samego rana opuścił posiadłość, jeszcze przed wschodem słońca udając się do Kwitnącej Krainy – południowo zachodniego sektora Węzła, gdzie znajdowały się jedyne bezpieczne w okolicy pola uprawne. Na swoim terminalu komunikacyjnym przy łóżku, Keriana oczekiwało kilka wiadomości.
Pierwsza, od baroneta Morgana Hawkwooda, dyrektora tutejszej placówki Cesarskiej i szefa Rycerzy Poszukujących, brzmiała następująco.


Pozdrowienia dla świeżo mianowanego brata Rycerza. Jak wiedzę podróż była udana. Z powodu skomplikowanej sytuacji politycznej na planecie, zapraszam na wizytę w mojej posiadłości, w najszybszym możliwym dla Pana terminie.

Z wyrazami szacunku etc. Baronet Morgan Hawkwood, Dyrektor Placówki Cesarskiej na Pandemonium.



Druga, od zarządcy Gilliama, zawierała mapę, oraz dość obszerny list.


Dzień dobry, Panie Kerianie. Przesyłam załączoną mapę wykonaną na podstawie informacji zdobytych od uchodźców, naszych zwiadowców, oraz uzyskanych od zwiadowców Hrabiego i Gildii. Z miasta Węzeł wychodzą cztery ubite drogi i jedna utwardzana. Jedna droga prowadzi do budowanej poza obrębem działania terraformerów Katedry, pozostałe trzy jak sądzimy prowadzą do obozów w których gildia Pośredników oficjalnie szkoli swoich pracowników, a nieoficjalnie wykorzystuje je jako miejsca do przetrzymywania niewolników do czasu, gdy będą mogli wywieźć ich poza planetę. Droga utwardzana urywała się na północy na obszarze Pustyni Jęków, ale to właśnie w jej obrębie po ostatnich trzęsieniach ziemi odkryto wejście do kompleksu. Jednakże według naszych zwiadowców, wstrząsy wytworzyły wielką szczelinę, którą z ledwością udało im się sforsować. Większa grupa i pojazdy będą miały duże trudności z przedostaniem się. Druga droga prowadząca do kompleksu prowadzi obok jednego z obozów Pośredników. Pytanie jak oni na nas zareagują. Oznaczone są także obszary gdzie najczęściej pojawiają się dzikie zwierzęta z Pustkowi, które mogą stanowić problemy, ale to nie oznacza, że nie ma ich gdzie indziej.
Do drogi mamy przygotowane trzy transportery, do każdego wchodzi 5 ludzi. miało być pięć, ale dwa okazały się niesprawne. Do wyjazdu przewidujemy mnie, doktora Kynesa, Pana, dwóch zwiadowców, technika którego udało się nam wynająć z Gildii Pozyskiwaczy oraz czterech ludzi ochrony, razem pojedzie nas 10 osób. Więcej nie damy rady zebrać, a zapasów i sprzętu wystarczy dla wszystkich.



Przeczytawszy wiadomości Kerian skopiował je na przenośny nośnik danych i ruszył na śniadanie. W jadalni zastał doktora Kynesa rozmawiającego z kobietą, której nie znał.
Doktor szybko przedstawił swoją towarzyszkę.
- Witam, panie Kerianie. Zapraszam na śniadanie, my zaraz zaczniemy. Pozwoli pan, że przedstawię, przyjaciółka barona Tiberiasa, panna Doria Ekles, z Gildii.
Przyjaciółka z Gildii, jak Kerian zdawał sobie sprawę, było grzecznościowym określeniem członkini Gildii Kurtyzan. Rzeczywiście, panna Doria nosiła w ubraniu niewielką spinkę z symbolem Gildii, ustami na tle trójkąta. Sama kurtyzana zdecydowanie lata swojej świetności miała już za sobą, ale widać było, że musiał niegdyś być bardzo piękną kobietą. Teraz jej żywe, inteligentne oczy patrzyły przenikliwie na młodego rycerza.
- Witam – powiedziała skłaniając się lekko.
- Baron Tiberias udał się z samego rana do Kwitnącej Krainy, był tam jakiś incydent między naszym człowiekiem a strażnikiem Hrabiego. Jak zapewniał, to nic poważnego. O, właśnie wnoszą śniadanie. Lekkie śniadanie składające się miejscowych dań, przypomniało Kerianowi smaki dzieciństwa. Gdy kończyli już posiłek, Panna Doria odezwała się.




- Przepraszam za śmiałość, ale czy miał Pan jakąś wiadomość od hrabianki Yali Sharn Decados? Spotkałam ją wczoraj w biurach Gildii Przewoźników, była bardzo zainteresowana Pańskim przybyciem.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 14-11-2019 o 18:02.
Prince_Iktorn jest offline  
Stary 04-12-2019, 23:37   #7
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację
- Pani wybaczy, mam troszeczkę zajęć i będę robił kilka rzeczy na raz - Kerian wstał od stołu i sięgnął po swój miecz który, przechowywany był całkiem niedaleko. Zachęcającym ruchem dłoni zaprosił gości do wyjścia na ogród.

