30-12-2019, 21:52 | #61 |
Reputacja: 1 | Kestyr i Janus zajęli się zwiadem, obejrzawszy bazę Tau ze szczytów oraz poziomu wody. Lider killteamu zaplanował dalsze podchodzenie tak, aby przeciwnicy mieli znacznie zmniejszoną szansę wykrycia wojowników Imperatora. Poprawnie też zidentyfikował budowle, ich przeznaczenie oraz obsadę i inne mobilne jednostki. Coś było nie tak. Albo większość załogi bazy była w podziemnym kompleksie... albo pozostała jedynie szkieletowa. Oprócz kilku małych rojów dronów strzeleckich i sekcji Wojowników Ognia, nie było nikogo (nie licząc oczywiście robotników i naukowców z Kasty Ziemi, którzy byli uzbrojeni w pistolety pulsacyjne). Był też jeden kombinezon bitewny typu Crisis XV8, nieaktywny - ładował baterie, podłączony do jednego z plazmowych generatorów mocy. Miał barwy komandorskie i "przestarzały" wzorzec - ani chybi kolejna maszyna jednego ze sklonowanych Puretide'ów. I... jest i on, sam komandor, przeprowadzający inspekcje. Sugestia Apollina aby dostać się do środka podstępem została najwyraźniej zignorowana. Vermer opracował odpowiednią taktykę szturmu, poświęcając na to cały swój fanatyczny gniew i wierne oddanie Bogu-Imperatorowi, jak i swój analityczny umysł. Yaegar natomiast przeprowadził ludzi i nadludzi w odpowiednie miejsce - na wschodniej "ścianie" niecki. Mieli uderzyć na generatory, waląc z góry w tył bazy. Zwiad elektroniczny przeprowadzony przez Kestyra wskazał najsłabsze punkty obrony i pozwolił na ominięcie sporadycznych skanów przeprowadzanych przez wieżyczki i drony. Raptem kwadranse później coś błysnęło w szczytach zaraz na północnej "ścianie". Szybkie kilka błysków. Kod Deathwatch. "Widzimy was, przystępujemy do akcji." Ani chwili zwłoki. Szereg zwielokrotnionych "huko-trzasków". Charakterystyczny dźwięk, rozpoznawalny nawet przez górskie echo. Granaty Krak. W chwilę potem potężna skalna lawina zaczęła zsuwać się prosto na bazę. Na jej teren spadł też deszcz granatów Frag, wystrzelonych jak z procy. Zaskoczeni wojownicy, drony i pracownicy, którzy byli na zewnątrz, zostali zmasakrowani. Ku północnej ścianie zaraz pomknęły gęste salwy z wieżyczek/posterunków nasłuchowych - grzmotnięcia Railgunów i serie z podwójnych karabinów pulsacyjnych. Wtórowały im salwy z podwójnych karabinków typu Pulse, broni "pokładowej" Gun Drones. Nikogo nie trafiły, a tylko wzmogły lawinę. Lawinę, która zaraz potem zwaliła się na teren obiektu. Płot i wieżyczki zostały zmiecione. Kilka budynków eksplodowało od trafień, inne legły w gruzach. Dwa generatory wybuchły. Wszystko zasnuła szybko rozszerzająca się chmura pyłu. Ktokolwiek był bez elektronicznego wspomagania wzroku był w tej sytuacji ślepy. W raptem chwilę potem w powstałym tumanie rozległy się strzały. Boltery. Wtórowały im dźwięki broni pulsacyjnej - i krzyki zabijanych Xenos. Killteam Yaegar zadziałał ze zrozumiałym opóźnieniem. Vorcens i jego bracia byli już przygotowani do akcji i czekali tylko na przybycie kolegów i ich ocenę sytuacji. Kiedy upłynęła "rozsądna ilość czasu", zaczęli akcję. Pierwszy był Vermer. Wystrzelił swoim jump-packiem i zaatakował silnie obwarowany punkt nasłuchowy/wieżyczkę obronną w środku bazy, raptem uszkodzoną przez głazy. Zrzucił nań garść granatów Krak, poprawił boltami. Wkrótce, cholerstwo się rozjebało na kawałki. W międzyczasie ciałał już Kadir, posyłając precyzyjnie wymierzoną "Krakietę" z wyrzutni prosto w termo-plazmowy generator. Pocisk przebił pancerną osłonę. Uwolniona plazma ekspandowała w sposób gwałtowny, odparowując resztę konstrukcji oraz stojący obok