Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-05-2020, 12:48   #21
 
Reset1212's Avatar
 
Reputacja: 1 Reset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputację
Unosząc do ust kolejny kęs potrawki, powietrze przeszył przeraźliwy dźwięk ni to zasysania ni to siorbania. Przerażający dźwięk z najgorszych otchłani warpa. Łyżka zastygła w połowie drogi do otwartych ust Cariusa. Mężczyzna chciał po zjedzeniu tej łyżki zacząć opowieść o przygotowanym przezeń szczurzym gulaszu zawierającym więcej szczurzych nóg niżeli powinno się znaleźć u tuzina szczurów. Jednak ten potworny dźwięk sprawił że odechciało mu się jedzenia. No może do chwili gdy staruszka przyniosła ciastka.

Słodycze, oj bardzo lubił słodycze. Zresztą lubił wszystko co nie było batonami z robali. Fakt ilość zalet jakie te miały, była porażająca, jednak nienawiść do tego rodzaju jedzenia była w nim wiecznie żywa. Jednak słodyczowego nieba przyniesionego przez staruszkę uczknał niewiele, zaledwie dwa małe, ale pyszne ciastka. Gdy wszyscy się wygodnie usadzili aby przejrzeć informacje przekazane im przez Marion. Usiadł i z głupią miną przeglądał kolejne pakiety informacji czy to na infoczytniku czy zapisane na papierze. „Ech gdzie się podziały czasy gdy nie trzeba było zastaniawiać się nad celem. Cel zawsze był jasno określony, cel należało zlikwidować, a nie bawić się w podchody. Oczywiście należało przeprowadzić rozpoznanie, odnaleźć dogodne miejsce do strzału. Dowiedzieć się jak najwięcej o celu i po wszystkich niezbędnych przygotowaniach oddać jeden precyzyjny strzał. Ale szukać celu, to było niedopuszczalne”

Potarł oczy, przed nim stały trzy zadania, żadne niesprecyzowane. Sprawa Tche-kapłanów ze świątyni, wydawała się dosyć prosta. Choć najprostsze sprawy potrafiły się spierdolić. Należało zrobić natychmiastowe rozpoznanie, ocenić sytuacje. Tajemnicze zniknięcia, nie były dobrym omenem. Burza to burza, prostaczki zawsze przypiszą nadnaturalne właściwości zwykłemu piorunowi.
- Wydaje mi się że sprawa jest dość prosta.- rzucił w stronę Siostra Marchand- Ktoś spierdolił na całej linii. Wystarczy ściągnąć Tech-kapłanów z orbity, innego systemu czy skądkolwiek. To raczej ich wewnętrzna sprawa. Te panie Zębatka pomożesz? Pewnie majsz tam jakieś mechanopsychopołaczenia z ich neuronosiecią czy coś. Co?- Popatrzył na zawiniętego w koc kapłana popijającego z słoinikowego kubeczka -Halo Zębatka jesteś się w stanie połączyć z technosieciokałpanami i jak coś sprowadzić nowych tech-adeptów? – spojrzał na przełożoną- Oczywiście pytam tylko aby dowiedzieć się czy istnieje taka opcja. Z tego co wiem w Imperium jak coś nie działa to zastępuje się to działająca rzeczą i nie bawi się przy tym w przesadne konwenanse. Niech ześlą oddział skitari i tech-adeptów którzy wyjaśnią ich wewnętrzne sprawy. Inaczej niedotrzymanie daniny imperialnej będzie również ich problemem. A jak wiemy tego nawet oni nie chcą. Także sprawa wydaje mi się dosyć prosta. Jasne należy przeprowadzić rozpoznanie na terenie, odstrzelić to co zagraża nowym tech-typom. Jednak starzy zawiedli, należy ich wymienić, a im szybciej to się stanie tym Imperialna gospodarka mniej ucierpi.
Chwilę przyglądał się drugiemu zadaniu. Dotyczyło Agro-Stacja 720-SX. Uśmiechnął się gdy dotarło do niego co odwala się w tym miejscu.
-Ech kolejne brednie, stado niekompetentnych zarządców nie może poradzić sobie z zgrają bandytów. Albo co gorzej dla nich nie mogli sobie poradzić z zgrają dzieciaków! Przebierających się za byka i biegających po stacji.- Uśmiechnął się na myśl o głupocie i zabobonności ludzi którzy boją się jakiegoś byka.
-Sprawa chyba jest prosta. Należy wymienić władze Stacji na takie które wyeliminują zagrożenie.Chyba tyle w temacie. Oczywiście dopełnimy wszelkich starań aby odkryć czym jest byk. Jednak jeśli będzie brak podstaw do działań akolitów to nie było sensu bawić się z obecnymi zarządcami. Zawsze znajdzie się ktoś kto poradzi sobie lepiej.
-Wiemy coś więcej o Tsade I?-Faktem było że zniknięcie kolonistów na tym opuszczonym przez Imperatora świecie stanowiło poważny problem. Jeśli to faktycznie inwazja to należało wyczyścić wszystko i wszystkich. Carius chwilę stał przy stole patrząc na wszelkie zgromadzone materiały. Podrapał się po głowie. Spoglądając na całość szerzej.
-Możemy po części założyć że te wszystkie rzeczy się ze sobą łączą? Jasne należało by zgarnąć więcej danych o tym co stało się na Tsade I. Być może podobnie to wyglądało do tego co się dzieje tutaj. W szczególności że obecnie obserwujemy atak na strategiczny punkt planety. Dodatkowo propaganda terroru to klasyczna taktyka wojenna. A całość może doprowadzić do buntu na skale Układu planetarnego.
Zgarnął przysługujące mu pieniądze. -Przydadzą się jutro do nawiązania paru kontaktów.- Uśmiechał się.- Biorę wartę po Bertanie, jakby ktoś mnie wtedy szukał będę siedział na dachu, albo krążył po okolicy. Niech da znać ze się zbliża, to pierwsze odstrzelę mu klejnoty a potem głowę, albo w odwrotnej kolejności. Raczej nie będę się zastanawiał w co pierwsze strzelę.

Kolejny dzień miał zamiar poświecić na zdobycie jak największej ilości informacji o miasteczku w którym się znajdują o techkapłanach i miejscu w którym zwykle siedzą, o wszelkich niepokojących wydarzeniach i zabobonach tej społeczności. Trochę tanich Lho-szlugów, parę postawionych kolejek wina, czy bimbru. Nie wiedział co się tu pije. I oczywiście opowieści te zmyślone i te prawdziwe. Wszystko to powinno rozwiązać języki najbardziej zagorzałym ochlaptusom i innego rodzaju gawiedzi. Zgarnął jedynie noże i cywilne ciuchy, broń palną zostawiając w melinie ukryte pod kanapą.
 

Ostatnio edytowane przez Reset1212 : 18-05-2020 o 20:57.
Reset1212 jest offline  
Stary 18-05-2020, 11:52   #22
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Podczas odprawy Varn miał okazję ponownie przyjrzeć się mącicielce. Była niczego sobie.
Wprowadziła wszystkich w szczegóły misji, dała pieniądze na zakupy i poszła w kimono. Póki co były skazaniec nie miał pojęcia co mogło się wydarzyć. A opcji było tak wiele, że nie chciał omawiać ich wszystkich. Znikający wieśniacy go nie dziwili - w końcu nic w przyrodzie nie ginie, jeno ludzie - jak to zwykł mawiać Gredd, kumpel z celi odsiadujący karuzelę za zabójstwo żony. Podobnie z trybami - ktoś musiał się ich pozbyć. Legendy o wielkim byku - to mogło być cokolwiek, od dobrych dragów po jakieś mechaniczne dziwactwo, machinę wojenną w kształcie przerośniętej krowy.