- Proszę spocząć przy stoliku. - Kerian obejrzał dokładnie broń sprawdzając czy aby na pewno jest taka świetna jak przypuszczał i odchodząc kilka kroków w głąb ogrodu zaczął wywijać nim w różne strony leniwie ćwicząc podstawowe cięcia i pchnięcia.

- Niestety, żadnych wiadomości od Hrabiny Sharn nie otrzymałem. - Kerian wykonuje coraz to bardziej złożone ćwiczenia mieczem

- Pamiętam historię z jednych moich ostatnich treningów na planecie i jeszcze nawet przed pasowaniem.

Kerian machał mieczem starając się zmęczyć.

- Mieliśmy turniej pokazowy bez wygranych dla gawiedzi. Więc przyszła z kilkoma znajomymi popatrzeć i ja lekko poturbowałem, mimo tarczy, chyba jej wybranka. Zamieniłem kilka słów, ale jakoś bliżej się nie poznaliśmy. Nie wiem czy skończyło się małżeństwem. - Kerian zaśmiał się lekko, kończąc trening.

- Cóż ja teraz jestem bardzo poszukiwanym i zajętym człowiekiem. Mogę postarać się znaleźć dla niej czas, jednak... będzie musiała się umówić z wyprzedzeniem. - Kerian przytracza miecz w pochwie do pasa. - Chociaż ciekawe jakież to interesy mieliście w tej gildii. Czyżby jakieś wakacje na obcej planecie?


Doria przyglądała się z uznaniem ćwiczeniom w wykonaniu Rycerza Poszukującego a on czuł na sobie jej wzrok.
- Z tego co pamiętam z tamtych wydarzeń, do ślubu nie doszło. - parsknęła śmiechem,gdy Kerian kończył jedną z form treningowych.
- Tym niemniej musiały dotrzeć do niej wieści o Pańskim przybyciu, bo pytała w biurach Gildii.


Młody rycerz usiadł przy stoliku i spojrzał w niebo wyciągając skrzekotkę w której próbował napisać jakąś wiadomość do Sir Morgana.

Będę jeszcze dziś, jednak proszę wiedzieć o moim kurczącym się czasie, postarajmy się załatwić to szybko, ponieważ szykuje mala podroż poza granice miasta. Pozdrawiam!



Kerian, mimo że obyty trochę z technologia to nigdy nie wiedział czy sprzęt zadziała, miał nadzieje, że tym razem okaże się niezawodny. Zamówił druga filiżankę kawy u służby i skierował słowa do zarządcy.
- Wyruszymy dziś, ale musimy jeszcze odwiedzić jedno miejsce, jeśli mamy lekki łazik to z chęcią się nim przejadę do posiadłości Sir Morgana wrócę i popołudniem wyruszymy do celu, północna drogą, ominiemy obozy. - Wypił łyk kawy i zwrócił się do kobiety.

- Widzicie? Jak mówiłem, dużo się dzieje, cały dzień zajęty.
- Rozumiem, oczywiście. Tiberias mówił mi o odkryciu jakiego dokonał.
Wyraźnie posmutniała. Po krótkiej niczym mrugnięcie chwili potrząsnęła głową i znów w jej oczach pojawiły się figlarne błyski.
- To dla was, Gilgarów naprawdę wielka okazja. Nie ukrywam, są w Gildiach tacy, którzy sami chętnie… - zawahała się na chwilę - sami wykorzystaliby to znalezisko.
- Na waszym miejscu uważałabym zwłaszcza na Kajdaniarzy. Z tymi zbirami nigdy nic nie wiadomo.


Rozmowę przerwało brzęczenie skrzekotki, przyszła wiadomość od Sir Morgana Hawkwooda.

Pozdrowienia. Zatem zapraszam dziś, być może nawet tuż przed Pańskim wyjazdem. O ile się nie mylę, sprawy które mamy do omówienia mogą dotyczyć celu Pańskiej wyprawy. Oczekuje Pańskiego przybycia.



Reszta śniadania minęła w milczeniu. Po pożegnaniu z panią Ekles, sir Kerian zlecił służbie przygotowanie jego rzeczy do wyjazdu, a sam udał się na spotkanie z sir Morganem Hawkwoodem, przełożonym tutejszych Rycerzy Poszukujących.



Kapituła Rycerzy Poszukujących na Pandemonium mieściła się wzdłuż Zachodniej Alei, jednej z czterech głównych arterii komunikacyjnych Węzła.
Pomimo wczesnej porannej godziny, ulica tętniła życiem. Różnokolorowy tłum przelewał się wzdłuż alei, pod czujnym okiem Decadoskich strażników. Na ulicy widoczne były najróżniejsze pojazdy, od jednoosobowych ścigaczy repulsorowych, teraz wlokących się niemal w żółwim tempie jak na swoje możliwości, po wózki ciągnięte przez włochate kozowoły. Przez gwar uliczny przebijały się pokrzykiwania, beczenie zwierząt, odlegle klaksony… Węzeł tętnił życiem.
Kerian skorzystał z rodowego samochodu ponieważ skoczek, który jak pamiętał znajdował się w posiadłości, odwoził barona i jeszcze nie powrócił. Kierowca robił co mógł, sprawnie lawirując poprzez zatłoczone ulice. Gdy dojechali pod granice majątków Cesarskich, Kerian opuścił pojazd. Natychmiast otoczył go wianuszek żebraków i las wyciągniętych rąk.
- Pomocy, szlachetny panie, pomocy…
- Tylko jedno skrzydło, wspomóżcie potrzebującego… - słyszał z każdej strony. Jakaś kobieta trzymała na rekach coś co w pierwszej chwili szlachcic wziął za szmacianą lalkę, a co okazało się być dzieckiem o poczerniałej i pomarszczonej skórze.
- Pomóżcie panie, tylko feniksa dla dziecka! Ma syndrom Arasota…


