Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-06-2020, 11:51   #1
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
[Autorska] Wing Commander - sojusz

Światła w pomieszczeniu przygasły.

Duży holo ekran po środku długiego stołu rozjarzył się kulą i uformował w wirującą przestrzeń galaktyki. By błyskawicznie przybliżyć się do jednego z jej ramion, ukazując na moment sektor błyszczących gwiazd i zbliżając się do układu planetarnego.



Zgromadzeni zobaczyli gwiazdę, wokół której kręciła się niewielka liczba planet. Musiał to być czerwony karzeł. Gwiazdy usytuowane były dość blisko.

Obraz przybliżył się jeszcze bardziej zawisając bezpośrednio nad pustynna planetą. w której atmosferze przelewały się niewielkie obłoki chmur.

Nagle przestrzeni wyłoniły się statki a po chwili przestrzeń wypełniła się rozbłyskami ataków.
U szczytu stołu rozległ się głos.

- Wojna z Nephilim, która w pierwszych dniach wybuchła z pełną zaciekłością. Zaczęła tracić na impecie. SIły wroga na początku zdawały się być niemal nieprzebrane i zalewały układ za układem. Zwolniły tempo natarcia. Dzięki informacjom jakie dostarczył lotniskowiec USS Victoria. Udało się powstrzymać napór wroga. Statki Unii przestały wpadać w zasadzki wroga. Zaczęto przezbrajać jednostki do walki na większym dystansie.

Obraz na wyświetlaczu się zmienił ukazywał teraz miasto zamknięte pod kopułą utrzymującą atmosferę i klimat. Miasto było wymarłe migały tylko światła alarmów, gdy nagle kopuła pękła a na powierzchnie opadły pasożyty niszcząc laserami powierzchnię.

- Obserwujemy coraz większe zaangażowanie wroga w niszczenie naszych instalacji na powierzchniach planet. Nasi eksperci twierdzą, że wróg umacnia swoją pozycję przed dalszą inwazją. Podobne przypuszczenia na podstawie swoich pierwotnych doświadczeń z wrogiem wysuwają nasi sojusznicy Kilrathi.

Kolejne ujęcie pokazało widok z kamery zamontowanej na ogonie anioła. Jednostka lawirowała miedzy odłamkami rozbitych asteroid. Obraz przesuwał się bardzo szybko. Nagle zza dużej skały wyłonił się długi, wrzecionowaty kształt okrętu nazwanego ogarem. Te statki nephilim klasy korwety służyły zarówno do wyciągania jednostek wroga jak i osaczania większych jednostek. Myśliwiec zanurkował nad obiekt i uderzył. błękitny blask rozbłysł gdy ładunek jonowy uderzył w pole energetyczne, które momentalnie zgasło. A kolejne ładunki sięgnęły celu.

- Potwierdziły się ostatecznie informacje dostarczone przez naszych nowych sojuszników. Broń jonowa okazała się niezwykle skuteczna w zakresie niszczenia osłon wroga. Jednak same okręty wbrew opisom Kirathi zdają się znacznie odporniejsze na te ataki niż kiedyś.

Obraz na wyświetlaczu ponownie się zmienił. Siedzący wokół stołu zobaczyli powoli obracającą się stocznię kosmiczną spod której wyłaniał się przerobiony lotniskowiec klasy Avalon. Znacznie wydłużony pokład startowy i rozbudowany znacząco podkład znajdujący się tuż pod nim. Robił duże wrażenie. Statek obracał się powoli i majestetycznie na silnikach manewrowych oddalając się od stoczni.

- Jak wiecie. Oprócz informacji koty dostarczyły też technologię. Unia i Kilrathi zgodziły się zbudować dwie prototypowe jednostki i stworzyć mieszane załogi by sprawdzić, czy takie połączenie otworzy nowe możliwości i zacieśni współpracę. Lotniskowiec USS Victoria, zmodyfikowanej klasy Avalon ma przyjąć na swój pokład kontyngent rodu Verba, który ma się dostosować do taktyki ludzi. Po stronie Kirathi wybrano Szpon Verby. Jednostkę którą na podstawie uzbrojenia moglibyśmy zaklasyfikować jako krążownik. Posiada on jednak na pokładzie niewielki kontyngent myśliwców. Trafili tam nasi piloci, którzy mają latać na zmodyfikowanych watahach.

- Tak jak ustalaliśmy - odezwał się nowy głos z boku - na naszą jednostkę skierowaliśmy najlepszych możliwych ludzi, którzy potrafią się dogadać z kotami. Kilrathi dostali od nas nieco kukułcze jajo. Chcemy w ten sposób zagwarantować, że nasze zwierzchnictwo jest kluczowe jeśli mówimy o jakiejkolwiek współpracy.

- Czy nasi sojusznicy nie poczują się dotknięci takim traktowaniem? - zapytał 3 głos z drugiego końca sali.

- Jeśli wszystko się uda na Victorii to będzie stanowiło dowód, że współpraca jest jak najbardziej możliwa, tylko że pod naszym kierownictwem. Jeśli zaś to też okaże się niewypałem będzie stanowiło dowód na to, że taka współpraca nie ma sensu. Oba rozwiązania będą dla nas korzystne…

Zapadła cisza a oczy wszystkich wbiły się w majestatycznie oddalający się od stacji lotniskowiec.
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 25-06-2020, 12:43   #2
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Przedział pasażerski Herkulesa nie należał do najwygodniejszych. Rzędy siedzeń pod ścianami i w dwóch rzędach na środku były niemal wszystkie zajęte.

To ostatnia tura ludzi, którzy zmierzają na Victorię. Tuż przed jej pierwszą drogą. Prawie 4 miesiące trwały naprawy oraz przeróbki na ich okręcie.

Warrington siedział na jednym z krańcowych foteli i strzepnął pyłek ze swojego ramienia. Ubrany w mundur galowy z świeżo przyszytymi baretkami pełnego podporucznika.

Nowy mundur prezentował się na nim idealnie. No i niemal wszyscy byli teraz niżsi stopniem od niego. Wracał na pokład po długim urlopie. Potrzebował się zrelaksować. Wiedział, że okres spokoju się skończył i że wszystko się teraz zmieni…

- Zbliżamy się do Victorii. Wiele się zmieniło, więc wrzucamy podejście na dużym ekran. Sami zobaczcie jak wygląda teraz pokład startowy.

Duży ekran przy przejściu do przedziału pilotów rozjaśnił się ukazując obraz z kamer kanonierki.

Danny zobaczył potężny lotniskowiec. Jego kształt dobrze pamiętał, ale teraz zmienił się nie do poznania. Pokład startowy był niemal dwa razy dłuższy. Pokład poniżej również został znacznie rozbudowany wspierając znacznie bardziej całą konstrukcję. Masa całości znacznie się zwiększyła.

Danny wiedział jak przebudowywany będzie lotniskowiec i cieszył się, że lotniskowiec ma stanowić prototyp sił uderzeniowych. Ale chyba najbardziej chciał wsiąść do Archanioła. Nowe myśliwce miały stanowić siłę przełamującą. Potężne. Niewiarygodnie szybkie. Jedynie co niepokoiło świeżego podporucznika to Koty w jego skrzydle…

Nagle widok na Victorię zasłonił lewitujący dron z kamerą a zaraz za nim oficer prasowy floty.
- Panie podporuczniku. Widzi Pan pierwszy raz lotniskowiec po modernizacji. Co pan czuje?

Nicola Marbot - oficer prasowy floty - skierowany by dokumentować zwycięską kampanię, a przede wszystkim losy idola Terrańskiego. Dannego “Duke” Warringtona III… Pierwsze wrażenie jakie zrobił dziennikarz było bardzo pozytywne. Miły, rzeczowy, życzliwy człowiek, który nie szczędził pochwał na rzecz bohatera całej Unii. Jednak wystarczyło parę godzin w jego towarzystwie by upewnić się, że głównym celem Marbota jest jego własna kariera. A teraz już 3 raz podczas tego kilkugodzinnego lotu pyta oto jak się czuje….

- Widok robi wrażenie - odparł Duke z uśmiechem - Ale od wyglądu ważniejsze są osiągi, a te poznamy w praktyce. Jak pan wie, prototypowy sprzęt wymaga jeszcze chwili dopieszczenia, zawsze pojawia się coś co działało w symulacjach, a w życiu odbiega od oczekiwań. Ale to wciąż Victoria, można powiedzieć mój dom, na najbliższy czas. Ja, i myślę, że po mogę to powiedzieć, wszyscy tu obecni dołożymy starań by okręt osiągnął jak najszybciej pełna zdolność bojową.

Ludzie powoli kiwali głowami. Słowa Duka się mu podobały.

