Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-07-2020, 14:24   #11
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Po chwili wszystko ucichło wszyscy skupili się ponownie na podeście. Sytuacja była chyba uratowana. Bo koty się chyba uspokoiły. Kapitan przeszła na ich stronę i mówiła dalej.

- To dla nas wszystkich nowa sytuacja. Zarówno Kilrathi jak i ludzie po latach walk muszą nauczyć się współpracować, a nawet żyć ze sobą na jednym okręcie. - nabrała powietrza i kontynuowała. - Wiecie o tym doskonale, że nasza misja ma charakter eksperymentalny zgodnie z ustaleniami paktu na Victorii obowiązują prawa i tradycje Unii. Musimy się wszyscy do nich stosować. Jednak zgodnie z moimi najwyższymi oficerami wypracowałam szereg ustępstw dla Kilrathi tak by nie musieli działać przeciwko swojej tradycji i naturze. Musimy wspólnie wypracować reguły i zasady współpracy. Pamiętajcie jednak o jednym. O ile teraz gdy nasz okręt nie prowadzi bezpośrednich działań wojennych mamy czas wypracować rozwiązania. Jednak gdy sytuacja się zaostrzy i staniemy naprzeciw wroga. Każde odstępstwa od ustalonych rozwiązań traktowane będą z najwyższą surowością. Dotyczy to zarówno ludzi jak i Kilrathi. - Te słowo wzbudziły mieszane uczucia zarówno wśród kotów jak i ludzi. Choć większość kotów zdawała się nie rozumieć chyba do końca tego tematu. Kapitan kontynuowała - Najbardziej newralgiczne są tutaj mieszane eskadry uderzeniowe. Które polecą na prototypowych archaniołach. Wyraziłam zgodę by nowi piloci Kilrah mogli wyzwać obecnych dowódców, będzie to jedyna metoda sprawdzenia, kto najlepiej nadawał się będzie na dowódcę. Jeśli piloci Kilrah okażą się bardziej skuteczni aniżeli dotychczasowi dowódcy skrzydeł otrzymają stosowne awanse i przydziały. - Słowa te wzbudziły poruszenie u kotów. Ich gesty najczęściej wskazywały młodego niedużego kota o jasnoszarym futrze w ciemniejsze centki. Ten stał nieporuszony tylko jego ogon falował. - Nie wyraziłam jednak zgody w tym zakresie na działania poza wyznaczonymi skrzydłami. Wszędzie poza wskazanymi wyjątkami, wszelkie próby naruszania podległości służbowej będą karane. Nie blokuje to możliwości awansów poszczególnym członkom załogi jednak obowiązują tutaj zasady Unii. Oczywiście zasady te dotyczą również ludzkiej części załogi. Wszelkie próby nadużywania stanowiska, rasizmu wobec sojuszników, dyskryminacji ich, czy innych działań niezgodnych z duchem Unii oraz ustaleniami i zasadami wprowadzonymi na statku będą karane z pełną surowością. - -tym razem głosy niezadowolenia poniosły się wśród ludzi. W ciągu najbliższych tygodni mamy wypracować rozwiązania które pozwolą nam przetrwać w ogniu walki. Mam nadzieję, że wszyscy się postaramy by tak się stało. - zamilkła na chwilę lustrując całą załogę. - A teraz odnośnie przydziałów i zadań dla poszczególnych grup wypowiedzą się stosowni oficerowie. Otrzymacie też stosowne informacje na terminale. Wraz z rozpoczęciem następnej wachty rozpoczynamy działania szkoleniowe dla nowo przybyłych. Rozgośćcie się na okręcie i zapoznajcie się ze swoimi przydziałami.

Rozpoczął się nudny wykład pozostałych oficerów. komunikatory zawibrowały przychodzącymi powiadomieniami o nowych rozkazach. Miały one obowiązywać za jakieś 6 godzin.


Możecie kontynuować eksploracje wspólnie lub rozejść się do indywidualnych doców. Jak wolicie.

Cliff wzywany jest do złożenia raportu z misji
Hunter i Duke mają zapoznać się ze swoimi załogami na symulatorach. Trening bojowy na ilość zestrzeleń. Obecny rekord należy do Duka na drugim miejscu jest Hunter.

 
Fenrir__ jest offline  
Stary 06-07-2020, 22:15   #12
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Myślę, że będzie spoko. Tylko trzeba wszystko poustawiać - odparł Duke - Nie mogę się doczekać spotkania z kocimi asami. Ustawmy się w knajpie na jutro. Ja teraz muszę złapać Rughwana i wypytać go o ichnie tradycje itp. - widząc nierozumiejące spojrzenia wyjaśnił - Prawie go znacie, ostatnio pilotował flagowca kotów.
 
Mike jest offline  
Stary 07-07-2020, 12:01   #13
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Nauczyliśmy się żyć z marines, nauczymy z Kilarthi. Nie są wcale od nich gorsi, a do tego znają się na pilotażu. Muszę sprawdzić czy te w moim skrzydle stanowią zagrożenie dla łańcucha dowodzenia - parsknął Hunter.
- Co do knajpy to dobry pomysł. - dodał po chwili. - Tylko trzeba uważać na pijane koty.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 09-07-2020, 19:17   #14
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Cliff pacną w komunikator wyłączając natrętny sygnał przypominający o zbliżającej się odprawie.

- No. – przytakną jednocześnie Hunterowi i Dukowi - Byle by czegoś spektakularnie nie spieprzyć, a będzie dobrze, no nie? Jutro może być. Wezmę moich modelarzy. – Mrugną do Warringtona. – Przyda im się szklaneczka lub dwie. Mnie w umie też jak ci jajogłowcy ze mną skończą.

Cliff ruszył w kierunku wyjścia z hangaru.
- Powodzenia. - Machną im ręką na pożegnanie.

Ruszył w kierunku niewielkiej sali w pobliżu hangaru królowych zajmowanej przez personel naukowo-techniczny. Zatrzymał się przed drzwiami, policzył do pięciu. Dopiero potem wszedł.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 27-07-2020, 15:53   #15
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Roghwan okazał się świetnym kompanem. Uwielbiał się śmiać, a stosowane przez niego ludzkie gesty opatrzyły się i stawały się naturalne. Gdy rozeszli się Duke doszedł do wniosku, że cała pozostała kocia załoga jest jakaś sztywna. Dopiero po dłuższej chwili zaczął wyłapywać gesty, o których mówił pilot Victorii. Dotarł wreszcie do swojej kajuty i opadł na łóżko. Rozwijając tablet z aktami osobowymi swoich podwładnych.

Część już znał szybko przewinął akta Knighta i Beneta, chociaż nie na chwilę wrócił do Beneta i popatrzył w jego twarz na zdjęciu. Woody skumał się ze Strzygą przeciwko niemu podczas poprzedniej kampanii aż dziw, że nie zabrała go ze sobą.
W Szpadach były sam laski, a ten koleś to ewidentna cipa, mogła go zabrać! Na pewno został szpiegować. Przy pierwszej okazji poleci na zbity pysk, nie dość że kabel to i gówniany pilot.

Przerzucił dalej.
“Chyba widziałem kotka... który przebił mój wynik” pomyślał Duke wczytując się w akta.

Trafił jednak na zdjęcie które go zaciekawiło na tyle, że zaczął czytać

Sasha Morales - 33 lata … urodzony…przebieg służby… nagany… przewijał nawet nie patrząc zatrzymał się u dołu dokumentu. Wyznawana religia NeoHumanizm - to już rzucało mocniej światło na tą osobę. Początkowo Sekta która pojawiła się w Zjednoczeniu Ludowym. Jednak błyskawicznie rozlała się na światy Unii gdzie stała się pełnoprawnym kościołem. Jej wyznawcy wierzą, że mogą dostąpić zjednoczenia ze stwórcą i nieśmiertelności poprzez pełną cyfryzację ciał i umysłów. Jej wyznawcy przekraczają wszelkie normy w zakresie cyborgizacji. Lista wszczepów zajmowała parę ekranów w danych medycznych. Jakim cudem został dopuszczony do służby po takich przeróbkach. Odpowiedź znalazł dopiero gdy wrócił do przebiegu służby. Jego myśliwiec został zniszczony. On sam przeżył dzięki licznym wszczepom. Uzupełnili brakujące organy i kończyny i zgodnie z przepisami o inwalidach wojennych mógł wrócić do służby o ile przejdzie testy sprawnościowe. Musiał gdzieś mocno podrasować swoje wszczepy bo zdał powyżej przeciętnej…

Moralesowi brakowało niewiele by być sztuczniakiem. Z własnego wyboru. Da mu szansę, jeśli umie latać zostaje.

Wrócił do pełnej listy i trafił na kota, którego szukał. Był tam… Ten ten młodzik o szarym futrze, na którego wszyscy zwracali uwagę.

Kayaro - status samotnik - czyli jeszcze aspirował. Był jednak wskazany przez samego wielkiego łowcę. Był więc pewno samotnikiem, który walczył wokół jego watahy. Musiał być dobry. Akta unijne dotyczące kotów świeciły pustkami. Jednak wynik zestrzeleń w symulatorach, tego kota był porażający. Rzeczywiście pobił jego rekord.

Niewiele, ale jednak. Trzeba sprawdzić czy to był fart czy naprawdę jest tak dobry. Duke liczył, że nie był to fart.

Wyszukał na liście następnego kota

Zobber - wystrzyżony na irokeza osobnik o rudym futrze. Jego akta były niemal puste. Ale z samego wyglądu widać było po nim agresję.
Pytanie czy będzie latał na pałę czy potrafi wykonywać rozkazy.

Barru - Kolejny kot o przeciętnych wynikach. Wygląda jednak zupełnie inaczej. Niemal białe futro i pokaźna zadbana grzywa wokół głowy. Wyglądał na starszego i poważnego.
Ktoś z doświadczeniem, bez gorącej głowy? Zobaczymy.

Były tylko 3 koty. Ale doszło jeszcze paru ludzi. Otworzył pierwszego z brzegu.

Timoty Verso - były pilot marines przeniósł się na myśliwce na własną prośbę. W jego aktach nie widział nic nadzwyczajnego i szybko przeskoczył dalej.

Ibrahim Ober - Niespełna 28 lat a już łysiejący. Jednak lista uczelni które ukończył była imponująca. Ukończył dwa kierunki Bioinżynieria i fizyka molekularna zanim zaciągnął się do marynarki wojennej. Jego wyniki praktyczne były mocno średnie. Jednak na testach z wiedzy nadrabiał. Facet powinien iść na naukowca a nie pilota… ale może będzie z niego pożytek jak ze skrzydłowego Fierce - Duke przełączył ekran dalej

Na koniec trafił na ostatniego - Kim Tover - odczytał na głos i kliknął....i zamarł widząc kobietę niezwykłej urody

Szatynka o głębokim spojrzeniu wpatrywała się z niego z ekranu. Przewinał dalej w kierunku osiągnięć. Gdzie pojawiła się informacji. Miss floty…
Jak na pilota niespecjalnie osiągnięcia. Chyba trzeba będzie ją wyrzucić, bo podwładnej przelecieć zabraniał regulamin.

***

Duke uzbrojony w nową wiedzę wyruszył na spotkanie swojej grupy. Teraz gdy jego kajuta była na poziomie dowodzenia wszędzie miał blisko. W parę minut trafił przed salę treningową. Rzucił okiem na komunikator. ich kolej zaczynała się za 4 minuty. Pod drzwiami stało już paru pilotów. Warrington wypatrzył Eagle Eye i Beneta. Koło nich stał ten cały cyborg. Po przeciwnej stronie od ludzi stała grupa kotów. Po środku stał ten szarawy i patrzył się bezczelnie w jego kierunku.

- Cześć wam wszystkim! - Powiedział miękki kobiecy głos gdzieś z za jego plecami. To była Kim uśmiechała się serdecznie i niepewnie pomachała rękom. Kombinezon opinał jej zgrabne ciało. Była wysoka, dużo wyższa niż wydawało się na zdjęciach. Jej ciemne włosy opadały kaskadami na ramiona. Uśmiech nie zniknął jej z twarzy nawet na moment, urocze dołeczki w policzkach tylko jeszcze bardziej przykuwały uwagę. Minęła oficera uśmiechając się do niego zdawało by się jeszcze szerzej.

Duke dopiero po chwili złapał się na tym, że się w nią wpatruje jak w zjawisko. Zamrugał i spojrzał po pozostałych. Dziewczyna przykuła uwagę wszystkich nawet kotów.

Duke szybko przeliczył wszystkich. Niezauważony przez nikogo pojawił się ten łysiejący naukowiec. Kogoś jeszcze brakowało... Tego byłego marine..

Z zamyślenia wyrwał go głos Benneta
- Cześć! - odpowiedział jako jedyny przerywając ciszę, która zapadła wokół.

- Witam wszystkich - powiedział Duke. - Brakuje jeszcze Verso, zaczynamy za 5 minut, ale powinien być wcześniej, tak jak wy. Zacznę od oczywistości. Jestem Duke, ale to wiecie, bo sprawdziliście swoje przydziały i to co mogliście na mój temat. Ja zrobiłem to samo. Kayaro - skinął głową kotowi - dobra robota, pobiłeś mój stary rekord. Dziś pokaż, że to nie był przypadek.
- Wracając do akt. Czytałem, wyciągnąłem wnioski, ale akta to akta. Nie oddają rzeczywistości. Od dziś zaczynacie wszyscy z czystym kontem. Pokażcie na co was stać. Jeśli komuś powinie się noga z powodu niefartu. Ok, zdarza się i jeśli nie wejdzie to temu komuś w nawyk, o sprawie zapominamy. Jeśli ktoś zawali przez niedobór umiejętności, usiądę z nim i ogarniemy problem. Raz. Ale jeśli ktoś zawali specjalnie, to dostanie takiego kopa, że wejdzie w atmosferę najbliższej planety z takim impetem, że spowoduje kolejną epokę lodowcową. Jesteśmy na wojnie, a działanie na szkodę oddziału to zdrada. I jako taką będę ją traktował. Ale jak mówiłem, dostajecie kredyt zaufania. Nie spieprzcie tego, to być może wszyscy przeżyjemy.
Nie spojrzał na szpicla, ale nie było potrzeby. Aluzja była prosta do odczytania.
- Jest też inna sprawa, związana z dowodzeniem skrzydłem. Nie jest ono sztywno ustalane przez dowództwo. Każdy z was może po nie sięgnąć. Zarówno kilrathi jak i ludzie. Kayaro, przybliż proszę ten temat pozostałym. To tradycja Kilrathi, więc chyba najlepiej to przedstawisz.

Kyro ruszył do przodu. Ogon miał podniesiony i nie zrywał kontaktu wzrokowego. Udowadniał wszystkim, że się nie boi podszedł na środek tak by wszyscy go widzieli i powiedział. Głos miał nieco miałkliwy z silnym kocim akcentem.

- To farsa a nie tradycja. To nie ma nic wspólnego z naszymi tradycjami ani z honorem godnym Kilrathi. To jak mówicie substytut, który ma zastąpić tradycje Arathi. Ma to zagwarantować wam kontrolę nad nami. Że niby jak okażecie się lepsi to zyskacie nasz szacunek. Tylko ci zawszeni Hakuri mogli na to wpaść i zgodzić się na takie bezczeszczenie tradycji. Jestem Kyro zwany niepokonanym - uderzył się w pierś podnosząc głos - Jestem tu tylko ze względu na Wielkiego Łowczego i jego osobistą prośbę i tylko dlatego, że mnie o to prosił nie leżysz człowieku u moich stóp z zagryzioną szyją. Więc skoro mam grać w tą waszą grę to w nią wygram. Rzucam ci wyzwanie marny człowieku. Ta marna sfora nie jest godna mego przywództwa Ale skoro mój Alfa ode mnie tego wymaga poprowadzę was na wielkie łowy. - Odwrócił się do Duka plecami i zwrócił się do wszystkich - Ten bezogoniasty aspirant chce chwały przywódcy. Odmawiam mu jej. Wam zaś daję szansę dołączenia do mojej sfory jeśli okażecie się godni. Chwała zwycięzcom! - dodał na koniec i nie patrząc w stronę Duka ruszył ku miejscu gdzie stał wcześniej.

Warrington aż śmiał się w duchu słyszał niemal głos Roghwana, który mówił o tym, jak zachowują się koty… Kayaro od początku okazywał wyższość i pogardę. Mówił o tym, że koty które aspirują na to samo stanowisko dużo mówią i obrażają się wzajemnie. Ludzie z niewiadomych powodów biorą to bardzo do siebie. Mina Roghwana gdy o tym mówił świadczyła o tym, że chyba raz poleciał komuś za bardzo… To, że Kayaro rozpoczął tą szopkę znaczy, że na swój koci sposób oddał mu szacunek.

- Oczywiście, że byś mnie zabił na pokładzie gdybyś mógł - odpał Duke - bo gdybyśmy spotkali się w myśliwcach, mit o niepokonanym mógłby runąć. Kiedy? Teraz mamy ćwiczenia, idziemy do kontrolerów ustalić najbliższy wolny termin?*

Kot syknął w odpowiedzi i wysunął do przodu dłoń - co miało oznaczać przystanie na warunki, albo tak się przynajmniej wydawało. Ughwar wydawał różne syki pokazując różne kocie gesty. Ale w uszach Duka wszystkie zlewały się w jedno.

- Coś mnie ominęło - głos z tyłu należał zapewne do Verso. Duke obrócił się widząc młodego uśmiechniętego pilota. Ten ewidentnie kogoś szukał i wypatrzył. Ruszył w kierunku Eagle Eyea ten opuścił ramiona i pokręcił głową. Duke nie rozumiał tego gestu ale w tym momencie drzwi sali się otworzyły i wyszły z nich Szpady. Grupa dziewczyn, rozmawiały podekscytowane. Jedna z nich oderwała się od stada i podryfowała w kierunku Woodiego. Strzyga była jak zawsze zjawiskowa. Objęła Beneta i złożyła mu na policzku pocałunek. Wg norm Duka pocałunek trwał o ułamek za długo jak na przyjacielski i ułamek za krótko jak na coś więcej.

Diana oderwała się od Woodiego i pomachała w kierunku Duka.
- Pozdrów ode mnie swojego tatusia… Złamasie…. - dodała nieco ciszej. Benet uśmiechnął się szczerze. Reszta stojących obok chyba nie zrozumiała. Odchodząc zatrzymała się blisko Kim i powiedziała - Uważaj na niego ślicznotko. Bo nie potrafi utrzymać łapek przy sobie. - Kim jakby lekko się zaczerwieniła, Diana ruszyła za swoją feministyczną drużyną.

- Kto to był? - zapytała Kim.

