Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-01-2020, 18:34   #1
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
[Star Wars] Otchłań wichrów



2974 BBY,
Coruscant

Coruscant. Jedno z największych megalopolis. Stolica Republiki oraz całej Galaktyki. Miejsce zamieszkania stałego lub tymczasowego nie milionów ani nawet miliardów a biliona mieszkańców żyjących na ponad czterech tysiącach poziomów *. Światło dzienne docierało jedynie do najwyższych poziomów - domów elit.

Niższe zarezerwowane były dla biedniejszych obywateli. Najubożsi od lat nie widzieli słońca. Tam też, w ciemnościach rozświetlanych sztucznym światłem toczyło się brudne, niebezpieczne życie znajdujące się daleko poza granicami prawa. Na najniższych poziomach nikt nie pilnował jego przestrzegania. Kwitł czarny rynek. Broń, przyprawy, narządy, zabójcy. Czegokolwiek dusza zapragnie, a ciało dysponować będzie wystarczającą ilością kredytów. Niezależnie od pory dnia. Umownego dnia.

Bezpieczeństwo wzrastało wprost proporcjonalnie do wysokości. Do ilości padającego na twarz światła umacniającego prawo. Były jednak dzielnice, w których nawet stróże prawa patrolujący najwyższe poziomy nie były wystarczająco odstraszający dla przestępców. Wynajmowali oni opuszczone budynki dzielnicy przemysłowej, zatrute toksycznymi chemikaliami do tego stopnia, iż niemożliwe było ich zaadaptowanie do celów mieszkalnych.
Takich miejsc było jednak niewiele. Trend przenoszenia tego typu firm na inne planety trwał, jednakże wciąż, pomimo rosnących opłat, wiele przedsiębiorstw decydowało się na pozostanie.

Dzielnicą leżącą na przeciwnym biegunie skali zagrożenia była dzielnica senacka, gdzie mieścił się Senat Republiki oraz apartamenty najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi. Z najwyższych pięter rozciągał się widok na imponującą panoramę miasta. Niezależnie od pozycji słońca na niebie, ponieważ Coruscant nigdy nie zasypiało. Niezależnie od poziomu. W każdej chwili po trasach powietrznych przemykały autonomiczne pojazdy repulsorowe. Wielokrotnie można było dostrzec pojedyncze punkty odłączające się od różnokolorowej, sunącej masy. Tylko one mogły zbaczać z tras powietrznych. O każdej godzinie można było znaleźć lokale tętniące życiem.

Pomimo wyraźnego dystansu, niezależnie od definicji tego pojęcia, dzielącego mieszkańców najniższych i najwyższych poziomów, mieli oni także cechy wspólne. Każdy czegoś potrzebował i każdy był gotów zapłacić, by to dostać.
Dlatego łowcy nagród jeśli zechcieli, nie musieli nigdy wyściubiać nosa poza Stolicę. Wystarczyło tylko być na bieżąco ze zleceniami, jeśli potrzebowało się pieniędzy.

Tym razem zlecenie pochodziło od Joonha Pathana mieszkającego nieopodal obrzeży dzielnicy senackiej. Nagroda była jednak niewielka jak na zleceniodawcę pochodzącego z wyższych sfer. Wynosiło pięć tysięcy kredytów.



* Według "Star Wars Complete Locations" poziomów było 5127. Sądzę jednak, że jest to stan na lata po bitwie o Yavin (ABY), nie przed bitwą (BBY). Szczególnie nie powinna ta informacja dotyczyć Starej Republiki.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 20-01-2020 o 17:35.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 27-01-2020, 22:02   #2
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Dzielnica Senacka,
Apartament Joonha Pathana

Poczekalnię apartamentu wypełniali łowcy nagród różnych ras. Nie było to jednak spowodowane ogromną ich ilością, lecz niewielkimi rozmiarami pomieszczenia. Po obu stronach wąskiego, krótkiego korytarza prowadzącego do windy stało po jednej trzyosobowej kanapie o atłasowych, czerwonych obiciach osadzonych w drewnie pomalowanym na złoty kolor. Więcej miejsc do siedzenia nie było.

Złoty droid protokolarny serii GE3 pełnił wartę nieopodal końca korytarza tym samym zmuszając gości do pozostania w nim. Za jego plecami czerwony dywan rozlewał się w kolistym pomieszczeniu. Pod alabastrowymi, zdobionymi ścianami, na prostopadłościennych, bogatych w ornamenty postumentach znajdowały się popiersia przedstawicieli różnych ras wykonane w rozmaitych stylach. Każde dzieło sztuki musiało wyjść spod innej ręki. Trudno było jednak powiedzieć czy wyrzeźbione twarze przedstawiały kogoś wybitnego, czy przeciętnego mieszkańca.

Nad nimi wisiały obrazy wyobrażające krajobrazy planet. Najprawdopodobniej macierzystych dla osobników reprezentowanych przez postać z postumentu. Taką przesłankę stanowił przynajmniej Sith znajdujący się pod Korribanem oraz Nautolanin pod wodnym światem mającym reprezentować Glee Anselm. Popiersie tego ostatniego było jednym z bardziej charakterystycznych ze względu na sposób wykonania. Zdawało się, że zostało wykonane za pomocą ścierania zbędnych warstw kamienia, nie jego odłupywania.

- Mój pan polecił mi złożyć najszczersze przeprosiny za opóźnienie i pragnie wynagrodzić niedogodność szklaneczką membrozji. Pragnie także zapewnić, iż spotkanie wkrótce się skończy. Jeszcze raz proszę przyjąć najgłębsze przeprosiny mojego pana - zakomunikował metalowo trzeszczącym głosem droid.

- Gówno - warknął groźnie wyglądający Iktotchi podpierający ścianę.

Nikt więcej się nie odezwał. Wyłącznie Rodianin pozwolił sobie na zacmokanie z mentorską dezaprobatą. Pozostali nie odzywali się, choć miniony kwadrans oczekiwania nie był nikomu w smak. Szczególnie, że miał się jeszcze przedłużyć.

Nagle jeden z mężczyzn wstał i skierował się do windy. Jego blada, łysa czaszka była ostatnim, co zobaczyli.

- Frajer - odezwał się brodaty mężczyzna z włosami spiętymi w kitkę. Uśmiechnął się krzywo, gdy do poczekalni wkroczył inny droid. Na metalowych ramionach niósł tacę z ośmioma szklankami. Łowca wstał i chwycił jedną z nich. Wychylił, chuchnął, odstawił szklankę, po czym przywołał windę. Drugi z Rodian poszedł w jego ślady.

Naczynie napełnione było do jednej czwartej wysokości. Znajdował się w nim gęsty, bursztynowy płyn. Był bardzo słodki i mocny. Droid posłusznie stał pod ścianą i oczekiwał na gotowość do oddania szklanek.
Iktotchi powąchał zawartość i w zamyśleniu wpatrywał się w drzwi. Chwilę później odwrócił wzrok w kierunku pozostałej czwórki. W szczególności Nautolanki i Twi'lekanki. Uśmiechnął się lekko do własnych myśli.

- Pot Kilików zlizany i wypluty przez innych Kilików do kul z własnej dupy. Smacznego - odstawił nietknięty alkohol na tacę. Rodianin spojrzał powątpiewająco na napój, mlasnął i skrzywił się jakby miał się za chwilę porzygać. Z obrzydzeniem oddał szklankę.

- Mój pan zaprasza - odezwał się droid protokolarny.

Poprowadził ich do drzwi znajdujących się między Trogutanem a Sithem. Odsunęły się z ledwie słyszanym sykiem.
Gabinet znajdujący się za nimi był ogromny. Naprzeciwko znajdowało się okno zajmujące powierzchnię całej ściany. Pod prawą stało obszerne biurko będące stanowiskiem pracy gospodarza. Po lewej znajdował się okrągły stół holoprojektorem oraz jedno krzesło. To zapewne tam jeszcze przed chwilą odbywało się to arcyważne spotkanie. Jednakże najbardziej niezwykłe były dzieła sztuki. Rzeźby, płaskorzeźby, popiersia, obrazy, arrasy, starożytne bronie, a nawet stojący na środku blok kamiennej ściany z wyrytymi na niej zapomnianymi symbolami i znakami.


Tuż przy niej stał Joonh Pathan.

- Przepraszam za niedogodności. To spotkanie było dla mnie bardzo istotne.

Podszedł do biurka i wypił niewielki łyk membrozji. Rodianin ukrył odruch wymiotny pod chrząknięciem.
- Do rzeczy. Co to za zadanie?

- Konkretnie. Bardzo dobrze. Jedna z moich ekspedycji przepadła bez wieści dwa dni temu. Ostatni kontakt nastąpił tuż przed skokiem w nadprzestrzeń w okolicach Namadii. Mieli skontaktować się po wyjściu z niej przy Ansionie. Do tej pory nie odpowiadają na wezwania. Potrzebuję osób, które sprowadzą statek i jego załogę na Coruscant.

- I nagroda to pięć tysięcy na głowę, dobrze rozumiem? - dopytywał łowca nagród z Rodii, zaś Pathan pokręcił głową.

- Nie, jest to proste zlecenie. Pięć tysięcy za przyprowadzenie. Czy podejmie się tego jedna, czy dziesięć osób, kwota pozostaje ta sama.

Iktotchi syknął i pokręcił głową. Rodianin z kolei ukłonił się uprzejmie.

- Do widzenia. Życzę sukcesu.

Drzwi zasunęły się za nim. Z początkowej grupy ośmiu osób zostały tylko cztery.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 01-02-2020, 02:35   #3
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
część 1


Dwa lata wcześniej
Neri & Nyrhe

Nyrhe odszedł od lady recepcji i pomachał do swej towarzyszki trzymaną w ręce kartą do pokoju. Po chwili wsunął ją do kieszeni, a wolną ręką objął Twi'lekankę w pasie i przysunął do swojego boku. W drugiej ręce wesoło brzęczały dwie butelki aldeerańskiego wina. Nie było to oczywiście wino najlepszego rodzaju, ale wystarczyło, że było z Aldeerana. Lepsze renomy mieć nie mogło.

- Pokój jest na szóstym piętrze - oznajmił lekko podpitym głosem. Wypili wcześniej parę drinków w barze, a potem po dwa piwa w taksówce. - Pojedziemy windą? - wskazał na podwójne drzwi. Wzrok dziewczyny niemal odruchowo powędrował w ich kierunku, ale ponieważ nie znalazła w nich nic wartego uwagi, powróciła wzrokiem do współpracownika, z którym wyjątkowo postanowiła uczcić swój sukces. Było to bowiem dopiero trzecie, może piąte, zlecenie jakiego się podjęła, w tym pierwsze, w jej mniemaniu, poważne i naprawdę trudne! Była święcie przekonana, że bez Vicall’a by sobie nie poradziła tak dobrze. W sumie to dzięki niemu jedyną raną było zadrapanie na udzie, nic poważnego, mimo iż nieco piekło aż do teraz.

- Windą? - drgnięcie brwi było niekontrolowanym odruchem, kiedy to otwartą dłoń oparła o jego tors i subtelnie próbowała odepchnąć od niego swoje ciało. Choć uderzenie gorąca pojawiło się całkiem gwałtownie, była przekonana, że powodem nie był alkohol. W jej młodej głowie rysowało się inne, znacznie lepsze życie, bo u boku kogoś ważnego.

Neri była zbyt emocjonalną osobą, naiwną i łatwo przywiązującą się do ludzi, którzy okazali jej troskę i dobroć. W życiu brakowało jej kogokolwiek, czuła się samotna, dlatego też patrzyła na Nyrhe’go jak na kogoś, z kim chciałaby się budzić każdego poranka.

Twi’lekance nie udało się oderwać od mężczyzny, gdyż w swym geście nie była ani przekonująca, ani przekonana do tego, co próbuje zrobić. Pozostało jej jedynie tępo patrzeć na niego i próbować uniknąć jakiejkolwiek gafy, aby się nie ośmieszyć.

- Jeśli masz aż tak beznadziejną kondycję, to proszę bardzo. Ja się miewam dobrze, schody ze mną nie wygrają - uśmiechnęła się mrużąc złote oczy, które z trudem od niego oderwała, aby rzucić spojrzenie w stronę schodów.

- Wiem o tym - powiedział z przekonaniem. - Pamiętam jeszcze naszą gonitwę za celem po promenadzie. Prawie - wyraźnie zaakcentował to słowo - za mną nadążałaś - powiedział przekomarzając się z Twi'lekanką.

Bawiły go jej niezbyt stanowcze próby odepchnięcia go od siebie. A może siebie od niego? Lubił taką zabawę w kotka i myszkę. Ofiara nie może się zbyt łatwo poddawać, nawet jeśli już jest w jego łapkach. Chociaż po prawdzie to nie była ofiara jak każda inna. To w ogóle nie była ofiara. Nie musiał jej urabiać, jak wiele innych przedtem, nie musiał namawiać, przekonywać. To się po prostu tak jakby samo stało. Nawet nie musieli tego ustalać. Tak jak na akcji, zrozumieli się bez słów. Stało się, bo oboje tego chcieli.

- Problem polega na tym, że we wchodzeniu po schodach nie ma niczego interesującego. Może poza podziwianiem twoich kształtnych tyłów, gdy puszczę cię przodem - mrugnął do niej okiem, uśmiechając się szelmowsko. Następnie nachylił się ku niej i szepnął do ucha - Natomiast w windzie... - jej wyobraźni zostawił co takiego może się tam wydarzyć.

Przełknięcie śliny były na tyle głośne, że nie dało go się zamaskować nawet udawanym kasłaniem. Dlatego też nie spróbowała tej metody na zagłuszanie. Zamiast tego pacnęła go ręką w ramię i z większym niż przedtem przekonaniem, wyswobodziła się z uścisku. Nie mogła przyznać, że było to łatwe, ale jednak było warto. Poczuła, że nie jest od niego zależna tak bardzo jak przed sekundą jej się wydawało i mimo iż była w błędzie, uczucie to sprawiło, że na nowo odżyła w niej pewność siebie i asertywność.

Słowa płynące z jego ust sprawiały, że nie różnił się niczym od innych mężczyzn, a mimo to w jej oczach takowy był - lepszy. Nie potrafiła logicznie tego uargumentować, ale nigdy nie panowała nad emocjami tak dobrze, jak potrafił czynić to jej ojczym. Emocjonalność odziedziczyła po matce i była tego pewna, gdyż gdyby miała otrzymać te cechy po tacie, to zapewne nigdy nie doszłoby do sytuacji, w której ten opuścić rodzinny dom.

- … dzieje się jeszcze mniej. - skwitowała z udawaną oschłością, co oczywiście nie mogło ujść jego uwadze. W swym zimnym tonie Neri była tak mało przekonująca, że jej kobiecy urok jedynie nabierał na ekspresji.

- Stoisz w ścisku z masą różnorakich istot i nawet nie masz pewności, kto klepie cię po tyłku, ani kogo ty po nim klepiesz. Można trafić na osobę, której wierz mi, ale nie chciał byś nawet posmyrać blasterem, z obawy, że ci się lufa zapcha śluzem - mówiąc to z uśmiechem na ustach, gestykulowała próbując przekazać potencjalny komizm sytuacji i rakiem wycofywała się niespiesznie w kierunku schodów, którymi planowała wejść na szóste piętro całkiem poważnie.

Usta mówiły jedno, ale ton głosu, jej oczy, coś zupełnie innego. Broniła się, ale chyba tylko dla zasady. A fakt, że to robiła, tylko go bardziej zachęcał.

Chwycił ją za lewą dłoń, gdy stopę oparła już na pierwszym stopniu.

- O tej porze w windzie nie będzie ścisku - powiedział łagodnie. - Chyba że będziesz tego chciała - znów uśmiech i mrugnięcie. - I zapewniam cię, będziesz wiedziała kto położył łapę na twoim tyłku.

- Czasami niewiedza nie jest taka zła
- oznajmiła bez przekonania, chyba tylko po to, aby coś odpowiedzieć. Coś innego niż to, czego on pragnął usłyszeć.

- Skoro masz tak fantastyczną kondycję, to dlaczego za wszelką cenę próbujesz przekonać mnie do tej windy? - wraz z pytaniem brew Neri drgnęła z zaciekawieniem - Obawiasz się o aldeerańskie szkło? - spojrzeniem wskazała na trzymane w jego dłoni dwie butelki. Zatrzymała się na nich z uśmiechem na ślicznej twarzy, gdyż przypominały jej o niezwykłym sukcesie i sumce, jaką udało jej się zarobić. Była z siebie naprawdę dumna. - Musisz użyć lepszych argumentów - wzruszyła ramionami w tym samym momencie, w którym ponownie na niego spojrzała.

Nyrhe ścisnął mocniej dłoń Neri, ale tylko na chwilę, jakby chcąc zademonstrować swoją przewagę. Zaraz jednak ją puścił i powiedział:

- Nic na siłę - uśmiech nie znikał z jego twarzy, gdy wpatrywał się w piękne oczy kobiety. Oczy, które całkowicie go pochłonęły. - Pamiętając o twojej ranie, chciałem ci jedynie zaoszczędzić bólu - stwierdził przesadnie niewinnym tonem. - Zależy mi tylko na twoim szczęściu - dodał w ten sam sposób. - Ale jeśli wolisz - ton zmienił się na sztucznie przygnębiony - to chodźmy schodami.

Nerin’hashee przechyliła głowę na bok jak uroczy szczeniak, który nie zrozumiał intonacji głosu. Jej tchin drgnęło zauważalnie, a zaraz za nim bardziej subtelnie poruszyło się tchun. Zamrugała pospiesznie i uwolnioną ręką sprawdziła, czy wciąż ma swoje uczciwie zarobione kredyty w kieszonce ukrytej od wewnętrznej strony bluzki. Niekontrolowany odruch.

- No dobra! - westchnęła potężnie schodząc z pierwszego stopnia schodów i pewnym krokiem podchodząc do windy. Kiedy spojrzała na mężczyznę przez ramię, winda zjeżdżała na dół, aby odebrać zdecydowanych na podróż w górę gości.

- A ładny ten pokój chociaż?

Nyrhe nie odrywał wzroku od oczu Twi'lekanki. Ruch jej ręki nie umknął jego uwadze, ale nie był teraz dla nie ważny.

- Nie wiem, jestem na tej planecie od paru dni - odparł jej. - Ale mam dziwne przeczucie, że nie będziemy rozczarowani.

Gdy drzwi windy rozsunęły się, skłonił się teatralnym gestem, zapraszając ją do środka niczym swoją królową.

Wraz ze słodkim uśmiechem, złote oczy Neri zmrużyły się urokliwie. Skorzystała z kulturalnego zaproszenia, choć uważała, że nie jest ono poważne, a jedynie miało na celu zademonstrować żartobliwy gest przepełniony sztuczną teatralnością. Zaśmiała się cicho pod nosem i kiedy była już wewnątrz, odwróciła się przodem do wyjścia. Dłonie splotła za plecami na wysokości swoich bioder, stając prosto jak struna z dumnie zadartym noskiem.
Milczała oczekując piętra szóstego.

Mężczyzna wszedł do środka i stanął zaraz przed nią, wcześniej wciskając przycisk z numerem sześć. Nie dotykał jej, ale dzieliły ich dosłownie centymetry. Niemal przyciskał ją do ściany. Jego twarz znalazła się na wprost jej twarzy. Ich nosy prawie się stykały. I choc czuł, że uszło by mu to na sucho, że ma wręcz przyzwolenie na to, choć bardzo tego pragnął, nie uczynił kolejnego kroku. Ograniczył się tylko do wpatrywania się w jej oczy, promieniujące złotym blaskiem.

Nastolatka skamieniała jak na zawołanie. Jej usta wygięły się w głupkowatym grymasie, a oczy otworzyły szeroko, że niemal wyszły z orbit. Chciała go spytać, co właściwie robi, ale dość szybko zdała sobie sprawę z tego, jak idiotycznie zabrzmi to pytanie. Chciała też powiedzieć cokolwiek, ale prócz tego, że zdołała lekko rozewrzeć usta, nie wydobył się z jej gardła żaden dźwięk. W jej głowie było zbyt wiele myśli, aby po prostu dać się ponieść i nawet wypity wcześniej alkohol nie mógł przyspieszyć tego, do czego dążyła ta znajomość.

Gorąc płynący przez ciało uderzył do głowy w sposób gwałtowny, a ona wciąż nie drgnęła. Jedynie jej lekku zawierciły się niespokojnie na głowie, jakby chcąc coś powiedzieć i mając ku temu więcej odwagi, niż ich właścicielka. Gdyby nie hurgot telepiącej się windy, bicie serca Neri byłoby wyraziste jak dudniąca w barze muzyka, z hukiem poruszająca swym łomotem wnętrznościami.

Nyrhe nie był pierwszym, który patrzył na nią w ten sposób, nie był też pierwszym, który używał wobec niej takich a nie innych słów, właściwie to nie był pierwszym niemal w niczym, a mimo to potrafił nadać temu znaczenie. Znała go tylko kilka dni, nie było to wiele, a zdążyła polubić jego sposób bycia. Za każdym razem zachwycała się też włosami, które zawsze chciała dotknąć, a nigdy nie miała odwagi tego zrobić. Mimo iż jechali windą sami, wcale nie czuła się bardziej odważna, aby zrobić jakikolwiek krok ku zbliżeniu się do siebie. Nie była wcale pewna, czy tego chciała, choć jej ciało mówiło zupełnie coś innego.

Drugie, trzecie, czwarte… Mozolne poruszanie się między piętrami przedłużało się w nieskończoność, w której to czuła ciepło mężczyzny. Pachniał przyjemnie, z wyjątkiem woni wypitego alkoholu, którą to puściła w niepamięć bardzo szybko, aby układanka pożądliwości wciąż do siebie pasowała. Jej emocjonalność potrafiła wmówić jej wszystko, aby tylko pasowało do wymagań. Po chwili ciszy, jaka między nimi nastała, chciała znowu coś powiedzieć, tym razem żartobliwego i z przekąsem, ale nie umiała się wysłowić i przedłużyła tylko milczenie. W oczekiwaniu nerwowo zerkała na zmieniające się cyfry, wyczekując szóstki.

Aż wreszcie upragniony numer pojawił się na tablicy. Oboje usłyszeli cichy dzwoneczek i drzwi windy rozwarły się, umożliwiając im wyjście na korytarz. Jednakże na drodze dziewczyny wciąż stał Nyrhe, który nawet nie drgnął. Wpatrywał się w nią wciąż, a z każdą sekundą jego pożądanie rosło coraz bardziej. Czuł gorąco, a właściwie prawdziwy żar, który wydobywając się z okolic żołądka, rozlewał się po całym ciele. Nie zdając sobie sprawy z tego co robi, przechylił delikatnie głowę na lewo i zbliżył jeszcze bardziej do twarzy Twi'lekanki. Ich usta już prawie się ze sobą zetknęły, gdy mężczyzna nagle oprzytomniał. Nie, nie tak, upomniał sam siebie. Nic na siłę. Nie traktuj jej jak pierwszej lepszej. Nie idź na skróty. Ona na to nie zasługuje.

Jednym ruchem wycofał się szybko do tyłu i odsunął na bok, umożliwiając Neri wyjście.

Gdyby miała więcej siły w swym filigranowym ciele, pewnie wyrzeźbiłaby w blaszanej ścianie windy foremkę na kształt swojej figury. Neri przylgnęła mocno do ściany, która uniemożliwiła jej wycofanie się. Kalkulowała w głowie pozytywne negatywne skutki tego, co mogłaby teraz zrobić na tyle długo, że w końcu okazja sama usunęła jej się z drogi, pozostawiając tor bez żadnych przeszkód i dwuznaczności. W pewnym sensie nawet się zawiodła, choć z drugiej strony złapała ponownie rezon. Rzuciła mu lekki uśmiech i bardzo szybko opuściła windę, jakby ją jakaś zła siła po tyłku dźgała rozżarzonymi prętami.