Po kolacji urozmaiconej kakofonią siorbania ze strony Perkele i wieczornych pogaduchach wszyscy oprócz pierwszego wartownika udali się na spoczynek. Varn rzucił kilka uwag pod adresem towarzyszy śpiących w małżeńskim łożu. Były to tylko niewinne żarty o hydraulictwie odbytniczym, ale w nocy z pokoju dały się słyszeć dziwne głosy i pomrukiwania. “No to mamy jakieś szemrane towarzystwo na pokładzie” - pomyślał. Dla własnego bezpieczeństwa postanowił unikać Boticelliego i Metzenbauma do wyjaśnienia. Nawet nie podawać im ręki czy w inny sposób dotykać.

Były skazaniec objął wartę nad ranem. Miał trochę czasu, więc żeby zająć czymś mózg a przy tym nie zasnąć, zaczął zastanawiać się jak najlepiej włamać się na kwadrat. Jakiej drogi użyliby włamywacze, gdzie były najsłabsze zabezpieczenia, po których gzymsach można się wspiąć. Czy zamki są dobre i w miarę odporne na pasówkę, czy sufit przetrwa rififi, czy są jakieś okna od zakrystii. Zawsze lepiej było być gotowym na niespodziewane nocne odwiedziny.

Rano Varn przeprowadził standardową toaletę, zjadł szybkie śniadanie i zdał innym relację z oględzin kwadratu i zebrał się do wyjścia. Fabio zaproponował, żeby poszedł z nim, ale były skazaniec podszedł do tego sceptycznie: -Jak się wyjaśni co tam robicie i mamroczecie w nocy, cwaniaczki, to będziemy trzymali się razem. A teraz, kopnę się sam na miasto.

Przyjemnie było przechadzać się po mieście ze świadomością, że nie trzeba unikać patroli i trzymać się z dala od monitorowanego centrum. Varn skierował swoje kroki do dzielnic położonych na przedmieściach, gdzie miał okazję znaleźć sklepy ze sprzętem rolniczo-survivalowym, w których mógł się doposażyć, bo sklepy spożywcze były wszędzie. Na wyjazd na wieś trzeba się było właściwie doposażyć, bo z unikalnymi gadżetami mogło być tam ciężko. Z fantami umilającymi życie zresztą też. Kupił wagon papierosów, dwa opakowania herbaty, błyskawicznie schnący klej w dużej tubie z dozownikiem, butelkę ze sprężonym powietrzem, mocna latarkę świecąca białym i czerwonym światłem, lornetkę, płyn na owady, sidła na zwierzęta (choć na ludzi też się nadawały), dwie flary sygnalizacyjne, folię termiczną, gaz pieprzowy, metr mocnego drutu, szpulę cienkiej linki, dwie paczki kondomów, litr spirytusu. Całość upchnął do torby i udał się na kwadrat.

W mieszkaniu poukładał cały nowy szpej w torbach w taki sposób, żeby nie uszkodzić nic podczas transportu i zastanowił się jak by można było umilić zakończenie tego dobrego dnia. Kilka kolejek czegoś zimnego mogło pomóc mu w osiągnięciu błogostanu.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 18-05-2020 o 14:01.
Azrael1022 jest offline  
Stary 18-05-2020, 18:23   #23
 
giewues's Avatar
 
Reputacja: 1 giewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputację
Varn
Po zakończonych zakupach i oględzinach budynku i okolicy, Varn postanowił zasięgnąć nieco języka wśród lokalnej ludności. Ot, wybadać kto jest kim na mieście, jakie panują nastroje, jak częste są patrole psiarni i co może grozić z ich strony. Były skazaniec z feral worldu zdawał sobie sprawę, że mógłby pójść na dołek za sam wygląd, a to by było niewskazane.
Varn umył się, poprawił ubranie i rzucił do pozostałych: -Idzie ktoś na browara?
Wszyscy zignorowali pytanie byłego skazańca. Już miał pójść sam, kiedy wpadł mu do głowy pewien pomysł. Może by tak wyciągnąć do knajpy klechę i doprowadzić go do stanu wora ziemniaków… To była dobra myśl. Z pewnością zataczający się kleryk wracający na kwadrat po nocy wprowadzi trochę radosnej atmosfery.
-Ty gałach, mogę sobie sobie to pożyczyć? - zapytał Varn biorąc jedną z książek Flavia i kierując się do wyjścia. -Lubię drynić przy dobrej literaturze
***
Flavio Sotanus
Czytający wyciągniętą z plecaka książkę, Flavio dopiero po chwili zorientował się że bandzior zwraca się do niego. -Do mnie mówisz? Gdzie dokładnie chcesz iść, nie możesz usiedzieć na miejscu? Varn nie byłby pierwszym wyborem na kompana do kieliszka. Z drugiej strony jest osobą która w podejrzanej pijackiej norze bez problemu odnajdzie się jakby się tam urodził, co nie było zresztą wykluczone. Niechęć do gburowatego osobnika musiała jednak przegrać z poczuciem obowiązku który nad nimi spoczywał, a w tej chwili było to zdobycie jak najwięcej informacji na lokalnym gruncie. Niech Ci będzie Varn, ktoś musi Cię w końcu pilnować. Mamy zadanie do wykonania pamiętaj. Odłożył książkę do plecaka i przyszykował się do wyjścia. Przed opuszczeniem tymczasowego lokum wyciągnął rewolwer z kabury przy prawym biodrze po czym sprawdził bębenek z nabojami „Tak na wszelki”pomyślał, po czym razem ruszyli w stronę wyjścia.
***
Varn
Pub był zadymionym przybytkiem średniej wielkości. Taka klasyczna spelunka, którą czasem można znaleźć, jeśli z podejrzanej alei skręci się w jeszcze gorszą i zejdzie stromymi schodami do piwnicy. Łysy, wąsaty barman przecierał brudną szmatą jeszcze brudniejsze kufle, w kącie trzeszczała szafa grająca a miejscowi pociągali piwko i nad czymś żywo dyskutowali. Przy jednym stoliku grali w karty. Gdy Varn i Flavio zjawili się na sali, rozmowy umilkły a przybysze wyczuli na sobie taksujące spojrzenia. Po kilku sekundach, gwar wrócił do normy.
-Dwa zimne pieniste - Varn powiedział na powitanie i wrzucił drobną monetę do pustej puszki z napiwkami. Barman coś mruknął, wziął kufle i zaczął nalewać, obserwując przybyszów.
-Nietutejsi, co? - zapytał, wnioskując z ich wyglądu.
-Nie. Jesteśmy kolonistami, lecimy na Tsade I. Tutaj tylko przejazdem, bo nie było dla nas miejsca w kosmolocie. Musimy czekać, więc chcemy sobie jakoś umilić czas - Varn skorzystał z przygotowanej zawczasu legendy.
-Mhm - mruknął w odpowiedzi barman. Varn zadał jeszcze kilka pytań o możliwości rozerwania się i zrelaksowania, dając do zrozumienia, że chce kupić prochy, jednak rozmówca odpowiadał tylko pomrukami i okazjonalnymi “popytam”. Ożywił się dopiero, jak były skazaniec zapytał, czy jest bezpiecznie i zadał kilka pytań na temat gangów. Wtedy agenci OH dowiedzieli się o dwóch organizacjach, które zwalczały się w tej dzielnicy - Kobry i Pięści. Póki co, były to przypadkowe przepychanki, pobicia członków i okazjonalne ustawki. Ale konflikt mógł eskalować w każdej chwili. Pogadali z właścicielem przybytku jeszcze kilka minut, po czym usadowili się przy wolnym stoliku.