Herkulesy zawisły nad górną śluzą i z gracją powoli opadały na pokład startowy. Śluza nad nimi zamknęła się Statek przyziemił gładko. Tylna rampa zaczęła powoli opadać. Wszyscy podnosili się z miejsc. zbierali swoje rzeczy

Tylko Marbot przepychał się łokciami między ludźmi. Tak by stanąć przy wyjściu jako pierwszy. Wywołało to niemałe oburzenie wśród zgromadzonych.

Gdy rampa dotknęła pokładu wypadł jako pierwszy rozsyłając drony do okoła tak by ująć pierwsze kroki pilotów na pokładzie.

Sam ustawiał się tuż przy zejściu by uchwycić pilotów i ich przepytać o pierwsze wrażenie na pokładzie.

Duke był u szczytu rampy gdy zobaczył jak do oficera prasowego dopada czarnoskóra oficer w kombinezonie mechanika, sądząc po naramiennikach w randze porucznika i tubalnym głosem mogącym przekrzyczeć odgłos startującego anioła uprzejmie zapytała

- Z CAŁYM SZACUNKIEM... CO SIĘ TUTAJ DO CHOLERY ODPIERDALA NA MOIM POKŁADZIE!

Zgromadzeni wokół piloci wybuchnęli śmiechem. Ale wystarczyło jedno wściekłe spojrzenie oficer by wszystkich postawić do pionu.

Duke nie mieszał się, w końcu takie wydarzenia to raczej chleb powszedni oficera prasowego.

Marbot wyłowił spojrzeniem Duka zupełnie jakby chciał by ten wstawił się za nim. Ten jednak odwrócił wzrok. Oficer prasowy chcąc nie chcąc musiał walczyć o swoje tradycyjnie kłócąc się i szeroko gestykulując. Ale z tej nowej porucznik była już na pierwszy rzut oka twarda sztuka. Więc niewiele pewno uda mu się w tej sprawie załatwić.

Duke zarzucił swój worek na ramię i ruszył za wszystkimi w kierunku swojej nowej kajuty. Wszystkie kajuty oficerskie były teraz na drugim pokładzie. Po drodze obserwował zmiany. Victoria mocno się przebudowała. Pokład startowy robił piorunujące wrażenie.

Ale drugi pokład był już bardzo podobny do tego co pamiętał. CO prawda zamiast aniołów stały tutaj teraz kanonierki i ich moduły. Ale rozkład wydawał się nie zmieniony. Worek jednak zaczynał mu delikatnie ciążyć. Ruszył więc w kierunku swojej kajuty.

Drzwi otworzyły się i ukazały nieco większe pomieszczenie niż to w którym mieszkał poprzednio. Ale dalej ascetyczne i puste.

Na rozpakowanie będzie czas później, wrzucił worek do szafy i już był na korytarzu. Ciekawiły go zmiany. Ruszył do knajpy dla pilotów dosyć okrężną drogę.

Spojrzał na swój zegarek czasu było jeszcze sporo. Zaraz ma się odbyć pierwsza uroczysta odprawa. Zobaczą swoje przydziały i zadania. A na razie ruszył przed siebie. Cała przednia część została przebudowana. Mostek został pomniejszony a pokój wsparcia powiększony. Na pokładzie panował spory ruch. Nowi załoganci poznawali pokład inni spieszyli do swoich obowiązków. To co jednak najbardziej zwracało uwagę Duka to Koty. Wszędzie pojawiały się osobniki Kilrathi obojga płci. Ubrane w kombinezony floty z przeróżnymi dystynkcjami.

Aż zamarł gdy drzwi mostka otwarły się z cichym sykiem i wyłoniła się z nich pochylona sylwetka kota. Cofnął się odruchowo o krok przepuszczając olbrzyma. Kot nie dość że robił wrażenie barczystego to wydawał się być grubawy. Sięgał chyba ponad 3 metrów i ledwo mieścił się w szerokim rozsuwanym przejściu mostka. Jego posturę poszerzało jeszcze gęste, długie futro porastające olbrzymi pysk. Skinął głową i chyba uśmiechnął się szczerze mijając Duka i wypełniając całą przestrzeń przed nim. Duke stał chwilę oniemiały i spojrzał ponownie w stronę mostka. Drzwi się właśnie zasuwały, ale zdążył dostrzec gigantyczny fotel przy sterach. Ten gigant był pilotem...Przeniósł spojrzenie ponownie na giganta, który oparł się o ścianę przepuszczając jakąś drobną kobietę z obsługi. Uśmiechał się do niej szeroko… Ten gigant pilotował lotniskowiec i do tego był sympatyczny…?!

Duka pamiętał z jakiegoś programu przyrodniczego, że dla drapieżników uśmiech to pokazanie zębów. Zastraszenie ofiary. Ale nie było co dywagować.
- Cześć - powiedział do niego - są między nami różnice kulturowe więc chciałem od początku mieć jasność. Naśladujesz naszą mimikę uśmiechając się, czy szczerzysz zęby by ją przepłoszyć?

Zatrzymał się. Zamrugał jakby myśląc nad tym co powiedział Duke.PO czym podniósł rękę w starym ziemskim geście. Jego łapa była olbrzymia.

- Miło mi cię poznać. Jestem Rughwan. Uczę się uśmiechać od was. Ludzie fajnie marszczą twarz jak się cieszą… Nieźle mi już wychodzi prawda?
- Jestem Duke. Jak na początek nieźle - przyznał Duke - Choć z powodu niedostosowania fizjologii może to czasem wyglądać niepokojąco. W zamierzchłych czasach, na Ziemi były drapieżniki o podobnym do was wyglądzie. Tamte też szczerzyły zęby, niestety w ich przypadku nie oznaczało to nic dobrego dla otoczenia. Ludzkie uwarunkowania kulturowe mogę sprawić, że ktoś może źle odebrać twoje starania. Sprawdź w wolnej chwili hasła “kot”, “tygrys” czy “pantera”. To pomoże ci zrozumieć o czym mówię. A tak na marginesie, jaki jest wasz odpowiednik naszego uśmiechu?

Rughwan bez chwili wahania zamachał energicznie ogonem a jego oczy zalśniły radością.Ponownie się uśmiechnął i podrapał się po głowie mówiąc

- Wybacz zacząłem nabierać waszych nawyków. U nas dużo emocji prezentują ruchy ogona czy stroszenie futra. - Kot znowu poruszył ogonem, i nastroszył nieco futro, a ogon i futro akurat ten osobnik miał pokaźne, więc efekt był spektakularny - Skończyłem służbę może gdzieś razem pójdziemy? Ty przyleciałeś z tym ostatnim transportem?

- Tak - przytaknął Duke - Mam chwilę czasu zanim zacznie się odprawa, więc możemy się przejść. Planowałem wpaść do knajpy dla pilotów. Jesteś pilotem?

Rughwan objął go przyjacielskim gestem. Choć w wykonaniu tego giganta było to nienaturalne. On naprawdę polubił ludzkie gesty i chyba nie zdawał sobie sprawy, że w jego wykonaniu wychodzą wręcz nienaturalnie. Choć chyba należało docenić jego starania.

- Może nie uwierzysz, ale latam tą jak to mówicie “Kuwetą”?
- zapukał wielką łapą w sufit. Kuwetami nazywali obraźliwie statki Kilrahti. - Latałem wcześniej na Dumie Kahart. Ale miło zmienić podejście. Wasze systemy sterowania więcej wymagają od pilota. To wyzwanie i zaszczyt... Polubiłem ten statek. - dodał po chwili głaszcząc sufit.

- Ej, to my się prawie znamy - powiedział Duke - w Dumę rzuciłem waszym myśliwcem. Nie miałem wtedy czasu śledzić “pocisku", ale chyba nie trafiłem… Uniknąłeś czy zestrzeliliście go?

Rughwan aż klepnął swojego nowego kompana w plecy.

- To było piękne! Arcydzieło sztuki latania. Stawiam ci za to kolejkę. Próbowałem dojść który z waszych wojowników jest tak dumny. A tu sam mi się nawinął. Zestrzelili tą skorupę, zanim w zasięg weszła. Ale jakby ktoś wpadł na pomysł i kilkanaście takich myśliwców na raz wysłał. To któryś może by w ogniu walki przeszedł. A kolizja z takim obiektem… O jesteśmy na miejscu.

Doszli do drzwi kantyny pilotów. Drzwi odsunęły się a Roughwan gestem zaprosił podporucznika do środka. W środku było pustawo. Widać że spora część pilotów albo się rozpakowuje albo jest czymś zajęta.

Za barem stał młody człowiek, którego Duke nie kojarzył. Dowódca Royalsów obrócił się i zobaczył jak jego towarzysz z trudem przeciska się przez drzwi. Gdy się wcisnął wyprostował się na pełną okazałą długość i ręką przeczesał nieco zmierzwioną grzywę.

