Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-07-2020, 19:35   #1
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Escape 2020: Cerber

Scena 1



Miejsce: obóz archeologów; biuro Nicholasa
Obsada: Nicholas i Kelemen


Pogoda szalała na całego. Jak zwykle o tej porze roku. Wiatr wzbudzał istną burzę pyłową. Aż Nicholas zastanawiał się czy marines dadzą radę wylądować w takich warunkach. No niby nie było aż tak źle by ograniczyć loty. Ale jednak pogodnie też nie było. Miał nadzieję, że skoro chodziło o marines to wiedzą co robią. I wylądują w jednym kawałku. Czułby się strasznie jakby doszło do jakiejś katastrofy gdy marines lecieli im na pomoc.

- Naprawdę musisz palić to świństwo? - zapytał kolega jaki właśnie wszedł do jego gabinetu. Czy raczej kabiny. Mieli na tyle luksusu, że każdy dzielił swój kontener z sąsiadem. Ale kierownikowi całej ekspedycji przysługiwał kontener na wyłączność. Więc w tej części którą powinien zajmować współlokator urządził sobie coś co trochę na wyrost nazywał gabinetem. Tu właśnie załatwiał służbowe sprawy.

- To mnie uspokaja. - już nie pierwszej młodości szef obozu archeologów uśmiechnął się smutno i przyznał z rozbrajającą szczerością. Zdawał sobie sprawę, że to nie jest dobry nawyk. Jak każdy nałóg. Ale współczesna medycyna i sam przemysł tytoniowy potrafiły sprawić, że już nie było to tak szkodliwe jak przed wiekami.

- Chyba tak. - Kelemen skinąl głową trochę machinalnie. Sam nie był pewny jak zacząć tą rozmowę. Ani czy jest sens zaczynać.

- Myślisz, że przylecą w taką pogodę? - szef archeologów spojrzał pytająco na szefa działu naukowego którego zazwyczaj traktował jak swoją prawą rękę.

- To marines. Jak nie odwołali lotu to pewnie przylecą o czasie. - no i się zaczęło. Właśnie między innymi po to przyszedł do Nicholasa by o tym porozmawiać.

- No tak, masz rację. - Nicholas spojrzał na tą szarugę za oknem. W końcu pokiwał głową i wstał od swojego biurka. Ruszył do szafy z ubraniami. - No to trzeba się szykować by ich przywitać. - mężczyzna rzucił raźno do kolegi gdy stanął w drzwiach otwartej szafy.

- Nicholas ale czy to naprawdę koniecznie? - Kadosa nie wytrzymał i jednak zapytał. Już o tym rozmawiali. Nie raz. I ostatni głos miał właśnie facet przy szafie jaki zaczął ubierać się do wyjścia. - Wiesz jacy oni są. To mięśniaki. Nic tylko wszysto rozwalić i wysadzić. Wszystko tu zniszczą. A nasze badania? I będą się szarogęsić. Tego nie wolno, tamtego nie wolno, tu nie chodź, tam nie zaglądaj, nie zadawaj pytań a w ogóle to teraz wy mieszkacie u nas. - szef pionu naukowego wyrzucił co mu leżało na wątrobie. Te wszystkie wątpliwości jakie miał co do przybycia “uzbrojonych osiłków” jak ich w duchu nazywał. Obawiał się tego. Że wszystko tu zepsują te badania, jakie pasjonujące! jakie tu prowadzili.

- Już o tym rozmawialiśmy Kel. - Nicholas tak naprawdę spodziewał się, że kolega zacznie argumentować po swojemu. Też miał wątpliwości czy powinni wzywać kogoś z zewnątrz. Do tego marines. Ten wojskowy dryl mógł zahamować ich badania. A kto wie? Może zamknąć cały obóz? To był ten czarny scenariusz jakiego się obawiała jego dusza naukowca i badacza tajemnic. Ale w przeciwieństwie do szefa naukowcow był też kierownikiem ich wszystkich. Owszem, zarządzał nimi, oni mu podlegali nawet jeśli zazwyczaj panowała uprzejma atmosfera klubu studenckiego. No ale też odpowiadał za ich bezpieczeństwo. Co jeśli wypadki będą się powtarzać? Coś się stanie kolejnemu obozowiczowi? Kogo będą w pierwszej kolejności wszelkie komisje pytać co zrobił w tej sprawie? No jego właśnie! Kierownika tego obozu. Dlatego musiał wykazać, że przedsięwziął odpowiednie kroki. No a na tej planecie trudno było o alternatywę do marines. Nawet zdziwił się trochę, że zorganizowali ekipę tak prędko.

- No tak. - Kelemen, przez kolegów zwykle nazywany Kel, mruknął markotnie widząc, że nic już nie wskóra. Właściwie to tylko pogoda by mogła jeszcze powstrzymać albo opóźnić przylot marines. - Dziewczyny prosiły by dać im znać jak będizmey jechać na lądowisko. Chciały się zabrać z nami. - niejako w ramach zemsty od niechcenia rzucił luźną uwagę i czekał na wynik.

- Oh nie ma takiej potrzeby! Pojedziemy we dwóch, przywitamy ich i przyjedziemi z nimi z powrotem. - tak jak się Kel spodziewał reakcja kierownika była całkiem żywiołowa. Nie było tajemnicą, że żeńska część personelu była jak najbardziej za przylotem silnych, męskich, uzbrojonych ramion co ich ochronią przed wszelkim złem. Córka Nicholasa też.

- Oczywiście. - szef naukowców skinął głową ze zrozumieniem. - A co im mówimy? Znaczy tym mięśniakom jak przylecą? - zapytał już poważniej. Nicholaus zamknął szafę i też się zamyślił. No tak, to było dobre pytanie.


---



Jaki jest sekret naukowców?


Nowy biom - w jaskiniach pod ruinami odkryli nowy ekosystem. Według procedur powinno się zamknąć dostęp do tych jaskiń, urządzić kwarantannę i ściągnąć ekspertów od xenobiologii. Takie rozwiązanie jednak w praktyce mogłoby doprowadzić do zamknięcia obozu lub poważnego spowolnienia prac a na razie nikt nie zachorował ani nic takiego.

Przekręt - archeolodzy okazali się całkiem obrotnymi ludźmi i mają co nieco lewych interesów do ukrycia. Może produkują materiały wybuchowe czy medykamenty dla wyrzutków, może korzystają z ich usług, może produkują jakieś naukowe falsyfikaty. Grunt, że ktoś obcy kręcący się po obozie może to odkryć i sprawa się sypnie.

Przykrywka - w gruncie rzeczy obóz archeologów to tylko przykrywka dla czegoś innego. Może tylko szef i jedna czy dwie osoby, może więcej a może wszyscy biorą w tym udział. Pod przykrywką tak naprawdę są współpracownikami jakiegoś wywiadu, korporacji czy są skorumpowani przez lokalne układy i układziki. Obawiają się, że marines mogliby ich zdemaskować lub przynajmniej ograniczyć działalność.

Tajne laboratorium - w zakamarkach starej, wojskowej bazy odkryli laboratorium. Było bardzo solidnie zabezpieczone, nie do końca wiadomo co tam prowadzono za badania i eksperymenty. Archeolodzy obawiają się, że gdy wojskowi się o tym dowiedzą to mogą ich tam nie dopuścić albo nawet i zamknąć obóz teraz i na nie wiadomo jak długo.


---



Scena 2


Miejsce: orbitalna baza marines; sektor 2-go plutony
Obsada: por Jean Daoust i srg.pl Lean Mentink


- To by było na tyle. Są jakieś pytania? - porucznik powiódł wzrokiem po zebranych twarzach. Byli tu wszyscy. Pełny 2-gi pluton jakim dowodził i jaki po tej ostatniej odprawie miał się zapakować na transportery a te na dropshipy. Teraz to było takie podsumowanie. Właściwie poprzednio już omówili sprawę a teraz tak dla formalności, aktualizacji i przypomnienia po co lecą na ten biegun północny Cerbera do zagubionego wśród pustkowi obozu archeologów. Raczej się nie spodziewał pytań bo wszystko było jasne. Dlatego trochę zdziwł się jak po chwili spokoju jedna z rąk uniosła się w górę. Gdy zobaczył kto ją podniósł już czuł pismo nosem ale uniesieniem brwi i gestem głowy dał znać, że można mówić.

- Więc panie poruczniku ja się tylko chciałem upewnić… - zaczął jeden z kaprali, ich plutonowy komediant. Reszta też momentalnie wyczuła, że znów odstawi jakąś komedię bo na twarzach pojawił się wyraz ekscytacji i oczekiwania. Daoust dał znać, żeby kontynuował. Właściwie też był ciekaw tej nowej hecy.

- Bo jeśli dobrze rozumiem panie poruczniku to lecimy do obozu jajogłowych tak? I to nawet archeologów tak? - kapral powoli zmierzał do gwoździa programu całkiem umiejętnie budując atmosferę i potęgując oczekiwanie. Naprawdę był urodzonym komikiem dlatego też prawie wszyscy go lubili w plutonie i był bardzo popularną postacią. Nieoficjalnie też pełnił rolę błazna. Czyli w żartobliwej formie ale dziwnie trafnie potrafił być barometrem nastrojów zwykłej, plutonowej masy żołnierskiej. Dlatego prawie od początku porucznik Daoust nauczył się słuchać tego co i jak ten komediant mówi.

- Tak, lecimy do obozu archeologów. - porucznik potwierdził to co już się przewijało przez całą odprawę.

- To świetnie! - kapral ucieszył się jakby jego domysły się potwierdziły. - To ja chciałem ogłosić, że zaklepuje wszystkie cycate archeolożki w ciemnych okularach, warkoczu i obcisłych wdziankach. Więc jakby trzeba było o nie zadbać, znaczy zapewnić bezpieczeństwo to panie poruczniku ja się zgłaszam na ochotnika. - kapral wywalił o co mu chodzi. Niby brzmiało to jak formalny wniosek czy inną prośbę no ale jeszcze zanim skończył mówić to reszta towarzyszy i towarzyszek gruchnęła śmiechem. Co spowodawało, że on próbował ich zakrzyczeć i zaklepać sobie te cycate ślicznotki z warkoczami a oni kazali mu się zamknąć, siadać i w ogóle to niby dlaczego on jeden ma mieć dostęp do takich ślicznotek. Porucznikowi nie zostało już nic innego jak zakończyć spotkanie i dać sierżantom znać by zajęli się zagnaniem wesołej ferajny do ładowni.

- Nie podoba mi się ta akcja. - sierżant Mentink zrównał się z nim na korytarzu. Był sierżantem plutonu i zastępcą porucznika. Gdy jeden z nich dowodził bezpośrednio jedną częścią plutonu to drugi drugą. Świetnie się uzupełniali. No ale Jean uważał, że Lean jest za bardzo fanem różnych spisków i matactw. Czasem miał wrażenie, że sierżant bardziej by się sprawdzał w roli policyjnego detektywa czy dziennikarza śledczego. Z drugiej jednak strony był mu niejako hamulcem dla jego własnej brawury, takim głosem rozsądku i rozwagi.

- Żadna nowość. Mówisz tak przed każdą akcją. - oficer otworzył drzwi do magazynku gdzie mieli swój ekwipunek. Jeszcze trzeba było się przystroić w ten cały bojowy sprzęt nim udadzą się do ładowni.

- Nie lubię współpracować z cywilbandą. - mruknął sierżant podchodząc do swojej szafki. W gruncie rzeczy nie chodziło o to. Przynajmniej nie tylko o to. Ta cała misja wyglądała jak jedna, wielka pułapka! O nie, nie widział żadnych powodów do zadowolenia. Na pewno coś się spartoli. Tylko pytanie co i kiedy.

- Nie bądź smutas Lean. Słyszałeś komedianta? Może będą tam biuściaste ślicznotki w obcisłych wdziankach? - porucznik próbował jakoś uspokoić swojego zastępcę i kumpla. Zawsze tak było. Mentik się nakręcał, że czeka ich nie wiadomo jaka rzeźnia i horror i w ogóle makabra. A potem zwykle była nudna rutyna. A te jego czarnowidztwo się zwykle nie sprawdzało.

- Biuściaste ślicznotki. Akurat. Widziałeś prognozę pogody? Jaki tam syf jest na dole? To tak na sam początek. A jest jeszcze cała reszta. - Lean spojrzał na dowódcę z pretensją i nieco z żalem. No tak. Pogoda była no powiedzmy, że taka sobie. Ale i tak o niebo lepsza niż bliżej równika. No i była jeszcze ta cała reszta.


---


Jaka jest pogoda?


Syberia - warunki zbliżone do ziemskiej Syberii. Trzeba poświęcić 2 sloty ekwipunku na odpowiedni zimowy ubiór. Średnia dobowa temp to ok -30*C.

Chłodno - jak na ziemskie warunki to tak umiarkowanie chłodno. Nie trzeba poświęcać slotów ekwipunku na specjalistyczny ubiór. Dobowa temp. to ok 0*C.

Gorąco - warunki są z gorących ziemskich klimatów. Trzeba poświęcić 1 slot ekwipunku na specjalistyczny lekki ubiór. Dobowa temp. to ok 30*C.

Pustynnie - warunki na pograniczu ziemskiego gorąca, mogą nawet go nieco przekraczać. Potrzebne są 2 sloty ekwipunku na specjalistyczny sprzęt. Dobowa temp. to ok 60*C.


-----

- Termin do głosowania: do północy w nd 07.19.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 17-07-2020 o 19:37.
Pipboy79 jest offline  
Stary 21-07-2020, 02:22   #2
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 02 - 2727.08.01; wieczór; g. 32:00

Scena 1



Czas: 2727.08.01* wieczór; g. 32:00
Miejsce: obóz archeologów; lądowisko; szoferki łazików
Warunki: noc polarna; temp. 8*C; łag.wiatr (12 km/h); śr.opad; to**. -8*C
Obsada: Vanessa i Olga, gościnnie Nicholas i Kelemen






- Kto to? - Nicholas już od chwili widział jak w tej kurzawie zbliżają się światła jakiegoś samochodu od strony obozu. Ale dopiero jak drugi pojazd zbliżył się bliżej to rozpoznał bliźniaczy łazik z ich obozu. Zatrzymał się trochę dalej, tak ze dwa czy trzy standardowe miejsca parkingowe dalej. Więc samą sylwetkę samochodu widział dość dobrze ale bez detali. Więc przez szyby własnej maszyny widział tylko sylwetki w drugiej. Ale nie mógł dojrzeć kto tam siedzi. I dlaczego zaparkował tak daleko? Jakby nie miał ochoty na bliższą integrację. Co budziło jego czujność. Zwrócił się do siedzącego obok Kelemena ale ten wiedział i widział to samo więc wzruszył ramionami. Kierowca więc sięgnął po radio i wezwał załogę drugiego pojazdu do identyfikacji.

- 3-ka do 4-ki. Co tu robicie? - zapytał zerkając przez boczną szybę na reakcję załogi drugiego wozu. Widział sylwetki głów, chyba nawet plamy twarze ale w tym zamarzającym pyle jaki sypał trudno było dojrzeć coś więcej. Zwłaszcza w samym środku polarnej nocy.

- Chyba powinnyśmy coś im odpowiedzieć. - zaproponowała Olga słysząc wezwanie w radiu. Zerkała w bok i widziała to samo co załoga sąsiedniego wozu. Czyli sylwetkę łazika i załogi.

- Oj po co? Znowu zacznie się zrzędzenie. - Vanessa jako autorka pomysło na tą małą eskapadę nie miała ochoty na konwersację w tej sprawie. Ani z najlepszą kumpelą ani z nikim innym. Na pewno nie z własnym ojcem. Zwłaszcza, że to właśnie on właściwie kazał im zostać w obozie. O niedoczekanie! Wreszcie coś się działo! Na pewno nie odpuściła by przylotu prawdziwych marines! Właśnie dlatego korzystała ze wstecznego lusterka by sprawdzić makijaż i całą resztę zastanawiając się czy coś jeszcze w ostatniej chwili poprawić czy zostawić jak jest. A tu jej stary jeszcze jej przeszkadzał.

- Powinnyśmy coś odpowiedzieć. Inaczej zaczną się martwić. Mogą nawet przyjść sprawdzić czy wszystko w porządku. - Olga nie uważała się za tak odważną i wyrywną jak córka kierownika obozu. I akurat Vanessa i nie tylko podzielała to zdanie. Ale obie przypadły sobie do gustu. A właściwie na tym zadupiu były na siebie skazane. Trochę trudno było tu o inne młode kobiety w pełni sił i fantazji o archeologicznych i naukowych zainteresowaniach. Obie były tu pierwszy sezon na swojej praktyce. Więc w naturalny sposób stały się prawie nierozłączne. Vanessa zwykle była śmielsza i autorką wielu pomysłów. Zwłaszcza tych niestosownych. Ale jednak dziwnym trafem większość z nich realizowały we dwie dopiero jak uzyskały aprobatę Nguyen. Tak było i tym razem. Olga nie do końca była pewna czy warto stawać okoniem do polecenia pana Hemme by zostać w obozie. Ale panna Hemme przekonała ją, że warto. W końcu miała rację. Ile razy lądowali już u nich komandosi? Ani razu! Cholera na tym zadupiu nawet jak przyleciało coś innego niż automatyczny dostawczak z bieguna albo przybył ktoś z tubylców to już znaczy, że coś się działo. A tu cała zgraja marines!

- Oo raanyy! Ale z ciebie miękka klucha! - westchnęła Vanessa poprawiając ostatni raz grzywkę i westchnęła jeszcze raz. Po czym wzięła radio w dłoń i odpowiedziała załodze sąsiedniego wozu. - Nie wygłupiaj się tato. Za nic nie przegapiłybyśmy takiej imprezy. Co za różnica czy przywitamy się z nimi tutaj czy w obozie? - panna Hemme miała na tyle dobry humor i czuła taką skalę ekscytacji, że nawet marudzenie ojca nie było w stanie jej go popsuć.

- Essa, bardzo proszę, byście wróciły do obozu. Tu nie jest bezpiecznie. Przecież wiesz dlaczego ich wezwaliśmy. - kierowca drugiego wozu zrzymał się w duchu na krnąbrnął ale już niestety dorsołą córkę. Gdzie te czasy gdy rodzice byli panami i władcami swoich pociech? Mogli im układać życie czy wydawać za mąż. Albo wysłać do pracy w kopalni. Tak na ostudzenie gorących głów. No do obozu daleko nie było ale przecież te ostatnie wypadki no jakoś jakby zdarzały się coraz bliżej obozu. Więc próbował przemówić córce do rozsądku. Tak coś czuł, że zbyt gładko przyjęła rano jego decyzję, że pojadą tylko we dwóch z Kelem na to lądowisko. No i ojcowski zmysł go widocznie nie zawiódł.

- Oj tato nie bój się nic nam nie będzie. Przecież masz nas na oku prawda? - Vanessa wydwała się być kochana i wesoła. Zwłaszcza jak Olga szeptem dopowiedziała od siebie ich prywatny cel dla jakiego przylatywali tu marines “do zabawy”. Dlatego puściła jej oczko i uśmiech zgadzając się z kumpelą całkowicie.

- A jak zrobimy u nas miejsce, bo przecież mamy jeszcze łóżka w zapasie, to będziemy mogły kogoś u nas przenocować? - Olga ośmielona zachowaniem kumpeli dała się ponieść fantazji i zbliżyła twarz do trzymanego radia aby kierownik mógł usłyszeć jej grzeczne pytanie.

- Co?! Wykluczone! To są prawdziwi marines i już mamy wszystko ustalone w sprawie kwaterunku! - reakcja pana Hemme była tyleż żywiołowa co nawet troszkę jakby nerwowa. Obie dziewczyny pisnęły z zachwytu, Vanessa jeszcze rzuciła krótkie, urwisowe, że też kocha i rozmowa się skończyła.

- Myślisz, że oni na poważnie rozbiją się w tym magazynie? - panna Hemme zapytała po chwili milczenia i nieco nerwowego szorowania zębem po paznokciu kciuka. Lub paznokciem kciuka po zębie.

- Raczej tak. Przecież tam im zrobiliśmy miejsce. - Olga skinęła głową. Ekscytacja mogła zacząć z wolna opadać gdy tak człowiek siedział w niewielkiej klitce szoferki łazika otoczony przez płaski teren niknący w nocnych ciemnościach i tradycyjnej, zimowej szarudze.

- A gdyby było trzeba… Tak na wszelki wypadek oczywiście. Albo przypadkiem. No albo jakaś sprawa by była do tych marines. To myślisz, że dałabyś radę otworzyć panel? - kierowca z łobuzerską niewinnością, z pewnym ociąganiem zapytała pasażerkę. Ta roześmiała się, machnęła dłonią i pokiwala głową, że to dla niej żaden problem. Wtedy już obie się roześmiały. I nagle urwały gdy przez odgłosy zimowej szarugi jaka wbijała w szyby i aroserie drobne kamyki i inne śmieci dostrzegły zniżające się z zewnątrz światła. Z nieba! Zaraz potem dał się słyszeć rosnący odgłos silników. I wreszcie ukazał się sam kadłub lądującego latacza. A potem kolejny. Przylecieli!


---




Jakie wspólne, sekretne hobby mają dziewczyny?


Deal - zawarły jakiś deal z tubylcami. Mogą się wymieniać technologią obozową, hakować coś dla tubylców czy nawet jeździć z czystej rozrywki czy pomagać charytatywnie. W każdym razie nikt w obozie raczej nie pogłaskał by ich po główce za takie praktyki więc trzymają to w sekrecie przed resztą obozowiczów.