Drzwi do sali treningowej były otwarte.

- Moja dawna była - odparł spokojnie Duke - Nie może przeboleć pewnych spraw. A ty się nie martw, trzymam się regulaminu w sprawach damsko-męskich. Jeśli będziesz dobrze latać, nie masz co liczyć na seks ze mną, bo nie wywalę cię ze skrzydła. Jeśli jednak lecisz na mnie to złóż podanie o przeniesienie. Ktoś chce coś jeszcze wiedzieć w tej sprawie? Jak nie, to zapraszam do symulatorów.

- W twoich snach kochasiu.. - Kim uśmiechnęła się nieszczerze i natychmiast podeszła do Beneta coś go zapytała na ucho i dostała odpowiedź… Duke spojrzał niewiele rozumiejąc na Woodiego.. Co ten koleś ma w sobie że wszystkie laski w okolicy szepczą mu coś do ucha…

Ekipa pomału wchodziła do symulatorów.

Duke dostał od prowadzącego ekran do wyboru trybu - krótkie starcia jeden po drugim, w którym pozostali przyglądają się starciom każdego. Lub długie starcie równoczesne, w którym gracze rozgrywają spokojniejsze starcie z możliwością powtórki.

- Idziemy na ostro, jeden po drugim. - powiedział Duke - Szefie, jest sprawa, kiedy masz najbliższy wolny termin na pojedynek?

- Jutro macie deathmatcha więc będziecie mogli się pojedynkować do woli. Jak chcecie coś ekstra to raczej będzie ciężko. Najwcześniej pojutrze, ale wtedy macie już być w przestrzeni. Dobra nie było czasu za wiele, bo wszyscy mieli mało czasu by się wykazać.

Jako pierwszy wystartował Verso mało latał, ale wszystkie wskaźniki w dokumentach mówiły że jest dobry. Wszyscy pozostali w trybie duchów śledzili akrobacje Verso. Zgrał się drużynowo z oddziałami, które przypuszczały szturm. Skrył się między nimi podczas pierwszej fali rakiet i wyskoczył od razu do przodu. Zbyt hojnie rozdawał rakiety już na samym początku starcia. zaliczył kilka trafień ale nie miał jak mierzyć się z większymi jednostkami. Dopadli go gdy odchodził od Hounda. Musnęli go z działa cząsteczkowego. Ale nie opanował maszyny na czas i zestrzelili go ostatecznie. Ostateczny wynik dał mu mocną średnią.

Jako drugi kontrolę przejął Ober. Facet ewidentnie miał tremę. Komunikaty dawał bardzo niepewnie. Zaczął też bardzo asekuracyjnie. Widać było jednak że ma dużo wylatanych godzin. Bo gdy trafił w gęstą akcję zachowywał się… Poprawnie… Manewry były książkowe, wykonywane bardzo dokładnie. Wszystko było obliczone i wykonane niemal maszynowo. Jego lot można było by wyświetlać początkującym pilotom. Dotrwał do końca swojego czasu żywy. Ale za to nie dawali punktów dodatkowych. Punktów jednak za swój asekuracyjny lot nie zdobył wielu Była to niska średnia.

Kolejny był Eagle Eye. Duke go już nie raz widział za sterami. To był pilot, który mało latał mało strzelał… Ale za to strącał wszystko… Ale coś poszło nie tak. Latał mało. Ale nie trafiał. Duke aż poprawił okulary VR na głowie. Nie mógł uwierzyć w to co odstawiał człowiek, który odstawił taki pokaz podczas ostatniej bitwy z kotami. Jego taktyka walki miała sens o ile strącał wszystko co wchodziło w zasięg. Ale gdy przepuścił kilka jednostek. Musiał wejść w błyskawiczną walkę kołową na bliskim dystansie. A tutaj bardziej liczyły się umiejętności. Walczył zawzięcie. Ale skończył zbyt szybko i z beznadziejnym wręcz wynikiem.

Kolejny na liście był Woodie. Członek Ghostów poprzedniego głównego skrzydła na Victorii. Czytał komentarze poprzedniego oficera Mistborn pisał, że Woodie to świetny skrzydłowy. Sam nie wykazuje inicjatywy ale doskonale działa pod wpływem dobrego prowadzącego. Podczas jego akcji widać było to pierwsze… Ale działania nie było widać za grosz. Zaczął defensywnie. Podobnie jak Ober. Ale sposób ataku był wręcz niechlujny. Brak mu było wprawy i dokładności. Niedokończone manewry zemściły się błyskawicznie. Skończył szybko z jeszcze gorszą skutecznością aniżeli Eagle Eye…

Duke miał ochotę kląć. Royals miało być elitą. A wylądowali mocno poniżej średniej.

Jako kolejna pojawiła się na ekranie twarz Kim. Uśmiechała się miło ze swojego awatara. Ruszyła dość śmiało. Uderzyła szybko i pewnie. Lubiła szybkie przeloty. Uderzenie i odskok od przeciwnika. Jej taktyka jednak nie działała na szybkie pasożyty. Archanioł był od nich szybszy. Ale nie na tyle by sprawnie dokonywać zawrotów przed kolejnym uderzeniem. Musiała robić dłuższe przeloty skupiała na sobie wtedy dużo uwagi. Wypatrzona przez dwa Houndy znalazła się pod silnym ostrzałem. Musiała przejść do defensywy Straciła inicjatywę walczyła w zwarciu jeszcze chwilę udało się jej przebić. Jednak uszkodzona maszyna nie dawała już takiej przewagi i jej los zapieczętował strzał z działa cząsteczkowego. Wykręciła nawet dobry wynik. Gdyby oddział dostosował się do jej taktyki mogłaby osiągnąć zdecydowanie więcej. Dołączyła punktacyjnie w okolicę Verso. Pokonując go nawet o parę punktów.

Kolejna scyborgizowana twarz jasno mówiła, że kolejny jest Sasha. Duke dawno nie widział tak agresywnego początku. Wybił się do przodu na pełnej prędkości. Oddalając się od swojej eskadry. Zmienił płaszczyznę odskakując wyżej. Teraz rakiety musiały być już wstępnie podzielone. W jego kierunku poleciało zaledwie parę sztuk. Musiał dokładnie analizować tego typu starcia albo doskonale znał moduł sztucznej inteligencji odpowiedzialny za symulacje. Jego manewr dał mu czas by zhakować rakiety wroga. Uderzył od góry gdy główne siły przymierzały się do ataku na wprost. Przebił się i zaatakował Hounda. Na drugim nawrocie udało mu się go zniszczyć. Natychmiast zaroiło się od zawracających jednostek wroga. Ale Sahsa dawał sobie radę nawet z dużą ilością wroga. Szybkość jego reakcji była wręcz wybitna. W końcu będąc bez wsparcia musiał przegrać. Ale jego wynik był znacznie powyżej przeciętnej. Nie zbliżył się jeszcze do rekordu ale wybił się ponad średnich pilotów. Duke zastanawiał się jak wiele w tym wyniku zależało od modyfikacji jego ciałą. Ile od wykorzystania luki w systemie, bo to że żadna z wrogich maszyn wtedy za nim nie ruszyła i potraktowali go tylko kilkoma rakietami z daleka i przepuścili górą to była jakaś farsa. Ale tak czy siak już w starciu bezpośrednim pokazał klasę. W tym zadaniu liczyły się punkty za zestrzelenia i miał ich sporo.

Pora na koty. Pierwszy na ekrany trafił ten z czerwoną grzywną wystrzyżoną na irokeza. Duke spojrzał na podpis. Zobber… Te kocie nazwy są trudne do spamiętania. Kot zaczął spokojnie kryjac się za główną flotą. Jednak gdy tylko skrzydła się zwarły. Wyrwał do przodu a w głośnikach rozległ się bojowy skowyt Kilrathi. Wystrzelił jak pocisk z procy. Wbijając się w największe skupisko wroga. Przebił się na wylot cały czas wyjąc i ostrzeliwując się wściekle. Zawrócił takim łukiem, że przeciążenie musiało wydusić z jego piersi resztę tchu więc skowyt się urwał. Jednak gdy tylko uzyskał odpowiedni kont posłał we wroga salwę rakiet. Wróg się rozproszył, kilka rakiet sięgnęło celu. On był już jednak tuż za wrogiem. Dopadał jednego za drugim. Uwielbiał walczyć blisko i na granicy. Ryzykował i wygrywał. Latał w duże skupiska i nie bał się niczego. Jednak to było kuszenie losu… Zarysował końcówką skrzydła o pasożyta. Wybiło go z trajektorii i uderzył prosto w hounda wroga. Zginął w barwnej eksplozji. Ciągnąć za sobą dwa okręty wroga. A tym samym przebijając wynik Sashy…. Zbliżając się do szczytu tabeli najlepszych pilotów jacy latali na Victorii. Być może trochę dzięki szczęściu ale w tej symulacji liczy się wynik….

Drugi z kotów - białogrzywy Barru. Zaczął dziwnie. Obrał za cel jeden z okrętów sojuszniczych i zaczął powoli wokół niego krążyć. To było dziwaczne… Ale Duke to widział już… To taktyka i styl kocich samotników. Ale one krążyły wokół dużej watahy a nie małego myśliwca. Widział jednak jak myśliwiec przyśpiesza. nabiera prędkości. To było dla Barru jak rozgrzewka. Bo gdy bitwa się rozpoczęła wyskoczył do przodu wirując uderzył raz i drugi. Pewnie i bezpośrednio. Cel - Pogoń - Zdobycz. Namierzał jednostki na obrzeżach strefy walki i te które były osłabione. Doskakiwał i atakował. Był jak myśliwy polujące na słabe ofiary. Ciekawe czy operatorzy zareagowali, czy to była inicjatywa SI. Ale ktoś wystawił na niego ewidentną pułapkę. Słabsza jednostka wysunęła się z strefy walki. Barru skoczył i dostał się w ogień krzyżowy houndów. Uciekł w ostatniej chwili. Ale od tyłu dopadły go pasożyty. Jedno trafienie uszkodziło reaktor. Stracił moc i zasilanie działek. Bezbronny był zbyt mocno w strefie wroga. Nie dał rady się wyrwać. Skończył ostatecznie z trzecim wynikiem. Ledwie parę punktów za Sashą.

Duke z trudem musiał przyznać, że to koty podnoszą rangę jego skrzydła.

Pora na tego, który rzucił mu wyzwanie. Ten zaczął identycznie jak Barru. Zakręcił się wokół jednej z jednostek sojuszniczych. Jednak gdy doszło do zwarcia zamarł niemal w miejscu nie zbliżając się do głównego starcia. W głośnikach wszyscy usłyszeli ciche mruczenie, które powoli zaczęło narastać. Zupełnie jak ciąg w dyszach archanioła Kayaro. Kot Ruszył nieśpiesznie. Ale okazało się, że to odpowiednik Eagle eya wśród kotów. Leciał powoli i zestrzeliwał oszczędnymi seriami każdego wroga , który śmiał się do niego zwrócić. Strzał za strzałem. No i wtedy jeden z wrogich pasożytów przedarł się najpierw przez linię i ominął salwę kota. Ten jednak błyskawicznie wrzucił ciąg wsteczny i doskzoczył do pasożyta idąc na cykora. Wróg błyskawicznie zmienił kurs a Kayaro z łatwością zestrzelił go niemal z przyłożenia. Pomruk kota zmienił częstotliwość. Cały czas przyspieszał i kilka sekund później wbił się w strefę walki. Był chodzącą agresją. SKrócenie dystansu i uderzenie. Żadnych prób, żadnych poprawek. Sukinsyn był istną maszyną do zabijania. Intuicyjnie ustawiał się do ataku nie dawał wejść sobie na ogon. miał oczy dookoła głowy. Punkty rosły w tempie godnym pozazdroszczenia. Wtedy musnał go ktoś z działa cząsteczkowego i zanim odzyskał kontrolę. Namierzyły go pozostałe houndy posyłając za nim potężną salwę rakiet. To co kot pokazał próbując je strącić na uszkodzonej maszynie było warte czekania. To był prawdziwy as. Ale to nawet dla niego było za dużo. Dopadły go pasożyty. Stracił maszynę. W tym tempie szedł na rekord, ale brakło. Warkot przeszedł w wyharczane słowa któe Roghwan tłumaczył jako odpowiednik “Ja Pier*”.... Kotek ustawił dla Duka wysoką poprzeczkę

Pora na dowódcę. Przełączył tryb ducha i wszedł do symulacji.

Ruszył pewnie. Dokładnie naśladując manewr Cyborga. Wyskoczył do przodu wzniósł się nieco do góry. Gdy w jego stronę poleciało zaledwie parę rakiet - uśmiechnał się. Zmienił jednak kurs i uderzył prosto w rakiety. Zestrzelił 2 kolejne ominął niemal się o nie ocierając. Gdzieś za nim rozbłysły ogniem atomowym. On był jednak już daleko. Nie leciał na tyły wroga ale wpadł prosto w mniejszą grupę, zestrzeliwują 3 pasożyty na pierwszym nawrocie i uwalniając 2 myśliwce od ogonów. Leciał spiralą po obrzeżach głównego starcia za cel obierając jednostki, które uskrzydlały sojuszników. Po setkach godzin walk w symulatorach doskonale wiedział, że kluczem do wygranej na tej arenie jest nie atak, a obrona własnych jednostek. Tracił mnóstwo czasu, ale jego taktyka polegała na cierpliwości. Po dłuższej chwili Jednostki sojuszników przebiły się przez wrogie pasożyty i siadły na Houndach. Na to czekał Duke wskoczył i wypuścił salwę rakiet w wyznaczone zawczasu cele. Houndy pod naporem wroga działały prężnie odpalając salwy rakiet i siejąc śmiertelnymi promieniami. Jednak sojusznicze jednostki osłabiały okręty na tyle by to Duke je likwidował. Strącił 3 Houndy. Gdy jego działania zwróciły wreszcie uwagę i wróg skoncentrował na nim uwagę. Poleciała za nim chmara rakiet i całe skrzydło pasożytów. Archanioły były niedopracowane jeszcze. Szczególnie boczne dysze. Stare nawyki czasem bywają śmiertelne. Spodziewał się zrywu jak w aniele. Ale ruch był opóźniony i słaby dostał serią z działek pasożyta. Poprawiła na wpół uniknięta wiązka z działa cząsteczkowego, ale to dopiero dopadająca go salwa atomowa zakończyła jego występ. Efekt był spektakularny.

Duke dopiero wtedy popatrzył na swój wyniki. Do rekordu było daleko. Za szybko go wykryli… Ale pokonał kota o małą ilość punktów ale pokonał. Opadł głębiej w fotel. Odpalił na ekranie wyniki skrzydeł. Ledwo pokonał Szable, które były pierwsze. Mieli być najlepsi a byli średni… Jedynie połowa pilotów wybiła się ponad średnią, a dwójka ewidentnie z takim poziomem nie powinna być w skrzydle uderzeniowym…

- No dobra, widzieliśmy wszyscy co kto robił. - Powiedział Duke - Teraz o tym pogadamy.
- Ale nie tu, - wtrącił się szef symulatorów - następni zaraz wchodzą, spadajcie.
- Tak jest - mruknął Duke sprawdzając czy sala odpraw jest wolna, miał szczęście. Była. - Chodźcie.

Kilka minut później, gdy rozgościli się w sali Duke zadał pytanie:
- Wynik do dupy. Co poszło nie tak w tym scenariuszu i co można było poprawić? Zaczniemy od dołu tabeli. Woody, skąd taki wynik?*

- To proste pytanie podporuczniku. Jaki dowódca takie wyniki. Słaby dowódca słabe wyniki. - Przysłuchujący się Kayaro zamruczał potakująco - Za czasów “Ghosta” mieliśmy zdecydowanie lepsze wyniki.

- Żołnierze dostają takiego dowódcę na jakiego zasługują - odpał Duke - Ale nie drążmy tematu, rozwiążmy problem.
Odpalił nagranie z symulatora.
- Wskaż mi miejsca, w których otrzymany rozkaz przeszkodził ci w działaniu czy utrudnił wykonanie zadania. Nie chciałbym by się to powtórzyło. *

Woody zatrzymał nagranie od razu i powiedział

- Mi wystarczy świadomość jak marny jest mój dowódca i jak niewiele sobą reprezentuje. Sama świadomość tego niszczy morale zespołu. To, że dla sławy i awansów gotowy jest poświęcić niemal całe swoje skrzydło w tym znakomitych dowódców jak Ghost czy Shorty. Sposób w jaki potraktował swoją byłą skrzydłową. Zapewne ta świadomość wśród załogi wpływa na ich zdolności podejmowania decyzji. A co można poprawić wystarczy że zrezygnujesz z dowodzenia i oddasz je osobie która na to zasługuje.

Nagłe poruszenie w grupie kotów zwiastowało problemy. Kayaro poderwał się na równe nogi i szedł w stronę Woodiego. Widać było, że kot zaciska i rozprostowuje łapy wysuwając długie pazury…

- Ty ludzka gnido… - Syczał kot przez zęby - Rzucasz wyzwanie o przywództwo… Ty ścierwo z samego dna. Ty, który nie godny jesteś nawet skosztować resztek ze stołu alfy… Takich jak ty zwykło się u nas karać należycie. Wstawaj pasożycie.. Wstawaj i walcz jeśli chcesz walczyć o status alfy… Nie będę konkurował z takim śmieciem jak ty… Wstawaj mówię - Jego głos przechodził w syk furii..

Duke zrozumiał, że przytyki Woodiego kot przyjął jako rzucenie wyzwania alfie a skoro on sam konkurował o to stanowisko to konkurent w postaci słabego pilota ewidentnie go wkurzył.

Woody podniósł ręce w obronnym geście, ale Kayaro chyba tego nie zrozumiał bo ruszył gotów wywlec woodiego i sponiewierać go..

- Kayaro, stój! - powiedział Duke - Po pierwsze to mój problem jako dowódcy. I ja go muszę rozwiązać… Po drugie, szkoda go dotykać. Po trzecie, on może tylko pomarzyć o rzuceniu wyzwania. Może jako skrzydłowy dajesz radę Woody, ale bez kogoś kto prowadzi cię za rękę jesteś do dupy.
Duke wyminął Kota i stanął naprzeciw Woodego. *

Kayaro zamarł i chwilę się wahał jak zareagować. Ale zatrzymał się i puścił Duka przed siebie.

Duke stanął przed Woodim a ten podniósł się. Był niższy od Diuka ale wyraźnie zadzierał brodę i zgrywał twardziela.

- No i co wielki dowódco. Teraz zaatakujesz podwładnego wzorem kotów stłuczesz mnie do nieprzytomności. - Woody rozłożył szeroko ręce w geście poddania i dołożył prowokująco - No już wszyscy patrzą.

