Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-03-2021, 12:55   #151
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 31 - Koniec (1/2)

Czas: 2618.08.24; 01:45
Miejsce: system Deneb IV; kontrola lotów przy bramie południowej
Skład: Dan i Harry


- No i kolejny klient zaraz będzie zrobiony. - Dany spojrzał na wskaźniki które od jakiegoś czasu sygnalizowały wzrost przepływu energii co zwiastowało przybycie kolejnego statku.

- Spory. Pewnie jakiś frachtowiec. - Harry skinął głową obserwując rozkład energii zwiastujący obiekt o dużej masie. Zwykle to były frachtowce, czasem pasażerskie. Na razie wszystko szło rutynowo na tym nocnym dyżurze.

- Na co obstawiasz? - kolega zerknął na niego zaczynając te ich tradycyjną grę w zgadywanki. Tak to było na tym posterunku. Albo długo, długo nic się nie działo albo wszystko działo się na raz i natychmiast. To już wolał ten pierwszy wariant. Na szczęście właśnie go przerabiali.

- No ja to bym chciał wreszcie trafić na kosmiczne, napalone cheerleaderki - nimfomanki. Najlepiej w potrzebie i co by się rzucały na szyję z wdzięczności. - Harry sprzedał ich tradycyjny suchar który mimo upływu kolejnych dyżurów wciąż ich obydwu bawił.

- Pewnie aby nie tylko tak okazywały swoją wdzięczność. No ale stary bądźmy realistami. Co obstawiasz? - Dan sięgnął po kubek z kawą i wskazał na ekrany dając znać, że zaraz obiekt się pokaże, skany go zeskanują wyłapią respondery, zidentyfikują to już będzie po ptokach na takie zabawy w zgadywanki.

- No to jak realistycznie to pewnie z moim szczęściem jakiś rudzielec. A ty? - Harry machnął ręką odsyłając marzenia o napalonych nimfomankach w niebyt i wrócił do rzeczywistości.

- No to ja stawiam na gaźnik. - oba wybory były raczej oczywiste. Zwykle przylatywały tutaj albo transportowce rudy albo gazu. Więc była największa szansa wygrać taki zakład stawiając na któryś z tych dwóch typów.

- No i mamy go. Frachtowiec czyli bez sensacji… No i pewnie ruda albo gaz sądząc po ładowniach… Zaraz go zidentyfikują to zobaczymy kto wygrał. - kontroler pokiwał głową patrząc jak brama rozbłysła światłem i zaczął się wyłaniać masywny kształt. Z miejsca skanery wzięły go w obroty więc z każdą chwilą spływało coraz więcej detali. Na razie wszystko szło rutynowo.

- Ale gruchot. Klasa “Andromeda”. To takie jeszcze latają? - Dan skrzywił się widząc jak komputer zakwalifikował gościa. Wolałby coś nowszego. Po przejściu przez bramę aparatura statku potrzebowała nieco czasu aby dojść do siebie to na razie byli zdani na własne systemy skanujące nim uruchomią się respondery statku.

- Poślę sondę, niech go obejrzy z bliska. - rzekł kolega robiąc kilka ruchów na swojej konsolecie. Stacja kontrolna dryfująca na zewnętrznych skrajach systemu wypluła mały automat i ten skierował się ku o wiele większej sylwetce jaka właśnie wyłoniła się z bramy.

- O. Mamy ich. Respondery się odezwały… Statek “Aurora”... Cholera! - starszy stopniem kontroler znów się skrzywił jakby dojrzał coś co go zaskoczyło albo mu się nie podoba.

- Co? - kumpel spojrzał na niego nie bardzo wiedząc o co chodzi.

- Remis. Połowa gazu a połowa rudy. - popatrzył na kolegę dając znać o wyniku ich małego zakładu.

- No to remis. Ty kupujesz mi kawę a ja tobie. - Harry wzruszył ramionami nie bardzo się przejmując tym odkryciem. Sam zajął się sterowaniem sondą. Była jeszcze dość daleko ale zoom optyczny już robił swoje. - Jakiś osmolony. Chyba w coś przygwoździł dziobem. - powiedział zdając relację z pierwszego wrażenia jakie zrobił na nim frachtowiec.

- Co? Chyba ich pogrzało? - Dan zamrugał oczami gdy dojrzał rząd cyfr i symboli na holo ekranie.

- Co się stało? - kumpel rzucił okiem ale bardziej interesowało go odkrywanie sondą powierzchni ich gościa. To dziwne, że był taki osmolony. Czyżby to był jakiś dziwny kaprys z malowaniem? Na oko to trudno było ocenić. Trzeba by pobrać próbki.

- Mam go w rejestrze. - odparł powoli starszy stopniem czytając co tam stoi w tym rejestrze na temat tego statku.

- No to chyba dobrze. Dopiero by była heca jakby przyleciał ktoś kogo nie ma w rejestrze. No. To by było coś. Wreszcie coś by się działo. - Harry wzruszył ramionami i pokiwał głową. Domyślał się, że Dan pewnie coś ciekawego wyczytał w tym rejestrze ale wolał go sprowokować aby sam o tym powiedział.

- Słuchaj tego. “Frachtowiec “Aurora” (klasa Andromeda) wyruszył z systemu Pegasus na Deneb IV”. - kumpel też znał tą grę i nie dał się tak łatwo podpuścić. Zerknął w bok na Harry’ego aby spojrzeć na jego reakcję. Ten udawał obojętność całkiem dobrze.

- No i? Wyleciał tam, doleciał tu no i koniec pieśni. Co w tym niezwykłego? - droniarz dalej oglądał kolejne detale ich gościa nie chcąc dać poznać, że jednak zaciekawiły go te wieści.

- Bo to jest rejestr statków zaginionych. Wylecieli z Pegasusa w 2523. Prawie sto lat temu. - Dany w końcu zdradził finał tej krótkiej historyjki. To podziałało. Harry stracił zainteresowanie sondą i spojrzał na niego sprawdzając czy go nie robi w balona. A dostał ten sam tekst na ekranie do przeczytania gdzie właśnie coś takiego tam stało.

- Ale jak? Z Pegasusa? Przecież nawet 100 lat temu to się leciało góra kilka lat. Ze 4 może 5. - Harry pokręcił głową z niedowierzaniem zastanawiając się jak to jest możliwe.

- Cholera mam nadzieję, że to nie jest jakiś przeklęty statek widmo. Czekaj, ich komputer się zgłosił. - widząc, że pojawiło się wyczekiwane zgłoszenie przerwał rozmowę z kolegą i skupił się na wywołaniu zaginionego statku. Widocznie komputer otrząsnął się po przejściu przez bramę i zaczynał wracać do normy.

- Tu stacja kontrolna “Deneb IV Południe”, tu stacja kontrolna “Deneb IV Południe”, do frachtowca “Aurora”, zgłoście się. - zaczął standardowe wezwanie jakie było standardem przy każdej jednostce przechodzącej przez bramę.

- Tu frachtowiec “Aurora”, mówi komputer pokładowy, zgłaszam się. - odpowiedział spokojny kobiecy głos.

- Podajcie swój status “Aurora”. - Dany trzymał się sprawdzonych reguł ale czuł mieszaninę napięcia i ciekawości. Nie miał kompletnie pojęcia czego się spodziewać po takim zaginionym od stulecia statku.

- Silniki sprawne, spż sprawne, ładunek w komplecie, załoga wymaga natychmiastowej hospitalizacji. Przesyłam dane. - komputer pokładowy frachtowca też trzymał się procedur i te alarmujące dane podał spokojnym głosem. Dany skinął na kolegę a ten skinął głową i szybko przejął kanał wewnętrzny.

- Tu Harry, ruszcie się tam. Mamy gościa z wezwaniem do natychmiastowej hospitalizacji. 9 osób. Przesyłam wam dane. - kontroler szybko przesłał wezwanie alarmowe do dyżurnego zespołu ratunkowego.

- Dzięki Harry, mamy to. Już się zbieramy. - kilka poziomów niżej dyżurny pogotowia odebrał wezwanie i wcisnął alarm dla reszty zespołu. - Dawać chłopcy i dziewczyny! Zbieramy się, komuś znów trzeba uratować życie! - zawołał pół żartem pół serio ale wiedział, że ma do czynienia z profesjonalistami w swoim fachu. I razem z nimi ruszył pobrać odpowiedni sprzęt i naszykować się do przejęcia pacjentów.