Długo nie posiedzieli, bo Varn zdecydował, że skorzystają z propozycji autochtonów, którzy zaproponowali in uczciwą partyjkę w karty.
Dołączyli do trzech wytatuowanych typków. Jeden z nich, wiekiem chyba najmłodszy, bo w okolicach dwudziestki, miał długie, brudne, związane w kucyk włosy. Drugi był łysy, z wiecznie rozbieganym wzrokiem, jakby nie mógł się nawet na sekundę skupić na jednym przedmiocie. Zgrzytał też mocno zębami, co było słyszalne nawet przez zawodzące dźwięki dobywające się z szafy grającej. Ostatniemu Varn przyjrzał się najdokładniej. Stary, siwiejący z pociętą siateczką blizn skórą i lekko przekrwionymi oczami. Cały czas palił papierosy. Mówił powoli, chropowatym, zniszczonym dymem nikotynowym i mocnym alkoholem głosem. Jednak najistotniejsze nie było to jak mówił, ale co mówił. Varn usłyszał kilka wkrętów z grypserki i był pewien, że ten człowiek siedział. A tatuaż pod lewym okiem potwierdzał to przypuszczenie. Dodatkowo, wszyscy trzej mieli insygnia gangu kobry. A to na sygnecie, na kurtce lub tatuaż na nadgarstku.

Gra ciągnęła się ze zmiennym szczęściem przez jakąś godzinę. Aż doszła do momentu, kiedy na stole wylądowało w sumie prawie 100 TG plus fanty. A to była niezła stawka, jak na pubową grę. Do stolika podeszło nawet dwóch widzów, którzy zaczęli przypatrywać się emocjonującej rozgrywce. Po podbicu stawki do maksymalnej kwoty - czyli takiej, na jaką mogli sobie pozwolić grający, stary palacz wychrypiał: -Macie chłopaki coś jeszcze przy sobie? Czy macie dość?
-Sprawdzam - odpowiedział spokojnie Varn, kładąc na stole zegarek. Wtedy zdarzyło się coś niespodziewanego. Stojący dotąd w ciszy widzowie błyskawicznie dobyli ukrytych pistoletów i wymierzyli w grających.
-Witki do góry i się nie ruszać! - krzyknął jeden z nich. Wszyscy posłusznie podnieśli ręce do góry. Z wyjątkiem Varna, który trzymał dłonie cały czas na stole. -Mówiłem, kurwa, łapy, bo cię odjebię! - odezwał się ponownie napastnik, mierząc byłemu skazańcowi w głowę. Varn powoli podniósł ręce. Kiedy wewnetrzne części jego dłoni stały się widoczne, wszyscy zauważyli, że palmował ukrytego asa. Na ten widok błyskawicznie zerwał się długowłosy: -Oszukiwałeś, sukinkocie! Nie daruję ci!. Zaskoczeni takim obrotem sprawy napastnicy wymierzyli w niego broń, na chwilę poświęcając mu całą uwagę.
***
Flavio Sontanus
Varn prowadzony chyba wewnętrznym radarem, poprowadził ich prosto do lokalnej knajpy. Po wejściu Flavio czuł na sobie świdrujące spojrzenia zgromadzonych tubylców, widocznie przybytek nieczęsto gościł nowych klientów. Podeszli do lady za którą stał wąsaty grubas w upapranej tłustymi plamami kamizelce. Rozmowa z barmanem nie dostarczyła zbyt wielu informacji, dowiedzieli się jedynie o tutejszych grupach przestępczych Kobr oraz Żelazne Pięści które walczą ostatnio o strefy wpływów nic szczególnego. Zabrali swoje kufle wypełnione mętnym spienionym piwem i zajęli miejsca niedaleko baru z którego mieli dobry widok na całe pomieszczenie.

Po niedługiej chwili Varn dosiadł się do jednego ze stolików gdzie paru podejrzanych osobników grała w tutejszą odmianę pokera. Flavio nie skorzystał z propozycji towarzysza by zagrać w parach, i pozostał na swoim miejscu, maczając wąsy w rozrzedzonym piwie co jakiś czas spoglądając w stronę stolika gdzie toczyła się gra. Minuty powoli mijały, gdy po około godzinie nagłe ożywienie ze strony gdzie siedział Varn skupiło jego uwagę na tamtym miejscu. Stawki zaczęły rosnąć a na stole oprócz waluty leżały już m.in.: pistolet, sygnet oraz złoty kamyk prawdopodobnie ząb. Do stolika podeszło również paru gapiów by przyjrzeć się emocjonującej rozgrywce. Flavio zauważył jak jeden z nich wyciąga kartę z kieszeni i podaje do kolejnego, ten zaś zręcznie podrzuca ją do starszego siwego faceta grającego przy stoliku. Proceder zaobserwował jeszcze dwukrotnie, ale nie chciał reagować i dać towarzyszowi się oskubać. „Sam chciał się rozerwać” -pomyślał delikatnie uśmiechając się pod nosem.

Varn dorzucił do puli na stole swój zegarek, spokojnym głosem mówiąc -Sprawdzam -powiedział -Witki do góry i się nie ruszać!- wrzasnął jeden z gapiów -Oszukiwałeś, sukinkocie! Nie daruję ci!- dodał inny. Varn trzymał podniesione ręce zaś pomiędzy palców wystawał mu as kier. Flavio wziął głęboki oddech i natychmiast ruszył powoli w kierunku nowo powstałej wrzawy. Uwaga wszystkich skupiona była na nagłej awanturze co pozwoliło mu się zakraść od przeciwnej strony niż siedział Varn. - Chyba mamy w takim razie remis - powiedział sięgając za pleców do kieszeni starego zbira i wyciągając dwa asy kier, po czym dodał -Widać dzisiejsza partia będzie nierozstrzygnięta. Wskaźnik laserowy przy rewolwerze Flavia świecił na tylnej czaszce pokrytej siwymi włosami. -Varn zbieraj się wychodzimy. A to ekwiwalent za przerwaną grę.- kładąc na stół 30 kredytów, zabierając ze stołu zegarek. Nie spuszczając oka z siwego Varn pospiesznie wstał, zabrał ze stołu pozostałe fanty a także garść TG pozostawione przez Flavio. -Kolega żartował - rzucił usprawiedliwiająco widząc zdziwione miny autochtonów i ruszył pospiesznie w kierunku drzwi, gdzie wycelował w graczy z własnego pistoletu.Powoli wycofali się w stronę wyjścia, ciągle mierząc z broni. -Czysto! - dał znak duchownemu, że ten może już kierować się do wyjścia.

Gdy opuścili spelun pobiegli parę przecznic pełną prędkością, zatrzymując się za rogiem niskiego szarego budynku głośno sapiąc. - Masz! O mały włos by mi wypadł- wręczając chronometr -Następnym razem ja wybieram lokal, teraz prowadź do naszej miejscówki nie chce spotkać tamtych jeszcze raz-powiedział poklepując Varna po ramieniu.
 