- Nie, uziemię cię. Jeśli nie potrafisz latać to szkoda dla ciebie maszyny. Jak dasz dupy jutro, to będziesz zamiatał hangar. A na twoje miejsce wezmę jakiegoś zdolnego świeżaka. Wolę nauczyć kogoś od zera niż bawić się z kimś kto nie chce latać. A teraz siadaj na dupie. Przechodzimy do dalszego omówienia. Eagle eye, co się stało? Twoje wcześniejsze wyniki wybijały sufit. A zaświadczyć mogę o tym ja jak i nasi sprzymierzeńcy. - Spojrzał na koty - Był moim strzelcem podczas naszego ostatniego spotkania.

- Ty zbolały fiucie - Woody odepchnął swojego dowódcę. Widać przelała się mu czara goryczy - Nie zrobisz mi tego podszedł ponownie i już chciał pchnąć Duka, ale ten nie pozwolił się pchnąć, odsunął się w bok Woody nie trafił i wpadł na krzesło, oderwał się jednak i zamachnął pięścią.

Danny uchylił się i jednocześnie złapał za rękę Woodiego okręcił się zakładając chwyt jakiego uczył się w akademii, Pchnął przeciwnika i docisnął jego twarz do twardej powierzchni stołu jednocześnie wykręcając rękę w stawie. Woody zajęczał i syknął jakieś niezrozumiałe bluzgi.

- Uspokój się, bo do powodów uziemienia dojdzie uraz medyczny. - wysyczał mu do ucha.
- Pierdol się maminsunku! - odpowiedział na cały głos. Wiedział, że ma totalnie przechlapane. Atak na oficera to w najlepszym wypadku areszt, w najgorszym sąd polowy…
- Właśnie pokazałeś, że nie ma dla ciebie miejsca jako pilota, zero kontroli, zero poszanowania zasad. I na kimś takim mają polegać pozostali z zespołu? Miałeś szansę pokazać jutro na co cię stać, ale spieprzyłeś to. Zgłaszam incydent i zarekomenduje by cię nie dopuszczali do maszyn na kilometr. Ale po tym co tu pokazałeś, jeśli zostaniesz na Victorii możesz mówić o szczęściu.
Odepchnął Woodiego i odsunął się o krok.

- Dorwę cię jeszcze ty niedorobiony… - Warknął Woody podnosząc się i ocierając krew z rozciętej wargi.. - Dorwę cię i podetnę te twoje skrzydła… Zobaczysz! - To powiedziawszy odwrócił się i wybiegł z sali.

Kayaro spojrzał Dukowi prosto w oczy próbując ewidentnie zrozumieć zachowanie człowieka. Chwile mierzyli sie wzrokiem wreszcie kot odwrócił się ruszając na swoje miejsce powiedział:

- Powinieneś urwać łeb temu robakowi. Zostawiając go przy życiu pozostawiasz sobie wroga, a pozostawianie przy życiu wrogów to słabość…

- Wręcz przeciwnie - odparł Duke - jeśli zabijesz wszystkich wrogów stajesz się rozlazły, bo nie ma kto cię trzymać w gotowości. Poza tym… regulamin zabrania. Spotkajmy się za godzinę, muszę dokończyć sprawę z Woodym. Wtedy omówimy pozostałych.

***

Duke zapukał do gabinetu Gebbelsa. Usłyszał głośne “WEJŚĆ” więc wszedł. Jakie było jego zdziwienie jak w gabinecie zastał już Woodiego, który stał ze skruszoną miną oraz Dianę Heintz…

Diana pośpiesznie dodała najwyraźniej kończąc swoją wypowiedź.

- Jak szef sobie cofnie jeszcze nagranie to tutaj ewidentnie Pan Woods jest prowokowany..

- Ściągnąłem cię myślami Warrington.. Spocznij - od razu powstrzymał Warringtona od służbowego salutu - … Powiedz mi człowieku… Co tutaj się odpierdala ?…

- Ja właśnie w tej sprawie, szefie - odparł Duke nie zaszczycając spojrzeniem strzygi. - Chciałbym rozmawiać w gronie osób zaangażowanych w to zdarzenie. - dopiero teraz zerknął na Strzygę.

Ta odwzajemniła spojrzenie i natychmiast dodała

- Z całym szacunkiem CAG! Chciałabym być obecna na wszelki wypadek gdyby Pan Warrington ponownie próbował zaatakować pilota Woodsa! Z racji tego, żę Pan Woods do mnie zwrócił się z prośbą o pomoc czuję się osobiście zaangażowana.

- Z tego co widzę, mamy nagranie gdzie to ja zostałem zaatakowany oraz grożono mi. Domyślam się, że wcześniej na nagraniu jest także sprowokowany przez niego incydent międzyrasowy. To nie pani Heinz jest potrzebna Woodemy tylko prawnik.

- Pani podporucznik.. - CAG - zwrócił się do Diany - Niech Pani zajmie się swoimi sprawami, raczej odradzam mieszanie do sprawy Woodiego. Prowokowany czy nie zaatakował oficera na służbie. Tym razem puszczam Pani deklarację mimo uszu bo w tej sprawie stanęła Pani po złej stronie barykady i wolałbym, żeby pan Woods nie pociągnął Pani ze sobą. Proszę odmaszerować do obowiązków.

Strzyga z niekrytą furią zasalutowała i wyszła w progu posyłając Diukowi zawistne spojrzenie.

- Panie Woods sprawa jest jasna. Czy przyznaje się Pan do zaatakowania obecnego tutaj oficera.

- Ten cham nie powinien być oficerem i dobrze o tym Pan wie! To wszystko ustawka. Dobrzy ludzie giną a tacy jak on…- Szybko wyszczekał Woodie. Znowu nabierając odwagi i zaciskając pięści.

- Proszę uważać na słowa - Przerwał mu CAG - Dobrze, że nie wzywaliście marines bo wtedy było by dużo smrodu. Tak możemy sprawę załatwić we własnym gronie.

- Duke - odezwał się bezpośrednim tonem - co mam zrobić z tym problemem - wskazał głową na Woodiego. Ten zaś aż się zagotował słysząc, że to Duke ma określić karę.

- Proszę go uziemić - odparł Duke - Jest niebezpieczny, nie panuje nad sobą, a mając broń w ręku gotów mnie odstrzelić. Szkoda na niego maszyny, jego wyniki są karygodnie słabe, do tego na propozycje by pokazał co potrafi w dniu jutrzejszym zareagował agresją. W dodatku jego podejście psuje nasz wizerunek wśród Kilrati. Oni takich jak on inaczej traktują niż my… - zawiesił głos by szef sam domyślił się co chciał powiedzieć Duke, i co może się stać. - Najlepiej niech złoży prośbę o przeniesienie, by nie narobił szkód podczas walk. W jego miejsce proszę dać mi jednego z żółtodziobów.

- To nawet dobrze się składa. - Zaczął niepewnie CAG - Słuchaj powiem wprost. Nie możemy sobie pozwolić na utratę w chwili obecnej nawet jednego pilota. Szczególnie nie teraz. Problemy są niemal w każdym skrzydle. Wy jeszcze dajecie sobie jakoś radę z kotami ale Diabły zostały przez nie totalnie zdominowane ich lider złożył mi dzisiaj wniosek o przeniesienie. Po pierwszych próbach kot u nich w ekipie pokonał go prawie o dwie długości zbliżając się do waszych wyników. Marshall jest mimo wszystko dobrym pilotem. Nie nadawał się na dowódce i nie poradzi sobie z kotami. Oddamy diabły kotom, może kapitan to jakoś łyknie i będzie też dobrze w papierach wyglądało a ty dostaniesz dobrego pilota. Co ty na to? - Zapytał Duka

- Ja mam latać pod jakimś pieprzonym futrzakiem. - Warknął Woodie, a CAG przeniósł na niego wzrok

- Do jutra posiedzisz w karcerze chłopcze a jutro zgłosisz się pod dowódctwo podporucznika Shaarreka.

- Szefie, łykam to - odparł Duke - Marshall jest spoko, choć wolałbym nie widzieć Woodego w przestrzeni w pobliżu mnie.
Nie dodał na głos, że Shaarreka prawdopodobnie wykończy Woodego. Bo, że go wyszkoli to raczej wątpił.
- Szefie możemy zamienić parę słów na osobności?

- Moment. - CAG nacisnął przycisk na swojej konsoli przy biurku i do pomieszczenia po chwili weszło dwóch marines. Zasalutowali służbowo a Gebbels powiedział.

- Odprowadźcie pilota Woodiego do karceru na 10 godzin. Niech się wyśpi i przemyśli swoje zachowanie. Ale nie męczcie go za bardzo chcę żeby jutro mógł latać.

- Tak jest - skinął jeden z nich i złapał Woodiego za rękaw kombinezonu. Woodie zaczął się szarpać ale gdy drugi marines złapał i wykręcił mu drugą rękę zwiotczał i dał sobie spokój. Zdał sobie sprawę, że przegrał.

Kątem oka Duke dostrzegł, że w okolicach wejścia do gabinetu CAG kręciła się Strzyga. Jednak widząc, że woodie jest wyprowadzany z wykręconymi rękami przez marines wycofała się. Zaciskając ręce w pięści.

- Czego potrzebujesz podporuczniku - powiedział Gebbels gdy zostali sami.
- Mogę mówić nieoficjalnie? - gdy Gebels skinął głową kontynuował - Woody podłozyl się na ćwiczeniach i to nie pierwszy raz. Ale to nie jego pomysł, działa pod wpływem … kogoś. Domyślam się kogo, ale dowodów nie mam… Poprzednio Strzyga namówiła całe skrzydło do zawalenia ćwiczeń, to było wtedy przed akcja z kradzieżą części, więc nie zawracałem tym nikomu głowy. Z tego mogą być kłopoty.

- Słuchaj jeden problem na raz. Sprawa Woodiego jest rozwiązana. Skup się na poskładaniu swojego skrzydła tak by wróciło na pierwszą pozycję w rankingach i cholera nie przegraj z tym kotem. Diana to dobry pilot i świetnie sobie poradziła ze skrzydłem jako oficer. Nie mam do niej zastrzeżeń. Powinieneś przywyknąć że ludzie albo cię kochają albo nienawidzą. Ja nie będę rozwiązywał problemów tego, że nie jesteś w stanie zaspokoić wszystkich kobiet na okręcie… Jak faktycznie pojawią się problemy zgłoś się to pogadamy. Na razie wracaj do obowiązków. Bo ledwo wyprzedzacie skrzydło Diany w rankingach. Hunter ze swoimi ludźmi znacznie was wyprzedził. A to Royals mieli stanowić wizytówkę Victorii.

- Dlatego na razie wspomniałem o tym nieoficjalnie… A skrzydło wróci na pierwsze miejsce. Teraz nikt nie będzie nas stopował. Jutro proszę przyjść popatrzeć, będzie pojedynek o dowództwo. Oczywiście wygram, ale kot jest dobry, bardzo dobry. Będzie na co popatrzeć.
Zasalutował i ruszył do drzwi, ale zanim otworzył obejrzał się i rzekł:
- A wszystkich kobiet nie mogę zaspokoić, bo regulamin zabrania.
I wyszedł.

CAG się uśmiechnął i tylko machnął ręką
 
Mike jest offline  
Stary 28-07-2020, 12:11   #16
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Hunter usiadł w swojej kajucie i na terminalu wywołał ponownie swoje skrzydło.
Dwa koty oznaczył już dawno gwiazdkami tak by wisiały na górze listy

Mirra - protegowana wielkiego łowcy. Sądząc po wynikach na symulatorze nie bez podstaw bo latała znacznie lepiej od pozostałych. Kojarzył ją z widzenia nawet z negocjacjami z wielkim łowcą. Jej uroda jest charakterystyczna. Bardziej przypomina proporcjami człowieka i ruda grzywa spinana w kucyk a przede wszystkim płaska twarz bez wyraźnie zarysowanego pyska sprawiała wrażenie ludzkiej.

Weron - Kot o przeciętnych umiejętnościach. Był na testach poniżej średniej jego oddziału. Ale Hunter miał wrażenie, że słabych pilotów koty by nie wystawiły szczególnie do archaniołów. Czemu więc ten kociak nie pokazywał pazurów?

Machnięciem ręki przełączył okno
Kirei Nimo - też oznaczony gwiazdką. Na zdjęciu wyglądał jak każdy pilot. W aktach jednak miał problemy ze wszczynaniem awantur i burd. Nie wyglądał na zdjęciach na takiego. Pochodził ze szlacheckiej rodziny z dość istotnego świata w strukturze Unii. Uczęszczał nawet do seminarium. Zrezygnował jednak przed otrzymaniem święceń i wstąpił do marynarki. Hunter widział go na korytarzu i chwilę się mu przyglądał. Ogólnie w marynarce obowiązuje swoboda wyznań ale nie można się nimi obnosić i większość tego respektuje. Z pilotami jest różnie wiele im się odpuszcza skoro tak wiele ryzykują. Ale Hunter pierwszy raz widział, że ktoś tak jawnie obnosi się z symbolami religijnymi.

Jasmin, Tróję i Banshee znał. Choć Diana zmieniła się. Lekarze usunęli wszelkie znamiona z jej skóry, które mogły błyskawicznie rozwinąć się w komórki rakowe. Utraciła swojego trefla. choć chyba znacznie więcej. Wbrew pozorom stała się nie słabsza a twarda jak stal. Jej wyniki znacznie się poprawiły, ale udało się jej zrazić do siebie niemal wszystkich.

Pozostali przylecieli razem z ostatnim transportem i nie miał ich okazji widzieć

Trod Saga - Uśmiechnięty i rozczochrany kulturysta. Młokos mający spore umiejętności oraz dwóch weteranów Gregory Hockwich, Luis Van Merc
Obaj o dobrym przebiegu służby z możliwością awansu na oficerów.

***

Spojrzał na swój komunikator sprawdzając godzinę. Zbliżała się kolej jego eskadry do działań na symulatorach archaniołów. Testowy sprawdzian. Jako pierwszy test kapitan wyznaczyła test zdolności indywidualnych. Pora sprawdzić jak sobie radzą jego nowi podkomendni.

Pod salę symulatorów przybył kilka minut przed czasem, ale całe jego skrzydło było już na miejscu. W środku znajdowało się skrzydło Diuka i chyba nikt od nich jeszcze nie wyszedł.

Zlustrował swój oddział To byli w większości indywidualiści. Każdy patrzył w swoją stronę. Nikt nie szukał towarzystwa… Nagle jego uwagę przykuła 3 rozmówców: kobieta i 2 mężczyzn, którzy dyskutowali mocno zaaferowani. Dopiero po kolejnej sekundzie rozpoznał, Hockwicha i Merca, a po następnej zobaczył wystający nad nimi wąski kremowy ogon i zorientował się dopiero wtedy, że ta rudowłosa kobieta to Kilrahti. Rzeczywiście była tak ludzka, że w pierwszym momencie można było ją pomylić. Pozostała część eskadry zajęta była swoimi sprawami, tylko Jasmin rzucała w tamtym kierunku ukradkowe spojrzenia.

- No dobra! - podporucznik powiedział dosyć głośno żeby zwrócić na siebie uwagę. - Zaczynamy z czego jesteście ulepieni. Do symulatorów siadają w kolejności: Weron! Saga! Jasmin! Banshee! Nimo! Trójka! Hockwich! Van Merc! Mirra! - przeciągnął spojrzeniem po pilotach. - Kolejność w jakiej lecicie nie jest przypadkowa i mam nadzieję, że udowodnicie mi, że błędnie was oceniłem. Do kokpitów!

Kolejność jaką ustalił Hunter nie do końca pokrywała się z umiejętnościami pilotów. Niektórych celowo przesunął na liście aby zobaczyć jak radzą sobie ze swoimi ambicjami i stresem.
- Trójka! - zawołał gdy już większość odwróciła się plecami. - Pozwól na chwilę!
- Daj z siebie ile dasz radę. Niech Ci którzy lecą po tobie widzieli twój wynik - uśmiechnął się paskudnie do modliszki.

Trójka skinęła głową. Hunter widział jak androidka uśmiecha się. Ale nie w ten sztuczny sposób jak miała w zwyczaju ale w ten perfidny i złowieszczy jaki tylko gościł na jej ustach gdy odpalał tryb modliszki… Hunter zobaczył jak oczy Jasmin się zwężają gdy szeptał z androidką.

Drzwi się otworzyły i ekipa Duka opuszczała salę ćwiczeń. Na tablicy nad wejściem świecił się napis ROYALS - a więc szlachta zawitała na Victorię… Hunter przeleciał wyniki testów.

Duke był pierwszy, tuż za nim znajdował się Kayaro - to był chyba kot, zaraz za nim był Zobber kolejny kot. Cała trójka znacznie powyżej średniej. Reszta wlokła się za nimi w ogonie. Zaskoczył go tylko wynik Eagle Eye. Nie był wybitnym pilotem ale to jak strzelał było szeroko znane. Na tych testach zawsze miał dobre wyniki, a teraz zamknął stawkę.

Ale jego ludzie zaczęli wchodzić do sali treningowej.

Zajmowali miejsca w maszynach. Hunter zarządził kolejne testy zamiast jednego długiego dla wszystkich. Dzięki temu mógł przyglądać się kolejnym starciom w wykonaniu własnych pilotów.

Pierwszy z kotów spisał się dobrze. Nawet powyżej średniej. Był dokładny i pewny w swoich działaniach. Widać było, że walczy instynktownie, osacza wroga i likwiduje go. Bez zbędnych wygibasów i popisów.

Saga choć ledwo mieścił się w kokpicie, też sobie nieźle radził pokonując kolejnych przeciwników. Latał mniej pewnie niż Weron, ale nadrabiał miną i entuzjazmem. A z niektórych komentarzy śmiali się niemal wszyscy. Wyciągnął dobrą średnią.

Przyszła kolei na Jasmin.. I tu czekała na Huntera pierwsze zaskoczenie. Spodziewał się kiepskiego rezultatu rodem z testów Nightsky, kilka miesięcy temu. Jednak Jasmin uderzyła mocno i szybko. Bez wahania. Tego u niej nie widział chyba nigdy. Walczyła zawzięcie, jednak poległa gdy podleciała za blisko niszczyciela. Zbliżyła się punktacją do Werona. Również powyżej średniej. Coś się w niej budziło…

Przyszła kolej na Banshee… To było krótkie starcie. Chyba najkrótsze z wszystkich. Ale tak makabrycznie intensywne, że na pewno godne do prześledzenia jeszcze raz. Banshee od początku do końca leciała na granicy wytrzymałości. Została szybko zestrzelona, jednak pociągnęła za sobą wielu przeciwników. Jej ostatni szaleńczy manewr zakończył się zniszczeniem jej okrętu. Ale gdyby się powiódł pokonałaby Werona w punktach. Tak po podliczeniu zestrzeleń zajmowała miejsce tuż nad Sagą.