skafander "Crisis". Pozostali marines zajęli pozycje strzeleckie lub ostrożnie zbiegali/zeskakiwali w dół zbocza. Janczarscy saperzy już schodzili, ostrzeliwując się z las-karabinków i ciskając granatami. Ich celem był płot, okoliczne wieżyczki p.lot. i p.panc. oraz pozostałe cztery generatory plazmowe. A wróg już brał ich na cel. Ocalały rój dronów patrolujący wschodnią stronę kompleksu już spluwał w ich stronę pulsową plazmą i fleszami fotonowymi. Trzeba było zapewnić gwardzistom osłonę i dać im narobić ekstra szumu, a potem zabezpieczyć rejon na tyle, by można było spokojnie dostać się do podziemi. Mechanika Zużycie amunicji - 1x Krakieta (Krak-rakieta, Krak Missile) z MLaunchera u Kadira, - 2x granat Krak i 6 boltów zwykłych z BPistola u Vermera. Rzuty Vermera Zadeklarowano odpalenie obu Demeanours, tak zakonnego jak i personalnego. Jako MG oceniam odegranie na wystarczająco dobre. Z obydwu wpada efekt +10 do testu Tactics: Assault Doctrine. Rzut: 54/55 (baza 35 Int +20 od obydwu bonusów z Postaw).
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 30-12-2019 o 22:07. Powód: Poprawki |
31-12-2019, 11:44 | #62 |
Reputacja: 1 | Gdy lawina runęła Apollin ruszył w dół w pył, wrogowie którzy byli w chmurze pyłu byli tak zaskoczenie że nie wiedzieli co się dzieje, niektórzy po prostu stali inni strzelali na oślep, kolejni schowali się za najbliższą osłoną jaką znaleźli za nim pył ich ogarnął, bez znaczenia byli łatwymi celami, nie widzieli marines i tego jak nadlatują strzały, nie wykonywali uników i nie chowali się, nie wiedzieli gdzie, szybko padli. Apollin chciał zgotować im szybką śmierć, pojedyncze strzał trafiały prosto w głowy lub środek klatki piersiowej, większym problemem były drony, małe cholerstwa latały i strzelały z swoich karabinków, na to był prosty sposób, złapanie jednego z tau i użycie jako tarczy, najlepiej jeszcze żywego i takiego wyglądającego na ważnego. Wybuch generatora wstrząsnął okolicą, oczywiście marines mało to ruszyło z takiej odległości ale tau powywracali się, co jeszcze bardziej ułatwiło walkę bo wystarczyło takiego nadepnąć, nie potrzeba było marnować amunicji. -Skupmy się na generatorach, może wieże nie mają awaryjnego zasilania- rzucił szybko do swoich towarzyszy, zajęcie się kolejnym generatorem nie powinno być trudne. Apollin podbiegł do ciała jednego z żołnierzy wroga, już chciał wziąć granat pulsacyjny ale się zawahał, HEREZJA!, nie mógł, sytuacja była dobra, nie musiał się do tego uciekać, ominął ciało i wrócił do polowania na wrogów. |
06-01-2020, 10:38 | #63 |
Reputacja: 1 | - Naprzód Janczarzy! Naprzód Aniołowie Śmierci! Imperator jest z nami! Gromkim okrzykiem Janusz pogonił do działania śmiertelników i pół-bogów. Sam zajął pozycję stacjonarną z tyłu i strumieniem boltów osłaniał atak towarzyszy na placówkę tau. Anioowie Śmierci wraz ze śmiertelnymi żołnierzami Imperium razem szli do walki co cieszyło Janusa. On osłaniał ich wszystkich przed zagrożeniami ze strony xenos i zdrajców zgodnie z doktryną Kodeksu Astartes. Wszak rolą Dewastatora było nie tylko niszczenie, ale także zapewnianie bezpieczeństwa towarzyszom. Kierował Śmiercią za pośrednictwem ciężkich boltów wypluwanych przez jego zaufaną broń - Płonący Konar. Chuderlawi, mikrzy z postury wojownicy tau wybuchali zamieniając się w krwawą mgiełkę, albo jeżeli pocisk nie zdążył zdetonować w ich ciałach, miotał nimi po ziemi niczym szmacianymi lalkami. Janusz widział to wszystko... i wiedział że to jest dobre. Z pewnością tak samo uważał także jego Prymarcha i sam Imperator. Kiedy Vermer