Odkrycie - dziewczyny odkryły w zakamarkach dawnej bazy czy gdzieś na pustkowiu coś bardzo ciekawego. Jakiś wrak, tajne pomieszczenie, kolonię odmieńców czy coś co można zbadać albo po prostu jest ciekawe. Jednak gdyby powiedziały o tym komuś zapewne odsunięto by je od tego odkrycia a może i zniszczono by to odkrycie.

Rajd - jak dziewczyny jeżdżą na przejażdżki to w gruncie rzeczy dla relaksu. Ale w aktywnej formie. Po prostu ścigają się z tubylcami w rajdach po pustkowiach.

Romans - mają romans. Ze sobą, z kimś z obozu albo tubylców spoza obozu. Trzymają to w sekrecie przed resztą obozowiczów.


---




Scena 2


Czas: 2727.08.01* wieczór; g. 32:00
Miejsce: obóz archeologów; lądowisko; ładowania dropshipa
Warunki: noc polarna; temp. 8*C; łag.wiatr (12 km/h); śr.opad; to**. -8*C
Obsada: kpr. Sander Holst i kpr. Alija Lesić, niemo reszta 3 drużyny





No i okazało się, że pogoda może jednak pokrzyżować nawet najbardziej precyzyjny plan. Jak tyle razy w przeszłości. Według planu to mieli lądować rano. No ale jak nie wichura to burza albo obfite opady jakiegoś tubylczego, marznącego syfu. Dopiero wieczorem się uspokoiło więc można było się zapakować na dropshipy i zacząć zrzut orbitalny.

Zresztą noc, dzień czy poranek okazały się dość iluzoryczne. Na północy Cerbera panowała zimowa pora roku. Na tak wysokich szerokościach geograficznych oznaczało to noc polarną. Obóz archeologów był nieco bardziej na południe niż większość baz tego globu no ale nadal się jeszcze łapał na tą noc polarną. Za to bardziej na południe może było bardziej przejrzyście ale i bardziej gorąco. Z każdym stopniem bardziej na południe robiło się goręcej. Czujniki pokazywały, że na tym terraformowanej planecie na równiku nawet zimową porą temperatury oscylowały w granicach 100 - 150*C.

- Ale buja! Jak w lunaparku! - kapral z granatnikiem zamontowanym pod szturmówką siedział na składanym krzesełku w ładowni. Krzesełko było zamontowane do ściany a nie podłogi by w razie czego mogło lepiej amortyzować wstrząsy wywołane przyziemnymi wybuchami. Cała ładownia była w transporterze no a sam transporter przypięty taśmami i pasami bujał się w ładowni dropshipa. Zaś sam dropship bujał się przechodząc przez górne a potem dolne warstwy tutejszej atmosfery. W efekcie tego bujało się tu wszystko i wszyscy na każdym elemencie tej złożonej konstrukcji. Tylko ten pierwszy odcinek w próżni był cichy, łagodny i spokojny. A potem im niżej tym gorzej bujało.

- Mhm. - na samym końcu Holst spojrzał na sąsiadkę. Też w szarży kaprala. Tylko ona miała w podajniku ciężką broń. Jak to zwykle bywało z operatorami ciężkich broni. Sander nosił za to oznaczenia zwiadowcy. Oboje jednak byli z 3-ciej drużyny zwykle zwaną zieloną. Więc razem z resztą tej drużyny zajmowali obie strony ładowni wpatrzeni w sąsiadów po przeciwnej stronie. Bo poza tymi co się sąsiadowało tuż obok to było trochę trudno patrzeć wzdłuż własnego szeregu. Alija siedziała w sam raz. Dokładnie naprzeciwko Sandera. Dlatego najłatwiej mu było nawijać do niej.

- Ciekawe czy zawsze tu tak pizga. Myślisz, że tam na dole będzie spokojniej? Dupę można sobie odmrozić w taką pogodę. - kapral zwrócił się do przestrzeni ładowni. Ale jakoś nikt mu nie odpowiedział. Wszyscy byli tu pierwszy raz i widzieli tylko prognozy i symulacje. Niezbyt ciekawie to wyglądało. Bo w żołnierskich słowach to pogoda zapowiadała się syfiasto. A mało kto z nich był ekspertem od meteorologii, planetologii i innych logii. Co innego tam na dole gdzie lecieli. Tam tych jajogłowych powinno być aż w nadmiarze. Na razie wszystkim i wszystkimi trzęsło solidarnie, bez uwzględniania szarż czy specjalności.

- Mhm. - nie wiadomo jak to się stało ale właśnie Lesić znów odpowiedziała Sanderowi. Chociaż chyba wszyscy już się przyzwyczaili do tych półmonologów między tą dwójką. Oboje mieli ten sam stopień, byli w tej samej drużynie tego samego plutonu. I to właściwie tyle co mieli ze sobą wspólnego. Wyszczekany bajerant i milcząca i trochę wolna operator ciężkich broni.

- Rozchmurz się! Mówię wam, czuję to w moczu! Tam będą czekać na nas same, niesamowite przygody! I gorące kociaki w obcisłych wdziankach! Nie zapominajmy o najważniejszym. Po to tam przecież lecimy nie? - kapral miał opinię komedianta w całym plutonie. A odkąd wyszło na to, że mają lecieć nie tylko do jakiegoś obozu jajogłowych ale nawet prawdziwych archeologów to nie dawał spokoju tym piersiastym archeolożkom w obcisłych wdziankach.

- Mhm. - operatorka lkm i ppk skinęła krótko głową lekko się nawet uśmiechając. Lubiła Sandera. Był zabawny. Wszyscy go chyba lubili. Był tak wygadany i bajerant i w ogóle dokładnie tak jak ona nie była. I może dlatego tak lubiła słuchać jego paplaniny. Jakoś to było zwykle przyjemne do słuchania i można było się oderwać od tego przyziemnego padołu na jakim bytowali.

- Wiesz Alija? Uwielbiam te nasze rozmowy. Zawsze mnie aż poraża trafność twoich wypowiedzi. Po prostu dech zapiera. - Sander zwłóczył chwilę z odpowiedzią ale w końcu niczym najprawdziwszy komik przytknął dłoń w rękawicy szturmowej i przyłożył do napierśnika lekko kręcąc do tego głową. Sąsiedzi i sama cekaemistka roześmiali się mniej lub bardziej. I czekali teraz na ruch Lesić. Chociaż prawie każdy domyślał się jaki będzie.

- Mhm. - kapral też się uśmiechnęła enigmatycznym uśmiechem Mony Lisy lekko kiwając głową. Reszta ładowni roześmiała się bardziej otwarcie. Rzucało by nimi po całej ładowni. No ale póki byli przypięci to każdego rzucało tylko w jego siedzisku. Ta paplanina Holsta pomagała jakoś zająć myśli i nie myśleć dajmy na to czy ta cholerna wichura nie rozsypie łupiny jaką przez nią przedzierali się ku powierzchni planety. Już dało się czuć ten wszechobecną siłę ciążenia. Według danych o prawie 20% większa niż na Ziemi. Ale dało się odczuć. Szturmówka zamiast ważyć standardowe 3 kilo ważyła 3,5 kg. Niby nic. Ale na dłuższą metę przy tym wszystkim co mieli na sobie to jednak robiło różnicę.

- Wiesz co? Lubię cię Alija. Naprawdę. Będę dla ciebie miły. Jak wiesz, znaczy jak wszyscy wiecie, porucznik zaklepał dla mnie wszystkie te cycate ślicznotki jakie będą tam na dole. Ale dla ciebie zrobię wyjątek. Jak będzie jakiś nadmiar to dam ci jakąś. Może być? - zwiadowca zaczął mówić ale w końcu musiał podnieść głos gdy gdzieś w połowie doszedł do tego, że ma mieć zaklepane wszystkie tubylcze ślicznotki dla siebie. Reszta tego zdecydowanie męskiego towarzystwa zaraz zaczęła protestować. Nawet jeśli to wszystko było na żarty to przecież nie zamierzali darowąć by jeśli tam rzeczywiście są jakieś fajne panie archeolog to aby wszystkie wpadły w łapy tego bajeranta.

- Mhm. - Alija znów się uśmiechnęła tym razem ciut bardziej ironicznie niż tajemniczo. Reszta w sumie nie zdążyła się zastanowić nad znaczeniem takiej reakcji czy chciała przybić sztamę z Sanderem czy robiła sobie jaja tak samo jak on i reszta gdy w ładowni błysnęło światło i rozległ się trzykrotny brzęczyk. Schodzili do lądowania. Maszyna która do tej pory ryła dziobem w dół teraz wyrównała i zaczęła krążyć. W końcu zaczął się właściwy manewr gdy dropship zwolnił i zaczął jak winda opadać na dół. Wreszcie zgrzytnęły sabilizatory, ładownią jeszcze parę razy zatrzęsło i maszyna znieruchomiała.

- Ahoj! Witaj przygodo! - zawołał Sander. Byli w drugim dropshipie i 3-cim transporterze. Ale w tej dwójce ich wóz miał wyjechać pierwszy. Potem 4-ka. I na koniec bezzałogowiec z zapasami, taktowany jako wóz rezerwowy.

- Trzymać się! Czas start! - w komunikatorach usłyszeli podekscytowany głos kierowcy ich wozu. Zaczynała się sportowa rywalizacja by jak najszybciej opuścić ładownie i by dropship jak najkrócej był w krytycznej dla siebie strefie zrzutu. Kierowca znał się na swoim fachu i wielotonowa maszyna z impetem skoczyła do przodu. Energicznie podskoczyła zeskakując z rampy jak żywe stworzenie i zatoczyła łuk. Za nią runęła 4-ka, z drużyną wsparcia no i najbardziej dostojnie zjechał automat. Wszystkie trzy wozy dopiero odjeżdżały z lądowiska gdy pilot dropshipa zwiększył ciąg w silnikach i 2-ka oderwała się od lądowiska. Jeszcze chwilę widać było ciemny kształt na tle ciemnego nieba, potem już tylko światła a gdy te zgasły obiekt szybko w tej szarudze polarnej nocy przestał być widoczny. Za to na lądowisku zostało pół tuzina kołowych, bojowych transporterów jakie stanęły rzędem naprzeciwko dwóch zestawów świateł na skraju lądowiska. Przy nich te łaziki wydawały się kruche i mikre.

- Mam nadzieję, że porucznik załatwi to jak trzeba. - mruknął cicho Sander obserwujac na jednym z monitorów pod sufitem widok z kamer zewnętrznych. No tak. Wylądowali cało. Więc pomijając biuściaste ślicznotki w obcisłych wdziankach to trzeba było zabrać się za robotę i wykonać zadanie. Trochę był nawet ciekaw jak to porucznik ma zamiar załatwić z jajogłowymi.


---



Jakie zadanie mają marines o czym nie wiedzą archeolodzy?


- Artefakt - mają odzyskać konkretny przedmiot. Mogą to być ważne dane z drona zwiadowczego, dane od agenta, zwiadowców działających w terenie, może to naukowcy albo tubylcy natrafili na coś na tyle ciekawego/interesującego w ruinach miasta, że trzeba to odzyskać i zabezpieczyć.


- Czujniki - mają założyć czujniki, zmapować konkretny teren, zeskanować coś podziemnego co trudno zrobić z orbity czy pobrać jakieś konkretne próbki. Aby to zrobić trzeba udać się pod wskazany adres i zrobić co trzeba.


- Likwidacja - plotki wywiadu wskazują, że w okolicy jest ktoś niebezpieczny. Banda dezerterów, terrorystów, rabusiów, porywaczy może powiązani z tymi co uprzykrzają życie archeologom a może nie. Jest rozkaz aby zlikwidować tą bandę. Pojmać, rozbić, zabić, zwłaszcza szefa tej bandy.


- Załoga - w okolicy rozbił się latacz, może awaria, może został zestrzelony, może nawet chodzi o jakiś naziemny wehikuł. Załoga jest w okolicy wraku, przebywa w okolicznych pustkowiach lub została wzięta do niewoli. W każdym razie marines mają ich odzyskać i zabezpieczyć.



---


*2727.08.01 - rok federacyjny, reszcza czasu lokalnego, 8-my czyli ostatni m-c lokalnego roku.
**to - temperatura odczuwalna

---



Termin do głosowania: do północy śr 07.22.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 23-07-2020, 22:41   #3
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 03 - 2727.08.01 wieczór; g. 33:00

Scena 1



Czas: 2727.08.01 wieczór; g. 33:00
Miejsce: obóz archeologów; sektor mieszkalny; biuro Nicolasa
Warunki: jasno; temp. 21*C; cisza (0 km/h); sucho; to**. 21*C
Obsada: Nicholas i por. Daoust


- Czy wszystko w porządku poruczniku? Ten hangar może być? Przyznam, że bardzo mamy wprawę by gościć tak dużą grupę i mieliśmy trochę kłopot by znaleźć wam coś odpowiedniego. Ale jeśli uzna pan za stosowne to oczywiście możemy poszukać już czegoś pdopwiedniejszego. Niektóre z tych ruin zachowały się w zaskakująco dobrym stanie. - przywitanie na lądowisku było dość oszczędne. Właściwie sprowadziło się do uściskania ręki, przedstawienia się osobiście a nie rozmowy w holo jak wcześniej no i do stwierdzenia by wojskowy konwój pojechał za łazikami. Wyszło chyba nieźle. Oczywiście dopóki Essa i ta jej Olga się nie wtrąciły. Nicholas kompletnie nie aprobował zignorowania jego własnych poleceń i zasad bezpieczeństwa. Zwłaszcza przez Essę. Ta Olga miała na nią zły wpływ. Może trzeba pomyśleć by na koniec sezonu zmienić jej przydział? Zastanawiał się nad tym gdy wracali do obozu prowadząc całą kolumnę. Potem marines zaczęli się rozparcelowywać w przygotowanym hangarze no to już ich zostawił w spokoju. Ale porucznik tak jak obiecał, przyszedł rozmówić się z nim osobiście jak tylko z grubsza się ogarnęli w tym hangarze.

- Myślę, że może być. Dokładniejszy rekonesans przeprowadzimy jutro. - porucznik skinął głową na znak, że baza, przynajmniej na tą pierwszą noc, spełnia wymagania bazy. Właściwie zdawał sobie sprawę, z ograniczonych mozliwości naukowców w tej materii. Wcześniej przesłali mu na orbitę fotki i dane kilku proponowanych lokacji i ten stary hangar wydawał się najbardziej obiecujący. Miał duże drzwi przez które mogły wjechać nawet transportery no i te drzwi nadal działały. Mniej wiecej działały. Więc można było odciąć się od pogody na zewnątrz a wewnątrz rozbić obóz. To nie były koszary na orbicie no ale jak na tydzień czy dwa to jakoś chyba wytrzymają.

- To dobrze, cieszę się, nie byliśmy pewni czy będzie wam odpowiadać. Te drzwi się trochę zacinają ale na szbko udało nam się zrobić tylko tyle. - kierownikowi ekspedycji naukowej ulżyło, że porucznik nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń. Pokiwał głową i uśmiechnął się z widoczną ulgą.

- Ale te toalety i kanaliza co tam są to chyba nie działają. Możemy korzystać z infrastruktury w waszej bazie? - gdzieś kiedyś Daoust słyszał, że cywilizacja zaczyna się od kanalizacji a rozbijanie obozu wojskowego od kopania latryn. Lapidarnie to brzmiało ale było dziwnie trafne. Więc chociaż sam kącik sanitarny był w hangarze to widocznie nie działał od dawna a przecież gdzieś musieli załatwiać tego typu sprawy. Jakby cywile robili problemy trzeba by zamówić odpowiednią dostawę z orbity.

- No tak, oczywiście, proszę się nie krępować. - by ukryć igiełkę niepokoju Nicholas sięgnął po papierosa. Nie wiedzieć dlaczego ale niepokoiło go, że marines będą się kręcić po części mieszkalnej obozu. Łącznie z prysznicami i toaletami. Jakoś od razu przyszła mu na myśl Essa i jej niestosowne zachowanie.

- Świetnie. Cieszę się, że to mamy załatwione. No to teraz ta sprawa dla jakiej nas tu ściągnęliście. Możesz mi powiedzieć co tu się właściwie dzieje? Bo w raportach to jakoś nie było dla mnie zbyt jasne. - Jean skinął głową ciesząc się w duchu, że kierownik archeologów okazał się rozsądny. No ale teraz czas było się zająć ich zadaniem. Przynajmniej tym dla jakich wezwali ich na to zagubione na pustkowiach zadupie.

- No tak. - Nicholas spodziewał się tego pytania. Nawet cieszył się, że porucznik sam rwał się do tego by się nim zająć. Sięgnął do szuflady swojego biurka by wyjąć przygotowane materiały. - Uśmiejesz się ale tubylcy wierzą, że to duchy. Duchy pustyni. - powiedział zerkając na oficera w bojowym pancerzu. Ten uniósł brew do góry słysząc taką brednię. Nie dziwił się. Chociaż po tym co tu się działo to znów cieszył się, że są już tu ci marines i zdejmą z jego barków chociaż część odpowiedzialności. Zaczął jednak prezentować te materiały i mówić dokładniej co tu się u nich ostatnio działo co zaowocowało wezwanie marines na pomoc.


---



Co skłoniło archeologów do wezwania marines?


Wypadek - 1-2 naukowców pracowało w jakimś odludnym zakamarku bazy. Doszło jednak do wypadku, coś wybuchło, zrobił się pożar, zawaliło się coś czy zalało. Wygląda na to, że naukowcy zginęli a samo miejsce nie jest już w tej chwili tak łatwo dostępne. Wcześniej jednak słychać było ich krzyki i odgłosy kojarzące się z walką. Tak naprawdę potwory zaatakowały naukowców i w walce celowo czy przypadkiem doszło do tego wypadku ale w zamieszaniu przed i po nikt się na tym nie poznał. Do tego nerwowa sytuacja z tubylcami.

Zakładnicy - 1-2 naukowców pracowało w jakimś odludnym zakamarku bazy. Ale zostali porwani przez tubylców i wzięci jako zakładnicy. Archeolodzy dostali nagranie z ich kolegami więc wezwali marines na pomoc. Tak naprawdę porwanie też jest bezpośrednio związane z atakiem potworów ale w zamieszaniu nikt się na tym nie poznał. Do tego nerwowa sytuacja z tubylcami.

Zniknięcie - 1-2 naukowców pracowało w jakimś odludnym zakamarku bazy. Wyjechali/wyszli rano do pracy i nie wiadomo co się z nimi stało. Jak nie wrócili do wieczora reszta ekipy znalazła tylko ich miejsce pracy. I nie bardzo wiadomo co się stało z zaginionymi. Tak naprawdę potwory porwały archeologów ale nikt się na tym nie poznał. Do tego nerwowa sytuacja z tubylcami.



---



Scena 2



Czas: 2727.08.01 wieczór; g. 33:00
Miejsce: obóz archeologów; sektor magazynowy; hangar
Warunki: plamy światła i ciemności; temp. 12*C; powiew (2 km/h); sucho; to. 6*C
Obsada: kpr. Holst, kpr. Lesić, st.sz. Ramirez, Vanessa i Olga







“Ale rudera”

W tym chyba akurat wszyscy byli zgodni. I reprezentanci gości i gospodarzy. Chociaż na głos nikt nie narzekał. Improwizację było widać na każdym kroku. Cała sprawa wyszła dość nagle więc archeolodzy skromnymi siłami i zasobami próbowali zrobić co się da by uczynić jeden z hangarów zdatny do zamieszkania. No ale tak naprawdę udało im się to w minimalnym stopniu. Hangar okazał się czymś w rodzaju wielkiego pudła jakie chroniło przed aurą zewnętrzną. Przeciekał i wiatr po nim hulał na tyle mało, że można było się rozgościć. A jednocześnie był na tyle pojemny by rozstawić pół tuzina transporterów i rozbić składane moduły mieszkalne przywiezione w zapasowych, automatycznych transporterach. Gdy porucznik uznał, że adres, przynajmniej chwilowo nadaje się do zamieszkania zostawił rozbicie obozu pod opieką sierżanta Mentinka, swojego zastępcy a sam poszedł pogadać z szefem archeologów który ich przywitał na lądowisku.

Teraz sierżant kierował resztą plutonu by sobie urządzić ten obóz. Jeszcze nie było pewne czy dokładnie tutaj zostaną na dłużej ale na razie i tak trzeba było rozstawić składane “klocki” mieszkalne, warty, czujniki i całą resztę. Rutynowa robota. Na szczęście moduły mieszkalne były hermetyczne a z małymi generatorami to także ogrzewane i klimatyzowane. Więc w połączeniu z osłoną jaką dawał hangar warunki bytowania zapewniały chociaż te minimum socjalne na przyzwoitym poziomie. Nawet sanitariaty mieli własne no ale jednak na dłuższą metę to każdy wolał prawdziwe toalety i prysznice i między innymi o to porucznik też miał zapytać kierownika Hemme. Co innego panna Hemme.

Panna Hemme za punkt honoru wzięła sobie oprowadzić drużynę gości po nowych dla nich włościach. Razem ze swoją najlepszą kumpelą Olgą oczywiście. Nawet udało jej się wykręcić od powrotu do modułu mieszkalnego gdy Kel i pan Hemme zostawili już gości w spokoju by mogli urządzić się po swojemu. Właściwie to właśnie Vanessa pierwsza wyrwała się z propozycją by marines korzystali z ich obozu i toalet i pryszniców. Zwłaszcza pryszniców. Za co zarobiła krzywe, ojcowskie spojrzenie ale porucznikowi chyba ten pomysł przypadł do gustu. Chociaż teraz już poszedł pogadać z jej ojcem a ona z Olgą zostały same z tą całą masą zbrojnych zajętych rozbijaniem swojego obozu.