Za sterami usiadł Nimo. Usłyszeli w głośnikach, jego monotonny szept.

“Pater noster, qui es in caelis, sanctificetur nomen tuum...”

Cicha mantra jakby prowadziła pilota nadając rytm jego manewrom. Zestrzeliwał przeciwników jeden po drugim. Ledwie skończył ponawiał modlitwę. Nikt nie komentował. cichy szum jego szeptu wprowadził ich niemal w trans. Ostatecznie dosięgła go wroga rakieta a jego myśliwiec znikł w ogniu eksplozji. Ku zdziwieniu wszystkich pobił nawet Werona.
Trójka zaczęła spokojnie. Wręcz książkowo. Jej manewry były zupełnie książkowe. Skuteczne, ale niemal maszynowe. Wszyscy spodziewali się słabego wyniku. Bo po pierwszych minutach zamykała stawkę. I gdy 3 pasożyty weszły jej na ogon. Wszyscy spodziewali się, że sprawa się zakończy. Gdy nagle coś się zmieniło. Trójka rzuciła się w szaleńczym ataku w okolicę gdzie toczyły się największe walki. Unikając potrójnego ataku zagłębiła się w tumult myśliwców, Zdążyła zawrócić maszynę i wyprowadziła kontratak wypuszczając całą salwę rakiet. Cała trójka przeciwników zginęła w rozbłyskach. A Trójka nie opuszczała “gorącej strefy” aż sięgnął ją promień z hounda. Trójka zaskoczyła wszystkich zrównując się niemal z Nimo. Ten wyprzedził ją jednym punktem. Gdyby od początku leciała na 100% mogłaby go pewno pokonać.

Hockwitch, ewidentnie nie radził sobie z archaniołem, nie wyciągał z niego 100% mocy. Latał zupełnie jak na starych aniołach. Radził sobie dobrze widać było u niego doświadczenie bojowe. Jednak popełnił błąd i wystawił się na trafienie. Mimo, że myśliwiec nie został zniszczony na uszkodzonej maszynie nie mógł prowadzić równorzędnej walki. Jego tura skończyła się niedługo później.

Merc widząc jak bardzo jego poprzednik odstawał od reszty sam chyba zwątpił w swoje siły. Próbował na siłę nie popełniać błędów Hockwitcha co skutkowało tym, że sam popełnił ich jeszcze więcej. Początek miał kiepski i mimo, że zaczął łapać swój styl walki szybko został zestrzelony. Zbytnio wystawił się na początku ściągając na siebie uwagę większych jednostek. Mimo że zaczął pokazywać się z dobrej strony skończył z najniższym wynikiem ze wszystkich.

Przyszła kolej na ostatniego Kota. Mirra od początku uderzyła agresywnie. Trzymałą się blisko wroga i atakowała bezpośrednio. Latała szybko i pewnie. Najlepiej czuła się na bliskich dystansach. Wąskie manewry i wysokie przeciążenia to był jej żywioł. Walczyła podobnie jak Banshee ale nie ryzykowała tak mocno po prostu była pewna w tym co robi. Zaskakiwała wroga szalonymi manewrami wykorzystywała sojuszników jako osłonę. Uderzała i nie odpuszczała osaczonemu przeciwnikowi. Taktyka była niesamowicie skuteczna. Mimo kilku trafień walczyła dalej strącając wrogie myśliwce. Dopóki starczyło jej energii w reaktorze. Gdy wreszcie ją zestrzelili. Znalazła się bezapelacyjnie na pierwszym miejscu. Był to prawdziwy pokaz umiejętności. Nie spodziewałby sie po tak skromnej na pozór kocicy takiej agresji za sterami.

Jej wynik stawiał ją na równi z najlepszymi pilotami, zbliżał ją do szczytu tabeli gdzie znajdował się Duke i Hunter.

St. John siadł za sterami maszyny i uruchomił tryb symulacyjny. Wiedział, że teraz wszyscy na niego patrzą. Miał dobre przeczucie co do tej kocicy. Jeśli teraz mu nie wyjdzie będzie czekała go walka o dowodzenie...

Rozsiadł się wygodniej. Kokpit był nieco bardziej przestronny w archaniele. Choć cofnięty fotel do tyłu i poszerzona owiewka dawała nieco inną perspektywę. Szybko się do niej przyzwyczaił. Ostrożnie ruszył do przodu przepuszczając symulowane skrzydło i ruszył za nim. Czołowe jednostki przyjęły na siebie impet pierwszego uderzenia wkroczył do ataku. Delikatnie operował sterami. Latał już na prawdziwym archaniele. Symulacja nie oddawała w pełni bezwładności i inercji. Prawdopodobnie mieli jeszcze za mało zebranych danych z misji. Kilka sekund trwało zanim dostosował się i w pełni przejął inicjatywę starcia. Nie dawał się zajść więcej niż jednemu przeciwnikowi. Eliminował Ich pewnie i bez skrupułów. Od początku zostawił sobie wszystkie rakiety i gdy jednostki ściągnęły osłony z hounda odpalił komplet doszczętnie niszcząc jednostkę wroga. Dzięki ostrożnym manewrom i pozostawaniu pod osłoną własnych jednostek wziął udział również w ataku na dwa następne houndy, które zostały zniszczone. Jako jedyny dotrwał do końca regulaminowego czasu trwania symulacji i przeżył starcie. W przeciwieństwie do wszystkich pozostałych członków jego eskadry. Każdy w takich symulacjach walczył tak by uzyskać jak najwięcej punktów. Hunter zastanawiał się kiedyś dlaczego przeżycie nie jest dodatkowo punktowane. Ale usłyszał, że są inne cykle treningowe do uczenia przetrwania ten ma uczyć niszczyć wrogów.

Hunter spojrzał na wynik. Pokonał Mirę ale naprawdę niewielką ilością punktów. Kocica była dobra…
- Mam dla was dobrą wiadomość - oznajmił ciągle patrząc na tablicę. - Nikogo na razie nie wypieprzam z mojego skrzydła. Dobrze się spisaliście. Niektórzy z was mnie nawet bardzo pozytywnie zaskoczyli. I nie mówię tutaj wcale o tych z góry mojej listy. - W końcu opuścił wzrok i obdarował każdego spojrzeniem. Trochę dłużej zatrzymał się na Jasmine i uniósł kącik ust, a Trójce delikatnie skinął głową. - Szkoda tylko, że wszyscy nie żyjecie. Najwięcej można się nauczyć na błędach. Trzeba jednak przeżyć żeby tą wiedzę wykorzystać.

Zrobił kilka kroków w kierunku wyjścia
- Idę się napić. Jak ktoś ma ochotę to zapraszam do kantyny - rzucił przez ramię i ruszył dalej. Kątem oka widział jeszcze jak patrzą jeden po drugim i zaraz za nim ruszają.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 05-08-2020 o 20:32.
Raga jest offline  
Stary 31-07-2020, 23:56   #17
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Cleveland czuł się jak u siebie, delikatnie prostując stery i zrównując się z nadlatującą eskadrą transportowych Herkulesów. Dowożących ostatnie zapasy i załogę. Na pokład Victorii.

- Spróbujmy otoczyć ich dronami - powiedział.

Szybko wdrożył się jako młodszy podporucznik i dowódca tej dziwacznej jednostki.

Załoga szybko potwierdziła. Cała trójka w hełmach VR z rękami na konsolach zaczęła manewrować podlegającymi im dronami.

Cleveland przeciągnął delikatnie ręką po ostrej krawędzi konsoli. To była jego królowa….

Hive a właściwie, trzon tej formacji czyli Królowa to przeróbka Nightsky. Wygląda jak jego zmutowany krewny. Cleveland jak dziś pamięta pierwsze wrażenie jakie wywołał w nim widok jego nowego przydziału.

Szkielet pochodził z Nightskya. System napędowy również. Na górnym poszyciu zamontowano wyrzutnię rakiet w dolnej części wymieniono działo fuzyjne na niewielkie działko laserowe - podobne jak na Aniołach. Skrzydła w których zamontowano dysze korekcyjne oraz systemy zakłócające zostały ozdobione wystającymi od góry i od dołu chwytakami sterczącymi teraz w każdą stronę. Były to systemy dokujące dla Szerszeni.

Wnętrze też przebudowano. Wymieniono system zasilania na mniejszy. Reaktor starszego typu ale znacznie mniejszy i lepiej ekranowany. Został zamontowany bezpośrednio przy kokpicie. Sam kokpit został nieco powiększony wprowadzili 2 dodatkowe stanowiska. Ale doszczętnie zlikwidowano przedział sypialniany, zostawiając tylko małą łazienkę. Większośc pozyskanej przestrzeni zajmowały systemy komunikacyjne do sterowania dronami. Połowa przeróbek w środku miała mocno prowizoryczny charakter. W przeciwieństwie do pięknie zaprojektowanych Nightsky królowe były przeróbkami robionymi na szybko.

Cleveland służył we flocie już od dłuższego czasu i poznał historię uzbrojenia. Drony już pojawiły sie raz w historii floty. Szybko jednak okazało się, że ilość wad przekracza pozytywne strony. Autonomiczne jednostki były zbyt przewidywalne na walkę kołową i wystarczył określony manewr by za każdym razem wpadały w pułapkę. Z kolei sterowanie jednostkami na duże dystanse obciążone było zbyt długim opóźnieniem i nie nadawało się do niczego.

Cliff widział nawet podobny koncept, myśliwca, który sterował by dronami, ale myśliwiec był oczywistym celem. Wystarczyło więc wyeliminować jedną jednostkę by zlikwidować całą grupę uderzeniową.

Ale jednostka klasy Hive była odpowiedzią na właśnie ten problem. Wykorzystać zdolność maskowania Nightskya i jego konstrukcję pozwalającą na walkę kołową przy dużych prędkościach. Nawet przy takiej intensywności sygnałów i trudno maskowalnych elementach konstrukcyjnych jak wyrzutnia rakiet czy chwytaki. Dla systemów skanujących Królowa albo nie istniała albo w najgorszym przypadku nie powinna się różnić od swoich Szerszeni.

Teraz działali otwarcie by nie straszyć załóg niespodziewających się takiej eskorty. Ale drony radziły sobie fenomenalnie. Szerszenie były wpół autonomiczne, część decyzji podejmowały samodzielnie ale opierały się na wytycznych pochodzących od sterujących nimi pilotów. Jeden pilot był w stanie obsłużyć wiele dronów. Ale testy wykazały, że optymalnie kontroluje się 4 szerszenie na raz. Miał więc na pokładzie 3 członków załogi.

Rudolfa Von Guringa. Służył do tej pory w Marines jako operator dronów. Nie był zadowolony z tego transferu co wielokrotnie podkreślał. Mianowali go drugim pilotem, mającym głównie zajmować się uzbrojeniem królowej oraz pilotem dronów. Ogólnie zna się gość na wszystkim. jest wręcz idealnym załogantem królowej. Potrafił latać, sterować dronami, znał się na mechanice i na walce. Ale całe to zadanie traktował ostatnio jak dopust boży. No i mimo że zna sie na wszystkim to ekspertem w żadnej z tych dziedzin nie jest.

W przeciwieństwie do Antony Birngham. Ten spec z dobrego domu ekscytował się wszystkim. Na dodatek nie znał się na niczym poza, dronami i komputerami. On odpowiadał za komunikację i sensory na królowej. Ale i tak większość czasu śledził swoje drony… Tak były jego… To on pisał ich oprogramowanie… Projekt Hivów to głównie inicjatywa korporacji Biringham… Jeśli koncept wypali to Biringhamowie staną się potentatami w całej Unii…

Ostatnim członkiem załogi była Sylvia Kowalsky. Młoda pani mechanik która trzymałą ten pospawany na prędce stateczek w kupie. Wiecznie żuła gumę i uważała, że to właśnie prowizorka najbardziej pasuje do tego okrętu.

Clif spojrzał na formację dronów. Piloci radzili sobie coraz lepiej. Drony Guringa leciały jednak chyba zbyt blisko jednego z Herkulesów.*

- Hej Rudi zrób im trochę miejsca. Za zaglądanie dronem do środka nie dają punktów. Jeszcze zrobią się nerwowi i wywinął coś głupiego.

Królowa coraz bardziej mu się podobała. Ani to siła ognia nowego Anioła ani możliwości Nighta. W czasie remontu Vctori naczytał się naczytał się teorii o tych dronach, naoglądał symulacji. Na papierze wszystko to wyglądało świetnie i to był właśnie problem. Coś co wyglądało tak świetnie musiało mieć jakiś haczyk. Cliff postawił sobie za punkt honoru dowiedzieć się jaki nim przyjdzie im stawić czoła robalom. Jak na razie odkrył więcej plusów niż minusów. Największym była prowizorka, która miejscami kłuła w oczy nie tylko wojskowe ale nawet kolonialne standardy. Drugim był zasięg dronów ograniczony wielkością reaktora oraz mocą nadajników. Natomiast możliwości jakie dawało nowe oprogramowanie były niesamowite. Nieliniowe manewry, częściowe I.A., synchronizacja formacji w czasie rzeczywistym, manewry przekraczające możliwości statków załogowych oraz całkiem niezła armata jak na taki i kosmiczny drobiazg.
No i w czwórkę zawsze było weselej niż samemu.

Drony rozproszyły się delikatnie na boki odsuwając się od eskortowanych maszyn. Wszystko było mało zsynchronizowane i chaotyczne. Podobne manewry piloci robili odruchowo i płynnie. Drony, a może to ich obsługa musiała się jeszcze wiele nauczyć. W trakcie bitwy taki chaos mógł spowodować większe szkody niż pożytek.

Nie trwało długo jak dotarli do Victorii. Ich lotniskowiec przeszedł solidną metamorfozę. Blisko dwukrotnie wydłużony pokład startowy. 5 pokład też został poważnie przebudowany i zajęły go w całości koty. Oni sami musieli jednak oblecieć całą jednostkę i zadokować do dolnej śluzy.

Eskorta odhaczona ich próbny lot miał jeszcze ostatni punkt. Cliff przewinął listę na ekranie. Mieli przy prędkości bojowej przyjąć szerszenie na skrzydła i dokonać awaryjnego podejścia do lądowania. To był jeden z trudniejszych manewrów. Czegoś takiego jeszcze nie robili.

- Dobrze - pochwalił swoją ekipę. - teraz czas na coś ciekawszego. Przyspieszamy, zwijamy manatki i parkujemy. Zawierzajcie drony w układzie dwa plus jeden. Najpierw Rudi lewe skrzydło od krawędzi do kadłuba i Anton prawe od krawędzi do kadłuba. , ty Sylvia dokonujesz od kadłuba na zewnątrz. Ale zostaw dwa na koniec niech Ridi i Anton mają więcej miejsca. Jak tylko posadzicie sprawdźcie dwa razy klamry na szerszeniach i królowej bo lądujemy awaryjnie.

Gdy tylko załoga potwierdziła otrzymanie rozkazów Cliff pchnął przepustnice. Przez chwilę poczuł znajome wciskanie w fotel nim układ bezwładnościowy zrównoważył przeciążenie.
- Wykonać. - Wyszczerzył się w kierunku rosnącego kadłuba Viktorii.

Pierwsze szerszenie gładko weszły w uchwyty. Szerszenie wskakiwały jeden po drugim. Vicotira zbliżała się coraz bardziej jej sylwetka powiększała się błyskawicznie na ekranach. Normalnie powinni już dawno zacząć zwalniać. Sylvi chyba puściły nerwy bo nie posłuchała rozkazu i nie odczekała. Rudolf sądząc że ma więcej miejsca wszedł swoim szerszeniem szerzej niż powinien niemal potrącając drona Sylvi… Było o włos…Sylvia zdążyła odskoczyć. Cleveland zareagował błyskawicznie również odskakując, ale było za późno.Dron był zbyt blisko. Uderzył w królową Ledwo ją rysnął. Ale musiał trafić w jakąś wystającą antenę. Kontrolki rozbłysły czerwienią.

- Jasna cholera!! - wymknęło się Rudolfowi, który zdarł google VR z głowy
- Straciliśmy antenę i kontrolę nad dwoma dronami. - gdzieś z tyłu rozległ się głos Birnghama
Jako ostatnia zareagowała Sylvia:
- O ja pierdole….

Cleveland natychmiast wywołał trajektorie komputer wskazał, że drony lecą w kierunku Victorii z prędkością bojową.

- Z kontroli lotów pytają co się u nas dzieje? - odezwał się z tyłu Bringham obsługujący komunikację… - Co mam im powiedzieć?

- Bulloks!! - zaklął Cliff - Nie ty, ale nas będą pierdolić jak któryś walnie w matkę. - Warknął do dziewczyny pilot. - Musimy posprzątać po sobie.

- Powiedz że wypadek na ćwiczeniach i że damy radę ale niech będą na stand bay’u... i poproś o zgodę na ostre strzelanie.

- Rudi my zalecimy te drony z boku i jak zostanie im jedna trzecia dorgo do Viktorii to je zestrzelisz Ja ustawię królową tak abyś miał puste pole ostrzału. Sylvia ty bierz swoje zabawki i zmontuj mi tu jakieś łączę, Podłącz się do tych uciekinierów albo uruchomisz pozostałe drony które je złapią i poślą w próżnię.

- Rudolf przelicz czas dolotu i włącz odliczanie. I teraz bez obsuwy bo nogi z dupy powyrywam.

- Anton masz jakieś podłączenie do zadokowanych dronów? Może dało by radę wykorzystać ich nadajniki? Dasz radę coś przekalibrować na częstotliwość tych dwóch dronów?
- Cliff wypluwał komendy niczym karabin pulsacyjny

- Nie wiem, spróbuję. - odpowiedział młody tańcząc palcami po klawiaturze z prędkością której mógłaby pozazdrośić zawodowa sekretarka. - Automatyka dokowania zadziała nawet bez kontaktu z dronem wystarczy więc tylko częściowa kontrola nad Szerszeniem tylko czy przyjmie protokół bez restartu systemu.... - Cliff przestał słuchać szczegółów techniczncyh. Usłyszał coś co mu podsunęło kolejny pomysł. Z tej pozycji zdążą odstrzelić drony prawie zawsze zwłąszcza że te nie manewrowały i sierżant miał je w stałym namiarze a czasu mieli jeszcze… zerknął na licznik który nieubłaganie zbliżał się do zera. Po prostu mieli.