- “Aurora” powiadomiliśmy trauma team. Zaraz ich do was wyślemy. OCP 20 minut. - Dany potwierdził wysłanie pomocy medycznej i na chwilę się rozłączył. Dalej wiedział, że też są procedury także na inne sprawy.

- Kontrola lotów do biura ochrony. Mamy przypadek 499. Powtarzam mamy przypadek 499. Właśnie wyszedł przez bramę. Wysyłamy im trauma team bo komputer wysłał zapotrzebowanie… Nie, nie zgłosił się nikt z załogi, pewnie jeszcze są w hibernatorach. - starszy z kontrolerów zgodnie z obowiązkiem zgłaszania nietypowych i niebezpiecznych sytuacji ochronie powiadomił ich o tym wypadku.


---


Czas: 2618.08.24; 02:10
Miejsce: system Deneb IV; prom trauma team
Skład: trauma team


- Dobra to bez zbędnego bohaterstwa. Zwijamy ich, pakujemy, przenosimy do nas a potem do szpitala. - Chen co był dowódcą zespołu spojrzał na siedzących na sąsiednich fotelach ludzi w czerwono - pomarańczowych kombinezonach z emblematami trauma team. Robili już to wiele razy wcześniej więc paniki nie było.

- Mamy zgłoszonych 9 pacjentów. Niestety czujniki statku mają tylko ogólny namiar stąd wiemy, że jeszcze żyją i niewiele więcej. - mężczyzna zdradzający azjatyckie korzenie spojrzał na swoich ludzi. Jako jedyny zdążył się zapoznać z tymi danymi przesłanymi ze statku - widmo i nie miał czasu z nimi zapoznać reszty. Dopiero teraz jak zbliżali się do tego statku.

- Nie można wziąć danych z hibernatorów? - zdziwiła się Brenda nie bardzo rozumiejąc skąd to utrudnienie. Przecież hibernatory non stop monitorowały stan pacjenta i to bardzo ułatwiało diagnozę takim ludziom jak oni.

- Nie są w hibernatorach. Są w hangarze. - Chen oblizał nieco wargi zdając sobie sprawę co zaraz nastąpi. Sam przed chwilą reagował podobnie jak zaznajomił się z sytuacją. Pozostali ratownicy spojrzeli po sobie zdumieni. I na siebie nawzajem i na niego jeszcze raz.

- Są poza hibernatorami, w hangarze i jeszcze żyją? - Brenda zadała ostrożnym tonem to pytanie jakie cisnęło się na usta wszystkim. No niby czasem się udawało komuś przeżyć skok poza hibernatorem no ale to się zdarzało tak rzadko, że właściwie się nie zdarzało. Chociaż… Na krótkie trasy i skoki czy raczej skoczki… Właściwie wiele zależało od parametrów skoku właśnie.

- Komputer pokładowy mówi, że żyją. Macie ich wykryte parametry życiowe. Jeszcze żyją. - Chen pozwolił aby liczby i wykresy przemówiły za niego. Pozostali ratownicy sami mogli z nich przeczytać, że 9-ka pacjentów wciąż zdradza oznaki życia.

- Trzymajcie się, zaraz dokujemy! - pilot ich latadełka odezwał się tak w słuchawkach komunikatorów jak i przez system głośnomówiący.

- Jest jeszcze coś. - dowódca ratowników znów przykuł uwagę wszystkich kolegów i koleżanek.

- To statek z rejestru zaginionych statków. Wystartował z Pegasusa prawie 100 lat temu. Nie wiadomo co się z nim działo. I nie wiadomo co zastaniemy na pokładzie. Dlatego musimy być bardziej ostrożni niż zwykle. Żadnego bohaterstwa. Sama rutyna. - powiedział im poważnym głosem. Reszta zespołu rozejrzała się po sobie i znów odezwała się Brenda.

- To dlatego towarzyszą nam oni? - wskazała na podłogę gdzie pod nią był niższy pokład a tam zapakował się oddział prewencji. Co nieco opóźniło wylot i zaskoczyło samych ratowników. Szef twierdząco pokiwał głową.

- Dobra, a teraz do roboty. Tu nam komputer przysłał plany statku. Macie zaznaczone trasę od śluzy do tego hangaru. Nie rozbiegać mi się po kątach. Nie wiadomo co tam jest w tych kątach. Trzymamy się trasy i planu. - powiedział wyświetlając najpierw sylwetkę “Aurory”, potem schemat a wreszcie naniesioną na nią trasę jaką powinni się dostać do hangaru. Co go trochę dziwiło komputer pokładowy nie meldował większych uszkodzeń i wyglądało jakby wszystko tam było sprawne. Aż podejrzanie za łatwo to brzmiało. Wreszcie poczuli efekt hamowania i uderzenie oznajmiajace, że latadełko przybiło do śluzy. Krótki szczęk o tym, że zaczepy złapały cumy a syk, że uszczelniono wejście. Światło przy luku zmieniło się na zielone oznaczające, że droga wolna i wszystko jest w porządku.

- Dobra a teraz ruchy, ruchy! - Chen pierwszy odpiął się od krzesełka i wstał ruszając w stronę luku. Zanim zdążył go otworzyć z dołu wybiegli ludzie z prewencji.

- Chwila, sprawdzimy czy wszystko jest w porządku. - ich dowódca zastopował lidera ratowników i dał znać swoim ludziom. Jeden z nich wysłał w luk a potem śluzę małego, latającego drona.

- Powietrze w normie… temperatura w normie… brak toksyn… brak dymu… wszystko wydaje się w normie. - powiedział droniarz czytając wyniki skanu latającej kamery. Zresztą obraz też pokazywał puste korytarze z działającym światłem. Tylko załogi nadal nigdzie nie było widać.

- Dobra, idziemy. Panów ratowników prosimy za mną. - dowódca ochrony dał znak i do środka weszła pierwsza para. W końcu oba wymieszane zespoły przepłynęły na raty przez tą śluzę kierując się zaznaczoną trasa ku hangarowi. Mijali kolejne korytarze, drzwi, schody, nawet windy co działały. Aż dziwne było, że tak tu wszędzie czysto, normalnie i wszystko działa jak powinno. Wreszcie ostatni korytarz, ściana ozdobioną miss lutego, Jenny w seksownie podartym podkoszulku i ostatnie drzwi za którymi ukazał się hangar.

- Kontakt! Na 11-ej! - krzyknął zwiadowca i odruchowo wycelował broń w tamtym kierunku.

- Puście nas! Oni są w ciężkim stanie! - Chen też dostrzegł “kontakt” czyli leżące bezwładnie na podłodze ciało. Ale miał kompletnie inne priorytety od ochroniarzy.

- Za chwilę. Zabezpieczyć teren! Sprawdzić dropshipa! Sprawdźcie promieniowanie i skażenie! - dowódca rozkazał swoim ludziom i ci sprawnie ruszyli do powalonych ciał i nieruchomego dropshipa. Zameldowali odnalezienie kolejnych ciał, w końcu doliczyli się całej zgłoszonej 9-ki załogi. Ochroniarze stanęli ochronnymi czujkami dookoła tego pokotu ciał i wreszcie dopuścili Chena i jego ludzi.

- Ale zarośnięci. Jak dzikusy. - mruknął zwiadowca obserwując jak wszyscy powaleni mężczyźni z załogi “Aurory” prezentują bujne owłosienie na twarzy.

- Może to jakieś świrusy z jakiejś sekty? - odpowiedział kolega też się temu dziwić. Ten wzruszył ramionami w geście niewiedzy. Swoje zrobili teraz musieli dać robić swoje ratownikom.

---



Czas: 2618.08.25; 09:35
Miejsce: system Deneb IV; Stacja Kontroli Lotów Deneb IV Południe
Skład: zespół śledczy


- Dobrze, poskładajmy to do kupy. Mamy statek który hopsa w bramę tam i wylatuje tu jak powinien tylko 100 lat później. Załogę znajdujemy w hangarze zamiast w hibernatorach. Niech mi ktoś powie dlaczego oni jeszcze żyją? Jakim cudem przeżyli 100 lat bez hibernatorów? W ogóle co z nimi? - inspektor popatrzył na grono zebranych z jakim widział się w przelocie tu i tam od 24 godzin odkąd przyszło zgłoszenie o tym zaginionym cudaku. Już chyba mniej dziwne by było jakby pojawił się sam wrak. To by była jakaś zwyczajna, standardowa kosmiczna katastrofa. A tak to nie miał pojęcia z czym mają do czynienia.