- Roghwan! To co zawsze?- usłyszał Duke z tyłu. Barman najwyraźniej doskonale znał kota skoro witał go od progu w ten sposób.

- Oczywiście Billy a dla mojego towarzysza coś mocniejszego! Co pijesz?... Duke? - spojrzał pytająco w stronę Warringtona.

Duke miał wrażenie, że chyba wszyscy znają tego wielgachnego kota i na dodatek traktują go jak miejscową maskotkę… A najgorsze że mu to zupełnie nie przeszkadza.

- Zasadniczo wszystko co sponiewiera, ale teraz tylko piwo. Niedługo mam odprawę i nie chce zionąc gorzała. Na poważne picie umówimy się po służbie. - odparł Duke.

- Trzymam cię za słowo! - powiedział wielki kot przyciągając sobie wielkie krzesło do baru.

Duke usiadł obok, złoty płyn wypełnił kufel. Roghwan otrzymał również kufel z czymś żółtym i gęstym już na pierwszy rzut oka widać było, że to coś musi być cholernie słodkie. Roghwan zamoczył pysk siorbiąc powoli napój. Westchnął z satysfakcją i ponownie się uśmiechnął. Na jego pysku pozostały żółte “wąsy”. Wyglądał zabawnie.

W tym momencie drzwi rozsunęły się i do klubu dla pilotów wkroczył Marbot. Duke zaczął się zastanawiać czy ten facet nie zaczął go prześladować.

- Ocho, idzie oficer prasowy - mruknął Duke - uważaj, to namolny typ.

Marbot niechętnie zlustrował Roghwana i bez pozwolenia dosiadł się do baru zaraz koło Duka. Gestem poprosił o piwo i powiedział ściszonym głosem.

- Myślałem że futrzaki stołują się na swoim piętrze…

Kilrathi chyba pomyślał, że tamten niepewnie się dopytuje o niego więc wychylił się na swoim powiększonym krześle uśmiechnął się pokazując zaostrzone zęby i wyciągnął rękę w kierunku Oficera Prasowego.

- Roghwan - przedstawił się - główny pilot Victorii… - Marbot zrobił minę na wpół przestraszoną na wpół zniesmaczoną i odsunął się poza zasięg kota.

- Mówiłem ci, żeby uważać z uśmiechami, to tkwi w genach - mruknął Duke. - Oficerze Marbot ufam, że zmysł profesjonalisty i łowcy tematów weźmie górę nad kulturowymi uprzedzeniami.

- Powiedz to tej suce z pokładu startowego
- odwarknął i pociągnął łyk piwa. po chwili się zreflektował i opowiedział - o jakim temacie mówisz?
przenosił spojrzenie między nieco zmieszany Roughwanem a Dukiem.

- To już ty jesteś fachowcem w tej sprawie. Ja mogę ci wskazać tylko trop. Na przykład to jest Roughwan, jest pilotem. Wcześniej pilotował Dumę Kahart, teraz robi to samo z Victorią. Jak myślisz, będzie z tego dobry temat?

- Jak najbardziej, pod warunkiem, że okaże się zdrajcą albo pożre któregoś z członków załogi -
odparł Marbot.

- Czy on mnie obraża? - zapytał nieco zakłopotany kot.

- Raczej szuka taniej sensacji - odparł Duke do kota - Chce grać na uprzedzeniach kulturowych. To zazwyczaj działa. Ale kariery to on na tym nie zrobi. Słuchaj Marbot. Czy ci się to podoba czy nie, z kotami teraz jesteśmy sojusznikami. Jakiekolwiek sianie fermentu… może być poczytane jako sabotaż. Bez wspólnego wysiłku mamy przejebane. Nie jestem nikim ważnym w strukturach dowodzenia, ale na urlopie w domu… sam wiesz. To i owo się słyszy. Nie idź tą drogą, a obaj będziemy zadowoleni. Odpuść tematy zapalne, skup się na czymś budującym. Ziać nienawiścią potrafi byle dziennikarzyna. Tu chyba wysłali kogoś większego formatu. Pokaż ten sojusz, ale nie od strony polityki. To już wałkowali tysiąc razy. Pokaż to od strony jednostek, pilotów, techników. Jako jedyny, masz dostęp do nich wszystkich, skorzystaj z okazji. Pokaż jak układa się współpraca, jakie problemy trzeba przezwyciężyć. Tu trzeba wyczucia. Masz?

- Nie ucz ojca dzieci robić! - Warknął. Dopił piwo i odstawił kufel ze stukiem na stole. - Nie ucz mnie jak mam robić swoją robotę, a ja cię nie będę uczył latać. - ruszył w kierunku wyjścia - Nie lubię pić z kotami, szkoda mi cię Warrington, miałeś szansę zabłysnąć, a tak jesteś zwykłym kociarzem…

- Nie wiem, czy zauważyłeś, Ja już błyszczę - rzucił za nim Duke nie oglądając się.

Ruszył w kierunku wyjścia. W tym samym czasie odezwał się komunikator Duka.

- No, chyba robota wzywa - powiedział Duke odbierając połączenie...
 
Mike jest offline  
Stary 25-06-2020, 23:52   #3
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Cleveland czuł się jak u siebie, delikatnie prostując stery i zrównując się z nadlatującą eskadrą transportowych Herkulesów. Dowożących ostatnie zapasy i załogę. Na pokład Victorii.

- Spróbujmy otoczyć ich dronami - powiedział.

Szybko wdrożył się jako młodszy podporucznik i dowódca tej dziwacznej jednostki.

Załoga szybko potwierdziła. Cała trójka w hełmach VR z rękami na konsolach zaczęła manewrować podlegającymi im dronami.

Cleveland przeciągnął delikatnie ręką po ostrej krawędzi konsoli. To była jego królowa….

Hive a właściwie, trzon tej formacji czyli Królowa to przeróbka Nightsky. Wygląda jak jego zmutowany krewny. Cleveland jak dziś pamięta pierwsze wrażenie jakie wywołał w nim widok jego nowego przydziału.

Szkielet pochodził z Nightskya. System napędowy również. Na górnym poszyciu zamontowano wyrzutnię rakiet w dolnej części wymieniono działo fuzyjne na niewielkie działko laserowe - podobne jak na Aniołach. Skrzydła w których zamontowano dysze korekcyjne oraz systemy zakłócające zostały ozdobione wystającymi od góry i od dołu chwytakami sterczącymi teraz w każdą stronę. Były to systemy dokujące dla Szerszeni.

Wnętrze też przebudowano. Wymieniono system zasilania na mniejszy. Reaktor starszego typu ale znacznie mniejszy i lepiej ekranowany. Został zamontowany bezpośrednio przy kokpicie. Sam kokpit został nieco powiększony wprowadzili 2 dodatkowe stanowiska. Ale doszczętnie zlikwidowano przedział sypialniany, zostawiając tylko małą łazienkę. Większośc pozyskanej przestrzeni zajmowały systemy komunikacyjne do sterowania dronami. Połowa przeróbek w środku miała mocno prowizoryczny charakter. W przeciwieństwie do pięknie zaprojektowanych Nightsky królowe były przeróbkami robionymi na szybko.

Cleveland służył we flocie już od dłuższego czasu i poznał historię uzbrojenia. Drony już pojawiły sie raz w historii floty. Szybko jednak okazało się, że ilość wad przekracza pozytywne strony. Autonomiczne jednostki były zbyt przewidywalne na walkę kołową i wystarczył określony manewr by za każdym razem wpadały w pułapkę. Z kolei sterowanie jednostkami na duże dystanse obciążone było zbyt długim opóźnieniem i nie nadawało się do niczego.

Clif widział nawet podobny koncept, myśliwca, który sterował by dronami, ale myśliwiec był oczywistym celem. Wystarczyło więc wyeliminować jedną jednostkę by zlikwidować całą grupę uderzeniową.

Ale jednostka klasy Hive była odpowiedzią na właśnie ten problem. Wykorzystać zdolność maskowania Nightskya i jego konstrukcję pozwalającą na walkę kołową przy dużych prędkościach. Nawet przy takiej intensywności sygnałów i trudno maskowalnych elementach konstrukcyjnych jak wyrzutnia rakiet czy chwytaki. Dla systemów skanujących Królowa albo nie istniała albo w najgorszym przypadku nie powinna się różnić od swoich Szerszeni.

Teraz działali otwarcie by nie straszyć załóg niespodziewających się takiej eskorty. Ale drony radziły sobie fenomenalnie. Szerszenie były wpół autonomiczne, część decyzji podejmowały samodzielnie ale opierały się na wytycznych pochodzących od sterujących nimi pilotów. Jeden pilot był w stanie obsłużyć wiele dronów. Ale testy wykazały, że optymalnie kontroluje się 4 szerszenie na raz. Miał więc na pokładzie 3 członków załogi.