- Spróbujemy jeszcze czegoś. Skoro góra nie chce do Machometa to Machomet pójdzie do góry...

Cliff pchnął przepustnicę zrównując się z uciekającym dronem. Wyginając się celował klamrą chwytaka w stopkę dokującą drona.
- No będzie trzęsło. - Potem na twardo “przyziemił” do drona.

Jednym machnięciem ręki odpalił obejście zabezpieczeń i ruszył przepustnicą do przodu. Szarpnięcie wdusiło go w fotel gdy przekroczył dopuszczalne normy przyśpieszenia. Sylvia zdążyła się wypiąc i szarpniecie posłało ją w głąb kabiny, Bringham uderzył czołem w kokpit i zwisł bezwładnie w fotelu. Cleveland nie miał jednak na nic czasu. Zbliżał się do pierwszego rozpędzonego drona. Aż przypomniało mu się jak ukrywał się za rakietami. Kompensatory z trudem dawały radę. Cliff miał okazję się obrócić i spojrzeć na kabinę. Dwóch członków załogi było wyeliminowanych. Spojrzał na Rudiego.

Ten wbił palce w brzegi fotela i z trudem łapał oddech. Nie był przygotowany do takich manewrów.

- Rudi odpowiadasz za klemy przygotuj się.

Marines z trudem podniósł się walcząc z przeciążeniami i wywołał odpowiednie okno na konsoli.

Cliff przełączył widok na ekranach kokpitu i miał podgląd na zbliżającego się szybko drona. Jedną ręką ujął delikatnie drążek sterowniczy. Poruszył nim delikatnie. Miał go już wyczutego, ale do takich manewrów każde drgnienie jest na wagę, życia i śmierci..

- Ty żartujesz? - Zapytał Rudolf widząc, że jego dowódca na prawdę chce dokonać tak karkołomnego wyczynu.

Cliff tymczasem na konsoli znalazł to czego szukał od sekundy i odpalił piosenkę. Nic nie mówiąc zaczął gwizdać do rytmu. Latanie jest jak muzyka już dawno to zauważył. Chwilami delikatne i spokojne, innym razem mocne i dynamiczne. Wystarczyło złapać odpowiedni rytm. Zakołysał myśliwcem do rytmu. Spojrzał na boczny panel i jednym machnięciem wszedł pod drona i patrząc w bok i szacując dystans wprowadził go w zaczepy.

- ZAPINAJ! - krzyknął Clif i pociągnął ruch dalej odwracając się do góry nogami, Rudolf wywołał procedurę dokowania. Dron jeszcze ułamek sekundy walczył z oporem myśliwca, ale Clif to wykorzystał, skorygował nieco kont i był idealnie nad drugim dronem do góry nogami. Zamarł czekając na odpowiedni moment piosenki. wolna zwrotka załamywała się tuż przed refrenem. To był idealny moment.

Victoria w wizjerach zbliżała się coraz bardziej. Komunikatory świeciły. Systemy zbliżeniowe wariowały. Marine siedzący obok pocił się i ręce mu się trzęsły.

- Na co kurwa czekasz!!! - jękną zdesperowany drugi pilot, tracąc resztkę nerwów. Wtedy piosenka dotarła do odpowiedniego momentu. Najpierw wychył w jedną późnej zawinięcie skrzydłem. Dron trafił idealnie w odpowiednie miejsce.

- Na nic… A ty na co czekasz? - odpowiedział Clif, a Rudolf błyskawicznie zabezpieczył ostatniego drona.

Cliff wrzucił wsteczny ciąg również przekraczając bariery. Mimo to Victoria zbliżała się coraz bardziej. Było to zbyt szybkie podejście. Nawet hamując w tym tempie nie zdoła raczej podejść.

Może w teorii zaryzykować jeszcze bardziej wystawiając na przeciążenia załogę i w teorii dokończyć zadanie. Miał być test podejścia bojowego w końcu. Albo zrezygnować co może skutkować negatywną oceną skuteczności formacji Hive...

- Duża się zrobiła nie? - Zażartował pilot. - Miało być podejście bojowe. To, to nam się chyba uda. - Cliff dopchną przepustnicę do końca. System bezwładnościowy wydał serię ostrzegawczych piśnięć nie mogąc w pełni skompensować przeciążeń. Usłyszał głuche i miękkie uderzenie nieprzytomnej dziewczyny o ścianę kokpitu. Cliff aż syknął wyobrażając sobie jak bardzo musiała przyłożyć w coś twardego. Wiedział też że Sylvia nie będzie mu wdzięczna. Z drugiej strony pokątnie słyszał ile zależy od tych testów.
- Victoria. Tu Hive 1 - Wywołał lotniskowiec. Głos miał chrapliwy z powodu wysiłku wywołanego przeciążeniem. - Przygotujcie personel medyczny. Mamy rannych.

Cliff w ostatniej chwili wpadł na pomysł i zaczął kręcić szybkie beczki cały czas kontrolując proces zwalniania. Było jak na karuzeli cały świat wydłużył się i skupił w tym punkcie tuż za czubkiem nosa. Siła odśrodkowa kompensowała silne przeciążenie. Ale wywracała wnętrzności na lewą stronę. Sylvia nie powinna oderwać się od podłogi.Miał przynajmniej taką nadzieję. Zszedł pod Victorię, nadłożył nieco drogi by rozłożyć proces hamownia. I tak wpadł do hangaru przekraczając wszelkie normy. Ledwo wyhamował przed sufitem poziomu i opadł na lądowisko. Natychmiast pojawiły się ekipy serwisowe i medycy.

Cliff dopiero wtedy spojrzał na Rudolfa ten siedział zielony i z trudem łapał oddech. Ten lot kosztował go chyba więcej niż byłby w stanie przyznać.

Dopiero gdy clif sam próbował wstać i błędnik go zawiódł zdał sobie sprawę, że dali ostro popalić. Kilka głębszych oddechów uspokoiło jego organizm na tyle, że o własnych siłach opuścił maszynę.

Podszedł do niego Grigorij Klimow - szef ekipy odpowiedzialnej za projekt Hive.
- Uratowałeś nam dupę chłopcze.- uścisnął mu mocno dłoń i poklepał po plecach. Pokazał na maszynę.

Cliff obrócił się i spojrzał w kierunku swojej królowej. Cała górna część maszyny była zmasakrowana. Uderzenie było potężniejsze niż się wydawało.

- Konstrukcja wytrzymała. Zabezpieczenia i umiejętności pilotów zostały potwierdzone. W raporcie będzie to świetnie wyglądało.Na pewno nas nie wycofają teraz. - Uśmiech z twarzy bosmana nie schodził nawet na moment.

Cliff zobaczył jak wynoszą na noszach Sylvie i Bringhama. Oboje mieli zakrwawione twarze. W drzwiach stanął też Rudolf wspierając się na medyku.

Cliff miał wrażenie, że może projekt uratował, ale załoga na pewno wdzięczna mu nie będzie.

- Twoi ludzie pewno nie zdążą na odprawę, ale ty się może ogarniesz. - dodał Klimow.

Cliff był cholernie zadowolony z siebie. Nakręcił jedno z bardziej spektakularnych lądowań w swoim życiu. A o tym jak bardzo przegiął powiedziało mu jego własne ciało. "Albo się starzeję albo właśnie przeleciałem królową". Pomyślał a jego samozadowolenie wystrzeliło w kosmos gdy zobaczył minę Rudiego. "No to teraz żaden trep nie powie że mamy łatwiej." Chociaż strzelca już przestał traktować jak dopust boży to jednak zawsze czuł satysfakcję gdy udało mu się na nim zrobić wrażenie.

Gdy wychodził z myśliwca nadal miał zawężone pole widzenia. Słowa Grigorija także połechtały jego próżność. Wtedy obejrzał się na maszynę. “Jak wtedy gdy robale liznęli tym swoim promieniem.”
Potem zaczęli wynosić Sylvie i Bringhama i cały dobry nastrój rozwiał się jak dym z ogniska. Słowa i dobry nastrój mechanika zaczął go drażnić.

- Zawrzyj gębę. Im powiedz że się nie ogarną na odprawę. - warknął mu prosto w twarz tak że mechanika odruchowo cofnąć się o pół kroku. - Bo jakoś nie widzę żeby mi podziękowali, jak dojdą do siebie, aaaj? A może na następne oblatywanie to ciebie mam zabrac? A teraz mam ważniejsze sprawy.

W tej chwili odczuł z całą mocą ciężar pilotowania Królowej. W myśliwcu był sam. Jak się narażał to ryzykował tylko własną dupą, w dronowcu trzema więcej. Wiedział że zrobił wszystko co mógł żeby wrócić w jednym kawałku i wykonać misję ale czy oni podzielą jego zdanie?

Podszedł do medyków.
- Co z nimi? Jak to wygląda? - Potem odprowadził rannych do lazaretu. Na odprawę jeszcze zdąży.*

Medycy szybko zwinęli się do lazaretu. Cliff podążył za nimi. Gdy pytał jak jego załoga zbyli go tylko krótkim. “Przeżyją”.Cliff opadł na ławkę przy lazarecie.

Statek zapełnił się zdecydowanie bardziej załogą. Pojawiło się więcej ludzi. Po chwili w drzwiach pojawił się doktor Sahim. Uśmiechnął się do Clevelanda i pokręcił głową grożąc mu palcem.
- Żeby mi to było ostatni raz. Masz szczęście pilocie. Twoja załoga została nieźle poturbowana ale nie stało się im nic poważnego. Lekkie wstrząśnienie mózgu i złamana ręka u dziewczyny. Nic z czym sobie nie poradzimy. Zostaną na obserwacji do jutra. Rozumiałbym gdyby to była sytuacja bojowa a nie zwykłe ćwiczenia. To mogło się źle skończyć. Ludzie są zasobem, którym nie możemy tak szafować panie oficerze. Czy wyrażam się jasno?

Cliff chciał już coś hardego odpowiedzieć medykowi, tyle że ten miał rację a po tym co zdarzyło się Chou jakoś wolał się mu nie pchać przed oczy.
- Góra ciśnie. A to prawie jak na froncie. - Powiedział jakby przepraszającym tonem - Nie jest łatwo mieć pod sobą ludzi. Jeszcze odprawa. - powiedział wstając - Posłuchać jak sobie gratulują i takie tam. Zajrzę jak się skończy.

W końcu poszedł na odprawę i podsumowanie testów.


***


Na Cliffa czekała otwarta sala konferencyjna. W holo grafiku koło wejścia widniało dużymi literami podsumowanie testów projektu Hive.

Pilot wszedł do środka. Zobaczył, że sporo osób już tam czeka. Byli wszyscy dowódcy królowych, był sztab inżynierów na czele z Klimowem. Cliff dostrzegł siedzącego w kącie sali Birnghama z obandażowaną głową. Chłopak zapatrzony był w swój przenośny terminal, który gabarytami przekraczał 2-3 krotnie standardowe przenośnie urządzenia. Clif jednak wiedział, że w tym przypadku gabaryty idą wraz z możliwościami. To jakiś najnowocześniejszy wynalazek Bringham INC…

Pilot ruszył w kierunku jednego z niewielu wolnych miejsc. Gdy w drzwiach pojawiła się Pani Kapitan wraz z CAG i pierwszym oficerem choć jakoś się przyjęło mówić do niego Ambasadorze.

Becharat był jedynym Kilrathi w pomieszczeniu. Był nieco niższy niż większość przedstawicieli jego rodzaju. Wydawał się też starszy i nie tak umięśniony jak większość kotów na Victorii. Nosił jednak obszerne białoczerwone szaty przypominające coś na kształt togi, jednak bardzo zdobne i rozbudowane. Dzięki czemu wydawało się, że Ambasador jest znacznie większych. Kolory szaty były kolorami rodu Verba i wyraźnie kontrastowały z jasnym futrem Ambasadora. Cliff nie widział u żadnego kota poza Ambasadorem by nosił tego typu szaty i w ogóle stroił się w barwy rodowe…

Drzwi zasunęły się odcinając pomieszczenie od reszty okrętu.

Kapitan wraz z oficerami podeszła do szczytu stołu, gdzie pozostawiono dla nich wolne miejsca. Xian Lie nawet nie siadła od razu zaczęła:

- Zebraliśmy się tutaj by omówić ostatnie testy systemu Hive. Zanim przejdziemy do chwalenia się kolejnymi osiągnięciami, chciałabym usłyszeć relację dotyczącą ostatniego incydentu.

- Ależ Pani Kapita. Testy zakończyły się pełnym powodzeniem. - Wtrącił się Klimow podnosząc się z miejsca. - Wspomniany incydent był tylko wypadkiem, nie należy go jakoś szczególnie podkreślać. Jak podkreślałem w raporcie...

- Czytałam Pański Raport i poza bełkotem pseudotechnicznym tuszującym wasze pomyłki i niewiedzę niewiele w nim znalazło się rzetelnych i praktycznych informacji. Chcę się dowiedzieć co tam się stało z pierwszej ręki.
- Ale… - chciał wtrącić się Klimow, ale kapitan mu przerwała
- Proszę siadać Doktorze Klimow, Nie pilotował pan tego statku niech więc pan siedzi i czeka aż zostanie wywołany do odpowiedzi.
- Panie Gebbels kto pilotował tamtą królową.
- Podporucznik Cliff Cassidy, Pani Kapitan - odpowiedział służbowym tonem CAG
- Podporuczniku Cassidy proszę przedstawić sytuację pańskimi oczami. Łącznie z Pańskimi przypuszczeniami odnośnie przyczyn i skutków incydentu oraz Pańską oceną projektu. - Oczy Xian spoczęły na powoli podnoszącym się pilocie.

Cliff nie spodziewał się takiej szopki. Nastawił się na kolejną nudną techniczną siekankę. Wstał, odchrząknął.

- Dziękuję pani kapitan. - Zaczął oficjalnie. - Panie ambasadorze. - Ukłonił się odzianemu w togę Kilrathi. - Bez wchodzenia w szczegóły w raporcie można by to zapewne ująć jako błąd załogi, tyle że byłoby to duże niedomówienie. Ludzie i drony spisały się poprawnie. Ostatnim punktem było dokowanie dronów i przyziemienie w warunkach bojowych co okazało się większym sukcesem niż miało być. Kadłub Hive’ów jest dość ciasny więc poleciłem dokować drony od przeciwległych końców skrzydeł co udało się zgodnie z założeniem. Dopiero ostatnia partia dronów gdy było już ciasno na kadłubie, się nie zmieściła. Nastąpiła kolizja przy manewrowaniu. Zastosowaliśmy manewry unikowe ale jeden z Szerszeni i tak uderzył w królową. Straciliśmy kontakt z ostatnimi dwoma Szerszeniami które szły na prędkości bojowej. Spróbowaliśmy jednocześnie odzyskać łączność oraz przygotować się do zestrzelenia dronów w przypadku niepowodzenia. Gdyby manewr skierowany był w próżnię Kowalsky lub Birngham mieli by czas albo ręcznie przekierować sygnał do innego nadajnika lub przeprogramować to co jeszcze działało. Gurnin miał drony w ciągłym namiarze. Więc sytuacja była dość opanowana. Niestety czas naglił. Birngham był pewien że automatyka dokująca działa więc spróbowaliśmy jeszcze raz dokowania dronów tyle że tym razem manewrując myśliwcem a nie dronem co się udało a następnie przyziemiliśmy na pokładzie. Każdy z członków załogi zrobił co do niego należało. Za mój błąd mógłbym wskazać próbę podjęcia zbyt wielu działań zaradczych jednocześnie przez co technik Sylvia Kowalsky znalazłą się poza fotelem i uprzężą w trakcie manewrów. To tyle co samego incydentu.-Podsumował swoje streszczenie - Co do wniosków... w warunkach bojowych podejście w lini prostej do matki, znaczy się lotniskowca prosi się o powtórkę. Myślę że wektory podejścia poniżej lini lotniskowaca do czasu pełnego uziemienia dronów były by, bezpieczniejsze. Uprościć awaryjne procedur przełączania komunikacji królowa-szerszeń albo zapasowy nadajnik, nawet niewielkiej mocy. Kontrola wydajności kompensatorów w myśliwcu. Technik Antony Birngham odniósł kontuzję i stracił przytomność. Fakt że przeciągnąłem przeciążenie poza możliwość kompensatora świadczy że konstrukcja jest udana. Żaden szerszeń nie odpadł, konstrukcja mimo uszkodzeń wytrzymała i latała więcej niż poprawnie bo pozwoliła na takie manewry ale przy zapiętej uprzęży powinno skończyć się tylko utratą przytomności. Zaś w przypadku Kowalsky to pokładowy technik powinien mieć albo wzmocniony skafander albo klamry magnetyczne pozwalające mu przylgnąć do pokładu w trakcie wstrząsów. I nie mówię o takim lataniu jak ostatnio ale przy kolizji czy ostrzale. Sytuacje w walce mogą zaskoczyć nas praktycznie wszystkim a technik/mechanik w trakcie swoich czynności jest najbardziej narażony i jako taki wymaga większej ochrony. - zrobił przerwę dla nabrania oddechu -
Królowe dają dużo możliwości. Mają potencjał zaskoczenia przeciwnika, wciągnięcia w walkę z dala od jednostek wrażliwych. Użycie ich tylko jako nośnika dronów oraz punktów operacyjnych jest trochę bez sensu i sprawdzi się tylko na początku. Do czas aż się wróg nie nauczy że naj mniej ruchliwy obiekt to centrum dowodzenia. Więć załoga powinna mieć możliwość pełnego operowania także w trakcie walki kołowej czy skomplikowanych manewrów na przykład aby móc wmieszać się w rój dronów by nie stanowić oczywistego celu. Tego zaś można nauczyć się tylko w warunków bojowych lub zbliżonych. Podsumowując koncepcja jednostki jak i jej użycia jest ciekawa, konstrukcja udana, takie sytuacje jak ostatnia są nie do uniknięcia i wynikają z braku wcześniejszych doświadczeń w stosowaniu tego typu jednostek. Wydaje mi się też że kwestia doktryny użycia ich w walce powinna być taakże kwestią otwartą.
- podsumował i spojżał na kapitan i ambasadora czekając na jakieś dodatkowe pytania.

- Panie Kilimov - Zaczęła kapitan - Czemu te uwagi nie znalazły się w ostatecznym raporcie.
Kilimov przeniósł mordujące spojrzenie na Clevelanda i po chwili odpowiedział.
- Pani Kapitan, to opinia podrzędnego pilota a nie opinia naukowa ani nawet techniczna...