- Raczej powinni przeżyć. Ale są w kiepskim stanie. Jednak za parę dni chyba powinni być na chodzie. - lekarz który dbał o całą 9-kę pacjentów z “Aurory” odparł szybko i bez wahania. To akurat mógł zaraportować dość śmiało.

- A ta 10-ta? Ta ich SP? Znalazła się? - Hall zapytał na szefa ochrony jaki odpowiadał za przeszukanie tego kilometrowego statku. Było w nim mnóstwo miejsc aby się zgubić czy ukryć. A i komputer główny był bardzo pomocny. Ktoś zainstalował tam całkiem sprawny system monitorujący co cholernie ułatwiało przeszukiwanie statku.

- Nie. Nie ma po niej śladu. - Clark odparł równie krótko. Jak nie chcieli przesiewać tych ton rudy i gazu no to było prawie pewne, że tej Chris nie ma na pokładzie frachtowca.

- Czyli mamy zaginionego syntka. - Hall skinął głową. Wiadomość ani go nie grzała ani nie ziębiła. Ale cieszył się, że wreszcie mają jakąś klarowność w tej sprawie. Zaznaczył to sobie na swojej konsolecie.

- A co z silnikami? - inspektor zapytał milczącego dotąd inżyniera. Mężczyzna chwilę milczał zbierając słowa i myśli do kupy.

- Silniki są w porządku. W zaskakująco dobrym stanie. Praktycznie nie były używane od przeglądu w Pegasusie sprzed tego feralnego lotu. Tyle co na wejście w bramę. - Garry odezwał się w końcu zdając sobie sprawę jak niedorzecznie to brzmi. I widział po zebranych twarzach, że oni też tak uważają. Ale to właśnie pokazała diagnoza silników “Aurory”. Może coś tam się jeszcze znajdzie ale sensacji w tej materii raczej się nie spodziewał.

- Czyli co to w praktyce oznacza? - Hall co nie był specjalistą w zakresie lotów kosmicznych tylko prowadzenia dochodzeń śledczych potrzebował bardziej klarownego wyjaśnienia.

- Wygląda jakby weszli w bramę, zastopowali na 100 lat, a potem wyszli tutaj. - Garry odparł bardziej ludzkim językiem zrozumiałym dla laika.

- To możliwe? Stali tam przez 100 lat i nikt w nich nie wjechał? Ani nawet nie dostrzegł? I nie mogli wysłać SOS? - detektyw pokręcił głową na znak, że nie bardzo może wyobrazić sobie taki przypadek w praktyce.

- Nie jest możliwe. Brama wyrzuca jak z procy każdy obiekt jaki przez nią przejdzie nadając mu pęd. Potem brama docelowa pomaga nieco wyhamować prędkość ale główną robotę odawalają silniki statku. Dlatego powinny być zużyte i to mocno aby wyhamować przed naszą bramą. A nie są. Czyli nie hamowali. A mimo to pojawili się w naszej bramie z odpowiednią prędkością i kierunkiem. Tylko 100 lat później. I bez hamowania. - Garry wywalił kawę na ławę co mu się tutaj nie zgadza z tymi silnikami tej całej “Aurory”. Pozostali z tego zespołu też pokręcili głowami. Im bliżej się przyglądali temu frachtowcowi tym więcej robiło się pytań niż odpowiedzi.

- A komputery? Jak Tim, macie coś? - Hall pokręcił głową i spojrzał na szefa zespołu informatyków. Od początku zgłaszał problemy z tymi komputerami no i teraz też jego niewyraźna mina mówiła, że nie ma dobrych wieści.

- Nie bardzo. Właściwie to całkiem sporo. Do momentu wylotu z Pegasusa wszystko jest i wiemy wszystko. Podobnie jak już prawie pukali do naszych drzwi tuż przed bramą. Ale pośrodku to czarna dziura. Nie mam pojęcia jak to zrobili. Ale to tak jakby ktoś na raz wyciągnął wtyczkę wszystkim komputerom. Nawet myślałem czy to nie jakieś pole EMP no ale wtedy wykasowałoby wszystkie dane. Poza tym siadłaby cała elektronika a nie tylko komputery. A nie siadła. - Tim przyznał, że nadal nie mają progresu i nowych wieści skoro brakowało obiektu badań w postaci zapisanych danych. A rejestry były puste.

- A jakieś przenośne nośniki danych? Ręczne konsole, komputery, kamery, drony? One powinny mieć odrębne zasilanie i resztę. - śledczy miał doświadczenie w prowadzeniu kosmicznych śledztw więc wiedział na co zwracać uwagę i jakie zadawać pytania.

- Nic nie działa. Przynajmniej nic co zdążyliśmy przebadać. - szef informatyków pokręcił głową na znak, że też o tym pomyślał ale stąd też ziała informatyczna czarna dziura.

- A czy coś wiemy? Cokolwiek? Co się działo ze statkiem i załogą przez te 100 lat? - Hall przetarł zmęczone oczy. Prawie nie spał odkąd przyszło to zgłoszenie. Z początku sądził, że chodzi o jakiś kosmiczny wrak no ale nie. Nie mogło być tak prosto. I z każdą cholerną godziną tego śledztwa sytuacja się tylko gmatwała bardziej.

- Sprawdziłam zapasy wody i żywności. - Claudia odpowiedzialna sprawdzanie przedziałów załogowych statków zgłosiła pewną sugestię.

- No i? - szef podniósł na nią wzrok i zachęcił aby kontynuowała ten wątek.

- Żywności zapasów prawie nie ubyło od stanu jaki mieli zapisane przy wylocie z Pegasusa. Czyli niewiele spędzili aktywnego życia. Może kilka tygodni. Wątpię by chociaż miesiąc. Nie wiem co robili przez resztę tych 100 lat. - ekspert od spż powiedziała o swoim odkryciu. Zapasy były ledwo uszczknięcie.

- Może spędzili ten czas w hibernatorach? - zasugerował Tim próbując znaleźć najprostsze rozwiązanie.

- Może z połowę. Hibernatory mają zarejestrowaną pracę na 10 osób na jakieś 50 lat. Ale potem już nie były używane. Mogli przespać z pierwsze 50 lat, aktywnie funkcjonować może z miesiąc a potem nie wiem co się nimi działo. - kobieta pokręciła głową na znak, że nie umie podać rozwiązania tej zagadki.

- Może zrobili sobie imprezę w garażu, urżnęli się w trupa i przespali następne 50 lat. - zaśmiał się cicho Clark aby rozładować tą napiętą atmosferę.

- Tak naprawdę to na to właśnie wygląda. - szef odpowiedział jak najbardziej poważnie na ten niezbyt udany żart.

- Kryminalni zbadali hangar. Nie tylko no ale zaczęli od hangaru. Sporo już było zadeptane przez pierwszą ekipę ratunkową ale nadal sporo zostało. Odkryli dziwne zachowanie kurzu. - Hall powiódł wzrokiem po zebranych. Widząc, że nie bardzo znają wyniki badań techników kryminalnych rozwinął ten temat.

- Mają swoją metodę na badanie tempa opadania pyłu, kurzu i tego typu rzeczy. Odkryli, że w większości hangaru pył opadał regularnie i stabilnie. Przez kilka dekad. od 3 do 6 zależy jakie przyjąć kryteria. Oprócz regularnego okręgu wokół ciał załogi i dropshipa. Tam pyłu i kurzu praktycznie nie było. Chłopaki nie potrafią wyjaśnić tego fenomenu. Bo poza naszymi butami z akcji ratunkowej i dawnymi śladami załogi, nie znaleźli żadnej ingerencji w ten kurz. - aby zademonstrować, że nie jest gołosłowny pokazał wykres jaki zostawili mu dziś rano technicy. Dość nudny prostokąt jaki schematycznie prezentował hangar “Aurory”. Przy jednym końcu schemat “Black Hawka” i zarys 9 ciał gdzie każde znaleziono. I wokół tego miejsca rzeczywiście był zaznaczony nienaturalnie regularny okrąg. Tam gdzie praktycznie miało nie być opadniętego przez kilka dekad kurzu.

- Zbadali to swoimi czujnikami. Wykryli śladowe ilości nieznanego promieniowania. Ich hipoteza to “pole siłowe nieznanego typu”. - przeczytał to co mu napisali kryminalni po zbadaniu hangaru każdym sposobem i metodą jaką mieli do dyspozycji.