Ostatnio edytowane przez giewues : 20-05-2020 o 15:15. Powód: uzupełnienie
giewues jest offline  
Stary 19-05-2020, 16:12   #24
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Noc minęła spokojnie. Carius upewnił się, że okolica była była "trudna" dla potencjalnego zamachowca - wąska, nierówna, niska zabudowa. Łatwiej się ukryć... i łatwiej się na bruk zwalić na główkę, tym bardziej, że wszystko śliskie od ulew. W takich warunkach byle tępy grox-łeb sam się zabije, a z takimi co sobie bez problemu radzą w takich warunkach to nawet nie było co zaczynać.

Varn ze swojej strony obczaił kwadrat. Obydwaj z Ploxem mieli podobne spostrzeżenia - okienko w kuchni (takie na dziecko albo wyjątkowo mizernego nastolatka), wychodzące na... w zasadzie to na mur, pod spodem była zagracona śmieciami alejka. "Alejka", bo to raczej była po prostu przerwa między dwoma budynkami. Dobre do ukrycia się, ale ściana goła, a pierdolnik rozległy - nie było szans na ciche podejście. Gzymsów w zasadzie nie było, a inny potencjalny punkt wejścia to duże okno w salonie i trzy mniejsze (w zasadzie takie same jak w kuchni) w pokoju gościnnym, pokoju dziecięcym i sypialni małżeńskiej (z czego te dwa ostatnie też wychodziły na ten zaśmiecony przesmyk). Nic czego nie da rady obstawić.

Ogień snajperski byłby trudny. Ktoś musiałby po chamsku stać w tych oknach by dało radę w niego łatwo walić. I "łatwo" to pojęcie względne: nie było dobrych pozycji w okolicy by wygodnie się rozłożyć z lunetą. Ktoś jednak dobrze pomyślał rekwirując ten kwadrat na potrzeby =][=.

Działało to jednak w drugą stronę. Oprócz jako takiego widoku na ulicę, strzelcy z wewnątrz chaty musieliby się wychylać by ogarnąć szerszy obrazek. Ponadto, wyjście na dach było na zasadzie świetlika dla kominiarzy, zamkniętego na kłódkę. Prosto na mokry dach z metalową dachówką. Plox jednak przytomnie stwierdził, że nie chce się ani połamać, ani włamywać (czy też wyłamywać).

Dzień i dwa wieczory pobytu w Mieście Danin minęły względnie spokojnie, nie licząc burdy w spelunie (za które Varn i Flavio dostali opierdol od Marion - nie za praktykę, a za zwracanie na siebie uwagi lokalnych degeneratów). Fabio i Merekkerth starali się zasięgnąć nieco języka - co było dość trudne, gdyż nawet jeśli zedrzeć z Perkele jego trybiarskie ciuchy, to Tryba z Tryba nie wyciągniesz. Raził po gałach ekscesywną i specyficzną bioniką, a jego maniery i "nieludzki" wygląd Próżniaka jeno dokręcały śrubę. W pewnym momencie nawet przywaliła się do nich policja - pałkarze czy krawężniki z Magistratum - podejrzewając go o bycie jakimś heretekiem. Odpuścili dopiero jak Fabio ich trochę ugadał i pokazali symbolikę oraz szaty AdMechu w torbie.

Szczęście w nieszczęściu. Chcieli ich zabrać na komisariat, ale zaraz Fabio ich oczarował jakąś bajerą, że są agentami AdMechu którzy badają ostatnie problemy zw. z pobratymcami z Gór Barahest. Oczarowani samozajebistością Boticelliego, funkcjonariusze Magistratum sypnęli paroma plotkami jakoby lokalna świątynia Adepust Mechanicus również była zaniepokojona brakiem kontaktu z główną bazą w Barahest. Już kilkanaście dni temu wysłała komunikat do współbraci na orbicie i w systemie oraz dalej do szerszego calixjańskiego Mechanicum. Podobną depeszę wysłał planetarny rząd nieco wcześniej - o tej wiedzieli, została przechwycona przez Astrid Skane, i to jej komórka Akolitów miała być nieoficjalną odpowiedzią.

Dowiedziawszy się o tym, Marion sama poszła do świątyni Trybów obadać sprawę. Wróciła z potwierdzeniem i pewnością, że cokolwiek się wydarzyło, miało swoje źródło w Barahestach. Miasto Danin było najprawdopodobniej "czyste".

Skoro świt trzeciego dnia od postawienia stopy na Tsade II, ekipa uprzątnęła mieszkanie, zabrała co zostało z żarcia i przejechała się furgonem na wschodni skraj miasta. Były tam już pierwsze plantacje, magazyny, silosy... i garaże dla pojazdów cywilnych oraz agrarnych. Trafili do jednego z nich, klucz do którego miała Marchand. Zostawili tam furgonetkę, w zamian biorąc zaparkowany wewnątrz pojazd.

I to nie byle jaki, bo był to przedstawiciel popularnej calixjańskiej modyfikacji powszechnego pojazdu znanego jako Land Crawler. Wzorzec ze świata-kuźni Synford w Otchłani Hazeroth, ale produkowany powszechnie na wszystkich światach-ulach. Ten tutaj to był któryśtam model z Fenksworld. To, co różniło Landcrawlery wz. Synford od powszechnych wzorców cywilnych (np. wz. Mars) było przeznaczenie - były to opancerzone pojazdy bojowe. Idea pochodziła z odległego acz słynnego świata-ula / świata wojny Krieg, gdzie landcrawlery przerabiano na transportery piechoty "Bruennhilde" i lekkie czołgi "Siegfried". Synfordiańskie landcrawlery były rozwinięciem tej pierwszej idei. Lekki pancerz, ciasna i niewygodna - ale dość pojemna - przestrzeń pasażersko-transportowa, kryta wieżyczka wyposażona w ciężki Stubber i zewnętrzną wyrzutnię RPG.
Ten erpeg był dość kuriozalnym wynalazkiem. Idea stara jak świat - granat o napędzie rakietowym. Niestety, w czasach 41 milenium nie taki skuteczny co kiedyś - był raczej metodą na precyzyjne dostarczenie granatu na daleką odległość. I to nie byle jakiego, bo ani ręczne ani strzeleckie z granatników łamanych bądź bębnowych nie pasowały - potrzeba było fabrycznie produkowanych granatów rakietowych bądź specjalnych zestawów konwersyjnych. Ponadto, choć rura i mechanizm spustowy były wielokrotnego użytku, trzeba było ładować ponownie co wystrzał, a trzymanie wyrzutni ciągle załadowanej groziło wypadkiem. W Synfordach nie było mechanizmu ładującego - ktoś musiał wyleźć z wozu albo wychylić się z górnego włazu (fakt, że był wtedy przez ten właz kryty od frontu) z granatem i załadować cholerstwo po każdym wystrzale. Natomiast odpalanie - tylko ze spustu elektrucznego w wieżyczce, tak jak cekaem obok. Ktoś, kto projektował to gówno musiał być zdrowo najebany rotgutem albo naćpany obscurą.

Z drugiej strony... darowanemu erpegowi nie zagląda się w rurę.