Kapitan oparła się oboma rękami na blacie stołu i pochyliła się do przodu. Kilomov momentalnie umilkł widząc rodzącą się furię w oczach kapitan.

- DOŚĆ TYCH BREDNI! - Warknęła - Dość zamiatania pod dywan tego typu incydentów. Panie Kilimov tak się wyjątkowo składa i ja też jestem naukowcem i znam się na zagadnieniach technicznych. Już od pierwszego raportu byłam pewna, że jest Pan człowiekiem, który operuje w sferze założeń i ich dowodzenia na siłę. WIelu takich spotkałam w swojej karierze i żaden z nich nigdy daleko nie zaszedł. Prawdziwy naukowiec powinien słuchać właśnie takich podrzędnych pilotów. Czy Pan Panie Kilomov był na statku podczas sytuacji “bojowej”.
- Nie Pani kapitan… Wykonywaliśmy loty testowe i symulacje….
- Czy ten statek stworzony jest do lotów testowych, albo symulacji… Te statki mają sprawdzić się w boju. - Kilimov tylko pokiwał głową - Prosze uwzględnić uwagi podporucznika w raporcie i przesłać je niezwłocznie do mnie na biurko. Zajmę się bezpośrednią kontrolą nad tym projektem. Przejęliśmy kurs na rój asteroidów. Wlecimy w niego a zadaniem Rojów będzie ochrona Victorii. Sprawdzimy wasze algorytmy przechwytywania celów w środowisku naturalnym. Jutro powinniśmy wejść w zasięg. Prosze przygotować się do działań bojowych. Ogłaszam dla załóg Hive żółty alarm. Czyli w każdej chwili przynajmniej jedna załoga czeka w statku a druga w gotowości. Załoga Podporucznika ma być gotowa do dołączenia jak tylko wlecimy w rój.

- Pani kapitan - wtrącił niepewnie Doktor Sahim podnosząc się z krzesła. - Stan poszkodowanej wymaga obserwacji i opieki medycznej. Zgodnie z procedurami po takim wypadku...

- Proszę zespół lekarski o zintesyfikowanie działań. Potraktujcie to jak test wasz test bojowy. Cała załoga ma być na nogach i w stanie umożliwiającym działania bojowe jutro jak tylko wlecimy w strefę asteroid.

- Tak jest - Sahim sucho potwierdził. Sięgając po swój komunikator.

- Czy ktoś ma jeszcze uwagi? - Głos Kapitan ewidentnie mówił, że jest sfrustrowana i zdenerwowana. Raczej nikt wolał nie wystawiać się na strzał. Więc wszyscy siedzili cicho.

- Doskonale. Zamykam to spotkanie. Panie Ambasadorze, Panowie oficerowie. - kapitan skinęła głową i ruszyła do wyjścia.

“My to się chyba nie polubimy. podrzędny pilot…”
Cliff wstał razem ze wszystkimi gdy “góra” raczyłą opuścić salęodpraw. Potem ruszył w kierunku naukowca. Staną tak że prawie stuknął go czołem.
- Podrzędny pilot he? A gdzie się podziało uratowałeś nam dupę? Po co robimy te testy, he? Żeby coś poprawić, czy jak? To ja do jasnej cholery flaki wypruwam z ludzi, sprzętu i z siebie żeby to miało ręce i nogi żeby po to żebyś to wszystko spuścił w próżnię? - Cliff odwrócił się na pięcie. - podrzędny naukowiec. - sapna niby do siebie ale tak żeby stojący dookoła słyszeli.

Kilimov poderwał się na równe nogi i wrzasnął:

- To ja stworzyłem ten projekt. Nie wymaga on poprawek i sugestii od kogoś bez wykształcenia odpowiedniej wiedzy i praktyki! Może faktycznie użyłem złego określenia. Podrzędny to zbyt mało dosadne jak na takiego impertynenta. - Nabrał powietrza i kontynuował - Wystarczyło idioto potwierdzić co było w raporcie. Projekt jest kompletny, a przez twoje uwagi całe procedury i koncepty trzeba będzie przeformatować i przeprowadzić kolejne testy!. Kto na to da środki, myślisz, że ludzie będą pracować od tak o… Bez grantów i całej tej otoczki… Sami z tym zostaniecie!! Sam ciulu będziesz sobie śrubki dokręcał! Zobaczysz…

- Jeszcze raz… Cliff stanął w pół kroku i powoli się odwrócił - mamy latać na niedopracowanym projekcie bo się tobie się nie chciało bo ci za mało posmarowali łapę! [/i]- Cliff podniósł głos tak żeby każdy go usłyszał - Ten sprzęt ma być ostatnią linią obrony między robalami a Viktorią. Ma ratować dupy takim jak ty. Więc musi być więcej niż sprawny. Myślisz że taki rozpędzony dron pęknie jak bańka mydlana gdy wkomponuje się w kadłub lotniskowca zamiast obronić go przed myśliwcami wroga he? - Cliff puknął go palcem w pierś - Zgadnij w czyje cztery litery się wkomponuje. Tyle to ci chyba wyobraźni starczy. - szturchnął go paluchem ponownie - Czy może potrzebujesz raportu. Jak przy starcie nie będzie tych poprawek w manifeście napraw żadna Królowa nie wyleci w przestrzeń. Bo nie będę narażać ludzi w niesprawnych maszynach. A wtedy będziesz się modlił żeby to robaki ci się do zadka dobrały a nie góra.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 03-08-2020, 21:49   #18
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Duke wrócił pod salę odpraw. Byli tam jego ludzie. Praktycznie wszyscy poza Eagle Eyem i Verso. Wysłał też informację do Maniaca on potwierdził, że postara się dotrzeć, ale może się spóźnić.
Zapytał Obera o brakujących ten wskazał boczny korytarz biegnący za salami konferencyjnymi obok pokoju wsparcia.

Zniecierpliwiony Duke ruszył w tamtą stronę. Minął załom i zobaczył jak górujący wzrostem nad kompanem Melborn stoi nad Verso i puka go palcem w pierś tłumacząc mu coś ściszonym tonem, ale z twarzą ściągniętą wściekłością. Verso rozkładał tylko bezradnie ręce i z bezczelnym uśmiechem na twarzy coś odpowiadał.
- Koniec randki, zapraszam obu. Jest ogłosznie.

Obaj odwrócili się Melborn na koniec popchnął Verso na ścianę i ruszył. Był zły. Po chwili w sali znajdował się komplet. Jednak zamiast woodiego w drzwiach właśnie pojawił się Maniac.

- Sprawa z Woodym została załatwiona… nie będzie więcej z nami. Niestety potrzeba wszystkich dostępnych pilotów więc dowództwo nie może wybrzydzać. Woody zostal przeniesiony do Diabłów, pod dowództwo podporucznika Shaarreca. Na jego miejsce wchodzi Maniac. Wróćmy do omówienia, Eagle Eye, co się stało? Lepiej strzelasz z zawiązanymi oczami.

- Rozkojarzony byłem szefie, sprawa się nie powtórzy. - Uzupełnił od razu Eagle eye. Ewidentnie długo myślał, nad tym co ma powiedzieć. Ale jak zawsze krótko i na temat. Tyle że akurat skupienia temu pilotowi nigdy nie brakowało. To charakteryzowało Melborna, że nigdy się nie wahał i najpierw strzelał później myślał…

Potem nastąpiły omówienia kolejnych pilotów. Tu nie było rewelacji, ale istniała przynajmniej chęć poprawy wyników. Udzielone wskazówki mogły pomóc, ale nic nie zastąpi wylatanych godzin.
- Ostatnia uwaga, Archanioł zachowuje się inaczej niż Anioł. Bierzcie to pod uwagę. Doszły do mnie informacje od latających na Archaniołach, że symulatory nie oddają w tej chwili 100% zachowania maszyny, wiec jak wsiądziemy za prawdziwe stery, trzeba obczaić co i jak zanim zaczniemy szpanować.
 
Mike jest offline  
Stary 19-08-2020, 07:44   #19
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Kantyna pilotów był niedaleko. drzwi nie zdążyły się zasunąć gdy za nim wkroczyła jego ekipa. Klub był pusty. Wszyscy piloci byli dzisiaj mocno zajęci. Hunter przeliczył na szybko zgromadzonych. Przy wejściu zrobiło się ciasno. Byli praktycznie wszyscy. Brakowało Kirei i Banshee. Co zdziwiło go chyba najbardziej pojawiły się też oba koty. Ale ewidentnie czuły się niepewnie rozglądając się dookoła. WIększośc nowych niepewnie patrzyła na Huntera. Z samego przodu stała Trójka - najwyraźniej jako pierwsza ruszyła za nim. Wpatrywałą się w niego teraz z założonymi rękami, uśmiechała się delikatnie w sposób w jaki drapieżnik patrzy na miotającą się ofiarę, najwyraźniej bardzo bawiła ją ta sytuacja i obserwowanie jak Hunter radzi sobie z tą grupą narwańców.

Do przodu przepchał się Trod. Uśmiechając się szeroko i szczerze. Podrapał się po głowie wielką umięśnioną łapą i zapytał.
- Szefie to gdzie siadamy i co pijemy?
- Siadajcie tam, a ja coś załatwię. - Hunter wskazał ręką duży stolik, który usytuowaniem mniej więcej odpowiadał tego jaki zajmował za czasów Mordowni, a sam podszedł do baru. Za ladą stał ich stary znajomy z implantami zamiast rąk.
- Xavier. Daj mi na początek cztery butelki czegoś co nada się na chrzest - mówiąc to wykonał ruch głową w kierunku stolika gdzie zasiadali jego piloci.
Xavier zmierzył zasiadającą przy stole ekipę i dodał
- Dorzucę też coś dla kotów.

St. John dosiadł się do stolika a butelki pojawiły się chwilę później. Razem ze szklankami. Jako pierwszy do polewania wychylił się Trod. Widać, że uwielbia takie imprezy i że czuje się swobodnie. Chciał już polać kotom, ale Mirriam pokręciła łbem i wskazała na dodatkową butelkę którą właśnie doniósł Xavier stawiając ją przed kotami. Trodd momentalnie rzucił się by usługiwać. Koty spojrzały na niego zdziwione. On sam zaś odkorkował butelkę i powąchał, mętny białawy płyn musiał pachnieć specyficznie bo wielki pilot aż cofnął się i zamrugał oczami, ale uśmiech nie spełzł z jego oblicza , zmieszał się tylko z zaskoczeniem. Nalał kotom po pełnej szklance i opadł na fotel. Koty dalej patrzyły zaszokowane. On zaś podniósł szklankę do góry i powiedział. Za Huntera naszego dowódcę, przewodnika stada czy innego samca - mrugnął do Mirriam - ta aż wystawiła zęby nie wiedząc o co mu chodzi.

Wszyscy podnieśli szklanki do góry, tylko koty chwilę się wahały, ale powtórzyły gest. Trodd napił się i aż zaklaskał.

- Dobre to szefie naprawdę dobre! Samo to, że stawiasz tak dobre drinki świadczy, że jak nic trafił się nam najlepszy dowódca w całej flocie!

Mirriam spojrzała na Trodda i na resztę przy stole, która również skosztowała napoju zakupionego przez Huntera i kiwała potakująco głowami. Spojrzała pytająco na Werrona ten coś mruknął niezrozumiale. Ale chyba Mirriam osiągnęła swój poziom frustracji bo poderwała się od stołu i ruszyła w stronę baru. Powiedziała z trudem opanowując gardłowe mruczenie.
- Jeszcze raz to samo! Ale daj 5 butelek tego ludzkiego czegoś, takiego jak tam! - wskazała ręką na ich stolik.
Xavier popatrzył na stół, gdzie rozlana została dopiero pierwsza butelka a większość nie wypliła nawet tego co miała w szklankach
- Jeszcze nie wypiliście tego co macie na stole, może się wstrzymacie… - Mirriam uderzyła ręką o ladę i syknęła. - Spokojnie kotku, złość piękności szkodzi. Już idę do magazynu. - Westchnął, a Mirriam przez chwilę zamarła jakby przetwarzając słowa, które usłyszała. Podniosła głowę i spojrzała w lustro nad barem. Wykrzywiła się w przerażającym grymasie ukazując równe rzędy ostrych kłów i za chwilę wróciła do niemal ludzkiego wyrazu. Transformacja była szokująca. Od niemal ludzkiej ładnej twarzy, przeszła w twarz potwora i z powrotem. Po chwili Xavier wrócił z butelkami, a Mirriam siadła do stołu i powiedziała.
- Ja dam wam więcej tego dobrego trunku niż on! - Wskazała głową w stronę Huntera, a towarzystwo tak jakby spoważniało, Trodd już miał chyba na myśli jakiś barwny komentarz ale podejście Mirriam też go chyba zaszokowało bo na chwilę zamarł w na wpół otwartymi ustami by je zatrzasnąć. Chyba zdał sobie sprawę, że spalił tak fajnie zaczynającą się imprezę….

- Spokojnie Trodd - Hunter widząc jego reakcje, podniósł uspokajająco rękę w górę. - Docieramy się. Jak już wcześniej mówiłem uczymy się na błędach. Nie ma co psuć dobrego nastroju - posłał uśmiech do swojego pilota, a potem przeniósł spojrzenie na kocicę. Podniósł się i przed każdym postawił po jednej swojej butelce i jednej zamówionej przez Mirrę. Finalnie każdy miał przed sobą dwie flaszki, a dwie zostały na środku.
- Każdy pije tyle ile ma ochotę, ale Ty wypijesz wszystko co stoi przed tobą. Tak samo jak ja - rzucił wyzywająco w kierunku kocicy.

Kocica nastroszyła futro na karku i za uszami. Popatrzyła w oczy Hunterowi a hunter popatrzył jej. Wbrew słowom huntera nastrój imprezowy nie wrócił jednak. Mirriam i Hunter patrzyli na siebie już dłuższą chwilę gdy nagła salwa śmiechu oderwała ich spojrzenie i oboje wlepili wzrok w trójkę.

Ta zaś śmiała się w najlepsze…
Hunter popatrzył na androidkę. Chyba czas jaki spędził w jej towarzystwie musiał mu się jakoś udzielić i przesiąknął trochę charakterem modliszki. Spojrzał jeszcze raz na całą tą sytuację z dystansu i również parsknął śmiechem.
- No to zdrowie naszej eskadry - podniósł szklankę do góry, zatrzymał ją w powietrzu czekając na Mirrę, po czym wlał całość do swoich ust i stuknął dnem szklanki o blat. Zaraz potem uzupełnił jej zawartość.
- Nie mam nic przeciwko żebyście obstawiali kto z nas wygra - rzucił zachęcająco do pozostałych.

Kocica postąpiła identycznie jak Hunter i nie spuszczała z niego wzroku.
- Dobry dowódca to nie tylko charakter. Powinien znać swoich pilotów i ich obyczaje - zakomunikował patrząc sugestywnie na kocicę. - Zatem teraz zdrowie Harratr’a i Gebbels’a. - ponownie podniósł szklankę w górę.

Szklanki stukały o stół jedna po drugiej. Większość ekipy odmeldowała się się dość szybko. Przy stole pozostały jedynie Jasmin, chociaż ewidentnie była znudzona, Trójka, która siedziała jak zawsze z neutralną miną. Ale Hunter doskonale wiedział, że ją jako jedyną chyba ciekawi jak się to skończy oraz Mirra z Weronem. Mirra z zaciekłością patrzyła w oczy Huntera zaś Weron nie krył rodzącej się w nim frustracji.

Tym razem to Mirra wzniosła toast. Hunter już nie bardzo rozumiał jej bełkoczących pomruków, ale wzorem poprzednich kolejek uniósł szklankę i wypił duszkiem. Ona zrobiła to samo. Po czym oboje odstawili szklanki na stół z hukiem. Mirra próbowała oprzeć się ręką o blat stołu i poprawić się na krześle ale nie trafiła i czołem przydzwoniła w blat tuż koło szklanki, po czym osunęła się pod stół. Trójka z Jasmin momentalnie oprzytomniały i niemal poderwały się z krzeseł. Weron był jednak szybszy. Doskoczył do koleżanki i wywindował ją do pozycji pionowej marudząc coś o totalnej głupocie i nieodpowiedzialności. Reszta przeszła na mruczący język kotów. Hunter siedział jeszcze chwilę przy stole. Trójka z Jasmin wpatrywały się w niego z ciekawością. Trwało to dobre w minuty, aż wreszcie Trójka uśmiechnęła się w ten swój złośliwy sposób i powiedziała.
- Pora się zbierać. - Wstała energicznie. Hunter dostrzegł, że ona niemal nie ruszyła alkoholu. Podobnie jak Jasmin. Obie miały dokładnie tyle samo upite…
Jasmin również niepewnie wstała w jej wzroku było więcej wyrozumiałości i ludzkich uczuć. Może dlatego, że nie była androidem stworzonym do mordowania - przeszło przez myśl Hunterowi. On sam oparł się o stół, ale wziął poprawkę na błąd kocicy i złapał się uczciwie. Wywindował się do góry i nagle stwierdził, że nogi słuchają go w raczej niepewnym stopniu. Postawił chwiejny krok i złapał się za oparcie krzesła. Ruszył do wyjścia stawiając trzy kroki i łapiąc się w ostatniej chwili ściany. Ewidentnie wygrał z kocicą ale sam się załatwił. Spojrzał na Barmana, ten uśmiechał się czyszcząc stalowymi łapami delikatne szkło szklanek. To co im dał było mocniejsze niż się wydawało…
- Niezzłe to gówwnno - pochwalił w kierunku barmana i wymusił słaby uśmiech. Podporucznik widocznie zmagał się z dykcją i zachowaniem pionu.

Trójka stała z założonymi rękami przy wyjściu i patrzyła z uśmiechem na Huntera. Jasmin stała obok co rusz spoglądając na bierną koleżankę jednak nie wytrzymała i doskoczyła do dowódcy.

- Pomogę ci szefie… - zaproponowała.
Hunter nie oponował. Z wdzięcznością przeniósł na nią cały ciężar, a ta ledwo go utrzymała. Pamiętał jeszcze drogę do swojej kajuty i obecność Jasmine oraz dotyk zimnej ściany o którą się opierał. Potem jeszcze mignęło mu jak leżał na swojej pryczy, a ktoś ściągnął mu buty.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 28-08-2020 o 07:40.
Raga jest offline  
Stary 28-08-2020, 01:27   #20
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Gdy Cliff wyszedł na zewnątrz zatrzymał go stojący niedaleko wejścia zatrzymał go Birngham. Wyglądał kiepsko z obandażowaną głową. Byl blady i miał mocno opuchnięte oko na którym wyłaził paskudny siniak.