Przejście miał jednak wolne, nikt nie zastąpił mu drogi.
Posiadłość Rycerzy Poszukujących była jednym z kilku budynków na terenach Cesarza w Węźle. Widać było, że jest to konstrukcja nowa, szare ściany z superbetonu kontrastowały z okolicznymi starszymi budynkami których cegły z tutejszych fabryk miały bardziej piaskową kolorystykę.





Sama siedziba nie była specjalnie imponująca. Kilkupiętrowej wysokości wieża z widocznymi antenami sprzętów komunikacyjnych, z nieco szerszą podstawą i kilkoma widocznymi strażnikami. Młodzi ludzie wartujący przy posiadłości nosili czarne uniformy Cesarskiej Floty, nosili lekkie pancerze i broń. Musieli oczekiwać przybycia Keriana, ponieważ gdy tylko go zobaczyli, jeden z nich przyłoży rękę do ucha, jakby składał komuś meldunek przez przenośną szeptaczke, po czym dał znak szlachcicowi, aby ten podążył za nim.


Pokój do którego go wprowadzono był mały, zawalony dokumentami i sprzętem. Elementy maszyn myślących leżały pod ścianami na stosach papierzysk. W całym nie wielkim budynku uwijali się ludzie, służba, strażnicy i technicy, przekazujący meldunki i raporty.
Czy Kerianowi zdawało się, czy usłyszał o jakiejś wymianie ognia między statkami na orbicie planety?


Gospodarzem pomieszczenia był starszy, siwy jegomość o posturze szermierza. Jego strój był modny na Bizancjum Secundus, kilkanaście sezonów temu i niespecjalnie ukrywał płyty lekkiego pancerza noszonego pod spodem. Na oparciu krzesła przewieszony był pas z przytroczonym rapierem o niezbyt rozbudowanym koszu, poznaczonym jednak wieloma starymi rysami i szramami.


Sir Morgan Hawkwood


Na widok przybysza, starszy pan podniósł się zza biurka i przemówił wyciągając rękę.
- Witam, mości Kerianie. Jestem sir Morgan Hawkwood, przełożony tutejszej kapituły rycerzy Poszukujących. Usiądź, proszę. - wskazał miejsce naprzeciw biurka, jakimś cudem wolne od panującego tu bałaganu.
- Jest kilka kwestii które musimy omówi - zadzwonił małym dzwoneczkiem – zaraz coś nam podadzą.
- Pierwsza sprawa to kwestia wyprawy do której szykuje się ród Gilgar. Odnalezienie nowego terraformera to poważna sprawa, która może zmienić układ sił w Węźle, a co za tym idzie na planecie. Ponieważ jak się dowiedziałem to ty będziesz prowadził ekspedycję, mógłbyś… - zawahał się na chwilę – przejąć tą instalację albo jako Gilgar, albo jako Rycerz Poszukujący. Leży ona na lennach Gilgarów, ale te tereny to pustkowia i inne Rody czy Gildie mogą mieć trudności z uznaniem waszych praw do tego miejsca. Gdybyś zaś przejął je dla Cesarza, to cóż, takie znalezisko nie dość, że uspokoiło by tutejszą sytuację, ale także stanowiło wielką zasługę dla Tronu Feniksa. Może to mieć dla ciebie znaczenie zwłaszcza w świetle raportu, który otrzymałem w nocy. - poklepał jeden z plików dokumentów. Mówi on o wydarzeniach z dnia wczorajszego, o tym jak pewien rycerz Cesarza posłużył się nim jako tarczą, aby zapewnić sobie wyjście z… trudnej sytuacji. Ja oczywiście nie oceniam. Wiem, co mogłeś w tej chwili czuć. Nieznany teren, mało ludzi, oni mieli przewagę. Byłeś zaskoczony, musiałeś szybko podejmować decyzje. Ale – dodał z naciskiem – jesteś Rycerzem Cesarza, przedstawicielem, wizytówką cesarskiego tronu.


Tu oczy Keriana napotkały stalowoszare oczy starca.
- Dostałem ten raport od Decadosów. Jeśli ja go mam, to pewnie i Gildie go otrzymały. Jeśli Bizancjum dowie się, że Rycerz Cesarza uciekł przed bandą rzezimieszków, porzucając niewinnych ludzi na śmierć, to cóż, nie będziesz miał tam lekko. Zwłaszcza, że jedną z zabitych była kobieta z Gildii Pozyskiwaczy. Na twoim miejscu teraz bym na nich uważał.


Przerwał na chwile, gdy sługa wniósł dzbanek z parującą kahvą i rozlał do dwóch filiżanek.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 04-12-2019 o 23:42.
Prince_Iktorn jest offline  
Stary 13-12-2019, 20:14   #8
 
Bonifacy's Avatar
 
Reputacja: 1 Bonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputacjęBonifacy ma wspaniałą reputację
Przełożony tutejszej kapituły spoglądał w oczekiwaniu na odpowiedź Keriana.