Rudolfa Von Guringa. Służył do tej pory w Marines jako operator dronów. Nie był zadowolony z tego transferu co wielokrotnie podkreślał. Mianowali go drugim pilotem, mającym głównie zajmować się uzbrojeniem królowej oraz pilotem dronów. Ogólnie zna się gość na wszystkim. jest wręcz idealnym załogantem królowej. Potrafił latać, sterować dronami, znał się na mechanice i na walce. Ale całe to zadanie traktował ostatnio jak dopust boży. No i mimo że zna sie na wszystkim to ekspertem w żadnej z tych dziedzin nie jest.

W przeciwieństwie do Antony Birngham. Ten spec z dobrego domu ekscytował się wszystkim. Na dodatek nie znał się na niczym poza, dronami i komputerami. On odpowiadał za komunikację i sensory na królowej. Ale i tak większość czasu śledził swoje drony… Tak były jego… To on pisał ich oprogramowanie… Projekt Hivów to głównie inicjatywa korporacji Biringham… Jeśli koncept wypali to Biringhamowie staną się potentatami w całej Unii…

Ostatnim członkiem załogi była Sylvia Kowalsky. Młoda pani mechanik która trzymałą ten pospawany na prędce stateczek w kupie. Wiecznie żuła gumę i uważała, że to właśnie prowizorka najbardziej pasuje do tego okrętu.

Clif spojrzał na formację dronów. Piloci radzili sobie coraz lepiej. Drony Guringa leciały jednak chyba zbyt blisko jednego z Herkulesów.*

- Hej Rudi zrób im trochę miejsca. Za zaglądanie dronem do środka nie dają punktów. Jeszcze zrobią się nerwowi i wywinął coś głupiego.

Królowa coraz bardziej mu się podobała. Ani to siła ognia nowego Anioła ani możliwości Nighta. W czasie remontu Vctori naczytał się naczytał się teorii o tych dronach, naoglądał symulacji. Na papierze wszystko to wyglądało świetnie i to był właśnie problem. Coś co wyglądało tak świetnie musiało mieć jakiś haczyk. Cliff postawił sobie za punkt honoru dowiedzieć się jaki nim przyjdzie im stawić czoła robalom. Jak na razie odkrył więcej plusów niż minusów. Największym była prowizorka, która miejscami kłuła w oczy nie tylko wojskowe ale nawet kolonialne standardy. Drugim był zasięg dronów ograniczony wielkością reaktora oraz mocą nadajników. Natomiast możliwości jakie dawało nowe oprogramowanie były niesamowite. Nieliniowe manewry, częściowe I.A., synchronizacja formacji w czasie rzeczywistym, manewry przekraczające możliwości statków załogowych oraz całkiem niezła armata jak na taki i kosmiczny drobiazg.
No i w czwórkę zawsze było weselej niż samemu.

Drony rozproszyły się delikatnie na boki odsuwając się od eskortowanych maszyn. Wszystko było mało zsynchronizowane i chaotyczne. Podobne manewry piloci robili odruchowo i płynnie. Drony, a może to ich obsługa musiała się jeszcze wiele nauczyć. W trakcie bitwy taki chaos mógł spowodować większe szkody niż pożytek.

Nie trwało długo jak dotarli do Victorii. Ich lotniskowiec przeszedł solidną metamorfozę. Blisko dwukrotnie wydłużony pokład startowy. 5 pokład też został poważnie przebudowany i zajęły go w całości koty. Oni sami musieli jednak oblecieć całą jednostkę i zadokować do dolnej śluzy.

Eskorta odhaczona ich próbny lot miał jeszcze ostatni punkt. Cliff przewinął listę na ekranie. Mieli przy prędkości bojowej przyjąć szerszenie na skrzydła i dokonać awaryjnego podejścia do lądowania. To był jeden z trudniejszych manewrów. Czegoś takiego jeszcze nie robili.

- Dobrze - pochwalił swoją ekipę. - teraz czas na coś ciekawszego. Przyspieszamy, zwijamy manatki i parkujemy. Zawierzajcie drony w układzie dwa plus jeden. Najpierw Rudi lewe skrzydło od krawędzi do kadłuba i Anton prawe od krawędzi do kadłuba. , ty Sylvia dokonujesz od kadłuba na zewnątrz. Ale zostaw dwa na koniec niech Ridi i Anton mają więcej miejsca. Jak tylko posadzicie sprawdźcie dwa razy klamry na szerszeniach i królowej bo lądujemy awaryjnie.

Gdy tylko załoga potwierdziła otrzymanie rozkazów Cliff pchnął przepustnice. Przez chwilę poczuł znajome wciskanie w fotel nim układ bezwładnościowy zrównoważył przeciążenie.
- Wykonać. - Wyszczerzył się w kierunku rosnącego kadłuba Viktorii.

Pierwsze szerszenie gładko weszły w uchwyty. Szerszenie wskakiwały jeden po drugim. Vicotira zbliżała się coraz bardziej jej sylwetka powiększała się błyskawicznie na ekranach. Normalnie powinni już dawno zacząć zwalniać. Sylvi chyba puściły nerwy bo nie posłuchała rozkazu i nie odczekała. Rudolf sądząc że ma więcej miejsca wszedł swoim szerszeniem szerzej niż powinien niemal potrącając drona Sylvi… Było o włos…Sylvia zdążyła odskoczyć. Cleveland zareagował błyskawicznie również odskakując, ale było za późno. Dron był zbyt blisko. Uderzył w królową Ledwo ją rysnął. Ale musiał trafić w jakąś wystającą antenę. Kontrolki rozbłysły czerwienią.

- Jasna cholera!! - wymknęło się Rudolfowi, który zdarł google VR z głowy
- Straciliśmy antenę i kontrolę nad dwoma dronami. - gdzieś z tyłu rozległ się głos Birnghama
Jako ostatnia zareagowała Sylvia:
- O ja pierdole….

Cleveland natychmiast wywołał trajektorie komputer wskazał, że drony lecą w kierunku Victorii z prędkością bojową.

- Z kontroli lotów pytają co się u nas dzieje? - odezwał się z tyłu Bringham obsługujący komunikację… - Co mam im powiedzieć?

- Bulloks!! - zaklął Cliff - Nie ty, ale nas będą pierdolić jak któryś walnie w matkę. - Warknął do dziewczyny pilot. Musimy posprzątać po sobie.

- Powiedz że wypadek na ćwiczeniach i że damy radę ale niech będą na stand bay’u... i poproś o zgodę na ostre strzelanie.


- Rudi my zalecimy te drony z boku i jak zostanie im jedna trzecia dorgo do Viktorii to je zestrzelisz Ja ustawię królową tak abyś miał puste pole ostrzału. Sylvia ty bierz swoje zabawki i zmontuj mi tu jakieś łączę, Podłącz się do tych uciekinierów albo uruchomisz pozostałe drony które je złapią i poślą w próżnię.

- Rudolf przelicz czas dolotu i włącz odliczanie. I teraz bez obsuwy bo nogi z dupy powyrywam.

- Anton masz jakieś podłączenie do zadokowanych dronów? Może dało by radę wykorzystać ich nadajniki? Dasz radę coś przekalibrować na częstotliwość tych dwóch dronów?

- Nie wiem, spróbuję. - odpowiedział młody tańcząc palcami po klawiaturze z prędkością której mogłaby pozazdrość zawodowa sekretarka. - Automatyka dokowania zadziała nawet bez kontaktu z dronem wystarczy więc tylko częściowa kontrola nad Szerszeniem tylko czy przyjmie protokół bez restartu systemu.... - Cliff przestał słuchać szczegółów techniczncyh. Usłyszał coś co mu podsunęło kolejny pomysł. Z tej pozycji zdążą odstrzelić drony prawie zawsze, zwłaszcza że te nie manewrowały i sierżant miał je w stałym namiarze a czasu mieli jeszcze… zerknął na licznik który nieubłaganie zbliżał się do zera. Po prostu mieli.

- Spróbujemy jeszcze czegoś. Skoro góra nie chce do Machometa to Machomet pójdzie do góry... - nie wiedział kto to był ten cały Machomet ale zdanie które powtarzał tatko wydało mu się adekwatne do sytuacji.

Cliff pchnął przepustnicę zrównując się z uciekającym dronem. Wyginając się celował klamrą chwytaka w stopkę dokującą drona.
- No będzie trzęsło. - Potem na twardo “przyziemił” do drona.

Jednym machnięciem ręki odpalił obejście zabezpieczeń i ruszył przepustnicą do przodu. Szarpnięcie wdusiło go w fotel gdy przekroczył dopuszczalne normy przyśpieszenia. Sylvia zdążyła się wypiąć i szarpniecie posłało ją w głąb kabiny, Bringham uderzył czołem w kokpit i zwisł bezwładnie w fotelu. Cleveland nie miał jednak na nic czasu. Zbliżał się do pierwszego rozpędzonego drona. Aż przypomniało mu się jak ukrywał się za rakietami. Kompensatory z trudem dawały radę. Clif miał okazję się obrócić i spojrzeć na kabinę. Dwóch członków załogi było wyeliminowanych. Spojrzał na Rudiego.