znalazł się w opałach, po swojej brawurowej szarży, Janus skierował Płonący Konar na próbujących ostrzelać go z bliskiej odległości Wojowników Ognia. Seria zakończyła ich wysiłki skazując ich starania na porażkę. Dewastator nie zastanawiając się pokrył ostrzałem kolejny odcinek walk, masakrując i rozbijając w pył strzeleckie drony. Natychmiast potem skupił się na osłanianiu nacierających Janczarów. Jego towarzysze sobie poradzą. Byli doświadczeni, znali dobrze Mądrości Kodeksu, ale także przedstawiali sobą potrzebną do wygrania tego starcia bitność. / rzut BS na kierowanie ogniem w trakcie bitwy. 14/73 (53 BS + 10 higher ground +10 chapter demanour Honour the Codex) Ostatnio edytowane przez Stalowy : 06-01-2020 o 12:35. |
08-01-2020, 20:51 | #64 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius |
18-01-2020, 00:02 | #65 |
Reputacja: 1 |
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 18-01-2020 o 00:54. |
19-01-2020, 22:00 | #66 |
Reputacja: 1 | Biegli w górę, po osypującym się kamienistym piargu. W voxie słychać było głównie szum zagłuszania binarnego z silnych przekaźników tau, jednak od czasu do czasu przebrzmiewały rozkazy i informacje z teatru działań. Można było z nich wywnioskować, że bombardowanie przeprowadził "Ajax" na rozkaz Gdolkina, który oszacował prawdopodobieństwo powodzenia misji kill-teamów na 3% i zdecydował się nie ryzykować stawiając szalę zwycięstwa na tak słabą kartę. Wspinaczka nie była prosta nawet dla Astartes – kompleks w dolinie co i rusz był bombardowany, a wtedy ziemia drżała tak, że Space Marines byli wyrzucani do góry siłą potężnych wstrząsów. Wojownicy upadali, podnosili się i ponownie biegli. Ci bardziej zwinni pomagali innym, którym albo ciążył ekwipunek albo doskwierały rany i nie byli w pełni sił. W końcu osiągnęli upragnioną grań i potykając się zbiegali, ślizgali się lub wręcz turlali ze zbocza. Jakieś pięć kilometrów dalej, przy widocznej z oddali potężnej, dwustumetrowej iglicy skalnej było wcześniej umówione miejsce spotkania z killteam Vincens. Misja była wykonana, ale nadal znajdowali się na terytorium wroga, mieli też rozkazy do wypełnienia – spotkać się z towarzyszami i opuścić te góry. Szybkie ustalenie wartowników, podział sektorów odpowiedzialności i już można było przejść opatrywania ran i sprawdzaniu, czy ekwipunek nie ucierpiał podczas szalonego biegu po kamieniach – delikatne celowniki bolterów nie lubiły piachu ani żwiru. Na killteam Vincens czekali niecałe dwa kwadranse. Towarzysze byli zmęczeni, poranieni, ale obyło się bez strat w Astartes. Czego nie można było powiedzieć o gwardzistach. Vincens poinformował killteam Yager o śmierci wszystkich saperów i ich pomocników. Spisali się najlepiej jak mogli, ich czyny nie zostaną zapomniane. Ironicznie, zginęli na chwałę większego dobra, choć nie tak, jak chcieliby widzieć to tau. Dzięki przeprowadzonej akcji, wiele tysięcy, a nawet setek tysięcy istnień ludzkich zostało uratowanych. Gdyby wróg dysponował armią Puretide’ów, sytuacja na polu walki zmieniła by się na tragiczną. Zapewne IG zostałaby wyparta z planety. Jednak… nie tym razem. W oddali nadal wyrastały oleistożółte płomienie eksplozji, czemu zawsze towarzyszyły wstrząsy. –Ruszajmy do punktu ekstrakcji – brzmiała komenda. Marines znów zaczęli bieg. Czekało ich jeszcze kilkanaście kilometrów poruszania się na wrogim terytorium, aby dotrzeć do bezpiecznego LZ (Landing Zone), gdzie pilot mógł podjąć ich bez niebezpieczeństwa dostania się po wrogi lub co gorsza własny ogień. W końcu każdy VTOAL był najbardziej narażony