- W sumie ja rozumiem, że to oszczędność i ostatni wolny pokój, ale chyba wrócę i wezmę osobny - palnęła niespodziewanie w chwili, gdy krótki dźwięk windy oznajmił, że jedzie do kolejnego wezwania i zniknęła z ich piętra.

- Nie ma co się tak cieśnić, stać nas przecież żeby jak na cywilizowanych osobników przystało, mieć swój własny kąt, łóżko, prysznic, kanapę, ławę, dywan... - zaczęła wymieniać zupełnie bez ładu, choć w jej głowie były to potencjalne miejsca, gdzie z dużym prawdopodobieństwem skończą, jeśli naprawdę nie znajdzie osobnego pokoju. Miała gdzieś z tyłu głowy wciąż to wrażenie, że jego uczucia ukierunkowane są tylko na jeden tor, a ona pragnęła uchronić siebie przed dolą własnej matki.

Odwróciła się na pięcie i zetknęła twarzą w twarz z Łowcą. Uśmiechnęła się szerzej mrużąc oczy.
- Tobie też będzie wygodniej. - stwierdziła uprzejmie. Prawdopodobnie argument z ostatnim wolnym pokojem wcale nie znalazł stałej lokacji w jej neuronach i został pominięty przez przekaźniki.

On tymczasem nie uśmiechał się wcale. Po raz pierwszy poczuł niepewność. Czy ona żartuje, czy mówi poważnie? Czy to tylko gra, a może naprawdę rozważa taką możliwość? Czyżby aż tak błędnie odczytał sygnały? Nigdy dotąd mu się to nie zdarzyło. Chociaż nie, to nieprawda. Zdarzało mu się to wielokrotnie, zwłaszcza gdy zabawiał się dla zabicia czasu i nawet niespecjalnie zależało mu na sukcesie. Zupełnie inaczej niż teraz...

A może sam jest temu winien? Kobiety nie lubią niezdecydowanych. W sprawie windy mu uległa, ale w windzie zdarzyło się coś dziwnego. Coś czego dotąd nie przeżył. Zawahał się. Czy to możliwe, że przez to zaczęła się wycofywać? Wyczuła jego niepewność, jego brak zdecydowania jak dalej postępować?

Za dużo myśli! Nie powinien zastanawiać się nad kolejnym ruchem, powinien go wykonać. I dlatego nie odpowiedział dziewczynie, nie odezwał się ani jednym słowem. Zamiast tego sięgnął po taktykę z tych licznych, często nieudanych, spotkań, gdy zdecydowanym działaniem musiał wybadać grunt. Uda się, albo nie, byle rozwiać wątpliwości. Wolną dłoń położył na jej policzku, palcami sięgając do karku, a następnie gwałtownie przysunął ją do siebie i wpił swoje usta w jej wargi.

Brak odwzajemnienia uśmiechu zbił ją z tropu. Zmusił, aby zastanowiła się, co właściwie powiedziała nie tak, że spojrzał na nią inaczej niż dotychczas. Uraziła go? Nie powinno sprawić mu to przykrości. A może po prostu poczuł, że przegrał? Starał się jak mógł, a mimo to nie udało mu się łatwo zaliczyć? Jak powinna to odebrać?

Nieświadomi tego, że obydwoje intensywnie myślą, stali w milczeniu po raz kolejny i patrzyli na siebie w niezrozumieniu. Zapomniała o bólu nogi, zapomniała nawet o tym, z jakiego powodu w sumie tutaj się znaleźli, nie potrafiła również poskładać w całość relacji, jaka między nimi się pojawiła.

Jedyne, co przyszło jej do głowy to to, aby znowu się odezwać, sprostować, wyjaśnić, dojść do porozumienia, uzgodnić coś. Głowiła się tylko nad tym, jak zacząć? Wyznanie miłości musiałoby być dla niego żałosne i zabawne, ot głupia nastolatka, co to dopiero zaczyna strzelać do ludzi, podjarała się ilością zarobionych kredytów i pomyliła entuzjazm do hajsu z miłością do człowieka. “Nie bądź śmieszna”, skarciła się w myślach, nadąsała w tej samej chwili, przez co jej usta wykrzywiły się w grymasie i wydęły. W tym też momencie ręka mężczyzny pogładziła jej policzek, musnęła skórę szyi i zatrzymała się na karku.

Neri ściągnęła brwi i przechyliła głowę na bok. Był to gest, który czyniła gdy czegoś nie rozumiała, ale w tej chwili dała mu idealną okazję do zbliżenia, co też postanowił wykorzystać. Nie opierała się niemal wcale, choć jej ciało przez pierwsze dwie sekundy były spięte, po tym czasie rozluźniło się, oddając się niewielkiej przyjemności. Rozwarła usta pozwalając na pogłębienie pocałunku, czym potwierdziła, że nie jest niechętnie nastawiona, a jedynie mocno zmieszana i niepewna swojego postępowania.

Bardzo niechętnie oderwała się od ciepłych ust mężczyzn i jeszcze parę sekund jej złote oczy pozostały zasłonięte powiekami barwy piasku gorącej pustyni.
- Czy to jest czymś w rodzaju podpisu pod wspólnym kontraktem Łowcy? - dopiero w trakcie wypowiadania tych słów niespiesznie otworzyła oczy. Jej ton głosu zmienił się na bardziej kobiecy, niż był dotychczas - Zawodowa współpraca? - doprecyzowała równie miękko i melodyjnie, a uśmiech na jej twarzy przywodził na myśl czułość i przywiązanie.

Nyrhe uśmiechnął się znów, spoglądając w złociste oczy kobiety. Dłoń wciąż trzymał na jej policzku. Kciuk przesuwał w górę i w dół. Gest ten był dla niej wystarczająco przyjemny i uspokajający, aby nie chcieć go przerywać.

- Chciałabyś? - spytał.

Nie mógł powstrzymać wizji, która zakradła mu się do głowy. Wizji ich dwojga, współpracujących ze sobą, działających niczym jeden umysł w dwóch ciałach. Tak jak to miało miejsce w ciągu ostatnich dni. Przydałby mu się taki partner, bez dwóch zdań. Choć w tym momencie nie o to mu chodziło, Neri kiwnęła twierdząco głową z pełnym przekonaniem, nie odczytując w zadanym pytaniu żadnych dwuznaczności.

Mężczyzna wolną ręką sięgnął do pleców dziewczyny, tą w której wciąż trzymał butelki z winem, sięgnął za jej kolana, podciął nogi i jednym płynnym ruchem dźwignął całe jej ciało w górę. Trzymając ją na rękach ruszył w stronę drzwi do ich pokoju, powodując namnożenie się myśli w jej młodej głowie.

- Kartę mam w wewnętrznej kieszeni kurtki - brodą starał się wskazać miejsce jej ukrycia. Przytaknęła dając do zrozumienia, że wie co ma na myśli. Sięgnęła więc po kartę i przyłożyła do czytnika, który cichym piknięciem oznajmił jej odczyt i wpuścił Łowców do środka. Gdy drzwi zawinęły się automatycznie za ich plecami, Neri zawierciła się, aby wyswobodzić się z objęć. Jej wzrok zapatrzony był na umeblowanie pokoju, które choć należało do skromnych, wywarło na niej wrażenie i miała ochotę nieco się rozejrzeć.

Kiedy jej stopy dotknęły podłogi, odebrała od mężczyzny obie butelki wina, aby postawić je na wysokim stoliku w kształcie stożka odwróconego do góry nogami. Przechadzała się niespiesznie po pokoju, choć na chwile starając się oczyścić myśli z pożądliwych uczuć. Stanęła przy ogromnym oknie zaciekawiona widokiem z takiej wysokości.

- Przez te kilka dni w końcu nie czułam się samotna - mruknęła wpatrzona w światła stolicy, opierając się o szybę czołem i otwartą dłonią prawej ręki - To miejsce jest takie ogromne, a zarazem tak bardzo puste. Chciałabym zawsze przemierzać je wspólnie. - zawiesiła na chwile głos, pozostając odwróconą do niego tyłem.
- Czy to jest możliwe?

Nyrhe nie wiedział w pierwszej chwili co powinien odpowiedzieć. Dziewczyna wydawała się być smutna, choć przecież nie powinna. Wypełnili zadanie, dostali zapłatę, mieli trochę czasu na... rozrywki. To był wesoły moment. A przynajmniej taki powinien być. Stanął za nią, również wpatrując się w okno, ale nie w panoramę miasta, a w jej twarz odbitą w szybie. Skąd na niej tyle trosk? Objął ją delikatnie w pasie i oparł brodę na jej ramieniu. Swoim szorstkim zarostem otarł się o jej policzek.

- Nie wiem - powiedział zgodnie z prawdą. - Jeśli będziesz potrafiła ze mną wytrzymać, to czemu nie?

I pod warunkiem, że Macrath nie odrąbie mu głowy za długi. Ale tym będzie się martwił jutro. Dziś myśli chciał poświęcać tylko jej. Oczami wyobraźni widział ją u swojego boku na kolejnych akcjach. Podczas tego zlecenia świetnie się rozumieli, niemal bez słów. Można by pomyśleć, że znają się od lat. I dziwnym sposobem tak się przy niej czuł. Z jakiegoś powodu stała mu się bliska.

- Jeśli bardzo czegoś chcesz, wszystko jest możliwe - szepnął jej w ucho, czym sprawił że przez jej drobne ciało przeszedł dreszcz. Poczuł to, gdy ją obejmował. Jej smukła szyja wyprostowała się i napięła.

Zaufała mu. Uwierzyła w gesty i słowa jak naiwne dziecko, które bezwarunkowo ufa dorosłemu. W końcu przestała nawet dostrzegać powód, dla którego mógłby ją wykorzystać. Nie chodziło oczywiście o pieniądze, skąd mogła wiedzieć o jego długach? Początkowo miała wątpliwości czy aby nie myśli o niej wyłącznie w kontekście seksualnym, jak czyniło to większość mężczyzn. Obawy te jednak zniknęły. Wyczuła szczerość w jego słowach, a dotychczas nigdy się nie pomyliła. Miała dar, którym potrafiła przejrzeć kłamców na wylot.

Co prawda mówił ogólnie, ale między wierszami odczytała odpowiedź. Zgrabnie odwróciła się w tej małej przestrzeni, jaką jej pozostawił, opierając się teraz plecami o szybę. Dość szybko ich spojrzenia się spotkały i tylko utwierdziła się w przekonaniu, że jej nie zostawi. Pomyślała pierwszy raz, że być może wcale nie jest taka śmieszna ze swoimi uczuciami, że można kogoś pokochać po kilku dniach i nie potrzeba wcale wielu lat znajomości.

Dłoń Twi’lekanki niepewnie powędrowała w okolice jego skroni. Jej spojrzenie skupiło się na wędrówce ręki. Smukłe palce zakończone zadbanymi, krótkimi paznokciami, pogładziły czule jego skórę i wsunęły się między krótkie, acz według niej i miękkie, włosy. Jej śliczne usta wygięły się w lekkim uśmiechu, który po raz wtóry sprawił, że zmrużyła nieco oczy. Podobało jej się to, co nazywano włosami. Ludzie dzięki temu wydawali jej się tacy uroczy. A jeśli nie ogólnie ludzie, to na pewno Nyrhe.

- Wytrzymam - odpowiedziała półszeptem na to, co powiedział jej niemal minutę temu. - Mówiłam, że mam dobrą kondycję - skwitowała żartobliwie odnosząc się do nie tak dawnej dyskusji na temat schodów. Nyrhe uśmiechnął się szeroko, słysząc żart.

Wplecione we włosy palce wciąż głaskały jego głowę i chłonęły zmysłem dotyku ich inność. Skoro już się odważyła to sprawdzić, nie chciała też szybko się wycofać, dlatego nie przerywała. Zamiast tego zbliżyła się do niego bardziej, przez co musiała odepchnąć się od zimnej szyby. Krągłe piersi Twi’lekanki zetknęły się z jego torsem, a głowa przechyliła się na bok tylko po to, aby wygodniej było powtórzyć pocałunek, który zaczęli już na korytarzu. Jej miękkie, smakujące słodko usta, zetknęły się z wargami mężczyzny niezwykle czule i delikatnie. W jej geście było więcej emocji niż tylko pożądanie, co dało się wyczuć poprzez subtelność. Drobne, kobiece ciało zadrżało niewyraźnie choć w ścisłym objęciu było to wyczuwalne.

Wyczuwając ciepło jej ciała, jego krągłe kształty, przestał myśleć o czymkolwiek poza nią. Smak jej ust doprowadzał go do ekstazy. Jej słodki zapach przyćmiewał wszystko inne. Jego lewa ręka powędrowała w górę do karku Twi'lekanki. Instynktownie przycisnął ją do siebie, jakby się bał, że w każdej chwili może mu się spróbować wyrwać. Przycisnął mocniej swoje usta do jej, zamieniając delikatne muśnięcia warg w głęboki, namiętny pocałunek. I choć tym razem nie planowała uciekać ani się wycofywać, to wcale nie doprowadziło to do upojnego momentu.

Chwilę trwało nim się od niej odkleił. Wpatrywał się teraz w jej piękne, złote oczy, które zdążyły już zawładnąć jego duszą. Lewą ręką głaskał tył jej głowy, prawa wciąż spoczywała na plecach, choć musiał walczyć z pokusą by nie zjechać nią trochę niżej. Na jego twarzy wykwitł delikatny półuśmiech.

- Napijesz się wina? - spytał.

Krótkie mrugnięcie oczami i kiwnięcie głową dało mu pozytywną odpowiedź. Skoro sam postanowił przerwać, nie zamierzała napierać. W pewien sposób było to dla niej nawet miłe, że nie dąży usilnie do jego, a przynajmniej stara się wykorzystać też inne okoliczności, jakie przyniosła sytuacja, w której oboje się znaleźli.
- A wypuścisz mnie? - zapytała nie odrywając od niego spojrzenia, wciąż czując się zamknięta w męskim uścisku. - Będzie trochę ciężko się poruszać w takim szyku - stwierdziła z udawaną powagą.

- Kwestia praktyki, jak sądzę - odpowiedział nie zmniejszając nacisku. - Możemy trochę potrenować, jeśli chcesz.

Śmiejąc się wypuścił ją ze swoich objęć i podszedł do stożkowatego stolika. Z pobliskiej szafki wyciągnął dwie... szklanki i wzruszywszy ramionami, położył je obok butelek. Zdjął kurtkę, którą rzucił na krzesło, a następnie wibronożem zabrał się za otwieranie wina.

- Musisz mi wybaczyć - powiedział siłując się z korkiem - ale na Nar-Shaddaa nie zwykliśmy wypuszczać z rąk tego, co nam w nie wpadło - korek skapitulował. - Inaczej wpadało to w ręce kogoś innego.

- Dziwne.
- zamyśliła się z niespotykanym opanowaniem, mimo iż wewnątrz wciąż buzowały w niej emocje. - Sądziłam, że mam prawo wyboru, a nie że wpadam w czyjeś łapy, albo się z nich wyślizguję

Podszedł do niej ze szklankami napełnionymi czerwonym płynem. Wręczył jej tą odrobinę pełniejszą, po czym stuknął o nią swoim naczyniem, z którego po chwili wychylił dwa łyki.

- Opowiedz mi coś o sobie - poprosił, spoglądając na nią zaciekawiony. Skupiła wzrok na naczyniu wypełnionym szkarłatnym płynem. W tym samym momencie rana na udzie nieco zapiekła, jakby barwa trunku przypomniała o nim niespodziewanie. Neri wydawała się być niewzruszona i nadzwyczaj spokojna, choć jej mowa ciała dawała sprzeczne sygnały.

- Ty mi opowiedz coś o mnie - odpowiedziała w końcu podnosząc wzrok i tylko na moment spojrzała na niego, aby w jednej chwili bez-emocjonalnie go wyminąć - W końcu wpadłam ci w ręce, musisz wiedzieć wiele o swoich zdobyczach, pewnie więcej niż one same - klapnęła sobie na kwadratowym siedzeniu, które przypominało pudło ze świecącymi diodami. Założyła nogę na nogę i zamoczyła usta w winie. Nie było zbyt dobre, ale wierzyła, że kiedyś zarobi na lepsze. Szczególnie, jeśli nie będzie sama, a uwierzyła, że już nie będzie.

- Widzisz... - nie dał się zbić z tropu. Ton jego głosu nadal wskazywał na pewność siebie, ale jednocześnie na dobry humor. - Sam tak z początku myślałem, ale... - zawahał się. Łyknął jeszcze trochę wina, a potem kontynuował. - Ty zdajesz się być inna. Jesteś inna. Inna niż wszystkie, które dotąd spotkałem. Wyjątkowa. Karabast! - zaklął i podszedł bliżej. Na jej zimnym wyrazie twarzy drgnęła brew. Kucnął tak by jego oczy znalazły się na wysokości oczu dziewczyny. - Zawsze jestem pewny siebie, działam sprawnie, a teraz... Przy tobie plączę się, nie wiem co powiedzieć, nie wiem co zrobić. Myślę, że... - znów się zawahał. Ona zaś przechyliła głowę na bok i zamrugała pospiesznie złocistymi rzęsami. Przyglądała mu się w ciszy, sunąc opuszkiem palca po obrzeżach szklanki.

Podniósł się, opróżnił szklankę jednym haustem, a następnie podszedł do stolika by ją z powrotem napełnić. Korzystając z tego, że jest zajęty, sama również niepostrzeżenie wypiła wszystko i westchnęła mrukliwie. Wstała zgrabnie z miejsca, aby również podejść do stolika.

- Zresztą zapomnij, to i tak bez sensu - powiedział i znów przechylił szklankę.

- Mam dobrą pamięć - odpowiedziała z pogodnym uśmiechem, biorąc butelkę wina i dolewając sobie samodzielnie - Jeśli nie dziś, to dowiem się jutro, pojutrze, za trzy dni, za tydzień. - odstawiła butelkę i upiła nieco alkoholu. Nie odrywała spojrzenia od mężczyzny, zastanawiając się, co go tak nagle zmartwiło, że uznał to za bezsens.

- Naszą zaletą jest to, że nie odkładamy spraw na później, wykonujemy wszystko najszybciej i najsprawniej, jak tylko jest to możliwe. - próbowała usadzić jego pewność na stałe w nim, zaznaczyć wewnętrzną siłę i podkreślić zalety, które w nim dostrzegła.

- I wcale się nie plączesz - dodała już mniej poważnie, a bardziej wesoło, przybliżając się o krok i opierając dłoń na jego lewym barku.

Nyrhe gapił się w trzymaną przez siebie szklankę. Na dźwięk słów Nire uśmiechnął się lekko, ale nie podniósł wzroku. Gubił się w tym wszystkim. Gdy robił krok naprzód, ona się cofała, gdy on się cofał, ona szła naprzód. Zabawa w kotka i myszkę... Tylko najwyraźnie mylnie uznał siebie za kota. Uśmiechnął się szerzej na tą myśl.

Położył dłoń na dłoni kobiety i wtedy wreszcie znów spojrzał na nią. Jego uścisk był delikatny, ale mocny. Nie zamierzał pozwolić jej się odsunąć.

- Co my właściwie robimy? - spytał bez wyrazu.

Nerin’hashee zaśmiała się krótko słysząc to pełne niepewności pytanie, zupełnie jakby spotkała zagubionego chłopczyka w parszywej okolicy, a on niewinnie prosił, aby go stąd zabrać. Do tej pory wydawało jej się, że jest nader emocjonalną osobą i z jej wahaniami nie może się nikt równać - w sumie, dalej tak uważała, ale przynajmniej tym razem miała poczucie, że nie tylko ona ma w sobie ten ogień.

- Staramy się żyć najlepiej jak potrafimy - odruchowo wzruszyła ramieniem, kiedy odpowiadała na pytanie. Splotła ich dłonie we wspólnym uścisku, zakleszczeniem dając poczucie stabilności. - I chyba dobrze nam to idzie, prawda? Myślę, że wspólnie możemy zarobić więcej, niż osobno. - zerknęła na trzymaną w drugiej ręce szklankę - I stać by nas było na lepsze wino - parsknęła krótko, powracając wzrokiem do jego twarzy.
- Poza tym łatwo się zakochuję. Wybacz. Taka przypadłość - dodała półżartem ze znacznie szerszym uśmiechem, jakby chciała zdjąć ciężar otaczającej ich atmosfery, która zupełnie niespodziewanie ich przytłoczyła. Miało to być w końcu opicie sukcesu, a zmierzało to w złym kierunku. Może po prostu powinna trochę opuścić gardę, ale tak już na stałe?

- Może to jest zaraźliwe? - spytał Nehry całkiem poważnie. - A przynajmniej w twojej obecności - delikatnie gładził kciukiem po wierzchu jej dłoni. Zaśmiała się krótko w odpowiedzi, starając się, aby nie potraktował jej wyznania na poważnie. Mimo iż było prawdziwe.

- Mogę zdjąć kurtkę? - zapytała nagle kiedy zrozumiała, że aby to zrobić, musiałaby wyszarpać swoją rękę z uścisku, a nie chciała robić tego na siłę. W końcu wcale nie czuła się z tym niekomfortowo.

- Ładnie ci w niej - mężczyzna ocenił, przyglądając się odzieży Twi'lekanki - ale jeśli chcesz to oczywiście proszę - uśmiechnął się odsłaniając nieco swoje białe zęby.

Wykorzystując fakt, że dziewczyna odłożyła swoją szklankę na stolik, sięgnął po butelkę i uzupełnił jej oraz swoje szkło. Gdy już pozbyła się zbędnego balastu, wręczył jej naczynie z powrotem, a przyglądając się jej wyglądowi, powiedział:

- W tym też pięknie wyglądasz.

- We wszystkim pięknie wyglądam i w niczym pewnie równie ładnie
- oznajmiła nieskromnie chwytając szklankę, a drugą ręką złapała jego dłoń i zrobiła zgrabny piruet. Po prostu wiedziała, że gdyby mu pozwoliła, to nad wyglądem mógłby się rozpływać całymi godzinami. Już multum takich komplementów słyszała, a i jeszcze więcej wulgarnych.

- Umie Pan tańczyć, Panie Nyrhevi’icall? - rzuciła mu wyzywające spojrzenie

- Ja, tańczyć? - spytał zdziwiony, jednocześnie chłonąc oczami płynne ruchy Twi'lekanki, zostawiając jej pełną swobodę ruchów mimo trzymanej wciąż przez niego dłoni. - Nie, nie potrafię. Znaczy nie wiem, nigdy nie próbowałem. Jakoś nigdy nie miałem ku temu okazji.

- Ciekawe
- zaintrygowała się odpowiedzią, nie pozwalając aby wino marnowało się w szklance. Sukcesywnie opróżniała szklankę, jednocześnie wprawiając biodra w ruch i nucąc nieznaną mu piosenkę melodyjnym głosem. - Za cicho tutaj, w głowie wciąż słyszę strzelaninę - wyznała kołysząc ciałem na boki, w rytm niesłyszalnej muzyki.
- Ale przynajmniej rana mniej dokucza. A ty, jak się czujesz? Pewnie nie jesteś z siebie aż tak nieziemsko dumny jak ja, hm? Nie raz i nie dwa gorsze zlecenia wykonywałeś? Mylę się?

- Wiesz jak to jest
- przyznał nieskromnie. - Ale dzisiaj miałem pietra jak wyskoczyła na nas ta banda Trandoshan. Pięknie załatwiłaś tego wielkiego. Prosto między oczy - dolał dziewczynie więcej wina. - Masz do tego talent - stwierdził przyglądając się jej ruchom. - Nie sposób oderwać oczu.

- Mam wiele talentów
- kiwnęła w podzięce kiedy dolewał jej wina. Delikatnie poruszyła trzymaną jego ręką, aby też się nieco poruszył i nie stał tak sztywno niczym zastygnięte zwłoki. - Większość po matce, mniej po ojczymie - przyznała bez obaw - Ale więcej ci nie powiem jeśli nawet nie spróbujesz ze mną zatańczyć, Nyrhevi’icall.

