Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-07-2020, 21:59   #21
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Alice ściągnęła butki metodą "noga o nogę", zostawiając je tak po prostu na środku kajuty, po czym usiadła bokiem na kanapie pod ścianą, podciągając nóżki pod siebie.
- I to zimne! - Przytknęła puszkę na moment do swojego czoła - Fiu fiu, co za luksusy! To zdrówko? - Otwarła puszkę, po czym wyciągnęła ją w dłoni w kierunku kapitana.
- Zdrówko! - Tony usiadł obok dziewczyny i również otworzył puszkę. Stuknął nią w puszkę trzymaną przez Alice. - I za twoją urodę... I walory - dodał z uśmiechem, przenosząc wzrok na wciąż nagi biust dziewczyny.

Oboje więc się napili piwka… a Alice zaburczało w brzuchu. Zignorowała to jednak uśmiechem.
- To ten… co tam słychać? - Spytała wielce inteligentnie, po czym się zaśmiała.
- Jest nieźle - odparł, lekko unosząc brwi. Wypił łyk piwa. - Miłe towarzystwo to podstawa dobrego samopoczucia, prawda? - Przeniósł wzrok z twarzy dziewczyny na jej biust i z powrotem. Ponownie uniósł puszkę w geście toastu.
- Z urlopu jednak chwilowo nici - Wzruszyła ramionkami, odwzajemniła gest toastu, po czym porządnie łyknęła piwa.
- Włączymy jakiś hologram z palmami, morzem i słońcem, mamy piwo... urządzimy seks-party - zaproponował żartobliwym tonem, a Alice spojrzała na niego zaskoczona, po czym po chwili zachichotała. Szybko jednak owy chichot stał się głośniejszy i głośniejszy, i w kilka sekund inżynier śmiała się już na całego, aż musiała nawet przecierać łezki.
- Prze...praszam… - Wydusiła w końcu z siebie, po czym przesunęła się bardziej ku Tony'emu, opierając głowę na jego ramieniu.
- Dwie godziny temu miałam taki temat z Chris - Wyjaśniła w końcu powód owego napadu śmiechu.
Tony odstawił puszkę i objął dziewczynę, nie zaniedbując jej biustu.
- Seks-party? - spytał, nie ograniczając się do biernego dotyku.
- Nie no… - Szturchnęła go - Plaży. Ona nigdy na żadnej nie była, a jeden jedyny raz to jej dosłownie koło nosa przeszedł. Jest z tego powodu smutna - Dodała, zerkając kapitanowi w twarz.
- Nigdy nie mówiła - odpowiedział w zadumie Tony. - Antares... nie wiem, czy na którejś z planet będzie plaża. Pożyjemy, zobaczymy. Może się uda wylądować. Jej też się należy nieco przyjemności - powiedział. - Stale o nas dba. Nie wypada, by jakiś członek załogi chodził smutny. Najwyżej uszyje sobie strój kąpielowy - dodał, zastanawiając się przy okazji, czy Chris się czasem za bardzo nie uczłowieczyła.
- Może i bez - Powiedziała Alice, figlarnie przygryzając usteczka, po czym pogładziła dłonią obejmujące ją przedramię kapitana, i znowu napiła się piwka.
- A kiedyż to prezentowała ci się w stroju Ewy? - Skubnął ją w ucho i nieco intensywniej zajął się jej biustem...na co Alice pacnęła go po dłoni.
- Faceci to zaraz tylko o jednym - Powiedziała - Po prostu sobie rozmawiałyśmy…
- Nie uogólniaj... Nie wszyscy myślą tak jak ja - odparł. Jego dłoń nie odsunęła się nawet na milimetr. I nie zaprzestała swych działań.
- Koniec więc tego przesłuchania? - Alice parsknęła, łyknęła resztkę piwa, po czym odstawiła puszkę. Obie swoje dłonie położyła na dłoni Tony'ego, starając się wstrzymać jego ruchy na swej piersi.
- Przesłuchania? No wiesz... - Dłoń Tony'ego znieruchomiała. - Ale zajmijmy się czymś innym. - Pocałował Alice w szyję, dając do zrozumienia, w jakim kierunku mogłyby się potoczyć rozmowy. W odpowiedzi zaś, wytatuowana kochanka pochwyciła jego dłoń spoczywającą na piersi, zabrała ją z niej, i… zbliżyła sobie do ust, po czym ucałowała wierzch. Zwróciła nieco swoją twarz ku twarzy Tony'ego, uśmiechając się.
- Muszę do łazienki. Jeśli chcesz, możesz tam za pięć minut wpaść. Będzie runda druga, i… drugie piwko? - Uśmiechnęła się.
- Moja łazienka jest do twej dyspozycji. - Tony się uśmiechnął, po czym wypuścił Alice z objęć, otrzymując jeszcze szybki pocałunek w usta. Następnie inżynier zgarnęła po drodze do łazienki swój szlafrok i majteczki, po czym zniknęła za drzwiami…
Tony odprowadził ją wzrokiem, po czym sprzątnął swoje rzeczy (uznał, że nie warto ich zabierać pod prysznic) i puste puszki.
Poczekał jeszcze obiecane minuty, zabrał kolejne puszki z lodówki, a potem poszedł do łazienki.

Zastał tam porozrzucane niedbale fatałaszki Alice na podłodze, a ją samą w kabinie prysznicowej. Oprócz dużej ilości pary, wypełniającej pomieszczenie, kapitan zauważył (i również poczuł) dym papierosowy.

Alice. Paliła. Pod. Prysznicem.

Tony skrzywił się, po czym mimowolnie spojrzał na czujnik na suficie. Był już wyłączony przez panią inżynier.
- Przyniosłeś piwko? - Spytała, zwracając się odrobinę bokiem w kabinie w jego stronę. Przez zamknięte drzwiczki i zaparowane szyby widział jedynie niezbyt wyraźne kontury jej ciała. Chyba obmywała sobie właśnie biodro i udo…
- Przyniosłem, przyniosłem - odpowiedział, odsuwając drzwi kabiny. Na tyle dużej, że zmieściłyby się tam i trzy osoby. - Pij - otworzył i podał jej puszkę - a ja ci umyję to i owo... - zaproponował. W odpowiedzi Alice pogładziła dłonią policzek kapitana wśród miłego uśmiechu, odebrała puszkę, po czym napiła się piwa, stojąc względem Tony'ego lewym bokiem. Machnęła jeszcze dwa razy papierosa, zgasiła go w wodzie, i odłożyła na półeczkę, po czym znowu napiła się z puszki.
Tony odstawił puszkę i zabrał się za rzeczy przyjemniejsze, niż picie piwa - stanął za plecami dziewczyny i zabrał się za mycie jej biustu.
- Umyjesz mnie całą? - Zamruczała kokieteryjnie Alice, napierając lekko pupą na mężczyznę za sobą, a jego ochota na coś więcej niż tylko wspólna kąpiel rosła z każdą sekundą.
Po chwili dłonie kapitana przesunęły się nieco niżej.
- Tony… - Westchnęła inżynier, odchylając nieco głowę w tył.
Przyciągnął ją do siebie, przesuwając się tak, by móc ją pocałować. A dłonie powędrowały jeszcze niżej, niż przed chwilą. I nie wyglądało na to, by się miały szybko zatrzymać. Wywołało to drżenie całego ciała Alice, i przyspieszenie jej oddechu… oraz łapczywe, pełne namiętności pocałunki, wraz z włączonym do nich języczkiem, który wił się dziko w ustach Tony'ego. A.J. przylgnęła mocno nagim ciałem do ciała kapitana, obejmując go jedną dłonią za plecy, choć dłoń ta, bardzo szybko znalazła się na jednym z pośladków mężczyzny.
A ten jeszcze troszkę się obrócił i stojąc bokiem przesunął ręce w taki sposób, by móc obdarzać Alice pieszczotami i z przodu, i z tyłu.
- Oooooch… - Takie potraktowanie jej ciała, zdecydowanie wywołało baaardzo pozytywne efekty. Z rozchylonymi nieco nóżkami i ustami, oraz przymkniętymi oczami, jedną dłonią uczepiła się uchwytu prysznica, a druga szybko przesunęła się po ciele Tony'ego ku jego męskości, gdzie owa dłoń również rozpoczęła pieszczoty. A sądząc po wielu reakcjach Alice, bardzo szybko pędziła ku kolejnej fali rozkoszy.
- Tony... Tony kochanie... dłużej... nie wytrzymam... weź mnie! - Wyjęczała w końcu.
Kapitan nie odpowiedział słowem, ale czynem. Stanął za plecami dziewczyny, która posłusznie pochyliła się nieco i wypięła, po czym chwyciwszy ją za biodra wbił się w nią nie sprawdzając wcześniej, czy jej słowa o gotowości pokrywają się z rzeczywistością. Rozległ się przeciągły, głośny jęk rozkoszy Alice…

 
Kerm jest offline  
Stary 16-07-2020, 22:45   #22
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzień 6; 16:20; hangar

Po przerwie na lunch (w trakcie której Alice nie było w mesie… podobnie zresztą jak Tonyego), Chris wróciła punktualnie do hangaru o godzinie 16:00, jednak inżynier nigdzie nie było.


A.J. zjawiła się dopiero o 16:07, jakaś taka trochę rozkojarzona, i jakby… zmęczona?
- Sorry za spóźnienie - Powiedziała do androidki, po czym szybko zabrała się do dalszej pracy, co jednak wyraźnie przychodziło jej nieco z trudem.
- Wszystko w porządku? - blondynka zapytała po chwili podając Alice czujnik jakiego ta potrzebowała. Zerkała na nią trochę niepewnie nie wiedząc chyba czy pytać a jak pytać to właśnie jak pytać.
- Hmm? Tak, tak… - A.J. kiwnęła głową, niby nic, jednak Chris co pewien czas widziała, jak ta ziewa pod nosem, czy i mruga oczami i potrząsa głową, chyba żeby nie zasnąć?
- Mam kawę w termosie. Masz ochotę? - blondynka zaproponowała i właściwie nie czekając na odpowiedź sięgnęła do swojego plecaka po ten sam termos co wczoraj. I tak samo jak wczoraj odkręciła go i nalała do nakrętki parującego płynu.
- Ja też m… - Nie dokończyła Alice. Dzisiejszego dnia, sama zabrała nieco prowiantu, biorąc przykład z Chris, zjadła i wypiła jednak już połowę wcześniej, a później zabrała torbę ze sobą i… zostawiła gdzie indziej.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła - Uśmiechnęła się przelotnie, po czym odebrała kubek i usiadła na rampie Dropshipu, z cichym stęknięciem - Nogi mnie bolą… a nie masz czasem jakimś cudem czegoś do jedzenia?
- Zobaczę. - koleżanka pokiwała głową i jeszcze raz sięgnęła do swojego plecaka. Chwilę tam szukała po czym wyjęła dwa błyszczące podłużne prostokąty. - Mam tylko to. - powiedziała wskazując na dwa batony energetyczne. Potem usiadła obok Alice by mogły swobodniej rozmawiać. - Uderzyłaś się? - zapytała wskazując gestem na nogi o jakich mówiła inżynier. Wydawała się troskliwa i chyba nie bardzo wiedziała jak poważnie doskwierają Alice te dolegliwości o jakich mówiła.

Wytatuowana kobieta wzięła jeden z batonów, po czym zaczęła się nim zajadać w dosyć szybkim tempie… czyżby była aż tak głodna? Na słowa Chris uśmiechnęła się pod nosem, po czym spoglądając na nią pokiwała przecząco głową.
- Nie, nie uderzyłam się. Po prostu mnie nogi bolą od całego dnia na nich… mało co dzisiaj gdziekolwiek sobie przysiadłam - Wyjaśniła.
- Oj bidulka. - Chris odwzajemniła pozytywny uśmiech i pogłaskała bliższe siebie udo koleżanki. Zastanowiła się chwilę rozglądając się po wnętrzu ładowni. Załatwiły dzisiaj już pół dniówki i większość systemów dropshipa miały już sprawdzone i wyglądały dobrze. No ale do wieczora powinny jeszcze sprawdzić ostatnie systemy i jakby nic się nie urodziły to była szansa skończyć z tym kosmicznym promem.
- Może zrobię ci masaż na te nogi? - zaproponowała rozwiązanie zerkając znów na siedzącą obok sąsiadkę, która uniosła w lekkim zdumieniu jedną brewkę.
- Nie no co ty… - Skrzywiła się Alice, ale i w końcu uśmiechnęła - Przecież się nie myłam… iiiii… - Trzepnęła androidkę dłonią po kolanie.
- No dobrze. To jak nie chcesz teraz to może kiedy indziej. - Chris machnąła dłonią jakby nie było sprawy z tą propozycją i oparła się wygodniej o oparcie składanego krzesełka czekając aż Alice odpocznie i się posili.
- Nie umiem się przyzwyczaić, że ty nie musisz jeść i pić - Wypaliła nagle Alice, kończąc owy baton. Lekko się jednak do Chris uśmiechnęła, by czasem owa wypowiedź nie została jakoś dziwnie odebrana.

- Ani spać. Dlatego nic mi się nie śni. - siedząca obok blondynka uśmiechnęła się pogodnie wzruszając ramionami w geście, że nic nie poradzi na swoją naturę. Założyła ramiona na piersi a nogi wysunęła daleko do przodu rozsiadając się wygodnie na sąsiednim krzesełku ładowni.
- Z drugiej strony właśnie, nie musisz spać, nie męczysz się… - Alice zgniotła papierek w kulkę po czym zaczepnie rzuciła nim w Chris i się krótko zaśmiała.
- I tak cię lubię! - Wystawiła do androidki na moment język.

- Też cię lubię. - blondynka zaśmiała się wesoło i złapała zmiętą, papierową kulkę jaka stoczyła się na jej uda. Zmięła ją i bawiła się przez chwilę zerkając w stronę kosza. No ale pokrywa była zamknięta więc nawet jakby trafiłą to kulka by spadła na podłogę.

- Jesteśmy inni. - przyznała Chris z nieco nostalgicznym spojrzeniem gdzieś poza ściany ładowni. - Ale przez to jesteście dla mnie tacy interesujący. Lubię was. Lubię z wami przebywać. Jak wszyscy jeszcze śpicie w komorach a ja jeszcze albo już nie to tak trochę smutno samej. Czekam aż się przebudzicie i znów będzie można spotkać się, pośmiać, pogadać. - wyznała zerkając na sąsiadkę. - Nie lubię jak ktoś z was się wywyższa i przypomina mi, że nie jestem taka jak wy. Wolę jak mnie traktujecie jak zwykłego załoganta. Po prostu mam trochę inne potrzeby i możliwości niż wy. - rozłożyła ramiona znów by podkreślić, że nic nie poradzi na swoje pochodzenie tak samo jak nikt inny z załogi nie mógł na to nic poradzić. - No i lubię takie integrację jak z tobą. Lubię sprawiać innym przyjemność. Nie lubię się kłócić ani jak wy się kłócicie między sobą. Znaczy tak w ogóle, nie, że teraz coś. - powiedziała jeszcze szybko by przypadkiem nie została niewłaściwie zrozumiana. W końcu chyba skończyła bo rozłożyła rączki na koniec. Alice z kolei wstała (z kolejnym cichym jękiem), po czym zbliżyła się do Chris. Pochyliła nad nią, stojąc okrakiem nad jej wyciągniętymi nogami, po czym położyła dłonie na obu jej ramionach, nieco zbliżając swoją twarz do jej twarzy.
- Dla mnie zawsze byłaś, i będziesz, niczym pełnoprawny załogant… ale od wczoraj… - Przez jej usta przemknął uśmiech -...to już nawet o wiele więcej. Moja ty… kochanico - Alice uśmiechnęła się czarująco, po czym delikatnie pocałowała Chris.