Ten wbił palce w brzegi fotela i z trudem łapał oddech. Nie był przygotowany do takich manewrów.

- Rudi odpowiadasz za klemy przygotuj się.

Marines z trudem podniósł się walcząc z przeciążeniami i wywołał odpowiednie okno na konsoli.

Clif przełączył widok na ekranach kokpitu i miał podgląd na zbliżającego się szybko drona. Jedną ręką ujął delikatnie drążek sterowniczy. Poruszył nim delikatnie. Miał go już wyczutego, ale do takich manewrów każde drgnienie jest na wagę, życia i śmierci..

- Ty żartujesz? - Zapytał Rudolf widząc, że jego dowódca na prawdę chce dokonać tak karkołomnego wyczynu.

Clif tymczasem na konsoli znalazł to czego szukał od sekundy i odpalił piosenkę. Nic nie mówiąc zaczął gwizdać do rytmu. Latanie jest jak muzyka już dawno to zauważył. Chwilami delikatne i spokojne, innym razem mocne i dynamiczne. Wystarczyło złapać odpowiedni rytm. Zakołysał myśliwcem do rytmu. Spojrzał na boczny panel i jednym machnięciem wszedł pod drona i patrząc w bok i szacując dystans wprowadził go w zaczepy.

- ZAPINAJ! - krzyknął Clif i pociągnął ruch dalej odwracając się do góry nogami, Rudolf wywołał procedurę dokowania. Dron jeszcze ułamek sekundy walczył z oporem myśliwca, ale Clif to wykorzystał, skorygował nieco kont i był idealnie nad drugim dronem do góry nogami. Zamarł czekając na odpowiedni moment piosenki. wolna zwrotka załamywała się tuż przed refrenem. To był idealny moment.

Victoria w wizjerach zbliżała się coraz bardziej. Komunikatory świeciły. Systemy zbliżeniowe wariowały. Marine siedzący obok pocił się i ręce mu się trzęsły.

- Na co kurwa czekasz!!! - jękną zdesperowany drugi pilot, tracąc resztkę nerwów. Wtedy piosenka dotarła do odpowiedniego momentu. Najpierw wychył w jedną późnej zawinięcie skrzydłem. Dron trafił idealnie w odpowiednie miejsce.

- Na nic… A ty na co czekasz? - odpowiedział Clif, a Rudolf błyskawicznie zabezpieczył ostatniego drona.

Cliff wrzucił wsteczny ciąg również przekraczając bariery. Mimo to Victoria zbliżała się coraz bardziej. Było to zbyt szybkie podejście. Nawet hamując w tym tempie nie zdoła raczej podejść.

Może w teorii zaryzykować jeszcze bardziej wystawiając na przeciążenia załogę i w teorii dokończyć zadanie. Miał być test podejścia bojowego w końcu. Albo zrezygnować co może skutkować negatywną oceną skuteczności formacji Hive...

- Duża się zrobiła nie? - Zażartował pilot. - Miało być podejście bojowe. To, to nam się chyba uda. - Cliff dopchną przepustnicę do końca. System bezwładnościowy wydał serię ostrzegawczych piśnięć nie mogąc w pełni skompensować przeciążeń. Usłyszał głuche i miękkie uderzenie nieprzytomnej dziewczyny o ścianę kokpitu. Cliff aż syknął wyobrażając sobie jak bardzo musiała przyłożyć w coś twardego. Wiedział też że Sylvia nie będzie mu wdzięczna. Z drugiej strony pokątnie słyszał ile zależy od tych testów.
- Victoria. Tu Hive 1 - Wywołał lotniskowiec. Głos miał chrapliwy z powodu wysiłku wywołanego przeciążeniem. - Przygotujcie personel medyczny. Mamy rannych.


Cliff w ostatniej chwili wpadł na pomysł i zaczął kręcić szybkie beczki cały czas kontrolując proces zwalniania. Było jak na karuzeli cały świat wydłużył się i skupił w tym punkcie tuż za czubkiem nosa. Siła odśrodkowa kompensowała silne przeciążenie. Ale wywracała wnętrzności na lewą stronę. Sylvia nie powinna oderwać się od podłogi.Miał przynajmniej taką nadzieję. Zszedł pod Victorię, nadłożył nieco drogi by rozłożyć proces hamownia. I tak wpadł do hangaru przekraczając wszelkie normy. Ledwo wyhamował przed sufitem poziomu i opadł na lądowisko. Natychmiast pojawiły się ekipy serwisowe i medycy.

Wtedy spojrzał na Rudolfa ten siedział zielony i z trudem łapał oddech. Ten lot kosztował go chyba więcej niż byłby w stanie przyznać.

Dopiero gdy Cliff sam próbował wstać i błędnik go zawiódł zdał sobie sprawę, że dali ostro popalić. Kilka głębszych oddechów uspokoiło jego organizm na tyle, że o własnych siłach opuścił maszynę.

Podszedł do niego Grigorij Klimow - szef ekipy odpowiedzialnej za projekt Hive.
- Uratowałeś nam dupę chłopcze.- uścisnął mu mocno dłoń i poklepał po plecach. Pokazał na maszynę.

Clif obrócił się i spojrzał w kierunku swojej królowej. Cała górna część maszyny była zmasakrowana. Uderzenie było potężniejsze niż się wydawało.

- Konstrukcja wytrzymała. Zabezpieczenia i umiejętności pilotów zostały potwierdzone. W raporcie będzie to świetnie wyglądało.Na pewno nas nie wycofają teraz. - Uśmiech z twarzy bosmana nie schodził nawet na moment.

Cliff zobaczył jak wynoszą na noszach Sylvie i Bringhama. Oboje mieli zakrwawione twarze. W drzwiach stanął też Rudolf wspierając się na medyku.

Cliff miał wrażenie, że może projekt uratował, ale załoga na pewno wdzięczna mu nie będzie.

- Twoi ludzie pewno nie zdążą na odprawę, ale ty się może ogarniesz. - dodał Klimow.

Cliff był cholernie zadowolony z siebie. Nakręcił jedno z bardziej spektakularnych lądowań w swoim życiu. A o tym jak bardzo przegiął powiedziało mu jego własne ciało. "Albo się starzeję albo właśnie przeleciałem królową". Pomyślał a jego samozadowolenie wystrzeliło w kosmos gdy zobaczył minę Rudiego. "No to teraz żaden trep nie powie że mamy łatwiej." Chociaż strzelca już przestał traktować jak dopust boży to jednak zawsze czuł satysfakcję gdy udało mu się na nim zrobić wrażenie.

Gdy wychodził z myśliwca nadal miał zawężone pole widzenia. Słowa Grigorija także połechtały jego próżność. Wtedy obejrzał się na maszynę. “Jak wtedy gdy robale liznęli tym swoim promieniem.
Potem zaczęli wynosić Sylvie i Bringhama i cały dobry nastrój rozwiał się jak dym z ogniska. Słowa i dobry nastrój mechanika zaczął go drażnić.

- Zawrzyj gębę. Im powiedz że się nie ogarną na odprawę. - warknął mu prosto w twarz tak że mechanika odruchowo cofnąć się o pół kroku. - Bo jakoś nie widzę żeby mi podziękowali, jak dojdą do siebie, aaaj? A może na następne oblatywanie to ciebie mam zabrać? A teraz mam ważniejsze sprawy.

W tej chwili odczuł z całą mocą ciężar pilotowania Królowej. W myśliwcu był sam. Jak się narażał to ryzykował tylko własną dupą, w dronowcu trzema więcej. Wiedział że zrobił wszystko co mógł żeby wrócić w jednym kawałku i wykonać misję ale czy oni podzielą jego zdanie?

Podszedł do medyków.
- Co z nimi? Jak to wygląda? - Potem odprowadził rannych do lazaretu. Na odprawę jeszcze zdąży.

Medycy szybko zwinęli się do lazaretu. Cliff podążył za nimi. Gdy pytał jak jego załoga zbyli go tylko krótkim. “Przeżyją”.Cliff opadł na ławkę przy lazarecie.

Statek zapełnił się zdecydowanie bardziej załogą. Pojawiło się więcej ludzi. Po chwili w drzwiach pojawił się doktor Sahim. Uśmiechnął się do Clevelanda i pokręcił głową grożąc mu palcem.
- Żeby mi to było ostatni raz. Masz szczęście pilocie. Twoja załoga została nieźle poturbowana ale nie stało się im nic poważnego. Lekkie wstrząśnienie mózgu i złamana ręka u dziewczyny. Nic z czym sobie nie poradzimy. Zostaną na obserwacji do jutra. Rozumiałbym gdyby to była sytuacja bojowa a nie zwykłe ćwiczenia. To mogło się źle skończyć. Ludzie są zasobem, którym nie możemy tak szafować panie oficerze. Czy wyrażam się jasno?