- Eee... Będziesz chyba musiała prowadzić
- mężczyzna rzekł niezbyt pewnie. Normalnie by się na to nie zgodził, ale alkohol w jego żyłach powodował, że tracił codzienne zahamowania. Poza tym nikt przecież nie widział, a jej naprawdę niełatwo odmówić. - Dlaczego tak dziwnie mnie nazywasz?

Przyciągnęła go do siebie bez użycia większej siły. Nie opierał się, więc nie była ona potrzebna. Twi’lekanka oparła przedramię o bark mężczyzny, aby wygodnie jej było trzymać szklankę z winem. Nie musiała jej odkładać, przecież nie miała zamiaru wyczyniać z nim gwiazdorskich układów tanecznych.
- Musisz mnie objąć w talii, a reszta sama ci wyjdzie. Możesz też trzymać dłoń na biodrach - poinstruowała jakby to miała być najbardziej banalna rzecz świata; taniec. On tymczasem posłusznie położył jej rękę na biodrze. Sama nie była ekspertką, ale tyle jeszcze zdążyła się nauczyć, nim straciła swoją Unin’atwi (matkę).

Kiedy przyjęli już odpowiedni szyk, a ich ciała ponownie zbliżyły się do siebie, jej wewnętrzny ogień zapłonął ponownie. Uczucie było na tyle przyjemne, że najchętniej pozostałaby w tej bliskości aż do rana.

- Nie nazywam cię dziwnie - zaczęła z szerokim uśmiechem - Twi’lekanie wymawiają imiona łącząc je z nazwiskami. Jeśli ktoś zhańbi swoje imię, wymawiamy je oddzielnie, akcentując przy tym osobno imię jak i nazwisko. - wytłumaczyła pogodnie, będąc dumna z tego, kim jest i że może komuś o sobie powiedzieć. Komuś, komu ufa.

- Nyrhe. Vicall. - zademonstrowała twardo wymawiając jego pełne imię. Brzmiało to pogardliwie, podle i gorzej, niż jakby użyła najwymyślniejszego wulgaryzmu.

- Auć. Zabrzmiało jak najgorsza zniewaga - odpowiedział, starając się jednocześnie dotrzymywać jej kroku, nie rozlać wina i nie deptać jej po palcach, co jak słyszał często się zdarzało. Efekt był taki, że zamiast patrzeć jej w twarz, rozglądał się wszędzie na boki, z przewagą kierunku dolnego. - Czyli ty będziesz... - zastanowił się chwilę - ...Nerih'ashee? - wymówił z błędem.

- Nerin’hashee - wymówiła jednym tchem, dźwięcznym, kobiecym tonem. - Ale twoja wersja też brzmi ładnie. Lubię gdy wymawiasz moje imię, nawet jeśli to samo Neri. To wystarczy - uśmiechnęła się, mimo iż nie mogła złapać z nim kontaktu wzrokowego. Westchnęła bardzo głęboko nabierając w płuca powietrza i wprawiając tym samym swoją klatkę piersiową w ruch, przez co przez moment jej piersi wydawały się większe.
- Dobrze ci idzie - pochwaliła go po chwili i wzięła trzy duże łyki wina - W czym jeszcze jesteś dobry? Póki co przetestowałam aż sześć umiejętności.

- Sześć? To chyba zaliczasz chodzenie i mówienie
- zaśmiał się mimowolnie z własnego żartu, przez co stracił na chwilę rytm. - Przepraszam. Pomyślmy... Umiem strzelać, ale to już wiesz. Walka na wibronoże, albo na pięści. Nieźle sobie radzę z lataniem, gorzej z naprawianiem. Jestem szybki i całkiem zwinny. I znam kilkanaście gier w karty - uśmiechnął się szeroko. - A jakie są twoje specjalizacje? Jak taka dziewczyna jak ty zostaje łowcą nagród?

- Och, to wymieniłeś inne niż ja poznałam
- mruknęła przylegając do jego ciała ściślej i otarła się gładkim policzkiem o jego szorstki, acz przyjemny, zarost - Ja miałam łatwiej, ojczym jest “kimś ważnym” w pewnej organizacji. Znam podstawy niezbędne do pracy, aby nie skończyć jako tancerka, piosenkarka czy krawcowa. Wiem, że te zlecenia są potencjalnie niebezpieczne i może się wydawać, że o mnie nie dba, ale… Jestem pewna, że zniszczy każdego, kto mnie skrzywdzi, a przeżyje spotkanie ze mną - odpowiedziała przytulając się do niego, niegłośno, gdyż jej usta znajdowały się blisko ucha mężczyzny.

Nyrhe wolną rękę przeniósł z biodra na plecy dziewczyny. Znów zmysły przytępił mu jej cudowny zapach. Znów poczuł ciepło jej ciała. Jej gładka skóra ocierała się o jego twarz. Zamknął oczy by móc się lepiej ponapawać tym cudownym uczuciem. O dziwo, gdy o tym nie myślał, taniec szedł mu o wiele lepiej. Ocierając się o jej policzek, odsunął głowę trochę do tyłu i oparł się czołem o jej czoło. Nosem dotknął jej kształtnego noska. Spoglądając jej w oczy powiedział:

- Myślisz, że twój ojczym uznałby to za krzywdę, gdybym cię znów pocałował? - spytał. - Neri? - dodał szeptem.

- Myślę, że nie o wszystkim musi wiedzieć, Nyrhevi’icall. - odpowiedziała cicho i kolejny raz tego wieczora musnęła miękkimi wargami jego usta, tylko raz i tylko na krótko.
- Ale jeśli chcesz, to mogę o tobie wspomnieć. Może… dzięki temu ułatwi ci to dalszą pracę? - przesunęła paluszkiem od jego ust, przez szyję i tors, na którym się zatrzymała i zaczęła kreślić palcem kółka - Jesteś zdolny, silny, sprawny, inteligentny, charyzmatyczny… Jesteś cenny. - zmrużyła uroczo oczy i musnęła ponownie jego usta.

- Czy to rozmowa rekrutacyjna? - spytał lekko się uśmiechając. - Bo jeśli tak, to muszę cię ostrzec, że jestem wolnym duchem i nie lubię mieć szefa nad sobą. Najlepiej pracuje mi się solo. No... - spojrzał na nią wymownie - ...może w duecie. W każdym razie musiałabyś mi dostarczyć sporo przekonujących argumentów - podkreślił ostatnie słowo - bym to rozważył. Pewnie zajmie ci to całą noc.

- Skoro nie chcesz to nie
- odpowiedziała błyskawicznie, a jej ton głosu momentalnie ze słodkiego pomruku zamienił się w poważny i nieczuły. Odbiła się od mężczyzny jak sprężyna, wykonując zgrabny obrót wokół własnej osi, dzięki czemu łatwo i z gracją strąciła jego dłoń z talii.
Zakręciła się wdzięcznie, przybliżając się do stolika i dolewając sobie wina, tym samym kończąc jedną z dwóch butelek.
- Graj więc solo. - skwitowała wiercąc w mężczyźnie swoim okrutnym spojrzeniem.

Nyrhe podrapał się wolną ręką po karku. Wyglądał jak uczniak, którego przed chwilą skarcił nauczyciel.

- Słuchaj - powiedział łagodnie. - Przykro mi, że moja odpowiedź cię nie zadowala, ale wolałabyś żebym cię okłamał? Zgodził się na wszystko, a potem zostawił z niczym? Naprawdę wolałabyś żebym był taką osobą?

Wyciągnął wibronóż i podszedł do stolika, gdzie zabrał się za otwieranie drugiej butelki.

- Nie chcę wstępować do gangu. W domu napatrzyłem się jak działają i jak traktują swoich członków, gdy ci nie są już potrzebni. Mogę dla nich pracować na kontrakt, ale to wszystko - słowa wypowiadał bardzo szybko, jakby były czymś co musiał powiedzieć, ale nie było to zbyt istotne. Dopiero po chwili zwolnił tempo. - Do tej pory zwykle pracowałem sam, ale... Może pora na zmianę? Słuchaj, musiałaś to zauważyć. Tworzymy niezły duet. Rozumiemy się bez słów, jak gdybyśmy pracowali razem od lat. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale taka jest prawda. Co byś powiedziała na dłuższą współpracę?
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 01-02-2020, 02:36   #4
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
część 2

Uniosła brew z kamienną miną. Prócz tego jednego gestu, zdawała się być niewzruszona. Przystawiła szklankę do ust i chociaż przechyliła ją, aby pić, jakoś… wolno jej to szło. Jakby tylko zamoczyła usta. Albo sączyła przez zaciśnięte wargi.
Słuchała go, po prostu nie reagowała. Nic nie mówiła, bo piła, chociaż nawet przełyk nie pracował tak, jak powinien podczas tej czynności.
Nie patrzyła na niego, stała wręcz zwrócona bokiem w jego stronę. Potok słów wylał się z niego, zaczął się tłumaczyć, przekonywać, zadawał retoryczne pytania. Łatwiej jej było powstrzymać uśmiech, udając, że zajęta jest piciem, niż perfidnie patrząc na niego zachować powagę. Być może zbyt często grała swoim zachowaniem, przez to ciężko było stwierdzić czy jest poważna. Emocje jednak, jeśli już występowały, były wystarczająco silne, aby rozpoznać je z daleka. W tym przypadku jednak Nerin’hashee była jakoś dziwnie niewzruszona, nieprzejęta… Jak na wulkan, który reaguje ogniem, gdy się go urazi, zdawała się być uśpiona.

Kiedy skończył odstawiła szklankę wypełnioną w połowie, a kiedy w końcu obdarzyła go spojrzeniem, kącik jej ust drgnął nieznacznie. Było to jednak za mało, aby mogła wykrzyczeć z siebie wszystkie zebrane uczucia, samo drgnięcie brwi, ust czy leniwe przenoszenie spojrzenia ze swojego obiektu westchnień na mało interesujące fragmenty infrastruktury nie rozładowały jej. Jakby bez powodu, gwałtownie i nieobliczalnie rzuciła się na niego, wskakując na stojącego mężczyznę i otaczając udami wokół linii lekko powyżej bioder. Szczupłe ręce zaś zarzuciła na jego barki, splatając palce dłoni przy jego karku. Miał wystarczająco dużo siły i całkiem niezły refleks, aby nie powaliła go, tym nagłym wybuchem emocji, z hukiem na podłogę.

- Wszystko w tobie mnie zadowala! - oznajmiła z entuzjazmem w głosie. Relacje z Neri przypominały póki co kurs na inną planetę mając w zanadrzu jedynie rezerwy paliwa.
- Tylko chciałam pomóc. Ale twoja propozycja podoba mi się bardziej. - dodała z uśmiechem, mogąc w końcu spojrzeć na niego z nieco wyższej perspektywy niż dotychczas. W takiej pozycji była wyższa aż o wysokość czoła. - Bardzo chcę.

Nyrhe był całkowicie zaskoczony. Do tej pory reakcje dziewczyny rzeczywiście znacznie się od siebie różniły, jej nastrój zmieniał się z każdą chwilą, ale aż tak wielkiej zmiany się nie spodziewał. Był tym tak bardzo zaskoczony, że ledwo utrzymał się na nogach, gdy na niego wskoczyła. Udało mu się to, choć pod wpływem uderzenia musiał zrobić dwa kroki do tyłu.

Teraz wrócił na poprzednią pozycję i na ślepo odłożył butelkę wina z powrotem na stolik. Jego uwaga była bowiem pochłonięta widokiem uśmiechniętej Twi'lekanki. Była naprawdę piękna, gdy się uśmiechała, gdy była autentycznie radosna. Chciałby by już zawsze taka była. A komuś, kto by jej tego pozbawił... Powiedzmy, że taki facet nie byłby już taki jak przedtem.

Dopiero teraz dotarło do niego, że od dłuższej chwili nie odezwał się ani słowem.

- N-naprawdę? - wyjąkał. To było wszystko na co go było w tej chwili stać. Musiał ograniczyć się do głupiego uśmiechu na twarzy.

- Oczywiście! Myślisz, że naprawdę bym się obraziła o jakieś bzdury? Jeszcze ani razu nie udało ci się mnie urazić - oznajmiła entuzjastycznie, nie zmieniając swojego emocjonalnego zachowania. Po prostu pękła, w końcu. Nie potrafiła dłużej dusić tego w sobie, udawać, bawić się w gierki. Była sobą, rozemocjonowaną nastolatką, która zadurzyła się w mężczyźnie. Nie był to jednak byle-jaki mężczyzna, prócz ludzkich cech zewnętrznych, które bardzo jej się podobały, miał bowiem w sobie o wiele więcej. Wciąż podniecało ją wspomnienie tych momentów, w których stawali twarzą w twarz z zagrożeniem, jak doskonale wiedzieli gdzie strzelić, aby pomóc drugiej osobie, a jednocześnie nie zmarnować czasu na unieszkodliwienie tego samego celu. Adrenalina z tamtych chwil powracała do niej ilekroć sobie o tym przypomniała.

- Mogę ci ufać, prawda, że mogę? - dopytała, choć w jej lśniących oczach nie dało się dostrzec cienia wątpliwości.

W pierwszej chwili chciał odpowiedzieć od razu, bez pomyślunku, niemal mechanicznie. Ale nim pierwsze słowo wyłoniło się z jego ust, zaczął się zastanawiać. Czy można zaufać komuś takiemu jak on? Czy ktokolwiek może? Czy on sam sobie ufa? A jednak coś mu kazało odpowiedzieć:

- Możesz.

Mimo wszystko wierzył, że mówi szczerze. Innych jak innych, ale jej przecież nie mógłby skrzywdzić. Wiedział o tym. Tylko prawdziwy potwór mógłby się na coś takiego zdobyć. Tylko potwór mógłby chcieć zetrzeć ten cudowny uśmiech z tej pięknej twarzy. A on był zwykłym draniem, niczym więcej.

- Tylko musisz brać poprawkę na to, że jestem złodziejem, zabójcą i oszustem - uśmiechnął się szeroko. - Taki fach.

- Oszustem?
- powtórzyła za nim, wykrzywiając usta w słodkim grymasie - Czyli odpowiadając na pytanie tak naprawdę zawsze odpowiadasz kłamstwem? - zastanowiła się na głos. Skrzyżowała nogi za jego plecami aby lepiej móc utrzymać się w przybranej pozycji. Dzięki zwinności nie było to takie trudne, choć wymagało też pracy mięśni ud.

- Ja jestem - jak to mój ojczym zwykł mówić - nieokrzesanym emocjonalnie gejzerem nieprzewidywalnosci. - starała się zaakcentować w poważny sposób cytowane słowa - Ale i dobra jak moja matka. Ponoć w dobrym sercu jest miejsce na więcej uczuć. Więc… być może nie powinnam zadawać się z łotrem? Morderca i złodziej brzmi jak zła osoba. Jak myślisz? - badawczo uniosła brew zatrzymując spojrzenie na kolorze jego tęczówek.

Mężczyzna splątał palce swoich dłoni pod kształtnym tyłkiem Twi'lekanki, tworząc w ten sposób dla niej siedzisko. Krzyż jeszcze nie dawał mu znać o sobie, więc jeśli ręce wytrzymają, będzie mógł tak stać dość długo.

- Myślę, że nie ma złych czy dobrych osób - odpowiedział na jej pytanie. - Są po prostu ludzie. Mieszanka tego i tego w jednym naczyniu. Taki drink. Jedne mają więcej procentów, inne mniej, ale zawsze tego alkoholu trochę w nich jest - Nyrhe dumny był ze swojej filozoficznej odpowiedzi. Musiał częściej pić alderaańskie specjały, najwyraźniej wpływały na jego myślenie. - Nie wiem ile woltów w sobie mam ja. Ale jestem łowcą. Nasz zawód polega na krzywdzeniu innych. Wiem jedynie, że ciebie nie chcę krzywdzić.

- A obcy? Czy mówisz tylko o swoim gatunku?
- dopytała zaciekawiona i pełna podziwu dla tej wypowiedzianej myśli. Brzmiało to mądrze i sensownie.

- Ludzie, w rozumieniu osoby - dopowiedział Nyrhe.

- Jednak moim zdaniem Łowca nie tylko krzywdzi innych. Bo ciężko mi nazwać krzywdą pozbycie się kogoś, kto swym istnieniem jedynie kradnie nam przestrzeń i atmosferę. Niektórzy pieczętują swój los czynami. Sami wybierają swoją drogę, to jest ich ka. - poważna rozmowa w mniej poważnej pozycji była nawet interesująca. Choć bardziej miała ochotę skakać, tańczyć i pić, to wcale nie marudziła. Zawiercila się tylko, kręcąc nieco pośladkami na boki, aby przyjąć najwygodniejsza dla siebie pozycje.
- Skoro nie chcesz mnie krzywdzić, to pewnie mogę ci zaufać. Że nie zrobisz mi nic, co rozdarłoby moje serce - z czułością przeczesała dłonią jego włosy, poczynając od gładzenia skroni.
- Nie jest ci niewygodnie? - zapytała z troski gdyż sama już się miękko usadowiła w bliskości ciepłego, męskiego ciała, którego ludzka woń przyprawiała ją o przyjemne dreszcze.

- Może z inną by mi było - odpowiedział lekceważąco. - Ale nie z tobą - dodał czule. - Jednak skoro się tak o mnie martwisz to zróbmy tak.

Patrząc się wciąż na jej twarz, rozplątał palce dłoni i przytrzymując ją tylko jedną ręką, drugą sięgnął po stojącą na stole butelkę wina. Następnie odwrócił się w lewo i zaczął iść przez pokój, choć ona nie mogła zobaczyć dokąd. Dopiero gdy zwrócił się w prawo, za jego plecami ujrzała łóżko, na którego brzegu po chwili usiadł, ją sadowiąc sobie na kolanach. W ten sposób jej oczy, względem jego, znalazły się nieco wyżej. Zadzierając głowę do góry spytał:

- Czy tak lepiej?

Zza jej pleców wyłoniła się jego ręka, trzymająca świeżo otwartą butelkę wina. Skierował ją w jej stronę z pytającym, a jednocześnie zachęcającym uśmiechem na twarzy.

Neri wyprostowała nogi, kładąc na czystej pościeli swoje ciężkie buciory. Miała teraz ochotę na o wiele więcej rzeczy, choć zdawało jej się, że spłyciłyby one ten wieczór, a tego nie chciała. Poznawani wcześniej przez nią ludzie zwykle byli bardzo dwulicowi, obłudni i fałszywi. Wychodziło to dość szybko na wierzch, widziała to w ich spojrzeniu, gestach i intonacji głosu. Dlatego Nyrhe był dla niej “tym lepszym”, ponieważ nic takiego nie zaobserwowała.

- Może być - odpowiedziała zgodnie z prawdą, gdyż poprzednia pozycja również jej odpowiadała - Nie narzekam. Jesteś wygodnym człowiekiem - dodała marszcząc zgrabny nosek i ucałowała mężczyznę w czoło, opierając na nim swoją brodę nieco na dłużej.

- Co planujesz zrobić ze swoimi kredytami? - zapytała gdyż przez myśl przeszło jej to samo pytanie, które zadawała sobie samej.

Uśmiech zniknął na chwilę z twarzy Nyrhego, gdy ten pomyślał o Macrathcie i jego pachołkach od łamania kości i przewiercania kończyn. Powiedzieć jej prawdę? W zasadzie co by szkodziło skłamać? No właśnie, co by szkodziło...

- Mam parę długów do spłacenia - rzucił lekkim tonem, starając się by brzmiało to lekceważąco. Jakby były to drobne zaległości, niewarte wspomnienia. - Pewnie pójdzie na to większość kasy, a właściwie to cała. Ale co tam, łatwo przyszło, łatwo poszło - pocałował ją w czubek brody. - Z tej roboty wyciągnę coś cenniejszego niż pieniądze.

- Cała?
- zaniepokoiła się oddalając nieco głowę, aby móc na niego spojrzeć - To musimy szybko znaleźć coś nowego w takim razie - uśmiechnęła się lekko - Abyś nie przejadł i nie przepił całej mojej wypłaty w parę dni - dodała beztrosko, no bo to mogło się udać. Wyda całą swoją, więc pożyją trochę na jej zarobkach a w międzyczasie znajdą coś nowego. Brzmiało to w jej głowie jak plan perfekcyjny.

- Czy ty mi proponujesz zostanie twoim utrzymankiem? - mężczyzna wyszczerzył zęby. - Nawet mi się to podoba, ale nie martw się na zapas. Coś podłapiemy. W tym zawodzie zawsze znajdzie się jakaś robota do wykonania. Jutro zaczniemy się rozglądać. Wstąpimy do gildii, może coś będą mieli. Nie ma zadania, któremu nie dalibyśmy rady we dwójkę. Już niedługo będziemy pływać w kredytach.

Jego głos był radosny, żywiołowy. On sam był tym podekscytowany. Naprawdę w to wierzył. Neri była znakomitą partnerką, nie było rzeczy, której nie mógłby dokonać z nią u boku. Z tej radości przysunął ją bliżej do siebie i pocałował namiętnie w usta. Nie oponowała. To był już któryś raz z kolei, kiedy byli blisko siebie, czuli swoje ciepło, narastające podniecenie i mieli przeczucie, że razem mogą zwojować cały świat. Twi’lekance ciężko było stwierdzić, czy ta pewność siebie wynikała z ilości wypitego alkoholu czy może z jej naiwności, którą wciąż w sobie miała. W życiu nie doznała wielu krzywd, aby pod ich wpływem zmienić się w osobę, która odgradza się murem i buduje wokół siebie twardą powłokę, za którą chowa uczucia. Neri była pełna pozytywnych emocji, dobrej woli, wiary w innych, wiary w miłość, szczęście i to, że będąc razem można wygrać wszystko. Wydawało jej się, że gdyby jej matka szczerze kochała Ke Ran’a, a nie tylko on ją, to nie spotkałaby jej krzywda. Oczywiście nie uważała też, aby śmierć Karyon’hanshee była jej winą… To były po prostu gorsze lata.

Neri naprężyła ciało i rozwarła usta pogłębiając pocałunek. Sprawnie wyrzucała z głowy złe wspomnienia, które zbyt szybko do niej powracały. Chciała zatopić się w tej chwili, póki trwała, oddać się jej bezwzględnie. Przymknęła ocz rozkoszując się smakiem jego ust. A on rozkoszował się smakiem jej ust. Zatracił się w tym zupełnie, za nic nie chciał by ten moment dobiegł końca. Niech trwa wiecznie. Językiem coraz śmielej muskał jej język. Ich usta praktycznie się nie rozdzielały. Nawet gdy pociągnął ją ze sobą, gdy upadł na plecy, a ona wylądowała na nim, wciąż nie pozwalał jej oddalić się nawet trochę. Ucierpiało tylko wino z butelki, którą wciąż trzymał w ręce. Trochę czerwonego płynu skapnęło na bladoniebieską pościel. On jednak nawet tego nie zauważył. Zdawało się to nie mieć żadnego znaczenia. Równie dobrze mogli trzasnąć tą butelką o podłogę i pewnie dźwięk tłuczonego szkła nie sprawiłby, że zaczęliby myśleć trzeźwo. Twi’lekana z coraz większą zawziętością oddawała się pocałunkowi, wydając z siebie ciche pomruki zadowolenia. Jej miękkie usta masowały co rusz zwilżone wargi, język gładził podniebienie, a wspólnie z jego językiem zmierzył się w tańcu znacznie żywszym niż taniec ich właścicieli. Dziewczyna wsunęła ciepłe dłonie pod jego bluzkę, delikatnie sunąc nimi przez brzuch w stronę torsu. Choć przez głowę przeszła jej myśl pozbycia się tej części ubrania, miała wrażenie, że nie powinna. Póki był ubrany i sam tego stanu rzeczy nie zmieni, będzie jej łatwiej nie ulegać bardziej, niż dotychczas.