Kerian po chwili namysłu odezwał się - Coz, w obu tych sprawach życie nigdy nie jest czarne lub białe, zawsze są odcienie szarości... Zaczynając od terraformera. Jeśli go zdobędę samodzielnie to będzie on stanowił dobro całej Planety, mnóstwo ludzi dzięki niemu znajdzie prace i warunki do godne zycia. Jednak jak juz wiem protekcja cesarza bedzie nieodzowna, by zbytnio nie zmieniać układu sił na planecie.Nie chce wojny domowej. To znalezisko ma przynieść wybawienie planecie, a nie ją zniszczyć. Na pewno przekaże część praw cesarstwu, do tego jestem zobowiązany jako rycerz, ale mam nadzieje moi prawnicy wywalczą dla mojego rodu uczciwy udział. To jest jeszcze dzielenie skóry na żywym niedźwiedziu, więc za wiele nie chcę dywagować na ten temat, bo sędziowie to bardzo hermetyczna grupa.., a co do nieszczęsnej członkini gildii... sprawa wygląda tak, ze już na kursie pierwszej pomocy uczą nas dbać o własne bezpieczeństwo zanim się spróbuje udzielić pomocy. Niestety ta zasada dala widowisko które jest negatywnie spektakularne. Byl, ze mną starszy lekarz którego chciałem ochronić, moi ochroniarze byli obciążeni tobołkami i jakoś nie zareagowali na mój pomysł ustawienia się do strzału, a na koniec było ich po prostu więcej. Chciałem zastraszyć tych zbójów w trosce o bezpieczeństwo swoje i moich ludzi. Zabrzmi brutalnie, ale gmin nic nie ma wspólnego z etosem rycerskim więc byłaby to walka nie honorowa więc oficjalnie nie ma o co sie spierac, ale zgadzam się, jeśli ktoś ocenia powierzchownie to, może to negatywnie wpłynąć na moja ocenę jako człowieka. Nie mam informacji o tym gangu, ale mogę spróbować ich poszukać przygotowany jesli naprawde uwazacie to za tak dramatyczny blamaż…

Sir Morgan z niedgadnionym wyrazem twarzy słuchał młodego rycerza. Po chwili odrzekł:
-Jak mówiłem, nie oceniam. A co do tego co chcesz zrobić,to ty sam zdecydujesz. Słyszałem, że hrabia Sharn dał baronowi Gilgarowi określony czas na zajęcie się sprawą terraformera, choć nie wiem, ile dni ten czas wynosi. Bardziej chodzi mi o pierwszą część tego co powiedziałem. Możesz spróbować tak zrobić, ale obawiam się, że w sądach sprawa może utknąć. Ty zaś deklarując do kogo należeć będzie znalezisko możesz te sądowe batalie od razu ukrócić. Ale masz rację. To dzielenie skóry na jeszcze żywym niedźwiedziu. Gdy będzie jednak już po wszystkim, miej na uwadze moje słowa.- zakończył.
 
Bonifacy jest offline  
Stary 30-12-2019, 15:36   #9
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację
- Więc to koniec naszej rozmowy, każdy wie co ma robić. - Kerian wstał i podziękował, za udzielony czas. Wyszedł z gabinetu i mijając różne osoby uśmiechał się życzliwie. Nie wszyscy, byli jeszcze zaprzysiężonym rycerzami, bądź z cesarskiej kohorty. Ta myśl przywoływała wspomnienia o własnym pasowaniu. Zmieniło się to gdy wyszedł z budynku i wsiadł do samochodu podstawionego pod wyjście. - Podjedz proszę pod północna bramę - rzucił do kierowcy, a sam się rozsiadł w fotelu.
Kierowca ruszył spokojnie przez zatłoczone ulice, wąskie alejki , wymijając pieszych i zmotoryzowanych. Miasto o tej godzinie tętniło życiem i tępo było raczej powolne, choć nie pozbawione plusa w postaci możliwości oglądania miasta z bezpiecznej pozycji. Na miejscu można było zobaczyć już czekające pojazdy do wyprawy. Po krótkim parkowaniu Kerian wyszedł z auta i rozejrzał się w poszukiwaniu zarządcy i miejsca gdzie mógłby zejść z głównej arterii miasta.

