Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-04-2022, 18:45   #221
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację

Nie miał nic do powiedzenia dla Almasy'ego. Tak samo dla Juliusa jak i tego chuja Modeno, a do ich przydupasów to już w ogóle. Wszyscy stanowili mniejszą lub większą przeszkodę na ich drodze i nawet sam ComStar w imieniu swojej głoszonej neutralności był gotów ich skreślić. Nie mieli nic do zaoferowania według Hadriana, a bez niektórych z nich świat byłby o wiele lepszy.


Starcie było dość krótkie, a dzięki przebudzeniu okrętowego szajsu również bardzo chaotyczne i destrukcyjne. Walczyli jeden na jednego. Teoretyk wojskowości mógłby opisać manewry wykonane przez pilotów. Docenić ich umiejętności pilotażu jak i obsługi uzbrojenia. Dla kogoś obeznanego z piórem wyszłaby historia z gatunku tragedii, gdzie dwóch braci przez zły los przeciw sobie stanęło, a walka byłaby pełna pompatycznych mów, słów, symboli i znaków. Dla Hadriana jednak walka sprowadzała się do jak najszybszego dobiegnięcia do Juliusa zanim ten go rozstrzelałby. I co tu dużo mówić, udało mu się. Marauder nie miał szans w bliskim kontakcie sprostać Chargerowi i jego pilot musiał się katapultować. Had namierzył już kapsułę mimo wszędobylskich dronów, które stanowiły istotne zagrożenie. Już miał strzelać, ale zawahał się. Zabił już swojego ojca, czy musiał zabijać i brata? Poza tym cały ten rój latał dookoła i odzierał mu mecha z ostatnich płatów opancerzenia, aż w końcu Had odwrócił się chcąc uciec od tego wszystkiego jak najdalej. Nie mógł jednak się powstrzymać i spojrzał ostatni raz w kierunku brata. Idealnie by ujrzeć jak jego drogocenny 'skarb', który tak chciał zdobyć dla proroka, czy też znanych tylko sobie celów, otworzył do niego ogień. Nie wiadomo dlaczego. Jakaś awaria czy kij wie. Julius nie miał żadnych szans, a Had nie miał czasu na przemyślenia. Musiał wiać jeśli nie chciał dołączyć do brata, bo cała ta chmara żelastwa zwróciła obecnie na niego uwagę.




Sprawy na Amerigo teoretycznie dobiegły końca. Pokój powrócił do Ziaren. No teoretycznie przynajmniej. Wszystko teoretycznie wracało do normy. Spencerowie za to autentycznie byli w dupie.

Dziadek, ojciec, Julius, Marek... wszyscy zginęli. Matka też najlepszego zdrowia po tym wszystkim nie była. Został sam z Theodorą i firmą, która ledwo co zipiała po wojnie. Pozbawiona politycznego wsparcia, a dzięki rodzinnej czarnej owcy również z nienajlepszą reputacją - delikatnie mówiąc. W dodatku Hadrian dorobił się problemu ze słuchem - rana z ostatniej bitwy, która doprowadziła do nawrotu bólów głowy jakby dalej miał ten cholerny implant, który tak mu tam nakićkał. Stał się jeszcze bardziej zamknięty i ponury niż wcześniej. Przez to firma była tylko i wyłącznie na barkach Theo. Spora część dotychczasowych bliskich współpracowników rodziny zginęła, splajtowała, albo odcięła się. Sytuacja nie była przyjemna, a jedynym światełkiem nadziei była kopalnia germanium na Columbusie. Niestety i z tego jak i ze wszystkiego co związane z Amerigo ComStar się wycofywał. Firma Stern Heavy Industries nie była w stanie sama bez wsparcia dokończyć projektu górnictwa księżycowego w najbliższym czasie. Przynajmniej zmodyfikowany Charger Hadriana był nadal sprawny. Strukturę udało się odbudować, a pancerz nałożyć na nowo. Jedyne co, iż był on już zapisany jako prywatny, to brakowało komponentów wojskowych. MLasery nie przetrwały ostatniej bitwy, a niestety mogło to nieco utrudniać najemniczą robotę. Siostra zaproponowała, aby go opchnąć w celu ratowania płynności finansowej, ale Had nie chciał o tym słyszeć. Przywiązał się do niego.

W pewnej chwili zaoferowano im jednak nieoczekiwaną pomoc. Każde korpo lubi desperatów i podupadające biznesy. Może i przyjęcie tej jakże szczodrej oferty oznaczało uległość, ale dawało możliwość przeżycia. Rodzina Spencerów dzięki temu nigdy nie zniknie.




Oferta mówiąc najprościej wpędzała Spencerów, jak i wszystko co mieli, w łapska ComStaru (umiarkowanej frakcji), ale linia kredytowa na rozkręcenie wydobycia germanium, oraz potencjalnie też innych surowców z księżyców Amerigo były propozycją nie do odrzucenia. Zapewniała też im chętnych do kupna urobku, jak i co najważniejsze dawała nowy cel samemu Hadrianowi. To były najważniejsze podpunkty zawartej umowy, a na szczegóły szkoda tracić czas.

Tak więc Theo dzięki niej ocaliła firmę, a jej brat rozpoczął karierę jako jeden z agentów ComStaru.


Solaris VII, planeta zwana również jako “ Świat Gry”. Miejsce gdzie wielkie fortuny co dzień przechodzą z rąk do rąk. Znana ze swych aren i walk mechów. Wielkie wygrane przyciągały wielu śmiałków, a wiadomo - każdy chcąc wygrać wykorzysta wszystko co zwiększa jego szansę. Przez to na planecie można było niekiedy trafić na prawdziwe okazy myśli technicznej tak dawnych jak i obecnych twórców komponentów do Mechów, a ComStar chciał mieć na nie oko, a niekiedy samemu je przejąć. I tu wchodził Hadrian ze swym Chargerem i preferencją do kontaktowej walki. Kariera była rozwijania bez zbędnego ryzyka. Powoli i do przodu. Przyjął sobie herb, symbolikę jak i tytuł Księstwa Essex i jako wygnany książę z jakiegoś zadupia galaktyki wyrobił sobie tam całkiem niezłą markę. Raz wystartował w większym turnieju gdzie odpadł dopiero w półfinale, a zdarzyło mu się nawet wygrać walkę zbiorową. Pieniądz był całkiem dobry, a Theo dzięki temu i protekcji wiadomo kogo uratowała firmę i dalej mogła ją rozwijać. Niestety nie na długo. Złoże germanium na Columbusie się wyczerpało, a na samym Amerigo też nie działo się najlepiej. Theodora odjęła przez to decyzje o przeprowadzce do Palatynatu Ilyriańskiego. Tak więc trzecie pokolenie Spencerów już w całości opuściło planetę, która według ich przodka miała być przyszłością ich rodu. Natomiast przełożeni z ComStaru byli zadowoleni z działań Hadriana. W końcu dostał bardziej odpowiedzialne zadanie i tak 'upadły książę' rozpoczął życie najemnicze. Na Solaris wielu gladiatorów sobie tak dorabiało.