Musiała przyznać, że zrobili na niej bardzo dobre pierwsze wrażenie. Jak oba łaziki zatrzymały się przed główną bramą hangaru i jej ojciec z Kelemenem wyszli by otworzyć te zacinające się drzwi które udało się wcześniej naprawić na słowo honoru to marines wysłali najpierw drona do środka. Ten wleciał do środka i polatał sobie wewnątrz w tę i we w tę. Potem do środka wjechała kolumna transporterów i drzwi można było zamknąć. Z zaparkowanych znów transporterów wysypali się opancerzeni marines z bronią. Jak na filmach! Potem ten porucznik kazał im sprawdzić teren więc w paru grupkach rozsypali się po wnętrzu hangaru. Zwiad przebiegł dość szybko bo zdecydowana większość dawnego magazynu to stanowiła mniej więcej pusta przestrzeń. Mniej więcej bo jakieś graty i złomy zaśmiecały tą przestrzeń. No i były boczne sektory do których już prowadziły osobne wejścia. W jednym z nich były właśnie te toalety które jak się okazało na szczęście dla Essy wcale nie działały. I miała na tyle przytomności umysłu by to od razu rozegrać.

Szkoda tylko, że ci marines byli w tych swoich pancerzach i reszcie. Robiło wrażenie. Jak na filmach! No ale w ogóle nie było ich widać spod tych pancerzy nad czym Essa bardzo ubolewała. Zżerała ją ciekawość co ci goście tam mogą mieć pod tymi hełmami i pancerzami. Cały czas będą chodzić w tych pancerzach? No chyba je zdejmują chociaż od czasu do czasu?





- Co to jest do cholery? - kapral Holst miał całkiem dobry humor. Wręcz wyśmienity. Miał rację! Czekały na nich biuściaste ślicznotki! No może nie w obcisłych wdziankach ale reszta się zgadzała. I co więcej aż przebierały nóżkami aby się nimi zająć. Znaczy oczywiście by to on się nimi zajął. A wszystko się bardzo ładnie układało. Tych dwóch smutasów co ich witali się zmyło a teraz porucznik poszedł z nimi pogadać. A te dwie ślicznotki zostały z nimi. Znaczy z nim oczywiście. Vanessa i Olga. Teraz zaś udało mu się wkręcić sierżantowi, że się rozejrzą po przyległościach więc wyszli sprawdzić sąsiedni hangar. Raczej dla formalności. Więc tak sobie zwiedzali wesoło we czwórkę. Wziął ze sobą Aliję by “w razie czego” dała siłę ognia. Poza tym świetnie się prezentowała z tą ciężką bronią. No i Ramireza co jako ładowniczy Lesić też nieźle wyglądał obwieszony tymi zapasowymi zasobnikami z ammo i rakietami to ppk. No i był jej ładowniczym a do tego miał urok i wygląd rasowego neandertala. Więc z punktu widzenia Sandera to personalny dobór grupy był idealny dla jego potrzeb.

A tych dwóch ślicznotek nawet specjalnie nie trzeba było prosić by z nimi poszły aby im wytłumaczyć co i jak. Teraz więc sobie mogli w bardziej kameralnej scenerii poznać się lepiej a dziewczyny cały czas były pod niesłabnącym wrażeniem. Właśnie tak główkował jak zahaczyć o te prysznice w bazie bo wyczuwał, że dziewczyny okażą się bardzo skore do wszelkiej współpracy gdy natknęli się na “to”. To na tyle rzucało się w oczy, że znów przypomniało mu o tym, że jest marine a nawet ich zwiadowcą.

- To? Właściwie to nie wiem. Chyba tu jest odkąd tu przylecieliśmy. - Vanessa odparła trochę niezadowolona z takiego pytania. Wolała by ten kapral co okazał się wspaniały i taki zabawny do rozmowy raczej pytał o nią czy mówił coś o sobie no albo o jakichś wspólnych planach niż pytał o “to”. Zwłaszcza, że nie lubiła przyznawać się do niewiedzy a nie bardzo wiedziała co to właściwie jest i co tu robi. Nie kręciła się po tej części ruin ani służbowo ani hobbystycznie. Zerknęła na Olgę ale ta też pokręciła głową, że wie tyle co i Essa.


---



Co jest w drugim hangarze?


Dron - niewielki pojazd lub latacz, wielkości zbliżonej do człowieka. Można go załadować zamiast 1-2 członków desantu dropshipa czy transportera. Nie wiadomo od jak dawna tu stoi i w jakim jest stanie. Możliwe, że został po poprzednich mieszkańcach bazy.

Dropship - załogowy latacz, zdolny do przewozu ok tuzina osób lub podobnego ładunku. Nie wiadomo od jak dawna tu stoi i w jakim jest stanie. Możliwe, że został po poprzednich mieszkańcach bazy.

Mech - ciężki mech bojowy z ciężką bronią. Ma siłę ognia i gabaryty zbliżone do czołgu więc większą niż transportery marines. Nie wiadomo od jak dawna tu stoi i w jakim jest stanie. Możliwe, że został po poprzednich mieszkańcach bazy.


---


Termin do głosowania: do północy sb 07.25.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-07-2020, 18:06   #4
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 04 - 2727.08.02 ranek; g. 09:30

Scena 1



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 09:30
Miejsce: ruiny bazy, pustkowie; miejsce zaginięcia archeologów
Warunki: biała noc; temp. 1*C; powiew (6 km/h); deszcz; to. -15*C
Obsada: st.srg Woods, kpr. Holst i Kelemen


- Zawsze tu tak przyjemnie? - Woods czekając na raport Holsta oparł się o ścianę i czekał aż zwiadowca zrobi swoją robotę. Nie był pewny wyniku tych poszukiwań. W końcu już trochę czasu minęło odkąd zaginęło tych dwóch naukowców. A ten cały deszcz, wiatr, spływająca woda, szron, mróz i burze mogły zetrzeć i zmyć bardzo wiele przez ten czas. No ale na drugiej szali był ich Sander. Obserwował go jak chodził, klękał, wstawał, przyglądał się prawie dosłownie przytykając twarz do ziemi, świecił latarką i sprawdzał jeszcze skanerem. Czasem Paul się zastanawiał czy to naprawdę mu tak wszystko potrzebne czy tylko znów jakaś jego bajera i cyrk. W każdym razie nawet jak cyrk to ciekawie się to oglądało. No i do tego Sander umiał zwykle dostrzec coś co przegapili inni. Dlatego był zwiadowcą.

- Zaczyna się noc polarna. To o tej porze roku właśnie tak to mniej więcej wygląda. - Kelemen też obserwował zwiadowcę marine przy pracy. I to było naprawdę ciekawe. Chociaż nie był pewny czy przyniesie jakieś wyniki. Miał nadzieję, że tak. Może by się wyjaśniło co się stało z Carlem i Ivorem. Nie był pewny co do ich losu. Nikt nie był pewny. Nigdy się jeszcze takie zniknięcie nie zdarzyło w historii obozu. A przecież to ani pierwszy ani drugi sezon jak tu pracują. A jak zauważył Nicholas jeśli tego nie wyjaśnią to takie zniknięcie znów mogło się zdarzyć. Tym razem mogło paść na kogoś z nich. A tego chcieli uniknąć. I dlatego wezwali marine. No i dlatego miał nadzieję, że ten klęczący na ziemi marine coś jednak znajdzie w tym mroku. Mówił mu by sobie zapalił te reflektory na stojakach ale ten tylko skinął głową i dalej szukał nie wiadomo czego za pomocą swojego skanera i latarki.

- Czyli nie ma co liczyć na poprawę pogody? Szkoda. A wziąłem kostium kąpielowy. - sierżantowi trochę się ta rozmowa nie kleiła. Nie bardzo chyba obaj mieli o czym rozmawiać. A czekając aż Sander skończy byli na siebie niejako skazani. Szkoda, że nie wzięli tych dwóch kotek co się wczoraj tak łasiły. Albo chociaż jednej. To nawet jakby się rozmowa też nie kleiła to chociaż oko można by zawiesić na jakiejś ładnej buzi. Chociaż… Przecież padało a termometr oscylował wokół 0*C. A na zewnątrz było chyba jeszcze chłodniej. Więc każdy jak wychodził ubierał się w kurtki, płaszcze, kaptury i całą resztę. Co dość mocno ograniczało oglądanie atutów nawet najlepszej ślicznotki.

- Przykro mi. - Kelemena ten cały “sierżant Woods” zaczynał irytować. Jakoś tak się odzywał i prowadził rozmowę jakby w każdym zdaniu chciał podkreślić na jakim to są zadupiu. Irytuące. No ale Nicholas prosił go by zawiózł ich na miejsce pracy na tym wysuniętym stanowisku. To wzięli łazika i przyjechali. Tamten trzeci to chociaż coś robił. Zastanawiał się po co ten cały sierżant tu jest potrzebny. Co takiego robił poza graniem mu na nerwy? Równie dobrze mógł tu przywieźć tylko tego ze skanerem. Przynajmniej by go nikt nie drażnił nad uchem. I jak już to czemu nie przyjechał ten porucznik? Tylko “pojechał na patrol”. Dwoma z trzech transporterów? Jeszcze jeden łazik pożyczyli...

- No. Kalifornia to to nie jest. - odparł Woods kiwając głową w hełmie i z nasuniętym kapturem. Sander go drażnił z tym brakiem hełmu. Zamiast niego miał swój zwiadowczy kapelusik z jakiego był tak dumny. Ponoć tak lepiej widział i słyszał. A jak zauważył przecież nie byli w strefie walki. No tu miał rację. Więc się nie upierał. W ogóle to mieli tu przyjechać “o świcie”. Z tym, że świt, ranek i reszta dnia to jak teraz sam dobitnie widział na tym świecie było mocno symboliczne. Noc polarna. Super. I teraz niby w dzień a było jak w jasną noc. Jak niekończący się przedświt rozciągnięty na pół doby co pod wieczór przechodził w noc. A “o świcie” jeszcze rozszalała się burza. Kolejna. Wczoraj przecież z pół dnia wiało i grzmiało. Też mieli przylecieć wczoraj rano a się opóźniło o prawie cały dzień. I człowiek był niby władcą świata? No chyba nie tego. Byle kaprys pogody i miał ich w garści. Więc i dzisiaj musieli odłożyć plany o te 3 godziny aż się burza skończyła i mniej więcej się uspokoiło. Zaledwie padało coś podobnego do standardowego deszczu.

- Jak chcesz Kalifornię to możesz skieruj się w tamtą stronę. - szef działu naukowego obozu pod wpływem impulsu nie dał rady powstrzymać się od drobnej szpili. Wskazał na południowy kierunek, tam gdzie był równik Cerbera. - Potem jakieś 4 może 5 tysięcy kilometrów i będzie jak w Kaliforni. - dopowiedział prawie pogodnym tonem. Wiedział, że na równiku, nawet teraz, to temperatura jest taka, że woda była tam w stanie lotnym. I rytm dobowy był bardziej umiarkowany jak to na umiarkowanych szerokościach. I widział jak marine spojrzał we wskazanym kierunku jakby chciał dostrzec tą ziemię obiecaną, potem powoli spojrzał na niego więc archeolog się grzecznie i miło do niego uśmiechnął.

- 4 albo 5 tysięcy? Dobrze. Zapamiętam. - odparł kwaśno Woods. Coraz bardziej żałował, że porucznik jemu przydzielił to zadanie. Zieloni mieli być zasłoną dymną. Zająć czymś archeologów i jakby ktoś obserwował obóz. Ktoś to znaczy terroryści. Zgadzał się z tym, że to pewnie oni porwali naukowców. Bo kto inny? Przecież na tym zadupiu nikogo innego nie było. No i porucznik zabrał czerwonych i niebieskich na rekonesans. W tej sprawie po jaką naprawdę tu przylecieli. Lean został dopilnować obozu i tego mecha co z głupia frant znaleźli wczoraj prawie przy własnym płocie. No i na niego spadło zabawianie tego co myślał, że jest zabawny. Tak by pokazać, że coś robią w ich sprawie. Mentink się wykpił no a on już nie miał jak skoro był dowódcą zielonych a na zielonych spadło rozeznanie się po terenie. Zresztą kto wie? Może Lean też użerał się z tym tutejszym szefem tylko w obozie?

Kelemen zastanawiał się czy coś mu odpowiedzieć czy nie warto drzeć kota. Ale ten marine co chociaż udawał, że coś robi jakoś tak wstał i się rozglądał jakby już skończył. A Sander rzeczywiście wstał po tym pobojowisku i zastanawiał się co jeszcze mógł przegapić i w jaką dziurę jeszcze mógłby zajrzeć. Szczerze mówiąc to wcześniej trochę się nie bardzo zastanawiał nad losem tych dwóch zgub. Ale jak przyjechał to jak zwykle odpaliła mu się ta ciekawska żyłka detektywa. Ta co sprawiała, że był takim dobrym zwiadowcą ale też czasem pakował się w tarapaty gdy zajrzał o jedną dziurę, górkę czy zakręt za dużo.

Tutaj jego wrogiem był czas i pogoda. Z raportów jakie czytał jeszcze dzisiaj rano jak czekali aż ta burza przejdzie to już minęło parę dni. A tutejsze dni były o 1,5 dłuższe od ziemskich. No i cały czas wiało, padało, sypało. Nawet jak pod ziemią to w tych ruinach woda i pył spływały i robiły swoje. Ale najbardziej prawdopodobne mu się wydało, że naukowcy zostali porwani. Przez tych podejrzanych tubylców jacy się tu pętali po pustkowiach. Kosmiczne szumowiny i wyrzutki. Po nich nie spodziewał się niczego dobrego i nie ufał im za grosz. Więc porwanie.

Ale jak porwanie to powinien być okup. Dlaczego tyle dni i nie przysłali okupu? Coś poszło źle? Sprzątnęli ich w zamieszaniu? To powinny być ciała. Więc co? Łowcy organów? Porwali ich na części? Jak tak to raczej już po nich. No ale i tak nie chciał wracać z pustymi rękami. Spojrzał ponownie na to pobojowisko.

To, że to było pobojowisko to był praktycznie pewny. Przewrócone stojaki z lampami, składane krzesełka, skrzynki to wszystko mówiło mu, że “się działo”. Niestety pogoda z jej wiatrem, pyłem, deszczem i błotem skutecznie zatarła większość śladów. Jakby miał odciski butów, rąk i tak dalej to by mógł coś więcej powiedzieć. No ale mimo to i tak coś jednak chyba znalazł ciekawego. Dłużej chyba nie było co tu zwłóczyć. Chyba, żeby sprawdzić jeszcze kawałek dalej.

---



Gdzie zniknęli archeolodzy?


Góra - dach, górne piętra czy coś podobnego. Otwarty lub półotwarty od góry teren ale z ziemi nie bardzo widoczny o ile ktoś na górze nie jest przy samej krawędzi. Tu właśnie pracowali zaginieni archeolodzy. By się tu dostać trzeba by albo latać, albo nieźle się wspinać czy po prostu wejść po schodach.


Podziemia - pomieszczenia pod powierzchnią. Jakieś piwnice, kanały, magazyny, laboratoria, rozdzielnie i tego typu użytkowa ale podziemna infrastruktura. Tu właśnie pracowali zaginieni archeolodzy. By się tu dostać trzeba wbić się przez jakies okienko czy podobny otwór lub dostać naturalnymi lub sztucznymi korytarzami i kanałami albo zejść po schodach.


Powierzchnia - teren na poziomie gruntu, czy to ulice czy parter budynków. Jeśli są okna czy inne otwory da się zajrzeć z poziomu ulicy do środka lub na zewnętrz. Tu właśnie pracowali zaginieni archeolodzy. By się tu dostać trzeba wejść przez drzwi, okna, ogrodzenia albo wejść czy zejść z góry i/lub dołu.



Co znalazł Sander?

Rzut na skradanie: 2k10. Rzucę jak będzie koniec głosowania.


1 poważna poszlaka - np. część potwora nawet jak to na pozór nie wygląda jak część potwora ale poważna poszlaka wskazująca na to, że w sprawę zamieszane są potwory.

2-3 słaba poszlaka - np. zamzany, niewyraźny odcisk łap czy szpnów, coś co nie bardzo pasuje do ludzi i sprzętu przez nich używanego ale ostatecznie właściwie nie wiadomo co to za ślad.

4-5 wyraźne oznaki walki - np. łuski, widocznie archeolodzy zdążyli chociaż parę razy wystrzelić do potworów.

6-7 broń naukowców - broń można było zgubić w trakcie walki czy porwania ale trochę dziwne, że porywacze mając czas zabrać archeologów nie zabrali ich broni.

8-9 pobojowisko - no może jakby ktoś to wcześniej zbadał jak należy to coś by się dało więcej powiedzieć ale jak teraz to pogoda i teren zatarły już większość śladów.

10 wtopa - kompletnie mylny trop jaki odsuwa podejrzenia od potworów.


---




Scena 2



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 09:30
Miejsce: okolice wioski, pustkowie; posterunek obserwacyjny marine
Warunki: biała noc; temp. 1*C; powiew (6 km/h); deszcz; to. -15*C
Obsada: por Daoust i kpr Ritter



Robił to co zwykle się robiło przez większość akcji. Czekał. Właściwie to wszyscy to robili. Zarzucili wędkę i sieć i teraz czekali. Potrzebowali informacji. Dlatego wysłał zwiadowców na czujki, droniarze ruszli swoje drony i teraz zaczynali zbierać te informacje. Część z obu drużyn miała co do roboty z tym robieniem rozpoznania ale on głównie czekał. Przynajmniej tak to mogło wyglądać dla kogoś z boku. Jak tak siedział wewnątrz budy transportera i patrzył w ekrany przed sobą. Robota ciecia z supermarketu na nocnej zmianie. No ale tak naprawdę to spijał samą śmietankę. Przynajmniej wewnątrz budy było jasno i ciepło. Na zewnątrz nie było tak przyjemnie. Nawet wewnątrz słychać było monotonny łomot kropel deszczu. Ale przynajmniej burza się skończyła.

Ta burza wbrew pozorom była ich atutem. Nie czekał aż się skończy. Zabrał połowę plutonu, pożyczył łazika od archeologów i przyjechał tutaj. Na sam rekonesans to może ciut zbyt wielkie siły. Ale sytuacja była dość niejasna. Nie był pewny czy przypadkiem nie potrzebna będzie jakaś interwencja. A wówczas jeden patrol mógłby być za mało a czekanie aż dojedzie reszta plutonu mogło zaprzepaścić szansę na skuteczną interwencję. Dlatego zabrał obie drużynę. A na Leana złożył ciężar zadomowienia się w bazie, bawienia tubylców i trzymania “szarych” w gotowości do interwencji.

- Chyba mam Bonusa. - w komunikatorze usłyszał głos kapral Ritter. Była jedną z czujek, jedną z tych co ulokowały się najbliżej osady. Wątpił by mimo to byli w stanie ją wykryć. Nawet marines trudno było wykryć zamaskowanego snajpera gdy ten się skitrał za pomocą swoich sztuczek.

- Dasz zbliżenie? - porucznik ożywił się zerkając na ekran. Gdzieś tam z kilometr dalej, na chłodnej ziemi na jaką leciał ten cholerny deszcze leżały ich czujki jakie obserwowały wioskę z różnych stron. Wśród nich była Lan. I poza wycelowanym karabinem miała też przenośną kamerę. Z niej właśnie wysłała mu teraz nagranie. Rzeczywiście widział jak pomiędzy ciemniejszymi plamami zieleni budynków porusza się jaśniejsza ludzka sylwetka. Ale miała na sobie płaszcz, kaptur i resztę odpowiedniego na tą słotę ubioru. Więc nie bardzo nawet widział czy to on czy ona. Nawet jak szła akurat frontem do kamery.

- A przełąc na zwykłe widmo. - poprosił licząc, że to coś rozjaśni sytuację. Wręcz przeciwnie. Ekran pociemniał i teraz ledwo mógł dostrzec ruch pomiędzy budynkami. - Dobra, wróć na nokto. - machnął na to ręką i ekran znów rozjaśnił się na seledynowo. Zrobił zbliżenie ale jakoś nie pomogło zbyt wiele.

- To na nic. Nie mogę potwierdzić identyfikacji. Dlaczego uważasz, że to Bonus? - poddał się i zapytał kapral skąd ma ten pomysł. Chociaż domyślał się odpowiedzi.

- Przez optykę lepiej go widzę. Jak wychodził na zewnątrz to sięgał po kluczyki do samochodu. Widziałam, że ma pas tej ochrony co pracowała dla archeologów. Spodnie też mają podobny krój. Chyba chce gdzieś pojechać. Mam go zatrzymać? - Lan też nie była zdziwiona odpowiedzią dowódcy. Gdyby cel nie sięgał po te kluczyki wcale nie byłaby mądrzejsza niż reszta czujek czy porucznik. Ale pofarciło jej się być w odpowiednim miejscu, czasie i wojenna fortuna się do niej uśmiechnęła. Potem dała tamtemu przejść parę kroków licząc, że pojawi się okazja do dokładniejszej identyfikacji no ale zorientowała się, że tamten chyba idzie do łazika a nie do któregoś z budynku. Jak chciał wyjechać z osady to poza nią była okazja go zatrzymać. Mogła mu przestrzelić silnik nie mówiąc o tym, że zdjąć w każdej chwili. No ale na to potrzebowała zgody dowódcy.