On jednak nie był zainteresowany brakiem zmian. Czując jej dotyk pod własną koszulą, sam wsunął rękę pod jej. W końcu, chcąc oswobodzić drugą rękę, zrzucił butelkę wina na podłogę, nie przejmując się zbytnio konsekwencjami. Oswobodzoną dłonią zaczął podciągać koszulkę Twi’lekanki z zamiarem jej ściągnięcia. Nie musiał nawet się siłować czy męczyć, ponieważ Neri, wyczuwając jego zamiar, oderwała się na moment od pocałunku. Siedząc okrakiem na jego biodrach, naprężyła drobne ciało i zdjęła bluzkę, obnażając krągłe piersi oraz płaski brzuch. Jej skóra kolorem przypominała gorące piaski pustyni o zachodzie słońca, nazwanie jej po prostu “żółtą” spłyciłoby niezwykłość tego odcienia. W dotyku była miękka i gładka, biło od niej przyjemne ciepło, w niektórych fragmentach ciała większe, a w innych jakby czuć było lekki chłód. Nyrhe podziwiał oniemiały cudowne ciało Twi'lekanki, po którym błądził wzrokiem, a także obiema dłońmi, jakby chciał zbadać każdy jego fragment. Kobieta poruszyła biodrami, przegryzła dolną wargę i ponownie nachyliła się nad mężczyzną, oddając mu kilka słodkich i krótkich pocałunków, które ten przyjął z błogością, a potem zrewanżował się jej tym samym. Następnie chwycił ją za ramiona i delikatnie przekręcił na bok, tak że teraz to ona leżała na łóżku, a on się nad nią pochylał. Wówczas wyprostował się i jednym ruchem pozbył się koszulki, odsłaniając umięśniony korpus, a widok ten spotkał się z jej cichym, rozkosznym westchnięciem. Znów się nad nią pochylił, złożył delikatny pocałunek na jej ustach, potem drugi na końcu brody, następny na szyi i ciągle schodził coraz niżej.

Z ust Twi’lekanki wydobywały się ciche westchnienia, a jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybszym niż normalnie tempie. Wolnymi rękami mogła gładzić jego nagie ramiona, a gdy pocałunkami schodził niżej, zatopiła smukłe palce w gęstych, czarnych włosach. Od jakiegoś czasu miała parę słów na końcu języka, ale nie potrafiła zdobyć się na odwagę, aby je wypowiedzieć. Nie była pewna czy bała się jego reakcji czy może tego, że nagle przerwie pieszczoty i po prostu ją zostawi. Nie chciała psuć tego pożądania, tym bardziej że jej żądza była coraz większa i nie miała zamiaru poprzestawać na słodkich pocałunkach. Nigdy wcześniej nie czuła tak silnej więzi z drugą osobą, emocje, które dziś odczuwała, były nowe i podniecające. Między udami pojawiło się przyjemne mrowienie. Zrobiło jej się jeszcze cieplej niż przed chwilą. Przyjemność wzrastała z każdym kolejnym dotykiem jego ust i świadomością, dokąd nimi zmierza. Postawiła stopy płasko na łóżku, brudząc pościel podeszwami butów. Jej biodra uniosły się nieznacznie zataczając niewielkie około i ocierając się o niego. Chciała poczuć twardość narastającego w nim podniecenia.

Ruch bioder Neri nie pozostał dla niego niezauważony. Poczuł przyjemne mrowienie, gdy przylgnął do niej mocniej, a potem zaczął się o nią ocierać, jednocześnie nie odrywając rąk i ust od jej słodkich piersi. Gdy już się wstępnie nimi nasycił, zaczął schodzić jeszcze niżej. Składając niezliczoną ilość pocałunków na jej cudownie płaskim brzuszku, rękoma powędrował niżej i zabrał się za rozpinanie paska od jej spodni, a następnie samych spodni, które powoli i delikatnie ściągnął do kolan, odsłaniając jej kształtne uda.

Kobieta poruszyła nogami i naciskając czubkiem buta o piętę drugiej stopy, zdjęła jednego trepa z hukiem zrzucając go na podłogę. Później to samo zrobiła z drugim. Uniosła się lekko do półsiadu, aby samodzielnie zedrzeć z siebie spodnie. Korzystając z okazji, że już i tak nie leżeli na sobie, podwinęła nogi i wsparła się kolanami na miękkim materacu. Na czworaka podpełzła jak najbliżej mężczyzny, naprężyła filigranowe ciało i objęła dłońmi porośniętą lekkim zarostem twarz. Jej zamglone pożądaniem spojrzenie błądziło od jego oczu, przez nos, aż do ust, nie wierząc dokładnie na czym się skupić. Kochała w nim wszystko. Kiedy westchnęła biorąc głęboki wdech, jej piersi otarły się o nagi tors mężczyzny.
- Chcę żebyś wiedział - zaczęła jakby zniecierpliwiona własnymi słowami. Tym, że przedłuża ten moment - Że dla mnie to znaczy o wiele więcej. Więc jeśli naprawdę nie chcesz mnie skrzywdzić, to… - spauzowała zastanawiając się nad tym co właśnie powiedziała. Nie była pewna, jej wahanie było wyczuwalne. Nabrzmiałe od pocałunków usta wciąż pozostały rozwarte jakby miały w zamiarze powiedzieć coś więcej. -...Pokochałam Cię, Nyrhevi’icall. - dokończyła znacznie ciszej, a głos zadrżał podobnie, jak zadrżało jej zgrabne, rozpalone ciało.

Nyrhe zamarł. Nie pierwszy raz tego wieczora się dziwił, ale po raz pierwszy tak mocno. Wyznanie Neri było niespodziewane, ale nie mógł powiedzieć, że niepożądane. Musiał sam przed sobą przyznać, że sprawiło mu ono jakąś przyjemność. Dotąd jednak nie myślał o takim obrocie spraw, nie marzył o nim, nie zastanawiał się co sam czuje w stosunku do tej dziewczyny. W ogóle nie myślał. Pragnął jej całym sobą, pragnął jej ciała i na tym tylko się skupiał. Ale teraz... Nie wiedział co odpowiedzieć. Milczenie przedłużało się nienaturalnie, a wyraz jego twarzy musiał być wręcz niezwykle głupi.

- Ja... - zaczął nieśmiało. Wpatrywał się w jej oczy, w te piękne, złociste oczy, przepełnione teraz nadzieją, że za chwilę usłyszą wyznanie na miarę tego wygłoszonego przez ich właścicielkę. - Przepraszam - spuścił głowę. Nie mógł wytrzymać jej spojrzenia. - Chciałbym ci powiedzieć, że też cię kocham, ale prawda jest taka, że nie mam pojęcia czym jest miłość. Nigdy nikogo nie kochałem, nie wiem jakie to uczucie.

Milczenie znów zapanowało w pokoju, ale tylko na chwilę.

- Wiem jednak, że czuję do ciebie coś czego nie czułem nigdy wcześniej. Wiem że nie pozwoliłbym cię skrzywdzić nikomu, bo smutek na twej twarzy byłby dla mnie widokiem nie do zniesienia. Wiem, że nie potrafię cię okłamać, bo coś wewnątrz mnie mi na to nie pozwala. Wiem, że gdy cię widzę szczęśliwą, to zrobiłbym wszystko, by ten stan utrzymać jak najdłużej. Wiem, że chciałbym już zawsze być przy tobie, czuć ciepło twego ciała... - przerwał. - Czy to miłość? - spytał z nadzieją.

Nerin’hashee nie odsunęła się od niego, nie puściła ze swych dłoni. Przez cały czas gładziła jego skroń w kojący sposób, zataczając opuszkiem wskazującego palca drobne koła. Posłała w jego kierunku pocieszający uśmiech. Miała wrażenie, że to ona się nim opiekuje i powinna otoczyć go teraz ciepłem. Twi’lekanka przypuszczała, że Nyrhe większość życia spędził w samotności, że nigdy nie miał kogoś bliskiego, komu mógłby zaufać i pokochać. To co powiedział mogło być równie dobrze grą, aby po prostu zaliczyć piękną Twi’lekankę, tyle że owa “piękna Twi’lekanka” nie chciała dopuścić do głowy takiej możliwości. W tym beznadziejnym przypadku była naiwna aż do bólu i gdyby nie fakt, że Ke Ran był Ithorianinem, pomyślałaby, że to po nim odziedziczyła ten rodzaj naiwności.
- Jesteś prawdziwy - odpowiedziała po chwili ciszy. Powinna poczuć się zawiedziona, a jednak wcale tak nie było. Wciąż się uśmiechała.

- Jeśli mi pozwolisz, będę cię kochała. I poczekam, aż ty też będziesz na to gotowy - jej głos był niezwykle melodyjny, wkradał się w umysł i rozbrzmiewał w nim jeszcze długi czas, uspokajając skołatane myśli. Zabrała dłonie z jego policzków tylko po to, aby odpiąć haftkę majtek z prawego uda, a potem lewego. Lekki materiał opadł na pościel, nie pozostało już nic, co zasłaniałoby choć centymetr jej ponętnego ciała. - Pozwolisz mi? - szepnęła niemal błagalnie, a drżący dźwięk jej głosu okazał się nieziemsko podniecający.

Nyrhe podziwiał odsłonięty przed nim widok. Neri była taka piękna. Była jedną z najpiękniejszych kobiet jakie znał, być może najpiękniejszą. Przez chwilę miał wrażenie jak gdyby robił coś złego, bezcześcił coś nieskalanego, czystego. Szybko jednak przegnał natrętne myśli. Zbliżył twarz do twarzy dziewczyny i delikatnie ją pocałował.

- Nawet gdybym chciał, nie jestem w pozycji do zabraniania ci czegokolwiek - powiedział cicho. - Nie potrafiłbym - szepnął.

Całując delikatnie ułożył ją na pościeli, a następnie sam się na niej położył. Jego wargi wciąż były spragnione jej ust. Nie potrafił się nimi nasycić. Pochłonęło go to tak bardzo, że dopiero po jakimś czasie zorientował się, że wciąż ma na sobie spodnie, a nawet buty. Z trudem i pewnego rodzaju irytacją na samego siebie, musiał oderwać się od ponętnej Twi'lekanki. Wyprostował się na pełną wysokość i zabrał się za rozpinanie pasa, co jednak nie szło mu najlepiej przez pośpiech.

Kobieta widząc jego zmagania nawet zaśmiała się subtelnie. Wsparła ciało na łokciach, uniosła brew wbijając w Łowcę złociste spojrzenie. Nie potrafiła ukryć lekkiego rozbawienia. Ogólnie cała tryskała dobrym humorem i pozytywną energią. Choć rumieniła się i niecierpliwiła, starała się ukrywać swoje rozpalenie. Westchnęła z pomrukiem prostując nogi i zacisnęła krągłe uda ze sobą, ocierając jedno o drugie. Przyglądała mu się jeszcze jakiś czas, a potem leniwie obróciła się na brzuch. Naprężyła plecy i wyciągnęła ręce ponad głowę, chwytając materiał pościeli w dłonie i ściskając go. Rozciągnęła kuszące, zgrabne ciało, unosząc przy tym lekko biodra i unosząc pośladki na zgiętych lekko kolanach. Jedno z jej lekku spłynęło na twarz jak kosmyk włosów. Wyjrzała zza niego puszczając do Nyrhe prowokujące spojrzenie.

To odniosło jedynie taki efekt, że Nyrhemu jeszcze bardziej zaczęły się plątać palce. Miał ochotę rozerwać ten cholerny pas, ale nawet w gniewie zdawał sobie sprawę, że to niemożliwe. Wreszcie udało mu się odpiąć sprzączkę i zrzucić ten przeklęty kawałek skóry, razem z kaburami blasterów, na podłogę. Następnie rozpiął spodnie, ale wówczas zdał sobie sprawę, że wciąż ma na nogach swoje wysokie buty. Nie dał rady zdjąć ich samymi stopami, tak jak wcześniej ze swoimi zrobiła Neri. Pochylił się więc, stanął na jednej nodze i spróbował rękoma wyszarpać prawego buta. Z trudem mu się to udało. Potem zabrał się za drugiego, ale stracił równowagę i wyłożył się na dywanie. Już w pozycji leżącej zrzucił resztę obuwia, a po chwili jednym ruchem spodnie razem z gatkami i skarpetami. Podniósł się szybko i niemal wskoczył na łóżko.

Dopiero teraz zwolnił nieco tempo. Po wysiłku jego oddech stał się trochę głębszy, ale był gotowy na wszystko, podobnie jak jego naprężona męskość. Nie wiedział tylko od czego powinien zacząć. Najchętniej przeszedłby od razu do rzeczy, ledwie był w stanie wytrzymać napięcie. Ale nie tak się to powinno robić. Nie tak szybko. Wyciągnął się obok niej i delikatnie muskając ręką jej nagie plecy, jakby była najcenniejszym skarbem na świecie (a może nawet była nim w rzeczywistości), wpatrywał się w jej figlarny wyraz twarzy. Zbliżył się do niej i zajrzał jej głęboko w oczy. Jego ręka zjechała powoli wzdłuż kręgosłupa do jej kształtnych pośladków i przestrzeni między nimi. I jeszcze trochę niżej aż między udami znalazła cel swojej podróży. Zdążył wyczuć, jak bardzo jest już wilgotna nim ta chwyciła jego rękę. Nacisnęła na bark mężczyzny, używając swojej siły i nie tylko odsunęła zbłąkaną dłoń, ale też unosząc się lekko na łóżku, zmusiła aby położył się na plecach. Po jej sprawnych ruchach i zgrabnym obrocie, dzięki któremu znalazła się na nim, wiedział dokładnie czego może się spodziewać. Od Twi’lekanki bił zdecydowany ogień pożądania i zdawała się wcale nie mieć ochoty na żadne gierki czy zabawy. Nachyliła się nad nim tylko na moment, przy okazji ocierając o jego biodra. Ustami zbliżyła się do ucha mężczyzny, które z rozkoszą polizała, a w ostateczności niewinnie ukąsiła.

- Pozwoliłeś mi… - z jej ciepłych ust wydobył się przyprawiający o dreszcze, przyjemny szept. Poczuł jak ręka Neri sięga po nabrzmiałą męskość, którą ustawiła w dogodnej dla siebie pozycji. Kiedy wyprostowała ciało, opadła niespiesznie pozwalając aby wbił się do jej wnętrza. Im głębiej czuła go w sobie, tym jej jęk stawał się coraz głośniejszy. Napawając się rozkoszą, przymknęła oczy i naprężyła się uwydatniając nieziemsko zgrabne i ponętne kształty.

Nyrhe sam jęknął, gdy znalazł się w niej. Całe napięcie prysło niczym mydlana bańka. Pozostała przyjemność, rozkosz w najczystszej postaci. Neri była cudowna, idealna. Jej łono przynosiło czystą błogość. Jej zgrabne ciało, teraz naprężone, było prawdziwą ucztą dla oczu mężczyzny, które pochłaniały ten wspaniały obraz. Nawet jej głos, teraz w postaci jęków ekstazy, podniecał go coraz bardziej. Ona zaś zabawiała się nim w sposób jaki tylko chciała. On sam leżał na plecach, poddając się całkowicie jej dominacji. Jedynie jego dłonie powędrowały do jej bioder, bo chciał poczuć pod swoimi opuszkami ciepło jej pięknego ciała. I czekał. Czekał aż dojdzie, aż doprowadzi do wrzenia jego samego. Lub się zmęczy, a wtedy on będzie gotów poprowadzić ich dalej w tym tańcu zmysłów.

Nie spieszyło im się. Mieli czas, mieli siebie, a zbyt szybkie kończenie tego nie było żadnemu z nich na rękę. Nie chcieli aby ta noc się kończyła, dla nich mogła trwać o wiele dłużej niż te kilka godzin. Nawet, kiedy skończyli akt pierwszy i mieli trochę czasu na odświeżenie się i rozmowę, nie potrafili zaniechać aktu drugiego. Pożądliwość, jaka w nich narosła, nie została zaspokojona w pełni za pierwszym razem, nie było nawet możliwości, aby tak szybko tego dokonać. Byli nienasyceni sobą. Nerin’hashee mogłaby przysiąc, że nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego. Wcześniejsze jej związki były zaledwie romansami, to co teraz ją spotkało, śmiało nazywała miłością. Potrafiła przecież to wyczuć, szczerość intencji, prawdziwość zachowania i słów.

Nie wiedziała nawet kiedy zasnęła zmęczona. Pamiętała jeszcze ostatnie pocałunki, westchnienia i jego cudowny uśmiech, który zapadł jej w pamięć. Wtedy jednak nie wiedziała jeszcze, jak bardzo będzie ją nawiedzał przez kolejne lata.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 03-02-2020, 22:26   #5
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
dialogi pisane wraz z Nami, Grave Witch i Alaronem


Coruscant, dolne poziomy Galactic City...

Oczywiście, że dolne. Tacy jak on nie są zbyt mile widziani na tych górnych. Jakże dawno nie był w stolicy. Ile to już minęło odkąd wyjechał stąd w pośpiechu? Będzie ze dwa lata. A teraz wracał. Po co? Nie przepadał przecież za tą planetą. Wśród tych wszystkich klubów, ciemnych alejek i masy twardzieli z bronią czuł się jak na swoim ojczystym Nar Shaddaa. A tamtego szczerze nie cierpiał. Jedyny pozytyw był taki, że nie miał problemów ze znalezieniem miejsca, w którym mógłby spędzić trochę wolnego czasu w ulubiony przez siebie sposób.

Teraz, wychodząc z Outlander Club, analizował w pamięci ostatnią partię. Dwadzieścia dwa punkty, prawie czysty sabacc! A jednak przegrał! Jakie były na to szanse? Przecież ten Zygerrianin niczego nie dobierał. Karabast*! Znowu był goły jak twi'lekańska tancerka... Przysłowie, w połączeniu z tym karking* miejscem, mimowolnie nasunęło mu skojarzenie z pewną osobą z jego przeszłości.

Otrząsnął się jednak, nie chciał o niej teraz myśleć. Zamiast rozczulać się nad własną przeszłością, postanowił zajrzeć do siedziby gildii przy placu Ductavisa. Potrzebował teraz kasy. W Outlander Club był po raz pierwszy, więc nie dostał kredytu, dzięki czemu nie popadł w kolejny dług, ale nie przeszkodziło mu to w przehulaniu większości posiadanych pieniędzy. Teraz żałował, że dał tak duży napiwek tej ładnej theeleńskiej kelnerce. Ale liczył, że dostanie od niej coś w zamian. Gdyby tylko wygrał tamtą partię na pewno by się nie zawiódł.

W gildii był tego dnia niewielki ruch. Ledwie parę nieznanych mu twarzy pałętało się po ciemnym pomieszczeniu, rozświetlonym tylko niebieskim światłem hologramów. Nyrhe zaczął przeglądać te z wizerunkami poszukiwanych, ale wszystkie oferty dotyczyły osób z innych układów, a jego nie było obecnie stać na bilet na prom. Zniechęcony ruszył już w stronę wyjścia, gdy jego uwagę przykuło ogłoszenie na tablicy. Nagroda nie była zbyt duża, ale pozwoliłaby mu odzyskać "płynność finansową". Zleceniodawcą była jakaś szycha z dzielnicy senackiej. Może być ciekawie...

Droid-szperacz AB01

Dwa lata wcześniej...

Twi’lekanka leżąc na brzuchu zakryła nagie pośladki skrawkiem pościeli. Przysunęła się do łowcy, opierając brodę o jego bark, a ciepłą dłoń położyła mu na torsie. Jej złociste oczy zerknęły na niego z zadowoleniem. Musiała przyznać, że seks z człowiekiem był naprawdę cudowny, a przynajmniej z tym człowiekiem. Miała podejrzenia, że czuła się tak dobrze przez uczucia, jakimi go darzyła.

- Kiedy powtórka? - lewy kącik ust uniósł się w prowokacyjnym uśmiechu.

Objął ją ramieniem i przycisnął mocniej do swojego ciała. Drugą ręką sięgnął do jej policzka, który zaczął gładzić koniuszkami palców.

- Za jakieś dziesięć do piętnastu minut - odpowiedział z uśmiechem. - Chyba że się postarasz, to może prędzej.

- Słucham?! - uniosła się na łokciu, aby móc na niego spojrzeć z lepszej perspektywy. Jej brwi drgnęły ku górze, a oczy zamrugały szybciej. Wpatrywała się tak w niego dobre parę sekund. - Myślałam, że umówimy się na jutro - dodała w końcu i pociągnęła kawałek kołdry, aby okryć jego przyrodzenie. Wyraźnie dając tym do zrozumienia, że nie planuje nic przyspieszać. - Ale mogę się zgodzić na za piętnaście minut. Jeśli będziesz mnie ładnie prosił - uśmiechnęła się mrużąc jak zawsze oczy.

On również podciągnął się do góry, tak aby zbliżyć swoją twarz do jej, którą wciąż gładził wolną ręką.

- Na każdego tak działasz czy tylko ze mnie próbujesz zrobić swojego niewolnika? - spytał uśmiechając się lekko. - Już kiedyś takim byłem i nie spodobało mi się.

Neri ściągnęła brwi i zmarszczyła nos. Jej uśmiech zdecydowanie zelżał. Piersiami położyła się na jego torsie.

- Przykro słyszeć - powiedziała nieco ciszej i przeczesała jego czarne włosy w okolicy skroni, gładząc go czule. Nie chciała dopytywać o szczegóły, typu gdzie i u kogo, uważała to za zbyt niestosowne. Chwila tym bardziej nie była odpowiednia. - Długo jesteś samotny?

- Samotny w jakim sensie? - spytał kładąc głowę z powrotem na poduszkę. - Bez dziewczyny? Może z tydzień. Bez stałej dziewczyny? Praktycznie od zawsze. A jeśli miałaś na myśli rodzinę, przyjaciół, czy takie tam, to od jakichś... - przerwał na chwilę by policzyć - ...szesnastu lat.

Neri westchnęła.

- Każdy człowiek tak płytko na wszystko patrzy? - niespiesznie głaskała jego skroń, chcąc aby czuł jej wsparcie i bliskość.

- Każda Twi'lekanka jest taka dociekliwa? - spytał, po czym szybkim ruchem złożył krótki pocałunek na jej ustach. W odpowiedzi zmarszczyła nos bardzo wyraźnie. Przez chwilę mierzyła go swoim spojrzeniem.

- Nie będę cię pytać o twoje dziewczyny, nie ważne jest jak żyłeś kiedyś, tylko jak planujesz żyć teraz - spokojny ton głosu unosił się lekko między nimi - Bardzo stary jesteś? - zapytała o wiek w nieco mniej konwencjonalny sposób.

- Podobno człowiek jest tak stary, na jakiego się czuje - odpowiedział szczerząc zęby. - Ale przebieg mam niewielki, skończyłem 23 lata.

- I jakie masz plany na dalsze życie, skoro ponoć jesteś tak młody, że jeszcze wiele go przed tobą? - dopytała z zainteresowaniem.

- Ponoć? - niezbyt udanie udał oburzenie. - To co przed chwilą robiliśmy wyglądało ci na działalność staruszka? - dodał. - Plan jest taki żeby robić to w czym jestem dobry. A dobry jestem w byciu łowcą. Jeśli pytasz mnie o konkrety: gdzie się osiedlę, czy planuję się ożenić i ile mieć dzieci, to ci nie odpowiem. Nie stać mnie na luksus posiadania planu na życie. Jestem łowcą, a to znaczy życie w drodze za pieniądzem. Ale przynajmniej pozbawione monotonii dnia codziennego. Nie muszę wstawać z samego rana żeby zdążyć na zmianę do fabryki. Każdego dnia czeka mnie coś innego i nigdy nie wiem co. Zresztą nie muszę cię chyba do tego przekonywać, co? Przecież jesteś taka jak ja.

Neri zamyśliła się i wykrzywiła usta w grymasie. A potem naburmuszyła policzki i wydęła usta. Aż w końcu wypuściła przez powstały z nich dziobek powietrze.