- Też jesteś kochana! - Chris zaśmiała się dźwięcznie i wdzięcznie jakby to co powiedziała koleżanka sprawiło jej prawdziwą przyjemność. I może trochę ulgi. Wysunęła swoją twarz nieco do przodu by skrócić dystans do zera i cmoknęła usta Alice. Sama też skorzystała z tego, że ta się nad nią pochyla i całkiem pociągnęła ją tak, że inżynier siadła okrakiem na jej udach.

- A jak się teraz czujesz? Potrzebujesz jeszcze troszkę odpocząć? Jak jesteś głodna to mogę po coś skoczyć do kuchni. Tylko powiedz na co masz ochotę. - powiedziała łagodnym tonem i uśmiechem odgarniając czarne kosmyki z twarzy koleżanki.
- Jakoś przeżyję te niecałe dwie ostatnie godzinki, no i masz jeszcze jeden batonik w razie czego, żeby mnie poratować - Alice potarła własnym nosem o nos Chris - Trzeba skończyć robotę, i będzie z głowy. A poza tym… - Inżynier zerknęła na zewnątrz Dropshipa przez otwartą rampę i jakby przeszedł ją dreszcz - ...nie chcę tu zostawać sama. To niby tylko przyciemniony hangar, ale… no wiesz… - Alice zrobiła dziwaczną minkę.

- No tak, to chyba może nie być zbyt przyjemne miejsce. Zwłaszcza jak się by było samemu. - Chris spojrzała ponad ramieniem inżynier na tą otwartą rampę i widoczną przestrzeń hangaru. Tam gdzie były plamy światła to widać było poplamioną podłogę z różnymi wymalowanymi liniami, strzałkami i oznaczeniami. A tam poza plamami światła słabo było widać co się kryje. Tak czy inaczej taka spora przestrzeń wydawała się przytłaczać swoją bezludnością.

- No i masz rację, trzeba się zabrać za tą robotę. Im szybciej skończymy tym szybciej pójdziemy na plażę. - blond czupryna pokiwała na znak zgody z wnioskami wytatuowanej koleżanki i by dać znać, że sama jest gotowa wrócić do przerwanej lunchem pracy.

***

Po skończeniu kolejnej "dwunastki", Alice była zmęczona, i bardzo bardzo głodna. Cały dzień zjadła zdecydowanie za mało, wieczorem więc rzuciła się niczym najprawdziwszy głodomór na automaty kuchenne.

Jadła dużo, i różnorodne, a do tego łykała kolejne piwka, niczym orężadki… w końcu już po południu posmakowała alkoholu, a teraz po wachcie, mogła całkowicie popuścić.


Zabrała ze sobą wiele zapasów do własnej kabiny, gdzie najpierw obejrzała filmik z lotu drona wzdłuż poszycia statku, następnie wzięła szybki prysznic, po czym zajadała się i piła dalej, we własnym łóżku, wśród dosyć głośnej muzyki, aż… nie urwał jej się film. I to nie bynajmniej ze zbyt dużej ilości alkoholu, a po prostu przez zmęczenie.

….

Ocknęła się w pewnym momencie, spoglądając na zegarek.
- Fuuuck, 02:33. Przegapiłam spotkanie z Chris… fuuuck… - Zmiotła, co leżało na niej i w łóżku na podłogę, wyłączyła muzykę i światło, po czym ponownie padła na poduszkę.



Dzień 7

Pani inżynier zaspała kompletnie na śniadanie, a wydzwaniającego interkomem natręta zbyła… na tamtą chwilę nawet nie kontaktując, z kim rozmawia.

"Do życia" była dopiero gdzieś koło 9, a do pogadania tak od 10, i to po trzech kawach… dobrze, że nie miała na obecny dzień wyznaczonych żadnych odgórnych zadań choćby przez kapitana, inaczej byłyby ekscesy z zaniedbywaniem swoich obowiązków załoganta i takie tam oficjalne blablabla…

Sama od siebie, zabrała się za przygotowywanie trzech sond, by były gotowe, gdy dotrą do "Archimedesa". Następnie zaś za tak z pół tuzina drobnych, niegroźnych usterek, jakie miała ich łajba.

Przy okazji zaś unikała Chris, rozmyślając, jak ją przeprosić za wczorajsze wystawienie do wiatru...




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 16-07-2020 o 22:51.
Buka jest offline  
Stary 17-07-2020, 23:15   #23
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Zeeva wyglądała na zmęczoną. Można by powiedzieć – jak zwykle, jednak tym razem, oprócz zwykłej senności coś jakby odebrało jej siły witalne i chęć do życia. Ryan pogadał z nią chwilę i opuścił jej kajutę, aby miała spokój i więcej czasu na wypoczynek.
Następnie ochroniarz zabrał się do roboty. Skierował swoje kroki do hangaru, gdzie była Alice i poprosił o drona, którym mógłby sprawdzić stan poszycia Aurory. Nie był ekspertem w pilotowaniu takich maszyn, ale nie było to jakoś specjalnie skomplikowane. I sprawiało mnóstwo frajdy, gdyż przypominało grę komputerową SF. Ochroniarz z uśmiechem i zapałem zabrał się za oglądanie kadłuba z zewnątrz, szukając jakichkolwiek niezwykłości. Mimo całego zaangażowania i odkrycia śladów uderzenia meteorytów oraz okruchów skał na poszyciu nic nie był w stanie wywnioskować. Nie było żadnych zagrażających życiu zniszczeń czy perforacji. Brak jakichkolwiek niezwykłości. Albo inaczej – brak niezwykłości dla kogoś, kto nie był obeznany z budową statków międzygwiezdnych i teorią lotów kosmicznych. Nawet jeżeli na nagraniu z lotu było coś przydatnego co potencjalnie rzucało nowe światło na sytuacje załogi, ochroniarz tego nie dostrzegł. –Trzeba będzie pokazać filmik na porannej odprawie – mruknął do siebie zgrywając dane. Może ktoś z załogi będzie mógł powiedzieć coś więcej.

Będąc na strzelnicy Ryan załadował dwa pistolety amunicją proszkową, nałożył okulary balistyczne i maskę z filtrem zabezpieczającą przed pyłem unoszącym się w pomieszczeniu po solidnym treningu. Mógł skorzystać ze strzelnicy w pełni generowanej przez hologramy, jednak wolał więcej realizmu w swoim treningu, dlatego zdecydował się używać prawdziwej broni kulowej, nie laserowych znaczników i makiet tarcz zamiast obrazu generowanego przez komputer. Ustawił ruchome cele, dodał kilka miejsc, w których mógł się schronić, jakieś dodatkowe przeszkody w postaci drabinek, siatek sznurowych, dodatkowe utrudnienia, które miały imitować porozrzucane plastikowe beczki oraz to, co najważniejsze – makiety cywili, których nie wolno było trafić podczas ćwiczeń. Kiedy wszystko było gotowe, ochroniarz rozpoczął symulację i zaczął solidny trening strzelania intuicyjnego, gdzie liczyła się nie tylko bezbłędna celność, lecz także błyskawiczny refleks, umiejętność reagowania na zagrożenie w mgnieniu oka, zdolność niemal natychmiastowej oceny czy strzelać, czy chronić. Od tego zależało życie podopiecznego. A Ryan nie zamierzał zawieść.
Po skończonym treningu ustawił kolejną symulację. Wyciąganie rannego cywila z auta podczas ostrzału. Trenował to już tyle razy, że wszystkie czynności wykonywał automatycznie. Pamięć mięśniowa i odruchy Ryana były na tak wysokim poziomie jak zwykle, jednak ciało jeszcze nie odzyskało pełni sprawności. Wciąż czuł się ociężały po pięćdziesięciu latach szprycowania chemią. Refleks nie był jeszcze taki jak kiedyś. Trzeba było to zmienić, a najlepszym remedium był trening wytrzymałościowy na siłowni.

Kapitan znalazł plany stacji, która przypomniała konstrukcję Archimedesa. W swojej kajucie Sheaffer wywołał plik z informacjami jako plan holograficzny i zaczął zgłębiać topografię stacji. Interesowały go grubości ścian działowych, miejsca w których można było się swobodnie poruszać, otwarte przestrzenie, gdzie potencjalnie każdy był narażony na ostrzał, wszelkie zakamarki z których można było prowadzić celny ogień. I więcej – system zamykania drzwi, materiał z jakiego zostały zrobione, w którą stronę się otwierały i jak, windy, awaryjne klatki schodowe, wąskie przejścia spowalniające przemieszczanie się, drabiny w szybach technicznych – genialne do podróżowania jednak ciasne i nieporęczne przy taszczeniu kogoś rannego. W końcu – gdzie potencjalnie mogła się znajdować zbrojownia i klinika. Ryan interesowały informacje ogólne, pewien zamysł konstrukcyjny. Archimedes był znacznie większy, więc siłą rzeczy inny, jednak dobrych patentów się nie poprawiało – bardzo możliwe, że skoro obie stacje są podobne z zewnątrz, to będą zbudowane z tożsamych elementów w środku.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:45   #24
BG
 
BG's Avatar
 
Reputacja: 1 BG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputację
Czas w tak dziwnych okolicznościach upływał szybko. Pytań zamiast ubywać, przybywało. 50 lat. Antares. Stacja na odludziu.
- Nic nie rozumiem - westchnęła Agnes, przeglądając kolejne strony danych.
Zawsze lubiła tę pracę i była dumna ze swoich umiejętności, ale tym razem nie wiedziała, co się dzieje i niezmiernie ją to irytowało. To tak, jakby dwa plus dwa nagle wynosiło siedem.
Wzięła łyk kawy z termosu i zerknęła na ogród. Powoli powinny pojawiać się jakieś zmiany.
Możliwe, że jednak panel nie działał, jak powinien. Postanowiła mimo wszystko dać aparaturze więcej czasu i zagłębiła się z powrotem w labirynt danych i informacji.
Z tak bliskiej odległości mogła już potwierdzić, że przynajmniej dane z bazy były całkiem trafne. Wszystko się zgadzało. Chociaż nie wiadomo, czy to akurat dobra informacja: zawsze mogli trafić na przyjazną i nadającą się do kolonizacji planetę.
Może chociaż stacja będzie ciekawa. Przeciągnęła się ostrożnie i wstała. Nie było sensu dłużej tutaj sterczeć, nic się nie zmieniało. Nie przeczytała też nic ciekawego. Zrobiła, co mogła.

Wieczór spędziła na przeglądaniu własnej kolekcji nasion. Wszystkie były dobrze zabezpieczone i powinny przetrwać dłuższy lot. Taką przynajmniej miała nadzieję. Szkoda byłoby je teraz wyrzucać. Uśmiechnęła się do siebie. Wiele z nich było pamiątkami z portów, część prezentami, wszystkie przywoływały dobre wspomnienia. Ale te wspomnienia przywoływały również negatywne myśli. Co z ludźmi, którzy zostali w innych częściach kosmosu? Czy jeszcze żyją? Pięćdziesiąt lat… Tyle rzeczy mogło się zmienić. Czy ona i reszta załogi należą jeszcze do świata, czy zostali spisani na straty przez wszystkich? Czy jest sens wracać?
Odłożyła torebki z powrotem do pojemnika i położyła się. W dzień starała się nie myśleć o takich rzeczach, pracowała, zagłuszała myśli, ale nocą ciężej było utrzymać pozytywne nastawienie. Samotni. W kosmosie. Pustce. Owinęła się szczelnie kołdrą.

Na śniadanie wmaszerowała energicznie i od razu zlustrowała wszystkich w poszukiwaniu konkretnych osób. Niestety nie udało się namierzyć Alice, która często wybierała własny rozkład dnia. Agnes postanowiła zwrócić się zatem do Vicenta. Usiadła obok i szturchnęła go delikatnie łokciem.
-Cześć, mógłbyś dzisiaj zerknąć na aparaturę w ogrodzie. Coś się zepsuło, może to oprogramowanie?-rzuciła, nakładając już sobie szczodrze porcję jedzenia-Wygląda na coś technicznego raczej, ale nie zaszkodzi sprawdzić. Jak nie masz czasu, to się nie przejmuj.
Machnęła ręką. Raczej przez te kilka dni, gdy będą zajmować się stacją, rośliny nie przejmą statku.
Zwróciła teraz uwagę na kapitana, który najwyraźniej coś wyświetlał i starał się wyjaśnić. Wyglądało na stację kosmiczną. Postanowiła udawać, że wie, o co chodzi i tylko kiwała głową co jakiś czas, napychając się jedzeniem. Teraz już chyba nic nie mogło pójść źle.
Po naradzie postanowiła znaleźć Alice, a potem zrobić sobie chwilę przerwy. Każdemu się co jakiś czas należy.
 
BG jest offline  
Stary 18-07-2020, 19:26   #25
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 04 - Dzień 08 07:00

Czas: Dzień 08; 07:00
Miejsce: przedział załogi; mesa
Skład: wszyscy





- Myślę, że dzisiaj będziemy na tyle blisko “Archimedesa”, że będzie można wystrzelić sondy. Właściwie będzie można je wystrzelić zaraz po śniadaniu. - Chris obwieściła reszcie załogi na wypadek gdyby ostatnio ktoś skupiony na swojej niszy zadaniowej nie zwracał uwagi na resztę. Na przykład na to, że “Aurora” skróciła dystans do Antares 99 na tyle, że można było wypuścić sondy.

Chris była łagodna, uczynna i pogodna jak zawsze. Nie wyglądało by miała się na kogoś boczyć. Ani teraz ani ostatnio. Starała się pomóc gdzie i komu się dało. No a podczas wspólnych posiłków w mesie była gotowa pełnić rolę kucharki i kelnerki by biologiczny załoganci nie musieli sobie przerywać jedzenia czy rozmowy jeśli nie mieli na to ochoty.

A przez ostatnie dni “Aurora” wytraciła ogrom prędkości. W międzygwiezdnej skali to już praktycznie do zera. Teraz już praktycznie dryfowali i frachtowiec mógł już się zatrzymać właściwie w każdej chwili. A według planu zaprogramowanego przez Agnes miał się zatrzymać ostatecznie za jakieś 5 godzin. Wówczas wejdzie na daleką orbitę wokół Antares 99. Tylko dalszą niż ta po jakiej poruszał się “Archimedes”.

Dropship mógł pokonać odległość między orbitami mniej więcej w godzinę. Z tym, że stacja orbitowała wokół księżyca prawie idealnie w ciągu godziny. Czyli przez mniej więcej pół godziny znikał z sensorów “Aurory” przesłonięty tarczą naturalnego satelity. Mniej więcej. Bo obecnie frachtowiec dryfował na podobnej ale dalszej czyli wolniejszej orbicie. Co sprawiało, że “Archimedes” w dłuższej perspektywie czasowej robił ileś tam obrotów więcej niż frachtowiec. Oznaczało też, że gdy księżyc będzie przesłaniał oba sztuczne obiekty nie będzie między nimi ani widoczności ani łączności bezpośredniej. Mniej więcej przez te pół godziny.