- Czekaj, idzie do samochodu? No to chyba będzie musiał zapalić światło. I może ściągnie kaptur. Trzymaj go na oku. - Jean szybko skinął głową wydając polecenie zwiadowcy. Zaraz zwrócił się do pozostałych. - Miejcie na oku ten pickupowy łazik. Potrzebna identyfikacja kierowcy. Harold wyślij swojego latacza niech mu cyknie fotkę. - oficer mówił szybko wskazując kolejne cele i zadania. Harold siedział obok niego wiec pokiwał głową i niewielkim tabletem operował lataczem. Na szczęście ta aura im sprzyjała bo raczej nie sprzyjała zadzieraniu głowy do góry. Szybkie polecenia zelektryzowały chłopców i dziewczyny. Czekali już chyba z drugą czy trzecią godzinę na tym pusktowiu. Najpierw w burzę teraz w deszcz. I nic. A wreszcie coś zaczynało się dziać!

- Zdjął kaptur. Zapalił światła. To Bonus. - po paru chwilach w sieci dał się słyszeć spokojny głos Lan. Z odrobiną satysfakcji, że jej przypuszczenia okazały się trafne. Pieszy w tym czasie dotarł do swojego wozu i nie świadom, że te całkiem zwyczajne odruchy jak zapalenie światła w kabinie czy zdjęcie kaptura pomagają potwierdzić jego tożsamość.

- Potwierdzam. Mam obraz. - Harold skinął głową i na jednym z ekranów dał zbliżenie ze swojego małego latacza. Porucznik widział widok z góry, maskę, pakę za szoferką i samą szoferkę. A w niej zalewana deszczem przednia szyba oświetlona od środka, trochę pod skosem by było widać kierowcę. No i samego kierowcę. No tak. Wyglądał jak Bonus. Tak umownie i bez większej finezji nazwali szefa ochrony jaki do niedawna chroniła obóz archeologów. Ale zmyli się bredząc coś o duchach pustyni. A zaraz potem wcięło tych dwóch co Paul miał pojechać i sprawdzić. Ale nie po to tu przylecieli. Nawet nie po to czatowali tu od rana. Ale się trafił ten ochroniarz. Chociaż jakby go przydybać to “przy okazji” by wypytać można i o właściwy cel marines. A tym archeologom można by pokazać, że coś jednak robią w ich sprawie. No ale jak przechwycenie Bonusa spłoszy resztę? A może go puścić i czekać na właściwy kontakt? Potem mogą się nim zająć. Chociaż z tymi tubylcami… Może wsiąknąć w tych pustkowiach jak kamień w wodę. Więc może przechwycić?


---


Jak mają zareagować marines?


Przechwycenie - Bonus to nie jest właściwy cel ale mimo to mogą go spróbować przechwycić. W starciu z dwoma drużynami marines w połączeniu z zaskoczeniem i wsparciem transporterów Bonus ma mizerne szanse. Ale akcja może spłoszyć resztę wioski jak nie bezpośrednio to zniknięciem jednego ze swoich.

Rzuty:

1 idealna akcja, Bonus w rękach marines + jakieś dodatkowe fanty, dane lub czas.
2-7 poszło gładko, nikt nic nie wie, Bonus jest w rękach marines.
8 - przechwycenie się udało ale zniknięcie Bonusa szybko zostaje zauważone.
9 - duża porażka, Bonus ucieka ale na razie nikt, nic nie wie ale trzeba go złapać.
10 - krytyczna porażka, Bonus ucieka a cała akcja robi larum na całą okolicę.


Śledzić - można puścić drona i pojechać łazikiem archeologów za nim. Może Bonus pojedzie w jakieś ciekawe miejsce. Ale może też zorientować się, że jest śledzony albo marines mimo wszystko go zgubią. Wówczas im się wymknie i nie będzie go można od ręki przesłuchać.

1 idealna akcja, Bonus nie wie o ogonie i dojeżdża do zaplanowanej mety + fanty/dane/fakty.
2-7 poszło gładko, Bonus nie wie o ogonie i dojeżdż do zaplanowanej mety.
8 marines w którymś momencie gubią Bonusa, trzeba obejść się smakiem.
9 Bonus orientuje się, że jest śledzony a marines orientują się, że on się zorientował.
10 Bonus orientuje się, że jest śledzony i wyprowadza marines w pole.


Puścić - nic nie robić. Niech jedzie w swoją stronę. Dla marines to cel pomocniczy a nie główny. Mogą go zgarnąć przy następnej okazji.

1 idealnie, Bonus nie dostrzegł marines a ci jeszcze wyłapali jakiś ciekawy detal.
2-7 poszło gładko, Bonus przejechał i nie dostrzegł marines.
8 Bonusowi wydaje się, że coś widział i na wszelki wypadek jest czujny.
9 Bonus dostrzega kogoś (marines) ale w kiepskiej widoczności bierze ich za lokalsów.
10 Bonus orientuje się o obecności marines w okolicy i podejmuje własną kontrakcję.


---


Termin do głosowania: do północy śr 07.29.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 30-07-2020 o 15:55. Powód: Dodanie rzutu do Sceny 1 (4). Zaznaczenie rzutu w Scenie 2 (8)..
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-08-2020, 13:32   #5
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 05 - 2727.08.02 ranek; g. 10:30

Scena 1


Czas: 2727.08.02 ranek; g. 10:30
Miejsce: ruiny bazy, obóz archeologów; hangar marines
Warunki: biała noc; temp. 1*C; powiew (6 km/h); deszcz; to. -15*C
Obsada: Raul “Bonus”, srg. McLean, gościnnie st.srg Woods, kpr. Holst i Kelemen





Koła łazika zahamowały na piaszczystej glebie zmienionej przez obecny opad w błotnistą maź. Zaraz potem pasażer i kierowca otworzyli drzwi po czym pasażer spojrzał w niebo. Dalej padało coś zmrożonego. Ale w prześwicie pomiędzy chmurami widoki były całkiem niczego sobie. No ale nie przyszedł tu aby podziwiać widoki nieba. Więc zrobił krok do tyłu i otworzył tylne drzwi pożyczonego od archeologów łazika. Porucznik zdecydował się zostać na miejscu i “w razie czego” wolał mieć oba bwp na miejscu. Co niejako automatycznie do transportu podejrzanego delegowało pożyczonego łazika.

- Wyłaź. - sierżant w pełnym rynsztunku złapał za ramię skutego mężczyznę. Musiał mu pomóc bo z workiem na głowie było mu pewnie trudno nawigować. Ten był zbyt przestraszony aby stawić opór. Czy to w chwili zatrzymania czy potem po drodze no albo teraz jak droga się skończyła.

Raul dopiero zdążył ochłonąć na tyle, że zrozumiał iż go nie sprzątnął ci marines. Przynajmniej nie na miejscu. Inaczej by go tu nie przywieźli. Pewnie do obozu archeologów. Chociaż miał kaptur na głowie to zgadywał tak po czasie podróży. I po tych charakterystycznych hopach na drodze po jakich skakał łazik a jakie w okolicy były tylko na terenie ruin. I jeszcze ten slalom między dawnymi zaporami przed główną bazą. Zresztą w okolicy niewiele było adresów gdzie można było się rozbić no a tylko archeolodzy byli z zewnątrz. Więc domyślił się, że wrócili do obozu archeologów. Tylko nie wiedział co dalej. Bał się. Bał się tortur i przesłuchań. A powszechna plotka głosiła, że tak właśnie marines postępują z jeńcami. Teraz żałował, że dał się zaskoczyć i pojmać. Ale to było takie szybkie!

Był trochę zdenerwowany, zaniepokojony tym wszystkim i spieszył się. Wsiadł do samochodu i ruszył ledwo zauważając ten deszcz i błoto. Zdążył kawałek odjechać gdy stało się. Najpierw zobaczył coś jakby ruchomy cień jaki sunął z pobocza. Co to było? Ktoś jechał bez świateł? Wysiadły mu czy co? Chyba jakaś ciężarówka bo dość duża. Nie zdążył się nawet poważnie zaniepokoić, raczej go to zdziwiło. Coś go tknęło gdy usłyszał ryk ciężkiego silnika. Tamten jechał na pełnej parze! Po ciemku?! Zgłupiał?!

Wielki cień niespodziewanie zatrzymał się i nagle stała się światłość. Potężny szperacz prawie wypalił mu oczy. Krzyknął przestraszony i zasłonił oczy dłońmi prawie po omacku hamując i modląc się by się nie wywalić albo zderzyć z tym bydlakiem. Czuł jak jego pickup sunie na błotniestej drodze ale zwalnia. Miał nadzieję, że nie dojdzie do stłuczki. Zanim się zatrzymał zorientował się, że z tyłu jest kolejny! Wtedy do niego dotarło. To pułapka! Słyszał już trzask drzwi i tupot wojskowych buciorów po błocie. Biegli po niego!

- Łapy do góry! Łapy do góry! Nie ruszaj się chuju! - szyby trochę tłumiły głosy tamtych ale i tak ich słyszał! Miał tylko moment nim go dopadną. Prawie po omacku wymacał radio by wezwać pomoc. Gdzie to cholerne radio?!

- Nie strzelajcie! Nie strzelajcie! Poddaję się! - krzyknął do nich tylko mniej więcej zdając sobie sprawę, że są już przy jego samochodzie. Jest! Złapał główkę radia!

- Pokaż łapy! Pokaż łapy bo strzelam! - darł się pierwszy z marine który dopadł już do drzwi od strony kierowcy. Widział oślepionego mężcyzznę w mokrym poncho, wszystko było zalane jaskrawym światłem szperacza ale gogle jakie mieli marines odpowiedno tłumiły te miliony kandeli mocy świetlnej do znośnego poziomu. W przeciwieństwie do Bonusa który dostał pełną dawką w twarz. Marine widział przez holo swojej broni wycelowanej w głowę tamtego jak ten w środku czegoś szuka na desce rozdzielczej. Broni? Radio!

- Poddaję się! Poddaje się! Nie strzelajcie! - krzyczał niemniej przerażony Raul. Nie chciał zostać rozwalony od ręki bo któryś będzie miał zbyt szybki spust. Zresztą zrobił swoje, wcisnął przycisk radia ale usłyszał tylko trzaski. Zagłuszali go! No to koniec. Teraz musiał skupić się na tym by przeżyć. Posłusznie więc uniósł dłonie pod sam dach i mrużył oczy przed jaskrawą mocą halogenu który go nadal oślepiał.

- Otwórz drzwi! Wysiadaj! - krzyknął marine widząc, że Bonus zaczyna zachowywać się jak należy. Tamtem sięgnął do drzwi by je otworzyć. Marine zostawił celowanie w głowę tamtego koledze który go ubezpieczał a sam stanął tuż za szoferką i wyhylił się do góry by zajrzeć jak się da po co tamten siegał. W końcu ten złamas mógłby mieć tam broń. Albo detonator. Jakby miał to bez skrupułów rozwaliłby mu łeb. Ale jak coś tam kierowca miał to nie użył tego. Zamian tego szczęknął zamek drzwi i te stanęły otworem. Sięgnął do pasa po mono ostrze i sieknął nim by przeciąć pasy. Bonus krzyknął przestraszony a zaraz potem dłoń marine złapała go za ramię i wyszarpała na zewnątrz. Raul upadł twarzą na błotnistą drogę. Nogi miał jeszcze w samochodzie gdy jakiś marine usiadł na nim, złapał za nadgarstek i boleśnie wykręcił mu do tyłu. Krzyknął a tamten założył mu obręcz kajdanki. Zaraz potem kolejne.

- Wstawaj! Wstawaj chuju! - krzykiem i gestem Raul został teraz podniesiony na własne nogi. I sprawnie, prawie biegiem, popchany przez marines przebiegli do transportera. Tam wciąż prawie oślepionu przez halogeny posadzono go na jakimś siedzeniu. Chyba był tu ktoś jeszcze.

- To ten. Załóżcie mu kaptur. - usłyszał jego głos gdy ten ktoś pewnie mu się przyjrzał. A potem właśnie założyli mu kaptur. Nawet z początku było to lepiej bo dawało ulgę oślepionym oczom. Potem bał się odetchnąć i, że go od ręki zliwkidują. No ale nie. Przeszli do jakiegoś mniejszego pojazdu i tam chyba usadowili go na tylnym siedzeniu. Po odgłosie silnika poznał, jeden z łazików archeologów. W końcu do niedawna sam często nimi jeździł. No i ruszyli w drogę. Teraz już był prawie pewny, że przyjechali do obozu archeologów. Nawet sobie trochę porozmawiali po drodze. Dotarło do niego, że oni chyba nie mają pojęcia co tu się dzieje. Co dawało mu szanse na przetrwanie. O ile mu uwierzą.

- Co tam macie? - sierżant niebieskich odwrócił się widząc podobny łazik który też zatrzymał się niedaleko i wyszli z nich jego koledzy i któryś z archeologów. Paul i Sander. Stwierdził, gdy ci podeszli bliżej. Tego cywila nie kojarzył.

- Bonusa. Porucznik kazał go tu przywieźć. Mam go zaprowadzić do Mentinka. - Heikki klepnął ramię człowieka w worku na głowie. Widział jak na twarzy archeologa pojawił się wyraz niepewności. - To dla jego, waszego i naszego dobra przyjacielu. Im mniej wie tym lepiej dla wszystkich. - wyjaśnił by uspokoić tego jajogłowego. W końcu na odprawie było, że mieli być mili, współpracować i takie tam.

- Kto to? - Kelemen nie miał pojęcia kogo przywieźli ci marines z drugiego łazika. Przez ten worek i uniwersalne ponczo jakie ten miał na sobie to mógł być ktokolwiek.

- Panie Kelemen?! To ja! Raul! Nic nie zrobiłem! Niech im pan powie! - Raul niespodziewanie rozpoznał wreszcie jakiś znajomy głos. I starał się zwrócić o pomoc do jedynej osoby która wydawała się być neutralna. Oby.

- Stul się! Idziemy! - Heikki kontrolnie trzepnął otwartą dłonią w potylicę schwytanego by mu przypomnieć o odpowiednim zachowaniu. I na zachęte popchnął go w kierunku hangaru.

- A wy znaleźliście coś? - sierżant niebieskich zapytał kolegów z zielonej drużyny co do tej pory byli na miejscu i udawali, że coś robią.

- To. - Sander wyjął z kieszeni niewielki woreczek i pomachał nim przed sobą. Ale w tym świetle kolega mógł nie widzieć zbyt dokładnie więc dorzucił słowny komentarz. - Łuski. Kaliber 4,5. Ktoś tam się strzelał. Ten jajogłowy mówią, że oni mają broń tego kalibru. - zwiadowca wskazał na archeologa który do tej pory im towarzyszył a teraz oddalił się w stronę swojej bazy. A marines z jeńcem wracali do hangaru który zajęli jako swoją bazę.

- Ciekawe. A ten cwaniaczek coś nam bredził o pustynnych duchach. - sierżant McLean wskazał brodą na skutego jeńca wspominając co próbowali z nim rozmawiać po drodze tutaj.

- Niech się Mentink tym zajmie. - Woods wzruszył ramionami bez większej refleksji. Zgodnie z wojskową tradycją zrobił swoją dolę i teraz przyszła kolej przekazać pałeczkę sztafety komu innemu.


---


Co jest poszukiwanym przez marines artefaktem?

Dron - dron odkrył coś na tyle ciekawego, że wysłano marines do odzyskania jego i/lub danych pozyskanych przez niego. Z dronem utracono kontakt podczas burzy magnetycznej. Istnieją podejrzenia, że ktoś z tubylców mógł go znaleźć. Zalety: dron może zajrzeć w miejsca do jakich człowiek miałby kłopot i mniej go szkoda w razie straty niż jakiegoś człowieka. Wady: mimo wszystko to tylko robot, nie może pokazać się tubylcom a robocie programy zwykle słabiej się sprawdzają podczas nieprzewidzianych sytuacji.


Informator - ktoś z tubylców jest informatorem strony rządowej jaką reprezentują marines. Ma do przekazania ważne informacje/dowody. Marines mają odnaleźć i zabrać tak informatora jak i materiały przez niego dostarczone. Istnieje podejrzenie, że informator jest w pobliskiej wiosce. Zalety: informator to tubylec więc może się poruszać swobodnie także wewnątrz społeczności wyrzutków. Wady: mimo wszystko to tubylec więc nie do końca wiadomo komu tak naprawdę jest lojalny.


Zwiadowcy - na miejscu działało komando rozpoznawcze. Mieli za zadanie rozpoznać teren na korzyść marines i działań wywiadowczych, z orbity czy powietrza. Uzbierali na tyle danych by skłonić górę do wysłania marines na interwencję. Zalety: to profesjonaliści, ich lojalność i wyszkolenie nie budzi zastrzeżeń. Wady: mimo wszystko to obcy więc mają ograniczone możliwości przeniknięcia struktur tubylców zwykle obserwują ich z zewnątrz.



Scena 2



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 10:30
Miejsce: okolice wioski, pustkowie; posterunek obserwacyjny marine
Warunki: biała noc; temp. 1*C; powiew (6 km/h); deszcz; to. -15*C
Obsada: por Daoust, kpr Ritter


- Panie poruczniku a co mamy zrobić z jego samochodem? - jeden z żołnierzy zapytał dowódcy o los pickupa jakim do niedawna jechał Bonus. Porucznik spojrzał na mocno zużytą półciężarówkę z paką jaka została na środku drogi. No tak, nie mogli tak jej zostawić. A mogła im się jeszcze do czegoś przydać chociaż na razie miał do tego dość niejasne przeczucie.

- Skitrajcie ją. Będzie zamiast łazika póki McLean nie wróci. - zdecydował dość szybko. Podwładny skinął głową w hełmie i ruszył wykonać polecenie. Jean zaś próbował ogarnąć aktualną sytuację. Raczej poszło im dobrze. Cała akcja poszła gładko, bez żadnego wystrzału. Przechwycili Bonusa chociaż to nie on był ich głównym celem. Kazał go odwieźć sierżantowi McLeanowi do obozu. Tak szybki sukces chyba powinien podnieść morale archeologów i pokazać im, że marines traktują ich zgłoszenie poważnie. I są skuteczni. No ale właśnie dochodził do wniosku, że to raczej poboczny wątek dla ich głównego zadania. Teraz transportery i jego ludzi wracali na wcześniejsze pozycje obserwując wioskę pogrążoną w mrokach białej nocy i padającego syfu.

- Coś się dzieje w wiosce. - gdy sytuacja wydawała się normować i wracać na tory rutynowej obserwacji celu w sieci znów rozległ się głos kapral Ritter.

- Sprecyzuj. - poprosił porucznik siadając w transporterze przed ekranami by zobaczyć obraz przekazywany przez drony i kamery czujek.

- Ruszyli się. - strzelec wyborowa odparła po chwili zastanowienia. Chyba tam w wozie dowodzenia powinni widzieć coś podobnego co ona.

- No rzeczywiście. - porucznik doszedł do podobnych wniosków. Jak już chwilę pooglądał widok z różnych kamer to stwierdził, że strzelec wyborowa była w gruncie rzeczy dość precyzyjna. Tylko nie bardzo wiedział co te poruszenie w tubylczej wiosce mogło oznaczać.


---


Co pokazują kamery?

Atak - do jednego z domów dostały się potwory i zrobił się chaos. Tubylcy próbują albo walczyć albo uciekać przed tym atakiem. Na ekranach marines widać jednak głównie chaos, słychać pojedyncze wystrzały, ale sytuacja jest niejasna.


Pakowanie - tubylcy odebrali sygnał alarmowy Raula i to tylko ostatnia kropla. Powszechnie zaczynają się pakować do samochodów szykując się do ewakuacji. Na ekranach widać te masowe pakowanie się chociaż na tą chwilę marine nie znają jej przyczyny.


Ruch - gdy marines wyłączyli aparaturę zagłuszającą lub pickup wyszedł poza jej zasięg wówczas w wiosce odebrano sygnał alarmowy włączony przez Raula. Nie wiedzą co się dokładnie stało ale zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Obecnie organizują 2-3 samochody aby pojechać w stronę pickupa i sprawdzić co się stało. Ale marine na tą chwilę widzą tylko pakowanie się do tych samochodów.

---


Termin do głosowania: do północy wt 08.04.


Ponieważ jest remis w scenie 1 pomiędzy opcją dron i informator to zdecyduje rzut kostką. Parzyste > dron, nieparzyste > informator.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 05-08-2020 o 01:48.
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-08-2020, 01:11   #6
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 06 - 2727.08.02 ranek; g. 10:35

Scena 1


Czas: 2727.08.02 ranek; g. 10:35
Miejsce: okolice wioski, pustkowie; posterunek obserwacyjny marine
Warunki: biała noc; temp. 1*C; powiew (6 km/h); deszcz; to. -15*C
Obsada: por Daoust i kpr. Harald Moretti


- Co tam się dzieje? - porucznik po raz kolejny i w duchu i na głos zadawał to samo pytanie. W wiosce ewidentnie coś się działo. Coś złego. Właściwie to wiedział co bo okiem zawodowego żołnierza bez trudu rozpoznał walkę. Ale sytuacja była mocno niejasna. Kto tam walczył? Z kim? O co? Dlaczego? No i jak on powinien się do tego odnieść? Jak zareagować? Reagować w ogóle?