- Nie do końca. Nie nazwałabym siebie profesjonalnym łowcą. Raczej początkującym. Oprócz paru naprawdę nieistotnych zadań, to… wcześniej tańczyłam w klubie. Po prostu… miałam taki czas, że zwątpiłam w siebie. Zaczęłam wierzyć, że pisane jest mi takie samo życie, jakie miała moja matka. Że być może to brzemię Twi’lekanek, że nie mają wiele do zaoferowania oprócz ciała - dziewczyna spuściła wzrok już jakiś czas temu. Palcem zaczęła rzeźbić koła na jego skroni, delikatnie i czule. - Wyrzucili mnie gdy skopałam jakiegoś Duga, który wspiął się na scenę aby mnie obmacać. Nawet sobie nie wyobrażasz jaki rozpęd kopniaka daje obkręcenie się wokół stalowej rury - zmrużyła oczy patrząc gdzieś w bok w zamyśleniu. A po chwili kącik jej ust nieco się uniósł.

- Przyjemne wspomnienie? - spytał widząc jej delikatny uśmiech, jednak ona nie odpowiedziała. - Szkoda, że nie mogłem tego zobaczyć. Tańca również - zaśmiał się cicho. Dłonią podniósł jej brodę odrobinę w górę, tak by na niego spojrzała. - Jesteś taka jak ja. Nie mówię o umiejętnościach, doświadczeniu, czy metodach działania, te każdy ma inne. Mówię o tym co w środku - palcem dotknął jej piersi. - Prowadzisz życie łowcy, patrzysz na świat jego oczami i rozumujesz na jego sposób. Jesteś taka jak ja, nawet jeśli twierdzisz inaczej.

Twi’lekanka położyła dłoń na jego dłoni, przytulając ją do swojej piersi. Wtuliła głowę pod brodę mężczyzny, ocierając się o niego swoimi lekku i pocałowała w szyję.

- Chciałabym, żebyś miał rację - westchnęła cicho. - Lubię tańczyć i lubię śpiewać, tylko… te wszystkie obleśne spojrzenia sprawiają, że można stracić poczucie siebie. Gubisz się i nie masz pewności czy właśnie na to w życiu zasłużyłeś. Na to spojrzenie, bez względu czy jest nienawistne, pożądliwe czy wstrętne. Na pewno też nie raz musiałeś się mierzyć z tym. Za spojrzeniem ukryte jest tak wiele - przytuliła się jeszcze mocniej do niego. - Nie zawsze ma się odwagę spojrzeć komuś w oczy - zdawało się, że swoimi słowami nie zmierza do niczego konkretnego.

Nyrhe przypomniał sobie jak ludzie na niego patrzyli, gdy był dzieciakiem na Nar Shaddaa. Ale wtedy się tym nie przejmował. Był nikim i nie wiedział, że może zostać kimś. Nie miał porównania, więc czym miał się przejmować?

- Chyba wiem co masz na myśli - pocałował czule dziewczynę w czubek jej głowy. - Ale w końcu się z tego wyrwałaś. Udowodniłaś, że stać cię na więcej. Teraz sama rozdajesz karty. A co do tańczenia - przerwał na chwilę. - Zawsze możesz tańczyć ze mną, jeśli nie obawiasz się o swoje stopy. Albo dla mnie, ale wtedy nie obiecuję braku obleśnych spojrzeń - pocałował ją raz jeszcze.

- Z trudem cię namówiłam, abyś ze mną zatańczył - stwierdziła. - A póki co wolałabym jednak nie dawać więcej występów. Wciąż pamiętam ostatni, wcale nie było to jakoś dawno. Szkoda, że nie poznaliśmy się wcześniej… - mruknęła smutno.

- Gdybym wiedział, że w stolicy czekasz na mnie ty, dotarłbym tu szybciej - powiedział głaskając ją po prawym lekku. - Ale w końcu tu dotarłem, a w moich stronach mają takie powiedzenie, że wytrwałym osobom los cofa godziny na chronometrze. Nadrobimy stracony czas, zobaczysz.

- O ile nie zmienisz zdania… - mruknęła cicho.

- Czemu miałbym to zrobić? - zapytał, a Nerin’hashee jedynie wzruszyła ramionami.

- Przecież różnie bywa. Ciebie nigdy nikt nie zostawił bez słów wyjaśnień?

Nyrhe milczał przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. Najwyraźniej wreszcie podjął jakąś decyzję, bo powiedział:

- Nie licząc moich staruszków to nie - powiedział bez wyrazu. - Ale nie mam do nich żalu. Gdy eksploduje ci głowa, nie masz czasu na pożegnania.

- Słucham?! - Neri uniosła się nagle prawie uderzając głową w jego brodę. Jej zdumione spojrzenie bezwarunkowo skupiło się na twarzy mężczyzny. - Co masz na myśli? - dopytała jakby nie wierząc w dosłowność słów. Wyczuwalne było szybsze bicie jej serca.

- Niepotrzebnie o tym wspomniałem - powiedział bardziej do siebie niż do niej. - Nie macie tu niewolników, ale tam gdzie się urodziłem i wychowałem było ich wielu. Żeby ich upilnować wszczepiają im w szyję niewielkie ładunki wybuchowe - palcem dotknął na swojej szyi blizny o długości opuszka. - Gdy oddalą się na zbyt wielką odległość… Bum.

Złociste oczy Twi'lekanki stały się jeszcze większe niż dotychczas były. Wraz z ich rozwarciem, brwi kobiety poszybowały w górę wyrażając zdziwienie. Usta zaś jej wygiął grymas nie tylko zniesmaczenia, ale i wyraźnego smutku. Zamilkła na wystarczająco długo, aby ów milczenie można było nazwać niezręcznym. Jej wargi poruszyły się w mowie kilkukrotnie, jednak prócz westchnienia lub głośnego nabrania powietrza, nie przyniosły żadnego słowa. Nyrhe spojrzał na nią. Jego twarz wyglądała na zatroskaną.

- Szokuje cię ta praktyka czy też fakt, że mówię o tym tak swobodnie? - spytał.

- To, że coś takiego cię spotkało, a ja się żalę na swoje życie - spokojny ton głosu nie wyraził pogardy do samej siebie, ani rozpaczy nad ludzkim losem, niemniej jednak był łagodny i szczery. Możliwe, że kobiece nuty brzmiały nawet pocieszająco - Od teraz nie musisz czuć się samotny - starała się uśmiechnąć, jednak uśmiech ten był dość słaby - I nie musisz o tym wszystkim pamiętać… Nie będę już pytała. Przepraszam.

- Nie mogę o tym zapomnieć - uśmiechnął się lekko. - To jest częścią mnie. Nie byłbym tym kim teraz jestem, gdyby to się nie wydarzyło - delikatnie, acz stanowczo przyciągnął ją do siebie, tak by znów się na nim położyła, ale z twarzą na wprost jego twarzy. - Nie przejmuj się tym. Było, minęło - złożył na jej ustach kolejny krótki pocałunek. - Wiem, że przy tobie samotność mi nie grozi - pogłaskał ją po policzku.

Neri dawała sobą sterować, tym jak ma leżeć i kiedy powinna go pocałować. Nie chciała go jednak zrazić do siebie, bała się że jeśli zrobi coś nie tak, to on ucieknie. Zakochała się jak głupia, przez co pragnęła, aby ją adorował i był zadowolony z jej poczynań.

- Zrobię wszystko abyś był szczęśliwy - mruknęła z przekonaniem składając przyjemny pocałunek na jego ustach.

- Już jestem - zapewnił. Nie przestawał głaskać kciukiem jej policzka. Wpatrywał się w jej piękne, złote oczy. Były tak niezwykłe, niespotykane u ludzi. Fascynowały go i przyciągały do siebie. Tak jak sama Neri. Gdyby tak mogli w tym łóżku leżeć już zawsze. - A ty? - zapytał niespodziewanie. Odpowiedziała mu uśmiechem, a potem zatopiła się w długim pocałunku, który zapoczątkował dalsze, miłosne uniesienie.


Chwila obecna...

Światło dnia powitał z jednej strony z radością, w końcu trochę się za nim stęsknił, a z drugiej strasznie go irytowało, bo musiał stale mrużyć oczy i trzymać nad nimi dłoń żeby w ogóle móc coś zobaczyć. W zakamarkach Coruscant odwykł od słonecznego blasku. Ale może to i lepiej, że nie widział jak ludzie na promenadzie mu się przyglądają. W swojej znoszonej, skórzanej kurtce pilota, z blasterami przy pasie i lekko pordzewiałym droidem-szperaczem zdecydowanie nie najnowszej generacji, musiał budzić spore zainteresowanie wśród elit miasta i całej Republiki przy okazji. Chociaż zapewne nie były to same elity. Raczej ich służący, sekretarki, asystenci, ochroniarze itd. Przecież najbogatsi nie będą się zniżać do poruszania się piechotą.

Zwłaszcza jego blastery musiały doprowadzić do konsternacji co poniektórych, o czym świadczył fakt zatrzymania go przez patrol CSF. Ściślej mówiąc trzy różne patrole. A przecież od turbowindy do drzwi budynku, w którym czekał na niego klient, nie było więcej jak pięćset metrów. Na szczęście karta członkostwa w gildii wystarczyła by każda z grup gliniarzy się od niego odczepiła. Po tych problemach wreszcie udało mu się trafić na miejsce.


- Zaraz, zaraz, panie starszy - Nyrhe odezwał się po raz pierwszy od początku spotkania. - Znaczy… Chciałem powiedzieć wasza eleganckość - skłonił się teatralnie. - Widać, że jesteś świeży w tym biznesie. To ty nas powinieneś przekonać do wzięcia nibobo**, a nie my ciebie do powierzenia go nam. Tak to działa, a pięć tysięcy na czterech za podróż do jakiegoś boboqueequee*** nie brzmi najlepiej. Dziesięć tysięcy brzmi już nieźle. Skoro to takie proste zadanie, po co szukasz łowców? Czemu nie wyślesz swoich ludzi, co?

Kąciki ust Pathana drgnęły lekko ku górze.

- Doprawdy? A kimże to jesteś, że mam o ciebie zabiegać? Nie obraź się, chłopcze, ale nie jestem przekonany co do tego, że wiesz jak ten “biznes” działa. Pierwsza robota? Nie musisz odpowiadać - powoli obszedł biurko i usiadł na fotelu, po czym rozpoczął mentorskim tonem. Iktotchi uśmiechnął się krzywo przypatrując się Pathanowi. - Zleceniodawca może zabiegać o łowcę, gdy w danym miejscu nie ma innych. Zapewniam, że na Coruscant nie jesteście jedyni. Albo wtedy, gdy zleceniodawcy zależy na pewności wykonania trudnego zlecenia, a rozmawia z łowcą, który to niemalże gwarantuje. Taka sytuacja także nie zachodzi z dwóch powodów: nie rozmawiam z najlepszym z najlepszych i nie jest to trudne zlecenie. Mnie wystarczy jeden, średnio rozgarnięty pilot, który spędzi jakiś czas na lenistwie w nadprzestrzeni, zapakuje ekspedycję na statek i wróci tą samą trasą robiąc tyle, co poprzednio. Za to oferuję sześć tysięcy kredytów. Niech będzie, że dam świeżakom zarobić - uśmiechnął się lekko i zamilkł na dłuższą chwilę najwyraźniej oczekując na kolejne ewentualne pytania.

- A pytanie o swoich ludzi? - mruknął Iktotchi spoglądający podejrzliwie na potencjalnego pracodawcę.

- Oh, przepraszam. Oczywiście. Łowcy nagród, jak sama nazwa wskazuje, łowią nagrody. Mogę dla kaprysu wystawić zlecenie na wykonanie zakupów na kolację. Tym także może się zająć łowca nagród, o ile wynagrodzenie będzie dostatecznie wysokie. Takie przypadki się nie zdarzają dlatego, że nikt nie lubi przepłacać - poinformował uprzejmie Nyrhego. - A nie powierzę tego zadania moim ludziom, ponieważ wszyscy są oddelegowani do innych robót. Obecnie nie mam kogo posłać. A nie mogę też pozwolić, żeby mój transport dryfował gdzieś w przestrzeni - wyjaśnił Joonh.

Nautolanka przysłuchiwała się jednym uchem. Na dobrą sprawę nie interesowało jej to zadanie. Gdyby nie Nils, pewnie by nawet na nie nie zerknęła. No ale Nils się wtrącić musiał, przez co przyszło jej zmarnować cenne minuty czekając na to, żeby się dowiedzieć, że przyjdzie jej zapolować na zaginiony statek. Cóż, bywało gorzej. Przynajmniej mogła sobie pooglądać wystawione na pokaz dzieła sztuki wszelakiej. Szczególnie ową rzeźbę przedstawiającą jej rodaka.

- Biorę - poinformowała krótko. - Proszę przesłać mi te wszystkie informacje i widzimy się po wykonaniu zadania - dodała, przenosząc spojrzenia na Neri, oczekując że ta także zgodę wyrazi i będą mogły się oddalić.

- Doskonale. Mój droid przy wyjściu przekaże wszelkie szczegóły - rzekł Pathan.

- Koochoo damin um beeogola Nechaska**** - Nyrhe mruknął pod nosem poirytowany. Wyciągnął od dziadka dodatkowy tysiąc, a mógł wyciągnąć jeszcze więcej, gdyby tylko ta znajoma Neri się nie wyrwała. Co więcej mógł z niego wyciągnąć coś więcej o tym zadaniu, bo staruch łgał jak Hutt, który… No, jak Hutt. Coś tu śmierdzi i to bardzo. Nikt nie wzywa bandy łowców jeśli nie spodziewa się, że blastery pójdą w ruch. - Karabast*, wchodzę w to - powiedział na głos.

- Wybornie - rzekł zleceniodawca spoglądając pytającym wzrokiem na pozostałych.

Nerin’hashee wciąż walczyła ze sobą patrząc na Nyrhego. Była osobą bardzo emocjonalną, dlatego z trudem powstrzymywała wybuch. Miała ochotę rzucić się na niego i oklepać po ryju, wziąć za szmaty i wypierdolić przez okno… Albo przyjąć zlecenie i wykopać go w eter galaktyki. Mężczyzna mógł czuć na sobie to nienawistne spojrzenie, widzieć drżące usta i zaciskające się szczęki. Z trudem posłała uśmiech do Lestrii, a gdy już jej się to udało, nie wyglądał on tak energicznie i beztrosko jak zawsze.

- Odpowiada mi to. Zawsze w trakcie powrotu można kogoś wykopać w przestrzeń, mniej gęb do podziału - powiedziała przenosząc krótkie spojrzenie na Nyrhego, a potem z powrotem na zleceniodawcę, któremu posłała sztuczny, acz uprzejmy uśmiech. Wstała i kiwnęła głową. Im ich będzie mniej tym lepiej, sześć koła najlepiej dzielić na dwóch. - Bo rozumiem, że obojętne jest ilu z nas wróci? - zapytała całkowicie retorycznie, aby po prostu podkreślić swój stosunek do innych i zniechęcić do zadania.

Nyrhego zaskoczyła wypowiedź Neri. Zmieniła się przez te lata. A może zmieniła się przez niego? Pomimo tego, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kogo najchętniej wykopałaby w kosmiczną pustkę, nie potrafił powstrzymać cisnącego się na twarz uśmiechu. Nauczyła się liczyć kredyty i nie ufać współpracownikom. W tym zawodzie to postęp.

- Skanuj - szepnął w kierunku siedzącego mu na ramieniu Ejbi. Teraz przynajmniej będzie miał jej hologram.

Iktotchi spojrzał na pozostałych i odchrząknął:

- Wiadomo co się stało ze statkiem?

Zleceniodawca pokręcił głową.

- Jak mówiłem, utraciliśmy łączność. Zapewne jakiś problem techniczny, ale muszę przyznać, że nie znam się na takich kwestiach.

- Skąd wiadomo, że nie padł ofiarą piratów i w ogóle jest co zbierać? - dopytywał łowca, zaś Pathan westchnął cicho i ponownie przyjął mentorski ton.

- A widzieliście ostatnio na tej trasie piratów? Idę o zakład za duże pieniądze, że nie. Od jakiegoś czasu ten szlak jest najbezpieczniejszym ze wszystkich. Jedynym zagrożeniem są problemy techniczne. Być może z powodu kolizji z asteroidą. Albo powodem była burza na planecie. Mogę jedynie spekulować.

Iktotchi mruknął w zamyśleniu. Wydawał się zaaprobować odpowiedź, po czym wypalił nagle:

- Co było na statku?

Lestria wyczuła gwałtowny przypływ emocji ze strony zleceniodawcy. Na tyle intensywny, że wyczuła go pomimo uwagi znajdującej się w całkowicie innych rejonach. Był zdenerwowany, zirytowany, choć nie dawał tego po sobie poznać. Siedział w milczeniu wbijając wzrok w naczynie z wolno przelewającą się membrozją. Zdawało się, że nikt oprócz niej tego nie zauważył.

- Mógłbym powiedzieć, że to nie twój interes, chłopcze. Tylko nic to nie da. I tak wejdziesz do ładowni, żeby sprawdzić, zatem równie dobrze mogę powiedzieć. Jestem handlarzem dzieł sztuki. Skupuję je ze wszystkich zakątków Galaktyki, sprowadzam, a potem sprzedaję na aukcjach tym, którzy zapłacą najwięcej. Sztuka, chłopcze - powiódł dłonią po pomieszczeniu - Ona znajduje się w ładowni.

Ciekawość Nautalanki została pobudzona, a uwaga przeniesiona na zleceniodawcę, chociaż nadal zajmowała się przeglądaniem zebranej w pomieszczeniu sztuki. Co prawda jeszcze chwilę temu chciała po prostu wyjść, jednak teraz… Cóż, zmieniła zdanie.

- Czy załoga wiedziała jaki rodzaj ładunku przewozi? Albo jakaś jej część? - spytał Nyrhe, podchwytując temat rozpoczęty przez rogacza.

Pathan oparł się na fotelu i złączył palce dłoni.

- Naturalnie. Każdy mój pracownik wie, że handluję sztuką. Część z okazów kupowali na moje polecenie po przesłaniu mi hologramów. Pozostałe musieli sprawdzić pod kątem zgodności z umową. Ostateczne oględziny i tak należą do mnie, bo moi ludzie nie znają się na sztuce jak ja. Oczywiście nie każdy musi znać się na wszystkim. Wykonują bardzo dobrą pracę - Joonh powoli, z namaszczeniem pokiwał głową.

- Ufasz swoim ludziom bezgranicznie? - zapytał Nyrhe. - Może był w załodze ktoś w miarę nowy? Albo może któryś się zadłużył?

Zleceniodawca pochylił się na chwilę nad komputerem. W następnej chwili pomiędzy łowcami a nim pojawił się hologram statku.

- 578-R od Amalgamated Hyperdyne. Ten statek jest jednym z najbardziej wadliwych środków transportu w historii. Trzecia usterka podczas trzeciego lotu. I ostatniego. Szkoda, że nie wiedziałem tego zanim go kupiłem. Moi ludzie nie nawalili. To nie była ich pierwsza ani nawet piąta wyprawa. To ta kupa złomu - dźgnął oskarżycielsko palcem półprzezroczysty model transportowca. Zgodnie z oczekiwaniami projekcja nic sobie z tego nie zrobiła.

- O jakim ładunku, gabarytowo i wagowo, mowa? Gdyby, z powodu uszkodzenia statku, trzeba go było przeładować na inny, wolę o tym wiedzieć.

Twarz Joonha skierowała się ponownie ku komputerowi. Opuścił rękę na blat i wyświetlił plan ładowni. Pustej. Lestria poczuła lekki przypływ irytacji, który powoli narastał.

- Przeładowanie nie będzie potrzebne. 578-R to jedna, wielka usterka, ale nie na tyle poważna, by nie był w całości. A tylko taki mógłby być powód usprawiedliwiający przeniesienie towaru na inny statek. Absolutnie żadnego dotykania czegokolwiek. Oprócz posągów są tam towary delikatne jak obrazy. A jeśli zobaczę odcisk choćby kawałka palca na którymkolwiek z towarów, to nie dość, że żadne nie dostanie ani kredytu, to obciążę was kosztami renowacji. Sztuka jest świętością. Nie dotyka się jej, jeśli nie jest to konieczne, nie przebywa w zbyt bliskim sąsiedztwie i nie oddycha na nią, jeśli nie jest otoczona polem siłowym. Żadnego dotykania świętości - odparł na tyle stanowczo, że Iktotchi, wyglądający na osobę lekceważącą wiele zasad i praw, skinął głową na znak zrozumienia. Złość zleceniodawcy wyczuwana przez Nautolankę zaczęła opadać zaraz po wypowiedzeniu ostatnich słów.

- Zapewniasz jakiś transport czy mamy podróżować publicznymi liniami?

Lico Pathana nagle rozpromieniło się. Pokiwał głową jak dobrotliwy dziadek.

- Oczywiście! Jak mogłem zapomnieć? Na lądowisku czeka na was holownik - Lifter typu IV. Od Paten Ironwerks, więc nie ma obaw o usterki. Gotowy do trasy od zaraz. Kiedy moglibyście najszybciej wyruszyć? Nie zamierzam ukrywać, iż zależy mi na czasie.

- Co jest priorytetem? - dopytała Nerin’hashee - Nigdy nie można być sto procent pewnym tego, co poszło nie tak, więc to ważne: zależy Panu bardziej na ludziach czy sztuce? Co mamy ratować? I jeśli nie będzie na statku żadnych dzieł, a jedynie martwe ciała… to co wtedy? Nie dostaniemy wynagrodzenia bo wrócimy z niczym?

Zleceniodawca namyślał się przez chwilę.

- Rzeczywiście nie można być pewnym… ale to skrajnie nieprawdopodobne. W razie jakichkolwiek komplikacji pozostaniemy w stałym kontakcie.

- Zamknę kilka spraw i mogę ruszać - powiedział Iktotchi w odpowiedzi na wcześniejsze pytanie Pathana, skinął głową i ruszył do wyjścia. Gdy przechodził koło Nyrhego zatrzymał się na chwilę i mruknął cicho. - Zabieraj się stąd, one są moje.

Vicall spojrzał na tamtego z mieszaniną zdziwienia i politowania.

- Może jeśli kupisz sobie nową twarz - odpowiedział hardo - bo z takim ryjem, to nie sądzę.

No nie, następny, pomyślał. Wyglądało na to, że podczas tej misji będzie bardzo samotny. Neri, jej koleżanka, a teraz jeszcze jakiś napaleniec, obawiający się konkurencji. A miał nadzieję, że chociaż Rogatego uda mu się do siebie przekonać, na wypadek gdyby Twi'lekanka i Nautolanka faktycznie spróbowały się go pozbyć, choć uważał to za mało prawdopodobny scenariusz, przynajmniej w przypadku pierwszej z nich. Teraz okazało się, że będzie miał kolejnego "przyjaciela", na którego trzeba będzie uważać.

- Miej na niego oko - szepnął do Ejbiego, gdy Iktotchi zniknął za drzwiami. - Ale trzymaj się w bezpiecznej odległości.

Przeszło mu przez myśl, że chęć pochędożenia może być tylko zasłoną dymną. Gość mógł chcieć pozbyć się Nyrhego z innego powodu. Jeśli szykował jakiś numer, powiedzmy przejęcia drogocennego ładunku i sprzedanie go komuś za znacznie więcej niż sześć tysięcy, nie potrzebował ewentualnego konkurenta. Dziewczyny mógł zlekceważyć, Vicall nie raz spotykał się z takim nastawieniem w tej branży. Według wielu "twardzieli" z blasterem przy pasie, kobiety nie były groźne. Wielu z nich takie myślenie wpędziło do grobu. Nyrhe pamiętał małżeństwo Zabraków Odana i Call z Iridonii, którzy świetnie to wykorzystywali. On koncentrował na sobie całą uwagę przeciwnika, a ona strzelała tamtemu w plecy.