Cliff chciał już coś hardego odpowiedzieć medykowi, tyle że ten miał rację a po tym co zdarzyło się Chou jakoś wolał się mu nie pchać przed oczy.
- Góra ciśnie. A to prawie jak na froncie. - Powiedział jakby przepraszającym tonem - Nie jest łatwo mieć pod sobą ludzi. Jeszcze odprawa. - powiedział wstając - Posłuchać jak sobie gratulują i takie tam. Zajrzę jak się skończy.
W końcu poszedł na odprawę i podsumowanie testów.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 26-06-2020, 08:06   #4
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Podporucznik oparł się na krześle i potarł zmęczoną twarz. Na blacie przed sobą miał zimny kubek z kawą. Dałby teraz dużo by zawartość kubka miała w sobie przynajmniej tyle alkoholu ile miała kofeiny. Dyskusja trwała już od paru godzin. Próba zrozumienia tego co próbował przekazać im stary Kot odnośnie taktyki, historii i tradycji formacji Khilrati wykończyła by każdego.

Ian spojrzał w kierunku porucznika Gebbelsa, który objął stanowisko CAG i poprosił go by przybył wcześniej na Victorię i pomógł mu to zorganizować.

Siedzieli we trójkę w obszernej sali konferencyjnej floty. Hunter, Zielony Goblin i Stary Lew. Jak Hunter szybko zrozumiał Stary Lew było czymś na kształt pseudonimu - oznaki honoru i szacunku. Tak naprawdę nazywał się Harratr.

Victoria zmieniła się w ciągu tych 4 miesięcy bardziej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Nawet ta sala… Oprócz symboli Unii Systemów Solarnych pojawiły się tutaj godła rodu Verba. Bo to ten ród wystawił kontyngent, który zasilił szeregi załogi lotniskowca.

Hunter wiedział, że to początek nowego układu, a ich czeka najtrudniejsze zadanie. Wypracować wspólną linię z rasą wielkich kotów, z którymi od wielu lat prowadzili wojnę.

Ian pamiętał dzień, w którym Newman wezwał go na dywanik i zapowiedział, że został przeniesiony do sztabu, a Victorię przekaże w ręce pierwszej i że na pokład wprowadzą się koty. Zaproponował mu awans i stanowisko CAG. Jednak Hunter przekonał go, że lepiej sprawdzi się w polu aniżeli za biurkiem. Razem skazali na to stanowisko Gebellsa. Zielony Goblin długo się opierał, ale gdy Hunter obiecał się mu pomóc w miarę możliwości ten się zgodził.

Niemal wszyscy teraz dopiero teraz wracali wypoczęci po długim urlopie. On zaś siedział tu razem z Gebelsem i próbował dogadać się z byłym wrogiem…

- No to chyba mamy jakieś rozwiązanie - powiedział zmęczony Gebbels. Pod skrzydła Warringtona trafi 3 Kilrathi. Do ciebie Ian dwóch. Do Marshala też dwa. Stare Anioły, Herkulesy i Hivy nie są dostosowane więc one są obsadzane przez nas. Jedna eskadra Viperów w całości prowadzona będzie przez Koty i połowa Centurionów. Zaś Watahy i Oceloty będa pilotowane tylko przez Kilrathi. - Gebbels podniósł wzrok znad tabletu i spojrzał pytająco na swoich towarzyszy.

Hunter skinął głową. Jednak Harratr po raz setny wtrącił swoje.

- Do tych waszych Archaniołów trafiają najlepsi z naszych samotników. Oni będa tam walczyć o przejęcie dowódctwa. Każdy z nich będzie chciał być alfą tych waszych sfor. Weźcie to pod uwagę, że wasze sztywne struktury przywódcze są mało intuicyjne i usuwają ideę rywalizacji prowadzącą do doskonalenia się i wyboru najlepszych przywódców. Pamiętajcie o tym. Oni nie przyjmą rozkazów od gorszych od siebie… - Harratr nie posługiwał się translatorem. Mówił niemal zrozumiałym językiem, przeciągał warczące głoski i zjadał część samogłosek wypowiadając wyrazy w sposób, którego żaden człowiek nie dałby rady otworzyć. Ale po paru godzinach negocjacji zarówno Hunter jak i Gebbels doskonale już go rozumieli.

Gebbels oparł twarz w dłoniach i mruknął bardziej do siebie niż do kogoś innego.
- A już myślałem, że temat wyjaśniliśmy jakąś godzinę temu…

- Ja z tym nie mam najmniejszego problemu - Hunter ożywił się gdy temat zszedł z etykiety i kultury Kilrah. - Największym problemem jednak będzie zsynchronizowanie działań. Czy jeśli KIlrah uzna wyższość dowódcy i będzie miał czekać z atakiem to zrobi to? Bezmyślny atak może przecież zepsuć całą misję i przewagę taktyczną.

Wielki lew nastroszył nieco futro. Hunter zauważył, że koty mają wiele innych metod okazywania emocji w tym ruszanie wąsami, ogonem czy stroszeniem futra. Mimikę twarzy koty mają dużo bardziej uproszczoną. To właśnie dlatego wydawały się na pozór tak opanowane. Hunter jeszcze kotów nie potrafił tak dobrze czytać ale zaczął zwracać uwagę na kolejne elementy.

- Jeśli ktoś z naszych uzna przywództwo ludzi. dostosuje się do ich rozkazów. Sfora jest ważniejsza od jednostki. Szczególnie jeśli alfa jest silny. Budowania zaufania może nie być proste dla ludzi, którzy nie znają naszej kultury. Jednak jak już powiedziałem wiele razy jest to niezbędne. - po tonie wypowiedzi Hunter zaczął się zastanawiać czy stroszenie sierści nie miało czegoś wspólnego z irytacją spowodowaną koniecznością wielokrotnego powtarzania tego samego tematu.

- Bycie lepszym pilotem nie znaczy bycie lepszym dowódcą - skontrował podporucznik. - Ale jak sam powiedziałeś Sfora jest ważniejsza od jednostki. Więc Kilrah, żeby zyskać uznanie ludzi, będą musieli wykazać wyższość jednocześnie pilotażu oraz dowodzenia i taktyki. - Hunter mocniej zaznaczył słowo “oraz”. - Ale jak już powiedziałem, ja nie mam problemu z rywalizacją w moim skrzydle - dodał już łagodniej.

Ale chyba dochodzili do konsensusu. Kilrathi będą starać się dostosować do systemu dowodzenia i walki prezentowanej przez ludzi. Ale ludzie, którzy dowodzą będą musieli zawalczyć o dowodzenie z kotami. Kto okaże się lepszy ten obejmie dowodzenie nad skrzydłem.

Gebbels spojrzał na zegarek i powiedział.

- Wkrótce dokuje ostatni transport z pilotami. Kapitan chciała żebym złożył jej raport z tego co ustaliliśmy. - mówiąc to wstał od stołu.

- Ja również udam przywitać przylatujących Kilrathi. - powiedział Lew.

- Hunter czy podejdziesz ze mną?

- Jasne - podporucznik podniósł się z miejsca zerkając na Lwa czy ten ma jeszcze coś do powiedzenia.

Wstali i rozeszli się. Gebbels zbliżył się do Huntera i konspiracyjnym głosem powiedział.

- Nie tak widziała to Kapitan. Chciała zapewnień, że koty dopilnują by na tym okręcie przestrzegano reguł floty. A my zgodziliśmy się na konkursy i przepychanki na szczeblach dowodzenia. Wszyscy będą na nas patrzeć. Obawiam się, że będą chcieli przenieść tą metodykę ustalania zwierzchnictwa na inne obszary.

Wyszli z sali konferencyjnej i ruszyli w kierunku kajuty kapitan. Hunter znał pobieżnie Xian Li z poprzedniego lotu wykazała się odwaga i skrupulatnością. Na dowódcę polecił ją Newman. Ale z tego co słyszał opinię innych to bardziej naukowiec niż dowódca wojskowy. W tym ostatnim zdecydowanie wolała trzymać się regulaminów aniżeli ich luźnej interpretacji.

Gebbels kontynuował ściszonym głosem:
- Pomóż mi Hunter ją jakoś przekonać, że to jedyne wyjście.
- Z tym nie powinno być problemu - zapewnił podporucznik.
Zbliżali się już do gabinetu kapitana. Gdy drzwi nagle przed nimi otwarły się same. W drzwiach stała Kapitan. Była ubrana w elegancki galowy kapitański mundur. Wyglądała perfekcyjnie. Ale w jej minie i posturze od razu dało się dostrzec zdenerwowanie.