Gdy parę minut temu Harold dał znać, że coś się zaczęło dziać w wiosce w pierwszej chwili sądził, że to efekt porwania Bonusa. I tubylcy albo zaczną zwiewać albo spróbują przedsięwziąć jakąś kontrakcję. Rozkazał swoim ludziom być gotowym do akcji, ci wycelowali swoją broń w różne fragmenty wioski i potencjalne cele… I nic. Nic się nie stało. Nikt 2-go plutonu nie atakował. A mimo to coś na tym cholernym zadupiu się jednak działo. I to ostro!

Widział w seledynowych barwach w nokto albo biało - czarnych w termo biegające sylwetki. Niektóre z bronią. Uchylił nawet szerzej tylny właz transportera i na własne uszy słyszał wytłumione odgłosy walki. Jakieś krzyki, wystrzały eksplozje. Kazał zdać raport, w pierwszej chwili od czujek. No ale nic. Nikt ich nie atakował a też widzieli to samo co on w tym mobilnym centrum dowodzenia. Noc polarną smaganą opadem zmrożonego syfu. I chaos. Chaos walki.

Tego się nie spodziewał. Chyba nikt z nich. Właściwie to nie mieli powodu do interwencji. Przecież nie chodziło o obywateli Federacji ani ich nie wysłano do zaprowadzania porządku czy misji pokojowej. Mieli odzyskać dane z drona. Czy walka w wiosce jakoś ingerowała w cel tej misji? No niespecjalnie. Gdzieś tam mógł być jednak dron jaki mieli odszukać i przechwycić. Ale przecież mogli poczekać aż tamci skończą swoje harce o poranku. A gdyby w walce ktoś z jego ludzi oberwał albo co gorsza zginął to by to poszło na jego konto. A jednak był żołnierzem. Oficerem. I te krzyki i widoki spanikowanych i desperacko walczących sylwetek szarpały jego duszę i sumienie. Miał nic nie robić? Tylko się gapić? Nikogo nie uratować?

- Może to jakaś sprzeczka rodzinna. Wiecie jeden klan ma jakieś wąty do drugiego. - w eterze co jakiś czas słychać było komentarze któregoś z marine. Wszyscy byli oszczędni w słowach i niepewni ani tego co się tam dzieje ani co powinni dalej robić.

- Cholera wie z tymi dzikusami. - po dłuższej chwili odparł mu kolega odruchowo zaciskając i rozkurczając dłoń w rękawicy na rękojeści broni.

- O cholera! - któryś krzyknął z zaskoczenia, reszta mu zawtórowała. Jeden z budynków nagle eksplodował. Eksplozja rozniosła ruderę na strzępy zmieniając jej fragmenty w gigantyczny szrapnel i siekąc nimi okolicę.

- Co to było?! Co oni tam mieli!? - coś co wybuchło to nie był zwykły granat. Tam musiało być coś co wspomogło tą eksplozję. Jakieś zbiorniki z gazem czy coś podobnego. Zaraz po eksplozji z resztek chaty buchnęły płomienie pożaru widoczne nawet gołym okiem. Płonące resztki rozsypały się po błotnistych ulicach, dachach i ścianach okolicznych budynków. Padający, zmrożony syf i ujemne temperatury pewnie nie pozwolą się na zbytnie rozprzestrzenienie pożaru i go w końcu ugaszą. Ale jeszcze nie teraz. Teraz pożar było widać w tych nocnych ciemnościach nawet gołym okiem.

- Panie poruczniku! - Harold krzyknął krótko gdy niespodziewanie przechwycił transmisję. Jean spojrzał w jego stronę zresztą głośniki prawie jednocześnie przekazały dramatyczny komunikat. Nagły komunikat przerwał mu obserwację tego co się działo na ekranie. Przez mgnienie oka, tuż przed eksplozją budynku wydawało mu się, że dostrzegł wewnątrz coś dziwnego. Ale zbyt szybko by to zarejestrować no a zaraz potem wszystko tam wybuchło. Więc zatrzymał tamten fragment i właśnie próbował to rozgryźć, wyklarować ten fragment no ale właśnie ta laska z wioski zaczęła krzyczeć w eter i mu przerwała. A nie chciał porucznikowi głowy zawracać jakimiś niesprawdzonymi głupotami.

- Tu Osada Kali! - jakaś kobieta wprost krzyczała w swój komunikat gdzieś tam w ogarniętej chaosem wiosce oznaczonej na mapach jako Osada Kali. - Jesteśmy atakowani! Powtarzam jesteśmy atakowani! Atakują nas duchy pustyni! Powtarzam atakują nas duchy pustyni! - w niewielkiej przestrzeni transportera rozszedł się jej przesycony strachem i desperacją głos. Harold, spec od łączności popatrzył pytająco na porucznika. Mogli jej odpowiedzieć od ręki. Ale decyzja należała do porucznika.


---


Co mają zrobić marine?


Dialog - porucznik najpierw porozmawia z kobietą przy radiu. Rozmowa wstrzymuje reakcję marines ale daje szansę na zdobycie lepszych informacji co się dzieje w wiosce co może pomóc w planowaniu następnych kroków.

Zalety: zwiększa szanse na właściwsze rozeznanie się w sytuacji, potencjalnie najmniejsze straty wśród marine.

Wady: nie wiadomo ile będzie się ciągnąć rozmowa przez radio i co się będzie można dowiedzieć, potencjalnie większe straty wśród tubylców, większe szanse na utratę kontaktu z potworami.


Interwencja częściowa - jedna z drużyn wjeżdża do wioski. Marine wysyłają jedną z drużyn do wioski. Ma mniejszą siłę ognia niż dwie drużyny ale zostawia to drugą drużynę w rezerwie gdyby pierwsza wpadła w tarapaty.

Zalety: szybka interwencja, większe szanse na nawiązanie kontaktu z potworami, możliwe szybkie wsparcie drugiej drużyny, potencjalnie mniejsze straty wśród tubylców.

Wady: mniejsza siła ognia niż obu drużyn, większe szanse na straty wśród interweniujących marine.


Interwencja pełna - obie drużyny wjeżdżają pełnymi siłami. Najszybsza i najsilniejsza opcja. Pół plutonu marine wspartych dwoma bwp-ami ma ogromną siłę ognia. Ale gdyby wpadli w tarapaty jedyne wsparcie na jakie mogą liczyć do drużyny jakie zostały w bazie ok 30-45 min czasu na przybycie.

Zalety: szybka interwencja, większe szanse na nawiązanie kontaktu z potworami, możliwość zdobycia przytłaczającej przewagi nad potworami, potencjalnie mniejsze straty wśród tubylców.

Wady: większe szanse na straty wśród interweniujących marine, brak możliwości szybkiego wsparcia pozostałych drużyn.


Rozpoznanie - wysłanie czujek i dronów dla lepszego rozpoznania sytuacji. Wysłanie rozpoznania opóźnia reakcje marine ale daje niezależne źródło informacji któremu można zaufać.

Zalety: zdobycie informacji od własnych źródeł, możliwość działania z zaskoczenia, możliwość szybkiego wsparcia obu drużyn marine.

Wady: większe szanse na straty wśród interweniujących czujek, potencjalnie większe straty wśród tubylców.


---



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 10:35
Miejsce: ruiny bazy, obóz archeologów; hangar marines
Warunki: jasno; temp. 10*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 13*C
Obsada: srg.pl McLean i st.srg Woods i gościnnie kpr. Rilley


- Całkiem się posypał. - stwierdził sierżant Woods zamykając za sobą drzwi. Sanitariusz musiał podać temu Bonusowi środek uspokajający. A ciut wcześniej musieli go trzymać najpierw we dwóch, w końcu we trzech no a wreszcie wezwać na pomoc sani. Takiego ten Raul dostał ataku paniki.

- I jak? - Lean zapytał wychodzącego sanitariusza który został na chwilę sam z chemicznie uspokojonym pacjentem.

- Dostał głupiego jasia. Ale nic mu nie jest. No teraz nie będzie zbyt rozmowny. Przynajmniej tak by gadać z nim z sensem. Zalecam by dać mu spokój i niech to odeśpi. Może jak wstanie to będzie łatwiejszy w rozmowie. - sani szybko przedstawiła swoją diagnozę i zalecenia. Przypadek z medycznego punktu widzenia nie był zbyt poważny. Wyglądał na efekt jakiejś traumy. Ale by zapewnić pacjentowi i otoczeniu bezpieczeństwo musiała mu zaaplikować coś na uspokojenie. No ale to co ten Raul mówił nim go ścięło. Rany…

- Dzięki. - Mentink skinął głową i chwilę obserwował tył odchodzącej sylwetki. Po czym uchylił drzwi i zajrzał do pacjenta. No ale ten leżał skulony na jakimś starym łóżku jakie znaleźli w tym hangarze.

- No nie żeby wcześniej mówił jakoś do rzeczy. - Paul wzruszył ramionami. Też słyszał co ten tubylec tutaj krzyczał. No znaczy najpierw mówił i to całkiem chętnie. Ale w końcu zaczął się drzeć, że nic nie rozumieją i jak tutaj zostaną to wszyscy zginą. Oczywiście bo duchy pustyni ich pozabijają. Jasne. - Niech przyjdą. - odpowiedział mu wtedy, parę chwil temu, bez większego zastanowienia. No i wtedy tamten się wściekł i skończyło się na tym co teraz widzieli przez uchylone drzwi. Skuty cywil rzucił się na dwójkę uzbrojonych marine z taką furią, że musieli wezwać trzeciego no a w końcu i Sandrę.

- Sam nie wiem. - Mentink nie był do końca pewny. A może coś było w tych desperackich krzykach Bonusa? Za szybko się skończyła ta rozmowa. Ale jego ostrożna, wręcz paranoiczna natura kazała mu węszyć spisek. A ta opuszczona baza jak cholera sprzyjała jakimś spiskom i tajemnicom. Żałował, że Sandra musiała go uśpić. I, że nie ma Jeana. Nie lubił podejmować decyzji bez konsultacji z nim. Powinien teraz do niego się zgłosić? Czy nie zawracać mu głowy?

- Daj spokój. Chyba nie wierzysz w jakieś duchy? Co on mówił? Że duchy przychodzą znikąd, znikają kogoś a potem one same też znikają? Daj spokój, brzmi jak bajeczka dla dzieci. Pewnie sami się wyrzynają a te duchy to pretekst przed odwetem innej bandy. “Nic nie wiemy gdzie jest wasz kolega ale na pewno duchy pustyni go zniknęły!”. - Paul pokręcił głową z niedowierzaniem, że kolega na poważnie rozważa opcje tego panikarza na poważnie i przybrał swój firmowy ironizujący ton. Dał mu znać by ruszyli dalej. Ten skinął głową i zwrócił się do marine który pomagał im w spacyfikowaniu Raula.

- Miej na niego oko. Jak coś zacznie mówić albo kombinować to mnie zawołaj. - Lean wydał polecenie marine, ten skinął głową i został przed drzwiami. Sam sierżant zaś ruszył razem z Paulem do reszty bazy wracając do ich dyskusji. - A ci dwaj archeolodzy? Kto ich zniknął? Gdzie są ciała? Do czego strzelali? - zapytał kolegę. Jak nie było porucznika to po nim Paul był najwyższy szarżą jako dowódca zielonych. Więc jak nie mógł porozmawiać z Jeanem no to chciał porozmawiać chociaż z nim.

- No do kogo? Do duchów pustyni? Daj spokój. Myślę, że zorientował się, że nie kupujemy jego kitu i dlatego mu odwaliło. Bał się, że go rozłożyły na łopatki z tymi jego historyjkami. Pewnie ma coś do ukrycia. Może nawet sam brał udział w porwaniu tych archeologów? To spanikował. - Woods pokręcił głową ale własna wersja wydawała mu się spójna i logiczna. Bez żadnych nadnaturalnych i tajemnych mocy. Zwykłe porwanie które nie całkiem poszło zgodnie z planem.

Lean szedł obok niego i szukał dziury w teorii kolegi. No ale wydawała się rozsądna. Na pewno rozsądniejsza niż to co wciskał im Raul przed chwilą. A jednak coś mu nie dawało spokoju. A jeśli te duchy jednak istnieją? Może nie dosłownie jako duchy no ale jednak coś tych wszystkich ludzi zniknęło nie? A znikający ludzie zawsze byli popularni we wszelkich teoriach spiskowych więc nie chciał tego odpuszczać.


---



Kim/czym jest przeciwnik?



Cyborgi - kolejny projekt superżołnierza. Wielkości zbliżonej do człowieka. Napędzany stymulantami, poddany psychoindoktrynacji, pozbawiony standardowych ludzkich potrzeb stał się bardzo zabójczym przeciwnikiem. Coś jednak poszło nie tak i cyborgi zostały w porzuconej bazie. Są wymagającym przeciwnikiem, potrafiącym używać broni i większość wojskowej technologii. Poruszają się naturalnymi i sztucznymi jaskiniami, kanałami i szczelinami jakich pełno na Cerberze. Co jakiś czas się uaktywniali albo gdy ktoś za bardzo się zbliżył do ich terenu wówczas go likwidowali a ciało zabierali ze sobą. Stąd powstały legendy o duchach pustyni które “znikają” tubylców.


Duch - stworzenie, robot czy konstrukt jakie w sprzyjających okolicznościach wydaje się niematerialne. Może to jakiś produkt lokalnej ewolucji, eksperymentalna technologia naukowców z byłej bazy albo i jakiś okruch obcej, nieznanej cywilizacji. To coś używa jakiegoś rodzaju kamuflażu i/lub lokalnego teleportu na ograniczoną skalę co znacznie utrudnia jego lokalizację i ułatwia mu działanie z zaskoczenia. Co jakiś czas się aktywował albo gdy ktoś za bardzo się zbliżył do określonego terenu wówczas go zlikwidował a ciało zabierał ze sobą. Stąd powstały legendy o duchach pustyni które “znikają” tubylców.


Robale - stwory lub roboty wielkości człowieka czy psa. W otwartej walce z uzbrojonym marine to raczej marine miałby przewagę w takim pojedynku. Ale z zaskoczenia czy w sprzyjających okolicznościach to może być różnie, zwłaszcza, że to stworzenia stadne. Poruszają się naturalnymi i sztucznymi jaskiniami, kanałami i szczelinami jakich pełno na Cerberze. Co jakiś czas się uaktywniali albo gdy ktoś za bardzo się zbliżył do ich terenu wówczas go liwidowali a ciało zabierali ze sobą. Stąd powstały legendy o duchach pustyni które “znikają” tubylców.


Tank - duży potwór, wytwór lokalnej fauny lub eksperymentów w byłej bazie. Może być robot, konstrukt albo jakaś maszkara. Duże, wielkie, odporne bydlę ale stosunkowo nieliczne. W pojedynku z w pełni uzbrojonym marine miałby zdecydowaną przewagę. Raczej potrzebny byłby odpowiednio ciężki sprzęt by go poważniej ruszyć. Porusza się naturalnymi i sztucznymi jaskiniami, kanałami i szczelinami jakich pełno na Cerberze. Co jakiś czas się uaktywniali albo gdy ktoś za bardzo się zbliżył do ich terenu wówczas go likwidowali a ciało zabierali ze sobą. Stąd powstały legendy o duchach pustyni które “znikają” tubylców.


---

Termin do głosowania: do północy pt 08.07
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 06-08-2020 o 01:26. Powód: Dodanie terminu do głosowania.
Pipboy79 jest offline  
Stary 10-08-2020, 23:10   #7
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 07 - 2727.08.02 ranek; g. 11:15

Scena 1


Czas: 2727.08.02 ranek; g. 10:35
Miejscesada Kali, pustkowie; kontener łączności
Warunki: jasno, szum urządzeń; temp. 18*C; flauta (6 km/h); sucho; to. 18*C
Obsada: por Daoust i Anderson






- Możemy gdzieś spokojnie porozmawiać? - Jean zżymał się w duchu na tą rozwydrzonącywilbandę. Żadnego porządku! Każdy coś mówił a nawet krzyczał trudno coś było z tego zrozumieć. Odkąd przyszedł do tej chaty w centrum gdzie zaczęli się kumulować tubylcy. Wśród nich wybijała się Anderson. Ta kobieta co nadawała wcześniej przez radio. Nwet nie do końca wiedział kim ona była. Sołtysem? Burmistrzem? Kacykiem? Czy po prostu kimś od łączności? Właściwie było mu to obojętne ale dość szybko wyczuł, że ma wśród tubylców jakiś autorytet i jest jedną z tych co mówiła z nich najwięcej i najsensowniej. Nawet trochę za dużo jak na jego gust. A w połączeniu z tym co mówiła reszta to szybko zrobił się rozgadiasz na całego. Anderson skinęła na szczęście głową i nie robiła trudności. Wskazała na drzwi na zapleczu chaty jakie prowadziły do kontenera w jakim było lokalne centum łączności. Tu było o wiele ciszej i spokojniej, przy aparaturze była tylko jedna osoba ale w porównaniu do tego co zostawili za ścianą to było pusto, cicho i przyjemnie.

- Dobrze a teraz proszę mi powiedzieć jeszcze raz. Co tu się stało. Z czym mieliśmy doczynienia? - porucznik ledwo zerknął na postać przy monitorach, mikrofonach i głośnikach a poświęcił uwagę rozmówczyni. W ciągu ostatniego kwadransa sytuacja została opanowana. Nagłe wparowanie do środka osady dwóch transporterów z których wysypali się uzbrojeni i gotowi do akcji marines przeważyło szalę. W ciągu kwadransa walki ustały a chaos ograniczył się do biegających i krzyczących ludzi, głównie tych bez mundurów, oraz płonących resztek chaty któa wybuchła na samym początku tego starcia.

- Zostaliśmy zaatakowani. - Anderson zdawała sobie sprawę co musi powiedzieć. I zdawała sobie sprawę jak to musi brzmieć dla kogoś z zewnątrz. Właściwie do tej pory sama w to nie wierzyła. Przecież to była tylko legenda! Plotki. Pogłoski. A jednak gdy zaczęły się zniknięcia w okolicy to plotki nasiliły się. A teraz gdy o poranku zostali zaatakowani od środka no to już miała prawie pewność.

- To wiem. Przez kogo? - porucznik spiął się w duchu bo z tych krzyków na zewnątrz już słyszał wersję kto mógł być odpowiedzialny za ten atak. Niemniej to brzmiało… Absurdalnie. Ale postanowił zabrać się do tego profesjonalnie. I zbadać sprawę jakkolwiek by nie wyglądała.

- My nazywamy je duchami pustyni. - powiedziała z wahaniem gospodyni. Właściwie czuła, że nie ma wyjścia. Ale widząc, że oficer nie parsknął śmiechem, nie wyzwał jej od idiotek i zabobonów to odetchnęła z ulgą.

- Co to są te duchy pustyni? - jeszcze wczoraj Daoust może by ją wyśmiał. Nie po tu tu przylecieli by ganiać za jakimiś duchami. Ale widział co Harold wyciągnął z kamer. “To chyba jakieś zwierzę. Ale raczej nie pies.” powiedział mu gdzieś w przelocie przy tym rozgadiaszu pokazując obrobiony obraz z kamery. No tak. To zdecydowanie nie wyglądało jak pies. Nawet jakiejś popierdolonej rasy. Z bazy Lean też przesłał mu wiadomość, co gadał Bonus zanim go uśpili. No na pewno nie o psach. Nawet z jakiejś popierdolonej rasy. Więc zanim zapytał Anderson co tu jest grane miał już jakiś szkic sytuacji nawet jeśli mętny i popierdolony jak cholera.

Anderson pokiwała głową, złożyła dłonie na biodrach zastanawiając się jakoś usystematyzować w głowie te wszystkie plotki i legendy o duchach pustyni w jakąś sensowną całość by nadawało się do słuchania. Ale w końcu zaczęła mówić. O potworach z podziemi które atakują znienacka. Porywają ciała po których zbyt wiele nie zostaje. Czasem krew, czasem sporo a czasem w ogóle. Albo jakieś przedmioty jakie miał ktoś zaginiony przy sobie czy na sobie. Nie było wiadomo co te potwory robią z porwanymi. Ale żaden nie wrócił by o tym opowiedzieć. Stąd taki ponury i złowróżbny wydźwięk miała ta legenda.

- Podobno przesypiają całe okresy. Najwyżej któryś się przebudzi i znów kogoś porwie. Inni mówią, że to nomadzi więc wędrują pod ziemią. Wtedy gdy są gdzie indziej to tutaj ich nie ma. Albo, że jak ktoś wlezie na ich terytorium to go porywają. No ale co jakiś czas przybywają. I zaczynają się takie ataki jak ten dzisiaj. - Anderson mówiła spiętym głosem przygryzając wargę z tego napięcia. Tak naprawdę dopiero teraz zorientowała się w dziwnej zbieżności między obecnością marines a tymi atakami. Przypadek? No ale co by nie mówić i tak wolała aby tutaj byli. Wpadli z odsieczą i prawie od ręki zaprowadzili porządek z tymi potworami.

- Panie poruczniku. Opanowaliśmy ogień. Może lepiej pan przyjdzie i to zobaczy. - w rozmowę wtrącił się krótki komunikat przesłany przez podwładnych.


---




Co znaleźli marine w pogorzelisku?



Dron - w ruinach i pogorzelisku da się znaleźć dziurę prowadzącą do jakichś tuneli. Wśród wypalonych resztek budynku są jakieś mniej lub bardziej rozpoznawalne szczątki ludzi i potworów. Ale ślady w tunelu wskazują, że robale mogą być zamieszanie w zniknięcie drona jakiego szukają marine. Potwory nawet przypadkiem mogły porwać drona ze sobą czy gdzieś zawieruszył się w tunelach i natrafił na nie a te go sponiewierały. Rzut kostką 1k10 określa stan Zdrowia drona (skala 1-10) z mod -3.