Początkowo nic wielkiego. Zwykła ochroniarka. Zabezpieczanie transakcji itp. Gorzej płatne, ale zaczęli go z czasem brać do czegoś więcej. Po pewnym czasie dołączyli go do najemnej lancy mechów jakiegoś tam najemnego startupu. Często to zmieniali, tak dla zachowania anonimowości. Sprzątanie piratów, przemytników i innych mentów, którzy w jakiś sposób dorwali się do jakiegoś LosTechu. Misja Błogosławionego Zakonu polegała na zabezpieczeniu ludzkości przed technologią, jaką niegodni mogliby w zły sposób wykorzystać, przy równoczesnym zabezpieczeniu wszelkich osiągnięć nauki przed kompletnym zapomnieniem. Chwalmy proroka i róbmy co trzeba. Później Hadrian wykonywał w zasadzie to samo, tylko jako lider takowej lancy. Dostawał głównie młodych pilotów, aby ci nabrali doświadczenia. Zależnie od tego jakiej selekcji dokonywali ich przełożeni, to odsyłał rekruta do Zakonu, w pizdu, a krańcowych przypadkach do piachu. Taka specyficzna rekrutacja. Po co ComStarowi MechWarriorzy, nie dociekał. Sama organizacja, choć dalej stanowiła jedność, to była podzielona mniej więcej jak na Amerigo. Na radykałów jak i tych bardziej umiarkowanych. Trzeba przy tym zaznaczyć iż większość członków Zakonu dość lotnie przeskakiwała między nimi w zależności od sytuacji. W końcu wszyscy robili to co prorok Blake nakazał.


Trochę lat tak zleciało. Firma pod zarządem Theo trwała w Palatynacie. Obecnie skupiała się głównie na kosmicznym górnictwie. Całkiem niezły z tego był profit. Żelazna Pani Manager odtworzyła rodowy majątek, a nawet zaszła dalej niż Terrence Spencer mógł kiedykolwiek przypuszczać. Oczywiście sporo było tam wiadomo kogo, a środki też głównie rozdysponowywał wiadomo kto. Ale na papierze Spencerowie byli najpotężniejsi w swej historii. Theodora dochowała się też dzieciaków, a jako silna i niezależna, nowoczesna kobieta sięgająca po co chce, to próżno było szukać w papierach kto jest ojcem tych pociech. Ploteczki oczywiście były. Od kogoś ważnego z Palatynatu, po reprezentantów Wielkich Domów jak i po tak absurdalne pomówienia jakoby był to jakiś zakonny rycerz czy najmita.


Hadrian za to po latach dostąpił zaszczytu wstąpienia oficjalnie do Błogosławionego Zakonu i zaczął piąć się w hierarchii. Oddelegowano go na Terrę, do sekcji gier wojennych z wykorzystaniem symulacji VR jaką to mieli na Amerigo, a z czasem przejął też dział bardziej praktycznego wykorzystywania tej technologii do treningu pilotów należących do ComStar Guards & Militia, tajemnej armii ComStaru.
 

Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 13-04-2022 o 19:11.
Lynx Lynx jest offline  
Stary 10-04-2022, 19:34   #222
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Walka o wraki

Z całej chmary dronów, które wyleciały z okrętów, kilka wzięło na cel Lightninga. Do walki powietrznej Iroshizuku potrzebowała maksymalnej mobilności, więc zrzuciła wszystkie trzy bomby podwieszone na centralnych pylonach myśliwca. Nie trafiły, jak planowała w Xandera, ale spadły wystarczająco blisko grupy mechów, aby zanihilować Jennera. Potem pilot włączyła dopalacze i wyrwała nad pustynię, aby zyskać trochę przestrzeni. Małe drony nie mogły nadążyć za Lightningiem, jednak dwa sterowane AI myśliwce nie odpuszczały. Komputer pokładowy zidentyfikował przeciwników jako STU-K5b Royal Stuka oraz PHX-HK1R Phoenix Hawk LAM. Czyli potężnie uzbrojony myśliwiec i mech mogący transformować do postaci samolotu szturmowego. Zdecydowanie ciężki orzech do zgryzienia, mając na uwadze, że oba kierowane były programem bardzo bliskim prawdziwej sztucznej inteligencji.

Walka z parą myśliwców była zbyt ryzykowna, więc Iroshizuku postawiła jak najszybciej zniszczyć Phoenix Hawka rakietami i zmierzyć się z Royal Stuką. Aktywowała zawieszone na pylonach pod skrzydłami Thunderstriki, wyłączyła dopałkę i przesunęła przepustnicę w położenie ciągu bojowego, a następnie pociągnęła za drążek, wykonując półbeczkę. Jeszcze lecąc na plecach błyskawicznie wzięła na cel Phoenix Hawka i wcisnęła WEAPON RELEASE. Po chwili powtórzyła czynność. Wrogi mechomyśliwiec po trafieniu dwoma rakietami spadł i z potężnym impetem zarył w piach pustyni.