- Niemożliwe. Pole siłowe musi mieć generator. A ja tam byłem w tym hangarze tam nic nie ma takiego. Gołe ściany i podłoga. Nie ma żadnych generatorów pola. A to nie jest coś co da się zmieścić w kieszeni by to się dało przegapić. - Garry zaczął kręcić głową jak jeszcze szef czytał to co napisali kryminalni ale dał mu skończyć i odezwał się zaraz potem. Jego techniczny umysł dobrze wiedział jak działają pola siłowe więc wiedział, że w hangarze nie było możliwości postawienia żadnego pola siłowego. I to tak wybiórczo. I bez żadnego zasilania. I to na statku z technologiami sprzed 100 lat. Nonsens!

- Ja tylko czytam ekspertyzę Garry. Musimy to rozważyć i przyjąć lub odrzucić. - uspokoił go Hall dając znać, że na tej roboczej naradzie czas właśnie zebrać wszelkie informacje do kupy nim załoga tego feralnego statku dojdzie do siebie na tyle aby złożyć zeznania.

- Jest jeszcze to. - wyświetliła zdjęcie jakiejś dżungli. A potem odpaliła nagrany filmik. - To ich ogród. Zobaczcie jak zarósł. Pobrałam próbki do zbadania. Wszystko w normie tylko, że to tak rosło samo przez 30 do 50 lat. - tłumaczyła reszcie co widzą na ekranie.

- I jest robowarsztat. Właściwie to miejsce gdzie powinien być robowarsztat. - odezwał się znów szef ochrony gdy teraz on dorzucił coś od siebie. Też włączył nagranie z “Aurory”. Z początku zwykły korytarz, jakieś półprzezroczyste płachty odwalone na bok, drzwi z napisem, że za nimi jest serwis dronów i robotów a po ich otwarciu… pustka. Gołe powierzchnie. Jak kamera zbliżyła się do jednej z nich pokazał się jakby wypalony ogromnym żarem plaststal z jakiego były zbudowane ściany. Potem oddaliła się i w obrazie pokazały się reszty ścian. Zostały jakieś dziury po rurach i przewodach jakimi było połączone to pomieszczenie z resztą statku ale poza tym wszystko znikło.

- Na co ja patrzę Clark? - zapytał szef trochę nie bardzo wiedząc co ma znaczyć ten pusty sześcian.

- Tu powinien być serwis robotów. Tak mówią plany statku no i komputer i cała reszta. Mamy nawet nagrania z Pegasusa co pokazują, że tam był ten warsztat. No ale teraz nie ma. Nic nie ma. Wszystko wyparowało. Z początku myśleliśmy, że gdzieś to wynieśli no ale na razie nie znaleźliśmy nic z tej zawartości. Może wywalili to w kosmos czy co. Ale jak pozbyli się ścian to nie mam pojęcia. Wszystko jest zdarte z centymetr w głąb. - szef ochroniarzy pokręcił głową na znak, że to kolejna z zagadek “Aurory” z jaką nie umieją sobie poradzić.

- Tak, widziałem te ściany. Cięte jak laserem albo nawet plazmówką. Ale z taką precyzją, że ja cię kręce. I to po całości. Żadnych spawów ani nic. Poza tym nie wiem skąd by mieli taki sprzęt. W stoczni no to to by może było jeszcze możliwe. Ale przecież to by musiało być coś tak małego by dało się to wnieść przez drzwi. Musieliby to obsługiwać ludzie albo automaty ludzkiej wielkości. Nie mam pojęcia jak to zrobili. - inżynier westchnął gdy to była kolejna zagwostka na tym cholernym statku jaka umykała się oczywistym rozwiązaniom.

- A to przed drzwiami? Co to tam leży? - zapytał Hall pokazując palcem na jakieś zmaltretowane coś półprzezroczystego. Jak jakaś sztywna folia czy inny brezent.

- To składana komora ciśnieniowa. Była ustawiona przy drzwiach. My ją odsunęliśmy aby dostać się do środka. Tu są nagrania jak to wyglądało w oryginale. - Clark wrzucił inny film na jakim były różne ujęcia tej komory ciśnieniowej. Stała przystawiona do drzwi robowarsztatu. Zupełnie jakby w korytarzu albo w warsztacie nie było powietrza albo panowało skażenie.

- A jak tam jest teraz? - szef pokiwał głową na znak, że przyjmuje to do wiadomości i notując sobie w głowie, że to kolejna rzecz o jaką będzie musiał zapytać załogantów “Aurory”.

- W porządku. Tylko nic tam nie ma. - rzekł nieco rozbawionym tonem Clark. Pozostali też nieco prychnęli.

- Widzę, że nasi koledzy i koleżanki z “Aurory” będą musieli nam odpowiedzieć na masę pytań. - szef uśmiechnął się zdając sobie sprawę, że najwięcej odpowiedzi powinni uzyskać od samych załogantów cudem odnalezionego frachtowca. Jak ci już dojdą do siebie i w ogóle.

---



Czas: 2618.08.27; 10:15
Miejsce: system Deneb IV; Stacja Kontroli Lotów Deneb IV Południe
Skład: śledczy Hall i załoga “Aurory”


O ile nic się nie zmieniło na tym świecie to od rana zapowiadało się, że coś się będzie działo. Rano pierwszy raz spotkali się przytomni i w pełnym składzie. Oprócz Chris była cała załoga w komplecie. Wszyscy czyści, najedzeni, wypoczęci i w jednakowych uniformach. No ale znów się spotykali. Poprzednie pobudki nie były tak przyjemne. Torsje, poty, krzyki, ból w skroniach i trzewiach. Przebłyski świadomości. Jakieś światła, łóżka, obce twarze w lekarskich uniformach. Ale jakoś jak dzisiaj każdy wstał w swojej kabinie to już było lepiej. Łóżko, stół, dwa krzesła, szafa z ubraniami, ekran z masą filmów i gier chociaż bez połączenia ze światem zewnętrznym. No i pusty żołądek. Dlatego jak uśmiechnięta pielęgniarka przyszła z zaproszeniem na śniadanie to wydawało się dobrym pomysłem. Nie chciała jednak odpowiadać na żadne pytania poza standardowym, że są przyjaciółmi, zaraz ktoś odpowie na wszystkie ich pytania a teraz czas coś zjeść. Na pewno nie byli na “Aurorze”. Żadne z pomieszczeń ich frachtowca tak nie wyglądało. No i nie było tam tej pielęgniarki. Dopiero w tej mesie czy tam stołówce okazało się, że nie jest się na solo w tym nowym świecie tylko jest i pozostała 8-ka załogi. Oprócz Chris.

Śniadanie było smaczne i pożywne. Kawa pierwszorzędna. Nawet wazon z chyba prawdziwymi kwiatami na środku stołu. Zeeva z zaciekawieniem dotknięciem sprawdziła czy są prawdziwe no i chyba były. Potem mieli nieco czasu dla siebie. Nagadać się, powspominiać, pokłócić, pogodzić. Aż przyszła znów ta sama pielęgniarka co przyszła do każdego z nich.

- Proszę za mną, ktoś chce z wami porozmawiać. I wszystko wam wyjaśni. - poprowadziła ich korytarzem kilka drzwi dalej do pokoju oznaczonego jako “Meeting Room”. Otworzyła drzwi i czekała aż cała dziewiątka wejdzie po czym dyskretnie je zamknęła nie wchodząc do środka. A w środku czekał na nich jakiś mężczyzna w dość zwyczajnym garniturze.

- Witam, usiądźcie sobie wygodnie bo nam pewnie troszkę zejdzie. - powiedział wskazując na miejsca przy stole. Poczekał aż wszyscy zajmą swoje miejsca po czym ciągnął dalej.

- Mam nadzieję, że już wypoczęliście. Lekarze mówią, że już powinno być z wami w porządku. Dobrze. Bo mamy parę spraw do omówienia. - powiedział jakby szykowała się jakaś poważna rozmowa.

- Nazywam się George Hall. Inspektor FSA. - przedstawił się pokazując odznakę i z miejsca robiąc holo powiększenie aby każdy z zebranych mógł je przeczytać. Facet był agentem służby bezpieczeństwa Federacji. Co zapowiadało poważną sprawę dużej wagi skoro zajmował się nią facet z agencji.

- Czytałem wasze akta wiem kim jesteście. - dodał jakby dla zaznaczenia, że przedstawianie się w drugą stronę nie jest konieczne.