Wady: możliwość pobłądzenia w podziemiach i starcia ze stworami.

Zalety: możliwość odzyskania danych z drona co jest głównym zadaniem marines.


Odroczenie - w ruinach i pogorzelisku da się znaleźć dziurę prowadzącą do jakichś tuneli. Wśród wypalonych resztek budynku są jakieś mniej lub bardziej rozpoznawalne szczątki ludzi i potworów. I wiele więcej nie odnaleziono. Jeśli w trzewiach tuneli są jacyś porwani ludzie, drony czy czają się potwory to przy samym wejściu w tunelu nic na to w tej chwili nie wskazuje ale być może coś się okaże kiedy indziej. Rzut kostką: 1-3 kogoś jednak potwory porwały, 4-6 gdzieś tam na dole jest poszukiwany przez marine dron, 7-9 potwory są nadal w pobliżu i zaatakują ponownie szybciej niż ktoś się spodziewa, 10 przykra niespodzianka.

Wady: stan porwanych ludzi/dronów raczej nie ulegnie poprawie, potwory mają swobodę działania mogą zaatakować ponownie.

Zalety: marines nie ryzykują błądzenia i walki w nieznanych tunelach, mogą wyzyskać ten czas na rozeznanie się w sytuacji bez presji, że coś czas ucieka.


Porwanie - w ruinach i pogorzelisku da się znaleźć dziurę prowadzącą do jakichś tuneli. Wśród wypalonych resztek budynku są jakieś mniej lub bardziej rozpoznawalne szczątki ludzi i potworów. Ale ślady w tunelu wskazują, że robale mogły kogoś porwać, nie wiadomo czy ten ktoś jeszcze żył w tym czasie. Marines interweniowali na tyle szybko, że potwory nie zdążyły zrobić swoich standardowej rzezi i porwań. Rzut kostką 1k10 określa stan Zdrowia porwanej osoby (skala 1-10) z mod -3.

Wady: nieznany jest stan porwanej osoby, możliwe, że stwory zabrały martwe ciało a ryzyko pobłądzenia i starcia w tunelach jest realne.

Zalety: jakakolwiek interwencja marines podbuduje zaufanie tubylców do nich, nie mówiąc już jakby ktoś porwany okazał się żywy i udałoby się taką osobe odbić.


Ruch - w ruinach i pogorzelisku da się znaleźć dziurę prowadzącą do jakichś tuneli. Wśród wypalonych resztek budynku są jakieś mniej lub bardziej rozpoznawalne szczątki ludzi i potworów. Ale w tunelach wciąż da się usłyszeć czy inaczej wykryć jakiś ruch i/lub dźwięki. Możliwe, że stwory w głębi tunelu wciąż są gdzieś w pobliżu. Przy szybkiej reakcji marines jest możliwe odzyskanie kontaktu bojowego z potworami. Rzut kostką określa szanse na taki szybki kontakt. 1-3 w ciągu paru chwil, 4-6 w ciągu paru minut, 7-9 w ciągu kwdransa nie uda się odzykać kontaktu, 10 coś pechowego się wydarzy dla marines.

Wady: ryzyko starcia w podziemiach;

Zalety: możliwość przetrzebienia stworów i zdobycia kompletniejszych trucheł.



Scena 2




Czas: 2727.08.02 ranek; g. 11:15
Miejsce: obóz archeologów, hangar marine; namiot 2-giej “zielonej” drużyny
Warunki: cicho, pusto; temp. 18*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 18*C
Obsada: kpr. Holst i kpr. Lesić + Vanessa i Olga


- Jak mogłaś mi to zrobić? Myślałem, że się kumplujemy. A tu taki nóż w plecy! - mężczyzna zrobił kolejny nawrót pomiędzy polowymi łóżkami jakie wczoraj na noc rozstawili wewnątrz hermetycznych namiotów. Tak samo jak i całą resztę ekwipunku polowego składającego się na polową bazę. Wewnętrz dzięki ogrzewaniu, oświetleniu i klimatyzacji panowały całkiem znośne warunki. Ale niekoniecznie taka była obecna atmosfera. Kobieta ubrana w sam mundur polowy siedziała skromnie na krawędzi swojej pryczy słuchając tych wyrzutów. Sama nie bardzo wiedziała jak to się stało. I jak to teraz odkręcić.

- No nie słyszałaś jak porucznik powiedział, że wszystkie gorące kociaki jakie tutaj będą są moje? - Sander zatrzymał się w pewnym momencie patrząc piorunującym wzrokiem na skruszoną marine co siedziała na skraju pryczy. I nadal nie bardzo wiedziała gdzie oczy podziać ani co odpowiedzieć na te zarzuty. Zresztą nie do końca Alija była pewna czy to są zarzuty. Może Sander znów się zgrywa? Często tak robił. Ale zawsze to wyglądało tak, że mówił tak jakby to wszystko było naprawdę i na poważnie. A potem jednak okazywało się, że to jakiś żart. Często orientowała się w tym dopiero po śmiechach czy reakcji innych. No ale tym razem byli tu tylko we dwójkę to ta pomoc innych odpadała. Widząc, że się zatrzymał i patrzy na nią wyczekująco po chwili zastanowienia odważyła się jednak odezwać.

- Właściwie to ty to mówiłeś. Porucznik nic takiego nie powiedział. - przypomniała mu ostrożnie niepewna czy on się na nią naprawę gniewa czy tylko żarty sobie stroi.

- To to samo! Przecież nie zaprzeczył! - Sander huknął zirytwany wyrzucając ramiona ku sufitowi namiotu. Nie było co przykuwać uwagi do tego niewygodnego detalu więc starał się go jak najszybciej zamieść pod dywan. W końcu jak się desantowali z orbity to sobie jaja robił i nie miał pojęcia, że na tym zadupiu naprawdę się trafią jakieś gorące kociaki. No a po tym zbadaniu miejsca zniknięcia archeologów przyszedł pod prysznic no a tam zastał je wszystkie trzy. Pod jednym prysznicem! Do cholery! Przecież to on miał zbałamucić te kicie pod prysznicem pierwszy! A tu własna koleżanka go ubiegła i to taka co to sprawiała wrażenie jakby miała problem z wiązaniem własnych butów. No lubił ją no ale to już była przesada z tymi prysznicami…


---




Trochę wcześniej


- No nie wiem… - Olga szła z niewielką torebką w jakiej zwykle nosiła swoje kosmetyki i prysznicowe akcesoria. Bo w końcu szła pod prysznic. Nie było o co robić afery. No ale…

- No chodź! Chcesz mnie z nimi sama zostawić? - Vanessa zachęcająco pociągnęła kumpelę za łokieć. Była taka podekscytowana! Czekała na to odkąt ojciec powiedział, że przylecą prawdziwi marines! I przylecieli! No i wreszcie trafiła się okazja by któregoś dorwać pod prysznicem. A może nawet więcej niż jednego? Chociaż był początek pierwszej zmiany, z połowa z nich gdzieś pojechała to mogło być pusto pod tymi prysznicami. Ale może nawet i lepiej?

- No nie… - Olga chociaż z początku była podekscytowana tak samo jak Essa teraz gdy już zbliżały się do tych pryszniców miała wątpliwości. A co zrobią jak tam będzie cały tłum gołych facetów? Nie była pewna czy do kumpeli dociera taka opcja. No tak z jednym, na nie dwie, albo po jednym na każdą z nich… Jakby byli jacyś przyjemni… No to właściwie… Właściwie czemu nie… Ale jak ich tam będzie cała banda? Pewnie nawet jeden z nich by wystarczył aby każdej z nich skręcić kark czy zrobić coś gorszego.

- No chodź! Jak będzie drętwo to po prostu wyjdziemy. I ten przystojniak z wczoraj mówił, że będzie tutaj po śniadaniu. - Essa nie miała takich wątpliwości. Właściwie to miała dylemat czy bardziej podpasował jej ten ich porucznik czy właśnie ten zwiadowca. Ale uznała, że jak będą tu dłużej to będzie jeszcze okazja ich poznać lepiej no a wczoraj jak łazili po hangarze i znaleźli te wielkie coś to właśnie tak z tym Sanderem coś gadali luźno w ten deseń. Więc była okazja. Zresztą już były na miejscu to się zaraz okaże.

- Tam chyba ktoś jest. - na wszelki wypadek Olga szepnęła do kumpeli. Najpierw słyszały już w przebieralni szum odkręconej wody a teraz widziały jedną zamkniętą kabinę dośc jasno wskazującą, że ktoś z niej korzysta.

- To chodź. Zapytamy czy nie brakuje mydła w dozowniku albo czy plecy nie potrzeba umyć. - Essa nie miała żadnych wątpliwości co należy dalej robić. Olgę też uspokoiło jak się okazało, że o tej porze prysznice są puste i poza nimi jest tu tylko jeden użytkownik tego przbytku. To znów ekscytacja wróciła do jej spojrzenia i uśmiechu. Pokiwała wesoło głową i stanęła obok Vanessy gdy ta jeszcze posłała jej łobuzerskie oczko i całusa po czym zastukała w drzwi kabiny.


---



Co się stało pod prysznicem?


Flirt - cała trójka kobiet kompletnie się nie spodziewała drugiej strony pod prysznicem ale jednak szybko przełamały lody i sobie wesoło porozmawiały obgadując kogo nie ma w zasięgu głosu. Gdzieś w tym momencie nadszedł Sander ale widząc trzy dziewczyny pod prysznicem dopowiedział sobie resztę. Obecnie Alija czuje się nieswojo ale nie wie jak przekonać Sandera, że na samych flirtach się skończyło.


Przygoda - cała trójka kobiet kompletnie się nie spodziewała drugiej strony pod prysznicem ale jednak szybko przełamały lody i chociaż nie taki był plan to jednak pomogły sobie nawzajem w namydlaniu tego i owego. Gdzieś w tym momencie nadszedł Sander ale widząc trzy dziewczyny pod prysznicem dopowiedział sobie resztę. Obecnie Alija czuje się nieswojo, że Sander ich przyłapał no i ma pretensje.


Zaskoczenie - cała trójka kobiet kompletnie się nie spodziewała drugiej strony pod prysznicem więc były przede wszystkim zaskoczone. Zakończyło się niewyraźnie na zamieszaniu. Gdzieś w tym momencie nadszedł Sander ale widząc trzy dziewczyny pod prysznicem dopowiedział sobie resztę. Obecnie Alija czuje się nieswojo ale nie wie jak przekonać Sandera, że do niczego właściwie nie doszło.


Żart - cokolwiek działo się między dziewczynami pod prysznicem w gruncie rzeczy Sander nie ma pretensji i tak naprawdę droczy się z Aliją a ona po prostu bierze wszystko bardzo poważnie. W zależności od rzutu kostką to na: 1-3 flirt, na 4-6 przygoda, na 7-9 zaskoczenie, na 10 coś pechowego.



---


Termin do głosowania: do północy śr 08.12.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 14-08-2020, 17:09   #8
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 08 - 2727.08.02 póź. ranek; g. 12:05

Scena 1


Czas: 2727.08.02 ranek; g. 12:05
Miejsce: okolice wioski Kali, pustkowie; kanały pod wioską
Warunki: ciemność, dym, latarki i flary; temp. 3*C; powiew (6 km/h); sucho; to. -10*C
Obsada: por Daoust i srg. Jelić epizodycznie kpr. White i s.sz. Lai


- Co to jest do cholery? - podziemia okazały się dość klaustrofobiczne. Dorosły mógł się wyprostować tylko jak szedł pośrodku owalnego tunelu. To chyba był wytwór człowieka. Jakieś stare kanały czy podobna infrastruktura. Sądząc po zaciekach, błocie i całej reszcie syfu to opuszczona wieki temu. Jak dawno? Cholera wie. Może to by zainteresowało tych jajogłowych z bazy. No ale marines byli raczej zainteresowani tym świeżym syfem. Tym który sami współtworzyli z przeciwnikiem. Teraz więc mogli się przejść po tym syfie w podziemiach a przeciwnik był wokół nich. Poszatkowany szrapnelami granatów, pocięty pociskami z karabinków, spalony miotaczami płomieni. A te wszystkie flaki, juchy, łuski nabojów, puste magazynki tworzyły barwną mozaikę. Do tego dym. Istna mgła. Zarówno od ognia, granatów jak i tego co się oderwało i łupnęło z kurzem w to całe błoto. Gdzie nie spojrzeć to był ten syf we wszelkiej postaci. Ale latarki zamontowane na broni i hełmach, rzucone flary i różne pasma wizji w hełmach jakoś radziły sobie z tym syfem. Chociaż wszyscy byli spięci. I zastanawiali się w co do cholery wdepnęli. Poza tym, że w jakiś straszny syf.

- Syf. - odparł mu nieco zgryźliwie przechodzący obok dowódca niebieskich. Też przechadzał się po tym podziemnym, zadymionym pobojowisku. White westchnął w duchu z irytacją. To akurat widział sam jak i pewnie reszta. Niepokoiło go to wszystko. Stał jako czujka ze swoją ciężką giwerą gotów zalać tunel przed sobą gradem ołowiu. Za towarzystwo miał tylko Lai który był jego ładowniczym i miał zapasowe ammo do giwery. A ten tunel wyglądał podejrzanie. Właściwie to pozostałe wyloty tuneli też wyglądały podobnie i obstawiała je reszta chłopaków. No ale ten go interesował najbardziej. Bo był ich. Jego i Laia. Więc dla niego wyglądał najbardziej podejrzanie z nich wszystkich. A jak tego cholerstwa było tu więcej?!

- To sami widzimy geniuszu. - skośnooki ładowniczy mruknął z irytacją do przechodzącego obok kaprala który sprawdzał ich perymetr. Sierżant Jelić też był poddenerwowany. Zwłaszcza, że byli tu sami. Nawet nie cała drużyna niebieskich no ale czerwoni zostali na powierzchni zabezpieczając transportery i wioskę. Farciarze. Theo zawsze podejrzewał, że porucznik to wszędzie gdzie się dało to faworyzował czerwonych. I dlatego do tej dziury wysłał niebieskich. I cholera znaleźli to! Tylko co to do cholery było?! Zatrzymał się by spojrzeć na te krzyżówki gdzie to coś chyba chciało się na nich zasadzić. Czy to możliwe? To coś byłoby tak cwane by planować zasadzkę na drużynę marines? Cholera wie. Tak czy siak drużyna marines rozniosła ich w strzępy. Teraz obserwował jak postać w pełnym ekwipunku bojowym klęczy pomiędzy poszatkowanymi truchłami. Zde dwie czy trzy inne obserwowały jego poczynania.

- Co to jest do cholery? - mimo, że porucznik już słyszał chyba więcej niż raz jak któryś z niebieskich zadawał sobie czy innym dokładnie to samo pytanie to sam też nie powstrzymał się by je nie zadać. Bo chociaż domyślał się, że właśnie rozwalili te duchy pustyni to jakoś nie bardzo pomagało mu to zorientować się w czym mają do czynienia.

- To co teraz panie poruczniku? - Jelić który dowodził niebieskimi zapytał oficera co dalej. No zmasakrowali… to coś… cokolwiek to było. No ale co dalej? Nie podobało mu się to miejsce. Zwłaszcza te ciemności i dym, ciasnota przez jaką nie mogli walczyć z przewagi zasięgu nad… tym czymś… z racji braku lepszej nazwy roboczo nazwał to coś “robalami”. I reszta też tak zaczęła mówić o tym czymś.

- Chyba w regulaminie jest coś o składaniu meldunków w sztabie w razie napotkania niecodziennych okoliczności. - Daoust dał sobie spokój z oglądaniem trucheł tego czegoś. Trochę jak jakieś duże skorpiony. Albo mrówy. Albo pająki. Czy inne coś z wieloma odnóżami, szczypcami i paskudnym wyglądem. Dobrze, że nie było ołowioodporne.

- Tak teraz? Może najpierw sprawdzimy wioskę? Albo ci archeolodzy coś może wiedzą? - właściwie to sierżant rozumiał logikę oficera. Brzmiało sensownie z tym meldunkiem. No ale do cholery obawiał się, że jak dadzą cynk na górę to ktoś tam może wpaść na “genialny” pomysł by “zabezpieczyć teren”. Co pewnie by musiała zrobić drużyna która już jest na tym terenie czyli na jego niebieskich. Bo tu nawet nie bardzo było gdzie wezwać choćby czerwonych na pomoc. A miał złe przeczucia co do pozostania tutaj na miejscu. Dlatego wolał podsunąć porucznikowi jakąś alternatywę. Nawet jakby mieli czekać w tej cholernej wiosce na końcu zadupia to i tak pewnie by było lepsze niż zostanie w tych cholernych podziemiach. Aż ciarki przechodziły a każdy ruch w tych oparach mógł zwiastować któegoś z tych cholernych robali. Tym razem niezbyt martwego.

- Tak mówisz Tiho? - porucznik wstał i zerknął na swojego sierżanta. Też mu się nie podobało ani to miejsce ani to odkrycie. No ale on miał na głowie nie tylko niebieskich ale cały pluton. I zadanie do wykonania. No i znów stał na decyzyjnym rozdrożu zupełnie jak na tych krzyżówkach pełnych śladów krwawej jatki.


---


Co powinien zadecydować porucznik?

Zameldować i podpalić - sytuacja jest na tyle wyjątkowa, że nie byłoby źle poprosić górę o wytyczne w tej sprawie. Nie wiadomo jednak jaką dadzą odpowiedź i kiedy. Ale na razie można postawić zaporę ogniową. Granaty zapalające i miotacze ognia mogą odciąć dostęp w obie strony.

Wady - podtrzymywanie zapory zużyje większość broni ogniowej (miotacze ognia i granaty zapalające) a nie wiadomo jak długo trzeba będzie ją podtrzymywać. Przy pechowych rzutach kostką (na 8+ na 1k10) nastąpi niespodziewany zapłon czegoś więcej niż planowano.

Zalety - oddział zostaje na miejscu i ma pobojowisko pod kontrolą. Po wygaszeniu ognia może zarówno kontynuować natarcie jak i się wycofać.


Zameldować i wycofać się - sytuacja jest na tyle wyjątkowa, że nie byłoby źle poprosić górę o wytyczne w tej sprawie. Nie wiadomo jednak jaką dadzą odpowieź i kiedy. Ale na razie można zostawić te cholerne tunele i wrócić do wioski.

Wady - poza paroma fotkami i filmikami nie bardzo jest tego materiału dowodowego do przesłania na orbitę. Jeśli rozkaz będzie wrócić to może się okazać, że trzeba walczyć od nowa albo coś zniknie truchła. Przy rzucie 8+ na 1k10 góra uzna dowody za na tyle intrygujące, żeby wysłać marines po więcej danych i próbek skoro już są na miejscu.

Zalety - te tunele to kiepska pozycja obronna w razie ataku potworów przewagi marines jakie by mieli na otwartym terenie byłby w znacznej mierze zniwelowane. Na powierzchni, nawet w wiosce walka powinna być bardziej na korzyść marines.


Zameldować i wysadzić - sytuacja jest na tyle wyjątkowa, że nie byłoby źle poprosić górę o wytyczne w tej sprawie. Nie wiadomo jednak jaką dadzą odpowiedź i kiedy. Ale na razie można wysadzić te tunele by odciąć się od innych.

Wady - jeśli góra da rozkaz by kontynuować natarcie to przez zawalone tunele mogą nieco pokrzyżować wykonanie takiego polecenia a góra może mieć za złe taką samowolkę. Przy pechowych rzutach kostką (na 8+ na 1k10) może się zawalić więcej niż planowano.

Zalety - zawał powinien stworzyć stałą zaporę odcinającą od niezbadanych tuneli.


Zameldować i zostać - sytuacja jest na tyle wyjątkowa, że nie byłoby źle poprosić górę o wytyczne w tej sprawie. Nie wiadomo jednak jaką dadzą odpowiedź i kiedy. Ale na razie można zostać na miejscu by mieć pobojowisko pod kontrolą.

Wady - te tunele to kiepska pozycja obronna w razie ataku potworów przewagi marines jakie by mieli na otwartym terenie byłby w znacznej mierze zniwelowane. Na powierzchni, nawet w wiosce walka powinna być bardziej na korzyść marines. Przy rzucie 8+ na 1k10 na miejscu wystąpi jakaś kryzysowa sytuacja.

Zalety - jeśli stwory dostały taki łomot to mogą prędko nie wrócić. Nie wiadomo czy w ogóle wrócą więc to strachy na lachy. A zostając na miejscu będzie można od ręki albo kontynuować natarcie, zabrać truchła czy wycofać się na powierzchnię.



Scena 2



Czas: 2727.08.02 póź. ranek; g. 12:05
Miejsce: obóz archeologów, sektor biurowy; biuro Nicholasa
Warunki: cicho, pusto; temp. 18*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 18*C
Obsada: Nicholas Hemme i Kelemen Kadosa


- Możecie mi jakoś wyjaśnić co rozumiecie przez “drobne komplikacje”? - Nicholas musiał przyznać w duchu, że cieszy się, że ten facet widoczny na ekranie jest tutaj obecny tylko na ekranie. Zawsze jakoś budził w nim niepokój. Niby taki biznesmen. Człowiek interesu. No ale jak się wiedziało kim jest i co może to jakoś mroziło to jego serce. Zwłaszcza, że robili razem interesy.