Seth



Ogoniastemu ostatnio zeszło sporo czasu na inwentaryzacji posiadanych zasobów medycznych. Wyniki były… No jak zwykle. Zależy jak na to spojrzeć. Co prawda gdyby trzymać się ściśle litery regulaminu to jakoś dwie trzecie leków było po terminie przydatności do spożycia. Normalnie powinno się je zutylizować bo mogły wywołać jakieś przykre czy wręcz szkodliwe dolegliwości. Ale obecną sytuację trochę trudno było wpasować w jakikolwiek standard. Także pod kątem możliwości uzupełnienia leków. Właściwie jedynym potencjalnym źródłem wydawał się “Archimedes”. Po prostu w tym układzie gwiezdnym jak do tej pory nic innego nie było do zwiedzania. Ale czy na stacji są jakieś leki i w jakim stanie tego nie było wiadomo.

I dlatego gdy już się tak rygorystycznie nie trzymać regulaminu no to straty były o wiele mniejsze. Jak zbadał te przeterminowane to większość nadal była zdatna do warunkowego użycia. Czyli niby były po terminie, mogły działać nieco słabiej, wolniej, krócej no ale nadal nie zdradzały jakichś szkodliwego działania więc nie powinny zaszkodzić. Tych szkodliwych okazało się jakieś 20%. Niby jak na tak długi czas podróży to nie było dużo a nawet zaskakująco mało. Potwierdzały wysoką jakość produktów. No ale jak się miało w perspektywie niepewną możliwość ich uzupełnienia i nie wiadomo ile lat czy dekad funkcjonowania…

Gdzieś w międzyczasie sprawdził próbki sierści Anubisa. Obyło się bez niespodzianek. Sierściuch też wykazywał około pół wieczne karmienie kriogenicznymi chemikaliami. A kolejne dwa dni rzygał jak kot. Odwdzięczając się jak za tak wredne mrożenie i karmienie. Jak zwykle zresztą.

Natomiast próbki dostarczane od reszty załogi przez kolejne dni dawały powody do otuchy. Wydawało się, że proces powrotu do w pełni sił przebiega raczej bez zakłóceń. Zwłaszcza u Ryana i Vicente sytuacja już prawie wróciła do normy. Albo mieli do tego jakiś fart, naturalną odporność no albo ten wysiłek fizyczny na siłowni jednak przynosił wymierne efekty. Właściwie im już mógł odstawić leki wzmacniające jakie do tej pory im serwował od przebudzenia. U pozostałych też już mógł zaordynować zmniejszenie dawki stymulantów z 3 do 1 pastylki. Jedynie u Jericho sytuacja była zastanawiająca. Jakby coś zakłócało ten powrót do zdrowia. No ale na razie to było jak żółte światełko, jeszcze nic strasznego się nie działo. Ot, jak się nic nie zmieni może będzie musiał zalecić aby cyborg odpoczął dzień czy dwa i wówczas się okaże co z tego wyjdzie.

No i razem z Vicentem działali w ogrodzie by go doprowadzić do jakiejś normalności i używalności. Chociaż każdy z nich specjalizował się w czym innym i miał inne podejście do sprawy. Ale wspólnie okdryli, że nie tak hop siup wrócić zdziczały ogród do pierwtnego stanu. Głónie dlatego, że te wszstkie krzaki, mchy i kłącza zmiażdżyły i zdusiły sporo mechanizmów w ogrodzie i bezpośrednim otoczeniu. Nawet wyłamały kratki wentylacyjne i wrosły się w kanały wentylacyjne. Dlatego system operacyjny zrobił się niesterowny. Co z tego, że komputer kazał zmniejszyć dawkowanie ciepła czy pożywienia skoro mechanizmy jakie miały wykonać to polecenie zostały zniszczone.

Więc przywrócenie ogrodu do używalności okazało się pracą wieloetapową. Trzeba było wymienić te wszystkie uszkodzone, zmiażdżone, połamane rurki, grzejniki, lampy, kamery i tak dalej i zamontować nowe. Te wewnątrz ogrodu i te które na zewnątrz się z nim bezpośrednio stykały. No ale by je wymienić trzeba było się do nich dostać. Czyli wejść w ten dziki, nieokiełznany gąszcz o gorącu i wilgotności pełnoprawnej sauny. A bez maczet, pił i palników to robiło się raczej niemożliwe. No a bez wymiany tych elementów właściwie nie dało się sterować temperaturą, wilgotnością czy dawkowaniem pokarmu. Ten ostatni możliwe, że już na tym etapie nie był niezbędny i biosystem sam już się napędzał gdy jedne organizmy żerowały na innych.

Próbki pobrane z ogrodu były całkiem ciekawe. Dzicz w czystej, pierwotnej postaci. Seth nie kojarzyłby w sztucznych warunkach ktoś wyprodukował taką dzicz. Chyba nawet w naturalnych byłoby nie takie proste. Zwłaszcza na statkach. Gdzie ogród miał być cywilizowany by dało się w nim odpocząć. A nie by rozrósł się tak, że nie dało się do niego wejść na dalej niż parę kroków i to po wyrąbaniu sobie drogi. Nieważne czy pobierał próbki z drzew, krzewów, porostów czy traw, wszystkie wskazywały na brak zastoju typowego dla hibernacji. Zwłaszcza długotrwałej.

No a teraz jak blondynka siedząca przy stole tak mówiła o tych sondach i dryfowaniu wokół Antares 99 to mógł sobie przypomnieć rozmowę z przedwczorajszej kolacji. Wówczas Chris albo zainteresowały rzucone przez Seth pomysły albo się poczuła wywołana do odpowiedzi.

- To chyba by było dość trudne do zrealizowania. - zaczęła wtedy Chris gdy powiedział swoją teorię o tym, że są gdzie indziej niż w Antaresie. Tłumaczyła chwilę jak to sensory odbierają z przestrzeni te wszystkie świetlne punkty z przestrzeni. Zwłaszcza tak zwane świece standardowe czyli bardzo jasne i charakterystyczne gwiazdy które służyły jako znaczniki do pomiaru odległości. Z dowolnego punktu. A każda miała swój charakterystyczny blask i rytm pozwalający ją zidentyfikować. A mierząc te odległości można było utworzyć mapę 3d i sprawdzić jak się to ma do własnej lokalizacji i do map w pamięci komputerów. No i był jeszcze sam Antares i gwiazda centralna i cały system. Też miał wszelkie dane jakie pozwalały go zidentyfikować jako Antares właśnie nawet bez całej reszty.

- Więc raczej na pewno jesteśmy w Antaresie. - rzekła wtedy blondynka z niezręcznym, przepraszającym uśmiechem. - Nawet gdyby jakoś założyć, że skany działają niewłaściwie a komputery mają fałszywe dane. No to Ryan wypuścił drona na zewnątrz. To niezależny system odbioru danych. Można porównać przekazany obraz z tym co pokazują czujniki. I z mapami gwiezdnymi. Nawet z tymi wydanymi na papierze na co ewentualne fałszerstwo danych komputera powinny być obiektywne i niezależne. - i jakoś tak to się przedwczoraj skończył ten temat. Chris więc nie wyglądała na przekonaną, że taki pomysł Seth jest najbardziej prawdopodobny aczkolwiek nie wykluczała, że jest możliwy.



Tony



Ostatnie dni okazały się dla kapitana “Aurory” bardzo wyczerpujące. Już wczoraj zaczęło się dość niefortunnie gdy z ćwiczeń w pełnym kosmicznym ekwipunku wyłamał się Seth. Wyniki tych ćwiczeń okazały się dwojakie. Chyba nikt nie zapomniał jak się używa skafandrów i tlenówek. Co na pewno było na plus. Minusem było to, że nadal mieli gorsze wyniki niż te z ostatnich podobnych manewrów. Chociaż już każdemu do swoich własnych średnich brakowało już mniej niż poprzedniego dnia na siłowni. Ryan i Vicente no już zahaczali o własne słabsze wyniki. Wydawało się, że najprędzej wrócą do w pełni sił.

Dobre było też to, że butli z tlenem mieli pod dostatkiem. Właściwie cała filozofia z tymi butlami była taka by były w odpowiednim miejscu i czasie. Przy rozważaniu wyprawy załogowej na “Archimedesa” trzeba było rozważyć kto ma lecieć i co zabrać. W tym ile butli. A potem jakby po stacji trzeba było poruszać się w skafandrach to jeszcze trzeba by pamiętać by tak się wypuszczać na te zwiedzanie aby wrócić na czas do dropshipa po nowe butle. Z drugiej strony każdy skafander miał powietrza na 12 godzin co pozwalało w nim spędzić prawie cały standardowy dzień roboczy. Wyjątkiem tutaj była Chris. Jako, że nie miała płuc to tlen nie był jej niezbędny do funkcjonowania. Chociaż odruchy miała tak dopracowane, że znów gdyby nie wiedzieć kim naprawdę jest o było widać gołym okiem, że oddycha. No ale właśnie obecność syntka w załodze pozwalała zaoszczędzić tlen w krytycznej sytuacji. Syntki mogły podróżować w skafandrze bez butli i wówczas miały plecy do dyspozycji na jakiś inny zasobnik albo wziąć butle jak każdy i mieć ją gdyby ktoś inny potrzebował.

Za to z próbami komunikacji z “Archimedesem” nic nie wyszło. Znaczy “Aurora” próbowała z nim flirtować na różnorodnym zakresie widma elektromagnetycznego. No ale on pozostał obojętny jak głaz na te zaloty. Wciąż nadawał tylko ten automatyczny sygnał z respondera.

Przy sprawdzaniu listy przewozowej niezastąpiony okazał się Jericho. Chociaż nie miał wpływu na zawartość samej listy. Nikt z nich w tej chwili już nie miał wpływu na to co przewozili na statku. W większości przepastnych ładowni były rudy do przetworzenia w hutach albo gaz dla rafinerii. W jednej ładowni były zaś kontenery. Z całą masą różnych rzeczy. Od mikroprocesorów i datapadów przez samochody i ubrania. No i była jeszcze poczta. Czyli coś co ludzie korzystali z okazji by przesłać z jednego systemu do drugiego. Tu już mogły się trafić naprawdę zaskakujące rzeczy.

No a już prawie na koniec wczorajszego dnia spędził czas z Ryanem. Gdy ich obydwu przyciągnęły plany stacj “Calisto 2000”. No ale wyszło na to, że Alice chyba miała rację, z tym, że to raczej typ a nie model. Chociaż w ogólnych założeniach to te Calisto miały jakieś elementy i założenia wspólne. Na przykład takie, że są na planie koła a mieszkalna część była na zewnętrznym obwodzie. A jak nie mieszkalna to ta robocza w której najwięcej spędzało się czasu. Tam było bowiem najoptymalniejsze ciążenie. Najbardziej zbliżone do ziemskiego. Im bliżej centrum stacji tym mniejsze. Dlatego w samym centrum to już praktycznie panował stan nieważkości.

Natomiast nie bardzo był sens sprawdzać każdy korytarz i pomieszczenie. Każdy model był inny. Nawet jeśli ogólny schemat czy widok zewnętrzny był podobny. To każdy klient zamawiał ten ogólny typ stacji pod własne potrzeby. A nawet właściciel mógł po prostu wynajmować poszczególne przestrzenie firmom i te modelowały przestrzeń wedle potrzeb już w trakcie działania danej stacji.

Bardziej zbieżne wydawały się mniejsze moduły. Drzwi, kratki wentylacyjne, szyby, korytarze, kuchnie, kajuty, reaktory.. To wszystko w paru podstawowych modelach. I z nich, jak z podstawowych klocków, była zabudowana większość przestrzeni. Dlatego jeden korytarz na jednej stacji mógł się wydawać identyczny jak inny na innej nawet jeśli na schemacie obu baz znajdowały się całkiem gdzie indziej.

A jak się miał “Archimedes” do “Calipso” to można było tylko domniemywać. Zewnętrznie wydawał się podobny. Chociaż prawie dwa razy większy. Więc i powinien mieć odpowiednio większą kubaturę. I jeśli wewnętrznie był zbudowany z takich samych lub podobnych “klocków” to powinien też ich mieć odpowiednio więcej.



Vicente



Vicente siedział przy stole w mesie razem z innymi. Wczorajszy dzień dał mu się we znaki. Najpierw z pół dnia spędził na mostku. Musiał najpierw przeprowadzić obliczenia, potem symulacje wreszcie napisać odpowiedni program. Potem znów go sprawdzić. Wreszcie wgraś w system i pozwolić by komputery i automaty zajęły się resztą.

Tak jak temat zaczął Ryan ze dwa dni temu tak teraz już mieli coś co w praktyce działało jak porządny system alarmowy. Połączenie znaczników otwartych i zamkniętych drzwi, kamer, zaplenia czy zgaszenia światła, temperatury no i tam gdzie były to kamer sprawiło, że teraz trudno było komuś przemknąć się niezauważenie po statku. Aczkolwiek nie niemożliwe. Jakby trafił się uzdolniony haker, włamywacz czy drużyna specjalsów na cichej akcji to pewnie mogliby się mierzyć z takim systemem. Tak samo jak Vicente gdyby próbował przeniknąć taki system. Więc było to możliwe. Niemniej nawet takich specjalistów od podobnej roboty to by mocno spowolniło, ograniczyło swobodę poruszania się no i zawsze istniało ryzyko wpadki przy próbie obejścia systemu. A im dłuższa trasa, im więcej blokad i czujników do pokonania tym rosła szansa wpadki. No a jak ktoś nie miał takich specjalności to raczej trudno byłoby mu nie uruchomić jakiegoś czujnika. No chyba, że ktoś by się gdzieś zabunkrował.

A drugą połowę dnia spędził w ogrodzie. Tam zresztą spotkał Seth i Agnes. Sprawa ogrodu okazała się bardziej skomplikowana niż to wyglądało na pierwszy rzut oka. Trzeba było wymienić uszkodzone czy wręcz zniszczone moduły na nowe. A by je wymienić trzeba było dostać się do środka. Co oznaczało albo sobie odpuścić albo wyrąbywanie sobie drogi krok po kroku jak w najprawdziwszej dżungli. Tylko tak parnej i gorącej, że trzeba było to wszystko robić w skafandrze próżniowym. Samo oprogramowanie było raczej sprawne. Od ręki mógł wymienić jakieś drobne elementy przy panelu. No ale jak zielsko zniszczyło lub uszkodziło infrastrukturę w samym ogrodzie no to oprogramowanie niewiele mogło pomóc. Historia zmian była dziurawa na czas między Pegasusem a Antaresem. Czyli tak samo jak cała reszta. Dlatego wyglądało to tak, że w Pegasusie praktycznie wszystkie systemy świeciły się na zielono i były sprawne. A gdy blackout się skończył w zdecydowanej większości bazowała czerń. Tam gdzie zielsko zniszczyło czujniki, kamery i resztę więc nie docierały dane. Nieliczne które ocalały pokazywały właśnie temperaturę czy wilgotność.

Zniszczenia ogrodowej infrastruktury właściwie kwalifkowały się aby Alice się tym zajęła. Gdyby chodziło o samo wymontowanie uszkodzonych elementów i zamontowanie nowych to byłaby raczej kwestia czasu. Ale obecnie ktokolwiek by się za to nie zabrał najpierw musiałby przebić się do każdego z tych elementów przez ten parny gąszcz. A to się zapowiadało na ciężką, fizyczną harówę.