na strącenie rakietą, kiedy podchodził do lądowania. W końcu udało się nawiązać jakaś szczątkową łączność i otworzyć kanał komunikacyjny na tyle długo, aby przesłać wiadomość, że marines czekają w umówionym miejscu na podjęcie. Niedługo później dał się słyszeć głuchy szum silników Thunderbolta. Bracia bitewni weszli po stalowej rampie na pokład i zajęli miejsca w przedziale desantowym, gdy pojazd nabierał prędkości i wysokości. Vermer zdjął hełm i wciągnął nosem powietrze. Zapach paliwa lotniczego, starej rampy przeładunkowej i smaru do broni uspokajał. Assault Marine oparł głowę o głowicę piło miecza, ustawionego pionowo na podłodze. Dopiero teraz dało o sobie znać zmęczenie walką jak i sprintem po górach. Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 19-01-2020 o 22:04. |
20-01-2020, 13:31 | #67 |
Reputacja: 1 | Thunderhawk nie powrócił na orbitę. Ta krótka chwila, którą Ajax poświęcił na bombardowanie orbitalne bazy Tau (po sabotażu pozbawionej tarczy energetycznej) została w pełni wykorzystana przez wrażą flotę. Bitwa na orbicie rozgorzała z nową siłą i wcale nie po myśli Imperialistów. Lot w tamtą stronę był na chwilę obecną samobójstwem... ...poza tym nadal była robota do wykonania tu, na lądzie. Kanonierka skierowała się na północ, gdzie po kilku godzinach obydwa Killteams dołączyły ponownie do sił Żelaznych Dłoni i Imperialnej Gwardii. Żelazny Ojciec był z nimi. Doszło do krótkiej, acz nieprzyjemnej wymiany zdań między Vincensem a Gdolkinem - Wyjący Gryf był niezadowolony ze sposobu przeprowadzenia bombardowania, łatwości z jaką Żelazne Dłonie spisały Straż Śmierci na straty oraz całkiem bezsensownego poświęcenia wartościowych zasobów ludzkich. Gdolkin tłumaczył się, że misja była najważniejsza, koszt w ludziach zaś przemawiał na korzyść kalkulacji ruchu. Vincens odciął się, że skoro tarcza energetyczna padła, to oznaczało, że DW radzi sobie całkiem nieźle i zaraz wypełni misję samodzielnie. Ostatecznie żadna ze stron nie oddała pola w tej kłótni, a obydwie wyszły z niej z głębokim niesmakiem, urazą nawet (choć wyraźnie widać było, że Gdolkin ma to gdzieś, a to Vincens był wściekły). Pośród marines z obydwu drużyn krążyły opinie by odciąć się od Iron Hands (bądź dokładnie odwrotne opinie), ale powściągnięto tego typu ruchy. Wciąż należało dopełnić formalności. Wypełnić Misję. Zależał od tego los imperialnej kampanii na Veren... oraz honor zaangażowanych. W ciągu kolejnych trzech dni siły Imperium gwałtownie ścierały się z tym, co zostało z Armii Czystej Fali i Kadrami Łowieckimi. Straty po obydwu stronach były... wysokie. Armia została zniszczona. Pozostali sklonowani komandorzy zabici (co de facto wypełniło Misję). Kadry przetrzebione, obite i zmuszone do pełnego odwrotu. Imperium przejęło cały teren aż po kilkanaście kilometrów za ruinami bazy-laboratorium. Niestety, straty pośród Gwardii i Marynarki były bardzo krwawe. Także pośród Astartes było niewesoło - Iron Hands potrzebowali kilku tygodni na naprawy i leczenie, mieli też blisko 20% strat sprzętowych i osobowych, natomiast pośród Deathwatch wszyscy byli krytycznie ranni (acz nie w sposób zagrażający życiu), ich pancerze i sprzęt pouszkadzany, ich ładownice całkiem opustoszałe. Pewnym miłym akcentem, oprócz wypełnionego zadania, było dołączenie do nich na powrót kronikarza Zahariela od Konsekratorów, którego konsyliarze Gdolkina byli w stanie połatać i przywrócić do świadomości. W międzyczasie przybyły posiłki. Kilkanaście okrętów Imperial Navy, które zadały flotylli Tau znaczne straty i przepędziły ją sponad