https://www.youtube.com/watch?v=sEVb_HQuxQA

Royal Stuka i Lightning minęły się w locie. Przeciwnik chybił strzelając z PPCów i lasera, ale seria z autocannona dosięgła myśliwiec Iroshizuku. Z potężnym uzbrojeniem i dobrym pancerzem, Stuka szukała okazji do spotkania się nos w nos, czyli tak zwane one circle, gdzie miałaby dużą przewagę nad Lightningiem. Natomiast Iroshizuku zdecydowała się na najlepszy dla siebie wariant - walkę nos w ogon, lub two circles fight.
Zaraz po mijance samolotów Asagao wykonała półbeczkę, ścigając ogon Stuki, która już zakręcała, próbując znaleźć kąt, z jakiego mogłaby zaatakować nos Lightninga. Myśliwce minęły się, nie mogąc znaleźć dogodnego kąta do ataku. Stuka obniżyła pułap, szukając w tym okazji do zdobycia przewagi. Iroshizuku natychmiast zauważyła ten manewr i zrobiła to samo, nadal wykonując koła i starając się wlecieć przeciwnikowi za ogon. Walka kołowa wymagała cierpliwości i szukania optymalnego stosunku przeciążenia, prędkości kątowej i promienia zakrętu. Nie wolno było przesadnie ściągać obrotów silnika i wytracać prędkości, żeby tylko zacieśnić okrąg. Wtedy samolot mógł wejść w ujemny bilans energetyczny i sprytny przeciwnik mógł oblecieć go dookoła. Iroshizuku cały czas miała śledziła poczynania przeciwnika, ale zerkała też na prędkość - utrzymując ją na poziomie 350 węzłów, oraz na wysokościomierz. Zataczając kręgi na niebie oba myśliwce sukcesywnie przesuwały się jak po spirali coraz niżej nad piasek pustyni. Kiedy w Lightningu rozległ się pierwszy altitude alert, pilot była już niemal w stanie ztargetować przeciwnika. -Cierpliwości, jeszcze jedno koło… - mruknęła do siebie, zataczając kolejny okrąg kilka metrów nad piaskiem. Niemal szorując brzuchem samolotu po szczytach wydm, namierzyła Stukę i odpaliła PPC i lasery, trafiając w skrzydło. Wrogi myśliwiec zaczął niekontrolowanie wirować wokół własnej osi i w końcu zarył w piach. Iroshizuku poderwała Lightninga w górę, zdjęła maskę i otarła pot z twarzy.

Centrum szkoleniowe sił NV
Kilka tygodni po walce o wraki


Iroshizuku zakończyła analizę i omówienie lotu kursanta Introduction to Fighting Fundamentals, odpowiedziała na salut i gdy młody pilot wychodził, wyłączyła projektor holograficzny. Szykowała się do wyjścia z sali wykładowej, gdy w drzwiach stanęła Annabelle.
- Hej Shizu, jak postępy? - zagadnęła.
- Postępy moich pilotów, czy twojej grupy, którą uczę zarówno latania jak i wszystkiego o najemnikach, strefach wojny i statkach międzygwiezdnych?
- Obu grup. Choć bardziej interesuje mnie ta druga.
- Z lataniem przeciętnie, ale teorię łapią w lot, jakby mieli fotograficzną pamięć.
- Bo mają. Po zakończeniu obecnych modułów szkoleniowych przekaż im całą wiedzę na temat okrętu, którym się dostałaś na Amerigo.
- A po co?
- zaciekawiła się Iroshizuku.
Annabelle zamknęła drzwi i wyjęła z torebki mały, czarny przedmiot, który pilot rozpoznała jako zagłuszacz, po czym odpowiedziała.
- Wysyłamy ich jako oficerów operacyjnych do Nowej Rodezji. Muszą wiedzieć conajmniej wszystko o tym jak się dostali na Amerigo. A przylecieli razem z tobą. Stworzysz podwaliny pod ich legendę. Znajomość statku będzie niezbędna, gdy ktoś będzie chciał ich sprawdzić.
- A te wszystkie wykrywacze kłamstw?
- Są po hypnotreningu. Przejdą każdy test. Nawet naćpani. Jak już będą mieli odpowiednią wiedzę i umiejętności, zaciągną się w Rodezji jako ex-najemnicy. Może nawet jako piloci. To będzie dobre źródło informacji co się dzieje w tamtejszej armii, która właśnie jest odbudowywana.
- Zimna wojna, prężenie muskułów, szpiedzy, walka propagandowa i informacyjna… to nie dla mnie. Jestem pilotem wojskowym, muszę latać
- Iroshizuku wyłożyła swoje oczekiwania co do dalszej służby. [i]-Po zakończeniu szkolenia pilotów zamierzam opuścić planetę i załatwić pewne sprawy, przez które uciekłam z Draconis Combine… a także sprawy rodzinne.
- Myślałam, że nie masz już rodziny.
- Bo nie mam. Chcę się zemścić. Zostanę tu rok albo dwa, potem odlatuję. Zdążyłam przyzwyczaić się do miejsca, do Minutemen, życia na Amerigo, do wojny. Będzie mi was brakować. Ale muszę zakończyć niezakończone sprawy, zanim one wykończą mnie. Jak niezakończone sprawy wykończyły Ishidę-san. Może kiedyś jeszcze tu przylecę, zobaczyć jak rozwija się Vermont. Ciekawe w co zamierzacie inwestować i jakie plany macie na najbliższe kilka lat?
- Cóż, o tym nie mogę rozmawiać, ale zapewniam, że wszystko stanie się inne.

***

Iroshizuku Asagao powróciła do Draconis Combine, oczyściła swoje imię z ciążących na niej zarzutach dotyczących kradzieży mienia wojskowego. Wiekszość członków yakuzy odpowiedzialna za ten proceder została złapana i stracona. Tych, którzy bezpośrednio wrobili pilot, Iroshizuku mogła ściąć osobiście.

Co do zemsty na klanie Takesumi, który wybił jej rodzinę lata wcześniej, udało jej się wyśledzić najważniejszych członków tego rodu i zawsze kręciła się niedaleko, zbierając informacje.
Pewnego razu, generał Sokaku Takesumi leciał samolotem nad strefą wojny na pewnej niegościnnej planecie i został strącony. Iroshizuku natychmiast zgłosiła się do akcji poszukiwawczej, choć latanie strumieniowcem pionowego startu i londowania, który dostała do misji Combat Search and Rescue w gęstym pyle i szalejącej burzy nie było łatwe.
W raporcie napisała, że znalazła wrak samolotu generała. Że był w większości zniszczony ładunkiem wybuchowym z białym fosforem, który wypalił wszystkie najważniejsze podzespoły maszyny, aby nie wpadły w ręce wroga. Nikt wtedy nie sprawdził, że katana, którą Asagao miała w swoim strumieniowcu po powrocie była pokryta świeżą krwią.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 25-04-2022 o 00:22. Powód: Dalsza historia Asagao
Azrael1022 jest offline  
Stary 10-04-2022, 21:25   #223
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Post Amerigo, always and forever

[media]http://www.youtube.com/watch?v=i9vIfPFUyLQ[/media]


Prawie 90 lat wcześniej pradziadek Ursuli, wraz ze swoją rodziną podjęli się długiej międzygwiezdnej podróży. Trwała ona trzy lata i zakończyła się, gdy wraz z innymi kolonistami jej przodkowie dotarli na dalekie peryferia, do Amerigo. Oni tak jak i wielu im towarzyszących, szukało w miejsca gdzie mogliby się osiedlić, z dala od życia jakie wcześniej wiedli.