Alice



Wytatuowana inżynier też siedziała w mesie przy kolejnym wspólnym posiłku. Wczoraj z pół dnia zajęła jej procedura kontroli sond. Na 12 sztuk jakie mieli w magazynie 6 zniosło podróż praktycznie bez szwanku. Można je było od ręki wysłać w przestrzeń. Kolejne 3 wymagały jedynie drobnych szlifów i też właściwie były gotowe do obiadu. Po obiedzie uzdrowiła 10-tą co była w dość kiepskim stanie. No i zostały dwie ostatnie. Tutaj już uszkodzenia były zbyt poważne. Po prostu trzeba było wymienić uszkodzone moduły na nowe. Na razie jednak mieli pełną dziesiątkę gotowych do startu dronów rozpoznawczch średniego zasięgu. To już mogła obwieścić reszcie wczoraj przy kolacji.

Unikanie Chris okazało się zaskakująco łatwe. Wczoraj rano co prawda blondynka przyszła do hangaru bo wedle wcześniejszego grafiku miały razem sprawdzać te sondy. No ale przyszła i zapytała czy będzie Alice do czegoś potrzebna. W końcu sprawdzanie sond było o niebo prostsze niż dropshipa. W końcu w jeden roboczy dzień dało się “oblecieć” dziesiątkę dronów a jeden dropship zajął dwa dni. Więc przy sondach pomoc drugiej osoby już nie była Alice tak potrzebna jak z dropshipem. No a potem Chris jak zwykle była w mesie na kolacji no a następnie dzisiaj towarzyszyła im przy śniadaniu. Sama jednak do ich poprzednich przygód nie wracała ani gestem ani słowem.

Pod koniec wczorajszego dnia razem z Ryanem oglądali film. Ten który dron nagrał z pierwszego wylotu na zewnątrz. Dla niej z kolei ten film był o wiele bardziej czytelniejszy niż dla niego. Wiedziała na co w danym momencie patrzy i w jakim to jest stanie. I przeczytać te dane z pomiarów jakie dron zrobił automatycznie podczas lotu. No i nie wyglądało to tak źle. Poszycie wydawało mniej więcej w porządku. Chociaż przy froncie pierwszej ładowni znalazła niepokojącą “gwiazdkę”. Jakby coś z impetem rozstrzaskało się na dziobie. Czy to może raczej dziób coś staranował jak pruł kosmiczną próżnię. Która jednak nie zawsze była tak całkiem pusta.

Co do miejsca trafienia to nie było to dziwne miejsce. Front który brał na siebie główny szok uderzeniowy zawsze był najbardziej narażony na uszkodzenie. Skan wykazał uszkodzenie. Optycznie nie wyglądało to groźnie. Taka osmolona “gwiazdka”. Tam i tu na poszyciu były podobne. No ale w tej zeskanowane dane pokazały wgłębienie przysłonięte spalenizną. Zbliżenie pokazało wypalone fragmenty poszycia. Właściwie to szczęście w nieszczęściu, że trafiło w dziób, w miejscu najmocniejszym na całym statku, zaprojektowanym do znoszenia takich przygód. Gdyby obiekt o podobnej masie i z taką prędkością trafił w jakiekolwiek inne miejsce to pewnie by mieli przebicie. A tak mimo wszystko rozeszło się po kościach.

Na razie nic im z tego powodu nie groziło. Właściwie jak na 300 lat świetlnych to poszycie było wręcz w idealnym stanie. Aż nawet trochę dziwne było, że tych uszkodzeń jest tak mało. Ale czy to trafione miejsce by wytrzymało podróż powrotną to już Alice potrzebowała więcej danych. Zeskanować już osobiście to miejsce i może nawet zgrać dane na mostek by tam komputery albo Vicente przeprowadzili odpowiednie symulacje. Od biedy szlag najwyżej by trafił 1-kę i to co w niej było. Ale reszta chyba powinna wyjść z tego cało. Chyba. Czy tak by było na pewno to by właśnie przydały się te dokładniejsze dane i symulacje. Przy okazji skanu można było też pobrać próbki na czym zależało Ryanowi. Chyba, żeby zlecić ten dokładny skan Chris. Radziła sobie z pilotażem dropshipa to i pilotaż drona powinna ogarnąć. No i dlatego już na inne prace wczoraj już nie bardzo miała ani chęci, ani okazji, ani czasu. No ale dzisiaj też był dzień.



Ryan



Wczorajszy dzień ochroniarza okazał się bardzo intensywny. Zaczęło się ostro z samego rana jak po śniadaniu Tony zarządził ćwiczenia w kosmicznym ekwipunku. Skafandry, plecaki tlenowe, manewrowanie niezbyt wygodnymi rękawicami przy panelach, broni, przyciskach, pokrętłach, przeciskanie się w tym wszystkim przez włazy i drzwi. No tak. Ostro się zaczęło.

No a potem sam jeszcze zaserwował sobie trening indywidualny. Tym razem na kondycję, koordynację i strzelanie. Do ćwiczenia w zwarciu brakowało mu sparingpartnera. Więc zostawała kondyncja i strzelanie. Z wczorajszych wyników mógł już być bardziej zadowolony. Wyglądało na to, że zaczyna wracać do swojej normy. Wczorajsze wyniki już zaczynały oscylować wokół przeciętnych wyników jakie zwykle osiągał przy podobnych ćwiczeniach.

No i później sprawdzał plany “Calisto”. A, że Tony wpadł na ten sam pomysł to sprawdzali te plany razem. Te plany jakie posiadali nie dostarczyły zbyt precyzyjnych informacji. Niby podobnie między sobą w ogólnych zarysach i założeniach a w detalach jednak zbyt różne. Jak się nie miało planów konkretnej stacji to trudno było coś detalicznie planować nawet wobec innej “Calisto”. A “Archimedes” chociaż wydawał się powiększoną wersją tej “Calisto” to tym bardziej trudno było oszacować co może mieć w środku.

Jednak te plany co mieli pokazywały widok nawet w 3d. Można było je obracać, zoomować, oddalać i oglądać do woli. Właściwie to chyba by się nawet dało je przenieść do VR. Jak nie bezpośrednio to może z pomocą Vicente.

A jeszcze później czas spędził z Alice. Na oglądaniu nagranego przez drona filmu. Przy okazji miał okazję obejrzeć nagrania z Pegasusa. I to już wymagało pewnej uwagi ale nawet laik mógł gołym okiem pobawić się w konkurs “dostrzeż różnice” jak miał na jednym ekranie widok z Pegasusa a na kolejnym obecny. No i jeszcze filtr wyszukiwania różnic między obrazami bardzo ułatwiał i przyspieszał całą robotę. Więc teraz sprawa zrobiła się znacznie łatwiejsza niż gdy pierwszy raz sam oglądał nagranie.



Agnes



Przez ostatni dzień może postępu w postępowaniu z ogrodem jakoś nie było. Ale przynajmniej na spółę z Vicentem i Seth wyjaśnili dlaczego. Zielsko zarosło tak bardzo, tak mocno napierało na przestrzeń, że zgniotło, zagłuszyło, złamało, przerwało instalację jaka służyła do wykonywania poleceń komputera. Więc jak Vicente stwierdził sam panel i oprogramowanie nadal działają właściwie jak należy. Ot nie ma instalacji zdolnej wykonać to polecenie. Wyglądało na to, że póki się nie wymieni zniszczonych elementów na nowe no to sytuacja będzie niesterowna. Zamknięta kubaturą dżungla będzie żyła swoim bójnym, parnym, gorącym życiem. No a żeby wymienić te elementy instalacji trzeba było się do nich fizycznie dostać. A to się zapowiadało na ciężką harówę przebijania się przez ten gąszcz krok po kroku.

Temat kolonizacji, z naukowego i biologicznego punktu widzenia mógł być bardzo ciekawy. Na orbicie Antares 9 było to jednak mocno utrudnione. Same gazowe giganty miały opinię zbyt nie gościnnych do życia typu ziemskiego. Nawet jeśli by jakieś mikroorganizmy dały radę przetrwać w górnych, warstwach atmosfery które były najbardziej dostępne dla przybyszy z zewnątrz to co z tego? Nie mieli ani stacji które by mogły unosić się w takiej atmosferze i nie bardzo było jak zebrać taki plon z tej szarpanej huraganowymi wiatrami atmosfery. Takimi huraganami co mogły wiać kilkaset kilometrów na godzinę.

Pod tym względem Antares 99 czyli satelita tego giganta wokół którego orbitował “Archimedes” był bardziej obiecujący. Miał stabilną powierzchnię więc dało się tam chodzić, jeździć czy budować. Potężna magnetosfera gazowego olbrzyma do pewnego stopnia chroniła go przed morderczym promieniowaniem kosmicznym które skutecznie sterylizowało aktywne życie.

Księżyc gazowego giganta należał do lodowych księżyców. Co sprawiało, że mogła tam być woda. Co więcej prawdopodobnie ruchy pływowe wywołane przesuwaniem się wnętrza globu pod wpływem ogromnej grawitacji planety sprawiały, że te wnętrze było płynne. Na dowód tego w rejestrach o tym satelicie była wzmianka o kriowulkaniźmie. Który działał mniej więcej jak gejzery na ziemi tylko wyrzucał niekoniecznie parę. To wszystko dawało jednak szansę, że gdzie pod powierzchnią mogła być woda stanie płynnym. Niestety nie wiadomo jak głęboko, jedynym pewnym źródłem były te kriowulkany.

Z minusów Antaresa 99 była jego odległość od gwiazdy macierzystej. Co sprawiało, że nawet z o wiele większej gwiazdy niż Słońce na tą orbitę docierał tylko niewielki procent energi słonecznej jaki otrzymywała Ziemia od swojej dziennej gwiazdy. To sprawiało, że fotosynteza byłaby mocno utrudniona. Kolejnym minusem była bardzo niska temperatura na powierzchni globu. Obliczana szacunkowo na ok -180*C. Co raczej wyluczało aktywne życie na powierzchni. Przynajmniej takie jakie ludzie by mieli hodować i spożywać. No i jeszcze atmosfera była tak rzadka, że właściwie jej nie było. Ale były kratery, kaniony, jaskinie i doliny. Te zagłębienia terenu były o tyle obiecujące, że według symulacji tam mogła być gęstsza atmosfera a więc i nieco wyższa temperatura.

Właściwie to “pod gołym niebem” naturalny satelita gazowego olbrzyma miał kiepskie warunki do zakładania farmy. Niemniej już jakaś farma hydroponiczna pod kopułą, napędzana energią z jakichś kolektorów słonecznych, pobierająca wodę z kriowulkanów no już miała rację bytu. Przynajmniej tak dla biologa i farmera. No ale sama konstrukcja takiej farmy to już był problem inżynieryjny a sam glob dobrze by było porządnie zeskanować by zebrać więcej danych. Takie skanowanie jednak można było zrobić z orbity choćby za pomocą sond jakie powinni mieć na pokładzie.

Teraz zaś miała okazję o tym pogadać skoro wszyscy byli obecni w mesie. Wczoraj wieczorem była świadkiem rozmowy Seth i Chris o tym, że mogą być gdzieś indziej niż w Antaresie co Seth poddał wątpliwości. Jako nawigator zdawała sobie sprawę, że Chris mniej więcej nieźle skróciła tą zasadę działania skanerów i pomiarów przez nie robionych. Tak to właśnie się odbywało.



Chris



- Przyszła nowa aktualizacja “Archimedesa” ze skanów. - gdy załoga już na dobre jadła śniadanie blondynka dała znać o nowym pakiecie danych jaki skany przysłały a komputery obrobiły. Właściwie to cały czas to robiły no ale postęp był dość powolny. Jednak w miarę zmniejszania prędkości i skracania odległości na schematycznym do tej pory szkicu pojawiało się coraz więcej detali. A teraz gdy Chris pstryknęła co trzeba to nad stołem pojawił się hologram. Najpierw ten ogólnie już znany wizerunek okrągłej stacji kosmicznej a potem zbliżenia na poszczególne fragmenty.





- Chyba mieli jakiś wypadek. - blondynka rzuciła oszczędną uwagę chociaż użyła bardzo oszczędnego sformułowania. Do tej pory wizerunek “Archimedesa” jawił się jako monolit. Ale gdy przez ponad tydzień lotu skanery cierpliwie zbierały szerokopasmowe dane a odległość się skracała to pojawiło się więcej detali. Raczej mało budujących. Kratery, dziury, osmolenia, wyrwy na tyle duże, że było widać nawet jakieś wnętrze stacji. Niektórych fragmentów poszycia po prostu nie było. Gdzie indziej całe segmenty stacji wystawały poza jej obrys a niektóre fragmenty dryfowały wokół głównej bryły. A do tego było całe mrowie drobniejszych szczątków. Te najdrobniejsze przypominały pył czy mgłę jaka uformowała się nie wiadomo jak dawno temu i teraz orbitowała wokół stacji niczym chmura zamarzniętej krwi wyrwana z trzewi okaleczonej stacji. Chociaż część sektorów przynajmniej z zewnątrz wydawała się nie naruszona. Więcej danych powinno spłynąć jak wypuszczą sondy i te zeskanują okolice stacji z bliższej odległości a potem prześlą dane na statek macierzysty.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-07-2020, 22:32   #26
BG
 
BG's Avatar
 
Reputacja: 1 BG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputację
Dzień 8; 07:30; mesa; wszyscy

- Cześć wszystkim. Żyjecie? - Agnes od razu zajęła miejsce - Ja raczej tak. Chociaż w naszej sytuacji nawet to można podważyć.
Uśmiechnęła się szeroko i przeciągnęła.
- Nie jest źle, nie jest źle… Myślicie, że na tej stacji ktoś będzie? Kosmici? Ludzie? A może roboty? O, albo mordercze, inteligentne rośliny. We wszystko jestem w stanie uwierzyć. - Pokręciła głową i zastukała odruchowo widelcem.

- Ciekawe pomysły. - Chris uśmiechnęła się do nawigator przy okazji bawiąc się swoim kubkiem. - Ale na razie pukamy w drzwi a nikt nie odpowiada. - wspomniała o tym braku reakcji ze strony stacji na pojawienie się nowego statku w tym systemie i prób nawiązania kontaktu.

Vicente fuknął coś pod nosem ale nie skomentował głośno. Zajęty grzebaniem łyżeczką w misce i kubkiem aromatycznej kawy, którą popijał od czasu do czasu głośno siorbiąc.

- To teraz trzeba solidniej zapukać do drzwi. Osobiście. Goście z innego układu, niespodzianka! Chociaż przez te zniszczenia to nie wiadomo, czy zostalibyśmy przyjaźnie powitani. Wysyłamy sondy? - kontynuowała Agnes

Seth wysłuchała Agnes i z lekkim zażenowaniem zerknęła w jej stronę.
- Kosmici? - zapytała unosząc brwi - Chyba Cię trochę ponosi. Ja bym wolała żeby jednak okazało się że nie ma tam nikogo. Biorąc pod uwagę zniszczenia, musiało się na Archimedesie odwalić coś poważnego i… być może nie mamy wyboru, ale pakować się tam w takiej sytuacji z nadzieją na pozytywny czy… w ogóle jakikolwiek kontakt... to chyba płonna nadzieja.

- Nasz statek poniosło i wylądowaliśmy tutaj. Ja się tylko dostosowuję do nowej sytuacji. - Nawigatorka wzruszyła ramionami. - Przesadzasz, wyczerpaliśmy roczny limit pecha. Coś się tam musiało stać, ostrożność nie zaszkodzi, ale jednak stacja sama się nie zbudowała. Chyba że to taki, wiecie, potwór, jak w tych starych baśniach. Udaje stację i poluje na nieświadome statki w okolicy. To by było ciekawe. Chociaż wolę wersję, gdzie wszystko jest w porządku i radośnie wracamy do domu.
Agnes widocznie miała dzisiaj dobry humor i nic nie zmieniało jej nastawienia.