A nawet jeśli nie taki jest pomysł Rogatego, warto dowiedzieć się jakie to sprawy musi podomykać. Być może zamierza przygotować jakąś niespodziankę dla Nyrhego, o czym warto byłoby zawczasu wiedzieć. Będzie też musiał porozmawiać z Neri. Niełatwo mu będzie ją przekonać, ale jeśli chociaż uda mu się wzbudzić w niej wątpliwości, być może wspólnie z Nautolanką będą miały na oku tego faceta.

Neri odprowadziła wychodzącego spojrzeniem.

- Będzie jakaś legalna umowa czy działamy “na słowo i zaufanie”?

- Oczywiście, że będzie - Nautolanka odezwała się po raz drugi, wreszcie odwracając wzrok od dzieł sztuki. - Prawda? - zwróciła się do zleceniodawcy, uśmiechając lekko. Póki co zdawała się kompletnie ignorować to co działo się w trakcie spotkania.

- Możemy, jeśli macie takie życzenie. Istotnie łatwiej będzie zawrzeć zmianę nagrody w umowie niż zmieniać zlecenie. Będzie gotowe przed odlotem - odparł Joonh.


Dwa lata wcześniej...

Nyrhe obudził się tuż przed świtem, a przynajmniej tak mógł przypuszczać po godzinie widniejącej na chronometrze, bo przecież na niższych poziomach Galactic City nie miał szans zobaczyć słońca. Za oknami wciąż było ciemno, nie licząc latarni i setek neonów porozwieszanych wzdłuż całej ulicy. Mężczyzna przeciągnął się potężnie i zerknął w prawo, gdzie zobaczył wybrzuszenie na cienkiej kołdrze, które zdradzało obecność ponętnego ciała Twi'lekanki. Leżała odwrócona do niego plecami. Jej lekku wiły się na poduszce i prawie sięgały jego twarzy.

Ostrożnie podniósł się do pozycji siedzącej, tak by nie budzić śpiącej dziewczyny i spuścił nogi z łóżka. Wdepnął w coś mokrego. Dywan zalany winem, jak przypuszczał. Ucieszył się, że po pierwszym razie zgasili światło. Miał wrażenie, że pokój nie spodobałby mu się w stanie w jakim się obecnie znajdował. Radość nie trwała jednak długo, bo po zrobieniu paru kroków kopnął bosą stopą w krzesło, z którego coś spadło na podłogę. W ostatniej chwili powstrzymał się przed przekleństwem i teraz już ostrożniej ruszył w stronę, w której jak przypuszczał znajdowała się łazienka.

Trafił do niej za drugim podejściem. Najchętniej wziąłby prysznic, ale nie chciał budzić Neri. Zresztą kto wie czy, gdy już się obudzi, nie zrobią paru rzeczy, po których znów musiałby się kąpać. Mimowolnie uśmiechnął się na tą myśl. Dlatego też ograniczył się tylko do opłukania twarzy i oczywiście umycia zębów. Oddech musiał mieć nienaganny.

Łazienkę opuścił z postanowieniem wyjścia do jakiejś pobliskiej knajpy i załatwieniem jakiegoś śniadanka. Szkoda że nie zdążył się dowiedzieć co Twi'lekanka lubi najbardziej. Będzie musiał zamówić coś zwyczajnego, co każdemu pasuje. Przekradł się z powrotem do łóżka, przy którym powinny leżeć jego ciuchy. Miał nadzieję, że uniknęły bliższego kontaktu z rozlanym winem.

Najciszej jak potrafił założył gacie, spodnie, potem koszulkę. Gdy znalazł buty i skarpetki ruszył w stronę krzesła i wtedy nadepnął na coś co zraniło go w stopę. Cicho syknął z bólu i usiadł na drewnianym siedzisku. Schylił się i podniósł z podłogi kurtkę Neri. Musiała spaść z oparcia, gdy Nyrhe kopnął krzesło, idąc do łazienki. Ale kurtka nie mogła mieć takiego wybrzuszenia, jak to na które nadepnął. Nie myśląc o tym co robi, wymacał pobieżnie kurtkę i natrafił na to czego szukał. Sięgając do wewnętrznej kieszeni wyciągnął...

Sakiewka z kredytami! Wypłata Neri za ich wspólne zadanie. Mniej więcej tyle ile mu brakuje żeby spłacić Macratha. Nyrhe spojrzał w kierunku łóżka, na którym leżała piękna Twi'lekanka. Nie mógł jej przecież tego zrobić. Ale wtedy będzie musiał uciekać z Coruscant i to jeszcze dziś. Dotąd wolał o tym nie myśleć, koncentrując się na wieczorze z Neri, ale teraz ten fakt uderzył go, wyrzucając z głowy wszystkie radosne myśli. Czy ona zechce uciec wraz z nim? Pewnie że nie. Kto by zamienił w miarę wygodne życie w stolicy na ciągłą ucieczkę bez wizerunków na znalezienie zatrudnienia? Bo kto zatrudni ściganego listem gończym łowcę? Nawet jeśli to list za karciane długi. A gdyby ją obudził? Poprosił? Może zgodziłaby się mu pożyczyć? A jeśli jednak nie? To jego jedyna szansa żeby utrzymać się w zawodzie. Przecież jeśli dziewczyna mu odmówi, to jej nie zaatakuje, nie ogłuszy, nie zastrzeli. Na to się nie zdobędzie. Na cichą ucieczkę może tak.

Ale to będzie dla nich koniec. Tylko czy oni w ogóle mają przyszłość? Albo ją okradnie, czym zniszczy ich związek, albo będzie musiał zostać poszukiwanym dłużnikiem bez perspektyw, a wtedy ona i tak go zostawi. I nie będzie mógł mieć o to do niej żalu. Uczucie uczuciem, ale żeby kochać trzeba żyć, a nie da się przeżyć bez kredytów. Czy naprawdę nie ma innego wyjścia? Nie ma, odpowiedział sam sobie, przestań się oszukiwać. Ich związek jest nie do odratowania. Ale może ocalić własną karierę.

Nigdy by się do tego nie przyznał, ale gdy chował sakiewkę do własnej kieszeni, pojedyncza łza spłynęła mu po policzku. W tej jednej chwili nienawidził samego siebie. Gardził swoją osobą. W tym momencie wiele by dał by cholerny doktor Cobb wyciągnął ładunek któremuś z jego rodziców, a nie jemu. Ale tak się nie stało, oni zginęli, on przeżył i musiał żyć dalej.

Prawie całkiem ubrany wstał z krzesła, ale nie mógł się powstrzymać by nie spojrzeć jeszcze raz na łóżko, na którym nie tak dawno przeżywał jedne z najlepszych chwil swojego życia. I nie chodzi tu o seks, ale o bliskość z drugą osobą, pokrewieństwo dusz jakby powiedział Reendo, jego stary znajomy z Nar Shaddaa. Gdzieś podświadomie czuł, że drugi raz czegoś takiego nie doświadczy. Taką szansę ma się raz w życiu.

Dlatego nie mógł tak po prostu zniknąć. Bez słowa. Wiedział jednak, że jeśli poczeka aż Neri się obudzi, nie będzie potrafił się zdobyć na ucieczkę. Wymyślił inny sposób. Ukrył się jeszcze raz w łazience i na jej datapadzie nagrał następującą wiadomość:

"Najdroższa Neri. Gdy będziesz tego słuchać, ja będę już daleko. Nie będę ci się tłumaczył, bo żaden powód nie usprawiedliwia tego co zrobiłem. Przepraszam cię za wszystko, nie zasłużyłaś na tak nieludzkie traktowanie. Zadałaś się po prostu z nieodpowiednim facetem. Nie zadręczaj się tym, nie jestem tego wart. Przełknij to, wyciągnij wnioski i żyj dalej. Twój Nyrhe."

Wyszedł po cichu z łazienki, zakradł się do łóżka od strony, po której spała Twi'lekanka. Spojrzał jeszcze raz, ostatni raz, na jej piękną twarz. Teraz taką spokojną, być może nawet szczęśliwą, a za parę godzin... Położył datapad na nocnej szafce, a potem znów zwrócił się w jej stronę. Najdelikatniej jak potrafił przykrył jej odsłonięte ramię kołdrą. Pragnął ją pocałować, choćby w czoło, ale powstrzymał się. Nie mógł jej obudzić, bo wówczas cały plan nie wypali.

- Też cię kocham - wyszeptał tylko, po czym wstał i skierował się do wyjścia.


Chwila obecna...

Nyrhe opuścił gabinet Pathana jako ostatni, przepuszczając w drzwiach Neri i tą Nautolankę. Ruszył w ślad za nimi, zachowując bezpieczny dystans. Chwilę się wahał, ale w końcu paroma susami pokonał dzielącą ich odległość i chwycił Twi'lekankę za rękę, zatrzymując ją w miejscu.

- Musimy pogadać - powiedział poważnym tonem.

Neri doruchowo wyrwała się z jego wstrętnych łap.

- Nic nie musimy, odczep się.

- Chodzi o coś ważnego - Nyrhe nie ustępował. - Jeśli poczujesz się przez to lepiej, twoja koleżanka może być przy naszej rozmowie. I tak byłoby lepiej, gdybyś jej wszystko powtórzyła.

Nerin’hashee skrzywiła się jeszcze mocniej, patrząc na niego z pogardą. Stała tak kilka sekund, jakby zastanawiając się nad jego słowami, po czym przewróciła oczami i ruszyła w stronę windy. No jeszcze tego jej brakowało, aby Lestria słuchała opowieści o naiwnej Twi’lekance.

Nyrhe wypowiedział bezgłośnie przekleństwo, wznosząc uczy ku górze, po czym ruszył w ślad za oddalającą się Neri. Znów chwycił ją za rękę, ale tym razem mocniej, by niełatwo było jej się wyrwać. Kiedy Neri poczuła ból, wolną ręką zaciśniętą w pięść wycelowała prosto w bok jego twarzy. Cios całkowicie go zaskoczył. Do tego był naprawdę mocny. Głowa odskoczyła mu na bok i żeby ustać na nogach musiał zrobić krok w tył. Z tego wszystkiego puścił dziewczynę. Rozmasowując bolącą szczękę, spojrzał na Neri i powiedział:

- Nie chodzi o na... - urwał patrząc na Nautolankę. - Nie chodzi o to co było. Chodzi o to zadanie. Wysłuchasz mnie wreszcie?

- A musisz koniecznie teraz? Naprawdę uważasz, że jesteś taki ważny, abym poświęcała czas przed zadaniem na to, aby z tobą o nim gadać? Nie możesz później? Nie jesteś najważniejszy w tej galaktyce, może lepiej będzie ci się żyło gdy w końcu to zrozumiesz i przestaniesz forsować swoje “ja” - wypluła z siebie na jednym wdechu i kiwnęła głową do Lestrii, dając jej znak, że jakby co to nie musi na nią czekać.

- Nie chodzi o mnie tylko o ciebie - Nyrhe poruszał żuchwą na boki. Musiał przyznać, że dziewczyna ma cios. - A niewykluczone, że i o twoją przyjaciółkę - dodał ściszonym głosem.

Pieprzy. Wiedziała dobrze, że pieprzy. Chce zyskać na czasie i tyle. Chce z nią gadać i odkupować swoje winy. Żałosny. Stanęła prosto i naburmuszyła delikatnie policzki. Złote oczy wpatrzone w niego w oczekiwaniu próbowały go zabić. Gdyby jej spojrzenie potrafiło ranić, już dawno nie miałby głowy. Bolał go sposób w jaki na niego patrzyła, ale przecież nie mógł spodziewać się po niej ciepłej reakcji. Przynajmniej ona jedna na pewno była szczera.

- Słuchaj - zaczął bez ogródek. - Pewnie też to zauważyłaś, ale ta sprawa śmierdzi jak wychodek Hutta. Facet wysyła bandę łowców nagród, płacąc im grosze, by odzyskali drogocenny ładunek, wart pewnie miliony kredytów, który transportował jakimś łatwo psującym się rzęchem i jeszcze utrzymuje, że to będzie spacerek. To się wszystko kupy nie trzyma. Ale nie to jest najważniejsze. Ten Iktotchi - Nyrhe wspomniał ich nowego wspólnika - coś kombinuje. Nie wiem jeszcze co, ale się dowiem. Podejrzewam, że w pierwszej kolejności będzie chciał wyeliminować mnie, więc tymczasowo nic ci z jego strony nie grozi. Ale jeśli mu się uda, musisz się pilnować. Zresztą pilnuj się już teraz. Nie odsłaniaj się przy nim. Uważaj na niego, na wszystko co związane z tym zadaniem... Na mnie też, jeśli musisz - zamilkł na chwilę. - To wszystko co miałem do powiedzenia. Do zobaczenia w kosmoporcie - wyminął ją i nie oglądając się za siebie, ruszył w stronę windy.

Przewróciła oczami z irytacji. Usiadła na jednej z czerwonych kanap, postanawiając przeczekać, aż Nyrhe zjedzie na dół. Nie miała zamiaru kolejny raz dzielić z nim windy. Odwróciła głowę w przeciwnym kierunku, nie chcąc nawet na niego patrzeć.


---------------------------------------------------------------------------------------------------

* karabast, karking - (las. i hut.) wulgaryzmy
** nibobo - (hut.) kontrakt/zlecenie
*** boboqueequee - (hut.) coś w rodzaju piekła, tu w znaczeniu "wygwizdów"
**** koochoo damin um beeogola Nechaska - (hut.) durny dziadyga i głupia księżniczka
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col


Ostatnio edytowane przez Col Frost : 03-02-2020 o 22:31.
Col Frost jest offline  
Stary 05-02-2020, 03:11   #6
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Zlecenie od Joonha Pathana podsunął jej ojciec - jak zwykł to robić zawsze. Rozporządzał nimi skrupulatnie i dopasowywał do zdolności łowców. Neri potrafiła współpracować z innymi, prócz jednego incydentu, gdzie dała się zrobić w chuja, była naprawdę bystrą i otwartą osobą. Lubiła uczciwe zadania, nie łamiące prawa. To takie się wydawało.
Stojąc jeszcze przed Ke Ran’em mruknęła pod nosem, zaczytując się w treści. Ciężko było ukryć, że najważniejsze z niej to była suma.
- Brzmi dobrze… Tylko to pewnie do podziału? - zapytała podnosząc wzrok na Ithorianina. Ten wzruszył jednym ramieniem, poza tym stojąc sztywno i prosto jak ściana.
- Pójdź i się przekonaj. Zadecyduj. Twoje życie w twoich rękach, jak zawsze. Pamiętaj jednak, że wciąż musisz płacić. Xerxes nie będzie zawsze ratował cię swoimi kredytami, nie jest naiwnym, głupim chłopcem. - chciał powiedzieć coś więcej, ale zatrzymał się i westchnął. Neri zrozumiała. Po prostu zaczynał czuć zawód. Nie lubiła zawodzić ojczyma.
- Masz rację. - przytaknęła wygaszając datpada. Kiwnęła głową i wycofała się niespiesznie. Ke Ran odwrócił się do niej plecami i zaczął przeglądać nowe zlecenia, wzywając do siebie kolejnych członków organizacji.

Tego dnia Nerin’hashee dziwnie się czuła. Miała jakieś wewnętrzne przeczucie, które wierciło jej w brzuchu i klatce podsyłając uczucie przechodzących przez ciało wyładowań elektrycznych. Nie pamiętała kiedy ostatni raz tak się czuła. Jakby ciągnęło ją w jakąś stronę, jakby miała mieć nosa do tego zlecenia. Nie miała pojęcia co chce jej przekazać intuicja, ale wiedziała, że było to coś ważnego. Uczucie to było wyjątkowo silne i wyraźne.

Była tak zamyślona idąc korytarzem, że wpadła je jednego z mężczyzn wychodzącego z pokoju. Jej lekkie ciało odbiło się od jego muskulatury. Łypnął na nią groźnie. Był wyższy o dobre pół metra.
- Sorry - wydusiła z siebie i wyminęła go. Obejrzała się za siebie czy aby na pewno nie ruszył za nią. Na szczęście szedł w kierunku, z którego ona wracała, a więc pewnie idzie do Ke Rana. Oby tylko ojczym nie dał mu tego samego zlecenia, bo jakoś wolałaby drugi raz na bydlaka nie wpaść. Jeszcze ukręci jej lekku razem z łbem. Miała też nadzieję, że ojciec nie wyśle za nią Xerxesa, że w końcu zrozumiał i pozwoli jej pracować też z obcymi, a nie tylko swoimi. Mimo to uśmiechnęła się na samą myśl o tym, jak troskliwie zajmował się nią przez te wszystkie lata. I za to, że wciąż to robi. Była mu wdzięczna za miłość, jaką na nią przelał.
* * *
Neri założyła mocno przylegające spodnie, wysokie, wiązane buty z urwanymi końcówkami sznurowadeł oraz beżową koszulę, pod którą założyła biały podkoszulek - to tak w razie co, gdyby jakiś idiota znowu wpadł na pomysł rozerwania guzików w celu zobaczenia nagich cycków. Biodra otoczyła grubym pasem z kaburami na blastery, a z tyłu za paskiem spodni ukryła wibronóż, który zakryła koszulą. Zarzuciła przez ramię torbę oraz delikatnie uwiązała swoje lekku skórzanymi paskami. Przed wyjściem spojrzała w odbicie szyby zupełnie odruchowo, a potem opuściła swój pokój.

Idąc korytarzem chciała ponownie przeczytać treść zlecenia oraz imię zleceniodawcy, dlatego wyjęła datpada. Miał już swoje lata i nie był najnowszy, dlatego potrafił się zawieszać czym ją irytował. Może gdyby nie rzucała nim tak często, to nie miałaby takich problemów z tym urządzeniem? Może.

Twi’lekanka zaczęła nerwowo uderzać palcem o ekran. Ponieważ ten nie reagował na dotyk, jej uderzenia stawały się coraz mocniejsze. Już nawet nie próbowała trafić w plik ze zleceniem, było jej cholernie obojętne gdzie trafi, byle by ten złom w końcu zareagował!

Kobieta była bliska rozpaczy i wyrzucenia dziada do zsypu. Przy którymś szturchnięciu paluchem ekran jednak zamigał, zaczął otwierać różne pliki po kilka razy. Zaczęło wyskakiwać okienko na okienku, z okienkiem i w okienku, same okna i pliki, obrazy, teksty, wszystko na raz aż wreszcie szaleństwo dobiegło końca. Moment, na którym zatrzymało się otwieranie, nie zadowolił jednak Neri.


"Najdroższa Neri.
Gdy będziesz tego słuchać, ja będę już daleko.
Nie będę ci się tłumaczył, bo żaden powód nie usprawiedliwia tego co zrobiłem.
Przepraszam cię za wszystko, nie zasłużyłaś na tak nieludzkie traktowanie.
Zadałaś się po prostu z nieodpowiednim facetem.
Nie zadręczaj się tym, nie jestem tego wart.
Przełknij to, wyciągnij wnioski i żyj dalej.
Twój Nyrhe."


Dziewczynę zamurowało. Stanęła w bezruchu z szeroko otwartymi oczami, nie potrafiąc nawet pospiesznie wyłączyć nagrania. Patrzyła tępo na twarz człowieka, którego kochała całym sercem, dla którego chciała poruszyć całą galaktykę. Mówił do niej i na nią patrzył. Przypomniała sobie jak długo analizowała to nagranie. Znalazła je dopiero kilka dni po tym, jak zniknął. W taki sam sposób, jak znalazła je teraz. Zawsze zastanawiała się “dlaczego”. Oglądała to wielokrotnie, znała już każde słowo na pamięć. Dużo o tym myślała, puszczała w kółko, często zapętlała nagranie i próbowała odczytać mowę jego ciała, próbowała zrozumieć. Zawsze jednak dawało jej to więcej bólu niż zrozumienia i w tym momencie było tak samo. Ścisnęła usta w wąską kreskę i z trudem powstrzymała łzy. Nigdy nie pogodziła się z tym, co jej zrobił i wątpiła, aby kiedykolwiek mogła.

W tej jednej chwili cała złość i gniew opuściły jej ciało, pozostawiając jedynie rozpacz, którą z trudem zdusiła w sobie.


Potrzebowała dłuższej chwili, aby przemówić sobie do rozsądku. “Było minęło, Neri. Żyj dalej, tak jest lepiej”. “Czeka cię teraz fantastyczne zadanie, być może przygoda!”. “No dalej, Neri. Przecież to zwykły frajer był”. “Ta Neri, frajer… Ale to ty straciłaś cały hajs”. “Szlag by to.”

Teraz na pewno będzie spóźniona.


Nieoczekiwane Spotkanie
Neri & Nyrhe

Nyrhe rozglądał się zaciekawiony, idąc przez główny hol. Rzadko bywał w tej części Galactic City, a w zasadzie nie bywał tu wcale. Jego kontakty z wielkimi tego świata ograniczały się do właścicieli nocnych klubów i to nie tych najbardziej elitarnych. Okolice, w których zwykle przebywał, bardzo różniły się od tego miejsca. Takiego czystego, zadbanego, wręcz nienaturalnego. Fascynowało go, ale jednocześnie trochę odpychało. Czuł się tu obco.

Podszedł do jednej z turbowind i nacisnął przycisk.

- Nieźle tu żyją, co Ejbi? - zwrócił się do niewielkiego droida unoszącego się na wysokości jego głowy. - Hej, co jest z twoim chwytakiem? - spytał widząc, że jedna z kończyn droida pozostała schowana pod korpusem.

Złapał swojego jedynego, jak lubił o nim myśleć, wspólnika, obrócił do góry nogami i przyjrzał się uważnie. W tym samym momencie usłyszał cichy dzwonek, a drzwi turbowindy rozsunęły się. Wszedł szybko do środka, nacisnął przycisk, po czym wrócił do przeglądu droida.

Nerin’hashee czuła, że się spóźniła. Albo niedługo się spóźni. Wiedziała też doskonale czyja to wina. Podczas biegu stała się ofiarą niewybrednych, seksistowskich komentarze, a propos bioder i skaczących piersi,. Tym razem niestety musiała to zignorować.
- Tak, tak, dzięki! Wasze cycki też są spoko - odkrzyknęła ledwo sapiąc. Wbiegła do wieżowca jakby goniło ją stado bestii (jeśli można tak nazwać tych komentujących zboczeńców, to niewiele by się pomylić). Jej bystre spojrzenie dostrzegło jak jakiś typ właził do windy. Windy, której ona potrzebowała.
Cholera, chyba już nawet wybrał numer piętra!

- Czekaj! Zatrzymaj windę! - krzyknęła ledwie rzężąc. Nyrhe usłyszał kobiecy głos, jednak nie zwrócił uwagi na jego właścicielkę.

Nie odrywając wzroku od przedmiotu swojego zainteresowania, wyciągnął prawą ręką i przytrzymał drzwi, tak by kobieta mogła wsiąść.

- Tak, tak, nie ma za co - powiedział nieobecnym głosem, wciąż skupiony na swoim droidzie. Neri początkowo nic nie mówiła, opierając ręce o kolana i spuszczając głowę w dół, aby złapać dech. Jej lekku osunęły się i zawisły.

Kiedy w końcu wyprostowała się, chciała rzucić krótkie “dziękuję”, potem pochwalić droida, żeby było miło, a na koniec pomilczeć i próbować odrzucać komplementy. Gdy wyciągnęła rękę, aby wybrać piętro, zorientowała się, że mężczyzna jedzie tam, gdzie ona. “Świetnie, konkurencja”, pomyślała mrużąc oczy. Dla takiego może lepiej nie być miłym?

- Dzie… - pierwsze, oschłe słowo jakie chciała mu przekazać, zostało przerwane przez nią samą, kiedy tylko wzrok dziewczyny spoczął na twarzy Łowcy. Poczuła, jak robi jej się gorąco. Zwiększona temperatura tuż przed erupcją wulkanu. Niedawna rozpacz i tęsknota za miłością, gwałtownie przerodziła się w czystą niechęć.