- Podporuczniku…. Coś mi nie grało podczas tego manewru. Sprawdziłem nagrania i dane z dronów. Coś mi nie grało. Sprawdzałem wytyczne i nie powinno do tego dojść. W założeniach do systemu były opisane takie sytuacje i drony powinny odejść na drugie podejście. Nie powinny lecieć bez wytycznych w własny okręt, a sama królowa powinna mieć helpera do dokowania, ułatwiającego przechwycenie nawet wszystkich jednostek na raz. Te założenia zostały spełnione i zatwierdzone. - Cliff był sfrustrowany ale z trudem się powstrzymywał od przerwania frustrującego wywodu towarzysza - Ale rzuciłem okiem w kod składowy w repozytorium okrętu. Nie było jednak tam odpowiednich kodów, odwróciłem inżynieryjnie zabezpieczenia i rozkodowałem wstecznie instrukcje z samych dronów. Tam jest istny misz masz. Sprzeczne procedury i zaprzeczające sobie funkcje sterujące. Są nawet wyłączone już dawno z obiegu procedury wywołujące wycieki pamięci i powodujące przeciążenia stosów instrukcje starego typu instrukcje synchronizacji. Te drony latają chyba tylko na moich algorytmach doboru najlepszych rozwiązań bo połowa zapisów nie nadaje się do użytku… Nie wiem kto to pisał, ale nie powinno przejść testów.

Cliff nie ochłonął po wyjściu z sali a tu kolejny szok.
- Poczekaj, poczekaj… - Oparł się o ścianę przetarł twarz rękami żeby się uspokoić i zebrać myśli. Rozejrzał się po korytarzu i pociągną zaskoczonego Birnghama nieco dalej w bok. - To my latamy na prowizorce klejonej na gluty i poskręcanej drutem? - Zapytał z niedowierzaniem. - Zaraz obiję mu te jego naukową mordę tak że nawet Sahim go nie poskłada. - Odbił się od ściany ze szczerą chęcią powrotu do sali odpraw, ale stanął w pół kroku - Wiesz czy tak było wcześniej? No wiesz... Było ok przeszło testy i ktoś z tego potem zrobił sieczkę? Nie wiem, wgrał starszą wersje albo co? Bo chyba sabotaż to to nie jest nie? Software to twoja działka Dasz radę to sprawdzić? Kilimow chyba nie mógł być tak głupi że tą prowizorke pchnąć jako działający układ? Może ktoś mu podłożył świnie za to że jest dupkiem czy coś. Pokazywałam już to komuś? Dasz z tego zrobić jakiś raport albo co?

Na myśl przyszedł mu Jokinen. Ciekawe czy jego też zaokrętowali… Pomyślał i zaczął szukać go na komunikatorze. Jokinen i Fierce zostali przeniesieni. - przypominał sobie i westchnął.

- Wydaje mi się, że to oprogramowanie nie było korygowane. Od początku tak ono wyglądało. Być może winny jest mój algorytm i w testach nikt nie wyłapał że te fragmenty kodu zostały pominięte. Ale niema żadnych śladów ani rejestrów. Nic nikomu się nie udowodni. Albo ktoś to podmienił i zatarł ślady albo od początku było to... spieprzone…- podsumował niepewnie. - To tylko przypuszczenia. Chciałem najpierw z tobą to obgadać. Jeśli to wywleczemy możemy zamknąć Hivy w hangarze na parę miesięcy. Trzeba przeglądnąć cały kod. A jeśli to faktycznie niedopatrzenie to możesz mieć rację co do prowizorki klejonej na gluty i poskręcanej drutem… A to zabiłoby ten projekt i te maszyny nigdy by nie poleciały. - na chwile zamilkł myśląc o tym przed czym stanęli - Ale wiesz szefie, że jutro lecimy na misję bojową…Sam nie wiem co mam robić…

- Wiem. - odparł z rezygnacją - Pamiętaj że będziemy razem w tej puszce siedzieć. Teraz przeciw kamieniom a potem przeciw robalom. Pomyśl że ten ostatni manewr to tylko przedsmak tego co nasz czeka. Jak ty nie boisz się na tym latać to mnie to starczy. Za sterami robiłem już różne rzeczy ale nie na sprzęcie który w każdej chwili mógł mi pierdolnąć w rękach. Jesteś w stanie to jakoś poprawić? No może nie na cacy ale jakoś to połatać? Co byś do tego potrzebował? Ten debil Kilimow był by pomocny? Takie dupki jak on zwykle mają wysoko rozwinięty zmysł ratowania własnej skóry więc jak się postraszy zamknięciem projektu to stanie na uszach byle by to zadziałało.

- Szefie - poskrobał się po głowie. - Szczerze to ja bym nie ufał tej ekipie. Skoro wszystko klejone jest w ten sposób będą chcieli zatuszować swoje niedociągnięcia. Ja mogę coś pchnąć, na pokładzie jest jeszcze paru programistów, których można próbować zwerbować. Ale trzeba jeszcze inżynierów by poprawki nanosić też w sprzęcie i robić poprawki. Bez tej ekipy nie wiem czy nam się uda. Tyle, że Kilimow raczej nie będzie chciał z tobą współpracować - Bringham skinął głową na wychodzących z sali. Kilimow właśnie obrzucał was nienawistnym spojrzeniem. Ale machnął ręką i ruszył w swoją stronę. - mamy cholernie mało czasu. Ty masz tutaj największą siłę przebicia i największe doświadczenie, dumaj jak to robimy. Ja zrobię wszystko byle by ten projekt nie upadł. Ale ja nie mam przebicia…

- Jasna dupa. Aż mnie telepie żeby mu rozumu do łba ręcznie nawbijać.- Cliff syknął przez zaciśnięte zęby. - Mów czego ci trzeba. Załatwię co się da. Pogadam z ekipami z pozostałych Hivów. - Też nie miał ochoty ukręcić łba projektów. - No ale musimy pamiętać że polecimy tym walczyć a nie na spacer. Albo to zadziała jak należy albo nawet nie oderwie się od pokładu. - Dodał tonem nie pozostającym złudzeń. - Dasz radę zrobić z tej sieczki coś co będę mógł ludziom pokazać tak żeby zrozumieli? Tak dajmy na to w kwadrans? - Popukał w jego terminal. - Muszę mieć coś co będę mógł pokazać jak będę montował ekipę. Tymczasem sam opowiesz naszym co trzeba.

Nie czekając na odpowiedź pchnął go w stronę sali odpraw.

- Chodź - Otworzył drzwi do sali odpraw. - Najpierw zbierzemy techników z królowych. Zobaczymy kto tam jeszcze został. - wskazał na salę - Jak znajdziesz kogoś kogo będziesz pewien to też każ mu zostać. Potem poszukam resztę ekipy. Acha najważniejsze. Dokumentuj co się da. Jak ten debil skapnie się że coś majstrujemy będzie chciał wszystko zwalić na nas albo nas wycyckać jak się nam uda. Musimy mieć papiery jak ta lala. - Cliff wepchnął Bringham’a pierwszego, potem zaczął się rozglądać za wychodzącymi do swych obowiązków personelem. Chwilę się pokręcił z zagadując członków załóg Hivów oraz kilku znajomych techników ze starej Victori. Tak że w sali została garstka pewnych ludzi.

Gdy zostali sami. a w sali każdy zaczął zastanawiać się o co chodzi Cliff zerknął na drzwi czy są zamknięte dyskretnie włączył nagrywanie i zaczął przemowę.
- Słuchajcie. Kilimov zostawił w oprogramowaniu tyle dziur że aż dziw że to wogóle lata i jak sami słyszeliście uważa że tak ma być więc nie ma zamiaru poprawić niczego co sam zrobił. Więc jak sami się nie weźmiemy do roboty to jutro prędzej odstrzelimy sobie dupy niż przeprowadzimy Viktorię przez pas asteroidów. A na dodatek ten ćwok tak sobie odbije blachą dupę że za wszystko bekniemy my. A po dzisiejszej wymianie uprzejmości w szczególności Ja. Na szczęście Bringham wie co i jak połatać byśmy się jutro nie potknęli o własne drony. Jak zostawimy robotę Kilimovi i jego przydupasom nie pozwolę oderwać Królowych od pokładu bo nic nie naprawią. Nie chcę mieć was na sumieniu. Z kolei jak nie wystartujemy kapitan uziemi nasze panienki. Czasu mamy niewiele. Roboty mamy kupę i jutro musicie być na nogach żeby latać.
- To jak będzie? - Zapytał retorycznie bo wiedział że wśród zebranych nie ma nikogo kto by olał sprawę.
- Bringham poda wam szczegóły a ja załatwię wam co trzeba.

W sali było łącznie 10 osób nielicząc Bringhama i Clifa. Tylu udało mu się zatrzymać w pierwszej kolejności. Było wśród nich 3 pilotów 1 serwisant i 6 speców od dronów. Byli to pewni ludzie, których Cliff kojarzył, za technika poręczył Bringham.

To co przedstawił spec od komputerów było szokiem dla zebranych. Natychmiast powyciągali swoje tablety i zaczęli gorączkowo sprawdzać. Każdy na coś zwracał uwagę, coś zauważył a co nigdy nie pojawiło się w raportach i co wiecznie lądowało na niekończącej się liście do zrobienia.

Cliff opadł na fotel i pokręcił głową. Te statki latają tylko dzięki pomysłowości ich pilotów i załóg. Główny personel techniczny odpowiedzialny za projekt zatrzymał projekt w jakiejś wstępnej warstwie koncepcyjnej.

Nagle ktoś wstał i powiedział to na głos. Chyba jeden z dowódców pozostałych załóg. Cliff nie mógł sobie przypomnieć nazwiska azjaty.

- Słuchajcie jak dla mnie to wygląda jakby ktoś zatrzymał prace w etapie jak system zadziałał pierwszy raz prawidłowo… Na zasadzie lepiej nie ruszać bo spieprzymy… No i rzeczywiście te stateczki zadziałały i da się tym latać. Ale ilość dziur jakie znaleźliśmy razem w pół godziny niemal pogrąża ten projekt…. Wylaliśmy na tych statkach już sporo godzin i szkoda byłoby zostawiać je w hangarach tym bardziej, że każdy z nas włożył w nie trochę serca. Ja widzę trzy rozwiązania. Po pierwsze robimy awanturę odsuwamy Kilimova od projektu, pewno obije się o Kapitan ale wtedy być może da nam więcej czasu na poprawę maszyn i będziemy mieli pewne zaplecze. Może dołożyła by nam kogoś więcej i zespół byłby w stanie przygotować maszyny. Drugie rozwiązanie to robimy wszystko sami i po cichu. Całkowicie niezgodnie z przepisami i procedurami. Za wgranie nieautoryzowanego oprogramowania do maszyn mogą nam zrobić sąd polowy. Nie mówiąc już o koniecznych przeróbkach systemów, jeśli Kilimov się by zorientował ryzykujemy najwięcej. Ostatnie rozwiązanie idziemy do Kilimova i jak nie zacznie współpracować idziemy wtedy do Kapitan. Ale zdąży sukinsyn wtedy na pewno pozacierać ślady. To jak robimy?... - zapytał a oczy niemal wszystkich skupiły się na Clevelandzie, To w końcu on ich zebrał. Nie mieli już zbyt wiele czasu za 10 minut musieli zwolnić salę.

- Nie Kuś mnie. - Cliff uśmiechną się tylko ustami. - Jakbym poszedł z nim gadać to pewnie skończyłoby się mordobiciem. Ale tak, widzę to bardzo podobnie. - Sapnął spoglądając na zgromadzonych ludzi. - Z tą różnicą żę w każdym scenariuszu odsówamy Kilimova. Uziemienie królowych byłoby najgorszą opcją a to się może zdarzyć jak pójdziemy do kapitan od razu.Teraz jest wściekła a jak powiemy jej to przed startem to będzie musiała zrobić coś na pokaz aby zachować autorytet. Najważniejsze czy dacie radę to uszykować tak by dało się jutro przeprowadzić Viktorię przez te asteroidy. Potem pójdziemy do kapitan. Pokażemy co i jak i wtedy żądamy pełnego udziału w projekcie. W ten sposób pokażemy że nasze wysiłki i możliwości, cały projekt nie poszedł w błoto i że możemy Kilimowi już podziękować. Wolał bym mu już nie dawać pod opiekę niczego na czym mam latać. Mogę zorganizować resztę załóg, zorganizuję przynajmniej jednego dobrego technik spoza ekipy. Mam też kilku fanów wśród techników których mógłbym poprosić o przysługę. Myślę że dam radę zorganizować jakąś zasłonę dymną by się nam nikt nie patrzył na ręce. Jestem gotów zaryzykować i wziąć to na siebie. Tylko kwestia czy dacie radę na jutro to ogarnąć tak aby latało i przeprowadziło nas przez asteroidy czy starczy wam czasu tylko na raport dla kapitan gdzie wykażemy że zrobimy to w 48 czy 72 godziny bez pomocy Kilimowa i jego zgrai wesołych partaczy. Tyle że raport z projektem zmian, wstępnym kodowaniem może jakąś symulacją musiał bym mieć dajmy na to przed wieczorem. Tak żeby odwołując ćwiczenia kapitan mogła zachować twarz. Jak mam iść do Li to muszę mieć coś co będzie wyglądać jak koło ratunkowe a nie gilotyna.


- To brzmi jak plan… W takim razie Cliff kołuj ludzi. Ja zabieram się za zasłonę dymną, Pewien medyk ma u mnie dług… Środek przeczyszczający dla Kilimova i reszty powinien nam zagwarantować bezpieczny dostęp do maszyn na dzisiejszy dzień… - Humor załóg momentalnie się poprawił - . Bringham, ty koordynuj poprawki softwaru tak byśmy wrócili cali z polowania na skały.

- Czyli dacie radę! - Podsumował go Cliff zadowolony - I to mi się podoba. - Podszedł do pilota który odezwał się w imieniu wszystkich, kątem oka odczytał plakietkę imienną “Yuan Uiriuni”
- Twój pomysł też Yuan. - Klepnął go w ramię szczerząc się na samą myśl. - Rób swoje z medykami a potem wracaj do hangaru. Będę wszystkich kierował do ciebie żeby młody mógł spokojnie odprawiać swoje czary. Gdy się wyrobię przyjdę wam pomóc. Na jajogłowych będę miał jeszcze jeden pomysł w rękawie więc ich mamy z głowy. - Zwrócił się do wszystkich.-
- Spróbuje z astrogatorów wycisnąć kiedy dolecimy ale pewnie mamy coś koło osiemnatu może dwudziestu godzin. Czasu mało a roboty multum ale przypilnuje aby każdy z obsady Hivów zaliczył minimum 4 godziny snu. Jak się uda czeka nas lot bojowy. Do hangaru idźcie pojedyńczo nie kupą chwile potrwa nim lekarstwo zacznie działać a nie chcemy wzbudzać podejrzeń.Ruszajcie. - Zakończył odprawę. Nim się rozeszli zaczepił jeszcze Bringhama. - Słuchaj rano chciałbym żebyś dał mi znać jak idą prace. Jeżeli mielibyśmy się nie wyrobić muszę mieć czas i materiały do Li.


***

Wyszedł z sali odpraw razem ze wszystkimi. W pierwszej kolejności ruszył w kierunku kwatery żeńskich szukając Doroty. Odnalazł jej kajutę i nacisnął brzęczyk.

Drzwi otworzyły się i Cliff zobaczył niską drobną blondyneczkę, odzianą w sam ręcznik a drugim wycierała mokre włosy.

- Cliff..? A co ty tu..? - zapytała niepewnie. Zdając sobie sprawę, z tego jak jest ubrana speszyła się podciągając nieco wyżej ręcznik.

Cliff żeby bardziej nie peszyć dziewczyny spojrzał ponad jej ramieniem.
- Przepraszam że tak znienacka, ale mam coś jakby nóż na gardle. I potrzebuję przysługi. - Rozejrzał się konspiracyjne dając znać że wolał by porozmawiać za zamkniętymi drzwiami. - i to takiej za którą można beknąć. - dodał gdy drzwi się zamknęły.

- Dobra właź… Tylko nie podglądaj - powiedziała wpuszczając go do środka. - Dobra a teraz się odwróć a ja się ubiorę. Gadaj do ściany - powiedziała.

Cliff obrócił się do ściany. Jego wzrok momentalnie natrafił na lustro a w nim zobaczył powoli opadający na ziemię ręcznik odsłaniający Doroty, pierwsze co mu się od razu rzuciło w oczy to brak pępka… Wiedział, że to android ale oczywistość tego faktu teraz raziła go bardziej niż przypuszczał.

- Coś tak zamilkł gadaj czego potrzebujesz... - Wymamrotała Doroty próbując naciągnąć na nogę kombinezon.

- Potrzebuję cię… - Cliff otrząsnął się niczym pies z wody wbił wzrok w podłogę. - twoich umiejętności. Nasz doktor od dronów okazał się takim pajacem że musimy połatać to co on spartolił. Jak pójdziemy z tym do Li, to ona nas uziemi. Chociaż pewnie nie ukręci projektowi głowy ale cofnie nas o pół roku do tyłu. Kilimov nam nie pomoże a bez niego każde grzebanie w dronach może być uznane jako sabotaż. No i wisienka na torcie musimy się wyrobić na jutro bo jutro mamy ostre strzelanie w pasie asteroidów. Potrzebuję dobrych techników którym mogę zaufać i którzy nie boją się ryzyka. W razie czego biorę wszystko na siebie ale wiadomo ryzyko jest zawsze. - Wyjaśnił siląc się by nie skorzystać z lustra.

- Słuchaj Cliff - powiedziała coś stuknęło a dzwoneczek ostro zaklęła. Cliff odruchowo się odwrócił i zobaczył jak Doroty siedzi na podłodze z na wpół naciągniętymi spodniami i z trudem gramoli się na nogi. Odwrócił się szybko. Najwyraźniej nie zauważyła, ale wyraźnie widział krągłości jej drobnych piersi… - Na dronach to ja się za grosz nie znam… Ale jakbyś mi dał Nightskya mogłabym ci go rozebrać i złożyć z zamkniętymi oczami.

- No to się dobrze składa. Królowa to taki zmodyfikowany Nightsky gdzie przedział desantowy i socjalny zabudowano komputerami i nadajnikami. A z tego co mi moi gadali musimy popracować nad dronami ale też nad bazą. Mam jeszcze w zanadrzu trzech kumpli, tacy magicy od aniołów i technologii sprzed sojuszu. Jak zajmiecie się myśliwcami załogi Hive’ów skupią się na dronach. - Nie ustępował cowboy.