- Może i tutaj… ale pytanie kiedy? - mruknęła bardziej do siebie Seth, po chwili unosząc z gracją filiżankę czarnej kawy i upijając łyk - Tak swoją drogą… jak Twoje nasiona? Co z nimi? - zapytała.

Nawigatorka machnęła ręką ze zrezygnowaniem, słysząc pierwsze pytanie. Nieważne jakimi teoriami próbowała wyjaśnić sobie ich obecną sytuację: nic nie było wystarczająco prawdopodobne.
- Nasiona chyba przetrwały. Wizualnie wyglądają w porządku, ale trzeba je zasadzić i dopiero wtedy się okaże, czy coś z nich będzie. Ale prędko raczej tego nie sprawdzę, patrząc po kondycji ogródka. Chociaż można wykopać trochę ziemi i do doniczek, ale nie wiem, czy mi się chce z tym męczyć. Chyba będzie trochę roboty w najbliższych dniach z ustawianiem tras i planów.

- Może w magazynie byłaby jakaś ziemia? I doniczki i reszta. Ale jeszcze tam nie byłam to nie jestem pewna. - Blondynka zaproponowała jakieś rozwiązanie z tą ziemią. Właściwie to mogło tak być. Nawet jeśli sam ogród zamienił się w pierwotną dżunglę miażdżącą wszystko co wpadło w jej zasięg to w magazynie zwykle trzymano zapasowe części więc może i worki z ziemią by tam się znalazły.

- W sumie to dobry pomysł. Sprawdzilibyśmy czy coś nie tak jest z samym ogrodem i jego sterowaniem czy też na ten niekontrolowany rozrost wpłynęło coś innego, na przykład z zewnątrz. Jakiś rodzaj promieniowania? - zastanawiała się głośno marszcząc brwi i kierując swoje słowa do Agnes.

Vicente najwidoczniej wygrzebał już z miski to co było do wygrzebania, bo odstawił ją na bok i odchyliwszy się wygodnie na krześle już teraz tylko siorbał kawę wpatrując się znad parującego kubka w Chris.

- Promieniowanie? - Agnes przechyliła głowę i postukała palcami o blat w zamyśleniu. - Ale czy wtedy nie znaleźlibyśmy tego od razu w próbkach? Chociaż to całkiem możliwe, bo drzewa powinny już dawno wykitować w takich warunkach. A rosną dalej i to intensywnie. Ale znowu, dlaczego miałoby się nagle pojawić promieniowanie akurat tam?

Seth rozłożyła ramiona w geście niewiedzy, wykrzywiając usta w falę - Pojęcia nie mam dlaczego, ale to możliwe jak wszystko inne w tej sytuacji. Z kosmitami włącznie - przy ostatnim zdaniu puściła Agnes oczko, uśmiechając się zadziornie.

- A myślicie, że takim kosmitom to coś się śni? - Chris jak zwykle udało się zahaczyć o swój ulubiony temat. Pytała z wypisanym spojrzeniem na twarzy zafascynowaniem. A może dla żartu i rozluźnienia atmosfery. Na koniec jej spojrzenie wróciło do informatyka. Chyba zwróciła uwagę na to, że jej się przygląda znad kawy i chyba czekała czy chce jej coś powiedzieć.

Ich spojrzenia skrzyżowały się, lecz Sanchez nie speszył się ani trochę i nie odwrócił wzroku. Nie wyglądało też na to, że pierwszy zamierza przerwać ciszę, która leżała między nimi.

Po zjedzeniu śniadania, i wysłuchaniu nowinek, Alice pogrążyła się we własnych myślach. Siedziała oddalona nieco od reszty, o jakieś może maksymalnie dwa metry, kopcąc kolejnego papierosa...starała się również nie dmuchać dymem w stronę pozostałych. Z przymkniętymi oczami, bezgłośnie poruszała ustami, zupełnie jakby coś liczyła?
- Promieniowanie by nas już dawno przez te 50 lat wykończyło… - Odezwała się w końcu - A kosmici? Tyyyle lat już ludzkość lata we wszechświecie i nic. Mielibyśmy być tymi pierwszymi? Wątpliwe. Ja bym obstawiała wypadek na stacji, albo… sabotaż - Dodała, po czym spojrzała prosto na Sancheza, mrużąc oczka.

- Chris? - Kapitan spojrzał na 'kelnerkę'. - Dostanę dla odmiany herbatę? Czy ktoś zbadał próbki gleby z ogrodu? - Spojrzał na nawigatorkę, wracając do tematu ogrodu.

- Oczywiście. - blondynka uśmiechnęła się i sięgnęła po dzbanek z herbatą. Musiała do tego wstać by to zrobić a potem jeszcze nalać naparu do kubka kapitana. - Coś chcesz mi powiedzieć Vicente? - przy okazji zapytała informatyka który dopiero co się tak w nią wpatrywał dłuższą chwilę.

- W takim razie ja mam nową hipotezę. Kosmici przejęli statek, przeprogramowali kurs za pomocą swojej technologii po czym zabunkrowali się w ogródku i napromieniowali rośliny, żeby ich ukryły w środku. - Agnes rzuciła pół serio, pół żartem, chociaż z widoczną satysfakcją wymalowaną na twarzy. - Nawet to się wszystko jakoś trzyma kupy. Zależy jacy to kosmici, Chris. Wszystko zależy od konkretnego gatunku. Nawet normalne zwierzęta różnią się pod tym względem. Tak zupełnie poważnie to też nie uważam promieniowania ani kosmitów za realne opcje, ale gdyby ktoś wcześniej mi powiedział, że wylądujemy w takim miejscu i w dodatku w takich okolicznościach, to bym taką osobę wyśmiała. Co możemy zrobić… Nie badaliśmy gleby, bo nie było po co. Potrzebne informacje zdobyliśmy badając rośliny. Ziemia mogła zmienić swoje właściwości, ale to raczej naturalne przemiany, ciężko wywnioskować z nich coś konkretnego. Jeśli mielibyśmy zrobić coś z tym miejscem, to proponowałabym zmodyfikować roboty, dodać im bardziej wytrzymałe narzędzia i posłać do wycięcia kilku rzeczy. Ewentualnie ktoś z załogi może się z tym pomęczyć.

- Zastanawiałem się... - Sanchez odpowiedział leniwie Chris, totalnie ignorując pozostałych załogantów, skupiając całą swoją uwagę na androidzie - ... nad uwarunkowaniami. - Odstawił kubek na stół. Pochylił się do dziewczyny. - Wiesz, że w zamierzchłej przeszłości, gdy A.I. była tylko wymysłem fantastów… - Zawiesił się. Przytknął palec do ust by po chwili wystrzelić nim w kierunku Chris i spytać z nową werwą, zapominając niedokończonego wątku. - Myślisz, że moglibyśmy zasymulować co spowodowało takie uszkodzenia Archimedesa?

- Noo… - blondynka skończyła nalewać kapitanowi herbaty i znów usiadła na swoim miejscu. Potem uśmiechnęła się do Agnes gdy ta opowiadała o swoich pomysłach. Ale gdy Vicente odezwał się ze swoim projektem zastanowiła się chwilę. - No myślę, że można by spróbować. Chociaż nie mając dokładnych planów “Archimedesa” to będzie wiele zależało od podstawionych danych. Czyli od naszego widzimisię. Myślę, że skuteczniejsze by to było gdyby sondy przesłały nam dokładniejsze dane. Wtedy nawet bez dokładnego skanu pomieszczeń na stacji byłoby łatwiej wyprofilować dane źródłowe do takiej symulacji. - Chris odparła po tej chwili zastanowienia. Na razie sondy były gotowe do wystrzelenia ale bezpiecznie spoczywały w swoich niszach w hangarze.

- Tony? - informatyk odwrócił się do kapitana, - Mając dokładniejsze skany z sond, mógłbym na podstawie analizy trajektorii i prędkości tego złomu wyliczyć z dużym przybliżeniem kiedy i gdzie oberwali. Symulacja może dałaby nam odpowiedź co się stało.
- Sondy możemy wysłać gdy tylko znajdziemy się w odpowiedniej odległości od stacji - odparł kapitan. - Mamy ich za mało, a wokół Archimedesa krąży dziwnie dużo różnych śmieci. Trzeba dobrze wyznaczyć kurs.
- Jak chcesz, mogę pomóc z ogrodem, i poszukamy tam razem tych kosmitów - Alice uśmiechnęła się przelotnie do Agnes, po czym odezwała do Vicente i Tony'ego - Sond jest tylko 8, więcej nie działa. Gdy będziemy już wystarczająco blisko stacji, owszem, możemy coś wysłać na zwiad. Porobią zdjęcia, nagrają filmy, może i pobiorą próbki z okolic stacji, a wtedy będziemy wiedzieć coś więcej, i wtedy można przeprowadzić również symulacje - Kiwnęła potakująco głową do Vicente.
- W takim razie jedna sonda nad stacją i powrót dołem, druga na odwrót - powiedział Tony. - Gdy zobaczymy, co one ujrzały, to wyślemy następne, po innych trasach.

- Hmmm… - mruknął w odpowiedzi Vicente i na powrót oparł się wygodnie w krześle, oglądając z nagłym zainteresowaniem swoje nienagannie przycięte i wypielęgnowane paznokcie.

- Właściwie jesteśmy już na tyle blisko, że można je wysłać w każdej chwili. Opóźnienie przekazu powinno być minimalne. - Chris zgłosiła swoją opinię na temat sond i ich wysłania w przestrzeń.

- Hmmm… - mruknął Sanchez nie przerywając kontemplacji paznokci.

Inteligentne i wiele wnoszące do rozmowy odzywki Sancheza sugerowały, iż informatyk nie ma pojęcia, co powiedzieć. Innym słowy - nie bardzo nadawał się do tego zadania. Dlatego też Tony zwrócił się do kogoś innego.
- Agnes, wyznacz zatem dwie ładne orbity dla naszych sond. Jak tylko będziesz gotowa, to je wyślemy - powiedział.
Informatyk uśmiechnął się z zadowoleniem jakby inspekcja paznokci przebiegła pomyślnie. Odsunął krzesło i poszedł sobie nalać fluidu do bidonu.

- Istnieją dziesiątki rodzai promieniowania. Nie wszystkie są szkodliwe dla ludzi, a mogą wpływać na rośliny - odparła Seth, zwracając się do Alice - Po za tym, kriożel chronił nasze ciała w trakcie snu przed tego typu uszkodzeniami, więc cokolwiek się u nas wydarzyło przez te pięćdziesiąt lat mogło mieć równie dobrze związek właśnie z promieniowaniem. I… prawdę mówiąc… bardziej mnie ciekawi co się stało z nami i czemu tu jesteśmy i kiedy tu jesteśmy niż to co stało się z Archimedesem.

- Ale na pytanie, w jaki sposób się tu znaleźliśmy i dlaczego - odparł Tony - na razie odpowiedzieć nie potrafimy. Tak samo nie mamy w tym momencie sposobu na to, by określić, jaki w tej chwili rok jest na Pegasusie. Poszukiwania ukrytych w naszym ogrodzie kosmitów ma takie same szanse na sukces, jak i próba określenia wspomnianego przez ciebie 'kiedy'.

-Myślę że kosmici to raczej na Archimedesie a nie w ogrodzie... - odpowiedziała Seth, zarzucając przy tym pukle włosów na plecy i odwracając się do kapitana - Swoją drogą, czy nadajemy już sygnał SOS?

- Chyba nie. - Chris pokręciła głową i sądząc po minie to nic, takiego nie wysyłali. - Ale z ustaleniem roku na Pegasusie to myślę, dałoby się zrobić. - przyznała jakby ten wątek ją zainteresował bardziej. - Trzeba by polecić komputerowi by porównał mapę gwiazd z tym co już ma w pamięci. Wydaje mi się, że jeśli by dane były odpowiednio dokładne powinno się dać zmierzyć wzajemne przesunięcia tych gwiazd. Jeśli porówna się z prędkościami i orbitą to można by chociaż w przybliżeniu określić czas jaki potrzebowały na wykonanie takiego ruchu. - blondynka mówiła dość wolno pomagając sobie sufitowaniem i mrużeniem oczu.

- Pięćdziesiąt lat - powiedział Vicente wracając z pełnym bidonem do stołu. - Plus, minus…

-W takim razie, jeśli kapitan i Agnes nie mają nic przeciwko to prosiłabym Cię Chris o nadanie sygnału SOS na planie sfery, w każdym możliwym kierunku. Skoro jesteśmy tu my i jest tu Archimedes, to takich zagubionych stacji i statków może być więcej i dobrze byłoby o tym wiedzieć - odparła uśmiechając się do blondynki - Sprawdzenie roku też może nam się przydać w kontekście tych pięćdziesięciu lat które ustaliliśmy.
- To może nie być najszczęśliwszy pomysł - skomentował haker. - Nie wiemy co stało się z Archimedesem i wysyłanie informacji "Halo! Tutaj jesteśmy!" w tej sytuacji…

-Nasz automatyczny responder jest wyłączony? - zapytała Vicente.
- Nie - przyznał informatyk.
- To i tak wiedzą gdzie jesteśmy. Najwyżej dowiedzą się że nie wiemy czemu tu jesteśmy. Pozwolę sobie przekazać decyzję szefowi. To tylko propozycja - odparła.
Vicente tylko wzruszył ramionami.

Agnes uśmiechnęła się do siebie. Wszyscy skupiali się na celach, ale szukanie kosmitów w ogródku brzmiało jak ciekawy pomysł. Chociaż chyba musiała odłożyć to na później.
-Hmm, mogę zająć się sondami, to nie powinno być trudne, trzeba tylko wyliczyć odpowiedni czas, a reszta to trasa. To że wszystko się przemieszcza komplikuje sytuację, jeśli chcemy, by sondy obleciały stację dookoła. - Podrapała się po głowie. - Czasem też mogę się zająć, da się to obliczyć.
- Tak jak mówiłem - powiedział Tony - najpierw obejrzymy Archimedesa z góry i z dołu. Dolecieć, zrobić kółko albo dwa, wyprzedzić, a potem wrócić do nas inną, ale bezpieczną trasą. - Spojrzał na Agnes. -Poczekamy troszkę i obejrzymy sobie widowisko na dużym ekranie.
- A ten sygnał SOS może poczekać do chwili, gdy się przekonamy, że Archimedesa trafił jakiś kawałek kosmicznego gruzu, a nie rakieta czy inne paskudztwo - dodał.
- Co, waszym zdaniem, sprawia, że te odłamki trwają obok stacji, zamiast polecieć w świat, napędzane ruchem obrotowym? - zmienił temat.
- Postaram się tak to ustawić. - Nawigatorka skinęła głową. - Może nic Archimedesa nie trafiło? Może to jakiś wewnętrzny problem, awaria? A co do odłamków: uszkodzenia mogą być świeże lub po prostu są w takim miejscu, że stanowią osobną satelitę. Chociaż w naszej sytuacji mam jeszcze jedną teorię: za długo byliśmy zamrożeni i mamy wspólne halucynacje

- Ale to by musiały być takie halucynacje, że na mnie też działają. - odparła Chris z łagodnym uśmiechem. - A z tymi sondami i ogrodem mogę pomóc no ale teraz to już trochę straciłam rozeznanie czym powinnam się zająć najpierw. - popatrzyła głównie na Tony’ego który zazwyczaj ustalał grafik reszcie załogi.