- Nyrhe. Vicall. - Twi’lekanka z pogardą wymówiła jego imię. Nie mogła przestać na niego patrzeć. - Ty…

Uśmiech, który zagościł na twarzy Nyrhego, po tym jak udało mu się wreszcie odblokować chwytak Ejbiego, zniknął szybko na dźwięk jego imienia. To nigdy nie jest dobry znak, gdy ktoś kogo znasz potrafi zbliżyć się do ciebie, a ty tego nie zauważasz. To znaczy, że się zagapiłeś. Jest jeszcze gorzej, gdy ktoś kogo nie znasz, wie jak się nazywasz. To z kolei znaczy, że zrobiłeś coś głupiego. Albo jesteś sławną osobą, ale tego o Vicallu nie można było powiedzieć. Nic więc dziwnego, że gdy podnosił wzrok spodziewał się najgorszego: lufy blastera, wkurzonego wierzyciela czy czegoś w tym rodzaju. W najczarniejszych snach nie pomyślał jednak o osobie, którą zobaczył.

Jego brwi wystrzeliły w górę, oczy urosły do rozmiarów spodków, a dolna szczęka opadła, otwierając tym samym usta, z których jednak nie wydobył się żaden dźwięk. Jego palce samowolnie rozwarły się upuszczając małego droida, który cudem tylko zdołał obrócić się w powietrzu i uniknąć roztrzaskania o podłogę windy, co skomentował wściekłymi piskami. Dopiero wówczas Nyrhe wydobył z siebie jakieś słowo:

- N-Neri? - wydukał.

-...tewi oone! - dokończyła po długiej chwili zaciskania warg w cienką kreskę. Ostatnio miała dziwne przeczucie, coś wewnątrz niej wyczuło zmianę w otoczeniu, jej emocje wyostrzyły się jak zmysły łowcy. A teraz, widząc ten parszywy ryj, za którym płakała po nocach, chyba zrozumiała powód.

Twi'lekanka nie wiedziała jak się ma zachować. Nagle w jej duszy rozpętała się wojna między przeciwnościami. Tęskniła wierząc, że miał dobry powód aby uciec. Nienawidziła go uważając, że zrobił z niej głupią. Chciała go przytulić, aby już nigdy nie być samotną. Miała ochotę zacząć bić i krzyczeć, aby już na zawsze pozbyć go się z głowy.

Zbyt długo myślała, jak powinna się zachować. Choć może nie dłużej, niż on przed chwilą.

Jej wzrok powędrował na numer wybranego piętra, a potem z powrotem na Nyrhego.
- Jedziesz po to samo zlecenie? - zapytała drżącym głosem, ale zdawała się być opanowana jak na osobę nadmiernie emocjonalną. Jej ręce były wyprostowane wzdłuż ciała, a pieści nerwowo się zaciskały. Poza tym jednak była dziwnie spokojna. Miała więcej pytań niż czasu, aby je zadać. Było jej wstyd. Wstydziła się tej wspólnie spędzonej nocy, ponieważ pamiętała, że wyznała mu miłość. On nigdy nie uczynił tego samego w stosunku do niej, a mimo to pozwoliła, aby ją wyruchał. Podwójnie. I teraz czuła się temu winna. Była winna tego, co ją spotkało. I złość, jaką przed chwilą płonęła do niego, zaczęła przekierowywać na samą siebie.

- Joonh Pathan? Na to wygląda - mężczyzna potwierdził. - Słuchaj… - zaczął niepewnie. Brwi Neri lekko drgnęły na kamiennej twarzy. W rzeczywistości ledwo powstrzymywała napływające do oczu łzy. - Należą ci się przeprosiny. I to nie na jakimś echuta nagraniu. Ja… - zawahał się.

Przypomniał sobie jak wrócił tamtego dnia pod hotel, już po tym jak spłacił Macratha. Liczył, że ją tam jeszcze zastanie, że będzie mógł jej wszystko wyjaśnić. Ale co tu właściwie było do wyjaśniania? Co go usprawiedliwiało? Dlatego zrezygnował. Zawrócił niemal na samym progu i udał się wprost do kosmoportu. Zwiał jak tchórz, po tym jak skrzywdził i wykorzystał może jedyna osobę, która widziała w nim coś więcej niż szczura z Nar Shaddaa. Paradoksalnie nie okazał się dla niej niczym więcej.

Przez te dwa lata zastanawiał się co mógłby jej powiedzieć, gdyby jednak zdecydował się wejść do środka. A jeśli przez ten cały czas nie potrafił znaleźć właściwych słów, jak mógł je znaleźć teraz, będąc całkowicie zaskoczonym jej obecnością? Wiedział tylko jedno. Neri naprawdę zasługiwała na przeprosiny.

- Ja… Przepraszam - wyrzucił z siebie. Nie potrafił jednak powiedzieć nic więcej. Z trudem znosił spojrzenie jej pięknych, złocistych oczu, teraz przepełnionych gniewem i odrazą do jego osoby.

Dziewczyna z trudem dusiła w sobie gniew. Zaczynała już nie odróżniać mieszanki emocji, jaka się w niej zagotowała. Nie widziała go dwa lata, miała kłopoty, wyrzuty sumienia, do tego zachwiano poczuciem jej własnej wartości. Nie była nawet pewna jak bardzo jest na niego zła i czy zdążyła mu wybaczyć. Widząc jego twarz, słysząc jego głos… czuła się dwojako. Z jednej strony chciała, aby był. Przez cały ten czas nie mogła uwierzyć, że jej zmysły ją oszukały. Jakim cudem uwierzyła mu wtedy, skoro ją okradł i oszukał? Często tłumaczyła go we własnych myślach, czasem chciało jej się płakać, innym razem rozwalić wszystko dookoła, a jeszcze innym przytulić się do niego, aby ją pocieszył. Z drugiej jednak strony życzyła mu jak najgorzej.Chciała aby cierpiał tak samo, jak ona cierpiała. Nie mogła się zdecydować, co powinna zrobić. Na zewnątrz pozostawała jednak niewzruszona, mogły ją zdradzić jedynie nerwowe ruchy klatki piersiowej. Nad tego rodzaju oddechem ciężko było zapanować.

- Za co? Za to że mnie oszukałeś? Zrobiłeś ze mnie głupią, sprawiłeś mi ból i doprowadziłeś do tego, że miałam ochotę zdechnąć? - zapytała przerażająco beznamiętnym głosem, jakby przemawiała maszyna, a nie żywa istota.

Nyrhe poczuł dziwny ucisk w żołądku, słysząc ostatnie zdanie.

- No... - zaczął, ale urwał. Nadal nie wiedział co powiedzieć. - Za to, że cię okradłem i zniknąłem bez słowa - wypalił. - Ale za nic więcej, bo wszystko inne... Wszystko inne było na serio - postąpił krok w jej stronę. Ona w tym samym momencie cofnęła się o krok.

- Nie powinieneś tutaj w ogóle wracać - zwróciła mu uwagę. Nuta jej głosu zadrżała. Miała wrażenie, że to co właśnie powiedziała, było nieszczere. Wcale tak nie uważała.
- Jesteś bezczelny znowu łgając. Już lepiej jakbyś zamilkł, Nyrhe. Vicall. - pięści jej dłoni zacisnęły się nerwowo, kiedy złote oczy spoglądały w jego. Znowu miała to wrażenie, że on mówi prawdę, że jest szczery. Nie potrafiła tylko uwierzyć swoim uczuciom. Dziwnie też się czuła z tym, jak bardzo chciała im wierzyć. Musiał przecież mieć jakiś powód, aby ją zostawić. A może faktycznie go nie potrzebował? Czy to możliwe, że była ślepa akurat na niego? Co powinna zrobić?

- Pewnie masz rację - Nyrhe widząc jej reakcję zatrzymał się. Spuścił wzrok, a ręce schował do kieszeni. - Powinienem wrócić wtedy - powiedział może bardziej do siebie niż do niej. - Prawdę mówiąc nie myślałem, że pośród bilionów istot uda mi się na ciebie trafić. Ale jestem tutaj, stało się - jego głos ożywił się nieco, a jego oczy znów spojrzały na jej twarz. Wpadł na kolejny głupi pomysł. - Słuchaj, zróbmy tak. Moja wypłata jest twoja, co ty na to? To trochę więcej niż wtedy ukradłem.

Na początku parsknęła bardzo krótko, odruchowo. Jakby to co powiedział było zabawne. W istocie było, bo przecież ostatnim razem ją oszukał. Czemu nie miałby teraz? Chyba wolałaby usłyszeć, że po prostu ją kocha. Tak naprawdę. Rozmowa o kredytach nieco ją zabolała. Jakby tyle ta noc była dla niego warta… Tylko tyle. Poczuła nieprzyjemny ucisk w gardle. Zdławiła w sobie nagły wybuch, nad którym ledwo panowała.
- To niczego nie rozwiązuje, Nyrhe - odpowiedziała mu z wyraźnym obrzydzeniem w głosie. Tak naprawdę brzydziła się sobą. - Poza tym, niby jak mam ci ufać? Ty w ogóle siebie słyszysz?

- Oczywiście, że nie rozwiązuje. Pewnych krzywd nie można naprawić. Ale niektóre tak i chociaż to jedno chciałbym ci wynagrodzić. Nie po to żebyś mi wybaczyła, polubiła czy cokolwiek innego. Po prostu dlatego, że ci się to należy. Nazwij to spłatą długu, jeśli wolisz. Swojego dłużnika nie trzeba lubić, jest to nawet niewskazane. Swojemu dłużnikowi się nie ufa. Zrobimy tą jedną robotę wspólnie, weźmiesz moje kredyty, rozejdziemy się i nigdy więcej nie będziesz mnie musiała oglądać.

- Świetnie
- Neri odwróciła się bokiem i oparła plecami o ścianę windy. Skrzyżowała ręce pod piersiami. Jej szczęka wciąż wyraźnie się zaciskała i nie uszło to jego uwadze. Czuła, że zaraz się rozryczy. Pękała.
- Bo już rzygać mi się chce gdy na ciebie patrzę - dorzuciła zerkając na liczbę pięter, a te leciały jak szalone. No wiedziała, że znowu skłamała.

Po dwóch sekundach drzwi wreszcie się otworzyły. Kobieta wystrzeliła z windy w szybkim tempie, a jej rytmiczny krok wprawiający zgrabne biodra w kołysanie, zwrócił uwagę siedzących w poczekalni, hipnotyzując ich na dłuższą chwilę.

* * *
Po spotkaniu Neri siedziała na czerwonej kanapie w oczekiwaniu, aż Nyrhe będzie jak najdalej od niej. Przez długą chwilę myślała o Lestrii, z którą miała ochotę porozmawiać i wyładować wszystkie drzemiące w niej emocje. Zbyt długo jednak zastanawiała się nad tym, co by jej powiedziała? Jak zacząć? Czy w ogóle miała teraz czas na to, aby roztrząsać to wszystko? Czuła się rozbita.

Wracając do siedziby była osowiała i nieuważna. Nie potrafiła skupić się na zadaniu, kompletnie nie myślała o tym, na czym polegać będzie zadanie. W jej głowie ciągle był "on". Nic innego się nie liczyło. Chciała pozbyć się go ze swojej głowy, ale nie wiedziała jak tego dokonać. Nie wiedziała również, czy bardziej nienawidzi samej siebie, czy jego.

Nie pamiętała drogi powrotnej. Nie potrafiła określić którędy szła, ani jak długo to trwało. Od razu pobiegła do swojego pokoju, chcąc po prostu wypuścić wszystkie emocje, jakie w niej się nazbierały. Nigdy nie była dobra w trzymaniu tego wewnątrz, nie potrafiła udawać, że nic się nie stało, że wszystko było w porządku. Nie było.

Po otwarci drzwi pokoju miała zamiar rzucić się na łóżko, a zamiast tego, wpadła na Ke Ran'a. Zaskoczona zderzyła się z nim, przyciskając dłonie do własnego torsu, jakby z przerażenia. W jej złotych oczach tliły się już łzy, którym wydawało się, że mogą już pomału szykować się do wybuchu. Ojczym był jednak przeszkodą, której nikt się nie spodziewał.

- Neri... - powiedział cicho. Ton głosu brzmiał spokojnie i ciepło. Jego wzrok spoczął na młodej buzi dziewczyny. Widział w niej nadchodzącą burzę, sztorm, huragan i siedem katastrof sprowadzonych przez ciemne moce na niczego niespodziewającą się galaktykę. Twarz dziewczyny wykrzywiła się w grymasie bólu, a kiedy rzuciła mu się na szyję, pękła. W końcu nie wytrzymała, poddała się. I choć Ithorianin przyszedł tylko, aby zostawić jej spakowaną na podróż torbę, wrócił z uwieszoną u szyi Twi'lekanką do pokoju i spędził z nią większość czasu przed jej wylotem. Kochał ją jak własną córkę i naprawdę nienawidził, kiedy ktoś krzywdził jego dziecko.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 07-02-2020, 13:49   #7
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

- W takim razie powinnaś odmówić - mężczyzna wyraził swoją opinię głosem, w którym pobrzmiewały nuty nagany ale i troski. To akurat było do niego podobne, chociaż Lestria wolałaby żeby zbył jej niepokój swoim zwyczajnym, beztroskim wzruszeniem ramion. Widać przeliczyła się i to bardzo.
- Nie powiem kto mi to zadanie podrzucił na pierwszym miejscu - przypomniała mu z wyrzutem, opadając na sofę i sięgając po karty do sabacca. Do wyruszenia miała jeszcze sporo czasu, który nie była jeszcze pewna jak spędzi. Naturalnym dla niej był powrót do mieszkania i zdanie raportu ze spotkania swojemu właścicielowi. Nils, tak miał bowiem na imię, z całą pewnością szybko by ją poprawił gdyby usłyszał że tak się o nim wyraża co jednak nie zmieniało faktu. Była jego własnością bo to on ją wykupił. Było to proste i jak najbardziej właściwe postawienie sprawy. Przynajmniej dla kogoś, kto nie pamiętał nawet jak to jest być wolnym.
- Podrzuciłem ci je żeby ci czymś zająć głowę po ostatnim niepowodzeniu - poinformował ją, przy okazji wbijając małą szpilę w postaci przypomnienia jej o wpadce z Tyrusem. Gnojek zwiał jej dosłownie sprzed nosa i do tego miał tupet by wpaść w ręce Silasa, dupka jakich mało. Chciało się jej wyć…
- Dzięki… Serio… Normalnie z wdzięczności biję pokłony i padam do stóp, panie - dodała, nacisk kładąc na ostatnie słowo bo doskonale zdawała sobie sprawę, że go tym zrani. I się udało, co było nader wyraźnie widać gdy przez jego twarz przemknął grymas bólu. To z kolei sprawiło że Lestria poczuła się paskudnie. Nie chciała go ranić ale czasami po prostu jej nie wychodziło. Czasami po prostu coś chlapnęła i kończyło się tak jak teraz.
- Czasami zastanawiam się dlaczego ja się w ogóle na to wszystko godzę - odpowiedział ostro, wstając i podchodząc do automatu z napojami, jaki niedawno zamontował w salonie. Biorąc pod uwagę to, że nalał sobie pełną szklankę Mandalorian Black. Nautolanka skrzywiła się. Nie lubiła zapachu tego konkretnego trunku o czym doskonale wiedział. Nie lubiła też gdy go pił i to także było mu wiadome. Widocznie faktycznie udało się jej nieco przegiąć. Nie po raz pierwszy zresztą…


Dawno, dawno temu…W odległej galaktyce…

Noc była przyjemna i do tego gwarna. W klubie zebrał się całkiem pokaźnych rozmiarów tłumek, co tylko cieszyło Lestrię. Robota była znacznie trudniejsza gdy świeciło pustkami. Zbyt wiele miejsca dla oczu, za mało czynników odwracających uwagę. Pewnie, nawet w takich warunkach dawała radę ale po co utrudniać sobie życie?

Przemykała powoli, od jednej grupy do drugiej. W dłoni trzymała szklaneczkę Ithoriańskiej brandy którą od czasu do czasu przykładała do ust, jednak poziom trunku zdawał się w ogóle nie opadać. Pewnie, mogła się zalać w trupa ale wtedy nic by nie wyszło z jej planów i na dodatek Vis z pewnością by się na niej wyżył za to, że wróciła z niczym. Ostatnio nie szło jej najlepiej i nawet Mir’har zaczynał jej już dyszeć nad karkiem. Pomyślałby kto, że akurat on powinien być zawsze po jej stronie. Z drugiej jednak strony nigdy by nie zaszedł tak daleko gdyby przymykał oko na wybryki swojej siostry. A zaszedł, ku zazdrości Lestrii. I nieco ku jej zawodowi. Sądziła że uda się im obojgu wyrwać z łap Visa, że dalej będą szli ręka w rękę, że… Jednak Mir’har zasmakował we wpływach, władzy i korzyściach które szły w parze z jego pozycją. Na samą wzmiankę o odejściu, o spłaceniu Visa, o ruszeniu własną drogą… Cóż, ostatnimi czasy nic tylko się o to kłócili.

Ona jednak nie dawała za wygraną. Chciała tego, czego nigdy nie miała, a mianowicie wolności. Pragnęła jej całą sobą. Pragnęła rzucić w cholerę obecne życie i zacząć nowe. Jakiekolwiek, gdziekolwiek byle być panią samej siebie. Wiedziała, że może tego dokonać jeżeli naprawdę się postara. Problem w tym, że czasami, nawet gdy bardzo ale to bardzo się starała to i tak jej coś nie wychodziło. Z tego też powodu nie mogła ruszyć z miejsca.
Tym jednak razem miało być inaczej. Czuła to całą sobą przez co jej lekku drżały nerwowo. To z kolei oznaczało, że ciężko się jej było skupić, a to…
- Hej, uważaj - usłyszała męski głos, w którym jednak znacznie więcej było wesołości niż gniewu. Oczywiście, bujając w obłokach nie patrzyła gdzie szła i takie były tego skutki.
- Wybacz… - zaczęła, bo ostatnie czego potrzebowała to scena, która ściągnie na nią cudze spojrzenia. Zanim jednak skończyła, czy chociaż na dobre zaczęła się tłumaczyć, podniosła wzrok i… Głos jej uwiązł w gardle. O cholera, zdołała jęknąć w duchu. Facet, na którego wpadła był niczego sobie…



Właściwie to był o wiele, wiele więcej niż niczego sobie. Lestria pospiesznie przeniosła spojrzenie na szklankę ale nie, nie wypiła wszystkiego. Może jej ktoś coś dorzucił do drinka? Tak, to by tłumaczyło dlaczego nagle wszystko w jej ciele zaczęło pulsować. Włącznie z lekku.
- Hej, wszystko w porządku? - nieznajomy wydawał się szczerze zaniepokojony, sprawiając że się wkurzyła. Na siebie.
- Tak, tak - potwierdziła, zmuszając swoje ciało do posłuchu. Dłoń na biodrze, wyprostowane plecy, piersi do przodu, lekki uśmiech. Miała tą grę opanowaną, wiedziała o tym doskonale, tylko że tym razem coś jej zwyczajnie nie szło.
- Sorki za koszulę - kontynuowała przerwane przeprosiny.
- Nie ma sprawy, mała - machnął dłonią, zbywając temat, chociaż nadal sprawiał wrażenie nieco zaniepokojonego. Czuła ów niepokój mocniej niż powinna. Rozpraszał ją, a tego to jej już kompletnie nie potrzeba było.
- Co powiesz na wspólnego drinka w ramach rekompensaty? - zapytał, po czym zrobił coś, czego nie powinien. Uśmiechnął się. I było po niej...


I tak to się zaczęło. Z początku zwyczajnie się w nim zabujała, a później. Później uczucie zbladło ale zostało go na tyle by nadal byli ze sobą, chociaż już jako przyjaciele, a nie kochankowie. Miała u niego dług i to ogromny. I nie chodziło tylko o kredyty, chociaż tych też mało nie było. Dzięki niemu miała szansę spełnić swoje marzenie. Dał jej namiastkę wolności w postaci swobody decydowania o sobie. Tak, miał jej kontrakt, ale nigdy nie wykorzystał tego faktu. Wręcz przeciwnie, pomagał jej na każdym kroku wiedząc, że nie odpuści, dopóki go nie spłaci. Był… Był po prostu wspaniały, a ona jak to ona, zawsze znalazła sposób by mu wbić jakąś szpilę, nawet jeżeli tak naprawdę wcale tego nie chciała.

- Bo jesteś mięciutki, Nils. Mięciutka kluseczka - odpowiedziała wstając i podchodząc do niego by go objąć w pasie i przytulić się do jego pleców. - Taki misiak, wiesz? Z rodzaju tych co to mają kokardkę na szyi i jak się je ściśnie to mówią “przytul mnie” albo “kocham cię” - kontynuowała, wtulając się i chłonąc jego zapach. Pewnie, nie byli już parą ale coś nadal tam tkwiło. Głęboko, ukryte i trzymane w zamknięciu.
- Wiesz, że to najsłodsza rzecz jaką mi kiedykolwiek powiedziałaś? - odpowiedział miękko, odwracając się i ją przytulając, tym razem porządnie, tak jak się powinno. Rany, czasami go nie znosiła. Naprawdę. Tak dogłębnie i od serca. Tak, że się jej od tego robiło gorąco. Tak…
- Mam złe przeczucia co do tej misji - zmieniła temat, bo poprzedni szedł w niewłaściwym kierunku. - Coś tu nie gra Nils, tylko nie wiem co. Do tego Nerin też się wybiera. I Nyrhe…
- Ten Nyrhe? - zapytał, chociaż była pewna, że o innym mu nigdy nie mówiła. Zamiast odpowiedzieć skinęła tylko głową.
- Cóż, przynajmniej na pewno się nudzić nie będziecie - podsumował, po czym rzucił kolejnym pytaniem. - Nerin wpadnie do nas zanim wyruszycie?
- Nie, chyba nie - odpowiedziała, chociaż tak naprawdę nie miała pojęcia. Nie została by ją o to zapytać. Właściwie to po prostu wybyła z miejsca spotkania, nie patrząc na nic ani na nikogo. Westchnęła ciężko opierając czoło o pierś zabrańczyka.
- Jestem okropną przyjaciółką - jęknęła.
- Idzie się do tego przyzwyczaić - pocieszył ją na swój specyficzny sposób, przesuwając dłońmi po drżących lekku. Jego emocje były silne i wyraźne i spływały falami. Mogłaby tak stać i pozwolić się im obmywać nawet cały dzień. Kilka dni nawet gdyby nie to, że nie miała czasu.
- Podrzucisz mnie na miejsce? - zapytała, odchylając głowę by móc mu spojrzeć w twarz.
- Pewnie mała, co sobie tylko zażyczysz - zgodził się bez wahania po czym pochylił i musnął ustami jej czoło, a ona po raz kolejny przeklęła umowę, którą z nim zawarła.


Na platformę przybyli jako pierwsi, co akurat jak najbardziej Lestrii pasowało. Mieli jeszcze kilka chwil, które wykorzystali na krótki spacer w celu sprawdzenia otoczenia. Droid, którego nautalanka miała okazję już spotkać, nie przeszkadzał im w tym, ograniczając się do krótkiego powitania.
- Nie wygląda to najgorzej - stwierdził Nils, kładąc uspokajająco dłoń na jej ramieniu. Pomogło, chociaż tylko trochę.
- Zawsze możesz sobie odpuścić, Lest - przypomniał i chyba nawet faktycznie chciał żeby tak zrobiła.
- Wiesz, że nie mogę - prychnęła, rzucając ponure spojrzenie na transportowiec. - Już niewiele zostało - przypomniała mu cicho, zaciskając dłonie w pięści.
- Tak, wiem - zgodził się, również zniżając głos. - Dasz sobie radę. Tylko uważaj, dobrze? - Chciał się upewnić, chociaż nie wiedziała po co, bo przecież zawsze uważała. Skinęła więc tylko głową. Żadne więcej słowo nie padło bo i nie było takiej potrzeby.
Czekali.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 07-02-2020, 15:29   #8
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Nyrhe wyszedł z budynku jakiś taki struty. Nie spodziewał się, że tylu emocji doświadczy na zwykłym spotkaniu ze zleceniodawcą. Chociaż po prawdzie, prócz groźby Iktotchiego, na samym spotkaniu nie wydarzyło się nic ciekawego. Największe "atrakcje" miały miejsce przed i tuż po spotkaniu. Ale czy mógł przypuszczać, że z całej ludności Coruscant wpadnie akurat na Neri? Przecież świadomie unikał dzielnic, w których kręciła się przed laty. Unikał nawet tych, w których on się wówczas poruszał. Musiał poszukać nowej mety, nowych klubów, nowych kontaktów. Nie unikał bowiem tylko jej, unikał jakichkolwiek znajomych twarzy. Nie chciał ryzykować, że ktoś się przypadkiem lub umyślnie wygada z tego, że spotkał Vicalla. Ale zdało się to na nic. Mężczyzna odwrócił się w nadziei, że zdoła zobaczyć wychodzącą z budynku Twi'lekankę, ale albo użyła innego wyjścia, albo wolała nie ryzykować kolejnego spotkania z nim.