- No chyba słyszałeś. Przylecieli tu marines. Wszędzie się kręcą. To nam mocno utrudnia robotę. Może będziemy musieli przez to wprowadzić pewne zmiany. - Nicholas starał się mówić spokojnie i rzeczowo. Ale zdradzało go nerwowe strzepywanie popiołu do popielniczki. A jego rozmówcy to widzieli. Jeden bo stał tuż obok a drugi bo widział biurko i jego właściciela ze swojego ekranu.

- O jakich zmianach mówisz Nico? - facet po drugiej stronie ekranu zawsze tak się zwracał do niego. Tak zdrobniale. Jak do małego chłopca. Ale Nicholasa to wkurzało! Ale gdy raz odważył się mu zwrócić uwagę tamten z nonszalanckim uśmiechem odparł “Oczywiście Nico”. No i potem już jakoś przestał mu zwracać na to uwagę. Ale nadal cholernie go to wkurzało. No ale przecież robili razem interesy.

- Prognozy mówią o pogorszeniu się pogody. Będzie zamieć, burza i cała reszta. To mocno utrudni wszelką działalność na zewnątrz. - Kelemen nachylił się nad biurkiem i szybko i chętnie wyjaśnił te zmiany. Widział, że kolega jest mocno spięty pewnie także przez to zdrabnianie jego imienia no to postanowił go wesprzeć.

- Tak, widziałem tą prognozę. - ich zdalny rozmówca przytaknął głową gdy z rozmysłem zerknął gdzieś w bok, może na jakiś ekran z prognozą pogody dla tego zakątka bieguna północnego Cerbera.

- No właśnie. I to jest nasza szansa. Musimy to załatwić jak najszybciej. Im dłużej ci marines się tu kręcą tym większa szansa, że coś zwęszą. - Kadosa szybko przejął pałeczkę rozmowy. Od śniadania o tym gadali z Nicholasem no i wreszcie wydało im się, że wiedzą jak wybrnąć z tych komplikacji. No ale do tego była potrzebna druga połowa ich spółki czyli by tamten cwaniak z ekranu zrobił swoją dolę. Nawet jak wcześniej planowali to trochę inaczej i aż tak szybkiego przylotu wojskowych się nie spodziewali.

---


Co ukrywają archeolodzy?


Bodyshop - w trzewiach bazy archeolodzy odkryli cybernetyczne części, oprogramowanie i oporządzenie w zaskakująco dobrym stanie. Znalezisko powinno być przekazane do badania lub oddane wojsku. A tymczasem na zaawansowany sprzęt wojskowy naukowcy znaleźli chętnych. Teraz chcą szybko pozbyć się gorącego towaru jaki mają na terenie obozu i chcą by wspólnik odebrał ten towar i przelał kasę za niego. Trudno by było się wytłumaczyć marines gdyby znaleźli taki towar w bazie archeologów na terenie dawnej, wojskowej bazy i byłaby wtopa na całego.

Imigranci - z czasem archeolodzy mając kontakty z tubylcami zaangażowali się w przemyt ludzi. Pomagają obejść procedury kontrolne wystawiając odpowiednie dokumenty, faktury i zaświadczenia, pisząc referencje, cv czy nawet potwierdzając lewe dokumenty. To z jednej strony pozwala nielegałom zostać obywatelami Federacji i legalnie w niej bytować a czasem komuś z Federacji zniknąć na bezimiennych pustkowiach Cerbera czy wśród flotach przemytników. Gdyby marines odkryli w obozie jakieś obce osoby bez aktualnych kluczy, przygotowane lipne legendy dla nich czy innych i historię takich transferów mogłaby być wtopa na całego.

Organy - archeolodzy pośredniczą w handlu organami pomiędzy tubylcami a odpowiednimi zainteresowanymi na orbicie czy w głównej bazie na biegunie. Mimo postępów medycyny często okazuje się, że czasem jedynym ratunkiem jest przeszczep organu od dawcy. Okazuje się, że dawca niekoniecznie musi oddawać swój organ dobrowolnie. A historia organów na bezimiennych pustkowiach Cerbera jest trudna do prześledzenia. Archeolodzy nie zadają żadnych pytań gdy odbierają niewielkie pojemniki od tubylców i wysyłają na biegun czy na orbitę razem z resztą swoich pakunków za co mają odpowiednią prowizję. Gdyby marines odkryli w lodówkach pojemniki z ludzkimi organami niewiadomego pochodzenia byłaby wtopa na całego.


---

Zagadnienie dodatkowe




Jaki wątek powinien się pojawić na scenie?


Tubylcy: Anderson - kobieta którą marines usłyszeli przez radio a po walce rozmawiała z por. Daoustem. Można przedstawić scenę w wiosce i dać zbliżenie na punkt widzenia tubylców.

Archeolodzy: Odkrycie dziewczyn - Vanessa i Olga odkryły coś ciekawego co na razie skitrały dla siebie. Można dalej rozwinąć ten wątek i dać punkt widzenia archeologów.

Marines: Sztab - sztab na orbitalnej bazie czy statku z jakiego przyleciał 2-gi pluton por. Daousta. Można przedstawić scenę rozmowy z porucznikiem i dać punkt widzenia marines..

(Masz 3, 2 i 1 pkt. Tam gdzie przydzielisz najwięcej ten wątek jest dla Ciebie najbardziej interesujący.)

---


Termin do głosowania: do północy nd 08.16.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-08-2020, 03:02   #9
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 08 - 2727.08.02 póź. ranek; g. 12:45

Scena 1



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 12:45
Miejsce: wioska Kali, centrum osady; świetlica
Warunki: jasno, wnętrze pomieszczenia, cicho; temp. 19*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 19*C
Obsada: Anderson i rozmówcy


Anderson wkurzało wiele rzeczy. Począwszy od własnych personaliów. Nie raz zastanawiała się co kierowało jej starymi by nadać jej takie imię. Już pal licho nazwisko, każdy przecież miał jakieś a Anderson nie było takie złe. No ale w połączeniu z imieniem… Anderson. Anderson Anderson. Bo jej starzy chociaż ze sobą w ogóle nie spokrewnienie to nosili to samo nazwisko - Anderson. Więc jak się spiknęli i urodziła im się córka to postanowili kontynuować tą chlubną tradycję. I nazwali ją Anderson. I tak AA musiała się z tym mierzyć od samych początków swojego rozumnego życia. Dlatego wolała po prostu Anderson. Albo Andy jak ją zaczęły nazywać te dwie dziewczyny od archeologów. Andy też mogło być. Ale i tak zawsze miała żal do swoich starych za taki niechciany prezent przy jej urodzinach.

Więc własne personalia to był jeden z elementów co ją irytowały i wkurzały. Kolejnym była ludzka tępota i bezwład systemu. No i beton. Na przykład wojskowy beton. Do tej pory z wojskiem nie miała zbyt wiele wspólnego no ale właśnie miała okazję się przekonać jak działa wojskowy beton. Wręcz żelbet. Czego te mięśniaki z karabinami nie rozumiały?! Trzeba uciekać! To proste!

- To idź i im to powiedz. - burknął rozeźlony Sebastian. On też ją wkurzał. Wszyscy ją wkurzali. Owszem marines przyjechali niczym dawna kawaleria z odsieczą. I raz dwa zrobili porządek z tymi duchami pustyni. Potem jednak jakoś tak sprytnie to rozegrali, że dla bezpieczeństwa, by policzyć, sprawdzić czy kogoś nie brakuje i dopiero po jakiejś godzinie, jak opadły emocje Anderson się zorientowała jako pierwsza.

- Oni nas pilnują! - westchnęła cicho na głos gdy widziała dwóch marine jacy stali przy frontowej ściany świetlicy. Świetlica to taka ich tancbuda, bar, burdel i miejsce wymiany plotek wszelakich. Centrum rozrywki i życia towarzyskiego w Kali. Była też pośrodku osady no i miała przestronny parter z całą masą stołów i ław by pomieścić wszystkich ocalałych. Teraz jeden marine stał przy głównym wejściu a drugi przechadzał się wzdłuż okien. Ten co chodził to tak połowicznie zerkał to na nich to na to co za oknami. Ten zaś przy wejściu oparł się plecami o ścianę i czasem zerkał na zewnątrz przez okno ale głównie obserwował ich. Ale obaj raczej nie interweniowali w ich dyskusję. No i może właśnie tak coraz częściej zerkali na nich bo “dyskusja” robiła się coraz bardziej “żywiołowa”. Głównie właśnie z powodu Anderson i Sebastiana.

- Musimy stąd uciekać. Te stwory wrócą. Wiecie co się dzieje jak one mają wylęg czy tam inną migrację. W każdym razie jak się zjawiają u nas. - dziewczyna zaczęła mówić jeszcze z początku do najbliższej sąsiadki ale szybko ją pochłonęły emocje więc zaczęła nadawać i do całej reszty jaka była w zasięgu słuchu.

- Mamy teraz marines. Oni się wszystkim zajmą. - Sebastian był sceptycznie nastawiony. Wskazał na obie uzbrojone sylwetki. Nie chciało mu się wierzyć, że ich pilnują. Znaczy jak jakiś więźniów. Raczej dla ochrony. Jakby te potwory jednak wróciły. To ci marines znów ich rozwalą. I będzie spokój. Ta AA to jak zwykle się czepiała i szukała dziury w całym.

- Pamiętasz kiedyś by orbitale nam w czymś pomogli? By się nami zajęli? - Andy popatrzyła na niego krytycznie. Też dopiero teraz to sobie uświadomiła. Co tu właściwie robią ci marines? Skąd się tu wzięli. Przypadkiem przejeżdżali obok ich wioski? Pewnie to ma coś wspólnego z archeologami. Chyba. Bo tylko oni byli orbitalami tak daleko na południe. No a może nie. Ale ta zbierzność wzbudziła jej czujność.

- To idź i się ich zapytaj. - burknął Sebastian urażonym tonem. Nawet niezła była ta Anderson. Ale po prostu była zbyt upierdliwa nawet jak na babę. Na dłuższą metę trudno było wytrzymać te jej nawiedzone gadki i teorie. Najlepiej jak dłubała w tym swoim kontenerze i nie zawracała ludziom gitary. No ale teraz niestety była tuż obok i znów uprzykrzała innym życie.

- A pójdę! Skoro nikt z was nie ma jaj! - warknęła rozzłoszczona Anderson i rzeczywiście wstała. Spojrzała w kierunku głównego wejścia i po chwili zastanowienia ruszyła w tym kierunku. Właściwie to nic nie mówili, że są więźniami czy coś takiego nie? To chyba miała prawo sobie wyjść, wrócić do domu czy odjechać stąd w cholerę. Prawda?

- Coś się stało? - marine stojący przed wejściem nawet nie oderwał pleców od ściany o jaką się opierał ale nie musiał. Nie dało się przejść obok by uniknąć jego ramion. Nie mówiąc o karabinku. Ale widząc jak jedna z kobiet wstała od stolika i lawirując między stołami zbliżała się w jego stronę to postanowił jednak zareagować. Na razie słowem. Kolega na wszelki wypadek zatrzymał swoją wędrówkę wokół okien i spojrzał z zaciekawieniem na szykującą się rozmowę. Ta rozmowa też niemożebnie zirytowała Anderson gdy miała okazję posmakować osobiście tego wojskowego betonu.

Czy mogę wyjść? A po co? Chciałabym wyjść. A po co? Chciałabym coś wziąć z domu. Co takiego? Mój datapad. Przykro mi. I lekarstwa, muszę wziąć. Przykro mi w tej chwili nie jest to możliwe. A kiedy będzie. Jak porucznik wyda odpowiedni rozkaz. A kiedy wyda taki rozkaz? Jak wyda taki rozkaz. A może pan mu powie, że chciałabym wyjść. Dobrze, przekażę mu to w raporcie. Jakim? W raporcie. Czyli nie teraz? A mógłby pan z nim porozmawiać teraz? Porucznik jest zajęty. Musi zabezpieczyć teren dla naszego bezpieczeństwa. No ja właśnie w tej sprawie. Musimy uciekać. Zanim te potwory wrócą. Dobrze, przekażę mu to w moim raporcie. Ale mu musimy się stąd zabierać teraz! Proszę się uspokoić i wracać na miejsce. Dobrze a czy ja mogłabym porozmawiać z porucznikiem? Albo jakimś pana zwierzchnikiem. Oczywiście, przekażę pani prośbę w raporcie. Ale teraz? Teraz proszę się uspokoić i wracać na miejsce. Ale ja bym chciała wyjść. Przykro mi ale to niemożliwe. Dlaczego? Jesteśmy więźniami? Skądże. To dla waszego bezpieczeństwa. Na zewnątrz jest niebezpiecznie a mamy za mało ludzi by łazić za każdym z was. Dlatego musicie przebywać w jednym miejscu. Ale jak ja bym chciała na własną odpowiedzialność wyjść stąd? Przykro mi ale bez rozkazu porucznika nie mogę pani puścić. No to moze pan go jednak poprosi do telefonu? Porucznik jest zajęty, proszę wrócić na swoje miejsce.

- Do jasnej cholery! - Anderson nie zdzierżyła i wykrzyczała swoją frustrację. Co za banda, tępych żołdaków! No a ten na którego trafiła to na pewno. Ten na którego trafiła pod swoją maską hełmu lekko uniósł brwi. Co za paniusia! Za kogo ona się uważa?! Miałby odrywać porucznika bo taka bezczelna zdzira ma sobie fantazję chcieć rozmawiać z porucznikiem! Tak po prostu! No i co jeszcze? Banda dzikusów. Żyli w tych lepiankach jak jakieś neandertale. Wsobne kloce. Pewnie jeszcze bardzo lubią kozy i inne takie zabawy. Jego zdaniem to powinno się ich trzymać krótko a jakby ktoś miał jaja i głowę na swoim miejscu to by kazał to wszystko zburzyć z orbity i byłby koniec tych brudasów. A ta mu tutaj jeszcze wrzeszczy nad uchem. Niech tym swoim wieśniakom idzie powrzeszczeć.

- Dobrze, to może inaczej… - Anderson odeszła ze dwa kroki łapiąc się za biodra i próbując ochłonąć. Ta irytująca rozmowa pokazała jej, że tak nic nie ugra. Ten tępak będzie ją traktował jak dzikusa i cywila. I kobietę. Musiała zagrać w tę ich grę i powiedzieć coś aby zrozumieli. Coś co uzna za tyle wartościowe by zadzwonił do tego cholernego porucznika. Jak na razie podczas wcześniejszej rozmowy wydawał się całkiem rozsądny nawet na tak niecodzienną sytuację. Miała nadzieję, że znów będzie chciał z nią porozmawiać i będzie mogła na niego wpłynąć. No ale najpierw musiałaby go spotkać czy chociaż dodzwonić się do niego.


---



Co ma do przekazania Anderson?


Poczekać - ostatecznie może lepiej poczekać? Na razie jest przecież spokojnie, kwadrans czy dwa chyba nikogo nie zbawią. Może poczekać aż porucznik skończy swoją robotę i znów będzie dostępny. Na 1k10 na 8+ porucznik będzie wolny dopiero jak coś się zacznie dziać.


Prognoza - Anderson widziała prognozę pogody na nadchodzący dzień i w przeciwieństwie do marine zdaje sobie sprawę co to oznacza w praktyce. Jakie to zagrożenie lub tak to odmaluje. Marine poczuje się na tyle zaniepokojony, że lepiej przekazać te wieści porucznikowi. Na 1k10 na 8+ marine nie uzna jej historyjki za zbyt wiarygodną i ją spławi do reszty.


Solo - tak naprawdę Anderson jest idealistką i wolałaby uratować wszystkich swoich ludzi a nawet marine. No ale jak się nie da to jest gotowa spróbować wymknać się na włąsną rękę. Zna na tyle pomieszczenia, że niby do toalety czy coś a tak naprawdę pojedyncza osoba ma szansę się wymknąć. Na 1k10 na 8+ marine się jednak na czas orientują i łapią ją podcza próby ucieczki.


Tajniak - tak naprawdę to Anderson jest tajniakiem. Informatorem czy agentem orbitali lub po prostu dla nich pracuje. Poda jakiś na tyle interesujący detal, że marine na wszelki wypadek postanowi jednak zawiadomić porucznika od ręki. Czy naprawdę Anderson jest tym za kogo się podaje czy nie to wyjdzie później. Na 1k10 na 8+ marine nie uzna jej historyjki za zbyt wiarygodną i ją spławi do reszty.



Scena 2



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 12:45
Miejsce: okolice wioski Kali, pustkowie; kanały pod wioską
Warunki: ciemność, dym, latarki i flary; temp. 3*C; powiew (6 km/h); sucho; to. -10*C
Obsada: por Daoust i srg. Jelić epizodycznie kpr. White i s.sz. Lai


- Co to jest do cholery? - porucznik po raz kolejny zadawał to samo pytanie odkąd ogarnęli to pobojowisko w podziemiach. Zresztą nie tylko on. Ale tym razem jakoś mimo woli uważał, że może tym razem dowie się jednak czegoś więcej.

- Macie jakieś pojemniki? Spróbujcie to zapakować. - czekając na decyzję z orbity postanowił zasięgnąć opinii najtęższych umysłów na tym globie. Czyli archeologów. Nie był pewny czy znają się na czymś takim ale nikt inny nie przyszedł mu do głowy. No i to jakoś nie podważało autorytetu dowódcy jak tak pytał o opinię ekspertów. Albo kogoś podobnego. Bo jego marines mieli wszelkie zalety nowoczesnych wojowników no ale xenobiologa to raczej wśród nich nie było.

- Pojemniki? Jakie pojemniki? Jak to mamy zapakować? Co? - prywatnie to Jean by wolał by ten Kel był bardziej precyzyjny. Ale i tak cieszył się, ze w ogóle ktoś tu ma chociaż blade pojęcie co by tu można jeszcze zrobić. Dla niego to była jedna, krwawia paćka wymieszana z tym całym syfem co tu się walał w tych kanałach. No ale uznał, że na wypadek gdyby góra przysłała jakiś “genialny” pomysł to lepiej by było się czymś wykazać i mieć gotowe ekspertyzy. Góra lubiła takich obrotnych oficerów co okazywali elastyczność w działaniu nawet w mało regulaminowych sytuacjach. Się znaczy nie okazywali się tępakami mówiąc kolowialnie.

- No właściwie to my mamy pojemniki na próbki. Używamy ich przy wykopaliskach. Ale jak nie macie to możecie zapakować w cokolwiek. Słoiki, wiadra, beczki, skrzynki. Hermetyczne pojemniki byłyby lepsze no ale jak nie ma to może być cokolwiek. - Kelemen wydawał swoje opinie mocno na czuja. W końcu był w swoim biurze i widział tylko tyle co mu przekazała kamera porucznika. A przekazywała jakąś rozchlapaną paćkę. Niemniej wczśniej to chyba było coś żywego. I akurat tutaj w pełni się zgadzał z porucznikiem. Co to było do cholery?!

- Zobaczę, może w wiosce coś mają. A te pojemniki możecie nam pożyczyć? - porucznik trochę żałował, że McLean już wyjechał z obozu archeologów. Mógłby zabrać te pojemniki. Może go zawrócić albo wysłać z powrotem?

- Tak, oczywiście, nie będzie z tym problemów. To proste pojemniki, wystarczy otworzyć, władować do środka próbkę i zamknąć. Najlepiej głowę, głowa to dość ważny narząd. - Kadosa zwęszył podstęp nosem i z miejsca starał się zapewnić wojskowych o wszelkiej woli współpracy ale tak by nikt z jego ludzi nie musiał jechać do Kali by babrać się… Właściwie to sam nie wiedział w czym ale wyglądało zniechęcająco i podejrzanie.

- Głowa? No super. A które z tego tutaj to głowa? - pomysł wydał się Daoustowi rozsądny. No ale nie bardzo czuł się na siłach zadbać o jego wykonanie. Stanął więc nad tymi truchłami i skierował kamerę na nie powoli przesuwając nią by naukowiec z odległej o jakieś pół setki kilometrów bazie mógł im się przyjrzeć. Chyba nie mieli pojemnika ani nic takiego by zapakować truchło w całości. Ale mogli wziąć kawałek. Odciąć jakiś albo wziąć któryś z tych co “odpadły” od głównej części korpusu. Tylko kule i granaty marines troszkę im pomogły w tym opadaniu.

- Nie jestem pewny… - archeolog przyznał po chwili ciszy. Naprawdę sam był ciekaw. No ale w tych warunkach to nie czuł się na siłach wskazać konkretny fragment. Może jakby tam był albo już miał to coś na stole operacyjnym…

- Myślałem, że jesteś naukowcem. Nie znasz się na robalach i dinozaurach? Czy co to tam jest do cholery. - oficer nie ukrywał swojego zawodu. Liczył, że Kadosa będzie bardziej przydatny. A przyszło mu do głowy, że o to zebranie próbek mogą poprosić i z orbity. Na razie kazali zostać i zabezpieczyć. Czyli ktoś tam na górze musiał odpalić myślenie i sprawdzić co regulaminy i procedury mówią na ten temat. Sam nie był pewny czy w ogóle są takie procedury. No ale podobno wojsko miało scenariusze na każdą okazję, od końca świata po inwazję kosmitów. To może i mieli coś na ten pierdolnik w jakim właśnie stał w tych cholernych kanałach.

- Od dinozaurów jest paleontologia. A od insektów entomologia. A ja jestem archeologiem ze specjalizacją w architekturze na i podziemnej. - mimo wszystko szef działu naukowego archeologów nie omieszkał wbić szpili temu mięśniakowi po drugiej stronie. Widocznie dla niego genetyk czy informatyk pewnie też mieli odpowiednie kwalifikacje by wydawać ekspertyzy o anatomii obcych organizmów.