Ciężki Stubber... po prostu był. Standardowy imperialny typ ze stunabojową taśmą. Tutaj przynajmniej strzelec nie musiał wogóle wyłazić z wieżyczki czy otwierać włazu.
Obydwie bronie były obok siebie, a wieżyczka mogła się obracać na 360 stopni - elektrycznie, czerpiąc moc z odpalonego silnika, albo ręcznie na korbę. Spusty elektryczne miały własne zasilanie wystarczające na miesiące użytkowania.

Załogę stanowiły dwie osoby - kierowca i dowódca/strzelec/ładowniczy. Było z przodu miejsce na jedną osobę więcej, ale w wieży już niekoniecznie. Natomiast w przedziale transportowym było dość miejsca by (w wielkim ścisku i klaustrofobii) pomieścić drużynę dziesięciu żołnierzy z osobistym ekwipunkiem (niekoniecznie z plecakami pełnymi szpeju).
Maszyny tego typu były w powszechnym użyciu jako transportery opancerzone i traktory przez różniste siły obrony planetarnej, milicje i zadupne garnizony.

Wóz był w pełni sprawny, zatankowany do pełna. Na dupie miał dwa zbiorniki pełne promethium. Razem starczyło na jakieś trzysta kilometrów. Do tego niektóre miejsca pasażerskie były złożone, a w ich miejscach kartonowe pudła i mała metalowa beczka. Ta ostatnia była pusta, ale miała filtry i paczki z preparatami uzdatniającymi wodę. W kartonach zaś były żelazne racje żywnościowe: gówno z tak zwanej trupiej mąki, synt-pasta i rolki "dziennych modlitw" - były to spore, jadalne pergaminy nasączane witaminami, mikro i makroelementami oraz innymi składnikami odżywczymi. Żucie tych kartek pozwalało zachować życie i energię do tego życia na jeden dzień... I na pewno przydawało się amatorom fitnessu i diety radykalnej. Wraz z tym co przynieśli ze sobą starczyło im na tydzień, a przy ostrym racjonowaniu jakieś dwa tygodnie.

Całość pomalowana w klasyczny olive drab. Tylko cholera nie było klimatyzacji, raptem nawiew z silnika lub wentyli. Tym samym pojazd nie był hermetyczny. W warunkach użycia broni NBC co najwyżej robił za metalową trumnę. Pancerz miał lekki, lżejszy nawet od walkerów typu Sentinel, ale po swoim ojczulku Land Crawlerze odziedziczył solidną konstrukcję i łatwość w naprawie. Na drodze wyciągał 50 km/h, co było i tak niezłe... choć może nie aż tak dla członków tej drużyny.

Barahesty były dwieście kilometrów na północny wschód. Po drodze oczywiście dosyć sporo wiosek i miasteczek (tutaj zwanych agrostacjami). Te, które odnotowały zaginięcia były w promieniu 10-20 km od gór (a dokładniej okolic Świątyni Maszyny).

Pozostawili furgon w garażu i ruszyli w podróż. Nie było co czekać, za to im nie płacono. Za to radio działało.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=1M14KAqfPKc[/MEDIA]

Opuścili Miasto Danin kierując się czteropasmową motostradą na wschód. Już od samego skraju miasta (pomijając kilkunastometrowy, wykoszony pas kontrolny) rozpościerały się plantacje. Po horyzon, z każdej strony, przerywane tylko przez rzadkie zabudowania przeznaczenia agrarnego, później też przez agrostacje, motostradę, kanały melioracyjne, równo sadzone i odmierzone "lasy" oraz okazyjne wzgórza (czy też raczej płaskoszczytowe nasypy obsadzone drzewami).

Przed sobą mieli parę godzin jazdy. Dość niewygodnej dla tych z tyłu i tego w wieżyczce. Za kierownicą zasiadła tym razem siostra Marchand. Do wieży posłała Ploxa. Nie umiał za bardzo obsługiwać broni ciężkiej, ale miał bystry wzrok - a o to tutaj chodziło. Ktoś mógł też zająć dupą miejsce "w kącie" z przodu. Reszcie pozostały siedziska z tyłu.

Wóz się rozpędził, "mknąc" motostradą na wschód. Ruch był niewielki, można było "grzać". Potężny silnik dwusuwowy napierdalał tak głośno, że chyba go słyszano na całej planecie... i pod czaszkami osób przewożonych.

Ci na pace, nie mogąc wyrobić od hałasu, drżenia, niewygodnych siedzisk itp. imali się różnych rzeczy. Medytacji, gry w kamień/papier/nożyce, próbowali przekrzykiwać hałas by się porozumieć, wstać i rozprostować albo "przejść" po przedziale transportowym i rozejrzeć się. To ostatnie przyniosło wymierne rezultaty. Pod siedzeniami z jednej i drugiej strony były dwie rury.

Jednorazowe tuby z rakietami. Jedna z przeciwpancernym Krakiem, druga przeciwpiechotnym Fragiem. A pod sufitem dwie mniejsze, też jednorazowe wyrzutnie z erpegami Frag i Krak. Była też skrzynka z sześcioma erpegami do wieżyczkowej wyrzutni - po trzy Frag i Krak.

Nikt ze zgromadzonych nie miał doświadczenia w obyciu się z taką bronią, ale - jak już wspomniano - darowanej bazooce nie zagląda się do rury.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 20-05-2020, 15:50   #25
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
-Dawno nie widziałam takiej niekompetencji operacyjnej, nonszalancji i głupoty - tyrada Marchand trwała już jakiś czas. Varn zauważył, że jak sie wkurza, to jest całkiem sexi. -Wyjście na miasto, do jakiejś podłej speluny i nielegalna gra hazardowa? Tak zachowują się agenci Ordo Hereticus? Chcieliście się pobawić, co? I czy dobra zabawa jest nierozerwalnie związana z alkoholem?
-Nieprawda
- przerwał Varn - Nie muszę się dobrze bawić, żeby pić alkohol
Marchand rzuciła podwładnemu spojrzenie, które mogło zabić. -A co sobie myślałeś wymachując bronią w cywilnym przybytku? I po co tam w ogóle lazłeś? Żeby kantować podczas pokera?
-Ja oszukiwałem, oni oszukiwali. Czyli w sumie graliśmy fair
- Varn podsumował rozgrywkę.
-Żeby mi to było ostatni raz. Od teraz żadnego wychylania się. Trzymajcie głowy nisko i nie wyróżniajcie się z tłumu. Czy to jasne?
-Mnie pasuje, szefka.
-Odmaszerować!

Mężczyźni wyszli z pokoju Marion i przeszli do salonu. -Chyba na mnie leci - powiedział Varn do kleryka.

Varn wpakował się na przednie miejsce Land Cruisera, aby mieć lepszy widok na okolicę. I na Marchand, ma się rozumieć. Robił za pilota, oglądając projekcje holograficzne otaczającego terenu. Niby mieli geolokalizację, ale ona nie zastępowała sprytu, wzroku i zdrowego rozsądku. Starał się nawiązać rozmowę z Marion i w dość niewybredny sposób ją zbajerować, pytając ją o to jak wygląda szkolenie w Adepta Sororitas i czy dużo tam mają konkretnych lasek. Interesowało go też dlaczego jest takim twardym dowódcą i czy lubi mieć pod sobą mężczyzn. Z zaproszenia na wspólny wypad na jakąś strzelnicę aby poćwiczyć oczy i ręce nie skorzystała. Ale Varn łatwo się nie poddawał.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 20-05-2020 o 19:21.
Azrael1022 jest offline  
Stary 20-05-2020, 17:28   #26
 
giewues's Avatar
 
Reputacja: 1 giewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputacjęgiewues ma wspaniałą reputację
Po powrocie do tymczasowego miejsca zbiórki, zastali czekającą już na nich Marion Marchand. Stała ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma opierała się o brzeg stołu, zaś jej rozgniewana mina budziła u Flavio skojarzenia z drapieżnym ptakiem. Tonem garnizonowego porucznika punktowała nieodpowiedzialność oraz lekkomyślność kleryka wraz z jego kompanem, której dopuścili się podczas swej eskapady. Kończąc rugać niesubordynowanych podwładnych rzuciła krótkie -Odmaszerować!-. -Chyba na mnie leci - powiedział Varn szturchając go w bok. -To czemu patrzyła na mnie hm? - szybko zripostował.