- To jest oficjalne przesłuchanie więc cała rozmowa będzie nagrywana. A mówienie nieprawdy i zatajanie faktów podlega odpowiednim paragrafem kodeksu karnego. - poinformował o rutynowej formułce jakie urzędnicy wszelkiej maści mieli obowiązek powiedzieć zaraz na wstępie.

- Na razie nie jesteście o nic oskarżeni. Po prostu to rutynowe śledztwo mające wyjaśnić co się stało. - dodał jakby dla uspokojenia tego nieco oficjalnego wstępu.

- Na początek parę faktów o jakie pewnie chcecie zapytać. Nie miejcie za złe Cindy, dostała ode mnie wyraźne polecenie aby z wami nie rozmawiać póki się sami nie rozmówimy. - wskazał na drzwi za jakimi została sympatyczna pielęgniarka.

- Jesteście w systemie Deneb IV. Tam gdzie zmierzaliście przy wylocie z Pegasusa. Ale teraz mamy rok 2618. Sierpień. 27. Czwartek godzina 10:06. Wedle czasu ziemskiego. - zaczął od przedstawienia najważniejszych faktów. I obserwował jakie ta informacja robi wrażenie na zebranej dziewiątce.

- Wasz statek wyszedł z południowej bramy 24-go sierpnia o 01:45 w nocy. Jak na zagubione 100 lat to jest w bardzo dobrym stanie. Was znaleźliśmy poza hibernatorami. W hangarze. Leżeliście pokotem. Ale żywi. Tu są nagrania ekipy ratunkowej. - agent nacisnął jakiś przycisk i ze środka stołu wyświetlił się obraz nagrany pewnie przez jakiegoś ratownika. O ile Alice i Agnes jeszcze dość łatwo było rozpoznać, nawet z dłuższymi włosami, to panowie byli strasznie zarośnięci. Brody mieli prawie do samego pasa. Włosy też im znacznie urosły. Ale nadal dało się poznać, samych siebie widzianych okiem kamery. Jak ekipa trauma team w czerwono - pomarańczowych skafandrach udziela im pomocy albo pakuje na zdalne nosze. Oni sami kompletnie tego nie pamiętali.

- Pozwoliliśmy was sobie ostrzyc. Te brody znacznie utrudniały lekarzom robotę. - poinformował ich agent tłumacząc dlaczego obecnie wyglądają mniej więcej podobnie jak pamiętali samych siebie.

- Z rejestru załogi brakuje tylko waszej SP. Chris. Jak dotąd nie znaleźliśmy jej na pokładzie frachtowca. Chętnie byśmy się dowiedzieli co się nią stało. - powiedział spokojnym tonem patrząc wybiórczo to na jednego to na drugiego załoganta.

- Mamy do was całą masę pytań. Ale najważniejsze można streścić w jednym. Co się działo z wami i waszym statkiem przez ostatnie sto lat. Na pewno macie mnóstwo pytań ale najpierw skupmy się na wyjaśnieniu tej sprawy. - agent skończył swój wstęp i oparł się o swoje krzesło dając znać, że teraz mogą zamienić się rolami i on chętnie wysłucha tego co załoga “Aurory” ma do powiedzenia.


---



Antares



To, że nie ma z nimi Chris załogi “Aurory” aż tak bardzo nie mogło dziwić. Przecież nie było jej na pokładzie gdy stało się “to”. Mogli być tego pewni bo przecież mieli z nią połączenie dzięki pośrednictwu sond. Aż tak nie było dziwne, że ratownicy znaleźli ich w hangarze. Wszyscy przecież wtedy byli albo zbiegli się do hangaru jak Chris nawiązała łączność i zaczęła słać swoje rewelacje.

Do hangaru najpierw dotarli Dragos i Zeeva. Jeszcze wzburzeni po tak kiepsko zakończonej naradzie na mostku. Wzięli się za ten kontener jakim mieli przywieźć blondynkę. Potem stopniowo dołączali następni ochotnicy tej roboty albo wezwani w ten czy inny sposób. Właściwie skończyli gdy do hangaru weszli zgaszeni Seth i Jericho. Mieli hiobowe wieści. Myszy jakie automat w klatce wwiózł do robowarsztatu zmutowały. Pokazali nagrania jakichś paskud z kolcami, szczypcami i mackami. Ledwo te małe, białe myszki dało się rozpoznać.

- To nie działa. Rzuciliśmy na to wszystko co mieliśmy. I nie działa. To coś jest silniejsze. - powiedział przygnębiony lekarz. Dowód z nagrania dobitnie pokazywał, że ma rację. Ta cholerna zaraza nadal tam była w warsztacie. A w warsztacie była ta komora jaka miała odtworzyć powłokę Chris.

Jericho próbował ratować humory i sytuację mówiąc coś o zbudowaniu alternatywnej komory. Z talentem Vicente i Alice mogłoby się to chyba udać. Przecież biotkanki na nowe ciało Chris były w magazynie poza robowarsztatem. Potrzebna była tylko komora aby ułożyć ją w odpowiedni kształt, nawet zaczął rozważać czy nie dałoby się przerobić zapasowego hibernatora do tego celu gdy przerwało mu połączenie z Chris.

- Cześć… To ja… - obrazu nie było ale znajomy głos brzmiał niepewnością. - Coś znalazłam… Tylko nie wiem co… - odparła po chwili pilot dropshipa i wydawało się, że z przejęciem patrzy się na owo znalezisko.

- To świeci. Wygląda trochę… Jak jakaś wystawa… Albo pulpit… Nie wiem co to jest… Podejdę bliżej… - Chris na żywo relacjonowała coś co tam się działo. Z braku obrazu byli zdani na słuch. Słychać było jakieś trzaski. Oddech i kroki po czymś twardym.

- Jestem bliżej. To… No pulpit. Albo wystawa. Rzeźba? Sama nie wiem. Jakieś kule… I to świeci wszystko… Pierwszy raz widzę coś takiego. - powiedziała chyba bardziej zaciekawiona niż przestraszona. Przez chwilę pewnie oglądała to o czym mówiła bo właściwie nic się nie działo.

- Już wiem! To Antares! To mapa tego systemu! Gwiazda, planety, księżyce! Jest i nasz! Antares 99! - dziewczyna roześmiała się radośnie i z ulgą gdy nagle zorientowała się na co patrzy. Śmiech urwał się równie nagle jak się zaczął.

- Oh… I jest takie małe coś… To chyba “Archimedes”. Bo taki obważanek trochę… To te coś obok… To musimy być my. “Aurora”. - powiedziała już poważnym tonem gdy zdała sobie sprawę na co patrzy. Pochłonięta tym znaleziskiem milczała trochę a potem zaczęła relacjonować dalej.

- I tu są takie kreski. Od nas. To chyba nasza trasa. Bo prowadzi gdzieś tu na obrzeża systemu gdzie się obudziliśmy. Właściwie gdzie ja się obudziłam. Oh… - dało się słyszeć jak z wrażenia Chris przełknęła ślinę. I dopiero po napiętej chwili milczenia i ponaglania ze strony reszty załogi kontynuowała tą relację.

- Tu jest jeszcze jedna linia. Wzdłuż naszych kresek. Jakbyśmy lecieli razem. Kończy się trochę przed tym krzyżykiem gdzie nasz statek odzyskał świadomość. A prowadzi do… O! To się da powiększyć! Jak holoekran! Tylko bez holokeranu. A ta linia… Tak, prowadzi do Pegasusa. To wygląda jak kurs zbieżny dwóch statków. Nasz i jeszcze jakiś. - blondynka z początku dukała każde zdanie jakby obawiała się wypowiedzieć swoje myśli na głos. Ale gdy pewnie przypadkiem odkryła, że może wpływać na ten obraz zaczęła tego używać znów ciesząc się z tego odkrycia.

- A ciekawe czy… A sprawdzę… - zaczęła i zaraz urwała próbując odkryć nowe możliwości tej kosmicznej mapy jaką odkryła. Zaraz ciągnęła dalej.

- O. Jak puknęłam nasz statek to się zaświecił. O. I da się przesuwać. A ciekawe… - blondynka wydawała się pochłonięta całkowicie odkrywaniem możliwości swojego odkrycia. Co chwila głos jej się rwał ale raczej z ekscytacji gdy dość chaotycznie mówiła co tam się u niej dzieje.