Pierwsze lata były nacechowane trudem budowania wszystkiego od podstaw. Pośród osadników nie brakowało specjalistów wielu dziedzin oraz sprzętu i maszyn które ułatwiały ujarzmianie coraz większych skrawków ziem, tak by służyły kolonizatorom. Była to ciężka, ale satysfakcjonująca praca. Ursula pamiętała jak jej dziadek za życia z nostalgią wspominał te czasy.

Oczywiście Amerigo nie było tylko idyllą mlekiem i miodem płynącą. Nie obyło się od problemów: tych mniejszych, codziennych trudów, ale też i tych, które sprawiały, że człowiek zaczynał wątpić w sens tego wszystkiego.

Jednym z poważniejszych takich wydarzeń było to co rozpoczęło się w marcu roku 2999 i zakończyło w okolicach maja 3000. Co prawda nie było to ani pierwsze ani chyba najgorsze zdarzenie w historii Nowego Vermontu, jednak informacje jakie wtedy wyciekły na wierzch sprawiły, że całe istnienie kolonii wymagało przepisania historii, na nową, zaktualizowaną. Tą w której Com Star swoimi poczynaniami jakie uskuteczniał przez dziesiątki lat, zaskarbił sobie ogrom przeciwników pośród pozostałych na planecie ludzi.

Po wydarzeniach między rokiem 2999, a 3000, wielu uciekło czym prędzej, jak najdalej w gwiazdy, szukając lepszego życia, chcąc uciec od tego czego doświadczyli na Amerigo. Ursula Trevor została. Jej korzenie były wrośnięte głęboko w amerigańską ziemię. Ale też miała we krwi upór pierwszych osadników, odziedziczony po tych, którzy mieszając własną krew z kurzem i potem stworzyli Nowy Vermont. Tu był jej dom.

A po 3000 roku było dużo do odbudowania by wrócić do wygody czasów przed wojną. Ale nic nigdy nie działo się samo z siebie, na wszystko trzeba było zapracować i nie skupiać się na porażkach, ale wyciągać z nich wnioski na przyszłość.

Pierwsze wybory prezydenckie po wojnie wygrał Daniel Archer. Brat Ursuli potrafił się ustawić, a nawet zdobył reelekcję przy kolejnych wyborach. Gdy po latach Trevor wspominała jakie z wydarzeń uznała by za najmniej prawdopodobne gdyby ktoś o nich jej, jako 20 latce opowiedział, że się wydarzą, to byłyby jej 40 urodziny, kiedy drinki robił jej sam prezydent Nowego Vermontu.

Pierwszy rok po wojnie Ursuli minął jej na sprawach rodzinnych. Mianowicie z Kentinem, który dostał posadę rządową, zajmując się bezpieczeństwem cybernetycznym, adoptowali trójkę sierot, które w ten czy inny sposób utracili swoje rodziny w trakcie działań. W ten sposób Elise zyskała dwójkę starszego rodzeństwa: czternastoletnią Sophie i szesnastoletniego Everetta, oraz młodszą siostrę pięcioletnią Felicity. Całą rodziną zamieszkali w Burlington, nieopodal Universytetu, z dobrym dojazdem do budynku rządowego, bo rząd po wojnie pozostał w jej mieście. Do nowych członków rodziny mogła też zapisać Leona, który wraz z żoną i później dzieciakami, zawsze stawiali się na rodzinnych spędach na farmie Archerów.

Względny spokój trwał na Amerigo do 3005 roku. Do tego czasu Ursula dzięki koneksjom z samym pałacem prezydenckim mogła prowadzić badania na planecie. A miała co robić. Dane ze statków reliktów oraz terraformatora. Dla bezpieczeństwa projekty oscylujące wokół tego tematu pozostawały ściśle tajne. Jak choćby pion inżynieryjny badający szczątki zniszczonych dronów z bitwy w 3000 roku. Również te dwa, które wtedy Rooikat zestrzeliła Highlanderem. Do tego z danych ze statków udało się wyłuskać informacje o składowanych na statach wirusach i bakteriach. Specjaliści wielu dziedzin postarali się, żeby zdobyć szczepionki na większość z nich, choćby w symbolicznych ilościach, a dalej opracować metodologię w wypadku, gdyby ze zgliszczy coś zechciało powstać. Natomiast informacje pozyskane z terraformatora dały wiedzę o złożach na planecie, ich umiejscowieniu oraz innych niezidentyfikowanych obiektach, które tak jak McKenna czy Stefan Aramis, rozbiły się na powierzchni planety. Zawiązano grupę poszukiwawczą “Ghoshunters”, która miała za zadanie sprawdzać co to za obiekty. Wracali z różnym “łupem” z takich wypraw.

W międzyczasie, w roku 3003 Rycerze ostatecznie opuścili Amerigo, ruszając dalej w gwiazdy. Prezydent podczas przemowy przy uroczystym pożegnaniu, zapewnił, że Rycerze St.Camerona zawsze będą miło widziani w Nowym Vermoncie i gdyby któryś szukał dla siebie miejsca na emeryturę to na Amerigo zostaną przyjęci z otwartymi rękami

W tym czasie farma Archerów, jej część, została przekształcona w Akademię Rolniczą imienia Ambrose Archera, pradziadka Ursuli. Prowadzone były tam badania nad hodowlą zwierząt i uprawą roślin najlepiej znoszących warunki klimatu na tej wysokości geograficznej.

Rok 2005 rozpoczął coś co nazywano czasami kłopotów. Tych akurat nigdy nie brakowało, ale faktem było, że wśród wydarzeń wybijała się zaraza, zimna wojna z RNR, co z kolei siłą rzeczy wywołało zapaść ekonomiczną. Ale przynajmniej Com Star opuścił planetę. Podobno na dobre i podobno w całej swej obrazie majestatu mieli "zapomnieć" o istnieniu Amerigo, wykreśląc je z map gwiezdnych. Byłoby miło.