Z samego rana cała ekipa wsiadła do furgonetki którą przyjechali z kosmoportu, i ruszyli we wskazanym przez ich dowódczynie kierunku. Dojechali na teren poza miastem gdzie podłużne betonowe konstrukcje służyły za składowiska wszelkiej maści maszyn rolniczych i pojazdów oraz warsztaty do naprawy takowych. Zatrzymali się przy jednym z nich. Marachand wyszła z wozu otwierając kluczem bramę, wskazując kierowcy by wjechał do środka. Wewnątrz zastali lekko opancerzony pojazd bojowy tzw. Land Crawler, -Myślicie że będziemy potrzebować takiej armaty?- spytał wskazując wyrzutnie zamontowaną na wieżyce pojazdu.

Gdy crawler wjechał na monostradę, silnik zaczął pracować pełną mocą. Hałas w komorze transportowej stawał się nie do zniesienia, uniemożliwiając praktycznie rozmowę. Flavio miał wrażenie że ktoś zarzucił mu na głowę metalową puszkę i z całej siły, raz za razem uderzał w niego metalową chochlą. „Niech ta podróż się szybko skończy” myślał Flavio próbując rozsiąść się w możliwie najmniej niewygodnej pozycji.
 
giewues jest offline  
Stary 20-05-2020, 21:36   #27
 
Reset1212's Avatar
 
Reputacja: 1 Reset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputacjęReset1212 ma wspaniałą reputację
Gramoląc się ze środka wana pierwsze co Carius ujrzał był kolejny jeszcze ciaśniejszy pojazd. Zmodyfikowany Land Crawler nie należał do najwygodniejszych środków transportu, a wizja spędzenia w nim kolejnych paru godzin drogi w kolejnej puszcze nie była tym co chciał robić. Co innego że w takich właśnie warunkach czuł się jak w domu. W sumie w kopcu wszystko wyglądało jak zmniejszone wnętrze Land Crawlera.
-Plox wieża- padła komenda. Nie oponował. Nim zajął jedyne gniazdo pojazdu, mimo braku zdolności obsługi ciężkiego sprzętu, podszedł do skazańca.
-Słuchaj Vran, widziałem że ogarnąłeś lornetkę, a na tym pięknym miejscu które mam zająć. -wskazał wieżyczkę- Jestem idealnym celem do odstrzelenia, przydałoby mi się takie cacko. Moja została w kopcu, a tam też przestrzenie nie były na tyle rozległe żeby kłopotać się jej użytkowaniem. Jasne mogę patrzeć przez lunetę w broni. Choć lornetka ma to do siebie że jednak więcej przez nią widać. To jak?
Mimo że Vran myślał że lepiej by było, żeby lornetkę miał ktoś siedzący obok kierowcy, aby mógł też wypatrywać zagrożenia i przekazywać co się dzieje na wieżyczkę, problem był taki, że nie dało się nawiązać żadnej komunikacji.
-Trzymaj, tylko nie zniszcz - były skazaniec kopsnął towarzyszowi sprzęt.
-Jeśli obawiasz się że nie będę miał was jak poinformować o zagrożeniu. To bądź pewien że jeśli będzie się coś dziać to usłyszycie strzał. Myślę że dźwięk spokojnie przebija się do kabiny.
Rozsiadł się na wierzy z karabinem na kolanach i lornetką w pogotowiu, jadąc motostradą wyciągnął papierosa i zapalił odprężając się choć na chwilę. Zaciągnął się dymem, jednocześnie czując się dość nieswojo w tak rozległym wolnym od zgiełku odtoczeniu. Zaciągnął się jeszcze raz wypełniając kiepskiej jakości dymem płuca. Przynajmniej w ten sposób mógł sobie zapewnić zanieczyszczenie powietrza do którego był przyzwyczajony. Cisnął niedopałek i chwycił za lornetkę. Nie stanowiła szczytu technologii ale była wystarczająca. Rozpoczął obserwacje, przepatrując budynki, agrostacje, obrzeża lasów czy okazyjne wzgórza. Sporadycznie patrząc w tył szukając ewentualnych pojazdów które mogły by ich śledzić. Prócz ciężkiego sprzętu, przed którym mógłby co najwyżej ostrzec resztę rozglądał się za dogodnymi miejscami snajperskimi odległymi maxymalnie kilometr od ich pojazdu. Był świadom że jest w stanie trafić kogoś z sześciuset metrów. Trafienie człowieka na wieżyczce czy kierowcy pojazdu pędzącego drogą z kilometra, wymagało nie tylko świetnej broni ale i niesamowitych umiejętności strzeleckich. Lepiej było strzelać z czołgu do takiego pojazdu niż z snajperki. Wspomniał Marchand że gdy tylko ujrzy zabudowania wiosek, z których zginęli ludzie, da jej znać, należało przeprowadzić rekonesans nim ewentualny wróg ich zobaczy. Taki sam schemat miał zamiar przeprowadzić wobec miejsca docelowego. Wszystko się liczyło. Bronie, pojazdy, cienie, odbicia światła, ludzie którzy są a których nie powinno być lub na odwrót. Wszystko.
 
Reset1212 jest offline  
Stary 21-05-2020, 01:10   #28
 
BigPoppa's Avatar
 
Reputacja: 1 BigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputacjęBigPoppa ma wspaniałą reputację
Dni upływały na czekaniu. Przyzwyczaił się do tego podczas służby w Gwardii. Służba składała się w większości z czekania. Czekania, aż wydarzy się coś - zaczną atakować, przyjdzie rozkaz, nagle zaczną spadać pociski artyleryjskie, wpadną w zasadzkę. Czekanie dobijało. Podskórnie, każdy Gwardzista wiedział co nastąpi. Nieunikniona konsekwencja losu żołdaka Imperatora. Każdy miał różne sposoby na zabicie czasu, lepsze lub gorsze..