- Jak te kreski to Pegasus a ta co jesteśmy to Antares… No jest jeszcze trzecia co miga. Bo reszta gwiazd świeci tak samo a tylko te trzy migają. A ciekawe czy da się powiększyć tą trzecią… O. Da się. No to pasuje do Deneb. Przynajmniej na ilość planet. I między tymi dwoma jest rząd kresek. To chyba nasz oryginalny kurs. Jeśli te dwie to Pegasus i Deneb. Ale nic nie jest podpisane to nie jestem pewna. - pilot musiała być bardzo skoncentrowana na tym wszystkim bo tak mówiła jakby zastanawiała się intensywnie co jest co na tej gwiezdnej mapie.

- A ciekawe… A sprawdzę… - zaciekawiona kolejnym pomysłem coś pewnie robiła bo znów przez moment nic nie mówiła.

- Oh… Kliknęłam na ikonkę naszego statku i na Deneb. Pojawiła się kreska między nimi. I coś zaczęło migać obok… - w głosie Chris znów pojawiła się obawa gdy pojawił się nowy element na tym widowisku.

- Hm… Kliknęłam i nic się nie stało. - mruknęła nieco rozczarowanym tonem. Ale to były ostatnie momenty ciszy przed burzą. Zaraz dobiegł przestraszony głos ich pilota.

- Coś się pojawiło! Obok “Aurory”! - krzyknęła nagle przestraszonym głosem. I musiała mieć rację. Zaraz potem zawyły alarmy na całym frachtowcu.

- Alarm zbliżeniowy! Odkryto nieznany obiekt na kursie kolizyjnym! Zderzenie w lewą burtę za 14 sekund! - nawet matka wydawała się zaskoczona takim niespodziewanym wydarzeniem. W kosmicznej skali, przy tych prędkościach i masach 14 sekund to było mgnienie oka. I wydawało się niemożliwością aby tak duży obiekt zjawił się tak katastrofalnie blisko bez żadnego ostrzeżenia. Samego zdarzenia już nie pamiętali. Tylko to jak wszystko i wszystkich pochłonęła światłość. A potem te łóżka, twarze medyków, torsje jak już obudzili się tutaj.

---


- Ślad kolizji? - Hall spojrzał na nich zdziwionym wzrokiem. - Tak, statek ma ślady kolizji na dziobie. Zapewne jakiś niezbyt duży meteoroid rozbryzgał wam się na masce. - po chwili szukania znalazł odpowiednie ujęcie “Aurory”. Tam “na masce” rzeczywiście było jakieś mniej więcej koliste wgłębienie. Ale to już oglądali za pomocą drona i na Antaresie gdy sprawdzali stan poszycia. A obecnie frachtowiec nie zdradzał innych objawów kosmicznej kolizji zwłaszcza z czymś większym niż tamten mały meteoroid. Ale z powodu tego wszystkiego załoga “Aurory” nie była strasznie zdziwiona, że nie ma z nimi Chris.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 08-03-2021, 12:58   #152
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 31 - Koniec (2/2)

Chris



- Mam nadzieję, że to oznacza, że dotarliście szczęśliwie do mety. - błyszczące, niebieskie oczy wpatrywały się w już sobie dobrze znany schemat. Właściwie nie wiedziała dlaczego wciąż tu przychodziła. Chyba z sentymentu. Trochę jak ludzie chodzili na cmentarz. W miejsce zadumy i pamięci po dawnych znajomych i przyjaciołach z którymi siła potężniejsza od każdego z nich rozdzieliła ich na zawsze.

Gdyby miała biologiczne ciało i serce mogłaby dostać wtedy zawału gdy niespodziewanie przy znaczniku jej macierzystej jednostki pojawił się nowy. Kompletnie znikąd! I pędził wprost na “Aurorę”! O jak bardzo chciała to odkręcić, jak łkała przeprosiny, płakała i waliła w ten niematerialny ekran bez sensu próbując go złapać i zatrzymać. Miała wręcz pewność, że patrzy na schemat wydarzeń w czasie rzeczywistym. Ale była tylko obserwatorem. To co wywołała już się działo dalej samo, bez jej udziału. Jej rola się skończyła. A może brakowało jej umiejętności by zahamować ten proces.

A jednak okazało się, że symbol “Aurory” nie zniknął w jakimś ogniu atomowego wybuchu jak się tego obawiała. Mijały sekundy. Minuty. Kwadranse. Godziny. W końcu musiała się pójść podładować. I chociaż z tym zwlekała jak mogła to gdy wróciła znacznik nadal tam był. I ten drugi też. Oba podążały kursem ku Deneb. Potem dnie przeszły w tygodnie te w miesiące, lata i dekady. Aż od paru dni jak tu przychodziła widziała, że znacznik “Aurory” dotarł do celu. Nie miała pojęcia co to oznacza w praktyce. Zwłaszcza dla załogi. Zostawała tylko nadzieja, że wszystko dobrze się skończyło. Chociaż dla nich.

- No i zostałam tutaj sama. Tak jak się obawiałam. - mruknęła patrząc w zamyśleniu na te migające znaczki. Wolałaby wrócić. Do ludzi. Do prawdziwych ludzi. A nie tacy jak tutaj. Tęskniła za tym latami i w końcu dekadami przeklinając własną długowieczność. Wbrew pozorom jak dla jednej osoby to na tym wraku zachowało się zaskakująco wiele zasobów. Zwłaszcza jak tlen, żywność i inne czynniki niezbędne istotom biologicznym były jej niepotrzebne. Wystarczyła energia, trochę płynów konserwujących i smarów, czasem coś wymienić tu czy tam.

Chyba po to tu przychodziła. Wyjrzeć przez okno. Na drogę. Czy przypadkiem ktoś nią nie zmierza. Ale od 50 lat droga była niezmiennie pusta. Co przy takim kosmicznym zadupiu nie było dziwne. Jak ludzkość nie wymyśli jakiegoś rewelacyjnego napędu to żaden statek się tu nie zjawi przez setki lat. Może tysiąc.

- Naprawdę nie możecie tego zrobić? Wiem, że mnie słyszycie. Przecież macie swoje sposoby. Sprowadziliście nas to możecie sprowadzić następnych. Albo chociaż odeślijcie mnie do domu. - mruczała pod nosem idąc ciemnymi, zimnymi i pustymi korytarzami. Nigdy ich nie spotkała. Nie miała pojęcia kim są, po co, ani jak wyglądają. Ale miała nadzieję, że tu są. Chociaż od 50 lat, odkąd ich statek jakoś odtransportował stąd “Aurorę” nie miała żadnego znaku, że tu jeszcze są. Może też odlecieli? Nawet oni. I zostawili ją samą. Tak samo jak ci z “Aurory”. Chociaż czasem wydawało jej się, że na tym wykresie coś się zmienia jak klikała to tu to tam. Ale jeśli to była jakaś forma komunikacji “od nich” to nie umiała tego rozgryźć. A może nie? Może tylko ten panel coś pokazywał sam z siebie?

Chociaż nie. Nie była całkiem sama. Całe szczęście! Gdyby była całkiem sama chyba by tu zwariowała. Albo jakoś próbowała się zabić. Otworzyła właz, śluzę, i kolejną. Pojawiło się znajome światło. Zastanawiała się jak to było zrobione. I nadal nie wiedziała. Na pewno to sama przestrzeń była oryginalną częścią “Archimedesa”. Ale światła, woda, zasilanie. Nie umiała rozgryźć jak to wszystko się kręci. Skąd to się bierze. Chociaż niektóre z nich nawet rozebrała na części i nic w nich specjalnego nie było. Te karmniki czy pojemniki z wodą nie miały żadnego połączenia z resztą stacji ani w ogóle z niczym. To skąd się brały wciąż nowe i nowe zapasy. A przede wszystkim skąd się wzięli oni.

Otworzyła ostatnie drzwi i tak jak się spodziewała powitała ją gwardia honorowa. Była święcie przekonana, że wiernie stali pod tymi drzwiami odkąd wyszła na ten codzienny spacer na zewnątrz. Teraz tak jak zawsze padli na kolana aby oddać jej cześć.

- Ile razy mam wam mówić, że macie nie klękać. Jak do ściany. - westchnęła dając znać aby powstali. Ale gwardziści jak zawsze wstali dopiero jak ich minęła. Zawsze tak było. Jak rytuał. Minęła przedsionek, nie zwracała większej uwagi na wiecznie klękające przed nią postacie. No cóż. Chyba uznali ją za boginie. Po tym jak z początku próbowali ją zadźgać nożem, włócznią z jakiegoś zaostrzonego płaskownika, rozwalić głowę jakimś złomem. I po tym jak temu czy tamtemu gołymi rękami złamała rękę czy nogę. Albo mogła kimś rzucić tak, że leciał dobre parę metrów nim huknął o ścianę. No i oni dorastali, mężnieli, starzeli się, słabli i umierali. A ona nie. Wciąż miała wygląd młodej kobiety jak pół wieku temu. Właściwie to nawet nie dziwiła się, że uznali ją za boginię jak wydawało się, że przewyższa ich pod każdym względem. No i mogła wychodzić na zewnątrz. A oni nie. Istna łączniczka między światami. Przynajmniej dla nich.