- Halucynacje, świetny pomysł. - Tony skinął z uznaniem głowę, spoglądając na Agnes. - Ale nie przywiązujcie się do tej idei. - Uśmiechnął się. - Chris - przeniósł wzrok na blondynkę. - Najważniejsze są sondy. Ogród może poczekać. Możemy zresztą wybrać się tam w większym gronie, bo zamiana choćby części dżungli w przytulny park może zająć dużo czasu.

Seth unieśli brwi w nieukrywanym zdziwieniu - Ogród może poczekać? To jedyne miejsce w którym dzieje się coś dziwnego i do którego mamy dostęp bez ryzykowania życia i zdrowia… - stwierdzili.

- Chris, przepraszam, ale ciebie też moglibyśmy sobie "wyhalucynować". Mamy więcej osób w załodze, część może zająć się ogrodem, część przygotować drony. Prace nie zajmą nam dużo czasu. - Dopowiedziała Agnes szybko w przerwie w dyskusji.

- Agnes, jesteś najbardziej zainteresowana ogrodem, a równocześnie niezbędna przy sondach - powiedział Tony. - Nie pogodzisz tych dwóch rzeczy. Nie szkoda ci stracić szansy na odkrycie tajemnicy ogrodu? - zażartował.

- Przecież nie wytną tam wszystkiego. - pokręciła głową - Zajmę się sondami, ale mogę przekazać informacje, które rośliny można bez wahania wyciąć. Po liściach łatwo się zorientować. Nie potrzeba do tego geniuszu. Seth też dobrze zna się na roślinach, więc już zupełnie nie powinno być problemu. Zgodzę się na utratę tajemnicy pod jednym, jedynym warunkiem… Zostanę zawołana natychmiast, kiedy kosmici wyskoczą z krzaków!
Zaśmiała się cicho.

- Mogę się tym zająć, i tak nie przydam się do niczego przy sondach - odparli Seth z entuzjazmem, dziękując w duszy wszystkim wszechmogącym tego świata że nie musieli sami przekonywać kapitana.

- A co byś zrobiła jakby z krzaków wyskoczył jakiś kosmita? - zapytała zaciekawiona blondynka. Niby pytała Agnes ale właściwie powiodła spojrzeniem po reszcie załogi jaka siedziała przy stole.

-Okej. Wali wam już dzisiaj - zażartowali, może niezbyt przyjemnie. Seth wstali od stołu, odstawili prawie że nie ruszony talerz jedzenia na blat i wyszli z mesy, kierując swoje kroki do laboratorium, machając przy tym mackogonem na prawo i lewo.

Informatyk też miał najwidoczniej dość towarzystwa, bo zaczął po sobie sprzątać i zebrał się do wyjścia.

- Zapewniłabym o naszych przyjaznych zamiarach i spróbowała się dowiedzieć, o co chodzi. - odpowiedziała nawigatorka bez żadnej specjalnej kreatywności - Proste rozwiązania są najlepsze.
Odprowadziła wzrokiem wychodzących ludzi. Chyba nadszedł czas na pracę.
 
BG jest offline  
Stary 24-07-2020, 19:14   #27
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dzięki, BG ;)


Agnes po śniadaniu szybkim krokiem udała się na mostek. W końcu miała cel i postanowiła wykonać go sumiennie. Uśmiechnęła się do własnych myśli i usiadła. Ustawienie toru lotu sondy było raczej łatwym i schematycznym zadaniem. Mrucząc pod nosem jakieś słowa zaczęła wstukiwać kolejne komendy. Ekrany przekazywały obraz formującej się trajektorii.
- Ile pętelek po dotarciu do celu zaplanowałaś? - spytał Tony, który do tej pory bez słowa przyglądał się pracy Agnes.
- Pięć osiem siedeem… Chwila, jakie było pytanie? - Agnes oderwała się na chwilę od panelu - Pętelki, pętelki… Najpierw górą, potem dołem, a potem znowu dookoła. Czyli dwie?
Zamrugała w zamyśleniu i podrapała się po głowie. Najwidoczniej miała małą podzielność uwagi.
- Jeśli zobaczymy coś ciekawego, możemy zmienić trasę - wskazała głową na ekran - Mam nadzieję, że tak może być?
- Na wszelki wypadek dodaj po jednej pętelce, odrobinę zmieniając kąt - odparł. - Sondzie nie zajmie to dużo czasu, a inny punkt widzenia może przynieść ciekawe informacje. Chociaż nie musi. - Uśmiechnął się.
Skinęła głową ze zrozumieniem i odwróciła się.
- Miejmy nadzieję, że… dodaj-tu… przyniesie… dwa-zero-sześć… Skupiamy się na zniszczeniach? Czy raczej szukamy bezpiecznych miejsc? - rzuciła wciąż coś zmieniając.
- Najpierw to drugie - odparł. - Musimy znaleźć miejsce, gdzie będzie mogła zacumować nasza taksóweczka. Najlepiej nienaruszoną śluzę. A potem obejrzymy te uszkodzenia. Co ty na to? Masz inny pomysł?
- Popieram. Na uszkodzeniach się nie znam, łatwiej ocenić mi prawidłowy wygląd miejsca. Możemy przy okazji zapisać obrazy uszkodzeń i przekazać je dalej do analizy, może to coś da? Jakieś symulacje? - Obraz na ekranie stawał się szczegółowy, pozostały drobne szczegóły.
- Myślę, że na początek to wystarczy. - Tony przez moment wpatrywał w ekran. - Na podstawie pierwszych zdjęć zdecydujemy, dokąd wysłać kolejne sondy.
Przeniósł wzrok na Agnes. - Dobry początek, pani nawigator - stwierdził że uśmiechem.
- Musimy teraz poczekać, aż sondy dolecą. Miejmy nadzieję, że nic się im nie stanie. - Zatwierdziła ostatecznie całość i rozsiadła się wygodniej na fotelu. - Dobry początek, dobre decyzje, tak warto myśleć.
Uśmiechnęła się szeroko
- Postawiłbym ci drinka, ale na mostku nie wolno - zażartował.
- Trochę szkoda. Ale raczej dobrze. Napilibyśmy się, a potem pojawiliby się kosmici. I jak takie zdarzenie potem wytłumaczyć? - zaśmiała się.
- Aż tyle bym ci nie nalał. - Również się uśmiechnął. - No i jak oni wyglądają? Twoim zdaniem?
- Moim zdaniem? Nie wiem… Może jak zwierzęta, może jak ludzie, a może jak coś zupełnie obcego. Do tej pory odkryliśmy tylko drobne organizmy w kosmosie, jestem ciekawa, czy gdzieś może istnieć cywilizacja do nas podobna. Chociaż w pewnym sensie wszyscy jesteśmy już kosmitami po tych wszystkich zmianach genetycznych, lotach, podbijaniu planet… - Przechyliła głowę na bok - Za tysiąc lat pojawi się tu jakaś ekspedycja, znajdą nasze szkielety i będą się zastanawiać, czy byliśmy ludźmi.
Tony ponownie się uśmiechnął, pochylił nad pulpitem i po chwili na jednym z ekranów zaczęły się wyświetlać wzięte z różnych starych filmów wyobrażenia o kosmitach.
- Mało który przypomina człowieka - powiedział. - To już prędzej rośliny... Chociaż i tak większości z nich wolałbym nie spotkać - dodał.
- Dlaczego nie? Wyglądają, hmm… - Przez chwilę wpatrywała się w dziwne wizerunki. - Uroczo. Całkiem uroczo.
- Taaa... Szczególnie ten.


- Ma piękne ząbki, prawda? - Tony spojrzał na Agnes, ciekaw jej opinii.
- Szczególnie ten. Piękno w czystej postaci. Co prawda nie do końca bezpiecznie być blisko, ale… - Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się szeroko. - Wszystko ma zęby i jakby się postarało, to mielibyśmy problem.
- Najpiękniejsze istoty bywają najbardziej niebezpieczne - powiedział z poważną miną, spoglądając na swą rozmówczynię.
- Istnieją też różne interpretacje niebezpieczeństwa. Tak samo jak piękno może być różnie przedstawiane. - Zgodziła się.
- Niektórzy lubią niebezpieczeństwa - stwierdził Tony. - Piękno to też rzecz gustu. Jedni wolą blondynki, inni brunetki, a jeszcze inni przedkładają rozum czy dobre serce nad urodę. - Trudno było powiedzieć, czy mówi całkiem poważnie, czy tylko rzuca różnymi mądrościami, nie do końca w nie wierząc.
- Brunetki, blondynki… A nasz kosmita łysy. I co teraz? Liczymy na rozum? - Uśmiechnęła się.
- Albo że nie będzie głodny i zły - zażartował Tony. - W gruncie rzeczy tylko mądry kosmita zdoła wyruszyć w przestrzeń kosmiczną, ale to nie oznacza, że będzie mieć dobre serce. Pantery też są piękne, ale wolałbym nie wpadać takiej ślicznotce w ramiona.
- Gdyby był tylko głodny, to pół biedy, przygarniemy, nakarmimy, wychowamy… Gorzej jeśli zły, wtedy faktycznie problem. Może być na tyle mądry, żeby wyruszyć w kosmos, ale może być też na tyle głupi, żeby się tam wybrać. W niektóre miejsca lepiej nie docierać. Na przykład takie. - westchnęła wskazała głową wyświetlający się na monitorach obraz okolicy.
- Nie trafiliśmy tu z własnej i nieprzymuszonej woli - odparł Tony. - Na szczęście jesteśmy tu, a nie blisko Antaresa. Pewnie by nas nieco przypiekło. A tak to mamy możliwość ujrzeć coś, czego jeszcze oko nie widziało i ucho nie słyszało. - To już był wyraźny żart.
- Właśnie, nie z własnej woli… Równie dobrze wiesz jak ja, że żadnym sposobem nie moglibyśmy znaleźć się tam daleko. To mi nie daje spokoju. Jak? Dlaczego? - Zmarszczyła brwi i rozejrzała się. - Aparatura działa dobrze, my wszyscy też zachowujemy się rozsądnie, ale po prostu… To tak dziwne. Nasz statek rozleciałby się przy dużej prędkości.
- Gdyby to był film z fantastyki naukowej, to byłaby to zasługa czarnej dziury albo skoku przez nadprzestrzeń... cokolwiek to znaczy - odparł. - Ale ja też nie znajduję żadnego rozsądnego wytłumaczenia. Pięćdziesiąt lat to dużo za mało na taką podróż, a nie sądzę, by porwali nas kosmici i w bebechach ich kosmicznego krążownika podróżowaliśmy pięć razy szybciej niż światło.
- A jako zapłatę wzięli nasze paliwo. - Westchnął i pokręcił głową.
- Jako zapłatę wzięli sobie nasze nerki, tego nie badaliśmy. - Uśmiechnęła się do swoich myśli. - Bez sensu to wszystko. Liczę już tylko na stację, niech tam coś będzie.
- Nerkę? To pokaż, może nie masz jakiejś? - zażartował.
- A masz rentgen w oczach? - Uniosła brwi i poklepała się po brzuchu. - Chyba nic mi nie ukradli. Tak sądzę.
- Po takim ciach-ciach zostają blizny... na dodatek w innym miejscu. - Uśmiechnął się. - Seth się napalił na ten ogród - zmienił temat - jakby tam się kryły wszystkie odpowiedzi. Pewnie znajdzie najwyżej kolejne zagadki. Ja już wolę Archimedesa. Coś tam musi być.
- Też tak sądzę, w ogrodzie raczej nie znajdziemy odpowiedzi, ale warto mimo wszystko sprawdzić. Archimedes jest bardzo tajemniczy, nic o nim nie wiemy, więc nawet jeśli nie dowiemy się, co się stało, to może chociaż wyjaśni się, czemu ktoś to zbudował. Każda informacja się przyda.
Tony przeniósł wzrok ze swej rozmówczyni na ekran ukazujący wzajemne położenie "Aurory", "Archimedesa" i obu sond.
- Na razie wszystko idzie zgodnie z planem - powiedział. - Jeśli chcesz, to możesz odwiedzić ogrodników. ale wróć za jakąś godzinę.
Agnes wstała i przeciągnęła się energicznie.
- Przyda mi się spacer, dzięki. Raczej nie będę się ładować do środka, ale ciekawi mnie, co ostatecznie wymyślili. Potem możemy się zamienić, ja będę pilnować, czy wszystko działa, a ty pospacerujesz albo odpoczniesz gdzieś.
- Na plaży - zażartował. - Już, uciekaj - dodał, po czym zajął się ekranami.
- O! Zróbmy sobie plażę zamiast ogrodu, warunki pod względem temperatury pasują. - odpowiedziała, kierując się do drzwi. - Bliższej plaży niestety nie ma.
- Mamy. VR - zażartował. - Nawet woda jest mokra.
- No to wychodzi na to, że nasza sytuacja nie jest taka zła. Wakacje. Plaża. Nikt niczego od nas w kosmosie nie będzie chciał. Ustawiliśmy się. - zaśmiała się cicho.
- Palmy, słońce, drinki z parasolką, piękne dziewczyny topless... i żadnych podatków. Raj - dodał z uśmiechem.
- Ja chcę kosmitów na dokładkę i będzie idealnie. Urlop życia. - mrugnęła - Lecę, do zobaczenia.
- Jak coś się stanie, to cię zawołam - obiecał.
Czego, zapewne, nie zdążyła już usłyszeć.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-07-2020, 20:54   #28
 
Corpse's Avatar
 
Reputacja: 1 Corpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputację
Czas: Dzień 08; 09:30
Miejsce: Laboratorium
Skład: Vicente & Seth
Tuż po śniadaniu i teatralnym okazaniu dezaprobaty na szerzące się teorie spiskowe, Seth udali do swojego miejsca pracy, a zarazem hobby czyli laboratorium. Gdyby ktoś mógł ich zobaczyć w trakcie tej dość krótkiej wędrówki na miejsce, zapewne zaraz odruchowo chciałby zapytać "co się stało?". Byli bardzo niezadowoleni z rozwoju sytuacji. Wręcz przerażeni. Sytuacja w jakiej się znaleźli była jednocześnie dziwna i straszna, a widząc reakcje reszty załogi, wydawało im się, że nikt się tym nie przejmuje. Agnes żartowała o kosmitach, z Alice właściwie ciężko było coś wyciągnąć, bo większość czasu jej nie było, a Tony... cóż... Tony z jakiegoś powodu nie traktował całej sytuacji poważnie, a przynajmniej nie na tyle poważnie na ile Seth uważali że powinien. Tylko Vicente przejawiał jakieś zainteresowanie tajemniczym zachowaniem Chris, co zresztą też rzuciło się im w oczy. Sunąc w akompaniamencie metalicznych odgłosów kroków, postanowili porozmawiać z jedyną osobą która wykazywała jakieś głębsze zainteresowanie ich sytuacją. Nie wiedzieli jeszcze tylko, że ta osoba przyjdzie do nich sama...

Zasępieni do granic możliwości i pochłonięci własnymi myślami, dotarli do laboratorium jak na auto-pilocie. Nie wiedzieć kiedy i już byli w środku, z Anubisem na kolanach i rozłożonymi na blacie próbkami leków do sprawdzenia. Miażdżyli własnie tabletkę przeciwzapalną w moździerzu, kiedy poczuli na sobie czyjś wzrok.

Sanchez stał w drzwiach, oparty o ścianę i patrzył z założonymi rękami.