Jedno z pierwszych zadań, a on już trafił na jedyną osobę, która go szczerze nienawidzi. No... Może to nie do końca prawda. Nie cierpi go cała masa istot, ale chyba żadna nie ma do niego takiego żalu jak Neri. Zresztą całkowicie słusznego i uzasadnionego, nawet przed samym sobą to przyznawał. A może głównie przed samym sobą. Gniew i ból, jakie dostrzegł w jej oczach były czymś... przed czym uciekał przez te dwa lata, dotarło do niego. To ze strachu przed zawodem na jej pięknej twarzy, zawrócił wtedy sprzed hotelu i zwiał do kosmoportu, i to dlatego wyskoczył z tym pomysłem, że odda jej całą zapłatę.

Karabast! Robota za frajer, tego jeszcze nie było. Co mu stuknęło do tego pustego łba? Oczywiście odpowiedź jest już zawarta w pytaniu. Pusty łeb to i nic w nim nie ma. Palnął co mu ślina na język przyniosła.

Pogrzebał gorączkowo w kieszeniach i znalazł w nich kilka zaledwie kredytów. Wszystko, co mu zostało po ostatnim wieczorze. W ciągu następnych kilku dni przyjdzie mocno zacisnąć pasa. Dobrze, że Ejbi nie musi jeść. No nic, poleci, znajdzie ten durny statek z echuta ładunkiem, wróci i szybko podłapie kolejną fuchę. Przy odrobinie szczęścia dostanie kasę zanim umrze z głodu.


W hotelowym pokoju zrobił dokładny przegląd broni i sprzętu, wyłączywszy Ejbiego, który gdzieś tam dzielnie prowadził wywiad przeciwko Rogaczowi. Zaczął od rozłożenia blasterów na części. Sprawdził mechanizm spustu, XCitera, wzmacniacz i cewki galwenowe, a po złożeniu z powrotem ustawienia celownika. I tak z każdą bronią. Potem upewnij się, że baterie do nich są naładowane. Naostrzył wibronóż i sprawdził też jego baterię. Następnie wykonał test każdego urządzenia jakie posiadał. Gdy skończył położył się i zdrzemnął.

Gdy nadeszła pora spakował się i wyszedł. Kartę do drzwi zostawił w pokoju. Przeszedł przez główny hol uśmiechając się do recepcjonistki, która nie zdawała sobie sprawy, że więcej go nie zobaczy. Cóż, nie planował jej oszukać, ale nie mógł sobie pozwolić na wydawanie ostatnich kredytów na pokój, który, bądźmy szczerzy, tym razem zostawiał w nienagannym stanie. Jak trochę zarobi to odda dług. Najprawdopodobniej...

Udał się prosto do kosmoportu. Znalezienie odpowiedniej platformy trochę mu zajęło. Z Ejbim byłoby łatwiej. Ale wreszcie dotarł na miejsce. Okazało się, że ktoś już tam był. Nautolanka, ta znajoma Neri i jakiś Zabrak, którego nie było na spotkaniu. Czyżby kolejny chętny do dzielenia skąpej nagrody? Gdyby nie fakt, że Nyrhe i tak nie powącha złamanego kredyta, nieźle by się teraz wkurzył. Ale w takich okolicznościach kiwnął tylko przyjaźnie dziewczynie głową i podszedł bliżej statku.

- Cześć, blaszak - stuknął lekko droida w głowę.

Nie chcąc zostawać w nieprzyjaznym mu towarzystwie, Vicall pospiesznie wdrapał się po trapie do środka statku i skierował się do kabiny pilota. Ciekawe czy jest w tej grupie, prócz niego samego, ktoś kto się zna na pilotażu? Zresztą wszystko jedno, kto pierwszy siądzie za sterami, ten prowadzi...
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 10-02-2020, 16:43   #9
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

Nautolanka i Zabrak jako pierwsi wsiedli do turbowindy. Wysiedli na wcześniej wskazanym przez droida protokolarnego poziomie i podążyli korytarzem, od którego odchodziły inne. Każdy kolejny oznaczony był innymi symbolami ułatwiającymi dotarcie do właściwej platformy lądowniczej. Zatrzymali się tylko na chwilę szukając tego właściwego i już chwilę później szli dalej nie odnajdując wśród pierwszych odnóg tej jednej, właściwej. Szybko jednak udało się to zrobić, gdyż była ona siódmą z kolei. Skręcili w nią. Nils od niechcenia położył dłoń na panelu dotykowym otwierającym śluzę. Weszli do rękawa prowadzącego do celu - okrągłego dysku lądowiska wychodzącego na Dzielnicę Przemysłową. Na pierwszy rzut oka widać było różnicę między światem wyższych sfer a fabryk, choć w tym miejscu nie kłuła w oczy. Zupełnie inaczej miałaby się sprawa, gdyby zestawić ze sobą centra dzielnic. Zabrak kolejnym panelem dotykowym otworzył ostatnią śluzę.


Na środku lądowiska stał holownik przypominający wielkiego, stalowego żuka z niebieskimi pasami. Statek miał już swoje lata oraz nieco toporną strukturę, ale wyglądał solidnie. Jak czołg przestarzałej generacji - prosty i dzięki temu mniej zawodny.

Stał przy nim droid protokolarny czekając na pierwszych łowców nagród. Powitał ich krótko i zamilkł. Lestria i Nils odeszli na bok na ostatnią rozmowę przed odlotem. Nim ją zakończyli, na platformę wkroczył Nyrhe. Był sam. Kiwnął im przyjaźnie głową, przywitał się z droidem i wszedł po trapie do środka.

Wnętrze było przynajmniej dwupoziomowe. Poziom pierwszy, na którym właśnie się znajdował, składał się z kokpitu połączonego z pomieszczeniem kuchenno-socjalnym. Prowadził do nich wąski i niski, co najwyżej metrowy korytarz od dwóch stron zabezpieczony śluzami. W części socjalnej wyróżniającej się istnieniem stołu i siedzisk, przy ścianie znajdowały się schody prowadzące na drugi poziom. Nikt jeszcze nie wchodził, więc jego miejsce za sterami aktualnie nie było zagrożone. Zaryzykował zatem szybkie spojrzenie. Poziom sypialny był prawie całkiem pusty. Dwanaście zamykanych szyfrem szafek i tyle samo złożonych obecnie, dwupoziomowych prycz.

Szybko zszedł na dół i spojrzał w jeszcze jedno miejsce - za automatycznie rozsuwające się pojedyncze drzwi oznaczone uniwersalnym znakiem łazienki. Ta była niewielka. Korytarzyk jeszcze krótszy niż wejściowy rozgałęział się na dwa sąsiadujące pomieszczenia. Jedno było toaletą z trzema kabinami i umywalkami. Drugie mieściło część łaziebną z dwoma kabinami prysznicowymi z mlecznego szkła.

Wycofał się i przystanął na chwilę. Dopiero w tej chwili dostrzegł właz pod schodami. Otworzył go, zaś poniżej rozbłysły światła rozpraszające mrok zalegający na dodatkowym poziomie. Prowadziła do niego krótka drabina. Poziom techniczny. Na podłodze znajdowały się gigantyczne elektromagnesy. Najprawdopodobniej w taki właśnie sposób odbywało się holowanie statków.

Oczami wyobraźni zobaczył wielkiego żuka przygotowującego się do lądowania na innym statku, a następnie włączenie elektromagnesów, gdy odległość będzie niewielka. Krótkie szarpnięcie obu pojazdów, usztywnienie nieruchomego poprzez zakleszczenie w wysuniętych nóżkach służących obecnie za podporę podczas spoczynku na ziemi. Zamknął właz. Chwilę przed tym na poziomie technicznym zgasło światło.

Ruszył w kierunku kokpitu i zasiadł za sterami oczekując na przybycie pozostałych. Oraz jego droida. Obok niego znajdowało się jeszcze jedno miejsce dla pilota. Ktoś zatem zasiądzie koło niego, ale tym będzie mógł się przejmować później.

Przyjrzał się uważnie wszystkim kontrolkom. Rozpoznawał zdecydowaną większość, które z powodzeniem umożliwiały latanie. Domyślił się zatem, że te nieznane musiały odpowiadać za funkcje związane z holowaniem. Będzie jeszcze czas, żeby się ich nauczyć. Czekały ich całe dni w nadprzestrzeni. Z nudów otworzył holograficzną mapę Galaktyki, by zorientować się przynajmniej w początkowych częściach trasy.


Tymczasem na platformie zjawiła się Neri. Nigdzie nie widziała Nyrhego za to nieco na uboczu stała Lestria ze swoim Zabrakiem. Spojrzenie Nilsa natychmiast spoczęło na Twi'lekance, którą pozdrowił uniesieniem ręki i już po chwili podeszli do nowo przybyłej.
Nim jednak zdążyli się odezwać, jak burza na lądowisko wleciał ten sam droid, którego widzieli na ramieniu Nyrhego. Zapiszczał krótko przed droidem protokolarnym.

- Czeka na statku, drogi kolego - odparł, zaś AB wydał kilka dźwięków i wleciał do środka. To nie byli wszyscy wciąż nie było wśród nich Iktotchi. Nie kazał na siebie długo czekać.


- A myślałem, że będę pierwszy - uśmiechnął się i mrugnął do żeńskiej części zespołu.

- Diilgoon Zeer. Może o mnie słyszałyście - przedstawił się najpierw Neri, a potem Lestrii. Nie słyszały. Na Zabraka tylko spojrzał.

- Kolejny chętny?

- Nie - odparł krótko Nils patrząc na niego podejrzliwie.

- Bardzo dobrze. Cała zabawa tylko dla nas, prawda? - roześmiał się, zaś Zabrak zrobił to, co zrobiłby każdy wredny pies - obsikał swoje terytorium patrząc innemu psu prosto w pysk. Innymi słowy objął Nautolankę w pasie, położył dłoń na twarzy, przyciągnął do siebie i pocałował na pożegnanie. Przeciągnął ten moment na tyle, na ile mógł sobie na to pozwolić, a następnie jeszcze raz spojrzał spode łba na Iktotchi.

- Bądź ostrożna - skierował się ponownie do Lestrii.

- Będę miał na nią oko. Obiecuję - zapewnił Diilgoon.

- Nie wątpię - odparł chłodno Nils wypuszczając dziewczynę z rąk, jednakże Iktotchi zdawał się tego nie słuchać. Wszedł na trap, zaś wkrótce za nim podążyła Lestria i Neri.


Gdy AB wpadł do wnętrza statku kosmicznego natychmiast skierował się do Nyrhego. Zaczął szybko popiskiwać, grzechotać, gwizdać i świszczeć relacjonując to, co udało mu się zobaczyć i usłyszeć.

A było tego niewiele. Wyleciał za Iktotchi na zewnątrz najszybciej jak mógł. Tuż przed wejściem łowca nagród rozmawiał za pośrednictwem holoprojekcji z jakimś niskim, łysym facetem. Być może szefem, lecz droid nie był pewny. Zdawał relacje ze zlecenia, jakiego się podjął mówiąc, że czeka go łatwy zysk. Posiedzi z dwiema gorącymi panienkami przez kilka dni i jeszcze mu za to zapłacą. Twierdził, że jeśli nic się po drodze nie zesra, to właśnie wyrusza na wakacje. Może nawet wakacje życia. Obiecał też, że załatwi wszystkie problemy przed odlotem. Właściwie to zaraz będzie w drodze, gdyż czeka na taksówkę.
Rzeczywiście pojazd zjawił się za chwilę. AB próbował nadążyć, ale nie miał szans w wyścigu z jakimkolwiek cywilnym nie wspominając już o taksówce, która mogła poruszać się poza trasami. Zgubił ich niemal natychmiast po tym jak wyruszyli. Poleciał zatem do hotelu, gdzie czekał na Nyrhego, ale jeszcze go nie było. Wrócił zatem w okolice windy, którą jechali do Pathana. Tam jednak też go nie było. W końcu udało mu się dostać do apartamentów zleceniodawcy, gdzie droid protokolarny zaproponował, by poczekał u nich i czekał. Długo. W końcu wyszli na lądowisko, ale nikt nie przychodził, więc poleciał na dół. Jeszcze raz skierował się do hotelu, zaś tam dostał informacje, że Nyrhego już nie ma - wyszedł jakiś czas temu. Musieli się przynajmniej dwukrotnie minąć. Popędził zatem z powrotem ile sił w repulsorze obawiając się, że się nie odnajdą. W drodze powrotnej zobaczył, że Iktotchi wraca. Wcisnął się do wcześniejszej turbowindy i tak oto znalazł się w tym miejscu.

Vicall usłyszał kroki stóp stukających o trap. Obejrzał się i dostrzegł rogatego łowcę nagród. Bez jakiegokolwiek powitania usiadł w drugim fotelu pilota. Nim wyjście zamknęło się Neri i Lestria zobaczyły jeszcze jak droid protokolarny podszedł do stojącego z założonymi rękami Nilsa.

- Proszę się nie obawiać. Ten statek z pewnością nie rozpadnie się w locie.

Zabrak szybko odwrócił głowę w jego kierunku. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, zaś oczy rozwarły się szerzej. Spojrzał ponownie na droida. Trap schował się ze zgrzytem nienaoliwionych mechanizmów, zaś śluza zewnętrzna zamknęła się z sykiem tuż po wewnętrznej. Obie syczały jeszcze przez dłuższą chwilę. Silniki zakrztusiły się kilkukrotnie i zawyły przeraźliwie. Statek zatrząsł się jak podczas ataku padaczki. Odnóża z piskiem tarły o podłoże krzesząc fontanny iskier.

Powoli wzniósł się w powietrze. Drgania zmalały, silniki ścichły nieco.

- Gruchot pierwsza klasa. Moje drogie panie, siadajcie. Za chwilę będziemy przebijać się przez tą śmierdzącą atmosferę - powiedział Zeer przełączając kontrolki nad swoją głową.


Kiedy wyszli z atmosfery w przestrzeń kosmiczną monotonny, równy i głośny szum silników zniknął. Holownik leciał stabilnie jak po sznurku. Niewykluczone, iż był to jego pierwszy rozruch od długiego czasu i pojazd najzwyczajniej się zastał. Może potrzebował popracować chwilę, by wrócić do swojego normalnego trybu.

- Panie, zapraszam na naradę! - zawołał Iktotchi, po czym wyświetlił trójwymiarową, holograficzną mapę Galaktyki, z której jakiś czas temu korzystał Nyrhe. Odnalazł Coruscant znajdujące się w Jądrze, nieco na północ od Głębokiego Jądra. Następnie zbliżył wybrany fragment Galaktyki. Ukazały się dwie trasy nadprzestrzenne. Wskazał palcem tą wiodącą niemalże prosto na trasę prowadzącą do celu.

- Tu mamy pierwszą opcję. Przez Tanjay, Weerden i Galvoni, ale musimy wyjść z nadprzestrzeni prawie nigdzie i ponownie obliczyć trasę. Raz do Pantolominu - przesunął palcem mapę nieco na północ umownej galaktycznej róży wiatrów.

- A potem jeszcze raz od Pantolominu na Ansion albo... - wrócił do Coruscant i podążył drugą z opcji.

- ... do Velusii przez Thokos, potem na Pantolomin i Ansion. Ja wolę drugą. Jest dłuższa, bezpieczniejsza i będziemy mieli więcej czasu na poznanie się - odwrócił się do Twi'lekanki i Nautolanki z uśmiechem oraz błyszczącymi oczami.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 15-02-2020, 19:09   #10
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Neri w napięciu przyglądała się Nyrhemu. Nie zwróciła uwagi na Iktotchiego, który wyraźnie próbował zwrócić na siebie uwagę tej ładniejszej części załogi. Póki jednak w pobliżu był Nyrhe, Twi’lekanka nie mogła przestać mierzyć go spojrzeniem. Jakże gniewnym i nienawistnym, trzeba wręcz dodać. Na mapę zerkała z przymusu, choć zdawało jej się, że nie musi na nią patrzeć. I tak po samych propozycjach wiedziała już, co by wolała wybrać. Mimo iż zlecenie zdawało się być na czas, to nie warto by było ryzykować.

- Nyrhe.Vicall. - zwróciła się do mężczyzny, kiedy ten przyznał, że woli dłuższą trasę. Kiedy na niego patrzyła, zdawało się że między nimi iskrzy. Gniewnymi piorunami.
- Nie spodziewałam się, że krótsza trasa może być dla ciebie zbyt trudna. Będziemy więc się wlec, abyś czuł się bezpieczniej. Nie ma sensu przecież zmuszać pilota do ryzyka, które go przerasta. - jej ton głosu, mimo mrukliwości i słodyczy, był owiany pogardą w stosunku do rozmówcy. Ciężko było nie wyczuć, że darzy go niechęcią i właśnie wdeptuje jego ego w glebę, wjeżdżając jak ścigaczem na jego ambicje.

Lestria zaś oparła się bokiem o ścianę, wsunęła ręce do kieszeni i z lekkim uśmieszkiem na ustach pochwyciła paczkę mentalnych żelków. Zapowiadało się niezłe widowisko.

- Zaraz, zaraz, zaraz - Nyrhe podniósł do góry palec, którym po chwili wskazał na Neri. - Nie pozwalaj sobie, dziewczynko. Jestem Nyrhe Vicall, łowca, który uratował życie samemu Gniro Nelomie. Żadna trasa nie jest zbyt trudna dla mnie, jasne? Jeśli proponuję łatwiejszą to tylko po to żeby takie siusiumajtki jak ty, nie przeleżały całej podróży ze strachu pod łóżkiem.

- Jedyną dziewczynką na tym statku póki co jest nasz drugi pilot, który boi się wyznaczać nowe trasy
- Twi’lekanka wzruszyła ramionami - Dostałeś pod nos długą i bezpieczną, nawet się nie zająknąłeś, że może jednak krótka będzie lepsza. Sądziłam, że wynajęto do tej roboty najlepszych, a nie najbardziej tchórzliwych Łowców. - Neri skrzyżowała ręce pod piersiami. Zmrużyła gniewnie oczy - Najłatwiej jest winą za własne bycie nieudolnym obarczyć innych. Trochę mi nawet ciebie żal, gdy tak słucham co pieprzysz.

- Skoro ja jestem nieudolny to kim to czyni ciebie?
- Vicall odgryzł się. - Poza tym drugim pilotem jest Rogaty, ja prowadzę to cacu... ten złom.

Neri parsknęła krótkim śmiechem
- On przedstawił te trasy, więc raczej jest tutaj ważniejszy. Możesz mu co najwyżej drążek wypolerować. - Twi’lekanka przewróciła oczami - Nie będę się zniżać do twojego poziomu, bo musiałabym pełzać po pokładzie, więc po prostu zgodzę się na tę dłuższą trasę. Żebyś nie musiał już się odgryzać i udawać, że potrafiłbyś ogarnąć dla nas szybszą jazdę.

- Schutta!
- warknął Nyrhe. - Klop horne poo pah. Noobie oonatee flaya, rookie poodoo? Chcesz zobaczyć jak latam? Proszę bardzo, lecimy krótszą trasą.

Nerin’hashee drgnęła brew, kiedy usłyszała obco brzmiący język. Gdyby jej spojrzenie potrafiło zabijać, Nyrhe już dawno leżałby podziurawiony i krwawiący. Wiedziała, że ma napompowane ego i w końcu pęknie. Jeszcze zadecydował bez względu na zdanie innych, aby tylko udowodnić swoją wspaniałość.
- Jak sobie zarobisz na własny statek to będziesz decydował - zgasiła go oschle - Póki co nie pozwolę, aby jakiś niedoświadczony pilot prowadził mnie i moją przyjaciółkę w paszczę śmierci. Lecimy dłuższą. I to nie tylko mój wybór, więc się dostosuj - Neri poczuła, jak ze złości zaciska jej się szczęka. Ostatni raz zmierzyła go spojrzeniem pełnym pogardy i nie czekając na to, co odpowie, szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia. “Gnij, skurwielu”, pomyślała na odchodne.

Lest westchnęła, schowała mentalne żelki z powrotem do mentalnej kieszeni po czym obrzuciła mężczyzn obojętnym spojrzeniem.
- A miałam nadzieję na krótszą trasę. Świetnie sobie poradziłeś - sarknęła, ostatnie słowa kierując w stronę wroga publicznego numer jeden po czym obróciła się i pomaszerowała za Neri.

- I tak oto rozsądek zatriumfował nad niekompetencją - dodał od siebie Iktotchi obracając się ponownie w kierunku pulpitu.

- Ani słowa - Nyrhe ostrzegł Ejbiego, po czym westchnął sfrustrowany, gdy został sam z droidem.

Tymczasem Nerin’hashee skierowała swoje gniewne kroki w stronę pomieszczenia sypialnianego. Gdy tam dotarła, od razu zaczęła tłuc otwartą dłonią o metalowe elementy piętrowych prycz. Te oczywiście były twarde i stabilne, więc żadne pacnięcia humanoida nie robiły na nich większego wrażenia. Nawet solidne kopniaki ciężkim trepem nie wstrząsnęły ich fasadą. Nie miała nawet ochoty na zwiedzanie zapyziałego statku, nie obejrzała nic z jego wnętrza. W tej chwili miała to naprawdę w głębokim poważaniu. Nyrhe działał na nią źle, wprost proporcjonalnie do siły, z jaką go kochała. Nie mogła znieść jego widoku, tonu głosu, zarozumiałości, spojrzenia, gestów… Krytykowała go za wszystko, nawet za to, że w ogóle się narodził. Jej przepełnione goryczą serce wyło z żalu i nienawiści. Była to jednak tylko maska, za którą kryło się prawdziwe uczucie, do którego nigdy nie chciała się przyznać przed innymi. Neri jednak z trudem grała “tą złą” i podejrzewała, że Nyrhe już dawno ją rozczytał. Po prostu wiedział, znał ją.

Dziewczyna padła na pryczę wznosząc tym samym tumany kurzu, które wystrzeliły ze starego materaca. Leżała na plecach nie wiedząc, czy bardziej ma ochotę coś rozwalić, kogoś pobić czy może zwyczajnie w świecie się rozpłakać. Starała się jednak myśleć o nadchodzącym zadaniu, o ewentualnych niepowodzeniach, trudnościach i o tym, czy ten Rogaty kolega nie jest przypadkiem człowiekiem Joonha Pathana, który ma ich pilnować i sprawić, aby nie wrócili. Darmowa robota, facet był bogaty… A tacy ludzie byli cwani. Gdyby nie byli, prawdopodobnie wcale by się nie dorobili.

Co jej pozostało, kiedy musieli odbyć długą podróż? Leżenie? Może znajdzie tutaj chociaż jakieś holoszachy? W ogólny dostęp do holonetu wątpiła, ale kto wie... Jeśli uda jej się podpiąć, o ile istnieje taka możliwość, to ta podróż może szybciej minie. Mogła jeszcze zadręczać się myślami na temat Vicalla. Zresztą, podejrzewała, że i tak będzie to robiła. Bez względu na chęci czy też ich brak.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172