- Gebels! Nareszcie miałem już po ciebie posłać marines by doprowadzili cię siłą skoro sam nie zamierzasz stawić się na wezwanie!
- A pan podporucznik w jakiej sprawie? - zwróciła się do Huntera.
- Pozwoliłem sobie zaprosić podporucznika St. Johna o pomoc przy wyjaśnieniu ustaleń jakie udało się wynegocjować z Kilrathi.

Mina kapitan zrzedła założyła ręce na piersi i skinieniem głowy kazała obu podwładnym wejść do środka. Poczekała aż drzwi zasuną się z cichym sykiem i zaczęła od razu.

- GEBELS JAKIE DO CHOLERY NEGOCJACJE! Przecież wszystko zostało ustalone, mieliście tylko ustalić skład osobowy archaniołów. Czy to takie ciężkie przydzielić pilotów?!

- Problem dotyczy pilotów Kilrathi. Harratr twierdzi, że piloci nie podporządkują się łańcuchowi dowodzenia dopóki dowódcy eskadr nie wykażą się… - zaczął Gebels ze spuszczoną głową.

- Mają się dostosować i koniec dyskusji, Inaczej wyciągniemy konsekwencje służbowe. Nie możemy sobie pozwolić na zabawę CAG. Myślałam, że komuś z twoim doświadczeniem nie będę musiała tłumaczyć tak podstawowych rzeczy.

Gebels spojrzał błagalnie na Huntera.
- Za przeproszeniem, bardzo chętnie zobaczę jak pójdzie pani do Kilrah i powie im, że mają się dostosować grożąc przy tym konsekwencjami służbowymi - zakpił Hunter. - Szczególnie jeśli taki poczuje się urażony to lepiej żeby pani miała ze sobą marines i pancerz bojowy, bo oni mają w dupie nasze rangi. Honor wojownika ponad konsekwencje.

Xian li aż się zapowietrzyła. NIe spodziewała się takiej bezpośredniości w stosunku do niej od zwykłego podporucznika.

- Panie Podporuczniku prosze uważać na słowa! Znam Kilrathi i brałam udział w prawdziwych negocjacjach gdzie ustalono że pojawią się dwie jednostki jedna prowadzona na wzór Unii druga na wzór Kotów. Testy polowe wykażą które rozwiązania będą lepsze.

- Pani Kapitan - wtrącił się Gebels - ale ustalenia ustaleniami, ale my mamy tutaj do czynienia z jednostkami. Musimy chociaż część naszych zasad dostosować inaczej…

- Nie interesują mnie wasze wymówki - przerwała mu Kapitan. - Dla mnie ważne jest powodzenie tej misji.

- To nie ja będę się tłumaczył z niepowodzenia tej misji. Jeśli wszystko szlag trafi to ja napewno będę wtedy siedział w areszcie za niewykonywanie pani nieprzemyślanych poleceń - Hunter zawiesił głos na kilka sekund, aby przekaz lepiej dotarł. - Więc jak? Zda się pani na doświadczenie moje i porucznika Gebbelsa i w razie czego będzie miała kogo o to obwinić czy woli działać sama, po swojemu i osobiście ponieść tego konsekwencje? - postawa Huntera sugerowała, że obie opcje były mu obojętne.

Kapitan spojrzała na Huntera i po chwili cała energia z niej zeszła. Podeszła do fotela i opadła na niego.
- Ta sytuacja jest cholernie skomplikowana… Dobrze zdam się na was i wasze doświadczenie. Mamy dwa trzy dni na przygotowania zanim ruszymy. Wykorzystajcie to by ustalić kto komu będzie wąchał ogon. Ale jeśli podczas misji ktokolwiek czy kot czy człowiek zacznie negować ustalony porządek… Każę go zastrzelić na miejscu jako akt niesubordynacji i działanie na szkodę Unii… Przekażcie to Staremu Lwu. On osobiście będzie za to odpowiadał. Możecie odejść.

- Oni mają świadomość, że Swora jest ważniejsza od jednostki. Nie będzie tak źle - rzucił jeszcze Hunter, odwrócił się i zaczął iść w kierunku drzwi.

Oficerowie kierowali się już do wyjścia gdy kapitan ponownie się odezwała.

- Gebels podeślij mi ustaloną listę skrzydeł i za pół godziny robimy uroczystą odprawę. NIech techniczni zrobią trochę porządku na pokładzie dowodzenia…. Będzie tłum….

***

Hunter popatrzył na zegarek. Pół godziny to z jednej strony dużo, a z drugiej mało na cokolwiek ciekawego. Jeszcze raz popatrzył na rozpiską swojego skrzydła. Dwa Killrathi. Jedna z nich jest Mirra. Po rysach można by powiedzieć, że mieszaniec z człowiekiem, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie próbowałby się tego dowiedzieć wprost. Oprócz tego Trójka, Banshee i Jasmine. Tyle kojarzył. Reszta nowa. No właśnie. Cholerna Jasmine. Co ona tu robiła? Popatrzył na zegarek ponownie. Równie dobrze mógłby się dowiedzieć. Ruszył w kierunku jej kajuty.

Stanął pod jej drzwiami i zapukał.
- Podporucznik Hunter - przedstawił się zaraz potem.

Drzwi uchyliły się w środku zobaczył Jasmin w mundurze pokładowym. Zlustrowała go z góry do dołu po czym otworzyła drzwi wpuszczając go bez słowa.

- Co ty tutaj robisz? - walnął prosto z mostu. - Odgrażałaś się, że przeniesiesz się na śmieciarki - ton nie zawierał pretensji. Był to standardowy humor Huntera.

Oparłą się o ścianę tuż koło wejścia do kabiny sanitarnej i zaplotłą ręce na piersi i odgryzła się.
- Zmieniłam zdanie. A podporucznikowi to przeszkadza?
- A czy ja coś takiego zasugerowałem? - zlustrował ją dokładnie. - Jestem po prostu zaskoczony.
- A to dobrze czy źle? - zapytała podnosząc nagle wzrok.
- Nie wiem. Zależy od ciebie.
Chwilę patrzyła na swojego dowódcę. Po czym wzruszyła ramionami i powiedziała
- W sumie czy to ma jakieś znaczenie. Zostałam i jeszcze polatam pod twoim dowództwem.
- W porządku - skinął ostrożnie głową. - Nie latamy już jednak dwójkami, a w moim skrzydle jest sporo pilotek. W tym Kilrah. Wiesz, że mam do ciebie sentyment. Jednak stracę posłuch u kotów jak będę go okazywał słabemu pilotowi - puścił jej oko.
- To zacznij od tej starej andoidki. - odparła równie bezpośrednio.
Hunter powstrzymał się od parsknięcia. Powstrzymał się również od komentarza na temat tego jak obecnie wyglądają jego relacje z Trójką.
- Stara androidka potrafiła pokazać, że jej zależy i nie groziła lataniem śmieciarkami - zripostował. - Na twoim miejscu bardziej przejmowałbym się żeńskimi Kilrah. One mają słabość do samców alfa, a ja mam polecenie służbowe nim zostać. - Zrobił niewinną minę
Jasmin wzruszyła ramionami i odpowiedziała, nie zdając sobie chyba sprawy z pretensjonalnego tonu jakiego użyła
- Nie wyglądasz na miłośnika kotów…
- A jak wygląda miłośnik kotów? - zainteresował się podporucznik. - Bo z “takimi” kotami to ja jeszcze nie miałem do czynienia.
- Nie wiem w sumie, ale na pewno nie tak… - ponowne wzruszenie ramionami zaczynało frustrować.
- Dobra. Niedługo odprawa. Nie zajmuję czasu. - Hunter wykorzystał pretekst, aby zakończyć tą rozmowę. Sprawdził co miał sprawdzić. Na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 26-06-2020 o 08:12.
Raga jest offline  
Stary 29-06-2020, 11:40   #5
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Diuk podniósł komunikator i zobaczył ostrzeżenie wzywające do stawiennictwa na pokładzie dowodzenia. Kilka sekund później przez interkom padło wezwanie do stawiennictwa na drugim pokładzie na odprawę.

Niemal wszyscy zeszli na pokład dowodzenia. W głównej hali uprzątnięto większość kanonierek. pozostawiając dla członków załogi sporo wolnej przestrzeni. Ludzie siedzieli wszędzie. Część wspięła się na pozostawione moduły kanonierek. Część opierała się o ściany. Po drugiej stronie wyraźnie oddzieleni od ludzi zbierały się Kilrathi. Ludzie ewidentnie zbierali się po jednej stronie koty w znacznie mniej liczebnej grupie ścisnęły się w rogu pomieszczenia.