- Dobra, dobra, już się nie unoś. Naszykujesz te pojemniki? - koniec końców porucznik uznał, że czy miałby zawieść te kawałki krwawej jatki do obozu archeologów czy wysłać na orbitę do ich bazy to lepiej wysłać w profesjonalnych pojemnikach niż w jakimś wiadrze czy skrzynce na narzędzia. Kelemen potwierdził i bez żalu się rozłączył. Porucznik zresztą też nie chciał już tracić czasu na te truchła tego czegoś. Miał swoją robotę do zrobienia. Na razie w tych kanałach i na powierzchni panował spokój. Ale nie miał pojęcia gdzie, kiedy i co się schrzani. Ale miał przeczucie, że się schrzani.


---



Co powinien zadecydować porucznik?


Czerwoni na dół - zostawić niebieskich na miejscu a wezwać na dół większość czerwonych, szarzy i zieloni pozostają nadal w bazie. Najszybsze możliwe wsparcie dla niebieskich w kanałach chociaż kosztem sił w wiosce Kali.

wady - wioska Kali zostaje pod dość symboliczną ochroną czujek z czerwonych, potencjalna bierność wobec potworów w kanałach.

zalety - wzmocnienie sił wokół pobojowiska, dalej zostaje silny odwód w głównej bazie.


Niebiescy naprzód - zostawić jak jest, niebieskich na dole, czerwonych na górze a szarych i zielonych w bazie. Ale do tego wysłać czujki w głąb kanałów by zbadali teren. Nie ma co czekać na ruch nieprzyjaciela, trzeba przejąć inicjatywę. 2-os patrol niebieskich zostaje wysłany w głąb kanałów by sprawdzić czy robale czegoś nie knują.

wady - niebiescy dzielą się jeszcze bardziej, ryzko przykrej niespodzianki, zwłaszcza dla wysłanego patrolu.

zalety - drużyna czerwonych dalej osłania wioskę, silny odwód w głównej bazie, jeśli stwory coś kombinują przeciw niebieskim to możliwe, że patrol niebieskich to wykryje.


Duże wsparcie - niebiescy zostają na dole, czerwoni na górze, z bazy zostają wysłane obie drużyny (zieloni + szarzy). Powinni przybyć na miejsce w ciągu ok 30-45 min. Nie wiadomo jak się sytuacja rozwinie, na razie dwie drużyny poradziły sobie świetnie ale kosztem ochrony archeologów i głównej bazy można na wszelki wypadek wezwać drugą połowę plutonu i rozszerzyć działania jak przyjadą.

wady - główna baza zostaje całkowicie bez ochrony marines, potencjalna bierność wobec potworów w kanałach.

zalety - nie uszczupla sił niebieskich i czerwonych w Kali, za ok 30-45 min pluton powinien być w komplecie w wiosce.


Małe wsparcie - niebiescy zostają na dole, czerwoni na górze z bazy zostaje wysłana drużyna wsparcia (zieloni albo szarzy) a ci drudzy (szarzy albo zieloni) zostają w bazie. Nie wiadomo jak się sytuacja rozwinie, na razie dwie drużyny poradziły sobie świetnie ale kosztem ochrony archeologów i głównej bazy można na wszelki wypadek wezwać kolejną drużynę i rozszerzyć działania jak przyjadą.

zalety - nie uszczupla sił niebieskich i czerwonych w Kali, za ok 30-45 min powinna się zjawić drużyna wsparcia.

wady - do osłony głównej bazy zostają tylko jedna drużyna, potencjalna bierność wobec potworów w kanałach.

---



Zagadnienie dodatkowe



Jaki wątek powinien się pojawić na scenie?


Archeolodzy: przygotowania - przygotowania Nicholasa i Kelemena do tajnej wysyłki wstydliwych dowodów i ich konspiracyjne machlojki.

Marines: srg. McLean - powrót srg McLeana (niebiescy) z bazy do wioski Kali. Jego odjazd, trasa i/lub przybycie, może jakieś przygody po drodze.

Tubylcy: Raul - czyli “Bonus” może już dojść do siebie w improwizowanej celi i powiedzieć czy porobić coś ciekawego. W końcu jest i byłym ochroniarzem archeologów jak i tubylcem z Kali.


(Masz 3, 2 i 1 pkt. Tam gdzie przydzielisz najwięcej ten wątek jest dla Ciebie najbardziej interesujący.)

---

Termin do głosowania: do północy cz 08.20.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 22-08-2020, 11:06   #10
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 09 - 2727.08.02 póź. ranek; g. 13:30

Scena 1



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 13:40
Miejsce: pustkowie, droga stara baza - osada Kali; transporter 3 “zielony”
Warunki: jasno, wnętrze transportera, cicho; temp. 19*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 19*C
Obsada: kpr. Holst, kpr. Lesić, Vanessa i Olga + inni marine


Olga musiała przyznać, że znów miała wątpliwości czy Essa nie przesadza z kolejnym pomysłem. No ale tej znów udało jej się przekonać. Musiała przyznać, że najlepsza kumpela na tej planecie miała dwa niepodważalne argumenty.

- Nooo chooddźź! - prosiła ją jeszcze niedawno gdy wpadła jak burza do jej pokoju przedstawiajac swój kolejny genialny pomysł.

- Oj no nie wiem… A twój tata się zgodził? - Olga miała właśnie wątpliwości. Właściwie powinny zgłosić ten wyjazd w grafiku no a ktoś z szefostwa czyli jak nie Kel no to właśnie ojciec Vanessy powinien przybić zgode na ten wyjazd. Wcześniej to była raczej formalność. Ale obecnie nie była pewna czy tak by było i tym razem. A bez takiej zgody to właściwie byłby nielegalny taki wypad. A nie czuła się tak mocno i pewnie na ewentualnym dywaniku szefa jak jego córka. Chociaż wierzyła, że ta gdyby było trzeba znów ją wybroni i całą winę weźmie na siebie. Zawsze tak było.

- Oj tam wie, nie wie! Możesz chyba zgłosić zdalnie taki wyjazd nie? No i chodź! Ta fajna marine spod prysznica będzie jechać! I ten bajerancki przystojniak! - Essa tryskała radością i entuzjazmem. Złapała ją za dłonie jakby już od reki chciała ją wyciągnąć na korytarz i dalej do transportera marines. Olga wiedziała, że ze swoimi możliwościami może zrobić trik by wyglądało, że zgłosiły ten wyjazd wcześniej. Ale też wiedziała, że ojciec Vanessy pewnie o tym wie no a nikt nie lubił jak ktoś z niego próbuje zrobić idiotę. W tym wypadku to by spadło na nią. No ale ta Alija okazała się całkiem fajna. I fajnie się bawiły rano we trójkę pod prysznicem. Ten Sander też był niezły numer. Więc wahała się ciągle. Zgadzała się z koleżanką, że odkąd przylecieli marines to wreszcie coś się zaczęło dziać! No i trzeba było korzystać póki nie wrócą do siebie. No ale…

- Ale po co niby mamy z nimi jechać? Przecież to marines. Pewnie wiedzą co robić i tylko będziemy im przeszkadzać. - Olga chciała mieć chociaż jakiś logicznie brzmiący pretekst by się zgodzić na pomysł kumpeli. Tak dla własnego sumienia chociaż i chociaż na tą minutkę zapomnienia by się zgodzić i ruszyć ku przygodzie.

- Oni mają pobrać jakieś próbki do naszych pojemników. A w ogóle się na tym nie znają! Ten pzystojniak sam się mnie pytał co i jak a jak mu powiedziałam, że możemy im pomóc to się ucieszył i powiedział, że jak chcemy to możemy z nimi jechać! - Essa wywaliła kumpeli najlepszą część wiadomości. No i ta właściwie dostała ten pretekst na jaki czekała. Nie zostało nic innego niż się szybko zwinąć z tymi pojemnikami i zabrać się z marines do ich transportera. No i teraz siedziały obok siebie na dwóch wolnych miejscach wewnątrz transportera. Akurat mieli dwa zapasowe miejsca na dodatkowy sprzęt czy osoby. Więc pasowało idealnie.

Te dwie pstrokato ubrane dziewczyny rzucały się w oczy na tle uzbrojonych marines jak kwiat wpięty w klapę munduru. Wydawały się też swoją dziewczęcą, naturalną radością ożywiać tą profesjonalną atmosferę wojskowych dodając egzotycznego posmaku tej wyprawie. Najbardziej oczywiście z nimi nawijał Sander. Ten się czuł w takich sytuacjach jak ryba w wodzie. Chociaż poczuł igiełkę zazdrości jak obie siadły obok operator broni ciężkiej. No ale za to on usiadł naprzeciwko więc miał je wszystkie trzy naprzeciw siebie. Właśnie całkiem dobrze im szło, te dwie roześmiane kicie aż przebierały nóżkami by się spotkać razem. Pod prysznicem. Albo nawet w ich pokojach. Tak dla własnego bezpieczeństwa bo by mogli z Aliją wpaść i udzielić im instrukcji samoobrony. Czy coś. Tak im to ładnie szło, że już się właściwie umóili na wieczorne spotkanie gdy transporter nagle zwolnił i się nawet zatrzymał.

- Co się stało? Dojechaliśmy? - zapytała zdziwiona Essa widząc, że marines też rozglądają się dookoła. A raczej na siebie nawzajem i na mały, ekranik pod sufitem jaki przekazywał widok z kamer dookoła pojazdu. Dając pewną namiastkę widoków jakie miał ze swojego miejsca kierowca.

- Jeszcze nie. Zaraz zobaczymy o co chodzi. - Sander uspokoił ją szybko. Po wyświetlaczu na mapie wiedział, że są blisko tej wiochy co mieli tam jechać. Ale jeszcze kawałek im brakuje. Parę minut jazdy. Na razie wciąż byli w jednej z licznych dolin jaką wiodła droga.

- Co jest Pietro? - sierżant Woods nie bardzo mogąc zorientować się w przyczynie postoju z samego wpatrywania się w ekran zapytał dowódcę wozu o co chodzi. Właściwie to widział, że coś tam jest przed nimi na drodze czy przy drodze. Ale nawet zoom nie bardzo pomógł w identyfikacji tego czegoś. Liczył, że załoga wozu jakoś pomoże w tej sprawie.

- Nie jestem pewny. Chyba jakiś samochód. - starszy sierżant Pietro Martinez co dowodził tym wozem miał głos decydujący. Ale problem był taki, że miał do dyspozycji te same kamery co i reszta. Chociaż manipulował nimi by uzyskać więcej szczegółów. Ale to chyba był samochód. Widział kawałek dachu, maski i burty. Nie robiłby z tego sensacji. Ale coś mu się tu nie podobało. Wóz był dziwnie ustawiony. Jakby ktoś go próbował postawić w poprzek. Zasadzka? Może jest zaminowany? Jak podjadą to wybuchnie. Chociaż aż tak ewidentna pułapka? Bez sensu. A na zasadzkę też kiepsko. Mogli ominąć zawalidrogę. Chociaż wóz trochę stał bokiem na poboczu. I jakoś tak krzywo. Co tam jest? Jakies osuwisko? Zapadlisko? No jak tak i jest jakieś większe to i ich transporter mógł w nie wpaść. Ale przecież tędy musiała rano przejechać 1-ka i 2-ka. A potem McLean jak przyjechał z Bonusem. I nikt z nich nie meldował o czymś takim. Nie było wtedy tego? Czy po prostu przejechali nie zwracając uwagi na taki detal tak jak on teraz. Może nie było co panikować i po prostu też pojechać dalej?


---



Co powinni zrobić zieloni?


Cofnąć się - mogą zawrócić, cofnąć się parę kilometrów do najbliższego zjazdu i wyjechać górą. Potem przejechać bezdrożami wyżyny i gdzieś dalej znów zjechać na drogę albo już dojechać tak do wioski bo już do niej całkiem blisko.

Wady: dodatkowe 20 min na dodatkowy manewr, nie wiadomo czy da się bez przeszkód górą dojechać do wioski, raczej tak ale pewności nie ma, właściwie nie wiadomo ocb z tym samochodem i osuwiskiem.

Zalety: omija się z daleka podejrzany samochód i osuwisko.


Jazda! - marines mogą schować obawy do kieszeni i dać gaz do dechy. Przy pełnej prędkości możliwe, że uda się zminimalizować ryzyko zasadzki lub z rozpędu przejechać przez osuwisko.

Wady - jeśli są tam jakieś miny to prędkość pojazdu nie ma znaczenia, jeśli osuwisko jest zbyt duże to transporter i tak może w nie wpaść i ugrząźć.

Zalety - jak się uda to praktycznie żadna strata czasu i marines przybędą o czasie, rozpędzony transporter jest o wiele trudniejszym celem niż stojący czy powolny.


Stok - można wjechać na górę po stoku doliny. Podjazd na przełaj po mało pewnym terenie wymaga testu dla kierowcy na specową umiejętność. (2k10 i wybiera się korzystniejszy wnik). Na 8-9 mimo straty czasu i nerwów nie udaje się wyjechać z doliny, transporter się zsuwa, grunt się osypuje itd. Na 10 coś poszło bardzo nie tak, kierowca traci panowanie nad maszyną, ta osuwa się i wywraca. Bez dźwigu czy czegoś podobnego trudno będzie postawić maszynę na koła.

Wady - możliwe, że straci się czas a nie uda się wyjechać na przełaj albo można stracić transporter, właściwie nie wiadomo ocb z tym samochodem i osuwiskiem.

Zalety - omija się z daleka podejrzany samochód i osuwisko.


Patrol - marines mogą wysłać pieszy patrol w stronę samochodu i sprawdzić z bliska co jest grane.

Wady - jeśli to pułapka czy zasadzka co patrol znajdzie się dokładnie tam gdzie przeciwnik zaplanował, dodatkowe 10 min na patrol.

Zalety - powinno się wyjaśnić ocb z tym samochodem i osuwiskiem, jeśli to pułapka czy zasadzka powinni oberwać ci z patrolu ale transporter i załoga znacznie mniej lub wcale.



Scena 2



Czas: 2727.08.02 ranek; g. 13:30
Miejsce: ruiny bazy, obóz archeologów; hangar marines
Warunki: jasno; temp. 10*C; flauta (0 km/h); sucho; to. 13*C
Obsada: kpr. Rilley i Raul


Zastanawiała się dlaczego zawsze jej przydzielają takie zadania. No tak. Bo jest medykiem. I pewnie dlatego kierowano na nią całkiem sporo zadań jakie nie wiązały się bezpośrednio z walką. Rewizje kobiet by nie robili tego mężczyźni, kontakty z cywilami, szkolenia cywili, pomoc medyczna cywilom no i właśnie takie coś jak teraz.

- Może zacznijmy jeszcze raz. Jestem sierżant Rilley. Sandra. A ty jesteś Raul. Tak? - swoje wątpliwości na razie schowała do kieszeni. Jak “Bonus” się ocucił po tym zastrzyku co mu zaaplikowała po przyjeździe no to chłopaki znów ją wezwali. Właściwie nawet nie bardzo wiedziała po co. Chyba chcieli by sprawdziła czy z tym panikarzem wszystko w porządku. No i jak przyszła to stwierdziła, że tak nie do końca. Znaczy fizycznie był zdrowy. Nic mu właściwie nie było. No ale prochy jeszcze trochę działały więc wciąż był nieco przymulony. Ale może to i lepiej? Przynajmniej chemia wciąż hamowała jego gwałtowniejsze reakcje i wypowiedzi. Ale na wszelki wypadek jej kolega stał pod drzwiami. Mentink się wściekał bo po odjeździe zielonych Woodsa w bazie zostali tylko jego szarzy, załoga 4-ki no i dosłownie parę osób z HQ plutonu. W tym właśnie ona. Trochę mało na obsadzenie całej bazy. Ledwo na dozór z pomocą kamer i dronów starczyło. Jak coś zaczęłoby się dziać…

Ani Mentink ani Rilley woleli nie rozważać takiego scenariusza. Dlatego stawianie warty hinorowej do pilnowania tylko jednego cywila to była po prostu strata. Dlatego dał jej do zrozumienia by go znów uśpiła albo chociaż przykuła kajdankami by zwolnić człowieka od pilnowania tego łachmyty. No ale jako medyk nie mgła tak bez skrupułów dawkować usypiacze pacjentowi. Przecież jakby przedawkowała albo tamten miał jakieś uczulenie to byłby to jej błąd a nie Leana. Więc jak już przyszła to zaczęła standardowe badanie. Źrenice, oddech, puls, temperaturę. No ale ten “Bonus” jak go zakodowali jeszcze na orbicie doszedł do siebie na tyle, że zaczął coś mówić. Tylko, że coś co wyglądało na w wpół przytomne mamrotanie zaczęło się układać w jakaś całość. Tylko, że to brzmiało tak, że w końcu pokręciła głową i musiała poprosić go by to powtórzył.

- Nic nie wiesz. Nic nie wiecie. Co tu się wyrabia. Powiem wam. Powiem wam wszystko co wiem. Ale musicie mnie stąd wyciągnąć. Zabierzcie mnie ze sobą. - Raul pokręcił głową. Trochę mu się jeszcze kręciło w tej głowie. I czuł zmęczenie. I czuł się słaby jak dziecko. Pewnie przez te prochy. Ale dostrzegł swoją szansę w tej wojskowej medyczce. Byli sami. Mogli porozmawiać. Musiał ją przekonać. Ale umysł pracował mu wolno jak w jakiejś melasie. Z trudem znajdował słowa by wyrazić swoje myśli.

- Dobrze to powiedz o co chodzi. A ja porozmawiam z dowódcą. - Sandra skinęła głową. Bawiła się małą latarką jaką wcześniej sprawdzała źrenice pacjenta. Właściwie to już skończyła badanie. Pacjent był zdrowy. Jeszcze kwadrans czy dwa i pewnie wróci do normy. Na razie nie chciała mieszać mu w głowie, że ich dowódcą jest porucznik jakiego teraz nie ma w bazie a najwyższy szarżą jest jego zastępca.

- Dobrze. Powiem. Wszystko powiem. Ale musimi stąd odlecieć. Macie jakiś prom czy co? Powiem wam na pokładzie. Albo na orbicie. Tak, na orbicie wam powiem. Powiem wam wsyzstko co wiem ale musicie mnie stąd zabrać. - Raul pokiwał głową i mówił troche szybciej. O tak, wiedział, całkiem sporo wiedział. Więcej niż ona i niż ci jej koledzy z karabinami i krzykami. Ale tutaj nie było sensu rozmawiać. Bał się. Dopiero na górze, jak będą daleko. Tak, wtedy chętnie im powie to co wie.

- Mamy prom. I możemy cię ze sobą zabrać. No ale dlaczego mielibyśmy to zrobić? - Sandra nie do końca wiedziała o czym jej rozmóca mówi. Ale chciała się dowiedzieć więcej. Bo to co powiedział brzmiało… Dziwnie. Nawet nideorzecznie. Na razie nie mówiła mu, ze dropshipy mają ale na orbicie ani tego, że nie ściągają ich na powierzchnię do zabawy, ani tym bardziej jak większość plutonu jest z dala od lądowiska. Chociaż właściwie dropshipy mogły zabrać marines i transportery z każdego dostępnego terenu no ale dlaczego by mieli rzucić wszystko, przerwać zadanie i zwiewać z podkulonym ogonem? Bo jakiś tubylec zaczął panikować? No nie. Więc musiał dać jej jakiś powód by w ogóle wspomniała o tym Metnikowi.

---



Co mówi Raul?


Dron - trafił na dron jakiego szukają marines. Tak mówi. Niestety nie miał ani wtedy, ani teraz żadnych dowodów na to więc zostaje tylko jego słowo. Na 8+ Raul po prostu ściemnia, przesadza albo nic w gruncie rzeczy nie wie.

Gniazdo - jakimś cudem i przypadkiem trafił na gniazdo robali. Udało mu się zwiać, właśnie on zaalarmował wioskę Kali o tym zagrożeniu. Niestety nie miał ani wtedy, ani teraz żadnych dowodów na to więc zostaje tylko jego słowo. Na 8+ Raul po prostu ściemnia, przesadza albo nic w gruncie rzeczy nie wie.

Interes - był częścią sieci interesów pomiędzy archeologami a dostawcami organów. Może sprzedać te informacje marines. Ale obawia się zemsty archeologów i reszty siatki więc boi się mówić na miejscu. Nie ma przy sobie żadnych twardych dowodów na potwierdzenie swoich słów poza poszlakami. Na 8+ Raul po prostu ściemnia, przesadza albo nic w gruncie rzeczy nie wie.


---



Zagadnienie dodatkowe



Jaki wątek powinien się pojawić na scenie?


Archeolodzy: przygotowania - przygotowania Nicholasa i Kelemena do ewakuacji trefnego towaru i ewentualnie reakcja na wycieczkę dziewczyn i/lub obudzenie Raula.

Marines: rozkazy - na orbicie ktoś przemyślał sprawę wcześniejszego raportu porucznika na tyle by wysłać odpowiednie rozkazy na dół.

Tubylcy: Anderson - ciąg dalszy przygód AA co będzie porabiać po tym jak marines odesłali ją z powrotem do reszty nie wierząc w jej gadki o tym, że jest tajniakiem.



(Masz 3, 2 i 1 pkt. Tam gdzie przydzielisz najwięcej ten wątek jest dla Ciebie najbardziej interesujący.)


---


Termin do głosowania: do północy pn 08.24.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172