- Chris! Chris! Tam! Chodź! - to była orka na ugorze. Momentami to miała ochotę wymordować ich wszystkich za ten ich upór i tępotę. Ale to było nadaremne. Pojawiliby się nowi. Z początku w ogóle nie mówili. Wrzeszczeli coś do siebie jak jakieś małpoludy. Ale z czasem, zwłaszcza jak pojawiały się dzieci, to i coś w te dzieci udało jej się zaszczepić. Wciąż niezmiennie radowała się, że może słyszeć ludzką mowę. Nawet jak tak pokraczną. Dała się zaciągnąć dziewczynce jaką nazwała Megan. Każdemu nadawała imię. Oni sami mieli chyba jeszcze zbyt prymitywne słownictwo by wymyślać coś tak abstrakcyjnego jak imię.

- Co to jest Megi? - nachyliła się nad obrazkiem jaki mała narysowała na ścianie. Szkoda, że nie miała oprogramowania do obcowania z dziećmi albo szkolnictwa. Przecież była zaprojektowana na loty załogowe na średnie i dalekie trasy. A tam dzieci praktycznie nie było. Z takim oprogramowaniem byłoby jej łatwiej. A tak wciąż poruszała się na nieco niepewnym gruncie. Z drugiej strony miała dekady aby się tego nauczyć na własnych błędach.

- To ty. A to ja. Tak? - Megi była bystra. Chris żywiła z nią spore nadzieje. Nie wiedziała co jest z tymi tutaj nie tak. Ale byli… Jacyś niekompletni. Wciąż zastanawiała się czy to są prawdziwi ludzie. Biologicznie na pewno. Dojrzewali, dorastali, starzeli się tak samo jak wszyscy ludzie jakich znała. Ale umysłowo byli jacyś tacy… toporni? No niekompletni. Jakby z mozołem wspinali się po drabinie ewolucji. Ale no dzieci dawały jej nadzieję. Zwłaszcza takie zdolne jak Megi. Nawet jeśli dzieci się tu nie rodziły.

- Tak. Bardzo ładnie. A skąd wiadomo, że to ty a nie jakaś inna dziewczynka? - blondynka kucnęła aby zrównać się poziomem z dziewczynką gdzieś w wieku przedszkolnym. Może pierwszych klas podstawówki.

- Bo tu ma kreskę. - Megi potraktowała pytanie jak najbardziej poważnie pokazując kreskę przy oku malunku jaki ją przedstawiał. Rzeczywiście kiedyś się uderzyła w skroń i została jej po tym blizna. Kolejnym fenomenem było to, że chyba byli bezpłodni. W każdym razie od 50 odkąd tu była nie było żadnej ciąży. A przecież się bzykali między sobą. A dzieci z tego nie było. Dzieci się zjawiały jako śpiące roczniaki. Tak na jej oko. Na łóżku życia i śmierci jak to oni nazywali. Całkiem słusznie. Jak ktoś umarł to kładli go na tym łóżku i w ciągu kilkunastu godzin jego ciało rozpadało się i znikało. Obserwowała ten proces wiele razy. “Poród” był jeszcze bardziej tajemniczy. Z łoża powoli rosło coś jakby jajo albo jakiś kokon. A gdy wszystko było gotowe opadał i było gotowe dziecko do odebrania. Co znów mówiło jej, że populacja jest sztuczna i sztucznie podtrzymywana. Jak w jakimś laboratorium. Labiryncie dla szczurów do obserwacji zachowań. Co chyba oznaczało, że są jacyś obserwatorzy. Prawda?

- Bardzo ładnie Megi. Ślicznie wychodzą ci te obrazki. Chodź, pójdziemy coś zjeść. - wyciągnęła do niej rękę i dała się złapać. Wiedziała, że teraz Megi musiała być najszczęśliwszą dziewczynką w całym plemieniu. W końcu szła za rękę z samą ich boginią. Razem dotarły do chyba sali gimnastycznej. Czyli teraz stołówki. Widok jej nie zaskoczył. Poza licznymi ukłonami od mijanych osób widziała też jak kilka klęczy i modli się do wizerunku wymalowanego wzdłuż dłuższej ściany. Chyba nie powinno to jej dziwić. W końcu zrobiła go osobiście. Po prostu nie spodziewała się takich konsekwencji. Sama nie wiedziała dlaczego to zrobiła. Chyba trochę z nudów. A trochę z tęsknoty. Nie oparła się jednak pokusie na małego figla.

- Megi co to jest? - zapytała pokazując na podłużną bryłę. Ściana okazała się mieć proporcje w sam raz by odwzorować co trzeba.

- Aurora! Twój dom z zewnątrz! - Megi rozpromieniła się z dumą, że już wie co to tam zostało wyryte dłutami, nożami i palnikami na tej ścianie. Miała czas. Całe lata aby go skończyć. Teraz uśmiechnęła się widząc jak na dźwięk nazwy jej statku macierzystego ci którzy to słyszeli znów zabobonnie się pochylili w pokłonie. Trochę dziwiło ją, te elementy mitologii. O ile wiedziała ludzie z Ziemi pewnie by nazwali statek kosmiczny domem czy statkiem z niebios. Ale ci tutaj znali te kilka poziomów starej stacji i to był cały ich świat. Mętnie zdawali sobie sprawę, że jest coś więcej. Nawet jak im próbowała tłumaczyć. Trochę jakby kretowi tłumaczyć czym jest słońce, niebo i gwiazdy. Więc mówili, że przybyła “z zewnątrz”.

- Tak jest! To mój dom z zewnątrz. - poczochrała małej czuprynę chwaląc ją za właściwą odpowiedź. A potem zabrały się za jedzenie. Właściwie to dziewczynka bo bogini przecież nie musiała jeść ani pić. Chociaż czasem to robiła. Dziewczynka wyrzuciła z jedzenia czarną kulkę której nie dało się zjeść ani pogryźć i była niesmaczna. Kulka potoczyła się po blacie i znieruchomiała. Blondynka spojrzała na nią i rozpoznała, że to jeden z tych pieprzyków jakie znajdowali też i na “Aurorze”. Zastanawiała się co one mają wspólnego z tą całą sprawą. Podniosła kulkę i przyjrzała jej się bez większej ekscytacji. Przez tyle dekad dawno straciła nimi zainteresowanie. Teraz też nie było inaczej więc szybko ją wyrzuciła tak samo jak dziewczynka przed chwilą. Kulka poleciała poza blat, upadła na podłogę i znieruchomiała.


---



Naukowiec



Naukowiec obserwował obraz z rejestratora. Nie było sensu liczyć ile już razy setki tych istot po chwilowym zainteresowaniu kuleczką wyrzucały ją nie widząc w niej nic ciekawego albo do zjedzenia. Dobrze. Właśnie po to zaprojektowano te rejestratory właśnie w ten sposób. Aby były i wyglądały zwyczajnie. Ale też nie całkiem zwyczajnie. To też był jeden z licznych testów. Reakcji stworzenia na taki detal w jego otoczeniu.

Te istoty były fascynujące. Jak chyba wszystkie na tyle rozwinięte aby ewoluować do jakże rzadkiego etapu istoty rozumnej. A nawet do kolonizacji najbliższych gwiazd. Co niewątpliwie potwierdzało rozumność gatunku. Niestety. Chociaż mieli niezliczone kontakty z niezliczonymi gatunkami, w tym także inteligentnymi różniło ich tak wiele. Tak wiele, że chociaż mogliby tych prymitywów zmieść z galaktyki jak kosmiczny pył nadal nie mogli ich rozgryźć i zrozumieć. Dlatego badania nad nimi były tak fascynujące.

Ale nie chcieli wpływać na ich rozwój i całą resztę. Co niejako skazywało ich na rolę biernych obserwatorów. Niestety taka rola chociaż dostarczała wielu danych nie mogła odpowiedzieć na wiele pytań. Zwłaszcza u istot tak różnych budową, umysłem, zwyczajami i pochodzeniem. Dlatego po tak długich petycjach naukowiec dostał wreszcie zezwolenie na bardziej bezpośredni eksperyment. Z zastrzeżeniem, że te badane istoty nie mogą się o nich dowiedzieć.