"Podróż z rodzinnej planety na Tranch była długa i męcząca. Dręczyły go niespokojne sny, o niezrozumiałej symbolice. Krótkie, nagłe, urywały się nagle jak taśma w heavy stubberze. Nie mniej, coś się działo.
Sądził, że po wylądowaniu na planecie, od razu ruszą do boju. Pierwszy zawód młodego Gwardzisty. Z kosmoportu w kopcu, który nadal był w rękach Lojalistów, przetransportowano ich do jakieś oddalonej od ludzki osad placówki. Zapewne kiedyś stacjonowały tu PDF, bo wojskiem śmierdziało z każdego centymetra kwadratowego. Budynki koszarowe zostały bardzo szybko zajęte przez pierwsze regimenty, które trafiły na planetę. Zarówno na części placu, jak i na zewnątrz stacjonowały maszyny Gwardii Imperialnej - potężne czołgi Leman Russ, transportery Chimera. O Leman Russach dużo słyszał, na Fenksworld produkowano część ważnych części do czołgów, za to składali Chimery. Nie on, oczywiście, ale widział to i owo.
Pełno było żołnierzy w mundurach wszelkich kolorów, z oznaczeniami regimentów. Ich regiment nie posiadał wyróżniających się znaków, byli nijacy. Jak ogrom regimentów Gwardii. Tylko niektóre planety są w stanie zagwarantować dobre wyszkolenie i wyposażenie, a 137 regiment Fenksworldu do takiego nie należał. Mundur, pas, hełm na głowie i lasgun w dłoni.
Rozbili się obok drugiego regimentu z ich planety. Swojaki trzymały się w kupie.
Niektórzy oficerowie i podoficerowie, ci nadgorliwi, organizowali ćwiczenia na sucho czy utrzymywali dyscyplinę poprzez zaprawy fizyczne, ale żołnierze zaczęli na własną rękę organizować sobie życie. Bertan czyścił lasguna i ćwiczył, na sucho rzecz jasna. Namiot dzielił z swoją drużyną, do której należał też i Jor. Imperator tylko wiedział, dlaczego Jor tak głośno chrapał. Niczym hutniczy miech.
Czekali tak dzień, dwa, w końcu tydzień. Zaczął się drugi, gdy nadszedł sygnał."


Nim wyruszyli, zdołał przebrać się w mundur i założyć na siebie pancerz. Zjadł batona proteinowego, zapewniając sobie odpowiedni zastrzyk energii. Tym razem usiadł z tyłu furgonetki, by nie rzucać się w oczy. Sprawdził broń, dwukrotnie. W kaburze udowej siedział laspistol, przy pasie mono-nóż, a główną bronią był lasgunu - którego lufa obecnie celowała w podłogę. Tak mu poradzili na Tranchu, jacyś gwardziści z regimentu zmechanizowanego. Tłumaczyli mu i innym z Biednej Pierdolonej Piechoty, że na wypadek nagłego wystrzału, laserowa krecha pierdolnie w podłogę i nie zrobi nikomu krzywdy. Gdyby ktoś celował w górę, albo trzymał broń na kolanach..
Mikenheim wolał nie sprawdzać. Całą drogę pokonał w milczeniu.

To co zastał w garażu bardzo, ale to bardzo mu się nie spodobało.
- Zapierdoliłaś to jakimś powstańcom czy innym rewolt-małpom? - sarknął gwardzista, widząc cud techniki. Stan, a szczególnie modyfikacje tego dzieła techniki, przypominały mu..


"- Te małe, pierdolone gówna, które ktoś nazywa czołgami! Napierdalają na nas z tamtego skrzyżowania! - wykrzyczał Halldor, operator wyrzutni rakiet. Ksywka Opalony, dzięki uzyskaniu Opalacza z Miotacza jak mówiło się na oparzenia od gazów wylotowych z końca wyrzutni. Cały regiment rzucono do odbijania kwartałów kopca. Kopiec był popierdółką w porównaniu do Triatam, Volg czy Magnagorsk, ale nadal był kopcem. Nic dziwnego, że 137 regiment czuł się jak w domu i dawał wycisk buntownikom. Ulice, habitaty, fabryki, magazyny, faktorie, miejska dżungla.
Wszystko szło fajnie, dopóki przeciwnik nie przypuścił śmiałego ataku pod osłoną nocy, który przeciął 137 na pół. Łączność była średnia, by nie powiedzieć, że do dupy. Zepchnięto ich w tył, zmuszając do obrony i okopania się na ulicach. Najwyraźniej te skurwiałe rewolt-małpy, jak mawiał na nie najstarszy w plutonie Baldur Dovig.
- Jebane rewolt-małpy, dlaczego się nie poddadzą? - zastękał w wkurwie, któregoś razu Baldur, spluwając na ciała obleczone szmacianymi mundurami o nieopisanych kolorach.
I te rewolt-małpy własnie atakowały, takimi wypierdkami. Posypała się seria od srających hałasem metalowych puszek. Waliły stubbery, pociski poszły górą, potem dołem. Badali teren, kurwie syny. Chcieli wciąć się w głąb wyłomu, sprawdzić jak mocny jest Stotrzydziestkasiódemka. A byli chujowo słabi, jeśli przychodzi o walkę w terenach innych niż miejskich. Opancerzenia brak, dużych środków odpowiedzi na pojazdy też nie mieli. Musieli polegać na tym, co zdobyli od wroga - a zaskakująco, Buntownicy uzbrojeni byli w imperialny sprzęt wojskowy, oznaczony regulaminowo - a głównie na sobie.
Pozwolili by te metalowe gówna wjechały pośród nich i zaczęło się piekło. Najpierw wyleciał w powietrze pierwszy wóz, na minie opalonej przez drużynę ulokowanej naprzeciw nich, na piętrach habitatu, potem pierolneła mina odpalona przez czujkę na przodzie. Halldor wypuścił głośno powietrze, wykrzyczał hasło
- Chuj ci w zęby! - by wypuścić rakietę. Bertan w ostatniej chwili zdołał zatkać uszy i otworzyć usta, by zniwelować dupnięcie z tyłu rury. Huk jak z petardy, a potem świst gdy rakieta pomknęła i wyjebała z główki w bok pierdzika. Wystrzelił w kuli ognia.
Mikenheim podniósł się do góry i zajął pozycję. Strzelał pojedynczymi wiązkami, przeskakując z celu na cel. Strzelali wszyscy, łaziki odpowiadały ogniem.
Wypuszczały nawet swoje rakiety, waląc po budynkach.
Lufa stubbera zamontowanego w takim łaziku podniosła się na nich. Bertan przełączył na ciągły, strzelając ku piechocie buntowników, która wspomagała "pancerną pięść". Skosił kogoś i rzucił się na podłogę, gdy kulę przekosiły okna. Ktoś krzyknął.
Baldur dostał kilka kulek na klatę gdy miał już rzucać granatem. W ostatnim przebłysku świadomości, widząc co nastąpi, zakrył swoim ciałem granat. Impet przyjął na siebie, a huk na chwilę ich ogłuszył.
- Schodzimy niżej, łapać co się da - krzyknął kapral Sayer. Oznaczało to, aby zabrać magazynki i przydatny sprzęt z poległych. Baldur obdarzył jego i Jora trzema magazynkami do lasguna, które rozdysponowali między siebie. Złapał swoją broń, powszechny model Galaxy, i pobiegł za braćmi."




.. no ale kurwa wszystko mógł zdzierżyć, tylko nie łazik wydarty z dupy jakieś małpiej partyzantce z groxowej pizdy.
Bliższe oględziny tylko utwierdziły go w pochodzeniu pojazdu, a środek nawet ubawił.
Upchnięte rury jednorazowych wyrzutni granatników napędzanych rakietowo. Albo to były przechowalniki amunicji do wyrzutni w wieżyczce. Wsiadł jako ostatni do przedziału destanu, by móc jako pierwszy wyjść na akcje. W końcu był bojową szpicą tej komórki. Tylko Marion mogła równać się mu doświadczeniem stricte bojowym, choć nie dałby sobie za to uciąć głowy.
Oparł głowę o kolbę lasguna. Hełm wcisnął między uda, zamknął oczy. Spał w gorszych sytuacjach, toteż paradoksalnie do sytuacji, Bertan Mikenheim uciął sobie krótką drzemkę znajdując w pracy silnika metodyczny wzór dźwięków, na których się skupił i przysnął. Gwardia uczy wielu przydatnych rzeczy.