Cień rzucany przez olbrzymi mur otaczający Węzeł połknął samochód młodego rycerza, który zbliżał się do północnej bramy miasta. W otaczającym go niemal półmroku, niczym ogromny, jaśniejący portal rozwierały się potężne wrota. Wejście do miasta było otwarte, strumyczek wędrowców, niewielkich karawan, uchodźców z Pustkowi zaczynał powoli napływać do miasta. Na murze i przy bramie straż pełnili żołnierze Gildii Pośredników, gildyjne znaki wymalowane na pancerzach były przetarte i wyblakłe od słońca, które już niedługo wzejdzie ponad mury i przegna zalegające tu cienie. Kerian widział i słyszał ludzi targujących się ze strażą o możliwość wejścia do miasta. Koszt wydawał się być wygórowany - feniks za jedną osobę to dużo. Jak dla mieszkańców Pustkowi i uchodźców, nawet niewyobrażalnie dużo.
Uwagę Keriana zwróciła grupka trojga dorosłych, dwóch kobiet i mężczyzny, którzy wraz z piątką dzieci w różnym wieku próbowali przekroczyć posterunek straży.
- ...feniks od człowieka albo wynocha... - ...możemy pracować... - ...w burdelach mamy komplet... - ...jestem tropicielem... - wracaj na Pustkowia... - do uszu Keriana dobiegały urywki wymiany zdań pomiędzy uchodźcami a żołdakami Gildii.
Pojazdy były przygotowane do drogi. Wokół kręcili się strażnicy Gilgarów wraz ze zwiadowcami ładujący zapasy, był także doktor Kynes, w stroju podróżnym i przenośną torbą pełną narzędzi lekarskich nadzorował załadunek skrzynek z oznaczeniami Gildii Aptekarzy. Zarządca Gilliam rozmawiał z młodym, bladym mężczyzną o wyraźnie przemęczonych, niewyspanych oczach. Niedawno musiał brać udział w jakiejś bójce, co bylo widoczne na jego świeżo posiniaczonej twarzy. Po chwili zarządca skinął na niego i razem podeszli do Keriana.
- To Costa, z Gildii Pozyskiwaczy, zna się na technologii oraz… agresywnej archeologii – dodał po chwili wahania ze złośliwym uśmieszkiem. Młodzieniec przez chwilę patrzył rozgorączkowanymi oczami na Keriana, po czym skinął głową.
- Wybaczcie wygląd panie – młody mężczyzna odezwał się chrapliwym głosem.
– Miałem ciężką noc. Ale już jest w porządku, dojdę do siebie w drodze do waszego celu.
Gdy ruszali już w stronę pojazdów i sam rycerz szykował się do wejścia do łazika, z cienia przy bramie wyszły dwie postacie. Jedna wysoka, dobrze zbudowana, druga drobniejsza, obie poruszały się ze zwinnością i gracją, zakutane w łachmany ludzi z Pustkowi. Nie zwracając uwagi na strażników przy bramie, którzy zerkali na nich ciekawie, obie postacie zbliżyły się do Keriana, ignorując także nagłą nerwowość jego ludzi. Gdy niższa, szczupła kobieta odgarnęła do tyłu kaptur, oczom Keriana ukazała się twarz Yali Sharn Decados, córki hrabiego i władcy planety. Spod kaptura drugiego, na Keriana spoglądała jego własna twarz. Po jednej sekundzie szoku zrozumiał, że to tylko odbicie, że patrzy na hełm lub maskę z lustrzaną powierzchnią.
Hrabianka przekrzywiła lekko głowę, figlarny uśmiech zagościł na jej wargach.
- Witaj Kerianie – przemówiła – mam nadzieję że nie przeszkadzam. Czy znajdziesz dla mnie chwilę czasu, zanim wyjedziecie? Myślę, że nie będzie to czas stracony.
Wesołe ogniki błyskały w jej oczach gdy zwracała się do Rycerza Poszukującego.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.
Prince_Iktorn jest offline  
Stary 21-01-2020, 16:23   #10
 
Prince_Iktorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Prince_Iktorn ma wyłączoną reputację


Kerian krzyknal - JEST WSROD WAS LOWCA? PRZYPROWADŹCIE GO DO MNIE! ZAPŁACĘ ZA NIEGO PODWÓJNIE! - zwrócił się, do swojego zarządcy, dopilnujcie żeby go dogadał się jakoś z naszymi przepatrywaczami i powiedzial co wiedzial na temat pustek, świeże informacje to podstawa. Dorzucę mu pięć feniksów z własnej kiesy jeśli informacje okażą się przydatne. Mam też pytanie... Stać nas na, dobrego, prawnika zdolnego poprowadzić sprawy rodu? To chyba już znaczny wydatek ... nie chcę żeby finansowo stała nam się krzywda. Porozmawiamy o tym później w gronie rodzinnym. Teraz ruszamy ku przygodzie.


- Oczywiście, już do nich idę.
Zarządca Gilliam szybkim krokiem skierował się do posterunku Pośredników przy bramie głównej. Po drodze skinął na zwiadowców, którzy udali się razem z nim.


Kerian już wsiadając do ciężarówki uslyszal glos szlachcianki i jakos wzdrygnął się, nie bardzo było mu w smak rozmawianie o sprawach rodu tuz przed wazna wyprawa, a juz napewno nie przy obecności tych wszystkich ludzi. Jednak starał się zachować zimna krew. - Pani, zawsze jest czas na rozmowę w tak zacnym towarzystwie. Wybaczcie tylko mój niewyjściowy strój. Nie chce uchybiać etykiecie. - Podszedł do szlachcianki odrobinę się poprawiając i starając się nie patrzeć w swoje odbicie w lustrze hełmu.

Choć przez chwilę Sir Kerian miał ochotę powitać hrabiankę tak jak zasługiwała na to z uwagi na swoje stanowisko, w ostatniej chwili powstrzymał się. Nie bez powodu nosiła strój wędrowca z Pustkowi, ukrywała też twarz pod zawojem. Ukrywała się i błąd w zachowaniu mógłby zdradzić jej tożsamość.