Wyhodowanie klonów tych istot było dziecinnie proste. Ale tak jak się spodziewał wyprodukowane egzemplarze zachowywały się inaczej niż te które żyły w naturze. Obserwowanie ich było fascynujące. Ale trudno byłoby uznać to za reprezentatywną próbkę gatunku. Nawet jakby im dać pewną swobodę w rozmnażaniu i to na całe pokolenia to nie było gwarancji, że pójdą tą samą drogą rozwoju co oryginalny gatunek. I naukowcy nie byli do końca pewny czy aby na pewno udało im się zrobić te kopie tak jak trzeba. Jedynym pewnym testem była weryfikacja z przedstawicielami oryginalnego gatunku. Więc jak już zorganizowali spokojne zacisze na ten eksperyment i jeden z tych ich statków z oryginalną załogą mogli zacząć właściwy eksperyment.

Przebudzenie było ciężkie. Tego obawiali się od początku. Nie byli pewni jak dobrać moc pola statycznego do ich ciał i umysłów oraz jakie przyspieszenie mogą bezpiecznie znieść. Na szczęście obyło się bez strat. I już choćby dla tej informacji było warto przeprowadzić taki eksperyment by wiedzieć ile mogą znieść te istoty. Nie tak dużo. Chociaż naukowcy mieli sporo ograniczeń by przenieść ta ich łupinę w całości. Gdyby mogli ich wziąć do siebie to by było prościej. Ale reguły BHP i eksperymentu tego zabraniały. Musieli więc wlec się by ta ich łupina się nie rozleciała po drodze.

Potem zgodnie z przewidywaniami istoty skierowały tą łupinę do przygotowanego habitatu. Dobrze, że znaleźli ten wrak z ich własnej rasy. Nie do końca byli pewni czy właściwie zintepretowali rozmiary, skład chemiczny, resztki urządzeń ale chyba to było to. Przygotowali go na ich przyjęcie. Ale istoty okazały zaskakującą wstrzemięźliwość w penetracji owego wraku. Naukowcy nie mogli dojść do porozumienia skąd to zachowanie. Ponieważ konsensusu nie było to czekali i obserwowali dalej.

Do pewnych spięć doszło gdy okazało się, że tamci przywrócili zasilanie w części stacji. A wraz z nim automatyczny system obronny. To zaskoczyło naukowców. Czy to normalne? Czy te automaty z tymi istotami miały jakąś wojnę? Zawsze? Czy akurat te tutaj? I czy powinni jakoś ingerować w tą rozgrywkę czy nie? Wyłączyć te ruchome automaty czy nie? Ale uznano, że pojawiła się wyjątkowa okazja by zobaczyć jak ten gatunek zachowuje się w momencie zagrożenia. Poza tym mieli przecież nie ingerować.

Część naukowców martwiła się bo zaplanowany eksperyment coraz bardziej wymykał się spod kontroli. Przez te walki i kto wie co jeszcze coraz rzadziej istoty zjawiały się na wraku stacji. Zwłaszcza jak okazało się, że na stacji uaktywnił się nowy gatunek. Coś czego nawet naukowcy się nie spodziewali. Dopiero jak się uaktywnił gdy warunki bytowe okazały się sprzyjające wegetacji. Nie szkodził martwej materii ale przeformowywał żywą. Bardzo trudny do zwalczenia. Przynajmniej dla tych istot na ich poziomie rozwoju. Pojawiły się poważne wątpliwości czy nie przerwać eksperymentu. Ale znów zwyciężyły głosy o nieingerencji. Poza tym ten sztuczny gatunek został stworzony właśnie przez te istoty. Więc starcie między nimi było warte zarejestrowania. Niestety do starcia właściwie nie doszło.

Zakażeniu uległa tylko jedna istota. I to wyjątkowa. Tylko jedna tego podgatunku była na pokładzie. Z zewnątrz wydawała się niczym nie różnić od pozostałych. Ale wewnątrz była automatem. Zapewne dlatego czynnik nowego gatunku wpłynął na nią w niewielkim stopniu. Nie było konsensusu dlaczego pozostali odlecieli bez niej. Taki mieli zamiar od początku? Czy ta odmienność tej istoty miała jakieś znaczenie? Czy to była jej zaleta czy wada w oczach współplemieńców i niej samej? O to spierano się do tej pory.

Ale właśnie ta istota została dłużej i w końcu odkryła jeden z artefaktów jakie dla nich przygotowano. Ale to było roboty! Choćby jak dobrać proporcje, z czego zrobić tą gwiezdną mapę, jakie barwy, jaki zakres pasma elektromagnetycznego użyć i jak zaznaczyć co jest co by przekazać informację. O tak najlepsi naukowcy i spece od xenobiologii istot rozumnych pracowały nad tą układanką. A potem w napięciu oczekiwali jak zareaguje na to ta istota. Naukowcom wydawało się to dziecinne proste. Ale czy tamte istoty rozumowały choć trochę podobnie? Pewną nadzieję dawały te proste łamigłówki jakie czasem podrzucali na ich macierzystym statku. Wydawało się, że chociaż niektórzy z nich podjęli próbę kontaktu ustawiając detale we właściwej kombinacji. Podobnie jak chyba mieli podejrzenia co do rejestratorów. Ale te spełniły swoje zadanie i te prymitywne instrumenty jakimi dysponowały te obserwowane istoty nie mogły wykryć przekaźników z rejestratorów. Ale samo zainteresowanie było ciekawe do obserwacji. Zdradzało ciekawość tych istot do poznawania nowego. Do zgłębiania tajemnic. Niestety nie bardzo przełożyło się to na chęć zgłębiania tajemnic stacji.

Teraz doszli do wniosku, że być może chodziło o ryzyko. Kalkulację zysków do strat. Badanie rejestratorów czy układanek nie wiązało się właściwie z żadnym ryzykiem. Badanie nieznanej tym istotom stacji już tak. Zwłaszcza w późniejszym etapie jak się uaktywniły te automaty obronne a potem ten sztuczny gatunek.

Koniec końców jednak jedna z tych istot dotarła do spreparowanej dla nich mapy gwiezdnej. I właściwie odgadła jej przeznaczenie. Co uruchomiło jedną z przewidzianych procedur lotu statku we wskazane miejsce. Chociaż w trybie natychmiastowym. Tego trochę się nie spodziewali. Raczej, że zostawi sobie czas aby wrócić na swój statek. Albo aby pozostali ją zabrali. A ta jednak uruchomiła tą procedurę w trybie natychmiastowym. Dlaczego? Celowo to zrobiła? Przypadkiem? Nadal tyle pytań!

Ale została tutaj sama. Zastanawiali się czy nie przerwać eksperymentu. Ale znów zwyciężyła wola obserwacji i ciekawość. Tak jak po cichu liczyli w końcu znalazła habitat z wyprodukowanymi klonami. I wtedy też było co obserwować. Okazało się, że ta automatyczna istota pod wieloma względami przewyższa te biologiczne. Fizycznie, umysłowo, intelektualnie i kulturowo. Więc szybko zdominowała całą populację. Co więcej próbowała ich uczyć. Tego jak się zachowują jej oryginalni pobratymcy. Więc naukowcy zyskali niesamowitą okazję do swobodnej obserwacji kolejnych generacji tego gatunku. Nie mogli się zdecydować czy ta istota o nich wie. Albo domyśla się ich istnienia. Dalej nie mogli zrozumieć ich zwyczajów. Mieli mnóstwo obserwacji ale interpretacja faktów była trudna. Nawet teraz. Ta pierwsza istota pokazywała zęby tej młodszej. To też było ciekawe. Sporo gatunków, nie tylko rozumnych, uznawało pokazywanie sobie kłów czy pazurów za groźbę i wyzwanie. Często za tym szły inne zachowania agresywne. A tutaj było inaczej. Te istoty pokazywały sobie aparaty do pobierania pokarmu ale za tym zwykle nie szły zachowania agresywne. Dlaczego? Tyle pytań! Ale eksperyment naukowców trwał. Tak samo jak wiele innych nad tymi i innymi istotami. Mieli czas aby poznać wiele odpowiedzi na chociaż niektóre z zagadek wszechświata. Wszechświat miał przecież tyle tajemnic do odkrycia a zamieszkujące go istoty jeszcze więcej.

---


K O N I E C
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172