Po środku na delikatnie uniesionej platformie dyskutowało między sobą cicho dowództwo.

Diuk jako pierwszy wypatrzył Huntera, stojącego na uboczu, obok niego stała czarnowłosa pilotka Jasmin o ile dobrze pamiętał. Nieco z tyłu oparta o ścianę modułu szpitalnego stała trójka. Obok niej również nie odzywając się do nikogo opierała się blada i doszczętnie osiwiała Banshee. Kojarzył Dianę była kiedyś na prawdę sympatyczną dziewczyną. Teraz stała się odludkiem chyba nawet większym niż trójka. Zaraz obok stała Strzyga z Woodim i Eagle Eyem. Miło było widzieć znajome twarze. Ruszył w ich kierunku

Cleveland ledwo zdążył doprowadzić się do porządku, dobrze, że jego kajuty znajdowały się na drugim pokładzie więc w ostatniej chwili trafił do hangaru. Niemal wpadając na Diuka, który zmierzał w kierunku starych kompanów.

Hunter wykasował powiadomienie na komunikatorze i spojrzał na zbliżających się Diuka i Clevelanda.
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 30-06-2020, 15:31   #6
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Duke dopił piwo i pożegnał Roghwana i barmana. Od tego pierwszego wziął na miary. Trochę z ciekawości, a trochę z wyrachowania. Miał mieć w skrzydle koty, warto by poznać ich kulturę i zachowania. Jak na razie znał ich tylko od jednej strony celownika.
Miał w pamięci incydent ze Strzygą i symulatorem. Nie spędził całego urlopu na obijaniu się.
Uczył się od teoretyków, czyli zaliczył kurs i parę kursantek. oraz od praktyków, czyli pił z podoficerami. Bo od dawna było wiadome, iż to podoficerowie trzymali w kupie wszystko. Ci na dole nie robili tych wszystkich ryzykownych rzeczy dla mitycznego admirała na samej górze. Robili to dla współtowarzyszy, rodzin i… typa, który orał nimi na okrągło. I tego potrzebował się nauczyć Duke. Był czarujący i elokwentny, ale tej zwierzęcej charyzmy musiał się nauczyć. Dlatego też, chciał dowiedzieć się jak najwięcej o kotach i to z najlepszego źródła.

Teraz jednak wyszczerzył się:
- Widzę, że wypoczęliście na wakacjach? Cliff słyszałem, że przerzuciłeś się na modelarstwo. Latasz gorzej ode mnie, ale nie na tyle źle żebyś musiał się modelami sterowanymi się bawić.
 
Mike jest offline  
Stary 01-07-2020, 12:42   #7
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Hunter zerknął na Jasmine i zaraz powiódł spojrzeniem dalej. Jej temat odłożył na później. Dużo później.

Kolejna była Trójka. Ta od razu wyłapała wzrok podporucznika i rzuciła mu swój charakterystyczny uśmiech. Wyglądał nawet naturalnie, ale w większości przypadków był sztuczną maską, za którą ukrywała się jej prawdziwa natura. Hunter jednak nauczył się, aby patrzeć na jej oczy. To one pokazywały o czym myśli modliszka. Nie było to metoda doskonała, ale Hunter umiał ocenić czy oczy i usta oddają te same emocje. Jeśli tak nie było to wtedy należało uważać. Tym razem jednak jej sympatia wydawała się szczera. Ian odwzajemnił uśmiech przypominając sobie ich burzliwy związek sprzed kilku miesięcy. Oboje potraktowali to jak eksperyment, który tylko częściowo się udał i nie został też oficjalnie zakończony. Trójka robiła to na co miała ochotę, a jakiekolwiek refleksje były jakby poza jej zdolnością pojmowania. Obecnie ich zainteresowania leżały gdzie indziej i żadne z nich nie miało z tym problemu.
O dziwo nikt do tej pory nie wyciągnął żadnych konsekwencji z tego, że jest modliszką. Hunter założyłby się o cokolwiek, że doszło to do uszu dowództwa, ale z jakiegoś powodu zostawili to bez echa. Podobno w przeciwieństwie do marines miała bardzo dobre relacje z Kilrathi. Jeśli by się nad tym dłużej zastanowić to byli bardzo do siebie podobni.

Następna była Banshee. Blada, białowłosa, wychudzona. Dodatkowymi efektami promieniowania było ogromne ryzyko nowotworu, bezpłodność i to, że dziewczyna nie dożyje starości.
Jednak postanowiła zostać we flocie. Jako pilot miała nadal dobre wyniki, a lekarze ocenili jej stan zdrowia na zadowalający. Miała tendencję do latania za Hunterem. Nie dlatego, że była tak dobra jak on, ale raczej dlatego, że nie miała nic do stracenia. Diana też wyłapała spojrzenie dowódcy, ale zaraz wróciła do obserwowania podwyższenia. Trzeba było wyraźnie pokazać jej swoje intencje, aby liczyć na jakąkolwiek reakcję.

Tylko tyle osób Hunter znał w swoim, skrzydle. Resztę kojarzył tylko z widzenia i akt osobowych.
- Taaa - podporucznik skwitował pytanie Diuka w sposób, który mógł oznaczać zarówno potwierdzenie jak i zaprzeczenie. Pytanie zresztą było stwierdzeniem, a raczej tylko zagajeniem rozmowy. - Trzeba próbować różnych rzeczy żeby dowiedzieć się co tak naprawdę jest wartościowe, prawda? - odpowiedział przed Cliffem i zerknął na niego wymownie. Nie chciał otwarcie krytykować jego decyzji, ale był ciekawy co odpowie na zaczepkę.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 01-07-2020, 22:37   #8
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Cliff ucieszył się widząc znajome gęby. Po jego ekipie zostało wspomnienie. Haqim trafił do techników a składy skrzydeł pocięto i potasowano dokładają kart z innych talii. Sama Viktoria się zmieniła i w zasadzie można się było poczóć jak na nowym przydziale.

- Góra chce mieć kogoś zaufanego do pilnowania domu jak cię robaki oblezą. To wybrali najlepszego do roboty. - Przywitał się z Diukiem.
- Miałem do wyboru drony albo drony. Więc wybrałem... drony. Na początku byłem zły ale jak się temu lepiej przyjżeć dają naprawdę ciekawe możliwości. Kilrathi chyba sporo nagadali o tym jak odpaliliśmy Nighta na krótko. Więc uznali że na dronowcu taki talent się przyda. No i poza wszystkim ma silnik i działko więc żadna z niej taksówka.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.

Ostatnio edytowane przez harry_p : 02-07-2020 o 13:31.
harry_p jest offline  
Stary 02-07-2020, 14:03   #9
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Ich głosy przytłumił zgrzyt przesterowania w głośnikach. Natychmiast jednak sytuacja się poprawiła. Kapitan odchrząknęła i spojrzała krytycznie na technika, który poprawiał coś na przenośnej konsoli.


Rzuty na spryt

Clif 3
Duke 10
Hunter 11



Hunter i Duke obaj popatrzyli w stronę kotów. Duke po rozmowie z grubym kotem zainteresował sie tymi stworzeniami. Hunter od zawsze był czujny. Obaj zauważyli jak koty zareagowały na pisk w słuchawkach. Kilka do tej pory trzymało się za łby. A większość było maksymalnie rozdrażniona. Część jawnie szczerzyło zęby i dyszało. Nie umknęło ich uwagi również to, że kapitan stoi tyłem do kotów. Choć za pewne z jej strony nie było to zamierzone. Nie mniej ewidentnie kotom się to nie spodobało.

- Panie i Panowie… Oficerowie, piloci, kadeci… Wszyscy członkowie załogi.. - Kapitan zaczęła niepewnie - Chcielibyśmy przywitać w naszych szeregach naszych sojuszników w walce z potężnym przeciwnikiem jakim są obcy Nephilim. Powitajmy walecznych Kirathi!

Zapadła krępująca cisza, ale stary lew stojący koło kapitan szybko zoriętował się i uderzył nogą w podest wydał z siebie ryk i uderzył pierś. Pozostałe koty podjęły okrzyki tupanie i bicie się w pierś. Kapitan niepewnie powtórzyła ten substytut kociej owacji. Wśród tłumu ludzi rozeszła się fala osób nieudolnie naśladujących koty.
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 02-07-2020, 23:01   #10
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Cliff jak wszyscy na pokładzie potupał, poryczał.
Popatrzył na swoich nowych sojuszników.
- Jak myślicie, będzie z coś sensownego? Mnie tam, ominęła podmianka. Na całym tym interesie dostałem trzech żółtodziobów do niańczenia i nie mam zbyt wielu okazji się integrować tak jak wy. Co by jednak nie mówić jesteśmy częściowo za ten cyrk na kółkach odpowiedzialni co nie? Więc jak by coś ten... pomóc to możecie na mnie liczyć.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172