Zaraza pewnie by mogła zrobić olbrzymie spustoszenia, ale przynajmniej rząd Nowego Vermontu miał przygotowane scenariusze działania w takich okolicznościach. A byli gotowi, bo spodziewali się, że Com Star coś takiego wypuści z czystej zemsty, na pożegnanie. W końcu już to w przeszłości uskuteczniali na pierwszych mieszkańcach Amerigo. Wielu więc widziało w ComStarze źródło epidemii, nazywając wirusa Comstarską Gorączką. Kwarantanny, dystans społeczny, uczenie ludzi o zachowaniu higieny, pierwsze szczepienia, badania nad nowymi wariantami i wyścig by skuteczność szczepionek i środków leczniczych prześcigała siłę wirusa.
Mieli również suszę wywołało problemy na farmach z uprawami i przy wypasie zwierząt. Udało się to przerwać, głównie przez zastosowanie upraw roślin pod namiotami co znacznie ograniczało utratę wilgoci do atmosfery i ograniczało zużycie wody. Natomiast klęskę głodu z tego okresu udało się zażegnać w większości dzięki wykorzystaniu białka owadów, głównie larw mącznika.

Ale życie trwało dalej, a wspomnienia miały to do siebie, że puszczały w niepamięć to co złe, zachowując te pozytywne.
Dzieci Ursuli odebrały porządne wykształcenie. Elise pomimo swojego początkowego zafascynowania mechami ostatecznie poszła w ślady ojca i zajęła się programowaniem Everett ukończył medycynę, Sophie inżynierię na wydziale mechanicznym a najmłodsza Felicity przesiąkła rządzą przygody, kontynuując badania swojej matki… Oraz przejęła stery Highlandera.

Właśnie Felicity, pod dowództwem Leona “Pandura” Clarka, stawiła się do walki w 3020, gdy Amerigo doświadczyło inwazji Circinian. Rozpoczęła się walka która mogła przyćmić wojnę sprzed dwudziestu lat, niszcząc zarówno NVR jak i RNR. Dopiero współpraca między tymi narodami zrodzona pod gradobiciem wspólnego wroga, w końcu zakończyła zimną wojnę i ukierunkowała ich ku wspólnemu planetarnemu frontowi. Dzięki połączonym siłom dali radę wyprzeć Black Warriors. Felicity "Kitty" Trevor wielokrotnie zasłynęła w walkach, a dokonała tego ani razu nie tracąc swojej maszyny. Co oczywiście było wielokrotnie podejmowane przez Leona, podczas rodzinnych spotkań, wytykając Ursuli jej częstą konieczność zmiany maszyn. Swoją drogą “Młody” przez te lata wyrobił się, nie było w nim już nic z tego zahukanego gościa jakim był gdy pierwszy raz spotkała go Ursula. Teraz pewny siebie pan major, miał szacunek wśród podwładnych i każdy chciał pod nim służyć.

Po zakończeniu wojny Daniel Archer został wybrany na prezydenta po raz trzeci. Ursula wróciła na uniwersytet, Sophie robiła rzeczy o stopniu tajności którego już jej matka nie miała dostępu, Elise wraz z ojcem pracowała dla rządu, a Felicity już samodzielnie prowadziła projekt “Ghosthunters”. Na tym tle najstarszy syn, Everett wiódł najbardziej nudne życie, prowadząc praktykę lekarską w rodzinnym mieście

***

Sześciesiąte szóste urodziny Ursuli Trevor, organizowane w 3027 roku, jak zawsze były huczne, a to za sprawą licznej rodziny, kuzynostwa i wielu przyjaciół rodziny. Była już wtedy nie tylko matką czwórki dzieci, ale już również i wnuków. Trójka Everetta, jedno Sophie (której mężem był noworodezyjczyk, jeszcze w czasach zimnej wojny szukający azylu od swojego rządu) oraz dwójka Elise. Felicity na pytanie babci kiedy się ustatkuje, zbywała ją twierdzeniem, że jeszcze nie trafiła na tego jedynego.

Podróż trwała cały czas. Ani spokój ani wojna nie trwały wiecznie. Historia pisała się dalej. Ursula mogła mieć tylko nadzieję, że cokolwiek złego przyniesie im los, Nowy Vermont, jej dzieci, wnuki i kolejne pokolenia, będą gotowi stawić mu czoła.

 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 10-04-2022 o 23:09.
Mag jest offline  
Stary 25-04-2022, 14:54   #224
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Lightbulb Epilog i zakończenie sesji.

Wreszcie, po brutalnych starciach indywidualnych, Minutemen dopięli swego.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=XBkwprOipFI[/media]
The Original Minutemen Theme

Ostatni mech z grupy przywiedzionej do wraków przez ComStar został pokonany. Kto z mechwojowników mógł, ten salwował się ucieczką katapultowaniem – ale nie nacieszył się tym zbyt długo. Bezimienni Workmeni powpadali prosto w tą morderczą chmurę łomoczących się nawzajem dronów i zostali szybko rozszarpani przez ich broń, wzięci za kolejne cele. Batalia trwała nadal, ale główni przeciwnicy Minutemen zostali wyeliminowani. Nareszcie... przywództwo tych wszystkich wszawych grup, które sprawiły tak wiele cierpienia na Amerigo, gryzło piach pustyni. Teraz pozostało „jedynie” przeżyć. Było to jednak niezwykle trudne zadanie. Wiele z dronów zaczynało obierać cele naziemne. Bomby, pociski i energia spadły na obóz ekspedycji, zamieniając w tumany pyłu i płonących szmat po namiotach. Jak się potem okazało, wielu członków zginęło – choć na szczęście nikt z rodzin i kręgów bliskich przyjaciół Minutemen. Mechy i Royal Lightning robiły co mogły, ale nie były w stanie sprostać tak wielkiej sile... tym bardziej, że do ostrzeliwania celów naziemnych dołączały się niektóre wieżyczki sieci obronnej Amarisa. Nie wszyscy obrońcy Amerigo uszli tego dnia z życiem i nie wszystkie ich maszyny ostały się w jednym kawałku – taki los spotkał choćby Atlasa od Manula, którego Julian Jackson zajechał do ostatka i katapultował się w ostatniej chwili przed wybuchem resztek amunicji. Na szczęście Minuteman przeżył. To i tak lepiej niż można było powiedzieć o tych frajerach, których powiedli za sobą 'Benefaktorowcy' – wszyscy skończyli marnie.