I Imperator mu świadkiem, że tęsknił z Gwardią. Tak samo jak tylko Imperator wiedział, dlaczego to jego Zloty Tron obdarzył łaską dalszego życia. Trzecie Narodziny.
 
__________________
Ayo, 'sup mah man?
BigPoppa jest offline  
Stary 21-05-2020, 10:59   #29
 
Deliad's Avatar
 
Reputacja: 1 Deliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputacjęDeliad ma wspaniałą reputację
Firolio nie tracił dnia na siedzenie w mieszkaniu, choć wygodne i większe niż jego własne, chciał skorzystać z możliwości przejścia się po mieście gdzie mógł chłonąć jego atmosferę. Każda planeta jest inna i ma swój własny niepowtarzalny „smak”. Tak jak ludzie wpływają na jej wygląd, tak ona wpływa na nich. Nie tylko na wygląd często determinowany siłą grawitacji, ale na ich psychikę, zachowania i kulturę.

Ooo jak dobrze tak iść i mieć nad sobą niebieskie niebo.

Jego miejsce pracy przypominało bardziej kopiec niż agroświat. Z rana spacer betonowymi korytarzami do archiwum, siedzenie nad aktami przy małej lampce i analizowanie raportów, przygotowanie ich analiz i możliwych postępowań. Ślęczenie, aż szef nie skończy i nie wyjdzie z biura. Często późno w nocy. Tyko kilka wycieczek do kantyny lub automatu z pobudzaczami i energetycznymi batonami. Później szef zabiera do firmowej knajpy i moralizuje, gani, nagradza zazwyczaj do północy. I tak dzień w dzień, aż siódmego dnia obowiązkowa wizyta na strzelnicy i praca nad formą. Tak, praca w terenie jest o wiele lepsza.

Miasto małych domów łączących się w bliźniaki i baraki. Rozwrzeszczana gawiedź ganiająca się z koszami zgniłej rzepy, umazana sokiem para znikająca w wąskim zaułku. Aż tryskają z nich feromony.

Adept sięgnął do kieszeni po oldschool-ową fajkę, zaopatrzoną w filtry i kostki sprasowanego syntetycznego tytoniu. Kiedy on ostatnio miał kobietę? Chyba miał jeszcze wtedy włosy. Kiedy czuł tętniącą w żyłach krew i huczenie w głowie. Tak jak tamci roześmiani młodzicy? Łóżko, archiwum, knajpa, łóżko, archiwum knajpa...

Jacyś staruszkowie siedzący pod drzewem wymachiwali rękami sącząc z wysokich kubków parujący zielonkawy płyn. Przed nimi po planszy skaczą magnetyczne imitacje antycznych zwierząt. Podchodzę do nich i pytam o zasady gry. Przedstawiam się jako Figo, osadnik zmierzający na Tsade I. Pytam o zbiory i techniki siewu. Nieufność staruszków szybko mija i narzekają stetryczałymi głosami na wszystko na czym świat stoi. Ale, potwierdzam informacje na temat problemów z maszynami rolniczymi po niepokojących zaburzeniach pogodowych oraz plotki o zaginięciu ludzi z agrostacji w okolicach gór. Zająknięcie na temat tech-kapłanów, którzy powinni już dawno zająć się maszynami. Trafiła się także anegdota na temat mechanicznego byka, jakby żywcem wyjętego z mitu o Talosie i Europie. Jednak szybko zmiarkowali, że wchodzą na tematy zbyt bliskie herezji i wrócili do gry.


Firalio skwitował żarty na temat spania w jednym łóżku z Fabio, narzekaniem na temat spartańskich warunków, jednocześnie krzywo się uśmiechając do Fabio i mrugając okiem, rozbawiony w myślach faktem, że mityczni spartanie byli w dzieciństwie dzieleni na Agoge gdzie królował homoseksualizm.

Dalszy dzień składał się się z podróży. O ile pierwsze auto wydawało się być ciasne i niewygodne przy drugim było jak limuzyna. Usiadł w części transportowej i sięgnął po fajkę. Nie odpalał jej jednak ze względu na zaduch i towarzyszy, po prostu lepiej mu się myślało z fajką między zębami. Wyciągnął swoje automatyczne pióro i pogrążył się w sporządzanym dzienniku.
 

Ostatnio edytowane przez Deliad : 21-05-2020 o 11:00. Powód: justowanie
Deliad jest offline  
Stary 21-05-2020, 18:51   #30
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Rankiem przed wyjazdem z kwadratu do garażu w celu zmiany transportu, Varn miał chwilę, żeby wyjaśnić krzywość Fabia i Boticellego. Z psykerem miał już możliwość się poznać podczas rzucania zgniłymi owocami, toteż jego zagadnął najpierw.
-Fabio, kto kogo puka na tym łożu małżeńskim? W nocy dobiegają stamtąd dziwne dźwięki i pomrukiwania. Chcę wiedzieć kogo mam w ekipie.

Fabio wydał się całkowicie nieskrępowany tym pytaniem. Przeczesał dłonią włosy uśmiechając się do Varna.
- Nie przypominam sobie by do czegoś między nami tam doszło. Acz wyczuwam w twoim głosie, mój przyjacielu, chyba nie tylko ciekawość… ale i zazdrość. Czyżbyś chciał spędzić noc przy wiernym, opalonym słudze Imperatora? Wyglądasz jakby naprawdę ci na tym zależało... - zapytał Fabio spoglądając głęboko w oczy wytatuowanego towarzysza.

-Git, że nie nikt nie dał w styję ani nie było hejnału, sprawa wyprostowana. A co do propozycji - tu jest wolka, swobodny dostęp do raszpli wszelkiej maści, więc na nich się skupiam. Po trzech latach w pudle tego mi brakuje najbardziej. Dawanie w styję pozostawiam innym. - odpowiedział Varn.

Fabio nachylił się ku Varnowi i szepnął mu na ucho tak by inni nie słyszeli.

- No cóż Varn... pamiętaj że to ty pierwszy wspomniałeś o pierdoleniu się w odbyt. A jak to się mówi... głodnemu chleb na myśli. - poklepał ex skazańca po ramieniu, mrugnął do niego, a potem załadował się do Land Crawlera.

***

Drogę spędził medytując. Siedział na swoim miejscu trochę skulony, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Musiał jakoś się odciąć od rzeczywistości w której maszyna hałasowała w niebogłosy. Aż ciężko było się zastanowić nad całą sytuacją i tym czego się dowiedzieli.

A dowiedzieli się wcale nie tak dużo. Ostatecznie Fabio podejrzewał że w górach zalągł się kult albo jakieś parszywe stworzenia, które wybiły marsiańskich braci. Sprawa Mosiężnego Byka mogła być zwidami, lecz tutaj można było podejrzewać jakiś straszliwy konstrukt albo nawet dziwną istotę.

Co do ostatniej części ich zadania w tym systemie... nie miał żadnych przypuszczeń. Musiał się uzbroić w wiarę, że Imperator im dopomoże i pozwoli przezwyciężyć wszystko co stanie im na drodze.
 
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172