orbity Veren. Na samą planetę posypały się natomiast punktowe bombardowania, chmary lotnictwa oraz promy z uzupełnieniami i posiłkami. Jednym z tych statków nie był okręt należący do IN, a do Deathwatch - niszczyciel klasy Dark Hunter. Najwyraźniej Iron Hands posłali astropatyczną wiadomość do DW odmawiającą powrotu do Andronicus. Szczęście w tym, że ów niszczyciel był w pobliżu. Nie dalej jak dzień później Killteam Yaegar był na jego pokładzie. Killteam Vincens nie. Josef nie miał zamiaru jeszcze rezygnować z walki z Dominium Tau. Nawet na pobyt w stacjach straży. Pobrał jedynie uzupełnienia dla swojej drużyny i życzył świeżo okrwawionym towarzyszom powodzenia. Pół tygodnia później Dark Hunter był już na niskiej orbicie Andronicus Octis, a Killteam Yaegar przechodził debriefing. Pełen raport u kapitanów - Andara Scariona i Branda MacLira - o dziwo zadowolonych z przebiegu misji (acz może mniej z zachowania Żelaznych Dłoni). W ogóle byli w dobrym nastroju. Wieści z szerszego świata były pozytywne - w odległym teatrze działań wojennych Orpheus powstrzymano tyranidzką flotę-rój Dagon przed pożarciem agry-świata Avalos, oraz znacznie osłabiono pod arcyważnym światem kopców Castobel, gdzie Deathwatch przeprowadziło Exterminatus na tamtejszym księżycu, Tantalusie, w trakcie pożerania go przez Tyranidy. Na jakiś czas wstrzymało to pochód krwiożerczych biomorfów. Natomiast z frontów Acheros przybywały wieści o szeroko zakrojonej i skutecznej czystce światów-fortec Żelaznego Kołnierza (i paru innych planet) z ukrytych sekt, kultów i uśpionych komórek Chaosu, wspieranych, organizowanych i sterowanych przez plugawych zdrajców - Kosmicznych Marine Chaosu z jednego z tak zwanych Zdradzieckich Legionów. Legio XVII, Głosiciele Słowa. Deathwatch zaangażowało się w tą czystkę i późniejszy pościg, goniąc swołocz aż po skąpane we krwi i popiele światy strefy wojennej Cellebos. Po odprawie i wysłuchaniu wieści, bitewni bracia przeszli do bardziej praktycznych czynności. Wizyty w kaplicy i kuźni były niezbędne aby pobrać zapisy pict-vox z pancerzy do archiwów, zreperować lub wymienić uszkodzony rynsztunek, na powrót uformować myśli dzięki modlitwom, krótkim przypominającym seansom hipno-indoktrynacji i spowiedzi u brata kapelana Czujnego. A co z Tau i ich projektem klonowania? Otóż w następnych miesiącach i latach nie odnotowano ani dalszych tego typu wybryków, ani obecności sklonowanych Puretide'ów (czy też innych bohaterów z historii Tau). Potwierdzały to dane ściągnięte z cogitatorów bazy przed jej zniszczeniem - to był unikatowy, testowy projekt. Niebianie, kasta rządząca Dominium, niechętnie się na niego zgodzili - i to tylko po silnych naciskach paru "ekscentrycznych" naukowców. Naukowców, którzy notabene zginęli w trakcie niszczenia bazy. Wraz z całym swoim dorobkiem. Wątpliwe by w obliczu takiej dewastacji - i takiej klęski - Dominium podjęło się tego ponownie. W zamian szlifowało te cholerne chipy engramowe... Po ukończeniu odprawy, napraw, leczeń i odpoczynku, Killteam był znów gotowy do akcji. Tym razem trafił pod komendę pojedynczego kapitana, Scariona. MacLir udał się w podróż powrotną do Erioch. Podobnie Zahariel, jego ekspertyza niezbędna na innym froncie. A Scarion miał dla Yaegara, Żelaznorękiego, Aedilisa, Vermera i Apolina kolejne zadanie. Zadanie, które wypełnić miał już doświadczony, okrwawiony i sprawdzony killteam. Ale to już inna historia. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=aH3eTbmNmWk[/MEDIA] +++ Koniec +++
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. |