- Mam nadzieje, że nie będzie przeszkadzał nam ten ferwor. Pewnie nie mało trudu kosztowało was zaskoczenie mnie w tym stanie. Chcialbym wiec zapytac cóż takiego ważnego jest do omówienia? Zdaje się, że mam jeszcze trochę czasu nim sprawa mego rodu sie zlozy na losy całej planety, a pokątnie i cesarstwa. Nie zrozumcie mnie, też źle. Chciałbym nie dzielić jeszcze skóry na żywym niedźwiedziu, bo te bywają bardzo niebezpieczne.
Kerian uśmiechnął się najsympatyczniej jak mógł sobie pozwolić.

Kobieta patrzyła na niego a w oczach hrabianki widać było podniecenie i zaciekawienie. Ukłoniła się przed Kerianem, delikatnym gestem ręki powstrzymując jego reakcję.

- Chciałabym ci pomóc Kerianie.

Przez chwilę spogladała w stronę miasta.

- Mój ojciec nie wie o tym, że tu jestem, moja obecność tutaj nie ma związku z jego planami i umową z twoim wujem. Chcę ci pomóc, bo uważam, że jakkolwiek sprawa ta zostanie rozwiązana, musimy się postarać aby wynikło z tego dobro dla wszystkich. Oferuję ci moją pomoc, moją oraz Oda.

Wskazała na stojącego obok, milczącego Kozzaka.

- Chcę abyśmy pojechali z wami i brali udział w twojej ekspedycji. Nie musisz się o mnie obawiać, potrafimy o siebie zadbać. Co więcej, jeśli się zgodzisz, to sądzę że mogę uratować ci życie, a przynajmniej uchronić od sporych kłopotów jeszcze zanim przejedziemy sto metrów za bramą miasta.



Kerian spojrzał na rozciągające się za bramą miasto ruin. Cienki strumyk uchodźców podążał w stronę miasta. Slumsy, ruiny zniszczonych przedmieść Węzła, wznosiły się w niebo wyblakłymi szkieletami budynków, zamieszkałymi jedynie przez żebraków i obcych.


Troche zdzwiony odwaga i pewnoscia siebie hrabianki nie stracil animuszu. - Nie mówię nie, jednak w kwestii organizowania wyprawy zdalem sie na mojego zarządcę i on zadecyduje czy jest miejsce w ciężarówce (?) zdolne zaspokoić wasze potrzeby, najwyżej nie pojedzie z nami dwóch żołnierzy, ale chcialbym nadmienic, ze to bedzie niebezpieczna wyprawa i nie wiem czy macie tego do końca świadomość. To będzie trudne taktycznie przedsięwzięcie. Szukać jednego, chronić was i się odganiać od pustynnych stworzeń. Kerian rozejrzał się za swoim zarządca, który jakoś znikł z pola widzenia. - No i wasz ojciec czy nie ma nic przeciwko takim wyprawom na których można stracić życie. Trzeba być gotowym na wszystko. Więc słowo hrabiny, że uda wam się przezyć? Dobrze się zastanówcie. - Kerian spojrzał głęboko w oczy hrabianki chcąc wyczytać jej zamiary i wyprostował się dumnie kładąc dłoń na rękojeści miecza. - Mam nadzieje tylko na wasz zdrowy rozsądek.

Hrabianka spokojnie wytrzymała spojrzenie Keriana.
- Ja sama potrafię dać sobie radę a Odo, cóż, on wystarczy za mały oddział. Miejsca nie potrzebujemy dużo, tyle co dwójka twoich ludzi. Mój ojciec wie że czasami wyjeżdżam na dłużej i zapewniam cię, że nie będzie robił problemów. A co do ryzyka, to ryzykujemy zawsze, prawda? Ale ale, oto wraca twój zarządca.

Istotnie, zarządca Gilliam zbliżał się szybkim krokiem w towarzystwie grupki wędrowców. Gestem dał znać aby poczekali i zbliżył się do szlachcica.
- Panie Keiranie, opłaciłem im wejście do miasta w zamian za informacje. Po pierwsze, na północ od Węzła, przy wzgórzach, a więc tam, gdzie jedziemy, podobno pojawiły się jakieś… zwierzęta, które znalazły sobie leże w rozpadlinie powstałej po trzęsieniu ziemi. Tak więc jeśli pojedziemy północną drogą, to będziemy musieli jakoś sobie z nimi poradzić, zanim wejdziemy do kompleksu. Podobno bestie są niebezpieczne, wybiły grupę wędrowców z Pustkowi, którzy próbowali dostać się do naszej instalacji. A to kto?

Zapytał i zamarł, gdy zobaczył stojącą obok Hrabiankę. Przeprosiwszy damę, odciągnął Keriana na bok, aby porozmawiać z nim w towarzystwie doktora. Gdy Kerian zdał relację z rozmowy z Yalą, doktor i zarządca zamyślili się. Po chwili rozgorzała przytłumiona dyskusja.