Wreszcie jednak doszło do przełomu – potężna nawalanina między okrętami na tak nożowniczym dystansie przyniosła wymierne efekty. Pancerze zostały spenetrowane, struktury zaczęły się sypać, komponenty niszczeć... amunicja i bomby wybuchać, tak ta z zasobników, jak i ze składów i magazynów transportowych. Ekspedycja szybko zdała sobie sprawę z nadchodzącej zagłady i szykowała się na śmierć. W ostatnim akcie desperacji, osłaniani przez wycofujące się mechy, piesi zapakowali się do ostatniego pojazdu antygrawitacyjnego i pomknęli w pustynię, a za nim czym prędzej mechwojownicy w swych bitewnych mechach, ścigani ogniem i dronami. I wtedy, w ostatniej chwili, jak na holovidach, przybyło wybawienie, odsiecz – desantowce noszące barwy i oznaczenia Rycerzy Św. Cameron. Zmasowanym ogniem strąciły te kilka dronów z pogoni i czym prędzej przysiadło, aby wpuścić na pokłady pokiereszowane mechy i pojazd z ocalałymi; i czym prędzej odlecieć w cholerę, bo właśnie napędy fuzyjne obydwu okrętów wchodziły w stan krytyczny – jakaś forma zaprogramowanej autodestrukcji w obliczu klęski. DropShips pruły przez amerigańskie niebo ku gwiazdom, za sobą zostawiając potężną, podwójną kulę ognia niszczącą całą okolicę tego skrawka Bariery wraz ze wszystkim, co tam mogło pozostać. Wyrwali się z przedsionka Piekła i, zarazem, brama do tych Piekieł zawarła się. Puszki Pandory zniknęły. Taka detonacja musiała sprawić, że zawartość magazynów z bronią ABC została unicestwiona. Ceną za to była utrata jako tako sprawnych WarShips, eksperymentalnego systemu dronów i generalnie całej hałdy LosTechu, ale wydawało się być to teraz małą ceną za życie ich, ich rodzin, i ich kraju.

Na orbicie pozostali nieco czasu, korzystając z gościnności Rycerzy i współpracując z nimi przy naprawie mechów oraz łataniu ran. Praktycznie wszyscy członkowie ekspedycji mieli problemy ze słuchem – od całkowitej utraty do tymczasowej głuchoty. Wszystko przez fakt, że nikt nie pomyślał o tym, aby „wyciszyć” broń klasy okrętowej na potrzeby walk w atmosferze... i kto mógłby, wszak WarShips nie były tworzone z myślą o podchodzeniu tak blisko do planetarnych globów. W przyszłych latach ludzie ci mieli otrzymać różnego typu implanty słuchowe, od prostych analogów i nieco bardziej zaawansowanych cyfrowych, po pozaświatowe wszczepy bioniczne. W międzyczasie, podczas tych dni napraw i łatania, wywiedzieli się o wydarzeniach w Ziarnach, a także o powodach 'cudownego ocalenia' ze strony Rycorów: obserwowali sytuację na Barierze korzystając z pozostałych im maszyn aerospace, kiedy wykryli fluktuacje energetyczne pochodzące od walczących okrętów wojennych. Zdjęcia, daleki przelot zwiadowczy i szybka dedukcja pozwoliły na ustalenie faktów i podjęcie trafnego działania... i uratowanie żyć Minutemen, ich rodzin, przyjaciół i reszty członków ekspedycji „Project Precious”. Wkrótce potem, Minutemen wrócili do Camp Blackmore... a w konsekwencji, do swoich Ziaren.

Wyglądało na to, że to był koniec ich wspólnego projektu. RNR i NVR „porozumiały się” w sferze dyplomatycznej, choć rozpoczęło to zimną wojnę trwającą latami. Bandyci zostali wyparci na swe rdzenne tereny (a wkrótce nawet z Pogranicza już tylko na Barierę) i nigdy już nie osiągnęli choćby cienia potęgi Armii Czerwonej Wstęgi i Królestwa Nowego Zairu. NVDF, najemnicy i Minutemen tego dopilnowali, podobnie zresztą jak NRSF ze swojej strony wielkiej pustyni. Wybory kongresowe i prezydenckie zakończyły się, przynosząc stabilizację polityczną – i Daniela Archera, brata Ursuli Trevor, jako głowę państwa. Wyglądało na to, że Ziarna wreszcie były bezpieczne i mogła rozpocząć się mozolna odbudowa.

///\\\///\\\ \\\///\\\///

Muzak

Po osiągnięciu stabilizacji u progu roku 3001 A.D., kontynuowano działania przeciwpartyzanckie i szachowanie RNR, głównie za pomocą Knights of St. Cameron oraz Harcourt's Destructors. Ów stan rzeczy trwał do początków roku 3003, kiedy to kontrakty z najemnikami wygasły i nie zostały przedłużone. Obydwie kompanie opuściły Amerigo, każda udawszy się w swoją stronę – Harcourt's Destructors (i zasłużona Lanca Omikron) na wieloletni, stały kontrakt dla Magistratu Canopus, gdzie Destruktorzy mieli pilnować porządku i granic u boku tamtejszych sił zbrojnych i innych najmitów, znów lejąc piratów, bandytów i inne szumowiny, ale także biorąc udział w starciach z rodzimym Konkordatem Tauriańskim i innymi pomniejszymi peryferyjnymi mocami, a nawet w walkach z Ligą Wolnych Światów i Konfederacją Capellańską. Historia Rycorów była dość zbliżona, kiedy ruszali na galaktyczną „północ” Peryferiów wykonując różne zadania, głównie pro bono (i pozostając przez to w słabej sytuacji finansowej i sprzętowej), ale wkrótce potem powrócili na tereny Wspólnoy Lyrańskiej i zakontraktowali się na kolejne dekady dla Wielkiego Domu Steiner. W przyszłości mieli między innymi brać udział w końcówce Trzeciej Wojny o Sukcesję, a także w Czwartej przeciwko „Operacji Dagger” ze strony FWLM. Te i dalsze losy obydwu kompanii to były jednak ich własne historie.