Seth unieśli głowę znad metalowego blatu czując na sobie czyjś wzrok.
- Oh. Przestraszyłeś mnie - powiedzieli, uśmiechając się nieznacznie bez żadnego wzdrygnięcia co wyraźnie wskazywało że to nieprawda - Pomóc Ci w czymś?
Anubis, zobaczywszy mężczyznę zeskoczył z przeciągłym miaukiem z blatu i podbiegł do Vicente, od razu przystępując do mruczenia i ocierania się o nogi. Dezaprobata Seth wymalowana na ich twarzy wydawała się wręcz nieskończona.

- Sen - bąknął informatyk przyglądając się kotu. - Czysto teoretycznie. Myślisz, że to wszystko - zatoczył ręką kółko - to może być sen? Agnes może mieć rację?

Schylił się i złapał Anubisa za kark, po czym podniósł jak małe kocię i usadowił sobie na przedramieniu drugiej ręki, i zaczął drapać za uchem.

- Nic w naszych wynikach na to nie wskazuje… w sensie, skład biochemiczny naszych płynów zmienia się trochę w trakcie snu, a te wyniki które mam nie dają takich odczynów. Nie licząc pozostałości kriożelu, wszystko jest w porządku… - odpowiedzieli, wstając z fotela i kierując kroki do ekspresu z kawą, jakby po to by poprzeć swoje wyniki - Chodzi Ci o Chris, prawda? - zapytali stojąc tyłem do Vicente, a ich mackogon drgnął nerwowo.
Anubis w tym czasie rozmruczał się na amen, jakby zupełnie nie zwracając uwagi na tę dość trudną rozmowę. Przecierał raz po raz uszami o rękę Vicente domagając się intensywniejszych pieszczot.

- Latasz? - zignorował pytanie. - W śnie - wyjaśnił. - Czasami unoszę się w przestrzeni. W próżni. Bez skafandra.

Odłożył kota na podłogę.

- Myślisz, że badanie pokazałoby prawdziwe wyniki. Skoro to sen?

Anubis nie dawał za wygraną. Teraz rozpoczął nieustępliwe wbijanie pazurów w nogę Vicente, domagając się powrotu w jego ramiona. Seth natomiast zasępili się, rozważając pytanie kolegi.

- Prawdę mówiąc rzadko śnię. W ogóle niewiele sypiamy, a sny pojawiają się dopiero w fazie REM… nie wydaje mi się zatem żebyśmy byli dobrym obiektem do stwierdzenia różnic między jawą a snem… - odpowiedzieli, jednak ich mina wskazywała że Vicente dał im do myślenia. Nie zamierzali też dać za wygraną w kwestii Chris - Jej pytania o sen. To nie daje Ci spokoju?

- Irytujące - odpowiedział, lecz Seth nie byli pewni czy była to odpowiedź na pytanie, czy reakcja na pazury zwierzęcia, w którego informatyk wpatrywał się teraz uporczywie.

Schylił się ponownie po kota, ponownie podniósł za kark i trzymał w wyprostowanej w łokciu ręce spoglądając mu prosto w pysk.

Anubis wyciągnął szyję w stronę twarzy Sancheza i polizał go po czubku nosa, wydając przy tym z siebie donośne mruknięcie.

-Co jest irytujące? - zapytali Seth siadając z kawą z powrotem na swoim fotelu przy blacie roboczym i upijając łyk.

Sanchez skrzywił się na dotknięcie mokrego i szorstkiego jak papier ścierny języka. Wyciągnął rękę w kierunku Seth.

- Możesz?

-Oh, przepraszam… - burkneli i czym prędzej podeszli do kota, łapiąc go w ręce i sadowiąc na własnych kolanach - On po prostu uwielbia… ekhem… męską rękę - wyjaśnili uśmiechając się przepraszająco.

- Wszystko - wrócił do pytania ogoniastej. - Irytuje mnie, że nie wiem jak się tutaj znaleźliśmy, czy w ogóle tutaj jesteśmy, czy może śnimy i to. - Wyrzucił z siebie na jednym wdechu i wskazał na futrzaka. - Miłe i irytujące jednocześnie. Nieprzewidywalne. Wiesz, że ludzkość zawsze bała się A.I.? W zaraniu dziejów narzucała robotom ograniczenia. A Chris? Nieprzewidywalna.

- Emocjonalna - dopowiedzieli - Podzielam Twoje odczucia. To wszystko jest takie… nierealne. I mam wrażenie że nie tylko Chris zachowuje się nadzwyczaj dziwnie - stwierdzili, wwiercając spojrzenie w Vicente I jakby oczekując potwierdzenia swoich niewyartykułowanych obaw.

Uniósł brwi. Niezadane pytanie zawisło w powietrzu.

- Mh… nie ważne - skwitowali niezrozumienie wymalowane na twarzy rozmówcy - Jak już tu jesteś, to pozwól że pobiorę próbkę krwi. Sprawdzę ją najdokładniej jak się da pod kątem chemikaliów charakterystycznych dla snu.

Zauważyli chwilowe zawahanie (podejrzliwość?) w oczach hackera. Lecz chwilę potem podkasał posłusznie rękaw koszuli.

- Wybudzisz nas? Jeśli śnimy? Potrafiłabyś?

- Jeśli wyniki badań mi się śnią… to nie mogę zrobić nic - odparli, wyciągając z szuflady probówkę i igłę. Zręcznie wbili ją w przedramię hakera, podziwiając wystające żyły - Piękne - skomentowali, uśmiechając się i rzucając krótkie spojrzenie w górę na twarz kolegi - Natomiast jeśli pytasz czy mogę farmakologicznie zmusić nas do wybudzenia, jeśli bylibyśmy świadomi tego że śpimy… to tak. Jest to możliwe.

Zainteresował się.

Anubis, najwyraźniej obrażony, ze sterczącym wyzywająco ogonem oddalił się. Vicente odprowadził go wzrokiem.

- Spróbujesz? Tak na wszelki wypadek. Szczypanie nie daje rezultatów.

- To ryzykowne. Nie mogę nic zrobić dopóki nie będziemy mieli pewności - wyjaśnili, wyciągając igłę i przyglądając się próbce czerwonego płynu - Sprawdzę co się da i dam Ci znać.

- Hmmm...

Seth skinęli głową w kierunku kolegi, uśmiechając się przy tym ciepło i przepraszająco jednocześnie. Tylko tyle mogli zrobić. Informatyk zaś bez słowa wyszedł z laboratorium zostawiając ich samych ze sobą.

Ta rozmowa wcale nie polepszyła im nastroju. Właściwie to zasępili się jeszcze bardziej, a wszelkie kolejne próby pracy kończyły się fiaskiem, bo skupienie wyparowało, ustępując miejsca wątpliwościom i... przerażeniu? Nie mogąc dojść ze sobą do ładu, Seth odłożyli w końcu robotę i wyszli z laboratorium z Anubisem depczącym im po piętach. Zwykle nie pozwalali mu biegać bez kontroli po Aurorze, ale tym razem po prostu nie mieli do tego głowy.

Nogi same zaprowadziły ich do jedynego miejsca, do którego nie spodziewali się trafić. Do siłowni.

Seth zamrugali kilkakrotnie patrząc tępo przed siebie i przyglądając się znienawidzonym sprzętom do wyciskania, pompowania, biegania i najogólniej mówiąc - męczenia się. Jego spojrzenie padło jednak po chwili na tak zwane "akwarium". Był to przezroczysty zbiornik wypełniony lekko słoną wodą, mniej więcej rozmiarów samochodu osobowego. Z przodu znajdowało się specjalne urządzenie nadające górnej warstwie wody pęd, tworząc tym samym coś w rodzaju "wodnej bieżni". Seth nie lubili się męczyć. Wręcz nienawidzili, po tym do czego byli zmuszani w dzieciństwie i życiu nastoletnim... ale pływanie było czymś innym. Przyjemny stan nieważkości, brak śmierdzącego, kleistego potu i nienawistnych spojrzeń kolegów z drużyny sportowej kiedy "nie dajesz rady wziąć 30 na klatę". Nie zastanawiając się za wiele i korzystając z okazji że siłownia jest pusta, podeszli do stanowiska z akwarium i zdjęli ubrania, na koniec odczepiając mackogon. Seth nie potrzebowali bielizny. W miejscu ich organów płciowych widniało teraz coś co przywodziło na myśl krocze lalki barbie. Czyli właściwie nic, nie licząc malutkiego otworu służącego w roli cewki moczowej.

Bez skrępowania wskoczyli do środka i uruchomili przepływ wody dostosowując do swojego, dość spokojnego rytmu. Płynąć w tym stanie, wręcz "upojenia", myśli poczęły jakby odchodzić z ich głowy. Skupienie na rytmie, szumie urządzenia i chlapaniu wody rozgarnianej szczupłymi dłońmi, uspokajało rozkołatane myśli i serce. Gdyby tylko potrafiły jeszcze przepędzić całą rzeczywistość...
 
__________________
"No matter gay, straight, or bi', lesbian, transgender life
I'm on the right track, baby, I was born to SURVIVE
No matter black, white or beige, chola, or Orient' made
I'm on the right track, baby, I was born to be BRAVE"
Corpse jest offline  
Stary 24-07-2020, 23:10   #29
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
-Ty martwisz się o sprzęt, sprzęt martwi się o ciebie – mruknął sentencjonalnie Ryan kolejny raz przeprowadzając inspekcję skafandrów, broni i sprzętu taktycznego. Nie chciał, żeby ktoś ryzykował życie tylko dlatego, że wysiadło zasilanie w latarce czy przestały działać mechanizmy w magnetycznych butach. Jego wieloletnie doświadczenie nabyte w sytuacjach kryzysowych nauczyło go, że nazbyt często od detali zależy powodzenie misji lub porażka. Życie lub śmierć/ciężkie obrażenia u podopiecznego. Nie trzeba wiele, aby zawieść – niewyczyszczone dosyłacze powodujące zacięcie broni, niechlujne zapięte sprzączki, które zaczepiają się o pasy w samochodzie i o ułamek sekundy spowalniają jego opuszczenie, niesprawdzone płyty balistyczne pancerza, które okazują się niewystarczającą ochroną nawet dla pocisków. Ryan słyszał wiele podobnych historii od kolegów po fachu. Wolał poświęcić cenny czas na sprawdzenie wszystkiego zanim kule zaczną latać nad głowami, żeby podczas akcji móc dać z siebie wszystko i nie wyłożyć się na zawodnym elemencie wyposażenia.
Po skończonej inspekcji spojrzał na spoczywające na stojakach kombinezony i półki z bronią. Wszystko w lśniło czystością i ułożone było w nienagannym porządku. Tak jak lubił. Już niedługo miał znaleźć się na nieznanej nikomu stacji kosmicznej, której w tym systemie nie powinno nawet być. Zapowiadała się emocjonująca przygoda.

Ochroniarz odwiedził Zeevę w jej kajucie. Z radością stwierdził, że wygląda już lepiej. Nieco więcej energii wróciło do jej ruchów a twarz wyglądała na mniej zaspaną niż dzień wcześniej. Ryan zostawił marine kilka owoców i poszedł karczować ogród. Kilka godzin pracy siekierą, piłą i sekatorem powinno zastąpić solidny wycisk na siłowni. A nawet sesję walki wręcz za pomocą broni siecznej.

Z tego co inni mówili pozostali podczas porannej odprawy w mesie, do pracy w ogrodzie trzeba było założyć kombinezon ochronny ze względu na gorąco i wilgoć jakie panowały w środku, wykarczować ścieżkę do panelu kontrolnego i przeprowadzić nią bezpiecznie technicznych, aby dokonali niezbędnych napraw. Ryan poprawił rękawice, sprawdził zasłonę hełmu, mocniej ścisnął w rękach narzędzia i ruszył do walki z zieloną plątaniną.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 24-07-2020, 23:12   #30
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzień 7
Naprawy sond i usterek statku…


Hangar
Tak gdzieś godzina 11:00

Gdy A.J. zjawiła się w końcu w hangarze, celem przywrócenia do użytku sond, leżały tam już czyjeś narzędzia, oraz pierwszy z obiektów napraw/kontroli, był już częściowo "rozbebeszony". Alice głośno westchnęła w pustym hangarze, po czym zgarnęła narzędzia Chris na bok… na chwilę obecną lekko jej na serduchu nie było, mimo, że to ona wszystko spierniczyła.

Od pojawienia się inżynier na miejscu pracy, nie minęło nawet 10 minut, gdy zjawiła się androidka… z częścią zapasową, niezbędną do dalszych napraw, którą przyniosła z magazynu A07. Oczywiście grzecznie spytała, niby nic, czy ma pomóc, nie zważając na fakt, że Alice ją niejako "wypchnęła" z tej roboty...

- Emmm… nie, dzięki, poradzę sobie - Alice odezwała się do Chris, stojąc jednak do niej plecami. Jakoś tak… nie chciała na nią nawet spoglądać. Znad głowy inżynier unosił się dym papierosowy.
- No dobrze. To pójdę znaleźć sobie inne zajęcie. - do pleców Alice doszedł pogodny głos blondynki.

Inżynier głośno westchnęła.
- Ok… to na razie... - Powiedziała, nadal się nie odwracając, i mocno zacisnęła usta.
- Na razie. - doszła jej krótka, łagodna odpowiedź Chris i odgłos oddalających się kroków. Potem szczęk i syk otwieranej śluzy ze słodką Jenny i cisza gdy wszystko się zamknęło zostawiając Alice samą w pustym hangarze.
- Fuck! - Przerwało ową ciszę, wraz z kolejnymi, następującymi po sobie… i po kilku minutach inżynier wróciła do pracy. Ogólnie była dzisiejszego dnia(i na chwilę obecną) tak nabuzowana, że nie przeszkadzały już jej nawet warunki panujące wokół…

~

18:15


Zrobiła sobie nieregulaminową przerwę, tak gdzieś o 18, po czym udała się na kilka minut do swojej kajuty. Tam przygotowała, i zabrała ze sobą małe zawiniątko, wracając na miejsce pracy…

- Chris? - Wywołała już stamtąd androidkę przez interkom statku - Potrzebuję na chwilę twojej pomocy. Jestem w korytarzu B12.
- W tej chwili? - Chris odpowiedziała przez intercom prawie od razu ale sądząc po pytaniu nie bardzo mogła się domyślić o co chodzi.
- Jeśli nie masz nic ważnego do roboty… - Odparła Alice - ...a jeśli masz, to to tutaj może poczekać…
- Zaraz skończę. Daj mi parę minut. - syntek o blond włosach prawie słyszalnie pokiwała przy tym głową i brzmiało jakby zamierzała przyjść jak skończy.
- Dobra - Zakończyła ową rozmowę A.J. i wróciła do pracy…

Chris okazała się słowna. Po paru minutach Alice ujrzała jak drzwi na korytarzu się otwierają z sykiem i androidka przez nie przechodzi. Miała na sobie kombinezon roboczy i rękawice, też robocze, wetknięte w boczną kieszeń spodni. Ubiór miała poplamiony jakimś smarem, zaciekami i brudem więc dosłownie wyglądał jak roboczy. Sama blondynka jednak podeszła do Alice z dość łagodnym spojrzeniem.