- Mam teraz wolne, chętnie zobaczę co oni tam nasyfili. - Kątem oka dostrzegł jak wdzięki Dzwoneczka znikają w kombinezonie. - Możesz się odwrócić - powiedziała, a gdy Cliff odwrócił się Doroty uśmiechała się szeroko podeszła do niego i dźgnęła go palcem w pierś - Będziesz mi coś winny przystojniaku i następnym razem lepiej się kryj z podglądaniem, bo ci się strasznie uszy zaczerwieniły….

Podeszła do drzwi i otwarła je:

- To jak?... Lecimy? - zapytała uśmiechając się.

- A tak… lecimy,lecimy. Ja nie… - Zaczął się tłumaczyć w końcu jednak odparł z humorem - Już myślałem że będę musiał cię ratować przed tym agresywnym kombinezonem. Taki rejwach robiłaś jakby walczyła z dzikim kojotem. - Po chwili dodał na poważniej. - Się wie a na razie dostaniesz wielki kawał prawdziwego mięsa. Nie tam żadne wyhodowane na pożywce gluty ale prawdziwa pierwszorzędna wołowina.

- Ty mnie zapraszasz do roboty czy na randkę? - zapytała

- Do roboty. Ale swój dług zacznę spłacać od nakarmienia cię. Źle się główkuje na pusty żołądek zwłaszcza że nie wiadomo ile nam zejdzie. Kawałek cię odprowadzę mam jeszcze do zwerbowania kilku ochotników. Jak trafisz do naszego dronowego grajdołka Yuan Uiriuni nadzoruje naprawy. Ja zjawię się pewnie ostatni jak zgarnę resztę. - wsiadł z Dzwoneczek do windy ale zamiast wysiąść na poziomie hangarowym zjechał aż do magazynów.

***

Gdy zostawił Androidkę sprawdził na komunikatorze lokalizację pozostałych członków załóg dronowych. Z zadowoleniem zauważył że kilka osób które nie były na spotkaniu też zmieniło status i Cliff mógł ich widzieć zdążających do hangarów. Z pozostałymi rozmowa była mniej więcej taki sam.
- A to w dupę kopany obszczymór… - pieklili się najmniej wyrywni.
- Z Bringhamem i resztą mamy pomysł jak to poskładać do kupy i uwalić Kilimova ale musimy się zabierać do roboty. Siedzimy w hangarze i ryjemy w systemach do oporu.


***


Po pilotach przyszedł czas na mechaników pokładowych. Informatycy byli z nich średniego kalibru ale anioła składali szybciej niż brygada na linii montażowej. Podobnie jak on pochodzili ze światów kolonialnych i jakby kto szukał typowego pioniera mógł ich śmiało brać na plakaty. Kwadratowe niedogolone szczęki, opaleni i żylaści. Zastał ich jak zwykle przy kartach. Przywitali się jak zwykle entuzjastycznie. Cliff przysiadł się do stolika jako piąty czym wzbudził niemałe zainteresowanie bo zwykł wykręcać się od partyjki pokera mówiąc "Jedyne w co gram ma sześć strun". Mechanicy zaczęli kolejną partię.

- Daję 2 - na stole zabrzęczały metalowe krążki.
- Wchodzę i podnoszę jeden.
- Moje 3 i jeszcze… 3
- MMMM… pas.


Wtedy Cliff położył na blacie cztery lśniące czarno złote plakietki z hologramem stodoły na tle zachodzącego słońca. Platynowe wejściówki Barn Records jednej z największych wytwórni muzyki Country w tej części galaktyki pozwalał wejść na praktycznie dowolny koncert i to do strefy VIP.*
Mechanicy przez chwilę wpatrywali się w wejściówki szeroko otwartymi oczyma w końcu odezwał się Bob.

- Przerzucasz się na hazard czy mamy kogoś zabić?
- Jest robota. - Nachylił się konspiracyjnie. - jak się uda to polecą stołki. - Wyszczerzył się w uśmiechu. - Trzeba przerabiać Hivy i drony. Tylko tak żeby góra nie wiedziała i na jutro.
- Eeee? Tylko tyle? - Bob zgarną wejściówki - Starczyło zapytać tak byśmy się zgodzili - Też wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- To kiedy zaczynamy?
- Teraz. Ja ma jeszcze coś do załatwienia i przyjdę do hangaru jak tylko się uwinę. Do tego czasu rządzi tam Yuan Uiriuni on powie od czego zacząć
.
Mechanicy spojrzeli po sobie.
- Znowu harówka,
- Nawet nie zdążyłem porządnego obiadu wszamać.

Rzucili karty na stół i stękając zaczęli się zbierać. Gdyby ich nie znał pewnie by zrezygnował z takiej pomocy ale Cliff znał ich dobrze. Wystarczy że dotrą do warsztatów.
- O to, to ja zadbałem. Będzie mięcho jak u mamy.
- Jak tak, to chłopaki ruchy, ruchy szama czeka.-
Bob pogonił kumpli


Ostatnim kogo odwiedził był kucharz. Wiedział że będzie z nim ostra przeprawa bo Stu Higins nie lubił się dzielić ani swoimi zabawkami ani swoimi zapasami. Nawet jak te zapasy nie były jego. A w tym przypadku chodziło o całkiem spora kontrabandę pierwszorzędnej wołowiny która mu tatko wysłał aby uczcić jego awans na dowódcę skrzydła. Miał zamiar uszczknąć z zapasu całkiem sporo bo chciał nakarmić nim swoje grono tajnych spiskowców. Raz że na pusty żołądek kiepsko się robi a dwa Zawsze byłoby wytłumaczenie co taka zgraja robi w hangarze. “Jakto co grillujemy! W końcu świętujemy przepchnięcie projektu i zgodę na lot bojowy” Problem był tylko wyłudzić od sknery elektrycznego grilla oraz zapas własnej wołowiny. Nie dość że dostał procent za przechowanie to jeszcze zawsze coś skubnął za każdym razem jak Cliff przychodził po swoje.
- Cześć Stu - Cliff wszedł jak po swoje. - Mam sprawę. - Rozejrzał się konspiracyjnie po pomieszczeniu. Nachylił się do kucharza i teatralnym szeptem kontynuował - Potrzebuję tego. Dużo. Tak z sześćdziesiąt kilo i grilla i chleba i keczapu i co tam jeszcze masz. - Cliff wyprostował się zadowolony z efektu widząc rozszerzone ze zdziwienia oczy Higinsa.

- Żarty sobie robisz… - Jęknął kucharz. - Poza tym nie wiem gdzie ty chcesz coś wędzić, ale czujki odrazu zrobią alarm. Chyba, że ktoś je odłączy ale filtry możesz zapchać i tak… Zastanów się chłopie, może lepiej zrobić to na miejscu… jakoś bezpiecznie…

Cliff nie dał się spławić.
- Hangar dronowy ma sporą kubaturę solidne wyciągi damy radę. No dobra 30 kilo. Słuchaj będę miał ze 25 gąb do wykarmienia. Obiecałem moim żółtodziobom coś ekstra jak drony przejdą testy. No nie dam im przecież syntetyków na talerze. A jako świeżo upieczony dowódca skrzydła muszę dbać o reputację.

- Słuchaj ja ci tu to przyrządzę i dowiozę na miejsce… Jak rozpalisz to coś w hangarze zleci się pół okrętu jeśli nie na alarm to na sam zapach… - spróbował przekonać kompana kucharz

- No w sumie racja.- kucharz trafił w sedno. Cliff chciał mieć pretekst a nie aby się spotkać a nie imprezę na pół lotniskowca. - Ok. Niech będzie ale wiesz… Tak z przytupem to zrób, ajjj? - Upewnił się.

- Znasz mnie przecież zawsze daję z siebie wszystko… - kucharz się uśmiechnął. Ale Cliffowi nieco zrzedła mina bo niestety kucharz do wybitnych nie należał. Jak na jego gust gotował mdło


***


Cliff wywołał na komunikatorze Birnghama.
- Wszyscy już są? Chłopaki z hangaru i Dzwoneczek też? Potrzeba ci kogoś jeszcze?

- Ty byś się przydał, też ponoć znasz się choć trochę na tych maszynach!...

- Będę za dziesięć do piętnastu. Zobaczę co z Sylvią i schodzę do was.


***

Gdy wszedł do ambulatorium zobaczył Sylvię zbierałą swoje rzeczy. Lewą rękę miała w ortezie. Odwróciła się słysząc, że ktoś się zbliża. Twarz miała opuchnięta szczególnie po lewej stronie. Pod lewym okiem rozlewał się paskudny krwiak na skroni miała dość długie szycie. była blada. Uśmiechnęła się na widok Cliffa.

- Nie spodziewałam się szefa tutaj. Myślałam, że skoro zorganizował akcję z łataniem na dziko królowych to będziesz to pilnował, a nie szwendał się po pokładzie. - Jakby uprzedzając pytanie odpowiedziała - Chudy dzwonił, że mają problem z przetwornicą jonową, a ja to ustrojstwo ostatnio stroiłam, więc idę im pomóc.

- Zbierałem posiłki do warsztatu a i tak już maiłem wracać. Doktor mówił że Cię poskładają ekspresowo ale i tak chciałem zobaczyć jak się czujesz. W końcu to ja dowodziłem Izką. Mogłem olać ćwiczenia i każdy by stanął na pokładzie na własnych nogach. To co idziemy razem? - Czuł potrzebę wytłumaczenia się

Sylvia podeszła do niego oparła mu palec na piersi i powiedziała

- Jesteś mi coś winny przystojniaku i następnym razem uważaj jak latasz! - Cliff aż zamrugał. Uczucie deja vu walnęło go jak obuchem między oczy…

"Baby" Skomentował w myślach. "Zmówiły się czy jak" Potem zbity z tropu poszedł do hangaru. "Jeden problem na raz, jeden naraz" westchnął.


***


Gdy zjechał windą aż zamarł. Wszystkie królowe były rozbebeszone. Poodkręcane płyty pancerne walały się wszędzie. Na maszynach kłębili się ludzie.

Było ich wszystkich około 30 jak nie więcej. Przekroczył gruby pęk kabli serwisowych, które ciągnęły się po podłodze do pobliskiego składu, który chyba został przerobiony na jakaś serwerownie. Siedział tam Bringham w otoczeniu jemu podobnych i kłócili się zażarcie.

Podszedł do swojej maszyny. Znajdowała się w centrum zamieszania. Wyglądała obecnie bardziej jak zbiór chaotycznie rozrzuconych części. Z włazu serwisowego wyłoniła się umorusana smarem twarz Dzwoneczka, a zaraz za nią wyłoniła się jej ręka.

- Co tak stoisz i się gapisz. Daj mi 12tkę nasadową - Clif rozejrzał się i dostrzegł wiszący obok włazu pas z narzędziami, wyciągnął klucz i podał - Mówiłeś, że będzie żarcie to wzięłam tych co robili przy nightskyach. Wtedy nas też nie słuchali, ale skoro możemy pokazać tym pieprzonym białym kołnierzykom jak to się robi na froncie i pod ostrzałem, to tak zrobimy. Twoi niech się zabiorą za drony, bo to też prowizorka. No i mam nadzieję, żę żarcie będzie dobre! - Dzwoneczek zniknęła w wnętrzu jego maszyny.

Po chwili ze środka wyleciała blaszana pokrywa.

- Po chuj tutaj taka osłona, jak ktoś będzie chciał przepięcie masy zrobić to się będzie po klucz wracał!!. A jeszcze lepiej od razu przygotować awaryjne przepięcie… a może by to spiąć z dyfuzorem i … A w ogóle po chuj tu dyfuzor. Lepiej by chłodziwo szło pełnym ciśnieniem. Jak coś przerwie obwód i tak pierdolnie…

Myślenie Cliffa powoli przyswajało to co mówiła dzwoneczek. Od razu zaświeciła mu się lampka ostrzegawcza w głowie i powiedział.

- Ale spadnie Ci wtedy ciśnienie na reaktorze...

Głowa dzwoneczka ponownie się wychyliła z włazu. Popatrzyła chwilę na Clifa jakby coś analizowała w okolicy jego prawego policzka i po sekundzie powiedziała.

- Nie głupi jesteś… Masz rację… Cóż w takim razie - zamyśliła się ale tylko na moment po czym dodała z uśmiechem - tam też wypieprzymy dyfuzor... - i zniknęła w wnętrzu maszyny. - Na co czekasz idź rozbrajaj obudowę reaktora. Chyba że masz lepszy pomysł.


***


- Reaktor tak mnie nie martwi jak kompensatory bezwładnościowe. - powiedział rozkręcając obudowę jednostki napędowej - Zaprojektowali je na mniejszą masę niż ma królowa. Już bez dronów jest dobre 20 procent cięższa. Elektronika jest waży więcej niż kompania marins z wyposażeniem a upchnęli tego po sam sufit. Z pełnym ładunkiem dronów mamy ponad dodatkowe 40-50 procent masy. Gdyby miał być to tylko nośnik dronów by starczyło ale przy spirali na wstecznym ciągi ze zmiennym wektorem osiowym wczorajsze śniadanie na gwałt szukało wyjścia i połowa obsady mi odpłynęła. Królowe ratuje tylko to że Nighta projektowano do wożenia marins bez doświadczenia z przeciążeniami i miały spory zapas. Będzie trzeba to jakoś podkręcić. - Można by wstawić większe kondensatory, albo nie. Wstawić dodatkową parę ale wpiąć je równolegle nie szeregowo. Będą się ładować jednocześnie ale działać naprzemienenie, wtedy moglibyśmy zwiększyć zakres ładunku na wyjściu. Pewnie zmniejszy to żywotność pojedynczego ogniwa ale będzie ich więcej i będą działać naprzemiennie. Łatwiej zaprogramować sterownik na dodatkową kaskadę z większym ładunkiem na wyjściu bo to możemy zrobić bez wgrywania nowych sterowników. Nowe kondensatory, nowe sterowniki, zreszta musielibyśmy je brać z Centurionów albo Herkulesów a tego pewnie już Li nam nie klepnie nawet jak się wszystko uda.


- To sprawdź jeszcze przesył energii bo jak strzelą ścieżki przeciążenie rozsmaruje was na szybie. Od środka nie ma do nich dojścia dojścia. bo jak padną zwykle nie ma już komu tego naprawiać. - Poradziła Dzwoneczek
- Dobrze gada. Polać jej. - usłyszał za plecami głos Boba.
Odwrócił się pewien że zobaczy za sobą uśmiechniętą swojską gębę mechanika ale Bob poszedł już dalej niosąc wiązkę światłowodów. Rozejrzał się z zadowoleniem po hangarze. Huczało jak w ulu. Nazwa Hive jak nic pasowała do jego dronowców. Idąc za radą odkręcił panel serwisowy znajdujący się równo w połowie myśliwca.
- Kij diabeł? Co to, do cholery ma być ma być. - na magistrali przesyłowej kondensatorów ktoś zamontował całą baterię metalowych grzebieni.
- Widział ktoś coś takiego? - Rzucił w przestrzeń
- Radiator termiczny. Proste, wydajne i starsze niż loty w kosmos. Tatko takie montował na przetwornicach geotermalnych AgraGeo. W pasach około równikowych gdzie chłodzenie firmowe w najlepszy razie robiło bokami to była jedyna sensowna metoda żeby nie wywalało bezpieczników. Można je było montować nie zrywając plomb gwarancyjnych i zdemontować na czas inspekcji praktycznie bez śladu. - Clay zajrzał mu przez ramię
- Ale to się ciągnie się wzdłuż całej ścieżki przesyłu energii. - pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Widocznie mocno się grzało - Dodał mechanik wracając do swojej roboty

Cliff zaczął demontować chłodnice klnąc pod nosem. Kolejna niedoróbka. Kompensatory wytwarzały pole sferyczne gdy działały pojedynczo lub eliptyczne gdy działały parami. Na niewielkich okrętach starczył jeden umieszczony centralnie aby pokryć zasięgiem całą jednostkę. Wielkość pola zależała od wielkości emitera, jego moc już tylko od ilości dostarczonej energii. Zużycie energii zależne było z kolei od masy w polu działania i sił które miało równoważyć. Dlatego na myśliwcach montowano dodatkowo kompensatory aby pokryć skokowe zapotrzebowanie przy manewrach. Słabym ogniwem układu były magistrale przesyłowe energii gdyż musiały wytrzymać ciągłe stałe obciążenie przy dużych prędkościach oraz wysokie skoki energii przy zmianie kierunku. A wszystko to grzało. Tutaj zamiast dać mocniejszą magistralę dorobiono do starej prowizoryczne chłodzenie. Cliff dłuższą chwile oglądał zdemontowane radiatory na których były wyraźne przebarwienia. Potem zlustrował samą magistralę.
- Doroty jakie były magistrale kompensatorów na Nightah?
- 550, a co?
- Potem powiem
. - Zaklął pod nosem - Za długo tłumaczyć.

Cliff umieścił radiatory z powrotem na magistrali, porobił zdjęcia. Gdy skończył jeszcze raz zdemontował i udokumentował przebarwienia które świadczyły że na metal musiały działały duże temperatury. Potem poszukał Grishama.
- Potrzebuję magistrali KN-KOB przynajmniej osiemsetki.
- Spoko za chwilę dostaniesz. - Odparł technik czymś zajęty
- Pięć sztuk. - doprecyzował pilot.
- He? - Grisham stanął jak wryty - Jedna, dwie spoko ale pięć? Zgłupiałeś? Przecież to, to na drzewach nie rośnie.
- To daj jakie znajdziesz mogą być mocniejsze - Odparł Cliff tonem oczywistego faktu
- Ale pięć?! - W głosie dało się słyszeć desperację
- Dam ci za nie pięć pięćsetek.
- A na co mi one. W dupę se je… -
Cliff nie dał mu skończyć, objął go poufale ramieniem i wskazał Sylvie, Megan i jeszcze dwie inne co ładniejsze operatorki dronów.
-Widzisz te dziewczyny one wszystkie zamienią się w malownicze kleksy na szybach. Jak nie powymieniam tych magistral to te 550 które mamy prędzej czy później zawiodą. A zwykle zawodzą w przestrzeni - Cliff wiedział jak dotrzeć do Grishama. Wieczny kawaler który od dłuższego czasu próbował poderwać Megan.
- Zobaczę co się da zrobić. Ale to muszę mieć te pięćsetki.
- Super. Dostaniesz jak tylko wykręcę. - Cliff uznał sprawę za załatwioną.
- Ale nie obiecuję - krzyknął jeszcze do jego pleców mechanik. Bo Cliff już się odwrócił i szedł w kierunku swoje Królowej. Uniósł rękę na znak że go słyszy. Wiedział że nim skończy demontować linię przesyłową Grisham dostarczy mu co trzeba.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172