Pomijając rozkręcającą się zimną wojnę z RNR i znacznie zmniejszone zainteresowanie Amerigo tak ze strony wolnych handlarzy, jak i ComStaru (oraz zakończenie akcji humanitarnej przez tych ostatnich), odbudowa Ziaren szła dobrze. Do czasu pamiętnego roku 3005, od którego przez ponad trzynaście lat nastały tak zwane „Czasy Kłopotów”. Przez Amerigo przetoczyła się morderczo śmiertelna zaraza, wirus zwany po prostu „Plagą”. Czy były to jakieś zmutowane popłuczyny po WarShips, które jednak przetrwały detonację? Zemsta ComStaru albo Kompanii Skurwysynów? Broń z laboratoriów NVR czy RNR, która wymknęła się spod kontroli? A może po prostu kolejny przejaw niebezpieczeństw czających się na obcych planetach pośród nieznanych gwiazd? Nie wiadomo. Wiadomo jednak było, że bezlitośnie, na przestrzeni kilkunastu fal, wymordował zawrotne ilości populacji wszystkich grup cywilizacyjnych na Amerigo – aż wreszcie zmutował się w ślepy zaułek i wygasł. Było to równie cudowne ocalenie, jak biblijnym dopustem było pojawienie się zarazy in the first place. W międzyczasie wynikł szereg innych katastrof: wciąż trwająca zimna wojna (która nakręcała spiralę wydatków na zbrojenia i skostniałość polityczną), nie mająca sobie równych w historii planety zapaść ekonomiczna obydwu państw, de facto kwarantanna całego Amerigo (międzygwiezdni handlarze woleli omijać szerokim łukiem planetę z potwierdzoną śmiertelną zarazą, a ComStar tylko im pomógł podjąć tą decyzję – i wprowadzić także interdykcję telekomunikacyjną jako szpilę w zamian za wydarzenia z czasów „Wojny Benefaktorskiej”). Do tego doszły problemy klimatyczne, które wiązały się z wieloletnimi suszami – i tym samym klęską głodu. NVR i RNR upadły prawie do poziomu Bandytów i utrzymały się w ryzach tylko resztkami sił. Dopiero w latach 3018-3020 klęski odeszły jak ręką odjął i cywilizacja mogła zacząć się podnosić po takiej hekatombie. I to prosto w drugą: w roku 3020 na Amerigo napadł nowy najeźdźca, grupa znana jako Black Warriors – de iure siły zbrojne Federacji Circiniańskiej, położonego „nieopodal” peryferyjnego bandyckiego królestwa. W przeciągu dwóch miesięcy zaprawione w bojach siły Czarnych Wojowników rozbiły tak NVDF, jak NRSF i plemiona Bandytów z Bariery, wszystkie osłabione przez „Czasy Kłopotów”. Wszystkie Ziarna Nowego Vermontu, podobnie jak New Salisbury i inne miasta Nowej Rodezji, raz jeszcze poczuły gorzki smak porażki, zbrodni, zniszczeń i splądrowania. Dopiero wspólna partyzantka zorganizowana przez Vermontczyków, Rodezyjczyków, a nawet niektórych Barierowiczów, uprzykrzyła życie Ciricinianom tak bardzo, że wreszcie opuścili planetę wraz z łupami. Amerigo znów leżało w gruzach... choć tym razem już bez zimnej wojny. Bez jakiejkolwiek wewnętrznej wojny. Ostatnie wydarzenia nauczyły Amerigan dość, aby ci wreszcie siedli do okrągłego stołu i wypracowali kompromis. Powstała parasolowa organizacja polityczna zbliżona do staroziemskiego ONZ, „Wspólnota Planetarna Amerigo”. Zaczęto wprowadzać współpracę ekonomiczną, polityczną i militarną, jednolitą dyplomację wobec pozaświatowców, a także rekoncyliację historyczną. Amerigo stało się przez to zdecydowanie bardziej ksenofobiczne wobec przybyszów z gwiazd, ale to była cena, jaką ocaleńcy byli w stanie zapłacić za wspólny front.

W szerokiej Sferze Wewnętrznej też w tych latach zaczynało się sporo dziać. ComStar dziwnie milczał w sprawie Amerigo i Minutemen – jeszcze w roku 3000 członkowie tej grupy otrzymali wiadomość od precentora stacji HPG na Illyrii, niejakiego Benišeka, który wyraził zaniepokojenie, ubolewanie i przeprosiny za działania Xandera Almasy i innych „niesubordynowanych”, potwierdził zgodność papierów od Maurice'a Sakona Ishidy, zapewnił o dalszej neutralności Błogosławionego Zakonu, takie tam. Ale cwaniaki wyniosły z porażki na Amerigo dość danych, aby potem rozpocząć inny, zbliżony projekt na szerszą skalę – coś, co wyciekło dekady później w ramach przemian wewnątrz ComStaru po nieudanej „Operacji Scorpion” i wynikłej lustracji, wraz z informacjami o operacji na Amerigo – to był projekt „Jolly Roger” rozpoczęty w roku 3001. Był on jednak na szczęście skupiony głównie na „północnej” granicy Sfery Wewnętrznej i Peryferiów, pośród regionu gwiezdnego „The Barrens” i na granicy Wielkich Domów Steiner i Kurita. Nie dotknął już Amerigo. Projekt ten wypalił kapturowcom w pysk nawet gorzej niż ten na Amerigo i został definitywnie zakończony w 3004 roku.
Inne lata przyniosły między innymi intensyfikację walk na steinerowo-marikowym froncie Trzeciej Wojny o Sukcesję w roku 3002 (Operacja „Concentrated Weakness”); wybuch krótkiej i ograniczonej terytorialnie choć krwawej wojny domowej w Lidze Wolnych Światów w roku 3014; aż wreszcie pamiętny rok 3020 przyniósł propozycję traktatu pokojowego między Wielkimi Domami – Steinerowie skumali się z Davionami, rzucając strach na pozostałych pretendentów do dawnego tronu Pierwszego Lorda Gwiezdnej Ligi. W roku 3022 Marikowie, Liao i Kurita weszli w Konkordat z Kapteyn, mający stanowić przeciwwagę do rodzącej się koncepcji superpaństwa „Sfederowanej Wspólnoty”. Wkrótce później, bo w roku 3025 lordowie domów doszli do porozumienia i zawiesili broń, kończąc Trzecią Wojnę o Sukcesję, trwającą nieprzerwanie od prawie stu sześćdziesięciu lat (choć na niskim poziomie intensywności). Nie był to jednak trwały pokój, a jedynie kolejna pauza. LCAF (siły zbrojne Wspólnoty Lyrańskiej) i AFFS (odpowiednik ze Sfederowanych Słońc) prowadziły wielkie manewry na granicach (Operacje Galahad i Thor, odpowiednio w 3026 i 3027), wspólne ćwiczenia integracyjne i przygotowania do nowej wojny, podczas gdy „Kapteynowcy” ograniczali się do rozejmu, wymiany danych wywiadowczych, technicznych oraz współpracy ekonomicznej. W 3028 mieli przypłacić tą niefrasobliwość, kiedy to miała oficjalne powstać Sfederowana Wspólnota – i zostać ogłoszona przez nią Czwarta Wojna o Sukcesję: dwuletni konflikt, który przyniósł nowemu superpaństwu ciągłość granic, a pozostałym Wielkim Domom olbrzymie straty terytorialne i militarne. W następnych latach miało dojść do renesansu technologicznego związanego z odkryciem Rdzenia Pamięci Helm, konfliktu Konfederacji Capellańskiej z sojuszem Andurien i Magistratu Canopus, pamiętną próbą zgnojenia Kombinatu Draconis przez Sfederowaną Wspólnotę w roku 3039 (udaremnioną przez DCMS wsparte wydatnie sprzętowo i wywiadowczo przez ComStar), a także wielce przełomowe wydarzenia odleglejszych dekad przyszłości: Inwazję Klanów z roku 3050, Schizmę w ComStarze i powstanie organizacji fanatyków religijnych „Słowo Blake'a”, czy wreszcie najbrutalniejszą wojnę w dziejach całej ludzkości – Jihad Blakistów. Ten ostatni otarł się o Amerigo, kiedy to Federacja Circiniańska, wsparta przez mściwych Blakistów, po raz kolejny napadła na tą planetę. Ale to były inne czasy, inne wydarzenia, inna historia... i inni bohaterowie. Potomkowie Minutemen ruszyli wtedy do kolejnego starcia, pamiętając o swych poprzednikach.