- No to jestem. - oświadczyła krótko zatrzymując się przy wytatuowanej inżynier. Popatrzyła na nią wzrokiem wskazującym na to, że chyba nie bardzo wie czego się spodziewać.
- No… widzę - Alice przerwała robotę, odłożyła narzędzia, po czym ściągnęła swoje rękawiczki i zapaliła papierosa.
- Co robiłaś? - Spytała, widząc plamy ze smarów.
- Próbowałam coś zrobić z tym ogrodem. Na razie co się da z zewnątrz. Ale to niewiele da jeśli nie wymieni się w środku całej instalacji. - blondynka spojrzała w dół na swój pobrudzony kombinezon. Odruchowo, bardzo ludzkim gestem obejrzała też własne dłonie po czym je otrzepała jakby symbolicznie miało to je oczyścić. Z tego co Alice wiedziała to robota na zewnątrz ogrodu była w tej chwili na pewno o wiele łatwiejsza niż wewnątrz. Ale te instalacje, wszystkie kable, przewody i rury, szły dość ciasnymi przejściami do których jeśli nie było trzeba to nikt nie zaglądał. Więc raczej nie błyszczały czystością i sterylnością.

- Acha - Powiedziała A.J. i usiadła na pobliskiej skrzynce, przypatrując się twarzy Chris, jakby zbierając się w sobie, by coś powiedzieć… pogładziła nawet nerwowo kark, po czym głęboko odetchnęła.
- Słuchaj, chciałam z tobą porozmawiać o pewnej sprawie… - Zaczęła trochę dziwnie.
- Tak? - blondynka znów przybrała dość niepewny wyraz twarzy nie wiedząc czego się spodziewać. Widząc, że koleżanka usiadła na skrzynce rozejrzała się ale nie mając alternatywy kucnęła na przeciwko niej by były mniej więcej na tym samym poziomie.
- Nie ułatwiasz mi sprawy… - Alice na drobny moment się przelotnie uśmiechnęła - No… jakby to… no… chciałam ten… przeprosić. Przeprosić że nie przyszłam! Na te holo-spotkanie! - Dodała inżynier dosyć nerwowo.

- Ah. - Chris potaknęła głową gdy wreszcie wyjaśniło się o co chodzi. Uśmiechnęła się sympatycznie i pacnęła dłonią w kolano Alice. - Nie ma o czym mówić. Możemy pójść kiedy indziej. I tak byłaś dla mnie bardzo miła. - powiedziała łagodnym tonem i przyjaznym spojrzeniem, a Alice… zamrugała baranio oczkami.
- No ale ten, czekałaś na mnie? A ja się nie zjawiłam. Wiesz, tak się nie robi, no i chciałam przeprosić… za dużo wypiłam, obżarłam się, a potem zasnęłam we własnym łóżku… - Uśmiechnęła się krzywo do Chris.
- Rozumiem. - blond główka skinęła na znak potwierdzenia. - Czekałam na ciebie to prawda. Ale jak nie dałaś znaku życia to poszłam odwiedzić Zeevę. - Chris wyjaśniła co porabiała we wczorajszy wieczór. - I wczoraj był długi dzień, sporo pracy dla nas wszystkich. Jak musiałaś odpocząć to nie ma sprawy. Nie przejmuj się tym. - rozmówczyni machnęła ręką na znak, że nie ma o czym mówić.

Alice znowu głęboko odetchnęła, chyba jakby z ulgą. Kilka razy machnęła papierosa, wypalając go już niemal do końca…
- Hmm - Mruknęła nagle - A co robiłaś u Zeevy? - Spytała, być może z lekką nutką zazdrości.
- Odwiedzałam ją. - odparła Chris z przekornym uśmiechem. - No to chyba jak mamy załatwione sprawy z wczorajszego wieczoru to teraz mamy już wszystko na czysto co? - zapytała zaraz potem sprawdzając czy mają coś sobie jeszcze do powiedzenia.
- Mam powód być zazdrosną? - Alice dziecinnie wystawiła do Chris język.

- Oj nie wiem. - Chris chyba wzięła pytanie na poważnie bo się zamyśliła. Jak to często bywało ludzkie emocje, psychika, reakcje i wzajemne relacje były dla niej tyleż tajemnicze, nie do końca zrozumiałe co fascynujące. - A byłabyś o mnie zazdrosna? - zapytała z żywą fascynacją wyczuwalną w głosie i spojrzeniu.
- I to bardzo - Alice zmrużyła oczka, po czym niby zrobiła wielce poważną minę.
- Naprawdę? - blondynka zrobiła także bardzo poważną minę. Z uwagą obserwowała twarz rozmówczyni. Po czym niespodziewanie roześmiała się. - To bardzo miłe! - obwieściła ucieszona i z tej radości objęła siedzącą na skrzynce Alice. - Jesteś dla mnie bardzo miła Alice. - przyznała gdzieś do jej ucha i ramienia. Z bliska zaś Alice wyczuła zapach kurzu jaki bił z blond włosów i kombinezonu mieszając się z aromatem szamponu jaki używała Chris.
- I zawsze będę - Mruknęła Alice, po tym jak przez chwilę wdychała zapach androidki… i lekko przygryzła jej uszko, jednocześnie obejmując Chris obiema rękami za plecy.

- Oj to naprawdę bardzo miłe! - Chris roześmiała się ponownie i Alice trochę nie była pewna czy już jej chodzi o to co mówi czy robi. W każdym razie skorzystała z okazji i by było im wygodniej to usiadła inżynier na kolanach sadowiąc się profilem do niej i obejmując jej szyję ramionami.
- A masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? - zapytała bawiąc się jej czarnymi końcówkami włosów. - Jak być była zmęczona to nie ma sprawy. No ale jak nie… - zaproponowała z niewinnym uśmieszkiem.
- Jak nie, to co, koteczku? - Szepnęła do uszka Chris.
- No jak nie no to byśmy mogły się jakoś umówić by spędzić czas razem. Mogłybyśmy pójść na tą plażę. Albo jakbyś miała ochotę na coś innego no to powiedz na co. - blondynka zaczęła lekko bujać nogami i trochę naśladując ton luźnych, hipotetycznych aczkolwiek przyjemnych rozważań.
- A masz strój kąpielowy? - Spytała Alice, a jej lewa dłoń… przejechała po bioderku androidki.
- A trzeba mieć? - brew blondynki uniosła się nieco w rozbawionym i ironicznym spojrzeniu. - A na takie plaże to się zabiera jakiś specjalny strój kąpielowy? Bo nie wiem czy bym taki strój miała. - dziewczyna w brudym, poplamionym kombinezonie roboczym dalej wesoło ćwierkała i machała nogami ciesząc się chwilą i rozmową.
- Na...ekhem… początku, wypadałoby mieć… - Alice wyjaśniła, wymownie przy tym odkasłując, i poruszając brewkami.
- Aha. - blond główka kiwnęła na znak przyjęcia takiej odpowiedzi do wiadomości i zaraz dopytywała się dalej. - A jaki? - zaczekała na odpowiedź wciąż obejmując wytatuowaną szyję drugiej załogantki.
- W sumie moda się zmienia co chwilę… i jest i różna na różnych planetach - Powiedziała Alice, po czym wyciągnęła nagle niespodziewanie wolną ręką zza pleców małe zawiniątko. Papierowa paczuszka, obwiązana… drutem, mającym chyba symulować kokardkę.
- Mam coś dla ciebie - A.J. podsunęła Chris pakuneczek z nieco tajemniczą miną.

- Ooo… - Alice udało się całkowicie zaskoczyć koleżankę. Odruchowo wzięła pakunek i spojrzała na niego zaskoczona. - To dla mnie? - zerknęła na twarz inżynier oglądając paczuszkę z góry i z dołu. Wciąż jakby nie do końca przekonana, że to dla niej. - To prezent? Dla mnie? Taki prawdziwy? Bo wygląda jak prezent. - Chris zrobiła się trochę rozkojarzona nie wiedząc czy patrzyć powinna na lekką paczuszkę czy na koleżankę.
- Tak, mój ty głuptasku, prezent dla ciebie. Otworzysz w końcu? - Alice na krótką chwilkę przytuliła policzek do ramiona Chris.

Chris dłużej nie zwlekała. I musiała być strasznie podekscytowana bo po tej zwłoce tak gwałtownie zabrała się za rozpakowywanie prezentu, że zapomniała nawet o ograniczeniach jakie zwykle syntki starały się utrzymać w ryzach. Na przykład nie rozrywać drutu gołymi rękami. Co dla człowieka chyba by było bardzo trudne do zrobienia a palce blondynki rozerwały drut jakby to była jakaś pajęczyna. Zaraz potem w drzazgi poszło opakowanie i już między palcami Chris pojawiły się jakieś ciemne, wiotkie kształty.

- Co to jest? - zapytała niecierpliwie starając się rozprostować i nadać kształt temu prezentowi. W końcu gdy jej się udało wreszcie rozpoznała z czym ma do czynienia. - Kostium kąpielowy! - zawołała tak radośnie, że kolana Alice aż nadto odczuły tą ekscytację gdy blondyna na nich podskoczyła.

- O rany Alice! Prawdziwy kostium! I to dla mnie? Oh Alice, jesteś kochana! - zawołała rozradowana blondynka. Aż chyba miała kłopot co powinna teraz zrobić. Oglądać ten kostium, rozprostować go jeszcze bardziej, objąć ofiarodawczynię czy jeszcze coś innego. W efekcie wykonała serię nie do końca skoordynowanych ruchów jakby próbowała zrobić to wszystko na raz. W końcu wstała z kolan i przymierzyła ten strój do swojej sylwetki. W porównaniu do roboczego, brudnego kombinezony jaki miała na sobie to ten strój kąpielowy wydawał się wiotki, ulotny i w ogóle z innego, lepszego i bardziej finezyjnego świata.


- Aż nie mogę się doczekać jak go będę mogła założyć! - zaśmiała się bez skrępowania patrząc na ten prezent i na siedzącą na skrzynce Alice.
- Bardzo się cieszę, że ci się podoba. I też nie mogę się doczekać stroju na twoim ciałku. Pewnie będziesz wyglądała przepięknie - Powiedziała Alice, po czym wstała ze skrzynki.
- O tak! Też się nie mogę doczekać! - Chris z tej euforii podskoczyła w miejscu by okazać swoją radość. Po czym doskoczyła do Alice i znów zarzuciła jej ramiona na szyję. - To jesteśmy umówione dzisiaj na tą plażę? - zapytała patrząc z bliska w twarz inżynier tak blisko, że ta mogła poczuć jej oddech na twarzy.
- Tak, jesteśmy umówione. Może być 20:30? I tam sobie też coś przekąsimy i… będzie piwko? I w ogóle… buzi? - Alice zbliżyła twarz do twarzy Chris - Za prezent należy z reguły jakoś podziękować - Szepnęła.
- Oj no tak… - niespodziewanie brwi blondyny zmarszczyły się a na twarzy wykwitł grymas zakłopotania jakby Alice jej o czymś przypomniała. - Ojej a ja nic dla ciebie nie mam… - zmartwiła się rozżalona, że nie ma jakiegoś podarunku dla tak sympatycznej i miłej koleżanki.
Alice objęła Chris w pasie, po czym przyciągnęła do siebie tak mocno, że obie przylgnęły do siebie ciałami.
- Nie trzeba nic materialnego… - Powiedziała inżynier, po czym pocałowała androidkę. Spokojnie i delikatnie, choć namiętnie, rozkoszując się miękkością jej ust, i wzajemnym naporem piersi skrytych pod ubiorami.
- Nie? - odpowiedź i reakcja Alice chyba uspokoiły Chris. Oddała pocałunek bardzo chętnie i grymas przejęcia został zastąpiony przez zastanowienie i lekkie przygryzienie dolnej wargi. - To może dzisiaj na tej plaży będzie jak zechcesz? - zaproponowała po tej chwili zastanowienia. - Chyba mamy w pamięci całkiem sporo plaży. I nie tylko plaży! Jak chcesz to mogę ustawić taką scenę jak tylko chcesz. Tylko powiedz co chcesz. No i w ogóle jakbyś miała na coś ochotę to postaram ci się zrewanżować za ten cudowny prezent. Może być? - Chris przedstawiła swoją propozycję rewanżu za ten kostium jaki wciąż trzymała w dłoniach.
- Za bardzo się wszystkim przejmujesz koteczku - Mruknęła Alice, pochwytując twarz Chris w obie dłonie, i spoglądając ledwie z kilku centymetrów w jej oczy - Zrób jak uważasz, jak ty byś chciała, jak ty byś miała ochotę… naprawdę… - Pocałowała ją w nosek - … nie chcę, żebyś się do mnie dostosowywała, robiła tak, żeby było jak ja chcę. Dla mnie, masz wolną wolę… - Potarła tym razem noskiem o nosek.
- Oj noo weeźź… - Chris mruknęła przekornie chociaż w bardzo wdzięczny i przyjemny sposób. - Jak mi nie dasz okazji by się zrewanżować no to będę się czuła winna. - pogłaskała Alice po twarzy pozwalając sobie trochę się z nią podroczyć.
- Chris… - Inżynier westchnęła, próbując nieudanie pocałować dłoń głaszczącą jej twarz - Wymyśl coś na tej plaży sama, nie dostaniesz ode mnie wytycznych. Zostawiam zaplanowanie tego wieczoru w twoich zgrabnych rączkach… czy teraz moja piękna zrozumiała? A zresztą, za dużo gadasz… - Stwierdziła Alice i przygryzła(!) dolną wargę androidki. Na tyle skutecznie, by ta nie mogła nic powiedzieć, choć na tyle delikatnie, by nie uczynić jej krzywdy. Wszystko trwało zaś jedynie sekundkę, po czym Alice puściła, dla odmiany znów namiętnie całując Chris. Tym razem było jednak więcej dzikości w pocałunkach, był i wijący się języczek w ustach Chris, a jedna dłoń stanowczo złapała androidkę za potylicę, druga zaś za tyłek. Po kilku chwilach, sama lekko dysząc, Alice minimalnie poluźniła ich miłosny splot.

- Oj no dobrze… Zajmę się tym wieczorem i tobą i tą plażą… - Chris po tych paru chwilach wydawała się już całkiem przekonana do pomysłu koleżanki. I znów okazała się całkiem chętna i wdzięczna na takie zabawy. Zupełnie jakby emocje drugiej strony udzielały jej się i jeszcze bardziej rozkręcały blondynkę. Całkiem zgrabnie i sprytnie uczestniczyła w wymianie językowej z Alice aktywnie przy tym współpracując. A jej dolne atuty, nawet przez grubą warstwę roboczego kombinezonu łapało się całkiem przyjemnie.

- No to na 20:30? U mnie, u ciebie czy już w VR? - zapytała trochę się odsuwając od Alice by mogły swobodniej rozmawiać. Patrzyła na nią bardzo wesołym spojrzeniem jakby się już nie mogła doczekać tej umówionej pory.
- Skoro ma być plaża to VR? Wskoczysz mi do łóżka innym razem - Zaśmiała się pewnym tonem Alice.

- Dobrze! No to chyba jesteśmy umówione. - blondyna roześmiała się wesoło aż zarzuciła głowę do tyłu. Potem jeszcze raz wróciła nią do właściwego poziomu i pocałowała usta koleżanki. - No to na razie będę chyba lecieć. - skinęła głową w stronę drzwi jakimi przyszła ale jeszcze nie wypuszczała inżynier ze swoich objęć.
- Jesteśmy umówione. To pylaj mała - Alice wielce "macho" powiedziała do Chris, po czym kiwnęła głową. A na odchodne klepnęła jeszcze androidkę w tyłek…

Chris przyjęła klepnięcie z wdzięcznością zawodowej kelnerki i zachichotała wesolutko. Potem doszła do drzwi i za nim za nimi zniknęła na odchodne posłała przez korytarz całusa kumpeli. No a potem drzwi się za nią zamknęły i inżynier została sama ze swoją skrzynią.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172