- Panie Kerianie, nie powinniśmy ich zabierać. Po pierwsze, oni mogą zginąć, a wtedy Hrabia nas zabije. Po drugie, ten Kozzak. On jest warty w walce więcej niż wszyscy nasi ludzie w ekspedycji razem wzięci. Ona na pewno też potrafi walczyć. Co będzie, jeśli gdzieś po drodze postanowią przejąć kompleks dla siebie i usunąć świadków, czyli nas? I co to za gadanie o uratowaniu życia na samym początku wyjazdu? Ona wie coś, o czym nie mówi.

- Dramatyzujesz Gilliamie - odezwał się doktor Kynes - właśnie dlatego powinniśmy ich zabrać. Jeśli będzie źle, to jej ojciec może przysłać pomoc. Na razie może nie ma ludzi aby zająć kompleks, ale dla ratowania córki na pewno kogoś znajdzie. A ten Kozzak, jeśli jest tak dobry jak mówisz, to jego dołączenie podwoi nasze możliwości. Sam mówiłeś o bestiach przy naszej drodze na miejsce, prawda? Do samochodów jeszcze się zmieszczą i nikomu nie będzie ciasno...



Kerian chwile się przysłuchiwał rozmowie, aż wreszcie podjął decyzje: - Hrabina pojedzie, a martwić się będziemy później co z tym fantem zrobić. Być może bale ją znudziły i chce zwyczajnie się zabawić. - westchnienie - Interesują mnie te bestie, one były człekokształtne czy bardziej podobne do jakiś psowatych, czy jeszcze czegoś innego? Kto to wie? Ja rozumiem, że zaraz wiele osób będzie chciało tam się znaleźć i często przypadkowi ludzie szukają szczęścia, ale informacja wydaje się dosyć przerażająca. Mam nadzieję, że sobie z nimi poradzimy. Nasi ludzie są wyposażeni w dobra bron? Może trzeba będzie się rozdzielić i pilnować wejścia przed rabusiami. Spróbujcie jeszcze porozmawiać z tymi wędrowcami, - Sięgnął do sakiewki i wyjął z niej garść feniksów. - Może to im jakoś odświeży pamięć. - Podał monety zarządcy. W każdym razie ja wracam do hrabiny. Kerian obrócił się i uśmiechem podszedł do kobiety. - Podjąłem decyzje, że jedziecie, pod pewnymi warunkami. To znaczy, że JA zawsze mam racje, bo przewodzę i nie kwestionuje się moich decyzji, a twój ochroniarz jest traktowany na równi z moimi ludźmi. Jak mój zarządza się upora z czymś to to ruszamy, nie ma co tracić czasu. Muszę jeszcze rzucić okiem na mapy i przemyśleć coś w samochodzie.

Zarządca Gilliam skinał głową i z pieniędzmi powrócił do wędrowców. Yala i Odo nie mieli żadnych bagaży, poza niewielkimi tobołkami przerzuconymi przez plecy. Na słowa Keriana, hrabianka uśmiechnęła się.
- Widzę, że twoi ludzie są prawie gotowi. Dobrze zrobiłeś, że nas przyjąłeś. Z Odo nie będą nam groźne żadne bestie.
Ochroniarz hrabianki nie odezwał się nawet słowem, ani skinieniem głowy nie dawał znaku że słucha rozmowy.



Przygotowania trwały krótko, jak się okazało, ludzie Gilgarów byli dość dobrze przygotowani. Racje żywnościowe, narzędzia, broń, leki, wszystko to zostało rozdzielone po równo pomiędzy poszczególne samochody. Po długiej chwili z plamy cienia w której znajdował się punkt strażniczy, przybył zarządca. Potworów tak naprawdę nie widział nikt, oprócz jednego człowieka, któremu udało się przeżyć próbę wejścia do kompleksu. Niestety na skutek ran wdała się choroba i człowiek ten zmarł na pustkowiach zanim uchodźcy dotarli do Węzła. Jedyne co mogli powiedzieć wędrowcy którzy go znaleźli, to urywki pogrążonego w gorączce umysłu.
“Tysiące zębów z każdej strony”, “ściany, ściany ociekające plugastwem” czy najgorsze co mógłby usłyszeć podróżnik przemierzający Pustkowia: “strzeżcie się wody - w wodzie jest śmierć”. Wszystko co mówił umierający, zarządca Gillaim przekazał Hrabiemu.

- Zapowiada się ciekawie! - Hrabianka z uśmiechem odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk włosów..
- Teraz zgodnie z umową, ja pomogę tobie, Kerianie. Chłopcze, chodź tutaj! Gdy zwróciła się z wezwaniem do Costy, młodego poobiajnego Pozyskiwacza, jej głos przybrał nagle zupełnie inny ton i barwę. Stał się twardy, rozkazujący, niemal podświadomie wymuszał posłuszeństwo. Nawet Kerian drgnął, zaskoczony nagłą zmianą kobiety.



Costa podszedł, podejrzliwie spoglądając na nią i na stojącego tuż obok Odo.
- O co chodzi? - zapytał, wkładając ręce do kieszeni kombinezonu.
- Kerianie, to nie jest Costa, tylko Bryann Wylhyms. Razem z bliźniaczą siostrą, Bryanne Wylhyms, należy do Gildii Pozyskiwaczy. A ściślej rzecz biorąc, jego siostra należała do Gildii do wczoraj, gdy została zamordowana przez Syndykat Sirocco, na rynku małego bazaru na północ od portu gwiezdnego.