A co, spytacie, stało się z Minutemen? Grupa przestała tak naprawdę istnieć już po zakończeniu operacji wojskowej przeciw PoE i śmierci gen. Jacksona. Część kontynuowała walki z Bandytami. Inni wrócili do Ziaren by wieść życie w pełnym cywilu. Jeszcze inni od razu czy też później opuścili Amerigo. Niektórzy potem wracali. Każda i każdy z nich mieli własne historie. Leon Clark, callsign Pandur, nie siadł już za sterami mecha – po utracie Maraudera nie było dla niego zamiennika, nie dołączył też do Rycerzy czy Destruktorów ani nie opuścił planety. Ożenił się z Sarah May, założył z nią rodzinę. Powrócił do wojska, gdzie przeszedł do Sztabu Generalnego i po latach służby (choć wcale nie tak długich) osiągnął weń bardzo wysoki stopień – to on skonsolidował amerigańskie siły przeciwko Black Warriors i zmusił najeźdźców do opuszczenia planety. Wtedy po raz kolejny zasiadł za sterami mecha – gwizdniętego napastnikom średniaka BJ-1 Blackjack. Ostatecznie Clark dokończył żywota z przyczyn naturalnych w wieku osiemdziesięciu lat w roku 3061, w stopniu generała brygady. Jego potomkowie kontynuowali jego dzieło, m.in. walcząc z Blakistami i Circinianami w czasach Jihadu.
Roland z Eutin, callsign Hermit natomiast, utraciwszy mecha przyobiecanego w kontrakcie od NVR/Minutemen zdecydował się na odpuszczenie tej klauzuli – czyli wyboru na własność dowolnego mecha po zakończeniu konfliktu – i zakończył umowę. Asystował Rycerzom Św. Cameron jako doradca i honorowy dowódca (pomimo zgrzytów na tle religijnym, wszak Kult Św. Cameron nie do końca był po drodze z „wojowniczym katolicyzmem” Bractwa z Randis). Opuścił planetę wraz z nimi oraz Manulem i Małym. Przez następne lata wojowali tu i ówdzie u boku Rycorów z wszelakimi nikczemnikami. Ostatecznie Roland otrzymał podarunek od Rycerzy kiedy ci mieli powrócić na ziemie Steinerów – lekki mech STG-3R Stinger, z którym powrócił na Randis IV. Odbył jeszcze kilka błędnych misji w okolicy przeciwko różnym peryferyjnym szubrawcom, ale ostatecznie osiadł w strukturach swojego zakonu jako mentor, a później wysoko postawiony mistrz. Zmarł w spokoju w swym łożu w wieku 78 lat, raptem kilkanaście dni po rozpoczęciu Czwartej Wojny o Sukcesję... i odczuwając ulgę, że na stare lata uniknął udziału w kolejnym masowym rozlewie krwi za skąpane już w niej do cna sztandary Lordów Domów. Zmarł bezdzietnie, a w testamencie zapisał mecha i dobytek zakonowi, zaś co zostało po nim w układzie Eutin przejęła jego rodzina.

Niemniej jednak to właśnie Hermit rok przed swoją śmiercią zebrał Minutemen jeszcze jeden ostatni raz. Była to całkiem szeroko zakrojona operacja logistyczna - Roland załatwiał sprawy na Terrze i w okolicy już od dwóch lat, m.in. bijąc w ComStar mocnym pozwem sądowym za to, co nawyrabiali na Amerigo i w okolicy. Sprawa została założona już lata wstecz, ale konkluzja nastała dopiero w 3025 - doszło do ugody: pewne reparacje finansowe i materiałowe dla Nowego Vermontu, wraz z kosztownym i siermiężnym procesem ustawienia szeregu JumpShips w ramach tzw. "Pony Express", aby szybko i bezboleśnie przetransportować byłych Minutemen na miejsce spotkania i z powrotem w roku 3027, po uprzednim ich zaproszeniu i zgraniu terminów. Był to osobisty podarunek Rolanda z Eutin dla byłych towarzyszy, a także okazja dla starych towarzyszy do spotkania po latach, a dla młodego pokolenia do ujrzenia ziemi przodków. Było to w jakiś sposób... właściwe.

Dla wielu z nich, a już szczególnie dla ich potomków, nie był to koniec wojen, zmagań i perypetii. Zrządzenie losu sprawiło, że część tej latorośli spotkała się dziesiątki lat później na frontah krwawego Jihadu, raz jeszcze stając do boju przeciw potworom w ludzkiej skórze i manipulatorskim religijnym fanatykom. Ale to już była inna historia...


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=3X1KVjq1HbM[/MEDIA]

///\\\///\\\ \\\///\\\///

<<< K O N I E C >>>
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172