Głos hrabianki był spokojny, rzeczowy, wyprany z emocji. W przeciwieństwie do niej Costa, a w zasadzie Bryann, był wyraźnie zszokowany. Jego twarzy malowało się kompletne zaskoczenie, które przeszło w zmieszanie i strach. Słowa hrabianki słyszeli wszyscy wokół. Żołnierze Gilgarów spoglądając na siebie odkładali pakunki, które ładowali do pojazdów, jeden ze zwiadowców wziął w ręce długi karabin, jeszcze zawinięty w pokrowiec. Wzrok chłopaka skakał dookoła, przez chwilę można było sądzić, że spróbuje skoczyć na dziewczynę, ale w tym samym momencie Odo lekko się poruszył. Ruch nie był wielki, ot niewielkie przesunięcie stopy ale Kerian i inni spoglądający na Kozzaka bardziej poczuli niż zobaczyli zmianę jaka zaszła w jego zachowaniu. Rozluźnienie i ospałość zniknęły, w tej chwili napięcie niemal od niego biło. Niesamowicie intensywne wrażenie, że całe jego ciało to jedna napięta sprężyna, gotowa do błyskawicznego działania przy najmniejszej prowokacji.
Ten jeden ruch Oda zatrzymał Bryanna. Rozejrzawszy się jeszcze na boki, zwiesił ramiona, zrezygnowany.
- Twoja siostra zginęła, zabita przez Czarny Deszcz?- cicho spytał doktor.
- Tak. Nie. Przez Sirocco. Przez was. - chrapliwie szepnął chłopak.
- Co zrobiłeś z Costą? Miałem umowę z Gildią. - zapytał Gilliam.
- Nic. Po tej nocy rozmawialiśmy co powinniśmy zrobić, upiliśmy się i pobiliśmy w siedzibie Gildii. Zostawiłem go nieprzytomnego w pokoju noclegowni Gildii. Żył kiedy wychodziłem.
- Gildii to się nie spodoba. - zarządca spoglądał na chłopaka z mieszaniną żalu i niechęci w oczach.
- Po co tu jesteś? - spokojny głos Yali sprowadził rozmowę na właściwe tory.
- Nie wiem. Chodzą plotki o skarbie Gilgarów na północ od Węzła. A Sirocco zniknęli. Wszyscy albo prawie wszyscy. Wynieśli się gdzieś, może są właśnie tam.
- Chcesz zemsty? - Kynes spytał współczująco.
- Chcę sprawiedliwości! - krzyk chłopaka był tak nagły, że pobliskie ptaki poderwały się do lotu, kilku żołnierzy drgnęło, a zwiadowca uniósł odwinięty z pokrowca karabin do oka.
- Oni ją przywiązali, zostawili na śmierć, ale wy nic nie zrobiliście! Byliście tam i nic nie zrobiliście! Wy , wy… Szlachciury, frekowe sathryjskie ścierwa! Hoi, spada, krauski na kaftanie a w pikawie myszak! Spietrali sie sebasów Sirocco…
Po tym wybuchu opuścił ręce, głowę i osunął się na kolana. Drżał i widać było lecące na ziemię łzy. Doktor Kynes podszedł i przyklęknął przy młodzieńcu, a zawinięta w szmaty Hrabianka zbliżyła się do Keriana.
- Dowiedziałam się, że dziewczyna z placu miała brata bliźniaka. Ten tu był bardzo podobny do niej, tylko imię się nie zgadzało. Trochę zablefowałam i jak widać, trafiłam. Jakiś pomysł co z tym zrobić?
Spytała, a z jej oczu zniknęła figlarność, zastąpiona powagą.


Kerian chciał coś powiedzieć, wytłumaczyć, że to nie tak, że się starał, ale jego mina już mówiła wszystko, więc zrezygnował z wszelkich tłumaczeń i powiedział - Dajcie temu człowiekowi jakieś relanium widocznie go potrzebuje. Zwrócił się do poszkodowanego i zaczął: - Robimy wszystko co możemy, by chronić życia naszych bliskich, przykro mi, że nie znałem twojej siostry, ale ... zrobiłem co mogłem, by ją uratować. Moje starania okazały się niewystarczające. Mamy jednak misje do spełnienia i potrzebujemy twojej ręki. Czy będziesz w stanie dla mnie pracować? Poznasz mnie, uspokoisz się, takie sprawy potrzebują czasu, dosc juz śmierci. Trzeba, żyć dla przyszłych pokoleń, znalezisko może zmienić los wielu ludzi na lepsze. Dużo osób chciałoby mieć taką szansę. Decyzja należy do Ciebie, bo możemy Cię zwyczajnie tu zostawić pogrążonego w żałobie - zamilkł na chwilę - A jeśli spotkamy bandytów to będziemy się z nimi strzelać już lepiej przygotowani. Karma wraca.
 
__________________
-To, że 99% ludzi jest innego zdania niż Ty, wcale nie znaczy, że to oni mają rację.

Ostatnio edytowane przez Prince_Iktorn : 03-02-2020 o 23:04. Powód: kolory tekstu- ciągle jest coś nie tak gdy wklejam z Libre Office.
Prince_Iktorn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172